Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

1944. John w Nowym Yorku

            Koniec semestru to czas wytężonej pracy zarówno dla studentów jak i wykładowców. Na szczęście Nicholasowi zostało uzupełnienie kilku papierków. Studencie pozaliczani, oceny wystawione, prace odebrane. Nic tylko planować wakacje! A jednak… nie ma tak dobrze. Koleżanka wybłagała go, żeby pomógł w sprawdzaniu egzaminów. Zgodził się. Dlaczego? Sam nie wiedział. Może dał się namówić przez jej czekoladowe oczy, a może przez propozycję wywalczenia mu szybkiego kontaktu z informatykiem odpowiedzialnym za uczelniany system? Bądź co bądź siedział już drugi dzień w mieszkaniu i czytał twory studenckiej wyobraźni. Powoli zbliżał się do końca. W połowie przestał wypisywać sobie co ciekawsze pomysły młodych głów, ponieważ zabrakło mu kartki.
           Nagle jego telefon zaczął wściekle wibrować po powierzchni ławy. Z pewnych względów nauczył się go wyciszać. Ponieważ jednak zazwyczaj go nie czuł, kładł go na widoku. Otrząsnął się i sięgnął po aparat. Zerknął na wyświetlacz. John. Czego on chce? Znowu się będzie pytał o pogodę, upominek czy inne bzdury? Czy nie powinien się pakować? Nicholas zerknął na zegarek. Czy nie powinien spać? Przecież jutro będzie…. Co?! Dziś?!
           Odebrał telefon.
- Tak? Ja… już! Zaraz będę!.... Oczywiście, że nie! Nie zapomniałem! Spóźnię się! Nie! Weź taksówkę i przyjedź na adres…. Dobra! Wyślę ci SMSa.
             Rozłączył się.  Szybko napisał swój adres i wysłał bratu, po czym zaczął sprzątać papiery. Sprawdzi później. Zostały mu tylko trzy prace. Napisał do Rosalie, czy mógłby ją nazajutrz odwiedzić z bratem. Wybiegł z mieszkania, aby robić jakieś zakupy. U niego w lodówce jak zwykle można było znaleźć tylko keczup i dżem.
            Wrócił z pełnymi siatkami. Zdążył wszystko rozpakować, kiedy ponownie zadzwonił do niego John.
- Tak. Już schodzę po ciebie.
         Chwilę później był już na dole. Pod schodami prowadzącymi do wejścia kamienicy stał John z walizką. Uśmiechał się radośnie i pomachał do Nicka, gdy tylko go zobaczył. Obok niego stał mniej zadowolony taksówkarz i wyraźnie na coś czekał.
- Zapłaci pan? – Zapytał Nicholasa. Ten westchnął i podziękował sobie w duchu, że nie zdążył wyjąć portfela z kieszeni spodni. Zapłacił za brata. Kiedy kierowca odjechał, młodszy Woon wbił spojrzenie w starszego.
- Masz szczęście, że to i tak były Twoje pieniądze. – Mruknął. Prawda była taka, że pensja Nicholasa zwykle wystarczała na zapłacenie rachunków i pół miesiąca skromnego życia. Ostatnio jednak trochę szalał i musiał skorzystać z zasobów rodzinnych. Może powinien w przyszłym semestrze wziąć więcej godzin?
- Znowu zaczynasz! Nie możesz się najpierw przywitać? – Zapytał Jonathan. Nich tylko westchnął i wyciągnął do niego dłoń. Chwilę później zaprowadził brata do swojego mieszkanka.
- Chyba nie muszę mówić, żebyś się rozgościł. Zapracowałeś na miejsce na kanapie. – Powiedział i wyciągnął dwie szklanki z szafki. Nalał wody i podsunął towarzyszowi.
- No wiesz? Nie mogłeś wykazać się gościnnością i odstąpić mi swojego pokoju? – Zapytał z udawanym żalem.
- Mogłeś wynająć sobie pokój w hotelu, jeśli chciałeś się wylegiwać w łóżku, a nie wpraszać się do mojego skromnego lokum. – Zauważył Nicholas.
- Znowu narzekasz! – Skarcił go po raz kolejny, na co młodszy Woon tylko wzruszył ramionami. Jonathan w gruncie rzeczy nic sobie z tego nie robił. Przeszedł się po kawalerce, a potem usiadł na kanapie. – To opowiadaj!
            Nicholas spojrzał na niego kątem oka.
- O?
- Nie żartuj. O dziewczynie! Przecież nie pytam o pracę! Chyba, że masz tam jakieś ładne studentki. – Zastanowił się.
            Nicholas pokręcił głową i powolnym krokiem przeszedł przez pokój, po czym usiadł w fotelu.
- Nie jest moją dziewczyną. Nie wiem, jak to określić. Jest miła, ładna, wesoła, towarzyska, wysportowana, ma małą córeczkę i co chcesz jeszcze wiedzieć? – Wyrzucił z siebie jednym tchem. Nienawidził przesłuchań, a wiedział, że brat jest na tyle upierdliwy, żeby mu nie odpuścić. Teraz też uśmiechał się głupio. – Daj spokój. Poznasz ją, to sam się dowiesz. – Machnął ręką.
- Ma się rozumieć! Po prostu jestem ciekawy, kto ożywia mojego małego braciszka! – Odpowiedział radośnie.
Nicholas nie odpowiedział. Żeby się czymś zająć nalał im wody.
- To co chcesz robić? Odpoczywać? Zwiedzać? – Zmienił temat. Jonathan spojrzał na niego z dziwnym błyskiem w oku.
- To gdzie jest najbliższy kort?



- Wygrałeś. – Wykrztusił Jonathan, który leżał na środku kortu.
- Jak zawsze. Mówiłem, że masz słabą kondycję. – Zauważył Nicholas. Podszedł do ławeczki i wyjął z torby dwie butelki wody. Jedną z nich rzucił bratu.
- Nie każdy ma czas trenować regularnie. – Odpowiedział urażony starszy Woon.
- Przyznaj, że zwyczajnie Ci się nie chce.
- No może… samemu to jakoś nudno. – Odparł niewinnie.
- Wymówki.
- Maruda.
- Spadaj do Europy.
- Jedź ze mną.
- Nie.


Wyszli z ośrodka sportowego.
- Co powiesz na obiad? – Zaproponował Nicholas.
-Pewnie!


- Wreszcie możemy iść pozwiedzać! – Zawołał entuzjastycznie Jonathan. Widocznie te kilka piw mu zaszkodziło.
- Teraz idziemy do domu. Jest po północy. – Odpowiedział Nick, który nie wypił ani kropelki. Ktoś musiał być na tyle przytomny, żeby móc wrócić do mieszkania.
- Noc jest długa!
- Czy ty nie powinieneś być wykończony przez zmianę strefy czasowej?
- Przygotowałem się na to odpowiednio wcześniej. – Odpowiedział z uśmiechem John.


Następnego dnia Nick wstał rano, sprawdził pracę i pobiegł na uczelnię. Oddał je znajomej i wstąpił do apteki po proszki przeciwbólowe. Coś mu podpowiadało, że brat nie ruszy się z łóżka do obiadu. Oczywiście nie udało się go wyrzucić na kanapę i to młodszy Woon musiał na niej spać.
Nie spieszył się do domu. Szedł powoli. Mieli pojechać na obiad do Rosalie, ale Nick jakoś dziwnie się tego obawiał. Właściwie nie powinien. Wszyscy byli dorośli. Ale przynajmniej po Jonathanie nie było tego widać. Nie rozumiał też, dlaczego brat tak bardzo naciska, żeby wrócił razem z nim do Anglii. Może o czymś mu nie mówi? Powinien go zapytać wprost. Może wieczorem? W końcu lepiej nie drażnić go przed spotkaniem z Rosalie. O co jednak mogło chodzić?
Kiedy wszedł do kawalerki, John siedział na kanapie i wyglądał nienajlepiej. Nick zrobił mu kanapki i podał proszki. Brat zdołał tylko wymamrotać coś w odpowiedzi. Po godzinie czuł się już znacznie lepiej.
- Nicholas? – Odezwał się nagle. Jego głos dochodził spod dużej, białej poduszki.
- No? – Młodszy Woon podniósł wzrok znad książki. – Umierasz?
- Nie. Chciałem cię o coś poprosić.
- Tak? – Teraz Nick odłożył książkę na bok. Zapowiadała się poważna rozmowa, pomimo, że Jonathan nadal trzymał głowę schowaną pod poduszką.
- Czy możesz przyjechać w sierpniu do domu?
Nicholas wstał i zdjął bratu poduszkę z głowy.
- Może trochę światła i tlenu cię nie zabije, a zaczniesz mówić z sensem. Zamierzam przyjechać do domu, ale dlaczego akurat w sierpniu? – Zapytał nieco zirytowany dziecinnym zachowaniem brata. Człowiek miał już trzydzieści lat! Powinien się ustatkować i spoważnieć!
            Johnatan usiadł i spojrzał na Nicka. W jednej chwili z wesoła i głupota, stał się poważnym panem prawnikiem. Młodszy Woon znał obie postawy brata doskonale. Zwykle jednak ta druga nie dochodziła do głosu, kiedy byli tylko we dwóch.
- Więc o co chodzi? – Zapytał poważnie Nicholas.
- Zostaniesz moim świadkiem? – Opowiedział pytaniem na pytanie starszy.


            Zatem Jonathan się żeni. Rodzice są pewnie szczęśliwi. Dobry syn wybrał właściwą drogę życia i zadba o dobro rodziny. Oczywiście, że Nicholas nie odmówiłby mu tej przysługi, chociaż brat mógł wybrać któregoś ze swoich przyjaciół. Przynajmniej wyjaśniło się, dlaczego tak nagle zachciało się Johnowi przyjechać do stanów. Nie w jego stylu byłoby zapytać o sprawę tego typu przez telefon. To wszystko jednak oznacza, że nie tylko trzeba będzie jechać do domu, ale także wziąć udział we wszystkich przygotowaniach i przeżyć stracie z całą rodziną. Mało przyjemna perspektywa, nawet jeśli powinien cieszyć się szczęściem brata. Tylko pytanie czy na pewno szczęściem? Nie słyszał zbyt wiele o tej Loretcie. Chyba by mu się pochwalił, gdyby był zakochany czy coś? W końcu wcześniej marudził mu o każdej ładnej dziewczynie, którą spotkał. Czyżby aż tak się od siebie oddalili, że zapomniał mu wspomnieć o kimś tak ważnym?
            Niczym nieprzejmujący się Nicholas nagle się zmartwił. Nie było jednak na to teraz czasu. Nie mógł zdradzić się przed Jonathanem ani nikim innym. 

[Trochę spóźniona i nawet nie poprawiona, ponieważ mi się nie chciało...Mam nadzieję, że jednak ktoś przeczyta i ścierpi :P]

4 komentarze

  1. [ Trochę się naczekałam, ale było warto. Szkoda tylko, że tak krótko. Rozumiem, że w sierpniu piszesz coś związanego ze ślubem? :)

    "Z pewnych względów nauczył się go wyciszać. " ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Taki jest plan, ale co wyniknie z mojego pisania, to nie wiem. :P
    Krótko. Wiem. Ale jakoś tak wyszło. :/
    Jak mogłabyś ominąć te zdanie? :D]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Od razu rzuciło mi się w oczy ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Przeczytałam! Z opóźnieniem, ale przeczytałam i chyba mam zamiar perfidnie wykorzystać Johna do wątku^^ Chyba, bowiem w mojej głowie żaden pomysł jeszcze nie zaświtał, ale to jedynie kwestia paru minut ;)
    A tak poza tym dobrze się czytało :) Szkoda, że taka krótka ta twoja nota!]

    OdpowiedzUsuń