Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] I don't wanna be your hero

Blaise Ulliel
Nie musisz poszukiwać boga, to Ty nim jesteś - gdybyś tylko chciał, świat stałby się twoją religią. Twoją własnością, z którą mógłbyś zrobić, co tylko zechcesz i na co tylko masz ochotę. Nigdy nie potrafisz się podporządkować, nigdy nie przegrywasz - to Ty jesteś na samej górze gry, pozostali to tylko pionki, którymi świetnie grasz w swoim teatrze życia. Kochasz dominować i mieć władzę nad innymi. Nie musiałeś zaczynać jako goniec w firmie ojca, założyłeś swoją, wystarczyło odkryć tylko potężne złoża ropy, szczęście przecież zawsze się do Ciebie uśmiecha. Nie wiesz, co to cierpienie, ból, strata, nie wiesz, co to bieda ani strach. Znasz tylko pieniądze, władzę, popularność i piękno. Tak, piękno. Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, jak cholernie przystojny jesteś i jak wiele kobiet Cię pragnie. Zdradzają z tobą mężów, zostawiają dla ciebie swoje rodziny, wrzucają do samochodu swoją bieliznę, ale Ty pragniesz tylko jednego, dla Ciebie liczy się tylko szybki, przygodny seks i dobra zabawa. Nie wierzysz w miłość i nigdy nie potrafiłbyś się zaangażować. Nie mógłbyś się zakochać, bo miłość wymaga poświęceń, a Ty jesteś po prostu dupkiem. Tak Blaise, jesteś pieprzonym, egoistycznym dupkiem, który żyje jak we śnie; jak w bezpiecznej, pozłacanej bańce mydlanej. Tylko co się stanie, kiedy ta bańka pęknie ? No przecież wiesz, doskonale wiem to ja i wiesz to Ty. Rozlecisz się, rozpadniesz na miliard kawałków, tak jak wtedy, kiedy próbowałeś się zabić. Wołałeś o pomoc, ale nikt cię nie usłyszał, nikt nie chciał cię usłyszeć. Teraz naiwnie wierzysz, że bańkę udało posklejać się na tyle mocno, że to się nigdy nie powtórzy, przecież jesteś bogiem, a bóg może wszystko. Pamiętaj jednak, szkło jest bardzo kruche i drugiego upadku może już nie wytrzymać...
Emme

200 komentarzy

  1. — Może i dobrze, gdybyś chodził na obcasach nigdy bym nie mogła spojrzeć w twoje oczy! Chociaż twoje, aż tak mnie nie interesują — wymamrotała, gdy wystarczająco wymasowała sobie stopę i wyprostowała się, aby spojrzeć na swojego rozmówcę. Blaise był jedną z osób, które poznała na początku swojej wielkiej przygody w Nowym Jorku, złożyło się tak, że stał się również jedną z tych, które pozostały u jej boku do dnia dzisiejszego. Te kilka lat temu, nigdy nie powiedziałaby, że nadejdzie moment w ich życiu, że ta konkretna znajomość przerodzi się w przyjaźń. Naprawdę mogła nazwać go przyjacielem, chociaż od czasu kłótni z Tylerem ostrożnie posługiwała się tym określeniem. Z drugiej strony, Blaise wciąż był obecny w jej życiu. Nie to, co wcześniej wspomniany mężczyzna. Allia nie zamierzała jednak roztrząsać się nad przeszłością, chociaż mimo szczerych chęci, robiła to niesamowicie często. Ułożyła kopertówkę na kanapie, a przez jej podłokietnik przewiesiła swoją jeansową kurtkę. Odebrała od mężczyzny kieliszek z winem i uśmiechnęła się tylko, gdy upiła odrobinę. Dobrze wiedział, co lubiła, chociaż dobrze wiedziała, że mieszanie wcześniej wypitego alkoholu z wytrawnym i gorzkim winem, skończy się mocnym bólem głowy o poranku, nie zamierzała z tego rezygnować.
    — Będziesz żałował, że raczysz mnie tak dobrym i drogim alkoholem — wyszczerzyła się wesoło, gdy mężczyzna zniknął za drzwiami swojego gabinetu. Ona sama w tym czasie wygodnie rozsiadła się na kanapie, na której wcześniej odstawiła swoje rzeczy i podciągnęła kolana pod brodę. Podparła się na nich i objęła jedną dłonią nogi, drugą, tę z kieliszkiem ułożyła ostrożnie na kanapie, aby nie poplamić obicia. Wzięła głęboki oddech i uśmiechnęła się, gdy Ulliel również usiadł. — Właśnie sobie uświadomiłam, że jesteś jedynym, stałym elementem mojego nowojorskiego życia — wypaliła ni stąd ni z owąd, uważnie mu się przyglądając. Nie była pijana. Owszem wypiła kilka drinków, nim postanowiła odwiedzić pana prezesa, ale była świadoma wszystkiego, co mówi i tego, co działo się dookoła. — Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że masz dziewczynę. Będziesz musiał mnie z nią kiedyś poznać, żeby się nie zdziwiła, jak wpadnę kiedyś w środku nocy, totalnie pijana niepamiętająca własnego adresu — zaśmiała się głośno — no wiesz, żeby wiedziała, że jestem całkowicie nie groźna!
    Upiła odrobinę wina i przymknęła na chwilę powieki. Skoro Ulliel znalazł w końcu kogoś na stałe, oznaczało to, że i na nią przyjdzie w końcu czas. Uśmiech na jej ustach poszerzył się, gdy przypomniała sobie o swoim ostatnim, stałym związku. Spotykała się wówczas z Danielem, był dobrym materiałem na męża. Pochodził z dobrej rodziny, miał znajomości i jej życie u jego boku z pewnością byłoby lepsze, ale to wciąż nie był człowiek, na którym jej naprawdę zależało.
    — Dobra… a teraz mów, w czym takim ci przerwałam, bo przecież zadowolony to ty mi nie otworzyłeś — zauważyła, mrużąc oczy i uważnie mu się przyglądając.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  2. O dziwo zachowanie starszego Ulliela jedynie w znikomym stopniu działało jej na nerwy, a jego słowa raczej ją bawiły, niż w jakikolwiek sposób dotykały. Wciąż czuła zażenowanie na myśl, w jakim momencie mężczyzna wkroczył do sypialni, ale była przekonana, że ten rano nie będzie niczego pamiętał i myśl ta ją uspokajała.
    — Nic się nie stało — odparła odruchowo. — To znaczy nie, stało się — poprawiła się, rzucając mu krótkie spojrzenie. — Ale to nie twoja wina. Choć mogłeś mnie uprzedzić, że twój ojciec jest w mieście — zauważyła i westchnęła cicho, mimo wszystko czując lekkie poirytowanie. Nie podobało jej się bowiem to, co się działo. Nie dość, że widywali się tak rzadko, to jeszcze okazywało się, że Blaise ukrywał przed nią pewne rzeczy. Oczywiście nie wymagała od niego, by mówił jej absolutnie o wszystkim, niemalże jak na spowiedzi, ale wizyta ojca była na tyle istotną sprawą, że wypadało o niej wspomnieć. Tym bardziej, że obydwoje doskonale wiedzieli, jaki był Jeremy i że raczej nie pałał sympatią do Maille, szybko zdążywszy wyrobić sobie o niej zdanie.
    Chcąc, nie chcąc, słowa pijanego mężczyzny przypomniały jej o przeszłości Blaise’a. Przeszłości, którą znała i akceptowała, ale która mimo wszystko napawała ją pewnym strachem, nawet jeśli szatyn powiedział, że dla niej zrezygnuje ze swoich starych przyzwyczajeń. Nie mogła nic na to poradzić, to było silniejsze od niej, jeśli jednakże zamierzała tutaj kogokolwiek obwiniać, to samą siebie. To ona musiała to porządnie przepracować i przetrawić; wyprzeć strach, do którego w tej chwili nie miała żadnych podstaw ani przesłanek.
    — Poczekam — odparła, kiedy już uporali się z przetransportowaniem Jeremy’ego na łóżko i przymknęła powieki, czując jego ciepłe i kojące wargi na skórze, a następnie przystanęła w progu sypialni. — Wołaj, gdybyś potrzebował pomocy — dodała, jeszcze na ułamek sekundy opierając dłoń na framudze i obracając się przez ramię, po czym wyszła, delikatnie przymykając za sobą drzwi.
    Znalazłszy się w salonie, odetchnęła głęboko i przeczesała jasne włosy palcami, nerwowo krążąc po obszernym pomieszczeniu. Czuła się w pewien sposób zrezygnowana, rozczarowana i zawiedziona, ostatnim czasem bowiem nic nie szło po jej myśli. Z powodu tego, jak rzadko się widywali, zaczynała mieć poważne wątpliwości co do tego związku, a nie chciała ich mieć. Zależało jej bowiem na Ullielu i to bardziej, niż była gotowa sama przed sobą przyznać. Wiedziała, że miała pewien problem w budowaniu stałych relacji. Czasem za dużo analizowała, za bardzo się wahała i miała niepotrzebne obawy. Bardzo nie chciała, by w tym przypadku było tak samo; chciała, by było zupełnie inaczej.
    Ostatecznie przeszła do kuchni i nalała sobie szklankę zimnej wody, sącząc ją pomału małymi łyczkami. Raz na jakiś czas zerkała w stronę korytarza prowadzącego do sypialni, ale Blaise’a wciąż nie było widać i zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie powinna tam zajrzeć i upewnić się, czy wszystko w porządku.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  3. — Dziękuję, to naprawdę miłe. Jesteś dzisiaj drugą osobą, która się o mnie tak troszczy — szeroki uśmiech nie schodził z jej ust — pierwszą, jakże wyszukaną był barman. Martwił się, że będzie mnie musiał zbierać z podłogi, gdy wypiłam dwa drinki pod rząd. Boże, jakby to był jego pierwszy dzień pracy… — pomachała stopami, gdy Blaise ułożył sobie jej nogi na swoich. Jego dłonie były przyjemnie ciepłe, jednak przy jego dotyku nie towarzyszyły jej żadne przyjemne dreszcze czy motylki w brzuchu. Dlatego, tak bardzo doceniała to, co mieli i nie chciała tego stracić. Zwłaszcza, że mogła zawsze znaleźć u niego schronienie w ciężkich chwilach. Wiedziała też, że nie musi mu o wszystkim opowiadać, a on nawet nie będzie ciągnął jej za język, wiedząc, że jeżeli sama nie będzie gotowa na powiedzenie tego, co ją męczy, zachęty i tak w żaden sposób nie pomogą, a skutek będzie odwrotny. Allia, gdy czuła nacisk robiła krok do tyłu. Wycofywała się i oddalała.
    — Przestań pierdolić głupoty, Blaise — spojrzała na niego surowym spojrzeniem — po pierwsze fizyka to gówno, a po drugie nie myśl sobie, że pozwolę ci zniknąć z mojego życia. Nie będziesz, jak oni wszyscy — fuknęła nieco zdenerwowana. Wizja utraty przyjaciela sprawiła, że odrobinę się rozbudziła. Wychyliła się nawet odrobinę i odłożyła na stolik kawowy kieliszek, aby następnie wziąć z niego nogi i przysuwając się bliżej, usiąść po turecku obok niego. Chwyciła palcami jego podbródek i skierowała w swoją stronę, aby spojrzeć w jego oczy. — Nie możesz mnie zostawić, rozumiesz? Nie zgadzam się, Blaise. Przyjaciół się nie zostawia samych. — Dodała, mrużąc przy tym delikatnie oczy i jeszcze chwilę wpatrując się w jego twarz. Puściła go po chwili i przygryzła od wewnątrz policzek, starając powrócić do poprzedniego tematu rozmowy, jednak fizyka zdecydowanie nie była tym, o czym chciałaby rozmawiać dzisiejszej nocy.
    — No lepiej to wyjaśnić, niż faktycznie zrobić taką niespodziankę — mruknęła cicho, kącikami ust się uśmiechając. Nie znała dziewczyny, ale wierzyła, że była dobrą osobą i zasługiwała na Ulliela, bo ten, chociaż mogłoby się wydawać, że jest skończonym dupkiem, wcale taki nie był, a Allia mogła się o tym niejednokrotnie przekonać. — Możemy wyskoczyć wspólnie na kolację! Wezmę ze sobą może tego barmana, pewnie przy kolejnej okazji uda mi się zdobyć jego numer. Podwójna randka brzmi niesamowicie dobrze, a twoi znajomi są dokładnie tacy, jak znajomi Daniela — wymamrotała, przypominając sobie o byłym partnerze i tym, jak tuż po rozstaniu z nim zdecydowała się na wizytę w Europie, chciała zobaczyć wtedy Scotta i powiedzieć mu, co tak naprawdę do niego czuje od tylu lat, ale on wtedy, jak się okazało trwał w szczęśliwym związku. Jak mogłaby mu stanąć na drodze, skoro jego szczęście było najważniejsze? — Praca o tej godzinie? Ciesz się, że mnie masz. To niezdrowe. W zasadzie to moja wizyta powinna wyciągnąć cię z łóżka, a nie biura. Blaise, powinieneś czasem ogarnąć, że jest coś takiego jak życie zawodowe i prywatne.

    Allie

    OdpowiedzUsuń
  4. Maille zastanawiała się jedynie, czy Jeremy naprawdę nie dostrzegał tego, jak bardzo żałosne było jego zachowanie. Doskonale pamiętała go z wspólnego obiadu w Bostonie, podczas którego kreował się na lepszego od wszystkich, a już w szczególności od niej, zwykłej i szarej dziewczyny, która nie miała nic wspólnego z bogatym nowojorskim światkiem, dostępnym jedynie dla nielicznych. Dzisiejszej nocy natomiast zrównał się poziomem z największymi szumowinami tego miasta. Pijany i bełkoczący, ledwo trzymający się na nogach. Czy człowiek mający rzekomo taką władzę i poważanie naprawdę musiał doprowadzać się do takiego stanu? Po co? Irlandka podejrzewała, że pod tym względem Jeremy i Blaise byli do siebie podobni. Chowali się za maską, która w pewnych momentach okazywała się wyjątkowo krucha i tak jak wiedziała już, co Blaise pragnął osłonić przed całym światem, tak nie miała pojęcia, co skrywał Jeremy. A mogły to być brudne i przerażające sekrety, przez które w nocy budził się zlany zimnym potem, z krzykiem zamarłym na ustach.
    Ściskając szklankę w dłoni, przysiadła na kanapie i zawiesiwszy wzrok na bliżej nieokreślonym punkcie w przestrzeni, czekała, sącząc lodowatą wodę małymi łyczkami. Po kilkunastu długich minutach dosłyszała skrzypnięcie drzwi dochodzące z korytarza i odwróciła głowę w tamtym kierunku, obserwując, jak Blaise ostatecznie wchodzi w plamę światła rozlewającą się po salonie. Nim się do niej dosiadł, z cichym stuknięciem odstawiła szklankę na niski stolik.
    Zanim cokolwiek powiedziała, wysłuchała go uważnie i uśmiechnęła się słabo pod nosem, kiedy zaproponował, by zabrała go w swoje ulubione miejsce w mieście. I choć jak do tej pory siedziała cała zesztywniała, szybko rozluźniła się pod wpływem jego uścisku i pocałunków, pod wpływem których przymknęła powieki i odchyliła głowę, zapewniając mu nawet lepszy dostęp do szyi. Mogłaby tak tkwić na tej kanapie, szybko zapomniawszy o tym, co miało miejsce przed paroma chwilami, ale miała mu coś jeszcze do powiedzenia. Stąd, choć bardzo nie chciała się od niego odsuwać, mimo wszystko oddaliła się na pewną odległość i ułożywszy dłonie na jego karku, zerknęła wprost w jasne oczy mężczyzny.
    — Jeśli to wszystko ma się udać, musisz mówić mi o takich rzeczach, Blaise — zaczęła cicho i łagodnie, sunąc wzrokiem po jego twarzy i raz po raz powracając do oczu. — Wiem, jaki jest twój ojciec i może mówić sobie co chce, bo jego słowa są dla mnie gówno warte — mruknęła, marszcząc brwi na myśl o chrapiącym w sąsiednim pokoju Jeremy’m. — Wiedziałam, na co się piszę, decydując się na związek z tobą i powiedziałam, że ci zaufam. A ty możesz zaufać mnie. I nie musisz roztaczać nade mną jakiegoś ochronnego parasola, nie musisz ukrywać przede mną rzeczy, które są dla ciebie niewygodne. Bo chcę cię całego, Blaise, z całym tym pakietem, którego chcesz mi oszczędzić, ale ja go udźwignę. Tylko mi pozwól — poprosiła i uśmiechnęła się nieśmiało, nieco obawiając się jego reakcji na własne słowa. Naprawdę bardzo chciała, żeby im się udało i wiedziała, że życie będzie im rzucało pod nogi najróżniejsze kłody, a żeby je przeskoczyć, powinni być w tym razem, nie osobno.
    Wpatrywała się w niego, oczekując odpowiedzi i zastanawiając się nad wszystkim, co kotłowało się w jej wnętrzu. Naprawdę go chciała, tylko jego i była gotowa na wiele, by im się udało. Po ostatniej rozmowie z przyjaciółką wiedziała, że musi zmienić podejście. W swoich poprzednich związkach często wycofywała się i uciekała, kiedy coś było nie tak i ją przerastało, ale było to dość tchórzliwe podejście; pójście na łatwiznę. Tym razem wiedziała, że korzyści z przezwyciężenia pewnych trudności będą warte każdej podjętej próby; korzyści, których nie mogłaby zaznać, gdyby podjęła zbyt pochopną decyzję.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  5. [Hej! Ładna nowa karta :) A ja przychodzę powiedzieć,że mój komentarz wylądował przypadkiem jeszcze pod starą :(]

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  6. white chocolate,

    Wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie proszę o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 28 kwietnia Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  7. — Myślisz, że pozwoliłabym mu? Pff! Nie wiesz, na co mnie stać — zaśmiała się wesoło. Nigdy po zostawieniu niedopitego drinka, nie piła go ponownie, uważała na siebie na tyle, na ile była w stanie to robić pod wpływem alkoholu. Nie przyjmowała wszystkich drinków, które jej stawiano, co czasami się zdarzało. Była świadoma, że barman również mógłby jej czegoś dosypać, ale… ale wolała wierzyć, że kluby, w których się bawi są po prostu porządne. Owszem, była nieco podpita, ale nie na tyle, aby nie wiedzieć, co się dzieje dookoła niej. Prawdopodobnie nie zauważyłaby, co się dzieje z Blaisem do momentu, w którym nie usiadła blisko i nie spojrzała w jego oczy. Zmarszczyła delikatnie brwi i westchnęła głęboko.
    — No wieeeesz — zaśmiała się głośno, kiedy ją pchnął i wylądowała miękko na kanapie. Dobrze, że zdążyła wcześniej odłożyć kieliszek na stolik, bo w przeciwnym przypadku, kanapa zostałaby zalana już winem. Miała już mu powiedzieć, że przecież doskonale o tym wie, ale gdy zaczął ją łaskotać nie była w stanie wydusić z siebie żadnego słowa i innego dźwięku, niż głośny śmiech i próby złapania głębokiego oddechu. — Ani razu nie — przerwała, aby wziąć oddech — powiedziałam, że mnie zostawisz, dla niej — wydusiła z siebie z trudem, pomiędzy śmiechem i krzykiem, aby przestał, bo się zaraz posiusia i będą mieli ogromny problem.
    — Jesteś nienormalny! — Uderzyła piąstką w jego ramię i zaśmiała się wesoło, nie patrząc na to, że trzymał w dłoniach szklankę z alkoholem. — Faceci, oczywiście z wyjątkiem ciebie, bo ty nie jesteś jak wszyscy, są po prostu dziwni. Nie rozumiem tego, jak myślicie — wymruczała, sama sięgając po kieliszek z winem, aby wypić jego zawartość. — Poza tym, żaden z nich nie zostawił mnie dla innej… teoretycznie. O! Wiesz, życie nas dopadło — wyszczerzyła się, aby po chwili upić ponownie alkohol. Taka była prawda, dlatego Allia nie była skora do zwierzeń, bo uważała, że nie było, nad czym się użalać, chociaż poszukiwanie ukojenia braku bliskości w cudzych ramionach w klubach, dawało radę.
    — Do tego czasu nie będzie już nieznajomym! — Wyszczerzyła się wesoło, przyglądając się swojemu przyjacielowi. — Pff, normalne koleżanki… jestem nie dość, że wyjątkowa, a nie jakaś tam, normalna koleżanka to jeszcze no właśnie! Myślałam, że łączy nas coś więcej! — Zaśmiała się, chwytając butelkę, z której od razu uzupełniła sobie kieliszek, chociaż w zasadzie, to bezpośrednio z niej, piłoby się jej dużo wygodniej. — Nie moja wina, że obracasz się wśród snobów i… eee… no, tych innych ludzi — wzruszyła ramionami — o matko, nie chciałbyś przypadkiem zabrać mnie z wami? To znaczy wiesz, będę udawała, że was nie znam. Będę mogła spać w innym hotelu — zażartowała. Tydzień wakacji brzmiał pięknie, ale coś w tym zdaniu ją zaniepokoiło — i co… zamierzasz teraz nie spać przez najbliższych kilka dni i po prostu zasuwać dwadzieścia cztery godziny? — Wyprostowała się i ponownie przyjrzała się przyjacielowi. Dopiero teraz do niej dotarło, że jego źrenice nie wyglądały normalnie. W pomieszczeniu nie było super jasno, ale jego źrenice były przecież nienaturalnie powiększone.
    — Blaise… — zmarszczyła nos i wymierzyła w niego palcem — ale nie zamierzasz chyba… nie sypiać i pracować na dwieście procent teraz, hm? — Uniosła brew, nie spuszczając z niego swojego spojrzenia.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  8. Znał przyjaciela i jego podejście do dzieci, przecież inaczej nie mógłby nazywać go przyjacielem. Mimo, że Black sam nie tak dawno nie pałał optymizmem na wizję ustatkowania się, to gdzieś tam nie wykluczał, że mógłby założyć rodzinę. Nie mówił o tym głośno, ponieważ żadna kobieta nie była dla niego zbyt dobra, zbyt interesująca, po prostu odpowiednia. Wtem na jego drodze pojawiła si Eagle z tym swoim błyskiem w oku, cietym językiem, seksowny ciałem i poglądami, które co rusz zmuszał go do naginania ustalonych granic.Nagle wszystko zaczęło jakoś tak do siebie pasować. Nie było idealnie, bo klocili się i był pewien, że to tylko początek, jednak nie zamierzał się poddawać. Szatyn wiedział, że drugiej takiej nie ma na całym świecie, więc tej nie chciał wypuszczać już ze swych ramion. Już miał powiedzieć przyjacielowi o planach zaręczyn, jednak nie chciał zapeszać i ugryzł się w język. Elaine mogła się nie zgodzić, a wtedy wyszedł by na durnia ze załamanym sercem i zdeptanym ego.
    - Wątpię by po ziemi chodziły jeszcze jakieś moje dzieci. Poza tym, gdy ogłosimy publicznie z Elaine, że jesteśmy razem większość pomyśli, że to nasze dziecko. - uśmiechnął się chytrze znad szklanki whiskey.
    - W sumie niewiele będzie w tym kłamstwa. Mała ja uwielbia, a te blond włoski są identyczne jak u El. - wcale tego nie planował, jednak gdy wymowil swe przemyślenia na głos nabrało to jako takiego sensu. Był wysoko postawionym prawnikiem, więc to było nic dla niego wyprodukować kilka dokumentów, by zatuszować adopcje i wskazać pannę Eagle jako matkę. Czy posunalby się do tego? Pewnie tak, lecz ten plan wymagał konsultacji z ukochaną. Mógł dostać od niej po głowie za takie pomysły, lecz nie szkodziło spróbować.
    Oproznil szklankę toteż z wdzięcznością przyjął dolewke od przyjaciela. Miało skończyć się na jednej, ale dwie to przecież nie tak dużo.
    - Blaise czy ty we mnie watpisz? I czyżbyś słyszal, żebym przechodził na emeryturę z powodu dziecka? - uniósł niemalże drapieżnie jedna brew. Praca była dla niego wsytski i przewaryosciowanie życia na pewno nie będzie tak proste jak adopcja, czy decyzja o zareczynach. Musiał na wszystko znaleźć czas.
    -Poza tym chyba mój ojciec chce się wycofać z branży-zaczął już pwowznym tonem, a oczy mu pociemnialy.
    -Myślisz, że pozwolę tym hienom dorwać się do zarządu i rozebrać najlepsza kancelarie na części? Niedoczekanie - ostatnie słowo niemalże wywarczal, a następnie zwilżył usta trunkiem.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  9. Cóż... Elaine też się lepiej czuła z myślą, że ma dobrą duszę po swojej stronie w tym wielkim świecie. Niestety miała świadomość, że jej własna osoba nie jest mile widziana w pewnych kręgach i tą niechęcią zaraża również Maille. Na szczęście Lucas i Blaise stanowili osoby pożądane w każdym towarzystwie, więc gdzieś tam udawało się zachowywać równowagę tego wszystkiego.
    Roześmiała się, gdy usłyszała komentarz Blaise'a.
    - Jasne... możesz pomarzyć - pokazała mu język. - Nie wystarczy, że cię toleruję? - dodała złośliwie. Oczywiście oboje zachowywali się dość swobodnie i pozwalali sobie na żarty, które przy kimś innym nie mogłyby paść. El lubiła złościć Ulliela, chociaż nie miała pewności, czy pewnego dnia nie przekroczy jego granicy wytrzymałości.
    - Nie ćwiczyłam. Po prostu wierzę w twoje dobre serce - uśmiechnęła się niewinnie. Wiedziała, że Lucasa przekona na to wyjście bez trudu, więc już mogła zacząć świętować swoje zwycięstwo. Potem Blaise zaczął znęcać się nad jej policzkami.
    - No weeeeeź... - mruknęła. - Czy to moja wina, że nasłuchałam się w życiu tych wszystkich teorii o tym, że faceci na żony to lubią porządne dziewczyny? To ja pod tym względem jestem raczej wybrakowanym egzemplarzem - dodała niefrasobliwie. Na jego komplementy odpowiedziała śmiechem, ale i zachwytem - w końcu zaczął zachwalać Maille.
    - Po pierwsze ty też jesteś słodki, gdy mówisz o Maille. A po drugie... nie spodziewałam się, że będziesz bał się słowa "seks"! - ponownie pokazała mu język. Wyraźnie za dobrze się bawiła. - Muszę sobie zanotować, że raczej nie byłbyś zainteresowany czworokątem... - dodała niby zamyślona, ale roześmiała się. Była przekonana, że Black też by się na to nie zgodził. Wychodziło, że El miała z nich najluźniejsze podejście do pewnych spraw. Nie zamierzała jednak zawstydzać swoich chłopców.
    Potem jednak przyjazna atmosfera się popsuła, a Blaise naprawdę wyglądał na zranionego. Niby ogrywał swoją dziecinną scenę w sposób karykaturalny, ale jego spojrzenie nie wyrażało rozbawienia. Elaine przysunęła się do niego i otoczyła jego szyję ramionami, żeby mocno się do niego przytulić.
    - Nie ukrywamy... po prostu... nie rozgłaszamy... - wymamrotała. Usiadła na swoim miejscu. - Lucas podchodzi do tego tak optymistycznie... a ja serio się boję - westchnęła. - Czy to nie za szybko? Może powinniśmy zwolnić? Pospotykać się jak normalni ludzie? - pokręciła głową. - Pewnie, że go kocham. A co jeśli... będzie chciał kolejne dziecko? Przecież ja mu go nie urodzę... - westchnęła i spojrzała przyjacielowi w oczy. - Tylko nie mów mu o tym wszystkim, ok? Nie chcę mu psuć radości... I tak się pokłóciliśmy w trakcie tych zaręczyn... więcej chyba by nie zniósł.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Łelkom! Muszę sprawdzić, czy serduszka kolorowe wchodzą w komentarze, łejt, 💛, niby działa xD

    Dziękuję z powitanie, jest mi niezmiernie miło, że starzy wyjadacze - trzy karty, to mega historia postaci - witają mnie w swoich progach. Cieszę się, że Dżejn przypadła do gustu z tą swoją odmiennością, a pierwszy akapit zmotywował, śmiało drukuj i do portfela chowaj <3
    Dżejn potrafi więcej, rzuca kolorami w ludzi, jak podczas święta Holi i obdarowuje słoneczkiem i serduszkami na prawo i lewo. Wszystko w imię pokonania patriarchatu!

    Jeżeli masz ochotę na jakiś wątek, śmiało, śmiało. ;D]

    dżejn 🧡

    OdpowiedzUsuń
  11. — Wcale nie wiesz — poruszyła znacząco brwiami i wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu. Mieszkając we Włoszech dużo czasu spędzała ze swoimi kuzynami, a ci nie zwracali uwagi na to, że Allia jest dziewczynką. Bawili się z nią w typowo chłopięce zabawy, wspinaczki na drzewa, wszelkie bitwy i przepychanki były czymś normalnym. Mimo wszystko Allia wyrosła na całkiem subtelną kobietę, która potrafiła pokazać co potrafi, gdy naszła taka potrzeba. Na szczęście, nie musiała robić tego często. Potrafiłaby się jednak obronić… tak jej się wydawało, a na pewno chociaż odrobinę zyskać na czasie szarpaniną, to na pewno.
    — Acha, tylko tym razem miałam na myśli inną wyjątkowość — wytknęła mu język, czując, jak jej hamulce luzują z kolejnym upitym alkoholem — tak, temat wcale nie prostych w obsłudze facetów uważam za zamknięty — uniosła kieliszek i upiła znów odrobinę wina, odchodząc w między czasie do wniosku, że wcale nie miała ochoty na wino i nie rozumie, dlaczego je pije. Ok, lubiła je, ale Ulliel w zasadzie powinien pierw zapytać na co ona właściwie ma ochotę. Prychnęła więc nagle głośno i pokręciła powoli głową.
    — Zero kultury człowieku — wymamrotała nagle, odstawiając na stolik kieliszek do połowy wypełniony winem i spojrzała znacząco na szklankę Blaise — dlaczego od razu nalałeś mi wina i nawet nie zapytałeś czego chcę? — Uniosła brew — wiesz, skoro się o mnie martwisz, a teraz jestem całkowicie bezpieczna, mogę się upić za wszechczasy — wyszczerzyła się wesoło — nie będę poznawać żadnych twoich kumpli. Swoją drogą ciekawa sprawa, dziewczynie boisz się przedstawić znajomych i koleżaneczki, a mnie pchasz w ramiona kumpli? No ładnie… nie spodziewałam się tego po przyjacielu — zmrużyła gniewnie oczy zerkając na niego, a następnie wyszczerzyła się wesoło i zaśmiała się, głośno, zdecydowanie za głośno.
    Pokręciła głową. Fakt, był snobem, ale on naprawdę zachowywał się normalnie. Przynajmniej, gdy byli sami, a raczej skupieni na sobie o. Wtedy nawet wyjście do klubu z Blaisem było mile spędzonym czasem, chociaż faktycznie, odkąd ten trwał w związku kilka rzeczy się pozmieniało. Sweeney nie zamierzała jednak mieć o to żadnych pretensji. W końcu każdy kiedyś zmieniał swoje życie.
    — Poza tym… serio Blaise… a kim jest twoja dziewczyna? — W zasadzie to miała to w poważaniu, ale trochę ją zirytował swoim komentarzem, czego nie zamierzała kryć. — Jesteś bałwanem, Ulliel — wymruczała gniewnie, a gdy podał jej swoją szklankę, wywróciła tylko oczami i chwyciła butelkę, aby uzupełnić mu alkoholu, dolała sobie tego samego do swojego kieliszka, zapominając że miała w nim jeszcze odrobinę wina. Zmarszczyła mocno brwi, gdy zorientowała się co właśnie zrobiła.
    — Świetnie, wakacje cały rok… nie no wiesz, że żartowałam z tym wyjazdem z wami — mruknęła, wpatrując się w zdjęcia —skorzystam kiedyś z tej wyspy, zobaczysz
    — Nie wyglądasz na takiego, co pracuje tyle co każdy — westchnęła — przecież nie jestem głupia, może i pijana owszem, ale jak przyszłam, to pracowałeś. Człowieku, w środku nocy — przez alkohol wolniej docierały do niej informacje i wolniej układała wszystko w całość, ale coś jej nie pasowało w zachowaniu przyjaciela, nie wiedziała jednak, co dokładnie. Dopiero po chwili trwania z mrużonymi oczami i przyglądaniu się jego oczom, dotarło do niej — kurwa mać, Blaise — wyprostowała się gwałtownie nie zwracając uwagi na to, że rozlała ze swojego kieliszka zmieszane z winem whisky. Odstawiła z impetem kieliszek na stolik i nieporadnie usiadła okrakiem na nogach przyjaciela. Ułożyła dłonie na jego policzkach i wpatrywała się w jego oczy, miała w dupie, że gdyby ktoś teraz wszedł mógłby pomyśleć sobie różne rzeczy — co to ma kurwa być, cwelu? — chwyciła mocno palcami jego podbródek i nakierowała na siebie, cały czas patrząc w jego oczy. — Myślałam, że już nie bierzesz, Blaise — wysyczała, kręcąc głową.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  12. Szatyn nie mógłby narzucać mu swego podejścia co do rodziny i dzieci, ponieważ przed pojawieniem się Clarissy tez patrzył na to sceptycznie. Pewne wydarzenia wymusiły na nim nagięcie wielu granic, lecz ponad wszystko kochał wygrywać. W tej rozgrywce stawka była wysoka, więc postanowił postawić na szali co tylko mógł, w tym zasady.
    - Blaise jesteś przyjacielem kuźwa, czy prokuratorem? – spojrzał na niego mrożącym wzrokiem. Wolała nie myśleć nawet o tym, że jakieś inne panny zapukały do jego drzwi domagając się pieniędzy na wyprawkę, a najlepiej to udziałów w firmie. Nie był głupi, a już na pewno nie był człowiekiem o miękkim, czy naiwnym sercu. Fakt znalazł swój kryptonit w postaci dwóch blondwłosych postaci, ale na tym koniec. Lucas nie był instytucją dobroczynną ani nie otwierał domu dziecka.
    Słysząc pesymistyczny wywód męzczyznny zmarszczył nieco brwi w zamyśleniu. Mozliwe, że panna Eagle robiła to tylko z dlatego, że go kochała. Czy udawała, by go nie ranić? Jakoś nie mógł sobie tego wyobrazić. To do niej nie pasowało, a wiele gestów było tak naturalnych względem czterolatki, że nawet najlepszej klasy aktorka nie mogłaby tego odegrać.
    - Wierzę w Elaine jak w nikogo do tej pory. – powiedział tylko kończąc drugiego drinka. Nie prosił o dolewkę, ponieważ wiedział, że nie może sobie na nią pozwolić. Jutro rano czekała na niego praca.
    -Czy Ty się martwisz o moją córkę? -uniósł brwi w akcie szoku i rozbawienia, które ogarnęło go jednocześnie. Może Blaise nie przepadał za dziećmi i nie był osobą, która leciała innym na ratunek, jednak czasem okazywał, że ma serce. Twarde, ale serce.
    - Żona Sebastiana będzie z nią zostawać, a do nich mam zaufanie, więc raczej nie potrzebuję monitoringu w jedynym miejscu, gdzie mogę odpocząć i czuć się swobodnie.- przyznał rozglądając się po wskazanych kątach. Nie, nie chciał nawet sobie tego wizualizować, bo jeszcze przez ostatnie wydarzenia dałby się na to namówić. Pokręcił głowa odrzucając ten pomysł na starcie.
    - Blaise, czy ja mógłbym mieć problem z zarządem? Proszę Cię oni już przymilając się do mnie, by nie stracić spod swych starych tyłków ciepłych posadę. Ojciec jeszcze nic nie ogłosił, a już paru delikwentów starało się załatwić coś za jego plecami u mnie. – nienawidził ludzie, którzy nie rozumieli definicji sowa lojalność. Przychodząc wprost do niego kopali sobie jeszcze większy grób. Wiedział na kogo będzie musiał uważać, a kogo w pierwszej kolejności zwolnić.
    - Za to napijemy się jak już na nim zasiądę – uśmiechnęła się chytrze darując sobie tą kolejkę.
    - Co do spraw zawodowych, a w sumie też prywatnych będę Cie potrzebował – zaczął po chwili znów śmiesznie marszcząc brwi. Nie żeby sam sobie z tym nie poradził, ale miał teraz sporo na głowie i brak czasu piętnował jego samopoczucie oraz wydajność.
    - Chce wiedzieć wszystko na temat państwa Eagle, da się zrobić? -uniósł wyzywająco jedna brew do góry. Wszyscy należeli do śmietanki towarzyskiej, jednak gdyby on bezpośrednio bawił się w detektywa nie wyglądałoby to zbyt dobrze.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  13. [Cześć. c: Tak biegam po postaciach z konikiem i szukam wątków, a pamiętam, że kiedyś nam (a przynajmniej mi) dobrze się pisało. Piszesz się może na coś z kimś z mojej gromadki? =)]

    Carlie Wheeler, Tyler Brighton,
    Ethan Camber & Hudson Chambers

    OdpowiedzUsuń
  14. - Nikt nie mówi, że nie jesteś dupkiem. Po prostu nawet ten dupek ma serce, które komuś może otworzyć - odpowiedziała wesoło. - Ale żeby zaraz cię kochać...? Nie za dużo wymagasz? - zapytała zgryźliwie i przytuliła się do jego ramienia.
    Westchnęła cicho. Blaise miał rację. Zgubiła ostatnio swoją pewność siebie i zdecydowanie.
    - Może już taka nie jestem? - wymamrotała. Zamknęła oczy. - Trudno jest czuć się atrakcyjnie, gdy masz plecy poznaczone w paski, a na brzuchu wstrętną dziurę. Nie mogę się doczekać, żeby już się pogoiło. Pójdę wtedy do chirurga plastycznego, żeby mi ukryli te blizny. A jak nie, to walnę sobie tatuaże na całych plecach i też nic nie będzie widać - stwierdziła zdecydowanie i nerwowo zacisnęła pięści. Mogła ukryć ślady po cięciach, ale raczej nie zapomni tego, w jaki sposób powstały. Potrząsnęła głową i odetchnęła głęboko. Nie mogła się poddać temu obezwładniającemu uczuciu strachu. Skupiła swoją uwagę na Blaisie. Uśmiechnęła się lekko.
    - Wiesz, że mnie nie trzeba namawiać, ale jeśli ja namówię Maille, to ty przekonaj Lucasa. Jeśli ci się uda, to pogadamy - prychnęła. Pocałowała go po przyjacielsku w usta. - Ale Black się na stówkę nie zgodzi. Jest zazdrosny jak chol.era - dodała z pewnym rozbawieniem. W gruncie rzeczy nie miałaby naprawdę nic przeciwko czworokątowi. Była ciekawa, jaką minę miałby Lucas i tego, czym mogłoby się to skończyć. Dałaby sobie rękę uciąć za to, że Black okazałby się w takiej sytuacji jeszcze lepszym kochankiem - po to tylko, żeby pokazać, co mu się należy i w czym jest najlepszy. Niestety raczej by się na taką zabawę nie zgodził. Wątpiła też, by Maille miała dość odwagi na coś takiego. I czy Blaise pozwolił, by przyjaciel dotknął jego ukochanej.
    Dziewczyna nie spodziewała się po Ullielu takiej ciepłej rady. Popatrzyła na jego zdumiona, a następnie uśmiechnęła się łagodnie.
    - Dobra... jednak bywasz kochany - przyznała.- Może masz rację... a ja po prostu panikuję. Lubię Clary. Jest bystra i niewinna. Dobra. W porównaniu z takimi degeneratami jak my... to aniołek. I trochę się boję, że nie jestem właściwą osobą na jej opiekunkę... Ale jednocześnie chciałabym, żeby mnie lubiła - przyznała. - To wszystko wydaje mi się trudne... Znacznie łatwiej jest się po prostu bawić. Iść na imprezę, napić, coś wypalić, a potem załatwić sobie dobrego kochanka lub kochankę. Rano człowiek wstaje i niczym się nie przejmuje. Ewentualnie pozbywa się niepotrzebnego lokatora z łóżka. Bez obawy o uczucia, obowiązki....

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  15. Cześć, dzień dobry! Chodzę sobie po postaciach, krążę i oglądam, aż w końcu trafiam na Twojego pana. Fajny jest! Gdyby była ochota, zapraszam serdecznie do Peggy :)
    Peggy Brown

    OdpowiedzUsuń
  16. Blaise zawsze dość szybko potrafił sprawić, że Arthur czegoś żałował, tym razem pożałował przyjścia do tego nierozsądnie wielkiego apartamentu. Odstawił kawę na blacie, a głupi uśmieszek zniknął mu z twarzy, gdy przyjaciel nazwał Theę i Matta gówniakami. Splótł ręce na klatce piersiowej i przeszedł do salonu, żeby ostatecznie oprzeć się biodrem o bok kanapy i spojrzeć na bruneta spot przymrużonych powiek. Czuł, jak rośnie w nim wkurzenie i nagle sobie przypomniał, o co ostatnio się pokłócili.
    - Serio, stary, nie proszę cię, żebyś kochał Elle, ale chociaż ją szanuj, dobra? I nie waż się wyzywać moich dzieci, bo przysięgam, że obiję ci za to ryj – mruknął niezbyt przyjemnym tonem. Kompletnie zignorował pytanie o chorobę, uznając, że póki Blaise nie zaakceptuje obecnego stanu rzeczy, gówno się dowie o leczeniu. – Wiesz co, to nie był dobry pomysł. Przyszedłem tu, bo chciałem cię prosić o bycie moim drużbą, ale cofam to. Nie chcę stać przy ołtarzu w towarzystwie typa, który wciąż nie akceptuje, że mam dziecko. I że to dziecko jest moje, bo sobie wyobraź, że zrobiłem testy i potwierdzają moje ojcostwo – warknął i zacisnął zęby, żeby nie powiedzieć nic więcej. Cóż, naprawdę nie oczekiwał, że Ulliel nagle stanie się pozytywnie nastawiony do związku własnego przyjaciela, w dodatku sformalizowanego związku od niedawna, ale… Ale znali się tyle lat, właściwie razem wychowywali, przeżyli wspólnie wiele i zawsze się wspierali, bez względu na to, czy akurat się pożarli, czy nie. Dlatego liczył wyłącznie na wsparcie, na nic więcej.
    - Ciekaw jestem, co twoja nowa laska myśli o twoim podejściu do związków. A może nie zdąży się dowiedzieć, bo cudowny Ulliel nie da się przecież usidlić? – mamrotał bardziej do siebie, niż do niego i odbił się nogą od kanapy, by ruszyć w kierunku wyjścia. Chciał, żeby było między nimi dobrze, ale… Naprawdę dobrze, a nie tak jak teraz. – Trafię do drzwi – mruknął jeszcze, zanim znalazł się w kuchni i przeszedł przez nią do wyjścia, po drodze chwytając z patery muffinkę. Nie miał pojęcia, co takiego znajdowało się na kopercie, że przyciągnęło jego wzrok, ale zatrzymał się w pół kroku i podszedł do wyspy kuchennej, na której leżał dokument. Nadruk z logiem sugerował, że patrzy właśnie albo na wyniki testów na ojcostwo, albo na coś z tym związane, bo sam niedawno dostał identyczną z potwierdzeniem, że Thea jest jego dzieckiem. Odstawił muffinkę i po chwili wahania sięgnął po kopertę, wyjmując z niej pismo zaadresowane do Blaise’a. Czytając, wmawiał sobie, że to jest główny motyw przyjaciela, by mu dogryzać. A przynajmniej miał nadzieję, że tak właśnie jest, bo dlaczego miałby nienawidzić maleńkich człowieków, których nawet nie zna?
    - Jesteś… - zaczął, ale urwał, nie do końca wiedząc, jakich użyć słów. – Nie możesz mieć dzieci? – wydusił, unosząc na niego spojrzenie.

    Artek

    OdpowiedzUsuń
  17. Wiedziała, że będąc z nim, wkracza do świata, w którym panowały zasady gry zupełnie różne od tych, które poznała dotychczas. Wiedziała też, że wiele osób mogło spoglądać na nią nieprzychylnie, ale póki nikt nie szkodził jej w jawny sposób, nie miała zamiaru na zapas się tym przejmować. Poniekąd też nie chciało jej się wierzyć, że ludzie mogliby być tak zawistni bez żadnego powodu, ale zawsze kiedy w jej głowie pojawiała się podobna myśl, starała się przypomnieć sobie o Jeremy’m, który przecież nie lubił jej tylko dlatego, że nie wywodziła się z bogatej rodziny. Jeśli ten pretekst wystarczał jemu do jawnego okazywania niechęci, z powodzeniem mógł wystarczyć również innym.
    — Obiecuję — mruknęła, mimo wszystko niechętnie i lekko wywróciła oczami, by następnie posłać mu delikatny uśmiech. W końcu Blaise zdążył już dobrze ją poznać i wiedział, że Maille najchętniej ze wszystkim radziła sobie sama, nikomu o niczym nie mówiąc i nie chcąc obarczać innych swoimi problemami, których znowu nie było tak wiele, ale mimo wszystko czasem się one pojawiały. A to przypomniało jej, że była co najmniej jedna istotna sprawa, o której powinna mu powiedzieć, a przynajmniej tak twierdził jej znajomy, który dotychczas jako jedyny dzielił z nią ten jeden niechciany element z jej życia. Na samą myśl o tym skrzywiła się lekko, mając dzieję, że mimo wszystko Blaise nie zauważył tego grymasu, bo też uznała, że może porozmawiać z nim w miejscu, do którego postanowiła go zabrać, zresztą zgodnie z jego prośbą.
    — Panie prezesie, jest pan ze mną tylko dla seksu? — zdążyła oburzyć się ze śmiechem, nim zamknął jej usta pocałunkiem, który chętnie odwzajemniła. — Jest takie jedno miejsce — zaczęła mówić, odsuwając się jedynie o kilka milimetrów, przez co z każdym słowem muskała jego usta wargami. — W którym mam znajomości i do którego mogę cię zabrać — kontynuowała wciąż w ten sam sposób, powoli sunąc dłońmi po jego klatce piersiowej. — Tylko z tym dzikim seksem może być tam ciężko! — dodała ze śmiechem i zwinnie zsunęła się z jego kolan, by zacząć rozglądać się po pomieszczeniu w poszukiwaniu kluczyków do swojego samochodu, które gdzieś tutaj porzuciła. W końcu odnalazła je na kuchennej wyspie i zgarnęła z blatu, by następnie skinąć na mężczyznę.
    — Dzisiaj przejedziesz się Mini. Gwarantuję pełną anonimowość. — Mrugnęła do niego porozumiewawczo i zaczęła zbierać swoje rzeczy. Najpierw owinęła szyję chustką, a następnie sięgnęła po porzuconą na kanapie kurtkę i kiedy pociągnęła ją do siebie, przewróciła jedną z poduszek. Kiedy pochyliła się, by ją poprawić, dostrzegła coś w zagłębieniu pomiędzy oparciem, a siedzeniem kanapy i zmarszczywszy brwi, bez zastanowienia sięgnęła po to dłonią, przekonana, że to jakiś zbłąkany papierek, który chciała wyrzucić. Gdy się wyprostowała, siłą rzeczy uważniej przypatrując się temu, co znalazła, z trudem odbudowywaną atmosferę znowu szlag trafił.
    Patrzyła bowiem na płasko rozłożony na dłoni woreczek strunowy z białym proszkiem i choć ze wszystkich sił starała się sobie wmówić, że ta substancja wcale nie jest tym, co jej się wydaje, nie potrafiła okłamać samej siebie. Serce podeszło jej do gardła, utrudniając nabranie oddechu, a szare oczy zaszły łzami. Zmieszana, pośpiesznie odnalazła wzrokiem krzątającego się w pobliżu Ulliela, również szykującego się do wyjścia; nie zauważył, że coś znalazła. Przez ułamek sekundy miała ochotę schować woreczek do kieszeni kurtki i udawać, że nic się nie stało, co jednak by to dało? Nic. Udając więc, że poprawia kurtkę, zastanawiała się, co zrobić, aż w końcu odetchnęła głęboko i odwróciła się przodem do Blaise’a, unosząc trzymany pomiędzy palcami woreczek na wysokość jego wzroku.
    — Co to jest? — wychrypiała łamiącym się głosem, świdrując go smutnymi oczami; na dnie czarnych źrenic już czaił się gniew, który niedługo miał buchnąć z całą mocą.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  18. Westchnęła cicho na jego słowa. To było miłe, że się o nią naprawdę troszczył, ale nie podobało jej się, że zamierzał w ten sposób oceniać jej partnerów. Allia nie kierowała się grubością portfela. Dla niej najważniejsze było to, aby mężczyzna, z którym miałaby się związać był przede wszystkim dobry dla niej pod względem charakteru, aby się troszczył i miał dobre poczucie humoru, aby był w stanie ją obronić i aby w jego ramionach czuła się po prostu bezpiecznie. To czy będą mieszkać na Manhattanie, w Queens czy na Brooklynie, nie robiło jej żadnej różnicy. Dlatego tak podniósł jej ciśnienie swoim tekstem o zapewnieniu przyszłości, a zapoznawanie z jego kolegami, wcale nie brzmiało dla niej dobrze.
    — To miłe, ale troska nie powinna być jednoznaczna z osądzaniem — burknęła niezadowolona. Pokręciła delikatnie głową, nie zamierzała dalej kontynuować tego tematu, czując, że mógłby doprowadzić do ich pierwszej poważnej kłótni, a Allia chociaż była pod wpływem alkoholu, nigdy nie starała się doprowadzać do kłótni z takich powodów. Poza tym temat związków był dla niej trudny. Cholernie trudny.
    — Martw się więc o swoją dziewczynę i o jej przyszłość. Moją nie musisz się martwić. Pracuję, stać mnie na mieszkanie i imprezy w weekendy — mruknęła, to były w tym momencie najważniejsze wydatki blondynki. Gdyby zamiast wydawać na drinki, zaczęłaby oszczędzać te pieniądze na lokacie z pewnością szybko uzbierałaby się tam całkiem spora sumka, ale Sweeney wolała się bawić.
    — Jak dostanę oficjalne zaproszenie to nie będę mogła odmówić — wyszczerzyła się, zastanawiając się nad tym czy faktycznie Ulliel będzie organizował swoje urodziny na prywatnej wyspie. Jeżeli tak to musiałaby już teraz zacząć oszczędzać pieniądze, aby kupić sobie na tę okazję specjalne ubrania.
    W tym momencie bardziej jednak martwiła się stanem swojego przyjaciela. Owszem, dziewczyna była pod wpływem alkoholu, jednak w momencie zorientowania się co takiego się dzieje, jakby momentalnie otrzeźwiała, a przynajmniej takie miała wrażenie.
    — Tak i dlatego siedzisz nad biurkiem i pewnie dokumentami z pracy, bo jesteś zmęczony i zamiast iść się położyć i spać, bo przecież możesz pracować mniej niż inni ty… — warknęła, mrużąc wciąż oczy i mu się przyglądając. Miała ochotę zdzielić mu w ten głupi łeb z nadzieją, że porządny wstrząs poukładałby mu pod kopułą wszystko na odpowiednie tory.
    — Nie oszukasz mnie bajeczką z pracą i zmęczeniem — dodała jeszcze, gdyby miał jakieś wątpliwości — nie rozumiem, dlaczego, Blaise!? Przecież… przecież już nie brałeś! Co się stało? Coś się musiało stać, to ta dziewczyna!? To przez nią? — Mruknęła, trzymając dłonie przy sobie, nie zamierzała się z nim szarpać.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  19. Dobry nastrój, który zaczęła odzyskiwać, prysł jak bańka mydlana. Wciąż trzymając foliowy woreczek między palcami, już miała na niego warknąć, by nie robił sobie z niej jaj i nie udawał, że nie wie, co spoczywało w jej ręce, kiedy Blaise jakby zaskoczył i zareagował w sposób, którego Irlandka zupełnie się nie spodziewała. Wodząc za nim szeroko otwartymi oczami, ze świstem wypuszczała powietrze przez drżące nozdrza, czując, jak jej żołądek obejmuje lodowata obręcz, która z sekundy na sekundę zaciskała się coraz bardziej, dopóki nie zrozumiała, o kim mówił młody mężczyzna. Wtedy zimny pierścień przestał się zaciskać, ale bynajmniej nie zniknął.
    — A co miałam sobie pomyśleć? — syknęła, poniekąd na własną obronę, ponieważ Blaise zdołał mocno ją zawstydzić i to z tego powodu na jej policzki wystąpiły piekące rumieńce, choć równie dobrze można było pomyśleć, że to ze złości. Miał jednak rację. W pierwszym momencie pomyślała, że to jego, kompletnie zapominając o śpiącym w sypialni Jeremy’m, przez co w ogóle nie brała go pod uwagę, poszukując właściciela przypadkiem znalezionych narkotyków. To rzucało na całą sprawę zupełnie inne światło, lecz choć Maille bardzo chciała trzymać się kurczowo słów młodego Ulliela jak ostatniej deski ratunku, nie potrafiła. Z powodzeniem mógł dostrzec zagubienie wymalowane na jej twarzy, mógł też jednak dostrzec determinację, by wyjaśnić tę sprawę do końca.
    — Kiedy byłam w szkole średniej, matka znalazła w mojej torebce paczkę papierosów — zaczęła zadziwiająco spokojnym tonem, lecz jej spojrzenie było palące i przeszywające. — Podeszła do mnie i zapytała to co, zupełnie jak ja teraz pytam ciebie. Powiedziałam jej, że to koleżanki, która poprosiła mnie, żeby przechować dla niej tę paczkę, że jutro ją jej oddam. Mama nie drążyła tematu, oddała mi papierosy i już więcej o tym nie rozmawiałyśmy. Jak myślisz, czyje były tamte papierosy? — Rzuciła woreczek na jego kolana i skrzyżowała ręce na piersi. Jeszcze kilka minut temu obiecywał jej, że nie będzie jej okłamywał, tuż po tym, jak zataił przed nią prawdę o wizycie ojca. Chciała więc uwierzyć w jego słowa, bardzo chciała. Ale nie potrafiła, przynajmniej jeszcze nie teraz i właśnie dawała mu ostatnią szansę, by powiedział prawdę. Musiał bowiem wiedzieć, że wolała to; dowiedzieć się tu i teraz, niż gdyby kłamstwo miało wyjść na jaw w późniejszym czasie, bo nie wiedziała, czy byłaby w stanie mu to wybaczyć.
    — Uwierzę w to, co teraz powiesz — dodała, wyraźnie sugerując, że wybór należał do niego, samej czując się wyjątkowo rozdartą, bowiem to, że narkotyki mogły należeć również do Jeremy’ego było więc, niż prawdopodobne. Była gotowa zaufać Blaise’owi. W końcu jeśli to, co działo się między nimi, miało wypalić, nie mogła wątpić w niego na każdym kroku, prawda? Miała tylko nadzieję, że później nie będzie tego żałować.
    Czekając na jego odpowiedź, wciąż ze skrzyżowanymi na piersi rękoma, zaczęła nerwowo krążyć po pokoju, raz po raz zerkając na mężczyznę. Jej krok był sprężysty, a pięty mocno wbijały się w podłogę, zdradzając nerwowość. Ta sytuacja wyprowadziła ją z równowagi. Miała mętlik w głowie tak duży, jakiego dawno nie zaznała, nie będąc pewną tego, co zrobi, nawet jeśli Blaise podtrzyma swoje słowa i powtórzy, że woreczek nie był jego. Przystając przed kanapą, spojrzała na niego z bólem i żałością, mocno zagryzając wewnętrzną stronę policzka.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  20. - Wmawiaj sobie - prychnęła w odpowiedzi na przemowę pełną samouwielbienia w wydaniu Blaise'a. Dobrze, że choć tyle się u nich nie zmieniało. Miał niestety rację, że nie była w pełni sobą i wcale nie czuła się z tym dobrze. Niewiele jednak mogła na to poradzić. Zbyt dużo się wydarzyło. Odżyły wspomnienia nastoletnich lat, dołożono do nich przeżycia z ostatnich miesięcy... zakończone bólem i krwią. Naprawdę niełatwo było się z tego wszystkie otrzepać jak z kurzu i ruszyć na przód. Bardzo się starała - dla siebie, dla Lucasa. Nie potrafiła jednak spojrzeć na siebie w lustrze bez bólu w sercu.
    - Aż boję się pytać, ile twoi specjaliści kosztują... - westchnęła. Była wdzięczna Blaise'owi za to, że nie próbował jej pocieszać - oboje dobrze wiedzieli, że na niewiele by się to zdało. Nie czuła się piękna. Czuła się brudna, oszpecona i nic nie warta. A trzymała się jedynie dlatego, że wierzyła w zasadę, że tylko karaluchy przetrwają apokalipsę.
    W końcu jednak spojrzała zdziwiona na Blaise'a, a potem prychnęła oburzona.
    - Nie ma do mojego ciała żadnego prawa - poprawiła przyjaciela i to ostrzej, niż się po sobie spodziewała. - Jeśli będzie grzeczny, to może będzie mógł przyłączyć się do zabawy - uśmiechnęła się kpiąco. Gdyby Lucas powiedział coś podobnego o niej, pewnie szybko dostałby pierścionek z powrotem. Wieki temu obiecała sobie, że nie pozwoli, by ktoś ponownie wykorzystał ją jak zabawkę i stanowczo zamierzała tej obietnicy dotrzymać. Nawet jeśli chodziło o Blacka.
    Parsknęła.
    - Nawet gdyby Lucas miał tylko oglądać, musiałby się na to zgodzić, a jakoś szczerze wątpię, by na to przystał. Pamiętaj, że ciebie też musiałby siłą rzeczy oglądać. No chyba że... każdy w swojej parze, ale na widoku? - podsunęła cwanie i roześmiała się. Mogli sobie pogadać, a ich partnerzy i tak by się nie zgodzili.
    Dała się przytulić i nawet czerpała z tego przyjemność... a przynajmniej poczucie wsparcia.
    - Może... Chciałabym, żeby Clary mnie lubiła. I chciałabym móc się nią opiekować. Nie wiem jak, ale... no... nie od razu Rzym zbudowano. Może nie zrobię jej zbyt dużej krzywdy - Elaine wyraźnie starała się myśleć pozytywnie. Myśli o imprezowaniu były znacznie łatwiejsze.
    - Pewnie że tak. Z resztą... chętnie kiedyś z tobą zatańczę - oparła i uśmiechnęła się lekko. - Fajnie byłoby się kiedyś we czwórkę gdzieś wybrać - stwierdziła. - A jak twój związek z Maille? Więcej siedzicie u ciebie, u niej czy na mieście? - zagadnęła. Blaise naprawdę nie chciał dać z siebie wyciągnąć żadnej informacji na temat związku, a El była uparta jak mały osiołek.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  21. W ostatnim czasie pomiędzy Elle a Arthurem bywało różnie. Na dziewczynę spadło zdecydowanie za dużo zmartwień w krótkim czasie i było to po niej po prostu widać. Villanelle tak naprawdę odkąd dowiedziała się o swojej pierwszej ciąży, przestała być wielką optymistką, którą wcześniej również nie była. Teraz miała jednak wrażenie, że bezpośrednio nad nią znajduje się ciemna, burzowa chmura, która sprawia, że nic nie jest dobrze.
    Starała się nie myśleć o problemach, ale to wszystko było od niej silniejsze i chociaż z Arthurem powoli wracali do porozumienia, Elle nadal bywała, jakby nieobecna. Nie potrafiła się na niczym skupić, a hormony sprawiały, że momentami sama siebie miała dosyć. Problem polegał na tym, że na początku nie dostrzegała tego, co z nią robiły, a później było jej strasznie głupio, gdy emocje już opadały. Obiad tylko we dwoje był czymś, czego naprawdę potrzebowali, chociaż brunetka miała chyba nadzieję, że całe wyjście potoczy się odrobinę inaczej.
    Westchnęła cicho stojąc przed drzwiami do mieszkania, a gdy je przekroczyła, a przed nią wyrósł uradowany Blaise, uśmiechnęła się delikatnie, uważnie mu się przyglądając.
    - Cześć - przywitała się - tak... stało się coś? - uśmiech momentalnie jej zbladł. Informacja o odwołaniu spotkania, trochę ją zmartwiła. Co prawda nie znała Ulliela jakoś bardzo, ale miała wrażenie, że rzadko kiedy rezygnował ze spotkań towarzyski. Zmrużyła oczy, dostrzegając na jego twarzy i koszuli kolorowe ślady. - Blaise... co wy robiliście z farbkami? Skąd ty je w ogóle wziąłeś? - Trochę ją ten widok zmartwił, bo Thea swoich farbek jeszcze nie miała, a te które znajdowały się w jej pokoiku, który jednocześnie był częściowo biurem Arthura, zdecydowanie nie należały do dziewięciomiesięcznej dziewczynki. - Nieważne... matko, co tu się działo - rozejrzała się po mieszkaniu, wchodząc w jego głąb i miała ochotę chwycić się za głowę. Powtarzała sobie jednak, że nie będzie denerwować się bałaganem, bałagan w mieszkaniu był po prostu do posprzątania i lepszy ten, niż ten panujący w jej głowie. Spojrzała na przyjaciela swojego męża i pokręciła tylko delikatnie głową.
    - Nie, nic mi nie wiadomo na temat żadnych nagród - uśmiechnęła się nawet delikatnie, nadal rozglądając się po mieszkaniu i nie wierząc, że mógł je doprowadzić do takiego stanu - patrząc na to, jaki tu bałagan to no, wierzę, że nie siedzieliście przed telewizorem - powiedziała i podeszła do kanapy, chwytając na ręce Theę, co powoli stawało się może nie tyle trudne co męczące, bo coraz większy brzuszek utrudniał noszenie dziewczynki - co? żadnej ekipy sprzątającej, Blaise, zwariowałeś. Posprzątam tu sobie sama... zaraz uśpimy tego słodkiego maluszka... zrobić ci czegoś do picia czy już wychodzisz? - Spojrzała na mężczyznę z lekkim uśmiechem.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  22. Słuchała przyjaciela kręcąc z rozbawieniem głową. Pewnie, kto by nie chciał mieć zapewnionego mieszkania, samochodu i ciepłej posadki na wysokim stanowisku. Allia chciałaby i to bardzo, ale czerpałaby z tego większą satysfakcję, gdyby osiągnęła to sama. Na mieszkanie mogła już sobie pozwolić i chociaż nie był to Manhattan, a Brooklyn posiadała akt własności w swoim wieku i była z tego naprawdę dumna. Co prawda skorzystała z banku i wsparła się odrobinę pożyczką, ale nie narzekała. Z łatwością radziła sobie i wiązała koniec z końcem bez problemów, nie czekając z utęsknieniem na dzień wypłaty. Chociaż nie, czekała, ale tylko ze względu na to, że w ten dzień pozwalała sobie na nieco droższe drinki i dłuższą zabawę, jakby znajdowała właśnie najlepszy powód do imprezy.
    — A może po prostu zajmij się swoim kontem, a ja swoim? Po prostu żyjmy, tak jak chcemy, ok? — Wyszczerzyła się wesoło. Nie zamierzała prowadzić dyskusji, w której tak naprawdę oboje by się tylko prześcigali, bo ani Blaise nie przyznałby jej racji, a ona jemu tym bardziej.
    Miała powiedzieć coś na temat tego zaproszenia na imprezę, ale teraz miała większe zmartwienie, bo reakcja Ulliela wcale jej się nie podobała. Zrobiła naburmuszoną minę, gdy wylądowała na kanapie, a mężczyzna tak po prostu podniósł swoje cztery litery.
    — Acha, czyli nic nie brałeś, ale teraz przede mną uciekasz! — Krzyknęła za nim, podpierając się dłońmi o biodra. Wkurzył ją, cholernie mocno. Chciała mu ufać, ale wiedziała, jak cholernie ciężko jest z narkotykami i nie chciała pozwolić na to, aby jej przyjaciel ponownie zatonął w tym gównie. Niewiele brakowało, a chwyciłaby kieliszek i rzuciła w jego stronę. Nie zrobiła tego jednak, zamiast tego wpatrywała się w drzwi za którymi zniknął i przeklęła głośno. Najlepiej byłoby gdyby po prostu wróciła do siebie, ale było tak późno i była tak zmęczona. Poza tym coś jej podpowiadało, że jeżeli teraz by wyszła, prędko ponownie z Bliasem by się nie zobaczyła. Westchnęła głośno, chwyciła swoje szpilki i powędrowała do dobrze znanego sobie pokoju gościnnego. W końcu nie pierwszy raz miała tam nocować. Zsunęła z siebie sukienkę i wgramoliła się pod kołdrę, ułożyła rękę pod głową i wpatrywała się w ścianę, zastanawiając się, jak ma pomóc Ullielowi.
    Obudziła się z nieprzyjemnym bólem głowy i suchością w ustach. Otworzyła leniwie oczy i łapiąc ostrość na przedmiocie przed sobą, zmarszczyła brwi. Szklanka wody czekała na stoliku przy łóżku. Uśmiechnęła się więc tylko i pokręciła głową, mlaskając głośno, Wyszła spod kołdry i założyła wczorajszą sukienkę, powoli wychodząc z pokoju.
    — dzień dobry — wymruczała cicho, kiedy wchodząc do salonu wypatrzyła Ulliela. Zacisnęła wargi i przypatrywała mu się przez chwilę uważnie w milczeniu.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  23. Na przyjęciach charytatywnych, które były organizowane przez matkę Carlie rzadko kiedy można było spotkać kogoś kto odpowiadałby wiekiem Carlie. Zwykle zapraszani byli osoby w przybliżonym wieku do jej rodziców i wcale nie było to zaskakujące, bo ci zazwyczaj mieli największe wpływy i najgrubsze portfele. A celem tych przyjęć zawsze było zebranie jak największej ilości funduszy na wyznaczony cel. Lubiła na nie przychodzić, o ile miała czas i była w Los Angeles bądź, jeśli jej matka organizowała je w Nowym Jorku. Chyba jak większość dziewczyn lubiła się stroić, wybierać sukienki i nie odmawiała sobie szampana z truskawkami, gdy już była na przyjęciu. Na jednym z nich poznała Blaise i nawet nie spodziewała się tego, że mogliby nawiązać między sobą jakąkolwiek więź i zwyczajnie się dogadać. Prędko też wyszło, że oboje mieszkają w Nowym Jorku, a od tamtej pory ich znajomość po prostu się jakoś potoczyła. Carlie nawet nie podejrzewała, że tak wiecznie zajęty człowiek może znaleźć czas dla nowych znajomych, ale naprawdę miło się zaskoczyła.
    Tak samo mocno, a może nawet bardziej, zaskoczyła się, kiedy rano otworzyła drzwi kurierowi z niezwykle ważna przesyłką. Niczego nie zamawiała, nikt też jej nic nie wysyłał i zwyczajnie się zdziwiła, gdy musiała w dodatku podpisać, że otrzymała pakunek. Paczka była niewielka i tym bardziej zastanawiało rudowłosą, co mogło być w środku. Po otworzeniu sama nie była pewna co poczuła najpierw. Zaskoczenie, irytację czy wściekłość. A może wszystko na raz i jeszcze w dodatku te emocje były ze sobą wymieszane na wszystkie możliwe sposoby. Podziałało na nią bardzo szybko, z typowej dla siebie piżamy, która składała się z zza dużej koszulki i leginsów, przebrała się wręcz błyskawicznie i równie szybko ogarnęła, aby następnie opuścić mieszkanie i pojechać do tego, które ją interesowało najbardziej. W drodze, aby się upewnić, że interesująca ją osoba jeszcze jest w mieszkaniu zadzwoniła do jego biura, a sekretarka poinformowała ją, że Blaise jeszcze nie ma w pracy. Uznała to za dobry znak. Nie wiedziała co sobie wyobrażał i skąd w ogóle przyszedł mu do głowy taki pomysł. Rudowłosa niedługo później była już na miejscu. Do budynku, w którym mieszkał mężczyzna dostała się bez problemu. Portier aż za dobrze znał jej osobę, choć na pewno nie spodziewał się jej tu w godzinach porannych. Przywitał się jak zawsze grzecznie, z uśmiechem i to nieco poprawiło dziewczynie nastrój.
    — Blaise! — zawołała stojąc pod drzwiami i wciskając dzwonek. Długo nie musiała czekać na to, aż usłyszy poruszenie po drugiej stronie drzwi. Minęła chwila zanim te się otworzyły. Nawet nie spojrzała na bruneta, tylko wpakowała się do mieszkania. — Oszalałeś, tak? Starzejesz się i odbija ci?
    Pominęła fakt, że był zaledwie trzy lata starszy od niej. Odbijało mu.
    Wyciągnęła z małego plecaka pudełeczko z kluczami i wcisnęła mu je do dłoni.
    — Bardzo dziękuję, ale takie prezenty zachowaj dla siebie. Nie przyjmę tego.
    Auto było piękne. Stało na strzeżonym parkingu, czarne i lśniące. Cudowne. Ale wiedziała jak bardzo kosztowne i do cholery, to było auto! Brzmiała pewnie jak niewdzięczna przyjaciółka, z problemami, ale nie była przyzwyczajona do drogich prezentów i nie umiała ich przyjmować. Nawet jeśli były one od naprawdę bliskich jej osób.
    — Coś ty sobie myślał, Blaise? Mam sprawne nogi, mam ubera i mam metro. Nie umrę w tym mieście bez auta. To Alistair, tak? To on ci podsunął ten cudowny pomysł czy rozmawiałeś z moim ojcem?

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  24. Niemalże roześmiała mu się w twarz, kiedy powiedział, że kocha siebie i swoje życie, ale powstrzymała się i jedynie ze zrezygnowaniem pokręciła głową, czując pulsujący w trzewiach gniew, ale też coś jeszcze. Nigdy nie pozwalała uwolnić się tego typu emocjom, zawsze tłamsiła je w sobie, bo przecież była silna i doskonale potrafiła ze wszystkim poradzić sobie sama, ale nie tak dawno temu na ochronnej skorupce, którą się otaczała, pojawiła się głęboka rysa i Maille czuła, że tego wieczora będzie inaczej. Że nie zapanuje nad sobą, o czym chociażby miał świadczyć ten szyderczy śmiech, który z trudem stłamsiła w ściśniętym gardle. Nie wiedziała, dokąd ją to wszystko zaprowadzi i bała się tej drogi w nieznane, ale czuła, że już dłużej tak nie może. Również miała swoje granice, które ostatnimi czasy i tak były boleśnie nadwyrężane i chyba nie była już w stanie bardziej ich rozciągać.
    — Możesz tak mówić swoim bogatym znajomym i dziennikarzom, Blaise, ale nie mi — odparła, usadzając go w miejscu twardym spojrzeniem, sugerującym, by lepiej teraz do niej nie podchodził. — Obydwoje znamy prawdę. I obydwoje wiemy, że twoje życie wcale nie jest takie kolorowe, jakbyś chciał, żeby było i innym się wydawało. — Może w tym momencie go raniła, ale nie była osobą, której można było mydlić oczy, a miała wrażenie, że w tej chwili szatyn odgrywał przed nią małe, wystudiowane przedstawienie. Ten sam spektakl, który przewijał się w jego repertuarze już przez wiele lat, grany do znudzenia. Nawet już nie musiał się wysilać. Może nawet nie zauważał, że powtarzał pewien schemat?
    — A ty nie chciałeś być zawsze jak twój ojciec? — spytała z wyraźnym smutkiem, nie odrywając od niego wzroku. Była zła, ale też rozbita, gotowa rozpaść się tu i teraz na tysiące kawałków, bo ta sytuacja wyciągnęła na światło dzienne jej wszystkie głęboko skrywane lęki, o czym może Blaise jeszcze nie wiedział, ale jeśli faktycznie miała zaraz pęknąć, to niewiele czasu dzieliło go od prawdy.
    Drgnęła niespokojnie, kiedy mimo jej wyraźnej niechęci zbliżył się i ją objął. Nie chciała w tej chwili czuć na sobie jego dotyku, bo ten tylko uświadamiał jej, jak bardzo w rzeczywistości była słaba i krucha, jak bardzo zahukana i zlękniona i samej siebie za to nienawidziła. Bo ona też miała swoją mroczną stronę, głęboko skrywaną przed światem, lecz pod wpływem ostatnich wydarzeń strona ta zaczęła przejmować kontrolę i choć Maille walczyła i opierała się ze wszystkich sił, i tak cofała się krok za krokiem, ustępując pola tej części siebie, której nie chciała oglądać. Coś jednak sprawiło, że musiała się z tym zmierzyć. W bliższej lub dalszej przyszłości. A może tu i teraz, bo co miała do stracenia? Uniosła głowę i ulokowała zlęknione spojrzenie w jego twarzy, a jej własne rysy pozostawały ściągnięte w brzydkim grymasie. Zastanawiała się czy ten mężczyzna był wart przyznania się do tego wszystkiego, co skrywała czy może powinna jak zwykle wycofać się, kiedy robiło się pod górkę, bo tak było łatwiej? A jeśli nie on, to kto? Czy miał znaleźć się ktokolwiek na świecie, kto zrozumiałby ją i zaakceptował całą taką, jaką była, a jaką właściwie nikt do tej pory jej nie poznał?
    — Prawda. Związek powinien opierać się na zaufaniu i szczerości — powtórzyła za nim jak mantrę, a później skrzywiła się jeszcze bardziej, bo właśnie podjęła decyzję. — A ja nie wiem, czy potrafię ci zaufać, Blaise — przyznała cicho i stanowczo wyplątała się z jego objęć, bo mogła chociaż być z nim szczera i jeśli miała to zrobić, to musiała zaznać odrobiny swobody. Poczuć, że ma przestrzeń. Znowu nerwowo zaczęła krążyć po pokoju, wierzchem dłoni raz po raz ocierając policzki, na których niespodziewanie pojawiły się nieproszone łzy. A później zaczęła mówić, pozwalając, by wylał się z niej cały potok słów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Boję się, Blaise — zaczęła, obracając się do niego przodem, z ramionami skrzyżowanymi na piersi. — Po prostu się boję. Nie wiem, co jest ze mną nie tak, ale czasem wydaje mi się, że dawno temu coś się zepsuło. Wycofałam się z każdego jednego związku, w którym ostatnio byłam. Uciekałam, kiedy tylko pojawiały się jakiekolwiek trudności. Nie wiem, czemu. Ale kiedy zaczynałam czuć, że nie jest mi dość dobrze, po prostu rezygnowałam, nawet jeśli pozornie ten związek wydawał się szczęśliwy. Ale nie był, bo mi zawsze coś nie pasowało, jakbym nie potrafiła w stu procentach się zaangażować. Nie wiem, jakbym nie potrafiła pokochać drugiego człowieka? I boję się, że tym razem będzie tak samo. Może sama niepotrzebnie się nakręcam, może podświadomie właśnie to prowokuję. Ale mówię ci o tym wszystkim, bo chcę, żeby tym razem było inaczej. Bo czuję…. — W tym momencie po raz pierwszy się zająknęła. — Bo czuję, że dla ciebie warto i że ty też się boisz, i mnie zrozumiesz, nie uznasz za wybrakowaną — westchnęła, na moment zamykając powieki, przez co po jej policzkach potoczyły się słone krople. Jej serce jak szalone tłukło się w piersi, a ona zmuszała się do pozostania w miejscu, podczas gdy jej ciało już rwało się do ucieczki, bo ten odruch przecież był tak znajomy i naturalny.
      — Na studiach poznałam Liama — kontynuowała jakby z zupełnie innej beczki i omijając go, przysiadła sztywno na skraju kanapy. — Byliśmy szczęśliwi. Przez nieco ponad rok. Najpierw zaczął się wściekać o byle głupotę, krzyczał na mnie. Później zaczął szarpać i popychać. Aż w końcu uderzył, kilka razy, a ja uciekłam — wyznała, muskając opuszkami palców wypukłą bliznę na brodzie, która pozostała jej po tamtym dniu. — Wydaje mi się, że to może być przez to — dodała, marszcząc brwi w głębokim zastanowieniu. — Myślałam, że to przepracowałam, że to nie było takie znaczące, ale może jednak nie? — spytała ni to samą siebie, ni jego, unosząc na niego wzrok. — Coś jest ze mną nie tak, Blasie. I mówię ci to wszystko, bo może pomożesz mi to naprawić? — spytała nieśmiało, przez chwilę wpatrując się w niego oczami pełnymi nadziei, lecz w końcu schowała twarz w dłoniach, kuląc się na kanapie. Czuła się tym wszystkim wyczerpana, ale też cudownie oczyszczona, bo w końcu wyrzuciła z siebie wszystko to, co leżało jej na sercu, odkąd ich przyjaźń przestała być tylko przyjaźnią. Teraz, odsłonięta i podatna na każde zranienie, w milczeniu czekała na jego reakcję.

      MAILLE CRESWELL

      Usuń
  25. — Pieprzysz farmazony — warknęła przez zaciśnięte zęby, bo podobno najlepszą formą obrony był atak, prawda? I skoro sama już wiedziała, że się przed nim odsłoni, być może coś podobnego chciała wymóc i na nim. — Każdemu z nas czegoś brakuje. Tylko czasem zbyt późno zdajemy sobie z tego sprawę — dodała już spokojniej i pokręciła głową, wplatając palce w jasne włosy i dziwiąc się słowom, które wypływały z jej ust. Słowom pełnym goryczy, odartych i pozbawionych jakichkolwiek złudzeń, zupełnie nagich.
    — Nie ma żadnego wpływu? — prychnęła, a jej ręka wystrzeliła w kierunku sypialni, gdzie został Jeremy. — To co on tam robi? Czemu śpi w twoim łóżku, schlany do nieprzytomności? Stać go na narkotyki, ale nie na hotel? — wytknęła mu, kipiąc ze złości, nie tyle na samego Blaise’a, co właśnie na mężczyznę, który nadał temu wieczorowi taki, a nie inny bieg. — Czemu nie widywaliśmy się przez niego? — Wbiła kolejny gwóźdź do tej trumny, choć jeszcze nie wiedziała, co dokładnie chciałaby pogrzebać w niej raz na zawsze, kilka metrów pod powierzchnią ziemi. Może tę chorą relację, jaka łączyła Ulliela z ojcem? Bo do zdrowych ona nie należała, co do tego nie miała wątpliwości i podświadomie czuła, że z obecności Jemery’ego w mieście nie wyniknie nic dobrego. Już przecież wszystko zaczęło się sypać, niczym domek z kart pod wpływem nieostrożnego dmuchnięcia.
    Gromadzona złość i frustracja wylewały się z niej, rozpełzając jak stado jadowitych węży wypełzających z gniazda, gotowych kąsać wszystko, co napotkają na swojej drodze. Nikt dawno nie wywołał w niej tak silnych emocji i można było to uznać za swego rodzaju komplement. Przy nikim innym do tej pory nie odważyła się tego pokazać. I jakkolwiek by to nie wyglądało i dziwnie nie zabrzmiało, Blaise bynajmniej nie był celem jej ataku. Pełnił jedynie rolę swego rodzaju katalizatora, który przyspieszył wybuchową reakcję, nieuchronnie prowadząc do destrukcji. W tym momencie walczyła bowiem z sobą, z nim i wydawać by się mogło, że z całym światem, tocząc nierówną walkę o coś lepszego, w co bardzo chciała wierzyć.
    Miotała się ze skrajności w skrajność, szukając czegoś, ale czego? Ulgi? Zrozumienia? Sama już nie wiedziała i nic z tego nie rozumiała, bo jej ciało zalała spieniona fala, załamała się i z łoskotem spadła wprost na głowę blondynki, zalewając ją tyloma uczuciami na raz, że zachłysnęła się i nie potrafiła złapać tchu. Była wściekła, ale też bezsilna i bezradna, wystraszona i nieustępliwa jednocześnie. Zdeterminowana, by przedrzeć się przez to wszystko i w końcu niczym Odyseusz, wrócić do domu.
    Patrzyła na niego z ukosa, kiedy odpowiadał na jej długi wywód i mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. Rozbawiło ją to, jak dobrze się dobrali. Jedno lepsze od drugiego, ale skoro mieli podobne doświadczenia i wątpliwości, to może właśnie razem, ramię w ramię mogli stawić im czoła?
    — Jak połówka jabłka i pomarańczy — podsunęła mu i przez łzy parsknęła cichym śmiechem. Cieszyła się, że ją zrozumiał i w związku z tym odczuła niewysłowioną ulgę. Choć nie zanosiła się szlochem, łzy ciurkiem ciekły po jej policzkach i nawet już nie starała się ich ukrywać czy ocierać, bo cholernie potrzebowała tego oczyszczenia. Oddychała teraz nieco spazmatycznie, jak małe dziecko po długim i wyczerpującym płaczu, bo też właśnie taka się czuła – wyczerpana. Wyssana z jakichkolwiek sił witalnych, do reszty pozbawiona energii, ale też cudownie czysta i jakby lżejsza. Duszący ciężar, który od jakiegoś czasu spoczywał na jej piersiach, zniknął i w końcu mogła głęboko odetchnąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Przestań — skarciła go łagodnie, kiedy zaczął szaleń na wzmiankę o Liamie. — To nie ma już najmniejszego sensu. Nie chce rozdrapywać starych ran — dodała, choć już i tak czuła się tak, jakby ktoś pozrywał z jej ciała wszelkie możliwe strupy, otworzył zasklepione już dawno blizny, raniąc ciało do żywego, lecz ten ból był oczyszczający. Uchodził z niej powoli razem z utoczona krwią, razem z tymi wszystkimi paskudztwami, które się w niej zalęgły. — Widziałam się z nim przed świętami. Rozmawialiśmy chwilę i wiem, czemu to robił. Bo właśnie tak postępował jego ojciec, wiesz? — rzuciła i uniosła na Blaise’a smutne szare oczy, dopiero po wypowiedzeniu tych słów na głos zdając sobie sprawę z ich wagi. — Nie znał innych rozwiązań i sposobów. Korzystał z tych narzędzi, które mu dano — kontynuowała szeptem. Nie broniła go, ale rozumiała i była w stanie mu wybaczyć. Zawsze była bardziej wyrozumiała dla innych, niż dla samej siebie.
      — Dałam ci szanse już dawno — odparła i przylgnęła do niego mocno, wręcz rozpaczliwie, szukając w jego ramionach wytchnienia i ukojenia. — Po prostu… Po prostu czułam, że jeśli ma nam wyjść, to muszę ci o tym wszystkim powiedzieć — wyznała, kurczowo czepiając się palcami jego ramion i przyciskając twarz do jego piersi. Odetchnęła głęboko, po czym zachłysnęła się powietrzem i tym razem rozpłakała się na dobre, bo właśnie puściły ostatnie prędko sklecone bariery, które zdołała postawić. Płakała nad sobą i nad nim, długo i żałośnie, wcale się tego nie wstydząc, bo właśnie tego potrzebowała. A kiedy zabrakło jej łez, szlochała bezgłośnie, dopóki nie poczuła, że to już. Jakby ktoś umył ja pod strumieniem zimnej, bieżącej wody. Była czysta. I pusta, jak opróżnione naczynie, które znowu można było zapełnić, kropla po kropli. Złapała się tej myśli i odsunęła od niego na wyciągnięcie ramion.
      — Nie chcę tu dziś nocować — przyznała, spoglądając na niego zaczerwienionymi oczami, po czym jej spojrzenie powędrowało w kierunku zamkniętych drzwi sypialni, w nadziei, że zrozumie. — Możemy pojechać do mnie. Nie chcę być teraz sama, dobrze? — Czuła się w tym momencie wyjątkowo bezbronna i krucha. Pusty dzban było wyjątkowo łatwo przewrócić i stłuc. Potrzebowała oparcia, póki nie wypełni go na nowo przynajmniej w jednej trzeciej wysokości, co dawało już znikomą stabilizację.
      Przylgnęła do niego znowu, tak ufnie, jak tylko mogło małe dziecko, szukając w jego ramionach ciepła, bo sama, pozbawiona jakiejkolwiek osłony, odczuwała przenikliwe zimno. Był teraz jej tarczą chroniącą przed całym światem. Było to odpowiedzialne zadanie, ale zdecydowała przecież, że mu zaufa. I przez to, że pokładała w nim tak duże nadzieje, bardziej zaufała również samej sobie. Bo coś nieśmiało w niej drgnęło, jakieś nieznane do tej pory uczucie, które jeszcze bardziej niż dotychczas, pchało ją do szatyna.

      MAILLE CRESWELL

      Usuń
  26. Allia doskonale pamiętała, o co się wczoraj pokłócili, chociaż obecnie doskwierał jej ogromny ból głowy i te okropne uczucie suchości w ustach, które wcale nie minęło po wypiciu szklanki wody. Westchnęła cicho, spoglądając na swojego przyjaciela i podeszła w jego stronę, aby zająć miejsce naprzeciwko mężczyzny.
    — Pozbyć się kaca? — Uśmiechnęła się i chwyciła również jednego z rogalików, chociaż nie była pewna czy jego zjedzenie to dobry pomysł. Odłożyła go po chwili wpatrywania się w niego na talerzyk i sięgnęła jednak po kubek i dzbanek z herbatą. Nalała sobie ciepłego napoju i chwyciła naczynie w ręce, tym samym ogrzewając dłonie. — A ty? Niedługo pójdę… tylko się trochę ogarnę… jezu, boli mnie głowa — jęknęła niemrawo, podpierając czoło dłonią i wpatrując się w parującą herbatę. Dręczył ją fakt, że Blaise coś brał. Była tego pewna, ale chyba bała się poruszać ten temat, bo nie wiedziała, co w zasadzie dalej. Miała nauczkę z przeszłości, że gdy próbowała ratować przyjaźnie i podnieść na nogi przyjaciół, one w efekcie się rozpadały. Jak jednak miała patrzeć na to spokojnie i w ogóle nie reagować?
    — Nie będę ci się naprzykrzać — uśmiechnęła się delikatnie do Blaise, mrużąc przy tym powieki, ponownie czując, jak przez jej czaszkę przechodzi nieprzyjemne uczucie bólu. Najchętniej wróciłaby do łóżka, zamknęła rolety, pogasiła wszystkie światła i leżała tak w ciemności i ciszy, popijając ewentualnie od czasu do czasu ciepłą herbatę lub letnią wodę. — I nie…raczej się nie wyspałam — dodała po chwili przypominając sobie, że przecież zadał jej więcej niż jedno pytanie. Oblizała wargi i utkwiła ponownie spojrzenie w rogaliku. — Boże mam taką wielką ochotę na niego, ale boję się, jak to się skończy dla mojego żołądka — mruknęła, wzdychając ciężko i oddychając powoli, robiąć przy tym głębokie oddechy. — A ty masz jakieś plany…? Co będziesz dziś robił? Pewnie musisz iść do pracy… ja, ja już się zbieram do siebie, nie chcę ci przeszkadzać — uśmiechnęła się, podnosząc głowę, aby spojrzeć na niego. Biła się z myślami, bo tak naprawdę nie miała pojęcia co powinna zrobić.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  27. Cześć!

    Przepraszam, że odzywam się dopiero teraz, ale zjadła mnie praca niestety :(
    Co do wątku - podoba mi się opcja ze wspólną terapią. Co prawda, Peggy już jedną odbyła, zaraz po tym jak wyszła ze szpitala po wypadku, ale to nie znaczy, że tutaj nie może również na jakąś uczęszczać, choć pewnie chodzić będzie w kratkę :p Co powiesz na to, żeby zacząć właśnie od spotkania na terapii. Ona może wpaść na jakieś spotkanie, potem zniknąć na jakiś czas ze względu na praktyki w szpitalu i natłok wszystkiego związanego ze studiami, a potem spotkać się mogą np na spacerze z psami, powiedzmy jakiś miesiąc od tamtej terapii. Peggy może na początku nie kojarzyć w ogóle Blaisa, a on właśnie może ją zapamiętać. Myślę, że ich znajomość dałoby się zawsze jakoś fajnie rozwinąć :)
    Peggy

    OdpowiedzUsuń
  28. Nie miała już siły dalej się kłócić, więc skapitulowała, porzucając poprzednie tematy, w których każde z nich miało swoje zdanie i wszystko wskazywało na to, że żadne nie zamierzało ustąpić. Cóż, pewnie ciekawie wróżyło to na przyszłość takiej dwójce uparciuchów, tym bardziej, jeśli gdzieś po drodze mieliby się z czymś nie zgadzać, ale w tej chwili Maille nie była w stanie się nad tym zastanawiać. Czuła się wyczerpana, ale to było dobre i kojące zmęczenie. Sama siebie pozbawiła jakichkolwiek sił, ale wiedziała, że ten wysiłek nie został podjęty na marne, bo w końcu wyrzuciła z siebie wszystko to, co ostatnio leżało jej na sercu i spoczywało na barkach, coraz bardziej dociskając ją do ziemi. A teraz czuła się cudownie lekka. Bezsilna, ale mimo wszystko pełna nowych pokładów energii, by śmielej i bez lęku spojrzeć w przyszłość, stawiając wszystko na jedną kartę. Niemniej jednak była jeszcze jedna, ostatnia kwestia, której nie mogła odpuścić.
    — Jeśli Liamowi spadnie choć włos z głowy, z nami koniec. — Powiedziała to z niebywałym zdecydowaniem i spokojem, a pewność co do własnych słów aż wibrowała w jej zachrypniętym od płaczu głosie. I nie mówiła tego, by zrobić mu na złość lub po prostu przedstawić pustą groźbę. Po prostu wiedziała, że nie potrafiłaby być z człowiekiem, który ot tak potrafił krzywdzić innych, nawet jeśli robił to rzekomo w imię szlachetnych pobudek. Posłała więc Ullielowi mocne, nieugięte spojrzenie, a następnie dłońmi odepchnęła się od kanapy i chwiejnie stanęła na nogach, ciesząc się, że Blaise był tuż obok i zdołał ją podtrzymać. To zmęczenie bowiem okazało się być nie tylko psychiczne, ale również fizyczne. Dopiero teraz, kiedy po całej tej tyradzie i niepohamowanym, oczyszczającym płaczu spróbowała stanąć na własnych nogach, poczuła ból we wszystkich członkach, w każdym zakamarku umęczonego ciała.
    — Rany, czuję się, jakbym przebiegła maraton. W dodatku po górach — mruknęła, pozwalając wziąć się na ręce. Oplotła ramionami jego kark, by nieco ułatwić mu zadanie i nie wisieć jak bezwładna kukła przelewająca się przez ręce, choć właśnie na to miała ochotę. Zmobilizowała się jednak, by pozostałą resztką sił współpracować. Czekając, aż znajdą się na dole, ułożyła głowę na jego ramieniu i przymknęła powieki. Całe szczęście, że winda w apartamentowcu kursowała tak szybko, bo inaczej niewiele brakowało, a zasnęłaby, nim dotarliby na parking.
    Do samochodu wsiadła samodzielnie, dobrze wiedząc, że niczym przyjemnym było staranie się posadzić w aucie kogoś, kto był zupełnie bezwłady. Usadowiła się więc na tylnej kanapie sama, a kiedy obok znalazł się Blaise, oparła głowę na jego ramieniu i już bez skrepowania przedrzemała całą drogę do jej mieszkania, wybudzając się dopiero, kiedy znaleźli się na miejscu.
    — Chyba jeszcze tu nie byłeś, prawda? — spytała słabo, kiedy stanęli przed budynkiem mieszkalnym na Lower East Side. Poprowadziła go do klatki schodowej, a następnie winda na odpowiednie piętro, by wreszcie otworzyć drzwi i wejść między bezpieczne cztery ściany. Rozbierając się, nachyliła się, by krótko przywitać się z Levim, a następnie, pozbywszy się wierzchniego okrycia, skierowała się prosto do swojego pokoju, nawet nie oglądając się na Blaise’a. Marzyła w końcu o tym, by położyć się spać, by rano obudzić się z nową energią, choć do świtu prawdopodobnie zostało jedynie kilka godzin. Działała teraz jak automat. Jej umysł znajdował się gdzieś na granicy jawy i snu, więc mechanicznie pozbywała się kolejnych części garderoby, aż wreszcie została jedynie w bieliźnie i naciągnęła na siebie luźną koszulkę, w której zazwyczaj spała. I w końcu, tak, jak stała, padła na łóżko, nie kwapiąc się nawet, by przykryć się kołdrą.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  29. Parsknęła cicho i pokręciła głową. Miała wrażenie, że bez tego swojego samouwielbienia Ulliel nie byłby sobą.
    - Jak wiesz, nie na wszystkich działa twój wrodzony urok - odpowiedziała zaczepnie. Elaine sama oddałaby wiele, żeby znowu mieć w sobie tę energię i pewność siebie. Chciałaby o wielu rzeczach zapomnieć, a wiele wydarzeń cofnąć. Tylko czy cofnięcie tych złych wydarzeń nie oznaczałoby usunięcia też tych dobrych?
    - Nie tak szybko - pokręciła głową. - Najpierw muszę się doleczyć - wyjaśniła. Przez chwilę mógł odczytać z jej twarzy wahanie, ale w końcu El obróciła się tyłem do niego i podniosła koszulkę. Na jej chudych plecach z jasną skórą widniały dłuższe i krótsze pręgi. Jedne były już pokryte strupami, inne nosiły jeszcze ślady szycia. Bez trudu można było z nich odczytać skalę obrażeń. Nie chciała straszyć Blaise'a, ale nie wiedziała, jak inaczej wyjaśnić mu, dlaczego jej "zdrowienie" jest trudne i czasochłonne. Nie potrzeba było geniusza, żeby domyślić się, że te ślady nie powstawały w sposób przyjemny i sprzyjający relaksowi. W połączeniu z raną na brzuchu Elaine czuła się trochę jak pocięta w zabawie gąbka.
    W końcu zasłoniła się i spojrzała na mężczyznę przepraszająco.
    - Po prostu daj mi trochę czasu, dobrze? Wrócę do siebie... i pewnie skorzystam z twojej oferty, gdy tylko będę mogła - zapewniła.
    Temat seksualności Blaise'a był bardziej sprzyjający rozmowie, ale skoro mężczyzna miał go dość, nie zamierzała go dręczyć.
    - Jeśli potrzebujesz sobie ulżyć, wiesz, gdzie jest łazienka - pokazała mu język.
    Elaine pokręciła głową, gdy Blaise zaczął mówić o dzieciach. Kiedy jednak wyznał, że jest bezpłodny, spojrzała na niego zdziwiona.
    - Naprawdę? Nie wiedziałam... - westchnęła. - Może gdybym wiedziała wcześniej, nie dałabym ci takiego kosza na balu - dodała żartobliwie i spojrzała na niego z rozbawieniem, a nie współczuciem. Ulliel nie lubił dzieci, więc żałowanie go pod tym względem nie miało sensu. Po prostu nie spodziewała się, że ma taką przypadłość i nikomu nic nie powiedział. Nawet ona nie ukrywała takiej sytuacji aż tak długo.
    - Czy to ten moment, kiedy mogę ci wyrzucić tekst o zaufaniu? - zapytała z lekką kpiną.
    Potem skoncentrowali się na rozmowie o partnerach.
    - Myślę, że taki wypad to dobry pomysł. Maille jest chwilami pracoholiczką. Rozumiem, że własny interes to duża odpowiedzialność, ale... ostatnio przekonałam się, że kilka dni nieobecności nie sprawią, że świat się zawali - przyznała. - Mój bar jakoś nadal działa i to całkiem nieźle, chociaż ja przez ostatni miesiąc więcej czasu spędziłam w szpitalu niż w pracy - dodała. - A wiesz już, dokąd byś ją zabrał? - zapytała.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  30. [Zauważyłam figurkę przy nazwisku i postanowiłam wpaść tutaj :) co powiesz na jakiś wątek z Lennoxem?]

    OdpowiedzUsuń
  31. [Wybacz zwłokę ;-; Komentarz mi umknął]
    Lucas był wdzięczy za takiego przyjaciela jakim był Blaise, ponieważ nadawali niemal na tych samych falach. Może koś z zewnątrz, by tego nie zauważył, lecz zarówno jeden, jak i drugi mieli ogromne poczucie, nazwijmy to, sprawiedliwości. Nie mogliby znieść sytuacji, gdyby jakaś przykrość, a nie daj bobrze krzywda stała się najbliższym. Grono było niewielkie, więc tym bardziej cenne.
    - I moja – podkreślił, gdy tamten chwalił jego ukochaną. Nie był zazdrosny, bowiem mieli zasady i ufał mu jak nikomu. Po prostu chciał to powiedzieć na głos, zaznaczyć, ze to jest właśnie to czego ludzie tak usilnie szukając całe życie.
    - Easy warrior - uniósł ręce ku górze i choć jego usta nie drgnęły to w oczach tańczyły iskierki radości. Domyślał się – nie – on wiedział, że przyjaciel w żadnym wypadku nie żartował i jeśli jakkolwiek zraniłby Elaine to wąchałby kwiatki od spodu. Mieli środki znajomości, lecz Black wiedział równie, że wtedy wcale by nie stawiał oporu. Panna Eagle była ostatnią osobą, która chciałby skrzywdzić.
    - Masz racje. Źle bym to zniósł, ale jeszcze gorzej osoba, która by się tego dopuściła – zacisnął jedną z pustych dłoni w pieść, aż mu kostki zbielały. Nadal odżywały wspomnienia, gdy to nie Clarissa była w niebezpieczeństwie, a jego Elaine. Był o mały włos od utracenia tego co cenne, a nie zdawał sobie z tego prawy. Przymknął na moment oczy, by się uspokoić i znów nie naskoczyć na Blaise zbyt agresywnym tonem.
    - Jak bóg powiadasz? – jedne kącik uniósł się w drwiącym uśmiechu.
    - To powiem Ci, że całkiem nieźle dogadujesz się z samym Lucyferem – tym razem to on poklepał przyjaciela po udzie i wstał, by zamiast whisky nalać sobie coli do szklanki. Wrócił od razu zasiadając na kanapie i upijając kilka łyków.
    - Powiedzmy, że to ja wole rozdawać karty i wiedzieć, gdzie są asy – oczy mu zabłyszczały jak wtedy, gdy szykował się do jakieś gry. Uwielbiał rywalizacją i nie mógłby z niej kompletnie zrezygnować. Na szczęście praca dostarczała jej na tyle dużo, by nie musiał szukać dodatkowych zajęć.
    - Wiem już, ze z El nie mają najlepszy relacji i są tak samo fałszywi jak państwo Black – cóż szanował rodziców, jednak nie był ślepym, by nie zauważać rzeczy oczywistych. Gdy posiadało się pewien status ciężko było znaleźć osoby nieskażone obłudą.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  32. — Nie spoko, przyzwyczaję się do luksusu i nie będę umiała sobie później radzić, bez takich udogodnień — zaśmiała się cicho pod nosem. Nie rozumiała dlaczego znowu zaczął brać, bo była pewna, że brał. Mógł mieć wszystko, czego tylko by zapragnął. Po cholerę były mu do tego wszystkiego prochy? Był przecież szczęśliwy ze swoją nową dziewczyną, miał pewną posadę, przynoszącą mu kupę szmalu. Pewnie problemów również, ale gdyby były na tyle poważne, że to przez nie musiał sięgać po prochy… powiedziałby jej prawda? W końcu się przyjaźnili.
    — Wiesz… wolę jednak uniknąć wymiotów — uśmiechnęła się krzywo i sięgnęła jedynie po herbatę, którą piła i tak małymi, powolnymi łyczkami, wpatrując się nadal w tego cholernego rogalika, na którego naprawdę miała wielką ochotę. Tak naprawdę w ogóle nie spieszyło jej się do domu. Mogłaby spędzić kolejne godziny w towarzystwie Ulliela, z nadzieją, że nie będą się więcej kłócić. Nie była w stanie jednak wpatrywać się w niego, być obok niego i udawać, że nie pamięta wczorajszej kłótni i nie wie, że bierze. Pokiwała delikatnie na jego słowa i miała już powiedzieć, że gdy tylko wypije, będzie wracać do siebie. Leczenie kaca we własnym łóżku brzmiało naprawdę dobrze. W końcu w domu to w domu. I wszystko byłoby pewnie dobrze, gdyby z nosa Blaise’a nie wylała się krew, tak, bo ona po prostu wypływała.
    — Naprawdę masz zamiar nadal mi mówić, że wszystko jest w porządku? — Burknęła niemrawo, wskazując palcem na chusteczkę, którą przytykał do nosa i która w zastraszającym tempie, robiła się coraz bardziej czerwona. Wstała powoli i dość niezdarnie, a wszystko przez tego cholernego kaca i podeszła do przyjaciela kręcąc delikatnie głową, a następnie chwytając jego głowę i świeże chusteczki, aby zatamować krwotok — powiesz mi w końcu prawdę czy będziesz dalej udawał, że przecież nie ma o czym mówić? — Warknęła nieco mniej przyjemnie, mierząc go karcącym wzrokiem. Miała szczerzą ochotę przywalić mu w tę śliczną buźkę.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  33. Ta felerna noc niosła ze sobą o wiele więcej dobrego, niż początkowo mogło się wydawać. Po wyrzuceniu z siebie wszystkich smutków oraz żali Maille czuła się cudownie lekka, jakby ktoś zdjął z jej ramion ciężki głaz, który dźwigała do tej pory. Powiedzenie Ullielowi o skrywanych głęboko na dnie serca obawach przyniosło jej ogromną ulgę; nie miała już wrażenia, że w jakikolwiek sposób oszukuje mężczyznę, bo wcześniej, nim zdołała się przed nim otworzyć, czuła się właśnie w ten sposób. Jakby go okłamywała i nie była z nim do końca szczera. Miała wrażenie, że karta ich związku, którą zdążyli już nieco wspólnie zapełnić, teraz ponownie była czysta i biała, przynajmniej z jej strony i śmiało mogła zacząć na nowo budować tę relację, choć może nie tyle na nowo, co na nowych zasadach i mocnych fundamentach. Była spokojniejsza i bardziej radosna, a z jej szarych oczu zniknął cień, który od pewnego czasu ukrywał się na dnie czarnych źrenic, jakby opuścił ją jakiś niespokojny duch, mącący nie tylko w głowie, ale również w sercu. Oddychała głębiej, uśmiechała się szerzej i śmiała się głośniej, nawet kiedy nie wypadało.
    Stąd wspinaczce szatyna na drzewo towarzyszył jej zadowolony chichot, przerywany jedynie dopingującymi okrzykami.
    — Nie martw się, złapię cię! — odkrzyknęła wesoło, zadzierając głowę i przykładając dłoń do czoła, by zrobić z niej prowizoryczny daszek chroniący przed znajdującym się w zenicie słońcem. Dalej nie mogła się nadziwić, że w domku, w którym się zatrzymali, znalazła się drabina, ale gdyby nie ona, kociak najprawdopodobniej wciąż tkwiłby na drzewie. Zabawne, że koty z łatwością wspinały się na czubki nie tylko koron drzew, ale też wysokich słupów, podczas gdy droga w dół okazywała się dla nich wyjątkowo problematyczna, co można było zaobserwować na różnych filmikach rozsianych po sieci, a które blondynka od czasu do czasu oglądała w ramach zasłużonego relaksu.
    — Brawo! — zaśmiała się i klasnęła w dłonie, kiedy Blaise chwycił kota nawet pomimo tego, że maluch próbował uciec przed jego dłonią jeszcze wyżej, najwidoczniej nie rozumiejąc, że starali się jedynie mu pomóc. Nie wiedziała jeszcze, że zbyt wcześnie zaczęła cieszyć się z jego sukcesu i moment, w którym Blaise runął z drabiny, widziała jak w zwolnionym tempie. Przyłożywszy dłonie do twarzy, gwałtownie wciągnęła powietrze, podczas gdy jej uszy wypełniło głuche uderzenia ciała o miękką ziemię. Oczyma wyobraźni już widziała to, co po tym nieszczęsnym upadku zostało z małego kota i musiała przyznać, że na samą myśl zrobiło jej się niedobrze. Stąd zbliżyła się do mężczyzny powoli i ostrożnie, będąc przy tym blada jak ściana, bo krew z twarzy odpłynęła niżej, lokując się gdzieś w okolicach żołądka w postaci nieprzyjemnego i wiercącego ciężaru. Wciąż nie odejmując rąk od twarzy, przesunęła wzrokiem po sylwetce Ulliela i wstyd się przyznać, ale odzyskała rezon dopiero wtedy, kiedy spostrzegła w trawie puchaty kłębek, który najwidoczniej wciąż pozostawał pod wpływem szoku, ale już dochodził do siebie i pomiaukiwał nieśmiało.
    — Kotek tak, ale teraz ty wymagasz ratunku…! — jęknęła, krzywiąc się nieznacznie i przykucnęła przy nim, fachowym okiem oceniając widoczne przez rozdarcie spodni kolano. A nie wyglądało ono najlepiej, bo wiele wskazywało, że jeśli Blaise nie upadł prosto na nie, to podczas zetknięcia z ziemią jego noga musiała skręcić się pod niepożądanym kątem i teraz boleśnie odczuwał tego skutki. — Dasz radę dojść do samochodu czy wzywać pomoc? — spytała i posłała mu krzywy uśmiech, odrywając wzrok od puchnącego stawu i skupiając spojrzenie na twarzy szatyna, wykrzywionej przez grymas bólu. Ten wystarczył jej za odpowiedź. Maille zacisnęła usta i szybko wstała, zaczesując jasne włosy za uszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Poczekaj tu na mnie i nigdzie się nie ruszaj! — poleciła mu. Zabawne, prawda? Jakby w tym stanie Blaise mógł w ogóle gdzieś jej uciec. — Sprowadzę jakąś pomoc! — zawołała jeszcze, oglądając się na niego przez ramię, bo już pędziła w kierunku, z którego przyszli, mając nadzieję natknąć się na jakiekolwiek ślady cywilizacji. W ostatecznym rozrachunku zamierzała podjechać tu autem, ale okazało się to niepotrzebne, bo w niedługim czasie znalazła innego spacerowicza – mężczyznę, który na pewno miał więcej siły niż ona i zgodził się pomóc. Stąd Blaise nie był sam dłużej niż dziesięć minut, a ostatecznie mógł dostrzec Maille ciągnącą i pośpieszającą nieznajomego w stronę drzewa.
      — No — sapnęła, stanąwszy nad Blaisem i podparła dłonie na biodrach. — Pomoże nam pan dokuśtykać do auta? Potem pojedziemy do szpitala, na pewno trzeba to prześwietlić.

      MAILLE CRESWELL

      Usuń
  34. - Już uciekła nie raz jak próbowałem coś narzucić – powiedział ze śmiechem przypominając sobie jak zaprosił ja na jakiś bankiet i zabrał to jednego z lepszych butików w mieście. Wybrał suknie, buty i wszystko inne, a ona rzuciła mu tym w twarz. Odwróciła się na pięcie i zniknęła, a on równie uparty pojechał na przyjęcie. To był pierwszy raz, gdy jakaś kobieta nie była zachwycona z jego starania. Ba! To był pierwszy raz kiedy wielki Lucas Black się tak starała dla jakiejkolwiek panny. Nie był pewien, czy to może właśnie jej zadziorny charakter sprawił, ze zainteresował się nią bardziej niż innymi. Wiedział natomiast, że teraz nie widział poza nią żadnej innej.
    - Dokładnie. Nasze Panie są zbyt cenne – zgodził się i chociaż nie poznał jeszcze Maille to zdawał sobie sprawę, ze musiała być równie wyjątkowa co Elaine. Nie było innej opcji, bo szara myszka na pewno nie usidliłaby jego przyjaciela. To był za cwany i zbyt pewny siebie gracz, by da się omotać pierwszej lepszej. Tu znajdowało się miejsce na prawdziwe uczucia, co jeszcze nie tak dano wydałoby się im oboju równie irracjonalne, co wiadomość o kosmitach na ziemi.
    - Nie brałem innej odpowiedzi pod uwagę – jego oczy zalśniły groźnie, a dłonią poklepał mężczyznę po udzie. Wierzył, że na Blaisa może liczyć, tak jak i on na niego.
    - Nie lubię być brany z zaskoczenia, a coś czuję, że ojciec Elaine może mi przysporzyć wrzodów na żołądku – przyznał szczerze wspominając tą cicha wymianę zdań miedzy ojcem, a córka na jednej z uroczystości. Chciał być przygotowany na wszystko, tak jak zawsze był, jeśli chodziło o prowadzenie spraw.
    - A! Miałem do Ciebie w ogóle dzwonić– zaczął przypominając sobie czymś niezwykle istotnym. Na jego twarzy majaczył zawadiacki uśmieszek, co oznaczało tylko jedno – zabawę.
    - Gdzie w tym roku lecimy, by świętować Twoje urodziny? – było jeszcze trochę czasu do tego dnia, jednak z racji, iż Black lubił mieć wszystko dopracowane wolał już zacząć ten temat. Ich wspólne imprezy nie kończyły się nigdy na jednej nocy i nie zamierzał z tego tak łatwo rezygnować, tylko dlatego że miał narzeczoną i dziecko. To wszystko przecież szło spokojnie pogodzić, prawa?

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  35. Elaine prychnęła cicho, gdy popadł w samouwielbienie.
    - Nie przeceniasz odrobinę swoich możliwości? - zapytała kpiąco. Nie miała jednak serca się z nim dalej spierać. Obserwowała Blaise'a i jego minę, gdy się przed nim odsłoniła. Dosłownie. Słyszała jego niedowierzanie i widziała złość. Było w tym coś miłego, ale El czuła się już zmęczona agresją. Przynajmniej na pewien czas.
    - Myślisz, że spałabym spokojnie, gdyby sprawa nie została zamknięta? - pokręciła głową. - Uwierz, lepiej już się w tamto nie mieszać. Nie ma w co - zapewniła. - Ale... przynajmniej już wiesz, czemu Lucas powitał cię z bronią w ręku. Po tych wydarzeniach jest trochę przewrażliwiony, szczególnie że ma u siebie dziecko. - Poklepała przyjaciela po udzie, a potem napiła się wina. - Tylko po tym wszystkim mam takie zaległości w pracy, że chyba przez miesiąc się nie wygrzebię... - westchnęła. Komentarz o Maille skwitowała lekkim uśmiechem. Bardzo im kibicowała - szczególnie, że dla przyjaciółki związek z Blaisem musi być nie lada wyzwaniem.
    - Masz rację... - przyznała. - Chociaż powiem ci, że ja długo w ogóle nie myślałam o rodzicielstwie. Właściwie dopóki... nie wylądowałam w Japonii w szpitalu i okazało się, że nie mam szans na urodzenie dziecka. Wtedy zaczęłam się zastanawiać... co dalej. W sensie... uznałam, że modeling nie ma dla przyszłości i że po powrocie chcę się skoncentrować na czymś bardziej konkretnym. Skupiłam się na moim barze i pracy tłumacza. I wykreśliłam z życia w ogóle perspektywę związków. Temat umarł naturalnie. Wrócił dopiero przez Lucasa, kiedy to wszystko zaczęło się dziać na poważnie... - pokręciła głową. - Nie wiem, czy nadawałabym się na matkę, dla drażni mnie fakt, że nie mogę sama zdecydować, czy bym tego chciała. - Jej mina wyrażała raczej spokój i upór niż złość i przygnębienie. Zdążyła się oswoić ze tą częścią swojego życia do tego stopnia, że potrafiła o niej mówić. - Więc... rozumiem, że dla ciebie to nie problem. Jeszcze rok temu to tylko umacniało mnie w przeświadczeniu, że mogę sobie dobrze poukładać życie i wszystko pójdzie zgodnie z planem.
    Trochę urwała swoją wypowiedź, ale miała poczucie, że zabija ich rozmowę i zanudza przyjaciela. Skupiła się na myśli o imprezie.
    - Nie wiem, czy da się ich w tej chwili rozdzielić - przyznała. - Ale jeśli zagadasz dobrze Lucasa, to może sama z wami pojadę? - Spojrzała na niego niewinną minką. - Impreza, odpoczynek i całkowita wolność? - dodała szybko. - I nikt o niczym nie powie Blackowi? - dodała zapobiegawczo.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  36. Oczywiście, że byłaby w stanie przywyknąć do luksusu. Kto by nie był? Tylko Allia wolała zapracować na wszystko sama, a nie z czyjąś pomocą. Nawet jeżeli miałoby trwać to długie lata, największą satysfakcję ze sportowego samochodu czy apartamentu na Manhattanie miałaby wtedy, kiedy sama by na niego zapracowała. Dostanie czegoś od tak… to zdecydowanie nie było w stylu dziewczyny i Blaise, jako jej przyjaciel powinien w końcu to zapamiętać.
    Z drugiej strony… gdyby spotkała mężczyznę, który mógłby jej to wszystko dać, ale którego by kochała i który kochałby ją naprawdę… byłaby w stanie przeżyć z takimi prezentami.
    — Dzięki — chwyciła butelkę, którą jej wręczył i uśmiechnęła się, powoli ją odkręcając. Upiła odrobinę, początkowo marszcząc brwi, bo nie miała pewności czy Ulliel tak tylko nie mówi, aby to po prostu wypiła, ale po chwili już piła z apetytem, mając nadzieję, że zaraz tego nie zwróci. — Smakują w porządku — odstawiła do połowy pełną butelkę na stole i uśmiechnęła się, uważnie obserwując swojego przyjaciela.
    Pokręciła z dezaprobatą głową. Pewnie, leciała jej krew niejeden raz z nosa i to z różnych powodów. Miała jednak podstawy sądzić, dlaczego i przez co krwawi akurat Blaise.
    — Zdziwiłbyś się — powiedziała niezadowolona na wzmiankę o tym, że od krwotoku z nosa się nie umiera. Przewróciła teatralnie oczyma dookoła i chwyciła jego brodę, nakierowując jego głowę w swoją stronę — nie będę ci prawić żadnych morałów i kazań, tylko mi powiedz prawdę, jasne?
    Chciała po prostu wiedzieć, czy ma wpadać od niego częściej i zajmować go czymś, aby nie brał, czy może spać spokojnie, chociaż ta druga opcja i tak nie wchodziła w grę, bo nie uwierzyłaby mu, gdyby powiedział, że kompletnie nic nie bierze. Za dużo objawów krzyczało przez jego ciało i zachowanie, aby mu od tak uwierzyła.
    — Martwię się, jasne? Po prostu się martwię i chcę wiedzieć… Blaise, proszę — ułożyła dłoń na jego policzku i pogładziła go delikatnie — mi, swojej najlepszej przyjaciółce możesz zaufać… jak masz jakiś problem, jestem dla ciebie. Ok? Po prostu dzwonisz i pojawiam się tu, albo podajesz adres, pod którym mam się znaleźć… w zamian chcę tylko szerości. Niczego więcej…

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  37. Przewidziała, że Blaise będzie protestował i niechętnie przyjmie pomoc, nawet od niej. To dlatego odeszła w pośpiechu i nawet nie obejrzała się na niego przez ramię, nie dając mu najmniejszej szansy na to, by ją zatrzymał i odwiódł od pierwotnego pomysłu. Uznała, że poszukanie pomocy będzie tutaj najlepszym rozwiązaniem; sama raczej nie byłaby w stanie go podźwignąć, przez co dotarcie do pozostawionego na skraju lasu samochodu nie tylko zajęłoby im bardzo dużo czasu, ale również byłoby dla młodego mężczyzny wyjątkowo bolesne. Ponadto nie wiedzieli, co dokładnie mu się stało i nieodpowiednie postępowanie mogło jedynie pogłębić uraz. Irlandka chciała mu oszczędzić tego wszystkiego, a mogła to zrobić jedynie poprzez natychmiastowe podjęcie działania. Stanie nad nim i załamywanie rąk w niczym by nie pomogło. A los najwyraźniej im sprzyjał, skoro w miarę szybko udało jej się znaleźć kogoś, kto mógł się przydać i pomóc doprowadzić Ulliela do samochodu.
    — Niepotrzebnie — odparła, podbiegając kilka ostatnich kroków i kucnęła przy nim, ze zmarszczonymi brwiami wpatrując się w kolano, które od momentu jej zniknięcia zdążyło jeszcze zwiększyć swoją objętość, co mocno ją niepokoiło. — Pan nam pomo… — urwała, z zaskoczeniem unosząc wzrok na mężczyznę, którego przyprowadziła, bo ten zareagował w sposób, którego kompletnie nie przewidziała. Zamrugała kilkakrotnie, nagle oślepiona migającym szybko fleszem i przyłożyła dłoń do czoła niemalże tak, jakby chciała ochronić się przed promieniami słońca, lecz teraz starała się nieudolnie bronić przed błyskami, przez które w konsekwencji widziała mnóstwo kolorowych mroczków.
    — Jak to się stało, że nim się poznaliśmy, nie miałam zielonego pojęcia o twoim istnieniu, a jednocześnie jesteś rozpoznawalny nawet na takim zadupiu? — szepnęła ze złością, nachylając się nad nim tak, by nieznajomy nie usłyszał jej słów i posłała podekscytowanemu mężczyźnie wściekłe spojrzenie, zaraz podnosząc się z kucek i szybko ruszając w jego kierunku.
    — Czy pan kompletnie oszalał?! — warknęła i wykorzystując element zaskoczenia, wytrąciła telefon z jego rąk. Komórka spadła wprost w miękką trawę, więc ryzyko, że się uszkodziła, było minimalne, a to miło im oszczędzić kolejnych kłopotów. — Miliony to zapłaci, ale pan! — wycedziła przez zaciśnięte zęby, dźgając go palcem wskazującym w pierś w miarę wypowiadania kolejnych słów. — Wie pan, że za nieudzielenie pomocy grozi wysoka kara? A pan właśnie sam na siebie zebrał dowody — mruknęła, gwałtownym gestem wskazując na leżący w trawie telefon. Pod jej naporem i wściekłością nieznajomy jakby spokorniał, unosząc ręce w obronnym geście i wycofując się o kilka kroków, Maille jednak wciąż nacierała na niego ze złością, bardziej dla własnej satysfakcji niż dlatego, że faktycznie była aż tak bardzo zła. Owszem, ten samozwańczy paparazzi nieźle ją wkurzył, ale właściwie mogła ominąć go szerokim łukiem i dać sobie spokój.
    — Ja… — zająknął się, ale Irlandka nie dała mu dojść do słowa i uciszyła go wymownym gestem.
    — Będzie się pan tłumaczył w sądzie. Śmiało, proszę opublikować te zdjęcia. Chętnie ściągniemy dowody z sieci, żeby nie fatygować do pana policji — dodała na odchodne, rzuciła mu ostatnie, groźne spojrzenie i pobiegła za szatynem, który mimo, że ledwo kuśtykał, to w czasie tej tyrady zdążył już nieco się oddalić.
    — Zwariowałeś… — skarciła go mimo wszystko łagodnie, natychmiast chwytając go za ramię, które ułożyła na swoich barkach i sama mocno chwyciła go w pasie, zachęcając, by chociaż część ciężaru ciała przeniósł na nią. — Jeszcze bardziej uszkodzisz to kolano — mruknęła i zadarła głowę, starając się ocenić, jaka odległość dzieliła ich od samochodu i niestety, nie wyglądało to optymistycznie. — Wzięłabym cię na barana, ale ostatnio nie chodziłam na siłownię — zażartowała, tak dla rozluźnienia atmosfery i zerknęła na niego z nieśmiałym uśmiechem, mając nadzieję, że nie był na tyle rozwścieczony, po fuknąć na nią za ten żarcik.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  38. [Zajrzałam, ze względu na ikonkę przy nazwisku i olśniło mnie, bo nasi Panowie są, jakby to powiedzieć, z podobnych światów :)
    Jeśli zatem Blaise ma wolne stanowisko kumpla, to zapraszam do Scotta :) ]

    Scott Andretti

    OdpowiedzUsuń
  39. white chocolate,

    Wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie proszę o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 6 czerwca Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  40. Carlie miała wrażenie, że Blaise jest wyrwany z zupełnie innego świata niż ona i pozostała część świata. Była przygotowana na to, że jej przyjaciel może nie chcieć przyjąć z powrotem auta, które jej kupił, a ona sama nie była pewna co ma z tym zrobić. Przyjęcie tego było po prostu za dużo, nie mogła tego zrobić. Czasem mu zazdrościła, że może tak szastać kasą na prawo i lewo, nie przejmować się za bardzo przyziemnymi rzeczami.
    — Doceniam to, naprawdę Blaise. Ale nie możesz mi dawać takich drogich prezentów i oczekiwać, że bez marudzenia je przyjmę — westchnęła. Chciała zrobić awanturę i zmusić go do odebrania prezentu i oddania go, a po jego kolejnych słowach opadły jej ręce. Auto było prosto z salonu. Oczywiście, że w nim siedziała i pachniało nowością. I siedziało się w nim wygodnie, bardzo wygodnie. — Jesteś tym typem faceta, który wściekłość u kobiety tłumaczy okresem? — warknęła. Tego akurat nienawidziła i przyjaciel czy nie, mogła zrugać za takie gadanie. Ale postanowiła się tym nie przejmować, bo przyszła tu w zupełnie innym celu i musiała coś zrobić, a przede wszystkim przemówić mu jakoś do rozsądku.
    Z westchnięciem wzięła pudełeczko z powrotem. Ciężko byłoby się rozstać z autem. Była za nie wściekła, naprawdę. Ale z drugiej strony chyba potrafiła go zrozumieć i była nawet nieco w szoku, że to sam Blaise wpadł na ten pomysł, a nie Alistair. Prędzej podejrzewałaby, że to brat zorganizował całą tą akcję, aby Carlie miała w końcu swoje własne auto i przestała korzystać z komunikacji miejskiej czy Uberów, na które wydawała ogromne pieniądze. Mieszkałą tu już tyle czasu, że to był dla niej zwyczajnie najprostszy sposób poruszania się, aby uniknąć korków. Ale wracając w weekend z pracy byłoby też miło siedzieć w swoim aucie, a nie tłuc się metrem. Usiadła na kanapie podkulając nogi pod siebie i upijając pierwszy łyk soku.
    — Ale wiesz, że będąc w aucie ktoś może we mnie stuknąć? Dajmy na to pijany kierowca albo będę nieuważna i przejadę na czerwonym świetle i ktoś we mnie uderzy i cała masa innych wypadków — zauważyła spoglądając na niego. Wypadki samochodowe były o wiele częstsze niż się wydawało. — A gdyby ktoś miał mnie porwać, to zrobiłby to już dawno, Blaise. Po prostu… nie spodziewałam się takiego prezentu, tyle. Nie daje się auta ludziom ot tak. Nie powinieneś tak rozpieszczać swojej dziewczyny przypadkiem? Co sobie ludzie pomyślą, jak wyjdzie, że Carlie Wheeler dostaje drogie prezenty od Blaise?
    Wściekłość chyba powoli jej przechodziła, ale to nie znaczyło, że pogodziła się z prezentem.
    — Będziesz spokojniejszy, jeśli powiem, że go wezmę? — spytała. Nie mogła przecież pozwolić na to, aby trafił na złom. Był zbyt piękny i zbyt nowy. — Czasami cię nie rozumiem, B.

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  41. Okoliczności narodzin małego Matta nie były takie, jak wyobrażała sobie to wszystko Elle. Jej brzuch nie urósł do rozmiarów, w których mogłaby uznać, że kładzie swoje cztery litery w łóżku i nic więcej nie robi do czasu porodu. Nie mogła zrealizować swojego scenariusza porodowego, nad którym pracowała jeszcze dwa tygodnie temu, zmieniając, co chwilę koncepcje.
    Dziś, Matt był już na świecie, a sama Villanelle nie czuła przerażenia, siedząc na twardym, niewygodnym krzesełku przy inkubatorze, obserwując, jak maleńki Mattie nabiera sił, a przynajmniej tak właśnie twierdzili lekarze, bo sama brunetka, chociaż naprawdę chciała dostrzec różnice, nie potrafiła. Może przez to, że pierwsze dni synka po prostu ją ominęły i nie miała realnego porównania.
    Lekarze ciągle mówili do niej niezrozumiałymi terminami, tłumaczyli, co się dzieje z jej synkiem, ale ona prawie nic z tego nie rozumiała. Starała się. Naprawdę starała się zrozumieć, co dokładnie dzieje się z jej dzieckiem, ale… to wszystko ją zwyczajnie przerastało. Obwiniała się za stan Arthura, za to, że nie była wystarczająco dobrą mamą, to, że urodziła Theę za wcześnie i teraz jeszcze Matta. Czuła się źle… bo czuła, że nie może dać swojemu synkowi tyle opieki i bezpieczeństwa ile chciałaby mu dać. Przez to też, trzymała się na dystans. Nie potrafiła przesiadywać całymi dniami przy inkubatorze, a widząc, że inne matki tak właśnie robią, czuła się jeszcze gorzej. Chciała, naprawdę chciała być, jak one. Siedzieć dniami i nocami na tym cholernie niewygodnym krzesełku i nie zajmować się niczym innym, jak przyglądaniem się jej dziecku, ale nie umiała się do tego zmusić. Patrząc na swojego synka chciała jedynie płakać, wynajdując sobie kolejne powody, przez które to wszystko było jej winą.
    Była blada i słaba. Słabo się poruszała i słabo mówiła. Była pod opieką szpitalnego psychologa, ale Villanelle nie uważała, aby to w czymkolwiek i jakkolwiek jej pomagało. Nie chciała rozmawiać i swoim synku, a gdy zapytała panią psycholog czy ma dzieci i czy urodziła któreś z nich tak wcześnie, uznała, że nie będzie rozmawiać z człowiekiem, który nie ma pojęcia o tym, co mogłaby czuć, na tak poważne dla niej tematy.
    Podniosła nieobecne spojrzenie, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi sali, w której znajdowała się od tygodnia. Zerknęła na Ulliela, uważnie lustrując jego sylwetkę, a dopiero po chwili dotarło do niej, że coś się nie zgadzało. Stabilizator na kolanie przyjaciela z pewnością nie powinien powodować uśmiechu na ustach, ale Villanelle Morrison właśnie po raz pierwszy, całkowicie szczerze i nieświadomie, nie wymuszając niczego, uśmiechnęła się od czasu porodu.
    — Blaise… co się stało? — Wyszeptała, koncentrując całą swoją uwagę na nim. Nie chciała słuchać pytań co u niej, co u Artiego czy Matta. Martwienie się jego nogą, było w tym momencie zbawienne dla brunetki.

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  42. Rozmawiając z lekarzami Villanelle, Blaise z pewnością dowiedział się o przebytym zawale młodej kobiety, który był efektem przebytego znieczulenia ogólnego. Wiedział również, że odmówiła opieki szpitalnego psychologa, a jej kontakt z własnym dzieckiem był… bardzo trudny. Wszyscy jednak powtarzali, aby uważać na słowa wypowiadane przy dziewczynie. Nikt nie chciał, aby została utwierdzona w przekonaniu, że jest złą matką. Oddział neonatologii widywał różne historie, jedne matki reagowały lepiej, drugiej gorzej. Żadna z nich nie była jednak oceniana. Pielęgniarki i lekarze zdawali sobie sprawę z trudności zaistniałych sytuacji. Dlatego na tym oddziale zawsze panowała bardzo specyficzna atmosfera.
    — Musisz mi powiedzieć, co się stało — wyszeptała. Zacisnęła jedynie mocno pięści na szpitalnej kołdrze, poprawiając ją sobie. Najchętniej schowałaby się pod nią całkowicie i odcięła od świata zewnętrznego. — Przestań, jak będziesz zachowywał się, jak… jak pierwszy raz się spotkaliśmy to… — przerwała, bo gardło jej się zacisnęło. Chciała powiedzieć, że nigdy więcej nie pozwoli mu się zająć Theą czy Mattem, ale zdała sobie sprawę, że Matt… nie było z nim źle, jego stan był stabilny, ale Villanelle tak bardzo się bała…
    Przełknęła ślinę, kiedy zaczął przepraszać. Nie chciała ich słuchać, nie dlatego, że nie była w stanie mu wybaczyć. Nie chciałą po prostu wracać do tamtego dnia. Nie chciała myśleć o tym, jak wyglądał Arthur, gdy wysiadł z samochodu, o tym, jak zaczął pluć krwią i dusić się, gdy go objęła, nie chciała wracać do wspomnień z dnia narodzin Matta, bo to był… mogła śmiało powiedzieć, że najgorszy dzień w jej życiu. Nie tak miało to wszystko wyglądać.
    — Nie musisz — powiedziała słabym głosem, sięgając dłonią do swojej twarzy, aby schować kosmyk ciemnych włosów za ucho. Nie wyglądała najlepiej. Miała przetłuszczone i nieco splątane włosy, jej twarzy niewiele brakowało, aby zlać się ze szpitalną bielą. Zerknęła w stronę bukietu i mimowolnie, kąciki jest ust drgnęły, gdy ujrzała w nim swoje ulubione kwiaty. Nie miała pojęcia skąd wiedział, ale musiała przyznać, że było to miłe. — Gdybyś był tchórzem, nie siedziałbyś tutaj — wyszeptała, a po chwili nie panując nad sobą, zaczęła płakać. Z jej oczu lały się łzy i chociaż bardzo chciała, nie mogła się powstrzymać. — Przepraszam — zaszlochała, przecierając grzbietem dłoni mokre policzki. Nie potrafiła mu podziękować za gratulacje, bo zwyczajnie to było dla niej straszne i przerażające. Ułożyła tylko wolną dłoń na swoim brzuchu, z bólem uświadamiając sobie po raz kolejny, że był on plaski, że nie było już w niej małego Matta, który zdecydowanie powinien tam jeszcze siedzieć i rosnąć, przez co ponownie wybuchła szlochem.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  43. Lucas nie musiał wcale przytakiwać przyjacielowi, ponieważ oboje dobrze wiedzieli jak trudny charakter miała panna Eagle. Sama przeciw światu, której ciężko przyjąć kogoś za sojusznika, w tej miejskiej dżungli. Mężczyzna nadal nie wiedział jak udało mu się pokonać tyle murów i dostać się do serca blondynki. Był wdzięczny, że się udało.
    - O tym tez coś wiem. A nie daj Boże bym spróbował skomentować zabezpieczenia w jej barze. To już w ogóle mogę się Elaine na oczy nie pokazywać. – wtórował koledze zdając sobie sprawę, iż znaleźli się w przerażająco podobnej sytuacji.
    - Nigdy nie twierdziłem, że rozumiem kobiety poza sferą seksu, ale teraz to już kompletnie zgłupiałem.- zaśmiał się cicho po nosem patrząc na przyjaciela bez tej wiecznej maski na twarzy. Znali się tyle lat, że nie miał problemu, by być po prostu Lucasem.
    - Dlaczego one po prostu nie mogą zrozumieć, że dla nas takie prezenty to nie problem, a sposób pokazania jak bardzo są ważne? – upił kilka łyków wody i cholernie żałował, że akurat dzisiaj nie może napić się z Blaise whiskey. Wchodzili na bardzo ciężkie tematy i procenty mógłby mu ułatwić cała sprawę.
    - Och dla mnie tez był miły. Za miły, za to dla córki powiedziałbym średnio. -zazgrzytał zębami. Jako prawnik dość szybko musiał nauczyć się rozgryzać ludzi i z doświadczenia wiedział, że ojciec jego wybranki nie był taki dobry za jakiego chciał uchodzić. Mało kto był.
    Znacznie bardziej się rozluźnił, gdy temat zmienił się z przyszłego teścia na impreze urodzinową wielkiego Ulliela.
    - No i to się rozumie – poklepał przyjaciela po ramieniu, a jego ustach jak nigdy ukształtowały się w coś rodzaju uśmiechu. Oczy zalśniły diabolicznie i chociaż w tym roku żaden z nich nie będzie mógł szaleć jak kiedyś, to i tak nie mógł się tego doczekać.
    - Mała zostanie z żona Sebastiana ani bym śnił brać dziecko na Twoje urodziny. Jeszcze ją przekabacisz na złą stronę mocy i tyle z grzecznego potomka – zażartował, ale faktycznie nie brał w ogóle takiej opcji pod uwagę. Pewne imprezy nie były po prostu dla dzieci i wiedział, że urodziny Blaisa do takich należały.
    - A tak właśnie się zastanawiałem, czemu nigdy wcześniej nie przedstawiłeś mi El? – zapytał po chwili, bo skoro się przyjaźnili tyle czasu, to niemożliwe, by nigdy wcześniej na siebie gdzieś przypadkiem nie wpadli.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  44. Wpatrywała się w Ulliela. Nie miała pojęcia, co miała mu odpowiedzieć, zdecydowanie nie spodziewała się od niego takiej odpowiedzi. W pierwszej chwili, na jej ustach pojawił się głupkowaty uśmieszek, ale szybko zniknął, gdy zdała sobie sprawę z tego, że nie żartował. Blaise Ulliel był całkowicie poważny i wyglądał na naprawdę zmartwionego tą sytuacją… co w zasadzie nie było w ogóle dziwne.
    Westchnęła ciężko, przypominając sobie od razu sytuację jej drugiego przyjaciela. Tylko tam, on brał bezpośredni udział w wypadku, w którym miała problemy jego siostra. Zagryzła nerwowo wargi. Aż za dobrze pamiętała, jak potoczyła się ich relacja.
    — Nie…nie miałam pojęcia, Blaise — wymruczała, cofając się o krok, wciąż uważnie mu się przyglądając. Krwotok ją strasznie martwił i nadal nie zamierzała zmienić zdania odnośnie tego, jaki był jego powód. Nie miała jednak pojęcia co powinna teraz zrobić i powiedzieć. Naskakiwanie na niego teraz nie było najlepszym pomysłem.— Posłuchaj… mówisz, że prawie. To oznacza, że całą trójką żyją. Jest dobrze… było ciężko i trudno, ale jest dobrze, tak? To jest najważniejsze — posłała mu słaby uśmiech, licząc, że mężczyzna poczuje się chociaż odrobinę lepiej.
    Westchnęła ciężko i podeszłą do niego, aby po chwili chwycić dłoń przyjaciela i pociągnąć go delikatnie za sobą. Poprowadziła go do kanapy, gdzie siedzieli wczoraj w nocy i usadowiła go, samej zajmując miejsce obok niego.
    — Ratowanie kotka to super bohaterski czyn, Ulliel — zaśmiała się, ale wykrzywione w łuk usta nie gościły na jej twarzy długo. — Posłuchaj… cokolwiek się dzieje, najważniejsze jest to, co jest teraz. Uratowałeś kotka, a kolano ma się już lepiej, prawda? Twój przyjaciel, jego żona i ich synek żyją… to jest naprawdę najważniejsze. Możesz być obok nich i ich wspierać, na pewno docenią pomoc! — Ułożyła dłoń na jego ramieniu i delikatnie ścisnęła, chcąc mu dodać w ten sposób otuchy. Liczyła, że poczuje się chociaż odrobinę lepiej. — Ale…niezależnie od problemów, musimy być w tym wszystkim trzeźwi. No wiesz, nie pomożesz im, jeżeli będziesz pił w nocy, a okazałoby się, że potrzebowali by koniecznie twojej pomocy, hm?

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  45. Nie czuła się w pełni komfortowo. Może przez to, że z Blaisem tak naprawdę przyjaźnił się Arthur, a ona czuła się raczej jako dodatek do tej znajomości. Oczywiście nie miała z tym żadnego problemu. Chodziło po prostu o to, że nie czuła do mężczyzny, aż tak dużego zaufania aby czuć się swobodnie, płacząc przed nim. Pewnie, bardzo się do siebie zbliżyli, kiedy Arthur leżał w śpiączce. Miała wtedy oparcie nie tylko w rodzinie, ale właśnie w Ullielu. Ich znajomość można raczej określić jako dobre koleżeństwo, tak to przynajmniej odbierała brunetka. I to nie tak, że miała coś do zarzucenia blondynowi. Skądże. Po prostu Villanelle była coraz mniej ufna, a ostatnie wydarzenia sprawiły, że chociaż dzięki niemu odzyskała męża, przez niego doszło do porwania i ona… Ona sama się w tym wszystkim mieszała i gubiła. Tak. A płakanie przy nim w tym momencie po prostu sprawiało, że nie czuła się z tym dobrze. Ba, tylko przy Arthurze nie czuła żadnego zawstydzenia, kiedy z jej oczu płynęły łzy z taką intensywnością.
    — To bardzo miłe z twojej strony. No wiesz, ratowanie kotka — wymamrotała, próbując zapanować nad swoimi łzami, co niestety nie było takie łatwe, jakby tego chciała. Przetarła policzki raz jeszcze i wysiliła się na słaby uśmiech, kiedy zapytał czy przyjęła przeprosiny. Skinęła delikatnie głową — przyjęte — dodała, aby nie było pomiędzy nimi żadnego nieporozumienia. Chwyciła chusteczkę, którą jej wręczył i przetarła nią raz jeszcze kąciki oczu i policzki. Spojrzała na mężczyznę, wsłuchując się w jego słowa.
    — To naprawdę bardzo miłe — wychrypiała, chociaż nie była pewna dlaczego Blaise robił to akurat teraz. W tym momencie w ogóle nie czuła się gotowa na spotkania z większą ilością ludzi i nie miała sił. Nie wiedziała też, jak długo jeszcze będzie znajdowała się w szpitalu no i prywatna wyspa… brzmiała strasznie egzotycznie a Thei i Matta wolałaby nie zostawiać samych.
    — Ty to potrafisz poprawić kobiecie samopoczucie — mruknęła w odpowiedzi na jego słowa. Wiedziała, że wyglądała teraz źle. Tak po prostu, po ludzku. Kto wyglądałby dobrze po przejściu tego wszystkiego? Nikt i Elle dobrze o tym wiedziała. Spojrzała na ochroniarzy wchodzących do pomieszczenia z paczkami, które wręczyli chłopakowi. Uważnie przyglądała się temu co zaczął z nich wyciągać i pokręciła głową. — Nie musiałeś tego wszystkiego przynosić — zaciągnęła się jednak zapachem i czuła, jak w jej ustach zbiera się ślina. Nie pomyślałaby wcześniej, że jedzenie tak wpłynie na jej nastrój i samopoczucie, ale w tym momencie nie myślała o niczym innym, aby wgryźć się w apetyczne tosty. Nie zdawała sobie wcześniej sprawy, jak bardzo brakowało jej normalnego jedzenia, bo te szpitalne… nie było najgorsze, ale miała wrażenie, że brakowało mu przypraw no i nie miała głowy do myślenia o tym czy coś jej smakuje czy też nie. Nie w tym momencie — Czy to są tosty autorstwa twojej dziewczyny? — Spytała, nie chcąc rozmawiać o niczym co miało związek z obecną sytuacją i prowadziło do poważnych tematów z wydarzeń ostatnich dni.

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  46. Zacisnęła usta. Nie miała pojęcia tak szczerze, co mogłaby mu powiedzieć, aby wpłynąć jakoś na poprawę jego nastroju. Rozmawianie o narkotykach nie miało w tym momencie najmniejszego sensu i Allia dobrze o tym wiedziała. W dodatku wiedziała już z doświadczenia, że pocieszanie przyjaciół może być bardzo trudne i kończyć może się różnie. W końcu właśnie w okolicznościach próby pocieszenia swojego przyjaciela, straciła go na kilka lat, a teraz próbowali chyba to naprawić, chociaż wcale nie było tak łatwo. Nie chciała stracić i Blaise’a, bo nie wiedziała, czy byłaby w stanie to wszystko przetrwać drugi raz.
    — Przepraszam, Blaise — powiedziała głośno — to musi być dla ciebie bardzo ciężkie do zniesienia, nie chcę nawet próbować sobie wyobrazić co musisz w tej chwili czuć — powiedziała szczerze, zgodnie z prawdą. Nigdy nie chciałaby być w takiej sytuacji. Nigdy. Miała nadzieję, że nic takiego nie wydarzy się w jej życiu, aby musiała obwiniać się o krzywdę kogoś znajomego, kogoś, na kim jej zależało. Wiadomość jednak, że zaprzyjaźnione małżeństwo żyło wraz z ich dzieckiem była naprawdę dobra i gdyby nie było tak wcześnie, Allia zaproponowałaby aby uczcić to drinkiem, bo za zdrowie warto byłoby wypić, ale z drugiej strony miała świadomość, że był im potrzebny i tak jak mówiła szybciej, powinien być w tym trzeźwy. — Jasne, nie musisz mi nawet mówić… potrafię trzymać język za zębami. Myślisz, że mogłabym komuś wypaplać, serio? — Uniosła brew, ale westchnęła opuszczając po chwili głowę. Nie miała pojęcia co powinna teraz zrobić.
    Ponownie uniosła wysoko brwi, słuchając tego co miał do powiedzenia. Może nie chciał być złośliwy i tylko stres i zdenerwowanie tak na niego działało, ale ona… ona przecież nie piła codziennie… dużo. Chodziła po klubach i się dobrze bawiła, szukała rozrywki bo jej się zwyczajnie nudziło, a tam mogła znaleźć zajęcie w postaci różnej, od rozmów przez wspólny taniec kończąc na wspólnie spędzonej nocy, jeżeli kandydat był wystarczająco interesujący, a wszystko po to, aby zagłuszyć ten okropny głosik w sercu.
    — Nie będę tego nawet komentować — zacisnęła delikatnie jednak pięści, aby się powstrzymać przed faktycznie, zbędnym komentarzem, który mógłby wywołać tylko niepotrzebną dyskusję — morałów teraz też nie będę ci prawić, ale nie myśl, że tak łatwo o tym zapomnę — westchnęła opierając się o zagłówek kanapy i przymykając na chwilę oczy. Naprwadę czuła się lepiej po tym napoju z elektrolitami, który jej zaproponował — To mów, po kolei jak bardzo jest źle w pozostałych aspektach twojego życia. Jak mamy pogadać to o wszystkim na raz.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  47. [Nie ma sprawy :) Ja po drodze sobie przebiegłam przez sesję na uczelni XD]
    Parsknęła cicho.
    - To nie zdziw się, gdy zgłoszę się do ciebie o pożyczkę, gdy będę potrzebowała rozwodu - odparła żartobliwie. - Tylko nie łatwo będzie znaleźć prawnika lepszego od Lucasa... - Zrobiła zamyśloną minę i parsknęła cicho. - Nie ma co o tym na razie myśleć. Póki co Black nie chce się zgodzić na intercyzę. Może ty mu przemówisz do rozsądku? W naszej sytuacji łączenie rachunków to głupota pod dosłownie każdym względem - przewróciła oczami. - A ten wyskakuje z jakimiś szlachetnymi pobudkami zupełnie bez sensu - westchnęła. W myślach stwierdziła, że szybciej się rozstaną niż wezmą ślub, więc rozważanie rozwodu jest jeszcze głupsze niż dyskutowanie na temat intercyzy.
    - Dzięki za gotowość, ale dam radę. Zatrudniłam świetnego menedżera i przyznam, że bez niego mój bar już dawno by padł. Przez cały okres tego wariactwa trzymał wszystko w kupie. Teraz głównie sprawdzam, czy czegoś nie pochrzanił, robię zamówienia i tak dalej. Poza tym trochę rozszerzam działalność, żeby nie było nudno. W końcu to Nowy Jork. Bary wyrastają tutaj jak grzyby po deszczu. I tak samo szybko upadają. Trzeba trzymać rękę na pulsie, żeby nie wypaść z obiegu - wyjaśniła spokojnie. Trochę narzekała na ogrom pracy, ale w gruncie rzeczy cieszyła się z powrotu do baru, ponieważ to oznaczało dla niej powrót do codzienności.
    Na informację o imprezie i decyzji Lucasa uśmiechnęła się lekko. Stanowczo im obojgu było to potrzebne. Impreza i szaleństwo. Ostatnio stanowczo zbyt wiele złego się u nich działo. Rozrywka się przyda.
    Przyjęła od niego zaproszenia i odłożyła je na bezpieczną odległość. Potem podolewała im wina i napiła się trochę.
    - Dzięki. Myślę, że ta impreza jest genialnym pomysłem - przyznała. - I najlepiej po środku niczego - dodała.
    Potem popatrzyła uważnie na Blaise'a.
    - Ulliel... tylko nie waż się przyczepić mi ogona w postaci panów w czerni do pilnowania, jasne? - spojrzała na niego groźnie. - Bo dostaniesz tak po głowie, że ci nawet ochrona nie pomoże - dodała zdecydowanie. - To by mi psuło interesy. Muszę być jak najbardziej czysta, żeby wiedzieć, kto i kiedy wchodzi z butami tam gdzie nie trzeba - wyjaśniła spokojnie. - I naprawdę nic mi nie grozi - westchnęła.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  48. Uśmiechnęła się słabo na jego słowa i skinęła tylko lekko głową, jakby dając mu znać, że rozumie. Nie wiedziała za bardzo o czym ma rozmawiać z Blaisem. To wszystko było tak szalone, działo się tak szybko, w jednym momencie jej mąż zniknął, po chwili był telefon, nagrania, kołysanka, jej wściekłość i krzyki, w tym wszystkim był Ulliel, którego w tamtym momencie nienawidziła, a jednocześnie była mu bardzo wdzięczna za całą pomoc, bo z drugiej strony, gdyby nie on… może by i do tego nie doszło, ale bez jego pomocy mogłaby nie odzyskać nigdy męża.
    — Wiesz w zasadzie to…to powinnam ci podziękować, no wiesz, za całą pomoc… no, z… Arthurem i… tym wszystkim — wyszeptała cicho, próbując się ponownie nie rozpłakać. Zamrugała szybko, kilkakrotnie powiekami i można powiedzieć, że była w pewnym stopniu zapanować nad kolejną, wylewną dawką swoich uczuć. Spojrzała na Blaise’a przepraszająco, gestykulując ręką i wskazując, za co również dziękowała. Była świadoma, że prywatna sala nie była od tak jej przydzielona, a z pomocą Ulliela i jego wpływów. Była mu za to naprawdę wdzięczna, bo w zaistniałych okolicznościach, mogłoby być z nią w obecnej chwili jeszcze gorzej. Nie byłaby w stanie poradzić sobie z widokiem matek, które były przy swoich dzieciach, których mężowie odwiedzali i… było jej źle. Tak bardzo było jej źle z tym wszystkim co się wydarzyło, ale miała nadzieję, że będzie lepiej, że Arthur niedługo poczuje się lepiej i będą mogli się w końcu zobaczyć i… odetchnęła głęboko, gdy myśli podążyły w kierunku synka.
    — No wiesz, ja… nie wiem czy będę mogła i czy my — westchnęła — to wszystko jest strasznie trudne — dodała cicho. To nie było tak, że nie cieszyła się z zaproszenia. Raczej wątpiła, że uda im się z Arthurem tam dotrzeć, nie wiedziała dokładnie w jakim stanie jest Mattie i co z samym Morrisonem. Oczywiście, rozrywka by im się przydała, ale były takie, życiowe sytuacje, w których trudno było przestać myśleć o problemach. Zwłaszcza, gdy dotyczyły rodziny. — Nie chcę niczego obiecywać, zobaczymy… jak wszystko się potoczy — wymusiła na sobie uśmiech, chociaż jego słowa były… nie wiedziała, jak je odebrać. Cieżko było jej to przyjaćw formie żartu, ale chciałą wierzyć, że Blaise nie chciał źle. Zgodnie z wytycznymi przyjaciela chwyciła jeden z tostów.
    — Dziękuję… wiesz, twoja pomoc… jest nieoceniona, tym bardziej, jak sobie pomyślę… no wiesz, jak się poznaliśmy — wyszeptała, wgryzając się w tosta, którego trzymała w ręce i zmrużyła deliktnie oczy, rozkoszując się jego smakiem. — Twoja dziewczyna będzie musiała mi zdradzić swój sekret, jak już wrócimy do domu — powiedziała, chociaż dobrze wiedziała, że biorąc pod uwagę działalność, którą się zajmowała jego partnerka, było to niemożliwe. — Opowiedz mi… co u ciebie, proszę. Wszystko jest dobrze? Jak się czujesz z myślą, że będziesz stary?

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  49. — Rozumiem… próbuję — powiedziała zgodnie z prawdą, uważnie wpatrując się w swojego przyjaciela. Chciałaby sprawić, aby poczuł się lepiej. Znali się już kilka lat, ale nie była do końca pewna, co akurat w tym momencie byłoby najlepszym rozwiązaniem jego problemów. W końcu, to, o czym powiedział to nie należało do puli standardowych kłopotów w życiu, a to wszystko utrudniało. Gdyby miał złamane serce pierw by go pocieszyła słowami, a później zabrała do klubu na nocną imprezę, starając się za wszelką cenę nie robić niczego, co mogłoby mu przypominać o miłosnym zawodzie, ale Blaise był obecnie w szczęśliwym związku, a problemy z przyjaciółmi, zdrowiem i świadomością, że w pewien sposób przyłożył się do krzywdy przyjaciół, było dużo trudniejsze do naprawienia i złagodzenia
    Dlatego siedząc tuż obok niego na kanapie kiwała tylko głową ze zrozumieniem i wpatrywała się w niego, uważnie słuchając tego wszystkiego, co miał jej do powiedzenia.
    — Jestem twardą, silną i wytrwałą kobietą. Jeżeli myślisz, że zranisz mnie takimi słowami i tym nędznym atakiem to jesteś w błędzie — zaśmiała się, chociaż to było kłamstwo. Słowa z ust przyjaciela potrafiły zaboleć, o czym Allia już dawno miała okazję się przekonać i liczyła, że sytuacja u Blaise’a się po prostu nie powtórzy. Westchnęła cicho, niekulturalnie wyprostowała nogi i stopami oparła się o krawędź stolika kawowego. Objęła ramionami kolana i oparła się brodą o kolana.
    — Wiesz to wszystko jest trudne, bo to nie są rzeczy, które można tak po prostu naprawić — powiedziała cicho, po chwili namysłu — wydaje mi się, że to co możesz teraz zrobić dla swoich przyjaciół to po prostu być blisko. Wiesz… musiałbyś tylko wybadać czy są gotowi na spotkanie, jeżeli tak, bądź tam. Ale nie bądź nachalny… w sensie, nie wiem. Ja bym chyba nie chciała po takich przygodach słuchać o takich przygodach. No wiesz, totalnie hipotetycznie, gdybym miała wypadek przez kogoś raczej nie miałabym ochoty słuchać jego wyjaśnień, na pewno nie od razu. Dobra, nie. Ja bym w ogóle tego nie chciała słuchać i bym po prostu zapomniała. Ale ty ich znasz najlepiej. Zastanów się, czego mogą chcieć, czego mogą teraz od ciebie potrzebować — wzruszyła ramionami, a później spojrzała na niego nieco niepewnie. Zagryzła wargi i przysunęła się nieco bliżej, wciąż obejmując rękoma swoje nogi.
    — Wiesz moje problemy przy twoich to pikuś — zaśmiała się — a dokładnie pan pikuś — wyszczerzyła się wesoło i zaśmiała w głos, nieco nerwowo. — Tęsknie trochę za rodziną z Włoch, przypomniałam sobie, jak bardzo nieszczęśliwie zakochałam się już kilka lat temu… i wiesz, myślałam, że już nic do tego chłopaka nie czuję, ale spotkaliśmy się po, po długim czasie i, och to jest taki trudne… dlatego na podwójną randkę przyjdę z barmanem. Skutecznie odwraca moje myśli — zaśmiała się ponownie. Nie lubiła opowiadać o sowich problemach i za każdym razem starała się wszystko odwrócić w żart, bo tak było jej zwyczajnie łatwiej — wiesz on jest młody i całkiem przystojny i… miałam kiedyś przyjaciela, ale bardzo… kiedyś się pokłóciliśmy, bo on… trochę tak, jak ty miał problemy, w sensie, jego siostra miała wypadek, mniejsza, w każdym razie pojawił się ostatnio u mnie w pracy i nie wiem czy powinnam mu wybaczyć. Ogólnie, jak widać, moje życiowe problemy kręcą się wokół facetów. — Jęknęła i wyprostowała się, aby po chwili nieśmiało oprzeć głowę o ramię Ulliela — boże, jakie to żałosne. Powinnam znaleźć sobie jakieś nowe zainteresowania.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  50. Czasem chciałaby wejść w jego skórę, może niedosłownie, i zobaczyć, jak to jest, na jeden dzień być jak Blaise. Nie przejmować się zbytnio prostymi rzeczami, cieszyć kupą kasy na koncie i po prostu sobie być. Wiedziała, że również miała taką możliwość. Wystarczyło przestać bać się kamer, a ojciec mógłby ustawić ją do końca życia jako aktorkę, gdyby tylko chciała. Carlie jednak nigdy to nie kręciło i nie chciała też mieć tak łatwo w życiu, aby mieć wszystko podstawione pod nos. Nie uważała, że Blaise miał. Oboje mieli w życiu bardzo łatwy start; rodzice od początku chcieli, aby rudowłosa uczęszczała do najlepszych szkół, chodziła na zajęcia dodatkowe, które jej będą odpowiadać. A gdy wybrała studia też się ucieszyli i bez marudzenia za nie płacili, tak samo, jak i za jej pobyt w Nowym Jorku. Każdy inny rodzic mógłby powiedzieć, aby radziła sobie sama, skoro już jest pełnoletnia i nie mieszka w rodzinnym domu, ale nie jej. Może i nie rozpieszczali rudowłosej z bratem, ale nie chcieli też, żeby nie mieli w nich oparcia. Nie do końca za to wiedziała, jak sytuacja ma się do Blaise, ale też nie mógł narzekać, skoro teraz był w takim, a nie innym miejscu.
    — Myślę, że gdybyś co miesiąc musiał przechodzić przez to, co my, zmieniłbyś zdanie. — Odparła całkiem poważnie. To zawsze był drażliwy temat, a niektórym nie dało się przetłumaczyć, a z Blaisem chyba niekoniecznie chciała prowadzić rozmowy dotyczące okresu i na tym zakończyłaby ten temat. Z westchnięciem wzięła od niego pudełeczko, które ponownie otworzyła i zerknęła na kluczyki. Ucieszyła się, choć wolałaby na przyszłość nie dostawać tak drogich prezentów. Po części również się z nim zgadzała. Choć po imprezach nie będzie przecież jeździć autem, ale już o tym nie musiała mu wspominać. Niektóre rzeczy chyba lepiej było jednak zachować dla siebie. I tak zamierzała postąpić w tym momencie. — A gdyby z przodu wjechał we mnie rozpędzony tir? — zapytała i na samą myśl się wzdrygnęła. Wolałaby sobie tego nawet nie wyobrażać, ale to było możliwe. Ulice Nowego Jorku były ruchliwe, pełno było wariatów, którzy jeździli jakby byli u siebie i wystarczyły sekundy, aby doszło do tragedii.
    — Mój ty biedaku — jęknęła, choć miała nieco rozbawioną minę. Ciężko było sobie jej wyobrazić Blaise na drabinie, który ratuje kota. Teraz żałowała, że nikt tego nie nagrał, a ona będzie musiała tylko zostać przy wyobrażeniach. — I bardzo dobrze, że ci się nie daje. To… to drogie prezenty i nie wszyscy są w stanie je przyjąć. Zrobię to, ponieważ widzę, że bardzo ci zależy i wcale nie zdążyłam się zakochać w tym aucie — dodała obracając pudełeczko w dłoniach. Dawno nie jeździła, nie mogła się doczekać dojeżdżania do pracy czy uczelni autem, a nie metrem i autobusami. Blaise miał dobry pomysł, choć na przyszłość chyba wolałaby, aby informował ją o takich prezentach.
    — A jak się tak w ogóle czujesz? — zapytała zerkając na stabilizator. Zupełnie jej to z początku umknęło i chyba nawet nie została poinformowana, że coś mu się stało. — Mam wrażenie, że cię wieki nie widziałam. Dużo mnie ominęło w twoim zakręconym życiu?

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  51. Nie było tak, że Elaine nie myślała o tym, co będzie, jeśli się rozstaną. Była znana ze swoich ucieczek i prawda była taka, że tylko dzięki Lucasowi byli jeszcze razem, bo ona sama już dawno spakowałaby rzeczy i uciekła na drugą stronę globu. Gdyby zdecydowali się kiedyś na rozwód, pewnie faktycznie poprosiłaby przyjaciela o pomoc, po czym znikła bez słowa i więcej im się na oczy nie pokazywała. Z pewnością Ulliel nie musiałby wybierać między nimi, a El nie odebrałaby Lucasowi przyjaciela.
    - Bo jeszcze nigdy nie byłam w takiej sytuacji, żebym musiała szukać pieniędzy. Naprawdę daję sobie radę, chociaż w ogóle we mnie nie wierzysz - odpowiedziała i pokazała mu język. Słuchanie narzekań Blaise'a na temat tego, że nie liczy się z jego gotowością do pomocy, były już niemal tradycją. Potem jednak pokręciła głową.
    - To nie chodzi o zaufania. Ja prowadzę bar, który... no mogą się dziać różne rzeczy. Nie chcę, żeby to było powiązane z jego kancelarią i żeby krążyły głupie plotki, które nie będą sprzyjały ani moim interesom, ani jego. Czy tak trudno to pojąć? - pokręciła głową. Faceci byli głupio dumni i niepotrzebnie unosili się dumą. - Czy tak trudno wam zrozumieć, że nie tylko wy chcecie dbać o nas, ale my o was też? Że chcemy was chronić? - pokręciła głową.
    - Blaise... ja wiem, że wy dwaj byście nam nieba uchylili, ale ja nie chcę łączyć spraw prywatnych z zawodowymi. To niezdrowe. A mój bar ma być miłym i spokojnym miejscem, bezpiecznym od... wielu spraw. Nie chcę tam dziennikarzy, dilerów narkotyków ani sław. Chcę ludzi, którzy tak jak ja szukają czasem dobrego miejsca do zabawy, bezpiecznego, pewnego i mającego swój własny rytm - wyjaśniła spokojnie. - Uwierz, gdy się wreszcie poddam, po prostu go sprzedam i ruszę inną drogą, ale póki jest mój, ma być naprawdę mój - spojrzała mu w oczy.
    Uśmiechnęła się, gdy znowu zaczął się przechwalać. Dobrze było wiedzieć, że przynajmniej Blaise się nie zmienia.
    - Myślisz, że nie potrafimy znaleźć okazji do zabawy? - prychnęła. - Aż tak nie zramoleliśmy - mruknęła i uśmiechnęła się lekko. - Poza tym rezerwujemy jakąś zarąbistą sypialnię, bo bez wygodnego łóżka to ja się na tę imprezę nie piszę - pokazała mu język. Wiedziała, że Lucas by się z nią zgodził. O ile wcześniej El zbytnio nie przywiązywała się do łóżek, to przy Blacku zrozumiała, jak ważne są wygodne posłania...
    Kiedy Blaise mówił o bezpieczeństwie, Elaine przyglądała mu się uważnie.
    - Kto tu kim powinien się opiekować... - mruknęła. - Jak na razie to ja jestem tym groźnym człowiekiem w związku - wyjaśniła spokojnie. W jej minie było jednak coś dziwnego. Nie potrafiła się przyznać Blaise'owi do pewnych rzeczy, z których nie była dumna.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  52. Nadal czuła, jak całe jej ciało drżało ze zdenerwowania. Mężczyzna w wieku mniej więcej czterdziestki wyszedł przed chwilą z sali konferencyjnej w jednej z restauracji, trzaskając jej drzwiami. Villanelle znajdowała się jeszcze w jej wnętrzu, wpatrując się nieobecnym spojrzeniem w ekran swojego służbowego laptopa. Dobrze rozumiała, co się właśnie stało, nie miała tylko pojęcia, jak bardzo to się odbije na niej i jej stanowisku pracy u Ulliela. W pierwszej chwili, kiedy nawrzeszczała na starszego mężczyznę, a następnie wymierzyła w jego policzek siarczyste uderzenie z otwartej dłoni, chciała od razu po opuszczeniu przez niego pomieszczenia zadzwonić do przyjaciela, ale mężczyzna znacząco uświadomił jej, że firma straciła właśnie przez nią kontrakt opiewający na około czterysta milionów dolarów. To było cholernie dużo, a w ostatnim czasie, rynek stał w miejscu. Możliwe, że to przez czas urlopów, ale właśnie przez nią stracili bardzo dużo pieniędzy, a sam kontrahent zarzucił jej, że powinna w takim razie założyć golf i spódnicę do kostek, a nie kusić go swoim ciałem, a później zarzucać, że wcale nie chciała go w ten sposób przekupić.
    Wychodząc z mieszkania przeglądała się w lustrze przecież kilkanaście razy upewniając się, że bluzka nie jest za bardzo wyzywająca, a wszystko mieści się w granicy dobrego smaku i biznesowego dress code. To w końcu nie była jej wina, że przez wzgląd na pokarm jej biust był większy i zwyczajnie rzucał się przez to bardziej w oczy. Nie świeciła nim przecież, miała rozpięty jedynie jeden guzik koszuli, a spódnica nie odkrywała nawet jej kolan. Była klasyczna i ołówkowa z pięciocentymetrowym rozpięciem z tyłu, pośrodku. Nie była ubrana nieodpowiednio. Wyglądała z klasą, odpowiednio na służbowe spotkanie.
    Siedziała drżąc, na same wspomnienie, gdy byli blisko podpisania umowy. Ba, ona w zasadzie została podpisana, mieli uścisnąć sobie właśnie ręce i wzajemnie pogratulować i życzyć sukcesów w dalszym działaniu, kiedy nagle jego druga dłoń znalazła się na jej nadgarstku, kiedy przyciągnął ją do siebie, rozluźnił serdeczny uścisk dłoni i zacisnął palce na jej pośladku mówiąc, że liczy na kolejne, tym razem nieformalne spotkanie jako forma zapłaty dla niego, za podpisanie umowy. Villanelle nie zamierzała udawać, że nic się nie stało. Momentalnie się od niego odsunęła, zaczęła krzyczeć i bez namysłu wycelowała dłonią w jego policzek, na co pan Compson chwycił podpisaną umowę i podarł ją na jej oczach, mówiąc, że w takim razie mogą zapomnieć o współpracy.
    Miała zadzwonić do swojego szefa i mu o wszystkim powiedzieć. Wytłumaczyć, co się stało, że możliwe, że przesadziła, ale… ale przecież on nie miał prawa traktować jej w ten sposób. Nie zdążyła. Nie wiedziała ile minęło czasu, a z rozmyślań wyrwał ją dźwięk służbowego telefonu. Spojrzała na wyświetlacz, a nieprzyjemne ciarki przeszły przez jej ciało. Blaise. Blaise Ulliel właśnie do niej dzownił, a Elle była przerażona, bo nie wiedziała, czego może się spodziewać.
    — Cześć — wyszeptała, odbierając połączenie — jak poszło? Ja… to, to były bardzo trudne negocjacje, Blaise… ten facet… — przerwała, próbując odnaleźć odpowiednie słowa — spotkać? P-pewnie możemy… jestem jeszcze w tej restauracji, w której mieliśmy spotkanie… — wydusiła z siebie. Słyszała, że jego ton nie był taki jak zawsze. Chyba był zły. Nie chciała go bardziej denerwować, nie myślała o tym, że Compson mógł zadzwonić do Ulliela i poskarżyć się na Elle, wymyślając niestworzoną historię, że nic jej nie zrobił, a ona rzuciła się na niego z pięściami.

    Elka

    OdpowiedzUsuń
  53. Była w szoku, bo nie spodziewała się, że Blaise już będzie wiedział o utracie klienta. Kiedy tylko odłożyła słuchawkę, przełknęła z trudem ślinę. Nie miała pojęcia, co dokładnie miał na myśli, mówiąc, że ich rozmowa nie będzie miła. Oczywiście zdawała sobie sprawę z tego, że utracili klienta i Ulliel nie będzie głaskał jej po główce mówiąc, że nic się nie stało. Kontrakt był na naprawdę dużą sumę i był ważny dla firmy. Ona to wszystko wiedziała, ale nie zamierzała pozwalać nikomu na takie traktowanie jej. Była zdziwiona, że Compson ośmielił się na coś takiego, widząc na jej palcu obrączkę i pierścionek zaręczynowy, które zawsze nosiła.
    Schowała laptopa do torby, wraz z wszystkimi dokumentami i powoli ruszyła do wyjścia z restauracji. Skoro już czekał na nią kierowca, nie mogła odwlekać tej chwili. Czuła się jednak bardzo zestresowana, zastanawiała się, co właściwie miałaby powiedzieć Blaise’owi? Przesunęła po materiale spódnicy, jakby chciała się upewnić, że wcale nie jest za krótka, nie była.
    Pomiędzy restauracją, a siedzibą firmy było około dwudziestu, może trzydziestu minut drogi. Przez cały ten czas próbowała ułożyć sobie wszystko to, co powie szefowi. Zacznie od tego, że negocjacje były naprawdę ciężkie i udało jej się w końcu kontrakt podpisać, ale… Wzięła głęboki oddech, powiedzenie, że mężczyzna rzucił jej dwuznaczną propozycją, a gdy odmówiła podarł umowę wydawało jej się, że brzmi to, jak tandetna wymówka, ale przecież taka właśnie była prawda.
    — Jest bardzo zły? — Spytała, kiedy stanęła przy biurku jego asystentki tuż przed wejściem do biura prezesa. Stresowała się i to bardzo.
    — Coś musiało się stać, od rana miał dobry humor, a później… — kobieta przerwała, wygięła usta w krzywym grymasie i przesunęła palcem po swojej szyi, demonstrując w ten sposób, że dziś łatwo o morderstwo z rąk pana Ulliela. Przełknęła ślinę i podeszła do szklanych drzwi.
    — Cześć… Dzień dobry panie prezesie — powiedziała, poprawiając się od razu. Była w pracy i nie powinna pokazywać przecież, że liczy na rozmowę z przyjacielem. Była teraz jego pracownicą — jestem zgodnie z prośbą. Ja… To spotkanie było naprawdę trudne — powiedziała cicho, nerwowo wygładzając dłońmi materiał spódnicy. Przez Compsona cały czas miała wrażenie, że była ona za krótka i nie umiała wyzbyć się tego z głowy, dlatego nerwowo ciągle ją poprawiała.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  54. Pokręciła głowa, gdy Blaise ponownie zaczął wypominać jej to, że o niczym mu nie powiedzieli. Wiedziała, że przyjaciel nie da tak łatwo za wygraną. Tylko jak mu wytłumaczyć, że nie o wszystkim da się tak po prostu powiedzieć?
    - Tak ci się tylko wydaje.... - westchnęła i zamknęła na chwilę oczy, po czym sięgnęła po kieliszek i dopiła jego zawartość, po czym podsunęła mężczyźnie, aby uzupełnił płyn. - Myślicie, że wszystko da się rozwiązać przy pomocy pieniędzy i wpływów... a niestety świat jest trochę bardziej skomplikowany - stwierdziła nieco spokojniej.
    Z ulgą przyjęła obietnicę Blaise'a, że nie będzie dłużej męczył ją o bar. Wyłapała też jego troskę o Maille i uśmiechnęła się niepewnie.
    - Nie wiem, Blaise... Serio, nie wiem. Kiedy z nią ostatnio rozmawiałam, to ten temat w ogóle nie wypłynął. Chyba wolałyśmy rozmowy o czymś przyjemniejszym? Poza jej ochrzanianiem mnie w wolnej chwili. Pod tym względem jesteście podobni - przewróciła oczami. - Jeszcze trochę i uwierzę, że nie jestem ideałem - pokazała mu język. Oczywiście żartowała. Ostatnio zupełnie nie czuła się dobrze z samą sobą. - Ale co do was.... to nie wiem, co ci powiedzieć. Może... spróbuj się bardziej cieszyć jej sukcesami? W sensie... ja wiem, że mógłbyś różne rzeczy załatwić jednym telefonem, ale dobrze jest poczuć, że coś się zrobiło samemu - przyznała.
    Prychnęła cicho, gdy Blaise zaczął mówić o seksie. Najwyraźniej to był temat, na który najłatwiej im się rozmawiało, chociaż przyjaciel wyraźnie krzywił się na myśl, że mogłaby powiedzieć coś więcej o jej relacji z Lucasem pod tym względem. Było to w pewien sposób zabawne.
    - Nie musisz się o to martwić. Uwierz. Ostatnio nawet stwierdziłam, że muszę zaprosić Lucasa do jakiejś restauracji, bo w domu po prostu nie jesteśmy w stanie normalnie porozmawiać - pokręciła głową z rozbawieniem. - Tylko on jest do tego stopnia zapracowany, że to może wcale nie być takie łatwe. No nic, spróbuję - wzruszyła ramionami.
    Cóż... stanowczo nikt chyba nie planował zostawiać Clary z Blaisem do momentu, w którym dziewczynka będzie wystarczająco dojrzała, żeby pilnować wujka, a nie odwrotnie.
    Nagle spojrzała na mężczyznę, jakby zapomniała, że on siedzi obok.
    - Co? - prychnęła. - A ty tylko o jednym... - pokręciła głową, gdy dotarło do niej, że Ulliel znowu mówi o seksie. Wykorzystała to, że jej kieliszek był ponownie napełniony i opróżniła go za jednym zamachem.
    - Blaise, głupku... jak miałam ci powiedzieć, że zamierzałam wymienić twojego przyjaciela na mojego brata u jakiś cholernych bandziorów, co? - zapytała cicho. Odstawiła kieliszek na bok, splotła dłonie i nerwowo strzeliła kostkami palców. Potem dopiero zerknęła na towarzysza. - Taki właśnie był plan. Potem... próbowałam się z tego wykręcić. I jak miałam powiedzieć o tym tobie, skoro nie powiedziałam Lucasowi? A potem było już za późno... - zamknęła oczy i oparła głowę na zagłówku. - Black mówi, że mi wybaczył, ale... ja osobie na pewno nie. Poza tym... oboje jesteśmy słabi z ufaniu komukolwiek. Nie sądzisz, że mamy za sobą za dużo, żeby jakaś stała relacja miała szanse przetrwać? Bo mnie się wydaje, że oboje byśmy chcieli się oszukać i udawać, że coś z tego wszystkiego ma sens, a skończymy jak nasi rodzice - jako hipokryci, którzy robią coś pod publikę. I że będziemy się krzywdzić.
    Otworzyła oczy i spojrzała na niego.
    - A wiesz, co jest najgorsze? Że na zwykłe rozstanie też jest za późno. Bo byłoby bolesne dla całej naszej trójki. I w ten prostu sposób sami zamknęliśmy się w klatce - stwierdziła cicho i przytuliła się do niego. - Chyba się upiłam... - szepnęła.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  55. Carlie nie potrafiłaby wiecznie żyć z myślą, że nie musi nawet palcem kiwnąć, aby dostać to, czego chce. Rodzice mogli ich tak wychować i gdyby tak zrobili, to pewnie panna Wheeler co wieczór lśniłaby teraz w błysku fleszy, pozowała do zdjęć i siała masę plotek dookoła sobie byle tylko o niej mówili. I tak było jej ciężko w Los Angeles, gdy momentami nawet przy kupowaniu prostych rzeczy użytku codziennego pojawiali się paparazzi tylko i wyłącznie przez fakt, że była córką znanego reżysera. Nigdy nie potrafiła zrozumieć czemu ludzi tak bardzo interesuje to, co ona robiła. Nie udzielała się na social media, chroniąc swoją prywatność w najbardziej z możliwych sposobów, a i tak czasem jakimś cudem się trafiało, że miała miejsce w ramce w jakiejś gazecie. Nie zawsze było napisane w miły sposób, co ją zawsze raniło, ale nauczyła się ignorować i nawet nie czytać takich rzeczy. Niepotrzebnie wtedy tylko się denerwowała i smuciła.
    Rudowłosa chciała otworzyć usta, aby coś powiedzieć, ale się wstrzymała. Zamiast tego po prostu ponownie się napiła. Naprawdę nie rozumiała tego myślenia i tego, jak dla niektórych może być proste po prostu wykonanie takiego zabiegu. Może Blaise nie potrafił tego zrozumieć, bo tam nie doświadczał tego regularnie. Tak czy siak, chyba nie potrafiłaby się na to zdecydować. Teraz absolutnie nie była gotowa na to, aby mieć dzieci i chyba prędzej by umarła niż zaszła w tym wieku w ciążę, ale z czasem mogło się jej przecież zmienić. Gdyby czuła, że jest na to gotowa i przede wszystkim, że ma u boku partnera, z którym chciałaby tworzyć rodzinę. A w ten sposób mogłaby łatwo sobie zamknąć do tego drogę. I nie była też pewna czy taki zabieg był w pełni legalny, ale to był już research na inny czas.
    — Współczuję, tylko ciężko mi sobie wyobrazić ciebie na drabinie z kociakiem w ręku — przyznała. Przecież nie śmiała się z niego celowo, ale teraz też wiedziała, że przy jakiejś okazji będzie musiała wyciągnąć go na wycieczkę poza miasto. Sama chętnie by się wybrała na spokojny wypad, choć ostatnio jeździła zdecydowanie zbyt często i teraz powinna siedzieć na tyłku. — I masz rację, zakochałam się. Dlatego go sobie wezmę, nie można niszczyć takich ładnych rzeczy — powiedziała. Pewnie nie powinna przyjmować takiego prezentu, ale oddawać już też nie miała zamiaru.
    — Najważniejsze teraz, żebyś w pełni wrócił do zdrowia i że masz profesjonalną opiekę, więc jeśli kolano się będzie dobrze goić to kwestia tygodni, jak wróci do sprawności. Ciesz się, że sobie go nie złamałeś czy nogi, wtedy miałbyś zdrowo przejebane na o wiele dłuższy czas — zauważyła. Nie zazdrościła mu takiej sytuacji i pewnie sama dostałaby pierdolca, gdyby była tak uziemiona i nie mogłaby robić codziennych rzeczy z taką samą sprawnością z jakiej jej to szło zazwyczaj.

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  56. Stała cały czas w ty samym miejscu, bojąc się nawet ruszyć w głąb pomieszczenia. Wiedziała dobrze, że brak podpisanej umowy po tym spotkaniu to szereg komplikacji i problemów w firmie. Była pewna, że Blaise nie będzie zadowolony, ale nie spodziewała się, że będzie, aż tak na nią wściekły. Już pierwsze słowa, które wypowiedział w jej kierunku uświadomiły ją, w jak trudnym znajduje się na tę chwilę położeniu.
    — Ja… — zaczęła, szybko jednak przerywając, aby nabrać do płuc niespokojnie powietrza. Denerwowała się, bo nie miała nic na swoje usprawiedliwienie. Może faktycznie powinna się zamknąć i dawać, że nie słyszy, co Compson do niej mówi? Zignorować jego dłoń na swoim ciele. Może powinna podać mu przypadkową datę i zapewnić, że jeszcze się zobaczą, skoro tego wymagała praca i zdobywanie kolejnych, wartościowych kontraktów dla Ulliela. Villanelle nie była taka. Nie potrafiła udawać, że nic się ni stało, nie potrafiłaby spojrzeć później Arthurowi w oczy, jeżeli spotkałaby się z tym facetem poza pracą. — Kierowca przejechał miasto, jak najszybciej się dało — powiedziała, zaciskając mocno dłonie, aby zapanować nad stresem. W pierwszej kolejności wpatrywała się w Blaise’a słuchając tego, co miał do powiedzenia, ale im więcej mówił, tym bardziej brunetka traciła całą swoją pewność siebie, której i tak nie pozostało za wiele po krótkiej rozmowie z sekretarką. Zagryzła mocno wargi i wpatrywała się w czubki swoich butów, próbując złapać równomierny oddech.
    — Podpisał — wyszeptała, z trudem powstrzymując się od płaczu. Nie chciała kolejny raz rozklejać się przed prezesem, nie chciała znowu zachowywać się tak, jak wtedy, gdy po raz pierwszy się spotkali. Nie podobały jej się jego słowa, ale… Ale bała się cokolwiek mu odpowiedzieć — podpisał tę pieprzoną umowę, a później ją podarł — dodała wyjaśnienie, podnosząc załzawione spojrzenie na stojącego naprzeciwko mężczyznę. — Ja… Ja jestem gotowa, byłam… To, Blaise… Panie prezesie, już mieliśmy… Już miał wychodzić, miałam się z nim pożegnać i chować dokumenty, ale on — przerwała i zacisnęła mocno wargi, od środka je przygryzając i starając się nie popłakać. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Prawdę? A jeżeli jej nie uwierzy? Jeżeli będzie mówił, że jest kłamliwa, bo chce się ochronić? — On chciał się umówić — wyszeptała, pomiędzy słowami przełykając zbierającą się w jej ustach ślinę. Powinna dodać coś jeszcze, wytłumaczyć, co się dokładnie stało, ale czuła, że nie jest w stanie. Robiło jej się niedobrze na samo przywołanie sytuacji sprzed kilkudziesięciu minut, gdy jego dłoń znalazła się na jej pośladku, a mężczyzna oznajmił, że chce zapłaty.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  57. Nie chciała wyjść przed prezesem na niekompetentną osobę. Nic od samego początku spotkania z Compsonem nie wskazywało na to, aby ten dzień zakończył się tak tragicznie. Był sympatyczny i zdecydowany na podpisanie umowy. Villanelle była z siebie dumna przez całe spotkanie, bo pomimo problemów osobistych i ostatniej intensywności całego jej życia, w końcu powoli wracała na dobrą drogę, wszystko układało się w swoim tempie, a spotkanie biznesowe miało tylko udowodnić Ullielowi, że ona naprawdę jest gotowa na powrót do pracy. Nic jednak nie poszło zgodnie z planem…
    — Potrafię — wymamrotała cicho — dlatego po prostu zwolnij mnie, a nie cały dział — wzięła głęboki oddech, podnosząc głowę i spoglądając na niego, chociaż to nie było w tym momencie łatwe. Cały czas zaciskała dłonie w pięści, trzymając je blisko siebie. Nie chciała kolejny raz płakać w jego biurze, bo to tylko utwierdziłoby go w tym, co powiedział przed chwilą, że zachowuje się, jak mała dziewczynka, a przecież już nią nie była. Od dawna nie była już dzieckiem.
    — Przestań wzbudzać we mnie poczucie winy, grożąc, że zwolnisz kolejne osoby. Po prostu mnie wywal, daj mi paskudne rekomendacje, żebym już nigdzie nie znalazła pracy… Ale przestań mówić, że przeze mnie zaczniesz zwalniać innych. Masz rację to tylko moja wina, a ja nie jestem dzieckiem i poniosę konsekwencje — powiedziała, biorąc głęboki oddech. Przymknęła oczy, słysząc kolejne słowa swojego pracodawcy. Nie miała pojęcia, co by się stało, gdyby nie zareagowała w ten sposób, chociaż wątpiła, aby Compson posunął się tak daleko w miejscu publicznym. — Skąd mam wiedzieć co… Czego chciał!? Ścisnęliśmy sobie dłonie, już się żegnaliśmy, ale on nagle chwycił drugą ręką mój nadgarstek i był zdecydowanie za blisko — zaczęła nerwowo mówić, co się tak właściwie wydarzyło w restauracji w pomieszczeniu konferencyjnym — zaczął mówić obrzydliwe rzeczy, klepnął i zacisnął drugą rękę na moim tyłku, Blaise, ja po prostu… Nie mogłam tego zignorować! Po prostu powiedziałam mu, że ma mi dać spokój, ale on zaczął mówić, że go sprowokowałam, że powinnam mieć koszulę zapiętą pod samą szyję, jeżeli nie chciałam, żeby sobie pomyślał, że go kuszę! On myślał, że ja się proszę… — zawiesiła głos, biorąc głęboki oddech i próbując uspokoić drżenie ciała — miałam to zignorować!? W takim razie przepraszam, że pozwoliłam sobie na takie traktowanie, będę pamiętała, żeby nie odzywać się słowem i pozwalać się obmacywać, bo chodzi o pieprzony kontakt — wydusiła z siebie, cała zdenerwowana mówiąc w końcu, co się właściwie stało w restauracji. Może faktycznie powinna zacząć po prostu od tego, ale bała się, że Ulliel nie zrozumie, że będzie uważał tak jak Compson, że faktycznie powinna ubrać golf, albo najlepiej burkę.

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  58. [A dziękuję! :)]
    Elaine pokręciła głową. Wyglądało na to, że kwestie wpływów i załatwiania spraw to ten rodzaj zagadnień, w których pozostaną po przeciwnych stronach barykady.
    - Gdyby tak było, miłość nie miałaby znaczenia - odpowiedziała spokojnie i spojrzała na niego wyczekująco. Może faktycznie wiele spraw można załatwić za pomocą pieniędzy i wpływów, ale chyba oboje mieli świadomość tego, że w kwestii uczuć są bezbronni jak dzieci.
    Spojrzała na mężczyznę zaniepokojona, gdy stwierdził, że tylko ona i zwierzęta łączą Blaise'a z Maille.
    - Ulliel? Co się dzieje z wami? - zapytała cicho. Nie lubiła się wtrącać, ale byli jej przyjaciółmi i się martwiła. Nie chciała też, żeby wzajemnie się ranili lub rozeszli z nienawiścią,. Nie wiedziała jednak, czy może im w jakikolwiek sposób pomóc.
    Elaine przewróciła oczami.
    - Dlatego, że zbudowanie czegoś własnymi łapkami daje niesamowitą satysfakcję - powiedziała takim tonem, jakim się tłumaczy oczywistą kwestię dziecku, a ono dalej nie potrafi pojąć, o co chodzi. - To po prostu zupełnie inne uczucie... i cholernie przyjemne. - Elaine spojrzała na przyjaciela ze współczuciem. - Rozumiem, że to trudne do pojęcia.... Naprawdę. I... nie ludzko oswoić się z bezsilnością. Z tym, że druga strona jest pieruńsko uparta i nic nie możesz zrobić. Ale... czasem trzeba pomyśleć o tym, że ta druga strona czuje to samo - westchnęła ciężko. - Choć ja chyba jestem słaba w związkach... - prychnęła.
    - Blaise... seks jest super. W życiu nie zaprzeczę - uśmiechnęła się lekko. - Jak na razie to Clary jest problemem, a pracoholizm Lucasa. Niemal się nie widujemy - przyznała.
    - Musisz zobaczyć, co tam swoi... ale jakieś wina powinny być - odpowiedziała. Blaise nie znalazłby masła w jej lodówce, ale alkohol był w stanie wywęszyć.
    Kiedy mężczyzna wstał, podążyła za nim wzrokiem. Zastanowiła się przez chwilę nad tym, co powiedział. Czy powinna odpuścić i żyć teraźniejszością? To brzmi cudownie, ale... Teraźniejszość wcale nie wydawała jej się przyjemna. W przeszłości było wiele złego, ale i wiele dobrego. Bez tego drugiego nie byłoby teraźniejszości...
    Westchnęła cicho i zaczekała, aż mężczyzna wróci.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  59. white chocolate,

    wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 20 sierpnia Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  60. Przychodząc wczoraj, późnym wieczorem do Ulliela, nie spodziewała się, że w przeciągu kilku następnych godzin wydarzy się tak wiele i będzie sporo zwrotów akcji podczas ich spotkania. Była przecież bliską wyjścia z apartamentu przyjaciela z założeniem, że skoro jest dupkiem i nie chce jej pomocy, ona również może zachować się, jak jędza.
    A teraz? Teraz siedzieli na kanapie i chyba po raz pierwszy rozmawiali ze sobą tak szczerze. Allia nie była do końca pewna co takiego się stało, że Blaise postanowił się przed nią otworzyć, ale naprawdę to doceniała. Wiedziała, jaki był, że nagrywał obojętnego i niedostępnego, wiedziała, że w głębi też ma swoje problemy, że też może go coś trapić i teraz... teraz w końcu usłyszała prosto z jego ust.
    - Nie chcę tam lecieć sama, a... A nie bardzo mam z kim – westchnęła. Nie była pewna, czy nie byłaby skrępowana takim pożyczeniem jednego z samolotów, z drugiej strony, może powinna zacząć korzystać z tego co daje jej życie. Przyjaźnią się z Ullielem, to przecież nie byłoby wykorzystywaniem go.
    - Nie miałam pojęcia, Blaise – wyszeptała, słysząc o jego siostrze. Nic dziwnego, w końcu rzadko kiedy rozmawiali w ten sposób, szczerze i bez ogródek. – Bardzo mi przykro – dodała równie cicho, wpatrując się w przyjaciela. Przysunęła się na kanapie bliżej niego i objęła to delikatnie. Nie miała pojęcia czy się wkurzył, czy nie. Czuła wewnętrznie, że musi mu okazać w ten sposób wsparcie. – Nie wierzę, że to było przez ciebie – wyszeptała, wciąż to obejmując. – Na pewno nie było specjalnie – Dodała, chcąc, aby nie obwiniał się w tym momencie. Nie miała pojęcia, co się stało, ale wierzyła, że niczego nie zrobił umyślnie.
    - Chcesz... Chcesz coś dzisiaj porobić razem? – Spytała z lekkim uśmiechem. Chciała coś zrobić, aby Ulliel nie zostawał teraz sam. Czuła, że potrzebuje jej obecności i chciała mu to dać.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  61. white chocolate,

    wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 10 września Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  62. Jeśli ktokolwiek myśli, że znalezienie księcia z bajki, to rozwiązanie wszystkich problemów, to niech lepiej, że to dopiero początek całego bałaganu. Niestety pewnie większość w to nie uwierzy i będzie chciała spróbować na własnej  skórze. Takim Eagle dałaby krzyż na drogę.
    Ostatnio życie El dawało  w kość. Najpierw problemy z Lucasem, po drodze poronienie, wreszcie długa awantura z narzeczonym, żeby chwilę potem wspólnie przeżywać strach, złość i zwątpienie...  Kiedy wreszcie znaleźli jakieś szczęśliwe zakończenie, oboje byli wymęczeni. A wkrótce okazało się, że to nie koniec ich kłopotów... W tym całym bałaganie  El zabrakło czasu na Ulliela. Nie zapomniała o nim, ale nawet nie miała kiedy się z nim spotkać.
    Nie spodziewała się zobaczyć przyjaciela we własnym barze. Dobrze wiedziała, że nie był to lokal  tej klasy, którą Ulliel zwykle odwiedza. Poza tym wieki temu obiecał jej, że nie będzie ściągał do lokalu Eagle kłopotów i reporterów. El  bardzo zależało na spokoju. Kiedy więc jej barmanka wpadła do biura, żeby powiedzieć o obecności Blaise'a w barze, El od razu wyszła mu na spotkanie. To, co zobaczyła, stanowczo jej się nie spodobało. Mężczyzna wyglądał na ledwie kontaktującego ze światem. Modliła się, żeby był tylko pijany, ale kiedy podeszła bliżej i zobaczyła jego oczy, wyraźnie zwątpiła. Kiedy on bełkotał jakiej niezrozumiałe bzdury, El zastanawiała się, co robić. W końcu zadrżała, gdy mężczyzna dalej się na niej opierał. Odsunęła go od siebie i dała mu w dłonią w policzek.- Ulliel, kretynie, co ty z siebie zrobiłeś! - syknęła. Nie chciała robić zamieszania. Spojrzała groźnie na towarzyszy mężczyzny. - A wy mu na to pozwoliliście! - pokręciła głową z pogardą. Potem całą swoją uwagę przeniosła na przyjaciela.
    - Nie zabiję cię tylko przez wzgląd na naszą przyjaźń. A teraz chodź, draniu, idziemy na zaplecze - mruknęła i przerzuciła go sobie przez ramię. Wątpiła, by był w stanie z nią walczyć.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  63. Elaine miała ochotę gołymi rękoma udusić tych pacanów, z którymi zadawał się Blaise. Niemal zgrzytała zębami, gdy idioci ruszyli w swoim kierunku wesoło popijając alkohol.
    - Dopiszę to wam do rachunku - mruknęła pod nosem do siebie.
    Tymczasem naczelny idiota zachowywał się dalej jakby był pijany od niepamiętnych czasów. El jednak dobrze wiedziała, że sam alkohol nie trzymałby go tak długo. Z resztą wystarczyło spojrzeć w jego oczy, żeby wiedzieć, co jest na rzeczy. Z trudem usadziła tego durnia w połowie drogi do swojej kanciapy. Podejrzewała jednak, że dalej Blaise nie dotrze. Przynajmniej przy jednym podejściu.
    Kiedy rzucił ten swój nadęty tekst o seksie, jej dłoń zacisnęła się w pięść. Potem jednak coś przyszło jej do głowy. Wyjęła z kieszeni telefon i wystukała szybką wiadomość do narzeczonego, żeby uratował ją i sprzątnął tego debila, jeśli tylko da radę. Może Lucasowi uda się opanować tego szaleńca. Następnie Elaine spojrzała na Ulliela.
    - Jesteś debilem - mruknęła. - Spieprz*** sprawę z Maille, za co już samo powinnam powiesić cię za jaja pod sufitem, a teraz to?! Życie ci nie miłe?! Tyle razy waliłeś mi głupie kazanie o tym, że mam przychodzić, gdy potrzebujesz pomocy, a sam staczasz się w tak głupi sposób?! - wyrzuciła z siebie głownie po to, by go nie pobić. Na jego twarzy malował się ten głupi uśmiech i miała wrażenie, że i tak jest w stanie takim, z którego zwykła gadka go nie wyciągnie. Trzeba byłoby zacząć od otrzeźwienia go.
    Rozejrzała się nerwowo.
    - Wysil się trochę i rusz dupę do kantorka - mruknęła i pchnęła go w tamtym kierunku. Wolała nie zostawiać go samego z alkoholem.
    Przed samą sobą musiała jednak przyznać, że bała się jego stanu i tego, czy na pomoc nie jest już za późno.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  64. — Wzbudzanie winy to coś, czym musisz się posługiwać? — Spytała, przysięgając sobie, że nie będzie tak, jak podczas ich pierwszego spotkania w jego gabinecie. Nie będzie płakała, nie wpadnie w histerie i nie będzie rzucać w niego przezwiskami. Od tamtego spotkania, w jej życiu wydarzyło się naprawdę wiele; o czym dokładnie sam Ulliel wiedział. Villanelle przez ten czas się zmieniła, co było oczywiste. Takie przeżycia zmieniają ludzi. — W takim razie gratuluję, faktycznie zachowanie do pozazdroszczenia. — Zaciskała dłonie w pięści, wbijając sobie mocno paznokcie w delikatną skórę po wewnętrznej stronie dłoni. Musiała to robić, aby przekierować gdzieś całą tę złość, którą w obecnej chwili, w sobie miała. Nie rozumiała, dlaczego znowu chciał to zrobić. Dlaczego za każdym razem groził w ten sam sposób. Nie miała pojęcia, jak powinna skomentować jego kolejne słowa. Dla niej było oczywiste, że w ten sposób mógłby dotykać jej tylko Arthur, a słowa, które padły z ust wpływowego biznesmana… Nie chciałaby ich usłyszeć, nawet od swojego męża. Były paskudne, obleśne i uprzedmiatawiające.
    Villanelle nie spodziewała się, że kiedykolwiek usłyszy takie słowa, a już na pewno, że usłyszy je od przyjaciela Arthura, który ponoć go wspierał, był wsparciem, gdy ona uciekła a choroba się uaktywniła. Przełknęła ślinę, uważnie obserwując blondyna.
    Ich znajomość była przewrotna. Nie lubiła go, przez sytuację z pracy, później starała się do niego przekonać, bo to przecież był przyjacielem, najważniejszego dla niej mężczyzny. Gdy Arthur był w śpiączce, poznała prezesa z zupełnie innej strony i naprawdę go polubiła. Wiedziała, że można na niego liczyć, w naprawdę trudnych sytuacjach. A to? To, co powiedział teraz, sprawiło, że nie miała pojęcia, co ma o nim myśleć. Może wszystko było maską? Może był perfekcyjnym aktorem? Tylko, po co w takim razie by się przyjaźnił z Arthurem? Po co organizowałby im randki, opiekował się Theą, gdy tego potrzebowali i… I nawet po porwaniu, oboje mogli na nim polegać i liczyć na jego wsparcie i pomoc. Nie tylko finansową, ale przede wszystkim tę psychiczną.
    — Nie powtórzę mu tego, bo on naprawdę uważa cię za swojego, najlepszego przyjaciela — powiedziała, próbując zachować spokój — nawet po tym pieprzonym porwaniu, do którego doszło tylko, dlatego, że siedział, w, kurwa, twojej limuzynie — dodała, czując, jak głos zaczyna jej drżeć. Była, jak dziecko, bo chciała być z mężczyzną, którego kochała? W jej przekonaniu, to był właśnie dowód jej dojrzałości. Podjęła świadomą decyzję wiedząc, w jakim stanie jest Morrison. Mimo wszystko chciała z nim być i była… Była gotowa na wszystko, wiedziała, że pewnego dnia leki mogą przestać działać, a po powrocie do domu może nie zobaczyć wcale mężczyzny, którego tak bardzo kochała, ale… Ale wiedziała, po prostu wiedziała, że Morrison nigdy nie skrzywdzi ani jej, ani dzieci. Może była naiwna, ale musiała w to wierzyć, bo życie w ciągłym strachu nie byłoby do zniesienia. — Ale zapamiętaj, że dla mnie już nigdy nie będziesz przyjacielem — przełknęła ślinę, zbierając w sobie całą odwagę, jaką miała.
    — Chcesz mi powiedzieć, że powinnam czuć się doceniona? Że w ogóle na mnie spojrzał? Że mnie dotknął, że chciał mnie przerżnąć!? — Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała — świetnie, może w takim razie powinnam jeszcze do niego zadzwonić, przeprosić i podziękować, bo zapomniałam, że przecież mógł kupić sobie każdą dziwkę, ale miał ochotę właśnie na mnie? — Łzy zakręciły się w jej oczach, jednak nie była w stanie już nad tym zapanować. — Cudownie, Blaise. Mówisz tak każdej kobiecie, która tu pracuje? Daj się przelecieć, przecież to dobrze, że na ciebie patrzą, skoro mogą mieć każdą modelkę — Przekręciła jego słowa, kręcąc delikatnie głową — ciekaw ile z nich będzie chciało złożyć pozew, przeciwko Compsonowi… przeciwko tobie, Blaise — wyszeptała, czując, jak drży jej dolna warga. Była wściekła i znów czuła to samo, Ulliel ponownie wydawał jej się potworem.

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  65. Spojrzała na mężczyznę i pokręciła tylko z rozbawieniem głową. Może naprawdę powinna przestać mówić o tym, jak się czuje, bo Blaise naprawdę zacznie organizować jej jakieś randki w ciemno, a tego naprawdę nie chciała. Zdecydowanie nie była takim typem osoby, chociaż na pewno dobrze bawiłaby się z tymi mężczyznami. Allia potrafiła się dopasować, jeżeli sytuacja tego od niej wymagała.
    — Przecież wiesz, że komu, jak komu ale mi możesz ufać — uśmiechnęła się delikatnie, przyglądając się mu. Bała się, bo takie wstępy nigdy nie prowadziły do dobrych i pozytywnych historii. Kiedy proszono o ciszę, zazwyczaj po chwili padał strzał, a wręcz kula wystrzelona z armaty. Tym razem, właśnie tak było. To co usłyszała od Blaise’a było czymś, czego w ogóle się nie spodziewała. Mówiła mu, jeszcze chwilę temu, że to nie jego wina, ale w tym momencie miała mieszane uczucia. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie spowodował wypadku specjalnie, ale… Próbowała znaleźć wystarczające usprawiedliwienie, dlaczego po nią nie wrócił, dlaczego nie próbował uratować siostry, dlaczego… Zagryzła wargę, próbując odnaleźć słowa, nadające się do wypowiedzenia.
    Nic jednak nie przychodziło jej na myśl. To było za trudne, nie tego się spodziewała. Liczyła raczej na… Sama nie wiedziała, na co.
    — Nie jesteś mordercą — tylko tyle była w stanie powiedzieć. Mówienie, że jego siostra mogła przecież nie wsiadać z nim do samochodu, nie miało znaczenia. Równie dobrze, on mógł oddać kluczki i wrócić taksówką, cokolwiek.
    Wzięła głęboki oddech i uśmiechnęła się tylko delikatnie do przyjaciela. Wyciągnęła rękę i pogładziła go ostrożnie po policzku, wpatrując się w niego, cały czas z tym subtelnym uśmiechem.
    — Możemy porobić cokolwiek chcesz. Na spanie jest, co prawda dużo za wcześnie, przed chwilą ledwo, co wyszłam z gościnnej sypialni — powiedziała cicho — jeżeli masz ochotę, możemy iść na spacer, do kina na jakąś nowość, albo… Może powinniśmy pójść na siłownie? Wyrzucisz z siebie złe emocje… Co prawda jestem paskudnym towarzyszem, bo szybko się męczę i nie mam kondycji za dobrej, ale…Co powiesz na squash? Ponoć to sport dla bogatych dupków — zaśmiała się, próbując jakoś rozładować atmosferę — może przez to jestem taka beznadziejna.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  66. Zrozumiała od razu, że temat jego siostry i samego wypadku został właśnie przez niego zamknięty. Sweeney nie zamierzała, więc tego kontynuować. W zasadzie było jej to na rękę, bo w takich sytuacjach nie była dobrym mówią. W zasadzie to jeżeli chodziło o pocieszenie, to była w tym beznadziejna. W końcu przez to, jej przyjaźń z Tylerem się zakończyła. Próbowała to za wszelką cenę pocieszyć i udowodnić, że nie powinien czuć się winny... W nagrodę usłyszała nieprzyjemną wypowiedź. Nie chciała tego samego z Ullielem. Wystarczyło jej przerwanych czy zakończonych znajomości i przyjaźni.
    - Cóż, jak widać, nie jestem bogata, więc się nie znam. Musisz mi wybaczyć tę nieporozumienie – zaśmiała się wesoło, przywracając oczami, gdy mówił, że wszystko to ma – nawet nie zdajesz sobie, jaką radość potrafi sprawić wyjście do ludzi – mruknęła – może przez zamykanie się w domu, większość bogatych dupków jest właśnie dupkami – wyszczerzyła się szeroko, przyglądając się mężczyźnie.
    - Co? – Uniosła brew, słysząc jego propozycje – zwariowałeś, muszę przed raczek wrócić do domu i ubrać się w coś normalnego, a nie siedzieć we wczorajszej kiecce – podniosła się jednak z kanapy i udała za mężczyzną. Nie miała pojęcia czego ma się spodziewać i dlaczego ma z nim iść, ale powoli poszła w jego ślady.
    - Jak będziesz próbował mnie z kimś umówić to się naprawdę wkurzę... Nie chcę, ok? Po prostu... – Spojrzała na Ulliela. Jak miała mu powiedzieć, że od jakiegoś czasu ma narzeczonego? Narzeczonego, którego w przeciągu ostatniego pól roku widziała zaledwie dwa razy? Nawet nie nosiła pierścionka, żeby nie zadawano jej niewygodnych pytań. Bawiła się w barach z obcymi facetami i dawała się odrywać barmanom, bo lubiła gdy stawiali jej darmowe drinki i czuła się wtedy po prostu ładna i budząca zainteresowanie.
    - Blaise... Naprawdę, jak będziesz próbował mnie z kimś zeswatać, to ucieknę – oznajmiła, mrużąc delikatnie oczy. Przybliżyła sobie dwa palce do oczu, a następnie wycelowała nimi w niego, aby miał się na baczności.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  67. Wiedziała, że Blaise potrafił rozgraniczyć sprawy zawodowe, od osobistych. Nie spodziewała się jednak, że opanował to do takiej perfekcji. Stojąc przed nim w tej chwili, nie powiedziałaby, że to ten sam Blaise, który odwiedził ją w szpitalu po porodzie, przynosząc przepyszne tosty, zdrowe soki i owoce. Ulliel stojący teraz przed nią, w ogóle nie przypominał tego mężczyzny ze szpitala.
    Oblizała nerwowo wargi, nie umiała pojąć tych różnic. Nie wiedziała, jak można być tak zmiennym i różnym człowiekiem, od samego siebie. Nie znała go dobrze, to oczywiste. Nie był jej przyjacielem, nie był nawet jej dobrym kolegą. Po prostu był najlepszym przyjacielem jej męża, a teraz widziała, że to było kłamstwo. Przyjaciele nie zachowują się w ten sposób.
    — Nie masz pojęcia, jak wygląda nasze życie. Nie musisz mi tłumaczyć, jak wygląda schizofrenia i co się może wydarzyć. Wiem więcej niż ci się wydaje i widziałam więcej… Niczego nie wypieram, wiem, że Arthur jest chory, wiem, że mogę wrócić do domu i zastać… Zobaczyć… Że może… — Wzięła głęboki oddech, aby się uspokoić. Wiedziała dobrze, że Arthur może mieć nawrót, że ten cholerny głos, który słyszał tylko on, może podpowiedzieć mu różne, okropne rzeczy. Nie chciała jednak o tym myśleć, Morrison powtarzał, że ona i dzieci są lekarstwem. Wierzyła w to, chciała w to wierzyć, ale nie była tak głupia, aby powiedzieć to Blaise’owi. Wiedziała, że w tym momencie by ją wyśmiał, poza tym, według niej był dwulicowy, co sam jej pokazał. Nie zamierzała więcej traktować go, jako przyjaciela. Będzie go po prostu tolerowała, nie piśnie Arthurowi słówka, bo zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby jej mąż usłyszał słowa, które dziś padły z ust Ulliela, na pewno zareagowałby na nie w jakiś sposób, nie spłynęłyby po nim, jak woda po kaczce. A Villanelle nie chciała tworzyć sytuacji, które mogły mieć negatywny wpływ na jego zdrowie.
    — No oczywiście… Zawsze masz czyste ręce, cokolwiek się dzieje. Teraz też tak będzie, nie? Czyste sumienie, bo zwolnienie całego działu zrzucisz na mnie, mnie oskarżysz. Jestem twoim ofiarnym osłem, bo jesteś szowinistyczną świnią! — Uniosła ton, zaciskając jeszcze mocniej ręce — zobaczymy w takim razie, co z tego wyjdzie… Nie zostawię tak tego, nie zostawię. Nie ma opcji… — powiedziała twardo, upierając się przy pozwie. — pamiętaj w jakich żyjemy czasach… Feministki uwielbiają takie sprawy, rozgłośnię to, zrobię szum wokół tej sprawy… Prezes międzynarodowej korporacji, mający w dupie swoje pracownice, wręcz, zachęcający je do używania ciała, jako kart przetargowych… Prasie i portalom na pewno się spodobają takie opowieści — sama siebie nie poznawała, mówiła szybciej niż zdążyła pomyśleć nad padającymi słowami. Była jednak w tym momencie niesamowicie wściekła na pana prezesa i Compsona, że nie zamierzała tego, tak po prostu zostawić.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  68. Powinien wyjść w nocy z domu, jechać do Blaise’a i już wtedy mu przyjebać. Niepotrzebnie posłuchał Elle i został. Z drugiej strony może dobrze zrobił, nie zostawiając jej samej w środku nocy. Tak czy inaczej, wściekłość, którą wtedy poczuł… Myślał, że on i Ulliel są przyjaciółmi. Bez wahania wskoczyłby za nim w ogień, bez wahania wpłaciłby za niego okup, gdyby to on wylądował w tamtej piwnicy. Bez wahania pomógłby mu ze wszystkim. Traktował go i kochał jak brata, był przekonany, że znają się prawie na wylot. Przeżyli razem pierwszy alkohol, pierwszą imprezę, zdawali sobie wzajemnie relacje, jeśli chodziło o związki, przebrnęli przez chorobę Arthura… Zawsze mogli na siebie liczyć.
    I nawet jeżeli zrodziły się w nim wątpliwości co do prawdomówności Elle, natychmiast wyrzucił je ze swojej głowy. Obiecali, że będą sobie mówić o wszystkim, że szczerość będzie dla nich najważniejsza, bo to właśnie przez jej brak mieli tak ogromne problemy. Villanelle nie miała również powodu, żeby kłamać. Akceptowała przyjaźń tych konkretnych mężczyzn od samego początku, nawet wtedy, gdy dowiedziała się, że Morrison i Ulliel się znają po tym, jak ten drugi potraktował ją na stażu. W końcu nie mogli zamknąć się w domu i urwać kontaktu ze wszystkimi.
    Ale chyba właśnie tak miało się to skończyć. Przynajmniej, jeśli chodziło o przyjaźń między nimi dwoma. W dodatku po tym, co Arthur miał zamiar zrobić.
    Wszedł do budynku i posłał zdawkowy uśmiech ochroniarzowi. Podszedł do kontuaru, za którym siedziała nieskazitelnie wyglądająca wysoka blondynka i oparł się o blat, uśmiechając się nieco mniej zdawkowo.
    - Dzień dobry, czy zastałem Blaise’a Ulliela? – spytał, spoglądając na nią najbardziej czarująco, jak tylko potrafił. Dziewczyna spojrzała na niego i szybko opuściła głowę, starając się ukryć rumieniec. Czyli wciąż miał w sobie to coś, dobrze wiedzieć.
    - Jest na spotkaniu. Ale może coś przekazać? – spytała grzecznie, stukając w klawiaturę.
    - Proszę do niego zadzwonić i powiedzieć, że przyszedł Arthur Morrison – odparł, a blondynka jedynie pokiwała głową i sięgnęła po słuchawkę. Morrison wykorzystał ten moment i biegiem ruszył w stronę windy. O ile znał jednego ochroniarza, reszty nie kojarzył, więc kiedy w lobby rozległ się krzyk recepcjonistki, kilkoro mężczyzn ruszyło za nim. Wpadłszy do windy szybko nacisnął guzik zamykający drzwi i posłał im wredny uśmieszek.
    Wysiadł na ostatnim piętrze i ruszył prosto do gabinetu szanownego pana prezesa. Nie zamierzał przerywać mu spotkania, przeciwnie. Chciał poczekać. I jeszcze raz przemyśleć, co dokładnie mu powie. I ile ciosów przed tym mu zada.
    - Cześć, Art. Blaise’a nie ma – powiedziała mijająca go w korytarzu kobieta.
    - Wiem, zaczekam. Zostawił otwarte? – spytał, obracając się, by nie stracić kontaktu wzrokowego i przez moment idąc tyłem.
    - Chyba tak. Rozgość się – rzuciła, zanim zniknęła za zakrętem.
    Brunet zamknął za sobą drzwi i usiadł za biurkiem, zapadając się w skórzanym fotelu. Z szafki wyjął Bourbona i szklankę, a potem nalał trochę z karafki i oparł nogi na blacie, unosząc szkło z alkoholem do ust. Wypił bursztynowy płyn i wbił spojrzenie w drzwi wejściowe, chcąc być przygotowanym na powrót Blaise’a.

    Arthur

    OdpowiedzUsuń
  69. Jakimś cudem Blaise na nowo ruszył się i skierował do kantorka, czyli faktycznie jej biura. Było to małe pomieszczenie, w którym oprócz dużej szafy, w której trzymała zamknięte dokumenty i sejfu, oczywiście również odpowiednio zabezpieczonego, były tylko biurko i kanapa, na której El spędziła nie jedną noc. Kiedy w końcu tam dotarli, Blaise uwiesił się na niej. Śmierdział alkoholem i potem i stanowczo nie był przy tym seksowny, jak chciał o sobie myśleć. Obecnie był raczej... młody, bogaty i obleśny. Oczywiście wielu kobietom to ostatnie  niespecjalnie przeszkadza, ale Eagle miała ochotę go po prostu udusić.
    - A ja tęskniłam za przyjacielem, a nie kretynem. Za gościem, który mógł nam pomóc kilka dni temu, a nie zataczać się od knajpy do knajpy - mruknęła. Kiedy spróbował jej się wymknąć, chwyciła go za rękę oboma swoimi i siłą odśrodkową obróciła go z powrotem do kantorka.
    -  Nigdzie nie idziesz - stwierdziła i pchnęła go na kanapę. W jego stanie oznaczało to, że odbił się najpierw od biurka, ale jej to było obojętne. Zbliżyła się do niego, jakby chciała go pocałować, pochyliła i przebiegła dłońmi po udach w niby seksownym geście. Następnie musnęła wargami jego czoło.
    - Jesteś pijany i naćpany. Nie wiem, czemu doprowadzasz się do takiego stanu, ale powinieneś z tym walczyć - mruknęła. Odskoczyła od niego i szybko wybiegła. Nim wstał, ona zamknęła już za sobą drzwi.  W ręku trzymała jego telefon. Ot, żeby nie miał pomysłu dzwonić dokądkolwiek. Telefon i klucz od biura schowała do kieszeni. Ze swojego zaś ponownie wysłała wiadomość do Blacka.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  70. Villanelle nie potrafiła tego wszystkiego rozdzielić, aż tak. Oczywiście wiedziała, że będąc w pracy nie może zwracać się do niego, jak do przyjaciela. Trzymała się tego, czasami zdarzyło jej się palnąć do pana prezesa na ty, ale pospiesznie od razu się poprawiała i miała na baczności.
    Słysząc jednak słowa, którymi w nią wymierzył w tej chwili, nie umiała postawić grubej kreski i po pracy udawać, że nic się nie stało. Nie mogła zignorować, w jaki sposób mówił o Arthurze, o jego chorobie, o całej ich rodzinie i o niej samej.
    — Nie masz prawa… — wysyczała, nie mając pojęcia, co ma mu odpowiedzieć, na takie słowa. To po wydarzeniach dzisiejszego dnia, było dla niej za dużo. Nie wiedziała jednak, że dla Blaise’a to nie był koniec. — Przestań, po prostu się zamknij. Nie zrobi krzywdy dzieciom, jest chory, ale nie jest taki!
    Uniosła ton, nie wytrzymując tego wszystkiego. Zdecydowanie miała dość, chciała wrócić do domu, znaleźć się jak najszybciej w ramionach ukochanego, bo dobrze wiedziała, że w nich jest bezpieczna i zapomnieć o tym, wyrzucić z głowy cały ten dzień, spróbować zrzucić to na zły humor, jakieś nieprzyjemne wydarzenia, ale… Ale nie umiała. Wiedziała, że chory może być niezrównoważony, ale to, co widziała… Arthur zawsze wygrywał z głosem, uspokajał się, gdy do niego mówiła, wtedy w szpitalu, gdy zapewniła go, że zrobi to, o co ją prosił, że mu wierzy…
    Dzieci. Dzieci były tematem, który Elle… Owszem, wypierała się tego. Nie chciała myśleć, że któreś z nich może być również chore. Nie miała pojęcia, czy gdyby wiedziała o chorobie a Thea i Matthew nie byli wpadkami… Nie umiała powiedzieć, czy świadomie zdecydowałaby się na takie ryzyko. Miała po prostu nadzieję, trzymała się jej jak tonący brzytwy, że będzie dobrze, że życie ten jeden raz nie pokaże jej środkowego palca.
    — Pierdol się — warknęła, nie wytrzymując. — Po prostu się pierdol, jesteś najgorszym, najpaskudniejszym człowiekiem, jakiego znam… Jaki chodzi po tej ziemi. Jesteś… Jesteś skurwielem Ulliel — wysyczała, nie wierząc w to, co słyszy.
    — Mówisz, że to Arthur jest chory i pojebany, że ja…Ale jak ty się zachowujesz!? Jesteś popierdolony, grozisz… Grozisz całej mojej rodzinie, niewinnym dzieciom ty…Ty psychopato! — Wrzasnęła, powstrzymując się rzuceniem się na niego z pięściami. Widziała jednak po jego twarzy, że nie żartował, a po słowach, które wypowiedział nie czuła się bezpiecznie. Była wdzięczna, za otwarte drzwi od gabinetu. Podejrzewała, że tutaj nic by jej nie zrobił, ale się bała. Najzwyczajniej na świecie się bała. Jej serce waliło w piersi zdecydowanie za szybko, łzy spływały po policzkach, a ona sama musiała się skupić, aby nabrać powietrza do płuc. Pierwszy raz w życiu bała się tak bardzo, a wzrok, który w nią wbijał, tylko pogarszał całą sytuację. Wiedziała, że utrata kontraktu go zezłości, ale nigdy w życiu nie pomyślała, że posunie się do tego wszystkiego, że z rozmowy o wydarzeniach z restauracji, usłyszy groźby wycelowane w nią i jej najbliższych. Odwróciła się na pięcie i pospiesznie opuściła gabinet, kierując się w stronę wind. Nie wiedziała co ma zrobić, weszła do windy i pospiesznie nacisnęła przycisk z parterem, nie myśląc nawet o tym, aby wrócić do swojego biurka i zabrać swoje rzeczy, a co dopiero, aby poinformować dział o zwolnieniu. Klikała tylko nerwowo przycisk, przyspieszający zamkniecie drzwi, aby przypadkiem nie znaleźć się z Ullielem sam na sam w małym pomieszczeniu.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  71. — Wierzę w każde twoje słowo i jestem pewna, że takie życie ma sporo wad — powiedziała z kwaśnym uśmiechem. Nigdy nie mógł mieć pewności, czy ludzie znajdujący się dookoła niego, faktycznie lubią i doceniają jego osobę, czy raczej nazwisko i status. To musiało być przykre i trudne. Skoro Ulliel przejął firmę od ojca, z pewnością już jako nastolatek miał takie problemy. Allia nigdy nie musiała się nad czymś takim zastanawiać. Otaczający ją ludzie po prostu chcieli z nią przebywać, bo innych korzyści z tego nie było.
    — No nie wiem czy wejdę w cokolwiek — mruknęła, wchodząc w głąb pomieszczenia uważnie rozglądając się dookoła. Dziwnie się czuła z myślą, że te ubrania miały być dla jego byłej dziewczyny, czy były jej. Trochę się w tym pogubiła, ale… Nieważne. To przecież tylko ubranie, nic więcej. Gdyby prosił, aby założyła coś po zmarłej osobie, miałaby z tym zdecydowanie większy problem, a tak… Mogła to przecież zrobić, zwłaszcza, że oznaczało to, że będą szybciej na miejscu — ok, coś sobie na pewno wybiorę.
    Tak też się stało. Znalazła czerwone bikini typu bandeau, a na to założyła zwiewną, również czerwoną sukienkę. Bardzo dobrze czuła się w tym kolorze. W zasadzie czuła się dobrze we wszystkich, mocnych kolorach. I to je wybierała najczęściej. Pastele i bezpieczne kolory nosiła tylko, gdy wymagała tego sytuacja lub miała nienajlepszy humor. Teraz było zupełnie inaczej.
    Opuściła garderobę i zaprezentowała się przyjacielowi, odwracając się dookoła siebie z szerokim uśmiechem na twarzy.
    — W sumie to dobrze jest mieć bogatego przyjaciela — zaśmiała się — dlaczego częściej nie korzystam z atrakcji jakie proponujesz? Boże, jaka ja byłam głupia do tej pory — wyszczerzyła się wesoło i spojrzała na blondyna, poruszając brwiami.
    — Dobra, to gdzie ten nasz transport? Na dachu apartamentowca? — Zapytała nieco rozbawiona, ale w sumie nie zdziwiłaby się, gdyby to była prawda. Ulliel faktycznie był prezesem bardzo dużej firmy, w dodatku przez sprawy związane z bankiem, widziała sumy na jego rachunku, a była pewna, że nie tylko w firmie, w której ona pracowała posiadał konto.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  72. - Nie dało się z tobą skontaktować, debilu - mruknęła wściekle El. Chociaż miała świadomość, że do Blaise'a i tak nic nie dotrze, gdy jest w takim stanie, to musiała wyrzucić swój żal. Ostatnie dni były dla niej trudne. Najpierw kłótnie z Lucasem, potem porwanie... Przed tym wszystkim jeszcze sprawa z dilerami. Po prostu brakowało jej już sił. A jak na przekór nawet nie miała komu się wygadać - Lucas zupełnie się do tego nie nadawał, z Maille trudno było rozmawiać. Matt jak zwykle pozostawał poza zasięgiem, a Blaise, który jej jeszcze pozostawał, chodził nieprzytomny. Choćby z tego powody należał mu się ochrzan.
    - Clarissę porwano. Nie wiedzieliśmy, czy ją odzyskamy. A ciebie nie było, bo wolałeś ćpać! - krzyknęła i zazgrzytała zębami. Jakie to wszystko bezcelowe!Kiedy zamknęła za sobą drzwi, oddychała ciężko i potrzebowała chwili, by doprowadzić się do ładu. Skoro jednak Ulliel nie walczył i nie rzucał się po biurze, odetchnęła. Nie wiedziała, czy nie miał siły, czy zasnął. Grunt, że wydawał się tam bezpieczny.
    Należało jeszcze pozbyć się jego kolegów. W końcu się udało.
    Normalnie po pracy El wracała do domu. Tego jednak wieczora została w barze. Skoro Lucas się nie odezwał, oznaczało, że najpewniej zasnął i nie słyszał wiadomości. Albo robił coś głupiego. Ostatnio trudno było przewidzieć. Za to Eagle zasnęła na jednej z kanap. Kiedy się obudziła, było koło ósmej rano. Opłukała twarz w łazience i postanowiła zajrzeć do Blaise'a. Poszła i ostrożnie otworzyła drzwi.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  73. Nie zamierzała więcej dyskutować z mężczyzną. Zdecydowanie trafił w jej najsłabsze punkty i sprawił, że Elle się złamała. Wychodząc z jego biura, z ogromnym trudem powstrzymywała łzy. Ze stresu i zdenerwowania, całe jej ciało drżało, a ona z ledwością była w stanie trafić w odpowiedni przycisk. Słyszała, co powiedział do swojej sekretarki, gdy wychodziła z jego biura, ale nie zamierzała pojawić się w sali konferencyjnej.
    Chciała, jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym miejscu, a to oznaczało ramiona Arthura. Wiedziała jednak, że nie może mu się pokazać w takim stanie, w końcu nie chciała go denerwować i… I chyba musiała pomyśleć o tym wszystkim, co powiedział Ulliel. Była wyrodną matką? Chciała przecież dla swoich dzieci, jak najlepiej. Arthur… Owszem był chory, ale nigdy nie zrobił krzywdy Thei, dlaczego miałoby się to nagle zmienić? Była pewna, że świadomie… Chciała być pewna, że podczas epizodu również im nie zrobi krzywdy i zapewniała Arthura, że tak jest, ale… Czy Blaise nie miał racji? Arthur, niezależnie od tego jak odpowiedzialną osobą był, gdy choroba była uśpiona, nie miał wpływu na to, co się dzieje, gdy ta się uaktywnia. Nie mogła mieć pewności, z drugiej strony, przecież cały czas spotykał się z Brownem, terapia i leki działały. Dlaczego miałoby się coś wydarzyć?
    Ostatni raz, tak bardzo zdenerwowana była, gdy okazało się, że porwano Arthura. Czuła, jak jej serce szaleje w piersi, nerwowo zerkała na drzwi windy, kontrolując czy się zamykają, czy ktoś za nią idzie, ale dobrze wiedziała, że musi również szybko wziąć tabletki na uspokojenie. Cały czas drżącymi dłońmi grzebała w torebce, a kiedy udało jej się wyciągnąć fiolkę z tabletkami, ta wypadła jej z rąk i wytoczyła się z widny, Elle pospiesznie wyszła.
    — Kurwa — wyszeptała, kiedy drzwi się zamknęły w momencie, kiedy schylała się, aby podnieść pomarańczowe pudełeczko z silnymi, uspokajającymi tabletkami. Po ataku serca, który przeszła po porodzie, te konkretne tabletki miała brać tylko w szczególnych wypadkach, a teraz wiedziała, że to właśnie taka sytuacja, chociaż miała wrażenie, że jest już za późno. Nie zamierzała wypełnić polecenia byłego szefa. W końcu ją zwolnił, nie mógł już potraktować ją żadnymi konsekwencjami, a Villanelle dobrze wiedziała, że nie będzie w stanie tego zrobić.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  74. — Nie przesadzaj — zaśmiała się, kiedy mężczyzna zaczął bić brawo. Mimo wszystko okręciła się wokół własnej osi, a sukienka pod wpływem ruchu delikatnie zaczęła się unosić. Na ustach blondynki pojawił się szeroki uśmiech — będziesz miał problem, bo jak mi się rzeczywiście spodoba, będę ci narzekała, że mnie nie stać na takie przyjemności — oznajmiła, stając w jednym miejscu i zerkając na Ulliela z rozbawieniem w oczach.
    Pamiętała dokładnie, jak poznali się w banku. To było dość zabawne, bo większość znajomości, które faktycznie coś dla niej znaczyły zaczęły się na studiach lub właśnie w miejscu jej pracy. Dobry kontakt z klientami był ważny, chociaż Ulliel jako jedyny był jej, aż tak blisko. Pamiętała doskonale, gdy wyszli razem na jedną z imprez w klubie, a Blaise wówczas pokazał jej, w jaki sposób bawią się bogaci ludzie. Była pewna, że wtedy on również nie zakładał, że w ostateczności między nimi narodzi się przyjaźń. W przeciwnym razie, z pewnością nie wylądowaliby wspólnie w łóżku.
    Zaraz po toaście również opróżniła swój kieliszek. Allia nie odmawiała sobie w życiu dwóch rzeczy, imprez i alkoholu. Zdecydowanie należała do tych pijących dziewczyn, po prostu bawiła się wciąż tak, jakby była na początku studiów i poznawała smak wolności.
    — Widzisz, czyli trochę się nadaję na bogacza. Wiem, gdzie trzymałabym swój helikopter — zaśmiała się głośno, kręcąc z rozbawieniem głową. Posłusznie ruszyła za mężczyzną, a kiedy znaleźli się na dachu, wzięła głęboki oddech i rozejrzała się dookoła. Widok był niesamowity.
    — Trochę mnie przeraża… ten widok. Przed chwilą piłeś szampana! W ruchu powietrznym też obowiązuje prawo trzeźwości — powiedziała, gdy zasiadł na właściwym miejscu i sama usiadła na wskazanym przez niego fotelu. Założyła słuchawki i niepewnie zerknęła na Ulliela. Trochę się obawiała. Nie przepadała za takimi rzeczami — chociaż posiadanie helikoptera to nie jest coś, co mnie przekonuje. Wiesz, nie jestem pewna czy nie mam jakiegoś lęku — mruknęła, niepewnie rozglądając się dookoła i pospiesznie zapinając pas. — Na pewno to bezpieczne? Nie jestem pewna czy powinnam ci na to pozwalać. — Dodała, chociaż nie wiedziała czy mówiła to do niego, czy bardziej do siebie.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  75. Elaine pokręciła głową z politowaniem, gdy zobaczyła w jakim stanie jest przyjaciel. I słuchała cierpliwie jego narzekań.
    - Sam sobie jesteś winien, więc nie mam zamiaru się nad tobą litować - odpowiedziała chłodno. Była na niego zła, ale nie zamierzała krzyczeć. Przez noc cała energia, którą była w stanie włożyć we wściekanie się i ochrzanianie Ulliela, gdzieś wyparowała. Na ten moment przeważały zmęczenie i niewyspanie spowodowane niewygodnym posłaniem.
    Obróciła się i wyszła na chwilę, żeby sięgnąć po wodę z piramidy butelek. Podała ją potem Blaise’owi. Następnie podeszła do zamkniętej szafki i wyjęła z niej tabletki przeciwbólowe. Rzuciła opakowanie mężczyźnie.
    - Trzymaj. Twój telefon mam ja i właśnie zastanawiam się, czy ci go oddawać. Bo zadzwonisz po kierowcę, pojedziesz do domu, spróbujesz złapać klinika i na nowo się upijesz albo naćpasz. Czy ty chcesz skończyć z życiem czy co? - zapytała i spiorunowała go wzrokiem. W gruncie rzeczy naprawdę zastanawiała się, czy go nie uziemić gdzieś. Bar co prawda nie był odpowiednim miejscem, ale gdyby dał się namówić na pobyt w jej mieszkaniu? Tak miałaby możliwość go zamknąć i poczekać, aż oczyści organizm.
    - Tak głupio to się jeszcze nie zachowywałeś. Rozumiem imprezy i panienki, ale z tego, co mi wiadomo, to ty po prostu chodzić nieprzytomny. Nie bywasz w pracy. Nic sensownego nie robisz. Co się z tobą stało?

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  76. Nie była do końca pewna sposobu ich przemieszczenia się do celu, ale Blaise miał rację. Jeżeli już wystartował nie było odwrotu. Trzymała się kurczowo krawędzi fotela i modliła się w duchu, aby szczęśliwie dotarli na ten cholerny jacht.
    — Postaram się, ale niczego nie mogę zagwarantować — westchnęła ciężko, zamykając mocno oczy. W chwili obecnej miała w dupie te piękne widoki, chciała jak najszybciej znaleźć się z powrotem na stabilnym podłożu, chociaż jacht teoretycznie również nie był za stabilny. Wody jednak się nie bała w ogóle, w końcu wychowała się nad wybrzeżem.
    Czując jego usta na swoim policzku, otworzyła szeroko oczy. Było to coś, czego nie spodziewała się w ogóle. Spojrzała na niego i zaśmiała się cicho.
    — Proponujesz mi wersję pięćdziesięciu twarzy Ulliela? — Pokręciła rozbawiona głową — Grey jakoś lepiej brzmi, przykro mi Blaise — rozbawił ją, przez co nie skupiała się, aż tak bardzo na swoim strachu. — Przyznaj, tęsknisz za moimi głośnymi jękami — zaśmiała się, chociaż nie była pewna czy to dobry moment na takie rozmowy — dobra, mów prawdę. Prowadzisz jakąś listę i ranking? Na którym miejscu mnie umieściłeś? Mieszczę się, chociaż w pierwszej dwudziestce? — Spoglądała na niego z szerokim uśmiechem, naprawdę się nad tym zastanawiając. Byli przyjaciółmi i jakoś nie czuła krępacji, aby porozmawiać o seksie i o tym, jak im ze sobą było, skoro kiedyś już się zdarzyło.
    — Łapiesz się u mnie zdecydowanie do pierwszej dziesiątki, ale to tylko przez to, że więcej niż dziesięciu ich nie było — zaśmiała się, nieśmiało odwracając twarz i spoglądając na tę scenerię, którą powinna się zachwycać. Po kilkunastu sekundach zamknęła jednak oczy, bo zaczęło jej się kręcić w głowie, chociaż te kilka pierwszych sekund zrobiło na niej wrażenie. W momencie, kiedy miała wrażenie, że cały świat wiruje, przestało jej się podobać.
    — Blaise, długo jeszcze? — Spytała, ponownie zaciskając palce na materiale siedziska.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  77. Elaine pokręciła głową. Blaise był po prostu niereformowalnym typem.
    - Dostałbyś to współczucie, gdyś na nie zapracował - odpowiedziała. - Ale na razie to mogę zasunąć ci co najwyżej kopa w ten uparty zad - odpowiedziała bez cienia litości.
    - I powinno być ci wstyd, ale nie przede mną. Ja już niejedno widziałam. Ale przed samym sobą... - pokręciła głową. Potem jednak w jej oczach pojawiły się ogniki złości.
    - Blaise, nie pierdziel, ok? Imprezować, zabawić się... jasne. Raz. Dwa razy w tygodniu. Pewnie. Każdy ma prawo. Ale ty byłeś niedostępny przez dwa tygodnie! - wybuchła. - Naprawdę uważasz, że tak powinno wyglądać twoje życie? I o tym powinny pisać gazety? - westchnęła ciężko. Powoli się uspokajała. Wątpiła, by miała jakiekolwiek szanse przekonać Ulliela, że nie ma racji. - A jeśli będziesz się tak dalej zabawiał, to albo twój organizm nie wytrzyma, albo ktoś cię skasuje dla kasy. Nie bądź naiwny... twoja kasa kusi różne typy. Ci twoi wczorajsi znajomi też inteligencją nie grzeszyli. A po tobie jednak spodziewałam się czegoś więcej - mruknęła głosem pełnym zawodu.
    Zamilkła i odetchnęła głęboko. Potrzebowała pozbierać się w środku. Czuła się zraniona przez głupotę przyjaciela, a przede wszystkim bezsilna, ponieważ nie mogła mu pomóc, jeśli on sam nie chciał tej pomocy.
    Westchnęła ciężko. Usiadła na krześle obok kanapy.- Porwano Clarissę. Odzyskaliśmy ją, ale... chyba wyobrażasz sobie, co się działo, prawda? - spojrzała mu w oczy z bólem. Potem potrząsnęła głową. - Więc wybacz, Blaise, ale na pewno nie będę się nad tobą litować. Mógłbyś być przynajmniej przydatny teraz i pomóc Lucasowi się odnaleźć, bo ostatnio nie może sobie znaleźć miejsca. Zrezygnował z pracy i nie wie, co zrobić z wolnym czasem. Udaje mu się wkurzyć wszystkich wokół. Zamiast użalać się nad sobą, mógłbyś z nim chociaż pogadać, co? - prychnęła i przewróciła oczami. Dziarsko wstała. - A na razie wytrzeźwiej. Pójdę po jakieś elektrolity do apteki, a ty postaraj się zasnąć i odespać kaca.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  78. Allia nie bała się samego latania, jako latania. Pierwszy raz leciała jednak helikopterem, a do tego wszystkiego Ulliel był pilotem, co… Podejrzewała, że gdyby nie był pewny swoich umiejętności nie zabrałby jej na taki lot. Z drugiej strony, mimo wszystko miała delikatne wątpliwości.
    — To nie do końca tak, że to katorga — westchnęła, starając się skupić na czymś zupełnie innym. Co na całe szczęście przyszło jej całkiem szybko i naturalnie. Czasami zastanawiała się nad tym, jak to jest, że pomimo swojej przeszłości byli w stanie się ze sobą po prostu przyjaźnić, ale musiała przyznać, że bardzo jej to odpowiadało. Lubiła Blaise’a i nie potrafiła sobie w tym momencie wyobrazić życia bez niego. Był tym przyjemnym elementem, na którym zawsze mogła polegać. Nawet, jeżeli nie zawsze byli ze sobą całkiem szczerzy i otwarci.
    — Inspirując się tobą? Nie przypominam sobie, żebyś miał pokój tortur — wyszczerzyła się szeroko, śmiejąc się dość głośno. Musiała przyznać, że było jej bardzo dobrze z Ullielem, ale to zdecydowanie był zamknięty etap w jej życiu. Gdyby nie Russell pewnie nie zastanawiałaby się dwa razy, a tak… Tak coś ją powstrzymywało. Nie potrafiłaby spojrzeć na siebie nawet w lustrze. Z drugiej strony, coraz częściej myślała o powrocie do Włoch, ta myśl tliła się gdzieś z tyłu głowy i stawała się coraz jaśniejsza, wyraźniejsza i… I nie miała pojęcia, co z tym powinna zrobić.
    — Ktoś tutaj jest bardzo pewny siebie i chyba ma za wysokie mniemanie o sobie — zaśmiała się melodyjnie — przykro mi to mówić, ale niestety nie jesteś pierwszy — powiedziała, udając żal i robiąc przy tym smutną minę, ale po chwili się zaśmiała — poza tym, nie będę z tobą o tym rozmawiać, skoro nie prowadzisz rankingu. — Rozmawiając na ten temat, całkiem zapomniała o swoim strachu związanym z lotem — mimo wszystko dobieram partnerów nieco ostrożniej, a jak jestem w związku to nie sypiam z innymi, więc… Tak jakoś wyszło, że… No dobra, może z dwunastu, ale na pewno nie więcej — wyszczerzyła się wesoło. Musiała jednak przyznać, że ciężko było jej się powstrzymać na myśl o barmanie, który tak bardzo wpadł jej w oko. Cholera, był naprawdę przystojny. Myśl, że ma narzeczonego, ją hamowała, ale… Ale było bardzo, bardzo trudno.
    — Nie uważam, że to coś złego, po prostu tego nie robię — wyszczezyła się — i w żaden sposób nie oceniam ciebie, poza tym to, że skończyliśmy razem w łóżku po imprezie nie definiuje mojego życia seksualnego! — Wytknęła mu język i ponownie się zaśmiała.
    Z ulgą przyjęła jego słowa i cieszyła się na myśl, że resztę drogi spędzą w samochodzie. Kiedy więc rozpoczął lądowanie, Allia była szeroko uśmiechnięta, a w jej oczach widać było prawdziwe szczęście.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  79. [Dzień dobry - wieczór! Ja tak w sumie, nieśmiało i nieco gapowato przychodzę zapytać,czy byłaby chęć na wątek z Lucasem? Nie mam pojęcia gdzie uciekł/urwał się nasz poprzedni wątek - jeśli z mojej winy, to ja z całego serducha przepraszam i proszę o wybaczenie! Trochę się zapewne u obu naszych postaci podziało, ale może - jeśli masz ochotę - da się coś wymyślić:)]

    Lucas Black

    OdpowiedzUsuń
  80. — Po prostu… Po prostu nie jestem przyzwyczajona, o — wymigała się, bo była tym typem, który do strachu otwarcie nie lubił się przyznawać. Nie bez powodu ludzie mieli ją za odważną. Starała się zgrywać silną, niezależną kobietę. Co przy Blaise całkiem sprawnie jej wychodziło, nie chciała jego pomocy i oferowanych prezentów, o których przecież niejednokrotnie wspominał.
    Z drugiej strony, była jak każda inna. Potrzebowała silnego ramienia i osoby obok, przy której czułaby się bezpiecznie. Z jednej strony to miała, ale z drugiej… Na tyle rzadko, że czasami przypominała sobie o związku na krótko przed tym, gdy mieli się spotkać.
    — Już myślałam, że coś przede mną ukrywasz i ominęło mnie coś — zaśmiała się na jego słowa — ani razu nie powiedziałam, że było źle! — Dodała również z uśmiechem na ustach — nadal jednak uważam, że masz trochę za wysoko zadarty nos — wytknęła mu język i, aby więcej nie stresować się lotem zaczęła przeglądać różne rzeczy w telefonie, aby tylko skupić się na czymś innym i, aby lot minął dużo szybciej.
    — To… — zaczęła, zerkając na akurat wyświetlone zdjęcie, a po chwili od razu zablokowała ekran telefonu. Jak miała powiedzieć przyjacielowi, że się zaręczyła, ale jakoś tak wyszło, że nie zdążyła mu o tym powiedzieć? Pierścionka nie nosiła, bo lubiła darmowe drinki w barach a zaręczynowy pierścionek rzucał się od razu w oczy i odstraszał potencjalnych sponsorów, a Allia naprawdę lubiła się dobrze bawić — to jest mój narzeczony — nie miała pojęcia, jak Ulliel na to zareaguje, dlatego utkwiła spojrzenie w ciemnym ekranie. — Nie bądź zły, po prostu… Jakoś… Jakoś tak wyszło — Czuła, że może wyjść z tego mała sprzeczka, ale przecież to, że traktował ją, jak młodszą siostrę nie oznaczało, że nią była. Miała prawo do decydowaniu o sobie samej, miała prawo do popełniania błędów i robienia głupich, nieprzemyślanych decyzji, a to… To chyba była właśnie taka decyzja. Słysząc o lądowaniu zacisnęła tylko mocno dłonie i modliła się z zamkniętymi oczami, aby wieść o jej związku nie sprawiła, że rozbiją się na lądowisku.
    Z drugiej strony może taki finał był lepszy niż ciągnąca się kłótnia i pretensje? Wiedziała, że ukrycie takiej informacji było strasznie dziecinne i do tego głupie, ale… Ale, ale nie miała zupełnie nic na swoje usprawiedliwienie.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  81. — Kurwa mać — wymruczała cicho pod nosem, na tyle, że Blaise mógł usłyszeć jedynie cichy pomruk. Miała nadzieję, że uda jej się opuścić po prostu budynek, że weźmie te pieprzone tabletki i szybki skieruje się do wyjścia ewakuacyjnego, schodzenie tyle pięter w dół może nie było najprzyjemniejszą czynnością, ale znacznie lepszą od powiadomienia współpracowników o zwolnieniu i to z jej winy. Za pierwszym razem groził jej tym samym, ale wtedy była zdecydowanie dużo silniejsza. Nie miała pojęcia o chorobie Arthura, nie wiedziała o drugiej ciąży, a Arthur nie miał wypadku. Nie wzięli pospiesznie ślubu w szpitalu po jego przebudzeniu, nie byli po kłótni, która mogłaby się skończyć rozwodem, a ona wciąż wierzyła, że Henry jest po prostu jej ojcem, nie wspominając o porwaniu, porodzie i tym wszystkim… Każde wydarzenie pozostawiało po sobie ślad, każde z nich sprawiało, że była słabsza. Starała się, walczyła o lepsze jutro, ale życie miało widocznie na nią inny plan. Zacisnęła mocno oczy, powstrzymując łzy, gdy wypowiadał kolejne słowa. Miała dość, była dosłownie na krawędzi.
    — Przestań, przestań, po prostu przestań — zapłakała, klęcząc na kolanach na środku korytarza. Słone łzy spływały po jej policzkach, a ona, chociaż chciała, nie była w stanie ich zatrzymać — daj nam spokój, po prostu daj nam spokój — wyszeptała, nie chcąc na niego nawet patrzeć.
    Syknęła cicho, gdy chwycił ją i podniósł. Zrobił to dość niedelikatnie, a Elle w tym momencie ledwo była w stanie utrzymać się na nogach. Cały makijaż miała rozmazany, czuła nieprzyjemny ból w nadbrzuszu, a jej cera stała się przerażająco blada.
    Wpatrywała się w rozsypane tabletki niczym spragniony dawki ćpun, a łzy wciąż spływały po jej policzkach. Blaise ją poniżył. Z każdym wypowiedzianym słowem sprawiał, że nie miała na nic więcej ochoty, chciała jedynie przestać czuć ten wstyd. Wiedziała, że wszyscy będą na nią wściekli, że dla Ulliela to wszystko stanowi świetną rozrywką, a ona… Cała drżała i myślała tylko o tym, że zaraz będzie po wszystkim, że wróci do domu i będzie z dziećmi… Z dziećmi i mężem, którego nie mogła być pewna. Niby wiedziała, przecież Artie nic jej nie zrobił, ale Ulliel świetnie rozbudził w niej wątpliwości, a strach o dzieci był silniejszy.
    — Przepraszam — wychrypiała z trudem, przełykając ślinę i pociągając żałośnie nosem — n-n-nawaliłam — dodała cicho, oddychając szybko, starając się nabrać powietrza do płuc, mając wrażenie, że dostarcza sobie coraz mniej tlenu. Po słowach Ulliela i tym co dodała Elle, wśród pracowników działu rozniósł się szum. Nie rozumieli, co się działo, ale Morrison nie miała siły im tłumaczyć. Musiała wziąć tabletki, więc padła na kolana pospiesznie zbierając kapsułki, które uprzednio Blaise rozsypał. Drżącymi dłońmi podniosła dwie i nawet nie przejmując się tym, że leżały na ziemi i jak żałośnie musi w tym momencie wyglądać, pospiesznie wsadziła dwie ust, a kilka kolejnych zebrała w garść, chcąc się stąd wydostać.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  82. [ Hej! Dziękuję bardzo za powitanie i miło mi dołączyć do grona pracoholików i dzieci bogatych rodziców. Po Twojej karcie nasuwa mi się wniosek, że pod tą całą otoczką Blaise może być na prawdę fajnym, wrażliwym mężczyzną, choć pewnie w jakiś sposób to otoczenie sprawiło, że jest jaki jest. Bardzo podoba mi się jego postać :) Pewnie masz pełno wątków ale gdybyś miała ochotę to zaproszę do siebie ponownie :) ]

    Nina

    OdpowiedzUsuń
  83. Wiedziała, że popełniła błąd nie wspominając o fotografie, z którym się spotykała. Wszystko przez to, że… Że w zasadzie nie czuła się, jak w związku. Spotkania raz na kwartał, przez dwa-trzy dni sprawiały, że czuła się tak, jakby ktoś ją po prostu porywał na te kilkadziesiąt godzin, a później wracała do rzeczywistości… Później się oświadczył, a ona się nawet nie zastanawiała.
    Odetchnęła z ulgą, kiedy wylądowali. Wiedziała jednak, że teraz czeka ich napięta rozmowa, bo atmosfera momentalnie zrobiła się… Nieprzyjemna.
    — Blasie — zaczęła, nerwowo się się uśmiechając. To był jeden z jej problemów. Za każdym razem, kiedy naprawdę bardzo się denerwowała uśmiechała się szeroko, a nawet śmiała się głośno. Miała przez to nieco utrudnione życie, bo wychodziła na tę wredną sukę bez uczuć, chociaż w rzeczywistości było zupełnie inaczej — to… To dobry facet — powiedziała, zagryzając wargę, aby nie uśmiechnąć się przy tym szeroko. Ulliel zdecydowanie mógł zobaczyć różnicę pomiędzy tym, w jaki sposób opowiadała o barmanie, który tak bardzo wpadł w jej oko, że wdzięczyła się do niego przez cały pobyt w barze, a o Russie, którym powinna się zachwycać tak, jak tym pierwszym.
    — To nie jest żart, to… — Wzięła głęboki oddech. Widziała, że był na nią zły. Wiedziała, że go zraniła… Otworzyli się przed sobą, a ona nawet nie wspomniała, że się z kimś spotyka — Blaise, po prostu nie było kiedy o tym powiedzieć, ja… Wiesz sam, tu impreza, tam klub, a on… Ja go nawet nie widzę często — zaczęła się bronić, ale dopiero po wypowiedzeniu tych słów, zdała sobie sprawę z tego, jak żałośnie to brzmiało. Nie powiedziała przyjacielowi, że kogoś ma, a do tego usprawiedliwiała się tym, że nie miała czasu bo imprezy były ważniejsze. Oblizała nerwowo wargi, patrząc na niego — zrobiłam źle, że nic ci nie powiedziałam wiem… Ale po prostu nie spodziewałam się takiego obrotu spraw i… I nie wiedziałam, że tak wyjdzie — powiedziała gestykulując przy tym dłońmi.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  84. Czy interesowało go to, co w tej chwili działo się u Blaise’a? Zdecydowanie nie. Czy gdyby wiedział, przyszedłby do jego firmy z zamiarem pomocy mu, a nie wywalenia awantury, a może i obicia twarzy? Tym bardziej nie. Obiecali sobie z Elle szczerość i owszem, przez chwilę udało jej się ukryć to, co stało się w pracy, ale Morrison znał ją trochę za dobrze, żeby nic nie zauważyć. A kiedy powiedziała jedno słowo, zaraz za nim posypała się lawina kolejnych. Wiedział, co Blaise powiedział. Wiedział, jak potraktował nie tylko żonę swojego najlepszego przyjaciela, ale też jak oczernił jego samego. Bro’s before hoe’s w tym przypadku nie działało, a nawet gdyby… To nie Arthur złamał niepisaną obietnicę. Podejrzewał Ulliela o wiele, ale nie o to, zwłaszcza, że sam przecież nie był święty, a świr pozostawał świrem przez całe życie, choćby maskował się przy tym genialnie.
    - Wpadłem pogadać, tak po prostu – odparł, uprzednio licząc w myślach do dziesięciu. Nie spodziewał się, że sam widok mężczyzny może na niego tak negatywnie zadziałać. Z trudem powstrzymał się od poderwania z krzesła i przywalenia mu na wejściu. – Nie, zdążyłem wypić ze dwie szklanki – mruknął i podstawił mu szklaneczkę, by również napełnił ją bursztynowym płynem. Nie napił się jednak, odstawił szkło na blat biurka i opuścił nogi, poprawiając się na krześle. – Chociaż właściwie mam interes. Elle zaczyna czwarty rok i dowiedziałem się, że powinna dostać opinię z formy, w której odbywa praktykę. Za moich czasów tego nie było, ale jestem stary, a ona nie chciała prosić cię o to osobiście – skłamał bez mrugnięcia okiem, wyławiając z pamięci wcześniej przygotowany pretekst. Nie było żadnej opinii, było też za wcześnie na zakończenie praktyki. Fakt, Elle nie odbywała jej na takich warunkach, na jakich odbywała ją reszta studentów i nie ma co ukrywać, że była to kwestia tylko i wyłącznie znajomości. Ale odbywała jest w tym przypadku słowem kluczem. – Więc pomyślałem, że ja to zrobię, skoro i tak codziennie jestem na uczelni, a ona nie. Czy któraś z twoich blond dup mogłaby coś takiego napisać? Te na parterze i tak chodzą z kąta w kąt i udają, że coś robią, więc mogłyby naprawdę się trochę pomęczyć – zasugerował z nieco kwaśnym uśmiechem i przechylił lekko głowę w bok, cholernie ciekaw odpowiedzi, jaką zaserwuje mu Blaise.

    Arthur

    OdpowiedzUsuń
  85. Po co mu powiedziała? Mogła przecież powiedzieć, że to po prostu Russell, że to facet, z którym się od niedawna spotyka… Skoro nie miała odwagi mu powiedzieć od razu, że ma narzeczonego, to, po co zrobiła to teraz? Była zakłopotana i wściekła na samą siebie, bo ludzi, którym ufała tak naprawdę, bezgranicznie mogła wymienić na palcach jednej ręki, a Blaise znajdował się wśród nich.
    Nawet jej narzeczony nie wiedział o niej tak dużo, jak właśnie Ulliel, a teraz… Teraz to wszystko schrzaniła, bo nie odezwała się w odpowiednim momencie, tylko głupkowato udawała, że nic się w jej życiu nie zmienia.
    Zadrżała, kiedy uderzył pięścią w kokpit. Ton jego głosu w tym momencie nie przynależał do przyjemnych i łagodnych, ale wiedziała, że zasłużyła.
    — Blaise — zaczęła, ale nawet nie wiedziała, co więcej ma mu powiedzieć. To wszystko było tak popieprzone, ona sama była pieprznięta i dobrze o tym wiedziała. Ciągle usprawiedliwiała swoje nienormalnego zachowanie genami ojca, bo przecież też musiał być rąbnięty, skoro zostawił z dnia na dzień żonę i córkę… Całą swoją rodzinę.
    Zacisnęła wargi. Miała być twarda. Nie zamierzała więc pokazywać swoich słabości, zamiast tego na jej ustach malował się jedynie ten głupkowaty uśmiech, którego nie mogła się za żadną cholerę pozbyć.
    — Jak tak mówisz to brzmi całkiem poważnie i na serio, ale to wcale tak nie wygląda — oznajmiła cicho, zdając sobie sprawę, że tylko pogarsza swoją sytuację. Brzmiała jak wariatka, która nie rozumie czym są uczucia, jakby nie rozumiała co zrobiła, godząc się na zostanie narzeczoną Smitha… A przecież rozumiała, tylko odpowiadało jej, że facet pojawia się raz na kwartał, zapewniają sobie dawkę namiętności i przede wszystkim czułości, której tak bardzo jej brakowało, a później mogła żyć swoim życiem i na nowo… Kwartalna dawka potrzeb zaspokojona.
    — Jestem popieprzona, okej, wiem! — Krzyknęła za Blaisem, powoli opuszczając śmigłowiec, ruszyła za nim — ale ty też nie jesteś normalny! Boże, Blaise popełniłam błąd, powinnam ci powiedzieć od razu, może byś mnie odwiódł od tego pomysły… Ale tyle dla ciebie znaczę!? Tyle, że chcesz mnie po prostu wymazać!? — Problem Blaise’a i Alli polegał na tym, że oboje nie lubili przegrywać, Sweeney we wszystkich kłótniach, nawet gdy ona była winna, starała się zrobić z siebie ofiarę i utrzeć nosa przeciwnikowi. Wiedziała, że Blaise’m jest podobnie, więc ich kłótnia była wyzwaniem — wszystkich potrafisz po prostu skreślić i wyrzucić z pamięci, co? — Warknęła oburzona, gryząc się w język, aby nie wspomnieć o tym, jak pięknie wiedzie mu się w życiu, ze świadomością, że zamordował własną siostrę. Nie była jednak na tyle perfidna, jeszcze nie w tym momencie. — Jesteś aniołem, że masz czelność mówić do mnie takie słowa!? — Dodałą głośno, dziękując, że pieprzona winda jedzie tak długo. Przynajmniej miała czas, aby mu nawciskać.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  86. Szczerze mówiąc, nie pomyślał nawet o rozdwojeniu jaźni, z którym Blaise zmagał się lata temu. Kiedy wszystko było dobrze, Arthur w bardzo łatwy sposób potrafił zapomnieć, skąd tak naprawdę się znają. Poza tym, to on tutaj był czarną owcą, nie Ulliel. Tak przynajmniej było jeszcze dwa lata temu, kiedy choroba dała o sobie znać po wyjeździe Elle. Ale brał leki, chodził na terapię i wszystko było w porządku, a z braku czasu nie sprawdzał, czy u Blaise’a również.
    Może gdyby o tym pamiętał, nie odebrałby pytania jako jawną bezczelność, przez którą potrzeba przywalenia mu zwiększyła się tysiąckrotnie i musiał wziąć kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić. Dłonie zacisnął w pięści, a paznokcie wbił w skórę, próbując się przywołać do porządku.
    - Nie, są aniołkami – odparł krótko, zimno. – Przez przeprowadzkę nie mamy na nic czasu – dodał nieco spokojniej i podniósł się powoli z krzesła, po czym podszedł do okna, niby od niechcenia wyglądając z gabinetu. Na korytarzu nikogo nie było, ale i tak wolał przekręcić wertykale, tym samym odcinając się od ewentualnych ciekawskich spojrzeń.
    Prychnął, słysząc strofowanie z jego strony.
    - Kto jak kto, ale ty nie powinieneś mi prawić morałów – warknął, obracając się przodem do przyjaciela. Chciał trochę dłużej poudawać, ale złość niemal kipiała mu uszami i musiał dać jej jakieś ujście. – Śmiesz mówić o szacunku do kobiet, samemu nie mając go nawet grama? – wysyczał, robiąc kilka kroków w stronę kanapy, na której siedział Blaise.
    Nie wytrzymał i roześmiał się głośno, ale w tym śmiechu nie było krzty wesołości, a głos drżał mu przy tym od tłumionego gniewu.
    - Masz na myśli wolne, do którego ją zmusiłeś po tym, jak nie dała się zmacać temu… Jakkolwiek się nazywa? Och, właśnie słyszałem, jak bardzo się o nas martwisz. Zwłaszcza o dzieci w mojej obecności. Nie, przepraszam, nie dzieci, tylko gówniaki, tak je chyba lubisz nazywać. Uważasz, że mógłbym im zrobić krzywdę? Że mógłbym zrobić coś Elle? – wycedził, stawiając kolejne kroki niczym przyczajona puma gotowa do ataku w każdej chwili. – Osobiście możesz co najwyżej pierdolnąć się w ten głupi łeb! Uważasz, że możesz wszystko, bo co, bo komuś płacisz? Że za pieniądze można kupić wszystko, nawet czyjeś ciało, żeby podpisać głupią umowę na sumę, która dla kogo jak dla kogo, ale dla ciebie nie ma większego znaczenia?! – wrzasnął, całkowicie tracąc nad sobą panowanie. – Wiesz, czego nie można kupić?! Przyjaźni, ty głupi chuju! I maszynki, która cofa czas, przynajmniej do momentu, zanim poniżyłeś moją żonę, a teraz jeszcze bezczelnie udajesz, że nic się nie stało! Mam ochotę cię, kurwa, zabić! Podaj jeden powód, dla którego miałbym tego nie robić, bo sam nie mogę nic wymyślić! – wywarczał, a zanim się zorientował, pochylał się nad Blaise’m, zaciskając dłoń na jego szyi, a drugą przygotowując do wymierzenia ciosu.

    Arthur

    OdpowiedzUsuń
  87. Wzięła głęboki oddech, zastanawiając się nad jego pytaniem.
    — Nie wiem. Poważne jest to, gdy spotykasz się z kimś codziennie, gdy pragniesz jego obecności i usychasz z tęsknoty, kiedy nie widzisz go przez kwartał — burknęła. Tak chyba powinna się czuć, a wcale tak nie było. Pewnie, w jakimś stopniu tęskniła za Russellem. Lubiła jego towarzystwo i dobrze się z nim czuła. Kiedyś powiedziała sobie, że nigdy nikogo nie pokocha tak, jak pewnego chłopaka, w którym zakochała się jeszcze we Włoszech. I coś w tym było, bo za każdym razem kiedy go widziała, jej uczucia odżywały, ale przecież musiała nauczyć się żyć bez niego, bo wiedziała, że to nie będzie miało prawa bytu.
    — Bo byłeś nią zafascynowany! Poza tym nie mów mi, że gdyby Maille była jedną z tych modelek, które zazwyczaj obracasz, w ogóle byś nie zadzwonił taki podekscytowany — prychnęła, marszcząc brwi. Oczywiście, że nie zamierzała się poddać. — Naprawdę będziesz się teraz tego tak uparcie trzymał? Sam jeszcze przed chwilą chciałeś, żebym sobie jakoś ułożyła życie i znalazła porządnego faceta! To proszę, znalazłam — burknęła, splatając ręce tuż pod biustem. Mieli spędzić razem miło dzień, a wyszło, jak zawsze. Była wściekła, bo kolejny raz nic nie poszło zgodnie z jej myślami.
    — Jeszcze przed lądowaniem mówiłeś, że nie ma nic złego w kończeniu imprez w łóżku — dodała oburzona, wchodząc śmiało za nim do windy. Nie zamierzała zostać na tym dachu, a ani jej się śniło schodzenie klatką schodową. Jeżeli tak bardzo mu przeszkadza to proszę bardzo, mógł wyjść — a czy ja spałam z tym barmanem!? Boże, Ulliel co się z tobą stało!? Strasznie sztywny się zrobiłeś po zerwaniu z tą Creswell… A nie czekaj, to ona zerwała tak? Nie wiem, jak mogłam myśleć, że coś bierzesz, jak jesteś taki drętwy — dodała, spoglądając na drzwi. Nie zamierzała na niego patrzeć, jeżeli chciał traktować ją w taki sposób. W końcu ją wykreślił.
    — Może mam geny tatusia — wyszczebiotała słodko, zerkając na niego — chcesz możemy sprawdzić, może faktycznie uda mi się zniknąć z twojego życia — warknęła, obrażona na byłego przyjaciela, że aż tak bardzo przejął się tą nowiną.
    — Kurwa mać, serio!? — Krzyknęła, kiedy światło w windzie zamigotało, a ta z lekkim szarpnieciem zatrzymała się. Allia ponownie splotła ręce pod biutem i prychnęła, powietrzem unosząc pasemko włosów. Atmosfera była napięta i wystarczyła maleńka iskra, aby wybuchł pożar. Nie miałby on jednak nic wspólnego z namiętnością. Prędzej spłonęliby mordując się wzajemnie w jego płomieniach.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  88. Wcześniej była pewna, że nie zostawi tej sprawy w taki sposób. Zamierzała coś z tym zrobić, bo zachowanie prezesów dużych firm było… Powiedzenie, że niestosowne, to mało. Pan Compson… Cóż, był obleśny i miał się wyraźnie za kogoś, komu uchodzą takie poczynania na sucho. Najbardziej jednak zabolało ją zachowanie Ulliela. Był przyjacielem rodziny, był człowiekiem, na którego wsparcie z Arthurem mogli liczyć, a teraz… Zachowywał się, jakby wstąpił w niego zupełnie inny człowiek. Ktoś, kogo Elle nie znała i nie chciała poznać.
    Nie miała pojęcia, co ma zrobić. Pierwszy raz znalazła się w takiej sytuacji i wiedziała, że będzie to miało wpływ na jej dalsze życie, bo jeszcze nigdy nie czuła się tak źle, jak w tej chwili. Nigdy nie myślała, nigdy nie czuła takiej potrzeby, aby zaznać spokoju. Prawdziwego spokoju. A teraz pragnęła tego. Ciszy i samotności, sama, bała się swoich własnych myśli, bo czuła, że zmierzają w niepokojącym kierunku, ale z drugiej strony to wydawało się ukojeniem.
    Poprawiła torebkę i pospiesznie opuściła firmę, nie przejmując się rozmazanym makijażem i swoim ogólnym stanem. Wiedziała jednak, że nie może wrócić w takim wydaniu do domu, bo Arthur nie dałby jej spokoju, a chciała, jak najszybciej zapomnieć o tym, co się dziś wydarzyło. Dlatego napisała mu tylko krótkiego sms, że bardzo przeprasza, ale musi coś jeszcze załatwić i będzie w domu nieco później.

    Była wściekła, kiedy dowiedziała się, że Arthur był u Ulliela. Wściekłość jednak przekroczyła wszystkie granice, kiedy oznajmił, że chce mu pomóc. Villanelle była osobą, która dawała ludziom drugą szansę. Wierzyła, że człowiek może się zmienić. Arthur się przecież zmienił. Tilly też się zmieniła. Nie potrafiła, nie chciała dać kolejnej szansy panu prezesowi. W końcu już jedną dostał i to tylko ze względu na to, że był przyjacielem jej męża. Nie potrafiła też zrozumieć, dlaczego jej mąż był gotów szybciej pomóc Blaise’owi niż uwierzyć w zmianę własnej siostry.
    Nie chciała tam przychodzić. Nie chciała mieć już nigdy więcej do czynienia z Ullielem. Zrobiła to jednak tylko ze względu na swojego męża. Nie. Nie dawała mu szansy.
    Arthur musiał zjawić się na uniwerku i dzieci za nim tęskniły. Elle nie zamierzała kiwnąć palcem czy nawet odezwać się do Ulliela. Po prostu miała pilnować, aby nie zrobił niczego głupiego.
    — Gdzie on jest? — Spytała cicho, stając przed Arthurem. Spojrzała w kierunku, o którym wspomniał jej mąż i zacisnęła mocno zęby — dzieci za tobą tęsknią, ale… Wracaj, jak najszybciej. Nie chcę tu być, nie jestem tu dla niego — powiedziała cicho i spojrzała na drzwi, które Arthur za sobą zamknął.
    Bała się. Nie miała pojęcia, czego może się po nim spodziewać. Nie chciała go nawet oglądać.
    Arthur wspominał, na, co powinna zwracać uwagę i jak się zachowywać, ale tak całkiem szczerze… Miała to gdzieś, jak dla niej, w tym momencie Ulliel mógłby się nawet zaćpać na śmierć czy zadławić własnymi wymiocinami. I sam do tego wszystkiego doprowadził. Spowodował, że w oczach Elle i tak był już martwy.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  89. Również nie miała ochoty spędzać w tej sytuacji więcej czasu z Blaise’m. Oczywiście, chciała mu udowodnić, że to on ma spory problem ze sobą, skoro robił awanturę z braku takiej informacji. Nie był jej rodziną, nie musiał wiedzieć od razu o wszystkim. Obrażanie jej i celowanie w nią takimi słowami, nie było czymś, co powinien zrobić.
    Blondynka uniosła wysoko głowę i naprawdę początkowo, starała się nie mówić za wiele. Irytował ją jednak swoim zachowaniem.
    — Proszę bardzo, niech cały świat się dowie. Znaleźliśmy właśnie specjalistę od uczuć i miłości! — Krzyknęła, gestykulując przy tym i wskazując dłońmi na Blaise’a. Dobrze wiedziała, że są tu tylko oni, ewentualnie monitoring, jednak nie zauważyła, aby była gdzieś kamera. Cóż, jeżeli tak, operatorzy będą mogli się nieźle pośmiać. — Pieprzony Blaise Ulliel wie, co to znaczy miłość i zamierza edukować innych. A może mam o tym po prostu inne pojęcie, co? — Wysyczała, spoglądając na niego. Była zła. Cholernie zła, a pieprzona winda, która się właśnie zatrzymała, tylko spotęgowała negatywne emocje siedzące w Alli.
    — Spędzam z nim dokładnie po dwa, trzy… Czasami cztery dni wciągu kwartału — odpowiedziała spokojnie — jest znanym fotografem. Chciałeś, żebym znalazła sobie faceta o dobrej pozycji to znalazłam — wzruszyła ramionami — chciałam ci powiedzieć, jak już urządzilibyśmy zaręczynowe przyjęcie, przecież uwielbiasz takie imprezy, Ulliel. Mnóstwo alkoholu, przepych i bogactwo — prychnęła. Chciała ze spokojem go wysłuchać. Sama, chciała się uspokoić i trochę opanować tę rozmowę, bo czuła, jak robiło jej się gorąco z emocji, ale powiedział coś, czego nie mogła zignorować, nawet jeżeli bardzo, ale to bardzo chciałaby zachować spokój. Dlatego, gdy w jej głowie przestało brzmieć słowo dziwka od razu uniosła dłoń i uderzyła policzek mężczyzny z otwartej ręki.
    — Po prostu się zamknij. Zamknij ten pysk i się więcej do mnie nie odzywaj, skoro mnie wykreśliłeś. Nie będę ci się tłumaczyć z moich decyzji i moich wyborów. Jak dobrze wiesz, jesteśmy dorośli. Oboje i każde z nas robi to, co uważa za stosowne — powiedziała oschle, w myślach klnąc na windę, która wciąż stała. Wykradła spomiędzy jego palców resztkę papierosa i wsunęła między usta, zaciągając się mocno. Lubiła go, naprawdę go lubiła, ale wiedziała, że ich znajomość prędzej czy później skończy się w burzliwy sposób. Oboje mieli za mocne charaktery, a teraz modliła się o ruch windy, bo miała go serdecznie dość.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  90. Lucas przez ostatni miesiąc przeszedł naprawdę wiele i wpadł na najróżniejsze kłody jakie życie mogłoby mu rzucić pod nogi. Po przejęciu kancelarii bardzo szybko dał się wciągnąć w swój ukochany rytm – praca, imprezy i praca. W domu bywał gościem, chociaż nie dostrzegał tego sądząc, iż nowo piastowane stanowisko wymaga od niego większego nakładu czasu oraz uwagi. Clarissa miała wszystko o czym mogłaby tylko zamarzyć, a pod opieką żony Sebastiana była traktowana niczym rodzona księżniczka. Szatyn nie miał kompletnie żadnych wyrzutów sumienia, że i dla narzeczonej znajdywał coraz mniej czasu, a wiadomości tekstowe ograniczały się do minimum i z dnia na dzień wydawały bardziej machinalne aniżeli szczere. Mężczyzna nie widział w tym kompletnie nic złego, ponieważ prowadził cięższe sprawy, które dawały mu tego dreszczyku adrenaliny będącego uzależniającym równie mocno co alkohol, czy inne używki. Kolejne zwycięstwo w sądzie, kolejny bankiet i kolejny dzień w pracy dobiegł końca. Nie było nic dziwnego również w tym, że do swego wieloletniego przyjaciela odzywał się od wielkiego dzwona. Nie odczuł tym samym, że coś mogłoby być nie w porządku.
    Kubłem zimnej wody okazały się prawie zerwane zaręczyny, a także porwanie jego pięcioletniej córki. Stracił te przyjemnie ciążące klapki z oczu, rozumiejąc co tak naprawdę się dla niego liczy. Po najdłuższych w jego życiu siedemdziesięciu dwóch godzinach przysiągł nigdy więcej nie doprowadzić do takiej sytuacji. Efektem tych zawirowań była rezygnacja ze stanowiska, jednak nie z udziałów. Wiedział, że nadal będzie mógł mieć rękę na pulsie, lecz usunie się nieco w cień, jeśli chodzi o prowadzenie i rozdzielanie spraw. Musiał w końcu z czegoś żyć, a nie wyobrażał sobie na ten moment przestawienia się z pracy w Richardson&Black, na pracę w darmowej poradni prawnej. Chciał utrzymać ten sam poziom życia dla siebie, ale również jego obecno-przyszłej rodziny. Już po tygodniu od odejścia z firmy zrozumiał jak wiele pieniędzy pożera jego apartament i ten również postanowił zmienić na nieco mniejszy, lecz wcale nie w gorszym standardzie. Nie wyobrażał sobie, by w budynku miałoby nie być ochrony, obsługi i monitoringu, tym bardziej po tym co ich ostatnio spotkało.
    Gdy emocje już nieco opadły, a sam miał nadmiar wolnego czasu, w końcu zainteresował się tym co dzieje się u jego najbliższych, których - przyznajmy szczerze - nie miał za wielu. Elaine napomknęła mu, że przydałoby się, gdyby odwiedził Blaise’a nie do końca tłumacząc mu powagę problemu z jakim zmagał się ich wspólny przyjaciel. Wybrał się zatem do niego zwyczajowo z butelką dobrej whiskey i luźnym nastawieniem do nadrobienia tego co minęło. Skąd mógł wiedzieć, że ten przechodzi areszt domowy aka. odwyk? Zapukał do drzwi czekając, aż ktoś pokwapi się mu otworzyć. Wysłał jeszcze sms’a narzeczonej z informacją, że poszedł do przyjaciela, a Clarissa została zarówno pod opieką żony, jak i samego Sebastiana.

    Lucas

    [Też nie umiem w początki ;_; ale mam nadzieję, że nie jest tragicznie]

    OdpowiedzUsuń
  91. Siedziała na jednym z wysokich stołków przy kuchennej wyspie. Naprawdę nie chciała tutaj przebywać, nie czuła się komfortowo. Ostatni raz widziała Blaise’a tamtego dnia, gdy sprawił, że poczuła się… Nie umiała nawet opisać, co dokładnie czuła tamtego dnia, ale było jej cholernie źle. Porównanie się do śmiecia, nie byłoby złe. Tak ją właśnie potraktował. Jak nic niewarte gówno, które trzeba wytępić.
    Uderzała nerwowo palcami w blat, zerkając na zegarek i zwyczajnie odliczając czas, do powrotu swojego męża, aby mogła, jak najszybciej stąd wyjść. Cała ta pomoc Arthura sprawiła, że Elle w pewien sposób poczuła się zdradzona. Rozumiała, że się przyjaźnili… Rozumiała to, w jaki sposób Artie próbował ją przekonać do tego, że powinna też dać Ullielowi jeszcze jedną szansę, ale zwyczajnie nie była jeszcze na to gotowa.
    Podniosła głowę, słysząc dźwięk otwieranych drzwi. Przez jej plecy przeszedł nieprzyjemny dreszcz, kiedy usłyszała jego głos i musiała naprawdę się postarać, aby nie wstać i się gdzieś nie ukryć. Chciała się schować, zapaść pod ziemie i udawać, że wcale jej tu nie ma.
    — Póki ja tutaj jestem nic nie dostaniesz i nic nie zrobisz — powiedziała, nawet nie siląc się na uprzejmy ton. Nie ruszyła się nawet, nie wstała i nie poszła za nim, aby wyraźnie usłyszał, co ma mu do powiedzenia. Nie pogodziła się jeszcze z tym wszystkim i była na niego tak cholernie zła, że nie zamierzała podać mu nawet szklanki wody, gdyby jej potrzebował.
    Rozumiała, że to nie jego wina… Że narkotyki i choroba robiła swoje, ale Elle naprawdę zaczęła się zastanawiać nad tym, za jakie grzechy w tym momencie karało ją życie, tymi wszystkimi problemami, które ją dotykały. — Konferencja, więc nie zając. Jesteś przecież bardzo ważnym panem prezesem, wszyscy powinni poczekać te pół godziny — wymruczała cicho pod nosem, licząc, że Artie naprawdę wróci w przeciągu trzydziestu minut, nie chciała być tutaj dłużej.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  92. — Nie rozumiem cię, kompletnie — warknęła nieprzyjemnie, spoglądając na niego spod zmarszczonych powiek. Naprawdę go nie rozumiała. Przed chwilą miał do niej pretensje, a teraz przejawiał coś na wzór… Troski? Miała ochotę walnąć go raz jeszcze i sprowadzić na ziemię, bo miała wrażenie, że on sam tak naprawdę nie wie, dlaczego zaczął unosić na nią ton — wiesz, co? Potrafię o siebie zadbać sama. Może nie wyglądam, ale jestem dorosłą i samodzielną kobietą, nie potrzebuję faceta, który będzie ciągle się o mnie martwił i troszczył, nawet jeżeli to przyjaciel. Potrzebuję przyjaciela, który nie będzie mnie osądzał i wypominał, że według kogoś jestem dziwką — powiedziała na jednym wydechu, pod koniec swojej wypowiedzi tracąc już powietrze.
    Była zła na Blaise’a, bo przed informacji o narzeczonym sam stwierdził, że to nic złego, że sam sypiał z wieloma kobietami i nie wierzył jej w ilość, z którymi spała, a teraz śmiał wspomnieć o taniej dziwce, co zamierzała zapamiętać i nie raz jeszcze mu wypomnieć, jeżeli nadarzy się taka okazja.
    — To zapomnij, bo nie dostaniesz zaproszenia. Jakoś sobie poradzimy bez obecności kogoś takiego, jak ty — burknęła, splatając dłonie pod biustem i z satysfakcją patrząc, jak mężczyzna rozmasowuje sobie policzek. Zasłużył sobie na taki gest z jej strony i nie zamierzała go przepraszać, nie widziała ku temu żadnego, nawet najmniejszego powodu. — Rozumiem, w takim razie jeżeli masz coś jeszcze do powiedzenia, to mi powiedz, bo gdy tylko postawię nogi poza tą widną, zapomnę, że kiedykolwiek się znaliśmy — oznajmiła poważnie, nawet na niego nie patrząc.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  93. Próbowała sobie z tym wszystkim poradzić sama. Nie chciała nic mówić Arthurowi, bo nie miała pojęcia, jaka będzie jego reakcja i nie była pewna, czy powinna. Wszystko to, co tamtego dnia wypowiedział Blaise było wymierzone w niego i jego rodzinę. Elle naprawdę starała się dbać o zdrowie psychiczne swojego męża, dlatego po powrocie do domu tamtego dnia, nie pisnęła nawet słowa na ten temat. Starała się być twarda, wytrzymać to wszystko i udawać, że po prostu nic się nie stało, ale nie była w stanie. Nie była, aż tak silna. Wręcz przeciwnie, była słaba jeszcze przed tym wszystkim, a Ulliel sprawił, że się rozsypała.
    Straciła pewność, której resztki udało jej się utrzymać. Spoglądała w lustro i nie wiedziała tej samej osoby, którą widziała wcześniej. Czuła się żałośnie i za każdym razem słyszała jego słowa… Jesteś egoistyczną suką, w ogóle nie myślisz o dzieciach,badałaś już swoje dzieci?, wpadłaś w gówno, mam uwierzyć, że podrywał ciebie? Ell, zmiłuj się, takich jak ty to on mógłby mieć na pęczki.
    Siedząc teraz w jego apartamencie w kuchni, znowu miała przed oczami siedzącego go za biurkiem i z pogardą wypowiadającego kolejne słowa na jej temat. Znowu czuła się, jak nic niewarty śmieć i nie wierzyła, że uległa Arthurowi do tego stopnia, aby się tutaj pojawić. Z trudem powstrzymywała się przed płaczem, powtarzając sobie, że musi jeszcze wytrzymać, jeszcze krótką chwilę… Cieszyła się, że wrócił się do pokoju, że nie siedział tutaj z nią i nie męczył jej swoją obecnością, ale jej radość z tego powodu była za szybka. Słysząc jego głos i śmiech, zadrżała delikatnie. Uparcie wpatrywała się jednak w swoje dłonie, ułożone na blacie kuchennej wyspy. Nie zamierzała mu odpowiadać, spoglądała tylko na jego plecy, gdy nalewał sobie wody i czuła, jak treść żołądka, podchodzi jej w górę.
    — Arthur mówił, że możesz próbować różnych rzeczy… — Powiedziała cicho, wciąż patrząc w swoje palce. Skąd miała mieć pewność, że nie połączy się ze swoją ochroną i za chwilę ktoś nie wparuje do pomieszczenia, wyprowadzając ją z apartamentu? Nie zamierzała ryzykować. Arthur byłby na nią zły.
    — Wiesz co? — Odezwała się, powoli podnosząc głowę i odrywając spojrzenie od swoich palców — powinieneś być wdzięczny, że masz kogoś takiego jak Arthur w swoim życiu. Gdyby to zależało ode mnie, nie postawiłby tutaj nogi. I nic nie wiesz… Nie masz pojęcia, co czuję, jak bardzo… Po prostu nic nie wiesz — powiedziała, przełykając ślinę i ponownie patrząc się w blat. Nie chciała z nim rozmawiać, bo bolało ją to, najzwyczajniej w świecie bolało ją, że mimo wszystko musieli mu pomóc.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  94. Właściwie nawet nie była zła na przyjaciela, że pojawił się w jej barze. Uznała to nawet za dobry znak - w końcu u niej był w pewien sposób bezpieczny, bo dziennikarzy wywaliłaby ze swojego lokalu na zbity pysk. Może nawet Blaise podświadomie szukał ratunku? Bo świadomie to powinien dostać mocnego kopniaka w cztery litery za swoje zachowanie.
    - Ja ci matkuję? Jako twoja matka to bym cię osobiście zawiozła na izbę wytrzeźwień albo do kliniki leczenia uzależnień. Masz szczęście, że nie jestem twoją matką - mruknęła ze złością. Patrzyła na jego upartą walkę z rzeczywistością i swoim organizmem i ani trochę go nie żałowała. Jego stan przynajmniej sprawiał, że nie próbowała go własnoręcznie udusić. - I uwierz... jakoś nie ma tu twojej ochrony, nie? W takim stanie jesteś bezbronny jak niemowlak. Zero odpowiedzialności - pokręciła głową.
    Widziała, że u Blaise wreszcie zaświeciła się jakaś lampka i coś do niego dotarło. Jego zdumienie i pytania były tym, na co w rzeczywistości czekała. Chciała usłyszeć, że przyjacielowi jeszcze zależy na czymkolwiek... na nich. Chociaż Ulliel nie lubił dzieci i nie cieszył się z obecności Clarissy w ich życiu, to wiedział, jak ważna była dziewczynka dla El i Lucasa, a przez to nigdy nie pozwoliłby, żeby coś jej się stało.
    Następna chwila nie była dla nikogo przyjemna. Blaise stanowczo był schorowany. Elaine poszła po więcej wody,  a potem przyszła do niego.
    - Żyjesz jeszcze?  - zapytała spokojnie. Patrzyła na niego z pogardą, bo nie chciała pokazać swojej troski, którą pewnie by wyśmiał.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  95. Była wściekła. Gdyby tylko była taka możliwość, para wychodziłaby jej uszami. Miała po prostu ochotę strzelić Blaise, raz jeszcze w policzek z otwartej dłoni. Ba, robiłaby to z chęcią tak długo, aż w końcu poczułaby ulgę, a złość wyparowałaby z niej. To nawet nie był taki głupi pomysł. Wydawał się całkiem racjonalny, ale… Ale Allia tak naprawdę nie lubiła przemocy. Nawet gdyby się do tego posunęła i zdecydowałaby się kolejny raz go uderzyć, później miałaby ogromne wyrzuty sumienia, że nie potrafiła poradzić sobie słowami. Czyny kojarzyły jej się ze słabością. Giovanni zawsze powtarzał, że walka oznacza słabość i bezradność. Uwielbiała swojego kuzyna i zapamiętywała jego rady. Dlatego też, tak dobrze pamiętała, co myślał o bójkach.
    — Doceniam to, kiedy nie przekraczasz pewnych granic — burknęła już odrobinę spokojniej, spoglądając na mężczyznę. Nie podobało jej się to, że wciąż tkwią w tej pieprzonej windzie, że cały czas ona nie ruszyła. Chciała znaleźć sposób na ochłonięcie, pozbyć się emocji, które w tym momencie tylko się mnożyły w jej drobnym ciele i… I z pewnością nie doprowadzą jej do niczego dobrego. Uniosła głowę, gdy powiedział kolejne słowa.
    Myślała, że już się odrobinę uspokoiła, ale on ponownie sprawił, że wszystko się w niej gotowało. Jakim prawem zarzucał jej, że nie jest gotowa na małżeństwo i stały związek? Może właśnie to był idealny czas? Skąd on mógł wiedzieć… Nie miała jednak na to żadnej, konkretnej wymówki.
    — Zawsze można się rozwieść — wzruszyła od niechcenia ramionami. Wiedziała, że zakochana kobieta nie brałaby takiej możliwości nawet pod uwagę. Powinna myśleć tylko o tym, że będzie szczęśliwa już do końca życia, że ten facet jest jednym i jedynym. Wspomnienie rozwodu przyszło jej jednak tak łatwo, że sama zaczęła się zastanawiać nad słowami przyja… Byłego przyjaciela. — Czy ja naprawdę muszę się z wszystkiego tłumaczyć? Może po prostu chcę popełnić kilka życiowych błędów, żeby rozważniej patrzeć w przyszłość!? — Dodała jeszcze, mrużąc oczy. Jego palenie w zamkniętej windzie nie było mądrym pomysłem. Allia z doświadczenia wiedziała, że jako bierny palacz może poczuć efekty, a nie była pewna, czy w tym momencie tego właśnie chciała.
    Spojrzała na Blaise’a, nie wierząc, że powiedział coś takiego właśnie w tym momencie. Prawdą jednak było, że czasami szybki numerek potrafił rozładować atmosferę, ale… Ale nazwał ją przed chwilą dziwką i nie zamierzała o tym od tak zapomnieć. Zmierzyła jego sylwetkę i prychnęła cicho, zatrzymując spojrzenie na rozporku jego spodni.
    — Jesteś żałosny — prychnęła, odwracając się przodem do niego i robiąc krok w jego stronę, chociaż sama nie wiedziała po co to robi — pierw mi zarzucasz, że nie mówię ci o takich rzeczach jak związek, wcześniej narzekasz, że nie przyznaję się z iloma spałam, później wspominasz o byciu dziwka, a teraz chcesz mnie przerżnąć? — Allia zawsze była bezpośrednia jeżeli chodziło o tematy seksu i bliskości. Nie była, jak wiele dziewczyn, które wstydziły się nazywać rzeczy po imieniu, a na samo słowo seks dostawały czerwonych rumieńców — podniecają cię dziwki czy może boli cię to, że ktoś inny dotyka tego, co wcześniej, mogłeś dotykać ty? Boisz się, że ktoś może być lepszy? Że nie jesteś na pierwszy miejscu? — Wytknęła, patrząc mu przy tym prosto w oczy i nie wierząc samej sobie, że jej serce przyspieszyło w takim momencie. Oboje byli zdrowo porąbani.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  96. Podniosła powoli głowę i spojrzenie. Utkwiła swój wzrok w mężczyźnie. Miała ochotę go zamordować, przez nią całą przechodziła żądza mordu. Tak po prostu i po raz pierwszy w swoim życiu odczuwała coś takiego, aż tak intensywnie.
    — Znowu zaczynasz? — Spytała z wyrzutem w głowie, nie wierząc, że to się znowu dzieje. Może tym razem podchodził do tego zupełnie inaczej, ale rozumiała doskonale, co próbował zrobić. Zamierzała być twarda, silna. Wytrwała. Nie mogła pozwolić mu kolejny raz na zmieszanie siebie z błotem, na ponowne poczucie się gorszą, od pozostałych — nie jestem głupia, nie zrobisz ze mnie idiotki — oznajmiła, zaciskając mocno dłonie w pięści.
    Wiedziała, że nie teleportuje się przez ekran laptopa. Wiedziała jednak, że z pomocą internetu może wezwać pomoc, napisać do kogoś maila, krótką wiadomość na komunikatorze czy zalogować się na fejsie i napisać do osoby, która mogłaby mu pomóc. Elle nie była głupia i nie zamierzała dać się podejść w ten sposób.
    — Przestań, po prostu przestań się wtrącać w nasze małżeństwo. Zajmij się swoim życiem, a nam daj spokój. Doceń to, co masz i co dostajesz od niego, zamiast znowu sugerować, że jest złym czy niedobrym człowiekiem! — Krzyknęła, uderzając dłonią w blat. Sama się tego po sobie nie spodziewała. Łzy zebrały się w jej oczach, a przecież miała się mocno trzymać. Nie miał jej nigdy więcej doprowadzić do takiego stanu, ale… Ale było dla niej dużo za wcześnie na kontakt z Ullielem. Owszem nie podobał jej się ten pomysł, miała żal i nieco pretensji do swojego męża, ale kochała go tak mocno, że była w stanie zrobić dla niego dużo. Cholernie dużo. W końcu pojawiła się w mieszkaniu mężczyzny, który zmieszał ją z błotem, sprawił, że czuła się, jak śmieć, ale mimo wszystko tu była, dla swojego męża. Była na siebie wściekła, że tak mu się dawała, że była gotowa zrobić wszystko… Nie wierzyła, że dała mu się przekonać, że Blaise naprawdę tego potrzebuje.
    Ona sama potrzebowała wsparcia, opieki ze strony swojego męża i owszem, dostawała to, ale miała nieodparte wrażenie, że pieprzony Ulliel w obecnej chwili jest wyżej, niż ona i nie podobało jej się to strasznie. Nie potrafiła jeszcze teraz usprawiedliwić go chorobą, potrzebowała nieco czasu, aby się z tym oswoić i zrozumieć, że tamten Blaise i ten Blaise, to dwaj różni, ale… Ale chyba coś z siebie czerpali. Zakryła twarz dłońmi, nie chcąc, aby widział w jak gównianym jest obecnie stanie i to przez niego.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  97. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  98. [ My również z chęcią napiszemy coś z Twoim panem i myślę, że najlepszym wyjściem byłoby zrobić burzę mózgów! :) Co do wątkowych marzeń to poszukuję "męża na niby", a co do innych pomysłów to myślę, że coś się znajdzie :D Czy mogłabym cię prosić o odezwanie się na e-maila? Zrobiłabym to pierwsza, ale niestety nigdzie tutaj nie widzę Twojego :< falling.tender97@gmail.com ]

    Nina

    OdpowiedzUsuń
  99. Naprawdę miała ochotę go zabić. Każde jego kolejne słowo sprawiało tylko, że bardziej się na niego wkurzała, zamiast uspokoić i nie potrafiła już wyrazić słowami swoich emocji, a zazwyczaj przychodziło jej to bardzo sprawnie. Nigdy nie zastanawiała się długo nad tym co mówi, zwłaszcza w nerwach i wiedziała, że Blaise miał rację, ale… Ale nie podobało jej się to, bo to ona lubiła mieć w kłótniach ostatnie zdanie. Dokładnie tak, jak sam Ulliel, a to mogło doprowadzić do krwawej jatki, jeżeli któreś z nich nie ustąpi. Allia nie zamierzała tego zrobić i, jak zdążyła zaobserwować – Blaise również nie.
    — Miałabym to w dupie, bo to twoje życie! — Uniosła ton, mierząc go surowym spojrzeniem — o siostrze też jakoś niespecjalnie ci się spieszyło, aby powiedzieć — dodała marszcząc gniewnie brwi. Wiedziała, że to nie był najlepszy moment na wspominanie o jego siostrze, ale taka była prawda. Ukrywał to przed nią przez bardzo długi czas i mogła przecież mieć mu to za złe. Pewnie, takich informacji nie sprzedaje się na starcie znajomości, ale po tylu latach, mógł szybciej wykazać się, aż takim zaufaniem.
    — A co ty możesz wiedzieć o miłości!? Równie tyle co ja, wiec przestań się wymądrzać, jeden związek nie czyni z ciebie znawcy! — Zauważyła, splatając dłonie pod biustem i nie przestając się w niego wpatrywać. Naprawdę musiała się powstrzymywać, aby nie rzucić się na niego z pięściami, póki co, udawało jej się to, ale nie wiedziała, jak długo. Jego kolejne słowa dotknęły ją bardzo i poczuła się tak, jakby właśnie wbił w jej serce sztylet. Czy wszyscy się uwzięli i musieli jej wypominać, że pozostawiła rodzinne Włochy, że jest w całkiem obcym mieście bez naprawdę bliskich sobie osób? Miała ochotę go za to rozszarpać, ale Blaise widocznie miał inne plany. Plany, których Allia naprawdę się bała, a słowa które wypowiadał znowu jej się nie podobały… Nie wiedziała tylko, co ją bardziej w tym momencie zdenerwowało. Słowa czy czyny.
    Czując jego dłonie na swoim ciele, jej serce zabiło szybciej, rozchyliła własne wargi pod naciskiem jego ciepłych ust i przeklinała samą siebie, odwzajemniając pocałunek, którego zdecydowanie nie powinna była odwzajemnić.
    — Jesteś popierdolony, Ulliel — oznajmiła wściekła, odsuwając głowę na kilka centymetrów od jego twarzy, ale patrząc w jego oczy popełniła błąd. Zamiast się całkowicie od niego odsunąć, wzięła gwałtowny oddech i sama wpiła się w jego usta, sunąc jedną z dłoni po jego ramieniu, a drugą, wbijając paznokcie w jego udo, oddychając przy tym płytko i pogłębiając tylko pocałunek. Pomimo tego, że dobrze wiedziała, iż powinna odsunąć się na przeciwległą stronę windy i czekać, aż pieprzone urządzenie zacznie na nowo działać.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  100. [Lubie dramy, a drama z mamusią broniącą bombelka to coś co lubię również. Zróbmy coś, tylko jeszcze nie mam pojęcia co. Ale wrócę jak mi wpadnie do głowy jakiś konkret!]
    Hailee McAllister

    OdpowiedzUsuń
  101. Obnażył zęby niczym rozwścieczone zwierzę. Wszystkie wcześniejsze słowa przyjaciela umknęły jego uwadze całkowicie. Był wściekły, rozjuszony… Ostatni raz czuł się tak, gdy Elle kompletnie pijana wyznała mu, że ma córkę, ale jej nie pozna, póki będzie się spotykał z tą... Claire, chyba tak miała na imię.
    Zdrada Blaise’a była jednak o tyle gorsza, że nie zniknął, nie wyjechał. Byli ze sobą w stałym kontakcie, znali się od lat i Arthur określał biznesmana mianem swojego najbliższego przyjaciela, na którego zawsze mógł liczyć. Jak widać jedynie, jeśli chodziło o pieniądze, których Ulliel miał w nadmiarze, problem w tym, że relacja nie powinna się opierać jedynie na tym. Żadna, a tym bardziej tak bliska.
    - Zamknij się, kurwa! Nie odwrócisz kota ogonem, nie tym razem. W życiu nie myślałem tak jasno jak w tej chwili, idioto – warknął, a raczej z trudem wypluł słowa przez zaciśnięte zęby. Wciąż trzymał jedną rękę na szyi Blaise’a, a drugą w pozycji gotowej do zadania ciosu. – Wywaliłeś moją żonę, swojego najlepszego pracownika z działu na zbity pysk, zmieszałeś ją z błotem, zagroziłeś całej mojej rodzinie, już pominę, że zmieszałeś z błotem też mnie, bo to najmniej ważne, ale teraz jeszcze masz czelność mówić, że nie biorę leków?! Biorę je, kurwa, regularnie! Najwyraźniej w przeciwieństwie do ciebie! – wrzasnął, aż w końcu nie wytrzymał i wymierzył pierwsze uderzenie. Pięść zabolała, ale siniaki były niczym w porównaniu z psychicznym bólem, który odczuwał w tej chwili. Uderzył więc znowu i jeszcze raz, a potem z satysfakcją patrzył na krew rozbryzgującą się na jasnej posadzce. Dopiero wtedy się wyprostował i poprawił nieco ściągniętą koszulę, zerkając przy okazji na drzwi. – Jesteś nikim, Ulliel. Możesz sobie mieć te swoje pieniążki, rozkazywać pracownikom i wynajmować dziwki, ale rób to ze świadomością, że oni wszyscy z tobą przebywają dlatego, że im płacisz. Nikt normalny nie chce zadawać się z kimś takim i podziwiam samego siebie, że tak długo wytrzymałem. Maille była mądrzejsza ode mnie, muszę jej wysłać kartkę z gratulacjami – wydyszał, patrząc na Blaise’a z nienawiścią. – Jeśli zbliżysz się do mojej żony i dzieci przysięgam, że cię zabiję. Ze szczególnym okrucieństwem, śmieciu – wycedził i odwrócił się na pięcie, po czym wyszedł z gabinetu.
    Zatrzymał się dopiero przy windzie, walcząc z myślami odbijającymi się od wnętrza jego czaszki i rozmasowując opuchniętą od uderzeń pięść. Ten pomysł pojawił się znikąd, jakby kompletnie wyrwany z kontekstu, ale podświadomie przecież wiedział. Sam to wykrzyczał chwilę wcześniej, zanim zadał pierwszy cios.
    - Bierzesz leki? – spytał lodowatym głosem, ponownie przekroczywszy próg gabinetu pana prezesa.

    Arthur

    OdpowiedzUsuń
  102. Dobrze wiedziała, że wspomnienie o siostrze na pewno go zaboli. Wiedziała też, że to najcięższa broni, jaką mogła wytoczyć i… Tak naprawdę zaraz po wypowiedzeniu tych słów, bardzo już ich pożałowała, ale trudno. Stało się. Nie zamierzała go za nic przepraszać.
    — Chodzi o sam fakt — burknęła przewracając oczami i patrząc na niego. Tak naprawdę nie była na niego zła o to, że powiedział jej o tym po tak długim czasie. W końcu to nie było byle co i… Musiało go to z pewnością kosztować bardzo dużo odwagi. W ogóle, przyznanie się do tego przed samym sobą, a co dopiero przed kimś innym.
    Oddychała głęboko, nie mogąc uwierzyć, że dała mu się tak łatwo. Miała do siebie trochę żalu, że tak szybko mu uległa, ale… Ale cholerny Ulliel działał na nią, jak mało, kto. Wiedziała, że to tak naprawdę zdrada, że już postąpiła niezgodnie z zasadami związku, ale… Ale to przecież tylko pocałunek i nikt nie mówił, że to coś poważnego, to…
    — Och po prostu się zamknij, Blaise. Myślisz, że możesz panować nad wszystkim? Więc mówię ci, że nie, nie możesz nad wszystkim panować, nieważne, jak bardzo tego chcesz… Po prostu nie możesz, a to czy będę szczęśliwa, czy też nie, to nie twój interes — wyburczała niezadowolona, patrząc na niego i oddychając coraz bardziej płytko. — Przestań wtykać nos w nieswoje sprawy i po prostu… — przerwała nie bardzo wiedząc co ma powiedzieć. Ten pocałunek, który miał przed chwilą miejsce był zdecydowanie za bardzo intensywny i za bardzo jej się podobał… Ale przecież miała narzeczonego, miała pieprzony pierścionek i… Blaise’a przed sobą, który ewidentnie nie zamierzał przejmować się tym, że dziewczyna jest zajęta. Jakkolwiek groteskowo by to nie brzmiało w jej przypadku.
    Poddała mu się całkowicie, a nie powinna była tego robić. Nie powinna pozwolić mu na przygwożdżenie do ściany, do kolejnego pocałunki i jego dłoni, które sprawiały, że robiło jej się coraz bardziej gorąco. Puściła torebkę, którą trzymała do tej pory, nie przejmując się tym, że jej zawartość rozsypała się po podłodze.
    Odwzajemniła namiętnie pocałunek, wzdychając pomiędzy pocałunkami, czując na sobie jego dłonie.
    — Jesteś popieprzony, mówiłam, że jesteś zazdrosny, że ktoś inny mnie ma — wyszeptała, ale wcale się od niego nie odsunęła. Wręcz przeciwnie, zacisnęła palce na bawełnianej koszuli i wysunęła ją ze spodni Ulliela, aby po chwili chwycić pasek i sprawnie go rozpiąć, nie myśląc w ogóle o tym, co tak właściwie robi.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  103. Była negatywnie nastawiona do Blaise'a i nawet, kiedy ten mówił do niej z pozoru normalnie, dziewczyna i tak odbierała każde jego słowo, jako atak w jej osobę. Nie podobał jej się sposób, w jaki się do niej zwracał k jakiego używał tonu. Miała wrażenie, że traktuje ją, jak kogoś nieważne co, jakby jedyne co czuł względem niej to litość, a ona nie chciała litości, od nikogo, a tym bardziej od niego, bo... Bo wciąż go nienawidziła i nie przebaczyła mu. Czuła się przez niego, jak nic niewarty człowiek i nie obchodziło ją to, czy mówił to świadomie czy nie. Wszystkie słowa, które padały z jego ust były prawdziwe i bardzo mocno ja zabiły. Teraz zresztą nie było inaczej.
    - Boże czy ty siebie słyszysz... Nie robisz ze mnie idiotki, ale twoim zdaniem sobie wszystko uroiłam, matko... – jęknęła bezradnie, nie wierząc, że w ogóle z nim rozmawia. Nie powinna była tutaj przychodzić i z nim siedzieć... Pokręciła delikatnie głową z bezradnością, bo już sama nie wiedziała, co ma robić. Od tamtego dnia była... Czuła się zagubiona, tylko przy Arthurem była pewna siebie i czuła się swobodnie. Chciała poszukać nowej pracy, zahaczyć się w końcu gdzieś na staż związany faktycznie z architekturą, ale... Bała się. Bała się, że znowu ktoś potraktuje ją w taki sposób a małe biura projektowe potrzebowały konkretnych pracowników, a nie stażystów, którzy dopiero co się uczyli. Nie chciała trafić znowu do korporacji, bo zwyczajnie ogarniał ją strach. Siedziała więc na ten moment w domu z dziećmi i próbowała zdobyć w sobie odwagę, aby ruszyć jakoś temat swojego stażu, bo przecież musiała to do końca zaliczyć.
    - Ani ja, ani ty o tym nie decydujemy. Wszystko zależy od Arthura i... I po prostu pogódź się z tym – wyszeptała, marszcząc delikatnie brew i odwracając spojrzenie od mężczyzny. Nie chciała na niego patrzeć, a słowa, które wypowiadał wcale nie poprawiał jej samopoczucia.
    - Nic od ciebie nie chcemy – powiedziała na tyle głośno, aby ja usłyszał – nic, kompletnie nic od Ciebie nie chcemy. Jesteśmy wdzięczni za... Za całą dotychczasową pomóc, ale już nic, nigdy więcej od ciebie nie chcę – dodała. Owszem, była wdzięczna, że wpłacił okup za jej męża, że pomógł, A w zasadzie zajął się całą ta sprawą i odzyskaniem go, ale... Czas najwyższy zdaniem Elle, odciąć się od niego i tego poczucia, że w ich życiu tak wiele zależy od tego człowieka i, że ciągle mają w stosunku do niego jakiś dług. Oczywiście ten finansowy pozostawał i raczej nie byli w stanie go od tak spłacić, ale Elle wychodziła z założenia, że skoro to była jego wina to... To w sumie powinni wykorzystać ten fakt, że nie chciał od nich zwrotu gotówki.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  104. [Hej!
    Bardzo dziękuję za tyle miłych słów odnośnie Maisie i samej karty, bo przyznaję, że poprzerabianie kodów, bo sama się jeszcze nie nauczyłam tworzyć od początku do końca własnych, zajmuje sporo czasu :)
    Na wątek z Blaise bardzo chętnie się piszę. Ostatnim razem, jak tutaj zaglądałam, to był jeszcze inny wizerunek, ale Douglas jest świetny, więc się nie dziwię, że nastąpiła zmiana :)
    Na wątek się piszę, więc czekam na Twoją propozycję :D]

    Maisie MacKenzie

    OdpowiedzUsuń
  105. Maisie nie lubiła siedzieć w domu. Odkąd sięgała pamięcią, to po prostu musiała coś robić. A to bawiła się lalkami, a to czytała, a to chodziła na spacerki albo przesiadywała na placach zabaw, gdzie szalała z innymi dzieciakami. Nienawidziła bezczynności. Irytowała ją i sprawiała, że czuła się taka... niepotrzebna. Dlatego musiała coś robić. Lubiła pracować. Nie tylko intelektualnie, ale również i fizycznie, chociaż nie każdej pracy by się podjęła. Praca pokojówki na wycieczkowcach nie była spełnieniem jej marzeń, ale dzięki temu mogła poznać świat, a także przeżyć wielką przygodę. Mogła choć przez chwilę poczuć się jak bohaterka tych wszystkich fantastycznych książek, które czytała.
    Uwielbiała oglądać wschody i zachody słońca, uwielbiała wpatrywać się w rozgwieżdżone niebo, które nie było niczym przysłonięte. Uwielbiała opierać się o barierki i czuć ten wiatr we włosach. Każda podróż była wyjątkowa, każda niepowtarzalna i każdą chciałaby przeżyć jeszcze raz. Miała masę pamiątek i jeszcze więcej wspomnień.
    Zdała sobie sprawę, że jej życie nie zawsze będzie tak wyglądało, że pewnego dnia obudzi się i powie dość. Sądziła jednak, że to będzie jej własna decyzja, którą podejmie w odpowiednim dla siebie czasie. Śmierć ojca przekreśliła wszystkie jej plany. Nie mogła kontynuować zaczętej podróży, musiała wracać do domu. Potem było tylko gorzej. Widząc w jakim stanie jest jej matka, nie mogła jej zostawić. Chociaż bardzo chciała po prostu uciec, zaciągnąć się na pierwszy lepszy statek i odciąć się od problemów, to nie potrafiła. Choć nigdy nie miała dobrego kontaktu z matką, to nie mogła jej tego zrobić. Musiała zostać i jej pomóc, bo sama by sobie nie poradziła.
    Nie było łatwo. Sama również potrzebowała wsparcia, jednak skutecznie to ukrywała. Jedynie przyznała się przed Christopherem, że nie daje rady, że tęskni za tatą i nie ma siły na pocieszanie mamy. Wiedziała, że może liczyć na przyjaciela i tym razem się nie pomyliła. Christopher pomagał jej, jak tylko mógł i umiał. Naprawdę dużo wtedy rozmawiali i była mu za to wszystko wdzięczna. Ponadto to on ją przekonał, że przeprowadzka do Nowego Jorku dobrze im zrobi.
    Maisie wcale nie chciała się przeprowadzać. Nie chciała zostawiać rodzinnego domu, a tym bardziej pozwalać, aby jakaś obca rodzina się tam wprowadziła. Mocno zaciskała wargi, kiedy kolejni przychodzi i zwiedzali ich dom, jakby to było muzeum. Eleanor odpowiadała na pytania, pokazywała dom i wychwalała pod niebiosa. Maisie z początku chciała robić jej na złość i na każdą zaletę podawać wiele wad, jednak dość szybko doszła do wniosku, że to bezsensu. Szalę na korzyść przeprowadzki przechyliła nie do końca sprawdzona informacja, jakoby sprawca wypadku przebywał w Nowym Jorku, w mieście, w którym do tego wypadku w ogóle doszło. Maisie nie powiedziała nikomu, skąd u niej taka nagła zmiana. Nie chciała dodatkowych pytań i tekstów, że powinna sobie darować. Dobrze wiedziała, co powinna, a czego nie.
    Tym sposobem od kilku miesięcy mieszkała w Nowym Jorku i całkiem jej się tu spodobało. Za każdym razem, kiedy sądziła, że ma jakąś nową informację, szybko okazywało się, że jest w błędzie. Rzuciła się w wir pracy oraz wróciła na uczelnię, aby nie zwariować. Śledztwem zajmowała się po godzinach, których ostatnio zaczęło jej brakować.
    Piątkowe wieczory zazwyczaj spędzała w obcisłej sukience i na wysokich obcasach roznosząc drinki szanownym panom biznesmenom. Uśmiechała się do nich, częstowała alkoholem i tylko czasami miała ochotę, któregoś wyrzucić za burtę. Ten wieczór też spędzała w ten sposób. Krążyła z tacą pomiędzy gośćmi, rozdając im przeróżne alkohole i zbierając puste kieliszki. Wbrew pozorom, bo bardzo często marudziła, lubiła tę pracę, a kiedy nikt nie widział, mogła się za darmo napić naprawdę dobrego alkoholu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak samo było i teraz. Poszła wymienić tacę, a upewniwszy się, że nikt nie widzi, wzięła jeden kieliszek i szybko wypiła jego zawartość. Wino musujące było całkiem dobre, choć nieco za mało słodkie. Pusty odstawiła na bok, wzięła tacę i ruszyła dalej. A przynajmniej chciała, bo widząc mężczyznę przez moment nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić. Uśmiechnęła się szeroko.
      – Napije się pan czegoś? – zagadnęła, jak gdyby nigdy nic. Po chwili zmarszczyła lekko brwi, zdając sobie sprawę, że wyglądał jakoś tak... znajomo.

      Maisie

      Usuń
  106. Ostatnie miesiące życia spędziła w dziwnym stanie zawieszenia. Zupełnie tak, jakby zamieniła się życiem z kimś innym. Tak jakby ktoś przypiął jej sznurki i umiejętnie sterował nimi gdzieś z góry. Powoli zaczynała nawet wierzyć w fatalne kłamstwa, jakie była zmuszona opowiadać, by ratować tyłek brata, niszcząc przy tym swoje życie na każdym możliwym gruncie. Zerkając w lustro widziała osobę, która wyglądała jak ona, choć za każdym razem czuła, że z tamtej osoby zostało już niewiele. I nie było czynnika, który mógłby to zmienić. Nawet fakt, że ubrała najpiękniejszą sukienkę, jaką tylko znalazła, przyozdabiając do tego swoje ciało wyszukanymi dodatkami. To wszystko tylko i wyłącznie po to, by wpasować się w targowisko próżności, na jakim musiała odegrać perfekcyjną żonę człowieka, do którego czuła wstręt. Dodatkowo nie była w stanie skupić się na niczym innym, co nie dotyczyłoby Scott’a, problemów z bratem, czy szpitala. Była kłębkiem nerwów, a napięcie podsycały jedynie problemy z fikcyjnym mężem, który wyżywał się na niej gdy tylko była w domu.
    Nie miała ochoty nigdzie wychodzić, a już na pewno nie ze świadomością, że gościć będzie na przyjęciu człowieka, na którego oglądanie nie miała żadnej ochoty. Blaise Ulliel – człowiek, którego znała praktycznie od dziecka, a teraz szczerze nienawidziła i obwiniała o obecny stan rzeczy. Nie widziała go już długi czas i choć była u niego to liczyła na to, że w tym tłumie nie zobaczy go ani razu. Dookoła niej skakało pełno ludzi, których nawet nie znała, co więcej – nie miałam nawet zamiaru wysilać się, by zapamiętać imię kogokolwiek. Ona chciała jedynie odbębnić swój obowiązek i wrócić do domu, by następnie ewakuować się z niego jak najszybciej. Przebywanie w tłumie pełnym opryskanych drogimi perfumami snobów było wyjątkowo drażniące. Jej mąż natomiast wydawał się bawić doskonale. Dostrzegła nawet na jego twarzy grymas, który układał się w coś w rodzaju uśmiechu, choć dobrze wiedziała, że i to było fałszywe. Męczyło ją jego natarczywe towarzystwo, dlatego też skorzystała z momentu, w którym poszedł przywitać się ze swoimi kolegami. Udała się do stołu z alkoholem, by nie musieć znosić tej szopki na trzeźwo. Chwyciła pierwszego lepszego drinka, jednak zanim zdążyła go wypić, do długiej listy doszedł kolejny powód, przez który miała ochotę się upić tego wieczoru.
    - Nawet się do mnie nie odzywaj – warknęła cicho, odwracając lekko głowę od mężczyzny, który pojawił się w jej polu widzenia. Zamoczyła krwistoczerwone usta w kieliszku z drinkiem i upijając kilka łyków, przerzuciła wzrok na stojącego obok niej Blaise’a. – Nie masz pojęcia ile kosztuje mnie powstrzymywanie się, by ci nie przywalić, Ulliel.
    Gdyby mogła, to zamordowałaby go wzrokiem, choć szczerze mówiąc większą przyjemność sprawiłoby jej użycie rąk. Na końcu języka miała wiele obelg, które mogłaby rzucić w jego stronę. Nie zdążyła jednak powiedzieć nic więcej, bo dosłownie znikąd pojawił się jej mąż.
    - Blaise – uśmiechnął się do niego szeroko, obejmując przy tym kobietę w talii. – Nie wiedziałem, że znasz się z moją żoną.
    Mocno powstrzymywała się, by nie przewrócić w tym momencie oczami, a jedyne co mogła zrobić, to upić kolejną porcję alkoholu z kieliszka.

    Spóźniona i błagająca o wybaczenie Nina <3

    OdpowiedzUsuń
  107. Miał całkowitą rację. Wspomniała o jego siostrze tylko i wyłączeni, dlatego, aby go wkurzyć i zadać ból, ale przecież chwilę wcześniej, on sam robił dokładnie to samo. Co prawda jego amunicja była nieco lżejsza, ale dla Alli to nie miało znaczenia. Nie w momencie, w którym ktoś za wszelką cenę starał się brać za decydowanie o tym czy jest szczęśliwa czy nie.
    Burknęła cicho pod nosem coś niezrozumiałego w reakcji na jego słowa. Dawno nie czuła się w ten sposób. Jej ciało wręcz chciało krzyczeć, aby ją dotknął, a nie powinno tak być. Miała narzeczonego i powinna po prostu uderzyć Blaise’a w twarz i nie pozwolić mu się więcej dotykać. Zamiast tego, sama wręcz pchała się w jego objęcia, czekając tylko w niecierpliwieniu, jak daleko to się posunie, jak długo nie będą myśleli o konsekwencjach i o tym, że przecież ona kogoś ma… Nie ważne było to, co konkretnie czuła do swojego narzeczonego. Najbardziej istotne w tym wszystkim było to, że po prostu go miała i zamiast spędzać z nim teraz czas, obściskiwała się ze swoim przyjacielem w zaciętej windzie, rozpinając dłońmi guziki jego koszuli, a gdy jej się to udało nie zsunęła koszuli z jego ramion. Wstrzymała oddech, błądząc dłońmi po ciepłymi torsie Blaise’a.
    — Nie powinniśmy — wyszeptała cicho, zamykając oczy i rozkoszując się jego pocałunkami. Sama w tym czasie zsunęła odrobinę jego spodnie, wraz z bielizną i odetchnęła głęboko czując jego nabrzmiałą męskość. Oplotła nogę w okól jego i stanęła na palcach tej, którą wciąż dotykała ziemi. Wsunęła palce pomiędzy włosy mężczyzny i odnalazła jego usta, składając na nich namiętny pocałunek. Serce waliło jej w piersi, jak oszalałe, wiedziała, że robi coś złego, że zachowuje się w nieodpowiedni sposób, ale… Ale to wszystko było od niej silniejsze i było już za późno. Nawet, jeżeli teraz zdecydowałaby się wycofać to wiedziała, że Ulliel osiągnął swoje, wiedział, że wcale nie kocha Russa, inaczej przecież nie dałaby ściągnąć z siebie tak łatwo majtek, a ona… Ona się nawet nie opierała, wręcz przeciwnie. Chciała, aby zrobił to jak najszybciej, nim komuś przyjdzie do głowy naprawić tę windę.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  108. [Tak jak pisałam przychodzę dzisiaj z odpisem :D wybacz, że tyle musiałaś czekać!]
    Lucas naprawdę nie był świadomy powagi stanu, w jakim znajdował się jego przyjaciel. Nie czytał szmatławców, jeśli nie było tam nic na temat sprawy którą aktualnie prowadził, czy na temat porwania córki. Starał się możliwie jak najbardziej zamieść sprawę pod dywan, bo inaczej przyszło by mu się tłumaczyć z tych wszystkich wypadających z szafy trupów. Nie miał zamiaru tego robić, ponieważ tamci na to zasłużyli. Znał na wylot system sprawiedliwości i wiedział, że rzadko karta wymierzana sądownie była wystraczająca. Szatyn pokazał swoją siłę, determinację i fakt, że przydomek Devil nie pojawił się znikąd.
    Gdy drzwi w końcu stanęły przed nim otworem z twarzy kompletnie zniknął uśmiech, który jeszcze chwilę temu gościł tam jak niezmazywalny. Blaise wyglądał źle, a raczej tragicznie. Wyszczuplał, co potwierdzał gest opatulania ciała długim szlafrokiem. Kości policzkowe miał bardziej uwydatnione, a pod oczami cienie, jak ktoś kto nie spał od bardzo dawna. Black wszedł niepewnie do środka, jednak nie odrywał swych błękitnych oczu od mężczyzny. Elaine nie chciała mu nic powiedzieć, ale teraz zrozumiał dlaczego. Tego nie można było opisać, to trzeba było zobaczyć i pomóc czym prędzej.
    - Ciebie też – odpowiedział w końcu, gdy ścignął ze stóp eleganckie buty, a jesienny płaszcz rozwiesił na jednym z wolnych wieszaków.
    - U nas teraz już wszystko w porządku. – dzięki temu miał nadzieję pokrył jego ciekawość na trzy z zadanych wcześniej pytań i wszedł do środka. Whiskey postawił na blacie w kuchni w ogóle nie myśląc o tym, by teraz cokolwiek z przyjacielem pić, ponieważ jasnym było, ze ten nie jest w stanie przyjąć do swego kruchego ciała jakiekolwiek dawki procentów. Ba! Nie powinien tego robić.
    - Lepiej powiedz, co się z Tobą dzieje? Elaine nie chciała mi nic wytłumaczyć, a stary no nie wyglądasz najlepiej jak mam być szczery.- wyrzucił z siebie, gdy już zasiadł na kanapie, a dłonią przeczesał nerwowo włosy. Poczuł bowiem, że zaniedbał kolejna ważna w swym życiu osobę i czuł się po części odpowiedzialny za stan Blaise’a. Może gdyby wcześniej się spotkali, to nie byłoby tak źle?
    - Byłeś u jakiś lekarzy? – niepewnie wypowiedział te słowa na głos, gdyż nie do końca miał świadomość co jest przyczyną takiego stanu mężczyzny. On znał się na prawie, a nie na organizmach ludzkich.

    zmartwiony Lucas

    OdpowiedzUsuń
  109. Oddychała coraz szybciej. Nie skupiała się na słowach, które wypowiadał Blaise. W tym momencie nie miały żadnego znaczenia. Nie chciała myśleć o narzeczonym i o tym, co powinna, a czego nie powinna robić. Oczywiście miała dobitną świadomość, że właśnie zdradza swojego narzeczonego, ale potrzebowała tego. Jak bardzo absurdalnie to wszystko brzmiało, cholernie potrzebowała poczuć coś… Coś dobrego i przyjemnego. Potrzebowała zbliżenia, stosunki z kimś, kto nie rozmyślał o tym, że jest chora, że może coś jej się stanie, z kimś, kto po prostu nie wiedział i traktował ją normalnie, bo ona sama nie wiedziała jeszcze, co z tego wszystkiego wyjdzie, ale wiedziała, że nie chce być przez kogokolwiek traktowana inaczej.
    — Och, po prostu się zamknij i mnie przerżnij — Allia była zawsze bezpośrednia, czym czasami zaskakiwała przyjaciół, niezależnie od płci. Zawsze, zaskakiwała ludzi. Swoim zachowaniem czy słowami. Nie zamierzała się tym jednak przejmować. Dlatego wsunęła dłonie pod materiał koszuli Blaise’a i zacisnęła mocno palce, wbijając w niego paznokcie i powoli przesunęła ręce w dół, pozostawiając po sobie czerwone ślady. Ulegle też oplotła Blaise’a nogami i unosiła klatkę piersiową z każdym oddechem, przylegając ściśle do zimnej ściany windy.
    Jęknęła cicho, kiedy rozchylił jej uda. Zamknęła oczy skupiając się, w oczekiwaniu na ten moment i kiedy poczuła go w sobie, westchnęła, ponownie ściskając mocniej palce na jego ciele. Poruszyła delikatnie biodrami, błagając wręcz w ten sposób, aby przestał się ociągać. Bała się, że ktoś im zaraz przerwie, że technicy pojawią się szybciej, niż mieli to w zwyczaju i wszystko im zepsują. Nie myślała też w tej chwili o tym, że w windzie może być monitoring, miała to w poważaniu. Liczył się w tym momencie tylko Blaise i to, co z nią robił. To, że wzdychała i jęczała cicho przez, a raczej dzięki jego poczynaniom.
    — Boże! — Wykrzyczała, będąc blisko, a po chwili poczuła przyjemne dreszcze, przez co jej ciało zaczęło delikatnie drżeć — nawet nie próbuj w tym momencie przerywać, Blaise — warknęła nieco agresywnie, czując, jak blisko jest osiągnięcia orgazmu, a gdy poczuła spełnienie, nie przestawała obejmować go nogami, zaciskała tylko mięśnie na jego męskości i oddychała ciężko, pojękując cicho z każdym kolejnym jego pchnięciem.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  110. Czuła, jak blond loki przyklejały się do jej spoconego czoła oraz karku. W tej chwili jednak, w ogóle jej to nie przeszkadzało. Uśmiechnęła się tylko lubieżnie do Ulliela, powoli oblizując przy tym wargi. Musiała przyznać przed samą sobą, że to było coś, czego jej brakowało. Sposób, w jaki ją dotykał, jak sprawiał, że było jej dobrze i… Zdecydowanie jej narzeczony nie potrafił jej zaspokoić wystarczająco. To nie tak, że był zły w sprawach seksu. Po prostu mieli różne preferencje i zdecydowanie pod tym względem do siebie nie pasowali. Blaise ją teraz o tym przekonał, a ona dobrze wiedziała, co powinna zrobić. Tak na dobrą sprawę, wiedziała to już od dawna, ale… Sama nie wiedziała, co ją tak przy nim trzymało. Nie chodziło o jego pozycję. Była samodzielna i nie miała problemu, aby utrzymać się sama. Może nie mogła pozwolić sobie na wszystko, ale wiedziała, czego chce i na ile może sobie pozwolić.
    — Mhm, widzę — wyszeptała, odchrząkując cicho. Poprawiła włosy i chwyciła sukienkę, którą jej podał. Poprawiła materiał i już po chwili przyjemny materiał przylegał do jej ciała, pozbawionego bielizny. Nie przeszkadzało to jej jednak w żadnym stopniu. Poprawiła raz jeszcze włosy, bo po założeniu sukienki odrobinę się rozczochrały. — A możesz po prostu przestać o nim gadać? — Spytała już pewniejszym tonem. Pamiętała nadal, o co się pokłócili, chociaż sposób, w jaki doszli do porozumienia był, jak najbardziej w porządku. Nie chciała jednak dalej dyskutować na temat jej związku, zwłaszcza, że teraz zaczęły dopadać ją wyrzuty sumienia, bo mimo wszystko była narzeczoną. Była w związku i posunęła się do zdrady, a przecież jeszcze niedawno uważała, że nie mogłaby po tym spojrzeć sobie nawet w odbicie. Sytuacja jednak się zmieniła, a Allia… Cóż, odkąd dowiedziała się o chorobie, jej poglądy się zmieniły. Zaczęła również być jeszcze bardziej bezpośrednia; co było już trudne do osiągnięcia. Nie zastanawiała się milion razy nad konsekwencjami i zamierzała spełnić całą listę rzeczy do zrobienia, bo zwyczajnie nie wiedziała, czy zdąży, jeżeli będzie odkładała to na później. — Jeszcze nie wiem, czy chcę w ten sposób marnować swój czas — mruknęła, wywracając oczami — nikt nie mówi, że musimy się ciągle kłócić — dodała po chwili z delikatnym uśmiechem. Chciała ukucnąć i sięgnąć dokumentacje, którą miała przy sobie i wsunąć ją szybko do torebki, ale Ulliel był szybszy. Spojrzała na niego i przełknęła ślinę.
    — Co do kolacji to tak, pewnie. Aktualna. — Powiedziała, i wyciągnęła rękę, aby wyrwać z rąk Blaise’a swoją dokumentację — bo miałam w planach konsultację — mruknęła, mocno zaciskając palce na listach — zostaw to Blaise, proszę cię. To nic pewnego, jasne? Po prostu… Po prostu muszę jeszcze się skonsultować z jakimś lekarzem — jej humor momentalnie spadł, ale nie miała zamiaru płakać i rozklejać się przy przyjacielu. Poza tym to nie było jeszcze nic pewnego… To było tylko zdanie dwóch lekarzy, a przecież… Przecież mogli się mylić.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  111. Czuła się w tym wszystkim bardzo zagubiona. Kiedy dowiedziała się o chorobie Arthura, wpadła w szał i nawet nie dała sobie na spokojnie wytłumaczyć, o co tak dokładnie chodzi w schizofrenii. Z góry założyła, że nie chce mieć z nim więcej kontaktu, że to choroba, z którą nie chciała mieć do czynienia. Pamiętała, jak była gotowa rzucić w niego pierścionkiem zaręczynowym, który dostała zaledwie dwa dni wcześniej, wyobrażają sobie ich idealną przyszłość, a później to wszystko zostało roztrzaskane. Nie chciała go słuchać, nie chciała nawet przebywać z nim w jednym pomieszczeniu. Później... Później miał wypadek, a ona zrozumiała w tym czasie wiele rzeczy i bała się najbardziej na świecie, że straci to na zawsze, a ich ostatnia wspólną chwilą będzie kłótnią, bo ona miała klapki na oczach i nie chciała go słuchać...
    Z Blaisem było inaczej. Nie kochała to, nie miała żadnej wiedzy na temat jego choroby, a przede wszystkim pewności czy bierze leki, czy jest w kontakcie z lekarzami. W przypadku Arthura to wszystko wiedziała i nie bała się, że coś może się nagle wydarzyć, wiedziała, że ją kocha i ich dzieci. Może naiwnie, ale wierzyła, że nie zrobiłby ich małej rodzinie żadnej krzywdy. Była wściekła, kiedy usłyszała, że Ulliel jest chory. Była strasznie wkurzona, że Arthur pozwalał na kontakt ich dzieci z tym człowiekiem, co prawda dusiła to w sobie, bo nie chciała urazić swojego męża, ale... Blaise nie był Arthurem, a to dla Elle była znacząca różnica.
    - Nie chcę tego słuchać – oznajmiła siląc się na obojętny ton, co było w tym momencie dla niej bardzo trudne do zrobienia. Historia, którą się z nią podzielił była... Poruszyła nią, ale nadal była na niego wściekła – masz rację, nienawidzę cię, po prostu cię nienawidzę – wyszeptała słabo, zaciskając mocno dłoni i powieki. Nie mogła przy nim płakać, nie mogła sobie znowu pozwolić na taką słabość. Pokazała... Może nie temu konkretnie Blaise'owi, a temu drugiemu, jak bardzo jest niewytrzymała, jak łatwo jest ją złamać, chociaż... Czy ktokolwiek wytrzymałby te wszystkie słowa? Pewnie nie, tylko inny zakończyli by te rozmowę w odpowiednim momencie, a ona nie potrafiła.
    - Zostawialiśmy z tobą Theę – wyszeptała cicho, nie wierząc, że ich córeczka mogła być w tak dużym niebezpieczeństwie. W końcu Ulliel mógł zrobić jej wszystko... – Mam dość... – wyszeptała cicho. Była zmęczona ciągłym obciążeniem psychicznym, rozmyślaniem nad tym ile jeszcze ludzi wokół niej może chorować, myśleniem nad tym, co będzie z jej dziećmi, czy będą zdrowe czy może jednak życie nie będzie dla nich łaskawe – co mi po twoich przeprosinach... Nie zwrócą mi spokoju, nie sprawią nagle, że nie będę bała się chodzić na rozmowy. Tak, boję się iść na rozmowę, gdy oddawania jakiś facet, boję się wysłać pieprzone CV, bo nie mam pojęcia co... Kto... – zasłoniła ponownie twarz oczami, czując, że za dużo mu mówi. Nie powinien wiedzieć, do jakiego doprowadził ją stanu. To już nie był jego interes, to nie była jego sprawa, nie chciała, żeby za bardzo się interesował... Nie zamierzała zabraniać Arthurowi przyjaźni z Ullielem, nie była taka, ale ona sama po prostu nie chciała mieć z nim kontaktu.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  112. Elaine zadrżała i spoliczkowała Blaise'a.
    - Przestań się nad sobą użalać, kretynie! - wyrzuciła z siebie wściekle. - Weź się ogarnij. Serio. Chętnie bym cię tu zamknęła, ale bar nie jest najlepszym miejscem dla naćpanego i nachlanego faceta - pokręciła głową. Westchnęła ciężko i po chwili przyniosła mu telefon. Usiadła obok i pokręciła głową.
    - Blaise... jesteś debilem jakich mało, ale jesteś też dobrym przyjacielem. Nie rób sobie więcej krzywdy, dobrze? - poprosiła cicho i pokiwała głową. - Tak, u nas już wszystko w porządku. Po prostu... chyba taki nasz los. Nie możemy żyć spokojnie i starzeć się jak stare zgredy... najwyraźniej śmierć w łóżku nie jest nam pisana - dodała z pewnego rodzaju goryczą. Potem odetchnęła głęboko. - Weź pogadać z Lucasem, co? Obaj potrzebujecie teraz pomocy... jakiegoś wsparcia. Byliście do tej pory całkiem nieźli w podnoszeniu swoich dup, więc może i tym razem by się udało, co? - spojrzała na niego uważnie. Umilkła, bo widziała, że Ulliel próbuje się z kimś skontaktować. Sięgnęła po sok i sama się napiła.
    - Blaise? - odezwała się po chwili. - Pamiętaj, że przyjaźń działa w obie strony, co? Kiedy potrzebujesz pomocy, zadzwoń.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  113. Nie lubiła o tym rozmawiać, sama nie do końca zdążyła pogodzić się z faktem, że jest chora. Dlatego były przed nią jeszcze dwie konsultacje. Jedna w Nowym Jorku, druga w Mediolanie, bo Fredericka powiedziała, że przyjmuje tam najlepszy lekarz. Oczywiście nie powiedziała ciotce, że chodzi o nią, a jedynie i przyjaciela, który wiele dla niej znaczy. Nie miała serca stresować rodziny, która była tak daleko od niej. Niepotrzebnie dokładałaby im zmartwień, a dobrze wiedziała, że, na co dzień i tak o niej myślą.
    — Konsultacje medyczne z lekarzem. To… To nic pewnego, jasne? Muszę udać się jeszcze do kilku lekarzy — burknęła, wyrywając dokumenty i wpychając je pospiesznie do torebki. Korespondencja i wyniki badań, które znajdowały się w papierach, które trzymał, jasno wskazywały na zdiagnozowanego raka jajnika, ale Allia wciąż miała cichą nadzieję, że być może to jakaś pomyłka, chociaż dobrze umiała czytać i widziała, co ciągle było powtarzane, ale… Ale chciała jeszcze przez chwilę uparcie twierdzić, że to może być błąd — nieważne, będziemy o tym rozmawiać, jak będzie pewne — dodała jeszcze, jednocześnie dając mu do zrozumienia, że nie zamierza więcej rozmawiać na ten temat i jeżeli tylko będzie dalej próbował coś z niej wyciągnąć, zakończy te ich spotkanie i dopiero pokaże mu, jaka potrafi być wkurzona.
    — Sushi brzmi dobrze — spojrzała, jak ją chwycił i uśmiechnęła się lekko do ochroniarzy. Liczyła, że nie było już widać po nich zaczerwienionych policzków. Zresztą, krótka rozmowa na temat jej choroby skutecznie powinna pozbyć się z nich znaków podniecenia.
    Wsiadła do limuzyny i zapadła się z uśmiechem w miękkie siedzenia, prostując nogi, jednak uważnie pilnując, aby sukienka nie odkrywała za wiele. W końcu była bez bielizny, a odgradzająca ich roleta od kierowcy, była otwarta.
    — Nie byłam jeszcze w tej restauracji — powiedziała, przypominając sobie nazwę, o której wspomniał — mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz i to naprawdę warte mojego czasu — dodała z uśmiechem, chociaż dobrze wiedziała, że Ulliel nie zabrałby jej byle gdzie.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  114. Szatyn nie ściągał uważnego spojrzenia z przyjaciela, jakby w obawie, że ten się za chwilę kompletnie rozsypie. Nie pamiętał – a może wyparł z pamięci – takiego Blaise’a. Zawsze razem balowali do białego rana, podbijali kolejne klub i panny. Byli panami życia, rozrywki i biznesu. Ich nazwiska były znane większości mieszkańców Nowego Jorku, nawet jeśli nie o końca mogli je trafnie połączyć, to rzadko trafiała się osoba, która nie natknęła się na Blacka, czy Ulliel’a czytając chociażby jeden z brukowców. Tymczasem drugi z nich siedział zmizerniały na kanapie i bardziej przypominał ducha, a niżeli faceta trzymającego jedną ręką całą dostępną władzę. Ciężko było Lucasowi patrzeć na taki obraz rozpaczy, ponieważ inaczej tego nie szło nazwać.
    - Teraz nie ma czasu na przejmowanie się mną, Elainie, czy Clarissa. Spójrz na siebie! To Tobie jest potrzebna pomoc i to mnie jest cholernie wstyd, że nic nie byłem wstanie zauważyć. – uniósł początkowo głos, jednak z każdym kolejnym słowem starał się opanować. Ostatnie czego Blaise teraz potrzebował to zapewne kolejne kazanie z ust innej osoby.
    - Niech dzisiejszy wieczór będzie wyjątkiem i zapalę, dzięki – powiedział wyciągając papierosa z paczki. Ostatni raz delektował się dymem nikotynowym przed ukończeniem studiów. Później zaczął regularnie chodzić na siłownie, do pracy i na bankiety, co pożerało cały jego czasu, więc nie miał nawet pięciu minut, by zapalić.
    -Blaise serio, my teraz jesteśmy ostatnimi osobami o jakie powinieneś się martwić. Wszystko mam pod kontrolą, tylko więcej trupów przybyło w szafie.- powiedział wzruszając ramionami, a następnie zaciągnął się papierosem. Dawno nie miał w płucach dymu toteż cicho zakaszlał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. -Jakbym pierwszy raz się zaciągał – zauważył z przekąsem, jednak kolejny buch poszedł mu o wiele sprawniej i dał dziwne ukojenie. Może nie powinien tak szybko rzucać tego nawyku? Może mógłby czasem zastępować whiskey? Od razu odrzucił tą niepokojącą myśl, ponieważ nie potrzebował teraz żądnego nałogu w który wpadłby jeszcze gorzej, aniżeli w pracoholizm.
      Nie przerywając przyjacielowi wysłuchał wyjaśnienia na temat jego stanu. Nie spodziewał się wielu szczegółów, bo co jak co, ale każdy z nich raczej pomijał swoje słabości w wyznaniach. Potrafili w przeszłości podnieść się z gorszych tarapatów, a i wtedy nie do końca szczerze zwierzali się z przyczyny, czy przebiegu problemu. To co się liczyło to pomysł na rozwiązanie i ruszenie dalej do przodu, czy też w górę. Zaniepokoił go fakt, iż blondyn(szatyn?) uciekł w narkotyki. Sam nigdy nie próbował mocniejszych używek, ale nie raz widział ich efekty na swych klientach, czy osobach po drugiej stronie ławy. Nie było to nic kolorowego, jak reklamowano na mieście. Dobry humor mija, energia też, a zostaje człowiek w rozsypce bez wizji tego jak może się pozbierać.
      - I wyglądasz jak gówno – skwitował Black wrzucając peta do postawionej na stole popielniczki. Nie zamierzał się cackać z gospodarzem tego mieszkania. Znali się nie od dziś i mogli pewne rzeczy wykładać jak kawa na ławę. Możliwie, że taki zimny prysznic był mu potrzebny, a może im obojgu?
      - Aż tak Ci śpieszno do podbijania kolejnych nagłówków brukowców? – uniósł jedną brew jednocześnie patrząc na niego tym swym autorytatywnym wzrokiem.
      - Daj sobie jeszcze co najmniej tydzień na rekonwalescencje, a jeśli nudzą Ci się te cztery ściany zapraszam do moich. Też siedzę teraz całymi dniami w domu, tyle że z Clarissą. -przyznał nie wyjaśniając nic więcej. Po co miał mówić o tym, że odszedł z kancelarii albo o tym, że musiał zmienić mieszkanie na mniejsze, by wypłata z udziałów nie zmniejszała standardu ich życia? To były dla niego nic nieznaczące szczególiki po tym co cała ich trójka przeszła niedawno.
      -Będziesz dobrym wujkiem i pobawisz się z młodą – puścił mu perskie oko oczekując tego, ze przyjaciel zacznie się zabierać rękami i nogami przed tą wizytą. Nie było tajemnica, iż nie przepadał za dziećmi, jak i Black nim okazało się, że jest ojcem.
      Lucas

      Usuń
  115. Maisie ze wszystkich sił starała się po prostu nie oszaleć. Śmierć ojca przekreśliła wszystkie jej plany oraz marzenia. Sądziła, że na suchy ląd na stałe zejdzie wtedy, kiedy sama o tym zadecyduje. Jego śmierć sprawiła, że wszystko stało się tak szybko. Za szybko. Niby nie miała nic do swojej pracy, którą wykonywała obecnie. Miała kontakt z wodą, czasami wypływała na weekendowe rejsy i zarabiała niemałe pieniądze. Ponadto w dni wolne od pracy przychodziła na uczelnię i stawała się pilną i ambitną studentką. Zawsze chciała iść na studia, jednak w momencie, w którym podjęła decyzję o pracy na statku, porzuciła to marzenie. Na studia zawsze mogła się zapisać, a szansa pracy na wycieczkowcach już nie.
    Teraz musiała się czymś zająć, aby nie myśleć o tym wszystkim. Ponadto pragnęła, aby ojciec był z niej dumny, a wiedziała, że może to osiągnąć pnąc się po szczeblach kariery naukowej. Obiecała sobie, że da z siebie wszystko i ukończy chociaż pierwszy stopień.
    Ponadto zbliżały się święta. Pierwsze bez ojca i była tym naprawdę przerażona. Nie wiedziała, jak to będzie w tym roku, nie wiedziała, czego się spodziewać. W jej rodzinie zawsze dość hucznie i bardzo specyficznie obchodzono to święto. Zjeżdżała się rodzina z różnych stron świata, zjeżdżali się również inni naukowcy i znajomi, z którymi rodzice prowadzili poważne i naukowe rozmowy. Maisie nie pamięta, aby kiedykolwiek dostała prezent. Pisała referaty na temat, który właśnie ją najbardziej interesował, a następnego dnia znajdowała go wraz z oceną i komentarzem ojca oraz matki. Była to kwestia przyzwyczajenia i wpojenia pewnych wartości od samego początku.
    Teraz wszystko się zmieniło. Tata nie żył, a mama porzuciła pracę naukowca i zatrudniła się w zwykłej kwiaciarni. Maisie cieszyła się, że przynajmniej w tym kobieta odnajduje choć trochę szczęścia. Ostatnio nawet zaczęła się uśmiechać, co bardzo ucieszyło brunetkę. Wiedziała, że prędzej czy później to nastąpi, ale nie spodziewała się, że wywoła w niej to takie szczęście. Eleanor była bardzo specyficzną kobietą, ale nawet ona zasługiwała na szczęście.
    Chociaż Maisie starała się temu zaprzeczać, to jednak była bardziej podobna do matki niż sądziła. Obie stawiały pracę na pierwszym miejscu i uciekały do niej, kiedy było naprawdę źle. I chociaż narzekały na nią, to i tak następnego dnia się stawiały na miejscu i wykonywały swoje obowiązki.
    Tym razem było tak samo. Posada kelnerki nie była szczytem jej marzeń, ale mogła pracować na morzu, a to podobało jej się najbardziej. Kołysanie statkiem, przyjemna bryza i zapach morza sprawiały, że zapominała o swoich problemach. Żałowała jedynie, że zaraz będzie musiała zejść na ląd i przez najbliższe dni żyć normalnie.
    Dopiła do końca zawartość z kieliszka, po czym odstawiła go na bok i na nowo rzuciła się w wir pracy. Chodziła między mężczyznami, rozdawała alkohole i uśmiechała się najładniej, jak potrafiła. Nauczyła się wyłapywać tylko te informacje, które były jej naprawdę potrzebne. Zarejestrowała, że mężczyzna chciał whisky i już mu ją podawała, kiedy dotarło do niej, że zwrócił się do niej po imieniu. Spojrzała na niego zaskoczona. Dopiero po chwili zapaliła jej się zielona lampka w głowie i uśmiechnęła się szeroko.
    – Blaise! – powiedziała nieco głośniej niż powinna i w pierwszym odruchu chciała odstawić tacę i rzucić mu się na szyję. Wiedziała jednak, że nie może tego zrobić. Nie przy tych ludziach i na oczach swojej szefowej. – Co ty tu robisz? – zapytała, szczerząc się szeroko i podając mu kieliszek z alkoholem. – Zmieniłam się, a jednak mnie poznałeś. Żegnaj moja fortuno – parsknęła śmiechem, rozglądając się, czy na pewno nikt jej teraz nie potrzebuje. Na szczęście większość zajęła się sobą, więc na chwilę mogła się zatrzymać.
    – Może i nadętych, ale co sobie popatrzę, to moje – puściła oczko w jego kierunku. – A mój Nobel tylko czeka aż napiszę przełomową pracę. Możesz szykować garnitur i rezerwować lot do Szwecji.

    Maisie

    OdpowiedzUsuń
  116. Nie chciała rozmawiać o swoim zdrowiu. Po prostu nie wiedziała sama jeszcze, jak poruszać ten temat z innymi. Zdawała sobie sprawę, że inni lekarze prawdopodobnie potwierdzą tę samą diagnozę, ale mimo wszystko chciała się upewnić. Mieć pewność, której nikt nie byłby w stanie poddać w wątpliwość, więc… Czekało ją jeszcze trochę badań i wizyt lekarskich.
    — Ja… Dobrze, ok. Możemy tam lecieć, jeżeli są tam najlepsi lekarze — powiedziała spokojnie, nie chciała się z nim kłócić i chociaż zawsze chciała liczyć sama na siebie, tak w tej sytuacji śmiało mogła skorzystać z jego pomocy nie udając przy tym silnej i niezależnej kobiety, bo w tym momencie w ogóle się taka nie czuła.
    Dała się poprowadzić do limuzyny. Rozsiadła się wygodnie. Niby nic się nie zmieniło, ale miała wrażenie, że atmosfera stała się nieco bardziej nerwowa. Ona przynajmniej nie czuła się w pełni swobodnie, czego bardzo żałowała, bo liczyła, że reszta dnia będzie równie przyjemna co ich zakończenie kłótni, w końcu wciąż nie miała na sobie bielizny, ale... Ale teraz czuła się zupełnie inaczej i nie wiedziała, jak potoczy się reszta wieczoru.
    - Tak, zdecydowanie – przytaknęła lekko się uśmiechając. Nie wiedziała, jak ma się zachowywać. Nie chciała myśleć o swojej chorobie ale jakoś nie mogła wyrzucić teraz tej myśli z głowy. Westchnęła cicho, opierając się na siedzenie i pochylając głowę do tyłu – tak, mogę wyciąć sobie wszystko, nie chce mieć dzieci, więc... – wzruszyła ramionami – przynajmniej nie będę musiała się męczyć – zaśmiała się cicho, uważnie mu się przyglądając – nie będę cię do niczego zmuszać, poza tym przestań... Będzie po prostu dobrze.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  117. Nie wiedziała, jak ma się zachowywać, w jaki sposób z nim rozmawiać. Trochę się go bała, nie miała bowiem pewności czy za chwilę znowu nie wcieli się w tego drugiego Blaise’a. Skąd miała wiedzieć, że zaraz nie zacznie na nią krzyczeć i znów mówić jej, jak bardzo jest słabym, okropnym i egoistycznym człowiekiem? Zagryzła wargi, cicho prychając w reakcji na jego słowa.
    Bała się, że nie będzie potrafiła dalej przyjaźnić się z tym człowiekiem. Był chory, rozumiała to. Arthur też chorował, ale nigdy nie sprawił, że poczuła się w ten sposób. Blaise’owi udało się ją jednak doprowadzić na skraj załamania.
    — Nie wiem, czego mogę się po tobie spodziewać. Myślałam, że jesteś normalny, ale okazuje się, że nie… I mam wyrzuty, że od tak pozwalałam ci się nią opiekować — powiedziała, trochę się uspokajając. Nie zamierzała dusić w sobie cały czas nienawiści i pozwalać jej wzrastać, ale obecnie ta relacja była trudna. Bardzo trudno i Elle zwyczajnie nie wiedziała, co sama dokładnie czuje w tym momencie. To było po prostu… Trudne, za bardzo.
    — Nie chcę… Nie chcę wracać do twojej firmy. Nigdy tam nie wrócę — powiedziała stanowczo, ale bez nerwów. Dla niej ten etap życia był po prostu zakończony. Wiedziała, że gdyby poszła z tą całą sprawą do sądu, ogłosiłaby to jakiejś gazecie, organizacji zajmującej się mobbingiem i dobrem kobiet, wszyscy byliby po jej stronie, ale Elle wiedząc, że Arthur chce pomóc Ullielowi, nie mogła postąpić w ten sposób, chociaż początkowo odgrażała się pozwem. Sytuacja jednak zaczęła wyglądać inaczej, kiedy okazało się, że to choroba, a nie ten prawdziwy Blaise.
    — Arthur jasno powiedział, że ci pomoże i dopilnuje, żebyś wrócił… Wrócił na normalne tory, więc daj mu się wykazać — westchnęła ciężko, ocierając zaczerwienione oczy. Nie chciała więcej krzyczeć, płakać i się złościć, to i tak nie doprowadzało jej do żadnego, konkretnego celu. Siedzieć tutaj do czasu, aż wróci jej mąż i drżeć się na mężczyznę, też nie miało sensu. Wyrzuciła tę złość, która w niej siedziała i teraz… Teraz czuła się odrobinę spokojniej — po prostu pozwól sobie pomóc.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  118. Jego reakcja była taka, jak każdej innej osoby, która dowiadywała się o tym, że ona i Horner byli małżeństwem. Nie mogła się jednak nikomu dziwić – ślub został zaplanowany niemalże z miesiąca na miesiąc. Wszystko owiane było wielkim chaosem i jedną wielką niewiadomą. Oni sami ledwo się znali, nie wspominając już o jakiejkolwiek głębszej relacji – bo taka nie miała i nigdy nie będzie miała miejsca. Podpisała cholerny cyrograf z diabłem, a to wszystko z powodu pieniędzy, które były stawką za normalne życie jej brata. Za Davida czuła się bardziej, niż odpowiedzialna – głównie z powodu śmierci jej matki, która opuściła ich, gdy ten był jeszcze małym dzieckiem. Gdy usłyszała więc o jego problemach rzuciła swoje dotychczasowe życie, plany i mężczyznę, by podjąć wszelkie dostępne środki w celu udzielenia mu pomocy. Prawdopodobnie każdy w tym pomieszczeniu nazwałby ją głupią i zgodziłaby się z nim w pełni. Jednak tylko nieliczni byliby w stanie zrozumieć czym są rodzinne więzy, których nie da się od tak po prostu odciąć.
    - Dlaczego miałabym ci przywalić? – Spytała retorycznie, wracając do tematu, gdy tylko Shane oddalił się na bezpieczną odległość. – W mózgu jest 14 miliardów neuronów, impulsy przebiegają z prędkością 700 kilometrów na godzinę… Większości odruchów nie kontrolujemy, więc z braku kontroli mogłabym cię pozbawić tego denerwującego uśmieszku z twarzy.
    Wycedziła przez sztuczny uśmiech, który posyłała kiwającemu głową w jej kierunku mężczyźnie. Nie miała pojęcia kto to jest, ale musiała robić dobrą minę do złej gry, by podtrzymywać cały ten teatrzyk jak najdłużej.
    - Jak możesz zadawać takie głupie pytania? – Pokiwała głową z niedowierzaniem. Wiedziała, że ten mężczyzna był co najmniej chłodny, ale nie spodziewała się z jego strony takiego braku poczucia odpowiedzialności. - Wciągnąłeś mojego brata w hazard, narkotyki i w zasadzie we wszystko, co tylko się dało. Zszedłeś na samo dno, a po drodze wziąłeś też jego.
    Oczywiście, że nie wciągał go w nic na siłę i Nina doskonale o tym wiedziała. Miała świadomość dużej podatności Davida na wszelkie złe rzeczy. Nie mogła więc wszystkiego zrzucić na Ulliela, choć tak na pewno byłoby łatwiej.
    - A teraz ja za to płacę – mruknęła, wgapiając pełne nienawiści spojrzenie w Shane’a, który właśnie z ogromnym zaangażowaniem zabawiał obcą kobietę. Nie była oczywiście zazdrosna. Wręcz przeciwnie – miała nadzieję, że opuści z nią to przyjęcie i nie będzie musiała go oglądać przez najbliższe godziny. – Ale dla ciebie cena nigdy nie grała roli, prawda?
    Prychnęła jedynie cicho, odstawiając pusty kieliszek po drinku. Nie miała zamiaru pić kolejnego. Alkohol nigdy nie był jej domeną i spożywanie go zostawiała jedynie na te cięższe okoliczności.
    - Jak z tego wyszedłeś? – Spytała już mniej uszczypliwie. – Bo rozumiem, że ta szopka jest z okazji twojego powrotu na całkiem chwiejny szczyt.

    Nina

    OdpowiedzUsuń
  119. white chocolate,

    wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 16 listopada Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  120. - Blaise... - westchnęła. - Postaraj się trochę o siebie zatroszczyć, co? - poprosiła cicho. Spojrzała mu w oczy. Chwilę później objął ją i przytulił. A potem ucałował jak brat.
    - W innych warunkach powiedziałabym, że szukać sposobu, by sobie pomacać, ale dzisiaj zupełnie nie jesteś sobą - pokręciła głową. - Przyślę do ciebie Lucasa. Tego możesz być pewien. Ale nie licz, że mu o tym wszystkim nie powiem, jasne? - pogroziła mu palcem. Widziałą, że przyjaciel próbuje się jak najszybciej ulotnić. Musiał naprawdę słabo się czuć. Kiedy jednak próbował jej zostawić pieniądze, popatrzyła na niego groźnie.
    - Ulliel, debilu, zabieraj te pieniądze. Nie jesteś nic mi winien - mruknęła. Przytuliła go. - Zabieraj.... i... nie pozdrawiaj swoich kolegów. Oni za wszystko zapłacili - uśmiechnęła się wrednie. Blaise mógł się jedynie domyślać, jakimi sposobami wydusiła z tej grupy pijaków więcej kasy, niż przyzwoitość nakazywała. Było to też swego rodzaju ostrzeżenie - dla nich i dla przyjaciela  - że El nie zamierzała przymykać oczu na głupotę.

    [Nowe zdjęcia są imponujące! Hohoho.... I wybacz zawieszkę z odpisem, ale trochę nam się wątek skończył.... Masz jakiś pomysł na to, co mogłoby się dalej wydarzyć?]

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  121. Ostatnie dni nie były dla Elaine łatwe. Wraz z Lucasem uczyli się na nowo żyć. Oboje mieli sporo na głowie w związku z przeprowadzką, a jednocześnie starali się jak najwięcej czasu poświęcać Clary. Próbowali wszystko sobie poukładać, a Black odnaleźć się w nowej roli, a właściwie w świecie bez tej roli... Eagle po prostu starała się wspierać narzeczonego, ale niczego mu nie narzucać. On szanował jej decyzje i niezależność, więc chciała się odwdzięczyć tym samym.
    Elaine właśnie skończyła wykładać ręczniki w szafie, gdy rozległ się dźwięk dzwonka u drzwi. Przez kamerkę potwierdziła, że nikt obcy nie próbuje się do nich dostać, więc otworzyła zamek, a Ulliel wpadł do środka jak burza i to wyraźnie oburzony.
    - Nie ma Lucasa.... Pojechał z Clary do psychologa. Jestem sama - odpowiedziała spokojnie i przyjrzała się przyjacielowi. Musiała przyznać, że Blaise z każdym dniem wyglądał coraz lepiej. Wyraźnie wracał do formy. Tymczasem jednak wyrzucał z siebie serię pytań. El tylko pokręciła głową.
    - Może byś się najpierw porządnie przywitał, co? - mruknęła. - Usiądź... rozgość się - dodała i sama przysiadła na kanapie. - Tak, zdecydowaliśmy się razem zamieszkać. I tak, tutaj, jak widać na załączonym obrazku. - Spojrzała na niego jak na idiotę. - I zacznij oddychać. Jakaś wielka krzywda nam się nie dzieje - westchnęła. - Lucas zrezygnował z pracy, ponieważ twierdzi, że jest ona powodem wszystkich nieszczęść, które nas spotykają. Ten gość, który porwał Clary, był synem faceta, którego Black przymknął i zapewnił długi pobyt w więzieniu. To, co się po drodze wydarzyło... no... sprawiło, że Lucas ze strachu o nas zrezygnował z pracy. I nie patrz tak na mnie. Nie namawiałam go do tego! - zastrzegła. - Może wkrótce zmieni zdanie? Gdy się już trochę ponudzi... Ale na razie trudno mi wymagać od niego, żeby robił coś wbrew sobie - wyjaśniła spokojnie. Potarła nerwowo szyję. Miała świeże wspomnienie noża na gardle. Wiedziała, że to nie chodzi tylko o córkę... Lucas bał się też i o El. I Sebastiana, który mocno ucierpiał przy tamtej akcji. - Ale jeśli potrzebujesz pomocy prawnej, to ci jej nie odmówi - dodała szybko.

    [Uwaga tylko taka, że Lucas nie zamknął kancelarii, a przestał w niej pracować. Nadal jest udziałowcem.]

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  122. Starała się skupić myślami na czymś zupełnie innym. To jednak nie było tak łatwym zdaniem, jak początkowo jej się wydawało. Nie potrafiła po prostu wyrzucić z głowy myśli, że jest chora. Oczywiście wiedziała, że diagnoza nie była jednoznaczna z wyrokiem śmierci, było leczenie. Mogła się go podjąć, tylko, że Allia zaczynała się coraz częściej zastanawiać nad tym, czy to w ogóle ma sens. Pomimo tego, że wciąż pragnęła usłyszeć od innego lekarza, że to był błąd, że ktoś popieprzył wyniki i te, które oglądano wcześniej, wcale nie należą do niej.
    Wszędzie jednak było jej imię i nazwisko, wszędzie informacja zwrotna była dokładnie taka sama. Nie było ani jednej różnicy, a Sweeney wiedziała, że nawet jeżeli przebada się jeszcze u dziesięciu kolejnych lekarzy, wszyscy powiedzą dokładnie to samo. Chciała jednak ślepo trzymać się tej nadziei, że przecież jest szansa, że jest możliwość, aby…
    — Możemy zmienić temat na… Jakiś kulturalniejszy? Seks jest fajny, ale nie mam ochoty w tej chwili myśleć o twoich jądrach — mruknęła, marszcząc delikatnie brwi — po prostu… Jak tam interesy? — spytała, chociaż w ogóle ją to nie interesowało. Chciała po prostu uciec od tematu, skupić się na czymś innym, spróbować raz jeszcze…
    Kiedy wysiedli z limuzyny, a przed nimi rozbłysły światła fleszy, Allia poczuła się okropnie. W ogóle nie była gotowa na coś takiego. Zacisnęła odruchowo tylko mocniej palce na dłoni Blaise i mimowolnie, odruchowo stanęła też bliżej niego, jakby chciała ukryć swoją twarz w jego boku. Nie chciała być na plotkarskich portalach, już raz miała z tego tytułu problemy. Nie wiele brakowało, aby faktycznie brano ją za jakąś damę do towarzystwa dla bogatych. Pierw kierowca formuły jeden, teraz Blaise Ulliel… Zorientowanie się, że to ta sama dziewczyna na pewno nie zajmie prasie wiele czasu.
    — Czy oni muszą być wszędzie? — spytała, kiedy znaleźli się już w środku — cholera, wyglądam paskudnie i… Blaise, mam zapiętą sukienkę? — dodała spanikowana, nie będąc pewną czy po zabawie w windzie zapięcie zostało dokładnie zapięte.
    — Łatwo powiedzieć, nie myśl o tym… Blaise, staram się — westchnęła, a kiedy zajęli miejsce przy odpowiednim stoliku, wbiła w niego swoje spojrzenie — twoich rodziców? Jakoś… Nie wiem. To konieczne? — uniosła lekko brew, bo te spotkanie zdecydowanie ją przerażało. Nasłuchała się najróżniejszych plotek na temat pana Ulliela i jakoś nie była optymistycznie nastawiona na takie spotkanie — poza tym po co? Możemy tam lecieć pewnie, mówiłam, że… Nie będę się opierać, skorzystam z twojej pomocy, ale… Ale czy poznanie twoich rodziców jest konieczne? — zapytała, nie opuszczając z niego spojrzenia nawet na chwilę.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  123. Maisie zawsze była bardzo inteligentna i pracowita, więc nic dziwnego, że kiedy oznajmiła, że zaciąga się na statek, to wszyscy sądzili, że będzie tam sprawowała naprawdę ważną funkcję. Tymczasem została zwykłą pokojówką i czuła się z tym naprawdę dobrze. Sprzątała kajuty, czasami stawała za barem albo biegała na szpilkach między stolikami roznosząc jedzenie. Nigdy nie bała się ciężkiej pracy, a dzięki tej nauczyła się również pokory, której nie wpoili jej rodzice, uważając, że jest przecież najlepsza i takimi rzeczami nie powinna się zajmować.
    Dzięki temu również i teraz nie miała nic przeciwko pracy. Co prawda nieco kłóciła się z jej osobistymi poglądami, ale wypłaty były ładne, ona miała słabość do życia na wysokim poziomie, a ponadto potrzebowała dostępu do morza. Jeśli za długo była na lądzie, zaczynała się dusić i wszystko wkoło zaczynało ją irytować.
    Nie spodziewała się, że na tej imprezie spotka Blaise. Wiedziała, że kręcił się gdzieś po Nowym Jorku, ale nie miała pojęcia, gdzie dokładnie. Miasto było ogromne i nawet nie sądziła, że przypadkiem na niego wpadnie.
    Wysłuchała go i pokiwała lekko głową. Przysunęła się nieco, aby lepiej im się rozmawiało.
    – A to prawda, że im większy jacht, tym mniejszy... – zrobiła pauzę, uśmiechając się niewinnie i przez chwilę – interes? – zapytała w końcu, wciąż z tym samym uroczym i niewinnym uśmiechem.
    – Najpierw chwalisz się jachtem, potem każesz ściągać fartuszek i jeszcze częstujesz alkoholem... Panie Ulliel, bo jeszcze panu ulegnę – rzuciła żartobliwie i rozejrzała się dookoła. Ruch był dość spory i jej koleżanki na pewno będą miały przez nią więcej do pracy, aby obskoczyć tych wszystkich gości. Z drugiej strony do tej pory zawsze przychodziła na czas, wykonywała dobrze swoje obowiązki i nie unikała pracy, nawet kiedy była naprawdę zmęczona. Na szczęście była w tak dobrym humorze, że nie musiał jej prosić dwa razy Uśmiechając się szeroko, odwiązała fartuszek i wygładziła materiał sukienki. Nieco się spięła, kiedy usłyszała pytanie. No tak, on jeszcze nie wiedział i to ona musiała go o tym poinformować. Otworzyła nawet usta, lecz poczuła, że nie może. Rozmowy na temat jej ojca wciąż sprawiały jej olbrzymią trudność i nim się przełamie, musi minąć trochę czasu.
    – Przepraszam – powiedziała cicho, biorąc do ręki jedną ze szklanek z alkoholem. Wypiła na raz i skrzywiła się. – Przebiorę się i zaraz do ciebie wrócę i wtedy wszystko ci opowiem – zapewniła, odchodząc kawałek.
    Wróciła dość szybko. Strój kelnerki wymieniła na czarną, obcisłą sukienkę, w której tuta przyszła. Szpilki również wymieniła na znacznie wyższe. Nawet rozpuściła włosy, a rzeczy upchnęła do torebki.
    Znalazła Blaise i uśmiechnęła się do niego.
    – Przepraszam, ale... – zacięła się i wzięła głęboki oddech, zbierając się w sobie. – Tata miał wypadek. Zginął, bo jakiś skurwiel się nie zatrzymał – wyrzuciła z siebie, starając się ukryć drżenie dłoni.

    Maisie

    OdpowiedzUsuń
  124. Nie chciała więcej myśleć na temat swojej choroby i liczyła, że gdy skończą temat ich podróży do rodzinnego miasta Ulliela również zakończy się temat jej choroby i wszystkich tematów krążących dookoła. Była zwyczajnie zmęczona myśleniem o tym i miała naprawdę szczerą nadzieję, że Blaise to zrozumie. Chciała to mieć już za sobą i zapomnieć, chociaż na ten jeden wieczór. Wyłączyć opcję myślenia i po prostu… Po prostu cieszyć się miłym wieczorem w miłym towarzystwie.
    — Może to najwyższy czas, aby zmienić zainteresowania? — uniosła brew i uśmiechnęła się zadziornie, przygryzając przy tym dolną wargę i wpatrując się w niego. Nie interesował ją jego biznes, żaden inny tak naprawdę też nie, ale po prostu to było dobre oderwanie się — wiesz, może powinnam otworzyć własny interes? Zainwestować odłożoną kasę, wziąć jakiś kredyt i coś rozkręcić. Jako pracownik banku, mam super korzystne kredyty — zaśmiała się cicho, palcami przeczesując długie, blond włosy.
    Nie była taka pewna słów przyjaciela. Nie miała pojęcia czy to byli ci sami dziennikarze, którzy chodzili w ostatnim czasie za rajdowym kierowcą, jednocześnie fotografując jego razem z nią. Przez krótki czas, gdy wyszły one na jaw, było o tym dość głośno. Zwłaszcza, że po chwili świat obiegła informacja o zerwanych zaręczynach przez sportowca, a wokół tematu jego związku i domniemanego romansu zrobiło się po prostu szumnie.
    — To lepiej o tym nie myśl, będzie ci się łatwiej opanować — szepnęła i usiadła przy stoliku, a nakładając nogę na nogę, delikatnie przesunęła stopą w szpilkach po łydce mężczyzny i uśmiechnęła się tylko niewinnie, wpatrując się w jego oczy — powinnam przestać pic… W ostatnim czasie wlałam w siebie tyle litrów alkoholu, że… Nie wiem czy to wino, to dobry pomysł — wymamrotała, ale jednak chwyciła kieliszek i delikatnie uniosła w stronę mężczyzny, jakby chciała wznieść toast.
    — Nie boję się twoich rodziców, po prostu… Nie wiem. Ile poznali twoich dziewczyn lub przyjaciółek? Pomyślą sobie jeszcze za dużo i… Po prostu nie wiem — dodała po chwili z lekkim uśmiechem, a po chwili wzruszyła ramionami, bo naprawdę nie wiedziała, dlaczego nie chce tam jechać. Nie bała się jego rodziców, ale po prostu… Nie widziała powodu, dla którego miałaby ich poznać.
    — Co napisali? — uniosła spojrzenie na Blaise’a i od razu sięgnęła do swojej torebki, aby wyciągnąć telefon i sprawdzić, co zostało wrzucone na jej temat do sieci. Odświeżyła stronę i otworzyła szerzej oczy — nie wierzę, po prostu nie wierzę — wymamrotała pod nosem, przesuwając palcem po ekranie, bo to o czym mówił Blaise było tylko jednym artykułem, a w sieci było już ich trochę więcej, a ci bardziej złośliwi odświeżyli zdjęcia ze Scottem i zaczęli wymyślać niestworzone historie, na co Allia tylko zmarszczyła mocno brwi, czytając kolejne to nagłówki — świetnie, zaraz nie będę mogła wychodzić z biura z potencjalnym klientem, bo zaraz będzie, że… Że to mój inny klient — wyszeptała, a Sweeney miała zwyczaj umawiania się ze specjalnymi klientami, takimi jak chociażby Blaise, umawiała się na mieście, co było w zasadzie wygodniejsze i przyjemniejsze niż siedzenie w banku, gdy musieli tylko porozmawiać czy ustalić pewne, ogólne warunki — stracę wszystkich… Przecież jak ktoś to zobaczy, nikt nie będzie chciał się narażać na oszczerstwa — wymamrotała, czując jak zaczyna robić się jej gorąco ze zdenerwowania.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  125. [ Hej!
    Dziękuję bardzo za powitanie na blogu oraz za miłe słowa pod kartą mojego pana :)
    Co do After to polecam zdecydowanie sięgnąć po książki. Wiem, że wielu osobą nie przypadają one do gustu, ale mnie poruszyły. Film jest nieco mdły (taki zwykły romans), a relacje są bardzo okrojone. Do tego nie ma kilku istotnych wątków ;)
    Twój Blaise jest świetny i z chęcią zobaczyła bym tych panów razem. Ale to trzeba pokombinować jakbby tu ich drogi skrzyżować o ile masz w ogóle ochotę na wątek ;) ]

    Gabriel

    OdpowiedzUsuń
  126. [ Dziękuję za miłe powitanie :> Myślę, że Blaise mógłby równie dobrze być jednym z ulubionych klientów, a przynajmniej do pewnego momentu. Moja Ela ma dużo cierpliwości, ale też do czasu, gdy ktoś w końcu przegnie pałkę. Może, któregoś razu twój pan przeliczył się ze swoim urokiem osobistym i ilością wypitego alkoholu, przez co znacznie naraził się mojej El, zbyt nachalnymi zalotami. No i nie było by problemu o tyle, że innych klubów i barów, do których może sobie sobie pójść jest masa, gdzie barmanka nie będzie się na niego krzywo patrzeć, albo pluć do drinków, ale okrutny los każe im się spotkać w innym miejscu. Dajmy na to, Ela zostanie ze swojej drugiej pracy wysłana na jakieś prywatne przymiarki do jego matki, która potrzebuje sukni na zbliżającą się galę czy bankiet i tam się stety-niestety spotkają z takim klasycznym "You got to be kidding me. " A czy zadźgają się nożami dwa uparte i dumne stworzenia, czy rozwiążą konflikt to już wyjdzie w praniu. Co sądzisz?]

    Elenor

    OdpowiedzUsuń
  127. [To w całości zasługa Black Dreamer :)]Elaine pokręciła głową na narzekania Blaise'a.
    - Żadnej parapetówki nie było. Z resztą jeszcze się nawet porządnie nie rozpakowaliśmy - odpowiedziała. Czy El faktycznie szybko się przeprowadziła? Chyba jednak nie. Byli razem już dość długo, a Lucas propozycję wspólnego mieszkania przedkładał przynajmniej ze trzy razy. Po ostatnich wydarzeniach Elaine stwierdziła, że może faktycznie będzie to dobry pomysł. Za mało czasu spędzali razem, często tylko się mijali. Chciała móc po prostu go widywać, co przy mieszkaniu w dwóch różnych częściach miasta bywało nie lada wyzwaniem. Szczególnie, że nawet ich plany dnia się ze sobą nie zgadzały.
    - Chyba przyszła pora sprawdzić, czy damy radę być ze sobą i czy ten związek w ogóle ma sens. Może się okazać, że w trakcie mieszkania razem wypłyną takie rzeczy, że zrezygnujemy ze ślubu i całej reszty. Ale to po prostu trzeba sprawdzić i tyle - wzruszyła ramionami.
    Westchnęła cicho. Dobrze wiedziała, że Blaise nie lubi dzieci, a fakt, że Lucas przyjął Clarissę do domu, uważa za największy błąd Blacka. Nie bardzo wiedziała, jak ma przekonać przyjaciela, że oni patrzą na całą sprawę zupełnie inaczej. Nie z perspektywy "co straciliśmy", ale "co zyskaliśmy". Elaine wiedziała, że gdyby dziewczynka pojawiła się w innym momencie, niż to miało miejsce, pewnie o żadnym związku między nimi nie byłoby mowy. Lucas nie przetrwałby zdrady El... nie wybaczyłby jej porwania siostry ani szpiegowania. Niezależnie od motywacji Eagle. Dał jej drugą szansę ze względu na Clary w dużej mierze... bo własnych uczuć potrafił się doskonale wypierać. Tak jak ona... długo szarpali się ze sobą, nim doszli do jakiegoś porozumienia.
    - Blaise... To nie chodzi tylko o Clary. Chodzi po prostu o nas. O mnie i Lucasa. Nie mówię, że decyzja Lucasa jest najlepszym rozwiązaniem, ale... jeśli żylibyśmy dalej tak samo jak przez ostatnie tygodnie przed porwaniem, to na pewno już byśmy się rozstali. Praca, imprezy... - westchnęła. - Tylko każde z nas miało swoją pracę i swoje imprezy. Potrafiliśmy się w ogóle nie widywać. Każde szalało po swojemu i z własnym towarzystwem... Po prostu przestawaliśmy być parą. Właściwie tylko Clary nas łączyła już pewnym momencie - przyznała cicho. - Porwanie... i to, co tam się stało... chyba przypomniało nam obojgu, czemu w ogóle chcieliśmy być razem. Że potrafimy działać razem. Że oboje jesteśmy szaleni, gotowi na wszystko... że kierujemy się podobnym systemem wartości... i nie wyobrażamy sobie życia bez tej drugiej osoby. I tak naprawdę... to nie wyobrażamy sobie, że ktoś inny mógłby mógłby.... nas poznać tak, jakby musieliśmy się poznać.
    Zamknęła oczy na chwilę.- Wiem, że nie łatwo jest ci to wszystko zrozumieć. Uwierz... nam też nie. Ale potrzebujemy czasu, żeby poukładać sobie to wszystko... - Wyglądała na zmęczoną.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  128. [ Spokojnie, postaram się coś skrobnąć w najbliższych dniach ]

    Ela

    OdpowiedzUsuń
  129. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  130. Wzięła głęboki oddech i odchyliła głowę do tyłu. Nie wierzyła w to wszystko, co przed chwilą przeczytała w swoim telefonie. Była wściekła i miała ochotę rzucić komórką, nie licząc się z tym, że mogłaby się zepsuć czy wymierzyć w kogoś i zrobić jakąś krzywdę. Czuła, jak rośnie w niej gniew, jak robi jej się gorąco. Oddech znacznie przyspieszył, a Allia musiała powstrzymać się z całych sił, aby nie uderzyć pięścią w stół.
    Wpatrywała się w swoją dłoń leżącą na stole i palce Blaise’a na niej. Miała ochotę zrzucić z siebie jego rękę, nie chciała słuchać o tym czy zaraz sprawa ucichnie czy nie. Pakowała się kolejny raz w kłopoty i nie potrafiła się z tego wyplątać.
    — Mam ochotę komuś przywalić — wysyczała cicho przez zaciśnięte zęby, spoglądając na Ulliela. Nie była zła konkretnie na niego, jednak jego słowa nie działały w tej chwili na nią kojąco. Wręcz przeciwni, tylko wzmacniały buzujące w niej uczucia — nie chcę o tym wszystkim myśleć, nie chcę słuchać o moim zdrowiu — powiedziała szybko, ale nic nie zrobiła. Siedziała przy stoliku i zaciskała mocno zęby, skupiając się na tym, aby nawet nie drgnąć.
    — Możemy po prostu zamówić? — spytała, oddychają ciężko przez nos. Bo po wypowiedzeniu słów, od razu ponownie zacisnęła mocno zęby i usta — i wyłączyć te pieprzone urządzenia? — dodała drugą ręką odkładając wibrujący od powiadomień telefon na stół z trzaskiem — chcę to rozpieprzyć, mam ochotę coś rozwalić, Blaise — wyszeptała, zaciskając ponownie mocno wargi i wpatrując się w wciąż wirujące urządzenie, na którym wyświetlały się kolejne informacje o nowych powiadomieniach.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  131. Sama nie była pewna, skąd w niej nagle tyle agresji i złości. Wiedziała już przecież po akcji ze Scottem, że artykuły przestawały mieć na znaczeniu. Pojawiały się nowe plotki i wiadomości, które wypierały te stare. W Nowym Jorku i na świecie działo się tak wiele rzeczy w tak krótkim czasie, że pewnie pojutrze już nikt nie będzie pamiętał okładek z nią i Blaisem, tak jak nikt nie pamiętał o tych ze Scottem, ale te pieprzone brukowce przypomniały i tamte zdjęcia, co sprawiało, że Allia była po prostu wściekła. Nie rozumiała, po co im to wszystko było. A w dodatku określanie jej ekskluzywną damą do towarzystwa, prościej mówiąc dziwką, sprawiało, że wszystko się w niej gotowało. Pamiętała też, co powiedział Blaise w windzie. Oznajmił przecież, że w towarzystwie wszyscy mają ją właśnie za taką pannę, a teraz dostała jeszcze potwierdzenie od pieprzonych portalów plotkarskich.
    — Wiesz kiedy ostatni raz byłam na siłowni? Zrobiłabym prędzej sobie krzywdę — mruknęła, biorąc kilka głębokich wdechów, aby się uspokoić. Wiedziała, że nie może się, aż tak denerwować i sprawiać, że jakaś gazeta zawładnie teraz jej zachowaniem i życiem. Ok, była zła. Była bardzo zła przez to, co napisali, ale… Przecież wiedziała, że to nie była prawda. Doskonale o tym wiedziała. Scott i Blaise też. Jej najbliżsi znajomi też przecież powinni wiedzieć, jaka jest naprawdę, a to co napisane… To kłamstwo.
    — Chciałam zjeść… Naprawdę narobiłeś mi ochoty na sushi — szepnęła, chociaż jednocześnie równie mocno chciała stąd wyjść i wyładować jakoś swoją złość. Nie miała tylko jeszcze pojęcia w jaki sposób miałaby to niby zrobić — nie, Blaise, nie będę cię narażać na koszty i wiem, że kupno telefonu to dla ciebie nic, ale… Korzystam już z twojej pomocy, dobrze? Akceptuję to, że chcesz zapłacić za całą podróż związaną z lekarzami i pomanipulować nimi przez swoje znajomości i naprawdę to doceniam i jestem bardzo wdzięczna, ale… Ale to jest na ten moment naprawdę dużo i, i tak będę ci wdzięczna za to do końca życia i się nie będę chyba mogła odpłacić nigdy, więc nie dodawaj mi więcej tego poczucia, dobrze? — uśmiechnęła się, uspokajając się — ale masz rację, może powinniśmy stąd już iść… Spakuję się i przygotuję na jutro — powiedziała z bladym uśmiechem, poprawiając kręcone włosy — wiem… Wiem muszę to zrobić, ale… Boże dlaczego tyle rzeczy musi dziać się w jednym czasie? Blaise… Mogę nocować dzisiaj u ciebie? Nie chcę być sama… — szepnęła cicho, wpatrując się w jego oczy.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  132. — Oczywiście, trudno byłoby nie zauważyć — wymamrotała, bo faktycznie zwróciła na to uwagę. I nawet dobrze, że Blaise wspomniał ten temat, bo łatwiej było jej się oderwać od myślenia na temat całej tej sytuacji z dziennikarzami, chociaż z drugiej strony, gdyby ktokolwiek się dowiedział… Dobrze, że zdążyli się ubrać, a jej sukienka była zapięta, gdy wychodzili.
    — Wiem, ale po prostu będę się w ten sposób czuła lepiej, dobrze? Wiem, że dla ciebie to żaden wydatek, ale po prostu… Blaise, spróbuj to zrozumieć. Nie chcę, żebyś myślał, że wykorzystuję ciebie i twój majątek — było ją stać na nowy telefon, nawet gdyby z wściekłości rozwaliła ten, chociaż powoli jej przechodziło i wcale nie czuła, już tak silnej rządzy, aby coś zepsuć — wystarczy, naprawdę wystarczy to, że pomożesz mi z lekarzami i tymi klinikami — uśmiechneła się, bo to było dla niej naprawdę bardzo ważne i była przeogromnie wdzięczna za taką pomoc. Nie poradziłaby sobie z tym bez niego i po raz pierwszy była gotowa przyjąć tak dużą pomoc.
    — Czyli mamy plan — uśmiechnęła się i schowała swój telefon ze stołu do torebki, nawet nie patrząc na to, czy pojawiły się nowe powiadomienia. Nie miała w tej chwili ochoty na sprawdzanie tego. Jego słowa trochę ją zestresowały, ale… Ale musiała przecież podjąć walkę.
    — W takim razie chodźmy… Dobrze? Już — poprosiła, mając nadzieję, że ich jedzenie zostało szybko przygotowane ze względu, że to był w końcu Ulliel — po prostu przygotuję się z myślą o więcej niż jednej nocy poza domem — uśmiechnęła się i skinęła głową. Wiedziała, że musi zakończyć swój związek, ale nie wiedziała jeszcze, jak to dokładnie zrobić — mogę… Mogę zaczekać, aż wrócimy, no nie? Nie muszę tego robić teraz? Nie chcę — wyznała zgodnie z prawdą, spoglądając w oczy bruneta.


    Allia

    OdpowiedzUsuń
  133. – Oh, skarbie... – wyrwało jej się, kiedy zaczął opisać obecną sytuację swojej firmy. Nieznaczny uśmiech pojawił się na jej twarzy, jednak nie przerywała mu. Wysłuchała i pokiwała głową. Była naprawdę dumna, że tak udało mu się ustawić. Od zawsze wróżyła mu sukces, chociaż miała pewne obawy, czy na pewno poradzi sobie na gruncie ekonomicznym oraz takim czysto matematycznym. Wciąż pamiętała ich wspólne lekcje, próby przekazania nauczenia go czegokolwiek i radość, kiedy w końcu jej się to udawało. Była od niego młodsza, więc to raczej on powinien uczyć ją, lecz już dawno zdała sobie sprawę, że w jej życiu nic nie jest takie, jak być powinno.
    – Nie chodziło mi o twój interes w sensie majątek – powiedziała, kiedy skończył. – Ale gratuluję. I jeśli osobiście obliczasz premię pracownikom, to im zazdroszczę – dodała, śmiejąc się.
    – Z tej wdzięczności zaraz rzucę ci się na szyję – znów się roześmiała i ukradkiem rozejrzała. Widziała ten wzrok niektórych kobiet, który był na nich nakierowany. Nie dziwiła się, że wzbudzał zainteresowanie wśród płci przeciwnej. Był przystojny, miał ładne oczy i dużo zer na koncie, a w dodatku był młody i nie chodził (jeszcze) za starego zboczeńca. Był młody i obrzydliwie bogaty, większość życia przed nim, więc nic dziwnego, że samotne kobiety, i te mniej samotne również, się koło niego kręciły. Na Maisie to ostatnie nie robiło wrażenia. Nie lubiła oceniać ludzi przez pryzmat pieniądza, nawet nieco ją to obrzydzało. Co prawda sama lubiła życie na wysokim poziomie, ale lubiła też niezależność i pracę. Praca sprawiała, że było ją stać na wszystkie zachcianki, a sukienka, którą właśnie miała na sobie, była jedną z nich.
    – Dziękuję – uśmiechnęła się do niego, po czym upiła trochę ze swojego kieliszka. Nie lubiła rozmawiać o ojcu ani o tym, co obecnie działo się w jej rodzinie. Minęło kilka miesięcy, jednak wciąż miała wrażenie, jakby to było wczoraj. Ponadto nocami wciąż miewała koszmary, w których podczas świętowania odebrała telefon z tragicznymi wieściami. W tamtej chwili wszystko straciło sens, świat jej się zawalił i chociaż się starała ze wszystkich sił, aby wrócił do normy, tak się nie stawało. Była bardzo związana z ojcem, bardziej niż z matką, z którą nigdy nie potrafiła złapać wspólnego języka i teraz, kiedy najbardziej go potrzebowała, nie było go. Dopiero teraz zdawała sobie sprawę ze swojej samotności. Miała resztę rodziny, miała przyjaciół i innych znajomych, ale wciąż udawała, że wszystko jest w porządku. W jej życiu brakowało kogoś przy kim tak zwyczajnie mogłaby się rozkleić i powiedzieć głośno nie radzę sobie. Jej życie uczuciowe było ogromną porażką i do tej pory, to ojciec znał ją na wylot i teraz wiedziałby, że nie wszystko jest okej, jak wszystkich wkoło zapewniała.
    – Jakoś tak – odparła wymijająco i wzruszyła lekko ramionami. Dopiła zawartość kieliszka, a pusty odstawiła na tackę. – Tęsknię za nim – dodała w nagłym przypływie szczerości i uśmiechnęła się smutno.
    – Na pewno musisz jeszcze tutaj siedzieć? – zapytała, z tajemniczym błyskiem w oku.

    Maisie

    OdpowiedzUsuń
  134. El podniosła się z kanapy i lekkim krokiem minęła Blaise'a. Podeszła do nowego regału, nowoczesnego regału i sięgnęła do jednej z wysuwanych szuflad, położonych poza zasięgiem rąk dziecka.
    - Wino, rum, koniak... Tego ostatniego lepiej nie ruszać bez Lucasa, bo byłoby mu przykro - odpowiedziała niby żartobliwie. Potem obróciła się i popatrzyła uważnie na przyjaciela. Następnie zamknęła szufladę, nie wyjmując nic ze środka. - Zapomniałam, że jesteś na odwyku...  - zawahała się. - Może jednak wykorzystajmy inny uzależniający środek, taki jak kawa? - zasugerowała i westchnęła.
    - Widzisz? Nie tylko my się posypaliśmy. Kto by pomyślał, że będę musiała zabraniać ci pić? - pokręciła głową.
    - Blaise.... Nie przesadzasz czasami? To mieszkanie nie jest małe. Ani biedne. Nawet dla klasy średniej byłoby za drogie. Fakt, że jest mniej przestronne i nie tak wypasione jak poprzednie, nie oznacza znowu, że jest złe. A odpowiadając na twoje  pytanie... Może próbujemy być samodzielni? Z resztą.... chyba wiesz najlepiej, że ani ja, ani Lucas nie jesteśmy dobrzy w proszeniu kogokolwiek o cokolwiek. Musiałby być naprawdę źle z nami, żebyśmy zaczęli Ci się skarżyć na zbyt mały metraż mieszkania - przewróciła oczami.
    - Jestem dla niej mamą. I to naprawdę nie jest temat do kpin - mruknęła wyraźnie niezadowolona z niedowiarstwa Blaise'a. - Z pewnością... gosposią nie jestem. A że potrafię sobie poradzić.... przecież miałeś okazję u mnie przez chwilę pomieszkać. Nie mam problemu z obowiązkami domowymi. Po prostu staram się je godzić z innymi możliwościami spędzania czasu - zapewniła.
    Usiadła z powrotem na swoim miejscu, a mężczyzna objął ją ramieniem.
    - Wreszcie zaczynasz mówić z sensem - prychnęła. - SPA.... może być, ale nie w tym tygodniu. Obiecałam menedżerowi, że dostanie wolny wieczór, więc z sobotę zostaję w barze na noc. Jeśli zatem chcesz kombinować jakiś wyjazd, to za tydzień. - Tylko my dwoje jak za dawnych czasów? - zasugerowała. Spodziewała się, że Lucas nie będzie zachwycony tym pomysłem, ale w pewnym stopniu El przyznawała przyjacielowi rację - nie mogli odciąć się od całego świata i zapominać, że mają za zadanie nie tylko wychować Clarissę, ale też przeżyć własne życia w możliwie jak najlepszy sposób.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  135. [Wybacz, za zwłokę, jednak urlop był potrzebny 😉]
    Prawnik naprawdę nie chciał się bawić w współczującego kompana do szkła, czy papierosa. Po ostatnich wydarzeniach nie do końca umiał zapanować nad tym wielkim bałaganem w swojej głowie ani poza nią. Oczy często odzwierciedlały coś innego niż miał w zamiarze, lecz pozwalał sobie na to tylko w pobliżu najbliższych, a do tych niewątpliwie zaliczył się Blaise.
    - Jasne, jasne – podniósł jedną dłoń nieco do góry jakby w poddańczym geście, ponieważ nie miał na calu urażenia przyjaciela, a jedynie uświadomienie mu, że no cóż musi się pozbierać do kupy. Był pewny, ze ten sam był tego świadom, lecz Black znalazł się z nim na osobności pierwszy raz po niezmiernie długiej przerwie. To tak jakby doznać szoku, że ktoś potrafi zmienić się na przestrzeni lat, co przecież jest całkowicie normlane. Różnica byłą taka, iż tu nie chodziło o tak długi okres czasu, więc tym bardziej zawiłe było dobranie odpowiedniej strategii. Znali się nie krótko, jednak czy to zobowiązywało reagowania w taki, czy inny sposób? Nie do końca, a może wręcz przeciwnie.
    - Tylko nie rzuć się na mnie, bo żeby Cię pozwać musiałbym wynająć prawnika, a te pijawki nie są tanie – puścił mu perskie oko chcąc nieco rozluźnić sytuację. W końcu sam, by nie mógł się bronić zaledwie kilka, czy kilkanaście dni po tym jak udało mu się odejść z kancelarii.
    - Myślę, ze obecnym licealistom idzie to o wiele lepiej niż mnie – zaśmiał się razem z szatynem, choć nie trwało to długo, bo kolejne słowa wprowadziły odrobinę powagi między ich dwójkę. Fakt był zajęty bagnem zwanym życie, lecz co był z niego za beznadziejny przyjaciela, że ani na moment nie zapaliła się czerwona lampka ostrzegawcza. Siedział teraz niemal ramię w ramię z mężczyzną, z którym podbijali nie jeden klub w Ameryce, bo kto by się tam ograniczał do samego Nowego Jorku i nie był w stanie wykrzesać z siebie czegoś sensownego. Może ta całą presja znajdywania na wszystko rozwiązania w końcu dawała o sobie znać i mózg zaczął się buntować.
    - Mieliśmy i na tym słowie możemy się skupić. Na ten moment udało się jakoś wszystko rozwiązać. – westchnął, a gdy Blaise zaproponował mu alkohol ten tylko skinął głową na zgodę. Chyba faktycznie potrzebował kilku procent we krwi, by pozbyć się tego wszechobecnego napięcia. Potrzebował też pogadać z kimś, kto nie zrozumie opatrznie słów brakuje mi sądu, adrenaliny prowadzonych spraw, czy wypadów do pubu raz w tygodniu . Gdzieś w środku wiedział że i Elaine by go zrozumiała, lecz mogłaby również niepotrzebnie coś przed nim ukryć, udać, ze sama ze wszystkim sobie radzi, aż za dobrze. Chwycił szklankę i upił kilka łyków nie opróżniając jej do końca. Znajomy smak alkoholu był jak idealne lekarstwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - W trupa się nie zaleję, wybacz za kolejne rozczarowanie – kiedyś nie byłoby to dla niego problemem, teraz myślał o najgroźniejszych konsekwencjach całkowitego wyłączenia.
      - Sam siebie nie poznaję i cholera wie, czy to dobrze, czy nie. – wzruszył ramionami dokańczając porcję złotego trunku, a pustą szklankę odstawiając na blat stołu. Odwrócił się do przyjaciela przodem i spojrzał mu prosto w oczy.
      - Żaliła Ci się w tej kwestii? Tylko teraz szczerze, bo sam nie do końca wiem, co chodzi po tej jej pięknej blond główce. – zazgrzytał lekko zębami, bo może znów czegoś nie zauważył i zawiódł na innym froncie, niż na tym na którym się aktualnie skupił.
      - Powiedz mi Blaise, jeśli tak było… Elaine wykazała się niewyobrażalną tolerancją, dobrocią i miłością po tym jak poznałem ją z Clarissą. Przyjęła niemal naturalnie rolę matki, a ja - zaciął się na moment i przeczesał dłonią włosy.
      - Nie żebym stawał się teraz jakimś ckliwym romantykiem, bo dobrze wiesz, że takie rzeczy nigdy mnie nie bawiły, ale Blaise to jest TA kobieta, ta jedna jedyna za którą oddałbyś wszystko. I której nie oddałbyś nikomu. – może to cień z okna, a może faktycznie jego kąciki ust drgnęły w uśmiechu.
      - Spokojnie myślimy nad tym, by wysłać małą do przedszkola, więc będę miał czas na nękanie Cię w pracy, aż będziesz miał mnie dość – przewrócił oczami, ale zaśmiał się szczerze.
      Lucas

      Usuń
  136. Spojrzała na Ulliela, zastanawiając się nad jego słowami. Nie chciała go wykorzystywać w żaden sposób, już i tak jego pomoc w kontakcie z klinikami i lekarzami był naprawdę bardzo dużą pomocą. Nie chciała, więc go bardziej wykorzystywać. I tak ma u niego ogromny dług, którego nie była pewna, czy będzie kiedykolwiek w stanie spłacić. W końcu jeżeli któryś z tych lekarzy pomoże jej wyzdrowieć, to…
    — Nie musisz przeze mnie brać wolnego w pracy — powiedziała, z delikatnym uśmiechem na twarzy. To było miłe, ale… Nie była pewna czy tego chciała, czy pragnęła czyjejś obecności. Z jednej strony nie chciała być z tym wszystkim sama, ale z drugiej… Nie była pewna czy to właściwe, męczenie kogoś swoją chorobą. Zdawała sobie sprawę z tego, że to nie przeziębienie, a ludzie… Mogli po prostu reagować różnie.
    Co do zerwania zaręczyn… Nie była pewna. Nie chciała się już dzisiaj więcej denerwować. Miała świadomość, że kolejne zdjęcia mogą trafić do Russa, ale… Wtedy jej uwierzył, dlaczego teraz miałby wątpić w jej szczerość? Poza tym nie była nawet pewna, czy nadal jest w Nowym Jorku. Musiała sobie też to wszystko przemyśleć. Zdecydować, co tak właściwie chce mu powiedzieć i w jaki sposób przekazać taką, a nie inną wiadomość.
    Zrywanie było bardzo trudne, zrywanie zaręczyn jeszcze trudniejsze. Allia na ten moment nie była pewna… Jak ma to zrobić i nie chciała więcej o tym myśleć dzisiejszego dnia.
    — Na pewno, nie chcę… Nie wiem nawet czy jest w mieście — westchnęła tylko, ale po chwili pokiwała głową — bąbelki w wannie brzmią cudownie, na pewno pomogą mi się zrelaksować — powiedziała, chociaż nie uśmiechała się przy tym szeroko.
    — Chodźmy stąd już — poprosiła, wstając w końcu z krzesła i odsuwając się od stołu — proszę, chcę jak najszybciej znaleźć się u celu — dodała, chwytając torebkę i zawieszając ją sobie na ramię.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  137. white chocolate,

    wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 15 grudnia Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  138. Elaine nie była przekonana, czy oby na pewno Blaise powinien pić, ale już nie wzbraniała mu tego dłużej. Wiedziała, że i tak jej nie posłucha. A ona uważała, że Ulliel wystarczająco dorosły, żeby nie musiała go niańczyć. Pokręciła tylko głową na znak, że nie pochwala jego decyzji. Wolałaby mieć pewność, że przyjaciel jest czysty i nie wpadnie na nowo w wir uzależnienia.
    - Po prostu się martwię, ok? Jesteś wkurzający, ale nadal jesteś przyjacielem - stwierdziła spokojnie. Potem westchnęła. - Nie tylko ty straciłeś Maille - szepnęła i wzięła od niego kieliszek wina, po czym wypiła połowę jego zawartości na raz. Potem potrząsnęła głową. Nie chciała teraz o tym myśleć. Tęskniła za przyjaciółką, ale ich ścieżki nie prowadziły w jednym kierunku w ostatnim czasie, a El miała zbyt wiele na głowie, by unieść więcej. Część po prostu odrzucała, by łatwiej poradzić sobie z rzeczywistością.
    Spojrzała na Blaise'a i prychnęła.
    - Zawsze miałeś. Dla mnie... - urwała. - Sam wiesz, że uciekam od tego bogackiego tałatajstwa. Uważam, że życie z Lucasem jest już za blisko tego, co wkurzało mnie w mojej rodzinie. I... nie chodziłam z nim na te wszystkie imprezy, których nie znoszę. Może to był mój błąd... może wtedy między nami inaczej to wszystko by wyglądało, ale po to wyprowadziłam się z domu, poszłam na studia, otworzyłam bar... żeby do tego wszystkiego nie wracać. Więc wybacz, ale luksusy i apartamenty mnie nie przekonują. I ten cały zakłamany świat elit - odetchnęła głęboko. Spojrzała na Ulliela ze zmęczeniem. Musiała to z siebie wyrzucić, żeby przyjaciel zrozumiał, ale wcale nie czuła się dobrze z odkrywaniem siebie.
    Milczała przez chwilę, gdy Blaise wygarnął jej, że... przestała być sobą. Zamknęła oczy i oparła głowę na zagłówku. Czy rozumiała, co miał na myśli? Tak. Dawniej była chętna na imprezy, gotowa na wszystko. W jednej chwili mogła być po drugiej stronie świata. Teraz wolała spędzać wieczory z Lucasem w łóżku lub z Clarissą oglądać bajki. Ale wiedziała też, dlaczego się zmieniła. Długi czas walczyła tylko o siebie, a kłopotów przybywało z każdą chwilą. Czuła, że ledwie to wszystko utrzymuje przed wielką katastrofą. Była zmęczona i chciała poczuć się bezpiecznie. Mieć pewność, że ktoś za nią to wszystko podźwignie. Obejmie ją i ochroni. A Lucas to robił. Był na tym punkcie stuknięty. Pilnował jej nawet wtedy, gdy nie miał ku temu żadnego powodu. I chociaż nie raz na niego krzyczała, że przesadza i ogranicza jej wolność, to w gruncie rzeczy czuła się dobrze ze świadomością, że może na nim polegać. Że nikt więcej jej nie wykorzysta.
    Blaise mówił dalej o wyjeździe, ale El nie ruszała się z kanapy. Potrzebowała chwili, żeby pozbierać się w sobie. Myśli kłębiły jej się w głowie, a Blaise niczego nie ułatwiał. Nie ruszyła się z kanapy, póki obsługa restauracji nie wyszła. Rozumiała, że Ulliel na swój sposób chce dobrze, ale chwilowo próbowała nie wykopać go z mieszkania. Po prostu nie miała siły na niego patrzeć i z pewnością nie miała apetytu na te jego wykwintne dania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy wreszcie znowu zostali sami, wstała w końcu i usiadła przy stole, ale dolała sobie jedynie wina.
      - Z twojego toku rozumowania wynika w sumie jedno: powinnam rozstać się z Lucasem, bo przy nim się zmieniłam - powiedziała powoli. - Czy naprawdę tego byś chciał? - Spojrzała na niego uważnie. Na jej twarzy nie było widać przyjaznego uśmiechu, pobłażania czy nawet złości. Może jedynie lekka rezygnacja, ale ledwie dostrzegalna. Więcej wycofania i oschłości. Przypomniała sobie te chwile po poronieniu, kiedy myślała o samobójstwie, a potem prawie uciekła... właściwie uciekła, tylko znalazła drogę z powrotem. Czy może właśnie nie powinna była wracać? Przy niej Lucas stanowczo nie był szczęśliwy - rzucił pracę, którą kochał, został wciągnięty w jej kłopoty rodzinne, jego relacje z przyjacielem ucierpiały. Czy powoli robiła to, co jej zrobiła Susan lata temu? Uzależniła od siebie i zdominowała swoją osobą?
      El za jednym przechyleniem kieliszka wypiła całą jego zawartość.
      Blaise prawdopodobnie nie wiedział, w jaką strunę uderzył, a jednak miała ochotę rzucić w niego tym kieliszkiem.

      Elaine

      Usuń
  139. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy chwycił ją w swoje ramiona, chociaż w pierwszym odruchu miała ochotę zdzielić go w ramię, bo nie powinien zachowywać się w taki sposób w miejscach publicznych. Allie nie obchodziło to, czy są w restauracji dla śmietanki towarzystwa czy też nie. Zwyczajnie nie powinien tak robić, ale... Zarzuciła ramiona na jego kark i uśmiechnęła się delikatnie, mrucząc cicho na wieść o bąbelkach w wannie, bo cóż... Brzmiało to po prostu dobrze i przyjemnie i Allia w tej chwili chciała już tylko znaleźć się u Blaise’a w apartamencie.
    - Panie Ulliel, czy to jakaś próba oświadczyn? – zaśmiała się na jego słowa, słysząc o małżeństwie, seksie i kłótniach. Nie była w stanie wyobrazić sobie go, jako małżonka. To zdecydowanie nie był ten typ mężczyzny, którego można usidlić, Allia się kiedyś nad tym nawet zastanawiała i chyba zwyczajnie, po prostu, po ludzku nie umiałaby być z nim w związku. Zdecydowanie – nic już nie rób, wystarczy. Tak szczerze mówiąc, to chciałabym, aby było już jutro. Jestem tym wszystkim zmęczona i... Chcę ubrać majtki, zimno mi w krocze – zaśmiała się, ostatnie słowa szepcąc mu do ucha.
    Kiedy znaleźli się już w jego apartamencie, uśmiechnęła się, kiedy postawił ją na nogi i zgodnie z jego propozycją, sięgnęła zapięcia swojej sukienki, aby rozpiąć ją. W tym czasie zsunęła szpilki z nóg. Nie zdążyła jednak, na całe szczęście, ściągnąć z siebie więcej niż sunięcie ramiączek ze swoich ramion, kiedy dotarł do niej głos jego gosposi. Chwyciła materiał sukienki, aby nie osunęła się niżej i spojrzała na Ulliela, słuchając tego, co kobieta miała mu dopowiedzenia.
    - O mój boże – Allia wyszeptała, puszczając sukienkę jedną dłonią i zakrywając sobie nią usta. Spojrzała na kobietę, a tuż po chwili na przyjaciela, bo nie miała pojęcia, jakiej może się po nim spodziewać reakcji – Blaise... – wyszeptała, stając naprzeciwko niego i spoglądając w jego oczy – powinieneś... Musisz tam lecieć – szepnęła, układając dłoń na jego przedramieniu i mocno je ściskając swoimi smukłymi palcami.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  140. Spoglądała na Blaise’a, zastanawiając się nad tym, jak mogłaby mu pomóc w takiej sytuacji. To zdecydowanie nie było codzienne wydarzenie, a sama Allia miała wrażenie, że w takich momentach jest z niej okropna przyjaciółka, bo ciężko było jej znaleźć odpowiednie słowa pocieszenia. Domyślała się, że tak tylko mówi, ale mimo wszystko uszczypnęła go delikatnie. Niby nic wielkiego, niby oczywista rzecz, ale chciała mu pokazać, że o cokolwiek ją w tym momencie poprosi; ona mu pomoże.
    — Nie możesz tak po prostu… — wymamrotała cicho, ale nie wiedziała tak naprawdę za dużo na temat jego relacji z dziadkiem. Wiedziała, że z rodzicami nie ma raczej najlepszych kontaktów, wiec coś podsuwało jej myśl, że może faktycznie nie powinien się bardzo angażować w śmierć dziadka? Z drugiej strony… To była rodzina. Rodzina zawsze powinna być na pierwszym miejscu — Blaise jesteś pewien? To twój dziadek, powinieneś… Powinieneś tam polecieć — szepnęła, zerkając jak ten idzie w stronę swojego biura. Sama jeszcze przez chwilę stała w miejscu, zerkając na gosposię, która wciąż łkała. Allia nie była do końca pewna skąd taka rozpacz u kobiety. Może Senior Ulliel nie był tak straszny? Kobieta wycofała się, a blondynka jeszcze przez chwilę stała w miejscu, nie wiedząc do końca co ma ze sobą zrobić. Nie wiedziała ile minęło czasu, ale w końcu ruszyła w stronę, w którą wcześniej skierował się Blaise.
    — Co ty robisz? — spytała surowo, nie wierząc w to co widzi. Jeszcze jakiś czas temu zapewniał ją, że nie bierze, a teraz…? — Blaise to nie jest rozwiązanie — oznajmiała, podchodząc pospiesznie do biurka i nie myśląc długo dłońmi roztarła biały proszek, nie przejmując się tym, gdzie się rozsypał. Nie zamierzała pozwolić mu się naśpać i nie zastanawiała się nad reakcją Ulliela, chociaż podejrzewała, że nie będzie najbardziej zadowolonym człowiekiem na ziemi w tej chwil. W swojej obecności nie mogła jednak pozwolić mu na ćpanie. Jaką wówczas byłaby przyjaciółką, gdyby medynie machnęła ręką i udawała, że nic nie widzi? — Chodź stąd — powiedziała, spoglądając na niego i łapiąc go za nadgarstek — mówię do ciebie, chodź — powtórzyła mając nadzieję, że mężczyzna nie zacznie się z nią szarpać.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  141. Przyjaciel miał rację twierdząc, iż Black nie znalazłby lepszego od siebie prawnika, ponieważ mało ludzi w tym zawodzie potrafiło walczyć na sali sądowej tak zażarcie jak on sam.
    - O tym też musielibyśmy pogadać - westchnął przypominając sobie, że Blaise nie ma bladego pojęcia o tym, że zdecydował sie odejśc z kancelarii pozostając jedynie udziałowcem, który miał prawo głosu podczas zebrań zarządu. Jednym słowem nikt nie mógł przejąć tego czego dorobiły sie pokolenia, lecz on nie musiał już pojawiać się jako reprezentant żadnego z obecnych klientów. Chyba, że sam postanowi inaczej. Długo mu zajęło znalezienie tego kruczka w spisanych statutach firmy.
    - Odszedłem z kancelarii, więc jeśli byś potrzebował prawnika, a nie chciałbyś go zmieniać, to po prostu dzwoń na mój telefon komórkowy. Nie żebyś kiedykolwiek postąpił inaczej, jednak wolałem Cię ostrzec, że już mnie raczej nie znajdziesz w Richardson&Black.- wyjaśnił i chociaż ton głosu miał lekki, to oczy wydawały sie cholernie zagubione. Minęło raptem kilka dni, a może nawet już tydzień, odkąd uporządkował wszystkie sprawy i nie musiał już pojawiać się w budynku, który uchodził przez wiele lat za jego drugi dom. Nie miał o to żalu ani pretensji do nikogo, ponieważ podjął tę decyzje całkiem świadomie. Był dużym chłopcem i rozumiał, że czasem trzeba coś poświęcić, by zyskac coś o wiele ważniejszego. W jego wypadku to było bezpieczeństwo jego najbliższych.
    - Tak będzie obiecuję. Juz sie nie gorączkuj. Wtedy byliśmy po prostu pod presją czasu, a poza tym - uniósł oczy ku niebu, którego przez sufit nie dane było mu zobaczyć.
    - ...jak kiedyś wspominałem Sebastian ma całkiem dobre referencje. Chyba nie zapomniałeś jak zdarzało mu się ratowac nasze pijackie dupy przed starszymi - spojrzał na niego wymownie, poniewaz oboje wiedzieli, że do świętych to im było daleko. Szczególnie, gdy przebywali razem i szli z zabawa na całość. Świat dla nich nie miał granic, a jedynie coraz to nowsze mozliwości. Wracając do tamtych wspomnieć Lucas zrozumiał co chciał odzyskac po tym jak związał sie z Elaine i przez co o mało jej nie stracił. Chciał mieć pełnie kontroli i tą niezmąconą niczym wolność. Szatyn zamknął ich trójkę w złotej klatce i chociaż sam chciał ją opuścić to wiedział, że teraz nie był to najlepszy czas. Clarissa potrzebowała specjalistycznej opieki, jemu śnily sie po nocach trupy, a niejaka panna Eagle nie potrafiła być z nim do końca szczera, co przyjaciel tylko potwierdził podczas tego spotkania.
    - Jestem, a przynajmniej wydaje mi się, że tak wygląda szczęście, które nie jest uprzedmiotowione do jedno-nocnych przygód. - spojrzał na niego mina wyrażajacą coś na kształ skruchy. On nikogo nie oceniał nawet siebie z przeszłości, ponieważ wtedy wydawało mu sie, że żyje pełnią życia.
    - Wiem, wiem, cholera Blaise wiem - poderwał się z kanapy i wsadził dłonie do kieszeni spodni i zaczął chodzić w tę i z powrotem. Nikt nie musiał mu podsuwać mu pod nos tak oczywistych rozwiązań problemów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Nie było na to wszystko ostatnio czasu. To porwanie i cała reszta, cóz... -przerwał, gdy mężczyzna wręczył mu namiary na pilotów. Lucas musiał zrezygnowac z tego luksusu na rzecz oszczędności, poniewaz jego wypłata miała odrobinę stopnieć. Nie oznaczało to jednak, że teraz będą żyć w ubóstwie, po prostu musiał z rozwaga inwestować i obracac wiekszymi sumami.
      - Może faktycznie skorzystam - schował karteczke do kieszeni i ponownie zasiadł na kanapie, jakby opadajac z sił. Szczere rozmowy z przyjacielem to nie była dla niego nowość, lecz teraz miały zdecydowanie inny wydźwięk aniżeli w przeszłości. Dotyczyły spraw długoterminowych i takich, których za żadne skarby świata nie chciałby spieprzyć.
      - Pamietasz, że to ona mnie tu do Ciebie wysłała? - uniósł zancząco brew po czym szturchnął lekko swego kompana.
      - Wątpie, by spodziewała mnie sie przed północą - niemniej wyciągnął komórkę i napisał jej wiadomość, by nie czekała na niego.
      - Załatwione. To gdzie masz karty? -zapytał znów wstając na równe nogi, jednak tylko po to by uzupełnic złoty trunek w swojej szklance. Nie był zbyt dobry w pokera, a już na pewno nie bez alkoholu. O wiele bardziej wolał ich weekendowe wypady do Vegas, gdzie róznorodnośc gier i mozliwości wygranej zaskakiwały na każdym kroku, a często wystarczyło tylko rozpracowac przeciwników w czym oboje byli nieźli.
      Lucas

      Usuń
  142. Spojrzała nieco przestraszona na Blaise’a. Nie spodziewała się po nim, aż takiej reakcji. Myślała, że miał to za sobą, a… Po prostu się o niego martwiła i nie chciała, aby na nowo się uzależnił. Mogło mu się wydawać, że nad tym panuje, że wie co robi, że będzie umiał przestać, kiedy stwierdzi, że już więcej nie potrzebuje pomocy w odczuciu ulgi, ale Allia wiedziała, że to nie działa w taki sposób. Zmarszczyła lekko brwi, uważnie mu się przypatrując i zastanawiając się nad tym, co może dla niego teraz zrobić i jak sprawić, aby jego humor w jakiś sposób się poprawił, chociaż dobrze wiedziała, że to nie będzie łatwe zadanie. Była jednak jego przyjaciółką i przecież nie mogła go zostawić w tej chwili, w takim momencie.
    — Blaise — wypowiedziała łagodnie jego imię, wpatrując się w jego twarz i starając się nie skupiać na tym, że on na nią uniósł ton. Nie mogła w tej chwili dać porwać się emocjom. Musiała być stabilna, spokojna i brzmieć przy tym zdecydowanie. Allia jednak nie była dobra w takich sprawach, a emocje, aż za szybko wzięły nad nią górę — wiem, że to okrutne, ale świat się nie kończy… Wiem, że to bardzo trudne, że twój dziadek umarł i na pewno jest ci z tym niesamowicie okropnie, źle i masz prawo czuć się w taki sposób, rozumiesz? — Nie znała Morrisonów, nie wiedziała dokładnie co się działo u nich i u Blaise’a. Wiedziała tylko tyle, ile sam Ulliel jej mówił, a ostatnio nie mieli okazji do lekkich rozmów o innych ludziach, skupiali się raczej na sobie i swoich problemach. Nie wiedziała co ma zrobić, bo widziała go w takim stanie po raz pierwszy i… To nie był Blaise, do którego była przyzwyczajona. Zagryzła jednak wargi i spojrzała na niego. Nic jednak nie powiedziała. Zamiast tego po prostu podeszła bliżej mężczyzny i go objęła.
    — wiesz, że każdy z nas ma prawo do chwili słabości? — spytała, chociaż dla niej to było oczywiste. Wiedziała jednak, że świat w którym żył Ulliel kierował się innymi zasadami niż ten, który tak dobrze znała ona — masz prawo mieć zły dzień, czuć się chujowo ze względu na wiadomości, jakie do ciebie trafiają. Masz prawo się rozpłakać lub wykrzyczeć wszystko to co cię boli, ale… Nie możesz się przy tym niszczyć, rozumiesz? Musisz myśleć o sobie, bo… Co zrobię bez ciebie? Bez mojego przyjaciela? Chyba nie chcesz mnie zostawiać samej, prawda? — może to nie było najlepsze rozwiązanie, wzbudzanie wyrzutów sumienia, ale Allia nie była najlepszą pocieszycielką. Ba, często mówiła niestosowne rzeczy i nie była dobra w kontaktach międzyludzkich w momencie, kiedy pojawiały się problemy, ale Blaise dobrze o tym przecież wiedział — może powinniśmy włączyć muzykę i to wszystko wytańczyć? No wiesz, jak Meredith i Christina z Anatomy Grey’s, oglądałeś to kiedyś? — spytała, spoglądając uważnie na Ulliela.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  143. Zajęło jej trochę czasu z oswojeniem się z nową sytuacją, chociaż tak na dobrą sprawę, chyba wciąż nie dotarło to do niej tak do końca. Nie była pewna, co w zasadzie ma robić w firmie… Nie znała się na tym. Czuła się, jak dziecko we mgle. Wiedziała, że jej ponownie pojawienie się w firmie może spowodować zamieszanie wśród pracowników. Wiedziała dobrze, że życie Blaise’a wyglądało zupełnie inaczej niż jej. Wiedziała, że zawsze było wokół niego zamieszanie w mediach, dziennikarze często go otaczali, a Elle modliła się o to, aby to samo nie spotkało jej. W końcu była… Szarym, przeciętnym człowiekiem. Spadek po jego dziadku mógł to wszystko zaburzyć, a Villanelle chciała tego uniknąć. Miała w swoim życiu już za dużo zamieszania i problemów. Nie chciała ich więcej. Dlatego tak trudno było jej się zebrać. Przedłużała w czasie, jak tylko mogła wyjście z domu i dojazd do centrali firmy.
    Ubrana była klasycznie. W granatową, ołówkową spódniczkę do kolan i białą koszulę, której zapięła wszystkie guziczki, aby nikt nie powiedział jej, że kogokolwiek prowokuje. Cały czas miała w pamięci tamte wydarzenia, dlatego starała się nie popełnić żadnego błędu.
    Wchodząc do biurowca czuła narastające zdenerwowanie, a czas w windzie zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Kiedy dotarła na odpowiednie piętro, wyszła z windy i niepewnie ruszyła przed siebie.
    — Och, Villanelle! Jak dobrze widzieć cię tu znowu! — Wyrosła nagle przed nią znajoma twarz, a Elle delikatnie zmarszczyła brwi. To koleżanka z działu, w którym pracowała wcześniej. Poczuła się odrobinę nieswojo, kiedy oplotła ją ramionami, ale w ostateczności uśmiechnęła się delikatnie, odsuwając się nieco od koleżanki.
    — Cześć… To… Ciebie też — uśmiechnęła się odrobinę szerzej, spoglądając na nią. Przełknęła ślinę i przeczesała palcami włosy, wypuszczając powoli powietrze przez rozchylone wargi.
    — Dokąd wracasz? Chodzą tak różne plotki w firmie… Nie chciałam zawracać ci głowy, nie byłam pewna czy naprawdę wracasz, ale teraz tu stoisz i… — uśmiechnęła się, a Villanelle nie do końca wiedziała, co miała jej odpowiedzieć. Uśmiechnęła się tylko i wzruszyła ramionami. W tym samym czasie za plecami dziewczyny dostrzegła Blaise’a i poczuła się nieco nieswojo, bo nie miała pojęcia, jak to wszystko będzie wyglądało.

    Elle

    OdpowiedzUsuń

  144. — Jasne rozumiem — powiedziała do Blaise’a, uśmiechając się do koleżanki z działu, w którym pracowała wcześniej. Pokiwała też delikatnie głową odnośnie jej wzmianki na temat różnych plotek i historii na temat jej powrotu do firmy. Spojrzała też na biuro, które wskazał dłonią mężczyzna i mimowolnie uśmiechnęła się delikatnie na widok tabliczki ze swoim imieniem i nazwiskiem. Zmarszczyła jednak szybko brwi, słysząc jego słowa — ile proponujesz za udziały? — spytała, chociaż wcale nie miała zamiaru ich odsprzedawać. Długo zastanawiała się nad tym, jak będzie wyglądała jej praca tutaj. Zamierzała się zaangażować i wprowadzić nieco zmian. Nic jeszcze nie mówiła swojemu wspólnikowi o swoich planach, ale zamierzała się z nim tym podzielić. Nie wiedziała jeszcze, kiedy konkretnie.
    — Dzień dobry pani Morrison — odezwała się momentalnie kobieta, posyłając dziewczynie uśmiech.
    — Cześć, mów mi po prostu Villanelle — wiedziała, że zachowanie dystansu między pracownikami było dobre, aby utrzymać jednak zawodowe stosunki, ale jeżeli Margaret miała być jej asystentką, Elle chciała, aby młoda kobieta jej ufała i ona sama, chciała też ufać jej i zbudować względnie przyjacielską relację.
    Widok czekających na nią już na biurku dokumentów, naprawdę ją przeraził. Stała się panią dyrektor z przypadku i tak naprawdę w ogóle się nie znała na tym, co miała robić. Nie miała pojęcia, co i jak… Ale nie zamierzała szybko z tego rezygnować. Chciała pokazać, że da sobie radę. Przełknęła ślinę wchodząc w głąb swojego biura. Trochę ją irytowało, że Blaise trzymał się tak blisko.
    — Będziesz mnie sprawdzać? — Uniosła brew, spoglądając na niego i automatycznie gładząc swoją spódniczkę, nie spuszczając nawet na chwilę spojrzenia z twarzy mężczyzny.
    — Chciałabym zorganizować spotkanie dla wszystkich pracownic — powiedziała nagle, uważnie go obserwując i jego reakcję. Tak, właśnie miał się dowiedzieć o części jej planów odnośnie firmy. Zamierzała pokazać im wszystkim, że teraz mają wsparcie, że żadna z nich nie będzie traktowana tak, jak wcześniej ona sama została potraktowana. Nie miała pojęcia, czy którąkolwiek pracownicę spotkało coś takiego, ale jeżeli tak, chciała, aby wiedziały, że ona teraz tutaj jest. Dla nich, da im wsparcie i dobre słowo i dopilnuje, aby coś takiego nigdy więcej nie miało miejsca.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  145. Nie wiedziała, jak ma się zachować. Nie chciała źle dla Blaise. Zależało jej na tym, aby mężczyzna się uspokoił i nie zrobił przy tym niczego głupiego. Zdążyła go już przecież nieco poznać. Wiedziała, że nie miewał słabych dni i nie miał żadnych słabości, a przynajmniej tak właśnie mu się wydawało. Allia wiedziała jednak, że każdy może mieć gorszy dzień. Nawet ktoś taki, jak Blaise Ulliel. Jej zadaniem w tej chwili było jednak to, aby ten jeden krótki moment jego słabości nie zmienił się w dnie, tygodnie czy miesiące.
    - Wiem, że jesteś przyzwyczajony do czegoś innego – uśmiechnęła się lekko, starając się powstrzymać złość, którą w sobie czuła. Chciała dla niego przecież, jak najlepiej. Nie rozsypała narkotyku, bo tak. Wiedziała, że gdyby znowu wziął, na pewno to nie skończyłoby się na jednym razie. Trochę się obawiała jego reakcji, kiedy to zrobiła, ale teraz czuła się dużo pewniej – i pewnie masz rację, jesteś chodzącym ideałem, ale wiesz? Nawet ideały muszą mieć te chujowe dnie, żeby wiedzieć, jak się zachować i nie popełniać błędów – wymamrotała, chociaż miała wrażenie, że mówi bez sensu, a to, co próbowała przekazać nijak miało się do wypowiadanych przez nią słów. Westchnęła tylko głośno widząc, co takiego robi jej przyjaciel.
    - Obiecujesz, że to się na piciu skończy? – chodziło jej oczywiście o samego Balise’a. Nie chciała, aby pod wpływem procentów nagle stwierdził, że potrzebuje czegoś mocniejszego i sam alkohol mu nie wystarczy. Dlatego pomysł z piciem bardzo jej się nie podobał. Wiedziała, że gdy wypije, trudniej będzie jej nad nim zapanować, a przecież byli przyjaciółmi i wiedziała, że nie może pozwolić mu na popełnienie jakiejkolwiek głupoty.
    - A nie wystarczę ci po prostu ja? – uniosła wysoko brew i uśmiechnęła się kącikami ust. Ułożyła dłonie na swoich udach i uginając delikatnie kolana, zsunęła po nogach w dół, w rytm spokojnej melodii, która brzmiala w jej głowie i wyprostowała nogi, sunąc dłońmi w górę i zadzierając przy tym materiał sukienki w górę.
    - Naprawdę potrzebujesz alkoholu, kiedy możesz mieć mnie? – uśmiechnęła się zawadiacko, nie przenosząc spojrzenia z twarzy Balise’a nawet na krótką chwilę – wszędzie gdzie tylko chcesz. W jacuzi, w twojej sypialni, na pieprzonym balkonie czy w kuchni – wyrecytowała, cały czas powoli podsuwając sukienkę powoli w górę – chyba, że wolisz whisky... Jakoś to przeboleję – zaśmiała się cicho, chociaż wcale nie zamierzała tak zrobić a jeżeli Ulliel wybierze alkohol, miała zamiar dać mu nauczkę, bo jak śmiał wybrać trunek, zamiast jej.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  146. Gdyby na odczytaniu testamentu była sama, bez Arthura z pewnością od razu odsprzedałaby wszystko, co dostała w spadku. Uważała, że to nie było jej do niczego potrzebne. Zatrzymała jednak majątek i nie zamierzała z niego rezygnować, zwłaszcza teraz, skoro wymyśliła sobie swoją strategię funkcjonowania w obu firmach.
    - A jak wiele są dla ciebie warte? Milion, dziesięć a może sto milionów? – spytała od niechcenia, wzruszając lekko ramionami. Nie chciała, aby Blaise rządził się jej sekretarką, skoro była jej podwładną, nie powinien on wydawać jej poleceń. Kiwnęła delikatnie głową, aby kobieta faktycznie przyniosła tę kawę. Weszła w głąb biura i z uśmiechem na twarzy wskazała ręką na kanapę, aby Blaise usiadł. Sama natomiast nadal stała i z zachwytem w oczach rozglądała się dookoła, podziwiając swoje biuro – w sumie prawda, przyda się kontrolne oko. Twój dziadek na pewno nie chciałby, żebym zrujnowała firmę – uśmiechnęła się i skinęła głową – masz rację, kompletnie się na tym nie znam... Nie wiem dlaczego w ogóle świętej pamięci Ulliel Senior uparł się, abym objęła dyrektorskie stanowisko... Nigdy o to nie prosiłam, ba, nie znałam twojego dziadka – powiedziała powoli, delikatnie marszcząc brwi – wyrazy współczucia, wcześniej nie było okazji – wymamrotała, bo sam odczyt testamentu przebiegał w nerwowej atmosferze – naprawdę mi przykro Blaise – dodała łagodniej, bo to była prawda. Jej dziadek zmarł kilka lat temu, ale Elle na nowo to przeżywała, przez powrót wspomnień, które z siebie wyparła jako nastolatka.
    Odwróciła się przodem do mężczyzny i wzruszyła lekko ramionami.
    - Zastanów się ile chcesz dać za udziały, ja w tym czasie spróbuję dać z siebie wszystko. Wiesz? Naprawdę chcę spróbować. Zastanawiałam się też nad tym... Co się wydarzyło po moim powrocie – gestykulowała dłońmi, mając na myśli to, w jaki sposób ja wtedy potraktował Ulliel – nie chciałabym, aby taka sytuacja kiedykolwiek się powtórzyła. Zwłaszcza w firmie, w której... Mam coś dopowiedzenia. Chciałabym, żeby kobiety pracujące tutaj czuły się bezpiecznie. Chciałabym też z nimi porozmawiać i dowiedzieć się czy kiedykolwiek tutaj spotkało je coś takiego jak mnie... Niekoniecznie w kontakcie z tobą. Kolega z działu, niższy kierownik czy któryś z mniej istotnych dyrektorów – oznajmiła spokojnie, a kiedy Margaret weszła do biura z kawą, Elle uśmiechnęła się do niej ciepło.
    - Margaret, mam pytanie – starała się brzmieć spokojnie, ale tak naprawdę wewnątrz cała się trzęsła – pamiętasz mnie prawda? Co się stało, dlaczego mnie wyrzucono? – spytała nie patrząc na Blaise’a – to się nigdy więcej nie powtórzy. Taka sytuacja nie będzie miała nigdy więcej miejsca w tej firmie, dopóki ja tu jestem. A zamierzam zostać jak najdłużej – uśmiechnęła się i skinęła głową, aby już wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Liczyła, że ta wieść rozniesie się drogą pantoflową – nie chcę robić ci pod górkę – powiedziała oddychając spokojnie – po prostu stwierdziłam, że to jest dobra szansa. Okazja, która nigdy więcej się nie powtórzy.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  147. Nie wiedziała do końca, co ma mu powiedzieć. Sytuacja była trudna, ale prawda była taka, że Blaise był dla niej ważny. Jakkolwiek sam byłby pokręcony, był elementem jej nowojorskiego życia i nie chciała z tego zrezygnować. Co prawda relacja między nimi była naprawdę trudna i skomplikowana, ale chciała spróbować jakoś to… uporządkować? To chyba było dobre słowo.
    — Nie wiem co mam ci powiedzieć — powiedziała marszcząc delikatnie brwi. To, czego się właśnie dowiedziała, nie było łatwe do przetrawienia. Musiała przez krótką chwilę zastanowić się nad sensem słów, które wypowiedział mężczyzna — Blaise każdy z nas ma swoje ciemne sekrety — powiedziała po chwili, bo to wydawało się najbardziej odpowiednie, chociaż i tak nie była pewna czy te słowa były trafne. Pierwszy raz miała do czynienia z osobą chorą psychicznie i… Widziała przed sobą po prostu Blaise’a i nikogo innego. Nie miała podstaw, aby widzieć go w innym świetle — jeżeli się leczysz to nie może być źle… W sensie, Blaise — uśmiechnęła się lekko — to wszystko co powiedziałeś, nic nie zmienia. Kompletnie nic się nie zmieniło — dodała czując, jak ją przytula — no wiesz? Miałabym zrezygnować z takiego ciacha? — zaśmiała się cicho, uważnie przyglądając się Ullielowi — to, co, od czego zaczynamy naszą zabawę? Od jacuzi? Mam wrażenie, że nie bez powodu tak często o nim wspominasz — wyszczerzyła szeroko swoje zęby, chwytając krawat Blaise’a i przyciągnęła go odrobinę bliżej siebie za niego, cały czas wpatrując się w oczy mężczyzny i uśmiechając się przy tym nieco lubieżnie — musisz tylko mi powiedzieć, czego chcesz i jak mogę ci pomóc zapomnieć, hm? Chcę, żeby było ci dobrze, wiesz? — Uśmiechnęła się wesoło, nie puszczając nawet na chwilę związanego na szyi krawata.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  148. Musiała przyznać, że nie spodziewała się, że Blaise będzie taki miły i sympatyczny. Z góry założyła, że będą mieli problemy, jeżeli chodzi o dogadanie się w firmie, a jednak… W tej chwili mogłaby pomyśleć, że może to wcale nie będzie tak trudne. Z takim przyszła nastawieniem i dlatego też traktowała go trochę, jak wroga.
    Zmarszczyła delikatnie brwi i skinęła lekko głową. Miał rację. W tej chwili nie zamierzała ich odsprzedać. Miała już plan, co mniej więcej chciałaby zrobić z pieniędzmi, które uzyska dzięki pracy i procentowym udziałom w firmie. W końcu jako pani dyrektor dostawała miesięczną pensję, a do tego jeszcze dochodziły pieniądze z samego funkcjonowania firmy i to wszystko razem, dawało naprawdę sporą sumę pieniędzy. Nie była pewna, ale nie mogła mu odpowiedzieć w ten sposób na zadane pytania. Nie chciała pokazać mu swoich słabości i tego, że ma jakiekolwiek wątpliwości.
    — Mamy cudowną nianię, która zajmuje się Theą i Matthew, kiedy nie mogę tego robić ja lub Arthur. Ta kobieta jest po prostu cudowna i ufam jej. Jestem naprawdę spokojna jeżeli chodzi o dzieci — powiedziała, bo jeszcze jakiś czas temu miała co do tego ogromne wątpliwości, gdy przypomniało się jej, w jaki sposób traktowała ją babcia. Opiekunka z polecenia psychiatry Arthura była jednak złotą kobietą i Elle nie miała żadnych obaw — z uczelnią sobie poradzę… Byłam w gorszych sytuacjach, wykładowcy są w porządku — dodała, bo tak naprawdę było.
    Wzdrygnęła się delikatnie na wspomnienie o ojcu Blaise’a, bo to jak na nią nakrzyczał tuż po odczytanym testamencie było… Okropne. Musiała też przyznać, że Ulliel zachował się w porządku, bo nie spodziewała się tego, że mężczyzna stanie w jej obronie. Zwłaszcza, że miała ostatnie wspomnienia z nim zupełnie inne.
    — Tak twój ojciec… — wymruczała cicho, nieco nerwowo — to dupek. Przepraszam Blaise, ale to co powiedział w Bostonie — westchnęła ciężko. Czasami zastanawiała się nad tym, jak okropnym człowiekiem musiała być w poprzednim życiu, skoro teraz miała tak bardzo przerąbane — w każdym razie, naprawdę mi przykro z powodu śmierci dziadka i wierzę, że był w porządku. W końcu to dzięki niemu teraz tutaj siedzimy — uśmiechnęła się przy tym słabo.
    — Jeżeli byłam pojedynczym przypadkiem nie masz, co się martwić o pozew — była sama w szoku, że powiedziała to nad wyraz spokojnie. Po chwili zastanowienia usiadła na kanapie obok mężczyzny i chwyciła swoją filiżankę z kawą — nie mam na celu… Zniszczenia ciebie. Chcę mieć czyste sumienie, po prostu… Nie pozwolę, żeby kogoś spotkało to samo. Nie narzekamy z Arthurem na nasze finanse. Wiesz, chcę sporą część przeznaczyć na cele charytatywne — wyznała Blaise’owi. Nie rozmawiała jeszcze dokładnie i szczegółowo ze swoim mężem na ten temat, ale wiedziała, że nie będzie miał nic przeciwko — i na działania na rzecz praw kobiet. Niby mamy równouprawnienie, a i tak bywa… różnie — westchnęła i spojrzała na mężczyznę zdziwiona, bo prezentów nie spodziewała się w ogóle. Spojrzała na pudełko, ale nie zdążyła go od razu otworzyć. Uścisnęła dłoń mężczyzny i uśmiechnęła się — mam nadzieję, że tym razem będzie lepiej, Blaise.
    Niespodziewanie do biura wpadła Margaret.
    — Próbowałam go powstrzymać, panie prezesie i pani Villanelle, ale nic go nie powstrzymuje… — przerwała, bo drzwi za nią ponownie się otworzyły, a w nich stanął wysoki mężczyzna.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  149. Pokiwała głową na jego pytania. Może to, co usłyszała tego popołudnia nie było tak oczywiste i łatwe do zaakceptowania. W przeciągu kilku ostatnich dni dowiedziała się wiele rzeczy na temat swoich znajomych, sama też musiała podzielić się niewesołymi nowinami z nimi i… Po prostu chciała, aby w razie czego jej ostatnie dni były po prostu dobre. Może więc robiła to bardziej dla siebie, niżeli dla samego Ulliela? Chciała, aby czas, który spędzają razem był po prostu dobry, bo chociaż chciała się pozytywnie nastawiać, gdzieś z tyłu głowy miała również ten czarny scenariusz.
    — Przestań gadać głupoty. To co robimy nieświadomie, pod wpływem choroby nas nie definiuje. Mam jednak nadzieję, że bierzesz leki i jesteś w stałym kontakcie z lekarzem? — Spytała, uważnie mu się przy tym przyglądając. Zamierzała dopilnować, aby Ulliel nie robił więcej głupich rzeczy i nie sprawiał ludziom przykrości, jeżeli to nie było konieczne. Z tego co zrozumiała z jego słów, skrzywdził swoich przyjaciół, chociaż nie wiedziała dokładnie w jaki sposób i dlaczego. Może sobie zasłużyli? Może niepotrzebnie, aż tak bardzo się obwiniał? Nie zamierzała jednak w tym momencie ciągnąć tego tematu. Musiała się przecież skupić na poprawie jego humoru.
    — Naprawdę? Nie pamiętam… Ale cóż zrobić, tak się kończą tylko najlepsze imprezy — wyszczerzyła się wesoło. Ona sama jeszcze niedawno nie była wcale tak porządnym człowiekiem i mimo wszystko miała również swoje grzeszki. W tej chwili to jednak nie było ważne. Objęła go i ramionami i swoimi nogami i uśmiechnęła się, odchylając głowę do tyłu i pozwalając, aby Blaise składał na jej skórze pocałunki, cały czas się przy tym szeroko uśmiechając i co jakiś czas mrucząc cicho z zadowolenia.
    — Bardzo się cieszę w takim razie i obiecuję, że dołożę wszelkich starań, aby było najlepiej. Co tam tylko dobrze — wymamrotała, oddychając odrobinę szybciej, czując na sobie jego dłonie. Zaśmiała się cicho na jego słowa, kiedy jej biustonosz wylądował na podłodze, a po chwili dołączyła do niego również sukienka — musisz się pospieszyć, bo tobie nadal brakuje do gotowości — zauważyła, spoglądając na jego ubranie — och Ulliel ociągasz się strasznie — wyszczerzyła się szeroki i ponownie złapała za jego krawat, przyciągając go w ten sposób do siebie, a następnie wzięła się za rozpinanie guziczków jego koszuli, którą po chwili zsunęła z jego ramion i skupiła się na poluzowaniu krawata i ściągnięcia również jego z karku mężczyzny — masz na sobie zdecydowanie za dużo ubrań — zauważyła z uśmiechem, powoli pozbywając się kolejnych części garderoby mężczyzny, aż w końcu oboje byli całkowicie gotowi na bąbelki, których Allia zdecydowanie nie mogła się już doczekać.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  150. Oczywiście nadal zamierzała być ostrożna, jeżeli chodziło o relację z Blaise’m. Nie było jednak w tym chyba nic dziwnego. Owszem… Była w stanie zrozumieć, że tamtego dnia nie był sobą, a ona miała ogromnego pecha, że cała sytuacja z Compsonem miała miejsce akurat wtedy. Mimo wszystko pamiętała dokładnie wszystkie słowa, które mężczyzna wypowiedział w jej kierunku i… Nie umiała go w stu procentach usprawiedliwić. Wzbudził w niej też lęk o dzieci. Pewnie, od dawna wiedziała, że schizofrenia jest dziedziczna, ale wcześniej nie koncentrowała się na tym, że Thea lub Matty mogą również chorować, bo Arthur zachowywał się normalnie. Będąc pod kontrolą psychiatry i zażywając leki, epizody zdarzały się naprawdę bardzo rzadko, przez co czasami po prostu żyli tak, jakby jej mąż nie był chory psychcznie. Ulliel jej o tym jednak skuteczne przypomniał i sprawił, że zaczęła myśleć trzeźwo, a rozmowa z mężem o ewentualnej chorobie ich dzieci nie była łatwa, a później… Później stało się to wszystko… Aż teraz los zaczynał się do nich uśmiechać, chociaż nie była pewna czy cały ten spadek to na pewno coś dobrego.
    — Jasne rozumiem — zaśmiała się cicho, kiedy Blaise rozkręcił się odrobinę z obrażaniem swojego ojca. Villanelle mimo wszystko wolała trzymać się nieco na dystans — w każdym razie… Często tu bywa? Wcześniej raczej go nie widywałam — powiedziała, bo jednak wolałaby uniknąć spotkań z mężczyzną. Chyba naprawdę trochę się go obawiała. Nie miała pojęcia do czego był zdolny, ale coś kazało jej zachowywać szczególną ostrożność w jego obecności — wiesz zawsze wcześniej, jeżeli przyjeżdża? Chyba na początku wolałabym… Unikać spotkań z nim. No wiesz podczas odczytu był… Mało przyjemny — wymamrotała, spoglądając na mężczyznę — i dzięki, że stanąłeś wtedy po mojej stronie ja… Nie zdążyłam wcześniej podziękować — uśmiechnęła się delikatnie — jak byś wiedział, że przyjeżdża dawaj mi znać… Będę brała home office albo na te dnie będę sobie organizować spotkania i po prostu będę niedostępna — wyszczerzyła się nieco szerzej, bo czuła, że Ulliel w tej sytuacji doskonale ją rozumie. Musiała przyznać, że naprawdę mile ją zaskoczył mężczyzna i jego podejście do tego, co takiego chciała wprowadzić w jego firmie.
    — Zobaczymy, co z tego wszystkiego wyjdzie… Chcę po prostu zrobić coś dobrego. To… Te sumy są ogromne — wymamrotała, bo dostała już wcześniej jakieś prognozowe wyniki no i wiedziała już też, jaka jest pensja za konkretne stanowisko w firmie — nie potrzebujemy z Arthurem całych tych pieniędzy, wiesz radzimy sobie całkiem dobrze, dlatego chcę z nich zrobić pożytek nie tylko dla nas, pewnie skończymy remont w domu i jakąś część przeznaczymy na oszczędności czy cos, no ale… Nie potrzebujemy ich aż tak do przeżycia — mamrotała, bo w zasadzie nie wiedziała, po co mu opowiada o tym co chce zrobić z tymi pieniędzmi. W końcu to nie był jego interes.
    Miła rozmowa nie była jednak dla nich przewidziana. Kiedy mężczyzna wparował do jej biura z wyzwiskami, Elle w pierwszym momencie cała się w sobie skuliła, bo to było, aż za bardzo podobne do wydarzeń, które miały już miejsce w tej firmie.
    Na początku nic nie powiedziała, bo nie chciała wdawać się w bezsensowne dyskusje, pokiwała tylko Margaret, aby opuściła jej biuro, widząc, że Wilhelm nie zamierza go opuścić, a kiedy usłyszała groźby kierowane w jej dzeci… Wcześniej skuliłaby się w sobie, pewnie momentalnie by się rozpłakała, ale Elle od prawie pół roku chodziła na terapię, od kilku miesięcy chodziła również na zajęcia z samoobrony do szkoły sztuk walki Laury i… I była gotowa bronić swojej rodziny, a zwłaszcza bezbronnych dzieci, niczym prawdziwa lwica. Nie myśląc długo, chwyciła filiżankę ze swoją, wciąż ciepłą kawą i podniosła się z kanapy. Odetchnęła jednak głęboko i odłożyła naczynie na stolik, nie mogła dać się ponieść emocją. Stanęła jednak naprzeciwko mężczyzny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Skieruj, chociaż jeszcze jedną groźbę w stronę mojej rodziny — powiedziała stanowczo — jeszcze raz nazwij mnie dziwką, a przyrzekam, że to nie ja, nie będę sypiała po nocach. Nie zamierzam zniżać się do twojego poziomu, ale jeżeli nie pozostawisz mi wyboru… — dodała, nie myśląc nawet o sensie wypowiadanych przez siebie słów — jedno słowo, a obiecuję, że prokuratura i media dobiorą się do tej firmy. Mówiłam Blaise’owi, że nie zamierzam działać na szkodę tego co zostało stworzone przez rodzinę Ulliel, ale jeżeli będę do tego zmuszona… A w tej chwili czuję, że powinnam to jednak przemyśleć jeszcze raz — czuła, jak zaczyna cała drżeć, bo zdecydowanie to nie była rozmowa, której spodziewała się już pierwszego dnia. Chyba liczyła na to, że mężczyzna nie pojawi się tak od razu w Nowym Jorku, a jednak… Czuła jego nienawiść do siebie, ale przecież ona sama nie zrobiła niczego złego.

      Elle

      Usuń
  151. Popatrzyła na Blaise'a i zmarszczyła brwi. Nie od razu zrozumiała, o czym mężczyzna mówi. Nie spodziewała się po nim takiego wybuchu. I żalu. Patrzyła na niego uważnie, a potem trochę niepewnie.
    Powoli odstawiła kieliszek na bok, wstała i podeszła do niego, żeby kucnąć obok i ująć jego dłonie w swoje.- Blaise... Przykro mi, że tobie z Maille nie wyszło - spojrzała na niego ze smutkiem. - I dziękuję, że się o nas martwisz... Po prostu to wszystko jest bardzo trudne i nie wiem, jak się w tym odnaleźć - przyznała. - Nie wiem, jak nie skrzywdzić Lucasa, który chwilami traci zupełnie głowę. Nie wiem, jak być sobą i jednocześnie cieszyć się wszystkim, co dobre. Jak znaleźć złoty środek między niezależnością a pracą w teamie. To wszystko jest cholernie trudne, wiesz? - westchnęła. Powoli odsunęła się i wróciła na swoje miejsce.
    - A na ślub... na razie nie licz. Chyba żadne z nas nie jest na to jeszcze gotowe - przyznała. Niepewnie sięgnęła po przystawkę i spróbowała coś przełknąć. Trochę dla Ulliela, a trochę dla siebie, bo ostatnio mało jadała.
    - Wiesz.... dawne życie było po prostu łatwiejsze - przyznała. - O nikogo nie musiałam się troszczyć, niczego od życia nie oczekiwałam - ani złego, ani dobrego. Ważna była tylko przyjemność i przetrwanie na złość wszystkim, którzy życzyli mi źle. Teraz... to już nie działa. Nie wiem, kiedy nauczę się działać w tym zmienionym świecie.
    Spojrzała na Blaise'a.
    - A gdybym cokolwiek powiedziała Lucasowi, to znowu zacząłby się obwiniać... a ostatnio on i tak słabo nadaje się do użytku. Śnią mu się koszmary, śpi niespokojnie... nie chcę mu dokładać problemów z moją własną psychiką.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  152. Uśmiechnęła się, bo takie informacje były dobre do słuchania. Obawiała się odrobinę, co by było gdyby nie zdążyła wejść na czas do biura i nie powstrzymałaby go przed zażyciem narkotyku. Liczyła jednak na to, że Blaise będzie teraz dużo bardziej odpowiedzialny i naprawdę będzie powstrzymywał się przed takimi używkami.
    Zdawała sobie sprawę, że to nie było łatwe. Wymagało od niego bardzo silnej woli i walki z samym sobą, ale kto inny, jak nie Ulliel, miałby dać sobie z tym wszystkim radę?
    — Cieszę się, że sobie radzisz. Wiesz, że masz mnie obok, jeżeli będzie potrzebował pomoc, prawda? Jeżeli złapie cię chwila słabości, będziesz chciał porozmawiać… Blaise, nie musisz być idealny — powiedziała, ściskając mocno jego rękę. Był dla niej naprawdę bardzo ważnym człowiekiem. Na liście znaczących osób znajdował się bardzo wysoko i nie wybaczyłaby sobie samej, gdyby przez nią, przez brak jej zainteresowanie czy nieuwagę, coś by mu się stało.
    — Dobrze… Porządnie się zabawimy. Wiesz, podoba mi się taki plan. Teraz naprawdę mam solidny powód, żeby walczyć — zaśmiała się wesoło — impreza na prywatnej wyspie… Blaise zdecydowanie mnie rozpieszczasz, ale muszę przyznać, że mi się to podoba — nie mogła powstrzymać swojego melodyjnego śmiechu. Tak naprawdę, nawet z tym nie walczyła — uważaj, bo się mnie później tak łatwo nie pozbędziesz. Przyzwyczaisz mnie do luksusów i co? Nie będę już szukała wśród barmanów tego jedynego dla mnie — parsknęła, chociaż wiedziała dobrze, że ona i Ulliel to tylko przyjaźń. Idealna przyjaźń, na której korzystali oboje w odpowiedni sposób.
    Zaśmiała się, odchylając głowę do tyłu gdy znaleźli się już w ciepłej wodzie i splotła ramiona na jego karku, wpatrując się w oczy mężczyzny. Słuchała jego słów, cały czas się przy tym wesoło szczerząc. Dzisiejszej nocy była cała dla niego, jakkolwiek jej potrzebował, zamierzała wspierać go i sprawić, aby ten uśmiech i iskierki w oczach nie zniknęły szybko.
    — Masz rację, teraz jest świetnie — przytaknęła, kiwając entuzjastycznie głową. Szybko jednak przestała, czując na sobie jego usta. Zachichotała na kolejne słowa mężczyzny i wbiła paznokcie mocniej w jego odkryte ciało — no wiesz? Zaciągasz mnie nago do wanny, a później mówisz, że jestem popierdolona? — Parsknęła głośnym śmiechem opierając czoło o jego czoło i uśmiechając się przy tym. Przylgnęła bliżej jego klatki i westchnęła głośno wprost do jego ucha, delikatnie przygryzając jego płatek — w takim razie powinniśmy korzystać z tej chwili… Idealnego wieczoru. Mam wykorzystywać przeciwko tobie fakt, że przyznałeś na głos, że mnie uwielbiasz? — Spytała zaczepnie, trącając nosem jego nos, a po chwili złożyła na jego ustach pocałunek pełen namiętności, nie przestając gładzić dłońmi nagich pleców mężczyzny.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  153. Zdecydowanie liczyła, że jej pierwszy dzień w firmie będzie wyglądał zupełnie inaczej. Nie chciała wdawać się już na samym początku w żadne awantury. Była mile zaskoczona porozumieniem z Blaise’m i naprawdę podobało jej się to, że mężczyzna wcale nie próbował jej powstrzymywać w swoich planach.
    Nie spodziewała się jednak, że już pierwszego dnia będzie musiała stawić czoła jego ojcu. Wiedziała, że prędzej czy później odwiedzi firmę i będzie starał się jej pozbyć. Nie myślała jednak, że nastąpi to tak szybko. Chyba nie była na to gotowa, ale nie mogła przecież tego po sobie pokazać.
    Sama dziwiła się sobie i temu, że zachowała w tym wszystkim zimną krew, że dała radę powstrzymać strach… Bała się. Naprawdę się bała, bo nie podejrzewała, aby Willhelm tak szybko zrezygnował z próby pozbycia się jej z firmy. Wiedziała, że groźby kierowane w jej stronę i rodzinę mogą stać się realne, ale… Ale starała się w tej chwili o tym nie myśleć i nie pokazać starszemu Ullielowi, że jego słowa wywołują w niej silne reakcje. Tak naprawdę wiedziała, że gdyby widział w jej oczach strach, czułby się wygrany. Na to nie mogła i nie chciała pozwolić.
    — Wypełniam po prostu jego ostatnią wolę czy to się pani podoba, czy nie. Nie przypominam też sobie, abyśmy przechodzili na ty, panie Ulliel — oznajmiła poważnie, wyraźnie zaznaczając granicę. Nie zamierzała się spoufalać, nie z tym człowiekiem.
    Zmarszczyła lekko brwi, wsłuchując się w rozmowę pomiędzy synem, a ojcem. Zaciskała nerwowo wargi, spoglądając to raz na jednego, raz na drugiego. Nie miała pojęcia, dokąd ta rozmowa ich wszystkich poprowadzi, ale nie miała dobrych przeczuć. Nie podobało jej się to, że wszystko odbywało się w jej biurze, że ten dorosły mężczyzna nie potrafił zrozumieć, że ktoś miał inny plan niż on, a przecież udziały, które dostała… Owszem dla niej to były naprawdę duże pieniądze, ale dla nich? Była pewna, że nie odczuliby dużo większej różnicy. Już teraz mogli pozwolić sobie przecież na wszystko co chcieli i chyba nie rozumiała, skąd w panu Ullielu, aż taka złość.
    Rozchyliła wargi i wbiła spojrzenie w mężczyzn, kiedy Willhelm oznajmił, że Blaise został adoptowany. Zamrugała kilkakrotnie, bo akurat takiego obrotu sprawy w ogóle się nie spodziewała… Spoglądała na pustą filiżankę po kawie i drzwi od swojego biura, za którymi widziała starszego Ulliela, w ogóle nic nie rozumiejąc.
    — Blaise — powiedziała powoli, spoglądając na mężczyznę — Blaise, chcesz się napić wody? Margaret przynieść proszę chłodną wodę! — powiedziała nieco głośniej, aby jej sekretarka ją wyraźnie usłyszała. Nie minęło nawet kilka minut, a kobieta stała już z dzbankiem wody i dwiema szklankami w jej biurze — dziękuję — powiedziała i tylko skinęła głową, aby wyszła i zostawiła ich samych.
    — Blaise… Jeżeli jest coś, co mogę zrobić… — powiedziała, podchodząc bliżej mężczyzny nieco niepewnie układając na jego ramieniu dłoń.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  154. Nie spodziewała się takiej reakcji po Blaise. Nie chciała przecież dla niego źle, wiec, kiedy zwrócił się w jej kierunku takim tonem, zmarszczyła mimowolnie brwi i przybrała obronną postawę. Wszystko to ze względu na ich przeszłość. Nie zamierzała pozwolić na to, aby ponownie traktował ją w taki sposób. Spojrzała na mężczyznę i chwyciła teczkę z dokumentami ze szklanego stolika, kiedy on je odłożył i przebiegła spojrzeniem po ich treści.
    — Nie martw się, ja nie należę do rodziny Ulliel i nie zbieram na ludzi brudów — odpowiedziała oschle, spoglądając na niego. Nie myślała nawet o tym, aby komukolwiek o tym powiedzieć. Nie była głupia. Zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby taka informacja wyszła na jaw, mogłoby to zaszkodzić firmie, a już pojawienie się nazwiska Morrison wśród udziałowców zrodziło zamieszanie. Nie potrzebowali dodatkowych problemów. Villanelle może nie studiowała zarządzania, nie znała się na prowadzeniu firmy, ale nie była głupim dzieckiem. Potrafiła logicznie myśleć i zdawała sobie sprawę z konsekwencji, jakie mogłoby to przynieść.
    — Nie musisz się martwić i nie musisz zachowywać się, jak dupek — powiedziała już nieco spokojniej, uważnie mu się przyglądając — jesteś pewien, że niczego nie potrzebujesz? Spotkanie pracownic może zaczekać… I tak nikt jeszcze o nim nie wie. Mogę zorganizować je jutro, na spokojnie — wzruszyła ramionami — nie zamierzam nikogo rozpieszczać, na bankiety przyjdzie czas później — uśmiechnęła się lekko, bo owszem, chciała aby pracownicy mieli też korzyści z pracy w tej konkretnej firmie, ale Elle nie przyszła do firmy po to, aby pozbyć się wszystkich środków w jeden dzień. Zwłaszcza, że miała już przecież plan.
    — Jest w porządku, może je po prostu rozjaśnię jakimiś dodatkami… I wywołam sobie jakieś fajne zdjęcia dzieci i Artiego — uśmiechnęła, dobrze wiedziała, że na biurku na pewno stanie jakaś ramka z ich wspólnym zdjęciem, ale będą musieli je dopiero zrobić, bo chyba nie mieli żadnego, które nadawałoby się na postawienie w biurze — tak… Na dole już kilku ich stoi, ale obawiam się, że do momentu wyjścia będzie ich znacznie więcej — westchnęła, marszcząc delikatnie brwi. Wiedziała, że będzie musiała o tym powiedzieć Ullielowi, chociaż wcale nie chciała tego robić — mam ostatnio… Kilka problemów — powiedziała marszcząc przy tym brwi — w połowie stycznia biorę udział w rozprawie… Można powiedzieć, że to sprawy rodzinne, ale… Będę starała się o nieupublicznianie tego, nie chcę, żeby któraś z tych hien zrobiła z tego głośną sprawę, ale chyba powinieneś wiedzieć — wzruszyła lekko ramionami i ścisnęła jego dłoń. Czy się lubili czy nie, musieli razem współpracować, jeżeli chcieli, aby firma prawidłowo funkcjonowała.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  155. Uśmiechnęła się tylko szerzej na jego słowa. Tak szczerze to nie wiedziała, co mogłaby odpowiedzieć. To było miłe, że jej obecność dla kogoś była ważna i pomocna. Dlatego właśnie wygięła usta w szerszym uśmiechu, a na jej policzki wkradły się delikatne rumieńce.
    — Przestań — parsknęła śmiechem, kiedy usłyszała o tym rozpieszczeniu i uderzyła go delikatnie piąstką w ramię, próbując przy tym powstrzymać swój śmiech — gadasz głupoty… Potrafię idealnie zadbać o siebie sama — poruszyła przy tym brwiami, szczerząc się jak głupia.
    Podobało jej się to, że atmosfera szybko zmieniła się w przyjemną i dobrą. Nie zniosłaby chyba wieczoru z użalaniem i rozpaczą po dziadku. Oczywiście zrozumiałaby to, to zdecydowanie był ludzki odruch – opłakanie straty w rodzinie, ale Sweeney miała dość własnych problemów, dowiedziała się też o kilku całkiem poważnych Blaise’a i… Miała dość jak na jeden wieczór, zdecydowanie.
    — Muszę przyznać, że do takich komplementów to jeszcze nie przywykłam — oznajmiła odchylając głowę, aby mógł ze spokojem składać na jej szyi i dekolcie kolejne pocałunku. Zamruczała z przyjemności, czując na sobie jego usta i westchnęła nieco głośniej, kiedy pieszczoty zaczęły przynosić pożądany efekt. Przyjemny dreszcz przeszedł po jej ciele, a na ustach pojawił się szeroki uśmiech. W oczach pojawiły się pełne pożądania iskierki, a sama Allia przyglnęła bliżej mężczyzny, jęcząc cicho wprost w jego usta, kiedy poczuła go w sobie. Objęła go tylko mocniej nogami i przylgnęła bliżej, wsłuchując się w słowa padające z jego ust.
    Trochę ją przerażały, bo… Zwyczajnie nie chciała żadnych deklaracji. Nadal nie zerwała z Russellem zaręczyn i ostatnie o czym teraz myślała i czego pragnęła to jakiekolwiek zobowiązania.
    — Nie martw się, nie zamierzam nagle znikać — oznajmiła nieco wymijająco, ale uznała, że to i tak była najlepsza z możliwych odpowiedzi. Westchnęła jeszcze kilka razy pod wpływem pieszczot, a na końcu jęknęła głośno, opadając nieco ciężko na tors mężczyzny, dysząc przy tym — nie wiem czy to dobrze — zaśmiała się — następnym razem muszę cię trochę przetrzymać, nie możesz tak łatwo dostać takiej przyjemności — uśmiechnęła się przy tym chytrze, spoglądając prosto w jego oczy.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  156. Szatyn nie był chyba gotowy na taką konfrontację z przyjacielem, chociaż przez wzgląd na to co razem przeszli mógł sie tego spodziewać. Znali sie nie krótko, a już na pewno nie powierzchownie. Chronili nawzajem swoje tyłki, pili na imprezach i podbijali świat - każdy w swojej dziedzinie. Teraz wyglądało tak, jakby Lucas wycofał się z czegoś co obiecał sobie jeszcze na studiach. Nic nie miało być ważniejsze od pracy, od wyszarpywania gołymi rekami sprawiedliwości na światło dzienne i zapewnianie sobie odpowiedniej dawki przyjemności, czy to przez rywalizacje z obecnym obok niego mężczyzną, czy przez cotygodniowe imprezy.Szatyn nie myślał kiedyś, by w ogóle brac pod uwagę taka ewentualność jak założenie rodziny, jak być wiernym tylko jednej jedynej kobiecie, a co dopiero wychowywać z nią dziecko. Prawdą było, że jego rzeczywistość przekręciła sie o dobre sto osiemdziesiąt stopni, lecz obecnie nie czuł o to żalu. Po dłuższej chwili ciszy uniósł delikatnie kącik ust w dziwnym grymasie, który Ulliel powinien bez problemu zinterpretować jako uśmiech.
    - Może masz rację, a może się mylisz. To też nie jest rozwiązanie na stałe, bo jak sam zauważyłeś umarłbym z nudów, jednak teraz zarówno Clarissa jak i Elaine potrzebują sto procent mojego czasu i uwagi. Serio, nie masz pojęcia jak o mało wszystkiego nie spieprzyłem już raz... - zawahał sie, w końcu nie miał bladego pojęcia o czym jeszcze jego przyszła żona rozmawiała z ich wspólnym przyjacielem.
    -...chociaż może i o tym też wiesz. - zazgrzytał zębami na myśl o feralnym dniu, w którym to odnalazł pierścionek Elaine na jednej z półek w swym gabinecie. Był tak zajęty praca, bankietami i udawaniem, że nic się w jego życiu nie zmieniło, że nawet nie zauważył kiedy go tam zostawiła. To była czerwona kartka, która kosztowała go niemal palpitacji serca. To był jeden z momentów, gdy na pierwszy plan wybiły się emocje - skomplikowane, nieczytelne, ale z wielką siłą rażenia. Nikt przecież nie mówiła nigdy, ze związki to cos łatwego, czy przyjemnego przez sto procent czasu. Wbrew pozorom związek do cholernie ciężka praca, która nie miała żadnego sensu, gdy tylko jedna ze stron się starała. Wielki Black nie miał o tym bladego pojęcia, bo i skąd, skoro małżeństwo jego rodziców to była tylko umowa z korzyścią dla dwóch stron i o jakimikolwiek uczuciu nie było mowy juz od dawien, dawna. Decydując się na to wszystko co było jeszcze przed nim i panną Egale na pewno nie miał w wyobrażeniach czegoś co reprezentowali jego rodzice.
    - Powiem Ci szczerze... - niemal przerwał mężczyźnie w połowie zdania, jednak poczekał, aż ten dokończy myśl.
    -Obiecuję, ze będziesz pierwsza osobą, która dowie sie o jakimkolwiek bagnie w naszym życiu. - ton głosu mu się zmienił na nieco bardziej chłodny, a wzrok spoważniał, jakby za pomocą niewypowiedzianego zaklęcia zmienił swoje podejście do rozmówcy.
    - Wracając do mojej myśli, to powiem Ci stary, że ciężko jest mieć świadomość, że równie dobrze możesz od większości spraw wiedzieć z drugiego źródła, ba że nawet staniesz bo drugiej stronie barykady. - przetarł dłonią kark nieco ze zmęczenia, a nieco z dyskomfortu jaki odczuwał będąc tak kompletnie szczerym. Jednak ta kwestia juz jakiś czas wisiała w powietrzu.
    - Zajebiście, że nie straciłem przyjaciela, ani że Elaine to nie spotkało, lecz przyznasz, ze trochę to nie będzie ten motyw, gdy będę mógł ponarzekać na jeszcze-nie-żonę, gdy coś sie zwyczajnie nie ułoży? - mogł trafić tym pytaniem w czuły punkt, ale chyba nie do końca się tym przejmował. To był ten czas, gdy oboje najwyraźniej mieli sobie wiele do powiedzenia, a druga strona chcąc nie chcąc musiała tego słuchać.
    - Pracuje nad tym, by wyrwać sie z El gdzieś na jeden, a może kilka samotnych wieczorów, by to wszystko przemyśleć, obgadać, bo i na zwykłą rozmowę ostatnio brakuje czasu. Także, dzięki za wizytówkę jestem pewny, że skorzystam, ale na twój koszt. - uśmiechnął się raczej ironicznie, chociaż wcale nie kłamał, bo nie zamierzał płacić za przelot helikopterem, którego pewna blondynka nie znosiła najlepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mężczyzna upił kilka łyków swego ulubione trunku kryjąc tym samym błąkający się na ustach uśmiech. Cóż wiedział, że pan tego domu jest uparty i to że zgodził sie zostać na ten wieczór, wcale nie oznaczało najprzyjemniejszego wieczoru w historii. To miała byc swego rodzaju odskocznia, ale też najwyraźniej nakreślenie pewnych nowych faktów. Nie skomentował jednak planu, który zaprezentował mu zwięźle szatyn, a tylko uniósł ostrzegawczo brew, gdy i sobie nalał alkoholu.
      - Na więcej i tak Ci nie pozwolę, nawet za cenę wyrwania Ci szkła z reki i dobrze o tym wiesz - swoja porcje wychylił za jednym razem i ruszył za przyjacielem do jak sie okazało pokoju gier.
      - I po co my tyle razy lataliśmy do Vegas? - zapytał rozkładając szeroko ramiona i okręcając się na pięcie, by przyjrzeć sie całkowitemu zaaranżowaniu pomieszczenia.
      Lucas

      Usuń
  157. — Jasne — powiedziała spokojnie, bo ona również nie chciała się więcej z Blaise’m kłócić i rozumiała, że po usłyszeniu takich słów od swojego ojca, mógł być w dużo gorszym nastroju momentalnie. W końcu takie informacje były trudne do zniesienia. Co prawda jej sytuacja rodzinna wyglądała zupełnie inaczej, ale w pewnym sensie potrafiła zrozumieć Ulliela. Pamiętała dobrze, jak ona przeżywała, gdy dowiedziała się, że Henry nie jest jej prawdziwym, biologicznym ojcem, a jej matka ukrywała tak wiele cennych informacji przez dwadzieścia trzy lata… Przez całe życie swojej córki. Blaise obecnie znalazł się w podobnej o ile nie w gorszej sytuacji. Nie umiała tego w tej chwili ocenić, ale potrafiła przymknąć oko i zignorować ton jego wypowiedzi.
    Nie była pewna czy ma kontynuować ten temat, powiedzieć cokolwiek więcej, czy po prostu całkowicie to zignorować i udawać, że temat został zakończony. Wzruszyła ramionami i spojrzała na niego, zaciskając przy tym mocno wargi. Westchnęła po chwili i tylko pokiwała głową. Nie podobało jej się to, że jego osobiste problemy mogłyby się odbić na firmie, pracownikach i na niej, ale przecież pamiętała, że jej własne, rodzinne problemy sprawiły, że prawie rozstała się z własnym mężem, bo nie potrafiła opanować własnych emocji, a przepracowanie takich informacji okazało się dużo trudniejsze, niż jej się początkowo wydawało.
    — Jakoś to przetrwamy — powiedziała w końcu — nawet, jeżeli będziesz zachowywał się, jak skończony dupek. Gorzej niż było, być nie może… Tak myślę — dodała, mrugając przy tym do niego jednym okiem i uśmiechając się przy tym subtelnie. To wszystko było trudne, ale musiała jakoś przetrwać… Skoro przyjęła spadek, musieli nauczyć się razem funkcjonować, nawet, jeżeli to miało być trudne, wiedziała, że musi zacisnąć po prostu zęby i przełknąć ślinę, skoro chciała wdrążyć swój plan w życie. Mogłaby mu opowiedzieć, jak obecnie wyglądało jej życie, ale nie chciała za szybko przekraczać granic, a zachowanie pewnego dystansu wydawało jej się po prostu właściwe.
    — Jesteś pewien? To są koszty w dodatku bez żadnego wcześniejszego poinformowania, rozwalenie nagle dnia pracy? — Nie zdążyła jednak powiedzieć nic więcej, bo Ulliel już załatwiał organizację tego bankietu, chociaż Elle była przeciwko. Westchnęła nieco głośniej, ale pokręciła przy tym z dezaprobatą głową i w ostateczności się uśmiechnęła, bo już było za późno na jakiekolwiek protesty, skoro organizacja już została zlecona i jak podejrzewała Elle, ludzie już działali.
    — To naprawdę miłe, dzięki — nie podejrzewała, aby dzieci i Arthur odwiedzali ją tutaj szczególnie często, sama Morrison nie wiedziała jeszcze, jak dokładnie ma zorganizować sobie cały swój czas, jak podzielić to na pracę, studia i rodzinę. Zdecydowanie spadło na nią bardzo dużo obowiązków już na samym początku dorosłości i szczerze? Czuła się z tym odrobinę zagubiona, ale dobrze wiedziała, że nie może dać tego pokazać Ullielowi, młodemu czy seniorowi.
    Spojrzała na mężczyznę, słysząc jego kolejne słowa. Uważnie go przy tym obserwowała i zaśmiała się cicho, niekontrolowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Naprawdę pytasz mi się o brudy… — ponownie się zaśmiała, bo to wydawało jej się w tej chwili wręcz komiczne. Blaise, jakby nie było znał ich całkiem sporo, ale może zwyczajnie wyleciało mu to z głowy — zacznijmy od tego, że spotykałam się ze swoim wykładowcą i wpadłam z nim? Ok, teraz jesteśmy małżeństwem, ale jestem pewna, że jeżeli dziennikarze się dowiedzą wykorzystają to przeciwko… W dodatku wyjechałam i chciałam tę ciąże usunąć w San Diego, gdzie kontaktowałam się w tej sprawie z lekarzem. Moja ciotka to cały jeden wielki brud… — zmarszczyła brwi — moja rodzina i cała sprawa z kłamstwem matki, z Henrym, Tilly… — jęknęła nieco zrezygnowana, spoglądając na niego. Dziennikarze zdecydowanie mieli sporo możliwości do manewrów, jeżeli tylko zaczną kopać pod Elle — ta rozprawa… To stara sprawa, ale… Byłam świadkiem morderstwa i nigdzie tego nie zgłosiłam, bo nie pamiętałam tego w ogóle…Moja, tak jakby babka… Jedna rozprawa jest przeciwko mnie, a druga przeciwko niej — wymamrotała, bo zdawała sobie sprawę z tego, że to może wpłynąć mocno na wartość firmy na giełdzie, jeżeli takie informacje o niej wyciekną — wiem, że to dość problematyczne i mogą to wykorzystać, a jeżeli twój ojciec się dowie na pewno będzie chciał to wykorzystać przeciwko mnie, żeby pozbawić mnie prawa do tego spadku — wydusiła, czując, jak robi jej się słabo. Nie była gotowa na roztrząsanie tej sytuacji, ale podejrzewała, że to może się stać.

      Villanelle

      Usuń
  158. Uśmiechnęła się tylko na jego słowa. Nie chciała bardziej drążyć tego tematu. Wiedziała, że i tak nie przekona Blaise’a odnośnie braku luksusu. Ona zdecydowanie była przyzwyczajona do przeciętnego standardu życia i mimo wszystko lubiła to. Miała znajomych taki jak Blaise czy Scott, którzy zdecydowanie mieli spory majątek, a ich życie wyglądało zupełnie inaczej niż jej.
    Sweeney nie była skromną i wstydliwą osobą, ale nie potrzebowała pływać w luksusie, nie musiała mieć ciągle nowych ubrań, nie musiała jadać w najdroższych restauracjach Nowego Jorku, a tym bardziej nie musiała ciągle podróżować po świecie. Lubiła swoje życie, mimo wszystko. I nie potrafiłaby chyba nagle znaleźć się w tym świecie tak na stałe.
    — Nie wiem, wszyscy zależy od tego, jak skończy się dzisiejsza noc — powiedziała z szerokim uśmiechem, spoglądając na mężczyznę. Podążyła wzrokiem za ruchem jego dłoni i uśmiechnęła się jeszcze szerzej, chociaż to wcale nie było łatwe do zrobienia, patrząc na to, że już bolały ją policzki od uśmiechu na twarzy.
    — Masz rację… Powinniśmy iść spać — wyciągnęła się w jego stronę, aby pocałować czule jego usta. Westchnęła przy tym cicho w jego wargi i wyprostowała się, obserwując go i to, jak wychodził z jacuzzi — podasz mi ręcznik? — spojrzała na niego wachlując przy tym rzęsami, a kiedy podał jej materiał, starła kropelki z ciała, a następnie owinęła się bawełnianym ręcznikiem, rozglądając się dookoła. — Już jutro jest pogrzeb? — Spojrzała na niego. No tak, mogła się domyślić, że rodzina Ulliel działała w ekspresowym tempie. Pokiwała delikatnie głową na jego słowa i uśmiechnęła się ponownie tego dnia.
    Nie chciała mimo wszystko się z nim rozstawać w tej chwili, ale nie odezwała się nawet słowem. Pokiwała głową i skierowała się do pokoju, w którym spała ostatniej nocy.
    — Dobranoc, Ulliel.
    Obudziła się nad ranem i przez jakiś czas wpatrywała się jedynie w sufit uważnie nasłuchując, co się dzieje poza pokojem. Czekała na moment, w którym usłyszy, że ktoś kręci się już po apartamencie. Nie chciała obudzić Blaise’a, ani wejść w paradę gosposi. Leniwie podniosła się z łóżka i podeszłą do szafy, która jak zawsze była pełna ubrań, a następnie udała się do łazienki, aby przygotować się do opuszczenia pokoju.
    Miała na sobie obcisłe jeansy i czarny sweter. Blond włosy związała w niedbały koczek i opuściła w końcu pokój, wychodząc powoli w głąb apartamentu.
    — Wstałeś, Blaise? — zapytała z uśmiechem, wchodząc dalej do mieszkania.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  159. Bardzo podoba mi się Twoja karta. Począwszy od estetyki, skończywszy na treści. Dobre przedstawienie arogancji i pewności siebie i wykorzystania swoich atutów hipnotycznego dupka, nadając mu jednak realnosci i prawdziwości. Mimo silnych cech, widać w nim też zwykle, życiowe słabości i niepowodzenia. Tym wyraźniejsze, że kiedy potrzebował pomocy, nikt nawet nie zauważył, że mógł jej chcieć.

    Co do ewentualnej gry, wydaje mi się, że Jude dogadały się z Blaisem. Może sprobowalibysmy gry, gdzie dowożę Ci pocztę jako kurier. Pewnie zostawiam u Twojej asystentki. Może zamieniliśmy kilka słów kiedyś i może coś Jude ponarzekał na szefa firmy, nie wiedzac, że jesteś nim Ty? Albo ogólnie nawet nie na Ciebie tylko na system, w tym prezesów, takich jak ty.

    OdpowiedzUsuń
  160. Nie chciała wracać ponownie do tematu sytuacji, która miała miejsce kilka miesięcy temu. Od tamtego czasu wydarzyło się sporo rzeczy w jej życiu. Dużym wsparciem była terapia, która sprawiła, że była silniejsza. Jej relacja z Arthurem też w tym momencie była dużo mocniejsza i silniejsza. To wszystko sprawiało, że pomimo problemów z babcią i wspomnieniami, które jej się przypomniały… Przechodziła to dużo lepiej. Było jej łatwiej, bo czuła naprawdę mocne wsparcie swojego męża i nie bała się, że coś może się rozpaść. Nie wyżywała się też na nim, jak zdarzało jej się to wcześniej.
    — Tak — powiedziała posyłając mu delikatny uśmiech — ale nie zamierzam traktować twojego ojca, jako wroga… Chyba, że posunie się do czegoś przekraczającego wszystkie granice — powiedziała spokojnie. Owszem, Willhelm działał jej niesamowicie na nerwy. Drażnił ją i to niesamowicie. W dodatku groził jej rodzinie i dzieciom, ale Elle tak naprawdę nie chciała zniżać się do jego poziomu i nie zamierzała nic zrobić, dopóki on nie wykona pierwszego kroku. Zwyczajnie nie chciała ryzykować swoją rodziną. Z drugiej strony nie zamierzała rezygnować ze spadku, co dała dzisiaj jasno do zrozumienia i będzie się tego trzymała.
    — Skoro uważasz, że to dobry pomysł — skinęła głową. Na odwoływanie tego bankietu było za późno i Elle zdawała sobie z tego sprawę. Spojrzała, jak mężczyzna wyciąga szklanki i alkohol. Pokręciła tylko głową — to też powinniśmy zmienić… Alkohol w miejscu pracy? — Uniosła brew, bo wcale jej się takie popijanie nie podobało. W dodatku nie była pewna, czy to akurat był dobry pomysł w przypadku Ulliela. Teraz rozmawiali, mieli razem współpracować, ale… Nie ufała mu w stu procentach, nie wiedziała też czy leki, które przyjmuje mogą być mieszane z alkoholem — po prostu… Chyba lepiej będzie zachować trzeźwy umysł, nie uważasz? Dzisiaj ok… Ma być bankiet i, i tak koniec pracy na dziś — wzruszyła ramionami.
    Obserwowała go uważnie i zmarszczyła brwi, kiedy zaśmiał się na jej słowa. Wiedziała, że faktycznie uzbierało się tego wszystkiego sporo, ale nie podobała jej się, jego reakcja na to. Dla Elle to wszystko było naprawdę trudne.
    — Arthur znalazł prawnika… Nie będę go zmieniała — powiedziała stanowczo, bo miała wrażenie, że Blaise’owi trochę za dużo się wydaje. Może kierował się dobrem firmy, ale dziewczynie wydawało się, że za bardzo wchodzi w jej prywatne życie — nie chcę tego załatwiać w ten sposób. Kate jak poczuje, że może dostać pieniądze na pewno będzie wówczas ciągnąć z nas jak ze skarbonki. Blaise, to wszystko nie jest takie łatwe, jak ci się wydaje. Moja… Moja rodzina jest zupełnie inna niż twoja, ja jestem inna… Nie chcę tego tak rozwiązywać. Więc rozłącz się — oznajmiła — pracujemy razem, będziemy spędzać razem dużo czasu, ale to jest naruszanie granic. Jestem dużą dziewczynką, a Arthur nie jest głupi. Potrafimy sobie poradzić z naszymi problemami, Blaise — dodała, spoglądając na niego uważnie.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  161. Dziękuję za powitanie i mam nadzieję, że w trakcie tej nowojorskiej przygody uda nam się rozegrać ze sobą przynajmniej jeden wątek. Ja, w każdym razie, zapraszam pod kartę, jeśli tylko wpadnie Ci do głowy jakiś pomysł. ;)

    Masz rację, takiego życia wielu mogłoby mojej pannie pozazdrościć, ale to zawsze działa w dwie strony i nie mam wątpliwości co do tego, że ona mogłaby odczuwać to samo w stosunku do takiej samej liczby osób. Zresztą, nawet nie o sam tryb życia chodzi. Weźmy na przykład takiego Blaise'a... Wydaje się być osobistością niezwykle silną, czego jej w kluczowych kwestiach brakuje, często towarzyszy jej niepewność związana z brakiem doświadczenia, co nierzadko utrudnia jej funkcjonowanie wśród ludzi. No, ale nic - wszystko przed nami. Oby Tobie wena także dopisywała!

    Lyra

    OdpowiedzUsuń
  162. Zmarszczyła delikatnie brwi, patrząc uważnie na Blaise’a nie rozumiejąc dokładnie, o czym w tej chwili mówił.
    — Porwanie syna dla przykrycia skandalu...? Czekaj, Ulliel ja chyba nie rozumiem o czym w tej chwili do mnie mówisz — powiedziała uważnie mu się przy tym przypatrując i obserwując uważnie jego zachowanie. Elle nie umiała sobie tego wyobrazić. Pamiętała dobrze stres związany z porwaniem Arthura przez pomyłkę... To nadal ciągnęło się momentami za nimi. W końcu to nie było wydarzenie, którego można się tak łatwo wyzbyć ze swojej pamięci. W dodatku pozostawały na ciele Arthura blizny, które nie znikną tak po prostu... Elle sama miała jedną, która wynikała z cięcia cesarskiego, przedwczesny poród był skutkiem tych wydarzeń... Życie Arthura i Elle zdecydowanie nie należało do łatwych, a za każdym razem, kiedy wydawało jej się, że wszystko powoli będzie po prostu dobrze... Coś zaczynało się dziać.
    — Nie wiedziałam, że zrobił coś takiego... — szepnęła i ponownie poczuła strach. Co jeżeli Thea i Matty nie są bezpieczni? Jeżeli Artie... Przyjęcie spadku miało poprawić nieco ich życie, ustabilizować je, a zamiast tego na horyzoncie pojawiały się kolejne problemy — muszę zadzwonić do Arthura — oznajmiła i tylko machnęła na Blaise’a dłonią. Sięgnęła swój telefon komórkowy i od razu wybrała numer swojego męża. Nie zważając na obecność Ulliela, gdy tylko usłyszała głos swojego męża, skupiła się na rozmowie z nim
    — Jesteś na uczelni? Dzieci są z opiekunką? Wszystko jest w porządku? — Zadawała kolejne pytania, kiwając głową, gdy usłyszała odpowiedzi.
    — Musimy wieczorem porozmawiać o ich bezpieczeństwie, Artie... Nie wiem, jakiś ochroniarz? Firma... Nie mam pojęcia, ale jeżeli cokolwiek im się stanie... — głos uwiązł jej w gardle, wiedziała, ze niewiele brakuje, aby i łzy znalazły ujście — jeżeli wrócisz pierwszy, daj mi proszę od razu znać, proszę — wyszeptała, odwracając się plecami do mężczyzny, wpatrując się w w widok za oknem — kocham cię — szepnęła i rozłączyła się. Dzieci i rodzina zdecydowanie były jej słabym punktem.
    Zagryzła wargę i odwróciła się przodem do Blaise’a.
    — Nie ważne... Rób co chcesz. Tylko po prostu nie mieszaj mnie w pewne sprawy... — oznajmiła, analizując przy tym wypowiadane przez mężczyznę słowa. W tej chwili jego problem z alkoholem jej nie interesował. Myślami była z dziećmi i to i nich myślała cały czas. Spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami i kręcąc przy tym głową — nie mieszaj w to Arthura... Ustalmy sobie coś, żeby nie było w przyszłości komplikacji — splotła ręce pod biustem i zerknęła na mężczyznę — to co o tobie myślę to tylko twoja zasługa. Nie wpływ Arthura, wyobraź sobie, że jestem samodzielna. I mam wrażenie, że będzie lepiej, jeżeli na gruncie prywatnym będziesz trzymał się z daleka od nas, dopóki Willhelm się nie uspokoi i nie przetrawi tego wszystkiego na spokojnie — nie chciała zwracać na siebie większej uwagi. Dlatego też nie chciała, aby Blaise kontaktował się z nią lub z Arthurem w sprawach prywatnych. Podejrzewała, że w ten sposób mogliby zwrócić uwagę na ich rodzinę, a Will na pewno by się bardziej wkurwiał i chciał coś zrobić ze swoimi pokładami złości.
    Wywróciła oczami, cicho przy tym prychając. Nie zamierzała zmieniać prawnika i rozpoczynać wszystkich przygotowań na nowo.
    — Mhm... Podaj mi do nich numer, skontaktuję się z twoimi ludźmi — spojrzała na niego, chociaż wcale nie zamierzała tego robić.
    Poprawiła swoją spódnicę i kołnierzyk koszuli.
    — Powiedz lepiej co z tym bankietem, chcę znać szczegóły — poprosiła, opierając się lędźwiami o swoje biurko.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  163. Elaine nie miała pretensji do Ulliela za jego szczerość. Jedynie za to, że uderzał tak bezlitośnie za każdym razem. Brakowało mu delikatności.... a może ona wcale jej nie potrzebowała? Nie radziła sobie z tym wszystkim i to akurat było wyraźne wszystkim, którzy ją wystarczająco dobrze znali - choć lista ta była raczej krótka.
    Westchnęła cicho, gdy opowiedział o Maille. Było jej szkoda obojga. Wiedziała, że nie jest w stanie im pomóc, choć z przyjemnością zobaczyłaby przyjaciółkę u boku Blaise'a. Nie mogła jednak zmuszać jej do czegokolwiek. Byli dorosłymi ludźmi i musieli sami poradzić sobie ze swoimi uczuciami. Ulliel  stanowczo nawalił, ale chyba jego największym błędem było to, że nie walczył o kobietę do ostatka, że pozwolił jej odejść.
    Westchnęła cicho, gdy Blaise wygłosił poważną mowę motywacyjną. Przytuliła się do niego.
    - Nie wiem, czego chcę... Gdyby to było łatwe... ale nie wiem. Czasem wpadam w entuzjazm, gdy Clary przyjdzie się do mnie przytulić, innym razem jestem zmęczona i najchętniej zostałabym w pracy, żeby poleżeć na kanapie i posłuchać rytmu miasta. Wbrew pozorom ten hałas mnie uspokaja... - przyznała. - Nie wiem, kim jestem ani kim chcę być... To nie jest proste - spojrzała na niego. - A najbardziej boję się, że stanę się kimś, kogo sama bym nienawidziła... - dodała cicho.
    Powoli wstała i wróciła na swoje miejsce. Patrzyła, jak Blaise zajada się potrawami.
    - Blaise... dziękuję, że się o nas troszczysz - powiedziała w końcu. - Po prostu... nie wiem, czy stare metody działają na nas tak samo jak wcześniej - przyznała. - Chociaż Lucasowi stanowczo potrzeba męskiego towarzystwa - dodała. - Masz jak w banku, że go do ciebie przyślę - zapewniła. - Potrzebuje przyjaciela... i kopniaka. Mam wrażenie, że się o wszystko nieustannie obwinia - dodała. Wzięła widelec i zaczęła dziubać w nim, niby coś jedząc. Uśmiechnęła się lekko.
    - Uwierz, nie potrzebuję się kłócić, żeby mieć ochotę na seks - prychnęła. Spojrzała na niego z kpiącą miną. Mógł w tym spojrzeniu dostrzec dawną El, która była pochowana gdzieś głęboko w jej duszy.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  164. Spojrzała na stół zapełniony... W zasadzie wszystkim, co można było zjeść w ramach śniadania. Sweeney przypatrując się jedzeniu, była pewna, że w zasadzie chyba byłaby w stanie przyzwyczaić się do takiego stylu życia. Codziennie podane śniadanie pod sam nos? Czysta przyjemność.
    - Możemy lecieć razem – uśmiechnęła się, rozpoczynając odpowiadanie na jego pytania od samego końca – dziękuję, czuję się dobrze. Mam nadzieję, że ty również. Wyspałam się i zdecydowanie biorę ten sweter ze sobą. Nie mam pojęcia, skąd bierzesz te ubrania, ale zapomnij, że kiedykolwiek trafi w ręce innej kobiety niż ja – zaśmiała się, odruchowo gładząc dłonią przyjemny materiał. Musiała przyznać, że to była kolejna z rzeczy, do których naprawdę byłaby w stanie się przyzwyczaić.
    Usiadła naprzeciwko mężczyzny i chwyciła kawałek chleba, a następnie nałożyła sobie na talerz warzywa i ugotowane jajka. Dawno nie jadła nic takiego i widok takiego śniadania naprawdę wprowadził ją w radosny nastrój.
    Allia nie jadała najlepiej. Wybierała gotowe dania i pospiesznie rano je podgrzewała, o ile miała w ogóle czas na zjedzenie czegoś przed pracą. Była ciągle w biegu, nigdy nie miała na nic czasu i często tez przez cały dzień nic nie jadła, bo w pracy nie miała czasu, gdyż w przerwach miała inne zajęcia niż myślenie o posiłku.
    - Tak, jak mówiłam, czuję się dobrze. Polecimy tam razem, a jak wrócimy do Nowego Jorku to oddam pierścionek Russowi – powiedziała, oznajmiając jednocześnie, że przez noc wszystko sobie przemyślała. Wiedziała, że Ulliel był za tym, aby zrobiła to od razu, ale nie chciała... Musiała przemyśleć co dokładnie chce mu powiedzieć i jak to zrobić, aby nie zranić go za bardzo, chociaż dobrze wiedziała, że będzie na nią wściekły i z pewnością nie będzie z tego powodu szczęśliwy. Allia wiedziała jednak, że to najbardziej właściwa decyzja. Obojgu im będzie lepiej bez siebie.
    - Spróbowałbyś powiedzieć, że mogłoby być inaczej – prychnęła rozbawiona, spoglądając na niego spod rzęs – pogrzeb i wracamy do Nowego Jorku, tak? – dopytała jeszcze, aby mieć pewność czy przypadkiem Blaise nie planował z tym wyjazdem jeszcze czegoś.

    Allia

    OdpowiedzUsuń
  165. [ Razem z Leilą zbieramy szczęki z podłogi.
    Dzięki za miłe przywitanie :). Nasze postaci są bardzo do siebie podobne w jednej, jakże kluczowej wersji, więc albo już czuję tę chemię albo mi najzwyczajniej w świecie hormony szaleją. W każdym razie, jeżeli istnieje taka szansa, że Blaise mógłby na Leilę w ten sposób spojrzeć, to ja tu widzę toksyczny romans bez zwobowiązań jak w mordę strzelił! ]
    Leila Thomson

    OdpowiedzUsuń
  166. [Dziękuję za powitanie i tak miłe, ciepłe słowa.
    Rose również ma nadzieje, że Nowy Jork okaże się tym miejscem na ziemi, w którym wszystko sobie uporządkuje.
    Twoja postać jest bardzo ciekawa, nieco kontrowersyjna. Z drugiej strony, każdy kocha bogatych dupków, prawda? :)]

    Rose Lovejoy

    OdpowiedzUsuń
  167. Szatyn również zaniedbał swego przyjaciela skupiony tylko na tym, by udowodnić wszystkim oraz samemu sobie, że w jego życiu nic się nie zmieniło. To była tylko próba przemalowania rzeczywistości na własna modłę zakończona niepowodzeniem. Po raz pierwszy od wielu lat musiał wyjść poza strefę, w której czuje sie komfortowo i zmierzyć z nieznanym, z czymś nad czym nie może miec juz takiej kontroli jaką wykształtował do tej pory.
    - Myślałem, że lepiej mnie znasz. - pokręcił tylko głową z dezaprobatą dla słów Ulliela. Black mógł podejmować decyzje, które normalnie nie mieściły się w określonym kanonie dla jego osoby, lecz chyba nigdy nie byłby w stanie w stu procentach zrezygnować z czegoś co było dla niego niczym tlen. Tak bywał pracoholikiem, jednak nie cierpiał z tego powodu - przynajmniej nie gdy nadal uchodził za kawalera do wzięcia. Aktualnie sytuacja uległa zmianie i musiał dopasować wszystkie elementy do całości rzeczywistości.
    - Nie, nie o to mi chodziło. - uniósł oczy ku niebu, którego w dalszym ciągu nie było dane mu dostrzec przez dzielący ich sufit.
    - Z resztą nie ważne. - Lucas najwyraźniej osiągnął limit wylewności na ten wieczór i zapewne wiele kolejnych. Był człowiek czynu, a nie słów - przynajmniej w życiu prywatnym. Na sali sądowej sprawy miały się z goła odwrotnie. Tam liczyły sie fakty, dobrze wyważone słowa i plan działania na trzy kroki do przodu. Może własnie dlatego pogubił się z tym wszystkim, bo próbował zastosować tę samą metodę w związku z Elaine?
    - Dobrze wiesz, że takie rozmowy są nieuniknione Blaise. One sa teraz częścią mojego życia. Ale punkt za starania. - tym razem on poklepał go po plecach. Nie był ani odrobinę wzburzony tonem przyjaciela, ponieważ w pełni go rozumiał. Wyszło na to, że tylko Lucasowi na ten moment przeszkadzał ten trójkąt. Zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany następowały jedna po drugiej, więc i z tym sobie będzie musiał poradzić.
    - Wierze. - tym razem mężczyzna nie pokazał tego jak bardzo jest bezradny, a przywdział na powrót tę arogancka maskę gracza jakim był na co dzień.
    - Uważaj z tą szczodrością, bo jeszcze zamarzy nam się podróż dookoła świata. -zironizował schodząc do pomieszczenia, które przechodziło jego wszelkie wyobrażenia. Jak to się mogło stać, że do tej pory nie miał bladego pojęcia o tym pokoju gier.
    - Nie bądź taki pewny. Pamiętasz, że ostatnim razem to nas ograno - było to dawno, jednak takie były fakty. Możliwe, że miała w tym udział nadprogramowa dawka alkoholu w ich żyłach, która umiejętnie zaburzyła jasność osądy podczas gry. Nie zbiednieli co najwyżej bardziej cierpieli na kacu dnia następnego.
    - To ile nas będzie? - zapytał, bo o to kogo sie spodziewać nie było sensu. Na pewno Blaise nie wybrałby przypadkowego towarzystwa, o to pan prawnik mógł być spokojny.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  168. [Dziękuję za te miłe słowa, za powitanie i za chwilę uwagi spędzoną nad kartą. Jednocześnie mam nadzieję, że obie Twoje postacie poza finansowym zapleczem, jakie posiadają, znajdą jeszcze tę cieplejszą stronę życia, jaką jest miłość. Także powodzenia w jej szukaniu podczas wątków!]

    Terrence Blackbourne

    OdpowiedzUsuń
  169. Wiesz co, bardzo mi miło, że zaczęłaś. Fajny początek. Daje przestrzeń do odpisu, ale obawiam się, że nie odpiszę. Jakoś mój powrót do blogosfery mi się nie "złożył". Ciężko mi się na powrót tu odnaleźć. Niemniej nie chciałam zostawiać Twojego komenatarza bez odzewu. Bardzo dziękuję i życzę weny.

    jeszcze obecny Jude Cameron

    OdpowiedzUsuń
  170. [Posyłam stos uścisków w ramach podziękowań za miłe słowa dotyczące postaci oraz ogólnie za powitanie pod kartą :)]

    Octavia

    OdpowiedzUsuń
  171. Ach, wybacz za ten poślizg, ale zagubiłaś mi się po drodze i dopiero dzisiaj zauważyłam, że pod kartą wisi Twój komentarz bez odpowiedzi. Przybyłam naprawić to niedopatrzenie... ;)
    Właściwie, do tej pory jakoś nie myślałam o planach poszukiwań rodziny od strony technicznej, bo chciałam to odrobinę odłożyć w czasie, ale... To jest bardzo dobry pomysł. Tym bardziej, że choć Lyra posiada adres i nazwisko, to w moim założeniu są to raczej dane kobiety, a więc może ciotki albo babki od strony ojca, więc wypadałoby najpierw sprawdzić kim jest owa nieznajoma i kto zamieszkuje wskazaną nieruchomość. Wydaje mi się, że w przypadku Amerykanów, takie dane archiwalne przechowuje się także w bibliotekach miejskich, więc może tam by na siebie wpadli? Większość z nich posiada także kąciki komputerowe, więc mogliby teoretycznie więcej zdziałać - co Ty na to? ;)

    Lyra

    OdpowiedzUsuń
  172. Zagryzła nerwowo wargi, słuchając tego, co miał do powiedzenia Blaise. Zlecenie porwania własnego syna? Pokręciła tylko głową, to było… Takie wydarzenia, tak wielki miały wpływ przecież na dzieci i ich psychikę, ich zachowanie, rozwój i dorosłość… Nawet, kiedy spotkało to Arthura w momencie, gdy był dorosłym, poważnym mężczyzną, przez długi czas nie mogli wrócić do codziennej normy. Nadal nie wszystko było idealnie, była pewna, że skoro ją czasami męczyły jeszcze sny mające z tym związek, to Arthur na pewno przeżywał to jeszcze bardziej, niż ona sama.
    — To okropne — wymamrotała, bo nie wiedziała, co w zasadzie mogła powiedzieć w takiej sytuacji. To było coś, czego nie umiała sobie wyobrazić. Jak rodzic, mógł zachować się w taki sposób? Elle naprawdę brakowało w tym momencie słów, aby opisać to, co w obecnej chwili czuła.
    Jak po wysłuchaniu czego takiego, mogła spokojnie pracować? Jak mogła skupić się na bankiecie, który w tym momencie nie miał dla niej znaczenia? Jej dzieci… Jej rodzina mogła być w naprawdę wielkim niebezpieczeństwie, a Elle nie wiedziała, co ma zrobić, aby się jakoś z tego wycofać.
    Nie chciała sprzedawać udziałów i się zwalniać, nie chciała pokazywać, jak bardzo jest słaba, ale… W tym momencie zaczęła gorączkowo o tym myśleć, bo pieniądze nie były ważniejsze od rodziny.
    Trzymała w dłoniach swój telefon komórkowy i wpatrywała się w ciemny ekran, zastanawiając się nad słowami Blaise’a. Nie chciała, aby tak mocno ingerował w jej i Arthura życie, ale… Może miał rację, może akurat w temacie ochrony powinna się dostosować?
    Westchnęła cicho i pokręciła delikatnie głową.
    — Nie o to mi chodziło — powiedziała, słysząc jego słowa — po prostu potrzebujemy jeszcze czasu… Żeby to wszystko ogarnąć i zrozumieć — dodała po chwili, zastanawiając się nad tym, co ma powiedzieć jeszcze. Nie chciała się kłócić z nim czy odcinać się od mężczyzny. Pracowali razem i z pewnością będą mieli często ze sobą kontakt, a Elle nie chciała aby w pracy był taki, a poza nią zupełnie inny.
    — Jasne… Postaram się coś ułożyć — mruknęła niezbyt zadowolona, bo nie podobało jej się, w jaki sposób została skierowana ta rozmowa. Zmarszczyła brwi i poprosiła Blaise’a, aby wyszedł z jej biura. Usiadła na swoim biurku i spojrzała w widok zza okna, zastanawiając się nad słowami, które mogłaby skierować do tych wszystkich ludzi, którzy mieli ją właśnie poznać, jako panią dyrektor działu kreatywnego.
    Po piętnastu minutach pojawiła się przed salą konferencyjną, o której mówił Ulliel i wzięła głęboki oddech, czując, że denerwuje się tą sytuacją. To było dla niej coś zupełnie nowego i nie miała pojęcia, jak powinna się zachować, co zrobić, co powiedzieć… Niby ułożyła swoją krótką mowę, ale… Ale nie miała pojęcia. Czuła, jak z nerwów drżały jej dłonie, a serce nieco przyspieszyło.


    Elle

    OdpowiedzUsuń
  173. Mam też maleńką prośbę: czy mogłabyś mi podrzucić swojego maila? Możesz też odezwać się bezpośrednio na moją pocztę, jeśli nie chcesz go upubliczniać... Mam do Ciebie pewną prywatną sprawę. ;)

    Lyra

    OdpowiedzUsuń
  174. [ Myślę, że możemy zacząć już z momentu, że się znają, np z jakiegoś balu świątecznego w szpitalu albo coś. Początki znajomości zawsze wychodzą mi krucho, jeśli mam być szczera xd Plus, Leila nie ma serca, więc Blaise nie miałby czego łamać, więc spokojnie. Co Ty na to, żeby się kojarzyli i spotkali w barze na jakiejś imprezie czy coś?]

    Leila Thomson

    OdpowiedzUsuń
  175. - Twierdzisz, że się zestarzeliśmy i niespodziewanie dorośliśmy? - zapytała z pewnym rozbawieniem. Była mu wdzięczna za ciepłe słowa i opiekę, choć nie zamierzała się z tego powodu przed nim płaszczyć. Przede wszystkim spojrzała na niego z większą łaskawością. A rady Blaise'a brzmiały o dziwo całkiem sensownie. Kiedy zszedł z tonu "trzeba się upić, potańczyć i zaliczyć kogoś na imprezie", zaczął mówić rozsądnie i naprawdę rzeczowo. Nie to, żeby w niego nie wierzyła, ale nie sądziła, że Ulliel będzie w stanie tak bardzo zaprzeć się samego siebie, żeby wczuć się w ich sytuację i naprawdę pomóc. A starał się i było to naprawdę godne podziwu. Nie żałowała tej przyjaźni i wiedziała, że nie będzie. Nie ważne, co jeszcze się w ich życiu wydarzy.
    - Kochasz mnie? - zapytała zaczepnie, a potem mrugnęła do niego. - Nie wiem, czy Lucas byłby zachwycony, gdyby to usłyszał - dodała niby złośliwie, ale jej oczy zdradzały prostą prawdę - cieszyła się, że Blaise to powiedział. Potem pokręciła głową.- Nie... gdybyśmy się rozstali, to na pewno nie byłaby twoja wina - powiedziała cicho. - Nie ważne, co mówisz. To między nami coś działa lub nie działa - spojrzała mu w oczy. - Fajnie mieć dobrego przyjaciela, wiesz? Nawet jeśli jest taki kłopotliwy jak ty - dodała żartobliwie. Choć nie była  w pełni formy, widać było, że działania mężczyzny przyniosły jakiś skutek i wywarły na niej pozytywny wpływ.
    Nagle jednak padły słowa, których Elaine zupełnie się nie spodziewała. Spojrzała zdumiona na mężczyznę, który nagle poderwał się z miejsca i zaczął zbierać do wyjścia.
    - Blaise, poczekaj! - zawołała i skoczyła na równe nogi, żeby chwycić jego dłoń i przyciągnąć mężczyznę do siebie. Przytuliła go mocno. - Przepraszam... Zostań... - szepnęła. Chwyciła go za rękę i pociągnęła na kanapę.
    - Opowiadaj... od początku - poprosiła. - Jak.... czemu... skąd wiesz? Czemu teraz? Blaise... - spojrzała na niego z żywą troską i szczerą skruchą. Tak bardzo skoncentrowała się na swoich problemach, że nawet przez myśl jej nie przeszło, że przyjaciel ma własne i to bardzo poważne. Że poszukuje pomocy, a nie pretensji. Elaine dopadły wyrzuty sumienia, ale starała się je od siebie odsunąć. Nie był to czas na jej użalanie się nad sobą, skoro przyjaciel potrzebował pomocy. 

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  176. Gdyby usłyszała tę opowieść nim poznała Wilhelma na pewno powiedziałaby, że to mało śmieszny żart, a opowiadanie takich rzeczy o własnych rodzicach, jest wręcz niesmaczne. Teraz jednak, kiedy miała już nieszczęście poznać pana Ulliela, Elle była w stanie od razu uwierzyć, że mężczyzna był gotowy do zrobienia czegoś takiego.
    — Ja… Nie wiem, co powiedzieć, strasznie mi przykro, że musiało cię coś takiego spotkać w życiu… — wymamrotała cicho, nieco niewyraźnie. To było naprawdę trudne dla dziewczyny. Nie miała takich samych doświadczeń, ale nieco podobne owszem, które zresztą przeżywała przy Blaise, gdy porwano błędnie Arthura. To oczywiście nie było to samo. Nie ona była uprowadzona, ale przeżywała to bardzo mocno, czego mężczyzna sam był świadkiem.
    Pokręciła przecząco głową, słysząc jego kolejne słowa. Nie, nie rozumiał jej dobrze, ale Elle w tym momencie nie potrafiła mu wytłumaczyć dokładnie tego, co miała na myśli. Zwłaszcza, że była podirytowana faktem, że chciał wtrącać się ze swoimi prawnikami do jej prywatnego życia. Potrafiła zrozumieć, że chciał wiedzieć pewne rzeczy, że niektóre wręcz musiał wiedzieć, bo odkąd przyjęła spadek zostali na siebie w pewien sposób skazani i mieli przecież wspólny cel, aby firma była pozytywnie odbierana i aby nie było wokół niej niepotrzebnego zamieszania, ale… Ale te zamieszanie i tak już było.
    W końcu media zainteresowały się nieznajomą, którą otrzymała spadek po seniorze. Doświadczyła tego rano, wchodząc do firmy, bo reporterzy już czekali i próbowali z niej coś wycisnąć, utrudniając dostanie się do środka. Na szczęście ochroniarz budynku jej pomógł.
    — Pewnie — mruknęła tylko, patrząc, jak mężczyzna chwyta alkohol i wychodzi.
    Była zdenerwowana. Nie wiedziała, co dokładnie ma powiedzieć, bo nie spodziewała się, że takie oficjalne powitanie będzie już pierwszego dnia. Szczerze mówiąc, nie była w ogóle na to gotowa i nie miała pojęcia, jak powinna się zachować.
    Przed opuszczeniem swojego biura wzięła jedną ziołową tabletkę na uspokojenie, bo obawiała się, że bez takiej pomocy, nie da sobie rady. Musiała mieć przecież na uwadze swoje zdrowie, zwłaszcza, że jej serce nie było już w pełni zdrowe, odkąd przeżyła atak serca.
    Weszła do pomieszczenia i stanęła obok mężczyzny, czując, jak z nerwów zaciska się jej gardło. Gdy wszedł na podest, ona wciąż stała w tym samym miejscu i słuchała, co takiego miał do powiedzenia. Przełknęła ślinę, kiedy ją zaprosił i zrobił jej miejsce przy mikrofonie.
    — Witajcie ponownie… — zaczęła, nieco drżącym głosem — niektórzy z was już mnie znają, jeszcze z działu negocjacji, gdy zaczynałam tutaj swoją studencka praktykę — dodała, nie wiedząc co ma zrobić z rękoma, czując wciąż narastający stres — niestety moje losy w tej firmie nie potoczyły się tak, jakbym chciała, ale… Witam się z wami jeszcze raz i wierzę, że nasza współpraca będzie owocna i efektywna. Efektowna oczywiście również, ale przede wszystkim, że będzie się nam ze sobą dobrze współpracowało… Że będziemy mogli sobie nawzajem pomóc i… — przerwała, bo głos drżał jej z każdym słowem coraz bardziej. I zawiesiła się, nie mogąc odnaleźć w myślach tego, co chciała faktycznie przekazać. Automatycznie złapała się za dłonie i jednym z paznokci zaczęła skubać skórkę przy paznokciu, w ten sposób próbując zapanować nad swoimi nerwami.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  177. - Po prostu.... to jeszcze nie twój moment - odpowiedziała spokojnie. - Może twoją dorosłością nie będzie rodzina, a coś zupełnie innego. I może dopiero musisz to znaleźć - dodała i uśmiechnęła się do niego. - W innych kwestiach.... nie musimy być dojrzali - dodała żartobliwie.
    Potem zrobiła groźną minę.
    - Okropna?! No wiesz! Niby kiedy? - prychnęła oburzona i spojrzała na niego groźnie. Chętnie na dłużej oddałaby się temu przekomarzaniu. To było takie proste i bezmyślne. Nie wymagało wielkiego zaangażowania i pozwalało na chwilę zapomnieć o całym świecie. Niestety tylko na chwilę. Wyznanie mężczyzny zmieniło wszystko.
    Przyjaźń powinna działać w obie strony. Nie tylko Blaise miał być wsparciem dla nich, oni powinni umieć odwdzięczyć się tym samym. Kiedy Blaise tłumaczył sytuację, El nieco zbladła. Następnie dotknęła jego ramienia. Nim zdążyła, coś powiedzieć, mężczyzna obrócił się po alkohol.- Blaise... - westchnęła. Obeszła go i zmusiła, by spojrzał jej w oczy. - Może nie jesteś pieprzonym Ullielem. Za to z pewnością jesteś cholernym Blaisem - uśmiechnęła się do niego. - Nie znam nikogo tak upierdliwego jak ty. Cieszącego się ogólną uwagą. I to nie kwestia nazwiska. Nie tylko. To twoja charyzma, łatwość w nawiązywaniu kontaktów, niewydarzona jadaczka.... - wyliczała. - Poza tym... pomyśl. Już wiadomo,skąd twoje problemy z narkotykami... i dlaczego tak trudno ci z tym walczyć - pogłaskała go po policzku. - Ale jesteś sobą. Irytującym facetem, który będzie walczył z całym światem w imię dobrej zabawy. Nie szukaj definiowania siebie w swoich rodzicach... - pokręciła głową. - I... - Spojrzała mu w oczy. - Może i jesteś adoptowany. I co z tego? Twoi rodzice wybrali ciebie mimo wszystko. Mogli cię oddać. Mogli powiedzieć ci prawdę. Ale wybrali ciebie, żebyś był ich synem. To więcej niż tylko spłodzić dziecko.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  178. [Dziękuję slicznie za przywitanie na blogu! Myślałam nad jakimś wspolnym wątkiem, ale niestety nic nie przychodzi mi do głowy na chwilę obecną. Jednak jeśli masz jakiś pomysł, to zapraszam do siebie!:)
    Maddie Hesford]

    OdpowiedzUsuń
  179. white chocolate,

    wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 1 marca Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  180. Oczywiście, że się z niego nabijała. Drobne złośliwości, którymi rzucała w znajomych i przyjaciół, stanowiły część jej osobowości. Dawniej jeszcze jakoś się hamowała, a pewne aluzje sprawiały, że nie czuła się komfortowo. Zapewne, gdyby dopiero poznała Blaise, to starałaby się bardziej trzymać język za zębami, aby zrobić dobre, pierwsze wrażenie.
    Wpatrywała się w niego, a gdzieś tam z tyłu głowy nakładał jej się obraz tego nastolatka, którego znała. Nie mogła zaprzeczyć, był atrakcyjny, w dodatku bogaty i miał to coś, co sprawiało, że prawie wszystkie jej koleżanki dostawały jakiegoś świra na jego punkcie. Wtedy była nieco zepsuta, jeśli chodziło o te sprawy, a ponadto zbyt wiele czasu zajmowała jej nauka i walka o lepszy świat. Kiedy koleżanki wybierały sukienki na piątkową imprezę, ona siedziała na uniwersytecie na wykładach otwartych, kiedy koleżanki chwaliły się kolejnymi randkami, ona przyklejała kolejny plakat o tym, jak ważna jest segregacja śmieci.
    Teraz wpatrywała się w Blaise i zastanawiała się, jak potoczyły się losy tego nastolatka, którego zapamiętała. Uśmiech nie schodził jej z ust, kiedy zrobiła krok w jego stronę.
    – Naprawdę sądzisz, że byłbyś w stanie mi udowodnić, że z twoimi interesami jest wszystko w porządku? –zapytała z błyskiem w oku, po czym stuknęła kieliszek o jego. – Za spotkanie – powtórzyła, upijając trochę. Była to przyjemna odmiana. Zazwyczaj to ona krążyła wokół ludzi, podawała im różne alkohole, a jeśli chciała się napić, to musiała zrobić to w taki sposób, aby nikt jej nie widział. W pracy musiała bardzo dobrze się prezentować, a wygląd i dobre maniery były na pierwszym miejscu. Widziała wzrok swoich koleżanek, z którego jasno dało się wyczytać, co o niej sądzą. Wiedziała, że przez nią obecnie mają nieco więcej pracy, ale jakoś nieszczególnie się tym wszystkim przejmowała.
    – Harvard? Jeśli pominąć fragment z wujkiem i egzaminami, to... Moje gratulacje. Ukończyłeś studia wcześniej ode mnie – zaśmiała się, po czym dopiła resztę drinka.
    Nie lubiła rozmawiać o swoim ojcu. Za niedługo minie rok od jego śmierci, a i tak nie mogła sobie z tym poradzić. Negowanie istnienia tego faktu stanowiło podstawy jej radzenia sobie z tym wszystkim. Mimo wszystko, uśmiechnęła się do niego delikatnie i lekko pokiwała głową.
    – Był z ciebie bardzo dumny. Tym bardziej, że jak słyszał nasze lekcje, to uważał cię za przypadek beznadziejny i nie mógł się nadziwić, jak wielką krzywdę zrobili ci rodzice, że tak zaprzepaścili twoją naukę we wczesnych latach – przyznała, śmiejąc się, choć daleko jej było do wesołego śmiechu sprzed chwili. Wspomnienie ojca, choć bardzo pozytywne, to wciąż bolesne. Ucieszyła się z nagłej zmiany tematu.
    – Naprawdę sądzisz, że byłby to szybki seks? Tak nisko cenisz swoje możliwości? – zapytała, uśmiechając się nieco złośliwie, postanawiając, że to ostatni żart tego typu. – Zaraz wracam – dodała prędko, na chwilę znikając w tłumie. Wróciła po kilku minutach, zawieszając sporą torebkę na ramieniu.
    – Możemy iść.

    Maisie

    OdpowiedzUsuń
  181. Każdy przeżywa w swoim życiu inny dramat, jego problem nie są mniejsze od innych. To, co dręczy umysł i zatruwa radość życia, jest cierpieniem i dla jednego to pędzie zgubiona pamiątka, dla innego utrata pracy. Blaise zaś przeżywał kryzys tożsamości i z pewnością był to niemały problem i niełatwa kwestia.
    Pogłaskała go po policzku.- Dobrze wiesz, o czym mówię, choć się boisz i uciekasz... Jesteś sobą. Może nie miałbyś milionów na koncie... a może tak? Inny na twoim miejscu mógłby żyć na koszt rodziców i samemu nic nie zdziałać. Albo nawet stracić wszystko. Ty pracujesz, zarabiasz na wspólne dziedzictwo. Nie ma znaczenia, że jesteś adoptowany. Kto wie, czy nie zrobiłbyś kariery tak czy inaczej? Nawet jeśli miałbyś być królem złodziei... - Uniosła jego brodę tak, żeby spojrzał jej w oczy.- Nie jesteś stworzony do rzeczy małych i nie sądzę, żeby w innej sytuacji proste życie biedaka cię satysfakcjonowało. Jestem pewna, że i tak wywalczyłbyś to, co ci się należy - stwierdziła. Złość mężczyzny nie odstraszyła Elaine, ale poważnie zmartwiła. Spodziewała się, że kilka prostych słów go nie odmieni, ale chciała go nieco uspokoić i ukoić rozszalały umysł. To też tłumaczyło, dlaczego był taki nerwowy i wybuchowy tego dnia. Nigdy nie należał do stoików, a teraz wyraźnie emocje rozbijały go od środka.
    Kiedy przestał się rzucać i przytulił się do niej, pogłaskała go po głowie. Potem jednak znowu się odsunął.
    - Żadna z tych opcji nie jest rozsądna - odparła. - Nie powinieneś wypierać prawdy, ale ją zaakceptować. A nawet posłużyć się nią, jeśli będzie dobry ku temu powód. Co do szukania.... Tego byś chciał? A co jeśli się rozczarujesz? Jeśli sprawi ci to tylko więcej bólu?
    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  182. Od początku prosiła Blaise’a aby wstrzymać się z jej powitaniem w firmie i takim publicznym wystąpieniom. Zwyczajnie nie czuła się na siłach, chciała się do tego bardziej przygotować. Napisać sobie próbną przemowę czy cokolwiek… Było jednak za późno i wiedziała, że teraz nic nie było w stanie cofnąć tego, co się stało.
    Wzięła głęboki oddech, kiedy mężczyzna podszedł do mównicy i dokończył za nią. Miała wrażenie, że strach ja sparaliżował, że nie była w stanie nawet drgnąć, poza tym palcem skubiącym skórkę.
    — Dzięki — wychrypiała cicho, patrząc na niego i zastanawiając się nad tym, jak te przemówienie mogło wypłynąć na jej reputację w firmie i postrzeganie jej przez pracowników. Nie chciała wywrzeć złego wrażenia, ale Ulliel trochę przystawił ją do muru, nie dając możliwości na odpowiednie przygotowanie, którego dziewczyna naprawdę potrzebowała — mówiłam, że potrzebuję trochę… Czasu — powiedziała ze słabym uśmiechem. Nie miała do niego pretensji. Rozumiała, że żył w ten sposób całe swoje życie. Takie wystąpienia i przemówienia były dla niego czymś normalnym, ale dla Elle to wszystko było nowe. Spodziewała się, że teraz zmieni się jej całe życie i trochę ją to przerażało i nie była pewna, jak to wszystko się potoczy. Wierzyła, że da radę, ale… Czy na pewno?
    — Nie chce urlopu… Po prostu muszę się przyzwyczaić i… To nie jest takie łatwe, wiesz? Dla kogoś, kto zawsze był po drugiej stronie — westchnęła, podchodząc za nim do stolika. Nie wzięła żadnego alkoholu, bo wyznawała zasadę, że w pracy należało pozostawać trzeźwym. Może i teraz nie miała nic takiego do zrobienia, bo pracowniczy dzień w biurze się zakończył, ale i tak wolała zachować trzeźwość umysłu — zawsze stałam po drugiej stronie biurka, zawsze byłam pracownicą i… Blaise, ja nawet jeszcze nie skończyłam studiów, to wszystko jest po prostu szalone — wyznała, rozglądając się dookoła i gestykulując, jakby dokładnie chciała zobrazować o czym mówi i co dokładnie ma na myśli.
    — Rozumiesz, prawda? — Mruknęła jeszcze, spoglądająć na niego — jestem pewna, że nie jesteś taki jak Will… Po prostu miałeś do tej pory taki przykład, ale możesz się zmienić. Nie jesteś takim człowiekiem — dodała, uśmiechając się słabo.
    Skupiła się przez chwilę na rozglądaniu dookoła i obserwowaniu pracowników, którzy skupiali się w mniejszych grupkach i dyskutowali najprawdopodobniej o zaistniałej sytuacji. Spojrzała na niego, gdy sięgnął po telefon i zmarszczyła lekko brwi.
    — Co? — Wytrzeszczyła oczy, wpatrując się uważnie w niego — morderstwo!? Ale jesteś pewien… Przecież mówili, że nie był w to zamieszany nikt trzeci — powiedziała, przypominając sobie poranne spotkanie z Willem, który był wciąż na nią wkurzony — Blaise?

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  183. [Och, przepraszam, że tyle mi zeszło z odpowiedzią! Ostatnio mam ultra mało czasu.
    Dziękuję pięknie! Bardzo mi miło czytać komentarze tego typu, bardzo chciałam, żeby Ava była raczej realistyczną postacią, ale nie byłam pewna, czy udało mi się to w karcie zawrzeć. :) Jeśli masz chęć na wątek, oczywiście, zapraszam!]

    Ava March

    OdpowiedzUsuń
  184. [Cześć!
    Dziękuję za przywitanie i za miłe słowa. Oj tak, Livia po prostu po stracie mamy oddała się temu, co ona kochała. Malowanie, szydełkowanie, fotografia, to tak jakby nadal były razem i mogły przez to rozmawiać, bez użycia słów. Bo po co komu potrzebne słowa, gdy można to pokazać? :)
    I pomysł jak najbardziej świetny i jestem za! Livia, no nie oszukujmy się, bo kto by nie chciał?, chciałaby jednak kiedyś zrobić jakiś artykuł, który wylądowałby bardziej pierwszej strony, więc wywiad z panem Ullielem wydaje się jak przepustka do spełnienia tego chciejstwa.]

    Livia Campbell

    OdpowiedzUsuń
  185. - Naprawdę myślisz, że ludzie szanują cię tylko dlatego, że jesteś Ullielem? - pokręciła z powątpiewaniem głową. - Mogłoby się okazać, że ich faktyczny jest jest rozpieszczoną niedorajdą, człowiekiem całkowicie zależnym od zdania rodziców, głupcem lub naiwniakiem. Blaise, twój sukces to nie kwestia twojego urodzenia, ale twojej charyzmy. Jestem pewna, że tak czy inaczej zrobiłbyś karierę. A tak... przynajmniej mam jednego z nielicznych bogaczy, którzy pozostali ludźmi - pogłaskała go po policzku.
    Nagle dał jej do ręki narkotyki. Zadrżała. Ścisnęła je mocno w dłoni i włożyła do kieszeni.
    - Dziękuję, że mi to dałeś... - szepnęła. - Jesteś silny. Silniejszy niż myślisz.
    Patrzyła, jak mężczyzna wypija całe wino i nie miała do niego żalu. Choć alkohol też był nałogiem, to jednak Blaise zawsze lepiej dobie z nim radził niż z narkotykami.
    Westchnęła.
    - Ja bym.... się do nich nie odezwała - przyznała. - Ale... mam inne doświadczenia z rodzicami niż ty. Moi nie uwierzyli, że ktoś mógłby mnie wykorzystać, woleli zachować dobrą opinię w środowisku - wyznała. Pogodziła się z tym już jakiś czas temu, ale nadal uczyła się mówić o wydarzeniach z przeszłości. - Może twoi byli inni, ale skoro przez tyle czasu nie próbowali cię znaleźć... to może nie są warci twojej uwagi? - Spojrzała na niego z troską.- Nie wiem... co ja bym zrobiła? Może... wynajęła dyskretnego detektywa, który dowiedziałby się wszystkiego? I dopiero na podstawie wyników śledztwa... zdecydowała co dalej - stwierdziła w końcu.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  186. Cześć! Dziękuję za powitanie :) Cóż, myślę, że obie te opcje wchodziłyby w grę w ich przypadku, z tym, że naprzemiennie. Wtedy byłoby dość ciekawie. Tylko najpierw musieliby się poznać, a to już większy problem. Jedyne, co przychodzi mi do głowy to współpraca ich firm, czy raczej próba jej podjęcia. Ojciec Any mógłby chcieć podpisać kontrakt z firmą Blaise'a i w tym celu zaprosiłby go na spotkanie, ale w ostatniej chwili jego samolot utknąłby na lotnisku w Dehli i Anaya z bólem serca musiałaby go zastąpić i przyjść na zaaranżowaną przez ojca imprezę. Mam na to jakąś koncepcję, ale nie wiem czy taki wątek by ci odpowiadał :)

    Anaya

    OdpowiedzUsuń
  187. [Jaki on dupkowaty...Kocham! Powiem Ci, będzie ciężko ich powiązać, bo na tę chwilę Winnie gardzi takimi typiarzami, jak Blaise, haha. Jednak grzechem byłoby nie wykorzystać później ich wspólnych zdjęć. O, może Blaise nie zna się jakoś super z Winnie, ale z jej mężem? Pierwotnie wyobrażam sobie tego męża z wizerunkiem Sama Claflina, a oni też mają wspólnie z Douglasem zdjęcia. Ba, przecież grali również razem w filmie.]

    winifred

    OdpowiedzUsuń
  188. Nie będę się więc rozpisywać o samym pomyśle, tylko go przedstawię. :) Jeśli coś ci nie odpowiada możesz to spokojnie zmienić.

    Anaya jakoś nie widziała się w roli prezesa firmy. To opłacalna fucha, ale wygodnie jej było po prostu tworzyć oprogramowanie i nie bawić się w żadne przekręty. Niby mogła wybrać inną firmę i żyć po swojemu, ale praca dla ojca dawała jej jakieś… cóż, poczucie bezpieczeństwa i sensu? W końcu tu była kimś i nikt jej nie zwolni, a w jakimś Microsofcie czy innej firmie technologicznej mogli to zrobić w każdej chwili i z byle powodu. No i kasa byłaby mniejsza.
    Niemniej, nie lubiła, kiedy ojciec zwalał na nią któryś ze swoich obowiązków. Nie miała rodzeństwa, na które mogłaby je przerzucić, a ojciec często zawodził, jak dzisiaj. Umówił się z jakimiś ważniakami na spotkanie, w sprawie stworzenia dla nich dedykowanego oprogramowania, a potem beztrosko poleciał do Delhi i nie przewidział, że lot powrotny może być opóźniony. Okej… to będzie wersja oficjalna, którą przedstawi potencjalnym kontrahentom. Nie powie im przecież, że jej ojca zatrzymała policja, bo próbował wywieźć z kraju jakieś podejrzane proszki i musi się teraz z tego tłumaczyć.
    Tak więc była zła, a jej stan jeszcze bardziej się pogorszył, kiedy zobaczyła rozpiskę spotkań. Spodziewała się zwykłego posiedzenia w siedzibie firmy tamtych ludzi, albo kolacji w jakiejś restauracji, tymczasem jej ojczulek postanowił zaprosić hordę facetów z zarządu tej spółki do jakiegoś klubu w asyście ich stażystek i młodszych pracownic administracji, które były całkiem podjarane faktem, że poznają prawdziwe rekiny biznesu międzynarodowej firmy i może nawet z którymś zostaną na dłużej. Mhm, miło jest mieć dziewiętnaście lat i pstro w głowie.
    Rozumiała ogólny zamysł ojca – pięć ślicznych, wesołych panienek, zabawiających rozmówców i jedna osoba ogarnięta w temacie, która w odpowiednim momencie libacji podsunie prezesowi cyrograf do podpisania. Piękna wizja, ale nie w jej stylu, bo znając swoje usposobienie mogła to wszystko zniszczyć jednym, nieodpowiednim słowem. W czym, jak w czym, ale w tego typu zagrywkach była wyjątkowo uzdolniona. Szczerze powiedziawszy wolałaby oficjalną kolację, niż dziką imprezę w klubie. Pod tym względem jej staruszek był o wiele bardziej nowoczesny od niej.
    Ale poszła, bo co innego jej zostało. Przedstawiła się grzecznie, wytłumaczyła nieobecność ojca, przedstawiła też stażystki, których imion nauczyła się kilka minut wcześniej i pozwoliła im działać, sama jedynie co jakiś czas potakując na któryś z nieśmiesznych żartów mężczyzn. Wiedziała jednak, że to spotkanie zakończy się fiaskiem, bo osoba, która miała podpisać z nimi kontrakt, nie dość, że nic nie piła, to w dodatku nie miała szczególnie zadowolonej miny. Mhm, prezes przedsiębiorstwa z którym próbowali dobić targu wyglądał… troszkę jak jej odbicie w lustrze. Jak widać obydwoje bawili się tu tak samo źle, co tylko ją rozeźliło. Akurat dzisiaj musieli trafić na gościa, który nie lubił takich zagrywek? Serio? Kiedy wina za to wszystko spadnie na nią?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miała ochotę zniszczyć najbliżej leżącą rzecz, bo kiedy coś nie wychodziło, zawsze było w jakiś sposób związane z nią, a to bolało najbardziej. Nienawidziła zawodzić innych, kiedy powierzali jej coś ważnego. Powstrzymała się jednak przed aktami agresji, nie musiała się też wymykać niepostrzeżenie z towarzystwa, bo nikt i tak nie zwracał na nią większej uwagi. Zeszła na parter klubu, aby poprosić w barze o mocniejszego drinka na ostudzenie nerwów i wracając o mało nie wpadła na mężczyznę, który zarządzał tamtą zgrają rozchichotanych ważniaków w garniakach. W jednym momencie ogarnęła ją panika.
      - Okej, niech pan posłucha. Wiem, że nie trafiliśmy w pański gust, jeśli chodzi o dobijanie kontraktów, zresztą, mój ojciec się zazwyczaj tym zajmuje, i jakoś to musi działać… - powiedziała nieskładnie. Oczywiście, że gdyby Nicholas tu był, to nie pozwoliłby na to, aby ten gość właśnie zbierał się do wyjścia. Zbajerowałby go jakoś i ten zacząłby się bawić, ale Ana tego nie umiała. Umiała tylko mówić o tym, co lubiła robić. – wiem, że już czytał pan naszą ofertę, ale jedyne, co mogę panu zaproponować, to… sama nie wiem. Spokojniejsze miejsce i rozmowa na temat tego, jak nasze oprogramowanie usprawni działania pana firmy? Jestem głównym programistą w firmie, więc będę w stanie odpowiedzieć na każde pytanie – chwyciła się ostatniej deski ratunku, choć wiedziała, że ma małe szanse powodzenia.

      Anaya

      Usuń