Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

1915. Panta rhei.


Zielona powierzchnia pola, dwóch mężczyzn w białych strojach i jednostajnie wydawane dźwięki wydobywające się z ich gardeł. Oraz uderzenia piłki o napięte linki rakiet tenisowych. Czyż to nie cudowny widok? W końcu obaj usiedli na ławce obok kortu i podali sobie ręce.
- Znowu wygrałeś, braciszku. – Zauważył wesoło starszy. Obaj byli szczupli, ale umięśnieni, mieli ciemne włosy i coś delikatnego w rysach twarzy.
- Oczywiście. – Odparł młodszy. – Nigdy nie wygrasz, jeśli nie nabierzesz wytrzymałości. Za szybko się męczysz i poziom twojej gry drastycznie spada. – Uśmiechnął się do brata. Wypił butelkę wody, a potem nakrył twarz ręcznikiem. Przez chwilę milczeli, żeby starszy zaczął nowy temat.
- Więc wyjeżdżasz? Nick… Po co? – Zapytał. Młodszy odkrył materiał i spojrzał na niego.
- A co mam robić, wspaniały Jonathanie? I tak będziesz mnie utrzymywał do końca życia. – Zauważył. – Przynajmniej nabiorę doświadczenia. W końcu studia to nie wszystko.
- Przyznaj się, że po prostu unikasz siedzenia w domu. Mogłeś iść na którąkolwiek uczelnię w Wielkiej Brytanii, ale ty wybrałeś Sorbonę z tą swoją głupią wymówką, że u nas nie ma takiego kierunku. To oczywiste, że wybrałeś coś najgłupszego na złość rodzicom. – Ton starszego brata nie wyrażał złości, ale żal.
- Masz rację. Nie chce siedzieć w tym przepychu, który mi się nie należy, który przypadnie tobie. – Odpowiedział wprost. – Choć i tak zamierzam Cię wykorzystać, ponieważ inaczej umrę z głodu w zimie. – Dodał niefrasobliwie. Brat w odpowiedzi jedynie pokręcił głową, wyrażając w ten sposób swoją dezaprobatę.
- John. – Spojrzał na niego poważnie. – Przecież nie wyjeżdżam na całe życie. Poza tym możesz mnie odwiedzić w wolnej chwili, gdy się stęsknisz. – Nick uważał, że jego brat czasami jest zbyt ckliwy jak na głowę rodziny, którą miał kiedyś zostać. W końcu jednak był starszy i wybrał takie studia, jakie wskazali mu rodzice, więc spływała na niego ich łaska. Nick był wolną duszą, nie lubił zbędnych ograniczeń, a pieniądze wykorzystywał przede wszystkim do zaspokajania własnych potrzeb.
Młodszy z Woonów naprawdę nie lubił siedzieć w domu. Chyba, że akurat nad czymś pracował. Wtedy zamykał się w biblioteczce i znikał z radarów. Pracował. Podejmując się prowadzenia seminarium w nowojorskim college’u miał 28 lat, podwójny tytuł magistra i kilka publikacji na koncie. Zajmował się literaturą, a przede wszystkim twórczością średniowieczną. W tym celu skończył filologię angielską, polską, kursy literatury włoskiej. Znał też biegle francuski i łacinę. Marzył o poznaniu jeszcze kilku innych języków, ale na razie zaczął naukę niemieckiego.
Zaproszenie do Stanów przyjął entuzjastycznie. Oznaczało to poznanie świata, nowe znajomości, doświadczenia, a także dostęp do nowych źródeł bibliotecznych. Nic go nie trzymało w Anglii. Ze swoją dziewczyną rozstał się dwa miesiące wcześniej i do tej pory nie znalazł nikogo na jej miejsce. Nie żeby traktował przedmiotowo płeć przeciwną! Lubił mieć kogoś. W końcu ludzi nie da się kupić.
Jego rodzina była nieco dziwna. Ojciec, Anglik, sędzia był raczej surowy w wychowaniu, ale dobry człowiek. Jego głową wadą było wyrośnięte poczucie obowiązku względem… wszystkiego i wszystkich. Matka, Polka, lekarka o złotym sercu, ale zaangażowana w wykonywanie swojego zawodu. I John. Starszy brat Nicka, porządny i posłuszny. Skończył prawo. Nick wydawał się nie pasować do nich z tym swoim życiem w chmurach, a mimo to świetnie dogadywał się z bratem. Często wyjeżdżali razem w góry lub po prostu grali w tenisa.
Gdy Nick rozpakowywał swoje rzeczy na łóżku, w kawalerce niedaleko kampusu nowojorskiego college’u, wyjął piłeczkę od tenisa i roześmiał się do siebie. Nie wiedział, kiedy brat mu to podrzucił, ale tylko udowodnił, że jest ckliwym chłopczykiem rodziców.
Następnego dnia po wylądowaniu na kontynencie amerykańskim młody Woon wybrał się do najbliższego pubu. Miał jeszcze trzy dni do umówionego spotkania na uczelni i  zamierzał wykorzystać ten czas do aklimatyzacji. Usiadł przy barze i zamówił sobie whisky. Zrobił łyka dla posmakowania i rozejrzał się po pomieszczeniu. Głupio siedziało się samemu, ale cóż poradzić? Za kilka dni pozna innych pracowników, potem studentów. Pojawienie się nowego wykładowcy w drugim semestrze powinno zostać zauważone przynajmniej przez ludzi należących do instytutu historii literatury.
Po dopiciu swojej szklaneczki, poczuł, że właściwie nie ma co z sobą zrobić. Wstał i ruszył na zwiedzanie miasta. Było jeszcze wcześnie, a Nick wyspał się w ciągu dnia, kiedy musiał odpokutować zmianę strefy czasowej.
Przez tydzień cierpiał z powodu nieprzespanych nocy i dużej ilości pracy. Przygotowywał dokumenty, tematy zajęć, gromadził materiały i próbował poznać kampus i innych prowadzących. Zakolegował się z kobietą pracującą nad religijnością tekstów dawnych, ale ciągle brakowało mu czegoś… nie wiedział jednak czego.

Przed pierwszymi zajęciami zdecydował się zrelaksować. W końcu to on jest prowadzącym i to studenci powinni czuć przed nim respekt, prawda? Problem w tym, że nie zawsze tak jest, o czym sam doskonale wiedział. W końcu nie tak dawno to on był po drugiej stronie biurka. Do tej pory zdarzyło mu się kilkakrotnie referować coś na konferencji, ale to co innego. Pocieszał się myślą, że na seminarium jednak przychodzą zwykle osoby, które chcą coś wiedzieć, a nie po to, żeby odwalić jakiś przedmiot. Na liście miał piętnastu chętnych. To i tak więcej niż oczekiwał przyjmując posadę. Możliwe, że z pięć osób jeszcze zrezygnuje. Ważne, żeby zostało przynajmniej pięcioro. Inaczej odniesie osobistą porażkę. Raz, dwa, trzy i wchodzimy! Czas zacząć nowy etap.

[To tak, żeby było wiadomo kim biedny pan Woon jest. :) Mam nadzieję, że zostanie to przychylnie przyjęte, choć nie da się nazwać tego dłuższym tekstem. Zatem oficjalnie...
Witam wszystkich i zapraszam do wątków!]

6 komentarzy

  1. [ No proszę, wracają stare obyczaje na NYC, że zaczyna się od notki ;) To ja również witam w naszej zwariowanej rodzince ; Miłego nyc-owania ;)]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Jak dla mnie, bardzo ciekawe wprowadzenie i wielki plus za notkę ;D]

    OdpowiedzUsuń
  3. (Notki, notki, notki. I dobrze bo będę miała co czytać. :)
    Podoba mi się ten prosty sposób, którym kreujesz sytuacje. Obraz jest czysty i łatwy do przyswojenia.
    Wprowadzenie w sam raz. Może Crystal pojawi się na pańskich zajęciach panie Woon :D )

    OdpowiedzUsuń
  4. (Nie mogę odnaleźć Pana karty Panie Woon. :P
    Ja zasnąć? Nie ma mowy. :D Zajęć nie przegapię, taka ze mnie rządna wiedzy dziennikareczka. :D )

    OdpowiedzUsuń
  5. (Muszę się zadowolić rozmyślaniem nad wątkiem w takim razie :D )

    OdpowiedzUsuń
  6. [ o, to mi przypomina, ze powinnam coś napisać xD więc witam oficjalnie, drugi raz już ;D pan marzyciel to nawet ładnie brzmi ;D ]

    OdpowiedzUsuń