If I was dying on my knees
You would be the one to rescue me
And if you were drowned at sea
I'd give you my lungs so you could breathe
Popijała truskawkowe smoothie przez metalową, różową słomkę. Wiosna powoli budziła się do życia, w końcu świat zaczynał być nieco bardziej przyjazny człowiekowi, można było schować zimowe ubrania z powrotem do szafy, wyjąć wiosenne kurtki i odetchnąć po uciążliwych, zimowych miesiącach. Nie miała szczególnie na co narzekać, nie przeżyli zimy stulecia, nie było dwóch metrów śniegu, ale dla kogoś kto za tymi miesiącami nie przepadał, a kochał wiosnę i lato zima, była po prostu najgorszym z możliwych miesięcy. Zdążyła nieco się już przyzwyczaić do tego, że w środku grudnia nie może wyjść lekko ubrana z domu, co robiłaby zapewne, gdyby wciąż mieszkała w Los Angeles, ale to nie oznaczało, że zamierza przestać narzekać na chłodniejsze miesiące. To był naprawdę intensywny rok, pełen sprzecznych emocji i wydarzeń, które nie powinny się tak naprawdę nigdy wydarzyć. Na całe szczęście teraz potrafiła na to wszystko spojrzeć w nieco inny sposób i zrozumieć, że wszystko miało jakiś cel. Nic nie działo się bez przyczyny. Miała dopiero, a może już, aż dwadzieścia pięć lat, które miała kończyć za dwa miesiące i chyba najwyższy czas przyszedł na to, aby zacząć swoje życie nieco bardziej zorganizować. Do tej pory żyła z dnia na dzień, nie przejmowała się zbytnio przyszłością i na pewno nie myślała o ustatkowaniu się. Teraz nie było już żadnego odwrotu, nie mogła się wycofać. No, może mogła, ale nie chciała. Złamałaby wtedy serce nie tylko sobie, ale i Mattowi, a tego zrobić nie mogła. Nadchodzące zmiany szczerze zaczynały ją przerażać, ale jednocześnie bardzo się na nie cieszyła i nie mogła doczekać tego, aż będzie mogła pochwalić się całemu światu, co takiego się jej przytrafiło. Nie była jedną z tych, które wrzucają wszystko do sieci, choć w tym momencie była gotowa do tego, aby całe swoje życie opublikować na Instagramie czy Twitterze i pokazać każdej jednej osobie po kolei, jak cholernie jest szczęśliwa. Jednocześnie z tymi szczęśliwymi dniami, nadchodziły te znacznie mniej szczęśliwe, które były chyba transakcją wiązaną. Nie mogło zawsze być dobrze, ale jednocześnie nie zawsze będzie źle. Musiał istnieć jakiś balans między tym wszystkim. W końcu każdy człowiek mógłby oszaleć, gdyby przez cały czas było dobrze. Przynajmniej w taki sposób lubiła sobie tłumaczyć wydarzenia, które nie były szczególnie sprzyjające i sprawiały, że każdy jeden nerw był nadszarpnięty. Mogła chyba jednak spokojnie stwierdzić, że teraz było po prostu dobrze. Nawet jeśli nawiedzały ją nieciekawe myśli, a czasami chciała wszystkim rzucić w cholerę i uciec daleko, to naprawdę była bardzo wdzięczna za swoje życie. Miała cudownego, kochającego i wspierającego na każdym kroku narzeczonego, który pewnie, gdyby mógł to w tej chwili nie odstępowałby jej nawet na krok, ale miała tez wspaniałe przyjaciółki i przyjaciół, na których mogła polegać w każdej chwili i wystarczył jeden telefon, kilka słów i mogła mieć je obok siebie. Przede wszystkim jednak miała rodziców. Rodziców, którzy nigdy jej nie zawiedli, zawsze ją wspierali i byli obok, gdy tego potrzebowała, a razem z nimi był Alistair. Starszy, irytujący brat, na którego czekała i za którym potwornie tęskniła. To na niego już czekała od piętnastu minut, piętnaście minut się spóźniał i nie odbierał telefonów. Wyprowadziła się z Los Angeles pięć lat temu, od tamtej pory może ich kontakt nie był urwany, ale nie mieli dla siebie tak wiele czasu, jak chcieliby mieć. W takich chwilach była wdzięczna za coś takiego, jak internet, możliwość długich rozmów przez telefon czy przez różnego rodzaju social media. Nikt raczej by się nie spodziewał, że mogą mieć ze sobą aż tak dobry kontakt i chcą faktycznie spędzać czas w swoim towarzystwie. Między nimi było pięć lat różnicy, co czasem mogło wydawać się jak koniec świata, ale w ich przypadku to była niemal idealna różnica, której tak naprawdę szczególnie mocno żadne nie odczuwało.
Zadrżała lekko, gdy nagle świat zniknął, a na oczach czułą cudze dłonie. Uśmiechnęła się lekko, bo wręcz doskonale wiedziała kim ten ktoś jest. Przez chwilę miała ochotę się z nim podroczyć, ale zamiast tego odwróciła się w stronę swojego brata uważając przy tym, aby nie wylać smoothie, które miała i którego wciąż nie skończyła.
― Wybacz spóźnienie, korki w tym mieście są okropne.
Musnął jej policzek, a następnie przygarnął do siebie chowając w mocnym uścisku, jednocześnie uważając, aby siostry zbytnio nie zmiażdżyć. Ostatnie czego potrzebowali to smoothie na ubraniach, które wcale nie wyskoczyłoby z kubeczka.
― I przez te kroki telefony również padły? ― mruknęła. Chciała brzmieć na obrażoną, ale nie potrafiła się na brata obrazić. Zwłaszcza, że dawno z nim się nie widziała, ostatni raz był bodajże w styczniu, kiedy Matt miał wypadek i Alistair okazał się największym wsparciem w tym wszystkim, jednocześnie ratując ją przed masą paparazzi, którzy najchętniej pojechaliby jednym autem z nią, aby porobić jak najlepsze zdjęcia ze szpitala. Ale, teraz, gdy wszystko było w końcu dobrze nie chciała myśleć o wydarzeniach z przeszłości tylko skupić się na teraźniejszości. Mieli dla siebie cały dzień, mogli robić co tylko im się zamarzy i przede wszystkim Carlie chciała z nim porozmawiać.
― Rozmawiałem z kimś ― odparł wymijająco.
Rudowłosa wzniosła brwi do góry, jakby czekając na dalszą odpowiedź, ale najwyraźniej tej nie zamierzała się od mężczyzny doczekać. W ostatnim czasie Alek robił się o wiele bardziej skryty niż zazwyczaj. Momentami ciężko było od niego wyciągnąć informacje, innym razem sypał nimi jak z rękawa, a jeszcze czasem zostawiał nutkę tajemnicy i nie pozwalał, aby ktoś od razu się domyślił o co albo o kogo chodzi. Najwyraźniej musiała cierpliwie poczekać na to, aż Alistair sam zdecyduje się jej wyznać co i jak.
― Z kimś ważniejszym ode mnie? Mam się poczuć zdradzona? ― zapytała od razu biorąc mężczyznę pod ramię. Był piękny, wiosenny dzień i zamierzała go dobrze z nim spędzić, ale nie gnieżdżąc się w mieszkaniu, gdzie był Matthew i mógł im przeszkadzać, bo by przeszkadzał. Ta dwójka miała ze sobą dziwną więź, której Carlie nie rozumiała, ale wiedziała doskonale, że gdyby się teraz z nim w mieszkaniu pojawiła to nie miałaby chwili dla siebie z bratem, a im by odwaliło. ― Fajnie, że jesteś. Cieszę się.
Była naprawdę szczęśliwa mając brata obok siebie. Tęskniła za rodziną. W Nowym Jorku nie miała nikogo, oczywiście to nie była prawda, ale nie było tu mamy, taty czy właśnie brata. Matthew, Villanelle i cała reszta byli obecni zawsze, ale żadne z nich nie mogło jej zastąpić rodziców czy brata, za którymi tęskniła cały czas. Dlatego chciała korzystać z chwil, które mogła spędzić z bratem czy rodzicami, jak pojawiali się w Nowym Jorku albo ona była w Los Angeles. Szczególnie w tym czasie potrzebowała kogoś, z kim mogłaby porozmawiać na temat swojego związku, aktualnych wydarzeń, ale też posłuchać co druga osoba ma do powiedzenia, a Alistair zawsze był najlepszą osobą, którą mogłaby wybrać do takich rozmów. Poza tym, coś jej podpowiadało, że nie tylko ona zamierza mu coś powiedzieć, ale również i on coś z siebie wyrzuci. Może tylko się jej wydawało, może źle myślała. Pojęcia nie miała, przekona się z czasem. Nie chciała na mężczyznę naciskać. Nie raz już się przekonała, że lepiej niczego na nim nie wymuszać, bo efekt jest zupełnie odwrotny. Przeszli zaledwie kawałek, aby później złapać taksówkę, która zawiozła ich do ogrodów botanicznych na Brooklynie. Carlie nie chciała gnieździć się w restauracjach, a tu będą mogli spokojnie pospacerować, porozmawiać i znajdą nawet kawałek miejsca dla siebie, aby usiąść. Wiosna wisiała w powietrzu, wszystko powoli rosło i budziło się do życia, a w ogrodach było pięknie niezależnie od pory roku.
― Mogłabym tutaj wziąć ślub ― powiedziała rozglądając się z zachwytem dookoła. Było naprawdę pięknie, ogromna szklarnia, sztuczny staw z kwiatami utrzymującymi się na powierzchni, a dookoła widziała już ustawione krzesełka ozdobione białymi kokardami i kwiatami w delikatnym, różowym kolorze. Do samego ślubu było daleko, ale zaczynała powoli sobie wyobrażać, gdzie byłoby najlepiej.
― Ciężko mi uwierzyć, że faktycznie będziesz brała ślub. No wiesz, jesteś moją młodszą siostrą, półtora roku temu ocierałem ci łzy po zerwaniu z tamtym chłopakiem, a teraz rozmyślasz nad ślubem ― zauważył z nieznacznym uśmiechem na twarzy. Wiedziała, że coś go trapi. Po sposobie w jaki się odezwał, to był dla rudowłosej znak, jednak nie wspomniała nic na ten temat jeszcze. Chciała się podpytać o jego problemy w odpowiednim czasie. ― Nie sądziłem, że ty i Matt tak na poważnie ze sobą będziecie. Jak mi o nim trajkotałaś w czerwcu…
― Hej, wtedy nawet nie wiedziałam sama, że to jest na poważnie ― mruknęła szturchając go w bok. W zasadzie długo nie wiedziała, że będą ze sobą na poważnie. Z początku chyba oboje sądzili, że to tylko chwilowe zainteresowanie z obu stron. Fizyczny pociąg, który nie przerodzi się w nic więcej, ale tygodnie mijały, a ona coraz bardziej się w mężczyźnie zakochiwała i teraz już nie było z tego odwrotu. ― Nie wiem, czy większym potwierdzeniem, że to wszystko jest na poważnie jest pierścionek, czy to, że we wrześniu będę mu rodzić dwójkę dzieci.
Trochę ją ta myśl przerażała. Zaczynała dopiero czwarty miesiąc, widać już było po niej, że jest nieco większa. Nie chciała niepotrzebnych zdjęć w gazetach i większość jej ubrań wyglądały, jakby były co najmniej na nią za duże. Odetchnęła nieco głębiej, układając dłoń na brzuchu i mimowolnie lekko się uśmiechnęła. To naprawdę zmieniało się coraz szybciej i nie miała pojęcia, co będzie za kolejne pięć miesięcy. Pocieszała się myślą, że nie jest w tym wszystkim sama i poradzi sobie, choćby się paliło i waliło, to da radę.
― Odliczam czas, nawet zapowiedziałem, że wtedy biorę wolne w firmie ― poinformował dumnie ― no co? Jako przyszły, dumny wujek muszę być na miejscu. Dla ciebie, Matta i dzieciaków. Już się mnie tak łatwo nie pozbędziesz.
Zaśmiała się, jednocześnie starając się nie rozwyć. Przeklęte hormony. Wszystko teraz doprowadzało ją do płaczu. Chyba nigdy tak dziwnie się nie czuła, jak właśnie, teraz gdy tyle różnych emocji w niej się kłębiło. Na szczęście tylko tych pozytywnych.
Spacerowali między ogrodami. O dziwo, nie było tak wielu ludzi, jak myślała, że będzie. W ogrodach było dość spokojnie, zazwyczaj cały Nowy Jork tętnił życiem, ale teraz jak najbardziej jej to odpowiadało. Mieli trochę więcej prywatności i naprawdę cieszyła się, że mogą być tylko we dwoje, bez zbędnych gapiów czy innych ludzi.
― Przeprowadzam się do Nowego Jorku ― oznajmił nagle zatrzymując się też ― usiądziemy tam? Chciałem… chciałem porozmawiać.
Ton jego głosu nieco ją zaniepokoił. Zmarszczyła czoło, ale pokiwała głową i ruszyła w stronę ławki, którą wskazał Alistair. Była dość spora, a w dodatku wygodna. Siadając westchnęła nieco głośniej niż zamierzała, co poskutkowało czerwonymi policzkami, które na myśl przywodziły świeżego buraczka. Pewnie, gdyby nie powaga sytuacji. Alistair od razu by jej dogryzł, że zamieniła się z burakiem miejscami. Miała przekichane, nie dość, że z natury była naprawdę blada to jeszcze wszystkie emocje były widoczne na jej twarzy. Zawstydzenie, radość czy smutek, od razu robiła się czerwona i można z niej było czytać jak z otwartej książki. Z Alistairem było zupełnie inaczej, jej brat był o wiele bardziej zamknięty w sobie niż można było się spodziewać. Przetwarzała w myślach to, co powiedział. Przenosił się do Nowego Jorku, czy mogło być lepiej? Chciała uściskać go z radością, ale powstrzymała się przed tym. Martwiła się tym, co mężczyzna powie dalej. Może jednak powinni zostać w domu, może powinni siedzieć w mieszkaniu i tam porozmawiać? Mieliby o wiele więcej prywatności niż tutaj, ale teraz powrotu nie zamierzała mu zaproponować.
― Ale ty kochasz LA… czemu się przenosisz? Co się stało, Alek?
Chwyciła dłoń brata i mocno ją ścisnęła. Naprawdę zaczynała się martwić. Nie mogło przecież chodzić o to, że jest w ciąży i chce mieć na nią oko. Matthew i tak o wszystkim uparcie go informował. Momentami nawet w środku nocy wypisywali ze sobą, ale to potwierdzało tylko, jak świetny kontakt ze sobą mieli.
― Zaczynasz mnie martwić. Wyduś w końcu z siebie, co się stało ― poprosiła wpatrując się w mężczyznę. ― Alistair, proszę cię. Bo wyciągnę kartę bycia w ciąży i wtedy nie będziesz mógł odmówić.
Mężczyzna zaśmiał się nerwowo na te słowa i wzruszył ramionami.
― Muszę zebrać myśli.
Pokiwała głową. Naprawdę zaczynał ją przerażać tym, co teraz się działo. Martwiła się o wszystkich dookoła, a teraz jeszcze dochodził jej brat, z którym… no właśnie, co? Był chory? Coś się stało? Nie miała pojęcia co myśleć, jak się zachować i jak pomóc.
― Jeśli kogoś zabiłeś, to ci pomogę z ciałem ― cicho powiedziała. Pół żartem, pół serio. Tak naprawdę miała nadzieję, że do niczego takiego nie doszło, spokoju zachować już by nie potrafiła. ― Straszysz mnie, powiedz mi, co się dzieje.
Nigdy wcześniej nie mieli tak poważnych rozmów, a raczej tak bardzo jedno nie wystraszyło drugiego. Nie miała pojęcia o co mogłoby jej bratu chodzić. Alistair raczej nie miał większych powodów do obaw przed nią. Zawsze go wspierała, nie ważne o co by chodziło. Teraz najwyraźniej sytuacja była naprawdę poważna i nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Zdecydowała się nie odzywać, tylko poczekać aż Alek sam zdecyduje się odezwać. Na pewno będzie mu łatwiej, gdy zobaczy, że przestała już naciskać.
― Przenoszę się do Nowego Jorku, bo… ten najmniej ważny powód to zmiana pracy, a raczej po prostu przenoszę się z oddziału LA tutaj ― powiedział wzruszając lekko ramionami ― będziesz miała mnie na co dzień, pewnie niedługo nawet będziesz miała serdecznie mnie dość.
― Jak będziesz mi kradł faceta, to tak. Będę miała cię dość. Ale praca to nie jest główny powód przeprowadzki, prawda?
Pokręcił głową na boki, a Carlie mogła przysiąc, że dostrzegła na jego twarzy lekki uśmiech. Sama na ten widok się uśmiechnęła, bo choć coś już zaczęła podejrzewać, to nie chciała mu przerywać.
― Poznałem kogoś. Już dawno, ale do tej pory nie wiedziałem, jak sprawy się potoczą i… i trochę mnie to szczerze mówiąc przerażało. Myślałem, że może w święta się wszyscy poznamy, ale trochę się skomplikowało wtedy i wolałem zostawić to na inny moment ― przyznał, po raz kolejny wzruszając ramionami. Zauważyła, że zacisnął dłonie na brzegu ławki, zbierał w sobie myśli. ― Zresztą, wiesz jak okropnie te święta wyglądały i chyba lepiej, że tak wyszło. Nie wiem, czy zniósłbym jakikolwiek komentarz Leroy’a. Na pewno wtedy polałaby się krew.
Carlie lekko zadrżała na wspomnienie wujka. Święta były tragiczne, to jak ją oskarżył o śmierć jej własnego dziecka i wytknął to przy świątecznym stole nadal momentami sprawiało, że obawiała się tej ciąży. Co, jeśli znowu coś takiego się wydarzy, a ona sobie nie poradzi? Zamknęła oczy, policzyła w myślach do dziesięciu i skupiła się znów na bracie. To on był najważniejszy, nie ona i to co się stało. Teraz było dobrze.
― Boże, nawet nie wiesz jak mi ciężko ― westchnął głośno. Schował twarz w dłoniach, a łokcie oparł o swoje uda pochylając się lekko do przodu. Carlie od razu przesunęła się na ławce bliżej brata niezgrabnie go obejmując.
― Skoro nikogo nie zamordowałeś, to nie może być źle ― powiedziała i musnęła jego policzek ― kocham cię mimo tego, że jesteś okropnym idiotą momentami. Cokolwiek mi powiesz przecież to nie zmieni niczego. Wciąż będziesz moim bratem i… i jak się zgodzisz to chrzestnym. Nawet obu, jeśli cię ten podwójny obowiązek nie przestraszy.
Usłyszała cichy śmiech. Miała nadzieję, że naprawdę Alistair przestanie się tak stresować i powie jej, o co chodzi. Chciała, aby czuł się w jej towarzystwie po prostu dobrze, a nie obawiał tego, jak mogłaby zareagować na to, co jej powie. No, chciała mu pomóc ze schowaniem zwłok, a to już dość sporo mówi, prawda?
― Kiedy ty się taka dorosła zrobiłaś, co? ― mruknął odciągając dłonie od twarzy, aby spojrzeć na siostrę. ― Chyba uderzyło w nas dorosłe życie, co? W końcu.
Przytaknęła mu skinięciem głowy. Faktycznie, pozmieniała się. On zresztą też.
― Naprawdę chcecie, żebym został chrzestnym? Mogę sobie zaklepać dwójkę?
― Możesz ― odparła śmiejąc się delikatnie ― to Matt powiedział pierwszy. A ja nie wyobrażam sobie, aby ktokolwiek inny miał pełnić tę rolę, jak nie ty. Mogę cię czasami nie lubić, jak się nie dzielisz słodyczami, ale chciałabym, żebyś to był ty. Nikt inny na tę rolę nie zasługuje tak bardzo jak ty.
Otoczył ją swoimi ramionami mocno przytulając. Carlie z cichym westchnięciem odwzajemniła uścisk. Miała zdecydowanie najlepszego brata na całym świecie i nic tego nie zmieni, a to, jak ją traktował pokazywało, że jest świetnym facetem, który zasługuje na wszystko co najlepsze. I miała nadzieję, że Nowy Jork mu to da.
― Zdradzisz w końcu imię tego, który ci tak w głowie zawrócił? ― zapytała zerkając na brata z lekkim uśmiechem. Chciała w końcu wiedzieć o kim cały czas jest mowa, kim jest ta tajemnicza osoba.
― Samuel. Nazywa się Samuel. Poznaliśmy się na wiosnę, to… to naprawdę chyba jest to. Boże, mam trzydzieści lat, a zachowuję się jak szczeniak ― mruknął podnosząc się nagle z ławki. Przeszedł się parę razy w tę i z powrotem.
Carlie westchnęła bezgłośnie, po czym dźwignęła się z ławki i podeszła do brata mocno wtulając się w jego plecy. Naprawdę nie było sensu, aby się tak denerwował. Przecież nic takiego się nie wydarzyło, a ona…, jeśli on był szczęśliwy to, dlaczego ona miałaby nie być?
― Podziwiam, że od roku się nie sypnąłeś. Alek, serio. Czym ty się tak martwisz? Powiedz tylko, kiedy przyszykować kolację, bo z pewnością Matt równie mocno, jak ja, chciałby go poznać. Powiedziałeś rodzicom?
― Tak, przed wylotem ― odparł odwracając się w jej stronę. Nie wyglądał jak brat, którego znała i z którym miała dużo wspólnego. Bardziej jak… Och, sama nie wiedziała. Był nieswój, ale nie mogła mu się przecież dziwić. To nie było hop-siup. To pewnie nie była też łatwa dla niego decyzja i cieszyła się, że jej o tym powiedział. ― Powiedzieli to samo co ty. Więc… kolacja jest na głowie mojej i Sama. Kupiliśmy mieszkanie, jak się ogarniemy to ściągniemy rodziców i wszyscy się spotkamy. Tak… tak chyba byłoby najlepiej.
― Dasz wiarę, jesteśmy dorośli ― powiedziała kręcąc głową, jakby to było coś czego żadne z nich by nie osiągnęło ― mam nadzieję, że długo nie będę czekać. Naprawdę chcę go poznać.
Nie takich newsów się spodziewała, ale teraz już chociaż wiedziała skąd to całe zdenerwowanie. Teraz już zamierzała tylko odliczać czas do kolacji zapoznawczej. I przede wszystkim miała nadzieję, że im się poukłada. Dawno nie widziała Alistaira tak przejętego związkiem, a powinien być szczęśliwy i układać sobie życie po swojemu, tak jak tylko chciał.
― Może pójdziemy na pizzę? Mam straszną ochotę na pizzę ― mruknęła spoglądając na mężczyznę i łapiąc go za dłoń, którą mocno ścisnęła. ― Ale jak zamówisz hawajską, to chyba ja będę potrzebować pomocy przy zakopaniu ciała i usunięciu śladów. Nie możesz, od ananasów mnie mdli.
― Hej, ona jest dobra! ― Kłócił się. Zaraz jednak ugięły się pod nim kolana, gdy rudowłosa kopnęła go delikatnie w tył kolana. ― Dobra, dobra! Cofam, cofam ― zaśmiał się i przyciągnął ją bardziej do swojego boku.
― Uważaj sobie. Ciężarne są niebezpieczne. Zabierz mnie do Lucali, chcę ich pizzę ― poprosiła ― i weźmy taksówkę, zmęczyłam się.
― I marudne.
― A kopnąć cię jeszcze raz?
Wzniósł ręce, na tyle na ile mógł, w geście obronnym i zaśmiał się. Ramię w ramię wyszli z ogrodów, prawie od razu łapiąc taksówkę i gdy tylko do niej wsiedli, na szybie pojawiły się pierwsze krople deszczu.
***
Notkę sponsoruję nagły przypływ weny, który mnie wczoraj dopadł oraz Kodaline "Brother", które polecam włączyć w trakcie czytania, o. Gify totalnie nie nie mają wspólnego z notką, ale są urocze i uznałam, że muszą zostać. ;) Oficjalnie notka miała się pojawić pod koniec kwietnia, jak Rudej już stuknie tu rok, ale nie mogłam jej kisić tyle czasu i jest znacznie wcześniej. Tradycyjnie wirtualne uściski i winko lub soczek dla wytrwałych, a przede wszystkim uściski do Baby Yoda za zerknięcie i poprawienie błędów. 💛💛💛
Cieszę się, że mogłam pomóc, a takich oficjalnych podziękowań się nie spodziewałam :D Do usług, a winko i soczek chętnie przygarnę! To tak na początek, teraz przechodzę do sedna.
OdpowiedzUsuńGify są urocze (aż włączyłam sobie piosenki z Mój Brat Niedźwiedź, a rudzielec ma fajnego starszego brata. Cieszę się, że po tym wyznaniu w ich relacji nic się nie zmieniło. Już wcześniej Ci pisałam, że notka, choć porusza trudny temat, jest urocza i taka... sympatyczna. Czytało się szybko i przyjemnie i trochę smutek, że to już koniec :D
Teraz czekam na kolejną, może z tego rodzinnego spotkania? Myślę, że to mogłoby być ciekawe! Fajnie było wejść na chwilę do świata Carlie i mam nadzieję na więcej <3
Podziękowania musiały być, jak to tak bez nich? A w wakacje postaram się wbić z prawdziwym winkiem i dobrą wyżerką, o. ;) Gify się znalazły, bo nasłuchałam się właśnie piosenek z bajki, a że ja i Disney mocno się kochamy to musiałam je wepchnąć. <3
UsuńZależało mi, aby pokazać jak między nimi jest i że choćby się paliło i waliło to będą dla siebie zawsze. Z tym morderstwem też całkiem na serio mówiła! A jak wena pozwoli (i chęci;>) to na pewno pojawi się i notka z kolacji. Może ta wypadnie na okrągły roczek Rudej na blogu. :D
<3<3<3
Matthew już zastrzega sobie prawo do podrywania swojego szwagra, bo w końcu kto się czubi ten się lubi <3 Dzieciakami tak chętnie się nie podzielimy, więc Alek sorry, ale no cóż, musisz przyjąć to na klatę :D Chęci mordu nie pochwalamy, bo w końcu musi być w rodzinie ten jeden, jedyny obiekt, który chętnie odpowiada na zaczepki Matthew!
OdpowiedzUsuńPisz więcej kobieto <3
Niech się zapyta Sama czy nie będzie miał nic przeciwko temu, aby podrywał Alka. :D Matty to musi się jednak przygotować na to, ze on dzieciaki będzie im podkradał i to często...^^
Usuń♥♥♥♥♥♥
Ojeej! <3 jakie tutaj docierają do mnie i Lotty newsy! Coś czuję, że nasz wątek jest odrobinę w tyle z tym co się u Carlie dzieje ;) A co do notki to świetna, ponieważ bardzo przyjemnie sie ją czytało i aż miło wyobrażać sobie taką cudowną relację z bratem. Mam nadzieje, że Carlie z Mattem przywitają na świecie dwójkę urwisów bez większych komplikacji. I poza tym to dziewczyno pisz, pisz i jeszcze raz pisz, bo naprawdę fajnie sie to czyta! :D
OdpowiedzUsuńOj troszkę jesteśmy w tyle z wątkiem, bo chyba jest wrzesień/październik, ale obiecuję, że jak nadrobimy to Charlotte o wszystkim będzie wiedziała! :D
UsuńI na razie żadnych komplikacji nie planuję, ale zobaczymy co przyniesie przyszłość i jakie pomysły wpadną do głowy. ;>
Dziękuję ślicznie za komentarz. <3<3<3
Elle to się nie może doczekać tych wesołych wieści! Przecież ona tak bardzo chciała zostać ciocią, że chyba będzie skakała z radości, jak już się oficjalnie dowie! :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje teksty. Zawsze czytam je z ogromną przyjemnością i wciągają na tyle, że nawet nie wiem, kiedy to mija. I ja to się cieszę, że w końcu spotyka ją szczęście! Mam tylko nadzieję, że nie wykombinujesz prędko żadnego dramatu. Ruda ma być szczęśliwa i koniec kropka! A Ela razem z nią, o! <3
Ja też się nie mogę doczekać, aż Elle będzie o tym wiedziała. Niech się szykuje na to, że zostanie ciocią dobrą radą, a Carlie będzie często do niej po rady sięgać. :D
UsuńDziękuję ślicznie za taki miły komentarz i jak na razie dramatów brak, ale hej nigdy nie może być za dobrze. ;))
<3<3<3
Co prawda nie znam historii Carlie, ale notkę czytało mi się przyjemnie. Codzienna sprawa, a jak ładnie napisana. Widać, że w życiu kobiety się układa, a relacji z bratem to zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńDziękuję ślicznie. <3 :D
UsuńW końcu po małym rollercoasterze wydarzeń się jej zaczęło układać i teraz (mam nadzieję) będzie u niej już tylko dobrze. <3 :D Cieszę się ogromnie, że miło się czytało. ^^ <3