Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[1922] Nie zatrzyma nas już nic!



Samolot wylądował na płycie lotniska z piskiem kół, sunął przez chwilę po pasie, aż zatrzymał się w końcu i wykonano całą serię działań, by wypuścić pasażerów do budynku lotniska. W środku czekał cały tłum ludzi, to na odloty, to na znajomych i rodzinę, którzy mieli przylecieć. Wśród owych osób siedziała kobieta w czarnych włosach z kapturem na głowie i nieodpalonym papierosem w dłoni, którym wystukiwała jakiś rytm o swoje kolano.
Gdy tłum pasażerów wysypał się do wnętrza kobieta uniosła wzrok, obserwując przybyłych i poszukując spojrzeniem czarnowłosej, niewysokiej kobiety, którą widziała na zdjęciach i zgodziła się odebrać. Kobietą ową miała być Lexie O’Brien, rodowita Brytyjka o niecodziennym głosie i talencie muzycznym. Mógłbyś powiedzieć – jedna na milion. Aczkolwiek nie do końca, bo kobieta oczekująca jej w budynku lotniska wydała kilka albumów, robiąc przy tym nie małą karierę w światku muzycznym. Nie jest przypadkiem spotkanie obu kobiet, poza muzyką łączyła je bowiem jeszcze jedna rzecz. Nazwisko. Nie czuły się jednak jak siostry i być może wcale nimi nie były. Jedna pochodziła z wysp brytyjskich, wychowała się w dobrym domu i wszystkiego miała pod dostatkiem, druga zaś wychowywana była przez ciotkę, a w chwili, kiedy stała się pełnoletnia spakowała się i zamieszkała w Nowym Jorku, zarabiając na siebie własnymi rękoma. Różniły je klasy społeczne, w których dorastały, zasady życiowe i priorytety. Wspólnymi cechami były natomiast upór i wszędobylstwo, przez które niekiedy, właściwie nawet często, pakowały się w kłopoty.
Mężczyzna, który dał nazwisko obu kobietom był doprawdy dziwnym człowiekiem. Swoją pierwszą córkę i żonę opuścił bardzo szybko, zaraz po tym, jak okazało się, że miłość jego życia jest poważnie chora. Przez długi czas pił, a później przeniósł się do Europy. Poznał tam kolejną miłość swego życia, spłodził kolejne dziecko, posadził drzewko i kupił samochód. Z ostatniego śmiecia stał się dobrym tatusiem. Nie interesował się nigdy małą Katherine, której matka umarła kilka tygodni po tym, jak ją opuścił. Dopiero kiedy dostał w sklepie muzycznym płytę z jej zdjęciem i nagraniami obudził się w nim ojcowski instynkt, przez co usilnie próbował nawiązać kontakt z córką. W czasie tym jego druga latorośl wydoroślała i oznajmiła, że chce studiować medycynę w Nowym Jorku. Mężczyzna z ciężkim sercem zgodził się na to – był bowiem kochanym tatusiem.
I tak oto jesteśmy w budynku lotniska, gdzie zrezygnowana i zmęczona Katherine czeka na swoją przyrodnią siostrę, Lexie.
Najmłodsza panna O’Brien ukazała się właśnie w miejscu odbioru bagażu. Szamocząc się z walizką i rzucając pod nosem obelgi przewlekła się przez korytarz, kierując się do krzesełek, wypatrując zrezygnowanej i zmęczonej kobiety. Zdawała sobie sprawę, że Katherine nie jest zachwycona perspektywą niańczenia jej w najbliższym czasie, postanowiła więc być miła, słyszała z opowieści, że jest tą „lepszą córką”, co chyba nie powinno być dobrym określeniem, jeśli Katherine ojciec widział po raz ostatni, kiedy miała kilka lat i potrafiła skleić kilka zdań i zrobić siku do nocnika, a nie w pieluchę.
-Lexie? – Usłyszała miękki, ale zarazem donośny głos, który kazał jej odwrócić się do okoła i poszukać jego źródła. Była nim siedząca z brzegu kobieta w kapturze, bawiąca się nerwowo papierosem. Skierowała więc kroki w jej stronę.
-Katherine? – Zapytała unosząc nieco brew, obserwując włosy, rysy twarzy i sylwetkę kobiety.
-We własnej osobie. – Kobieta wstała i bez większych ceregieli wskazała wyjście. Na parkingu stał dosyć nowy, czarny dodge, o którego drzwi kierowcy opierał się ubrany jedynie w bluzę mężczyzna. – Mieszkam z djem, więc czasem jest głośno, często mnie nie ma, mam dużo pracy w pubie, mam bezczelnego kota, zostawiłam dla Ciebie dwie wolne szuflady i trzy półki, powinno jak na razie Ci wystarczyć, nie robię zapasów jedzenia, głównie jem na mieście, pokój Jasona jest nietykalny, on w sumie też. To chyba wszystko. – Dodała po chwili Katherine, kierując się do wskazanego przez nią wcześniej auta. Lexie potakiwała tylko ruchem głowy, oceniając siostrę w duchu jako zdzirę i sukę. Z wypowiedzeniem tych słów postanowiła się wstrzymać, jednak ponoć pierwsze wrażenie jest najważniejsze, a nie było ono wspaniałe.
-Jestem Sharon Lee, miło mi poznac młodszą siostrę Katherine. – Powiedział kierowca auta, pakując walizkę Lexie do bagażnika. Starsza O’Brien wsiadając do samochodu niemal ścięła głowę mężczyzny wzrokiem, słysząc owe słowa.
-Lexie O’Brien. – Odparła lepsza córka O’Briena, uśmiechając się delikatnie. O ile miała siostrę sukę, o tyle szofer był całkiem miły. Po spakowaniu jej rzeczy oboje wsiedli do dodge’a, a Sharon zapuścił silnik i włączył się do ruchu. Przez całą drogę do mieszkania Kathe atmosfera w samochodzie była napięta, jedynie kierowca starał się ją rozładować, czego jednak w końcu zaniechał, bo pogarszały one jedynie sytuację. Wysadził obie kobiety pod kamienicą i stwierdził głośno z niejaką ulgą, że dostał wezwanie i musi jechać w teren. Tak więc kobiety zaniosły walizkę na górę, w mieszkaniu czekał już głodny kot i skacowany współlokator liczący na wspólne śniadanie. Szybko został ściągnięty z nieba na ziemię i lekko zrażony złym nastrojem Katherine schował się w swoim pokoju, zabierając wcześniej z kuchni karton soku.
Mieszkanie było małe, miało dwa pokoje, kuchnię i łazienkę, znajdowało się w nim coś na kształt rupieciarni – tak naprawdę był to przyszły pokój Lexie, należało najpierw zając się bzdetami, którymi był on zawalony.
Brytyjka czuła się trochę wyobcowana, dlatego rozpakowała powoli walizkę, a następnie wyszła na balkon, by być jak najdalej od zaraźliwego, podłego nastroju Katherine. Spokój nie trwał jednak długo, niecały kwadrans później dołączyła do niej starsza siostra z papierosem w ustach. Podpaliła go i opierając się o barierkę obserwowała nowojorskie niebo, które powoli zaczynało zachodzić chmurami.
-To nie tak, że Cię nie lubię. – Powiedziała zamyślona, nie patrząc nawet na Lexie. – To dla mnie dziwna sytuacja, zawsze żyłam jako jedynaczka, mając za kompankę Enkeli, która poniekąd była mi jak siostra. Teraz to się zmieniło i potrzebuję trochę czasu. – Dodała po chwili, zastanawiając się nad każdym słowem. Nie chciała urazić przyszywanej siostry, ale i nie chciała też, by ta pakowała się z buciorami w jej życie, chociaż na to było już odrobinę za późno. – Czuj się jak u siebie, witamy w Nowym Jorku. – Powiedziała, po czym zniknęła we wnętrzu pokoju. Alexandra Swift – O’Brien przez chwilę jeszcze obserwowała ulicę z góry, jednak w końcu i ona wślizgnęła się do mieszkania.

Pierwsze dni w nowym miejscu były dla Lexie czymś cudownym i jednocześnie najgorszym w jej życiu. Uczelnia, na którą została przeniesiona wydawała się być całkiem przyjazna i otwarta na nowych uczniów, a współuczestnicy wykładów niezbyt zainteresowani nową koleżanką, co też bardzo jej pasowało. Atmosfera w mieszkaniu nadal była ciężka, jedynie Jason mieszkający z nimi próbował coś z tym zrobić, czym udawało mu się poprawić odrobinę pochmurny nastrój Lexie. Zaprosił ją też na spacer, co wiązało się ze zwiedzaniem wartościowych miejsc i kilku pubów, do których warto było zajrzeć. Mężczyzna wyjaśnił jej pokrótce przyczyny napięcia pomiędzy siostrami płynącego ze strony Katherine, mieszkał z nią już prawie rok i zdążyli się zaprzyjaźnić. Znalazła mu pracę i zaproponowała mieszkanie, chociaż tak naprawdę wcale go nie znała. Słysząc tak wiele pozytywnych opinii na temat siostry Lexie zaczęła powoli, aczkolwiek nieświadomie zmieniać zdanie na jej temat.
Szczególnie poruszyła ją historia dorastania u wrednej ciotki, bez ojca, opłakując zmarłą matkę. Powoli zaczynała rozumieć, dlatego stawała się bardziej wyrozumiała dla Katherine. Zauważyła, że dziewczyna niemal wypruwa sobie flaki, żeby utrzymać pub, mieszkanie i podtrzymać karierę, która skupiała się głównie do pojedynczych występów i mniejszych koncertów.
Od kilku dni spała na dmuchanym materacu, co źle wpływało na jej sen i kręgosłup, jednak niewielka rupieciarnia powoli zaczynała pustoszeć, Lexie nie miała pojęcia, co działo się z owymi rzeczami, raz znalazła wśród nich złotą statuetkę z dedykacją dla jej siostry za cudowny głos i talent, kilka dni później statuetka zniknęła wraz z całym pudłem nowych butów, które były tylko lekko zakurzone. Wolała nie pytać, nie wiedzieć i nie przyznawać się, że grzebała w jej rzeczach, dlatego siedziała cicho, podsypiając na swoim materacu.
Senior O’Brien wydzwaniał do niej dwa razy dziennie, zasypując ją różnymi pytaniami. Chciał wiedzieć, czy jej dobrze w nowym mieście, czy jej się podoba, czy niczego nie brakuje. Ani razu jednak nie zapytał o Katherine, co bardzo dziwiło Lexie.

Od jej przybycia minął tydzień, wprowadziła się w końcu do najmniejszego pomieszczenia w mieszkaniu, mając dla siebie własny kąt. Katherine pytana o wysokość trzeciej części czynszu, prychała tylko pod nosem i wracała do swoich czynności.
Pokój Lexie pomimo tego, że był mały, był całkiem uroczy. Brakowało jedynie kilku detali, dzięki którym wyglądałby na przytulny i miły, dlatego też poprosiła Jasona o pomoc w dotarciu do centrum handlowego. Polubiła mieszkającego z nimi DJa, postanowiła jednak nie spoufalać się za bardzo, by nie rozwścieczyć na nowo siostry. Mając czas wolny posprzątała zakurzone półki, odkurzyła łóżko i podłogę, zawiesiła na oknach firanki. Na kilku wiszących półkach ustawiła książki medyczne i podręczniki, które były jej potrzebne do nauki, kilka zeszytów, tych czystych i zapisanych oraz czasopisma medyczne z nowymi technikami operacji. Kupiła też dwa kwitnące storczyki i ustawiła je na parapecie, lubiła te kwiaty i nie mogło ich zabraknąć w jej pokoju. Zauważyła, że kot Katherine często usypiał między nimi na parapecie, grzejąc się na wpadającym przez okno słońcu.
Pomimo przeciwności i nieporozumień była zadowolona z wyjazdu z Anglii. Nowy Jork jest pięknym miastem, pozwala na rozwój zdolności i zachęca do zabawy. Lexi pierwszy raz od wyjazdu była szczerze szczęśliwa, widząc z okna ulice Nowego Jorku. Świat stał przed nią otworem, wystarczyło jedynie w niego wkroczyć…         
________
Oficjalnie już w Nowym Jorku, zapraszam więc do wątków :)

2 komentarze

  1. [ J, jak tak czytam o mojej słodkiej Kathiś, to aż w głowie tworzy mi się karta postaci jej kompanki, no błagam Cię, nie rób mi takich jazd ;D;D;D;D;;D]

    OdpowiedzUsuń
  2. [hehe ;D a widzisz, mówiłam, że Ci się zatęskni! :D]

    OdpowiedzUsuń