Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

|1958| These battle scars...

They ain't never gonna change


— Jesteśmy na dobrej drodze, Greg.
Daphne klasnęła w dłonie, posłała mu szeroki uśmiech i usiadła na obrotowym krześle z wysokim oparciem. Zajmując miejsce na swoim tronie, jasno dawała mu do zrozumienia, że to dzięki niej byli na dobrej drodze, że bez jej sprytu, wiedzy i umiejętności nie zrobiliby na raz tylu kroków do przodu. Wiedział to, ale nie dawał po sobie poznać, jak bardzo irytuje go sposób bycia prawniczki, jak bardzo ma dość jej humorków i nieobliczalności. Daphne na co dzień była urocza, ślicznie się uśmiechała, śmiech miała doprawdy przyjemny, perlisty, idąc ciągnęła za sobą woń kwiatowych perfum i nie sposób było się za nią nie obejrzeć. Wiedział jednak, że ten obraz jest zwodniczy, że wcale nie jest uroczą kobietką, którą trzeba się opiekować. Panna Zane kusiła fałszywym wizerunkiem, a potem odbierała człowiekowi to, co najważniejsze — godność.
Już od dłuższego czasu żałował, że pozwolił się zwieść, że nabrał się na uśmiech, na dobre serce i chęć pomocy. Wiele razy obawiał się, że wszystko pójdzie w diabli, kiedy Daphne go zaskakiwała, kiedy pokazywała, jak bardzo zła potrafi być, jak nagina sytuację do swoich potrzeb i wykorzystuje ludzi. Gregory nie był kimś, kto zwykle przejmował się losem innych, ale odkąd ukończył odpowiednie szkolenia, zrozumiał, że od jego pracy i poświęcenia może zależeć życie ofiar pożarów, wypadków i katastrof. Nigdy nie miał presji do tego, żeby być bohaterem, ale musiał mieć pieniądze, musiał zapewnić córce godny byt. Dla małej Mii był skłonny poświęcić wszystko. Mia była jego wszystkim. A jego wszystko zależało nagle od rozkapryszonej prawniczki, która mimo swojego paskudnego charakteru, zawsze dostawała to, co chciała.
— Czyli? — spytał po kilku minutach milczenia. Naprawdę nie miał ochoty z nią rozmawiać, ale skoro już był w jej eleganckim i jednocześnie skromnym biurze, musiał postarać się o to, aby załatwić to jak najszybciej, jak najsprawniej i najbardziej efektywnie. Był w tym miejscu już kilkanaście razy i zawsze czuł się tak samo obco. Surowe wnętrze pomieszczenia nie budziło zaufania, podobnie jak twarz kobiety, teraz rozpromieniona wesołych, ciepłym uśmiechem, który jak na złość nie docierał do jej oczu.
— Mamy kilka rzeczy na Leslie… panny Scully — chrząknęła, odgarniając kosmyk ciemnych włosów za ucho. — Trzy nieudane próby samobójstwa? Tabletki popijane alkoholem? Podcinanie żył? Jesteś… Jest pan bardziej stabilny emocjonalnie. Jest pan też zdecydowanie silniejszy, pracuje pan i lepiej zarabia…
— Leslie pracuje?
— Owszem… — Daphne przełożyła kilka kartek, drapiąc się palcami wolnej dłoni po policzku. — W kwiaciarni.
— Przecież ma uczulenie na pyłki. Ma uczelnie na wszystko! Nawet na penicylinę… — warknął, prostując się w mało wygodnym krześle, które w porównaniu z obrotowym fotelem prawniczki wydawało się naprawdę ubogie. Zane spojrzała na niego znad okularów, które ściągnęła właśnie z nosa i uśmiechnęła się jeszcze promienniej.
— Zatem jesteśmy na najlepszej drodze, Greg. Właściwie już wygraliśmy… — odepchnęła się od biurka, wstała i uśmiechnęła się pod nosem, obchodząc stojący mebel. — O takiej współpracy mówiłam, kiedy się poznaliśmy, panie Walker… — rzuciła cicho, próbując być kuszącą i pociągającą. Była piękną kobietą i mogła mieć każdego, a przynajmniej na pewno miała o sobie takie mniemanie. Oparła się o biurko i przesunęła palcami po policzku mężczyzny, który wstał i ułożył dłonie przy biodrach Daphne.
— Nie przeginaj — warknął cicho, wyprostował się i opuścił pomieszczenie, które w dalszym ciągu przyprawiało go o nieprzyjemne dreszcze. Głównie ze względu na urzędującą tam kobietę.


Korytarz w budynku sądu był szeroki i długi, ale nie na tyle, aby Greg miał możliwość ukrycia się przed spojrzeniem Leslie. Siedział na jednym z krzeseł, tolerując obok siebie osobę prawniczki, która tryskała entuzjazmem. Sprawa Walkera miała być kolejną zamkniętą przez nią sprawą, kolejnym sukcesem. Mogła tylko żałować, że nie brała od niego żadnych pieniędzy. Mężczyzna czekał, aż będą mogli wejść do sali, usłyszeć wyrok, zabrać Mię z ośrodka do mieszkania i zacząć na nowo żyć. Wiedział, że wygrali. Wywiad przeprowadzony z córką tuż po świętach przeważył na jego korzyść, a Daphne dołożyła wszelkich starań, żeby pełnomocnik panny Scully sam podkładał sobie kłody pod nogi.
Leslie siedziała kilkanaście metrów dalej i praktycznie nie spuszczała z niego wzroku. Czuł się, jak okaz w zoo. Nie miał wyjścia, tępo wpatrywał się drzwi naprzeciwko, licząc na moment, kiedy jeden z ochroniarzy, otworzy drzwi i zawoła ich na koniec rozprawy. Chciał tego końca. To musiał być koniec. Przez ponad pół roku zmagał się z przeciwnościami, mieszkał praktycznie sam i raz na dwa tygodnie mógł widywać swoją córkę, podobnie jak Leslie. Wielokrotnie nasłuchał się o tym, że Mia nie chce spędzać czasu z matką, ale jego była dziewczyna obrała sprytną taktykę i zasypywała małą prezentami, które w ostatecznym rozrachunku i tak były zabierane na przechowanie przez pracowników ośrodka socjalnego, gdzie ostatnie pół roku spędzała ich córka.
Ich. Greg musiał się pogodzić z faktem, że Mia nie była tylko jego dzieckiem. Miała też matkę, która podrzuciła ją trzy lata temu pod drzwi jego mieszkania. Miała matkę, która po trzech, długich latach, które wcale łatwe nie były, przypomniała sobie o istnieniu dziecka. W ciągu ostatnich czterdziestu miesięcy, Walker uczył się, jak być ojcem. Nie był na to przygotowany, nawet nie wiedział, że Leslie jest w ciąży, kiedy po prostu zniknęła. Nie szukał młodej dziewczyny, bo nigdy wcześniej nie przywiązywał się do ludzi, a jedyną bliską mu osobą była matka.
Mia zmieniła jego świat. Sprawiła, że wszystko stało się lepsze, chociaż z pewnością nie łatwiejsze. Z faceta nieradzącego sobie z emocjami, musiał zmienić się w rozważnego mężczyznę, który agresję wstrzyma na wodzy i wychowa córkę tak, jak powinien. Dlatego kiedy już przyzwyczaił się do roli ojca, nie wyobrażał sobie życia bez Mii. Nie mógł też pozwolić na to, aby ktokolwiek mieszał się w jego życia. Ktokolwiek obcy. A Leslie na swoje nieszczęście była obca. Dla niego. I dla Mii.
Drzwi otworzyły się, mężczyzna skinął głową, wszyscy czekający wstali ze swoich miejsc. Daphne przesunęła dłonią po ramieniu Grega, stanęła przed nim, poprawiła marynarkę, poklepała go po piersi i po wykonaniu tych kilku drobnych gestów, pewnym krokiem ruszyła przed siebie, a Walker chcąc nie chcąc, musiał podążyć za nią.
Denerwował się. Już dawno nie był tak bardzo zły i tak bardzo wystraszony, jak teraz. I chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że wygraną mają w kieszeni, musiał zrozumieć, że większość zależało od ławy przysięgłych. Spojrzał na siedzących tam kilkunastu ludzi, a potem na podstarzałą sędzinę.
— Pełnię praw rodzicielskich przyznaję na mocy danych mi uprawnień panu Walkerowi. Terminy i godziny widzeń z panną Scully, uzgodnicie państwo za pomocą pełnomocników. To by było wszystko. Miłego dnia. — Kobiecina wstała, skinęła lekko głową i wyszła. Dwa minuty na sali rozpraw. Bez żadnej widowni, prasy i oklasków. Ot, kolejna zwyczajna sprawa, którą musieli rozstrzygnąć. Dwoje skłóconych ludzi, los małego dziecka i zaciekli prawnicy po obu stronach. Pewna siebie i wyniosła Zane oraz nieco ciapowaty Andrew Marshall. Wygrała Zane, która teraz emanowała czymś więcej, niż tylko pewnością siebie, kiedy chowała do aktówki potrzebne dokumenty.
— A nie mówiłam? — spytała, kiedy już wstała i wyciągnęła drobną dłoń w kierunku mężczyzny, który jakby od niechcenia uścisnął jej rękę i krótko nią potrząsnął. Nie powiedział nic. Ani słowa. Teraz z odpowiednią kartą papieru musiał udać się do ośrodka po Mię. — Nie muszę też chyba mówić, że od teraz jesteś moim dłużnikiem, Gregu Walkerze? — Uniosła zadziornie brew ku górze, cofnęła rękę i powiedziała coś jeszcze, że chwilę musi na nią poczekać.


Greg nie chciał być niczyim dłużnikiem, ale kiedy kucał przy łóżku swojej córki i przyglądał się jej rozpromienionej buzi, wiedział, że postąpił słusznie. Mia głaskała leżącą przy jej brzuchu małą sunię, która zadowolona rozciągnęła się w miarę swoich możliwości i wciąż domagała się pieszczot. Walker nie miał pojęcia, co zrobiłby ze sobą i swoim życiem, gdyby odebrali mu córkę na stałe. Wolał być dłużnikiem Zane, niż nie mieć nic.
— Musimy ją nazwać… — szepnęła Mia, drapiąc bezimiennego psiaka po brzuszku. Greg oparł przedramiona na udach i potaknął głową. Wiedział, że gdyby zabraliby mu Mię, zniknąłby. I wiedział, równie dobrze, co poprzednią rzecz, że zrujnowałby pewną relację po raz drugi. I wtedy nie dostałby szansy na ponowne spróbowanie.
— Jakieś propozycje?
— Myślisz, że będzie z nami szczęśliwa?
W odpowiedzi na pytanie córki, skinął tylko głową, na krótką chwilę zerkając na szczeniaka, który zdawał się być teraz w siódmym niebie, kiedy odzyskał z powrotem małą właścicielkę, która na pewno okazywała suni więcej czułości niż strażak, będący w kontaktach z psiakiem nieco nieporadny.
— I nie będzie chciała od nas odchodzić?
— Skąd…
— Lucky. Może nazywać się Lucky, tato?
Walker skinął głową i uznał, że Lucky idealnie opisuje stan rzeczy. Podniósł się, aby praktycznie od razu pochylić się nad córką i musnąć ustami jej czoło.
— Śpij już, Kruszynko.
Był zmęczony ponad półroczną walkę o Mię. Wiedział, że nie powinien, ale chwilowo nie miał siły na nic innego, jak tylko sięgnięcie po szklankę whisky i zaśnięcie na kanapie przy jakimś tanim filmie.
— Tato… — Usłyszał, będąc już przy drzwiach. Z ręką na klamce, odwrócił tylko głowę, zerkając kątem oka na leżącą Mię. — Dzisiaj chciałabym nazywać się Lucky.
Uniósł lekko kąciki ust, zgasił światło i zostawił uchylone drzwi, kiedy opuszczał sypialnię córki.

6 komentarzy

  1. Notka bardzo mi się podoba. Ogólnie wszystko cud miód i malina :D. Nie ma się do czego przyczepić (przynajmniej nic nie wylapalam xd). W sumie to dobrze się stało, że Greg dostał prawa do opieki nad córką.
    Pozostaje mi jedynie życzyć dalszych sukcesów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. [Musze przyznać, że jak czytałam ten post, to mordka jakoś tak sama mi się cieszyła ^^ Tak po prostu^^ Nie mam innego pomysłu, mam nadzieję, że samoczynnie ciesząca się mordka wystarczy, bo to chyba dużo, prawda?^^
    Ach, no i to tylko przypomina mi o tym, że ja także chcę napisać notę. Hm, myślę, że jak już będę mieć jutrzejszy egzamin z głowy, to zacznę coś działaś w tym kierunku...;)]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cudowna notka. Masz wspaniały styl pisania, więc czytało się bardzo przyjemnie. Najpierw ciekawie został ukazany świat sądów, prawników, to jak ci ludzie się zachowują. Dla nich to tylko praca, a nie tragedia danego człowieka. Później zaś ukazała się taka urocza scena z ojcem i córką. Podoba mi się pokazanie tej zażyłości i miłości między nimi. To, że mężczyzna ciągle o nią walczył.
    A teraz kilka innych spraw. Napiszę to tak, ponieważ nie wiem, czy można nazwać je błędami ;)
    "Surowe wnętrze pomieszczenia nie budziło zaufania, podobnie jak twarz kobiety, teraz rozpromieniona wesołych, ciepłym uśmiechem, który jak na złość nie docierał do jej oczu."
    Chyba wkradła się tutaj literówka w słowie "wesołych". Przez to zdanie wydaje się niezrozumiałe.

    "Nie miał wyjścia, tępo wpatrywał się drzwi naprzeciwko, licząc na moment, kiedy jeden z ochroniarzy, otworzy drzwi i zawoła ich na koniec rozprawy."
    A tutaj zabrakło "w".

    Dobra, czepiam się, wiem. Na koniec jeszcze raz dodam, że notka wspaniała i chciałabym jeszcze przeczytać coś Twojego! ;)]
    Thomas

    OdpowiedzUsuń
  4. [Nie wiem, co mam Ci tu napisać. Gdzieś zaplątały się dwie literówki, ale ich sobie nie zaznaczyłam i teraz nie mogę wypatrzeć. Czytałam sobie ten rozdział wczoraj przed snem, wiesz? :) Bardzo przyjemny. Ciekawie skonstruowana postać harpiowatej prawniczki, wreszcie happy end (albo dopiero beginning), których na NYCu mamy tak mało.
    Wiesz, że piszesz poprawnie, to się chwali. Wiesz też, że piszesz z iskrą, to się chce czytać i choć końcowe wersy wywołują uśmiech, to ciągle czuć, że chciałoby się jeszcze :)]

    OdpowiedzUsuń
  5. [ooo! rety, rety, podobało mi się! podobało jak diabli! i wzruszające i ekscytujące i intrygujące! ;] Ty to masz to pióro takie przyjemne ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ładnie napisane :) miło się czytało. Na początku spodziewałam się innego rozwinięcia, ale byłam miło zaskoczona :) pewnie dlatego, że nie znam za bardzo historii Twojej postaci. przy okazji wpadł mi do główki pomysł na wątek, ale z tym zgłosze się pod kartę :)
    KrejziCow

    OdpowiedzUsuń