W poście fabularnym występują wulgrazymy!
Spojrzałem na kobietę, której wzrok wbity był w okno. Zapewne próbowała się uspokoić, powstrzymać słowa, którymi mogłaby mnie skrzywdzić. Chciała utożsamić się z spokojnym morzem Karaibskim. Stała odwrócona plecami do mnie, dłońmi ściskając rant zlewu. Drżała ze strachu. Bała się odwrócić w moją stronę, nie chciała pokazać mi zapłakanej, nieumalowanej twarzy. Bez względu w jakim stanie była, dla mnie wciąż wyglądałaby najpiękniej na świecie. Pragnąłem do niej podejść, wtulić twarz w jej rudą burzę loków, jednak coś mnie powstrzymywało.
Nie umiałem się uspokoić. Wściekłość, która zawładnęła moim ciałem była niczym burza na morzu – nieokrzesana, a każdy, kto próbował ją ujarzmić, ginął w samotności. Właśnie taki byłem – porywczy i wybuchowy. A gdy ktoś odważył się podpalić mój lont, nie mogłem już powstrzymać tego rollercoastera.
- Powtórz. – Jad, który płynął z moich ust, był dla niej jak sztylet w serce. Bolało ją to, że nie potrafiłem cieszyć się cudem, który właśnie trwał. – Powtórz do kurwy nędzy!
Podniesiony głos sprawił, że Victoria wzdrygnęła się. Nienawidziła dwóch rzeczy – tego, że krzyczę oraz przekleństw, które właśnie wykorzystywałem. Chciałem ją sprowokować, sprawić, że również zacznie mnie atakować. Jednak tak się nie działo. Wciąż odwrócona plecami do mnie, cicho zachlipała. Wiedziałem, że była na skraju załamania.
- Jestem w ciąży – wyszeptała, drżącym od płaczu głosem. – Jestem w ciąży – powtórzyła, tym razem głośniej i pewniej – Z tobą.
Chciałem jej wierzyć. Ufałem jej bezgranicznie i jeszcze wczoraj byłem pewny, że nigdy nie będę wątpił w to, co mi powie, jednak informacja o tym, że nosi w sobie nowe życie, zmroziła krew w moich żyłach. Czułem się tak, jakby ktoś uderzył mnie metalową rurką w tył głowy, a gdy zaczynałem się wykrwawiać, śmiał się tak, jakby oglądał najwspanialszą komedię w swoim życiu. Gdyby ktoś spojrzał na naszą dwójkę właśnie w tym momencie, mógłby tak pomyśleć - że jesteśmy komicznie do siebie dobrani. Victoria, rudowłosa piękność, z dobrej, bogatej rodziny i ja, samotny, wiecznie szukający swojego miejsca na ziemi i z nieciekawą przeszłością. Bo tak można by powiedzieć o moim dzieciństwie - kradzieże, by tylko móc zjeść coś ciepłego na obiad raz w tygodniu; groźby, gdy zacząłem dorastać, które zmuszały ofiarę do bycia podwładnym, a przede wszystkim alkohol oraz narkotyki, które w rodzinnym domu mógł zauważyć każdy. Ojciec, którego już prawie nie pamiętałem, zaćpał się na śmierć, a jego zimne ciało leżało w sypialni przez blisko dwa tygodnie z matką, alkoholiczką, która postanowiła osłodzić sobie życie i dawać w żyłę tak często, że w pewnym momencie nie miała się już gdzie wkłuwać. Tak właśnie wyglądało moje dzieciństwo - pełne przemocy, kłamstw i dramatów, których, jako małe dziecko, nie powinienem znać.
A teraz stałem tutaj, w ogromnej kuchni, pełnej relatywnego szczęścia, miłości i nadziei na lepsze jutro. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Szczęście już dawno temu wyparowało, gdy dowiedzieliśmy się, że nie mogę mieć dzieci, ponieważ jestem bezpłodny; miłości nie było od momentu, gdy powiedzieliśmy sobie sakramentalne tak przed ołtarzem i wróciliśmy z powrotem do życia, które się kręciło wokół pieniędzy, którymi zaspokajaliśmy własne potrzeby; a nadzieja? Chyba już dawno temu kopnęła nas w tyłki i opuściła ze świadomością, że jest nam niepotrzebna; nadziei nie było nigdy.
Kreowaliśmy wspaniały związek, pełen wsparcia i zrozumienia. Owszem, moglibyśmy powiedzieć, że to, co nas łączyło, było niespotykane. Znaliśmy się jak łyse konie, czasem nawet myśleliśmy, że miłość do nas wróciła i jedyne, co musimy zrobić, to ją pielęgnować. Więc robiliśmy to - staraliśmy się o każdy dzień, za każdym razem coraz mocniej, by był lepszy. I był, do dzisiaj. Victoria próbowała mi wmówić, że zostanę ojcem, że spłodziłem syna lub córkę, że będę prawdziwym mężczyzną; że będziemy mogli ponownie rozkochać się w sobie. Chciałem jej wierzyć jak nigdy wcześniej. Cholernie pragnąłem pokazać naszemu dziecku, że świat nie jest czarno-biały, a ilość kolorów nieraz może spowodować migrenę. Jednak sztab lekarzy, do których chodziliśmy w zeszłym roku, jasno powiedzieli, że jedyną opcją dla nas jest adopcja.
- Puściłaś się - jęknąłem, opierając się o granitowy blat. - Puściłaś się, a teraz próbujesz mi wmówić, że będę ojcem!
Victoria odwróciła się w moją stronę, wzdychając niepewnie. Bała się spojrzeć na moją rozwścieczoną twarz. Nie zobaczyłaby tego cudownego Alexandra, tylko tyrana, który nie potrafił się powstrzymać przed spowodowaniem komuś krzywdy. Na linii frontu stała ona - drobna, zapłakana kobieta z workami pod oczami, jakby nie spała od kilku dni. Mimo to, że była tak bardzo przerażona moją postawą, w jej oczach wciąż dostrzegałem spokój i troskę; nadzieję, że jednak jej zaufam i zrozumiem. Była w błędzie.
- Alex... - wyszeptała, ruszając w moją stronę - ty jesteś ojcem. Wiesz, że nigdy bym cię nie zdradziła.
Parsknąłem śmiechem, a gdy się uciszyłem, śmiech ten wciąż rozbrzmiewał w moich uszach.
- Pierdolisz - warknąłem, odsuwając się dwa kroki od kobiety. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, że podejdzie do mnie i obejmie mnie tak, jak robiła to za każdym razem, gdy zachowywałem się jak wariat. - Nie mogę mieć dzieci, jestem bezpłodny! Puściłaś się z jakimś frajerem i teraz próbujesz mi wmówić, że to moje dziecko! Jesteś dziwką!
Pierwszy sztylet ugodził Victorię prosto w serce. Łzy popłynęły z jej oczu, a ona już tego nie skrywała. Nie wiedzieliśmy jeszcze, że sztylet ten będzie niczym bumerang odbijał się od niej, a następnie wracał do mnie tylko po to, abym wypuścił go z jeszcze większą siłą. I choć wiedziałem, że powinienem przestać, przynajmniej spróbować się opanować, nie potrafiłem tego zrobić.
- Gdybyś nie był cholernym ćpunem miałbyś więcej pewności siebie - syknęła, odbijając piłeczkę.
Nie chciała powiedzieć, że gdybym nie ćpał, nie byłbym bezpłodny; gdybym nie ćpał, nie czułbym się jak wrak człowieka za każdym razem, gdy odwiedzały nas w kurorcie szczęśliwe rodziny z małymi dziećmi; gdybym nie był taki, jaki jestem, prawdopodobnie nigdy nie poznałbym Victorii. To ona była, jest i, mam nadzieję będzie moim małym zwycięstwem w tym cholernie ciężkim życiu. I, żebyście nie myśleli - nigdy nie byłem ćpunem. To moja matka i ojciec dawali do żyły za każdym razem, gdy nadarzyła się okazja. Może raz, góra dwa razy zażyłem heroinę. Nigdy więcej. Przysięgam. Victoria jednak wiedziała swoje, bo tak jej było łatwiej. W taki właśnie sposób, za każdym razem, kiedy coś jej nie pasowało; coś było nie tak, jak sobie wymarzyła, atakowała w sposób dla mnie niezrozumiały, budując wokół siebie mur nie do zniszczenia.
- To tobie jej brakuje - warknąłem, podchodząc na krok. Teraz już byłem pewien, że nie zbliży się do mnie, że jestem górą. - Ty się puszczałaś na prawo i lewo. To ty potrzebujesz bachora, żeby podnieść swoje zjebane ego. To ty wiecznie potrzebujesz atencji. To ty nie potrafisz docenić tego co masz. Szukasz ciągle czegoś nowego, jakiejś zmiany w życiu, która połechce cię tylko na chwilę. Bardzo dobrze wiemy, że spierdolisz życie temu dziecku!
Widziałem, jak wstrzymuje oddech, a na twarzy pojawiają się rumieńce z wściekłości. Gdyby była dziesięć centymetrów wyższa i z piętnaście kilogramów cięższa, prawdopodobnie rzuciłaby się na mnie i wydrapała oczy. Prawdę powiedziawszy, skłamałem mówiąc, że Victoria miała lepsze życie niż moje. Myślę, że było równie parszywe, być może nawet gorsze. W końcu nie każdy ojciec gwałci swoją nastoletnią córkę i śmieje się jej prosto w twarz, gdy próbuje powiedzieć o tym starszej siostrze czy matce; nie każdy bije swoje dziecko po udach, kopie po brzuchu i każe mówić, że jest najwspanialszym tatusiem jakiego mogła sobie wymarzyć. Oboje byliśmy złamani i trzymaliśmy się tylko dlatego, że byliśmy razem, choć Victorii z większą łatwością szło uporanie się z demonami. Jakby jej imię naprawdę coś znaczyło.
- Nienawidzisz mnie - wyszeptała, pociągając głośno nosem. Otarła mokre od łez oczy i odwróciła się. Wyszła na zewnątrz, zatrzaskując z hukiem drzwi.
Wcale tak o niej nie myślałem. Kochałem ją w ten chory, dość szalony, ale pełen pasji i oddania sposób. Pewnie wcale tak nie myślicie, ale tak naprawdę było. Była dla mnie wszystkim - przyjaciółką, której mogłem powiedzieć wszystko o wszystkim; kochanką, której pragnąłem każdego dnia coraz mocniej, ale także najwspanialszą i najpiękniejszą żoną, bez której dawno temu skończyłbym gdzieś w rowie. Stałem w tej pieprzonej kuchni, która nagle zaczynała robić się klaustrofobiczna i, nie wiedzieć czemu, nie pobiegłem za Victorią, choć powinienem to zrobić. Powinienem ją dogonić, złapać za rękę, błagać o wybaczenie przez kolejnych kilka lat, ale tego nie zrobiłem. Stałem jak ten kretyn, uderzając pięścią w granitowy blat tak długo, dopóki ręka nie była cała zaczerwieniona, a mi opadły siły.
Otworzyłem drzwi lodówki, szukając czegoś, co może ukoić moje nerwy. Powiedzcie mi, jak zachowalibyście się na moim miejscu, kiedy wasza narzeczona mówi wam, że jest w ciąży, a ty masz świadomość, że zapłodnić jej nie mogłeś? Nie chcę generalizować, ale domyślam się, że również wpadlibyście w szał. W środku metalowej puszki nie znajdowało się nic poza masłem, mlekiem i resztką wczorajszego obiadu. Nie miałem sił, aby coś zjeść; wiedziałem, że zaraz wszystko zwymiotuję.
Dziecko... Jak ono mogło zmienić nasze życie? Jeszcze niedawno pragnęliśmy je mieć. Były nawet momenty, że chodziliśmy od sklepu do sklepu, oglądając małe, dziecięce łóżeczka; zastanawialiśmy się, które pomieszczenie w domu przeznaczyć na pokoik, na jaki kolor przemalować ściany; nawet szukaliśmy kogoś, kto będzie w stanie nam pomóc w tej opiece. Byliśmy pełni nadziei, wierzyliśmy w to, że możemy pokazać naszym rodzicom, że bez solidnego majątku, który mógłby zaspokoić wszystkie zachcianki, bez narkotyków, kłamstw i przemocy też można żyć. Co więcej, chcieliśmy udowodnić, że takie życie byłoby znacznie lepsze. Nie tylko chęć utarcia nosa rodzicom ciągnęła nas do tego, by mieć własne dziecko. Chcieliśmy poszerzyć swoją rodzinę, móc przekazać córeczce albo synkowi wszystkie wartości, których się nauczyliśmy sami, bez żadnej pomocy. Oboje potrzebowaliśmy tej małej istotki, która mogłaby pomóc nam w naszym burzliwym życiu.
Usiadłem przy ladzie i otworzyłem laptopa. Przejrzałem wszystkie portale społecznościowe, zatrzymując się na facebookowym poście dotyczącym przyszłego rodzicielstwa. Kurewski facebook podsłuchiwał nas na każdym kroku i teraz sugerował, że mamy nie przejmować się wiecznym płaczem w środku nocy czy męczącymi kolkami, które nie pozwolą dziecku spokojnie zasnąć; wszystko to da się przeżyć, przetrwać, a uśmiech szkraba wszystko nam wynagrodzi. Wyłączyłem białe ef i spojrzałem na skrzynkę pocztową, która roiła się od reklam.
Niektóre wiadomości dotyczyły zakupu nowej działki łączącej się z naszym kurortem, na której planowaliśmy dobudować kilka sypialni, dwa apartamenty dla nowożeńców, a także plac zabaw dla najmłodszych oraz miejsce, gdzie można by zrobić ognisko, napić się ze znajomymi i wciąż wdychać słony zapach morza Karaibskiego. Kolejne dwie wiadomości dotyczyły spotkania w poradni dla tych bardziej złamanych (wstyd mi mówić o tym, że potrzebowałem porady psychiatry). Wiadomości dotyczące rezerwacji przebiegłem powierzchownie, lecz ostatnia z nich przykuła mą uwagę. Nie była ani reklamą, ani ofertą sprzedaży czy też informacją o chęci zarezerwowania pokoju; była od Reyes Castanedo; gościa, który głęboko zapadł mi w pamięci.
Reyes była cudowna. Nie przyjechała do nas po to, by zaczerpnąć świeżego powietrza i przeczyścić umysł przed szarą rzeczywistością, a po to, by w spokoju móc dokończyć pisać pracę naukową na temat Ameryki Łacińskiej. Nie jestem pewien czy wyszło jej to tak, jak planowała, gdyż więcej czasu spędzała ze mną i Victorią. Towarzyszyła mi w momentach, kiedy oprowadzałem grupki gości po Saint Thomas, pokazując im najważniejsze zabytki. Jednak pamiętałem Reyes nie tylko ze względu na to, że była bardzo ciekawską i przyjazną kobietą. Zapadła mi w pamięci głównie przez to, że pokazywała mi i mojej żonie, że wszystkie problemy można rozwiązać; że gdzieś na końcu zakręconego tunelu jest promyk słońca, który może rozjaśnić kolejne dni; że wszystkie przeszkody można pokonać w pojedynkę, lecz ciekawszym jest opcja, gdy idzie się we dwoje. Głównie pamiętałem ją dlatego, że widziała w nas, we mnie i w Victorii coś więcej, aniżeli związek z obowiązku. Reyes pokazała mi, że mogę pokochać Victorię tą prawdziwą, szczerą miłością.
Wbiłem wzrok w wiadomość, a minuty leciały nieubłaganie. Pisała, że w końcu udało jej się dokończyć pracę na temat Saint Thomas i po raz tysięczny dziękuje nam za to, że pokazaliśmy jej prawdziwe oblicze wyspy. Uśmiechnąłem się mimowolnie, kładąc ręce na klawiaturze. Przez ułamek sekundy zastanawiałem się, co jej odpisać, a po chwili moje palce zaczęły pisać same:
Droga Reyes,
Nie masz za co nam dziękować, wykonywaliśmy swoją pracę. To my powinniśmy być Tobie wdzięczni za to, że pokazałaś nam inne spojrzenie na świat. Powinnaś zostać psychoterapeutą zamiast męczyć się w muzeum w Nowym Jorku. Jesteś naprawdę wspaniałą kobietą, niezmiernie cieszę się, że mogłem Cię poznać, że pozwoliłaś się nam poznać, otworzyłaś swoje i nasze oczy. Tęsknię... Tęsknimy za Tobą i mamy nadzieję, że za niedługo znowu do nas przyjedziesz.
Mam też złe wiadomości - odkąd wyjechałaś, relacje między mną, a Victorią niesamowicie się pogorszyły. Być może zauważyłaś wcześniej, że nie jesteśmy prawdziwym, książkowym małżeństwem; że w momencie, gdy się kłócimy, wyciągamy wszystkie najgorsze karty, których normalni ludzie nigdy by nie wyciągnęli; że gdy się kochamy, kochamy się pełni pasji i szczenięcego związania. A dzisiaj znowu mieliśmy moment, kiedy wyłożyliśmy na stół najgorsze chwile naszego życia i przegadywaliśmy się, a właściwie walczyliśmy, kto jest górą. Victoria jest w ciąży, dasz wiarę? Cieszyłbym się jak nastolatek dostający nowy samochód, gdyby nie fakt, że jestem bezpłodny. Nie mogę mieć dzieci, a ta suka próbuje mi wmówić, że ją zapłodniłem.
Pozdrowienia z gorącego Saint Thomas,
Alex
P.S. Nie poradzimy sobie bez Ciebie.
Spojrzałem na wiadomość, przeczytałem ją kilkukrotnie, a następnie zamknąłem laptopa, nie wysyłając maila. Nie jestem w stanie wam powiedzieć, dlaczego tego nie zrobiłem. Chyba nie miałem wystarczającej odwagi, by zwierzać się komuś z tego, co działo się za murami kurortu. Tam byliśmy idealnie ułożonym małżeństwem, z którego każdy powinien brać przykład. W momencie, gdy zamykaliśmy się w naszym domu, działy się rzeczy niezrozumiałe dla mnie, dla Victorii, a tym bardziej dla osób, które korzystały z wypoczynku u nas. Nie wiedziałem czy Reyes zauważyła w nas coś, co mogło nakierować ją na to, że nie jesteśmy idealni.
Wstałem od blatu i podszedłem do kuchennego okna. Nie miałem pojęcia, że za oknem zaczęło padać, a słońce chowało się za horyzontem. Victoria, nie ważne jak bardzo wściekła, już dawno powinna wrócić do domu. Nigdy nie wychodziła sama na zewnątrz, kiedy robiło się ciemno. Bała się, że ktoś zrobi jej krzywdę, dlatego zawsze, kiedy musiała wyjść po zmroku, czekała na mnie z niecierpliwością w kuchni. A teraz jej nie było i nie miałem pojęcia, co zrobić. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem jej numer. Dwa sygnały wystarczyły, bym usłyszał dzwonek Three Days Grace w salonie; dały mi też do zrozumienia, że nie wzięła ze sobą telefonu. I już byłem pewien, że coś złego się stało.
Dwoma susami pokonałem odległość, która dzieliła mnie od przedpokoju. Założywszy adidasy, chwyciłem słuchawki, bez których nie wychodziłem sam na zewnątrz. Włączyłem na Spotify zespół, który kilka sekund wcześniej usłyszałem dzwoniąc do Victorii i ruszyłem przed siebie. Nie byłem pewien, gdzie moja żona mogła się udać. Pierwszą myślą, którą szybko odepchnąłem od siebie był kurort - w takim stanie na pewno by tam nie poszła. Drugą opcją była plaża. Tam zdecydowanie lubiła przesiadywać, wsłuchując się w szum morza i łapiąc promienie słońca. Jednak teraz, kiedy morze zaczynało szaleć, pokazując na co je naprawdę stać, na pewno tam nie poszła. Skierowałem się więc w stronę centrum, nie zważając na turystów, którzy z oburzeniem komentowali moje niewychowanie. Idąc przed siebie, nagle uświadomiłem sobie, że Victoria nigdy nie poszłaby za tłumem. W takim stanie, w jakim była, na pewno unikała skupisk ludzkich i udała się tam, gdzie jest ich najmniej, a więc najprawdopodobniej do opuszczonego domu, który znajdował się nieopodal plaży.
I need a change and I need it fast, I know that any day could be the last.
Spojrzałem na kobietę, której wzrok wbity był w okno. Zapewne próbowała się uspokoić, powstrzymać słowa, którymi mogłaby mnie skrzywdzić. Chciała utożsamić się z spokojnym morzem Karaibskim. Stała odwrócona plecami do mnie, dłońmi ściskając rant zlewu. Drżała ze strachu. Bała się odwrócić w moją stronę, nie chciała pokazać mi zapłakanej, nieumalowanej twarzy. Bez względu w jakim stanie była, dla mnie wciąż wyglądałaby najpiękniej na świecie. Pragnąłem do niej podejść, wtulić twarz w jej rudą burzę loków, jednak coś mnie powstrzymywało.
Nie umiałem się uspokoić. Wściekłość, która zawładnęła moim ciałem była niczym burza na morzu – nieokrzesana, a każdy, kto próbował ją ujarzmić, ginął w samotności. Właśnie taki byłem – porywczy i wybuchowy. A gdy ktoś odważył się podpalić mój lont, nie mogłem już powstrzymać tego rollercoastera.
- Powtórz. – Jad, który płynął z moich ust, był dla niej jak sztylet w serce. Bolało ją to, że nie potrafiłem cieszyć się cudem, który właśnie trwał. – Powtórz do kurwy nędzy!
Podniesiony głos sprawił, że Victoria wzdrygnęła się. Nienawidziła dwóch rzeczy – tego, że krzyczę oraz przekleństw, które właśnie wykorzystywałem. Chciałem ją sprowokować, sprawić, że również zacznie mnie atakować. Jednak tak się nie działo. Wciąż odwrócona plecami do mnie, cicho zachlipała. Wiedziałem, że była na skraju załamania.
- Jestem w ciąży – wyszeptała, drżącym od płaczu głosem. – Jestem w ciąży – powtórzyła, tym razem głośniej i pewniej – Z tobą.
Chciałem jej wierzyć. Ufałem jej bezgranicznie i jeszcze wczoraj byłem pewny, że nigdy nie będę wątpił w to, co mi powie, jednak informacja o tym, że nosi w sobie nowe życie, zmroziła krew w moich żyłach. Czułem się tak, jakby ktoś uderzył mnie metalową rurką w tył głowy, a gdy zaczynałem się wykrwawiać, śmiał się tak, jakby oglądał najwspanialszą komedię w swoim życiu. Gdyby ktoś spojrzał na naszą dwójkę właśnie w tym momencie, mógłby tak pomyśleć - że jesteśmy komicznie do siebie dobrani. Victoria, rudowłosa piękność, z dobrej, bogatej rodziny i ja, samotny, wiecznie szukający swojego miejsca na ziemi i z nieciekawą przeszłością. Bo tak można by powiedzieć o moim dzieciństwie - kradzieże, by tylko móc zjeść coś ciepłego na obiad raz w tygodniu; groźby, gdy zacząłem dorastać, które zmuszały ofiarę do bycia podwładnym, a przede wszystkim alkohol oraz narkotyki, które w rodzinnym domu mógł zauważyć każdy. Ojciec, którego już prawie nie pamiętałem, zaćpał się na śmierć, a jego zimne ciało leżało w sypialni przez blisko dwa tygodnie z matką, alkoholiczką, która postanowiła osłodzić sobie życie i dawać w żyłę tak często, że w pewnym momencie nie miała się już gdzie wkłuwać. Tak właśnie wyglądało moje dzieciństwo - pełne przemocy, kłamstw i dramatów, których, jako małe dziecko, nie powinienem znać.
A teraz stałem tutaj, w ogromnej kuchni, pełnej relatywnego szczęścia, miłości i nadziei na lepsze jutro. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Szczęście już dawno temu wyparowało, gdy dowiedzieliśmy się, że nie mogę mieć dzieci, ponieważ jestem bezpłodny; miłości nie było od momentu, gdy powiedzieliśmy sobie sakramentalne tak przed ołtarzem i wróciliśmy z powrotem do życia, które się kręciło wokół pieniędzy, którymi zaspokajaliśmy własne potrzeby; a nadzieja? Chyba już dawno temu kopnęła nas w tyłki i opuściła ze świadomością, że jest nam niepotrzebna; nadziei nie było nigdy.
Kreowaliśmy wspaniały związek, pełen wsparcia i zrozumienia. Owszem, moglibyśmy powiedzieć, że to, co nas łączyło, było niespotykane. Znaliśmy się jak łyse konie, czasem nawet myśleliśmy, że miłość do nas wróciła i jedyne, co musimy zrobić, to ją pielęgnować. Więc robiliśmy to - staraliśmy się o każdy dzień, za każdym razem coraz mocniej, by był lepszy. I był, do dzisiaj. Victoria próbowała mi wmówić, że zostanę ojcem, że spłodziłem syna lub córkę, że będę prawdziwym mężczyzną; że będziemy mogli ponownie rozkochać się w sobie. Chciałem jej wierzyć jak nigdy wcześniej. Cholernie pragnąłem pokazać naszemu dziecku, że świat nie jest czarno-biały, a ilość kolorów nieraz może spowodować migrenę. Jednak sztab lekarzy, do których chodziliśmy w zeszłym roku, jasno powiedzieli, że jedyną opcją dla nas jest adopcja.
- Puściłaś się - jęknąłem, opierając się o granitowy blat. - Puściłaś się, a teraz próbujesz mi wmówić, że będę ojcem!
Victoria odwróciła się w moją stronę, wzdychając niepewnie. Bała się spojrzeć na moją rozwścieczoną twarz. Nie zobaczyłaby tego cudownego Alexandra, tylko tyrana, który nie potrafił się powstrzymać przed spowodowaniem komuś krzywdy. Na linii frontu stała ona - drobna, zapłakana kobieta z workami pod oczami, jakby nie spała od kilku dni. Mimo to, że była tak bardzo przerażona moją postawą, w jej oczach wciąż dostrzegałem spokój i troskę; nadzieję, że jednak jej zaufam i zrozumiem. Była w błędzie.
- Alex... - wyszeptała, ruszając w moją stronę - ty jesteś ojcem. Wiesz, że nigdy bym cię nie zdradziła.
Parsknąłem śmiechem, a gdy się uciszyłem, śmiech ten wciąż rozbrzmiewał w moich uszach.
- Pierdolisz - warknąłem, odsuwając się dwa kroki od kobiety. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, że podejdzie do mnie i obejmie mnie tak, jak robiła to za każdym razem, gdy zachowywałem się jak wariat. - Nie mogę mieć dzieci, jestem bezpłodny! Puściłaś się z jakimś frajerem i teraz próbujesz mi wmówić, że to moje dziecko! Jesteś dziwką!
Pierwszy sztylet ugodził Victorię prosto w serce. Łzy popłynęły z jej oczu, a ona już tego nie skrywała. Nie wiedzieliśmy jeszcze, że sztylet ten będzie niczym bumerang odbijał się od niej, a następnie wracał do mnie tylko po to, abym wypuścił go z jeszcze większą siłą. I choć wiedziałem, że powinienem przestać, przynajmniej spróbować się opanować, nie potrafiłem tego zrobić.
- Gdybyś nie był cholernym ćpunem miałbyś więcej pewności siebie - syknęła, odbijając piłeczkę.
Nie chciała powiedzieć, że gdybym nie ćpał, nie byłbym bezpłodny; gdybym nie ćpał, nie czułbym się jak wrak człowieka za każdym razem, gdy odwiedzały nas w kurorcie szczęśliwe rodziny z małymi dziećmi; gdybym nie był taki, jaki jestem, prawdopodobnie nigdy nie poznałbym Victorii. To ona była, jest i, mam nadzieję będzie moim małym zwycięstwem w tym cholernie ciężkim życiu. I, żebyście nie myśleli - nigdy nie byłem ćpunem. To moja matka i ojciec dawali do żyły za każdym razem, gdy nadarzyła się okazja. Może raz, góra dwa razy zażyłem heroinę. Nigdy więcej. Przysięgam. Victoria jednak wiedziała swoje, bo tak jej było łatwiej. W taki właśnie sposób, za każdym razem, kiedy coś jej nie pasowało; coś było nie tak, jak sobie wymarzyła, atakowała w sposób dla mnie niezrozumiały, budując wokół siebie mur nie do zniszczenia.
- To tobie jej brakuje - warknąłem, podchodząc na krok. Teraz już byłem pewien, że nie zbliży się do mnie, że jestem górą. - Ty się puszczałaś na prawo i lewo. To ty potrzebujesz bachora, żeby podnieść swoje zjebane ego. To ty wiecznie potrzebujesz atencji. To ty nie potrafisz docenić tego co masz. Szukasz ciągle czegoś nowego, jakiejś zmiany w życiu, która połechce cię tylko na chwilę. Bardzo dobrze wiemy, że spierdolisz życie temu dziecku!
Widziałem, jak wstrzymuje oddech, a na twarzy pojawiają się rumieńce z wściekłości. Gdyby była dziesięć centymetrów wyższa i z piętnaście kilogramów cięższa, prawdopodobnie rzuciłaby się na mnie i wydrapała oczy. Prawdę powiedziawszy, skłamałem mówiąc, że Victoria miała lepsze życie niż moje. Myślę, że było równie parszywe, być może nawet gorsze. W końcu nie każdy ojciec gwałci swoją nastoletnią córkę i śmieje się jej prosto w twarz, gdy próbuje powiedzieć o tym starszej siostrze czy matce; nie każdy bije swoje dziecko po udach, kopie po brzuchu i każe mówić, że jest najwspanialszym tatusiem jakiego mogła sobie wymarzyć. Oboje byliśmy złamani i trzymaliśmy się tylko dlatego, że byliśmy razem, choć Victorii z większą łatwością szło uporanie się z demonami. Jakby jej imię naprawdę coś znaczyło.
- Nienawidzisz mnie - wyszeptała, pociągając głośno nosem. Otarła mokre od łez oczy i odwróciła się. Wyszła na zewnątrz, zatrzaskując z hukiem drzwi.
It's so hard to find someone who cares about you, but it's easy enough to find someone who looks down on you.
Wcale tak o niej nie myślałem. Kochałem ją w ten chory, dość szalony, ale pełen pasji i oddania sposób. Pewnie wcale tak nie myślicie, ale tak naprawdę było. Była dla mnie wszystkim - przyjaciółką, której mogłem powiedzieć wszystko o wszystkim; kochanką, której pragnąłem każdego dnia coraz mocniej, ale także najwspanialszą i najpiękniejszą żoną, bez której dawno temu skończyłbym gdzieś w rowie. Stałem w tej pieprzonej kuchni, która nagle zaczynała robić się klaustrofobiczna i, nie wiedzieć czemu, nie pobiegłem za Victorią, choć powinienem to zrobić. Powinienem ją dogonić, złapać za rękę, błagać o wybaczenie przez kolejnych kilka lat, ale tego nie zrobiłem. Stałem jak ten kretyn, uderzając pięścią w granitowy blat tak długo, dopóki ręka nie była cała zaczerwieniona, a mi opadły siły.
Otworzyłem drzwi lodówki, szukając czegoś, co może ukoić moje nerwy. Powiedzcie mi, jak zachowalibyście się na moim miejscu, kiedy wasza narzeczona mówi wam, że jest w ciąży, a ty masz świadomość, że zapłodnić jej nie mogłeś? Nie chcę generalizować, ale domyślam się, że również wpadlibyście w szał. W środku metalowej puszki nie znajdowało się nic poza masłem, mlekiem i resztką wczorajszego obiadu. Nie miałem sił, aby coś zjeść; wiedziałem, że zaraz wszystko zwymiotuję.
Dziecko... Jak ono mogło zmienić nasze życie? Jeszcze niedawno pragnęliśmy je mieć. Były nawet momenty, że chodziliśmy od sklepu do sklepu, oglądając małe, dziecięce łóżeczka; zastanawialiśmy się, które pomieszczenie w domu przeznaczyć na pokoik, na jaki kolor przemalować ściany; nawet szukaliśmy kogoś, kto będzie w stanie nam pomóc w tej opiece. Byliśmy pełni nadziei, wierzyliśmy w to, że możemy pokazać naszym rodzicom, że bez solidnego majątku, który mógłby zaspokoić wszystkie zachcianki, bez narkotyków, kłamstw i przemocy też można żyć. Co więcej, chcieliśmy udowodnić, że takie życie byłoby znacznie lepsze. Nie tylko chęć utarcia nosa rodzicom ciągnęła nas do tego, by mieć własne dziecko. Chcieliśmy poszerzyć swoją rodzinę, móc przekazać córeczce albo synkowi wszystkie wartości, których się nauczyliśmy sami, bez żadnej pomocy. Oboje potrzebowaliśmy tej małej istotki, która mogłaby pomóc nam w naszym burzliwym życiu.
Usiadłem przy ladzie i otworzyłem laptopa. Przejrzałem wszystkie portale społecznościowe, zatrzymując się na facebookowym poście dotyczącym przyszłego rodzicielstwa. Kurewski facebook podsłuchiwał nas na każdym kroku i teraz sugerował, że mamy nie przejmować się wiecznym płaczem w środku nocy czy męczącymi kolkami, które nie pozwolą dziecku spokojnie zasnąć; wszystko to da się przeżyć, przetrwać, a uśmiech szkraba wszystko nam wynagrodzi. Wyłączyłem białe ef i spojrzałem na skrzynkę pocztową, która roiła się od reklam.
Niektóre wiadomości dotyczyły zakupu nowej działki łączącej się z naszym kurortem, na której planowaliśmy dobudować kilka sypialni, dwa apartamenty dla nowożeńców, a także plac zabaw dla najmłodszych oraz miejsce, gdzie można by zrobić ognisko, napić się ze znajomymi i wciąż wdychać słony zapach morza Karaibskiego. Kolejne dwie wiadomości dotyczyły spotkania w poradni dla tych bardziej złamanych (wstyd mi mówić o tym, że potrzebowałem porady psychiatry). Wiadomości dotyczące rezerwacji przebiegłem powierzchownie, lecz ostatnia z nich przykuła mą uwagę. Nie była ani reklamą, ani ofertą sprzedaży czy też informacją o chęci zarezerwowania pokoju; była od Reyes Castanedo; gościa, który głęboko zapadł mi w pamięci.
Reyes była cudowna. Nie przyjechała do nas po to, by zaczerpnąć świeżego powietrza i przeczyścić umysł przed szarą rzeczywistością, a po to, by w spokoju móc dokończyć pisać pracę naukową na temat Ameryki Łacińskiej. Nie jestem pewien czy wyszło jej to tak, jak planowała, gdyż więcej czasu spędzała ze mną i Victorią. Towarzyszyła mi w momentach, kiedy oprowadzałem grupki gości po Saint Thomas, pokazując im najważniejsze zabytki. Jednak pamiętałem Reyes nie tylko ze względu na to, że była bardzo ciekawską i przyjazną kobietą. Zapadła mi w pamięci głównie przez to, że pokazywała mi i mojej żonie, że wszystkie problemy można rozwiązać; że gdzieś na końcu zakręconego tunelu jest promyk słońca, który może rozjaśnić kolejne dni; że wszystkie przeszkody można pokonać w pojedynkę, lecz ciekawszym jest opcja, gdy idzie się we dwoje. Głównie pamiętałem ją dlatego, że widziała w nas, we mnie i w Victorii coś więcej, aniżeli związek z obowiązku. Reyes pokazała mi, że mogę pokochać Victorię tą prawdziwą, szczerą miłością.
Wbiłem wzrok w wiadomość, a minuty leciały nieubłaganie. Pisała, że w końcu udało jej się dokończyć pracę na temat Saint Thomas i po raz tysięczny dziękuje nam za to, że pokazaliśmy jej prawdziwe oblicze wyspy. Uśmiechnąłem się mimowolnie, kładąc ręce na klawiaturze. Przez ułamek sekundy zastanawiałem się, co jej odpisać, a po chwili moje palce zaczęły pisać same:
Droga Reyes,
Nie masz za co nam dziękować, wykonywaliśmy swoją pracę. To my powinniśmy być Tobie wdzięczni za to, że pokazałaś nam inne spojrzenie na świat. Powinnaś zostać psychoterapeutą zamiast męczyć się w muzeum w Nowym Jorku. Jesteś naprawdę wspaniałą kobietą, niezmiernie cieszę się, że mogłem Cię poznać, że pozwoliłaś się nam poznać, otworzyłaś swoje i nasze oczy. Tęsknię... Tęsknimy za Tobą i mamy nadzieję, że za niedługo znowu do nas przyjedziesz.
Mam też złe wiadomości - odkąd wyjechałaś, relacje między mną, a Victorią niesamowicie się pogorszyły. Być może zauważyłaś wcześniej, że nie jesteśmy prawdziwym, książkowym małżeństwem; że w momencie, gdy się kłócimy, wyciągamy wszystkie najgorsze karty, których normalni ludzie nigdy by nie wyciągnęli; że gdy się kochamy, kochamy się pełni pasji i szczenięcego związania. A dzisiaj znowu mieliśmy moment, kiedy wyłożyliśmy na stół najgorsze chwile naszego życia i przegadywaliśmy się, a właściwie walczyliśmy, kto jest górą. Victoria jest w ciąży, dasz wiarę? Cieszyłbym się jak nastolatek dostający nowy samochód, gdyby nie fakt, że jestem bezpłodny. Nie mogę mieć dzieci, a ta suka próbuje mi wmówić, że ją zapłodniłem.
Pozdrowienia z gorącego Saint Thomas,
Alex
P.S. Nie poradzimy sobie bez Ciebie.
Spojrzałem na wiadomość, przeczytałem ją kilkukrotnie, a następnie zamknąłem laptopa, nie wysyłając maila. Nie jestem w stanie wam powiedzieć, dlaczego tego nie zrobiłem. Chyba nie miałem wystarczającej odwagi, by zwierzać się komuś z tego, co działo się za murami kurortu. Tam byliśmy idealnie ułożonym małżeństwem, z którego każdy powinien brać przykład. W momencie, gdy zamykaliśmy się w naszym domu, działy się rzeczy niezrozumiałe dla mnie, dla Victorii, a tym bardziej dla osób, które korzystały z wypoczynku u nas. Nie wiedziałem czy Reyes zauważyła w nas coś, co mogło nakierować ją na to, że nie jesteśmy idealni.
Wstałem od blatu i podszedłem do kuchennego okna. Nie miałem pojęcia, że za oknem zaczęło padać, a słońce chowało się za horyzontem. Victoria, nie ważne jak bardzo wściekła, już dawno powinna wrócić do domu. Nigdy nie wychodziła sama na zewnątrz, kiedy robiło się ciemno. Bała się, że ktoś zrobi jej krzywdę, dlatego zawsze, kiedy musiała wyjść po zmroku, czekała na mnie z niecierpliwością w kuchni. A teraz jej nie było i nie miałem pojęcia, co zrobić. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem jej numer. Dwa sygnały wystarczyły, bym usłyszał dzwonek Three Days Grace w salonie; dały mi też do zrozumienia, że nie wzięła ze sobą telefonu. I już byłem pewien, że coś złego się stało.
Dwoma susami pokonałem odległość, która dzieliła mnie od przedpokoju. Założywszy adidasy, chwyciłem słuchawki, bez których nie wychodziłem sam na zewnątrz. Włączyłem na Spotify zespół, który kilka sekund wcześniej usłyszałem dzwoniąc do Victorii i ruszyłem przed siebie. Nie byłem pewien, gdzie moja żona mogła się udać. Pierwszą myślą, którą szybko odepchnąłem od siebie był kurort - w takim stanie na pewno by tam nie poszła. Drugą opcją była plaża. Tam zdecydowanie lubiła przesiadywać, wsłuchując się w szum morza i łapiąc promienie słońca. Jednak teraz, kiedy morze zaczynało szaleć, pokazując na co je naprawdę stać, na pewno tam nie poszła. Skierowałem się więc w stronę centrum, nie zważając na turystów, którzy z oburzeniem komentowali moje niewychowanie. Idąc przed siebie, nagle uświadomiłem sobie, że Victoria nigdy nie poszłaby za tłumem. W takim stanie, w jakim była, na pewno unikała skupisk ludzkich i udała się tam, gdzie jest ich najmniej, a więc najprawdopodobniej do opuszczonego domu, który znajdował się nieopodal plaży.
To go back to the start to see where it all began, or it's up at the bottom to watch how it all ends.
Uwierzcie mi na słowo, że zastanawiałem się nad tym, co mam jej powiedzieć. Chciałem ją przeprosić, wytłumaczyć na spokojnie, dlaczego się tak zachowałem. Naprawdę to chciałem zrobić. Pragnąłem ją zabrać w bezpieczne miejsce, wziąć do domu, zaparzyć gorącej herbaty, która, według niej, była najlepszym lekarstwem na skołowane myśli. Chciałem usiąść obok niej, zaciągnąć się zapachem lawendy, którą się perfumowała, a następnie na spokojnie przegadać z nią zaistniałą sytuację i wymyślić, jakim cudem kilku lekarzy, którzy byli ze sobą zgodni co do diagnozy, tak bardzo się pomylili. Kiedy już przegadalibyśmy połowę nocy, wybaczyli sobie słowa, które niepotrzebnie wypuściliśmy z ust, pocałowałbym ją w czoło i zaprowadził do sypialni, a następnie zasnął w jej objęciach. Mimo, że byłem porywczy, zaczynałem rozumieć, że moja reakcja była zupełnie niepotrzebna. Powinienem od razu pozwolić jej dać się wygadać i świętować to, że niemożliwe stało się możliwe; że naprawdę będę ojcem i że będę mógł w przyszłości pokazać swojemu dziecku prawdziwą, kochającą się rodzinę.
Jednak wszystko spierdoliłem. Do tego momentu nie wiedziałem nawet, jak bardzo. Znalazłszy się w opuszczonym domu, który w ciemności przerażał nawet mnie, rozejrzałem się wokół. Nie znalazłem jednak Victorii, którą tak bardzo pragnąłem przytulić.
- Vicki! - wrzasnąłem z nadzieją, że zaraz się odezwie. - To ja, Alex! Wychodźże!
Odpowiedziało mi tylko echo moich słów, które odbijały się od rozpadających ścian. Mojej ukochanej tam nie było, a świadomość, że nie wiedziałem już, gdzie mam jej szukać, mroziła krew w moich żyłach. Może już dawno była w domu, parzyła właśnie herbatę i czekała na mnie, bym, według niej, wyprowadził kolejny sztylet. Jedyną opcją, która mi została, to wrócić do domu z nadzieją, że ona już tam jest. Ruszyłem więc przed siebie, a znalazłszy się na głównej drodze, mimo słuchawek na uszach, usłyszałem głośny huk. Rozejrzałem się skołowany i niepewny, z której strony wydobył się dźwięk. Stanąłem niczym wbetonowany do asfaltu, kiedy zauważyłem drobną kobietę leżącą na drodze, a za nią stojący ze światłami awaryjnymi srebrny samochód.
Nie wiem ile czasu minęło od wypadku. Może tylko kilka sekund, a umysł płatał mi figle; może minuta, może dziesięć, a może nawet godzina. Grupa gapiów zaczęła mi przeszkadzać. Ruszyłem wolnym krokiem, a w głowie cały czas miałem tylko jedną myśl - że Victoria będzie musiała ponownie zagotować wodę na herbatę, będzie musiała jeszcze chwilkę cierpliwie na mnie zaczekać, a kiedy wrócę do domu, wytłumaczę jej również to, dlaczego tak długo mnie nie było.
Gdy udało mi się przepchnąć między ludźmi, oddech utknął mi gdzieś w płucach. Zakrztusiłem się własną śliną, uświadamiając sobie, że Victoria nie czeka na mnie w domu, tylko leży w kałuży własnej krwi, z nienaturalnie wykrzywionymi nogami. Kiedy kucnąłem przy niej, jej oddech był płytki, a oczy błądziły gdzieś w ciemności. Chwyciłem jej twarz, próbując przywołać ją do siebie. Nawet nie zauważyłem, kiedy łzy popłynęły po mojej twarzy, gubiąc się w gąszczu brody.
- Vicki, hej Vicki. To ja, Alex, twój mąż. Zostań ze mną - jęczałem, potrząsając jej głową. Jakby z oddali słyszałem, że ktoś dzwonił pod numer alarmowy informując, że zdarzył się wypadek. Powinien powiedzieć, że właśnie trwała tragedia, a nie jakiś pierdolony wypadek, jakby Victoria była zwierzęciem. - Vicki, błagam, nie zasypiaj.
Chyba mnie nie słyszała. Wciąż błądziła wzrokiem w ciemności, a jej oddech był coraz słabszy. Za każdym razem, gdy jej klatka piersiowa opadała, wypuszczała z siebie świszczący dźwięk, który podpowiadał mi, że miała połamane żebra. Nie wiedziałem, co powinienem zrobić. Trzymałem ją w objęciach, łkając cicho.
- Tylko nie zasypiaj, nie zasypiaj... - wyszeptałem, całując ją w czoło. Odgarnąłem z jej twarzy poklejone od krwi włosy. - Jeszcze będziemy szczęśliwi, obiecuję. Hej, przecież będziemy mieć dziecko. - Uśmiechnąłem się. - Moje i twoje. Będziemy dobrymi rodzicami. Tylko nie zasypiaj.
Chyba usłyszała wzmiankę o tym, że będziemy mieć potomstwo. Przeniosła wzrok na mnie i wyglądała naprawdę tak, jakby wróciła jej świadomość. Próbowała nawet się podnieść, lecz nie pozwoliłem jej na to. Bałem się, że zamiast pożytku, zrobi sobie jeszcze większą krzywdę. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Dotknęła zimną dłonią mojej twarzy.
- To córeczka, Alexandrze. - Jej głos był na tyle cichy, że musiałem się skupić na tym, aby zrozumieć, co powiedziała. - Córeczka - powtórzyła, zamykając oczy i wydając z siebie ostatni oddech.
Sztylet, którym ugodziłem Victorię kilka godzin wcześniej, nagle wrócił do mnie z taką siłą, że nie zdążyłem go złapać. Wbił mi się prosto w serce, uświadamiając, że wszystkie słowa, które dzisiaj wypowiedziałem, wszystkie obelgi, których nie kontrolowałem sprawiły, że byłem w miejscu, w czasie i w sytuacji, której cholernie bałem się przez całe życie. Przerażała mnie myśl, że mogę stracić kolejny raz kogoś, kogo tak bardzo potrzebowałem, aby przeżyć.
Wydaje nam się, że najgorszy moment w życiu człowieka, to ten, kiedy zwolni nas szef; odejdzie od nas najlepszy przyjaciel, który pokazał nam, jak żyć; zdechnie nam najlepsze zwierzątko czy moment, kiedy zrozumiemy, że święty mikołaj, wróżka zębuszka nie istnieją, a rodzice przez cały czas nas okłamywali. Jednak ja właśnie zacząłem rozumieć, że najgorszym momentem w życiu człowieka to ten, kiedy nie mamy możliwości niczego zmienić. Jeszcze przez kilka chwil próbowałem ocucić Victorię. Potrząsałem jej głową, lecz ta była tak wiotka, jak głowa plastikowego psa, który towarzyszył nam w podróżach samochodem. Nawet zdzieliłem ją w twarz, lecz na darmo - jej oddech nie wracał, a ja miałem wrażenie, że wszystko było moją winą.
Jednak wszystko spierdoliłem. Do tego momentu nie wiedziałem nawet, jak bardzo. Znalazłszy się w opuszczonym domu, który w ciemności przerażał nawet mnie, rozejrzałem się wokół. Nie znalazłem jednak Victorii, którą tak bardzo pragnąłem przytulić.
- Vicki! - wrzasnąłem z nadzieją, że zaraz się odezwie. - To ja, Alex! Wychodźże!
Odpowiedziało mi tylko echo moich słów, które odbijały się od rozpadających ścian. Mojej ukochanej tam nie było, a świadomość, że nie wiedziałem już, gdzie mam jej szukać, mroziła krew w moich żyłach. Może już dawno była w domu, parzyła właśnie herbatę i czekała na mnie, bym, według niej, wyprowadził kolejny sztylet. Jedyną opcją, która mi została, to wrócić do domu z nadzieją, że ona już tam jest. Ruszyłem więc przed siebie, a znalazłszy się na głównej drodze, mimo słuchawek na uszach, usłyszałem głośny huk. Rozejrzałem się skołowany i niepewny, z której strony wydobył się dźwięk. Stanąłem niczym wbetonowany do asfaltu, kiedy zauważyłem drobną kobietę leżącą na drodze, a za nią stojący ze światłami awaryjnymi srebrny samochód.
Nie wiem ile czasu minęło od wypadku. Może tylko kilka sekund, a umysł płatał mi figle; może minuta, może dziesięć, a może nawet godzina. Grupa gapiów zaczęła mi przeszkadzać. Ruszyłem wolnym krokiem, a w głowie cały czas miałem tylko jedną myśl - że Victoria będzie musiała ponownie zagotować wodę na herbatę, będzie musiała jeszcze chwilkę cierpliwie na mnie zaczekać, a kiedy wrócę do domu, wytłumaczę jej również to, dlaczego tak długo mnie nie było.
Gdy udało mi się przepchnąć między ludźmi, oddech utknął mi gdzieś w płucach. Zakrztusiłem się własną śliną, uświadamiając sobie, że Victoria nie czeka na mnie w domu, tylko leży w kałuży własnej krwi, z nienaturalnie wykrzywionymi nogami. Kiedy kucnąłem przy niej, jej oddech był płytki, a oczy błądziły gdzieś w ciemności. Chwyciłem jej twarz, próbując przywołać ją do siebie. Nawet nie zauważyłem, kiedy łzy popłynęły po mojej twarzy, gubiąc się w gąszczu brody.
I can see my life flashing before my eyes, dead I fall asleep. Is this all a dream? Wake me up, I'm living a nightmare.
- Vicki, hej Vicki. To ja, Alex, twój mąż. Zostań ze mną - jęczałem, potrząsając jej głową. Jakby z oddali słyszałem, że ktoś dzwonił pod numer alarmowy informując, że zdarzył się wypadek. Powinien powiedzieć, że właśnie trwała tragedia, a nie jakiś pierdolony wypadek, jakby Victoria była zwierzęciem. - Vicki, błagam, nie zasypiaj.
Chyba mnie nie słyszała. Wciąż błądziła wzrokiem w ciemności, a jej oddech był coraz słabszy. Za każdym razem, gdy jej klatka piersiowa opadała, wypuszczała z siebie świszczący dźwięk, który podpowiadał mi, że miała połamane żebra. Nie wiedziałem, co powinienem zrobić. Trzymałem ją w objęciach, łkając cicho.
- Tylko nie zasypiaj, nie zasypiaj... - wyszeptałem, całując ją w czoło. Odgarnąłem z jej twarzy poklejone od krwi włosy. - Jeszcze będziemy szczęśliwi, obiecuję. Hej, przecież będziemy mieć dziecko. - Uśmiechnąłem się. - Moje i twoje. Będziemy dobrymi rodzicami. Tylko nie zasypiaj.
Chyba usłyszała wzmiankę o tym, że będziemy mieć potomstwo. Przeniosła wzrok na mnie i wyglądała naprawdę tak, jakby wróciła jej świadomość. Próbowała nawet się podnieść, lecz nie pozwoliłem jej na to. Bałem się, że zamiast pożytku, zrobi sobie jeszcze większą krzywdę. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Dotknęła zimną dłonią mojej twarzy.
- To córeczka, Alexandrze. - Jej głos był na tyle cichy, że musiałem się skupić na tym, aby zrozumieć, co powiedziała. - Córeczka - powtórzyła, zamykając oczy i wydając z siebie ostatni oddech.
Sztylet, którym ugodziłem Victorię kilka godzin wcześniej, nagle wrócił do mnie z taką siłą, że nie zdążyłem go złapać. Wbił mi się prosto w serce, uświadamiając, że wszystkie słowa, które dzisiaj wypowiedziałem, wszystkie obelgi, których nie kontrolowałem sprawiły, że byłem w miejscu, w czasie i w sytuacji, której cholernie bałem się przez całe życie. Przerażała mnie myśl, że mogę stracić kolejny raz kogoś, kogo tak bardzo potrzebowałem, aby przeżyć.
Wydaje nam się, że najgorszy moment w życiu człowieka, to ten, kiedy zwolni nas szef; odejdzie od nas najlepszy przyjaciel, który pokazał nam, jak żyć; zdechnie nam najlepsze zwierzątko czy moment, kiedy zrozumiemy, że święty mikołaj, wróżka zębuszka nie istnieją, a rodzice przez cały czas nas okłamywali. Jednak ja właśnie zacząłem rozumieć, że najgorszym momentem w życiu człowieka to ten, kiedy nie mamy możliwości niczego zmienić. Jeszcze przez kilka chwil próbowałem ocucić Victorię. Potrząsałem jej głową, lecz ta była tak wiotka, jak głowa plastikowego psa, który towarzyszył nam w podróżach samochodem. Nawet zdzieliłem ją w twarz, lecz na darmo - jej oddech nie wracał, a ja miałem wrażenie, że wszystko było moją winą.
Gdybym nie zarzucił jej, że mnie z kimś zdradziła, nigdy by się to nie wydarzyło; gdybym zatrzymał ją w domu, nigdy by się to nie wydarzyło; gdybym wybiegł za nią od razu, kiedy wyszła z mieszkania, nigdy by się to nie wydarzyło; gdybym znalazł ją pięć minut wcześniej, nigdy by się to nie wydarzyło; gdybym nie postanowił napisać wiadomości do Reyes, której i tak nie wysłałem, nigdy by się to nie wydarzyło. Gdybym...
Wstałem z asfaltu i, nie zważając na dezaprobatę grupki gapiów, przecisnąłem się między nimi. Włóczyłem nogi, szurając stopami o ziemię. Znalazłszy się kilkaset metrów od tragedii, upadłem na ziemię. Nogi nie chciały już mi pomagać, a ciało nie chciało być ciągnięte w nicość, która mną zawładnęła. Zasłoniłem twarz rękoma, a ryk, który wydobył się z moich ust był tak przerażający, że mewy przechadzające się po plaży, zaczęły uciekać w popłochu.
Cytaty niezastąpionego Three Days Grace. W tytule zaś Ignacy Krasicki.
Najmocniej przepraszam za długość notki. Chciałam ją podzielić, jednak później stwierdziłam, że Alexander zasługuje na wyjaśnienie wszystkiego od (prawie) a do z. Nie miejcie mi tego za złe - Dorio to naprawdę porządny chłop, tylko życie kopnęło go na dzień dobry.
Feels like a hundred years I Still can't believe you're gone.
Cytaty niezastąpionego Three Days Grace. W tytule zaś Ignacy Krasicki.
Najmocniej przepraszam za długość notki. Chciałam ją podzielić, jednak później stwierdziłam, że Alexander zasługuje na wyjaśnienie wszystkiego od (prawie) a do z. Nie miejcie mi tego za złe - Dorio to naprawdę porządny chłop, tylko życie kopnęło go na dzień dobry.
[Chociaż nie mamy wątku, po przeczytaniu karty Alexa wiwdziałam go jako dość tajemniczą postać. Zastanawiałam się, czy naprawdę ma na sumieniu czyjeś życie czy raczej obwinia siebie o czyjąś śmierć, do której nie przyczynił się bezpośrednio. No i mam swoją odpowiedź :) Ale mimo tego, że odsłaniasz dość spory kawałek z przeszłości Alexa, to poniekąd to, czy był ojcem dziecka dalej pozostaje tajmenicą. I pewnie nigdy się nie dowiemy...
OdpowiedzUsuńPoniekąd jestem zła na niego przez to, że zamiast się dopytać czy poprosić o test DNA, czy po prostu pomyśleć logicznie o tym, że raczej, gdyby była w ciąży z kimś innym, to próbowałaby to ukryć zamiast wyznać mu prawdę. Zwłaszcza, że Dorio jest bezpłodny. Ale z drugiej strony... większość ludzi w takich sytuacjach z pewnością nie myśli logicznie i reaguje pod wpływem emocji, których później żałuje. Jednocześnie, choć nie dziwię się temu, że wini się za śmierć żony, to mam szczerą nadzieję, że kiedyś uda mu się pogodzić z tym, co się stało i przebaczyć samemu sobie. <3]
[Dziękuję bardzo za komentarz <3
UsuńAlexander to wybuchowy chłop i przypuszczam, że większość facetów pomyślałaby tak, jak on - że został zdradzony. Ja również mam nadzieję, że kiedyś uda mu się pogodzić ze śmiercią Victorii, choć jeszcze pewnie dłuuga droga przed nim.]
[Przeczytałam notkę i po pierwsze muszę przyznać, że bardzo mi się podoba Twój styl, mimo że nie wspominałam o tym wcześniej... Ale czytało się bardzo szybko i przyjemnie, że przeczytałabym o wiele więcej niż to, co wstawiłaś.
OdpowiedzUsuńCo do samej notki — teraz już rozumiem, dlaczego Alexander obwinia się o jej śmierć, ale mimo wszystko to nie jego wina, że przeznaczenie tak się potoczyło, że los zaśmiał mu się w twarz; czasem każdy mówi w gniewie zbyt dużo, a później się tego żałuje. Dorio nie dostał czasu, żeby to naprawić... No i, chyba najważniejsze jest teraz to, żeby znalazł spokój, a reszta jakoś się ułoży. Ja w niego wierzę! 🖤]
[Dziękuję bardzo <3
UsuńObiecuję, że na pewno pojawi się więcej notek z Doriem w roli głównej! Mam tyle w głowie, że szkoda by było, żebym tego nie wrzuciła :D
Ja również mam nadzieję, że odnajdzie spokój! ♥]
Ależ jestem wściekła... :) Napisałam długi i piękny komentarz, ale nie zauważyłam, że mnie rozłączyło z siecią nim kliknęłam opublikuj. W każdym razie zachwycałam się Twoim stylem pisania i tym, że pomimo przeprosin za długość tekstu - wcale tej długości nie czuć - a wszystko to, dzięki temu w jaki sposób piszesz. Chce się czytać więcej i więcej. Dlatego mam nadzieję, że nie jest to pierwszy i ostatni Twój post tutaj. Liczę, że będzie ich więcej! W dodatku bardzo współczuję Alexowi i nie chcę sobie nawet wyobrażać co musiał czuć w tamtej chwili oraz po tych wydarzeniach.
OdpowiedzUsuńLiczę też na to, że ułoży sobie na nowo życie w Nowym Jorku i spokojnie, w swoim czasie na nowo będzie mógł uznać siebie za szczęśliwego człowieka.
Jeszcze pozwolę sobie zarzucić prywatę, a mianowicie wracam po urlopie i już nie będę znikać i mam szczerą nadzieję, że nasz wątek jest wciąż aktualny :D
[Aż chciałabym przeczytać ten długi i piękny komentarz. Chyba mi go wisisz :D
UsuńBardzo cieszę się, że podoba ci się mój styl pisania. Bałam się bardzo tego, jak odbierzecie notkę w pierwszej liczbie pojedynczej szczególnie, że już dawno nie było mi dane tak pisać. Widzę jednak, że niepotrzebnie :D
Oczywiście, że aktualny! <3]
Złamałaś mi tym postem serduszko 💔 Nie znam Alexandra z wątków i tyko pobieżnie kojarzę jego kartę (niedobra ja, ale nawet najlepsza administratorka pod słońcem wszystkiego nie ogarnie ^^), ale coś mi podpowiadało, że muszę ten post przeczytać i intuicja wcale mnie nie myliła.
OdpowiedzUsuńCudnie piszesz. Porywasz czytelnika w przygodę, do świata, który przedstawiasz tak, że zamiast słów, widzi się malowane nimi obrazy. To dlatego czytałam z zapartym tchem, połykając kolejne zdania i bojąc się najgorszego, kiedy opowiadanie zaczęło zmierzać w tym kierunku. Biedny Alexander... Tylko tyle przychodzi mi do głowy, bo cóż więcej można mu powiedzieć? Można gdybać albo wyć tak jak on z powodu tego, co się wydarzyło.
Nie mam pojęcia, co teraz u niego słychać (a czego jestem niezmiernie ciekawa przez ten post), lecz na pewno będę bardzo mocno trzymać za niego kciuki 💚 Mam nadzieję, że wraz z postaciami innych autorów uda mu się jeszcze dojrzeć światełko w tunelu!
[Najmocniej przepraszam, kiedyś będą pozytywniejsze notki z Alexem w roli głównej :D
UsuńDziękuję bardzo za komplement. Jak wspomniałam na górze - bardzo się bałam pisania w pierwszej liczbie pojedynczej, ale widzę, że niepotrzebnie i chyba nadal mogę w ten sposób pisać :)
My też mamy taką nadzieję!]