Czy krótkie trzysta sześćdziesiąt pięć dni mogło bardziej namieszać w życiu Jaspera, niż całe dwadzieścia osiem lat? Wydawać mogłoby się, że nie ma takiej szansy, bo od dzieciństwa lubił poukładane życie i nie znosił chaosu, a właśnie wysiadł z pędzącego rollercoastera, śmiejąc się z samego siebie. Jeszcze kilkanaście tygodni temu myślał, że w końcu odnajdzie szczęście, nie wspominając o przeszłości i nie wyobrażając sobie przyszłości. Nie miał pojęcia, co przyprowadziło go na casting do programu Wedding At First Sight. Ciekawość? Dwukrotnie zmiażdżone serce? Nadzieja na lepsze jutro? A może jedynie chwilowa rozrywka? Sam już dokładnie nie pamiętał, pragnął wymazać z pamięci pierwszą rozmowę z ekspertami. Wówczas opisywał, że szuka spokojnej, naturalnej dziewczyny; nie uwzględniając konkretnego wyglądu, bo jako doświadczony fryzjer wiedział, jaką metamorfozę może przejść płeć piękniejsza, wybierając się do któregoś z salonów. Zwykła zmiana koloru włosów powodowała, że stawały się odmienione, zyskując większe zainteresowanie, więc w takich momentach, jedynie oczy się nie zmieniały. One nie gubiły blasku ani skaczących iskierek, dlatego dostrzegając Willow, którą dopasowano do niego w telewizyjnym eksperymencie, zapomniał o tym, że spóźniła się o dwadzieścia jeden minut, bo stał przed nim najprawdziwszy anioł. Różniła się od byłych partnerek Małeckiego, a on patrząc w te zielone oczy, wypowiedział słowa przysięgi małżeńskiej, stając się mężem nieznajomej. Czy to nie brzmiało surrealistycznie?
Tak samo oni, tak samo dwa pozostałe małżeństwa dostały trzydzieści dni na rozwinięcie relacji, zapoznanie się ze sobą, a także podjęcie jednej z najważniejszych decyzji. Czy nie powinni dostać więcej czasu? Zostali skazani na pośpiech, ale może znacznie łatwiej zadecydować, mając właśnie taką gonitwę myśli? Nie ma czasu na gdybanie, wspominanie dobrych chwil, a także szukanie wad u tej drugiej osoby. Jasper jedynie nie spodziewał się tego, że miesiąc minie aż tak szybko, bo czuł się, jakby przymknął oczy, a po przebudzeniu, musiał udać się na szczerą rozmowę z ekspertami, podejmując wraz z Willow niełatwą decyzję.
Wiedział, że czas ucieka przez palce; że cztery tygodnie od czwartego lipca nie będą trwać wiecznie. Ile to już razy, stał z puszką energetyka o smaku mango, orientując się, że dzisiaj przyjmuje ostatnie klientki w danym miesiącu? Wiele razy łapał się na tym, że jeszcze znajduje się w marcu, czerwcu czy październiku, a panie siedzące na fotelu należącym do jego stanowiska, śmiały się, że ma głowę w chmurach. Wdzięczny był za istnienie terminarza, bo gdyby nie grafik, zginąłby w tym zabieganym świecie. Kilka lat wcześniej bardziej pilnował dat, żeby przyjść na każdy trening, zjawić się u lekarza sportowego, a także nie zaspać ze spakowaniem walizki, gdy wyjeżdżali całą drużyną z Nowego Jorku.
Gdyby ktoś na początku stycznia przepowiedział mu przyszłość, uwzględniając małżeństwo z obcą kobietą, odnowioną kontuzją, przez którą musiał zrezygnować z profesjonalnej gry w koszykówkę, uznałby, że to już za dużo, jak na jedną osobą. Mimo wszystko może przeszedłby przez całe zamieszanie z uniesioną głową, szczerym uśmiechem i ognikami w oczach, z których był znany, ale nie przypuszczałby, że z męża od pierwszego wejrzenia, stanie się rozwodnikiem. Przy tym zakończonym małżeństwie, łaskawiej wyglądała pęknięta rzepka, którą dało się zoperować wcześniej, niż przypuszczał ortopeda.
Korzystając ze zwolnienia lekarskiego, przepisał swoje klientki pozostałym pracownikom, znikając z miasta na dwa tygodnie. Spędził wówczas więcej czasu na pokładzie samolotu, odwiedzając kilka wymarzonych miejsc. Nowe doświadczenia nabyte w trakcie podróży, pozwoliły mu się otrząsnąć z całego zamieszania, gdyż nie tylko on myślał, że jako jedyni przetrwają, bo sami eksperci westchnęli ciężko. Dołączył do rosnących statystyk osób, które zakończyły swoje małżeństwa, a idąc z lekką walizką, przystanął przy koszu na śmieci, wyrzucając pusty kubek po czarnej kawie. Z trudem ściągnął obrączkę, rzucając ją obok zbiorowiska papierków i już miał ruszyć do samochodu, który zostawił na strzeżonym parkingu, gdy podbiegła do niego starsza kobieta.
— Chłopcze, obrączka to symbol miłości. — zaczęła przyglądać się biżuterii, wycierając palcem plamę.
— Między nami nic nie było — popatrzył na obrączkę; zdążył się do tego elementu przyzwyczaić, dlatego od dwóch minut odczuwał pustkę na dłoni. — Żadnych zwierzeń, wyznań żadnych, nic nas z sobą nie łączyło, więc nie musiała pani za mną iść.
— To przykre, że ludzie muszą tak bardzo cierpieć. Może Twoja miłość sama przyjdzie nieproszona, zaskakując Ciebie i tę kobietę?
— Oby było w tym ziarenko prawdy. Jakoś dam sobie radę, dziękuję za chwilę tej rozmowy, podniosła mnie na duchu. Życzę dużo zdrowia i szczęścia.
— To przykre, że ludzie muszą tak bardzo cierpieć. Może Twoja miłość sama przyjdzie nieproszona, zaskakując Ciebie i tę kobietę?
— Oby było w tym ziarenko prawdy. Jakoś dam sobie radę, dziękuję za chwilę tej rozmowy, podniosła mnie na duchu. Życzę dużo zdrowia i szczęścia.
— Daj mi na chwilę swoją dłoń — poprosiła, a Małecki przystał na to bez problemu. — Twoja linia serca zaczyna się pod palcem wskazującym, więc wierzę w to, że wkrótce ustabilizujesz życie uczuciowe, powodzenia — mruknęła, uśmiechając się do niego serdecznie. — Pamiętaj, do trzech razy sztuka!
W przypadku Jaspera należałoby powiedzieć do pięciu razy sztuka, bo najpierw związał się z uroczą Candy, która zdradziła go z innym koszykarzem; odpoczywając od nieudanego związku, poznał imienniczkę rodzonej siostry i myślał, że z Rachel pójdzie do ołtarza, bo dla niej zdążył kupić pierścionek, lecz dla dziewczyny ważniejsza była sława Małeckiego, niż prawdziwa miłość. W dwa tysiące osiemnastym roku zdecydował się na dwie przelotne noce, żeby dojść do tego, aby złożyć przysięgę małżeńską przed kobietą, z którą powiedzieli sobie cześć, poznając jedynie swoje imiona. I chociaż w sercu pozostała jeszcze niewielka rana, nie zamierzał robić z własnego życia, teatru dramatycznego, bo lepiej być wolnym, niż nieszczęśliwym, trzymając przy sobie kobietę, która nie chciałaby wspólnej przyszłości u jego boku. Cieszył się z tego, że wszystko związane z bólem i niekończącym się smutkiem, zostanie w starym roku, a on zamknie rozdział, nie powracając do tego nigdy. Może z czasem przestanie być rozpoznawalny, gdy zacznie wchodzić do sklepów, ale z niecierpliwością czekał na emisję finałowego odcinka, która miała rozpocząć się za siedem godzin. Spodziewał się tego, że rano zerkając na wyświetlacz telefonu zobaczy wiele wiadomości i nieodebranych połączeń od najbliższych, ale czym miał się przejmować? Życia jeszcze nie kończył, a kto wie, czy za rogiem nie czekała na niego ta jedyna? Zamierzał po raz pierwszy wraz z nadejściem nowego roku, zmienić swoje podejście do codzienności. Miał to szczęście, że całkowicie nie przepadł, a tęsknota za Willow, za zapachem jej włosów, nieśmiałością, uśmiechem, kiedyś się skończy. Na chwilę obecną wystarczyło mu to, że ma pracę, która była dla niego jedną z największych pasji, a wokół niego znajdują się odpowiedni ludzie, którym może zaufać w każdej sytuacji. Zapinając kurtkę pod sam podbródek, naciągnął kaptur, żeby ochronić się przed zimnem, a po cichu wierzył w to, że ktoś na nowo zaczaruje dla niego miasto, które nigdy nie zasypia, aby coraz intensywniej nie myślał nad powrotem do Polski albo co gorsza do Szwecji, gdzie po raz pierwszy posypało mu się życie.
Jeśli tylko pana Małeckiego dopadają takie myśli, to, a co mi tam!, sam Jerome zgłasza się na ochotnika, aby zostać tą osobą, która zaczaruje dla niego Nowy Jork! ^^ W końcu jak miałby pozwolić na zniknięcie tak świetnego szefa i przyjaciela w jednym? Niedoczekanie! Także ja i Jerome będziemy robić wszystko, co w naszej mocy, by Wielkie Jabłko stało się dla Jaspera bardziej sprzyjające.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi go. Miało być tak pięknie, a tu klops. Życie jednakże pisze różne scenariusze, czy to w rzeczywistym życiu, czy tutaj, jedno przeplata się z drugim, z ta różnicą, że tu mamy nad tym nieco większą kontrolę ;) Także oby Jasperowi się wiodło w tym Nowym Roku!
Jerome okazał się tym, dzięki któremu dalej cieszy się z udziału w programie, bo gdzie by znalazł takiego przyjaciela i sekretareczkę w jednym?
UsuńLepiej, że małżeństwo nie przetrwało od razu, niż Jasper miałby się zakochać i dopiero wtedy otrzymać cios w serducho. Również wszystkiego dobrego dla Jeromka <3
Aj, widząc Diego ciężko mi przejść obojętnie, czy to notka czy karty, bo od razu mam przed oczami swoją najbardziej zwariowaną i ulubioną postać! :D Bardzo smutna ta notka, nie znam Twojej postaci ani jego historii, choć trochę idzie się jej dowiedzieć z notki, to autentycznie zrobiło mi się go żal. Fajnie jakby Nowy Jork mu pokazał, że warto tu zostać, w końcu nie na samej miłości kończy się życie. Ta ma w zwyczaju pukać do drzwi niespodziewana. :) Przyjemnie się czytało, niech mu się dobrze wiedzie i no.. och ten Diego. ♥ ^^
OdpowiedzUsuńCoś ten Diego musi mieć w sobie, bo do tej pory mam Jaspera i kiedyś stworzyłam innego pana, ale tylko z Małeckim bawię się tak dobrze <3 Dzięki za tyle dobrych słów, również wierzę, że miłość, ta prawdziwa odnajdzie mego fryzjera c:
UsuńO nie! Villanelle musi go wziąć w obroty i zadbać porządnie o swojego najlepszego przyjaciela, nie ma to tamto! Tylko pierw musi sama co nieco się ogarnąć, ale spokojnie, da z wszystkim radę :) Oby tylko Małecki nigdzie nie uciekał!
OdpowiedzUsuńA notka napisana przyjemnie, szybciutko tekst przeczytałam i dodam jeszcze tylko od siebie, że mam nadzieję, że Jasper jeszcze złapie swoje szczęście!
A my z chęcią damy się porwać w te obroty <3 Biletu nie zarezerwował i na chwilę obecną nie opuszcza NYC C: Dzięki za miłe słowa, również wierzę, że szczęście uśmiechnie się też do niego :3
Usuń