Koniec semestru to czas wytężonej pracy zarówno dla studentów jak i
wykładowców. Na szczęście Nicholasowi zostało uzupełnienie kilku papierków.
Studencie pozaliczani, oceny wystawione, prace odebrane. Nic tylko planować
wakacje! A jednak… nie ma tak dobrze. Koleżanka wybłagała go, żeby pomógł w
sprawdzaniu egzaminów. Zgodził się. Dlaczego? Sam nie wiedział. Może dał się
namówić przez jej czekoladowe oczy, a może przez propozycję wywalczenia mu
szybkiego kontaktu z informatykiem odpowiedzialnym za uczelniany system? Bądź
co bądź siedział już drugi dzień w mieszkaniu i czytał twory studenckiej
wyobraźni. Powoli zbliżał się do końca. W połowie przestał wypisywać sobie co
ciekawsze pomysły młodych głów, ponieważ zabrakło mu kartki.
Nagle jego telefon zaczął wściekle wibrować po powierzchni ławy. Z
pewnych względów nauczył się go wyciszać. Ponieważ jednak zazwyczaj go nie
czuł, kładł go na widoku. Otrząsnął się i sięgnął po aparat. Zerknął na
wyświetlacz. John. Czego on chce? Znowu się będzie pytał o pogodę, upominek czy
inne bzdury? Czy nie powinien się pakować? Nicholas zerknął na zegarek. Czy nie
powinien spać? Przecież jutro będzie…. Co?! Dziś?!
Odebrał telefon.
- Tak? Ja… już! Zaraz będę!.... Oczywiście, że nie! Nie zapomniałem!
Spóźnię się! Nie! Weź taksówkę i przyjedź na adres…. Dobra! Wyślę ci SMSa.
Rozłączył się. Szybko napisał
swój adres i wysłał bratu, po czym zaczął sprzątać papiery. Sprawdzi później. Zostały
mu tylko trzy prace. Napisał do Rosalie, czy mógłby ją nazajutrz odwiedzić z
bratem. Wybiegł z mieszkania, aby robić jakieś zakupy. U niego w lodówce jak
zwykle można było znaleźć tylko keczup i dżem.
Wrócił z pełnymi siatkami. Zdążył wszystko rozpakować, kiedy ponownie
zadzwonił do niego John.
- Tak. Już schodzę po ciebie.
Chwilę później był już na dole. Pod schodami prowadzącymi
do wejścia kamienicy stał John z walizką. Uśmiechał się radośnie i pomachał do
Nicka, gdy tylko go zobaczył. Obok niego stał mniej zadowolony taksówkarz i
wyraźnie na coś czekał.
- Zapłaci pan? – Zapytał Nicholasa.
Ten westchnął i podziękował sobie w duchu, że nie zdążył wyjąć portfela z
kieszeni spodni. Zapłacił za brata. Kiedy kierowca odjechał, młodszy Woon wbił
spojrzenie w starszego.
- Masz szczęście, że to i tak
były Twoje pieniądze. – Mruknął. Prawda była taka, że pensja Nicholasa zwykle
wystarczała na zapłacenie rachunków i pół miesiąca skromnego życia. Ostatnio
jednak trochę szalał i musiał skorzystać z zasobów rodzinnych. Może powinien w przyszłym
semestrze wziąć więcej godzin?
- Znowu zaczynasz! Nie możesz
się najpierw przywitać? – Zapytał Jonathan.
Nich tylko westchnął i wyciągnął do niego dłoń. Chwilę później zaprowadził
brata do swojego mieszkanka.
- Chyba nie muszę mówić, żebyś się rozgościł. Zapracowałeś na miejsce
na kanapie. – Powiedział i wyciągnął dwie szklanki z szafki. Nalał wody i
podsunął towarzyszowi.
- No wiesz? Nie mogłeś wykazać się gościnnością i odstąpić mi swojego
pokoju? – Zapytał z udawanym żalem.
- Mogłeś wynająć sobie pokój w hotelu, jeśli chciałeś się wylegiwać w
łóżku, a nie wpraszać się do mojego skromnego lokum. – Zauważył Nicholas.
- Znowu narzekasz! – Skarcił go po raz kolejny, na co młodszy Woon
tylko wzruszył ramionami. Jonathan w gruncie rzeczy nic sobie z tego nie robił.
Przeszedł się po kawalerce, a potem usiadł na kanapie. – To opowiadaj!
Nicholas spojrzał na niego kątem oka.
- O?
- Nie żartuj. O dziewczynie! Przecież nie pytam o pracę! Chyba, że masz
tam jakieś ładne studentki. – Zastanowił się.
Nicholas pokręcił
głową i powolnym krokiem przeszedł przez pokój, po czym usiadł w fotelu.
- Nie jest moją dziewczyną. Nie wiem, jak to określić. Jest miła,
ładna, wesoła, towarzyska, wysportowana, ma małą córeczkę i co chcesz jeszcze
wiedzieć? – Wyrzucił z siebie jednym tchem. Nienawidził przesłuchań, a
wiedział, że brat jest na tyle upierdliwy, żeby mu nie odpuścić. Teraz też
uśmiechał się głupio. – Daj spokój. Poznasz ją, to sam się dowiesz. – Machnął ręką.
- Ma się rozumieć! Po prostu jestem ciekawy, kto ożywia mojego małego
braciszka! – Odpowiedział radośnie.
Nicholas nie odpowiedział. Żeby się czymś
zająć nalał im wody.
- To co chcesz robić? Odpoczywać? Zwiedzać? – Zmienił temat. Jonathan
spojrzał na niego z dziwnym błyskiem w oku.
- To gdzie jest najbliższy kort?
- Wygrałeś. – Wykrztusił Jonathan, który leżał na środku kortu.
- Jak zawsze. Mówiłem, że masz słabą kondycję. – Zauważył Nicholas.
Podszedł do ławeczki i wyjął z torby dwie butelki wody. Jedną z nich rzucił
bratu.
- Nie każdy ma czas trenować regularnie. – Odpowiedział urażony starszy
Woon.
- Przyznaj, że zwyczajnie Ci się nie chce.
- No może… samemu to jakoś nudno. – Odparł niewinnie.
- Wymówki.
- Maruda.
- Spadaj do Europy.
- Jedź ze mną.
- Nie.
Wyszli z ośrodka sportowego.
- Co powiesz na obiad? – Zaproponował Nicholas.
-Pewnie!
- Wreszcie możemy iść pozwiedzać! – Zawołał entuzjastycznie Jonathan.
Widocznie te kilka piw mu zaszkodziło.
- Teraz idziemy do domu. Jest po północy. – Odpowiedział Nick, który
nie wypił ani kropelki. Ktoś musiał być na tyle przytomny, żeby móc wrócić do
mieszkania.
- Noc jest długa!
- Czy ty nie powinieneś być wykończony przez zmianę strefy czasowej?
- Przygotowałem się na to odpowiednio wcześniej. – Odpowiedział z
uśmiechem John.
Następnego dnia Nick wstał rano, sprawdził
pracę i pobiegł na uczelnię. Oddał je znajomej i wstąpił do apteki po proszki
przeciwbólowe. Coś mu podpowiadało, że brat nie ruszy się z łóżka do obiadu.
Oczywiście nie udało się go wyrzucić na kanapę i to młodszy Woon musiał na niej
spać.
Nie spieszył się do domu. Szedł powoli. Mieli
pojechać na obiad do Rosalie, ale Nick jakoś dziwnie się tego obawiał.
Właściwie nie powinien. Wszyscy byli dorośli. Ale przynajmniej po Jonathanie nie
było tego widać. Nie rozumiał też, dlaczego brat tak bardzo naciska, żeby
wrócił razem z nim do Anglii. Może o czymś mu nie mówi? Powinien go zapytać
wprost. Może wieczorem? W końcu lepiej nie drażnić go przed spotkaniem z
Rosalie. O co jednak mogło chodzić?
Kiedy wszedł do kawalerki, John siedział na
kanapie i wyglądał nienajlepiej. Nick zrobił mu kanapki i podał proszki. Brat
zdołał tylko wymamrotać coś w odpowiedzi. Po godzinie czuł się już znacznie
lepiej.
- Nicholas? – Odezwał się nagle. Jego głos dochodził spod dużej, białej
poduszki.
- No? – Młodszy Woon podniósł wzrok znad książki. – Umierasz?
- Nie. Chciałem cię o coś poprosić.
- Tak? – Teraz Nick odłożył książkę na bok. Zapowiadała się poważna
rozmowa, pomimo, że Jonathan nadal trzymał głowę schowaną pod poduszką.
- Czy możesz przyjechać w sierpniu do domu?
Nicholas wstał i zdjął bratu poduszkę z
głowy.
- Może trochę światła i tlenu cię nie zabije, a zaczniesz mówić z
sensem. Zamierzam przyjechać do domu, ale dlaczego akurat w sierpniu? – Zapytał
nieco zirytowany dziecinnym zachowaniem brata. Człowiek miał już trzydzieści
lat! Powinien się ustatkować i spoważnieć!
Johnatan usiadł i
spojrzał na Nicka. W jednej chwili z wesoła i głupota, stał się poważnym panem
prawnikiem. Młodszy Woon znał obie postawy brata doskonale. Zwykle jednak ta
druga nie dochodziła do głosu, kiedy byli tylko we dwóch.
- Więc o co chodzi? – Zapytał poważnie Nicholas.
- Zostaniesz moim świadkiem? – Opowiedział pytaniem na pytanie starszy.
Zatem Jonathan się
żeni. Rodzice są pewnie szczęśliwi. Dobry syn wybrał właściwą drogę życia i
zadba o dobro rodziny. Oczywiście, że Nicholas nie odmówiłby mu tej przysługi,
chociaż brat mógł wybrać któregoś ze swoich przyjaciół. Przynajmniej wyjaśniło
się, dlaczego tak nagle zachciało się Johnowi przyjechać do stanów. Nie w jego
stylu byłoby zapytać o sprawę tego typu przez telefon. To wszystko jednak
oznacza, że nie tylko trzeba będzie jechać do domu, ale także wziąć udział we
wszystkich przygotowaniach i przeżyć stracie z całą rodziną. Mało przyjemna
perspektywa, nawet jeśli powinien cieszyć się szczęściem brata. Tylko pytanie
czy na pewno szczęściem? Nie słyszał zbyt wiele o tej Loretcie. Chyba by mu się
pochwalił, gdyby był zakochany czy coś? W końcu wcześniej marudził mu o każdej
ładnej dziewczynie, którą spotkał. Czyżby aż tak się od siebie oddalili, że
zapomniał mu wspomnieć o kimś tak ważnym?
Niczym nieprzejmujący
się Nicholas nagle się zmartwił. Nie było jednak na to teraz czasu. Nie mógł
zdradzić się przed Jonathanem ani nikim innym.
[Trochę spóźniona i nawet nie poprawiona, ponieważ mi się nie chciało...Mam nadzieję, że jednak ktoś przeczyta i ścierpi :P]
[Trochę spóźniona i nawet nie poprawiona, ponieważ mi się nie chciało...Mam nadzieję, że jednak ktoś przeczyta i ścierpi :P]
[ Trochę się naczekałam, ale było warto. Szkoda tylko, że tak krótko. Rozumiem, że w sierpniu piszesz coś związanego ze ślubem? :)
OdpowiedzUsuń"Z pewnych względów nauczył się go wyciszać. " ;) ]
[Taki jest plan, ale co wyniknie z mojego pisania, to nie wiem. :P
OdpowiedzUsuńKrótko. Wiem. Ale jakoś tak wyszło. :/
Jak mogłabyś ominąć te zdanie? :D]
[ Od razu rzuciło mi się w oczy ;) ]
OdpowiedzUsuń[Przeczytałam! Z opóźnieniem, ale przeczytałam i chyba mam zamiar perfidnie wykorzystać Johna do wątku^^ Chyba, bowiem w mojej głowie żaden pomysł jeszcze nie zaświtał, ale to jedynie kwestia paru minut ;)
OdpowiedzUsuńA tak poza tym dobrze się czytało :) Szkoda, że taka krótka ta twoja nota!]