Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] Cogitationis poenam nemo patitur -7







Elaine Eagle
Wiek:
Urodzona:
Pochodzenie:
Zawód:
Zamieszkuje:
Stan cywilny:
Chcesz wiedzieć coś więcej?
27
29 grudnia
Nowy Jork
barmanka, tłumacz
Bronx
jeszcze panna
Na pewno?
Dawniej
Przez długi czas Elaine była przekonana, że przeszłość powinna odejść w zapomnienie, że uwolnienie się od pamiątek z dawnych dni wyzwoli ją i nada jej życiu sens. Z czasem jednak spotykała coraz to nowych ludzi, którzy odmienili jej spojrzenie na wszystko, co minione. Zapragnęła pamiętać. Zachować w w umyśle obraz drogich przyjaciół, których pewnie nigdy więcej nie spotka. Rodziny, która już nie jest taka, jak dawniej. I wrogów, którzy sprawili, że straciła wiarę w ludzi. El zrozumiała, że każde zdarzenie kształtuje nas na nowo, zmienia nasze patrzenie na świat i sprawia, że jesteśmy tym, kim jesteśmy. A z tego wszystkiego, czym w swojej obfitości obdarza nas los, należy wybrać to, czego potrzebujemy, by mieć władzę nad samym sobą.
Charakter
Można wiele powiedzieć o Elaine i to zdań zupełnie sprzecznych. Niektórzy uważają, że jest osobą szaloną i niebezpieczną, której wpływ na otoczenie może być jedynie negatywny, inni mogliby powiedzieć o niej, że jest pracowita, odpowiedzialna i wykazuje się nieprzeciętną wytrzymałością na wszystko, co ją spotyka, a jeszcze inni słusznie upieraliby się, że jest wystraszoną dziewczynką. Co ona mogłaby o sobie powiedzieć? Pewnie pokreśliłaby swoją umiejętność słuchania i niezdolność do dzielenia się swoimi troskami. Wspomniałaby o nieufności, chaotyczności i poczuciu straty.
Jak to wszystko mieści się w wiecznie uśmiechniętej osobie? Czy jedna głowa może unieść tak wiele?
Gdzie kończy się prawda, a zaczyna gra?
Ciekawostki
Dumna posiadaczka rudego potwora o imieniu Koseki.
Właścicielka mieszkania odziedziczonego po wuju.
Z wykształcenia tłumacz z języka japońskiego.
Dawna modelka.
~*~
by @carolyn

201 komentarzy

  1. [Wiedz, że ten odpis jest pisany że załamanym serduszkiem :(haha]

    Poł godziny to wystarczająco dużo czasu, by uruchomić odpowiednie konkatu i dowiedzieć się tego, czego brakowało w materiałach Sebastiana. Gdy podjechał pod wskazaną cukiernię nadal rozmawiał przez telefonu za pomocą słuchawki bluetooth. Głos miał ostry i pewny, w niczym nie przypominał tego starszego mężczyzny, który pocieszał kobietę w szpitalu.
    - Wiem, że pracujesz dla tych, którzy dają więcej i pamiętaj, że nigdy nie dostałeś u nas mniej aniżeli oferowała druga strona. Masz dwie godziny na załatwienie tego. - rozłączył się, a spojrzenie przeniósł na lusterko, by nie musieć odwracać się przodem do pasażerki.
    - Wyeliminować problem bez ofiar - odpowiedział bez ksztyny wahania. Może pracował dla państwa Black od kilkunasru lat, ale nie zapomniał co było jego pierwotnym zawodem. Wiedział, że odcięcie się od przeszłości to nie to czego potrzebował, dlatego też ze wszystkim był na bieżąco, a niejednokrotnie jego koneksje były przydatne przy sprawach prowadzonych przez Lucasa. Mężczyzna jednak czasem zastanawiał się skąd jego pracodawca znał niektóre z własnych źródeł. Nie musiał znać odpowiedzi, by ocenić po której stornie stanąć. Wielki Lucas Black był dla niego niczym rodzina, chociaz żaden z nich tego głośno nie przyzna to oboje czuli dokładnie do samo.
    - Będę potrzebował, aby Pani zajęła Lucasa przez kolejnych kilka dni. On jest zbyt spostrzegawczy toteż nie mógłbym działać z jego wzrokiem na rękach - powiedział uśmiechając się pod nosem. Kto by pomyślał, że dzieciak, którego woził na imprezy stanie się takim graczem w świecie tych wszystkich kanalii. Największą jaka znał był niestety jego uprzedni pracować Black senior, więc wcale nie zdziwił go fakt, iż naraził się takim ludziom.
    - jesteśmy na miejscu - powiedział, gdy maszyna stała zaparkowana od kilku minut.
    - Proszę powiedzieć mojej żonie, że czekam na nią na dole, a Panu Lucas owi, iż jeśli to możliwe biorę wolne na resztę dnia - w końcu jego mięśnie twarzy nieco zlagodnialy, lecz nadal daleko im było od tych pogodnych wyrazów przystrojonych delikatnymi zmarszczkami.
    - I ani słowa - powiedział jeszcze nim kobieta znalazła się na tyle daleko, by go nie usłyszeć.

    Lucas\Sebastian

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Hej, odzywam się w sprawie naszego wątku! A masz może jakiś pomysł? ]

    Beverly Hills

    OdpowiedzUsuń
  3. - Na pewno nie będę. - zapewniłem ją. - A co do rudzielców, to sam mam w domu kilka takich czworonogów i dodatkowo jednego nazbyt aktywnego charta, więc nie myślę, aby ten kot mógł stanowić dla mnie jakiekolwiek zagrożenie. No chyba,że z racji zapachu samiczki, który zapewne noszę na swoim ubraniu przez cały czas postanowi chwilowo zmienić właściciela. - zaśmiałem się, jednocześnie zerkając na zawieszony nad drzwiami duży zegar elektroniczny, by sprawdzić godzinę.
    Z wypowiedzi Elaine wynikało, że zostały mi około dwie i pół godziny względnego spokoju, które zdecydowałem się rozdzielić między dokładne zapoznanie się z rozkładem sal i stolików oraz ponowne, tym razem samodzielne i znacznie powolniejsze przejrzenie zawartości wszystkich szafek,a także zapisanie jej na przyniesionych specjalnie w tym celu kartkach. Wolałem bowiem uniknąć sytuacji, w której to poproszony przez klienta o podanie jakiegoś dania lub napoju będę całą wieczność poszukiwać odpowiedniego naczynia. Nie oznaczało to rzecz jasna, że nie nastawiałem się psychicznie na jakąś inną wpadkę, bo ta w pierwszy dniu pracy w nowym miejscu najprawdopodobniej była nieunikniona tym bardziej, że, jak szybko się zorientowałem, do tej pory swe obowiązki wykonywałem jedynie w o wiele bardziej luksusowych i jeśli chodzi o nawiedzających ich ludzi, wymagających miejscach. Ale to w końcu było podstawową różnicą pomiędzy restauracjami i barami, a ja chciałem spróbować wreszcie czegoś nowego. Zresztą, póki jego właścicielka mogła zapewnić mi brak większego kontaktu z dziennikarzami, nie miałem na co narzekać. Z tą myślą odszedłem, by zacząć się przygotowywać się do właściwego działania.

    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  4. – Nikt nikogo nie ma zamiaru... przelatywać. – Powstrzymała się od uśmieszku, po czym spięła na chwilę ramiona. – Portfel?
    Cacora też by się przejęła, gdyby zgubiła swój. Przede wszystkim dlatego, że nie chciałoby się jej iść do banku i zawiadomić o całym zdarzeniu. Była na to za leniwa.
    Poprawiła fajkę za uchem, podeszła bliżej baru i usiadła na stołku. Poprosiła barmana o szklankę szkockiej.
    – Tańczyłaś z kimś? – spytała. – W takich miejscach nie szuka się tylko seksu, ale też pieniędzy. – Przechyliła na chwilę głowę. – A jeśli możesz to wykluczyć, to spróbuję pomóc.
    Blue posłała nieznajomej uśmiech, a potem schyliła się nad rozlanym przez barmana alkoholem. Upiła głębszy łyk i przetarła usta grzbietem dłoni.

    Blue

    OdpowiedzUsuń
  5. [Troche tak :(]
    Żona Sebastiana wyglądała na typową kochająca i spełniona matkę, wiec nic dziwnego, iż powitała Elaine serdecznym uśmiechem. Za nim wyszła poinformowała ją, iż czterolatka poszła na zasłużoną drzemkę poobiednia. Zarzuciła na siebie zimowy, kremowy płaszcz i tyle ją widziano.
    Clarissa spała niczym suseł w swoim pokoju, a noga po wczorajszej zabawie nadal była mocno zabandażowana. Nie zdając sobie sprawy ze zmiany opiekunki przytuliła przez sen niebieskiego królika.
    Black wrócił do mieszkania piętnaście minut po odejściu opiekunki.
    - Dzień dobry - rzucił w eter nie spodziewając się odpowiedzi. Nie był pewien kogo zastanie w mieszkaniu. Mógł to być kierowca, jego żona bądź też panna Eagle. Wiedział, że nikt z powyższych nie zostawiłby jego córki samej, ponieważ konsekwencje tego czynu byłyby zatrważające. Wszedł do salonu i położył torbę z laptopem pod stołem. Nie zamierzał na razie zagłębiać się w papierkową robotę. Następnie skierował swe kroki do pokoju córki.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  6. Widząc śpiącą czterolatkę i Elaine siedzącą w fotelu oparł się na moment o framugę. To był obraz, którego nigdy się nie spodziewał ujrzeć, ale na pewno chciał go zapamiętać na długo. To było niczym stworzenie własnej bańki, a w niej świata idealnego. Mimo, iż na jego ustach nie pojawił się uśmiech to jego oczy zdradzały tą pełnię miłości i radości.
    Nie odpowiedział nic tylko skinął głową. Nie chciał budzić córki, która była w tylko sobie znanych zakamarkach krainy Morfeusza. Podszedł do jej łóżeczka i pogłaskał delikatnie po głowie, by mieć pewność, że się nie obudzi. Kto by pomyślał, że diabeł dorobi się aż dwóch słabości w tak krótkim czasie.
    Wszedł do kuchni i bez słowa objął blondynkę od tyłu opierając swoją głowę na jej. Odetchnęła głęboko, a następnie odwrócił ja do siebie przodem. Był niczym otwarta księga, co widać kosztowało go wiele wysiłku.
    - Dziękuje, że przyjechałaś, że jesteś - pogłaskał ją po policzku, a następnie bez ostrzeżenia wpił się w jej usta, jak gdyby tylko tego potrzebował, by dalej funkcjonować. Był człowiekiem, który nie potrafił obejść się bez uciech cielesnych i na pewno nie prędko się to zmieni. Przyciągnął ją bliżej siebie, lecz starał się nie wyrządzić jej krzywdy pamiętając,że sama niedawno doznała poważnych obrażeń. Oderwał się od niej tylko na moment, by wziąć ją na ręce i zanieść do sypialni. Położył ją delikatnie na łóżku i mimo pożerania ją wzorkiem grzecznie położył się obok przyciągając ją do swej piersi.
    - Pierwszy raz w swoim życiu nie wiem co dalej - przyznał szeptem ni to mówiąc do niej, ni do samego siebie.
    - Zawsze ponad wszystko nie chciałem mieć słabych punktów, a teraz nie wybaczyłbym sobie, gdyby Tobie, czy Clarissie się coś stało. - ucałował ją w czubek głowy.
    - Wymagam wiele, ale mam jeszcze jedną prośbę - jego wzrok przeszywał ją na wskroś i był tak poważny, że aż niemal mrożący.
    - Gdyby coś się działo ca brzmiało to jak powiesz mi, dobrze? - nie do końca brzmiało to jak prośba, lecz i tak to był wielki wyczyn jak na pana Blacka. Był przyzwyczajony do wydawania poleceń i nie przyjmował odmowy, a teraz musiał nieco naciągnąć własne reguły, bo to coś co się właśnie zrodziło miał szanse na jakaś przyszłość.

    Lucas, nieco bezbronny ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Słysząc słowa kobiety przyjrzał jej się uważnie, ale nie przerwał blondynce ani na moment. Z racji swojej profesji wiedział, iż lepiej wysłuchać drugiej strony do końca niż samemu wyciągnie się wnioski, czy kontrargumenty. Black delikatnie gładził ją po boku,a gdy nieco się poruszyła uważał, by nie zadać jej zbędnego bólu. Oczywiście odwzajemnił pocałunek, ale nawet on ie był w stanie powstrzymać jego kolejnych słów.
    - Może masz racje. Pamiętaj tylko, że nie zawaham się zaryzykować wiele, by ochronić to co dla mnie ważne. Nie ważne, czy ostatkami sił, ale nie pozwolę na krzywdę bliskich - ucałował ją mocno w czubek głowy pieczętując tym samym obietnicę złożoną w obecności ich samych. Dwa ciała, dwie dusze i dwa światy, które wbrew pozorom nie miały prawa na świetlaną przyszłość chciały jakoś o to zawalczyć, a przynajmniej jedna ze stron.
    - Nie. - tym razem on nie zamierzał się godzić na jej stwierdzenia i wielka samodzielność. Wiedział, że jest silniejsza niż większość ludzi, których znał, ale wiedział też, iż taka siła to często gra pozorów niestety.
    - Nie możesz mówić za co mam brać odpowiedzialność, a za co nie to moja decyzja. Nie podoba się trudno będziesz musiała z tym żyć, tak jak ja z tym, że będziesz ukrywać przede mną nie jedno - zagryzł mocniej zęby i mimo utulenia jej ciepło wstał po chwili z łóżka. Podszedł do szafy, by przebrać niebieską koszulę na znacznie wygodniejszy, szary pulower.
    - Jadłaś już? -zapytał tak jakby nie odbyli przed chwilą naprawdę ważnej rozmowy.
    - Jeśli nie to chętnie coś ugotuję - powiedział odwracając się do niej przodem i prostując materiał na ciele. Mimo, iż usta nie drgnęły milimetr to oczy były łagodne, chociaż kryła się w nich ostrożność. Mężczyzna bowiem zdawał sobie sprawę, iż teraz jeszcze bardziej uważnie będzie musiał przyglądać się tej kobiecie, która wyryła sobie stałe miejsce w jego życiu. Wychodząc do kuchni rzucił lekko.
    -Wieczorem moja rodzina zaszczyci nas wizytą - niby ton głosy się nie zmienił, lecz mięśnie o wiele bardziej się napięły. Nie chciał im tłumaczyć tej sytuacji, ale nie mógł zbyt długo ukrywać istnienia Clarissy dla jej własnego dobra.

    Lucas Black

    OdpowiedzUsuń
  8. Widząc wchodzącą do środka sporą grupkę wesoło rozmawiających mężczyzn dość szybko domyśliłem się, że czeka mnie jeden z cięższych dni,w trakcie którego mój czuły słuch muzyka przeżyje coś w rodzaju małego huraganu. Za pocieszający mogłem jednak uznać fakt, że jako spadkobierca jednej z większych francuskich winiarni dość dobrze zaznajomiłem się zarówno z tymi bardziej szlachetnymi jak i podrzędnymi napojami wysokoprocentowymi, a dodatkowo piwo, którymi głównie się raczyli było podawane w jednym rodzaju kuflów, toteż nie musiałem marnować zbyt wiele czasu na poszukiwanie odpowiedniego szkła przynajmniej dla nich. Gorzej, że mająca mi pomagać kelnerka zdawała się robić wszystko, by tylko znajdować się jak najdalej od nich, więc przez kolejne dwie godziny nie robiłem nic innego niż bieganie od stolika, który zajęli do barku na alkohol. Zresztą dotychczasowe doświadczenie podpowiadało mi, że powinienem jej to wybaczyć, gdyż im bardziej pijani robiła się część facetów, tym bardziej nachalna względem płci przeciwnej się stawała. Niestety bardziej prymitywne zakamarki mego umysłu odpowiadające za pierwotne uczucie zmęczenia sprawiły, że po ich wyjściu zmuszony zostałem do zaszycia się w kuchni, gdzie zająłem się zmywaniem tych naczyń, z którymi zmywarki nie dawały już rady. Trzeba przyznać, że w trakcie tego procederu kilka razy o mało co nie odpłynąłem do krainy Morfeusza, ale i tak pomógł mi się on zregenerować na tyle, że jakimś cudem udało mi się dotrwać do końca zmiany bez większych uszczerbków, jeśli nie liczyć jednego stłuczonego kieliszka, który nim zdążyłem zareagować zwyczajnie zsunął mi się z przenoszonej tacy.

    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  9. Szatyn nieśpiesznym krokiem ruszył do lodówki, by sprawdzić, czy na pewno ma w domu wszelkie składniki do obiad-kolacji. Zamierzał przygotować kurczaka faszerowanego warzywami w sosie ziołowym. Po wyciągnięciu tego co było niezbędne na blat, a wzrok podniósł na blondynkę, która podażyła za nim.
    - Nie otrułbym Cię, przynajmniej nie celowo - żartował chociaż obecną sytuacja wcale nie była taka wesoła. Chciał tym sposobem oddalić od siebie myśli na temat ich rozmowy w sypialni. Na barki miały mu dzisiaj spaść kolejne ciężary.
    Zatrzymał nóż w powietrzu, gdy usłyszał kolejne słowa kobiety. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał, gdy ostrze ponownie zetknelo się z marchewką było to o wiele brutalniejsze.
    - Nie chce żebyś się ulotniła, jeśli dla Ciebie to nie kłopot - powiedział patrząc na nią spod niemal przymruzonych powiek, by jednocześnie nie pozbyć się jednego z cennych dziesięciu palców. Po porkojeniu wszystkich warzyw zabrał się za ich umycie, a do uszu dotarło ich pochlipywanie dziecka. Clarissa wstała i kustykajac dotarła do kuchni. Niebieski króliki sunął po ziemi, ale nie puściła go nawet na moment.
    - Clarisso co się stało - kucnął przed córka uprzednio wycierając ręce.
    - Nie ma mamy - cóż czterolatka nadal ciężko znosiła startę jedynego rodzica jakiego znała od urodzenia. Black z kolei nie wiedział jak sobie z nią poradzić. Był wojującym prawnikiem, ale jakoś ojciec nadal raczkował.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  10. Blackowi ulzylo w duchu, gdy panna Eagle zgodziła się zostać na kolacji. Już jego w tym głowa, by odpowiednio przedstawić ja rodzinie. Kłamstwem by było stwierdzenie, iż nie przewidział takowego scenariusza na dzisiejsze spotkanie. Nie dodał póki co w tej kwestii ani słowa, gdyż cała jego uwaga skupiła się na zaplakanej czterolatce, której sam bal się tylko zaszkodzić. Sam nie pamiętał tej troski rodzinnej, gdyż bardzo wcześnie wysłano go do szkoły z internatem. Brak przykładu z góry powodował niewielkie niedociągnięcia w jego własnych reakcjach. Na całe szczęście nie był z tym sam, a słysząc słowa Elaine nieco otrzezwiał.
    - Chodź do taty - powiedział ciepłym głosem, którego używał rzadko, lecz obecność nieletniej tego wymagała.
    -Masz też Elaine, która jest bardzo mądra nie sądzisz? - zagadnal z szelmowskim uśmiechem pod nosem obracając się z corak tak na rękach, by ta mogła ujrzeć blondynkę.
    - Co Ty na to Clarisso, by Elaine została z nami na dłużej? - zapytał podstępnie znając już odpowiedź dziewczynki. To czego nie wiedział ich gość to fakt, iż po powrocie do domu krusyznka wypytywala o koleżankę Blacka. Dzieci miały w sobie coś z rodzaju nieskazilnego detektory, który pozwalał uznać pewnych ludzi wartych uwagi, a innych nieco mniej.
    - Ja.. - przemówił jeszcze nieco olaczliwy głosik przenosząc swoje błękitne oczka na kobietę.
    - Jestem za - w gesie aprobaty podała jej swego niebieskiego królika.
    - Śkolo ja mam tatusia to Pani dostanie na minutę kjójika - usmiech rozweistlil mała twarzysczke, a mezczyzna ruszył z powrotem do kuchni sadzajac skarżą a na jednym z nie zajętych blatów z dala od kuchenki.
    - Ugorujemy coś razem, hm? - to pytanie było mimo wszystko skierowane bardziej do kobiety, ponieważ opieka nad Clarissą jak i przygotowanie kurczaka to praca na cztery, a nie dwie ręce.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  11. -El lubisz kjójisie? - zapytała rezolutnie dziewczynka, gdy kobieta wróciła do kochuni. Czterolatce naprawdę niewiele trzeba było do poprawy humoru. Spojrzenie swych błękitnych jak ojca oczu przsnosila z jednej osoby na drugą co jakiś czas śmiesznie komentując zapachy, czy smaki. Mężczyzna na moment wykonywał czynności machinalnie i oddał się rozmyslaniom.
    Nie bardzo chciał zapraszać rodzinę do siebie, ponieważ wiedział jak ich spotkania zazwyczaj się kończyły. Matka była zrozpaczona, ojciec wściekły, a młodsza siostra chichotala w niebogłosy. Mężczyzna niemal zapomniał o istnieniu tego skrzata, gdyż rodzice podobnie jak i jego wysłali do szkoły z internatem na kilka dobrych lat. Jocelyn oczywiście nie kwapiła się, by wracać na święta, czy inne uroczystości rodzinne. Wiedziała tak dobrze jak brat, że przesiąknięte są one obłudą. Toteż ostatni kontakt mieli na Skypie jakieś kilka miesięcy temu, a może minął już rok? Szatyn nie krył zaskoczenia, gdy ojciec poinformował go o powrocie córki marnotrawnej. Tym samym zaważyło to na decyzji o zorganizowaniu kolacji dziś, ponieważ zarówno matka, jak i stary prawnik będą swoją uwagę rozdzielać po równo córce i wnuczce. Black nie chciał, by Clarissa poczuła się osaczona przez obcych sobie ludzi.
    Nim się obejrzeli posiłek był gotowy, a diabeł w ludzkiej skórze udawał, iż wierzy w tą nagła poprawę humoru blondynki.
    - Nie wiem, czy nie chciałabyś się przebrać? - zapytał widząc, iż ma na koszulce plamkę z sosu.
    - Clarisso, no Ty zdecydowanie musisz się przebrać - niemal się uśmiechnął porywając córkę na ręce. Dziewczyna nadal była w pidzamie, która również została skalana sosem.
    - Poznasz dzisiaj swoich dziadków i zwariowaną ciocię - powiedział sadzając ja na łóżku i otwieraj a szafę, która została zaopatrzona przez państwa Frost. Był im niezmiernie wdzięczny za pomoc z tym ciężkim dla niego okresie, bo któż z dnia na dzień dowiaduje się, iż ma czteroletni córkę.
    - Może ta błękitna sukienka? - zapytał, tak naprawdę wyciągając pierwszy ciuch z brzegu. Widząc grymas na twarzy dziecka, dodał - Będzie pasować do królika- no i pomyśl został kupiony. Możliwe, iż umiejętności perswazji i negocjacji wyniesione z sali sądowej nie będą takie bezużyteczne w domu.
    - Elaine w mojej sypialni są jakieś zapasowe ciuchy dla ciebie - rzucił przez ramię, ale pamiętając co ostatnio się stało, gdy kupił jej ciuchy od razu uniósł ręce w poddanczym geście.
    -Sebastian je zostawił dziś rano, gdy przywiózł żonę - nie musiał się tłumaczyć, ale nie chciał, by kobieta znów trzasnela drzwiami i nie wróciła. Ta burzliwa relacja była kusząca, lecz nie na oczach dziecka.
    W prawniczej garderobie oprócz wielu koszul, marynarek, spodni i innych eleganckich, męskich rzeczy znalazła się skromna, acz elegancka chabrowa sukienka. Miała głęboko wycięte plecy i zdecydowanie przylegała do ciała, jednak co było w niej niecodzienne to fakt, iż miała coś na kształt poszetki, lecz elegancki element bizuteryjny zasłaniają niewielka biała karteczka.
    "Po kolacji zadzwonię do Pani o ile uda mi się osiągnąć co zamierzam. Proszę wtedy niezwłocznie zejść na parking, a Panu Blackowi powiedzieć, iż poszła Pani odebrać domowe ciasteczka mojej żony, S." Tylko tyle było napisane na lisciku, który ta spokojnie spoczywał w szafie niczego niewiadomego Lucasa.

    Lucas Black

    OdpowiedzUsuń
  12. Lucasowi udało się ubrać córkę bez problemu, co warte było nagrody, ponieważ założenie takich tycich rajstop na malutkie nóżki było nie lekkim zadaniem.
    - Możesz się teraz pobawić, chyba, że chcesz iść mi pomóc w kuchni? - zapytał dziewczynkę, która wyglądała niczym Calineczka. Zbytnio nie pamiętał jej matki, lecz przypuszczał, iż była to kobieta piękna.
    - idę - powiedziała jedynie blondyneczka ostrożnie schodząc z łóżka. Mężczyzna był pod wrażeniem tego, iż nie musiał jej zbyt wiele razy tłumaczyć, by uważała na chorą nogę. Sama tego pilnowała.
    Będąc już w kuchni usadził ja na jednym z krzeseł i dał za zadanie poskładanie serwetek. Wiadomo, iż nie były one zbyt ważne, ale Clarissa starała się jak najlepiej mogła. Niektóre były złożone na pół prezentując prostokąt, a inne trójkąt. Szatyn niczego nie zmieniał tylko układał na nich sztućce. Czując pocałunek przez jego ciało przepłynął elektryzujacy dreszcz. Niespiesznie odwrócił się do kobiety przodem, by podziwiać ją w kreacji wybranej przez kierowcę. Oczy mu rozbłysły.
    - Jest idealna - powiedział nie odkrywając od niej wzroku. Elaine wyglądała po prostu pięknie i nie chciał temu zaprzeczać.
    - Przypomnij mi,że Sebastianowi należy się podwyżka - kącik ust uniósł się ku górze.
    - El tesz masz sukienkę - uśmiechnęła się czterolatka przerywając na moment swoją pracę. Nikogo nie dziwiło, że Clary brakowało damskiego czynnika w tym domu, a najbliższym okazała się być właśnie ona. Przypominała mamę, a może była mamą? Mimo rezolutnosci zaspanie dawało się jej jeszcze we znaki.
    -Nie, to tan moment, by powiedzieć 'Spotykam się z państwa synem i niebawem z nim zamieszkam' - diabolic ne spojrzenie wróciło że zdwojoną pasją i pożądaniem. Podszedł do kobiety i delikatnie zamknął ja w swych ramionach nie zważając na kieliszki. Ucalowal ja w czoło, następnie w czubek nosa, a na koniec w usta.
    - Nie ucieknij jak ich poznasz - dodał już poważniej powoli się od niej odsuwajac.
    - bywają nieprzyjemni - dokończył, a wtem rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Czas zacząć maskarade.
    Black podszedł do drzwi przywitał się z rodzicami i siostrą w przedpokoju, a następnie zaprowadził ich do kuchni-jadalni, gdzie czekały już na nich dwie blondynki.
    - Katherine, Robercie, Jocelyn przedstawiam wam moja córkę Clarissę i wybrankę... - przerwał na chwilę i podszedł do panny Eagle, a czterolatkę porwał na ręce.
    -... Serca - dokończył, a w pomieszczeniu zapadła grobowca cisza. Przybyli goście pobladli, a pierwsza odezwała się oczywiście jego siostra.
    - Miło poznać jestem siostra tego szatana - wyciągnęła dłoń do Elaine.
    -No, no braciszku wysyłają mnie na cztery lata do szkoły, a tu takie cuda? - zaśmiała się, lecz w sposób uprzejmy, a jej brązowe pukle unosił się przy każdym jej ruchu. Blackowi ulzylo, ponieważ zawsze dobrze mieć po swej stronie chociaż jednego sprzymierzeńca niż żadnego. Matka zacmokała po czym również podeszła do wybranki syna.
    -Katherine Black - żadnego miło mi, czy pocalujmy się w du.pe.
    -Lucasie chyba należą się nam jakieś wyjaśnienia - rozbrzmiał niski głos ojca na co Szatyn tylko skinął potakujaco głową.
    - Oczywiście, ale najpierw usiądź y. Kolacja gotowa - widać było jak bardzo był spięty I ważył każde słowo.
    - Elaine pomożesz mi? - zapytał, a córkę przekazał siostrze, która już przykuła uwagę dziecka. Mimo, iż kuchnia nie była w żaden sposób oddzielona od jadalni to państwo Black nie szczwdzili cichych uwag pod tytułem 'panie chodzi o pieniądze''on kompletnie stracił rozum'. Cóż tego się właśnie spodziewał.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  13. Był wdzięczny kobiecie, że trzymała jego stronę i wcale nie wyglądała na taką, która w każdej chwili opuści pomieszczenie. Gdy się pochyliła skradł jej o jednego całusa więcej niż zamierzał, a następnie bez słowa wrócili do części jadalnej. Szatyn zajął się podaniem wina, czy też whiskey w przypadku swego ojca. Sam powstrzymał się od trunku, by zachować czysty umysł, ale także przez wzgląd na córkę. Bycie rodzicem to praca na kilka etatów, gdzie zawsze trzeba być gotowym na nieprzewidywalne zdarzenia.
    -Smacznego - powtórzył Black, a za nine jego rodzice choć żadnemu nie dopisywal aktualnie apetyt, no może poza czterolatką. Siedziała na osobnym krześle, lecz ojciec dbał, by jedzenie było dostatecznie pokrojone i ostudzone. Patrząc na ich dwójkę Pani Black nie wytrzymała tym samym nie pozwalając Jocelyn odpowiedź na zadane wcześniej pytanie.
    -Lucas czy to jest jakaś marna szopka? Co ma oznaczać, że masz dziecko i to jeszcze kilkuletnie? Nie myślisz, że ta kobieta chce Cię po prostu naciągnąć. - cała się niemal zapowietrzyła co dało czas mężczyźnie, by porwać blondyneczkę na ręce i zanieść pospiesznie do pokoju. - Jocelyn, chodź tu! - zawołał, a dziecku wytłumaczył, iż pozbawi się teraz z ciocią. Nim wrócił do reszty towarzystwa upewnil się, iż drzwi są zamknięte. Nie chciał by o tak pokrzywdzona istota była narażona na kolejne nieprzyjemności.
    Cała aura wokół się zmieniła, gdy ponownie wstąpił do jadalni. Oczy mimo błękitnego koloru wydawały się znacznie ciemniejsze, jak gdyby panował w nich sztorm. Mięśnie miał tak na piete, jakby miał zaraz stoczyć walkę na śmierć i życie.
    - Czy państwo Black mogliby nie zachowywać jak ostatni grubianscy snobi? - warknal. Uderzył ręką w stół. Zabolało ponieważ trafił w nóż, ale to było mało istotne. Matka się zachlysnela z wrażenia, a ojciec w końcu przemówił.
    -Pamiętaj z kim rozmawiasz.-ciskali w siebie zlowrogimi spojrzenia I.
    -oh daruj. Nie dajecie mi zapomnieć potwierdzając stały układ swego zachowania. Clarissa to moja córka. Zrobiłem testy. Córka z mojej krwi, o której nie miałem pojęcia aż do kilku tygodni wstecz. - nozdrza ruszał mu się nie równomiernie co tylko potwierdzało głębię jego zdenerwowania.
    - Jesteś jej dziadkami do cho.lery, czy wam się to podoba, czy nie. Ubiegają kolejne pytania. Nikt nie chce ode mnie pieniędzy, a już na pewno nie obecną tu najbardziej uparta i życzliwa kobieta świata! - podszedł do El, a z opuszczonej dłoni spłynelo trochę krwi.
    -Macie ja szanować. Macie ja zaakceptować, jeśli nadal jestem waszym synem. - słuchacze mieli oczy jak denka od słoików, ponieważ to był dopiero drugi raz gdy widzieli Lucasa w takim stanie. Pamiętali pierwszy, choć woleliby zamieść to pod dywan. Wiedzieli za to, że był poważny w swych postanowieniach.
    - A jeśli nie to co? - starszy Black jak zwykle rzucał potomkowi wyzwania, a matka już była nieco mniej pewna niż na początku tego wieczoru. Zdawała sobie powiem spraw jak owa potyczka się może skończyć.
    - Jeśli nie to zapomnijcie że jestem waszym synem i przede wszystkim zapomnij o Black&Richardson tatulku - no tak wszyscy słyszeli plotki o przejściu na emeryturę seniora, lecz każdy zakładał, iż Lucas zjamje jego miejsce. Gdyby się tak nie stało to wielkie imperium miałoby poważne kłopoty.
    -Nie osmielisz się
    - wiesz, że tak w końcu kto mnie wychował. Nie znam nikogo kto jest tak wyrahowany, bezwzględny. Sam mówiłeś, że bliscy to słabość - widział, że tym ranił Katherine, której oczy zaszły łzami. Ich małżeństwo od dawna było jedynie na papierze. Siwiejacy prawnik opadł na krzesło zaxiskajac szczęki, ale nie powiedział nic więcej.
    - To są moje warunki. - wtem do El zaczął dzwonić Sebastian, który już czekał w samochodzie na parkingu.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  14. [nie pamiętam, co to miał być za watek z Charlie, więc posyłam od Daviesa ;) ]

    Jego życie powoli wychodziło na prostą, choć w kwestii sfery osobistej wszystko się posypało z drobny mak. Josephine nie tylko go wywaliła z swojego mieszkania, ale i wydwało się że bezpowrotnie z swojego życia, a siostra choć wszystko dobrze układało jej się na wymianie studenckiej w Europie, oznajmiła mu, ze jest zbyt opiekuńczy i ona czuje się osaczona i nazbyt kontrolowana. W chwili obecnej więc mógłby się cieszyć, że ma święty spokój i nareszcie nikt go nie rozprasza, nikt mu nie przeszkadza, a jednak... cóż, czegoś mu brakowało.
    Leciał już czwarty miesiąc jak założył własny warsztat, a choć był biedny jak mysz kościelna, znalazł środki i na lokal, na teren i wyposażenie. I bynajmniej nie miał wyrzutów sumienia, że wrócił do ukłądów z ludźmi, którzy nie raz potraktowali go jak psa i zostawili, aby sam z siebie zgnił. Tym razem było inaczej, bowiem założył kontrakt z głową Brooklyńskiego gangu i podpisali umowę, w której on udostępniał im piwnice i tylny wjazd do swojego budynku, a oni oferowali czystą gotówkę do opłacenia wszystkiego na start. I pewnie dlatego Taylorówna go odtrąciła, dostrzegając, że nie jest w stanie się zmienić, ale przecież on nigdy żadnej zmiany nie deklarował. A teraz, gdy przekonał się, że sam może także dyktować jakieś warunki... cholera, było to świetne uczucie.
    Tego dnia siedział sam w mieszkaniu, zapijając smutki. Stary kundel, którego zgarnął z ulicy pochrapywał przy kaloryferze, gdzie było mu dostatecznie ciepło, gdy u drzwi rozległ się dzwonek. Nathaniel dźwignął się z kanapy, kontrolnie zerkając w kierunku kąta pokoju, gdzie leżał baseballowy kij. Nie miewał gości, żadnego się nie spodziewał, a gdy otworzył i ujrzał drobną blondynkę, zmarszczył brwi zdębiały.
    - Elaine, wejdź - odsunął się na bok, robiąc jej przejście i nim zamknął drzwi, zlustrował klatkę schodową, w poszukiwaniu czegokolwiek co mogłoby ją tu przywiać.

    Nathaniel

    OdpowiedzUsuń
  15. [znalazłam Twój komentarz o ! a teraz zrobię szybki update i dopiero Elka padnie na zawał od rewelacji xD ]

    Elaine moze sama uważała, ze się nie nadaje do pocieszania, ale jednak jej słowa sprawiły, że plecy Charlie wyprostowały się i kobieta usiadła bez uwalania się na ladę. Tyle że nie czułą się lepiej, a po prostu bardziej zdeterminowana, aby jasno wyjawić, wyjaśnić, co się dzieje co doprowadza ją do rozpaczy. I nie robiła sobie nic z tego, że jest już wstawiona i się powtarza.
    - Pojawiła się znikąd Kate - powiedziała cicho, zwieszając głowę, bo obecność tamtej zmieniała wszystko i to jeszcze bardziej, niż przyjazd do miasta jej męża i jego wypadek i operowanie go przez Andyego razem wzięte! - To kobieta, z którą Andy chciał wziąć ślub i budować rodzinę, dom, spędzić swoje życie - wyjaśniła. - Pięc lat temu był pożar w ich domu, w którym ona rzekomo zginęła... I Andy ją pochował. A nagle wróciła i całe jego dotychczasowe życie okazało się kłamstwem... Ona jest chyba świadkiem koronnym, ale nie wiem co to wszystko znaczy i czego dotyczy ta sprawa... Ale jeśli ona wróciła, to dla mnie nie ma miejsca przy Andym.
    Cięzko jej było o tym mówić. Równie cięzko jak o swoim rozwodzie o tym, czemu w ogóle do niego doszło. Bo w kwestii Paula, to ona była ofiarą. A w chwili obecnej sama inicjowała dystans z Andym i była gotowa sama doprowadzić do ich rozstania. Bo skoro Kate była miłością jego życia, chciał z nią mieć dom, założyć rodzinę, a ona wróciła, to czy w tym wypadku Charlie nie była substytutem, który jest już niepotzrebny? Wilson z ratownikiem odnaleźli się, bo oboje kogoś potrzebowali, oboje wiele przeszli i wspólnie okazali się na prawdę silniejsi. I był moment, kiedy Charlie wierzyła, że znalazła swoje szczęście w Fosterze i on jest tym właściwym mężczyzną tylko dla niej. A później gdy próbowali ugotować kolację, pojawiłą się nagle Kate... Tak piękna, miła, czarująca i wspaniała, że nie było się nawet w czym z nią porównać. Małe kawałki pewności siebie jakie odbudowywała przez wiele miesięcy kwiaciarka, rozsypały się w pył. Dodatkowo wcześniej Charlie widziała zdjęcia sprzed lat i tej kobiety i Andyego, śmiał się na nich i był radosny, jakim nigdy go nie widziała. Stwierdzenie, że powinna odejść z jego życia i pozwolić mu znów być z Kate nasuwało się samo. Tyle że z tego rodził się kłótnie, bo Andy nie chciał jej wypuścić, nie chciał z niej rezygnować i jej nie rozumiał. Ale sam był pogubiony, sam nie wiedział, co się dzieje, skoro zza grobu wróciła kobieta, którą kiedyś kochał. A przecież stara miłość nie rdzewieje, prawda?
    - Okej,t o ostatni - zgodziła się jednak, ze więcej pić nie będzie. I była El bardzo wdzięczna za to, że oferuje jej nocleg u siebie, bo raczej nie dałaby rady wrócić do mieszkania.

    Charlie

    OdpowiedzUsuń
  16. Lucas nie zauważył że krawaki do chwili, gdy w jego dłoni pojawił się kawałek materiału. Adrenalina buzowała w jego żyłach jak szalona. W innych okolicznościach pewnie, by się nią napawł, lecz to nie było miejsce ani czas. Słysząc głos blondynki wyrwał się z własnych pokretnych rozmyślań.
    - jasne leć - powiedział uprzejmym dla ucha tonę, który tak rażąco kontrasowal z tym co serwował chwilę wcześniej własnym rodzicom. Uśmiechnął się ironicznie, lecz dumnie zarazem słysząc co jego wybranka powiedziała nim opuściła mieszkanie.
    -Nic dodać, nic ująć, więc jak będzie? - nadal nad nimi górował nie zasiadając na krześle, a stojąc wyprostowanym. Tylko tyle zapewne mogła usłyszeć kobieta nim opuściła apartament, lecz czy przywiazala do tego uwagę nie miał pojęcia.

    Sebastain za to czekał na parkingu oparty o samochód, który w niczym nie przypominał tego, którym poruszał się na codzień. Przyciemniane szyby, matowa blacha wyglądająca conajmnjej na pancerną. Widząc że panna Eagle się zbliża otworzył tylnie drzwi by tym samym ja zaprosić do środka.
    -Macie co najwyżej dziesięć minut - rzucił tonę, który był nie tyle zimny co stanowczy. Zamknął za nią drzwi, a w środku czekała na nią niespodzianka w postaci brata. Ochroniarzowi bowiem udało się go niezauwazenie 'wykrasc' na kilka chwil. Wiedział, że niestety będzie go musiał odstawić do tej nory, lecz dzięki temu zyskają czas i informacje na obmyslenie lepszego planu. Nie chciał by komukolwiek kto jest bliski Lucasowi stała się krzywda.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  17. Sebastian wydał się nieco tym gestem zawstydzony, ale bez ociągania siadł za kierownicę, by czym prędzej opuścić podziemny parking.
    -Nie ma za co - powiedział w tym samym momencie wręczając kobiecie obiecane ciasteczka dla córki Blacka.
    - Dać popalić rodzicom Lucasa - puścił jej ko i tyle go widzieli jak z piskiem opon opuścił miejsce spotkania. Musiał się spieszyć, by szajka niczego nie podejrzewała.

    Na górze za to nadal trwała cisza, a atmosfera wydawał sie jeszcze bardziej napięta niż przed tym nim panna Eagle opuściła to zacne grono.
    -A więc jakie jest wasze stanowisko w tej sprawie?-zapytał niskim głosem brunet patrząc na swych rodzicieli lodowatym wzrokiem. Tak mrocznym, że niemal przepalał się do dusz.
    - Synu musimy się z tym jeszcze oswoić - powiedziała nieco łagodniej matka zdając sobie z pozycji w jakiej oboje z mężem zostali postawieni.
    - Nie chce fałszywej gry, wiec nie wracajcie tu, nie kontaktujcie się dopóty, dopóki zaakceptujecie swoją wnuczkę i prawdopodobnie synową - tutaj uśmiechnął się nieco głupkowato, bo brzmiało to tak surrealistycznie w jego ustach, że niemal komicznie.Nie mogł wiedzieć, czy Elaine to usłyszy, czy nie.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  18. [ To które z Was da mi robotę? Jen będzie pracować w wypożyczalni kostiumów, więc może mieć pracę tu i tu... Jakoś to pogodzi :D I dziękuję za powitanie <3]

    Jen Woolf

    OdpowiedzUsuń
  19. [Czyli rozumiem, że mam się zgłosić do tej pani, a potem będę gadaćz menadżerem? XD ]

    Jen Woolf

    OdpowiedzUsuń
  20. [ Okej to zacznę coś dziś lub jutro :D ]

    Jen Woolf

    OdpowiedzUsuń
  21. [ Będzie krótko, ale jestem zestresowana, bo czekam na wyniki i mam ściśnięty mózg :C ]

    Nie jest dobrze, gdy nie ma się co do garnka włożyć. Nie jest dobrze, kiedy trzeba opłacić rachunki, a nie ma się tego za co zrobić. Nie jest dobrze, kiedy właściciel mieszkania puka do twoich drzwi, a ty udajesz, że zostałeś pochłonięty przez wielkie sumo zniszczenia i - niby - wcale cię tutaj nie ma. Ale naprawdę nie jest już dobrze, kiedy twoja świnka morska zaczyna podgryzać klatkę, bo zapomniałeś kupić wczoraj jedzenia, bo jakoś ci było do sklepu nie po drodze (ciekawe, czemu)?
    Ta ostatnia rzecz zmusiła dziewczynę do szukania dodatkowej pracy. Na szczęście przypomniała sobie, że ostatnio nabyła dodatkowe opakowanie karmy dla gryzoni, dzięki czemu żołądek Harolda mógł się napełnić pysznym jedzonkiem. Jen wtedy postanowiła, że tego samego dnia wyruszy na poszukiwanie źródła pieniędzy.
    Po długich godzinach szukania, nie znalazła nic ciekawego. Wiedziała, że może ofiarować pracodawcy dużo większy wachlarz możliwości, za który oczekiwała odpowiedniej zapłaty. Nie rościła sobie nie wiadomo jakich praw - chciała po prostu mieć porządną pracę. Była już w tylu miejscach na świecie i zdobyła sporo doświadczenia, więc o byle jakim wynagrodzeniu nie było mowy.
    Wreszcie, zmęczona dniem, udała się do najbliższego pubu. Rzuciła torebkę na bar i usiadła w miarę wygodnie na krzesełku. Potem oparła łokcie o blat, podtrzymując sobie dłońmi głowę.
    I co teraz? - pomyślała.
    Westchnęła ciężko, rozglądając się dookoła. Czemu było tu tak pusto? Może po prostu przyszła za wcześnie?
    Odchyliła się trochę do tyłu, chcąc zmierzyć wzrokiem inne części pomieszczenia. Niestety, trochę za bardzo…
    Łupnięcie rozniosło się po całym wnętrzu, jak również i jęki dziewczyny.
    -Chooooleeeeraaaa! - Zadarła się, próbując wstać z podłogi. - Jeszcze tego mi brakowało! - Fuknęła, pocierając obolałe plecy. Skrzywiła się wyraźnie i syknęła.
    Coś ostatnio za często lądowała na ziemi.

    Jen Woolf

    OdpowiedzUsuń
  22. Szatyn otworzył oczy szerzej widząc w jakim momencie kobieta weszła do pomieszczenia. Musiała słyszeć jego wypowiedź, nie było innej opcji. Cóż może później oboje znajda czas, by się rozmówić na temat tego co się tu właśnie dzieje. Mężczyzna wiedział, że z panna Eagle lepiej nie zadzierać, chociaż jego samego momentami kusiło, ponieważ towarzyszyła temu adrenalina, którą tak uwielbiał. Jego rodzice natomiast nie mieli o tym zielonego pojęci i w tej chwili zostali kompletnie przyparci do muru, bowiem nie stałą przed nimi pusta lala chcąc się przypodobać, by zdobyć majątek, lecz kobieta z silnym charakterem i szczerym zaangażowaniem. Na to nie byli gotowi. Dosłownie i w przenośni opadły im szczęki.
    Lucas nie powstrzymał lekkiego uśmiechu słysząc wzmiankę na temat wyboru mu żony. Cóż w przeszłości nie raz i nie dwa musiał pojawiać się na ustawionych spotkaniach, lecz bardzo szybko z nich wychodził.
    - Mogłaby pani nie wtrącać się w naszą rozmowę? Kim pani jest, by unosić na nas ton głos? Wie pani kim jestem?- rozbrzmiał głos ojca, który chyba przeholował z whiskey przed przyjściem na umówione spotkanie.
    - Och zamknij się Robert! Jesteś w moim domu i masz szanować tych, którzy sie w nim znajdują, a Elanie ma wszelkie prawo na Was w tej sytuacji unieś głos, bo zachowujecie sie jak kanalie. Kolacja własnie dobiegła konca, do widzenia. - podszedł do blondynki ucałowała ja delikatnie w czoło, a następnie znow odwrócił sie do rodziców.
    - D-o w-i-d-z-e-n-i-a - przeliterował to wskazując głową drzwi nim zdążyli się nawet odezwać.
    - Znacie warunki -powiedział nim opuścili apartament. Na moment zapadała uspokajająca cisza, a jego mięśnie się rozluźniły.
    - Byłaś niesamowita - powiedział przytulając kobieta delikatnie - Dziękuję.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  23. Mężczyzna nieco się skrzywił, gdy blondynka się od niego odsunęła. Miała rację przez jego rodzinę przemawiała czysta, niezmącona hipokryzja.
    - Powiedz mi coś o tym.. - westchnął przeczesując dłonią włosy. Wyglądała na wykończonego, jakby miał za sobą co najmniej sprawę o morderstwo, a nie kolację z rodzicami.
    -.. to oni mieli niewątpliwą przyjemność mojego wychowania - wziął szklankę i nalał sobie odrobinę whiskey zdając sobie sprawę, iż w pokoju obok nadal czekała na niego czterolatka wymagająca opieki 24/7. Słysząc ten zarzut w głosie kobiety niemal sie uśmiechnął, bo wiedział, ze przekroczył granicę. Nie był pewnie, czy to usłyszała, lecz teraz miał pewność. Opróżnił szklankę po czym podszedł kobiety, a na jego twarzy dało się zauważyć rosnące zakłopotanie.
    - Miałem nadzieję, że tego nie słyszałas -zaczął po czym chwycił ją za jedna rękę i ucałował jej wierzch jak najcenniejszy skarb.
    - To nie były oświadczyny, spokojnie. Wiem jak się do tego zabrać poprawnie wbrew pozorom- posłał jej coś na kształt swego uśmiechu, lecz był pewnie, ze odczyta to w odpowiedni sposób.
    - Nie chce ukrywać tego, że myślę o Tobie poważnie. Że żadna inna kobieta nie zaprzątała mi mysli tak jak ty i do cho.lery..- odsunęła się i znów nerwowo przeczesał dłonią włosy, by po chwili wbić w nią palące spojrzenie.
    - że mi na tobie zależy.- szepnął , lecz ni opuścił wzroku. Mogła mu dać w twarz, wyjść i nie wrócić w sumie spodziewał się juz wszystkiego po tym wieczorze. Nie miał zamiaru zrzucać na nia całego tego bagażu, naprawdę chciał jej tego oszczędzić, ale pierwszy raz od dwudziestu lat kierował się emocjami, a nie zdrowym rozsądkiem.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  24. [Spokojnie, rozumiem. Zresztą sama walczę jeszcze z egzaminem z morfologii roślin...]

    Trzeba przyznać, że nawet moja w połowie iberyjska dusza po tak pełnym nowych wrażeń i obowiązków dniu czuła się niczym przekłuty balon, więc usłyszawszy słowa o taksówce nie zamierzałem nawet oponować, choć skorzystanie z niej oznaczało ni mniej ni więcej, że jeśli Rebecka nie zgodzi się odebrać mojego stojącego w pobliżu baru Opla, będę musiał następnego dnia przebijać się przez ulice Nowego Jorku za pomocą zatłoczonej o wczesnych godzinach rannych komunikacji miejskiej. Doskonale zdawałem sobie bowiem sprawę z tego, że prowadząc w obecnym stanie mógłby łatwo stać się zagrożeniem zarówno dla siebie, jak i innych uczestników ruchu. Zamiast tego, odparłem tylko, z trudem powstrzymując ziewnięcie:
    -Dziękuję za uznanie i zapewnienie transportu.
    Następnie czym prędzej skierowałem się do drzwi, a będąc już w ciepłym wnętrzu pojazdu, z przyzwyczajenia zerknąłem na ekran komórki i przeżyłem mały szok, ustaliwszy, iż znajomy numer próbował się do mnie wielokrotnie dodzwonić. Cóż, będę musiał jej wszystko wytłumaczyć... Pytanie tylko jak na to zareaguje. W razie czego należało przygotować się na najgorsze.
    ***
    Wiedząc, że po tej rozmowie zapewne całkowicie zapomnę o wysłaniu SMS-a do Elaine, skomponowałem go już w windzie. Znalazłszy się z powrotem w mieszkaniu natomiast skierowałem swe kroki prosto do kuchni, będącej jedynym oświetlonym pomieszczeniem w apartamencie. To tam właśnie zgodnie z przewidywaniami zastałem zatopioną we własnych myślach Portugalkę.
    -Gdzie Ty się tak długo włóczyłeś?!- krzyknęła, podnosząc się z krzesła i tym samym zrzucając na podłogę siedzącą na jej kolanach Luzę.- Wiesz jak bardzo się martwiłam?!
    -Przecież uprzedzałem Cię, że wrócę później, bo zacząłem nową pracę.- przypomniałem, kucając obok ocierającej się o mojego nogi kotki.
    -Owszem, ale nie nad ranem. Mogłeś przynajmniej dać jakiś znak życia tym bardziej, że to miasto wciąż kryje przed Tobą wiele tajemnic.- ofuknęła mnie.
    -Faktycznie, powinienem zapewne nieco bardziej pilnować zegarka, ale nie spodziewałem się, że upłynie aż tyle czasu nim lokal całkowicie opustoszeje.- im bardziej stawałem się zmęczony, tym łatwiej najwidoczniej przechodziłem do kontrofensywy. W przeciwnym wypadku nasza dyskusja trwałaby o wiele dłużej.
    Następnej doby obiecałem sobie w drodze powrotnej wejść jeszcze do sklepu z porcelanowymi przedmiotami i kupić brunetce coś na przeprosiny. To znaczy o ile nie będzie jeszcze zamknięty.

    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  25. Lucas słysząc, że w marszu dostałby od kobiety kosza wcale się nie zdziwił. Ba, on się tego spodziewał, jednak postanowił pociągnąć żart nieco dalej. Chwycił się teatralnie dłonią za klatkę piersiową.
    -Wiesz, że właśnie złamałaś mi serce - zdeklarował poważnie, ale w jego spojrzeniu majaczyły ogniki rozbawienia. Tym sposobem chyba odreagowywał to całe napięcie, które pojawiło się podczas spotkania z rodzicami. Natychmiast spoważniał, gdy poczuł dłoń blondynki na swoim policzku. Bał się, ze teraz znów mu powie 'do widzenia', jednak to nie nastało. Wysłuchał jej do końca i nawet nie musiał się wysilać, by unieść usta w usmiechu. To był równie rzadki widok co gwiazdy na nowojorskim niebie.
    - Nie ma problemu, ale...- tutaj przyciągnął ją do siebie i zbliżył usta do jej ucha, by omiótł je ciepły oddech.
    - ... obiecaj, że pierwszą część przemyślisz - dokończył. Chciał ją mieć blisko siebie, chciał, by była obok niego jak najczęściej to było możliwe i tym razem zapewne przemawiała przez niego zaborczość, lecz może też strach? Pierwszy raz w życiu miał dwie osoby, których za nic nie mógł stracić. Ucałował ją ponownie w czoło po czym do kuchni weszła jego siostra z Clarissą na rękach. Widać było, że świetnie się bawiły.
    - Uuuu Clary chyba przeszkadzamy - niemal zagwizdała Jocelyn. Ten mały chochlik nie bał się Lucasa, wręcz przeciwnie momentami wchodził mu na głowę.
    - Tatusiu pacz..- zawałowała czterolatka wygajać w jego kierunku rysunek tym samym mężczyzna przejął córkę z rąk szatynki. Przyjrzał się kilku kolorowym kreskom na kartce i oczywiście pochwalił blondyneczkę.
    - Wybacz, wybrałam zły moment na wyjście z pokoju, ale usłyszałam, że moi rodzice już na szczęście sobie poszli - odezwała się Jocelyn do panny Eagle nalewając sobie wina do pełna.
    - Hm Ty i moj brat, co? To tak już na poważnie?- szeptała tak, by zajęty Devil nie mógł usłyszeć, ze sie o nim plotkowało.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  26. Lucas przechadzał się w tę i z powrotem, z córką na rękach. Skupiła na niej cała swoją uwagę, co czterolatka nagradzala uśmiechem i tłumaczeniem tego co znajdowało się na jej sławnym rysunku. Black nie miał jeszcze instynktu ojcowskiego, jednak to, iż trzymał ta kruszyne na rękach pozwalało mu odzyskać względna równowagę.
    Jocelyn uśmiechnęła się niemal drapieżne do blondynki, tym samym nie pozostawiła ani grama wątpliwości o powiązania z Lucasem. Można by rzec, że była nieco lagodniejsza wersja swego strasznego brata.
    - Nigdy go takim nie widziałam, więc albo coś jest na rzeczy, albo biedny najadł się grzybów halucynogennych- zaśmiała się cicho pod nosem, lecz gdy i jej rozmowczyni spowazniala spojrzała na nią przenikliwie. Iskierka były słabsze niż u brata, jednak nadal niepokojące.
    - Jeszcze nie wiem jak długo tu zabawie. - zerknela na Lucasa.
    - Pewnie nieco dłużej sądząc po tym, że przyda mu się pomoc - może będąc dziećmi nie mieli najlepszych relacji, lecz po osiągnięciu pewnego wieku chyba oboje zmadrzeli.
    - Dziękuję za propozycję na pewno przemyśle - uśmiechnęła się przyjaźnie do blondynki popijając wino, którego ubywalo z każdą chwilą. Słysząc wzmianke o kocie mało się nie zakrztusila.
    - Nic dziwnego. Lucas nie znosi kotów, chociaż sam czasem zachowuje się jak ich najgorszy gatunek - powiedział kręcąc głową na wspomnienie kilku potyczek szatyna z futrzakami. Chciała coś jeszcze dodać, ale Clarrisa wyciągnęła w jej kierunku rączki.
    -No to zamiana - Powiedział Black, a Jocelyn nie oponowała.
    -Jak widać udało mi się - odpowiedziała jeszcze pannie Eagle puszczają perskie oko.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  27. Mężczyzna bez żadnych oporów dał się poprowadzić na kanapę, aczkolwiek na jego czole pojawiał się charakterystyczną zmarszczkami. Nie wiedział jakich pytań mógł się spodziewać od panny Eagle, skoro poważne tematy zostały odłozone na bok. Niemniej jednak usiadł na kanapie i uważnie jej się przyglądał tak jak to miał w zwyczaju. Rozluźnienie było widoczne, lecz rozbawienie już opuściło jego oczy.
    Słysząc pierwsze pytanie uniósł nieznacznie jeden kącik ust w zawadiackim uśmiechu.
    - Myślisz, że mógłbym się nie zgodzić? - odpowiedział zaczepne, lecz z powagą. Nie chciał, by kobieta musiała wracać do swojego mieszkania, gdy jego własne było na tyle duże, by pomieścić ich wsszytskich.
    - Możesz zostać tak długo jak tylko Ci się podoba - dodał po chwili, ale zminimalizowal czułości do poglaskania jej po dłoni. Kolejnego pytania się nie spodziewał, gdyż w zawirowaniu własnych, nowych obowiązków kompletnie zapomniał o 'porzuconej' sprawie. Zmarszczyl nieco czoło słuchają wyjaśnień blondynki.
    - Nie ma najmniejszego problemu, a wariata z niego nie zrobią. - zagryzl szczęki kryjąc złość, która w nim wzmogla momentalnie.
    - Będę potrzebował nagrań z monitoringu strzelnicy, więc potrwa to kilka dni. - spojrzał na Clary wiedząc, iż ktoś będzie musiał przejąć opiekę nad córka na ten czas. Niestety Sebastian wziął sobie wolne na kilka dni, więc nie zamierzał mu zwracać głowy.
    - Hmm w zamian, czy mogłabyś przypilnowac Clarissy? - zapytał nieco niepewnie, ponieważ w jej obecnym stanie nie chciał jej obarczac dodatkowym zadaniem. Swe oczy przeniósł z blondynki na siostrę, która tańczyła z czterolatka na rekach.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  28. Mężczyzna na pozór nieco się rozluźnił, gdy blondynka wspomniała o jego córce i siostrze. Faktycznie ten mały skrzat, z którym dane mu się było wychowywać bardzo szybko zjednywał sobie wszystkich wokół. Mimo to, udało się szatynce zachować równie ostry pazur co jemu samemu, co podziwiał. Był może mistrzem w zmianie mask, lecz Jocelyn była jedyną osobą na świecie, która biła go na głowę. Tylko z nią mógł przegrać.
    Black zamyślił się na dłuższą chwilę, a do rzeczywistości sprowadziła go uwaga kobiety. Nagle napięcie wróciło, a na juz na pewno czujność.
    - Samotność nie jest czymś strasznym, jeśli człowiek potrafi się z nią odpowiedni obchodzić - powiedział z powagą, lecz w duchu przyznał pannie Eagle racje, iż dzięki Clary już nigdy jej nie zazna w takiej odsłonie jak niegdyś.
    - Nigdy nie przestanę być tym kim jestem i byłem. Dlatego radze, by nic istotnego przede mną nie ukrywać - wyszeptał wprost do jej ucha niskim głosem, a z jego oczu biła determinacja. Wstał z kanapy i z przyklejonym uśmiechem ruszył, by znów porwać córkę na ręce.
    - Clarisso pamiętaj mnie możesz powiedzieć wszystko, nawet jeśli jest to najgorsza prawda - niby się uśmiechał i zwracał do czterolatki, a jednak jego oczy wwiercały się w straszą z blondynek. Skąd mogła wiedzieć, że lubił się mścić? Cóż o nim si dowiedziała, czego światło dziennie nie ujrzało? Może jednak nie powinien stawać się wobec niej tak ufny?


    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  29. Jeden kącik jego ust drgnął, gdy kobieta się odezwała. Tego się w sumie spodziewał, ponieważ ona nigdy nie ustepowała w swych przekonaniach, jak i on. Może to właśnie, to go tak do niej ciągnęło.Fakt, że stoi twarzą w twarz z osobą, która ma swe zdanie i nie uhnie się pod jego lodowatym, czy palacym spojrzeniem. Tylko dwie osoby prócz niej opanowały ta sztukę do perfekcji, a należały do nich obecna w mieszkaniu siostra, a także Sebastian, który niemalże go wychował.
    -Clarisso widzisz Elaine też ma rację, ale pamiętaj Ty przed tata niczego nie ukrywaj - powiedział I w końcu oderwał to zaciekle spojrzenie od blondynki na kanapie.
    - Czy ten kurczak jest jesz w jadalny? - zapytała nagle Jocelyn zasiadają w jadalni. Tylko ona była w stanie nie przejmowac się ta wymiana zdań.
    - Czy Ty siostro kwestionujesz moje zdolności kulinarne? - niemal warknal Black, lecz było w tym o wiele więcej łagodnościniz zazwyczaj. W tym samym momencie szybką wstała i łyżka zdzielila go po głowie.
    - Pamiętaj z kim rozmawiasz. Swoje sztuczki zachowaj dla sądu i tak kwestionuje. Gdy wyjeżdżam to przypaliles jajecznica! - zaśmiała się wrednie pokazując mu konkiszek swego języka. Niby taka dorosła, a taka dzieci na. Może dlatego tak łatwo złapała konatkt z czterolatka. Lucas zacisnal szczęki i usadzil córkę na wolnym krześle, by uwolnić dłonie.
    -Ciebie też już tu dawno nie bylo, a na tej łyżce był sos - tym samym zaczął ja gonić dookoła stołu, jednak kobieta była syzbka I umykala mu za każdym razem. Gdyby tylko panna egale znała ich za dzieciaka to ta scena niczym, by jej nie zaskoczyła. Clary siedziała na krzeslku i radośnie dopingowala Lucasa na zmianę z nową ciocia.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  30. [ No wiesz… Wybaczam :D Sama też się dopiero rozkręcam. ]

    Jęknęła podnosząc się z pomocą kobiety.
    - Spokojnie, przeżyję, nic takiego się nie stało - stwierdziła i uśmiechnęła się do niej krzywo. - Tyłek mnie poboli, co najwyżej, przez parę dni. Gdyby tylko taki ból istniał… - westchnęła, na chwilę odlatując myślami do innego świata. Zaraz jednak potrząsnęła głową i wyprostowała się. - No, ale skoro pierwsze koty za płoty mamy za sobą, to jestem Jen i lubię malinowy dżem - oznajmiła i wyciągnęła w kierunku Elain dłoń. Czasem potrafiła być bezpośrednia. Po co sobie utrudniać życie? - A wody się chętnie napiję. Nawet czegoś mocniejszego - dodała zaraz i na powrót siadła na stołku. Tym razem już nie miała zamiaru z niego spadać.
    Szybko oceniła wzrokiem sytuację w lokalu. Parę osób jeszcze jej się przyglądało. Pewnie byli ciekawi, czy Jen była jakąś wariatką, czy upadek był na tyle mocny, że spowodował wstrząs mózgu. Kto normalny zachowuje się w ten sposób?
    Musiała przyznać, że chętnie podjęłaby pracę w takim miejscu.
    Położyła łokcie i dłonie na bar, palcami wystukując na nim przypadkowy rytm. Przygryzła dolną wargę i wzięła głęboki wdech.
    - Nie potrzeba tu może jakiegoś dodatkowego barmana? Czy coś…? - zapytała początkowo nieśmiało, lekko pochylając głowę do przodu. Chyba faktycznie była na tyle zdesperowana, by wepchnąć się komuś w biznes, by zająć jakąkolwiek posadę. Przecież rachunki same się nie opłacą, a Harold nie stanie się rolnikiem i ziarenek magicznej fasoli również nie zasadzi. - Mieszkałam chwilę na karaibach, znam egzotyczne mikstury, całkiem ciekawe drinki… - ciągnęła, wciąż przyglądając się kobiecie. Próbowała wyczytać z jej twarzy cokolwiek… Jednak z marnym skutkiem.


    Jen Woolf

    OdpowiedzUsuń
  31. Lucas nie tyle był uległy w wypowiedzianych słowa, co zrozumiał, iż swym uporem może jedynie oddalić od siebie El. Wiedział jak skończyło się to ostatnim razem. Mimo, iż będzie musiał bardzo się postarać to czuł, że warto. Jego myśli od poważnych spraw został oderwane przez ukochaną siostrzyczkę, która była złem wcielonym.
    Po kolejnym okrążeniu zmienił kierunek tym samym szatynka wpadła w jego ramiona, a następnie z niesłychaną lekkością została przewieszona przez ramię.
    - Niby taka dorosła, a nadal nabierasz się na najprostsze sztuczki - zaśmiał się w głos, gdy Jocelyn mruczała coś pod nosem niezadowolona.
    - A kurczaka trzeba podgrzać - dodał odpowiadając na wcześniejsze pytanie tej niewiasty i usadził ją na jednym z krzeseł. Sam opadł na wolne miejsce obok. Kilka dni przerwy od treningu juz dawały mu się w kość.
    - Tata wyglal!- klasnęła w dłonie czterolatka zadowolona z takiego obrotu sprawy.
    - Tata zawsze wygrywa - dodał Lucas głaszcząc blond czuprynkę.
    - I nigdy nie wie kiedy warto odpuścić - obruszyła się Joce popijając resztki swojego wina. Nie była wcale na niego zła, bo faktycznie przypominało to stare, dobre czasy.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  32. Black również patrzył na blondynkę wiedząc do czego pije. Gdyby nie to, że jest tak uparty, ich znajomość dawno by się zakończyła. Traf chciał, że mężczyzna nie spuścił z niej wzroku toteż od razu zauważył, że coś jest nie tak. Zerwał się z krzesła i podleciał do kobiety. Nie musiałą nic mówić, by zauważył, że rana się otwarła.
    - Cicho, nic nie mów - szepnęła do jej ucha i otulił tak, by nie opadła kompletnie na ziemię. Najchętniej zaniósłby ją do samochodu i od razu zawiózł do szpitala, jednak wypił szklankę whiskey.
    - Co się dzieje?- Jocelyn również wstała od stołu, ponieważ sprawa wyglądała na bardzo poważna.
    - Okej dzwonię po pogotowie - powiedziała wyciągając z kieszeni komórke, lecz Black pokręcił przecząco głową.
    - Szybciej będzie taksówką. Zajmij się Clary - dodał nie czekając na potwierdzenie i najdelikatniej jak potrafił wziął Elanie na ręce. Jego zmarszczone brwi odzwierciedlały troskę i ból na myśl, że coś może się stać jego cennej towarzyszce.
    Żółty samochód jakich wiele w Nowym Jorku stał już pod apartamentowcem. Szatyn ułożył Eagle na tylnym siedzeniu, a sam usiadał zaraz obok, by w razie potrzeby ją przytrzymać.
    - Do szpitala, natychmiast!- warkniecie zadziałało na młodego kierowce niczym szok elektryczny i ruszył z iskiem opon zapewne łamiąc kilka przepisów po drodze.
    - Nie pozwolę, by coś Ci się stało El - chwycił ją delikatnie za dłoń, a dy dotarli na miejscy znów wziął ją na ręce. Kierowcy zapłącił o wiele za dużo, ale to nie miało teraz żadnego znaczneia. Wparował na ostry dyżur z blondynką, której rana nie wyglądała na lekką.
    - Potrzebujemy lekarza. ana postrzałowa się ponownie otwarła- mimo emocji, które nim targały mówił składnie i przekazywał informacje, które było potrzebne w pierwszej kolejności.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  33. Black pokręcił głową z lekkim uśmieszkiem, gdy wypomniała mu jego własny gniew. Umiał bez problemu wybierać co w danej chwili miało znaczenia, a jego złość na blondynkę zdecydowanie wyblakła, w zderzeniu z cieniem szansy na jej utratę.
    - Wiesz o co byłem, jestem i będę zły, ale sam nie jestem aniołem - ucałował ją jeszcze w czoło nim oddał ja w ręce lekarzy. Czekał dość długo na korytarzu i spodziewał się, że pielęgniarki, czy tez sam doktor nie pozwolą mu tu dłużej przebywać. Nie zmierzał ustępować.
    - Radze sprawdzić kto zajmuje się prawnymi sprawami szpitala, a później mi kazać się wynosić. Zostanę tak długo jak będę chciał - warknął. Nikt, ani nic nie będzie stało na jego drodze do tego co było dla niego ważne.
    Po cichu wszedł do sali, w której leżała kobieta i ostrożnie podszedł do jej łóżka.Wydawała się jeszcze bardziej blada niż, gdy jechała na opatrunek. Nie był pewny, czy śpi, czy nie, więc tylko pogłaskał jej wierzch dłoni.
    - Nie zostawiaj mnie. -szepnął pewien, że tego nie usłyszy.W takich momentach człowiek dopiero zdaje sobie sprawę jak bardzo ktoś jest dla niego ważny i jak bardzo życie bywa kruche. Nie ważne pieniądze, nie ważna sława, skoro i one nie są w stanie zapobiec wszystkiemu.


    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  34. Na całe szczęście Rebecka powoli zaczynała się uspokajać dzięki porcelanowemu słonikowi i takiemuż kubkowi z ręcznie malowanymi flamingami oraz memu wcześniejszemu pojawianiu się w domu przez kilka kolejnych dni, toteż zamiast rzucać jakieś nieprzyjemne uwagi posłała tylko krzywe spojrzenie, gdy oznajmiłem jej, że i dzisiaj będę jednak głównie poza domem.
    - Tylko uważaj na siebie i zadzwoń podczas drogi powrotnej. - przykazała, gdy naciskałem już klamkę.
    -Jasne. - odparłem krótko, kierując się prosto do windy.
    ***

    Po około półtorej godzinie przebijania się przez kręte uliczki Nowego Jorku dotarłem wreszcie na przybarowy parking, na którym z niemałym trudem wypatrzyłem jedno wolne miejsce, co tylko potwierdziło słowa Elaine dotyczące panującego tłoku.
    - Orden del capitán. - rzuciłem ze śmiechem, mając nadzieję, że, nawet jeśli nie zna hiszpańskiego, domyśli się co miałem na myśli. - Mogę wiedzieć jakiego rodzaju to właściwie impreza? - spytałem kierując się już w stronę Meg, by odebrać jedną z przygotowanych przez nią tac. - Wolę wiedzieć jak powinienem rozłożyć siły, by dotrwać do końca. - wytłumaczyłem.

    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  35. Black na pewno nie spodziewał się takiego pytania wprost i nieco zesztywniał. Dopiero po chwili do niego dotarło, że blondynka jest na skraju snu,a jawy. Uśmiechnęła się kącikiem ust.
    - Chyba tak - odpowiedział pewien, że kobieta nie będzie tego pamiętać. Te kilka chwil uświadomiło mu wiele. Może nieco bardziej rozumiał swych klientów, którzy w imię tego górnolotnego uczucia stanęliby na rzęsach. On wiedział, że już teraz poruszyłby niebo i piekło, by ratować dwie blondynki, które pojawiły się w jego życiu.
    W sali zrobiło się naprawdę cicho i jego powieki również zaczęły opadać. W końcu ten wieczór dostarczył u nie mało emocji. Jednak szatyn miał sen niczym królik, bo wystarczyło, że pacjentka drgnęła, a on od razu otwierał oczy. Wtem faktycznie się przebudziła, gdy poczuł jak chce wstać.
    - Hej leż, nie wolno Ci się ruszać, bo szwy znów puszczą - powiedział szeptem jakby nie chcąc zaburzyć tej wsze obecnej ciszy.Pogłaskał ją po wierzchu dłoni na której nie miała podanej kroplówki, by nieco dodać otuchy. nie był w tym najlepszy, lecz dopiero się uczył.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  36. - Nie sprawiasz żadnych kłopotów, a o Clary się nie martw jest z nią Jocelyn - powiedział patrząc na kobietę z półprzymkniętych powiek, bo światło dostające się z korytarza nagle wydało się zbyt ostre. Podał kobiecie wodę, a następnie musiał grzecznie porozmawiać na temat tego, dlaczego nie opuści szpitala, pomimo widocznego zapisu w statucie placówki. Konie, końców postawił na sowim i nie opuszczał sali w której leżała blondynka.

    ***
    Black po tych kilku szlaonych tygodniach zaczynął sie pzywyczajać do swojej nowej codzienności, w któej pojawiły się dwie nadprogramowe osoby. Wiedział, że nigdy już nie będzie wracał do pustego domu, a czterolatka od progu - gdy nie wracał zbyt późno- witała go szerokim uśmiechem i szczegółowym sprawozdaniem całego dnia. Biorąc ją na ręce udawał się zawsze do panny Eagle, by skraść całusa bądź dwa, ponieważ nadal byli we troje. Ktoś, by powiedziała, że to kompletna nuda, lecz szatyn dzięki takiej odmianie mógł się w końcu rozluźnić i chociaż brakowało tej adrenaliny wiedział, że to tylko chwilowe. Wiedział, że nie moze szaleć z Elaine, bo szwy znów puszczą, a z drugiej strony nie chciał obarczać swej siostry dzieckiem.
    Ten dzień zapowiadał się jak jeden z wielu, które mieli ostatnio za sobą, lecz coś w intuicji Blacka nie pozwoliło mu się do końca rozluźnić. Czerwona lampa w głowie uciążliwie pulsowała, jednak prawnik nie widział ku temu przyczyny.
    Wszystko się rozjaśniło, gdy wsiadał do samochodu, by wrócić do domu. Jego telefon się rozdzwonił i miał pewność, że to Clarissa zmusiła El do wykonania kolejnego z połączeń. Jak bardzo się mylił.
    - Lucas pomocy!!- usłyszał płaczliwy głos swojej siostry, którego nie będzie mógł wymazać do końca swych dni. Trybiki w jego głowie przestawiły się do akcji, a oczy tworzyły szerzej.
    - Jesli chcesz widzieć tę ślicznotkę żywą zrobisz to co Ci powiem - nie raz nie dwa wyobrażał sobie, co by zrobił w takiej sytuacji, gdyby ktoś miał nad nim taką przewagę, ale kompletnie nie przewidział tego. Nie miał się do kogo zwrócić, bo Sebastian nadal nie dawał znaku życia, a policji w takich sprawa raczej nie warto było ufać. Oni mieli procedury, a on noże i pistolet ukryte w bagażniku. Szybko wysiadł, by się w nie uzbroić, a następnie w piskiem opon ruszył w wyznaczone miejsce. W drodze zadzwonił do domu.
    - Hej, to ja wybacz nie wrócę na noc.. Coś mi wypadło. Zaopiekuj sie Clary i za nic w świecie nie wychodź z mieszkania! - tyle i koniec. Mknął ulicami Nowego Jorku, by wkrótce znaleźć się na jego mniej uznanych obrzeżach.

    ***
    Godzinę później do apartamentu Lucasa wpadł blady jak ściana Sebastian. Oczywiście, że miał zapasowy klucz, w razie potrzeby.
    - Gdzie jest pan Black?- nigdy chyba nie był tak szczery w okazywaniu emocji jak w tym momencie.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  37. [ Mnie przez ten tydzień rozbiło harmonogramowo i przez to odpisy są z mocnym poślizgiem ]

    - El… ładnie - stwierdziła uśmiechając się szeroko. Wzięła szklankę z wodą i upiła kilka dużych łyków, po czym postawiła naczynie na blacie i wydała z siebie wydźwięk zadowolenia. Była bardzo spragniona. - No cóż, whisky z colą też nie pogardzę - dodała zupełnie poważnie. Zauważyła, że od czasu, kiedy mieszkała na Karaibach, jej organizm przyjmował tak samo dobrze o każdej porze dnia alkohol, nie ważne - dodatkowo - czy coś jadła, czy piła na głodniaka. Oczywiście, nie zataczała się już o siódmej rano, przecież jakieś granice trzeba mieć! Ale kiedy innej opcji nie było… Cóż, miała po prostu przyzwyczajony żołądek i wątrobę.
    Przez cały ten czas, gdy El mówiła o warunkach pracy, Jen kiwała głową. Rozumiała, że przecież nie może się wepchać “na gębę”, skoro kobieta nie potrzebowała dodatkowego pracownika. Lecz zawsze warto było próbować, prawda?
    - Hm.. - zastanowiła się, przewracając oczami i robiąc usta w dzióbek. - W zasadzie… Bardzo - dodała, delikatnie przekrzywiając głowę na bok. - Dopiero zahaczam o to i owo, co prawda znalazłam już jedno miejsce, gdzie pewnie pobędę przez dłuższą chwilę, ale… No, warto mieć zawsze jeszcze coś w zanadrzu - uśmiechnęła się kącikami ust. - W zasadzie, to nawet bardziej by mi pasowało przychodzić tutaj okazyjnie, wtedy na pewno byłabym całkowicie przygotowana i gotowa do akcji! - Zaśmiała się wesoło i wypięła dumnie pierś do przodu. Już układała w głowie plan, jak mogłaby jeszcze przekonać kobietę do siebie. - A co do sprawdzenia… Cóż, mogę przygotować kilka próbnych drinków. Nawet zaraz. Jeśli nie ma wszystkich składników, to skocze do sklepu - oznajmiła, już wstając ze stołka. Czekała jedynie na znak, co ma dalej robić. Doświadczenie miała, w dodatku bardzo dobre, więc nie musiała obawiać się niepowodzenia.

    Jen Woolf

    OdpowiedzUsuń
  38. Sebastian widząc jak kobieta się wybiera do wyjścia, a również zauważając swoją żonę wychylającą się z salonu domyślał się co blondynka zamierzała zrobić. Nie mógł do tego dopuścić, gdyż sytuacja zbytnio wymknęła mu się spod kontroli, gdy próbował odbić brata Eagle z rąk tamtej szajki.
    - Porwali Jocelyn - powiedział zimnym jak lód głos, a jego żona uniosła dłonie do ust tym samym maskując przerażenie, ktore się zrodziło z minuty na minutę.
    - Kochanie zostań z Clary i nikomu, ale to nikomu nie otwieraj! My mamy klucze. Kocham Cię- ucałował ją w czoło, a następnie ruszył do wyjścia.
    - Pan Black mnie za to zabije, ale za mną - rzucił do panny Eagle i biegiem pokonał dystans do winy, by zjechać na podziemny parking. Nim zasiadł za kierownicą otworzył bagażnik, w którym znajdowały się dwie, wielkie, czarne torby.
    - Prosze to założyć - podał kobiecie kamizelkę kuloodporną. Sam już dawno był odpowiednio przygotowany na to spotkanie, ale liczył, ze zatrzyma Lucasa i do ratowania będzie miał tylko jedną osobę, a nie nagle trzy.
    - Zakładam, że wiesz jak się tym obsługiwać - podał jej pistolet, a jego zwyczajowe "panno Eagle" zniknęło na moment tej akcji. Gdy już mieli wszystko co potrzebne pod ręką lub tez na sobie Silver zasiadł za kierownicą. Nie przejmował się obowiązującymi przepisami. Dzięki nadajnikowi w telefonie Lucasa bez problemu wiedział, gdzie ten się znajduje, chociaż nie było mu to potrzebę. W końcu znał lokalizacje barta Elaine.
    - Wiem, że nie zostaniesz aucie, ale chociaż trzymaj się za mną i nie zgrywaj bohaterki.Tylko tego nam brakuje. Już jeden 'bohater' dał się zagonić w paszczę lwa - mężczyzna liczył, że jego pracodawca, a jednocześnie podopieczny z dawnych czasów nie da się tak łatwo podejść, chociaż dobrze wiedział jak to jest gdy emocje biorą górę nad zdrowym rozsądkiem.

    ***
    Szatyn spokojnie zaparkował samochód pozostawiając kluczyki w skrytce, by w razie możliwości ucieczki jak najszybciej się stąd wydostać. Odetchnął głębiej przywołując na twarz zimną maskę, która nie miała litości dla wrogów. Sprawdził, czy pistolet i noże sa na miejscu, po czym wysiadł z samochodu. Wokół panowała niemalże idealna cisza,a on wiedział że kierować się musi do jedynego budynku w którym było zapalone światło. Czym był bliżej tym wyraźniej słyszał głosy, a także przekleństwa jakimi raczyła oprawców jego siostra. Nie było to dobre posunięcie, bo gdy wszedł do srodk jeden z oprychów wymierzył jej siarczysty policzek.

    Sebastian/Lucas

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Tknij ją jeszcze raz, a raz będziesz bez rąk!- zerknął Lucas wchodząc do pomieszczenia. Nie zbliżał się zanadto chcą mieć dystans do oceny sytuacji. Był sam,a ich pięciu. Szanse na wygraną zerowe, ale liczył chociaż na uwolnienie siostry.
      - No patrzcie kto się zjawił-zarechotał jeden.
      - Luc Ty głupku, po co tu przyszedłeś - jęknęła szatynka, a po jej policzkach spłynęły łzy. Wiedziała, że Black nie odpuści, zawsze taki był, ale teraz miał córkę, wiec powinien myśleć, że ta nie chce stracić również ojca.
      - Uratować Cię chochliku - uśmiechnął się blado, ale uśmiech zbladł natychmiast, gdy jeden z napastników po prostu na niego ruszył. Noże poszły w ruch szybciej niż się spodziewał, ale dzieki temu jeden leżał juz na ziemi, ale kolejny nie byli już tacy głupi, by atakować pojedynczo. Zasapany, nieco zraniony nie zamierzał się ugiąć. Parł do przodu. Walczyłby dalej, gdyby jeden z tych dupków nie przystawiłby Joce pistoletu do skroni.
      - Rozumiem - prychnął i rzucił noże na ziemię, a następnie ukłeknął z własnej woli, a mimo to został kopnięty. Oczy ciskały piorunami, lecz nie miał wyjścia, nie chciał jeszcze bardziej narażać życia swej siostry.
      ***
      Sebastian widząc samochód Lucasa przed jednym z budynków zatrzymał się natychmiast i niemalże wyskoczył ze swojej maszyny. Nie trudno było usłyszeć odrażające śmiechy i kilka obelg w znajomych dla wych uszu głosach.
      - Trzymaj się za mną. Wiem, ze ich znasz, ale teraz słuchasz się mnie albo wszyscy pojda do piachu - popatrzył ostatni raz na blondynka i ruszył do budynku najciszej jak potrafił.Nie zamierzał tam wparadować, a raczej zakraść się po cichu.

      Lucas/Sebastian

      Usuń
  39. Sebastian wychylił się nieznacznie, by ocenić sytuację. Trzech uzbrojonych napastników, jeden ranny, najwyraźniej nieprzytomny. Jocelyn została usadzona na krześle i związana, natomiast Lucas klęczał bokiem do nich i z tego co Silver zauważył jego ręce były wolne, tyle że jeden z oprawców dbał o to, by szatyn nie wykonywał żadnych niedozwolonych ruchów. Gdyby tylko miał pewność, iż Lucas posiadał jeszcze jakaś roń przy sobie nie wahałby się ani minut przed kroczeniem do budynku. Tak musiał, jednak brać pod uwagę najczarniejszy scenariusz.
    -- Lubię takie dziewczyny jak twoja siostra... kogoś mi przypomina... może mógłbym się zabawić, zanim ją oddam? Co o tym myślisz, Black? – odwrócił się na moment do kobiety wiedząc, że jego pracodawca nie popuści tego płazem.
    - Pamiętaj trzymaj się za mną – szepnęła i znów powrócił do obserwacji całej sytuacji.
    - Tknij ją, a obiecuję, że będziesz błagał o śmierć. Wyrżnę was powoli, a następnie może zabawię z waszym szefem skoro jest tak… - nie dokończył, bo wymierzono mu siarczysty policzek. Krew w ustach nie była dla niego czymś nadzwyczajnym. Kiedyś często wdawał się w bójki.
    Jeden z oprychów zbliżał się do szatynki, a ta mimo, iż starała się zachowywać dobrą twz do złej gry coraz bardziej nie mogła kryć przerażenia jakie ja ogarniało to były sekundy, gdy Lucas podciął tego co stał za nim i wyciągnął zza pasa broń i strzelił w kolano temu, który był zbyt blisko jego siostry. Furię miał wypisane na twarzy, chociaż był pewny, że zaraz zginie. Wtem rozległy się inne strazły, ale wcale nie wymierzone w niego. Odwrócił głowę i zobaczył swojego kierowcę. Tego mógł się spodziewać. Nie było casu na ckliwe powitania rzucił się w kierunku siostry, by jak najszybciej ją wyswobodzić.
    - Panno Eagle proszę zabrać siostrę Lucasa do samochodu! – rzucił Silver i dopiero wtedy Black zauważył blondynkę. Pobladł momentalnie, co ona tu do cholery robiła?! Chciał na nią nawrzeszczeć, ale oprych, który chciał położyć swoje łapska zaczął się głupio śmiać. Szatyn mił czystą urię w oczach, a jednoczenie jego postawa okazywała wielkie wyrachowanie.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  40. Lucas za to nie odgrywał niemal wzorki od blondynki. Co ona tu robiła? Czy nie wyraził się jasno, żeby siedziała z Clarissa w domu.
    -Clary.. - warknął nagle szatyn uważnie patrząc na swojego kierowcę zimnym wzrokiem.
    -Nic jej nie jest. Moja żona z nią została - wyjaśnił natychmiast wiedząc, że sam pewnie wychodziły z siebie, jeśli jego dzieciom groziloby takie niebezpieczeństwo.
    - Dlaczego Elaine przyjechała z tobą I co ty tu w ogóle robisz? - zapytał wypuszczając powietrze, które nieświadomie w sobie nagromadził. Nim Silver zdążył odpowiedzieć zza drzwi dobiegły ich krzyki i wyzwiska prawdopodobnie w stronę oprychow, ale człowiek nkeczgo nie mógł być pewien. Obaj panowie przeładowali broń i ostrożnie otworzyli przejście.
    - Patrick - cóż Sebastian nie mógł udawać, że nie zna mężczyzny, bo jego szok wyrażał więcej niż tysiąc słów.
    Prawnik za to bardzo szybko analizując sytuację zabezpieczył broń i beznamketnym głosem zakomunikował.
    -Wyjaśnienia. Teraz. - wiedział, że jego przyjaciel go oklamal, albo raczej nie wtajemniczył w całość swych działań.
    -Może nie tu I teraz? Kto wie ile ich jeszcze może przyjechać. Wracajmy - tym samym siwy mezczyzna próbował oddalić w czasie to co było nieuniknione. Obawiał się, iż prawda może zniczy więcej ludzi aniżeli milczenie.
    - następnie chce znać wszystkie szczegóły - autorytarny głos dawał do zrozumienia, że nie ma coś ie bawić w kotka i myszkę, gdy mleko się już rozlalo. Nieco kustykajac dotarł do swojego samochodu.
    - Spotkamy się u mnie. - nie chciał zmuszać siostry do przesiadki więc tylko ucalowal ja w czoło i odjechał z piskiem opon. Na blondynkę bal się spojrzeć. Miał dziwne przeczucia.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  41. Mężczyzna dotarł do apartamentu sporo przed resztą, ale dzięki temu i pomocy ze strony Sebastiana nieco się uspokoił. Kobieta bez zbędnych pytań przyniosła apteczke, a także szklankę z whiskey i opatrzyła ranę na twarzy szatyna. Ten był tak skupiony na tym co umknęło mu w całej relacji z panna Eagle, że nawet nie oponował, by się nim zająć. Oczywiście najpierw sprawdził z czy aby na pewno Clarissa jest cała i bezpieczna w swoim pokoju. Ucalowal ja w drobne czółko i zamknął za sobą drzwi, bo nie chciał, by wzbhrzobe rozmowy ja obudziły. Była zbyt rezolutna czterolatka, aby nie zauważyć, iż działo się co niedobrego. Nim reszta dotarła na górę on zasiadł na kanapie sacząc już drugiego drinka.
    ***
    Sebastian jechał w ciszy prosto do celu. Nie sprzeciwił się również blondycd, gdy poprosiła o odstawienie brata do niej do domu. To faktycznie mogło być o wiele mądrzejsze zagranie, aniżeli zabieranie go do mieszkania Blacka. Silver co jakiś czas zerkał w lusterko, by upewnić się, iż panna Black również wszystko było w porządku. Była bardzo milcząca, a nogi podsunela pod brodę. Po policzkach nie splywaly już łzy, ale nadal ich szlaki odznaczyły się na tle całej reszty. Nie było, więc nic dziwnego w tym, iż jako pierwsza wyskoczyła z pojazdu ruszając do windy. Kierowca chciał być tuż za nią, ale został zatrzymany.
    - Cieszę się, że nikt nie zginął,ale teraz pani wybaczy, panno Eagle, ale idę prosto po odebranie wypowiedzenia - głos miał zimny, ale jego oczy wyrażały coś na kształt smutku wymieszanego z ulga. Sam się na to zdecydował. Teraz musiał ponieść tego konswekncje.
    ***
    Drzwi otworzyła im Pani Frost,a następnie po konsultacji z mężem oddaliła się do sypialni Clary. Nie widziała do końca w co tym razem wplatał się jej mąż, ale miała nadzieję, że jakoś się to rozwiąże.
    - Jocelyn - poderwal się z kanapy szatyn i przytulił siostrę, która była roztrzesiona.
    - Nic mi nie jest - burknęła, ale widziała jaka była prawda. Nieco wbrew jej woli zaprowadził ja do swojej sypialni i ułożył w łóżku. Wrócił pełen determinacji i tym razem jego spojrzenie swidrowalo naprzemiennie Silver i Eagle.
    -Tak, więc? Kto jest tak cholernie uprzejmy, by wbijać nóż w plecy? - jego skarkaz był niemalże bolesny.
    Siwowłosy odchrzaknal, ale nie ugial się pod spojrzeniem pracodawcy.
    -Sytuacja jest, była o wiele bardziej skomplikowana - zaczął nie chce na starcie dolewac oliwy do ognia. Nie wiedział też jak wyplatać z tego wszystkiego blondynkę, jednak nie widział wielkiego pola manewru.
    -Dotarly do mnie informacje, iż ktos próbuje sie do Pana dostać za wszelką cenę, by dotrzeć do Pana ojca. Chciałem zbadać sprawę i najlepiej rozwiać po cichu.
    -Bez informowania mnie? A nawet jeśli chciałes to sam rozwiązać, to jakim cudem zamieszana jest w to panna Eagle? - nie był w stanie wmówić jej imienia, ponieważ wielka gula zbierała się w jego gardle. Spojrzał na nią o wiele za długo, a mimo zimnych iskief można było dostrzec rozczarowanie, ból i przez ułamek sekundy iskre nadziei.
    -Tylko bez kolejnych kłamstw. A może Ty mi to wytłumaczy? - zapytał podchodząc bliżej kobiety, a w jego postawie wszystko krzyczało jak bardzo jest zranikny i zadny zemsty. Pierwszy raz od lat otworzyl swoje serce na kogoś i co dostała w zmian? Porwanie siostry, siniaki i moralnego kopa w dupe.
    -Powiesz mi, że nic o tym nie wiedziałaś, a ten mężczyzna nie jest jakoś z tobą powiązany? Cholera Elaine - chwycił jej twarz w obie dłonie jakby chciał ją bardzo mocno scisnac, ale tego nie zrobił, wręcz przeciwnie odsunął się.
    -Dlaczego?


    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  42. Lucas domyślał się jaki udział w tym wszystkim mogła mieć blondynka, lecz nie sądził, iż tak znaczący. Sebastian trzymał się nieco z boku widząc jak ta deojak musi sobie pewne rzeczy wyjaśnić. Gdyby teraz się wtrącił to on wyszedł by na tym najgorzej. Stał jednak nieopodal, ponieważ obawiał się, iż Black mógłby poczynić pewne kroki, których by później cholernie żałował. Tak się jednak nie stało, lecz Silver wciaz nie przestawał być czujnym.
    Lucas natomiast pełen negatywnych emocji miotał się do momenty, w ktorym to Elaine wybuchła z całą prawda jaką, w końcu pragnął usłyszeć. Jego oczy ciemnialy z każdym jej kolejnym słowem, bowiem potwierdziła najczarniejszy scenariusz, który odrzucił dopuszczając ja do siebie.
    - Wiem, że jest dobry i nie to mam mu za złe, a to że zostałem oklamany. Widzisz Elaine ja bardzo nie lubię ludzi, którzy kłamią mi prosto w oczy lub zatajaja istotne fakty. Przypominaja mi bowiem ludzi, których z reguły wsadzam za kratki - uniósł jeden kącik ust w drwiacym uśmiechu, lecz zbladl on natychmiast, gdy usłyszał końcowke wypowiedzi kobiety. Zacisnał zęby i przez długa chwilę walczył z tym co powinien zrobić, a z tym co chciał. Gdyby te ostatnie słowa padły parę dni wcześniej byłby najszczesliwszyn mężczyzna na świecie, a teraz... Teraz sam nie wiedział co robić.
    - Kurw.a - zaklał pod nosem po czym podszedł do jej i machinalnie zamknął ja w swoich ramionach.
    - Nic ci nie jest? - zapytał o to co nurtowalo go odkąd opuścili budynek. Szczęki nadal miał nieco zacisniete, a w głowie totalny sajgon, lecz zamierzał uporządkować go po ustaleniu priorytetowych rzeczy, jak stan zdrowia każdego z osobna.
    -Sebastianie porozmawiamy jak tylko się z Tobą skontaktuje. Podziękuj żonie za opiekę nad Clarissa. Mam nadzieję, że nic Ci nie jest - końcówka wybrzmiala po chwili zawachania. Silver zrozumiał aluzje i niczym cień wraz z małżonką opuścili apartament Blacka. Zostali sami w salonie. Szatyn wypuścił ja z ramion i teraz mogła zobaczy jego bolesne spojrzenie.
    - Mam ochotę cię nienawidzić I zniszczyć. Taka moja natura, ale nie mogę, cholera... Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?! - potrzasnal nią lekko za ramiona szukając wyjaśnienia po czym znów ja przytulił, niczym osoba z rozdwojeniem jaźni.
    - Widzisz, że byśmy dali radę z Sebastianem - szepnął wtulajsc twarz w jej miękkie włosy. Czuł się jak przy pożegnaniu. Teraz wiedział na pewno, że to nie żadne głupie zauroczenie, ale jakaś kapryśna miłość. Bolało że go oklamla, ład chyba jeszcze bardziej bolało by gdyby odeszła.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  43. Mężczyzna słuchał wyjaśnień blondynki, a w jego głowie kelbilo się równie dużo pytań, co sprzecznych emocji. Nie przegrywał jej, by móc ocenić całokształt sytuacji. Wiedział, że tym razem była szczera, ponieważ chyba pierwszy raz widział ja, by się otworzyła przed nim do tego stopnia, by bez problemu mógł odczytać z jej twarzy kleviace się pod spodem zmartwienia. Był wściekły to fakt, ale nie do końca wiedzieć czemu starał się ja zrozumieć. Każda inna osobę wyprosilby już za drzwi i nie chciałby jej widzieć na oczy. Brzydzi się kłamstwem, nawet jeśli zostało wykorzystane w dobrej wierze. To nadal było kłamstwo. Nie rozumiał dlaczego mu nie zaufała, dlaczego nie powiedziała nic wcześniej, przecież zrobiłby dla niej dosłownie wszystko.
    Gdy się od niego odsuneła zacisnął mocniej zęby, ponieważ bez powoduje go oczy się zaszkliły. Czuł się znów tak jak wtedy, gdy miał naście lat, a wiele rzeczy zostało przed nim ukrytych przez rodzinę, co skutkowało cierpieniem jego i siostry. Przeczesal dłonią nerwowo włosy i chciał już cos powiedzieć, ale wtem z jego sypialni rozległ się krzyk.
    - Zostań tu. Siadaj, tyle chociaż jesteś mi winna - powiedział wiedząc, że Eagle będzie chciała postawić na swoim i opuścić mieszkanie. Miał nadzieję, że tego nie zrobi. Sam udał się do siostry, by ją uspokoić.
    -Joce, to ja Lucas już jesteś bezpieczna. Nic ci nie zrobili tym razem, spokojnie... - przytulił kobietę do siebie i ukołysał niczy Clary do snu. Mimo spazmstycznegi płaczu szatyna w końcu opadła na poduszki o wiele spokojniejsze. Black obawiał się takiego nawrót, ale czuł też że ona sobie z tym poradzi. Teraz była w zbyt wielkim szoku, by racjonalnie podejść do całej sytuacji, a wydarzenia z dzieciństwa mieszkały się z tymi, które miały miejsce dzisiejszego dnia.
    Wyszedł z sypialni z nadzieję, iż zastsnie tam blondynkę.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  44. - W takim razie nie powinno być najgorzej. - stwierdziłem, przypominając sobie te wszystkie razy, gdy byłem proszony przez któregoś z szefów hotelów, w których zdarzało mi się pracować, o przejęcie odpowiedzialności nad oficjalnym spotkaniem grona biznesmenów połączonym z imprezą muzyczną. Zwykle nie dość, że musiałem lawirować między nimi z tacami pełnymi kieliszków z najdroższym winem, to jeszcze zdarzało się, że ktoś z zaproszonych gości niestety skojarzył mnie z jakiejś popularnej gazety lub Internetu i koniecznie chciał wybłagać obietnicę współpracy z dworem hiszpańskim lub francuskim. A i tak najgorsze były kobiety, próbujące zaciągnąć mnie do wspólnego tańca. A czasem razem z nimi przychodzili dziennikarze. Tu przynajmniej o tych ostatnich nie musiałem się martwić. I to nie tylko teraz, ale, według zapewnień Elaine, nigdy. - Zapewniam Cię, że tutejsze zabawy są zdecydowanie mniej wymagające niż te iberyjskie. - dodałem, spoglądając rozbawiony na wywijające po parkiecie pary i w ostatnim momencie ratując pewną z nich przed wpadnięciem na zastawiony przekąskami stół.


    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  45. Szatyn był pewien, iż kobieta kolejny raz go nie posłuchała i opuściła mieszkanie, lecz wtem usłyszał jej głos za plecami. Odwrócił się, a gdy podeszła bliżej zauważył zaczerwienione oczy. Nie musiał pytać czy płakała, to było jasne jak słońce. Serce jeszcze bardziej mu się scisnelo. Nie chciał, by cierpiała, mimo iż tak bardzo go zraniła swym kłamstwem. Najwyraźniej jego uczucia były ponadto. Nadal nic nie postanowił, jednak wiedział, że podejmowanie decyzji, gdy jest wzburzony nikomu nie wyszło y na dobre. Toteż postanowił w miarę możliwości się uspokoić.
    - Zasnęła, ale nie najlepiej. Wróciły stare koszmary - powiedział przeczesujac dłonią włosy. Nie chciał więcej blondynkę tłumaczy, ponieważ nie był to czas ani miejsce na takie wyznania. Poza tym nie do końca miał prawo odkrywać przeszłość Joce bez jej wyraźnego pozwolenia. Jego siostra postanowiła zakopać tamte wydarzenia głęboko pod ziemią razem z oprawcami.
    Black ułożył delikatnie dłoń na policzku ukochanej patrząc jej prosto w oczy.
    -Nie płacz więcej w samotności, okej? - szepnął jakby bojąc się ja sploszyc. Kciukiem masował zaczerwienione ślady. Nadal się miotał, lecz w tym wypadku postanowił choć raz zaufać zdradzieckiemu sercu.
    - Nie żebym już Ci wybaczł, bo dużo mam do przemyślenia - zaczął poważnym głosem odsuwajac się od niej na jeden krok. Dzięki temu mógł ją obserwować w pełnej, nieco marnej, okazałości.
    - Ale obiecałem, że Cię nie zostawię i tego się będę trzymał, jeśli szczerze przyznasz, iż to co było między nami, nie było tylko gra - nieco się skrzywil na to ostatnie słowo i automatycznie wstrzymał oddech oczekując odpowiedzi. ta blondynka naprawdę naciagala jego wszelkie granice.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  46. Tego się kompletnie nie spodziewał. Stał przez moment kompletnie oslupialy, aż w końcu ruszył dłonie, by przytulić blondynkę do siebie. Jego serce ruszyło ze zdwojonym tempem, ale wcale się tym nie przejmował.
    - Już nic ci nie grozi. Będziesz bezpieczna obiecuję-powiedział calujac czubek jej głowy, a następnie odsunął ja od siebie, by móc spojrzeć w jej zaplakane, iskrzace oczeta.
    - Też Cię kocham. - dodał nieco mniej pewnie i zdecydowanie ciszej. Widać było jego zakłopotanie tym wyznaniem. Raczej rzadko komuś wyznawal uczucia, nawet jeśli chodziło o własną rodzinę.
    -Ale nie możesz mnie już oklamywac Elaine - dodał głośniej I ucalowal ja w czoło, a następnie przytulił najmocniej jak potrafił, lecz tak by jej nie uszkodzić.
    Mimo tragicznych wydarzeń dzisiejszego wieczoru mężczyzna nie był tak szczęśliwy już od bardzo dawna. Odetchnął głębiej dopiero teraz czując efekty starcia z bandziorami. Mruknął niezadowolony i poprowadził ich ku kanapie.
    - Wiem, że nie chcesz, ale musisz mi wszystko powiedzieć, abyśmy wraz z twoim bratem byli bezpieczni. Uwierz, że z Sebastianem damy sobie radę - ucalowal ja w skron nadla trzymając ja w swych ramionach. Kochał ta kobietę, po prostu najbardziej po ludzku, kochał.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  47. Mężczyzna pod żadnym pozorem nie zamierzał jej przerywać, w końcu chciał usłyszeć cała prawdę, a nie jej wybrane fragmenty. Mimo, iż postanowił jej wybaczyć i faktycznie nie opuszczać jego szczęki zacisnely się mocno słysząc kolejne wypowiedziane słowa. Po dzisiejszych wydarzeniach zdawał sobie sprawę z tego, że cała ta mistyfikacja miała głębsze dno, ale czy mógł przewidzieć jej zawiłośc. Może. Po kilku minutach spostrzegł, że kobieta nerwowo zaciska ręce na udach. Chcą dodać otuchy pogladził wierzch jej dłoni. Nie była z tym sama, już nie. Wściekłość obudziła się w nim na nowo, gdy poznał powód porwania Joce. Jak zwykle chodziło o ojca i jego ciemne interesy z przeszłości. Poderwał się z kanapy kląc siarczyscie pod nosem.
    - Oczywiście, że to jego wina-warknal do siebie, a dłonią uderzył w kuchenny blat, a nie tak dawno zagojona rana ponownie ukazała kropelki krwi. Spojrzał na naścienny zegar, który wskazywał druga w nocy. Postanowił wysłać Sebastianowi krótkiego smsa "Trzeba zamknąć sprawę. Jutro punkt dziewiąta biuro ojca." Nie oczekiwał natychmiastowej odpowiedzi, która jednak otrzymał
    "Tak jest." Uśmiechnął się pod nosem po czym wrócił do panny Eagle.
    - Elaine nie musisz się już martwić. Wszystko załatwimy jutro z rana. Ty i twój brat będziecie bezpieczni - zapewnił, chociaż wiedział, że to nie będzie łatwe do realizacji. Ale nie, niemożliwe.
    - Powinnaś się przespać i jeśli mógłbym prosić o opiekę nad Clarrisai Jocelyn byłbym wdzięczny - dodał chociaż im wszystkim przydałby się chyba sam Anioł Stróż.
    Z racji, iż jego siostra zajęła sypialnie musieli chcąc nie chcą przespać się na kanapie w salonie. Na szczęście gdy urządzanie ten apartament dał się na mówić na rozkładana wersję.
    -Wstaniesz? Zrobię łóżko i chociaż spróbujemy zmruzyc oczy, co? Jeśli chcesz jutro twoje rodzeństwo może tu przyjść. Wydaje mi się, że bezpieczniejszego miejsca nie znajdziemy-próbował się uśmiechnąc znając zabezpieczenia całego budynku, które i tak zamierzał podwoić od świtu. Tym samym w eter poszedł kolejny sms. Musiał być przygotowany na najgorsze, a raczej nie on, a jego ojciec. Jeśli dostanie go jutro w swoje ręce to pierwszy raz chyba odważy się podnieść na niego ręce. W końcu to przez niego najbliższe mu osoby były śmiertelnie zagrożone!

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  48. Dał się poprowadzić kobiecie, a gdy wspomniała o jego dłoni spojrzał zaskoczony na krew, która postanowiła ujrzeć światło dzienne.
    -To nic - mruknął wycierajac ciecz o spodnie. Nie było mu ich szkoda, gdyż już po przejściach na przedmieściach strój był do wyrzucenia. Spojrzał na kobietę, jakby widział ja po raz pierwszy.
    - Dla mnie jesteś... Po prostu.. - błądził spojrzeniem po salonie. Był zakłopotany. Wielki Black nie potrafił mówić o emocjach, a przynajmniej nie w tak otwarty sposób. Dzisiaj robił wyjątek, ponieważ miał wrażenie, że oboje tego potrzebowali.
    -Zbyt cenna. Nie pozwolę by coś Ci się stało-dokończył. Tego co nastąpiło później się nawet spodziewał I szczerze nie chciał walczyć już z blondynka, która swej upartosci dowiodła nie raz, nie dwa.
    - Pozwól że zamówię Ci chociaż taksówkę - najchętniej sam odwiózłby ja do domu, lecz nie miał z kim zostawić Clarissy i Jocelyn, a także wypił znaczącą dawkę alkoholu. Chwycił za telefon i zadzwonił po taryfę dla Eagle po czym przytulił ja jeszcze raz.
    - Pozbedziemy się problemu - szepnął opierając na moment policzek na czubku jej głowy. Przymknal powieki. Był zmęczony, jednak watpil by mógł zmruzyc oko dzisiejszej nocy. Tą otopijna chwilę przerwał sms od kierowcy czekajacego już pod budynkiem. Szatyn bez słowa odprowadzil blondynkę do windy. W momencie gdy drzwi się już zamykały mogła dostrzec w jego oczach szaleńczą determinację. Teraz już nikt ani nic nie mogło go powstrzymać przed zemsta. Nim usiadł znów na kanapie poszedł do pokoju córki, by sprawdzić, czy krzyki jej nie obudziły. Na szczęście spa ła niczym suseł.
    - Nic ci nie będzie... - szepnął, a później napisał ostatniego tego wieczoru smsa do panny Eagle "Napisz jak dojedziesz. Wyspij się... Twój Lucas."

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  49. Szatyn praktycznie nie zmruzły oka analizując sytuację w jakiej się znaleźli. Wiedział, że pierwsza osoba do której musi dotrzeć jest jego własny ojciec. To on był powodem całego zamieszania i zagrożenia życia, nie tylko jego, ale i również Jocelyn, Clarissy, a także Elaine. Nie chciał nawet myśleć co mogłoby się wydarzyć, gdyby nie fakt, iż Silver pojawił się w odpowiednim momencie. Black wcale nie ukrywał tego, że nie panował nad sytuacją, ponieważ było to bardzo dobrze widać.
    Wstał niemal o świcie, umył się przebrał i opatrzył zraniona dłoń. Gdy zapinał koszule w salonie ktoś przytulił się do jego nóg. Uśmiechnęł się delikatnie patrząc na zaspaną czterolatkę, która w tak krótkim czasie oswoila się z myślą, że to właśnie on jest jej ojcem.
    - Dzień dobry Clarisso - powiedział biorąc ją na ręce i niosąc do kuchni. Dziewczynka przytulała swego niebieskiego królika obserwując gotującego tatę. Po kilkunastu minutach dołączyła do nich siostra Lucasa. Wyglądała jakby przeżyła niezłą imprezę, ale oboje wiedzieli, iż wczorajsze zdarzenie z imprezą miało niewiele wspólnego.
    - Nie pytaj - szatynka uniosła jedna dłoń do góry, a następnie zrobiła sobie kawy. Po czym widząc baratanice uśmiechnęła się szeroko jak gdyby nigdy nic i zaczęła z nią rozmawiać. Mężczyzna dokończył śniadanie, a następnie spojrzał na zegarek. Było już kilkanaście minut po ósmej. Eagle obiecała się zjawić z rana, a tymczasem nie odpisywał nawet na jego wiadomości. Lucas nie ukrywał zdenerwowania, ale opuścił mieszkanie dopiero pół godziny później, gdy zjawił się Sebastian wraz z żoną, która to ponownie miała bawić się w opiekunkę.
    - Coś jest nie tak. Jedziemy do Elaine - powiedział, gdy już wsiadali do samochodu. Kierowca bez ociagania wypełnił polecenie i mimo porannych korków dotarli na miejsce w ekspresowym tempie. Szatyn z dudniacym sercem wbiegł po schodach, a następnie bez żadnego problemu wszedł do mieszkania.
    -Elaine? - zawołał, lecz odpowiedziała mu cisza. Wtem razem z Sebastianem weszli do salonu.
    -Kuuurwa.. - ni to wrzasnął, ni to warknął, a następnie podszedł do kanapy. Ciało mężczyzny wyglądało tragicznie, lecz szatyn wyczuł lekko zauważalny puls.
    -Karetka - odwrócił się, by zauważyć, iż jego pracownik już dawno rozmawia przez telefon. Szatyn starał się jakoś zatamować co poniektore rany, a gdy zjawiła się ekipa ratunkowa przeszukałem mieszkanie. Po kobiecie nie było ani śladu. Panika, wściekłość i żądza zemsty narastały w nim z minuty, na minutę. Starszy z ich dwójki zajął się formalnościami, a tym czasem Black już jechał do ogromnego wieżowca, w którym mieściło się imperium Richardson&Black. Był pewien, że ojciec już dawno siedzi w swym wygodnym fotelu przeglądając nieliczne sprawy jakimi się aktualnie zajmował. Był kompletnie nieświadomy tragedii jaka rozgrywała się aktualnie w życiu syna.
    -Dzień dobry Panie Black, pana ojciec jest aktualnie zajęty - poinformowała go młoda - A jakże - asystentka, gdy wtargnął na odpowiednie piętro. Szatyn nic sobie z tego nie robił i wszedł niemalże z buta do gabinetu. Siwiejacy prawnik podniósł zaskoczony wzrok na przybysza już szykując riposte, ale nie było mu dane jej wypowiedzieć. Bowiem Lucas dostał się do niego w dwóch susach i złapał za krawat.
    - W jakie bagno nas znów wplatałeś? - warknał niskim głosem. A jego oczy były przepełnione furia. Nie przyszedł tu na pogaduszki, a po konkretne informacje.
    -Nie tym tonem - zaczął szarpać się starszy z dwójki, lecz jego pierworodny był silniejszy, o wiele silniejszy.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  50. - Należy Ci się o wiele gorszy ton. Przez twoje ciemne interesy Jocelyn znów została poprawa, ja pobity, a teraz życie innych osób jest zagrożone. Rozumiesz?! Znów przez Ciebie porwano Jocelyn- krzyczał, wracał i o mały włos nie spoliczkował swego, technicznie rzecz ujmując szefa. Chwilę trwało nim atakowany poskładał wszystkie informacje do kupy, ale potulnie podał Lucasowi to po co przyszedł. Widać było, że śmiertelnie się przeraził, a bladosc na jego twarzy tylko utwierdzała go w przekonaniu, że to nie były zwykle porachunki z płotkami czarnego światka.Szatyn zabrał dokumenty i ruszył do wyjścia.
    - Co z Jocelyn? - usłyszał za swymi plecami.
    - Sam jej zapytaj - I tyle go widziano. Budynek opuścił równie szybko co się w nim pojawił. Zadzwonił do Sebastiana, by podać mu najistotniejsze informacje z otrzymanych papierów. Okazało się, iż do części z nich Silver dotarł na własną rękę. Było w nich kilka adresów, które należało sprawdzić w trybie ekspresowym. Łamanie przepisów drogowych było ostatnia rzeczą jaka przejmował się mężczyzna. Gnał przez kolejne alejki, by unikać korków na głównych drogach.
    - Znajdę Cię... Znajdę żywa - powtarzał mocniej zaciskajac dłonie na kierownicy.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  51. Lucas na szczęście jechał jako pasażer w momencie otrzymania zarówno pierwszego zdjęcia, jak i drugiego. Gdyby nie fakt, iż to Silver prowadził pojazd już dawno rozbiłby się na najbliższym zakręcie.
    - Sebastian pospiesz się do jasnej cholerny. Oni ja zabija - warknał na pracownika, przyjaciela, jedyna osobę na której mógł polegać, chociaż wiedział, iż ten robi wszystko co w jego mocy. Za nimi podążało drugie auto, a w nim dodatkowe wsparcie załatwione wspólnymi siłami. Nie wiedzieli ilu przeciwników tam zastaną, lecz było pewne, iż żaden z tamtych miał nie wyjść z tego żywy. Lucas nie musiał tego głośno komunikować. To było jasne jak słońce. Zadarli nie z tym człowiekiem co chcieli. Myśleli, że będzie się zachowywał jak ojciec. Płacił potulnie haracz, ustepował na każdym kroku i podawał przeciwników na tacy. Dobre czasy się skończyły już dawno temu, a teraz szatyn zamierzał postawić kres.
    Gdy samochód się zatrzymał spojrzał zaskoczony na budynek przed sobą. Najwyraźniej była to jakaś średnio zadbana placówka wychowawcza, a był pewien, że nic takiego nie istniało na liście otrzymanej od ojca.
    - Gdzie my jesteśmy? - zapytał nim wyszli z samochodu.
    - Proszę mi zaufać i odbezpieczyc pistolet - Frost nie czekając na pozwolenie, plan działania i inne opozniajace ich czynności ruszył jako pierwszy. Black nie pozostał wcale w tyle, a jego cała postawa świadczyła o jednym - był zadny zemsty. Nie zwazał na konsekwencje. Oprócz nich była jeszcze czwórka mężczyzn specjalizujących się w cichej likwidacji niewygodnych delikwentow. Normalnie Lucas nie podjąłby się współpracy z kimś takim, lecz został przyparty do muru. Nim sami wkroczyli do buty ku dwóch badziorow już leżało w rozrastajacych się kaluzach własnej krwi. Pomieszczeń było sporo, ale tylko z jednego dochodziły jakieś głosy. Bez chwili zastanowienia szatyn ruszył w tamtym kierunku i zobaczył dwóch mężczyzn, jeden wyglądał całkiem przyzwoicie w skrojonym na miarę garniturze, a drugi najpewniej był czymś na kształt prywatnego ochroniarza.
    - Gdzie jest dziewczyna? - zapytał po zakradneiciu się do szefa od tyłu i przyłożenie mu spluwy do skorni. Minute później dołączył do niego Sebastian, więc i dryblas nie miał jak zareagować. W przeciwieństwie do swego pracodawcy Silver postrzelił ochroniarza w kolano, by ten nie próbował żadnych sztuczne, a następnie ogluszyl go rękojeścią pistoletu. Następnie bez ociagania związał go przy pomocy znalezionej narzuty. Widać było nie mała wprawę w tego typu akcjach.
    - Chyba nie uslyszales pytanie, ale gdzie jest dziewczyna?! - warknał jeszcze raz szatyn po czym w końcu ruszyło w odpowiednim kierunku. Wokół panowała niemal idealna cisza przerywania jedynie ich licznymi krokami. Widząc ciało na ziemi szatyn zostawił oprawę pod opieką reszcie, a sam pobiegł do niej jak najszybciej to było możliwe. Objął ja delikatnie i nakryl marynarka, gdyż nadal była naga.
    - Elaine już jestem, przepraszam, przepraszam - przytulił ja I poczuł jej bijące serce natychmiast zadzwonił po pogotowie. Ułożył ja w pozycji bezpiecznej, a jednocześnie takiej, że stety niestety mogłaby widzieć co się dzieje, gdyby tylko była przytomna. Szatyna powoli podszedł do bandziora podeijaajc najpierw jeden, a później drugi rękaw czarnej koszuli.
    - Kto ją tak urządził? Kto śmiał dotknąć jej ciało? - mruczał, a oczy miał zwezone i pełne lodu. Wtem zatrzymał się i z do skoku przywalil mężczyźnie w twarz.
    - Miałeś interesy z moim ojcem to jego trzeba było tu wiezic. - kolejny cios.
    -Za mało kasy? trzeba iść pracować - kop w krocze.A później uśmiechnął się niczym szaleniec. Tak już dawno nie mógł się na nikim zemścić, a jego natura była na to nastawiona od najmłodszych lat. Teraz mógł dać upust tym wszystkim skumulowanym emocjom.
    - Jesteś głupcem. Trzeba było się niewychylac, zrezygnować, a byś żył. A tak...-uniosl broń celujac prosto w jego głowę.
    -Powotrze moje pytanie, kto jej to zrobił?!


    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  52. Black mimo furii, która go ogarnęła słyszał jękniecia kobiety.
    -Zabierzcie go stąd - rozkazał reszcie, a sam poszedł do blondynki. Wiedział, że ratownicy będą tu lada moment, a co za tym idzie nie mogli widzieć pozostałych ofiar. Lucas nie zamierzał się nikomu tłumaczyć, a sprawę z Elaine mógł łatwo wyjaśnić, iż znalazł ja w takim, a nie innym stanie całkowicie sama. Najwyraźniej rany były bardzo poważne, gdyż nikt nie zadawał zbędnych pytań, a jedynie zabrali ja do karetki. Szatyn zdążył jedynie zapytać do którego szpitala ja zabierają, lecz póki co nie mógł się stąd ruszyć. Musiał doprowadzić sprawę do końca.
    -Na czym skończyliśmy. Kto jej to zrobił? - znajdowali się ponownie w pomieszczeniu, które zajmował unieruchomiony ochroniarz.
    -ja a co? Należało się kur.. - prawnik nie zauważył momentu, w którym tamten się ocknal, ale za to w porę kopnał go w głowę.
    -A to że będziesz teraz blagal o pieklo-warknal i nawet dłoń Sebastiana nie była w stanie go uspokoić. Wyciagnął nóż i zaczął go ciąć, po twarzy po rękach wbił mu ostrze kilka razy w nogi, a następnie energicznie wyciągał. Nie pozostawiał mu chwili wytchnienia. Gdy uznał, że czas jechać do szpitala strzelił mu prosto między oczy. Ręce miał ubrudzone krwia, ale kompletnie się tym nie przejmował. Wszyscy opuścili budynek pełen trupów, a następnie współpracujaca z nimi czwórka zajęła się likwidacja miejsca oraz ciał.
    - Lucas powiedz mi, że to było jednorazowe - rzucił poważnie Sebastian nie czując się teraz w roli podwładnego, a przyjaciela. Szatyn spojrzał na niego nadal lodowatym wzrokiem, chociaż ono nie było skierowane ku niemu. Wsiedli do samochodu.
    - Zabrali ja do głównego szpitala - odezwał się, a maszyna ruszyła tak jak się tego spodziewał z piskiem opon.
    -Nie odpowiedziałeś na moje stwierdzenie - naciskał Silver manewrujac między kolejnymi pojazdami na drodze.
    - Powiedzmy że jesteśmy kwita i wrócimy do tego, gdy sytuacja się uspokoi - powiedział z sakratycznyn usmieszkiem po czym znów spowazniał wyczekujac dotarcia do celu.
    Lucas nim wszedł do sali zadownil do domu, by uepwnoc się, że tam nikt ich nie zaskoczyła, a także wstąpił do łazienki, by umyć zakrawione ręce. Nie chciał wzbudzać zbyt wielu podejrzeń. Niecierpliwym krokiem dotarł do łóżka ukochanej. Widząc ją w takim stanie żałował, że bardziej nie dał popalić tamtym, przed wiecznym spoczynkiem.
    - Hej... - mówił dość cicho, ale zbliżył się do łóżka i chwycił blondynkę delikatnie za dłoń.
    - Przepraszam, że nie mogłem cię ochronić... - ból jaki widniał w jego oczach był nie do wyrażenia słowami. Zacisnal mocniej szczęki wzrokiem przejeżdżając po zabandazowanych partiach ciała.

    Zdruzgotany Lucas

    OdpowiedzUsuń
  53. Słysząc słaby głos, a także czując delikatny uścisk dłonie jego skamieniałe serce jeszcze bardziej połamało się na kawałki. Powinien tam zostać dłużej i odpłacić się z nawiązką za to czego się dopuścili. Kaleczyć, leczyć i znów kaleczyć,aż padliby z wycieńczenia. Jego oczy pociemniały na samą myśl o tym czego już nie będzie w stanie zrobić.
    - Poszedłbym za tobą d piekła głupia - powiedział, ale widać, że zrozumiał sens swych słow dopiero po ich wypowiedzeniu, ponieważ nieco się zmieszał. ODwrócił wzrok na kilka chwil, a wtedy kobieta zadała pytanie,któego tak bardzo się obawiał.
    - Nie wiem co z Patrickiem. Był w ciężkim stanie, ale przywieźli go tutaj i Sebastian poszedł się dowiedzieć czegoś wiecej - ucisnął nieco mocniej jej dłoń w ramach pocieszenia. Szczerze to musiałby być cud, żeby męzczyzna przeżył,lecz Lucas już nie jedno na swoje oczy widział, więc nie bawił się w wyrocznię.
    - Lilce nic nie jest. Poprosiłem, by zabrano ją do moje apartamentu. Jest chroniona - uśmiechnął się lekko, co raczej wyglądało jak grymas. W sumie jak zwykle, gdy probował zrobić pogodną minę. Do tej pory dziwił się, że Clarissa już pierwszego dnia nie uciekła od niego z płaczem.
    - Także niczym się nie przejmuj. Najważniejsze byś doszła do zdrowia - ucałował ją w czoło po czym do pomieszczenia wszedł kierowca Blacka.
    - Jak sie pani czuje panno Eagle? -zapytał stoją u nóg łożka.
    - Czegoś się dowiedziałeś? - wtracił się szatyn wiedząc, że i blondynka bęzie chciała poznać stan brata bardziej niż opowiadać o swoim.
    - Stabilny. Udało się go odratować, ale stracił dużo krwi, więc potrzeba jeszcze czasu, by cieszyć sę na dobre. - mówił szczerze jak to miał w zwyczaju. Nie owijał w bawełnę, co liczyło się w takich chwilach chyba najbardziej.
    - Akcja zakończona pomyślnie - dodał po czym lekko sie ukłonił i wyszedł. To ostatnie oznaczało tyle, iż wszyscy winni nie żyli,a budynek społnął.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  54. Słysząc pierwsze pytanie kobiety uniósł jedna brw do góry. Może w innych okolicznościach, by z tego zażartował, lecz obecnie nie był w humorze.
    - Nie mówisz poważnie. Jeśli chcesz wyjść z tego w dobrym stanie to tu jeszcze trochę polezysz. Ja tego dopilnuje. - jego spojrzenie było poważne i pewne. Mogła się próbować sprzeciwić, jednak tym razem szatyn nie zamierzał odpuszczać.
    -Proszę - podał jej swoją komorke nadal uważnie ja obserwując. Może bał się, że znów wydarzy się coś niespodziewanego, a jednocześnie niebezpiecznego. Nie chciał podsluchiwac, ale siła rzeczy rozumiał o czym blondynka rozmawiała. Jego szok rósł z minuty na minutę.
    -Tu jest naprawdę dobra opieka - powiedział, gdy ta skończyła już konsultacje że swoją siostra.
    - Poza tym mam nadzieję, że wyjście o jakim wspominałaś nie jest w najbliższej przyszłości,hm?-spojrzal na nią ostro, lecz w ten zakochany zmieszany sposób.
    - Musisz odpoczywać - pogłaskał kciukiem wierzch jej dłoni.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  55. [ Czasem bywa i tak ;) ]

    Otworzyła szeroko usta, w oczach pojawił się TEN błysk. Klasnęła i podążyła za kobietą, czując wewnętrzną, rosnącą ekscytację. Już dawno nie była w tego typu miejscach - oczywiście mając na myśli tę część za barem. Bo… No cóż, w knajpie zdarzało się pannie Woolf wylądować często. Ale bez przesady! Pijaczką jeszcze nie była.
    Rozglądała się dookoła, rejestrując wzrokiem najwięcej, jak się da. Uniosła jedną brew i uśmiechnęła się zadziornie, opierając jedną dłoń na swoim boku. Wysłuchała dokładnie informacji, po czym kiwnęła głową i ponownie się rozejrzała.
    - Hm… Może po prostu wyczaruję coś szybkiego i egzotycznego? - Zapytała, ale zamiast czekać na odpowiedź, przystąpiła do akcji.
    Sięgnęła po potrzebne sprzęty, poszła po alkohol i kilka cytrusów, tworząc w mgnieniu oka orzeźwiającego drinka z tak zwanym “kopem”. Miks smakowy sprawiał, że najpierw wyczuwalna była lekka kwasowość, potem delikatna nuta owoców rozlewała się po podniebieniu, a na końcu dopiero podbijały się procenty, przyjemnie rozgrzewając, a zaraz chłodząc ciało. Jen, jeszcze w trakcie przygotowywania napoju, zrobiła kilka sztuczek barmańskich, zdecydowanie cieszących oko. Na koniec wzięła kieliszek podobny do tych, które używa się do margherity, najpierw krawędzie smarując kawałkiem cytryny, a potem obtaczając je w cukrze. Takiego drinka, o zielono pomarańczowej kolorystyce, podała El, z przejęciem oczekując jej reakcji.
    - Przygotowywałam takie na Barbadosie. Miejscowa ludność się tym zachwycała - dodała, żeby w razie czego ratować się podobnymi informacjami. Potem jednak zamilkła, po prostu czekając.


    Jen Woolf

    OdpowiedzUsuń
  56. Ostatnie wydarzenia dały mu w kość, a także dzięki nim zrozumiał parę ważnych kwestii. Po pierwsze nie wyobrażał już sobie życia bez swojej córki, po drugie nazwał głośno uczucia jakie żywi do panny Eagle, a po trzecie nadal potrafił być koszmarnie nieobliczalny. Ta ostatnia cecha najbardziej martwila Sebastiana, który mimo 'nieposłuszeństwa' uważnie mu się przyglądał każdego dnia swej pracy. Szatynowi początkowo to przeszkadzało, lecz pozniej postanowił to najzwyczajniej w świecie ignorować. Wybaczł Silverowi wy ryk, ponieważ po obgadania szczegółów rozumiał, iż miał on na calu ochotę ich wszystkich. Cóż nie potrafił się z tym kłócić w świetle tego, czego sam był w stanie dokonać gołymi rękami.
    Jocelyn wróciła do domu rodziców i całkiem nieźle poradziła sobie po całym zajsciu, a przynajmniej do momentu, gdy nie wpadła czasem w środku nocy 'by się czegoś mocniejszego z braciszkiem napić'. Lucas starał się namówić ja na wizytę u psychologa czy innego specjalisty, lecz ta kategorycznie odmówiła twierdząc, iż potrzebuje jedynkę czasu by na nowo zamknąć niewygodne wspomnienia w odpowiedniej szufladzie.
    Co do relacji z rodzicami pozostały napięte, jednak bardziej przez to, iż stary Black ponownie naraził bliskich na śmiertelne niebezpieczeństwo. Próbowali się kontaktować z Devilem, ale ten ich ignorował zajęty córką, kurujaca się Elaine i rozprawa, która musiał wygrać. Nie było to niczym nadzwyczajnym, jednak starał się wywalczyć jak najwyższą karę dla sprawcy. Udało się. Wszystko powoli, bardzo powoli wracali do innej normy.
    Aktualnie szatyn stał przed lustrem w łazience i wiązał krawat. Nie wierzył, że będzie uczestniczył znów w tych dretwych bankietach. Musiał, by blondynka miała swego diabła stróża u boku. Clarissa została pod opieką Jocelyn, która już panoszyla się w kuchni. Ubrany w szary garnitur, biała koszule i czarny krawat ruszył do wyjścia.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  57. Siedział w samochodzie oczekując przyjścia kobiety. Nie wchodził na górę tylko dlatego, by ten ostatni raz się nie kłócić o to, iż powinna w nim zostać chociażby przez wzgląd na kurujacego się brata. Odpiął marynarkę I wyczekujaco spoglądał na drzwi pasażera.
    - Cześć - odpowiedział lustrujac ją wzrokiem. Nie mógł uwierzyć, że ta piękna kobieta jeszcze tydzień temu leżała blada na łóżku szpitalnym.
    - Wyglądasz zajwiskowo - powiedział I ucałował ją w policzek, a tymczasem samochód ruszył w odpowiednim kierunku.
    - W sumie nie zapytałem wcześniej, ale czy Twoi rodzice widzą, że nie przyjdziesz sama? - przed bankiem powtórzył swój krótki research na temat rodziny Eagle i musiał przyznać, że już wiedział skąd kojarzył ten długie nogi, zanim pojawiły się w pamietnym barze. Musieli nie raz, nie dwa uczestniczyć w tych samych przyjęciach.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  58. Mezczyzna chwycił ja za dłoń, gdy spojrzała przez okno. Mógł się jedynie domyślać co też działo się w jej głowie i z jakimi zmartwieniami walczyła. Przez ten gest chciał dać jej do telefonu zrozumienia, że nie jest już sama, a on nie zamierza się nigdzie ulatniac.
    Słysząc i widząc jej zmianę nastawienia po zadaniu pytania uniósł jedna brew ku górze. Wszystko wyjaśniło się, gdy odpowiedziała na jego pytanie.
    -Tajna bronią? - nie mógł się powstrzymać od lekkiego ironicznego usmieszku.
    - Ale Ty nadal jest szalona kochanie - dodał to ostatnie słowo nieco niepewnie po czy również pocałował ją w policzek.
    - Jak mógłbym się nie zgodzić na takie warunki. Let's get this party started - Powiedział z tym diabelskim usmieszkiem wysiadajac z samochód, gdy dojechali na miejsce. Nastepnie otworzył drzwi od strony blondynki i pomógł jej wysiąść jak na dżentelmena przystało. Objął ja w talii i ruszyli ku wejsciu.
    -Dano już nie byłam na takim przyjęciu. Nie umrze y z nudów, co? - szepnął jej do ucha, a gdy się już odsuwa ucalowal jego płatek.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  59. Oczy szatyna iskrzyły z rozbawienia, mimo iż usta pozostały niewzruszone. Nie wydawał się już tak bardzo groźny, lecz do łagodnego wyrazu twarzy jeszcze sporo mu brakowało.
    - Podrywam? Jakże bym śmiał, ja jedynie zabiegam o pani względy panno Eagle - odsunął się od kobiety i szarmancko ucałował wierzch jej dłoni. Po czym znów objął ją lewą reką, by nie music puszczać jej nawet przy wymienianiu uścisków grzecznościowych z napotkanymi 'znajomymi' twarzami. Tak, Black znał dość sporą część towarzystwa, ponieważ bywali oni na bankietach wyprawianych przez jego rodzinę. Nie umknęły jego uwadze zaskoczone spojrzenia kierowane na ich dwójkę, lecz gdy tylko zbliżali się do danych osób, Ci starali się to średnio umiejętnie maskować.
    - Witam Lilianno. - Black ujął dłoń siostry swej wybranki i również szarmancko ucałował. Tak go nauczono w Anglii, tak go nauczono w domu i choć zbyt często z tego nie korzystał postanowił dzisiaj być przykładnym mężczyzną z wyższych sfer.
    - Mam nadzieję, że dzisiaj nie będę pod ostrzałem oskarżeń względem moich intencji, co Twojej siostry - uniósł jedną brew zaczepnie do góry nawiązując do ich pierwszego spotkanie, gdy to dziewczyna nie chciała go wpuścić do mieszkania Elaine.
    - Dziękuję za komplement, ale to zasługa zjawiskowej kobiety u boku - ucałował blondynkę w skroń wcale nie kryjąc uwielbienia w oczach jakim do niej pałał. Uwagę na temat sępów puścił mimo uszu, lecz nie można było nie zauważyć, iż kącik jego ust drgnął ku górze.
    -Bardzo chętnie, ale Elaine może napijesz się z mojego, hm? -pytanie było łagodne, ale wzrok miał poważny. Wiedział, że blondynka nie powinna jeszcze zażywać jakiejkolwiek dawki alkoholu.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  60. [Jasne, sama też ciągnęłam go trochę na siłę, mając nadzieję, że w końcu wymyślę coś bardziej sensownego.]

    - Dlatego mamy zdecydowanie mniejszą liczbę denatów. - stwierdziłem, kręcąc lekko głową. - Zresztą u Was broń palną niemal każdy dorosły obywatel może dostać legalnie, a u nas jest z tym znacznie gorzej. Co innego kiedyś, gdy po świecie chadzali jeszcze muszkieterzy... Zresztą nawet mój świętej pamięci père koniecznie chciał zrobić ze mnie mistrza fechtunku, co chyba nie wyszło mu najgorzej. Niestety, innego typu arsenałem posługuję się niczym lunatyk i szybciej zrobiłbym sobie krzywdę niż użył go do przeciwko komuś innemu. Podejrzewam, że to właśnie z tego powodu i pod wpływem szczypty namowy Rebecki rodzina znów rozpostarła nade mną opiekuńcze skrzydła ochroniarskie, które trudno jest zgubić. Swoją drogą pewnie i teraz są gotowe do działania. - posłałem posuwiste spojrzenie w stronę drzwi, niemal czując na sobie przenikliwy wzrok czającego się gdzieś w pobliżu Leandro.


    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  61. Jen aż miała ochotę skakać z radości, gdy usłyszała pozytywną opinię. Bardziej jednak zaskoczyły ją kolejne słowa El, więc stanęła jak wryta i zrobiła oczy wielkie jak u sowy.
    - Ale… Że jaaa…? - wydukała, nieco pochylając się w stronę kobiety. Aż podeszła do najbliższej szafki i oparła się o nią tyłem, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszała. Zdumiona zaczęła zastanawiać się chwilę na tym, krzyżując ręce na wysokości piersi i rozciągając usta w wąską kreskę. - Cóż… Może i jestem dobra… Ale nigdy o czymś takim nie myślałam - stwierdziła i zamrugała kilka razy. - Nawet nie wiem, od czego miałabym zacząć - wzruszyła ramionami. - Na Barbadosie owszem, zrobiłam się pod tym względem dosyć znana, czasem nawet brali mnie do jakichś lepszych hoteli na specjalne okazje, ale tutaj… W zasadzie zaczynam wszystko od zera - westchnęła cicho. Zaczęła krążyć po pokoju, znowu dumając nad tym wszystkim. W końcu stanęła, zbliżając się do kobiety. - A co miałabym zrobić? - spytała, kiedy w jej oczach zaczęły się pojawiać błyski. Szczerze powiedziawszy, ten pomysł zaczął się blondynce podobać. W końcu niczym nie ryzykowała, bo też praktycznie nic tu nie miała. Mogła więc próbować do skutku, a przynajmniej do czasu, kiedy pojawi się Noah. - Pomogłabyś mi…? - uniosła obie brwi, uważnie się jej przyglądając. - Nie znam się na tych wszystkich pijarowskich chwytach. Umiem tylko robić zajebiste drinki - pokiwała głową. - No, jeszcze śpiewam, ale to do kotleta… W sumie do świnki… To znaczy, nie takiej na kotleta, tylko mojej, morskiej. Do ludzi się wstydzę - wyjaśniła zakłopotana. Po co ona w ogóle tym wspomniała? Podrapała się po czubku głowy, przygryzając delikatnie dolną wargę. Chwilę później machnęła ręką. - Zresztą, zapomnij o tym jękoleniu. Skupmy się na drinkach…

    Jen Woolf

    OdpowiedzUsuń
  62. [Hej! Jasne, że chcę! Czytasz mi w myślach, bo sama miałam już napisany fragment rozpoczęcia dla naszej dwójki i zamierzałam wpaść do Elaine na wąteczek bez zapowiedzi haha :D]

    Cieszył się, że zdecydował się na niespodziewaną wizytę u Lucasa, bo dzięki temu odkrył jak bardzo zaniedbywał w ostatnim czasie swoich przyjaciół. Sprawy związane z przejęciem kolejnej firmy i pierwszy stały związek w jego życiu sprawiały, że nie widział nic, poza swoim biurem czy mieszkaniem Maille. Dawno nie miał aż tak ogromnych zaległości w newsach z życia najbliższych znajomych i po tym, jak poznał córeczkę Blacka, obiecał sobie, że już nigdy więcej ich tak nie zaniedba.
    - Cześć – uśmiechnął się delikatnie, stojąc w piątkowy wieczór pod drzwiami jej mieszkania – Wiem, że wpadłem tak bez uprzedzenia, ale mam nadzieję, że mogę zająć ci chociaż chwilkę – uniósł w górę papierową torbę w której mieścił się ich ulubiony deser, a drugą ręką przekazał jej butelkę dobrego, szalenie drogiego wina. Zrozumiałby, gdyby Elaine odprawiła go z kwitkiem i od dawna miała już jakieś plany na ten weekend, ale po cichu liczył, że spędzą razem trochę czasu i będzie mógł jakkolwiek jej pomóc. Nikt co prawda nie powiedział mu wprost, że dziewczyna może mieć jakieś kłopoty, ale jakiś cichy głosik w jego podświadomości podpowiadał, że jego przyjaciółka potrzebuje teraz kogoś, kto jej wysłucha. On sam zresztą także miał jej bardzo dużo do powiedzenia, zwłaszcza, że jak nikt inny znała Maille i dzięki temu mogła pomóc mu w wielu kwestiach i wątpliwościach, jakie targały nim od początku poważnego i stasłego związku z Irlandką.
    - Dawno się nie widzieliśmy i zdecydowanie musimy pogadać. W moim życiu dużo się ostatnio dzieje, byłem ostatnio u Lucasa i mam wrażenie, że u ciebie też nie wieje nudą…Wiesz, nie chcę się wtrącać czy coś, ale…no po prostu się o was martwię i uznałem, że powinniśmy pogadać i spędzić razem babski wieczór przy winie – wyjaśnił w charakterystycznym dla siebie słowotoku, grzecznie czekając, aż przyjaciółka zaprosi go do środka. Ostatnio wpadł do czyjegoś mieszkania bez zaproszenia i o mało nie przepłacił tego życiem, więc tym razem wolał już nie ryzykować, nawet jeśli Elaine nie wyglądała jak ktoś, kto chodzi po mieszkaniu z bronią i może go przez przypadek zabić.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  63. [masz prawo mnie zdzielić w łeb za to ociąganie z odpisem -,- i zniknięcie z Nathanielem, bo jakoś chyba do facetów to ja się nie nadaję ;( ]

    Elaine jak na osobę, która nie dopuszcza do siebie innych, na prawdę była niesamowitą przyjaciółką. Potrafiła człowieka podbudować, ale nie użalać się nad nim i nawet łagodnie pocieszając uświadamiała, gdzie leży błąd. I oczywiście Charlie potrafiła zrozumieć punkt widzenia przyjaciółki, ale mimo wszystko była pewna, że sama wie lepiej. Bo i owszem, Andy kochał Kate te kilka lat temu i ona bardzo go skrzywdziła. Ale jak mogłaby konkurować z kimś takim, kto jest piękny, mądry, zdolny, a przy okazji kto był miłością zycia Fostera?
    Nie mówiąc już nic więcej, wychyliła kieliszek. W ogóle fakt, że sięgała po alkohol wyraźnie zdradzał, jak poważna jest sprawa. Bo zwykle Wilson nie piła. Przecież to własnie po drinku jej prawie-były mąż dostawał największych ataków agresji i rozgrywało się największe piekło. Sama zatem trzymałą się od procentów z daleka, a jednak dzisiaj chciała odpłynąć w niemoc.
    - To on musi wybrać, Eli... - mruknęła i zasłoniła usta dłonią, czując jak ostatni łyk podjeżdża jej do gardła. Nieprzyzwyczajone podniebienie wcale nie polubiło smaku ostrego trunku. - Ale bardzo, bardzo, bardzo chętnie prześpię się u ciebie - pokiwała głową, gotowa zabrać swoje rzeczy choćby teraz.
    W obliczu obecnych wydarzeń, nawet jej rozwód nie wydawał się tak straszny i Paul tak ważny. Zresztą, nawet jeśli sąd nie wydał wciąż decyzji, była ona oczywista a Charlie teraz budowała swoje nowe życie. Przynajmniej powinna spróbować.

    OdpowiedzUsuń
  64. Lucas tylko skinął głową w porozumieniu z siostra Elaine. Nie musieli nic więcej mówić, by wiedzieć o czym oboje myśleli. Cóż ciężkie chwilę na szczęście były już za nimi, a najbliżsi byli bezpieczni. Gdy tylko ta idea zrodziła się w głowie szatyna mocniej przygarnął blondynkę do siebie. Był tak niebezpiecznie blisko utracenia jej na zawsze, że wiedział iż nigdy więcej na to nie pozwoli.
    - Za to Ty do mnie pasujesz idealnie - szepnął jej do ucha, by partner Lilki nie mógł tego wychwycić pod jej nieobecność. Black ni radził sobie z wyrażaniem uczuć, jednak jakaś wielka bariera została złamana w momencie, gdy ujrzał pannę Eagle zakrwawioną na podłodze w starej szkole. Teraz nie zamierzał jej szczędzić szczerości jaka wiązała się z tym co się między nimi pojawiło.
    - Nie musi być, aż tak szybko bardzo chętnie potańczę - powiedział upijając większy łyk i podając kieliszek blondynce, by i ona mogła zwilżyć usta.
    Szatyn uważnie obserwował przybyłych, a także reakcje na twarzach córek. Nie trzeba było kończyć psychologii, by domyślić się jakie relacje między nimi panowały. Zał to aż za dobrze z własnego podwórka. Uniósł jeden kącik ust do góry, ale postanowił - przynajmniej na razie - zachowywać się odpowiednio. Black uścisnął dłoń mężczyzny, a następnie szarmancko ucałował dłoń matki Elaine.
    - Cała przyjemność po mojej stronie. - był poprawnie doskonały i tylko oczy pozostały drapieżne, a całą sylwetka jakby wysunęła się nieco do przodu, jakby chciał chronić ukochaną przed niewiadomym zagrożeniem.
    - Głównie bronie ofiar i skazuję zwyrodnialców, więc to chyba dobrze o Panu świadczy panie Eagle - odpowiedział z lekką uszczypliwością na nawiązanie do jego zawodu.Nie chciał teraz o tym rozmawiać ani zyskiwać kolejnych klientów, bowiem tych miał pod dostatkiem.
    - To ja dziękuję za możliwość uczestniczenia w tak wybornym bankiecie. - odpowiedział z gracją dyplomaty, a następnie jego dłoń spoczęła na powrót na biodrze blondynki tuląc ją do siebie.
    - Rodzice już dawno nie wyprawiali żadnego, więc troszkę się zasiedziałem w domu i pracy -dodał żartobliwym tonem, co było znane ludziom, którzy pojawiali się na takich bankietach, lecz dla pozostałych na pewno niecodzienne.


    Part one
    Poprawny politycznie Lucas

    OdpowiedzUsuń
  65. - Cieszy mnie fakt, iż na drugim dziecku pastwo nie poprzestali, ponieważ nie mógłbym poznać tej cudownej kobiety - ucałował skroń blondynki na moment przymykając oczy, by jego diabelski błysk mógł ochłonąć. Och jak on nie cierpiał obłudy!
    - To ona znalazła mnie i zwojowała mój świat. - zaśmiał się teraz całkiem szczerze, gdy wspomniał ich pierwsze spotkanie w barze, a także nieudane wyjście na bankiet. Szatyn postanowił pokazać im i nie tylko im, sądząc po zainteresowaniu jakie wzbudzili, że ich córka to istota pełna ciekawych cech, dla niego idealna.
    - Jestem niezmiernie wdzięczny, że wychowali państwo taką mądrą, niezależną i cudowną kobietę, która teraz może stać u mojego boku - powiedział akcentując każdą z cech, którymi ją określił. Wtem czując, iż osiąga pomału swój limit spojrzał na eleganckiego DJ'a, następnie skłonił się lekko.
    - Państwo wybaczą. Mam nadzieję, że mogę porwać państwa córkę na ten jeden taniec- podszedł do mężczyzny i poprosił o odpowiedni utwór, a także, by muzyka rozbrzmiała nieco głośniej. Stanęli na środku sali, ponieważ jakoś cała reszta ustawiła się nieznaczenie po bokach. Pierwsze takty popłynęły z głośników.
    - Come to me in night hours. I'll wait for you - zanucił wyciągając ku niej dłoń zapraszając tym samym do tańca, które miał nadzieję nie będzie w stanie mu odmówić. Jego wzrok był utkwiony tylko w niej. cała reszta mogła nie istnieć. Płonął pożądaniem, miłością i czułością, która cel miał jeden - Elaine. Przyciągnął ją delikatnie do siebie kołysząc się, a gdy muzyka rozbrzmiała głośniej uniósł ją lekko ku górze uważając, by przypadkiem nie stała jej się krzywda. Zakręcił się dookoła,a następnie ustawił ją na ziemi i zaczęli płynąc po parkiecie. Nie odrywał wzroku od jej oczu, a nawet chyba się uśmiechał.
    - I know, I'll die without you - szepnął wprost do jej ucha, gdy zajmowali kolejne skraje pomieszczenia. Kiedy muzyka ustała spojrzał jej na powrót prosto w oczu, a w pomieszczeniu zapadła długa cisza. Ucałował delikatnie jej usta, a gdy przytulił ją mocno do siebie.
    - Kocham Cię - szepnął tak, by dotarł to tylko jej uszu.


    Part two
    Lucas zakochany po uszy i szalony ;)

    OdpowiedzUsuń
  66. Mężczyzna kompletnie zapomniał się w tańcu i dopiero ta niemalże idealna cisza sprawiła, iż został sprowadzony na ziemię. Kobieta, w którą był wpatrzony zajmowała cała jego uwagę, nawet wtedy, gdy zwróciła się do nie małej publicznosci. To przed nią mieli niewątpliwą przyjemność wystąpić i podzielić piękny moment. Szatyn już dawno nie czuł takich emocji, o ile czuł je kiedykolwiek wcześniej. Dał się bez protestu pociągnąć na bok, gdy rozbrzmialu brawa, a w ich kierunku zkierzała wcześniej wspomniana Isabelle Eagle. Ustawili się w tłumie, lecz nieco na uboczu, by ciekawskie spojrzenia nie wychwycily zbyt wiele. Trzymał blondynkę cały czas blisko siebie, jak najcenniejszy skarb, a gdy ta ucałowała płatek jego ucha oczy zaploneły czystym pożądaniem. Jakby tego było mało El postanowiła dolać oliwy do ognia komentując ich wyczyny na parkiecie. Z gracją ustawił się za nią, a jego dłonie spoczęły na brzuchu kobiety. Pochylił się nieznacznie, by tym razem to on był blisko ucha kusicielki.
    - Oj nie ładnie się tak drażnić z diabłem. - przygryzl płatek w odwecie, a następnie go ucałował by złagodzić pierwsze doznanie.
    - Wiesz, że teraz niewiele mi brakuje, by przerzucic sobie Ciebie przez ramię i wyjść z tego uroczego bankiety. - na potwierdzenie tych słów przysunal się bliżej nie, a dłonie zjechał nieco w dół. Trwało to zaledwie moment, ponieważ gdy ciekawska, straszą pani spojrzała na nich z zazdrością ten znów ręce miał splecione na brzuchu Elaine.
    - Jocelyn może zostać z Clarissa do rana, a ja nie muszę pojawiać się w domu od razu - powiedział, a następnie ułożył sobie podbródek na czubko jej głowy wysluchujac tego co do powiedzenia miała sama organizatorka.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  67. Mężczyzna uśmiechnał się pod nosem widząc, że i kobiecie nie jest obojętna jego obecność.
    - Na wszystko jest sposób - powiedział tajemniczo nawet jak na siebie, lecz nie dodał ani słowa przed zakończeniem przemowy przez organizatorkamę bankiety. Zamierzał nie odstepowac blondynki na krok, lecz jakas kobieta, która pewnie powinien kojarzyć misternie popsuła mu ten plan.
    - Pani wybacz, pani..? - zaczął wyczekujac tego momentu, aż się przedstawi i choć nie musiał wcale otrzymywać tej informacji chciał zachować resztki dobrego wychowania.
    - Nie przyszedłem tutaj w charakterze biznesowy, a wręcz przeciwnie prywatnie-cały czas wzrok utkwiony miał w Elaine rozmawiajacej z ojcem.mial nadzieję, że ten nie popsuje jej humor albo czegoś nie zrobi. Cały był gotowy do tego, by jak najszybciej znaleźć się przy swojej partner e. Niestety nie znajoma kobieta była nader natretna.
    -Proszę wybacz obowiązuje mnie tajemnica zawodowa. Rozwiązania sprawy proszę szukać na pierwszych stronach gazet po rozprawie - powiedział zimnym tonem i ruszył w kierunku panny Eagle. Chwycił ja w pasie i przyciągnął do siebie.
    - Ładnie mi tak uciekać? - uniósł jeden kącik ust do góry, a jego oczy ponownie zaiskrzyły się radośnie.
    - Czy teraz już mogę Cię porwać? - zapytał nie do końca wiedzac jak długo powinni na owym bankiecie pozostać.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  68. Szatyn zaśmiał się cicho na jej wyjaśnienia ucieczki, ale nijak tego nie skomentował. Faktycznie tamta kobieta chciała rozmawiać o nudny sprawach, które nie powinny nikogo interesować poza klientem, oskarżonym i prawnikami.
    -To świetnie. Mamy bardzo dobry czas - powiedział, gdy zerknał na zegarek na ręce. Teraz już nie było wątpliwości, iż Black zaplanował jakieś after-party. Przed budynkiem oczekiwał już na nich czarny, elegancki samochód nico inny niż ten, którym przyjechali. Miał może coś z limuzyny, ale tylko wewnątrz. Sebstasian otworzył im drzwi i bez zbędnych komentarzy ruszył w wyznaczonym kierunku.
    - Mam nadzieję, że to porwanie skończy się zdecydowanie przyjemniej - usalowal jej skron po czym spojrzał przez okno na mijane ulice. Lucas cały czas trzymał mocno dłoń blondynki, ale nie odzywał się zbytnio. Twarz miał nieprzenikniona, a gdyby tylko spojrzała w jego oczy mogłaby odczytać zdenerwowanie. Po kilkunastu minutach dojechali na miejsce, ale mężczyzna nie pozwolił jej tak od razy wysiąść z pojazdu.
    - Ufasz mi? - zapytał po czym wyciągnął z kieszeni marynarki opaskę na oczy.
    - Obiecałas się mnie słuchać - uśmiechnęł się po swojemu, po czym nałożył jej owy materiał na oczy. Bezpiecznie wyprowadził ich z samochodu, a następnie porwał blondynkę na ręce, ponieważ tak zdecydowanie szybciej mogli dotrzeć do celu. Nawet bez zmysłu wzroku El mogla zauważy iż weszli do budynku, a następnie do windy, w której to szatyn postanowił ja na chwilę postawić.
    Słysząc charakterystyczne ding poprowadził ja do przodu, a następnie puścił dłoń i nieco się oddalił.
    - Możesz ściągnąć opaskę - powiedział nieco chrapliwym głosem, co było jasne w wmkncie, gdy jego towarzyszka odzyskała zdolność widzenia. Mężczyzna w szarym garniturze kleczał przed nią z mały, charakterystycznym pudeleczkiem w dłoni, a za nim rozciagał się piękny widok na oświetlony Nowy York. Znajdowali się na dachu, który był przystojny w kwiaty, światełka, a nawet na środku znazla się materac, butelka z piciem i coś do jedzenia. Wszystko wyglądało jak dopiete na ostatni guzik. Miejsce przepełniała magia. Koło materaca stał ogromny bukiet kwiatów, a z małego głośnika saczyla się jakaś melodia.
    - Elaine Eagle czy po tym wszystkim co razem przeszliśmy, po tym czego się o mnie i mojej rodzinie dowiedziałas oraz będąc świadoma tego, iż mam dziecko - przerwał na chwilę i spojrzał jej w końcu w oczy.
    - Czy po tym wszystkim uczynisz mnie najszczesliwszym mężczyzna na świecie i zgodzisz się zostać moja żoną? - no i powiedział to, chociaż głos na końcu lekko my drżał. Wiedział że mieli się nie spieszyć, ale osttaanie wydarzenia uświadomily mu jak bardzo życie jest nieprzewidywalne I krótkie, by czekać na później.

    Zestresowany Lucas

    OdpowiedzUsuń
  69. Mężczyzna czekał jak na wyrok i chociaż oczekiwał zaskoczenia że strony kobiety, to nie przewidział takiej odpowiedzi jakiej otrzymał. Brał dwa scenariusze pod uwagę tak i nie, a wie początkowo gest panny Eagle odebrał jako odrzucenie jego serca i całego bagażu jaki ze soba niósł. Dopiero po chwili dotarł do niego sens słów, więc skinął tylko głową pozwalająca jej mówić.Black był już nieco wycofany, lecz skoro nie powiedziała w prosto nie, to założył, iż nie wszystko było stracone. Faktycznie wiele na jej temat wiedział z innych źródeł niż ona sama i raczej wątpię, by coś mogło go zaskoczyć, jednak postanowił uszanować fakt, że chce być z nim kompletnie szczera.
    - Cokolwiek powiesz I tak nie zmienię swojego zdania - dodał nim zaczęła mówić, a jej oczy wyrażał zacietosc jakby dla podkreślenia stanowiska szatyna.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  70. Nie oponował, gdy poprowadziła ich na materac, w końcu wygodniej będzie tam niz na zimnym betonie. Blondynka wydawała się mocno roztrzęsiona tym co miała za chwile przed nim ujawnić. Black chcąc jej ułatwić zadanie nie pisnął ani słowa. Ni zmierzał oceniać, tym bardziej, ze sam nie był aniołkiem, a i tak zapewne większość faktów z życia panny Eagle znał za pomocą Sebastiana lub też swoją wprawną umiejętnością zdobywania informacji.
    Słuchał jej uważnie, lecz nie robił nic by naruszyć przestrzeń osobistą.Może obawiał się, ze nagle ją spłoszy albo że kobieta zmieni zdanie i powie stanowcze nie na oświadczyny. Nie okazywał zbytnich emocji, mimo iż niektóre informacje były dla niego nowością. Stawiały blondynke w nieco innym świetle, lecz nadal nie było ono nijak znaczące, by Lucas chciał zmienić zdanie na temat tego co powiedział kilka minut wcześniej.
    Był jedynie zły na to jak wiele musiała przejśc w życiu i że nie miała nikogo, oprócz wspomnianego przyjaciela, kto stanąłby po jej stronie. Na pewno nie mogła liczyć na rodziców, ale to już wywnioskował podczas pobytu na bankiecie. Miał nadzieje,że teraz będzie bardziej polegała na nim, ponieważ i on nie przeszedł mało. Gdy skończyła mówić przymknął na moment powieki, bo ostatni fakt nie był mu znany, a tylko domyślac się mógł jak bolesne to musiało dla niej być. Widział jak opiekowała sie jego córką, a myśl, że swoje własne utraciła bez szansy na kolejne sprawił, że przytulił ja do siebie. Mocno, bardzo mocno.
    - Głupia, czy ja już nie mówiłem, że poszedłbym za Tobą do piekła, jeśli trzeba. - Odsunał ją od siebie po czym spojrzał jej prosto w oczy, jego własne płonęły tak mieszanką emocji, że trudno było się połapać co tak właściwie kieruje teraz mężczyzna. Miłość, pożądanie, współczucie, troska, a moze coś kompletnie innego.
    - Ale skoro jesteśmy przy szczerości, to moze Ty będziesz ta która się nie zgodzi. Zakłądam, że wiele o mnie wiesz, ale ni jestem pewien czy wszystko. - odetchnęła głebiej i spojrzał gdzieś w przestrzeń cofajac się do wspomnień z nastoletnich lat.
    - W wieku czternastu lat, może mniej - nie pamiętał tego tak dokładnie.- Zaplanowałem z precyzją zemste na osobie, która skrzywdził moją matkę. Kiedyś, choć cięzko w to uwierzyć byliśmy blisko. Zaplanowałem to z taka precyzją, iż pewnie bym go zabił, ale ojciec zjawił się w ostatniej chwili. Sprawe zamieciono pod dywan, a ja poleciałem do Anglii.- zaśmiał się cierpko. Cóz wielki Prezes Black wiedział jak radzić sobie z dziećmi, nie ma co.
    - Drugie.. Zabiłem kilku ludzi i jak widać, mimo że działam z literą prawa raczej nie dam się skazać - wzruszył ramionami, jakby to był najzwyklejsza rzecz na świecie.
    - Trzecie dużo balowałem bedac na studiach, a jak widać zrodziła się z tego balowania Clarisaa -zakończył nieco łagodząc atmosferę.
    - To ja powinienem zapytać, czy chcesz byc z taka osoba jak ja?-niemal powtórzył jej ostatnie słowa.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  71. Czując jak siada mu na kolanach odetchnął cicho i przyciągnął ją bardziej do siebie. Liczył, że lada moment padnie zgoda na jego kluczowe pytanie, które padło tego wieczoru.
    - Ty nie możesz być potępiona - również ucałował jej policzek po czym zaśmiał się lekko, gdy dotarło do niego co kobieta zrobiła. Teraz to ona bez cienia wątpliwości przejęła pałeczkę i zadała mu to samo pytanie, które miało związać możliwie ich losy na resztę życia, o ile wierzyć miejskim legendom.
    - Oczywiście - powiedział i wyciągnęła pierścionek z małego pudełeczka, by nasunąć go na odpowiedni palec. Szafir pięknie się mienił w odblasku poszczególnych lampek, a białe złoto dodawało mu uroku. Spojrzał na nią żarliwie i z miłością po czym wpił sie w jej usta. To jakie przepełniało go szczęście było nie do opisania i nie do końca radził sobie z tym wszystkim, lecz wiedział, że razem moga rozpracować niektóre ze swych ułomności. Nie wiedzieć Kiedy znalazł się nad nią i gładził ja delikatnie po udzie,a usta nie odstępowały pełnych warg panny Eagle.
    Czy to był koniec świata Lucasa Blacka, który był mu do tej pory znany? Na pewno. Czy żałował? Pod żądnym pozorem. Wiedział, że teraz będzie inaczej, lepiej i nie zamieniłby tego na nic innego. Był tak zajęty kobietą swego życia, że dopiero po chwili dotarło do niego, że komórka w jego marynarce uporczywie wibruje. Oczywście nie było to nikt inny jak jego siostra, która musiała niestety zostać wtajemniczona w jego plan, by wszystko się udało. Odebrał nieco podirytowany.
    -Wiesz, że przeszkadzasz, prawda?
    -I co zgodziła sę? I co, i co i co - piszczała do telefonu Joce i kto by pomyslał, że ostatnio przeszła tak traumatyczne chwile. Nikt!
    - Niech sama Ci powie - zrezygnowany Black podał telefon blondynce.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  72. Lucas siłą rzeczy przysłuchiwał się rozmowie, która miała miejsce obok niego. Gdy blondynka pogłaskał go o policzku, a następnie pocalowała nie skrywał radości jaka przepłniały jego oczy.
    - Oczywiście kochana! W końcu dołączy do tej rodziny normalny! - zaśmiała się o drugie stronie telefonu siostra Blacka.
    -Nie mów, że Ci nie podoba. Lucas chciał... - urwała w pół słowa, bo w sumie szatyn mógłby się na nią obrazić, gdyby zdradziła jego faktyczny plan zaręczyn.
    - Na cieszcie się sobą golabeczki. Clary poszła już spać także nie musicie się spieszyć - powiedziała jeszcze nim kompletnie się rozlaczyla.
    - Ja zwariowalem na pewno. Na twoim punkcie - szepnął z czulascia mężczyzna i tym razem pocałował ją bardzo delikatnie. Była tak blisko niego, zgodziła się i będzie jego żoną. Czy mógłby być szczęśliwszy? Nie. Po chwili odsunął się nieznacznie, ale daje przytulał blondynkę do siebie.
    - Wiesz co to oznacza? - rzucił ni z tego, ni z owego. Po czym uważnie jej się przyglądał nie chcą ominąć żadnej reakcji.
    - Jeśli się zgodzisz oczywiście.-specjalnje budował to napięcie.
    - To zostaniesz również mama Clarissy - nie myślał o tym wcześniej, ale po tym co mu wyznała sądził, że ta propozycja nie zostanie źle odebrana. Skoro zamki erzaja się pobrać to równie dobrze i Elaine może adoptować Clary i będą tworzyć rodzinę w sercu oraz na papierze.
    Gdy zawiało mocniej Lucas pomału wstał i pomógł unieśc się kobiecie.
    - Mamy zarezerwowany aparatement, ale może chcesz wrócić do domu? - widział że dziessijey wieczór dostarczył pannie Eagle tyłu wrażeń, że najpewniej będzie chciała odpocząć. Miał nadzieję, że jeśli mówił o domu kobieta automatycznie pomyślała o jego mieszkaniu. Nie chciał się z nią rozstawać.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  73. - Jak sobie życzysz - powiedział szarmancko się jej kłaniać po czym oboje ruszyli do windy. Tym razem nie zjechali na sam dół, a na jedno z wyższych pięter, bowiem to tutaj Black zarezerwował dla nich aparatement. W środku były rozstawione świece, a na łóżku i w drodze do niego rozyspane płatki czerwonych róż.
    - Moja narzeczona przodem - powiedział niemal z czcią sączac to drugie, kluczowe słowo. Sam podażył za Jia a po drodze pozbył się marynarki wieszajac ja na jednym z krzeseł.
    - Wiesz, że nigdy nie byłem tak szczesliwy jak dzisiaj? - powiedział stwierdzajac fakt I tulac ja do siebie. Patrzył jej prosto w oczy, a następnie wziął w posiadanie jej usta. Delikatnie z finezja kierując się w stronę łóżka. Skoro i tak mieli nie spać.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  74. [czy mnie oczy nie mylą, ze się Elka zaręcza?! *-* ]

    Charlie nie potrzebowała teraz nic innego jak powolnej pracy nad samą sobą. Jeśli bowiem rozstanie się z Andym, to moze i jej serce znów rozpadnie się na miliony kawałków, ale jeśli zostaną razem, to na każdym kroku, kiedy pojawi się trudność, gotowa będzie uciekac, wycofywać się i w ten sposób będzie zawodzić zaufanie Fostera. Nie robiła tego tylko z przeświadczenia, że jemu będzie lepiej bez niej. Robiła to, bo nie wierzyła, że jest dla niego dostatecznie dobra, a to wpoił jej Paul, poniżając ją i niszcząc od środka. Dlatego teraz jedyne co mogła zrobić przyjaciółka, to przemilczeć jej głupotę i dać się poużalać nad swoim zywotem.
    Gdy dotarły do mieszkania El, bez słowa weszła do środka. Nie potzrebowała lokum, ani żadnego kata na dłuższy pobyt, ale za propozycję była wdzięczna. Właściwie sama musiała znaleźć współlokatora, bo jej dotychczasowy się wynosił i ogromne dwupietrowe mieszkanie nie było najlepsze dla Charlie, której samotność dokuczała. A może i byłoby ją stać na samodzielne utrzymanie tego metrażu, ale wtedy pewnie bardziej zamknęłaby się na innych.
    -To tak jak ja... - przyznała. - Myślałam, że może poproszę Andyego, aby się wprowadził... ale już nieważne - zsunęła z stóp buty i przeczołgała się chwiejnie do pokoju, by paść na kanapę.

    Charlie

    OdpowiedzUsuń
  75. Mężczyzna glaskal blondynka po głowie, gdy tylko do reszty rozbudzily ich promienie wiosennego słońca. Chciał by tą chwilą trwała wiecznie, ponieważ nigdy nie czuł się tak dobrze. Na jego wargach majaczył lekki uśmiech, a kiedy Elaine wypowiedziała nazwę jego nowej roli automatycznie się poszerzył. Świat faktycznie stawał na głowie, przecież szatyn się nie uśmiechał, a jednak teraz było inaczej.
    - Narzeczona też brzmi idealnie - szepnął całujac ja w czubek głowy nim się od niego odsuneła.
    - Najpierw śniadanie, a później powrót do domu. Clarissa pewnie już się nie może doczekać, o Jocelyn nie wspomnę - pokręcił z rozbawienie głową przypominając sobie wczorajszy telefon. Ten mały chochlik potrafił być nieprzewidywalny, ale też cholernie silny. Po tym wszystkim co przeszła parła do przodu z uśmiechem na ustach, gdzie niejedna osoba dawno by się poddała. Przez rozmyślania nad tym jak będzie wyglądać powitanie w jego apratemencie słowa ukochanej dotarły do niego z lekkim opóźnieniem. Spojrzał zaskoczony na jej plecy i choć rany nadal a nich widniały to uważał, że jest ona najpiękniejsza kobieta pod słońce.
    - Wyglądasz wspaniale - szepnął jej do ucha siadając za nią okrakiem, a następnie zaczął całować każda z blizn z osobna.
    - Kocham każdy centymetr twojego ciała - dodał między jednym, a drugim pocałunkiem.
    - Nigdy nie będzie inaczej. - znów kontynuował zabieg na jej plecach.
    - A one tylko podkreślają to jaka jesteś silna - zakończył i odwrócił ja do siebie przodem. Spojrzał jej prosto w oczy po czym ujął jej twarz w dłonie.
    - Nie mysl o tym, a jeśli już to pomysł, że nie ma dla mnie piękniejsze kobiety na ziemi - ucalowal czubek jej nosa.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  76. Nie chciał być wścibski i podczas jego ostatniego spotkania z Lucasem nie wypytywał go zbytnio o Elaine. Cieszył się, że przyjaciele mają w sobie nawzajem wsparcie, ale o sprawy prywatne i aktualną sytuację życiową wolał wypytać Pannę Eagle osobiście. Z nerwowego zachowania Blacka wywnioskował jedynie, że w życiu tej dwójki działo się ostatnio naprawdę dużo i zwyczajnie się o nich martwił. Miał wyrzuty sumienia, że przez wieczny brak czasu, zaniedbał mocno swoich bliskich i obiecał sobie, że poświęci im teraz każdą swoją wolną chwilę.
    - Nie jestem jeszcze aż tak stary, ej – zaśmiał się, wchodząc za nią do środka. Nie dziwił się, że Elaine i Maille tak dobrze się dogadują, obydwie miały chyba jakiś wrodzony dar dogryzania mu. Miał ochotę znów zarzucić przyjaciółkę swoim słowotokiem i gradem pytań, ale nie chciał na siłę od niej czegokolwiek wyciągać. Nie każdy lubił mówił o swoich problemach czy trudnych sytuacjach i zamierzał dać jej czas aż będzie gotowa na jakiekolwiek zwierzenia.
    - Tak, wiem że ma córkę. Nie musiał mi o niej właściwie opowiadać, sama do nas przyszła bo miała jakieś koszmary. Wiesz w jakim byłem szoku? Black i córka, to się razem nie trzymało na początku kupy, naprawdę – wymachiwał żywo rękami, wciąż mocno zszokowany całą tą sytuacją. Jeszcze niedawno obydwaj byli niezależnymi singlami, którzy podrywają przypadkowe dziewczyny w barze i zaliczają z nimi szybki, niezobowiązujący seks. Teraz obydwoje mieli u boku stałe partnerki, a Lucas w dodatku wychowywał małe dziecko; to zdecydowanie nie mieściło mu się w głowie.
    - U mnie? Praca, Maille, praca, Maille i tak w kółko – zaśmiał się, nalewając do kieliszków wina – Zresztą, o mnie porozmawiamy później, nic strasznego i złego się w moim życiu nie dzieje, a u ciebie…tj. u was…- starał się wymyślić pytanie, które nie będzie zbyt bezpośrednie, ale jak na złość nic odpowiedniego nie przychodziło mu na poczekaniu do głowy - Dobra, prosto z mostu, przyjaźnimy się i nie będę owijał w bawełnę, o. Martwię się o ciebie i Blacka, on niewiele mi chciał powiedzieć, ale czuje, że coś złego się wydarzyło, a ja o niczym nie mam pojęcia – wbił w nią przepraszające spojrzenie, mając nadzieję, że Elaine odbierze to wszystko jako troskę z jego strony, a nie wchodzenie niepotrzebnie z butami w jej życie u boku Lucasa.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  77. - Wątpię, aby Leandro zgodził się na takie odstępstwo od norm, bo niestety wciąż trzyma się sztywno reguł, które przyswoił sobie, gdy jeszcze pracował we francuskiej policji, gdzie wypatrzył go właśnie mój nieżyjący ojciec... - odparłem z ciężkim westchnięciem. - Jedynym nałogiem, jakiemu pozostaje wierny, mimo moich wielokrotnych prób perswazji, jest palenie. Choć pewnie nie byłby zadowolony, gdyby dowiedział się, że komuś o tym powiedziałem. Zbyt wysoko ceni swą pozycję towarzyską, a i podejrzewam, że sam fakt zesłania go za mną do Ameryki uznaje za swego rodzaju karę. - wniosłem oczy do sufitu, po czym zręcznie przeszedłem do zadanego przez El pytania. - I skończyć jako podrzędny muzyk oraz poeta bez szansy utrzymania się z pracy własnych rąk? - roześmiałem się. - Nie, to nie dla mnie. Nie chcę przez całe życie być skazany na korzystanie li i jedynie z rodzinnego majątku, który i tak jest podzielony na kilka części. W Europie natomiast osoba mająca, tak jak ja, za jednego z rodziców osobę o nazwisku Burbon, a za drugiego pochodzącego z dawnej rodziny szlacheckiej, wychodząc nawet na krótki spacer wkoło domu nie może odpędzić się od sfory natrętnych pismaków wszelkiego sortu, pomijając rozochocone panienki, liczące na łatwe wzbogacenie się cudzym kosztem. - wręczyłem kolejny kieliszek szampana jakiejś kobiecie w długiej, migoczącej sukni, a ta, ku mojej zgrozie, podsunęła go swemu z trudem stojącemu na nogach partnerowi. - Nie uważasz, że powinniśmy go trochę przystopować, nim alkohol całkiem odbierze mu władzę nad ciałem i umysłem? - zbyt często zdarzało mi się oglądać odholowywanie do drzwi restauracji ludzi przeceniających swe siły, by nie wiedzieć, że nigdy nie kończy się to dobrze.

    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  78. Szatyn pokręcił głową na jej słowa, ponieważ on też raczej nie wyglądałby zwyczajnie w swoim garniturze.
    -Śniadanie zamówimy do pokoju - wyjaśnił, co uczynił zaraz po tym jak blondynka ruszyła pod prysznic. Dołączył do niej, gdy tylko wszystko zostało ustalone z personelem.
    -Puk, puk można? - powiedział wchodząc do zaparowanej już kabiny, by natychmiast ja do siebie przyciągnąć. Nie zwazal na wodę, która zmoczyła już nawet jego włosy.
    - Nie straszysz. Przestraszyłas mnie wtedy, gdy się nie ruszałas, gdy nie wiedziałem, czy jeszcze cię przytulę i pocaluje - oparł na moment policzek na jej głowie po czym niespiesznie pomógł się jej umyć i choć z wielką chęcią przedłużyłby ten prysznic w coś innego wiedział, że muszą wracać do domu.
    Lucas podczas jazdy nie była zbytnio rozmowy, ale nie ze względu na strach, po prostu chyba wyczerpał swoją wylewnosc na kilka następnych dni. Nie był tak szczery wobec samego siebie, a tym bardziej innych od długiego czasu. Było to dziwne uczucie, a nie było ono jednym jakie kotłowało się w jego wnętrzu. Mimo wsyztsko postanowił nieokazyć tej dezorientacji na zewnątrz. Wysiadł z samochodu, który niestety nie był prowadzony przez Sebstiana, a zastępczego kierowcę. Ten pierwszy miał prawo do odpoczynku w niedzielę, a o zareczynach dowie się przy najbliższej okazji, a raczej o odpowiedzi jakiej udzieliła blondynka. O całym przedsięwzięciu wiedział od momentu, gdy Black się na nie zdecydował.
    Słysząc niepewność w głosie ukcohanej ujął jej twarz w dłonie, by nie uciekła przypadkiem wzrokiem.
    -Szczerze? Nie mam pojęcia, ale chyba nie chcesz tego ukrywac ani się... - przerwał na moment powazniejac.
    -... Wycofać?-teraz to on się bał, bo co jeśli Eagle coś przemyślała I jednak odda mu pierścionek nim na dobre zadomowi się na jej palcu. Nie mógł dodać nic więcej, ponieważ widna zatrzymała się na jego piętrze. Puścił kobietę przodem obserwując każdy jej ruch.
    W mieszkaniu czekały juz Jocelyn i Clarissa w pidzamach zajadajac późne śniadanie. W telewizji leciały jakieś bajki, a na talerza miały naleśniki z owocami, cóż ciocia chciała rozpiescic bratanice.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  79. Dla Charlie choć minęło blisko półtora roku jak uciekła z LA, wciąż wszystko było tak świeże, tak bolesne, jakby działo się w zeszłym tygodniu. Choć jej blizny na ciele były już wygojone, każda bolała jak świeża rana i nie mogła na siebie patrzeć w lustrze. Każde wspomnienie, czy skojarzenie z Miastem Aniołów, z tematem zaslubin, wprawiało ją w drżenie. Nie mogła się nie zgodzić z El, właściwie bardzo by chciała, abyw szystko było łatwiejsze.
    - Wiele bym dała, aby cofnąć czas - mruknęła. - Albo żebym mogła mieć wpływ na większość z tego, co się wydarzyło - dodała z westchnieniem i zaraz uniosła dłonie do twarzy, aby poklepać się po policzkach dla obudzenia się z tego letargu i nastroju do narzekań. - Niedługo wszystko się skończy, wyjdę na prostą - stwierdziła, w sumie nawet nie do końca pewna własnych słów i skierowała uwagę na blondynkę.
    - Mów lepiej, bo się dzieje tutaj, w twoim życiu - poprosiła. Miała sporo zaległości coś czuła.

    Charlie

    OdpowiedzUsuń
  80. Jen nigdy o tym nie myślała. nigdy nie ciągnęło ją do tego, by zostać gwiazdą… Może to źle i dopiero teraz odnajdzie swoje prawdziwe powołanie?
    Cóż, jeśli miało się to równać z dodatkowym przypływem gotówki, to mogła udawać nawet Dolly Parton. Kontakty w branży kostiumowej już miała!
    Uważnie słuchała tego, co El ma do powiedzenia. Musiała przyznać, że jej propozycja była całkiem kusząca. A już z pewnością nie miała zamiaru z niczego tak szybko rezygnować. W końcu była w Nowym Jorku, a to miasto wielkich możliwości, prawda? A nóż się okaże, że zarobi grube miliony!
    Chociaż nie, powinna jednak nieco bardziej zejść na ziemię.
    Zrobiła usta w dzióbek, uniosła jedną brew i spojrzeniem wodziła po pomieszczeniu, krzyżując ręce na wysokości piersi.
    - Dobra, wchodzę w to! - zawołała, zaraz podskakując radośnie. Może była zbyt entuzjastycznym człowiekiem, czasami za bardzo od razu wciągała się w daną rzecz, ale taka już była.
    Odrzuciła włosy do tyłu, podeszła bliżej El i uśmiechnęła się szeroko.
    - No, jak się mocno upiję i będę zachwycona, to może zaśpiewam! - zaśmiała się głośno, już sobie to wyobrażając… - Powiedz mi tylko, co, jak, kiedy i gdzie, a ja się zjawię. Wieczory mam wolne codziennie.. Więc mogłabym przyjść nawet jutro - wzruszyła ramionami, z iskierkami w oczach. - Naprawdę mi się to podoba. Na Barbadosie byłam całkiem niezła.. I potrafiłam przyciągnąć klientów - poruszyła zabawnie brwiami, tym razem rozciągając usta w zadziornym uśmieszku. - A teraz, co powinnam zrobić? - spytała opierając się plecami o ścianę. Musiała mieć przecież jakieś wskazówki, bo inaczej sama by na nie nie wpadła. Nie była głupia, ale nie znała się na biznesie od tej strony, po prostu. Tak więc panna Eagle musiała stać się mentorką dziewczyny.

    Jen Woolf

    OdpowiedzUsuń
  81. Podpita Charlie mogła wydać się jeszcze bardziej żałosna, niż była na co dzień. Bo po pierwsze mówiła więcej, niż zwykle i mogła się zdradzić z czymś, co z reguł zachowywała dla siebie. Po drugie, wciąż była rozbitą i niezdecydowaną kobietą, która sama nie wie, czego chce od życia. Po trzecie, tzreba było być wyrozumiałym, a nie każdy przecież miał anielską cierpliwość. Cud, że i tak El jeszcze jej nie pogoniła.
    - Masz chłopaka? - uniosła brwi z jednoczesnym szerokim rozciągnięciem ust w rzewnym uśmiechu i aż westchnęła. - To cudownie, Elaine, opowiedz mi o nim - poprosiła z ożywieniem, chętna wysłuchać opowieści przyjaciółki. Bo sama mogła opowiadać, ale tego słuchania to blondynka chyba miała już dość. Zwłaszcza, że cały czas coś się Charlie nie układało, a ostatnio to nawet i na jej własne życzenie.
    Kiedy padła wzmianka o dziecku, Wilson lekko zdębiała. Jesli już do tego momentu doszli, że El martwi się, cy zostanie zaakceptowana... to chyba było to coś poważnego i coś na rzeczy! Tym bardziej brunetka zamieniła się w słuch.

    Charlie

    OdpowiedzUsuń
  82. [ Z tą współlokatorką wyszła trochę grubsza sprawa, więc nie będziemy się tej uroczej panience zwalać na głowę :D Ochotę mam, jak zawsze, ale pomysłów we mnie na ten moment brak przez fatalne samopoczucie :<]

    Sadie Bishop

    OdpowiedzUsuń
  83. - Tak, wtedy dopiero nasłuchałbym się od sióstr i matki, która i tak, podobnie jak ojciec, nie chciała za bardzo się zgodzić na to, bym został artystą, twierdząc, że wolne zawody są łatwym sposobem na samotne, skromne życie na starość, do którego nie jestem przyczajony. - odparłem, wyobrażając sobie jak staję się rolnikiem lub pasterzem strzegącym wraz z psem owce w jakimś oddalonym od cywilizacji zakątku globu. - W dodatku jedyną uprawą, na jakiej choć trochę się znam, jest ta związana z roślinami potrzebnymi do wytwarzania słynnych hiszpańskich oraz francuskich win, a i to tylko dlatego, że czasem muszę dokonywać inspekcji tych odziedziczonych w spadku. Podejrzewam, że z moim roztrzepaniem, bez pomocy szybciej doprowadziłbym je do wyschnięcia lub zarazy niż otrzymał jakiekolwiek zyski. Nie każdy potrafi być dobrym zarządcą. - dopiero po wypowiedzeniu tych słów na głos, zdałem sobie sprawę, że mogło to zabrzmieć jak próba podlizywania się, ale niestety nie dało się już tego cofnąć. Pozostawało mieć tylko nadzieję, że kobieta nie przyłoży do mych słów znaczniejszej wagi.
    Chwilę potem znów wpatrywałem się w pijanego i zataczającego coraz większe kręgi mężczyznę.
    - O ile rzeczywiście trafi do łóżka nim padnie na podłogę niczym bezwładna belka. - skomentowałem sarkastycznie, opierają się o stojące z tyłu krzesło. - Zresztą w takiej sytuacji i tak nie chciałbym być na jego miejscu.

    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  84. Zaręczyny dla Lucasa faktycznie były swego rodzaju zapewnieniem, że oboje chcieli iść w to dalej i to na poważnie, jednak nie był to akt desperacji. Gdyby blondynka kazała by mu poczekać pewnie po burzliwej reakcji zgodził y się na oddalenie takich pomysłów w czasie. Po prostu kochał ta kobietę i był tego pewien jak tego, że zmiany w prawie i przepisach wcale nie szły w dobrym kierunku.
    Clarissa wcinała kolejnego naleśnik, a mężczyzna tylko uważał, by jego zawartość nie znalazła sie poza busia czterolatki. Dziewczynka radziła sobie całkiem nieźle, a przynajmniej do momentu, gdy Elaine zwróciła się do niej bezpośrednio. Na twarzyczce widniało zdziwnie, ale oczka skrzyły radośnie, gdyż mała uwielbiał pannę Eagle.
    Szatyn za to poprawił córkę na kolanach, by miała odpowiedni widok na ich dwojke, ponieważ to wszystko rozpoczęło się od jego oświadczyn. A w sumie od spotkania w barze. Nie ważne gdzie był pocztake ani gdzie będzie koniec, ale ten czas pomiędzy, który zamierzał dzielić z Clary i Elaine.
    -Wysla? - zapytała speleniac nieco, a odpowiedzi szukała na twarzach zebranych dorosłych. Jocelyn postanowiła jednak dać im trochę prywatności i ulotnila się do kuchni, co w żadnym wypadku nie oznaczało, że nie miała gumowego ucha.
    - Clarisso ja również bardzo kocham Elaine - odezwał się z czułością Lucas patrząc to na jedną, to na drugą.
    -Kocham, tak samo mocno jak Ciebie, a to że za mnie wyjdzie oznacza, że będzie moja żona, a tym samym może zostać twoja mama. - nie wiedział jak delikatnie i prosię wytłumaczyć to dziecko, cóż nie miał w tym za wiele doświadczenia. Blondynka nadal wydawała się nie słońca nadąża za rozumowaniem zebranych, ale zapewne przyczyną tego był fakt późnej pobudki.
    - Mamą? - zmarszczyła lekko brwi i z powagą odłożyła resztki naleśnik na talerz.
    - Cyli będzie mama i tata? - zapytała, a na jej ustach zaczął pojawiać się coraz to szerszy uśmiech.
    -Dokładnie, jeśli nie masz nic przeciwko Clarisso. Elaine by z nami zamieszkała i byłaby częścia ro... - nie zdążył dokonczyc, gdy mała rzuciła się kobiecie na szyję, by ją przytulić.
    -Supel! - I zaczęła coś trajkotac w tylko sobie zrozumiałych słowach. Mężczyzna odetchnął wewnatrz, bo też nie mógł być pewien za reakcję dziecka, ale jego kącik ust zadrgał ku górze.
    -Chyba ammy co opijac - Jocelyn wróciła do pomieszczenia z jakims trunkiem i choć Black nie widział przeciwwskazań zgromil ja wzrokiem. Bal sie, że szatynka za bardzo ucieka w alkohol, chociaż mógł się mylić.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  85. Charlie wpatrywała się z nią uważnie, jakby chciała wyczytać coś między wierszami. Elaine sprawiała wrażenie dość niepewnej w tym temacie i zabrakło brunetce ekscytacji i wyraźnego zauroczenia, jakie biło od dziewcząt, gdy te opowiadały o kimś, z kim są w związku. No ale może po prostu to była kolejna sfera życia, w któej jej przyjaciółka była po prostu skryta i tyle. Charlie na pewno nie miała prawa wściubiać nos w nie swoje sprawy i wypytywać.
    zczególnie, że sama przez długi czas okłamywała wszystkich wokół, milcząc o fakcie, iż jest kobietą zamężną.
    - Mam nadzieję, że jest dla ciebie dobry - powiedziała tylko i potarła zmęczone oczy palcami. Nie była senna, a zmęczenie bardziej wzieło się z płaczu, bo ostatnie dni był dla niej trudne, no i z spożytego alkoholu, bo jak zwykle nic nie piła w ogóle jesli chodzi o procenty, tak pozwoliła sobie topić smutki. To był błąd.
    - Hej... Mam nadzieję, że przynajmniej cię bezwstydnie rozpieszcza - dorzuciła jeszcze, bo po wypiciu miała nawet niezły humor, szczególnie, gdy nie myslała o tym, co ją skłoniło do sięgnięcia po szklankę. A mysleć o Andym nie chciała, wolała słuchac o tym, co dzieje się u El. Sama już wystarczająco dużo się naopowiadała, chwaląc, jak kolejny raz życie jej się psuje, a ona rozkłada ręce, nic z tym nie robiąc.
    Charlie była kims, kto boi się działać. Może nie była do końca leniem, ale brakowało jej tej siły, by wziąć się w garść. A przecież nie mogła narzekać potem, że coś jej czmychneło sprzed nosa, jeśli nawet nie wyciagała po to ręki... Teraz jednak jedyne na co ją było stac, to prócz marudzenia, stawianie czoła mediom, bo gdy te dorwały się do pożywki, jaką stanowił jej rozwód z prokuratorem, zaczynało być brzydko.

    Charlie

    OdpowiedzUsuń
  86. Lucas nienachalnie przyglądała sie najważniejszym kobietom w swoim życiu i chociaż na twarzy nie można było zobaczyć żadnej zmiany to jego oczy były przepełnione szczęściem. Nie przyznałby się do tego głośno, lecz też obawiał się reakcji czterolatki, ponieważ sam nie pamiętał niestety matki dziecka i nie wiedział jak wielu szczegółów Clarissa byłą świadoma. Tak, czy inaczej cieszył sie, że wszystko szło w odpowiednim kierunku.
    Usiadł nieco swobodniej na kanapie, gdy córka postanowiła nie opuszczać ramion jego narzeczonej, a siostra przyszła do salonu z procentami.
    - Jocelyn jeszcze pomyśli, że się mnie słuchasz - rzucił lekko szatyn w formie żartu chociaż jego ton na to nie wskazywał, jak zwykle.
    - Ah nie przejmuj się - panna Black machnęła dłonią do swej przyszłej szwagierki.
    - Mężczyźni po prostu muszą myśleć, że rządzą - powiedziała niby konspiracyjnie zakrywając usta, a następnie usiadła na kanapie obok Lucasa wręczajac mu kieliszek z winem, które musiała przynieśc wcześniej z jego gabinetu, ponieważ nie trzymał już na co dzień takich trunków w kuchennej lodówce.
    - Mogłabyś mały chochliku nie wchodzić tam gdzie nie masz wstępu, choć raz? -zapytał biorąc szkło, ale nie kontynuując tematu, ponieważ miał zbyt dobry humor by się złościć.
    Szatyn zmarszczył brwi w momencie, gdy jego ukochana wyciągnęła komórkę i skomentowała to tak, a nie inaczej. Może miała rację, by nic nie mówić swoim rodzicom od razu, lecz czułby sie nieswojo, gdyby ów fakt chciała zataić na dłużej. Jego milionową myśl przebiegająca przez głowę przerwał fakt, iż czterolatka ponownie postanowiła wdrapać się na kolana i przytulić się lekko do taty. Był to tez sposób na wrócenie do oglądania bajek i zignorowania rozmów dorosłych, które już teraz nie miały z nią żądnego związku.
    - Zatańczyłem z najpiękniejsza kobietą na sali to żaden wyczyn, by ludzie o tym nie zapomnieli - uniósł delikatnie prawy kącik ust nieco prostując relację Eagle.
    - Nie było tak źle, poza tym musze się wkupić w łaski swoich teściów - puścił obu paniom perskie oko,a następnie wypił resztkę wina z kieliszka.
    - Elaine chyba zapominasz, że ja się w tym świecie plotek wychowałem razem z tym chochlikiem, także niech plotkują ile wlezie dopóty.. - przerwał, a jego oczy pociemniały.
    - Dopóki nie obrażając najważniejszych mi osób - przesadził delikatnie Clary na druga noge i pochylił się ku Elaine, by musnąć ją w skroń. Tylko na tyle pozwalała mu dzieląca ich odległość.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  87. Roześmiał się słysząc jej uwagę, będąc tym samym przygotowany na takie docinki. ‘Negatywne’ komentarze na temat swojego wieku i wyglądu zawsze przyjmował lepiej od swoich przyjaciół niż obcych ludzi. Doskonale wiedział, że Elaine uwielbia się z niego nabijać, więc wszystko co złe padało pod jego adresem z jej ust, przyjmował zawsze z uśmiechem i rozbawieniem. Żałował, że na co dzień nie ma aż takiego dystansu do siebie i potrafi wrzeszczeć na niewinnych ludzi nawet przez kilka godzin dziennie, ale taka była już jego natura i niewiele mógł z tym zrobić. Kochał swoją doskonałość w każdym calu i był zwyczajnie wściekły, kiedy ktoś, kto nie miał nigdy okazji go poznać, na dzień dobry śmiał ją podważać.
    - Masz szczęście, że tyle się znamy i przyjaźnimy, bo inaczej musiałbym zrobić ci tutaj wykład i awanturę o to, że śmiesz nazywać mnie starym – dał jej pstryczka w nos, przy okazji wspominając z rozbawieniem ich pierwsze spotkanie. Do dziś zastanawiał się, jakim cudem od takiej wrogości, a wręcz nienawiści, przeszli tego samego dnia do bliskiej znajomości z której bardzo szybko zrodziła się oparta na silnych więziach i zaufaniu przyjaźń.
    - Szok to w tym wypadku mało powiedziane – wzdrygnął się na samą myśl niespodziewanego spotkania z córką Lucasa – Nawet nie wiedziałem, że jesteście razem, a co dopiero że ma takiego dużego dzieciaka – pokręcił z niedowierzaniem głową, wciąż nie do końca przyjmując to wszystko do wiadomości. Zatrzymał się na etapie, kiedy jego przyjaciel prowadził równie hulaszczy i rozwiązły tryb życia co on, a małe dziecko zdecydowanie nie pasowało do tego obrazka.
    - Tak, dwie twarze Blacka to coś, czym umie perfekcyjnie się posługiwać. Tak właściwie to którą z nich wolisz, co? Nie dałoby się go jakoś przestawić, żeby znów był moim kumplem od picia a nie nadopiekuńczym facetem z dzieckiem u boku? – zaśmiał się, choć w tym wypadku nie do końca żartował. Naprawdę wolałby, żeby jego przyjaciel cieszył się życiem u boku Elaine, a nie marnował swój czas na opiekę nad córką. Nigdy nie rozumiał ludzi, którzy zachwycali się dziećmi i choć dla większości jego mała była urocza, Blaise odbierał ją raczej jako ciężar, który może im utrudniać szczęśliwy i błogi związek.
    - Jestem waszym przyjacielem i powinienem wiedzieć o wszystkim, tym bardziej, że mogę w wielu kwestiach po prostu pomóc. Nie możecie przede mną ukrywać tak istotnych spraw no, teraz jest mi przykro, bo mam wrażenie, że mi po prostu nie ufacie….- westchnął, obracając kieliszek od wina w dłoni. Nie zamierzał naciskać i na siłę wyciągać od niej wspomnianych informacji, ale zwyczajnie się o nich martwił i miał nadzieję, że następnym razem zwrócą się do niego o pomoc.
    - Nie zmieniaj tak szybko tematu, ja i Maille to teraz mało istotna kwestia. Mów mi o wszystkim, jak na spowiedzi – przysunął się jeszcze bardziej w jej stronę i wbił w nią wyczekujące spojrzenie.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  88. Mężczyzna zmruzyl gniewnie oczy spoglądając prosto na świeżo upieczona narzeczoną.
    -Czy Ty zamierzach kwestionować moje zdanie na temat tego, która kobieta byla najbardziej zjawiskowa? - uniósł jedna brew groźne do góry.
    -Uwierz mi nie jestem ślepy i choć twoja siostra wyglądała pięknie, to bilaś każda przedstawicielke płci pięknej o głowę... Kochanie-to ostatnie słowo dodał z lekkim wahaniem, a jego wzrok zlagodnial. Coz wiedział, że z blondynki jest uparte stworzenie i nie zamierzał tego zmieniać, jednak on ten nie zmieni odruchu niezadowolenia z faktu, że ktoś kwestionuje jego zdanie.
    - Ojeej jaki mój braciszek jest zakochany, że świata poza tobą nie widzi-zaswiergotała Jocelyn psujac cały nastrój, który chcąc nie chcąc zbudował się między nimi. Lucas tym samym przewrócił oczami, ale słuchał dalej tego co blondynka miała do powiedzenia. Nie dało się ukryć, że zauważył zachwyt państwa Eagle, jednak nie zmieniało to faktu, iż wolałby nie otrzymać od nich klod pod nogi, jeśli chodzi o jego związek z Elaine.
    - Cóż mogę rzec zlowilaś niezłą partie - rzuciła panna Black naśladując te wszystkie kobiety z bankietów na których bywała nie raz po czym wybuchneła śmiechem. Clarissa spojrzała na ciocie z pytaniem wpisanym na twarzy po czym wróciła do oglądania bajki.
    - Spokojnie powiem im, że moja przyszła żona może pracować gdzie jej się zywnie podoba, a oni mają nic do tego - posadzil córkę obok, a następnie dłonią pogladził policzek ukochanej. Mimo delikatnego gestu i ciepłych słów jego wzrok nadal był drapieżny.
    - Pójdę się przebrać - rzucił w końcu wstając, bo tylko Elaine była tak mądra by pozbyć się stroju wieczorowego.
    - I dobrze wiem, że umiesz się bronić, ale nie zaszkodzić jak ja też dołożę swoje trzy grosze - ucalował ja w czoło I już kiach ruszać do sypialni, gdy usłyszał pytanie, którego nie chciał słyszeć. Wszystkie mięśnie się napieły, a głos jakim przemówił był zimny do granic możliwości.
    - Im nic do tego. - i tyle go widzieli. Poszedł przebrać garnitur na dżinsowe spodnie, a koszule na czarny t-shirt.
    - Dalej nie odzywaj się do siebie po tym jak ogłosił, że ma corke - wyjaśnia Jocelyn mieć smutnym głosem. Nie rozumiała swoich rodzicow.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  89. Jocelyn zaśmiała się cicho i krótko czym po prostu potwierdziła absurdalnosc słów blondynki.
    - Uwierz mi, że Twój udział w tym był znikomy. Nasi rodzice są po prostu niereformowalni. Są jak te konie z klapkami na oczach, gdy coś nie pasuje do ich krajobrazu ignorują to lub też po cichu usuwają. - wyjaśniła jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Jocelyn poznała inne życie dzięki swojemu bratu i wyjazdowi do szkoły z internatem. To była chyba jedyna z niewielu rzeczy za jakie była wdzieczna rodzicom. Dali jej wolność i możliwość poznania drugiej, znacznie brawniejszej strony medalu.
    - Nie gadaj głupot. Nie jesteś kłopotem. Pierwszy raz w życiu widzę, żeby Lu był tak szczęśliwy - uśmiechnęła się patrząc na drzwi sypialni, za którymi kilka minut wcześniej zniknął jej brat.
    - Ja? - spojrzała zaskoczona na blondynkę. Nie rozumiała dlaczego też miałaby opuszczać Nowy Jork.
    - Nie przewiduje tego. Właściwie zamierzam zacząć studia prawnicze - powiedziała z powagą i choć początkowo nie pałała do tego pomysłu entuzjazmem, to zaczynała się ku niemu skłaniać. Nie miała przecież innego planu na siebie, a brat swą praca bardzo jej imponował, lecz nigdy nie przyznała tego wprost. Gdy usłyszała dzowniacy telen tylko skineła przyszłej bratowej głową po czym zaczęła oglądać bajkę razem z czterolatka.
    - Już uciekasz? - rozbrzmiał męski głos, a na jej talii spoczeła dłoń szatyna. Nie zamierzał jej powstrzymywać, bo na nic by się to zdało. Zazwyczaj robiła wszystko naprzekor niemu.
    - Proszę tylko zamów taksówkę skoro Sebastian nie może cię odwieźć - jego głos nie był wcale łagodny, a słowo proszę miało to wrażenie zniwelować. Nie chciał się już o nią tak martwić, jak wtedy, a póki co tamte wydarzenia wracały do niego niczym bumerang.
    - Jesteś zbyt cenna - szepnął jej na ucho i ucalowal w skron.
    -Jocelyn, a ty jeszcze zostajesz? - zapytał unosząc jedna brew ku górze.
    - Tak, obiecałem pomoc mi w przygotowaniach do egzaminów wstępnych - szczerz, to Black o tym kompletnie zapomniał w świetle wszystkich ostatnich wydarzeń, lecz nie zamierzał złamać danego słowa.
    - A masz jakieś podstawy do nauki ze mną? Albo prawo? - uśmiechnął się zalosiwie, lecz szatynks że znudzeniem wyrecytowała jeden z aktów dotyczący wolnego dostępu do edukacji.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  90. Dokładnie takiej reakcji z jej strony się spodziewał i roześmiał się, kiedy teatralnie przewróciła oczami. Miały z Maille tak wiele wspólnego, że nie zdziwiłby się, gdyby okazały się jakimiś rozdzielonymi po porodzie siostrami i przez to tak dobrze się dogadywały.
    - Obydwoje jesteśmy idealni i dlatego mamy tak cudowne, wspaniałe, najpiękniejsze na świecie dziewczyny – wyszczerzył się dumnie, zgrabnie odpowiadając tym samym na jej docinki. Wiedział, że czeka go trudna rozmowa z przyjaciółką i chciał na początek nieco rozluźnić atmosferę. Lucas uprzedził go, że w ich życiu sporo się ostatnio działo, nie mówiąc już o tym, że niespodziewanie pojawiała się Clary, a to przecież wcale nie musiało podobać się Elaine.
    - Szaleństwo? Z nim? Kochana, on myśli teraz tylko o pieluchach i żłobkach, dziękuję bardzo za taką imprezę – zaśmiał się i nieco przesadnie wzdrygnął, dając tym samym do zrozumienia, że głowa Blacka jest ostatnio zbyt zajęta sprawami wychowania córki. Blaise nigdy nie ukrywał, że nie lubi dzieci i cieszył się, że wszyscy jego bliscy znajomi(w tym Lucas) to akceptują.
    - Ta, instytnkt i te sprawy, czarna magia dla mnie i dalej nijak nie potrafię zrozumieć jego decyzji -westchnął, wbijając wzrok w podłogę – Naprawdę wolałem, kiedy jego jedynym zmartwieniem było to, czy da radę stawić się na cholernym kacu w pracy czy może jednak przełoży rozprawę i będzie leczył się seksem…- zaśmiał się, upijając łyk alkoholu i gestem zachęcając przyjaciółkę do tego samego. Procenty zawsze jakoś bardziej otwierały usta i rozplątywały język, a on nie zamierzał stąd wyjść, zanim nie dowie się jakie tragiczne wydarzenia spotkały ostatnio dwójkę jego najbliższych przyjaciół.
    - No już dość, dość, bo się zaraz wzruszę albo zwymiotuję od nadmiaru słodyczy – przyłożył palec do jej ust i przerwał tym samym wywód na temat dwóch oblicz i uczuć, jakie żywiła do Lucasa. Zazdrościł ludziom, którzy potrafili tak swobodnie mówić o swoich związkach i uczuciach. On od dziecka miał z tym cholerny problem i nie zdziwiłby się, gdyby Maille przez co najmniej kilka lat nie usłyszała z jego ust choćby jednego ‘kocham cię’.
    - Zbywasz mnie Eagle, wiesz? Znaj moją dobroć, dam wam spokój i nie będę drążył więcej tego tematu – westchnął i przysunął się do niej bliżej – Jeśli następnym razem wpadniecie w jakieś kłopoty, mam wiedzieć o tym pierwszy, zrozumiano? – pogroził jej palcem i przyciągnął ją do siebie, zamykając w niedźwiedzim uścisku. Nie zamierzał na siłę wyciągać od niej żadnych informacji, tym bardziej, że jak sama mówiła, mogło to tylko przysporzyć im dodatkowych kłopotów. Poddał się i zostawił na razie ten temat, ale to wcale nie oznaczało, że za jakiś czas nie wróci do tej rozmowy, albo nie skopie tej dwójce porządnie tyłków za brak zaufania do swojego najlepszego przyjaciela.
    - Ja i Maille…Stop, stop, stop. Czy ty masz na palcu pierścionek? Czy to jest…to jest taki pierścionek?! – wbił nią zszokowane spojrzenie, czekając niecierpliwie na wyjaśnienia.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  91. - Cóż, tak naprawdę tylko dwie z moich czterech sióstr zamieszkują obecnie Hiszpanię i Francję, a każde z nas rozsiane jest po innym zakątku globu, więc spotykamy się tylko z okazji niektórych świąt czy innych, poważnych okoliczności. A i to nie wszyscy... - westchnąłem ciężko, przypominając sobie jak często, zwłaszcza po zamordowaniu ojca, matka z wyraźnym smutkiem i niedowierzaniem wpatrywała się w pusty talerz z ręcznie wymalowanym jaguarem zaczajonym w krzakach należącym niegdyś do wiecznie zbuntowanej Nevady, która potrafiła nawet Święta Bożego Narodzenia spędzać w bliżej nieokreślonym miejscu na mapie, nie zawsze pamiętając choćby o czymś tak prostym jak wysłanie krótkiej wiadomości z życzeniami. Co prawda nasza rodzicielka nigdy nie przyznałaby się jak bardzo wtedy cierpi na duchu, zwłaszcza w obecności starannie wybranych przyjaciół rodziny i służby, ale przemykając jako dziecko po jej drzwiami po tego typu imprezach nie raz słyszałem dochodzące zza nich wyrzuty, jakie sobie czyniła. Całe szczęście jej osobisty ochroniarz dbał, by nikt nie mógł się w takich chwilach do niej dostać, a dla czających się pod naszym lokum dziennikarzy nakładała maskę opanowanej, gotowej na każdy cios, kobiety. Taka właśnie była cena sławy, której jarzma nie każdy mógł się niestety pozbyć...
    Pod wpływem kolejnej uwagi blondynki znów skupiłem się na wstawionym mężczyźnie.
    - Byle tylko to upojenie zamiast odpłynięcia do krainy Morfeusza nie przemieniło go w rozjuszonego Cerbera gotowego bronić honoru swej pani. - co prawda podczas samotnych ucieczek z domu i tułaniu się bez konkretnego celu po uliczkach Madrytu więcej niż parę razy zdarzyło mi się skręcić nie w ten zaułek, co trzeba i napatoczyć na osoby, które zbyt hojnie raczyły się darami Bachusa,a potem ratować w ten czy inny sposób swe kości,a także życie aż do pojawienia się odpowiednich służb, lecz nigdy nie zaliczałem tego do przyjemnych doświadczeń.

    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  92. [ Jestem jak najbardziej za :D]

    Aż parę razy podskoczyła, zastanawiając się, jak to wszystko będzie wyglądać. Nigdy nie zajmowała się tego typu rzeczami, bo wolała po prostu pracować, ścigać się z człowiekiem i czasem… A nawet, gdyby chciała, to by po prostu już dobowo nie wyrobiła na zakrętach. Bardzo lubiła za to eksperymentować w kuchni, czy wymyślać nowe drinki, więc przydzielone zadanie potraktowała jako idealne.
    Po spędzeniu jeszcze dłuższej chwili z El, Jennifer wróciła do domu i od razu zabrała się do dzieła. Przejrzała kilka stron internetowych, żeby znaleźć jakąś inspirację, odtworzyła też w pamięci przepisy, na których bazowała na Barbadosie, a potem zakupiła niezbędne rzeczy i produkty, przez kilka kolejnych nocy siedząc do późna i wymyślając rozmaite kombinacje napitków. Kiedy nadszedł TEN DZIEŃ, nieco zestresowana, ale bardziej podekscytowana, szykowała się do swojego pierwszego odważnego występu. Ubrała się odpowiednio - a przynajmniej się tak dziewczynie wydawało - obcisły czarny top i tego samego koloru spodnie zlewały się w jedno, tworząc pewnego rodzaju kostium. Podkreśliła swoje atuty, ale też nie za bardzo, by nie skupiać uwagi klientów tylko na własnych krągłościach, lecz bardziej na umiejętnościach.
    Dziarskim krokiem ruszyła przed siebie, wchodząc zaraz do baru. Aż powiedziała ciche “wow”, kiedy zobaczyła tłum przewijający się przez wnętrze. Nie to, żeby pierwszy raz miała styczność z taką grupą ludzi, po prostu teraz to chodziło też o nią… A do tego panna Woolf nie była przyzwyczajona.
    Zaczesała kilka kosmyków za ucho, a potem przecisnęła się między ludźmi, odnajdując El. Uśmiechnęła się nieco szerzej, kładąc dłoń na jej ramieniu.
    - Jestem. Co teraz…? - zapytała, nieco onieśmielona. W oczach za to tańczyły dziewczynie wesołe iskierki, a serce biło szybko i mocno, napędzane adrenaliną i rosnącą ekscytacją.

    Jen Woolf

    OdpowiedzUsuń
  93. Również pannie Creswell czas uciekał przez palce i blondynka nie mogła się nadziwić, jak szybko mijały nie tyle nawet kolejne tygodnie, co miesiące. Jeszcze nie tak dawno temu gościła u siebie rodziców na Boże Narodzenie, by teraz obserwować, jak w Nowym Jorku coraz śmielej panoszyła się wiosna, a tuż za rogiem tak właściwie były już kolejne święta. I kiedy ten czas przeleciał? Oraz jak go spędziła? Na te pytania Creswell nie potrafiła odpowiedzieć, wydawało jej się bowiem, że nie robiła niczego konkretnego, a wskazówki zegara i tak pędziły jak szalone i nic nie było w stanie ich zatrzymać. Stąd nic dziwnego, że w całym tym pędzie ona i Elaine nie potrafiły się spotkać, zatrzymać w jednym punkcie. Wymieniały jedynie wiadomości i czasem do siebie dzwoniły, by jako tako pozostać na bieżąco z tym, co się u nich działo, ale na pewno nie mogło to zastąpić spotkania twarzą w twarz.
    Aż w końcu im się udało. Akurat tego wieczora Maille nie miała żadnych planów, więc kiedy tylko dostała wiadomość od Elaine, odpisała jej, by nie zwlekała, tylko jak najszybciej się zebrała i do niej przyjechała. Oczekiwała jej niecierpliwie, a jej podenerwowanie udzieliło się również Leviemu, który zaczął nerwowo krążyć pod drzwiami, ewidentnie przeczuwając, że ktoś miał przyjść. I nim El zdążyła zapukać, pies rozszczekał się radośnie, tym samym nawet zagłuszając nieśmiałe pukanie, lecz Maille doskonale wiedziała, że powinna podejść do drzwi.
    — Wreszcie! — przywitała ją, otwierając skrzydło na oścież. Levi wypadł na korytarz, był jednak na tyle kulturalny, że nie zaczął obskakiwać blondynki. Krążył za to wokół niej niczym narwany satelita, machając ogonem tak szybko, że tworzył on w powietrzu jedynie rozmytą smugę.
    — Nie przejmuj się tym wariatem i wchodź — zachęciła, a kiedy już przyjaciółka przekroczyła próg i Maille starannie zamknęła za nimi drzwi, mogła w końcu porządnie wyściskać El na powitanie, co też zresztą zaraz uczyniła, długo nie wypuszczając jej z objęć.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  94. Mężczyzna spojrzał na kobietę z błyskiem w oku, ponieważ wiedział, że mogła czuć się nie na miejscu. kochał ją to fakt, ale faktem było również jego oddanie prawu. Przez napotkanie na swojej drodze dwóch blondynek nieco zaniedbał swa pasję, a jednocześnie pracę. Wiedział, że teraz będzie małymi krokami wracał do normalności.
    - Nikt Cie nie wygania, ale możesz szybko zasnąć - skomentował Black wiedząc, że dla postronnego obserwatora to będzie po prostu słowna 'potyczka' o dziwnych argumentach pomiędzy rodzeństwem.
    - Czasem? Elaine Ty mnie faktycznie jeszcze nie znasz - zaśmiał się cicho, niemalże gardłowo.
    - Jutro po Ciebie wpadnę i mam nadzieję, że dasz się porwać na noc lub kilka - dodał od razu dając tym samym do zrozumienia, iż wolałby miec ją chociaż przez krótki moment pod swym dachem.
    - Elaine nie przejmuj się tylko dzisiaj bede zakuwać z bratem. Resztę tygodnia macie tylko dla siebie - puściła jej perskie oko.
    - Papa - pomachała jej czterolatka wracając spojrzeniem do kreskówki, która musiała być faktycznie interesująca.
    Nawet bez jej prośby odprowadziłby ją do drzwi, ale chyba chciał poczuć ta odrobinę inicjatywy z jej strony. Przyglądał jej się wspary ramieniem o jedną ze ścian.
    - Dla mojej narzeczonej wszystko - powiedział i wpił się w jej usta nim wyszła z mieszkania.
    - Do jutra!- dodał nim kompletnie stracił ją z pola widzenia. Teraz musiał wrócić do Jocelyn i do córki, które spokojnie siedziały w salonie. Postanowił pomóc siostrze jak najlepiej potrafił, a co za tym szło - nie zamierzał zostawić na jej suchej nitki. Na studiach się nie patyczkują i nawet najmniejszy błąd może kosztować Cie wszystko co do tej pory osiągnąłeś.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  95. Lucas starał się być wyrozumiały, bowiem sam musiał skupić się na pracy i nadrobienia kilku zaległości, które spowodowane były misja ratunkowa dla panny Eagle. Odpisywał jej na każdą wiadomość, że rozumie i że kocha, lecz jego cierpliwość również miała swoje granice. Gdy wracał do domu, w którym czekała na niego czterolatka starał się ukryć rozdrażnienie, jednak nie było takie proste. Nie myślał, że po zareczynach spotkania z kobietą będą jeszcze bardziej utrudnione niż dotychczas. Żona Sebastiana starała się mu pomóc opiekują się córka, gdy ten zakopywal się w kolejnych papierach, by odciągnąć swe myśli od najważniejszego. Black nie chciał gniewem zniszczyć tego co nadal był tak kruche między nim, a uparta blondynka. Gdy w czwartek wrócił do domu nie spodziewał się tam zastać narzeczonej.
    -Elaine? - uniósł jedna brew w zaskoczeniu po czym jego twarz pokryła maska chłodu.
    - Jak miło, że zaszczyciłas nas swoją obecnościa - nie mógł ugryźć się w język i tak to była jedna z lagodniejszych wersji, które kotlowały się w jego głowie. Podszedł do nich bliżej i wziął córkę na ręce.
    -Clarisso jak Ci minął dzień? - zapytał i ucalował ja w czoło to był już chyba ich rytułał. Dziewczyna opowiadała z zaangażowaniem o za ach, gotowania, ale Black spojrzenie miał utwkione w narzeczonej. W końcu odetchnął głębiej I nadal z dzieckiem na rękach ucalował i ją delikatnie w usta.
    -Tesknilem - rzucił w zamian za przepraszam. Liczył,ze kto jak kto, ale ona zrozumie przesłanie tego prostego słowa. W końcu nigdy nie był do nikogo przywiązany i nikt wcześniej nie wystawiał jego cierpliwości na próbę jak ona.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  96. Mężczyzna uśmiechnął się w duchu, gdy kobieta również przyznała, iż za nim tesknila. To oznaczało dla niego mniej więcej tyle, że również przepraszała, za tak późne spotkanie. Był specjalista w odczytywaniu wiadomości między wierszami, chociaż często Elaine była dla niego jak książka po chińsku, a nigdy nie uczył się tego języka.
    - Oczywiście cały dzień funkcjonuje na kawie, a to wszystko pachnie bardzo apetycznie - powiedział i starał się lekko uśmiechnąć. Stawał się coraz lepszy w u noszeniu kacikow ust i coraz rzadziej wyglądało to jak grymas. Posadził córkę obok siebie i równie rozpoczął posiłek.
    -Smacznego - dodał nim skosztował zupy, a następnie upewnil się, że porcja czterolarki jest dostatecznie chłodna.
    - Był wymagający i średnio przyjemny, aż do teraz oczywiście - powiedział patrząc jej prosto w oczy i kontynuując posiłek. Zupa była naprawdę pyszna i odpowiednio odprawiona, więc w mgnieniu oka zniknęła z talerza mężczyzny.
    -Nie chwaliłaś się, że tak dobrze gotujesz - rzucił z uznaniem i pomógł Clarissie z dokończeniem porcji i doprowadzeniem buzi do wzglednego porządku.
    - A właśnie żona Sebastiana nie mówiła może, czy jutro się pojawi? - Lucas musiała iść do pracy zarowno w piątek, jak i sobotę chociaż w ten drugi dzień mógł popracować z domu, co jednak nie zmieniało faktu, że ktoś musiał zająć się blondyneczka. Szatyn nie mógł się rozstrajac podczas pracy, ponieważ miał na głowie kilka dość skomplikowanych spraw. Wolał niczego nie przeoczyć.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  97. Black nigdy nie bawił się w udawane współczucie i gdy faktycznie go nie odczuwał nic takiego nie stwierdza. Dla większości była to oznaka jego bezlistonej strony, dla niego czysta szczerość. Toteż na wyjaśnienia ukochnaje skinął głową i powiedzial:
    - Rozumiem - ni mniej, ni więcej. Nie znam jej wuja, nie znał jej wtedy I nie zamierzał udawać, że było inaczej. Spojrzał na talerz z drugim daniem i nieco zaskoczył go widok nuggestow, lecz radość Clarissy wyjaśniła wszystko. Pogłaskał córkę po głowie i chociaż wydawało się to nadal mało naturalne starał się.
    - Czyli zakładam, że rozmawiałaś już z Panią Silver? - uniósł jeden kącik ust do góry po czym ucalowal jedna dłoń narzeczonej. Oczywiście, że nie miał nic przeciwko ich wyjściu do zoo, chociaż było mu nieco w niesmak, gdyż sam nie będzie brał w nim udziału.
    - Jeśli o mnie chodzi to ufam Ci w zupełności - ponownie ucalowal szarmancko jej dłoń po czym zabrał się do jedzenia drugiego dania.
    - Tato ja wymyśliłam dlugie danie - powiedziała rezolutnie Clary.
    - I jest bardzo... pyszne - powiedział Black biorąc jednego z nuggestow do ust imitując jakieś mruczenie mające podkreślić to jak bardzo mu smakuje. Wcale nie kłamał, bo danie faktycznie było dobre.
    - Ja pozmywam po posilku - rzucił, gdy już mieli kończyć drugie danie. Fakt posiadał zmywarkę, ale w końcu ktoś te naczynia musi do niej włożyć.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  98. Przyjaźń Maille z Elaine była najlepszym, co mogło go spotkać. Od początku związku z Irlandką miał wyrzuty sumienia, że dziewczyna musi na każdym kroku spotykać się z krzywym spojrzeniem czy nawet falą nienawiści ze strony jego znajomych i cieszył się, że podczas licznych imprez i bankietów charytatywnych, Creswell zawsze mogła liczyć na wsparcie ich wspólnej przyjaciółki.
    - Nie muszę się podlizywać, kochasz mnie bez względu na wszystko – wyszczerzył się dumnie, wystawiając w jej kierunku język. Czuł się w jej towarzystwie wyjątkowo swobodnie i za pewne nie skłamałby mówiąc, że zaczyna ją powoli traktować niczym utraconą przed laty siostrę.
    - Zawsze wiesz jak mnie podejść. Długo ćwiczyłaś tą swoją smutną, proszącą minkę, co? – westchnął, wiedząc, że i tym razem go kupiła – Dobrze no, dobrze, niech będzie. Wyciągnę w ten weekend Lucasa na jakąś popijawę, a ty zajmiesz się w tym czasie jego bachorkiem...to znaczy jego słodką, małą dziewczynką – poprawił się, choć nigdy nie ukrywał, że bardzo nie lubi dzieci i obcowanie z nimi budzi w nim odrazę i strach. Zaśmiał się pod nosem, słysząc obawy Elaine. Lucas był w nią wpatrzony jak w obrazek i nie widział poza nią świata więc ostatnie o co go podejrzewał go jakaś kochanka na starość czy nieuzasadnione pretensje w kierunku Eagle.
    - Przestań już pisać takie scenariusze, hm? Naoglądałaś się chyba za dużo brazylijskich telenowel głupku – złapał ją za policzki niczym stereotypowa ciotka i strzepnął z czoła jej kosmyk włosów – Jesteś za ładna i za mądra, żeby szukał sobie kiedyś innych. I nie, nie podlizuję się, mam dobre oko do kobiet. Ba, moja nawet jest najpiękniejsza na całym świecie, ale ty zajmujesz miejsce zaraz po niej na podium – zaśmiał się, wypinając z dumą klatkę piersiową do przodu. Wbrew temu o co podejrzewały go jego ‘serdeczne koleżanki’ nie zamierzał nigdy ukrywać Creswell przed światem, wręcz przeciwnie, był dumny i szczycił się swoim związkiem z taką kobieta jak ona.
    - Obydwoje zrobiliście się nudni, wiesz? Ty ciągle tylko Lucas i Lucas, on ciągle tylko ty i jego córka, można przy tym zwariować, naprawdę. Mam już rzygać tęczą? – pokręcił zrezygnowany głową, upijając łyk wina – Tak, leczcie się seksem, tylko później nie opowiadajcie mi żadnych szczegółów, błagam – zaśmiał się, wywracając oczami. Miał co prawda bardzo luźne podejście do spraw seksu i nie był to dla niego temat tabu, ale jakoś nie chciał wyobrażać sobie dwójki swoich najlepszych przyjaciół w intymnej scenie.
    - Jestem teraz na was wściekły, bardzo wściekły – odsunął się od niej i ujął jej dłoń, wpatrując się w pierścionek na palcu – Powinienem wiedzieć o tym pierwszy, a to kolejna rzecz którą przede mną ukrywacie. Ładnie to tak sprawiać mi na każdym kroku przykrość, co Eagle? – zachlipał udawanie i otarł z kącika oczu niewidzialne łzy, krzyżując na wysokości klatki piersiowej ramiona niczym obrażony na cały świat chłopiec.

    Psiapsiółka Blaise

    OdpowiedzUsuń
  99. Jeśli Lucas miał być szczery przed samy sobą, to nie przypuszczał, że tak szybko blondynka zmiekczy jego twarde jak głaz serce. Wiedział, że stare prawidla głosiły coś w stylu przez żołądek do serca , lecz nie brał tego zbyt poważnie. Bardzo chodziło o wysiłek jaki kobieta włożyła w to powitanie. Było to zdecydowanie bardziej wyraziste i glosniejsze aniżeli powiedzenie przepraszam. Black zrozumiał, że ona też musiała za nim teksni i że najwyraźniej muszę wypracować sobie jaki system funkcjonowania inaczej będa bardzo często się wzajemnie frustrować przez brak czasu.
    - Czyzbym zareczył się z kobietą idealna? - powiedział i pociągnął ja za dłoń w swoim kierunku, by na moment usiadła na jego kolanach.
    - Mam nadzieję, że dobrze się czujesz i nie liczysz na sen - szepnął jej wprost do ucha z tym swym diabolicznym błyskiem w oku. Pokój Clarissy znajdował się po przeciwnej stronie mieszkania aniżeli sypialnia Lucasa, więc mogli szaleć w granicach przyzwoitości i nie musieli przy tym obawiać się pobudki czterolatki. Ucalowal El w policzek po czym puścił wolno i zajął się córka, która faktycznie wzięła sobie do serca, by opowiedzieć mu swój dzień w najmniejszych szczegółach. Gdy już skończyli deser mała wyglądała na wyczerpana.
    -Clarriso moja Ty księżniczko chyba już pójdziemy spać, co? - zapytał szatyn, a dziewczynka chociaż chciała się spierać ziewnęła po raz kolejny co tylko rozbawiło mężczyznę. Wziął dziecko na ręce i zaniosł wpier do łazienki, by przebrać do pidzamu, umyć zęby, a dopiero później do sypialni. Czterolatki na bosaka uciekał a przed ojcem upierakac się, że ona jeszcze nie idzie spać.
    -Clarisso-zagrzmial jego surowy, ale nie tak jakby mógł najmocniej ton mężczyzny. Wiedział, że dziecko mogło tego nie znieść i najzwyczajniej się rozplakac, lecz musiał wprowadzać jakieś zasady inaczej z aniołka zrodzi się diabełek.
    -No pleciesz idę - wymamrotała obrazona znikając za drzwiami swego pokoju.
    - Nikt mi do niej instrukcji nie dołączył - zazartował gdy mijał Elaine.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  100. Lucas opowiadał jakąś bajkę, która wymyślał na poczekaniu I chociaż do pisarza mu daleko córka zaczęła zasypiać.
    - Kolorowych snów Clarisso-powiedzial, a następnie ucalował ja w czoło. Gdy wstał z łóżka zauważył, że Elaine ich obserwowała I poczuł się odrobinę nieswojo. Okazywanie uczuć córkę już miał czas wypracować, jednak mało kto był tego świadkiem. Ostrożnie zamknął za sobą drziw do sypialni, by następnie moc porwać narzeczona do góry tak, by nogami swobodnie oplotła go w pasie.
    -Myślałem, że poczekasz na mnie z prysznicem - zamruczał calujac ją w szyję. Niespiesznym krokiem szedł ku swojej sypialni. Blondynka była dla niego lekka jak piórko, a pożądanie tylko dodawało mu sił.
    - Stęskniłem się - oczy mu pociemnialy, a na szyi kobiety pojawił się lekki czerwony ślad. Nie zrobił tego specjalnie, jednak miał problemy z tym by się dłużej hamować. Delikatnie ułożył ja na łóżku i zaczęła ściągać krawat, koszule..
    -Mówił Ci ktoś, że cholernie seksownie wyglądasz w tej koszulce - powiedział ciągnąć za brzeg materiału tym samym unosząc go ku górze. Ukleknal między jej nogami, by móc pocalunkami obdarować uda, brzuch i wszytko co pomiędzy. Ten wieczór zapowiadał się blogo.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  101. Mężczyzna nigdzie się nie spieszył i dopowiednio dozował przyjemnośc okazania, jak i otrzymaną. Chciał się nacieszyć obecnością kobiety, jej ciałem, zapachem i dźwiękami jakie wydawała. To że ją kochał dało się wyczytać z gęsto, jednak to że ja ubóstwiał było dopiero widoczne w tych krótkich chwilach, gdy maska nie przyslaniala oczu.
    Był spełniony, szczęśliwy i nie potrzebował niczego więcej, gdy oboje padli na miękkie poduszki. Z automatu nakrył blondynkę odrobina narzuty, która już dawno nie spełniała swej funkcji. Słysząc słowa Eagle jego oczy zalśniły zlowrogo. Wymierzył lekkiego klapsa w jedrna pupę narzeczonej po czym chwycił jej podbródek, by spojrzała na niego.
    - A to jak będę Cię witał każdego dnia-wpił się brutalnie w nabrzmiale już usta i przerwał nagle.
    - To jak będę witał się z Tobą po powrocie z pracy - znów ja pocałował teraz nieco delikatnie, ale przerwał równie gwałtownie. W końcu znalazł się nad nią wsparty na dłoniach po obu stronach jej głowy.
    - I jak będę mówił Ci dobranoc, nie chcesz tego poznać? - uniósł zaczepnie jedna brew do góry l, by znów zacząć obsypywac jej szyję, dekolt oraz brzuch pocałunkami. Był nienasycony jak na Devila przystało. Dopiero, gdy ponownie przemówił opadł na poduszki.
    - Tak był u mnie jakoś czas temu. Mało mu kulki w plecy nie sprzedałem - skrzywił się lekko na to wspomnienie. Ich przyjaciel wybrał sobie niedobra porę na niespodzianki, ponieważ byli świeżo po misji ratunkowej blondynki i jej brata, także nie mógł winić nikogo poza sobą samym.
    - Żebyś widziała jego mine jak Clary zaspana wyszła z pokoju wołając tato - zaśmiał się serdecznie na to wspomnienie. Dawno nie widział tak skołowanego kumpla, a ciężko było go zaskoczyć.
    - Ale ja wcale nie chce od was odpoczywać - powiedział przybliżają blondynke do siebie. Nie miał czasu, by zatesknic za wypadkami na miasto i poza nie. Praca ostatnio dawała mu w kość, więc nawet nie myślał o piciu i szlajaniu się z Blaisem.
    -Poza tym sądzę, że wiesz jak kończą się z nim imprezy. Jestes pewna, że chcesz mnie puścić? - zapytał z diabelskim błyskiem w oku.

    Lucas




    OdpowiedzUsuń
  102. - Znudził? Tobą? - jego brwi uniosły się z wielkim zdziwieniu. Tak jakby kobieta co najmniej oznajmiła mu, że jest w połowie Afrykanką. Nie było mowy, by przyjął to do wiadomości, jak również fakt, że kiedykolwiek miałoby mu się znudzić towarzystwo blondynki.
    - Ty nigdy nie pozwolisz mi się Tobą znudzić - ucałował ją w czubek głowy i tulą ja do siebie jednym ramieniem. Był pewien tych słów, inaczej wcale nie zdecydowałby się na pierścionek i to całe planowanie 'czegoś'. Elainie był inna od reszty, sprawiała, że musiał się wysilić, ale też że mógł odpocząć przy niej. To tak jakby poznał nie jedną, a wiele osób w jednym ciele. Sam miłą złożona osobowość i może właśnie tego szukał w 'drugiej połówce'.
    - On się boi, że straci dawnego siebie. Działa trochę jak dziecko we mgle, ale mogę szczerze powiedzieć, że ma czyste intencje względem Twojej przyjaciółki- przyznał wspominając to jak wypowiadał się o niej Blaise. Znali się nie od dziś i chociaż czasem różnili się poglądami, to nie bez powodu się przyjaźnili. Wiele ich łączyło i nie miał na myśli tylko wspólnych podbojów, czy rywalizacji. Lucas nie miał zbyt wielu bliskich sobie osób, gdyż zaufanie przychodziło mu bardzo ciężko.
    - Chciałbym zobaczyć zazdrosną Elaine i do czego może być zdolna - zamruczał jej do ucha również muskając jego płatek. Zdrowa zazdrość dodawała pikanterii i emocji w związku, więc o ile miało się zaufanie do partnera można było okazać jej odrobinę. Nie żeby miał w tym jakiekolwiek doświadczenie. Sam nie był lepszy od przyjaciela, bo jeśli chodzi o pannę Eagle też działa po omacku. Był jednak powiewne, że nie pozwoliłby zblizyć się zanadto żadnemu mężczyźnie do ukochanej. Bywał w tych sprawach nieco zaborczy. Może to i dobrze, że praca pochłaniała go na całe dnie, tak że przesypiał noce, by nie wpadać pod byle pretekstem do baru.
    - Ja już poderwałem tej, której pragnę - powiedział delikatnie wodząc palcami, po jej nagiej nodze.
    - Ale wybiore się z Blaisem na tą imprezę, by Ci już nie płakał w rękaw - zgodził się, ponieważ i jemu faktycznie przydałaby się chwila tylko w męskim gronie. Ostatnio jego przestrzeń wojowały kobiety Clary, Elaine i Jocelyn. To było niczym Trójkąt Bermudzki z każdej strony inna siła.
    - Obiecaj mi tylko, że my też znajdziemy czas, by znów razem zaszaleć - podniósł jej podbródek i ucałował namiętnie w usta.
    - A teraz czas spać - rzucił spoglądając na zegarek. Zostały mu aż cztery godziny snu. Nie odwrócił się od kobiety ani nie wypuścił z ramiona. Zamierzał tak spać.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  103. Lucas była w tej komfortowej sytuacji, że nie znał przyjaciółki ukochanej i gdyby Blaisowi powinęła się noga nie musiałby wybierać 'którejś ze stron'. Nie życzył mu tego, gdyż dobrze wiedział ile ta kobieta musiała dla niego znaczyć. Usidlić takiego kobieciarza to nie lada wyczyn.
    - Nie chodzi o to czy ktoś jest odpowiedni, taki sam, czy może pasuje do drugiej osoby jak połówka zaginionego jabłka...- zaczął po czym spojrzał jej prosto w oczy.
    - Musi się zadziać to coś. Co przyciąga Cię do tej osoby, co sprawia, ze chcą ją chronić i mieć ją na wyłączność już zawsze. - pogłaskał ją kciukiem po nagiej dłoni.
    - Nawet jeśli zdajesz sobie sprawę, że nie jesteś dość dobry, by z nia być to i tak zrobisz wszystko, by patrzyła tylko na Ciebie i wydaje mi się, ze Blaise też to poczuł - też było w jego wypowiedzi kluczowym słowem. Między wierszami był w stanie zdradzać wielkie deklaracje swych uczuć, lecz nigdy wprost.
    - Liczę na to, że nie oddasz mnie tak łatwo moja narzeczono-podkreślił to ostatnie słowo wyszeptując je wprost do ucha blondynki po czym ucałował ją w czoło.
    - Pomyślimy.- uśmiechnął się w środku, choć na zewnątrz nie drgnął mu żaden z kącików ust.
    - Obudzę Cię, nie martw się. Dobranoc - ostatni całus w czoło i także dał się porwać do krainy snów.
    Black z reguły był rannym ptaszkiem, wiec nic dziwnego, że nawet po czterech godzinach snu i tak wstał przed budzikiem. Delikatnie wyswobodził się z objęć kobiety i wstał, by przez moment w ciszy móc nacieszyć oczy tym niewinnym, a jakże seksownym widokiem. O tak, zdecydowanie do tego mógł się przyzwyczaić. Nim wyrwał Elaine z objęć Morfeusza poszedł się umyć, ubrać i przyszykować drobne śniadanie w postaci jajek sadzonych, tostów i kawy.
    - Wstajemy - szepnął pochylając się nad nią i całując czule w usta.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  104. Zaśmiał się cicho pod nosem słysząc jej komentarz na temat baterii.
    - Gdy ostatnio sprawdzałem to nie - odpowiedział uchylając lekko kołdrę, by na nią nadal bezkarnie patrzeć. Jego oczy lśniły i wcale nie wyglądały na takie, które miały za sobą jedynie cztery godziny snu. Był zafascynowany blondynką i tym jak uroczony wyglądała taka zaspana o poranku. Gdy zniknęła w łazience sam udał się wpierw do pokoju córki, by ją również pomału przygotować do pobudki i poszedł kuchni zostawiając otwarte drzwi do jej sypialni. Był pewien, że zapachy i dźwięki skuszą ją do opuszczenia krainy sennych marzeń.
    - Około osiemnastej, o ile nic sie nie przedłuży- powiedział chwytając komórkę, by już potwierdzić kilka dzisiejszych spotkań. W międzyczasie zajadała jajecznicę i popijał ją kawą. Wszystko robiła tak machinalnie, że nie trudno było się domyślić, iż jego poranki wyglądały właśnie tak. Szybkie śniadanie, parę telefonów i wyjście do pracy.
    - Gdybym miał się spóźnić zadzwoń do Pani Frost jestem pewny, że zgodzi się przyjść do Clarissy na godzinę, czy dwie - ucałował Elaine w czoło, wtem do kuchni przydreptała rozgoryczona czterolatka. Była niezadowolona z wczesnej pobudki, a znakiem tego były usteczka wygięte w podkówkę.
    - Spaaac - zająknęła niemal płaczliwie, ale Black już porwał ją na ręce i zaczął całował t w czoło, to w nos, a następnie w policzki.
    - Chciałam się z Tobą pożegnać nim pójdę do pracy Clarisso.- dziewczynka uśmiechnęła się już po drugim całusie i przytuliła się do ojce. Stali tak krótką chwilę, by następnie usadził ją na jednym z krzeseł.
    - Moje panie życze Wam miłego dnia - powiedział narzucając na ramiona marynarkę i przykładając już komórkę do ucha.
    - Bedę za pół godziny - i tyle go widzieli. Tak się spieszył, że nie zauważył jednego paparazzo pod budynkiem. Normalnie zwróciłby na niego uwagę, bowiem przez Lucasa tamten dostał wyrok w zawiasach, gdy chciał z jednej klientki zrobić gwiazdę pierwszych stron gazet. Black jako prawnik nie mógł na to pozwolić, a jako Lucas musiał dokonać zemsty, którą było wywalczenie o wiele ostrzejszego wyroku aniżeli by się należał.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  105. Jego wizyty na różnego rodzaju bankietach i balach dla śmietanki Nowego Jorku były niestety nieuniknione i chcąc nie chcąc, musiał się na nich od czasu do czasu pojawić. Paradoksalnie na jednym z nich poznał Elaine i choć wtedy nic nie wskazywało na to, że połączy ich jakaś bliższa relacja, gdyby nie środowiska z jakich pochodzą pewnie nigdy w życiu by się nie spotkali i nie mieli okazji tak płynnie i szybko przejść od nienawiści do prawdziwej i szczerej przyjaźni.
    - Nie, mnie nie można tylko tolerować, mnie trzeba kochać – wypiął dumnie pierś, szczerząc się w szerokim uśmiechu. Naprawdę uwielbiał się z nią droczyć i jako jedna z nielicznych miała przyzwolenie na docinki i krytykowanie jego wybujałego ego.
    - Tak? Nie jestem nagle dupkiem i chujkiem? Jakoś nikt mnie normalnie o to dobre serce nie podejrzewa, nie wierzę w tą naglą zmianę- przewrócił oczami, poddając się i jej ustępując. Kochał Lucasa jak brata i też zależało mu na tym, aby żyli z El długo i szczęśliwie.
    - Ty pod każdym względem jesteś idealnym egzemplarzem i Black byłby durniem, gdyby tego nie widział. Co z twoją samooceną Eagle, nie poznaję cię. Naprawdę wolałem, kiedy byłaś waleczna i pyskata jak wtedy, kiedy kłóciłem się z tobą na balu charytatywnym – westchnął, grożąc jej przy tym palcem. Pod tym względem byli do siebie bardzo podobni i choć w środowisku uchodzili za silne, pewne siebie i poniekąd nawet władcze osoby, w środku zarówno on, jak i Ell byli naprawdę krusi i wrażliwi.
    - Nie boję się słowa seks, ej! Kocham seks, nawet byłem od niego przez wiele lat uzależniony i chodziłem do terapeuty, żeby mnie naprawili. Czworokąt z drugim facetem może jednak niekoniecznie, ale trójkąt z tobą i Maille to ja biorę w ciemno. Przekonasz ją, hm? Będę ci za to wdzięczny do końca życia – tym razem to on wbił w nią błagalny, słodki koci wzrok. Co prawda wątpił, że którakolwiek z nich, a tym bardziej Lucas się na to zgodzi, ale zawsze warto było spróbować i wykorzystać luźne podejście Ell do spraw seksu.
    - Pokłóciliście się w trakcie zaręczyn? To nie jest najlepszy moment na kłótnie, wiesz? Wtedy mówi się po prostu tak i cieszy się z ładnego, drogiego pierścionka – przysunął się w jej stronę i objął ramieniem tak, aby mogła położyć głowę na jego obojczyku – Lucas nie będzie chciał kolejnego dziecka, bo jedno wam wystarczy. Pytanie, czy ty chcesz jego córkę uznać za swoją i czy jesteś pewna, że to wszystko to tak na wieki wieków amen – skierował spojrzenie w jej stronę, delikatnie błądząc palcami wzdłuż ręki, aby dodać jej nieco otuchy i wsparcia – Black cię kocha, ty kochasz jego, proste równanie. Po co się zadręczać i rozmyślać, czy to się uda, czy to za wcześnie, czy to ma sens i bla bla bla. Życie jest jedno i trzeba wycisnąć z niego wszystko, jak z cytrynki do drinka, a co! – zaśmiał się, nie spodziewając się po sobie takiej wyniosłej przemowy. W kwestii uczuć był wyjątkowo kiepskim doradzą, nie mówiąc już o kompletnym braku umiejętności pocieszania innych.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  106. - O ile to zdjęcie nie jest wykonane przez kogoś, kto w normalnych okolicznościach nie powinien się zajmować Twoimi sprawami... - odparłem z lekko krzywym uśmiechem, wspominając te wszystkie kompromitujące fotografie i jeszcze bardziej oczerniające teksty do nich dołączone, jakie znajdowałem na portalach informacyjnych, czy w papierowych gazetach. I żeby to rzeczywiście zawsze było coś wykraczającego poza standardowe normy społeczne, ale nie, taki człowiek jak ja nie mógł nawet ubrać się zwyczajnie na spacer z psem wokół domu. Porąbane, lecz nie do zmienienia. Właśnie z tego powodu tak niecierpliwiłem się tuż przed wyjazdem do Nowego Jorku, gdzie tego typu sytuacje, zgodnie z przewidywaniami, zdarzały się zdecydowanie rzadziej, bo przez mniejszą ilość mieszkańców byłem rozpoznawany,a sam widok czającego się gdzieś obok Leandro najczęściej wystarczał, by dwa razy się zastanowić nad niechcianą zaczepką. To znaczy, jeśli akurat się z nim nie pokłóciłem na tyle zażarcie, by przez kilka dni ukrywać się przed nim po najdalszych zakątkach miasta. Rzadko wtedy dawał mi znaki świadczące o bliskiej obecności, z doświadczenia wiedząc, że i tak prędzej czy później zjawię się na Manhattanie, a jeżeli nawet nie, dostanie jakąś informację od odpowiednich służb.
    Z takich właśnie analiz rzeczywistości ściągnęło mnie dopiero pytanie dotyczące dnia wolnego.
    - Cóż...takowych w moim kalendarzu praktycznie nie ma, chociażby z uwagi na masę prób do koncertów, czy też je same, na co często narzeka pomagająca mi nad opieką nad zwierzakami dalsza krewna. - westchnąłem, przeglądając w myślach te zaplanowane na najbliższy tydzień. - Między innymi stąd mój brak czasu na prawdziwe zajęcie się dziewczynami, a sądzę, że jedna osoba w rodzinie angażująca się w przelotne związki ku rozpaczy matki wystarczy. Zresztą większość mej familii odstawiłaby mi niezłą scenkę, gdybym w trakcie następnego wylotu do Hiszpanii zaprezentował im jako kogoś bliższego pannę bez znaczącego nazwiska, a ja już i tak zbuntowałem się wybierając studia muzyczne. Nie, raczej podziękuję. - zaśmiałem się, chwytając następną tacę.

    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  107. Lucas miał bardzo napięty plan dnia i nie znalazł nawet czasu porządnie zjeść obiadu, gdy zorientował się, że już zapada zmrok. Spojrzał znad papierów na ekran laptopa, by zdecydować, że już powinien dawno być w drodze do domu.
    Był bardzo wdzięczny swojej narzeczonej za troskę nad Clary, a także fakt, że starała się, by we trójkę również mogli spędzić chociaż chwilę. Będąc w samochodzie wysłał jej smsa Przepraszam, że nie zdążyłem i dziękuję. Kocham Cię. , a następnie zwrócił się do kierowcy.
    -Na pewno Twoja żona nie ma nic przeciwko zajmowania się moja córką? - czuł się lekko niezręcznie, w końcu oficjalnie nie zatrudnił Pani Frost, ba ostatnio nie chciała przyjąć od niego pieniędzy.
    - Proszę pana moja ukochana żona jest szczęśliwa, że może się czymś zająć jak mnie nie ma w domu. Nasze dzieci juz są dorosłe i wpadają tylko na weekendy. - skomentował skrecajsc w odpowiednią ulice, by wysadzić mężczyznę pod apartamentowcem.
    - Dziękuję - szatyn przewiesil sobie marynarkę przed ramię i ruszył do mieszkania. Nim do niego dotarł jego komórka zawibrowała. Cały boladwl, a następnie zagotował się że złości. Wpadł do salonu, by powiedzieć opiekunce, żeby jeszcze chwilę została. Nie protestowała najpewniej widząc jego zacietosc na twarzy.
    Black wsiadł z powrotem do samochodu.
    - Czy czegoś Pan zapomniał? - zapytał zaskoczony Sebastian.
    - Jedziemy do baru Elaine - zakomunikował odpisując jej, ze właśnie jest w drodze.
    - Jakaś hiena śledziła Elaine i podejrzewam, że Clarisse, gdy były w zoo- Silver pobladł, a dłonie mocniej zacisnął na kierownicy. Oboje mężczyźni było świadomi co to mogło zwiastował i że skutki tego zajść będą ich kosztować wiele nerwów. Owy paparazzo ściągnął na siebie gniew samego Lucyfer i chociażby ten miał zamrozić piekło to zamierzał tego dokonać bez mrugnięcia okiem.
    Wszedł do baru, a Sebastian ruszył za nim niczym cień. Odsunął się dopiero, gdy w zasięgu jego wzorki znalazła się blondynka. Dał im chwilę.
    -Kto to był? Nic Ci nie jest? - zapytał nadal mrozacym krew w żyłach wzrokiem lustrujac pomieszczenie. Zdawał sobie sprawę, że kobieta się go już zapewne pozbył przy pomocy ochroniarzy, ale kto tam by wiedział, czy szaleniec nie wrócił.
    - Masz chwilę? - w końcu skupił się na twarzy kobiety, a nie na tym co działo się wokół. Musieli porozmawiać na osobnosci, bowiem za kilka godzin nagłówki jakiegoś tabloidu będą obklejone ich zdjęciami.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  108. — U mnie? — powtórzyła za nią, prowadząc El w głąb mieszkania, w którym ta chyba jeszcze nie miała okazji być. — Trochę się pozmieniało — przyznała, z delikatnym uśmiechem szeroko rozkładając ramiona i okręcając się wokół własnej osi, tak jakby w ten sposób chciała objąć wszystkie pomieszczenia, które składały się na jej nowe lokum.
    Choć długo się nie widziały, o większości tego, co działo się w życiu Irlandki, Eagle wiedziała dzięki rozmowom telefonicznym, które starały się odbywać regularnie mimo braku czasu na spotkanie. Cóż, czasem łatwiej było po prostu zadzwonić do siebie po dniu pełnym wrażeń, niż jeszcze umawiać się gdzieś na mieście.
    — Właściwie zdążyłam już przyzwyczaić się do nowego mieszkania — powiedziała, ostatecznie przystając w kuchni. Zerknąwszy na przyjaciółkę przez ramię, wyjęła z szafki dwa kieliszki na wino i trzymając na za nóżki w jedną dłoni drugą sięgnęła do szuflady po korkociąg. Uśmiechnąwszy się znacząco do blondynki, wyminęła ją zwinnie i skinieniem głowy zachęciła, by ta podążyła za nią ponownie do salonu.
    — Od grudnia jestem z Blaisem, ale to już wiesz — dodała, ustawiając szkło na stoliku kawowym stojącym przed kanapą. Następnie podeszła do ustawionego w kącie pomieszczenia stojaka na wino i szybko wylosowała z niego jedną butelkę, wiedząc, że Elaine nie będzie miała nic przeciwko temu, że zaczną właśnie od alkoholu, a nie kawy czy herbaty.
    — A poza tym właściwie wszystko inne po staremu. Tostmania cały czas dobrze działa, Levi jest cały i zdrowy, Cedric kończy staż w szkole i prawdopodobnie dostanie tam posadę. — Zręcznie pozbywszy się korka, napełniła ich kieliszki znacznie ponad połowę, co by nie musieć zaraz martwić się o dolewkę i dopiero teraz wygodnie rozsiadła się na kanapie, tuż obok blondynki, która już zdążyła klapnąć na miękki mebel. Usadowiła się bokiem do niej, podciągając pod siebie nogę, podczas gdy łokieć ułożyła na zagłówku kanapy i podparła policzek o dłoń, mogąc w ten sposób swobodnie przyglądać się swojemu dawno niewidzianemu gościowi.
    — Jak Lucas? — zagadnęła, poruszywszy brwiami, a na jej twarz wypłynął zaczepny uśmieszek. Oczywiście nie wiedziała jeszcze niczego o wielkiej nowinie i jakoś nie przyszło jej do głowy, by uważnie przyjrzeć się dłoniom przyjaciółki, wiedziała jednak, że ten mężczyzna już od pewnego czasu figurował w jej życiu i choć być może Elaine była dobrą aktorką, a także osobą, która niewiele mówiła o sobie, to trudno było ukryć, że ta dwójka musiała czuć do siebie miętę przez rumianek.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  109. Miano przysłowiowego dupka otrzymał już dobre kilka lat temu i pogodził się z tym, że nigdy się go nie pozbędzie. Jego wcześniejsze zachowanie oraz sposób w jaki traktował kobiety sprawiły, że świat już na dobre przypisał mu łatkę chama i bezdusznego tyrana, który nie dba o uczucia i godność innych.
    - Nie otwieram nikomu mojego serduszka, kocham tylko siebie – zaśmiał się, klepiąc delikatnie dłonią w okolicach serca – Ja kocham siebie, ale za to cały świat kocha mnie, ty też i nie możesz już tego dłużej ukrywać – wypiął dumnie pierś, wystawiając w jej kierunku język. Już wcześniej odniósł wrażenie, że dziewczyna zatraciła nieco dawną siebie, ale wolał o tym nie wspominać i nie przywoływać przy tym jakiś przykrych wspomnień. Ostatnio bardzo dużo przeszli i na każdym nawet największym twardzielu takie wydarzenia odcisnęłyby swoje piętno.
    - Spokojnie, znam kilku najlepszych chirurgów plastycznych w kraju, naprawią cię i znów będziesz piękna – zaśmiał się, sięgając po komórkę, aby dać jej od razu numer telefonu do wspomnianych specjalistów. Nie zamierzał zapewniać jej, że wciąż jest bardzo piękną i atrakcyjną kobietą bo jeśli sama się w tym momencie tak nie czuła, za pewne najlepszy psychoterapeuta nie byłby w stanie zmienić jej myślenia.
    - Te tatuaże to może lepiej skonsultuj na początku z Lucasem, co? No wiesz, twoje ciało to teraz też po części jego ciało – poruszył znacząco brwiami, delikatnie nawiązując przy tym do spraw seksu. Elaine miała racje, odkąd się ustatkował i związał z kimś na stałe trudniej było mu otwarcie mówić o intymności i żartować swobodnie na temat seksu. Wcześniej wszelkie kontakty z kobietami były dla niego jedynie dobrą zabawą i wyładowaniem naturalnych popędów, ale związek z Maille nieco odmienił jego perspektywę, a tym samym szacunek do swojej i cudzej seksualności.
    - Ja tu nie mówiłem nic o Blacku, chcę mieć w łóżku tylko was dwie, on może jedynie oglądać i nam zazdrościć – prychnął, wyraźnie oburzony wizją obecności drugiego mężczyzny w łóżku. Obydwoje byli zresztą samcami alfa i taka przygoda mogłaby zdecydowanie negatywnie wpłynąć na ich przyjaźń, prowadząc tym samym do zaciętej i bardzo niezdrowej rywalizacji o bycie lepszym kochankiem.
    - Tylko dla tych osób, które na to zasługują – uśmiechnął się ciepło na wzmiankę o byciu kochanym i jeszcze mocniej zacisnął ucisk, w którym zamknął wcześniej przyjaciółkę – Jestem najgorszym doradcą na świecie, zwłaszcza jeśli chodzi o dzieci. Clary cię potrzebuje, a ty potrzebujesz jej i obydwie na pewno bardzo się polubicie. Nie musisz być od razu jej matką, chociaż pewnie z czasem odezwie się w tobie taki instynkt, że będzie dla ciebie najważniejsza na świecie, tak samo jak ty i Black dla niej – wyjaśnił na spokojnie, obracając przy tym kosmyk włosów dziewczyny pomiędzy palcami – To, że jesteśmy teraz w stałych związkach nie oznacza, że nie możemy bawić się i imprezować jak dawniej, Jedyna różnica jest taka, że na koniec lądujesz w łóżku z Lucasem, a ja z Maille, ale to chyba aż tak bardzo nam nie przeszkadza, co? – roześmiał się, pochylając się nieco w stronę stolika i dolewając im do kieliszków wina.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  110. Ruszył za nia posłusznie do przytulnego gabinetu, jednak nieco klaustrofobicznego, jak na jego standardy. Nie zamierzała tego komentować, ponieważ to nie był ani czas, ani miejsce na tego typu uwagi. Uważnie przyglądał się poczynaniem blondynki, jednak nie był o nic pewien, że na komputerze szuka czegos istotnego. Nie pomylił się.
    - Czemu nie macie tu więcej kamer?-rzucił jedynie widząc ograniczone pole na wizji, jednak na ten moment było wystarczająco. Oczy szatyna natychmiast zapłonęły czystą rządzą zemsty. Bardzo dobrze znał tego mężczyznę i niestety nie był tym za kogo miała go Eagl – w żadnym wypadku nie można było go nazwać słabym łowcą okazji.
    - Mamy problem.- skomentował i zasiadał na kanapie przeczesując nerwowo włosy. Analizował wszelki wydarzenia próbując dojść do tego, jakim cudem ten paparazzo dotarł, ąz do jego narzeczonej, o Clarissie nie wspominając.
    - To nie jest byle kto. Całkiem mocno namieszał przy jednej sprawie, która prowadziłem jakiś czas temu. Oczywiście swoim zachowaniem nadepnął mi na odcisk i postarałem się o wyrok. Dostał najwięcej co mogłem wywalczyć, czyli zawiasy. Z tego co udało mi się ustalić stracił również ciepła posadkę w jednym z tabloidów- wyjaśnił patrząc kobiecie prosto w oczy. Musiał wprowadzić swój plan w życie szybciej aniżeli wszyscy z nich byli na to gotowi. Obawiał się tylko, czy świeżo upieczona narzeczona się na to wszystko zgodzi.
    - Jak widać dupek szuka zemsty. – warknął, ale odetchnął głębiej i podszedł bliżej bondynki, by chwycić ją za dłonie.
    - Chciałem poczekać z tym wszystkim. Elaine uwierz mi, wiem, że ten pierścionek to dla ciebie dużo- ucałował jej dłoń na którym spoczywał symbol ich wspólnego wyboru.
    - W prasie lada moment pojawią się spekulacje na temat Twój i Clarissy oraz jaki są wasze powiązania ze mną-zaczął spokojnie, ale jego oczy zdradzały, że targają nim przeróżne emocje.
    - Nie chcę, by żadna z Was została skrzywdzona. Zanim Ci się oświadczyłem wpadłem na pewien, nie do końca legalny, pomysł.- skrzywił się, ponieważ nie wyrywał się do łamania litery prawa, której tak bardzo bronił każdego dnia.
    - Dzięki wpływom mógłbym uczynić Clarisse Twoją córką. Nikt nie dojdzie do tego jak to się stało, jeśli równocześnie ogłosilibyśmy publicznie zaręczyny. Historia byłaby prosta: chcieliśmy jak najdłużej, by nasze dziecko – tutaj jakieś ciepło rozlało się w jego wnętrzu, a twarde serce drgnęło kilkukrotnie.
    -Tak, by nasze dziecko wychowywało się z dala od blasku fleszy, toteż czekaliśmy z ogłoszeniem związku, by uwaga nie była na nas zbytnio skupiona. Resztę jakoś się dopracuje. Co Ty na to? -brzmiało to irracjonalnie i było trochę jak mission impossibile, jednak Black wierzył, że to jest ich jedyna szansa na normlany start. Na normalne rozpoczęcie życia jako rodzina. Miał nadzieję, że Eagle się na to zgodzi, ponieważ z planem B mogło być o wiele gorzej. Nie było planu B. Nie sądził, że ktoś postanowi zainteresować się nimi tak wcześnie.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  111. - Cóż...na całe szczęście istnieją jeszcze na tym świecie ludzie, którzy dbają o to, bym czasami trochę przystopował i wystawił nos znad tworzonego akurat dzieła, czy codziennej pracy, choć odkąd przybyłem do Nowego Jorku jest ich zdecydowanie mniej. - odparłem, uśmiechając się nieznacznie na jej uwagę. - A i zwierzaki przecież domagają się swoich praw, a im nie wytłumaczy się tak łatwo, że akurat nie ma się chwili na choćby krótki spacer. - pominąłem fakt, że niejednokrotnie podczas takich wędrówek moje myśli wciąż krążyły poza tym Układem Słonecznym w poszukiwaniu pomysłów na następny wiersz, bo to zajęcie, przynajmniej w moim mniemaniu, można było na upartego podłączyć pod formę relaksu. - Nie sądzę, więc, że w najbliższej przyszłości mój organizm zacznie się buntować, tym bardziej, że już w rodzinnym kraju miał czas na przyzwyczajenie. Choć muszę przyznać, że pewne rzeczy w Ameryce wciąż okazują się dla mnie zaskakujące, a ich lista jakby stale się wydłuża. - kątem oka sprawdziłem, na co zdecydował się obserwowany przez nas mężczyzna i z, trudem powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem, stwierdziłem, że aktualnie próbuje poderwać jakąś młodą, rudowłosą damę z niemal przezroczystą sukienką. ,,Próbuje" było w tym wypadku bardzo adekwatnym określeniem, biorąc pod uwagę, że jego umysł już od dłuższego czasu nie był w stanie wymyślić choćby jednego składnego zdania, a każdy element ciała zdawał się poruszać jakby we własnym rytmie. - Nie wiem któremu z nich bardziej współczuć. - pokręciłem głową, starając się przewidzieć jak się to wszystko zakończy. Jeśli dziewczyna okaże się podobna do Nevady facet w najlepszym wypadku skończy z podbitym okiem, a w najgorszym, ze złamanym tym, co akurat podstawi najbliżej, a jeżeli będzie jej bliżej do moich pozostałych sióstr, po prostu wróci do domu sam, a ona będzie go obgadywać z przyjaciółkami aż do następnej imprezy. Tak czy siak, nie wyjdzie z tego najlepiej.

    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  112. — To w większości zasługa Joyce — przyznała skromnie, odruchowo tocząc wzrokiem po ścianach. — Spadła nam z tym mieszkaniem jak z nieba — westchnęła i powróciła spojrzeniem do El, domyślając się, że ta mogła nie znać całej tej historii, więc pospieszyła z wyjaśnieniami. — Ona akurat przeprowadzała się do swojego partnera, a ja wciąż szukałam mieszkania dla siebie i dla Cedrica, więc nie mogłam nie wykorzystać tej okazji, prawda? — rzuciła z rozbawieniem i aby poprzeć swoje słowa, nieznacznie uniosła trzymany w dłoni kieliszek w geście toastu, by następnie upić kilka łyków słodkiego, a przez to zdradzieckiego trunku.
    Kiedy zaś Elaine zaczęła opowiadać o młodym Ullielu, przysłuchiwała jej się z szerokim uśmiechem, kręcąc głową i wywracając oczami na kolejne jej słowa, by ostatecznie na wzmiankę o trójkącie roześmiać się głośno i serdecznie. Akurat tego mogła się po nim spodziewać. Zresztą, sami często żartowali między sobą w podobny sposób i Maille zdążyła już przywyknąć do jego niewybrednych komentarzy, bynajmniej nie pozostając mu dłużną.
    — On i Lucas chyba już długo się przyjaźnią, dobrze kojarzę? — dopytała, kiedy ta myśl niespodziewanie pojawiła się w jej głowie i zerknęła na blondynkę spod lekko przymrużonych powiek, nieznacznie marszcząc również brwi i nos. — I zabij mnie, ale my chyba ostatnio widziałyśmy się, jak jeszcze byłyśmy wolne i beztroskie? — podsunęła jej i wybałuszyła oczy, kiedy uświadomiła sobie, że tak faktycznie mogło być. Może i ci dwaj mężczyzny już wtedy powoli znajdywali swoje miejsca w ich życiach, ale oficjalnie raczej jeszcze nikt z nikim nie był i dopiero teraz to, ile tak naprawdę się pozmieniało, uderzyło Irlandkę z całą mocą.
    — Tak — przytaknęła nieco przeciągle na jej pytanie, powoli sącząc wino. — Gdzieś tam po cichy marzy mi się własna knajpka, ale na to jeszcze mam czas — dodała i „odmrugnęła” do niej, by następnie wsłuchać się w rewelacje o Lucasie i na pewno nie spodziewała się tego, co El tak zgrabnie wtrąciła między zdaniami. Śmiała się na jej uwagi i kręciła głową, przez co informacja o pierścionku początkowo przeszła bez echa i Maille połapała się w tym, co zostało powiedziane z lekkim opóźnieniem.
    — Czekaj, czekaj, czekaj — wyrecytowała, wyciągając ręce w geście, jakby chciała ją zatrzymać i z każdym kolejnym słowem bardziej nachylała się ku El. — Pierścionek?! Zaręczynowy?! — wykrzyknęła i korzystając z tego, że była tak blisko, zaraz ujęła lewą dłoń przyjaciółki, której jeden z palców faktycznie zdobiła błyskotka o ogromnym znaczeniu. — Naprawdę się zaręczyliście… — wymamrotała, odrywając wzrok od pierścionka i powoli unosząc spojrzenie na Eagle. — Jezu, El! Gratuluję! — zawołała, by już w następnej chwili uwiesić się na jej szyi i uściskać mocno. Odsunęła się od niej po dłuższej chwili, z szerokim uśmiechem i błyszczącymi z podekscytowania szarymi oczami. — Kto by pomyślał, że znalazł się ktoś, kto zdoła cię usidlić… Muszę poznać tego faceta — oznajmiła i mrugnęła do niej porozumiewawczo. — To co? Za huczne wesele? — dodała z rozbawieniem, tym razem unosząc kieliszek do poważnego i gromkiego toastu.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  113. Jego znajomi przywykli już do samouwielbienia, które podkreślał na każdym kroku i był im za to niezmiernie wdzięczni. Większość ludzi nie rozumiało jego stylu życia i często z przykrością słuchał, jak okropnym snobem, tyranem i widzącym tylko czubek nosa człowiekiem jest. W rzeczywistości miał naprawdę dobre i uczynne serduszko, ale otwierał je tylko przed ludźmi, którym całkowicie zaufał i którzy byli dla niego cholernie ważni.
    - Nie muszę sobie tego wmawiać, świat krzyczy to do mnie na każdym kroku – wyszczerzył się w głupkowatym uśmieszku, podtrzymując zdanie o swojej wrodzonej doskonałości i zajebistości. Miał nadzieje, że uda mu się choć troszkę zarazić Ell tą pewnością siebie, tym bardziej, że potrzebowała tego jak nigdy dotąd. Wiele by oddał, aby znów była tą pyskatą, zadziorną i pewną siebie dziewczyną, którą poznał wtedy na balu.
    - Nic, dla ciebie zrobią to za darmo, to taki przedwczesny prezent urodzinowy ode mnie. Jeśli tylko dzięki ich wsparciu poczujesz się lepiej, dzwoń i jedź tam jeszcze dziś – uśmiechnął się, wymachując jej przed nosem telefonem. Po cichu wierzył, że jako najlepsi specjaliści w kraju odwalą świetną robotę, a jego przyjaciółka zyska dzięki temu na pewności siebie i przestanie wstydzić się oszpeconego poniekąd ciała.
    - Dobrze, zmieńmy lepiej temat bo czuję się już za bardzo podniecony – roześmiał się, wskazując na delikatne wybrzuszenie w okolicach rozporka. Wizja trójkąta z dwoma tak pięknymi i bliskimi jemu sercu kobietami naprawdę była cholernie pobudzająca i niestety nic nie mógł na to poradzić. Cóż, jak to mówią, z naturą nie wygrasz.
    - Na pewno nie zrobisz jej więcej krzywdy niż ja – zaśmiał się, wspominając kilkugodzinną opiekę nad kilkumiesięczną córką innego z jego przyjaciół. Mieszkanie wyglądało wtedy niczym pobojowisko a on sam długo musiał jeszcze dochodzić po tym wszystkim do siebie – Nienawidzę dzieci, naprawdę. Mam nadzieje, że Maille zgodzi się na gromadkę psów i to nam w przyszłości zdecydowanie wystarczy – uśmiechnął się, ciesząc się że jego partnerka także nie lubi dzieci i nie będzie musiał w przyszłości martwić się o żadne naciski z jej strony – Na szczęście jestem bezpłodny i nie muszę martwić się o żadną wpadkę – zaśmiał się, choć wcześniej starał się to wszystko ukrywać przed bliskimi i przed Maille, a i tym razem przyznał to zupełnie przez przypadek.
    - W takim razie w przyszły weekend zabieram was i Creswell na imprezę, niańkę dla małej też się zorganizuje – zarządził, licząc że wszyscy zgodzą się na taki wspólny wypad i będą mieli okazje spędzić ze sobą trochę czasu. Zresztą, Lucas i Maille nawet się nie znali, a to było wręcz karygodne i jak najszybciej musieli to nadrobić.
    - Najwięcej to siedzimy w pracy – westchnął, będąc trochę złym na siebie i swój pracoholizm – Ostatnio coraz mniej się widujemy, ale planuję zabrać ją gdzieś na tygodniowe wakacje i odciąć się całkowicie od świata – uśmiechnął się delikatnie, upijając przy tym łyk wina.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  114. Mężczyzna mimo gniewu jaki w nim się skumulował przez odkrycie tego, kto był tajemniczym paparazzo, uśmiechnęła sie lekko słysząc słowa ukochanej. Ta kobieta potrafiła pokazać pazurki, a także podkreślić moment, gdy miała inne zdanie niż on sam.
    - Nie bój się. Nie zamierzam ingerować w Twój biznes - powiedział lekko, co wcale nie było takie proste. Chciał by Eagle była bezpieczna w każdym momencie, jednak był świadom, że nie pozwoliłaby sobie na to, by szatyn wtrącał swe kilka groszy. Z drugiej strony sam nie pozwoliłby ktokolwiek mówił mu jak ma zajmować się swoja pracą. Już w pierwszych dniach trafił do ojca na dywanik za niesubordynacje wobec przełożonego. Swoja karierę w kancelarii zaczynał od najniższego szczebla jaki czekał absolwentów prawa, więc siłą rzeczy jeden z podwładnych ojca chciał pokazać młodemu Blackowi kto tu rządzi. Nie wyszło mu to na dobre. Lucas nie był głupi, a jego praca oraz taktyka w pierwszej sprawie była najlepszym wyjściem na jakie kancelaria mogła się zdecydować.
    Wrócił myślami do teraźniejszości, gdy kobieta przemówiła. Twarz mu spoważniała, a oczy były pełne obaw. Słuchał jej uważnie mając nadzieję, że uda im się wprowadzić plan w życie. Nie trzeba było długo czekać, by rzeczywistość okazała się całkiem inna.
    - Masz racje - wyglądała na załamanego i wściekłego jednocześnie.
    - Prawda o Clarissie to ostatniego czego dla niej chce - schował twarz w dłoniach. Po ostatnim spotkaniu z Blaisem zaczął się zastanawiać, czy po ogłoszeniu tego faktu jakiś tabun kobiet nie pojawi się domagając alimentów i zaburzając jego świeży związek z blondynką. Nie chciał na to pozwolić.
    - Ogłosimy zaręczyny i przyznam, że mam córkę. Tylko tyle bez przeszłości. - w końcu spojrzał jej oczy.
    - Nie wiesz jak wiele dla mnie znaczy fakt, iż chcesz zostać matką Clarissy - powiedział i ucałował jej dłoń. Po czym nieco się rozluźnił.
    - Potrzebujemy jutro dnia wolnego na oficjalny wywiad, dasz rade?-zapytał już wyszukując w telefonie odpowiedniego kontaktu. Nie było nic lepszego na uciszenie kompromitującego lub sensacyjnego artykułu od publikacji wersji z pierwszej ręki.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  115. — To tylko zaręczyny?! — powtórzyła za nią, przekonująco udając święte oburzenie. — Przyznam szczerze, że zawsze myślałam, że z naszej dwójki to ja będę pierwsza, więc nie. To wcale nie tylko zaręczyny — oznajmiła dobitnie, posyłając przyjaciółce wymowne spojrzenie, a następnie, niesiona falą radości, która ogarnęła ją przed paroma sekundami, roześmiała się serdecznie i głośno, pozwalając w dźwięcznym śmiechu znaleźć ujście pozytywnym emocjom, jakie rozsadzały jej wnętrze. Cieszyła się bowiem szczęściem El. Cieszyła bardzo i bez najmniejszego nawet śladu zawiści, bo była tym wyjątkowym typem człowieka, który potrafił czerpać radość ze szczęścia innych, nawet jakby przy tym podkradając odrobinę dla siebie.
    — Kłóćcie się, na zdrowie. Myślisz, że lepiej by było, gdybyście ze sobą nie rozmawiali? — zasugerowała, wysoko unosząc brwi. Jej zdaniem kłótnie pomagały w cudowny sposób oczyścić atmosferę i były znacznie lepsze, niż tłamszenie w sobie negatywów, pozwalając od razu wyłożyć kawę na ławę. Chyba lepsze to, niż kumulowane latami wzajemne urazy i niedomówienia, z których w końcu urastała góra nie do pokonania nawet przez wprawnego alpinistę, prawda?
    — Skoro mówisz, że jest jak Blaise, to wcale się nie dziwię, że często się kłócicie. Czasem mam ochotę udusić go gołymi rękoma — przyznała, mimowolnie zerkając na swoje dłonie. — To wariat. Kompletnie odcięty od rzeczywistości. Od świata, który ja sama znam. Ale dobrze mi z nim i przy nim, tylko… — urwała i upiła łyk wina, po czym posłała El niepewne spojrzenie, jakby zastanawiając się, czy jeszcze nie ugryźć się w język. Wiedziała jednak, że nikt inny nie zrozumie jej pod tym względem tak jak ona. — Tylko się boję. Znasz to, prawda? Chcę być szczęśliwa, ale gdzieś tam z tyłu głowy chyba za bardzo wszystko analizuję. Do tej pory zawsze uciekałam, kiedy pojawiały się jakieś trudności, wiesz? Nie chcę tego robić tym razem, być cholernym tchórzem. Ale nie wiem czy potrafię. I boję się, że to spieprzę — wyznała, kręcąc głową. Czasem wydawało jej się, że nie potrafiła tak w stu procentach oddać się drugiemu człowiekowi i nawet próbowała doszukać się w swojej przeszłości czegoś, co mogło na to wpływać. Jedynym czynnikiem, który przychodził jej do głowy, był związek z Liamem jeszcze za czasów studenckich. Zawsze jej się wydawało, że to przepracowała, a może jednak nie?

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  116. Uniósł jeden kącik ust ku górze w krzywym grymasie, na to wszystko co się właściwie wokół nich działo.
    - Wiem, że damy - powiedział po dłuższej chwili ciszy, gdy znalazł odpowiedni numer telefonu i wysłał, krótkiego acz tresciwego smsa.
    - Nie masz się czego obawiać. Po prostu powiemy, że zamierzamy się pobrać i mamy córkę.- w jego oczach zablyszczała determinacja, ale też swego rodzaju czułość po tym jak dotarł do niego sens wypowiedzianych słów. Niby proste zdanie, a niosło zobowiązanie i obietnicę.
    - Za ile kończysz pracę? - zapytał nagle zdając sobie sprawę, że wcale nie było już tak wcześnie i bardzo chętnie wróciłby z narzeczoną do mieszkania. Miał nadzieję, że Clarissa już dawno smacznie spała.
    Wtem jego telefon zawibrował.
    - Wywiad mamy o jedenastej w takiej jednej restauracji-powiedział tym samym dając do zrozumienia co właśnie przeczytał. Znał to miejsce bardzo dobrze i wiedział, że można zarezerwować osobne pomieszczeń, gdzie nikt poza wezwany kelnerem nie miał prawa wejść.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  117. Mężczyzna rozumiał, że jego świeżo upieczony narzeczona nie zmieni nagle swej pracy, czy stylu bycia. On nawet tego od nie wymagał, w końcu taka jaka jest zwróciła mu w głowie. Zadziorna blondynka, która dąży do pełnej samodzielności. Byli bardziej podobni aniżeli chcieli przyznać i wiele rzeczy jeszcze było przed nimi do wypracowania. Ich relacja na ten moment była jak misternie poskładana waza. Niby solidna i patrząca w przyszłość, lecz też pełna rys i ubytków. Ponownie stali na krawędzi wystawieni na strzały z procy. Proce trzymał paparazzo, a kamieniami były zdjęcia i niewygodne pytania, które padną wcześniej, czy później. Musieli być w tym razem bardzie aniżeli kiedykolwiek, by znów naczynie się nie posypało. Sklejanie bowiem zajmowało dużo czasu i konsumowało nadzwyczajne pokłady energii.
    - Rozumiem – powiedział wstając z kanapy i zapinając marynarkę na jeden guzik. Wygładził materiał, a jego nadal wściekłe spojrzenie spoczęło na licu blondwłose. Nie był zły na nią, lecz na sytuację w jakiej zostali postawieni.
    - Napisz mi jak dojedziesz do domu i tak jeszcze muszę popracować, więc pewnie też nie będę spał – przyznał szczerze, a nastąpienie z lekkim zawahaniem podszedł bliżej kobiety i przyciągnął do siebie tuląc mocno, może nawet za.
    - Przepraszam – szepnął na moment kryjąc twarz w jej włosach i chłonąc jej zapcha, który mieszał się z dymem, alkoholem i ogólną mieszanką, która była poza tym gabinetem. Odsunął się i pocałował ją delikatnie oraz krótko w usta.
    - Do zobaczenia – rzucił i ruszył do wyjścia, a po kilku krokach niczym cień pojawił się za nim Sebastian.
    Tak jak zapowiedział nie spał do późna kończąc analizę sprawy, która za wszelką cenę powinna uniknąć trafienia do sądu. Umiał ocenić sytuacje, gdy ugoda wcale nie oznaczała przegranej i tak była w tym przypadku, jednak szło mu to opornie. Cały czas myślał o wywiadzie, którego będą musieli udzielić. Znał tego dziennikarza i wiedział, że nie oczeni ich na wizji. Powinien chyba ostrzec Elaine, że to nie wywiad do New Jork Times, a coś co wyświetli się zapewne na tysiącach kolorowych ekranów, toteż wysłał jej smsa ze szczegółami tego jak owa rozmowa ma przebiegać.
    Rano ubrany w szary garnitur prezentował się jak zwykle nienagannie, lecz jego twarz wyrażała napięcie. Nieco się rozluźnił tylko, gdy pomagał się ubrać córce, a także zjeść śniadanie. Czterolatka była jego osobistym promykiem słońca w bardzo pochmurny dzień. O godzinie dziesiątej trzydzieści podjechali pod mieszkanie panny Eagle.
    - Clarisso nie ruszaj tego – upominał po raz kolejny dziewczynkę, gdy ta usilnie starała się odpiąć pasy.
    - Ale to jest niewygodne – burknęła no i masz swoje geny Black zakpił z siebie w myślach, lecz na blondyneczkę nie był w stanie się gniewać.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  118. - Dzień dobry – odpowiedział szatyn nachylając się ku kobiecie. Gdyby nie obecność czterolatki nie skończyłoby się na niewinnym pocałunku w policzek.
    - Hej! – Clary rozpromieniał się kompletnie zapominając o pasa, które jeszcze chwilę temu jej tak bardzo przeszkadzały. Dziewczynka spojrzała na nią zaskoczona, gdy ta bez kręcenia nosem ‘uwięziła’ się na tylnym siedzeniu swego rodzaju limuzyny.
    - Nic, nic po prostu Clarissa odkąd wyjechaliśmy spod domu usilnie próbuje pozbyć się pasów, które mają w razie wypadku uratować jej drobne ciałko – odezwał się Black niby nonszalancko, ale spojrzał nieco karcąco na córkę.
    - Jesteś gotowa? Wywiad będzie nadawany z kilkunasto minutowym opóźnieniem byśmy w razie potrzeby mogli zmienić nieco przebieg pytań i odpowiedzi – ta informacja miała kobietę uspokoić, jednak nie był pewien czy tak właśnie się stało.
    Na miejsce dojechali dziesięć minut przed czasem, a więc mogli bez pośpiechu wejść do restauracji i ulokować się w odpowiedniej sali. Prawnik spodziewał się, że ekipa w postaci trzech osób już jest na miejscu i wcale się nie pomylił.
    - Michael dziękuję, że zdołałeś znaleźć dla nas czas – szatyn mimo, iż miał na rękach czterolatkę uścisnął dłoń mężczyzny, który był zaledwie kilka lat starszy od Lucasa. Spotkali się nie raz, nie dwa podczas, gdy Black był zmuszony brać udział w wystąpieniach publicznych. Dzięki temu wiedział, że choć Michael podążał za sensacją nie dorabiał historii dodatkowej pary rąk, czy nóg, by przyciągnęła uwagę. Był również na tyle dobry w tym co robił, że nie okazał minimalnego zdziwienia tym, że szanowany prawnik wkroczył do sali w towarzystwie dwóch innych osób.
    - Proszę usiądźcie – wskazał im kanapę, która była dobrze oświetlona i wystawiona na trzy różne kamery. Clary wydawała się tym wszystkim zainteresowana i przerażona jednocześnie, więc usilnie starała się nie puszczać ojca, a ten nie zamierzał jej tego odbierać.
    - Jak będzie gotowi to zaczniemy od przedstawienia Was, a także kilku pytań na rozgrzewkę. Gdybyście czegoś potrzebowali mówcie Jace poda co tylko będzie trzeba – wskazał na jednego z młodych asystentów, który właśnie upewniał się, że lampa nie świecie na zebranych zbyt mocno.
    Kilka minut później dziennikarza płynnie wszedł w role, co udało się także Lucasowi chociaż musiałby skłamać, ze nie był nerwowy. Ten mankament mogli jednak dostrzec tylko Ci, którzy znali go bardzo dobrze, a jak wiadomo grono to było dość okrojone.
    - Dzień dobry Nowy Jork! Dzisiaj mamy dla Was niesamowitą historię i znanego już Wam gościa. Zaprosiłem dzisiaj na rozmowę Lucasa Blacka, tak tego Blacka! – i tak sztuczna mina, która miała uchodzić za szok ze strony prowadzącego. Cóż grunt, ze widzowie to oglądali i kupowali.
    - Lucas zechcesz przedstawić nam swe towarzyszki?- no i zaczęła się zabawa, gdy kamera spoczęła na nim i czterolatce, którą trzymał na rękach.
    - Dzień dobry Michael. Dziękujemy za zaproszenie -uśmiechnął się zdawkowo, ale na tyle, by widzownie nie uciekli sprzed ekranów.
    - Oczywiście. Chciałbym przedstawić moją córkę Clarissę Black, a także moją narzeczoną Elaine Eagle- patrzył na kobietę z czułością, której nawet najlepszy aktor nie byłby w stanie zagrać w ten sposób.
    - Czy mnie uszy nie mylą. Proszę państwa najlepsza partia w mieście jest zaręczona, ale jak to się stało? Panno Elaine może zechciałaby Pani zabrać głos? – prowadzący dawał im naprawdę dużo swobody nie zasypując ich od razu gradem pytań i oskarżeń, jakby to miało miejsce w przypadku innych paparazzo. Szatyn uścisnął dłoń ukochanej dodając jej otuchy, a tym samym dając znać, ze każda z jej wersji będzie mu odpowiadać. Wiedzieli, że nie mogą powiedzieć prawdy, ale pół prawdę, czemu nie?
    Lucas kompletnie nie pomyślał o tym, by uprzedzic rodziców, którzy przecież i tak się do niego nie odzywali. Nic w tym dziwnego, że matka po włączeniu telewizora o mało co nie dostała zawału i natychmiast dzwoniła do syna, który telefon miał najzwyczajniej w świecie wyłączony. Nie zamierzał się teraz nią użerać ani z nikim innym. Musiał ratować swoją rodzinę, przyszłą rodzinę za wszelką cenę.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  119. Mężczyzna nie przyznając tego przed samym sobą był ciekaw odpowiedzi blondynki. Nie do końca wiedział jak postrzegała ten rozwój zdarzeń. Zgodziła się zostać jego żoną – to fakt, lecz jakie towarzyszyły emocje mógł sobie tylko wyobrażać. Czasem Elaine była jak otwarta księga, a chwilę później nadal jak książka tyle, że napisana po chińsku. Dla niej był w stanie się nauczyć tego język, ale wiedział, że wtedy zmieni repertuar na suahili.
    Słuchał jej uważnie głaskając w międzyczasie córkę, która była nieco zagubiona tym nowym otoczeniem, a także ludźmi. Chciał, by był to dla niej jak najmniej dramatyczne przeżycie. Szatyn prychnął, w momencie, gdy jego narzeczona nazwała go upartym. To było po prostu silniejsze od niego. Taki miał charakter i chociaż zdawał sobie sprawę, że nadszedł czas na zmiany to nikt nie zmienia się nagle o sto osiemdziesiąt stopni. To było po prostu niewykonalne, a jeśli już to mocno nieszczere.
    - Mogę mówić Ci po imieniu Elaine? -zapytał prowadzący, jednak nie czekał na oficjalne pozwolenie po kontynuował dalej rozbawiony cała sytuacją. Znał Lucasa odrobinę i nie spodziewała sę, że ten wielki, straszny wszystkim diabeł zdoła się w końcu ustatkować.
    - Należą się Tobie ukłony zdobyłaś wiecznego, zaciętego kawalera.- zaśmiał się następnie poważniejąc i kierując całą swoją oraz kamer uwagę na czterolatkę.
    - Clary..
    - Clarissa- poprawił go zimnym tonem Lucas, ponieważ nikt poza najbliższymi nie śmiał zdrabniać imienia jego córki. Miała na imię Clarissa i tak powinno się do niej zwracać. Michale odchrząknął zdajać sobie sprawę, że zboczył z kursu i jeśli się nie poprawi to prawnik nie zawaha się, by zadbać o jego koniec w każdej branży.
    - Przepraszam, Clarissa – dziecko wlepiło w niego zaciekawione oczka, jednak nadal kurczowo przytulała się do ojca. Nie była tak śmiała w gronie obcych twarzy oraz w nieznanym sobie miejscu. Pewnie w innej sytuacji już dawno paplałaby jak to zwykła robić w domu.
    - Jak to się stało, że dopiero teraz się o niej dowiadujemy? – zwrócił się do szatyna, a Lucas uśmiechnął się zdawkowo. Nie było tajemnicą, że to pytanie musiało paść na wizji inaczej artykuł tamtego paparazzo i tak pobiłby to co właśnie usiłowali zakomunikować.
    - Nie chciałem, by trafiła od razu do świata pełnego reporterów, bez obrazy – udało skruchę, lecz to nie miało to ani krzty ze szczerością. Nie przepadał a dziennikarzami, wywiadami i poleczkami z wielkiego NY. Nie zaprzeczał, że czasem bywali pomocni nawet przy rozwiązywaniu sprawy, jednak takie przypadki mógł policzyć na palcach jednej ręki.
    - Chciałem, by jak najdłużej cieszyła się beztroskim dzieciństwem, jednak po zaręczynach zrozumieliśmy, iż nie będzie możliwości dalej chronić jej w ten sposób- ucałował czterolatkę w czółko, a następnie spojrzał na narzeczoną.
    - Już niebawem staniem się rodziną, a to coś z czego jestem niezmiennie dumny i nie chciałbym tego ukrywać. – wyciągnął dłoń ku ukochanej, a następnie Michale swoimi wnioskami zakończył program. Szatyn nie słuchał go uważnie, ponieważ skupiony był na dwóch perłach swego niegdyś marnego życia. Wstał z kanapy i wygładził cichy, gdy Elaine wzięła córkę na ręce.
    - Michael dziękujemy za wywiad – uścisnął ostatni raz jego dłoń.
    - Nie, to ja dziękuje i życzę mnóstwo szczęścia na nowej drodze – mimo swego zawodu czasami wydawał się szczery w tym co mówił. Prawnik skinął jedynie głową, a następnie odwrócił się ku swym towarzyszkom.


    Lucas

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Myślałem nad mała wycieczkę poza miasto, ale skoro chcecie tylko lody- udał zawiedzionego po czym znów porwał Clary na ręce, a El oplótł wolnym ramieniem. Tak wtuleni ruszyli do wyjścia z restauracji pod którym już czekało zaparkowane auto.
      - Muszę tylko podrzucić do biura parę dokumentów i jestem cały wasz – powiedział, gdy już jechali w odpowiednim kierunku. Nie dla rozrywki siedział do późna, by wypełnić wszystkie wnioski, pozwy i apelacje, a właśnie dla jednego wolnego dnia. Wiedział, ze w budynku może spotkać ojca, więc postanowił załatwić to najszybciej jak to możliwe. Zadzwonił do swej asystentki, by zjechała na dół i odebrała od niego teczki. Jak zwykle była nie zawodna i z uśmiechem pożegnała swego przełożonego. Musiało jej ulżyć, że nie będzie nad nią wisiał całe osiem, czy to dziewięć godzin wymagając kolejnych rzeczy. Był surowym szefem, jednak potrafił docenia, gdy ktoś robił coś dobrze.
      - Na którą musisz być w pracy?-zwrócił się do narzeczonej rozpinając marynarkę i ponownie zasiadając na tylnym miejscu w samochodzie. Nie wiedział na jak odległą wycieczkę mogę sobie pozwolić. Czy spacer po zoo, a może wypad do domku nad morzem? Opcji było wiele, ale równie wiele zależało od odpowiedzi Elaine.

      Lucas

      Usuń
  120. “Twój bar” - słowa te w obecnej chwili wybrzmiały nader wyraźnie i znacząco, niż - być może - faktycznie tak było. Dla Jen zaś ten dzień stawał się w stu procentach wyjątkowy, budujący i otwierający kolejne drzwi przyszłości zarazem. Jak mogłaby się więc nie cieszyć?
    Uśmiechała się tak szeroko, że w pewnym momencie aż rozbolały dziewczynę kąciki. Blask świateł, kolory przelatujące dookoła, a także sylwetki ludzi odbijały się w oczach blondynki, wprawiając ją w mały zawrót głowy. Musiała mieć chwilę, żeby to wszystko przetrawić.
    - Ja… Tak, zaplecze, zaraz wracam - rzuciła, szybko oddalając się we wspomniane miejsce. Zostawiła tam płaszcz i torebkę, wracając niemal w pędzie do El.
    Poprawiła się, wyprostowała, przybrała na twarz maskę numer trzy - czyli tą, która miała przyciągnąć i sprawić, że sukces był gwarantowany - a następnie podążyła za kobietą, uważnie się wszystkiemu przyglądając i przysłuchując. Gdy dotarły do miejsca, gdzie miała występować, panna Woolf otworzyła oczy szerzej, oniemiała widokiem przed sobą.
    - O rany, idealnie! - zawołała, prawie rzucając się na Eagle i ściskając ją mocno. - Obiecuję, że nie zawiodę! - Odkleiła się od niej, zaraz stając na właściwym miejscu. Musiała się opanować, ale entuzjazm, jaki w dziewczynie urósł, sięgał teraz granic nieba i tylko wielki duch mógł spowodować, żeby zmienił się jej humor.
    Wzięła głęboki wdech, przymknęła na moment powieki, a potem spojrzała na szefową i skinęła głową, dając tym samym znak, że jest gotowa.
    Oparła dłonie o blat, jeszcze raz obejmując spojrzeniem wnętrze.
    I kto by pomyślał, że będąc zaledwie jakieś dwa-trzy miesiące w Nowym Jorku, doczeka się szczęścia, mającego kilka oblicz - przyjaźni, bliskiej osoby, pracy i wyzwań, na które do tej pory nie miała czasu… I choć było to magiczne, mimo wszystko skrawek myśli powędrował w nieco ciemniejsze odchłanie, odstawione na poczekanie. Bo gdzieś w sercu czuła, że mimo ostatniego pożegnania, Noah wcale nie był tak daleko, jak mogłoby się wydawać… A przynajmniej żyła taką nadzieją, iż znowu się spotkają. Teraz jednak nie goniła już za nim, a skupiła się na własnej egzystencji, budując od nowa wszystkie mosty do miejsc, gdzie chciała osiąść. A takim, póki co, był właśnie Nowy Jork.

    Jen Woolf

    OdpowiedzUsuń
  121. Lekka afera w stanie nietrzeźwości nie była dla mnie niczym nowym, bo w czasie karnawału i innych, czasem trwających kilka dni, wielkich imprez w krajach przodków alkohol potrafił wylewać się całymi rzekami. Ileż to razy zdarzało się, że po którymś z własnych koncertów, balów, czy szczególnie uwielbianych przez Nevadę zwykłych dyskotekach w tak bardzo zatęchłych zakątkach miast, że nawet nasi ochroniarze woleli ich nie przemierzać po zmroku, tylko cudem udawało mi się uniknąć śmierci po konfrontacji z ledwo trzymającym się na nogach osobnikiem. A ona najczęściej dodatkowo ich podjudzała, wiedząc, że jeśli ktoś poniesie konsekwencje, to głównie jej młodszy braciszek lub bodyguard. Niestety takiego typu zachowanie pozostało jej do dnia dzisiejszego, a że podróżowała głównie sama, to ledwo poznani mężczyźni dość szybko przechodzili chrzest bojowy. Ciekawe co musiałoby się stać, by przestała traktować płeć przeciwną jako chwilowe zabawki?
    Właśnie tego typu myśli chodziły mi po głowie podczas, gdy El dokładała wszelkich starań, by uspokoić roześmiane towarzystwo. A skoro ona poczuła się w obowiązku przypomnienia im o podstawowych zasadach kultury, to oczywiście i Leandro musiał wejść do lokalu. Jak on to robił, że zawsze pojawiał się niezauważony niemal przez nikogo zaledwie parę minut po zapoczątkowaniu afery nieważne jak daleko by się nie znajdował? Zapewne miało to coś wspólnego z jego wcześniejszą pracą w policji. Cóż...dopóki stał niewzruszony tuż koło drzwi i, nie licząc uważnego spojrzenia przesuwającego się po upojonych klientach oraz charakterystycznego lekko kpiącego uśmiechu, nie dawał znać o swojej gotowości do gwałtowniejszego działania, postanowiłem go całkowicie ignorować. W końcu i tak nie posłuchałby, gdybym powiedział, że raczej jestem bezpieczny,a tak przynajmniej mógł nie zwracać na siebie zbytniej uwagi.
    - Ktoś chyba uznał inaczej. - stwierdziłem, wzruszając ramionami i sięgając po kolejną tacę z kuflami. Niech Rovira myśli sobie co chce, ja i tak wmieszam się między petentów oczekujących darów Bachusa.

    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  122. Szatyn zauważył, że jego towarzyszka jest jakaś nieobecna duchem. Był jednak pewien, ze to emocje po zakończonym wywiadzie właśnie musiały uwolnić się gdzieś w środku. Sam nie odczuwał, aż takiej presji, ponieważ był pewny swych wyborów i nie zamierzał żałować ani jednego słowa, które padło na wizji.
    - Skąd wiedzia…- nie dokończył pytanie, a jedynie odetchnął głębiej, chyba musiał się do tego przyzwyczajać, że ta kobieta potrafiła go rozgryźć jak nikt inny. Może nawet nie jak on sam.
    - Kaluzele! Tato ja chce się bawić – powiedziała zdecydowanie odrodzona niczym feniks z popiołów czterolatka. Kto by pomyślała, że potrafiła być tak spokojna podczas wywiady, gdy teraz tryskała energią na prawo i lewo.
    - Dobrze, już dobrze – skapitulowała prawnik, który nigdy nie ustępował. To było niczym jak tęcza na nieboskłonie rzadkie, a jednocześnie fascynujące. Kto by zakładał, że Lucas Black przejdzie taką transformację przy asyście dwóch blondwłosych niewiast? Nikt, tylko na jak długo ten efekt miał się utrzymywać? O tym musieli się dopiero przekonać, bowiem sam nie był w stanie odpowiedzi sobie na to pytanie. Może pierwsza poważna kłótnia miała być kluczowa, może coś całkiem innego, lecz mieli sporo czasu, by się tego dowiedzieć. Całe życie, idealistycznie myśląc.
    - Ale najpierw pójdziemy do domu się przebrać. Te ciuchy stanowczo nie nadając się do parku rozrywki. – sam granitu był dla niego jak druga skóra, lecz i tak go ograniczał niektóre ruchy, a wiedział, że Clarissa raczej nie usiedzi spokojnie na jednej, czy dwóch atrakcjach.
    - Panie Black gdzie mam jechać?-odezwał się Sebastian przez swego rodzaju interkom, a szatyn odpowiedział mu przytrzymując jeden guzik.
    - Do domu, a później najlepszy park rozrywki – zakomunikował, ponieważ on nie miał takich miejsca zbytniej wiedzy. Puby, bary, lokale dla dorosły – jak najbardziej, jednak takie gdzie dziecko mogłoby się bawić były dla niego zagadką. Liczył, że Nowy Jork go nie zawiedzie.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  123. — A czemu miałoby nie być przyjemnie? — dopytała, spoglądając na nią spod lekko przymrużonych powiek. To właśnie tego zdania uczepiła się z całej jej wypowiedzi, ale tylko dlatego, że zabrzmiało ono dość niepokojąco. Z drugiej strony, sama doświadczała już pewnych nieprzyjemności z powodu związku z Ullielem. Jego ojciec chociażby używał wobec niej takich epitetów, że aż uszy więdły, Maille jednak miała na tyle rozumu, by nie przejmować się opiniami człowieka, który szanował jedynie osoby mające porównywalną do niego liczbę zer na koncie, choć i w tym przypadku ciężko mówić o szacunku. Przy takich osobach Jeremy po prostu zachowywał pozory i posyłał miłe uśmiechy.
    Cieszyła się, że jej o tym wszystkim powiedziała, bo Elaine rzeczywiście mogła ją zrozumieć jak nikt inny i nie bagatelizowała jej obaw, wiedząc, że te jak najbardziej mają prawo istnieć, nawet jeśli wszystko wokół wydawało się być w porządku. Była jej za to ogromnie wdzięczna i odetchnęła głęboko, na moment przymykając powieki. A kiedy otworzyła oczy, uśmiechnęła się i upiła zdrowy łyk wina.
    — Wezmę sobie te słowa do serca i to samo mogłabym powiedzieć tobie — powiedziała, znacząco wskazując na El kieliszkiem, bo przecież to nikt inny, jak ona we własnej osobie przed chwilą mówiła o czarnowidztwie, prawda? Nie ma co, idealnie się dobrały! Właściwie, to cała ich czwórka idealnie się dobrała i może faktycznie powinni kiedyś spotkać się wszyscy razem? To bez wątpienia byłoby ciekawe doświadczenie. No i przede wszystkim Maille miałaby okazję poznać Lucasa, bo ona jako jedyna jeszcze nie miała tej przyjemności.
    — I już rozmawialiśmy na ten temat. To znaczy… — mruknęła, wywracając oczami na wspomnienie tamtego wieczora. — Po prostu ja się rozryczałam i wylałam wszystkie żale, ale cholernie tego potrzebowałam i lepiej mi z tym, że Blaise wie o tych obawach. A dobrze wiesz, jak nie lubię przy kimkolwiek płakać… — wymamrotała, czując zmieszanie na samo wspomnienie. Cóż, czasem jednak trzeba było wyjść poza swoją strefę komfortu, prawda?

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  124. Będąc w towarzystwie dwóch niewątpliwych dam Lucas nie odczuwał ciężaru faktu, że właśnie ogłosił całemu światu posiadanie córki oraz zaręczyny. Nigdy nie uważał siebie za celebrytów, jednak będąc jednym z Blackow nie możliwym stawało się uniknięcie fleszy i ciekawskich spojrzeń. Od ukończenia studiów nie bawił się w kotka i myszkę z reporterami. Gdy przekraczli granice zabierał ich do miejsca, gdzie nie przegrywał - sądu. Wielu miało mu za złe grzywny, ale znaczna ich cześć trzyma się na dystans i wyczuwa zagrożenie. Do wyjątków oczywiście należał prześladowca Elaine i Clarissy, a także Michael. Z tym drugim mial swego rodzaju relacje biznesowa - zrobisz coś dla mnie, a ja nie zapomnę się odwdzięczyć.
    Dojechali do mieszkania w mgnieniu oka. Szatyn zatrzymał się na moment widząc zmianę na twarzy panny Eagle. Nie zdążył zadać pytania, gdy ta już odpowiedziała.
    - Oczywiście, rozumiem. Pomogę Clary się przebrać - powiedział i poszedł za czterolatka do jej pokoju. Drzwi były otwarte, więc chcąc nie chcąc mógł usłyszeć to co mówi jego narzeczona. Nie zamierzał ukrywać, iż się w nim zagotowało. Jak matka Elaine mogła go posadzac o coś takiego i jeszcze machać intercyza przed nosem. Tego było za wiele.
    -I gotowe - zakomunikował, gdy Clarissa ubrana była już w błękitne leginsy i sukienkę o ton ciemniejsze. Wziął ja na ręce i tylko gdzie temu nie wybuchł od razu spoglądając na ukochana, która była w nienajlepszym stanie.
    - Mam nadzieję, że nie zamierzasz spełnić prośby matki. Bo żadnej intercyza nie będzie - powiedział nieco ostro, ale z miłością w oczach. Nie bał się że El go okradeni, ba z miłą chęcią oddałby jej wszystko byleby zechciała trwać u jego boku. Podszedł bliżej i podał jej córkę.
    - poczekajcie teraz ja się szybko przebiorę - powiedział po czym zniknął w sypialni. Wrócił w nieco eleganckich czarnych dzinsach, bordowej koszulce polo i skórzanej kurtce, której dawno nie miał okazji założyć. Swój telefon postanowił ignorować przynajmniej do wieczora.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  125. Jego miłość do samego siebie i swoich pieniędzy zdecydowanie była jego znakiem rozpoznawczym, ale nigdy się tego nie wstydził i uwielbiał się z tym obnosić. Nie ukrywał przed światem swojej zajebistości i doskonałości, wręcz przeciwnie, podkreślał ją w niemalże każdym oficjalnym wywiadzie dla prasy czy telewizji.
    - Działam na każdego, bez względu na wiek, płeć i pochodzenie. Jestem obiektem westchnień nawet u gejów, serio – zaśmiał się, wracając myślami do setek propozycji, jakie otrzymywał w listach od homoseksualistów. Do głównej siedziby firmy przychodziło codzienne mnóstwo niepotrzebnych, miłosnych wyznań i nierzadko wśród jego adoratorów znajdowali się także mężczyźni.
    - Nie wygląda to dobrze…- westchnął, kręcąc z niedowierzaniem głową. Miał ochotę osobiście zamordować tego, kto ją tak urządził i jeśli tylko by mu na to pozwoliła, zrobiłby to jeszcze dzisiaj. Czuł wyrzuty sumienia, że zbyt mało interesował się tym, co dzieje się u jego przyjaciół. Jeśli zwróciliby się do niego wtedy o pomoc, być może wielu sytuacji udałoby się uniknąć. Znał nie tylko świetnych ochroniarzy, ale i płatnych zabójców czy przywódców mafii, a ci naprawdę znali się na swoim fachu.
    - Wiesz kto to? Oni w ogóle dostali za swoje? Jeśli nie, pozwól mi się tym zająć, obiecuję, że będą konać w męczarniach i pożałują tego co ci zrobili – wbił w nią zatroskane spojrzenie, formując przy tym dłonie w piąstki ze złości. Nie tak miało wyglądać życie Elaine i naprawdę miał nadzieję, że dziewczyna z czasem wróci do siebie i zapomni o tych wszystkich traumatycznych wydarzeniach.
    - Wolę zadzwonić do Maille i zaspokoić się z nią – zaśmiał się, choć chwilowo nawet on nie miał nastroju na takie żarty. Sytuacja u El i Lucasa była o wiele bardziej poważna niż mógł się tego spodziewać i zaczął cholernie obawiać się o ich bezpieczeństwo.
    - Dla mnie lepiej, przynajmniej nigdy nie musiałem uważać i nie zaliczyłem żadnej wpadki. Jeśli byłby w sytuacji twojego faceta, wylądowałbym pewnie na widok swojego dziecka w psychiatryku – wzdrygnął się na samą myśl posiadania dzieci i choć starał się zrozumieć radość Blacka z posiadania własnego potomstwa, wciąż trudno było mu rozmawiać o Clarie w taki sposób, aby go niechcący nie urazić.
    - Nie wiem, mogę ją zabrać na każdy kraniec świata i to pewnie największy problem, bo nie mogę się zdecydować. Myślałem o mojej prywatnej wyspie, ale tam za miesiąc pojedziemy w sumie wszyscy. Czuj się oficjalnie zaproszona na huczne świętowanie moich urodzin. Jeśli chcesz, możesz w ostateczności zabrać ze sobą Blacka…Warunek jest tylko jeden, macie być bez gówniaka, ostrzegam – pogroził jej palcem, wiedząc, że ta nie obrazi się jak Lucas za tego typu teksty.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  126. - Porozmawiamy o tym jeszcze – powiedział tylko nie chcąc się teraz kłócić z kobieta, a już na pewno nie w obecności czterolatki, które była podekscytowana na to wspólne wyjście. Dopiero teraz do Lucasa dotarło, że będzie ono pierwszym takim. Wcześniej nie mieli na to czasu, a szatyn po tych wszystkich niebezpiecznych wydarzeniach nie chciał zbytnio narażać córki.
    Black uniósł jedna brew ku górze na komentarz narzeczonej. Faktycznie nia miała zbyt wielu okazji, by widzieć go w takim wydaniu, jednak widziała go w zdecydowanie mniejszej ilości okrycia i nie narzekała. Na samą myśl jego oczy zalśniły niebezpiecznie. Blondynka na pewnie była w stanie rozszyfrować to pełne pożądania spojrzenie.
    - Elaine poczekamy na Ciebie możesz się spokojnie przebrać – powiedział Lucas całując ją w skroń i pchnął ja lekko w kierunku sypialni, gdzie na łóżku czekał na nią podobny komplet ubrań do jego własnych, tylko bardziej kobiecy.
    -Clarisso ładnie się tak śmiać z taty?-zapytał skupiając całą swą uwagę na czterolatce i porywając ją do góry w powietrze, a ta zapiszczała następnie smiejąc się w głos.
    - Ale ladnie wyglądasz tato – rzuciła kładąc mu drobna rączkę na policzku, gdy już trzymał ja normlanie w swych ramionach. W tym momencie jego serce zostało chyba kompletnie roztopione. Można by przysiąc, ze nawet kącik ust drgnął mu ku górze w rozczulającym uśmiechu.
    - Ty też księżniczko – szepnął na moment zamykając oczy próbując odnaleźć się w tych uczuciach oraz tej właśnie chwili, która nastąpiła tak niespodziewanie.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  127. Black wrócił do rzeczywistości, gdy usłyszał głos swej narzeczonej. Spojrzał z lekka konsternacja na telefon i już po chwili zrozumiał co się wydarzyło.
    - Ładnie to robić zdjęcia z zaskoczenia? – zapytał, jednak nie był zły. Przy tych dwóch istotach mógł być w pełni sobą i nie zamierzał tego sobie odbierać, nawet jeśli zostało to udokumentowane.
    Podróż minęła im szybko i przyjemnie, okraszona ekscytacją dziecka, które nigdy wcześniej nie było w takim miejscu. Jeśli szatyn miał być szczery, to również nie odwiedzał wcześniej tego typu miejsc. Może jak był zbyt mały, by zapamiętać, jednak wątpił w to bardzo. Jego rodzice nie mogli się doczekać, aż będą go mogli wysłać do szkoły z internatem w Anglii. Jeden kłopot z głowy.
    - Jesteśmy na miejscu – zakomunikował Sebastian, gdy zaparkował niedaleko głównego wejścia.
    - Życzę dobrej zabawy! – rzucił lekko ojcowskim tonem patrząc jak Lucas wraz ze swą nową rodziną idzie w kierunku roześmianych tłumów.
    Prawnik czuł się lekko nie na miejscu, jednak czego się nie robi dla chwili radości takiego małego aniołka jakim była dla niego Clarissa. Posadził sobie dziewczynkę na ramionach, by nie chciała zbyt daleko uciekać, przynajmniej na razie.
    - To co pierwsze? -stali właśnie obok jakiegoś stoiska, gdzie można było wygrać pluszaki za trafny strzał w puszki. Nieopodal znajdowały się za to już pierwsze karuzele i kolejki, te dla mniejszych i większych amatorów adrenaliny i zabawy.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  128. Wzmianka o sztucznym uśmiechu dała do myślenia mężczyźnie. TO nie była do końca jego wina, że nie potrafił tak beztrosko okazywać emocji. Został nauczony by tego nie robić, a to ceniło się w jego zwodzie. Kamienna, opanowana twarz wzbudzała respekt, a jednocześnie poczucie tego, ze nie może się mylić.
    - Bardzo dobry plan kochanie – powiedział szatyn ruszając nieco dalej, by móc przyjrzeć się jakie to karuzele mają do wyboru. Wiedział, że nie na wszystkie mała Clarissa będzie miała wstęp, więc musieli myśleć rozważnie. Black niepotrzebnie się martwił, ponieważ jego narzeczona miała wszystko pod kontrolą.
    - Koniki!- Krzyknęła nagle czterolatka i poruszyła się żwawo na ramionach ojca, że ten musiał ja ściągnąć na ziemie. Bał się, że takimi wygibasami prędzej, czy później wyląduje na parterze. Nie potrzebował drugiej wizyty w szpitalu. Wiedział, że pewne instytucje nadal się przyglądały temu jak radzi sobie z wychowaniem dziecka. Nie mógł dopuścić do tego, by chcieli ją mu odebrać. Gdy małe stópki zetknęły się z chodnikiem blondyneczka już ciągnęła szatyna za rękę w stronę wcześniej wspomnianych koników.
    - Ja też mam na to wsiąść? – zapytał Elaine z powątpiewaniem, nie żeby karuzela była jakaś mała, jednak bardzo kolorowa i to nadal była karuzela. Nigdy na czymś takim nie jeździł.
    - Mają państwo bileciki? – zapytał ich w końcu młody chłopka, który wpuszczał właśnie kolejną turę na przejażdżkę.
    - Bileciki?- Lucas był zagubiony jak dziecko, nie czekaj, dziecko się utaj lepiej odnajdywało niż on. Mężczyzna już sięgał po portfel by załapać i móc zaryzykować tą przejażdżkę.

    Zagubiony Lucas

    OdpowiedzUsuń
  129. — Mogłabym podpisać się pod paroma rzeczami, o których teraz mówisz — przyznała i uniosła lampkę z winem w geście drobnego toastu, po czym pociągnęła spory łyk, bo było za co pić. — W sumie to zabawne. Oni się przyjaźnią, my się przyjaźnimy… To coś w ten deseń, jakby siostry bliźniaczki zakochały się w braciach bliźniakach — mruknęła i rozbawiona własnym porównaniem, parsknęła śmiechem. Podejrzewała jednak, że El dokładnie zrozumie, o co jej chodziło. Miały przecież teraz podobne problemy, prawda? A to, mimo istnienia tych problemów, o dziwo napawało panną Creswell dziwnym optymizmem. Bo skoro jedna sobie radziła, to druga też mogła i na odwrót, prawda? Zabawne, że obydwie związały się z podobnym typem człowieka. A podobno kluczem prawdziwej przyjaźni było upodobanie do takich samych alkoholi i gust do różnych facetów. Widać nie w tym przypadku!
    — Wchodzę w to! — zawołała entuzjastycznie, kiedy El wspomniała o wysyłaniu kropek, przez co aż śpiący na swoim posłaniu Levi podniósł głowę i postawił uszy. — Chętnie przekonam się, ile prawdy jest w tym, co mówisz. Może okaże się, że tych kropek wcale nie ma tak dużo — zasugerowała i mrugnęła do niej porozumiewawczo, ciekawa, jak to rzeczywiście u nich wyglądało. Kłótnie z Blaisem były bowiem trudne. W pewnych kwestiach Ulliel miał klapki na oczach i wiele wskazywało na to, że za nic nie można było ich ściągnąć, ale też z drugiej strony Maille nie chciała na siłę wmawiać mu własnych racji.
    — I mówi to ta, która tak wzbrania się przed własnym ślubem — wytknęła jej i bezceremonialnie pokazała język, posyłając jej też wymowne spojrzenie. — Żadnego wesela nie będzie, o! — oznajmiła niby to w żartach, ale też trochę poważnie. Nie uważała bowiem, że w jej przypadku formalizowanie związku miałoby coś zmienić. Owszem, cieszyła się szczęściem przyjaciół, ale żeby sama marzyła o ślubie? Nie, nigdy nie była tą dziewczynką, która od najmłodszych lat projektowała swoją wymarzoną suknię ślubną.
    — Nie, nic nie wspominał — przyznała z zaskoczeniem, powoli kręcąc głową. — Przyznam ci szczerze i bez bicia, że sama zapomniałam o jego urodzinach — mruknęła, robiąc wielkie oczy i przykładając dłoń do ust, a jej spojrzenie mówiło wyraźne ups! — Właściwie w zeszłym roku jeszcze nie byliśmy razem, kiedy miał urodziny, więc wtedy tak bardzo ich nie zarejestrowałam… A wy już coś wiecie? — dopytała i uśmiechnęła się słodko, udając niewiniątko.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  130. Słuchał kobiety, ale patrzył na podekscytowaną czterolatkę, która poza karuzelą nie widziała teraz świata. Nie mógł jej winić, ponieważ dla dziecka to był istny raj. Tyle kolorów, świateł i jeszcze ta topowa muzyka.
    - Możemy pojechać następną – wtrącił się szatyn, jednak cała trójka go kompletnie zignorowała. Czyżby tracił status tego, który ma wszystko pod kontrolą? Gdyby nie chodziło o jego córkę pewnie zagregowałby inaczej, lecz teraz po prostu odetchnął głębiej i dał się wpakować na ta kolorową maszynerię.
    Blackowie zasiedli na jednym z większych jednorożców, ponieważ tego domagała się blondyneczka, a prawnik nie chciał jeszcze bardziej opóźniać starty tej atrakcji. Ludzie zaczynali się niecierpliwić. Posadził Clary przed sobą.
    - Trzymaj się mocno- podał jej nieco wyblakłe, niegdyś różowe lejce. Sam trzymał jedną dłonią dziecko drugą rurki na której zamontowany były wszystkie elementy karuzeli. Ruszyli, gdy ujrzał kątem oka jak jego narzeczona wraca. Chciałby się z nią zamienić, a utwierdził się o tym, gdy wszystko zawirowało. Polowi, jednak oprócz poruszania się dookoła unosili się i obadali na tym zacnym ‘rumaku’.
    - iiihaaa – dziewczynka bawiła się przednio, lecz ruszała za bardzo i Lucas był prawie blady. Starał się ją utrzymać. Karuzela może nie miała zawrotnej prędkości, jednak nie zamierzał narażać córki na żadne urazy.
    - Clary trzymaj się -mówił do niej, aż w końcu opanował ten cały system i tez się nawet uśmiechnął. Nie na tym swobodnie, by nie odetchnąć z ulgą, gdy maszyneria zatrzymała się w miejscu, a oni mogli stanąć na stabilnej ziemi.
    - Ja chce jesce laz – zapiszczała blondyneczka, a Lucas spojrzał na Elaine jak na jedynego wybawcę.
    - Teraz Twoja kolej!- wyglądało to komicznie, gdy przekazał ostrożnie rączkę od czterolatki kobiecie. Jakby pozbywał się córeczki, jednak on miał na razie dość karuzeli, za to chętnie by się czegoś napił i odpoczął.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  131. Wielki prawnik Lucas Black bardzo starał się dostawać do nowych reguł gry, których podjął się przestrzegać decydując się na opiekę nad dzieckiem, jak i na zaręczyny. Gdzieś tylko w duchu bał się tego, co będzie, gdy przekroczy pewną granicę i wybuchnie. Nie pod względem fizyczny, ale emocjonalnym. Nie ukrywał przed nikim, iż lubi być panem sytuacji i losu, a teraz miał momentami ograniczone pole manewru, co na razie starał się puszczać mimochodem. Pytanie było jak długo uda mu się zaciskać zęby, a w innym wypadku uciekać w wir pracy? Może już niedługo miał się przekonać?
    - Jasne – odwzajemnił pocałunek i ruszył do jednej z budek, które serwowały przeróżne łakocie, jak i picie. Zdecydował się na sok w niebiesko-różowym kubku dla Clarissy i Coca-cole w takim samym kubku dla Elaine. Nim odszedł skusił się jeszcze na karmelowy popcorn i paczkę samodzielnie wybranych żelek. Skoro miał to być dzień dla dziecka, niech czterolatka czerpie z niego pełnymi garściami. Z zakupami wrócił na jedną z wolnych ławek obserwując to co działo się dookoła. Jego uwagę przykuły rodziny, a dokładniej rzecz ujmując ojcowie. Prawie każdy prezentował się podobnie, z lekkim brzuszkiem, nie przywiązującym uwagi do ubiory i ze zakwaszoną miną, mimo, że towarzyszyły im nierzadko ładne kobiety, tylko zmęczone. Wzdrygnął się, gdy przez myśl przeszło mu, że sam mógłby się doprowadzić do takiego stanu. Niedoczekanie cholera!
    - Może razem pójdziemy na jakaś kolejkę – rozejrzał się dookoła szukając czegoś nie tak ekstremalnego, by wpuścili dziecko, ale również nie tak banalnego, by nie wyglądali jak słonie w składzie porcelany. Podał picie córce sadzając ją na kolanach i w duchu uśmiechając się na ta radość, która biła z małego ciałka.
    - A widzisz pierwsza mnie wrobiłaś w koniki- zmrużył gniewnie oczy na ukochaną, ale nie był na nią zły. Po prostu te wszystkie myśli, które pojawił się znikąd nie dawały mu spokoju.
    - Masz ochotę? – podsunął jej kierunku zarówno popcorn, jak i paczkę żelek, a następnie wybrał jedna dla córki. Był to całkiem sprytny manewr uciszenia paplaniny, która była nieunikniona po tak spędzonym dniu.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  132. Szatyn spojrzał uważnie na kobietę, której się oświadczył i z którą zamierzał spędzić resztę życia. Czy ją kochał? To pewne. Czy był w stanie odrzucić swą naturę, by być tym kim powinien w nowej roli? Nie wiadomo. Jego własne tęczówki przesiąknięte lodowatą pustką.
    - Brzmi jak plan – odpowiedział po dłuższej chwili przenosząc swój wzrok na czterolatkę, która zajadała się niebotycznie długą żelką. Musiał zagryźć zęby i schować swe przyzwyczajenia do kieszeni dla niej, dla Elaine, a przede wszystkim dla szczęścia, które tak nieporadnie raczkowało w jego życiu.
    - Nie musisz przepraszać – nieco się rozchmurzył, chociaż to mogło być stwierdzenie nad wyrost. Jego spojrzenie po prostu nie emanowało takim zimnem jaka wcześniej. Dotarło do niego, że nie jest w tych zmianach sam. Kobieta, która była w stanie poruszyć jego kamienne serce również musiała się w jakiś sposób odnaleźć w nowej sytuacji – może nawet bardziej niż on sam. Prosił ja o zbyt wiele, lecz wiedział, że to musi być ona, nikt inny.
    - El, kochanie po prostu… - w byciu otwartym też miał problemu, jednak zaleta była fakt, iż nigdy nie dopuszczał się kłamstwa.
    -to dla mnie niecodzienne i czuje się jak diabeł w niebie.- zażartował, ale wcale nie było mu do śmiechu, bo tak właśnie uważał.
    - Niby to mój dom, moja rzeczywistość, a jednak jakbym nie pasował do całego obrazka – przyznał odwracając wzrok, a następnie wstając z ławki, a mała porywając na ręce. To był najwyższy czas by ruszyć dalej.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  133. Manewrując między coraz bardziej chwiejnymi tancerzami, kątem oka obserwowałem z zaciekawieniem jak Elaine radzi sobie z Rovirą, dobrze wiedząc, że mimo, iż mężczyzna przebywa aktualnie na terenie blondynki, prawdopodobnie nie pozwoli jej za bardzo wtrącać się w swe metody operacyjnie. Do tej pory wyjątek zrobił tylko dla mego szwagra niechętnie przyznając, że jako wojskowy może faktycznie potrafić zapewnić jej bezpieczną przyszłość w swoim domu i odwołując dawnego ochroniarza rudowłosej. W pozostałych wypadkach starał się przekonać rozmówcę do przyjęcia swojego punktu widzenia, a jeśli po długiej dyskusji mu się to nie udawało, dążąc do konsensusu. Jego podwładni nie raz zrzucali to na sprawy, przy których pracował jako kryminalny, choć była to raczej nie do końca potwierdzona teoria, bo sam nigdy o nich nie opowiadał, a do teczek związanych z jego przeszłością dostęp miał tylko bezpośredni szef i moi rodzice. Tak ponoć miało być bezpieczniej, ale osobiście wolałbym poznać choć część informacji w nich zawartych, by wiedzieć do czego dokładnie jest w stanie posunąć się, gdy ktoś sprowokuje go do ostateczności i kiedy dokładnie może to nastąpić. Obecna sytuacja na pewno do takowych nie należała, więc niezbyt zdziwiłem się, gdy nieco odstąpił od swych zwykłych zachowań, siadając na stojącym pod ścianą krześle znajdującym się wciąż najbliżej drzwi i zakrywając dodatkową warstwą materiału kieszeń, w której jak dobrze się orientowałem, ukrywał stary, wysłużony i pamiętający na pewno o wiele groźniejsze czasy Glock, którego z sobie tylko znanych względów za nic nie chciał zamienić na nowszą, łatwiejszą w obsłudze broń.
    - Widzę, że udało Ci się nakłonić tego starego, nadopiekuńczego uparciucha do lekkiego odprężenia się. Brawo, ale nie licz na to, że zda się całkowicie na Twoje umiejętności, gdy zauważy coś choćby minimalnie odstającego od normy. - ostrzegłem, gdy kobieta znalazła się w zasięgu normalnego tonu. - Na to ma już zdecydowanie za duży dorobek złych wspomnień.


    Alexis [Spokojnie, rozumiem. Najważniejsze, że wróciłaś.]

    OdpowiedzUsuń
  134. Brak umiejętności wtopienia się w tłum, właśnie ta jedna wada od wielu lat nie dawała Leandro szansy na objęcie upragnionego stanowiska szefa ochrony rodziny de Novion-Burbon. Na pewno potrafił zachować zimną krew i logiczne myślenie w tych najkrwawszych i najniebezpieczniejszych z innych powodów sytuacjach, w których większość jego kolegów najchętniej ratowałoby się ucieczką lub chaotycznym strzelaniem do przeciwników, ale nawet to w połączeniu z innymi, mniej znaczącymi cechami, nie wystarczało, by w pełni przekonać najpierw mego ojca, a obecnie matkę do zaryzykowania.
    - O to drugie nie musisz się martwić, już dawno nauczyłem się go ignorować. - wzruszając ramionami, podałem ostatni kieliszek z szampanem roześmianej dziewczynie o intensywnie zielonych oczach. - A klientów nie zaczepi bez wyraźnego powodu, jest na to zbyt opanowany, w dodatku wie, że mogłoby to poważnie zaszkodzić jego dalszej karierze, która i tak zastopowała wyraźnie z wymienionego przez Ciebie powodu. W dodatku niedługo pewnie zajmie się jakąś mniej upojoną damą, by nie umrzeć z nudów i będziemy mieli go z głowy na resztę wieczoru.
    Faktycznie, niecałe pół godziny później miejsce koło drzwi zwolniło się, a sam Rovira rozmawiał z posiadaczką długich, kręconych niemal hebanowych włosów, udając całkowicie skupionego na jej słowach. Gdyby nie ukradkowe spojrzenia w moją stronę, posunąłbym się do stwierdzenia, że chwilowo zapomniał gdzie jest i niedługo da się ponieść zabawie. A zresztą kto to wie...

    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  135. Lucas idąc z córką na rękach w stronę kolejki wcale nie brał pod uwagę czegoś takiego jak rozstanie. Za nic w świecie nie wypuściłby ze swych objęć panny Eagle, a już na pewno nie Clarissy. Obawiał się tylko, że przez charakter jaki ukształtował się przez całe jego życie skrzywdzi je prędzej, czy później. Wolał teraz nie roztrząsać tego bardziej aniżeli było to potrzebne. Czuł, że będą musieli porozmawiać z narzeczona w cztery oczy bez pośpiechu do pracy, bez świadków w postaci czterolatki ani kamer, które miały podać do ogólnoświatowej informacji, iż nie są już singlami.
    - Obiecuję, że zrobię wszystko by Was nie skrzywdzić – powiedział pewnym siebie głosem patrząc ukochanej prosto w oczy. To wcale nie było to samo, o co prosiła go blondynka chwilę wcześniej. Tamtego wolał, jednak nie obiecywać. Słysząc jej kolejne słowa rozchmurzył się już na dobre, lecz jak to miał w zwyczaju jego kąciku ust nie zdradzały uśmiechu, który był widoczny w oczach szatyna.
    - Myślałem o tym. Jak pewnie wiesz Ulliel lada moment ma urodziny. – zaczął przyglądając jej się uważnie po czym przystanął na moment.
    - Ale nie będziesz musiała się zajmować Clary, bo pewnie też będziesz chciała w nich uczestniczyć. Żona Sebastiana się zaoferowała do opieki nad nasz córką – te ostatnie dwa słowa wypłynęły z jego ust tak naturalnie, ze dopiero po kilku sekundach dotarło do niego co powiedział. Przyglądał się uważnie Elaine chcąc wyłapać jej reakcje na te słowa. Może przekroczył granice. Nie miał na to zbyt wiele czasu, ponieważ wsiedli do kolejki, a czterolatka umiejętnie skupiła cała uwagę ojca na sobie i tym co wokół nich się działo.
    Gdy jazda dobiegła końca nikt z podróżujących nie chciał wysiadać, ponieważ to było jak przeniesie się na moment do innej rzeczywistości. Te efekty specjalnie nie były z tych, które na pierwszy rzut oka wyglądają tanio, lecz z tych, które zamazują granice miedzy jawą, a snem. Nawet Black był pod wrażeniem skrupulatnością z jaką to wszystko zostało przygotowane. Wyciągnął Clarisse z wagonika i się zaczęło.
    - Nieee ja chce jesce laaaz – nigdy wcześniej dziewczynka się tak nie zachowywała. Wyglądało jakby miała zaraz się rozpłakać tylko dlatego, że Lucas wziął ją na ręce. Mężczyzna nieco się spiął, ale przytulił mocno dziecko.
    -Teraz pójdziemy po coś lepszego zobaczysz. Będą duże nagrody, dobrze?- Clarissa nie dawała za wygraną, ale prawnik był nieugięty i oddalił sie od kolejki.
    - Tato nieeee…- krzyk jakby co najmniej obdzierano ją ze skóry. Teraz to już było dla nieo za wiele. Postawił ją na ziemi i spojrzał zimnym wzrokiem na dziecko.
    - Clarisso tak nie można. Była nasza kolej, teraz inni chcąc się przejechać na wycieczkę- kucnął nieco mięknąc pod jej zapłakanym wzorkiem. Zaczął szukać pomocy u swej narzeczonej. Nie radził sobie ze łzami takiej małej istotki. Odczuwał ciężar w całym swym ciele.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  136. Clarissa uparcie nie chciała dac się uspokoić. Płacz na szczęście przechodził powoli w ciszy szloch, a jej wielkie niebieskie oczka spoglądały to na ojca, to na Elaine. W końcu to tej drugiej zawiesiła się na szyi szlochając, że pseplasia i chce tego misia. Szatyn odetchnął z ulgą i wstał na równe nogi. Nie chciał, by dziewczynka płakała i już był świadom, ze uchyliłby jej nieba, jednak nie zamierzał jaj rozpieszczać. Zbytnie pobłażanie mogłoby się odbić na nim w przyszłości, cóż on był tego świetnym przykładem. Nie miał z rodzicami najlepszej relacji.
    - Księżniczko tak nie wolno, wiesz… Księżniczki nie płaczą, gdy czegoś chcą – powiedział już łagodniejszym tonem stając nieco z panną Eagle, by zetrzeć resztki łez z policzków czterolatki. Cieszył się, że sytuacja zakończyła się dość szybko, ponieważ nie miał pojęcia jak na dłuższą metę poradziłby sobie z tak roszczeniową postawą. Do tej pory Clarissa była niczym aniołek, więc ten wybuch był dla niego równie niecodzienny co przegrana w sądzie.
    - Dziękuję – szepnął na ucho narzeczonej i objął ją ramieniem, by razem mogli podejść do stoiska z nagrodami. Wystarczyło zestrzelić puszki ustawione pod ściana, by wygrać jedną w wielu nagród.
    - Dzień dobry! Chce pan spróbować swoich sił w strzelaniu? – zapytał starszy mężczyzna pod wąsem uśmiechając się szeroko. Lucas skinął głowa i podał dwa bileciki, by dostać dwie próby. Nie potrzebował więcej, nie mniej. Wycelował w pierwszą kolumnę puszek. Wszystkie runęły na ziemię. Właściciel stoiska był pod wrażeniem, a także kilkoro przechodniów postanowiło się zatrzymać i popatrzeć, gdy Black szykować się do drugiego strzału. Również nie spudłował.
    - To będą dwie nagrody, prawda? -zapytała pewnym siebie głosem, a starszy pan przytaknął pokazując te, które były z najwyższej półki.
    - Clarisso to co, tamten duży królik może być? – zapytał pokazując pluszaka, który był o wiele większa wersją przytulanki bez której czterolatka nie potrafiła zasnać.
    - Taaaaak – uśmiechnęła się szeroko i klasnęła w swe małe rączki. Pracownik parku rozrywki podał prawnikowi olbrzymiego, niebieskiego królika.
    - A druga? – tutaj Black spojrzał nieco zawadiacko na Elaine i poprosił o dużą pandę. Nie wiedział czemu, jednak wydała mu się ona idealnym prezentem dla narzeczonej. Rozmyślania i obawy, które pojawiły się tak nagle zniknęły na ten moment bezpowrotnie.
    - To dla Ciebie Elaine – wypowiedział jej imię z czułością, a przed siebie wystawił wielkiego czarno-białego pluszaka.

    Słodki Lucas

    OdpowiedzUsuń
  137. Jeśli czegoś zazdrościłem Nevadzie to umiejętności spławienia każdego, nawet najbardziej upartego ochroniarza z horyzontu i to zarówno w męskiej jaki i żeńskiej postaci oraz rozpracowywania ich urządzeń namierzających. Szkoda, że ilekroć pytałem ją w jaki sposób to robi, uśmiechała się lekko i mówiła, że po prostu nawet dla nich jest zbyt bezczelna i zadziorna, a przede wszystkim umie walczyć o swoją wolność. Zresztą żadna z moich starszych sióstr nie otrzymała nigdy byłego policjanta z wydziały kryminalnego, czyli jednego z najniebezpieczniejszych i najbardziej wyspecjalizowanych oddziałów do obrony. Swoją drogą ciekawe, czym ja sobie zasłużyłem na ten uciążliwy zaszczyt, nie stanowiłem chyba aż tak poważnego zagrożenia dla swego, czy innych życia. Starałem się wieść losy zwyczajnego artysty, co wiązało się z tym, iż zdarzało mi się co jakiś czas wejść swoimi dziełami trochę za bardzo za skórę pseudofanom. Może na jego wybór wpłynął fakt, że byłem jedynym i do tego najmłodszym synem? W każdym razie gdybym miał coś w tej kwestii do powiedzenia, wnioskowałbym o kogoś z kim mógłbym czasami podyskutować, a nie osobnika trzymającego się sztywno reguł.
    - Tylko mu tego nie mów, bo usłyszysz wykład na temat podziałów zadań w służbach porządkowych. - zaśmiałem się, mimo, że mówiłem całkiem serio. - A uwierz mi, że to nic przyjemnego, zwłaszcza, że będzie one dotyczyć francuskich metod postępowania. Lepiej pozostawmy to w tajemnicy i dajmy mu spokojnie dalej przesiadywać w pewnej odległości.
    Im mniejsza liczba gości krążyła po barze, tym trudniej namierzałem i Rovirę. Czasami, jeśli naprawdę tego chciał, doskonale się kamuflował, ale w tłumie rzeczywiście szło mu to nadzwyczaj kiepsko.
    - Dzięki, mam nadzieję, że teraz rzeczywiście sobie poradzisz. - rzuciłem, kierując się w stronę drzwi, za którymi, nie zważając na nadciągającą burzę stał, paląc papierosa Leandro.
    - Może rzeczywiście zareagowałem trochę na wyrost, ale ostrożności nigdy za wiele. - oświadczył, widząc moją lekko sarkastyczną minę. - A teraz prościutko do domu.


    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  138. Lucas nie liczył na to, że jego narzeczona postanowi i dla niego zdobyć pluszaka. Rozbawiło go to niego, ale nie skomentowało tego żadną ze swych kąśliwych uwag. Było to dla niego coś nowego i uważnie przyglądał się blondynce jak w ręce waży pistolet, a następnie mierzy do celu.
    - Yeeey! – krzyknęła czterolatka w momencie, gdy puszki po ziemi, a oczka lśniły jej od zachwytu obojgiem dorosłych. Byli teraz dla niej niczym super bohaterowie, którzy wygrywając coraz to lepsze maskotki. Nadal ściskała swojego ogromnego królika, którą ją przerastał, więc leżał w dość sporej części na ziemi.
    - Brawo dla mojej zdolnej narzeczonej – dwa razy klasnął w dłonie podchodząc do kobiety i złożył na jej ustach krótki, acz namiętny pocałunek.
    - Oh z policją nie mamy nic wspólnego – odpowiedział mężczyźnie, a następnie odebrał swego pluszaka od ukochanej.
    - Serio? – uniósł jedną brew, gdy zorientował się co też maskotka przedstawia.
    - Przypominam Ci lisa? – zapytał nadal patrząc na maskotkę z powątpiewaniem, ale i swego rodzaju czułością. Cóż panna Eagle wygrała to dla niego Pierwszy prezent nie zamierzał go nigdy oddać. Gdy kobiety jego życia ruszyły do wyjścia z parku rozrywki Black powoli szedł za nimi. Nie mógł im dorównać kroku, ponieważ był obładowany zarówno olbrzymim królikiem, panda, a także swym Liskiem Chytruskiem .
    Bez problemu na szczęście udało im się znaleźć samochód przy którym stał Sebastian. Kierowca nie krył rozbawienia na widok swego szefa przytłoczonego kolorowym pluszem.
    - Wycieczka się udała?- zapytał porywając czterolatkę na ręce, a ta zaczęła mu opowiadać jak to było na karuzeli, kolejce, a na sam koniec wskazała niebieskiego królika, którego Lucas już pakował do bagażnika. Silver posadził dziewczynkę w foteliku, a sam zasiadł za kierownicą, dzięki temu Lucas i Elaine zostali a moment ‘sami’.
    - Świetnie się bawiłem – zamruczał przyciągając kobietę do siebie patrząc jej prosto w oczy, a po lodowatych iskrach nie było ani śladu. Ucałował jej oba policzki, a na dłużej skupił się na ustach.
    - Jesteś cudowna – szepnął jej na ucho po czym pozwolił, by pierwsza wsiadała do samochodu, a sam znalazł się tuż za nią. Clarissa siedziała grzecznie w foteliku, a uśmiech, który widniał na jej usteczkach rozszerzył się, gdy wszyscy znaleźli się w samochodzie.
    - Podobało się?- zapytał prawnik uważnie patrząc na córkę.
    - Taaaaak baaaaaldzo – wyciągnęła rączki do góry, później na boki, by pokazać jak bardzo jej się podobało. Prawnik był w tym momencie szczęśliwy i nie chciał teraz martwić się tym co będzie. Chwycił dłoń ukochanej i tak dojechali do mieszkania.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  139. Gdy Elaine była w jego ramionach wszelkie wątpliwości przestawały mieć znaczenie. Wiedział, że ta wspaniałą, silna i przede wszystkim dobra kobieta jest w stanie poradzić sobie z takim Diabłem jak on sam. A jeśli tak nie było, to prawnik nadal chciał w to wierzyć, jak w nic ani nikogo innego do tej pory.
    Będąc w domu niemal od razu zaniósł czterolatkę do sypialni, ponieważ już w samochodzie sennie mamrotała trzy po trzy. Miało to swój urok, jednak martwił się tym, iż nie zjadła obiadu.
    - Jasne, a na co masz ochotę? – zapytał, gdy ponownie znalazł się w salonie. Zamiast odpowiedzi otrzymał namiętny pocałunek, co było mu nawet na rękę. Bez wahania i problemu uniósł blondynkę, by swobodnie mogła opleść jego ciało nogami. Ani na moment nie przerywał pocałunku. Niespiesznym krokiem ruszył do sypialni, gdzie z największą czułością położył ją na łóżku. Jego oczy wręcz płonęły pożądaniem , lecz za nimi kryła się miłość. To dlatego to spojrzenie miało taką moc.
    - Rozumiem, że obiad może poczekać – uśmiechnęła się cwanie, a następnie delikatnie zaczął obsypywać pocałunkami całe jej ciało pozbywając się przy ty zbędnych elementów garderoby. Czekał na tą chwilę odkąd tylko wyszli z tego nieszczęsnego wywiadu. Lucas miał problem z bycie szczery, jednak podczas zbliżeń mógł ‘pokazać’ o wiele więcej aniżeli wyrazić słowami. Pamiętał, by zbytnio nie szaleć i ponownie nie uszkodzić panny Eagle, jednak nie traktował jej już tak, jakby była ze szkła.
    - Tęskniłem za tobą – wymruczał jej do ucha, a po chwili delikatnie przygryzł jego płatek. Kompletnie nie przejmował się bałaganem, który za każdym kolejnych ruchem powstawał w sypialni, ponieważ dla niego liczyła się tylko jego narzeczona.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  140. Lucas będąc w obecności tej kobiety nie potrafił myśleć o niczym innym. Jej rozbrajający uśmiech, ponętne ciało i ten wzrok skierowany na niego. Ostatnio nie mieli zbyt wiele czasu sam na sam, nad czym ubolewał. Teraz zamierzał blondynce i sobie stracony czas wynagrodzić.
    - A ty moim deserem- odpowiedział wpijając się w je usta z jeszcze większą pasją. Nie liczyło się teraz nic poza tym co ich łączyło. Jego dłonie krążyły po nagim ciele Elaine, którą pokochał i chociaż jeszcze jakiś czas temu wydawałoby mu się to irracjonalne, tak właśnie było. Kochał, pożądał i zamierzał otoczyć najlepszą opieką.
    Uniósł nieznacznie brwi, gdy partnerka znalazła się nad nim.
    - Ktoś tu lubi przejmować kontrolę – zamruczał, lecz nie zamierzał teraz walczyć. Miał na nią bardzo dobry widok. Założył ręce, za głowę i obserwował jej poczynania od czasu, do czasu przymykając powieki. Nigdzie im się nie spieszyło, więc korzystał z tej chwili jak najlepiej mógł. Chociaż pożądanie coraz bardziej dawało o sobie znać.
    W końcu chwycił twarz kobiety w dłonie i spojrzał jej głęboko w oczy.
    - Uwielbiam Cię – wyznał nim znów złaczył ich usta w pocałunku, a sam przeturlał się na górę.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  141. [Cóż...Tego wątku rzeczywiście nie ma co kontynuować, bo czuję jakbym ciągnęła go lekko na siłę. Pomysłu na kolejny póki co niestety nie mam, ale może odezwę się w późniejszym czasie.
    W każdym razie dziękuję za wspólne pisanie.]

    M.in. Alexis

    OdpowiedzUsuń
  142. Dosyć długo biegałam po najbliższych ulicach znajdujących się przy bloku, w którym mieściło się mieszkanie podarowane przez matkę chrzestną. Co bym zrobiła bez tej wspaniałej kobiety? Często jak chciałam porzucić medycynę to z największego doła wyciągała mnie najbliższa przyjaciółka matki. Zawdzięczałam jej wiele, a nawet zaopiekowała się starszą siostrą bliźniaczką, kiedy dziewczyna została porzucona przez ukochaną i nie chciała dłużej mieszkać w Irlandii. Kupując po drodze sok marchewkowy skierowałam się do parku, aby odetchnąć. Przy okazji odczytałam wiadomość od Belli.
    Witaj siostrzyczko <3 Przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, ale wróciłyśmy do siebie i gdyby nie rozstanie z El to musiałabyś się ze mną męczyć, a tak możesz odetchnąć z ulgą, bo nie wybieram się do Nowego Jorku w najbliższym czasie. Uważaj na siebie, korzystaj z życia i szalej, bo jesteśmy jeszcze piękne i młode!
    Ile ona jeszcze serc złamie w swoim życiu? Bella odkąd zrozumiała, że fascynują ją jednocześnie mężczyźni i kobiety, to zmieniała ich jak rękawiczki. W pierwszym związku była z Laurą, ale ta szybko zrozumiała, że kocha bardziej już byłego męża. Następnie przez trzy lata trwała u boku Tylera i zostawiła go tydzień przed zaplanowanymi w tajemnicy oświadczynami. Chłopak załamał się tak, że przez wiele tygodni przychodziłam do niego, aby sprzątać jego mieszkanie i na siłę wmuszać w niego jedzenie, bo inaczej już dawno wąchałby kwiatki od spodu. Przed samym wyjazdem do Nowego Jorku spotykała się potajemnie z córką burmistrza i była zdolna do tego, aby wziąć ślub z osobą tej samej płci. Znowu się nie udało i całe złamane serce złożyła, skleiła i uratowała dopiero pewna barmanka o imieniu Elaine. Ja do tej pory spotykałam się jedynie z byłym narzeczonym; unikałam innych jak ognia, ale od szczęśliwego powrotu z Iraku spotykałam się z innymi, lecz między nami do niczego nie dochodziło, oprócz tego jednego bruneta, który okazało się, że również jest patologiem i pracuje ze mną od kilku dni. Odchylając głowę do tyłu, przeczesałam włosy i odstawiając sok na resztę wolnej ławki, uchyliłam oczy. Zobaczyłam dziewczynę, która mi się przyglądała, a ja znałam ją ze wszystkich odebranych od siostry zdjęć. To była ona, była ukochana Belli. Piękniejsza niż na ekranie laptopa. Blondynka z sympatycznym uśmiechem. Jesteś głupia, siostro. Jak można było porzucić taką idealną osobę? Do tej pory pamiętam, że kiedyś zostałam pomylona i całowałam się przez kilka minut z pierwszą dziewczyną bliźniaczki. Myślałam, że też jestem biseksualna, ale serce zabiło szybciej tylko na widok wymarzonego chłopaka. Jednak teraz chciałam zapomnieć czym jest stuprocentowy heteroseksualizm. Powoli podeszłam do El i czułam się, jakbym ją znała, bo niejednokrotnie czytałam o niej w wiadomościach na poczcie.

    Lasair

    OdpowiedzUsuń
  143. To nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz, gdy znowu byłam dla kogoś Bellą. W szkole codziennie nie mogłam odgonić się od tych pomyłek, rodzina miała liczne problemy z odróżnieniem nas, więc pogodziłam się z tym dawno. Poprawiłam kurtkę z motywem dirty dancing i zamierzałam wyprowadzić ją z tego błędu. Nie zamierzałam udawać mojej siostry przed nikim.
    - Nie Bell, a Lasair. Miło mi Ciebie w końcu poznać - podałam dłoń i cicho się zaśmiałam. - Niestety, ale jesteśmy jak dwie krople wody i chyba niczym się nie różnimy, chociaż od niedawna jest coś, co mam tylko ja.
    Tą różnicą była blizna, która została bolesną pamiątką po misji w Iraku. Nie zamierzałam opowiadać o tym El w trakcie rozmowy trwającej dopiero minutę. Nie znałyśmy, a ja nie lubiłam o tym rozmawiać. Bycie żołnierzem to ogromne poświęcenie, ale i duma za każde uratowane życie, jednak dalej budziłam się w nocy z powodu licznych koszmarów. Gdyby nie mój kolega to nie stałabym w tym miejscu. Nie zobaczyłabym Nowego Jorku na własnego oczy. Nie biegałabym z samego rana po ciężkim dyżurze w szpitalu. Nikt by mnie nie pomylił ze starszą bliźniaczką, bo na świecie zostałaby tylko ona. Na szczęście z podarowaną drugą szansą nie zamierzałam się ograniczać. Kiedyś nie potrafiłam usiedzieć w miejscu, ale nie ryzykowałam swoim zachowaniem, a teraz chciałam spróbować dosłownie wszystkiego. Przeczesałam włosy, zdjęłam kurtkę i wyrzuciłam pustą butelkę po soku. Zamierzałam kupić nam po mrożonej herbacie i może zaproponować krótki spacer albo nawet wizytę w mieszkaniu, które prawdopodobnie znała jak zawartość własnej kieszeni. Nagle zobaczyłam, że Elaine chyba zaczęła źle się czuć. Lekarz widział takie problemy na pierwszy rzut oka, chociaż nie ratowałam ludzi, a jedynie badałam tych, co przebywali po drugiej stronie świata. W niebie lub w piekle. Tam, skąd nie dało się wrócić.
    - Wszystko w porządku? Może usiądź, bo albo mi się wydaje, albo pobladłaś. - poprowadziłam blondynkę w kierunku ławki. - Chorujesz na coś? W sumie dzisiaj jest niskie ciśnienie i nagła zmiana pogody, więc może dlatego. Kupię Ci wodę, dobrze?

    Lasair

    OdpowiedzUsuń
  144. Czy ja na pewno jestem hetero? Moje serce robiło milion fikołków na widok tej uroczej blondynki. Wtedy po tym pierwszym pocałunku z Laurą naprawdę czułam się wyjątkowo, jakbym znalazła się w innym, lepszym świecie, ale później pojawił się na mojej drodze Troy i nie miałam już takich kontaktów z tą samą płcią. Nie odpowiedziałam na to pytanie; chciałam mieć w tej kwestii czystą kartę, którą można byłoby wykorzystać na przyszłość. Widząc, że dziewczyna czuje się coraz gorzej postanowiłam, że nigdzie się nie oddalę. Musiałam przy niej trwać. Nie zdążyła udzielić mi konkretnej odpowiedzi na temat swojego zdrowia. Może ciężko chorowała? Nie spotykała się z Bellą od ponad roku, więc mogło coś jej dolegać. Niemal natychmiast zareagowałam i już miałam dzwonić na numer ratunkowy, kiedy El otworzyła oczy i chciała się podnieść.
    - Jestem lekarzem i masz się mnie słuchać. Nie jestem wystraszona, bo na studiach i w pracy bywały różne przypadki... - skomentowałam i usiadłam przy niej. Poprawiłam nogi, zbadałam tętno i podałam wodę, którą zakupił młody chłopak. - Dziękuję, możesz już wrócić do swojej dziewczyny.
    Poprosiłam ją, aby wypiła całą zawartość butelki i niczym się nie przejmowała. Nabrała na twarzy trochę kolorów i chyba opanowałam ten gorszy stan, który niespodziewanie mógł dopaść każdego w różnych miejscach. Podałam jej swoją kurtkę, bo wcale nie zdziwię się, jeżeli trzęsie się z zimna i strachu.
    - Powiedz, że jest już lepiej... - westchnęłam. - Jeżeli coś się dzieje, to mieszkam niedaleko i zawiozę Cię do szpitala.
    Zawsze bałam się ratować ludzi. Co jeśli popełnię błąd, który może ich kosztować cenne życie? Mogłam źle podać leki, nie zauważyć pewnych objawów i przez własną głupotę zakończyć ich los, dlatego wybrałam tę specjalizację, a nie inną. Jako patolog czułam się pewnie, bo na stół trafiały do mnie osoby, które świadomie lub zupełnie nie pożegnały się z tym światem. Dotknęłam po kilku minutach ramienia Elaine i postanowiłam, że zabiorę ją do mieszkania. Musiało odpocząć przed powrotem do siebie ewentualnie poczekać, aby odebrał ją ktoś bliski. Na pewno nie pozwolę, aby szła sama i ryzykowała zdrowie.
    - Idziemy do mnie. Zjesz coś, położysz się, a później zobaczymy, co z Tobą zrobić.

    Lasair

    OdpowiedzUsuń
  145. Dotykając moją dłoń spowodowała, że po całym ciele przeszły ciarki i pojawiła się nieoczekiwana ekscytacja. Chyba wcale nie jestem hetero... Trochę dziwne, że stwierdziłam to dopiero po tylu latach i tak szybko w trakcie kontaktu z Elaine, ale może lepiej późno niż wcale. Straciłam chwilowo zaufanie do mężczyzn i nigdy nie poznałam dziewczyny, której zaufałabym tak bardzo, aby wyznać jej wszystko, pocałować i doznawać wielu innych przyjemności. Może przy takiej El byłabym bardziej odważna, jednak po rozstaniu z Bellą na pewno już kogoś miała i nie chciałaby podobnej relacji z identycznie wyglądającą osobą.
    - Powiedzmy, że spadłam Ci z nieba. - wzruszyłam ramionami i objęłam ją, aby nie upadła, gdyby zakręciło się jej w głowie. - Też kiedyś miałam anemię, ale to już dawno za mną, więc i Ty dasz sobie radę. - zaczęłyśmy iść w kierunku mojego mieszkania. - Na pewno kiedyś się odwdzięczysz, nie martw się.
    Po dziesięciu minutach przekręciłam klucz i uchyliłam drzwi. Mojej współlokatorki ponownie nie było; czasami odnosiłam wrażenie, że mieszkam sama, bo ona ciągle była albo w pracy, albo na uczelni. Pomogłam usiąść jej na kanapie i podałam cienki koc w gwiazdki. Uchyliłam drzwi balkonowe, aby mogła oddychać świeżym powietrzem i zaczęłam przygotowywać obiad. W planach miałam typową brazylijską potrawę, bo gdzieś w żyłach płynęła mi krew z tego państwa. Ustawiłam poszczególne produkty na blacie i słysząc, że zagotowała się woda, podałam jej napój z buraczków.
    - Ja wiem, że to nie jest smaczne, ale masz do czynienia z lekarzem. - podałam kieliszek z cieczą, która przypominała kolor najlepszego wina. - Może nie chodzę po mieszkaniu w kitlu, ale masz się mnie słuchać. Miałam robić moquecę, jednak niekoniecznie musi Ci to smakować, więc na co masz ochotę? - oparłam się o blat i również zaczęłam pić to samo co Elaine.
    Na chwilę usiadłam obok niej i unosząc kieliszek wniosłam toast za zdrowie. Przyzwyczajona do tego smaku upiłam prawie połowę i odstawiając naczynie na stolik, oblizałam wargę, która przybrała kolor czerwieni. Spojrzałam prosto w jej oczy i nie chciałam stąd się ruszać. Zabiłam w sobie cały strach i nie zamierzałam czegokolwiek się bać.

    Pani doktor

    OdpowiedzUsuń
  146. Lucas nie jedną kobietę dostarczał do bram seven heavens, jednak tylko przy blondynce robił to z taka precyzją. Napawał się każdym dreszczem i reakcją ciała ukochanej. Jego własne również nie pozostawało obojętne, jednak nie było w tym nic dziwnego. Elaine należała do tych, które zapierały dech w piersiach, nawet gdyby nosiły tylko rozciągnięty dres, a gdy nie miały na sobie nic było jeszcze lepiej.
    - A ja lubię dbać o mojego osobistego anioła – wymruczał gładząc ją po obu bokach. Skóra wydawała się tak delikatna, jakby każdy mocniejszy dotyk miał sprawić jej krzywdę. Szatyn dobrze wiedział, że tak nie był, a udowodnił to, gdy jego paznokcie zostawiły delikatne ślady na skórze narzeczonej. Było to dokładnie w tym samym momencie, w którym powiedziała, że go kocha. Nadal nie przywykł do myśli, że ktoś taki mógł obdarzyć go tak mocny i niszczącym uczuciem, jakim według niego była miłość.
    - I już zawsze będziesz mnie miała na własność – uśmiechnęła się pod nosem, czego nie mogła zobaczyć, ponieważ usta umiejscowił przy jej uchu. Teraz już nie zamierzał przedłużać tego co zbliżało się do nich nieubłaganie. Żądza, rozkosz i spełnienie. Nie wiedział ile razy mruczał jej do ucha, że ją kocha, że jesteś najpiękniejszą kobietą i to, ze nigdy nikogo tak bardzo nie pożądał. Z piekielnymi ognikami patrzył jak blondynka wywija się pod nim, chociaż sam też ledwo trzymał emocje na wodzy. W końcu postanowił zrzucić maskę i Elaine mogła zobaczyć jak bardzo pożerał ją wzrokiem, jak bardzo płonął i gnał ku temu co najlepsze.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  147. Słowa panny Eagle na dobre wyryły się w jego świadomości. Tylko pytanie, czy Lucas potrafił być prawdziwie wolny w rzeczywistości jaka go teraz otaczała. Musiał się na nowo nauczyć codzienności, poruszania i zachowania. Był pewien, że zawiedzie nie raz, ale również że się nie podda.
    Pocałował kobietę czule w czoło, gdy już tak leżeli zmęczeni po południowych igraszkach. Szatyn wcale nie chciał wstawać, ale oboje musieli. Dzień wolnego w pracy nie oznaczał braku obowiązków.
    - To co w końcu zamawiamy na ten obiad? – zapytał powoli wstając z łóżka i naciągnął na siebie czarne bokserki, a także spodnie. Bez koszulki usiadł po drugiej stornie, by ponownie ucałować rozkoszne usta narzeczonej. Och najchętniej bym Cię nie wypuszczał pomyslał, ale na twarzy na powrót nie za wiele dało się odczytać. Maska wracała samoistnie na miejsce.
    - Idę obudzić Clarisse – powiedział i wychodząc z sypialni postanowił jednak naciągnąć na siebie czarny T-shirt. W końcu nie było jeszcze, aż tak ciepło, by paradować w mieszkaniu z gołą klatką piersiową.
    Czterolatka smacznie spała na ogromnym króliku, który ledwo mieścił się w jej łóżku. Szatyn stanął na moment w progu, by docenić ten niecodzienny widok. Policzki miała zaróżowione, a usta lekko rozchylone. Wyglądała na najbardziej rozkoszne dziecko na ziemi, a jednocześnie takie, które czuło się bezpiecznie.
    - Królewno wstajemy – podszedł w końcu do niej i delikatnie zaczął gładzic po plecach. Ten gest pamiętał jeszcze z czasów, gdy sam był dzieckiem, a jego matka nadal przejawiała jakieś resztki instynktu macierzyńskiego.
    - Nee ee- blondynka odwróciła się do niego pupą co wywołał niekontrolowany chichot u prawnika. Nie dał się tak łatwo rozmiękczyć i spławić toteż porwał ją na ręce jeszcze lekko tuląc. Wiedział, że rozbudzi się lada moment, gdy wejdą do kuchni.

    czuły Lucas

    OdpowiedzUsuń
  148. Szatyn będąc w kuchni otworzył laptop, który zostawił na blacie, by znaleźć jakas chińską restaurację. Nowy Jork był najlepszy i najgorszy po względem wyborów, ponieważ była ich nieskończone ilość, ale także zdarzał się takie, których później się żałowało. Szło mu to mozolnie zważając na fakt, iż posługiwał się tylko jedna ręką, bo drugą trzymał na wpół śpiącą czterolatkę.
    - Elaine zamówisz cos dla nas?- ni to zapytał, ni poprosił odsuwając się tym samym od komputera. Przełożył Clarisse na drugą dłoń, bo chociaż była drobna, to już swoje ważyła.
    - Nie obraź się, ale… - zaczął, ale pewna informacja skupiła na sobie jego całą uwagę.
    - W wydawnictwie, a w jakim celu? -zapytał i chociaż nie miał tego na celu zabrzmiał, jak typowy prawnik. Taki, który chce wydobyć wszelkie szczegóły dotyczące sprawy. Nie pamiętał, by blondynka wspominała wcześniej cokolwiek o jakims wydawnictwie.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  149. Niemal natychmiast wyjęłam z lodówki oszroniony dzbanek z wodą. Podałam jej wysoką szklankę i sama postanowiłam pozbyć się tego smaku. Przy anemii niestety, ale piłam sok z buraczków codziennie i umiejętnie pilnował mnie przy tym były narzeczony. Na początku byłam na niego zła, ale z czasem podziękowałam mu za to; po dwóch miesiącach miałam książkowe wyniki, w których zakochałby się każdy lekarz.
    - Pewnie Bell mówiła Ci, że mamy domieszkę krwi brazylijskiej. - uśmiechnęłam się. - Głównymi składnikami tej potrawy są owoce morza, zanurzone w sosie przyrządzonym na bazie oleju palmowego, mleka kokosowego i niewielkiej ilości cebuli, pomidorów oraz papryki. Może nie brzmi zachęcająco, ale przysięgam, że przepyszne.
    Będąc jeszcze w domu rodzinnym zawsze przygotowywałam jedzenie związane z Brazylią. Często nasza mama zmęczona po pracy nie miała pomysłu na obiad lub kolację, więc z radością odkładałam podręczniki od chemii lub biologii i udawałam, że jestem najlepszym kucharzem na świecie. Może było mi daleko do wybitnych mistrzów, jednak wychodziły nawet te skomplikowane dania, a cała rodzina nie mogła skończyć swoich zachwytów. Gotowanie jest jedną z wielu pasji i odkąd urodziła się niepełnosprawna siostra, to ja przejęłam stery w kuchni, aby mojej ukochanej rodzicielce było trochę lżej. Próbowałam nauczyć tego Belli, jednak nie była najlepszym uczniem i przypalała również proste do wykonania naleśniki, które kochała jeść w tak wielkich ilościach jak ja.
    - Jeżeli nie chcesz, to mogę przygotować coś innego. Na co masz ochotę? Postaram się ugotować wszystko, o czym marzysz i nie otruję Cię, bo skromnie przyznam, że Twoja była ukochana nie dorasta mi do pięt, jeżeli chodzi o gotowanie. Możesz czuć się bezpiecznie. - oblizałam łyżeczkę od pomidorowego sosu i poczułam jak zsunął mi się po materiale bluzki, a część z niego znalazła się pod ubraniem. - Niezdara ze mnie.

    Lasair

    OdpowiedzUsuń
  150. Szatyn nie odzywał się przez moment myśląc nad tym na co miałby ochotę.
    - Może być jakiś makaron chiński z kurczakiem. – nie miał dzisiaj ochoty na owoce może, które tolerował też tylko odpowiednio przyrządzone. Ufał, ze Elaine będzie wiedziała skad zamówić dobre jedzenie, ale restauracje w których jadał takiej potrawy nie miały opcji na dowóz. Nawet nie łudził się, że było inaczej.
    Słysząc wyjaśnienie ukochanie zrobiło mu się odrobinę głupio. Przez te wszystkie zawirowania, które ostatnio miały miejsce kompletnie zapomniał, ze poza prowadzeniem baru panna Eagle również potrafiła dobrze tłumaczyć.
    - Chętnie bym te wszystkie zdjęcia zgarnął tylko dla siebie – nahcylił się nad jej uchem na tyle na ile pozwalała mu Clarissa nadal przysypiająca na rękach.
    - Żeby nikt inny nie mógł widzieć tego co ja. – i przygryzł płatek ucha ukochanej. Była zazdrosny, bywał zaborczy, ale skoro chciała go widzieć wolnego to i do tej strony musiała przywyknąć. Nie zmieni się od tak, a blondynka sama wyznała, ze nie do tego dąży. Spoważniał, gdy kobieta kontynuowała swoją wypowiedź.
    - Oczywiście, jeśli dasz radę wpaść do mnie do biura, bo w domu będzie ciężko – tu spojrzał na czterolatkę,która niechętnie wydostawała się z krainy Morfeusza. Mamrotała coś śmiesznie pod nosem nadal wtulając się w ojca, jakby zastępował jej ulubionego królika.
    - A kontynuując, nie obraź się, bo nie miałem kiedy Cię o czymś poinformować. Będę miał przez to zdecydowanie mniej czasu.- usiadła na jednym z krzeseł w jadalni, która była połączona z otwartą kuchnią.
    - Mój ojciec postanowił odejść na emeryturę i w tym tygodniu odbędzie się głosowanie kto ma zająć jego miejsce. Jak się domyślasz będę to ja, bo nikt inny nie ma takiego przebicia w zarządzie kancelarii.- mówił to pewnym siebie głosem, ale wzrok miał delikatny, ponieważ Clarissa w końcu odsunęła się od niego i mogła skupić całą jego uwagę na sobie.
    - Dzien dobry śpiąca królewno.- zażartował z dziecka, a następnie usadził ja wygodnie na swych nogach.
    - Dzien dobly.- odpowiedziała i spojrzała sobie przez ramie na Elaine, której possała szeroki uśmiech. Na jej wypoczętej twarzyczce pojawiła się konsternacja, a swe pytające oczęta skierowała na Lucasa. Ten nawet nie śnił o tym, co wymyśliła jego potomkini.
    - Tato, czy Elaine będzie moja mamą? – zapytała ze zmarszczonym czułkiem, a szatyn uniósł zaskoczony brwi ku górze. Taki był plan ale jeszcze nie przekazywał tego córce w takich słowach. Wiedziała, ze będą razem, że może kiedyś razem zamieszkają, ale nie tłumaczył jej relacja jaka będzie łączyć Clarisse z Eagle.
    - A chciałabyś? – odpowiedział pytaniem na pytanie, by niczego jej nie narzucać. Może obawiał się powrotu histerii z parku rozrywki, a może chciał usłyszeć to z jej drobnych usteczek.
    - Tak, bo jest siupel i jak jest z nami, to jesteś scesliwy i ja tez- może czterolatka sepleniła, gdy zbyt szybko mówiła, ale nie było wątpliwości, że wszyscy obecni zrozumieli przekaz.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  151. [Nie byłabym sobą, gdybym widząc Twój komentarz pod kartą Enrique, przynajmniej nie spróbowała zmusić swoich szarych komórek do myślenia. A że wspomniałaś coś w wątkach z Alexisem o problemach Elaine z coraz bardziej uprzykrzającymi jej życie narkotykowymi handlarzami, to może założymy, że któryś z nich próbował jej grozić na tyle poważnie, że potrzebowałaby pomocy FBI i sprawa trafiłaby na biurko Bodeta?
    Chyba, że masz inny pomysł, to chętnie go wysłucham.]

    M.in. Enrique Bodet

    OdpowiedzUsuń
  152. Od razu poszłam do sypialni, ściągnęłam zabrudzone ubranie i wybrałam cieniutki top w paski; wcześniej należał do bliźniaczki, lecz przed opuszczeniem Nowego Jorku wzięła tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Dziękowałam za połączenie pokoju z łazienką i natychmiast zmyłam z siebie resztki sosu. W końcu który kucharz nie brudzi się przy swojej pracy? Przed pojawieniem się w kuchni obawiałam się reakcji dziewczyny; może akurat tę bluzkę Bell założyła na specjalną okazję? W końcu spędziły ze sobą trochę czasu i wcale bym się nie zdziwiła, jeżeli okaże się, że Elaine doskonale ją pamięta. Na samą myśl o byłej miłości siostry robiło mi się gorąco, dlatego z lekko zarumienionymi policzkami stanęłam obok niej. Czy El byłaby chociaż trochę zainteresowana mną, zwykłą patolog, nie taką szaloną jak Bella? Chciałabym, aby tak się stało, lecz marzenia często nie chcą się spełnić.
    - W takim razie pokroimy teraz cebulę, pomidory i paprykę. - wyjęłam warzywa z lodówki i następnie obmyłam pod chłodną wodą. - Może ja wybiorę płacz nad cebulką, a Ty zajmij się resztą. - uśmiechnęłam się delikatnie.
    Elaine Eagle należała do bardzo interesujących osób; zaczęła mnie po prostu fascynować na każdym tle. Zaczynając od komentarzy, chęci pomocy, a kończąc na jej wyglądzie. Mianowicie miałam na myśli hipnotyzujące oczy, zarażający uśmiech, piękne włosy i idealne ciało. Co z tego, że kilka godzin temu nie miałam o niej zielonego pojęcia. Zawsze zazdrościłam siostrze tego, że nie obawia się niczego, przyznaje się do swojej orientacji i kocha tak, jak o tym marzy. Chcąc sięgnąć sól i pieprz, stanęłam na palcach, a przede mną znalazła się blondynka; dzieliły nas milimetry i w tej chwili najchętniej bym ją pocałowała.
    - Śliczny zapach perfum... - jęknęłam i czekałam aż odwróci się do mnie przodem.

    Lasair

    OdpowiedzUsuń
  153. [To może podejdźmy do tego w trochę inny sposób. Co powiesz na to, żeby o tych groźbach dowiedział się, próbując zebrać informacje o ewentualnych poszkodowanych w związku z aferą związaną np. z morderstwami na tle narkotykowym? Raczej nie zadowoliłby się wtedy informacją, że kobieta nie chce z nim rozmawiać, tylko uparcie nalegał na spotkanie, twierdząc, że inaczej sprawcy pozostaną najprawdopodobniej na wolności i dalej będą nieść śmierć.]

    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  154. [Jasne, jak tylko napiszę inny, obiecany wcześniej wstęp.]

    M.in. Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  155. Chyba powinnam się wycofać; po cichu i zapomnieć o tym, o czym marzę w tej chwili. Żadna osoba nie chciałaby takich przygód z osobą, która wyglądała identycznie niczym poprzednia partnerka. Niestety, ale złapała mnie w sieć... Niby jej nie znałam; zamieniłyśmy kilkanaście zdań. Oficjalnie wiedziałam, że była z moją siostrą, chorowała na anemię i używała perfum z Toskanii. Przy takiej ładnej i mądrej dziewczynie mógł znajdować się na tyle przystojny mężczyzna, że mi i Belli zmiękłyby kolana. Chciałam spróbować czegoś nieznanego, ale tylko ją wystraszę. Czemu wystawiałam za nią opinię, może też tego pragnęła? Chyba w konkretnym celu zapytała czy jestem hetero? Uspokajając myśli, zaczęłam kończyć potrawę.
    - Nie musisz, bo osobiście wolę coś mocniejszego i używam tych samych od pięciu lat. Chyba, że podasz mi firmę, abym znalazła coś innego... - zaczęłam nalewać do czerwonej i zielonej miski zupę. - W końcu trzeba ruszyć z miejsca i spróbować czegoś innego w wielu kwestiach...
    Skupiłam się na tym, aby podać brazylijską potrawę w odpowiedni sposób i wyjmując z szuflady dwie łyżki, podałam wszystko na okrągły stół. Popatrzyłam z radością na blondynkę i czekałam na pierwszą opinię osoby, która wcześniej nie miała okazji spróbować żadnego mojego dania; może gdybym przyjeżdżała w odwiedziny do siostry, to ugotowałabym coś dla nich, aby wyręczyć El w codziennych przygotowaniach śniadań, obiadów i kolacji.
    - Smacznego - szepnęłam i spróbowałam. - Bell, nigdy mi nie opowiadała o Waszym związku jakiś szczegółów. Jak się poznałyście? Po jednej, długiej historii związanej z kobietą, z którą ponownie jest, zanudziłam się na śmierć. Mówiła wszystko co do minuty, a to było pierwsze spotkanie... - związałam w pośpiechu włosy w kucyka i zaczęłam jeść.

    Sis byłej dziewczyny

    OdpowiedzUsuń
  156. Ucieszyłam się z pozytywnej opinii na temat potrawy; byłam gotowa na to, że blondynce może nie zasmakować brazylijskie danie, lecz okazało się zupełnie inaczej. Wysłuchałam całej historii poznania Elaine i Belli; nagle chciałam się znaleźć na miejscu siostry. Gdyby nie utrata przytomności zaproponowałabym nowej znajomej wspólne wypicie alkoholu; whisky zbierało kurz w półce, a czerwone wino czekało na dobrą okazję, jednak nie mogłam narazić jej na niebezpieczeństwo. Odbierając pustą miskę, zaczęłam zmywać naczynia, aby niepotrzebnie nie robić sobie bałaganu. Uwielbiałam sprzątać, bo nie umiałam żyć w wiecznym chaosie, dlatego wszędzie gdzie się znajdowałam, musiało być jak w pudełeczku.
    - Tak naprawdę to mieszkanie należy do mnie. Dostałam je od mojej matki chrzestnej, która ma do siebie żal, że za mało czasu spędzała z córką swojej przyjaciółki. - wspomniałam o aktorce. - Z sąsiadami różnie bywa; niektórzy wcale nie pamiętają, że mieszkała tutaj Bell, bo niedawno się wprowadzili. Najśmieszniejszą sytuację miałam z pewnym starszym Panem, który przez kwadrans chciał poznać powód tak szybkiego powrotu. - zachichotałam i włączyłam chłodną wodę. - Jestem spokojna, bo charakterek odziedziczyłam po mamie, a moja siostrzyczka natomiast po tacie. Ona zawsze kochała imprezy, przelotne przygody i w sumie jej tego zazdroszczę do tej pory, jednak dla mnie najważniejsza była medycyna.
    W międzyczasie podałam na stół dzbanek z schłodzoną lemoniadą i zaczęłam kończyć sprzątanie. Po kilku minutach ponownie usiadłam przy stole i chciałam, aby to trwało całą wieczność. El mogłaby zostać ze mną; wielokrotnie nie ufałam ludziom, ale jej podałabym hasło do konta bankowego i czułabym się bezpiecznie. Należała do pozytywnych kobiet, a wyjątkowo szybko odcięłam się od toksycznego towarzystwa. Dobierałam znajomych tak, aby nie wpadać przy nich w depresję.
    - I Bell może z radością opowiadać swoje historyjki, bo tu wpadała na wspaniałą kobietę, a za chwilę poznawała nieziemskiego mężczyznę. Ja niestety mam fobie i boję się opinii innych na swój temat, a także wstydzę się rozebrać, więc sama rozumiesz. Dopiero przed moim byłym narzeczonym otworzyłam się. Walczę z tym do tej pory i widzę ogromną różnicę, ale obecnie faceci wkurzają mnie na tyle, że najchętniej zapomniałabym o tym gatunku...

    Lasair

    OdpowiedzUsuń
  157. - Oczywiście, że nie siedzę cały dzień w domu. Poznałam ostatnio dwójkę pozytywnie zakręconych ludzi, z którymi nieźle się bawiłam, wypiłam nieco za dużo i stali się dla mnie bliscy...
    Przerwałam nagle, bo zrobiło mi się słabiej. Miałam pewne przypuszczenia, że El może nie być wolna, jednak jej potwierdzenie zabolało zbyt bardzo. Cholernie zazdrosny i pewnie cholernie przystojny... Czy wiedział, że jego ukochana jest biseksualna? Czy już na zawsze zamierzała być tylko z nim i więcej nie zwrócić uwagi na żadną kobietę? Wysłuchałam cennej rady i nagle poczułam się, jakbym dostała skrzydła i mogła dosłownie wszystko. Problem tkwił we mnie, a na hejt nie powinnam reagować tak emocjonalnie. Czując dłoń blondynki na swoim sercu wpadłam na dość szalony pomysł. Chciałam ostatecznie pożegnać się z przykrą przeszłością i zacząć żyć od nowa. Bardziej pozytywnie.
    - Dla znajomych ze szkoły byłam marchewką i drugą Anką z Zielonego Wzgórza, bo tak naprawdę jestem ruda, a ten kolor to zasługa najlepszego fryzjera. - wskazałam na włosy. - Później chodziły plotki, że robię nauczycielowi dobrze, bo miałam same szóstki z rozszerzeń, a ja naprawdę kochałam te przedmioty i nigdy nie sprawiały mi problemów. A na sam koniec twierdzili, że noszę push up i jestem płaska. Cóż dziewczyny wtedy mogły tak twierdzić, ale ja byłam stuprocentowo naturalna, bo moje 80D nie powstało dzięki operacjom. Oni tego nie rozumieli, stąd moje fobie...
    Chciałam natychmiast przeprosić ją za to, że zamęczyłam opowieściami biednej nastolatki, która momentami o sobie dawała znać. Zrezygnowałam z tego i patrząc wprost w oczy Elaine, wsunęłam kosmyk włosów za ucho i zwróciłam uwagę na pełne usta, których pragnęłam zasmakować. Miała faceta, ale on nie mógł dla niej być kobietą. Spełniał jedną rolę, a ja pragnęłam przejąć tą drugą...
    - A mogę spróbować z Tobą? Proszę - zbliżyłam się do niej ostatecznie, ułożyłam dłonie na biodrach blondynki i powoli dotknęłam jej ust, czekając na reakcję tej piękności.

    Lasair, która nie chce odrzucenia

    OdpowiedzUsuń
  158. - Ale ja nie chcę żadnego związku. Po tym jak ani z Troyem, ani z Igorem się nie udało, nie zamierzam pakować się w nim poważnego. Zwykła przygoda, która może trwać i minąć. Nie chcę być Twoją jedyną i otrzymywać Twojego serca. Zamierzasz być teraz hetero? - oparłam się o stół i patrzyłam smutnymi oczami.
    Czy to druga osoba w przeciągu ostatnich dni, która wybierze swoją drugą połówkę i zapomni o prawdziwym pożądaniu? Nie oczekiwałam od El żadnych deklaracji, chciałam się bawić i próbować tego, z czego rezygnowałam do tej pory. Nie poszłabym do klubu i nie stanęłabym przed obcą dziewczynę, którą zaczęłabym całować. Nie musiałybyśmy zdobywać świata i planować wspólnej przyszłości, bo przestałam wierzyć w idealne związki. Miała narzeczonego, a ja to całkowicie rozumiałam, ale nie mogła zgasić tej iskry. Mogę otwierać drzwi do swojego mieszkania i sypialni raz na tydzień, miesiąc czy nawet pół roku, a równie dobrze możemy spróbować raz i nie kontynuować tego.
    - Jak zapytałaś czy jestem hetero, to odpowiadam, że nie. Kiedyś całowałam się z dziewczyną mojej siostry, bo zostałyśmy pomylone i już wtedy mi się spodobało. Ukrywałam to, ale nie chcę dalej się męczyć. El, ja nie jestem ze szkła. Misja w Iraku nauczyła mnie naprawdę wiele, więc zaakceptuję prawie wszystko. Nie uciekaj przed prawdziwą orientacją. Zobacz przez co ja teraz przechodzę. - wzięłam jej twarz w dłonie i musnęłam czoło blondynki. - Ja wiem, że nie miałaś pojęcia o mnie z samego rana, ale co ja mogę poradzić na to, że tak bardzo Cię pragnę...

    Lasair

    OdpowiedzUsuń
  159. Czując dotyk delikatnych palców El chciałam tak trwać bez końca. Rozumiałam jej obawy i zrozumiem wybór, ale trwając na zawsze przy mężczyźnie z dzieckiem, zrezygnuje z tego, co sprawia jej również ogromną przyjemność. Narzeczony nie musiałby o niczym się dowiedzieć; nie byłam z tych, które po odejściu zrujnują komuś szczęśliwą teraźniejszość. Przy Troyu byłam w centrum uwagi. Przy Igorze stałam się zabawką w nieszczęśliwym małżeństwie. Przy blondynce mogłam stać z boku i w ogóle się nie ujawniać. Nie pisać, nie dzwonić, nie przychodzić w miejsca, które odwiedzałaby z bliskimi. Nikt nie poznałby Lasair O'Hary.
    - Przysięgam, że nie pojawię się w Waszym życiu jako zazdrosna kochanka. Chcę tylko Ciebie na krótki moment. - szepnęłam. - Mogę być tą drugą, nawet ostatnią, ale nie odrzucaj mnie. Jeżeli choć troszeczkę Ci się podobam, to będę zawsze na Ciebie czekać. Wyobraź sobie, że będziecie mieć gorszy dzień, to możesz na mnie liczyć. Ukrywałam się z tym, że podobają mi się kobiety. Do tej pory to jakoś ignorowałam, ale teraz nie mogę. El, jesteś taka wspaniała i nie dziwię się, że Bell zwariowała na Twoim punkcie. Każdej z nas przyda się trochę szaleństwa w tej zwykłej codzienności. Bądź z nim i znajdź dosłownie chwilę w miesiącu dla zwykłej Pani patolog, proszę... - w oczach stanęły mi łzy i ponownie pozwoliłam sobie ją pocałować, jednak tym razem bardziej namiętnie.

    Lasair

    OdpowiedzUsuń
  160. -El, przepraszam! - przekrzyczałam dziewczynę.
    Dopiero po chwili uświadomiłam sobie o co ją prosiłam. Miała rację byłoby to wyrachowane kłamstwo, które nie uszczęśliwiłoby nikogo, ale ja pragnąć kogoś zapominałam o racjonalnej ocenie sytuacji. Pewnie teraz zakończy naszą znajomość, która pójdzie sobie w las. Powinna docenić to, że tylko jej wyznałam całą prawdę, jednak zachowałam się podle.
    - Nie chciałam tego powiedzieć... Po prostu zastanawia mnie jak osoba bi da radę wytrwać jedynie przy facecie, ale to już nie moja sprawa. Wybacz mi... - odebrałam telefon.
    Kolejna ofiara. Kolejne zabójstwo z premedytacją. Długie godziny w prosektorium i widok cierpienia na twarzy osoby, która pragnęła żyć. Przykre, ale prawdziwe. Ktoś komuś zaufa, coś wydarzy się nie po czyjejś myśli, a ja muszę przyglądać się cierpieniu bliskim, którzy przychodzą do mnie, aby zidentyfikować ciało. Znaleziono czterdziestopięcioletnią kobietą ze sztyletem wbitym prosto w serce. Zabójca musiał być profesjonalistą; zero śladów, a podobno po każdej zbrodni jakiś zostaje, więc wcześniej czy później znajdą go lub ją. Przed blokiem czekał na mnie Igor, którego również przydzielono do sprawy i przerwano mu kolejną kłótnię z jeszcze aktualną żoną. Zaczęłam chować do torby najpotrzebniejsze rzeczy i w pośpiechu założyłam kurtkę oraz buty.
    - El, praca mnie wzywa... - wytłumaczyłam. - Odwieźć Cię na jakiś przystanek autobusowy, a może do miejsca, z którego blisko masz do domu? Nie pozwolę na samotny powrót, bo jak znowu stracisz przytomność, to poczuję się winna.
    Telefon zawibrował w tylnej kieszeni i natychmiast wybrałam zieloną strzałkę. Igor nie należał do cierpliwych ludzi, ale to on znajdował się w gorszym położeniu ode mnie, więc powitam go samymi miłymi słowami.
    - Och, mój cudowny były kochanku. - jęknęłam. - Z tego co wiem to mamy oboje prawko, więc jedź sam, a ja będę jak najszybciej. - rozłączyłam się.

    Lasair [ Wyłączają co chwilę prąd, więc to mega zabawne :c ]

    OdpowiedzUsuń
  161. Może zabrzmi to dziwnie, ale dopiero od paru tygodni, gdy służbowy telefon dzwonił o najdziwniejszych porach dnia i nocy wyrywając mnie z głębokiego snu u boku małżonki, potrafiłem się uspokoić. Wcześniej miałem dziwne poczucie bycia odsuwanym od czegoś ważnego, a to powoli zaczęło uwalniać dawno skrępowane czarne moce w mej duszy, prowokując do wędrówek po najbardziej podejrzanych zakamarkach Nowego Jorku w celu poszukiwania kłopotów pozwalających na trochę szybsze bicie serca. Tak, zdecydowanie bardziej wolałem ten permanentny stan zagrożenia spowodowany serią morderstw dokonywanych najprawdopodobniej na zlecenie samego Szakala, bossa jednego z największych karteli narkotykowych w całych Stanach niż nudną, szarą codzienność, gdy każdy ruch był zaplanowany ze stuprocentową pewnością. Co prawda do samego mężczyzny pewnie i tak się nie dobierzemy, nawet, jeśli uruchomię kilka swoich starych kontaktów, ale przynajmniej usuniemy z puli zagrożenia kilku jego ludzi, a to zawsze podniesie ogólne bezpieczeństwo zwykłych obywateli. Właśnie, a skoro już jesteśmy przy tym...
    - Martho, czy lista, o którą prosiłem z rana jest już przygotowana? - wyszedłem na chwilę z gabinetu, by zapytać rudowłosą sekretarkę.
    - Tak, Pan Wiscon właśnie ją skończył. - odparła, podając mi odpowiednie kartki.
    - Dziękuję, przekaż mu, proszę, że zacznę umawiać się z wytypowanymi przez niego ofiarami najszybciej jak to możliwe. - zamknąłem z powrotem drzwi i zacząłem wpatrywać w spis nazwisk. Pierwsze z nich należało do niejakiej Elaine Eagle, a obok zamieszczono informację, że jest właścicielką pewnego baru i tłumaczką, a także osobą, która już raz była porwana. Cóż...trzeba złożyć jej wizytę w miejscu pracy i liczyć na to, że zechce współpracować z własnej woli. W przeciwnym razie będę musiał znów wygłosić nudną formułkę o utrudnianiu śledztwa lub uciec się do podstępu psychologicznego.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  162. - Jakiegoś wspaniałego mężczyznę poznam na pewno, więc od nowa jestem hetero. Boję się zaufać obcej kobiecie w takiej kwestii. Chyba też wolę zrezygnować z wszelkich przyjemności. Jeżeli będziesz chciała to pamiętaj, że drzwi do mojego mieszkania są otwarte. - odprowadziłam ją do parku i poszłam do samochodu.
    Jeżeli zostałam całkowicie odrzucona przez byłego narzeczonego i byłą dziewczynę mojej bliźniaczki, to nie pozostało mi zbyt wielkie grono osób, którym bym zaufała. Bell umówiła mnie z dwoma cudownymi mężczyznami. Czułam się przy nich wyśmienicie, ale kto po pierwszym spotkaniu idzie do łóżka? Może i są wyjątki, ale do tej grupy nie należałam. Mogłam kogoś pocałować pod wpływem ogromnych emocji, jednak na tym by to się skończyło. Ostatnim kandydatem był dwudziestodwuletni brat mojej znajomej. Bałam się tej różnicy wieku; podobno to tylko liczba i nie należy się nią przejmować. Nie wiedziałam jak potoczy się moje najbliższe życie, więc wolałam niczego nie planować. Zamierzałam czekać. Zamierzałam być dostępna dla każdego. Zamierzałam nie przejmować się konsekwencjami jak mój ojciec i Bella. Mam trzydzieści lat, więc za dziesięć czy dwadzieścia lat nie będę mogła szaleć. Wówczas może będę szczęśliwą żoną i matką. Ostatnia szansa na życie bez ograniczeń. Wracając późnym wieczorem do domu, zastanawiałam co dzieje się z El? Czy na pewno osiągnie wszystko ze swoim narzeczonym? Zawróciła mi w głowie. Wybrałam ponownie bieganie; znowu zajęłam to samo miejsce i liczyłam, że zobaczę blondynkę. Odchyliłam głowę i marzyłam o jednym. O tym, że kiedyś mnie zachce, nawet mając cudownego faceta przy boku.

    Lasair

    OdpowiedzUsuń
  163. [Przepraszam, że tak późno, ale byłam pewna że już dawno Ci odpisałam i że mój komentarz gdzieś zaginął, gapa ze mnie :( ]


    - Nie, oczywiście, że nie – wyszczerzył się dumnie, wypinając do przodu pierś. Jego możliwości były nieograniczone i El mogła jedynie żałować, że nie dała mu się wtedy podczas balu zaciągnąć do łóżka. Nie bez powodu uznawany był za jedną z najlepszych partii w Nowym Jorku i choć kumple często się z niego przez to nabijali, wierzył, że robią to jedynie z zazdrości.
    - To wszystko i tak jest chore i wciąż kompletnie nieprawdopodobne – westchnął ciężko, obejmując dziewczynę ramieniem. Takie rzeczy działy się zazwyczaj jedynie w filmach i nie chciał nawet sobie wyobrażać przez co musiała przejść ta dwójka. Żałował, że nie było go wtedy w pobliżu i nie mógł im pomóc, ale nie zamierzał popełnić w przyszłości tego samego błędu i obiecał sobie, że cały czas pozostanie w gotowości, podobnie jak zatrudnione przez niego służby specjalne. Co prawda Ell powtarzała na okrągło, że zagrożenie już minęło i nie chce do tego wracać, ale on wolał dmuchać na zimne i zamierzał zapewnić im wszystkim dyskretną ochronę.
    - Widocznie Lucas pisany był ci od początku i musiałaś przeżyć kilka nieudanych prób, żeby na niego trafić – uśmiechnął się, upijając łyk wina – Zaległości w barze nadrobisz, spokojnie. Jeśli chcesz, mogę zatrudnić dla ciebie jakiś dodatkowy personel, który ci pomoże – dodał, choć domyślał się, że dziewczyna nie przyjmie jego pomocy. Zdążył już przekonać się o jej samodzielności i potrzebie wolności i nie zdziwiłby się, gdyby sama chciała zająć się sprawami swojego baru.
    - Tak, dla mnie to nie problem, wręcz przeciwnie. Naprawdę się cieszę, że mogę uprawiać seks do woli i bez martwienia się o jakąkolwiek wpadkę. Na szczęście Maille jest kobietą i nie ma po świecie rozsianego ukrytego potomstwa – zaśmiał się, wciąż niedowierzając że Black został ojcem. Ten facet był niedawno jeszcze takim samym dzieciakiem jak on, a teraz bawił się w dom z narzeczoną i córką, coś nieprawdopodobnego.
    - Jeśli tylko masz ochotę, czemu nie. Maille na pewno się ucieszy, że będzie miała w pobliżu przyjaciółkę, a ty od wszystkiego odpoczniesz. Rzuć tylko hasło a wsiadamy wszyscy w samolot i lecimy gdzie chcesz – zaśmiał się, odstawiając na blat opróżniony kieliszek wina – Wcześniej rozerwiemy się jednak na mojej imprezie urodzinowej, Black obiecał, że znajdzie na kilka dni opiekę dla swojej małej i będziecie mogli się zabawić – uśmiechnął się, wręczając jej oficjalne wejściówki bez których nie udało by się im dostać na wyspę - Tego dnia cały teren pilnować będzie ochrona i tylko osoby widniejące na liście gości oraz posiadające zaproszenie będą mogły wejść na teren posesji. Nie chcę tam żadnych dziennikarzy, wszyscy muszą czuć się tam swobodnie – wyjaśnił, zapewniając tym samym, że będą mogli czuć się na jego wyspie całkowicie bezpiecznie. Nie wiedział na ile to co mówi Ell o zażegnanym całkowicie zagrożeniu jest prawdą i na wszelki wypadek wolał podkreślić, że nie muszą tam paradować z bronią czy nie pić w ogóle alkoholu, aby w razie kłopotów pozostać czujnym i być w gotowości do ucieczki.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  164. [Witam, pomysł z koncertem bardziej do mnie przemawia gdyż Caroline raczej niezbyt się przejmuje zakładem i tam co najwyżej mogłaby zapamiętać El z widzenia. Tylko pytanie też czy ten bar gra taką muzykę by mogła tam wystąpić, jeżeli tak, to jak najbardziej mi to odpowiada.]

    Caroline Fizzle

    OdpowiedzUsuń
  165. [Cześć i dziękujemy za powitanie. I za informację dotyczącą zdjęcia.
    Constatnine bardzo chętnie odwiedzi bar, w którym pracuje Elaine (i pewnie przy okazji coś niechcący zniszczy, bo to taka trochę sierota jest). A jeśli Elaine zechce przeprowadzić jakąś ciekawą, egzystencjalną rozmowę (bo ewidentnie ma ciekawe backstory, a z takimi osobami konwersuje się najlepiej), to już w ogóle będzie wniebowzięty.]

    Constantine Brewer

    OdpowiedzUsuń
  166. [Dobrze, odpowiada mi to jak najbardziej. Po pracy postaram się pomyśleć na czym możemy zawiesić wątek, chyba, że Ty masz jakiś pomysł to wtedy go rozważę.]

    OdpowiedzUsuń
  167. [Cześć :)Dzięki za miłe słowa!
    Szczerze mówiąc nie wiedziałem, na którą postać odpisać, bo pomysły zawsze jakieś się znajdą. Sam nie wiem, który najlepszy. Po wyjściu z więzienia Seve mógłby jeszcze raz chcieć wynegocjować jakąś umowę z Elaine. Znowu Harveya może podejrzewać o jakiś udział we wsypaniu go i wysłaniu za kratki. Co do Noaha to w sumie pomysłu nie mam wcale - co sądzisz, o którymś z tych pomysłów? :)
    Uprzedzam też, że, o ile w pisaniu nowy nie jestem, to w blogowej formie jak najbardziej i, jakbym czasem jakąś głupotę zrobił pisząc, to daj znać.]

    OdpowiedzUsuń
  168. Lucas był człowiekiem, który mógł zorganizować wiele rzeczy na raz i zapamiętać naprawdę wiele szczegółów, lecz ostatnimi czas byłą tak zaabsorbowany córką, porwaniem siostry i Elaine, że ciężko było wrócić do zwykłego życia z dnia na dzień. Może nie chwalił się tym narzeczonej, ale zanim spotkali się po raz drugi, czy trzeci dostał na swoje biurko dość pokaźną teczkę z informacjami na jej temat. Najwyraźniej brakowało tam pewnych detali lub też szatyn będzie musiał przeczytać ja jeszcze raz dla odświeżenia pamięci.
    - Grunt, by teraz nikt poza mną nie widział Cię nago – odszepnął i przygryzł płatek jej uch. Nadal był tym samym mężczyzną, którego poznała w klubem i tym, z którym wbrew swej woli spędziła weekend w domku na plaży. Może odrobinę złagodniał na potrzeby Clarissy, lecz nie przeszedł magicznej metamorfozy z dnia na dzień, prawda?
    - Czekaj, czekaj, ale może pozwolisz mi podjąć decyzję, czy będę miał czas Ci pomóc? – uniosła jedną brew lekko wytrącony ze swego spokojnego podejścia do dnia teraźniejszego. Nienawidził, gdy ktoś za niego podejmował decyzję lub mu cokolwiek nakazywał. Czuł się wtedy jak dzieciak, którego rodzice wbrew woli wysłali do szkoły za granicą, gdzie początkowo był zagubiony i nikt nie pytał, czy chce wrócić do domu.
    - I z wielką chęcią pomogę Ci z nauką tylko wiedz, ze jestem cholernie…- przerwał i spojrzał na córkę, ale ta była zajęta wpatrywaniem się w Elaine.
    - Ups wymagającym nauczycielem.- dokończył wzruszając ramionami. Miał nadzieję, że czterolatka nie podłapie przekleństwa do swego uroczego słownika.
    Po tym jak jego córka zadeklarowała, że chciałaby by Elaine została jej mamą nawet na tej bezuczuciowej masce pana Blacka pojawił się szeroki uśmiech. Oczy rozświetliła czułość, miłość i wszystkie te emocje, których istnienie chciał wyprzeć już dawno e swego świata. Przy tych dwóch blondwłosych istotach było to, jak mu się wydaje, niemożliwe.
    - To mogę mówić do Ciebie mamo, mamo? – Lucas zaśmiał się pod nosem, bo przecież właśnie to zrobiła, jednak nie zamierzał tego nijak komentować. Wyciągnął z kieszeni spodni telefon i zrobił im zdjęcie.
    - To dopiero będzie pamiątka – mruknął do siebie i schował aparat.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  169. O ile do odkrycia odpowiedniego numeru telefonicznego wystarczyło odpalić Internet i wejść na stronę baru, o tyle samo skontaktowanie się z jego właścicielką okazało się, delikatnie rzecz ujmując, ponadprzeciętnie utrudnione. Jej zastępca próbował mnie zbyć chyba na wszelkie znane ludzkości sposoby dopóki w akcie desperacji nie wyjawiłem, że jego egoistyczna postawa może zagrażać życiu nie tylko tej jednej kobiety, ale także kilkunastu innych osób. Dopiero wtedy łaskawie przyznał, że Eagle stawi się we czwartek z rana w pracy, więc niestety dwa dni będę musiał poczekać, bo adresu jej zamieszkania nie może mi podać. Kretyn, gdybym się trochę bardziej uparł, łatwo bym uzyskał zarówno tę, jak i wiele innych informacji na jej temat, jednocześnie ściągając na jego głowę masę nieprzyjemności. Jako negocjatorowi, który miał niedługo przeprowadzać rozmowę z kolejną typowaną ofiarą Szakala jednak niezbyt mi na tym zależało, dzięki czemu uzyskał odpuszczenie win do momentu, gdy nie podpadnie przypadkiem innym agentom. Ci mogą wykazać się znacznie mniejszą wyrozumiałością, zwłaszcza po raporcie, który dostarczę dziś na biurko szefa. Istnieją sytuacje, w których szczególnie należy uważać na słowa.
    ***
    Wyznaczonej doby około dwadzieścia minut po otwarciu lokalu zatrzymałem służbowy samochód pod budynkiem i, wyjmując kluczyki ze stacyjki, zacząłem wsłuchiwać się we w miarę puste o tej porze chodniki. Gdyby nie wyrobiona przez lata bójek ulicznych i pracę pod stałym napięciem podejrzliwość, mógłbym pokusić się nawet o stwierdzenie, że najbliższej okolicy na pewno nic nie zagraża i odjechać z powrotem. Ale tak postępują tylko naiwniacy liczący na to, że każdego nosiciela zła da się zauważyć za pierwszym rzutem oka, podczas gdy doświadczony wędrowca wie, że tego typu osobniki potrafią doskonale wykorzystywać najmniejsze szczeliny, by się skutecznie ukryć. Wystarczy jedynie spokojnie poczekać i już zauważy się parę wymęczonych spojrzeń wypatrujących pierwszej, ożywczej działki narkomanów, a jeśli poszuka się jeszcze wnikliwiej, znajdzie się także źródełko, do którego ciągną niczym oddział zombie - zaczajonych w bramach dealerów, którzy w tej części miasta usiłują jeszcze upodobnić się do zwykłych, zamożnych obywateli. Pewnie część z nich jest na usługach bossa odpowiedzialnego za serię ostatnich morderstw, skoro blondynka, która zamajaczyła mi na horyzoncie natychmiast po otwarciu drzwi została wpisana na listę zagrożonych.
    - Pani Elaine Eagle, jak mniemam? - zaindagowałem, gdy stanąłem na tyle blisko niej, by jednocześnie być dla niej słyszalnym i móc obserwować przez cały czas klientów, a przy tym nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Dopóki uznawali mnie za lekko zagubionego, szarego osobnika, jakimi sami byli, mogłem mieć nadzieję na pełną kontrolę nad rozwojem wypadków. - Nazywam się Enrique Bodet i rozmawiałem przedwczoraj z Pani pomocnikiem, prosząc by umówił mnie na spotkanie z Panią w cztery oczy w związku z ostatnimi wydarzeniami. To bardzo ważne. - zajrzałem jej prosto w oczy, chcąc dać do zrozumienia w jaki ogromnych tarapatach mniej lub bardzie nieświadomie się znalazła.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  170. Nowy Jorku w swoim pędzie nie oszczędzał nikogo, a tym bardziej tych, którzy próbowali go zmienić. Prawnicy, maklerzy, deweloperzy i biznesmeni wszelkiej maści już dawno nauczyli się jak trzeba obchodzić się z codziennością w Wielkim Jabłku. Jeden zły krok, decyzja, czy słowo i zostawało się wciągniętym na samo dno. Ten świat był brutalny i bezkompromisowy. Każda ugoda wiązała się z tym, iż któraś ze stron był winna tej drugiej przysługę . Działanie na granicy prawa to w głównej mierze było właśnie to czym zajmowali się ludzie zasiadający na wysokich stanowiskach, inaczej nie mogliby liczyć na zysk. Mieli od tego swych doradców, a byli nimi oczywiście prawnicy z najwyżej półki, czyli z Richardson & Black , między innymi.
    Szatyn szedł właśnie do siedziby swojej kancelarii świadom tego, że teraz rozkład dnia i spraw będzie o wiele bardziej napięty niż kiedykolwiek wcześniej. Jego ojciec przeszedł na emeryturę, a on drogą głosowania przez zarząd został wybrany jego zastępcą. Budził podziw, ale też strach wśród pracowników. Wszyscy bardzo dobrze wiedzieli, że właśnie kogoś takiego potrzeba na stanowisku współwłaściciela.
    Wiedział, że nie będzie w stanie poprowadzić wszystkich spraw, dlatego musiał zdecydować komu je przydzielić. Około godziny piętnastej postanowił zrobić sobie przerwę i wyszedł z biura po coś do jedzenia. Nie musiał być jasnowidzem, by domyślać się, że nieprędko wróci do domu. Gdy znów zasiadał za swym biurkiem czas płynął szybciej aniżeliby sobie tego życzył. Wychodząc z budynku mijał sprzątaczki, które pojawiały się na nocną zmianę, by zadbać o pomieszczenia, w których w ciągu dnia przesiadywali prawnicy. Skinął im na dowiedzenia, by czym prędzej znaleźć się w domu. Ucałował śpiąca Clarisse i sam zapadł bardzo szybko w sen. Kolejne dni nie było wcale łaskawsze. Budziła się w nim frustracja, że z narzeczoną mijają się w progu albo w ogóle się nie spotykają. Starał się w miarę możliwości wysyłać smsy, czy dzwonić na kilka minut, jednak to tylko podsycało jego niezadowolenie. Brakowało mu jej, chociaż nie potrafił nadal tego tak otwarcie przyznać. Chciał ją zamknąć w swych ramionach, ucałować, rozebrać i być najbliżej jak to tylko możliwe. Black tak sobie radził z emocjami, a teraz nie miał ku temu okazji.
    Nawet w niedzielę musiał zjawić się na moment w biurze, bo ktoś z jego podwładnych chyba nie do końca rozumiał swoje obowiązki i oczywiście to Lucas musiał wszystko naprawiać. Gdy dostał wiadomość od Elaine uśmiechnęła się do ekrany automatycznie i odpisał, że na pewno się pojawi. Tak jak obiecał tak też zrobił. Ubrany w bordową koszulę z rozpiętymi kilkoma guzikami u góry, czarna marynarkę i spodnie tego samego kolory prezentował się dość atrakcyjnie, lecz nie tak służbowo jak na co dzień. W ręku trzymał pojedynczą, czerwoną róże przyozdobioną wstążką. Wiedział, ze kobieta nie przyjęłaby wielkiego bukietu, a chociaż tak mógł jej coś dać i przeprosić za te dni rozłąki.
    - Dobry wieczór, czy kogoś piękna Pani oczekuje? – zapytał lekkim szeptem zachodząc ją od tyłu, a róże wysuwając przed blondynkę. Ucałował ją w policzek i przeszedł kilka kroków, by stanąć z nią twarzą w twarz. Cholernie się za nią stęsknił i cholernie się teraz starał, by nie przeprowadzić tego wieczoru na swój sposób.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  171. Wiedział, że Ell jedynie żartuje, ale jeśli kiedyś faktycznie zaszłaby taka potrzeba, gotów był pomóc jej w każdej kwestii, nawet rozwodu ze swoim przyjacielem. Miał jednak nadzieję, że nigdy nie będzie musiał wybierać pomiędzy tą dwójką, tym bardziej, że w myślach już szykował się na ich ślub i huczną imprezę weselną.
    - Znam cię i dobrze wiem, że nigdy nie zgłosisz się do mnie o żadną pożyczkę. Tyle razy tłumaczyłem ci, że mogę wesprzeć cię finansowo, ale jakoś nie zdarzyło ci się wpaść do mnie po choćby głupiego dolca – westchnął, kręcąc przy tym zrezygnowany głową. Ich rozmowa dotyczyła przed chwilą zupełnie innego tematu, ale nie byłby sobą, gdyby po raz kolejny nie wypomniał jej omijania go szerokim łukiem, kiedy w jej życiu zaczynały pojawiać się jakieś problemy.
    - Daj spokój, ostatnio i tak już mi narzekał, że nie przyjmujesz od niego żadnych drogich prezentów. Ja nie wiem co ty i Maille macie do naszych pieniędzy, ale po prostu z nich korzystajcie i przestańcie kombinować – postukał jej delikatnie palcem w czoło, wybijając tym samym pomysł odnośnie intercyzy z głowy – Ufacie sobie, kochacie się, pieprzyć jakieś durne podziały majątku – machnął zrezygnowany ręką i upił łyk wina. W tej kwestii był po stronie Lucasa, tym bardziej, że on sam też pewnie będzie musiał stoczyć podobny bój z Maille. Dziewczyna nie chciała przyjąć od niego głupiego mieszkania i nie zdziwiłby się, gdyby podobnie jak Ell, zażądała od niego intercyzy. Co prawda w wszelkich filmach o milionerach sytuacje są zupełnie odwrotnie i to właściciele majątków domagają się sprawiedliwego podziału środków, ale w ich wypadku sprawy wyglądały inaczej. Trafiły się im dwie niezależne, uparte i charakterne partnerki, a oni jakoś musieli to wszystko zaakceptować.
    - Cieszę się, że masz kogoś zaufanego i bar całkiem nieźle funkcjonuje. Pamiętaj jednak, że możesz mnie prosić o pomoc w każdej kwestii, nie tylko finansowej – zaznaczył, dając tym samym do zrozumienia, że chętnie wykorzysta swoje kontakty i znajomości, aby przyciągnąć do jej baru jeszcze więcej wpływowych klientów. Konkurencja w Nowym Jorku rosła z dnia na dzień, a on dzięki swojej pozycji mógł zapewnić jej stałą, wysoką pozycję na rynku.
    - Tak, przyda się wam trochę rozrywki na drugim końcu świata. Nie chcę się przechwalać, ale moje imprezy zawsze są najlepsze, zwłaszcza te urodzinowe – zaśmiał się, szczerząc przy tym zęby w dumnym uśmiechu – Spakuj bikini, odstawcie dziecko w bezpieczne miejsce i zalejcie się w trupa. Mogę wam też podać kilka fajnych miejscówek, w których przyjemnie i dyskretnie uprawia się seks – dodał rozbawiony, upijając ostatni łyk wina. Nie chciał przyznawać się Elaine do podjętych kroków i choć nigdy wcześniej tego nie robił, dla dobra sprawy musiał ją okłamać i nagiąć nieco pewne fakty.
    - Nikt was nie pilnuje, spokojnie. Wasze bezpieczeństwo to wasza sprawa, nie wtrącam się w to, masz narzeczonego i niech on o ciebie zadba – uniósł ręce w geście poddania, choć kilka dni wcześniej wykonał kilka telefonów i zadbał o to, aby Lucas i Ell mieli odpowiednią obstawę. Po tym jak Black zaatakował go na dzień dobry bronią w ręku, musiał podjąć odpowiednie kroki i nie dopuścić do tego, aby jego przyjaciół znów spotkała jakaś tragedia.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  172. Jeśli wcześniej zadawałem sobie w ogóle pytanie dlaczego jako negocjatorowi kazano mi wmieszać się w to śledztwo na tak wczesnym etapie, to właśnie otrzymałem na nie odpowiedź. Kobieta całą swoją postawą i ruchami dawała jasno do zrozumienia za jak bardzo nachalnego osobnika mnie postrzega. Zabawne, podobnie zachowywała się Octavia, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy podczas tamtego śledztwa sprzed lat. Dość, nie czas na takie refleksje, należy całkowicie skupić się na teraźniejszości zanim ta przybierze zbyt krwawy odcień, by móc jeszcze go usunąć.
    - Rozumiem, że może Pani czuć się trochę zagubiona, bo nie wyjaśniłem wszystkiego przez telefon, ale sprawa jest bardzo delikatna i nie chciałem ryzykować ewentualnego podsłuchu, czy angażowania się w nią osób postronnych. - wyjaśniłem zajmując miejsce naprzeciwko niej i instynktownie rozglądając się po całym pomieszczeniu w poszukiwaniu niepasujących elementów. Taka odmiana dziecięcej zabawy w puzzle, tyle że odwrotna i często ratująca zdrowie lub nawet życie. Po dokonaniu tej szybkiej miniinspekcji z wewnętrznej kieszeni kurtki wyjąłem notatnik oraz ołówek i rozłożyłem je sobie na kolanach. Szczerze wątpiłem, by blondynka, tak jak większość społeczeństwa, dała się nabrać na ten mały zabieg psychologiczny, ale zawsze mogłem przynajmniej spróbować. - Zapewne słyszała już Pani o serii krwawych morderstw dokonywanych w naszym mieście na przestrzeni ostatniego tygodnia, bo media nie huczą ostatnio o niczym innym. - lekko wywróciłem oczami na samo wspomnienie tłumu dziennikarzy otaczających naszą siedzibę zaledwie dwa dni po znalezieniu pierwszego denata z podciętą tętnicą szyjną i przestrzelonym płucem. Jak zwykle trochę za bardzo przesadzali i koniecznie chcieli wiedzieć jak wiele czasu upłynie nim uda nam się dotrzeć do głównego sprawcy. Tak jakby ktoś znał odpowiedź na to pytanie. - Mamy dostateczne przesłanki, by przypuszczać, że stoi za nimi jeden z największych karteli narkotykowych w Stanach z osobą o pseudonimie Szakal na czele. Kojarzy go Pani? - skupiłem się bardziej na jej twarzy, by nie pominąć żadnego szczegółu mimiki mogącego ułatwić mi ustalenie jakiego dokładnie rodzaju ochrony powinna potrzebować. - Nawet jeśli nie, to on uznał, że ten bar, a dokładniej Pani jako jego kierowniczka może zagrozić poważnie jego interesom, w związku z czym istnieje uzasadniona obawa, że zostanie Pani jego kolejną ofiarą, jeżeli nie uda nam się go w porę powstrzymać. Czy ostatnio krążyli może w pobliżu jacyś dealerzy, którzy mogliby być z nim powiązani albo ktoś próbował zastraszyć obsługę?


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  173. [Dziękuję pięknie za powitanie na blogu :) Zapoznałam się z kartami Twoich postaci, jednak póki co nie przyszedł mi do głowy żaden sensowny pomysł jak można by powiązać ich z Sav. Być może ten pustostan zmieni się z czasem, a póki co Tobie również życzę miłej zabawy.

    P.S. Przeczytałam najnowszą notkę Elaine – opis Fisherman's Wharf urzekł mnie do tego stopnia, że właśnie siedzę na google maps i przemierzam kolejne to uliczki :D]

    Savannah Mackenzie

    OdpowiedzUsuń
  174. Daniel naprawdę nie wiedział, czy w tym momencie był bardziej zirytowany czy zmęczony. Była jakaś druga? Nie, chyba trzecia... Nawet nie był pewny, czy nie ma już czwartej. Telefon rozładował się mu już dawno temu, więc nawet nie miał pojęcia jak wróci do domu. Naprawdę, jakimś dziwnym trafem wylądował na Bronxie, podczas gdy próbował wrócić do swojego mieszkania w Quenns. Starał się na własną rękę znaleźć jakiś powrót chociażby na Manhattan, jednak po drodze zdążył się zgubić ze trzy razy.
    A teraz znajdował się gdzieś pośrodku Nowego Jorku.
    Głupie autobusy – wymamrotał po chińsku. Nawet nie miał ani siły ani chęci, by obrazić irytującą komunikacje miejską po angielsku. Jedyne, co chciał to rzucić się na swoją twardą kanapę i pogrążyć we śnie. Chociaż w tym momencie nawet chodnik wydawał się odpowiednim do spania materacem.
    Huang wydał z siebie małomęski pisk, odskakując w bok, gdy nagle usłyszał huk dobiegający z bocznej uliczki. Serce podeszło mu do gardła, a nogi były już gotowe do ucieczki. W końcu chodził sam w środku nocy w jednym z najniebezpieczniejszych miast świata. Do tego swoją aparycją nie potrafiłby odstraszyć potencjalnego napastnika: metr siedemdziesiąt pięć wzrostu, chude raczej drobne ciało i typowo azjatyckie delikatne rysy twarzy, więc poczuł nieopisaną ulgę, gdy zamiast mężczyzny z glockiem zobaczył dwa syczące na siebie koty, które popędziły dalej ulicą.
    Obłęd – wymamrotał ponownie po chińsku, siadając na schodkach przed najbliższym budynkiem. Przyłożył dłoń do serca i wziął parę głębokich oddechów, by uspokoić szalejące tętno. Tym razem dla świętego spokoju wyjął gaz pieprzowy, na którym zacisnął swoje palce, jakby to miało go uspokoić.
    Pomyliłeś autobusy, zgubiłeś się w mieście, gdzie wszystkie ulice układają się w idealną kratkę, rozładował ci się telefon... Chyba wykorzystałeś już cały przewidziany limit pecha – pomyślał, przecierając zmęczony twarz dłonią. Nawet jak na złość w mieście, które podobno nigdy nie zasypia, na ulicy, na której się znalazł, wszyscy zdawali się spać w swoich domach. Był tylko on, budynki i jakieś dwa koty, które o mało nie przyprawiły go o zawał serca.
    Znaczy tak mu się wydawało dopóki światła latarni nie zaćmił jakiś człowiek, a konkretnie dwójka młodych mężczyzn ubranych niczym typowi chuligani z amerykańskich niskobudżetowych produkcji.
    – Cześć chińczyku, wiesz, że niebezpiecznie tak łazić w nocy samemu?
    Serce, które nawet nie miało szans by kompletnie się uspokoić, ponownie ruszyło galopem. Huang poderwał przestraszony głowę do góry, natychmiast wstając z zimnych schodów. Automatycznie zacisnął dłoń na gazie pieprzowym, przygotowując się do użycia go.
    – Muszę iść – powiedział twardo, próbując uciec dwóm mężczyzną, jednak jeden stanął mu na drodze, patrząc się na niego z góry. Cholerne amerykańskie geny.
    – Najpierw porozmawiasz z nami – stwierdził przedziwnie wesoło jeden z mężczyzn, łapiąc Huanga za ramię, który w przypływie chwili spróbował użyć gazu pieprzowego. Zanim jednak udało mu się wycelować w twarz nieznajomego, ten złapał go za nadgarstek, wykręcając go boleśnie, a niedoszła broń znalazła się z cichym szczęknięciem na chodniku.
    Zabiją mnie – pomyślał, patrząc przerażonym wzrokiem na uśmiechniętych mężczyzn. Nawet nie zaprotestował, gdy jeden pchnął go w boczną uliczkę, a drugi wyrwał mu torbę, wysypując z niej niemal całą zawartość.

    Huang Jing Xiang

    OdpowiedzUsuń
  175. Przez prawie dwadzieścia lat, które spędziłem w szeregach FBI tylko parę razy zdarzyło mi się prowadzić rozmowę z osobą tak bardzo nieświadomą potencjalnego zagrożenia czającego się w pobliżu i gotowego zaatakować w najmniej spodziewanym momencie. Dwudziesty pierwszy wiek raczej nie sprzyjał osobnikom chcącym całkowicie odciąć się od źródeł informacyjnych, choć zdecydowana większość przeglądała jest pośpiesznie w drodze do domu dla zabicia czasu i rzadko próbowała wysunąć jakieś poważne wnioski. Szkoda, bo może dzięki temu łatwiej moglibyśmy uratować ich życie. Z drugiej jednak strony miałbym zdecydowanie mniej pracy i pewnie dodatkowo dorabiałbym jako jakiś nudny menager lub przedstawiciel handlowy, co z moim charakterem stworzyłoby prawdopodobnie wybuchową mieszankę.
    - Zapewniam Panią, że na obecnym etapie śledztwa nikt temu nie zaprzecza, ale musimy dokładnie zbadać wszelkie możliwe opcje. - schowałem notatnik, zakładając, że tym razem nie będzie mi w ogóle potrzebny. - Jako negocjator nie będę jednak zajmował się osobiście przesłuchiwaniem tutejszej obsługi, ani przeglądaniem nagrań z monitoringu, więc podejrzewam, że jutro przyjdzie tu ktoś inny, choć te ostatnie mógłbym zabrać już dzisiaj. Dałoby to nam kilka dodatkowych godzin na wyłowienie ewentualnych niebezpieczeństw w najbliższej okolicy i dokładne opracowanie systemu ochronnego. A tak na marginesie, wydaje mi się, że parę uliczek dalej zauważyłem kilku dealerów narkotykowych, więc nie mogę wykluczyć, że już szukają dziury, która pozwoliłaby im na przejęcie tutejszego rynku, dlatego prosiłbym o natychmiastową informację, gdyby któryś z nich pojawił się zbyt blisko. - na jednej z leżących na stole kartek spisałem swój służbowy numer i podałem go kobiecie. - Tym razem to nie żarty, toteż wszelkie rozmowy pokojowe musi Pani zostawić dla mnie. Tu toczy się walka o wiele innych istnień ludzkich, które mogą zagasnąć na zawsze, jeśli Szakal uzna, że nie radzimy sobie należycie. - rzuciłem jej jedno ze swoich poważniejszych spojrzeń.
    Czy zdecyduje się mi zaufać i nie będę musiał w najbliższym czasie stać na jej grobem? Jak zostanie potraktowany mój raport, w którym zawrę napawającą trwogą wiadomość, że tak naprawdę nie ruszyliśmy nawet mały krok do przodu? Ten dzień zdecydowanie mogłem uznać za nieudany.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  176. Trzy dni od dostarczenia listy potencjalnie zagrożonych osób na moje biurko i tylko parę mało wnoszących do śledztwa informacji sprawiło, że jak zwykle zacząłem zastanawiać się nad słusznością wyboru drogi życiowej jakiego dokonałem. Hołd ojcu mogłem przecież równie dobrze oddać studiując medycynę, by później tak jak on ratować życie chorym ludziom w najróżniejszych zakątkach świata, a kierunek, który wybrałem dawał mi możliwość podążania wieloma innymi ścieżkami. Dlaczego więc wciąż nadstawiałem własne losy? Oficjalną odpowiedzią była chęć poprawienia bezpieczeństwa ludzkości poprzez wyeliminowanie jednostek najbardziej nieprzystosowanych do życiu w społeczeństwie, ale tak naprawdę chodziło chyba o pragnienie niemal codziennego odczuwania przyjemnego dreszczyku niebezpieczeństwa na karku i związanego z tym zwiększonego przepływu adrenaliny w żyłach. Tak, gdzieś tam daleko w mrocznych zakątkach umysłu nadal byłem tym samym chłopcem, który zdecydowanie zbyt często wymykał się po kryjomu z domu, by uczyć się sztuk walki w najbardziej niezbadanych zakątkach Nowego Jorku. Zresztą coś podpowiadało mi, że, jeśli tym razem zależy mi naprawdę na nadaniu sprawom rozpędu, będę musiał znów się w nie zagłębić. Szkoda tylko, że zdecydowana większość podziemnego światka widziała we mnie tylko upierdliwego funkcjonariusza mogącego mocno zagrozić ich interesom, a Ci, którzy kojarzyli mnie z czasów sprzed wstąpienia do służb mundurowych i byli pewni amnestii w zamian za udzielenie odpowiedzi na kilka ważnych akurat pytań, sami często musieli uruchomić swoje czujki, co trochę trwało. Cóż...pozostaje liczyć na to, że nagrania, które właśnie otrzymałem wniosą cokolwiek, a nie okażą się jedynie stertą bezsensownych śmieci.
    - Dziękuję i mam nadzieję, że nie zauważymy na nich nic niezwykłego. - powiedziałem, wstając.
    Może to zdanie zabrzmiało dziwnie w ustach agenta, ale należałem do ludzi, którzy z upływem lat nie potrafili nauczyć się spokojnego patrzenia na niepotrzebne przedwczesne odchodzenie obywateli z tego świata, czy rujnowanie marzeń i dorobku innych. Zapewne miało to wiele wspólnego z ostatnim skokiem mego ojca oraz przekazywaniem z pokolenia na pokolenie w rodzinie matki kawiarnią, której prowadzenie prędzej czy później spadnie na moje barki. Na całe szczęście póki co nic nie zapowiadało tego ostatniego, bo jakoś nie widziałem się w roli spokojnego managera, a Octavia nie mogła wrócić do czynnej pracy ze względu na naszego synka.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  177. Ależ oczywiście, że wywołała radość! Jak mogłoby być inaczej? Przecież Jen, będąc w Nowym Jorku, powoli odnajdywała siebie, powoli czując, że to naprawdę jest jej miejsce. Zaczęła być szczęśliwa, mieć coś (kogoś) stałego, dusza rozkwitała, a uśmiech stawał się coraz szerszy. Czy mogła wymarzyć sobie na ten moment lepsze życie? Zdecydowanie nie.
    Gdyby tylko jeszcze Noah…
    Wzięła głęboki wdech, kiedy El ją przedstawiła. Oczy panny Woolf przepełnione były iskrami, co było widoczne nawet z większej odległości. Wyprostowała się, odrzuciła włosy do tyłu i kątem oka przeanalizowała, czy na pewno wszystko jest na swoim miejscu. Gdy nadszedł TEN moment, stanęła dziarsko za barem, oparła dłonie o blat i czekała na pierwsze zamówienia. Lecz i to stało się niesłychanie szybko, bo Eagle zdążyła jedynie odłożyć mikrofon, a przed panną Woolf pojawił się niezły tłumek ludzi, co raz przekrzykujących się w poleceniach. Jak to dobrze, że w takich momentach dziewczyna potrafiła wygrzebać opanowanie chyba z najgłębszej pieczary swojego umysłu, dzięki czemu zapamiętała wszystko, wydając odpowiednie drinki danym klientom. W międzyczasie udało jej się też zrobić kilka razy specjalny barmański pokaz, czym sprawiła, że lekko podpici już panowie przestali rzucać w nią nieprzyzwoitymi żarcikami, skupiając się na kręcących się w powietrzu przedmiotach.
    I dzięki Bogu, że w pewnym momencie dj puścił jeden z najpopularniejszych tanecznych kawałków, co porwało ów tłum na parkiet, bo dwudziestoparolatka wreszcie mogła zrobić sobie małą przerwę, którą wykorzystała chociażby na szybkie wyjście do toalety. Wracając z niej, przypadkiem trąciła łokciem właścicielkę przybytku, uśmiechając się do niej przepraszająco.
    - I jak? Co myślisz? Daję radę…? - uniosła jedną brew, wyczekująco się w nią wpatrując. Bardzo zależalo dziewczynie na tym, by El była z niej zadowolona. W końcu - być może - uda jej się zdobyć tutaj posadę…?

    Jen Woolf

    [Po długiej przerwie jestem i melduję gotowość do pisania! :D ]

    OdpowiedzUsuń
  178. Nie potrafiła opisać, jak bardzo ucieszyły ją słowa El. I gdyby mogła, to pewnie teraz zaczęłaby skakać w miejscu, ale przecież nie wypadało, prawda? Może, gdy będzie już wielką gwiazdą, wtedy będzie mogła pozwolić sobie na podobne rzeczy, ale teraz nie. Trzeba mieć granice, ot co.
    - Jasne! Już się biorę do roboty - zapewniła, choć w głowie Jen krążyły teraz myśli związane z wszystkim tym, o czym jeszcze przed chwilą wspominała Eagle. Musiała się jednak wziąć w garść i jeszcze przez następną godzinę pokazać wszystkim, na co ją naprawde stać. I trzeba przyznać, że zrobiła to naprawdę po mistrzowsku, bo goście byli zachwyceni, zwłaszcza jej ostatnim występem, kiedy to z części drinków wydobywało się coś na kształt dymu, a z wirujących w powietrzu szejkerów zaczął wypływać “ogień”. W takich momentach naprawdę cieszyła się, że wszystkie te wycieczki nie poszły na marne i mogła teraz pokazać publiczności własne umiejętności.
    Doczekała się fali braw, przez co zaśmiała się wesoło, uśmiechnęła szeroko i ukłoniła, niczym jakaś gwiazda estrady. Gdy nikogo nie było przy barze, spojrzała na wyświetlacz telefonu widząc, że jej czas właśnie upłynął. Spakowała kilka rzeczy, które wzięła ze sobą z mieszkania, a potem zaczęła rozglądać się za El, która gdzieś zniknęła z pola widzenia Woolf.
    Skierowała się na zaplecze, chowając drobiazgi do torby. Chwilę tam posiedziała, by po prostu ochłonąć i przetrawić wszystko, co się stało tej nocy. Była z siebie zadowolona i dumna, wreszcie czując, że robi coś naprawdę dla samej siebie, nie dla kogoś. Czasem w pewnym szaleństwie jest metoda; czyżby to właśnie tyczyło się Jen?
    Otrzepała się, poprawiła makijaż i włosy, czując nagle ogromne zmęczenie. Stwierdziła, że zapyta Eagle, czy jest jej dzisiaj jeszcze potrzebna, bo jeśli nie, to z chęcią wróci do domu wziąć gorący prysznic i się położyć. Zdecydowanie tego potrzebowała.
    Skierowała się do wyjścia, lecz nim przekroczyła próg pomieszczenia, stanęła jak wryta tuż przed nim. To, co zobaczyła, spiorunowało ją doszczętnie, przez co nie mogła się ruszyć. Zbladła, a wzrok dwudziestoparolatki utknął na jakże znajomej, ale też jednocześnie nieco obcej twarzy.
    Aż otworzyła usta, wstrzymując oddech.
    - Noah… - szepnęła, nie mając zielonego pojęcia, czego się teraz spodziewać.

    [ <3 Czas wkroczyć do akcji z braciszkiem :D ]

    Jen Woolf

    OdpowiedzUsuń
  179. Elaine i Lucas dopiero co zaczynali być ze sobą na poważnie i nie było sensu zagłębiać się w ich rozstanie. Nie wyobrażał sobie, że któreś z tej dwójki mogłoby podążyć osobną drogą i nawet jeśli Ell miała tendencje do uciekania i zostawiania wszystkiego bez słowa wyjaśnień, miał nadzieję, że w tym wypadku będzie zupełnie inaczej i jego przyjaciele staną wkrótce na ślubnym kobiercu. Nie był co prawda zwolennikiem ślubów i uważał to za głupotę, ale nie miałby nic przeciwko, gdyby dwie ważne dla niego osoby związały się ze sobą na wieki wieków amen.
    - Wierzę, ale każdy czasem potrzebuje pomocy, a ty zawsze uparcie chcesz być we wszystkim niezależna. Nie mówię że masz uciekać po pieniądze do swoich rodziców czy do mnie, ale mogłabyś chociaż zadzwonić, jeśli w twoim życiu dzieją się podobne akcje do tej z twoim bratem czy córką Lucasa – nie zamierzał dawać za wygraną i tak łatwo się poddać, tym bardziej, że był niemniej uparty niż jego przyjaciółka. Chciał być obecny w jej życiu i wiedzieć co się u niej dzieje, nawet jeśli był pracoholikiem i brakowało mu czasem czasu nawet dla samego siebie czy Maille.
    - Nas nie trzeba przed nikim ani niczym chronić, świetnie dajemy sobie radę. To o was trzeba dbać, tak stworzyła to wszystko natura i musisz to zaakceptować, nawet jeśli jesteś zagorzałą feministką – zaśmiał się, choć sam także był za równouprawnieniem i nigdy nie dyskryminował kobiet. Obydwoje z Lucasem świetnie potrafili o siebie zadbać i ich pozycje na świecie były zbyt wysokie, aby ktokolwiek mógł temu zagrozić, a już zwłaszcza przez działalność Ell.
    - Dobrze no, dobrze, daję ci już święty spokój – uniósł ręce do góry w geście poddania – Wiem, że ja czy moi znajomi ściągnęliby tam dziennikarzy i masz rację, nie będę ryzykował i zatruwał nimi także twojego życia. Wystarczy, że coraz bardziej nie dają żyć Maille, a ja nie do końca jestem pewien, czy ona faktycznie tak swobodnie i świetnie sobie z tym radzi czy tylko przede mną udaje – westchnął, mając nadzieję, że dziewczyna zdradzi mu co nieco na temat doświadczeń Maille z natrętnymi paparazzi. Przyjaźniły się w końcu od lat i na pewno mówiły sobie o wszystkim, zwłaszcza o negatywnych aspektach ich związków z popularnymi w Nowym Jorku facetami.
    - Mam nadzieję, inaczej musiałbym was zresocjalizować i wysłać na jakiś obóz dzikiego seksu dla par – roześmiał się, wyobrażając sobie tam tą dwójkę. Zdecydowanie potrzebowali się rozerwać i miał nadzieję, że jego impreza urodzinowa pozwoli im na moment zapomnieć o wszystkim i świetnie się zabawić – Spokojnie, macie tam najlepszy pokój. Spodoba się wam tak, że postanowicie zostać na dłużej – dodał rozbawiony, nie mając nic przeciwko, aby faktycznie dłużej tam zabawili. Chciał, aby spędzili czas tylko we dwoje i przy okazji dobrze się zabawili tak jak dawniej, kiedy w ich życiu nie było jeszcze córki Blacka. Gotów był nawet sam zaopiekować się w ostateczności małą, aby oni mogli mieć więcej czasu dla siebie i byli spokojni o bezpieczeństwo dziecka, chociaż pewnie gdyby dziewczynka została w jego rękach efekt byłby zupełnie odwrotny, a oni umieraliby z obawy o jej życie i zdrowie.
    - Nie chcę nawet wnikać co robicie w łóżku i jakie rzeczy musi znosić Lucas, naprawdę – zaśmiał się, myśląc, że właśnie o te kwestie chodzi jego przyjaciółce – Wszystko na pewno jest już w porządku, hm? – dodał po chwili zatroskany, widząc jej nietypowy wyraz twarzy.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  180. [ No to mamy progres :D ]

    Skinęła głową, po czym uśmiechnęła się do El uspokajająco, znikając zaraz z bratem. Chciało jej to wszystko jakoś wytłumaczyć, ale nie miała jeszcze pojęcia, jak to zrobić i ile z tego wszystkiego ujawnić, a co zachować dla siebie. Bo co z tego, że mogła komuś ufać? Ludzie czasem okazywali się bardzo różni, choć panna Woolf nie sądziła, aby Eagle okazała się kimś fałszywym. Zdecydowanie biła od niej zupełnie inna aura, więc pewnie prędzej, czy później, w końcu powie jej całą prawdę. Póki co jednak, dla świętego spokoju i bezpieczeństwa wszystkich, Jen wolała nie wychylać się za bardzo ze swoimi tajemnicami rodzinnymi. Po co miała jeszcze bardziej zaszkodzić?
    Wywróciła oczami i pokręciła głową, wzdychając cicho.
    - Wcale nie musiałeś wrócić - wymruczała tylko pod nosem, odsuwając się od niego.
    Skrzyżowała ręce na wysokości piersi, jakby w geście obronnym przed tym, co jeszcze może usłyszeć. W końcu nie wiedziała, czy Noah czasem nie wyskoczy z jakąś rewelacją, która zwaliłaby ją z nóg. Po ostatnim spotkaniu mogła spodziewać się dosłownie wszystkiego. Nie mogła powstrzymać delikatnie rozciągającego się uśmiechu, który z każdą sekundą coraz wyraźniej zarysowywał swój kształt na twarzy blondynki.
    Miło było słyszeć takie słowa. Tym bardziej od kogoś, kogo ścigała przez te wszystkie cholerne lata. I nie mogła uwierzyć, że naprawdę stał przed nią jej własny brat. To było jak sen! Ile razy marzyła o podobnej chwili? Nawet nie potrafiłaby zliczyć. A teraz wszystko to działo się na jawie…
    - Dziękuję - mruknęła tylko, posyłając mu niepewne spojrzenie. Świętowanie własnych sukcesów szło jej niezmiernie ciężko, choć sama nie wiedziała, dlaczego. Czy to było takie złe przyznać się do tego, że ma się do czegoś smykałkę? Dlaczego nigdy dotąd, przed nikim nie zaśpiewała (nie licząc Jerome’a, który był pierwszą osobą mogącą poznać wielki talent blondynki)? Nawet rodzice, czy Noah, nie mieli prawa dowiedzieć się, że potrafi śpiewać. Skrupulatnie zacierała wszelkie ślady i starała się o to, by żadne próbne nagrania nie ujrzały światła dziennego, a gdy chciała dać popis upewniała się, że dom jest całkowicie pusty i nie nawiedzi jej nagle jakaś dusza. Ale Jen już tak po prostu miała - nie wystawała ponad szereg, znając swoje miejsce. Szkoda tylko, że znajdowała się w niewłaściwej lidze.
    Mina jej zrzedła, a ona westchnęła ciężko, opuszczając dłonie.
    - Boże, Noah. Dlaczego to robisz? - jęknęła, marszcząc brwi i wpatrując się w niego tępo. Czasami już naprawdę nie miała do niego siły i jedyne, co jej pozostawało, to udusić go własnymi rękami. - Nie musisz mnie sprawdzać. Ani śledzić. Już ci coś ostatnio powiedziałam, prawda? Ty chciałeś, żebym cię nie szukała. Uszanowałam to. A czy ty musisz mnie wiecznie śledzić? - warknęła ze złością, odwracając się do niego tyłem. Wsadziła dłonie w kieszenie płaszcza, przygryzając delikatnie dolną wargę.
    Nigdzie nie wstawiała ich wspólnych zdjęć z podróży, więc to było pewne, że Woolf musiał węszyć. Miała tego stanowczo dość.
    - Czemu nie porozmawiasz ze mną normalnie? Nie dowiesz się o mnie czegoś, jak to robią normalni ludzie? Przez tyle lat szukałam choć najmniejszej informacji o tobie, a ty się zjawiasz i sypiesz pytaniami jak z rękawa, dając mi do zrozumienia, że ty doskonale wiesz, co się u mnie dzieje, a ja wciąż pozostaję w jakimś cholernym dołku domyślań - westchnęła, odwracając się w jego stronę. - Teraz ja chcę wiedzieć. O co w tym wszystkim chodzi? Co masz mi do powiedzenia? Obiecałeś wyjawić więcej przy kolejnym spotkaniu. No więc? Czekam - odparła, wbijając w brata ostre, przenikające spojrzenie. - Możemy iść do mnie, jeśli nie chcesz mówić niczego tutaj. Ale, cholera, powiedz coś wreszcie. Cokolwiek! - syknęła. - O co w tym wszystkim chodzi? Co tu się dzieje? I w coś ty się wplątał! - warknęła, podchodząc bliżej niego. - Zasługuję na szczerość. I doskonale o tym wiesz.

    Jen Woolf

    OdpowiedzUsuń
  181. - Nie ja ustalam zasady panujące w FBI, ani nie ja jestem osobą głównodowodzącą w tym śledztwie, więc tego typu uwagi proszę raczej zgłaszać wyżej. - odparłem być może trochę ostrzej niż powinienem pełniąc funkcję negocjatora, ale jednocześnie podświadomie czując, że tylko tak uda mi się ją przekonać.
    Jasne, że po części rozumiałem jej obawę o ewentualne zamknięcie lokalu, a może nawet osadzenie jej samej, jeśli zostanie uznana za osobę współpracującą w jakikolwiek sposób z ludżmi wprowadzającymi do powszechnego obiegu nielegalne substancje psychoaktywne, ale wykonując swe obowiązki służbowe, czasami musiałem być nieustępliwy, choć nie zawsze tego chciałem. Tego typu zabiegi psychologiczne często pozowlałay nam na ustalanie odpowiedniego progu zagrożenia panującego w przestępczym światku, jak bardzo nie odbiegałoby one od tego pasującego do wpływów, które rzeczywiście w nim akurat posiadaliśmy. Teraz natomiast wydawało się, że przynajmniej jeden człowiek z niego pochodzący uznał, że jesteśmy zbyt słabi, by móc mu w jakikolwiek sposób zagrozić i zaczął grać nam na nosie, co kazało mi po odstawieniu samochodu na odpowiedni parking i złożenia ustnego raportu ze spotkania z Eagle, przebrać się w cywilnie ubranie, po czym wybrać na pieszą przechadzkę w kierunku kasyna mieszczącego zarazem dom publiczny położonego w okolicach Hell's Kitchen prowadzonego przez emerytowanego dealera skradzioną bronią, niejakiego Sama Verne'a, który kilka raz próbował nasłać na mnie płatnych morderców, bym więcej nie mógł konfiskować sprowadzanego przez niego towaru, a z którym udało mi się w końcu ułożyć pół roku wcześniej. Kto jak kto, ale ten wielki niegdyś magnat powinien wiedzieć coś więcej na temat ludzi Szakala, bo jego synowie dość często urządzali burdy na haju. Pozostawało tylko liczyć na to, że będzie chciał podzielić się ze mną swoimi informacjami, a nie znów doprowadzi do krwawej jatki, w trakcie której po raz kolejny będę zmuszony mniej lub bardziej unieszkodliwić parę jego pionków, by przetrwać i zasiać w nim ziarno niepewności co do dalszego pozostawania na wolności.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  182. Już po przekroczeniu progu kasyna dało się łatwo wyczuć większe napięcie niż zwykle, a gdy po chwili zostałem złapany za barki przez wielkiego mężczyznę w uniformie ochroniarza i odwrócony przodem do ściany, moje obawy tylko dodatkowo się potwierdziły.
    - Co jest...? - instynktownie szarpnąłem lewym łokciem w tył, by odwrócić jego uwagę, podczas gdy prawą ręką uwolniłem nóż zza pasa. Na całe szczęście dał się nabrać, więc już po chwili nie tylko z powrotem stałem do niego przodem, ale także sprawiłem, że lekko skołowany został zmuszony do pochylenia się. Teraz, przynajmniej przez chwilę byłem górą, co postanowiłem wykorzystać. - Od kiedy traktujecie w ten sposób gości? - mimo wyraźnego zagrożenia życia wciąż wolałem pozostać dla tego mocno niezorientowanego w swoim rzeczywistym położeniu basiora zwykłym klientem najdłużej jak się dało.
    - Nowe zasady. - warknął, wyrywając się z mojego niezbyt mocnego uścisku i ciskając z oczu gromami. - A Ty musisz się im podporządkować, jeśli nie chcesz skończyć tam gdzie wszyscy inni kurewscy buntownicy.
    - Och, czyżby? - spytałem, udając głęboko zamyślonego nad jego groźbą. - A co jeśli powiem Ci teraz, że jeśli nie będziesz grzeczny i nie wezwiesz natychmiast szefa, to od jutra to Ty wylądujesz w najlepszym przypadku na ulicy?
    Podobna dyskusja mogła mieć tylko trzy rozwiązania: ostrą bójkę, wyciągnięcie przeze mnie identyfikatora FBI, na czym z uwagi na otaczające mnie zewsząd typy spod ciemnej gwiazdy niezbyt mi zależało albo zjawienie się kogoś z zarządu, co faktycznie nastąpiło już po niecałej minucie.
    - Al, co Ty do jasnej ciasnej wyrabiasz?! - z przyległej sali wyłonił się najstarszy syn Verne'a z papierosem w dłoni. - Przecież chyba milion razy powtarzaliśmy Ci, że ten facet jest nietykalny! Dostałeś nawet jego zdjęcie i dokładny opis. Zjeżdżaj stąd i nie pokazuj się mi dzisiaj na oczy.
    - Długo już u Was pracuje? - spytałem, gdy strażnik zniknął z pola widzenia.
    - Stary zatrudnił go jakieś półtorej tygodnia temu, ale chyba niedługo zostanie wylany na zbity pysk, bo popełnia jedną jebaną wpadkę za drugą. - wzruszył nieznacznie ramionami. - A Ciebie co tu sprowadza tym razem - masz ciche dni ze swoją księżniczką i szukasz pocieszenia? - zaśmiał się z własnego niezbyt smacznego żartu.
    - Sprawy oficjalne. - odparłem krótko, tłumiąc gniew czający się gdzieś na dnie duszy. - Gdzie Twój ojciec?
    - Załatwia coś na mieście. - wyjaśnił ogólnikowo.
    - W takim razie zapytam Ciebie, ale ostrzegam: mów szczerze, bo spędzisz parę najbliższych latek bez jakichkolwiek używek w więziennej celi.
    - Dobra, powtarzasz się. - wzniósł oczy do sufitu i wydmuchał parę kółek. - O Co chodzi?
    - Co kazało Wam zaostrzyć reguły? - odrzekłem pytaniem na pytanie. - Zresztą nie odpowiadaj, sam widzę, że doświadczyliście tu kilku ładnych strzelanin. Wciąż jednak nie znam ich powodu, a i o żadnej nie słyszałem.
    - Naprawdę uważasz, że będziemy szczekać Wam o każdej rozróbie? Choć chyba tym razem powinniśmy, bo trochę zajęło nam znalezienie dostatecznie dosadnego argumentu, by ten nowy boss narkotykowy dał nam spokój. Jest naprawdę uparty, a dodatkowo sprzedaje sam szlam i chce podbić cały krajowy rynek prochów. - widać było, że nie kłamie, a dodatkowo, jak każdy majętny ćpun uzależniony od doskonałej jakości towaru, woli raczej pomóc organom ścigania w zamknięciu oszusta, niż trwać w ciągłym strachu przed głodem. - Dla większości jednak wystarczy, bo jest znacznie tańszy.
    - Do czasu. - stwierdziłem z nieznacznym uśmiechem.
    - Na całe szczęście do tej pory udało mu się zmonopolizować tylko jakieś dziewięćdziesiąt procent Bronxu, ale jak widać niedługo ma zamiar dokonać inwazji reszty i zabrać się za Manhattan.
    - Tyle mi starczy. - zawyrokowałem, wychodząc. - Nie martw się, zdążymy go powstrzymać.

    OdpowiedzUsuń
  183. Zakładając, że wszystkie jego słowa były zgodne z rzeczywistością, to po pierwsze powinienem zadbać o lepsze zabezpieczenie rodzinnej kawiarni, bo jeśli Szakalowi uda się wedrzeć w jej progi, to będzie mógł mnie łatwo zaszantażować i ukrócić śledztwo w zarodku, a po drugie następnego ranka udać się na pieszy patrol z psem w okolice baru Eagle.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  184. [Czy istnieje możliwość, że mogliby spotkać się na jakiejś grupie parentingowej na facebooku, gdzie któreś z nich dodałoby posta, w którym szukałoby współtowarzyszy spacerów z dzieciakami po parku? :D I pomyślałam sobie coś jeszcze... Nie wiem, jakie stosunki Elaine ma z dziewczynką, ale Freddiego czasami dopadają wątpliwości, czy na pewno jest dobrym ojcem, więc może dzieliliby się tym sceptycyzmem wspólnie, a jednocześnie jakoś wspierali w myśli, że ostatecznie przecież są dobrymi opiekunami dla tych małych istotek?]

    Frederick Connolly

    OdpowiedzUsuń
  185. Jedna z podstawowych zasad jakie wyznawałem głosiła, że sprawy oficjalne zostawia się w pracy, ale tym razem musiałem choć po części przedstawić je matce, bo tylko ona mogła oficjalnie zatrudnić większą liczbą ochrony do swojej kawiarni, której póki co nie zamierzałem obstawiać dobrze opłacanymi rzezimieszkami znanymi z dawnych czasów mającymi donosić mi o każdej, nawet najmniejszej zmianie układu sił, czy nietypowych zachowaniach w okolicy. Im mniej osób wiedziało, że w mieście zaczyna dziać się coś poważnego, nad czym powoli nie panujemy, tym lepiej. W końcu nie wiadomo jak wielką obstawę załatwił sobie Szakal, a kolejni denaci nie byli mi potrzebni do szczęścia, choć pewnie i tak ich całkowicie nie unikniemy.
    - Niby z jakiego powodu dealerzy mieliby przedostawać się do tak mało znaczącego lokalu jak ten? - to były pierwsze słowa mojej rodzicielki, kiedy poinformowałem ją o potencjalnym zagrożeniu. - Przecież nieczęsto przychodzą tu sławni ludzie z obstawą, czego sam zresztą dopilnowałeś. - westchnęła ciężko, podczas gdy jej mina wyrażała, że sensu i tego zabezpieczenia kompletnie nie rozumie.
    - Ale bez bodyguardów już tak. - wytknąłem, obracając nerwowo w dłoniach kubek z zieloną herbatą. - Zresztą sama pomyśl, co może być lepszym dowodem na to, że gość może spełniać bezkarnie swoje najskrytsze marzenia, jeśli nie opanowanie lokalu, którego synem właścicielki jest ktoś ze służb porządkowych?
    - Czy ja wiem...? - ułożyła podbródek na łokciach. - Może zamordowanie jego samego i zrzucenie odpowiedzialności na konkurencję albo porwanie jakiegoś członka jego rodziny i zażądanie okupu, by odwrócić uwagę od swoich niecnych planów?
    Kolejny raz potwierdziło się, że najbliżsi są w stanie najbardziej zmotywować nas do działania, podnosząc poziom poczucia zagrożenia do czerwonej kreski, bo, mimo, że obiecała spełnić moją prośbę i być może zatrudnić jakiegoś byłego, dobrze przeszkolonego funkcjonariusza, to gdy następnego dnia zagłębiałem się wczesnym rankiem w uliczki Bronxu, nie mogłem pozbyć się niestandardowo szybkiego bicia serca. Co zrobię, jeżeli ten typ, który z pewnością planował najłatwiejszy sposób pozbycia się niepotrzebnie szwendających mu się pod nogami agentów, faktycznie nieco zmodyfikuje swoje zamierzenia i chwilowo przeniesie swą uwagę na moją familię? Czy powinienem kupić Octavi oraz dziecku bilety do Meksyku i kazać im ukryć się do czasu zakończenia tego całego chaosu? Chyba popadałem w obłęd, bo nigdy wcześniej podobne myśli nawet nie przychodziły mi do głowy. A może rodzicielstwo polegało właśnie na stawianiu dobra innych nad swoje osobiste?
    Nagłe napięcie smyczy przez Pax i parę groźnych pomruków, jakie wydała, ściągnęło mnie z powrotem na ziemię, karząc skupić się bardziej na uważnym obserwowaniu otoczenia. Jej zachowanie wyraźnie świadczyło bowiem o tym, że wyczuła jakieś, jeszcze niewidzialne dla ludzkiego oka, zagrożenie.
    - O co...?
    Nim zdążyłem dokończyć zdanie, ujrzałem najpierw biegnącą z wymalowanym na twarzy przerażeniem mocno za szczupłą dziewczynę o długich, kruczoczarnych włosach, a niespełna trzydzieści sekund później wyłaniającego się zza rogu faceta wymachującego w jej kierunku siekierą.
    - Wracaj tu zaraz, dziwko! - wydarł się za nią.
    Wyraźnie nie zdążył zarejestrować mojej osoby, co pozwoliło mi jeszcze na wyminięcie szatynki i stanięcie mu na drodze. Niestety resztę musiałem pozostawić seterowi, bo nie zdążyłem wydobyć jakiejkolwiek broni, a rzucanie się na rozjuszonego bulteriera w ludzkiej skórze z gołymi pięściami na nic by się nie zdało. Pies zgodnie z wyuczonymi metodami postępowania wyszedł przede mnie i zaczął ostrzegawczo szczekać.
    - Proszę natychmiast się zatrzymać i nie próbować żadnych sztuczek, bo będę zmuszony użyć przymusu bezpośredniego. - ostrzegłem, puszczając nieco luźniej smycz.

    OdpowiedzUsuń
  186. Facet tylko pokręcił głową w odpowiedzi i spróbował odbić na lewo, zapewne uznając, że skoro jedną dłoń mam zajętą utrzymywaniem dużego pupila, to nie zaryzykuję próby zatrzymania go drugą. Nie wziął jednak pod uwagę, że nie będę musiał, bo to czworonóg skoczy na niego od tyłu, powalając na ziemię.
    - Dobra robota, mała. - pochwaliłem go, zakładając unieruchomionemu mięśniakowi kajdanki i jednocześnie wzywając przez telefon posiłki.
    Pierwszy handlarz narkotyków z tej okolicy został najprawdopodobniej właśnie ujęty, a jeśli kobieta była jego klientką, to istnieje szansa, że dowiemy się czegoś istotnego.



    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  187. [Hejka! Na pewno nie jakoś krótko i z chęcią pomaluje Elaine <3 ]

    OdpowiedzUsuń
  188. [ Dla mnie idealnie, ale od razu mówię, że lubię takie trochę dłuższe odpisy (czyt. na pewno więcej niż kilka zdań) Zaczęłabyś? Elaine może znać historię Hayley, wiedzieć, że ma żonę i dzieci ]

    H.Nesbitt

    OdpowiedzUsuń
  189. Jaka była Hayley Nesbitt? Starała się nie pakować w bagno, ponieważ później było trudno stamtąd wyjść i nie psuć opinii, na którą pracowało się od dziecka. Jeden raz w życiu popełniła taki błąd, dlatego wolała odciąć się od poprzedniego towarzystwa. Usunęła numery do znajomych, pozbyła się każdej pamiątki po czarującym narzeczonym i odwołała ślub, szokując nawet zapracowanych rodziców. Gdyby nie dzień, w którym poznała Johannę, wyszłaby za mąż i byłaby jedną z najbardziej nieszczęśliwych kobiet w Nowym Jorku. Wolała zrezygnować w momencie, kiedy wysłali zaproszenia dla dwustu pięćdziesięciu gości, niż rozwodzić się w tym samym roku, na który przypadała ta wyjątkowa uroczystość. Dopiero przy młodziutkiej dziewczynie zrozumiała, że mężczyźni nie są dla niej. Poznając pannę Nesbitt uleciało z blondynki całe uczucie, którym obdarzyła starszego o czternaście lat prezentera telewizyjnego. Zadowolona mogła przyglądać się siedzącej żonie i uroczym dzieciom. Kochała swoje życie, chociaż wiele ludzi na całym świecie, nie potrafiłoby zaakceptować ich związku. Nie chwaliła się na lewo i prawo, że założyła rodzinę z osobą tej samej płci, bo jako psycholog szkolny, mogłaby zostać skreślona, a nie widziała siebie w innym zawodzie. Chciała pomagać zagubionym albo zastraszanym dzieciakom i wydawało się, że odnajduje się w tym doskonale, bo od września do czerwca wyjmowała anonimowe listy z powieszonej obok gabinetu, skrzynki pocztowej. Rozpoczynając przed dwoma tygodniami wakacje wróciła do swojej pasji. Do ostatniego weekendu w sierpniu nie miała zbyt wiele wolnych miejsc, aby wykonać kolejne makijaże dla przyszłych panien młodych, matek chrzczących dzieci albo dziewczyn wybierających się na specjalne okazje. Odbierając zlecenie od matki, która wyprodukowała najnowszą bieliznę, postanowiła włożyć całe serce w wykonanie makijaży dla występujących na wybiegu modelek. W pośpiechu związała włosy, przebrała się w białą sukienkę z ciemnoniebieskimi pasami i chwyciła kluczyki od samochodu z półki, do której ledwie sięgała. Wybrała to miejsce, aby nie trafiły one w rączki czteroletniej Sammy lub półrocznego Elliego. Dzieciaki od zawsze były ciekawe świata, dlatego robiła wiele zabezpieczeń, chroniących je od wielkiej tragedii. Po niecałej godzinie pojawiła się pod wskazanym adresem; wyjęła dwa, różowe kuferki i zamknęła samochód otrzymany na dwudzieste piąte urodziny. Cieszyła się z tego, że za pierwszym razem zdała prawo jazdy i nie musiała liczyć na pomoc starszego brata bliźniaka albo kogoś z najbliższego otoczenia. Odrzucając połączenie od ojca, przywitała się z mamą i zerknęła na cztery modelki. Według szybkich obliczeń każda z nich wyjdzie na scenę trzy razy, więc makijaż powinien być piękny, ale przede wszystkim trwały. Po chwili rozpoznała Elaine. Znała ją najdłużej i zawsze nawiązywały dobry kontakt podczas tych przypadkowych spotkań. Uśmiechnęła się do niej nikle i chowając do torebki wibrujący telefon, pomachała do niej.
    - Witaj - musnęła policzek dziewczyny. - Moja rodzicielka nigdy nie potrafi o Tobie zapomnieć, a Ty chyba nie potrafisz jej odmówić, co? Wspaniale Cię widzieć.

    Hayley Nesbitt

    OdpowiedzUsuń
  190. Właśnie, gdy próbowałem obliczyć ile dokładnie czasu minęło od ostatniego wydarzenia, w trakcie którego byłem zmuszony całkowicie zaufać psu i jednocześnie choć trochę uspokoić wciąż trzęsącą się ze strachu szatynkę, smycz znowu lekko się napięła, nakazując mi natychmiastowe odwrócenie się z jedną dłonią na uchwycie noża na wypadek, gdyby okazało się, że mężczyzna poruszał się z obstawą. Na całe szczęście już po sekundzie mogłem odetchnąć spokojnie i odwołać Pax, bo zamiast kolejnego rzezimieszka, ujrzałem Eagle.
    - Zawsze to o jednego mniej. - stwierdziłem, udając, że nie wyłapałem w jej tonie nutki złośliwości. Zresztą bardziej martwiło mnie to, że mimo wyraźnego ostrzeżenia chodziła bez jakiegokolwiek towarzystwa. I nie miałem tu nawet na myśli ludzkiego, bo jak widać zwierzęta nie tylko potrafiły je łatwo zastąpić, ale miały jeszcze tą dodatkową zaletę, że nie wzbudzały podejrzeń u większości ludzi. Chociaż w tym przypadku sam powinienem mówić o niewyobrażalnym szczęściu, bo gdyby aresztowany wyostrzył bardziej wzrok, to ujrzałby, że ten konkretny osobnik ma na sobie kamizelkę FBI i, nawet nie oglądając się na mój mundur, mógłby łatwo domyślić się w jak kiepskim położeniu się znalazł, co zapewne przychyliłoby, przynajmniej na początku, szalę zwycięstwa na jego stronę. - A moim głównym obowiązkiem jest raczej próba wynegocjowania jak najlepszych warunków rozejmu z takimi jak on. - czując, że dealer usiłuje wykorzystać moją nieuwagę, by się wyrwać, instynktownie wzmocniłem chwyt.- A z Panią i tak muszę przeprowadzić poważną rozmowę na temat zasad panujących w czasach wojen ulicznych.
    Nim zdążyłem dodać coś jeszcze, koło nas zatrzymał się radiowóz, więc ograniczyłem się tylko do karcącego spojrzenia.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  191. Chyba nigdy nie uda mi się zrozumieć z jakiego powodu większość społeczeństwa tak nisko ceni sobie pertraktację w zwalczaniu przestępczości zorganizowanej. Przecież gdyby nie ona mielibyśmy o wiele bardziej przepełnione więzienia niż obecnie lub musielibyśmy rozbudowywać cmentarze w celu chowania ciał kolejnych denatów. Co najgorsze nie raz przechadzając się po korytarzach budynku należącego do FBI, za plecami słyszałem uwagi typu, że tylko najbardziej nieodporne jednostki decydują się na próby podjęcia ugody w skrajnych sytuacjach, zamiast ruszać od razu do czynnej akcji. Cóż...mogli mówić co chcieli, ja i tak nie zamierzałem powracać na drogę sprzed lat w mundurze.
    - Chyba właśnie odchodzi Ci jeden świadek. - zauważyła z przekąsem rudowłosa agentka, wskazując głową na plecy Eagle.
    Faktycznie, znów zagłębiała się irytująco samotnie w niebezpieczne uliczki najwyraźniej w ogóle nie przejmując się moimi aluzjami, więc czym prędzej, nauczony wydarzeniem sprzed chwili, z jedną dłonią jak najbliżej pasa, a z drugą zaciśniętą na psiej smyczy, ruszyłem za nią, uważnie rozglądając się dookoła i mając nadzieję, że żaden z kolegów po fachy nie wpadnie z kolei na arcygenialny pomysł udzielania mi teraz wsparcia. Co prawda większość oficjalnych zasad głosiła, że patrole w najbardziej niebezpiecznych okolicach powinny składać się z co najmniej dwóch funkcjonariuszy, ale czasem zdarzały się sytuacje wymagające ich nagięcia. I ta aktualna, przynajmniej w moim mniemaniu, właśnie do takich należała, toteż widząc, że inspektor postępuje parę korków w moją stronę, rzuciłem:
    - Sam ją doprowadzę.
    Oczywiście w każdym momencie mogłem pożałować swoich słów, ale dodatkowa osoba równała się ze wzmożonym poczuciem zagrożenia ze strony lokalnych gwiazd czarnego firmamentu i większym ryzykiem ataku. Zresztą domyślałem się, że po niezbyt efektownym zatrzymaniu, mój opis najpóźniej do popołudnia będzie znany większości z nich, więc musiałem pozostawić sobie jakieś asy z rękawa, zwłaszcza jeżeli wciąż miałem zamiar obstawiać przy przyjściu tu po godzinach pracy i próbie zauważenia wcześniej niewidzianych handlarzy.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  192. Czyżby ten dzień miał stanowić kolejny test mojej sprawności fizycznej i znajomości wąskich uliczek Bronxu, w które tak lubiłem uciekać ku przerażeniu matki po każdej poważniejszej kłótni, a których obecnie, przynajmniej w mundurze, wolałbym unikać, bo zbyt zwracał na mnie uwagę? Wszystko na to wskazywało, ponieważ ścigany przez kobietę człowiek jak na typowego bezdomnego poruszał się rzeczywiście zbyt pewnie, nawet jeśli na początku swoim zagraniem aktorskim zdołał uśpić moją czujność.
    - Gratuluję spostrzegawczości, ale dla własnego bezpieczeństwa proszę się w to nie mieszać i poczekać na mnie w barze, skąd i tak będę zmuszony zabrać Panią na posterunek jako świadka i osobę, która będzie mogła w razie czego potwierdzić słuszność drugiego aresztowania. - spróbowałem ją zatrzymać, odbijając jednocześnie w pierwszą drogę prowadzącą w lewo.
    Jeśli się nie myliłem, to nie tylko powinienem dzięki temu zniknąć z oczu mężczyźnie, dając mu tym samym fałszywe poczucie spokoju, ale także, po minięciu kilku przecznic, znaleźć się parę metrów przed nim. Gorzej będzie, jeżeli okaże się, że i tam napatoczę się na jakieś osoby łamiące prawo, bo wtedy z powodu małego opóźnienia, znów będę zmuszony liczyć na umiejętności setera. Mimo tego wybór zdawał się oczywisty i godny postawienia wszystkiego na jedną kartę. I to dosłownie, bo po raz kolejny tego dnia zamiast oficjalnych przepisów stosowałem umiejętności zdobyte za młodzieńca, któremu krew nieco za bardzo buzowała w żyłach, więc w razie wystąpienia nieprzewidzianych trudności, mogłem być pewny ostrej reprymendy ze strony szefostwa.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  193. Słysząc bezczelną odpowiedź Eagle, nie mogłem powstrzymać się od lekkiego uśmiechu i krótkiego śmiechu. Podobna prowokująca pewność siebie, nieprzejednanie i umiejętność szybkiego wyciągania trafnych wniosków Octavi w skrajnych sytuacjach kazała mi pięć lat temu stanąć obok niej na ślubnym kobiercu.
    - Jestem pewny, że za bardzo zależy Pani na reputacji lokalu, by wcielić ten plan w życie. - rzuciłem zapewne z wyrazem melancholii czającym się w kącikach oczu.
    Może, skoro i tak najwyraźniej nie zamierzała odpuścić sobie prowadzenia własnego, prywatnego śledztwa, powinienem jej jednak pozwolić na dalsze podążanie za podejrzanym w linii prostej? Przecież i tak istniała tylko niewielka szansa, że dopadnie go przede mną. Z drugiej jednak strony, gdyby cokolwiek jej się stało, a ktoś zdecydowałby się donieść o tak poważnym odstępstwie od zasad z mojej strony, poniósłbym największe możliwe konsekwencje, być może z natychmiastowym zawieszeniem w obowiązkach na dłuższy czas. Nie mogłem aż tak bardzo ryzykować aż do czasu, gdy moja ukochana nie wróci do normalnego stylu pracy, toteż lekkim szarpnięciem smyczy zmusiłem psa do szybszego marszu u mojego boku i oddaliłem się wcześniej wybraną uliczką. Na całe szczęście oprócz kilku żebraków, którzy widząc stróża prawa, rzucając ciche przekleństwa, cofali się do najbliższych bram i kilku pijanych jak Messerschmitty podrostków nic nie zwróciło mojej uwagi przynajmniej do momentu, gdy nie dotarłem do ostatniego, najwęższego zaułka. Dopiero wtedy poczułem jak ktoś przystawia mi coś metalowego do pleców, a chwilę później do moich uszu dotarł dawno niesłyszany głos:
    - Znasz procedury mały skurwisynie. Uspokój kundla i rzuć broń, bo dostaniesz kulkę.
    O ile to drugie dało się jeszcze wykonać bez wzbudzania niepotrzebnych podejrzeń względem przedmiotów noszonych u pasa, to wciąż pozostawał scyzoryk w kieszeni, a pierwsze nie należało do najłatwiejszych, czy nawet wykonalnych, bo specjalnie wyszkolony czworonóg w tak chwilach jak ta rządził się własnymi normami. Wystarczyło więc tylko, że puściłem linkę, a suka głucho warcząc odwróciła się do niego, groźnie szczerząc kły.
    - Dobra taktyka, ale niestety nie wtedy, gdy i nią może ktoś się zająć. - sekundę później rozległo się szczekanie charakterystyczne dla jakiegoś większego czworonoga, które po paru sekundach zmieszało się z wyraźnym skamleniem. Cholera jasna! Czemu zrezygnowałem ze wsparcia, skoro doskonale zdawałem sobie sprawę, że w całym podziemnym światku mam mniej więcej tyle samo zaprzysięgłych wrogów, co sojuszników? Teraz byłem całkowicie skazany na niestandardowe techniki walki, którymi posługiwałem się za młodu i liczenie na ogrom szczęścia. Jeśli uda mi się dostatecznie szybko złapać za rękę, w której dzierży przyszłe narzędzie zbrodni, będę mógł mu je przynajmniej z dużym prawdopodobieństwem później wybić. Dobra, ale której używał Czar? Chyba lewej, a na zwód raczej się nie złapie, bo za dobrze mnie zna. To może lepiej postawić na szybki półobrót? Tak, to faktycznie może się udać, jeśli dostatecznie skupił się na swoim brytanie. W takim razie do dzieła. Okazało się, że przeceniłem swoje umiejętności, bo nim zdołałem stanąć do niego twarzą, zdążył się odsunąć na bezpieczną odległość, w wyniku czego trafiłem w próżnię. Cóż...teraz przynajmniej miałem go przed sobą, a zawsze to krok do przodu, zwłaszcza, że zyskałem kilka sekund na wyciągnięcie składanego nożyka.
    - Poddasz się zgodnie z regułami, czy wolisz zaryzykować więzienie za czynny napad na funkcjonariusza na służbie i utrudnianie śledztwa, załatwiając to jak za starych, dobrych czasów?
    - A jak myślisz? - zadrwił przesuwając się niebezpiecznie blisko. - Upokorzyłeś mnie wtedy przed dziewczyną, czyżbyś już zapomniał?

    OdpowiedzUsuń
  194. Nie, aż tak krótkiej pamięci nie miałem, ale jeśli nie chciałem także stracić ostatniej szansy na zatrzymanie rzekomego bezdomnego, musiałem zaryzykować rzucenie ostrzem w jakiś nerw odpowiedzialny za możliwość dzierżenia przez niego pistoletu. Jako, że wciąż dzierżyłem w tym względzie niewątpliwą palmę zwycięstwa na posterunku, mogłem być stuprocentowo pewny sukcesu. Rzeczywiście, chwilę później stał zdziwiony, nie mogąc wykonać najmniejszego ruchu palcami. Wykorzystując jego chwilowe otępienie, zapiąłem z powrotem pochwy, strzeliłem ostrzegawczo w powietrze, by odgonić jego pupila, po czym skrępowałem mężczyznę i, czekając na przyjazd kolejnego tego dnia patrolu, próbowałem zatamować rany gordona. Tych było tak wiele, że powoli zacząłem spisywać go na straty. A może jednak i tym razem się wyliże? Przecież jest naprawdę twardą zawodniczką, a weterynarze współpracujący z FBI należą do jednych z najlepszych w swoim fachu.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  195. Przerażona Hayley przyjrzała się jasnym śladom po ranach. Nie wyglądały najgorzej, lecz w trakcie prezentowania skąpej bielizny, stałyby się za bardzo widoczne. Czy Elaine, która do tej pory nie odmówiła najprawdopodobniej żadnego pokazu, groziło niebezpieczeństwo? Dla młodej matki zakrycie tego było drobnostką, przysłowiową bułką z masłem, ale nie mogła przejść obok tego obojętnie. Otworzyła pierwszy kufer i wydzieliła pozostałym modelkom odpowiednią godzinę do pojawienia się przy rozkładanym, podświetlanym lusterku.
    - Próbowałam makijażu ciała i nawet ukończyłam z tego kurs, ale co to ma znaczyć? Ja wiem, że nie powinnam się wtrącać, jednak to nie należy do przyjemnego widoku, El.
    Czy jedna z modelek była ofiarą przemocy domowej? Kto byłby zdolny do wyrządzenia tej blondynce takiej krzywdy? Ślady nie były już czerwone; miały odcień delikatnego różu, lecz na pewno wszystko co z nimi związane, pozostanie w pamięci Eagle na zawsze. Córka projektantki bielizny nie zamierzała udawać, że tak naprawdę nic się nie stało. Siłą zaciągnie swoją znajomą na posterunek policji, aby zgłosiła przestępstwo, chociaż wierzyła, że zrobiła to samodzielnie i ten potwór odpowie za swoje czyny. W pokoju pojawiła się czterdziestosiedmioletnia kobieta. Trzymała w dłoni dwa kubki z parującą herbatą, które ustawiła na pobliskim blacie. Zmartwiona przyjrzała się śladom znajdującym się od linii łopatek.
    - Zaprezentujesz bieliznę, która odkryje niewielką część tych blizn - uśmiechnęła się do Elaine i powiesiła na wieszaku najnowszą kolekcję w odcieniach czerwieni, błękitu i czerni z delikatnymi wstawkami bieli. - Towarzyszysz nam od dawna i przepraszam, bo wtrącam się w nieswoje sprawy, ale co Ci się stało?
    - Właśnie zapytałam o to samo. Jeżeli dzieje się Tobie jakaś krzywda, to masz natychmiast powiedzieć. Wspólnie z mamą Ci pomożemy, bo jesteś dla nas bliską osobą.
    Hayley wyjęła z różowego kuferka odpowiednie kosmetyki. Na ręku blondynki rozprowadziła kilka nowych podkładów, dobierając idealny odcień, a następnie zaczęła prezentować cienie w ulubionych kolorach Elaine. Nigdy podczas wykonywania makijażu nie narzucała swojej woli, ale wspólnie z tymi wszystkimi dziewczynami, które zapisywały się do niej od kilku lat, podejmowały decyzję. Czasami odradzała jakiś szalony pomysł, aby uchronić klientkę od złego zaprezentowania się i wydawało jej się, że jeszcze żadna z nich nie wyszła niezadowolona. Ponownie usłyszała wibrację; tym razem nie dzwonił tata, lecz starszy o piętnaście minut braciszek. Zmarszczyła brwi i odebrała w ostatniej chwili. Po krótkiej rozmowie musiała ogłosić radosną nowinę.
    - Mamuś, zostałaś po raz trzeci babcią, a ja ciocią. Moja przyszła bratowa urodziła wcześniej i od godziny na świecie jest maleńki Gabriel Junior. - wyświetliła zdjęcie, które podesłał jej bliźniak.

    Hayley

    OdpowiedzUsuń
  196. Ani Hayley, ani projektantka bielizny nie zamierzały dopytywać siedzącej kobiety o szczegóły. Najważniejsze dla nich było to, że sprawcy zostali ujęci, a to oznaczało tylko jedno. Elaine i osoby z jej najbliższego otoczenia mogą spać spokojnie. Obie kobiety nie chciały niepotrzebnie powodować u niej zdenerwowania albo przywoływać bolesnych wspomnień, więc szczęśliwa babcia usiadła w pobliżu i zaczęła zachwycać się swoim drugim wnukiem. Hayley była zbyt zajęta, aby wpatrywać się w zdjęcie przez bliżej nieokreślony czas; miała pracę do wykonania, a po blondynce musiała umalować jeszcze trzy modelki. Za niespełna dwie godziny zakończy przydzielone przez rodzicielkę zadanie, ale nie zamierzała spóźnić się nawet o nic nieznaczącą sekundę. W pośpiechu wyjęła krem przeznaczony do cery Eagle i delikatnymi ruchami wmasowała go w policzki, nos, czoło i podbródek. Czekając aż konsystencja o zapachu rumianku wsiąknie w skórę, zaczęła ustawiać w pobliżu odpowiedni podkład, korektor, bazę utrwalającą makijaż, cienie, puder, tusz oraz błyszczyk.
    - Córeczko, będziesz musiała mi poprawić makijaż, bo właśnie popłakałam się ze wzruszenia. Mały Gabryś jest taki podobny do mojego synka, że czuję się jakbym miała ponownie osiemnaście lat i przywitała Was na świecie - uśmiechnęła się, pociągając nosem, a lewą dłonią zaczęła dotykać telefon. - Dziękuję, Elaine. Kruszynka, bo miał urodzić się na początku sierpnia, dokładnie trzeciego, ale jak widać bardzo mu się śpieszyło.
    Hayley z rozbawieniem pokręciła głową i zaczęła za pomocą różowego beauty blendera nakładać z odpowiednią kolejnością kosmetyki. Poprawiła lampę, aby bardziej doprowadzić światło na wypoczętą twarz blondynki. Wsłuchując się w słowa rodzicielki dotarło do niej, że przedwczesne porody to coś rodzinnego; ona z Gabrielem urodzili się na przełomie dwunastego i trzynastego listopada, a mieli być podwójnym prezentem albo pod choinkę, albo na Nowy Rok. Jako matka czteroletniej Sammy i półrocznego Eliego również musiała zaakceptować podobny fakt; raz wcześniej wylądowała na sali porodowej, a raz z duszą na ramieniu chodziła po długim korytarzu, ponieważ nie była w stanie usiedzieć w miejscu. Nagle wszystkie krzesła na szpitalnej poczekalni zrobiły się bardzo niewygodne, a Hayley obawiała się o maleństwo i ukochaną żonę. Jej starszy o piętnaście minut brat musiał przechodzić przez to samo, ale najważniejsze, że synek okazał się silnym i zdrowym chłopcem. Nesbitt poprawiła odstający kosmyk włosów, poprawiła zsuwające się ramiączko od sukienki i starannie zaczęła rozprowadzać biały cień po całej powiecie.
    - Maleństwa Hay i Johanny też nie doczekały terminu wyznaczonego przez lekarza, a teraz to najsłodsze bąbelki na świecie.
    - Obawiałyśmy się, że nie damy sobie rady, a tak naprawdę nie możemy narzekać. Przygotowuję z moją żoną czwarte urodziny naszej córeczki i obie wpadamy na coraz lepsze pomysły. Motywem przewodnim oczywiście będzie Myszka Miki, bo Samira może oglądać ją w kółko.
    Prawie dwudziestodziewięcioletnia pedagog szkolna nigdy nie kłamała na temat rodziny; nie zamierzała udawać, że obrączka, którą nosiła od pięciu lat zawiera wygrawerowane męskie imię. Po co miałaby kłamać? Będąc w związku ze starszym prezenterem telewizyjnym nie była nawet w połowie tak szczęśliwa, jak przy kobiecie, która prowadziła dogoterapię w szpitalu na oddziale dziecięcym. Kochała ją i nie zmieniłaby swojego życia za żadne skarby tego świata, bo ta trójka czekającą na nią w domu jest najważniejszym, co może posiadać.
    - El, wolisz ten łagodny łososiowy odcień, a może ciemny brąz? - wskazała na poszczególne cienie umieszczone w złotym opakowaniu. - I oczywiście opowiadaj nam, co u Ciebie? Ostatnio widziałyśmy się w kwietniu, dobrze kojarzę?

    Hayley

    OdpowiedzUsuń
  197. [Pozwoliłam sobie zacząć, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Gdyby jednak coś było nie tak, krzycz – poprawi się! :D I wybacz za chaos panujący tam poniżej, ale chciałam nieco nakreślić Fredericka. :)]

    Kiedyś Frederick rzadko postępował lekkomyślnie, każdą decyzję poddawał głębszemu zastanowieniu, dawał sobie odpowiednio dużo czasu, by wszystko skrzętnie przemyśleć, a później urodziła się jego córeczka i szlag trafił jego przekonania oraz wszelkie poprzedzające ten moment postawy. I choć mogłoby się wydawać inaczej, nie było w jego postrzeganiu rzeczywistości ani grama przesady, on naprawdę w tej jednej chwili, po której nastąpił rozrywający przestrzeń krzyk, całkowicie stracił głowę dla małej istotki, poddając się zupełnie najpierw jej rozdzierającym ciszę wrzaskom, następnie niezrozumiałym pomrukom, aż w końcu wypowiadanym niewyraźnie słowom. Naraz zatem stał się osobą, którą przed laty niemalże gardził i wbrew pozorom wcale nie czuł się z tym źle. Po raz pierwszy od dawna bowiem mógł oddychać pełną piersią, napawając się przyjemnym wrażeniem urzeczywistnienia marzeń o rodzinie, bo mimo że wciąż niezmiennie mógł liczyć na swoich rodziców i brata, to dopiero pojawienie się na świecie potomka, dopełniło jego egzystencję. Postronnej osobie, niezaangażowanej w rodzicielstwo ciężko niewątpliwie uwierzyć, iż nieprzespane noce, reprymendy od trenera oraz powolny zanik barwnego życia towarzyskiego mogą na swój pokręcony sposób tak wielce uszczęśliwiać, ale kiedy człowiek staje się świadkiem największego z darów, zmienia się także jego perspektywa. I nagle te drobne, pobieżnie nieistotne zdarzenia nabierają niebywałego znaczenia, tym bardziej, gdy nadal rozwijająca się kariera zabiera minuty, w których zaczynają umykać pojedyncze uśmiechy, kolejne zbitki wyseplenionych sylab i coraz bardziej stanowczo stawiane kroki.
    Frederick prędko nauczył się jednak godzić zobowiązania zawodowe z tymi związanymi z wychowaniem dziecka, przede wszystkim nie starał się wzbudzać w sobie sztucznego poczucia winy, że coś robi nie tak. Zbyt mocno kochał bieganie za piłką, by tego żałować, szczególnie ze świadomością, iż w domu jego matka z babciną troskliwością opiekuje się małą Hannah. Tkwienie w tym układzie było wygodne, odpychało niechciane myśli i pozwalało skupić się na obowiązkach wynikających z podpisanej umowy z klubem. Faktem, iż na kilku portalach plotkarskich prędko pojawiły się wzmianki, że jego ojcostwo skończyło się na licznie udzielanych wywiadach, wizytach w programach śniadaniowych oraz dokumentacji cudownych momentów z córką na instagramie, wcale się nie przejmował. Ignorował nierzadkie przytyki, utrzymując je w kategoriach zwyczajnej ludzkiej zawiści, przekonany o swoim właściwym postępowaniu. I trwał w tym stanie długo, niemalże przyzwyczajając się do tej rutyny, więc gdy całkiem niespodziewanie pojawiła się oferta kontraktu z amerykańskiej drużyny, nawet na sekundy w jego umyśle nie zaprzątała się pojedyncza obawa.
    Uświadomienie przyszło później. W wielkim niezasypiającym mieście, gdy po planowanej dwutygodniowej obecności matki został zupełnie sam, otoczony, poza pobryzganymi przez Hannah farbkami kartkami, również stosami gazet otwartych na stronie z ogłoszeniami osób poszukujących pracę i włączonym laptopem, którego głośnik tylko sporadycznie anonsował przyjście nowej wiadomości. Wówczas mógłby przysiąc, że nie natknie się na nic bardziej wymagającego niż znalezienie odpowiedniej opiekunki do dziecka, spiesznie jednak los zweryfikował jego spostrzeżenia, bo oto niecały miesiąc po przeprowadzce jego malutka Hannah zupełnie się wyciszyła. Nie miał pojęcia, czy to naturalna reakcja dziecka po nagłej zmianie otoczenia, do czego skłaniała się jego rodzicielka, gdy kompletnie zdezorientowany przegadał z nią na telefonie ponad dwie godziny, czy zachowaniu dziewczynki miało głębsze podłoże psychologiczne, co bardzo pragnął zbadać, aczkolwiek odwiedziny u terapeuty, tak przeraziły go swą powagą, że ostatecznie z nich zrezygnował, postanawiając dać im obojgu czas.

    OdpowiedzUsuń