Najlepszym momentem tuż po zakończonym występie jest sam ukłon. Wtedy po raz pierwszy na oczy występującego nie pada oślepiające światło i aktor ma możliwość faktycznie przyjrzeć się publiczności choć przez chwilę. Anthony uwielbiał kiedy jego emocje powoli opadały. Widział czasem znajome twarze, które kojarzył z Lower East Side, kiedyś nawet w jednym z pierwszych rzędów ujrzał starych znajomych z jego miasta, którzy przylecieli na urlop do NYC i przypadkiem zauważyli jego nazwisko w obsadzie jednej ze sztuk. Takich niespodzianek jednak nie lubił, ale dziś na szczęście nic negatywnie go nie zaskoczyło. Po krótkich ukłonach udał się za kulisy do małej garderoby, aby się przebrać, szybko odświeżyć i wrócić do mieszkania. W trakcie zdejmowania koszuli, w której występował w ostatnim akcie, ktoś zapukał do jego drzwi. Przecież one i tak nie miały zamka, pomyślał, wszyscy zawsze wchodzą bez ostrzeżenia.
— Proszę wejść. — powiedział wojskowym tonem, aby zażartować zapewne z kogoś z obsady. — I czuć się jak u siebie w domu… — ale kiedy zobaczył nieznajomą twarz mężczyzny około czterdziestki speszył się i wydusił — Przepraszam, myślałem, że to ktoś z moich znajomych. Kim pan jest?
— Pana występ był dziś świetny. Z dnia na dzień pokazuje pan coraz więcej. Gratuluję. — mężczyzna wyciągnął do niego rękę, na której Anthony zauważył drogi zegarek. Chłopak także podał mu swoją dłoń, stojąc prawie w całkowitym negliżu. — Nazywam się Tom Weaver i jestem agentem, który chciałby pana reprezentować. Przecież wie pan… — nie zdążył dokończyć, ponieważ Anthony wszedł mu w słowo.
— Ale ja nie szukam agenta. — utkwił swój zdziwiony wzrok w mężczyznę, po czym założył na siebie ubrania, w których miał udać się do domu. — Czy myśli pan, że aktor, który grywa w Off-Off-Broadwayowskich sztukach potrzebuje kogoś, kto będzie pobierał pięćdziesiąt procent jego gaży? Z czego wtedy będę się utrzymywał? — zaśmiał się, choć w głębi duszy zrozumiał, że była to gorzka prawda. Jeśli nie jest się znanym aktorem, takim jak, na przykład, Matthew Broderick, wcale nie zarabia się wielkich pieniędzy.
— Proszę wejść. — powiedział wojskowym tonem, aby zażartować zapewne z kogoś z obsady. — I czuć się jak u siebie w domu… — ale kiedy zobaczył nieznajomą twarz mężczyzny około czterdziestki speszył się i wydusił — Przepraszam, myślałem, że to ktoś z moich znajomych. Kim pan jest?
— Pana występ był dziś świetny. Z dnia na dzień pokazuje pan coraz więcej. Gratuluję. — mężczyzna wyciągnął do niego rękę, na której Anthony zauważył drogi zegarek. Chłopak także podał mu swoją dłoń, stojąc prawie w całkowitym negliżu. — Nazywam się Tom Weaver i jestem agentem, który chciałby pana reprezentować. Przecież wie pan… — nie zdążył dokończyć, ponieważ Anthony wszedł mu w słowo.
— Ale ja nie szukam agenta. — utkwił swój zdziwiony wzrok w mężczyznę, po czym założył na siebie ubrania, w których miał udać się do domu. — Czy myśli pan, że aktor, który grywa w Off-Off-Broadwayowskich sztukach potrzebuje kogoś, kto będzie pobierał pięćdziesiąt procent jego gaży? Z czego wtedy będę się utrzymywał? — zaśmiał się, choć w głębi duszy zrozumiał, że była to gorzka prawda. Jeśli nie jest się znanym aktorem, takim jak, na przykład, Matthew Broderick, wcale nie zarabia się wielkich pieniędzy.
W tym momencie właściwie pożałował przeniesienia się do nieznanego mu miasta, gdzie pozornie większe pieniądze nie pozwalały mu na życie na wyższym poziomie. W Galveston zarabiał znacznie mniej, a mógł sobie pozwolić na więcej. Przynajmniej raz na pół roku był w stanie zafundować sobie tygodniowe wakacje w rejonie Morza Karaibskiego. Teraz, co najwyżej, może kupić sobie lunch w Carribean Taste niedaleko mieszkania. Westchnął na samą myśl o swojej przyszłości w mieście, które nigdy nie zasypia i postanowił wysłuchać co ma do powiedzenia stojący przed nim mężczyzna.
— Czy pali pan papierosy? Wolałbym dokończyć tę rozmowę na zewnątrz. Chciałbym w końcu wydostać się z teatru. Mimo tego, że uwielbiam grać, kurz we wszystkich zakamarkach doprowadza mnie do szału.
— Powietrze na ulicach wcale nie jest czystsze. — kolejny raz miał rację. — W takim razie wyjdźmy na zewnątrz.
Anthony pożegnał się ze wszystkimi z obsady, po czym dołączył do czekającego na niego mężczyzny. Dopiero w lepszym świetle zauważył, że jest on całkiem przystojny. I być może nawet trochę młodszy niż przypuszczał. Czarny golf i metaliczny, dopasowany garnitur oraz świetnie dobrane buty zrobiły na Anthonym wrażenie. Uśmiechnął się do niego i w trakcie, kiedy zwinnie przemieszczali się po korytarzach Westside, w swej sportowej torbie, którą prawie zawsze miał przy sobie, szukał swoich papierosów, aby po prawie trzy godzinnej przerwie od palenia móc zaciągnąć się wszystkimi trującymi substancjami, które paradoksalnie go relaksowały.
— Chyba będziemy musieli skoczyć do sklepu, gdyż papierosy się skończyły. — powiedział zrezygnowany, kiedy ujrzał pustą paczkę i pozostałości po tytoniu zwinnie przemieszczające się po wnętrzu jego torby.
— Nie ma takiej potrzeby. — tajemniczy mężczyzna wyciągnął srebrną papierośnicę z wygrawerowanym napisem for TW, V. xx — Proszę się poczęstować. Przecież nikt nie powiedział, że nie palę. W końcu w dzisiejszym świecie trzeba na coś umrzeć.
Nowels pozostawił to stwierdzenie bez komentarza i pchnął stare, drewniane drzwi, które prowadziły na zewnątrz. Tuż po ujrzeniu zjawiskowo prezentujących się wieczornych świateł, z przejeżdżającego niedaleko samochodu usłyszał głośno rozbrzmiewającą muzykę. Zdołał rozszyfrować tylko kilka wersów.
— Czy pali pan papierosy? Wolałbym dokończyć tę rozmowę na zewnątrz. Chciałbym w końcu wydostać się z teatru. Mimo tego, że uwielbiam grać, kurz we wszystkich zakamarkach doprowadza mnie do szału.
— Powietrze na ulicach wcale nie jest czystsze. — kolejny raz miał rację. — W takim razie wyjdźmy na zewnątrz.
Anthony pożegnał się ze wszystkimi z obsady, po czym dołączył do czekającego na niego mężczyzny. Dopiero w lepszym świetle zauważył, że jest on całkiem przystojny. I być może nawet trochę młodszy niż przypuszczał. Czarny golf i metaliczny, dopasowany garnitur oraz świetnie dobrane buty zrobiły na Anthonym wrażenie. Uśmiechnął się do niego i w trakcie, kiedy zwinnie przemieszczali się po korytarzach Westside, w swej sportowej torbie, którą prawie zawsze miał przy sobie, szukał swoich papierosów, aby po prawie trzy godzinnej przerwie od palenia móc zaciągnąć się wszystkimi trującymi substancjami, które paradoksalnie go relaksowały.
— Chyba będziemy musieli skoczyć do sklepu, gdyż papierosy się skończyły. — powiedział zrezygnowany, kiedy ujrzał pustą paczkę i pozostałości po tytoniu zwinnie przemieszczające się po wnętrzu jego torby.
— Nie ma takiej potrzeby. — tajemniczy mężczyzna wyciągnął srebrną papierośnicę z wygrawerowanym napisem for TW, V. xx — Proszę się poczęstować. Przecież nikt nie powiedział, że nie palę. W końcu w dzisiejszym świecie trzeba na coś umrzeć.
Nowels pozostawił to stwierdzenie bez komentarza i pchnął stare, drewniane drzwi, które prowadziły na zewnątrz. Tuż po ujrzeniu zjawiskowo prezentujących się wieczornych świateł, z przejeżdżającego niedaleko samochodu usłyszał głośno rozbrzmiewającą muzykę. Zdołał rozszyfrować tylko kilka wersów.
This is my show
I fucked my way up to the top
Go, baby, go
Spojrzał na samochód, na którym widniała reklama StarLine Tours. Przez myśl przemknęło mu, że widział już kiedyś podobny samochód, z którym gdzieś w pamięci kojarzyła mu się owa piosenka. Żałował, że maszyna tak szybko zniknęła gdzieś w miejskiej otchłani.
— Tom… bo chyba mogę tak do ciebie mówić, prawda? Czy ty również jesteś sugar daddy, który łowi młodych aktorów i aktorki, aby ich wykorzystać? — zaśmiał się patrząc w niebieskie oczy mężczyzny. Zauważył, że ten odwraca wzrok. Podpalając papierosa zieloną zapalniczką, którą znalazł w kieszeni marynarki, dodał — Przepraszam, jeśli pana uraziłem. Czasem moje żarty wykraczają poza dozwolony poziom.
— Możesz mi mówić na ty, nie ma problemu. Anthony, prawda? — Tom podał mu rękę, która wydała się blondynowi trochę spocona. — Tom. — powiedział, jakby dla przypomnienia. — Bardzo możliwe, że preferuję inny humor. Jest także inne możliwe wytłumaczenie. — zalotnie podniósł brwi do góry i spojrzał w oczy swojemu rozmówcy. — Nie znam cię na tyle dobrze, aby móc ocenić co w twoim mniemaniu jest żartem.
— Dobrze, a więc proponuję odłożyć żarty na bok i zająć się głównym tematem rozmowy. — wypuścił dużą dawkę dymu opierając się o budynek teatru, z którego co jakiś czas wychodzili ludzie i spoglądali w jego stronę. — Nie mam zbyt wiele czasu, jestem zbyt zmęczony, aby sztucznie przedłużać tę konwersację. Im szybciej skończymy, tym szybciej znajdę się tam, gdzie powinienem być.
— Właściwie — rozpoczął z pewnym siebie tonem — to chciałbym cię zaprosić dziś wieczorem na kolację, aby przedstawić szczegóły propozycji. Chyba nie sądzisz, że zdążę wyłożyć wszystko, co mam do powiedzenia w dziesięć minut podczas przerwy na papierosa. — skwitował, wręczając mu wizytówkę z numerem telefonu. Widniał na nim także napis manager/press agent.
— Właściwie — rozpoczął z pewnym siebie tonem — to chciałbym cię zaprosić dziś wieczorem na kolację, aby przedstawić szczegóły propozycji. Chyba nie sądzisz, że zdążę wyłożyć wszystko, co mam do powiedzenia w dziesięć minut podczas przerwy na papierosa. — skwitował, wręczając mu wizytówkę z numerem telefonu. Widniał na nim także napis manager/press agent.
— W takim razie miejmy nadzieję, że w ogóle będziesz miał coś do powiedzenia. — uśmiechnął się przekornie i zabrał wizytówkę chowając ją do portfela. — Czy pasuje ci godzina dwudziesta druga? Wcześniej nie zdołam się wyrobić.
— Wyślij na numer telefonu swój adres, zamówię po ciebie samochód. — spojrzał na Anthony’ego onieśmielającym wzrokiem osoby, która miałaby ochotę go zerżnąć tu i teraz. — I ubierz się w garnitur.
Nie odpowiedział już nic tajemniczemu mężczyźnie i założył słuchawki, z których po chwili rozbrzmiewać zaczęła płyta Coming Home Kristin Chenoweth. Szczerze powiedziawszy, sam zaskoczony był swoją postawą w stosunku do Toma. Nigdy wcześniej nie rozmawiał w ten sposób z nieznajomym, nikt wcześniej nie wysyłał po niego samochodów pod jego mieszkanie. Mieszane uczucia i dziwne myśli kłębiły się w jego głowie aż do samego końca drogi do mieszkania. Spojrzał na zegarek, była już dwudziesta pierwsza dziesięć. Mało czasu, pomyślał, mam tylko kilkadziesiąt minut, aby się przygotować.
Po gorącym prysznicu i prasowaniu koszuli, czego z całego serca nie znosił, usiadł na chwilę, aby zebrać myśli. W jego głowie nadal brzęczały słowa piosenki, którą usłyszał na ulicy, kiedy stał wraz z Tomem przed teatrem, w którym pracował. Oprócz brzęków w głowie, usłyszał także dźwięk SMSa, którego natychmiast odczytał. Samochód już jedzie, będzie tam za dziesięć minut. Widzimy się w restauracji. Tx. W pośpiechu rzucił się, aby zakładać wszystkie części garderoby, po czym ruszył na sam dół, aby zapalić jeszcze jednego papierosa z niedokończonej paczki, którą znalazł na półce z książkami w wynajmowanym mieszkaniu.
Czekał z niecierpliwością jeszcze pięć minut, aż w końcu czarny, długi samochód zatrzymał się przed wejściem do jego bloku mieszkalnego. Kierowca opuścił szybę i zapytał:
— Tony Nowels?
— Anthony. — poprawił go chłopak. — Nie znoszę, kiedy ktoś zdrabnia moje imię.
— Wsiadaj.
Anthony otworzył drzwi i wsiadł na tylne siedzenie luksusowej maszyny. Spojrzał na zegarek. Brakowało jeszcze kilku minut do dwudziestej drugiej. Wybrał znany mu numer na klawiaturze telefonicznej i nie zwracając uwagi na przyglądającego mu się kierowcę, mówił do słuchawki:
— Dobry wieczór — przerwał na chwilę. — tak, wiem, że jest już późno, ale chciałbym choć na chwilę porozmawiać z Geeną Nowels, jeśli jest to możliwe. Bardzo proszę, zajmie mi to tylko dwie minuty… — kontynuował i po chwili uśmiechnął się do siebie. — Syn, Anthony Nowels. Numer pacjenta to 4568. — oczekiwał w napięciu na odzew osoby po drugiej stronie słuchawki. — Dziękuję pani bardzo. Mamo? Mamo, to ja Anthony. Tony… — spuścił głowę, aby kierowca nie dostrzegł łez, które pojawiły się w jego oczach. — Chciałem ci tylko powiedzieć, że bardzo cię kocham. — łza spłynęła mu po policzku. Pociągnął głośno nosem, po czym dodał — Niedługo przyjadę do ciebie. Tak, wiem, twoje ulubione Magic Stars. — szepnął do słuchawki, po czym przycisnął czerwony guzik na klawiaturze i schował telefon do kieszeni spodni. Otarł łzę spływającą po swoim policzku, po czym zapytał kierowcy. — Gdzie w ogóle jedziemy?!
— Proszę. — mężczyzna podał mu chusteczkę higieniczną. — 151 W. 51st Street, Le Bernardin, sir. — uśmiechnął się z przekąsem.
— Dziękuję. — Anthony otarł twarz i nos, po czym zmieszany spojrzał w stronę kierowcy i dodał — Czy to nazwa restauracji? Le Bernardin?
— Sam może się pan przekonać, właśnie dotarliśmy na miejsce.
Podziękował i wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi.
— Tony Nowels?
— Anthony. — poprawił go chłopak. — Nie znoszę, kiedy ktoś zdrabnia moje imię.
— Wsiadaj.
Anthony otworzył drzwi i wsiadł na tylne siedzenie luksusowej maszyny. Spojrzał na zegarek. Brakowało jeszcze kilku minut do dwudziestej drugiej. Wybrał znany mu numer na klawiaturze telefonicznej i nie zwracając uwagi na przyglądającego mu się kierowcę, mówił do słuchawki:
— Dobry wieczór — przerwał na chwilę. — tak, wiem, że jest już późno, ale chciałbym choć na chwilę porozmawiać z Geeną Nowels, jeśli jest to możliwe. Bardzo proszę, zajmie mi to tylko dwie minuty… — kontynuował i po chwili uśmiechnął się do siebie. — Syn, Anthony Nowels. Numer pacjenta to 4568. — oczekiwał w napięciu na odzew osoby po drugiej stronie słuchawki. — Dziękuję pani bardzo. Mamo? Mamo, to ja Anthony. Tony… — spuścił głowę, aby kierowca nie dostrzegł łez, które pojawiły się w jego oczach. — Chciałem ci tylko powiedzieć, że bardzo cię kocham. — łza spłynęła mu po policzku. Pociągnął głośno nosem, po czym dodał — Niedługo przyjadę do ciebie. Tak, wiem, twoje ulubione Magic Stars. — szepnął do słuchawki, po czym przycisnął czerwony guzik na klawiaturze i schował telefon do kieszeni spodni. Otarł łzę spływającą po swoim policzku, po czym zapytał kierowcy. — Gdzie w ogóle jedziemy?!
— Proszę. — mężczyzna podał mu chusteczkę higieniczną. — 151 W. 51st Street, Le Bernardin, sir. — uśmiechnął się z przekąsem.
— Dziękuję. — Anthony otarł twarz i nos, po czym zmieszany spojrzał w stronę kierowcy i dodał — Czy to nazwa restauracji? Le Bernardin?
— Sam może się pan przekonać, właśnie dotarliśmy na miejsce.
Podziękował i wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi.
Jego oczom ukazały się oszklone wnętrza restauracji i pozłacane drzwi, w stronę których zmierzał. Nieśmiało wszedł do środka i nie zdążył się nawet rozejrzeć, gdy jakaś kobieta zapytała:
— Witamy w Le Bernardin. Czy ma pan rezerwację?
— Sądzę, że mężczyzna, z którym się umówiłem już na mnie czeka.
— W takim razie poproszę o jego imię i nazwisko. — kobieta uśmiechnęła się subtelnie, spoglądając niepewnie na chłopaka.
— Tom Weaver. — wyszeptał mężczyzna, patrząc prosto w jej oczy, co wyraźnie speszyło kobietę.
— Zapraszamy, pan Weaver już na pana czeka.
Podążał śladami elegancko ubranej kobiety. Była Azjatką, a jej ciemne włosy świetnie komponowały się z sukienką, na której widniał napis Oscar de la Renta. Gdzie ja jestem, pomyślał, przecież jej strój kosztuje przynajmniej trzydzieści razy więcej niż mój garnitur.
— Anthony. Co za niespodzianka, bardzo dobrze wyglądasz. — Tom przywitał się z nim, ponownie podając mu rękę.
— No nie wiem, czy faktycznie mógłbym nazwać to niespodzianką, szczególnie, że przed godziną ustaliliśmy, że się zobaczymy. — posłał mu złowieszczy uśmieszek i usiadł na krześle, które więcej wspólnego miało z tronem królowej Elżbiety II, niż z meblami, z którymi miał do czynienia na co dzień.
— Oto menu, dam państwu chwilkę… — kelnerka podała pięknie zdobioną kartę i odeszła.
Kiedy Anthony spojrzał na cennik, wybałuszył oczy ze zdziwienia i rzucił w stronę mężczyzny siedzącego naprzeciw niego:
— Mam nadzieję, że płacisz, bo aby wypić tu lampkę wina, musiałbym zrezygnować z mieszkania i znaleźć sponsora. — rzucił, by upewnić się co do intencji mężczyzny.
— Spokojnie, wybierz to, na co tylko masz ochotę.
Po krótkim zastanowieniu w kompletnej ciszy, obaj podali kelnerce nazwy dań i napojów, które wybrali, po czym bez zastanowienia Tom wyciągnął papiery ze stojącej obok teczki i rozpoczął swój wywód.
— Jako agent proponuję ci występ najpierw w sztuce Off-Broadway, po której gwarantuję nominację do Drama Desk Awards. Mam nadzieję, że wiesz, co to takiego. — dorzucił złośliwie i nie czekając na odpowiedź partnera, kontynuował. — Po tej nagrodzie - występy w najlepszych sztukach na Broadwayu masz już gwarantowane. Wiąże się to z wielkimi pieniędzmi, dostatnim życiem, ale i wieloma obowiązkami. — dłoń Toma powędrowała na udo Anthony’ego. Przedstawienie przerwała im kelnerka, która przyniosła wino i przystawki.
— Co masz na myśli mówiąc o b o w i ą z k i? — w jego wzroku można było wyczuć strach.
— A więc… — Weaver ponownie rozpoczął od przysunięcia swojej dłoni trochę wyżej niż ostatnio. — Myślę, że możesz się domyślić o jakich obowiązkach mówię. Jesteś mądrym chłopakiem.
Anthony ze złością zrzucił dłoń Toma na jego własne udo i ze łzami w oczach zwrócił się do niego:
— Proponujesz mi nagrodę i wielką karierę w zamian za to, że będziemy się bzykać w twoim luksusowym apartamencie z widokiem na Central Park?
— Mądry chłopiec. — tym razem jego noga powędrowała między nogi Nowelsa.
Anthony chciał zerwać się z krzesła, ale Tom zatrzymał go, łapiąc zdecydowanie za ramię.
— Myślę, że chciałbyś częściej odwiedzać mamę i grób swojego byłego chłoptasia w Galveston, prawda? W końcu jesteś, hm… jak to było… hidden treasure of the island. — wypowiadając swe ostatnie słowa, rękoma pokazał znak cudzysłowu, aby podkreślić skąd posiada tak liczne informacje na temat chłopaka.
— Jesteś obrzydliwy… — szepnął przez łzy, nie mogąc wydobyć z siebie głośniejszego tonu i wstając potrącił kelnerkę, która upuściła zamówione przez nich potrawy prosto na Toma. Wybiegł przed restaurację jak najszybciej potrafił i złapał taksówkę. Kiedy otwierał drzwi, usłyszał znajomą piosenkę i spojrzał na ulicę, po której mknął samochód z napisem StarLine Tours.
— Gdziekolwiek … — zdołał wybełkotać, dławiąc się własnymi łzami. W jego głowie nieznośnie brzęczały słowa fucked my way up to the top.
— Witamy w Le Bernardin. Czy ma pan rezerwację?
— Sądzę, że mężczyzna, z którym się umówiłem już na mnie czeka.
— W takim razie poproszę o jego imię i nazwisko. — kobieta uśmiechnęła się subtelnie, spoglądając niepewnie na chłopaka.
— Tom Weaver. — wyszeptał mężczyzna, patrząc prosto w jej oczy, co wyraźnie speszyło kobietę.
— Zapraszamy, pan Weaver już na pana czeka.
Podążał śladami elegancko ubranej kobiety. Była Azjatką, a jej ciemne włosy świetnie komponowały się z sukienką, na której widniał napis Oscar de la Renta. Gdzie ja jestem, pomyślał, przecież jej strój kosztuje przynajmniej trzydzieści razy więcej niż mój garnitur.
— Anthony. Co za niespodzianka, bardzo dobrze wyglądasz. — Tom przywitał się z nim, ponownie podając mu rękę.
— No nie wiem, czy faktycznie mógłbym nazwać to niespodzianką, szczególnie, że przed godziną ustaliliśmy, że się zobaczymy. — posłał mu złowieszczy uśmieszek i usiadł na krześle, które więcej wspólnego miało z tronem królowej Elżbiety II, niż z meblami, z którymi miał do czynienia na co dzień.
— Oto menu, dam państwu chwilkę… — kelnerka podała pięknie zdobioną kartę i odeszła.
Kiedy Anthony spojrzał na cennik, wybałuszył oczy ze zdziwienia i rzucił w stronę mężczyzny siedzącego naprzeciw niego:
— Mam nadzieję, że płacisz, bo aby wypić tu lampkę wina, musiałbym zrezygnować z mieszkania i znaleźć sponsora. — rzucił, by upewnić się co do intencji mężczyzny.
— Spokojnie, wybierz to, na co tylko masz ochotę.
Po krótkim zastanowieniu w kompletnej ciszy, obaj podali kelnerce nazwy dań i napojów, które wybrali, po czym bez zastanowienia Tom wyciągnął papiery ze stojącej obok teczki i rozpoczął swój wywód.
— Jako agent proponuję ci występ najpierw w sztuce Off-Broadway, po której gwarantuję nominację do Drama Desk Awards. Mam nadzieję, że wiesz, co to takiego. — dorzucił złośliwie i nie czekając na odpowiedź partnera, kontynuował. — Po tej nagrodzie - występy w najlepszych sztukach na Broadwayu masz już gwarantowane. Wiąże się to z wielkimi pieniędzmi, dostatnim życiem, ale i wieloma obowiązkami. — dłoń Toma powędrowała na udo Anthony’ego. Przedstawienie przerwała im kelnerka, która przyniosła wino i przystawki.
— Co masz na myśli mówiąc o b o w i ą z k i? — w jego wzroku można było wyczuć strach.
— A więc… — Weaver ponownie rozpoczął od przysunięcia swojej dłoni trochę wyżej niż ostatnio. — Myślę, że możesz się domyślić o jakich obowiązkach mówię. Jesteś mądrym chłopakiem.
Anthony ze złością zrzucił dłoń Toma na jego własne udo i ze łzami w oczach zwrócił się do niego:
— Proponujesz mi nagrodę i wielką karierę w zamian za to, że będziemy się bzykać w twoim luksusowym apartamencie z widokiem na Central Park?
— Mądry chłopiec. — tym razem jego noga powędrowała między nogi Nowelsa.
Anthony chciał zerwać się z krzesła, ale Tom zatrzymał go, łapiąc zdecydowanie za ramię.
— Myślę, że chciałbyś częściej odwiedzać mamę i grób swojego byłego chłoptasia w Galveston, prawda? W końcu jesteś, hm… jak to było… hidden treasure of the island. — wypowiadając swe ostatnie słowa, rękoma pokazał znak cudzysłowu, aby podkreślić skąd posiada tak liczne informacje na temat chłopaka.
— Jesteś obrzydliwy… — szepnął przez łzy, nie mogąc wydobyć z siebie głośniejszego tonu i wstając potrącił kelnerkę, która upuściła zamówione przez nich potrawy prosto na Toma. Wybiegł przed restaurację jak najszybciej potrafił i złapał taksówkę. Kiedy otwierał drzwi, usłyszał znajomą piosenkę i spojrzał na ulicę, po której mknął samochód z napisem StarLine Tours.
— Gdziekolwiek … — zdołał wybełkotać, dławiąc się własnymi łzami. W jego głowie nieznośnie brzęczały słowa fucked my way up to the top.
Przede wszystkim bardzo się ucieszyłam, kiedy po zajrzeniu na bloga zobaczyłam post fabularny, ponieważ dawno żadnego u nas nie było :) To tylko przypomniało mi czasy, kiedy pisanie notek było na porządku dziennym, ale co poradzić, kiedy blogosfera tak bardzo się zmienia i nie twierdzę tym samym, że te zmiany są złe. Przechodząc jednak do najważniejszego, czyli samego posta i jego treści... Podoba mi się Twój styl pisania, oj tak :) Potrafisz wspomnieć o takich szczegółach, o których wielu autorów zapomina, a dodają one smaczku treści, mimo że zwracanie uwagi na pewne błahe czynności może niektórym wydawać się nieistotne. Także to jak najbardziej na plus :) A na miejscu Anthony;ego najzwyczajniej w świecie przywaliłabym temu kolesiowi w mordę. I przyznam szczerze, że jestem ciekawa, co z tego dalej wyniknie. Czy na tym się skończy, czy może Tom tak łatwo nie da się spławić? Wydaje się być pewnym siebie człowiekiem, który nie lubi, kiedy odmawia mu się czegokolwiek... W związku z tym liczę na kolejny post, który może zdradziłby coś więcej :)
OdpowiedzUsuńMiło mi, że z powodu mojego postu ktoś się ucieszył! I bardzo dziękuję za komplementy związane z pisaniem. Zawsze miło jest coś takiego słyszeć :)
UsuńA propos Anthony'ego - chyba nie jest typem takiego faceta. Nie spodziewał się, że coś takiego może mu się przydarzyć. Zobaczymy co postanowi, kiedy skończy się jego sztuka... Wszystko zależy od tego, czy będzie miał angaż gdzieś indziej!
Kolejny post pewnie pojawi się w przypływie bezsenności, która ostatnio zdarza się bardzo często... :)
Nie życzę bezsennych nocy, ale na kolejny post na pewno czekam ;)
UsuńNiezła notka, ba nawet więcej niż niezła! :) Przyjemnie się czytało, uwielbiam gdy jest tak dużo dialogów, więc za to masz ogromnego plusa. Wykastrowałabym najchętniej tego kolesia! Biedny Tony ;c Mam nadzieję, że nie da wygrać temu zbokowi!
OdpowiedzUsuńAż mam ochotę przeczytać co będzie dalej, więc ze zniecierpliwieniem czekam na Twoją kolejną notkę! :D
Dziękuję za miłe słowa! Mam nadzieję, że uda mi się stworzyć ciąg dalszy już niedługo :)
UsuńNie było mnie przez weekend, więc za jednym zamachem przywitam się i skomentuję notkę. Przede wszystkim biedny ten Anthony. Taki smutny, taki czuły, taki porzucony. Chętnie bym go utuliła, a już szczególnie popchnęłabym go w ramiona mojej Elaine - oczywiście nie mam na myśli romansu, który byłby raczej niemożliwy w ich przypadku, ale przyjaźń lub przynajmniej pokręconą znajomość.
OdpowiedzUsuńPo drugie ogromnie się cieszę z notki, ponieważ uwielbiam, gdy ktoś ożywia postać przez posty. Przyznam, że spodziewałam się tej oferty, ponieważ sytuacja Twojej postaci przypomina mi nieco moją z innego bloga, ale tylko odrobinę. Z tą główną różnicą, że mój Colinek się zgodził. Nie sądziłam jednak, że Anthony tak po protu ucieknie. To sprawia, że jeszcze chętniej bym go przytuliła i utuliła.
Witaj! :)
UsuńZ dużą przyjemnością możemy coś wykombinować, jestem zainteresowany pokręconymi wątkami i dobrymi przyjaźniami! Widzę, że Elaine też jest trochę zagubiona... :) Zapraszam w takim razie do siebie ^^
To jest takie smutne, ale jednocześnie tak świetnie napisane. Jestem pod wrażeniem i uporczywie myślę nad jakimś wątkiem, który mógłby powstać z Maurycym.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! Dobrze, że nie widać jak się rumienię... Ja również myślę nad wspólnym wątkiem i prędzej czy później na pewno przyjdzie nam coś do głowy!
Usuń