Kontynuacja notki 2146, gdyby ktoś był ciekaw.
Baby Yoda, jak zawsze niezawodna, dziękuję za poprawki. <3
Notkę sponsoruje Taylor Swift oraz moja niechęć do nauki. Enjoy!🌸
And I think you should come live with
Me and we can be pirates
Then you won't have to cry
Taylor Swift - seven
Widok z biura był zachwycający. Zawsze kochała Nowy Jork, z własnego mieszkania miała cudowny widok i nigdy nie mogła się nim nacieszyć. Być może, gdyby nie zaistniała sytuacja potrafiłaby się zachwycić miastem. Serce biło jej, jak oszalałe, chciało wyskoczyć z piersi i uciec pierwsze. Nogi miała jak z waty. Ledwo przeszła dzielące ją od kanapy do biura metry, ciągle zastanawiając się czy nie powinna rzucić tego wszystkiego w cholerę i uciec. Nie powinno mnie tu być, nie powinno mnie tu być. Ostatnie pięć lat spędziła na szukaniu jakichkolwiek informacji o mężczyźnie. Chciała go poznać, chciała wiedzieć, dlaczego. Chciała wiedzieć kim jest, kim był. Stojąc z nim twarzą w twarz, cała odwaga opuściła jej ciało. Czuła się niczym mała dziewczynka, której ktoś dorosły kazał rozmawiać z nieznajomym.
Bił od niego chłód.
Chłód i coś niedobrego, coś czego w pierwszej chwili nie potrafiła rozszyfrować. Jednocześnie widziała siebie w nim. Nie chciała dostrzegać żadnych podobieństw, nie chciała się przywiązywać i udawać szczęśliwej, to nigdy przecież by nie wypaliło. Powinna dać temu już dawno spokój. Miała tu dobre życie. Przynajmniej jeszcze parę tygodni temu było dobre, teraz poza pracą tak naprawdę więcej jej tu już nie trzymało. A to nie czas i miejsce na prywatne rozterki, musiała się wziąć w garść. Musiała.
Również na nią patrzył. Oboje wpatrywali się w siebie w milczeniu, zupełnie, jakby szukali w wyrazach swoich twarzy odpowiedzi na niezadane pytania. Zupełnie, jakby miało stać się coś złego, gdy się odezwą. Powinna odezwać się pierwsza. Alanya musiała odezwać się pierwsza. Ale milczała. Uparcie milczała czekając na to, aż Sebastian Hawthrone podejmie pierwszy krok, który do niego nie należał. Dostała to, czego chciała.
Znalazła go.
Lille, Francja 1994
Zostałam całkiem sama. Bez niczyjej pomocy. Sądziłam, że Sebastian może zmienić zdanie, że może będzie chciał mi pomóc. Ale dokonał wyboru. Ja również musiałam dokonać wyboru. Wyboru, który miał odmienić całe moje życie, którego wcale nie byłam pewna. Pierwsze pół roku spędziłam udając, że problemu nie ma. Tak było znacznie łatwiej, ignorowałam rosnący brzuch. Zbliżający się poród i pojawiające się z każdym dniem pytania. Nie chciałam, aby to był mój problem. Nie chciałam. Nie byłam na to gotowa, nie byłam gotowa na zrujnowanie swojego życia. Pozwoliłam Sebastianowi wejść do niego, dałam mu pozwolenie na to, aby zrobił ze mną to, co będzie chciał, aby potem patrzeć, jak odchodzi ze swoją żoną i nawet się na mnie nie ogląda.
Pierwsze cztery miesiące były trudne, niemożliwe do wytrzymania. To, ile razy w mojej głowie pojawiała się myśl o pozbyciu się tego była niezliczona. Nie chciałam tego. Potem były spojrzenia, gdy już koszulki w większych rozmiarach zamiast chować brzuch, tylko go opinały. Stało się gorzej, gdy to czułam. Każde przesunięcie się w bok, każde kopnięcie w żebra, każda zachcianka. Jeszcze trochę, jeszcze trochę i się pożegnamy.
Odliczałam dni do końca. Jeszcze trochę, jeszcze trochę i… i pojawiła się wcześniej. Zaledwie o trzy tygodnie. Wszystko było zaplanowane, mama miała ze sobą być. Miała mi pomóc, miała mnie wesprzeć, a potem to zabrać. To nie tak miało być, to nie tak miało być. Wszystko było przygotowane, ale plany nie zawsze wychodzą tak, jak się chce.
To była długa noc i jeszcze dłuższy dzień, zanim w końcu po wielu godzinach, nawet nie wiem ilu, pierwszy raz usłyszałam jej krzyk, zobaczyłam po raz pierwszy stópkę, którą przez ostatnie tygodnie się rozpychała. Przez cały okres ciąży słyszałam magiczne słowa odmieni ci się, zakochasz się w dziecku, pęknie ci z miłości serce i w żaden nie wierzyłam. To były bzdury, nie chciałam tego dziecka i rodzice o tym wiedzieli, oni też nie chcieli, abym je miała. Ale ten płacz wystarczył, gdy pierwszy raz ją wzięłam na ręce, wciąż płaczącą i całą czerwoną, jeszcze nieprzypominającą dziecka, wiedziałam, że jest moja. Tylko moja.
Moja Alanya.
— Znalazłaś mnie.
To były pierwsze słowa, które padły w gabinecie. Nagle zrobiło się zimno, mimo że był początek czerwca i temperatury przekraczały dwadzieścia pięć stopni. Poczuła chłód. Z jego spojrzenia, tonu głosu i postawy. Od obcego jej mężczyzny bił przerażający chłód. Znowu zapadła cisza. Nie chciała jej przerywać. Wiele razy myślała co mu powie, chciała mu wykrzyczeć co jej zrobił odchodząc, co zrobił jej matce, jaki wpływ na jej dorosłe życie miała jego nieobecność. Nie potrafiła zmusić swoich ust do poruszenia się, do wydania z siebie choćby jednego dźwięku. Stała, tylko się w niego wpatrując.
Sebastian był wysoki, znacznie wyższy niż sobie wyobrażała. Miał na sobie czarny, idealnie skrojony garnitur, który już na pierwszy rzut oka wyglądał na drogi. Idąc, można było odnieść wrażenie, że unosi się parę milimetrów nad ziemią, a nie twardo po niej stąpa. Uważnie obserwowała każdy jego ruch, jakby zaraz miał ją zaatakować. Nie podszedł do niej, ale do stolika na kawę, na którym stała karafka wypełniona złocistym płynem. Zupełnie nie patrząc na to, że przecież jest dopiero popołudnie, napełnił dwie szklaneczki do połowy. Brakowało tylko lodu. Zatrzymał się kawałek przed brunetką podając jej szkło.
— Jesteś tak samo uparta jak twoja matka — stwierdził po chwili, gdy wpatrując się w niego nie sięgnęła po alkohol. Domagała się go, potrzebowała, ale nie chciała przyjąć nic od niego. Sebastian jej odmową się nie przejął, a wręcz przeciwnie. Brakowało, aby wzruszył ramionami. Zamiast tego odwrócił się, aby odstawić niechcianą szklankę. — Musisz czegoś chcieć. Pieniędzy, mieszkania, pracy. Podaj cenę, wypiszę czek. Kupisz sobie, co tylko chcesz.
— Naprawdę myślisz, że przyszłam po pieniądze?
Nie poznawała swojego głosu. Załamany, cichy. Była wściekła, jednocześnie też odczuwała ogromną chęć, aby się rozpłakać, czego zrobić nie mogła. Nie znała go, ale nie potrzebowała znać, aby wiedzieć, że dałoby mu to satysfakcję.
— Nie mam ci nic do zaoferowania, Alanyo. Mogę ci wypisać czek, nie zaboli mnie to. Wypisywałem czeki twojej matce przez połowę twojego życia. Parę kolejnych mnie nie zabije.
Usłyszała śmiech. Śmiech, który mówił, że doskonale wie, że dziewczyna o niczym nie wiedziała. Sebastian był dla niej obecną osobą, nie mogła uwierzyć mu w to, co powiedział. Jej matka nie mogła przyjmować od takiego człowieka nawet jednego euro. Nie chciało się jej wierzyć, że zgodziłaby się na coś takiego. Na takie poniżenie samej siebie. Alanya doskonale wiedziała, że nie jest wymarzonym dzieckiem, o które modli się w kościele i na które się czeka. Wiedziała też, że Sebastian Hawthrone zostawił trwały ślad w duszy jej matki i zniszczył ją bardziej niż ktokolwiek inny. Wiedziała, jak go nienawidzi i jak bardzo chciała pozbyć się go na zawsze ze swojego życia. Ale nigdy w pełni nie mogła. Zawsze miała obok Alanyę. Alanyę, której oczy były równie ciemne co mężczyzny.
— Mogłem się spodziewać, że ci nic nie powie. — Oparł się o swoje biurko, popijając alkohol. Rozmawiał z nią tak, jakby była jego starą znajomą. — Sądziłem, że będzie chciała przerwać ciążę. Wysłałem jej pieniądze, poszukałem jej odpowiedniego miejsca, ale nie chciała. Pisała, że znalazła rodzinę, która była chętna do adopcji, ale potem się jej odmieniło. Oczywiście, to nie była wina Esmee, że tak się stało. Wszyscy popełniamy błędy, prawda, Alanyo? Powinnaś była z nią porozmawiać, zanim tu przyszłaś. Może powiedziałaby ci, czego możesz się spodziewać. Jeśli nie chcesz pieniędzy, to czego chcesz? Co mogę ci dać, aby cię zaspokoić?
Popełniła ogromny błąd. Przychodzenie tutaj było błędem. Spodziewała się filmowego zakończenia. Idiotycznego rzucenia się sobie w ramiona, przeprosin i nadrobienia lat, a tymczasem otrzymała strzępek informacji, które równie dobrze mogły być wyssane z palca, i chłodne traktowanie. Nie tego chciała, ale czy mogła spodziewać się czegoś innego? Ten człowiek nie widział jej nawet raz w ciągu dwudziestu sześciu lat, chciał się jej pozbyć i naprawdę sądziła, że będzie chciał mieć z nią jakąkolwiek relację?
— Nie powinnam przychodzić — wydukała cicho, możliwe, że nawet jej nie słyszał. Błąd, popełniłam błąd.
— Masz rację, nie powinnaś tu przychodzić — powiedział, wstając z biurka — nie powinnaś się wyprowadzać z Lille, z Paryża. Nie powinnaś mnie szukać. Jesteś tak samo uparta, jak twoja matka. Obie macie tę tendencję do pchania się tam, gdzie nikt was nie chce. Obie sądzicie, że cały świat kręci się wokół was i wszyscy muszą wam ulegać. Jeszcze przez chwilę się zastanawiałem, czemu cię tu puściła. Jeśli byłaby choć trochę mądra, trzymałaby cię krótko w Lille.
— Nie powinnam przychodzić — powtórzyła, tym razem pewnym siebie głosem i znacznie głośniej — bo się pomyliłam. Chciałam cię poznać. Wiedzieć kim jest mój biologiczny ojciec, dowiedzieć się czemu tak okrutnie się z moją mamą zabawiłeś, wiedząc doskonale, że masz tu rodzinę. Wszyscy popełniamy błędy, mamy do tego prawo. Ale ty je popełniasz świadomie i z uśmiechem. Już wiem kim jesteś i nie jesteś moim ojcem.
Jego twarz pozostała nieruchoma. Nie można było z niej odczytać żadnych emocji. Nie był zły, nie był zadowolony. Po paru ciągnących się w nieskończoność sekundach nieznacznie się uśmiechnął. Było to zaledwie uniesienie lekko lewego kącika ust. Zrobił to niemal niezauważalnie.
— Będziesz mnie potrzebować. Wiem to. Prędzej czy później, a gdy to się stanie, będziesz błagać o pomoc tak, jak całe życie robi to twoja matka.
~*~
To był głupi pomysł, aby tu przychodzić.
W głowie cały czas huczały jej słowa Sebastiana. Nie chciała w żadne wierzyć, a już na pewno nie zamierzała nigdy nic od niego chcieć. Chciała zapomnieć, że tutaj była, że pojawiła się w tym miejscu i udawać, że jej życie jest wciąż tak dobre, jak było zanim go poznała. Wiedziała, że czeka ją długa rozmowa z mamą. Miała już zakupione bilety do domu. Nowy Jork teraz nie był dla niej domem. Był miejscem, w którym czuła się źle i o którym na trochę chciała zapomnieć. Wiedziała, że to jej dobrze zrobi, że ten wyjazd jest jej potrzebny, aby ułożyć sobie wszystkie wydarzenia, aby dowiedzieć się więcej.
Zachariasz pojawił się po niecałych piętnastu minutach. Nerwowych piętnastu minutach podczas których miała ogromną ochotę wrócić do tamtego biura i zrobić coś Sebastianowi, czym tylko pogorszyłaby swoją, już i tak beznadziejną, sytuację. Miała też szczęście, że Zachariasz był blisko. Inaczej mogłaby czekać w nieskończoność na to, aż jej znajomy się pojawi. Nie chciała nikogo innego, chciała kogoś kto nie będzie zadawał pytań i kogoś kto nie będzie domagał się wyjaśnień. Nie próbował jej po drodze rozweselić, rzucił może ze dwa razy żartami, które ostatecznie nie okazały się śmieszne – byłyby śmieszne, gdyby nie jej nastrój, to śmiałaby się w głos – ale ostatecznie darował sobie żarty.
Potrzebowała wódki. A może tequili. A może wszystkiego na raz. Chciała się napić, ale było popołudnie i wszystkie bary były pozamykane. Wszystkie, poza tym, do którego Zachariasz miał dostęp i z czego teraz, specjalnie dla Lynie, chciał skorzystać. Brunetka wiedziała, że mógłby mieć problemy, gdyby bar należał do starego dziada, który nie umie być wyrozumiały, ale właścicielem okazał się młody facet, którego miała okazję poznać już wcześniej. Była w barze tylko raz, o dziwo, podczas urodzin Maisie i nie miała okazji wymienić z Tylerem zbyt wielu zdań, ale dość, aby poczuć do niego sympatię.
Wchodząc do baru, chwyciła z półki od razu paczkę solonych chipsów. Dziwnie było tu siedzieć, gdy nie leciała żadna muzyka, krzesełka stały na stolikach i była absolutna cisza.
— Tyler na pewno nie będzie miał nic przeciwko? — spytała, siadając na wysokim stołku przy barze.
— Tyler może mnie co najwyżej w nos pocałować, nie będzie — odpowiedział mężczyzna z uśmiechem, zgrabnie wskakując za bar. Zdecydowanie wiedział co robi. Lynie nie wiedziała, ile razy w tygodniu przygotowywał tu drinki, ale chyba ta robota mu się podobała. — Tequila?
— Zmieszaj z wódką, proszę.
— I miałabyś paść w moim barze?
Drgnęła słysząc znajomy głos i odwróciła się, trzymając w ustach chipsa. Tyler wyglądał na zaskoczonego widząc tu tę dwójkę, ale nie na złego.
— Sorry, potrzebuję tego, a Zachariasz był na tyle dobry i mnie tu przytargał. Za wszystko zapłacę — obiecała posyłając mężczyźnie niewielki uśmiech. Jakby trafiła do baru przy innych okolicznościach, na pewno nie chciałaby siedzieć i czekać na gotowe, a sama spróbowałaby zrobić jakiegoś drinka. W końcu raz czy dwa zdarzyło się jej przez chwilę popracować za barem, może coś jeszcze by pamiętała. — Chipsa?
Bez zbędnego gadania, Tyler wziął całą garść. Spotkało się to z wrogim spojrzeniem brunetki, ale przecież nie mogła się na niego gniewać. Nie dopóki pozwalał jej, chwilowo bez zapłaty, pić w swoim barze w czasie, gdy ten był nieczynny. Tyler nagle znalazł się obok Lynie, a razem z nim pojawiły się trzy kieliszki wypełnione przezroczystym płynem. Odłożyła chipsy na bok.
— Facet cię rzucił i jesteś przybita?
— Miesiąc temu, ale to nie to — odparła wzruszając ramionami — mogę się po prostu napić?
— Daj się jej napić — mruknął Zachariasz — i mi też.
— Zaraz — powiedział odgradzając ręką kieliszki od Alanyi i Zachariasza — chcę pomóc. I wiedzieć, ostatnio polubiłem plotki. Dawaj, wygadaj się. Masz pół minuty na to, aby powiedzieć co ci leży na sercu, potem pijemy i już nie będę zadawał pytań. To działa, serio — zapewnił, a jego mina mówiła, że dopóki Lynie tego nie zrobi, to nie odpuści.
Westchnęła, trochę zirytowana jego zachowaniem, ale… wyrzuciła z siebie dzisiejsze spotkanie, powiedziała o spotkaniu z ojcem, wspomniała też nawet o nieprzyjemnym zerwaniu i gdy już chciała dodać coś jeszcze, czego mówić nikomu absolutnie nie powinna, a o czym wiedział Sebastian, co ją przerażało, czas się skończył. Jednocześnie odetchnęła z ulgą, ale też żałowała. Nie myślała o tym od lat, a teraz czuła ciężar na sercu, który może nie zniknąłby całkowicie, ale stałby się bardziej znośny, gdyby tylko tego w sobie nie trzymała. Przechyliła kieliszek wypełniony wódką i wypiła jego zawartość.
— Następny.
~*~
Podróż minęła jej dość szybko. Większość czasu przespała, wylatywała o dziesiątej w nocy w Nowego Jorku. Przez pierwszą godzinę przeglądała zdjęcia z Bostonu, żałując, że Maisie miała swoje sprawy do ogarnięcia i nie mogła z nią polecieć do Lille. Potem założyła opaskę na oczy, która zawsze ułatwiała jej zasypianie podczas lotów. Czuła się… zaskakująco dobrze, mogąc wrócić do domu. Przynajmniej na trochę mogła oderwać się do tego wszystkiego, co działo się w Nowym Jorku. Wiedziała jednak, że ostatnie wydarzenia wcale tam nie zostały, a były spakowane w jej walizce, która była schowana teraz w luku bagażowym i podążają razem z nią do Lille. Ale na chwilę, na parę dni nie chciała o tym myśleć. Chciała znowu zasnąć w swoim łóżku w starym pokoju, pojechać do winiarni i napić się dobrego wina, zjeść jeszcze lepszy ser. Porozmawiać z dziadkami, przejść się znajomymi uliczkami do znajomych miejsc i po prostu odetchnąć. Potrzebowała odetchnąć pełną piersią, skupić się na chwilę na sobie i na tym, co się wydarzyło.
I liczyła, że Lille jej pomoże.
Tyler ♥ Ale ja nie o nim przecież chciałam! Odświeżyłam sobie szybko poprzednią notkę, a przy okazji również mój komentarz pod nią i chciałabym cofnąć moje słowa - już wcale nie chcę wiedzieć, co wydarzyło się w gabinecie. Co za dupek z tego Sebastiana! Ale czego innego można było się spodziewać, skoro zdążyliśmy się dowiedzieć, jak postąpił z matką Lynie. Może i ludzie się zmieniają, ale nie często i nie wszyscy :/ Szkoda tylko, że przy okazji odkopał parę innych niewygodnych spraw i tak, bardzo ładnie to napisałaś - Lynie wybiera się do Lille z całym bagażem, który chyba nawet jest cięższy, niż okazało się to na odprawie.
OdpowiedzUsuńI ja poproszę oczywiście o kolejną część, bo znowu zostawiasz nas z kilkoma niedopowiedzeniami, które zostaną kiedyś wyjaśnione, a przynajmniej taką mam nadzieję :)
Ojej, dziękuję za taki miły komentarz!^^ Prawdę mówiąc Sebastiana wyobrażałam sobie jeszcze inaczej, ale na dobrą sprawę sama dopiero go poznaję i jeszcze nie wiem, z której strony powinnam ugryźć, aby było dobrze. W jego przypadku nie można mówić o zmianie, tak myślę, bo jeszcze nie wiem co mi przyniesie przyszłość. :)
UsuńJeszcze nie wiem czy kolejna notka się pojawi. Mam co do niej pomysł i parę rzeczy do opisania, ale nad tym jeszcze muszę się zastanowić. A jak nie notka, to zostaje wątek. ^^ Co nieco tam na pewno też zdradzę. :>
A Tyler musiał być. Trochę się za nim stęskniłam i chociaż tak mogłam go ożywić na moment. ❤