“Wake me up inside
Call my name and save me from the dark
Bid my blood to run
Before I come undone
Save me from the nothing I've become”
Prawda była taka, że wszystko
nieuchronnie zmierzało do jednego miejsca. Jestem pewien, że nawet gdybym wtedy
lub w innej sytuacji podjął inną decyzję, to i tak spotkalibyśmy się tu
dzisiaj, bo tak miało być. Gdyby nie przydzielono mi tej sprawy? Te wydarzenia
i tak musiałyby się stać a to, czy wydarzyły się wcześniej, czy później nie ma
tu żadnego znaczenia. Teraz wszystko wydaje się takie proste. Wtedy tak nie
było. Pamiętam zarys sprawy, teraz powoli zaciera się w mojej pamięci. Nie jest
to coś „najważniejszego w moim życiu”. To tylko pewien punkt, do którego
musiałem dojść. To tak jak w niektórych grach, musisz dojść do pewnego miejsca
żeby zrobić zapis. I nieważne którą drogą pójdziesz, bo i tak musisz trafić w
określony punkt. Teraz wygląda to w ten sposób. Wtedy było inaczej. Ale i ja
byłem inny. Wściekły. Na co? Straciłem żonę, rodzinę, nie miałem niczego.
Wściekałem się na wszystko. Teraz większość rzeczy po prostu mam gdzieś. Nie
myślcie, że przeszedłem całkowitą przemianę przez tę właśnie sprawę. Katharsis,
czy coś tam. Gówno prawda. Oczy nie otworzyły mi się nagle i nie było wielkiego
„oh”. Zabrzmię teraz jak wariat, ale kim jestem, skoro nadal tu tkwię? Wiele
razy wracałem do tej sprawy. Wielu rzeczy żałowałem. Któregoś razu wyobraziłem
sobie całe moje poprzednie życie jako długi kabel ciągnący się tunelem w dół. I
wziąłem nóż i odciąłem go w miejscu, w którym stałem. Przeszłość spadła w
ciemnię, a ja więcej nie oglądałem się za siebie. Nie lubię psychologicznej
gadki, ale to akurat zadziałało. Chociaż może nie, skoro opowiadam o tym teraz.
Chcecie wiedzieć, jak to się skończyło? Opowiem, jeśli przyniesie mi ktoś piwo.
[1]
- Policja przeczesała
całą kamienicę i na najwyższym piętrze znaleziono zwłoki dwóch mężczyzn.
Detektywa Josepha Huntera i Matthewa Crew, wielokrotnego mordercę i gwałciciela
– na komendzie
panowała cisza. Wszyscy wpatrywali się z niedowierzaniem w ekran telewizora. Nikt
nie mógł uwierzyć, że to koniec. Koniec detektywa Huntera. Dumy ich
komisariatu, przyjaciela wielu z nich. Zginął ktoś bliski, ktoś kogo traktowało
się jak rodzinę. Każdy z osobna przypominał sobie najważniejsze sytuacje z
Josephem. Czy tak kończy się to wszystko? Czy dla żadnego z nich nie ma już
nadziei?
- Policja przeczesała
całą kamienicę i na najwyższym piętrze znaleziono zwłoki dwóch mężczyzn.
Detektywa Josepha Huntera i Matthewa Crew, wielokrotnego mordercę i gwałciciela
– Lea oderwała się
na chwilę od sprawdzania kartkówek. Zrobiło jej się dziwnie zimno na wieść o
śmierci jej byłego męża. Nie kochała go już, jednak … Było to z pewnością
dziwne uczucie. Kiedyś przecież planowała życie z tym człowiekiem. Nie
zastanawiając się nad tym dłużej wzdrygnęła się i wróciła do sprawdzania prac.
Była przecież na okresie próbnym, nie mogła sobie pozwolić na potknięcie.
- Policja przeczesała
całą kamienicę i na najwyższym piętrze znaleziono zwłoki dwóch mężczyzn.
Detektywa Josepha Huntera i Matthewa Crew, wielokrotnego mordercę i gwałciciela
– Christopher był
właśnie w stołówce na śniadaniu, gdy usłyszał wiadomości. W skupieniu
obserwował ekran telewizora, aż w końcu rzucił talerzem z zupą w przypadkowego
chorego, śmiejąc się przy tym chorobliwie. Natychmiast pojawili się
pielęgniarze, wstrzyknęli mu środki uspokajające i zapięli go w kaftan
bezpieczeństwa. Przepustkę odroczono.
- Policja przeczesała całą kamienicę i na najwyższym piętrze
znaleziono zwłoki dwóch mężczyzn. Detektywa Josepha Huntera i Matthewa Crew,
wielokrotnego mordercę i gwałciciela – Johnny
na chwilę podniósł głowę znad notesu, w którym umieścił chyba wszystkie
najważniejsze rzeczy. Sprawa była jasna, nie trzeba było zbyt długo się nad nią
rozwodzić. Podszedł do reporterki CNN, gdy tylko skończyła relację z miejsca
zbrodni.
- Co ty do cholery pieprzysz? – Warknął, miażdżąc ją przy tym
wściekłym wzrokiem.
- Wszyscy przecież widzieli dwa worki. Poza tym, podsłuchałam
jak ktoś od was mówił, że …
-Ty głupia cipo – przerwał jej dosyć brutalnie, co i jego
zdziwiło. – Były dwa ciała i jedno, które zabrali do szpitala. I na przyszłość,
zanim otworzysz pysk to sprawdź fakty – warknął ponownie, po czym odszedł w
stronę samochodu służbowego.
- Policja przeczesała
całą kamienicę i na najwyższym piętrze znaleziono zwłoki dwóch mężczyzn.
Detektywa Josepha Huntera i Matthewa Crew, wielokrotnego mordercę i gwałciciela
– w samochodzie
medycznym nikt nie zwracał uwagi na wiadomości płynące z małego telewizorka
umieszczonego pod sufitem. Mieli ciężki przypadek, właściwie to prawie
śmiertelny. Resuscytacja nie przyniosła żadnego efektu, puls nadal był
niewyczuwalny.
Gdyby Joseph Hunter mógł słyszeć wiadomości, to pewnie
roześmiałby się w głos. A może by się wściekł? Hm, właściwie to pierwszy raz
mówiono o nim w telewizji. Szkoda, że w takich okolicznościach, no ale lepiej
tak, niż wcale?
[2]
W szpitalu właściwie nie było nikogo
bliskiego. Chirurdzy dostali informację o tym, kim jest mężczyzna i w jakim
jest stanie. Przygotowali salę, ale nie byli pewni czy lekarze zajmujący się
nim w drodze do szpitala zdołają przywrócić mu puls. Mieli na to niewiele czasu
zważając na czas, w jakim do niego dotarli.
Zadzwonił telefon. Odebrał jeden z
chirurgów, a gdy tylko odłożył słuchawkę zaczęła się krzątanina. Udało się,
dopiero po defibrylacji przywrócili mężczyźnie puls. Słaby, ale zawsze to coś.
Właściwie to dużym plusem była
kroplówka i adrenalina, którą wstrzykiwano mężczyźnie. A reszta to już chyba
życiowy fart, niewielu przetrwałoby coś takiego.
Przede wszystkim jednak należało
pozbyć się kul tkwiących w brzuchu i ustabilizować jego odruchy życiowe.
[3]
Nie było operacji. Skupiono się
głównie na utrzymaniu przy życiu mężczyzny, który uznany był już za martwego. I
udało się. Może trochę nie do końca. Mężczyzna od miesiąca tkwił w śpiączce, a
prognozy nie były najlepsze. O dziwo kule, które powinny zabić prześlizgnęły
się pomiędzy najważniejszymi organami i utkwiły w „próżni”. Nie wyciągnięto
ich, bo nie było takiej potrzeby, może też dlatego, że stan pacjenta był bardzo
ciężki i operacja mogłaby go zabić?
Na początku odwiedzało go wielu
ludzi. Głównie z komendy, przynosili kwiaty i czekoladki, które zjadały później
po kryjomu pielęgniarki. Stał się parszywym przypadkiem, który blokuje
szpitalne łóżko. Czymś, czym nigdy nie chciałby być. Jednak nie miał na to
wielkiego wpływu. Decyzję o odłączeniu od aparatury musiał podjąć lekarz
prowadzący, a fakt że nie nastąpiła śmierć mózgu nie sprzyjał ku temu
najlepiej.
Sądzono, że jest dla niego jeszcze
szansa. Ale nikt nie mógł mu pomóc. Wszyscy czekali.
W końcu nadeszło lato, a jedyną
osobą która go odwiedzała był John Anderson. Wszyscy w końcu zapomnieli o
detektywie, każdy miał swoje życie. Anderson przychodził regularnie – raz w
tygodniu, czasem dodatkowo w weekend. Spędzał z nim kilka godzin, przeważnie
opowiadał mu o sprawach nad którymi pracuje. O nowym partnerze, którego mu
przydzielono a którego nienawidził za sam fakt, że wcisnęli go na miejsce
Huntera. Nie dało się go zastąpić nikim, a już zwłaszcza napakowanym
bezmózgiem, który właściwie totalnie się nie nadawał do tej roboty.
Czasem przynosił zdjęcia i teczki.
Czytał swoje notatki i pokazywał mu zdjęcia z nadzieją, że ten nagle obudzi się
i powie co sądzi o sprawie. Niestety odpowiadała mu jedynie cisza przerywana
pracą respiratora.
[4]
Zapowiadał się piękny, słoneczny
dzień. Johnny Anderson szedł korytarzem szpitala pogwizdując sobie pod nosem.
Miał na sobie spodnie na kant i białą koszulę – nauczył go tego Hunter.
Wyglądał wtedy na uporządkowanego i dokładnego, chociaż w rzeczywistości mógł
być największą na świecie fleją. Niósł ze sobą czarną teczkę na dokumenty i
kubek gorącej kawy. Nie jakiejś tam z automatu tylko prawdziwej, dobrej kawy.
Przywitał się skinieniem głowy z
pielęgniarką i wślizgnął się do pokoju numer dwieście trzy, uśmiechając się
przy tym szeroko. Rzucił z rozmachem teczkę na stolik, przestawił krzesło w
okolice łóżka i rozsiadł się w nim, opierając stopy o łóżko.
- Zabieraj te nogi, baranie – na
dźwięk tych słów roześmiał się głośno. – Już dawno powinienem odesłać cię do świrów
– mężczyzna leżący w łóżku obrócił twarz w stronę swojego gościa.
- Josephine, ja też się cieszę, że
cię widzę – odparł spokojnie Johnny, kładąc kubek z kawą na stoliku stojącym
obok łóżka. – Zapomniałem kwiatów, ale chyba wybaczysz mi to tym razem?
- Wal się – odparł chory, sięgając
ręką po kawę. – Przyniosłeś chociaż coś ciekawego? Nudzi mnie już to siedzenie
w miejscu i wysłuchiwanie o tym, jak to bóg mnie kocha – Johnny sięgnął po
teczkę, którą wcześniej rzucił na stolik. Otworzył ją szybko i wyciągnął kilka
skoroszytów z kopiami akt.
- Kiedy cię wypisują? – Zapytał unosząc
lekko wzrok znad wnętrza aktówki.
- Jak tylko pozbędziesz się tego
pajaca który mnie zastępuje, wtedy od razu dostaję wypis i wspólnie zakopiemy
jego zwłoki – Johnny roześmiał się, jednak widząc spojrzenie Huntera
spoważniał.
- Żartowałeś, prawda? – Joseph parsknął
tylko śmiechem i otworzył pierwszą z teczek.
- Joseph, nie żartuj sobie ze mnie –
Audrey śmiejąc się poprawiła woreczek z kroplówką i sprawdziła aparaturę.
Hunter nie spuszczał z niej wzroku, co dla kobiety było dosyć drażliwe. – Jak będziesz
spał, to dosypię ci jakiejś trucizny do kroplówki – powiedziała z udawaną
powagą i ruszyła w kierunku wyjścia. Lubiła Josepha, ale miała również innych
pacjentów i nikt nie płacił jej za pogaduszki. Ale te pół godziny, które
spędzali wspólnie w ciągu dnia było czymś, na co czekała od samego rana.
Widywali się prawie codziennie, więc nie było w tym nic dziwnego. Po prostu
przyzwyczaiła się do jego obecności. Wiedziała, że już dawno powinien wyjść.
Jak na kogoś, kto miał w sobie dwa naboje i przeleżał ponad miesiąc w stanie
wegetatywnym wyglądał naprawdę dobrze. Być może udawał ale Audrey wiedziała że
zbliża się chwila, w której będą musieli się pożegnać. Dlatego cieszyła się
każdym dniem spędzonym z Josephem Hunterem.
- Kochanie, Joseph jest u siebie? –
Słysząc to zmrużyła wściekle oczka, jednak zaraz się uśmiechnęła.
- Spadaj Johnny, a gdzie on mógłby
pójść? – Młody detektyw posłał kobiecie buziaka i zniknął w aktualnie prywatnym
gabinecie starszego detektywa.
- Widziałem wszystko, odwal się od
Audrey, bo odstrzelę ci jaja.
- No okay! Żartowałem tylko,
przychodzę w innej sprawie. Znasz może tego gościa? – Johnny wyciągnął z teczki
powiększoną fotografię, a później kilka innych i nieodłączne skoroszyty,
których sterta piętrzyła się już pod ścianą. Audrey zerknęła tylko na chwilę do
pokoju i pokręciła głową z politowaniem. Nawet leżąc w szpitalu detektyw Joseph
Hunter był podporą wydziału. Kobieta uśmiechnęła się tylko pod nosem i wróciła
do swoich zajęć.
[5]
W końcu nadszedł ten długo
oczekiwany dzień. Właściwie to mogłoby to nastąpić jutro albo jeszcze później,
ale mężczyzna czuł się dobrze i nie potrzebował całodobowej opieki medycznej.
Obiecał odwiedzać wszystkich regularnie (zwłaszcza Audrey) i zapisać się na
rehabilitację i do psychologa. Akurat tego ostatniego właściwie nie
potrzebował, psychicznie czuł się lepiej niż fizycznie ale jak wiadomo – z lekarzami
się nie dyskutuje.
Spędził dwa długie miesiące w
szpitalnym łóżku. Miesiąc jako prawie zwłoki, miesiąc jako zwykły i wracający
do zdrowia pacjent.
Większość uważała, że powinien być
pod stałą opieką psychologa. Głównie z tego względu, że prawie zginął podczas
akcji i spędził miesiąc w stanie wegetatywnym. Dla wielu byłby to ogromny cios,
życiowe potknięcie. Ale nie dla Josepha. Odebrał naukę, którą chciano mu
przekazać i wiedział nad czym musi popracować. Cud? Nigdy nie wierzył w boga
więc całe to ględzenie o cudzie nie bardzo go przekonywało. Po prostu – nie to
miejsce i czas. Wiedział, że zawsze był w odpowiednim miejscu i odpowiednim
czasie, więc wydarzenia które miały miejsce musiały kiedyś się zdarzyć.
Pomimo wszystko regularnie pojawiał
się na terapii i w ośrodku rehabilitacyjnym. Raz w miesiącu miał zgłaszać się
na prześwietlenie, by lekarze mogli monitorować pociski tkwiące w jego brzuchu.
I raz w tygodniu, późnym wieczorem spotykał się z Audrey – wychodzili na drinka
czy piwo, a później jechali do jego mieszkania, którym przez cały ten czas
zajmował się Johnny.
Oglądali filmy, pili szkocką siedząc
na balkonie i pieprzyli się do rana przy kanale z francuskimi wiadomościami.
[6]
Tak to właśnie wygląda. Nie powiem
wam jak do cholery przez to przeszedłem. Miałem fart i tyle. Matthew nie chciał
mnie zabić, więc strzelił tak że nic wielkiego mi się nie stało. To był głównie
ten fart. Później faszerował mnie adrenaliną, więc organizm nadal walczył.
Najlepszy kawał roboty odwalił Johnny. Nie doceniałem go wcześniej. To on
wszystkim koordynował i to on znalazł mnie na podłodze pokoju chwilę po tym jak
zginął ten świr a ja straciłem przytomność. Do tej pory jestem mu wdzięczny i
cieszę się, że to właśnie on w tamtym czasie był moim partnerem. Cały czas
przyjaźnimy się i współpracujemy. Dzięki tym wydarzeniom Johnny nabrał wprawy i
jest teraz lepszym detektywem. A co do Audrey… Nadal się spotykamy. Pilnuje
żebym nie przesadził z mocnymi wrażeniami i przyspieszonym trybem życia.
Potrzebowałem tego już dawno. Cieszę się, że ją poznałem. Nawet jeśli musiałem
prawie umrzeć, by ją spotkać. To wspaniała pielęgniarka i kobieta. I właśnie tu
idzie, więc udawajcie że o niczym nie wiecie.
- Czy za każdym razem musisz
opowiadać im tę historię? – Audrey związała swoje brązowe, kręcone włosy w
kokon nie odwracając się nawet na chwilę od lusterka. Hunter uśmiechnął się pod
nosem, wyciągając z paczki papierosa.
- Przecież wiesz, że sami mnie o to
proszą za każdym razem – wyszedł na balkon w samych spodenkach, zostawiając
otwarte drzwi.
- Niby tak, ale nie chcę już więcej
o tym słuchać. I może to romantyczna i dramatyczna historia dwojga ludzi, ale
mam już dosyć wysłuchiwania jej co piątek – dołączyła do niego i odpaliła
swojego papierosa. – Zwłaszcza, że za każdym razem dodajesz jakieś szczegóły i
sama już nie wiem jak to z tobą było.
- Przecież nie palisz, wyrzuć to –
Joseph uśmiechnął się i zaciągnął się dymem tytoniowym.
- Ty też nie, a nadal trzymasz
paczkę w barku.
- Ale czasem tego potrzebuję, wtedy
lepiej mi się myśli. Zwłaszcza, jeśli mam trudne śledztwo albo rozmowę z psychologiem
– Audrey przewróciła oczami i wypuściła dym z płuc. W tym samym czasie do
pokoju wjechał na fotelu Johnny.
- Przywiozłem whisky i niezłą
komedię, co wy na to? – Hunter i Audrey popatrzyli na siebie, po czym parsknęli
śmiechem.
- Już żałuję tego, że pozwoliłem ci
tu zamieszkać – mruknął pod nosem Joseph.
- Nie miałeś wyjścia, koleś! –
Johnny już wkładał płytę do napędu DVD, nie rozstając się nawet na chwilę z
obrotowym krzesłem Josepha, które dosyć szybko sobie przywłaszczył. Detektyw
zerknął kątem oka na kartony z aktami, które ustawili w korytarzu. Zrobił krok
w dobrą stronę. Zapakował wszystko w kartony, a pokój „śledczy” wynajął swojemu
współpracownikowi. Audrey spędzała w ich mieszkaniu większość wolnego czasu i
wcale im to nie przeszkadzało – obecność Latynoski wpływała na obydwoje
pozytywnie.
Może to wszystko naprawdę było jedynie punktem do którego
miał dotrzeć po to, by zacząć lepsze życie.
___________________
Audrey - fotografia dla zainteresowanych,
Audrey - fotografia dla zainteresowanych,
Inez - Joseph Hunter nadal obecny, więc wpisz go na listę. :)
Jeśli ktoś jest zainteresowany wątkiem z moją postacią to niech przeczyta post i podłączy się do historii, bo wolę coś takiego od przypadkowych sytuacji.
Jeśli ktoś jest zainteresowany wątkiem z moją postacią to niech przeczyta post i podłączy się do historii, bo wolę coś takiego od przypadkowych sytuacji.
[Nadrobiłam dwie poprzednie notki zanim zabrałam się za czytanie tej ostatniej. Szczerze przyznam, dramatyzmu to ci nie brakuje, szczególnie w tej fałszywej informacji w mediach i wszystkich wcześniejszych wydarzeniach. Czytało się świetnie, głównie dlatego że lekko napisane, jak dobry kryminał, w którym nastawia się na akcję, a nie owijanie w bawełnę opisów przeżyć wewnętrznych. Godne pozazdroszczenia, ja zawsze za bardzo skupiam się mimo wszystko na tych drugich przez co akcja tkwi w martwym punkcie. Może to też dlatego, że moja postać nie biega za przestępcami i nie ma gdzie wprowadzać tego dramatyzmu c; Ale Joseph jest świetny, konkretny facet, który nie poddaje się bez walki o swoje życie. Chociaż te dwie kulki zostawione w jego ciele są odrobinę przerażające.
OdpowiedzUsuńŚwietnie, że Hunter zostaje z nami, a pobyt w szpitalu pomógł mu w zrozumieniu i zmienieniu kilku rzeczy w swoim życiu. Audrey też niczego sobie, nie dziwne, że przywiązali się do siebie. <;]
Lilianne