Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

Oh, Father tell me, do we get what we deserve?

Diego Villanueva
36; korespondent wojenny ABC News, udziałowiec w Millennium Press.

Nigdy nie miał do nikogo pretensji. Nie robił matce wyrzutów tylko dlatego, że przez kilkanaście lat ukrywała przed nim prawdę, że nie rozmawiała z nim na niewygodne tematy, a pytania ciekawskiego dziecka zbywała opowieściami z Argentyny. Nie miał pretensji do ojca, chociaż ten przez ponad dwadzieścia lat nie chciał go nawet poznać, co miesiąc przesyłając określoną sumę pieniędzy, a w święta dodatkowe czeki, które Diego gromadził w pożółkłej już kopercie. Nie złościł się na młodszego brata, chociaż on złościł się na niego - jakby za całe ich życie odpowiadał właśnie Diego. Nikt inny.

Nigdy nie uciekał przed odpowiedzialnością, chociaż ta goniła za nim nieustannie, nie dając mu nawet na moment odetchnąć. Nie uciekał przed nagrodami, ale tym bardziej nie unikał wymierzanych kar i nagan, zbierał nawet te przeznaczone dla brata. Zahartował się, w końcu przestał się bać odpowiedzialności i zamiast traktować ją jako nachalnego przeciwnika, przyjął ją jako swoją przyjaciółkę. Rzucił się w wir pracy, zaczął się więcej uczyć i dzięki temu wszystkiemu nie uciekł także przed prawdą. Wtedy postanowił wyjechać z kraju i zająć się relacjami z tych części świata, które ogarnięte były nieustannymi konfliktami zbrojnymi. Znikł. Dla najbliższych zapadł się pod ziemię. Dla społeczeństwa zaistniał jako niestrudzony reporter wojenny, który nieraz dla dobra materiału gotów był poświęcić własne.

Nigdy nie potrafił przyznać przed innymi, że ma dość. Łatka pracoholika i chorobliwie ambitnego dziennikarza, wpierw w podrzędnym brukowcu, a następnie na wojnie, przyległa do niego nadzwyczaj szybko. Pragnął piąć się po szczeblach kariery, odnosić sukces za sukcesem, a kiedy w ostateczności dotarł do własnych korzeni i odkrył, skąd pochodzi, nie bał się przyjąć tego, co mu się należało. Bez wahania wskoczył między szalejące trybiki Millennium Press, aby udowodnić ojcu, że jest tego wart, matce, że nie musi się o niego obawiać, a przyrodniej siostrze, że powinna dostrzegać w nim konkurencję.

Emme

74 komentarze

  1. [ Hej, hej! Muszę przyznać, że bardzo dobrze i szybko czytało się tą kartę, która choć wiele zdradza, to jednak sprawia, że chciałoby się poznać Diego, by przekonać się na własnej skórze czy jest takim fajnym kolesiem w rzeczywistości :D A przynajmniej tak jest w moim przypadku xD Podziwiam go za ten brak pretensji i złości, przy tylu niewiadomych, to trzeba mieć siłę, i opanowanie, by nie wybuchnąć.
    Życzę dużo weny, czasu, no i aby ten eksperyment okazał się trafiony :D W razie chęci, zaproszę do siebie, może uda nam się wymyślić coś fajnego ;3
    PS: To imię jest cudowne ♥]

    Naya Brown i Clara Wood

    OdpowiedzUsuń
  2. [Z ciekawości kliknęłam w imię i nazwisko, a tam? Zoey! :D W każdym razie, nie o tym chciałam! Pan wyszedł Ci naprawdę bardzo ciekawy i niezwykle zdeterminowany. Myślę, że ten eksperyment ma wielką szansę wypalenia, więc będę trzymała kciuki za jego powodzenie. Coś czuję, że przyrodnia siostra szybko dostrzeże konkurencję, bo mam wrażenie, że Diego solidnie jej pokaże na co go stać. Baw się dobrze z kolejną postacią, niech czas i wena Ci sprzyjają! <3]

    Archard Lloyd

    OdpowiedzUsuń
  3. [Ja to zawsze miałam słabość do Twoich panów i moje postacie również... ^^ Ciekawa kreacja, a Theo użyczający wizerunku przypomniał mi, że kiedyś przecież do niego wzdychałam ;) Oby Diego był udanym eksperymentem i faktycznie został na stałe w Nowym Jorku :) Tego życzę Ci ja i moje dwa gagatki, a gdybyś miała za mało wątków, to wiesz, gdzie nas szukać :)]

    JEROME MARSHALL & MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  4. [Właśnie usunął mi się długi komentarz, więc poprzestanę na powitaniu, żeby nie wybuchnąć irytacją :D nie będę się powtarzać, bo i osoby przede mną na pewno powiedzą wszystko co trzeba. Jeśli będziesz mieć ochotę, żeby połączyć jakoś Diego z Isą to zapraszam, wykombinujemy jakiś wątek :) Powodzenia z eksperymentem!]

    Isa Lee/Luke Harrison

    OdpowiedzUsuń
  5. [Hej, hej! Muszę przyznać, że z samej karty Twój eksperyment wydaje się być mocno interesujący i ciekawie wykreowany. Poza tym muszę nadmienić, że eksperymenty są fajne i warto się za nie brać! Liczę, że będziesz z Diego długo i się bardzo polubicie! Ja się oczywiście na wątek piszę jeżeli tylko będziesz miała ochotę, myślę, że jesteśmy w stanie coś wymyślić, z którąś z moich panien :D]

    Minnie&Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Diego fajny to i miłe słowa są, haha :D
    Clara bardzo chętnie go pouczy, a jak dostanie przy tym okazję do pomacania go, wyjścia na piwo to już w ogóle będzie bardzo chętna xD Jeśli chcesz ustalić jakieś szczegóły, albo bardziej rozbudować ten pomysł to zapraszam na hg lub na maila jak wygodniej; iwoyii@gmail.com ;3 No chyba, że wygodniej ci tutaj, to nie ma problemu ;) ]

    Clara

    OdpowiedzUsuń
  7. [Przyznam, że nijak nie mogę wymyślić ewentualnego powiązania ^^ Isa raczej nie pcha się w wojenne tereny, a Diego po opisie sądząc raczej nie robi sobie długich wakacji na przykład w Indiach :D chyba że polecimy daleko w przeszłość, mogliby by przyjaciółmi, ale bardziej internetowymi, jako że mieszkali gdzie indziej? Koniec końców cztery lata temu musiała porzucić wszystko, więc i do Diego przestała się odzywać. Mogliby się spotkać i rozpoznać]

    Isa Lee

    OdpowiedzUsuń
  8. [Cześć! Muszę zacząć od tego, że od dawna zastanawiałam się nad prowadzeniem korespondentki wojennej, ale jakoś nigdy do tego nie doszło, więc podziwiam i uwielbiam zarazem za wybór podobnego zawodu <3 W ogóle jestem zachwycona całą kartą, Diego jest taki ludzki, najchętniej porządnie bym go przytuliła, a sama Reyes zapewne chciałaby mu pomóc głębiej odetchnąć i się zrelaksować. Witajcie cieplutko, bawcie się dobrze, a w razie chęci zapraszam do mojej dziewczyny, którą muszę trochę rozruszać ;)]

    Reyes

    OdpowiedzUsuń
  9. [Z przeogromną chęcią nad czymś pomyślimy! Chodź na hg lub email wyborowealoe@gmail zrobimy sobie burzę mózgów! :D]

    Miniaczek

    OdpowiedzUsuń
  10. [To cieszę się, że pomysł nie okazał się całkowicie bez sensu :D Z takich najważniejszych rzeczy, które Diego powinien wiedzieć o Marii to fakt, że przed zniknięciem mieszkała w Rosji, gdzie rozwijała swój pianistyczny talent. W Polsce mieszkała jej młodsza siostra z babcią :) A cała reszta pewnie wyjdzie w praniu ^^ Czy mogę liczyć na rozpoczęcie czy zrzucasz to na moją przejedzoną osobę? :D]

    Isa Lee

    OdpowiedzUsuń
  11. [Ech xD nie lubię początków, więc nie odpowiadam za to niżej ^^]

    Miała duszę artystki i chociaż zdarzyło się jej umrzeć cztery lata temu, to zdawało się, że dusza przetrwała. Powinna zostać całkiem inną osoba, która nie ma nic wspólnego z dawną Marią i kobieta naprawdę starała się to uczynić. Ale czasami wspomnienia były dla niej zbyt żywe, zbyt silne. Nawet podczas takiego zwykłego sprzątania zostawała poddawana próbie.
    Koleżanki nie bardzo lubiły mieć z nią zmiany, bo za każdym razem prosiła je o wyłączenie muzyki. Kiedy ekipa chciała podrygiwać do rytmów z radiowej stacji, Isa wolała ciszę. Mogło się to wydawać dziwne, zważywszy na to, że muzyka była raczej wszechobecna na świecie i praktycznie każdy miał jakiś gust muzyczny. Miała go nawet Isabelle, ale łatwiej było jej głowie bez słyszenia dźwięków.
    Może dlatego kobieta została oddelegowana do biur na drugim piętrze, podczas gdy reszta ekipy zajęła się parterem. Całkowicie jej to odpowiadało. Wiedziała, że jeśli skończą na dole to przyjdą pomóc jej tutaj, a w tym czasie ona zacznie wycieczki ze śmieciami na zewnątrz. Może wydawało się to dziwne, ale Isa lubiła swoją pracę. Nie zawsze oczywiście trafiało się na miłych ludzi i wolała sprzątać po godzinach pracy, tak jak dzisiaj. Sama robota też nie należała do lekkich, ale kobiecie to bardzo odpowiadało, męczyła się i nie miała zwykle czasu myśleć. A zresztą, porządek był uspokajający i satysfakcjonujący.
    Wybrała pierwszy gabinet i sprawnie umyła w nim okno prawie przy tym zamarzając. Jeszcze nie do końca przestawiła się do panującej w Nowym Jorku zimowej aury, a brak ciepłej kurtki na pewno w tym nie pomagał. Jakoś nie miała kiedy zebrać się na zakupy, wiedziała jednak, że było to nieuniknione. Ludzie coraz bardziej zwracali na nią uwagę, kiedy była na ulicy jedyną osobą w koszuli czy lekkim sweterku. A miała nie rzucać się w oczy...
    Dlatego okno było jej pierwszy celem, które szybko odhaczyła. Dopiero, kiedy sięgnęła po ściereczkę do kurzu, żeby przetrzeć meble rozejrzała się po wnętrzu, w którym się znalazła. Mimowolnie uniosła kąciki ust, bo jej wzrok padł na wydrukowane, duże zdjęcia, które zdobiły ściany. Wcześniej nie poświęciła im uwagi, teraz jednak nie mogła się powstrzymać, żeby nie podejść bliżej. Jej oczy śledziły każdy centymetr fotografii, zupełnie jakby oglądała dzieła sztuki w muzeum. Nie mogła jednak wyjść z podziwu, bowiem autor zrobił naprawdę kawał dobrej roboty.
    - Niewiarygodne – powiedziała sama do siebie robiąc kolejny krok, żeby przenieść spojrzenie z jednego zdjęcia na drugie. Oba zatrzymały czas. Niewątpliwie czas wojny. A ona martwiła się swoim życiem? Przecież inni mieli znacznie gorzej. Na nią mogłaby zapolować tylko mafia jeśli dowiedziałaby się, że nadal żyje. Mogła żyć nadal. A ludzie ze zdjęć mogli nie zobaczyć jutra.

    Isa Lee

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie miała zamiaru dziś brać udziału w walce, jednak gdy tylko okazało się kolejny ślad, który badała przez ostatnie tygodnie, znów okazał się być wywodzącym w pole, potrzebowała się wyżyć i skupić na czymś zupełnie innym niż wspomnienia, które za każdym razem wypalały jej wnętrzności. Czysta chęć zemsty wrzała w jej żyłach, a kobieta nie potrafiła usiedzieć w miejscu. Czuła, że ci ludzie z niej kpią, że obserwują jej działania z ukrycia, ciesząc się z jej szamotaniny, łapania się najmniejszych pierdół, które mogłyby ją przybliżyć do złapania morderców. Była cierpliwa, wiedziała, że w końcu się potkną. Nikt nie był doskonały i zostawiał ślady.
    Gdy rzuciła nieco wyższą od siebie kobietę, uśmiechnęła się zadowolona, jednak resztki ogromnej irytacji i agresji nadal buzowały w jej wnętrznościach, przez co musiała ostro hamować się, by odejść od przeciwniczki, nie zadając jej kolejnych ciosów, niszcząc tym samym ładną buźkę.
    Oddychała ciężko, zmęczona, ale nadal chętna na więcej, toteż stanęła na środku klatki, obserwując tłum, który dziś nie był ogromny, jednak amatorów takiej rozrywki nie brakowało w przeróżnych klasach społecznych. Nie raz widziała tu sędziów, miliarderów, którym towarzystwo pijaków i przestępców nagle nie przeszkadzało w imię dobrej rozrywki. Czekała spokojnie na kolejnego przeciwnika. Renoma, którą sobie wyrobiła napawała wielu strachem, nawet tych postawnych facetów, którym nie raz nieźle obiła buźki, całkowicie depcząc ich honor. W końcu była raczej niską, drobną, choć umięśnioną kobietą. W dodatku blondynką o niebieskich oczach z piegami, więc mierzenie się z docinkami i nazywaniem księżniczką. Lekceważyli ją, by zaraz gorzko tego pożałować, jednak nadal wielu chciało odebrać jej tytuł mistrza, który broniła niczym lwica. Stała się królową tej speluny. Traktowała to miejsce niemal jak dom, choć gdy weszła tu pierwszy raz, niemiłosiernie się krzywiła.
    Śmiałek pojawił się po zaledwie kilku minutach, a początkowa radość blondynki zmieniła się w głębokie rozczarowanie, gdy zaledwie po kwadransie wymian ciosów, pokonała go prostym zagraniem. Fakt, tym razem oberwała kilkukrotnie, nawet na tyle mocno, by jej policzek zabarwił się czerwienią po drobnym rozcięciu.
    - To są jakieś żarty - skomentowała tylko, po czym odsunęła się od mężczyzny, zgrabnym krokiem wyszła z klatki, udając się do swojej torby, gdzie szybko otarła ciało z potu.
    Przegubem otarła powoli zranione miejsce, narzucając na ramiona czarną bluzę. Poprawiwszy sportowy stanik i legginsy z wysokim stanem, powoli udała się do baru, by zapić swoje rozczarowanie w tanim, walącym siarką alkoholu, a także wymienić kilka zdań z zaprzyjaźnioną barmanką.

    Clara

    OdpowiedzUsuń
  13. [To pokazuje, jak czasami od jednego zdjęcia może powstać cały zamysł na postać :D Mam wakat właściwie w każdym powiązaniu, od byłych miłości przez przyjaciół po możliwych konkurentów, dosłownie wszystko przyjmiemy, ale burza mózgów też nie zaszkodzi ;)
    Na razie w mojej głowie pojawiły się dosłownie zaczątki dwóch pomysłów i jeszcze nie wiem, czy cokolwiek z tego wyjdzie, lecz może akurat ciebie natchną. Myślałam nad wykorzystaniem tego korespondenta wojennego – może w Meksyku nie byłoby wojny jako takiej, ale mogłoby dojść do zaostrzenia konfliktu pomiędzy kartelami narkotykowymi oraz kartelami a połączonymi siłami wojska i policji. Znalazłam nawet informację, że w wyniku wojen narkotykowych zmarło więcej osób niż podczas konfliktów w Iraku czy Afganistanie, więc wydaje mi się, że Diego mógłby jak najbardziej podchwycić temat. Pozostaje nam tylko doprowadzić jakoś do spotkania Reyes i Diego w tym wszystkim ;) Podejrzewam, że byłby to wątek pełen akcji i dylematów moralnych, chyba że będziemy go przemycać tylko jako retrospekcję z poprzedni lat.
    Drugi pomysł nawiązuje do rodziny Diego. Bogacze i sztuka często są ze sobą powiązane, bo niewiele osób stać na dzieła znanych artystów, a jest to luksusowe dobro, którym milionerzy mogą się dowolnie chwalić, więc można byłoby spróbować ich połączyć jakoś poprzez pracę Rey, chociaż tutaj mam jeszcze bardziej mętny obraz tego wszystkiego.
    Chociaż uwielbiam różnego rodzaju powiązania z przeszłości, możemy też po prostu rozpocząć wszystko od zera, od ich pierwszego spotkania. Czy Diego chciałby pobawić się w bohatera i pomóc Reyes, kiedy stykałaby się z agresywnymi, rasistowskimi obelgami na ulicy? xD W sumie możemy spróbować ich połączyć poprzez fakt, że oboje są imigrantami z Ameryki Łacińskiej…
    Podejrzewam, że zupełnie nie pomogłam moimi pomysłami :( To bardzo luźne propozycje, może akurat uda się z nich coś wyłuskać albo będziemy myśleć dalej <3]

    Reyes

    OdpowiedzUsuń
  14. Dawno temu przestała myśleć o swoim ojcu. Nie zastanawiała się już nad tym, co się z nim stało, dlaczego nigdy nie pojawił się w jej życiu i czy kiedykolwiek się w nim jeszcze pojawi. Nie pamiętała, ile miała lat, kiedy postanowiła się więcej nie zadręczać myślami o tym człowieku. Claudia twierdziła, że z pewnością wiedział o jej istnieniu, bo wyraźnie dała mu do zrozumienia, że jest w ciąży i oczekuje od niego alimentów na ich wspólne dziecko. Alimentów nie było. Ojca również nie było. Pani Ross mogłaby się sądzić, owszem. W końcu należało jej się to, ale z drugiej strony sama nie należała do osób z czystymi dokumentami i sumieniem, więc od organów prawa trzymała się jak najdalej. Dlatego odpuściła Richardowi, jednocześnie traktując swoją córkę, jak intruza. Była pewna jeszcze w czasach młodości, że skoro złapała tak dobry towar jakim był wojskowy z pewnością jej drugie dziecko będzie tak trafną inwestycją, jak pierwsze. Los chciał, że sytuacja w tym przypadku wyglądała zupełnie inaczej.
    Minnie zrozumiała, na czym polegała różnica między Lucy, a nią samą. Wiedziała, że to wszystko to kwestia braku pieniędzy ojca. Wiedziała, dlaczego matka jedną traktuje w taki, a drugą w inny sposób. W którymś momencie przestała mieć żal do kobiety. Ona oczekiwała innego życia, dostała od losu coś zupełnie innego… Sama Minnie musiała się nauczyć z tym żyć i… Nauczyła się. Przynajmniej tak jej się wydawało. Nie była świadoma, jak dużo decyzji podejmowała podświadomie myśląc o ojcu, a raczej o tym, jak bardzo jej go brakowało.
    Nie wiedziała, że ktoś ją obserwuje. Była zupełnie nieświadoma tego. Czasami miała wrażenie, że ktoś na nią patrzy, ale spychała to na paranoiczne myśli o mężu i o tym, że ciągle ma ją na oku. Co było oczywiście absurdalne, a jednak, siedział w jej głowie w każdym momencie jej życia.
    W nowym roku udała się na zakupy. W zasadzie bywała na nich całkiem często, niezależnie od dnia, pory roku czy jakichś konkretnych okoliczności. To był jeden z jej sposobów na zabicie czasu. Adam pracował w klinice, a ona… Ona miała ładnie wyglądać, ładnie pachnieć i się nie męczyć za dużo, bo przecież miała się prezentować perfekcyjnie u jego boku. Biegała; bieganie było dla niej naprawdę ważne i sprawiało, że mogła się w jakiś sposób wyżyć. Całą swoją złość, wściekłość…Wyrzucić frustrację, która w niej siedziała. Zakupy też były miłe. Lubiła wydawać pieniądze Adama. Miała wówczas poczucie, że ją kocha, skoro daje jej dostęp do kart bankowych. W domu pieniądze były przecież najważniejszym okazaniem miłości. Tak była wychowana. Teoretycznie wiedziała, że to nie rzeczy materialne się liczą, chciała od życia czegoś więcej niż nowych butów czy sukienki, ale praktycznie… Praktycznie to drogie prezenty zawsze były czymś dobrym.
    Przeglądała eleganckie, drogie szale. Musiała wybrać coś do nowego płaszcza, jaki sprezentował jej mąż w ramach prezentu gwiazdkowego. Musiał również pasować do torebki. Torebkę dostała w ramach odkupienia win, kiedy w wieczór Bożego Narodzenia Adam się za bardzo zdenerwował i postanowił sprawić swojej żonie kilka nowych sińców. Na szczęście zrobił to w miejscach, których nie było widać. Minnie nie musiała się nawet starać, aby je ukrywać. Nie były też, aż tak bardzo bolesne. Po prostu coś go wkurzyło. Za bardzo, aby był w stanie nad sobą zapanować, ale za mało, aby stracił kontrole na tyle, aby zrobić jej prawdziwą krzywdę. Czym bowiem było kilka siniaków w porównaniu z tym, czego zdążyła już doświadczyć?
    Spojrzała na szal i męską dłoń ściskającą go. Podniosła powoli spojrzenie i zerknęła na twarz nieznajomego mężczyzny. Uniosła wysoko brew i przesunęła dłonią po miękkim materiale tak, aby nieznajomy wyraźnie dostrzegł obrączkę na jej palcu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Sugeruje pan, że… Sięgam po rzeczy dla nieco starszych pań? — Spytała, patrząc na mężczyznę. Nie wyglądał na przeciętnego podrywacza, dlatego była zdziwiona takimi słowami padającymi z jego ust. Może wcale nie miał na celu taniego podrywu? — Jaki kolor w takim razie proponowałby pan dla mnie? — Była ciekawa, najzwyczajniej w świecie, chociaż może powinna się od razu wycofać i przejść do następnego sklepu, nie zawracając sobie głowy nieznajomym.

      Minnie

      Usuń
  15. [Aaaa, jestem jak najbardziej za <3 Co prawda trzeba będzie przemyśleć, ile lat minęło od ich spotkania, ale bardzo podoba mi się pomysł na to, żeby w całym tym szaleństwie rozgrywającym się w Meksyku szukali w swoim towarzystwie odrobiny normalności. Intensywność wydaje się być czymś zupełnie naturalnym: nie mogli sobie składać żadnych obietnic i mieli pełną świadomość tego, że pewnego dnia Diego będzie musiał wyjechać, więc mieli tylko pełne pasji tu i teraz, kilka cudownych, wykradzionych chwil, które nigdy nie miały do nich należeć, a mimo to zanurzyli się w nich bez pamięci. Aż mam dreszcze, kiedy o tym myślę <3 Mam słabość do relacji pełnych słodko-gorzkich wspomnień, zwłaszcza że koniec ich znajomości mógłby być dość dramatyczny. Być może w Meksyku zrobiłoby się na tyle niebezpiecznie, że Diego nie miałby nawet czasu ani okazji, by pożegnać się z Reyes, musiałby natychmiast wyjechać? Albo czekałby na nią w umówionym miejscu, ale na skutek niesprzyjających okoliczności nie udałoby jej się dotrzeć na miejsce, więc Diego pomyślałby, że ona nie chce go już nigdy więcej widzieć? Wcześniej mogłoby między nimi dojść do drobnego nieporozumienia albo kłótni, której nie udało im się ostatecznie rozwiązać, a później on zniknął, więc może ich dodatkowo łączyć żal. Nawet jeśli wiedzieli, że moment rozstania nadejdzie wcześniej czy później, człowiek zawsze żyje głupią nadzieją i marzeniami, a tutaj boleśnie zmierzyliby się z rzeczywistością.
    Haha już sobie wyobrażam, jak Diego desperacko szuka u niej ratunku, a ona w ramach zemsty kopie pod nim coraz głębsze dołki, pozwalając sobie na złośliwość pod pozorem słodkich słówek i niewinnych uśmiechów :D Siostra Diego pewnie dość szybko zorientuje się, że dzieje się tutaj coś więcej, ale nie będzie potrafiła do końca zrozumieć, o co chodzi ;) Już nie mogę się doczekać, aż będziemy mogły zacząć pisać <3]

    Reyes

    OdpowiedzUsuń
  16. [Reyes jest bardzo dumna ze swojej kultury i przywiązana do swojego meksykańskiego dziedzictwa, ale ze względu na jej pragnienie rozwijania się w sztuce, dość wcześnie zaczęła myśleć o wyjeździe do Stanów na studia. Możemy jednak założyć, że nigdy nie brała tych ambicji na serio, ponieważ wywodzi się z biednej rodziny i nakładała na siebie dość dużą presję, by stanowić podporę dla swoich rodziców, a bycie artystką nie jest raczej dochodowym zawodem. Bała się też, co stanie się z jej bliskimi, jeśli zdecyduje się na podobny krok. Myślę, że Diego mógłby stać się dość dużą przyczyną jej rozdarcia, zupełnie poddałaby się jego pięknym zapewnieniom, obudziłby w niej pragnienie, by spróbować podążyć za marzeniami, ale tuż przed porwaniem dziennikarza przez kartel Reyes mogłaby boleśnie zderzyć się z rzeczywistością i mieć żal do Diego, że karmił ją bajkami. Doszłoby między nimi do kłótni, Reyes byłaby przekonana, że Diego jedynie bawił się jej kosztem, że wykorzystywał jej naiwność i ufność, chociaż jemu mogłoby szczerze zależeć na tym, aby wyrwać dziewczynę z biedy i niebezpieczeństwa. Mieszkała bowiem w ubogiej dzielnicy Meksyku, która byłaby dość mocno dotknięta przez wojnę narkotykową. Im bardziej by się tłumaczył, tym bardziej niefortunnie dobierałby słowa, jeśli dorzucić do tego jeszcze jakąś interwencję z zewnątrz już w ogóle zrobiłby się bałagan… Czyli w skrócie – Diego miał dobre intencje, ale niestety wyszedłby na dupka w wyniku dość dużego nieporozumienia xD
    W takim razie co powiesz na to, żeby w momencie ich spotkania Reyes miała 18-19 lat, a Diego 24-25? Wciąż byli na tyle młodzi, że ich głowy mogły być pełne ideałów, z których stopniowo zostaliby odarci. Do tego dochodzi wiele ciekawych wątków do wykorzystania – różnica wieku, która wtedy dla niektórych mogła się wydawać przepaścią oraz rasizm. Myślę, że przez większość czasu musieliby utrzymywać swoją relację w tajemnicy, ponieważ rodzina Rey nie byłaby szczęśliwa, że spotyka się z mężczyzną starszym od siebie, w dodatku z Amerykaninem, byliby przekonani, że chce się zabawić, jego koledzy z kolei mogliby się podśmiewywać, że młoda siksa okręciła go sobie wokół palca, aby zdobyć zieloną kartę i powinien uważać, żeby nie złapała go na bachora. Od początku nie mieli szansy, a jednak na przekór wszystkiemu nie potrafili się od siebie trzymać z daleka.
    Aaaa, nie rób mi tego, jestem najbardziej niezdecydowaną osobą pod słońcem i z jednej strony strasznie chciałabym napisać ich początki, bo jest wiele kwestii, które możemy poruszyć, a z drugiej wydaje mi się, że równie fajnie będzie zacząć od ich spotkania wiele lat później i wplatać dawne wydarzenia w odpisy. Będę okropna i zrzucę wybór na ciebie :D]

    Reyes

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Oo miło czytać, bo ja mam wielki problem z dobraniem zdjęć do kart ;c ]

    Zdecydowanie była znudzonym dzisiejszym dniem. Rozczarowanie mieszało się z buzującą w jej żyłach irytacją. Przeciwnicy byli jak zagubione dzieci, które żal było obijać bardziej niż to konieczne, choć musiała przyznać, że facet miał siłę, a jego ciosy zapewne przyprawią jej ciało kilka drobnych siniaków, to jednak były tak nieprecyzyjne, niedokładne i chaotyczne, że nie wróżyła mu tu niczego dobrego. Sama też nie była mistrzem od początku, wręcz dopiero tu nauczyła się prawdziwej walki. Zdobyte medale, osiągnięcia, wygrane nie liczyły się kompletnie w walce, gdy druga osoba nie zamierza grać fair. Tu nie było zasad, po wejściu do klatki można było oberwać wszędzie i na jak najbardziej wymyślne sposoby. Pamiętała swoją pierwszą walkę aż za dobrze, wyszła cała poobijana, pomimo posiadania sporych umiejętności. Nigdy przedtem nie walczyła z kimś większym od siebie, z osobą dwa razy cięższą, dopiero tu odebrała cenną lekcję, choć wiedziała, że nigdy nie może przestać ćwiczyć.
    Gdy jednak usłyszała męski głos, a barmanka spojrzała się w jej kierunku znacząco, Clara przewróciła znacząco oczyma. Nie raz, nie dwa jakiś oblech napalił się po zobaczeniu walki, ale na szczęście po swoim przedstawieniu nie musiała długo odmawiać. Aczkolwiek w tym poziomie znudzenia jaki osiągnęła, nie pogardziłaby bójką w klubie.
    Obróciła się jednak, a ku własnemu zdziwieniu, obok niej stał wcale nie taki oblech. Wręcz przeciwnie, dlatego wykrzywiła usta w geście uznania, wcale nie kryjąc się z tym, że uważnie zmierzyła go od stóp do czubka głowy. Dopiła przy tym swój alkohol do końca, nie spuszczając z niego wzroku, a gdy odłożyła kieliszek, uśmiechnęła się rozbawiona i kiwnęła kelnerce głową.
    - Jesteś tu nowy prawda? - spytała, podbierając swój podbródek na przegubie dłoni. Poprawiła się wygodnie, zakładając nogę na nogę. Rzadko ktoś zamawiał tu cokolwiek lepszego, płynąc z klimatem i biorąc tanie wino lub siarczystą, obrzydliwą wódkę, do której blondynka miała słabość po męczącej walce. Wtedy nie było nic lepszego, co mogło złagodzić jej ból. - Jak podobało się przedstawienie? Co prawda liczyłam na coś ciekawszego, ale może jeszcze nie wszystko stracone. - Posłała mu uśmiech i złapała szklankę whisky, którą podsunęła barmanka, upiwszy odrobinę, bo wcześniejszym geście wniesienia leniwie toastu.

    Clara

    OdpowiedzUsuń
  18. Nic nie zwiastowało, że ten dzień – w gruncie rzeczy zwyczajny i niczym niewyróżniający się – przemieni się w niechciane spotkanie po latach z tym, którego imienia nie wolno wymawiać. Co prawda nie mogła odnaleźć swoich beżowych butów na wysokim obcasie pasujących do granatowego zestawu garniturowego, stąd miała minimalne opóźnienie, gdy przemieszczała się zatłoczonymi uliczkami Nowego Jorku, unikając bolesnego podeptania stóp i łokci wbijających się pod żebra. W El Museo del Barrio najpierw powitały ją wesoło migające światełka rozciągnięte na fasadzie budynku, później w przedsionku wysoka, żywa choinka, którą Reyes własnoręcznie udekorowała bombkami oraz łańcuchami, a zapach świeżego igliwia był tak intensywny, że wciąż wywoływał u niej kichanie. Przywitała się z pozostałymi pracownikami, podpytując ich, jak minął im okres świąt, co skończyło się tym, że na jej biurku wylądowały cztery różne blachy z pysznościami; była chyba ulubionym obiektem do dokarmiania swoich kolegów i koleżanek, którzy doskonale wiedzieli, że nie wróciła do domu na Boże Narodzenie, ale taktownie milczeli na ten temat, powtarzając jedynie, że nie chcieli, by jedzenie się zmarnowało, więc przynieśli jej trochę na skosztowanie. To nie były jej pierwsze święta bez Cataliny – to zeszłoroczne Boże Narodzenie było tym pierwszym, gdy przy stole miało zabraknąć jej młodszej siostry, sama Reyes jednak znajdowała się w szpitalu po wypadku, wciąż nieco otumaniona przez leki i dzięki temu udało jej się przetrwać ten koszmarny okres. Nie mogła w pełni uciec przed obchodami, ponieważ cały szpital był pełen ozdób oraz osób przebranych za elfy, które rozdawały prezenty dzieciakom, ale zamknięta w swojej sali czuła się niemal bezpieczna, odcięta od świata zewnętrznego, który teraz atakował ją z całą mocą swoim radosnym nastrojem. Wtedy udało jej się samą siebie oszukać, znieczulić, jednak wiedziała, że w tym roku przyjdzie jej to o wiele trudniej, zwłaszcza gdyby musiała stawić czoło smutkowi w oczach rodziców. Czuła się jak wyrodna córka, kiedy mówiła mamie przez telefon, że nie przyleci do domu, była pieprzoną egoistką i tchórzem umykającym przed rzeczywistością, której nie potrafiła znieść, której nie potrafiła stawić czoła. Nie była gotowa i nie sądziła, by kiedykolwiek miało się to zmienić.
    Jak się okazało, nie była też gotowa na ten dzień.
    — Reyes. — Skinieniem palców przywołał ją dyrektor, który wyglądał na dziwnie spiętego. Zastanawiała się, o co chodziło; w tym okresie nie działo się wiele w muzeum, które było praktycznie puste. — Pamiętasz pana Page’a? Wykazał się niezwykłą hojnością w zeszłym roku, sponsorując odrestaurowanie części budynku. — Z trudem starała się zapanować nad wyrazem twarzy, doskonale wiedziała, w jaką stronę zmierzała ta rozmowa. — Dzisiaj pojawiła się u nas córka pana Page’a, Abigail, razem z towarzyszem. Może zaproponowałabyś im prywatne oprowadzenie po naszych zbiorach? Jest w twoim wieku, na pewno doskonale będziecie się ze sobą dogadywać!
    — Panie dyrektorze, to naprawdę nie jest…
    — Jak cudownie! Właśnie podziwiają Soy Isla od Zilii Sánchez, bez trudu ich znajdziesz. Pamiętaj o uśmiechu! Bądź profesjonalna, ale przyjacielska. To nam zapewni kolejne fundusze… to znaczy kolejnych zapaleńców sztuki! Najważniejsze jest w końcu szerzenie miłości do artyzmu.
    Reyes próbowała bezskutecznie się sprzeciwić, ale dyrektor uciekł. Westchnęła ciężko, zaciskając zęby; momentami czuła się bardziej jak hostessa niż kurator sztuki, za bardzo jednak kochała tę pracę, by wygarnąć mężczyźnie, co o nim myślała. Zakładała, że połowę z tych funduszy przekierowywał do własnej kieszeni, lecz nikt nigdy niczego mu nie udowodnił. Muzeum coraz mniej przypominało miejsce, w którym można było się wyciszyć, zakochać w twórczości artysty, spędzać godziny na delektowaniu się sztuką i szukaniu ukrytych znaczeń w obrazach wypełnionych po brzegi ludzkimi emocjami, za to stawało się bezdusznym biznesem nastawionym na zyski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdziwa pasja ustępowała kapitalizmowi, czego doskonałym przykładem była ilość bogaczy, jakich Reyes była zmuszona oprowadzić po muzeum, ignorując ich dwuznaczne, sprośne komentarze i lubieżne spojrzenia zbyt długo zatrzymujące się na jej krągłościach. Tym razem miała do czynienia z młodą kobietą, więc może nie będzie tak źle.
      Nietrudno było ich zlokalizować w niemal pustym muzeum. Uważnie obserwowała ich mowę ciała, powoli się do nich zbliżając; stali na tyle blisko, że mogłaby ich uznać za przyjaciół, gdyby nie to, że dostrzegała napięcie czające się w ich mięśniach. Widziała jedynie profil kobiety, mężczyzna był do niej odwrócony plecami. Jego sylwetka wydawała jej się znajome… Ale czy po grzbiecie na pewno mogłaby kogoś rozpoznać? Pewnie jej się wydawało… Na zewnątrz rozległ się pisk syreny, obrócił się lekko w jej kierunku i Reyes poczuła, jak uginają się pod nią nogi. Musiała uchwycić się pobliskiej ściany, żeby nie upaść; spomiędzy jej warg wydobył się zduszony, niekontrolowany jęk. Szybko schowała się na korytarzu, przykładając dłonie do klatki piersiowej, jej serce na chwilę zgubiło rytm, a teraz biło zbyt szybko, zbyt mocno. To nie mógł być on, ¡Dios mío!, nie powinno go tutaj być.
      Reyes nie zastanawiała się nad tym, co robi. Po prostu ruszyła biegiem, myślała tylko o tym, że musiała zabrać swoje rzeczy i wydostać się z tego przeklętego budynku. Wcisnęła koleżance kłamstwo, że złapało ją rozwolnienie i musiała jak najszybciej wrócić do domu, ale zanim udało jej się skutecznie przedostać do wyjścia, dopadła ją Jade, jej najbliższa przyjaciółka pracująca w muzeum, która za punkt honoru postawiła sobie zeswatanie Meksykanki z najprzystojniejszym odwiedzającym.
      — Jade, nie teraz… Ja… Pękła mi rura w mieszkaniu i muszę wracać ratować sytuację! — wymyśliła naprędce, usiłując wyminąć kobietę, która zagrodziła jej drogę ucieczki.
      — Absolutnie nie, kochana! Nigdzie się nie wybierasz! Jestem gotowa się poświęcić i pojechać do tej twojej klitki, ale ty zostajesz tutaj. Druga taka okazja ci się nie trafi. Słyszałam, że stary Coleman znowu kazał ci oprowadzać gości, więc poszłam sprawdzić, na jakie tortury cię skazał i przysięgam, tylko zerknęłam na tego przystojniaka i już zrobiło mi się mokro w majtkach! Gdybym nie była mężatką, sama bym się za niego zabrała. Jak długo masz jeszcze zamiar rozpaczać? Musisz znowu zacząć korzystać z życia, a jestem pewna, że ten adonis jest genialny w łóżku. Możesz mi wierzyć, znam się na takich rzeczach. Będzie cię pieprzył tak, że…
      — Zamknij się, Jade — wysyczała Reyes, ale było już za późno. Próbowała wcześniej przekazać na migi koleżance, że powinna trzymać język za zębami, ponieważ Diego właśnie zbliżał się w ich stronę, ale sądząc po jego wyrazie twarzy, usłyszał większą część ich rozmowy. Czuła, jak jej policzki pokrywają się gorącymi rumieńcami, miała ochotę zapaść się pod ziemię z zażenowania. Jade z kolei zerknęła przez ramię i uśmiechnęła się szeroko, po czym mrugnęła do Reyes, jakby wyrządziła Meksykance ogromną przysługę. — Przysięgam, że cię zabiję — wymamrotała Rey pod nosem. Jade odsunęła się, pozwalając przejść Diego, a za jego plecami zaczęła pokazywać gesty wyraźnie sugerujące uprawianie seksu, po czym zniknęła za zakrętem.
      Na korytarzu zapadła niezręczna cisza. Reyes starannie umykała wzrokiem przed mężczyzną, próbując rozważyć swoje możliwości. Powinna rzucić jakimś głupim żartem, który rozładowałby atmosferę? Pozwolić sobie na oklepane hej, Diego, kopę lat!? Czy może udawać, że go nie rozpoznała? Co jeśli to on jej nie pamiętał? Była w końcu tylko głupią, biedną dziewczyną z Meksyku, a od ich spotkania minęło ponad dziesięć lat. Jeszcze dziwniej by było, gdyby utkwiła w jego pamięci… prawda?

      Usuń
    2. — Mogę w czymś pomóc? — spytała wreszcie, starając się przybrać chłodny, profesjonalny ton, chociaż przy ostatnim słowie jej głos zdradziecko zadrżał. — Jeśli szuka pan kawiarni, źle pan skręcił. Musi się pan cofnąć do poprzedniego korytarza i tam skręcić w prawo. Natomiast toalety są tutaj, tylko położone nieco dalej, musi pan jeszcze kawałeczek przejść. Najnowsza wystawa poświęcona Taller Boricua znajduje się w sąsiednim skrzydle. — Reyes umilkła. Zacisnęła dłonie w pięści, czując, jak paznokcie wbijają się we wrażliwą skórę, ale ból nie przyniósł jej żadnego otrzeźwienia. Wirowało jej w głowie. Pragnęła go zobaczyć. Dotknąć. Ponownie posmakować. Czuła się tak, jakby cofnęła się w czasie, jakby znowu była tą młodą, zauroczoną nastolatką, która nie potrafiła złapać tchu, gdy na nią patrzył.

      Reyes
      [Wybacz, trochę poniosło mnie z długością, chociaż starałam się hamować. Zaczęcia nie są moją mocną stroną, ale mam nadzieję, że może być! <3]

      Usuń
  19. Przechyliła delikatnie głową, wpatrując się przez chwilę w ciszy na dotychczas trzymany szal. Zastanawiała się nad tym, czy faktycznie nie był dla niej za ciemny. Podążyła spojrzeniem za ręką mężczyzny i delikatnie uniosła kąciki ust, obserwując, co właściwie robi. Nie miała pojęcia, dlaczego ją zagadnął. Może faktycznie chciał kupić ten szal dla własnej matki, przez co próbował wcisnąć jej coś innego? Nie powinna, ale była ciekawa. Dlatego cofnęła dłoń i sama zrobiła krok do tyłu, tym samym robiąc mężczyźnie wystarczająco dużo miejsca na swobodne przejrzenie rozwieszonych szali.
    Wiedziała, że gdyby Adam dowiedział się o tym, że rozmawia z nieznajomym z pewnością nie byłby z tego zadowolony, ale przecież go przy niej nie było.
    Kiedy wskazał szal w kolorze modraku, Minnie uśmiechnęła się odrobinę mocniej. Musiała przyznać, że na ten również zwróciła uwagę, ale zastanawiała się nad tym, czy kolor nie jest za bardzo wyrazisty. Dotychczas wybierała raczej te stonowane, nie chcąc zwracać na siebie za wiele uwagi. Wiedziała, że może wybierać śmielsze i odważniejsze stroje tylko w obecności męża, ale i wtedy musiała być ostrożna, aby nie uznał, że specjalnie zakłada coś, co można by uznać za wulgarne. Minnie nie uważała, aby w jej szafie znajdowały się ubrania pasujące do tego określenia, ale Adam… Zdarzały się momenty, że był po prostu innego zdania. Minnie wolała z nim nie dyskutować, bo i tak wiedziała, w jaki sposób to się może skończyć.
    — Weźmie pan tamten dla mamy? — Spytała, chwytając wskazany przez mężczyznę szal. W dotyku był równie przyjemny i miękki, co ten poprzedni. Jeżeli chodziło o sam materiał, nie miała do niego żadnych zastrzeżeń. Wyciągnęła dodatek i przyłożyła do twarzy, odwracając się w stronę lustra. Musiała przyznać, że nieznajomy miał rację. Od razu kolor jej własnych oczu stał się bardziej wyrazistszy, żywszy. Uśmiechnęła się do odbicia, a następnie odwróciła ponownie przodem do bruneta. — Ma pan rację, powinien być zachwycony — przytaknęła, przesuwając powoli dłonią po miękkim materiale. — To ma być prezent? — Spytała, odnosząc się do tamtego szala i wspomnieniu przez mężczyznę o mamie — wspominała, że chciałaby szal? — Przechyliła lekko głowę — jeżeli tak to z pewnością będzie trafiony prezent, ale może pomyślałby pan o perfumach lub biżuterii? Nowe kolczyki zawsze wywołują radość. Sprezentowane przez syna na pewno znacznie większą — podpowiedziała z uśmiechem. Ona sama uwielbiała wszelką biżuterię, chociaż, na co dzień wybierała delikatne i skromne wzory. W zasadzie zawsze wybierała to, co skromne. Drogie i markowe, bo było na to stać Adama, ale znała umiar i elegancję. Nie wybierała tych ubrań, które z daleka świadczyły o tym, że są sygnowane znanym nazwiskiem.
    — Nie podejrzewałam, że kupię szal w tak wyraźnym kolorze, ale teraz chyba nie mam wyboru. Sama nie mogę przestać patrzeć na swoje oczy, kiedy on otula moją szyję — powiedziała, zerkając nieśmiało na bruneta. Wyciągnęła dłoń i podała mu ją nieśmiało — Minnie McLaren. Czy w takim przypadku powinnam się jakoś odwdzięczyć? Może pomogę z biżuterią dla mamy? Czy pozostaje pan twardo przy szalu?

    Minnie

    OdpowiedzUsuń
  20. Podskoczyła na dźwięk głosu mężczyzny. Nie usłyszała, że ktoś wszedł do pokoju. Samo zaskoczenie jednak nie było takie stresujące jak fakt, że ktoś zwrócił się do niej prawdziwym imieniem. Odwróciła się szybko upuszczając szmatkę, którą miętosiła dopiero co w dłoniach. Otworzyła usta, żeby zaprzeczyć, ale żadne słowo nie było w stanie się z nich wydostać. Rozpoznała internetowego przyjaciela od razu. Przeszłość uderzyła w nią jak grom.
    Czy był zły, że przestała się odzywać? Czy wiedział, że w Polsce pojawił się jej nagrobek? Czy ma próbować wmówić mu, że wcale nie była tą osobą, za którą ją wziął? Czy nie zdradzi ją głos? Czy powie komuś, że ją widział? Tak wiele pytań wkradło się do jej mózgu wraz z przyśpieszonym biciem serca, ale nie potrafiła odpowiedzieć na żadne z nich.
    Nie tak miało być. Wybrała Nowy Jork, bo fakt, że spotka znajomą twarz w miejscu, gdzie znajduje się tylu ludzi był praktycznie bliski zeru. Jakim cudem była tutaj dopiero kilka dni i od razu natrafia na kogoś z przeszłości, od której musiała uciekać?
    Za to wybawienie przyszło szybciej niż jej milczenie zaczynało być dziwne. Kierowniczka zmiany weszła do pokoju machając ręką na Isę. Zaraz też podeszła do niej i chwyciła za ramię, żeby pociągnąć w stronę wyjścia. W ostatniej chwili schyliła się po szmatkę, którą upuściła.
    - Chodź, Isabelle. Wrócimy tutaj jak pan skończy pracę. Tymczasem zajmiesz się pokojem socjalnym – odparła kobieta uśmiechając się przepraszająco do mężczyzny. - Nie wiedzieliśmy, że ktoś jeszcze będzie w firmie. Proszę spokojnie sobie pracować – dodała wypychając nadal zszokowaną Isę z pokoju.
    Musiała się uspokoić. Przede wszystkim zaczęły w niej walczyć dwie osoby i tylko jednym uchem słuchała kierowniczki, która zaprowadziła ją do małej kuchni, którą miała posprzątać. Automatycznie zaczęła pracować, chociaż jej myśli krążyły w zupełnie inne rejony. Tak bardzo chciała porozmawiać z Diego, wrócić do prawdziwej siebie i chociaż przez chwilę poudawać, że te cztery lata nie miały miejsca. Z drugiej strony słyszała w mózgu ostrzeżenia, że ostatnie co powinna robić to przyznawać się do polskiego pochodzenia i rozmawiać z dawnymi znajomymi. Ale jakie było prawdopodobieństwo, że ktoś mógłby ją znaleźć poprzez Diego? Przecież nawet nie spotykali się w realnym życiu!Z drugiej strony, dostała jasne wskazówki – zostawić przeszłość za sobą.
    I tak biła się z myślami szorując podłogę w kuchni mocniej niż to było konieczne. Nie mogła jednak wyjść z podziwu, że naprawdę trafiła na Villanuevę. Powstrzymywała się, żeby nie wstać z klęczek i nie wrócić do biura, w którym mężczyzna chciał zapewne popracować. Chciała usłyszeć, co u niego słychać, obejrzeć więcej zdjęć i posłuchać tego, co miałby do powiedzenia. Chciała poczuć się znowu normalnie.

    Isa Lee

    OdpowiedzUsuń
  21. Ignorowała rozchodzące się wrzaski, agresywną muzykę, kłótnie i rozmowy, starając się skupić na swoim rozmówcy. Nie przeszkadzał jej ten gwar, wręcz cisza była tym, przed czym uciekała najbardziej. Nie potrafiła się odnaleźć, gdy było zbyt cicho, dlatego to miejsce mimo tylu wad, tak bardzo uwielbiała. Tu nie musiała udawać nikogo, mogła być brutalna, twarda i wulgarna, mogła wyładować swoją wściekłość, irytację słownie, bądź fizycznie i nikt jej nie oceniał, a nawet jeśli to robił, to tylko z aprobatą. Była tutaj pewnego rodzaju gwiazdą, z którą wielu chciało się zmierzyć, pokonać ją, utwierdzając się w przekonaniu, że jednak tak mała kobietka, nie jest w stanie pokonać każdego. A jednak, broniła tytułu, czasem bawiąc się z płotkami, chcąc im pokazać, że to miejsce dla wytrwałych. Zdobyła tu kilku przyjaciół, którzy może i byli spod ciemnej gwiazdy, ale przecież i ona nie była bez skazy. I tutaj w towarzystwie osób, które dla normalnych ludzi byli wyrzutkami, czuła się najlepiej.
    - Widziałeś walczące kobiety, to dla wielu jak mokry sen - stwierdziła, skupiając na nim swój wzrok. - Fakt, brak kisielu i zdecydowanie za dużo ubrań, ale od czego jest wyobraźnia? - Puściła mu oczko, zaraz dopijając napój do końca, oblizując usta i zbliżyła sie znacznie do niego. - Nikt ze stałych bywalców nie łudzi się, że ta whisky jest dobra- wyjaśniła, odsuwając się od niego i machnęła na barmankę, by jeszcze im polała. - Ale strój masz całkiem niczego sobie - dodała, zaraz posyłając delikatny uśmiech.
    Na jego pytanie, delikatnie uniosła brew, po czym instynktownie rozejrzała się dookoła, wzrok na chwilę zostawiając na pustej klatce. No, ktoś musiał i ją wysprzątać.
    - Nie sądzę, żeby tamten facet miał ładną buźkę - mruknęła, choć czuła, że chodzi mu raczej o nią, ogólnie o kobiety, które choć w mniejszości, radziły sobie całkiem nieźle. - Stanął naprzeciw mnie, to już dość ryzykowne. - Złapała za świeżo uzupełnioną szklankę, powoli biorąc większego łyka. - Zapewne ile ludzi, tyle powodów, pieniądze są niezłe, o ile się wygrywa, ale ja obijam te piękne buźki, bo jestem w tym dobra - stwierdziła, zarzucając nogę na nogę. - A ty, Diego, w czym jesteś dobry? - spytała, łapiąc go za rękę. - Możesz mówić mi Iris - mruknęła, po czym zabrała dłoń.
    Nie czuła konieczności podawania mu swojego imienia, nie teraz gdy był obcy. Wiele lat w łapaniu przestępców i jeszcze więcej lat tutaj, nauczyło ją, że nie warto ufać każdemu. I choć mężczyzna wcale nie wyglądał na kogoś, kto mógł być kretem, szukać informacji lub danej osoby.

    Clara aka Iris

    OdpowiedzUsuń
  22. Reyes zadrżała, kiedy tak swobodnie pokonał dzielący ich dystans, naruszając jej przestrzeń. Stał zdecydowanie zbyt blisko jak na obcego gościa odwiedzającego muzeum i omal nie rozejrzała się bojaźliwie, by upewnić się, że nikt ich w tej chwili nie obserwował. Nie potrzebowała kolejnych plotek na swój temat, przez ostatni rok dostarczyła ich wystarczająco dużo, gdy przechodziła rehabilitację i próbowała pozbierać się po druzgocącym wypadku. Gdzieś z tyłu jej głowy zamajaczyła myśl, że przyszedł do El Museo z panną Page, a chociaż Diego nie miał na palcu serdecznym obrączki (miała ochotę sama siebie mentalnie kopnąć, że zwróciła na ten fakt uwagę), nie mogła zignorować faktu, że mogło ich łączyć coś więcej i Abigail nie byłaby zachwycona, widząc swojego partnera w takiej bliskości ze zwykłą kuratorką sztuki. Reyes powinna się cofnąć, ale nie potrafiła tego zrobić; wbrew sobie uniosła wzrok, odnajdując jego twarz. Kiedy go spotkała po raz pierwszy, wciąż balansował gdzieś na granicy męskości, nie był już chłopcem, ale jeszcze nie był mężczyzną, którym miał się stać, a którego właśnie miała przed sobą. Widziała, jak lata spędzone w krajach naznaczonych konfliktami na niego wpłynęły, jak stres odcisnął na nim swoje niezatarte piętno. Nie sądziła, że to było możliwe, ale w jakiś sposób stał się jeszcze przystojniejszy… A może to jej pamięć się zatarła i zapomniała, jaki był atrakcyjny? Jego rysy nabrały ostrości, jego sylwetka ze smukłej stała się bardziej umięśniona, jednak jej uwagę przyciągały nowe zmarszczki, które pojawiły się na jego twarzy. Kiedyś pragnęła być jego ukojeniem, nawet teraz w pierwszym odruchu chciała unieść dłoń i palcami wygładzić zmarszczkę pomiędzy jego brwiami, która uwidaczniała się, kiedy Diego był zaskoczony lub skonsternowany. Minęło ponad dziesięć lat, a ona wciąż go znała i wciąż pamiętała, jak szukał w jej ramionach azylu od straszliwych scen, których był świadkiem w trakcie swojej pracy. Nie sądziła, że tak trudno będzie jej się trzymać z daleka, gdy znowu przed nią stał, ale nigdy nie myślała, że dojdzie do takiej sytuacji. Musiała walczyć ze sobą, by go nie dotknąć, mimo że ich koniec był niezwykle dla niej bolesny.
    — Właśnie tym to dla ciebie było? Dobrym pieprzeniem? — spytała ostro Reyes, nieco zbyt ostro jak na zwykłą pracownicę muzeum, która z uprzejmym uśmiechem na twarzy podyktowała mu odpowiednie kierunki. Nie powinna dać mu się sprowokować, gdyby przybrała zupełnie beznamiętną minę, powtarzając, że nigdy nie miała okazji go spotkać, być może Diego odpuściłby, znudzony brakiem reakcji, tymczasem na złotej tacy dostarczyła mu dowód, że nie tylko go pamiętała, ale jego bliskość i słowa wciąż były w stanie na nią wpłynąć, rozbudzając w niej gwałtowne emocje. Nie dało się ukryć, że mężczyzna był doskonałym kochankiem, chociaż jeszcze wtedy nie miała żadnego porównania; była młoda i nie interesowały ją przelotne znajomości, zdawała się też zupełnie nie dostrzegać rzucanych w jej kierunku spojrzeń kolegów z klasy czy przypadkowych przechodniów. Była skupiona na trzech rzeczach: swojej rodzinie, nauce oraz malarstwie. Kiedy nie siedziała nad podręcznikami, skupiając się zwłaszcza nad angielskim (powtarzała sobie, że to było naiwne marzenie, że nie powinna dawać sobie złudnej nadziei, ale z jakiegoś powodu nie potrafiła zrezygnować z myśli o tym, że pewnego dnia mogłaby studiować w Stanach Zjednoczonych), zamykała się w pustej sali plastycznej, do której dostęp dała jej sympatyczna nauczycielka sztuki, wierząc w jej talent i determinację. Jej stałym towarzystwem było płótno oraz przybory malarskie, jej skóra zawsze była pokryta różnymi barwami, których nie zauważyła i nie zmyła po godzinach spędzonych w pracowni. Gdy kochali się po raz pierwszy, Diego z rozbawieniem ucałował farbę, która jakimś sposobem rozmazała się pod jej obojczykiem, a później za każdym razem, kiedy leżała przy nim naga, szukał kolejnych kolorowych śladów na jej ciele, odnajdując je wargami z zapierającą dech w piersiach czułością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pod wieloma względami Diego był jej pierwszym i nie chodziło jedynie o odebranie dziewictwa przy świetle gwiazd i cichych, pełnych niemal nabożnego zachwytu westchnieniach. Zanim wszystko między nimi się posypało, wierzyła, że to, co się między nimi działo, było wyjątkowe. Piękne. Ich rozstanie powinno było rozwiać jej wątpliwości, tymczasem sama wzmianka o pieprzeniu zadziałała na nią, uderzyła w słaby, wrażliwy mimo upływu lat punkt. Dla niej to nigdy nie był tylko seks. Nawet kiedy poddawali się spalającemu ich pożądaniu, kiedy to namiętność popychała ich w swoje ramiona, nadając ruchom pewnej drapieżności, czuła, że była dla niego ważna. Ale najwyraźniej wszystko było tylko iluzją, a ona nabrała się na jego zapewnienia i pozwoliła sobie uwierzyć, że zależało mu równie mocno jak jej. Tymczasem wyglądało na to, że od początku chodziło mu tylko o zaspokojenie własnych żądz.
      Reyes próbowała odzyskać panowanie nad sobą. Nie była dobrą aktorką, wręcz fatalną. Oczy zawsze ją zdradzały, dlatego uparcie wpatrywała się w punkt gdzieś na lewo od twarzy Diego, licząc, że to pozwoli jej go oszukać.
      — Przykro mi, nie mam pojęcia, o czym mówisz. Najwyraźniej twoje łóżkowe zdolności były tak marne, że nie zapadłeś mi w pamięć. Zupełnie nie kojarzę twojej twarzy… — urwała, po czym przesunęła wzrokiem po jego sylwetce, jakby uważnie ją taksowała, chociaż przecież doskonale znała to ciało. Spędziła wiele godzin na poznawaniu każdego milimetra, najpierw dłońmi, później ustami i językiem. Być może minęło sporo czasu od tamtych chwil, jednak Reyes wierzyła, że wciąż potrafiłaby bez trudu doprowadzić go do rozkoszy, odnajdując odpowiednie miejsca na jego skórze. Sam ją tego nauczył. — …ani całej reszty — rzuciła z kpiącym uśmieszkiem, zerkając na jego krocze, po czym wyprostowała się dumnie, splatając dłonie na klatce piersiowej. Była z siebie dumna. Udało jej się zachować opanowanie, mimo że jej krew wrzała, a jej serce obijało się o żebra w nierównym rytmie.

      Reyes ♥

      Usuń
  23. Najbardziej brakowało jej właśnie ludzi i szczerości. Tak naprawdę nie miała z kim porozmawiać o tym, co się stało i jak się z tym czuła. Cztery lata temu ktoś postawił ją przed faktem dokonanym, gdzie dostała nowe życie i nową tożsamość. Dostała nagrobek i papiery z nowym nazwiskiem i historią. Przez kilka wieczorów uczyła się na pamięć swojego życiorysu, żeby później spalić kartki za pomocą świeczki.
    To wszystko jednak nie spowodowało, że zapomniała. Zniknęła z dnia na dzień, ale jej pamięć została. Tyle osób, z którymi chciałaby porozmawiać, z którymi pragnęła się spotkać. Upewnić się, że wszystko było z nimi w porządku. Diego również należał do grona tych osób, bo chociaż nie spotkali się nigdy poza komunikatorem i kamerką to mężczyzna zaklepał sobie miejsce w jej sercu. Nie miała wielu przyjaciół, ale jeśli już komuś zaufała to dawała z siebie dwieście procent. Dlatego mogła rozbawiać z Villanuevą godzinami, nawet jeśli dzieliło ich tysiące kilometrów. Mogła mieć jedynie nadzieję, że poznał ją na tyle, żeby wiedzieć, że nie urwała kontaktu ot tak, a miały konkretny powód.
    Nie mogła się dłużej oszukiwać, kiedy mężczyzna wszedł do pokoju socjalnego. Chciała, żeby to zrobił i dotarło to do niej w momencie, kiedy zamknął za sobą drzwi. Potrzebowała kogoś z dawnego życia, żeby nie oszaleć, a Diego był przecież godny zaufania. Przecież... nie musiała mu mówić wszystkiego. Nawet nie mogła, żeby przez przypadek nie wciągnąć go w niebezpieczeństwo. Ale czuła, że musi się przyznać, inaczej skończy w szpitalu psychiatrycznym i na nic jej ta nowa tożsamość!- Nie możesz mnie nazywać tak, jak w biurze - stwierdziła cicho wstając nieśpiesznie z podłogi. Wytarła zimne dłonie w czystą szmatkę, którą odłożyła zaraz do wiaderka. Starała się powstrzymywać, ale im dłużej przyglądała się mężczyźnie, tym było jej trudniej. To był Diego! I jeszcze po raz pierwszy spotkała go na żywo! Jaki świat był pokręcony.
    I z taką myślą, zanim zdołała przywołać się do porządku, podeszła szybkim krokiem do mężczyzny i objęła go za szyję. Zupełnie, jakby umówili się na pierwsze spotkanie po latach rozmów przez internet.
    - Diego Villanueva - powiedziała bardziej do siebie niż do niego. - Minęło tyle lat, zmieniłam kolor włosów. Jakim cudem tak szybko mnie poznałeś? - spytała ze szczerym zdziwieniem. Była nawet pewna, że jej głos przez telefon musiał wydawać się inny niż w rzeczywistości. Mężczyzna musiał mieć naprawdę dobrą pamięć do twarzy.

    Isa Lee

    OdpowiedzUsuń
  24. W Meksyku udało im się stworzyć ich własny świat, otoczyli się ochronną bańką, która pozwalała im na kilka godzin zapomnieć o tym, że znaleźli się w samym sercu niebezpiecznego konfliktu, że zdawali się pochodzić z dwóch różnych rzeczywistości, które nigdy nie powinny były się spotkać, że pewnego dnia on miał wyjechać, zostawiając ją tylko ze wspomnieniami niosącymi gorycz, żal i niegasnącą tęsknotę. Nie liczyło się to, że był od niej starszy i nie zostałby zaakceptowany przez jej najbliższych ani to, że jego amerykańscy znajomi widzieli w niej manipulatorkę naginającą jego wolę do własnych, ambitnych celów. Byli po prostu… sobą. Reyes i Diego. Zdarzały się takie noce, kiedy nie potrafiła się zmusić, by wyplątać się z jego ciepłych, zawsze otwartych dla niej objęć, więc przytulała się do niego i szeptem wypytywała go o wszystko: o jego plany i marzenia, o jego życie i rodzinę. Chciała wiedzieć, dlaczego postanowił zostać korespondentem wojennym i narażał swoje zdrowie w odległych krajach dla ludzi, którzy teoretycznie nic dla niego nie znaczyli i kto był jego idolem, niedoścignionym wzorem. Znała go. Znała go, chociaż ich czas był krótki i od samego początku ograniczony, chociaż wykradali dla siebie chwile, czasami mogąc sobie pozwolić tylko na tęskne spojrzenia rzucane z dwóch różnych stron ulicy. Trzymała go w ramionach, kiedy budził się w środku nocy z krzykiem na ustach, głaskała go łagodnie po drżących plecach i szeptem zapewniała, że przy niej był bezpieczny i wszystko się ułoży i… wtedy w szczerze to wierzyła, mając nadzieję, że pewnego dnia skutecznie przegoni wszystkie jego koszmary, ten strach, który zaciskał się na jego gardle, pozbawiając go tchu. Ona przywykła do zagrożeń czających się na ulicach miasta, zdawała się być uosobieniem Meksyku z całym jego pięknem i wadami, z figlarnym, otwartym charakterem i wybuchową emocjonalnością. Kochała ten kraj i pragnęła, by mimo toczącej się wojny, Diego również dostrzegł jego urok. Może miała nadzieję, że dzięki temu jeszcze kiedyś zdecyduje się przyjechać, już nie jako reporter, a jako mężczyzna, którego… być może kochała.
    Irytował ją. Tym swoim uśmiechem, opanowaniem. Ona cała drżała, nie mogąc sobie poradzić z burzą emocji, którą wywoływał jego widok, tymczasem Diego zdawał się być nie tyle niewzruszony całą sytuacją, co nawet rozbawiony jej zachowaniem. Kiedyś lubiła jego spokój; obmywał ją delikatnymi falami, kojąc jej własny, ognisty temperament momentami wymykający się spod kontroli, ale teraz doprowadzał ją do szału. Gdyby znaczyła dla niego coś więcej, czy naprawdę mógłby stać naprzeciwko niej równie odprężony i nieporuszony urazą błyszczącą w jej oczach? Chciała wydobyć z niego jakąś reakcję, cokolwiek, co dałoby jej nadzieję, że nie była mu obojętna, a jednocześnie nie znosiła siebie za podobną oznakę słabości. Minęło ponad dziesięć lat i już dawno powinna była zapomnieć, ile Diego niegdyś dla niej znaczył. Kiedy jednak stał przed nią, znowu zachowywała się jak oczarowana nim nastolatka łaknąca jego uwagi. Było jej z tego powodu wstyd, mimo to jej ciało wciąż zdawało się domagać jego dotyku, nawet jego spojrzenie zdawało się być pieszczotą, od której mrowiła ją skóra.
    — Wiem? — spytała cicho z zagadkowym wyrazem twarzy. Naprawdę wiedziała? — Skąd mogę wiedzieć, Diego? To ty wyjechałeś bez pożegnania, zostawiając mnie ze złamanym sercem i przekonaniem, że nie byłam dla ciebie niczym więcej niż zabawką — zarzuciła mu, nawet nie próbując ukryć bólu. Była rozdarta. Pamiętała ich rozstanie z najmniejszymi szczegółami, a jednak pewność Diego i stanowczość zawarta w zaledwie czterech słowach sprawiały, że pragnęła mu uwierzyć. — Kim dla ciebie byłam, Diego? — szepnęła. Wściekała się na siebie, że tak bardzo się przed nim odsłaniała, ale nie umiała przestać. Potrzebowała odpowiedzi. Minęła dekada, a on mimo to wciąż potrafił mącić jej w głowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby był dla niej tylko przelotną znajomością, już dawno udałoby jej się wymazać resztki jego obecności ze swojego życia, tymczasem wspomnienia nie straciły na swojej intensywności, podobnie jak uczucia, które przez wszystkie te lata żarzyły się pod popiołem, by teraz na nowo rozbłysnąć jaśniejszym płomieniem. Chwytała się drobnych rzeczy; nawet tego, że wciąż pamiętał o jej zamiłowaniu do malowania, ponieważ gdyby wykorzystywał ją tylko do fizycznej przyjemności, nie zapamiętałby dotyczących jej szczegółów.
      — Nie mów tak do mnie — wymamrotała, odwracając wzrok. Rey sugerowało zażyłość. Kiedyś uwielbiała sposób, w jaki wypowiadał to zdrobnienie, z miękkością i czułością, od których dosłownie się rozpływała, a jej serce napełniało się radością. Teraz nie byli na tyle blisko, by pozwalać sobie na podobną poufałość. Oboje się zmienili. Nie była dłużej młodziutką Meksykanką marzącą o wielkim świecie, przeszła przez wiele trudnych chwil, z których część omal jej nie złamała, a Diego wtedy przy niej nie było. Już jej nie znał. A chociaż trudno było jej to zaakceptować, ona prawdopodobnie nie znała już jego.
      Reyes wzdrygnęła się, kiedy Diego został od niej odciągnięty. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak blisko siebie znowu się znaleźli i ona na to pozwoliła, poddając mu się w tym dziwnym tańcu, który prowadzili. Skuliła się w sobie, słysząc wyższość czającą się w słowach blondynki, która najwyraźniej była przyzwyczajona do wydawania poleceń, które natychmiast były spełniane. Reyes zapiekły policzki od jej lekceważącego spojrzenia. Zrobiła krok do przodu, otwierając usta, jakby była gotowa się odgryźć, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. Za bardzo lubiła tę pracę, żeby ją stracić z powodu wrednej księżniczki; była przyzwyczajona do obcowania ze snobami, którzy w mało delikatny sposób odnosili się do jej pochodzenia albo pozwalali sobie na lubieżne przytyki, od których cała czuła się brudna. Mogła to znieść.
      Reyes nie spodziewała się ulgi, jaką odczuła, kiedy uświadomiła sobie, że Diego nie umawiał się z blondwłosą, zimną pięknością, która zdawała się być pod każdym względem jej przeciwieństwem, jednak zaraz została ona zastąpiona przez złość.
      Braciszku? — powtórzyła powoli, kładąc mocny nacisk na każdą sylabę. — Powiedziałeś mi, że masz tylko młodszego brata — zauważyła z wyrzutem, w jej jasnych tęczówkach lśniły poczucie zdrady i zranienie. — Ile z tego, co mi powiedziałeś, było prawdą?! A może jednak wszystko było kłamstwem?! Dobrze się bawiłeś, patrząc, jak spijam każde słowo padające z twoich ust?! — warknęła, coraz trudniej było jej nad sobą zapanować, a jednak kolejne słowa wypowiedziała cicho, z wyraźnym bólem: — Czy… czy cokolwiek z tego było w ogóle prawdziwe?
      Była taka głupia, że dała się nabrać. Sądziła, że przynajmniej kiedyś go znała, tymczasem przez cały czas była w błędzie. Najwyraźniej nawet jego nazwisko brzmiało inaczej; w końcu dyrektor nazwiska wspominał o córce pana Page’a, a książeczka czekowa wciśnięta w ręce Diego wyraźnie sugerowała, że miała do czynienia także z jego synem. Czyżby Diego Villanueva nigdy nie istniał, będąc jedynie historyjką, jaką jej wcisnąć, aby ją omamić?

      Reyes

      Usuń
  25. Kiedy już pierwsza euforia minęła, Isabelle odsunęła się od mężczyzny, nie chcąc wypaść na totalną wariatkę. Już i tak nią była biorąc pod uwagę niedawne zachowanie, ale tak bardzo ucieszyła się z tego zaskakującego spotkania. Owszem, była jednocześnie przerażona, ale też nie mogła wyzbyć się tego miłego uczucia, które wtargnęło do jej serca widząc znajomą twarz.
    Pytanie nieco pomniejszyło jej uśmiech, a już na pewno zniknęły delikatne iskierki z oczu. Pokręciła przecząco głową, jakby nie bardzo wiedząc jak mogłaby to wszystko wyjaśnić. Na pewno nie tutaj, gdzie wokół kręciło się mnóstwo ludzi, a ściany często miały uszy.
    - Marii już nie ma, Diego. Na pewno nie mów nikomu, że ją spotkałeś albo, że wydawało ci się, że ją widziałeś - odparła cicho i przez chwilę smutek ogarnął nie tylko jej twarz, ale całe ciało. Nie chciała jednak poddać się smutnym przemyśleniom. Zaraz pojawiłoby się rozgoryczenie, strach. Po co przechodzić kolejny raz przez to wszystko?
    - Ale z Isabelle Lee też można podyskutować o wielu sprawach - zapewniła unosząc wzrok na twarz mężczyzny, jakby czekając na jego zgodę. Że nadal mogą się przyjaźnić, tylko zapominając o tym, co było kiedyś.
    W końcu cztery lata to szmat czasu. A każdą przyjaźń można było zawierać od podstaw. Kobieta wbrew pozorom niewiele się zmieniła. I nie chodziło o wygląd zewnętrzny. Przefarbowanie włosów było najłatwiejszym elementem przemiany i to powiedziałby chyba każdy na jej miejscu.
    Ona musiała zmienić to, co sprawiało jej najwięcej szczęścia. Zostawić za sobą muzykę, rodzinę i przyjaciół. Charakter wciąż pozostawał ten sam, chociaż kobieta była bardziej wycofana i nieufna. Chociaż strach wydawał się towarzyszyć jej przez nowe życie na każdym kroku, to jednak Isabelle była bardziej odważna niż wcześniej. Byłoby ją stać na więcej, być może i poświęciłaby więcej.
    - Możemy się później spotkać? W jakimś innym miejscu? - zapytała po chwili. Dotarło do niej, że bała się odpowiedzi odmownej. Diego przecież poznał ją i mógł zakończyć ich spotkanie, tak jak ona zakończyła ich przyjaźń lata temu. Więcej się nie odezwać. I nie miała prawa mieć do niego żadnych pretensji.
    A jednak drżała na myśl, że może to zrobić.

    Isa Lee

    OdpowiedzUsuń
  26. Zdziwiło ją nieco to nagłe pytanie. Czy uciekała? Kiedyś zadawała sobie to pytanie dość często, chcąc zrozumieć, co tak naprawdę dzieje się w jej umyśle, jednak teraz to było dla niej oczywiste. Nie uciekała, a wręcz przeciwnie, mierzyła się z rzeczywistością, tą najokrutniejszą, która odebrała jej ukochanego. By dowiedzieć się, dlaczego nie mogła być jak kiedyś. Szukając odpowiedzi w mroku, samemu trzeba pobrudzić w nim palce i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Nie miała nic przeciwko, może nawet wręcz przeciwnie, życie tutaj bardzo jej odpowiadało. Tęskniła za rodziną, dlatego często obserwowała mieszkanie swoich bliskich, upewniając się, że nic im nie grozi, że są bezpieczni, ale żyjąc daleko od nich, mogła ich w ten sposób chronić. Nie mogła pozwolić, by jej oczy ujrzały jeszcze jeden koszmar, kolejne odbierane życie. Z wyjątkiem tego, które zabierze sama.
    - Uciekam? - mruknęła, posyłając mu delikatny uśmiech. - Ależ skąd. Prędzej to stąd się ucieka. Gdybym chciała gdzieś zwiać, zapewne byłyby to jakieś ciepłe kraje - stwierdziła, zaraz wzruszając delikatnie swoimi ramionami. - Plaża, piasek, przystojny kelner przynoszący mi smaczny alkohol, takie klimaty.
    Ale Clara nie zamierzała uciekać. Nawet po dokonaniu swojej zemsty, dla której żyła. Czasem zastanawiała się co potem, a jedyną opcją wydawało się jej więzienie, kolejna walka o przetrwanie. Nie była na tyle silna, by zabójców wysłać za kratki, to nie przyniosłoby jej spokoju ducha, sprawiedliwości, a przynajmniej tak czuła obecnie. Była wściekła, ból i agresja paliły ją wewnątrz, nie pozostawiając miejsca na litość dla tych, którzy zniszczyli jej świat. Innych starała się w to nie mieszać, udawać, że wcale nie chce zaprzedać duszy diabłu.
    - Korepetycje? - spytała zainteresowała, uważnie przyglądając się Diego, mierząc go od stóp do głów po raz kolejny, oceniając jego możliwości. Choć to tylko przypuszczenia, ale według niej rokowały bardzo dobrze. - Tu na pewno znajdziesz najlepszych. Mogę dać ci kilka rad. Po pierwsze, oficjalne szkółki są do dupy, wiem co mówię, trenowałam 15 lat, a tu sprali mnie na kwaśne jabłko. Po drugie, to właśnie w takich melinach powinieneś szukać twardzieli, którzy nauczą cię jak wygrać, a nie jak zadawać ciosy. - Puściła mu oczko. - Tylko mierz wysoko, żebyś faktycznie się czegoś nauczył, a nie robił za worek treningowy - zaśmiała się cicho.

    Clara

    OdpowiedzUsuń
  27. - Jestem pewna, że będzie zadowolona – uśmiechnęła się. Wychodziła z takiego założenia, bo apaszka, która ostatecznie miała trafić do matki nieznajomego, przecież jej też się podobała, a jak wiadomo; Minnie McLaren gust miała dobry. Pytanie tylko, czy starsza kobieta miała podobne upodobania. Brunetka podejrzewała, że mogło tak nie być, ale skoro jej syn stwierdził, że ten konkretny szal się kobiecie spodoba, Minnie nie miała za wiele do powiedzenia w tej kwestii, mogła jedynie potwierdzić wybór, bo szal rzeczywiście był ładny. Ot, co. – Oczywiście, nie ma, co robić sztucznego tłumu, zwłaszcza, że zdecydowanie mamy wybrane rzeczy – uśmiechnęła się pogodnie.
    Trzymając już w dłoni torebkę ze spakowanym zakupem, uśmiechnęła się odrobinę szerzej, słysząc słowa mężczyzny. Może i faktycznie mogłaby założyć od razu ten szal, ale czy to nie byłoby nieodpowiednie? Nie dość, że posłuchała rady nieznajomego i teraz jeszcze miała by dla niego, ubierać owy zakup? Nie wydawał jej się początkowo podrywaczem, ale teraz? Zmrużyła tylko delikatnie powieki, skinąwszy głową.
    - Mogę pomóc – powiedziała, decydując się jednak na dłuższe spędzenie czasu z nieznajomym mężczyzną. Zwłaszcza, że nie było w tym nic niestosownego, prawda? Sama również zamierzała sobie coś kupić. Była pod tym względem rozpieszczona przez swojego męża, a zakupy faktycznie potrafiły sprawiać jej prawdziwą przyjemność. Skoro miała udostępnione karty, nie wahała się nad tym, czy może z nich skorzystać. Sam zresztą lubił, gdy wyglądała dobrze i elegancko, a do tego były potrzebne różne, dodatkowe rzeczy. Jak szal czy odpowiednio dobrane świecidełka. – Ale musi mi pan opowiedzieć o swojej matce – zaczęła, kiedy zmierzali powoli w stronę sklepu jubilerskiego – co lubi? Nosi jakąkolwiek biżuterię? Jaki ma charakter, jaki znak zodiaku? Może dobierzemy coś pod jej horoskopowy kamień – zaproponowała z delikatnym uśmiechem – nie wierzę w takie rzeczy, ale czasami po prostu te kamienie mają w sobie coś ładnego – dodała, bo faktycznie nie była jedną z tych kobiet, które podejmowały decyzje w swoim życiu dopiero po przeczytaniu horoskopu. Może gdyby tak robiła uniknęłaby wielu rozczarowań i trosk, ale… Kto wie. W każdym razie, Minnie spoglądała na Diego i uśmiechała się, wciąż zachęcając go do tego, aby powiedział coś więcej o swojej mamie – o i jeszcze ważne. Jaki ma kolor karnacji? Zbliżony do pana? Muszę wiedzieć, czy będziemy wybierać w złocie czy w srebrze – dodała jeszcze tonem znawcy, uśmiechając się pogodnie.

    Minnie

    OdpowiedzUsuń
  28. [Podoba mi się to powiązanie przez rodziny! Powiedz mi tylko, bo kartę zinterpretowałam tak, że Diego o rodzinnej spuściźnie dowiedział się niedawno, jak bardzo niedawno to było? Czy np. Audrey mogła słyszeć o rodzinie Page'ów zanim Diego wszedł do tego światka bogaczy, czy już od lat bryluje w towarzystwie? Myślałam o wrzuceniu ich na jakiś oficjalną imprezę, bankiet, coś takiego :D Widzę, że jesteś na urlopie, także czekam cierpliwie w kolejce, a ewentualnie, jak się dogadamy, mogę zacząć i coś posłać!]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Dopiero potem zauważyłam odpowiedź pod opowiadaniem. W takim razie do ustalenia wątku po urlopie zapraszam do kontaktu na panna.frank@gmail.com !]

      Usuń
  29. [To ja przychodzę do Diego :D Co tam u niego?]

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  30. [Oczywiście, że nadal mam chęć tworzyć z wami historię, bo jestem bardzo ciekawa, gdzie nas to wszystko zaprowadzi i z niecierpliwością czekałam na ten odpis <333]

    Reyes chciałaby się dowiedzieć, co sprawiło, że tak bardzo się zmienił, że na każdy wybuch jej emocji odpowiadał coraz większą obojętnością, że zdawał się coraz bardziej zapadać w sobie pod wpływem jej oskarżeń, zamiast z nią walczyć z pasją, która niegdyś go wypełniała. Gdzie się podział ten mężczyzna, który zachęcał ją do spełniania własnych ambicji, który rozpalał ją do czerwoności jednym spojrzeniem, jednym muśnięciem, który miał w sobie wszystko z wyjątkiem tej przeklętej bierności, którą teraz jej pokazywał? Czy to ona źle go oceniła? Znali się w końcu krótko, może zawsze miał w sobie tę odrętwiającą pasywność i beznamiętność, a ona tego nie dostrzegła pod wpływem intensywności przeżywanego zauroczenia? Kiedyś była pewna, że Diego był jej, ale ta pewność topniała coraz bardziej podczas ich pierwszego spotkania od ponad dekady. Odgrodził się od niej murem.
    — Nie potrzebowałam wiecu pożegnalnego, potrzebowałam tylko ciebie. Nawet przez myśl ci nie przeszło, żeby zostawić jakąś wiadomość? Wystarczyłaby głupia kartka z jednym, naprędce nabazgranym słowem, cokolwiek byłoby lepsze od tej ciszy i od dowiedzenia się od przypadkowej osoby, że już cię nie ma w Meksyku — odparła Reyes ostro, mrużąc oczy. Potrafiła zrozumieć, że się wystraszyli, że decyzja została podjęta odgórnie, potrafiła zrozumieć, że nawet gdyby miał wybór, zdecydowałby się polecieć, ponieważ sytuacja zrobiła się dla niego zbyt niebezpieczna i jej również zależało na tym, żeby cały i zdrowy powrócił do swojej rodziny, ale… Czy naprawdę nie mógł zrobić więcej? Wystarczyłoby, by zostawił krótką wiadomość w miejscu zamieszkania albo przekazał ją komuś przy wymeldowywaniu się. A jeśli w tym całym chaosie zapomniał, mógł… — Mogłeś wysłać do mnie list, wiedziałeś, gdzie mieszkam. Albo mogłeś… mogłeś mnie poszukać. Wrócić chociaż na chwilę, kiedy sytuacja się uspokoiła — szepnęła, jakby opadła z sił do walki, jakby nawet ona zdawała sobie sprawę, jak idiotycznie to brzmiało. Bo dlaczego miałby wracać do Meksyku? Dla dziewczyny, która nie mogła dać mu przyszłości, która liczyła się tylko przez krótką chwilę, bo wtedy mogła dać mu ukojenie, ale poza tym nie miała wystarczająco wiele do zaoferowania? Czekała na niego. Mimo wszystko czekała, sądząc, że będzie chciał ją odnaleźć, że chociaż część ze złożonych w chwili uniesienia przysiąg była prawdziwa. Minął rok, zanim odpuściła, uświadamiając sobie, że wspólna przyszłość, którą planowali wbrew okolicznościom, była tylko iluzją, marzeniem, które nigdy nie miało się spełnić.
    Reyes wydawało się, że była przygotowana na wszystko, że potrafiła przewidzieć każdą jego reakcję na własne słowa, lecz tego się nie spodziewała; wstrzymała oddech, gdy bez wahania pokonał dzielącą ich odległość, a ciepło jego dużych dłoni ujmujących jej twarz na chwilę ją obezwładniło, sprawiając, że zastygła w miejscu, nie próbując mu się wyrwać czy przed nim cofnąć. Nieśmiało uniosła wzrok na jego twarz przekonana, że doskonale słyszał dudniące w jej piersi serce, a jej palce owinęły się wokół jego nadgarstków, delikatnie kreśląc kółeczka na skórze. Pod jego łagodnym spojrzeniem wciąż miękły jej kolana i w tym momencie mimo wszystko cieszyła się, że nie zareagował złością na jej złość, w zamian dając jej ten ostrożny, nieco niepewny dotyk; jakby Diego pamiętał, jak to było ją dotykać, ale nie był przekonany, czy dalej potrafił to zrobić.
    W jej oczach błysnęło zranienie, kiedy jej wątpliwości nazwał głupotami. Miała przecież prawo do sceptycyzmu, a on niczego jej nie ułatwiał, decydując się raczej na lakoniczne zapewnienia wyzute z uczuć. Nie znosiła, kiedy traktował ją protekcjonalnie, kiedy w taki sposób zbywał jej wahanie, zamiast dać jej poczucie większego bezpieczeństwa i pewności. Tylko czy teraz nie byli dla siebie po prostu obcymi ludźmi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ta piękna główka nie musiałaby tworzyć równie niedorzecznych historii, gdybyś nie dał jej ku temu powodów — wymamrotała Reyes, czując się zdradzona przez ten czuły dotyk, który stał w sprzeczności ze słowami i zachowaniem. Jej serce zaczynało bić szybciej, gdy zapewniał ją, że wszystko było prawdziwe, a później wylewał na jej głowę kubeł zimnej wody za pomocą lekceważącego, pobłażliwego tonu. Mimo to nie potrafiła stać spokojnie, gdy się od niej odsuwał; zareagowała instynktownie, niemal natychmiast łapiąc go za umięśnione przedramię, zatrzymując go, jakby bała się, że zamierzał ją teraz zostawić i opuścić muzeum.
      — Nie idź. — Nienawidziła tego, że jej głos zadrżał, zdradzając słabość, nienawidziła tego, jak palcami wczepiła się w jego ramię, próbując go zatrzymać chociaż na sekundę dłużej, nienawidziła tego strachu, który ścisnął jej serce, zamrażając krew krążącą w żyłach. Powinna wzruszyć ramionami, uśmiechnąć się krzywo, pomachać mu na do widzenia i udawać, że zobaczenie go po tylu latach nie wywarło na niej najmniejszego wrażenia, tymczasem wciąż przypominała tę młodą dziewczynę, która odwlekała każdy moment pożegnania po wspólnie spędzonej nocy, jakby obawiała się, że to będzie ich ostatni raz. — Nie możesz zrobić mi po raz drugi tego samego. Nie możesz tak po prostu pojawić się przede mną, znowu wstrząsnąć moim życiem, a później zniknąć bez słowa. — Pragnęła, by w jej słowach zabrzmiała niezłomna stal, nieznoszące sprzeciwu żądanie kobiety znającej swoją wartość, tymczasem bardziej przypominało to prośbę kogoś, kto nie chciał po raz drugi zostać zraniony. Nie powinna głośno przyznawać się do tego, jak bardzo jego widok na nią wpłynął, wytrącając ją z równowagi, przywołując w jej głowie wspomnienia tych wszystkich dobrych i złych chwil, żarliwych pocałunków i ognistych kłótni, po których godzili się w jeszcze bardziej intensywny sposób. Diego już przejrzał jej grę, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że natychmiast go rozpoznała, wszystko, co było z nim związane, wypaliło trwały ślad na jej duszy, lecz przyznanie się do tego na głos zdawało się przypieczętowywać to, co czuła, a czego nie potrafiła wyrazić, wstrząśnięta siłą, z jaką oddziaływały na nią emocje. Przecież wiedziała, oboje wiedzieli, że ich relacja od samego początku przewidywała dla nich okrutne zakończenie, mogli się oszukiwać, mamić słodkimi obietnicami wypowiedzianymi pod wpływem chwili i wciąż rozgrzanych ciał, jednak mieli świadomość, że czekało ich bolesne rozstanie naznaczone żalem oraz tęsknotą. Już dawno temu powinna była o nim zapomnieć. Nie miała prawa się na niego wściekać, nie po tylu latach wypełnionych zupełnie innymi doświadczeniami i nowymi ludźmi, a mimo to… Mimo zmian, które w nich zaszły, mimo nowych ran, mimo tego, że brakowało im tej młodzieńczej butności i naiwności, czuła się tak, jakby od ich ostatniego spotkania minęło zaledwie kilka tygodni. Nie umiała wytłumaczyć, dlaczego tak bardzo próbowała go zatrzymać. Czy to mogło cokolwiek między nimi zmienić? Czy nie lepiej byłoby zostawić wszystko w przeszłości? Rozsądek podpowiadał jej, że takie rozwiązanie byłoby najlepsze, że upłynęło zbyt dużo czasu, by mieli szansę odbudować tę relację, nawet na fundamentach czystej przyjaźni, lecz kiedy chodziło o Diego, Reyes nigdy nie kierowała się chłodną logiką oraz rozwagą. To nie było najlepsze miejsce na roztrząsanie zawiłości ich znajomości, dlatego niepewnie ujęła go za dłoń, splatając ich palce razem, po czym łagodnie pociągnęła za sobą, prowadząc w głąb korytarza. Nie wiedziała, jak Abigail zareaguje na zniknięcie brata po odstawieniu swojego przedstawienia, lecz nie interesowało ją to w tej chwili, pragnęła jedynie znaleźć cichy kącik ukryty przed wścibskimi spojrzeniami, gdzie mogliby… właściwie sama nie wiedziała co. Przecież między nimi niczego już nie było.

      Reyes

      Usuń
  31. Hej! Błądziłam sobie trochę po kartach i tak się składa, że tutaj na dłużej zatrzymał mnie zawód korespondenta wojennego, jako, że jestem łasa na wszystko, co z wojskowością związane. Podoba mi się, jak zawarłaś ciężar spoczywający na barkach Diega w tytule karty - już od początku wiemy, że mamy do czynienia z człowiekiem, który w życiu widział zdecydowanie zbyt wiele - i byłam bardzo ciekawa, jak nam go przedstawisz.
    Zastanawia mnie też, co dokładnie pchnęło Villanuevę do obrania tej konkretnej ścieżki kariery, bo nie do końca chce mi się wierzyć, że była to tylko i wyłącznie jego ogromna ambicja. Fakt, że jest skłonny do poświęcenia swojego dobra dla dobra swoich artykułów trąci mi znacznie silniejszą motywacją, być może czymś uwarunkowanym moralnie? To jednak tylko i wyłącznie moje gdybanie, popraw mnie jeśli się mylę.
    Znalazłam między naszymi szkrabami parę punktów zaczepienia i nie ukrywam, że bardzo chciałabym porwać Diega do wątku; mogę nawet mieć w zanadrzu pomysł na całkiem interesujące powiązanie z przeszłości... Daj znać, czy znajdzie się jeszcze u Ciebie miejsce dla mnie i Ocey, a ja zdradzę, co chodzi mi po głowie. ;D


    OCEANA RODRIGUEZ

    OdpowiedzUsuń
  32. Nie była pewna czy na pewno dobrze robi. Powinna iść w zaparte i twierdzić, że nie wie kim jest Maria. Nie wie kim jest Diego. Z kimś ją pomylił. Tak powinna wyglądać jej odpowiedź. Mogłaby wtedy wrócić do pracy i starać się znowu zapomnieć. O przeszłości i o tym, kim była. A zmieniło się przecież wszystko z wyjątkiem jej serca. Stała się nawet bardziej odważna. Wcześniej jej świat nie był ograniczony, ale z całą pewnością wyglądał inaczej. Była w nim rodzina i muzyka. Wtedy niczego więcej nie potrzebowała. Teraz dotarło do niej, że i bez wszystkiego można było nadal żyć. Tylko... co to za życie?
    Serce zabiło jej mocniej, kiedy Diego pozytywnie podszedł do ich ewentualnego spotkania. Nie powiedziała mu praktycznie nic, co chociaż w małym stopniu wyjaśniłoby całą tę dziwną sytuację, a mimo to nie zniknął. A przynajmniej jeszcze nie. Isabelle powinna trzymać całą prawdę wyłącznie dla siebie, ale nic nie mogła poradzić na to, że potrzebowała nieco przeszłości żeby całkowicie nie zwariować. Zaczęła chłonąć ją garściami, co z całą pewnością nie przyniesie niczego dobrego.
    Drgnęła mimowolnie, kiedy szefowa zmiany znowu pojawił się przed jej oczami. Nagłe wtargnięcie kobiety nieco ściągnęło ją na ziemię. Nie chciała mieć kłopotów i nie powinna ich szukać. Miała nie rzucać się w oczy, wykonywać swoje obowiązki i żyć z dnia na dzień. Teraz zdawało się, że robiła wszystko na odwrót. Schyliła się więc po wiadro zapełnione chemią, gotowa do dalszej pracy.
    - Kameralne, dwuosobowe grono będzie świetne – odpowiedziała mimowolnie się uśmiechając. Była gotowa spełnić swoje obowiązki w ekspresowym tempie, żeby nie spędzić w tym biurze całej nocy. - Mogę zaprosić cię na późną kolację. Jeśli nie boisz się odwiedzać samotnych, obcych kobiet – dodała z niejakim błyskiem w oku. Podała mu jeszcze swój tymczasowy adres. Wiedziała, że było to bezpiecznie, bo za kilka dni już jej tam zapewne nie będzie. Może i nie mogła się pochwalić luksusami w naprawdę małym mieszkaniu na ostatnim piętrze starszej kamieniczki, ale stare schody przeciwpożarowe robiły wrażenie na każdym. No i miała stół... Mikroskopijny, ale miała!
    - I tej ślicznotki nie zapomnę – zastrzegła mijając go. Uśmiechnęła się jednak dając mu znać, że wcale się nie obraziła. Musiała jednak wracać do pracy zanim dostanie oficjalne ostrzeżenie. I miała oczywiście pretekst, żeby się uwijać. Co prawda nie miała w lodówce nic, czym mogłaby poczęstować gościa, więc musiała pamiętać o kupieniu czegoś na wynos. Jedyne co mogłaby zaserwować to puszki z jedzeniem dla kota, a one chyba nie każdemu przypadłyby do gustu. Nawet jeśli miały w sobie wysoką zawartość mięsa i pożywnych składników.

    Isa Lee

    OdpowiedzUsuń
  33. Reyes nie umiała rozszyfrować zachowania Diego. Najpierw był zupełnie rozluźniony, jakby nie widział jej po raz pierwszy od wielu lat, później zirytował się, gdy padły z jej strony pierwsze oskarżenia o to, że nigdy mu na niej nie zależało, a teraz wycofywał się, powtarzając, że nie powinni byli składać sobie żadnych przysiąg i sugerował, że nigdy nie powinna była się do niego zbliżyć.
    — Cisza była najlepszym rozwiązaniem dla kogo, Diego? — zapytała Reyes z wyraźnym oskarżeniem błyszczącym w jej błękitnych tęczówkach. Oboje znali odpowiedź na to pytanie. — Egoistycznie wybrałeś wyjście, które zwalniało cię z odpowiedzialności. Nie musiałeś się ze mną żegnać, nie musiałeś spojrzeć mi w oczy i przyznać, że wszystkie twoje obietnice były kłamstwem, że to nigdy nie miało prawa się ziścić, ale ja to już od dawna wiedziałam, Diego. Nie wymagałam od ciebie wspólnej przyszłości, mimo że o niej marzyłam i przez krótką chwilę miałam nadzieję... Chciałam mieć szansę pocałować cię po raz ostatni i zamknąć ten rozdział tak, jak powinniśmy byli to zrobić, a zamiast tego czekałam na ciebie, podczas gdy ty zdecydowałeś się na tchórzliwe rozwiązanie. — Zastanawiała się, czy byłoby jej łatwiej, gdyby była przekonana, że o niej zapomniał. Wtedy mogłaby po prostu zaakceptować fakt, że błędnie ulokowała swoje uczucia, nieopatrznie wybierając pendejo na swojego pierwszego kochanka, tymczasem nie potrafiła zrozumieć jego postępowania. Upierał się, że ich wspólnie spędzony czas był prawdziwy, że zależało mu na niej równie mocno, jak jej zależało na niemu, a mimo to porzucił ją w najgorszy możliwy sposób.
    — A teraz jesteś pewny, jak będzie wyglądać twoje życie? Wiedziałeś, że odnajdziesz swojego ojca, który okaże się być bogaczem? Wiedziałeś, że spotkasz mnie dzisiaj w muzeum? Nikt z nas nie jest w stanie zaplanować swojej przyszłości, więc nie rozumiem, dlaczego tak bardzo upierasz się, że nasze obietnice z wtedy nie miały znaczenia. — W jej głosie nie było już nic poza zmęczeniem. Nie chciała się z nim kłócić, nie chciała znowu przeżywać tych wszystkich negatywnych emocji, które towarzyszyły jej w momencie, gdy uświadomiła sobie, że Diego już nie wróci i nie była dla niego wystarczająco ważna, by zostawił nawet głupią wiadomość z informacją, że wraca do Stanów Zjednoczonych. Wcześniej nie wierzyła w to, że mógłby ją wykorzystywać, że zależało mu jedynie na fizycznej przyjemności w ramionach młodszej, jeszcze naiwnej partnerki, ale wtedy poczuła się tak, jakby naprawdę zabawiał się jej kosztem, chociaż chciała wierzyć w to, że na zawsze zamknie jej malutką cząstkę w swoim sercu, tak jak ona zrobiła to z nim. Mijały lata, lecz nigdy nie traktowała go jak tylko miłe wspomnienie, był dla niej czymś więcej, mimo że nie potrafiła do końca tego nazwać. — Nie powierzyłam ci siebie, Diego. Umiem sama o siebie zadbać. Nigdy nie prosiłam cię o stabilizację, nigdy nie chciałam, żebyś zapewnił mi bezpieczną przyszłość albo dla mnie zrezygnował ze swoich pasji i ambicji… — Dlaczego jej nie rozumiał? Dlaczego nie wiedział, że nie zależało jej wtedy na pewności, zależało jej jedynie na tym, by z nim być i możliwe, że była głupia, skoro w przeciwieństwie do wielu kobiet nie marzyła o ustatkowaniu się i wygodnym życiu, jednak najwyraźniej zapomniał, że ona również była wolnym duchem. Była na tyle szalona, by wybrać się w samotną podróż autostopem po USA jako dziewiętnastolatka, w dodatku Latynoska. Zrezygnowała ze swojej rodziny, języka, kultury i znajomego otoczenia, by spełniać marzenie o zostaniu artystką i przeprowadziła się do obcego kraju, który nie był jej przychylny. Miała w sobie ten sam pierwiastek szaleństwa co Diego, ich dusze były podobne, być może dzięki temu tak szybko udało im się złapać bliski kontakt, który przeistoczył się w magnetyzm i głęboką więź. Co się z nimi stało? Dlaczego tak trudno było im się teraz ze sobą porozumieć, dostrzec, że nadal wiele dla siebie znaczyli, choć nie potrafili tego wyrazić za pomocą słów? Zostawały im tylko gesty, Reyes pozwoliła, by to dotyk zaczął przemawiać za nią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — A masz ważniejsze rzeczy do robienia? Ty też spieszysz się na zajęcia z pilatesu? — zakpiła, odwołując się do słów jego siostry. Nadal trudno było jej uwierzyć, że ta nadąsana, zarozumiała blondynka należała do członków jego rodziny. Nie zazdrościła mu niedzielnych obiadków. — Cały czas mówisz mi, czego nie muszę i nie powinnam robić… Dekadę temu też byłeś taki irytujący czy to twoja nowa cecha? — rzuciła Rey, zerkając na niego przez ramię, a w jej oczach rozbłysły złośliwe iskierki. — Dyrektor muzeum był tak miły, że udostępnił mi niewielką przestrzeń, którą przerobiłam na swoją pracownię malarską. Tam idziemy — poinformowała go, chociaż wciąż nie zdecydowała, czy to był dobry pomysł. Nikogo tam nie wpuszczała, to była dla niej niezwykle ważna, intymna przestrzeń. Wszystkie jej obrazy były niezwykle osobiste, opowiadały jej własną historię i emocje, czułaby się zupełnie obnażona, gdyby ktokolwiek wszedł do środka… A ona chciała tam zaprowadzić właśnie Diego. Chyba do końca zwariowała.

      Reyes

      Usuń
  34. Była zmęczona. Inaczej nie dało się nazwać tego, co czuła. Jednak całą winę musiała zrzucić na siebie, ponieważ rano szło do restauracji plątać się kelnerom i kucharzom między nogami, a później jeszcze latała po biurach ze ścierą. Dobrze było czymś zająć myśli i ręce, ale zaczynała myśleć, że jednak praca przez większą część doby nie działała na nią najlepiej. Szczególnie, że miała teraz bardzo mało czasu, żeby jakoś zaliczyć kolejne semestry. Potrzebowała w końcu jakiegoś usprawiedliwienia, dlaczego znała się na komputerach bardziej niż wypadałoby potencjalnej blondynce.
    dsuwając jednak przesilenie organizmu na bok, zamieszała żwawo w garnku. Jej serce zabiło mocniej, kiedy usłyszała, że ktoś puka do drzwi. Do jej drzwi. Było to tak rzadkie, że z początku zdążyła się wystraszyć. Zaraz jednak zganiła się w myślach, w końcu nie stała przy garach wyłącznie dla siebie.
    - Mamy gościa, Gagan - powiedziała ściągając kota z blatu. Przy drzwiach zerknęła jeszcze na szybko ogarniętą przestrzeń mieszkania. Plusem minimalistyczności było to, że nie musiała długo sprzątać. Ogarnęła kuwetę zwierzaka, narzuciła na materac koc i w zasadzie na tym zakończyła przygotowania. Nawet stołu nie miała. Musiał im wystarczyć stolik kawowy i dwie poduszki na podłodze. Zanim otworzyła, przygryzła lekko dolną wargę taksując jeszcze raz wystrój wnętrza. Cóż, jej te cztery ściany wystarczały w zupełności i też nie planowała zbyt dużej ilości gości. Co jeśli Diego wolał spędzić czas na wielkiej, miękkiej kanapie z telewizorem na przeciwko? Kobieta właśnie się zorientowała, że nie miała nawet radia. Nie mogła już słuchać muzyki. Żeby zabić czymś ciszę, zazwyczaj słuchała audiobooków lub uruchamiała traktor kota...
    Cóż, teraz to już niewiele poradzi, więc nie pozostało jej nic innego, jak otworzyć drzwi i posłać lekki uśmiech w kierunku mężczyzny. Przesunęła się, by wpuścić go... prosto do kuchni połączonej z salonem. A raczej sypialnią, bo w miejscu, gdzie powinna stać kanapa dla gości - leżał materac, na którym Isabelle spała. W pomieszczeniu były tylko dwie pary drzwi, jedne prowadziły do równie małej łazienki, a drugie były szafą.
    - Jesteś - zauważyła, jakby nie do końca miała pewność czy Diego zdecyduje się na te dziwne odwiedziny. Ale cieszyła się. Naprawdę się cieszyła. Po raz pierwszy od dłuższego już czasu jej oczy zaświeciły pewną ekscytacją, a serce nadal mocno dudniło w piersi.

    Isa Lee

    OdpowiedzUsuń
  35. Reyes nie chciała się zastanawiać, nie chciała wracać myślami do tamtych tygodni po jego wyjeździe, które były wypełnione rozpaczą, lękiem oraz wściekłością. Z trudem przełknęła ból sprzed dziesięciu lat, tę złość, którą był podszyty, ten strach, obawę, to okropne przeczucie nieuchronnego rozstania, które uparcie odkładali w czasie, walcząc o kolejną wspólną chwilę. Nauczyła się cenić każdy ciepły, najczulszy dotyk, jaki mógł być im ostatnim, chłonęła najdrobniejsze szczegóły ich spotkań, od rozwiązanych sznurówek przez pocałunki smakujące limonkowymi lodami po drobne zmarszczki pojawiające się w kącikach jego oczu, zanim wargi rozciągały się w szelmowskim uśmiechu, który zwiastował dla niej kłopoty. Wtedy jeszcze nic nie wiedziała o miłości, a on nauczył ją wszystkiego, łącznie z goryczą pożegnania, mrocznym cierpieniem przysłaniającym wszystkie te szczęśliwe momenty, które ze sobą dzielili, kiedy spychali myśl o rozłące na granicę świadomości, jakby mimo wszystko byli w stanie znaleźć sposób, aby być razem, mimo że okoliczności nigdy im nie sprzyjały. Nie było już ich, czasami zastanawiała się, czy kiedykolwiek byli razem, czy może tylko coś sobie wyśniła, źle zrozumiała, dała ponieść własnej wyobraźni, przypisując im znaczenie, którego nie mieli. Teraz jeszcze bardziej jasne stawało się to, że byli już tylko osobno. Samotnie.
    — Wiesz, czego bałam się bardziej od tego, że cię stracę? Tego, że wyjedziesz bez słowa — powiedziała cicho Reyes, a w jej błękitnych tęczówkach na chwilę rozbłysła jej młodzieńcza bezbronność, ta kruchość, która jej towarzyszyła, gdy po raz pierwszy otwierała się przed nim, pozwalając mu się poznać w sposób, w jaki nie pozwoliła na to nikomu przed nim. Nie chciała się teraz przed nim odsłaniać, ponownie dawać mu władzę, którą wtedy perfidnie wykorzystał. — Nie miałeś prawa podejmować decyzji za mnie, Diego. Nawet jeżeli usprawiedliwiasz się tym, że zrobiłeś to, co wydawało ci się, że będzie dla mnie najlepsze… Nie uważasz, że zasługiwałam na chociaż jedno słowo pożegnania? Po tym wszystkim, co między nami było… — Reyes urwała, zaciskając wargi w wąską linię. Miała mętlik w głowie. Czasami wydawało jej się, że to było prawdziwe, piękne, choć słodko-gorzkie, innym razem budziła się z myślą, że nigdy nie było szczere, stanowiło jedynie rozrywkę znudzonego dziennikarza uzależnionego od adrenaliny i teraz, gdy widziała jego nonszalancką pozę, niemal była w stanie przekonać samą siebie, że to naprawdę nic nie znaczyło. A później przypominała sobie noce, te noce, kiedy jej potrzebował i te pocałunki, który były zachłanne i czułe. Odnaleźli siebie nawzajem wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu, ale nie potrafili o siebie zawalczyć. On o nich nie zawalczył. — Wystarczyło, żebyś poczekał na mnie rok, jednak nigdy nie planowałeś tego robić, prawda? Mój przyjazd na studia niczego by nie zmienił. — Wtedy tego nie wiedziała, jednak teraz stało się dla niej jasne, że te wszystkie słodkie plany, które snuli na przyszłość, kiedy pozwalali ponieść się chwili, wtuleni w siebie i rozkoszujący się swoim ciepłem, były kłamstwem. Czy naprawdę obawiał się o swoje życie i był gotowy zrezygnować ze związku, aby każdego dnia nie martwiła się o jego bezpieczeństwo z powodu wykonywanego przez niego zawodu, czy to może była tylko kolejna wymówka, która miała za zadanie wyciszyć jego wyrzuty sumienia i stłumić jej roziskrzoną złość dochodzącą do głosu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jednym miał rację: łatwiej było zapanować nad złością niż na smutkiem. Przekonała się o tym, gdy w jej życiu zabrakło Cataliny. Mogła wyzywać Diego od najgorszych, widzieć w nim potwora, który ją wykorzystał i zniknął, gdy mu się znudziło, ale potrafiła ruszyć do przodu, zapomnieć o nim, choć nigdy nie udało jej się wymazać wspomnień o nim i uczuć, jakie jej towarzyszyły, gdy brał ją w ramiona. Strata młodszej siostry była jednak dla nim tak wielkim ciosem, że wciąż ją prześladowała, Reyes wciąż nie umiała się z nią pogodzić, wciąż miała wyrzuty sumienia, kiedy śmiała się beztrosko albo na kilka godzin zapominała o tragedii, która ją spotkała. Smutek kładł się niewidzialnym cieniem na wszystko, co robiła, wysysając z niej energię oraz motywację, chociaż uczyła się z nim walczyć.
      — Nie zachowuj się tak, jakbyś był pieprzonym bohaterem albo jakbyś wyrządził mi ogromną przysługę, postępując w ten sposób. Tak naprawdę wszystko sprowadza się do ciebie i do twojej pracy — warknęła Reyes, zraniona przez jego słowa bardziej niż była gotowa to przyznać. Wiedziała w końcu, że oboje musieli ruszyć do przodu i być może gnie był w tym bardziej pomocny niż smutek, ale wzmianka o jego pracy przekreśliła całe zrozumienie, jakie była w stanie z siebie dla niego wykrzesać. Nigdy nie potępiała jego zawodu, była wręcz zafascynowana tym, co robił. Uwielbiała zaglądać mu przez ramię, gdy spisywał notatki, zbierał materiały i opinie świadków. Podziwiała go, choć jednocześnie bała się o jego życie oraz zdrowie. Przez cały czas żyli w napięciu i strachu na terenie olbrzymiego konfliktu, kiedy go nie widziała, wpadała w panikę, ale wystarczyło, by ją do siebie przytulił i był w stanie ukoić wszystkie jej lęki. Więc dlaczego teraz trzymali się na dystans i skakali sobie do gardeł, dlaczego tak ciężko było im znaleźć porozumienie i zapomnieć o wszystkich krzywdach, które sobie wyrządzili? Chciałaby znowu poczuć się tak jak wtedy, gdy ją do siebie przyciągał, palcami łagodnie przeczesując jej kasztanowe włosy; pragnęła, by wymazał cały ten ból, związany nie tylko z nim, ale ze wszystkim, co ją spotkało od momentu ich rozstania. Diego nie wiedział… Niemal rozpaczliwie pragnęła mu powiedzieć, bo może wtedy ukoiłby jej emocje, a z drugiej chciała, by wciąż postrzegał ją jako tę spontaniczną, pełną życia dziewczynę z Meksyku. Nie zniosłaby, gdyby zaczął na nią patrzeć z litością.
      — To tłumaczy, dlaczego jesteś w formie — parsknęła śmiechem wbrew sobie, mile zaskoczona, że odwzajemnił jej żart, dając się wciągnąć w swobodne droczenie się. Napięcie między nimi nadal było obecne, lecz zelżało, pozwalając im na złapanie głębszego oddechu. — Jeśli powiesz namaluj mnie jak jednego ze swoich francuskich chłopców, przysięgam, że zrobię ci krzywdę. To chyba najczęstsze zdanie, jakie słyszy studentka sztuki. Najlepsze jest to, że wszyscy niedoszli amanci sądzili, że są kreatywni — wyznała Reyes, wywracając oczami. Zatrzymała się, sięgając po klucz, po czym spojrzała na niego przez ramię. — Poczekaj tutaj. — Zawahała się. Jakby się bała, że w momencie, w którym spuści go na chwilę z oczu, Diego nagle zniknie. Rozdarcie doskonale uwidoczniło się w jej jasnych tęczówkach i jeszcze chwilę zwlekała, jakby chciała coś powiedzieć, ale wreszcie pokręciła głową i zaświeciła światło, zaglądając do środka… Po czym niemal natychmiast się wycofała, głośno zatrzaskując za sobą drzwi i zasłaniając je plecami dla Diego, jakby w ten sposób chciała go powstrzymać przed wtargnięciem. Absolutnie nie mógł zobaczyć tych obrazów. Jej twarz nieco zbladła, a ona sama wyraźnie unikała spojrzenia mu w oczy. — Wiesz co? To jednak nie był dobry pomysł… Chodźmy gdzieś indziej.

      Reyes

      Usuń
  36. farbowany lisie,

    Wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 6 kwietnia Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  37. [Cześć! :)
    Wybacz zwłokę w odpisie, miałam jednak trochę do zrobienia przez ostatnie dni, a nie chciałam odpowiedzieć na odwal się, woląc na spokojnie zapoznać się z Twoimi postaciami xD Wahałam się u kogo odpisać, gdyż obie są naprawdę fajne i ciekawie opisane, ale ostatecznie zdecydowałam się na Diego. Zoey jest szczerze urocza, a przy tym – mam wrażenie - wręcz beztroska w sposób, w jaki William przestał już być dawno temu; przez co sądzę, że w przypadku potencjalnego powiązania i/lub dłuższego wątku, może być nieco łatwiej z Diego.
    Widzę, że pod względem poplątanej historii rodzinnej i bycia dzieckiem kłamliwych rodziców, potrafiliby się z Williamem dobrze zrozumieć; nawet jeśli szczegóły są w ich przypadkach bardzo różne. Łączy ich również ambicja i oddanie temu, co zawodowo robią; oboje rozumieją także piekło wojny, choć oczywiście z zupełnie innych powodów i pod innymi względami.
    W przypadku samego wątku zaczepienia, przychodzi mi do głowy jedynie praca Diego jako korespondenta wojennego. Mam tutaj oczywiście na myśli początek znajomości, choć musiałoby to mieć miejsce przed wrześniem 2018 roku. Z tych bardziej wiadomych miejsc, William działał z drużyną między innymi w Iraku i Afganistanie; może więc któregoś razu uratowałby Twojemu panu, a możliwe i jego ekipie, życie? Oklepane to trochę, wiem, ale na nic innego obecnie nie wpadłam:/ Akcje i misje SEALs nie są raczej nagłaśniane, choć wszystko zależy od tego, ‘gdzie, kto, kiedy, dlaczego, jak długo?’, oczywiście. Te ‘drużyny szóstej’ niemal nigdy nie ujrzą jednak światła dziennego i nawet wtedy, jest to w bardzo okrojonej wersji; czemu nie ma się co dziwić, gdyż ci komandosi nierzadko działają w miejscach, gdzie amerykańskich sił zbrojnych oficjalnie nie ma lub wtedy, gdy (już) ich tam być nie powinno, więc lepiej unikać wywoływania wojny xD Nie wyklucza to jednak możliwości, że Will (zapewne z drużyną) – choćby czystym przypadkiem - znalazłby się w odpowiednim miejscu, o odpowiednim czasie, ratując Twojego pana z opresji. Ten mógłby nawet dostać przyzwolenie na wspomnienie o nim/nich w jednym ze swoich artykułów/reportaży po powrocie do kraju, choć oczywiście w bardzo, bardzo okrojonej wersji, z której czytelnik mógłby się dowiedzieć tylko tyle, że Diego pomógł komandos z lub sam któryś oddział specjalny sił zbrojnych USA.
    Obecnie mogliby wpaść na siebie, np., w barze/klubie, jeśli Diego w takowych bywa? William, rzecz jasna, nie wchodziłby w szczegóły na temat swoich obecnych zajęć, a już na pewno nie tych rzeczywistych; ale biorąc pod uwagę potencjalne okoliczności ich poznania się, możemy chyba skleić z tego jakiś sensowniejszych wątek. Nie wiem, co myślisz? Może Tobie wpada coś do głowy, nawet z postacią Zoey? Jestem otwarta na propozycje :)

    Na koniec chciałam serdecznie podziękować na Twoje uwagi i miłe słowa odnośnie do mojej karty i kreacji Williama. Mam jeszcze do skończenia część powiązań, ale naprawdę mi miło i cieszę się, że Komandor przypadł Ci do gustu! ♥]

    William K. Rhys-Thorne

    OdpowiedzUsuń
  38. [Cześć! Ja tak nieśmiało chciałam się przypomnieć ;) ]

    Reyes

    OdpowiedzUsuń
  39. [Korzystając z kilku dni wolnego chciałabym rozkręcić nieco swoją nową postać na zdecydowanie wyższym poziomie niż mogłam sobie na to pozwolić w małej kanadyjskiej wiosce, na której potrzeby powstał jej pierwowzór. Stąd chciałabym zapytać co powiedziałabyś na to, by Diego już wcześniej spotkał na swojej drodze Coralie, która opowiedziałaby mu trochę o swoim ojcu wierząc, że ten jeszcze gdzież żyje i kiedyś wróci do niej i do jej młodszego brata. Jako, że mężczyzna miał zaginąć w 1991 r. w Zatoce Perskiej pogrążonej wówczas w wojnie, to może wiele lat później zbierając materiał do kolejnego artykułu Villanueva faktycznie usłyszałby o nim jakieś plotki, które teraz przekazałby dla powoli przestającej wierzyć w szczęśliwe zakończenie całej sprawy Ratri.

    Oczywiście chętnie wysłucham wszelkich modyfikacji lub puszczę się na coś zupełnie innego.]


    Ratri Hongren

    OdpowiedzUsuń
  40. [Jasne, rozumiem. Zaczynam już okres pierwszych zaliczeń, a i praca licencjacka sama się niestety nie napisze. Chętnie poczekamy na mniej zabiegany okres.]

    Ratri

    OdpowiedzUsuń
  41. Reyes cała się spięła, słysząc niebezpieczną mieszankę wyzwania i nonszalancji w jego głosie. Miała wrażenie, jakby mężczyzna z niej kpił, jakby doskonale bawił się jej kosztem, wypominając jej tę oczywistą hipokryzję, słabość, jaką do niego miała, mimo upływających lat i jej rozgoryczenia wywołanego jego nagłym wyjazdem bez słowa pożegnania.
    — Masz rację. Jestem skończoną idiotką, skoro nadal chcę z tobą rozmawiać. Właśnie to chciałeś usłyszeć? Napawasz się swoim pieprzonym poczuciem władzy, jaką masz nad głupią, młodziutką dziewczyną, której zakręciłeś w głowie dziesięć lat temu w Meksyku? Cieszy cię to, że chociaż znienawidziłam cię, kiedy wyjechałeś, teraz znowu nie potrafię stać i patrzeć, jak odchodzisz? — zapytała cicho Reyes, posyłając mu oceniające spojrzenie. Zachowywał się jak dupek i pragnęła, by wreszcie to sobie uświadomił, zamiast brnąć coraz dalej w swojej aroganckiej pozie, która doprowadzała ją do szału. Jednocześnie zupełnie niechcący odsłoniła się bardziej niż tego chciała; jej czyny świadczyły za nią, lecz nie planowała głośno przyznawać się do tego, że nie umiałaby po raz kolejny zaakceptować tego, że Diego po prostu wyszedłby z muzeum, nie zamieniając z nią ani jednego słowa, nie dając się jej upoić swoim widokiem, głosem, bliskością… Reyes wiedziała, jaka była żałosna w tej chwili, wciąż łaknąc jego towarzystwa mimo bólu, jaki jej niegdyś sprawił i jaki wciąż jej zadawał, kiedy nie umiała rozróżnić prawdy od kłamstwa, kiedy nie potrafiła dostrzec pod jego maską tego, co naprawdę czuł i co chciałby jej powiedzieć, gdyby między nimi nie wyrósł mur składający się z niedopowiedzeń, złości, wymówek i zbyt długiej rozłąki. Powtarzała sobie, że to, co ich łączyło, było typowym, zwykłym zauroczeniem podsycanym ekscytacją wynikającą ze świadomości, że nie mogło trwać zbyt długo, że zdawali się pochodzić z dwóch różnych światów, które nie powinny były się spotkać, że nikt poza nimi nie rozumiał głębi tej więzi, która ich połączyła, a która ostatecznie miała zostać brutalnie zerwana. Dlaczego tak bardzo chwytała się skrawków tego, co kiedyś mieli? Powinna była obrzucić go kilkoma paskudnymi określeniami po hiszpańsku, żeby trochę sobie ulżyć, a później po prostu wziąć od niego czek i pożegnać obscenicznym gestem. Być może upić się wieczorem w podrzędnej knajpce, żeby ukoić złość, jaką w niej wywołał swoim pojawieniem się w muzeum, obudzić się rano z kacem i zapomnieć o nim. Zapomnieć, że Diego Villanueva kiedykolwiek istniał i pojawił się w jej życiu na krótką chwilę. Więc dlaczego nie potrafiła tak po prostu zamknąć tego rozdziału, który domagał się swojego zakończenia już od dekady? Dlaczego szukała wymówki, żeby złapać go za rękę, żeby spędzić z nim jeszcze jedną, chociaż krótką chwilę, dlaczego próbowała wywołać u niego jakąś reakcję, która byłaby dla odmiany prawdziwa? Nie podobało jej się to. Miała świadomość, że na końcu tej drogi znajdował się tylko ból… Już raz tutaj była. Nie powinna znowu wracać do tego miejsca.
    Ale on też… on też był tutaj, mimo że już dawno mógł wyswobodzić się z jej uścisku, wyjść z muzeum za Abigail, rzucić kilka szyderczych uwag, które sprowadziłyby ją na ziemię. Zamiast tego również zdradzał więcej, niż powinien, niż planował. Reyes zatrzymała się jak wryta w pół kroku i spojrzała na jego twarz z niedowierzaniem oraz szokiem wypisanym w błękitnych tęczówkach, kiedy przeszukiwała jego mimikę w poszukiwaniu kłamstwa. Rozchyliła wargi, zrobiła mały krok w jego stronę, uniosła dłoń, jakby… Ale chwila minęła, a ona potrząsnęła głową i znowu się odsunęła.
    — Zachowujesz się tak, jakby wszystko było moją winą, Diego. Jakbyś winił mnie za to, że pojawiłam się w twoim życiu, w dodatku w najmniej odpowiednim momencie, jakbyś winił mnie za to, że zostałam, chociaż powinnam była odejść już po naszej pierwszej wspólnej nocy, jakbyś winił mnie dosłownie za wszystko, co wydarzyło albo i nie wydarzyło się później. Jak zawsze ty w niczym nie zawiniłeś — prychnęła Reyes, która cała najeżyła się pod wpływem jego słów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście wiedziała, że nie powinna była przy nim zostać, ale nie planowała tego, że pojawi się w jego życiu i samą swoją obecnością doprowadzi do zmian. Żadne z nich tego nie planowało, jednak Diego zachowywał się tak, jakby cała odpowiedzialność spoczywała na jej barkach… podczas gdy sam doskonale wiedział, że on również nie powinien był pojawiać się w jej życiu. A jednocześnie to on pod wieloma względami nadał kształt jej marzeniom i pomógł jej część z nich spełnić, chociaż Reyes do dzisiaj nie wiedziała, czy w ogóle miał o tym pojęcie. Powinna mu chyba podziękować, lecz nie potrafiła tego zrobić, nie kiedy między nimi wciąż coś płonęło. Tylko Reyes nie umiała określić, czy ten ogień tworzył, czy niszczył.
      — Nie chciałam… nigdy nie planowałam cię do niczego zmuszać. Wiedziałam, że w momencie, w którym poproszę cię, żebyś ze mną został, stracę cię. Ponieważ nigdy nie miałeś zamiaru zostać, za bardzo kochałeś swoją pracę, podróżowanie, bycie wolnym duchem. Nigdy nie chciałam cię tego pozbawiać, Diego. Jedyne, czego chciałam, to mieć z tobą więcej czasu — wyszeptała. Chociaż przechodził przez piekło dla swoich reportaży, widziała pasję w jego oczach, uwielbienie dla zawodu, jaki wykonywał. Nigdy by go tego nie pozbawiła, nie domagałaby się od niego, żeby zmienił cały swój styl życia tylko dla niej, ale on właśnie sugerował… że dla niej byłby w stanie się zatrzymać, przynajmniej do momentu, w którym Reyes nie skończyłaby liceum, żeby później móc do niego dołączyć.
      Dopiero teraz uświadomiła sobie, że Diego, którego znała, nigdy nie zamieniłby swojej pracy na bogate życie dziedzica małej fortuny. Sam powiedział jej, że teraz sytuacja się zmieniła, że już nie podróżował i nie ryzykował swoim zdrowiem dla dziennikarskiego materiału. Mocniej zacisnęła palce na jego dłoni i spojrzała mu w oczy, próbując zrozumieć, dostrzec to, czego nie zauważyła za pierwszym razem, kiedy dała się ponieść swojej złości.
      — Co się stało, Diego? Dlaczego… — umilkła. Nie miała pojęcia, jak to nazwać, ponieważ nie była już częścią jego życia. Zrezygnował z pracy? Czy tylko zmienił dział i przestał wyjeżdżać? — Dlaczego teraz jesteś w jednym miejscu? — Nie chciała powiedzieć tego, co było oczywiste: że kochał bycie korespondentem wojennym, że prędzej dałby sobie amputować kończynę niż zrezygnował z tej funkcji. Nie chciała jednak zbyt mocno nacisnąć, ponieważ wtedy nie uzyskałaby żadnych odpowiedzi. Chciała dać mu odpowiednią przestrzeń, by mógł sam zdecydować, czy był gotowy i chciał się tym z nią podzielić, a jednocześnie Reyes pragnęła mu pokazać, że… wciąż próbowała go zrozumieć. Wciąż znała chociaż jego cząstkę i troszczyła się, nawet jeśli nie powinna.
      Reyes wbrew sobie drgnęła, kiedy uwięził ją pomiędzy drzwiami a swoim ciałem, wstrzymując oddech. Kiedyś to byłby wstęp do bardzo namiętnych chwil, teraz nie miała pojęcia, co Diego chciał osiągnąć, zwłaszcza że jedynie podsycał jej wyobraźnię. Oczywiście, że żaden z francuskich chłopców nie mógł się z nim równać, chociaż na zajęciach było wielu modeli o różnych typach urody i sylwetki. Nadal mogłaby go namalować, te wspomnienia nie zatarły się w jej pamięci mimo upływu czasu. Ani to, jakie dźwięki z siebie wydawał, kiedy wargami odkrywała jego najwrażliwsze miejsca.
      — Może to trup Abigail? — podsunęła Rey w odpowiedzi na jego słowa, chociaż wyraz jej twarzy był dziwnie nieobecny, a spojrzenie lekko zamglone. Przegryzła wargę. — Po co miałabym porywać twoją koszmarną siostrzyczkę? Cieszę się z tego, że ktoś stanowi cholerne utrapienie w twoim życiu. Najwyraźniej dopadła cię karma o imieniu Abigail — podsumowała, wzruszając ramionami. Chyba oboje mieli skłonność do pieprzenia głupot, które pozwalały im umknąć przed prawdziwą rozmową i pokazaniem swoich uczuć.

      Usuń
    2. — Dlaczego wszystko, co pada z twoich ust, musi brzmieć tak drwiąco? — zapytała Reyes, marszcząc brwi. — A zaczekałbyś do końca mojej zmiany? Oboje wiemy, że nie. W końcu czas udziałowca Millenium Press musi być niesamowicie cenny, spóźnisz się na lekcję pilatesu — wymamrotała pod nosem, odwracając się do niego plecami. Otworzyła drzwi na jak najmniejszą szerokość, jakby miała zamiar przecisnąć się przez małą szparę i zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, zanim zdąży zajrzeć do środka.

      Reyes
      Tęskniłyśmy, więc wybaczamy

      Usuń
  42. [ Cześć! Taka karta zawsze jest ryzykowna, ponieważ od ilości kodu i drobnych błędów głowa może eksplodować. Jeśli jednak wyklinanie co 5 minut Ci nie straszne, a zapędy samobójcze rwą się na wolność - polecam spróbować. xD (Jeśli chodzi o rozwijanie informacji w drugiej zakładce, polecam najechać myszką niedaleko prawej krawędzi gifa; w którymś momencie linia powinna się porządnie rozwinąć. ;)
    A tak całkiem poważnie: dziękuję za powitanie i cieszę się, że znalazłaś chwilę żeby tutaj wpaść. Uwielbiam Theo, mam maleńką słabość do tego wizerunku i chętnie wezmę udział w tej burzy mózgów... Powiedz tylko czy zaczynamy od zera, czy może masz już jakiś pomysł? ]

    Ramy

    OdpowiedzUsuń
  43. Powinna się odsunąć. Jej ręka na uchwycie klamki zadrżała, jej ciało zesztywniało, kiedy poczuła jego dłoń na swoim biodrze, nienachalną, delikatną, dającą jej szansę na to, by w każdej chwili strząsnąć ją ze swoich krągłości. Próbowała wziąć głęboki wdech dla uspokojenia, ale jej oddech był urywany, a serce biło zbyt szybko. Jakaś jej część… żałowała, że miała na sobie jeszcze jakieś ubrania, że materiał powstrzymywał ją od dopełnienia tych doznań, chciała poczuć jego szorstkie palce na swojej miękkiej skórze, przekonać się, czy po tylu latach wciąż potrafił sprawić, by wzdłuż jej kręgosłupa przebiegały przyjemne dreszcze, a jej ramiona obsypały się gęsią skórką. Dowiedzieć się, czy dotykałby ją tak samo jak dekadę temu, czy może zacząłby poznawać ją na nowo, delektując się drobnymi, lecz nieuniknionymi zmianami, jakie w niej zaszły na przestrzeni dziesięciu lat. Sprawdzić, czy byłby stanowczy, ale delikatny w swoich działaniach, czy może pojawiłaby się w nim nowa niepewność, kiedy nie wiedziałby, na ile może sobie pozwolić. Nie powinna myśleć o takich rzeczach, nie powinna wyobrażać sobie sytuacji, w których oboje nie mieliby na sobie ubrań i na nowo próbowaliby obnażyć przed sobą także swoje dusze, nie powinna pozwalać, by Diego znowu pojawił się w jej życiu, skoro istniała ogromna szansa, że… zaraz znowu go nie będzie. Nie miała pojęcia, kim teraz był, jak bardzo się zmienił, ile rzeczy przed nią ukrywał i ile z nich byłby gotowy jej pokazać. Powinien należeć do przeszłości, ale ta przeszłość nigdy nie doczekała się swojego zaskoczenia, nadal ją prześladowała, nadal sprawiała, że były takie dni, gdy zastanawiała się, gdzie był, co robił i przede wszystkim czy był bezpieczny, a później wspominała to gorące lato, które pozostawiło na niej swój niezatarty ślad, które wypełniało ją głupią tęsknotą i ta tęsknota teraz odezwała się w jej ciele, sprawiając, że nieznacznie cofnęła się do tyłu.
    Reyes przylgnęła swoimi plecami do jego torsu, oparła delikatnie tył głowy na jego barku, układając rękę na jego dłoni swobodnie spoczywającej na jej biodrze. Po prostu tak stała, czując bicie jego serca tuż pod lewą łopatką, unoszenie się i opadanie jego klatki piersiowej, jego ciepło, jego zapach. Przechyliła subtelnie głowę w jego kierunku, skronią opierając się o jego szyję i na kilka sekund przymknęła powieki. Tak łatwo było wyobrazić sobie, że w tej chwili byli w Meksyku, że miała go na kilkanaście minut wykradniętych w ciągu dnia, tuż zanim musiał ruszyć wraz z współpracownikami na nakręcenie nowego materiału. Zawsze opadał na nią wtedy dziwny spokój, dookoła nich mógł panować istny chaos, ale kiedy byli we dwoje, reszta świata nie miała znaczenia i teraz czuła się dokładnie tak samo.
    Westchnęła, po czym odsunęła się od niego, otwierając drzwi szerzej, co Diego mógł uznać za zaproszenie. Mógł teraz zobaczyć to, czego nie chciała mu pokazać w pierwszym odruchu, co próbowała przed nim ukryć, ale coś się zmieniło, kiedy… Uwierzyła mu. Uwierzyła, że byłby tutaj na koniec jej zmiany albo w innym miejscu, jeśli tylko chciałaby go zobaczyć. Nie powinna, skoro już raz zostawił ją bez słowa, lecz najwyraźniej nie umiała pozbyć się brzydkiego nawyku ufania mu.
    Cicho zamknęła za nimi drzwi. Oparła się o nie plecami, obejmując się ramionami w talii w obronnej pozycji i uważnie obserwowała Diego, który miał przed sobą niedokończoną kolekcję obrazów ułożoną w kolejności chronologicznej wzdłuż ścian. Była to historia jej walki, wzlotów i upadków, marzeń i słabości, wszystko utrzymane w koncepcji impresjonistycznej, niemal jakby ktoś zaglądał do jej duszy przez niewielką dziurkę, próbując uchwycić nieuchwytne. Paleta barw na każdym malowidle była dokładnie taka sama, zwłaszcza na pierwszych obrazach całość przytaczały obsydianowe czernie, głęboko nasycone granaty i nieustępliwe szarości, tylko gdzieniegdzie przełamywane jaskrawszymi odcieniami żółci, żywej czerwieni i stonowanej pomarańczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy obraz był jej początkiem, uchwycony z lotu ptaka samochód zwisający ze skalistej skarpy. Przednia część maszyny przeciągała ją w dół, ale tylne koła auta pozostawały zaczepione o zniszczoną metalową barierkę, choć było to oczywiste tylko dla artystki i osób obecnych na miejscu; obraz był tak ciemny, że trzeba było mocno się skupić, aby w jego czerniach dostrzec zarysy urwiska i pojazdu ze zmiażdżoną maską, pod którym rozpościerała się przestrzeń przygnębiająca swoją pustką, po chwili przechodząca w gęsty las. Korony były tak ciasno ze sobą splecione, że nie można było odróżnić poszczególnych drzew, które przypominały krwiożercze, szeroko rozwarte szczęki gotowe połknąć samochód w całości. Jedynym jasnym punktem w tym przytłaczającym mroku było serce zamknięte we wraku, nieśmiały płomień samotnie rozświetlający nieprzeniknioną otchłań zniszczenia.
      Kolejny widok był trudniejszy do interpretacji. Pociągnięcia pędzla układały się w mroczny wir, to mogła być bezdenna otchłań lub jaskinia. Na samym środku płonęło ogromne ognisko utrzymane w dziwnych dla odbiorcy kolorach: w bieli i błękicie, naprzeciwko siebie stały dwie postaci. Jedna z nich była nieco wyższa, z policzkami pokrytymi piegami, pogrążona w smutnych szarościach z wyjątkiem bursztynowego serca, druga niższa, o mocniej zaokrąglonej figurze, z krótkimi włosami sięgającymi podbródka, a cała jej sylwetka zdawała się być wypełniona perłowym światłem gwiazd. Wyższa kobieta wyciągała dłoń przed siebie, nie przejmując się tym, że ogień parzył jej skórę, z której unosiły się dymne smugi, próbowała uchwycić rękę drugiej kobiety, której plecy były lekko odchylone do tyłu, jakby się cofała, uciekając przed dotykiem. Reyes namalowała to w chwili, w której pragnęła odrzucić swoje życie, by podążyć za Cataliną do krainy zmarłych, jednak wiedziała, że jej siostra nie przyjęłaby jej tam z otwartymi ramionami. Wszyscy oczekiwali od Reyes, że będzie dalej żyła, ale wtedy nie widziała żadnej wartości w swoim istnieniu. Mogła myśleć tylko o swojej stracie i bólu, o rozdzierającej tęsknocie nakazującej jej dołączenie do młodszej siostry.
      Trzecie malowidło było równie mroczne jak dwa pierwsze z tym wyjątkiem, że nawet jej serce zbladło, niemal przybierając odcień niepokojącej szarości, jakby było zbyt zmęczone, by dalej bić, by ciągle walczyć. Z mroku wyłaniała się szpitalna sala, rozedrgane krawędzie mebli, uchylone okno ukazujące nocne niebo pozbawione wszelkich gwiazd czy świateł w wieżowcach dumnie wznoszących się ku górze. Skulona kobieca sylwetka skryta pod niedbale przerzuconym kocem utkanym z półcieni, dziwne rurki wijące się wokół jej ciała niczym głodna bestia wysysająca pozostałą w niej energię. A pod łóżkiem istna eksplozja czerwieni, pomarańczy i słodkich odcieni różu w postaci małej dziewczynki, niespełna czteroletniej. Mały aniołek, który pozwolił przetrwać Reyes pierwsze tygodnie po stracie siostry i przyjaciół. Mimo własnego bólu niestrudzenie przychodziła odwiedzić swoją ukochaną ciocię, opowiadając jej wymyślone bajki i grając w ulubione gry. Zaledwie dwa tygodnie później umarła.
      Na następnym płótnie znowu widoczny był szpital. Wciąż dominuje nieprzenikniona czerń, ale zarys kobiety tym razem jest niemal w całości przepełniony jasnymi, ciepłymi barwami, wypełniają ją od czubka głowy po koniuszki palców, przypominając eksplodujące fajerwerki. To był moment, w którym pierwszy raz sama stanęła na nogi. Po jej bokach widać skryte w grafitowych kolorach pielęgniarki i postawiony przed nią chodzik, którego mogła się uchwycić, kiedy poczuje, że nogi ją zawodzą, ale… przez kilka sekund stała sama bez niczyjej pomocy i zapamiętała wypełniające ją wtedy poczucie siły. To był pierwszy raz, kiedy uwierzyła, że jest jeszcze dla niej przyszłość, o którą warto zawalczyć, w jej umyśle na nowo rozkwitły marzenia niczym kwiaty na polnej łące wraz z nadejściem wiosny.

      Usuń
    2. Jej historia ukazana za pomocą farb i pędzli trwała. Bez trudu można było odczytać, jakie emocje towarzyszyły jej przy tworzeniu kolejnych dzieł; z czasem mroczne odcienie przestały tak bardzo dominować nad całością, ale Reyes wciąż nie namalowała obrazu, w którym to słoneczne, radosne kolory zaczęłyby przeważać, mimo to przesuwając się wzdłuż ściany z płótnami Diego mógł dostrzec progresję żółci, pomarańczy i czerwieni, które powoli spychały ciemność na obrzeża. Nie tylko paleta zaczynała się zmieniać, również zarysy postaci i przedmiotów stawały się bardziej wyraźne, jakby jej własne emocje również nabrały bardziej ukierunkowaną formę. Na początku w jej wnętrzu panował trudny do opanowania chaos myśli i uczuć, lęk przeplatał się z poczuciem winy, gniew z desperacją, rozpacz i rezygnacja były tak dotkliwe, że odbierały jej zmysłom ostrości. Z czasem doznania znowu zabrały swojej intensywności, co przełożyło się na dokładniejsze, mocniejsze pociągnięcia pędzli i rozmyte wrażenia stawały się coraz pełniejsze. Zdarzało się, że rosnące plamy ciepłych odcieni nagle kurczyły się do niewielkich rozmiarów, gdy Reyes na swojej drodze ku wyzdrowieniu robiła kilka kroków w tył, obracając w proch ciężką pracę, jaką wykonała i postanowiła uchwycić te momenty na swoich obrazach. Jej ścieżka nie była łatwa i nie chciała nikogo oszukiwać, przedstawiając tylko rozwijające się w niej pokłady nadziei i optymizmu.
      Reyes powoli wypuściła powietrze z płuc i stanęło blisko Diego, uważając przy tym, by ich ciała się ze sobą nie zetknęły. W tej chwili mężczyzna miał przed sobą jej nagą duszę, to była najwyższa forma intymności. Widział ją całą – także te brzydkie momenty strachu i słabości, zniszczone fragmenty niemal nie do rozpoznania, ból i pochłaniającą ją rozpacz wraz z bezbrzeżną samotnością i poczuciem beznadziei. Wśród chłodnych barw Reyes zawsze jednak przemycała choć jeden odcień ciepła, jakby jej śmiała, pozytywna osobowość nie była w stanie znieść w pełni surowych dzieł. To było silniejsze od niej, niejednokrotnie próbowała poddać się tej ciemniejszej stronie własnej wrażliwości, ale promień jej życzliwości bezbłędnie wynurzał się z mrocznych głębin, muskając jej płótna słońcem, które nosiła w swoim sercu. Czekała w napięciu na jego reakcję; nie odważyła się przerwać ciszy, która zapadła w pomieszczeniu, gdy sunął wzrokiem po kolejnych etapach jej złożonej historii, aż milczenie zaczęło ją uwierać.
      — O czym myślisz? — zapytała wreszcie cicho.

      Reyes
      [Mam nadzieję, że ci nie przeszkadza, kiedy mnie tak ponosi xD]

      Usuń

  44. [Dziękuję za powitanie i w takim razie czekam niecierpliwie na Twoją nową postać!
    Sam

    OdpowiedzUsuń
  45. [Dziękuję za powitanie, a wątkiem z Zoey się nie przejmuj! Wiem, że to różnie z postaciami bywa ;) To ja moze poczekam na nowa postać, hm? Chyba, że masz juz jakis pomysł na Diego i Leo?]

    Leonardo Leo Flores

    OdpowiedzUsuń
  46. [Aaaaa, nie zabijaj mnie dobrze? Ja się we wszystkim już pogubiłam i tylko chciałam zapytać czy nasz wątek jest aktualny🥺 miałam ostatnio niezłe zawirowanie i nie ogarniałam]

    Minnie

    OdpowiedzUsuń
  47. Teraz Diego już wiedział, dlaczego w pierwszym odruchu nie chciała go wpuścić do swojej pracowni. Te obrazy były niezwykle osobiste, nieprzeznaczone dla publiki, stanowiły dla niej pewien rodzaj terapii, chociaż czuła się udręczona, kiedy teraz na nie patrzyła, ponownie przeżywając wszystkie emocje zawarte w pojedynczych pociągnięciach pędzla. Mierzenie się z bólem było niezwykle trudne, a teraz w dodatku czekała na jego reakcję. Nie miała pojęcia, co Diego widział, kiedy patrzył na płótna, każdy odbierał sztukę w niezwykle indywidualny sposób. Reyes próbowała coś odczytać z jego twarzy, ale w pierwszej chwili wyglądał na tak zdezorientowanego i przytłoczonego, że nie wiedziała, co kryło się głębiej.
    — Raczej nie zostałeś dziennikarzem dzięki swojej elokwencji — prychnęła żartobliwie Reyes, bardziej rozbawiona niż zdenerwowana jego reakcją. Wiedziała, że to mogło być… dużo. Kiedy widział ją po raz ostatni, nie miała takiego bagażu doświadczeń na swoich ramionach. Może nie wychowywała się w najlepszych możliwych warunkach, może za oknami jej mikroskopijnego pokoju, który dzieliła z Cataliną, ciągle słyszała wystrzały i agonalne krzyki, może każdego dnia słyszała, że jeden ze znajomych jej rodziny lub podwórkowych przyjaciół umarł, kiedy przypadkiem dosięgły go porachunki gangów, lecz w gruncie rzeczy była szczęśliwa. Miała dużą rodzinę, która się o nią troszczyła, wspierając ją na każdym kroku, miała marzenia i cele, do których dążyła, wierząc, że pewnego dnia uda jej się odhaczyć każdy punkt z listy, którą przykleiła na suficie nad piętrowym łóżkiem (Cat miała paskudny lęk wysokości, dzięki czemu Rey dostało się górne łóżko), żeby patrzeć na nią każdego dnia po przebudzeniu, miała swoją pasję, która wypełniała jej serce szczęściem, nawet jeśli zdarzały się momenty frustracji, kiedy jej obrazy nie oddawały w pełni tego, co miała w głowie i wreszcie… przez chwilę miała też Diego, który zawrócił jej w głowie na tyle skutecznie, że nawet teraz do niego lgnęła, mimo okazywanej mu otwarcie niechęci i wyrzucanej z siebie litanii zarzutów. Gdy ją opuszczał, musiał mieć przed oczami wizję tego, że była szczęśliwa, że krok po kroku realizowała swoje plany, otoczona nadal przez bliskich; jeśli cokolwiek z tego, co mówił, było prawdą, Diego pragnął, by ruszyła do przodu i ułożyła sobie życie, a wystarczyło spojrzeć na ciemne kolory, otchłań przeplatających się czerni i grafitu, by zrozumieć, że Reyes doświadczyła czegoś, co nieodwracalnie na nią wpłynęło, częściowo wymazując z nią tę radosną dziewczynę, którą mężczyzna znał i pamiętał.
    Splotła dłonie na klatce piersiowej niemal w obronnym geście, jakby próbowała się przed nim ukryć, przed jego spojrzeniem, które wręcz błagało ją, by zaprzeczyła. Widziała jego drgającą grdykę, przejaw emocji, jakie nim wstrząsnęły, kiedy próbował wchłonąć cały ten mrok i go zrozumieć, jednak klucz do prawdy posiadała Reyes. Mogła mu go ofiarować albo wyrzucić przez okno, posyłając mu nieszczery uśmiech i zapewnić go, że była to jedynie artystyczny eksperyment. Zastanawiała się, którą opcję wolałby Diego. Otrzymać od niej szczerą odpowiedź, dać jej czas, by powoli odkrywała przed nim swoją historię czy może raczej wolałby nie wiedzieć, udawać, że nie dostrzegał na tych płótnach odbić jej duszy, a później wyjść z muzeum i nigdy nie odwracać się za siebie? Ponieważ mogli to rozegrać tylko na dwa sposoby. Mogła ofiarować mu prawdę, tym samym zapraszając go do swojego życia, ponownie otwierając się na niego w sposób, w jaki zrobiła to przed laty albo mogła na zawsze zamknąć między nimi te niedomknięte drzwi, podsuwając mu fałszywą odpowiedź, która uspokoiłaby jego sumienie, a jednocześnie oddaliła ich w sposób, którego nie udałoby się już naprawić. Sunęła wzrokiem po jego twarzy, starając się podjąć decyzję i wtedy przypomniała sobie ten ich mały moment na korytarzu, to, jak jego bliskość wciąż wydawała się być dla niej właściwa i jak bardzo jej pragnęła. Mogła się na niego wściekać, lecz to nie umniejszało jej tęsknoty za nim i tego, że choć minęło dziesięć lat, nie wydawał się być obcy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciała poznać go na nowo… A to oznaczało, że musiała pozwolić również jemu na poznanie siebie.
      — Ciężko… To trochę łagodne określenie — przyznała z wątłym uśmiechem. Sięgnęła po jego dłoń, którą jeszcze przed chwilą wskazywał na obrazy i lekko ją uścisnęła, spoglądając mu w oczy z niemal porażającą intensywnością. — Czego chcesz, Diego? Ode mnie, od siebie, od nas? Nie musisz mi niczego obiecywać, nie musisz się określać, chcę tylko wiedzieć, czy… Czy jutro się obudzę, a ciebie nie będzie. Jeśli przynajmniej spróbujesz tym razem zostać, odpowiem na twoje pytania. Pozwolę ci się poznać. Pozwolę ci zrozumieć. Ale jeśli już teraz wiesz, że nie będziesz w stanie dać mi niczego z siebie, to nie ma sensu. Dam ci łatwą odpowiedź, którą chcesz usłyszeć, może pójdziemy później na jakiegoś drinka, żeby powspominać dawne czasy, aż skończą nam się tematy do rozmów, zrobi się niezręcznie, rozejdziemy się w swoje strony i nigdy więcej się nie zobaczymy. Nie chcę znowu przechodzić przez to samo, przez co musiałam przejść dziesięć lat temu, więc proszę, Diego… Nie mogę wpuścić cię do mojego życia, jeśli planujesz wkrótce z niego odejść — dokończyła niezwykle cicho. Wyglądała teraz tak krucho, niepewnie, zupełnie inaczej niż kiedy jeszcze przed chwilą obrzucała go przekleństwami i oskarżeniami. Nie mogła zadowolić się półśrodkami. Straciła zbyt wiele ważnych dla niej osób w zbyt krótkim czasie i nie sądziła, by była w stanie poradzić sobie z kolejną stratą.

      Reyes
      [Aaaa, Diego jeszcze przystojniejszy wyszedł na tym zdjęciu <3 Nic się nie przejmuj, nie przeszkadza mi to!]

      Usuń
  48. — Musieli strasznie obniżyć standardy, jeśli twoja twarz jest uznawana teraz za przystojną — droczyła się z nim nadal Reyes, wiedząc, że nie będzie jej miał tego za złe, bo był przyzwyczajony do jej ciętych, błyskotliwych ripost… Zresztą podobne poczucie humoru było jedną z pierwszych rzeczy, którą u siebie dostrzegli i która tak szybko pozwoliła im na złapanie bliskiego kontaktu.
    Podobne żarty nie mogły zniwelować tkwiącego między nimi napięcia ani nieokiełznanych emocji, które jedynie czekały na iskrę zapalną, by znowu wybuchnąć, a mimo to Rey czuła się lżej, kiedy mogli wrócić do tej figlarnej części ich znajomości. Nie było jej łatwiej, nie zbliżali się do rozsądnego rozwiązania całej sytuacji, nie podejmowali żadnej decyzji, która mogłaby im ułatwić dalsze interakcje, których zapewne nie uda im się całkowicie uniknąć, jeśli Millenium Press miało pozostać hojnym darczyńcą muzeum, a mimo to zwykłe drażnienie się dawało jej nadzieję, że… nie było jeszcze tak źle. Może byłoby lepiej, gdyby utracili zdolność do śmiania się w swoim towarzystwie, gdyby jedyną rzeczą, która łączyłaby ich po tylu latach, były wspomnienia gorących chwil w równie gorącym kraju, gdyby spoglądali na siebie i widzieli jedynie ból, dawną urazę, zaprzepaszczoną szansę, do której nie było sensu wracać, nie kiedy tyle zdawało się ich dzielić, a jednak z każdą chwilą spędzaną w towarzystwie Diego coraz mocniej uświadamiała sobie, że jego obecność nadal miała na nią wpływ. Nie tak duży jak przed dekadą, a mimo to nawet gdyby pomieszczenie wypełniło się setką osób, gdyby zgasły światła i pogrążyły każdy kąt w nieprzeniknionej ciemności, potrafiłaby go odnaleźć. Nawet teraz na jej skórze tańczyły małe iskierki wywołane jego bliskością. Posiadał w sobie magnetyzm, któremu nie umiała się wtedy oprzeć i najwyraźniej teraz nic się nie zmieniło, choć była starsza i o wiele bardziej doświadczona, niż gdy zaznawała z nim wszystkich pierwszych razów.
    — To niesprawiedliwe. Mam wrażenie, że powinnam obrzucić cię jeszcze co najmniej kilkoma przekleństwami i wyrzutami. Nie zasługujesz na to, żeby pojawić się przede mną po dziesięciu latach i żeby było mnie stać ledwie na piętnaście minut złości — wymamrotała, z udawanym niezadowoleniem wydymając wargi, chociaż było w tym coś prawdziwego. Diego zapracował sobie na jej złość nagłym zniknięciem i późniejszym milczeniem, ona sama nadal czuła się niepewnie w jego towarzystwie, nie miała pojęcia, jak miała się przy nim czuć, a jednak… nie umiała teraz z siebie wykrzesać tej furii, która czasami wypełniała ją po brzegi, gdy o nim myślała, o tym, jak tragiczne okazało się być ich zakończenie, które najwyraźniej zakończeniem nie było. — Wiesz, kiedyś przygotowałam całą listę wyzwisk, jakimi planowałam cię obrzucić, jeśli kiedykolwiek cię zobaczę. A teraz nie umiem sobie przypomnieć ani jednego. — Reyes nie wiedziała, czy była tym faktem bardziej sfrustrowana, zaskoczona czy rozbawiona. Prawdą było, że był jedną z niewielu osób, które równie skutecznie budziły jej złość, jak i potrafiły ją ugasić, ale teraz nie umiała odgadnąć, czy to działał jego dawny czar, czy może za bardzo się bała, że jej żal doprowadzi do tego, iż więcej go nie zobaczy, nie mając uprzednio szansy, by opanować całą emocjonalną burzę, jaką w niej wywołał swoim widokiem.
    — A ty nadal masz zbyt wybujałe ego, jeśli sądzisz, że uzależniłaby moje szczęście od ciebie. — Rey wywróciła oczami, prychając pod nosem. — Może nie zauważyłeś, ale nie mam już dziewiętnastu lat, Diego. Nawet kiedy byłam młodziutka, nie uzależniałam mojego szczęścia od ciebie; byłeś jego częścią, ale nie podlegało pod ciebie — zapewniła go z przekonaniem. Wniósł do jej codzienności mnóstwo pasji, wrażeń, których nigdy wcześniej nie zaznała, w pewnym momencie wywrócił nawet jej rzeczywistość do góry nogami, jednak chociaż wszystkie uczucia wydawały się być przy nim zwielokrotnione, w tym także radość, nie był jedynym czynnikiem, który nadawał sens jej życiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby tak było, nie podniosłaby się po jego zniknięciu, nie realizowałaby własnych celów, nie dotarłaby aż tutaj, czerpiąc przyjemność z nawet najprostszych, codziennych rzeczy. Diego był dla niej niegdyś ważny, lecz nigdy nie pozwoliła mu zdominować swojej egzystencji i tym bardziej nie zamierzała tego zrobić teraz. Nie, kiedy nie wiedziała, czy byłaby w stanie mu ponownie zaufać, nie, kiedy nadal sama stawała na nogi, walcząc z gorszymi dniami. Najpierw musiała skupić się na sobie, na odnalezieniu własnego szczęścia, zanim zacznie budować to szczęście z kimkolwiek innym… To, czy Diego będzie jego częścią, wciąż stało pod znakiem zapytania.
      Reyes uniosła na niego spojrzenie, gdy ujął jej twarz w swoje dłonie. Uśmiechnęła się do niego łagodnie, samymi kącikami warg, po chwili wahania zaciskając swoje palce na jego nadgarstkach, kciukami gładząc ich wnętrze. Mogłaby go złapać za koszulę i do siebie przyciągnąć, wpić się w jego wargi, poddać się tej samej namiętności, jaka połączyła ich w Meksyku, dać upust temu dziwnemu napięciu, które raz między nimi narastało, a raz odpuszczało, oszukiwać się, że szybki, intensywny seks pomoże im dojść do ładu z uczuciami, z całą tą sytuacją, tylko… gdyby między nimi chodziło jedynie o pożądanie, potrafiłaby się uśmiechnąć na jego widok na korytarzu, zażartować z ich dawnych przygód, a później wrócić do pracy.
      Nie zrobiła żadnej z tych rzeczy.
      — To odpowiedź bardzo w twoim stylu — przyznała Reyes, przegryzając lekko wargę. — Ale mi wystarcza. — Nie oczekiwała od niego więcej. To i tak było dużo, zważywszy na to, że teraz nic o sobie nie wiedzieli. Pewnie nie powinna go zmuszać do składania podobnej obietnicy, spodziewała się, że Diego ucieknie już wkrótce. Poznał ją jako zupełnie beztroską, spontaniczną, żywiołową dziewczynę, a ile z niej zostało do dzisiaj? Kiedy pozna całą prawdę, kiedy zobaczy, w jak mrocznym miejscu się znalazła, nie będzie miał ochoty dłużej jej poznawać, więc nie robiła sobie nadziei. Nawet jej wieloletni przyjaciele nie byli w stanie poradzić sobie z jej poczuciem straty, więc tym bardziej nie oczekiwała tego od kochanka sprzed dziesięciu lat, który zniknął bez słowa.
      Ale był tutaj. Czekał.
      — Miałam wypadek samochodowy — wykrztusiła wreszcie. Nie była pewna, czy będzie w stanie mu o tym opowiedzieć, czy znajdzie odpowiednie słowa, lecz kiedy już zaczęła mówić, kolejne zdania wylewały się z niej same. — Dość poważny. Na tyle poważny, że spędziłam trzy miesiące w szpitalu, leżąc w bezruchu, a później kolejne trzy na fizjoterapii. Na tyle poważny, że musiałam od nowa nauczyć się chodzić. Na tyle poważny, że wszyscy medycy w kółko powtarzali mi, ile miałam szczęścia, że przeżyłam, że po takim wypadku powinnam być martwa albo okaleczona do końca życia… Powinnam być martwa, Diego. Wcale nie czuję się, kurwa, szczęściarą, że jako jedyna przeżyłam. Powinnam była do nich dołączyć. Przez długi czas chciałam do nich dołączyć. — Reyes nie wiedziała, kiedy w jej oczach pojawiły się łzy, kiedy dokładnie zaczęły spływać po jej policzkach. Brudna prawda o niej, o tych dniach, kiedy zastanawiała się, jak powinna ze sobą skończyć, a mimo to wciąż oddychała, choć jednocześnie czuła z tego powody wyrzuty sumienia.

      Reyes
      [Tak żartobliwie muszę przyznać, że byłam w szoku, kiedy dostałam tak szybko odpis, spodziewałam się was dopiero za kilka tygodni xD Love you <3
      O faktycznie, wcześniej mi się wyświetlały jeszcze stare powiązania! Te nowe są śliczne, takie eleganckie <3 W takim razie jestem też z ciebie dumna, bo ja potrafię nawet gotowy kod zniszczyć i już dawno się poddałam.
      Problem z modelkami jest taki, że są piękne, a ładnych zdjęć praktycznie nie mają xD Na szczęście udało mi się to wygrzebać. Potrzebowałam odmiany, plus jakoś bardziej pasuje do obecnej szafy graficznej na blogu ;) ]

      Usuń
  49. [Pewnie mi nie uwierzysz, ale właśnie odpaliłam worda i Twój ostatni odpis dla mnie :D więc tak, jak najbardziej! Jestem pewna nawet, że jeszcze dzisiaj go dostaniesz!]

    Minnie

    OdpowiedzUsuń
  50. Uśmiechnęła się delikatnie. Miło było widzieć, że ktoś liczy się z jej zdaniem. Straszne smutne było jednak to, co tak mocno w nią uderzyło. Obcy mężczyzna chciał wysłuchiwać jej rad, chciał jej pomocy, a gdyby tylko ośmieliła się zasugerować swojemu mężowi, że coś mógłby zrobić w inny sposób, że być może tak czy siak ulepszyłby sobie sytuację… Najpewniej usłyszałaby w odpowiedzi, że jest skończoną kretynką i co ona może wiedzieć. Zaznaczyłby, że przecież gdyby nie on, to jej życie wyglądałoby zupełnie inaczej, że gdyby nie jego łaska, z pewnością nie umiałaby na ten temat powiedzieć nic… Gdyby ośmieliła się dalej prowadzić dyskusję, pewnie bardzo by się zdenerwował, a zdenerwowany Adam nigdy nie wróżył nic dobrego. Kiedyś jeszcze próbowała. Próbowała bronić swoje imię, próbowała udowodnić, że wcale nie jest taką idiotką, za jaką ją miał. Kiedyś naprawdę wierzyła w to, że może coś znaczyć, że naprawdę nie jest głupia. Skończyła przecież studia z naprawdę dobrym wynikiem… Później uzmysłowiła sobie, a raczej z pomocą męża, że kulturoznawstwo to żadne wykształcenie, że wiedza, którą miała nie było nikomu do niczego potrzebna, przypominał na każdym kroku, że gdyby nie jego matka z pewnością nie miałaby zaliczonych praktyk, bo przecież sama na pewno niczego by sobie nie znalazła…
    Tymczasem całkiem obcy mężczyzna właśnie chciał jej pomocy. Nie miała pojęcia, dlaczego, to robił. Czy powinna w ogóle przejść z nim dalej do kolejnego sklepu. Może odpowiednim ruchem było odwrócenie się na pięcie i ucieczka? Ucieczka, jak najdalej. Jak najszybciej. Jak…
    Opuściła zawstydzone spojrzenie, a kąciki jej ust wygięły się w delikatny, uroczy uśmiech. Sięgnęła po szal i… Sama nie potrafiła przed sobą wytłumaczyć, dlaczego właściwie go posłuchała, ale… Ale zrobiła to. Posłuchała go. Sięgnęła po zakupiony chwilę wcześniej szal i owinęła go elegancko wokół szyi.
    — Myślę, że mogę pomóc — pokiwała głową. Wychodziło na to, że była próżna i łasa na pochwały, bo miała szczerą nadzieję, że gdy już pomoże Diego w wyborze biżuterii dla swojej matki, usłyszy w podzięce coś miłego. Chciała usłyszeć coś miłego! To chore. Powinna wrócić do domu, do męża, tymczasem chciała słuchać, jak dobry ma gust! — Tylko… Gorzej, jeżeli mama nie będzie zadowolona z prezentu — powiedziała, zastanawiając się nad tym, czy faktycznie uda jej się trafić — ale jeżeli będzie, musisz mi koniecznie dać znać, Diego — powiedziała nieśmiało, kierując się w stronę sklepu z biżuterią. W tej samej chwili zaczęła się zastanawiać czy nie zabrzmiało to przypadkiem niewłaściwie. Nie chciała, aby pomyślał sobie o niej coś nieodpowiedniego. Miała męża, nie zamierzała flirtować z innymi i… Czy Diego mógł to wziąć za flirt? Nie flirtowała, wiedziałaby przecież, gdyby to robiła. Prawda? Wiedziałaby… W jednej chwili poczuła się jednak skrępowana, bo gdyby Adam był obok na pewno spojrzałby na nią tym swoim surowym spojrzeniem zwiastującym kłopoty — to znaczy… Miałam na myśli, że… — zaczęła, ale nie skończyła. Tłumaczenie się sprawiało, że czuła się niesamowicie zażenowana, bo co, jeżeli on jednak tego nie odebrał w taki sposób, ale teraz zaczął uważać, że może ona jednak próbowała? Czuła, jak jej twarz zaczynała się czerwienić. Cholera, cholera! Krzyczała sobie w myślach, nie mając pojęcia, co zrobić, aby wybrnąć z tego z twarzą.

    widzisz mówiłam!
    Minnie McLaren

    OdpowiedzUsuń
  51. Reyes zaskoczona uniosła na niego wzrok, próbując ocenić, czy mówił szczerze. Nie spodziewała się z jego strony takiej propozycji, głównie dlatego, że Diego wzdrygał się za każdym razem, kiedy słyszał słowo zobowiązanie; był wolnym duchem, który nigdzie nie miał swojego stałego miejsca, tułał się z jednego kraju do drugiego, szukając doznań i przygód, które zapewniłyby mu adrenalinę, nie przywiązywał się do ludzi, a przynajmniej właśnie tak sądziła, skoro był w stanie wyjechać z Meksyku bez pożegnania i teraz nie czuł w związku z tym żadnej skruchy. Nawet kiedy nie dzieliła ich granica kraju, nie widywali się codziennie, ona była zajęta szkołą i tworzeniem portfolio w nadziei, że uda jej się dostać na malarstwo, on zbierał materiały i kręcił swój reportaż, czasami udawało im się zdobyć tylko kilka gorących chwil, które stopniowo zaczynały wypełniać się także zaskakującą czułością oraz rosnącą fascynacją, lecz były to głównie wykradzione momenty, które kończyły się zbyt szybko. Może ich znajomość od początku była równie intensywna i ekscytująca, ponieważ wiedzieli, że czekał ich brzydki koniec, ponieważ nigdy nie mieli dla siebie wystarczająco dużo czasu, ponieważ przyciągało ich poczucie, że robili coś zakazanego? Może teraz, kiedy zmierzą się z szarą rzeczywistością Nowego Jorku, kiedy ich różnica wieku oraz odmienny status wynikający z ich pochodzenia nie miały już takiego znaczenia, kiedy nie czuli tej nieuchronności nadchodzącego rozstania, nie będzie między nimi tej dawnej iskry? Płomień, o którym nie potrafiła zapomnieć, rozpalił się w niej na nowo w momencie, w którym ich spojrzenia się spotkały, a subtelny dotyk pozostawiał w jej umyśle tylko jedno słowo – jeszcze – lecz to mogła być tylko kolejna z ulotnych chwil wywołana przez tęsknotę i żal. Czy będą czuli to samo za dzień, dwa, za tydzień, za miesiąc, za pół roku? Czy za pół roku Diego w ogóle wciąż będzie w Nowym Jorku? Przy nim nigdy nie czuła się pewnie. Nigdy nie wiedziała, co się wydarzy, nie umiała przewidzieć jego kroków, nawet kiedy wydawało jej się, że znała go lepiej niż ktokolwiek inny. Teraz również ją zaskoczył, wysuwając swoją prośbę, jakby aż do tej pory nie wierzyła, że naprawdę był gotowy odnowić kontakt i się zaangażować. Chciała mu zaufać, tylko czy jeszcze potrafiła to zrobić? Tak wiele osób ją zawiodło, tak wiele osób odeszło z jej życia… w tym także sam Diego. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie myślała o nim przez te wszystkie lata, że za nim nie tęskniła, ale jak miała przyjąć go z otwartymi ramionami, skoro wiedziała, że ludzie nie zmieniali tak łatwo swoich przyzwyczajeń? Byli starsi, bardziej dojrzali i doświadczeni, okoliczności były inne, a mimo to… wahała się.
    Bo znowu sprawił, że jej serce zgubiło rytm pod wpływem jego słów. Umiał ją oczarować, straciła głowę dla niego dziesięć lat temu i wyglądało na to, że nadal potrafił ją oszołomić.
    — A co ja z tego będę miała? Oprócz dzikiej satysfakcji, oczywiście — odparła Reyes, mrużąc podejrzliwie powieki, jakby spodziewała się, że Diego miał jakiś niecny plan w zanadrzu. — Mogę do ciebie wysyłać codziennie smsa z pieszczotliwym określeniem, ale tylko pod warunkiem, że dostanę jakąś odpowiedź — zadecydowała wreszcie. Nie chciała, żeby to było jednostronne, nie chciała być znowu tą, którą dawała, podczas gdy on będzie tylko brał. Potrzebowali większej równowagi, a do tego musieli poznać się zupełnie na nowo i… Sądziła, że będzie czuła strach, przekonanie, że czekała ich porażka albo bolesne uświadomienie sobie, jak bardzo się zmienili, jak bardzo już do siebie nie pasowali, tymczasem była podekscytowana. — Chcę cię znowu poznać, Diego. Ale będziesz musiał mi na to pozwolić — powiedziała cicho, niemal nieśmiało, jakby była przekonana, że odrzuci ten pomysł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na ile jej pozwoli? Jak wiele będzie gotowy przed nią odkryć, jakich pytań będzie unikał? Pragnęła wierzyć w jego szczerość i wzajemne pragnienie odnalezienia się i zrozumienia się na nowo, jednak co się stanie, gdy na ich drodze staną pierwsze przeszkody, gdy uświadomią sobie, jak trudne mogło być ponowne wpuszczenie do swojego życia osoby, która kiedyś znaczyła tak wiele?
      Zaskoczył ją po raz kolejny. Nie takiej reakcji się spodziewała, nie do takich słów przywykła. Powinien rzucić wyświechtanym frazesem, który stracił dla niej wartość, gdy usłyszała go po raz dziesiąty albo zamilknąć, zszokowany jej wyznaniem i nerwowo przeczesać włosy palcami, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Może wykpić się pilatesem i wyjść, może zasypać ją pytaniami odnośnie wypadku. Doceniała to, że na nią nie naciskał, że dawał jej czas i przestrzeń, by opowiedziała mu o wszystkim w swoim czasie… chociaż jakiś mały, złośliwy głosik w jej głowie powtarzał, że jego to po prostu nie interesowało, że u niej zawsze szukał jedynie chwilowej rozrywki pozwalającej mu zapomnieć. Spięła się w pierwszej chwili, kiedy otoczył ją ramionami, lecz zaraz się rozluźniła, wtulając się w niego mocniej i ukrywając twarz w zagłębieniu pomiędzy jego szyją a obojczykiem. Przymknęła powieki, rozkoszując się jego ciepłem i zapachem, biciem serca. Zastanawiała się, czy tak samo czuła się w jego objęciach przed dekadą, czy wtedy ich ciała również do siebie lgnęły i pasowały w podobny sposób, ale wyrzuciła te myśli z głowy. Nie mogli wymazać całego tego czasu, za to mogli spróbować skupić się na teraźniejszości, na obecnych odczuciach, na tym, co mogli sobie dać teraz.
      — Jak mam uwierzyć w te słowa, Diego? — spytała cicho, łkając. — Skoro to takie szczęście, dlaczego ciebie przy mnie nie było, dlaczego odszedłeś? — To był moment słabości. Zacisnęła pięści na jego koszuli, przytrzymując go blisko, jakby bała się, że zaraz się odsunie i wyjdzie. — Wiem, co powiesz. Wiem… wiem, jakie masz wytłumaczenia. Wiem, że od początku miałeś zamiar odejść i wiem, że powtarzałam, że to rozumiem i jestem z tym pogodzona, ale… nigdy tego nie chciałam. I wiem, że znowu tutaj jesteś i powinnam przestać ciągle wyrzucać ci to samo, bo w ten sposób nie możemy zbudować niczego nowego, ale po prostu… boję się, bo tak wiele osób odeszło już z mojego życia i zaczęłam wszystkich trzymać na dystans, nie chcę znowu przechodzić przez taki sam ból i wszystko jest takie popieprzone i myślę, że wkrótce się przekonasz, jak bardzo, a wtedy też odejdziesz, bo nie jestem taka jak kiedy mnie poznałeś… — Nie wiedziała, skąd wzięły się w niej te wszystkie słowa, które wyrzucała z siebie szybko i chaotycznie, po prostu rozpierały jej klatkę piersiową, a gdy zaczęła mówić, nie umiała przestać, mimo że miała wrażenie, że znowu za bardzo się przed nim odsłaniała, podczas gdy on cały czas się pilnował i nie zdradził jej wiele, odgrywając rolę.

      Reyes
      [Znam ten ból rozpisywania, dlatego staram się nie robić sobie urlopów i przerw, najlepiej odpisywać od razu, bo później trudno jest się w sobie zebrać, żeby usiąść i coś napisać. W każdym razie będę trzymać cię za słowo! Prosimy z Rey o częstsze odpisy!

      Usuń
  52. Wszystko było takie… dziwne. Szalone. Nadal była wkurzona, lecz przebywanie w towarzystwie Diego nie było dla niej czymś nieprzyjemnym, wręcz przeciwnie, łapała się na tym, że chętnie wymieniała się z nim kąśliwymi uwagami, a nawet otworzyła się i opowiedziała mu o wypadku, chociaż praktycznie powinien być dla niej obcym człowiekiem po tak długim upływie czasu od ich ostatniego spotkania. Wiedziała, że dużo ryzykowała, ponownie wpuszczając go do swojej codzienności, skoro już raz ją zawiódł, jednak… nie umiała się powstrzymać. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby zrezygnowała z tej szansy, unosząc się własną dumą. Nawet po tylu latach nadal do niego lgnęła.
    — Dlaczego nie? Sam pomyśl, to byłaby odwrócona psychologia. Na każde wyzwisko reagowałbyś, wznosząc peany na moją cześć, aż zirytowałabym się do tego stopnia, że zaczęłabym cię zasypywać misiaczkami, skarbami, cariño i tak dalej… Chociaż znając ciebie, to byłaby dla ciebie jeszcze większa kara — zażartowała Reyes, mimo że było w tym ziarenko prawdy. Diego był po prostu… Diego. — Wiesz, jak przez te wszystkie lata cię nazywałam? Cabrón. Odmawiałam wymawiania twojego imienia na głos. Organizowaliśmy raz wystawę prac Diego Rivery i zamiast przedstawić go w ten sposób, powiedziałam Cabrón Rivera. Myślałam, że spalę się ze wstydu, a dyrektor mnie zwolni — przyznała ze śmiechem Rey. Nie wybaczyła mu. Oboje będą musieli włożyć bardzo dużo pracy, jeśli chcieli ponownie się do siebie zbliżyć, jeszcze większego wysiłku będzie wymagało odbudowanie zaufania. Zawsze była gotowa dać człowiekowi drugą szansę, lecz sparzyła się zbyt wiele razy, by z ogromnym optymizmem patrzeć w przyszłość; mimo to nie zamierzała też kurczowo trzymać się swojej urazy i w każdym zdaniu wypominać Diego jego nagły wyjazd, głuchą ciszę i przeciągającą się nieobecność. Niewykluczone, że będą takie momenty, w których jej żal będzie przejmował nad nią kontrolę, a ona nie będzie umiała zapanować nad gniewem, zwłaszcza gdy mężczyzna będzie unikał odpowiadania na jej pytania, a do ich rozmowy nieopatrznie wkradną się wspomnienia czy bolesna świadomość, że mieli takie chwile z przeszłości, które chcieliby ze sobą dzielić, ale które musieli przeżyć samotnie. Czy ludzie naprawdę mogli się zmienić? Czy chciałaby, żeby Diego się zmienił? Zadurzyła się w nim, dostrzegając zarówno jego zalety, jak i wady, uczyła się je akceptować, nawet jeśli momentami doprowadzał ją do szału… Czy gdyby był innym człowiekiem, wzbudzałby w niej równie silne emocje? Chciała, żeby bardziej się na nią otworzył, żeby potrafił szczerze porozmawiać z nią na temat tego, co działo się w jego głowie i sercu, żeby przestał uciekać przed zobowiązaniami, bo pragnęła go mieć dla siebie, a jednocześnie to jego wycofanie było jedną z wielu cech, które go tworzyły. Teraz jednak… wydawało jej się, że nie uciekał już panicznie przed podobną intymnością. Był gotowy odpowiadać codziennie na jej smsy, spotykać się z nią, zaangażować się. Może Diego Villanueva dojrzał i był gotowy zaryzykować, dać z siebie więcej, nie odsuwać się od niej. Chciała wierzyć, że to zaprowadzi ich ostatecznie do dobrego miejsca, ale prawda była taka, że nie miała pojęcia, jak to wszystko się potoczy. Nadal czuła między nimi ten sam ogień, nadal drżała pod wpływem jego palców subtelnie sunących po jej plecach, nadal nie mogła nasycić się jego bliskością i delektowała się każdą sekundą spędzoną w jego ramionach, ale czy po dziesięciu latach to wystarczy? Czy w ogóle mogła uznać te odczucia za prawdziwe, czy może stanowiły zaledwie projekcję przeszłości? Miała mętlik w głowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — We wszystko ciężko mi uwierzyć. W to, że tutaj jesteś, że jesteś prawdziwy, stoisz przede mną, dotykasz mnie i rozmawiasz ze mną…. — Reyes z trudem przyjmowała fakt, że spotkali się po tylu latach i to w zupełnie niespodziewanym momencie, a w dodatku Diego nie poddał się, kiedy obrzuciła go wyzwiskami na korytarzu, a w dodatku zobaczył jej obrazy i nie odwrócił się na pięcie, uznając, że nie chciał mieć do czynienia z takim bałaganem, mimo że uciekanie wychodziło mu najlepiej. — Tylko to nie może zawsze tak działać, Diego. Nie mogę być jedyną, która mówi o swoim popieprzeniu, kiedy ty będziesz milczał. Kiedyś też będziesz musiał mi opowiedzieć — szepnęła. Jeszcze nie teraz. Mogła być cierpliwa, mogła dać mu czas, lecz powinien być świadomy, że w pewnym momencie będzie musiał zacząć przełamywać swoje starannie wzniesione bariery.
      — Skąd pewność, że jest najlepsza? — znowu się z nim droczyła. Roześmiała się cicho. — Będę musiała sprawdzić w moim grafiku, ale może uda mi się ciebie wcisnąć między pilatesem a kolejnym spotkaniem po latach z moim innym eks — zażartowała. Podała mu swój telefon, żeby mógł wpisać numer kontaktowy. Musiała wracać do pracy, a Diego do swoich zajęć, chociaż czuła panikę na myśl, że miałaby go tak po prostu wypuścić, jakby się bała, że w momencie, w którym spuści go z oczu, mężczyzna wyparuje, a całe to spotkanie okaże się być wytworem jej wyobraźni. Chwyciła go za dłoń, zatrzymując, zanim dotarli do drzwi.
      — Ja… — spuściła wzrok, niepewnie przestępując z nogi na nogę. — Te extrañé. Mimo wszystko cieszę się, że cię widzę. Proszę, nie spraw, że będę tego żałowała. — Musnęła jego policzek wargami i cofnęła się, posyłając mu łobuzerski uśmiech. — Kłamałam. Nadal jesteś cholernie przystojny — szepnęła, po czym wypchnęła go na korytarz, zamknęła swoją pracownię i uciekła.

      Reyes

      Usuń
  53. Minnie zacisnęła wargi, ale szybko je rozluźniła i posłała mężczyźnie delikatny, pełen subtelności uśmiech. Powtarzała sobie, że przecież nie robi niczego złego. Odwdzięcza się za pomoc w doborze odpowiedniego koloru szala. Może powinna spoglądać na idącego obok mężczyznę z pewną dozą nieufności. Nie była mu przecież nic winna, a jednak czuła, że chce to zrobić.
    Zwłaszcza, że mieli udać się tylko razem do sklepu jubilerskiego. Nic więcej. Tam ich drogi się rozejdą i tyle. A jednak czuła się tak, jakby właśnie popełniała najgorszy z grzechów! Słysząc słowa mężczyzny, delikatnie się zmieszała, bo nie była pewna w jaki sposób powinna na nie zareagować. Sama rzuciła niepotrzebnie o reakcji jego matki.
    — Może jeszcze kiedyś na siebie trafimy, przy kolejnych poszukiwaniach prezentu — rzuciła, wciąż z uśmiechem na twarzy, chociaż tak naprawdę czuła się spięta. Nie powinna; to się jednak działo samo z siebie.
    Zerknęła na witrynę sklepu, odczytując w myślach jego nazwę. Jednocześnie gorączkowo próbowała sobie przypomnieć czy go zna i, czy kiedyś już coś tutaj kupowała. Po chwili zastanowienia skinęła delikatnie głową i ruszyła w stronę wejścia do sklepu.
    — Dzień dobry — uśmiechnęła się pogodnie do ekspedienta i skierowała się do jednej ze szklanych witryn zamykanej na klucz, gdzie na materiałowych tackach wyeksponowane były naszyjniki i bransoletki z naturalnymi kamieniami. Minnie uśmiechnęła się na ich widok, a w jej oczach pojawiły się iskierki radości — musisz mi coś opowiedzieć o swojej mamie — powiedziała, przyglądając się kolejnym elementom. Mając w pamięci kolor szala, jaki Diego wziął dla kobiety, zmrużyła lekko powieki i zaczęła przyglądać się tym kamieniom, które w jej mniemaniu pasowały do pierwszej części prezentu — tylko… — zawahała się przez moment, odwracając spojrzenie od gabloty i wpatrując się w Diego — chyba powinnam spytać nim weszliśmy do środka — stwierdziła, nie odrywając oczu od twarzy mężczyzny — to nie jest najtańszy jubiler, wręcz przeciwnie.
    McLaren otaczała się bogactwem. Jej małżeństwo nie było najlepsze, ale Adam potrafił obsypać ją drogimi prezentami. Minnie sprawiało to radość, bo z domu wyniosła materializm. Wiedziała, że drogie prezenty wiązały się z miłością. Taki przynajmniej miała wzór, a jej własny mąż dodatkowo powodował umocnienie tej cechy. Przeprosiny? W komplecie z ogromnym bukietem i drogim prezentem, im droższym tym lepszym. Rzadkie chwile, kiedy był tym Adamem, w którym się zakochała? Wystawne kolacje, ubrania od projektantów, ekskluzywne wyjazdu, cholernie drogie apartamenty… Wiedziała, że im droższy podarek, tym większa miłość. Sama też nie zwracała uwagi na ceny, bo miała dostęp do kart Adama… Tak było wygodnie. Tak było dobrze. Dlatego nawet nie pomyślała, aby spytać Diego o kwestie finansowe.
    — Musisz zdecydować, czy szukamy czegoś tutaj czy idziemy gdzie indziej.

    Minnie

    OdpowiedzUsuń
  54. [Takie z nas niedobre uciekinierki! A tak serio to w swoim ostatnim odpisie napisałaś (czy może raczej Diego zaproponował :D), że porywacie Reyes wieczorem na najlepszą watę cukrową w mieście i myślałam, że do tego teraz przeskoczymy ;)]

    Rey

    OdpowiedzUsuń
  55. [Witam cieplutko! Nie spodziewałam się, że spotkam na świecie jeszcze kogoś, kto smaruje tosty powidłami śliwkowymi i śmietankowym almette, a przy tym poleca to innym — patent znam i to coś niesamowitego :D
    Na wątek jestem chętna jak najbardziej. Pomyślałam o Twoim panu, bo pięknie wpasował mi się w sąsiada od planów opanowania świata — jako korespondent pewnie spotkał się z wieloma teoriami spiskowymi, kto wie, może akurat ta dotycząca Cathy okazałaby się jedną z nich?
    A jeśli ta opcja Ci nie pasuje, to wpadł mi również inny pomysł, w jaki sposób mogliby się poznać — może Broken Biscuit zaopatrywał firmę Diego w słodkości domowej roboty podczas jakiejś konferencji lub podobnego wydarzenia? A że karmelowa tarta jest niewątpliwym hitem i wie o tym prawdopodobnie cały Brooklyn — ah, ta skromność! — Twój pan mógłby zacząć zjawiać się w kawiarni częściej.
    Jestem otwarta na propozycje, więc gdybyś miała jakiś inny pomysł — podrzuć śmiało! :)]

    Cathleen Williams

    OdpowiedzUsuń
  56. [O, no i bardzo dobry pomysł. Cathy to taki mały wrażliwiec, co to szybko przywiązuje się do ludzi, więc na pewno brakowałoby jej sąsiada po wyprowadzce — picie wina i snucie planów opanowania świata w samotności już nie jest takie emocjonujące. Już widzę jej absolutnie nieprofesjonalną radość, kiedy Diego okaże się jej klientem :)
    Masz ochotę zacząć czy wolisz, żebym ja to zrobiła? :)]

    Cathleen Williams

    OdpowiedzUsuń
  57. [Właśnie jestem w trakcie odgrzebywania się z odpisów, które jestem winna, i miałam ogromne pragnienie dla nas naskrobać rozpoczęcie, jednak chyba przeliczyłam siły na zamiary. Jeśli jesteś w stanie zacząć będę niezmiernie wdzięczna <3]

    Cathleen

    OdpowiedzUsuń