Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

1916. Życie to jeden wielki bałagan


-Alex! Alex wracaj tu w tej chwili!- Oho, James chyba był wściekły. Jak każdego roku, miesiąca, dnia, godziny. No z tym ostatnim to może i przesada, ale On zawsze był wściekły, przecież na młodszą siostrę można gniewać się za wszystko, prawda? Ale przejdzie mu, zawsze przechodzi. Pogniewa się, pokrzyczy, będzie wydzwaniał, a rano spyta, czy też chcę kawy. Kiedyś pewnie dosypie mi arszeniku, albo coś innego, ale póki co ten pomysł mu do głowy nie wpadł. Jeszcze. 
-Alex, słowo daję, jeśli teraz wyjdziesz to nie masz gdzie wracać!- Taki matczyny czasem się robił. Ona tak samo zawsze krzyczała. Wiele razy obiecała, że jak zrobię to to i jeszcze tamto to mogę sobie szukać nowego miejsca zamieszkania. A, o dziwo, zrobiłam jeszcze więcej, niż sobie wyobrażała, że zrobić można, a wyprowadziłam się jedynie z mojej własnej woli .
-Też Cię kocham!- Krzyknęłam tuż przed zamknięciem drzwi, przez co nie słyszałam kolejnych jego gróźb bez pokrycia. I tak byłam spóźniona, i tak dostanę ochrzan i tak… Tej ostatniej z myśli nie dokończyłam, bo zbiegając po schodach straciłam równowagę i prawie spadłam. Na szpilkach wyjątkowo łatwo jest stracić równowagę podczas zbiegania ze schodów, potwierdzam. 

Na powitanie w klubie dostałam kolejne ostrzeżenie, że jeszcze raz i wylecę. Prawda była taka, że tak długo, jak moje spóźnienia nie przekraczały pół godziny to mogłam spać spokojnie. W końcu to ja, od jakiegoś czasu, byłam wizytówką tego klubu. Niska ruda z kolorowymi tatuażami- to ludzie kojarzyli z tym miejscem.  Bylam też jakby ostatnim stałym punktem. Szef chwytał się każdej możliwości, jeśli chodziło o jego upadający biznes, dlatego też klub stawał się powoli typowym klubem dla mężczyzn. Ale to, co on sobie wymyślał, ze mną miało niewiele wspólnego. Jak każdego wieczoru przysiadłam na stołku, stojącym na niewielkiej scenie i śpiewałam. Mając dosłownie gdzieś wszystkie problemy, jakie mnie otaczały. To było dla mnie niczym terapia, niczym oczyszczająca moc.

Na świecie istnieją tylko dwa rodzaje skutecznej terapii. Śpiew jest pierwszą z nich i nikt nie wmówi mi, że jest inaczej. Całkowite zapomnienie, zatracenie się, uporządkowanie emocji, to wszystko można było osiągnąć tylko przez śpiew. Druga z terapii jest moim autorskim pomysłem i wątpię, by ktokolwiek z was wpadł na to. Sygnał dźwiękowy pojazdów uprzywilejowanych. Karetka, policja, straż pożarna, wszystkie wydają czasami te fantastyczne dźwięki, które  przeszywają serce i duszę na wskroś, które poruszają każdy najmniejszy nerw. Początkowo można odczuć nawet niezły strach, ale po kilku minutach stają się tak nieziemsko uspakajające, że warte jest to każdej sumy pieniędzy.
Istnieje jeszcze trzecia terapia, ale ta jest dostępna tylko dla nielicznych. Trzeba być już naprawdę porządnie kopniętym, żeby widzieć uspakajającą moc  w mazaniu kartki na różne kolory. Ale tak, da się to osiągnąć.
Jeśli kiedykolwiek, w tym lub przyszłym życiu, nawet jeśli zostanę żółwiem (nie wierzę w reinkarnację, ale trzeba się zawsze ubezpieczać na każdą możliwą sytuację) będą chcieli zesłać mnie do psychiatryka, to zapamiętajcie, że nie uznaję żadnej innej terapii . Żadnego bezsensownego opowiadania o moim życiu obcym mi ludziom- naprawdę, wystarczy, że muszę opowiadać o wszystkim bratu.

Wydaje wam się, że nie można być tak całkowicie sobą? Ależ można, jak najbardziej. Robię to, co lubię, nienawidzę tych, którzy są idiotami aż do bólu i zawsze mówię to, co myślę. Nieszczerość i tajemnice? To nie ja, chyba ze od tego zależy czyjeś życie. Ale tak było tylko raz, jeden maleńki raz w moim życiu, i chyba nie warto powracać do tego dziś. Nie żyję przeszłością, bo szkoda mi mojej teraźniejszości. A przyszłość… Niczego nie planuję, to i tak nie ma żadnego sensu. Życie to tak wielki bałagan, że za nic go nie uporządkujesz, nie warto się nawet starać.

Ludzie mówią o mnie różne rzeczy. Jedni twierdzą, że jestem nienormalna, inni uważają, że wręcz urocza. Są tacy, co uciekają przede mną na drugą stronę ulicy i tacy, co lgną do mnie niczym koty. Są również i ludzie, dla których jestem jak istota, która uciekła z cyrku. Inni jednak mnie podziwiają.

W jednym jednak mają zupełną rację- ludzie mnie nienawidzą lub kochają, nikt kto mnie pozna nie przechodzi obok mnie obojętnie.

[w sumie ta nota też stała się jednym wielkim bałaganem. Witam i przepraszam za nieskładność, ale chciałam zacząć od noty, co by do siebie zachęcić choć troszkę :) Jednocześnie uprzedzam też, że miałam długą przerwę w pisaniu, ale postaram sie szybko wbić w rytm ]

1 komentarz

  1. ( Jak to wszytko fajnie wyszło. Mi bałagan nie przeszkadza, bo sama tworzę większy, co widać nawet w mojej ostatniej notce. :D )

    OdpowiedzUsuń