Uwaga!
Post zawiera treści przeznaczone tylko dla czytelników pełnoletnich i takie, które mogą urazić osoby wrażliwe na przemoc.
Nigdy w życiu nie była tak
przerażona, jak teraz. Liczyła zakręty, próbując się zorientować, gdzie
właściwie pożegna się z ziemskim padołem. Bo nie wątpiła, że tak właśnie się
stanie. Po co innego mieliby zasłaniać jej oczy, krępować nadgarstki i pytać, czy
ktoś wie o tym, że miała się z nim spotkać. Zabrali jej telefon, słyszała
jedynie głuche uderzenie w asfalt, zanim ktoś wepchnął ją do samochodu. Czarny
mercedes zapewne zwracałby uwagę, gdyby nie to, że byli w Las Vegas, a
hazardziści i biznesmeni poruszali się nimi, jakby nie znali innych marek.
Natalie przyzwyczaiła się do takiego stanu rzeczy, mieszkała tu już parę
ładnych lat. Nie rozumiała, dlaczego jej matka wybrała akurat to miasto. Nie
było tu bezpiecznie, walory turystyczne ograniczały się do ogromnych hoteli i
pustyni, a sama Natalie złapała dorywczą pracę w kasynie, co samo w sobie
zakrawało na kryminał, zważywszy, że miała dopiero osiemnaście lat. Bycie
krupierką też nie stanowiło szczytu marzeń, ale powtarzała sobie, że to tylko
przejściowe.
Przejściowe przeciągnęło się do
końca jej dni. Po tym, że samochód się zatrzymał wnosiła, że zostało jej
najwyżej kilka minut. Widziała wielu ludzi i zdawała sobie sprawę z tego, że
błaganie ich o litość jest jeszcze bardziej rozjuszające. Zamierzała pochylić
głowę, zamknąć oczy i pozwolić, by los zgotował jej takie zakończenie. Godne,
bez poniżania się przed nic nieznaczącymi mrówkami swoich panów. Oni przecież
tylko wykonywali brudną robotę. Pytanie tylko, dlaczego byli do tego zmuszeni.
Przecież nic nie zrobiła. Nie rzucała się w oczy, uczyła się przeciętnie, nie
grzebała w sprawach, w których grzebać nie powinna…
– Wprowadźcie ją – usłyszała i mimowolnie
ściągnęła brwi, a całe jej ciało zesztywniało. Znała ten głos. Słuchała go od
kilku miesięcy każdego dnia, w różnych sytuacjach, w każdej możliwej intonacji
i poczuła się tak, jakby ktoś uderzył ją w twarz, choć jedyny dotyk czuła na
swoim ramieniu. Palce wbijały się boleśnie w skórę, zmuszając ją, by stawiała
krok za krokiem. Droga była nadzwyczaj równa, nie tego się spodziewała, gdy
wyciągnęli ją z samochodu i kazali iść. Miała wrażenie, jakby pokonała kilka
mil, w rzeczywistości wychodząc jedynie na środek starego, obskurnego magazynu.
Kolejna osoba ściągnęła jej z oczu opaskę, a Natalie rozejrzała się mimowolnie,
choć obiecała sobie, że pozostanie niewzruszona. Śmierdziało tu stęchlizną,
wszędzie walały się kartony, drewniane palety i styropian. Sufit był cholernie
wysoko, ale nawet ze swojej pozycji mogła dostrzec, jak wielkie pokrywają go
pajęczyny. Pajęczyny, zacieki i rdza. Kiedyś chyba był jasnożółty, a ściany
niebieskie, ale po tych kolorach pozostało jedynie niewyraźne wspomnienie w
postaci resztek farby, która nie zdołała jeszcze odpaść. – Cześć, irysku –
rzucił i uśmiechnął się kącikiem ust. Jeszcze dziś popołudniu dla tego uśmiechu
skoczyłaby w ogień, teraz chciało jej się na ten widok rzygać. – Przepraszam,
że moi panowie tak cię potraktowali. Po dobroci byś nie poszła – wymruczał,
zbliżając się do brunetki. Stanął za jej plecami i rozplątał sznurek ściskający
nadgarstki, zdecydowanie zbyt długo przyciskając swoje palce do jej pośladków.
W pierwszej chwili nie zareagowała, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie się
działo, ale potem zadziałała instynktownie. Obróciła się szybko, wzięła zamach,
a jej pięść wylądowała na lewym policzku mężczyzny. Obrócił głowę w bok pod
wpływem uderzenia, a uśmiech zniknął z jego twarzy. Natalie widziała płonącą w
oczach wściekłość, a splunięcie krwi na posadzkę jedynie potwierdziło
przypuszczenie, że napytała sobie biedy.
I rzeczywiście tak było, bowiem
cios nie był dla niej zaskoczeniem, za to był na tyle mocny, że straciła
równowagę i wylądowała na brudnej podłodze. Przyłożyła dłoń do piekącego
policzka, a z kącika wargi popłynęła wąska strużka krwi. Otarła ją drugą ręką i
spojrzała Shane’owi prosto w twarz.
– Cholerna gówniaro – syknął, kiedy się
podnosiła.
– Co to ma być, kurwa?! – warknęła,
spoglądając na resztę zgromadzonych w magazynie osób. Spodziewała się samych
mężczyzn, tymczasem po prawej stronie Shane’a stała uśmiechnięta blondynka w
ołówkowej spódnicy i żakiecie, który pewnie kosztował tyle, co wszystkie ciuchy
Natalie razem wzięte. – Czego ode mnie chcecie? To jakiś pieprzony żart? Bo
jeśli tak, to nie jest, kurwa, śmieszny – syknęła, a kobieta skrzywiła się.
– Grzeczniej, dziecko, bo James nie zawaha się
podbić ci drugiego oka – powiedziała spokojnie, opierając dłoń na ramieniu
mężczyzny, którego do niedawna Natalie uważała za najbliższą jej na świecie
osobę.
– James? – powtórzyła, unosząc brwi. Kobieta
odpowiedziała uśmiechem, a James/Shane wywrócił oczami.
– Nic nie rozumiesz, co?
– A niby co mam rozumieć? Ktoś mnie wywozi na
odludzie, mój facet mnie bije, jakaś baba mi grozi… – wyrzuciła niemal na
wydechu i pokręciła głową. – Albo zabijcie mnie od razu, albo odstawcie do
domu, bo nie będę brać w tym udziału, cokolwiek to jest – dodała, splatając
ręce na klatce piersiowej. Kobieta podeszła do brunetki i z czułością
przesunęła opuszkami palców po czerwonym policzku, który jutro zapewne będzie wyglądał
jeszcze gorzej.
– Temperament Gideon’a – wymruczała niemal z
namaszczeniem i chwyciła w dłonie twarz Natalie, by złożyć na jej ustach długi,
namiętny pocałunek. Zdawała się nie zwracać uwagi na to, że dziewczyna próbuje
ją odepchnąć. – Nawet smakujesz jak on – powiedziała, odsuwając się, a
nastolatka wyrwała się z jej objęć, robiąc kilka kroków do tyłu, ale wpadła
plecami na kogoś innego i natychmiast odskoczyła.
– To jakaś sekta, tak? – spytała, powoli
dopasowując w swojej głowie kolejne elementy. – Chcecie, żebym dołączyła do
jakiegoś dziwnego kultu? To od razu wam powiem, że to na nic, jestem ateistką i
nie będę się kłaniać żadnym bożkom, czy w cokolwiek wierzycie – warknęła i
zaryzykowała, próbując przebić się przez wszystkich zgromadzonych, ale
James/Shane złapał ją w pasie i przytrzymał w miejscu.
– Nie szarp się, to będę delikatny – wyszeptał
prosto do jej ucha i odgarnął długie włosy na bok. Natalie wzdrygnęła się, ale
nic nie zrobiła, bojąc się, że oberwie jeszcze raz. – Grzeczna dziewczynka.
Może będą z ciebie ludzie – dodał z uśmiechem i przycisnął ją do siebie
mocniej. Natalie poczuła na lędźwiach jego erekcję i siłą musiała powstrzymać
mdłości. To było chore. Przemoc go podniecała? Okej, Shane może był ciut
nieobliczalny, a ona nie raz musiała stopować go w łóżku, gdy stawał się
agresywny, ale nie spodziewała się czegoś takiego.
– Powiecie mi w końcu, o co tu chodzi? –
spytała słabo, mając nadzieję, że mężczyzna w końcu ją puści. Ten chyba ani o
tym myślał, bo jego ramiona mocno zaciskały się wokół niej.
– Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie –
powiedziała kobieta. – James, puść ją. Nie widzisz, że nie ma ochoty na zabawę?
– westchnęła i pokręciła głową, jakby starała się utemperować krnąbrne dziecko.
James natomiast polizał szyję Natalie, na koniec mocno gryząc skórę tuż pod
uchem i dopiero wtedy się odsunął. Z obrzydzeniem starła rękawem jego ślinę i
skuliła się w sobie. – Co wiesz o swoim ojcu? – spytała nagle kobieta i
podeszła do dziewczyny, obejmując ją ramieniem i delikatnie, ale stanowczo
zmuszając ją, by się przeszły.
– Co? Dlaczego o to pytasz?
– Współpracuj, irysku – odparła, wywracając
oczami. – Więc?
W odpowiedzi wzruszyła jedynie
ramionami, ale widząc, że nieznajomej to nie satysfakcjonuje, stłumiła
przekleństwo.
– Niewiele. Wiem, że nazywał mnie irysem,
chociaż nie wiem dlaczego, mam z nim kilka zdjęć i miał na imię Charlie. Ach,
no i zginął, ale mama nigdy mi nie powiedziała, jak to się stało. Chyba nie
chce do tego wracać – wyrzuciła z siebie, a kobieta uśmiechnęła się
pobłażliwie.
– Więc nie wiesz nic – westchnęła i obejrzała
się przez ramię. Machnęła ręką, a w oddali rozległy się kroki. – Pozwól, że
opowiem od początku. Twojego ojca poznałam piętnaście lat temu. Byliśmy blisko,
nawet bardzo blisko, ale nie w tym rzecz. Kochałam go na tyle, że jakiś czas
później zdradziłam mu, czym się zajmuję. I, cóż… Twój tatuś okazał się
pieprzonym kretem. Był ze mną blisko, bo chciał mnie rozpracować. A nie masz
pojęcia, dziecko, do czego jest w stanie posunąć się zdradzona kobieta… -
urwała i zawróciła, wciąż ciągnąc Natalie obok siebie. Dziewczyna spojrzała
przed siebie i wytrzeszczyła oczy. Na środku pomieszczenia klęczał mężczyzna.
Choć miał ciemną koszulkę, wyraźnie odcinały się na niej ślady krwi, a patrząc
na jego twarz dziewczyna nie wątpiła, że to jego własna posoka. Miał ciemne
włosy, roztrzepane i pokryte jasnym pyłem, miejscami posklejane bordową cieczą,
a oczy… Poczuła się tak, jakby spojrzała w swoje odbicie w lustrze.
Kobieta w końcu ją puściła i
podeszła do mężczyzny. Szarpnęła go za czuprynę i pociągnęła do tyłu, a ten
jęknął przeciągle.
– Charles Gideon – rzuciła z kpiącym
uśmiechem. – Największy skurwysyn, jakiego poznałam – dodała, zaciskając palce
jeszcze mocniej.
Zdawała sobie sprawę z tego, że
powinna jakoś zareagować. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa właśnie patrzyła
na swojego ojca. Człowieka, który najwyraźniej wolał ją zostawić i wymyślić
bajeczkę o swojej śmierci, niż ją wychować. Niż zostać z jej chorą matką, która
przestawała sobie sama radzić.
– Natalie… – wycharczał. – Natalie, pomóż mi,
proszę… Wszystko ci opowiem, wynagrodzę, tylko nie pozwól im mnie zabić… –
wyrzucił z siebie i jęknął kolejny raz, kiedy kobieta popchnęła go ze wstrętem
i opadł na podłogę. Ręce miał związane takim samym sznurkiem, jak przed chwilą
Natalie, różnica polegała na tym, że jego palce zrobiły się czarne na
koniuszkach, a dłonie fioletowe. W najlepszym wypadku groziła mu amputacja i
niepełnosprawność, nawet bez wiedzy medycznej mogła to ocenić.
– Ten człowiek – zaczęła kobieta, ignorując
błaganie Charlie’go. – Udawał, że mnie kocha, żeby mnie rozpracować. Przez lata
wszystkich urabiał i donosił swojemu szefowi. Miał w dupie nie tylko mnie, ale
i ciebie. Wiesz, ile razy wspomniał o twoim istnieniu? Nie raczył wcale tego zrobić.
Dowiedziałam się tylko dlatego, że mam swoich ludzi u nich – prychnęła i
splunęła na jego plecy. – James – powiedziała nagle i wyciągnęła dłoń w jego
kierunku. Mężczyzna natychmiast do niej podszedł i podał jej broń. Natalie
uniosła brwi na widok rekwizytu, który oglądała jedynie w filmach. – Strzelałaś
kiedyś, kochanie? – spytała kobieta, gładząc pistolet opuszkiem palca
wskazującego drugiej ręki i spoglądając na dziewczynę z uśmiechem. Brunetka
natychmiast pokręciła głową i skuliła się w sobie jeszcze bardziej. Marzyła o
tym, by nagle stać się niewidzialna, ale zamiast tego miała wrażenie, że
wszyscy w pomieszczeniu skupiają na niej wzrok. – Więc najwyższa pora nadrobić
zaległości – dodała i kiwnęła ręką, a James ponownie znalazł się za dziewczyną.
Objął ją jednym ramieniem w pasie i podał jej wyjętą zza paska spodni broń. Była
ciężka i zimna, a drżenie Natalie wcale nie pomagało w otrzymaniu jej. Zdała
sobie sprawę, że płacze, choć robiła to bezgłośnie. Łzy wsiąkały w materiał
luźnej bluzy należącej do Shane’a, którą miała na sobie. Ironia losu, prawda?
– Dlaczego płaczesz, irysku? – wymruczał do
jej ucha, ścierając wilgoć z bladych policzków. – Boisz się? Przestań, wiesz,
że przy mnie niczego nie musisz się bać – dodał ciszej, a Natalie zadrżała
jeszcze bardziej. – Teraz nauczymy się strzelać, dobrze? Pamiętaj, że odrzut
jest bardzo silny, więc musisz stać pewnie, inaczej się przewrócisz – mówił
cicho, pomagając jej rozstawić nogi swoją nogą. Nie opierała się, była zbyt
przerażona, by to robić. – Złap ją w obydwie ręce, nie pod spodem, tak robią
tylko w filmach. Palec wskazujący tutaj, nigdy na spuście, bo możesz strzelić
za wcześnie. Wyprostuj, ale nie za bardzo, żeby się nie połamać – mruczał
dalej, wykonując po kolei wszystkie czynności, a do Natalie powoli docierało,
co ją czeka. Przez szok przebijała się świadomość, w jak beznadziejnym znalazła
się położeniu. Mężczyzna, któremu ufała, okazał się kimś, kogo powinna się bać
od pierwszej chwili. Zaprowadził ją do ludzi, którzy byli jak bohaterowie
kryminału czy filmu sensacyjnego. Na domiar złego był w to zamieszany jej własny
ojciec, człowiek, którego nie znała. Którego nie znała nawet jego własna żona. –
A teraz przeładuj i zabijemy tatusia – dodał James na sam koniec i musnął
wargami szyję dziewczyny.
– Nie – wyszeptała słabo. – Nie każ mi tego
robić, proszę… To sprawy między wami, a… A to przecież mój ojciec – mamrotała
gorączkowo, próbując wyrwać się z objęć mężczyzny. Kobieta, która przyglądała
się wszystkiemu z uśmiechem, podeszła powoli do Natalie i przystawiła jej lufę
do skroni. Znieruchomiała i otworzyła usta, chcąc zaprotestować, ale nie
wydobył się z nich żaden dźwięk.
– Ja nie mam takich oporów, kochanie –
warknęła, odbezpieczając broń. – Mogę zabić ciebie, jego, a na końcu twoją
paskudną matkę. Wybieraj. Jedno życie zamiast trzech, czy chcesz się poświęcić
dla gnoja, który was zostawił?
Z trudem powstrzymała się przed
ucieczką, która i tak niewiele by dała. Zamiast uciekać, wycelowała drżącymi
dłońmi w głowę ojca. Charles płakał, tak samo jak ona. Wiedział, jaki będzie
wybór. Wiedział, że Natalie nie pozwoli skrzywdzić ani siebie, ani swojej
matki, a on tak naprawdę był jej obcy. Człowiek, którego przerosła odpowiedzialność.
– Nie trzęś się tak, bo nie trafisz –
westchnął James i schował własny pistolet, po czym nakrył dłonie dziewczyny
swoimi. Przestała drżeć, a on przesunął jej palec wskazujący na spust. – Lekko.
Posłucha cię – szepnął.
Nie płakała. Miała wrażenie,
jakby wszystkie jej uczucia w jednej chwili zostały uśpione. Wraz z hukiem
wystrzału Natalie z hukiem zatrzasnęła drzwi za swoim sumieniem. Ubrania
wrzuciła do worka na śmieci i upchnęła je pod łóżkiem. Dokładnie zmyła z siebie
rozbryzg krwi i mózgu. Kiedy wychodziła spod prysznica, skóra na szyi, twarzy i
dłoniach była zaczerwieniona i piekła. Wróciwszy do pokoju, zdjęła z tablicy
korkowej jedyne zdjęcia z ojcem i podarła je. Nie wiedziała, co z nim zrobią.
Poćwiartują, zakopią na pustyni? Nie mogła się zmusić, by o tym myśleć.
Wmawiała sobie, że to nie jej sprawa, że strzelał Shane, nie ona. Ona była w
swoim pokoju i czytała książkę. Tak, właśnie to robiła, a jej mama to
potwierdzi. Przecież nikt jej nie widział. A Charles, skoro raz sfingował swoją
śmierć, mógł zrobić to ponownie.
Tej nocy nie miała żadnych snów,
a wstała, jakby nigdy nic się nie stało. Zjadła szybkie śniadanie, odbębniła
dzień w szkole i wszystko było w porządku.
Do momentu, w którym dostała smsa.
Nieznany numer kazał jej stawić się w kasynie, w którym pracowała i czekać na
tarasie. Bezmyślnie wykonała polecenie. Obserwując graczy, obracała w dłoniach
pusty kawałek papieru. Była to swego rodzaju próba odwrócenia uwagi od tego, co
się wokół niej działo. Wmawianie sobie, że to nie ona, już nie pomagało. Czyn,
którego się dopuściła, zalewał jej umysł niczym krew, która pokryła posadzkę w
starym magazynie.
– Cześć, irysku – usłyszała i spojrzała na
Shane’a bez wyrazu. On za to uśmiechał się i patrzył na nią z… Z podziwem. Tak,
bez wątpienia widziała w jego oczach podziw. O nic nie zapytał, nie poruszył
tematu. Po prostu patrzył i kiwał głową, jakby był zadowolony z dobrze
wykonanego zadania. Chwycił ją za dłoń, a Natalie poczuła, że wsuwa jej w rękaw
zmiętą kartkę. Uniosła brwi i wyjęła zawiniątko, wbijając wzrok w coś, co
wyglądało jak współrzędne geograficzne. Chciała zapytać, o co chodzi, ale
mężczyzny już nie było.
Usiadłszy przed komputerem,
wpisała współrzędne w wyszukiwarce. Mapy zaznaczyły punkt gdzieś w stanie Teksas,
w Houston konkretniej. Zdjęcie satelitarne pokazywało ogromny dom, można
powiedzieć, że willę.
Natalie wybrała numer, z którego
dostała ostatniego smsa. Ktoś odebrał po jednym sygnale, jakby czekał, aż
telefon się rozdzwoni. Dziewczyna nie zdążyła jednak zadać żadnego pytania.
– Jesteś bystra, dasz radę. Pieniądze będą
czekały tam, gdzie to wszystko się zaczęło – powiedział zniekształcony głos, a
potem nastała głucha cisza. Wiedziała, że nie ma sensu więcej dzwonić, bo nikt
nie odbierze. Z cichym westchnieniem wstała z krzesła i sięgnęła pod łóżko.
Wyjęła worek, w którym leżały zakrwawione ubrania i coś jeszcze. Coś, czego
nigdy nie powinna trzymać w dłoni, coś, czym odebrała życie swojemu ojcu.
Największy prezent, jaki otrzymała od Shane’a. W magazynku były zaledwie dwie
kule, a Natalie wiedziała, że w ciągu kilku dni zostanie już tylko jedna.
Pociągając za spust, rozpętała burzę, która zostawi po sobie jedynie
zniszczenie.
Weszła na pokład prywatnego
samolotu. Miała na sobie ołówkową spódnicę i żakiet, który kosztował zaledwie
ułamek tego, co znajdowała w walizkach. Długie blond włosy spływały miękkimi
kaskadami na plecy. Szpilki uderzały o podłogę miarowo, aż w końcu kobieta
usiadła na przepastnym fotelu i zapadła się w miękkiej skórze z uśmiechem na
ustach. Cieszyła się, że w końcu opuszcza tę krainę rozpusty. Las Vegas ją
zmęczyło, a teraz była wolna. Może nie tak prawdziwie, jakby chciała, ale
wystarczająco, żeby zacząć nowe życie. Nowy Jork to szansa, której nie dostała
od dawna. A teraz mogła sobie na to pozwolić.
– Witamy na pokładzie – powiedziała
uśmiechnięta stewardessa, podchodząc do kobiety. – Proszę zapiąć pas, za chwilę
będziemy startować. Czy po wyłączeniu sygnalizacji coś podać, pani… – urwała i
zmarszczyła czoło, nie widząc, jak nazywa się osoba, która korzysta z przelotu.
– Blackbird, ale wystarczy Iris. Poproszę
szampana, mam powody do świętowania – odparła z uśmiechem i zapięła pas.
– Oczywiście. Życzę miłego lotu, Iris –
odparła kobieta i zniknęła w pomieszczeniu za granatowymi drzwiami. Po
wyrównaniu lotu wróciła z kieliszkiem i butelką szampana spoczywającą w kubełku
z lodem. – Czy podać coś jeszcze?
– Nie, dziękuję. Proszę jedynie zostawić mnie
samą. I nie wchodzić, jeśli nie będzie to absolutnie konieczne – powiedziała, a
stewardessa odeszła, zamykając za sobą drzwi pomieszczenia. Natalie z uśmiechem
uniosła kieliszek do ust i pociągnęła łyk musującego trunku, przymykając przy
tym powieki. – Spłoń w piekle, szmato – wymamrotała pod nosem, a oczami
wyobraźni zobaczyła blondynkę w ołówkowej spódnicy. Tę samą, która wywróciła
jej życie do góry nogami. Tę samą, która teraz leżała w tym magazynie, prawdopodobnie
dostając plam opadowych. Nie miała już ust, zastąpiła je rana wylotowa po
strzale w tył głowy, który sprezentowała jej Natalie. Była jedynie współrzędną
geograficzną, kimś, kogo ktoś inny chciał się pozbyć, a Natalie wykonała
jedynie następne zadanie. Zadanie, które dało jej ogromną satysfakcję. – Trzeba
było się nauczyć strzelać, kochanie. Tak czy inaczej, twoje zdrowie –
wyszeptała, patrząc przez okno z uśmiechem i osuszyła kieliszek, po chwili
dolewając sobie alkoholu.
Teraz była wolna.
__________________________________________________________________________________________________
Cytat: R. Mróz, Behawiorysta
Za wszelkie uszczerbki przepraszam.
zjadłam na raz. i mnie zatkało :( taka słodka, kochana dziewuszka, taka bezwzględna? to nie mój świat :( i takie brzydkie słowa wychodzą z jej ust, a pfe! Ty po prostu bombę za bombą dzisiaj wyładowujesz, wstrętna Ty! :P
OdpowiedzUsuńale, ale... tym bardziej mnie ciekawi, co nam wyjdzie w wątkach u Daviesa :3
Ty już wiesz co myślę i wiesz, że uwielbiam wszystko co piszesz. Ale to wyszło ci genialnie, naprawdę. Nie znam Iryska, ale wiem, że wyrosła na małą psychopatkę, jak ty :D także... Uwielbiam, padam do stóp i kocham motzno ❤️
OdpowiedzUsuńO proszę, dawno nic od Ciebie nie czytałam. Weszłam zajrzeć na bloga, A tu taka niespodzianka! Z początku myślałam, że to kolejna notka od Twojej pierwszej postaci, a tu taka niespodzianka. I swoją drogą piosenka dobrana genialnie, a ja nie mogę się od niej teraz uwolnić i ciągle słucham!^^ Opisy faktycznie dość mocne, ale ja jako fanka horrorów i kryminałów jestem dość odporna. :D Nawet nie chce sobie wyobrażać co musiała Twoją postać czuć podczas pierwszego razu, gdy musiała nacisnąć spust. Próbowałam sobie wyobrazić siebie na jej miejscu, ale choćbym chciała to nie umiałam. Czuje też, że pod tą laska chłodniej zabójczyni kryje się zwyczajnie zraniona przez życie młoda kobieta, która potrzebuje stabilizacji w swoim życiu... No, Niech się jej układa!
OdpowiedzUsuńHannah Clearidge, Tyler Brighton, Drake Cavanaugh & Hudson Chambers
Też myślałam, że to będzie kolejna notka od Olivii. I nawet trochę się zdziwiłam i przeraziłam, widząc ten czerwony, krzykliwy napis, bo myślałam, że kolejna tragedia nastąpiła w jej życiu. Przeszłam niemałe zaskoczenie, kiedy okazało się, że to nie Olivia, a Iris jest główną bohaterką :D Przyznaję, że zgotowałaś jej naprawdę ciężki los. Nawet nie chcę wyobrażać sobie, co musiała czuć, gdy została zmuszona do wystrzelenia po raz pierwszy i to w kierunku własnego ojca. Współczuję jej tego, a jednocześnie mam wrażenie, że świetnie sobie z tym poradziła. O ile to określenie jest w ogóle odpowiednie, biorąc pod uwagę, czym zajmuje się teraz :)
OdpowiedzUsuńNiech dalej żyje i cieszy się wolnością, a jak jeszcze kiedyś wrzucisz notkę z jej udziałem, to na pewno się nie pogniewam :)
Jessamine Merrick-Cavanaugh
Gabrielle Fletcher
Zachariasz Merrick