Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2094. They say love is pain, well darling let’s hurt tonight

uprzedzam, że w tekście pojawiają się przekleństwa

Miała dziwne przeczucie, że coś wisi w powietrzu. Dokładnie takie same przeczucie, jak w dniu wizyty u swojego ginekologa, podczas której dowiedziała się o drugiej ciąży. Wiedziała wtedy, że coś jest na rzeczy, nie miała jednak pojęcia co takiego. Dziś było tak samo. Obudziła się po prostu z myślą, że ten dzień będzie wyjątkowy.
Stała przed lustrem w sypialni i z największą uwagą przyglądała się swojemu, wyraźnie zaokrąglonemu brzuszkowi.
— Z tobą wszystko dobrze, prawda skarbie? — szepnęła, ułożywszy dłoń na nim i delikatnie zaczęła go naciskać, dając tym samym dziecku znać o swojej obecności. Wiedziała, że jest jeszcze za wcześnie, aby poczuć jego reakcję na dotyk, ale i tak to robiła. Wierzyła, że wczesne rozpoczęcie nawiązywania relacji z dzieckiem, pozytywnie wpływa na jego rozwój. — Mama ma dzisiaj złe przeczucia, nie rób mi żadnych niespodzianek, dobrze? — dodała z bladym uśmiechem — ostatnio kochanie, mieliśmy i tak dużo przygód, przecież dobrze wiesz. Pewnie, że z tatusiem nie możemy się doczekać, kiedy w końcu będziemy mogli cię przytulić, ale na to jest dużo, dużo za wcześnie. Wszyscy musimy być po prostu cierpliwi, dobrze? — wzięła dłoń z brzucha, biorąc głęboki oddech przeniosła spojrzenie ze swojego brzuszka na twarz, odbijającą się w tafli lustra i uśmiechnęła się słabo.
Dźwięk informujący o przychodzącej rozmowie rozniósł się w pomieszczeniu, a Villanelle powoli ruszyła w stronę kuchni, gdzie zostawiła wcześniej swój telefon.
— Hejeczka, co jest, Katie? — przywitała się wesoło ze swoją ulubioną ciocią. Mina dziewczyny szybko jednak zrzedła, a na twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
— Elle, przepraszam, że dzwonię. Wiem, że nie powinnaś się teraz denerwować, ale jest problem…
— Co? O co chodzi? Kate? — szczerze nienawidziła takich sytuacji. Miała ochotę udusić ciotkę, bo gdy tylko słyszała, że jest jakiś problem, wyobrażała sobie najgorsze, możliwe scenariusze. Kate doskonale o tym wiedziała i zdecydowanie powinna ubrać to wszystko w inne słowa, jeżeli naprawdę nie chciała denerwować swojej siostrzenicy
— Musisz do mnie, jak najszybciej przyjechać — głos w słuchawce wyraźnie ucichł — mama też tu jest… i to o nią chodzi.
—Powiedz mi coś więcej, natychmiast, Kate! — Ward miała rację. Elle zdecydowanie nie mogła tego robić, nie teraz, gdy była w ciąży wysokiego ryzyka. Ciotka skutecznie jednak wzbudziła w brunetce same, negatywne emocje.
— Po prostu przyjedź. Potrzebujemy cię.
Słysząc głuchy sygnał w słuchawce, przeklęła cicho pod nosem. Wzięła głęboki oddech, starając się zapanować nad sobą. Chciała przejść do pokoju, który częściowo został przerobiony na pokoik ich córeczki, a częściowo wciąż był gabinetem Arthura. Drzwi były uchylone, a mężczyzna już w nich stał, wpatrując się w brunetkę.
— Kate… prosi, żebym przyjechała. Nie wiem o co chodzi… mama już u niej jest — powiedziała szybko, nim zdążył o cokolwiek zapytać — mieliśmy jakieś plany na dzisiaj? Nie wiem ile to potrwa… zostaniesz z Theą czy mam ją zabrać ze sobą? Przepraszam, ale Kate brzmiała tak poważnie… po prostu muszę tam być.
— Mieliśmy leżeć w łóżku i rozkoszować się tym, że Thea nareszcie zasnęła — powiedział z tym swoim łobuzerskim uśmieszkiem, a po chwili dodał z poważną miną — przecież wiesz Elle, że ci nie zabronię, ale nie ma opcji, abyś jechała sama. Nie puszczę cię bez opieki, a Kate powinna zastanowić się pięć razy nad każdym swoim słowem. Nie można denerwować mojej żony. Przecież wie, że jesteś w ciąży, że były problemy. Przepraszam, wiem, że to twoja ciotka, ale czy ona… myśli?
Villanelle zbliżyła się do swojego męża, a następnie ułożywszy dłoń na jego policzku, delikatnie pogładziła opuszkami palców. Widziała, że przy pytaniu o Kate, musiał mocno ugryźć się w język, widziała też, że się martwił i było to w sumie niesamowicie urocze, ale… teraz nie było czasu na rozpływanie się nad swoim mężem.
— Poradzę sobie. Wsiądę w taksówkę pod naszym mieszkaniem i wysiądę pod jej mieszkaniem. Poza tym, nic mi się nie stanie. Jadę przecież do ciotki — wymusiła uśmiech, zaciskając wolną dłoń w pięść, aby ta nie zaczęła drżeć. Martwiła się jeżeli chodziło o mamę. Była przecież zdrowa, gdyby cokolwiek się wydarzyło, wiedziałaby. Skoro była w mieszkaniu Kate, oznaczało to również, że żyła i najczarniejszego ze scenariuszy nie musiała się obawiać.
— Nie, Elle nie jedziesz nigdzie sama. Zamów już taksówkę, a ja ubiorę Theę. I ubierz się ciepło. Jest zimno.
Wiedziała, że kłótnia z nim w tym momencie nie miała najmniejszego sensu. Przytaknęła więc i zgodnie z wytycznymi cofnęła się do kuchni, aby wykonać telefon po taksówkę, a następnie wsunąć na nogi płaskie botki i zapiąć swój ulubiony, beżowy płaszcz.

Zapukała mocno do drzwi, chcąc jak najszybciej znaleźć się w środku i dowiedzieć się w końcu co takiego się stało. Przez całą drogę nie wypowiedziała nawet słowa. Próbowała sobie przypomnieć jakieś sytuacje, w których coś mogłoby świadczyć o tym, że z mamą dzieje się coś niedobrego, ale… wszystko wydawało się być w porządku. Często się uśmiechała, była zdrowa i na nic nie narzekała. Elle nie mogła znaleźć żadnego punktu zaczepienia, który pomógłby jej zrozumieć zaistniałą sytuację.
— Jesteś, nareszcie! — Kate otworzyła drzwi i spojrzała na siostrzenicę, a następnie na stojącego obok Arthura i trzymaną kołyskę z malutką Theą — Mówiłam, żebyś przyjechała sama — pokręciła z niezadowoleniem głową — Bardzo cię wszyscy lubimy, Arthurze, ale…
— Nic nie mówiłaś… poza tym, Arthur to rodzina — Elle przerwała ciotce, spoglądając na nią surowym spojrzeniem.
— W porządku — mężczyzna odezwał się po chwili, skupiając spojrzenie na swojej ukochanej — to są wasze rodzinne sprawy, nie będę się wtrącał… pójdę z Theą na spacer, a ty słoneczko, daj mi znać, kiedy będę miał wrócić.
— Nie to miałam na myśli…
— Gdzie mama? — Brunetka weszła głąb mieszkania, wymijając przy tym ciotkę. Kątem oka zarejestrowała, że Arthur wyszedł z mieszkania. Była wściekła na ciotkę, jednak po chwili, mężczyzna nie był już w centrum jej uwagi. — Mamo? Mamo, co się stało? — Układ mieszkania ciotki znała doskonale, bo jeszcze gdy jej przeprowadzka była trzymana w tajemnicy, pomagała jej w remoncie. Przeszła więc szybko z małego korytarzu do kuchni, a stamtąd prosto do salonu. Na turkusowej kanapie siedziała kobieta, wyglądająca na znacznie starszą, niż Elle pamiętała, a przecież widziała się z nią całkiem niedawno. Pospiesznie podeszła do mebla i uklęknęła przed nim, układając dłonie na kolanach swojej mamy. — Mamo?
Płakała. Villanelle widziała, jak łzy spływały po jej policzkach i momentalnie sama poczuła, jak przechodzi przez nią nieprzyjemny dreszcz.
— Mamo… Proszę powiedz mi, co się dzieje? Mamciu, mamuś, mamusiu — ściskała mocno dłonie na kolanach kobiety i w napięciu czekała na jakąkolwiek informację. Słyszała ściszony szept Kate, powtarzający na okrągło, że ona dobrze wiedziała, iż pewnego dnia to skończy się w taki sposób, ale Elle kompletnie nie rozumiała o co chodzi.
— Twój tata…
Zamarła, wbijając wyczekujące spojrzenie w twarz swojej mamy. Henry Madisson był wojskowym i od kilku dni przebywał poza domem. Villanelle nie orientowała się co dokładnie robił w tym momencie i gdzie konkretnie był.
Wstrzymała oddech, wbijając paznokcie coraz mocniej w nogi rodzicielki, mając wrażenie, że wypowie te słowa prędzej niż Alison. Czuła, jak z każdą kolejną sekundą robi jej się niedobrze.
— Nie żyje…?
— Rozwodzimy się.
Wypowiedziały jednocześnie łamiącymi się głosami, jednocześnie też wytrzeszczając na siebie oczy.
— Rozwodzicie się? — powtórzyła za mamą, nie bardzo rozumiejąc dlaczego. Byli przecież szczęśliwi. Mogła przysiąc, że byli szczęśliwi. — Ale, ale jak to?
Zdawała sobie sprawę z tego, że było to z pewnością niestosowne, ale poczuła pewną ulgę. Odetchnęła nawet cicho, rozluźniając nieco swoje dłonie.
— Nie udawaj, że nic nie wiesz — Kate wkroczyła do salonu, stając nieopodal i przyglądając się swojej siostrze i jej córce — myślałam Elle, że chociaż tyle będziesz umiała zrobić i zachowasz się… odpowiednio.
Brunetka zmarszczyła brwi i przeniosła spojrzenie z mamy na ciotkę.
— O co ci właściwie chodzi? — spytała, całkowicie nic nie rozumiejąc i czując, jak ogarnia ją zdenerwowanie. Nie lubiła, gdy osądzano ją o coś w czym nie brała udziału. O rozwodzie rodziców nie miała pojęcia. Skąd więc myśl, że ma o czymś wiedzieć?
— Przestań, Kate, mówiłam ci, że Elle by nie mogła… — Alison przełknęła ślinę.
— Jak się miewa siostrzyczka, Arthura?
— Kate — głos najstarszej z kobiet rozbrzmiał silnie po pomieszczeniu.
— Skąd mam wiedzieć? Arthur nie ma z nią dobrych relacji… — żachnęła się, czerwieniąc się ze zdenerwowanie na twarzy — unosisz się na mnie i Arthura, masz kłopot z tym, że przyjechałam ze swoim… — przerwała, w ostatniej chwili gryząc się w język — narzeczonym, a teraz zarzucasz mi, że wiem coś o rozwodzie? I mieszasz w to Tilly… to chore, Kate.
— Powiedz jej, Alison.
— Mamo?
— Tata… Henry ma romans, skarbie. Dzisiaj przywiózł dokumenty…
— Alison, mów — ciotka powtórzyła, prostując się i oparła dłonie na swoich biodrach. Elle spojrzała na postawę ciotki i pokręciła tylko głową. Nic nie rozumiała, wszystko co się właśnie działo, miała wrażenie, że dzieje się gdzieś poza nią, obok. Zacisnęła wargi w wąski pasek, miała wrażenie, że cały Nowy Jork wie co dokładnie się stało, tylko nie ona i Arthur.
Chwilę to trwało, ale Villanelle w pewnym momencie zmarszczyła mocno brwi i utkwiła spojrzenie w swojej mamie. Pokręciła przecząco głową czując, jak serce zaczyna szybciej uderzać w jej piersi.
— Nie chcecie chyba powiedzieć, że… — nie dokończyła. Nie była w stanie powiedzieć na głos tego, co właśnie sobie uświadomiła. — To niemożliwe, ona jest we Francji. Przyjechała na chwilę, Arthur ją wyrzucił i… nie, ona wróciła do Europy.
Kate ochoczo potwierdziła myśli młodej kobiety, a jej mama jedynie skinęła głową.
— To na pewno pomyłka. Przecież gdyby była w Nowym Jorku… na pewno przyszłaby do szpitala, przecież Artie mógł umrzeć, na pewno by się pokazała i tata, tata przecież taki nie jest — wyszeptała, rozszerzając nogi usiadła na podłodze, mając wrażenie, że cała krew odpłynęła z jej twarzy.
— Od samego początku mówiłam, że on na ciebie nie zasługuje — Kate, jak zawsze nie przemyślała swojej wypowiedzi. Spojrzała na swoją siostrę czując nieprzyjemny ucisk w gardle. Elle wiedziała, że ciotka i ojciec nie przepadają za sobą jakoś szczególnie, ale nie spodziewała się takich słów, zwłaszcza w takim momencie.
— Skarbie… — Alison Madisson nie powiedziała jednak nic więcej, bo powstrzymywane do tej pory łzy, wygrały i pojawiły się w jej oczach, aby pospiesznie ich kącikami spłynąć po policzkach kobiety.
— Mamuś — Morrison wiedziała, że w tym momencie nie liczyło się nic innego, ani nikt inny poza mamą. Podniosła się więc szybko i usiadła na kanapie obok i przytuliła jedynie mocno swoją rodzicielkę, głaszcząc ją po głowie. Dokładnie tak samo, jak robiła to ona, gdy zapłakana Elle poinformowała ją o swojej pierwszej ciąży — zobaczysz… z czasem… jakoś się wszystko ułoży… wiesz, karma jest suką i zawsze wraca — nigdy nie była dobra w pocieszaniu. Nigdy też nie myślała, że znajdzie się w momencie, w którym będzie musiała pocieszać własną mamę i zapewniać ją, że życie bez męża też może być cudowne.
— Przyniosę wino i kieliszki — Kate wycofała się do kuchni, gdzie zgodnie ze swoją zapowiedzią, otworzyła jedną z szafek i wyjęła z niej dwa kieliszki, a z lodówki sięgnęła butelkę alkoholu — nasze maleństwo ma racje, siostrzyczko, karma jest suką i wraca, a wiesz co to znaczy. Henry zostanie sam, jak palec, a ta mała… — przerwała, ustawiając naczynia na stoliku kawowym i zerknęła to na siostrę, to na siostrzenicę — ta mała puszczalska też dostanie od życia nauczkę. Wybacz, Elle ale nie będę się powstrzymywać tylko dlatego, że to siostra Arthura.
Morrison tak naprawdę nie znała siostry swojego męża. Z tego co zdążyła zaobserwować wywnioskowała, że ich relacja była skomplikowana. Zresztą, jej, dziewczyna również nie przypadła do gustu, a miały okazję spotkać się zaledwie na kilkanaście minut. Villanelle nie odezwała się już więcej do Kate. Siedziała jedynie na kanapie, przytulała swoją mamę, gładząc ją to po głowie, po plecach, muskając ustami jej czoło i ścierając co jakiś czas łzy. Elle podświadomie czuła, że Alison potrzebuje po prostu kogoś, komu może się wypłakać. Tak, jak ona sama w ciężkich chwilach. Płacz przynosił ulgę i dziewczyna była pewna, że tę cechę ma akurat po swojej mamie.

— Pamiętasz! Mówiłam ci, że tamten piłkarz z twojej szkoły był lepszy niż, Henry. Trzeba było dać mu szansę, jak była okazja! — Kate przemówiła po opróżnieniu kolejnego kieliszka.
— Tak, tak mówiłaś. Ale ja byłam tą starszą i mądrzejszą — Alison uśmiechnęła się po raz pierwszy, odkąd Elle zjawiła się w mieszkaniu ciotki — musiałam dawać ci dobry przykład. Poza tym, jakby to wyglądało, gdybym zostawiła swojego narzeczonego tak z dnia na dzień, bo jakiś chłopak wysłał mi kartkę na walentynki.
— Narzeczonego? — Villanelle uniosła wysoko brew. Wiedziała, że jej rodzice poznali się szybko, ale nie spodziewała się, że byli już zaręczeni w szkole średniej.
— To długa historia — Madisson machnęła ręką i spojrzała porozumiewawczo na swoją siostrę, ta z kolei wywróciła tylko oczyma i pokręciła głową, wykrzywiając usta w grymasie niezadowolenia.
— W każdym razie widzisz, mogłaś wybrać inaczej. Teraz byście pewnie pili wino w słonecznej Toskanii.
Villanelle odchrząknęła znacząco, przypominając im o swojej obecności.
— Wszystko fajnie, ale wtedy nie byłoby mnie — zauważyła — poza tym nie ważne czy długa czy krótka historia. Chcę ją poznać — dodała mrużąc przy tym oczy — no i dlaczego akurat Toskania?
— Larry udostępnił ostatnio na facebooku swoją lokalizację — ciotka sięgnęła po swój telefon, aby odblokować go i po chwili pokazywać już zdjęcia wcześniej wspomnianego mężczyzny. Elle z zaciekawieniem zerknęła na wyświetlacz i uśmiechnęła się delikatnie, ale orientując się na jaki temat schodzi rozmowa kobiet, pokiwała tylko przecząco głową.
— Wiecie co… Thea i Arthur pewnie już marzną… i robi się późno, a muszę się jeszcze trochę pouczyć. Mamuś, kocham cię bardzo mocno, wiesz o tym, prawda? — przytuliła kobietę i złożyła na jej policzku soczystego całusa, aby po chwili wstać z kanapy i pożegnać się z ciocią, a przed założeniem butów i płaszcza, napisała do Artiego zapytanie, gdzie jest.

Trzymała dłonie w kieszeniach, na zmianę oblizując i zaciskając wargi, zastanawiając się nad tym, co właściwie i w jaki sposób miała powiedzieć swojemu mężowi. Wiedziała, że szybko zauważy, że coś jest nie tak, ale po prostu… jak niby miała mu powiedzieć o wszystkim tym, czego dowiedziała się od mamy i ciotki?
— Myszko, rozmawiałeś może ostatnio z Tilly? — zapytała niby od niechcenia, spoglądając na córeczkę i nachylając się nad nią, aby poprawić kocyk przy jej szyi i czapkę, która odrobinę się przekrzywiła. — Wiesz… — zacisnęła w kieszeni dłoń w pięść, szukając odpowiednich słów. Naprawdę nie chciała w żaden sposób przesadzić, nie mogła przecież brzmieć ani osądzająco, ani nazbyt obojętnie. Sprawa jakby nie było tyczyła się jego siostry, która przyczyniła się do rozbicia małżeństwa jej rodziców, ale z drugiej strony to jej ojciec bardziej lub mniej świadomie, postanowił trwać w romansie z jego siostrą… — Może byś do niej zadzwonił? Wiesz krążą wieści że zatrzymała się jednak w Nowym Jorku i wcale nie wyjechała do Francji i chyba ma nowego chłopaka a może raczej sponsora czy coś takiego i zdecydowanie mógłbyś z nią… porozmawiać zapytać co tam u niej w życiu słychać może nawet byś wypytał o tego faceta bo wiesz moi rodzice się rozwodzą chyba właśnie przez to i to znaczy rozwodzą się na pewno ale… o boże nie powinnam tak mówić to twoja siostra — wydusiła z siebie na jednym wydechu, zaciskając mocno powieki. Nie miała pojęcia czego może się spodziewać w reakcji na najświeższe nowiny.
— Trzymaj ją — mężczyzna wydusił z siebie, wręczając w jej dłonie uchwyt kołyski, mając pewność, że Elle trzyma ich córeczkę sam puścił nosidełko i ruszył pospiesznie w nieznaną dziewczynie stronę.
— Co? Zaczekaj! Arthur! — Odwróciła się w jego stronę i szybkim krokiem za nim ruszyła, cały czas trzymając mocno nosidełko z ich córeczką — Arthur! Co robisz!? Zaczekaj! — mężczyzna był jednak szybszy, a sama Villanelle nie mogła się przemęczać ani dźwigać, zwolniła więc kroku i stała przez chwilę, wpatrując się jedynie w oddalające się plecy swojego męża.

4 komentarze

  1. ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Noteczka, jak miło zrobić sobie przerwę w pracy dla takiej lektury, w dodatku tak ładnie i zgrabnie napisanej ❤ Mam nadzieję,że Vill nie będzie tak bardzo się tym przejmować i rozwód rodziców nie odbije się na jej ogólnym samopoczuciu i dobru dzidziusia : )

    OdpowiedzUsuń
  3. Czesc, czesc.
    Notka umilila mi podroz do college, a czytalo sie ja szybko i nawet nieco sie zawiodlam, ze jest juz koniec, bo z checia poczytalabym jeszcze. Zwlaszcza, ze urwana zostala w takim momencie... Za czasow, jak czytalam mase opowiadan na blogspocie zawsze chcialam urwac glowy za takie koncowki. :D Nie spodziewalam sie takiego obrotu spraw i sama z poczatku pomyslalam, ze moze z matka Villanelle cos sie stalo, a potem gdy wspomniala o ojcu rowniez przeszlo mi przez mysl, ze moze mezczyzna nie zyje. Zaskoczyla mnie wiesc o siostrze, ktora w dodatku z ojcem Elle ma pewna wiez. :D No ale czym bylyby watki bez rodzinnej dramy?;)
    Czekam na dalszy ciag, bo chyba wiesz, ze nie mozesz tak po prostu zostawic nas bez opowiedzenia co dalej? :D

    OdpowiedzUsuń
  4. O kurde, no to ładnie. Nie chciałabym się znaleźć w sytuacji Elle, tak trochę między młotem a kowadłem. Jestem cholernie ciekawa, co dalej zrobi jej mąż, dlatego będę czekać z niecierpliwością na kolejną część!
    A cioteczka widzę z każdej strony najprzyjemniejsza pod słońcem jest... :D

    OdpowiedzUsuń