Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

1956. Przebudzenie

Nie pamiętam, czy pierwszy dzień, kiedy Cię spotkałam, był ostatnim, w którym płakałam z błahego powodu.
Wiem tyle, że nie miałam ochoty już być sobą - wycofaną, zamkniętą i ponurą, wyczekującą na rozwiązania, które znikąd mnie nie dobiegały. Dość miałam złudzeń w postaci pomyłkowych telefonów; rachunków, wypełniających moją skrzynkę pocztową; sąsiadów, którzy przyszli tylko po cukier.
Byłam samotna i jedynie Ty to wiedziałeś. Powiedziałeś mi kiedyś, że obserwowałeś mnie jakiś czas, kiedy śpiewałam na ulicy, uderzając lekko w gitarowe struny. Myślałeś, że jestem szczęśliwa, ale tak naprawdę, jedynie muzyka była moim towarzyszem. To nic złego przecież. Ludzie zawodzą, oszukują. Tylko dźwięki były czyste, szczere. Wolałam tamto życie.
Zanim poznałam Ciebie.
Niebo jest dziś wyjątkowo czyste. Kilka chmur niespiesznie pędzących po nim przypomina mi dni, kiedy leżeliśmy na trawie i zastanawialiśmy się nad kształtami rysującymi się nad nami. Pamiętam nawet, jak brzmiał twój śmiech. Nie sądzę, abym umiała kiedykolwiek o nim zapomnieć. Czasem, kiedy spaceruję ulicami, wyłapuję w mężczyznach szczegóły, które przywołują mi na myśl Ciebie. Niski, przyjemny dla ucha głos, uśmiech jednym kątem ust, spojrzenie niebieskich oczu. Kraciaste koszule, przydługie włosy.
Tęsknię i nie wiem, czy kiedykolwiek przestanę. Nie musisz się jednak martwić - wszystko jest zachowane w racjonalnych granicach. Wiem, że już nie wrócisz, ale tam będzie Ci lepiej. Podobno. Tylko ta myśl daje mi szanse na uśmiech. Bo co, gdybym nagle zapomniała o Tobie i ruszyła z miejsca? Zdradziłabym Cię, wiem to. Tylko ja już nie chcę płakać w poduszkę, patrząc, jak czas przepływa mi przez palce. Nie łapię chwil, wieczory spędzam w ciszy. Wiem, że nie tego dla mnie chcesz. Dlatego postanowiłam, że nie musimy odchodzić razem.
Wybaczysz mi?
W końcu wracam na studia. Tak bardzo mi tego brakowało. Zajęć, nowych ludzi, poznawania nowych rzeczy. Wyjścia z domu, wyjścia z obłędu. Wczoraj odkryłam, że herbata znowu mi smakuje, że cukier wcale nie ma gorzkiego smaku. Dlatego piszę ten list, Kochany. To moje pożegnanie, ale nie ostateczne. Jeszcze nie jeden list do Ciebie nie dotrze. Jeszcze nie jedna piosenka nie dosięgnie twoich uszu... Będę pamiętać, ale muszę pozwolić Ci odejść. Tylko wtedy słońce znowu zaświeci, a lód na sercu stopi się.
Tak często nie wiem, co robisz i wciąż się nad tym zastanawiam. Czy cokolwiek robisz? Na pewno. Ludzie nie mogą tak po prostu przestać istnieć. Kiedy znowu się spotkamy, nie wiem, kim będę. Może sławnym fizjoterapeutą, który pokona każdą kontuzję, który nie skreśli żadnego pacjenta? Może wydam płytę.
Czasem czytam te śmieszne, żółte karteczki, które nalepiałeś w każdym widocznym miejscu i uśmiecham się lekko.
Dziś mogę odpowiedzieć Ci na dwa pytania, które mi w nich zadałeś.
Tak, wyszłabym za Ciebie za mąż, nawet gdybyś nie zarobił takiej sumy, o jakiej pisałeś.
Tak (chociaż nie wiem, jak w innych warunkach to byłoby możliwe), zakochując się w kimś innym, nadal kochałabym Ciebie. Miejsca na tę Miłość nigdy nie braknie mi w moim sercu.
Nie pamiętam, czy pierwszy dzień, kiedy Cię spotkałam, był ostatnim, w którym płakałam z błahego powodu. Wiem jednak, że był jedynym, który zmienił moje życie. Czekam na takie następne, dlatego New York, dlatego studia.
Zawsze już twoja, Ever


Porządnie zapieczętowała kopertę, do której wsunęła list, aby po chwili w szczupłe palce ująć zapalniczkę i spalić to, co dopiero drżącą dłonią napisała. Słońce wdzierało się ostatkiem sił do zielonego, pełnego wypchanych po brzegi pudeł, pokoju i padało na jej jasne policzki. Uśmiechnęła się delikatnie, wierząc, że dym ze spalonej kartki uleci wprost do Niego. Że będzie wiedział wszystko, co chciałaby mu powiedzieć, chociaż zbyt mało tego, jak na "wszystko". Po siedmiu miesiącach zapragnęła ruszyć. Przebudziła się ze snu, w którym dotąd egzystowała. Przymknęła powieki, myśląc o kolejnych dniach. Spojrzała na spakowane rzeczy, raz jeszcze w myślach kalkulując, na ile jej starczy. Będzie musiała znaleźć pracę, co w połączeniu ze studiami medycznym będzie ogromnym wyzwaniem. Ale kiedy miałaby zacząć walczyć o własne życie, jak nie teraz?

trochę przeszłości. i krótkie wyjaśnienie,
dlaczego Ever jest, jaka jest.

7 komentarzy

  1. [Boze ja się prawie popłakałam... piekna nota. "Miejsca na tę Miłość nigdy nie braknie mi w moim sercu." najpiekniejsze zdanie ]

    OdpowiedzUsuń
  2. [I człowiek w takich chwilach, po przeczytaniu czegoś takiego... Zaczyna się zastanawiać nad tym jak bardzo kocha i co on by zrobił gdyby stracił tą najważniejszą osobę... Szczerze? Ja nie wiem...]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Sol, cieszę się, że Ci się podoba. Pisane było - szczerze mówiąc - dosyć dawno, niewiele zmieniałam, bo właściwie postać tworzyłam pod tę notkę, a nie na odwrót. I mam nadzieję, że następnymi postami Cię nie rozczaruję. ;)
    Chase, myślę, że nikt nie wie. To wszystko przychodzi z chwilą, kiedy orientujesz się, ze tej osoby już nie ma. Już za późno, by cokolwiek zmieniać i teraz trzeba żyć tak, aby ta osoba patrząc z Nieba wiedziała, że o niej pamiętasz i była dumna z każdej podjętej przez Ciebie decyzji. Nie wiem, czy gdybym była na miejscu Ever, to miałabym tyle sił, by się ogarnąć, zebrać w sobie, powiedzieć sobie "Ada, trzeba żyć dalej, bo Jemu (albo Jej i tutaj myślę o Mamie) nie spodobałoby się, że ciągle tkwisz w jednym punkcie, cofasz się". Czas weryfikuje wszystko.]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ha! Tak, zamiast się uczyć, podczytuje sobie posty :) Bardzo podobało mi się to jak zaczęłaś i zakończyłaś list, serio, fantastycznie to wyszło.]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Dziękuję, cieszę się, że ktoś w ogóle to przeczytał, a tym bardziej, że się podoba <3]

    OdpowiedzUsuń
  6. [W końcu udało mi się przeczytać Twoją notkę. I chyba już na wstępie muszę przyznać, że pod koniec listu Ever miałam łzy w oczach. Podziwiam ją za to, że ruszyła dalej, że wszystko, być może, zaczyna się układać. Podziwiam ją za to, że się pozbierała. Mam nadzieję, że pozwolisz jej rozwinąć skrzydła. Tak, jak na to zasługuje. :)
    Notka niby krótka, ale jakie wzbudziła emocje! Liczę na to, że niebawem opublikujesz coś jeszcze.
    Znalazłam też zdanie, które jest moim ulubionym z tego postu i pewnie będzie mnie prześladować przez dłuższy czas.
    Dlatego postanowiłam, że nie musimy odchodzić razem.]

    Ward/Walker

    OdpowiedzUsuń
  7. [Twoje słowa są niczym miód dla mojego serca. Czy jakoś tak. Naprawdę, nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy, że ktoś to czyta, ktoś to komentuje, a już zwłaszcza, że komuś się to podoba <3
    Aktualnie pisze się kolejna część (o przeszłości chyba pisze mi się najlepiej), może dziś albo jutro się pojawi na blogu.
    Nieskromnie powiem, że oprócz tego zdania, które napisała Sol i tego, które przytoczyłaś ty, lubię jeszcze Będę pamiętać, ale muszę pozwolić Ci odejść. Tylko wtedy słońce znowu zaświeci, a lód na sercu stopi się. :)]

    OdpowiedzUsuń