Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

1924. Nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej.



Droga Natalio  ♪♫♪

Wiesz, z czasem wszystko potrafi obrócić się do góry nogami. Pamiętasz jak wyobrażałyśmy sobie naszą przyszłość? Nie chciałyśmy opuszczać Kanady. Miałyśmy zostać leśnikami i zaszyć się gdzieś w jakiejś leśniczówce. W końcu pięknych lasów w tym kraju dostatek. Bez Ciebie to już nie to samo. Moje plany zmieniły się. Na początku nie wiedziałam, co mam z sobą zrobić. Ale to przecież w tym wieku normalne. Wszyscy kazali mi rysować. Iść na architekturę. Chodziłam więc na rysunek i uczyłam się historii sztuki. Nie znosiłam, kiedy komplementowano moje niezbyt udane prace i pokazywano sposoby rysowania, które wyglądały dobrze jedynie z daleka. Od ogółu do szczegółu, a ja zawsze robiłam odwrotnie. Ale tu chodziło o czas. Na egzaminie jest wyznaczony czas. Dla mnie zdecydowanie za krótki, by narysować coś przyzwoitego. Wyćwiczenie ręki w moim przypadku nic nie dawało. Wystarczył bardzo duży format i bardzo mało czasu. Do tego jeszcze kilka różnych tematów. Oczywiście narysowałam wszystko, jednak nie na tyle dobrze by się dostać. I wtedy właśnie zrozumiałam po co ludzie tworzą plany B, choć ja do dziś tego jakoś nie praktykuje. Nie wiedziałam co teraz. Miało być tamto albo nic. Słuchałam całymi dniami muzyki próbując się zbytnio nie przejmować. Aż do mementu, kiedy trafiłam na Sinatrę. Wiesz, że dużo mi nie trzeba by podjąć ważną decyzję pod wpływem czegoś właściwie mało istotnego. I jeszcze ta piosenka „New York, New York”. Lubię takie identyfikacje ze słowami piosenek. Tak więc już wiesz dlaczego New York. „Jeśli uda mi się tam, uda mi się wszędzie”. Poza tym nie mogłam już znieść tego niemego rozczarowania wypisanego na twarzach rodziców, kiedy na mnie patrzyli. Wybór studiów nie był mniej przypadkowy. Nawet nie przejrzałam zbyt wielu stron ze szkołami. Protetyka. Pomyślałam: Czemu nie?. Przynajmniej powinnam nie mieć później problemów ze znalezieniem pracy. Dalej potoczyło się samo.

Od kiedy odeszłaś obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie wejdę do wody. Nie masz pojęcia jak bardzo byłam na Ciebie zła, że nie chciałaś wziąć wtedy moich rękawków. Myszka Micky na nich wielmożnej pani nie pasowała. Z resztą nadal jestem na Ciebie zła. Wyobraź sobie, że dziś postanowiłam wybrać się na basen. Tak basen, z tym przeklętym czepkiem, który wyrwał mi chyba z połowę włosów. Długo przyglądałam się wodzie, a później ratownikom. I nie, nawet nie myśl, że jakiś się mi spodobał. Chodziło mi raczej o to czy w razie czego wyciągną mnie z wody. Oczywiście żywą, a przynajmniej taką do odratowania. Moje rozmyślenia szybko przerwało popchnięcie przez jakiegoś dziwnie szczęśliwego, zburaczałego chłopaka. Zburaczałego wtedy kiedy zobaczył moją niesamowicie zadowoloną minę, gdy wynurzyłam się z wody. Była trochę zimna. Bo to nie była rzecz jasna solanka. Nieistotne. Ten chłopak nie był tam sam. Wraz ze swoją zgrają szaleli po całym pomieszczeniu skacząc i podtapiając się. Nie trudno było mi sobie wyobrazić ich jako potencjalnych topielców. Ale to już Twoja, zakichana wina. W pewnym momencie jeden, trochę starszy od  reszty, poślizgnął się. Upadł i niefortunnie rozciął głowę. Kiedy ja patrzyłam na niego z przerażeniem oni śmiali się, ale on nie wstawał. Do wody zaczęła sączyć się czerwona ciecz, tak że poczułam mdłości. Odwróciłam się w stronę ratowników, a raczej w stronę gdzie powinni być. Nie było padalców. Coś mi w nich od razu nie pasowało. Dzisiaj ciężko jest znaleźć kogoś komu można powierzyć swoje życie. Trzęsąc się wyszłam szybko z wody. Tak, szybko to też pojęcie względne. Kazałam im zadzwonić po pogotowie. Chłopak na szczęście oddychał. Na nasze wspólne szczęście. Rozumiesz. Profesjonalnie potrząsnęłam nim lekko chwytając za ramiona, jak każe pierwsza pomoc. Zaraz otworzył oczy. Dawno się tak nie przestraszyłam. Odwrócił głowę ukazując upaćkaną w lepkim czerwonym płynie ustrojowym, ranę. To była tylko kwestia czasu do „Ciemność, widzę ciemność!”. Jeszcze byłam świadkiem, kiedy go zabierali na noszach. Dalej nie pamiętałam już nic aż do momentu ocknięcia się w karetce. Zabrali mnie razem z nim. W środku zrobili mi różne badania. Od EKG do sprawdzenia cukru. Sama wiem nawet, kiedy dałam ukłuć swój bierny palec. Wyobraź sobie, że jeszcze mnie tam ten ratownik ochrzanił. Niby miałam za mało cukru. Następnym razem nie miał niby być już taki miły. Nawet nic mu nie odpowiedziałam zastanawiając się, kiedy on właściwie był dla mnie miły. No i jakoś nie mogłam sobie przypomnieć. Widocznie amnezja. Dostałam także propozycję by pojechać do szpitala na pobranie. Oczywiście odmówiłam. Uznałam, że jedno omdlenie na dzień w zupełności mi wystarcza. W dodatku ciągle byłam jedynie w stroju kąpielowym przykryta tylko ręcznikiem. Trochę krępujące, nie sądzisz? Na szczęście przynieśli też moje rzeczy. Ubrałam się szybko i zabrałam stamtąd. Wcześniej dowiedziałam się tylko do jakiego szpitala zabierają chłopaka. Poczułam jakąś dziwną potrzebę by go tam później odwiedzić.

Pamiętasz jak mówiłam, że w życiu nie dotknę się surowego mięsa? Wiesz, odkąd mieszkam sama zmieniłam zdanie. Kiedy wróciłam do domu zrobiłam się strasznie głodna. No, ale w końcu miałam niby za niski cukier. W zlewie leżała, już rozmrożona pierś z kurczaka. Obmyłam ją, przyprawiłam wszystkim ususzonym zielskiem, co miałam i wstawiłam do piekarnika. Nie, to nie było z żadnego przepisu. Ale co tu mogło się nie udać? Byleby tylko nie wyszło surowe. W między czasie postanowiłam zrobić zakupy. Nie mam pojęcia ile mi to zajęło. Wydawało się, że nie długo. Nawet nie wzięłam telefonu żeby sprawdzić godzinę, bo leżał nie wiadomo gdzie rozładowany. Wchodząc na klatkę poczułam intensywny zapach, że coś się piecze. Jak dobrze było wiedzieć, że tym razem to u mnie. Kiedy znalazłam się na już na swoim piętrze sąsiadka otworzyła drzwi. To taka starsza pani, trochę złośliwa, ale chyba niegroźna. Zawsze trochę mi przy niej wstyd, z resztą jak i przed resztą sąsiadów, bo na pewno słyszeli jak śpiewam. A wiesz, że mimo tego, że to kocham i nie wychodzi mi to najgorzej to czuję się zażenowana, kiedy ktoś mnie słucha. Ku mojemu zdziwieniu spytała mnie czy mam problemy z żołądkiem. Sądziłam, że chciała mi sprezentować jakieś ziółka czy lek, ale nie. Spytałam ją, dlaczego mnie o to pyta? Odpowiedziała, że na obiad będę chyba miała węgiel. Później zaśmiała się niczym baba jaga ukazując niemałe braki w uzębieniu. A niech tylko w przyszłości do mnie przyjdzie po protezę… Poważnie zaczęłam zastanawiać się czy przypadkiem nie powinnam obejrzeć na wszelki wypadek „Starsza pani musi zniknąć.”. Natychmiast otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazało się zadymione pomieszczenie. Zapach był… No jak to w mojej kuchni. Pobiegłam wyłączyć piekarnik. Wyjąć mój obiad. Mój niedoszły obiad. Kurczak był czarny. Zwęglony. Nawet nie musiałam się martwić, że mógł wyjść surowy. Ale nie zamierzałam się tak od razu poddawać. Z trudem rozkroiłam kawałek mięsa. Zwycięstwo, w środku wyglądał całkiem dobrze. Tak więc może i się nie przejadłam, ale coś zjadłam.  Ty z pewnością nie musisz przejmować się kurczakiem w piekarniku.

Jak widzisz nawet w Nowym Yorku nie mam czasu się nudzić.
A.S.
____________________
Pewnie i tak nikt tego nie przeczyta, ale szanuję to. W każdym bądź razie jest to jeden z tych wysyłanych w niebo listów. Pierwszy raz napisałam notkę w takiej formie i wyszło jak wyszło. Jednak sądzę, że pozwala to trochę poznać historię i tok myślenia mojej postaci. Tak więc, dziękuję za uwagę i pozdrawiam :)

2 komentarze

  1. (Ja tam przeczytałem, od początku byłem niezbyt pozytywnie nastawiony, ale stwierdziłem po przeczytaniu, że to całkiem fajna forma i muszę przyznać, że naprawdę mi się podobało :) Oby tak dalej!) Nate

    OdpowiedzUsuń
  2. [No to jestem bardzo mile zaskoczona i dziękuję :). Te nastawienie pewnie przez sam tytuł xP Ale miało być tak trochę po kłapouszemu x)]

    OdpowiedzUsuń