Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2175. Santa Claus is Coming to Town

8:00, 24 grudnia 2021 rok, apartament na Upper East Side, Nowy Jork

Irytujący dźwięk budzika sprawił, że Octavia otworzyła oczy. Sięgnęła ręką do urządzenia, po omacku szukając jakiegokolwiek guzika, który wyłączyłby to denerwujące urządzenie. Kiedy nie znalazła go, chwyciła urządzenie i cisnęła nim przez całą długość pokoju. Ten z hukiem uderzył o ścianę i rozbił się na setki malutkich kawałeczków. Zadowolona blondynka uśmiechnęła się pod nosem, przekręcając się na drugi bok.
Po niespełna pięciu minutach zerwała się z łóżka. Cezar spojrzał na nią nieco wystraszony. Przekręcił swój mały łepek, po czym znów się wygodnie rozłożył na kocu. Nie dane mu było, jednak dłuższe spanie, ponieważ po chwili Octavia chwyciła go i uniosła.
– Dzień dobry, kochanie! – zawołała wesoło, szczerząc się od ucha do ucha. – A wiesz, co jutro jest za dzień? – zapytała, szturchając nosem ucho psiaka. Odczekała chwilę, jakby naprawdę spodziewała się odpowiedzi. Cezar, jednak milczał. – Święta! – Krzyknęła radośnie. Wciąż trzymając pieska na wyciągniętych rękach, obróciła się. – No tak! Święta! A wiesz, że to będą nasze wspólne święta? Będą niesamowite! Dziś jest ubieranie choinki! Będą pod nią prezenty! – W końcu zgięła ręce i przytuliła Cezara do piersi. Chwilę milczała, intensywnie się nad czymś zastanawiając.
– Właśnie! Prezenty! – Krzyknęła nagle, odkładając pieska na łóżko. Wpadła do garderoby, z której wyciągnęła spodnie w kratkę i uroczy sweter z reniferem, któremu świecił się nos. Ubrała się właściwie w biegu. Również w łazience nie spędziła zbyt dużo czasu, ograniczając się jedynie do załatwienia podstawowych potrzeb.
Niespełna pół godziny później zbiegała po schodach wielkiego apartamentu. Szeroki uśmiech pojawił się na jej ustach na widok ogromnej choinki, spod której pokojówka właśnie wymiatała spadnięte igły.
Dzień dobry! – zawołała wesoło. Kobieta na chwilę przerwała czynność, aby spojrzeć na blondynkę.
Dzień dobry, panienko – powiedziała, uśmiechając się. – Widzę, że ma panienka dobry humor.
– Oczywiście! Jutro święta! Jadę teraz po prezenty, potem pomogę ci z choinką! A po choince… Tullia! Tullia dziś przylatuje!
Pokojówka nic nie odpowiedziała, pokręciła jedynie głową z dezaprobatą, dobrze wiedząc, że mimo ogromnych chęci, Octavia i tak nie pomoże jej z choinką. Przechodziła z nią to co roku. I co roku była ta sama śpiewka. Octavia niczym naszprycowany ratlerek szczęśliwa zbiegała po schodach, obiecywała pomoc w ubieraniu choinki, a potem… się nie wyrabiała i przyjeżdżała na gotowe. Francesca sama się tym zajmowała, zostawiając dla panienki jedynie ostatni i najważniejszy element do ubioru w choince – jej czubek.
Teraz, nim zdążyła odpowiedzieć Octavii, tej już nie było. Francesca już współczuła osobie, która będzie musiała ją znosić cały dzień.

11:30, 24 grudnia 2021 rok, gdzieś na ulicach Nowego Jorku

Octavia siedziała w czapce świętego Mikołaja i poruszała głową na boki, wprawiając dzwoneczki doczepione do czapki w ruch. Siedziała na tylnym siedzeniu swojego samochodu i czekała, aż Mickey zawiezie ją do kolejnego domu towarowego. W poprzednim kupiła wszystko i jeszcze więcej, ale chciała sprawdzić, bo może w kolejnym dostanie coś jeszcze ciekawego. Uwielbiała robić prezenty dla bliskich, a święta były doskonałą okazją. Jej prezenty zawsze były wyszukane, bogate i zapakowane w wymyślny sposób. Robiła również prezenty dla służby. I po raz pierwszy dobrze wiedziała, co dostanie jej nowy kierowca!
– Sinclaire – mruknęła pod nosem, nagle wyrwana z zamyślenia. – Potem jedziemy do Sinclaira! – oznajmiła. – Muszę mu dać prezent, ale najpierw muszę go kupić. Włączysz Santa Claus is coming to town? – zapytała, choć z jej strony to nie było pytanie. Poczekała, aż mężczyzna włączy odpowiednią piosenkę i do rytmu zaczęła poruszać głową, wciąż wesoło się uśmiechając.

12:00, 24 grudnia 2021 rok, wciąż gdzieś na ulicach Nowego Jorku

– Myyszkooo… - zaczęła, kiedy nucenie świątecznych piosenek już jej się znudziło, a korek był tak samo długi jak jeszcze pięć minut temu. – Co najbardziej lubisz w świętach? – zapytała, wychylając się bardziej w jego kierunku. – Ja to lubię… – zacięła się, widząc, że dzwoni jej telefon. – Wrócimy do tej rozmowy! – zapewniła, wracając na swoje miejsce.
– Cześć, tato! – przywitała się, odebrawszy telefon. Chwilę odczekała, słuchając słów mężczyzny i kiwając potakująco głową, po raz kolejny wprawiając w ruch dzwoneczek przy czapce. – Tak, przyjadę – zapewniła. – Nie wiem o której. Stoję w korku. Tak. Nie… Nie! A w życiu! No dobra. To co jej kupić? Zegarek? Ale tato! No dobra. No przecież mówię, że tak!
W końcu się rozłączyła i odrzuciła telefon na bok. Mruknęła pod nosem, zakładając ręce na wysokości piersi.
– I jeszcze czego – mruknęła, patrząc na telefon. – Mój ojciec ma nową asystentkę. Prędzej mi kaktus na ręce wyrośnie niż kupię jej prezent – stwierdziła, mówiąc bardziej sama do siebie, bo raczej Mickey to nie interesowało. Po kilku chwilach ciszy Octavia poderwała się z miejsca. – Zmiana planów! – zawołała. – Najpierw dom towarowy, potem Sinclaire, potem musimy podjechać do biura mojego ojca. I wieczorem na lotnisko. 14:00, 24 grudnia 2021 rok, gdzieś na Brooklynie w Nowym Jorku
Octavia wysiadła z samochodu, trzaskając przy tym drzwiami. W rękach miała ogromne pudło, w którym znajdował się prezent dla Sinclaira. Chociaż od kilku miesięcy mężczyzna już dla niej nie pracował, to i tak postanowiła zrobić mu prezent. Był dla niej zbyt ważną osobą, aby o nim nie pamiętała w tak szczególnym okresie. Powinna przyjechać jutro, ale przez to, że Mickey miał wolne, a sama grafik miała napięty do granic możliwości, to wolała mężczyznę odwiedzić dziś. Musiałaby jechać albo sama, albo – co było jeszcze gorsze – złapać taksówkę. Dla normalnego nowojorczyka nie było to coś niesamowitego, jednak dla niej, która całe życie miała prywatnego szofera, byłaby to bez wątpienia przygoda życia. A co, gdyby taksówkarz ją gdzieś wywiózł? Albo spróbował porwać? Nawet nie dałaby rady zareagować!
– Zaraz wrócę! – zawołała do kierowcy, nie zdając sobie sprawy, że ten nawet jej nie usłyszy, bo przecież chwilę wcześniej zamknęła drzwi. Zniknęła na klatce schodowej, zmierzając do mieszkania Sinclaira.
Nacisnęła dzwonek i cofnęła się o krok. Drzwi po chwili się otworzyły.
– Wesołych świąt! – krzyknęła radośnie, widząc zaskoczonego Sinclaira. Wyjrzała zza wielkiego pudła, szczerząc się do niego radośnie.
– Octavia! – powiedział zdziwiony, najwyraźniej nie spodziewając się jej tutaj zastać. – Co tu robisz, moja droga?
– Jestem dobrym elfem! Mikołaj prosił, abym ci prezent dostarczyła – odpowiedziała, wręczając mężczyźnie wielkie pudło. Ten pokręcił głową z dezaprobatą.
– Wejdziesz na herbatkę? Też coś mam dla ciebie – oznajmił. Octavia przez chwilę myślała intensywnie nad jego propozycją. W końcu kiwnęła głową. Chwila jej nie zbawi. Weszła do środka, rozglądając się wkoło. Zawsze podziwiała mieszkanie Sinclaira. Nie rozumiała, jak mógł tutaj mieszkać z żoną i córką. Mieszkanie było wielkości jednej z łazienek w jej wielkim apartamencie. W dodatku podzielone było na trzy pokoje. Octavia zawsze się tu czuła tak, jakby lada moment ściany miały ją zaatakować.
Usiadła w kuchni przy stole. Mężczyzna zniknął w jednym z pokoi. Wrócił po chwili, trzymając w rękach niewielką paczkę, którą podał blondynce. W pierwszym odruchu chciała zerwać papierek i zobaczyć, co jest w środku, lecz powstrzymała się przed tym. Prezenty otwiera się dopiero jutro.
– Opowiadaj, jaki jest ten nowy? Lepszy niż ja? – zapytał, krzątając się po kuchni, aby przygotować dwie herbaty. Octavia parsknęła śmiechem.
– Lepszy? Nikt nie jest lepszy od ciebie! – zawołała od razu. – Myszka jest… Marudny. I jeździ z włączoną nawigacją. Jeszcze ten głos z tej nawigacji jest straszny. I nie odróżnia pączków od donutów. Na szczęście przynajmniej dobre kupuje.
– A mimo to jesteście na myszko?
– Nie, nie! To nie tak! On nazywa się Michael. Ale każe do siebie mówić Mickey… A Mickey to mysz. Tak jak Pluto, to pies.
Sinclaire parsknął śmiechem, stawiając przed Octavią kubek z gorącą herbatą. Ta nie zdążyła nawet po niego sięgnąć, kiedy w kuchni zjawiła się kolejna osoba.
– Co ty tu robisz? – Octavia uniosła spojrzenie. Przez chwilę nie miała pojęcia, z kim ma do czynienia, a kiedy ją oświeciło, uśmiechnęła się pod nosem.
– Hej – przywitała się. – Przyszłam…
– Wynoś się stąd – warknęła dziewczyna, zakładając ręce na wysokości piersi. – Mój ojciec już dla ciebie nie pracuje, tak trudno to zrozumieć? Nie będzie woził ani ciebie, ani twojej zadufanej rodzinki.
– Elizo! – Sinclaire, starał się wtrącić w słowotok córki, lecz nie wyszło mu to. Dziewczyna kompletnie go zignorowała.
– Mój ojciec poświęcił tobie i twojej rodzinie większość życia! A ty, kiedy on już nie pracuje, śmiesz go nachodzić? I co? Może ma jeszcze, gdzieś cię zawieść, co? Jesteś…
– Dość! – Krzyknął Sinclaire, nie pozwalając Elizie dokończyć. Octavia dalej siedziała, starając się na swój sposób przetrawić wybuch dziewczyny. W końcu wstała z krzesełka.
– Nie mam zamiaru ci się tłumaczyć, Elizo – oznajmiła. Wzięła swój prezent. – Myśl sobie o mnie, co tylko chcesz, zwisa mi to. Mimo że mnie nienawidzisz, choć nie wiem, dlaczego, i tak życzę ci wesołych świąt – dodała. – Dziękuję za herbatę – uśmiechnęła się do Sinclaira. Nie czekała, aż którekolwiek z nich coś odpowie. Nie było sensu. Wyszła z ich mieszkania i od razu wróciła do samochodu. Zatrzasnęła za sobą drzwi.
– Jedźmy już stąd – poprosiła. Przez okno ostatni raz spojrzała na budynek, w którym mieszkał Sinclaire.

15:00, 24 grudnia 2021 rok, Upper East Side, Nowy Jork

Całą drogę do biura ojca przewracała w dłoniach prezent od Sinclaira. Chciała go otworzyć, lecz z drugiej strony obawiała się, co to będzie. Ponadto przez wybuch Elizy miała nieodparte wrażenie, że wcale na niego nie zasłużyła i nie powinna otwierać. Westchnęła głośno, żałując, że w ogóle odwiedziła mężczyznę. Mogła zostawić mu prezent pod drzwiami. Albo nie przyjmować zaproszenia na herbatkę. Ominęłaby ją wtedy ta cała szopka z Elizą. Dziewczyna nigdy jej nie lubiła, chociaż Octavia nie miała pojęcia, dlaczego. Nie zrobiła jej nic złego. Sinclaire dla niej pracował, wykonywał swoje obowiązki, a to, że Elizie się to nie podobało, nie było już jej winą. Sinclaire wiedział na co się pisze, kiedy podejmował tę pracę. Skoro jemu to nie przeszkadzało, to tym bardziej nie rozumiała wybuchów Elizy. Ten i tak był łagodny. Octavia niejednokrotnie musiała użerać się z Elizą i każde z tych starć nie należało do najprzyjemniejszych. Teraz, chociaż nie było tragedii, to i tak nieco humor jej spadł. Jeszcze bardziej nie chciało jej się jechać do firmy ojca. Jakby nie mógł przekazać jej tej bardzo ważnej informacji, jak wróci do domu.
Dlatego też miała zamiar, jak najszybciej odhaczyć spotkanie z ojcem w jego firmie. Nie lubiła tego miejsca, choć nie potrafiła sprecyzować, dlaczego. Po prostu, miejsce to miało jakieś negatywne wibracje, które źle na nią wpływały.
Wysiadła z windy, szybko udając się w kierunku gabinetu ojca. Po drodze mijała zabieganych pracowników, którzy nie wyglądali na zbyt zadowolonych. Miała właśnie zapukać, kiedy drzwi otworzyły się gwałtownie, a po drugiej stronie pojawiła się znajoma czupryna. Na szczęście zdążyła odskoczyć w porę, dzięki czemu nie zarobiła tymi drzwiami.
– Noah? – zapytała, patrząc na niego zaskoczona. – Co ty tutaj robisz?
– Twój ojciec miał do mnie sprawę – odpowiedział. Pochylił się nad blondynką i cmoknął ją w policzek. Octavia drgnęła, a przez jej ciało przeszedł dreszcz. – Bardzo ważną, zresztą – dodał.
– O! Octavia! Wejdź. Noah, ty też wejdź. Powinna to od nas usłyszeć – oznajmił Bernard. Dziewczyna w towarzystwie byłego narzeczonego weszła do gabinetu ojca. – Masz prezent dla Ashley? – zapytał. Octavia zatrzepotała rzęsami, uśmiechając się w najbardziej uroczy sposób, w jaki tylko potrafiła.
– Zapomniałam! – powiedziała, uśmiechając się przepraszająco, choć w głębi duszy wcale nie było jej przykro. Ashley była młoda i zbyt bardzo kręciła się wokół jej ojca. Octavia zdawała sobie sprawę, że Bernard nie był święty, ale nie miała zamiaru brać udziału w jego durnych gierkach. Dlatego też nie chciała przyłożyć ręki do kupna prezentu. Jak jego asystentka jest dla niego ważna, to sam mógłby pofatygować się po prezent dla niej.
Bernard westchnął głośno. Chwilę wpatrywał się w córkę i jej byłego narzeczonego.
– Za niedługo minie rok, odkąd się rozstaliście – zauważył. Blondynka wzruszyła ramionami. Pamiętała, kiedy rzuciła Noah. I była pewna, że i on to pamięta. Swoją decyzją wywróciła ich dotychczasowe życie do góry nogami. I ani trochę tego nie żałowała, choć czasami tęskniła za nim.
– Do brzegu, tato – mruknęła Octavia, zakładając ręce na wysokości piersi.

18:00, 24 grudnia 2021 rok, Port lotniczy Nowy Jork – John F. Kennedy

Octavia starała się nie myśleć o tym, co powiedział jej ojciec. Chociaż on i Noah byli zachwyceni tym pomysłem, tak do niej niekoniecznie on przemawiał. Skoro jednak Bernard tak zadecydował, to nie miała zamiaru się z nimi kłócić czy też podważać ich zdania. Pokiwała głową, pogratulowała Noah nowej funkcji i tyle. Co więcej mogła zrobić? Jeśli Bernard myślał, że swoją decyzją magicznie sprawi, że Octavia zechce wrócić do Noah, to był w ogromnym błędzie. Blondynka nie myślała o powrocie do byłego, bo dobrze jej było tak jak było obecnie.
Nie miała zbyt dużo czasu, aby przejmować się tym wszystkim. Cały dzień miała przepełniony różnymi miejscami, które musiała odwiedzić. Najwięcej czasu musiała przeznaczyć na podróże. Mimo miłości do Nowego Jorku, nienawidziła tych zakorkowanych ulic. Jednym z najważniejszych punktów na jej dzisiejszej mapie był dojazd na lotnisko. Wiedziała, że na tym zejdzie jej najwięcej czasu, dlatego do samochodu wzięła czytnik. Kiedy Mickey prowadził samochód, ona na tylnym siedzeniu zagłębiła się w lekturze, dzięki której czas szybciej jej leciał.
Droga na lotnisko Johna F. Kennedy`ego zajęła jej naprawdę dużo czasu, ale wiedziała, że było warto. Nigdy nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Tullia woli tłuc się publicznymi samolotami, chociaż do dyspozycji ma własny. Skoro jednak tak zdecydowała, to Octavia machnęła ręką i zjawiła się na lotnisku, tak jak na dobrą młodszą siostrę przystało.
Była chwilę wcześniej i z podekscytowania nie mogła usiedzieć w miejscu. Krążyła z miejsca w miejsce, z kąta w kąt, nie mogąc się powstrzymać. Kiedy na tablicy pojawiło się odpowiednie ogłoszenie, klasnęła w dłonie. Wzięła wcześniej przygotowaną tabliczkę z napisem TULLIA i stanęła w odpowiednim miejscu, wśród innych ludzi, którzy czekali na swoich gości.
Szczerząc się wesoło czekała, wpatrując się w szczęśliwych ludzi, którzy w końcu odwiedzili swoich bliskich. Nieco zaniepokoiła się tym, że Tullia nie wyszła jako jedna z pierwszych, ale postanowiła się tym nie przejmować na zapas. Pewnie coś się wydarzyło po drodze.
Ludzie, jednak wychodzili i wychodzili, a Tulli wciąż nie było. W końcu wyszła ostatnia osoba. I nie była nią starsza z sióstr.
Octavia od razu wyciągnęła telefon, próbując się połączyć z siostrą na FaceTime. Ta, po kilku nieodebranych połączeniach, w końcu odebrała.
– Cześć, młoda! – przywitała się Tullia wesoło. Octavia zmarszczyła lekko brwi. Obraz był lekko zamazany, ale nie na tyle, aby nie widzieć twarzy siostry i tła, które pojawiło się tuż za nią. Nie było to tło lotniska.
– Hej – mruknęła. – Gdzie ty jesteś?
– Bo wiesz… plany się nieco zmieniły – zaczęła Tullia, a Octavia poczuła, jak robi jej się słabo. Znalazła jedno wolne krzesełko, na którym usiadła nim kontynuowała rozmowę.
– Jak to się plany zmieniły, co ty gadasz?
– Sprawy biznesowe. Musiałam wracać do Hong Kongu.
Octavia mocno zacisnęła wolną dłoń w pięść, mocno wbijając paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni.
– Kiedy ci się te plany zmieniły? W ogóle miałaś zamiar wsiąść do samolotu?!
– Uspokój się, naprawdę chciałam przylecieć! Dawno się z wami nie widziałam. Ale sprawy są ważniejsze niż dwa dni obżarstwa.
– Tym dla ciebie są święta? Dwoma dniami obżarstwa? Zresztą, dla ciebie wszystko jest ważniejsze – mruknęła Octavia. – Od kiedy wiesz?
– Od dwóch dni.
– Słucham?! Jeszcze wczoraj z tobą rozmawiałam i mówiłaś, co innego! Tullia, do cholery!
– Wiedziałam, że będziesz dramatyzowała. Dlatego nie chciałam ci mówić wcześniej. Jesteś jeszcze młoda, to nie rozumiesz. To nie był łatwy wybór!
– Dobra. A co na to mama? Też czeka na twój przylot.
– Mama wie, że nie przylecę. Tata też wie. Wiedzieli od samego początku.
– Czyli wiedzą wszyscy, tylko nie ja, tak? Tłukłam się na to cholerne lotnisko, aby się dowiedzieć, że ty po prostu nie przylecisz? – zapytała blondynka, czując, że za chwilę osiągnie swoją granicę. Czekała na odpowiedź Tulli, do której ktoś przyszedł w międzyczasie. Gwałtownie wstała z krzesła z zamiarem opuszczenia lotniska.
– Nie rozumiem o co ci chodzi, Octavio. Mówię ci teraz. Połączymy się jutro na FaceTime. Wyjdzie na to samo.
– Naprawdę nie rozumiesz? Straciłam kilka godzin, aby przyjechać na lotnisko, bo ty nie raczyłaś powiedzieć, że nic z tego. Trułaś mi, że mam po ciebie przyjechać i nie poinformowałaś o zmianie planów, choć wszyscy wkoło wiedzieli. I to ze mną jest problem, tak?
– Tak, bo niepotrzebnie dramatyzujesz! Będziesz starsza, to zrozumiesz o co chodzi.
Octavia dłużej nie mogła słuchać gadania starszej siostry. Rozłączyła się, a telefon wrzuciła do torebki, wcześniej go jeszcze wyciszając. Opuściła budynek lotniska i jeszcze chwilę pobłądziła nim odnalazła Myszkę w samochodzie.
Będąc na granicy wytrzymałości, wsiadła do samochodu i trzasnęła drzwiami.
– Jedź – powiedziała jedynie przez mocno zaciśnięte zęby. Tylko na tyle było ją stać w tym momencie.
Już dawno obiecała sobie, że więcej nie rozpłacze się przez siostrę. I zamierzała dotrzymać danego słowa. Łzy zapiekły ją pod powiekami i robiła wszystko, byleby tylko nie wypłynęły. To nie był pierwszy taki numer ze strony Tulli. Octavia powinna się przyzwyczaić, bo podobne numery robiła, co święta. Obiecywała, że przyjedzie, wszystko planowała na ostatni guzik. A kilka godzin przed świętami informowała, że jednak nic z tego nie będzie.
– No jedź! – krzyknęła.
Od dawna nie była w takim stanie, w jakim znalazła się obecnie. Musiała gdzieś wyładować nagromadzone negatywne emocje, a że Mickey był najbliżej, to na niego spadła ta największa fala.
– I wyłącz tę cholerną, gadającą nawigację – warknęła jeszcze.
Po raz pierwszy wracała w kompletnej ciszy. Kazała mu nawet wyłączyć radio. Nim dotarli pod jej apartament, miała wystarczająco dużo czasu, aby przetrawić to, co się wydarzyło. Mimo to, i tak było jej zwyczajnie smutno. Nie widziała siostry na żywo od pogrzebu brata. A i wtedy niezbyt długo ją widziała. Tullia, chociaż była nadopiekuńcza, to miała zupełnie inne podejście. Siedziała w tym swoim Hong Kongu, z dala od wszystkiego, i załatwiała jakieś interesy ojca, o których Octavia nie miała pojęcia. Przylatywała na gotowe, a częściej to w ogóle się nie pojawiała. Tulli nie było, kiedy Orville był w najgorszej fazie. Nie było jej również, kiedy chłopak zginął. Przyleciała jedynie w dniu pogrzebu i to jeszcze na chwilę. Zgrywała wtedy idealną córeczkę i jeszcze idealniejszą siostrę. Zwinęła się tak szybko, jak się pojawiła. To miały być pierwsze święta od bardzo dawna, które mieli spędzić całą rodziną. Octavia najwyraźniej za dużo oczekiwała.
Kiedy znaleźli się na podziemnym parkingu w budynku, gdzie mieścił się jej apartament, odetchnęła z ulgą. Miała już dość przygód, jak na jeden dzień. Przez ten czas podróży zdążyła też nieco ochłonąć i stłumić większość emocji.
– Jak mi pomożesz rozpakować samochód, to będziesz miał wolne na dziś – powiedziała, uśmiechając się do kierowcy zachęcająco. Sama w życiu by się na raz z tymi wszystkimi rzeczami z bagażnika nie zabrała.
Niedługo później obładowani kolorowymi torbami i prezentami znaleźli się w apartamencie, a potem w jej pokoju, gdzie kazała wszystko rozładować. Kiedy ostatnia torba została postawiona na podłodze, uśmiechnęła się szeroko. Humor, jednak jej wrócił. Święta nie będą stracone!
– Poczekaj! – zawołała. Chwilę poszukała, aż w końcu znalazła odpowiednią torebkę z prezentem. Była znaczna, w końcu nadruk przedstawiał Myszkę Mickey w świątecznej czapce. – Pracownikiem roku nie zostaniesz, ale prezent i tak mam dla ciebie. Mam nadzieję, że te święta będą dla ciebie wesołe i spędzisz je tak, jak ty tego chcesz. Wszystkiego najlepszego! A! I życzę ci, abyś nie zapomniał o mnie – wyszczerzyła się, wręczając mu prezent. – Ej! Nie zaglądaj teraz! Jutro dopiero – pogroziła mu palcem.

23:00, 24 grudnia 2021 rok, apartament na Upper East Side, Nowy Jork

Kiedy tylko Mickey opuścił apartament, Octavia wzięła się do pracy. Musiała dopakować część prezentów, a część jeszcze podpisać. A to wszystko musiała umieścić pod choinką, która stała w centralnej części apartamentu. Na szczęście ze wszystkim uwinęła się dość sprawnie.
Zmęczona, ale i też szczęśliwa, miała zamiar wrócić do swojej sypialni i położyć się do łóżka. Kiedy stała i podziwiała kolorową choinkę, w pomieszczeniu znalazła się Odette.
– Cześć, mamo – uśmiechnęła się. – Prawda, że pięknie tu wygląda? Wszystko przygotowałam! Nie musisz się martwić o prezenty. Dla każdego się coś znajdzie. Mam też specjalny prezent dla Carlie i dzieciaczków. Nie wiedziałam, że dla małych dzieci może być aż tyle różnego rodzaju zabawek! Miałam ogromny problem, aby myślę, że będą zadowolone. Dla Wróżki Chrzestnej też coś mam. Miałam problem, bo nie wiedziałam, co kupić…
– Tak, tak. A byłaś w aptece? – Odette machnęła ręką, jakby Octavia była, co najmniej irytująca muchą, która przeszkadza jej w czymś niezwykle ważnym. Blondynka zignorowała to, jednak i kontynuowała:
– wujowi nie wiedziałam, co kupić. Ale w końcu doradzili mi. I myślę, że też będzie zadowolony! Dla ciebie i taty też mam coś specjalnego. Dla Tulli też kupiłam… Wiedziałaś, że nie ma nawet zamiaru przyjechać na święta?
– A czy byłaś w aptece?
– Ja wiem, że ona ma swoje sprawy na głowie. I one są znacznie ważniejsze niż cała reszta, ale mogłaby dać mi znać, że nie ma zamiaru przylecieć. Zresztą, ty albo ojciec też mogliście mi powiedzieć. Tłukłam się na to lotnisko niepotrzebnie. Kierowca ma mnie pewnie za stukniętą… Bardziej niż myślał do tej pory.
– Super, ale czy byłaś w aptece i kupiłaś mi leki?
– A tata też odstawił… Wiedziałaś, że zatrudnił Noah? Mógł mi to przez telefon powiedzieć albo w domu, ale nie… Musiałam iść do tej jego firmy. Wpadłam na Noah też. Po raz pierwszy spędzi święta ze swoją rodziną. Aż dziwne, nie? Zawsze u nas siedział. No mniejsza. Teraz będzie…
– Zamknij się w końcu! – Krzyknęła Odette. W apartamencie zapanowała grobowa cisza, a sama Octavia zamarła wpół kroku i wpół słowa. Nieco przerażona wpatrywała się w matkę. – Przestań mówić o jakiś bzdurach! Czy masz moje leki?
Octavia rzadko czuła się tak, jak właśnie w tym momencie. Cały nastrój świąteczny uleciał niczym powietrze z przebitego balonika. Poczuła się tak, jakby ktoś ją spoliczkował. Prychnęła, przygryzając wargę. Mogła się spodziewać, że matka przyszła do niej tylko po to, ale mimo to i tak się łudziła, że tym razem będzie inaczej. W końcu były święta.
– Leki masz tam, gdzie zwykle.

09:00, 25 grudnia 2021 rok, apartament na Upper East Side, Nowy Jork

Octavia od godziny leżała opatulona swoim kocykiem z rękawami i wpatrywała się w przesuwający się obraz na ekranie telefonu. Po wczorajszych przygodach nie miała ochoty wychodzić ze swojego kokonu, a tym bardziej z pokoju. Nie chciała widzieć ani rodziców, ani kogokolwiek z pracowników. Nawet zapachy, które dolatywały z kuchni, jej nie zachęcały. Wolała spędzić ten czas na oglądaniu jednego ze swoich ulubionych sitcomów. Cezar grzecznie spał koło niej i tulił się. Co jakiś czas przesuwała dłonią po jego łebku i drapała go za uchem.
Kiedy oglądanie serialu stało się niemożliwe, ze względu na liczbę wyskakujących wciąż powiadomień z życzeniami czy innymi informacjami, wyłączyła serial i odrzuciła telefon na bok. Bardziej wtuliła się w swój koc i zamknęła oczy. Sama nie wiedziała, kiedy zasnęła.

15:00, 25 grudnia 2021 rok, apartament na Upper East Side, Nowy Jork

Octavia bardzo nie chciała spędzać świąt samotnie. W końcu zdecydowała się, aby opuścić swój pokój. Tak, jak się spodziewała. Na dole nikogo nie było. W jadalni nie było nic przygotowane, chociaż kucharka w kuchni uwijała się przy przygotowywaniu jakiś potraw. Na widok Octavii, uśmiechnęła się delikatnie i od razu zaproponowała, że przygotuje coś dobrego do jedzenia. Blondynka machnęła ręką.
Zrobiła rundkę po apartamencie. Tak, jak sądziła. Odette nafaszerowana lekami spała w swojej sypialni. Bernarda nigdzie nie było. Pewnie pojechał do firmy albo załatwia inne niecierpiące zwłoki sprawy. Westchnęła cicho i podeszła pod choinkę. Wszystko było dokładnie w tym samym miejscu, w którym wczoraj wszystko zostawiła. Nikt nic nie dołożył ani nie zabrał.
Octavia była osobą, która miała wszystko. I to dosłownie. Wystarczyło, aby pstryknęła palcami, a już każdy z jej kaprysów byłby spełniony. W życiu, jednak nie wszystko dało się kupić. A w tym momencie blondynka oddałaby całe to bogactwo, byleby tylko spędzić święta w normalnej atmosferze. Nim zmarł Orville, święta w jej rodzinie były tak idealnie filmowe, za czym tęskniła. Wiedziała, że nic nie wróci życia bratu. Ale to nie znaczyło, żeby teraz ze wszystkiego rezygnować. Orville nie żył już od ponad trzech lat. Według Octavii, to był najwyższy czas, aby wrócić do względnej normalności.
Chwile stała pod choinką.
– O nie – mruknęła w końcu do samej siebie. Skoro los rzucił w nią cytryną, postanowiła zrobić z niej lemoniadę.

19:00, 25 grudnia 2021 rok, 443 Greenwich Street, Nowy Jork

Octavia miała prawo jazdy, ale i tak wolała, kiedy to ktoś ją woził. Bywały, jednak takie dni, kiedy sama musiała usiąść za kółkiem. Potrafiła dojechać z miejsca w miejsce i nie stwarzać przy tym zagrożenia dla siebie czy otoczenia.
Wszystkie prezenty, które wczoraj targała na górę, dziś przytargała z powrotem do samochodu. Zapakowała wszystkie, które dotyczyły Wheelerów na tylne siedzenie. Zapakowała też jedzenie, przygotowane przez kucharkę. Tutaj i tak się nie przyda.
Przez całą drogę do Carlie odprawiała w duchu modły, aby nie wydarzyło się nic złego. Mimo świąt kierowcy byli dziwnie agresywni. Nie rozumiała tego. Większość powinna siedzieć w domu, a nie korkować miasto!
W końcu znalazła się pod odpowiednim adresem. Zaparkowała i zaciągnęła ręczny. Spojrzała w kierunku domu Carlie i uśmiechnęła się szeroko. Tak. To na pewno był dobry pomysł.
Poprawiła na głowie swoją czapkę z dzwoneczkiem, wysiadając z samochodu. Wyciągnęła z bagażnika jeden wór z prezentami i przerzuciła go sobie przez ramię. Materiał był wytrzymały, więc nie powinno dojść do tragedii.
Ostrożnie robiła krok za krokiem, próbując nie wyrżnąć orła na oblodzonym chodniku. W końcu dotarła pod drzwi i odetchnęła z ulgą. Żyła. I to był pierwszy sukces. Wesoły gwar dało się słyszeć już ulicy, a migające sylwetki za oknem były tylko tego potwierdzeniem.
Nacisnęła dzwonek i dłużej go przytrzymała, chcąc mieć pewność, że na pewno ją usłyszą.
– Wesołych świąt! – krzyknęła, jak tylko drzwi się otworzyły. Spojrzała na kuzynkę, szczerząc się wesoło. – Po drodze napadłam na Mikołaja – wyszczerzyła się radośnie i wskazała na wór z prezentami. – Ale to nie wszystkie! Ktoś musi mi pomóc dostarczyć resztę. I mam też swoje jedzenie. – Mówiła szybko, nie dając nawet dojść kuzynce do słowa. – Znajdzie się miejsce dla… zbłąkanego elfa? – zapytała w końcu i dopiero zrobiła przerwę na oddech.

15:00, 27 grudnia 2021 rok, gdzieś na ulicach Nowego Jorku

Octavia miała swoje wymarzone święta. U Carlie bawiła się doskonale. A z przejedzenia niemal nie mogła się ruszyć. A od śmiechu rozbolało ją gardło. Oczywiście nie obyło się bez wypadku. Jej świąteczny strój raczej nie dopierze się od czerwonego barszczu, ale i tak było warto. Radość i atmosfera, które towarzyszyły podczas tych świąt, naładowały jej akumulatorki.
Przez te dwa dni starała się nie myśleć o tym wszystkim, co zgotowała jej rodzinka. I nawet jej się to udało.
Po świętach, jednak musiała wrócić do normalności. Jechała właśnie na poświąteczną sesję zdjęciową Cezara. Z głośników w samochodzie grała jedna z jej ulubionych piosenek Taylor Swift
– Podobał ci się prezent? – zwróciła się w kierunku Mickey i uśmiechnęła się do niego nieco złośliwie. Cóż mogła poradzić? Z takim imieniem sam się właściwie wystawał na różne żarty.
Nie czekała na odpowiedź, bo jak tylko wypowiedziała te słowa, przypomniała sobie o jeszcze jednym prezencie, który teraz znajdował się pod siedzeniem. Sięgnęła po niewielką paczkę i przez chwilę obrała ją w dłoniach.
Zerwała papierek, otworzyła pudełko i uśmiechnęła się szeroko. Poczuła pod powiekami łzy wzruszenia, które szybko odgoniła.
– Skubany, pamiętał – mruknęła, wpatrując się w niewielką pozytywkę z cynowym żołnierzykiem i tancerką.
[Hej! Dziękuję wszystkim, którzy przeczytali notkę do końca! :) Chciałam pokazać część życia Octavii i ukazać, że nie zawsze wszystko jest takie kolorowe, jak mogłoby się wydawać :D Szczególne podziękowania należą się Ice Queen, która wypożyczyła mi dwie swoje postaci do tej notki. Bez ich udziału na pewno byłoby nudniej, a Octavia nie miałaby gdzie spędzić świąt :D
Korzystając z okazji, życzę wszystkim wesołych świąt! :)]

2 komentarze

  1. Z takich technicznych spraw, to dopatrzyłam się niewyróżnionej daty, godziny i miejsca przy jednym z fragmentów (chyba tym z Sinclairem), także popraw sobie w wolnej chwili, jeśli chcesz. :D
    A tak już zupełnie nietechnicznie to wow! Nie miałam do tej pory okazji zapoznać się z kartą Octavii, ale po tej notce z pewnością to nadrobię, bo panna Lempereur to tak absolutnie pozytywna postać, że uśmiechałam się w zasadzie przez cały tekst, nawet jeśli nie był taki do końca wesoły (całe szczęście, że jest Ice i jej drużyna, bo Ocey też nie miałaby gdzie spędzić świąt ^^"). Stworzyłaś prawdziwego promyczka, choć ten promyczek to tak pół na pół z huraganem — wspaniałe połączenie, świetnie przedstawione w naprawdę przyjemnym, lekkim tekście. To chyba pierwsza notka od Ciebie, którą przeczytałam, i z pewnością nie jest ostatnia. Cóż mam powiedzieć, you've got yourself a new subscriber. :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Ho, Ho, Ho!🎅
    Notkę mogłam przeczytać przedpremierowo, a użyczenie Mickey'ego i Carlie to była czysta przyjemność, jak zawsze zresztą. ^^ Fajnie było zobaczyć Octavię z nieco innej strony niż ta, którą prezentujesz mi w wątku. Co nieco niby wiem, ale to nie to samo co czytanie postów fabularnych, które zawsze dodają ciut więcej do postaci i pozwalają ją znacznie lepiej poznać. Mimo wszystko to była smutna notka, która pokazała życie Octavii z zupełnie innej perspektywy. Tu z jednej strony jest tą bogatą dziewczyną z Upper East Side, która ma wszystko i wystarczy skinąć palcem, a z drugiej okazuje się, że jej życie wcale nie jest takie kolorowe i fajne na jakie wygląda. No mogłabym się dalej rozpisywać, ale bardzo fajna notka i liczę, że w przyszłości pojawi się coś jeszcze od Ciebie i od Octavii. :D
    We wish you a merry Christmas and a happy new year🎅☃️❄️🎄

    OdpowiedzUsuń