Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2141. The man is gone and mama says she cannot live without him


Stała przed lustrem w czerwonej sukience. Kupiła ją za premię świąteczną z Walmarta w zeszłym roku i, nic nie mówiąc Paulowi, schowała do szafy Samuela. Materiał kończył się tuż za jej kolanami, rozluźniał przy biodrach i ściśle opasywał jej piersi. Patrzyła więc uważnie, badając każdy milimetr swojego ciała. Zakręciła się na pięcie, patrząc jak sukienka podniosła się i opadła zaraz po tym, gdy zatrzymała się w miejscu. Lubiła swoje odbicie. Tę wysoką, szczupłą i zgrabną kobietę, jej brązowe oczy podkreślone przez delikatne cienie do powiek oraz bordową szminkę na ustach. Nie szykowała się na żadną szczególną okazję, a zwykłe wyjście po zakupy. Makijaż był więc całkowicie zbędny, jednak Maddie desperacko próbowała znaleźć sposób na wypełnienie obietnicy danej bratu, że ‘zadba o siebie’. Próbowała już kilkakrotnie. Stroiła się, malowała, ale za każdym razem, gdy przekraczała próg domu, słyszała jego głos jasno i wyraźnie.
– Gdzie idziesz? – pytał zawsze, stając w przejściu. – Wyglądasz jak dziwka.
Ubrana w szorty, w samym środku lata. Dłuższą sukienkę. Bluzkę na ramiączkach. Obcisłą spódniczkę. Niezmiennie, jego odpowiedź była taka sama.
– Paul, tam jest ciepło, ugotuję się w czymś innym… - tłumaczyła się, lecz posłusznie odsuwała na krok, nie chcąc go prowokować.
– Żartujesz sobie. – Śmiał się kpiąco. – Wracaj się.
– Błagam cię…
– Powiedziałem, wracaj się.
Jego głos nie znał sprzeciwu. Chwytał ją za ramię z całej siły, jakby tym jednym uściskiem pragnął pokazać jej cały gniew, jaki odczuwał. Czasem jego palce zostawiały siniaki skrzętnie ukrywane pod swetrami i bluzami, jakie kazał jej nosić. Ciągnął ją aż do samej sypialni, po czym bezwiednie rzucał o łóżko.
– Przebieraj się, już! – wrzeszczał, otwierając szafę i wyrzucając z niej wszystkie ubrania, jakie należały do kobiety. – Ty mała kurwo – syczał przez zaciśnięte zęby, gdy już połowa jej własności znalazła się na podłodze. – Jeszcze raz coś takiego założysz, to cię stłukę na kwaśne jabłko… przyznaj się, że się migdalisz z tym swoim byłym kochasiem! Zwykła suko…
Początkowo bała się jego gwałtownych ruchów i podniesionego głosu, gróźb, których nigdy nie wypełnił. Z czasem jednak odniosła wrażenie, że jego słowa słyszała wyłącznie z daleka, niby zza tafli wody. Dźwięki odbijały się od niej i powracały do Madeline dziwnie zniekształcone, wyciszone. Zupełnie jakby oglądała to, co działo się przed jej oczyma, jednocześnie będąc poza swoim ciałem. Stała gdzieś obok, przyglądając się tej scenie nie jako jej uczestnik, lecz jako uważny obserwator. Pamiętała to uczucie z czasów, gdy poświęciła swoje życie innej chorej miłości do czarującego i niezwykle inteligentnego lekarza. I choć po zniknięciu Sebastiana emocje i wydarzenia nabrały na intensywności, a Hesford obawiała się powrotu do dawnego letargu, to przywitała owo uczucie z otwartymi rękoma.
Czasem jednak nawet ten epizod szału nie zaspokajał wściekłości Paula.  Wtedy szukał ją po całym mieszkaniu, zwykle skulonej w pokoju Samuela czy Cecilii. Gdy osiągał swój cel, przyciskał ją do podłogi i gwałtownym ruchem zdzierał z niej ubranie. Niekiedy mimowolnie jego paznokcie zostawiały rany na jej plecach czy brzuchu. Ale zacięcia nie bolały ani trochę tak bardzo, jak upokorzenie. Widziała uśmiech satysfakcji malujący się na jego twarzy, kiedy opuszczała mieszkanie, zakrywając każdy milimetr swojego kobiecego ciała.

Paul zniknął, ale jego słowa wciąż dudniły w jej uszach. Stawały się coraz głośniejsze, im dłużej patrzyła na swoje odbicie. Suka. Kurwa. Idzie się puszczać. Nie miała sił, by dłużej z nimi walczyć. Gwałtownym ruchem przetarła swoje usta, by szminka niechlujnie pokryła część jej policzka. Dysząc wściekle, otworzyła górną szufladę komody, wyjęła z niej nożyczki i rozcięła materiał nieszczęsnej czerwonej sukienki. A później, kawałek po kawałku, rozerwała ją na strzępy. Gdy obejrzała swoje dzieło, kilkadziesiąt poszarpanych fragmentów tkaniny leżących u jej stóp na wzór modernistycznej abstrakcji, stwierdziła, że to jej nie wystarcza, więc po raz kolejny wzięła do ręki ostre narzędzie i bez wahania pozbyła się kilku centymetrów włosów, blond fal wcześniej opadających na jej ramiona. Dopiero wtedy mogła spojrzeć w lustro bez wstydu, który zastąpiło obrzydzenie.
– Tego właśnie chciałeś, prawda?

Metro jak zwykle było zatłoczone. Maddie znalazła kawałek miejsca dla siebie i dzieci pomiędzy starszą, czarnoskórą kobietą a grupą rozgadanych nastolatków. Ubrana w bluzę z logo Hunter College i luźne dżinsy, czuła, jak pot spływał po jej plecach. Cecilia cały czas lustrowała ją wzrokiem, co chwilę gaworząc wesoło. Sprawiała, że Hesford na moment zapominała o braku świeżego powietrza. Sammy natomiast zajmował się posyłaniem min w kierunku staruszki. Upewniając się, że maluchy znalazły sobie coś do roboty na czas podróży, zaczęła rozglądać się po wagonie w poszukiwaniu znajomych twarzy. Teraz oprócz szczupłego, brodatego blondyna  z kręconymi włosami, wypatrywała również krótko-obciętego, umięśnionego mężczyzny z delikatnym zarostem. Był to swoisty rytuał, jaki odprawiała za każdym razem, gdy wychodziła z domu. Zapamiętywała ludzkie twarze, uparcie doszukując się w nich podobieństw do swoich oprawców. Badała ich rysy, kształt sylwetki, a nawet głos, i dopiero po tak uważnej obserwacji przenosiła wzrok na kolejnego podejrzanego. Czasem zdarzało się, że wpadała na mężczyzn podobnych do Sebastiana czy Paula.  Mogli dzielić kolor oraz ułożenie włosów lub styl ubierania. Wtedy nie potrzebowała brakujących dowodów. Odruchowo zbierała się do ucieczki. Nieważne, czy znajdowała się w metrze, supermarkecie czy w przychodni. Opuszczała spotkania, spóźniała się lub wychodziła wcześniej, ale nigdy nie żałowała. Nic nie było ważniejsze od bezpieczeństwa jej i dzieci.
Tym razem na szczęście obyło się bez większych problemów. Maddie wysiadła z metra i stanęła przy ścianie, by zaczerpnąć powietrza. Musiała uspokoić rozszalałe serce, którego rytm przyspieszył znacznie, gdy rozglądała się po wagonie niczym zwierzę wyczekujące drapieżnika gotowego pożreć je przy pierwszej możliwej okazji. Była zmęczona takim życiem, ciągłym strachem przed duchami przeszłości. Ale wiedziała, że ucieczka to warunek przetrwania, jeżeli nie jest się w stanie walczyć. To podstawowe prawo dotyczące każdej istoty żywej, włączając ludzi, którzy, pomimo umiejętności abstrakcyjnego i logicznego myślenia, byli targani przez zwierzęce instynkty.

Bez reguł, bez przepisów, codzienność stawiała przed kobietą coraz to nowe wyzwania. Zrobienie zakupów zajmowało jej dwa razy więcej czasu, ponieważ Madeline nie mogła się zdecydować na żaden z produktów, uparcie zastanawiając, czy tak naprawdę lubiła cebulowe chipsy, czy kupowała je tylko ze względu na Paula. Wiedziała, że gdy wróci do domu, nie spotka jej kara, nawet jeśli podejmie błędną decyzję. Co więc miało ją spotkać? W jej głowie nieustannie toczyła się bitwa pomiędzy podświadomością przygotowującą się na walkę a niegroźną rzeczywistością. Myśli męczyły ją do tego stopnia, że kiedy ostatecznie udało jej się załatwić najważniejsze sprawy w ciągu dnia, nie miała sił na przyjemności czy zabawy z dziećmi. Kładła się, nieraz zapominając o prysznicu, lecz odkąd Paul odszedł, nie spała zbyt dobrze. Godzinami przerzucała się z boku na bok, szukając wygodnej pozycji. Budziła się natomiast już przed świtem.
Nie rozumiała tego. Nie wiedziała, dlaczego jej zmęczony umysł nie pozwolił jej na chwilę odpoczynku. Za każdym razem, gdy zmrużała oczy, ogarniał ją dziwny strach, potężniejszy niż fizyczne i psychiczne wycieńczenie. Strach, który powtarzał, że powinna mieć się na baczności, że musi przygotować się na jego powrót, dowiedzieć, jak minął mu dzień w pracy, zdać mu sprawozdanie, powiedzieć dokładnie, z kim się widziała, z kim rozmawiała, czy spoglądała na jakichś mężczyzn, ile wydała na zakupy, co do centa. Musiała przygotować sobie perfekcyjne kłamstwo, satysfakcjonujące jego ciekawość i nauczyć się, jak siedzieć cicho niczym posłuszne dziecko, wypełniając wszystkie polecenia. Była pusta bez jego wskazówek.
Mówili, że będzie ci lepiej bez niego, że dopiero teraz ułożysz sobie życie, mówili.
Zaniepokoiła się, nie czując w powietrzu zapachu alkoholu, który, choć nieraz przyprawiał ją o wymioty, stanowił nieodłączną część jej codzienności. Przewróciła się na drugi bok, dłonią szukając jego ciała, ale znalazła jedynie wygniecioną, zimną pościel. Przetarła oczy, otwierając je nieco. Pragnęła zbadać otoczenie. Upewnić się, że mężczyzna zostawił jej jakąś wiadomość, coś, co utwierdziłoby ją w przekonaniu, że jest cały i zdrowy, ale gdy tylko jej zamroczony snem umysł odzyskał swoją sprawność, uświadomiła sobie, że na dobre zakończyła rozdział swojego życia, w którym Paul grał główną rolę.
Alarm wściekle wskazywał godzinę czwartą, ale mimo że słońce nie zdążyło jeszcze uraczyć wszystkich swoją obecnością na horyzoncie, Madeline wiedziała, że dłuższe leżenie w łóżku nie miało większego sensu.
Kawa się nie zmieniła. Bez niego czy z nim, stanowiła początek jej dnia, strzepywała resztki snów z powiek. Bulgotanie wody w czajniku, para osiadająca na kafelkach, gorzki zapach wypełniający całą kuchnię i kubek z logiem fabryki, w której pracował Paul. Jednak zamiast rozmyślać o planach na poranek, Maddie skupiła całą swoją uwagę na stercie naczyń piętrzących się na blacie kuchennym. Nie potrafiła znaleźć w sobie siły, by wstać i uporać się z bałaganem, jednocześnie przypominając sobie, że gdyby Paul wszedłby teraz do mieszkania, z pewnością zwyzywałby ją od nieudacznic życiowych. Choć zwykle robiła wszystko, by uchronić się od podobnych incydentów, to tęskniła za jego wrzaskiem. Tęskniła za jakąkolwiek reakcją, za zwykłym ‘spierdalaj’ wysyczanym przez zaciśnięte zęby.
Odruchowo spojrzała na ekran telefonu. Zero nieodebranych połączeń. Zero wiadomości. Nie zdziwił jej ten widok, ostatecznie zablokowała jego numer, ale wciąż pojawiała się w niej nieracjonalna nadzieja, że jego obsesyjna chęć powrotu przebije się przez wszelkie zabezpieczenia. A co jeśli wcale nie zamierzał wrócić? Wyssał z niej całą energię niczym pasożyt i zostawił bez krzty tęsknoty, gdy stała się wybrakowana, pusta, tymczasem wyznaczając sobie nową ofiarę? Nie potrafiła znieść tej myśli. Poświęciła dla niego całe dwa lata swojego życia i pragnęła łudzić się, że ich trująca, niezdrowa miłość również dla niego stanowiła centrum wszechświata.
Kątem oka spoglądała na opakowanie mirtazapiny stojące na jednej z półek. Jedna tabletka przed snem, powiedział lekarz, lecz Madeline nie posłuchała. W swojej chorej głowie nie miała obowiązku stosować się do poleceń osób, które nie były Paulem. Co więcej, ignorowanie porad doktora posiadało wyższy cel – Hesford oszczędzała pigułki na czarną godzinę, na moment, w którym wyzbędzie się ostatniej nadziei, jaka podtrzymywała ją przy życiu i zbierze się na odwagę, by się pożegnać.
Wzięła do ręki jedną z tabletek i przyjrzała się jej dokładnie. Przejechała palcem po szorstkiej teksturze lekarstwa, po czym językiem dotknęła jego wierzchu, czując jak gorzki proszek rozpływa się w jej ustach. Na moment zamknęła oczy i wyobraziła sobie, że zasypia. Nieznośne myśli, które do tej pory nie opuszczały jej umysłu, stały się coraz bardziej niewyraźne, aż w końcu zniknęły jak fale ginące w bezmiarze oceanu. Zniknęła też ona sama. Jej napięte mięśnie rozluźniły się, głowa opadła, bezwładne ciało zsunęło się z krzesła, uderzając o podłogę, lecz nie czuła już bólu, wyłącznie spokój.
– Mama? – usłyszała cichutki głos syna, który skutecznie wybudził ją z transu.
Spojrzała na jego rozespaną twarz, przeklinając się za swoje wcześniejsze myśli.
– Miałeś zły sen, słoneczko? – zapytała, biorąc chłopca na ręce i tuląc go do siebie z całych sił, jak gdyby robiła to po raz ostatni.  – Chodź, posiedzę z tobą, zaśniesz raz dwa – odparła, zanosząc synka z powrotem do jego pokoju. 
Pomieszczenie wypełniała ciemność i tylko przez przestrzeń pomiędzy parapetem i żaluzją do środka wdzierały się pierwsze promienie słońca. Maddie położyła na wpół śpiącego chłopca i opatuliła go kołdrą. Widząc jednak, jak Sammy ponownie wpada w objęcia Morfeusza, postanowiła, że nie będzie dłużej męczyć go swoją obecnością. Podniosła się więc i zaczęła iść w kierunku wyjścia, gdy malec znów otworzył swoje zmęczone oczy i wymamrotał:
– Smutna mama?

Zatrzymała się wpół kroku, lecz cały czas pozostawała zwrócona do niego plecami, z nadzieją, że chłopiec znudzi się czekaniem na jej odpowiedź. Pragnęła chronić go przed całym światem. Gdy Paul wracał z baru w środku nocy, zazwyczaj znajdując sobie jakiś powód do awantury, najpierw biegła do pokoju synka, wkładając na jego uszy słuchawki z relaksującą muzyką. Dopiero później wkraczała w sam środek ognia, nieudolnie próbując uspokoić rozszalałego partnera. Pragnęła chronić go przed samą sobą. Ukrywała całą niemoc, jaką czuła, kiedy po raz kolejny jej próba ocalenia rodziny spełzła na niczym.  Jednak mimo zatkanych uszu i otartych łez, dzieci Madeline Hesford nie pozostawały obojętne, stając się zapomnianymi ofiarami. Bo przecież jeszcze nie rozumiały skomplikowanych relacji dorosłych prawda? Lecz trzęsące się ciało mamy, jej zaczerwienione oczy, zabawki rzucone o ścianę mówiły same za siebie.
Sammy nie posiadał jeszcze wystarczającego zasobu słownictwa, by wyrazić wszystko, co sprawiało, że w swoich dziecięcych, niewinnych snach zawsze znajdował się na przegranej pozycji. I dopiero tamtego ranka sylaby ułożyły się w zgrabną całość, uświadamiając Maddie, że jej syn cały czas czekał na odpowiedź.
– Tak, smutna, kochanie – wyszeptała, siadając obok chłopca i przyciągając go do siebie. – Ale mamusia ma ciebie i twoją siostrzyczkę, i razem damy sobie jakoś radę.
Uśmiechnęła się szczerze. Po raz pierwszy, odkąd Paul odszedł. Zawsze wydawało jej się, że na jej barkach spoczywał cały świat. Nie prosiła o pomoc, polegając wyłącznie na resztkach własnych sił, których zasoby zmniejszały się za każdym razem, gdy Burnley tak uparcie wmawiał jej, że jest niczym.  Ale patrząc w niebieskie oczy swojego syna, czuła spokój. Nie myślała już o człowieku, który go spłodził. Nie myślała też o człowieku, który nieudolnie próbował go wychować. Myślała o przyszłości. O tym, że choć każdego ranka czuła paraliżujący strach, niepewna, czy uda jej się wstać z łóżka, to musiała walczyć, bo miała dla kogo.
Włosy syna pachniały truskawkowym szamponem, gdy złożyła delikatny pocałunek na czubku jego głowy.  Chłopiec położył się na kolanach matki i choć jego maleńki łokieć wpijał się w jej udo, to za wszelką cenę nie chciała psuć tej chwili. Dłonią gładziła jego ramię ubrane w bawełnianą piżamę z kolorowymi niedźwiadkami. Nie zdążyła nawet zauważyć, gdy oddech, który czuła na swojej skórze, wyrównał się, a ruchy drobnego ciała malca ustały. Siedziała tak do samego poranka, dopóki Samuel nie zbudził się w odpowiedzi na płacz swojej młodszej siostry. Siedziała, chroniąc całą sobą najcenniejszego skarbu, jaki posiadała.
***
Pomieszczenie pachniało starymi książkami i kurzem, którego drobinki unosiły się w powietrzu. Meble idealnie pasowały do zapachu stęchlizny, niezmieniane od czasów, gdy kobieta otworzyła swoją praktykę. Madeline siedziała na musztardowej kozetce skrzypiącej za każdym razem, kiedy Hesford wykonała jakikolwiek, nawet drobny ruch.  Lekarka jednak nie zwracała większej uwagi na dźwięki wydawane przez przedmioty w jej przestarzałym gabinecie. Uśmiechała się i spoglądała na swoją pacjentkę zachęcająco.
– Może zechce pani opowiedzieć mi coś o sobie, pani Hesford? – zaproponowała, spuszczając okulary na czubek nosa.
Doktor Chester miała na oko sześćdziesiąt lat, lecz nie próbowała się odmłodzić poprzez farbowanie włosów czy nowoczesne ubrania. Poniekąd jej osoba i jej biuro stanowiły jedną całość. Nosiła gruby sweter, modny może w latach dziewięćdziesiątych i obszerne, czarne spodnie. Na jej kolanach spoczywał pusty notes, aż proszący się o zapisanie historii życia pacjentów.
Maddie nerwowo tłamsiła w swoich dłoniach materiał kurtki. Poczuła, jak strużka potu spłynęła po jej szyi, a jego kropelki osiadły na czole. Wyciągnęła więc chusteczkę z paczki ustawionej na stoliku obok i przetarła nią skórę. Cisza stawała się coraz cięższa, wręcz utrudniała oddychanie, lecz kobieta nie miała odwagi jej przerwać. Nie chciała przemówić, ponieważ wtedy jej myśli stałyby się jawne i realne. Póki tkwiły w jej głowie, nie mogły nikomu zagrozić. Wiedziała jednak, nie potrafiła podnieść się już o własnych siłach. Dostała od losu ostatnią już szansę, by uratować siebie i własną rodzinę od swoich chorych pragnień i marzeń. Nabrała więc powietrza w płuca i odparła:
– Jestem ofiarą przemocy domowej… i nie mam pojęcia, kim jestem poza tym.


Cytat w tytule z Ibeyi - The Man is Gone, a pod tytułem z The Dumplings - Kocham Byc z Tobą.
Jak witać w życiu Maddie zaszły dość diametralne zmiany. Razem przygarniemy kogoś, kto zechce skleić jej złamane serce. 
Dziękuję serdecznie Mamie Muminka za pomoc z formatowaniem!

14 komentarzy

  1. The Dumplings♥
    Będę totalnie szczera, bo notkę podglądałam prawie przez cały czas jej tworzenia i nie mogłam doczekać się aż ją opublikujesz. Mam straszną ochotę wyściskać Maddie i powiedzieć jej, że wszystko będzie w porządku i nie będzie musiała się już niczym martwić, a przede wszystkim, że ze wszystkim może uderzać do Carlie, gdyby tylko zaszła potrzeba! Cieszę się, że w końcu kopnęła Paula w tyłek i teraz (mam nadzieję) będziesz miała dla niej same przyjemne rzeczy zaplanowane, a Maddie w końcu będzie naprawdę szczęśliwa. Mam wrażenie, że jak tylko odetchnie pełną piersią i poczuje, że nie musi się już tak bardzo martwić to będzie zupełnie inną osobą. To taki realny problem, który (na szczęście) znam tylko z wieczornych wiadomości i artykułów w internecie, ale wydaje mi się, że najważniejszy jest ten pierwszy rok i przyznanie się do tego, że nie jest wcale w takim związku dobrze. Maddie to się udało i teraz będę za nią trzymać kciuki, aby dalej już się jej poukładało. ♥♥♥
    A poza tym, piszesz naprawdę świetnie i całość czytało się niesamowicie. Ja tutaj już czekam na kolejną część, ale tym razem poproszę w notce mnóstwo uśmiechów! ^^ Szkoda tylko, że taka krótka była ta notka (jak dla mnie). Chłonęłam każde słowo i zdecydowanie chcę więcej! :D Jeszcze włączyłam The Dumplings w trakcie czytania, aby był klimat i zrobiło się milion razy lepiej.
    Szczęścia dla Maddie, masę weny dla Ciebie i już nie mogę się doczekać kolejnego postu, a mam nadzieję, że taki się w bliskiej przyszłości pojawi! ^^
    Buźka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aww naprawdę bardzo się cieszę, że notka się spodobała! Od dobrych kilku lat nie byłam w stanie napisać nic więcej niż dwie strony w wordzie (oczywiście nie licząc raportów, esejów i innych na studia), więc publikowanie czegoś odrobinę dłuższego jest naprawdę... hm... wyzwalające! Mam nadzieję, że następnym razem będzie jeszcze dłużej :P
      W sumie to nie tyle Maddie kopnęła Paula w dupę, co Matt! Ale efekt się liczy! Ja również mam nadzieję, że w świecie mojej postaci pojawi się trochę więcej radości w najbliższej przyszłości.
      Dziękuję jeszcze raz za przeczytanie i komentarz! <3

      Usuń
  2. Muszę przyznać, czytałam już dwa razy (po publikacji i kiedy jeszcze wisiała sobie spokojnie w roboczych, czekając na swoją kolej). Bardzo lubię to, jak piszesz, nasze wątki to sama przyjemność, a co do notki, to jestem pewna, ze gdybys rozwinęła tę opowieść byłby z tego prawdziwy bestseller.
    Historia Maddie bardzo mnie poruszyła, jest taka... autentyczna i przygnębiająca, bo pokazuje, że wyjście z takiego rodzinnego dramatu wcale nie jest łatwe, jakby się to niektórym mogło wydawać. Chyba nigdy nie patrzyłam na to z takiej perspektywy.
    Cieszę się, że postać Maddie tak pięknie się tu na blogu rozwija, dzięki temu na pewno nie będzie Wam brakować ciekawych wątków.
    Oh, gdyby Scott wiedział o tym co biedulka przeżyła i przeżywa, na pewno by ją ukochał <3 Tak czy inaczej, pozostajemy do Waszej dyspozycji w każdych, nawet najbardziej szalonych okolicznościach.
    Aż mi się zanuciła w głowie czołówka mojego ulubionego serialu „I’ll be there for you” :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też bardzo lubię nasz wątek, strasznie mnie wciągnął!
      Dziękuję serdecznie za komentarz i przeczytanie notki, naprawdę wiele to dla mnie znaczy po dość długim okresie niepisania.
      Starałam się, żeby historia Maddie była dość realistyczna i pokazywała, że często ludziom naprawdę łatwo jest oceniać osoby będące w takich związkach, podczas gdy wyjście z nich wcale nie jest takie proste. Zwłaszcza, gdy nie ma się poczucia własnej wartości i boi się tego, co nieznane.
      Och, niech ją ukocha, bardzo prosimy! <3
      A tymczasem lecę Ci odpisać :)

      Usuń
  3. Cudowna 💜 Cudowna to notka, która wzbudza we mnie naprawdę wiele emocji i choć to uczucie ciężkości w dołku jest nieznośne i pewnie pozostanie ze mną na trochę po przeczytaniu tego posta, to nie ma dla mnie lepszego wyznacznika świadczącego o tym, że tekst uderzył mnie dokładnie tam, gdzie powinien 💜 Wspaniale to wszystko przedstawiłaś. To, co Maddie czuje i myśli pomimo odejścia Paula. To, jak może wyglądać taka toksyczna relacja i dlaczego człowiek mimo wszystko kurczowo potrafi się jej trzymać. Nie potrafiłabym lepiej tego przedstawić i opisać, oddałaś wszystko tak dobitnie i subtelnie zarazem. Tak, że człowiek wszystko rozumie i wcale niczemu się nie dziwi, nie musi o nic więcej pytać.
    Myślę, że gdyby ten tekst przeczytała kobieta, która ma za sobą podobny związek, poczułaby się raźniej. Poczułaby się zrozumiana. Myślę też, że powinnaś pisać dla nas więcej, nawet o tak trudnych sprawach, ponieważ potrafisz doskonale ubrać je w słowa :) Także ja czekam na więcej i mocno trzymam za Maddie kciuki 💜 Długa przed nią droga, ale dobrze, że jakakolwiek droga się pojawiła, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie! Bardzo się cieszę, że notka wzbudziła w Tobie aż tyle emocji! Zwłaszcza, że od bardzo dawna nie pisałam niczego poza esejami i raportami na uczelnię.
      Tak się składa, że pracowałam dla fundacji, która pomaga ofiarom przemocy domowej, co zdecydowanie pomogło mi w tym, by dodać postaci Maddie realizmu.
      Dziękuje jeszcze raz za komentarz i za pomoc z HTMLem!

      Usuń
  4. Rodzinka Hesfordów ma to do siebie, że lubi przyciągać kłopoty, aczkolwiek przynajmniej nie można narzekać na nudę. Cieszę się, że Matthew przegonił tego dupka, który zatruwał życie jego siostry oraz dzieci do tak ogromnego stopnia. Kto wie do czego ten facet mógłby być zdolny? Rodzeństwo z pewnością zadba o to, aby Maddie w pełni stanęła na nogi, odnalazła lepszą pracę, a przede wszystkim szczęście, bo w pełni na to zasługuje :) Mam nadzieję, że kolejna notka przyniesie sama w sobie znacznie więcej radości oraz optymizmu ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie za komentarz! Ja również się cieszę, że Paul zniknął z życia Maddie za sprawą Matta, bo gdyby nie Ty, to bym go trochę przy niej jeszcze zatrzymała hahah :D

      Usuń
  5. Cudowna notka, jak już wyżej wspomniała Mama Muminka. Taka prawdziwa, bo przecież taka historia może się zdarzyć każdemu z nas. Trudno mi sobie wyobrazić przez co Madeline przeszła i jak trudne musiało dla niej być odejście Paula, ale dobrze, że w końcu uwolniła się od Paula. Oby następny partner był dla niej wsparciem, kochał ją i dzieciaki i najważniejsze, by szanował jej granice i dał jej czas na ponowne zaufanie. Pewnie zdarzy się to w dalekiej przyszłości, ale prędzej czy później, no, życzę jej szczęścia i stabilizacji! Trzymam kciuki za Madeline i czekam na kolejną notkę, może trochę bardziej pozytywną? Ciao, bella!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie za komentarz! Bardzo się cieszę, że notka Ci się podobała.
      Obecnie nie planuję więcej torturować Maddie, przynajmniej na jakiś czas, więc możesz się spodziewać bardziej pozytywnych notek w przyszłości. Przynajmniej mam taką nadzieję! No, ale tak jak powiedziałaś - przed Maddie jeszczze długa droga do tego, zanim poczuje się w pełni sił.

      Usuń
  6. Miałam robić odpisy, ale po prostu musiałam najpierw przeczytać tę notkę. Po prostu musiałam, bo aż mnie zżerało. Zwłaszcza, że troszkę podglądałam początek, gdy była w roboczych.
    Notka jest po prostu cudowna. Świetnie napisana, czytałam ją po prostu w tempie błyskawicznym i mi mało, tak szczerze mówiąc. Z chęcią przeczytałabym więcej, duuużo więcej. Strasznie mi żal Maddie, ale nie ukrywajmy. My autorzy uwielbiamy dręczyć nasze postacie.
    Mam nadzieję jednak, że teraz w jej życiu będzie nieco więcej kolorów i szczęścia, a na Elkę zawsze może liczyć, gdyby potrzebowała pogadać, czy się wyżalić. Zawsze podzieli się ramieniem <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie! Naprawdę nie spodziewałam się, że ludziom notka spodoba się aż tak, że będzie im się chciało zaglądać do roboczych! Takie komentarze naprawdę dodają mi motywacji do dalszego pisania <3

      Usuń
  7. Nie wydaje mi się, żebym zdołała powiedzieć coś więcej, czego nie powiedział już ktoś przede mną, ale notka ujęła mnie do tego stopnia, że nie potrafię przejść obok niej obojętnie. Dokładnie jak wspomniała Mama Muminka, poruszyła we mnie te właściwe struny i siedziała mi w głowie jeszcze kilka dni po przeczytaniu postu. Mam ochotę mocno, bardzo mocno przytulić Maddie do serca i już zawsze chronić ją przed całym złem tego świata. Mam nadzieję, że skoro już wykonała ten najtrudniejszy pierwszy krok, od teraz będzie jej już tylko łatwiej w życiu. Wiele pracy jeszcze przed nią, ale wierzę, że sobie świetnie da radę, choć niewątpliwie zajmie jej sporo czasu, nim przestanie oglądać się za siebie.
    Przez tekst po prostu przepłynęłam i jestem głodna kolejnej porcji słowa spod Twojej ręki! Mogę liczyć na to, że w niedalekiej przyszłości będę miała okazję przeczytać jeszcze coś Twojego? :>

    OdpowiedzUsuń
  8. Długo mi to zajęło, ale jestem! Przede wszystkim, cieszę się, że Maddie znalazła w sobie tę odwagę, której brakuje wielu z nas. Zostawienie za sobą ludzi, którzy sprawiają nam ból – nawet jeśli ten ból jest gorszy niż wszystkie dobre chwile, które nam dają, jest ciężkie. To nowy rozdział w życiu, konieczność przyzwyczajenia się do nowego siebie, niemąconego niczyją dyktaturą. Mam nadzieję, że nie wpędzi się w kolejny tego typu związek i znajdzie kogoś, kto będzie ją traktował tak, jak tego zasługuje.
    Co do notki, jest napisana niezwykle przyjemnym stylem. Niby nic porywającego się w niej nie dzieje, a jednak czyta się ją z przyjemnością, brnąc przez kolejne zdania. Prawdziwa poezja dla oczu! <3

    OdpowiedzUsuń