"(...) proszę wybaczyć, że brak mi sił o ciebie walczyć,
bo tak już jest, że słono płaci, ten który wybrał nic nie tracić"
W życiu stale szukamy wytłumaczenia. Marnujemy czas, usiłując dowiedzieć się dlaczego. Zadajemy setki pytań, często nawet nie oczekując szczerych odpowiedzi. Byle tylko ukraść z komfortu błogiej nieświadomości jak najwięcej. Ale czasami nie ma żadnego dlaczego i niezależnie od tego, jak beznadziejnie by to brzmiało, do tego sprowadza się właśnie to nieustannie poszukiwane przez nas wytłumaczenie.
Odkąd pamiętała, cudze życie zawsze wydawało jej się bardziej interesujące od jej własnego. Poznawała setki historii, zagłębiała się w biografie, opowieści, zdjęcia, filmy, podania. Lubowała się we wszystkim, co pozwalało jej poznać coś, czego wcześniej nie znała. Punkt widzenia, przeżycie, emocja. Więcej. Niezależenie od tego, ile by robiła, w jak wiele spraw by się angażowała i jak bardzo przy tym zatracała, więcej było jej prywatnym dramatem. Wyścigiem-pułapką; przejażdżką w wagoniku, którego nie mogłaby już zatrzymać. Pragnęła wiedzieć więcej, doświadczać więcej. Więcej chłonąć, gromadzić i oddawać; wygrywać i przegrywać. Czuć. Być może właśnie w tym tkwił problem, którego nie umiała rozwiązać, a który odbijał się na każdej innej płaszczyźnie jej życia. Niezależnie od tego ile miała, ile zrobiła i jak wiele poczuła, to zawsze wydawało się niewystarczające. W tym surowym przeświadczeniu nawet śmierć matki, którą przeżyła mając zaledwie czternaście lat, okazywała się jedynie namiastką prawdziwej straty. Niezależnie od tego, jak bestialsko miało to zabrzmieć. Mogła usprawiedliwiać się odwołaniami do braku typowej, zdrowej więzi, której nigdy nie udało im się przecież wytworzyć, ale były to tylko płonne sposoby na chwilowe wyciszenie własnego sumienia. Nora nie była idealna. Nigdy wystarczająco zdolna, samodzielna, ładna. Nawet tragizmu miała w sobie zbyt mało, by słusznie nazwać ją beznadziejną. Zawsze gdzieś po środku, obrzydliwie nijaka, zawieszona w połowie drogi prowadzącej nie wiadomo dokąd. Istniało spore niebezpieczeństwo, że u jej kresu, kiedy osiągnęłaby już to wszystko, co od zawsze zamierzała osiągnąć, nauczyła się tyle, ile byłaby w stanie pojąć, odwiedziła najdalsze zakamarki świata i poczuła całą sobą każdą pojedynczą emocje znaną człowiekowi... wówczas okazałoby się, że to wciąż za mało. Egoistyczna potrzeba posiadania wszystkiego na wyłączność, nie mogła zaprowadzić jej zbyt daleko. Wiedziała to od zawsze.
Cóż za ironia, że właśnie takie myśli zdominowały ją w momencie, w którym spodziewała się tego w możliwie najmniejszym stopniu. Kiedy klęcząc na dywanie przed sporym płótnem, pozwalała by kolejne warstwy farby spływały po jej dłoniach i starych, porozciąganych ubraniach, które powinna wyrzucić już jakiś czas temu. Nie, nie przepadała za malowaniem palcami, ale nie powinna narzekać na żadne z nowych rozwiązań, gdy jeszcze chwilę temu nie była w stanie samodzielnie utrzymać pędzla. Złe rzeczy... po prostu się zdarzały. Niezależnie od tego, na ile godzin zamknęlibyśmy się w łazience lub jak daleko wyjechali. To działo się cały czas. Rzeczy, nad którymi nie mieliśmy kontroli, często niezwiązane z nami. Krążyły nad głowami nieświadomych ludzi, a gdy już dopadały jednego z nich, niszczyły go, jeśli tylko im na to pozwolił. To jeden ze scenariuszy, który najwyraźniej od blisko dwóch tygodni spędzał sen z powiek wszystkich bliskich Norze osób. Drugi, bardziej optymistyczny, zakładał, że człowiek nauczony doświadczeniem, był w stanie przygotować się na to, z czym przychodziło mu się mierzyć. Mógł upewnić się, że to, co przeżywał, nie definiowało tego, kim się stawał. A jeśli miał wystarczająco dużo szczęścia, nie musiał robić tego w pojedynkę. Gdyby miała teraz taką możliwość, właśnie to zdanie wykrzyczałaby im w twarz. Nie mogła jednak przypuszczać, jak trudno będzie jej rozmawiać z kimś innym, jeśli od dawna nie potrafiła już rozmawiać nawet sama ze sobą. Wszystko zdawało łączyć się w przeklętą całość, której nie mogła rozerwać na części. Każda, podjęta przez nią decyzja determinowała skutki, których nie mogła przewidzieć. W świecie zależności nic nie mogło istnieć samodzielnie.
Cóż za ironia, że właśnie takie myśli zdominowały ją w momencie, w którym spodziewała się tego w możliwie najmniejszym stopniu. Kiedy klęcząc na dywanie przed sporym płótnem, pozwalała by kolejne warstwy farby spływały po jej dłoniach i starych, porozciąganych ubraniach, które powinna wyrzucić już jakiś czas temu. Nie, nie przepadała za malowaniem palcami, ale nie powinna narzekać na żadne z nowych rozwiązań, gdy jeszcze chwilę temu nie była w stanie samodzielnie utrzymać pędzla. Złe rzeczy... po prostu się zdarzały. Niezależnie od tego, na ile godzin zamknęlibyśmy się w łazience lub jak daleko wyjechali. To działo się cały czas. Rzeczy, nad którymi nie mieliśmy kontroli, często niezwiązane z nami. Krążyły nad głowami nieświadomych ludzi, a gdy już dopadały jednego z nich, niszczyły go, jeśli tylko im na to pozwolił. To jeden ze scenariuszy, który najwyraźniej od blisko dwóch tygodni spędzał sen z powiek wszystkich bliskich Norze osób. Drugi, bardziej optymistyczny, zakładał, że człowiek nauczony doświadczeniem, był w stanie przygotować się na to, z czym przychodziło mu się mierzyć. Mógł upewnić się, że to, co przeżywał, nie definiowało tego, kim się stawał. A jeśli miał wystarczająco dużo szczęścia, nie musiał robić tego w pojedynkę. Gdyby miała teraz taką możliwość, właśnie to zdanie wykrzyczałaby im w twarz. Nie mogła jednak przypuszczać, jak trudno będzie jej rozmawiać z kimś innym, jeśli od dawna nie potrafiła już rozmawiać nawet sama ze sobą. Wszystko zdawało łączyć się w przeklętą całość, której nie mogła rozerwać na części. Każda, podjęta przez nią decyzja determinowała skutki, których nie mogła przewidzieć. W świecie zależności nic nie mogło istnieć samodzielnie.
- Jak długo zamierzasz upierać się jeszcze przy tej głupiej decyzji? - Ted nie był idealnym starszym bratem. Prawdę mówiąc, ze swoją wybuchowością i nieodpowiedzialnością zostawiał samą Norę daleko w tyle i nic, nawet kolejne, nieuchronnie mijające lata, nie zapowiadały, by miało się to kiedykolwiek zmienić. Stanowczo zbyt często tracił panowanie nad sobą i zbyt rzadko dopuszczał do siebie myśl, że mógłby się mylić. A mimo tego, w każdym momencie, w którym go potrzebowała, stawał na wysokości postawionego przed nim zadania i choć nie zawsze pochwalał wybory swojej siostry, nigdy nie dał jej odczuć, jak bardzo się z nimi nie zgadzał. Sytuacja, w której tkwili obecnie po uszy, była więc wyjątkiem nie tylko dla niej, ale i dla niego.
- To naprawdę nie jest dobry moment - przypomniała, zdając sobie sprawę, że farba zaczynała powoli plamić jasny dywan. Trzeci raz w tym miesiącu. - Szanujesz mnie jako człowieka, więc szanuj moje decyzje, do jasnej cholery.
Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale trzask rozbijanej szklanki skutecznie zamknął jej usta. Tak, porywczość była czymś, co stanowiło niepodważalny dowód ich bliskiego pokrewieństwa.
- Przestań pieprzyć, ostatnio jesteś wyjątkowo nieznośna. Myślałem, że już dawno osiągnęłaś swój szczyt, ale widzę, że najwyraźniej prowadzisz jakieś kretyńskie statystyki, testując moją cierpliwość.
- To naprawdę nie jest dobry moment - przypomniała, zdając sobie sprawę, że farba zaczynała powoli plamić jasny dywan. Trzeci raz w tym miesiącu. - Szanujesz mnie jako człowieka, więc szanuj moje decyzje, do jasnej cholery.
Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale trzask rozbijanej szklanki skutecznie zamknął jej usta. Tak, porywczość była czymś, co stanowiło niepodważalny dowód ich bliskiego pokrewieństwa.
- Przestań pieprzyć, ostatnio jesteś wyjątkowo nieznośna. Myślałem, że już dawno osiągnęłaś swój szczyt, ale widzę, że najwyraźniej prowadzisz jakieś kretyńskie statystyki, testując moją cierpliwość.
Tak naprawdę Nora miała bardzo prosty i nieskomplikowany plan. Zamierzała jedynie zranić kilka osób - może również samą siebie - i ostatni raz udowodnić, że jest jedyną, która mogła w pełni decydować o tym, co z nią związane. Łatwo jest śmiać się, mając ku temu wyraźne powody, podobnie jak łatwiej jest walczyć, jeśli ma się o co. Oczywiście nie zamierzała poddawać się zbyt szybko. Ta sama Nora, która w złości tłukła talerze, wykłócała się z sąsiadami i przyprawiała własnego męża o stany przedzawałowe, nie pozwoliłaby na to, by jakakolwiek niedogodność przejęła nad nią kontrolę. Zawsze chciała osiągnąć rzeczy wielkie. Rozpaczliwe próby wykreowania się na osobę wartą zapamiętania, jak na ironię, zaprowadziły ją do punktu, w którym marzyła o tym jeszcze bardziej. Ale przecież nie mogła zmusić do tego kogokolwiek, prawda? Świat niejednokrotnie zapominał już o znacznie bardziej zasłużonych osobistościach, z którymi Nora nie mogła się obecnie równać. Jak miała więc znaleźć powód, dla którego to właśnie ona zasługiwałaby na zapisanie jej na kartach historii? Prawdopodobnie to właśnie ta nieudolność byłaby jej największą porażką. Tak było w teorii. Praktyka udowadniała jednak, że czasem sam strach przed ową porażką potrafił przewrotnie przestawić cały, obmyślony wcześniej plan. Własna bezsilność przysłaniała wszelkie rozwiązania, nawet te pozornie najprostsze.
- Nie chcę o tym rozmawiać - zwróciła się spokojnie w stronę brata, który zdążył już zebrać resztki rozbitej szklanki. Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem widziała go w podobnym stanie. O ile wyprowadzanie z równowagi Davida było stosunkowo łatwym zadaniem, zrobienie tego samego z Theodorem, wymagało znacznie większego wysiłku. Jego wybuch był zaskoczeniem o tyle większym, że tym razem nawet nie próbowała do niego doprowadzić.
- O czym? Nazwij to. Ale wiesz co? Umywam od tego ręce. Kogo próbuję zresztą oszukać? I tak zawsze robisz tylko to, co chcesz zrobić. To, co sama uznasz za stosowne - warknął, nie bacząc na konwenanse. Nora nie zdążyła nawet w pełni zarejestrować momentu, w którym chwycił za kurtkę i bez słowa przeszedł w kierunku drzwi wejściowych. Nim na dobre zdążył je za sobą zatrzasnąć, nie zaszczycając jej nawet krótkim spojrzeniem, wydusił słowa, których tak bardzo się bała. Przed którymi tak rozpaczliwie i nieudolnie się broniła. - Pieprzona ignorantko, c h e m i o t e r a p i a. To tego uparcie odmawiasz.
Nora miała wrażenie, że głośny huk rozbrzmiewał w pomieszczeniu na długo po tym, jak Ted zdecydował się je opuścić. Brutalnie wwiercał się w jej podświadomość, burząc złudny spokój i porządek, który wcześniej w niej zaprowadziła. Wszystko to udowadniało tylko, jak małym i bezradnym był człowiek w obliczu czegoś, na co nie miał wpływu. Dla Nory, niezawodnej w dziewięćdziesięciu trzech procentach, liczyła się tylko chwila i poczucie dobrze wypełnionego obowiązku. Przynajmniej w jej rozumieniu - w świecie uproszczonym do czterech trwałych, niezawodnych zasad: zobacz, zrozum, zapamiętaj i wykorzystaj. W tym świecie, niezależnie od złośliwych prognoz, wszystko musiało pójść zgodnie z jej myślą. Nie dopuszczała do siebie wizji porażki, co kiedyś okaże się zapewne zgubne w skutkach. Kiedyś. Nie dzisiaj...
__________________________________________________Nora miała wrażenie, że głośny huk rozbrzmiewał w pomieszczeniu na długo po tym, jak Ted zdecydował się je opuścić. Brutalnie wwiercał się w jej podświadomość, burząc złudny spokój i porządek, który wcześniej w niej zaprowadziła. Wszystko to udowadniało tylko, jak małym i bezradnym był człowiek w obliczu czegoś, na co nie miał wpływu. Dla Nory, niezawodnej w dziewięćdziesięciu trzech procentach, liczyła się tylko chwila i poczucie dobrze wypełnionego obowiązku. Przynajmniej w jej rozumieniu - w świecie uproszczonym do czterech trwałych, niezawodnych zasad: zobacz, zrozum, zapamiętaj i wykorzystaj. W tym świecie, niezależnie od złośliwych prognoz, wszystko musiało pójść zgodnie z jej myślą. Nie dopuszczała do siebie wizji porażki, co kiedyś okaże się zapewne zgubne w skutkach. Kiedyś. Nie dzisiaj...
Okej. To tak na przełamanie lodów.
Czesio pod tytułem, a pod słowami Czesia,
wspaniały Ludovico Einaudi, moja niespełniona miłość.
Mam nadzieję, że było w miarę znośnie...
Oczywiście, że było 'znośnie', jak to ujęłaś! :D Wyszło wręcz bardzo znośnie, o ;) Trochę krótko, ale taki był chyba właśnie cel twojego uzupełniającego postu. Nawiązał wyraźnie do wewnętrznego konfliktu i, po prostu, ludzkiego strachu przed niewiadomym, które odczuwa teraz Norie. Pokazał również niemoc i frustrację Teda, a chociaż Dave był w notce jedynie wspomniany, nie wątpię, że tuż przed lub też zaraz po powyższej akcji, dorzucił swoje trzy grosze, o :]
OdpowiedzUsuńGratuluję i obiecuję, że nie w najbliższych dniach otrzymasz odpowiedź xxx]
Dave
A, no i gratuluję wspaniałego wyboru podkładu :D
UsuńDzięęęękuję, mam nadzieję, że się nie zawiodłaś i warto było czekać :D Teraz pozostaje nam już tylko znosić parszywy charakterek Norie <3
Usuń[W miarę znośnie?! Było pięknie! Wspaniale piszesz i muszę powiedzieć, że ten post był bardzo miłym przerywnikiem od nauki, jakkolwiek już sama jego treść nieco mnie zaniepokoiła. Zaniepokoiła tylko dlatego, że nie jestem pewna, co wybierze Nora, a nie chciałabym, by zniknęła nagle z bloga. Tym bardziej, że wydaje mi się, że zdążyła się tutaj zadomowić? :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że skoro już przełamałaś lody, to tak zgrabnie napisane posty będą się pojawiały częściej :) I zazdroszczę talentu to składania tak ładnych zdań :)]
Dziękuję ślicznie za takie słowa! Aż trochę wstyd :D
UsuńSkoro się spodobało, chętnie będę pisywała częściej, nie widzę żadnych przeciwwskazań - wręcz przeciwnie :)
I bez obaw, Nora nigdzie się na razie nie wybiera, nie taki mamy dla niej plan, choć nie powiem, żeby było łatwo... ]:->
[Łatwo na pewno nie będzie, w to nie wątpię, ale cieszę się, że twierdzisz, że Nora nigdzie się nie wybiera :) To każe mi przypuszczać, że niezależnie od jej wyboru, sprawy wcale nie potoczą się w najgorszym z możliwych kierunków ;)]
Usuń