Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] „I don’t know what’s worth fighting for…”

 „...or why I have to scream.”

 

Riven Dechart

 

27.01.2000 | pochodzi z Nowego Jorku | zamieszkuje w Queens | jedynak | nigdy nie poznał ojca | matka zniknęła | sam od jedenastego roku życia | złodziej | nieukończona szkoła | włamy do bibliotek | crashing the party, guess they lost my invitation | czego nie zwędzi, to kupi za ukradzione pieniądze | czasami kurier tajemniczych przesyłek | I don’t know how I got this way | parkour i gimnastyka | zwinność i szybkość | potrafi komuś przyłożyć | umie otwierać drzwi balkonowe od zewnątrz | otwarty, odważny, pewny siebie | ukrywa smutek iżal | czasami niemiły | I don’t know why I instigate and say what I don’t mean | dokarmia bezpańskie psy i koty z okolicy | dba o swoje bezpieczeństwo i wie, że czasami lepiej uciekać | kaptur na głowie | autor kilku murali i graffiti | a guy like you should wear a warning „it’s dangerous”

 


„So easily we’re persuaded, when the lines are blurred and faded
No one ever starts that way, but this is how villains are made.”

 

 

 

Cześć!
Brakowało mi mniej poukładanej postaci, więc jest Riven. Mam nadzieję, że będziemy się z nim dobrze bawić, pakować w kłopoty czy to w „sferze wyższej” czy „niższej” :D
W karcie przewija się Linkin Park, muzyka z „Następców 2”, Britney Spears, Madalen Duke, na wizerunku Matthew Bell. Bawmy się!

129 komentarzy

  1. [Hejo!
    Widzę, że jednak nowa postać pojawiła się szybciej niż później, ale to chyba dobrze? ;D Zwłaszcza, że Riven wydaje się być ciekawy. Pierwszy raz spotykam się z postacią, która włamuje się do bibliotek, ale gdybym mogła (teoretycznie mogę, bo co mi stoi na przeszkodzie?:D) to sama robiłabym to samo. Czy może być coś lepszego od bycia zamkniętą w miejscu z masą książek? :D
    Za to pan ze zdjęcia i gifu z kimś mi się kojarzy, jakbym coś z nim oglądała, ale Google nic nie podpowiada. No nic, może kojarzy mi się z kimś innym po prostu. :D
    Miłej zabawy z tym panem Ci życzę! :D]

    Miley Cavendish & Mickey Sadler

    OdpowiedzUsuń
  2. [Czy ja i Jeromek możemy go poukładać tak jak Jaime'ego? 💛 Ponieważ Riven aż się o to prosi ^^ Cieszę się, że zdecydowałaś się na jego stworzenie, ponieważ zdecydowanie brakuje nam tutaj takiego niepokornego ducha. Życzę Rivenowi, żeby wyszedł na prostą, ale może niech nie robi tego zbyt szybko, co by za nudno nie było? Aż korci mnie wpakowanie Jeromka w jakieś kłopoty z nim, więc jeśli jeszcze nie masz nas dość... ;)
    A tymczasem życzę Ci udanej zabawy z nową postacią 💛 Mam nadzieję, że Riven się u nas zadomowi i nie odpędzicie się z nim od wątków 💛]

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  3. [Hej, hej, dobry wieczór :D
    Dopiero twoje przybycie z Rivenem sprawiło, że odświeżyłam pamięć i wiem, kogo nie wzięłam pod uwagę podczas wyboru wizerunku dla mojego Julka.
    Można by ująć, że chłopak nie jest zły, tylko zagubiony, skoro obecność rodziców w jego życiu gdzieś nie do końca pojawiła się taka, jaka powinna być. Pełna rodzina niby ma wpływ na człowieka, ale to nie skreśla Rivena ani innych.
    Ale ja już go polubiłam, a nawet pokochałam za włamywanie się do bibliotek, kto z moli książkowych nie chciałby z nim powędrować? I czy mam rozumieć, że w tajemniczych przesyłkach znajduje się to, co czasami kradnie? Postać z potencjałem na super zabawę i wyjątkowo mu życzę, żeby nowojorska policja go nie schwyciła.
    Nieprzerwanej weny :) Pozdrawiam gorąco!]

    💙 JULIAN HUGHES 💙

    OdpowiedzUsuń
  4. W kolejny rok Jerome Marshall wszedł w iście szampańskim nastroju. Choć napotykał na drobne przeciwności losu, co raczej było nieuniknione, tak naprawdę nie miał na co narzekać i jeśli borykał się z problemami, to tylko z takimi, którym miał stawić czoło. Po tym, jak nie tak dawno temu jego życie wywróciło się do góry nogami, musiał na nowo przyzwyczaić się do tego stanu i zdusić w sobie obawy, które kiełkowały w nim pod wpływem wydarzeń z przeszłości. W końcu już kiedyś było mu równie dobrze, prawda? A potem wszystko się rozsypało niczym narażony na zbyt silny podmuch wiatru domek z kart. Niemniej jednak wiedział, że nie było najmniejszego sensu w porównywaniu wydarzeń z przeszłości do obecnych i prędzej czy później miał uporać się z umysłem płatającym mu figle. Miał u swojego boku kobietę, co do której był stuprocentowo pewny i wiedział, że cokolwiek by się nie działo, Charlotte będzie przy nim.
    Niespodziewanie zyskał również córkę, z którą to postanowił wybrać się na popołudniowy spacer. Lotta oraz mieszkający u nich od kilku tygodni Christopher, młodszy brat rudowłosej, mieli coś do załatwienia, a wyspiarz nie zamierzał sam siedzieć w mieszkaniu i przez to wyszykował zarówno siebie, Aurorę jak i Biscuita, któremu założył kolorowe szelki. Pchając przed sobą wózek spacerowy, ruszył w miasto, za towarzystwo mając rozglądającą się ciekawie wokół Aurorę oraz Biscuita, którego smycz owinął sobie wokół nadgarstka, podczas gdy kundelek grzecznie dreptał obok wózka.
    Nie mieli obranego konkretnego celu. Jerome po prostu szedł przed siebie, nigdzie się nie spiesząc. Biscuit miał czas obwąchać wszystkie mijane przez nich krzaczki, kosze na śmieci oraz znaki drogowe, a Rory gaworzyła wesoło, to spoglądając na górującego nad wózkiem Marshalla, to podziwiając okolicę. W pewnym momencie wyspiarz odruchowo skierował się ku spokojniejszej okolicy, ponieważ wieziona w wózku dziewczynka prędzej czy później miała zechcieć poruszać się na własnych nogach, co wychodziło jej już całkiem sprawnie. Odnotowawszy w pamięci, że nieopodal znajdował się cichy skwer, Marshall ruszył w tamtym kierunku, po drodze jednakże postanowił przystanąć przy budce z kawą. Żeby nie robić potrzebnego tłoku w kilkuosobowej kolejce, ustawił wózek z Aurorą obok budki, tak, żeby nieustannie mieć na niego widok i pozostawił na straży Biscuita. Kiedy stał w kolejce, od córki i psa dzieliło go ledwo kilka metrów, więc na pewno nie miało wydarzyć się nic złego.
    Gdy nastała jego kolej, zamówił średnie latte, zapłacił i schował portfel do kieszeni zimowej kurtki. Następnie odebrał przygotowane prędko zamówienie i zupełnie nieświadomy tego, że ktoś w tym czasie zdążył pozbawić go wspomnianego portfela, ruszył z powrotem do wózka.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  5. [Oho, jakie tutaj młodziutkie postaćki się pojawiają. Niezły ten Twój łobuz. NIe będę proponowac wątku z Diego, bo średnio mam anwet wizję, jak ich połączyć, ale jak tylko uda mi się dokończyć kartę dla Mallory, to możemy coś myśleć. :D]

    Diego Villanueva

    OdpowiedzUsuń
  6. [Cześć! Myślę, że połączenie Holly z Rivenem będzie iście bombowe, szczególnie że Holly ma jakieś szczęście do trafiania na nie do końca bezpiecznych typów, a Riven wręcz kipi niebezpieczeństwem <3 słaba jestem w pomysły, więc jak nie masz żadnego, to możemy uciec na jakąś burzę mózgów ]
    Holly Stewart

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy podszedł do spacerówki, Aurora wierciła się niespokojnie i to zaciskała rączki na ograniczającej jej ruchy barierce, to wyciągała je ku Marshallowi, ewidentnie domagając się z jego strony jakiejś reakcji. Widząc to, wyspiarz uśmiechnął się ni to do siebie, ni to do rudowłosej dziewczynki, której niektóre loczki wystawały spod naciągniętej na głowę czapki. Jeszcze rok temu nie spodziewał się, że będzie w ten sposób spędzał wolne popołudnie. Dziś, na widok kręcącego się w wózku dziecka, jego serce topniało w cieple uczucia, jakim obdarzył roczną dziewczynkę.
    — Daj mi dziesięć minut, dobrze? — poprosił z rozbawieniem, bo też wiedział, że tak jak dziesięć minut było dla dorosłego ledwo chwilą, tak dla takiego malucha mogło stanowić całą wieczność, a Rory ewidentnie domagała się tego, aby wyciągnąć ją z wózka i pozwolić jej eksplorować świat na własnych nogach, co też Jerome zamierzał jej umożliwić, ale kawałek dalej, w nieco spokojniejszym miejscu. Stąd chwycił papierowy kubek z kawą oraz smycz Biscuita w jedną rękę, a drugą złapał rączkę wózka i ruszył ku wypatrzonej w głębi skweru ławce, gdzie całą trójką mogli spokojnie się zainstalować i spędzić najbliższą godzinę, ponieważ najpewniej tyle czasu miało minąć, nim Aurora się zmęczy i pójdzie na drzemkę.
    Zmierzając w stronę ławki, Marshall cały czas mówił do córki, która na miesiąc przed świętami stała się nią również w świetle prawa. Musiał czymś zająć jej uwagę, póki nie dotrą do celu, ponieważ inaczej Aurora, nie dostawszy tego, czego w tym momencie chciała, mogłaby się rozpłakać wniebogłosy, a tego trzydziestolatek chciał uniknąć.
    Początkowo nie zorientował się, że to niespodziewane nawoływanie, które rozległo się nieopodal, dotyczyło jego osoby, ale rozejrzał się odruchowo i z pewnym zdziwieniem zamrugał na widok chłopaka, który wyrósł niemalże tuż przed jego nosem.
    — Moje? — rzucił, zdezorientowany, nim zorientował się, o co chodzi i z twarzy nieznajomego przesunął spojrzenie na przedmioty, które ten trzymał w dłoniach. Widok znajomych fantów sprawił, że na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, a sam Barbadosyjczyk wyglądał na nieco zakłopotanego.
    — Tak, rzeczywiście — przytaknął, a pierwszym, co zrobił, było obmacanie się po kieszeniach. O ile bowiem Rory często wyrzucała z wózka swoje zabawki, o tyle Jerome był zaskoczony widokiem swojego portfela, który przecież ledwo przed paroma minutami umieścił w kieszeni swojej kurtki. — Musiał mi wypaść — oznajmił, bo przecież na myśl mu nie przyszło, że ktoś mógł go okraść, i potrząsnął głową, kiedy zorientował się, że owszem, jego kieszenie były puste. — Dziękuję — dodał, powróciwszy spojrzeniem do twarzy chłopaka, po czym przejął z jego rąk swoje rzeczy. — Bardzo dziękuję. Pal licho gotówkę, ale te wszystkie dokumenty… — mruknął i westchnął ciężko na samą myśl o przeprawie przez wszystkie możliwe urzędy oraz o wypełnianiu niezliczonej ilości formularzy oraz druków.
    Niestety, te ledwo kilka minut zwłoki sprawiło, że Aurora straciła cierpliwość i rozpłakała się rozdzierająco. Był to ten rodzaj płaczu, który ewidentnie świadczył o niezadowoleniu i irytacji, a nie o tym, że dziewczynce działa się jakakolwiek krzywda, co Jerome na przestrzeni ostatnich miesięcy nauczył się rozróżniać.
    — Szlag… — wyrwało mu się. Rzucił krótkie spojrzenie chłopakowi, a potem pośpiesznie schował portfel do kieszeni, króliczka natomiast wcisnął do wózka. — Pan wybaczy… — mruknął, skinieniem głowy wskazując na córkę. — Jeśli mógłbym się jakoś odwdzięczyć… Może pójdzie pan z nami? Niedaleko jest piekarnia, należy się panu znaleźne w postaci czegoś słodkiego do tej kawy — zaproponował dość spontanicznie, jednocześnie będąc pochylonym nad wózkiem. Rozpiął wszystkie elementy, które tego wymagały i wyciągnął płaczącą Aurorę, by następnie postawić ją na ziemi. Kiedy tylko jej stopy odziane w zimowe butki dotknęły ziemi, dziewczynka się uciszyła i przytrzymywana za ręce przez Marshalla, z zadowoleniem zaczęła głośno tupać.
    — Mała terrorystka — rzucił na swoje usprawiedliwienie, zerkając na chłopaka.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  8. [Kurczę, no czasami człowiek myśli, że podoła, a później życie weryfikuje i tak wszystko po swojemu :D
    Fajny ci on! Nie chcę brać na siebie od razu miliona wątków, bo nie wiem jak mi to wszystko pójdzie, ale jak się rozkręcę to wrócę do kogoś z Twoich postaci! <3]

    Sonei

    OdpowiedzUsuń
  9. [Wybacz za obsuwę w odpisywaniu - magisterka mnie nie oszczędzała. Myślę, że to może być dla nich spoko początek znajomości :D Jeśli chcesz, to chętnie nam zacznę :)]

    Holly

    OdpowiedzUsuń
  10. [Ooo, to jest prawdziwy młodociany zbir! Taki zbój, za którym laski szaleją! ;) Mam jednak wrażenie, że jest troszke pogubiony i samotny i że troszke jednak to jego zepsute serduszko za czymś tęskni... Źli ludzie nie dbają przecież o zwierzeta! ;P
    Trzymam mocno kciuki, aby znalazł w NY duużooo kłopotów! ;) udanej zabawy]

    Emma i Lily

    OdpowiedzUsuń
  11. Gdyby Jerome dowiedział się, że jego widok w towarzystwie Aurory oraz Biscuit’a był dla kogoś rozczulający, bez wątpienia poczułby się speszony. Postronny obserwator najpewniej postrzegał go jako ojca z dzieckiem oraz czworonożnym pupilem na spacerze, co nie było niczym zaskakującym w tak dużym mieście i na podobne zestawienie można było natknąć się niezwykle często, ale dla samego wyspiarza było to wciąż niecodzienne, jakby jeszcze nie do końca oswoił się z myślą, że spotkało go tak wielkie szczęście. Niejednokrotnie wydawało mu się, że śni piękny sen i czasem, kiedy nikt nie patrzył, zdarzało mu się uszczypnąć.
    — Karty płatnicze to nawet pikuś, ale dowód i… wiza? — tchnął i nieomal złapał się na głowę, kiedy uprzytomnił sobie, że tę ostatnią również nosił przy sobie, by w razie czego zawsze mógł okazać zainteresowanym, że na terenie Stanów Zjednoczonych przebywa legalnie. — Wie pan, nie pochodzę ze Stanów Zjednoczonych, więc pewnie oprócz zwykłych formularzy w przypadku zgubienia dokumentów, miał bym jeszcze milion dodatkowych — westchnął, ale mimo wszystko uśmiechnął się z zadowoleniem, bo dzięki uprzejmości nieznajomego o włos uniknął nieprzyjemnej walki z biurokracją.
    Postawiona na ziemi Aurora przestała kaprysić, a kiedy spostrzegła, co też wyprawia ich nowy znajomy, wyraźnie się ożywiła i kiedy Jerome puścił jej rączki, nieporadnie zaklaskała. Oby tylko nie zaczęła domagać się kolejnego występu w sposób podobny do tego, w który zażądała wyciągnięcia z wózka…
    — Nie będę naciskał, ale w tej cukierni mają naprawdę dobre babeczki — dodał z przekąsem, kiedy się wyprostował i posłał chłopakowi krótkie spojrzenie, po to tylko, by zaraz wrócić do obserwacji córki. Zazwyczaj puszczonej samopas Aurory nie spuszczał z oka, a to z tej prostej przyczyny, że dziewczynka wciąż chodziła bardzo nieporadnie i wywracała się to na pupę, to na rączki. Zazwyczaj nie kończyło się to płaczem, ale Marshall wolał trzymać rękę na pulsie i od razu zainterweniować, kiedy było to konieczne. To dlatego z pewnym opóźnieniem spostrzegł, że po przystaniu na jego propozycję, nieznajomy wyciągnął ku niemu rękę.
    — Jerome — przedstawił się z uśmiechem i uścisnął jego dłoń. — I cieszę się, że jednak się zgodziłeś. Zapraszam — rzucił i gestem wskazał kierunek, w którym powinni się udać, a następnie założył sobie uchwyt smyczy Biscuit’a na przegub i jedną ręką chwycił uchwyt wózka, a drugą złapał za rączkę rudowłosej dziewczynki, by poprowadzić ją w odpowiednim kierunku. Cieszył się, że wózek był wyposażony w specjalny uchwyt na kubek, ponieważ inaczej nie miałby co począć z zakupioną niedawno kawą. I mimo że do pokonania mieli raczej niewielki odcinek, w żółwim tempie wyznaczanym przez dziecięce nóżki ten spacer pewnie miał im zająć trochę czasu.
    — Mieszkasz w okolicy? — zagadnął Rivena, kiedy krok za krokiem, a raczej tip-top za tip-topem pokonywali kolejne metry.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  12. [Hej! Cóż, początkowo miała być Mallory, ale jednak Hazel przemówiła do mnie bardziej. Jakoś nawet bardziej to imię przypasowało mi do tego zdjęcia. :D
    Jeszcze krawcowej nigdy nie prowadziłam, także mam niemałe wyzwanie. :D

    A tak sobie pomyślałam... może faktycznie kiedyś gdzieś się spotkali, może jak Hazel pracowała na początku pobytu w Zarze i chłopak próbował tam wykraść perfum dla jakiejś wybranki serca? :D Hazel by go przyłapała, ale nie wzywałaby ochrony, później mogliby się pospotykać, ale ich drogi by się rozeszły, a teraz Riven próbowałby włamać się do jej pracowni, nie wiedząc, że to jej pracownia, a ona spałaby wtedy w niewielkiej kanciapie? :D]

    Hazel Evans

    OdpowiedzUsuń
  13. [Dzięki za powitanie i wszystkie miłe słowa! Niezmiernie cieszę się, że Oscar zyskał twoją sympatię ;>
    Myślę, że przeciwieństwa się przyciągają, ja akurat lubię motyw zderzenia dwóch kompletnie różnych światów, więc bardzo chętnie skuszę się na wątek z Rivenem!
    Przyszło mi do głowy coś takiego: może na początku służby Ozzie pomagałby w rozwikłaniu serii włamań do bibliotek i jakiś trop nakierowałby go na Rivena (zgubiony podczas ucieczki dowód lub coś w tym typie?). Zamiast od razu go wydać swojemu zwierzchnikowi, odnalazłby winnego kierowany pragnieniem poznania jego motywów i w ten sposób by się zakumplowali? Riven mógłby u niego przenocować, gdyby wpadł w jakieś kłopoty ;)]

    Oscar

    OdpowiedzUsuń
  14. [Uciekł mi Twój komentarz... :D

    Wybranka serca miała być "wybranką serca", czyli jakąś panną, którą chciał lub nie chciał zaliczyć, ale mógł zaimponowac, ale okej, rozumiem. :D
    Jej pracownia nie jest w bogatszej dzielnicy, ale czasami Hazel pojawia się tam z taką metalową kasetką, w której ma oszczędności. Mogłaby ją zostawić na wierzchu i byłoby to widać przez witrynę, co mogłoby skusić potencjalnego złodzieja. Chyba że nie, wtedy proponuję po prostu tak, że spotykali się, spotykali, potem Hazel uznała, że jej to nie pasuje i zerwała kontakt, a teraz wpadliby na siebie, oboje będąc na nieudanych randkach z Tindera i będą musieli się wzajemnie ratować? Czy Riven nie randkuje?]

    Hazel Evans

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeśli ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Oscar powinien mieć w nim już zarezerwowane miejsce w pierwszym rzędzie. Choć zwykle starał się działać zgodnie z procedurami i przepisami, czasem ulegał tej pokusie, czy iść tropem, który porzucali wszyscy inni. Niekiedy dostrzegał więcej, bo zamiast myśleć o tym, co zje na lunch, o dacie rocznicy lub występie dziecka w szkolnym przedstawieniu, zgłębiał sprawę. Przywiązywał dużą wagę do szczegółów. Niejednokrotnie wracał na miejsce zbrodni lub odnalezienia zwłok, by jeszcze raz przyjrzeć się okolicy, przejść tymi samymi ulicami, które przemierzała za życia ofiara, sprawdzić zakamarki, w których porzucono zmasakrowane zwłoki. Kiedy starsi stażem koledzy z pracy krzywili się na widok sceny zbrodni, on kucał i beznamiętnym wzrokiem przypatrywał się rozmazanym plamom krwi lub powykrzywianym kończynom.
    Mógł aresztować Rivena, gdy znalazł zgubę, którą włamywacz zagubił podczas jednej ze swoich ekscytujących nocnych wypraw do jednej z bibliotek, ale puścił go wolno. Nie umiał tego wyjaśnić, ale intuicja mówiła mu, że chłopak nie kłamał i nie miał złych zamiarów jak chociażby podpalenie ogromnych zbiorów.
    Ich znajomość nie zakończyła się na tamtym spotkaniu, choć kiedy odprowadzał go wzrokiem, myślał, że już więcej się nie zobaczą. Przewrotny los jeszcze nieraz skrzyżował drogi tej dwójki. Byli jak ogień i woda, ale ponoć przeciwieństwa się przyciągają.
    Tamtego wieczoru również nie planował spotkania z Rivenem. Znajomy dosłownie znalazł się przy nim znienacka. Poczuł mocniejsze bicie serca, miał już dłoń położoną na kaburze pistoletu, z którym praktycznie się nie rozstawał, nawet po zakończeniu służby. Westchnął ciężko, jakby z ulgą. Potarł zmęczone powieki i skinął głową na powitanie.
    — Można tak powiedzieć, pomagam przy jednym grubszym śledztwie — odparł enigmatycznie. Zwierzchnicy zakazywali mówić o szczegółach sprawy nawet rodzinie, nie wspominając o mediach, więc nie chciał się rozgadywać na ten temat. Poza tym nie sądził, by Rivena szczególnie interesowało słuchanie o makabrycznej serii morderstw w nocy i na dodatek na środku ulicy.
    Potarł kark, po którym połaskotał go zimny powiew wiatru. Pogoda tego dnia była mroźna, ale mimo wszystko blondyn miał na sobie ramoneskę zarzuconą na czarną bluzę z wytartym logotypem norweskiego zespołu blackmetalowego Burzum. Prawdziwa ironia losu, że wokalista kapeli popełnił zabójstwo i podpalił trzy kościoły.
    W zmarzniętych palcach Oscar trzymał tlącego się papierosa. Blondyn strzepnął popiół i zaciągnął się fajką, by po chwili wypuścić dym nosem. Z prawego ramienia mężczyzny zwisała sportowa torba, w której miał mundur i ciuchy na siłownię do wyprania.
    Obserwując Rivena, zauważył w jego zachowaniu nerwowość. Sposób w który rozglądał się brunet pozwalał mu sądzić, że ktoś mógł go gonić lub szukać. Postanowił jednak nie zadawać mu teraz niewygodnych pytań, choć czuł taką pokusę. Był ciekaw w co tym razem wplątał się jego znajomy.
    — Zamówiłem taksówkę, bo padam z nóg. Zaraz powinna przyjechać. Chcesz się ze mną zabrać? Może wpadniesz na piwo? — zaproponował. Jeśli Riven nie czuł się bezpiecznie w tej okolicy, pewnie powinien brać nogi za pas.

    Oscar

    OdpowiedzUsuń
  16. Nowy Jork bywał niebezpiecznym miejscem, zwłaszcza po zapadnięciu zmroku. Nietrudno to udowodnić, wystarczyło wybrać się na spacer niektórymi dzielnicami w środku nocy lub popatrzeć na raporty z popełnionych przestępstw. Wiele z nich przypadały akurat na późną porę, kiedy sprawcy mieli łatwiejszą możliwość zniknięcia z miejsca zdarzenia, zdecydowanie mniej potencjalnych świadków, a szansa, że ewentualne nagranie z większości kamer będzie zupełnie bezużyteczne. Wiedział, że Riven dobrze zna miasto i potrafił sobie poradzić w razie niebezpieczeństwa. Miał wysportowane ciało, szybkie ruchy i z pewnością wiedział jak się obronić, jednak wolał, żeby nie wplątywał się w kłopoty, jeśli nie musiał.
    Oscar mimowolnie prychnął śmiechem, kiedy Riven nazwał go kimś ważnym. Tak naprawdę wcale nie był jakąś grubą rybą w policji. Wprost przeciwnie, po dwóch latach służby wielu funkcjonariuszy wciąż uważało go raczej za płotkę, która miała niewielkie pojęcie o tym zawodzie, ale ci którzy tak sądzili, mocno go nie doceniali. Na początku dostawał samą brudną robotę, żmudne i nużące zadania, które musiały jednak zostać zrobione. Pisał raporty, archiwizował dokumenty, a zamiast brać udział w intrygujących śledztwach jeździł na wezwania do domowych awantur i hałasujących sąsiadów. W końcu jednak jego trafne komentarze zyskały uwagę zwierzchników i zostały mu przydzielone bardziej istotne obowiązki.
    Wiele osób widząc go uważało, że jest młodszy, niż był w rzeczywistości. Nie dalej, niż miesiąc temu jakaś staruszka pod sklepem zaczęła utyskiwać na to, jak to młodzież nie ceni zdrowia, kiedy zobaczyła go palącego papierosa nieopodal. O wczesnej godzinie był jedyną osobą w okolicy, więc ten komentarz bez wątpienia został wycelowany w niego. Uśmiechnął się pod nosem, myśląc, że Riven w tej chwili przypominał tę starowinkę.
    — Gdzieżbym śmiał — mruknął, gasząc papierosa na widok taksówki. Wyrzucił niedopałek do najbliższego kosza, jak na przykładnego obywatela przystało. Wypuścił chmurę dymu i wsiadł do pojazdu chwilę po swoim znajomym. Usiadł obok niego na tylnym siedzeniu, rzucając swoją torbę sportową pod siedzenie.
    Zapiął swój pas, a potem bez słowa sięgnął ręką by sprawnie zapiąć również pas Rivena, zupełnie jakby ten był dzieckiem. Posłał mu spojrzenie, które mówiło widzisz jak o ciebie dbam?. Może trochę chciał mu się w ten sposób pokazać, że też chce dla niego dobrze. Zwykle o jego uczuciach najlepiej mówiły czyny. Nie był najlepszy w rozmawianiu o emocjach, prawdę mówiąc momentami miewał problem w ich odczytywaniu i interpretowaniu. To co dla innych było oczywiste, dla niego nie zawsze takie było. Nadal nie do końca rozgryzł z czego to wynikało. Mógł się tylko domyślać, że wydarzenia sprzed lat odcisnęły na nim swoje piętno i mogły mieć z tym coś wspólnego. Nie lubił jednak zrzucać winy na jedną sytuację z przeszłości ani traktować tego jako wymówki.
    Oscar oparł głowę o zagłówek i westchnął. Kiedy poruszał karkiem, dało się zauważyć jak mocno miał napięte mięśnie. Dopiero po kilku minutach jazdy trochę się rozluźnił, kiedy zerknięcie do tyłu uświadomiło mu, że najwyraźniej nikt ich nie śledził.
    Nie potraktował słów Rivena poważnie. Uznał je za zwykły żart. Nawet nie domyślał się, że może podobać się chłopakowi. Przeczesał swoje płowe włosy, odsuwając je do tyłu. Odsunął w ten sposób bladą bliznę nad prawym łukiem brwiowym. Rozcięcie przypominało mu o tym, co stało się na wyspie Utoya każdego dnia, gdy patrzył w lustro. Ślad po rozcięciu był szpecący, nie pasował do jego młodej, gładkiej twarzy poznaczonej licznymi piegami. Fryzurą z przedziałkiem udawało mu się w pewnym stopniu maskować tę cechę charakterystyczną. Nie lubił ciekawskich pytań o pochodzenie blizny. Zwykle wymyślał coś na poczekaniu, każdemu wciskając inną genezę tego, jak się zranił i kiedy to się wydarzyło. Potrafił kłamać bez zająknięcia, a ludzie w to wierzyli. Najwyraźniej był w tym całkiem niezły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Skoro tak, to możesz zostać na noc — odparł, trochę bawiąc się słowami. Jego wypowiedź brzmiała dość dwuznacznie, zupełnie jakby proponował Rivenowi coś więcej, niż tylko piwo i schronienie przed tym, przed kim ulotnił się tego wieczoru, nim na siebie wpadli. — O ile nie przeszkadza ci to, że mam tylko jedno łóżko — dodał, odpinając pas, gdy taksówka się zatrzymała. Uregulował płatność zbliżeniowo, bo rzadko miał przy sobie gotówkę. Nie lubił nosić przy sobie dużej ilości pieniędzy, a bilon ciążący i brzdąkający w kieszeniach w jakiś trudny do wyjaśnienia sposób działał mu na nerwy.
      Budynek przy 72nd Road był gigantyczny. Trafienie pod właściwy adres mogło wydawać się jak zadanie rodem z filmu Mission: Impossible. Szczerze współczuł kurierom, którzy musieli znaleźć odpowiednie mieszkanie, by dostarczyć paczkę właściwej osobie. Korytarze były długie, klatka schodowa wąska, a schody kręte i wydawały się nie mieć końca. Zwykle Oscar wchodził właśnie schodami, ale był zmęczony i nie chciał ciągnąć ze sobą gościa na drugie piętro, skoro winda była pusta.
      Nacisnął odpowiedni przycisk, a kiedy metalowe drzwi się zamknęły i winda ruszyła, zaczął szukać kluczy w swojej torbie.
      — Nie wiem czy wspominałem, ale mam współlokatorów. Ceny mieszkań w Nowym Jorku to jakaś tragedia — stwierdził, nie kryjąc niezadowolenia z tego faktu. Oczywiście, że wolałby mieszkać sam. Najlepiej w jakimś domku na odludziu. To podobało mu się w jego rodzinnych stronach. Tutaj nawet za klitkę człowiek płacił krocie, a musiał liczyć się z różnymi niedogodnościami, takimi jak chociażby hałas i brak miejsca na przechowywania dużą ilość rzeczy.
      Otworzył drzwi, które nie odróżniały się spośród innych na tym piętrze niczym, poza numerkiem. Klucz szczęknął w zamku i Oscar wpuścił gościa do środka. Zamknął za nimi i skopał buty przy wejściu. W mieszkaniu panowała cisza, choć zwykle przez ściany dało się słyszeć dźwięk maszyny do szycia lub śmiechy bliźniaków, z którymi dzielił przestrzeń. Drzwi do salonu i kuchni były otwarte. Z tego drugiego pomieszczenia dochodził szum pracującej zmywarki. Najwyraźniej jego współlokatorzy już spali albo wybrali się na jakąś imprezę.
      — Chyba jesteśmy sami — mruknął, wyciągając z lodówki czteropak piwa.
      Otworzył drzwi do swojego pokoju i gestem zaprosił Rivena do środka. Zapomniał go uprzedzić o tym, że miał bałagan, choć zwykle to nie oznaczało wycinków prasowych i zdjęć z miejsc zbrodni rozklejonych po ścianach czy stosów książek piętrzących się w rogu pokoju.
      W pomieszczeniu pachniało czystością. Przestrzeń była ciasna, ale urządzona z głową, dzięki czemu pokój wydawał się większy, niż był w rzeczywistości. Poza jednoosobowym łóżkiem stojącym nieopodal okna i drzwi balkonowych w pokoju Oscara znajdowała się również szafa z wyprasowanymi ciuchami ułożonymi pedantycznie w kostkę, biurko przy którym pracował na komputerze, fotel gamingowy i niewielka szafka nocna na której stała butelka z wodą zaraz obok ładowarki do telefonu.
      — Mam nadzieję, że cię to nie rusza — mruknął, gestem wskazując na zdjęcia przedstawiające krwawe sceny zbrodni i wycinki prasowe, które ich dotyczyły. Postawił czteropak na biurku i otworzył dwa piwa otwieraczem, który miał przyczepiony do kluczy jako jedyny brelok. Jedną butelkę wręczył Rivenowi.
      — Wrzucę rzeczy do pralki i zaraz do ciebie wracam — stwierdził po upiciu łyku piwa. — Rozejrzyj się, jeśli masz ochotę — dodał, na jakieś pięć minut znikając w łazience, która znajdowała się na końcu przedpokoju.

      Oscar

      Usuń
  17. Nawiązywanie nowych znajomości było dla Oscara dziwne. Z każdym dniem kompletnie obca osoba stopniowo stawała się mu coraz ważniejsza, wiedziała więcej na jego temat. Na swój sposób to go niepokoiło. Podświadomie bał się obdarzyć kogoś zaufaniem, nie tyle przez podejrzenie, że ta osoba może go wykorzystać czy skrzywdzić, ale przede wszystkim ze strachu, że odejdzie. Już raz doświadczył tego dławiącego przerażenia, samo wspomnienie wywoływało u niego dyskomfort i nieprzyjemny dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa.
    Oscar parsknął śmiechem, ponownie odbierając słowa chłopaka jako zwykły żart. Nie był nawet pewien, czy Riven jest gejem. Nigdy nie zapytał o to wprost, ponieważ dla niego to nie miało większego znaczenia. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek poruszali tę kwestię. Pamiętał, że wspominał Rivenowi, że od paru lat jest sam i nie sprawiał wtedy wrażenia, jakby chciał to zmieniać. Twierdził, że był zbyt zapracowany, by móc zaangażować się w taką relację, ale tak naprawdę chodziło o coś zupełnie innego. Wyłuskanie choćby godziny dziennie dla drugiej osoby nie stanowiło tak dużego problemu. Często zostawał dłużej w pracy nawet wtedy, kiedy inni wychodzili. Poświęcał sprawom dużą uwagę, ale nikt nie zmuszał go do nadgodzin. Budowanie relacji zmuszało go do wychodzenia poza strefę komfortu, otwierania się i zdradzania rąbka tajemnicy, poruszania tematów, o których wcale nie miał ochoty mówić, ale prędzej czy później musiałby to zrobić z szacunku do drugiej osoby. Nie wyobrażał sobie nie poinformować kogoś w jakie bagno chce się wpakować na własne życzenie.
    Przyjaźń z Oscarem nie należała do łatwych. Nie należał do typu ludzi, którzy codziennie wysyłają na komunikatorze pytanie o samopoczucie lub jak minął dzień. Pozbawione sensu pogawędki napawały go znudzeniem i kiedy ktoś próbował do niego zagadywać tylko po to, by podyskutować o przysłowiowej pogodzie, szybko tracił zainteresowanie, przestawał odpisywać lub dawał sygnał, że jest zajęty. Rzadko wychodził do baru, na kręgle czy do kina. Dużo czasu spędzał w swoich czterech ścianach, gdzie czuł się bezpiecznie i nie musiał silić się na interakcje.
    Towarzystwo Rivena go nie męczyło, a to naprawdę rzadko się zdarzało. Podobało mu się to, że chłopak się nie narzuca. Było coś ujmującego w ich spontanicznych spotkaniach. Nie mógł i nie chciał udawać przed nim udawać. Nie oczekiwał w zamian niczego ponadto. Szczerość w zupełności mu wystarczała.
    Po powrocie z łazienki na chwilę oparł się o futrynę, przyglądając się temu jak Riven wodzi wzrokiem po rozwieszonych zdjęciach. Zwykle nie miewał gości, więc nie miał potrzeby zdejmowania wszystkiego ze ścian. Gdyby nie to, jaki zawód wykonywał, to z pewnością mogłoby wywołać mocniejsze bicie serca, jeśli nie panikę. Z pewnością na randkę musiałby pochować te wszystkie rzeczy. Trudno mu było sobie wyobrazić, by nie przeszkadzały potencjalnej drugiej połówce. Może właśnie dlatego odpowiedź chłopaka trochę go zaskoczyła. Uśmiechnął się jednak pod nosem, bo świadomość tego, że jego małe dziwactwo go nie raziło, była całkiem przyjemnym uczuciem.
    — I tak kiepsko sypiam, więc to bez znaczenia — stwierdził, lekko wzruszając ramionami. W szafce nocnej miał opakowanie melatoniny, ale z czasem tabletki działały coraz słabiej, bo jego tolerancja na nie rosła. Przestał je więc brać, by po prostu się od nich nie uzależnić. Zasypiał wtedy, gdy był naprawdę wykończony, ale nie budził się wypoczęty. Zapomniał już jak to jest. Czasem miewał koszmary, w których biegł przez las, smagany ostrymi gałązkami po twarzy, kiedy chował się za kamieniem i nasłuchiwał skąd nadchodziły kroki i krzyki kolejnych ofiar… Zupełnie jakby przeżywał w kółko ten sam koszmar, którego doświadczył na jawie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pociągnął dwa łyki piwa, by odpędzić te myśli. Postanowił skupić się na rozmowie.
      — Trójka. Bracia bliźniacy i dziewczyna — odparł. — Nie moja — dodał szybko. Chciał w ten sposób zaznaczyć, że odkąd ostatni raz napomknął o tym, że jest singlem nic się nie zmieniło. Nawet nie próbował sobie kogoś znaleźć, nie używał aplikacji randkowych, nie próbował nikogo zagadywać na mieście. Samotność miała .swoje plusy, choć czasem potrafiła też doskwierać. Bardziej od fizycznego kontaktu brakowało mu wsparcia psychicznego. — Jeśli wolisz, możesz przekimać się w salonie, chociaż ostrzegam, kanapa nie należy do najwygodniejszych. Parę dni temu na niej przysnąłem i obudziłem się obolały, jakby mnie ktoś połamał kołem.
      Oscar odstawił butelkę z piwem na biurko i otworzył szafę na oścież. Skoro Riven miał zostać u niego na noc warto, żeby miał się w co przebrać po kąpieli. Wszystkie ciuchy zostały schludnie złożone w kostkę i posortowane na pory roku. Większość z nich była czarna, szara i beżowa, choć dało się znaleźć też kilka białych i błękitnych ubrań. Najwyraźniej Oscar lubił neutralne, nierzucające się w oczy kolory. Podał Rivenowi dresowe spodnie i pierwszą koszulkę, która wpadła mu w ręce. Najważniejsze, że były czyste. Miał nadzieję, że będą pasować na chłopaka.
      — Ty nadal mieszkasz w Queens? — zapytał z ciekawości.

      Oscar

      Usuń
  18. Zwykle nie popierał popełniania przestępstw, ale Riven wzbudzał jego sympatię, mimo grzeszków, których się dopuszczał. To, że nie nie skończył liceum było smutne. Oscar nie najlepiej wspominał tamten okres swojego życia, ale większość ludzi mówiła o nim z rozrzewnieniem. Zawierali wtedy swoje pierwsze poważne związki, zaczynali karierę zawodową, stawiali pierwsze kroki w dorosłym życiu, wyfruwając z rodzinnego gniazda do studenckiej kawalerki lub akademika. Riven musiał szybko nauczyć się samodzielności i niezależności, wyglądało na to, że nie miał wsparcia ze strony bliskich, na które mogli liczyć jego rówieśnicy.
    Oscar po prostu chciał odciąć się od współczujących spojrzeń, jakie rzucali mu ludzie, właśnie dlatego głównie zdecydował się na opuszczenie Norwegii. Nie potrzebował niczyjej litości. Szereg osób popełnił błędy, które kosztowały innych życie lub zakończyły się traumą związaną z tym, czego doświadczyli. Nie wszyscy potrafili poradzić sobie ze strzelaniną. Słyszał przynajmniej o jednym samobójstwie z tego powodu. Mógł sobie tylko wyobrażać jaka to była druzgocąca informacja dla rodziny.
    On starał się szybko przejść do porządku dziennego. Rodzice byli zaskoczeni tym, że chciał jak najszybciej wrócić do szkoły, by nie zawalić nauki. Nauczył się pisać lewą ręką, na prawej nosząc ortezę, byle tylko nie siedzieć bezczynnie w domu. Odwiedzał w szpitalu tych, którzy przeżyli i oberwali gorzej od niego. Pomagał im nadrabiać materiał, od nowa uczyć się chodzić. Wyciągał pomocną dłoń nawet do tych, których znał tylko z imienia. Do tej pory utrzymywał z niektórymi kontakt, głównie poprzez komunikatory internetowe, ponieważ przebywali w różnych krajach.
    Z jednej strony unikał tego tematu, z drugiej jednak co roku wracał na miejsce masakry, zupełnie jak masochista, który od nowa rozdrapywał tę samą ranę. Trudno powiedzieć w jakim celu się tam udawał. Przemierzał trasę, którą przemierzał tamtego dnia. Wyspa zmieniła się od tamtej pory i choć nie mówił tego głośno, te zmiany wcale mu się nie podobały. Zdecydowanie wolał, by wszystko zostało po staremu. Nie umiał tego wyjaśnić, ale odtwarzanie tamtego pamiętnego dnia napawało go wewnętrznym spokojem i na jakiś czas przynosiło ukojenie.
    Podejrzewał, że prędzej czy później Riven dowie się o tym, co go spotkało, gdy był nastolatkiem. Na razie niczego mu nie zdradzał, nie nadarzyła się ku temu stosowna okazja choć to mogło się niebawem zmienić.
    Kiedy Riven zażywał kąpieli, Oscar krzyknął przez drzwi, by poszukał sobie nowej szczoteczki w szafce łazienkowej. Był prawie pewien, że mają zapasowe, zakupione na wszelki wypadek. W międzyczasie wyruszył na poszukiwania i skombinował dla gościa dodatkową poduszkę i kołdrę. Niestety, pościelenie nie wpłynęło znacząco na wygodę kanapy. Mogło być jednak gorzej. W salonie przynajmniej było ciepło, a naprzeciwko sofy znajdował się dość duży telewizor. Ozzie został namówiony przez współlokatorów na zrzutkę na Netflixa, więc czasem zdarzało mu się oglądać seriale, gdy nie mógł zasnąć.
    — W czarnym jest ci do twarzy — rzucił mimochodem, przyglądając się kątem oka temu, jak Riven prezentował się w pożyczonych ciuchach. Ciemne kolory wydawały się wyostrzać jego rysy i podkreślać urodę.
    Gdy brunet położył się na kanapie, Ozzie ściągnął przez głowę bluzę, którą miał na sobie. Pod spodem miał t-shirt. Krótki rękaw ukazał bliznę na prawym przedramieniu. Jeśli można rozpatrywać to w tych kategoriach, Mortensen miał sporo szczęścia. Udało mu się przeżyć, choć znalazł się na tyle blisko mordercy, że słyszał jego oddech i widział jego cień nad swoim ciałem. Tak niewiele brakowało, by go zauważył i po raz kolejny nacisnął spust. Do trzech razy sztuka. Tak naprawdę Oscara uratowała jego dobra kondycja i zdolność szybkiego podejmowania decyzji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blondyn usiadł na puchatym dywanie, tuż przy kanapie. Poruszył butelką z piwem na boki. Resztka alkoholu zachlupotała na dnie. Szybko się skończyło, nie zdążył nawet wyciągnąć chipsów. Zadarł głowę ku górze i spojrzał na Rivena ze strapieniem.
      — Jest zimno, nie powinieneś nocować w squatach. To niebezpieczne i możesz dostać hipotermii — mruknął. Nie wątpił, że chłopak umiał sobie radzić, ale w takich warunkach łatwo było można zachorować lub spotkać na swojej drodze ludzi, którzy mogą go chcieć skrzywdzić. — Powiedz jak będziesz potrzebował pieniędzy na wynajęcie czegoś — dodał, proponując mu tym samym pożyczkę. Jako policjant zarabiał nie najgorzej, miał też pieniądze z odszkodowania. Nie szastał forsą na prawo i lewo. Mógłby mieszkać sam, ale nie widział w tym większego sensu, skoro i tak większość czasu spędzał poza domem.
      Dopił piwo i podniósł się do pionu bez podpierania się rękami. Zmierzwił wilgotne włosy Rivena, kiedy przechodził obok. Naciągnął na chłopaka kołdrę z logo Batmana.
      — Jak zmienisz zdanie, wiesz gdzie mnie szukać — stwierdził, zostawiając uchylone drzwi do swojego pokoju.
      Po wykonaniu wieczornej toalety położył się na swoim łóżku i zamknął oczy, ale nie mógł zasnąć. Przewracał się z jednego boku na drugi, niestety, z marnym skutkiem w postaci wygniecionego prześcieradła.

      Oscar

      Usuń
  19. Nie miał pewności, czy Riven mówi mu prawdę, czy może jego zapewnienia są jedynie grą. Nie wszyscy lubili przyznawać się do tego, że nie mogą sobie z czymś poradzić, Oscar był tego najlepszym przykładem. W jego przypadku wizyta u psychologa przypominało przeciąganie liny. Na każde słowo wypowiedziane przez terapeutę on miał dwa swoje. Miał nieprzyjemny grymas wymalowany na twarzy, jakby tylko odliczał minuty do zakończenia tej farsy, do której przymusili go rodzice. Oczywiście, zapisali go na terapię w dobrej wierze, ale on nie uważał, by jej potrzebował. Ktoś, kto nie przeszedł tego samego miał mu udzielać rad? Do tej pory sądził, że to kpina, niezależnie jak wieloma tytułami ta druga osoba mogła się pochwalić.
    Z jego doświadczeń wynikało, że ilość pięknie oprawionych w ramki dyplomów nieraz nijak miała do tego, jakim kto był człowiekiem. Nie osądzał z uprzedzeniem Rivena; mimo że chłopak nie skończył liceum, nie traktował go gorzej ani nie uważał za głupszego od siebie. Wprost przeciwnie, twierdził, że brunet dużo sobą reprezentuje. Na drobne zatargi z prawem mógł przymknąć oko, zwłaszcza, jeśli do kradzieży niejako zmuszała go zła sytuacja materialna. Marnował się w gastronomii, gdzie większość pensji zależna była od napiwków, a nie przepracowanych godzin. Zasługiwał na więcej, a już na pewno na dostęp do ciepłej wody, ogrzewania i dachu nad głową, gdzie czułby się bezpiecznie.
    Fakt, że pozwolił Rivenowi na kontakt fizyczny świadczył o tym, jaki miał do niego stosunek. Niewielu osobom dawał się dotykać. Nie lubił, gdy ktoś go macał, zwłaszcza bez wcześniejszego zapytania o zgodę. Najwyraźniej jednak Riven stanowił wyjątek również i w tej kwestii, Oscar nie zgromił go spojrzeniem ani nie zwrócił uwagi, by zabrał ręce precz.
    Pokiwał głową na znak, że rozumie. Nie zamierzał mu wciskać pieniędzy na siłę, skoro Riven twierdził, że ich nie potrzebuje. Powinien jednak wiedzieć, że wcale nie musi zaciągać się u typów spod ciemnej gwiazdy czy sprzedawać nielegalnych substancji by związać koniec końcem. Oscar chciał, żeby miał świadomość, że ma inne możliwości, jeśli coś pójdzie nie po jego myśli..
    — Przystojny, a do tego jaki skromny — rzucił półżartem.
    Dokładnie tak jak podejrzewał, nawet w swoim wygodnym łóżku po zgaszeniu światła i zapanowaniu kompletnej ciszy nie mógł zmrużyć oka. Przewracał się z boku na bok, ale sen wcale nie chciał nadejść. Co prawda następnego dnia miał wolne, bo wziął służbę za kolegę, który się rozchorował, ale to wcale nie znaczyło, że powinien chodzić jak zombie. Westchnął ciężko, wbijając nos w miękką poduszkę.
    Uniósł głowę, słysząc ciche kroki i pytanie, które padło z ciemności. Widział tylko zarys sylwetki w drzwiach, ale bez problemu rozpoznał Rivena.
    — Nie śpię — odparł, odruchowo posuwając się na łóżku, by chłopak miał gdzie usiąść. — Zależy od repertuaru — stwierdził z rozbawieniem, ale w sumie nie miał zbyt wiele do stracenia. W najgorszym przypadku poprosi by kumpel się zlitował i przestał zawodzić. W najlepszym może uda mu się zdrzemnąć przynajmniej kilka godzin. — W porządku, ale właź pod kołdrę, bo marznę przez ciebie — dodał, uchylając kołdrę, by Riven mógł się pod nią wślizgnąć. Choć łóżko teoretycznie było jednoosobowe, dwójka ludzi mieściła się na nim bez problemu. Pozostała między nimi nawet niewielka przestrzeń, dzięki której nie czuł dyskomfortu.

    Oscar

    OdpowiedzUsuń
  20. [Nic dziwnego, że lubisz takie postaci, bo wyprowadzanie ich na prostą daje największą satysfakcję. Przychodzę do Rivena, bo myślę, że możemy coś tutaj wykombinować. Holden też pochodzi z Nowego Jorku i od siedemnastego roku życia przez niecałe osiem lat działał na zlecenie gangu. Może Riven nieopatrznie ukradłby coś na ich terenie i złapaliby go nocą w ciemnym zaułku, żeby upewnić się, że to się więcej nie powtórzy? Holden mógłby być akurat w okolicy i choć z gangiem, na zlecenie którego działał nie ma już zbyt wiele wspólnego, to mógłby znać któregoś z napastników atakujących Rivena. Co o tym myślisz?]

    Holden Springfield

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie przypominał sobie, kiedy ostatni raz spał z kimś w tym samym łóżku. Sam ten fakt oznaczał, że prawdopodobnie minęło kilka dobrych lat. Stwierdził jednak, że w najgorszym przypadku po prostu nie zaśnie, nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz. Do snu śpiewała mu co najwyżej mama, kiedy miał kilka lat i bał się tego, czy nic nie czai się w ciemności, czyli również wieki temu.
    Piosenka zupełnie nie leżała w jego guście muzycznym. Uwielbiał mocne brzmienia i niepokojące klimaty. Słuchał głównie Burzum, Mayhem i Marilyna Mansona, choć na jego playliście gościły również zespołów wykonujących muzykę folkową jak Warduna czy Danheim. Niemniej jednak, docenił wykon Rivena. Kojarzył utwór, który wybrał chłopak, najprawdopodobniej z jakiegoś serialu lub filmu, jednak nie potrafił sobie przypomnieć konkretnego tytułu. Jeśli to była jakaś ckliwa komedia romantyczna, to nic dziwnego, że wyparł ją z pamięci. Oglądał głównie thrillery, dramaty i filmy akcji, choć czasem zdarzało mu się iść do kina na jakiś dobrze oceniany horror.
    Tekst piosenki w pewnym momencie się powtarzał, co lekko go znużyło. Przymknął powieki i dyskretnie ziewnął, przysłaniając usta wierzchem dłoni. Potarł powieki, ponieważ czuł, jakby miał pod nimi piasek. Zamruczał cicho w odpowiedzi na “dobranoc”. Nawet nie wiedział kiedy odpłynął w objęcia Morfeusza. Choć zwykle śniły mu się koszmary, tym razem udało mu się spokojnie przespać całą noc.
    Obudził się dopiero rano, kiedy promienie słońca przedarły się przez rolety. Ozzie przeciągnął się, wyciągając ręce nad głowę. W pierwszej chwili zupełnie wypadło mu z głowy, że Riven u niego nocował, więc na jego widok mocniej zabiło mu serce, ale szybko uspokoił oddech. Zauważył, że ciemnowłosy jeszcze w najlepsze śpi, nie chciał go zbyt szybko budzić, więc bardzo ostrożnie wymknął się z łóżka.
    Kiedy Riven wstał, mógł poczuć zapach jajecznicy i mocnej, świeżo zaparzonej kawy.
    — A któż to wstał? Śpiący królewicz — wymruczał z rozbawieniem przypatrując się śladowi poduszki na policzku kumpla i jego potarganej fryzurze. Sam zaczął już jeść śniadanie. Na jego talerzu znajdował się chrupiący tost posmarowany masłem i porcja jajecznicy, którą sam przyrządził. Nie należał do mistrzów kuchni, prawdę mówiąc potrafił ugotować tylko kilka podstawowych potraw, ale jajecznica była należała do tych najbardziej udanych.
    — Zapraszam, podano do stołu — zachęcił go, wskazując miejsce naprzeciwko siebie.

    Oscar

    OdpowiedzUsuń
  22. Choć mogłoby się wydawać, że nocując we dwójkę na jednoosobowym łóżku, obudzą się niewyspani, obaj wydali się mieć dobry humor. Najwyraźniej nie tylko Oscar wypoczął i nabrał energii. Pora była wczesna, ale Ozzie nie potrafił stwierdzić, czy jego współlokatorzy jeszcze nie przyszli, czy może już opuścili mieszkanie, żeby iść do pracy. Niestety, nie wszyscy mieli to szczęście, by móc siedzieć w domu w weekend.
    Oscar właściwie nie miał żadnych konkretnych planów na ten dzień. Po zajrzeniu do lodówki zdał sobie sprawę z tego, że musiał iść na zakupy, ale to w sumie należało do rutyny. Na szczęście produktów wystarczyło, by ugościć Rivena i poczęstować go śniadaniem. Zwykle robił porcję tylko dla siebie, ale podwojenie ilości produktów nie było żadnym problemem nawet dla tak marnego kucharza, jakim był Ozzie. Najwyraźniej z ilością przypraw nie przesadził, skoro chłopak zajadał się ze smakiem.
    Lekko wzruszył ramionami w odpowiedzi. Nie zastanawiał się wczoraj nad tym, jak spędzi dzisiejszy dzień. Niewykluczone, że jeszcze raz przejrzy to, co udało mu się zgromadzić o ostatnich zbrodniach, które wstrząsnęły Nowym Jorkiem. Może zerknięcie na to będąc wypoczętym pozwoli mu zauważyć jakiś szczegół, który wcześniej mu umknął lub znaleźć szczegół, jaki pominęli inni funkcjonariusze?
    Zerknął kątem oka na Rivena, kiedy ten go objął. Poczuł jak dreszcz przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa, gdy usłyszał jego głos tak blisko swojego ucha. Wgryzł się w tosta i strzepnął okruszki, które spadły mu na kolana zamiast na talerz. Oblizał usta, po czym upił kilka dużych łyków soku pomarańczowego. Nie do końca rozumiał skąd w Rivenie tyle czułości, ale doszedł do wniosku, że to może być zwykły przejaw wdzięczności. Niektórzy byli bardziej wylewni i bez krępacji okazywali uczucia, czego o nim nie było można powiedzieć.
    — Nie ma sprawy, żaden problem — stwierdził.
    Kiedy ciemnowłosy poszedł się przebrać i szykować do wyjścia, Oscar wytarł i pochował umyte naczynia na swoje miejsce. Przeszło mu przez myśl, że dawno nie obudził się taki rześki jak dziś. Nie wiedział czy to kwestia śpiewania Rivena (sceptycznie podchodził do takich teorii), czy po prostu zmęczenia, ale najważniejsze, że wreszcie nie chodził jak zombie. Po kilku dniach braku snu zaczynały się prawdziwe problemy, między innymi te z koncentracją, skołowanie, drażliwość. Zdecydowanie najgorszym objawem z jakim się zmierzył były halucynacje. Wtedy pierwszy raz zdał sobie sprawę z tego, że sytuacja jest poważna i wsparł się melatoniną. Tak nie dało się jednak funkcjonować na dłuższą metę.
    — Jasne, wpadaj kiedy chcesz — odparł, ponieważ nie miał nic przeciwko odwiedzinom Rivena. Nie miał zbyt wielu znajomych, choć mieszkał w Nowym Jorku już od jakichś ośmiu lat, więc rzadko odwiedzali go goście.
    O ile przytulenie dało się jeszcze jakoś wytłumaczyć, tak uzasadnienia pocałunku znaleźć nie potrafił. Kompletnie nie spodziewał się tego, że Riven wyskoczy nagle z czymś takim! Po buziaku wytrzeszczył oczy i uniósł brwi w wyrazie zaskoczenia. Rozchylił wargi, ale nawet nie zdążył wydusić żadnego komentarza ani zbulwersowanego pytania, bo chłopak znowu do niego przylgnął, tym razem pogłębiając pocałunek.
    W pierwszej chwili Oscar złapał go za bluzę tuż przy karku, gotów odciągnąć go od siebie, ale powstrzymało go przed tym łaskotanie w dole brzucha. Kompletnie nie rozumiał reakcji swojego ciała. Wypuścił ubranie z uścisku, luźno opierając przedramię o jego bark. Miał ogromny mętlik w głowie. Po pierwsze, brał teksty Rivena za zwykłe żarty, nie domyślając się, że mógł mu naprawdę wpaść w oko. Po drugie, nigdy nie miał ciągotów do mężczyzn, a mimo wszystko ten pocałunek sprawił, że zrobiło mu się gorąco i nabrał wątpliwości co do swojej orientacji. Cóż, teraz już miał co robić w wekeend. Zapowiadało się na to, że będzie roztrząsał czy aby na pewno nie jest biseksualny.
    — …myślę, że powinienem cię aresztować — wymamrotał, trochę speszony.

    Oscar

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie miał pojęcia czemu nie przerwał pocałunku. Z jednej strony to było przyjemne, z drugiej jednak to był facet i na dodatek jego kumpel. Zamiast żądać wyjaśnień, pozwolił mu odejść. Przez chwilę stał jeszcze w drzwiach, opierając się ramieniem o framugę. Odprowadził chłopaka wzrokiem, dopóki ten nie zniknął za zakrętem.
    Od tamtego wydarzenia minęło parę dni, a Oscar wciąż zastanawiał się jak wpłynie ono na ich dalszą relację. Właściwie nie mieli okazji o porozmawiać na ten temat, choć zdecydowanie powinni go poruszyć. Nie mogli w nieskończoność udawać, że pocałunek nie miał miejsca. Oscar chciał napisać do Rivena w tej sprawie, ale ilekroć pisał wiadomość, od razu ją kasował. Nie umiał sklecić tekstu tak, by brzmiał dobrze. Nie zamierzał mu robić wyrzutów, ale też nadziei. Właściwie to chciał poznać powód. Riv tylko eksperymentował, czy naprawdę był gejem i coś do niego poczuł? Nigdy nie był najlepszy w odczytywaniu uczuć innych, często nie zauważał sygnałów, które inni uznawali za oczywiste. Może tak samo było w tym przypadku? Bombardowało go milion myśli na minutę, aż z trudem skupiał się na pracy.
    Tamtego dnia późno wrócił do domu. Koledzy z pracy wyciągnęli go na bilard i drinka. Udało im się zakończyć jedną ważną sprawę, więc zorganizowali wyjście, by opić sukces. Oscar nie należał do fanów tego typu wyjść, ale nie chciał zostać wyrzutkiem, więc zgodził się wpaść na godzinę lub dwie. Kiedy oznajmił, że musi już opuścić rozbawione towarzystwo, współpracownicy na pożegnanie rzucili sugestię, że pewnie spieszy się do dziewczyny, co ten skwitował tylko speszonym uśmiechem.
    Wsiadł do autobusu i w drodze powrotnej do domu czytał artykuły z najnowszymi wiadomościami. Jedną z nich były zapowiadane mrozy. Na dworze od rana padał śnieg. Kierowcy przeklinali oblodzone jezdnie, coraz więcej osób spóźniało się do pracy przez kłopoty z opuszczeniem zaśnieżonej posesji czy rozładowany akumulator. Przez niesprzyjające warunki pogodowe było więcej wypadków, zarówno tych drogowych, jak i związanych z upadkami na chodnikach, jazdą na łyżwach czy sankach. Autor newsa wspominał nawet o przypadku staruszki, na którą z dachu spadła bryła śniegu. Kobieta z obrażeniami głowy trafiła do najbliższego szpitala, ale podobno jej stan był stabilny, co można uznać jako szczęście w nieszczęściu.
    Oscar od razu pomyślał o Rivenie. Miał nadzieję, że chłopak w najgorsze mrozy będzie miał mieszkanie, gdzie będzie się mógł ogrzać i zjeść ciepły posiłek. Zimą często pisano o przypadkach hipotermii i zamarznięć osób w kryzysie bezdomności. Czy to przypadek, że o nim pomyślał w pierwszej kolejności?
    Schował telefon do kieszeni i wysiadł na przystanku niedaleko swojego mieszkania. Chciał wziąć gorącą kąpiel, ale musiał poczekać, ponieważ łazienka okazała się zajęta przez jednego z bliźniaków. Zjadł więc najpierw kolację, a dopiero później się wykąpał, przeklinając pod nosem, bo zauważył, że jego perfumy znikały zdecydowanie zbyt szybko. Najwyraźniej któryś ze współlokatorów psikał się nimi bez pytania. Do czego to doszło, żeby musiał je trzymać w pokoju pod kluczem? A wydawało się, że byli dorosłymi, pracującymi ludźmi, których stać na zakup własnych perfum!
    Zamknął się w swoim pokoju i od razu wlazł pod koc. Na laptopie puścił najnowszy sezon Wikingów. Korzystał ze słuchawek, aby nie przeszkadzać swoim współlokatorom. W pierwszej chwili nie usłyszał pukania, ponieważ zagłuszyły go odgłosy toczącej się na ekranie bitwy. Dopiero za drugim razem zwrócił uwagę na odgłos, który zdawał się dochodzić z balkonu. Zdjął słuchawki i rzucił je na łóżko obok laptopa. Owinięty w koc skierował kroki w stronę drzwi balkonowych. Niemal podskoczył na widok Rivena. Otworzył mu i szybko zamknął za chłopakiem. Do pokoju wpadł powiew mroźnego powietrza, przez który Oscara przeszły ciarki.
    — Co ci się stało? Kto ci to zrobił? — zapytał, zauważając zasinienie na twarzy Rivena. Chłopak nie wyglądał, jakby się przewrócił i przypadkowo nabił sobie guza.

    Oscar

    OdpowiedzUsuń
  24. Trzydziestolatek nie roztrząsał dłużej sprawy zagubionego, lecz zaraz cudownie odnalezionego portfela. Nie należał do tego rodzaju ludzi, którzy nadto przejmowali się drobiazgami i często długo oraz niepotrzebnie roztrząsali nawet najdrobniejszy szczegół. Szkoda mu było na to zarówno czasu, jak i energii. A że to Riven ukradł mu portfel, który ze znanych tylko jemu powodów od razu zwrócił? Tak jak Jerome nie rozkładał błahych wydarzeń na czynniki pierwsze, tak jego wiara w ludzi zdawała się być niezachwiana, nawet pomimo tego, że doświadczył w życiu sytuacji, które mocno w tę wiarę uderzały. A jednak, na pewno sam nie wpadłby na to, co zrobił Riven i teraz, zadowolony z dodatkowego i całkiem miłego towarzystwa, zmierzał w stronę cukierni.
    — Większego czworonoga od niego na pewno bym ze sobą nie zabrał — zgodził się z chłopakiem i odruchowo popatrzył na idącego przy wózku Biscuita. Nie wyobrażał sobie podobnego spaceru choćby z owczarkiem niemieckim, ale z drugiej strony dobrze ułożony pies nie powinien sprawiać problemów.
    — Tak, mieszkamy niedaleko. Jakieś dwadzieścia minut drogi stąd — ocenił, kiedy już zastanowił się nad tym, o której dokładnie godzinie wyszedł z domu i wziął poprawkę na to, w jakim tempie szedłby sam, a w jakim pokonał ten odcinek z wózkiem pchanym przed sobą i psem u boku.
    Kiedy znaleźli się przy cukierni, Jerome nawet nie zdążył zaprotestować, a Riven zniknął we wnętrzu sklepiku. Przecież to on w ramach podziękowania miał im kupić coś słodkiego, prawda? Nie zamierzał jednak być nadgorliwym i gonić swojego nowego znajomego – nie z wózkiem i psem, przez co działałby wyjątkowo nieporadnie. W innym przypadku najpewniej podążyłby za młodym mężczyzną do cukierni, za to dziś po prostu rozejrzał się za wolną ławką, a kiedy taką wypatrzył, postawił przy niej wózek. Ponieważ nie znajdowali się w pobliżu ruchliwej ulicy, spuścił Biscuita ze smyczy, przez co pies z ochotą zaczął węszyć wokół. Zyskawszy jedną wolną rękę – drugą wciąż przytrzymywał drepczącą to tu, to tam Aurorę – z przyjemnością sięgnął po jeszcze ciepłą kawę.
    — Dziękujemy — odparł, kiedy Riven do nich wrócił i poczęstował ich babeczkami. Ponieważ chodzenie w parze z jakąkolwiek inną czynnością wciąż stanowiło dla Rory spore wyzwanie, Jerome podsadził skupioną na słodkości córkę na ławkę. Dziewczynka miętoliła paluszkami słodkie ciasto i niemalże tyle samo babeczki, ile trafiało do jej buzi, spadało na ziemię.
    — Aurora — odpowiedział na pytanie chłopaka. — Faktycznie ma księżniczkowe imię — zauważył z rozbawieniem, przypomniawszy sobie o Śpiącej Królewnie. — A to Biscuit. — Skinieniem głowy wskazał na kręcącego się nieopodal psa, a następnie wgryzł się w swoją babeczkę i po chwili pozostające w ustach okruszki zapił kawą.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  25. Jak miał nie przejmować się tym, że jego kumpel został przez kogoś pobity? Zmarszczył brwi i pokręcił głową, wyrażając w ten sposób niezadowolenie. Wiedział, że skoro chodziło o nielegalne interesy, Riven nie zdradzi mu wiele więcej ponadto, co już powiedział. Pewnie w ten sposób naraziłby się na jeszcze większe kłopoty. Zwykle członkowie zorganizowanych grup przestępczych ostro karali za donoszenie, zwłaszcza policji. Postanowił więc na razie nie drążyć tematu, zwłaszcza, że chłopak wyglądał na przemarzniętego.
    Pozwolił mu rozebrać kurtkę i buty, samemu w tym czasie podkręcając kaloryfer na maksa. Na szczęście ogrzewanie w budynku działało. Oscar przywykł do niskich temperatur, w końcu urodził się i wychowywał w Norwegii, gdzie mroźne zimny nikogo nie dziwiły i nie stanowiły żadnej anomalii pogodowej. W Stanach Zjednoczonych wszyscy zdawali się panikować, kiedy termometry wskazywały parę stopni na minusie i spadło parę centymetrów śniegu. Na nim kompletnie nie robiło to wrażenia.
    Ozzie utkwił w nim baczne spojrzenie. Obserwował Rivena z uwagą. Faktycznie, wszystko wskazywało na to, że jego obrażenia były tylko powierzchowne, ale to wcale nie sprawiło, że martwił się mniej. Nadal czuł niepokój, choć ciemnowłosy znajdował się już w bezpiecznym miejscu i przynajmniej tutaj nic mu nie groziło. Nie mógł jednak przecież wiecznie mieć go na oku. Zdał sobie sprawę z tego, że przywiązał się do Rivena, czy tego chciał czy nie. Nie był tylko pewien, czy to przywiązanie wynikało wyłącznie z sympatii, czy z czegoś więcej. Tylko raz mógł powiedzieć, że był zakochany, więc nie miał dużego doświadczenia ani porównania.
    Westchnął ciężko, ale mimo marsowej miny przyjął od chłopaka origami. Wymruczał pod nosem ciche podziękowanie i położył papierową figurkę na biurku, by się nie zniszczyła.
    — Nie myśl, że mnie w ten sposób przekupisz — stwierdził z powagą, choć sam gest uznał za całkiem uroczy. — Masz zimne ręce, właź pod koc. Zrobię ci herbatę — dodał, zostawiając go na chwilę samego. Wrócił z dwoma kubkami herbaty z miodem i cytryną. Spod łóżka wyciągnął paczkę ciastek piegusków. Położył je obok Rivena, żeby ten się poczęstował. Ostatnio kiedy zostawił słodycze w kuchni, jednego z bliźniaków przyłapał na gorącym uczynku w postaci podżerania, więc tym razem zabrał je ze sobą. Musiał poważnie pomyśleć nad zmianą mieszkania. Może uda mu się wynająć jakąś kawalerkę w piwnicy? Podobno takie lokale były znacznie tańsze. Jemu brak naturalnego światła nie przeszkadzał, w końcu i tak mało czasu spędzał w domu. Powoli dzielenie przestrzeni z tyloma osobami działało mu na nerwy, zwłaszcza, że szczególnie bracia nie należeli do spokojnie usposobionych.
    — Czemu wspinałeś się na balkon? Nie mogłeś wejść klatką schodową? — zapytał, biorąc jedno ciastko. Nakruszył sobie na czarną koszulkę, ale nie wydawał się tym przejęty. Sprawiał wrażenie, jakby w ogóle tego nie zauważył, bo ciągle wpatrywał się w Rivena. — Też powinienem przeprosić, że się nie odzywałem, ale byłem trochę skołowany tym… jak mnie ostatnio pożegnałeś. Nie do końca wiem jak to traktować — wyjaśnił. — Myślałem, że tylko sobie tak dwuznacznie żartujesz, ale teraz mam mętlik w głowie — wyznał.

    Oscar

    OdpowiedzUsuń
  26. Podświadomie liczył na to, że odpowiedź Rivena choć trochę rozjaśni mu sytuację, ale wyglądało na to, że obaj byli nią równie zmieszani. Nigdy wcześniej nie przydarzyło mu się coś takiego nawet z żadną kobietą. Najprościej byłoby udać, że nic takiego nie miało miejsca. W ich relacji nic by się wtedy nie zmieniło… Ale tak chyba się nie dało. Nie umiał wyprzeć tego pocałunku z pamięci, choć minęło już kilka dni. Co gorsza, miał ochotę to powtórzyć i dziwacznie czuł się z tym uczuciem, zwłaszcza, że Riven znajdował się na wyciągnięcie ręki.
    Poruszył się, kiedy chłopak strzepał okruchy z jego koszulki. O mało nie oblał się herbatą. Dla bezpieczeństwa ich obu odłożył swój kubek na szafkę nocną, na której dziś znajdował się kryminał napisany przez norweskiego pisarza Jo Nesbø. Książka była oryginalnym wydaniem, nie tłumaczeniem na język angielski. Oscar lubił czytać, odniósł jednak wrażenie, że w języku ojczystym szło mu dużo szybciej, niż po angielsku, kiedy czasem trafiał na trudniejsze słowo, którego znaczenie musiał sprawdzać w słowniku lub wyciągać je z kontekstu. Zakładka znajdowała się mniej więcej w połowie książki, najprawdopodobniej przysnął podczas czytania i dlatego jeszcze jej nie dokończył.
    Pokręcił głową, jakby chciałby go w ten sposób skarcić. Wspinanie się po elewacji nie należało do rozsądnych nawet wtedy, kiedy za oknem panowały dobre warunki pogodowe, już nie wspominając o oblodzeniach czy śliskich od topniejącego śniegu elementach konstrukcji.
    — Złamanym karkiem nie zaimponujesz nikomu — zapewnił, ale nie potrafił się długo na niego gniewać za tę brawurę. Owinął chłopaka kocem i przyciągnął go ramieniem bliżej siebie. Był gorący jak piec. Mocno potarł jego ramiona, by Riven się rozgrzał. Miał nadzieję, że nie złapie przeziębienia przez te swoje wyczyny.
    Oparł podbródek na jego głowie, przez dłuższą chwilę milcząc. Rozmowa, którą zaczął, nie należała do łatwych, szczególnie z jego perspektywy. Nie przywykł do dyskutowania o uczuciach na głos. Często świadomie i celowo spychał to na drugi plan, bo wolał zostać w swojej strefie komfortu, ale doszedł do wniosku, że w ich przypadku to wyłącznie by wszystko skomplikowało.
    — Fakt, nie znamy się aż tak dobrze — przyznał. — Ale to akurat można zmienić — dodał. Rzadko otwierał się przed ludźmi, ale Riven był pierwszą osobą, która sprawiła, że czuł się przy niej komfortowo i nie musiał udawać kogoś, kim nie jest. Zaufał mu, o czym najlepiej świadczyło to, że zasnął w jego obecności. To mogło się wydawać błahe, ale dla niego miało duże znaczenie, ponieważ wtedy stawał się kompletnie bezbronny, a on lubił kontrolować sytuację i trzymać rękę na pulsie. Miał też poniekąd nadzieję, że kiedy odkryje swoje karty, Riven zdecyduje się na to samo.
    — Chociaż nie wiem, czy chciałbyś być z kimś takim jak ja — stwierdził. Miał świadomość tego, że był trudny. Wydarzenia z przeszłości odcisnęły znak na jego psychice. Zbyt dużo czasu poświęcał pracy i swoim obsesjom. — Nigdy nie mówiłem ci dlaczego zostałem policjantem, ale skoro chcesz wiedzieć o mnie więcej… — urwał, sięgając po laptopa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpalił przeglądarkę i szybko wklepał jakieś hasło, po czym obrócił urządzenie, tak by Riv dobrze widział co znajdowało się na ekranie. Filmik upamiętniał masakrę na wyspie Utoya. Po krótkim wstępie, na którym autor materiału wyjaśnił co się wydarzyło, wyświetlały się zdjęcia z miejsca zdarzenia. Na jednej z przebitek sprzed ponad dekady dało się dostrzec chłopaka ze słomkowymi włosami, które były zlepione krwią w strąki. Posoka spływała mu po skroni, przez policzek, aż po kołnierz koszulki. Wokół niego kręcili się ratownicy medyczni, opatrywali mu rękę. Tę samą rękę, na której Oscar miał tę paskudną bliznę po postrzale. W pewnym momencie nagrania chłopak spojrzał wprost w kamerę, a jego twarz zdawała się nie wyrażać zupełnie żadnych emocji, zupełnie jakby jeszcze nie do końca rozumiał co się właśnie wydarzyło, choć w tle służby transportowały zwłoki ofiar w czarnych workach. Bez wątpienia na nagraniu znajdował się Oscar. Był niższy, szczuplejszy, ale miał tę samą piegowatą twarz, przez którą ciężko pomylić go z kimkolwiek innym.
      Ofiarom co roku poświęcano masę artykułów, ale dane ocalałych pozostawały w większości anonimowe. Znani byli ci, którzy zdecydowali się spieniężyć tragedię, jaka ich spotkała. Oscar do nich nie należał. Nawet jeśli komuś udawało się go odnaleźć, zwykle ignorował próby kontaktu lub w kilku krótkich zdaniach odmawiał wypowiedzi.
      Uznał, że pokazanie Rivenowi co go spotkało będzie najlepszym wyjaśnieniem tego, dlaczego obrał taką ścieżkę zawodową, skąd u niego ta obsesja związana ze zbrodniami. Tym razem to on trzymał broń, to on nosił mundur i chronił innych. Nakładał na siebie dużą presję, co czasem negatywnie odbijało się na jego zdrowiu. Chciał, żeby chłopak zrozumiał jego motywacje.

      And let me be the portable heater
      That you'll get cold without

      Oscar

      Usuń
  27. [Czemu nie, mogli się tam zobaczyć. Holden działa głównie w swoich poprzednich szkołach, np. Bronxdale High School, ale czasem współpracuje z ośrodkami pomocy społecznej/pomocy rodzinie i na miejskich boiskach na Bronksie organizuje lokalnym dzieciakom czas. Działa raczej wyłącznie na swojej dzielnicy.]

    Holden Springfield

    OdpowiedzUsuń
  28. [Mogę zacząć, ale pewnie dopiero bliżej piątku, więc jeżeli chcesz poczekać, to żaden problem.]

    Holden Springfield

    OdpowiedzUsuń
  29. Przyznanie się do wydarzeń z przyszłości nie należało do łatwych, ale było na swój sposób wyzwalające. Poczuł ulgę, że nie musiał tego dłużej ukrywać. Może to i dobrze, że wyznał Rivenowi prawdę na własnych zasadach. Gdyby go zwodził, migając się od odpowiedzi, chłopak mógłby się poczuć źle i miałby do tego pełne prawo. Skoro uważali się za przyjaciół, powinni być ze sobą szczerzy.
    Obserwował reakcję Rivena, podświadomie trochę stresując się tym, jak chłopak przyjmie te rewelacje. Zdjęcia z miejsca masakry były wstrząsające. Ilość młodych osób, która tamtego strasznego dnia straciła życie, była wprost przytłaczająca, a myśl o tym, że Oscar został świadkiem zbrodni, mogła wprawić w niemały szok. Odniósł nie tylko rany fizyczne, ale również psychiczne. Nic dziwnego, że zdarzały mu się kłopoty ze snem i zaufaniem.
    Mimo wszystko Rivenowi pozwalał na więcej, niż innym. Podświadomie do niego lgnął, czując, że może liczyć na jego zrozumienie i wsparcie. Głęboko odetchnął, czując jak ciemnowłosy ściska go za dłoń. Odwzajemnił uścisk, dając w ten sposób znak, że nie ma nic przeciwko kontaktowi fizycznemu. Tych kilka chwil spędzonych w objęciach Rivena uświadomiło mu, że czuł się przy nim komfortowo i nie miał nic przeciwko temu, żeby ten go dotykał i przyglądał się jego bliznom.
    Miał duże szczęście, że pomimo dwóch postrzałów pozostał przy życiu i nie stracił sprawności. Wiele osób nie miało takiego farta, uciekali zbyt wolno, za słabo się ukryli lub ich spanikowane krzyki przyciągnęły mordercę. Jako zaledwie czternastoletni smarkacz Oscar oszukał przeznaczenie. Czyż to nie ironiczne, że decydując się na pracę w policji znowu igrał z losem i narażał własne zdrowie? Istniało wiele innych, spokojniejszych, mniej obciążających zawodów, ale jego ciągnęło do niebezpieczeństw, do ludzi o skrzywionej psychice, do tego co brudne i złe.
    — Właściwie… Czułem pustkę — stwierdził. Doskonale pamiętał tamten dzień. Potrafił go odtworzyć w pamięci w najmniejszych szczegółach, zupełnie jakby oglądał kasetę. W pamięć zapadły mu najdrobniejsze szczegóły, co jadł na śniadanie, jakie mieli plany na wieczór, jaki kolor sukienki ubrała ta rudowłosa dziewczyna, która mu się podobała i była dla niego miła. Nie umiał, a może przede wszystkim nie chciał zapomnieć dźwięku wystrzałów, który raz po raz wstrząsał lasem ani pulsowania krwi, które dudniło mu w uszach. Wszystko było tak samo wyraziste i głośne, jak dekadę temu.
    — Cóż, to też wyjaśnia czemu kiepsko sypiam — dodał. — Zostań na noc, Riv — poprosił szeptem. — Będę spokojniejszy, mając cię na oku — wyjaśnił. — Poza tym, dawno tak się nie wyspałem, jak kiedy tu nocowałeś — zdradził, posyłając mu zaczepny uśmiech. Zamknął laptopa, by nie musieli dłużej patrzeć na zdjęcie z dnia masakry. — Też miło jest mieć cię obok — wyznał. Nie miał pojęcia jak ma określić uczucia, którymi darzył chłopaka, ale nie ulegało wątpliwości, że lubił spędzać z nim czas, dzielić przestrzeń i dobrze czuł się w jego towarzystwie.

    Oscar

    OdpowiedzUsuń
  30. Ozzie postąpił nieregulaminowo, zabierając dowód z miejsca popełnienia przestępstwa. Powinien poinformować techników, jak tylko go znalazł, ale postąpił zgoła inaczej. Udawanie się pod adres Rivena było co najmniej ryzykowne. Tak naprawdę nie mógł przewidzieć jak potoczy się ich rozmowa, czy chłopak nie spróbuje uciekać lub z nim walczyć. Ludzie różnie reagowali na stres, niektórzy stawali się opryskliwi albo agresywni. Mimo wszystko nie żałował podjętej wówczas decyzji. Gdyby nie to, może by się w ogóle nie poznali. To byłaby wielka szkoda. Riven okazał się naprawdę sympatycznym człowiekiem, na tyle, że Ozzie przymknął nawet oko na jego występek z włamaniem do biblioteki. Jak nic kiedyś pójdzie przez niego siedzieć! Miał dla niego słabość, ale czy to oznaczało, że może się w nim zakochać…?
    Uśmiechnął się pod nosem, gdy ciemnowłosy go pogłaskał i obiecał, że zostanie na noc. Ta wiadomość go ucieszyła. Na zewnątrz panował ziąb, on był poturbowany; lepiej, żeby ktoś miał na niego oko. Skoro już raz go napadnięto, to teoretycznie istniała szansa, że sytuacja może się powtórzyć. Przy kim Riv mógł się poczuć bezpiecznie, jeśli nie przy stróżu prawa?
    Gdy Riven poszedł się wykąpać, Oscar złapał za telefon i zadzwonił do pizzerii. Dopiero zapytany o to, jaką pizzę chce zamówić, uświadomił sobie, że nie zapytał Rivena czy ten nie jest na coś uczulony lub czy może ma ochotę na jakieś inne jedzenie. Nie miał wiele czasu na zastanowienie, więc uznał, że skoro nie zna żadnej osoby, która nie lubi pizzy, to jest niewielka szansa, że nie trafi w gust Rivena. Wybrał dwie w miarę uniwersalne kompozycje z menu, w nadziei na to, że któraś z nich będzie mu odpowiadać.
    Sięgając po dzwoniącą komórkę spodziewał się połączenia przychodzącego od rozwoziciela pizzy, który nie wiedział gdzie ma ją dostarczyć. Zdziwił się, widząc, że dzwoni do niego Riven. Odebrał już po pierwszym sygnale i musiał powstrzymać śmiech, kiedy usłyszał w jakiej sprawie dzwoni Riv.
    — Może. Muszę to jeszcze przemyśleć — wymruczał, chociaż oczywiście tylko się z nim droczył. — Już biegnę ci na pomoc — odparł zanim się rozłączył. Bez problemu znalazł na jednej z półek ręcznik złożony w kostkę i ruszył w kierunku łazienki. Zapukał do drzwi i słysząc, żeby wszedł, wślizgnął się do środka.
    W pomieszczeniu było duszno i gorąco. Para osiadła zarówno na lustrze, jak i na szybie od kabiny prysznicowej. Oscar podał ręcznik Rivenowi, przyłapując się na tym, że musiał bardzo pilnować się, by nie zerknąć tam, gdzie nie powinien. Czuł tę pokusę i to było dla niego czymś nowym…
    Na szczęście z opresji wyrwał go dzwonek do drzwi. Najwyraźniej tym razem trafił mu się bardziej rozgarnięty dostawca pizzy, którego nie musiał nawigować jak pięciolatka.
    — Lecę otworzyć, jedzenie przyjechało. Pospiesz się, bo będziesz jadł zimne — rzucił do Rivena zanim opuścił łazienkę.

    Oscar

    OdpowiedzUsuń
  31. [Cześć, dziękuję za miły komentarz!
    Mnie natomiast zaintrygował Riven, strasznie kusi mnie połączenie naszych chłopaków w wątku (nie tylko z racji tak podobnych imion!).
    Jaime zdaje się mieć ułożone życie, które wreszcie zaczyna nabierać żywych barw; chyba nie mam serca ponownie wrzucać go w kłopoty, które najprawdopodobniej przyniesie mu River. Łatwiej znaleźć punkt wspólny z Shayem, ale tak jak wspomniałam wcześniej, jakoś najbardziej ciągnie mnie do Rivena. <3
    Pomyślałam sobie, że mogą być sąsiadami, może nawet przez kilka lat chodzili do tej samej szkoły? Może Riven musiałby zanieść lub odebrać jedną z tajemniczych przesyłek w klubie, w którym pracuje Munson.? Inna taka sytuacja, która nie daje mi spokoju, to scena, gdzie Riven korzystając ze swoich umiejętności, włamie się do apartamentu pewnego biznesmena, zakładając, że mężczyzny nie będzie w środku (może Riven wiedziałby, że ten akurat jest na jakimś służbowym wyjeździe?). Tyle, że natknąłby się na Rivera, który za opłatą ekstra miał zająć się mieszkaniem pod nieobecność swojego stałego i bardzo bogatego klienta. Możemy też ich wplątać w jakieś duże kłopoty wynikające z tego, że ktoś ich pomylił właśnie z racji podobieństwa imion. Co myślisz o tym wszystkim? :D]

    River

    OdpowiedzUsuń
  32. Oscar widział w życiu wielu gołych facetów, co głównie wynikało z tego, że często chodził na siłownię i basen, a tam w szatniach mało osób kryło się z nagością. W Norwegii nikt nie zwracał uwagę na to, jak wyglądali inni ludzie pod prysznicami czy przy szafkach. Nie krępowało go to, że ludzie wokół paradowali bez ubrań lub w samej bieliźnie, zwyczajnie nie przykładał do tego wagi. Był skupiony na tym, by jak najszybciej wciągnąć na wilgotne ciało ubrania i wyjść zanim odjedzie mu autobus lub metro.
    Ta pokusa zarzucenia okiem za zaparowaną szybę prysznicową przydarzyła mu się chyba pierwszy raz w życiu. Zastanawiał się czy to możliwe, że Riven mu się podoba? Oczywiście, był przystojny, niczego mu nie brakowało. Ze swoim wysokim wzrostem, wysportowanym ciałem i ciemnymi włosami mógłby nawet robić za modela. Cokolwiek na siebie nie włożył, według Oscara prezentował się w tym bardzo dobrze. Ozzie miał niewielkie pojęcie o modelingu, ale sądził, że Riv spełnia wszystkie warunki. Nie tylko bronił się wyglądem, ale również ciekawą osobowością i poczuciem humoru.
    Blondyn nie sądził, by jego współlokatorzy mieli coś przeciwko odwiedzinom Rivena. Co prawda go nie znali, ale chłopak był sympatyczny, niczego im nie niszczył ani nie ukradł. Teoretycznie nie było więc powodu do pretensji czy niesnasek. Wręcz przeciwnie, Oscar podejrzewał, że Riven spotkałby się z ciepłym powitaniem, szczególnie, że bliźniacy czasem zaczepiali go, pytając o to, kiedy w końcu kogoś im przedstawi. Oczywiście, pewnie mieli na myśli jakąś dziewczynę, ale nigdy nie wiadomo.
    Uśmiechnął się na widok Rivena owiniętego w kołdrę jak burrito. Położył na łóżku dwa kartony z pizzą oraz szeleszczącą, foliową reklamówkę, w której były sosy w plastikowych pojemniczkach oraz napoje w puszkach. Usiadł obok chłopaka i sam wcisnął się pod kołdrę. W pokoju zrobiło się przyjemnie ciepło, choć nie był pewien, czy to zasługa włączonego ogrzewania, gorącego jedzenia czy Rivena, który był hot. W każdym razie tamten wieczór okazał się przyjemniejszy, niż Ozzie zakładał.
    — Smacznego — wymruczał, sięgając po kawałek pizzy. Był dużym fanem sosu czosnkowego, mimo tego, że był we Włoszech i doskonale wiedział, że w tamtych rejonach nie serwuje się go z pizzą. Cóż, Włosi nie kładli ananasa na pizzy, a on go uwielbiał. Nie we wszystkim dało się zgodzić. Ludzie mieli różne gusta, a nietypowymi, nie tradycyjnymi dodatkami nikomu nie wyrządzał krzywdy.
    W pewnym momencie sięgnął po serwetkę i wytarł Rivenowi policzek, na którym miał ciapkę z sosu pomidorowego. Kiedy zjedli kolację, Oscar pozbierał puste opakowania i na chwilę wymknął się z pokoju by wyrzucić śmieci, a potem wziąć kąpiel. Kiedy wrócił do swojej sypialni, wciąż pachniało w niej pizzą.
    Położył się na łóżku tuż obok Rivena i odruchowo się do niego przytulił.
    — Jaki repertuar przygotowałeś na dziś? — zapytał cicho, pocierając przy tym powieki.

    Oscar

    OdpowiedzUsuń
  33. [I takie decyzje to rozumiem. <3
    Cieszę się, że pomysły na połączenie naszych chłopaków Ci się spodobały, jestem przekonana, że i nas, i ich czeka ich wiele niezapomnianych wrażeń.
    W takim razie możemy założyć, że po raz pierwszy zobaczyli się właśnie w klubie; klient Rivena trochę by się spóźniał, a Munson widząc go czekającego mógł pomyśleć, że chłopak szuka towarzysza na resztę wieczoru, toteż zaproponowałby mu swoje usługi. Następne spotkanie i to jeszcze w takich a nie innych okolicznościach, podczas włamu będzie bardzo... specyficzne. xd Pasuje mi motyw, by do Rivera zgłosił się podejrzany typ ze zleceniem - on i tak ma już ogromne problemy z wierzycielami, którzy nie należą do najprzyjemniejszych osób, więc byłby nawet skłonny pomyśleć, że to jakieś ich kolejne polecenie w ramach odpracowania odsetek...
    Chciałabyś coś jeszcze ustalić, czy lecimy z początkiem?]

    R

    OdpowiedzUsuń
  34. Możliwość powrotu po ciężkim dniu pracy do ciepłego łóżka i przytulenia się do drugiej osoby wydawała się całkiem przyjemna. Tak, doszedł do tego wniosku leżąc obok Rivena. Nie miał nawet nic przeciwko temu, że chłopak dotykał go po włosach, choć zwykle za tym nie przepadał. Może bawił się nimi w bardziej subtelny sposób, niż osoby, które próbowały tego przed nim, a może chodziło o to, że zyskał ten przywilej, bo po prostu mu się podobał. Ewentualnie jedno i drugie, taka opcja oczywiście też wchodziła w grę.
    Był zaskoczony, kiedy brunet nagle znalazł się na jego biodrach. Na początku myślał, że chłopak przewrócił go na plecy, bo zrobiło mu się niewygodnie lub chciał sięgnąć po coś z szafki nocnej. Nie spodziewał się, że Riven wyjdzie z taką propozycją. Zamrugał szybko, nie kryjąc swojego zaskoczenia, ale uśmiechnął się chytrze. Cóż, jakby mógł odmówić? Właściwie, nie miał nawet takiej okazji, bo Dechart od razu przeszedł do rzeczy.
    Ozzie zamruczał, jakby chciał coś powiedzieć, ale w gruncie rzeczy wcale nie zamierzał narzekać ani zgłaszać żadnych obiekcji. Riven świetnie całował i wprost nie chciało się od niego odrywać. Postanowił się z nim jednak odrobinę podroczyć.
    — Tym razem naprawdę powinienem cię aresztować — stwierdził cicho. Jeszcze nie znalazł odpowiedniego przepisu, który by mu to umożliwiał, ale przecież policjanci w Stanach Zjednoczonych zyskali niechlubną opinię naginających prawo. Co prawda on starał się tego wystrzegać, ale przecież teraz nie był w pracy. Czy gdyby wyrecytował Rivenowi jakiś zmyślony przepis, ten by się połapał? W zasadzie z tych istniejących i prawdziwych, mógł podciągnąć jego zachowanie co najwyżej pod molestowanie. W końcu nie zdążył powiedzieć tak, a ten już go dopadł! Nie, żeby miał coś przeciwko…
    — Pamiętaj, że mam kajdanki i nie zawaham się ich użyć, jak będziesz niegrzeczny — ostrzegł poważnym tonem, ale na jego twarzy widniał uśmiech. Nie wydawał się zirytowany tym, że Riven pozwalał sobie na taką bliskość między nimi. To było ciekawe uczucie, czerpać przyjemność z czegoś, czego nigdy wcześniej nawet nie rozpatrywał w takich kategoriach. Nie zdarzało mu się fantazjować o facetach, nie czuł potrzeby eksperymentowania ze swoją seksualnością, ale otwartość (a może nawet lekka bezczelność!) Rivena zaowocowała tym, że coś sobie uświadomił. To przyjemne łaskotanie w brzuchu nie było przypadkowe. Zaczął poważnie myśleć o tym, że brunet mu się najzwyczajniej w świecie podobał. Zastanawiał się tylko, czy ich relacja mogła przejść na poważniejszy etap.
    Jasne, całowanie się po kryjomu i z doskoku miało swój urok, ale Oscar obawiał się, że wizja ich relacji może okazać się różna. Co, jeśli Riv oczekuje tylko tyle i nic ponadto? Miał przecież takie prawo. Przeszło mu przez myśl, że to byłoby smutne, gdyby rozminęli się w oczekiwaniach.
    Jako karę za to jawne i wyjątkowo bezczelne kuszenie wymierzył w postaci łaskotek. Sam miał tylko kilka punktów na ciele, które sprawiały, że zaczynał się skręcać, wiercić i śmiać, ale dobrze wiedział jaką potrafiły być torturą! Oczywiście, nie zamierzał się nad nim zbyt długo znęcać. Korzystając z okazji wsunął dłoń pod jego koszulkę i przesunął palcami po jego bokach, a drugą położył mu na karku. Nieśmiało pocałował go w szyję, ot tak, dla sprawdzenia jak chłopak na to zareaguje. Skoro sam wychodził z inicjatywą, to chyba nie będzie miał mu za złe…?

    Oscar

    OdpowiedzUsuń
  35. Ozzie nie miał dobrych doświadczeń z randkami. Był na kilku na przestrzeni ostatnich lat, ale żadnej z nich nie wspominał pozytywnie. Przykładowo, poznał kiedyś przez internet dziewczynę, z którą dobrze mu się pisało. Wydawała się miła i troskliwa, ale nie nachalna. Posiadali wspólne tematy, rozmowa dobrze się kleiła, więc zaproponował spotkanie. Pierwszy termin nie wypalił, ponieważ jego znajoma w ostatniej chwili poinformowała, że zepsuł się jej samochód, a pociąg w tamtym kierunku jedzie dopiero za dwie godziny, więc to bez sensu, żeby tyle na nią czekał, bo i tak już nie zdążą do kina, na film, który mieli wspólnie obejrzeć. Uznał, że przełożą to na kiedy indziej. Za drugim razem parę dni wcześniej poinformowała go, że się rozchorowała i jednak nie da rady dotrzeć na miejsce. Wspominała, że jest chorowita, więc nie potraktował tego jako tzw. red flag, choć z perspektywy czasu widział, że to powinno go zaalarmować. Stwierdził jednak, że do trzech razy sztuka i kiedy akurat przebywał w jej rejonach, spontanicznie zapytał, czy nie ma chwili, aby mogli się zobaczyć. Ku jego zaskoczeniu odpisała, że chętnie się z nim spotka. Zaproponowała nawet konkretne miejsce, kawiarnię Starbucks w jednej z galerii handlowych. Bez problemu znalazł adres i udał się pod niego o umówionej godzinie. Było tam mnóstwo ludzi, więc o czasie zaczął się rozglądać, by wypatrzyć ją w tłumie. Właśnie wtedy został zaczepiony. Tuż obok niego stała otyła dziewczyna, która nieszczególnie przypominała tę ze zdjęcia, ale zarzekała się, że to właśnie z nią miał się spotkać. Powiedzieć, że był zmieszany, to mało. Wcale nie chodziło o wagę wspomnianej dziewczyny, ale o to, że zwyczajnie go okłamała, posługując się wizerunkiem kogoś innego. Później dowiedział się, że fotografie należały do jej siostry, której ona zawsze zazdrościła aktywności fizycznej, sprawności i łatwości w nawiązywaniu relacji, więc zdecydowała się pod nią podszyć. Oscar powiedział dziewczynie, co sądzi na temat jej postępowania i zerwał z nią kontakt. Nie lubił być okłamywany, tkwić w kłamstwie ani budować na tej podstawie relacji.
    Po tym, jak kilka razy się sparzył, zwyczajnie doszedł do wniosku, że ma dość randkowania i uznał to za zwyczajną stratę czasu. Później zaangażował się w pracę, więc nie znajdował czasu na takie błahostki. Cóż, do czasu aż w jego życiu pojawił się Riven. Z nim może randka nie byłaby taka znowu zła ani rozczarowująca? Taką przynajmniej żywił nadzieję. Nie do końca wiedział jak wyjść z taką propozycją, czy chłopak w ogóle by się zgodził, ale poważnie nad tym rozmyślał.
    Póki co wcale się nie spieszył. Przytulił się do chłopaka i przesunął nosem po jego szyi.
    — Kupiłem ci prezent na święta — zdradził. Oczywiście, nie wspomniał ani słowem co zamierzał mu podarować, to miała być niespodzianka, ale miał nadzieję, że prezent okaże się trafiony. Póki co kurier musiał go dostarczyć. Ozzie nie znosił chodzić po sklepach, zwłaszcza wtedy, gdy zaczynały się przedświąteczne kolejki, więc kiedy chciał komuś zrobić przyjemność i kupić jakiś drobiazg, zwykle robił zakupy przez internet i to zanim czas dostawy będzie wynosił dwa tygodnie. Całkiem mądre posunięcie, trzeba przyznać.
    — Rodzice zaprosili mnie na święta, chcą żebym przyleciał do Norwegii ich odwiedzić — dodał.

    Oscar

    OdpowiedzUsuń
  36. Kiedy Aurora siedziała na ławce, samodzielnie próbując rozprawić się z babeczką, Jerome przez pewien czas nie potrafił oderwać od niej wzroku. Ten widok bowiem uzmysłowił mu, jak duża już była dziewczynka, a co za tym idzie, ile tak naprawdę czasu minęło, odkąd jego życie wywróciło się do góry nogami. Kiedy upłynęły wszystkie te tygodnie, miesiące, lata…? Otrząsnął się z rozmyślań dopiero, kiedy siedzący na ławce Riven ponownie go zagadnął.
    — Pracuję w firmie budowlanej — odpowiedział krótko. — Jako budowlaniec — uściślił z nikłym rozbawieniem, ponieważ równie dobrze mógł zajmować inne stanowisko. Był jednakże typowym pracownikiem fizycznym i ani trochę mu to nie przeszkadzało. Lubił ten typ pracy i nigdy nie marzył o zrobieniu wybujałej kariery. Nie kręciło go wspinanie się po kolejnych szczebelkach, by zająć możliwie jak najwyższy stołek, co czynili poniektórzy.
    — A ty? — odbił piłeczkę, tak po prostu. — Chyba jeszcze studiujesz? — zauważył, ponieważ nie dało się ukryć, że Riven wyglądał młodo; o wiele młodziej od samego Marshalla. — Choć, nie musisz — zreflektował się i uśmiechnął lekko. — Ja na studia się nie wybrałem — dodał i upił łyk kawy, a później zapatrzył się na Biscuita, który zainteresował się ich towarzyszem. Obwąchał uważnie wyciągniętą ku niemu dłoń, a następnie dał się pogłaskać, najwyraźniej uznając ich nowego znajomego za przyzwoitego człowieka. W tym samym czasie wyspiarz dojadł swoją babeczkę, pociągnął kilka łyków kawy i parskał śmiechem, spostrzegłszy, że Aurora cała była w kawałkach swojej babeczki. Rączki miała oblepione kawałkami ciasta, tak samo jak buzię i ubranie, i ewidentnie nie wiedziała, co z sobą począć. Nie podobało jej się to, że do jej paluszków coś przywarło, ponieważ po chwili zawahania wyciągnęła ręce w stronę trzydziestolatka.
    — Dada! — zawołała nagląco, a potem wydała kilka nieokreślonych dźwięków, domagając się wyczyszczenia z babeczki, co Jerome zaraz uczynił za pomocą wilgotnych chusteczek, których paczka zawsze znajdowała się w torbie przyczepionej do wózka.
    — No przecież księżniczka nie może być brudna — zauważył i mrugnął porozumiewawczo do Rivena, podczas gdy sam przyklęknął przed ławką i starannie wyczyścił małe palce umorusane babeczką. Kiedy Aurora była względnie czysta, zdjął ją z ławki i postawił na ziemi, by mogła dreptać w pobliżu, podążając głównie za Biscuitem.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  37. Zamrugał oczami, wyraźnie zaskoczony tym, że Riven ugryzł go w palec. Na początku nie wiedział jak ma zareagować, ale ostatecznie tylko się zaśmiał. Riven czasem zachowywał się jak kocur, ale miało to swój urok. W końcu kto potrafił się oprzeć futrzakom? Cóż, Rivenowi też ciężko było się oprzeć i nawet Oscar musiał to przyznać.
    — Jasne, a widzisz tu jakiegoś innego Rivena? — zapytał retorycznie. Posłał mu uśmiech. — Nie musiałem, to prawda. Chciałem, tak po prostu — stwierdził. Trudno było mu to wyjaśnić, ale pragnął, by chłopak miał coś od niego, coś co będzie mu o nim przypominać, ilekroć sięgnie po ten przedmiot. Doszedł do wniosku, że skoro Riven wykazuje talent artystyczny, to kupi mu profesjonalne kredki i dobrej jakości szkicownik, żeby mógł rozwijać swoje zainteresowania. Ozzie, jak na policjanta przystało, był świetnym obserwatorem, więc pewnego dnia zauważył jak Riven rysuje i uznał, że jest w tym całkiem niezły. Wyczytał na internecie, że w przypadku rysowania materiały odgrywają istotną rolę, więc skoro mógł mu sprawić przyjemność, to czemu miałby tego nie zrobić?
    — Tak sobie pomyślałem… — urwał na chwilę. — Nie chciałbyś polecieć do Norwegii ze mną? — Nie zadał tego pytania przez grzeczność. Naprawdę proponował Rivenowi wspólny wyjazd. Przyszło mu do głowy, że to w sumie niegłupi pomysł. Mogliby spędzić więcej czasu w swoim towarzystwie, on czułby się trochę mniej skrępowany w rodzinnym gronie, a przy okazji brunet zobaczyłby trochę świata. Skoro nie miał stałej pracy, chyba nic nie trzymało go w Nowym Jorku. — Ja stawiam — zaznaczył. Dla niego zapłacenie kosztów lotu za drugą osobę nie stanowiły większego problemu. Poza tym, obecność Rivena była zdecydowanie bezcenna. Tego jak się przy nim czuł nie dało się zastąpić żadną ilością pieniędzy.

    Dzięki Rivenowi znowu udało mu się przespać całą noc. Co więcej, rano okazało się, że jego gość zdążył już ewakuować się z łóżka. Dotknięcie zimnej poduszki zamiast miękkich włosów Decharta było trochę rozczarowujące. Oscar podniósł się do siadu i ziewnął, rozglądając się wokół. Usłyszał wtedy głosy dobiegające zza ściany. Najwyraźniej Riven jeszcze nie opuścił mieszkania, co go akurat ucieszyło.
    Uśmiechnął się do niego, kiedy mijali się na korytarzu. Gdy Riven zniknął za drzwiami łazienki, Oscar zauważył jak jeden z bliźniaków z wyraźnym zaciekawieniem wygląda z kuchni.
    — A ty co…? — mruknął blondyn, ale nawet nie dane było mu dokończyć zdanie.
    — Nie raczysz nam przedstawić swojego chłopaka? Nie wspomniałeś, że jesteś gejem, ale wiesz… My cię wspieramy, love is love i takie tam… — zapewnił Mike, gestykulując przy tym przesadnie. Wyszczerzył zęby w uśmiechu, a potem oparł się o blat stołu, nachylając nad nim, jakby chciał powiedzieć coś w tajemnicy. — Niczego sobie ten twój chłoptaś, gdzie go wyrwałeś? — zagadnął, poruszając sugestywnie brwiami.
    Oscar popatrzył na swojego współlokatora, jakby ten do końca zdurniał.
    — Jezu… — westchnął pod nosem. Wyminął Mike’a i nalał sobie kawy do kubka, bo z pewnością bez kofeiny nie był gotowy na taką rozmowę. — Nie jesteśmy parą, nie wiem co sobie ubzdurałeś…
    Jeszcze nie jesteśmy, pomyślał Oscar. Ale gdyby Riven chciał spróbować wejść w związek, to chyba nic nie stało na przeszkodzie? W najgorszym wypadku mogli przecież usiąść, porozmawiać jak dorośli i wrócić do przyjaźnienia się tak po prostu. Oscar potarł powieki, czując, że nie powinien wybiegać myślami aż tak w przyszłość. Gdy Riven wychodził z mieszkania, Oscar zatrzymał go przy drzwiach wyjściowych i skradł mu ostatni pocałunek, co oczywiście nie uszło uwadze jego ciekawskiemu współlokatorowi. Jak dobrze, że bliźniacy zamierzali lada dzień wyjechać w swoje rodzinne strony, by pomóc rodzicom w przygotowaniach do świąt. Podobno te zapowiadały się na mroźne i obfitujące w opady śniegu. A Oscar, cóż, miał nadzieję, że spędzi je z Rivenem.

    Oscar

    OdpowiedzUsuń
  38. Media straszyły załamaniem pogodowym już od kilku dni, ale Oscar nie wydawał się szczególnie przejęty prognozami. W rodzinnych stronach spadki temperatur nie były niczym dziwnym, więc przywykły do mrozu i śniegu, nie panikował tak, jak spora część Amerykanów. Kupił trochę więcej jedzenia, ale to wynikało raczej z jego pragmatycznej natury. Lubił mieć coś w zapasie, by nie musieć biec po sklepu po jedzeniową zachciankę albo brakujący produkt, kiedy za oknem szalała zamieć śnieżna. Suche produkty, mrożonki i konserwy miały długi termin przydatności, więc na pewno się nie zmarnują, więc włożył je do koszyka podczas robienia zakupów.
    Kiedy Ozzie kładł się spać poprzedniego wieczoru, śnieg tylko prószył, ale kiedy wstał i odsunął zasłony, na zewnątrz było kompletnie biało, jakby ktoś wylał mleko. Szron na oknach świadczył o tym, że na dworze panował ziąb, to oznaczało, że najprawdopodobniej śnieg nie rozpuści się zbyt szybko. Na ulicach panował chaos; pogoda oczywiście zaskoczyła niektórych kierowców, przechodnie ślizgali się na chodnikach, starając uniknąć bolesnego upadku.
    Jak dobrze, że nie muszę wychodzić w taką pogodę, pomyślał. Miał zaległy urlop do odebrania, dlatego zdecydował się go wybrać przed swoim wyjazdem. Na początku nie był zadowolony z tego, że kadry naciskają, by wziął sobie wolne, ale teraz właściwie cieszył się, że mu to zasugerowano.
    Wolny dzień przeznaczył głównie na zrobienie porządków. Przejrzał rzeczy i wyrzucił wszystko, co uznał za zbędne. W porządku, może zdecydował się na ten krok po obejrzeniu Sprzątania z Marie Kondo na Netflixie, ale przy tej okazji pozbył się większości zdjęć z miejsc zbrodni, które miał rozwieszone w pokoju. Część zniszczył, inne zaś schował do pudełka, które wrzucił na dno szafy. Sprawa, którą się zajmował, została rozwiązana. Nie chwalił się tym na prawo i lewo, ale była w tym jego spora zasługa.
    Przez ruch zachciało mu się jeść, więc zaczął sobie rozgrzewać obiad. Jego współlokatorów nie było w mieszkaniu. Bez dźwięku maszyny do szycia i kłócących się bliźniaków, w domu było cicho i spokojnie. Właściwie cieszył się, że mógł pobyć sam. Jako introwertyk potrzebował tego od czasu do czasu. Właśnie kiedy mieszał sos, ktoś zapukał do drzwi. Ozzie zestawił patelnię z makaronem na wyłączony palnik, by przez przypadek nie przypalić potrawy i poszedł otworzyć.
    Nie spodziewał się wizyty Rivena, bo ten się nie zapowiadał, ale uśmiechnął się na jego widok.
    — Nawet nie żartuj, właź — mruknął, chwytając chłopaka za poły kurtki tylko po to, by wciągnąć go do środka. — Martwiłem się, czemu nie odbierałeś? — zapytał. Zakładał, że mógł mu paść telefon i zwyczajnie nie miał gdzie go podładować, ale przeszło mu też przez myśl, że może wystraszył Rivena tą propozycją wspólnego wyjazdu i ten postanowił zdezerterować bez słowa.
    — Masz wyczucie czasu, akurat rozgrzewam spaghetti. Masz ochotę? — zapytał. — Przebierz się w suche ciuchy, nałożę ci jedzenie. Na pewno zmarzłeś, masz czerwony nos jak Rudolf — zażartował.

    Oscar

    OdpowiedzUsuń
  39. Ozzie niezbyt przejmował się tym, że Riven zabrudzi podłogę. W taką paskudną pogodę zabłocenie kafli na przedpokoju było w zasadzie nieuniknione. Przede wszystkim dobrze było go widzieć całego i zdrowego. Wyglądało na to, że zleceniodawcy dali mu spokój i mimo niesprzyjających warunków nie kaszlał ani nie kichał, więc chyba nawet się nie rozchorował. Oscar nie wątpił, że chłopak potrafił sobie radzić, ale cieszył się, że postanowił skorzystać z pomocy i wpadł w dłuższe odwiedziny.
    W czasie, gdy Riven poszedł wziąć gorący prysznic, Oscar wrócił do przygotowywania jedzenia. Na stół postawił dodatkowy talerz i sztućce. Kiedy brunet wszedł do kuchni, Oscar akurat zalewał wrzątkiem herbatę dla ich dwójki. Patelnia z parującym spaghetti stała na środku stołu na desce.
    — Wyjechali, zostałem sam — odparł zgodnie z prawdą. Mike jeszcze przed wyjazdem zdążył go wymęczyć ciągłymi pytaniami o Rivena i ich relację. Problem był taki, że sam nie wiedział co mu powiedzieć. Póki co coraz częściej się ze sobą spotykali, całowali się, co do niczego ich nie zobowiązywało, za to było bardzo przyjemne. Nie mógł nazwać bruneta oficjalnie partnerem, w końcu nie zapytał go nawet o chodzenie, ale z drugiej strony przecież nie całował się ze wszystkimi przyjaciółmi, bo wytknął mu jeden z bliźniaków.
    — Podziękuj firmie Barilla, to im należą się pokłony — stwierdził z rozbawieniem. Sos był kupny ze słoika, makaron zresztą też pochodził z marketu. Rola Oscara ograniczyła się do przygotowania makaronu zgodnie z instrukcjami na opakowaniu i zalaniu ich podgrzanym sosem. Nie wzniósł się na żadne kulinarne wyżyny, ale hej! Wrzucił parę listków bazylii i posypał potrawę startym serem!
    Ozzie pokręcił głową, jakby chciał skarcić Rivena za to, że jako gość chce po sobie sprzątać, ale z ciężkim westchnieniem pozwolił mu zabrać brudne naczynia. Kiedy brunet był zajęty myciem naczyń, Norweg wymknął się z kuchni i wrócił do niej z prezentem, który dzień wcześniej przyniósł kurier. Postawił szeleszczącą torebkę na stole i objął Rivena. Dobrze, że zaczął się rozgrzewać i miał już ciepłe dłonie.
    — Proszę, to ten prezent o którym wspominałem, otwórz — zachęcił go. Poczekał aż chłopak rozerwie papier prezentowy, z którym tak mocował się podczas pakowania zamówionych rzeczy i uśmiechnął się pod nosem, obserwując reakcję Rivena. — Mam nadzieję, że ci się przydadzą. Wyczytałem, że są niezłe — stwierdził, zdradzając w ten sposób, że przed zakupem kredek oraz szkicownika dokonał researchu, więc wybór był nieprzypadkowy. Oprócz tego w paczce były też norweskie przysmaki takie jak Smash, czyli słone kukurydziane chrupki pokryte czekoladą i Troika, czyli truflowo-galaretkowo-marcepanowy batonik. Nie zabrakło też ciepłych skarpetek, które człowiek zaczynał doceniać jako dorosły. Poza tym były praktycznym prezentem i mogły się przydać w taką pogodę, jeśli nie chciało się dostać odmrożeń. — Chyba trafiłem z rozmiarem — mruknął.

    Oscar

    OdpowiedzUsuń
  40. Ozzie nie oczekiwał niczego w zamian. No dobrze, Riven zrobiłby mu przyjemność, gdyby zdecydował się z nim pojechać na wycieczkę do Norwegii. Oscar nie przepadał za lataniem samolotem, więc wsparcie na pewno trochę podtrzymałoby go na duchu. W końcu nie od dziś wiadomo, że jak człowiek zajął się rozmową i skupił na drugiej osobie, to czas mijał jakby szybciej. Poza tym chciał mu pokazać swoje rodzinne strony. Może miał nadzieję, że uchylając rąbek swoich tajemnic, dowie się czegoś więcej o Rivenie. Na razie chłopak był dla niego jedną wielką niewiadomą. Nie wiedział skąd ten pochodził, czy miał rodzinę czy nie utrzymywał z nią kontaktu.
    — Nie ma sprawy. Nie musisz mi niczego dawać, wystarczy, że owiniesz się wstążką i zrobisz kokardę — zażartował. Oscar w zasadzie nie obchodził świąt, traktował je jako zwykły dzień, dlatego nie zależało mu na tym, by dostać urlop na Boże Narodzenie. Poprzedniego roku normalnie pracował, kiedy inni w rodzinnym gronie zajadali indyka i śpiewali kolędy. On nie czuł tego klimatu, nie kupował choinki (zresztą, w ich wynajmowanym mieszkaniu nie bardzo było na nią miejsca), nie wieszał żadnych ozdób w oknach ani na drzwiach, nie kupował kalendarza adwentowego. Służba w święta była idealną wprost wymówką, żeby nie pojawić się na rodzinnym zjeździe świątecznym, ale tym razem postanowił skorzystać z zaproszenia, bo lepszy powrót do rodzinnych stron, niż siedzenie w klitce w Nowym Jorku. W gruncie rzeczy po ostatniej trudnej sprawie potrzebował paru dni odpoczynku, oderwania myśli od zbrodni i psychice osoby, która się jej dopuściła.
    — Masz talent — pochwalił Rivena po zobaczeniu rysunku. Naprawdę przypominał samego siebie. Choć nie został narysowany hiperrealistycznie, nie miał żadnych wątpliwości, że szkic przedstawia właśnie jego osobę. Podobieństwo zostało świetnie odwzorowane. Rzadko się uśmiechał, więc taki widok był zdecydowanie wart uchwycenia. Riven miał dobre wyczucie proporcji i dobierał kolory, które do siebie pasowały, co sprawiało, że jego praca przyciągała uwagę.
    — Powinieneś zrobić sobie konto i wrzucać je do sieci — stwierdził, mając oczywiście na myśli twórczość Rivena. Ludzie byli teraz zainteresowani sztuką, doceniali talent innych. Kto wie? Może nawet mógłby na tym zarobić, wykonując portrety na zlecenie? — Myślałeś może o tym wyjeździe? Zostało niewiele czasu i zastanawiam się czy zabukować ci lot — napomknął, korzystając z okazji, że są sami i mogą na spokojnie przedyskutować ten temat.

    Oscar

    OdpowiedzUsuń
  41. — Ależ bardzo dziękuję. To zaszczyt zostać modelem dla tak wybitnego artysty — odparł Oscar, oczywiście zgodnie z życzeniem Rivena go pocałował. — Czemu nie? Nie musiałbyś pisać jak się nazywasz, lokalizację można zmienić VPN-em. Nikt by cię nie znalazł przez konto na Instagramie, jeśli tego się obawiasz — zapewnił. Był policjantem, więc co nieco wiedział na ten temat. Właśnie przez to, że tak łatwo dało się obecnie zmienić takie informacje, wydziały do spraw cyberprzestępczości miały ręce pełne roboty. Technologia zmieniała się w zasadzie z dnia na dzień przez ciągłe aktualizacje, pojawianie się nowych aplikacji i nowych funkcji. Między innymi dlatego złapanie internetowych prześladowców czy stalkerów nie należało obecnie do najprostszych. Co prawda on nie specjalizował się w takich sprawach, ale przy ekspresie słyszał różne historie od kolegów z pracy. Dzięki nim poznał parę trików na dbanie o swoją prywatność w sieci i wiedział na co zwracać uwagę, by nie zostać oszukanym, na przykład kupując coś przez internet.
    — Cóż, powinieneś wiedzieć, że w przeciwieństwie do mnie, oni uwielbiają święta. To jedyny taki okres w roku, kiedy wszyscy zjeżdżają, by wspólnie spędzić czas, przekazać sobie prezenty, złożyć życzenia i tak dalej — stwierdził. — Na pewno będą pytać z kim przyjechałem, ale to już od ciebie zależy jak zechcesz się przedstawić — dodał. Przyjaciel? Współlokator? Chłopak? Było wiele możliwych odpowiedzi. Uznał, że najlepiej będzie, jak Riven sam zdecyduje w jakiej kategorii chce być postrzegany przez jego rodzinę, z czym będzie czuł się komfortowo.
    — Super — ucieszył się. To była dobra wiadomość, że nie będzie musiał spędzać tam czasu sam. Zawsze ciekawiej jest pokazać komuś okolicę, opowiedzieć coś ciekawego o miejscu, w którym nigdzie wcześniej nie był, niż siedzieć w domu i udawać, że jest się zajętym, by unikać towarzystwa i niewygodnych rozmów. — Moja mama pochodzi z Ameryki, ale bez obaw, moi krewni z Norwegii nieźle mówią po angielsku, więc wszyscy będą cię rozumieć. Spora część mojej rodziny to rudzielce, ale mają do tego dystans, więc nikt nie zgromi cię wzrokiem za jakiś żart z tym właśnie związany. W sumie nie rozmawiamy tylko o tym, co mi się przytrafiło na wyspie. To kiepski temat do dyskusji przy świątecznym stole — dodał, wyjmując telefon. Dokonanie odpowiedniej rezerwacji poszło mu całkiem sprawnie. — Uff, udało mi się zaklepać miejsce tak, żebyśmy siedzieli obok siebie — powiedział, próbując wcisnąć się pod koc, którym Riven tak szczelnie się owinął.

    Oscar

    OdpowiedzUsuń
  42. [Doprawdy nie wiem z jakiego powodu, ale pomyślałam sobie, że Riven mógłby dość dobrze poznać prawdziwą stronę Raji (która jest jeszcze bardziej niegrzeczna niż widać to na pierwszy rzut oka). Może ich znajomość zaczęłaby się czysto przypadkowo od dnia, w którym to dziewczyna znowu uciekła spod kurateli mafii, by potajemnie wziąć udział w ulicznym konkursie breakdance (aż do dowiedzeniu się o ciąży była sławną b-girl), a jakiś gbur próbował skorzystać z okazji, by wyżyć się na niej za jakieś ciemne sprawki jej narzeczonego. Na całe szczęście przebywający akurat w pobliżu Dechart stanął w jej obronie, za co nadal jest mu ogromnie wdzięczna. Nic więc dziwnego, że od tamtej pory Romka zawsze kryje chłopaka, gdy ten kręci się zbyt blisko terenów rodziny Kennan, a czasami, zwłaszcza po głębszych kłótniach z przyszłym tatusiem, znika wraz z nim wśród krętych uliczek Nowego Jorku.

    PS. Myślę również, że młody Nowojorczyk mógłby być jedną z nielicznych osób, którym jak do tej pory odważyła się wspomnieć o swoim obecnym stanie.

    Co Ty na to ? A może widzisz między nimi inne, ciekawsze połączenie ? Jeśli tak, chętnie wysłucham Twojego pomysłu.]


    M.in. Raji

    OdpowiedzUsuń
  43. Naprawdę uważał, że Riven ma talent i był przekonany, że inni też by dostrzegli ten fakt. Oczywiście, kursy rysunku, ukończona akademia sztuk pięknych czy chociażby liceum plastyczne, na pewno mogły się okazać pomocne, ale w dzisiejszych czasach dużo wiedzy znajdowało się w internecie. Wystarczyło, że ktoś potrafił wpisywać kluczowe frazy i wielu rzeczy dało się nauczyć z tutoriali. Oscar nieraz uczył się w ten sposób różnych przydatnych umiejętności. Nie był chodzącą alfą i omegą, nie znał się na wszystkim, dlatego czasem zrobienie researchu w sieci się przydawało.
    Uśmiechnął się pod nosem, zadowolony z tego, że udało mu się przekonać Rivena przynajmniej do ponownego przemyślenia prowadzenia instagramowego konta. Ach, ta policyjna perswazja. A może to po prostu urok osobisty, któremu Riven nie mógł się oprzeć?
    — Cóż, przekonasz się na własnej skórze, to na pewno zrozumiesz czemu o tym wspomniałem — stwierdził tajemniczo. Według Oscara, jego rodzina przypominała trochę ród Weasleyów, z tym, że nie byli biedni. Ich rodzinne zjazdy bywały dość chaotyczne, kiedy wszyscy zasiadali wspólnie do stołu, dyskutowali o tematach ważnych (i tych mniej istotnych, wszak to idealna okazja do wymiany plotek), wymieniali się poglądami i pomysłami, a także planami na przyszłość. Ozzie często czuł wtedy dyskomfort, dlatego uważał, że obecność Rivena podtrzyma go na duchu. W razie czego zawsze będą mogli ulotnić się pod pretekstem pokazania gościowi okolicy.
    — Różnie bywa. Zazwyczaj wszyscy są zaproszeni na ten sam termin, ale obawiam się, że przez pogodę mogą być opóźnienia w lotach — odparł. — Piętnaście, dwadzieścia osób. Zależy, czy wliczasz dzieci, czy nie — dodał w odpowiedzi na kolejne pytanie.
    Był zadowolony z tego, że udało mu się dowiedzieć czegoś o Rivenie. Te informacje wcale go nie zniechęciły. Nie oceniał ludzi przez pryzmat skończonej szkoły czy zasobności portfela. Miał nadzieję, że członkowie jego rodziny również nie postępują w taki płytki sposób. Mocno przytulił do siebie bruneta na znak, że ani myśli anulować zarezerwowany dla niego lot.
    — Jeśli chcesz, mogę cię przedstawić jako mojego chłopaka — wymruczał, patrząc chłopakowi prosto w oczy. — Nie wstydzę się ciebie. Myślę, że moglibyśmy spróbować być razem. Zobaczyć, jak rozwinie się nasza relacja… — Serce mocno biło Oscarowi w piersi, gdy mówił te ostatnie zdania. Rozmawianie o uczuciach nie przychodziło mu łatwo, ale naprawdę zależało mu na Rivenie i chciał, żeby ten miał świadomość, że traktuje go poważnie.

    Oscar

    OdpowiedzUsuń
  44. Uniósł brwi, najwyraźniej zaskoczony tym, że Riven opiekował się dzieciakami. Tak, zdecydowanie tego o nim jeszcze nie wiedział. Ozzie mógł go jedynie podziwiać, ponieważ sam nie miał kompletnie ręki do dzieci. Zauważył, że te instynktownie mu ufają. Może to była kwestia tego, że nosił mundur, a może po prostu wyglądał na miłego i tym zaskarbiał sobie ich sympatię. W każdym razie on jej nie podzielał. Nie przepadał za dziećmi, za ich ciągłymi pytaniami i głupimi pomysłami. Od krzyków i pisków szybko zaczynała boleć go głowa, to nie było na jego nerwy. Raz pilnował chłopca z autyzmem, który zgubił się rodzicom i czekał, aż ci odbiorą go z komisariatu. Ten dzieciak był całkiem w porządku, bo skupił się na rysowaniu i zachowywał się tak cicho, spokojnie, że Ozzie był pod wrażeniem.
    — To moi kuzyni na pewno cię polubią — stwierdził. Ozzie po spędzeniu dwóch godzin w towarzystwie rozbrykanej trójki tych diabłów wcielonych czuł się bardziej zmęczony, niż po całym dniu służby! Co chwila chcieli robić coś innego, rozbiegali się bóg wie gdzie i zachowywali się tak głośno, że uszy mu puchły. Nie wiedział jak ich rodzice wytrzymywali z tymi łobuzami na co dzień.
    Oscar podrapał się w brodę, słysząc pytanie dotyczące jego rodziców
    — Co mogę o nich powiedzieć…? — Zastanowił się na głos. — Mama pracuje w ambasadzie, tata wcześniej zajmował się polityką, ale od paru lat prowadzi własną działalność. Są w porządku, chociaż według mnie byli trochę nadopiekuńczy przez to, co stało się na wyspie. Chyba się trochę obwiniali, że nie nie zapewnili mi bezpieczeństwa i mogli mi stracić, ale ja nigdy tak tego nie postrzegałem — stwierdził, lekko wzruszając przy tym ramionami. — Co do prezentu, to nie szalej. Mama lubi pić herbatę, ma jej w szafkach więcej rodzajów, niż potrafię zliczyć. Kiedy ostatni raz rozmawialiśmy mówiła, że wkręciła się w tworzenie makram. Tata czyta dużo reportaży i książek historycznych, zaraził mnie tą pasją do czytania, chociaż wolę inne gatunki. W wolnym czasie zajmuje się renowacją starych mebli. Oboje nie piją alkoholu, zresztą ten jest w Norwegii bardzo drogi. Co jeszcze…? Mają tonę pamiątek z wakacji, bo zbierają różne drobiazgi odkąd pamiętam i często podróżują. Zwiedzili wiele państw, byli na każdym kontynencie poza Afryką — dodał.
    — Myślę, że tak będzie i wcale nie musisz się o to szczególnie starać — odparł, mrużąc oczy. — Wiesz, że jesteś moim pierwszym chłopakiem? To dopiero będzie główny temat przy rodzinnym stole. Przygotuj się na przesłuchanie — zażartował.

    Oscar

    OdpowiedzUsuń
  45. [Okej, bo już się zgubiłam… Sądziłam, że na tym chorobowym będę mieć czas na pisanie, ale kompletnie zapomniałam, że mogę nie mieć sił… :D

    Czyli tak – Riven i Hazel kilkukrotnie wpadają na siebie w ciuchlandzie, potem może Hazel obleje go kawą, a potem sytuacja z kasetką, która wręcz kusi każdego przechodnia, który ma sobie coś ze złodziejaszka, tak? A potem kontynuacja z parodią tindera? :D]

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  46. Ozzie zwykle wykazywał się umiarkowanym optymizmem, żeby nie powiedzieć pesymizmem, ale często wychodził z założenia, że woli się miło zaskoczyć, niż niemiło rozczarować. Co do ich związku niczego jednak nie zakładał. Wolał się nie nastawiać, w końcu byli ze sobą oficjalnie dopiero od kilku minut. Zdawał sobie sprawę z tego, że na pewno wielu rzeczy jeszcze nie wie o Rivenie, ale troszczył się o niego, lubił spędzać z nim czas i powoli uświadamiał sobie, że czuł do niego pociąg. Oscar dawno nie był w tak bliskiej relacji z drugą osobą, ale chciał dać im szansę.
    — Cóż, są psotni, jak to rudzielce, ale raczej nie wredni — uprzedził. Nie bez powodu porównywał ich do Weasleyów. — Na pewno wszyscy będą chcieli cię poznać. Mów prawdę, będzie dobrze — stwierdził.
    Później posłał mu uśmiech, słysząc o miejscach, które czekają na to, by Riven je poznał. Oscar miał tylko nadzieję, że brunet nie będzie zawiedziony pobytem w obcym dla siebie kraju.

    Czas do wyjazdu upłynął jak z bicza strzelił, może to zasługa krótszych dni i dłuższych nocy, a może Oscarowi tak błyskawicznie mijały godziny spędzone w towarzystwie Rivena. Kilka godzin przed odlotem Ozzie przyjechał po chłopaka taksówką i pomógł mu zapakować rzeczy, by wspólnie udali się na lotnisko. Był ciekaw co takiego Riven sprezentował jego rodzicom, ale postanowił o to nie dopytywać. Miał tylko nadzieję, że chłopak się nie wykosztował, bo przecież chodziło bardziej o symbolikę, niż zaimponowanie ceną podarku. Jego rodzice byli całkiem zamożni, ale na pewno nie nazwałby ich snobami.
    Kiedy w końcu nadszedł czas, Oscar sprawnie załatwił im odprawę i zaprowadził Rivena na pokład. Widać było, że chłopak nie pierwszy raz poruszał się po lotnisku. Był dobrze zorganizowany i poinformowany, co zdecydowanie ułatwiło przebrnięcie przez całą procedurę. Na szczęście Oscarowi udało się wykupić miejsca tuż obok siebie, więc Riven nie wylądował na drugim końcu pokładu obok zupełnie obcej osoby. Ozzie zarezerwował mu miejsce przy oknie, by mógł przypatrywać się widokom rozpościerającym się z wysoka. Niektóre krajobrazy naprawdę potrafiły zapierać dech w piersiach. Dla osoby, która widziała je pierwszy raz w życiu zapewne były atrakcją samą w sobie.
    Gdy wylądowali na miejscu, Oscar przeciągnął się i ziewnął. Ciężko było mu spać podczas przelotów, ponieważ wokół było dużo czynników, które rozpraszały uwagę. Nie wspominając o turbulencjach, które na szczęście odczuwali tylko przez chwilę. Niemniej wyspanie się w ciasnej przestrzeni, kiedy obok ludzie słuchali muzyki, jedli, a na pokładzie paliły się światła, graniczyło z cudem. Dlatego właśnie Ozzie starał się poświęcić czas na rozmowę z Rivenem oraz zabawieniem go, by nie stresował nowym doświadczeniem.
    Niedługo po tym jak wylądowali w Norwegii, blondyn zaproponował Rivenowi, by najpierw poszli coś przekąsić w oczekiwaniu na podwózkę. Wujek Oscara zaoferował, że podrzuci ich do rodzinnego domu chłopaka, więc szkoda byłoby nie skorzystać, zwłaszcza, że jako ojciec trójki dzieciaków dysponował sporym autem. Nie więcej niż godzinę później podjechał po nich czarny jeep z którego wysiadł rosły mężczyzna z bujną rudą brodą. Był potężnie zbudowany, tak, że nawet Oscara wyglądał w jego ramionach jak szmaciana lalka.
    Kiedy puścił Ozziego, z wyraźnym zaciekawieniem przyjrzał się Rivenowi. Podszedł do niego i potrząsnął jego ręką na powitanie. Miał mocny uścisk, nic dziwnego, jego dłoń zdawała się być wielkości bochenka chleba. Oscar przedstawił ich sobie.
    — Nie mówiłeś, że masz chłopaka — rzucił wujek Bjorn, mierząc swojego krewnego bystrym spojrzeniem błękitnych oczu. Uśmiechnął się jednak, najwyraźniej rad z tego, że Oscar nie tylko tym razem zaszczycił ich swoją obecnością podczas rodzinnej imprezy, ale przywiózł ze sobą towarzysza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niewątpliwie mężczyzna pracował fizycznie, dało się to wywnioskować nie tylko po jego posturze, ale również po krzepie. Mimo protestów Oscara, rudzielec chyżo zabrał się do pakowania ich bagaży do auta. Wydawał się pełen energii i sprawiał wrażenie pomocnej, sympatycznej osoby.

      Oscar

      Usuń
  47. Wbrew pozorom, Jerome nie zapomniał o przypadkowym spotkaniu na mieście tak szybko, jak się tego spodziewał. Przecież nie co dzień ktoś oddawał mu zgubiony portfel, prawda? Z tego względu Riven co jakiś czas gościł w jego myślach, niemniej im więcej czasu upływało od dnia, w którym panowie na siebie wpadli, tym rzadziej miało to miejsce, aż wydarzenia w życiu wyspiarza przybrały niespodziewany obrót i całkiem zapomniał o poznanym młodym chłopaku. Pewien zbieg okoliczności miał mu jednakże o nim przypomnieć.
    Kilka tygodni później Marshall wybrał się na spacer, tym razem jednak samotny. Musiał przewietrzyć głowę i ochłonąć po tym, co nie tak dawno temu wydarzyło się w jego życiu – uporczywe wspomnienia wracały do niego regularnie, będąc jak żywe, co zazwyczaj wpędzało wyspiarza w ponury nastrój. Opuszczał wtedy mieszkanie pod byle jakim pretekstem, nie chcąc, by jego podły humor wpływał na jego bliskich. Zazwyczaj wystarczało, by przeszedł się szybszym tempem, co pomagało mu zarówno rozluźnić ciało, jak i odegnać niechciane myśli. Dziś jednakże rytmiczny marsz nie pomagał i Jerome, ani się obejrzał, a znalazł się w okolicy, w której przed paroma tygodniami poznał Rivena. Uśmiechnął się blado do wspomnienia, zdecydowanie pozytywnego i uznał, że nie zaszkodzi, jeśli wstąpi po kawę na wynos do jednego z tutejszych lokali. Kilkanaście minut później ponownie znalazł się na zewnątrz, tym razem jednak z papierowym kubkiem w dłoni, który krył aromatyczną zawartość i już spokojniejszy, rozejrzał się po okolicy. O tej porze zrobiło się bardziej tłoczno i Jerome uznał, że nic tu po nim. Zdecydował się obrać kurs na mieszkanie, choć prawdopodobnie miał wybrać dłuższą drogę. Nim ruszył, stojąc jeszcze pod wejściem do kawiarni, rozejrzał się po otoczeniu i wtedy, ku własnemu zdziwieniu, dostrzegł znajomą sylwetkę.
    — Riven? — szepnął do siebie, spoglądając na chłopaka, który szedł wraz z tłumem, zwinnie przemykając pomiędzy przechodniami, przy tym zaś zmierzał w kierunku stojącego nieopodal Marshalla. Zdawało się, że dokądś bardzo mu się spieszyło, tak sprawnie Riven przeciskał się pomiędzy zajętymi swoimi sprawami Nowojorczykami, lecz były to tylko pozory. Kiedy bowiem chłopak przechodził w odległości nie większej, niż dwa metry od wyspiarza, sięgnął do kieszeni podążającego przed nim biznesmena i zwinnie wyjął portfel niedbale wciśnięty w kieszeń marynarki. Najpierw Jerome’a zamurowało. Nie chciał wierzyć w to, że Riven jak gdyby nigdy nic obrobił tego człowieka i teraz wciskał zdobycz za pazuchę kurtki. A co, jeśli wtedy…? Kiedy się spotkali…?
    — Hej! — zawołał za nim i poniewczasie zdał sobie sprawę z tego, że zabrzmiał groźnie. — Hej, Riven! — zawołał raz jeszcze, zmieniając ton na lżejszy i ruszywszy za znajomym, zaczął machać, by ten go zauważył, jeśli się odwróci. — Riven, to ja, Jerome! — nawoływał, tak naprawdę jeszcze nie będąc pewnym tego, co właściwie zamierzał zrobić. Okradziony mężczyzna niczego nie zauważył i zdążył się już oddalić. Jerome natomiast… był zły. A także rozczarowany, choć przecież powinien wiedzieć, jakimi regułami rządził się ten świat. Niemniej niedawny występek Colina sprawił, że coś, na co wcześniej trzydziestolatek może przymknąłby oko, nie chcąc mieszać się w nie swoje sprawy, dziś wywoływało w nim zbyt wiele negatywnych emocji.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  48. Riven miał talent do ogrywania scenek. Gdyby było inaczej, nie zachowywałby się tak swobodnie, wtedy, po oddaniu Marshallowi ukradzionego mu przed sekundą portfela. Choć należało zaznaczyć, że akurat co do prawdziwości tego scenariusza Jerome nie miał stuprocentowej pewności. Niemniej również w tym momencie, kiedy stanęli ze sobą twarzą w twarz, Riven zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Jakby przed chwilą nie okradł tamtego człowieka, a przed nim może także kilka innych osób? A może dla niego, w przeciwieństwie do Jerome’a, to faktycznie było nic?
    Stojąc przed uśmiechniętym chłopakiem wyspiarz tym bardziej stracił rezon i nie wiedział, jak się zachować. Jeśli kradzież była dla Rivena chlebem powszednim, złość trzydziestolatka na pewno nie miała zrobić na nim wrażenia. Z drugiej strony Jerome nie potrafił udawać, że nic takiego się nie stało.
    — Wtedy, kiedy się spotkaliśmy… Faktycznie zgubiłem portfel czy obrobiłeś mnie jak przed chwilą tamtego gościa — skinął głową w kierunku, w którym odszedł okradziony mężczyzna — ale ruszyło cię sumienie? — odpowiedział pytaniem na pytanie, nie bawiąc się w uprzejmości. Jeśli Riven jeszcze przed chwilą miał jakiekolwiek wątpliwości dotyczące tego, czy Jerome wiedział, właśnie otrzymał dowód, który rozwiewał je wszystkie.
    Przypatrując się intensywnie chłopakowi, wyspiarz zastanawiał się, co zrobił. Miał ochotę złapać go za fraki i przetrzepać jego ubranie w poszukiwaniu dzisiejszych zdobyczy. Wręcz drżał na całym ciele, powstrzymując się przed zrealizowaniem tego pragnienia. W ten sposób na pewno dałby upust złości, ale czy cokolwiek by osiągnął? Riven najpewniej zręcznie by mu się wywinął; może i Jerome był postawny, a przez to silny, ale chłopak charakteryzował się szybkością i zwinnością, czego zresztą przed chwilą sam był świadkiem.
    Może powinien zadzwonić po policję? Jednakże co potem? Miał siłą zatrzymać chłopaka w miejscu, póki nie zjawi się najbliższy patrol? Pozwolić mu odejść, skoro nie znał nawet jego nazwiska? Był w kropce. Chciał coś zrobić, ale nie wiedział, co. Ograniczył się więc do oczekiwania na odpowiedź na zadane pytanie.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  49. Poczuł ukłucie rozczarowania, kiedy Riven przyznał, że tamtego dnia ukradł mu portfel. Rozgoryczenie rozgościło się na dobre w jego ciele, przez co to lekko się spięło, kiedy Jerome karcił się w duchu za naiwność. Odkąd tylko pamiętał, pokładał w ludziach zbyt duże nadzieje, ale nie potrafił inaczej. Prawdopodobnie wolał to i późniejsze rozczarowanie, którego doświadczał właśnie w tym momencie, niż założenie z góry, że każdy miał wobec niego złe zamiary.
    — Słodko i uroczo?! — parsknął, powtarzając po chłopaku. — To ci argument!
    Podczas gdy Riven raczył go swoim nerwowym słowotokiem, wyspiarz wpatrywał się w niego z rosnącym niedowierzaniem. Zamiast zareagować w jakikolwiek sposób, po prostu słuchał młodego człowieka, lecz jego słowa docierały do Marshalla przytłumione, jakby Riven znajdował się za grubym szkłem. Wszystko dlatego, że jednocześnie Jerome zastanawiał się, dlaczego jego znajomy kradł. Podczas ich pierwszego spotkania Riven mówił, że nie skończył liceum, nie wspomniał jednak, dlaczego. Może miał nieciekawą życiową sytuację? Może nie miał go kto nauczyć, że kradzież nie była najlepszym sposobem na poprawienie swojego statusu materialnego?
    A później Riven machnął ręką i wmieszał się w tłum.
    — Kurwa — zaklął Jerome, nagle ogarnięty zdenerwowaniem, bardziej jednak niż na Rivena, był zły na samego siebie. Czy ktoś inny na jego miejscu starałby się usprawiedliwić złodziejstwo? Wyspiarz był zbyt dobry, podczas gdy ludzie w przeważającej mierze byli kanaliami, o czym nie tak dawno temu przekonał się na własnej skórze. Colin, atakując go i doprowadzając do utraty przytomności, a następnie porywając Aurorę, nie wykazał się empatią i dobrocią, prawda? Egoistycznie myślał o własnym dobru i zaspokojeniu własnych potrzeb i nie przyszło mu nawet na myśl, jak bardzo swoim zachowaniem może skrzywdzić dziecko.
    Napędzany świeżymi wspomnieniami, Jerome wyciągnął telefon i zadzwonił pod numer alarmowy, aby zgłosić kradzież. Kilkanaście kolejnych minut czekał, aż na miejscu zjawi się najbliższy patrol policji, a potem opowiedział dwójce funkcjonariuszy o okolicznościach zdarzenia. Ci, po zebraniu krótkiego wywiadu, zabrali Marshalla na komisariat. Tam trzydziestolatek złożył obszerniejsze zeznania oraz przedstawił rysopis Rivena. Policjanci wykazali się tak dużym zainteresowaniem z tego względu, że nie była to pierwsza kradzież zgłoszona w tamtej okolicy, a jedna z wielu. Może nikomu nie udało się przyłapać Rivena na gorącym uczynku, ale Jerome mógł mieć chociaż nadzieję, że nieco utrudni chłopakowi życie, a tamta miejscówka bez wątpienia była już dla niego spalona.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  50. Jeszcze jakiś czas po drugim spotkaniu z Rivenem Marshallem targały negatywne emocje. Po tym jednakże, jak złożył zeznania i podał funkcjonariuszom rysopis chłopaka, policja więcej się z nim nie kontaktowała, czemu trzydziestolatek w zasadzie się nie dziwił. Podejrzewał, że w Nowym Jorku było na pęczki podobnych Rivenowi rzezimieszków, przez co i bez jego zgłoszenia policjanci mieli co robić. Pewnie każdego dnia zatrzymywali wielu drobnych kieszonkowców i to niekoniecznie tych, o istnieniu których wiedzieli dzięki zgłoszeniom okradzionych przez nich ludzi. Przez to wyspiarz podejrzewał, że Riven nie zostanie zatrzymany. Musiałby mieć naprawdę sporego pecha, żeby tak się stało. A jednak, ponieważ mieszkał w okolicy, w której po raz pierwszy i drugi spotkał chłopaka, przez co dość regularnie bywał na tamtym placyku, ani razu nie wypatrzył znajomej sylwetki i miał z tego powodu niemałą satysfakcję.
    Co jak co, nie spodziewał się, że los znowu skrzyżuje ich ścieżki.
    Jerome nie posiadał samochodu – aczkolwiek planował go kupić – i przez to korzystał z komunikacji miejskiej. Najczęściej podróżował metrem, ponieważ to, w przeciwieństwie do autobusów i taksówek, nie stało w korkach. Nie miał też nic przeciwko spacerom ze stacji metra do miejsca docelowego, więc zdążył przyzwyczaić się do tej formy poruszania się po mieście. Dziś, kiedy w godzinach popołudniowych wracał z pracy, w wagoniku jak zwykle panował niemiłosierny ścisk. Ludzie wchodzili na siebie, potrącali się i przepraszali – każdy w końcu chciał dojechać do domu, a wagonik miał ograniczoną pojemność. Nie zważając na tłok, w pewnym momencie trójka nastolatków zaczęła ganiać się po wnętrzu wagonika. Jerome nie wiedział czy chłopcy się pokłócili, czy może tylko wygłupiali, ale biegali jeden za drugim, nic sobie nie robiąc z tego, że roztrącali ludzi, przez co po wagoniku szybko poniosły się krzyki oburzonych pasażerów. Również Jerome został pchnięty, podobnie jak najbliżej stojące niego osoby. Przez to z jego ramienia spadła nieduża, czarna torba, w jakiej zazwyczaj nosił śniadanie do pracy, a także portfel, komórkę i tym podobne. Klnąc pod nosem, brunet pochylił się i chwycił torbę. Kątem oka dostrzegł, że jakiś chłopak zrobił dokładnie to samo i tylko pokręcił głową. Nie zainteresował się tym, że te dwie czarne torby, które upadły na podłogę metra w tym samym czasie, były do siebie bardzo, a nawet aż za bardzo podobne…
    Nim dotarł do domu, zdążył zapomnieć o całym zdarzeniu. Wdrapał się na kilka schodków prowadzących do wejścia do dwupoziomowego mieszkania, usytuowanego na ulicy zastawionej bliźniaczo podobnymi do siebie szeregowcami, i sięgnął do bocznej kieszonki po klucze. Nie znalazłszy ich tam, rozpiął główny zamek, a zajrzawszy do środka, podskoczył jak oparzony. Czarna torba upadła mu pod nogi.
    — Ja pierdolę — zaklął szpetnie i cały odrętwiały, powoli schylił się po torbę. Podniósł ją i ostrożnie rozchylił. W środku znajdowało się kilkanaście grubych plików banknotów oraz broń. — Kurwa — klął dalej, nie wiedząc, co począć. Przymknął nawet powieki, by się uspokoić, a wtedy przed oczami stanęła mu scena z metra. Czyżby w powstałym zamieszaniu złapał za nie swoją torbę?! Otworzywszy oczy, warknął ze złością. I co niby teraz miał zrobić? Nie mógł przecież wejść z tym do mieszkania! I co z jego rzeczami? Kto miał jego pusty pojemnik po śniadaniu, ale też, co gorsza, portfel i telefon?
    Jerome zszedł po tych kilku schodkach, które przed chwilą pokonał i zaczął chodzić w tę i z powrotem po chodniku. Kiedy uświadomił sobie, że może go tak zastać wracająca do domu Charlotte, na co nie chciał pozwolić, odruchowo skierował się z powrotem w stronę stacji metra. Może porzuci torbę gdzieś tam? A może powinien pójść z nią na policję i wytłumaczyć całe zajście? Naprawdę nie wiedział, co zrobić. Nigdy wcześniej nie znajdował się w podobnej sytuacji! Policja. Policja powinna mu pomóc, prawda? Chyba nie oskarżą go o to, że jest przestępcą, kiedy wyjaśni, co zaszło? A przy okazji może pomogą mu odzyskać jego rzeczy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Szlag — mruknął i przystanął przed zejściem do metra. Zauważył, że drżał lekko na całym ciele, zdenerwowany bardziej, niż by wypadało. Nie był niczemu winien, więc dlaczego czuł się jak przestępca? Dlaczego miał wrażenie, że coś przeskrobał? Ten irracjonalny strach bardzo przeszkadzał mu w logicznym myśleniu.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  51. Oscar doskonale pamiętał swoje pierwsze podróże samolotem. Przede wszystkim bał się, że się spóźni i przegapi swój lot. Z tego powodu godzinami czekał na lotnisku. Czuł się zagubiony, ponieważ w takich miejscach zwykle panował chaos, ale dzięki dobrej organizacji, dużej uważności i przywiązywaniu wagi do detali, chłopak szybko odnajdywał się w nowej sytuacji. Zdecydowanie Oscar był taką osobą, która spokojnie zorganizowałaby wyjazd do obcego kraju mając do dyspozycji wyłącznie telefon z dostępem do internetu.
    Na wyjazd do Norwegii zabrał trochę więcej rzeczy, niż zwykle. Jego pokój w rodzinnym domu stał nienaruszony. Rodzice mogli już dawno temu przerobić go na schowek na różności, garderobę czy kącik dla gości, ale jednak tego nie zrobili. Może w głębi rzeczy liczyli na to, że blondyn będzie ich częściej odwiedzał, jeśli będzie nadal miał tam przestrzeń wyłącznie dla siebie. Jeśli tak, to musieli być nieco rozczarowani, ponieważ chłopak rzadko wracał w rodzinne strony.
    Niemniej chciał przedstawić rodzinie Rivena. Kiedy trzymał go w aucie za rękę, kiedy ich palce były splecione i mógł oprzeć skroń o ramię bruneta, czuł, że postąpił słusznie. Lekko uścisnął dłoń Rivena. Przymknął powieki, rozkoszując się tym, jak ogrzewanie dmuchało gorącym powietrzem w zaczerwienione od zimnego wiatru policzki. Westchnął, myśląc o tym, że mógłby tak spędzić całą wieczność, ale droga do domu była dość krótka. Po niecałych dwudziestu minutach byli już na miejscu. Trasa upłynęła błyskawicznie, wujek Oscara skarżył się na to, jaki jest tu drogi alkohol i radził, żeby Riven spróbował wszystkich tutejszych smakołyków. Z zaciekawieniem wypytywał też chłopaka o Nowy Jork, w którym - jak się okazało - był lata temu na krótkiej wycieczce.
    Rodzinny dom Oscara prezentował się okazale. Piętrowy budynek został pomalowany na krwistoczerwono, ramy w oknach i drzwi kontrastowały bielą z intensywnym odcieniem farby. Skośny dach z szarymi dachówkami wyglądał na całkiem nowy. Najwyraźniej państwu Mortensenom się powodziło, ponieważ wyremontowanie tak dużej posiadłości na pewno musiało sporo kosztować. Starsze małżeństwo wyszło na podwórko, kiedy usłyszeli jak usłyszeli jak otwiera się brama.
    — To moi rodzice — uprzedził Oscar, choć samo podobieństwo zdradzało to, że są rodziną. — Nie stresuj się, będzie dobrze — wyszeptał Rivenowi na ucho i pocałował go w policzek zanim wysiedli. Odchrząknął pod nosem, gdy matka mocno go do siebie przytuliła, a ojciec położył mu rękę na ramieniu. — Mamo, tato… Chciałbym wam kogoś przedstawić, to Riven. Mój chłopak — dodał po chwili. Ojciec wydawał się zaskoczony taką rewelacją, ale matka uśmiechnęła się, jakby wiedziała od dawna o tym, że Oscar woli mężczyzn. Od razu wzięła Rivena pod rękę i ruszyła wraz z nim w stronę domu.
    W środku było przytulnie, na ścianach wisiały obrazy i zdjęcia oprawione w jasne, drewniane ramki, nie brakowało też subtelnych dodatków oraz książek. Gdy tylko Riven się rozebrał z kurtki i zimowych butów, został zaproszony do salonu. Obok kominka znajdowała się nieduża, szara sofa. Oscar zajął na niej miejsce, a kiedy Riven zajął miejsce obok, objął go ramieniem. Blondyn wydawał się zrelaksowany, ale to w jaki sposób zataczał kółka palcem na obojczyku Rivena, zdradzał jego stres.
    — To… Czym się zajmujesz, Riven? — Mama Oscara przerwała niezręczną ciszę, stawiając na przeszklony stolik tacę z gorącymi napojami. Brzmiała dość niepewnie, wypowiadając imię chłopaka, zupełnie jakby obawiała się, czy przez przypadek nie przekręci jego wymowy.

    Oscar

    OdpowiedzUsuń
  52. [Żeby nie przedłużać, napisałam nam wstęp do wątku z kasetką. A kontynuacja tego w mieszkaniu Hazel i Oscara może być ciekawe i śmieszne, bo Evans z założenia miała się podkochiwać we współlokatorze. ;P Mam nadzieję, że może być. ;)]

    Hazel dbała o swoje rzeczy. Nauczona była pewnej staranności i delikatności wobec rzeczy materialnych. Bywało, że kiedy te nie współpracowały, chciała nimi rzucać, ale nigdy się na to nie zdobyła. Pięcioletni telefon, choć nadawał się do wymiany, wciąż z nią trwał i oddawała go do serwisu tylko po to, aby spece przedłużali jego katusze o kolejne miesiące. Naklejała folię ochronną, wymieniała baterie i głaskała, chuchała, dbała jak mogła - tak robiła ze wszystkim, co posiadała. Dzięki temu, choć czasami kończyła jej się cierpliwość, mogła zaoszczędzić nieco pieniędzy. Nie nadążała za trendami i nie wymieniała sprzętów co roku, jak tylko wielkie marki ogłaszały ich premiery. W małej Hazel wciąż żył duch Minnessoty, prostej, swojskiej dziewczyny, która nienawykła do luksusów. Można byłoby powiedzieć, że te rzeczy są jej oczkami w głowie. Ale najważniejszym była skromna, prosta i niewielka, metalowa kasetka, w której Evans przetrzymywała dokumenty rachunkowe nieprzekazane do księgowej i oszczędności, a właściwie wszystkie pieniądze, dla których nie znalazła miejsca w portfelu. Mimo tego, że miała kartę i rachunek w banku, to korzystała z nich sporadycznie. Nigdy nie zdecydowała się też na otwarcie rachunku oszczędnościowego bądź lokaty - wszystko co najważniejsze, zawsze miała przy sobie. Lub pod łóżkiem.
    Tego wieczoru była już sama w swojej pracowni, kiedy Swietłana, która jej pomagała, zdecydowała się na wcześniejsze pójście do domu. Hazel włączyła dość głośno muzykę i mimo tego, że przez większość czasu siedziała we frontowym pomieszczeniu pracowni, postanowiła zorganizować sobie chwilę przerwy i schowała się na zapleczu, na wygodnej, choć zużytej kanapie, z kubkiem herbaty w ręce. Przy niewielkim biurku, które było dostawką do profesjonalnej maszyny do szycia, zostawiła właśnie swoją kasetkę, o której nawet nie pomyślała. Mimo dość późnej pory, wiedziała, że musi odwalić jeszcze kawał solidnej roboty, żeby wyrobić się z przyjętymi wcześniej zamówieniami. Zimą jej działalność miała zastój, więc kiedy ludzie zaczęli zjawiać się u niej po indywidualnie zaprojektowane kreacje, Hazel nie odmawiała nikomu, a to skutkowało tym, że pracowała dzień i noc. Wstawała bladym świtem i wracała do mieszkania późną nocą. Czuła się wykończona, a przez to popełniała więcej błędów, niedociągnięć. Momentami miała nawet wrażenie, że jej mózg działa zupełnie niezależnie od ciała, że jest od niego odcięty, a Evans nie ma nad nim kontroli. Tak też czuła się dzisiaj, kiedy tępo wpatrywała się w ścianę poklejoną kartkami z projektami i myślała o tym, kiedy zrobić sobie dzień wolny na odespanie tego wszystkiego.

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  53. [Hej, hej! W sumie nie narzucam interpretacji treści tej karty – jeśli Tobie skojarzyła się ze śmiercią, to pewnie coś w tym jest :D Oj, nie ma lekko, ale lekomania to jeszcze nie narkomania… a przynajmniej zawsze możemy w ten sposób poudawać. :D
    Pięknie dziękuję za powitanie, no i na wątek jak najbardziej mam chęć – czy może Mads spełnia jakieś kryteria osoby poszukiwanej do któregoś z Twoich wymarzonych wątków, czy robimy burzę mózgów?]

    Madlene Howler

    OdpowiedzUsuń
  54. Mężczyzna stał skołowany przy schodach prowadzących w dół, na stację metra. Kręcił się co rusz to w jedną, to w drugą stronę, niczym John Travolta na słynnym gifie i wciąż zastanawiał się, co powinien zrobić. Sytuacja, której doświadczył, była tak absurdalna, że jego zazwyczaj szybko i sprawnie myślący umysł wyjątkowo nie chciał z nim współpracować, nie podsuwając żadnego rozwiązania. Ludzie zarówno wychodzili z metra jak i do niego schodzili, nie zwracając na Barbadosyjczyka większej uwagi, jednakże do czasu. W pewnym momencie Jerome usłyszał, jak ktoś zwraca się bezpośrednio do niego i podskoczył niemalże tak samo, jak przy otwarciu felernej torby. Przymknąwszy powieki, przyłożył dłoń do kurtki, na wysokości mostka, jakby tym samym chciał uspokoić rozszalałe serce. Wystraszył się nie na żarty i miał ku temu dobry powód, jednakże jednocześnie odetchnął z ulgą. Miał przed sobą prawowitego właściciela czarnej torby z nieciekawą zawartością! Wywnioskował to z całą pewnością po słowach zakapturzonego, młodego mężczyzny, którego w pierwszej chwili nie rozpoznał. Dopiero po chwili, kiedy rozchylił powieki i wiedziony ciekawością, pochylił się, by lepiej widzieć twarz skrytą w cieniu kaptura, o mało nie wywrócił się na widok znajomych rysów.
    — Riven! — tchnął zduszonym z emocji głosem. — Toż to kurwa są jakieś żarty! — zawyrokował, nieświadomie mówiąc niemalże to samo, co chłopak jeszcze przed kilkunastoma minutami. Mimo bezgranicznego zdziwienia, błyskawicznie wyciągnął torbę w stronę złodziejaszka, nie chcąc mieć z nią do czynienia dłużej, niż było to konieczne.
    — Zabieraj ode mnie to świństwo! — oznajmił i jednocześnie sięgnął po swoją torbę. Miał niesamowite szczęście lub pecha – w zależności od interpretacji – że padło akurat na Rivena. Nie wiedział czy powinien mu podziękować, czy może jednak go zwyzywać, więc zdecydował się milczeć i tylko czekał, aż ich mała wymiana dojdzie do skutku. Musieli wyglądać osobliwie, stojąc przy wejściu do metra, z niemalże identycznymi czarnymi torbami trzymanymi w rękach, wyciągniętymi przed siebie, jakby oczekiwali, kto wykona pierwszy ruch. Nic więc dziwnego, że przejeżdżający obok radiowóz nagle zahamował z piskiem opon, przyciągając uwagę przechodniów oraz głównych zainteresowanych.
    — Riven — odezwał się piskliwie Jerome, podczas gdy policjanci gramolili się z wozu. Mimo gwałtownego zatrzymania, aż tak bardzo im się nie spieszyło. Może wcale nie zatrzymali się z powodu dokonujących wymiany Jerome’a i Rivena? — Riven, co teraz? Spieprzamy? Co mam robić? — dopytywał gorączkowo, bo wciąż trzymał w rękach torbę z niebotyczną ilością pieniędzy i pistoletem, na posiadanie którego nie miał pozwolenia. Niby jak miałby się z tego wyłgać? On, imigrant, który z powodu swojego pochodzenia, przy staraniu się o wizę, niemalże miał przepraszać za to, że żyje?
    — Riven, zrób coś!
    Zabawne, prawda? Riven miał właśnie doskonałą okazję do tego, by zemścić się na Marshallu za tamten donos na policję i najzwyczajniej w świecie go udupić. Wystarczyło tylko dobrze to rozegrać, a chłopak bez wątpienia posiadał umiejętności, które by mu na to pozwoliły. Chcąc, nie chcąc, los ich dwojga był teraz wyłącznie w jego rękach.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  55. [Będąc z rodziny lekarsko-farmaceutycznej mam, że tak powiem, skłonności do lekomanii w genach. :D Zawsze mnie zastanawiało, czemu ludzie mają taki problem z tabletkami i czekają do ostatniej chwili z zażyciem jakiegoś przeciwbólowca, a tu proszę, jednak to ja jestem wybrykiem natury, a nie wszyscy inni. :D
    W ramach przygotowań do innego wątku wymyśliłam, że Mads i jej rodzeństwo spędzali w Nowym Jorku każde wakacje –ot, babcia, dziadek i wielkie miasto, więc może poznaliby się jeszcze wtedy? Może przez lata utrzymywali kontakt, na przykład mailowy? Albo Riven i Daniel (brat Mads, jest dwa lata starszy od Twojego pana) w wieku wczesnonastoletnim byli na jednych wakacjach wielkimi kumplami, o co wywiązała się kłótnia między Danielem, a jego siostrami, bo uważały, że Riven sprowadza go na złą drogę? :D]

    Madlene Howler

    OdpowiedzUsuń
  56. Wyspiarz wziął sobie do serca słowa chłopaka i zasznurował usta. Szczerze nie lubił tracić kontroli nad sytuacją, ale że w tym, co właśnie się działo, nie miał absolutnie żadnego doświadczenia, chętnie pozwolił na to, by to Riven objął dowodzenie i pokierował nim jak potulną owieczką. Nie tylko więc się zamknął, ale i nie obraził się za tego głupka i odetchnął głęboko, kiedy w jego rekach znalazła się czarna torba z jego rzeczami. Następnie, starając się nie zerkać w stronę policjantów, jakby pojawienie się patrolu nic a nic go nie obchodziło, ruszył na Rivenem w dół i kiedy znaleźli się pod ziemią, w korytarzach metra, poza zasięgiem wzroku policjantów, poczuł się odrobinę bezpieczniej, a tym samym stał się spokojniejszy. Podejrzewał, że będzie dla niego lepiej, jeśli przejedzie ten jeden przystanek czy dwa, a dopiero później wróci do domu jak gdyby nigdy nic. Może dzięki temu po drodze przynajmniej zdąży się uspokoić?
    Kiedy Riven odezwał się do niego, sprawiając tym samym, że Jerome skupił na nim swoją uwagę, ten wpatrywał się w niego jak cielę w malowane wrota i dopiero po chwili uśmiechnął się szeroko i sztucznie – tylko na tyle bowiem było go stać – jakby Dechart rzeczywiście rzucił jakimś żartem lub chociaż zabawną uwagą.
    Nim wsiedli do wagonika, rozejrzał się nerwowo na boki i choć nigdzie nie dostrzegł policjantów, miejsce w metrze i tak zajął z duszą na ramieniu.
    — Robię, co mogę — syknął, posyłając chłopakowi ponure spojrzenie. — Zaglądałem — zgodził się. — I nie chcę mieć z tym nic wspólnego — mówił szeptem, cedząc każde słowo przez zaciśnięte zęby. — Nie wiem, za co los mnie każe, że co chwilę na ciebie wpadam — warknął, obrzucając swojego towarzysza nieprzychylnym spojrzeniem. — Kiedy mogę wysiąść? — spytał rzeczowo, ponieważ naprawdę pragnął jak najszybciej znaleźć się jak najdalej zarówno od Rivena, jak i torby, której zawartość poznał zupełnym przypadkiem. Chciał tylko wrócić do domu i zapomnieć o tym zdarzeniu; zapomnieć o Rivenie, który był wplątany w jakieś szemrane interesy, co pewnie nie miało być łatwe, ponieważ sumienie gryzło go jak wściekły pies. Tak, z natury uczciwy Jerome czuł się co najmniej tak, jakby popełnił poważne wykroczenie i niczego nie mógł na to poradzić; wydawało mu się, że na jego czole ktoś czerwonym mazakiem wymazał winny i uczucie to miało zniknąć najpewniej dopiero po czasie.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  57. [Jestem jak najbardziej za! Możemy po prostu zrobić tak, że chłopaki, Riven i Daniel, będący z wizytą u siostry, wpadną na siebie na ulicy, rozpoznają się, ucieszą (chyba), no i Daniel przyprowadzi Twojego pana do mieszkania Mads ze słowami: "Patrz, kogo spotkałem!" – nie muszę chyba dodawać, że M. zachwycona nie będzie, więc pewnie się trochę pokłócą i oczyszczą atmosferę… kto to wie, co będzie później :D]

    Madlene Howler

    OdpowiedzUsuń
  58. [Jakby Ci się chciało, to będę bardzo wdzięczna, bo ja obecnie zaczynam w pracy gastro-maraton majówkowy i kilka dni będę zmasakrowana. XD]

    Madlene Howler

    OdpowiedzUsuń
  59. Dopóki Riven nie zaczął mówić, Jerome po prostu siedział na swoim miejscu w metrze i wyglądał jak przeciętny obywatel Stanów Zjednoczonych, bo choć był wyraźnie zdenerwowany, to pozostali pasażerowie zupełnie nie zwracali na niego uwagi. Zmęczeni po pracy, zainteresowani wyłącznie szybkim powrotem do swoich domów, nie myśleli o tym, by wściubiać nos w nie swoje sprawy, a przez to wszyscy unikali kontaktu wzrokowego z każdym współpasażerem bez wyjątku. W przeważającej większości ze słuchawkami na uszach, wpatrzeni w telefon, myślami byli daleko od sunącego podziemnym tunelem wagonika metra, w którym sytuacja nagle przybrała niespodziewany obrót.
    Kiedy chłopak wspomniał o córce Marshalla, ten, do tej pory zgarbiony, wyprostował się i powoli odwrócił głowę tak, by swobodnie spoglądać na swojego rozmówcę. Jego rysy stężały, podczas gdy młody mężczyzna mówił dalej, wyspiarz jednakże jakby go nie słyszał. Docierały do niego pojedyncze słowa, ale nie sens wypowiadanych zdań, ponieważ wszystko inne przestało mieć znaczenie, kiedy Riven rzucił tę zawoalowaną groźbę pod adresem jego córki. Po tym, co Barbadosyjczyk nie tak dawno temu przeszedł, jego reakcja mogła być tylko jedna.
    Mężczyzna poderwał się z miejsca i chwyciwszy chłopaka za ubrania, szarpnął nim do góry, zmuszając go do wstania. Następnie przycisnął go do ścianki wagonika, mocno i gwałtownie, nie zważając przy tym na zduszone okrzyki najbliżej znajdujących się pasażerów, którzy właśnie zorientowali się w tym, co się dzieje. Twarz przysunął bliżej twarzy Rivena, mając przemożną ochotę uderzyć nim, i to kilkukrotnie, o ściankę, lecz powstrzymały go przed tym resztki zdrowego rozsądku, których jeszcze nie strawił płomień wściekłości przetaczający się przez jego ciało.
    — Jeszcze jedno słowo — wycedził przez zaciśnięte, wyszczerzone we wściekłym grymasie zęby. — Jeszcze jedno słowo, Riven, a zadbam o to, żebyś gorzko pożałował tego, co powiedziałeś. Gówno mnie obchodzi, jakie masz kontakty i w co jesteś zamieszany. Jeszcze jedno słowo pod adresem mojej córki, a najlepszym, co cię spotka, będzie wylądowanie w pierdlu — mówił z pasją, niskim szeptem, by mimo wszystko jego słowa nie doleciały do zbyt wielu stojących najbliżej osób. Wyraz jego twarzy był zacięty, a spojrzenie rozgorączkowane, co świadczyło tylko o tym, że nie żartował. Choćby miał poruszyć niebo i ziemię, ba!, zejść do samego piekła, zamierzał dopilnować, by Aurorze nie stała się żadna krzywda. Nawet kosztem jego zdrowia, czy życia.
    Chwycił go mocniej i również mocniej docisnął do płaskiej powierzchni.
    — W dupie ma, do kogo teraz jedziesz. Ja nie zamierzam brać w tym udziału — poinformował i zerknął nerwowo w bok – do najbliższej stacji nie było daleko, metro miało zatrzymać się w przeciągu najbliższej minuty. — Nie martw się, nikomu nic nie powiem. Aż tak głupi nie jestem — syknął, bo podejrzewał, jakie chłopak miał o nim zdanie. — Ale jeśli zobaczę cię w pobliżu mojego domu lub kogokolwiek innego, kto wyda mi się podejrzany, znajdę cię, Riven. Znajdę cię, a uwierz mi, nie chciałbyś, żebym cię znalazł.
    Młody mężczyzna miał pełne prawo pomyśleć, że groźby Marshalla były czcze. Ten nie miał przecież szemranej przeszłości, nie miał równie szemranych kontaktów i nie był skłonny do przemocy czy świadomego pakowania się w kłopoty. Ale to było kiedyś, nim został ojcem i nim poznał, co to znaczy bezwarunkowa miłość do dziecka, które stawało się całym swoim światem i które za wszelką cenę chciało się chronić przed całym złem tego świata. Może Jerome jeszcze tego nie wiedział, ale przez to miał być zdolny do wielu rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Metro wyhamowało i po krótkim sygnale dźwiękowym drzwi prowadzące na peron otworzyły się. Jerome puścił Rivena, chwycił torbę – upewnił się tym razem, że ta na pewno była jego – i rzuciwszy chłopakowi ostatnie, ostrzegawcze spojrzenie, wysiadł. Zamierzał dotrzymać słowa i nikomu nie pisnąć ani słówka o tym, co miało dziś miejsce, a już na pewno nie planował wybrać się na policję. Nie wiedział, jak miałby wytłumaczyć się z tego incydentu i wyjaśnić w nim swój udział, ponieważ takie historie raczej zdarzały się w filmach. Zamiast tego chciał zapomnieć, wymazać ten epizod z pamięci i udawać, że prosto po pracy wrócił do domu. Że po drodze absolutnie nic się nie wydarzyło.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  60. [ Dobry wieczór, czołem. Zostałaś podglądaczem Pameli, bardzo nam miło :D Potrzebowałam urlopu, żeby tu do was przyjść, bo od pierwszego maja aż do wczoraj byłam gościem w domu. Mnie też ciekawi, dlaczego rzuciła takiego super faceta, który jest odbiciem lustrzanym mojego prywatnego partnera, ale postaram się zdradzić powód/powody w tworzącej się powoli historii do postu fabularnego i w wątkach. Musiała zrobić wejście w Nowym Jorku, stąd podróż w sukni ślubnej. Co do chęci, one są, ale ja nie wiem, którego twojego chłopaka porwać do pisania. Każdy jest świetny na swój sposób. Może źle się orientuję, ale Jaime ma jednak tak dokładnie wszystko ułożone w życiu, a z Rivenem czy z Shay można konie kraść i na więcej sobie pozwolić. Jestem w stanie rzucić Pamelę na głęboką wodę, co prawda nie mam jeszcze żadnego pomysłu, ale może tobie coś konkretnego chodzi po głowie, to daj znać, bo łatwiej wspólnymi siłami ułożyć plan na wątek :D Dziękuję za powitanie. ]

    PAMELA ROBERTS

    OdpowiedzUsuń
  61. Wszystko bez sensu. To jedno zdanie kołatało się po głowie Nicholasa, odkąd ten zasiadł w jednym ze znajdujących się na uboczu foteli. Jego wzrok pozostawał nieobecny, zawieszony na bliżej nieokreślonym punkcie w przestrzeni. Nie dostrzegał bawiących się na imprezie ludzi, którzy co rusz przemykali obok zajmowanego przez niego miejsca i pozostawał głuchy na dudniącą muzykę, która w innych częściach domu nie pozwalała na prowadzenie normalnej rozmowy – tutaj było ciszej; na tyle cicho, że umysł Nicholasa uczepił się kurczowo tej jednej myśli, która zdawała się paraliżować jego ciało.
    Choć od dnia, w którym jego rodzice zginęli w wypadku minął już ponad rok, Woodrow miał wrażenie, jakby miało to miejsce ledwo wczoraj. Nie czuł się lepiej, wręcz przeciwnie, odnosił wrażenie, że jest z nim coraz gorzej i co więcej, nie starał się szczególnie, aby wyrwać się z tego stanu. Właściwie, nie starał się wcale. Przez długi czas po wypadku zagłuszał buzujące w nim emocje na wszelkie możliwe sposoby, by dziś ze zobojętnieniem powitać zimną pustkę. Miał wrażenie, że w jego wnętrzu nie znajdowało się już nic. Nic wartego jego uwagi, nic wartego pielęgnowania i pracowania nad tym. Nawet nie spostrzegł, kiedy musiał zacząć zmuszać się do wykonywania nawet najprostszych, codziennych czynności i teraz zrobienie czegokolwiek przychodziło mu z niebywałym trudem. Nie widział sensu we wstawaniu z łóżka, w przygotowywaniu sobie posiłków, w dbaniu o siebie. Wciąż to robił, ale bez zaangażowania i coraz rzadziej, przez co wyglądał na wymizerowanego. Po co jednak miał się starać? Po co zajmować sobą i otoczeniem, skoro wszystko było bez sensu?
    Na tę imprezę zaprosił go kolega z roku i Nick, siedząc rozwalonym w wysłużonym fotelu, z kończynami porozrzucanymi na boki, zastanawiał się, po co tutaj przyszedł. Po co w ogóle wyszedł z domu, skoro nie ważne, gdzie się znajdował, czuł się tak samo źle?
    W pewnym momencie dosiadł się do niego nieznajomy chłopak. Na pierwszy rzut oka był w podobnym, jeśli nie tym samym wieku, co Nicholas. Miał kruczoczarne włosy, niebieskie oczy o chłodnym odcieniu i jasną cerę. Woodrow popatrzył po nim, nim przyjął wyciągnięty ku niemu kubeczek z piwem, chwytając go w dłoń.
    — Mam aż tak skwaszoną minę, że wyglądam, jakbym zaraz miał się porzygać? — spytał, a kiedy przez jego twarz przemknął cień rozbawienia, również rozmyte dotychczas spojrzenie stało się ostrzejsze i skupiło się na nieznajomym. Zdawał sobie sprawę z tego, że na jego twarzy gościł ponury grymas i wargi wykrzywiały się brzydko, jakby mimika samoistnie dopasowywała się do towarzyszących mu myśli.
    Nim odpowiedział na pytanie nieznajomego, potoczył wzrokiem po najbliższym otoczeniu.
    — Przeważnie lepiej — odpowiedział, jednocześnie odprowadzając spojrzeniem przechodząca obok dziewczynę w nieprzyzwoicie krótkiej mini spódniczce, która więcej odsłaniała, niż zasłaniała. Później przytknął kubeczek do ust i pociągnął kilka łyków piwa, spoglądając znak krawędzi na chłopaka, który w tej pozycji nieco nad nim górował.
    — A ty zawsze przysiadasz się do takich odludków? — odbił piłeczkę i na jego ustach zamajaczył lekki uśmiech.

    NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  62. Hazel z trudem utrzymywała otwarte oczy. Pod powiekami czuła zbierające się ziarenka piachu i miała wrażenia, że nawet zapałka włożona między nie jej nie pomoże. Mrugała intensywnie. Zerknęła na zegarek na nadgarstku. Skromny, prosty, na cienkim skórzanym pasku. Prezent od babci. Było strasznie późno. Podniosła się z kanapy, rozprostowała i przeciągnęła. Ziewnięcie które temu towarzyszyło, było długie, przedłużone, a sama Evans marzyła o miękkiej poduszce i ciepłej kołderce. Nie usłyszała nic niepokojącego, ale nagle dotarło do niej, że powinna zgasić światło w pomieszczeniu na przedzie, skoro chce szykować się do wyjścia.
    Nie spodziewała się tego, że na swoim terenie, w swojej pracowni, przy swojej maszynie do szycia, zastanie obcego człowieka. Chwilę to trwało, zanim dotarło do niej, że człowiek wcale nie jest obcy. Stanęła w drzwiach jak wryta i gapiła się na włamywacza.
    Gdyby sytuacja nie była poważna - bo przecież ktoś włamał się do jej pracowni (ale czy na pewno włamał, skoro była otwarta?) - to pewnie parsknęłąby śmiechem, widząc minę młodego mężczyzny. Kojarzyła go skądś, to było niezaprzeczalne i potrzebowała chwili czasu, żeby sobie uświadomić skąd.
    Nie spodziewała się tego, co do niej powiedział. Zamrugała kilkukrotnie, bo słowa padające z jego ust zdecydowanie nie oddawały powagi całej sytuacji. Hazel niemal natychmiast się rozbudziła i miała wrażenie, że gęstniejącą między nimi atmosferę można kroić nożem. Albo jej nożyczkami krawieckimi.
    — Pra… Pracuję? — chrząknęła, odkaszlnęła i przyłożyła dłoń w okolice mostka. Pokręciła przecząco głową, czując się co najmniej zdekoncentrowaną, wybitą z rytmu, rozbitą i w ogóle, i w szczególe.
    — A co? Uszyć coś dla siebie? — Spytała po krótkiej chwili, kiedy zdołała odzyskać nieco rezonu. I już wiedziała, skąd go kojarzy. Chłopak od kawy i lumpexów.

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  63. W odpowiedzi na słowa nieznajomego Nicholas wzruszył ramionami, aczkolwiek z jego twarzy nie znikł nikły cień rozbawienia. Było mu doskonale wszystko jedno, w jaki sposób odbierały go przebywające na imprezie osoby, a jeśli faktycznie wyglądał, jakby zaraz miał zwymiotować, tym lepiej. Podejrzewał, że niewielu znajdzie się chętnych na podejście do takiej osoby w obawie przed możliwymi konsekwencjami, a tak się składało, że Nick nie miał ochoty na towarzystwo. W zasadzie poważnie zastanawiał się nad tym, co właściwie robił na tej imprezie i rozważał powrót do mieszkania, lecz z drugiej strony, co takiego miałby robić w pustych czterech ścianach, czego nie mógłby robić tutaj? W domu było przytłaczająco cicho i toczące Woodrowa zobojętnienie tylko się wtedy uwypuklało, tutaj natomiast towarzyszył mu znajomy gwar i równie znajome zachowania pozostałych imprezowiczów. Tutaj też odczuwana przez niego pustka i to trawiące go poczucie bezsensu nie były aż tak dokuczliwe.
    Zaśmiał się krótko w odpowiedzi na kolejne słowa chłopaka i obrzucił jego sylwetkę zainteresowanym spojrzeniem. Właściwie nie była to taka zła opcja i w ostatecznym rozrachunku Nicholas zawsze mógł postąpić podobnie. Nim jednakże zdążył się nad tym zastanowić, brunet powiedział coś, co mocno go zdziwiło.
    — Włosy? — powtórzył cicho i uciekłszy spojrzeniem w bok, odruchowo sięgnął dłońmi do brązowych kędziorów. Przeczesał je palcami, jeszcze bardziej wzburzając i tak roztrzepaną czuprynę, a potem uśmiechnął się słabo. — W zasadzie nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem u fryzjera. Myślisz, że najwyższa na to pora? — spytał, nie wiedząc, po co to robi. Może w ten sposób chciał podtrzymać rozmowę? Jednak szybko okazało się, że nieskutecznie – nieznajomy postanowił się oddalić i choć zaznaczył, by Nicholas na niego poczekał, ten nie sądził, by jego towarzysz miał do niego wrócić, nie na pewno. W końcu miał pełne prawo pognać gdzieś dalej, rzucić się w wir imprezy i dołączyć do jakiejś grupki, która bawiła się lepiej niż Nick, o co wcale nie było trudno. Niemniej jednak, ku lekkiemu zaskoczeniu dwudziestolatka, po kilku minutach chłopak faktycznie wrócił i jak gdyby nigdy nic zajął swoje poprzednie miejsce.
    — Nicholas — przedstawił się i uścisnął wyciągniętą ku niemu dłoń, uprzednio przełożywszy kubeczek z piwem do lewej ręki. Po tym zapadło pomiędzy nimi chwilowe milczenie, ale Woodrowowi w żaden sposób ono nie przeszkadzało. W tym czasie zainteresował się swoim piwem, które sączył powoli, z bezpiecznej odległości obserwując to, co działo się wokół, aż Riven na nowo przyciągnął jego uwagę.
    Na widok skręta Nicholas uśmiechnął się leniwie i podobnie rozleniwionym spojrzeniem, wyrażającym najprawdopodobniej zadowolenie, obdarzył swojego nowego znajomego.
    — To dlatego cię nie było? — w rzeczywistości bardziej stwierdził niż spytał. — Musiałeś wiedzieć, gdzie szukać — skomentował, a dopiero później twierdząco skinął głową. Tak, miał ochotę na zapalenie w towarzystwie Rivena. Ten chłopak, choć wyszedł z inicjatywą i dosiadł się do niego mimo odrzucającej miny, jaka prezentował Nick, nie był w żaden sposób nachalny, nie przytłaczał też Nicholasa swoją osobowością i było to zaskakująco… miłe. Widząc, że Riven zwleka, chłopak poruszył się, wyprężył i sięgnąwszy ku brunetowi, wyjął z jego rąk zapalniczkę i skręta. Następnie opadł z powrotem na fotel, moszcząc się w nim wygodnie i pstryknąwszy zapalniczką, odpalił skręta. Kilkoma krótkimi cmoknięciami rozżarzył fajkę i dopiero po tym mocniej się zaciągnął. Przytrzymał dym w płucach, aż delikatnie zakręciło mu się w głowie i dopiero wtedy wypuścił szare kłęby.
    — Jeszcze tak — odparł na zadane przez Rivena pytanie, przy okazji oddając mu skręta. — Staram się skończyć trzeci rok — uściślił, mrużąc oczy i rozparł się na miękkim oparciu.

    NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  64. Nie wiedział, czego się spodziewać, więc spoglądając po Rivenie, odruchowo skulił się, kiedy chłopak wyciągnął w jego stronę rękę. Nie doświadczył przemocy, jak mogłaby pomyśleć osoba obserwująca jego zachowanie wywołane tym przyjaznym gestem, choć od śmierci rodziców często wplątywał się w bójki. Było to jednak świadome oraz celowe działanie, przez co daleko mu było do bezbronnego, katowanego dzieciaka. Obronny ruch Nicholasa wywodził się z tego, że ten odzwyczaił się od spontanicznego, miłego dotyku. Fakt, swego czasu nie stronił od przygodnych znajomości, także w nich szukając pocieszenia i drogi ucieczki od tego, co go spotkało, ale te jedno nocne, a często nawet krótsze przygody nie miały niczego wspólnego z ciepłem i bezpieczeństwem. Już dawno nikt nie dotykał go – nie mówiąc już o zwykłym przytuleniu – bezinteresownie, nie chcąc niczego w zamian.
    Mimo tego Riven dosięgnął do jego głowy i Woodrow z niemałym zaskoczeniem przyjął najpierw to pogładzenie po włosach, a później komentarz, który mgliście kojarzył z jakiejś animacji. Szczęśliwie niedługo po tym Riven zniknął, dzięki czemu Nicholas miał chwilę na przetrawienie tego, co się wydarzyło. Przygładził wzburzone włosy i wyprostował się, a z czasem także ponownie odprężył, uznawszy, że odczucie związane z palcami Rivena przeczesującymi jego kosmyki było całkiem… miłe. Tak jak i cała jego osoba, co zdążył spostrzec już wcześniej i z tego względu szczerze się ucieszył, kiedy chłopak do niego wrócił.
    Skrzywił się lekko, kiedy z ust Rivena padło zdrobnienie, jakiego zazwyczaj używali jego rodzice. Już dawno nikt nie powiedział do niego w ten sposób, ale zmieszanie i zakłopotanie udało mu się ukryć poprzez sięgnięcie po skręta, któremu zaraz poświęcił całą swoją uwagę. Dobrze było skupić się na czynności, którą znał i lubił.
    — Coś się stało, ale… — urwał, przyglądając się swojemu towarzyszowi, wypuszczającemu z ust kłęby dumy. Zdziwiło go to, że w ogóle przyznał się do tego, iż coś faktycznie się w jego życiu wydarzyło. — Ale nie chcę o tym mówić — dokończył ze zdecydowaniem i sięgnął po skręta. Rozkaszlał się niespodziewanie, kiedy Riven znowu użył wobec niego tego cholernego zdrobnienia! Nie był do końca pewien, jakie odczucia to w nim wywoływało, więc z całej niezrozumiałej mieszanki zdecydował się wybrać irytację.
    — Poczekaj, aż ja wymyślę jakieś zdrobnienie do twojego imienia — odezwał się zgryźliwie, spod lekko przymrużonych powiek przyglądając się swojemu rozmówcy, a potem zaciągnął się raz jeszcze i wypuścił dym z płuc dopiero, kiedy przekazał skręta brunetowi. Fotel, na którym siedział, z każdą upływającą minutą wydawał mu się coraz wygodniejszy, więc nikogo nie powinno dziwić, że siedział wciśnięty w oparcie, z nogami przerzuconymi przez podłokietnik. Wymachiwał delikatnie luźno zwisającymi kończynami, a jego powieki zrobiły się cięższe, niż zazwyczaj miało to miejsce. Przyjemne rozprężenie powoli ogarniało jego ciało i Nick zaczął cieszyć się, że nie zjara się na smutno. Pamiętał, że po wypaleniu swojego pierwszego blanta – a miało to miejsce przed wypadkiem rodziców – rozpłakał się głośno jak małe dziecko i nie potrafił ani się uspokoić, ani wytłumaczyć, dlaczego właściwie płacze.
    — A ty? — zapytał, z opóźnieniem odbijając piłeczkę. — Studiujesz? — zagadnął, dopijając piwo, które wcześniej wręczył mu Riven.

    [To był dzień zmieniania zdjęć ^^]

    NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  65. [Dzięki za powitanie!
    Quilty as charged. Cóż mogę powiedzieć? Pozostaje mi przeprosić za tamto nagłe zniknięcie i posypać sobie głowę popiołem. Wybrałem wtedy kiepski moment na blogowanie :<
    Niemniej, jeśli będziesz miała ochotę coś wspólnie napisać, to wiesz gdzie mnie szukać. Jesteśmy na blogowym discordzie, więc nigdzie Ci nie ucieknę! :P]

    Ed Ashton

    OdpowiedzUsuń
  66. [Ed czasami ma dobre serduszko, więc może założymy, że Jaime okradł jego ojca, ale ten zdecydował się go nie podkablować? Albo np. Jaime włamał się do ich domu nie mając świadomości tego, że Ed w nim przebywa?]

    Ed Ashton

    OdpowiedzUsuń
  67. Nicholas był wdzięczny za to, że Riven zrozumiał i nie ciągnął go za język. Wydawało mu się bowiem, że kiedy tylko wspominał o tym, co go spotkało, ludzie z automatu traktowali go inaczej. Jak przysłowiowe jajko, z którym trzeba było obchodzić się wyjątkowo delikatnie. A kiedy tylko nadarzyła się ku temu okazja, unikali go, ponieważ – nie oszukujmy się – nikt w jego wieku nie wiedział, jak powinien zachowywać się wobec osoby, która z dnia na dzień straciła rodziców. Woodrow był w stanie to zrozumieć. Zresztą, jak mógłby wymagać od innych odpowiedniego traktowania, skoro nie wiedział, jak obchodzić się sam ze sobą?
    To dlatego odciął się od rodziny oraz dawnych przyjaciół i znajomych. Było mu lepiej – łatwiej – pośród nieznajomych, którzy nie wiedzieli, co go spotkało. Którzy nie pytali o to, jak się czuje i jak sobie radzi, za to rozmawiali z nim na błahe tematy i traktowali go tak po prostu normalnie. Może i w ten sposób Nicholas uciekał przed tym, co mu się przydarzyło, zamiast w końcu się z tym zmierzyć i pozwolić sobie na przeżycie żałoby, ale tak było mu po prostu wygodniej.
    — Szkoda, że mój umysł jest teraz przytępiony — stwierdził, spoglądając na Rivena spod na wpół przymkniętych powiek. Jego myśli stały się leniwe i pokraczne jak rozespane kociątka, przez co nie było mowy o tym, by dwudziestolatek wpadł teraz na jakiekolwiek sensowne zdrobnienia imienia swojego towarzysza. Postanowił więc odłożyć to na później i skupił się na tym, co tu i teraz, czyli na dopiciu piwa oraz dopaleniu skręta, który pomógł mu się rozluźnić.
    — No tak — przytaknął mało elokwentnie, kiedy brunet wyjaśnił, jak miały się sprawy w związku z jego edukacją. Zapewne Riven miał swoje powody, które sprawiły, że nie dane mu było skończyć liceum, a że ten wieczór miał być – przynajmniej w założeniu Nicholasa – miły i przyjemny, to ten nie wnikał w temat i nie dopytywał o szczegóły. Za to kiedy Riven wspomniał o wacie cukrowej, Nick rozpłynął się w błogim uśmiechu.
    — Idę — odparł ochoczo i zaczął się podnosić z fotela, co nagle okazało się nie takie proste. — Tylko… — sapnął, walcząc z niezbornymi kończynami, które nie chciały się go słuchać. — Daj mi chwilę — poprosił i zachichotał, aż w końcu udało mu się wstać. Kiedy tylko jego stopy dotknęły ziemi, przeciągnął się i ziewnął. Chętnie by się zdrzemnął, gdyby nie to, że i jego żołądek domagał się jedzenia.
    — Mi tam to nie przeszkadza — odparł w odpowiedzi na to, jak szybko zadziałał na nich wypalony skręt i uśmiechając się głupkowato, dość niespodziewanie – również dla samego siebie – uwiesił się jednym ramieniem na Rivenie. — Prowadź! — zarządził, drugą ręką celując gdzieś przed nich. — Chcę tę watę cukrową. Najlepiej różową. A później zjadłbym frytki. Z majonezem — rozmarzył się i popatrzył po swoim nowym koledze, szukając jego aprobaty co do snutych na głos planów.

    NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  68. Pora, którą wybrał młody mężczyzna na odwiedzanie pracowni krawieckiej była co najmniej dziwna, ba, wielce nietypowa. Gdyby nie roztargnienie Hazel, to pracownia pewnie byłaby zamknięta, ale zapomniała przekręcić ten cholerny kluczyk, zostawiając najcenniejsze rzeczy na widoku.
    Nie wierzyła w czystość intencji Rivena. Przyglądała mu się podejrzliwie, nie zmieniając swojego podejścia po jego słowach. Nie widziała też żadnej torby, którą mogłaby pomóc mu zreperować. I co prawda, Hazel raczej nie imała się prac, które nie polegały na szyciu od nowa. Rzadko kiedy przyszywała ludziom zerwane rękawy czy wymieniała zamki błyskawiczne. Bardziej skupiona była na pracy twórczej, ale też najczęściej nie odmawiała człowiekowi, jeżeli jego zlecenie nie było zbyt czasochłonne.
    — Jestem krawcową — odpowiedziała zgodnie z prawdą, robiąc pierwsze kroki w jego stronę. I kasetki. — Gdzie masz tę torbę? — spytała, podchodząc do stolika, na którym stał jej skarb. Położyła dłoń na kasetce, a potem ujęła w palce metalowy uchwyt. — Dzisiaj już zamknęłam parę godzin temu, ale możesz przynieść ją rano, po dziesiątej najlepiej. Postaram się to zrobić na miejscu — odpowiedziała.
    Cóż, rozmowa o prawdopodobnie wyimaginowanej torbie szła im nadzwyczaj dobrze. Hazel kojarzyła Rivena przede wszystkim z second handów, raz czy dwa razy wypili razem kawę przed kawiarnią i to byłoby na tyle. Nie znali się zbyt dobrze, nie wiedziała o nim nic. Nie miałą pojęcia, czy pracuje i gdzie. Nie wiedziała, gdzie mieszka i z kim. Teraz nabrała do niego podejrzeń, które wcześniej - jako w stosunku do faceta spotykanego w sklepie - w ogóle nie miały racji bytu.
    — Chciało ci się szukać krawca o tej porze?

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  69. Na szczęście Nicholas był daleki od padania na twarz. Choć wypalony skręt znacznie go rozluźnił, a tym samym rozluźniło się jego ciało, przez co jednocześnie jego koordynacja ruchowa znacząco spadła, chłopak potrafił utrzymać się na nogach i co więcej, nie miałby problemów z samodzielnym poruszaniem się. Uznał po prostu, że uwieszenie się na Rivenie, który zresztą był prowodyrem tego wypadu, będzie zabawne – jakby dzięki temu mieli stać się może nie trzema, ale dwoma dzielnymi muszkieterami!
    — Umrę z głodu, nim dojdziemy do celu — jęknął, krzywiąc się co najmniej tak, jakby właśnie polizał cytrynę. W jego wyobraźni musieli przeprawić się najpierw przez rozległą pustynią, a później wysokie góry, nim będą mogli zjeść obiecaną watę cukrową i frytki z majonezem. Dokładnie w tej kolejności, ponieważ kto powiedział, że nie mogą zjeść deseru przed wytrawnym posiłkiem. O ironio, żaden z nich nie miał nikogo, kto mógłby im tego zabronić, choć jeszcze tego o sobie nie wiedzieli.
    Ruszyli przed siebie krokiem nie tak znowu chwiejnym, jakby można było się po nich spodziewać i stąd, kiedy zachwiali się bardziej, niż było to wskazane, Nick lekko się zdziwił. Nie zauważył jednakże, co miało to na celu i kiedy już ze śmiechem przeprosili nieznajomego, pomaszerowali dalej. Raz na jakiś czas odbijali się od innych osób, ale w niczym im to nie przeszkadzało; generalnie otumanionemu umysłowi Nicholasa mało co w tym momencie przeszkadzało. Kiedy wyszli na zewnątrz, Woodrow odetchnął powietrzem zdecydowanie świeższym niż to, które znajdowało się w pełnym ludzi pomieszczeniu. Co prawda nie mógł liczyć na to, że nowojorskie powietrze będzie nieskazitelnie czyste, ale cóż, takie były konsekwencje mieszkania w gęsto zaludnionej metropolii i nie można było ich uniknąć.
    — Oczywiście, że dam radę iść sam — odparł, wciąż uwieszony ramieniem na swoim nowym znajomym, stanął jednakże pewniej na nogach, wyprostował się i popatrzył po Rivenie z nieodgadnionym wyrazem twarzy i błyskiem w zielonych oczach. — To był rewanż za mizianie mnie po włosach — stwierdził i spojrzał prosto w oczy Rivena, nie odsuwając się jeszcze przez chwilę. Dopiero po trzech kolejnych uderzeniach serca uśmiechnął się przewrotnie, a następnie cofnął ramię i odsunął się o te dwa kroki. Oderwawszy wzrok od sylwetki chłopaka, rozejrzał się po otoczeniu, chcąc przypomnieć sobie, gdzie właściwie się znajdują. Ustalenie lokalizacji nie zajęło mu wiele czasu i kiedy już wiedział, dokąd się udać, ruszył leniwie w stronę pobliskiego parku.
    W pewnym momencie zaczął oklepywać się po kieszeniach bluzy, aż namierzył wymiętoloną paczkę papierosów. Wydobył z niej jedną fajkę oraz zapalniczkę, a potem wyciągnął paczkę w stronę Rivena.
    — Skrętów nie mam — uprzedził lojalnie i nie bez rozbawienia. Liczył, że nikotyna choć na chwilę przytłumi głód, który skręcał mu żołądek.

    NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  70. [Tak się składa, że odkryłam kopalnię zdjęć Timothy’ego, więc nie mogłam się powstrzymać… ^^ Prawda, że Nicky bardzo ładnie prezentuje się na nowych fotkach?]

    Tym razem to Nicholas roześmiał się wesoło, podczas gdy Riven po raz kolejny zapoznawał się bliżej z jego fryzurą. Tym razem bynajmniej się nie cofnął, nie uciekając odruchowo przed dotykiem chłopaka, tak jak miało to miejsce za pierwszym razem. Wtedy był przede wszystkim zaskoczony tym miłym i niezobowiązującym gestem. Teraz z trudem powstrzymał się przed tym, by wcisnąć głowę głębiej pod jego dłoń niczym łasy na pieszczoty kot. Niemniej jednak coś podkusiło go, by obdarzyć towarzysza tym długim i uważnym spojrzeniem, a że to zostało odwzajemnione, coś jakby załaskotało go w środku i Nicholas uśmiechnął się pod nosem. Nie zastanawiał się ani nad żadnym z tych gestów, ani nad własnym samopoczuciem – wypity wcześniej alkohol oraz wypalony skręt skutecznie pomogły mu się rozluźnić. Poza tym, pojawiając się na tego rodzaju imprezach, Woodrow właśnie na to liczył – na możliwość nie analizowania. Na brak konieczności zastanawiania się nad każdym szczegółem – na coś, czego brakowało mu na co dzień, w tych godzinach, kiedy był trzeźwy i kiedy, przede wszystkim, był sam.
    Wzruszył ramionami, kiedy Riven odmówił papierosa. Sam popalał dla towarzystwa, natomiast po śmierci rodziców nikotyna dołączyła do palety odżywek, z której mógł wybierać, kiedy chciał ukoić nerwy. Już miał wetknąć papierosa pomiędzy wargi, kiedy drugi brunet nie poprzestał na grzecznej odmowie i rozwinął swoją wypowiedź, robiąc to w dość interesujący sposób. Nick uniósł wyżej brwi, spoglądając na niego z ukosa.
    — A planowałeś się dziś ze mną całować, Riv? — zapytał w dość wyważony sposób, po czym wciąż przypatrując się chłopakowi, ostentacyjnie wetknął papierosa do ust. Odwrócił wzrok tylko na chwilę, by rozżarzyć końcówkę fajki za pomocą zapalniczki. Następnie wetknął ją do paczki, a tę schował z powrotem do kieszeni bluzy i popatrzył za Rivenem, który ruszył na przód.
    — Moja strata — odezwał się, nie na tyle cicho, by będący te kilka kroków przed nim Riven nie mógł go usłyszeć, ale też nie na tyle głośno, by miał pewność, że Riven faktycznie go usłyszał. Igrał w ten sposób nie tylko z nim, ale również sam ze sobą i tylko przez ułamek sekundy zastanowił się nad tym, dlaczego to robi. Ponieważ jednak odpowiedź do niego nie przyszła, podążył za swoim nowym znajomym, którego ekscytacja foodtruckami zaczęła mu się udzielać.
    Nim Riven wypatrzył obiecująco wyglądające budki, Nicholas dopalił papierosa, a rzucony na ziemię niedopałek zgasił podeszwą buta. Następnie poderwał głowę i uśmiechnął się szerzej, kiedy jego wzrok padł na wskazywane przez kolegę budki.
    — Świetnie! — zachwycił się, zrównując się z Rivenem. — Padam z głodu! I to przez ciebie — zażartował, zerknąwszy na bruneta, a potem przyspieszył kroku, a nawet kawałek podbiegł. — Szybko, bo jeszcze zamkną nam je przed samym nosem!

    NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  71. [Wiem *wstydniś*]

    Owszem, Nicholas podejmował się podobnych żartów, choć zazwyczaj prowadziły go one donikąd. Na imprezach, na które swego czasu chętnie i często uczęszczał, zdarzało mu się robić rożne rzeczy. Wielu z nich nawet nie pamiętał, tak bardzo bywał pijany, ale wśród jego wspomnień, zarówno tych bardziej mglistych, jak i tych całkiem wyraźnych figurowało kilka scen, w których w miejscach mniej bądź bardziej odosobnionych skradał pocałunki innym chłopcom. Nie tylko używki wprawiały go w stan, w którym mógł zagłuszyć natarczywe i ponure myśli; ciało również zapewniało mu doznania, dzięki którym mógł zepchnąć w niepamięć to, przed czym tak rozpaczliwie uciekał, a co nigdy nie miało przestać go gonić.
    — Co mówiłeś? — rzucił Nick, kiedy już dogonił Rivena. Spoglądał na niego z lekkim uśmiechem, a swoje pytanie zadał grzecznościowo; niekoniecznie zależało mu na poznaniu odpowiedzi, aczkolwiek lustrował swojego towarzysza wzrokiem w taki sposób, jakby mimo wszystko jego drobne gesty czy mimika twarzy miały mu tę odpowiedź zdradzić.
    Ten moment przerwało zauważenie przez Rivena budek z jedzeniem, a że żołądek Nicholasa naprawdę ścisnął się z głodu, to nic dziwnego, że teraz ten był w stanie myśleć tylko o jedzeniu. Nie wydawało mu się, by wata cukrowa miała zaspokoić ten głód, ale bez wątpienia stanowiła wartą uwagi przystawkę.
    — Może i nikt nie kazał, ale w takim towarzystwie nie mogłem odmówić — stwierdził niby to beztrosko, a jednak ukradkiem przyglądał się brunetowi, chcąc widzieć jego reakcję na swoje własne słowa. Tak jak wcześniej nie analizował swojego zachowania, tak teraz był aż nadto świadomy tego, że jawnie z nim flirtował, wcale nie tak ostrożnie badając granicę, do jakiej mógł się zbliżyć. Może Riven miał stać się jednym z tych mglistych, a może całkiem wyraźnych wspomnień…?
    Woodrow pozwolił, by jego nowy znajomy zamówił dla nich po wacie cukrowej i za nią zapłacił. Czuł pod skórą, że jeszcze nadarzy się okazja, aby mógł mu się odwdzięczyć za postawiony smakołyk i kiedy już dostał łakoć na patyku w swoje ręce, uśmiechnął się z zadowoleniem. Zaraz też oderwał palcami kawałek różowej waty, zmiął go lekko i wpakował sobie do ust. Cukier natychmiast rozpuścił się na jego języku, przez co westchnął z zadowoleniem.
    — Mhm — zgodził się z nim mruknięciem i uraczył się kolejną porcją. Niemalże w tym samym momencie Riven połasił się na kawałek różowej waty jedzonej przez Nick’a, przez to ten zmarszczył brwi i oblizując umorusane usta, wykonał gest, jakby chciał trzepnąć Rivena w rękę. Oczywiście, że nie trafił, ale w odwecie bez pytania poczęstował się niebieską watą.
    — To najlepsza wata cukrowa, jaką w życiu jadłem — zawyrokował, a potem obdarzył Rivena szerokim i radosnym uśmiechem, który nie miał drugiego dnia i był jednym z najszczerszych uśmiechów, na jakie Nick ostatnio się odważył. W takich chwilach jak te nie pamiętał o tym, co go spotkało – śmierć rodziców była daleko od niego, jakby nigdy się nie wydarzyła. Chwytał się tych chwil i karmił się nimi tak długo, jak tylko było to możliwe, ale prędzej czy później, wspomnienia zawsze do niego wracały. Wystarczyło, że wytrzeźwieje. Że wypalony skręt przestanie działać. Że wróci do domu i zostanie sam ze sobą.

    NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  72. Hej, ja tylko daję znać, że jakiś czas temu napisałam do Ciebie maila w sprawie Hazel i Rivena.

    OdpowiedzUsuń
  73. Hazel nie przestała zbyt prędko myśleć o dziwnym zachowaniu znajomego. Jasne, zamknęła pracownię na cztery spusty, zabrała kasetkę ze sobą do domu i zasnęła ze spokojną głową, natomiast każdego wieczoru łapała się na tym, że myśli o Rivenie. Może nie bezpośrednio o nim, a o tym, że cała sytuacja mogła potoczyć się zupełnie inaczej i że zapewne nie była to osamotniona akcja - niekoniecznie w wykonaniu Rivena. Evans nagle nabrała świadomości, że złodziejaszków w Nowym Jorku nie brakuje i powoli docierało do niej, że paradowanie dzień w dzień z kasetką zamykaną na mały kluczyk i trzycyfrowy kod jest nie tyle ryzykowne, co po prostu śmieszne. Musiała się pogodzić z myślą, że prędzej czy później powinna odwiedzić bank i założyć normalne, legalne konto bankowe i nauczyć się obsługi bankowości elektronicznej.
    Tego wieczoru wracała z niespodziewanego wyjścia na miasto, na karaoke. Nie spodziewała się tego, ale nie miała więcej siły, aby opierać się współlokatorom. Zgodziła się, a po dwóch godzinach kulturalnie zawinęła. I lekkomyślnie uznała, że świetnym pomysłem będzie spacerowanie po zmroku, chociaż równie dobrze mogła zamówić taksówkę lub zejść do pobliskiej stacji metra.
    Pobolewało ją lekko gardło, więc w głowie już układała plan zaradczy, kiedy w bocznej uliczce mignęła jej czyjaś sylwetka. Aleja była dobrze oświetlona, przynajmniej w miejscu krzyżowania się z ulicą, po której spacerowała Evans, dlatego kobieta od razu rozpoznała Rivena. Może nie od razu, ale na tyle szybko, aby zdążyć ruszyć za nim. Robiła to tak cicho, jak umiała, chowając się za narożnikami budynków, za latarniami, nawet koszami na śmieci. Czuła się jak agent 007, który chce udowodnić, że złodziejaszek Dechart faktycznie był złodziejaszkiem.
    Wychylając się zza jednej z latarni, które albo nie świeciły, albo świeciły bardzo blado, Hazel podskoczyła i pisnęła, bo z pobliskiego kubła na śmieci wyskoczył ogromny kocur, robiąc hałasu, który w ogólnie panującej ciszy, mógłby obudzić nawet trupa. Evans instynktownie odskoczyła od miejsca, w którego kierunku pobiegł kocur i łapiąc się za usta, spojrzała na trzech mężczyzn.
    Trzech. Z czego dwóch wyglądało co najmniej podejrzanie.

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  74. Haze nie spodziewała się tego, że jej wieczór będzie obfitował w mimowolne zastrzyki adrenaliny. Wołała zdecydowanie spokojniejsze sposoby na spędzanie czasu, ale co mogła zrobić, kiedy ciekawość okazała się silniejsza od rozsądku? Właśnie! Hazel dzisiaj zdecydowanie zabrakło rozsądku, który zwykle przyćmiewał wszelkie porywy beztroski.
    W momencie, kiedy jeden z szemranych typów rzucił do niej pytanie, już otwierała usta i postanowiłą, że po prostu odwróci się na pięcie i odbiegnie. W końcu mogli jej dokładnie nie widzieć. Było dość ciemno, a to ich oświetlała latarnia, nie ją. Jednak Riven ją wyprzedził. Niepotrzebnie się odzywał, bo przecież mogła uciec. Naiwnie wierzyła w to, że nikt nie zdecydowałby się na to, aby ścigać nic nieznaczącą, młodą kobietę. Dechart mógł też ratować swój tyłek i zwyczajnie w świecie twierdzić, że przecież jej nie zna.
    Wmurowało ją ponownie, kiedy Riven się odezwał. A w jeszcze większym szoku była, kiedy dotarł do niej sens wypowiadanych przez niego słów. Ona? Dziewczyną? Jego największym skarbem?
    Evans wiedziała, czuła, że musi szybko się zreflektować i zacząć udawać największy skarb jegomościa, który nagle do niej podszedł. Podobnie, jak i on, wyszczerzyła zęby w uśmiechu, mając nadzieję, że wypadła co najmniej przekonująco.
    — Tak, kochanie. Po prostu nie wierzyłam, że wychodzisz tylko z chłopakami… — postanowiła grać zazdrosną dziewczynę. Czuła swój płytki oddech i przyspieszone bicie serca. Pozwoliła Rivenowi odciągnąć się od gagatków i naprawdę chciała się zatrzymać, żeby odetchnąć, ale było to możliwe dopiero, jak Dechart ją puścił.
    — Oszalałam? — Prychnęła. — Może chciałam się tylko przywitać? — dodała ironicznie, choć logicznym dla każdego z nich było, że wcale nie planowała się przywitać. Mogła udawać idiotkę i się oburzać za to, jakim tonem się do niej zwracał. Ale musiała mu przyznać rację. Skoro on uważał gości za niebezpiecznych, to powinni się stąd ulotnić. Po prostu ruszyła za Rivenem, chwilowo nie udzielając mu żadnej konkretnej odpowiedzi.
    — Dokąd chcesz iść? Może złapiemy taksówkę? — spytała, choć wokół nie było żadnych taksówek. — Metro?

    najlepsza dziewczyna pod słońcem XD

    OdpowiedzUsuń
  75. Nicholas sam już nie wiedział, co robi, a przede wszystkim, po co to robi. Imprezował, ponieważ była to jedyna rzecz, która przyszła mu do głowy po śmierci rodziców, a zagłuszanie emocji okazało się całkiem niezłym sposobem na radzenie sobie z nimi. Dziś czuł się jak pusta skorupka – zdawało mu się, że nie ma już czego zagłuszać, ale że również odczuwana przez niego pustka okazała się przytłaczająca, to starał się ją zapełnić, robiąc to w jedyny znany sobie sposób. Imprezując. Choć czynił to coraz rzadziej, w używkach i seksie nie potrafiąc już znaleźć tej samej ulgi, co kiedyś. Niewiele brakowało, a nie poszedłby na tę domówkę, a tym samym nie poznałby Rivena, który rzekomo świetnie całował. Nie wiedziałby wtedy nawet, że coś traci, ale dziś, w tym dokładnie momencie w jego głowie pojawiła się blada myśl, że byłoby mu szkoda, gdyby przegapił szansę na poznanie swojego nowego znajomego. Było w nim coś dziwnego, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Coś, co sprawiało, że Nick czuł się lekko. Lżej niż na co dzień i to bez wspomagaczy, bo też dziś nie był tak bardzo pod wpływem, jak mógłby być i jak wielokrotnie bywał.
    Uśmiechnął się, kiedy Riven udzielił odpowiedzi na jego pytanie, a potem zaśmiał się na rzucone przez niego stwierdzenie.
    — A ty świetnie całujesz każdą i każdego czy tylko tych wybranych? — spytał przewrotnie, dość zgrabnie łącząc te dwa poruszane przez nich tematy w jeden. Pociągała go ta rozmowa i sprawiała, że rosło w nim rozbawienie pomieszane z zadowoleniem. Lubił się droczyć; lubił w ten sposób badać grunt, po którym stąpał i z zadowoleniem zauważył, że Riven nie miał nic przeciwko prowadzonym przez niego badaniom. Wręcz przeciwnie, otwarcie go do tego zachęcał, wystawiając tą przysłowiową, zawieszoną na kiju marchewkę, która znajdowała się tuż poza zasięgiem Nicholasa, tak że ten mógł ją wyraźnie widzieć, ale nie mógł jej chwycić.
    Gdzieś w międzyczasie, kiedy zajadali się watą cukrową, nadal sobie przy tym żartując, Woodrow lekko klepnął bruneta w ramię i skinieniem głowy wskazał na pobliski, niski murek, na którym mogliby przycupnąć. Zgodnie i bez zbędnych słów udali się w tamtym kierunku, by już po chwili kontynuować jedzenie słodkich przekąsek, siedząc na wspomnianym murku. Już w pozycji siedzącej Nick spod zmarszczonych brwi obserwował, jak Riven śmiało poczynał sobie z obydwoma watami, których zdążyło już sporo ubyć i nawet nie pisnął w sprzeciwie, kiedy Riv znowu zaczął miksować ze sobą dwa kolory.
    Rozbawiony dwudziestolatek pochylił się nad posuniętą mu przekąską, po czym w momencie spoważniał i znad dwukolorowej chmurki spojrzał na towarzyszącego mu chłopaka.
    — Postaraj się tylko mnie nie wypuścić — zastrzegł, a potem jak gdyby nigdy nic zjadł podsuniętą mu porcję waty cukrowej, zupełnie przypadkowo i naprawdę nie celowo musnąwszy przy tym wargami opuszki palców Rivena, czego sam konsumujący nawet nie zauważył. Dopiero kiedy Nick zaczął przeżuwać, w jego zielonych oczach z powrotem zagościły iskierki rozbawienia, aż w końcu Woodrow wywrócił oczami i udał, że faktycznie odlatuje, przechylając się w tył. Zaraz jednak roześmiał się i złapał pion.
    — Chętnie — odparł krótko i rzeczowo, bez chwili zawahania i zastanowienia. Uśmiechnął się, tak po prostu zwyczajnie się uśmiechnął i dojadł swoją watę, a później wstał i wyrzucił drewniany patyczek do pobliskiego kosza. Następnie podszedł do Rivena i stanął naprzeciwko niego, jednakże zachował przy tym pewien dystans. A to wszystko dlatego, że ponownie sięgnął do kieszeni bluzy po paczkę papierosów i już po chwili wypuszczał z ust siwy dym.
    — Po drodze będziemy musieli poszukać jeszcze jakiegoś sklepu — stwierdził, obserwując chłopaka zza szarego kłębu. — Musze kupić gumę do żucia — zauważył jak gdyby nigdy nic i pozwolił, by na jego wargach zatańczył zaczepny uśmieszek. Z tymże uśmiechem jeszcze chwilę przyglądał się Rivenowi, po czym przytknął papierosa do ust i zaciągnął się lekko, nadal nie spuszczając z niego przenikliwego wzroku.

    NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  76. [Czołem.
    Z haniebnym opóźnieniem przychodzę podziękować za powitanie.
    To ciekawe, że wspomniałaś i o kocie i powrocie do sztuki, bo gdzieś z tyłu głowy tli mi się wizja, coby Adam zaczął ponownie malować po śmierci Vigelanda. Tymczasem brzydal nadal żyje, a Griffith dmucha na niego i chucha, po pędzel nie sięgając.
    Również życzę przyjemnego blogowania.]

    OdpowiedzUsuń
  77. Evans mogła jedynie podejrzewać, że Riven robił coś niedobrego. Mogła się jedynie domyślać, że działał potajemnie z tamtymi karkami, którzy znacząco różnili się od nich budową. W porównaniu do tamtych typów zarówno Dechart, jak i Evans, byli zwyczajnie malutcy, jak robaczki do zdeptania. Hazel przecież nie wiedziała, że Riven jest szybki i zwinny jak jakaś małpka, w końcu nie podejrzewała nawet, że facet biega po dachach!
    Nie zareagowała na jego sarkastyczną odpowiedź dotyczącą przywitania. Prychnęła tylko pod nosem, zdając sobie sprawę z tego, że teraz oboje zachowują się trochę jak głupie, naburmuszone dzieciaki. Mogła sobie fukać, a nawet psioczyć na Rivena, ale ruszyła za nim, jakby podświadomie czując, że jak tego nie zrobi, to może wydarzyć się coś niedobrego. I związanego z tamtymi dwoma. Cóż, Hazel wolała nie paść ich ofiarą.
    Z ulgą przyjęłą fakt, że Riven wybrał metro. Mogła wsiąść w pociąg i wrócić do domu, ale szybko okazało się, że świadomie lub nie, Dechart wybrał kierunek przeciwny. No i Hazel znowu nie protestowała, bez słowa wsiadła za nim, potem bez słowa zajęła miejsce naprzeciwko niego. Kiedy zerknęła na zegarek na nadgarstku, zobaczyła, że jej tętno wynosi 114, co najmniej jak przy jakiejś przebieżce. Początkowo nawet nie odczuwała tego strachu czy stresu, dopiero teraz, kiedy usiadła, a metro ruszyło, poczuła, że nogi ma jak z waty. Uznała, że za jej stan odpowiada adrenalina.
    Po co za nim szła? Co miała mu odpowiedź? Że od ostatniego spotkania Riven maluje się w jej głowie jako szemrana kreatura? Że mu nie ufa w żadnym stopniu i dlatego musiała sprawdzić, czy nie planuje kogoś okraść? Niby mu nie ufała, ale podążała dzisiaj ślepo za nim. Niby chciała sprawdzić, czy nie planuje kogoś okraść, ale ani przez myśl nie przemknęło jej zgłoszenie chłopaka do odpowiednich służb.
    — Ja… — zaczęła, spoglądając na niego. W wielkim kapturze zarzuconym na głowę, wyglądał jeszcze bardziej podejrzanie. — Chciałam cię sprawdzić. — Odparła w końcu wprost, uznając, że wymyślanie wymówek na nic się zda, bo Riven albo ją przejrzy, albo wyśmieje. — Jesteś… szemrany. — Rzuciła już ciszej. W wagonie, póki co, byli sami, więc mogli swobodnie rozmawiać, ale Hazel i tak mówiła stosunkowo cicho. — Dokąd jedziemy?

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  78. — A może po prostu jestem wstydliwy i tymi papierosami staram się kupić sobie więcej czasu? — zażartował, przyglądając się przy tym Rivenowi. Obydwoje aż za dobrze zdawali sobie sprawę z tego, że Nicholasowi było daleko do wstydliwego osobnika, ale z drugiej strony dopiero co się poznali, więc Riv nie mógł mieć co do tego stuprocentowej pewności, prawda? Cóż, nawet jeśli w tym momencie jej nie miał, mógł ją zyskać nieco później, tuż po tym, jak Nick wspomniał o zakupie gum do żucia.
    Woodrow czerpał niebywałą przyjemność z tego przypadkowego spotkania i w najśmielszych przypuszczeniach nie podejrzewał, że ta domówka skończy się dla niego w ten sposób. Nim Riven się do niego dosiadł, rozpatrywał jedynie dwa możliwe scenariusze. W pierwszym po prostu wracał do mieszkania. W drugim w zasadzie również wracał do mieszkania, ale w o wiele gorszym stanie. Może nawet nie byłoby to jego mieszkanie? Tymczasem siedział w parku na murku, zajadał się watą cukrową i był przy tym przyjemnie odurzony; nie tak jak zazwyczaj, niemalże do utraty świadomości, ale w sposób, dzięki któremu świat wydawał się być bardziej miękki i przyjemny. Również kiedy rozprawił się ze słodką przekąską i stanął przed swoim towarzyszem, czuł wyłącznie rosnące zadowolenie i trzeba było zaznaczyć, że od dawna nie czuł już niczego podobnego.
    — No co — odburknął, a wyraz jego twarzy odrobinę się zmienił, kiedy starał się udawać oburzonego. — Nie mogę być choć odrobinę naiwny? — rzucił odnośnie do swojej propozycji zakupu gum i późniejszych słów Rivena. Dopiero po chwili zaśmiał się krótko, a kiedy drugi chłopak wstał i przeszedłszy koło niego, lekko trącił go ramieniem, Nick tylko pokręcił głową. Bez słowa sprzeciwu obrócił się na pięcie i poszedł na swoim nowym znajomym, a przy okazji gdzieś w międzyczasie zdążył wypalić papierosa i pozbyć się niedopałka. Zrównał się z brunetem i tak niemalże ramię w ramię odnaleźli najbliższy sklep, który był czynny o tej późnej już porze.
    Nie zwrócił uwagi na te same szczegóły, co Riven. W zasadzie nie zwrócił uwagi na żadne szczegóły, za to omiótł wzrokiem najbliżej rozłożone towary i ruszył się dopiero, kiedy Riv lekko pokierował go pomiędzy półki, Nick zaś zauważył, że nie miałby nic przeciwko, gdyby przy tym nie zabrał ręki z jego ramienia. Pośpieszany, zaśmiał się cicho i ruszył przed siebie żwawszym krokiem, ponieważ sam miał ochotę na te frytki. Wata cukrowa to było zdecydowanie za mało! Przystanął wreszcie naprzeciwko regału niemalże od góry do dołu zapełnionego gumami do żucia i nim zdążył im się przyjrzeć, Riven wypatrzył kolejną słodkość i sięgnął po nią ponad jego ramieniem, przez co znalazł się blisko. Bliżej, niż dotychczas.
    Nicholas wbrew sobie zamarł w bezruchu. To nie trwało długo, sięgnięcie po batonika rozegrało się przecież w przeciągu zaledwie kilku sekund, ale w tym czasie Woodrow zdążył zerknąć szybko na rękę Rivena znajdującą się tuż obok jego głowy, a potem przeniósł spojrzenie na twarz chłopaka. Jej wyraz sprawił, że Nicholas musiał porządnie zastanowić się nad tym czy Riven faktycznie miał ochotę na Snickersa, czy był to tylko dobry pretekst… Pretekst do czego, tak właściwie? Zrobiło mu się odrobinę cieplej, nawet pomimo tego, że noc była chłodna, a temperatura w sklepie nie była o wiele wyższa, niż na zewnątrz, a serce lekko zatrzepotało w jego piersi. Uśmiechnął się leciutko, a potem, kiedy Riv już trzymał batonik w garści, odchrząknął cicho. Tym razem to on zacisnął palce na ramieniu bruneta, spojrzał w jego intensywnie niebieskie oczy, samemu będąc przy tym jakby lekko spłoszonym (może wcale nie kłamał o własnej wstydliwości?) i obrócił go przodem do regału z gumami. W przeciwieństwie do Rivena jednakże nie cofnął dłoni, za to przesunął ją na plecy chłopaka i poklepał go pomiędzy łopatkami, niby to w przyjacielskim geście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — To jaki smak wolisz? — zagadnął od niechcenia, odzyskując rezon. Lewą dłoń cały czas trzymał na plecach Rivena, podczas gdy prawą wskazywał na kolejne paczuszki. — Zwykłe, miętowe? Bo są jeszcze truskawkowe, owoce leśne… O, i o smaku gumy balonowej! — ucieszył się, kiedy dostrzegł charakterystyczne, różowe opakowanie. Tak, nie bez powodu to Riven miał wybierać smak.

      NICHOLAS WOODROW

      Usuń
  79. Nie dało się ukryć, iż obydwoje czuli, że coś się między nimi zmieniło, a moment, w którym niewinna i żartobliwa rozmowa przestała być tylko rozmową pozostał słodko nieuchwytny. Nicholas, przytrzymujący dłoń na plecach Rivena tylko pozornie skupiał uwagę na gumach do żucia, w rzeczywistości bowiem wszystkie jego zmysły były ukierunkowane na stojącego tuż obok chłopaka. W końcu odwrócił wzrok od kolorowych opakowań i spojrzał na bruneta, wprost w te jego intensywnie niebieskie oczy utkwione w nim. Pod wpływem tego spojrzenia aż coś skręciło go w środku. Bezwiednie rozchylił wargi, ale nim choćby zdążył zastanowić się nad tym, co właśnie miało miejsce i nim myśli w jego głowie zdążyły przybrać konkretny kształt, do sklepu wdarł się chaos niekontrolowany w postaci grupki studentów. Tylko tyle było trzeba, by Nick oraz Riven zajęli się tym, po co faktycznie tutaj przyszli. Wybrali interesujące ich rzeczy i udali się do kasy, przy której Riv zapłacił za łakocie ukradzionymi wcześniej pieniędzmi – o tym, że były ukradzione, Woodrow oczywiście nie miał pojęcia. Podczas ich wyjścia z tamtej domówki był odurzony w stopniu wystarczającym, by nie zauważyć tego, co robił jego nowy znajomy. Zresztą Dechart miał wprawę, dyskrecja na pewno nie była mu obca.
    Po wyjściu ze sklepu pozostali dziwnie milczący. Każdy z nich wydawał się zaprzątnięty własnymi myślami. Spokojnym, wręcz spacerowym tempem udali się z powrotem do Central Parku, by zagłębić się w skąpane w mroku alejki, tylko tu i ówdzie rozświetlone blaskiem padającym z nielicznych, niskich latarenek. Woodrow, z dłońmi wciśniętymi w głębokie kieszenie bluzy, raz na jakiś czas zerkał na swojego towarzysza. Czuł się niespokojny, a nawet rozdrażniony i jednocześnie aż za dobrze zdawał sobie sprawę z tego, co mogłoby uspokoić te niewygodne emocje. Co jakiś czas ich spojrzenia się krzyżowały i wtedy Nick był zmuszony głośno przełykać ślinę, ponieważ mocno bijące serce podchodziło mu do gardła. W końcu przystanęli przy jednym z kilku jeziorek, jakie były rozsiane na terenie parku, a raczej to Riven zatrzymał się pierwszy i Nick po prostu do niego dołączył, początkowo posyłając mu pytające spojrzenie. I wtedy brunet przysunął się bliżej, wyraźnie skracając pomiędzy nimi dystans. Dzieliło ich te kilka centymetrów wzrostu, przez co Woodrow musiał spojrzeć w górę, bynajmniej nie uciekając przed spojrzeniem, którym obdarzył go Riv, kiedy zaś jego wzrok padł niżej, uśmiechnął się lekko, z wcale nie ukrywanym zadowoleniem.
    Dobrze wiedział, co miało zaraz nastąpić i jak długo potrafił, obserwował Rivena spod lekko przymkniętych powiek, aż ten zbliżył się na tyle, że Nicholas widział przed sobą tylko kolorową plamę, za to poczuł na swoich wargach wargi chłopaka. Najpierw było to tylko delikatne muśnięcie, ale wystarczyło w zupełności, by dwudziestolatkowi zakręciło się w głowie. Sam zresztą najpewniej postąpiłby podobnie. Żartowali się i przekomarzali, ale właściwie żaden z nich nie mógł mieć pewności, aż do teraz… Wyciągnął szyję i odpowiedział na ten pocałunek, by pokazać, że nie zamierza protestować i że nigdzie się nie wybiera. W tym momencie zresztą był daleki od myślenia o czymś innym, niż tu i teraz. Usta Rivena smakowały zbyt dobrze, by nad czymkolwiek się zastanawiać.
    Odetchnął głębiej, kiedy chłopak ułożył dłoń na jego policzku. Serce tłukło mu się w piersi tak mocno, że niemalże go to bolało, w głowie wciąż lekko się kręciło i to wcale nie z powodu wypitego piwa czy wypalonego skręta – teraz działał na niego zupełnie inny narkotyk. Wyciągnął ręce, ujął twarz Rivena w dłonie i przyciągnął go bliżej siebie, by ten przypadkiem nie pomyślał o tym, aby mu się wymknąć. Całował go uważnie, chcąc mu tym sprawić jak najwięcej przyjemności, z lekką tylko niecierpliwością. W pewnym momencie delikatnie skubnął zębami jego dolną wargą, nieznacznie się przy tym odsuwając.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Smakujesz jak wata cukrowa — zauważył niemalże szeptem, zawieszając przy tym wzrok na ustach, które jeszcze przed ułamkiem sekundy całował, a przez które teraz z ledwością potrafił nabrać powietrza w płuca.

      Oh, it's new, the shape of your body
      It's blue, the feeling I've got


      NICHOLAS WOODROW

      Usuń
  80. Gdyby nie tamta grupka studentów, mogło okazać się, że również sklepowe półki pełne różnorakich produktów stanowiły doskonałe tło do tego, co teraz się działo, skoro wszystko inne i tak straciło na znaczeniu…? Nick nie był obojętny na to, jak Riven reagował na jego gesty, a świadomość, że obydwoje chcieli tego samego jedynie intensyfikowała płynącą z coraz śmielszego pocałunku przyjemność. Kiedy poczuł dłoń bruneta w dole swoich pleców i został przyciągnięty bliżej, tylko lekko się uśmiechnął, co Riv bez wątpienia mógł poczuć pod swoimi wargami, ponieważ Woodrow nie zamierzał przerywać tego, co właśnie rozpoczęli. Przeszło mu przez myśl, że jeśli Dechart szepnie choć słówko o wstrętnych papierosach stojących na przeszkodzie kolejnym, podobnym pieszczotom, bez zawahania rzuci to świństwo, ba!, czym prędzej pozbędzie się paczki wciąż znajdującej się w kieszeni bluzy.
    Zaczerpnięcie tchu niczego nie dało. Zresztą nie było na to szansy, kiedy stali tak blisko siebie; kiedy wystarczyło, by Nick spojrzał lekko w górę i napotkał śmiałe spojrzenie Rivena. Nie kłopotał się tym, by coś dopowiedzieć, właściwie w ogóle nie szukał w czeluściach umysłu właściwych słów, tylko zadarł głowę ku brunetowi, niejako dublując jego gest, przez co ich usta miały możliwość szybciej się spotkać.
    Tym razem to Nicholas zamruczał z zadowoleniem, dokładnie w momencie, w którym poczuł, jak palce chłopaka przeczesują splątane kosmyki. Zsunął dłonie z jego twarzy, wsparł je na jego torsie, a potem zacisnął palce na materiale bluzy po to tylko, by jeszcze bardziej przyciągnąć Rivena ku sobie. W tym momencie był wdzięczny zarówno sobie za ten mocny chwyt, jak i Dechartowi za to, że ten cały czas trzymał go przy sobie, ponieważ zaczął odnosić wrażenie, że traci kontrolę nad własnym ciałem, a jego nogi robią się niewyobrażalnie miękkie. Było mu miło, było mu ciepło, a Riven nie skłamał, mówiąc, że świetnie całuje. Cholera, naprawdę świetnie całował, dobrze wiedząc, co robi i po co to robi, przez co w pewnym momencie Nick jęknął cicho wprost w jego usta. Najchętniej zająłby się już tylko tym przez kilka najbliższych godzin, ale… Ale był też ciekaw tego, co nastąpi teraz, kiedy ponownie się od siebie odsunęli. Na pewno nie spodziewał się tego, że Riven podsunie mu pod nos skręta i przez to parsknął cicho.
    — Chcę — odparł zwięźle, podnosząc wzrok na bruneta. Nie odsunął się jeszcze przez jakiś czas, ponieważ nie miał na to zbytniej ochoty, ale w końcu rozejrzał się i, nie znalazłszy lepszego rozwiązania, klapnął na trawę dokładnie w tym samym miejscu, w którym stał. Kiedy już się usadził, wyciągnął rękę, chwycił Rivena za dół bluzy i pociągnął za sobą, a następnie zręcznie wyjął skręta spomiędzy jego palców. Z własnej kieszeni wydobył zapalniczkę i już po chwili zaciągnął się lekko. Jednocześnie tych kilka czynności pozwoliło mu się uspokoić, choć nie oznaczało to, że zupełnie stracił zainteresowanie swoim towarzyszem. Siedzieli na lekko wilgotnej trawie, tuż przed nimi widniało jeziorko, w którego tafli odbijały się drzewa i nocne, nowojorskie niebo. Ta sielska aura była tylko miłym dodatkiem do osoby Rivena, która przesłaniała wszystko inne.
    Po trzech buchach Nick oddał skręta chłopakowi, ale nie zamierzał pozwolić mu palić w spokoju. Przysunął się bliżej i poprawił, będąc teraz do niego zwróconym bardziej przodem. Następnie, jakby wcale nie znali się do kilku godzin i nie pocałowali po raz pierwszy (ale miejmy nadzieję, nie ostatni) ledwo przed chwilą, chwycił podbródek bruneta pomiędzy palce i delikatnie odchylił jego głowę po to, by zapewnić sobie dostęp do odsłoniętej szyi, której skórę zaczął znaczyć pocałunkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — To nadal tylko naiwność? — spytał i lekko zahaczył zębami skórę tuż poniżej ucha Rivena, w które tchnął te kilka słów, nawiązując do ich wcześniejszej rozmowy. Nie potrafił nic poradzić na to, że kiedy już stało się to, co się stało, nie mógł grzecznie siedzieć obok i patrzeć w taflę jeziorka. Uważał, że były znacznie ciekawsze i co lepsze, znacznie przyjemniejsze rzeczy do roboty. Po prostu chciał wykorzystać tę niespodziewaną chwilę, która im się przytrafiła, ponieważ skąd mogli wiedzieć, co będzie jutro…?

      NICHOLAS WOODROW

      Usuń
  81. Czuł na sobie spojrzenie Rivena, a przez to wiedział, że był uważnie obserwowany, jednak wyjątkowo mu to nie przeszkadzało. Przeważnie reagował wręcz alergicznie, kiedy ktoś zbyt natarczywie mu się przyglądał, ale miał świadomość tego, że Dechart nie lustrował go wzrokiem z tego samego powodu, co inni. Półtorej roku temu, z powodu śmierci rodziców, o której głośno było także w lokalnych mediach, Nicholas znalazł się na świeczniku. Wydawało mu się, że każdy, kto na niego spojrzał, wiedział. Dziś to wrażenie zniknęło, zarówno dlatego, że od wypadku minęło już trochę czasu, jak i dlatego, że Woodrow odciął się niemalże od wszystkich, którzy znali go przed wypadkiem. Świadomie wybrał towarzystwo osób, które nie znały jego przeszłości, a które tym samym nie patrzyły na niego ze współczuciem i żalem. Tak samo było w przypadku Rivena; w głównej mierze siedzieli teraz razem, ponieważ Riven nie wiedział.
    Smak skóry bruneta był bardziej odurzający niż zioło, przez co Nicholas cieszył się, że Riven nie protestował przeciwko jego poczynaniom, a nawet wręcz przeciwnie, wyraził własne zadowolenie poprzez to westchnienie. Nick uśmiechnął się pod nosem; sprawienie Rivenowi przyjemności i jemu samemu sprawiało przyjemność, kiedy jednak Dechart zaczął mówić, dwudziestolatek na moment przestał pieścić jego skórę, choć przy tym się nie odsunął. Wysłuchał tego, co Riv miał do powiedzenia i uśmiechnął się szeroko na jego uwagę; paczka papierosów w kieszeni bluzy nagle zaczęła mu wyjątkowo ciążyć. Kiedy jednak Riven ostentacyjnie zaciągnął się skrętem, parsknął cichym śmiechem. Przyganiał kocioł garnkowi!
    Rozbawiony, przygryzł dolną wargę, kiedy Riv odwrócił ku niemu głowę. Odruchowo jego spojrzenie powędrowało na usta chłopaka, a zważywszy na to, co stało się potem, nie było w tym nic dziwnego. Nick bardziej niż chętnie rozchylił wargi i poczuł, jak lekko zakręciło mu się w głowie. Był pewien, że nie działo się to z powodu nowej porcji narkotyku, jaką sobie dostarczył. Powód tego, co odczuwał i jak reagowało jego ciało siedział tuż przed nim, ciepły i namacalny.
    Nie przerywając pocałunku, Woodrow odszukał dłonią dłoń Rivena, a kiedy mu się to udało, wyjął skręta spomiędzy jego palców i dopiero wtedy się odsunął, jednakże nie na zbyt dużą odległość. Wciąż siedział zwrócony przodem w jego stronę i przyglądał mu się błyszczącymi, zielonymi oczami, kiedy się zaciągał. Nie oderwał od niego wzroku również wtedy, kiedy powoli wydmuchał słodki dym, przez co na moment twarz Rivena skryła się za siwą chmurką. Zrobił to tylko dlatego, że wcześniej rozmawiali o paleniu, a papierosy wcale nie były gorsze od skrętów.
    — To co by było, gdybym wcześniej nie zapalił, Riven? — spytał, z naciskiem wypowiadają jego imię na końcu tego pytania. Przypatrywał mu się jeszcze chwilę, a potem uśmiechnął się lekko i odchylił się do tyłu, przez co finalnie położył się na wilgotnej trawie. Lewą rękę podłożył pod głowę, podczas gdy w prawej wciąż trzymał skręta i wpatrzywszy się w nocne niebo, zaciągnął się po raz drugi.
    Och, gdyby tylko częściej bywał w Central Parku, najpewniej wiedziałby, że nocą jego teren przepatrywało co najmniej kilka dwuosobowych patroli policji. Było to konieczne, aby zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom, ponieważ w takiej metropolii jak Nowy Jork przestępczość utrzymywała się na wysokim poziomie. I choć prawdziwe, niebezpieczne interesy odbywały się w innych, mroczniejszych rejonach miasta, ktoś czasem musiał pogonić także zbyt rozochocone, skłonne do wandalizmu dzieciaki, a policyjny narybek nauczyć się, jak postępować zarówno w tych błahych, jak i poważniejszych przypadkach.

    NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  82. — A co do tej pory słyszałeś na swój temat? — spytała. I rzeczywiście była tym zaciekawiona. Ona, przed zajściem w jej pracowni, nie miała wyrobionego zdania na temat młodego mężczyzny. Jego towarzystwo bywało miłą odskocznią od codziennej rutyny, kiedy wypijali razem kawę lub buszowali w secondhandach. Nie nazwałaby go przyjacielem, ale może – znajomym? Teraz panowało jednak przekonanie, że znajomym jest się, kiedy obserwuje się kogoś we wszelkich możliwych mediach społecznościowych, a Hazel poza niemal anonimowym kontem na facebooku i kontem na Instagramie o niewielkich zasięgach, nie miała nic innego. Nie mogła poszczycić się niczym więcej, żadnym wziętym tik tokiem czy innym cudem, nad czym już zwyczajnie nie nadążała.
    — O, czyli zabierasz mnie w podróż metrem dookoła świata? — zaśmiała się, po raz pierwszy odkąd zobaczyła go w swoim Sew Chic. Po kilku minutach monotonnej, jednostajnej jazdy poczuła się luźniej, swobodniej, kiedy była w stanie uwierzyć w to, że są już bezpieczni. Mimo to, nie podejrzewała Decharta o troskę nad swoją osobą. Kiedy minęli dwie kolejne stacje, Hazel wstała i podeszła do drzwi. Wyszła na opustoszały peron. Parę żarówek nie świeciło albo chwiejnie migotało, wprowadzając na tej niewielkiej i chyba rzadko uczęszczanej stacji niemal upiorny nastrój. Evans obejrzała się na Rivena.
    — Ej, ty chyba nie chcesz mnie zabić? — spytała, robiąc dwa kroki w bok. I za wszelką cenę starała się nie dać po sobie poznać czy mówi poważnie, czy też żartuje.

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  83. Czy Rivena trudno było lubić? Tego nie mogła powiedzieć z taką pewnością, jak on to robił. Nie znała go przecież. Był tylko znajomym z widzenia, bo jak inaczej można było określić relacje ich łączące? Wpadali czasami na siebie, poznali swoje imiona i tyle. Krótkie, niezobowiązujące rozmowy nie prowadziły do niczego innego niż do wymiany uprzejmości i obojętnych komentarzy.
    Próbowała żartować, bo też nic innego nie przychodziło jej do głowy. Miała go obrażać i wyzywać? Pewnie miał rację, kiedy myślał, że oboje mogli leżeć martwi w tamtej alejce, a byłaby to tylko i wyłącznie wina ciekawskiej, lekkomyślnej Evans. Oglądała filmy, przynajmniej kiedyś, bo teraz nie znajdowała na to czasu, ale nie sądziła nigdy, że takie rzeczy mogą dziać się na żywo. Znaczy, inaczej – wiedziała, że takie rzeczy dzieją się na żywo, bo przecież niemal codziennie coś złego działo się na ulicach Nowego Jorku, ale… nie sądziła nigdy, że dotknie to i ją. W końcu trzymała się znanego rejonu. Nie zapuszczała się w ciemne uliczki. Poza dzisiejszym wieczorem.
    — Nie obrażam. — Mruknęła, bo to wcale nie było intencją Hazel. Żeby obrażać Rivena. Po prostu gdzieś tam w niej zakiełkował lęk, z którym nie umiała sobie poradzić. Kiedy tylko rzucił hasło, że ma ochotę porzucić ją na szemranej stacji metra, zadrżała i zdała sobie sprawę w jakie skrajności wpada. Z jednej strony za grosz mu nie ufała, a z drugiej tylko przy nim w zaistniałych okolicznościach czuła się bezpiecznie.
    — Ja? Ciebie? Niby jak? Niby czym? — Fuknęła i zdążyła powiedzieć nic więcej, bo stację rozjaśniło światło pociągu, który zatrzymał się peronie. Weszli do jednego z wagonów, w którym teraz znajdowało się parę osób. Dwóch młodych chłopaków ze słuchawkami w uszach i jeden starszy facet, który przysypiał na siedząco. Wiedziała, że jadąc w tym kierunku, mogą na każdej kolejnej stacji spodziewać się większej ilości pasażerów, bo do domów będą wracać wszyscy ci, co kończyli pracę na drugiej zmianie.

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  84. Wpatrzony w niebo Nick uśmiechnął się lekko, kiedy uzyskał odpowiedź na zadane przez siebie pytanie. Było coś pociągającego w tym gdybaniu i jednocześnie droczeniu się z Rivenem; to coś otumaniało bardziej, niż niejedna używka.
    W pewnym momencie widok przesłoniła mu sylwetka drugiego chłopaka. Siłą rzeczy to właśnie na nim dwudziestolatek zogniskował spojrzenie, wcale nie będąc poirytowanym tym, że Dechart przeszkodził mu w dotychczasowej obserwacji.
    — Tak? — rzucił z nieukrywanym rozbawieniem, a kiedy Riven pochylił się nad nim i zaczął składać na jego twarzy kolejne pocałunki, przymknął powieki, nie przestając przy tym lekko się uśmiechać. — Masz jakieś pomysły? — zdążył spytać zaczepnie, nim poczuł na wargach wargi Rivena, co skutecznie zamknęło mu usta. Ponadto z powodzeniem mógł uznać to za odpowiedź na swoje pytanie i nie było sensu kryć się z tym, że odpowiedź ta mu się spodobała, choć… Choć nigdy dotąd, z żadnym innym mężczyzną… Jego myśli wybiegły w rejony, w które dotąd nie zdarzało im się zapuszczać, co było wyjątkowo łatwe szczególnie teraz, kiedy brunet znajdował się tak blisko i wcale nie uciekał przed kontaktem fizycznym, wręcz przeciwnie. Nicholas bezbłędnie wyczuwał, że Riven z ochotą skracał dystans pomiędzy nimi i nawet sapnął cicho, oczywiście z zadowoleniem, kiedy poczuł na sobie część ciężaru jego ciała i kiedy dłoń Rivena przytrzymała go w miejscu. Już dawno zapomniał o skręcie, kompletnie nie interesując się tym, czy ten wypadł spomiędzy jego palców czy też nie. Wyciągnął ręce i ciasno objął nimi swojego towarzysza, znowu tylko po to, by ten przypadkiem nie pomyślał o tym, aby się od niego odsunąć i by móc swobodnie smakować jego usta. Riven jednakże, tuż po tym, jak wymruczał jego imię, co w Woodrowie wywołało kolejną falę zadowolenia, poruszył się i nieco przesunął. Spotkało się to z cichym pomrukiem niezadowolenia, który wyrwał się Nicholasowi, ten jednak szybko przeszedł w pomruk zadowolenia i najpewniej trwałby jeszcze długo, gdyby nie to, że ktoś postanowił im gwałtownie przerwać.
    Oszołomiony Nicholas potrzebował chwili, aby się otrząsnąć i skoncentrować. Używki, a przede wszystkim pieszczoty Rivena w znacznym stopniu rozproszyły jego uwagę, jednakże Dechart zareagował na tyle trzeźwo, że opanował sytuację i nie wiedzieć kiedy, Nick pędził z nim przez park, mocno ściskając jego dłoń. To było… miłe, ale znacznie utrudniało sprawną ucieczkę przed policją, przez co ich palce rozplotły się. Niedługo potem, już nieco zziajani, natrafili na grupkę imprezowiczów, która okazała się ich wybawieniem i przekleństwem jednocześnie.
    Nicholas biegł, ile sił w nogach, nie oglądając się za siebie. Był przekonany, że Riven znajduje się tuż za nim i dopiero kiedy przystanął, uznawszy, że jest to bezpieczne, zorientował się, że chłopaka wcale z nim nie było. Więcej, Nick był zupełnie sam i w polu jego widzenia nie było żywej duszy, choć daleko, w głębi parku dostrzegał migotanie policyjnych latarek. Rozglądał się tak jeszcze przez parę minut, oddychając ciężko i łapiąc oddech. Niestety, choć policjanci wciąż znajdowali się daleko, zdawało się, że konsekwentnie zmierzali w jego stronę. Woodrow zaklął kilkukrotnie na głos, rozejrzał się po raz ostatni, a potem zaczął się oddalać, niechętnie obierając kierunek, który miał go zaprowadzić do mieszkania. Przez całą drogę coś kazało mu się oglądać za siebie i wypatrywać Rivena, ale ten już się nie pojawił.
    Po raz pierwszy od dawna Nicholas wracał do domu względnie trzeźwy, ale powrót ten wcale nie okazał się łatwiejszy od innych.
    Kolejnego dnia dwudziestolatek zdawał się nie pamiętać o wydarzeniach minionej nocy. Dopiero kiedy zwlekł się z łóżka i wziął prysznic, a potem stanął przed łazienkowym lustrem, dostrzegł czerwieniącą się na szyi malinkę. Odruchowo sięgnął do niej palcami i zbadał opuszkami ślad, a potem uśmiechnął się lekko. Od tego momentu Riven nieustannie siedział mu z tyłu głowy, będąc czymś więcej, niż tylko kolejnym mglistym wspomnieniem z kolejnej suto zakrapianej imprezy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mijały kolejne tygodnie. Łagodny początek jesieni szybko przeszedł w pełnię tej pory roku. Nowy Jork stał się szary, bury i mglisty. Jedynie drzewa, których liście zmieniały kolory, dodawały nieco barwy miastu, które nigdy nie zasypia. W tym czasie Nicholas zdążył dowiedzieć się, że wydalono go z uczelni. Nie było to nic, czego by się nie spodziewał, ale był to kolejny kamień dołożony do ciężaru, jaki od ponad półtorej roku spoczywał na jego barkach. Zbiegło się to w czasie z odkryciem, że pieniądze z odszkodowania zdążyły stopnieć i było ich tylko tyle, by Nicholas zdołał zapłacić dwa, może trzy kolejne czynsze, ponieważ tak jak starał się pilnować terminów opłat, tak nie zrobił niczego, by jego konto w banku regularnie zasilała stała kwota. Nie pracował, nie miał stypendium. Myśl, że miałby stracić mieszkanie rodziców, przygwoździła go do łóżka. Był w stanie, w którym nie potrafił rozwiązać tych problemów, choć teoretycznie wystarczyło tak niewiele – poszukać pracy, jakiejkolwiek; porozmawiać z kimś, kimkolwiek.
      Zamiast tego Nick zaszył się w domu, wychodząc z niego sporadycznie i praktycznie całe dnie przesypiał, by nocami wiercić się niespokojnie w łóżku. Czasem, pchany przez jakąś nieznaną siłę, wyszedł na imprezę, ale znajomi ze studiów coraz rzadziej go na takowe zapraszali. Będąc na jednej, drugiej i trzeciej domówce podpytywał o Rivena, ale nikt nie kojarzył chłopaka, którego opisywał. Nie znał nawet jego nazwiska. Nie wiedział, gdzie mieszka. Przez to, jak rozstali się w parku, nie zdążyli wymienić się numerami telefonów. Nick nie miał niczego, czego mógł się złapać, a malinka na jego szyi z dnia na dzień stawała się coraz bledsza, aż całkiem znikła. Tak jak jakikolwiek ślad po Rivenie. Tak jak jakikolwiek sens i potrzeba bycia
      Był koniec października, kiedy w środku nocy Nicholas przemierzał miasto. Szedł powoli, z nogi na nogę. W głowie mu szumiało, ale lekko; potrafił wracać do mieszkania w o wiele gorszym stanie. Nie chciało mu się już nawet imprezować, nie chciało mu się pić i ćpać, ani też rozmawiać z ludźmi. Jedynym, ku czemu go ciągnęło, był sen. Szedł więc, chcąc wrócić do mieszkania, położyć się do własnego łóżka i już z niego nie wychodzić.
      W pewnym momencie, idąc przy szeregu sklepowych witryn, kątem oka wyłowił jakiś ruch. Przystanął, popatrzył po szybie, za którą znajdowało się oświetlone nawet nocą wnętrze sklepu, który w swoim asortymencie miał wszystko i nic, a kiedy nie dostrzegł niczego szczególnego, sięgnął do kieszeni znoszonej, skórzanej kurtki. Wyciągnął paczkę papierosów i już miał odpalić fajkę, kiedy w środku coś znowu się poruszyło. Z papierosem między wargami, Nicholas zbliżył się do szyby, niemal przyciskając do niej czoło. W środku faktycznie coś było czy jednak wypił więcej, niż mu się wydawało?
      I wtedy go dostrzegł. Przemykał pomiędzy regałami niczym cień, zwinnie i szybko, starając się trzymać z dala od witrynowego okna. Niby zwykły złodziej, ale jednak było w nim coś niezwykłego… Coś znajomego…
      Nicholas rozchylił wargi, a wtedy papieros upadł na chodnik u jego stóp. Przygaszona, ponura twarz chłopaka nabrała wyrazu; jej rysy wyostrzyły się, rozjaśniły. Jakby przez jego ciało przemknęła jakaś iskierka, momentalnie budząc je z letargu. Nick miał ochotę zacząć krzyczeć i tłuc w sklepową szybę, byle tylko buszujący w środku Riven go zauważył. Prawie to zrobił, ale w ostatnim momencie uświadomił sobie, że to mogłoby włączyć alarm i ściągnąć na nich kłopoty. Zamiast tego więc, z jedną dłonią przyciśniętą do szyby, kłykciami drugiej zaczął niezbyt mocno, ale rytmicznie pukać w okno.
      Riven, tu jestem!

      NICHOLAS WOODROW

      Usuń
  85. Woodrow nie chciał napędzić Rivenowi stracha, ale w tej sytuacji było to nieuniknione. Dostrzegł przez szybę, jak ten zareagował na to ostrożne pukanie, ale na szczęście oszołomienie wymalowane na twarzy drugiego bruneta szybko zastąpił szeroki i szczery uśmiech, który sprawił, że Nicholas od razu go odwzajemnił. Może i okoliczności, w których ponownie na siebie wpadli były absurdalne, ale w tym momencie dwudziestolatek kompletnie się tym nie przejmował.
    Najpierw z konsternacją zmarszczył brwi, a później twierdząco skinął głową, kiedy zrozumiał, co Riven nakazał mu gestem. Nie miał najmniejszej ochoty na to, żeby oddalać się od sklepu, ale aż za dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że pozostanie w tym miejscu nie było rozsądne. Obrał więc ten sam kierunek, co przed dostrzeżeniem Rivena i poszedł przed siebie, jednakże po drodze nigdzie nie skręcił, tym samym zaczynając oddalać się od własnego mieszkania. Co jakiś czas rozglądał się na boki czy oglądał za siebie, nie chcąc dopuścić do tego, by on i Riven znowu zgubili siebie nawzajem, a im dłużej nigdzie nie dostrzegał znajomej sylwetki, tym większy odczuwał niepokój. Nabierał coraz większej ochoty na to, by zawrócić i udać się z powrotem do sklepu, kiedy Riven niespodziewanie zmaterializował się obok niego. Było to tak nagłe, że Nick aż sapnął z zaskoczenia, lekko wystraszony. Ciekawe, ile podobnych talentów Riv jeszcze przed nim skrywał?
    — Cześć — odezwał się i nim zdążył dobrze przyjrzeć się znajomemu, ten przygarnął go do siebie i mocno objął. Nicholas się tego nie spodziewał, ale też nie protestował. W duchu musiał przyznać, że dobrze było znowu mieć tego konkretnego człowieka tak blisko siebie. Nie wiedział, co takiego było w Rivenie, ale w jego towarzystwie czuł się najzwyczajniej w świecie dobrze, a jego bliskość działała na niego nie tylko… pobudzająco. Jego bliskość była też miła i przyjemna, a już dawno nic w jego życiu nie było tak po prostu... miłe i przyjemne.
    — Szukałeś mnie? — podchwycił, szczerze zaskoczony i przesunął wzrokiem po twarzy chłopaka, nie mogąc przy tym lekko się nie uśmiechnąć. W końcu skupił spojrzenie na jego jasnych oczach, a jego uśmiech stał się odrobinę szerszy. Z jednej strony ucieszył się, że Riv starał się go odnaleźć, z drugiej poczuł się zmieszany tym, że sam nie dołożył wszelkich starań, żeby postąpić podobnie, ale… Dziwnym trafem nie chciał teraz o tym myśleć i się samobiczować.
    — Byłem… u siebie — odpowiedział z lekkim zawahaniem i wzruszył ramionami. — Pytałem o ciebie na kilku kolejnych domówkach, ale nikt cię nie kojarzył… — przyznał, tym samym dając mu do zrozumienia, że po tamtej nocy bynajmniej nie wyrzucił go ze swojej głowy. — I chyba nie dziwię się, czemu nie chcesz być kojarzony — dodał mrukliwie, mrużąc przy tym oczy, a potem wymownie spojrzał po Rivenie. — Zakupy nie za ciężkie? Może coś ci ponieść? — spytał przekornie, wyraźnie nawiązując do okoliczności, w jakich ponownie na siebie wpadli. Nie oceniał chłopaka ani nie miał mu za złe takiego postępowania, kiedy nie wiedział, co go do tego skłoniło. Zresztą najpierw powinien popatrzeć na siebie, nim weźmie się za osądzanie innych, prawda? A to, co widział w lustrze skutecznie odwodziło go od tego, aby kwestionował zachowania innych ludzi.
    — Nie dałeś mi o sobie zapomnieć, Riv — stwierdził, a jego ton już nie był zaczepny i żartobliwy. Stali w niewielkiej odległości od siebie, ale Nick i tak musiał lekko podnieść głowę, by utrzymać kontakt wzrokowy. Sam nie był pewien, dlaczego to powiedział, ale nie kłamał. Riven plątał się po jego głowie nawet pośród tych najmroczniejszych myśli i nawet w te dni, w które Nicholas nie wychodził z łóżka.

    NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  86. Słysząc kolejne jego uwagi dotyczące jej ewentualnych próbach zabicia go, prychnęła. Może faktycznie mogłaby go wrzucić pod nadjeżdżający pociąg, ale… nawet jej to przez myśl nie przeszło. Okej, Riven był szemrany i podejrzany w jej odczuciu w dalszym ciągu, ale do tej pory nie zrobił jej krzywdy, więc tej myśli się po prostu trzymała. Już bez zbędnych analiz i komentarzy zmieniała pociągi, włócząc się za Rivenem. Odczuwała pewnego rodzaju zmęczenie i głód. Tak, to na pewno był głód. Evans w ostatnim czasie jadała raczej niewiele. Zwyczajnie w świecie nie miała na to czasu.
    — Idziemy. — Odparła niby bez wahania, chociaż w jej głowie tworzyły się już kolejne scenariusze. Widziała, jak Riven cały czas obserwuje otoczenie i pozostaje czujny. Podziwiała go za to, jej emocje już dawno opadły, nie czuła tego wyrzuty adrenaliny, który dodawał jej sił i pewnie gdyby nie Dechart, to już dawno wróciłaby do domu, nie przejmując się konsekwencjami.
    — Zjadłabym coś ciepłego. Może… — urwała, zastanawiając się na co ma ochotę. Mimo odczuwanego głodu, miała dziwnie skurczony żołądek. — Na co masz ochotę? — spytała w końcu, wychodząc z założenia, że raz, że Riven może lepiej znać okolicę, w której się znaleźli, a dwa - może mieć faktycznie ochotę na coś konkretnego.
    Wysiedli z ostatniego metra i skierowali się na powierzchnię. Było zimno, ciemno i wilgotno, jakby zapowiadało się na deszcz, chociaż pierwotnie noc zdawała się być pochlebna. Hazel nawet nie wiedziała, ile czasu spędzili w podziemiach.

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  87. Parsknął krótko śmiechem, kiedy Riven wspomniał o wynajęciu prywatnego detektywa. W następnym ułamku sekundy natomiast zadziwiła go jego własna reakcja, Nicholas bowiem nie poczuł, jakoby miał cokolwiek przeciwko temu, by być szukanym, a finalnie również znalezionym. Była to miła odmiana, zważywszy na to, jak tuż po śmierci rodziców skutecznie odciął się od rodziny i przyjaciół, a jeśli chodziło o nowe znajomości, to zawierał je równie szybko, co zakańczał, nie dopuszczając do tego, by ktokolwiek zdołał się do niego zbliżyć i lepiej poznać. W przypadku Rivena ten opór może nie zniknął całkowicie, ponieważ wciąż – jakby nie patrzeć – byli dla siebie dwójką obcych osób, ale na pewno stał się o wiele mniejszy, niż dotychczas.
    — Na pewno? — Nick nie mógł dać za wygraną, kiedy spostrzegł, jak jego wzmianka o zakupach rozbawiła chłopaka. Ten szczery, wesoły śmiech okazał się być bardzo przyjemny w odbiorze, lecz po chwili obydwaj spoważnieli, kiedy zgodnie przyznali, że coś nie pozwoliło im zapomnieć o tamtym wspólnie spędzonym wieczorze, który urwał się w najmniej odpowiednim momencie, przez co Woodrow odczuwał pewien… niedosyt. Dobrze było wiedzieć, że również Rivenowi to spotkanie utkwiło w głowie; że Nick utkwił mu w głowie na tyle, że ten tak intensywnie go szukał. Może obydwaj byli ciekawi tego, co mogło się wydarzyć, gdyby nie pojawienie się policji…?
    W następnym momencie brunet złapał go za rękę, na co Nick chętnie pozwolił, tym bardziej, że już po chwili tym razem to on śmiał się wesoło, bowiem sugestia pomocy w rozpakowaniu zakupów okazała się wyjątkowo trafna.
    — Tak, to tylko rozpakowywanie zakupów — zgodził się, siląc się na niewinny ton, by przy odwzajemnił uśmieszek Rivena i pozwolił mu poprowadzić się w przysłowiową siną dal. Zdążył zapomnieć już o tym, że jeszcze przed kilkunastoma minutami zmierzał do mieszkania, mając serdecznie dość wszystkiego i wszystkich wokół. Tak jakby nagłe pojawienie się Rivena na jego drodze przesłoniło mu cały świat i póki było to tak skuteczne, jak skuteczne było wcześniej imprezowanie i upijanie się do nieprzytomności, Woodrow nie miał nic przeciwko. Aczkolwiek skrzywił się z niezadowoleniem, kiedy przeanalizował własny tok myślenia. Nie chciał traktować Rivena jako zamiennika dotychczasowych rozpraszaczy uwagi. Riven… Choć ledwo się znali, Riven na to nie zasługiwał.
    Spacer zajął im niecałe dwadzieścia minut. Kiedy znaleźli się pod odpowiednim budynkiem, Woodrow podążył za znajomym, aż znalazł się w niedużym mieszkaniu. Było skromnie urządzone, ale czyste – na pewno panował w nim większy ład i porządek, niż obecnie w lokum zajmowanym przez Nicholasa.
    Skinął lekko głową, kiedy Riven poprosił go o rozgoszczenie się, a potem spojrzał w kierunku łazienki i faktycznie poszedł umyć ręce, by skorzystać z możliwości pobycia przez chwilę samemu ze sobą. Czuł się odrobinę nieswojo, prawdopodobnie dlatego, że na imprezie, z której wracał, wysączył ledwo trzy piwa i był w znacznie lepszym stanie, niż zazwyczaj o tej porze. To oznaczało, że nawet jeśli wcześniej szlajał się po cudzych mieszkaniach w celach różnorakich, to niewiele z tego pamiętał. Dawno już nikogo tak po prostu nie odwiedził, a że krążącego w żyłach alkoholu było zbyt mało, by dodać mu animuszu, to umycie rąk pozwoliło mu na złapanie oddechu.
    Kuchnię połączoną z salonem odnalazł bez problemu i od razu podszedł do krzątającego się przy blacie Rivena.
    — To na co dziś była promocja? — zapytał od niechcenia i znalazł się na tyle blisko, że zaczepnie trącił bruneta ramieniem. Spojrzał na niego szybko, uniósłszy kącik ust w uśmiechu, a potem rzucił okiem na to, co chłopak zdążył wypakować z plecaka. Były to wyłącznie produkty spożywcze, co dało Nicholasowi do myślenia, ale o nic nie zapytał.

    NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  88. Musiał przyznać, że towarzystwo Rivena w żaden sposób go nie uwierało. Kiedy wracał w myślach do ostatnich spotkań z ludźmi, zarówno tymi, których nie znał, jak i tymi, którzy z kolei znali go jeszcze z czasów przed śmiercią Elizabeth i Timothy’ego, przypominał sobie, że przy każdej z tych osób czuł się mniej bądź bardziej niekomfortowo. W obecności Rivena nie mogło być mowy o żadnym dyskomforcie. To dlatego bez zająknięcia dał się złapać za rękę i poprowadzić do mieszkania drugiego chłopaka, a przy tym nie analizował, dlaczego czuł się tak, a nie inaczej. W jego głowie działo się wystarczająco wiele, by roztrząsanie chociaż tej jednej rzeczy mógł sobie odpuścić.
    — W sumie…. — zawahał się przez moment. — Mogę coś zjeść — zdecydował wreszcie, choć kiedy Riven przedstawił mu dalszą część swojego planu, Nicholas był gotowy zapomnieć o jedzeniu. Nim choćby pomyślał o tym, żeby zapanować nad wyrazem twarzy, jego wargi rozciągnęły się w szerokim, pełnym zadowolenia uśmiechu. Obserwował ruch bruneta i choć korciło go, żeby się odezwać po to tylko, by złośliwie i zaczepnie skomentować jego zachowanie, przygryzł lekko wargi, by się przed tym powstrzymać. Nikt nie musiał informować go o tym, co zaraz nastąpi – ton głosu Rivena, a także jego spojrzenie były aż nadto wymowne i nawet jeszcze nim ich wargi się ze sobą zetknęły, Woodrow poczuł w ciele przyjemne spięcie, które spotęgowało się momentalnie, kiedy Dechart go pocałował. I choć robił to delikatnie, wcale się przy tym nie spiesząc, doznanie i tak było paraliżujące. Nick miał ochotę wyciągnąć ręce, by przytrzymać Rivena przy sobie, ale powstrzymał się przed tym i tylko drgnął lekko, ponieważ czuł, że nagła gwałtowność była w tym momencie niepożądana.
    — Możesz nalać mi wody — mruknął, również wtrącając to między jedno a drugie muśnięcie, a kiedy brunet się od niego odsunął, posłał mu ciężkie spojrzenie. — Zimnej — podkreślił i mocniej nabrał powietrza w płuca, bo też miał ochotę zetrzeć ten wesoły uśmieszek z jego twarzy kolejnym pocałunkiem, który nie byłby wcale tak łagodny i niewinny. Szklanka zimnej wody mogła ostudzić jego entuzjazm.
    Riven chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, jak na niego działał, ba!, sam Nicholas był zaskoczony tym, jak odbierał nawet najlżejszą pieszczotę bruneta i tak nie spuszczał z niego wzroku, podczas gdy Dechart obdarzył go kolejnym czułym gestem.
    — Riven… — jęknął głucho, kiedy chłopak się odsunął i jak gdyby nigdy nic zapytał go o to, co tam u niego słychać. Naprawdę liczył na to, że Nick udzieli mu składnej odpowiedzi na to pytanie? Ledwo co zupełnym przypadkiem wpadli na siebie po kilku tygodniach od dnia, w którym spotkali się po raz pierwszy, a teraz Nicholas ponownie czuł na języku smak ust chłopaka, którego wspomnienie nie opuszczało go przez ostatnie dni. Jak miał się skupić i cokolwiek z siebie wydusić?
    — Imprezuję — przytaknął, ponieważ akurat to było proste. Jednocześnie obserwował, jak Dechart krząta się po części kuchennej, jakby wszystko to, co teraz się działo, było ich zwykłą codziennością, podczas gdy sam Nick czuł coraz większe poruszenie i teraz nie był pewien, czy powinien je okazać, czy jednak zdusić w sobie.
    — Ale w sumie… — kontynuował po chwili milczenia. — Przez kilka ostatnich tygodni nie bawiłem się zbyt dobrze… — mruknął, a kiedy Riven na moment przestał otwierać i zamykać kolejne szafki, wykorzystał okazję i tym razem to on przysunął się bliżej. Spojrzał wprost w jasne oczy chłopaka, potem zahaczył wzrokiem o jego usta i wreszcie chwycił go lekko, ale stanowczo za podbródek po to tylko, by przyciągnąć go ku sobie i pocałować. Bynajmniej nie tak delikatnie, jak jeszcze przed momentem Riven pocałował jego. Śmiało rozchylił usta chłopaka językiem, jakby chciał nadrobić stracony czas i minęła zdecydowanie dłuższa chwila, nim się odsunął.
    — Jestem beznadziejny w rozpakowywaniu zakupów… — mruknął niby to na swoje usprawiedliwienie, ale nic nie mógł (i nie chciał) poradzić na to, że coś przyciągało go do Decharta, który stanowił swego rodzaju zakazany owoc.

    NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  89. Zamruczał z aprobatą, kiedy Riv od razu odwzajemnił jego pocałunek, a kiedy wplótł palce w jego włosy, przyprawił Nicholasa o lekki zawrót głowy. Co powiedział tamtego wieczora? Że jego włosy były miękkie jak chmurka? Najwyraźniej nie zmienił zdania, ponieważ wyjątkowo chętnie poświęcał im uwagę, co Woodrow coraz bardziej lubił.
    — Dziękuję! — odparł ze śmiechem, kiedy brak pomocy przy zakupach został mu wybaczony, a później w końcu sięgnął po przygotowaną dla niego wodę. Wcześniej zupełnie o tym zapomniał, ale nie było w tym nic dziwnego. Popijając powoli przyjemnie zimny płyn, obserwował, jak brunet krząta się po kuchni i jednocześnie zastanawiał się, jak Riv może być tak opanowany. Będąc na jego miejscu, Woodrow rzuciłby całe to gotowanie w cholerę! Tak bardzo pochłaniała go obecność chłopaka, który znajdował się na wyciągnięcie ręki. Nie przeszkadzał jednak w przygotowaniu posiłku.
    To Dechart przerwał ciszę, która na moment pomiędzy nimi zapadła i zrobił coś, co powinni byli załatwić już dawno. Dwudziestolatek uśmiechnął się i podyktował mu ciąg cyfr, a później poprosił Rivena o puszczenie mu sygnałka.
    — Woodrow — odezwał się nagle. — Nicholas Woodrow — uściślił, bo choć chłopak znał jego imię, nie poznał jeszcze nazwiska. — Tak, w razie czego, łatwiej będzie mnie znaleźć — wyjaśnił i mrugnął do niego porozumiewawczo. Tak, chciał, żeby Riven znalazł go znowu, gdyby zaszła taka konieczność.
    — Ale tym razem policja chyba nam nie przeszkodzi, hm? — zażartował, jakby funkcjonariusze mieli wyważyć drzwi i wpaść do środka. Nie wiedział, że prace, jakich podejmował się Riven, czyniły to prawdopodobnym.
    Niedługo potem jedzenie było gotowe i mogli rozsiąść się na kanapie. Słowa Decharta nieco go zaskoczyły, ale...
    — Ja... w zasadzie też — przyznał po chwili zastanowienia. Podobne momenty w przeciągu ostatniego roku mógł policzyć na palcach jednej ręki. Jadł sam lub nie jadł wcale i choć zawsze był szczupły, stracił na wadze, przez co jego sylwetka nie wyglądała zdrowo.
    Pochylony nad parującym talerzem z makaronem Nicholas zdał sobie sprawę z tego, że Rivenowi zależało nie tylko na skradanych sobie nawzajem pocałunkach, ale i zwykłej rozmowie. Kiedy to zrozumiał, poczuł drażniący go od środka niepokój. Rozmowa bowiem, nawet ta niezobowiązująca, niosła ze sobą ryzyko, że w końcu poruszą temat, o którym Nicholas wolał nie wspominać. W tym momencie wyraźnie ujrzał schemat, który powielał od półtorej roku, mianowicie każda jego nowa znajomość trwała krótko i była płytka, wszystko po to, by ci, którzy go nie znali, nie dowiedzieli się o jego przeszłości. By nie usłyszeli o tragedii, która go spotkała, ponieważ wtedy zawsze patrzyli na niego przez jej pryzmat. Stąd Nicholas nie opowiadał zbyt wiele o sobie, a jeśli już spędzał z kimś czas, to często w sposób, który nie wymagał użycia zbyt wielu słów.
    Riven nie patrzył na niego jak na skrzywdzonego chłopca, który nie potrafił udźwignąć tego, co go spotkało i nie oceniał przez ten pryzmat jego wyborów oraz zachowań. Co jednak stałoby się, gdyby się dowiedział? Czy wtedy spojrzałby na niego z politowaniem? A może jednak z żalem, którego Nick tak bardzo nie znosił? Nie znosił, kiedy przyklejano mu łatkę osieroconego dziecka, a jednak był tym właśnie dzieckiem i nie potrafił sobie poradzić. Z podobnymi paradoksami mierzył się już długi czas.
    Nie był gotowy na to, by przekonać się, jak zachowa się Rivien. To dlatego na zadawane pytania odpowiadał zdawkowo lub wymijająco, za to chętnie zamykał mu usta pocałunkami. Dokładnie w ten sam sposób, jak robił to z wieloma osobami przed Rivenem.
    Coś jednakże się zmieniło. Nick nie wiedział, co, ale czuł, że Riv nie zasługiwał na to, by zostać tak potraktowanym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Więc... — odezwał się, sprowokowany własnymi spostrzeżeniami. — Długo już tu mieszkasz? — zagadnął niezobowiązująco, starając się rozpaczliwie nie zastanawiać nad tym, który temat do rozmowy będzie tym najbardziej bezpiecznym i nie poratować się ucieczką do kontaktu fizycznego.
      Riv nie tylko na to nie zasługiwał, ale i Nick chciał dowiedzieć się o nim więcej. Tylko... wyszedł z wprawy w nawiązywaniu znajomości, które dawałyby nu coś więcej, niż zapomnienie.

      NICHOLAS WOODROW

      Usuń
  90. Nie było tajemnicą, że również Nicholas nigdy nie uprawiał seksu z drugim mężczyzną. Na imprezach, na których bywał, zdarzało mu się całować z innymi chłopcami czy pokusić się o niewinne pieszczoty, ale nigdy nie posunął się dalej. Przeważnie nie czuł takiej potrzeby ani ochoty, niejednokrotnie bywał też za bardzo pijany. Niemniej w towarzystwie Rivena działo się z nim coś, czego nie do końca rozumiał i nad czym z trudem potrafił zapanować, a w jego głowie tworzyły się scenariusze, o jakie nigdy dotąd siebie nie podejrzewał. Kontakt fizyczny z przedstawicielami tej samej płci traktował jak dobrą zabawę, ale w przypadku Rivena było inaczej. Chciał go całować i dotykać jego ciała, a nawet chciał zrobić z nim zdecydowanie więcej, ale na samą myśl czuł zdenerwowanie. Nie miał bowiem pojęcia, jak bardzo - bądź czy w ogóle - Riven był doświadczony w tej kwestii, a przede wszystkim, co tak właściwie powinien robić, gdyby już miało pomiędzy nimi do czegoś dojść.
    Można było powiedzieć, że znał teorię, ale ta często nie miała wiele wspólnego z praktyką. Martwił się zarówno tym, że się ośmieszy, jak i tym, że nie spełni oczekiwań partnera. Z drugiej strony, nie musieli przecież od razu rzucać się na przysłowiową głęboką wodę, prawda?
    — No tak, Nicky — powtórzył za nim mrukliwie, ale jego niezadowolenie było udawane. Szybko przestało przeszkadzać mu, że brunet zwracał się do niego tym zdrobnieniem. — Ja chyba jednak nie wymyślę niczego lepszego, niż Riv — stwierdził i westchnął z zawodem, a potem posłał chłopakowi rozbawione spojrzenie i szybko wpisał jego nazwisko do telefonu. Chwilę potem odetchnął z ulgą, kiedy Riven potwierdził, że policja nie powinna im dzisiaj przeszkadzać.
    — Aż tak często się przeprowadzasz? — spytał ze zdziwieniem, kiedy Dechart udzielił odpowiedzi na jego pytanie i dodał, że istniało ryzyko, że za kilka tygodni mógł przebywać już w innym miejscu. Dla Nicholasa było to na swój sposób niepojęte i dopiero po chwili zaczął łączyć ze sobą te fakty, które znał o Rivenie. Już podczas ich pierwszego spotkania chłopak wspominał, że nie skończył szkoły. Bez wątpienia miał też różne dojścia, wnioskując po tym, jak szybko zdobył dla nich te dwa skręty. A dziś przecież wpadli na siebie w momencie, w którym Dechart okradał sklep spożywczy.
    Tak, rozmowy były trudne. Woodrow utwierdził się w tym przekonaniu dokładnie w tym momencie, w którym uzmysłowił sobie, że życie siedzącego obok znajomego nie mogło być proste i kolorowe. Nie chciał natomiast ciągnąć go za język i skłaniać do mówienia o czymś, o czym Riv akurat nie chciał wspominać. Kto jak kto, ale on dobrze to rozumiał.
    — Nie musisz odpowiadać — odezwał się, kiedy już się zreflektował, robiąc to nim jeszcze brunet złapał go za rękę. — Ja... Dobrze czuję się w twoim towarzystwie i nie chciałbym, żebyś czuł się zmuszony do mówienia o czymś, o czym mówić nie chcesz.
    I vice versa, pomyślał w duchu, a nim jego słowa zdążyły dobrze wybrzmieć, brunet złapał go za rękę. Nick drgnął, lekko tym zaskoczony. Spojrzał najpierw na ich splecione palce, bo oczywiście, że zacisnął dłoń na dłoni Rivena, a potem odszukał wzrokiem twarz kolegi i uśmiechnął się. Ten gest sporo mu powiedział i Woodrow momentalnie odczuł ulgę, wiedząc, że jeśli chodziło o niektóre kwestie, to na pewno się z Rivenem zrozumieją.
    Zajął się jedzeniem, a kiedy skończył swoją porcję, westchnął z zadowoleniem. Mając pełny brzuch, sięgnął po herbatę, która zdążyła już nieco przestygniąć. Dziwnie było pić o tej porze coś, co nie miało procentów... Ale jednocześnie było to miłe i sprawiało, że Nick nie czuł się że sobą tak paskudnie, jak nie raz potrafił się czuć.
    Jemu również było tak po prostu dobrze, nad czym teraz się boję zastanawiał ani tego nie analizował. Puścił dłoń Rivena, wziął kubek z herbatą w obydwie dłonie i rozpadł się wygodniej na kanapie, a przy tym przysunął się bliżej chłopaka, co pozwoliło mu oprzeć głowę o jego ramię. Wtedy też w oczy rzucił mu się spoczywający na stoliku kawowym szkicownik.
    — Rysujesz? — spytał od niechcenia.

    NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  91. Naprawdę czuł się dobrze w towarzystwie Rivena i zaczynał podejrzewać, że było to spowodowane czymś więcej niż to, że chłopak nie wiedział o jego przeszłości. W tej chwili jednakże Nicholas nie potrafił ani tego określić, ani tym bardziej nazwać. Wyszedł z wprawy, jeśli chodziło o nawiązywanie relacji międzyludzkich i już przez długi czas nie dążył do zacieśniania znajomości, które zawierał, jednakże w przypadku Rivena… W przypadku Rivena wszystko, ale to absolutnie wszystko zdawało się być inne. Tylko… dlaczego?
    Uśmiechnął się, kiedy brunet go uspokoił i zapewnił, że jego pytanie o liczne przeprowadzki nie było drażliwe. Niemniej, kiedy słuchał odpowiedzi, jego uśmiech wyraźnie przygasł, a serce zatrzepotało w piersi z powodu niepokoju, jaki odczuł. Może i to pytanie nie było drażliwe, ale odpowiedź na nie sugerowała, że przeszłość Decharta, a także jego teraźniejszość nie należały do najłatwiejszych. To sprawiło, że Nicholas poczuł się niepewnie, głównie z tego względu, że nadal jak ognia unikał rozmów na niewygodne tematy i nie był gotowy na to, by zrewanżować się znajomemu podobnym wyznaniem. Z drugiej strony natomiast wydawało mu się, że to, czego doświadczył Riv mogło w znaczący sposób wpłynąć na to, jak odbierze informacje o śmierci rodziców Nicholasa. Wpłynąć pozytywnie, jakkolwiek dziwnie i nieodpowiednio by to teraz zabrzmiało.
    Znajomi i przyjaciele Woodrowa wiedli beztroskie, studenckie życie. Mało kto z nich potrafił domyślić się, co Nick przeżywał i jak czuł się z tym, że został sierotą. Przez to potrafiło być pomiędzy nimi niezręcznie. Dwudziestolatek udawał, że nic takiego się nie stało, podczas gdy znajomym było go żal i tak… I tak odciął się od tych, którzy znali go przed wypadkiem, a tym, którzy poznali go już po nim, o niczym nie wspominał. Tak było prościej.
    Może jednak… Riv potrafiłby zrozumieć?
    — Nawet gdyby ktoś nam przeszkodził, szybko się znajdziemy — zauważył i mrugnął do niego porozumiewawczo. Mógłby teraz zadać mu szereg pytań o to, dlaczego Dechart został sam i co właściwie się stało, ale nie zrobił tego. Nie chciał, by ten wieczór stał się ponury, ale też nie oznaczało to, że puścił słowa chłopaka mimo uszu. Zapamiętał tę informację o nim, przekonany, że jeszcze nadarzy się okazja, aby o tym porozmawiać. Co prawda brunet faktycznie nie wyglądał na poruszonego czy zasmuconego swoim położeniem i tym, co było powodem częstej zmiany miejsca pobytu, ale gdyby Nick zaczął pytać o więcej, Riv mógłby w końcu odbić piłeczkę.
    — Mnie? — wykrztusił i wyprostował się. — Cholera, nie wiedziałem, że aż tak dobrze całuję — skomentował, podczas gdy jego towarzysz sięgał po szkicownik. Uśmiechnął się głupkowato, kiedy ich spojrzenia ponownie się skrzyżowały. No co? Coś musiało sprawić, że aż tak zapadł Rivenowi w pamięć, prawda? Poza tym ten komentarz miał na celu zatuszowanie zmieszania, które go ogarnęło. Naprawdę ktoś zechciał go narysować?
    Kiedy Dechart otworzył szkicownik, Nicholas z zaciekawieniem przekrzywił głowę i wpatrzył się we własny portret, który okazał się więcej niż udany.
    — Wow — skomentował mało elokwentnie, ale tylko tyle przyszło mu do głowy w tym momencie. Podobieństwo było widoczne już na pierwszy rzut oka i nie mogło być wątpliwości co do tego, kogo przedstawiał portret. Nicholas spoglądał na rysunek wykonany pewną kreską i pomyślał, że Riv widział go o wiele ładniej, niż on samego siebie w lustrze.
    — Masz talent — stwierdził i popatrzył na kolegę z uznaniem. — Musisz mi kiedyś pokazać też jakieś graffiti — dodał, a potem upił łyk herbaty. — Nie myślałeś, żeby zacząć sprzedawać te rysunki? Wiesz, jak ci rysownicy na nowojorskich ulicach? — zagadnął, nie odrywając wzroku od Rivena. Przyglądał mu się z żywym zainteresowaniem i sam nie zauważył, jak przez to bardzo stał się spokojny. Gdzieś zniknęła ta paniczna i natarczywa potrzeba, by uciec od rozmowy za pomocą kontaktu fizycznego, jakby to było jedyne, co potrafił robić z drugim człowiekiem.

    NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  92. Nicholas rozkoszował się tym poczuciem komfortu, jakie dawała mu obecność Rivena, jednakże głębiej się nad tym nie zastanawiał. Od pewnego czasu wszystko w jego życiu było chwilowe, nie zdziwiłby się więc wcale, gdyby i znajomość z Dechartem miała niedługo przeminąć. Póki jednak mógł, nie pozwalał sobie na podobne rozważania i po prostu czerpał z tego, co tu i teraz.
    Parsknął cichym śmiechem, kiedy Riv przyznał, że nie pokusił się o całowanie jego portretu.
    — I dobrze, zniszczyłbyś dobry rysunek — odparł z niegasnącym rozbawieniem, nie odrywając spojrzenia od chłopaka. Odwracał wzrok jedynie w tych krótkich momentach, kiedy przykładał trzymany w dłoniach kubek z herbatą do ust, by upić kilka drobnych łyków. Pokiwał powoli głową, kiedy brunet podziękował mu za ten mało wyszukany, ale jak najbardziej szczery komplement, a po chwili uniósł brwi w wyrazie zaskoczenia.
    — Randkę? — powtórzył za nim, nie starając się powstrzymać uśmieszku cisnącego mu się na usta. Przez moment udał, że zastanawia się nad tym, co powiedział jego znajomy, nim odpowiedział. — Czemu nie? Pierwsza była całkiem udana — zauważył i mrugnął do niego porozumiewawczo, bo choć żaden z nich tego nie planował, ich pierwsze spotkanie z powodzeniem można było nazwać właśnie w ten sposób, a ponadto Nick nie mógł przepuścić okazji, by nieco się z Rivenem podroczyć.
    Woodrow słuchał uważnie, kiedy Dechart opowiadał o swoim podejściu do sprzedażny rysunków, ale jego uwadze nie umknął moment, w którym Riven najpierw przeniósł rękę na oparcie kanapy, a później go objął. W odpowiedzi na ten gest uśmiechnął się do siebie, przy okazji starając się ukryć ten uśmiech za kubkiem z herbatą, jakby nagle zaczęło mu zależeć na tym, by Riv nie pomyślał sobie, że to mu się spodobało.
    — Chętnie obejrzę więcej — powiedział i zerknął w stronę szkicownika, który w pewnym momencie został odłożony na bok, i dobrze, ponieważ teraz tylko by im przeszkadzał. Nick odetchnął głębiej, kiedy tylko Riven przysunął się bliżej, przez co od razu wyraźniej poczuł jego zapach i bijące od ciała ciepło. Wystarczyłoby, żeby Nicholas nieznacznie zmienił pozycje i…
    Poruszył się, przez co zjechał na kanapie odrobinę niżej po to tylko, by móc odchylić głowę i wyciągnąć szyję. To z kolei pozwoliło mu z powodzeniem dosięgnąć ust Rivena. Pocałunek był inny, niż wcześniejsze. Może nie delikatniejszy, ale bez wątpienia spokojniejszy, tak jakby Nick starał się dokładnie poznać kształt oraz smak ust nowego znajomego, a trzeba zaznaczyć, że te musiały wyjątkowo przypaść mu do gustu, skoro tak chętnie ku nim sięgał. W pewnym momencie kubek z herbatą, który wciąż miał w rękach, przytrzymał tylko jedną dłonią, a drugą sięgnął ku twarzy Decharta. Przesunął palcami po jego policzku, potem przeczesał jego ciemne włosy, by wreszcie oprzeć dłoń na jego karku. I przy tym wszystkim nigdzie się nie spieszył, choć jego serce najpierw zgubiło rytm, a później zaczęło bić szybciej, przez co w bluzie, którą miał na sobie, zrobiło mu się za ciepło.

    NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  93. Nicholas nie był na randce od dnia śmierci rodziców i co więcej, nie zakładał, że kiedykolwiek do randkowania wróci. Od ponad półtorej roku ani razu nie pomyślał o tym, że mógłby zacząć się z kimś spotykać, nie wspominając o wejściu w związek. Ten element jego życia zszedł na bardzo daleki plan, tak daleki, że stał się wręcz abstrakcyjny. Nick nie tylko odepchnął od siebie wszystkich bliskich, ale i nie dopuścił do siebie nikogo nowego.
    Aż do tamtego wieczora, kiedy Riven przebojem wkroczył do jego życia.
    Oczywiście, to było dopiero ich drugie spotkanie, ale należało podkreślić, że w przeciągu tego półtorej roku, wziąwszy pod uwagę wszystkie przelotne znajomości, jakie Nicholas zawarł i rozwiązał zaledwie po kilku wspólnie spędzonych godzinach, Riven był może nie pierwszą osobą, z którą spotkał się po raz kolejny, ale… Riven był pierwszą osobą, z którą Nick chciał spotkać się po raz kolejny. Pierwszą osobą, której nie wyrzucił ze swojej głowy; która nie rozpłynęła się pod naporem przytłaczającej codzienności.
    Samo to w sobie było wyjątkowe. I może miało być początkiem czegoś lepszego? Możne miało przerwać tę ponurą stagnację?
    — Zawsze mogę sobie już pójść, jeśli jesteś taki niecierpliwy — zażartował i skinieniem głowy wskazał ku drzwiom, jednakże nie wykonał żadnego innego ruchu, który wskazywałby na to, że faktycznie zamierzał zrobić to, o czym powiedział. Tym bardziej jego dalsze poczynania potwierdziły, że brunet ani myślał o tym, aby wychodzić, choć z drugiej strony… Gdzieś z tyłu jego głowy tłukła się myśl, że nie powinien nadużywać gościnności Rivena. Mieli to szczęście, że przypadkiem ponownie na siebie wpadli, a dzięki temu wymienili się numerami telefonów, więc mogli z powodzeniem kontynuować znajomość i spotkać się każdego innego dnia. Niemniej Nick nie potrafił nakazać sobie wstać i wyjść. Coś… coś go tutaj trzymało. A może ktoś…?
    Było coś pociągającego w tym, jak Riven nie wzbraniał się przed kontaktem fizycznym. Parę razy, kiedy Nicholas był na imprezie, zdarzyło mu się zostać odrzuconym. Bynajmniej nie czuł się tym zraniony, a bardziej rozbawiony, ponieważ przeważnie wyglądało to w ten sposób, że obiekty jego westchnień dostawały nagłego olśnienia i speszone mamrotały coś w stylu stary, co my robimy, jestem pijany! Bawiło go to; bawił się flirtowaniem z innymi mężczyznami, ponieważ była to kolejna forma rozrywki pozwalająca zagłuszyć niechciane emocje, lecz – znowu – w przypadku Rivena nie sprowadzało się to wyłącznie do zabawy. Może podczas ich pierwszego spotkania owszem, ale dziś? Dziś Nick nie był już tego taki pewien.
    Mruknął z niezadowoleniem, kiedy Riven się odsunął. Już chciał powiedzieć coś o tym, że mogą pooglądać te rysunki później, ale okazało się, że chłopak przerwał pocałunek wyłącznie po to, by wyjąć kubek z herbatą z jego dłoni i odstawić go na stolik. Zaśmiał się cicho, rozbawiony własnymi myślami, lecz Dechart szybko i skutecznie go uciszył. Teraz Woodrow mógł skupić się nie tylko na ustach znajomego, ale i na jego dłoniach, które również dawały wyraz zadowoleniu płynącemu z tej przeciągającej się pieszczoty.
    To Riv zdecydował o zmianie pozycji na wygodniejszą. Dwudziestoparolatek dał się poprowadzić i już po chwili siedział nie dość, że całkiem wygodnie, to zdecydowanie bliżej swojego towarzysza, co z kolei sprawiło, że spojrzał na bruneta i pokazał niemalże wszystkie zęby w szerokim uśmiechu. Nie zdążył jednakże nic powiedzieć, ponieważ Riven, który wyraźnie przejął inicjatywę, znowu go całował, więc poddał się temu z ochotą. Nie rozchylając powiek, jedynie odchylił głowę, kiedy Riv znaczył jego skórę kolejnymi pocałunkami i tylko odetchnął głęboko, by następnie powoli wypuścić powietrze. Sam znowu przeczesał dłonią ciemne włosy Decharta, odnajdując dziwną przyjemność we wzburzaniu ciemnych kosmyków palcami, podczas gdy te drażniły wnętrze jego dłoni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dawno nie czuł się tak spokojny. Był najedzony (co również coraz częściej zdarzało mu się zaniedbywać), było mu ciepło (w tym momencie może jednak odrobinę za ciepło, wszystko za sprawką Rivena) i było mu przyjemnie, kiedy skóra coraz bardziej mrowiła go pod wpływem muśnięć warg drugiego chłopaka. Skupiony tylko na tych kilku aspektach, z powodzeniem uciszył zazwyczaj towarzyszącą mu gonitwę myśli.
      Kiedy otworzył oczy, napotkał spojrzenie Rivena i uśmiechnął się lekko, a potem przesunął wzrokiem po jego twarzy.
      — Co my właściwie robimy? — spytał, a jego pytanie równie dobrze mogłoby brzmieć czego ode mnie oczekujesz, Riv? Nie czekając na odpowiedź, popatrzył niżej, a potem sięgnął dłońmi do zamka bluzy Rivena, który to przyciągnął jego spojrzenie. Rozsunął go, a potem zdjął bluzę z ramion chłopaka. Jego palce najpierw prześlizgnęły się po rękawkach t-shirtu, a później po nagiej skórze i jego uwadze nie umknęło, że Riv musiał w jakiś sposób dbać o formę. Już wcześniej mógł się tego domyślić, nawet po tym, jak jego sylwetka prezentowała się w zakrywających ciało ubraniach, ale czym innym było zgadywanie, a czym innym przekonanie się o tym dosłownie na własnej skórze.
      Pozbywszy się tego, zbędnego w tym momencie, elementu garderoby, prawą dłonią przytrzymał podbródek Rivena i pocałował go głęboko, podczas gdy jego lewa dłoń ześlizgnęła się z karku bruneta, przez jego ramię i tors aż do boku, dalej na plecy i niżej, ku lędźwiom, aż Nicholasa przeszył przyjemny dreszcz i zamruczał cicho wprost w usta Rivena. Podobało mu się to, co czuł przez materiał koszulki.
      Tym razem to on się odsunął, jednakże ich twarze dzielił nie więcej niż centymetr. Spojrzał najpierw na wargi chłopaka, które przed sekundą przestał całować i dopiero po chwili uniósł wzrok, zerkając w jasne oczy Decharta.
      — Jeśli nie chcesz, żebym zemdlał z gorąca, to jest to ostatni moment, żebyś ściągnął ze mnie bluzę, Riv — powiedział cicho, nie przerywając kontaktu wzrokowego i choć pozostał przy tym poważny, kącik jego ust drgnął, jakby niewiele brakowało, by się uśmiechnął. Czemu przy Rivenie przychodziło mu to z taką łatwością?

      NICHOLAS WOODROW

      Usuń
  94. Zaśmiał się, kiedy Riven stanowczo stwierdził, że Nicholas nigdzie się nie wybiera. Nie spodziewał się innej odpowiedzi, ale reakcja chłopaka i tak mu schlebiała, przyjemnie dopieszczając jego ego, które nigdy nie było wybujałe, a dziś praktycznie nie istniało.
    Nie obserwował Rivena, kiedy zajął się rozpinaniem jego bluzy, ponieważ śledził ruch własnych dłoni, lecz wyczuł pod palcami, że brunet delikatnie się spiął. Zerknął na niego tylko przelotnie, jakby tym samym chciał się upewnić, że wszystko było w porządku i spostrzegł, że reakcja Decharta wynikała raczej z podekscytowania niż ewentualnego strachu, przez co bez wahania ściągnął bluzę z jego ramion. Niemniej był to sygnał, który kazał mu zastanowić się nad dalszym przebiegiem tej nocy i być może to właśnie to skłoniło go do zadania pytania, które wyrzucił z siebie później.
    Tymczasem wrócił do pocałunku, który nie był już ani trochę łagodny czy ostrożny, za to zdradzał wiele z tego, wokół czego krążyły obecnie myśli Woodrowa. Był zafascynowany Rivenem i tym, jak ten na niego działał, a ekscytacja mieszała się w nim z niepewnością i mimo wszystko również z delikatnym strachem przed nieznanym, co finalnie dawało odurzającą mieszankę popychającą go do działania. Teraz z wyzwaniem widocznym w zielonych oczach wpatrywał się w bruneta, czekając na ruch z jego strony i uśmiechnął się mimowolnie, kiedy Riv tak po prostu cmoknął go w usta, a później sięgnął ku krawędzi bluzy Nicholasa. Wymienili tylko krótkie spojrzenie i w następnej chwili Nick zorientował się, że chłopak pozbawił go nie tylko bluzy, ale i koszulki.
    — Ej! — zaprotestował ze śmiechem, jakby Riven właśnie dopuścił się jawnego oszustwa w tej skomplikowanej grze, którą ze sobą prowadzili. Nie spodziewał się bowiem, że również jego t-shirt wyląduje gdzieś na podłodze i poczuł się tym odrobinę… speszony? Z natury miał szczupłą sylwetkę i raczej nigdy mu to nie przeszkadzało, ale ostatnie półtorej roku odcisnęło na nim również fizyczny ślad i jego ciało mogło wydawać się… zaniedbane? Był już nie tylko szczupły, a po prostu nieapetycznie chudy i teraz czuł się tym zawstydzony, ale Riven zdawał się nie zwracać na to najmniejszej uwagi i od razu wyciągnął ku niemu rękę. Zadrżał pod jego dotykiem, obserwując wyraz twarzy znajomego, podczas gdy ten śledził ruch swoich palców i z pewną ulgą odnotował, że Riv patrzył na niego… z zainteresowaniem. Jakby mimo wszystko podobało mu się to, co widział.
    W następnej chwili złapał go z większym zdecydowaniem i przyciągnął jeszcze bliżej siebie, przez co Nick sapnął krótko zarówno z powodu zaskoczenia, jak i zadowolenia wywołanego zmianą pozycji na taką, w której znalazł się jeszcze bliżej Decharta, siedząc teraz na nim okrakiem. Przechylił głowę z zaciekawieniem, czekając, aż Riv dokończy rozpoczęte zdanie i kiedy wreszcie to zrobił, coś sprawiło, że dwudziestolatek parsknął wesołym śmiechem. Cóż, Dechart nie mógł zrobić tego lepiej i po prostu nazwał rzeczy po imieniu.
    Aż zbyt wyraźnie czuł jego nagą skórę przy swojej; czuł przytrzymujące go w pasie ramię i dłoń ułożoną między łopatkami, przez co nawet gdyby przyszło mu to na myśl, Nick nie mógłby się odsunąć. Sam wsparł dłonie na ramionach Rivena i mocniej zacisnął na nich palce, kiedy usta chłopaka dotknęły jego szyi, przez co w dół jego kręgosłupa spłynął przyjemny dreszcz. A dalej było tylko lepiej… Pociągnięty za długie kosmyki, posłusznie poddał się temu ruchowi i tylko syknął krótko, teraz już niemal boleśnie wbijając palce w ciało partnera i mocno zaciskając przy tym powieki, ponieważ świat wokół niego zawirował pod naporem rozkosznych bodźców spływających zewsząd.Pozwolił sobie nawet zakląć, kiedy Riv przeciągnął językiem po jego skórze, ponieważ nie spodziewał się, że będzie to tak bardzo przyjemne i nim ich wargi ponownie się zetknęły, posłał brunetowi krótkie, zamglone spojrzenie. Było mu zdecydowanie zbyt dobrze, przez co jęknął cicho wprost w usta znajomego, kiedy ten coraz śmielej poczynał sobie z jego ciałem, tym samym sprawiając, że Nick powoli tracił na nim kontrolę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki jednakże jeszcze ją miał, przygryzł lekko dolną wargę Rivena i przerwał ich pocałunek po to tylko, by zdjąć z chłopaka koszulkę. Kiedy już to zrobił, uśmiechnął się iście łobuzersko, zadowolony, że zdobył punkt na swoje konto, a następnie naparł na Rivena i pchnął go na kanapę, przez co Dechart zmuszony był położyć się na meblu, a Woodrow zawisł nad nim, wspierając ręce po bokach jego głowy.
      — A propos gry wstępnej… — Tym razem to on zaczął, ale przerwał i pochylił się, by zacząć całować najpierw szyję, a później ramię Rivena. — Jeszcze nigdy… — mamrotał gdzieś pomiędzy jednym pocałunkiem a drugim, aż zawędrował w okolice mostka chłopaka. — Nie uprawiałem seksu z innym mężczyzną — wyznał, przygryzł skórę na żebrach Decharta, a później podciągnął się i znowu znalazł się nad nim, by spojrzeć w te niesamowicie jasne, niebieskie oczy. Serce mocno waliło mu w piersi nie tylko z powodu tego, co się działo, ale również z powodu tego, co właśnie powiedział.
      — Jeszcze…? — rzucił cicho, ni to stwierdzając, ni to pytając Rivena o zdanie. Jednocześnie poczuł, że zapiekły go policzki, co oznaczało, że musiały również się zaczerwienić. Towarzyszyło mu w tym momencie wiele sprzecznych emocji i wolał, aby akurat ta kwestia, o której wspomniał była jasna. Z różnych względów.
      Zamarł, oddychając głęboko i ciężko, w oczekiwaniu na to, co Riv mógłby mu odpowiedzieć.

      NICHOLAS WOODROW

      Usuń
  95. Rzeczywiście zrobiło mu się chłodno, kiedy oprócz bluzy stracił również koszulkę, ale nie pisnął na ten temat choćby słówka, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że było to tylko chwilowe. Również myśl o tym, jak prezentowało się jego własne ciało, postarał się zepchnąć na skraj umysłu, gdyż fakt, że się tym przejął stanowił tylko wierzchołek góry lodowej, z którą w tym momencie nie miał ochoty się mierzyć. Nie bez znaczenia było tutaj to, że w tym momencie Nicholas był trzeźwy. Procenty, które krążyły w jego organizmie jeszcze w momencie ich spotkania pod sklepem, teraz praktycznie całkowicie wyparowały i jeśli Nick miałby być ze sobą szczery, to musiałby przyznać, że ostatni raz, kiedy zbliżył się z kimś fizycznie, nie będąc przy tym pijanym w mniejszym lub większym stopniu, miał miejsce jeszcze przed śmiercią rodziców. Jak to o nim świadczyło i kim przez to stał się we własnych oczach? Nie był gotowy na tę szczerość; na tę wspomnianą górę lodową, o którą miał nieubłaganie się roztrzaskać.
    Coraz bardziej podobało mu się to, jak Riven na różne sposoby bawił się jego długimi włosami, niemalże nieustannie szukając ich dłonią i przeczesując palcami poskręcane kosmyki. Kiedy to zrobił, bez wątpienia mógł poczuć na skórze, jak Nicholas uśmiechnął się na chwilę przed tym, nim zawisł nad chłopakiem i przyznał mu się do własnego niedoświadczenia. Zagryzł dolną wargę, kiedy Riv przesunął dłońmi po jego policzkach, a później uśmiechnął się lekko, kiedy usłyszał, że brunet również nie miał za sobą podobnego doświadczenia. Uśmiech ten jednakże nieco przygasł, kiedy Riv zaczął uściślać, co miał na myśli.
    — O Boże — wyrwało mu się, tak po prostu, kiedy usłyszał o penetracji. Na to zdecydowanie nie był gotowy! W tym konkretnym przypadku nie posiadał choćby odrobiny teoretycznej wiedzy, a wydawało mu się, że powinien ją mieć, jeśli nie chciał, by któremukolwiek z nich stała się… krzywda? Poczerwieniał na twarzy jeszcze bardziej i był wdzięczny Rivenowi za ten pocałunek, za pomocą którego mógł choć częściowo ukryć zmieszanie.
    Z napięciem spojrzał na drugiego chłopaka, a potem podźwignął się i pozwolił mu poprowadzić się do drugiego pokoju. Pozostając o dwa kroki za Dechartem nie omieszkał nie zauważyć, że spodnie bruneta osiadły nisko na jego biodrach, odsłaniając materiał bokserek, co w połączeniu z jego ładnie zarysowanymi plecami stanowiło seksowny widok. A że chwilowo Riv nie widział jego twarzy, Nick mógł pozwolić sobie na ostentacyjne taksowanie jego sylwetki i robił to z ochotą, póki nie został usadzony na łóżku. Popatrzył z dołu na Rivena i podciągnął się wyżej na materacu, żeby było im wygodniej. Niedługo potem Riv zawisł nad nim i Woodrow odetchnął głębiej, nagle czując się bardziej zestresowanym nim podekscytowanym. Podobnie jak u Rivena, jego serce tak mocno tłukło się w piersi, że wręcz go to bolało i to duszące uczucie zelżało dopiero w momencie, w którym brunet go pocałował. I to w taki sposób, jakby bezbłędnie wyczuwał, iż Nicholas potrzebował chwili, aby się uspokoić.
    — Wiem — odparł nieco ochryple. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo jego ciało się spięło. Postarał się rozluźnić, lekko zadartą głowę ułożył płasko na pościeli i przymknął powieki, podczas gdy Riv znaczył jego skórę kolejnymi pocałunkami. Im niżej się znajdował, tym silniejsze były dreszcze przeszywające ciało Woodrowa. Mieszały się w nim strach przed nieznanym i przyjemność płynąca z pieszczot serwowanych mu przez partnera, a że było to dla niego zupełnie nowe, to siłą rzeczy stał się wręcz wycofany w porównaniu z tym, jak zachowywał się jeszcze przed kilkunastoma minutami.
    Podźwignął się na łokciach i pochwycił spojrzenie Rivena, a wtedy lekko zakręciło mu się w głowie. Kurwa, przeklął w duchu, kiedy uzmysłowił sobie, że w tej konkretnej pozycji Riven wyglądał w taki sposób, iż Nick był gotowy pozwolić mu zrobić ze sobą wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — A znowu ściągniesz wszystko naraz? — odpowiedział pytaniem na pytanie i spojrzał na niego z przekorą, lekko unosząc przy tym prawą brew. Przyglądał mu się przez chwilę, aż wyraz jego twarzy lekko się zmienił, stał się bardziej poważny. — Możesz — dodał ciszej, nie spuszczając z niego wzroku i zamarł w oczekiwaniu na to, co miało nastąpić.

      It's five AM
      We feel so good, it's almost frightening


      NICHOLAS WOODROW

      Usuń
  96. Choć podchody Rivena były wyjątkowo udane, Nicholas nie został do rana. Wyszedł niedługo przed świtem, kiedy nocne niebo zaczęło delikatnie szarzeć. Znalazłszy się przed wejściem do klatki i zorientowawszy we własnym położeniu, nie potrafił pohamować zdziwienia. Okazało się bowiem, że wcale nie miał do domu tak daleko, jak się tego spodziewał – lokum, które zajmował Riven mieściło się na Queens, więc czekał go jedynie spacer na drugi koniec dzielnicy.
    Dotarłszy do mieszkania, rozebrał się i od razu położył. Kolejną godzinę spędził na przewracaniu się z boku na bok, nieskutecznie walcząc z gonitwą myśli, która pojawiła się dokładnie w tym samym momencie, w którym zamknęły się za nim drzwi mieszkania Decharta. W końcu jednak zasnął i spał spokojniej, niż mogło początkowo się wydawać.
    Obudził się po kilku godzinach, dość wcześnie, by zdążyć doprowadzić się do porządku i móc spotkać w południe z Rivenem, jednakże dość szybko odkrył, że nie miał czego na siebie założyć. Większość jego ubrań odpowiednich na tę porę roku piętrzyło się w kącie pokoju i nadawało się wyłącznie do prania, na co wcześniej Nicholas nie zwracał większej uwagi, ale dziś… Dziś jakby zaczęło mu zależeć. Nie chciał pokazywać się w nieświeżych ciuchach, choć wolał nie zastanawiać się, dlaczego. Nie był gotowy oddać się tym wszystkim przemyśleniom, do których skłaniało go to, jak czuł się w towarzystwie Rivena i co to dla niego oznaczało, więc skupił się na działaniu.
    Przede wszystkim wysłał do Decharta wiadomość, w której napisał, że coś wypadło mu na uczelni i nie da rady się dziś spotkać – Riv przecież nie musiał wiedzieć, że go wyrzucono – i zaproponował, żeby przełożyli to na kolejny dzień. Następnie wstawił pranie, jedno za drugim, a kiedy zabrakło mu miejsca na suszarce, zaczął krzątać się po mieszkaniu, starając się zapanować nad bałaganem. Nie robił tego… od dawna. Starał się pilnować porządku, ale zaniedbywał to, kiedy miał gorszy czas, a to ostatnio zdarzało mu się częściej niż rzadziej. Kiedy względnie odgruzował powierzchnię, na której przyszło mu żyć, zadbał o siebie samego. Wziął prysznic i starannie umył włosy, a po wyjściu z kabiny dokładnie się ogolił i wyszorował zęby. Czasem… czasem zapominał, jak przyjemnie było być czystym, szczególnie, kiedy przez kilka dni z rzędu nie udawało mu się wyjść z łóżka.
    Finalnie wczesnym popołudniem stał w wyjątkowo doprowadzonym do porządku salonie, w świeżych, pachnących płynem do płukania ubraniach i… nie wiedział, co ze sobą począć. Po chwili zawahania rozsiadł się na kanapie i po kilkunastu minutach przeglądania możliwych opcji, zamówił coś do jedzenia. Oczekiwanie na posiłek umilił sobie oglądaniem głupich filmików, aż po pół godzinie odebrał od dostawcy reklamówkę z tajskim jedzeniem. Zjadł ledwo pół porcji, resztę zostawiając na później.
    Przez cały ten czas działał mechanicznie, świadomie odpychając od siebie wszelkie niewygodne myśli, aż nie zostało mu już nic, czym mógłby zająć ręce. Wtedy skulił się na kanapie i włączył telewizor, który przez długie godziny szumiał w tle, podczas gdy Nick walczył ze sobą, by nie wyjść na miasto i nie zaszyć się gdzieś pośród obcych. W klubie, w akademiku, na domówce. Gdzieś, gdzie nie byłby sam i gdzie mógłby wypełnić głowę mało istotnymi sprawami. Wiedział jednakże, że jeśli to zrobi, nie wróci trzeźwy, a coś sprawiło, że kolejnego dnia – dnia, w którym miał się spotkać z Rivenem – nie chciał mieć kaca.
    Zasnął na kanapie, a kiedy obudził się kolejnego dnia, po raz pierwszy od dawna miał powód, żeby wstać.
    Kilka minut przed południem stawił się w umówionym miejscu. Przyszedł pierwszy, więc przystanął na rogu randomowego budynku i odpalił papierosa, uśmiechając się przy tym do siebie na myśl, że Riven nie będzie zadowolony, kiedy zastanie go z petem w ustach. Tak jak jednakże wczorajszego wieczora nigdzie nie wyszedł, tak nie potrafił odmówić sobie przyjemności płynącej z zapalenia i tylko upewnił się, że do kieszeni kurtki wcisnął tę paczkę gum do żucia, którą kupił jeszcze na ich pierwszej randce.

    NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  97. Nie czuł się na siłach, żeby zostać na noc. Przez ostatnie prawie dwa lata nie dopuszczał do siebie nikogo i wyjątek uczynił dopiero dla Rivena. Nie chodziło tutaj o aspekt fizyczny, w zasadzie w tym wszystkim był on najmniej ważny i schodził na dalszy plan w obliczu tej bliskości, na którą Nicholas odważył się w przypadku poznanego przypadkiem, ciemnowłosego chłopaka. Dechart dotarł do niego w sposób, w jaki od dawna nie udało się to nikomu i Woodrow czuł, że mogło go to przytłoczyć i doprowadzić do niechcianej katastrofy. Być może nawet do zerwania tej znajomości? Nick potrafił odpychać od siebie ludzi, a w przypadku Rivena nie chciał wykazać się podobnymi umiejętnościami; nie chciał wykorzystać tego mechanizmu obronnego, więc uciekł z jego mieszkania, kiedy poczuł się na swój pokręcony sposób zagrożony.
    Wypatrywał znajomego, co jakiś czas rozglądając się na boki, a wetknięty pomiędzy jego wargi papieros spalał się powoli, w miarę jak brunet wciągał do płuc siwy dym. W pewnym momencie, nie wiedzieć kiedy, Riven wyrósł tuż obok niego i lekko wystraszony tym niespodziewanym pojawieniem się Decharta, Nick zakrztusił się dymem. Kaszlnął parokrotnie, a jego zielone oczy zaszkliły się od łez, nim uspokoił się i zdołał wykrztusić z siebie choć kilka słów. W tym czasie Riv zdążył wygłosić tyradę na temat palenia – Nicholas zdążył już zapomnieć, jak bardzo Riv potrafił być pod tym względem upierdliwy i ta myśl sprawiła, że uśmiechnął się mimowolnie – i przejść na bardziej neutralny grunt rozmowy.
    — Gotowy — odparł, zdecydowawszy nie podejmować tematu palenia, ponieważ nie miał niczego na swoją obronę. Raz, naprawdę miał ochotę zapalić. Dwa, czerpał dziką satysfakcję z denerwowania Rivena, a zdążył już zauważyć, że nic nie irytowało go jak fakt, że Nick palił. Z tego względu, dla własnej przyjemności, był gotowy zrezygnować z… innej przyjemności, choć na pewno nie chciał zrezygnować całkiem. Może tylko nieco odsunąć ją w czasie?
    Ruszył za chłopakiem, pozostając o krok za nim. Spokojnie dopalił i dopiero gdy cisnął niedopałek w kałużę, zrównał z nim krok. Zaraz też sięgnął do kieszeni kurtki, wyjął paczkę gum do żucia i upewniwszy się, że Riven go obserwuje, ostentacyjnie włożył jedną z nich do ust.
    — Tak, załatwiłem wszystko, co trzeba — skłamał gładko, bez zająknięcia. Być może kiedyś Riven miał poznać prawdę, ale na pewno nie miało to być dziś. — Dużo mamy tych graffiti do zobaczenia? — zagadnął, płynnie zmieniając temat na taki, który bezpośrednio dotyczył ich spotkania.

    NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  98. Po raz pierwszy zapalił w szkole średniej. Chciał spróbować zakazanego owocu i kiedy już to zrobił, zdarzało mu się popalać na imprezach, dla towarzystwa. Zwyczaj ten kontynuował na studiach i po śmierci rodziców nasilił się on tylko dlatego, że Nicholas częściej chodził na imprezy. Kiedy był sam i kiedy nigdzie się nie wybierał, zdarzało mu się zapalić rano czy wieczorem, jednakże na żadnym etapie nie czuł przymusu, by zapalić papierosa. Może miał dobre geny i nie popadał łatwo w nałogi? Nie roztrząsał tego, ponieważ nie miał powodu. Riven był pierwszą osobą od dawna, z którą miał styczność, a której fakt palenia tak bardzo przeszkadzał i wielce prawdopodobnym było, że jeśli ich znajomość miała się rozwinąć i być kontynuowana w czasie, to Nicholas palić przestanie. Póki co żaden z nich nie miał gwarancji, co będzie dalej, prawda?
    — Ostatnim razem całkiem nieźle na tym wyszedłem, więc czemu nie? — przypomniał mu i dla podkreślenia swoich słów mlasnął przeżuwaną gumą, a spostrzegłszy reakcję Rivena, zaśmiał się cicho. Nie powiedział tego na głos, ale Dechart mógł być spokojny, nie zamierzał bowiem palić w trakcie trwania ich spotkania. Może dlatego, że liczył na coś więcej, może dlatego, że nie chciał denerwować go bardziej, niż było to konieczne, a może obydwa te powody były dobre?
    — Och — wyrwało mu się, kiedy Riv wspomniał o zamalowywaniu graffiti. — O tym nie pomyślałem — przyznał zgodnie z prawdą, lekko marszcząc przy tym ciemne brwi. Zgadywał, że podobne praktyki były na porządku dziennym, ale nie brał tego pod uwagę tak długo, dopóki Dechart nie powiedział o tym na głos. — Szkoda, że nie zobaczę niczego starszego. Długo już malujesz? — zagadnął, będąc tym szczerze zainteresowanym. Mógł już zapoznać się z próbką umiejętności Rivena i mniej więcej wiedział, czego może się spodziewać. Jego portret, który zobaczył w szkicowniku, był naprawdę dobry, więc sądził, że jego znajomy jest daleki od malowania – brzydko mówiąc – kutasów na ścianach budynków i jego dzieła są znacznie przyjemniejsze dla oka.
    Kiedy zatrzymali się przy drabince, Nicholas z powątpiewaniem popatrzył w górę. Nie mógł nie zgodzić się ze słowami Decharta, a do palenia dodałby jeszcze kilka innych czynników mających wpływ na jego kondycję fizyczną. Próbując ratować psychikę, niszczył swoje ciało i dla kogoś, kto znał go przed wypadkiem, było to widać na pierwszy rzut oka. Niemniej bez zająknięcia zaczął pokonywać kolejne szczebelki, czyniąc to jednakże wolniej i mniej sprawniej niż brunet. Na górę dotarł z lekką zadyszką, ale zaraz ruszył na Rivenem. Przystanął dopiero, kiedy zyskał pewność, że to, na co patrzy, było malunkiem, który Riven chciał mu zaprezentować jako pierwszy.
    Tak, miał pewne podejrzenia odnośnie tego, czego może się spodziewać. Ale widok, który ukazał się jego oczom, przerósł jego najśmielsze oczekiwania. Graffiti nie tylko było piękne, ale jego umiejscowienie… Dechart musiał chyba nieźle się nagimnastykować, żeby je namalować.
    Stosunkowo długo przyglądał się malunkowi, a im dłużej to trwało, tym uśmiech goszczący na jego twarzy stawał się coraz szerszy, aż sięgnął również zielonych oczu. W końcu Nick przeniósł wzrok na Rivena i przypatrzył mu się z tym samym zachwytem, który było widać, kiedy oglądał graffiti.
    — Masz talent, Riv — skomentował, popatrzył na niego jeszcze przez chwilę, a potem znowu zerknął na wschodzące słońce. — Podoba mi się. Bardzo.

    NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  99. — Czyli zakładasz, że coś wyjdzie? — spytał zaczepnie, z przyjemnością łapiąc Rivena za słówko. Jego uwadze bynajmniej nie umknęło to, że przywitali się w sposób zupełnie nieadekwatny do tego, jak ostatnio się rozstali i domyślał się, że wina leżała po jego stronie – a konkretnie po stronie wypalonego przez niego papierosa. Niemniej nie przeszkadzało mu to tak bardzo, jak powinno, a to z tego przewrotnego względu, że było coś… pociągającego w tym trzymaniu dystansu po tym, jak podczas poprzedniego spotkania mocno go skrócili. Wszystko, co wiązało się z Rivenem, było dla Nicholasa nowe i zaskakujące. Mógł poddać się temu wszystkiemu naraz, ale mógł również dawkować to sobie w mniejszych ilościach i to właśnie ta druga opcja wydawała mu się bardziej kusząca. Ewa też nie połknęła w całości jabłka, które doprowadziło do wygania ludzi z raju, prawda?
    — Jeśli tylko mnie zaprosisz — odparł, nie mogąc powstrzymać uśmieszku cisnącego mu się na usta, a potem już słuchał bruneta opowiadającego o tym, jak rozpoczęła się jego przygoda z rysowaniem. Zmarszczył lekko brwi, kiedy usłyszał, że później sprawy lekko się skomplikowały, ale nie pociągnął znajomego za język. Niemniej odnotował tę informację w pamięci, podobnie jak inne, które Riv zdradził mu podczas ich poprzednich spotkań. Wciąż niewiele, ale jednak coś już o nim wiedział i jednocześnie zdał sobie sprawę z tego, jak sam mało mówił o sobie. W zasadzie nic. A Dechart nie naciskał i nie dopytywał, za co Woodrow był mu najzwyczajniej w świecie wdzięczny.
    — Chyba dobrze mieć taką pasję, którą można tak długo rozwijać? — zagadnął. Zawsze podziwiał ludzi, którzy potrafili przez długi czas trzymać się jednej rzeczy i nieustanie sprawiała im ona tyle samo, jeśli nie nawet coraz więcej radości, a efekty pracy Rivena mógł właśnie obserwować na ścianie budynku znajdującej się przed nim.
    Rysunek naprawdę bardzo mu się podobał. Sam nie był w tym kierunku uzdolniony i jego rysunki wołały o pomstę do nieba, kiedy już zdarzyło mu się coś gdzieś nabazgrolić. To, co rysował, zazwyczaj w żaden sposób nie znajdowało odzwierciedlenia w rzeczywistości i zdarzało się że nawet on sam – autor – nie wiedział, co miał na myśli.
    — Domyślam się — powiedział, kiedy Riv przyznał, że stworzenie muralu zajęło mu trochę czasu. — Warunki pracy chyba też miałeś niezbyt sprzyjające? — spytał z uśmiechem i skinieniem głowy wskazał na widoczny poniżej graffiti balkonik. No tak, Nicky, te mięśnie, które miałeś okazję nie tylko oglądać, ale i dotykać, nie wzięły się znikąd, prawda?
    Przechodzenie z dachu na dach faktycznie mogłoby nie skończyć się dla Nicholasa najlepiej, choć wiele wskazywało na to, że również ten spacer nie miał pozostać obojętny dla jego ciała. Pokonując kolejne przeszkody, chłopak czuł, jak bardzo zaniedbał się przez ostatni czas. Miał przecież dopiero dwadzieścia trzy lata, nie powinien tak szybko się męczyć i mieć problemów ze złapaniem oddechu! Jednocześnie Riven sprawiał wrażenie, jakby przemieszczanie się z miejsca na miejsce nie było dla niego żadnym wysiłkiem i cóż, z tego powodu Woodrow czuł się odrobinę żałośnie. Może wcześniej nie był typem sportowca, ale pozostawał aktywny i miał całkiem niezłą kondycję. I tak jak Riven od najmłodszych lat malował, tak Nick chadzał na lodowisko i ogólnodostępne ślizgawki, przez co nie tylko jeździł na łyżwach dobrze, a nawet bardzo dobrze, ale potrafił też zrobić kilka cieszących oko tricków. Tak czy siak, od dłuższego czasu jego hokejówki kurzyły się gdzieś w szafie, nie tyle nawet zapomniane, co przez niego porzucone.
    — Wykończysz mnie dzisiaj — stwierdził, kiedy obserwował, jak Riv podsuwa skrzynię pod ścianę małego budyneczku. Ledwo pokonał schody pożarowe, drugie tego dnia i teraz miał wchodzić jeszcze wyżej? — Gdybym wiedział, jak dokładnie to będzie wyglądało, zrealizowalibyśmy ten pomysł na dwudziestej randce, a nie trzeciej — marudził w najlepsze dla samego faktu marudzenia, ponieważ bez ociągania chwycił wyciągniętą ku niemu dłoń Rivena i skorzystał z pomocy we wdrapaniu się na budyneczek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przystanąwszy na górze, odetchnął głęboko, a potem spojrzał w dół. Kiedy to zrobił, z jego ust uleciało kilka niecenzuralnych słów, a jak Dechart mógł się już przekonać, Nicholas miał tendencję do przeklinania, kiedy coś niezwykle mu się podobało.
      Stał przez chwilę i śledził wzrokiem rysunek, nim zdecydował się usiąść. W tym celu podszedł do krawędzi dobudówki, na której stali i przysiadł, nogi swobodnie zwiesiwszy w dół. Było mu wygodniej, a tygrys wciąż był bardzo dobrze widoczny i Nicholas mógł prześledzić namalowane przez Rivena szczegóły.
      — Nie wierzę, że da się stworzyć coś tak ładnego za pomocą farb w spray’u — stwierdził, lekko kręcąc głową. — W sensie… One chyba nie są zbyt precyzyjne? — dopytał i zadarł głowę, by móc spojrzeć na znajomego.

      NICHOLAS WOODROW

      Usuń
  100. Uśmiechnął się w odpowiedzi na to, z jakim zdecydowaniem Riven zaprosił go do siebie. Zazdrościł mu tej swobody, ale nie dał tego po sobie poznać i jednocześnie zaczął zastanawiać się nad tym, dlaczego on miał taki problem z tym, żeby zaprosić kogoś do siebie? Cóż, właściwie nie musiał długo o tym myśleć, by nasunęło mu się kilka potencjalnych odpowiedzi, ale też nie była to kwestia, którą w tym momencie chciał roztrząsać. Wystarczyło, że nagłe pojawienie się Rivena w jego życiu sprawiło, że… Że Nicholas po raz pierwszy od dnia wypadku czuł, że mógłby ruszyć do przodu i zostawić przeszłość za sobą. Wciąż jednak cholernie się tego bał.
    — Zawsze lubiłem obserwować burzę — zauważył i posłał brunetowi lekki uśmiech. — Od małego. Tata sadzał mnie na parapecie w oknie i liczyliśmy, ile sekund mija od uderzenia pioruna do grzmotu, żeby wiedzieć, jak daleko od nas jest burza — powiedział i zająknął się dopiero pod koniec swojej wypowiedzi. Pierwszy raz od dawna wspomniał na głos o jednym ze swoich rodziców i sprawiło to, że jego serce mocniej zabiło w piersi, a sam Nicholas odczuł silny niepokój. Nie nawykł do wspominania rodziców, ani tego, jak wyglądało jego dzieciństwo. Nie robił tego, ponieważ wiedział, że do starych wspomnień już nigdy nie dołączą nowe.
    Odwrócił głowę, by wyraz jego twarzy nie zdradził, w jakim kierunku powędrowały jego myśli. Podczas gdy Riv opowiadał o tym, jak powstało graffiti, on starał się odzyskać rezon i odpędzić od siebie niechciane myśli, co mimo wszystko przyszło mu stosunkowo łatwo. Przez ostatnie półtorej roku nabrał w tym wprawy. Kiedy Dechart skończył mówić, spojrzał na niego i nawet udało mu się lekko uśmiechnąć.
    — Mogę kiedyś popatrzeć, jak malujesz? — spytał zupełnie niespodziewanie. — Tylko będziemy musieli znaleźć takie miejsce, gdzie i ja bez problemu wejdę — zastrzegł z lekkim rozbawieniem. Oczywiście Riven mógł mu odmówić, ale coś podpowiadało Nicholasowi, że chłopak mimo wszystko przystanie na jego propozycję. Nie musieli przecież zrealizować tego pomysłu teraz, zaraz – spokojnie mogli poczekać, aż zrobi się cieplej, a dni staną się dłuższe i przyjemniejsze.
    Popatrzył na bruneta, kiedy już znaleźli się na drugim dachu i ten stwierdził, że miło było, iż Nick zakładał, że będą jeszcze się ze sobą spotykali.
    — Lubię spędzać z tobą czas — przyznał, robiąc to nie tylko przed samym Dechartem, ale również przed samym sobą. Miał tylko nadzieję, że nie zmieni się to, kiedy Riven dowie się o jego przeszłości; że ich relacja się nie zmieni, kiedy prawda wyjdzie na jaw. Ludzie bowiem reagowali różnie i Nicholas doświadczył już tego, jak zmieniali wobec niego nastawienie, kiedy dowiadywali się o wypadku. Patrzyli wtedy na niego inaczej, traktowali inaczej… A Woodrow tego nie chciał. Chciał normalności. Mógłby ją sobie zapewnić, o niczym nie mówiąc Rivenowi, ale nie chciał go okłamywać. Był pewien, że chłopak prędzej czy później się o wszystkim dowie, na razie jednak jeszcze nie był gotowy, aby ze szczegółami opowiadać o sobie.
    Skupił spojrzenie na Rivenie, kiedy ten usiadł obok niego. Poczuł przyjemne mrowienie w miejscu, w którym ich ciała się ze sobą zetknęły i uśmiechnął się do siebie, a jednocześnie z zaciekawieniem dowiadywał się o powstawaniu graffiti. Nie miał pojęcia, że robiło się to w ten sposób!
    — Tym bardziej muszę kiedyś zobaczyć, jak malujesz — przyznał, nawiązując do swoich wcześniejszych słów. — Nie wiedziałem, że tak się to robi — dodał, czując się zafascynowanym całym tym procesem. W następnej chwili Riv trącił go ramieniem i zadał pytanie, które sprawiło, że Nick parsknął wesołym śmiechem. Bardzo rozbawiła go ta prostolinijność, a jednocześnie momentalnie przeszył go dreszcz ekscytacji. Gumy do żucia zdążył pozbyć się już jakiś czas temu, w drodze na drugi dach, więc był przygotowany na podobne testy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Skoro nalegasz — rzucił, wciąż rozbawiony, nie mogąc powstrzymać się przed tym słownym przytykiem. Nie ukrywał, że czekał, aż to Dechart wyjdzie z inicjatywą – skoro woń papierosów tak bardzo go drażniła, Nick nie chciał z niczym się narzucać, póki nie minie trochę czasu od wypalenia tamtej nieszczęsnej fajki.
      Nie zwlekając, Woodrow zmienił nieco pozycję. Podciągnął pod siebie jedną nogę, przez co łatwiej było mu zwrócić się bardziej przodem do Rivena; druga kończyna nadal swobodnie zwisała z krawędzi przybudówki. Przysunął się bliżej, jedną dłoń oparł na udzie chłopaka, a drugą lekko złapał go za podbródek i pocałował, od razu nienachalnie rozchyliwszy jego wargi językiem. Po jego ciele od razu rozlała się elektryzująca, przyjemna fala i Nicholas nie miał ochoty się odsuwać, ale zrobił to po kilku uderzeniach serca.
      — I jak? — zapytał przewrotnie, spoglądając przy tym prosto w jasne oczy Rivena, ale zaraz z powrotem przeniósł spojrzenie na jego usta, bo skoro już raz ich posmakował, to teraz trudno mu było przestać o tym myśleć.

      NICHOLAS WOODROW

      Usuń
  101. Pomysł z wycinaniem kartonów był naprawdę bardzo dobry; Nicholas czuł, że byłoby to coś, w czym mógłby się sprawdzić, a przy okazji pomógłby Rivenowi i nieco ułatwił tworzenie kolejnego dzieła. Poza tym lubił spędzać czas w aktywny sposób, nawet jeśli oznaczało to tylko trzymanie nożyczek w dłoni.
    Cóż, utrzymywanie dystansu było znacznie łatwiejsze, kiedy Woodrow nie do końca pamiętał, ile przyjemności sprawiał mu dotyk Rivena. Kiedy bowiem sobie o tym przypomniał; kiedy go pocałował, a później Riv pocałował jego, wszystko inne straciło na znaczeniu. Dechart działał na niego w sposób, którego nie potrafił opisać i jednocześnie nie mógł mu się oprzeć. To dlatego nie protestował, kiedy brunet zaciągnął go do siebie, choć słowo zaciągnął było przesadzonym określeniem – Nick poszedł z nim aż nadto chętnie, a kiedy znaleźli się w przyjemnie ciepłym wnętrzu, gdzie nie miały ich rozpraszać wścibskie spojrzenia, wcale nie krył się z tym, że chciał powtórzyć to, co robili podczas pierwszej, wspólnie spędzonej nocy. Tym razem nie działał już tak bardzo po omacku i choć Riv potrafił sprawić, że Nicholas momentalnie odpływał, Woodrow odwdzięczał mu się tym samym, czerpiąc z tego niebywałą satysfakcję.
    Dziś był bardziej skłonny do tego, żeby zostać do rana. Wiedział, że brunet nie miałby nic przeciwko temu, a i on sam czuł przed tym mniejszy opór, ale jednak… w końcu wyszedł. Czuł, że pozwolenie sobie na coś takiego byłoby nawet bardziej intymne niż sam kontakt fizyczny i nie był na to gotowy. Nie był pewien tego, co mógłby zaoferować Rivenowi i nie chciał, aby chłopak poczuł się rozczarowany, kiedy okaże się, że mieli wobec siebie inne oczekiwania. Póki co można było powiedzieć, że po prostu dobrze bawili się w swoim towarzystwie i ich znajomość ograniczała się wyłącznie do tego. Gdyby natomiast Nicholas został na noc… Co by to oznaczało? Jak miałby wyglądać wspólny poranek? W tym momencie swojego życia Woodrow nie potrafił zadbać o samego siebie. Jak więc miałby zadbać o Rivena? Dlatego uciekał, to było dla niego prostsze niż zmierzenie się z konsekwencjami przeniesienia tej znajomości na kolejny poziom.
    Kilka dni później Nicholas dostał zaproszenie na domówkę i choć obecnie rzadziej wypuszczał się na miasto, tak tym razem miał ochotę gdzieś się wyrwać. Od razu zaproponował Rivenowi, aby ten poszedł z nim, ale tego dnia Dechart miał już inne plany. Nick z pewnym zdziwieniem zauważył, że odmowa Rivena sprawiła mu przykrość – oczywiście nie sama w sobie, rozumiał, że brunet mógł mieć inne sprawy na głowie. Po prostu, liczył na to, że znowu spędzą czas w swoim towarzystwie i poczuł się zawiedziony tym, że nie miało tak się stać. Zastanawiał się nawet nad tym, czy z tego powodu nie zostać w domu, ale finalnie przyszykował się do wyjścia i znalazł się pod wskazanym adresem mniej więcej godzinę po tym, jak rozpoczęła się impreza.
    Mimo tego, że w jego życiu pojawiło się światełko w osobie Rivena, nie stało się one remedium na wszystkie problemy Nicholasa. Wystarczył jeden drink i dwa szoty, aby Woodrow z ochotą odtworzył stare schematy i odpłynął. Bez kontroli wlewał w siebie alkohol, przyzwyczajony do tego, że właśnie w ten sposób od ponad półtorej roku zagłuszał natarczywe myśli i radził sobie ze złym samopoczuciem. Niemniej jednak pomiędzy jednym szotem a drugim wymieniał kolejne wiadomości z Dechartem, wysłał mu nawet adres, pod którym trwała impreza, po cichu licząc na to, że brunet jednak się zjawi. Upływały jednak kolejne godziny, literki na ekranie coraz bardziej się rozmazywały, aż Nicholas wcisnął telefon głęboko do kieszeni spodni i położył na języku kolorową tabletkę podsuniętą mu przez jakiegoś chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świat wokół przyjemnie wirował i trząsł się w posadach. Nick śmiał się głośno, choć z coraz większym trudem trzymał się na nogach. Już od pewnego czasu towarzystwa dotrzymywała mu atrakcyjna blondynka. Amy? Ashley? Amber? Nie pamiętał jej imienia, ale jej zdawało się to nie przeszkadzać. Przynajmniej nie w tym momencie, w którym złapała go za rękę i poprowadziła w głąb domu, w bardziej ustronne miejsce. Zaszyli się gdzieś w cieniu korytarza, gdzie głośna muzyka była lekko przytłumiona, a ich usta zetknęły się ze sobą nader chętnie. W tym stanie, w którym rzeczywistość i związane z nią problemy były daleko, Nicholasowi było wszystko jedno. Mocniej przyparł blondynkę do ściany, a dłonie wsunął pod jej bluzkę i przesunął palcami po nagim ciele, nie przerywając przy tym zachłannego pocałunku, który dziewczyna odwzajemniała, mrucząc cicho wprost w jego usta.

      NICHOLAS WOODROW 💔

      Usuń
  102. Zupełnie niespodziewanie kilka rzeczy wydarzyło się naraz. Ktoś mocno i brutalnie szarpnął Nicholasa za ramię, odrywając go od blondynki. Chłopak ustał na nogach tylko dlatego, że wylądował na przeciwległej ścianie korytarzyka, w której się znajdowali. Z trudem skupił wzrok na sylwetce, która nad nim górowała i dostrzegł zawieszoną wysoko pięść. Tak, ta bez wątpienia miała zaraz spotkać się z jego twarzą. Tylko dlaczego, mimo wszystko, tkwiła w miejscu? Nick potoczył wzrokiem po najbliższym otoczeniu, a procesy myślowe w jego głowie zachodziły nieznośnie powoli. Rozumiał, że Amy, Amber albo Ashley miała chłopaka, który właśnie ich nakrył i wcale nie dziwił się temu, że ten za niewierność swojej dziewczyny postanowił ukarać Woodrowa. Tylko dlaczego wciąż nie padł cios? I wtedy, w całym tym zamieszaniu, Nick dostrzegł znajomą twarz.
    — Riv? — rzucił cicho i z niedowierzaniem, a jego twarz momentalnie rozjaśnił szeroki uśmiech. Odurzony, czym tylko się dało, był jak otwarta księga, z której można było czytać do woli i tak niepohamowana radość na widok Rivena od razu odmalowała się na jego twarzy. Nieważne było to, w jakich okolicznościach się spotkali i że Dechart najprawdopodobniej zobaczył to, czego widzieć nie powinien. W tym momencie te szczegóły nie docierały do Nicholasa i ten nie rozumiał, co tak naprawdę zrobił, ani tym bardziej nie był świadom tego, jakie mogło to mieć konsekwencje.
    Nie uczestniczył w wymianie zdań pomiędzy Rivenem a tamtym kolesiem, ponieważ po prostu nie nadążał. W innym wypadku najpewniej dorzuciłby do tej konwersacji swoje trzy grosze, co tylko podburzyłoby atmosferę. Tymczasem Riven złapał go za łokieć i odciągnął od towarzystwa. W nagłym przebłysku świadomości Nicholas zdołał na do widzenia pomachać swojej sympatii, która na swoją obronę miała zapewne mieć to, że to Nick zaciągnął ją w to ustronne miejsce, a nie ona jego. Pewnie bardziej by się tym przejął, gdyby w konsekwencji jednak dostał po mordzie od znacznie lepiej zbudowanego od siebie typka, ale Dechart uratował go przed najgorszym.
    — Przyszedłeś — mruknął, wciąż z uśmiechem, czepiając się jego ramienia. Nogi mu się plątały, kiedy tak szybko przemierzali kolejne pomieszczenia, aż znaleźli się na zewnątrz. Posadzony pod płotem, nie protestował. Przyjemnie było znaleźć się na zewnątrz, gdzie nie było tak gorąco i duszno, a chłodno i przyjemnie było oprzeć plecy o coś twardego, przez co zawroty głowy wydawały się miłe i kojące. Tak ucieszony i zadowolony Woodrow czekał na Rivena, a kiedy ten wrócił, uśmiechnął się do niego szeroko, z trudem jednak skupiając spojrzenie na jego twarzy. Nie widział przez to, jak bardzo brunet był zdenerwowany. Poczuł to dopiero, kiedy Riv szarpnął go w górę, a potem okrył kurtką. To był sygnał ostrzegawczy, przez który w otumanionej głowie dwudziestolatka zapaliła się pierwsza ostrzegawcza lampka.
    — Riv… — zaczął, ale nie zdążył dokończyć. Chłopak złapał go za kark i pocałował go mocno, wręcz brutalnie. Nim choćby Nicholas zdążył się temu poddać, ponieważ tak, chciał się temu poddać, Dechart odsunął się od niego, pozostawiając po tym pocałunku tylko palący niedosyt. A potem padły słowa, których Nick się nie spodziewał i tylko jęknął z bólu, kiedy Riv pociągnął go za włosy. Nie rozumiał, co się dzieje. Z trudem kojarzył fakty, nie mówiąc już o sensie wypowiadanych słów, ale chłodne powietrze i to pociągniecie za ciemne kosmyki lekko go otrzeźwiły. Sam zdążył już zapomnieć, że jeszcze przed chwilą całował się z jakąś randomowa laską, ponieważ w obliczu pojawienia się Rivena na tej imprezie wszystko inne zbledło, ale… Zrozumiał. Zrozumiał, że Riven musiał to widzieć, a mimo tego wstawił się za nim i wyprowadził go na zewnątrz, przez co Nick uniknął kłopotów. A teraz był wściekły i było to po nim widać, nawet teraz, kiedy Nick nie widział zbyt wyraźnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Riv, ja… — zaczął, a raczej wybełkotał, a potem przez chwilę poruszał bezgłośnie ustami jak wyrzucona na brzeg ryba. Powoli, powolutku ta sytuacja nabierała dla niego kształtu. Pijany, na lekkim haju po dragach niewiadomego pochodzenia, obściskujący się po kątach z jakąś obcą laską… Był żałosny. I potrafiłby się z tym pogodzić, gdyby nie Riv. Siebie samego już dawno spisał na straty, ale ta złość, ten zawód w jasnoniebieskich oczach chłopaka… Ten pocałunek i jego słowa… Zrobił mu świństwo. Coś ewidentnie pomiędzy nimi było, nie mógł temu zaprzeczyć, a on rzucił to na ziemię i zdeptał bez mrugnięcia okiem, nawet nie zastanowiwszy się nad tym, co robi.
      Wyraz jego twarz diametralnie się zmienił. Zniknęło gdzieś rozbawienie, pojawił się tylko strach i zagubienie. Nicholas powoli pokręcił głową, a później wyraźnie zwiotczał i osunął się po płocie, o który dotąd się opierał, przez co znowu siedział przykucnięty, zaparty plecami o twardą powierzchnię.
      — Przepraszam, Riv — zaczął mamrotać. Wsunął palce pomiędzy długie kosmyki i schował twarz w przedramionach. — Nie chciałem — mówił cicho, niewyraźnie. — Nie umiem już inaczej. Nie panuję nad tym. Tylko to mi zostało, wiesz? Ale jestem już zmęczony. Tak bardzo, kurwa, zmęczony… — mruknął, a potem obrócił się i uczepił palcami płotu. Próbował wstać. Chciał sobie pójść. Byle dalej. Byle Riv nie musiał go już nigdy więcej oglądać. Ale był zbyt pijany, zatoczył się mocno i byłby upadł, gdyby ktoś mocno go nie przytrzymał.

      NICHOLAS WOODROW 💔

      Usuń
  103. Nicholas nie rozumiał, co się działo. To znaczy, pomimo zamroczonego umysłu, trochę rozumiał – zdał sobie sprawę z tego, co zrobił, choć miało to do niego dotrzeć w pełni zapewne dopiero kolejnego dnia, kiedy całkowicie wytrzeźwieje. Niemniej, nie rozchodziło się już tylko o to. To jedno wydarzenie bowiem, które dla postronnego obserwatora z powodzeniem mogło ujść za błahostkę, uruchomiło we wnętrzu dwudziestolatka osobliwą lawinę. Woodrow czuł, jakby powoli się rozsypywał i zapadał w sobie; jakby konstrukcja, która podtrzymywała go od półtorej roku była na tyle krucha, iż miała rozsypać się pod wpływem jednego mocniejszego uderzenia, które właśnie nastąpiło.
    Gdyby nie Riven, pewnie by upadł. Wciąż jednak stał na nogach, a chwilę później chłopak przygarnął go do siebie mocno i Nick kurczowo uczepił się jego kurtki, mocno zaciskając palce na jej materiale, na jego plecach. Z jednej strony dlatego, że nie chciał się wywrócić, z drugiej… to wszystko było o wiele bardziej skomplikowane. Dygotał lekko na całym ciele, bynajmniej nie z zimna. Oddychając ciężko, starał się jakoś trzymać. Rivena i tego, co do tej pory pomagało mu jakoś radzić sobie ze stratą. Ale o ile Riv był realny i stał tuż obok, o tyle to, czego do tej pory Nicholas się łapał, żeby nie upaść na samo dno, gdzieś zniknęło i Nick miał wrażenie, że już nigdy nie wróci.
    Słowa bruneta docierały do niego z daleka, ale pocałunek w czoło poczuł wyraźnie. Przymknął powieki, przez co tym mocniej zakręciło mu się w głowie, ale Dechart nadal trzymał go przy sobie i robił to tak długo, dopóki nie przyjechała taksówka. Nicholas pozwolił usadzić się w ciasnym wnętrzu, a kiedy ruszyli, wpatrywał się w przesuwające się za oknem rozmazane obrazy. Drgnął tylko lekko, kiedy poczuł dłoń Rivena na swojej. Nie spojrzał na niego, wstydził się, ale bynajmniej nie cofnął ręki.
    Na miejscu z trudem wygramolił się z taksówki. Znowu, pomógł mu Riven. Później dwudziestolatek pozwolił poprowadzić się dalej, jakby czuł, że nie było sensu protestować, choć cały czas miał ochotę to zrobić. Wiedział jednakże, że sam daleko nie zajdzie. Już raz spał na korytarzu, pod drzwiami własnego mieszkania, bo był tak pijany, że nie potrafił otworzyć drzwi i w końcu zmęczył się na tyle, że usnął. Dziś pewnie mogłoby skończyć się to podobnie, z tą różnicą, że pewnie nie dotarłby nawet do właściwego bloku.
    Usadzony na kanapie, chciał zwinąć się w ciasną kulkę, ale brunet mu na to nie pozwolił, przynajmniej nie od razu. Ściągnął z niego kurtkę oraz buty i kiedy oddalił się, żeby odłożyć je na bok, Nicholas podciągnął nogi pod siebie, przyciskając uda do klatki piersiowej i objął je ciasno ramionami, a potem wsparł czoło na złączonych kolanach. Ta pozycja dawała złudną nadzieję, że jednak się nie rozsypie, choć ból w klatce piersiowej stawał się coraz bardziej nieznośny i czuł pieczenie pod mocno zaciśniętymi powiekami.
    Kiedy usłyszał głoś Rivena, lekko uniósł głowę. Na tyle tylko, by spojrzeć na niego zaczerwienionymi, podkrążonymi oczami, które w wychudłej twarzy wydawały się teraz wyjątkowo duże, a w których czaiło się wszystko to, o czym Woodrow nie mówił na głos.
    — Nie powinieneś mnie oglądać w takim stanie — powiedział niewyraźnie, a potem oparł skroń o kolano, przez co spojrzał w bok i mocno zacisnął szczęki, aż zęby zgrzytnęły o siebie. Kotłowało się w nim wiele sprzecznych emocji. Wstydził się tego, że Riv zastał go na imprezie w takiej sytuacji i w takim stanie, kiedy prezentował sobą wszystko, co najgorsze. Kiedy był tak pijany, że nie potrafił ustać na nogach. Był też zły, po trochu na Decharta za to, że ten mimo wszystko mu pomógł, przede wszystkim jednak na siebie samego za to, że… Że już nad tym wszystkim nie panował. Że znał tylko chodzenie na imprezy i upijanie się do nieprzytomności, żeby jakoś poradzić sobie z tymi emocjami, które od wielu długich miesięcy zagłuszał, a które mimo wszystko od czasu do czasu próbowały dojść do głosu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak jak powiedział, był tym wszystkim zmęczony. Był zmęczony sobą. Tym, że nie potrafił ruszyć na przód, że nie miał siły, że był dorosły, a zachowywał się jak gówniarz. Nie chciał tego. A jednak nie potrafił przestać.
      Rozpaczliwie potrzebował pomocy, ale nie potrafił o nią poprosić. Tymczasem Riven o nic nie zapytał, niczego nie żądał i przez długi czas nawet niczego nie podejrzewał, a teraz tak po prostu wyciągnął do niego rękę, dosłownie i w przenośni, podczas gdy Nick… Pięknie mu się za to odwdzięczył, prawda?
      Poczuł, że po jego policzku spłynęła łza i otarł ją dłonią ze złością, ale to nie pomogło. Za nią spłynęła następna i jeszcze jedna, a ucisk w gardle tylko rósł i rósł.
      — Kurwa — zaklął i przekręcił głowę, a twarz schował w kolanach i przycisnął dłonie do głowy. Jego ramiona zatrzęsły się lekko, kiedy nie potrafił dłużej zapanować nad duszącym szlochem. Nie pamiętał, kiedy ostatnio płakał. Prawdopodobnie w dniu pogrzebu. Dziś jednakże opłakiwał nie tyle nawet rodziców, co… co siebie samego. Robił coś, co powinien zrobić już dawno, ale na co sobie nie pozwalał. Dlaczego więc dziś, po tym wszystkim, przy Rivenie…?

      NICHOLAS WOODROW 💔

      Usuń
  104. Nie wiedział, co się działo. Nie potrafił pohamować łez, które płynęły obficie i moczyły jego ubranie. Starał się uspokoić, ale coś w nim pękło; na razie była to tylko szczelina, ale wystarczyła, by zaczęło wylewać się przez nią wszystko to, co nagromadziło się przez ostatnie półtorej roku we wnętrzu Nicholasa i nieustannie szukało ujścia.
    Kiedy Riven usiadł obok i go przytulił, ciało Woodrowa pozostało sztywne. Chłopak wciąż stawiał opór, bardziej jednak samemu sobie niż Rivenowi i minęła dłuższa chwila, nim zrozumiał, że nie miało to większego sensu. Wtedy też Dechart mógł poczuć, jak Nick się rozluźnia, nie przestając jednak przy tym płakać. W pewnym momencie już nie tylko pozwolił Rivenowi się przytulać, a przylgnął do niego, wręcz kurczowo się go uczepił, jeszcze mocniej niż pod tamtym domem.
    Prawdopodobnie wiele czynników wpłynęło na to, w jakim stanie znajdował się teraz Nick. Bez wątpienia był to alkohol i narkotyki, ale obecność Rivena nie pozostawała bez znaczenia. Nie bez powodu Nicholas mówił mu, że lubił spędzać z nim czas i czuł się przy nim dobrze. Teraz znajdowało to odzwierciedlenie w tym, jak mocno do niego przywarł i nawet już nie próbował powstrzymywać się przed rozpaczliwym, pełnym żalu i bólu płaczem. Tak wyrzucał z siebie wszystko to, co czuł w ostatnim czasie, a co nigdy nie miało prawa dojść do głosu. Wyrzucał z siebie ból, żal i strach, wyrzucał samotność i niezrozumienie, wyrzucał złość wobec tego, co go spotkało. Płakał, momentami wręcz wył, bo było mu źle i nie potrafił tego zmienić, bo wiedział, że popełnił błąd, rzucając się w wir imprezowania i w niczym mu to nie pomogło, a wręcz przeciwnie, tylko wszystko pogorszyło, przez co znalazł się w miejscu, z którego trudno było się wydostać. Utkwił w pułapce zastawionej przez jego własny umysł. I nie miał już na to wszystko siły, nie potrafił tak dłużej i nie chciał, ale sam nie potrafił niczego z tym zrobić. Nie miał odwagi, bał się, nie wiedział, jak. Był bezsilny, zły na wszystkich wokół i samego siebie, bo sam sobie to wszystko zrobił, a teraz nie zostało mu nic. Nie miał rodziców i zostało mu po nich tylko nieprzepracowane poczucie straty, które zagłuszał, zamiast od razu stawić mu czoła. Zatapiane w alkoholu i dobrej tylko z nazwy zabawie emocje zjadły go od środka, przeżuły i wypluły, pozostawiając go okaleczonego i niezdolnego do dalszego działania.
    Nie wiedział, ile czasu minęło, nim się uspokoił i zabrakło mu łez. Siedział, wciąż skulony, ale jednak uczepiony Rivena i oddychał ciężko, wręcz spazmatycznie, ze wzrokiem utkwionym w martwym punkcie. Oczy miał spuchnięte, twarz brzydko zaczerwienioną, a nos zatkany. A jednak ten nieznośny uścisk w piersi zelżał, a wcześniej ciężka od myśli głowa wydawała się przyjemnie pusta. Nie oznaczało to, że teraz już wszystko miało być dobrze. Nicholas miał daleką drogę do przebycia i wiele do przepracowania. Ale może powoli wszystko miało zacząć zmierzać ku lepszemu? Teraz, kiedy ta bariera pomiędzy tym, co w środku, a tym, co na zewnątrz, pękła i rozsypała się w drobny mak, Nick po raz pierwszy od dawna poczuł coś całym sobą. Nie było to miłe, ani nie było to przyjemne, ale... Miał wrażenie, jakby odzyskał coś, co dawno utracił. Jakiś kawałek siebie, z którego braku nawet nie zdawał sobie sprawy, póki go nie odzyskał. I choć kawałek ten miał ostre krawędzie, które go raniły, dobrze było czuć się... całym.
    Poruszył się niespokojnie, ale bynajmniej się nie odsunął. Ciepło bijące od ciała Rivena było kojące, a Nick nie chciał być teraz sam, nawet jeśli odrobinę obawiał się tego, co po tym wybuchu Riv sobie o nim pomyśli.

    NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  105. Nicholas był wyczerpany. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Z ledwością kojarzył, co się wokół niego działo, ale jednego był pewien – przez cały ten czas Riven się od niego nie odsunął. I prawdopodobnie tylko dlatego Nick, choć wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy, metaforycznie wciąż znajdował się w jednym kawałku i kiedy nadejdzie kolejny dzień, miał się z nim zmierzyć. Tymczasem jednak było mu wszystko jedno. Był zbyt zmęczony, żeby jakkolwiek reagować na zewnętrzne bodźce i dlatego bez słowa sprzeciwu dał się poprowadzić do łazienki, gdzie Dechart rozebrał go bez większego problemu, jakby Woodrow stał się bezwolną kukiełką i poniekąd tak właśnie było. Jego spojrzenie pozostawało puste, wzrok nie skupiał się na żadnym konkretnym punkcie, a ciało trzymało się w pionie tylko dlatego, że było podtrzymywane przez Rivena. Ten płacz okazał się tak bardzo oczyszczający, że nie zostało po nim już zupełnie nic; jakby nawet wola Nicholasa wypłynęła wraz ze łzami i została tylko pozbawiona duszy skorupka.
    Usadzony w brodziku, przymknął powieki i oparł głowę o kafelki. Każdego innego dnia pewnie by protestował, bronił się i odpychał ręce bruneta, sytuację, w której się znalazł, uważając za upokarzającą, ale nie dziś. Dziś, tuż po tym, jak poczuł to wszystko, czego nie chciał czuć przez długie miesiące, był już gdzieś daleko, poza własnym ciałem i poza własną głową. Fala, która brutalnie się przez niego przytoczyła, zabrała ze sobą wszystko. Alkohol i narkotyki na pewno miały w tym swój niemały udział i tak jak najpierw wszystko spotęgowały, tak teraz przyjemnie go wyciszyły.
    Nie wiedzieć kiedy, znalazł się w sypialni z butelką wody w ręce. Zerknął na Rivena, posyłając mu pierwsze bardziej przytomne spojrzenie tego wieczora i zgodnie z poleceniem, napił się, wlewając w siebie tyle wody, ile potrafił zmieścić w sobie rozdrażniony alkoholem żołądek. Kiedy miał dość, oddał brunetowi butelkę, a że siedział na krawędzi łóżka, to po prostu przechylił się na bok, licząc na to, że skończy się to spotkaniem z miękkim materacem. Odpłynął, nim chociażby dotknął głową poduszki i pochłonęła go ciężka, lepka ciemność.
    Pierwszy raz obudził się nad ranem, kiedy niebo lekko szarzało. Zdołał jednak tylko przekręcić się na drugi bok i naciągnąć kołdrę na głowę, bo czuł, że wciąż był pijany. A w takim przypadku najlepszym możliwym rozwiązaniem było ponowne zapadnięcie w sen. Kiedy po raz kolejny rozchylił powieki kilka godzin później, był gdzieś na granicy. Wciąż zamroczony alkoholem, ale jednak już lekko skacowany. Znowu zmusił się do dalszego snu, ponieważ z doświadczenia wiedział, że jeśli teraz się rozbudzi, to już nie zaśnie i kilka kolejnych godzin będzie prawdziwą udręką. Los chyba mu sprzyjał, bo zasnął znowu, ale kiedy po raz kolejny otworzył oczy, wiedział, że czwarty raz nie powtórzy tej sztuczki. Przekręcił się na plecy i zapatrzył w sufit. Wiedział, że nie jest u siebie. Nie zdążył doprowadzić się do stanu, w którym urwał mu się film i dlatego pamiętał, co miało miejsce poprzedniego wieczora. Może nie wszystko, ale te najważniejsze wydarzenia wyświetlały się w jego umyśle klatka po klatce, nie pozwalając o sobie zapomnieć.
    Rivena nie było obok i całe szczęście, ponieważ Nicholas nie był gotowy na konfrontację z nim, nie tuż po otwarciu podpuchniętych i przekrwionych oczu. Dopiero po kilkunastu minutach podniósł się do pozycji siedzącej i potoczył spojrzeniem po sypialni rozświetlonej blaskiem ulicznych świateł. Spał tak długo, że zdążyło zrobić się ciemno, co o tej porze roku nie było niczym dziwnym. Czuł się jak człowiek, który kilkanaście godzin wcześniej wypił zdecydowanie za dużo, ale jednocześnie najgorsze udało mu się przespać. Został tylko ból głowy i niemoc ciała, a z tym potrafił sobie poradzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwlekał jeszcze dobre pół godziny, nim wyszedł spod kołdry. Przez cały ten czas słyszał, że Riven kręci się po niewielki mieszkaniu i kiedy otworzył drzwi sypialni, nie zdziwił się, zobaczywszy chłopaka siedzącego na kanapie. Zatrzymał się w progu, niepewny tego, co teraz, aż w końcu podszedł do mebla i zajął jego drugi koniec, raz po raz niepewnie spoglądając na znajomego. Dechart na pewno miał mnóstwo pytań. A Nicholas był mu winny odpowiedzi. Nie miał jednak pewności, od czego powinien zacząć. Milczał więc uparcie, skubiąc przy tym krawędź koszulki Rivena, którą miał na sobie. Siedział po turecku, z opuszczoną głową, przez co długie włosy zasłaniały jego twarz, a jednak był przodem zwrócony do Decharta.
      — Chyba jestem ci winien wyjaśnienia — podjął w końcu, głosem cichym i ochrypłym zarówno od płaczu, jak i przepicia. Nie przestając skubać wystającej ze szwu nitki, uniósł lekko głowę, na tyle tylko, by zlustrować wzrokiem wyraz twarzy bruneta. Bo czy ten w ogóle chciał go słuchać…?

      NICHOLAS WOODROW

      Usuń
  106. Drgnął, kiedy Riven położył dłoń na jego dłoni, tym samym przerywając tę nerwową czynność, jaką było skubanie palcami nitki wystającej ze szwu koszulki. Niemalże w tym samym momencie Riv zaczął mówić i Nicholas odruchowo skulił się w sobie, obawiając się tego, co może usłyszeć. Ku jego zdziwieniu, ton głosu Decharta pozostał łagodny, a kiedy do Nicka dotarł sens wypowiadanych przez niego słów, zrozumiał, że chłopak nie ciska się i nie wydaje się być rozgniewany tym, co miało miejsce wczoraj. Co prawda wydawał się przejęty, ale przy tym nie rozeźlony, a… zatroskany? To było jak kolejny silny cios, a działo się tak tylko dlatego, że Woodrow spodziewał się dostawać od tego świata wszystko to, co najgorsze. Sam sobie oferował wyłącznie to, co najgorsze, dlatego ten okruch dobroci oferowany mu przez Rivena tak bardzo go poruszył. Skrzywił się, tylko dlatego, że poczuł w gardle nieznośny ucisk, a po jego wnętrzu przelała się fala palącego bólu. Milczał, potrzebując chwili, aby się z tym uporać i ponownie zerknął na znajomego.
    — Wiem — odparł cicho, zgadzając się z jego ostatnimi słowami, a potem obrócił dłoń wnętrzem do góry i splótł ze sobą ich palce. Bez zastanowienia zaczął gładzić kciukiem miękką skórę, a jednocześnie wciąż się nie odezwał i siedział ze spuszczoną głową, jedynie raz na jakiś czas pozwalając sobie zerknąć na Decharta. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli teraz nie powie mu o wszystkim, to nie zrobi tego już nigdy. Chciał mu to wyjaśnić. Właśnie ze względu na to, jak to pomiędzy nimi działało. Nie wiedział jednakże, od czego zacząć, a wszystko, co chciał powiedzieć, brzmiało w jego głowie śmiesznie bądź żałośnie. Sam sobie wydawał się śmieszny i żałosny; wstydził się tego, że sobie nie poradził. Obawiał się, że w oczach Rivena stanie się nieporadnym gówniarzem, choć jednocześnie czuł, że chłopak tak nie pomyśli. Niemniej, nie potrafił poradzić sobie z ogarniającym go strachem i w końcu, zamiast z nim walczyć, zaczął mówić wbrew niemu.
    — Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym — powiedział, a jego serce w momencie zadudniło, zapragnąwszy wyskoczyć z piersi. Nie pamiętał, kiedy ostatnio wypowiedział to na głos i zakręciło mu się w głowie pod ciężarem tych słów. W obawie przed tym, że tego nie udźwignie, zaczął mówić szybciej, mocniej zaciskając palce na dłoni Rivena.
    — Pod koniec kwietnia miną dwa lata. Pijany kierowca. Zjechał na przeciwległy pas i doprowadził do czołowego zderzenia. Rodzice… zginęli na miejscu. Jego jakimś cudem odratowali. Siedzi teraz w więzieniu — opowiadał chaotycznie, gorączkowo łapiąc powietrze, byle szybciej, byle wreszcie to z siebie wyrzucić. — Ja… nie wiem, dlaczego. Niedługo po tym, po pogrzebie, zacząłem imprezować. Ostro. Nie pamiętam pewnie więcej niż połowy z tego, co robiłem. Nie zaliczyłem roku na studiach, ale mogłem go powtórzyć. W końcu wszyscy na uczelni wiedzieli o tym, co się stało. W lokalnych wiadomościach było o tym dość głośno. Wszyscy wiedzieli, patrzyli na mnie i nie pozwalali zapomnieć… A ja bardzo chciałem zapomnieć. Nie mam dziś kontaktu praktycznie z nikim, kto znał mnie przed wypadkiem — powiedział i niespodziewanie zamilkł. Oddychał ciężko, łapał powietrze niczym wyrzucona na brzeg ryba. W uszach szumiało mu od pulsującej w żyłach krwi, pompowanej przez szaleńczo bijące serce. Choć nie do końca zdawał sobie z tego sprawę, ściskał palce Rivena niemalże boleśnie. Kiedy odzyskał oddech, kontynuował, zmotywowany tym, że zostało mu do powiedzenia jeszcze tylko kilka zdań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Niedawno wyrzucili mnie z uczelni. Nie mam też już praktycznie wcale pieniędzy z odszkodowania. Chyba sobie nie radzę, Riv — tchnął. — Chciałem o tym wszystkim zapomnieć. Chciałem niczego nie czuć. I to działało. Bardzo długo to działało, aż… Aż wczoraj… — zająknął się, a potem popatrzył na ich splecione ze sobą dłonie. Dostrzegłszy, że jego palce pobielały od siły tego uścisku, czym prędzej go rozluźnił i cofnął rękę. Potem wplótł palce we włosy, zacisnął je na nich i zakołysał się w przód i w tył. Zabrakło mu słów w obliczu tego, co działo się w jego wnętrzu. Znowu czuł wszystko to, od czego przez ostatnich kilkanaście miesięcy tak usilnie się odgradzał i to tak cholernie bolało.

      NICHOLAS WOODROW 💔

      Usuń
  107. Riven postąpił więcej niż właściwie, nie przerywając Nicholasowi i nie zadając pytań. Wytrącony z własnego monologu, który i tak przerywany był ciężkimi oddechami, Nick najpewniej zaciąłby się i nie powiedział nic więcej. Było mu ciężko o tym mówić, zarówno z tych oczywistych względów, jak i tych nie do końca wiadomych, których sam nie potrafił zrozumieć. Kiedy już powiedział o tym, co go spotkało i jaki wpływ wywarło to na jego życie, czuł nie tylko ból. Czuł się tak, jakby wcale nie wytrzeźwiał. Kręciło mu się w głowie, a serce bynajmniej nie zwolniło biegu. Gdy Riv się poruszył, Woodrow z ledwością to zauważył, a kiedy brunet objął go ramionami, dwudziestolatek w pierwszym odruchu zesztywniał, mocno napinając wszystkie mięśnie. To nie była wina Decharta. Po prostu, przez te niemal dwa lata jedynym, czego nauczył się Nick, było bronienie się przed światem. Przez długi czas bezinteresowny dotyk był mu obcy; najczęściej ktoś coś od niego chciał lub on chciał czegoś od kogoś, a tym czymś było zapomnienie płynące z fizycznej przyjemności. Nigdy nic więcej.
    Niemniej niedługo potem Riven mógł poczuć, jak ciało Nicholasa się rozluźnia. Chłopak odjął ręce od głowy, a potem ostrożnie się odchylił, by wreszcie całym ciężarem ciała oprzeć się na Rivenie. Parsknął nawet cicho, kiedy drugi brunet zażartował na temat kradzieży, a potem obrócił głowę i schował twarz w zagłębieniu jego szyi.
    — Mogę dziś u ciebie zostać? — spytał cicho. Wydawało mu się, że jeśli wróci do domu i zostanie sam ze sobą, nie skończy się to dobrze. I tak jak wcześniej za każdym razem, kiedy był u Decharta, finalnie uciekał, tak dziś przestało to mieć jakikolwiek sens.
    Nie wiedział, co sprawiło, że to właśnie przed nim zdecydował się całkowicie odsłonić. Może była to ta nić porozumienia, która zawiązała się pomiędzy nimi od pierwszego spotkania? A może po prostu Riv zjawił się w jego życiu w odpowiednim momencie? Nie znał odpowiedzi na te pytania, ale w tym momencie nie to było najważniejsze. Zapach, ciepło ciała i bliskość Rivena sprawiały, że powoli się uspokajał. Jego oddech się wyrównał, a serce przestało szaleńczo tłuc się w piersi. Ból, który jeszcze wczoraj przedarł się przez grubą zasłonę i zajął zarówno jego ciało, jak i duszę co prawda nie zelżał, ale Nick potrafił znieść jego obecność.

    NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń