Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] I DON'T WANNA BE YOUR HERO


Data i miejsce urodzenia 01.06.1992, Boston Powiązania bliskie dusze Zwierzęta Marcel, Bruno, Pixie & Dixie FC Douglas Booth Kontakt szwedzkafanka@gmail.com
Blaise Ulliel Nie oczekuj od niego wdzięczności, bo prędzej wygrasz los na loterii, niż on szczerze się do ciebie uśmiechnie. Nie łudź się, że zostaniesz jego najlepszym przyjacielem, jeśli nie spełnisz szeregu kryteriów, które dla większości obywateli są niemożliwe do zrealizowania. Nie wmawiaj sobie, że jest dobrym człowiekiem - to zwykły, rozkapryszony dzieciak, który ma problem z tym, aby w końcu dorosnąć. Nie obiecuj sobie, że go zmienisz i rozbijesz skutecznie pancerz, jaki przez lata wokół siebie wybudował. Nie staraj się na siłę mu przypodobać, sam wybiera sobie ludzi, którymi na co dzień się otacza. Nie wpadnij w jego sidła i nie daj mu się wykorzystać, złamane przez niego serce boli bardziej, niż jesteś w stanie to sobie wyobrazić. Nie miej do niego pretensji o to, że czuje się lepszy i ważniejszy od innych, bo właśnie to od dziecka wpajali mu jego rodzice i dziadkowie. Nie wmawiaj mu, że kiedyś zdobędzie świat, bo ten już cały należy do niego. Nie życz mu spełnienia marzeń, bo żadnych nie posiada...Najlepiej po prostu nie rób nic, tylko zatrzymaj się na moment, spójrz w jego smutne, przepełnione chłodem oczy i postaraj się odkryć to, czego inni do tej pory nie byli w stanie w nich dostrzec.

97 komentarzy

  1. Szczerze mówiąc, Celaena sama siebie nie postrzega w roli pokrzywdzonej przez życie ofiary (są tacy, którzy mają gorzej). Obecnie wyznaje zasadę "co się stało, to się nie odstanie" albo "jeśli życie daje Ci cytryny, wyciśnij je ludziom prosto w oczy". ;) Oczywiście, ostatni fragment nie ma szczególnego odzwierciedlenia w rzeczywistości, chociaż na pewno niejednokrotnie miała przemożną ochotę postąpić niewłaściwie, bo nie oszukujmy się - jak długo można zadowalać się taką lemoniadą? W każdym razie, opis Blaise'a bardzo mi się podoba, bo chociaż zdradza jego powierzchowność, to jednak zachęca do zagłębienia się nieco dalej w jego osobowość. Od razu nasuwa się też pytanie: czy naprawdę jest takim draniem?

    Widzę jak spotkana przypadkowo przy barze, wstawiona już Starling wyznaje mu (w pełni zafascynowana), że tego samego dnia wlazła w kałużę koloru jego oczu i zniszczyła ulubiony but, a zaraz potem dodaje, że skoro śmiał jej o tym przykrym wydarzeniu przypomnieć, powinien jej to jakoś zrekompensować. xD Tak więc, gdyby naszła Cię ochota na ewentualny wątek, to zapraszam... I dziękuję za powitanie!


    Celaena

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć! Wyglada na to, że nasi panowie są ulepieni z jednej gliny i mogą być albo przyjaciółmi, albo największymi wrogami! Cieszę się, ze narazie padło na pierwszą opcję, chociaż właściwie to nigdy nie wiadomo, jak się sprawy między tymi dwoma wulkanami potoczą :)
    Naturalnie bardzo chętnie coś tutaj pokombinuję, myślę, że może wyjść z tego całkiem ciekawy wątek. ]

    Harry Forbes

    OdpowiedzUsuń
  3. Elaine od razu wyszarpnęła swoją rękę. Naprawdę nie miała ochoty na to, by ją dotykał. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Z resztą Blaise mógł być przyzwyczajony do tego, że El myśli racjonalnie i trzyma się logicznych argumentów. Prawda była jednak taka, że po wydarzeniach, które rozegrały się w ostatnim czasie, El kierowała się przede wszystkim własnymi uczuciami, a właściwie robiła wszystko, by jak najmniej z nich w ogóle do niej docierało. Odcinanie się od świata było jej sposobem na utrzymanie się na powierzchni. Wiedziała, że gdyby poddała się temu wszystkiemu, co dobijało się do drzwi jej duszy, pewnie rozpadłaby się na kawałki i nie byłoby siły, która zdołałaby ją pozbierać.
    - A ty zrozum, że mam was wszystkich serdecznie dość. A już na pewno nie zamierzam rozmawiać z tobą, pierdolonym dupkiem, który widzi tylko koniec własnego nosa – odpowiedziała wściekle. Czy chciała go obrazić? Stanowczo. Bo Ulliel nie tylko kojarzył jej się z bogatymi i wpływowymi dupkami, przez których cierpiała, ale także ze zdradą Blacka, jako jego przyjaciel, i tym, że Blaise’a jak zwykle nie było, kiedy był potrzebny. Przecież mógł zabrać Clary gdzieś daleko, żeby nie było jej przy całej sprawie! Ale Ulliel nawet nie lubił jej małej perełki!
    - Po prostu wyjdź – mruknęła i zaczęła nerwowo przekładać kartony. Musiała zająć czymś ręce, bo w środku gotowała się ze złości.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Hej! Bardzo dziękuję za miłe przywitanie Aidy. Jej praca faktycznie jest intrygująca i choć niekiedy trudna, to ona naprawdę tym żyje. W zasadzie to chyba jest jedyny sposób na normalne funkcjonowanie po tym, co ją kiedyś spotkało. Tobie również życzę przede wszystkim weny, chociaż fajne wątki też się przydają! ]

    Aida&Nina

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie spodziewała się, że właśnie w tym momencie Blaise wyrzuci z siebie wszystko to, o czym nie mówił jej w ostatnich miesiącach i kiedy go słuchała, mogła jedynie z żalem kręcić głową, ponieważ najzwyczajniej w świecie było na to za późno. Maille bowiem nie stanęła w miejscu; od października, odkąd tylko wróciła do Nowego Jorku, jej życie nieustannie płynęło na przód, nawet jeśli ona sama momentami stała z boku i była jedynie biernym obserwatorem. Kiedy jednakże wreszcie pozwoliła, by porwał ją nurt wydarzeń, zadziało się tyle niespodziewanych rzeczy, że dziś była już w zupełnie innym miejscu. O wiele dalej, niż tamta Maille, którą Blaise po długim czasie po raz pierwszy zobaczył w Per Se, a która być może inaczej odebrałaby jego słowa.
    Choć sama zaczęła ten temat, nie czuła się wystarczająco silna ani fizycznie, ani tym bardziej psychicznie, by go kontynuować. Przede wszystkim nie sądziła, że właśnie teraz Ulliel postanowi się przed nią otworzyć i nie była gotowa mu odpowiedzieć. Stąd, nadal kręcąc głową, jakby tym sposobem mogła odpędzić jego słowa od swoich uszu, skryła twarz w dłoniach i odetchnęła głęboko, czując narastający w dołku ucisk.
    — Ja… — zaczęła i urwała, bo choć nie chciała pozostawiać go bez odpowiedzi, nie wiedziała, co takiego mogłaby powiedzieć, by tylko wszystkiego nie pogorszyć. — Dokończymy tę rozmowę innym razem, Blaise… — szepnęła niewyraźnie z racji przyciśniętych do twarzy dłoni i odsunęła je dopiero po pewnym czasie. Krótko i ostrożnie zerknęła na Ulliela, a następnie naciągnęła na siebie kołdrę i położyła się na boku, po chwili zawahania odwracając się do niego plecami. Zdążyła już na własnej skórze przekonać się, jak bardzo pan prezes jest uparty i wiedziała, że ten faktycznie stąd nie pójdzie, póki ona nie zaśnie. Wiedząc, że nie uda jej się zapaść w sen, kiedy będzie czuła padający na twarz cień jego sylwetki, postanowiła przekręcić się tak, by czuć się bardziej komfortowo i dzięki temu, po kilkunastu, jeśli nawet nie kilkudziesięciu minutach udało jej się zapaść w płytki sen.
    Kiedy ocknęła się kolejnego ranka, mężczyzny przy niej nie było, lecz palące i niewygodne uczucie gniotące żołądek bynajmniej nie zniknęło.
    Kolejne tygodnie mijały niepostrzeżenie, aż do Nowego Jorku wkradła się jesień. Dni stawały się coraz krótsze, mniej też było słońca, a więcej rzęsistego deszczu. Poranki stały się mgliste oraz chłodne, i choć w ciągu dnia potrafiło być ciepło i przyjemnie, tuż po zachodzie słońca temperatura drastycznie spadała. Nie dało się nie zauważyć zmieniających się pór roku i Maille kręciła nosem na myśl o nadchodzącej zimie, tęskniąc już za wiosną. Tymczasem jednak, niezależnie od aury, musiała skupić się na bieżących sprawach i tym sposobem jej myśli zaprzątała wyłącznie Elaine. Dopiero, kiedy minęło wystarczająco wiele czasu i przyjaciółka zdawała sobie radzić, Irlandka mogła skupić się na innych sprawach. W tym także na Ullielu, z którym wciąż łączyło ją wiele nierozwiązanych spraw, które musieli doprowadzić do końca.
    Wisiała też nad nimi urwana tamtego ponurego wieczora rozmowa i Maille nie chciała zamieść jej pod dywan. Wręcz przeciwnie, szczególnie zależało jej na tym, by jeszcze pociągnęli ten temat i to dlatego, kiedy El była już bezpieczna, Irlandka zaprosiła prezesa do siebie. Wolałaby co prawda spotkać się z nim na bardziej neutralnym gruncie, lecz jednocześnie chciała uniknąć obecności chodzących za nim krok w krok paparazzich. W apartamencie przyjaciela z kolei czułaby się nieswojo i stąd wybór padł na jej mieszkanie, a właściwie na mieszkanie Eagle, które Maille tylko wynajmowała.
    To tutaj wszystko się zaczęło i wszystko miało się też skończyć.
    Gdy kilka minut po umówionej godzinie spotkania wybrzmiał dzwonek do drzwi, Creswell aż podskoczyła. Była poddenerwowana i nie potrafiła tego ukryć, zresztą Blaise znał ją jak mało kto i na pewno miał to zauważyć. Nie zwlekając, podeszła więc do drzwi i otworzyła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Cześć — przywitała się z lekkim uśmiechem i od razu przesunęła na bok, by zrobić Blaise’owi więcej miejsca. — Wchodź do środka. Zrobiłam sushi, więc nie możesz tego przegapić. I kupiłam choyę. A nawet kilka — podkreśliła i zaśmiała się nerwowo, przeczuwając, że tego wieczora alkohol może być im wyjątkowo potrzebny do ukojenia nerwów.

      MAILLE CRESWELL

      Usuń
  6. Chwilę przed wyjściem udało zerknąć się jej w lustro. Szmaragdowa sukienka nie przylegała do jej ciała, jak kiedyś, ale luźno opadała na ciele rudowłosej kobiety. Sięgała jej przed kolana, ale nie w wulgarny sposób. Włosy upięła w wysokiego koka, a raczej upiął jej wynajęty przez mamę fryzjer, tak samo, jak i makijaż miała wykonany przez osobistą wizażystkę mamy. Carlie już dawno nie brała udziału w takich galach i zdążyła się odzwyczaić od tego, jak ludzie nad nią skaczą. Miała wszystko wcześniej przygotowane, była umalowana i uczesana, każdy ciągle nad nią skakał i choć było to uczucie miłe, to jednak dawało jej poczucie, że o wiele bardziej wolałaby zajmować się tym wszystkim sama. Nie miała dziś nic jednak do gadania. To było przyjęcie Penelope, więc dziś musiało iść wszystko tak, jak tego chciała kobieta. Cel był ważny, ważni byli goście i Carlie nie zamierzała się z mamą wykłócać na ten temat, a po prostu się jej podporządkować. Miło było zresztą też się rozerwać i odpocząć od codzienności. A raczej spróbować odpocząć, skoro jej dwie pociechy wybierały się razem z nią. Musiała przyznać, że Leilani i Casper wyglądali przeuroczo. Chłopiec miał na sobie niemowlęcy garnitur, który był naprawdę słodki, a Leilani mini wersję sukienki Carlie. Co prawda nie zgadzały się jedynie włosy, dziewczynka całkiem wdała się w ojca i miała ciemne włoski, jak on. Sądziła, że długo nie zabawi na przyjęciu, ale chciała się pokazać, chwilę porozmawiać i wpłacić trochę na główny cel tego wydarzenia. Przy okazji liczyła, że może uda się jej tam zobaczyć kogoś znajomego. Nie liczyła na to szczególnie. Zwłaszcza, że po jej zniknięciu na parę miesięcy nie dawała każdemu znać, że żyje i że wraca do Nowego Jorku. Ale to było jej najmniejsze zmartwienie na ten wieczór.
    Niedługo później siedziała już w samochodzie z rodzicami i dzieciakami gotowa do drogi. Niedługo później miała dołączyć też opiekunka, która miała przejąć dzieciak i zabrać je z powrotem do mieszkania, choć Carlie nie była przekonana, czy na pewno chce się z nimi rozstawać, a z drugiej strony to była jedna z nielicznych sytuacji, gdzie mogła się trochę rozerwać i nie patrzeć na dzieciaki. Początek przebiegł całkiem spokojnie. Penelope podziękowała wszystkim za przyjście, wyjaśniła jaki jest dzisiejszy cel spotkania, chodziło o wsparcie domów dziecka, które były najbardziej pominięte przez system i dla samotnych rodziców, którzy byli dotknięci przemocą.
    Zaskakujące było to, że bliźnięta zachowywały się nienagannie. Co było dość ciekawym zjawiskiem, jak na niemal półtoraroczne dzieci, ale nie mówiła tego głośno, aby przypadkiem nie powiedzieć tego w złą godzinę. Stała trochę na uboczu, aby nie przeszkadzać gościom. Leilani i Casper, oboje w wózku, sprawiali wrażenie mało zainteresowanych tym co się dzieje dookoła. Carlie na całe szczęście nie była jedyną osobą, która przyprowadziła maluchy, ale to z pewnością jej robiły największe zamieszanie.
    Wydawało się jej, że zauważyła znajomą twarz. I nie pomyliła się.
    — Blaise? — Zawołała, gdy dostrzegła mężczyznę stojącego niedaleko nie. Uniosła dłoń do góry i pomachała z lekkim uśmiechem. Pojęcia nie miała, kiedy ostatni raz się widzieli. Musiało być to… cóż, naprawdę dawno, bo żadna konkretna data nie przychodziła kobiecie do głowy. — Nie wiedziałam, że jesteś na liście gości. Mama nic nie wspomniała.

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  7. [ My też już zaczęłyśmy tęsknić! Odezwę się do ciebie zaraz na maila <3]

    siostrunia

    OdpowiedzUsuń
  8. Spojrzała na niego z niedowierzaniem, gdy oznajmił, że również w jego życiu zaszły pewne nieodwracalne zmiany, które sprawiły, że przestał patrzeć z góry na biedniejszych od siebie. Ciekawiło ją, co do tego doprowadziło i już szykowała się, by zadać mu pytanie, kiedy niespodziewanie się wycofała. Tak, była wścibska i lubiła plotki, lecz ostatecznie uznała, że ciągnięcie go za język nie było w tym przypadku odpowiednie. Co jak co, ale Blaise był jej znajomym, a nie żadnym wielkim przyjacielem, dlatego nie powinna wyciągać od niego szczegółów z życia prywatnego. Niemniej jednak coś sprawiało, że chciała mu uwierzyć. W końcu 'stary' Blaise już dawno słaniałby się po podłodze ze śmiechu, widząc ją w służbowym uniformie, a ten tuż przed nią przyznał się do tego, że nie zamierzał się dłużej wywyższać ze względu na swój status finansowy. Coś jej podpowiadało, że wcale nie kłamał, nawet jeśli podobna pokora zdecydowanie nie pasowała do Ulliela, jakiego znała. Pokiwała więc głową, gdy oznajmił, że się zmienił, pozostawiając jego wypowiedź bez zbędnego komentarza.
    Uśmiechnęła się miło i, gdyby nie przygaszone światła, Blaise mógłby dostrzec na jej twarzy urocze rumieńce. Co jak co, ale Eve przywiązywała ogromną wagę do swojego wyglądu. I ubrań. Przede wszystkim ubrań. Blaise zapewne nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wiele znaczył dla niej ten z pozoru drobny gest, ale podarował jej nie tylko odrobinę normalności, dawnego życia, ale również namiastkę tego, kim była - bo w przypadku panny Forbes, modne ubrania nie były tylko jej zewnętrzną ozdobą, lecz bardzo ważną częścią jej osobowości - pozwalały jej na wyrażenie tego, kim była, za kogo się uważała.
    Wzruszyła ramionami, kiedy odparł, że nie pasowała do tego miejsca. Miał rację. Ale jednocześnie nie posiadała zbyt szerokiej gamy opcji.
    - Wiem o tym - odparła spokojnie. - Ale... zdążyłam się przyzwyczaić. I nawet nie jest tak tragicznie, jak mogłoby się wydawać.
    Nie mogła powiedzieć, że lubiła tę pracę. Sprzątała wolno, popełniała błędy, a współpracowniczki nie pałały do niej szczególną sympatią. Niemniej jednak była wdzięczna siostrze za to, że dała jej pozycję w swoim klubie i pozwoliła na zarobienie własnych pieniędzy. Kiedy spojrzała na swoją pierwszą wypłatę, wydawało jej się, że tak naprawdę nic nie zarobiła, ale cóż, przynajmniej starczało jej na jedzenie, a Margo i tak płaciła za mieszkanie. Miała jeszcze długą drogę do zaoszczędzenia na maszynę, ale czuła swego rodzaju dumę, kiedy grzecznie odkładała po kilkadziesiąt dolarów co miesiąc. Przynajmniej teraz, ponieważ początkowo nie potrafiła się powstrzymać przed wydaniem całego funduszu na nową torebkę.
    Propozycja Blaise'a brzmiała śmiało, odrobinę zbyt dobrze, by była prawdziwą. Owszem, Eve marzyła o karierze w świecie mody, ale... czy mogła mu ufać na tyle, by porzucić swoją obecną pracę - jedyną rzecz, która utrzymywała ją na powierzchni? Przecież nie znali się znowu aż tak dobrze. Blaise w gruncie rzeczy mógł być tym samym, starym Blaisem, ktory szukał tylko wymówki ku temu, by ją wyśmiać. Może się z kimś założył? Bóg jeden wiedział. W grę wchodziła także lojalność wobec Margo. Eve nie chciała rzucać się na niepewny grunt po tym, jak siostra, do której wcześniej się nie przyznawała, zaoferowała jej dach nad głową. Była jej coś winna.
    - Nie będę składać żadnego wypowiedzenia, Blaise. Szef to... moja przyrodnia siostra. Tak, tak, jak każdy doskonale wie, mój ojciec ma romansuje z kobietami na prawo i lewo i kilkanascie lat temu zdarzyło mu się wpaść. W każdym razie... gdyby nie ona, mieszkałabym teraz na ulicy. Nie mogę się zwolnić ot tak. Dzięki niej mam mieszkanie i jakąkolwiek nadzieję na to, że jeszcze coś w życiu osiągnę - wyjaśniła.
    Eve

    OdpowiedzUsuń
  9. [Nie ma czego wybaczać, cieszę się, że w ogóle postanowiłaś nam coś zacząć. ;)]

    Transfer na nowe stanowisko od samego początku był tym, czego pragnęła. Nowe, ciekawsze obowiązki; ambitniejsze projekty; więcej możliwości wykazania się – to wszystko niezmiernie ją cieszyło i skutecznie motywowało do pracy. Celaena lubiła wyzwania, ale nigdy nie spodziewałaby się, że ostatnie tygodnie okażą się tak ciężkie i przytłaczające, a już na pewno nie z powodu zranionej dumy jednej, wysoko usytuowanej kobiety… Bez względu na to, jak silna i wytrwała była, Starling zdawała sobie sprawę z tego, że istniały przeszkody, których nie dało się pokonać samym uporem, a jako, że sama była tylko człowiekiem, po miesiącu żmudnej walki po raz pierwszy pozwoliła demonom przeszłości przekroczyć próg jej nowego życia i zatrząść filarami, które utrzymywały ją w ryzach. W końcu każdy miał prawo do chwili słabości, prawda?
    Do baru udała się od razu po pracy. Meridian był miejscówką, którą pamiętała jeszcze z czasów studiów, a chociaż pchnął ją tam sentyment, równie istotnym aspektem była lokalizacja, która zmniejszała prawdopodobieństwo spotkania któregoś z obecnych współpracowników do absolutnego minimum. Chociaż, jak się okazało, nie wykluczała natknięcia się na inne, ciekawe osobistości…
    — Powinieneś mi to jakoś zrekompensować — powtórzyła cierpliwie, tym razem zachowując już jednak należytą odległość. Zaraz potem chwyciła kieliszek i jednym haustem dopiła swojego drinka, krzywiąc się przy tym tak, jakby właśnie opróżniła szklankę świeżo wyciśniętego soku z cytryny.
    W przebłysku chwilowej świadomości naszły ją nagłe wątpliwości: czy ten konkretny alkohol na pewno należał do niej? Zanim jednak zdążyła głębiej się nad tym zastanowić, nieznajomy zdradził jej swoje imię, tym samym zaskarbując sobie na powrót całą jej uwagę.
    — Naprawdę? — Entuzjazm, jaki zrodziło w niej to oświadczenie nie był udawany; perspektywa spełnienia przez nieznajomego choćby jednego, drobnego życzenia była niezwykle kusząca. — W takim razie chyba muszę ci wybaczyć ten incydent z kałużą — mruknęła ze szczerym rozbawieniem i chwyciła jego ciepłą dłoń. — Anora Starling — przedstawiła się, będąc jeszcze na tyle trzeźwą, by użyć w tym celu drugiego imienia. Nazwisko Ulliel coś jej mówiło, ale z jakiegoś powodu nie od razu skojarzyła je z tymi Ullielami. Zresztą, może po prostu nie chciała znaleźć między nimi żadnego powiązania, tak byłoby zdecydowanie prościej…
    Celaena zerknęła na podstawioną jej przez barmana szklankę, ale nie sięgnęła po nią. Zamiast tego obróciła się na stołku przodem do mężczyzny i dla wygody oparła stopy na drewnianej podpórce między nogami jego hokera.
    — Źle ci z oczu patrzy, chociaż uśmiech masz uroczy. Kim jesteś, książę? — zapytała zaczepnie, szczerząc się do niego na zachętę. Chciała, aby podjął grę. Chciała, aby odwrócił jej uwagę od podłego dnia, nawet jeśli ich wizja upojnego wieczoru nieco się różniła. Nie oznaczało to jeszcze, że nie mogli spędzić go w przyjemnej atmosferze, prawda? — Muszę wiedzieć, żeby zdecydować o co cię poprosić — dodała, opierając łokieć na blacie i nachylając się ku Blaise’owi nieznacznie.

    Celaena

    OdpowiedzUsuń
  10. Gemma podejrzewała, że jej przyjaciel nie będzie najszczęśliwszy, gdy dowie się, że przez tyle lat ukrywała przed nim fakt, iż kiedyś wyszła za mąż, ale nie spodziewała się, że zareaguje równie gwałtownie. Rzadko się ze sobą kłócili po tym, jak zostali sojusznikami; oboje mieli zbyt wielu wrogów, którzy tylko czekali na okazję, aby ich zaatakować, więc nie mogli sobie pozwolić na konflikty pomiędzy sobą. Stanowili wspólny front i walczyli razem, a nie przeciwko sobie, więc czuła się nieswojo z jego złością wymierzoną właśnie w nią, lecz to nie oznaczało, że zamierzała się po prostu wycofać i pokornie pochylić głowę.
    — A ty chodziłbyś dookoła i rozpowiadał wszystkim o największym błędzie swojego życia? Ponieważ za taki uznaję moje małżeństwo — prychnęła Gemma, wywracając oczami. — Przecież to nie tak, że w zeszłym tygodniu wzięłam potajemny ślub, Blaise. To było piętnaście lat temu, w żadnym stopniu nie dotyczyło ciebie, a do tego nigdy nie było jakoś okazji, żeby rzucić wiesz co, Blaise? Kiedy miałam osiemnaście lat, wyszłam za mąż — stwierdziła z wyraźną ironią w głosie, bo nie miała pojęcia, jak on to sobie wyobrażał. W jej odczuciu nie było sensu wracać do jej małżeństwa, to była przeszłość, wszystko między nią a Keithem się skończyło… a przynajmniej tak sądziła, dopóki szantażem nie ściągnął jej do restauracji, by pokazać jej dokumenty i uświadomić jej, że ich rozwód w świetle prawa był nieważny, mimo że od lat się ze sobą nie kontaktowali. Powtarzała, że uporała się już z tym wszystkim, jednak prawda była taka, że to był dla niej niesamowicie bolesny temat. Teraz może trudno było w to uwierzyć, ale nie zawsze była zimną suką, kiedyś potrafiła nawet kochać, jednak miłość przyniosła jej tylko cierpienie i zaczęła nienawidzić wszystkiego, co kojarzyło jej się z przywiązaniem. Blaise był jednym z nielicznych wyjątków, mimo to zdarzały się momenty, kiedy żałowała ich przyjaźni, ponieważ był jej słabością. Tylko ona wiedziała, ile nieprzespanych nocy spędziła, zamartwiając się o jego bezpieczeństwo.
    — Możesz przestać? Boże, brzmisz dokładnie jak moja matka, ta stara lafirynda. Ona też była przeciwna, ciągle tylko powtarzała, że Keith jest ze mną dla moich pieniędzy, że to biedny nieudacznik, który niczego nie osiągnie w życiu, a później odcięła mnie od całej rodziny i kasy, żeby dać mi nauczkę, licząc na to, że wrócę, płaszcząc się przed nią i rzucając jej się do stóp — wymamrotała Gemma, krzywiąc się. — Tak się składa, że w obecnej chwili ma większą fortunę ode mnie. A nie mogę być idealną żonką, jak to określasz, skoro on sam jest obecnie żonaty… z trzecią żoną. Masz pojęcie? Ten chuj już dwa razy próbował mnie zastąpić, a oboje wiemy, że mnie się nie da zastąpić — rzuciła z udawaną nonszalancją, chociaż w jej środku coś pękało za każdym razem, gdy uświadamiała sobie, że ona pakowała się w związki bez przyszłości, a on jeszcze dwa razy przyjął obrączkę. — On… no cóż, jego kolejne partnerki też były bogate. Został casanovą, który wzbogaca się na rozwodach bez wcześniejszej intercyzy. Teraz jest w trakcie trzeciego rozwodu — przyznała, przegryzając wargę i odwracając wzrok. Zawsze wierzyła, że to, co między nimi było, było prawdziwe, ale trudno było się tego trzymać, gdy swoje dwie kolejne żony wykorzystał właśnie w ten sposób… Wiedziała jednak, że niczego nie zyskał na małżeństwie z nią. Oboje byli wtedy cholernie młodzi, a ona została odcięta od rodzinnych funduszy, bo rozwodzie nie dostał niczego z fortuny Beaumontów. — Chciał, żebym po cichu podpisała nasze kolejne papiery rozwodowe, ale… nie zgodziłam się — dodała jeszcze ciszej, bezwiednie kuląc się w sobie, bo była przygotowana na kolejny wybuch Blaise’a i jego dezaprobatę.

    Gemma

    OdpowiedzUsuń
  11. Irlandka wiedziała, że czekająca ją rozmowa z Ullielem nie będzie należała ani do najłatwiejszych, ani też do najprzyjemniejszych i to dlatego nie chciała jej odbywać w momencie, w którym sama nie czuła się najlepiej, a jej umysł nie pracował tak sprawnie, jakby sobie tego życzyła. Zresztą Blaise sam zasugerował, że jest już zmęczona i powinna odpocząć, więc z chęcią skorzystała z otwartej przez niego furtki i tym samym zdecydowała, że porozmawiają, ale później i dziś wreszcie nadeszła ta chwila.
    Chwila, którą Creswell analizowała w myślach po tysiąckroć, lecz jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że choćby rozpatrzyła milion scenariuszy, to i tak nie przewidzi przebiegu ich rozmowy i w tym jednym względzie się nie pomyliła, ponieważ nie podejrzewała, że Blaise zirytuje ją już w momencie, w którym przekroczy próg mieszkania.
    — W przeciwieństwie do niektórych, nie chowam głowy w piasek — mruknęła mało przyjemnie w odpowiedzi na pierwsze wypowiedziane przez prezesa zdanie, bowiem tak jak w każdym innym przypadku podobna uwaga najpewniej w żaden sposób by na nią nie wpłynęła, tak wypowiedziana przez mężczyznę, który niejednokrotnie zatajał przed nią prawdę, podziałała na blondynkę jak płachta na byka i żadne miłe słowa, które padły później, nie mogły sprawić, by Maille zmieniła nastawienie.
    By powściągnąć emocje, skupiła się na podaniu sushi i otworzeniu wina, niemniej jednak Blaise, świadomie czy też nie, robił tego wieczora wszystko, by wyprowadzić ją z równowagi. Kiedy zaczął mówić, kobieta wciąż krzątała się przy stoliku, lecz w pewnym momencie zamarła, a następnie powoli się wyprostowała i posłała przyjacielowi pełne niedowierzania spojrzenie, ten bowiem był na dobrej drodze do tego, by przestać nim być.
    Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, lecz zaraz je zamknęła i tylko szeroko rozwartymi oczami wpatrywała się w siedzącego na kanapie mężczyznę. Po chwili podjęła kolejną próbę, lecz znów spomiędzy jej warg nie wydobył się żaden dźwięk i Creswell zacisnęła je mocno, by następnie pokręcić głową.
    — Naprawdę postrzegasz to w ten sposób? — spytała w końcu cicho, czując się ugodzoną do żywego. Blaise bowiem zachowywał się i brzmiał tak, jakby Maille była wyrachowaną suką, która traktowała w podobny sposób każdego, kto stanął na jej drodze. Poczuła się do tego stopnia znieważona i zlekceważona, że zrobiło jej się niedobrze.
    — Jeśli tak chcesz to nazwać, to tak — zaczęła chłodno. — Zaprosiłam cię tutaj właśnie po to — dodała, a jej spojrzenie stało się wyjątkowo zimne. Dobrze bowiem pamiętała, co mówiła mężczyźnie tamtego wieczora, kiedy ten niespodziewanie wpadł do jej mieszkania, kiedy była tuż po spotkaniu z Elaine. Jak powiedziała, że Blaise jest dla niej ważny i że nie chce, by zniknął z jej życia, że wciąż jest jej bliski i jej na nim zależy. Jeśli teraz on śmiał mówić o tym w taki sposób i głosić, że zamierzała go spławić oraz sprawić, by tkwił w friendzonie, to gotowa była zmienić zdanie i równie dobrze mogła nie chcieć nigdy więcej widzieć go na oczy.
    Blaise natomiast był wciąż w jednym kawałku wyłącznie dlatego, że dzielił ich salonowy stolik.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  12. Octavia, wbrew pozorom, była naprawdę zapracowanym człowiekiem. Była córką właściciela firmy farmakologicznej, a to coś znaczyło w różnych kręgach. Ponadto jej matka miała własną galerę, przez co skupiała na sobie wzrok ludzi z innych kręgów. Chcąc, nie chcąc, Octavia musiała czasami stawać niemal na głowie, aby utrzymać wyznaczony poziom. Od ludzi z wyższych sfer oczekiwało się znacznie więcej. Nie mogła pozwolić sobie na pewne zachowania, w obawie, że wyląduje na językach innych osób, bądź – co gorsza! – na łamach jakiegoś plotkarskiego pismaka. Musiała dbać o dobry wizerunek rodziny. Ciężko pracowała, aby to wszystko wykonać. Jej średnia ocen nie mogła spaść poniżej pewnego poziomu. Jej zachowanie również nie mogło odbiegać od pewnych przyjętych norm.
    Ponadto, chcąc dalej żyć na takim poziomie, na jakim obecnie żyła, musiała również na to w pewien sposób zapracować. Dobrze wiedziała, że jakiś procent zarówno z galerii, jak i firmy ojca na pewno otrzyma. Pewnie na tyle wysoki, że nie musiałaby nawet nigdy pracować, ale sytuacja była bardzo niepewna. Odkąd nie było dziedzica wszystko się skomplikowało. To Orville był przygotowywany do tego, aby przejąć firmę. Ojciec wdrażał go, odkąd jego syn skończył osiemnaście lat. Octavia natomiast nigdy nie miała dostępu do dokumentów, a wiedziała tylko tyle, ile udało jej się podsłyszeć podczas jakiś uroczystości, na których ojciec czasami mówił znacznie więcej niż powinien. Na tym jednak jej wiedza się kończyła. Zresztą, nie była osobą, która znałaby się na takich rzeczach. Próbowała zrozumieć zachodzące w firmie procesy, ale było tak wiele zmiennych, że ostatecznie tak się pogubiła, że już nie mogła się odnaleźć.
    Artystką również nie była, choć malować potrafiła. Jej technika była wyuczona i wyćwiczona. Jej prace może i były ładne, ale każdy szanowany krytyk powiedziałby to samo – nie widać w nich talentu autorki. Blondynka się za to nie obrażała, bo i nie miała ku temu powodów. Znała samą siebie, potrafiła przyjąć krytykę i wiedziała, w czym czuje się dobrze.
    A dobrze czuła się, kiedy prowadziła Instagrama Cezara. Uwielbiała to robić. Tworzyć sponsorowane posty, odpisywać na maile, podejmować różne współprace, a także biegać po mieście z psiakiem i fotografem, aby zrobić mu cudowne zdjęcia. Cezar również to lubił i, kiedy widział, że Octavia pakuje jego plecaczek, to czekał niecierpliwie przy drzwiach. Była na tyle świadoma i na tyle lubiła życie na tak wysokim poziomie, że dobrze wiedziała, że nie da rady się z tego utrzymać. Na Instagramie każdy mógł się szybko wybić, długo utrzymywać, a potem gwałtownie spaść. Octavia rozumiała te procesy. Zbyt wygodnie jej się żyło, aby rezygnować z części udogodnień.
    Jednym z takich udogodnień był prywatny samolot z prywatnym pilotem, który zabierze ją wszędzie tam, gdzie mu powie. Ten weekend we Francji w winiarni dziadka planowała już od dłuższego czasu. Nie miała, jednak na to czasu, bo zawsze było coś ważniejszego do załatwienia. A to Cezar, a to jakiś bal, a to przyjęcie, a to pokaz mody, a to matka miała gorszy okres… Octavia chciała się od tego choć na chwilę uwolnić i po prostu pożyć z dala od tego wszystkiego.
    Samotna podróż nie była aż tak fascynująca. Chociaż miała naprawdę wielu znajomych, to myśląc o weekendowym piciu wina, tylko jedna osoba przychodziła jej do głowy. Wiedziała, że Blaise miał ostatnio ciężki okres w swoim życiu, dlatego uznała, że taki wyjazd na pewno mu się przyda i dobrze zrobi. A jeśli nie, to przynajmniej napije się dobrego wina i na chwilę zmieni otoczenie.
    Około godziny ósmej rano wparowała do jego apartamentu. Szybko pokonała dystans do jego sypialni, do której bez żadnego skrępowania otworzyła drzwi.
    – Dzień dobry, misiu kolorowy – powiedziała, podchodząc do okna i odsłaniając zasłony, aby do pokoju wpadło słoneczne światło. Następnie odwróciła się i podeszła do łóżka. Usiadła na jego skraju. – Blaise… Misiu, wstajemy – powiedziała, szturchając go w ramię.

    Psiapsi, Octavia

    OdpowiedzUsuń
  13. [Dzień dobry, dobrze móc być tu znów. ♥ Dziękuję za miłe powitanie i mam szczerą nadzieję, że życzenia się spełnią, a Darlene odnajdzie jeszcze choć trochę radości w życiu. :) Skoro zapraszasz na wątek do Blaise'a, to przybywamy, a choć trochę się boję, że ten bezkompromisowy pan rozniesie moją Hopper w proch swoją stanowczością i wyższością, to z chęcią zaryzykuję ich spotkanie. Coś mi mówi, że Ulliel może być odpowiednią osobą, aby przypomnieć Darlene o tych mniej przyjemnych emocjach uczuciach, jak złość czy potrzeba oporu, ale wcale niemniej ważnych. :D Jak wspomniałaś o dogach niemieckich, z miejsca przed oczami stanął mi komiczny obraz wieczornego spaceru, gdzie Blaise w jakiś sposób zaskakuje Darlene swoją obecnością lub zupełnym przypadkiem po prostu idzie za nią (w jej mniemaniu) zbyt długo i przestraszona dziewczyna psika mu gazem pieprzowym prosto w twarz. :D Co Ty o tym sądzisz? Idziemy na żywioł, czy wolisz mieć jakieś wcześniejsze zaplecze dla postaci?]

    Darlene Hopper

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten rok nie był dla Octavii zbyt łaskawy. Wydarzenia z imprezy z początku roku odcisnęły na niej piętno i wciąż nawiedzały w koszmarach. Chociaż twierdziła, że przecież nic takiego się nie stało, to kłamała. Stało się. I to dużo, lecz nie chciała o tym mówić. Nie chciała tych pełnych politowania spojrzeń, sztucznego współczucia i szeptów za plecami. Wolała zamieść wszystko pod dywan, podnieść wysoko głowę i udawać, że nic się nie stało. Siniaka na policzki zapudrowała, rozciętą wargę pomalowała pomadką, a na nos zakładała okulary przeciwsłoneczne, dzięki czemu nie było widać podbitego oka. Natomiast ślady na rękach i ciele zasłaniała ubraniami. Nic się nie stało.
    Tamte wydarzenia pomogły jej też dojść do ciekawych wniosków. Kilka tygodni później zerwała z Noah. Nie była to łatwa rozmowa i łatwa decyzja. Chłopak był z nią, odkąd sięgała pamięcią. Jeszcze w liceum zaczęli ze sobą kręcić. Sporo razem przeszli, lecz Octavia nie chciała zostawać z nim jedynie z przyzwyczajenia. Był idealnym kandydatem na męża nie tylko z jej punktu widzenia, ale również z punktu widzenia rodzin. Mógłby przejąć firmę ojca, a także winiarnię dziadka. Mógłby nimi zarządzać, tym bardziej, że znał się na tym. Octavia nie chciała wychodzić za niego, tylko dlatego, że był tym mądrym wyborem. Pragnęła miłości. Prawdziwej, namiętnej, pełnej sprzeczności. A tego Noah nie mógł jej dać, nieważne, jak bardzo by się starał.
    Choć wiele w jej życiu się zmieniało, to jedna rzecz pozostała wciąż taka sama – jej przyjaźń z Blaise. Teraz to on potrzebował pomocy, dlatego postanowiła zrobić wszystko, aby choć na chwilę poprawić mu humor. Widok jego w takim stanie i z takim towarzystwem nie robił jej na niej wrażenia. Usiadła na skraju łóżka, cierpliwie czekając, aż modelki opuszczą jego sypialnię.
    – Czwartek. Dziś jest czwartek – powiedziała, kiedy już zostali sami. Spojrzała w stronę butelek i skrzywiła się. Raczej nie była fanką takich alkoholi. Ponadto żyła zgodnie z zasadą, że damom przed dwunastą pić nie wypada.
    – A ja cię porywam – uśmiechnęła się tajemniczo. – Możesz, więc odwołać dzisiejszą imprezę. W sumie wszystkie do końca tego tygodnia, ponieważ weekend spędzisz z najważniejszą osobą w twoim życiu. – Powiedziawszy to, zabawnie, a zarazem wymownie poruszyła brwiami. – Musisz się tylko doprowadzić do w miarę normalnego stanu. Pół godziny na prysznic ci wystarczy, misiu?

    Octavia

    OdpowiedzUsuń
  15. Towarzystwo było tutaj raczej dość… nudne i mało ciekawe. Carlie nie widziała zbyt wielu osób w swoim wieku, czy nawet takich, które byłyby w wieku jej męża. Jej mama dobrze wiedziała co robi zapraszając osoby w podeszłym wieku z grubymi portfelami. Jasne, młodzi potrafili mieć równie wiele pieniędzy, jak nie więcej, ale jednak prawda była taka, że tych starszych łatwiej było ściągnąć. To nie była typowo instagramowa impreza, którą można było się pochwalić, choć cel na pewno ucieszyłby wielu obserwujących i podbiłby liczbę obserwatorów, a także pozwolił na to, aby uczestnicząca tu osoba pokazała się w dobrym świetle, ale Carlie bardzo dobrze wiedziała, że jej mama nie lubi mieć tu osób, które tylko czekają na to, aby się wybielić poprzez dobre uczynki, których nawet nie chcą robić. W tym całym szaleństwie przygotowań do dzisiejszego wieczoru zupełnie zapomniała podpytać się kto tu będzie. Nie chciała się nudzić cały wieczór czy łazić bez sensu za rodzicami. Nie miała już czternastu lat, aby nie radzić sobie samej, ale jednak również nie uśmiechało się jej spędzanie czasu z osobami trzy razy starszymi od niej, czy unikać pytań odnośnie sekretnego ślubu, o którym, gdy wszyscy się dowiedzieli każdy nagle poczuł się urażony brakiem zaproszenia. A już zwłaszcza urażone były te kobiety, których imion nawet rudowłosa nie pamiętała.
    — Miałam właśnie mówić to samo — odparła ze śmiechem i również musnęła policzek mężczyzny. Zaraz jednak spojrzała na bliźnięta, które teraz jak na zawołanie wpatrywały się w Blaise. Carlie zaśmiała się na jego słowa. — Mama nalegała, żebym je zabrała. No i są — wyjaśniła — i wcale nie będą wrzeszczeć. Mamy niepisaną umowę i dziś mają być grzeczne.
    Sięgnęła po kieliszek z szampanem od kelnera i może to było niegrzeczne, bo toastu jeszcze nie było, ale upiła łyka. Potrzebowała dziś tego, bardzo potrzebowała.
    — Tak, już na dobre. Kocham Maui i będę tęsknić za plażą za oknem i oceanem, ale Nowy Jork… jakoś mi tutaj jest lepiej — odpowiedziała. Mogła sobie tłumaczyć, że tam jest lepsza atmosfera, ciekawiej i cieplej przede wszystkim, ale Nowy Jork miał w sobie to coś i ją przyciągał. Miała tu masę bliskich jej osób, rodziców i po prostu to był Nowy Jork. Miasto cudów, o którym niektórzy tylko mogli pomarzyć. — A jak u ciebie? Mam wrażenie, że minęły całe wieki od naszej ostatniej rozmowy.

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie zastanawiał się długo, kiedy Blaise zaproponował mu ten krótki, weekendowy wypad do Miami. Pomyślał, że tak naprawdę to dobrze mu zrobi odreagowanie wszystkiego, co odreagowania wymagało a było tego nie mało. Kameralne grono, pełne słońce, piękne kobiety i dobry alkohol to być może dokładnie to, czego aktualnie potrzebował, żeby poczuć się lepiej. Naładować baterie.
    Obaj znali się od dziecka. Chodzili do tej samej szkoły, mieszkali w niedalekim sąsiedztwie, studiowali na tej samej uczelni. Wraz z kilkoma innymi znajomymi tworzyli TĘ paczkę bananowej młodzieży z wyższych sfer, której nikt nie lubi, ale w towarzystwie której każdy chciałby się obracać. Mimo upływu lat wciąż trzymali się razem i choć na codzień byli pochłonięci własnymi sprawami, potrafili znaleźć dla siebie czas i zaszaleć jak za dawnych lat, kiedy ich jedynym zmartwieniem był kac, którego nawet nie trzeba było ukrywać przed i tak wiecznie nieobecnymi rodzicami. Dlatego wrzucił do walizki kilka letnich koszul a potem wsiadł w samolot i przyleciał prosto do Miami, krainy rozpusty, żeby zbić piątkę z przyjacielem i pogadać z nim przy dobrym drinku.
    -Blaise! - Przywitał się z nim entuzjastycznie, kiedy wszedł na pokład.
    -Miałem przepuścić taką okazję? W życiu… - Powiedział ze śmiechem, klepnąwszy Ulliela w ramię.
    -Dobra dobra, ty mi lepiej powiedz, co nawywijałeś, że przywiało cię aż tutaj. - Wziął od niego drinka i nie czekając zamoczył usta w alkoholu. Wysoka temperatura i pełne słońce sprawiły, że zaschło mu w gardle. Zwykle imprezy takie jak ta były wynikiem problemów. Rozmach przedsięwzięcia musiał być proporcjonalny do rozmiarów sytuacji czy emocji, które wymagały przepracowania. Swoista terapia w ich osobliwym wydaniu.
    -Nie wiem - wzruszył nieznacznie ramionami, oparłszy się łokciem o bar. -Nie odzywa się do mnie - dodał w ramach wyjaśnienia. -Pewnie ma ku temu całkiem sensowny powód, ale to długa historia. Sam wiesz, jaki jest nasz ojciec i jaka jest Eve. Oboje tak samo uparci. Próbowałem jakoś na niego wpłynąć, ale nie chce o niej słyszeć, dopóki go nie przeprosi i nie przyzna mu racji. A Eve… cóż, nie zrobi tego choćby przymierała głodem, albo musiała sprzątać czyjeś rzygi. - Skrzywił się mówiąc to. Jakoś trudno mu było wyobrazić sobie siostrę w takiej sytuacji, pomyślał, idąc za przyjacielem w stronę szklanego stołu.
    -Chodź synu, teraz możesz wyznać swoje grzechy - zażartował, kiedy usiedli i roześmiał się nieznacznie. Widział jednak dobrze, że jego przyjaciel jest dręczony przez jakieś wyrzuty sumienia i to nie od dziś.

    Harry

    OdpowiedzUsuń
  17. — Czyli jedyny słuszny tok rozumowania, to twój własny? — prychnęła i z niedowierzaniem pokręciła głową. — To jest właśnie twój główny problem, Blaise. Zawsze wiesz lepiej. Zawsze! — uniosła się i wycelowała w niego palcem, potrząsając nim przy każdym kolejnym wypowiadanym słowie. — Skąd w ogóle pomysł, że trzeba mnie przed kimkolwiek chronić? Skąd pewność, że nie obronię się przed zagrożeniem, jeśli nawet go nie znam? — Choć starała się zachować spokój, nie potrafiła nie podnieść głosu. Niestety nic nie potrafiła poradzić na to, że przekonanie Ulliela o słuszności własnych zachowań i decyzji bez skonsultowania ich z innymi zawsze skutecznie wyprowadzało ją z równowagi, czy to dziś, czy jeszcze przed laty.
    — Dlaczego robisz z ludzi kukły, Blaise? Kukły, które same sobie nie poradzą? Które nie mogą mieć swojego zdania i nie potrafią samodzielnie myśleć? Dlaczego wszystko zawsze musi być dopasowane do tego, jak ty postrzegasz świat? Ja pierdole! — krzyknęła i spojrzała na niego z wzburzeniem, a następnie uniosła ręce do głowy i przycisnęła palce do skroni, bo też z powodu zdenerwowania to właśnie w tym miejscu odczuwała własny, dudniący puls. Odwróciwszy wzrok od mężczyzny, zaczęła krążyć po salonie, ignorując przy tym Leviego, który niewiele z tego wszystkiego rozumiał i radośnie krok w krok podążał za swoją panią.
    — To spróbuj spojrzeć na to wszystko inaczej! — krzyknęła i z bezradności opuściła ręce, po czym je rozłożyła. — Powiedziałam ci ostatnio, że jesteś mi bliski i jesteś dla mnie ważny! Że nie chcę, żebyś zniknął z mojego życia! A ty… ty… — Wskazała na niego dłonią, którą po chwili ze złością potrzasnęła. — Ty martwisz się tym, że zostawiłam cię dla kobiety? — parsknęła i ponownie złapała się za głowę, nie mogąc uwierzyć w to wszystko, co się stało. — Nie, Blaise, nie zostawiłam cię dla kobiety. Odeszłam od ciebie dużo wcześniej, pamiętasz? Bo mnie okłamywałeś. Bo nie mówiłeś mi całej prawdy, tak jak teraz, kiedy chciałeś mnie chronić przed twoim ojcem! Czasem miłość to za mało, wiesz? I uwierz mi, nie potrafiłabym być w związku, w którym ktoś podejmuje za mnie decyzje. W którym ktoś decyduje, co jest dla mnie dobre, a co nie. A ty właśnie to robisz, Blaise. Chcesz sterować ludźmi. Jesteś święcie przekonany, że każdy myśli w taki sam sposób, jak ty, a jeśli tego nie robi, musi być idiotą. Musze cię rozczarować, ale tak nie jest. Każdy z nas jest inny, każdy ma inne doświadczenia i przeszłość, każdy na innej podstawie dokonuje życiowych wyborów. Jeśli chcesz żyć w przekonaniu, że związałam się z Antoniną tylko po to, żeby zagrać ci na nerwach i zbłaźnić cię w oczach innych, to proszę bardzo, nie będę wyprowadzać cię z błędu. Nie mam już na to wszystko siły. — Ostatnie zdanie wypowiedziała już znacznie spokojniej. Przystanęła też w miejscu i przesunęła wzrokiem po sylwetce mężczyzny, a kiedy ten wytknął jej, że zostawił go w potrzebie, tylko smutno się uśmiechnęła.
    — A co miałam zrobić? Kłamałeś mi prosto w oczy, Blaise, a ja bywam za dobra, to fakt. Może w innym przypadku nie patrzyłabym na wszystko inne i ci pomogła, ale wtedy po raz pierwszy od dawna pomyślałam o sobie i nie będę cię za to przepraszać. Żadne z nas nie jest bez winy i dziś wiem, że pewne rzeczy mogłam zrobić inaczej. A ty miej choć odrobinę przyzwoitości i… — urwała, po czym pokręciła głową i zaśmiała się krótko. — Zresztą, po co ja to wszystko robię. Po co tłumaczę i staram się zrozumieć… Ty i tak masz swój jedyny, słuszny punkt widzenia. No, dalej — zachęciła go i odruchowo odrobinę szerzej stanęła na nogach, ręce zaś skrzyżowała na piersi. — Jaką jeszcze krzywdę ci wyrządziłam, Blaise? Powiedz wszystko teraz, póki jeszcze masz okazję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sądziła, by po dzisiejszej rozmowie jeszcze kiedykolwiek mieli mieć ze sobą do czynienia. A przynajmniej ona, tak jak powiedziała, najzwyczajniej w świecie nie miała już na to wszystko siły. Była zmęczona nieustanną szarpaniną i coraz częściej dochodziła do wniosku, że czasem lepiej po prostu było odpuścić. Odwrócić się i odejść, nawet jeśli zostawiało się za sobą coś niedokończonego.

      MAILLE CRESWELL

      Usuń
  18. Trudno było określić, kto jest bardziej uparty: Blaise czy Elaine. Jasne jednak było, że kiedy ta dwójka się przy czym uprze, to żadne z nich nie odpuści. Chyba że w grze pojawi się nowy element, który zmieni znaczenie pionków na planszy.
    A jednak Eagle odetchnęła, kiedy mężczyzna opuścił jej bar. Czy to dziwne, że nie chciała mieć do czynienia z kim z jego otoczenia? Ze środowiska, które jak do tej pory zawodziło ją i przynosiło coraz więcej bólu? Jak mógł oczekiwać, że zechce znosić to dalej? W imię czego? Jakiegoś mistycznego męczeństwa? Dla El nawet ból miał pozostać egoistyczna zachcianką.
    Przez kolejne dni nie odpowiadała na wiadomości od Ulliela. Z resztą nie tylko od niego. Koncentrowała się na pracy i tylko to ją pochłaniało. Dzięki temu mogła nie myśleć. Z pracy do pracy, z baru, do szkoły… dokądkolwiek, byle mieć ręce pełne roboty.
    Pewnego dnia Lilka wyciągnęła ją na obiad do restauracji. Elaine zgodziła się niechętnie, ponieważ nie miała ochoty na pogaduchy przy talerzu, ale wiedziała, że ostatnio zaniedbywała siostrę i chociaż tyle mogła dla niej zrobić. Szczególnie, że związek Lilianny z jej sporo starszym partnerem poważnie się rozwijał i wiadome było, że wkrótce czeka dziewczynę trudna rozmowa z rodzicami. Elaine i Patrick mieli spory i kłótnie z nimi już za sobą, ale jak dotąd Lilka nigdy nie musiała stawiać na swoim. To miała być jej pierwsza przeprawa i Elaine chciała okazać jej wsparcie.
    Nie sądziła jednak, że po obiedzie Lilka zaprowadzi ją wprost w zastawioną przez Blaise’a pułapkę.
    Elaine odruchowo zacisnęła zęby, starając się poskromić swoja złość, kiedy Ulliel przechwycił ją i zaczął dokądś prowadzić. Naprawdę się kontrolowała, skoro nie nawrzeszczała na niego już na wstępie i nie skopała mu tego nadętego dupska. A potem usłyszała wypowiedziane przez niego słowa i pobladła w jednej chwili. Nie wiedziała, co zrobić i jak się zachować. Właściwie nawet nie wiedziała, co czuje, poza tym, że wszyscy się na nią gapili, a ona miała ochotę uciec z krzykiem. Widziała też imię swojej perełki wypisane wielkimi literami na plakacie. Potem Ulliel pokazał jej prezentację. El zadrżała i zachwiała się. Nie wiedziała, że po jej policzkach płyną łzy, bo zrobiło jej się słabo.
    - Oszalałeś – wyszeptała. Nie była w stanie wydobyć z siebie nic więcej. Nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć, jak zareagować. I jaka powinna być w tym wszystkim jej rola.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  19. W ostatnim czasie Carlie rzadko pojawiała się na takich przyjęciach. Głównie dlatego, że po prostu nie lubiła być w centrum uwagi. Wychowywała się w rodzinie, która zawsze była na czerwonych dywanach. Jej ojciec zbierał nagrody za filmy, mama była swego czasu rozpoznawalną piosenkarką, ale śpiewanie raczej nie było jej konikiem, a teraz robiła wszystko, aby pomóc osobom, które potrzebowały pomocy najbardziej. Udzielała się publicznie, wciąż była wystawiona na krytykę, jak dość spora część rodziny rudowłosej. Ona sama wolała trzymać się z boku, aż do momentu, kiedy nie związała się z Mattem, który żył na scenie. Nigdy jej to nie przeszkadzało, że ktoś bliski jest znany. Była do tego przyzwyczajona, ale zwyczajnie męczyły ją pościgi paparazzi. Byle zdobyć jak najlepsze zdjęcie.
    — Wymiękasz przy dwóch półtorarocznych dzieciach? — Zmierzyła go uważnie wzrokiem uśmiechając się cwaniacko. To było zabawne, widzieć Blaise, który miał jednak jakąś słabość. I to taką, która nie potrafiła złożyć pełnego zdania ani przejść trzech kroków bez pacnięcia tyłkiem na ziemię. Carlie musiała się z nim jednak zgodzić i musiała zadzwonić po opiekunkę. Zwłaszcza, że nie chciała spędzić całego wieczoru opiekując się maluchami. Miały pojawić się na chwilę, a potem wrócić do domu z zaufaną osobą. — Powiedzmy, że coś takiego — odpowiedziała. Sama jeszcze dwa lata temu nie byłaby w stanie zrozumieć czemu ludzie chcą mieć rodziny. Właściwie nigdy nie chciała tego, bo nie myślała nad rodziną, ale wszystko się zmieniło. I być może zależało to od odpowiedniej osoby, a może i nawet z odpowiednią osobą to się nie zmieniało. Carlie nie wiedziała, jak to działo i co właściwie zmieniło się w jej przypadku, ale cieszyła się, że jej życie w taki sposób się potoczyło.
    Carlie nie spodziewała się chyba tylu informacji w tak szybkim tempie. Pierwsza rzecz nie była zaskoczeniem, ciężko było nie słyszeć o odnalezieniu Charlotte. Poza tym, dziewczyna miała już okazję ją poznać. Okazało się, że Charlotte korzystała z usług firmy, gdzie pracowała Carlie i dziewczyna miała pomóc jej urządzić mieszkanie.
    — To… sporo zmian — stwierdziła po chwili. Nie do końca wiedziała, jak miała zareagować. Pocieszyć go? Wątpiła, że Blaise go potrzebował i chciał. — Poznałam Charlotte. Jakiś czas temu.
    Posłała spojrzenie młodemu mężczyźnie, jakby chciała mu dać znać, że jego sekret będzie z nią bezpieczny. A być może, jak znajdą się w nieco innym miejscu będą mogli o nim więcej porozmawiać. To jednak nie było odpowiednie miejsce na tego typu rozmowy.
    Wywróciła zaraz oczami. Nawet nie powinna się dziwić, że Blaise mówi bez jakiegokolwiek filtra i nie przebiera w słowach.
    — Moja wagina ma się dobrze i wygląda równie dobrze, dziękuję za troskę — odparła — nie ma go w Nowym Jorku. Mieliśmy problemy z domknięciem spraw z domem w Maui, ja musiałam wracać już tu, bo praca. Został tam jeszcze na trochę, aby podpisać wszystko co trzeba i przylatuje, jak tylko będzie mógł.
    Wiedziała, jak to mogło brzmieć. Ona tu, on tysiące kilometrów dalej, ale tak po prawdzie to wszystko było w porządku. Ostatnie miesiące były chyba najlepszymi jakie miała. Ciągle blisko męża, dzieci. Żadnych problemów. Nie mogła narzekać.
    — A ty dziś bez żadnej osoby towarzyszącej czy zamierzasz dopiero ruszyć później na łowy?

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  20. Octavia jęknęła cicho, udając niezadowolenie, jak tylko wypowiedział swoje słowa. Tylko tyle zdążyła zrobić, nim oberwała poduszką.
    – Ej! – zawołała, nim wylądowała na nim. Mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem, przerzuciła przez niego nogę i usiadła okrakiem, coby było jej znacznie wygodniej.
    – Przykro mi, że tak się tego dowiadujesz – mruknęła cicho. – Miałam zamiar wyznać ci to na tym romantycznym wyjeździe, ale skoro tak… Nie dość, że jesteś mądry, to jeszcze zaradny i przystojny. Ideał! – zaśmiała się, wciąż na nim siedząc. Musiała przyznać, że przez te kilka dni, kiedy się nie widzieli, naprawdę się za nim stęskniła. Na szczęście będą mieli wystarczająco dużo czasu, aby nadrobić stracony czas i spędzić ze sobą trochę czasu.
    – Kochanie… – uśmiechnęła się nieco tajemniczo, czego nie mógł zobaczyć, bo wciąż ją trzymał. Poruszyła ramionami, chcąc wydostać się z jego uścisku, co okazało się niezwykle trudnym zadaniem. – Seks dopiero po ślubie – stwierdziła i cmoknęła go w policzek.
    W końcu udało jej się wydostać z uścisku. Wyprostowała się i spojrzała na niego z góry. Jedną ręką odpięła górny guzik swojej koszuli, drugą natomiast przerzuciła włosy na jedno ramię.
    – Gdybym wiedziała, że jesteś taki chętny, to zrezygnowałabym z prysznicu u siebie – powiedziała, nieco zniżając głos. Po chwili parsknęła śmiechem. Korzystając z chwili wolności, chwyciła poduszkę i walnęła nią przyjaciela. Była to jej zemsta za to, co on zrobił jej wcześniej.
    – Na potrzeby tego wyjazdu ja mogę być twoim stylistą – zaproponowała. Znała się na modzie, umiała dobrze dobierać ubrania oraz wszelkie dodatki, dzięki czemu sama stylisty nie potrzebowała. Korzystała z jego usług tylko, jeśli w grę wchodziło jakieś większe wyjście czy inny bankiet, na którym musiała prezentować się nienagannie. Pochyliła się nad nim. – Tak cię zestroję, że żadna flądra na ciebie nie spojrzy – mruknęła mu do ucha, takim tonem, jakby zdradzała mu tajemnicę najbardziej romantycznej i namiętnej nocy, po czym parsknęła śmiechem.
    W końcu zeszła z niego i przeciągnęła się.
    – Tam, gdzie lecimy, co prawda będzie sporo ludzi, ale będziemy tylko we dwoje. Ja… Ty… w najbardziej romantycznym kraju na świecie... – Zrobiła krótką pauzę, chcąc zbudować atmosferę. W końcu nie wytrzymała i uśmiechnęła się szeroko. – Lecimy do Beaun na degustację nowych win! Dlatego zbieraj się, im wcześniej wylecimy, tym lepiej!

    Octavia

    OdpowiedzUsuń
  21. Nowy Jork niezaprzeczalnie stał się dla panny Lester domem za którym tęskniła równie mocno, co za Southampton. Przeżyła tu jedne z najlepszych, ale też i najgorszych chwil, a niezliczona ilość była jeszcze przed nią. Nie czuła się tu już jak ktoś obcy. Płynnie włączała się co dnia w rytm życia miasta, które nigdy nie zasypia. Miała tu niemałe grono bliskich osób, ulubione miejsca i te, które z miłą chęcią omijała szerokim łukiem. Nauczyła się w których godzinach lepiej wsiąść w taksówkę lub iść pieszo, niż tłoczyć się w metrze, w którym wręcz potrafiło zabraknąć dopływu świeżego powietrza. Wiedziała która kawiarenka w Central Parku oferuje kawę w promocyjnej cenie do zestawów śniadaniowych, a gdzie warto zajrzeć po zmroku, by ukoić nerwy podczas tańca. Przyswoiła tą wiedzę metodą prób i błędów, a ma miała na nie dobrych kilka lat. Pokochała to miasto, pokochała anonimowość, a także niezliczone możliwości o które trzeba było zawalczyć, ale były warte każdego wysiłku.
    Gdy dowiedziała się, że jest w ciąży myślała, że o to właśnie świat jej się zawalił. Nie wiedziała jaka decyzje jest słuszna, była cieniem samej siebie, jednak wszystko potoczyło się tak, iż zrozumiała czego naprawdę pragnie. Nie sądziła, że jako zagorzała zwolenniczka przygód na jedną noc, imprez do białego rana i licznych drinków postanowi zostać mamą. Ba, że to będzie coś czego zapragnie z głębi serca, ale jednocześnie coś co przeraża ją każdego dnia do szpiku kości. Nie mówi o tym za wiele, ponieważ wierzy, że mimo wielu wyzwań sobie poradzi ze wsparciem najbliższych.
    Dość długo odwlekała przejście na ciążowe zwolnienie lekarskie, ale gdy się na to zdecydowała miał zbyt wiele wolnego czasu. Szukała sobie dodatkowych zajęć tam gdzie tylko mogła! Czasem otwierała służbowy komputer, by być na bieżąco z tym co działo się w firmie. Wiedziała, że nie jest niezastąpiona, jednak tęskniła za swą rutyną, którą zdecydowanie zbyt szybko musiała porzucić na rzecz ciąży.
    Jesień zbliżała się nieubłaganie, a gdy nadeszła panna Lester już nie miała możliwości ukrywać pokaźnego brzucha pod rozciągniętymi swetrami. Była kilka kroków od rozwiązania. Czasem prosiła, by nadeszło szybciej niż później, bo teraz wyczynem ekstremalnym było dla niej zawiązanie sobie butów! Nie czuła się dobrze będąc zależną od czyjejkolwiek pomocy, więc naprawde odliczała już dni i tygodnie do porodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy pewnego ranka siedziała na kanapie w salonie oglądając jakiś beznadziejny reality show dla zabicia nudy, rozdzwonił się jej telefon. Po kilku minutach rozmowy poderwała się z miejsca i z szerokim uśmiechem zaczęła szykować się do wyjścia. Dzwonili z pracy, z pytaniem czy nie mogłaby im pomóc z dostarczeniem jednej prezentacji do klienta - to było na to co czekała! Poczuła przypływ adrenaliny, gdy próbowała naciągnąć na siebie eleganckie spodnie ciążowe w kolorze butelkowej zieli, do który miała też oversizowa marynarkę. Pasowało jak ulał! Niestety o koszuli mogła zapomnieć, więc postawiła na czarny t-shirt odpowiedni dla ciężarnych. Ukochane szpilki wrzuciła do sporej torebki, a na nogi nałożyła baleriny, a przed wyjściem upewniła się jeszcze czy na pewno ma swój służbowy komputer.
      Po dwóch godzinach żegnała się z klientem. Prezentacja się udała, a ona mogła z czystym sercem opuścić budynek. Nie było mowy, by w przebranych szpilkach zeszła po schodach, więc wybrała podróż windą. Nie zwracała zbytniej uwagi na to kto znajdował się w środku, ponieważ bardziej zaabsorbowała ją zmiana obuwia. Była to nie lada gimnastyka. Gdy prawie jej się udało podnieść ściągnięte szpilki windą nagle szarpnęło. Światło zamigotało niebezpiecznie, a po chwili nie było już słychać nic. Stali w miejscu.
      — Co jest? —mruknęła do siebie i podeszła do panelu z przyciskami, by wezwać pomoc. Klikała kilkukrotnie, ale nikt po drugiej stronie się nie zgłaszał.
      —To są chyba jakieś jaja... —nerwowo przeczesała dłonią włosy, bo choć nie miała nigdy problemów z małymi pomieszczeniami to nie dało się ukryć, że teraz sytuacja miała się zgoła inaczej. Była w dziewiątym miesiącu ciąży i mogła rodzić dosłownie w każdej chwili!

      Charlotte

      Usuń
  22. — Możesz się uspokoić? Twoje wpadanie w histerię niczego nie zmieni — syknęła Gemma przez zaciśnięte zęby, jednocześnie na wszelki wypadek zerkając w stronę korytarza, by upewnić się, że nikt nie zwracał uwagi na krzyczącego Blaise’a. Co prawda szyby były dźwiękoszczelne, by zapewnić prywatność podczas rozmowy z klientami, bardzo ważne było zachowanie tajemnicy, ale i tak się bała, że zaraz jej sekretarka wpadnie do środka. Zawsze wlepiała maślane spojrzenie w jej najlepszego przyjaciela, ale Gemma nigdy nie dociekała, czy Blaise kiedyś postanowił się z nią zabawić, chociaż miała nadzieję, że nie. Trochę słabo by wyszło, gdyby się okazało, że pieprzył jednocześnie ją i jej sekretarkę, jednak w tej chwili mieli ważniejsze sprawy na głowie, zwłaszcza że mężczyzna właśnie wlewał w siebie kolejną szklankę whisky. Podniosła się ze swojego miejsca za biurkiem i podeszła do niego, wyrywając mu butelkę i odsuwając mu szklankę od warg. Jeszcze tego brakowało, żeby całkiem się najebał i był widziany, jak wychodzi z jej gabinetu, ledwo trzymając się w pionie.
    — Wiem, że czujesz się wściekły i zraniony, ale mi na tobie zależy. Zawsze tak było i zawsze tak będzie. To, że kiedyś byłam mężatką i ci nie powiedziałam, tego nie zmienia — powiedziała, starając się brzmieć jak najłagodniej, kiedy otoczyła go ramionami w pasie, przytulając się do niego. Schowała twarz w jego szyi, zaciągając się jego zapachem i wargami miękko całując jego ramię. Odetchnęła. Wolałaby niczego mu nie mówić, ale Blaise był tak wzburzony, że wiedziała, że jej nie odpuści, a jeśli nie zdradzi się ani słowem na temat swojego związku z Keithem, jej przyjaźń mogła zostać zagrożona. On z ich dwójki zawsze był tym bardziej ekspresyjnym, otwartym, zdradził jej swoje największe tajemnice, podczas gdy ona… ona nadal ukrywała przed nim swoje największe demony, a jej małżeństwo było zaledwie wierzchołkiem góry lodowej. Znienawidziłby ją, gdyby wiedział, co przed nim ukrywała, ale nie umiała się zmusić do tego, by cokolwiek z siebie wyrzucić. Po prostu próbowała wymazać tę przeszłość, nigdy do niej nie wracać, jakby dzięki temu mogła zapomnieć, ale zupełnie jej to nie wychodziło. — Kochałam go. Do szaleństwa. Tak, jak można kochać tylko jedną osobę przez całe życie. To było głupie i naiwne, byłam niedoświadczona, przed nim nie miałam nawet chłopaka, ale… kiedy wychodziłam za niego za mąż, nie chodziło tylko o wyrwanie się ze złotej klatki i zrobienie wszystkim na złość, po prostu nie wyobrażałam sobie życia, w którym jego by nie było. A później wszystko się posypało, podpisaliśmy papiery i powtarzałam sobie, że to był największy błąd, jaki mogłam popełnić, że na pewno mną manipulował, a ślub wzięłam pod wpływem narkotyków, bo przecież… znasz mnie teraz i trudno sobie wyobrazić, by chciałabym wziąć ślub z własnej woli. Ale wtedy naprawdę tego chciałam. Chciałam jego. — Nie odpowiedziała na jego pytanie o inne związki. To było oczywiste. Przez Keitha nie umiała znowu nikomu zaufać. Nie była pewna, czy nawet próbowała, po prostu wiedziała, że nie zakocha się ponownie w nikim tak, jak zakochała się w nim. Potrafił być nieznośny, uparty, nieskończenie arogancki, okrutny, ale dla niej był wszystkim. Po nim nie umiała już się zaangażować, oddać komukolwiek kawałek siebie, bo nawet kiedy go nienawidziła, nadal miał kawałek jej serca. — Nie był nieudacznikiem — szepnęła, po czym skrzywiła się mocno, ponieważ wiedziała, że Blaise’owi nie spodoba się to, że nadal broniła swojego eks. Zirytowana odsunęła się od niego. — Poza tym nie zachowuj się tak, jakby wszystkie twoje związki również nie były kompletną porażką! Oboje jesteśmy tacy sami, nie zapominaj o tym i nie waż mi się niczego wypominać!

    Gemma

    OdpowiedzUsuń
  23. [Blaise to jedno z moich ulubionych męskich imion <3 W ogóle - Blaise i Blake, cóż za podobieństwo.
    Posty fabularne tak bardzo przypominają mi o pradawnych onetowskich czasach! Od tamtej pory nie pisałam takiej formy, ale kto wie, może właśnie z Blakiem będzie mi to dane :>
    Pięknie dziękuję za powitanie nas na blogu! :3]

    Blake Drescher

    OdpowiedzUsuń
  24. Uśmiechnęła się na to oświadczenie z lekkim pobłażaniem, ponieważ wiedziała już z własnego (i cudzego) doświadczenia, że spotykani w barach mężczyźni byli w stanie obiecać kobietom całe złote góry w zamian za kilka - wspomnianych już - upojnych chwil na osobności. Chociaż musiała przyznać, że kompleks boga był w tej sytuacji czymś nowym. Blaise miał o sobie wyjątkowo wysokie mniemanie, to mu należało przyznać.
    — To właśnie mój pseudonim sceniczny — zaśmiała się, szczerze rozbawiona i w końcu sięgnęła po szklankę, podsuniętą jej przez barmana, skąd upiła drobny łyk. Miała nadzieję, że Ulliel okaże się przynajmniej odrobinę bardziej interesujący niż reszta amantów przy barze. Zamierzała mu w tym nawet trochę pomóc, jeśli zajdzie taka potrzeba.
    — Skoro tak mocno gardzisz nudą, sam także powinieneś się wyróżniać — zauważyła, leniwie zataczając szkłem okręgi w powietrzu. Alkohol obmywał przezroczyste ścianki nierównymi falami. — Czyż nie? — uniosła wyzywająco brew, po czym odstawiła naczynie na blat i wyszperała z torebki pisak. — Pozwól, że na początek pomogę ci zapamiętać to imię — mruknęła, sięgając po jego wolną dłoń. Była już na takim etapie wstawienia, że bliskość nieznajomego nie robiła jej szczególnej różnicy.
    Czerwonym tuszem wygrawerowała na jego nadgarstku pięć drukowanych liter, które za sprawą barowego oświetlenia połyskiwały na jego skórze niczym krwawe piętno. Nie zastanawiając się nad tym co właściwie robi, uniosła męską dłoń nieco wyżej i dmuchnęła prosto na napis, a potem delikatnie przesunęła po nim kciukiem, aby upewnić się, że odpowiednio wysechł. Ostatecznie pokiwała głową, zadowolona z efektu i podchwyciła spojrzenie Blaise’a.
    — Teraz możemy wrócić do spełniania życzeń. — Uśmiechnęła się, zwinnie obracając pisakiem między szczupłymi palcami.
    Do głowy przychodziły jej dziesiątki różnych pomysłów. Rozważała jego ostrzeżenie; być może naprawdę byłby w stanie spełnić każde jej życzenie, ale nie należała do osób, które nawykły do wykorzystywania pijanych książąt. Ani bogów, skoro tak się upierał. Prawie zaśmiała się na tą myśl, jej wargi drgnęły, kiedy przeniosła na niego spojrzenie zielonych oczu. Pisak zastygł w powietrzu, zwiastując tym samym koniec przemyśleń.
    — No dobrze, skoro tak je zachwalasz, chętnie przekonam się, jak to jest wieść boskie życie — mruknęła, opierając łokieć na blacie. — Zamieńmy się — zaproponowała, wyciągając ku niemu otwartą dłoń. — Podaj mi swoją kartę. Ja będę boginią, a ty uzależnionym ode mnie śmiertelnikiem — sprostowała, nachylając się ku niemu nieznacznie.
    Z jakiegoś powodu pomysł ten wydawał jej się świetny. Na trzeźwo nigdy nie odważyłaby się niczego takiego powiedzieć i była bardzo ciekawa, jak zareaguje na to Ulliel. Podjął już grę… Czy teraz postanowi się wycofać?

    Celaena

    OdpowiedzUsuń
  25. Gdyby panna Lester mogła czytac w myslach swemu kompanowi podróży na pewno by parsknęła śmiechem i to tym ironicznym. Cóż może nie zawsze w obecnym stanie miała siły, czy ochotę, ale miała też swoje potrzeby - i były one raczej wysokie. Nie brakowało jej pomysłów, chociaż ostatni miesiąc czy też dwa to córka w brzuchu dyktowała warunki, temu niestety nie mogła zaprzeczyć.
    —Jeszcze jestem spokojna —zauważyła, bo nie czuła sie póki co najgorzej. Może nie było to najbardziej komfortowa sytuacja świata, ale też przecież nie było kompletnie do dupy. Mieli światło, a więc pewnie i klimatyzacja, czy też przewiew działał. Gorzej by się czuła, gdyby dane im było przesiadywać w egipskich ciemnościach. Gdy nieznajomy przejął dowodzeni na guzikiem SOS rudowłosa miała chwilę, by mu się przyjrzeć. Z minuty na minutę miała wrażenie, że facet wygląda znajomo.
    — Mógłbyś przestać tak krążyć i wyciągać surrealistyczne sceny z horrorów? To wcale nie pomaga... — rzuciła lekko poirytowana nawet nie kwapiąc się na zachowanie grzecznościowego pan/pani. Pogłaskała się po brzuchu biorąc kilka głębszych wdechów.  
    — Nie mów, że masz klaustrofobię — powiedziała widząc jak luzuje krawat, a jej jakby samej zrobiło się cieplej i jakoś słabiej w nogach. Powoli osunęła się na zimie, by zwyczajne na niej usiąść, a nie zaliczyć upadek z wysokości. Oparła głowę o jedną z trzech ścian i przymknęła oczy, by skupić sie na czymś przyjemnym, jednak córka miała inny plan i zaczęła sie strasznie wiercić.  Angielka starła się z całych sił uspokoić i głaskać po brzuchu, bo to zazwyczaj działało, ale teraz chyba podświadomy stres zaczynał się wyłaniać niepostrzeżenie.
    — Tak w ogóle, czy Ty przypadkiem nie byłes ostatnie na okładce jakiegos magazynu? —zapytała po dłuższej chwili chcac sie skupić na czymś więcej niz na tym, że jest uwieziona w windzie.

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  26. [Po bardzo długim i intensywnym namyśle stwierdzam, że w sumie przyjęłabym jakiś wąteczek z plotkarskim vibem :D]

    bian

    OdpowiedzUsuń
  27. Zerknęła na wskazane przez niego miejsce i uniosła sceptycznie brew. Naprawdę chciał żeby to zrobiła czy tylko sobie z nią igrał? Czy nie tak to właśnie zazwyczaj działało? Ludzie poznający się w barach spędzali wspólnie miły wieczór albo nawet noc, a później rozstawali się i każde szło w swoją stronę. Nawet jeśli zdarzało się, że wcześniej wymienili się numerami z obietnicą kontaktu, dotrzymanie jej było chyba rzadkością i jeśli Celaena miała być szczera, Blaise nie wyglądał jej na faceta, który nawykł utrzymywać zawartą w ten sposób znajomość. Chociaż, oczywiście, mogła się mylić.
    — W takim razie sprawdźmy twoją wytrwałość — zaproponowała i faktycznie sięgnęła po jego dłoń. Tuż pod imieniem zapisała dwie pierwsze cyfry prywatnego numeru telefonu, po czym cofnęła się i w zastanowieniu postukała zamkniętym już pisakiem w drewniany blat. — Co jakiś czas będę dopisywała kolejne dwie cyfry i w zależności od tego, jak długo ze mną wytrzymasz, zdobędziesz cały numer albo tylko bezużyteczna część — powiedziała i przyjrzała się mu uważniej, ciekawa jego reakcji.
    W międzyczasie schowała długopis z powrotem do torebki i bez sprzeciwu przyjęła oferowane jej przez mężczyznę kieliszki. Jeden wykorzystała do wspomnianego toastu, a drugi pochłonęła zaledwie moment później, gdy Ulliel faktycznie sięgnął do portfela, a potem – jak gdyby nigdy nic - wyciągnął ku niej swoją kartę. Tak po prostu…
    Starling uświadomiła sobie, że do tej chwili cały czas wątpiła w prawdziwość jego obietnicy i cały ten złotorybkowy vibe. Sądziła, że ostatecznie wykręci się jakimś kłamstewkiem i każe jej spadać na drzewo, tymczasem Blaise zamierzał dotrzymać słowa. Co więcej, zdawał się nie dbać o kwoty, które mogłaby w tej chwili wydać, choć nie potrafiła stwierdzić na ile był to wpływ alkoholu, a na ile zwyczajny kaprys. Sama również nie myślała do końca trzeźwo. Miał szczęście, że nie trafił na żadną pazerną łajzę, która bez wahania wykorzystałaby jego hojność i to zapewne z nawiązką.
    — W porządku, możesz pozostać bogiem — zaśmiała się, w końcu odbierając od niego kartę. Zaraz potem zeskoczyła ze stołka i dla równowagi oparła się o blat tuż przed Ullielem. — Zamknij rachunki i daj nam coś lżejszego na drogę — poprosiła barmana, po czym obróciła się ku swojej złotej rybce. — Zbieraj się, słonko, wychodzimy…
    Skoro mogła zrobić cokolwiek zechce, zamierzała dobrze spożytkować wspólnie spędzony czas. Wciąż było jeszcze stosunkowo wcześnie, a więc Brooklyn stał przed nimi otworem.

    Celaena

    OdpowiedzUsuń
  28. Wiedziała, że sama ucieczka z własnego ślubu nie przyniesie jej spokoju. Była pewna, że będą próbowali ją namówić do tego, aby wszystko dokładnie przemyślała i podjęła jedyną słuszną decyzję, jaką oczywiście było (według pana Hamiltona) przeproszenie Rochestera za wszystko, co zrobiła i błagać go o przebaczenie, licząc przy tym, że wszystko będzie tak, jak przed jej ucieczką.
    Nie spodziewała się jednak, że Jaime sam będzie do niej wydzwaniać, a ojciec dziwnym trafem nie kazał jej się natychmiast wynieść z apartamentu i nie zablokował jej kart… To było bardzo podejrzane i wręcz zaskakujące. Nie zamierzała jednak odbierać od niego telefonów. Wyszła z założenia, że będzie unikała go tak długo, jak tylko będzie to możliwe.
    Podejrzewała, że może chodzić o odbiór jej rzeczy z jego apartamentu, ale… Nie chciała się z nim w ogóle widzieć ani rozmawiać. Bała się jednak konfrontacji. Zdawała sobie sprawę z tego, że ośmieszyła go przed rodzinami, znajomymi i mediami… Wolała go unikać. Nie podejrzewała jednak, że będzie wysyłał wysłanników.
    Sama nie wiedziała dlaczego odebrała telefon od Uliella i dlaczego w ogóle zdecydowała się na spotkanie. Teraz, kiedy miała za chwilę wyjechać do umówionego miejsca, zaczęła zastanawiać się nad tym, czy miało to jakikolwiek sens. Powinna się trzymać z daleka od byłego narzeczonego i jego znajomych. Blaise był jego znajomym. Po co w ogóle się z nim umówiła? Była jednak na tyle odpowiedzialna, że nie lubiła wystawiać ludzi. Podejrzewała, że Ulliel jest już w drodze, więc… Po prostu zamierzała się z nim spotkać, szybko powiedzieć, co myśli i po prostu wyjść i zapomnieć, że było jakiekolwiek spotkanie.
    Weszła do restauracji, w której się umówili i zajęła stolik zarezerwowany na nazwisko Ulliel, do którego zaprowadził ją kelner. Zamówiła sobie karafkę wody z cytryną i miętą i wpatrywała się w puste miejsce przed sobą. Licząc na to, że Blaise pojawi się szybko i równie szybko się pożegnają. Nie zamierzała spędzić tu pół popołudnia. Zwłaszcza z powodu Rochestera.
    Wygięła usta w złośliwym uśmiechu, kiedy pojawił się przed nią mężczyzna i ułożyła dłonie na stoliku, wpatrując się w niego.
    — Powiedz co masz do powiedzenia. Przekaż Jaime’emu, że grzecznie wszystkiego wysłuchałam, a moja odpowiedź to po prostu, daj mi spokój i więcej się ze mną nie kontaktuj — długo zastanawiała się nad tą swoją krótką przemową, jednak z efektu końcowego była zadowolona — a jeżeli nie masz mi nic więcej do powiedzenia, możemy się już teraz pożegnać i nie marnować swojego i twojego bezcennego czasu — dodała, uśmiechając się milutko, sztucznie.

    Bianca Hamilton

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie chciała, by ten wieczór potoczył się w ten sposób. Liczyła na to, że uda im się spokojnie porozmawiać i dojść do porozumienia, tymczasem odkąd tylko Blaise przekroczył próg jej mieszkania, zaczęli prać brudy z przeszłości. Maille gotowa była przyznać się do własnych błędów, które dostrzegała tym wyraźniej z perspektywy czasu, lecz nieustannie odnosiła wrażenie, że Ulliel, choć się starał, nie potrafił sięgnąć spojrzeniem dalej niż przed czubek swojego nosa. Nieustannie mówił o sobie. O swoich zamiarach, swoich krzywdach, o tym, jak jego postrzegali ludzie. A gdzie tak naprawdę w tym wszystkim była ona?
    — Może wolałabym zginąć, niż słuchać tego wszystkiego, co powiedziałeś mi wtedy, w restauracji — wycedziła przez zaciśnięte zęby. — Pamiętasz? — spytała. — Pamiętasz, jak mnie wtedy potraktowałeś? I naprawdę myślisz, że masz na to usprawiedliwienie? — cedziła. Jej twarz poczerwieniała ze złości, a szare oczy zaszły łzami, bynajmniej nie z żalu, a gniewu. — Naprawdę tak trudno było mnie wtedy potraktować… normalnie? Powiedzieć prawdę? Naprawdę łatwiej było ci zmieszać mnie z błotem niż zdobyć się na szczerość? — I dopiero przy tym ostatnim pytaniu jej głos zadrżał z żalu. Nie potrafiła tego zrozumieć i dziwiła się, jak Blaise nie mógł pojąć, że wolałaby usłyszeć najgorszą prawdę zamiast tego, jak ją potraktował i nie sądziła, że kiedykolwiek będzie potrafiła mu to wybaczyć, bo zranił ją wtedy do szpiku kości.
    — Zacząłeś funkcjonować kilka klas niżej? — prychnęła. — Nie, Blaise. Cały czas uważałeś, że każdy problem da się rozwiązać odpowiednią ilością gotówki i pewnie faktycznie tak jest. Ale ja nie chciałam mieć na każde skinienie szofera, mieszkania czy szafy pełnej ubrań, a jeśli życie rzucało mi kłody pod nogi, chciałam je obejść o własnych siłach, a nie przefruwać nad nimi na poduszce z pieniędzy — wyjaśniła. Może i nie miałaby nic przeciwko wystawnemu życiu, ale też w tym życiu chciała być sama sobie sterem, a nie mieć od wszystkiego ludzi.
    Jego słowa o tym, że zrobiła z niego przykrywkę dla własnego homoseksualizmu puściła pomimo uszu. Gdyby bowiem miała się ich uczepić i właśnie na nich skupić całą energię, zmuszona by była wyrzucić Ulliela z mieszkania. Powściągnęła jednak gniew i tylko zacisnęła dłonie w pieści, paznokcie wbijając we wnętrze dłoni. Lekki ból otrzeźwił ją na tyle, by w tej kłótni nie wywlekać na wierzch swojego związku; nagle poczuła palącą potrzebę, by chronić Antoninę. Nie zamierzała pozwolić, by ktokolwiek sprowadzał tę kobietę do jej kaprysu, a już na pewno nie Blaise.
    — O co ci tak właściwie chodzi, Blaise? — spytała. — Rozstaliśmy się, bo mnie okłamywałeś, a niedługo potem wyjechałam z Nowego Jorku, bo dowiedziałam się o chorobie mojej mamy i nie widzieliśmy się dwa lata. Wróciłam kilka miesięcy po jej śmierci, a ty na dzień dobry zwyzywałeś mnie od najgorszych. I nawet pomimo tego, kiedy twój ojciec zamknął cię w szpitalu psychiatrycznym, ja dołożyłam wszelkich starań, żeby ci pomóc. Po tym wszystkim liczyłeś na zakończenie jak w bajce? Miałam ci się rzucić w ramiona i wyznać miłość? W jednym masz rację, Blaise, zmieniłam się, lecz jeśli ktokolwiek zrobił mi pranie mózgu, to byłam to ja sama. Ludzie mają to do siebie, że na przestrzeni lat nie stoją w miejscu. Dojrzewają i weryfikują wartości, którymi kierują się w życiu. Wyjechałam z Nowego Jorku, znajdując się w zupełnie innym punkcie życia, niż w jakim jestem teraz. Czy choć raz mnie o to zapytałeś? Czy zapytałeś, jak zmieniła mnie choroba matki? To, jak ubywało jej dzień po dniu, jak od początku wiedzieliśmy, że nie da się jej uratować? Nie. Więc nie zachowuj się tak, jakbyśmy zaczynali wszystko od tego samego punktu, w którym skończyliśmy dwa lata temu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyrzuciwszy z siebie to wszystko, Maille rzuciła mu krótkie spojrzenie, a później wyminęła go, obeszła stolik zastawiony nietkniętym jedzeniem i opadła na kanapę. Zaplotła ręce na brzuchu i skuliła się, pochylając się ku kolanom. Dawno nie czuła się tak niezrozumiana, dawno nie miała wrażenia, jakoby boleśnie zderzyła się ze ścianą. Żałowała, że ona i Blaise nie mieli szansy na to, aby spokojnie porozmawiać; wcześniej za dużo się działo, teraz z kolei w grę wchodziło wszystko albo nic.
      — Nie kocham cię, Blaise. Nie tak, jakbyś tego chciał — odezwała się, nie patrząc jednak na niego, a na jakiś bliżej nieokreślony punkt usytuowany w pobliżu jego stóp. — Jeśli to dla ciebie niewystarczająco i nie jesteś gotów tego zaakceptować, to chyba nie mamy już o czym rozmawiać.

      MAILLE CRESWELL 💔

      Usuń
  30. Zachowanie nieznajomego zaczynało coraz bardziej wpływać na nią i jej poczucie bezpieczeństwa. Starała sobie w głowie wszystko racjonalizować, jednak nie było to takie łatwe, gdy nad głową krążył jej dorosły facet. Facet, który najwyraźniej dość szybko przeszedł w tryb przetrwania i paniki.
    — Może nie tylko nasza winda uległa awarii. Na pewno starają się nam pomóc —miała ochotę zaśmiać się gorzko, ponieważ kto to widział, żeby kobieta w dziewiątym miesiącu ciąży, buzującymi hormonami i dzieckiem niemal w drodze, wykazywała więcej zdrowego rozsądku niż mężczyzna - na pierwszy rzut oka - w pełni sił fizycznych.
    — Nie wiem na ile interesujesz się takimi systemami, ale z tego co mi wiadomo, nawet jeśli kompletnie padają to mają jakieś awaryjne procedury. —nie była mechanikiem i nigdy nikogo nie musiała ratować z potrzasku, jednak co nieco wiedziała na temat ewakuacji. W Nowym Jorku nie brakowało miejsc, w który trzeba było korzystać z wind, by nie musieć maszerować kilkunastu pięter po schodach.
    Już miała wyśmiać jego teorie na temat pożaru w całym budynku, gdy do windy faktycznie zaczął dostawać się biały dym. Kurwa.Kurwa.Kurwa. Na więcej nie mogła pozwolić skleić sobie myśli. Nagle wszystkie obawy nieznajomego miały więcej podstaw niż zachowanie przez nią spokoju. Otworzyła szerzej oczy, a widząc jego poczynania ściągnęła swoją marynarkę i również mu podała.
    — Mógłbyś się w końcu zamknąć! —podniosła głos, a gdzie w tle można było usłyszeć, że na powierzchnie przedzierać się zaczyna panika. Nie mogła opanować, nie mogła się nawet denerwować! Lekarz uprzedzał, że będąc już w dziewiątym miesiącu ciąży wiele rzeczy może mieć wpływ na przyspieszenie porodu. Nie urodzę w windzie.... Wzięła kilka nie za głębokich oddechów i spojrzał na mężczyznę, który teraz już siedział niedaleko niej. Nie mieli w sumie za wielkiego wyboru, bo winda nie należało do największych. 
    — Wierzę, że chcesz opanować sytuację, ale myślę, że poza tym... —wskazała na zrolowane ciuchy, które hamowały wdzieranie się dymu do środka.
    —... nie możemy więcej zrobić poza spokojnym czekaniem. A jak nie chcesz odbierać porodu to może zacznijmy rozmawiać o czymś innym niż pożar w budynku, hm? —widać było w jej zielono-brązowych tęczówkach, że resztkami trzyma się tego spokoju, by nie zacząć spadać w otchłań paniki. Gdyby sobie teraz na to pozwoliła nie byłoby odwrotu. Bała się o siebie, o dziecko i miała z tyłu głowy myśl, że już raz udało jej się cudem uratować przed utratą córki. Czy dostanie drugą szansę od losu? Czy jednak to właśnie jest moment w którym... Nie! Stanowczo nie mogła pozwolić sobie, by myśli uciekały w takim kierunku. Powinna skupić się na tym co jeszcze ma do kupienia przed porodem, jak będzie wyglądać jej pierwsza noc po powrocie ze szpitala i czy sobie poradzi ze wstawaniem w nocy.
    — Ta w ogóle to jestem Charlotte —powiedziała wyciągając ku mężczyźnie rękę. Skoro nie zapowiadało się na to, by zaraz drzwi miały się magicznie otworzyć to chociaż mogli poznać swoje imiona. 

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  31. Bianca starała się utrzymać pokerową minę. Zdawała sobie sprawę ze skutków, jakie wywołała jej ucieczka sprzed ołtarza i pozostawienie Rochestera samego przed urzędnikiem. Dobrze wiedziała, że nikogo nie denerwowały wyrzucone pieniądze. W końcu uroczystość niemalże się powiodła, za dekoracje, hotel, noclegi przyjezdnych gości… Wszystko zostało opłacone i były to naprawdę niesamowicie duże pieniądze, ale to nie one były problemem. W zasadzie to one, ale nie w tym kontekście. Miało dojść do połączenia Generals i Hamilton & Co, a jedynym warunkiem fuzji był ślub Bianci z Jaime’em, do którego nie doszło przez pannę Hamilton.
    — Ale jak dużo o nas nadal mówią. W zasadzie to o mnie — uśmiechnęła się uroczo — jak to się mówi, nie ważne, co mówią, ważne, aby mówili. Spełnia się idealnie.
    Problem był jednak taki, że samej brunetce wcale nie zależało na rozgłosie. Nigdy nie lubiła być w centrum uwagi, raczej unikała fleszy i reporterów, a teraz… Nie da się ukryć, że nadal miała wrażenie, jakby ciągle w pobliżu ktoś się znajdował i uważnie obserwował każde jej poczynania. Może wpadła w paranoje i tylko jej się wydawało, a może faktycznie ktoś czekał, aż zrobi przysłowiowe coś, co będzie można wyciągnąć na świecznik.
    Wywróciła oczami, gdy kelner ułożył na stoliku przystawki. Naprawdę nie miała ochoty zostawać tutaj dłużej niż to konieczne.
    Otworzyła jednak szeroko oczy i utkwiła je w Blaise, nie wierząc w słowa, które słyszy.
    — Naprawdę? A kiedy miałam do niego iść? Wtedy, kiedy pieprzył się z obcymi laskami, ledwo poznanymi w nocnym klubie, czy może wtedy, kiedy rżnął moje przyjaciółki? W tym drugim przypadku chyba byłoby łatwiej, też widziałam je nago, zdecydowanie zjebałam. Nie czułabym się wtedy, aż tak skrępowana — prychnęła, splatając ręce pod biustem. Wiedziała, że przesadzała. Oczywiście, że znalazłaby czas sam na sam z narzeczonym. Problem polegał na tym, że tak naprawdę żadnemu z nich na tym nie zależało. Zresztą… Bianca naprawdę była pewna, że ten ślub się odbędzie, jednak w ostatniej chwili ją coś tknęło. Naprawdę nie chciała wychodzić za mąż za człowieka, którego nie kocha i który nie kochał jej. — A skąd ty możesz wiedzieć coś o związkach, Ulliel? Nic nie wiem na temat twojej żony. Masz taką? A nie czekaj… — spojrzała na niego wymownie — krótkie pytanie, krótka odpowiedź. Przysłał cię tu Rochester czy sam próbujesz wziąć sprawy w swoje ręce? I lepiej powiedz prawdę, bo od tego dużo zależy, czy w ogóle będziemy dalej rozmawiali — rozluźniła splecione dłonie i zdecydowała się również sięgnąć po kawałek bagietki. Oderwała małą cząstkę i wsunęła ją sobie do ust, przyglądając się przy tym Ullielowi z wielką uwagą.

    Bianca

    OdpowiedzUsuń
  32. Nie potrzebowała litości ani niczyjego współczucia. Tak, upadek do niższej klasy społecznej niewątpliwie był bolesny, ale nawet jeśli Eve za jego sprawą straciła naprawdę wiele, nie dało się ukryć, że zyskała też pewne relacje, które nigdy nie miałyby szansy się zmaterializować, gdyby posiadała dostęp do milionów tatusia. Do tego odkryła pewne prawdy na temat swojej osoby - zrozumiała, że jak do tej pory była niezwykle chamska i arogancka, patrzyła na ludzi z góry i traktowała ich gorzej od siebie tylko ze względu na ich gorszą sytuację finansową. Pragnęła się zmienić i już sama gotowość do działania sprawiała, że czuła się lżejsza na duchu i nie chciała wracać do tego, co było kiedyś. Tak, oddałaby wiele za fortunę, lecz nie własną, nowo odnalezioną moralność.
    Blaise jednak zdawał się nie rozumieć jej pobudek. To nie było takie proste jak 'znalezienie kogoś innego' na jej miejsce. Eve miała obowiązek wobec siostry - nie mogła jej zawieść. Margo dała jej dach nad głową i pracę, chociaż wcale nie musiała. Wręcz przeciwnie - zaznała wiele cierpienia z rąk Forbesów i z pewnością pomaganie jej było ostatnim, czego pragnęła. A jednak, zrobiła to. Gdyby Eve teraz wręczyła jej wypowiedzenie tylko dlatego, że poczuła perspektywę spania na górze pieniędzy, to byłoby jak pokazanie jej środkowego palca. Nie mogła tego zrobić, niezależnie od tego, jak bardzo kusiłaby ją perspektywa przeskoczeniu kilku kroków w drodze do sukcesu. A poza tym miała swoją dumę. Może i nie była najlepszą sprzątaczką pod słońcem, jednak starała się. Robiła wszystko, co w swojej mocy, by dorównać starszym stażem koleżankom, dlatego komentarz mężczyzny sprawił, że poczuła bardzo nieprzyjemne ukłucie w okolicy serca. Co jak co, ale mimo ubóstwa nadal nie lubiła, kiedy inni uwłaczali jej umiejętnościom. Akurat w tej kwestii nic się nie zmieniło. Zadarła więc nos i skrzyżowała ręce na piersi w obronnym geście.
    - Żebyś się zdziwił! - odparła dumnie. - Dobrze mi idzie. Gdybym się zwolniła, Margo musiałaby znowu wydać niepotrzebne pieniądze na szkolenie nowej osoby. A jeśli zostanę na swoim miejscu, to nie musi - wytłumaczyła się, jakby oszczędność kilkunastu dolarów naprawdę była głównym powodem, dla którego nie chciała odchodzić.
    Jednak wymówki w rodzaju 'dobrze mi się tu pracuje' puściłby mimo uszu, a zatem musiała użyć czegoś, co przynajmniej było w stu procentach prawdziwe.
    - Ojciec nawet nie wie, co robię. Wydziedziczył mnie. Teoretycznie nie uważa mnie już za swoją córkę, więc nic mu do tego. Równie dobrze mogłabym zbierać śmieci. No, w sumie... to zbieram.- Westchnęła, ale zaraz potem na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, jakby obawiała się, że jej ciche westchnięcie potraktuje jako przyznanie mu racji.
    Faktycznie, Marc się nie interesował. Nie pytał, nie próbował się z nią skontaktować. Po prostu, dawał jej swoją nauczkę, a jak na Forbesa przystało, jego decyzje były ostateczne i niepodważalne. Jego zdaniem Eve zszargała imię rodziny w momencie, gdy rzuciła studia. Teraz nie było już po czym zbierać. Należało ją odciąć jak zwiędniętą gałązkę.
    Tak, to wszystko było szalenie kuszące. Pieniądze, praca w domu mody, nawet przyjęcie jego komplementów. Eve pragnęła tego wszystkiego, ale... chciała osiągnąć to sama. Chciała, by ludzie docenili jej projekty, ponieważ była w tym dobra, a nie dlatego, że posiadała górę pieniędzy i miała znajomości. Blaise swoją chęcią pomocy tak naprawdę bardzo ją zirytował. Było zupełnie tak, jakby zdawało mu się, że, choć posiadała talent, nie był on wystarczający, by zanieść ją za szczyt. A to była najgorsza z możliwych form obrazy. Eve wiedziała, że miał dobre chęci i naprawdę próbowała powstrzymać ją przed wykonaniem kilku telefonów, jednak kiedy nie zamierzał słuchać jej tłumaczeń, czuła, że nawet jej cierpliwość powoli zaczęła się kończyć.
    - Zadzwoń tam z powrotem i to wszystko odwołaj - powiedziała zdecydowanie. - Nie chcę wyjść na kogoś, kto nie jest konsekwentny i nie potrafi stawić się na wyznaczone spotkanie, ale nie chcę też robić tego w ten sposób.

    Eve

    OdpowiedzUsuń
  33. — Na pewno chodzi o to, że czujesz się pominięty i odrzucony? Czy raczej o to, że jest jakiś aspekt mojego życia, nad którym nie masz kontroli i nie możesz tego znieść? — zapytała zirytowana Gemma. Potrafiłaby zrozumieć, że czułby się odrzucony, gdyby nagle poinformowała go, że muszą ograniczyć kontakty lub nawet nie mogą się dłużej przyjaźnić, ponieważ zależało jej na relacji z Keithem, jednak do niczego podobnego nie doszło, a Blaise miał fioła na punkcie panowania nad sytuacją. Właśnie uświadomiła mu, że były jeszcze rzeczy, o których o niej nie wiedział i to mogło uderzyć nie tylko w jego ego, ale także w jego potrzebę kontroli. Sama wychowywała się w równie popieprzonym domu i wiedziała, jak trudno było czasami odpuścić, ona sama czuła się pewnie jedynie wtedy, kiedy miała haki na wszystkich swoich klientów, obsesyjnie obawiała się tego, że ktoś wbije jej nóż w plecy… Ale to byli oni, Gemma i Blaise. Wiedziała, że częściowo ona zawiniła, mieli sobie ufać, wspólnie stawiać czoło wszystkim wrogom i przeciwnościom losu, wspierać się bezwarunkowo, tymczasem zataiła przed nim fakt bycia mężatką. Możliwe, że nigdy by mu się do tego nie przyznała, gdyby Keith nie odnalazł jej w Nowym Jorku. Nawet nie chciała myśleć, jak bardzo byłby wściekły, gdyby nie dowiedział się tego od niej, a przez przypadek usłyszał jakieś plotki na mieście… Wtedy na pewno nie wybaczyłby jej tak łatwo. — Zachowujesz się tak, jakbyś we mnie wątpił. We mnie i w naszą przyjaźń. Przecież wiesz, jaki jesteś dla mnie ważny. Wiem, że powinnam była ci powiedzieć wcześniej, ale… to dla mnie trudny temat — dodała nieporadnie. Rozmawianie o uczuciach nigdy nie było jej mocną stroną, zawsze czuła się cholernie niezręcznie i niespokojnie, kiedy musiała się uzewnętrzniać. Blaise nie miał problemu z opowiadaniem o tym, co go dręczyło, ale ona tak nie umiała, zwłaszcza gdy rany sięgały głęboko. Nie przyznała się do małżeństwa, ponieważ obawiała się, że pewnego dnia Blaise zapyta ją, co było powodem ich rozstania, a to była najmroczniejsza tajemnica, jaką skrywała przed całym światem.
    Gemma wywróciła oczami, nie mogąc się powstrzymać.
    — Mam jeszcze może dokładnie opisywać ci konsystencję moich stolców i informować o wizytach ginekologicznych? — prychnęła, a w jej głosie rozbawienie mieszało się z irytacją. — A może mam się do ciebie po prostu wprowadzić? Chyba że wyślesz za mną prywatnego detektywa, żeby informował cię, ile razy chodzę na siku w ciągu dnia. Zachowujesz się teraz jak nadopiekuńczy, wyjątkowo absurdalny starszy brat, wiesz o tym? — wytknęła mu Gemma.
    Tym razem nie wytrzymała. Po prostu rąbnęła go pięścią w brzuch.
    — Nie jestem w nikim ślepo zakochana, rozumiemy się? — wycedziła. Prędzej piekło zamarznie niż przyzna się do czegoś podobnego… Zresztą większość osób uważała, że ktoś taki jak ona nie był zdolny do miłości, jednak Blaise znał ją lepiej. Miał świadomość tego, że skrywała w sobie zaskakujące pokłady ciepła i troski, które pokazywała bardzo nielicznej grupie najbliższych. Nie pozwolił jej na nic więcej, bo tym razem to on przyciągnął ją do siebie, zamykając ją w swoich ramionach, a ona nie umiała się na niego wściekać, kiedy ją do siebie przytulał. Zawsze była przy nim spokojniejsza i się rozluźniała. — W twoich ustach obrączka na palcu brzmi jak wyrok śmierci — mruknęła, walcząc z rozbawieniem. Powinna była wiedzieć, że dla Blaise’a, który nie umiał się ustatkować i właściwie co tydzień miał w łóżku inną kobietę perspektywa poświęcenia się jednej osobie była czymś przerażającym i wręcz niemożliwym. — Najpierw skup się na sobie. Dopilnuj, żeby to ciebie nikt nie mógł skrzywdzić, a dopiero później będziesz mógł martwić się też mną. Za dużo przeszedłeś w ciągu ostatnich kilku miesięcy.

    Gemma

    OdpowiedzUsuń
  34. Po powrocie do Nowego Jorku przez pewien czas rozważała ponowne nawiązanie kontaktu ze swoim bratem. Trzymała rodziców na dystans, widząc, że szczególnie ojciec próbuje przedstawić Blaise'a w dość nieciekawym świetle. Natomiast Charlotte nie miała w ogóle ochoty wchodzić w te rodzinne spory i babrać w stworzonym przez nich gównie. Nie interesowały ją te intrygi, sprzeczki czy cokolwiek, co próbowali tworzyć. Jej życie nigdy nie było nudne. Od dziecka każdy dzień był dla niej walką ze światem i teraz chciała odpocząć. tak po prostu. Może nie fizycznie, akurat ten aspekt jej nie odpowiadał. Lubiła mieć zajęcie, powód by wstawać rano z łóżka i funkcjonować. Była do tego przyzwyczajona, więc siedzenie na tyłku nie wchodziło w ogóle w opcje. Co prawda uczyła się swojej nowej pracy u boku przyjaciela, nie mogła powiedzieć, że robiła ciężkie czy skomplikowane rzeczy, aczkolwiek były dla niej nowością, z którą musiała się zmierzyć i nauczyć się w niej żyć.
    Zdziwiła się ogromnie, gdy to Blaise postanowił jako pierwszy zorganizować spotkanie, choć nie wierzyła w jego bezinteresowność. Była przekonana, że Blaise czegoś od niej chce i sama nie była do końca przekonana czy chce w tym uczestniczyć. Wchodzenie w jakiekolwiek interesy z tą rodziną wydawały się jej niewłaściwie, a może poniekąd uwłaczające. Aczkolwiek nadal w niej tkwiła mała nadzieja, że choć troszkę zazna bycia w rodzinie, o której kiedyś marzyła.
    Słuchała go w ciszy, próbując się puszczać mimo uszu jego zbędne docinki. Z poważną miną wysłuchała jego propozycji, w międzyczasie biorąc do ręki filiżankę z kawą, z której zaraz upiła większego łyka.
    — Skoro ta fundacja jest dla twojej przyjaciółki, czemu rozmawiasz na ten temat ze mną, a nie z nią? Nie uważasz, że warto byłoby zapytać czy to nie pogorszy jej stanu? — spytała, przyglądając się mu uważnie. — Nie mówię, ze jestem na nie. Miło, że dostrzegasz, że do pewnych rzeczy się nie nadajesz i pewnie byś to tylko spieprzył. Poznać cię od strony gdzie okazujesz odrobinę empatii to wręcz zaszczyt, ale jeśli mam przy tym pracować, nie przyczynię się do pogłębienia traumy po stracie dziecka. — Uśmiechnęła się do niego lekko.
    Starała się ugryźć w język i nie być opryskliwa, aczkolwiek średnio jej to wyszło. Nie miała jednak zamiaru jakkolwiek przepraszać. Cel był naprawdę szczytny i to doceniała, może w środku poczuła, że jej brat nie był taki straszny jakiego próbował pokazać światu.

    siostrunia

    OdpowiedzUsuń
  35. Straciła wszelaką ochotę na ciągnięcie tej dyskusji, bo też Blaise zdawał się nie rozumieć nic z tego, co do niego mówiła. Czy musiał jej wyznawać, co do niej czuje już w momencie, w którym spotkali się po raz pierwszy po jej powrocie do Nowego Jorku? Oczywiście, że nie. Mógł zareagować na jej widok całkiem zwyczajnie, tak jak człowiek zachowywał się podczas spotkania ze starą znajomą. Bo czy przez kłopoty z ojcem Blaise w podobny sposób potraktował choćby Elaine? Raczej nie, skoro to właśnie od niej Maille dowiedziała się o jego problemach.
    Nie piła też do tego, że nie wiedział, co się z nią działo, kiedy wyjechała i nie miała mu za złe, że nie był wtedy przy niej. Wyraźnie mówiła o tym, co było teraz – już po fakcie, po śmierci jej matki. Po jej powrocie, kiedy nawet nie mieli szansy o tym porozmawiać właśnie przez to, jak Blaise ją potraktował. Nie wiedział, co przeżywała i jak to ją zmieniło, teraz natomiast miał do niej pretensje o to, że nie była dokładnie tą samą osobą, co dwa lata temu. A czy chociaż spróbował ją poznać? Nie. Zamiast tego wolał się odciąć, nawet jeśli czynił to dla jej własnego dobra. Maille bynajmniej nie zamierzała z tego powodu paść przed nim na kolana i dziękować mu za ocalenie.
    Również nie o same pieniądze tutaj chodziło, a o to, jak się z nich korzystało i Maille mogłaby długo tłumaczyć, co miała na myśli, ale… po co?
    Nie miała już na to wszystko siły, tak po prostu. Nie łudziła się już, że zostanie wysłuchana i zrozumiana, i tylko jeszcze jakimś cudem puszczała pomimo uszu te wszystkie oszczerstwa, którymi raczył ją Blaise. Jeśli ta relacja miała tak wyglądać i być tylko ciągłą szarpaniną, to Creswell wolała odpuścić.
    Wyprostowała się i plecami oparła o oparcie kanapy, po czym założyła nogę na nogę. Z rękoma wciąż skrzyżowanymi na piersi spojrzała na Ulliela i lekko uniosła jasne brwi.
    — Antonina mnie ukradła? — powtórzyła za nim. — A czy ja jestem rzeczą, że można mnie kraść? — spytała spokojnie i zupełnie niewzruszonym tonem. — Zachowujesz się jak chłopiec, któremu ktoś zabrał ulubioną zabawkę — podsumowała i powoli pokręciła głową. Żałowała, że ta rozmowa potoczyła się w ten sposób, ale poniekąd poczuła również ulgę. Była zmęczona tym, że zdaniem Ulliela jedyną słuszną wizją świata była jego własna i że tylko jego punkt widzenia miał sens. Do wszystkiego, co powiedziała miał jakieś ale i wytłumaczenie, a jej zachowania i wybory zaczął tłumaczyć w absurdalny sposób. Creswell naprawdę nie miała ochoty dłużej tego wszystkiego słuchać.
    — Coś jeszcze, Blaise? — spytała. — Bo jeśli nie… — urwała i uniosła prawą rękę, wymownym gestem wskazując, gdzie znajdowały się drzwi. Ponieważ nigdy nie była niczyją własnością, aby można było ją kraść. Była autonomiczną jednostką. Człowiekiem, który miał prawo do własnego zdania i na przestrzeni lat miał prawo się zmienić. Człowiekiem, który decydował, które relacje chciał utrzymywać, a które nie były dla niego dobre i należało z nich zrezygnować. Blaise… coraz częściej ją męczył i szarpał jej nerwy. A że nie zważał na słowa, nie był już tutaj mile widziany.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  36. Rudowłosa starała się ignorować przedostający się do windy biały dym. Gdyby skupiła się na jego rosnącej ilości to jej myśli szybko podryfowałyby do nieobliczalnych płomieni, które niewątpliwie gdzieś urządziły sobie bal.
    —Człowieku! —jęknęła przewracając oczami i spoglądając na niego z  wyraźnym już rozdrażnieniem.
    — Naprawdą nie potrzebuję, by ktoś obrazował mi kolejną apokaliptyczną wizję. Dziękuje. Sama mam wystarczająco dobra wyobraźnie. Ale na pewno nie planuje tutaj zginąć.— ostatnie zdanie wypowiedziała znacznie ciszej niż pozostałe, jakby jej wola przetrwania miała zmienić bieg wypadków. A może było im pisane już nigdy nie wyjść z tej windy? Czy po tym miało nastąpić coś innego? Drugie życie, raj? Sama średnio w to wierzyła, nie po tym gdy poznała jakie piekło ludzie potrafili sobie zgotować na ziemi. Tym bardziej nie chciała umrzeć w windzie poprzez uduszenie się dymem, a następnie spłonąć - na szczęście nie żywcem!
    Gdy nieznajomy w końcu zdradził swoj imię trybiki w jej głowie zaczęły, jakby pracować nad nowo zdobytą informacja i łączyć ją z pozostałymi strzępkami.
    —Blaise Ulliel? Najsłynniejszy kawaler Nowego Jorku? — dopytała, ponieważ teraz nagłówek ostatnio czytanego artykuły wydawał się w jej wspomnieniach znacznie bardziej wyraźny. Czyżby Ulliel miał pozostać wiecznym kawalerem Nowego Jorku?* tak głosił jeden z podtytułów plotkarskiej gazety, które ostatnio były jedna z rozrywek na urlopie macierzyńskim. 
    — Nie zawsze trzeba znać czyjeś imię, by się wspólnie rozebrać —rzuciła z jakimś błyskiem dawnej natury w oku również próbując rozluźnić atmosferę. Zdecydowanie wolałaby teraz rozmawiać na temat plusów i minusów przygodnego seksu niż zostawić w jaki sposób przyjdzie im dzisiaj zginąć.
    — Ale mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, bo jak widzisz nie jestem w swojej najlepszej formie — lekko się zaśmiała, chociaz nie dała rady w pełni ukryć napięcia jakie stwarzała ta sytuacja. Nie wstydziła się swojego ciała, ale jednak wiedziała, że teraz bliżej było jej do uroczego słonia niż seksownej nieznajomej wijącej się na parkiecie. Miała oczy! Widziała, że jak tylko lekarz i grafik karmień pozwolą to wróci do regularnych treningów, by nie zaprzepaścić tego co wypracowała przez lata.
    — Miałam spotkanie z klientem. Szef poprosił o przysługę, a jak zauważyłeś jestem w dość zaawansowanej ciąży, więc trochę brak mi rozrywek na zwolnieniu, więc sie zgodziłam. A pracuję jako grafik w jednej z topowych agencji reklamowych. —powiedziała z nieskrywana duma, poniewaz ciężko pracowała i wiele poświęciła, żeby znaleźć się tam gdzie było. Teraz co prawda pojawiła sie mała niedogodność, przerwa, jednak wiedziała, że wróci do gry najszybciej jak to tylko będzie możliwe.
    —Dzięwiąty. Męża? —powtórzyła nie kryjąc rozbawienia, ale w sumie no pewnie sama wysnuła by podobne wnioski.
    — Ja dopiero raczkuję w czymś co ludzie nazywają związkiem na dłużej niż jedną noc —nie wiedziec czemu postanowiła być z mężczyzna szczera. Może dlatego, że czym bliżej była rozwiązania, tym bardziej przerażała ja wizja stabilizacji? Nie wiedziała jak i czy w ogóle miała sie tym odnaleźć? Udało jej się juz przyznac przed sama sobą, a także ojcem dziecka, że żywi do niego uczucia inne poza zwykłym pożądaniem, jednak czy to miało wystarczyć? Co jeśli znów jedno z  nich coś przerośnie i zwinie manatki? Teraz stawali na szali być albo nie być i chyba to ja najbardziej przerażało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. —Hej, hej co to jakies przesłuchanie... Nie ma tak łatwo —odwróciła sie do niego przodem z nieco zawadiackim uśmiechem i wyzywającym spojrzeniem.
      — Lepiej Ty powiedz mi coś o sobie. Coś czego nie przeczytam w podrzędnym szmatławcu...—zaczęła, jednak domyślając się, że mężczyzna może nie chcieć stawiać na kompletną szczerość dodała.
      —...nikomu nie pisnę ani słowa. Po wyjściu mogę podpisać NDA, jeśli potrzebujesz —wiedziała o tych umowach, bo jedna już miała na swoim koncie. Była ciekawa co kryło się za najbardziej pożądanym singlem Wielkiego Jabłka.  Gdy w międzyczasie zobaczyła jak ten znów się rozbiera  westchnęła, bo rzeczywistość usilnie ściągała ich na ziemię. Może w innych okolicznościach na dłużej zawiesiła by wzrok na wypracowanych mięśniach... Chociaż kto powiedział, że nie zawiesiła skoro przestrzeń była taka mała? Zrzuciła z siebie T-shirt zostając w czarno-czerwonym koronkowym staniku, ale na razie została w spodniach, bo je znacznie ciężej jej było na siebie naciągnąć. Ciążowy brzuch psuł efekt jej niegdyś niemal idealnej sylwetki, jednak miała to szczęście, że za pomocą miliona różnorakich mazideł nie dorobiła się rozstępów! Poza tym wydawało się, że póki co nie dostawało się do środka więcej dymu.

      Charlotte

      Usuń
  37. Gemma miała wrażenie, że z każdą sekundą atmosfera w jej gabinecie gęstniała coraz bardziej, aż trudno było oddychać. Blaise był zdenerwowany i zraniony, ona z kolei miała coraz większy mętlik w głowie i sercu, a na dodatek narastała w niej złość na przyjaciela, który nie próbował nawet jej zrozumieć ani wesprzeć, po prostu wyraził swoje zdanie i wszystko miało być dokładnie tak, jak on tego chciał. Nie miał pojęcia, jak było jej ciężko, ciągle w nią uderzał swoimi ostrymi słowami i żądaniami.
    — Troska to jedno, ale w tej chwili zaczynasz się zachowywać obsesyjnie, Blaise. Oboje mamy w sobie ten sam rodzaj popieprzenia i tylko dlatego jeszcze ci nie przywaliłam, ale jeśli zatrudnisz prywatnego detektywa i w ten sposób naruszysz moją prywatność, możesz się spodziewać, że nie będę siedziała bezczynnie i po cichu znosiła twoje fanaberie — odparła chłodno Gemma, splatając dłonie na klatce piersiowej i wbijając w niego nieustępliwe spojrzenie niebieskich tęczówek. — Nie chcę wracać do wojny między nami. Myślałam, że mamy to za sobą i już nigdy się nie powtórzy. Jesteś moim najlepszym przyjacielem, właściwie jedynym i wolałabym odciąć sobie rękę niż cię stracić, ale nie będę znosiła tego, że włączył ci się tryb nadopiekuńczego, zaborczego dupka. Może nie zauważyłeś, jednak jestem dorosła i mogę podejmować własne decyzje. Nie mogę uwierzyć, że z góry zakładasz, że się poniżę, jakbyś zupełnie mnie nie znał. Przed chwilą powiedziałeś, że nie zamierzasz kontrolować mojego życia, a teraz grozisz, że załatwisz mi rozwód i to swoimi sposobami! — wytknęła mu Gemma, bo chyba sam nie dostrzegał sprzeczności w swoim zachowaniu. Naprawdę nie chciała się z nim kłócić. To prawda, że na co dzień bezbłędnie odgrywała rolę zimnej suki, lecz Blaise był dla niej ważny i paskudnie się czuła, kiedy oboje nakręcali się coraz bardziej. Zdarzały się między nimi spięcia, lecz odkąd zostali sojusznikami, nie pozwalali, by między nimi rozwinęły się większe konflikty, ponieważ otaczało ich wielu wrogów i musieli stanowić wspólny front, aby się przed nimi bronić. Wiedziała, że Blaise miał na uwadze jej dobro, że próbował ją chronić równie zaciekle, jak ona zawsze chroniła jego, ale niestety poruszali temat, który był dla niej bolesny i Gemma reagowała nawet mocniej niż zazwyczaj, a jego gwałtowne podejście na pewno niczego nie polepszało.
    — Skoro nie ma na świecie czegoś takiego jak miłość to możesz mi wytłumaczyć, skąd pojawiła się u ciebie nagła potrzeba ponownego zawalczenia o Maille? Masz świadomość tego, że dzisiaj zachowujesz się co najmniej dziwnie i sam sobie przeczysz w co drugim zdaniu? O co tak naprawdę chodzi, Blaise? Uważasz, że bezpowrotnie ją straciłeś, bo spotyka się teraz z dziewczyną i martwisz się, że mnie też stracisz? — dokończyła już o wiele łagodniej, ponieważ mogła być blisko prawdy i nie chciała sprawić mu bólu. W ostatnim czasie w jego życiu zaszły ogromne zmiany, bardzo wiele stracił z powodu otaczających go tajemnic i okrutnej, skomplikowanej intrygi jego ojca, więc możliwe, że dlatego tak negatywnie reagował na wzmiankę o Keithcie i na świadomość, że Gemma również coś przed nim ukrywała. — Jestem tutaj, Blaise. Jestem przy tobie, na dobre i na złe, na zawsze. Przecież o tym wiesz.

    Gemma

    OdpowiedzUsuń
  38. Ulliel słusznie obawiał się reakcji El. Ta w pierwszej chwili miała ochotę obrócić się i wyjść. Potem przemknęło jej przez głowę, że może warto najpierw kopnąć go w jaja, żeby przez tydzień seks nawet nie przemknął mu przez myśl. Opanowała się jednak, bo zauważyła wpatrzone w siebie niewinne oczęta zgromadzonych dzieci. Cholerny Blaise! Żeby zrobić sobie z tych maluchów tarczę! Rozliczy się z nim później.
    Pochyliła się do mężczyzny i syknęła mu do ucha:
    - Pożałujesz.
    Potem ponownie spojrzała na gości i nie wiedziała, co powiedzieć. A moralizatorki ton naczelnego dupka nie pomagał. Kto jak kto, ale Blaise akurat nie miał prawa jej pouczać. Nie po tym, jak epicko zje… zawalił sprawę z Maille. Raczej nie prowadził też przykładnego życia, więc za wzór nie mógł uchodzić. Wrzucanie Elaine w taką sytuację było zwyczajnie nieuczciwe.
    A jednak wzięła od niego teczkę i odetchnęła głęboko. Nie wiedziała jeszcze, co z nią zrobi, jak rozliczy się z Ullielem i jak rozegra sprawę z fundacją. Do diabła! Przecież ona miała już dwie, a czasem nawet trzy prace na głowie! Gdzie w dobie miała niby zmieścić zajmowanie się obcymi dziećmi?! Czy on w ogóle pomyślał, ile to będzie kosztowało ją czasu i energii?!
    Była gotowa wyjść i trzasnąć drzwiami, ale popełniła błąd i spojrzała na wpatrzone w nią dzieci. Zacisnęła zęby.
    Odetchnęła jeszcze raz.
    - Dzień dobry… Przyznam, że nie jestem gotowa do… właściwie wszystkiego, co tu się dzieje – powiedziała ostrożnie. Zauważyła smutek w oczach jednej z opiekunek. – Nie umiem prowadzić fundacji. Nienawidzę bogatych d… dumnych drani, jak obecny pan Ulliel – zawahała się. Nie wolno przeklinać przy dzieciach, prawda? – Za to nieźle radzę sobie z tym… co dzieje się w realnym świecie. Może zatem… wspólnymi siłami, spróbujemy sobie nawzajem pomóc? – zapytała i podeszła bliżej. Kucnęła przed jedną z dziewczynek.
    - Mam na imię Elaine, a ty?

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  39. Zdawała sobie sprawę z tego, że Blaise miał rację. Była oczywiście w tej chwili zbyt dumna, aby przyznać to na głos. Prawda była taka, że Bianca w ogóle nie lubiła, gdy o niej mówiono. Raczej unikała skandalicznych sytuacji, starała się trzymać na boku i… Być po prostu dobrą, spokojną obywatelką. To oczywiście nie oznaczało, że była święta. Miała swoje za uszami, jak każdy. Próbowała jednak nie być ulubienicą plotkarskich szmatławców i portali.
    — No tak… Jaime — prychnęła — myślałam, że gorzej o nim świadczą ciągłe wypady bez narzeczonej i zabawianie się z obcymi kobietami lub wręcz przeciwnie. Z tymi doskonale znanymi… Sobie i mi — wywróciła oczami. Wiedziała, że Ulliel przyjaźnił się z jej narzeczonym, mogła się spodziewać, że ten stanie po jego stronie. Zresztą, niczego innego nie oczekiwała po tym spotkaniu, ale zarzucanie jej, że Jaime źle wygląda w oczach ludzi przez nią, było mało śmiesznym żartem. — Poważnie, Blaise? Czy dla was wszystkich to jest zupełnie normalne? Skoro chciał i chce tego pieprzonego ślubu to może niech, chociaż udaje, że mu na mnie zależy? — Spytała z wyrzutem, nachylając się odrobinę nad stołem, aby znaleźć się bliżej siedzącego naprzeciwko mężczyzny — czy dla facetów twojego i Jaime’ego pokroju to całkowicie nic nie znaczy? Po co związki, skoro wolicie sypiać z innymi? Po co komukolwiek bratnia dusza — tutaj zaznaczyła palcami w powietrzu cudzysłów — skoro to tak naprawdę nic nie znaczy? Wolicie przesiadywać w klubach, pijąc alkohol i zabawiać się z kimkolwiek innym, niż z tą, która wyczekuje w mieszkaniu. Serio? Nie wiem, jesteśmy za grzeczne? Za mało skąpo ubrane? Nie wiem, może jesteśmy za mało dziwkarskie? — Zdenerwowała się i wiedziała, że niepotrzebnie dała to po sobie poznać. Prawda była jednak, że swego czasu naprawdę kochała Rochestera. Wierzyła, że to jest ta prawdziwa miłość. Pierwsze podejrzenia o zdradach bolały, tak samo jak pierwsze oznaki oddalania się od siebie. Z czasem jednak się do tego przyzwyczaiła i starała się to jakoś zaakceptować, jej też przestało zależeć w którymś momencie na tym związku, ale… Gdzieś głęboko mimo wszystko mocno ją dotknęła ta sytuacja i mocno zabolała. Wiedziała, że nie powinna tak po prostu uciec z własnego ślubu, ale była w tamtej chwili na tyle zdesperowana, że nie widziała innego rozwiązania swojego problemu.
    — Przypominam ci, że mam pracę. Pracuję i bardzo to lubię. Nie skończę jako sprzątaczka, bo mam stabilny kontrakt z liniami lotniczymi i… Proszę bardzo. Możesz nawet iść do wielkiego Hamiltona i przypilnować, jak mnie wykreśla z wszystkich dokumentów. Mam to w dupie, Blaise. Nie będę dłużej cudzą zabawką, nie dam się więcej zastraszać. To koniec, nie jestem niczyją marionetką! — Uniosła ton, wiedząc, że popełniła kolejny błąd. Szybko się wycofała i nieco skuliła w sobie. Co równie szybko poprawiła. Nie powinna pokazywać swoich słabości, żadnych. Za dobrze znała ludzi takich jak Blaise, Jaime i inni… Potrafili wszystko wykorzystać przeciwko swojemu rozmówcy.

    Bianca

    OdpowiedzUsuń
  40. [Dzień dobry, powoli wracamy z Darlene do życia i próbuję sobie uporządkować wątki, zanim wezmę na siebie nowe, więc przychodzę z pytaniem, czy wciąż masz ochotę coś wspólnie napisać i nasze psie powiązanie pozostaje aktualne? :)]

    Darlene Hopper

    OdpowiedzUsuń
  41. Nie kryła rozbawienia oburzeniem mężczyzny na temat tego, gdzie tez jest najbardziej pożądanym kawalerem. Nie była do końca pewna czy żartował, czy faktycznie miał tak wysokie mniemanie o sobie, jednak wolała trzymać się pierwszej wersji. To nie tak, że umniejszała jego urodzie, bo nie dało sie ukryć, że był przystojny, lecz nie do końca w jej stylu. Od razu jak ta myśl zaświtała jej w głowie zganiła się za nią, bo odkąd to ona miała jakiś styl? Ona - niegdyś królowa jednonocnych przygód - teraz miała się ograniczać do danego typu urody? Chyba zmian w jej życiu było więcej niż chciałaby przyznać.
    — Nie chcę Cię rozczarować, ale też nie jestem aktualnie zainteresowana —puściła mu perskie oko, bo naprawdę ostatnie o czym myślała to chwilę zapomnienia z nieznajomym w windzie. Poza tym, czy jakby nie była w ciąży to czy by skorzystała z tej opcji? Wątpliwe, bo w końcu starał się,żeby jej związek z Rogersem wypalił. Pozwoliła, by ten mężczyzna zakorzenił się w jej sercu i jeszcze nie wiedziała jak bardzo będzie tego za kilka dni żałować. Już teraz natrętne wątpliwości nie dawały jej spokoju, lecz starannie je uciszała, by skupić się na tym co było istotne, czyli szczęśliwym rozwiązaniu ciąży.
    —Oj tak, chociaż po tym wszystkim będę miała co córce opowiadać. Uwięziona w windzie z topowym kawalerem —poruszała zabawnie brwiami, bo nie wiedzieć czemu ten fakt najbardziej sprawiał, że trzymała się z dala od katastroficznych myśli. Blaise należał do elity dla której ona mogła co najwyżej wykonać zlecenie, czy wystawny bankiet, ale nigdy nie miała szans na to, by zawitać na salonach. Czy by tego chciała? Pewnie na jedna noc, by przekonac sie tylko o tym, co już dobrze wiedziała, że takie towarzystwo nie było dla niej. Stąpała twardo po ziemie, choć miała ogromną wyobraźnię i była wrażliwa na wiele rzeczy. Tylko ta jej prostolinijność i szczerość nie doprowadziłby jej zbyt daleko w strefie dla vipów. Poza tym ilu z nich widywała na kanapach nocnego klubu w którym pracowała wolała nawet nie liczyć; nie wspominając już nawet o obrączkach na palcach.
    — Też mam taką nadzieję —odpowiedziała wbijając wzrok w brzuch, którego już nie sposób było przeoczyć.  Czyżby przeczuwała, że coś pójdzie nie tak? Może ostatnio zbyt często się mijali z Rogersem, ona nieco więcej warczała, a może i jej oczekiwania wzrosły, ale czy nie taka była kolej rzeczy? Powinni oboje nieco bardziej się zaangażować przecież bedą musieli za niedługo wziąć odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale również bezbronną istotę. Nie miała jednak czasu, by dłużej nad tym podumać, ponieważ rewelacja jaka podzielił sie z nia mężczyzna zbiła ją z tropu. Nie spodziewała sie TAKIEGO wyznania!
    — Przykro mi...—powiedziała w pierwszym odruchu, a następnie pomyślała o swoim młodszym bracie, a na jej ustach zawitał nostalgiczny uśmiech.
    — Może to niewiele, ale z perspektywy starszej siostry może założyć, iż nie ma Ci niczego za złe. Siostry kochają najmocniej —szturchnęła go lekko ramieniem, bo chyba chciałaby żeby ktoś powiedziała coś podobnego Chrisowi, gdyby jej miało zabraknąć. Nagle jednak westchnęła głośno i klasnęła dłońmi o uda.
    —Dobra to ja też cos zdradzę... PRacowałam kiedyś w klubie ze striptizem —powiedziała na wydechu, jakby to wcale nie było takie łatwe jak pozornie się wydaje. Czemu mu to wzynała, ponieważ to był jej najciemniejszy sekret i może też dlatego, że nijak nie równał sie jego prywatnej tragedii. Chciała trochę poprawić nastrój, ale czy jej to wyszło - nie wiadomo. Nagle po drugiej stronie zaczeło cos stukać.Nie była pewna, czy to strażacy, czy może winda miała zaraz spaść na sam dół bez amortyzacji.

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  42. – Nie muszę szukać ideału mężczyzny. Stoi przede mną – powiedziała, posyłając mu najbardziej uroczy uśmiech, na jaki było ją w tej chwili stać. Po chwili parsknęła śmiechem. – Okresem próbnym jest narzeczeństwo. A nie przypominam sobie zaręczyn – powiedziała, unosząc prawą dłoń i poruszała palcami. Tym gestem chciała mu pokazać brak pierścionka. Odkąd na początku roku rzuciła Noah, to nie nosiła żadnych pierścionków, bo za bardzo jej się z nim kojarzyły.
    Jej relacja z Blaise była na tyle bliska, że dobrze wiedziała, że to co się obecnie działo, było jedynie żartami. Aczkolwiek nie miała nic przeciwko temu, aby te żarty pociągnąć dalej, bo była ciekawa, gdzie ich to zaprowadzi. Wiedziała natomiast, że gdziekolwiek się znajdą, to będą się świetnie bawili.
    Wiedziała, że u przyjaciela nie jest ostatnio za dobrze. U niej może nie było tragedii, ale miała trochę przesyt miasta. Potrzebowała chociaż kilku dni, aby być z dala od Nowego Jorku. Chciała nieco odpocząć, odetchnąć i wrzucić na luz. W mieście, nawet jeśli odpoczywała, to i tak było to w biegu. Dowiedziawszy się o nowych winach w winiarni dziadka, uznała, że będzie to doskonała okazja na wspólny wyjazd. Ponadto dawno nigdzie nie była sam na sam z Ullielem, bo zawsze ktoś się kręcił. Ten wyjazd będzie idealnym czasem i miała zamiar wykorzystać ten czas do maksimum.
    Chociaż była to naprawdę kusząca propozycja, to mimo wszystko czas ich gonił. Lubiła jego jacuzzi, co z tego, że miała swoje, więc gdyby nie ograniczona liczba godzin, na pewno skorzystałaby z zaproszenia. Właściwie, to nie czekałaby na zaproszenie, tylko po prostu skorzystała. Uznała, że na takie przyjemności czas będzie później.
    Śmiejąc się, najpierw upewniła się, że przyjaciel na pewno zniknął za drzwiami od łazienki, a potem poszła do wielkiej garderoby. Przez chwilę chodziła, przeglądała i oglądała garnitury i inne stroje. Ostatecznie wybrała kilka najbardziej, jej zdaniem, pasujących. Nie była to oficjalna degustacja win. Raczej kameralne spotkanie, w bardziej rodzinnym i przyjacielskim gronie. Znając życie i tak szybko się zwiną z tej „oficjalnej” części i pójdą degustować gdzieś w samotności. Mimo to i tak musiał się prezentować na odpowiednim poziomie. Korzystając, że ma nieco dłuższą chwilę, powkładała wszystko do odpowiednich futerałów oraz walizek, aby się nie pogniotło ani nie zniszczyło w czasie podróży. Przygotowała mu również zestaw na samą podróż. Specjalnie dobrała taki strój, aby było elegancko, a zarazem wygodnie. Czekały ich długie godziny w samolocie.
    Z przygotowaniem tych ubrań zeszło jej znacznie krócej niż początkowo zakładała. Poprosiła, aby służba zniosła już wszystko do jej samochodu, aby nie marnować czasu. Na lotnisku jedynie odpowiedzialna za to osoba zapakuje wszystko do samolotu i będą mogli w końcu ruszyć.
    Jeszcze chwilę pokręciła się po sypialni Blaise. Przy okazji zrobiła zdjęcie na instagramową relację, na której poinformowała o swoim weekendzie we Francji. Trochę jej się nudziło i dlatego postanowiła, jednak odwiedzić przyjaciela w łazience.
    Bezceremonialnie otworzyła drzwi i weszła do środka.
    – Blaise! – krzyknęła, przekraczając próg. – Szybciej! Na przyjemności będzie czas później! – powiedziała, wchodząc w głąb łazienki. Skrzywiła się nieco. Nigdy nie lubiła atmosfery, było tak duszno, a zarazem mokro. Co innego, jakby od samego początku tutaj była, wtedy by tego nie odczuła w żaden sposób. – Tempo, kochanie! Wiecznie czekać na ciebie nie będę! – ostrzegła. Oparła się ramieniem o ścianę i założyła ręce na wysokości piersi.

    Octavia

    OdpowiedzUsuń
  43. To, że tak dobrze się znali, było w pewnym sensie ich przekleństwem, bo wiedzieli o sobie aż zbyt dużo, jednak Gemma nie zamieniłaby tej relacji na żadną inną. Dopiero przy nim nauczyła się, jak to jest, kiedy jej na kimś zależało, bardziej niż na samej sobie. Co nie oznaczało, że zawsze było łatwo im się dogadać.
    — Ile razy mam ci powtarzać, że tak łatwo się mnie nie pozbędziesz? Doskonale wiesz, jaka potrafię być uparta. Nie mam zamiaru zniknąć z twojego życia, Blaise. Nigdy. Kiedy będziemy starzy i nikt nie będzie mógł z nami wytrzymać, bo będziemy okropnymi, wrednymi zgredami, zamieszkamy razem w bajecznie drogiej willi i będziemy codziennie pić szampana, zajadać się truskawkami w czekoladzie i pokazywać środkowy palec sąsiadom narzekającym na hałasy, bo do trzeciej nad ranem będziemy puszczać muzykę na cały regulator i urządzać sobie taneczne wieczory — powiedziała bez chwili zawahania Gemma, jakby to był najoczywistszy plan pod słońcem. Może nigdy na ten temat nie rozmawiali, skoro oboje nadal byli młodzi i w pełni sił, ale była przekonana, że nawet kiedy oboje przekroczą osiemdziesiątkę, nadal będą się przyjaźnić. Trudno było jej sobie wyobrazić, by cokolwiek było w stanie ich poróżnić i rozerwać ich relację od środka. — Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ty zamierzałeś się za to ze mną rozstawać? Zapomnij. Jesteś mój, a ja jestem twoja. To działa w dwie strony i przysięgam, jeśli dowiem się, że w jakikolwiek sposób próbujesz mnie od siebie odsunąć, zamorduję cię. — Mówiła takim tonem, że trudno było ocenić, czy mówiła poważnie, czy raczej żartowała, chociaż biorąc pod uwagę jej temperament oraz znajomości w podziemnym półświatku Nowego Jorku, należało założyć, że nie próbowała się zgrywać. Westchnęła cicho, kiedy mężczyzna podszedł do niej i oparł swoją głowę na jej ramieniu. Łagodnie przeczesywała palcami jego włosy, gładząc go po głowie i przechyliła się lekko, żeby ucałować go w czoło.
    — Nie stracisz mnie, Blaise. Przysięgam — szepnęła. Zmarszczyła brwi w wyraźnym zmartwieniu i przez chwilę milczała, starając się odnaleźć właściwe słowa. Z reguły nie powstrzymywała się i nie gryzła się w język, jednak to była dość delikatna kwestia, dlatego starała się zastanowić nad odpowiednim doborem wyrazów. — Nie masz znowu… problemów z używkami, prawda? Powiedziałbyś mi, gdyby to wróciło? — zapytała wreszcie cicho, a w jej głosie pobrzmiewała troska. Blaise potrafił bardzo łatwo i szybko wpaść w tragiczną spiralę, która prowadziła go jedynie w dół. Powiedział, że posypałby się dopiero po jej stracie, ale wiedziała, że sprawa z Maille musiała go boleć, nawet jeśli nadal nie znała szczegółów. Miał przed sobą bardzo ciężką sądową walkę, a do tego czuł się osamotniony z powodu swojego związku, do tego El… Znała go doskonale, jednak on również znał ją i czasami był w stanie ją przechytrzyć, ukryć przed nią swój problem, zanim nie było za późno. Nie potrafiła zliczyć, ile razy ogarniała go po ostrej imprezie, jednak posypanie się było czymś o wiele gorszym. Złamał jej serce, kiedy uzależnił się od narkotyków i musiała go oglądać w wyniszczonym stanie. Obiecała sobie, że nigdy więcej do tego nie dopuści, lecz mogła coś przeoczyć w ostatnim czasie… Nigdy by sobie tego nie wybaczyła.
    — Nie wiem — przyznała po chwili, instynktownie się spinając, ponieważ wiedziała, że ta odpowiedź mu się nie spodoba. — Po prostu bardzo zależało mu na tym rozwodzie, a ja byłam strasznie wkurwiona, że miał tupet pojawić się przede mną, zamachać mi przed nosem papierami, zakładając, że posłusznie postąpię według jego planu i uznałam, że zrobię mu na złość, zwłaszcza że ma dużo do stracenia. Nie planowałam tak daleko w przyszłość.

    Gemma

    OdpowiedzUsuń
  44. Oczywiście, że z własnej woli by nigdy nie przyszła! Może to powinno dać mu do myślenia, że w takim razie decyduje się na coś głupiego i robi coś, czego ona by sobie zwyczajnie nie życzyła. To nie jest jakiś szczególnie skomplikowany proces myślowy! Nie, Ulliel jak zwykle musiał zrobić wszystko po swojemu, czyli postawić ją w sytuacji bez wyjścia.
    Naprawdę musiała wykorzystać resztki swojej silnej woli, żeby mu nie przyłożyć po tym komentarzu na temat budującej przemowy. Spojrzała na niego wściekle i zagryzła zęby. Jej spojrzenie jednak złagodniało, gdy popatrzyła na dzieci. Na pewno nie chciała ich przestraszyć.
    - Cześć, Miu – odpowiedziała Elaine i spróbowała się uśmiechnąć, choć to naprawdę nie było łatwe. Ostatni raz używała tego tonu, kiedy prosiła Clary, żeby założyła szalik przed wyjściem do przedszkola, a teraz serce ściskało jej się na wspomnienie tej prostej czynności.
    Kiedy dziewczyna wspomniała o wycieczce, Eagle zerknęła na Ulliela, szukając jakiejś podpowiedzi. Gdy tylko ją uzyskała, skinęła głową.
    - Tak, polecicie na wycieczkę. Będą tam książęta i księżniczki, ale jestem pewna, że mogłabyś je pokonać swoją urodą. Sama się przekonasz – powiedziała niemal czule. Przeniosła wzrok na pozostałych.
    - Spróbujemy razem coś wymyślisz, dobrze?

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  45. Spojrzała na brata nieco zaintrygowana faktem, że jest w stanie nie myśleć o własnych korzyściach. Chociaż z drugiej strony czy naprawdę zależało mu tylko na szczęściu przyjaciółki? W końcu, gdyby tak było, to czy pierwszym odruchem nie byłaby rozmowa, wsparcie samo w sobie, a nie organizowanie tak wielkiego przedsięwzięcia, którego kobieta mogła w ogóle nie chcieć? Charlotte nie chciała sobie nawet wyobrażać, co musi przechodzić przyjaciółka jej brata, nie miała też pojęcia w jaki sposób przechodzi ona żałobę. Choć nie wydawało się, że Blaise w jakikolwiek sposób konsultował się z zainteresowaną. Młoda Ullielówna obawiała się, że swoimi działanami mogliby tylko pogorszyć sprawę, że takie wystawienie na podium w ciężkim okresie może spieprzyć wszystko jeszcze bardziej. Mimo wszystko chciała pomóc. To w końcu Blaise znał Elanie lepiej, a przynajmniej miała taką ogromną nadzieję, mógł wiedzieć, że to w jej przypadku przyniesie jej ulgę, odciągnie od czarnej i mrocznej rzeczywistości. Może to była odpowiednia droga?
    - Pomogę - powiedziała po chwili namysłu. - Ale nie chce żadnych pieniędzy - dodała od razu.
    Aktualnie całkiem dobrze radziła sobie z finansami. Miała dostęp do kont, które stworzyli dla niej rodzice, przelewając znaczną część ich majątku, ale także te swoje zarobki, które może dla kogoś pokroju rodziny Ullielów były nędznymi groszami, to dla niej była to spora suma, która jeszcze kilka miesięcy wcześniej byłaby dla niej niewyobrażalna.
    - Tylko jak to widzisz? Poszukać kontaktu z domami dziecka czy może z placówkami socjalnymi mającymi pod opieką dzieci z trudnych rodzin? - dopytała, biorąc zaraz większego łyka kawy.


    siostrunia, która mocno przeprasza za oczekiwanie

    OdpowiedzUsuń
  46. Carlie na pewno nie zamierzała przyjaciela teraz wykorzystywać do opieki nad dziećmi. Wiedziała doskonale, jak to jest, gdy się zrzuca taki obowiązek. Może w kryzysowej sytuacji, aby tylko miał na nie oko i przypilnował przez dwie minuty, aby nigdzie nie uciekły na tych krótkich nóżkach, ale w życiu nie podrzuciłaby mu bez zgody i uprzedzenia bliźniaków. W dodatku charakternych bliźniąt, które potrafiły być naprawdę cholernie męczące i uparte. Blaise mógł czuć się bezpieczny, a rudowłosa nie zamierzała się zmieniać w jedną z tych kobiet, które po urodzeniu dziecka wciskają je każdemu znajomemu. Sama nie lubiła, gdy inni ro robili jej, gdy jeszcze sama ich nie miała, więc czemu miałaby to robić swoim bliskim? Chyba, że sami chcieli się nimi zajmować to się nie sprzeciwiała, ale tu nie widziała, aby Blaise chętnie wpadał po to, aby pobawić bliźnięta i nie miała ani nie mogła mieć tu tego za złe. Zdecydowanie też nie była taką osobą, która nagle uważała, że wszyscy powinni mieć dzieci. Niektórzy zwyczajnie się do tego nie nadawali czy też nie chcieli i nie było w tym absolutnie nic złego.
    — To zrobię — powiedziała łapiąc Leilani, która upodobała sobie chodzenie za Blaisem za rękę i ostrożnie ją do siebie przyciągnęła — chodź tu mała. Coś czuję, że chyba cię polubiła — mruknęła puszczając oczko do mężczyzny. Z tej dwójki to zdecydowanie Lei była większym rozrabiaką, bo jej brat w przeciwieństwie do dziewczynki grzecznie sobie siedział w wózku gniotąc w rączkach szeleszczącą książeczkę dla dzieci. Chyba faktycznie jednak będzie musiała pospieszyć opiekunkę, aby je zabrała. Nie przeszkadzały jej, ale jeśli miała okazję spędzić wieczór w nieco bardziej rozrywkowym towarzystwie i nie upaćkać sukienki mlekiem i innymi kaszkami, to nie zamierzała zwlekać.
    — To było bardziej biznesowe spotkanie niż towarzyskie. Po prostu się okazało, że wybrała mnie, abym zaprojektowała jej mieszkanie. Nie poruszałyśmy żadnych poważnych tematów — odpowiedziała. Nie znały się, więc Carlie również nie czuła się odpowiednią osobą do tego, aby zadawać jej osobiste pytania. Nie potrafiła postawić się na jego miejscu. Od zawsze miała obok siebie starszego brata, którego kochała i nie wyobrażała sobie bez niego życia. — Myślę, że mama się nie obrazi, jak jej stąd znikniemy. Za wiele już raczej i tak nie będzie chciała, ode mnie przynajmniej. Ty jesteś tym bardziej rozrywkowym, wymyśl, gdzie pójdziemy.
    Przyjęcie było nudne i nie zmieni się w zakrapianą alkoholem imprezę, ale oni tu siedzieć nie musieli do zakończenia. Carlie swoje odbębniła. Blaise zapewne też. Wystarczyło oddać dzieciarnię pod opiekę i mogli się zmywać, a raczej ona mogła, w końcu mężczyzny nic tu dłużej nie trzymało.
    — Jest nam bardzo dobrze we dwójkę, ale jak będziemy szukać trzeciego to ci damy znać — zaśmiała się i puściła mu oczko. Puściła też rękę Leilani, której znudziło się stanie z boku i już szukała sobie nowego zajęcia. Po błysku w jej oczach czuła, że lepiej jest mieć na nią oko i nie zostawiać bez nadzoru nawet na sekundę. — Dziękuję, ale to nic nie da. Poruszyliśmy co się dało i po prostu trzeba czekać, ale to raczej nie powinno potrwać długo.
    — Za spotkanie — odpowiedziała unosząc kieliszek do góry. Zdecydowanie tęskniła za tym, jak się spotykali i musieli to nadrobić.
    Carlie sama rozglądała się za opiekunką, ale chyba musiała do niej zadzwonić. Wyjęła z torebki telefon, ale nie miała – oczywiście – zasięgu.
    — Cholera, dlaczego tu nigdy nie ma zasięgu — mruknęła pod nosem — Blaise… Przepraszam, to będzie pięć minut. Nie dłużej, a zanim się z nimi zabiorę na górę minie więcej czasu. Wynagrodzę ci to. Obiecuję.

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  47. To było zaskakujące, że jeszcze do niedawna myślała w identyczny sposób. Wydawało jej się, że pieniądze były w stanie kupić jej wszystko. Satysfakcję z życia, przyjaciół, szczęście, nawet miłość. Szastała dolarami na prawo i lewo, a przy tym zdawało jej się, że była faktycznie lubiana, że kiedy zabierała swoje 'koleżanki' na zakupy do Paryża i płaciła za ich kreacje, robiła im ogromną przysługę. Bo przecież to takie świetne, patrzenie na to, jak ktoś inny radzi sobie lepiej od ciebie i traktuje cię jak życiową niedorajdę, prawda? Wtedy tego nie widziała. Nie miała pojęcia, że obracanie się w towarzystwie bogatszych od siebie, którzy uznawali, iż ich pieniądze były substytutem prawdziwych wartości, było niesamowicie irytujące. Widać trzeba było spaść na samo dno, by zrozumieć tę zależność. Nic dziwnego, że, gdy przyszło jej szukać pomocy u znajomych po tym, gdy została wydziedziczona, nikt nie kiwnął nawet palcem, by ją wspomóc.
    A teraz role się odwróciły. Teraz to ona w oczach Blaise'a była tą ofiarą losu, która wymagała ratunku. A przecież wcale się tak nie czuła. Ulliel był jednak święcie przekonany o tym, że robił jej przysługę, pozbawiając ją możliwości dotarcia na szczyt o własnych siłach. Bo... chyba nie mógł mieć racji, prawda? Była zdolna. Jej konto na instagramie miało wielu obserwatorów i choć straciła dość kilku fanów w momencie, kiedy nie miała dostępu do maszyny, zyskała innych, zainteresowanych jej historią i upadkiem z chwał. Była wręcz przekonana, że gdy znów dorwie w swoje ręce maszynę do szycia, zamówienia zaczną lawinowo przychodzić do jej skrzynki odbiorczej. Czuła, że da sobie radę. Sama. A Blaise widać wziął sobie za punkt honoru to, by podciąć jej skrzydła, przy okazji myśląc, że robił jakiś wielce dobry uczynek! I w dodatku jeszcze śmiał twierdzić, że była nic nieznaczącym człowieczkiem w tej całej firmie zarządzanej przez jej siostrę. Nie mógł mieć racji. Nawet jeśli Forbes zdawała sobie sprawę z tego, że w kwestii sprzątania nie była niezastąpiona, tak czuła, że naprawdę dobrze dogadywała się z Margo, a Vaughan nie była kobietą, którą dało się ot tak kupić. Dlatego też, gdy Blaise dzielił się z nią swoimi argumentami, które w uszach Forbes, brzmiały bardziej jako obelgi, robiła się czerwona na całej twarzy, aż ostatecznie w niezwykle rezolutny sposób tupnęła nogą. Nie potrafiła się kłócić. W takich momentach cały czas wyglądała jak rozkapryszony dzieciak.
    - Nie obrażaj mojej siostry! Żałuję, że ci o wszystkim powiedziałam. bo zachowujesz się, jakby pieniądze były w stanie kupić ci wszystko. Dobrze wiesz, że tak nie jest. Wszyscy wiemy. Tylko udajemy, bo tak jest łatwiej niż skupić się na tym, czego nam brakuje. Ale dobra, co ja cię będę uświadamiać. - Wyrzuciła ręce w powietrze w bezradnym geście. - Ty jesteś Blaise Ulliel. Jesteś ode mnie starszy, dojrzalszy, przecież doskonale wiesz, co w życiu jest najważniejsze, prawda?
    Pokręciła głową z niedowierzaniem i prychnęła głośno, gdy oznajmił, że wygrała 'konkurs'. Nie potrafił kłamać. Przecież widziała, jak wykonał jeden telefon. Może i zdążył przesłać im link do jej instagrama, ale jeśli chciał dać im czas na jego przejrzenie, z pewnością nie dałby jej natychmiastowej odpowiedzi.
    - Przestań wygadywać brednie. Nie zgłaszałam się do żadnego konkursu. A poza tym wyznaczenie zwycięzcy nie mogłoby trwać dwie sekundy. Nie takiej pomocy oczekuję. Zreszta... nie oczekuję żadnej pomocy. - Westchnęła ze zrezygnowaniem i już miała odejść w swoją stronę i wrocić do pracy, kiedy Blaise wypowiedział swoje ostatnie zdanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama nie wiedziała, dlaczego rozzłościło ją aż tak bardzo. Miarka się przebrała? Miała już dość bycia traktowaną jak gorsza? Po prostu się z nim nie zgadzała? Albo wręcz przeciwnie - doskonale zdawała sobie sprawę, że będzie jej ciężko i że świat, w którym przyszło jej się teraz obracać, był równie brutalny co ten, z którego przyszła, nawet jeśli w inny sposób. Abstrahując jednak od jej powodów do wściekłości, przestała nad sobą panować. Złapała za kieliszek czerwonego wina ustawiony na stole obok i chlusnęła nim na śnieżnobiałą koszulę mężczyzny.

      EVE

      Usuń
  48. white chocolate,

    Wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 6 grudnia Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  49. Charlotte była pod dość sporym wrażeniem. Nie sądziła, że to brat będzie chciał wyciągnąć do niej swoją rękę jako pierwszy i to w taki sposób. Fakt, nadal robił to w charakterystyczny dla siebie sposób, jednak to postanowiła odrzucić na boczny plan. W końcu teraz nie rozmawiali o swojej relacji czy o sobie, a o biednych dzieciach potrzebujących pomocy. Przyjaciółka Ulliela dla Charlotte była w tym troszkę mniej ważna, bo nie znała jej. Współczuła utraty dziecka, jednak skoro Blaise chciał jej pomóc, pomagając tym większej ilości osób, dlaczego by się w to nie włączyć? Nie uważała, że ma jakąś wyjątkową rękę do dzieci, może i wręcz przeciwnie – nie przepadała za nimi jakoś wybitnie. Jednak była na ich miejscu. Też była niechciana, niekochana i musiała sobie radzić zupełnie sama od najmłodszych lat. Nie liczyła nigdy na opiekunki z domu dziecka, w końcu te miały i tak dużo na głowie. Było ich zdecydowanie za mało do tej ilości dzieci. Na początku nie pomagała, ale też nie szkodziła. Dopiero później okres buntu zrobił swoje i Ullielówna czuła, że dla pracowniczek domu dziecka, jej odejście było spełnieniem marzeń.
    – Nie potrzebuje twoich pieniędzy Blaise – oznajmiła chłodno, zaraz poprawiając się na siedzeniu. – Pomogę ci. Jeśli jesteś przekonany, że nie skrzywdzi to bardziej tej kobiety, to postaram się jak najlepiej pomóc tym dzieciom. Na czym polegała by ta fundacja tak konkretnie? Pomoc finansowa w organizowaniu warsztatów jakiś kursów czy stypendiów? Czy bardziej w remoncie domów dziecka, finansowaniu leczenia, albo w pomaganiu znajdowania rodzin dla dzieci? - spytała rzeczowo, zakładając zaraz nogę na nogę.
    Wiele było do zrobienia. Pomoc dzieciom to ogólne hasło, które teraz musiało zostać sprecyzowane. Miała nadzieję, że jej brat ma jakieś konkretne plany. Dla niej każda z tej formy była odpowiednia. Wszystko się przyda. Remont, leczenie czy szukanie odpowiednich domów dla nie tylko niemowlaków, którym można wcisnąć, że adopcyjni rodzice są tymi prawdziwymi. Po przekroczeniu pewnego wieku, nikt już nie pyta. Po prostu żyje się tam, a raczej egzystuje, czekając na ten dzień, w którym trzeba będzie się wyprowadzić, robiąc miejsce dla kolejnego dziecka.

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  50. Wybacz, że przychodzę dopiero teraz, ale chciałam wyjaśnić, że nie uciekłam z bloga i nie porzuciłam wątku przez wzgląd na słomiany zapał... Życie zmusiło mnie do małej, niespodziewanej przerwy i musiałam odłożyć blogowanie na dalszy plan...
    Z początku chciałam wrócić na NYC z zupełnie nową postacią, ale postanowiłam jednak dać Celaenie kolejną szansę, w związku z czym uznałam, że wypada zapytać czy chciałabyś może dokończyć poprzedni wątek albo - w ramach zadośćuczynienia - rozegrać jakiś nowy? Możemy też dogadać się odnośnie tego, jak poprzedni się zakończył i stworzyć jakąś kontynuację ich znajomości w innych okolicznościach. Możliwości jest całkiem sporo, więc daj mi znać! ;)


    Celaena alias Anora

    OdpowiedzUsuń
  51. Elaine z pewnym zdziwieniem słuchała o tej wycieczce. W pierwszej chwili pomyślała, że to okropne marnotrawco pieniędzy, które można by wydać na coś sensowniejszego. Kiedy jednak spostrzegła, jak ważny ten wypad jest dla dzieci, nieco zeszła z tonu. Nie chodziło o głupią wycieczkę, a o możliwość oderwania się od szarej rzeczywistości i poświęcenia beztroskiej zabawie tak ważnej w dzieciństwie.
    - Nie wiem jeszcze, czy zdołam polecieć, ale spróbuję – obiecała dziewczynce Elaine. Potem zaś rzuciła lodowate spojrzenie Ullielowi. Nadal była na niego wkurzona, ale przecież nie mogła wybuchnąć przy tych wszystkich ludziach. Zamiast tego porozmawiała jeszcze z kilkorgiem dzieci, potem wymieniła kilka słów z ich opiekunami. Wreszcie złapała spojrzenie Blaise’a i ruchem głowy pokazała mu, żeby odszedł z nią na bok, gdzie będą mogli porozmawiać.
    Zastanawiała się ciągle nad jego tekstem o mieszkaniach. Czy ci ludzie mieli, gdzie żyć? Dokąd wracać? Gdzie… ojcowie i starsi bracia?
    Szarpnęła Blaise’a za koszulę i pchnęła go na drzwi.
    - Odpowiesz mi za całą tę sytuację. Ale najpierw chcę jutro dostać dane wszystkich tych ludzi na pendrivie. Nie, nie wybieram się tutaj. Chce je do baru. I nie wymyślaj już żadnych głupot bez konsultacji ze mną, jasne?

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  52. Nim mężczyzna skończył mówić, nabrała powietrza gotowa do rzucenia kontrargumentów, ale słysząc, o co właściwie pytał… Zapowietrzyła się, nadymając przy tym potraktowane rozświetlającym różem policzki. Blaise zadał dobre pytanie, na które Bianca nie umiała jednoznacznie odpowiedzieć. Dlaczego nagle zaczęło jej to przeszkadzać? Prawda była taka, że to się nie stało nagle. Czuła to od dłuższego czasu, ale za każdym razem, kiedy próbowała porozmawiać z rodzicami, a właściwie ze swoją mamą, słyszała w odpowiedzi, że Jaime to taki dobry chłopak i całą opowieść o tym, jak wielkie zmiany zajdą w życiu obu rodzin, gdy dojdzie do małżeństwa. Matka podkreślała przy tym, że u jego boku, Bianca będzie bezpieczna. Czasami mówiła o tym w taki sposób, że dziewczyna naprawdę czuła się tak, jakby bez Rochestera w swoim życiu, coś mogło zagrażać jej życiu. Nie miała tylko pojęcia, co i dlaczego.
    — Nie prawda, nie wiedziałam od początku. Od początku byłam ważna ja… — odezwała się po chwili, ciężko wypuszczając z płuc powietrze. Jaime sprawił, że samoocena Hamilton mocno spadła. Co prawda nigdy nie uważała się za chodzącą piękność, ale potrafiła spojrzeć w lustro z uśmiechem i stwierdzić, że wygląda dobrze. Od długiego czasu doszukiwała się w sobie mankamentów, wszystkiego, co nadawało się do poprawy. Obserwowała, jak Jaime spoglądał przy niej na inne i automatycznie ona również na nie patrzyła. Patrzyła i zastanawiała się, czy jest w stanie coś w sobie zmienić, czy jest w stanie im dorównać. — Wierzyłam, że mnie kochał. Też go kochałam — wyznała zgodnie z prawdą — ale stałam się niewystarczająca! Myślałam, że… Że to się zmieni, że… — nagle ponownie stanie się tą jedyną w jego życiu. Co prawda nigdy go nie przyłapała na gorącym uczynku, nigdy nie dotknęła go za rękę, gdy popełniał błąd, ale nie była przecież głupia. Doskonale wiedziała, co robił. Inaczej brałby ją przecież ze sobą, nie kazałby na siebie wyczekiwać, a nawet, jeżeli to wracałby do niej. Chciałby jej. Tymczasem… Czasami miała wrażenie, że zmuszał się do bycia z nią, w którymś momencie przestało jej również zależeć a brak intymności pomiędzy nimi wcale, a wcale nie był spowodowany okresem czystości przed ślubem czy innym gównem.
    Zagryzła wargi, automatycznie rozglądając się dookoła. Po swojej uciecze ze ślubu i tak była na celowniku paparazzich, a zdjęcia z nieznajomym, który uratował ją tamtego dnia, w niczym nie pomagały. Wręcz przeciwnie. Hieny za wszelką cenę chciały udowodnić, że Bianca ma z nim romans, co było kłamstwem. Czasami miała wrażenie, że już nie chodziło tylko o tamtego nieznajomego… Nagle każdy mężczyzna z którym kiedykolwiek się spotkała był przedstawiany jako potencjalny kochanek panny Hamilton i powód jej ucieczki. Wkurzało ją to niesamowicie, że nawet nikt nie brał pod uwagę, że po prostu tego chciała, sama z siebie, nie przez kogoś, nie przez inne uczucie. Jakby kobieta nie mogła sama niczego zrobić, podjąć żadnej decyzji…
    — Notowania poszły mu w górę. Znowu jest na liście do wzięcia na pewno nie narzeka z tego powodu. Jeszcze więcej łatwych panienek — prychnęła głośno, zapominając o tym, że sama miała się pilnować, aby nie podnosić więcej tonu — jesteś zaślepiony nim i w ogóle nie widzisz, w jaki sposób mnie traktował! Poważnie… To jest wkurzające wiesz!? Wszyscy obwiniają mnie, ale czy z nim ktoś w ogóle rozmawiał szczerze!? O tym, jaki jest, jak mnie traktował, jak… — zawiesiła głos urywając w pół zdania. Mignął jej wchodzący do restauracji facet, którego kojarzyła sprzed kilku dni, gdy Dominic wyprowadził ją ze sklepu. Teraz niby był bez aparatu, ale Bianca nie wierzyła w to, że znalazł się tu przez przypadek, z pewnością zamierzał znów zrobić jej zdjęcia i na nich zarobić. Pospiesznie chwyciła kartę i rozłożyła ją szeroko, zasłaniając swoją twarz — jeszcze tych pieprzonych fotografów tu brakowało — jęknęła do Blaise’a na oślep chwytając kieliszek wina. Tak jak wcześniej nie czuła potrzeby napicia się, tak teraz po prostu musiała to zrobić.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  53. white chocolate,

    Wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 9 stycznia Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  54. Nie mógł mieć racji. Z pewnością jej nie miał. Była teraz lepszą, bardziej świadomą osobą. Zmiana w jej światopoglądzie nie była więc tylko chwilowym kaprysem ani też nieudolną próbą przekonania się do nowego stylu życia, z którego nie była w stanie tak łatwo uciec. Blaise się mylił. Naprawdę się zmieniła. Była inną osobą niż kilka miesięcy temu, a fakt, że mężczyzna tak uparcie próbował włożyć w jej usta słowa, w które nie wierzyła i z którymi się nie identyfikowała, doprowadzał ją na skraj wybuchu wściekłości. Jak mogła się przyjaźnić z tym człowiekiem?! Przecież on przekręcał każde z jej zdań! Nic do niego nie docierało! I to niby ona zachowywała się jak małe dziecko?! Phi. Dobre mi sobie. To jego mózg zatrzymał się w rozwoju w momencie, w którym skończył przedszkole. Cholerny idiota! Stała tak tylko, przysłuchując się jego wyssanym z palca argumentom i zaciskała dłonie w pięści, poczerwieniała na twarzy, co dało się zauważyć tylko od czasu do czasu, kiedy migające światła klubu oświetlały jej sylwetkę.
    I zapewne na tej złości by się skończyło, lecz Blaise uderzył w wyraźnie czuły punkt. Jeśli wcześniej jej głowa omal nie wybuchała z wściekłości, tak teraz eksplodowała, a siła owej eksplozji zmiotła z powierzchni ziemi wszystko, co znajdowało się w promieniu kilkuset metrów. Najpierw myślała, że się przesłyszała, ale nie, mężczyzna powiedział wyraźnie, że nigdy nie będzie pasowała do tej biednej części społeczeństwa, że zawsze będzie odludkiem. A na niedomiar złego odparł, że wcale nie dziwił się decyzji jej rodziny.
    Eve nie była osobą szczególnie wybuchową. Jak na bogatą paniusię z dobrego domu przystało, raczej knuła za plecami innych niż konfrontowała kogoś bezpośrednio, ale teraz... teraz całe jej wychowanie trafił szlag. Nawet się nie zastanawiała, kiedy jej dłoń chwyciła po kieliszek i chlusnęła nim w stronę Blaise.
    - A żebyś wiedział, że jestem z siebie dumna! - warknęła na niego, ignorując fakt, że wszystkie oczy w tej części klubu były zwrócone w ich kierunku. - Biorę odpowiedzialność za swoje życie lepiej niż ty. A co do mojej rodziny... nie waż się o nich mówić. Ach i... pierdol się! - wrzasnęła raz jeszcze, kiedy na swoim ramieniu poczuła czyjąś dłoń.
    Kiedy się odwróciła, stanęłą przed nim równie rozwścieczona twarz szefowej, a do Eve dotarło, że ściągnęła na siebie kłopoty. Nie potrafiła jednak zachować się racjonalnie. Nie po tym, jak Blaise rozdrapał świeżo zasklepione rany i na głos opowiadał o jej najskrytszym strachu.
    - Proszę mnie na chwilę zostawić - szepnęła tylko do kobiety, po czym pognała w stronę łazienki, gdzie zamknęła się w jednej z kabin i zaczęła płakać.

    Eve

    OdpowiedzUsuń
  55. [Cześć!
    Bardzo mi miło. :) W rudych włosach również jestem zakochana, czy to loki, czy proste. Aczkolwiek do tej panny mam po prostu olbrzymi sentyment. <3
    Jak najbardziej jestem chętna na wątek, tylko powiedz mi, czy bardziej chcesz ich połączyć przeszłością (np. obracali się w tych samych kręgach, bliższych albo nieco dalszych, generalnie kojarzyli się wzajemnie), czy raczej teraźniejszością (pierwszy z brzegu przykład, trochę głupi, ale zawsze jakiś: uciekający przed policją handlarz wyrzuca trochę towaru w krzaki... Co robią? :D); mi to w sumie wszystko jedno, jestem elastyczna i otwarta na propozycje. :)
    Dziękuję pięknie za powitanie i również życzę całego mnóstwa weny!]

    Janine Hawthorne

    OdpowiedzUsuń
  56. [Wraz z Muffinem dziękujemy za powitanie ❤ Mamy nadzieję, że Blaise bawi się tutaj równie dobrze, co my i nie brakuje mu w życiu czekoladowej słodyczy, zwłaszcza muffinek ❤]

    Timmy

    OdpowiedzUsuń
  57. Panna Lester nie sądziła, że tak szybko da się wciągnąć bez pamięci w wir pracy. Pierwsze tygodnie nie były lekkie, a jej wewnętrzne rozdarcie co do tego, że powinna czas spędzać z maleńką córką - uciążliwe. Miała jednak wsparcie, plan działania i swa oślą upartość, by nie poddać się na starcie. Nim się obejrzała wielka sterta dokumentów do odkopania, nie była już taka przerażająca, a ona mogła ruszyć do przodu. Jednym z bardziej odznaczających się w kalendarzu dni był ten, w którym została zaproszona na spotkanie firmowe jednego z klientów; miało to być coś w ramach podziękowania za spore zaangażowanie się w ich kampanie reklamową. Początkowo chciała odmówić, jednak po znalezieniu stałej opiekunki dla małej Aurory, nie miała już takich wyrzutów sumienia, że nadwyręża dobra serce swego już-nie-przyjaciela. Uprzedziła Margaret, że w ten konkretny piątek po pracy wrócić na krótko do domu, by się przebrać, a następnie ruszyć na wcześniej wspomniane spotkanie firmowe. Córeczka na szczęście miała jeden z lepszych dni, a to uchroniło rudowłosą przed zmianą planów w ostatniej chwili.
    Ubrana w butelkowozielony, dopasowany kostium, marynarkę do kompletu i niebotycznie wysokie czarne szpilki, zdecydowanie przykuwała spojrzenia pośród czarnych i granatowych kreacji. Nie czuła się nieswojo, ba!, szła z dumnie uniesioną głowa i co rusz pozdrawiała kogoś uśmiechem lub zagajała krótka rozmowa. Znała część gości, ponieważ dane jej było z nim współpracować przy tej ogromnej kampanii, której sukces właśnie opijano. Było też wokół wiele osób, które dane jej było spotkać po raz pierwszy, jednak nie było to nic dziwnego przy takiej skali wydarzenia. To co ją zaskoczyło, to, że to usłyszała podejrzanie znajomy głos, a wypowiedziane słowa od razu przykuły jej uwagę. Odwróciła się przodem do mężczyzny nie kryjąc zaskoczenia.
    — Prawie Cię nie poznałam w pełnym garniturze — ni to ogryzła się, ni to zaśmiała w odpowiedzi. W jej zielono-brązowych tęczówka pojawił się niepokojący dla rozmówcy błysk. To nie była winda, a ich życia nie były zagrożone, więc daleko było jej do tej nieco zagubionej istoty sprzed paru miesięcy. Oto Blaise mógł doświadczyć co to oznacza poznać pannę Charlotte Lester w pełnej krasie, niby niewinną, ale zdecydowanie nie należało jej nie doceniać.
    — A bardzo chętnie — sięgnęła po jeden z kieliszków. Odkąd Aurora była karmiona na zmianę piersią i butelka, ona mogła pozwolić sobie – w granicach zdrowego rozsądku – na procenty. Wieczny kawaler nie zamierzał jednak okroić ich rozmowy do przyjaznego pitu, pitu i zasypał ja pytanie, tak że o mało nie zachłysnęła się alkoholem. Zamrugała szybko, by upewnić się, że nie ma słuchowych omamów, ale gdy na obliczu towarzysz dostrzegła zainteresowanie i jakieś takie oczekiwanie odetchnęła głębiej.
    — Z Aurorą wszystko w porządku, dziękuję. I nie jest żadnym wrzeszczącym potworkiem, jak już to małym diabełkiem — zaśmiała się wcale nie urażona tym komentarzem, bo co tu ukrywać córka dawała czasem w kość. Wdała się pewnie zarówno w mamę, jak i niestety w biologicznego ojca. Ostatnie pytanie zmiotło jednak z jej twarzy uśmiech, a ona postanowiła odwlec odpowiedź na nie w czasie i upić kilka kolejnych łyków alkoholu.
    — Szczerze? To dosłownie się rozwiązała — rzuciła z lekka ironicznie, z gorzkim uśmiechem, ponieważ rozstała się z Colinem. Tego kogo tak broniła nie był odpowiednim modelem na długoletniego partnera i najwyraźniej również na ojca, bo do tej pory nie zainteresował się Rory. Nie miał poza tym do niej żadnych prawa, a już rudowłosa miała zadać o to, by pogonić go, gdyby nagle teraz mu się przypomniało o córuni. Angielka już sobie ułożyła życie lepiej niż mogłaby sobie wyobrazić u boku kogoś, na kogo zawsze mogła liczyć.
    — Ale dość o mnie, co tam w ciekawym życiu wiecznego kawalera?— odbiła piłeczkę unosząc zadziornie jedną brew i uśmiechając zza szkła.


    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  58. Uniosła wysoko jedną z brwi, kiedy dotarł do niej sens słów mężczyzny. Czy Blaise Ulliel właśnie przyznał przed nią, że to Jaime Rochester ponosi winę za to, co się wydarzyło? Przez chwilę wpatrywała się tak w niego z szeroko otwartymi oczami i niewiele brakowało, aby rozchyliła wargi w niemym o. Była po prostu w szoku. Totalnie się tego nie spodziewała. W zasadzie to mogło być ostatnim, co przyszłoby jej do głowy w scenariuszu tej rozmowy. W życiu! W ŻYCIU. W Ż-Y-C-I-U nie spodziewałaby się, że Blaise przyzna jej rację, a nie Jaime’mu. Przecież to z nim się przyjaźnił, to oni razem grali do jednej bramki. Nie on i ona. Tylko oni. Dwójka bogaczy, którzy myśleli, że cały świat może należeć do nich, o ile tylko zapłacą za to odpowiednią kwotę, odpowiednim ludziom.
    Potrzebowała chwili czasu na otrząśnięcie się z tego mini szoku, który właśnie przeżywała, nim była w stanie kontynuować tę rozmowę. Chociaż teraz zupełnie już nie miała pojęcia, czego może się spodziewać i w jakim kierunku to wszystko może pójść.
    — O wow, dzięki — wymamrotała, mrugając kilka razy powiekami, bo nadal do niej nie docierało to, co usłyszała. To znaczy, dotarło do niej i to bardzo dobrze, ale… Wciąż ciężko było jej uwierzyć w to, że stało się to naprawdę, a nie, że jej mózg płatał jej figle. — Nie no super. Dzięki, że w końcu ktoś pomyślał w tym wszystkim o mnie i widzi, że to nie tylko moja wina, nie mój kaprys — wymruczała, delikatnie przytakując głową.
    Westchnęła cicho, słysząc jego kolejne słowa, a raczej pytanie. Chyba nie umiała odpowiedzieć wprost. Jaime… Był jej przez naprawdę długi czas bliski, kochała go. Kiedyś na pewno go kochała, tego była pewna. Ale teraz? Zagryzła wargę nim zdecydowała się odpowiedź.
    — Nie kocham go. On nie kocha mnie. Po co to ciągnąć? — Westchnęła, podpierając się brodą o swoją dłoń. Drugą sięgnęła od niechcenia po kieliszek i upiła kilka większych łyków. — Oczywiście, że nie dają mi spokoju. Nigdzie nie mogę się ruszyć ze spokojem bez ogona — przytaknęła, a następnie skinęła głową w stronę mężczyzny, którego już kojarzyła — nawet tutaj się przybłąkał jeden. Już dobrze kojarzę jego twarz. Jest bez aparatu, ale to na pewno nie przypadek. Pewnie czeka, aż stąd wyjdę. Tutaj nic nie fotografuje, bo zaraz by go obsługa wyrzuciła — stwierdziła, odkładając kartę na stół, a następnie pokiwała głową — oczywiście, że tak będzie. Jeżeli łudzisz się, że nie to jesteś w błędzie. Cokolwiek robię ja; jest złe. A Jaime? Nawet gdyby zerżnął jakąś laskę na oczach gapiów uszłoby mu to zapewne płazem — wiedziała, że przesadza, ale czasami odnosiła takie właśnie wrażenie. Że Rochester mógł wszystko, a cokolwiek zrobiła ona, zaraz było odbierane w niewłaściwy sposób i przeinaczane tak, aby to ją ukazać, jako tą złą w tym związku.
    Kącik ust dziewczyny delikatnie drgnął, gdy Blaise wspomniał o jej nowej znajomości.
    — Poznałam go dopiero w tamten dzień. Uciekałam przed fotografami, wpadłam na niego, nie miałam czasu się tłumaczyć, więc zaciągnęłam go do sklepu z nadzieją, że mi jakoś pomoże… No i pomógł. Gdyby nie Dominic nie wiem, co by się stało. Skombinował mi ubranie na przebranie, żebym nie paradowała w kiecce ślubnej po Nowym Jorku i pomógł mi wrócić do mieszkania. Wziął moje rzeczy z hotelowego pokoju i po prostu mi pomógł. Całkiem obcy facet bardziej się przejął moim losem niż rodzina i pseudo ukochany — prychnęła — nie mam pojęcia, dlaczego ciągle ktoś zarzuca mi romansowanie z kimkolwiek. Byłam wierna Jaime’emu do cholery jasnej!

    Bianca

    OdpowiedzUsuń
  59. Carlie liczyła, że Amanda pojawi się szybko i nie będzie musiała za długo na nią czekać. Wiedziała, że jej mama chciała, aby dzieci trochę podbiły dzisiejsze wydarzenie i Carlie nie miała nic przeciwko ich obecności, ale bez dwóch zdań powinna od razu zabrać ze sobą nianię, która w każdej chwili zajęłaby się dwójką niesfornych maluchów i zabrałaby je ze sobą do domu. Nie wiedziała tylko, że trafi na Blaise i będzie chciała spędzić wieczór z dala od domu. Raz na jakiś czas przecież mogła. Nie była uwięziona przez dzieci w jednym miejscu, choć niektórym mogło się wydawać, że skoro urodziła dwójkę to już nagle stała się tylko ich mamą i przestała być sobą. Czytała o sobie różne komentarze, czego nie powinna robić, bo zdecydowanie zbyt szybko się przejmowała tym, co mieli ludzie do powiedzenia i źle się to na niej odbijało, a już zwłaszcza było źle, gdy sama przez obce anonimy w internecie zaczynała sobie wmawiać, że jest złą matką, co miejsca nie miało. Może nie była idealna, ale nie była zła i potwierdzało to to, że dbała o maluchy, jak tylko mogła. Nigdy nie chodziły źle ubrane, miały pod dostatkiem jedzenia i opieki, a z każdej strony otoczeni byli przez ludzi, którzy je uwielbiali i kochali, ale to już chyba była tradycja, że osoby bez profilowego o nazwie użytkownik1234 mieli do powiedzenia najwięcej i wiedzieli wszystko o wszystkich.
    Jeszcze zanim na świecie pojawiły się bliźniaki, Carlie nie umiała się zajmować dziećmi w ogóle. Była przerażona, gdy miała z nimi kontakt. Najpierw poznała córeczkę Villanelle, którą pokochała i jej synka, pojawił się ten Harry – syn Matta z jego pierwszego małżeństwa, ale żadne z tych dzieci nie było jej. Były cudze. A ona tylko opiekowała się nimi przez chwilę, a potem znikały i to rodzice przejmowali pałeczkę. Nie było nic dziwnego w tym, że nie miała wprawy. A jej pierwszy związek nawet nie dążył do czegoś poważniejszego. Prędko się zresztą też okazało, że jej były wolał skupiać się na cienkich, białych kreskach niż na związku z nią, więc nawet nie było mowy o tworzeniu jakiejkolwiek przyszłości. I wszystko się nagle zmieniło wraz z poznaniem Matta, gdy wszedł w jej życie, a ona przepadła dla niego całkowicie.
    To też nie tak, że chciała zostawić Blaise specjalnie z dzieciakami. Nie chciała, bo wiedziała, że nie przepada za dziećmi i to było zwyczajnie z jej strony nie w porządku, gdy musiał się nimi zająć. Nie było jej tylko kilka minut. Tyle potrzebowała, aby znaleźć miejsce, które miało zasięg i ściągnąć na miejsce Amandę, która miała być nie za więcej niż piętnaście minut. Wracając nie spodziewała się zastać katastrofy.
    — O mój Boże, Lei… — jęknęła od razu przyspieszając, gdy tylko zobaczyła córeczkę w czekoladzie. I Blaise był w czekoladzie. I Casper. Nie mogła się powstrzymać, aby jednak się nie uśmiechnąć na ten widok. To było komiczne. — Przepraszam, naprawdę przepraszam.
    Wzięła od mężczyzny chłopca, ale postawiła go na podłodze i złapała jego rączkę, aby nigdzie nie uciekł.
    — Tu łobuziaro jedna, zostawić cię na pięć minut i już tworzysz chaos dookoła — westchnęła kręcąc głową. Mokre chusteczki na nic się zdadzą, ale spróbowała zmyć z niej tyle czekolady, ile się dało. — Chusteczkę? — spytała wyciągając opakowanie w stronę Blaise, któremu jednocześnie posłała przepraszający uśmiech.
    — Ale jak na pierwszy raz to i tak poszło ci całkiem nieźle. I przepraszam za koszulę, zapłacę za nią — obiecała.
    Cóż, sukienka jej córki nadawała się do wyrzucenia, a dziewczynka była już w miarę czyta, ale i tak widać było, że właśnie chciała urządzić sobie kąpiel w płynnej czekoladzie. Wyczyszczenie jej chwilę trwało, a Carlie starała się zmyć z niej tyle, ile się dało. I właściwie zaraz w ich stronę zmierzała ochrona wraz z opiekunką.
    — To ja już się nimi zajmę — powiedziała dosłownie przejmując pałeczkę nad dziećmi — udanego wieczoru.
    Pożegnała się jeszcze z dziećmi, które po chwili były już zaprowadzone do auta. Odwróciła się w stronę mężczyzny.
    — Naprawdę mi przykro. I dziękuję, więcej cię już nie narażę na lepkie rączki Lei.

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  60. white chocolate,

    Wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 14 lutego Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  61. Słuchała go uważnie, a jednocześnie naprawdę bardzo starała się nie kopnąć go w krocze. Szczególnie, że potulny Blaise to jednak mało spotykane zjawisko. Nawet jeśli był potulny na swój głupi sposób. Tymczasem mózg Elaine już zaczął szukać wszelkiego rodzaju połączeń między tym, czego się dowiedziała, a tym, co należy zrobić. W końcu ze złością potrząsnęła głową. Nie powinna w tej chwili zaprzątać sobie głowy poszczególnymi dzieciakami. W ten sposób może jedynie umknąć jej ogólny obraz sytuacji, niezbędny do ustalenia priorytetów. Na analizy szczegółowego przyjdzie jeszcze czas. Na razie należało opracować jakiś system, według którego miałaby pracować Fundacja. Do tego potrzebni są ludzie i narzędzia… Skoro o pieniądze ma się nie martwić…
    Natłok myśli przewalał się przez umysł Eagle, kiedy nagle mężczyzna zaczął błagać o znajomość. El popatrzyła na niego zdziwiona, a potem pokręciła głową.
    - Zamknij się – mruknęła i odsunęła się od niego o krok. Zmierzyła go uważnie spojrzenie. – Jeśli myślisz, że zwaliłeś mi na głowę robotę i rzucę ci się w podzięce w ramiona, to się grubo mylisz. Masz się pojawić jutro o ósmej rano u mnie w barze z wszystkimi teczkami. Osobiście. I listą kandydatek na asystentkę. Sama tego nie ogarnę – zdecydowała. Ciągle patrzyła na niego groźnie, ale po opuszczonych ramionach mógł rozpoznać, że nie jest już wściekła. Raczej przybita i nakręcona na realizację celu. – A teraz wybacz, ale wracam do domu. Potrzebuję się upić i iść spać – mruknęła i obróciła się, żeby wyjść zdecydowanym krokiem. – Ósma rano, Ulliel! Nie waż się spóźnić! – zawołała jeszcze, nim wyszła.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  62. Zdecydowanie sytuacja w windzie nie należała do przyjemnych dla nich obojga i ich zachowania nie były do końca takie, jakimi kierowali się na co dzień. Teraz mogli poznać się na nowo w nieco innych okolicznościach. Czy mieli się polubić, czy tez wręcz przeciwnie, to miało się dopiero okazać. Niezależnie jednak od tego Charlotte jakoś tak czuła, że pewne informacje są bezpieczne z Blaisem, tak jak historia dotycząca jego siostry miała na zawsze pozostać sekretem, chyba że mężczyzna miał kiedyś postanowić inaczej.
    Skupiała na nim całą swoja uwagę przez co cała ta impreza, jakby zeszła na dalszy plan, tak samo jak kurtuazyjne skinięcia głową. Była pochłonięta w rozmowie i nikt nie pojawiał się póki co na horyzoncie, by zmienić ten stan rzeczy.
    — Och jaka szkoda, ze nikt nie zaprosił mnie na after party — powiedziała niby z żalem, że nie przyjdzie jej zobaczyć wielkiego Ulliela bez eleganckiego odzienia, co było tylko ironiczna grą. Nie była nim zainteresowana, ale cóż lubiła się czasem z ludźmi podrażnić, nikt nie mówił, że jest miłym aniołkiem. Popijając powoli szampana docierało do niej, jak bardzo brakowało jej wyrwania się do tego co kiedyś, choć w nieco innej formie. Nie miała bowiem teraz znajdować sobie towarzysza na resztę wieczoru, by to z nim wrócić do hotelowego pokoju, a następnego ranka nie pamiętać nawet jego imienia. Co to, to nie! Była w szczęśliwej relacji i nikt z tu obecnych cóż w jej oczach nie dorastał Marshallowi do pięt. Potrafiła obiektywnie, czy nawet subiektywnie określić kto był przystojny, lecz to z wyspiarzem łączyła ją niebywała wieź i uczucie, które dodawał niezliczonej ilość punktów w nieoficjalnym rankingu.
    — Jeśli to jest Twoja zagrywka na poderwanie kobiety, to zawiodłam się — powiedziała kładąc na końcu dłoń na jego ramieniu ze współczuciem wypisanym na twarzy, a następnie parsknęła śmiechem. Może komuś połechtałby ego stwierdzeniem, że chętnie zobaczyłby ją w bieliźnie, lecz no cóż, dla Lester to był bardzo tani chwyt i to nieskuteczny. Trafnie jednak mężczyzna ocenił sytuacje twierdząc, ze nie musi się zbytnio przy młodej Angielce hamować, ponieważ ona nie zamierzała jak widać pozostawać mu dłużną. Może czas spędzony w windzie powinno odliczać się w nieco innych kategoriach i zamiast kilku godzin, tak naprawdę znali się dobrych kilka miesięcy? A spotkali się dopiero po raz drugi.
    — Jeśli pytasz, czy zatrudniłam nianię, to tak, bo inaczej nie mogłabym wrócić do pracy; ale nie, nie robi ona za mnie wszystkiego przez dwadzieścia cztery godziny — wzruszyła ramionami, ponieważ nie zamieniłaby swojej obecnej sytuacji na nic innego. No może ucieszyłaby się z większego lokum i jakiegoś planu na dłuższe wakacje, lecz nie chciałaby całkiem porzucać swego dziecka w ramiona obcej kobiety. Chciała wychowywać Aurorę, a nie być jedynie jej biologiczna matką. Dzięki wielkiemu zaangażowaniu Jerome i zatrudnieniu Margaret imała czas na powrót do pracy, ale również krav magi, przez co nie tak ciężko jej było wrócić niemal całkiem do formy sprzed porodu. Niemal, bo nadal potrzebowała kilku miesięcy, a może nawet roku na pełne dojściu do siebie, lecz była na bardzo dobrej drodze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Tak i nie — odpowiedziała od razu, lecz jak sam trafnie zauważył ktoś się pojawił — Nie jestem z biologicznym ojcem Aurory, ale nie jestem też sama — uśmiechnęła się, a z jej zielono-brązowych tęczówek dało się wytyczać dumę, wdzięczność i ogrom innych uczuć, które starała się zachować tylko dla osób najbliższych. — Cóż nie każdy jest stworzony do bycia rodzicem i trzeba to uszanować, grunt to zdawać sobie z tego sprawę — nie zamierzała mu teraz prawić morałów, czy przekonywać jakież to rodzicielstwo było cudowne, ponieważ dobrze wiedziała, że nie każdy się do tego nadawał. Sama nie tak dawno sądziła, ze jej również nie jest pisane bycie mama, a tu proszę zaczęła się w tym całkiem nieźle odnajdywać przy tym nie tracąc siebie, czego najbardziej się obawiała.
      Słuchając jego wypowiedzi przygryzła automatycznie wnętrze jednego z policzków, ponieważ dobrze pamiętała, gdy ona również tak funkcjonowała obowiązki, a później imprezy do samego rana. Padała często wykończona, ale szczęśliwa. Tęskniła za tym czasem, szczególnie, gdy nie miała właśnie siły, by zrobić coś dla siebie i po całym dniu jedynie o czym marzyła to objęcia Morfeusza. Sięgnęła po jedna z przystawek, która wielkością nadawała się na jeden sprawny kęs przez co o mało się nim nie zakrztusiła, gdy ten zaproponował, co za proponował. Impreza na jachcie – czyż to nie brzmiało dla niej surrealistycznie, a jednocześnie tak kusząco. Popiła przystawkę i postanowiła jednak zacząć od tyłu.
      — Jaki ty jesteś pewny siebie, że ta kobieta z dzieckiem — tutaj wskazała siebie ostentacyjnie palcem — byłaby tobą zainteresowana, hm? — pokręciła głową i sięgnęła po jeszcze jeden kieliszek szampana z tacy mijającego ich kelnera. — Wyobraź sobie, ze nie jesteś aż tak czarujący — puściła mu konspiracyjne perskie oko, jakby co najmniej zdradziła mu sekret stanu. — Ale co do imprezy na jachcie, hm? Jeśli udałoby mi się przekonać opiekunkę na dodatkową zmiana, to chętnie — uśmiechnęła się i na moment oddaliła, bo ktoś do niej pomachała, a jej aura przybrała natychmiast profesjonalną barwę. Poruszała się z gracją i z szacunkiem odnosiła się do starszej kobiety, która właśnie przedstawiała ja swojemu mężowi i – ratujcie narody – synowi, kawalerowi!

      Charlotte w lekkich opałach

      Usuń
  63. Chwilami Elaine czuła się naprawdę zmęczona. W takich jednak chwilach tym bardziej szukała sobie zajęcia, nie pozwalała sobie na siedzenie w jednym miejscu. Wiedziała, że gdyby usiadła, położyła się… po prostu odpuściła, pewnie nie podniosłaby się przez kilka kolejnych dni. Na to zaś nie mogła sobie pozwolić ani ze względu na pracę, ani na własną psychikę. Z tego względu Blaise zastał ją właśnie nad papierami. I oczywiście wpadł rozdrażniony i gadatliwy.
    Po prawdzie to trochę się tego spodziewała. W końcu wciągnęła go w te pilnowanie dzieci w święta. Oczekiwała pretensji i marudzenia, ale nie miała wyrzutów sumienia, bo cała trójka była już bezpieczna z dala od Nowego Jorku. Za to obróciła się do Blaise’a i słuchała go. Potem westchnęła ciężko.
    - Oddychaj. Naprawdę nie szukam kłopotów. To, co zrobiłam w święta, nie do końca było legalne. Nie mogłam tego załatwić przez fundację, bo mogłabym wszystkim narobić problemów – wyjaśniła spokojnie. Pochyliła się i chwyciła przyjaciela za rękę. – Poza tym naprawdę nie jestem małą dziewczynką. Potrafię sobie poradzić z tępymi osiłkami.
    Blaise zaczął krążyć po jej gabinecie, więc westchnęła. Wstała i podeszła do niego. Chwyciła go za ramiona i usadziła na fotelu.
    - Nie pomagasz mi myśleć tym swoim dreptaniem – wyjaśniła. – Blaise… Ja i Black… mieliśmy swoje kłopoty… ale dawaliśmy radę dlatego, że żadne z nas nie było bojaźliwą kluchą. Prowadzę bar w niebezpiecznej dzielnicy, bo umiem zadbać o bezpieczeństwo swoje i swoich pracowników. Naprawdę jestem ostrożna. Nie proszę się o śmierć, jeśli to cię martwi. Czasami jednak warto zaryzykować, żeby ugrać znacznie więcej. Możesz mi zaufać, że wiem, co robię? – zapytała. Spojrzała mu w oczy. Zrobiła przy tym minę niewiniątka, choć akurat tym nie była.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  64. Wyglądało na to, że żadne racjonalne argumenty do Ulliela nie przemawiają. Jakby mówiła do siebie, a on ciągle swoje i swoje. Czy tak trudno było zrozumieć, że ich światy wyglądają zupełnie inaczej? Aż za dobrze pamiętała, kiedy sama uczyła się tego, w którym obecnie żyje. Nie było miło czy łatwo, ale była to cenna lekcja, która przeszła pod okiem zaufanych osób.
    W końcu Elaine parsknęła śmiechem, kiedy Blaise wyraźnie trawił jej reakcję. Nie był to śmiech wesoły, a raczej kpiący. Spojrzała na niego pobłażliwie.
    - Po prostu nie zamierzam cię słuchać, skarbie. A twoich ludzi nie wpuszczę do mojego lokalu – odpowiedziała bez wahania. Uśmiechała się przy tym słodko, ale tylko po pewnym napięciu w jej ruchach mógł poznać, że wcale taka spokojna nie jest.
    Przeszła przez gabinet, domknęła drzwi i na wszelki wypadek przekręciła klucz.
    - Blaise, żyjesz w bańce pieniędzy i luksusów. Unikasz ludzi, zachowujesz się tak, jakby cały świat był toksyczny. Nie znasz tych ludzi i ich problemów – odpowiedziała już bardziej zmęczonym tonem. Podeszła do swojego biurka i otworzyła jedną z szafek nad nim. – To są teczki części podopiecznych. Tych, których sprawy nie są do załatwienia kilkoma uśmiechami w urzędzie. Takie problemy mogą rozwiązać dziewczyny, które zatrudniłeś w Fundacji. W tych ocieramy się o przestępstwa i pobicia. Wymagają delikatności i trochę wyczucia – wyjaśniła. Spojrzała na niego. – Nie zamierzam się za nich zastrzelić ani samodzielnie z tego wyciągać, ale też nie chcę dać ich skrzywdzić. Nie każda sprawa wymaga biegania po ulicy z bronią, ale czasem lepiej mieć coś pod ręką… - Otworzyła szufladę pod klawiaturą i pokazała mu ukryty tam pistolet. Potem zamknęła do i otworzyła kolejną szafkę. – A to cały system bezpieczeństwa tego baru. Uwierz, trzech zaufanych specjalistów go opracowywało i sprawdzało. Dlatego wolę mieszkać tutaj niż gdzieś indziej.
    W końcu zamknęła wszystko i usiadła na swoim miejscu.
    - Możesz przestać mnie traktować jak tępą idiotkę? Proszę… - Spojrzała mu w oczy. Potem pokręciła głową i… ścignęła bluzkę przez głowę. Nie po to, by patrzył na jej mięśnie, a na dwie blizny, jedną mniejszą, drugą większą na brzuchu, oraz kilka siniaków. – Siniaki mam po treningach samoobrony, więc nie komentuj. A to… - wskazała na większa linię. – Po tym, jak wrogowie Blacków pocięli mnie w moim własnym mieszkaniu. Tę zaś od postrzału przy pełnej ochronie i zabezpieczeniach na strzelnicy, gdzie zwyczajnie trenowałam w swoim boksie. Nie mów mi, że nie wiem, z czym się mierzę.
    Tak, ona i Lucas o wielu sprawach nie mówili przyjacielowi.


    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  65. Na początku jej relacja z Jasonem nie była poważna, a raczej Charlotte nic podobnego nie zakładała. Dobrze bawili się w swoim towarzystwie, rozumieli się. Randki były miłą odskocznią od codzienności. Ostatecznie zaczęło się robić poważnie, gdy Jay zaprosił ją na swoje urodziny i na wspólne spędzenie Nowego Roku wraz z nim i jego rodzina. Wtedy wiedziała, że nie ma już odwrotu, że gdy zdecyduje się na ten wyjazd, ich relacja stanie się oficjalna, a co za tym idzie - nieco medialna. Choć nie myślała, że jej życie ponownie stanie się interesujące dla tabloidów. Nie miała zamiaru jednak być w to wciągana. Niczego nie komentowała, na nic nie odpowiadała. Zostawiła całą sprawę bez komentarza, bo właśnie taka była - nikogo nie powinno interesować co i z kim robi.
    Pewnego dnia do jej mieszkania z niezapowiedzianą wizytą wpadł nie kto inny jak jej brat. Spojrzała na niego zdziwiona, jednak pozwoliła mu w spokoju skończyć ten potok słów. Rozsiadła się wygodniej na swojej kanapie i delikatnie poprawiła tylko swój kardigan, który opadł jej z ramion.
    — Hej, ciebie również miło zobaczyć — skomentowała, posyłając mu delikatny uśmiech. Napiła się powoli kawy, zaraz odstawiając kubek na stół. — Dziękuję, ale raczej nie skorzystam z twojej jakże cennej porady. Niemniej doceniam, że poświęciłeś czas, żeby myśleć o mojej osobie, ale jestem dorosła Blaise i nie będziesz mi mówił co mam robić, jak mam robić, z kim się spotykać ani gdzie mam to robić — oznajmiła spokojnie, zaraz obracając się w jego stronę.
    Domyślała się, że zapewne jej brak reakcji czy zdenerwowana jeszcze mocniej zdenerwuje Ulliela niż gdyby wdała się z nim w ostrą wymianę zdań. Mogłaby, ale była już zdecydowanie zmęczona sytuacją rodzinną.
    — Nie jestem twoim wrogiem, ani zagrożeniem czy cokolwiek sobie myślisz. Przykro mi, że ci w życiu uczuciowym nie wychodzi i masz takie, a nie inne doświadczenia, ale gdybyś przestał być taki — tu pokazała dłonią na niego — z całą pewnością trafiłbyś na kogoś wartościowego — stwierdziła, zaraz posyłając mu lekki uśmiech. — A teraz uważam, że temat mojego życia jest zakończy czy ci się to podoba, czy nie. Jeśli to wszystko, co miałeś mi do powiedzenia to z całą pewnością trafisz do drzwi — mruknęła, zaraz obracając się przodem do telewizora, na którym przed jego przybyciem oglądała serial.

    siostrzyczka

    OdpowiedzUsuń
  66. Maille nie liczyła czasu, który minął od jej ostatniego spotkania z Blaise’em, kiedy to zaciekle się pokłócili. Dziś, po upływie długich trzech miesięcy od tamtego dnia, niemalże nie pamiętała, o co im poszło, a już na pewno nie recytowała z pamięci słów, które wtedy sobie powiedzieli. Creswell generalnie miała bardzo słabą pamięć do tego, co kto jej powiedział i co ona powiedziała komuś; nie potrafiłaby powtórzyć osobie postronnej rozmowy, którą odbyła przed niespełna dziesięcioma minutami i było jej z tego powodu odrobinę wstyd; mimo wszystko starała się pracować nad tym, by przywiązywać większą wagę do wypowiadanych w jej obecności słów. Tym jednakże, co pamiętała doskonale, były towarzyszące jej w trakcie rozmowy czy też kłótni emocje. To ich echo, wciąż mocno wybrzmiewające nie tyle nawet w jej głowie, co w sercu, powstrzymywało ją przed skontaktowaniem się z Ullielem. Złość wciąż była w niej żywa, tak samo jak bezradność i rozczarowanie, a także żal. Przez długi czas w jej sercu nie było miejsca na zrozumienie czy tęsknotę, z czasem jednakże Irlandka zauważyła, iż kiedy w jej myślach nie proszenie pojawiał się Blaise Ulliel, towarzyszyła jej chłodna obojętność.
    Czyżby mimo wszystko przyzwyczaiła się do braku jego osoby w swoim życiu? Nie sądziła, że to kiedykolwiek będzie możliwe; nawet sobie tego nie wyobrażała, ale kiedy przyszło co do czego, zniosła brak Ulliela bardzo dobrze. Lepiej nawet, niż sama po sobie się tego spodziewała. Może potrzebowała takiej przerwy? A może po prostu wreszcie zrozumiała, że nie zbawi całego świata i nie wszystkim dogodzi, choćby w tym celu stawała na głowie? Może pogodziła się z tym, że czasem ścieżki dwójki bliskich sobie ludzi, tak po prostu, bez większego powodu, się rozchodziły?
    Istniało wysokie prawdopodobieństwo, że prędzej czy później odezwałaby się do Blaise’a. Raz, już po ich kłótni, nawet była u niego, lecz nie zastała go w apartamencie i jedyną osobą, którą wtedy spotkała, była siostra mężczyzny, o której istnieniu nie miała wcześniej pojęcia. Nie stanowiło to jednakże dla Maille pretekstu, aby odezwać się do pana prezesa, ponieważ nie wiedziała, jak miałaby z nim na ten temat porozmawiać i czy w ogóle powinna to robić. Tym jednakże, co sprowokowało ją do wybrania właśnie jego numeru z listy kontaktów, były coraz częstsze wzmianki w mediach o niej i o Antoninie. Początkowo natrafiała jedynie na krótkie artykuły z krzykliwymi nagłówkami na portalach plotkarskich, lecz kiedy w końcu tekst o niej i jej partnerce został wydrukowany w zwykłym szmatławcu, nie wytrzymała i postanowiła interweniować.
    Telefon do Ulliela miał jej pomóc upewnić się, że ten był w domu. Kiedy mężczyzna potwierdził, że znajdował się u siebie, zapowiedziała, że będzie u niego za dwadzieścia minut i tak, jak stała, zamówiła taksówkę. Była prosto po pracy, kiedy przy jednym z kiosków natknęła się na gazetę ze swoim zięciem na pierwszej stronie i teraz, z tą gazetą w dłoni, wkroczyła do apartamentu Blaise’a, przemaszerowała przez jego obszerny salon i rzuciła gazetę wprost na kolana siedzącego na kanapie mężczyzny.
    — Maczałeś w tym palce?! — warknęła, dłonią celując w swoją podobiznę. — Co to ma być? Czemu oni znowu o nas piszą? — dopytywała wzburzona, a jej złość wbrew pozorom wcale nie była wycelowana konkretnie w Ulliela. Maille była zła, a nawet wściekła nie tyle na niego, co po prostu na sytuację. Naprawdę nie rozumiała, dlaczego w Internecie i gazetach ponownie rozpisywano się na temat jej i Antoniny. Niegdyś ten temat już raz wypłynął, co więc sprawiło, że ponownie stało się to sensacją? Dlaczego znajdowała w sieci swoje zdęcia, czy to kiedy była sama, czy to z Tonią i Freddie’em na spacerze? Dlaczego?!

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  67. — Im więcej mówisz, tym bardziej mam wrażenie, że śnię — wypaliła, spoglądając na Blaise. Zdecydowanie nie spodziewała się po nim takich słów, a tym bardziej nagłej zmiany frontu. Kto by się spodziewał, że Blaise Ulliel stanie za nią, a nie będzie za wszelką cenę bronił przyjaciela jakimiś wymyślnymi, bezsensownymi gadkami… Tego właśnie się spodziewała po tym spotkaniu. Wysłuchiwania tego, jaki Jaime jest dobry, jak wiele dobrego robi, jak dobrze chce dla niej i jej przyszłości. Takie słowa słyszała od własnej rodziny, wiec zakładała, że przyjaciel Rochestera tym bardziej będzie gadał podobne bzdury, których Bianca miała już po dziurki w nosie, a od ich słuchania zaczynała zwyczajnie boleć ją głowa. Większych kłamstw dotyczących Jaimego po prostu nie słyszała.
    Wiedziała, że zastanawianie się nad odpowiedzią nie jest dobre. Gdyby to ona komuś zadała takie pytanie i musiała czekać na odpowiedź, doszłaby dokładnie do tego samego wniosku, do jakiego doszedł Blaise. Nie było w tym jednak nic dziwnego.
    Kochała Jaimego. Kiedyś. Wcześniej, kiedy traktował ją tak, jak mężczyzna powinien traktować swoją kobietę. Obecny Jaime nie miał jednak nic wspólnego z tym, którego darzyła uczuciem. Miała wrażenie, jakby poznawała nowego człowieka i tego nowego Jaimego nie była w stanie kochać, nie była w stanie spędzić z nim reszty swojego życia. Po prostu nie mogła tego zrobić.
    — Bo spędziłam z nim piękne chwile. Blaise… Znam się z nim od dawna, początki naszej znajomości były naprawdę dobre. Kochałam go. Przyjęłam jego oświadczyny, bo sprawiał, że byłam przy nim szczęśliwa, ale to już nie jest ten sam człowiek. To… To nie jest mój Jaime i obawiam się, że ten, którego mogłabym nazywać właścicielem mojego serca już nie wróci — wzruszyła z pozoru obojętnie ramionami.
    Zaśmiała się cicho.
    — Według tych wszystkich fotografów uciekłam już dla wielu mężczyzn — pokręciła głową. Z jednej strony bawiło ją to, ale z drugiej frustrowało. Wiedziała też, że nie wszyscy, z którymi spotkała się po swojej spektakularnej ucieczce byli szczęśliwi, że trafili do plotkarskich kolumn. Wcale się nie dziwiła… Podejrzewała jednak, że akurat dla Ulliela to nie będzie nic nowego i chyba przez to czuła się swobodniej — i myślisz, że takie oświadczenie cokolwiek da? Jaime się tylko bardziej wkurzy, sam zacznie wydawać oświadczenia, będzie wymyślał jakieś brudy tylko po to, aby oczyścić siebie — wzruszyła kolejny raz ramionami. Wiedziała jaki był. Jak zależało mu na opinii społecznej, jak ważny był dla niego dobry PR. Miała świadomość, że zrobienie czegoś przeciw niemu spowoduje tylko potężną falę, w której to ona zacznie się topić. Nie chciała tego. — Chcę po prostu skupić się na swoim nowym życiu. Znudzi im się kiedyś. Musi im się znudzić… Nie będę już kimś atrakcyjnym dla portali plotkarskich. W końcu kogo będzie interesowało przeciętne życie stewardessy, która przestanie być zapraszana na imprezy, która nie będzie się pokazywać na dywanach, ściankach i otwarciach? Znudzę się im i pójdę w zapomnienie. Mam tylko nadzieję, że to stanie się w miarę szybko — uśmiechnęła się, sięgając po kieliszek z winem.

    Bianca

    OdpowiedzUsuń
  68. white chocolate,

    Wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 16 marca Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  69. Drgnęła, gdy dotknął jej ciała. Ostatnio wolała, gdy dotykają ją obcy ludzie, ponieważ wiedziała, co to oznacza i czego może się po nich spodziewać. Bliscy potrafili poruszać te struny jej duszy, które nie reagowały racjonalnie, co z kolei nie było przez nią samą pożądane. 
    - Bo nie patrzysz na prawdziwy świat - odpowiedziała zgodnie z prawdą. - Nie wiesz, kiedy pieniądze mają znaczenie, a kiedy są przeszkodą. Działasz nieostrożnie. Jak moglibyśmy ci o wszystkim mówić? - zapytała i tym razem miała na myśli zarówno siebie, jak i Lucasa. Żadne z nich nie było spokojną duszą. Zdawała sobie sprawę z tego, że Black miał co nieco na sumieniu, jeszcze zanim ją poznał. Czy mówił o tym Blaise'owi? Nie wiedziała, jednak nie uważała się za osobę upoważnioną do rozmawiania o tym.
    - Mój związek z Blackiem zakończył się tragicznie i Black zachował się jak skurwiel. Żałuję, że doprowadziłam do naszej znajomości. Ale to nie on to zainicjował, a ja - powiedziała zdecydowanie. Mówiła cicho, chłodnym tonem, twardo. Spojrzała Uliellowi w oczy. Ten chyba nadal nie rozumiał, że to nie ona w tej relacji była ofiarą... a przynajmniej na początku. Nie była księżniczką, która należało uwolnić z wieży, ale koniem trojańskim... który osiągnął swój cel. Położyła mężczyźnie rękę na piersi. - Czy ty w ogóle wiesz, w jaki sposób poznałam Blacka? A, co ważniejsze, dlaczego? - Pokręciła głową. - Blaise, ja miałam pomóc go porwać i zabić. To był powód. Tylko poznałam go.. pojawiła się Clary... i wiedziałam, że nigdy na to nie pozwolę. Dlatego mam blizny i dlatego Black mi ufał. I dlatego jestem tak wkurwiona, że nie zabrał mnie ze sobą! - Podniosła głos, choć wcale nie chciała. Zacisnęła pięści. - Przestań traktować mnie jak lalkę - powiedziała już spokojniej. - Nie jestem z porcelany. Wiem, co robię. A skoro Blacka już nie ma, chcę chociaż robić to, co do mnie należy. Nie ma to żadnego związku z tobą. Jeśli popełnię kiedyś błąd, to będzie mój błąd. Zrozum, że ta sprawa jest zamknięta - powiedziała nieco łagodniej, ale nadal zdecydowanie. Doceniała, że się o nią martwił, ale robił to w niemożliwie irytujący sposób. Może dlatego pozwoliła się przytulić i nieco uspokoiła się, kiedy tak trwali. Prychnęła jednak, kiedy wspomniał o egoizmie i uniosła głowę, żeby na niego spojrzeć. 
    - A może zrezygnowałbyś z części swojego egoizmu? - odparła. - Nie masz mnie chronić. Nie taka jest twoja rola... - dodała cicho. A potem Blaise są pocałował, a ze zdumienia nie od razu go odepchnęła. Zrobiła to jednak. Pewnym ruchem odsunęła go od siebie. 
    - Co to miało znaczyć? - prychnęła. Nadal czuła to dziwne wrażenie jego warg na swoich. - Mówiłam ci chyba z tysiąc razy, że nie będziemy razem - dodała, przypominając sobie ich rozmowę na dachu. Niejedną rozmowę. Teraz wpatrywała się w niego uważnie, jakby w gotowości. Do czego? Ataku? Ucieczki? 

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  70. Maille nie rozumiała zainteresowania dziennikarzami jej osobą. Wciąż nie mieściło jej się w głowie, że ktokolwiek mógł chcieć o niej pisać, a przecież nie był to pierwszy raz, kiedy wzmianki o niej pojawiały się zarówno w prasie, jak i na plotkarskich portalach. Zdarzało się to wcześniej, kiedy była związana z Ullielem i nawet pomimo tego dziś była wzburzona; nie chciała być tanią sensacją. I o ile gdyby pisano wyłącznie o niej, potrafiłaby zacisnąć zęby i to przeczekać, o tyle kiedy dziennikarze wspominali również o Antoninie, krew się w niej gotowała.
    Blaise natomiast tylko dolewał oliwy do ognia. Irlandka słuchała tego, co mężczyzna miał do powiedzenia i uderzyło ją jedno sformułowanie, które parokrotnie padło z jego ust. To dlatego przyglądała mu się z lekkim niedowierzaniem i początkowo milczała. Zdała sobie sprawę z tego, że jeśli Blaise postrzegał tę sytuację w taki, a nie inny sposób, to również głodni plotek dziennikarze mieli do tego pełne prawo.
    — Blaise — odezwała się stanowczo, chcąc poruszyć temat tego, co przyciągnęło jej uwagę. — Dlaczego nieustannie powtarzasz, że zostawiłam cię dla kobiety? — spytała. Chciała dodać coś jeszcze i już otwierała usta, aby spomiędzy jej warg mogły ulecieć kolejne słowa, kiedy coś ją powstrzymało i Creswell zacisnęła wargi. Nie chciała nakierowywać mężczyzny na konkretną odpowiedź; chciała za to usłyszeć, co on miał na ten temat do powiedzenia. Zignorowała jego uwagi na temat tego, że lepiej wyglądałaby u jego boku i że z kolei on powinien znaleźć sobie kogoś na jej zastępstwo. Zdążyła się już nauczyć, że nie warto było chwytać się wszystkiego, co mówił Ulliel; nie, jeśli człowiek chciał sobie oszczędzić nerwów.
    Nieco zrezygnowana, ale już na pewno spokojniejsza, Maille westchnęła ciężko i opadła na kanapę obok Blaise’a. Skorzystała z uprzejmości gosposi, którą przez te wszystkie lata ich znajomości zdążyła poznać i nalała sobie soku, po czym od razu upiła kilka łyków. Trzymając szklankę w dłoni, rozparła się wygodnie o oparcie kanapy i zlustrowała wzrokiem profil siedzącego obok mężczyzny.
    — Naprawdę dziwi mnie, że jeszcze nie znudziło im się o tym pisać — mruknęła, kiedy Blaise stwierdził, że będzie musiała po prostu to przeczekać. — Dziękuję — dodała i uśmiechnęła się lekko, ponieważ była mu wdzięczna za wykonanie tych kilku telefonów. Cieszyła się, że nagłówek zniknie, ale ta radość bladła przez myśl, że zapewne nie był to ostatni raz, kiedy pojawiała się na pierwszych stronach gazet.
    — Więc…? — odezwała się po chwili milczenia. — Odpowiesz na moje pytanie? — zagadnęła, ponieważ to wciąż wisiało w powietrzu. Narracja, jaką przyjął Blaise, była dla niej niezrozumiała. Nie zostawiła go dla kobiety, ba!, nie zostawiła go dla kogokolwiek. Rozstali się przecież przed laty i bynajmniej nie wrócili do siebie, kiedy Irlandka ponownie zjawiła się w Nowym Jorku.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  71. white chocolate,

    Wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 26 kwietnia Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  72. white chocolate,

    wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 11 maja Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  73. [Cześć!
    Oj tak, Noora jest śliczna, cudowna i najlepsza, i bardzo mi pasuje do mojej Lu charakterkiem. Wiesz, babeczka, która przygada i nie da sobie w kaszę dmuchać, a przy okazji to jeszcze pięknie się uśmiechnie. xD
    I dziękuję za miłe słowa. <3 Cieszę się, że karta wyszła znośnie, choć ja jak to ja, lubię poetyckie pierdololo...
    Ale, ale! Jeśli macie ochotę poznać z Blaisem moją Lu nieco bliżej, to zapraszamy. :D Co prawda po tych charakterkach spodziewam się, że może ktoś umrzeć, ale hej! Let's play a game. xD]

    LUCRECIA CRESCENT

    OdpowiedzUsuń
  74. Elaine po gali miała tak dużo do zrobienia i przemyślenia, że sporo czasu zajęło, nim wreszcie pojechała do Blaise'a. Chciała to zrobić od razu w poniedziałek, ale musiała się do tego odpowiednio przygotować. Przede wszystkim podliczyć galę i sprawdzić,jakimi finansami dysponuje Fundacja. Upewnić się, jak długo są w stanie pociągnąć po odliczeniu kwoty potrzebnej na utrzymanie kobiet i ich dzieci i zrealizowanie projektu, nad którym obecnie pracowali. I cóż... nie mogła powiedzieć, żeby wyniki tych wyliczeń ją satysfakcjonowały. Przeciewnie, zastanawiała się, jak szybko usprawnić pewne procesy, żeby wystarczyło na pensje dla wszystkich. Niemniej.... pewne kroki należało poczynić i Elaine udała się wreszcie do Ulliela.
    Chociaż z baru wychodziła w bojowym nastroju, to w drodze nabrała wątpliwości. A co jeśli jej nadmiernie wyrosła duma odbije się na życiu niewinnych osób? Obawiała się, że to bardzo prawdopodobny scenariusz. Niemniej... Blaise wyraźnie zaznaczył, że nie chce mieć z nią nic wspólnego, a El nie zamierzała przyjmować pogardliwej jałomużny. Skoro zaś Ulliel podjął już swoją decyzję... i nie odezwał się do tej pory, nie było sensu odwlekać nieuchronnego.
    Przed wejściem do biurowca odetchnęła głęboko, wyprostowała się (co w ogóle nie było potrzebne, gdyż pomykając w swoich szpilkach, zawsze utrzymywała nienaganną postawę - ot, lata doświaczeń na wybiegu) i pewnym krokiem weszła do środka. Bez zastanowienia minęła ochronę i panie przy bramkach. Nikt jej nie zatrzymywał, bo wszyscy wiedzieli, że Elaine Eagle przyjaźni się z ich szefem i nawet jeśli mieli ostatnio jakieś rozbieżności w spojrzeniu na świat, o czym krążyły natrętne plotki, to nie ich interes.
    W ten sposób El dostała się do windy i na właściwe piętro. Odetchnęła głęboko i zapukała do jego drzwi, po czym weszła, nie poczkawszy na zaproszenie. Spojrzała na niego twardo, kiedy taki zdziwiony na nią popatrzył.
    - Mówiłam, że przyjdę w kwestiach formalnych. Chyba że wolisz, żebym przysłała którąś z dziewczyn - oznajmiła. Obserwowała go uważnie i starała się zrozumieć, co chodzi po głowie tego faceta.
    - Dałeś jasno do zrozumienia, że nie chcesz mieć z nami nic wspólnego - dodała sucho. Nie bardzo wiedziała, jak się zachować. Spodziewała się, że przeprowadzą rozmowę na ostrzu noża i na to się przygotowała. Tymczasem Ulliel wyglądał... No żałośnie. Jakby nie wiedział, co z sobą zrobić.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  75. [Ina to ostatnia osoba, która mogłaby się zabijać z kimkolwiek, o cokolwiek, więc tego obawiać się z naszej strony nie trzeba. :) Cześć, dziękuję za powitanie! Mówią, że przeciwieństwa się przyciągają, czemu by więc nie sprawdzić, jak to wyjdzie w praktyce?
    Ina czaruje, i jest w tym swoim czarowaniu bardzo spostrzegawcza, więc wydaje mi się, że mogłaby przejrzeć Blaise'a i jego jedynie z pozoru idealne życie. Nie jestem pewna, jak ona poradzi sobie z Twoim panem, ale ja chętnie podejmę się tego wyzwania. :) Masz jakieś wątkowe marzenia, które mogłabym spełnić?]

    Inana Sanchez

    OdpowiedzUsuń
  76. Wywróciła teatralnie oczami na słowa Blaise’a. Pasowali do siebie… Może w momencie, kiedy ich sobie przedstawiono, kiedy kompletnie niczego o sobie nie wiedzieli, a może ładnie ze sobą wyglądali i to był jedyny argument do pasowania do siebie. Kiedyś powiedziałaby, że to właśnie to ostatnie było prawdą, że ładnie ze sobą wyglądali. Przestała jednak uważać siebie za ładną. Jak mogłaby trwać w takim przekonaniu, skoro była niewystarczająca dla swojego narzeczonego? Mógł mieć ją całą, a wolał inne. To musiało przecież jasno o czymś świadczyć. Bianca zdawała sobie z tego sprawę. Wiedziała to.
    Poza tym dowiedziała się te wielu innych rzeczy o Rochesterze, ale wolała zachować to tylko dla siebie. Modliła się o to, aby nikt nie dowiedział się o tym, że ona wie coś więcej, że wie o rzeczach, o których w ogóle nie powinna wiedzieć. Nie chciała się przecież znaleźć w niebezpieczeństwie, a jeżeli ktokolwiek się zorientuje…
    — To już jest nieistotne — powiedziała, bo naprawdę nie chciała dłużej drążyć tego tematu. Dla niej wszystko było jasne; ona i Rochester to przeszłość. — On cię tu przysłał czy postanowiłeś sam zabawić się w ratownika związków? — Spytała, mrużąc powieki i uważnie przyglądając się mężczyźnie. Musiała wiedzieć. Bo jeżeli to Jaime go przysłał, mogło to oznaczać, że czegoś od niej może chcieć, ale Bianca nie miała pojęcia czego…
    — Nie martw się, z kimkolwiek się nie spotykam w ich oczach od razu jestem z tą osobą w związku lub z nią skrycie romansuje. Oczywiście jestem strasznie nieostrożna w tych moich romantycznych schadzkach — wzruszyła od niechcenia ramionami — w zeszłym tygodniu Dominic, bo to był gorący temat dzień ślubu, moja ucieczka i nikomu nieznany facet. Później mój były, kolega z pracy, teraz ty, jutro będzie ktoś jeszcze inny. Zrobią ze mnie niezłą dziwkę — zaśmiała się, chociaż w tym śmiechu nie było ani trochę wesołości. Wiedziała, że miał rację. Znudzą się w końcu tematem, nią. Zaczną się interesować kimś zupełnie innym, nowym skandalem. Problem polegał tylko na tym, że to właśnie teraz chciała spokoju. Nie chciała się zastanawiać nad tym co robi i z kim, martwić się o każde swoje słowo, każdy gest… Wzięła głęboki oddech i spojrzała Blaise’owi prosto w oczy. — Wiesz, nigdy nie chciałam takiego życia. Oni chcieli żebym brała udział w tych wszystkich galach, imprezach charytatywnych, żebym była wszędzie tam, gdzie tylko mogę, żeby nazwisko zaczęło kojarzyć się z uroczą dziewczynką, a nie jedynie produkcją broni. Normalna nastolatka dostaje szlaban czy ostrą pogadankę za to, że wróci pijana z imprezy. Ja słyszałam, że jestem za grzeczna, za spokojna, że powinnam brać przykład z moich koleżanek ze szkoły dla bogaczy — prychnęła poirytowana — żebym była tam, gdzie coś się dzieje, żeby pisali o Hamiltonach odrobinę przychylniej niż tylko w kontekście kolejnego protestu pod biurowcem ojca.
    — Obiecujesz, że nie będziesz więcej wspominał o moim byłym narzeczonym i nie będziesz próbował namawiać mnie do tego, żebym dała mu szansę? — Spytała, bo to od jego odpowiedzi zależała jej odpowiedź na zaproszenie. Jeżeli dalej chciał ciągnąć temat jej związku, to nie miała ochoty na żadne wino i żadną kolację.

    Bian

    OdpowiedzUsuń
  77. white chocolate,

    Wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 21 maja Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  78. Nagłe zainteresowanie dziennikarzy osobą Maille pojawiło się niedługo po gali charytatywnej, co było niefortunnym zbiegiem okoliczności. Nim Irlandka zdążyła ochłonąć po ostatnich wydarzeniach, pismacy wbili kolejny gwóźdź do trumny potocznie zwanej jej relacją z Ullielem. Gdyby nie pojawienie się w gazecie artykułu szczodrze okraszonego zdjęciami jej oraz Antoniny, blondyna na pewno nie postawiłaby tak prędko stopy w apartamencie byłego chłopaka; o ile w ogóle by to zrobiła. Blaise zachował się skandalicznie i o ile Maille była w stanie wybaczyć mu jego reakcję na pojawienie się Blacka, o tyle nie zamierzała dawać mu żadnej taryfy ulgowej przez wzgląd na to, jak potraktował Elaine. To, co mówił i to, co robił było niedopuszczalne. Creswell od początku ich znajomości zdawała sobie sprawę z tego, że Blaise był na swój sposób ułomny, jeśli chodziło o kontakty międzyludzkie, ale czegoś podobnego się po nim nie spodziewała. Nie względem El – kobiety, którą nazywał swoją przyjaciółką i od której nigdy nie zaznał żadnej krzywdy. Kobiety, która zawsze starała się stać po jego stronie, pomimo tego, że Blaise był jaki był.
    Kiedy mężczyzna wytłumaczył jej, dlaczego wyrażał się w taki, a nie inny sposób, Maille najpierw wysoko uniosła brwi, a potem parsknęła krótko.
    — Blaise, zrozum wreszcie, że dla większości ludzi nie stanowisz centrum świata — odezwała się spokojnie. — Wyobraź sobie, że większość społeczeństwa nie myśli o tobie dwadzieścia cztery godziny na dobę, a już na pewno ja tego nie robię. Więc wyobraź sobie, że nie, nie znienawidziłam mężczyzn i to nie przez ciebie związałam się z Antoniną. To była MOJA decyzja — podkreśliła. — Całkowicie z tobą nie związana — dodała i powoli pokręciła głową. Poniekąd dziwiła się sama sobie, że potrafiła zachować tak duży spokój, ale może wynikało to z tego, że najzwyczajniej w świecie już jej nie zależało…? Dawała już temu mężczyźnie wiele szans. Przymykała oko na jego różnorakie wybryki. Gala charytatywna przechyliła szalę na niekorzyść Ulliela i ten mógł spostrzec to wyraźnie, kiedy Creswell stanęła u boku najbliższej przyjaciółki i kazała mu wypierdalać.
    — Nie będzie to możliwe, jeśli będziesz nazywał Antoninę Melaniną — warknęła, wyraźnie poirytowana, a płatki jej nosa aż zadrżały, kiedy mocno wypuściła powietrze. — Proponowałam ci to już wcześniej, Blaise. Tłumaczyłam i proponowałam. A ty nadal pogardliwie wypowiadasz się o Tonii i równie pogardliwie traktujesz nasz związek. Nadal nie szanujesz swoich przyjaciół. Jak więc chcesz się przyjaźnić? Jak? Po tym, jak potraktowałeś Elaine na gali charytatywnej myślisz, że przymknę na to oko i będę udawać, że nic się nie stało? Zachowałeś się jak ostatni skurwysyn. Nie wiem, czy chce nazywać takiego człowieka jak ty przyjacielem.
    Mówiła głośniej i szybciej, niż zazwyczaj, ponieważ na nowo rozgorzała w niej irytacja, a przed oczami stanęły obrazy z gali. Kiedy przypominała sobie o tym wszystkim, miała ochotę tylko wstać i wyjść, tak by nie musieć więcej oglądać Ulliela, nic więc dziwnego, że nie skorzystała z jego zaproszenia na taras. Ostatnim, na co teraz miała ochotę, było zażywanie kąpieli słonecznych.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  79. Zmarszczyła brwi, gdy Blaise wyrzucił z siebie litanię błagalną na "nie". Nie do końca rozumiała, o co mu chodzi, dopóki nie pociągnął tematu... a nawet wtedy nie mogła powiedzieć, że wie, czego mężczyzna od niej oczekuje.  Nie on jeden zresztą... Z przyjemnością skorzystała z okazji do tego, żeby usiąść. Potrzebowała zapaść się w miękkim siedzeniu, a najchętniej zapaść się na tyle, by móc udawać, że świat jej nie dotyczy. Nie bardzo radziła sobie z cudzymi emocjami, które miały związek z nią. Najpierw Lucas, teraz Blaise.... Co prawda sytuacja z Lucasem była znacznie bardziej skomplikowana, ale od żadnego z nich nie mogła tak po prostu uciec. Musiała jakoś przepracować ich i swoje emocje. Zwykle od tego uciekała, a teraz zwyczajnie nie mogła, bo to niczego by nie rozwiązało... Choć perspektywa ucieczki była słodka i kusząca niczym miód. 
    Słuchała. Słuchała i słuchała. Próbowała odsunąć ten wewnętrzny sprzeciw i skupić się na słowach mężczyzny. To, co mówił, było  w pewnym stopniu zgodne z jej refleksjami na jego temat. I... dziwnie było słuchać, że Blaise się do tego wszystkiego przyznaje. Była w stanie pojąć, jak jest to trudne. Ostatnio prowadzili z Lucasem szczere rozmowy.. długie i bolesne. Wcześniej zdarzały mi się monologi i wyznania, ale ostatnio naprawdę próbowali się zrozumieć... i chwilami oboje to przerastało. Może dlatego tak trudno było jej podjąć kolejną próbę, ale tym razem z Blaisem? Nie... problem był bardziej złożony. 
    - Nie nienawidzę cię - powiedziała cicho po chwili. To była prawda. Niemniej zranił ją wtedy, gdy była najbardziej odsłonięta i najbardziej podatna. Kiedy znajdowała się w tłumie ludzi, którzy jej nie znosili, z mężczyzną, którego kochała i nienawidziła jednocześnie, kiedy w dość niefortunny sposób starała się zapoznać wszystkich z faktami. Cóż... kłamstwem z jej strony było to, że zapomniała powiedzieć przyjaciołom o Lucasie. Po prostu bała się im o tym powiedzieć. I wstydziła. Po części liczyła, że w oficjalnej sytuacji zachowają więcej równowagi i zdołają przełknąć tę sytuację bez wybuchów. Nie udało się i była sama sobie winna. Bolało ją jednak odrzucenie ze strony Blaise'a. Zdrada jej uczuć i zaufania. Słowa, które padły... Zacisnęła nerwowo palce. Elaine często zgrywała silną i niepokonaną. Była przyzwyczajona do tej maski. W gruncie rzeczy jednak miała bardzo niską samoocenę, a wypowiedź Uliella uderzyła w najczulsze struny...
    Zbierała myśli jeszcze chwilę, nim spojrzała na mężczyznę. 
    - Black cię zabije, jeśli się do mnie zbliżysz - powiedziała cicho. - I nawet ja nie zdołam go powstrzymać - dodała. Przeniosła spojrzenie na swoje kolana. Relacja między nią a Lucasem była obecnie zawieszona na bardzo cienkiej nitce i o ile wcześniej wiedziała, że może pchnąć Blacka w jakimś kierunku, teraz jej możliwości drastycznie się skurczyły. W końcu... oboje z Blaisem w pewien sposób go zdradzili. El co prawda miała na to wszystko inne poglądy niż Lucas i nadal nie do końca go rozumiała, choć przegadali ten temat dogłębnie. Niemniej dziewczyna wiedziała, że tej nitki nie można już dłużej naciągać. 
    Czuła, że to wszystko, ta rozmowa, za bardzo ją przytłacza. Milczała przez chwilę. 

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Nie wiem, Blaise... Nadal mnie boli twoja reakcja... i... to co powiedziałeś. To, że zawsze patrzysz na wszystko z wysokości swojego apartamentowca... jakbyś nie rozumiał, że mój świat jest zupełnie inny... - podjęła po chwili, ostrożnie dobierając słowa. - Jesteś dla mnie ważny... i doceniam wszystko, co dla mnie zrobiłeś, ale... naprawdę nie wiem, jak miałaby teraz wyglądać nasza relacja - przyznała. Spojrzała na niego. - Nie mogę ukrywać przed Lucasem tego, że się z tobą kontaktuję... to byłoby draństwo. I musiałabym zaakceptować jego sprzeciw... a to może prowadzić do wybierania między nim a tobą. Nie chcę tego. Nie mam na to siły - mówiła dalej. Obróciła się na miejscu, żeby siedzieć do niego przodem. - Na ten moment...  mogę zaoferować jedynie wspólną pracę w Fundacji... jeśli naprawdę tego chcesz. - Czuła, że coś ściska jej serce. Nie podobał jej się taki plan, ale przyparta do muru nie potrafiła wymyślić lepszego. 

      Elaine

      Usuń
  80. Siedząc na kanapie, słuchała uważnie Ulliela i w pewnym momencie z zadziwieniem pokiwała głowa.
    — Blaise, mówisz tak, jakbyś znał nas wszystkich od wczoraj. Od którego roku się znamy? Dwa tysiące osiemnastego? Dziewiętnastego? A z Lucasem przyjaźnisz się jeszcze dłużej i naprawdę postrzegasz nasz przez pryzmat tych wszystkich ludzi, którymi się otaczasz? Skończ pieprzyć, że to jest dla ciebie trudne. Miało prawo takie być jeszcze dwa czy trzy lata temu, ale nie teraz — wytknęła mu, uważając to wręcz za przykre, że Blaise mierzył swoich przyjaciół tą samą miarą, co osoby żerujące na jego wizerunku. Potrafiła zrozumieć, że jego otoczenie wymuszało na nim pewne zachowania i że Blaise nawykł do pewnych rzeczy, ale jak sama zauważyła, nie znali się od wczoraj i prawdopodobnie przez to straciła cierpliwość. Dziś już nie miała dla bruneta taryfy ulgowej – nie po takim czasie i nie, kiedy tyn podczas gali przekroczył wszystkie możliwe granice.
    — Nie każę ci lubić Antoniny. Każę ci ją szanować, tak jak powinno żywić się szacunek do każdego innego człowieka bez względu na to, kim jest i jaki jest, i nie ma żadnego powodu, by Antonina na ten szacunek nie zasługiwała — powiedziała ostro. Nie zamierzała pozwolić na to, by Blaise traktował lekceważąco jej partnerkę lub wręcz ją obrażał. Naprawdę skończył się czas, kiedy przymykała oko na jego różnorakie wybryki i puszczała mimo uszu niektóre słowa. Blaise musiał się o tym dowiedzieć. Nie była też osobą, która z własnej woli opowiadała mu o swoim związku. To on nieustannie wyciągał ten temat, nawiązywał do niego, marudził i narzekał. On oraz dziennikarze, którzy co jakiś czas liczyli na tanią sensację.
    Nie wyglądała na poruszoną jego słowami i szczerze powiedziawszy, jej serce nie drgnęło, kiedy Blaise opowiadał o tym, co utracił i że żałował podjętych przez siebie decyzji oraz tego, jak potraktował Maille po tym, kiedy ta wróciła do Nowego Jorku. Nie czuła już do niego tego, co kiedyś. Teraz było zdecydowanie za późno na wszelkie próby reanimacji uczucia, które niegdyś ich łączyło i tak jak Creswell może i byłaby do tego skłonna tuż po swoim powrocie, tak dziś Blaise Ulliel nie miał najmniejszych szans na to, żeby poruszyć jej serce i ponownie zostać jej partnerem. Maille zmieniła się. Dojrzała i nauczyła się stawiać samą siebie na pierwszym miejscu, przez co nie gryzły jej wyrzuty sumienia i nie żałowała mężczyzny. Miał swoją szansę, nawet nie jedną i wszystkie je zmarnował, a kolejnej już nie miał dostać.
    — Nie znienawidzę cię. Nie będę potrafiła tego zrobić, choć to może wiele by ułatwiło — przyznała szczerze, spoglądając przy tym wprost w oczy stojącego nieopodal mężczyzny. — Rozczarowałeś mnie. Bardzo. Bardziej, niż dotychczas i mocno nadszarpnąłeś moje zaufanie. Wyżyłeś się na Elaine, kiedy ta była najbardziej bezbronna. Kiedy najbardziej potrzebowała wsparcia i zrozumienia przyjaciół. Potraktowałeś ją, jak… — urwała i głęboko odetchnęła szukając przez chwilę najlepszego określenia. — Jak tych wszystkich ludzi, którzy skaczą wokół ciebie dla twoich pieniędzy. Kiedy wreszcie zrozumiesz, Blaise, że twoje miliardy na koncie są gówno warte? Że nie kupisz nimi szczerej przyjaźni i nie zapanujesz nad ludzkimi emocjami? Możesz nam sponsorować drogie wycieczki, zabierać do ekskluzywnych restauracji i za pstryknięciem palców robić wiele rzeczy, o których nam się nawet nie śniło, ale nie sprawisz, że zapomnimy o tym, co powiedziałeś i zrobiłeś. Ja nie zapomnę.
    Otworzyła usta, jakby jeszcze coś chciała powiedzieć, lecz ostatecznie je zamknęła i powoli pokręciła głową. Nie wiedziała, co powinna o tym wszystkim sądzić. Nie wierzyła już w żadne z zapewnień Ulliela; jego słowa nie mogły wymazać niedawnych czynów. Nie chciała zakładać najgorszego ani też robić sobie niepotrzebnie nadziei, jakby nie interesowało ją to, że może się przyjemnie zaskoczyć lub gorzko rozczarować.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  81. Rozmowa nie zdążyła się na szczęście na dobre rozkręcić, bo przeszkodził w tym nie kto inny, a Blaise. Rudowłosa musiała się powstrzymać przed szerokim uśmiechem ulgi, który pchał się teraz na jej usta. Zagrała niczym rasowa aktorka, bo na przepraszająca mina i lekkie kiwnięcie głowa potwierdzało to co mówił mężczyzną. Lester nie paliła, choć nie to, żeby tego nigdy nie próbowała, lecz tamta rodzina na pewno nie mogła tego wiedzieć.
    Uniosła delikatnie oczy ku niebu, gdy ten zainsynuował, że miała u niego dług. Drobny może tak, jednak obawiała się, ze w jego oczach mógł on urastać to rangi nie tak małej przysługi. Niemniej bez ociągania dała się mu poprowadzić na taras, którego jeszcze nie miała okazji zwiedzić. Nie plątało się tu zbyt wielu ludzi i faktycznie większość wyszła tu za potrzeba zażycia nikotynowego dymu.
    Pokręciła głowa z uśmiechem na jego kolejny komentarz. W sumie z daleka dało się wyczuć, że nie był rodzinnym typem. Ona pewnie nie tak dawno roztaczała podobna aurę, więc wcale jej ona nie odrzucała, czy nie zamierzała jej krytykować. Nie każdego życie trzeba było wywracać o sto osiemdziesiąt stopni. Skrzyżowała ręce pod piersiami nieco je uwydatniając, a jedna brew poszybowała do góry, gdy mężczyzna ponownie zaczął delikatnie drążyć temat jej partnera. Nie zajęła miejsca na fotelu, a nadal stała.
    — Taki jesteś ciekawy? — zaironizowała — skoro tak, to przykro mi to stwierdzić, ale z tego co widziałam — palcem wskazała jego od góry do dołu i z powrotem — To niestety nie dorastasz mu do pięt — uśmiechnęła się z lekko diaboliczną satysfakcją — Czy to dostatecznie odpowiada na Twoje pytania dotyczące tego czym się kierowałam? — nie spuszczała z niego wzroku, a jej zielono-brązowe tęczówki zdradzały, że nawet całkiem dobrze się bawi móc rzucić komuś wyzwanie — Żeby nie było charakter ma równie dobry, co wygląd — dodała od razu, ponieważ nie mogła go nie doceniać. To od przyjaźni się wszystko zaczęła, czyż nie? Dopiero po skończone wypowiedzi opadała nieopodal Ulliela na wygodnym siedzisku.
    — Jak podasz mi numer to prześle Ci mój prywatny adres. W firmie takie zaproszenie mógłby zaginąć w niewyjaśnionych okolicznościach — przewróciła oczami, ale uśmiech na nowo zagościł na jej ustach. Impreza na jachcie, kto by pomyślał! Ciekawe co na to wszystko powie Marshall? Na d kolejna odpowiedzią faktycznie dłużej się zastanowiła wpatrując się w widok rozciągający się przed nimi. W głowie jaśniały jej obrazy niezliczonych chwil zapomnienia, a później zostały zastąpione tym co miała teraz, a jej uśmiech się poszerzył, a ona delikatnie pokręciła głową.
    — Nie — znów spojrzała na rozmówce — Może chciałabym więcej momentów sam na sam z Jeromem — nieświadomie wyjawiła imię ukochanego —ale to tylko tyle — była szczęśliwa, cholernie szczęśliwa, więc dlaczego miałaby cokolwiek zmieniać?
    — A Ty? — odbiła piłeczkę zaciekawiona — Nie myślałeś o tym, że zmiana stylu życia mogłaby przynieść jakieś ciekawe doświadczenia? Nie mówię tu od razu o rodzicielstwie, ale no nie wiem stałej partnerce, czy tam parterze, co wolisz — uniosła dłonie w obronnym geście, bo w sumie z góry założyła, ze był hetero, ale mogła się mylić.

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  82. Jeszcze nie tak dawno temu Maille bez wątpienia współczułaby Ullielowi i starałaby się sprawić, aby mężczyzna poczuł się lepiej. Dziś bynajmniej nie pozostawała obojętna na to, co się z nim działo, ale wiedziała, że jeśli teraz złamie się i odpuści, Blaise niczego się nie nauczy. Przysłuchiwała się więc temu, co miał do powiedzenia na jej temat i kącik jest ust drgnął w nikłym rozbawieniu. Jego słowa uznania były miłe, ale nie znaczyły już tyle, co kiedyś i sam Blaise solidnie sobie na to zapracował. Kiedy zaś wspomniał, że ostatnio boleśnie przekonywał się o tym, że świat nie kręcił się wokół niego, Creswell tylko lekko skinęła głową. Uważała bowiem, że przyszedł na to najwyższy czas i był to ostatni moment, w którym Blaise miał szansę na odrobinę refleksji.
    — Nie chcę, żebyś ją teraz poznawał — odparła bez zastanowienia na propozycję obiadu z Antoniną, co poniekąd zaskoczyło ją samą, ale te słowa płynęły prosto z jej serca. — Nie teraz. Nie po tym wszystkim i po tym, co o niej mówiłeś. Nie potrafię myśleć o tym inaczej, jak że jest to nieszczere i wynika tylko z chęci przypodobania się mnie — powiedziała i lekko wzruszyła ramionami. W tej jednej chwili uświadomiła sobie, że chciała trzymać Ulliela jak najdalej od swojego nowego związku. To dlatego wcześniej mu o nim nie opowiadała i nie dzieliła się z nim szczegółami, zresztą, jeszcze nie tak dawno temu Blaise uważał Antoninę za największe zło tego świata, jak więc miałaby się dzielić z nim tym, co się u nich działo? Teraz też nie miała na to najmniejszej ochoty.
    Siedząc niezmiennie na kanapie, słuchała go dalej.
    — To dobrze, że masz świadomość tego, co zrobiłeś i jak bardzo spieprzyłeś sprawę — zgodziła się z nim. Gdyby jeszcze trzeba byłoby mu to tłumaczyć, Maille chyba załamałaby ręce. Teraz z kolei spojrzała na wyciągniętą w jej stronę dłoń i na jej twarzy odmalowało się szczere zaskoczenie. Blondynka podniosła wzrok na mężczyznę, ale nie uścisnęła jego dłoni.
    — Nie, Blaise. Nie jestem gotowa zacząć od nowa, nie będzie żadnej czystej karty — odparła i zmarszczyła jasne brwi, bo też zaczęła odczuwać rosnące zdenerwowanie, przez co kiedy kontynuowała, jej głos drżał lekko. — Skąd w ogóle taki pomysł, że nagle miałabym o wszystkim zapomnieć? Blaise, to tak nie działa. Tyle razy dostawałeś drugą, trzecią i czwartą szansę, że to wręcz bezczelne, że teraz prosisz o to samo. Nie, nie i jeszcze raz nie! — Podniosła głos, wstała z kanapy i wyminęła przyjaciela. Zaplotła ręce na piersi i zaczęła nerwowo krążyć po salonie, raz spoglądając przed siebie, raz na Ulliela.
    — Nie będę cię unikać i udawać, że cię nie znam — odezwała po chwili milczenia. — Ale absolutnie nie będę udawać, że nic z tego, przez co dziś rozmawiamy, nie miało miejsca. Że nie potraktowałeś mnie jak śmiecia po moim powrocie do Nowego Jorku. Że nie obrażałeś Antoniny. Że nie zraniłeś Elaine do żywego. Blaise, weź wreszcie odpowiedzialność za własne czyny i ponieś ich konsekwencje! — wytknęła mu ze złością, a potem potrząsnęła głową, nie dowierzając, że mężczyzna w istocie poprosił, by zaczęli od nowa. Na tym etapie, kiedy zabrnęli tak daleko, było to nie do pomyślenia.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  83. Problem polegał na tym, że Elaine przez całą ich znajomość patrzyła na Blaise’a przez pryzmat jego doświadczeń, wychowania, stylu życia. Odpuszczała mu dużo, usprawiedliwiała jego głupie zachowania, nawet jeśli coś jej się nie podobało. Wyżej ceniła sobie ich przyjaźń niż te głupoty. Teraz… pierwszy raz tak bardzo myślała nie o ich relacji, a o własnych uczuciach. A Blaise chyba nie widział tego, jak bardzo czuła się przez wszystkich osaczona. Nie wtedy na gali, a cały czas od tamtego momentu. Zamknęła się więc w ciasnej skorupie i jak żółwik czekała, aż wszystko przeminie.
    Pokręciła głową, kiedy wspomniał o rozmowie z Lucasem. Czy on naprawdę w ogóle nie miał instynktu samozachowawczego? Naprawdę? Przecież Black byłby w stanie go zabić! A raczej chciał to zrobić, powstrzymywany jedynie tym, że El by mu tego nie wybaczyła. Mała to jednak pociecha, gdyby Blaise znalazł się w szpitalu.
    - Nie zbliżaj się do niego. Unikaj go jak ognia. Nigdy nie podchodź sam – wyrzuciła z siebie i mógł zauważyć w jej oczach strach, że do takiego spotkania mogłoby dojść. Dla nie jasne było, że Black jest mordercą od pewnego czasu. Nie od powrotu do Nowego Jorku, ale… niemal od początku ich znajomości. Może nie samego początku, choć i wtedy miała pewne podejrzenia, ale od momentu kiedy brali udział w uwolnieniu Patricka nie było już żadnych wątpliwości. Po tym zaś, co wydarzyło się z Clarissą... Elaine była przekonana, że Black mordował i to nie raz. Może sama powinna się go bać, ale… Wiedziała, że nic jej nie zrobi. Może rozbijać rzeczy wokół niej, ale jej samej nie tknie. Nie tyczyło się to jednak Ulliela.
    Widziała, że Blaise niemal płacze. Nawet było je go szkoda do pewnego stopnia… ale przecież sam zbudował ten mur. Nie jej zadaniem było go teraz przeskoczyć.
    - Blaise… nie zaoferuję ci więcej, niż sama jestem w stanie udźwignąć, a na razie… nic poza współpracą. Po tym wszystkim… po prostu ci nie ufam – wyjaśniła cicho.
    Nie spodziewała się jednak tego, co padło na koniec. Zadrżała i stanęła dość gwałtownie. Napięła się i podeszła w jednej chwili. W jej oczach zabłyszczało coś niebezpiecznego.
    - I dopiero teraz mi to mówisz?! – oburzyła się. – Zgłaszałeś to gdzieś? Próbowałeś wyśledzić autora wiadomości? Cholera, moje dziewczyny też mogą być w niebezpieczeństwie! – Z każdą chwilą mówiła coraz głośniej, a po jej minie mógł poznać, że nie zamierzała tych pogróżek bagatelizować, a jej umysł w jednej chwili odepchnął wszystkie inne problemy, by skoncentrować się na celu.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  84. — Czy ty mnie w ogóle słuchasz? — fuknęła i spojrzała na niego ze złością. — Ile razy jeszcze mam powtórzyć, że nie, nie tego chcę? Potrzebuję po prostu… — urwała i pokręciła głową, nie przestając przy tym nerwowo krążyć po salonie, jakby część gniewu chciała przelać w stawiane kolejno kroki.
    — Potrzebuję po prostu czasu — dokończyła myśl po chwili namysłu, przystanęła w pewnej odległości od mężczyzny i utkwiła w nim twarde spojrzenie. — Czasu, żeby to wszystko przetrawić. Żeby zobaczyć, że faktycznie coś wreszcie do ciebie dotarło i że swoje słowa przekujesz w czyny… Czasu, żeby na nowo ci zaufać — wymieniła, a potem lekko i jakby bezradnie wzruszyła ramionami. Nie wiedziała, ile to dokładnie czasu to będzie. Jak wiele dni, tygodni, a może i nawet miesięcy będzie potrzebować, aby znowu beztrosko śmiać się w towarzystwie bruneta. Aby go zaakceptować i na nowo pogodzić się z tym, że Blaise był jaki był. W tym momencie bowiem drażnił ją jako osoba i nie potrafiła niczego na to poradzić. Zbyt wiele spraw spieprzył, by potrafiła tak, jak kiedyś, przymykać oko na niektóre jego zachowania oraz odzywki. Musiała okrzepnąć, uporać się z nową rzeczywistością. Musiała porozmawiać również z Elaine, która była dla niej o wiele ważniejsza, niż Blaise. Po tym wszystkim, czego doświadczyła, Eagle miała pełne prawo nie chcieć oglądać pana prezesa na oczy. Przy tym najpewniej nie zabroniłaby samej Maille kontaktu z nim, nie była takim typem osoby, ale… Czy widząc, jak wielką krzywdę Blaise wyrządził El, Creswell potrafiłaby ot tak się z nim widywać i spędzać czas…? W tym równaniu pojawiło się zbyt wiele niewiadomych.
    Nie była nawet pewna, czy chce dodać coś jeszcze. Wszystko miało sprowadzić się do tego, co przyniesie im przyszłość – dziś, w tym momencie blondynka nie potrafiła określić, czego oczekuje od Blaise’a i nie potrafiła przewidzieć, jak będzie mogła wyglądać ich relacja. Powoli była gotowa opuścić mieszkanie mężczyzny, kiedy do jej uszu doleciał odgłos wybuchu. Krzyknęła krótko, wystraszona i zaskoczona zarówno samym dźwiękiem, jak i wstrząsem, który przeszył całe jej ciało. W następnej sekundzie do apartamentu wpadło kilku mężczyzn, którzy otoczyli zarówno Ulliela, jak i samą Maille.
    — Co się dzieje? — jęknęła łamiącym się głosem, nie mając nawet siły protestować. Pozwoliła prowadzić się niczym marionetka podwieszona na kilku sznurkach, posłuszna ruchom dyrygującego nią lalkarza, na tyle była oszołomiona. W jednej chwili próbowała poważnie porozmawiać z przyjacielem, którego nazywanie w ten sposób przychodziło jej teraz z niebywałym trudem, by w drugiej pędzić do windy w otoczeniu ochroniarzy i przez to nic z tego wszystkiego nie rozumiała. Wcześniejszy huk był na tyle donośny, że teraz dzwoniło jej w uszach i przez to nie potrafiła się skupić. Jedynie nerwowo rozglądała się na boki, jakby szukała źródła zagrożenia, ale niczego nie widziała i przez to rosła w niej chęć zaprzestania brania udziału w tym teatrzyku.
    — O co chodzi? — powtórzyła już przytomniej, kiedy drzwi windy się zamknęły i metalowa puszka ruszyła w dół. — Blaise? — Z naciskiem wymówiła jego imię, skoro żaden z ochroniarzy nie kwapił się do udzielenia odpowiedzi.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  85. white chocolate,

    Wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 26 czerwca Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  86. Prawda była taka, że Elaine w ostatnim czasie nie ufała zbyt wielu ludziom, a przede wszystkim nie ufała samej sobie. Jeszcze nie tak dawno wyśmiałaby każdego, kto choćby spróbował zasugerować, że przyjmie Lucasa z powrotem i nie zastrzeli na progu. A tymczasem mieli za sobą kolejne awantury, namiętny seks i jeszcze więcej awantur i szpitali. Stanowczo byli toksyczni dla siebie nawzajem i na razie nic nie wskazywało na to, żeby mieli szybko dojść do ładu z własnymi uczuciami. Po części dlatego panna Eagle nie czuła się na siłach rozplątywać zagadki uczuć Blaise’a.
    El przyglądała się mężczyźnie uważnie i analizowała każda podaną przez niego informację. Wyglądało na to, że faktycznie atak był nastawiony na Ulliela, który wsadzał nos w nieswoje sprawy. W tym przypadku dobrze, że to robił, choć wyraźnie zupełnie nieumiejętnie, skoro tak wcześnie ktoś go na tym przyłapał. El jednak daleka była od pouczania mężczyzny akurat w tym zakresie, bo ostatnio przecież sama dała plamę, w wyniku czego Lucas wrócił do Nowego Jorku.
    - Oczywiście, że sprawdzimy, o co tam chodzi – powiedziała spokojnie, ale zdecydowanie Elaine. Działanie jej Fundacji miało sens, jeśli faktycznie będą komuś pomagać, a nie jedynie uśmiechać się do bogaczy, aby zdobyć pieniądze. Niemniej sprawa była śliska i należało podejść do niej ostrożnie, a nie z przytupem, jak to miał w zwyczaju Blaise.
    Mężczyzna tymczasem zaczął mówić o sprawach, które w tym momencie akurat mniej ją interesowały, dlatego myśli Elaine podążyły już we własnym kierunku.
    - Jeśli możesz, zabezpiecz na razie te obrazy. Po ostatniej… klapie, za wcześnie na nowe wydarzenia, ale dziękuję za troskę – ostrożnie dobierała słowa. – Możesz przydzielić dodatkową ochronę moim dziewczynom z biura? – zapytała. – Tak, żeby o tym nie wiedziały? Wolałabym, żeby ktoś miał je na oku. – wyjaśniła. – Chciałabym też dostać wszystkie informacje, które udało ci się zebrać na tamtych ludzi – dodała i spojrzała mu w oczy. W jej własnych dominowały determinacja i powaga. – Nie, nie planuję tam sama wchodzić. Chcę wiedzieć, na co mam zwracać uwagę – dodała, choć jasne było, że pociągnie za swoje sznurki, żeby zrobić małe rozpoznanie. Co prawda po ostatniej akcji nie miała już tak szerokiego pola manewru, ale nie zamierzała pozostać bezczynna.
    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  87. [Co to za perfidne nabijanie aktywności przez "dzień dobry"? Ja chcę odpis! :P]

    OdpowiedzUsuń
  88. white chocolate,

    Wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 1 sierpnia Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  89. white chocolate,

    Wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 13 sierpnia Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń