Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2180. Feels like I wanna jump



Oh gimme something to take the edge off
Something to kick the night off
Something to keep my mind off
This so called life



    Kobieta usiadła na krześle i po kilku sekundach odsunęła się od metalowego stołu, przy którym siedzieli tak, jakby bała się Alexandra. Złożyła opuszki dłoni w stożek i wbiła w nie wzrok. Dwudziestoczteroletni brunet miał wrażenie, że pani adwokat, która powinna go bronić, obawia się go równie mocno, co wszyscy inni wokół. Jakby sześćdziesięcio trzy kilogramowy chłopak, z rękoma zamkniętymi w kajdanki i przypiętymi do metalowej rurki wychodzącej ze stołu, mógł jej coś zrobić.
- Zarzuty nie są zbyt kolorowe – zaczęła powolnym, drżącym głosem. Brzmiała tak, jakby sprawa Alexandra była jej pierwszą w życiu. – Zarzucono Panu mord…
- Alex, jestem Alex – przerwał jej. Nie lubił, jak mówiło się do niego <i>per pan</i>. Czuł się jak młody dzieciak, był młodym dzieciakiem i zwracanie się do niego tak, jakby był dwukrotnie starszy wyprowadzało go z równowagi.
    Kobieta uniosła wzrok, spojrzała w jego oczy, westchnęła trzykrotnie i przymknęła powieki. Alexander odnosił wrażenie, że zaczęła liczyć do dziesięciu, by nie wybiec z malutkiego pomieszczenia z wrzaskiem. Nie mogła tego zrobić, bowiem była adwokatem z urzędu, a tacy nie bardzo mieli wybór spraw. Z drugiej strony Alexander był świadom, że ani jego, ani jego babki nie było stać na kogoś bardziej kompetentnego. Nie było ich stać na nikogo, a urzędnik dawał jakiekolwiek minimalne światełko w tunelu.
- Alexandrze – zaczęła ponownie, otwierając oczy i przenosząc wzrok na jedną z kamer. – Zarzucono ci morderstwo pierwszego stopnia. – Pauza – Dochodzi do tego jeszcze znęcanie się, maltretowanie i gwałt nieletniej.
    Brunet wyłączył się po pierwszym zdaniu. Zarzucono ci morderstwo pierwszego stopnia… Zamknął oczy, próbując nie zwymiotować. Zaciskał oczy tak mocno, że kanaliki łzowe aż puściły i po policzkach popłynęły mu łzy. Nie ze smutku, ani złości. Spodziewał się takiej informacji, wiedział, że czyn, którego się dopuścił nie będzie zapomniany; ktoś w końcu go znajdzie, a co za tym idzie – skaże na kilkadziesiąt lat więzienia.
    Alexander zastanawiał się, jak to jest być skazanym na dożywocie. Ile lat będzie trwał jego wyrok, po ilu przestanie mu zależeć, a kiedy jego oddech będzie ostatnim tchnieniem na Ziemi. Przeżyje dwadzieścia kolejnych lat? Trzydzieści? A może pięćdziesiąt, bo Bóg się na nim teraz zemści i będzie chciał, by faktycznie długo pocierpiał?
    Po kilku minutach ciszy otworzył w końcu oczy i spojrzał na panią adwokat.
- Co jeszcze mi zarzucono? – zapytał drżącym głosem.
- Poza morderstwem, znęcaniem się, maltretowaniem i gwałtem nieletniej? – Kobieta uniosła brwi. Wyglądała na zaskoczoną, a jednak gdy otworzyła teczkę leżącą na metalowym stole, wypuściła powietrze z głośnym świstem. – Kradzież, nieudzielenie poszkodowanym pierwszej pomocy, a także ucieczkę do Stanów Zjednoczonych.
    Spojrzał na kobietę i tym razem to on uniósł brwi. Kradzież? Ucieczka? Gwałt własnej siostry?
- Nie zgwałciłem, nie znęcałem się nad moją siostrą – powiedział zrezygnowanym głosem. – To nie ja.
    Odwrócił wzrok w stronę okna przepuszczającego strużki słońca między kratami. To tak będzie teraz wyglądało jego życie – za kratami, próbując wyłapać każdy promień słońca, który będzie mu przypominał, że jest skończony w życiu na zewnątrz. Nawet, gdyby udało mu się wyjść po dwudziestu pięciu latach, będzie mężczyzną w średnim wieku, bez wykształcenia, ani doświadczenia. Biorąc pod uwagę fakt, że świat zaczął zmieniać się w niewyobrażalnym tempie, Alexander na pewno nie będzie wiedział, jak się żyje. Będzie się czuł tak, jak wtedy, gdy dostał pierwszy komputer i grę <i>The Settlers</i>. Totalnie skołowany klikał jakiekolwiek przyciski na klawiaturze, próbując cokolwiek osiągnąć. Za kilkadziesiąt lat, zamiast klikać, będzie się włóczył z kąta w kąt, a każdy głośniejszy dźwięk będzie przyprawiać go o ciarki.
- Według dokumentów, które trzymam przed sobą, najpierw okradł pan… - Kobieta kolejny raz uniosła brew i szybko się zreflektowała – najpierw okradłeś swoją matkę, próbowałeś przekonać Arię, twoją siostrę, do ucieczki. Kiedy się na to nie zgodziła, zacząłeś jej grozić, że ją pobijesz i zgwałcisz, co następnie uczyniłeś. Niestety, nakrył cię twój ojciec, a kiedy chciał cię odciągnąć od siedemnastolatki, pobiłeś go, a gdy leżał nieprzytomny pobiegłeś po nóż, który wbiłeś Vladowi Morte prosto w serce.
    Brunet nie dowierzał temu, co właśnie słyszał. Przecież prawda była zupełnie inna, to on się bronił, to on nakrył swojego ojca gwałcącego Arię, to on próbował załatwić wszystko polubownie! A kiedy prośby, groźby nie działały, rzucił się na ojca.
    Nie chciał go zabić. Nigdy nie myślał o tym, że mógłby to zrobić. Jego ojciec był naprawdę dobrym człowiekiem, z którego chciał brać przykład. Zawsze przykładny rodzic, który każdego dnia pokazywał mu, jak powinien się zachowywać; był dla niego autorytetem, zawsze chciał być takim człowiekiem jakim był Vlad. W momencie, kiedy widział go sapiącego nad malutkim ciałem jego siostry, cały szacunek, który gromadził przez dwadzieścia dwa lata, prysnął niczym bańka mydlana.
- Jedyne, z czym mogę się zgodzić, to zabicie mojego ojca. Nigdy nie znęcałem się ani nie zgwałciłem mojej siostry. – Ostatnie zdanie przesylabizował, jakby chciał w ten sposób przekonać do siebie swoją adwokat.
    Ona jednak nie była przekonana. Wręcz przeciwnie, wyglądała tak, jakby była pewna jego winy, a jego rozprawę sądową chciała tylko odbębnić, wpisać do notesu, przekazać szefowi i zabrać się za coś łatwiejszego.
    Alexander się jej zupełnie nie dziwił, wszystko wskazywało na to, iż był winny czynom, które przed chwilą usłyszał. Jednak świadomość, że prawda wyglądała zupełnie inaczej sprawiała, że brunet nie potrafił tego zignorować. Nie mógł ot tak wrócić do życia codziennego. Po pierwsze nie miał gdzie wrócić, a po drugie, nawet gdyby miał, to i tak by go nie wypuścili z więzienia.
    Kobieta, która jeszcze przed sekundą siedziała na krześle, nagle wstała i podeszła do kąta przy drzwiach. Położyła dłoń na klamce, jednak Morte wiedział, że nigdzie się nie wybiera – nie zapukała do drzwi, by ktoś po drugiej stronie mógł je otworzyć. Chciała jednak zachować jak największą przestrzeń między nimi; jakby to, co chciała właśnie powiedzieć, mogło wyprowadzić podejrzanego z równowagi.
- Biorąc pod uwagę, że od dwóch lat zamieszkujesz Stany Zjednoczone – zaczęła. Kilka chwil minęło jednak od kontynuacji. Zamykała usta, by po sekundzie je otworzyć, a następnie znów zamknąć. – I zostałeś uznany za obywatela Stanów, zostaniesz tutaj skazany. Niestety sąd nie zgodził się na twoją deportację, po pierwsze ze względu na potencjalną możliwość ucieczki, a z drugiej strony na możność dokończenia aktu wobec Ari Morte.
    Brunet parsknął śmiechem, co zaskoczyło nie tylko panią adwokat, ale również jego samego. Gdyby nie on, Aria dawno już by nie żyła. Mógł śmiało powiedzieć, że uratował jej życie. Zamiast leżeć w grobie dwa metry pod ziemią, musiała się skonfrontować z traumą. Mogła jednak żyć nadal – nadal cieszyć się każdym promieniem słońca, każdym owocem zerwanym z pola, uczyć się, czytać, kochać. Być.
    Nagle przyszło mu coś do głowy.
- Moja siostra – powiedział, próbując wstać. Łańcuchy, którymi jego ręce złączone były ze stołem sprawiły, że prawie się wywrócił. Zaklął pod nosem. – Aria Morte może powiedzieć, co tak naprawdę się stało. Ona…
- Alexandrze – przerwała mu pani adwokat, nie patrząc w jego oczy. – Pierwsza rozprawa rozpocznie się za dwa dni. Do tego czasu będziesz przebywał w więzieniu w Rikers Island. Sugeruję unikanie jakichkolwiek bójek, rozmów na temat procesu i czegokolwiek, co mogłoby ci zaszkodzić.
    Brunet jednak jej nie słuchał. Błądził szaleńczym wzrokiem po małym pomieszczeniu. Dopiero teraz zauważył, że pleśń pokrywa znaczną część sufitu, a przyglądając się ścianom można było dostrzec ślady krwi.
- Aria jest jedyną osobą, która jest w stanie mi pomóc. To ona może przekonać sędziego, że jestem niewinny czynom, o które mnie oskarżacie. To nie było morderstwo pierwszego stopnia, nie zrobiłem tego z premedytacją! Broniłem siebie, broniłem swojej siostry!
    Jego głos był coraz głośniejszy, słowa wypływały z jego ust jak z karabinu. Kobieta, która nadal stała z ręką położoną na klamce wyglądała na… znudzoną. Zapewne słyszała takie historie nieraz, być może pierwsza rozmowa z każdym winnym człowiekiem właśnie tak przebiegała. Najpierw mówili, że są niewinni, że to nie oni powinni siedzieć w kajdankach, a potem okazywało się, że byli jeszcze większymi tyranami, aniżeli się wydawało.
    Świadomość, że prawda wyglądała zupełnie inaczej sprawiała, że Alexandrowi z każdą sekundą chciało się coraz bardziej wymiotować. Przełykał głośno ślinę, ale gula, która wyrosła w jego gardle nie dawała za wygraną. Rosła z chwili na chwilę coraz bardziej, przez co coraz ciężej było mu nawet oddychać.
- Musicie ją znaleźć, musicie ją przesłuchać – przekonywał adwokat, próbując się nie rozpłakać.
    Kobieta stała niewzruszona. Jej klatka piersiowa unosiła się miarowo, jakby zupełnie nie zależało jej na życiu tego młodego człowieka. Prawda była taka, że to ona jako jedyna mogła mu pomóc. Mogła skontaktować się z jego siostrą, ona na pewno zezna na jego korzyść.
- Wszystko co znajduje się w tej teczce – przeniosła wzrok na dokumentację znajdującą się pod jej lewą pachą – zostało panu zarzucone na podstawie zeznać Arii Morte.
    Nim słowa kobiety dotarły do Alexandra, ta szybkim ruchem zapukała do drzwi i ulotniła się z pomieszczenia. Nikt również nie wszedł, by odpiąć jego ręce i zaprowadzić do samochodu, który miał zawieźć go do miejsca, gdzie spędzi większą część swojego życia.
    Brunet uderzył pięścią w metalowy stół, zaklął trzykrotnie, zwyzywał cały świat, a następnie ucichł. Bezgłośnie łkał, łzy płynęły z jego oczu chowając się dopiero pod ciemnym materiałem koszulki. Nie wierzył w to, co właśnie usłyszał.
    Z Arią zawsze utrzymywał bliskie, bardzo przyjacielskie relacje. Kochali się, jak na rodzeństwo przystało. I jeszcze dwie godziny temu, nim do pokoju weszła jego adwokat, mógłby z ręką na sercu powiedzieć, że oboje skoczyliby za sobą w ogień.
    Być może została zmuszona do tych zeznać. Jednak przez kogo? Matkę, która postanowiła poświęcić swoje pierworodne dziecko, by wybielić męża przed pogrzebem? Właściwie, to jego matka mogła być jedyną osobą, która przekonała do składania fałszywych zeznań Arię. Nigdy nie traktowała Alexandra tak, jak traktowała swoją ukochaną córeczkę, o której tyle lat marzyła. Wręcz przeciwnie – gardziła nim, a kiedy ona to robiła, jego ojciec pokazywał mu drugą stronę rodzicielstwa. Tę zdecydowanie lepszą.
    Usłyszawszy otwierające się drzwi, Alexander spojrzał w ich stronę. Nie zdążył jednak nikogo w nich dojrzeć. Zemdlał.



What a time to be alive
Such a waste of fucking time



Tak pokochaliśmy się z Alexandrem, że, mimo mojego krótkiego jestestwa na NYC'u, postanowiłam uchylić rąbka jego tajemnicy. W tytule oraz cytaty zespołu Three Days Grace ♥

6 komentarzy

  1. Hej! Coś Ty tu narobiła?! 🥺 ja gotowa byłam z Emką czekać na wyjawienie prawdy i sekretów Alexa i na prawdę mamy dużo cierpliwości, ale kiedy ja już wiem, a ona jeszcze nie... Boję się, że kiedy Emka się dowie zapłacze się z żalu i rozpaczy nad niesprawiedliwością świata!
    Nie jestem w ogóle w stanie pojąć do czego to doszło! I jak można tak doszczętnie psuć człowiekowi życie, jak można tak kłamać?! Ktokolwiek Arię zmusił do fałszywych zeznań, jest tak samo winny jak ona, która je złożyła! Teraz Alex w moich oczach jest jeszcze bardziej pokrzywdzony choc też bez winy nie jest skoro zabił (!) -chodźcie na osłodę do Emki! ☺ zaraz siadam do odpisów i się Wami zajmiemy! 😁


    Emma White

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie wiesz jaki rozstrój psychiczny czeka Emmę, to dopiero igła w stogu siana w tym jego nieszczęsnym życiu :D
      Ludzie niestety są bezwzględni i dla własnych korzyści poświęcą czyjeś życie. Czekamy w takim razie na odpis Emmy i zaczniemy tą karuzelę opowieści! ♥

      Usuń
  2. [Ok, tego totalnie się nie spodziewałam... i myślę, że Josie będzie miała kupę roboty z tym wszystkim, jak się dowie, bo jak obie wiemy – panna Ackermann nie odpuszcza. ❤
    I liczę też, że poznamy Alexa lepiej w kolejnych notkach. :D]

    Josephine Ackermann

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym miała trochę więcej czasu, to pewnie mogłabym wrzucać notkę za notką. Siedzą mi w głowie i tylko czekać, aż się je przeleje na papier. ♥♥♥

      Usuń
  3. Miałam najpierw zabrać się za odpis dla Alexandra, a dopiero potem przeczytać notkę, ale że aktualizacja programu nie pozwala mi pisać, to jestem ^^
    Wow, wow, wow. Odkąd tylko Alexander pojawił się na blogu, zastanawiałam się, co też dla niego wymyśliłaś, ale na pewno nie tego się spodziewałam. Czuje się mocno zszokowana i zbieram szczękę z podłogi. Tym bardziej nie mogę się doczekać, kiedy uchylisz nam kolejnego rąbka tajemnicy i zdradzisz, co kierowało Arią. Zawsze bardzo poruszają mnie takie rodzinne zawiłości, aż sama czuję teraz lekką gulę w gardle.
    Biedny, ale to bardzo biedny Alexander 💙 I jak ja mam teraz pisać w moim odpisie wrednym Frankiem? No jak...? 💔

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobra, powiedzmy sobie szczerze: my autorzy uwielbiamy komplikować życie swoim postaciom, ale to co przeczytałam. Wow. Myślę, że mało kto spodziewał się, że Twoja tajemnica związana z jego odsiadką będzie, aż taka. Do tego muszę powiedzieć, że bardzo, bardzo podoba mi się Twój styl pisania, całość czytało się niesamowicie lekko, chociaż treść wcale taka lekka już nie była. Mam nadzieję, że dowiemy się prędzej czy później, dlaczego Aria postanowiła zeznać tak, a nie inaczej.
    No i o matko, Elle jak się kiedyś dowie więcej, to szczęśliwa z pewnością nie będzie ;)

    OdpowiedzUsuń