Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2010. I forgot how it feels...

 Just please darling, stay with me, stay with me forever and I'll love you till I die

- I want your love - Let's break the walls between us! Don't make it tough - I'll put away my pride! - Wykrzyczał wskazując na swoją ukochaną siedzącą przy stole z dwoma pustymi kuflami. Spojrzenie zamglone zbyt dużą ilością promili odrywało się od owej panienki tylko wtedy gdy decydował się wykonać obrót lub inny ruch destabilizujący jego jeszcze pionową pozycję. Śpiewał, a raczej próbował śpiewać. Bowiem ten wszechmocny u góry zdecydował, żeby David zamęczał swoimi fałszami innych ludzi kiedy jest zbyt pijany, żeby zdać sobie sprawę jak bardzo jego głos wyniszcza bębenki. W gruncie rzeczy nie było tak fatalnie dopóki nie przestawał być trzeźwy, wtedy zamiast śpiewać bardziej się wydzierał, ale czy to miało znaczenie? Był zakochany, a miłość wszystko wybacza.
- You're my angel! Come and save me tonight. You're my angel! Come and make it all right. - Uśmiechał się szeroko. No spójrz na niego. Jest zakochany, jak głupiec ślepo zakochany. Wpatrywał się w niezmienny obiekt jego zainteresowania, aby przypadkiem komuś nie umknęło, że ta właśnie piosenka jest dedykowana dla jego Cynthii. Dla tej damy, która dzisiejszego wieczoru zdążyła upić jedynie kilka łyków piwa, kiedy pan Richardson przekroczył już dawno swoją dzienną dawkę.
Zakończył swój występ zgięciem się wpół wraz z gromkim aplauzem (zapewne klaskali dlatego, że w końcu skończył).  Na ich szczęście kapela zagrała skróconą wersje, w większości pomijając instrumentalną część, co z drugiej strony sprawiło, że było mniej przerw na odpoczynek, ale kto by o tym pamiętał, kiedy zaraz po nim na scenę wskoczył kolejny osobnik, którego David mało co nie zrzucił ze schodów kiedy chwiejnym krokiem staczał się na tylko powierzchownie bardziej stabilny grunt.

[...]

- Ja David biorę sobie Ciebie Cynthio za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. - Czy się wahał? Nie. Był pewny tego bardziej niż czegokolwiek w swoim życiu. Wiedział, że jeśli tylko zechcą razem przebrną przez każdy problem i nic nie będzie mogło ich rozdzielić. Nic. To szczęście przepełniające go od stóp do głów, a nawet rozpływające się dalej i wyżej. Łzy czające się w kącikach jej oczu mieniły się kolorami kościelnych witraży i to były tylko i wyłącznie łzy radości. Czego można było chcieć więcej? Miał miłość swojej ukochanej i nowe życie rozwijające się w niej. Na jego barkach układała się właśnie ogromna odpowiedzialność, ale z taką motywacją musiało mu się udać.
Ceremonia toczyła się swoim tempem ani na chwilę nie przestając otaczać ich swoją rozanieloną atmosferą, a może to para młoda roztaczała wokół siebie tą radość? Można wręcz było pomyśleć, że kościół był zbyt mały by pomieścić te płomyki rozpalające się w nich wciąż od nowa.
Obrączki. Pocałunek. Uściski rąk, gratulacje i więcej łez. I odjechali. W czarnej limuzynie machając swoim rodzinom. Tak jak w przypadku Cynthii pojawiła się cała rodzina, tak David w tłumie dojrzał jedynie swoją matkę i siostrę. Było zbyt wcześnie by się z tym pogodzić, oboje z ojcem zachowali się jak dzieci, nie potrafiąc ze sobą rozmawiać. Nie trzeba było tego tak zakańczać, a może rozpoczynać? Jednak z  potokiem słów w akompaniamencie krzyku nie było miejsca na racjonalne wyjaśnienia. Sprawy skomplikowały się tylko bardziej, doprowadzając do zaniku ich kontaktów.
Rodzice Cynthii jednak tylko pozornie wyglądali na zadowolonych. Trzeba było ładne się uśmiechać i prezentować jak przystało na państwo Evans, jednak ani jej matka ani ojciec nie popierali ich małżeństwa. Nie potrafili pojąć co też takiego ich córka widzi w tym chłopaczysku wiecznie z głową w chmurach, myślącego, że z tak przeciętnym pochodzeniem może odnieść sukces w biznesie.
Tą zakochaną parę nie łatwo było jednak powstrzymać, dopięli swego bez względu na to co zapowiedzieli im inni ludzie.

[...]
Czerwone światło? Ograniczenia drogowe? Nie było na to czasu! Wody jej odeszły! Boże, wody odeszły! Przecież ona rodzi, muszą zdążyć do szpitala. 
Nadszedł też czas na narodziny ich synka, noszonego pod sercem całe 9 miesięcy. Ileż to się oboje naczekali, przedzierając się wspólnie przez ból krzyża i różniste zachcianki. David nawet nauczył się gotować, choć jego małżonka zdolna była jeść czekoladową babeczkę zagryzając ją piklami twierdząc, że to wyśmienity podwieczorek o 3 nad ranem. W tym czasie firma transportowa rozwijała się energicznie jak regularnie podlewana roślina, czasami miewali krótkie dni suszy, ale na końcu wszystko zawsze wychodziło na prostą. Pomogło to Davidowi we własnoręcznym wykonaniu dziecięcego pokoiku i sprowadzeniu tam wszystkich potrzebnych rzeczy jak łóżeczko, ogrom zabawek, lampek i całej tej masy rzeczy, której nazw nie mógł spamiętać za pierwszym razem.
- Oddychaj kochanie, oddychaj. - Sam też musiał to robić dość regularnie, bo siła z jaką Cynthia zaciskała mu place na dłoni była niewyobrażalna. Gdyby mogła zapewne zmiażdżyłaby mu kości, ale w porę mały Nico zdecydował pojawić się na świecie.
Drobna istota trafiła w jego objęcia. Jak miał ją trzymać? Tak delikatną osóbkę. Jego syn, jego wspaniały, mały Nicholas. Uśmiechał się do dziecięcia jęczącego w tak uroczy sposób, że wydawało mu się, że mógłby słuchać go do końca dnia. Mały Nico uspokoił się jednak dopiero gdy trafił na ręce swojej mamy. Bicie jej serca było najpiękniejszą pieśnią w którą wsłuchiwał się przez całe 9 miesięcy, pomijając ten czas gdy spokojną i regularną melodię przerywała muzyka klasyczna i różne audio nagrania dla ludzi sukcesu. David chciał mieć pewność, że jego synek będąc jeszcze pod stałą opieką swojej mamy zakoduje sobie najważniejsze życiowe wartości i pozytywne myśli. I mimo tego, że jego małżonka na te próby przytknięcia słuchawek do jej brzucha miała ochotę zwijać się ze śmiechu i tak się nie poddał. Wierzył, że dzięki temu Nicholas będzie miał lepszy start i mógł będzie osiągnąć dzięki temu więcej wspaniałych rzeczy.
Chciał pod jego drobne stópki dać mu cały świat, bo kochał go ponad swoje własne życie, kochał go tak usilnie, że jeśli miłość można byłoby przemianować na coś namacalnego nie byłoby miary wystarczająco wielkiej. Czy był wystarczająco dobry? Czy nadawał się na ojca? Czy będzie godzien przyjąć to miano? Czy uda mu się ochronić tą niewinną istotę przed niebezpieczeństwem? Musiało mu się udać. Musiał podołać roli rodzica i miał zamiar zrobić to najlepiej jak potrafił.

[...]

Po tym wszystkim przez co razem przeszli, po pierwszych krokach Nicholasa, po jego pierwszych słowach, każdy moment nagrany na kamerze, dlaczego tak to się właśnie kończyło? Dlaczego po tych niezapomnianych chwilach, po czułych pocałunkach, po nocach spędzonych pod gwieździstym niebem, po kłótniach i godzeniu się, bo zawsze się przecież godzili, dlaczego? Dlaczego tak to właśnie się potoczyło, że stał tutaj, w czarnym garniturze i uwierającym krawacie słuchając wyroku. Odebrała mu dziecko, dom, samochód, firmę, pieniądze. Co się zmieniło? Co pchnęło ją do tego? Co stało się z tą roześmianą dziewczyną w której się zakochał? Dlaczego w jej oczach nie było już tego blasku? Dlaczego stała się tak oziębła? I dlaczego zabrać mu chciała największy jego skarb, tak bliski sercu - syna. Nie potrafił pojąć co właściwie się działo. W jednej chwili stracił wszystko co miał. Wszytko stawało się tylko wspomnieniem, tylko wyblakłą fotografią, którą w przyszłości będzie mógł wspomnieć i gorzko zapłakać. Został z niczym, tracąc nie tylko dobra materialne, tracąc cząstkę siebie. Jakby ktoś wyrwał mu szponami kawałek serca, nie zważając na to jak bardzo rozdziera to jego duszę. Stał tak bardzo bezsilny i patrzył jak kolejno odbierano mu jego życie. Mimo głęboko zakorzenionej wiary, że będzie lepiej, mimo powtarzanych sobie słów pokrzepienia, mimo składanych sobie obietnic, że nie może się poddać, to nadal było... przytłaczające, przenikliwie bolesne. Jak miał teraz żyć?

You left, so quickly disappeared, leaving me as fool, regretting things I did. 



A więc stosując się do tradycji oto jest mój twór, pokazujący nieco z życia Davida i wyjaśniający mam nadzieję nieco dokładniej jak to się stało, że jest tu gdzie jest. Mam nadzieję, że się spodoba i przepraszam za to przykre zakończenie, ale niestety tak to się Davidowi życie pokruszyło, ale nie tak permanentnie! Mam w planach jeszcze co najmniej jeden post.

2 komentarze

  1. [Bardzo się cieszę, że zdecydowałaś się na dodanie postu praktycznie tuż po dołączeniu :) Naprawdę świetnie jest móc co nieco dowiedzieć się o historii postaci nie tylko z karty. A przechodząc do meritum... Kurcze, szkoda mi Davida. Właściwie w notce nie wyjaśniłaś, dlaczego Cynthia zdecydowała się na takie, a nie inne kroki i sam David tego nie wie. A ja jestem bardzo ciekawa, co spowodowało, że ta szczęśliwa rodzina tak nagle się rozpadła, kiedy pozornie wszystko układało się tak dobrze. David z kolei był kochającym mężem i ojcem, nie wiem więc, co też się wydarzyło, tym bardziej, że on ewidentnie nie chciał rozwodu. Ale skoro masz w planach jeszcze jeden post (co mnie niezmiernie cieszy!), to może uchylisz rąbka tajemnicy i nieco wyraźniej nakreślisz sytuację, bo po prostu nie mogę przeboleć, że Cynthia odeszła!
    Momentami brakowało mi gdzieniegdzie przecinków, ale może to dlatego, że ja sama wszędzie je wciskam, żeby a nuż się nie okazało, że gdzieś jakiegoś brakuje. Literówek się nie dopatrzyłam, zresztą, nawet się na tym nie skupiałam, bo o wiele ciekawsza była dla mnie treść :) Niecierpliwie czekam na więcej!]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Jego historia juz po przeczytaniu karty wydała mi się smutna, a teraz to się pogłębiło. życie go nie oszczędziło, ale jestem ciekawa dlaczego jego ukochana postąpiła tak,a nie inaczej. Musiał być jakiś powód, tak mi się przynajmniej wydaje. Ogólnie notka krótka, ale treściwa :D]

    OdpowiedzUsuń