Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2146. Go ahead and cry little girl nobody does it like you do

Paryż, Francja 1993

Spojrzenie Sebastiana Bishopa jest wyraziste. Ciemne, wręcz czarne, błyszczące oczy zdają się mnie znać na wylot. Poznaliśmy się ledwie parę minut temu, ale jestem już pewna, że nie będzie to tylko chwilowa znajomość, o której oboje pod koniec dnia już zapomnimy. Sebastian wciąż trzyma w swoich dłoniach mój notes w niebieskim odcieniu, który zostawiłam na stoliku kawiarni, w której piłam swoją dzienną porcję kawy z rogalikiem zapełnionym czekoladą. Wspomniał o żółtej plamie na policzku, pozostałości po nocnym malowaniu. Najwyraźniej nie zdążyłam dobrze zmyć śladów farby pod prysznicem dziś rano. Mam coraz mniej czasu, za chwilę zaczynam zajęcia, ale nie mogę tak po prostu odejść od Sebastiana. Nie jest stąd, mówi z akcentem, choć płynnie rozmawiamy po francusku. Zdradza go akcent, gdyby nie on nawet nie pomyślałabym, że może nie być stąd. Niewiele o nim wiem. Jest starszy, to na pewno. Widać to po rysach jego twarzy, zaroście i sposobie ubierania się. Żaden młody chłopak nie nosi tak eleganckich ubrań, nie ma drogiego zegarka. Może jest starszy o dziesięć, dwanaście lat. Nie potrafię tego dokładnie określić. Rozmawiając z nim nie mam też wrażenia, jakby naprawdę był dużo starszy. Choć wcale go nie znam, czuję się w jego towarzystwie swobodnie. Z krótkiej rozmowy dowiaduję się, że jest tu w celach służbowych i przyleciał z Nowego Jorku. Nowy widuję tylko na filmach i pocztówkach. Nie wiem, czy mówi poważnie, czy tylko się ze mnie śmieje, ale obiecał, że kiedyś mi go pokaże. Zanim oddał mi notes otworzył go na czystej stronie zapisując adres hotelu, w którym się zatrzymał i podał numer pokoju. Chce się znowu spotkać. Nie widział jeszcze miasta i chciałby zobaczyć wieżę Eiffela z bliska. Nie potrafię mu odmówić. Obiecałem, że po zajęciach zadzwonię i jeśli będzie miał czas, pokażę mu swoje ulubione miejsce nad Sekwaną. Nie lubię zabierać tam obcych, ale Sebastian ma w sobie to coś. Sebastiana chcę tam zabrać. Nie jest to żadne ukryte miejsce, jednak nikt poza mną nie wie, że tam spędzam czas. Czasami jest cicho, nie słychać przechodniów ani turystów. Można odnieść wrażenie, że jest się zupełnie samemu. Dziś nie będę tam sama.
Cały dzień nie mogę przestać o nim myśleć.
Nie skupiam się na zajęciach, nie potrafię odpowiedzieć na proste pytania zadane przez Louise. Sebastian Bishop zajął mi cały umysł, przeniknął przeze mnie i nie potrafię nic z tym zrobić. Odliczam czas do końca zajęć. Muszę wrócić do akademika, muszę do niego zadzwonić. Muszę się z nim spotkać. Nikt nie potrafi odgadnąć, co takiego siedzi mi w głowie, a ja nie chcę niczego zdradzać. Sebastian Bishop zostanie moim małym sekretem, który zżera mnie boleśnie od środka. Próbuję wytłumaczyć samej sobie, że to jest dziecinne i głupie. Wcale go nie znam, a te kilkanaście minut spędzone na rozmowie sprawia, jakbym znała go przez całe życie. Z tyłu głowy mam myśl, że może być niebezpieczny, że tak naprawdę nie mam pojęcia kim jest ten człowiek. Zagłuszam je tłumaczeniem sobie, że będziemy wśród ludzi. Paryż, zwłaszcza w tak piękną pogodę, wyciągał ludzi z domów, turystów z hoteli. Nie zamierzałam się z nim oddalać. Nie dzisiejszego dnia. 
Pędzę do akademika, aby jak najprędzej wykonać telefon. Najpierw jednak zmywam z siebie resztki farby. Przy drugim spotkaniu musze prezentować się o wiele lepiej. Mam za sobą nieprzespaną noc, którą spędziłam na malowaniu. Obraz, niedokończony, przedstawia dziewczynę, a za nią jest pole słoneczników. Stąd żółta farba. Dziewczyna jeszcze nie ma twarzy, wątpię, że ją domaluję. To kim będzie, niech również zostanie słodką tajemnicą. Bo być może, ten, kto kiedyś spojrzy na obraz będzie potrafił w nim zobaczyć siebie. To był najszybszy prysznic w moim życiu. Musiałam skorzystać z telefonu na głównym holu w akademiku. Mieszkam w damskim akademiku, choć tuż za płotem znajduje się męski. Z początku w hotelu recepcjonistka nie chce mnie połączyć z pokojem 462. Nalegam jednak, potrzebowałam pięciu minut rozmowy, aby rozmowa została przełączona do pokoju Sebastiana. I gdy słyszę jego głos, czuję się spełniona. 

~*~
Miesiąc później Sebastian Bishop nadal jest w Paryżu, a ja jestem w nim bezgranicznie zakochana.
Wszystko dzieje się tak szybko, że nie jestem w stanie tego samej sobie wytłumaczyć. Próbuje być rozsądna, ale przy nim nie potrafię. Obecność Sebastiana sprawia, że głupieję, tracę rozum, a nogi same się pode mną uginają. Sebastian jest spełnieniem marzeń każdej kobiety. Mam swojego księcia z bajki. Mam to, o czym miliony marzą. Od tygodnia, zamiast pokoju w hotelu mieszka w wynajmowanym przez siebie mieszkaniu. Mieści się w centrum Paryża, widok jest na wieże Eiffla. Z rana można obserwować ludzi, którzy spieszą się do swojej pracy, do szkół. Budzenie się w jego mieszkaniu jest o wiele lepsze niż w akademiku, który dzielę z koleżankami. W ciągu tygodnia jestem w akademiku, jednak na weekendy przychodziłam do Sebastiana. Tak było nam wygodniej. On w tygodniu pracował, ja się uczyłam. Kończy się jednak już czerwiec, a ja niedługo będę miała trochę wolnego czasu. Zamierzam go przedstawić rodzicom. Chcemy pojechać razem do Lille. Jestem świadoma, że nie mam za dużo czasu z nim, bo w końcu będzie przecież musiał wrócić do Nowego Jorku, jednak, teraz gdy mam go obok, gdy mnie przytula, zamierzam wykorzystywać każdą chwilę spędzoną razem. 
Spotkanie z rodzicami nie przebiegło pomyślnie. Powinnam była tego się spodziewać, w głębi serca liczyłam jednak, że będą zadowoleni. Nie spodobała im się różnica wieku, to skąd jest i że niedługo go tutaj już nie będzie. Ja wiem jednak swoje, wiem, że to co mamy jest prawdziwe. Tego samego dnia, którego przyjechaliśmy, wyjechaliśmy. Rodzice próbowali mnie zatrzymać, zwłaszcza ojciec, odgrażając się, że nie będę miała, dokąd wracać. Sebastian obiecał, że się mną zajmie, że będzie obok i nie pozwoli, abym została sama, a gdy będzie musiał wrócić to zrobi wszystko, aby zabrać mnie ze sobą. Nasze wspólne życie w Nowym Jorku mogło być piękne. Chciałam zobaczyć Central Park, Statuę Wolności, chciałam wszystkiego, co mogliśmy razem mieć. 
Czas spędzony z Sebastianem jest najlepszym, co mnie spotkało. Dbał o mnie, nawet o wiele bardziej niż powinien. Zabierał na zakupy, do restauracji, teatru i kina. Byliśmy nierozłączni przez całe wakacje, na początku września musiał wyjechać na nieco, ponad trzy tygodnie. Pozwolił mi się zatrzymać w swoim mieszkaniu, ale bez niego czułam się tam źle. Rodzice dali mu jeszcze jedną szansę, choć nadal mierzyli wrogim spojrzeniem. Czternaście lat, tyle nas dzieliło. Sebastian miał trzydzieści cztery lata, gdy się spotkaliśmy tamtego majowego poranka. Oczekiwanie na jego powrót było męczące, ale gdy w końcu spotkaliśmy się na lotnisku po jego przylocie, wszystko wróciło na swoje miejsce.
Wraz z początkiem jesieni, zaczynamy się kłócić. Coraz więcej i więcej, a ja zaczynam mieć tego dość. Mam dość, że nie jest tak idealnie, jak było przez wakacje. Mam dość, że ciągle z kimś rozmawia po angielsku, a ja jak na złość nie znam dobrze tego języka. Mam dość, że ukrywa się z listami, z rozmowami i nie jest tak, jak było na początku. Zmienia się jednak coś jeszcze, ale zauważam to dopiero kilka tygodni później. Przytyłam? Musiałam, wraz z nadejściem zimy więcej jadłam. To nie było jednak nie. Bałam mu się powiedzieć. Sama się bałam tego, co miało nadejść i nie chciałam sobie wyobrażać, jaka będzie reakcja moich rodziców. Jaka będzie reakcja Sebastiana. 
Wyznałam mu prawdę chwilę przed świętami. Mieliśmy je spędzać osobno. Ja wracałam do rodziców, on musiał zostać w Paryżu. Miał, podobno, za wiele spraw do załatwienia. To była najdłuższa, najgorsza kłótnia, którą mieliśmy przez ostatnie pół roku. Nie chciał mnie znać, ja nie chciałam znać jego. Wróciłam do domu jeszcze tego samego wieczoru łapiąc ostatni pociąg do Lille. Tego samego dnia powiedziałam rodzicom. To nie był najłatwiejszy czas, to były trudne, nieprzyjemne święta spędzone w absolutnej ciszy i niepokoju. Nikt nie miał pomysłu na to, co będzie dalej. Ja nie miałam pomysłu co będzie dalej. I żałowałam, że do tego wszystkiego doszło. 
Dwa dni po nowym roku byłam z powrotem w Paryżu. Musiałam porozmawiać z Sebastianem. Musiałam wiedzieć, co zrobimy dalej. Pnąc się po schodach w górę słyszę odgłosy kłótni. Im bliżej jestem mieszkania Sebastiana, tym bardziej przekonana jestem, że to z jego mieszkania dochodzą głosy. Rozpoznaję głos Sebastiana i nieznanej mi kobiety. Rozmawiają po angielsku, ale nie jestem w stanie zrozumieć dokładnie o co się kłócą. Usłyszałam raz swoje imię. To wtedy zdecydowałam się wkroczyć, a drzwi o dziwo były otwarte. Mieszkanie jest przestronne, przedpokój łączy się z dużym salonem, które na ścianie prowadzącej na wieżę Eiffla ma spore, zajmujące niemal całą szerokość i długość okno. Uwielbiam przy nim stać, a może uwielbiałam? Pierwszego zauważam Sebastiana. Ciemne włosy ma w nieładzie, rozpiętą i pogniecioną koszulę wyjętą z czarnych, eleganckich spodni. Nie ma butów, nawet skarpetek. Potem dostrzegam wysoką, dumną kobietę z blond włosami spiętymi w ciasnego koka. Ubrana jest schludnie. Ma na sobie białą sukienkę sięgającą za kolana i wysokie szpilki. 
― To ona? ― warczy spoglądając na mnie groźnie. ― To ta dziwka, którą posuwasz?
― Nie unoś się, Krystle ― odpowiada ― tak, to ona. 
Mówią po francusku. Nie wiem nawet co odpowiedzieć. Kobieta, Krystle, podchodzi do mnie mierząc pogardliwym spojrzeniem. Wygląda, jakby za chwilę miała mnie rozszarpać. Jest na gotowa. Odruchowo robię krok w tył, gdy jest blisko. Powinnam coś odpowiedzieć, ale nie umiem. 
― Masz wybór ― mówi, jednak wiem, że nie zwraca się do mnie, ale do Sebastiana ― zostajesz z tą kurwą i swoim bękartem. Albo jutro wieczorem wracasz ze mną do Nowego Jorku. Do swoich prawdziwych dzieci. 
I wszystko stało się jasne, a Sebastian dokonał wyboru. 


Nowy Jork, Stany Zjednoczone 2020

Wpatrywała się w kartkę papieru, na którym zapisała adres. Miała przy sobie telefon, łatwiej było po prostu wpisać adres w notatki, ale wtedy istniała spora szansa, że z nerwów upuściłaby komórkę na chodnik, a takiego zderzenia mogłaby nie przeżyć. Wszystkich dziś okłamała. Zaczynając of Felixa, któremu powiedziała, że będzie z koleżanką cały dzień i w dodatku jadą na plażę, bo trzeba korzystać w końcu z poprawiającej się pogody. Dawno już nikomu nie mówiła, że próbowała się czegoś dowiedzieć. Skoro siedziała tutaj od pięciu lat, a od pięciu lat nie dowiedziała się niczego nowego, powinna już sobie darować. Tylko nie potrafiła odpuścić. Zrezygnowała na trochę, aby ułożyć sobie życie. I teraz, miała wszystko o co mogłaby poprosić. A nawet więcej i mogła śmiało powiedzieć, że naprawdę jest szczęśliwa. 
Stała po przeciwnej stronie budynku na 1010 6th Avenue of the Americans. Miała również podany, na którym piętrze znajduje się jego biuro, o kogo dokładnie prosić. Tylko zastanawiała się, czy to wszystko jest warte. Miała już ojca, który ją kochał, który ją wspierał i czy chciała sobie truć życie człowiekiem, który nawet nigdy jej nie poznał? Ciekawość ją do tego napędzała. Teraz żałowała, że nie miała przy sobie Felixa albo Thomasa. Chciała ściskać dłoń jednego z nich, czuć wsparcie i ewentualnie odejść zanim przekroczy próg budynku. Musiała się w końcu jednak zdecydować co chce zrobić. Alanya przełknęła ślinę, uniosła wyżej głowę i podjęła decyzję. Nie szukała pasów, choć te były dosłownie kilka metrów od niej. Po prostu przebiegła przez ulicę, gdy z jednej strony auta nie jechały. Zatrzymała się na środku ulicy, aby przejechały z drugiej strony i w kilku susach pokonała drogę. Niepewnie stanęła na chodniku po drugiej stronie. Teraz już nie było odwrotu. Teraz musiała tutaj wejść.
Brunetka przekroczyła próg budynku. Od razu uderzyła w nią klimatyzacja. Miała wrażenie, że stukot jej szpilek słychać w całym budynku. Przed sobą miała recepcję. I tam skierowała swoje kroki. Za biurkiem siedziała dość młoda kobieta, pewnie niewiele starsza od niej, a może i w tym samym wieku. Miała włosy upięte w wysokiego koka, delikatny makijaż. Rozmawiała przez telefon, skinięciem głowy poprosiła jedynie Alanyę o chwilę. Francuzce wcale się nie spieszyło. Najchętniej by zawróciła, ale nie chciała tego robić. W środku kręciło się od różnych ludzi, ochroniarzy. Jedni wchodzili, drudzy wychodzili. 
― Dzień dobry, jak mogę pomóc? 
― Dzień dobry ― odpowiedziała po chwili wahania. Nie powinno jej tutaj być. ― Nie jestem umówiona, ale chciałabym się spotkać z panem Hawthronem. Tylko na kilka minut. 
― Pan Hawthrone nie przyjmuje dziś nikogo. Naprawdę mi przykro. Mogę podać numer do jego asystentki, niech pani się z nią skontaktuje i umówi ― powiedziała. Podała jej po chwili wizytówkę, na której było wszystko, czego mogła potrzebować do kontaktu z mężczyzną. Świetnie, ale to samo miała online. Nie chciała niczego specjalnie szukać, chciała tu przyjść, wejść i wyjść. To proste. ― Mam nadzieję, że to pomoże.
Pokręciła przecząco głową. 
― Pani mnie nie rozumie ― odparła ― przysłała mnie jego żona. Krystle, mam mu coś do przekazania. Bardzo prywatnego. Jeśli się z nim nie spotkam, stracę pracę. Jestem nową asystentką jego żony, jeszcze nie mieliśmy okazji się zapoznać. I naprawdę muszę tam wejść ― wyjaśniła. Miała to małe kłamstewko przygotowane już od dawna, powtarzała je uparcie w myślach, ale nie sądziła, że faktycznie je wykorzysta. 
Kobieta za biurkiem wydawała się być nieprzejęta, ale jednocześnie coś mówiło Alanyi, że jednak się tam dostanie. Sama Alanya wolałaby, aby odprawiła ją z kwitkiem. Byłoby o wiele prościej.
― Mogę prosić o imię? 
― Alanya MacKenzie ― odparła bez zająknięcia. Po nazwisku matki od razu by ją przecież poznał i na pewno nie wpuścił. Przez myśl jej przeszło, że zaraz będzie chciała zobaczyć dowód tożsamości, o dziwo w ogóle się o to nie zapytała.
Drogę do jego biura odbyła bez problemu. Przeszła przez ochronę, która sprawdziła jej torbę i czy niczego nie posiada. Przy sobie miała teczkę wypełnioną jakimiś rachunkami do wywalenia, ale do środka nie zaglądali i to ją uratowało, gdyby któremuś przyszła chęć przejrzeć teczkę, byłaby skończona. Jazda windą ciągnęła się w nieskończoność. Patrzyła na swoje odbicie. Była żałosna. Cholernie żałosna. Winda zatrzymała się, a ona musiała wysiąść. Nazwisko Hawthrone widniało tu wszędzie. Czuła się przytłoczona. Powinna stąd odejść, ale zanim zdążyła sekretarka ją zauważyła i zachęciła do podejścia.
― Pan Hawthrone będzie mógł się z tobą zobaczyć za dziesięć minut ― powiedziała na wstępie od razu przechodząc na ty, co nieco Francuzkę zaskoczyło ― czy mogę zaproponować coś do picia? Kawa, herbata, a może woda? 
― Woda proszę.
Zajęła również wskazane miejsce. I zostało jej czekanie. Kobieta przyniosła jej gazowaną wodę z cytryną, co było prawdziwą ulgą dla Alanyi. Na zewnątrz panował upał, cała się już wręcz zgrzała. Zauważyła, że stuka obcasem o podłogę, co również nie umknęło uwadze sekretarki. Pierwsza oznaka zdenerwowania, a tak świetnie sobie radziła podczas ewakuacji pasażerów z samolotu, który wylądował na wodzie, a teraz nie potrafiła trzymać nerwów na wodzy. Wypiła parę łyków, więcej nie dała rady.
― Pan Hawthrone może się z panią zobaczyć.
Automatycznie podniosła się ze swojego miejsca. Co miała zrobić? Co powiedzieć? Pokonała dystans dzielący ją do gabinetu z trudem, ale musiała to zrobić. Dla własnego spokoju. 

~*~
Wypadła z budynku. Cała się trzęsła. Ochroniarze odprowadzali ją zaniepokojonym wzrokiem. Nie miała pojęcia co jej strzeliło do głowy, nie powinno jej tutaj nigdy być. Nigdzie nie widziała żadnej ławki, a może nie była w stanie jej dostrzec. Ignorując wszystko i wszystkich usiadła przy rzeźbie przed wejściem do budynku. Potrzebowała chwili, nie tak to powinno wyglądać. Wszystko poszło nie tak. Drżącymi dłońmi wyjęła telefon. Nie trafiała w ikonki, otwierały się nie te aplikacje co trzeba. Zanim wykręciła odpowiedni numer, komórka zdążyła jeszcze trzy razy się zawiesić. 
― Możesz po mnie przyjechać? Zrobiłam coś głupiego. 
Wzięła głębszy wdech, ale gdy tyko wypuściła powietrze z płuc poczuła na policzkach łzy. Była wściekła, czuła się upokorzona. W tym wszystkim ukryty w głębi był jeszcze smutek, którego nie chciała, jak na razie, do siebie dopuścić. Była wściekła, głównie na samą siebie, że wymyśliła sobie przyjście tutaj, ale również na niego. Odszukanie go, nie było warte nawet złamanego pensa. 

Przepraszam za tę lawinę tekstu. Poniosło mnie.
W tytule The Neighbourhood "Daddy Issues"

4 komentarze

  1. Jak Ty ślicznie piszesz w pierwszej osobie 💚 To po pierwsze. A po drugie, kurczę! Już liczyłam, że co nieco się wyjaśni, a tu taki plot twist i tak jak Alanya była przed gabinetem, tak nagle znalazła się z powrotem przed budynkiem! Nie ładnie, oj nie ładnie i po cichu liczę na to, że w jeszcze jakimś poście zaserwujesz nam to, co działo się w środku, ponieważ rozbudziłaś moją ciekawość ;)
    I naprawdę świetnie wyszły Ci te fragmenty z perspektywy matki, byłam urzeczona i wszystkie sceny miałam przed oczami, widząc obrazy zamiast słów :) Nie obrażę się, jeśli jeszcze kiedyś coś w takiej perspektywie się pojawi :) Czekam na więcej! 💚

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejku, dziękuję! 💙 Muszę przyznać, że bałam się tego kawałka, bo dawno/nigdy (pamięć mnie zawodzi^^) nie pisałam w takiej narracji i miałam pewne obawy, ale widzę, że zupełnie niepotrzebnie. 💙 Nie byłabym sobą, gdybym nie pozwoliła sobie na mały plot twist, ale dzięki temu mam otwartą furtkę na kolejną notkę, a ta na pewno (no wyjścia nie mam:D) pojawi się za jakiś czas. ^^
      Cieszę się, że Ci się podobało. To głównie te fragmenty z mamą Lynie były dla mnie trudne. Ciągle myślałam czy zostać tylko przy opisach, dodać dialogi, ale ostatecznie wyszło co wyszło i patrząc po Twojej opinii, najgorzej nie jest. ^^ Jeszcze raz dziękuję i obiecuję, że kolejna część pojawi się... może niedługo. Ale będzie na pewno!^^💙

      Usuń
  2. Przeczytałam! Trochę zajęło mi dotarcie tutaj, ale w końcu jestem! Nie znam Alanyi, ale szkoda mi dziewczyny. Jej matka była dzielną kobietą, że sama wychowała córkę. A Alanya jest dzielna, że postanowiła odszukać ojca. Szkoda tylko, że nie opisałaś ich spotkania. Jestem ciekawa tych wszystkich emocji i słów, które mogły tam paść.

    Pięknie napisane! Sama chciałabym poeksperymentować z narracją w pierwszej osobie, ale nie nalezy to do najłatwiejszych zadań, a Tobie udało się to wyśmienicie i z niesamowitą lekkością!

    Mam nadzieję, że niebawem zaskoczysz nas tekstem o przyjemniejszym zabarwieniu, bo ile też możemy umęczać te nasze kochane postaci!

    Pisz więcej! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejku, dziękuję za tyle miłych słów!💙 Esmee to kawał twardej babki, nawet jeśli po tej notce tego nie widać, a to co działo się na spotkaniu będzie miało swoją szansę w notce, która pojawi się w przyszłości, bo już coś tam planuję. ^^ Musiałam zostawić odrobinę pytań, co, czemu i jak, inaczej nie potrafię. :D
      Och, polecam bardzo pisanie w ten sposób. Jakoś tak... było dla mnie o wiele łatwiejsze niż pisanie w trzeciej. Pewnie jeszcze kiedyś w przyszłości to wykorzystam! :D
      Jeszcze raz, dziękuję.💙💙

      Usuń