Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2132. You don't even know me


Ostrzeżenie: w tekście pojawiają się przekleństwa.
Nowy Jork, jesień 2004

            — Nie musiałeś — nastolatka uśmiechnęła się delikatnie, powoli przenosząc spojrzenie z czubków swoich butów, na twarz starszego o pięć lat chłopaka — na pewno znajomi na ciebie czekają…
            — Naprawdę chciałem to zrobić, Minnie. Zawsze spędzaliśmy razem tak dużo czasu…
            Na policzki brunetki wkradły się delikatne rumieńce. Bezwiednie przygryzła wargę i opuściła spojrzenie, mając wrażenie, że za chwilę spali się ze wstydu. Nie miała pojęcia, co powinna teraz zrobić. Czuła, że właśnie zapanowała między nimi ta niezręczna cisza. Podczas wspólnej drogi spod jej szkoły, przez cały czas mieli, o czym rozmawiać. Teraz jednak była za bardzo zestresowana. Nie chciała, aby mama go zobaczyła… Raczej się nią nie interesowała, zawsze miała coś ważniejszego do zrobienia, a sama Minnie starała się za wszelką cenę uniknąć sytuacji, w której Adam i mama mogliby się poznać. To było trudne, ale nie niewykonalne. Zwłaszcza, że kobieta albo łapała się jakiejś pracy i faktycznie starała się ją utrzymać, albo była zajęta poszukiwaniem swojej nowej ofiary. Nie była też pewna, jakby zareagowała, gdyby dowiedziała się, że Minnie ma przyjaciela starszego od siebie o pięć lat. I to była idealna wymówka, którą mogła karmić Adama tak długo, dopóki różnica wieku pomiędzy nimi była wyraźnie widoczna.
            — Tęsknię za tobą… I dziękuję. To naprawdę bardzo miłe — odezwała się po chwili ciszy i wspięła na palce, aby pospiesznie, ale delikatnie musnąć wargami jego policzek — do zobaczenia, Adam — powiedziała jeszcze, szybko go wymijając. Nie chciała, aby dostrzegł czerwone rumieńce na jej twarzy, aby myślał o niej, jak o dziecku, a przede wszystkim nie chciała, aby pomyślał o niej po prostu źle. Naprawdę bardzo lubiła spędzać z nim czas. Bardzo też za nim tęskniła, bo kiedyś mieli dla siebie znacznie więcej czasu. To był krótki okres, ale lubiła wspólnie zjadany lunch na przerwach pomiędzy zajęciami.
            Obawiała się jednak, że gdy dowie się, jaka jest jej mama to wszystko, co do tej pory było pomiędzy nimi, przestanie mieć dla niego znaczenie. W końcu nie była jak inne dziewczyny ze szkoły. Nie miała prawa porównywać się z nimi, bo była znacznie gorsza, była całkowicie poza grupą. I powinna codziennie się modlić dziękczynnie, że Adam zwrócił uwagę właśnie na nią.
            Zamykając za sobą wejściowe drzwi do kamienicy, zerknęła jeszcze przez szczelinę na odchodzącego chłopaka, a kąciki jej ust uniosły się w wesołym uśmiechu.
            Dopchnęła je i odwracając się w stronę schodów, poprawiła sobie na ramieniu pasek torby. Biegiem ruszyła w górę, na trzecie piętro, na którym znajdowało się mieszkanie. Na ustach dziewczyny cały czas gościł uśmiech, jej myśli wędrowały w pozytywnym kierunku i nic, kompletnie nic nie było w stanie popsuć jej humoru. Pocałowała przecież Adama McLarena! To nic, że jej usta dotknęły tylko jego policzka, a z prawdziwym pocałunkiem nie miało to nic wspólnego. Dla Minnie to było coś niesamowitego, a dobry humor i energia wręcz tryskały z niej. Liczyła trochę na to, że może mama zarazi się od niej tym nastawieniem i dzisiejszy dzień będzie po prostu zwykły.
            Będąc na półpiętrze pomiędzy drugim a trzecim, zmarszczyła delikatnie brwi, słysząc ogólny szmer. Na piętrze powstało jakieś zamieszanie, a Minnie nie miała pojęcia, o co chodziło. Miała tylko nadzieję, że to może kłótnia u sąsiadów. Nim jednak postawiła nogę na ostatnim stopniu, drzwi mieszkania mamy otworzyły się szeroko. Blondynka z impetem zamknęła je za sobą i omal trąciła barkiem brunetkę.
            — Och, Minnie — odezwała się w momencie, w którym zorientowała się, że na schodach stała jej siostra. Chwyciła małą dłoń nastolatki i pociągnęła ją za sobą w dół — do mamy przyszedł kolega.
            Nastolatka westchnęła tylko cicho i ścisnęła mocniej palce wokół kciuka swojej przyrodniej siostry. Obie doskonale wiedziały, co to oznaczało.
            — Masz pomysł, co będziemy dzisiaj robiły?
            — Nie wiem, młoda.
            — Będzie zła, że nie wróciłam — Minnie uniosła głowę, aby spojrzeć na siostrę.
            — Wydaje mi się, że bardziej się wkurzy, jak jej teraz będziesz przeszkadzała. Ale, co mnie to obchodzi. Rób, co chcesz. Jesteś wystarczająco duża, aby zacząć się martwić o siebie samą.
            Minnie w tym momencie poczuła, jak siostra rozluźniła uścisk swojej dłoni. Brunetka zwolniła kroku, natomiast blondynka wręcz przeciwnie. Przyspieszając, wyszarpnęła się z uścisku swojej młodszej siostry.
            — Nie moja wina, młoda. Laurent przesłał mi trochę ekstra kasy — wzruszyła ramionami, śmiejąc się przy tym — radź sobie sama, myszko Minnie.
            — Serio? — Rzuciła za nią, nie wierząc, że Lucy naprawdę zachowuje się w ten sposób.
            — Ach no i widziała cię z tym chłopakiem. Chyba ją wkurzyłaś. Krzyczała coś o tym, że nie stać ją już na wychowanie ciebie, bo twój ojciec jest nierobem i nie będzie utrzymywać ani ciebie, ani twojego zasmarkanego dzieciaka.
            Brunetka rozszerzyła szeroko powieki, nie wierząc w to, co właśnie usłyszała od blondynki. Zamknęła usta i przełknęła ślinę, chwytając się poręczy schodów. Zacisnęła na niej mocno palce i przez chwilę tak po prostu stała. Pójście za Lucy nie miało sensu, wyjście gdzieś samej też nie… Mogłaby się jedynie powłóczyć po ulicach, ewentualnie po najbliższym parku. Nie miała wystarczająco pieniędzy, aby zająć się sobą w jakiś konkretny sposób. Nie była też jedną z tych dziewczyn, które uwielbiały zakupy, czy chodzenie po prostu po sklepach.
            Minnie widziała w nich wiele szczęśliwych rodzin, a ten widok naprawdę był dla niej bolesny. Czasami zastanawiała się nad tym, co takiego zrobiła w poprzednim życiu, że musiała trafić akurat na taką rodzinkę.
            Powrót do mieszkania… Podejrzewała, że mama będzie zła, jeżeli się w nim nie pokaże. Jeżeli jednal Lucy mówiła prawdę, to kobieta będzie tak samo wściekła, jeżeli jednak wróci.
            Rozluźniła w końcu uścisk dłoni i odwróciła się w stronę trzeciego piętra i powoli, jakby swoimi ostatnimi siłami ruszyła po schodach w górę. Cały czas się przy tym zastanawiając, czy na pewno dobrze robi. Może Lucy miała rację i to był najwyższy czas, aby wziąć odpowiedzialność za samą siebie i zacząć robić coś, aby zmienić swoje życie? Minnie nie miała na ten moment żadnego pomysłu, jak mogłaby to zrobić i na tym polegał jej problem. Nie była też pewna, czy faktycznie tego chce. To była w końcu jej mama, a brunetka była za grzeczna, aby czerpać jakąś satysfakcje z robienia jej na złość. Nienawidziła jej, ale ta jedna, konkretna myśl nie chciała opuścić jej głowy.
            Dlatego nie robiła nic, aby cokolwiek zmienić, chociaż bardzo, ale to bardzo tego chciała. Bała się. Tak po prostu, zwyczajnie po ludzku się bała.  Mogłaby uciec, ale z pieniędzy, które udało jej się odłożyć, przetrwałaby… Tydzień, dwa? Nie była nawet pewna, jakie są ceny w hostelach i, czy na pewno byłoby ją na to stać. Pracowała dwa, czasami trzy razy w tygodniu, jako opiekunka do dzieci. Najczęściej wtedy, kiedy ich rodzice chcieli się wyrwać z domu. Były to dwie, maksymalnie trzy godziny. Nie była w stanie w ten sposób zarobić wystarczająco dużo, aby myśleć na poważnie o samodzielnym utrzymaniu się.
            Oblizała wargi, mając wrażenie, że te kilka metrów od schodów do drzwi mieszkania pokonała w kilkadziesiąt minut. W jej głowie kołatało się tak dużo myśli, że to wydawało się wręcz niemożliwym, że w tak krótkim czasie było ich, aż tak wiele.
            Przystając przy drzwiach, przylgnęła jak najbliżej i przyłożyła do nich ucho. Ułożyła dłoń na klamce i wstrzymała oddech, próbując nasłuchiwać, co dzieje się w środku. Sięgnęła już do kieszeni po klucze od drzwi, kiedy w tym samym momencie zza drzwi dobiegł hałas. Zrezygnowana odwróciła się i powoli ruszyła do schodów. Nie skierowała się jednak na dół, a na górę, gdzie usiadła przy ścianie na półpiętrze tak, aby nie było jej widać, gdyby ktoś wychodził z ich mieszkania.

~*~

            — Minnie? Co ty tutaj robisz? — Usłyszała, jakby ktoś mówił do niej zza ściany. Nie odpowiedziała od razu, a po chwili poczuła delikatnie szturchnięcie — Minnie?
            Otworzyła oczy i podniosła głowę, którą do tej pory opierała na swoich przedramionach, które miała ułożone na kolanach.
            — Dzień dobry, pani Gonzales — wymamrotała, przecierając dłońmi twarz, jakby to miało sprawić, że natychmiast się rozbudzi.
            — Coś się stało?
            — Nie, nie. Nic. Przeprasza, już stąd idę — dodała i podpierając się o stopień, podniosła się na nogi. Chwyciła leżącą obok torbę i skierowała się na dół.
            — Zaczekaj, na pewno wszystko dobrze? Dlaczego nie jesteś w domu?
            — Wszystko w najlepszym porządku. Zapomniałam kluczy… Lucy była w szkole, a mama w pracy, byłam zmęczona, przysnęło mi się — wytłumaczyła, chociaż wiedziała, że pani Gonzales w to nie uwierzy. Była bardzo sympatyczną i mądrą kobietą. Kilka razy proponowała, Minnie ciepły obiad i zawsze powtarzała, że gdyby była taka potrzeba, może u niej przenocować. Brunetka nigdy jednak nie skorzystała z pomocy, a teraz czując na sobie jej podejrzliwe spojrzenie, po prostu przyspieszyła kroku, aby jak najszybciej znaleźć się w domu. Nie chciała okłamywać kobiety, ale nie była też tą użalającą się nad sobą nastolatką.
            Nie chciała, litościwych spojrzeń. Za wszelką cenę starała się być taka jak wszystkie jej koleżanki. Śmiała się na przerwach pomiędzy lekcjami, pilnie się uczyła, marzyła o stypendium na studia i była zauroczona w chłopaku z ostatniej klasy, a on… On też zwrócił na nią uwagę i to było wystarczająco niezwykłe jak na kogoś takiego, jak ona.
            Wzięła głęboki oddech i wsunęła klucz do zamka, aby następnie nim przekręcić i wejść do mieszkania.
            — Gdzieś ty była!?
            Nie zdążyła nawet dobrze otworzyć drzwi i wejść całkiem do pomieszczenia, kiedy usłyszała wściekły głos mamy.
            — Jak wracałam ze szkoły, na schodach spotkałam Lucy i powied…
            — Byłaś z tym chłopakiem, tak!? Nie mieszaj w to Lucy! Wiesz, która jest godzina? Nic nie wnosisz do tej rodziny poza kłopotami. Denerwowałam się! Martwiłam, czy nikt ci niczego nie zrobił, a ty wracasz sobie spokojnie i śmiesz wciągać w to Lucy!?
            Minnie widziała wściekłość w oczach kobiety. Żyłka na jej czole pulsowała, a to działo się za każdym razem, kiedy się denerwowała.
            — Nie! On tylko mnie odprowadził — zaprzeczyła od razu.
            — Mam ci uwierzyć? — Zaśmiała się ironicznie, opierając dłonie na biodrach — widziałam cię z nim przy wejściu z okna. Byłabyś w domu już dawno.
            — To musiałaś widzieć też, jak wchodzę do kamienicy — starała się być spokojna. Unikała kontaktu wzrokowego, bo wiedziała już, że to ją tylko denerwowało. Tak samo, jak wiedziała o tym, że krzyk nic nie da. Dlatego tak bardzo starała się tego nie robić.
            Spoglądała gdzieś za kobietą. Przy ścianie stał złamany kwiat, który podparty był jakąś gałęzią przyprowadzoną z parku. Jego liście robiły się suche i zżółknięte na odłamanym elemencie, ale Lucy upierała się, że rośliny w domu są bardzo ważne. Mama natomiast nie chciała się zgodzić na zakup nowego, zdrowego kwiata. Mama i Lucy najczęściej kłóciły się właśnie o takie rzeczy. Drobne rzeczy, które Minnie bez problemu mogła znieść. Przełknąć tę złamaną roślinę, czy brak nowego stolika w pokoju, na którym tak bardzo zależało blondynce.
            Mama i Minnie miały poważniejsze problemy. Lucy wszystko uchodziło na sucho, a wszystko przez to, że Laurent przelewał na konto mamy spore alimenty, a czasami sama Lucy dostawała dodatkowe pieniądze. Ojciec Minnie nie był taki. W zasadzie to go nie było i w tym był cały problem. Minnie nie przynosiła dochodów.
            — Widziałam, że nie było cię w mieszkaniu. Gdybyś była, nie wchodziłabyś cztery godziny po tym, jak ten chłopak ruszył w swoją stronę. Czekałaś, aby iść za nim? — Uniosła brew, prychając przy tym śmiechem — ale może to dobrze. Jest bogaty? Czy jego rodzice są bogaci? Zajmą się ciężarną szesnastolatką? Przynajmniej jeden problem miałabym z głowy.
            Brunetka wsunęła dłonie do kieszeni, za wszelką cenę wbijając spojrzenie w gumowe czubki trampek. Czuła, jak do jej oczu napływają łzy.
            — Lucy powiedzia…
            — Mówiłam już, że masz jej w to nie mieszać! Lucy jest porządna.
            — Był tu ktoś. Powiedziała, że przyszedł do ciebie kolega i mamy ci nie przeszkadzać! — Krzyczała w tym samym czasie, w którym mówiła kobieta. Jej głos delikatnie drżał, cały czas jednak starała się być wystarczająco silna.
            — Zawsze po szkole masz wracać do domu! Prosto do domu. Tak trudno to zrozumieć!? Tak bardzo się staram! Szukam pracy, łapię się dodatkowych zajęć, żeby tylko mieć na jedzenie dla ciebie, a ty nie możesz wrócić do domu!? — Uniosła ton, gestykulując dłońmi i rozglądając się po mieszkaniu, jakby pokazywała właśnie, w jak wspaniałych żyją warunkach. Oczywiście wszystko, dzięki niej — zapierdalam, żebyś miała, co wsadzić do pyska, a ty śmiesz mnie obwiniać za swoje błędy?!
            — Nie prosiłam się na ten świat! — Minnie krzyknęła — mogłaś usunąć ciążę, skoro widziałaś dobrze, jaki jest ojciec!
            — Teraz też nie prosisz się o to, by na nim być?
            Nie czekając na odpowiedź córki, kobieta ruszyła w stronę wydzielonego aneksu kuchennego i otworzyła lodówkę.
            — W takim razie wiele ci ułatwię. Widzisz to? — Chwyciła pierwszą z brzegu paczkę żółtego sera i pomachała nim przed brunetką — pożegnaj się z tym widokiem. Rozumiesz? Nie dostaniesz ode mnie ani grama — oznajmiła i otworzyła opakowanie, podchodząc bliżej brunetki — nawąchaj się zapachu, bo, kurwa, nic więcej nie tkniesz. Nic, co tutaj jest, nie jest twoje. Mam nadzieję, że to rozumiesz, Minnie.
            Nastolatka wpatrywała się w mamę, zagryzając mocno policzek od środka i za wszelką cenę próbowała się nie ruszyć, nawet nie drgnąć. Liczyła, że gdy wyrzuci z siebie całą swoją frustrację i się uspokoi, wszystko wróci do normy. W końcu często wybuchała. Była nerwowa, na pewno przez brak stałej pracy, może też przez alkohol. Może facet, z którym się dzisiaj widziała nie był tym, za kogo się podawał… Było mnóstwo sytuacji, które sprawiały, że ona krzyczała. Zawsze się jednak po chwili uspokajała.
            — Lucy! — Zawołała, zerkając w stronę drzwi pokoju starszej córki — pojedziemy jutro kupić ten kwiat i stolik! Nowe meble! Pokój Minnie się zwalnia!
            — Co? — Otworzyła szeroko oczy, kręcąc delikatnie głową — ale…
            — Spieprzaj. Rozumiesz? Spierdalaj do tego chłopaka, nie chcę cię widzieć. Nie chcę widzieć cię z brzuchem i nie dam złamanego centa na ciebie i tego bachora! Rozumiesz?
            — Ale my nie… To chore! Nic nie zrobiłam! Po prostu chciałam przeczekać, aż wyjdzie tamten facet, o którym mówiła Lucy!
            — Przestań mówić ciągle o Lucy! — Rzuciła serem na podłogę, a w tym czasie drzwi pokoju blondynki się otworzyły.
            — Powiedz jej!
            — Co ja?
            Obie odezwały się w tym samym czasie. Minnie spoglądała na siostrę z nadzieją w oczach, licząc, że ten jeden, jedyny raz zachowa się… Jak starsza siostra. Wesprze, pomoże. Powie, jak było naprawdę.
            — Nie odzywaj się. Niech żadna z was się już nie odzywa! — Kobieta krzyknęła, cofając się do lodówki — to co jest w domu, jest moje i Lucy. Ty nie masz do niczego prawa.
            — A-ale co ja mam niby zrobić? — Spytała roztrzęsionym głosem, czując, jak z jej oczu wypływają łzy — Lucy, powiedz coś! — Spojrzała na siostrę z wyrzutem, nie wierząc, że blondynka tylko stała oparta ramieniem o framugę drzwi i patrzyła się na nie z rozbawieniem wymalowanym na twarzy.
            — Kurwa mać, mówiłam ci, że masz jej w to nie mieszać! — Mama krzyknęła, w tym samym momencie chwytając butelkę z mlekiem. Rzuciła ją na podłogę tuż przed swoimi nogami i podniosła spojrzenie pełne nienawiści, wpatrując się przy tym w Minnie.
            — Jesteś żałosna — Lucy uśmiechnęła się triumfalnie, robiąc krok w stronę ich mamy — jeżeli wyrzucisz ją z domu, będziesz musiała wszystko robić sama — powiedziała, cały czas z uśmiechem na twarzy — kto ci pomoże? Będziesz sama. Zostaniesz całkiem sama.
            — Nie — powiedziała twardo, chociaż te krótkie słowo z ledwością przeszło jej przez gardło. Zacisnęła mocno palce i spojrzała prosto w oczy mamy — przecież nic w tym domu nie jest moje. Nic do mnie nie należy. Nie będę dbać o coś, co nie jest moje.
            — Lucy… Lucy spokojnie. Idź do pokoju. Pojedziemy na zakupy, dobrze? Nie wyrzucę Minnie, zostanie z nami — kobieta momentalnie złagodniała, a Minnie stała zdezorientowana, nie mając pojęcia, co się właśnie stało.
            Lucy schyliła się, aby pozbierać rozbite szkło. To nie było podobne do zachowania dziewczyny, zawsze to szesnastolatka musiała wszystko sprzątać.
            — Powiedziałam mamie, że się wyprowadzam. Laurent kupił mi mieszkanie i powiedział, że zapłaci za moje studia — uśmiechnęła się.
            — Przemyśl to jeszcze. Lucy…
            Minnie wiedziała już dokładnie, co zdenerwowało mamę. Wyprowadzenie się Lucy było jednoznaczne z odcięciem od funduszy i wiązało się z koniecznością znalezienia pracy. Pracy, która utrzyma je obie, gdy Lucy naprawdę się wyprowadzi.
            — Wyprowadzasz się?
            — Przemyśli to. Lucy, będziesz miała większy pokój! Zrobimy remont. Pojedziemy na zakupy, kupisz wszystko, co tylko będziesz chciała!
            Blondynka wzruszyła tylko ramionami i po wyrzuceniu resztek szkła, wróciła do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi z impetem.
            Minnie starła wierzchem dłoni łzy z policzka i zrobiła to samo, skierowała się do swojego pokoju. Z tą różnicą, że nie trzaskała drzwiami. Zamknęła je najciszej, jak potrafiła i przekręciła klucz w zamku, nie chcąc, aby kobieta za nią weszła.

~*~

            Przebudziła się w środku nocy. Miała sklejone powieki, bo zasnęła tak naprawdę zaraz po tym, gdy położyła się w łóżku z jeszcze załzawionymi oczami. Nawet się nie wykąpała, po prostu zasnęła w ubraniach, w których była tego dnia w szkole. Podniosła się z łóżka i podeszła do ledwo trzymającego się regału, na którym leżał jej dziennik.
            Wzięła go, a z torby wyciągnęła długopis i wróciła na łóżko. Usiadła, opierając się plecami o ścianę i uginając kolana. Na udach oparła dziennik i otworzyła go na pierwszej wolnej stronie.

             Adam jest najlepszym, co mnie spotkało w całym moim życiu. Jest takim dobrym człowiekiem… Boję się, że nie jestem dla niego wystarczająco dobra. Ja to wiem, nie jestem tą dziewczyną, z którą mógłby się spotykać, ale… Był taki miły i dobry. Zawsze taki jest. Zawsze o mnie dba…
            Jestem zmęczona tym wszystkim. Mam dość. Mama potrafi zawsze, wszystko zepsuć. Dzisiejszy dzień też zepsuła. Jak mogła pomyśleć, że ja i Adam… Nie jestem przecież taka, jak ona.
            Chciałabym mu kiedyś powiedzieć… Ale wtedy na pewno nie chciałby się ze mną spotykać, gdyby tylko wiedział…
            Może pani Gonzales… Ciekawe, czy zgodziłaby się udawać. Mogłabym przecież być jej córką albo, chociaż siostrzenicą. Mogłaby się mną opiekować, bo moja prawdziwa mama przecież zmarła… 

             Zacisnęła wargi, zastanawiając się nad tym, czy to faktycznie byłoby możliwe. Jedno, niewinne kłamstewko… Czułaby się lepiej, gdyby mogła kiedyś po prostu przyprowadzić Adama do domu, bez obawy, że mama zrobiłaby jakąś awanturę.
            — Przecież na pewno nie będziemy ze sobą na zawsze… O ile w ogóle będziemy… Na pewno pozna kogoś… O ile już nie poznał kogoś takiego jak on, kogoś, na kogo zasługuje, kto na niego mógłby zasłużyć… — wymamrotała cicho do siebie. Adam nie chodził już do szkoły średniej, na pewno poznał wiele ładnych, mądrych i odpowiednich koleżanek — Lucy na pewno mu powie — wymruczała cicho, patrząc na zapisane w dzienniku słowa — ale Lucy się przeprowadza… Mama nie chodzi i tak na zebrania, bo nie ma czasu na takie rzeczy…

            Zwariowałam. 
            Zapisała koślawo w dzienniku. Zagryzła mocno wargę i pochyliła się nieco bardziej nad zeszytem, aby napisać coś więcej.

            Spróbuję. Zapytam. Wydaje mi się, że to nic złego. Zawsze przecież powtarzała, że jeżeli będę kiedyś potrzebowała pomocy, to mam jej powiedzieć.
            Pani Gonzales… Mam nadzieję, że mnie pani nie zawiedzie.
      

12 komentarzy

  1. Minnie, chodź się przytul i wybacz tym niedobrym paniom, to jest kotu i owcy, że ci zgotowały taki los i najwyraźniej mają nierówno pod sufitem, a w dzieciństwie kilka razy za dużo spadły z huśtawki [*]

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się podoba, jak piszesz! Nie czytałam Twoich wcześniejszych opowiadań, ale teraz to chyba nadrobię, przynajmniej częściowo. Czytając to, miałam wrażenie, jakbym oglądała film, tak dobrze wszystko zobrazowałaś ^^ Szkoda Minnie, ale taka przeszłość ma chociaż jakąś szansę na zbudowanie silnego charakteru w przyszłości (nie wiem, czy tak jest w tym przypadku, nie szpiegowałam jeszcze tak pod Twoimi kartami :D)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! Dziękuję za miłe słowa. Trochę tym opowiadań się uzbierało przez czas, w którym bloguję na NYCu. Będzie mi bardzo miło, jeżeli przeczytasz coś więcej. Historia Minnie jest... Zupełnie inna niż te, które tworzyłam do tej pory. Taki trochę eksperyment i wyzwanie. tym bardziej jest mi bardzo miło za komentarz i poświęcony czas na przeczytanie notki❤

      Usuń
  3. Ojejku jejku.
    Nie wiedziałam, że cofniesz się z notką tak daleko do przeszłości Minnie i pokażesz jak to wszystko wyglądało jeszcze na długo przed ślubem. Teraz jeszcze bardziej mam ochotę ją wyściskać i chcemy z Joy koniecznie wysłuchać co jej leży na sercu, aby chociaż troszkę lżej się jej zrobiło. Przyznam, że miałam nadzieję, że na notka pozwoli zrozumieć czemu jej związek wygląda, jak wygląda, ale najwyraźniej na tę notkę muszę jeszcze cierpliwie poczekać. ^^ Ale za to jest motywacja na wątki, w których ów informacje będę mogła (mam nadzieję:>) z Minnie wyciągnąć. ^^
    Chyba nie pozostaje mi nic więcej jak napisać, że czekam na więcej. ^^ ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można powiedzieć, że to jest pierwszy krok do zrozumienia, bo tutaj właśnie dużą rolę odgrywa to, w jaki sposób Minnie była wychowana i jak wyglądała jej relacja z Adamem, kim był dla niej w tamtym czasie i takie tam. Ale spokojnie! Wszystko w swoim czasie, wiesz, że jak się rozkręce to mogę lecieć z notkami jak szalona😂❤

      Usuń
  4. Wreszcie przy śniadaniu w pracy znalazłam czas na doczytanie notki i tym razem nikt mi nie przeszkadzał ♥ Moje pierwsze spostrzeżenie - to świetnie, że zdecydowałaś się cofnąć tak daleko w przeszłość, nakreślając nam, jak dokładnie wyglądała sytuacja w domu Minnie. To na pewno lepiej pozwala nam zrozumieć to, co dzieje się w jej życiu teraz i łączy w sobie dwie ważne dla mnie kwestie. Po pierwsze, bardzo lubię, kiedy dana postać jest taka, a nie inna z powodu konkretnych wydarzeń, kiedy jej charakter i zachowanie są umotywowane, a nie dlatego, że autor tak sobie wymyślił, a potem ma problem z konsekwencją :) Tutaj duży plus. A druga sprawa, ten post fabularny dobitnie pokazuje, że nie powinniśmy oceniać ludzi, póki nie wjedziemy w ich buty. Ktoś postronny mógłby skomentować "Co za idiotka, dlaczego nie odejdzie od takiego faceta?!". A no właśnie dlatego, bo nie wszystko jest tak proste i jasne, jak wydaje się na pierwszy rzut oka.
    Nie tak dawno temu gdzieś na Facebooku mignął mi bardzo ładny cytat, już dokładnie go nie pamiętam, ale brzmiał mniej więcej... Szkoda, że tak wielu ludzi rwie się do oceniania, a tak mało chętnych jest do zrozumienia. I z tą myślą zostawiam nas w oczekiwaniu na kolejne posty ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jak mi się milutko i cieplutko na serduszku zrobiło. Takie komentarze to złoto i, aż chce się je czytać w kółko na okrągło :D ❤❤❤

      Usuń
  5. Obiecuję! Ja się w końcu nauczę czytać notki tego samego dnia, kiedy zostają opublikowane, alee to chyba jeszcze nie czas na takie wybryki, hah :D
    Czytając notkę, kilka razy musiałam zrobić sobie przerwę, a to wszystko przez to, że czułam narastającą wściekłość, kiedy doszłam do momentu kłótni Minnie z matką. Sądziłam, że ja dałam Maisie walniętą mamę, ale przy matce Minnie, to Eleanor jest aniołem i wzorem do naśladowania. Fajnie było cofnąć się do takiego momentu w życiu dziewczyny i "zobaczyć" przez co musiała przejść i w jakich warunkach się wychowywała.
    Teraz pozostaje mi czekać na kolejną notkę i mam nadzieję, że długo nie będzie to trwało ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że tutaj dotarłaś i przeczytałaś post. Naprawdę, dziękuję! ❤ Ja sama też się muszę w końcu nauczyć czytać posty innych od razu, bo zazwyczaj później zapominam, albo z czasem ciężko. Teraz jednak spokojnie można wszystko nadrabiać :D

      Usuń
  6. To oficjalny moment kotorożku: oddaję Ci diadem autora najsmutniejszych i przejmujących notek. Jedyne co teraz chce, to to, by pani Gonzalez ją wzięła pod swoje skrzydła!

    OdpowiedzUsuń