Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2149. And I think I kinda like ya
Up against the wall, we don't need a title


ostrzeżenie: 18+

Miejsce obok zdążyło porządnie wystygnąć, po ciepłym ciele nie było żadnego śladu w małżeńskim łóżku. Brunetka poruszyła się niespokojnie, a wszystko to przez promienie słoneczne wdzierające się do pomieszczenia i padające bezpośrednio na twarz śpiącej kobiety. Zasłony były już rozsunięte, a świergot ptaków działał niczym melodyjka budzika.
Przekręciła się na bok, chcąc skryć się jeszcze, chociaż na kilka minut przed słońcem, które nie dawało za wygraną. Leżała w tej chwili plecami do okna, starając się jak najdłużej przeciągnąć w czasie moment, w którym wygrzebie się leniwie z łóżka, zrzucając z siebie kołdrę. Wiedziała, że jej męża nie ma obok, możliwe, że nie było go już nawet w domu, a ona była z tego faktu naprawdę zadowolona. Z pełną świadomością, że dobra żona nie powinna cieszyć się z braku obecności ukochanego mężczyzny. Czy leniwe poranki we dwójkę nie były czymś upragnionym? Delikatna pobudka spowodowana drapaniem dwudniowego zarostu, powolnymi pocałunkami składanymi na rozgrzanej skórze i trwanie w swoich objęciach?
Kiedyś pragnęła spędzać z nim czas tylko w taki sposób, a dzisiaj miała tylko nadzieję, że niczym go nie zdenerwuje. Kiedy jej się to udawało, czuła się naprawdę kochana. W takich chwilach na nowo odnajdywała w sobie całą miłość do niego. Tą samą, co kiedyś, płonną i namiętną. Taką, w której marzyła tylko o takich porankach.
Lubiła sobie wyobrażać, że są szczęśliwą rodziną, a żadne zło ich nie dopadło. Zwłaszcza w takich momentach, jak teraz. Gdy leżała w łóżku oceniając czy bezpiecznie jest już z niego wyjść. Przymknęła oczy na krótką chwilę i pogrążyła się w wyobrażeniach, bo właśnie w takich chwilach była nieszczęśliwsza.
Słyszała tupot małych stóp, biegnących korytarzem. Szczęk otwieranych drzwi i głośny śmiech czterolatka, błagającego o kakao i gofry na śniadanie.
Za każdym razem widziała dokładnie to samo i, chociaż próbowała w ten sposób uciec w przyjemniejszą rzeczywistość, jej oczy za każdym razem tak samo zachodziły łzami.
— Mamusiu, proszę! Tylko ten jeden raz.
Kręciła głową, uparcie twierdząc, że to nie jest pożywne śniadanie dla dziecka. Mąż leżący tuż obok uśmiechał się pobłażliwie i próbował ją przekonać, że ten jeden raz przecież nikomu nie zaszkodzi. Widziała miłość w jego spojrzeniu, gdy patrzył na ich synka. W takich momentach przepadała, cały świat przestawał mieć wówczas na znaczeniu. Najważniejsi byli oni – jej mężczyźni.
— No właśnie mamusiu, nie daj się prosić. — Adam wtrącił się do rozmowy, patrząc na nią niemalże tym samym błagalnym spojrzeniem, jakim wpatrywała się w nią mniejsza wersja McLarena. Obserwowała, jak chwyta chłopca i przytula go do siebie, a już po chwili oboje wlepiali w nią swoje szczenięce spojrzenia. Wzruszyła ramionami i bezradnie pokręciła głową. Wiedziała, że kolejny raz to oni wygrali.
— Ostatni raz — wymruczała cicho pod nosem — niech wam będzie. Ale to naprawdę ostatni raz, nie dam się więcej namówić — próbowała zgrywać twardą, ale już teraz dobrze wiedziała, jak będzie to wyglądało kolejnym razem.
Uśmiechnęła się przy tym delikatnie, a później ciężko wzdychając zrzuciła z siebie kołdrę. Oczywiście, że śniadanie mogłaby przygotować ich gosposia, ale oni są całym światem brunetki. Ona musi o nich dbać. Nikt inny nie ma do tego prawa.
Wraz z chłodem spowodowanym wyjściem spod ciepłej pościeli, wracała smutna i szara rzeczywistość. Czterolatka nigdy nie było w tym domu. Adama nie ma, obok, ale tego akurat nie żałowała. Poprawiła satynową koszulkę, muskając przy tym palcami obolałe miejsce. Niektóre z siniaków były starsze i przybierały już żółtawy, ledwo widoczny odcień – one nie powstały w wyniku błędów. Te mimo wszystko lubiła. Wiązały się z nadzieją, że może nie wszystko jest stracone. Pozostałe były w odcieniu ciemnego fioletu, ale o tych nie chciała myśleć w tym momencie. Wróciła palcami do tych starszych, prawie już w ogóle niebolących. Na usta kobiety wkradł się subtelny uśmiech, a w głowie miała już tylko jedną myśl: tym razem się udało. Musiało się udać.
Uczucie pustki w sercu było przerażające, ale czasami dawała się temu pochłonąć.
Wiedziała, że tę lukę jest w stanie wypełnić tylko dziecko. Pragnęła go całą sobą… Pragnęła już to przeżywać. Z uśmiechem oznajmić Adamowi, że się udało, że w końcu po tylu latach starań, nareszcie zostaną rodzicami i wszystko wróci do normy.
Składane przez niego obietnice przestaną być pustymi słowami bez pokrycia. Ona sama zapomni o wszystkim, co miało miejsce przez ostatnie kilka lat. Najważniejsze będzie wówczas dziecko. Ich dziecko, którego tak bardzo pragnęli. Tak jej się wydawało. Nie miała pojęcia, że jedyną osobą pragnącą potomka była ona.
Była pewna, że to będzie ten element ich układanki, który całkowicie odmieni ich życie. Po prostu to czuła, wiedziała o tym. Dlatego już teraz zastanawiała się nad tym, w jaki sposób poinformuje ukochanego o ciąży. Wręczenie prezentowego pudełeczka z testem wydawało się banalne, a chciała go zaskoczyć. Chciała sprawić, aby cały ten czas od samego początku był dla nich czymś wyjątkowym. Kupienie maleńkich skarpeteczek czy śpioszków też od razu skreśliła ze swojej listy. To naprawdę musiało być coś niezwykłego…
Powtarzała sobie, że powinna przystopować, że robienie sobie za dużych nadziei nie jest dobrym pomysłem, ale miała silne przeczucie. Czuła, że to właśnie dzisiaj będzie tym dniem, na który czekała już tyle lat. Dreszcz ekscytacji łaskotał ją wzdłuż kręgosłupa, gdy otworzyła swoją szafkę i sięgnęła po jeden z testów ciążowych. Miała ich nadmiar, tak jak i tych owulacyjnych i nie, wcale nie uważała, aby było w tym coś dziwnego.
Byli w końcu małżeństwem. Małżeństwem, które starało się o dziecko od tylu lat. I w końcu miała nadejść upragniona chwila…
Spoglądając w lustro widziała, jak kąciki ust same się unoszą. Przygryzła wargi, bo inaczej szczerzyłaby się wesoło do swojego odbicia.
Zachowaj spokój. Zachowaj spokój.
Powtarzała sobie na okrągło, a następnie, patrząc prosto w swoje jasne oczy w lustrzanym odbiciu, wzruszyła ramionami. I potrząsnęła głową, jakby chciała przywołać się w ten sposób do porządku.
Miałaś przecież nie robić sobie nadziei.
W jednej chwili twarz kobiety spoważniała. W dłoniach trzymała test ciążowy i przekładała go. Bała się. Sekundy. Wystarczyły sekundy, aby zawładnął nią strach.
Nie musiała czytać instrukcji, znała ją doskonale na pamięć, ale i tak to zrobiła. Można powiedzieć, że to było już niczym mały rytuał.
Krok po kroku mogła zaznaczać kolejne czynności. Przeczytanie instrukcji i wykonanie testu. Umycie dłoni, zębów i twarzy. Przecierała twarz jakimś organicznym tonikiem, który nie był wart tak naprawdę nawet połowy swojej ceny… Wiedziała, że musi być cierpliwa. Starała się nie zerkać na test, dlatego odsunęła się w końcu od umywalki. Ściągnęła z siebie piżamę i pozostawiła ją na podłodze tuż przed kabiną prysznicową. Przed wejściem do niej, zerknęła; jednak kreska sprawiła, że szybko zamknęła szklane drzwi i odkręciła kurki z gorącą wodą.
Minęło za mało czasu.
— Będzie dobrze. Będzie tak, jak musi być. Będzie dobrze — mamrotała cicho, stojąc w strumieniu wody. Nie przejmowała się czerwonymi śladami na skórze, które tworzył gorący prysznic. Pragnęła już tylko wyjść i zobaczyć dwie kreski.
Zamknęła oczy, odchyliła głowę i oddychała głęboko. Czuła każdą pojedynczą kroplę wody roztrzaskującą się o nią. Czy naprawdę pragnęła tak wiele? Niczego innego nie chciała… Wielki dom, ubrania, torebki czy buty od projektantów były czymś, co mogłaby oddać bez zastanowienia. Rzeczy materialne ją nie interesowały, nie chciała ich. Owszem, potrafiła czerpać z nich radość, ale to nie o nich marzyła.
Chciała trzymać dłoń na napiętej skórze brzucha, obserwować jak rośnie. Czuć ruchy swojego upragnionego maleństwa, a później trzymać je w swoich ramionach i zaciągać się cudownym zapachem noworodka. Pragnęła dać życie i sprawić, aby ktoś pokochał ją tak mocno, jak ona sama w stanie była kochać.
Nie myślała o posiadaniu dziecka, jako egoistycznej zachciance, która miałaby wypełnić wszystkie jej braki. Podświadomie jednak wiedziała, że ono będzie uleczeniem zła, którego doświadczyła. Że kiedy będzie je miała, wszystko będzie dobrze, bo będą mieli siebie. Ona je, a ono ją. Będą połączeni więzią, której nikt nigdy nie będzie mógł zerwać.
Osuszyła dokładnie ciało ręcznikiem, a następnie założyła komplet koronkowej bielizny.
Jedna kreska.
— No dalej zmień się, zmień się. No zmień się.
Wynik się nie zmienił. Chwyciła test w ręce i delikatnie nim potrząsnęła, jakby to miało cokolwiek zmienić. Zacisnęła mocno wargi, a po chwili rozchyliła usta w niemym krzyku. Ciężar zaczął przygniatać ją na tyle mocno, że nie była w stanie nabrać powietrza do płuc. Chciała z całej siły to zrobić, ale nie mogła. Jakby niewidoczne dłonie ściskały jej szyję, odcinając dopływ tlenu, którego tak bardzo potrzebowała. Robiło jej się coraz bardziej gorąco, a strach sprawiał, że z oczu zaczęły wypływać łzy.
Chciała tylko miłości.
Czy naprawdę to było tak dużo?
Nie zdawała sobie sprawy z tego, że z jej gardła wydarł się głośny, przerażający krzyk. Łapczywie nabrała powietrza i napotkała swoją twarz w lustrze. Żałosny widok sprawił, że nie myśląc długo chwyciła stojącą na umywalce mydelniczkę i cisnęła nią w szkło. Oba przedmioty potłukły się z głuchym łoskotem.
— Kurwa — drżała. Czuła, że musi pozwolić sobie na upust wściekłości, którą ciągle starała się w sobie zduszać. Miała dość nieudanych starań. Pragnęła zaznać odrobiny prawdziwego szczęścia. Dźwięk rozbijanego szkła nie robił na niej wrażenia, przywykła do stłuczonych przedmiotów. W tym domu nie było to niczym niezwykłym.
Zaciskała zęby, czując jak o siebie zgrzytają. Robiło jej się coraz bardziej gorąco i nadal miała ochotę wrzeszczeć i rzucić w coś czymś ciężkim. Najlepiej we własnego męża, ale nie chciała być taka jak on. Nie była taka.
Zarzuciła na siebie satynową podomkę i szybkim krokiem wróciła do sypialni, w ręce trzymając nożyczki.
Wpadła do sypialni i nie zastanawiając się nad tym, co robi, warcząc pod nosem, jak bardzo miała dość tego wszystkiego, usiadła na łóżku. Nie, wręcz wskoczyła na nie, aby dopaść poduszki należącej do Adama. Wbiła w nią nożyczki i rozpruła materiał drogiej poszewki, dostając się głębiej, do wypełnienia, które również rozcięła, a jego wnętrze wyrywała niczym rozwścieczony pies. Puch był wszędzie, ale to było za mało.
Po raz pierwszy w swoim życiu czuła tak ogromną chęć destrukcji. Zrzuciła wszystko z nocnej szafki, otworzyła szufladę i wysypała z niej wszystko, nie czując się ani odrobinę lepiej. Miała ochotę rozedrzeć każdą jego rzecz, zniszczyć to, na czym mogło mu zależeć. Wiedziała jednak, że gdyby to zrobiła, byłby wściekły. I tak będzie zły… Była w stanie myśleć trzeźwo, dlatego nie dała się całkowicie owładnąć negatywnym emocjom. Nie chciała być przecież taka, jak on. Cisnęła nożyczkami w podłogę, a po chwili sama klęczała na drewnianych deskach płacząc z bezradności.
— Mamusiu, dlaczego płaczesz?
Zakryła dłońmi twarz i pozwoliła sobie na płacz.
— Proszę, nie płacz. Nie będę niegrzecznym chłopcem.
I wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej.

Nie wiedziała ile dokładnie minęło czasu. Złość i żal zniknęły, a ona zwyczajnie ochłonęła. Oczy nie były już zaczerwienione i opuchnięte od płaczu. Była w nich teraz panika. Świadomość, do czego się posunęła, przeraziła brunetkę. Nigdy wcześniej nie pozwoliła sobie na coś takiego i nigdy nie powinna na to pozwolić.
Szybko zebrała się z podłogi i wzięła za sprzątanie bałaganu, który sama stworzyła. Mogła o to poprosić oczywiście gosposie, ale wiedziała, że służba tylko czekała na gorący temat do plotkowania. Jej niekontrolowane wrzaski i hałas, który towarzyszył wydarzeniom z łazienki i sypialni był wystarczający. Musiała poradzić sobie z tym sama.
I o ile nad nieporządkiem była w stanie zapanować, przeraźliwie bała się tego, jak zareaguje jej mąż na wieść o tym, że zniszczyła kilka rzeczy. Nie podejrzewała, aby zwrócił uwagę na dekoracyjne drobiazgi z sypialni; zawsze mogła się z tego wykręcić zmianą wystroju. Nie chodziło również o pieniądze, Adam nie musiał się o nie martwić. Prowadził wraz z wspólnikiem prywatną klinikę medyczną. Chodziło o sam fakt zniszczeń, a Minnie mogła się modlić jedynie o to, aby był nieświadomy tego, co zrobiła, chociaż wiedziała, że to na nic.
Wklejone pomiędzy płytki lustro w łazience stanowiło problem, było powodem do zadawania pytań. Wiedziała o tym.
Może właśnie, dlatego postanowiła spróbować się tym wszystkim po prostu nie przejmować? Nie mogła z tym nic zrobić, Adam i tak miał się dowiedzieć o jej porannym wybryku. Siedzenie w domu i zamartwianie się tym, co wydarzy się, kiedy jej mąż wróci do domu nie było sensowne. Czas siedzenia jak na szpilkach i czekania mogła zamienić w coś przyjemniejszego.
Wiedziała, że to, co nieuniknione, po prostu się stanie.
Może właśnie, dlatego chwyciła w dłonie swój telefon i szybko odnalazła na liście kontaktów odpowiednie imię.
Lucy
Tak miała na imię jej siostra, ale jej numer znała na pamięć. Pod taką nazwą krył się numer telefonu kogoś innego. Teoretycznie nie musiała go ukrywać. Adam wiedział, że ze sobą rozmawiają. Momentami miała wrażenie, że jest z tego powodu zadowolony. Podejrzewała, że to przez wzgląd na interesy. Minnie początkowo nie przepadała za Andrew, a to on był wspólnikiem jej męża. Razem tworzyli klinikę i chyba w dobrym tonie było to, aby ona, jako małżonka jednego ze wspólników, zwyczajnie miała dobry kontakt z tym drugim.
Od długiego czasu nie czuła już do mężczyzny niechęci. Naprawdę dobrze się dogadywali, Minnie odczuwała spokój, ale odpychała od siebie tę myśl. Przy Adamie też kiedyś czuła spokój i bezpieczeństwo. Właśnie przez to, próbowała zdusić to coś jeszcze w zarodku, ale było na to za późno.
Dlatego widniał w jej komórce, jako Lucy. Adam nie interesował się jej rodziną. Wątpiła, aby kontakt z siostrą wzbudzał w nim podejrzenia. Minnie natomiast odnosiła wrażenie, że musi chować relację z Andy’m coraz głębiej i staranniej przed swoim mężem.
Gdyby McLaren wiedział, kto coraz częściej zaprzątał myśli jego żony z pewnością nie byłby z tego zadowolony i na pewno żałowałby, że niejednokrotnie wręcz zmuszał brunetkę do tego, aby spróbowała polubić jego wspólnika.
I zgodnie z prośbami, polubiła go. Nawet trochę za bardzo.
Pisała, więc do Lucy – którą tak naprawdę był Andrew Parker – z pytaniem, czy ta znalazłaby dla niej odrobinę czasu i czy może określić, jak dużo mogą mieć dla siebie czasu.
Sama nie wiedziała, dlaczego to robi. Kochała przecież swojego męża, a raczej tak jej się przez cały czas wydawało. A Andrew… Z każdym kolejnym spotkaniem tylko we dwoje, wmawiała sobie, że to nic nie znaczy. Nie mogło nic znaczyć, bo wówczas chciałaby więcej, a więcej oznaczało łapczywość, zachłanność, mniejszą uwagę. Na to szczególnie nie mogła przecież sobie pozwolić, bo mąż by ją zabił. Albo jego. Była też możliwość, że ich dwoje.
Czasami zastanawiała się nad tym, komu kazałby patrzeć na śmierć drugiego. I nienawidziła siebie za to, bo nie chciała, aby Andy musiał patrzeć na to, jak ona cierpi. Wiedziała, co to znaczyło i przeraźliwie się tego bała.

Oczywiście, że chciała dobrze wyglądać. Strój jednak nie był dla niej dzisiaj najważniejszy. Liczyło się to, że wyszła z domu i nie musiała tułać się bez celu po mieście, próbując znaleźć sobie jakieś zajęcie. Czasami tak robiła, wszystko po to, aby nie siedzieć bezczynnie w domu. Czuła się w nim, jak w klatce, chociaż bez problemu mogła go opuszczać. Adam dbał o pozory i o to, aby nie zwracać na ich małżeństwo uwagi. Minnie, zatem nie musiała siedzieć zamknięta w domu i czekać na powrót męża. Dzięki temu jeszcze, jakoś się trzymała psychicznie, chociaż bywało z tym różnie, czego dowodem były poranne wydarzenia.
Miała na sobie prostą sukienkę i przyjemny w dotyku sweter, który dodawał z pozoru eleganckiemu strojowi nieco sportowego fasonu, który był dopełniany przez proste adidasy.
Zachowywała ostrożność, ale jadąc do celu, taksówkę zmieniała, co najmniej trzy razy. Jakby bała się, że jej mąż mógłby się dowiedzieć przez kierowcę, co robiła i z kim. Wiedziała, że to absurdalne, ale właśnie tego się bała.
Przerażała ją świadomość, że Adam mógłby dowiedzieć się prawdy.
W końcu nie była najlepsza w kłamstwach, zwłaszcza, jeżeli chodziło o swojego męża. Tworzyła sobie w ten sposób podstawową wersję opowieści, a kiedy opowiadała mu, co robiła w ciągu dnia, to właśnie jej używała. Miała czyste sumienie i nie musiała wymyślać niestworzonych rzeczy. Dlatego zawsze przed spotkaniem z Andrew wpadała po kawę, lunch, czy jakieś bardzo szybkie zakupy; zazwyczaj nieprzemyślane i niepotrzebne. Musiała po prostu mieć coś do opowiedzenia.
Samochód zatrzymał się pod hotelem, Minnie od razu z niego wysiadła, trzymając w dłoni papierowe torby i skierowała się prosto do wejścia, z którego przeszła do holu, a następnie od razu do windy. Numer pokoju zawsze znała wcześniej, a ją samą świerzbiło w windzie na myśl, że znowu będą mieli dla siebie zdecydowanie niewystarczająco wiele czasu.
Była jak dziecko. Zniecierpliwiona, ledwo powstrzymywała się przed tupaniem nogami w miejscu z ekscytacji. Kiedy otwierał jej drzwi, witała go za każdym razem z szerokim uśmiechem. Niezależnie od tego, jak ciężki miała wcześniej dzień. Andy był jak antydepresant. Sama jego obecność sprawiała, że na nowo chciało jej się żyć.
— Tęskniłam za tobą — wyszeptała cicho, zamykając za sobą drzwi. Odłożyła torbę na podłodze pod ścianą tuż przy wejściu i od razu zrobiła krok w stronę mężczyzny. Naprawdę za nim tęskniła. Nie widzieli się przez dłuższy czas, a Minnie niemal fizycznie czuła tęsknotę za nim.
Zamknęła oczy, gdy ułożył dłoń na jej policzku. Słysząc jego głos i czując ciepło jego ciała, momentalnie poczuła się dużo lepiej. Uwolniła się z objęć strachu, wpadając prosto w ramiona Parkera.
Czasami naprawdę chciała mu tak wiele powiedzieć. Często, niemal przed każdym spotkaniem zastanawiała się, co mogłoby się stać, gdyby opowiedziała mu wszystko, co działo się w jej życiu od momentu zawarcia związku małżeńskiego. Wiedziała, że znał jej męża… Na dobrą sprawę to nie tylko ona zdradzała. Andy w końcu był przyjacielem McLarena, więc również dopuszczał się zdrady. Może nawet gorszej? Nie zastanawiała się nad tym. Fakt przyjaźni sprawiał jednak, że Minnie nie miała wystarczająco dużo pewności w to, żeby Parker jej uwierzył.
Uśmiechała się patrząc w jasne oczy bruneta.
— Nie mamy dużo czasu — wychrypiał, nie cofając od niej rąk.
Pokiwała nieznacząco głową i stanąwszy na palcach, złożyła na ustach mężczyzny żarliwy, pełen namiętności pocałunek. Był zachłanny i pospieszny, ponieważ gdzieś z tyłu głowy słyszała upiorne tik tak tik tak tik tak, chociaż to nie było do niej podobne. Naparła delikatnie na mężczyznę, stawiając niewielki krok do przodu tak, że trwając w pocałunkach kierowali się w stronę hotelowego łóżka.
Rumieńce zdobiły jej twarz, szyję i dekolt. Nie było jednak czasu na spokojne ochłonięcie. Niechętnie podniosła się z jego klatki, powoli przesuwając jeszcze palcami po nagim, również rozgrzanym torsie.
Przelotnie zerknęła na jego twarz, zatrzymując na dłużej spojrzenie na jego ustach. Pragnęła złożyć na nich jeszcze, co najmniej setki kolejnych pocałunków i nie ruszać się z tego pokoju. Przeniosła spojrzenie wyżej, na jego oczy. Miała wrażenie, że chciał jej coś powiedzieć, ale jakby w ostatniej chwili się rozmyślił.
— Muszę wracać do kliniki — odezwał się, chociaż Minnie czuła, że to nie o tym myślał.
— Wiem — zdobyła się na uśmiech. Nie mogła przecież mieć pretensji. Poza tym nie wyrzucał jej, po prostu stwierdzał fakt. Owszem, nie chciałaby wychodzić, ale trwali w potajemnym romansie, a ona do tego wszystkiego miała męża tyrana i bała się, komukolwiek o tym powiedzieć. Przygryzła wargę, zbierając swoje ubrania zastanawiała się nad tym, co by się stało, gdyby mu powiedziała. Co by się stało, gdyby w tej chwili powiedziała mu, że Adam ją bije? Wziąłby ją za wariatkę? Oglądał ją nagą niejednokrotnie, twierdziłby z pewnością, że coś by zauważył, prawda? Wiedziała, że wystarczyła ciepła woda i mydło, aby pozbyć się trwałego kosmetyku.
Przeszła do łazienki i odkręciła wodę w umywalce.
— Andy — powiedziała głośniej, a jej serce biło pospiesznie w piersi, kiedy mężczyzna podszedł i oparł się bokiem o framugę drzwi.
Wstrzymała oddech, zastanawiając się nad tym, jak powinna mu to powiedzieć. Jakich konkretnie powinna użyć słów, aby nie zrobić z siebie ofiary.
— Hm? — Uniósł brew, przyglądając się jej uważnie.
— Weź porządny prysznic. Nie może wyczuć od ciebie moich perfum.
Zakręciła wodę i wyminęła mężczyznę, pospiesznie wciągając na siebie bieliznę, a następnie sukienkę i sweter. Miała wrażenie, że słyszała jak Parker prychał w łazience. Dlatego przyspieszyła swoje ruchy, chcąc jak najszybciej znaleźć się, jak najdalej tego miejsca. Tak bardzo chciała mu powiedzieć prawdę, ale nie mogła. Nie była w stanie tego zrobić.

Za każdym razem było tak samo. Wracała do swojej rzeczywistości, czekając jak na szpilkach na powrót męża i starając się z całych sił, nie zrobić niczego, co mogłoby wyprowadzić go z równowagi. Kiedy wracał do domu usatysfakcjonowany pracą, witał ją delikatnym muśnięciem warg i twierdził, że powinni spędzać trochę więcej czasu razem, miała wyrzuty sumienia.
Przecież Adam był dla niej dobry. Jak mogła dorabiać mu rogi?
— Co ty odjebałaś w łazience?
Przełknęła ślinę, gorączkowo szukając jakiegoś wytłumaczenia. Powinna je sobie przygotować wcześniej.
— Zadałem ci, kurwa, pytanie.
Widziała, jak jego twarz się zmienia. Sylwetka się prostowała, a mięsnie napinały. Pozorne wrażenie, że mogło być dobrze zniknęło, a Minnie nie łudziła się, że uda jej się cokolwiek wymyślić. Może powinna, jak najszybciej opuścić dom? Po prostu wziąć nogi za pas i uciec? Była w stanie przebiec długi dystans, na pewno wytrzymałaby dłużej niż on… Ale on zawsze był szybszy. Nim zdążyła podjąć jakąkolwiek decyzję, Adam stał już tuż przy niej i ściskał mocno jej ramiona.
Zupełnie inaczej, niż robił to Andrew.
— Nie będę siedział w domu i cię, kurwa, pilnował — warknął, zaciskając mocniej palce na jej chudych rękach — powiesz łaskawie, co się stało, czy zapomniałaś jak się mówi?
— Adam…
— Nie Adam, tylko co to ma znaczyć — potrząsnął brunetką, zaciskając mocniej palce.
— Ja nie… Nie wiem, to się… To się stało…
— Martwię się o ciebie, więc powiedz, co się stało w łazience.
Wiedziała, że się wcale o nią nie martwił. Martwił się o wszystko inne, tylko nie o nią.
— Adam to boli — powiedziała cicho — proszę puść mnie — szepnęła, bojąc się spojrzeć na jego twarz. Nie chciała zobaczyć, jak bardzo był wściekły.
— Patrz na mnie, gdy się do mnie odzywasz. Tak mi kurwa okazujesz szacunek? Po tym wszystkim, co dla ciebie robię? Tak? Kiedy zapierdalam na to wszystko, na to, żeby było ci dobrze, ty nawet nie chcesz na mnie spojrzeć? — Puścił jej ramiona, ale tylko po to, aby chwycić gwałtownie nadgarstek i szarpnąwszy nim, pociągnąć brunetkę za sobą do pomieszczenia, które wzbudziło tyle emocji. — Takie rzeczy nie dzieją się same.
— Po prostu… Nie udało… Nie udało się. Znowu… Znowu się… nie udało…
Przez chwilę patrzył na nią zdezorientowany, ale trybiki w głowie szybko wskoczyły na właściwe miejsce. Prychnął z pogardą, patrząc na nią dokładnie w taki sam sposób.
— Nawet do tego się nie nadajesz — prychnął — nawet, kurwa, nie możesz dać mi podstawowej rzeczy. Jak mam cię traktować poważnie?
Załkała głośno, gdyż słowa potrafiły boleć mocniej niż wszystko inne.
— I czego, kurwa ryczysz. To nie moja wina, że jesteś tak beznadziejna. Powinnaś się cieszyć, że w ogóle chcę z tobą być, pomimo tego.
I zamachnął się, uderzając ją z otwartej dłoni w policzek.
— Mamusiu, chciałbym być jak tata — czterolatek uśmiechnął się rozbrajająco — będę pomagać ludziom. Tatuś jest prawdziwym bohaterem.

6 komentarzy

  1. Podpisuję się pod komentarzem sheepster, zdolna z Ciebie bestia :) Aż zbytnio nie wiem, co mam napisać, ponieważ mam wrażenie, że obojętnie jakich słów nie użyję, będą one zbyt proste i oczywiste. Wiara w to, że dziecko wszystko zmieni i te wplecione w tekst wizje przyszłości dodatkowo ściskają za serce, a ostatnie zdanie wywala z kapci.
    Bardzo jestem ciekawa, w jakim kierunku zdecydujecie się rozwinąć tę historię, dlatego niecierpliwie czekam na kolejne notki :) Wiem, że ani Ty, ani sheepster nie lubicie ułatwiać życia swoim postaciom, ale mocno trzymam kciuki za to, żeby u słodkiej Minnie z czasem wszystko się ułożyło i zaznała upragnionej, prawdziwej i bezwarunkowej miłości )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei, jak zawsze się głowię, co odpisać na komentarze. O ile przy moich wcześniejszych tekstach szło mi to gładko, tak teraz... Mam bardzo krytyczne spojrzenie na tą konkretną notkę i mimo przeczytaniu tylu miłych słów, i tak mam wrażenie, że cały tekst wyszedł płytko (prawda jest taka, że gdyby nie sheepster, ta notka mogła by nadal tkwić tylko na moim laptopie). Dlatego bardzo, bardzo dziękuję!

      Usuń
  2. Muszę przyznać, że notka chwyciła mnie za serce. Jest mi naprawdę żal Minnie, bo wydaje się taką niezwykle dobrą i uroczą kobietą, która w żadnym stopniu nie zasługuje na takie traktowanie. Zresztą, nikt nie zasługuje na takie traktowanie... to smutne, że tak uparcie wierzy w to, że dziecko wszystko zmieni.
    Cieszę się, że ma pocieszenie w Andym, ale obawiam się, że oszukiwanie Adama może się źle skończyć dla ich oboje, dlatego mam nadzieję, że Minnie znajdzie w sobie siłę, żeby go zostawić.
    Fragmenty wyobrażeń Minnie są genialne i przy tym tak niesamowicie smutne... naprawdę potrafisz wzbudzić w czytelnikach wiele emocji i czuję, że ta notka będzie za mną chodzić jeszcze przez jakiś czas.
    Mam nadzieję, że szybko uraczysz nas jakąś kolejną notką <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu dziękuję za miłe słowa i naprawdę, niezmiernie się cieszę, że są osoby, które poświęciły swój czas na czytanie tego i jeszcze skomentowanie! ❤

      Usuń