Sierpień 2020
- Melody! – wykrzyczane imię ledwie przedziera się przez panujący w barze gwar. Muzyka dudni z głośników, chyba jakiś metal, ale rozmowy i śmiech klientów speluny są tak głośne, że nie jest pewna. Poza tym… Bądźmy szczerzy, walnęła kilka kolejek, więc ma już trochę w czubie. Obiecała sobie, że będzie trzeźwa, bo szpony nałogu zaciskają się na niej coraz mocniej, a nie chciała iść w ślady rodziców, ale pragnienie oderwania się od szarej rzeczywistości za każdym razem okazuje się zbyt silne.
Stoi więc, podpierając się o futerał, a ten zdaje się być jedyną rzeczą trzymającą ją w pionie. Nie tylko dosłownie, ale też w przenośni.
- Co tam, Ricky? – stara się zapytać jak najwyraźniej i posyła barmanowi uśmiech, który chyba tylko jej wydaje się kokieteryjny. Tak sobie radziła. Ładną buzią, bo jeśli chodzi o głos i swoją twórczość… Nie dostała na to zbyt wielu szans. Flirtowała, prosiła, grała za darmo w nadziei, że ten raz będzie ostatnim. Ale zawsze po ostatnim nadchodził kolejny, jeszcze bardziej upokarzający.
- Chciałem, żebyś poszła na scenę, ale widzę, że to nie ma sensu – twierdzi mężczyzna, nachylając się nad barem. Dzięki temu znalazł się bliżej dziewczyny i nie musi krzyczeć.
Blondynka unosi brwi i mocniej zaciska palce na futerale.
- Dlaczego? – Bełkocze. Chwieje się nieznacznie, mimo starań, by tego nie zrobić. Rozgląda się w poszukiwaniu krzesła, które w tej kwestii wiele by ułatwiło, ale w pobliżu nie ma żadnego wolnego. Gorący dzień sprawił, że mieszkańcy okolicznych kamienic chyba zgodnie stwierdzili, iż zimne piwo jest doskonałym pomysłem jako plan na wieczór. Cóż, dlatego tu przyszła. Im więcej ludzi, tym większa szansa na przełom.
- Dlaczego? – Rzuca Ricky i w międzyczasie nalewa kolejną porcję złocistego trunku do szklanki. Śmieje się pod nosem, ale w jego ciemnych oczach nie ma nawet krzty wesołości. – Bo jesteś zalana! Więc bierz dupę w troki i stąd spierdalaj. Serio. Koniec darmowych kolejek, koniec grania po pijaku i robienia mi wstydu. Albo się weźmiesz w garść, albo więcej tu nie przyłaź!
I tyle. Zaraz potem mężczyzna się odwraca i zajmuje następnym klientem. Na nic zdaje się błaganie, drżący głos zdradzający nadejście płaczu i ściąganie na siebie uwagi. Ricky ma to gdzieś, podjął decyzję.
Decyzję, która sprowadziła na Melody większe nieszczęście, niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić.
W wyjściu z baru pomaga jej ochroniarz. Ściąganie na siebie uwagi dało tyle, że Mel jedynie bardziej wkurzyła Ricky’ego. Bólu ramienia przy szarpnięciu i tak nie poczuła, jest na to zbyt pijana. Bardziej zabolał widok uderzającego o kostkę brukową futerału. Waxler piszczy cicho i podnosi swoją własność, rzucając ochroniarzowi nienawistne spojrzenie. Ten odpowiada jej pogardliwym uśmiechem.
I wygrywa. Pogarda to coś, co działa na blondynkę gorzej, niż cios w twarz. Często widzi to jednoznaczne spojrzenie. Trochę tak, jakby bezdomność była najgorszą zarazą.
Odchodzi. Stawia krok za krokiem, chwieje się przy tym, ale odchodzi. Poczucie czasu to w tym momencie coś abstrakcyjnego. Idzie tak długo, jak niosą ją nogi, a kiedy w końcu nie ma siły na dalszą wędrówkę, nie ma pojęcia, dokąd dotarła. Szczerze mówiąc, nie pamięta sporej części drogi. Alkohol mąci w głowie, przytępia zmysły i zaciera wspomnienia. Czasami wyciska łzy, pozbawia hamulców i pozwala śpiewać na cały głos, a bywa i tak, że odbiera reszki sił.
W przypadku Melody odbiera wolę walki. Nie raz wyrzucano ją z barów, ale teraz… Jest jakoś inaczej. Patrzy na leżący przed nią futerał i wie, że to nie ma sensu. Cokolwiek zrobi, nic z tego nie wyjdzie. Nie potrzebuje kolejnego rozczarowania. Nie uciekła przecież po to, żeby sięgnąć dna, miała się od niego odbić. Tymczasem wpadała coraz głębiej, grzebała się w mule po samą szyję, a na horyzoncie nie widziała nic, czego mogłaby się złapać, by z niego wyjść.
- Gratuluję. Oficjalnie jesteś gorsza od nich. Mieli chociaż dach nad głową, ty nie masz nic – bełkocze do siebie i podkula nogi, obejmując je ramionami. Dookoła jest zupełnie pusto, tylko z oddali słychać dźwięki syren i jeżdżących samochodów. Okolica wydaje się opuszczona i właśnie dlatego siedzi pod jednym z budynków. Noc jest ciepła, choć daje ulgę w porównaniu do ukropu panującego za dnia. Nie potrzebuje kurtki upchniętej w plecaku w skrytce na dworcu, przewiewna sukienka w zupełności wystarczy, dlatego nie ma najmniejszego zamiaru się stąd ruszać. Melody nie ma przebłysków dziwnych odczuć, intuicja nie podpowiada jej nigdy, jak ma działać, przynajmniej jeśli chodzi o radzenie sobie z życiem. Matka Natura nie podarowała jej tej umiejętności, a szkoda. Bardzo wielka szkoda.
Budzi ją silny odór alkoholu i papierosów. Krzywi się, ale nie otwiera oczu, przekonana, że to od niej samej. Ricky pozwalał palić w barze, a wódki nachlała się sama. Niby logiczne i niebudzące żadnych podejrzeń.
Do odoru dołącza jednak chrapliwy oddech. Przywodzi na myśl zziajanego staruszka, który przecenił swoje możliwości i zrobił sobie zbyt długi spacer. Jawa? Nie, to sen. Głupi sen, którego rano nie będzie nawet pamiętać.
Otwiera oczy w momencie, gdy czyjaś dłoń zaciska się na jej stopie i ciągnie w przód. Zapiera się drugą stopą, a dłońmi ryje o kostkę, łamiąc kruche paznokcie.
- Hej, zostaw mnie! – syczy, próbując wyrwać nogę z silnego uścisku i się wycofać. Od zaśnięcia nie mogło minąć wiele czasu; wciąż jest pijana. Twarz ukryta w cieniu padającym od czapki z daszkiem zamazuje jej się tak bardzo, że nie jest w stanie wskazać, w którym miejscu jest nos, a w którym oczy czy usta. Wyraźnie widzi jedynie zarost i język szybko przebiegający po górnej wardze. – Słyszysz?! Puść mnie, do cholery! – warczy nieco głośniej i rozgląda się spanikowana. Cicho i pusto, w żadnym z okien nie pali się światło, a wszystkie ewentualne dźwięki dobiegają jej uszu z oddali. Obok siebie nie ma nic, czym mogłaby się bronić. Zasnęła obok schodów, ale barierka wyglądała na solidną, nie dałaby rady jej wyrwać. – Pomocy! – wrzeszczy w końcu, odzyskując odrobinę trzeźwości.
Cios jest mocny, pada z lewej strony. Pozostawia po sobie posmak krwi i pulsujący ból policzka.
- Cicho, kurwo – słyszy. Ten głos wdziera się w pamięć i mości się w niej, by zostać już na zawsze. – Zaraz będzie po wszystkim – kolejne słowa, które wywołują jeszcze większą panikę. Jednak w obawie przed kolejnym ciosem nie krzyczy. Próbuje się wyrwać, drapie, uderza rękami na oślep. To na nic. Każdy ruch zdaje się jeszcze bardziej go denerwować.
Więc przestaje. Nie walczy. Płacze, zagryzając dolną wargę tak mocno, że zostają na niej krwawe ślady zębów.
Pewnie nie wiesz, jakie to uczucie. Pewnie, bo czasami nikt obok ciebie nie ma pojęcia, że jesteś ofiarą gwałtu.
Załóżmy jednak, że nią nie jesteś.
Ból fizyczny staje się czymś dalekim. Opuszczasz własne ciało, zamykasz się w innym świecie i w nim trwasz, póki to się nie skończy. To jednak nie znaczy, że nic nie czujesz. Niechciany penis zdaje się rozrywać twoje krocze, a mocne ruchy wyciskają łzy i z całych sił tłumiony krzyk. Czyjeś palce wbijają się w twoje nadgarstki, żebra, biodra, uda… Są wszędzie, jakby nie miał jedynie dwóch rąk, a całe mnóstwo i każda z tych rąk została oddelegowana do zadawania bólu w innym miejscu. Czyjeś ciało nigdy nie było i już nie będzie tak ciężkie, by odbierać ci dech. A jego zapach i głos zostają z tobą na zawsze. Zasypiasz z nimi, budzisz się z nimi. a całe dnie wypełnia wyrywkowe myślenie o nich. Każdy mężczyzna zdaje się wyglądać jak on. Mijasz na ulicy dziadka podpierającego się o laskę, a on i tak wygląda jak tamten. Ile czasu minie, zanim ta twarz zatrze się w twojej pamięci? Jak długo każdy krok będzie ci sprawiał ból? Zrobisz badania na choroby weneryczne i zakaźne? Przyznasz się, dlaczego ich potrzebujesz? Kupisz w aptece test ciążowy? A jeśli zobaczysz dwie różowe kreseczki, znajdziesz w sobie na tyle siły, by urodzić jego dziecko? Pokochasz je, mimo że będziesz widziała w niewinnej twarzyczce odbicie potwora? Czy kiedykolwiek nadejdzie chwila, z którą zaczniesz żyć normalnie, a nie jedynie wmawiać sobie, że wszystko jest w porządku?
Wrócisz do swojego ciała, które w tamtej chwili opuściłaś i zamknęłaś się w innym świecie?
Wrzesień 2020
- Poproszę test ciążowy – szepcze, wpatrując się w swoje palce. Paznokcie ma poobgryzane i zniszczone, skórki oskubane do żywego mięsa, a kostki poranione od randomowego uderzania w ściany budynków. – Najtańszy – dodaje i przenosi spojrzenie na banknot, który położyła na kontuarze. Nie musi widzieć, żeby wyczuć jedynie pogardę. Pewnie dla farmaceutki jest ćpunką, która się puściła na fazie. I dobrze, niech tak myśli. Lepsze to, niż wymuszone współczucie.
Nie odzywając się więcej, wpycha opakowanie do kieszeni przepastnego swetra i wychodzi z apteki. Musi dotrzeć na dworzec. Jak najszybciej.
Ukrywa twarz w dłoniach i płacze w głos, ale to nie są łzy smutku. Jedna kreska. Brak tej drugiej przesądził o wszystkim. Z ulgą może spłukać w dworcowej toalecie zdecydowanie za dużą dawkę kokainy, którą miała wziąć, jeśli test będzie pozytywny. Nie ma kasy na aborcję, a wolała się zabić, niż urodzić dziecko gwałciciela.
Ociera łzy, śmiejąc się do siebie. Przed opuszczeniem kabiny jeszcze raz zerka na negatywny wynik testu i wyrzuca go do kosza. Oczy ma spuchnięte i zaczerwienione, ale uśmiech nie schodzi jej z twarzy. Mijani mężczyźni przestają zlewać się w jednego, tego w czapce z daszkiem.
Menadżer restauracji przeprowadzający z nią rozmowę kwalifikacyjną też go nie przypomina. To chyba jedno z tych miejsc, które daje szanse. Mimo że Mel nie ma doświadczenia, zostaje przyjęta i od zaraz zaczyna szkolenie, po którym płynnie przejdzie do pracy. Zapamiętuje imiona załogi Thyme i robi to z prawdziwym entuzjazmem. Daje z siebie wszystko, choć kelnerowanie nie ma nic wspólnego z tworzeniem muzyki. Ale to nic. To początek, pierwszy krok do wynurzenia się z mułu i powolnego odbicia się od dna. To również terapia, która przynosi zamierzone efekty.
Wróciła do swojego ciała i zaczyna żyć.
Jaki pożegnany rok, taka notka xD
kochamy was mocno, Teoś będzie się już nią opiekował ❤
OdpowiedzUsuń