Zielona powierzchnia pola,
dwóch mężczyzn w białych strojach i jednostajnie wydawane dźwięki wydobywające
się z ich gardeł. Oraz uderzenia piłki o napięte linki rakiet tenisowych. Czyż
to nie cudowny widok? W końcu obaj usiedli na ławce obok kortu i podali sobie
ręce.
- Znowu wygrałeś, braciszku. –
Zauważył wesoło starszy. Obaj byli szczupli, ale umięśnieni, mieli ciemne włosy
i coś delikatnego w rysach twarzy.
- Oczywiście. – Odparł
młodszy. – Nigdy nie wygrasz, jeśli nie nabierzesz wytrzymałości. Za szybko się
męczysz i poziom twojej gry drastycznie spada. – Uśmiechnął się do brata. Wypił
butelkę wody, a potem nakrył twarz ręcznikiem. Przez chwilę milczeli, żeby
starszy zaczął nowy temat.
- Więc wyjeżdżasz? Nick… Po
co? – Zapytał. Młodszy odkrył materiał i spojrzał na niego.
- A co mam robić, wspaniały Jonathanie?
I tak będziesz mnie utrzymywał do końca życia. – Zauważył. – Przynajmniej
nabiorę doświadczenia. W końcu studia to nie wszystko.
- Przyznaj się, że po prostu
unikasz siedzenia w domu. Mogłeś iść na którąkolwiek uczelnię w Wielkiej
Brytanii, ale ty wybrałeś Sorbonę z tą swoją głupią wymówką, że u nas nie ma
takiego kierunku. To oczywiste, że wybrałeś coś najgłupszego na złość rodzicom.
– Ton starszego brata nie wyrażał złości, ale żal.
- Masz rację. Nie chce
siedzieć w tym przepychu, który mi się nie należy, który przypadnie tobie. –
Odpowiedział wprost. – Choć i tak zamierzam Cię wykorzystać, ponieważ inaczej
umrę z głodu w zimie. – Dodał niefrasobliwie. Brat w odpowiedzi jedynie
pokręcił głową, wyrażając w ten sposób swoją dezaprobatę.
- John. – Spojrzał na niego
poważnie. – Przecież nie wyjeżdżam na całe życie. Poza tym możesz mnie
odwiedzić w wolnej chwili, gdy się stęsknisz. – Nick uważał, że jego brat
czasami jest zbyt ckliwy jak na głowę rodziny, którą miał kiedyś zostać. W
końcu jednak był starszy i wybrał takie studia, jakie wskazali mu rodzice, więc
spływała na niego ich łaska. Nick był wolną duszą, nie lubił zbędnych
ograniczeń, a pieniądze wykorzystywał przede wszystkim do zaspokajania własnych
potrzeb.
Młodszy z Woonów naprawdę nie lubił
siedzieć w domu. Chyba, że akurat nad czymś pracował. Wtedy zamykał się w
biblioteczce i znikał z radarów. Pracował. Podejmując się prowadzenia
seminarium w nowojorskim college’u miał 28 lat, podwójny tytuł magistra i kilka
publikacji na koncie. Zajmował się literaturą, a przede wszystkim twórczością
średniowieczną. W tym celu skończył filologię angielską, polską, kursy
literatury włoskiej. Znał też biegle francuski i łacinę. Marzył o poznaniu
jeszcze kilku innych języków, ale na razie zaczął naukę niemieckiego.
Zaproszenie do Stanów przyjął
entuzjastycznie. Oznaczało to poznanie świata, nowe znajomości, doświadczenia,
a także dostęp do nowych źródeł bibliotecznych. Nic go nie trzymało w Anglii.
Ze swoją dziewczyną rozstał się dwa miesiące wcześniej i do tej pory nie
znalazł nikogo na jej miejsce. Nie żeby traktował przedmiotowo płeć przeciwną!
Lubił mieć kogoś. W końcu ludzi nie da się kupić.
Jego rodzina była nieco
dziwna. Ojciec, Anglik, sędzia był raczej surowy w wychowaniu, ale dobry
człowiek. Jego głową wadą było wyrośnięte poczucie obowiązku względem… wszystkiego
i wszystkich. Matka, Polka, lekarka o złotym sercu, ale zaangażowana w
wykonywanie swojego zawodu. I John. Starszy brat Nicka, porządny i posłuszny.
Skończył prawo. Nick wydawał się nie pasować do nich z tym swoim życiem w
chmurach, a mimo to świetnie dogadywał się z bratem. Często wyjeżdżali razem w
góry lub po prostu grali w tenisa.
Gdy Nick rozpakowywał swoje
rzeczy na łóżku, w kawalerce niedaleko kampusu nowojorskiego college’u, wyjął
piłeczkę od tenisa i roześmiał się do siebie. Nie wiedział, kiedy brat mu to
podrzucił, ale tylko udowodnił, że jest ckliwym chłopczykiem rodziców.
Następnego dnia po wylądowaniu
na kontynencie amerykańskim młody Woon wybrał się do najbliższego pubu. Miał
jeszcze trzy dni do umówionego spotkania na uczelni i zamierzał wykorzystać ten czas do
aklimatyzacji. Usiadł przy barze i zamówił sobie whisky. Zrobił łyka dla
posmakowania i rozejrzał się po pomieszczeniu. Głupio siedziało się samemu, ale
cóż poradzić? Za kilka dni pozna innych pracowników, potem studentów.
Pojawienie się nowego wykładowcy w drugim semestrze powinno zostać zauważone
przynajmniej przez ludzi należących do instytutu historii literatury.
Po dopiciu swojej szklaneczki,
poczuł, że właściwie nie ma co z sobą zrobić. Wstał i ruszył na zwiedzanie
miasta. Było jeszcze wcześnie, a Nick wyspał się w ciągu dnia, kiedy musiał
odpokutować zmianę strefy czasowej.
Przez tydzień cierpiał z
powodu nieprzespanych nocy i dużej ilości pracy. Przygotowywał dokumenty,
tematy zajęć, gromadził materiały i próbował poznać kampus i innych
prowadzących. Zakolegował się z kobietą pracującą nad religijnością tekstów
dawnych, ale ciągle brakowało mu czegoś… nie wiedział jednak czego.
Przed pierwszymi zajęciami zdecydował
się zrelaksować. W końcu to on jest prowadzącym i to studenci powinni czuć
przed nim respekt, prawda? Problem w tym, że nie zawsze tak jest, o czym sam
doskonale wiedział. W końcu nie tak dawno to on był po drugiej stronie biurka.
Do tej pory zdarzyło mu się kilkakrotnie referować coś na konferencji, ale to
co innego. Pocieszał się myślą, że na seminarium jednak przychodzą zwykle
osoby, które chcą coś wiedzieć, a nie po to, żeby odwalić jakiś przedmiot. Na
liście miał piętnastu chętnych. To i tak więcej niż oczekiwał przyjmując
posadę. Możliwe, że z pięć osób jeszcze zrezygnuje. Ważne, żeby zostało
przynajmniej pięcioro. Inaczej odniesie osobistą porażkę. Raz, dwa, trzy i
wchodzimy! Czas zacząć nowy etap.
[To tak, żeby było wiadomo kim biedny pan Woon jest. :) Mam nadzieję, że zostanie to przychylnie przyjęte, choć nie da się nazwać tego dłuższym tekstem. Zatem oficjalnie...
Witam wszystkich i zapraszam do wątków!]
[ No proszę, wracają stare obyczaje na NYC, że zaczyna się od notki ;) To ja również witam w naszej zwariowanej rodzince ; Miłego nyc-owania ;)]
OdpowiedzUsuń[Jak dla mnie, bardzo ciekawe wprowadzenie i wielki plus za notkę ;D]
OdpowiedzUsuń(Notki, notki, notki. I dobrze bo będę miała co czytać. :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten prosty sposób, którym kreujesz sytuacje. Obraz jest czysty i łatwy do przyswojenia.
Wprowadzenie w sam raz. Może Crystal pojawi się na pańskich zajęciach panie Woon :D )
(Nie mogę odnaleźć Pana karty Panie Woon. :P
OdpowiedzUsuńJa zasnąć? Nie ma mowy. :D Zajęć nie przegapię, taka ze mnie rządna wiedzy dziennikareczka. :D )
(Muszę się zadowolić rozmyślaniem nad wątkiem w takim razie :D )
OdpowiedzUsuń[ o, to mi przypomina, ze powinnam coś napisać xD więc witam oficjalnie, drugi raz już ;D pan marzyciel to nawet ładnie brzmi ;D ]
OdpowiedzUsuń