Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

1985. Take me home before the storm


I think of how to change myself 

Od najmłodszych lat uwielbiała rysować, wycinać i kolorować, jednak wtedy tak jak większość dziewczynek chciała zostać aktorką, piosenkarką albo weterynarzem, żeby móc leczyć koniki. 
Z czasem do artystycznych zajęć dodała jeszcze inne hobby czyli zabawę w piaskownicy - wraz z koleżankami z sąsiedztwa robiły babki z piasku, budowały ulice czy wykopywały doły tak głębokie, że wpadniecie do któregoś z nich groziło złamaniem nogi. Wtedy też Rosalie "na poważnie" zaczęła interesować się archeologią - szperała w różnych zakamarkach domu w poszukiwaniu starych przedmiotów i przeszukiwała niemal każdy kąt od piwnicy po strych, a nawet odwiedzała sąsiadów, by wypytywać ich o pamiątki z dawnych lat. Coraz więcej czasu spędzała nad książkami poświęconymi archeologii i historii, odwiedzała muzea w Seattle i marzyła o tym, że pewnego dnia wyprowadzi się z rodzinnego domu, żeby wziąć udział w wykopaliskach w Ameryce Południowej albo w Afryce. Niestety, niewiele osób pochwalało zainteresowania Rose. Rodzice dziewczyny, prawnicy z pokolenia na pokolenie, zaplanowali dla swoich dzieci zupełnie inną przyszłość w której nie było miejsca na wykopaliska, rysunki i, tym bardziej, romans z Indianą Jonesem. Spór o studia przerwała jednak wiadomość o ciąży nastolatki i jej wyjazd do Nowego Jorku, który miał być dla Rosalie i jej dziecka "krainą mlekiem i miodem płynącą". Długo tak było. 
Kierując się zdrowym rozsądkiem, dziewczyna porzuciła marzenia o archeologii i zdecydowała się na zupełnie inne studia - architektura pozwoliła Dawson rozwijać swój talent plastyczny, a także dała nadzieję na znalezienie dobrze płatnej pracy. Już od pierwszych miesięcy studiów wiedziała, że po otrzymaniu dyplomu i zdobyciu doświadczenia w zawodzie otworzy własną firmę, a gdy tylko pojawiła się możliwość stworzenia spółki z Sienną Wright, była przeszczęśliwa. Droga od pomysłu założenia biura architektonicznego do chwili jego uroczystego otwarcia była trudna i długa, wypełniona stosem dokumentów do wypełnienia i kolejkami do okienek w kolejnych urzędach, ale Rose z dumą patrzyła na tabliczkę "Dawson&Wright" przybitą do drzwi. 
Aż do kwietnia nic nie zapowiadało katastrofy. 


kwiecień 2014 

Rose, dyskretnie spojrzawszy na zegarek, założyła za ucho kosmyk włosów i wróciła do objaśniania klientowi szczegółów projektu. Była już trochę zmęczona, jednak pocieszała ją myśl, że tego dnia to ostatnie spotkanie. Obiecała sobie, że w końcu wyjdzie z pracy o normalnej porze, ostatnio pracowała bez wytchnienia, więc poprosiła Nicka, żeby przyjechał po nią, razem mieli pójść na obiad. Christopher Wood już kolejny raz korzystał z usług biura "Dawson&Wright", był właścicielem dobrze prosperującej firmy komputerowej, wcześniej Rosalie projektowała wystrój w nowojorskim biurze, a teraz przedsiębiorca otwierał filię swojej firmy w Filadelfii i również poprosił ją o pomoc.
 - Dziękuję, to chyba wszystko. Upewnię się czy dostaniemy gdzieś identyczne lampy i oddzwonię do pana w tym tygodniu - mówiąc to, brunetka uścisnęła dłoń Wooda i wstała, aby odprowadzić go do drzwi.
 - To ja dziękuję, już drugi raz mogę na panią liczyć - mężczyzna skinął głową w podziękowaniu, ale gdy już stał przy drzwiach położył dłoń na ramieniu Rosalie. - Może wybierze się pani ze mną na drinka? 
Kulturalny, przystojny i wykształcony, przed 40-stką - jeszcze rok wcześniej pewnie zgodziłaby się, jednak teraz kobieta nieznacznie cofnęła się, chcąc zachować dystans.
 - Przykro mi, ale nie mogę...
 - Nalegam! - ton głosu mężczyzny nagle się zmienił, nie był już sympatycznym klientem, ale wściekłym, nieprzyjmującym odmowy samcem. Dawson czuła, jak uścisk na jej ramieniu wzmacnia się, chciała się wyrwać i wybiec, jednak nie mogła. - Mnie się nie odmawia!
Wood spoliczkował kobietę, a popychając ją na biurko, szarpnął za guziki błękitnej koszuli Rose, a materiał rozerwał się z cichym trzaskiem. 
Nick odpowiednio wcześnie pojechał po Rosalie do pracy. Skończył zajęcia na uczelni, wyprowadził Jokera, żeby zwierzak nie zamęczył się sam w domu, doprowadził się do ładu i przyjechał. Niezbyt często odwiedzał to miejsce, ale się zdarzało. Właśnie miał sięgnąć po klamkę, kiedy usłyszał jakieś głosy ze środka. Widocznie Rose miała jeszcze jakiegoś klienta. Może nie powinien im przeszkadzać? Stanął pod drzwiami i próbował sobie wmówić, że nie podsłuchuje. Kiedy dotarły do niego dość jasne propozycje klienta, coś w nim zawrzało. Po trosze był jednak ciekawy reakcji Rosalie - raz, że był trochę zazdrosny do czego mógł się przyznać tylko przed samym sobą, dwa - wiedział, że dziewczyna czasami ma cięty języczek. Gdy tylko usłyszał jej krzyki, nie czekał dłużej, ale wpadł do pomieszczenia.
- Zostaw ją...- warknął, doskoczył do gościa i szarpnął go do tyłu. Nicholas nigdy nie należał do szczególnie bitnych typów, ale w tym wypadku był gotowy zareagować nieco bardziej zdecydowanie. Przyłożył na początek facetowi z pięści w szczękę, a potem stanął pomiędzy nim a Rosalie. 
- Wynoś się - mruknął.
Wood, nie spodziewając się ataku, nie zdążył się nawet obronić. Wydawał się oszołomiony siłą uderzenia, ale najwyraźniej nie zamierzał tak łatwo odpuścić.
 - Sukinsyn - otarłszy krew, Wood natarł na Nicholasa i zamachnął się z całej siły. Jego duma, podobnie jak śnieżnobiała koszula, musiała nieźle ucierpieć.
 - Nick! Dość tego! Przestańcie! - Dawson sama już nie wiedziała czy jest bardziej zdenerwowana czy może przestraszona. Upadając na biurko uderzyła się w łokieć, ale nawet nie czuła bólu.
Woon uchylił się przed uderzeniem, potem całym sobą pchnął faceta w tył. Słyszał jak Rose woła, ale w tej chwili to i jemu adrenalina uderzyła do głowy. Zaczęli się dość mocno szarpać. 
Wood był jednak niższy, chyba też źle ocenił Nicholasa jako przeciwnika, bo teraz musiał się przed nim bronić nie mogąc atakować. Udało mu się jednak odepchnąć od siebie Nicka.
 - Pożałujesz tego! Obydwoje pożałujecie! Zniszczę Ciebie i Twoją firmę! - zagroziwszy, cofnął się do drzwi i opuścił biuro tak szybko jak tylko mógł.
Woon z trudem powstrzymał się przed ponownym zaatakowaniem. Oddychał ciężko i czekał aż facet wyjdzie Po zamknięciu drzwi przystąpił do Rosalie.
- Nic ci się nie stało? - zapytał ze szczerą troską i niepewnie objął dziewczynę. Właściwie emocje, adrenalina ciągle w nim buzowały i nie mógł nawet określić, czy coś go boli, a już na pewno nie myślał o konsekwencjach, którymi tak odgrażał się były klient Rose.
Christopher Wood nie przystąpił do dokonania zemsty od razu. Widocznie potrzebował trochę czasu na wylizanie ran i odbudowę zdeptanego ego, jednak później przystąpił do ataku z całej siły. Biuro stopniowo zaczynało tracić klientów, a dziewczyny tłumaczyły to ogólnym kryzysem, jednak plotki o oszustwach i naciąganiu rozgłaszane przez Wooda najwyraźniej dotarły do wielu osób, bo kolejne kontrole coraz częściej pukały do drzwi. Ktoś, pewnie wynajęty przez niego, wybił szybę w samochodzie Rose i zostawił po sobie napisy "dziwka" wymalowane sprayem. Obraźliwe graffiti zrobiono też na budynku w którym mieściła się firma "Dawson&Wright" oraz na drzwiach. Po jakimś czasie do drzwi domu Rose i Nicka zapukała też policja, Woon został oskarżony o pobicie. Ciągle było gorzej. 
Rosalie przestała chodzić do pracy, prawie nie wychodziła z domu, tylko ubrana w dres i rozciągnięty sweter jak cień snuła się po pokojach. Niewiele jadła, prawie nie spała, bo w koszmarach śnił się jej Woods krzyczący "Pożałujesz tego!". Nie chciała narażać Rachelle, nie miała też głowy do zajmowania się dziewczynką, więc poprosiła Petera o opiekę nad nią - w dobrze strzeżonym apartamentowcu mała była bezpieczna. Dawson przychodziły do głowy najgorsze myśli - nie miała pracy, planów na przyszłość i pieniędzy, co więc jej pozostało? Przyjaciółki wiedziały, że coś się z nią dzieje, jednak nie opowiadała im o szczegółach zajścia. Inez, JJ i Sol miały swoje własne problemy, a Rose była przecież przyzwyczajona do tego, że zawsze radzi sobie sama. Było jej wstyd, że doprowadziła do takiej sytuacji.


sierpień 2014


Po kilku tygodniach marazmu z pomocą przyjaciół Rosalie powoli dochodziła do siebie. Problemy, których narobił jej Woods, nie znikały, ale kobieta w końcu wyszła z domu i przestała bać się własnego cienia. Firma była już tylko historią o niezbyt przyjemnym zakończeniu, ale Dawson starała się pozytywnie myśleć o przyszłości. Nezia dokarmiała ją, więc brunetka przestała wyglądać jak przysłowiowa śmierć na chorągwi, JJ zatrudniła ją jako tymczasową pomoc w swoim pubie, a Sol zabrała Rose i Rae na cudowne wakacje do Europy. Wszystko zdawało się układać.
 - Mamo, nie chcę wyjeżdżać - Rachelle stanęła w progu sypialni matki, a po chwili wahania wdrapała się na łóżko. Na dywaniku u jej stóp położył się Joker, biszkoptowy labrador. - Mam tutaj szkołę, koleżanki i kolegów, tata jest tutaj...
Rosalie, westchnąwszy, wrzuciła do walizki kolejny sweter. W myślach rozmowa z córką na temat wyjazdu zawsze wyglądała inaczej.
 - Kochanie, już Ci mówiłam. W Seattle jest babcia, dziadek i wujek Ian, nie tęsknisz za nimi? Możesz dzwonić do koleżanek, co jakiś czas będziemy przyjeżdżały w odwiedziny do nich i do taty - Rose usiadła na łóżku obok córki i pogłaskała ją po głowie. Znając Petera i jego szalonych rodziców, pewnie kupią "letni domek" w okolicach Seattle...
Decyzja o wyprowadzce z Nowego Jorku nie była łatwa, Dawson uwielbiała to miasto, wiązało się z nim wiele wspaniałych wspomnień, ale nie potrafiła dłużej w nim mieszkać. Była zmęczona, potrzebowała odmiany i zastrzyku energii - definitywnie skończyła z architekturą, chciała zacząć robić coś nowego. Może powinna spełnić dziecięce marzenie i wrócić do archeologii?
 - Przecież nie wyjeżdżamy na zawsze.

I will never disappear
for forever, I`ll be here  


__________________
Mam nadzieję, że nie wcisnęłam się nikomu w kolejkę. Post pisany na szybko, za co przepraszam, ale nie chciałam rozstawać się z Rosalie bez pożegnania i bez wyjaśnienia jej nieobecności. 6 lat z jedną postacią to jednak trochę długo, więc potrzebuję od niej odpoczynku. Może kiedyś Rosia Dawson wróci, ale na pocieszenie zostawiam Wam Matthew :) 
W poście wykorzystałam fragmenty wątku z Nickiem, chyba się nie obrazi :)

8 komentarzy

  1. [Zdecydowanie zbyt wiele niespodzianek jak na jeden tydzień zszykował mi blogowy świat, no, ale cóż ja mogę biedna poradzić.
    Doskonale rozumiem co znaczy wiele lat z jedną postacią, choć sama na przestrzeni czasu wiem też, że nikt inny mi nie psuje tutaj na nycu, ale to przecież tylko moje własne zdania i odczucia.
    W każdym razie cieszę się, że Rose tylko wyjeżdża, a nie ginie śmiercią tragiczną, jak to niestety często bywa. Notka jednak, trzeba przyznać, była dość dramatyczna.
    Dlatego ładnie się żegnam z Rosalie! Niech jej się tam wiedzie i w ogóle ;)]

    April

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Rose miała zginąć śmiercią tragiczną, ale mam do niej zbyt duży sentyment. Może jak już trochę od niej odpocznę i będę miała na nią sensowny pomysł wróci :) ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Zatem tak postanowiłaś to wszystko rozwiązać :) Cieszę się, że jakoś poważnie nie uszkodziłabyś Rozalki, co bez wątpienia oznaczałoby definitywne rozstanie z nią. A tak zawsze pozostaje ta iskierka nadziei, że jak sobie od nie należycie odpoczniesz, to wrócisz :) No i doskonale Cię rozumiem, ja sama mam Inez od bodajże 5 lat, o ile dobrze liczę i już wielokrotnie zastanawiałam się nad tym, co by tutaj z nią zrobić. Na razie jednak mam do panny Grant zbyt duży sentyment, chociaż też coraz bliżej mi do decyzji, by także nieco od niej odpocząć.
    To jak, teraz mogę usunąć Rose z linków, a kartę przenieść do wersji roboczych z dopiskiem "nie usuwać"? ;)]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ciężko wypowiadać się o postaci, której się nie znało, gdy znika ona z bloga. Dobrze, że nie posunęłaś się do cięższych rozwiązań, nie uszkodziłaś w żaden sposób Rose, bo przynajmniej dałaś sobie możliwość na zgrabny powrót. No, może próba gwałtu oraz zniszczenie firmy to jednak zapadające w pamięć wydarzenia, w jakiś sposób wpłynęły na zachowanie twojej pani, ale i tak nie było tak najgorzej. W końcu to "tylko" firma, zawsze można zbudować nową. Albo wykorzystać to właśnie jako okazję do spełniania dziecięcych marzeń. Obojętne co Rose zrobi, to na pewno znajdzie jakieś swoje szczęśliwe zakończenie. ;)
    Muszę przyznać, że 6 lat z jedną postacią to kupa czasu, gratuluję takiej potężnej wytrwałości i nie dziwi mnie chęć odpoczynku. Pewnie wyjdzie ci to na lepiej niż jakbyś miała męczyć się z nią.]

    Cain

    OdpowiedzUsuń
  5. [Na początku mszę przyznać, że jestem pod wielkim wrażeniem. Sześć lat z jedną postacią to mimo wszystko nie w kij dmuchał i aż oczy wybałuszyłam, jak to przeczytałam, bo mi czasem nie idzie z jedną wytrzymać miesiąca, a Tobie udało się aż tyle. Naprawdę podziwiam Twoją wytrwałość i choć rozumiem Twoją decyzję, to chyba jednak trochę ciężko było się z nią rozstać, co? Odpoczynek na pewno Ci się od Rose przyda, ale podejrzewam, że mimo wszystko przez cały ten czas, kiedy z nią byłaś, zdążyłaś się z nią dość mocno zżyć.
    Podobnie jak Latessie, mnie samej równie ciężko jest wypowiadać się na temat postaci, której na dobrą sprawę w ogóle nie znam. Mimo to raczej nie odkryję Ameryki, kiedy powiem, że dobrze, że nie poturbowałaś zbyt mocno Rosalie. Ja ze swoimi zapędami pewnie bym to zrobiła, a potem żałowała, że nie mogę do niej wrócić. Cóż, Tobie to na szczęście nie grozi, bo jesteś zdecydowanie mądrzejsza ode mnie i zostawiłaś sobie otwarte drzwi do powrotu.
    A tak ze spraw technicznych, bo nie byłabym sobą, gdybym o tym nie wspomniała, brakuje mi tu jeszcze strasznie akapitów.]

    Tamara

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Choć co prawda nie miałam okazji prowadzić wątku z Rose, notkę przeczytałam z wielkim zainteresowaniem i udało Ci się wzbudzić bardzo negatywne emocje wobec napastnika, który tak boleśnie poturbował Rose. Jakieś paskudne fatum wisi nad paniami na NYCu z tego co widzę. W poprzedniej notce inna cierpiała, teraz Rosalie, na szczęście chociaż permanentnych szkód nie ma. Jak już ktoś powyżej wspominał, zawsze interes można zacząć od nowa, tak więc z niecierpliwością będę wyczekiwała na powrót panny Dawson na bloga, bowiem jest to jedna z tych postaci, które nierozerwalnie się kojarzą z NYCem. I znów, podobnie jak poprzednicy, gratuluję wytrwałości w prowadzeniu jej, bowiem ze świecą szukać autorów, którzy tak długo trwają przy postaci, rozwijając ją i budując historię bez sporo ułatwiających przeskoków, krok po kroku. ]

    Roxanne

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Najpierw JJ, teraz Rose. Szkoda, szkoda, szkoda :( Rozumiem Cię doskonale, sama mam dosyć mojego Rudzielca w obecnej formie. Dobrze, że Matt zostaje :)]

    Autorka JJ

    OdpowiedzUsuń
  8. [Ojej... jakie smutne :( Ale ładnie wykorzystałaś wątek z Nickiem.
    Powiem Ci, że czasami trudno odstawić starą postać. Jak usuwałam Quin to płakałam, choć jej nigdy nie lubiłam :P]

    OdpowiedzUsuń