Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2148. Serca nie można wymienić, nie można go zatrzymać, można jedynie iść za jego głosem


Nie spodziewałby się, że jeszcze kiedykolwiek dane mu będzie ją ujrzeć, a jednak stała tam piękna jak zawsze ze starannie związanymi płomiennorudymi włosami, których jeden uparty kosmyk wymykał się spod gumki.Wyraźnie coś ją trapiło, choć starała się tego nie okazywać. Znał ją jednak zbyt dobrze, by nie zauważyć tego ledwie zauważalnego zmarszczenia czoła. Gdyby wiele wiosen wcześniej nie dała mu wyraźnie do zrozumienia, że skutecznie zepsuł jej kilka lat życia, na pewno by się nie powstrzymywał i przygarnął ją do siebie. Wyraźnie tego potrzebowała, a w mieszkaniu byli w tej chwili sami, jeśli nie licząc zwierząt i małego dziecka kurczowo trzymającego fragment jej przeciwdeszczowego płaszcza, które nieufnie zerkało na obcego dla niego mężczyznę. Nie wiedział jak powinien zareagować. Kiedyś była jego narzeczoną, ale to była zamierzchła przeszłość. On zdążył w tym czasie zwiedzić wiele zakątków świata, a ona chyba wyjść za mąż, skoro doczekała się córeczki, choć nie widział na jej palcu obrączki.
- Nie zamierzasz nas wpuścić do środka ? - Spytała, wyrywając go z transu. - Myślałam, że bardziej będziesz się cieszyć na mój widok, ale jeśli w czymś przeszkodziłam, to przepraszam. Daj małej tylko coś ciepłego, bo biedaczka całkowicie przemarzła przez tę ulewę i zaraz sobie pójdziemy. - Wyraźnie wyczuwał, że za pozornym chłodem skrywa bezbrzeżną rozpacz.
- Daj spokój, Lieke, przecież widzę, że coś Cię trapi. - Odsunął się nieznacznie na bok, by umożliwić swoim niespodziewanym gościom wejście. - Po prostu myślałem, że wykreśliłaś mnie na zawsze z listy swoich przyjaciół po tym ekscesie w Edynburgu. 
- Cóż...może po prostu uznałam, że są rzeczy o wiele bardziej niebezpieczne od Twojego szaleństwa. - Odparła hardo, pomagając rozebrać się swojej pierworodnej, przez co nie mógł zauważyć, że uśmiechnęła się lekko na samo wspomnienie tego wydarzenia, które wtedy było dla niej największą możliwą katastrofą. 
Te słowa tylko wzmocniły jego podejrzenia.
- Długo macie zamiar tu zostać ? - Spytał, nie chcąc samemu zaczepiać męczącego jej duszę tematu. Już nie raz miał okazję przekonać się na własnej skórze do czego takie zachowanie może doprowadzić i wolał uniknąć kolejnej kłótni, której konsekwencje mogłyby być podobne do spustoszenia jakie pozostawia po sobie tajfun. Zdecydowanie bezpieczniej było poczekać aż sama nabierze ochoty do zwierzeń. 
- Może nawet na stałe, o ile tylko uda mi się w tym mieście znaleźć stałą pracę i jakieś mieszkanie. 
- Rozumiem, że obecnie jesteście bez dachu nad głową ? - Zaindagował, patrząc przelotnie na zegar ścienny. Nie był do końca pewny, czy Dalaja zgodzi się przyjąć pod swój dach dwie dodatkowe osoby, skoro z takim trudem znosiła nawet obecność własnego brata, ale nie umiał też obwieścić tego swojej dawnej miłości. W najgorszym wypadku będzie musiał sięgnąć do pieniędzy, które wpływają na jego konto w ramach kopalni i pomóc Holenderce w stawianiu pierwszych kroków w tej metropolii, w której sam został poniekąd uziemiony na bliżej nieokreślony czas w związku z wciąż szalejącą epidemią.
- Zatrzymałyśmy się w jednym z mniejszych hoteli, ale obawiam się, że niedługo skończą mi się oszczędności. Zbyt długo szukałam Cię po całym globie, a ojciec Wenecji stwierdził, że nie będzie łożył na utrzymanie, jak to sam określił pomiotu za mojego grzechy. Wyobrażasz to sobie ?! Nazwał tak własną pierworodną tylko, dlatego, że cierpi na autyzm i jeszcze oskarżył mnie o niewłaściwe zachowanie podczas ciąży, które rzekomo do tego doprowadziło! - Im więcej żali z siebie wyrzucała, tym bardziej drżał jej głos aż w końcu zaczęła histerycznie szlochać, osuwając się na kafelki.Tym razem nie mógł już czekać bezczynnie, toteż postanowił dać się ponieść uczuciom i usiadłszy na podłodze, przygarnął ją do siebie. Najważniejszą kwestią na obecną chwilę było zapewnienie jej bezpieczeństwa. - Jesteś naszą ostatnią nadzieją... - Wyszeptała jeszcze ledwie zrozumiale przez łzy, nim ostatecznie skryła się w jego opiekuńczych ramionach.
Być może za dużo sobie obiecywał, ale skoro spośród wszystkich swoich licznych znajomych zwróciła się akurat do niego, to chyba miał choć nikłe prawo przypuszczać, że jeśli tylko odpowiednio zajmie się zarówno nią samą, jaki i dziewczynką, zdoła rozbudzić w niej to wspaniałe, silne uczucie, którym go kiedyś darzyła. 

***

Cytat w nagłówku za kryminałem Macbeth autorstwa Jo Nesbø. 




1 komentarz

  1. No proszę, a cóż to za niespodziewana wizyta :) Mam wrażenie, że niejeden facet nie zdecydowałby na przygarnięcie byłej narzeczonej pod swój dach, ale może się mylę? Nigdy nie byłam w podobnej sytuacji i raczej nie będę ;) Niemniej jednak doskonale widać, że Munir wciąż coś czuje do tej rudowłosej piękności i w związku z tym trzymam kciuki, żeby wyszło z tego coś dobrego!

    OdpowiedzUsuń