Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2127. Czymże innym dla męskiego ducha aniżeli przykrą mu zdradą obserwować potulnie bieg rzeczy, pod ciężarem rozsądku kark zginać


- Pranav, czyś Ty do reszty postradał rozum ?! - Starsza siostra mężczyzny nie próbowała nawet kryć swojego głębokiego wzburzenia, gdy oświadczył jej, że ma zamiar zatrudnić się w szemranym klubie tanecznym na Bronxie, bo ktoś powiedział mu, że jego dość częstą klientką jest tajemnicza kobieta z listu jego rzekomego greckiego ojca. - Przecież nawet nie masz gwarancji, że ona rzeczywiście istnieje! A co jeśli to tylko kolejna pułapka zastawiona na Twoje życie, czy Ty w ogóle o tym pomyślałeś ?!
- Tak, wiem, że do Half Moon przychodzą typy spod ciemnej gwiazdy wymieniać niekoniecznie legalnie zdobyte przedmioty, ale to być może jedyna szansa, bym poznał swoją prawdziwą rodzinę ze strony taty! Zresztą, Ty tego nigdy nie zrozumiesz, bo miałaś na tyle dużo szczęścia, by urodzić się w prawdziwej, pełnej familii, a nie jako jakiś podrzutek. - Westchnął ciężko przymykając powieki i rozwalając się jeszcze bardziej na kanapie.
- I w kraju, w którym płeć piękna ma bardzo mało do powiedzenia. - Odparła walecznie. - Zrozum, ja się po prostu o Ciebie martwię i nie chcę być zmuszona do stania nad Twoim grobem.
- Daj spokój, założę się, że do tej pory zdążyłem już zwiedzić o wiele bardziej niebezpieczne miejsca niż jakakolwiek nowojorska speluna i wciąż jakoś żyję. - Wzruszył ostentacyjnie ramionami. - Nauczyłem się też przemykać oko na pewne kwestie i nie paplać o nich całemu światu.
- I właśnie to jest w tym wszystkim najbardziej niepokojące, biorąc pod uwagę, że za kilka miesięcy powinieneś wrócić do swojej zwykłej branży, a dobrze wiesz, że jeśli ktoś teraz wysunie przeciwko Tobie jakiekolwiek zarzuty, zostaniesz z niej wydalony. Żaden szanujący się turysta nie powierzy swoich losów w ręce człowieka, który zadarł na poważnie z prawem. - Dalaja wyraźnie próbowała uczepić się ostatniej deski ratunku dla swojego młodszego braciszka, jakim było nawiązanie do tego, co najbardziej kochał i na czym normalnie zarabiał - do podróży.
- Trochę racji w tym masz, nie przeczę, ale jako historyk nie mogę sobie pozwolić na tak wielki blamaż, jakim byłoby życie do końca swoich dni bez znajomości dziejów własnych przodków. 
- W takim razie obiecaj mi przynajmniej, że gdy tylko coś pójdzie wbrew Twoim planom, odejdziesz z tamtego miejsca i już nigdy do niego nie wrócisz. - Zdawszy sobie sprawę, że żadnymi argumentami nie dotrze do jego zdecydowanie zbyt ambitnej i zarazem podłamanej duszy, postanowiła dać za wygraną.
- Zgoda. - Posłał Hindusce lekki uśmiech, po czym wyszedł z jej mieszkania.
Jeszcze tego samego wieczoru odszukał starannie schowany na dnie wielkiego, starego plecaka turystycznego i zabezpieczony Glock 17, w którego posiadanie wszedł przed ostatecznym opuszczeniem Kaszmiru i tak uzbrojony udał się do klubu, w którym miał rozpocząć kolejny rozdział swojego życia jako barman. Może i należał do ludzi, którzy wręcz lubowali się w ściąganiu na swoją głowę niepotrzebnych kłopotów, ale nie chciał już na wstępie wyjść na niedoświadczonego żółtodzioba. Co prawda, kiedy stanął w cztery oczy z samym właścicielem lokalu w osobie potężnego, wyraźnie naćpanego bruneta o orzechowych oczach, którego prawie całe ramiona pokryte były tatuażami i mniej lub bardziej zabliźnionymi ranami, jakiś cichy, acz natrętny głosik z tyłu głowy kazał mu jak najszybciej uciekać, ale świadomie go zignorował, wyżej stawiając sobie poznanie prawdy o swoim pochodzeniu niż spokojne przetrwanie kolejnych dni. Nawet kiedy kilka dób później musiał zastąpić kogoś przy przenoszeniu paczek z narkotykami dla któregoś z klientów, nie zbuntował się, powtarzając sobie w duchu, że niedługo uwolni się z tego błędnego koła. Zresztą przy okazji dostał swoją działkę towaru, więc poczuł się choć w części usatysfakcjonowany, a gdy po niecałym tygodniu udało mu się ujrzeć wśród tancerzy dziewczynę odpowiadającą wyglądem do opisu Egipcjanki, był już niemal pewny, że w końcu znalazł się choć odrobinę bliżej celu. Opłacało się postawić wszystko na jedną kartę.

***

W nagłówku cytat za Zrozumieć bez słów autorstwa Nancy Rossiter.  

1 komentarz

  1. Brzmi, jakby wpakował się w niezłe tarapaty, nawet mimo tego optymistycznego zdania na samym końcu notki. O dziwo, ani trochę mnie nie uspokaja!

    OdpowiedzUsuń