Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[2012] Wake me up inside



 “Wake me up inside
Call my name and save me from the dark

Bid my blood to run
Before I come undone 
Save me from the nothing I've become”


         Prawda była taka, że wszystko nieuchronnie zmierzało do jednego miejsca. Jestem pewien, że nawet gdybym wtedy lub w innej sytuacji podjął inną decyzję, to i tak spotkalibyśmy się tu dzisiaj, bo tak miało być. Gdyby nie przydzielono mi tej sprawy? Te wydarzenia i tak musiałyby się stać a to, czy wydarzyły się wcześniej, czy później nie ma tu żadnego znaczenia. Teraz wszystko wydaje się takie proste. Wtedy tak nie było. Pamiętam zarys sprawy, teraz powoli zaciera się w mojej pamięci. Nie jest to coś „najważniejszego w moim życiu”. To tylko pewien punkt, do którego musiałem dojść. To tak jak w niektórych grach, musisz dojść do pewnego miejsca żeby zrobić zapis. I nieważne którą drogą pójdziesz, bo i tak musisz trafić w określony punkt. Teraz wygląda to w ten sposób. Wtedy było inaczej. Ale i ja byłem inny. Wściekły. Na co? Straciłem żonę, rodzinę, nie miałem niczego. Wściekałem się na wszystko. Teraz większość rzeczy po prostu mam gdzieś. Nie myślcie, że przeszedłem całkowitą przemianę przez tę właśnie sprawę. Katharsis, czy coś tam. Gówno prawda. Oczy nie otworzyły mi się nagle i nie było wielkiego „oh”. Zabrzmię teraz jak wariat, ale kim jestem, skoro nadal tu tkwię? Wiele razy wracałem do tej sprawy. Wielu rzeczy żałowałem. Któregoś razu wyobraziłem sobie całe moje poprzednie życie jako długi kabel ciągnący się tunelem w dół. I wziąłem nóż i odciąłem go w miejscu, w którym stałem. Przeszłość spadła w ciemnię, a ja więcej nie oglądałem się za siebie. Nie lubię psychologicznej gadki, ale to akurat zadziałało. Chociaż może nie, skoro opowiadam o tym teraz. Chcecie wiedzieć, jak to się skończyło? Opowiem, jeśli przyniesie mi ktoś piwo.


[1]


- Policja przeczesała całą kamienicę i na najwyższym piętrze znaleziono zwłoki dwóch mężczyzn. Detektywa Josepha Huntera i Matthewa Crew, wielokrotnego mordercę i gwałciciela – na komendzie panowała cisza. Wszyscy wpatrywali się z niedowierzaniem w ekran telewizora. Nikt nie mógł uwierzyć, że to koniec. Koniec detektywa Huntera. Dumy ich komisariatu, przyjaciela wielu z nich. Zginął ktoś bliski, ktoś kogo traktowało się jak rodzinę. Każdy z osobna przypominał sobie najważniejsze sytuacje z Josephem. Czy tak kończy się to wszystko? Czy dla żadnego z nich nie ma już nadziei?



- Policja przeczesała całą kamienicę i na najwyższym piętrze znaleziono zwłoki dwóch mężczyzn. Detektywa Josepha Huntera i Matthewa Crew, wielokrotnego mordercę i gwałciciela – Lea oderwała się na chwilę od sprawdzania kartkówek. Zrobiło jej się dziwnie zimno na wieść o śmierci jej byłego męża. Nie kochała go już, jednak … Było to z pewnością dziwne uczucie. Kiedyś przecież planowała życie z tym człowiekiem. Nie zastanawiając się nad tym dłużej wzdrygnęła się i wróciła do sprawdzania prac. Była przecież na okresie próbnym, nie mogła sobie pozwolić na potknięcie.



- Policja przeczesała całą kamienicę i na najwyższym piętrze znaleziono zwłoki dwóch mężczyzn. Detektywa Josepha Huntera i Matthewa Crew, wielokrotnego mordercę i gwałciciela – Christopher był właśnie w stołówce na śniadaniu, gdy usłyszał wiadomości. W skupieniu obserwował ekran telewizora, aż w końcu rzucił talerzem z zupą w przypadkowego chorego, śmiejąc się przy tym chorobliwie. Natychmiast pojawili się pielęgniarze, wstrzyknęli mu środki uspokajające i zapięli go w kaftan bezpieczeństwa. Przepustkę odroczono.



- Policja przeczesała całą kamienicę i na najwyższym piętrze znaleziono zwłoki dwóch mężczyzn. Detektywa Josepha Huntera i Matthewa Crew, wielokrotnego mordercę i gwałcicielaJohnny na chwilę podniósł głowę znad notesu, w którym umieścił chyba wszystkie najważniejsze rzeczy. Sprawa była jasna, nie trzeba było zbyt długo się nad nią rozwodzić. Podszedł do reporterki CNN, gdy tylko skończyła relację z miejsca zbrodni.
- Co ty do cholery pieprzysz? – Warknął, miażdżąc ją przy tym wściekłym wzrokiem.
- Wszyscy przecież widzieli dwa worki. Poza tym, podsłuchałam jak ktoś od was mówił, że …
-Ty głupia cipo – przerwał jej dosyć brutalnie, co i jego zdziwiło. – Były dwa ciała i jedno, które zabrali do szpitala. I na przyszłość, zanim otworzysz pysk to sprawdź fakty – warknął ponownie, po czym odszedł w stronę samochodu służbowego.



- Policja przeczesała całą kamienicę i na najwyższym piętrze znaleziono zwłoki dwóch mężczyzn. Detektywa Josepha Huntera i Matthewa Crew, wielokrotnego mordercę i gwałciciela – w samochodzie medycznym nikt nie zwracał uwagi na wiadomości płynące z małego telewizorka umieszczonego pod sufitem. Mieli ciężki przypadek, właściwie to prawie śmiertelny. Resuscytacja nie przyniosła żadnego efektu, puls nadal był niewyczuwalny.



Gdyby Joseph Hunter mógł słyszeć wiadomości, to pewnie roześmiałby się w głos. A może by się wściekł? Hm, właściwie to pierwszy raz mówiono o nim w telewizji. Szkoda, że w takich okolicznościach, no ale lepiej tak, niż wcale?


[2]


            W szpitalu właściwie nie było nikogo bliskiego. Chirurdzy dostali informację o tym, kim jest mężczyzna i w jakim jest stanie. Przygotowali salę, ale nie byli pewni czy lekarze zajmujący się nim w drodze do szpitala zdołają przywrócić mu puls. Mieli na to niewiele czasu zważając na czas, w jakim do niego dotarli.
            Zadzwonił telefon. Odebrał jeden z chirurgów, a gdy tylko odłożył słuchawkę zaczęła się krzątanina. Udało się, dopiero po defibrylacji przywrócili mężczyźnie puls. Słaby, ale zawsze to coś.
            Właściwie to dużym plusem była kroplówka i adrenalina, którą wstrzykiwano mężczyźnie. A reszta to już chyba życiowy fart, niewielu przetrwałoby coś takiego.
            Przede wszystkim jednak należało pozbyć się kul tkwiących w brzuchu i ustabilizować jego odruchy życiowe.   


[3]



            Nie było operacji. Skupiono się głównie na utrzymaniu przy życiu mężczyzny, który uznany był już za martwego. I udało się. Może trochę nie do końca. Mężczyzna od miesiąca tkwił w śpiączce, a prognozy nie były najlepsze. O dziwo kule, które powinny zabić prześlizgnęły się pomiędzy najważniejszymi organami i utkwiły w „próżni”. Nie wyciągnięto ich, bo nie było takiej potrzeby, może też dlatego, że stan pacjenta był bardzo ciężki i operacja mogłaby go zabić?
            Na początku odwiedzało go wielu ludzi. Głównie z komendy, przynosili kwiaty i czekoladki, które zjadały później po kryjomu pielęgniarki. Stał się parszywym przypadkiem, który blokuje szpitalne łóżko. Czymś, czym nigdy nie chciałby być. Jednak nie miał na to wielkiego wpływu. Decyzję o odłączeniu od aparatury musiał podjąć lekarz prowadzący, a fakt że nie nastąpiła śmierć mózgu nie sprzyjał ku temu najlepiej.
            Sądzono, że jest dla niego jeszcze szansa. Ale nikt nie mógł mu pomóc. Wszyscy czekali.



            W końcu nadeszło lato, a jedyną osobą która go odwiedzała był John Anderson. Wszyscy w końcu zapomnieli o detektywie, każdy miał swoje życie. Anderson przychodził regularnie – raz w tygodniu, czasem dodatkowo w weekend. Spędzał z nim kilka godzin, przeważnie opowiadał mu o sprawach nad którymi pracuje. O nowym partnerze, którego mu przydzielono a którego nienawidził za sam fakt, że wcisnęli go na miejsce Huntera. Nie dało się go zastąpić nikim, a już zwłaszcza napakowanym bezmózgiem, który właściwie totalnie się nie nadawał do tej roboty.
            Czasem przynosił zdjęcia i teczki. Czytał swoje notatki i pokazywał mu zdjęcia z nadzieją, że ten nagle obudzi się i powie co sądzi o sprawie. Niestety odpowiadała mu jedynie cisza przerywana pracą respiratora.


[4]



            Zapowiadał się piękny, słoneczny dzień. Johnny Anderson szedł korytarzem szpitala pogwizdując sobie pod nosem. Miał na sobie spodnie na kant i białą koszulę – nauczył go tego Hunter. Wyglądał wtedy na uporządkowanego i dokładnego, chociaż w rzeczywistości mógł być największą na świecie fleją. Niósł ze sobą czarną teczkę na dokumenty i kubek gorącej kawy. Nie jakiejś tam z automatu tylko prawdziwej, dobrej kawy.
            Przywitał się skinieniem głowy z pielęgniarką i wślizgnął się do pokoju numer dwieście trzy, uśmiechając się przy tym szeroko. Rzucił z rozmachem teczkę na stolik, przestawił krzesło w okolice łóżka i rozsiadł się w nim, opierając stopy o łóżko.
        - Zabieraj te nogi, baranie – na dźwięk tych słów roześmiał się głośno. – Już dawno powinienem odesłać cię do świrów – mężczyzna leżący w łóżku obrócił twarz w stronę swojego gościa.
            - Josephine, ja też się cieszę, że cię widzę – odparł spokojnie Johnny, kładąc kubek z kawą na stoliku stojącym obok łóżka. – Zapomniałem kwiatów, ale chyba wybaczysz mi to tym razem?
           - Wal się – odparł chory, sięgając ręką po kawę. – Przyniosłeś chociaż coś ciekawego? Nudzi mnie już to siedzenie w miejscu i wysłuchiwanie o tym, jak to bóg mnie kocha – Johnny sięgnął po teczkę, którą wcześniej rzucił na stolik. Otworzył ją szybko i wyciągnął kilka skoroszytów z kopiami akt.
            - Kiedy cię wypisują? – Zapytał unosząc lekko wzrok znad wnętrza aktówki.
         - Jak tylko pozbędziesz się tego pajaca który mnie zastępuje, wtedy od razu dostaję wypis i wspólnie zakopiemy jego zwłoki – Johnny roześmiał się, jednak widząc spojrzenie Huntera spoważniał.
            - Żartowałeś, prawda? – Joseph parsknął tylko śmiechem i otworzył pierwszą z teczek.




            - Joseph, nie żartuj sobie ze mnie – Audrey śmiejąc się poprawiła woreczek z kroplówką i sprawdziła aparaturę. Hunter nie spuszczał z niej wzroku, co dla kobiety było dosyć drażliwe. – Jak będziesz spał, to dosypię ci jakiejś trucizny do kroplówki – powiedziała z udawaną powagą i ruszyła w kierunku wyjścia. Lubiła Josepha, ale miała również innych pacjentów i nikt nie płacił jej za pogaduszki. Ale te pół godziny, które spędzali wspólnie w ciągu dnia było czymś, na co czekała od samego rana. Widywali się prawie codziennie, więc nie było w tym nic dziwnego. Po prostu przyzwyczaiła się do jego obecności. Wiedziała, że już dawno powinien wyjść. Jak na kogoś, kto miał w sobie dwa naboje i przeleżał ponad miesiąc w stanie wegetatywnym wyglądał naprawdę dobrze. Być może udawał ale Audrey wiedziała że zbliża się chwila, w której będą musieli się pożegnać. Dlatego cieszyła się każdym dniem spędzonym z Josephem Hunterem.
            - Kochanie, Joseph jest u siebie? – Słysząc to zmrużyła wściekle oczka, jednak zaraz się uśmiechnęła.
            - Spadaj Johnny, a gdzie on mógłby pójść? – Młody detektyw posłał kobiecie buziaka i zniknął w aktualnie prywatnym gabinecie starszego detektywa.
                  - Widziałem wszystko, odwal się od Audrey, bo odstrzelę ci jaja.
            - No okay! Żartowałem tylko, przychodzę w innej sprawie. Znasz może tego gościa? – Johnny wyciągnął z teczki powiększoną fotografię, a później kilka innych i nieodłączne skoroszyty, których sterta piętrzyła się już pod ścianą. Audrey zerknęła tylko na chwilę do pokoju i pokręciła głową z politowaniem. Nawet leżąc w szpitalu detektyw Joseph Hunter był podporą wydziału. Kobieta uśmiechnęła się tylko pod nosem i wróciła do swoich zajęć.



[5]



            W końcu nadszedł ten długo oczekiwany dzień. Właściwie to mogłoby to nastąpić jutro albo jeszcze później, ale mężczyzna czuł się dobrze i nie potrzebował całodobowej opieki medycznej. Obiecał odwiedzać wszystkich regularnie (zwłaszcza Audrey) i zapisać się na rehabilitację i do psychologa. Akurat tego ostatniego właściwie nie potrzebował, psychicznie czuł się lepiej niż fizycznie ale jak wiadomo – z lekarzami się nie dyskutuje.
            Spędził dwa długie miesiące w szpitalnym łóżku. Miesiąc jako prawie zwłoki, miesiąc jako zwykły i wracający do zdrowia pacjent.
            Większość uważała, że powinien być pod stałą opieką psychologa. Głównie z tego względu, że prawie zginął podczas akcji i spędził miesiąc w stanie wegetatywnym. Dla wielu byłby to ogromny cios, życiowe potknięcie. Ale nie dla Josepha. Odebrał naukę, którą chciano mu przekazać i wiedział nad czym musi popracować. Cud? Nigdy nie wierzył w boga więc całe to ględzenie o cudzie nie bardzo go przekonywało. Po prostu – nie to miejsce i czas. Wiedział, że zawsze był w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie, więc wydarzenia które miały miejsce musiały kiedyś się zdarzyć.
            Pomimo wszystko regularnie pojawiał się na terapii i w ośrodku rehabilitacyjnym. Raz w miesiącu miał zgłaszać się na prześwietlenie, by lekarze mogli monitorować pociski tkwiące w jego brzuchu. I raz w tygodniu, późnym wieczorem spotykał się z Audrey – wychodzili na drinka czy piwo, a później jechali do jego mieszkania, którym przez cały ten czas zajmował się Johnny.
            Oglądali filmy, pili szkocką siedząc na balkonie i pieprzyli się do rana przy kanale z francuskimi wiadomościami.



[6]



            Tak to właśnie wygląda. Nie powiem wam jak do cholery przez to przeszedłem. Miałem fart i tyle. Matthew nie chciał mnie zabić, więc strzelił tak że nic wielkiego mi się nie stało. To był głównie ten fart. Później faszerował mnie adrenaliną, więc organizm nadal walczył. Najlepszy kawał roboty odwalił Johnny. Nie doceniałem go wcześniej. To on wszystkim koordynował i to on znalazł mnie na podłodze pokoju chwilę po tym jak zginął ten świr a ja straciłem przytomność. Do tej pory jestem mu wdzięczny i cieszę się, że to właśnie on w tamtym czasie był moim partnerem. Cały czas przyjaźnimy się i współpracujemy. Dzięki tym wydarzeniom Johnny nabrał wprawy i jest teraz lepszym detektywem. A co do Audrey… Nadal się spotykamy. Pilnuje żebym nie przesadził z mocnymi wrażeniami i przyspieszonym trybem życia. Potrzebowałem tego już dawno. Cieszę się, że ją poznałem. Nawet jeśli musiałem prawie umrzeć, by ją spotkać. To wspaniała pielęgniarka i kobieta. I właśnie tu idzie, więc udawajcie że o niczym nie wiecie.




            - Czy za każdym razem musisz opowiadać im tę historię? – Audrey związała swoje brązowe, kręcone włosy w kokon nie odwracając się nawet na chwilę od lusterka. Hunter uśmiechnął się pod nosem, wyciągając z paczki papierosa.
            - Przecież wiesz, że sami mnie o to proszą za każdym razem – wyszedł na balkon w samych spodenkach, zostawiając otwarte drzwi.
           - Niby tak, ale nie chcę już więcej o tym słuchać. I może to romantyczna i dramatyczna historia dwojga ludzi, ale mam już dosyć wysłuchiwania jej co piątek – dołączyła do niego i odpaliła swojego papierosa. – Zwłaszcza, że za każdym razem dodajesz jakieś szczegóły i sama już nie wiem jak to z tobą było.
            - Przecież nie palisz, wyrzuć to – Joseph uśmiechnął się i zaciągnął się dymem tytoniowym.
            - Ty też nie, a nadal trzymasz paczkę w barku.
            - Ale czasem tego potrzebuję, wtedy lepiej mi się myśli. Zwłaszcza, jeśli mam trudne śledztwo albo rozmowę z psychologiem – Audrey przewróciła oczami i wypuściła dym z płuc. W tym samym czasie do pokoju wjechał na fotelu Johnny.
            - Przywiozłem whisky i niezłą komedię, co wy na to? – Hunter i Audrey popatrzyli na siebie, po czym parsknęli śmiechem.
            - Już żałuję tego, że pozwoliłem ci tu zamieszkać – mruknął pod nosem Joseph.
            - Nie miałeś wyjścia, koleś! – Johnny już wkładał płytę do napędu DVD, nie rozstając się nawet na chwilę z obrotowym krzesłem Josepha, które dosyć szybko sobie przywłaszczył. Detektyw zerknął kątem oka na kartony z aktami, które ustawili w korytarzu. Zrobił krok w dobrą stronę. Zapakował wszystko w kartony, a pokój „śledczy” wynajął swojemu współpracownikowi. Audrey spędzała w ich mieszkaniu większość wolnego czasu i wcale im to nie przeszkadzało – obecność Latynoski wpływała na obydwoje pozytywnie.

Może to wszystko naprawdę było jedynie punktem do którego miał dotrzeć po to, by zacząć lepsze życie.    

___________________
            Audrey - fotografia dla zainteresowanych, 
Inez - Joseph Hunter nadal obecny, więc wpisz go na listę. :)  
Jeśli ktoś jest zainteresowany wątkiem z moją postacią to niech przeczyta post i podłączy się do historii, bo wolę coś takiego od przypadkowych sytuacji.

1 komentarz

  1. [Nadrobiłam dwie poprzednie notki zanim zabrałam się za czytanie tej ostatniej. Szczerze przyznam, dramatyzmu to ci nie brakuje, szczególnie w tej fałszywej informacji w mediach i wszystkich wcześniejszych wydarzeniach. Czytało się świetnie, głównie dlatego że lekko napisane, jak dobry kryminał, w którym nastawia się na akcję, a nie owijanie w bawełnę opisów przeżyć wewnętrznych. Godne pozazdroszczenia, ja zawsze za bardzo skupiam się mimo wszystko na tych drugich przez co akcja tkwi w martwym punkcie. Może to też dlatego, że moja postać nie biega za przestępcami i nie ma gdzie wprowadzać tego dramatyzmu c; Ale Joseph jest świetny, konkretny facet, który nie poddaje się bez walki o swoje życie. Chociaż te dwie kulki zostawione w jego ciele są odrobinę przerażające.
    Świetnie, że Hunter zostaje z nami, a pobyt w szpitalu pomógł mu w zrozumieniu i zmienieniu kilku rzeczy w swoim życiu. Audrey też niczego sobie, nie dziwne, że przywiązali się do siebie. <;]

    Lilianne

    OdpowiedzUsuń