Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

8. Troy Guerin & Joycelyne Starling

W tym szczególnym świątecznym czasie chciałybyśmy Was prosić, byście rozejrzeli się wokół siebie. Tworząc odpisy do zabawy, zapewne siedzicie w ciepłym mieszkaniu bądź domu, jesteście najedzeni i akurat macie chwilę dla siebie. A może nie trafiłam? Może wracacie ze szkoły, uczelni, pracy? Znajdujecie się w komunikacji miejskiej, zmarznięci i głodni, marzycie o momencie, w którym przekroczycie próg mieszkania i zamkniecie drzwi. Ale macie dokąd wrócić, macie co zjeść i znajdujecie chwilę na przebywanie na blogu. Prosimy, cieszcie się z tych małych rzeczy, ponieważ macie o wiele więcej, niż niektóre osoby. Jeśli się rozejrzycie, na pewno dostrzeżecie je wokół siebie. Czasem nie trzeba wiele. Wystarczy jedno kliknięcie, jeden SMS, które mogą zmienić wszystko. Stąd przy okazji naszej świątecznej zabawy prosimy Was o zajrzenie na podane niżej strony. Kliknięcie w brzuszek Pajacyka. Wysłanie SMS-a na wybraną zbiórkę. Zróbmy razem coś dobrego!




W okresie świątecznym należy zadbać nie tylko o ludzi, ale również o zwierzęta. W związku z tym Wasza dwójka została wytypowana do pomocy w nowojorskim zoo. Ubierzcie po dwa szaliki i niezliczoną ilość swetrów, ponieważ czeka Was bieganie po tym dużym przybytku, karmienie, a także sprzątanie klatek.

1 komentarz

  1. Grudzień okazał się jak zwykle być od samego początku jednym z najbardziej zabieganych miesięcy odkąd los rzucił mnie do Nowego Jorku. I nie chodziło tu o codzienne, wielogodzinne dyżury w szpitalu, do którego nie wiedzieć czemu pod koniec roku zwożono jeszcze więcej ledwo żywych narkomanów czy alkoholików niż zazwyczaj oraz przygotowania do kolejnej spędzonej jedynie w towarzystwie trójki lojalnych zwierząt wieczerzy wigilijnej, lecz o to, że jedna z głównodowodzących tutejszymi oddziałami Lekarzy bez granic osób została pilnie wysłana z misją charytatywną do Ukrainy, w wyniku czego musiałem dodatkowo przejąć wszystkie jej obowiązki. A gdyby tego było mało, jeszcze pod koniec listopada zapisałem się jako wolontariusz do corocznej akcji mającej na celu pomóc przetrwać zimę zwierzętom w zoo. Nic, więc chyba dziwnego, że wygramoliwszy się pierwszej doby, którą miałem tam spędzić z ciepłego i przytulnego wnętrza jeepa wyglądałem najprawdopodobniej jak zombie lub głodny krwi wampir, który niedawno uciekł z jakiejś trumny. W końcu jaki organizm ludzki wytrzymałby na dłuższy dystans po parę godzin snu i kilka litrów kawy? No właśnie, żaden. Pozostawało, więc mi mieć nadzieję na to, że nie zostanę przydzielony do pracy z jakąś nazbyt strachliwą panieneczką, która na mój widok zacznie głośno krzyczeć, po czym ucieknie i nigdy nie wróci. Z tą myślą niechętnie powlokłem się w stronę służbowego wejścia, gdzie czekał już na mnie uśmiechnięty od ucha do ucha, na oko około pięćdziesięcioletni, mężczyzna w roboczym ubraniu z logo obiektu.
    - Doktor Gueirn jeśli się nie mylę! - odezwał się tubalnym głosem, wyciągając do mnie dłoń w geście powitania.
    - Zgadza się, jak zapewne Pan pamięta niedawno obiecałem pozajmować się tutejszymi zwierzakami. - to mówiąc, chwyciłem jego prawicę.
    - Oczywiście, ale skoro Pana współpracowniczka jeszcze nie przybyła, to może zechciałby Pan nieznacznie odpocząć w jednym z naszych budynków.
    - Z najwyższą przyjemnością. - potwierdziłem.
    - W takim razie proszę za mną. - tu obrócił się napięcie i ruszył żwawo przed siebie, a ja, nie mając innego wyjścia, podążyłem jego śladem.

    Troy G.

    OdpowiedzUsuń