Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

5. Harvey Barnes & Rosa Filippova

W tym szczególnym świątecznym czasie chciałybyśmy Was prosić, byście rozejrzeli się wokół siebie. Tworząc odpisy do zabawy, zapewne siedzicie w ciepłym mieszkaniu bądź domu, jesteście najedzeni i akurat macie chwilę dla siebie. A może nie trafiłam? Może wracacie ze szkoły, uczelni, pracy? Znajdujecie się w komunikacji miejskiej, zmarznięci i głodni, marzycie o momencie, w którym przekroczycie próg mieszkania i zamkniecie drzwi. Ale macie dokąd wrócić, macie co zjeść i znajdujecie chwilę na przebywanie na blogu. Prosimy, cieszcie się z tych małych rzeczy, ponieważ macie o wiele więcej, niż niektóre osoby. Jeśli się rozejrzycie, na pewno dostrzeżecie je wokół siebie. Czasem nie trzeba wiele. Wystarczy jedno kliknięcie, jeden SMS, które mogą zmienić wszystko. Stąd przy okazji naszej świątecznej zabawy prosimy Was o zajrzenie na podane niżej strony. Kliknięcie w brzuszek Pajacyka. Wysłanie SMS-a na wybraną zbiórkę. Zróbmy razem coś dobrego!




Dla większości z nas, święta przede wszystkim kojarzą się z suto zastawionym stołem. Nie wszyscy jednak mają tyle szczęścia i nie tylko na co dzień, ale również w świąteczne dni niektórzy zmagają się z głodem. Wasza dwójka w tym roku wniesie nieco dobra na nowojorskie ulice. Waszym zadaniem jest spotkać się w Central Parku, gdzie została przygotowana kuchnia polowa, aby upichcić coś dla tych najbardziej potrzebujących.

7 komentarzy

  1. Harvey nie był za szczęśliwy, gdy jego wspólniczka oznajmiła, że wspaniałomyślnie zapisała go do pomocy przy świątecznym gotowaniu dla najuboższych. Oczywiście Barnes próbował się sprzeciwić takiej dyktaturze, ale kobieta bezczelnie zagrała na jego nerwach i oznajmiła, że skoro na niewiele się zdaje w wydawnictwie i zwykle więcej przeszkadza, niż pomaga, to mógłby chociaż wykazać się dobrym sercem i zrobić im reklamę w postaci udziału w świątecznej imprezie. A może trafi się jakiś wywiad i przy okazji pokażą firmę z lepszej strony?
    Oczywiście ten pomysł zupełnie nie przypadł mężczyźnie do gustu, ale ostatecznie uznał, że może lepiej iść i pokazać się wśród ludzi, niż w dalszym ciągu wysłuchiwać tego marudzenia wspólniczki. W chwilach takich jak ta podziwiał swoją zmarłą żonę za anielską cierpliwość do biznesowej partnerki.
    W ten sposób Harvey Barnes znalazł się w Central Parku, gdzie zorganizowano kuchnię polową. Mężczyzna sądził, że jego zadanie będzie polegało na rozdawaniu misek z zupą czy coś w tym stylu. Tymczasem postawiono go przy chwiejnym blacie i kazano czekać na jakąś kobietę, z którą coś niby miał gotować. Próbował się z tego wykręcić, ale nikt nie chciał go słuchać. Mógł jedynie mieć nadzieję, że jego... towarzyszka niedoli będzie miała jakieś pojęcie o magicznej sztuce warzenia jadalnych rzeczy. Inaczej... to może stać się niezwykle ryzykownym przedsięwzięciem...

    Harvey

    OdpowiedzUsuń
  2. Magiczna atmosfera świąt nie sprawiała radości Rosie. Dlatego też dziewczyna w tym czasie zawsze znajdowała sobie wiele rzeczy do robienia. Musiała oderwać myśli od rodziny, z którą dzielił ją ocean. Pomagała w teatrze przy przedstawieniach, w których nie brała udziału. Gdy usłyszała o akcjach społecznych dla potrzebujących, nie musiała się długo zastanawiać. Co prawda nie była pewna czy jej się to spodoba i będzie kontynuować takie działania co roku. Wiedziała natomiast, że dopóki nie spróbuje to się nie przekona, a jeden dzień może całkowicie temu, bez problemu poświęcić. Liczyła chyba też, że pomoże jej to oczyścić umysł i myśli od tych natrętnych wspomnień, które niekoniecznie chciały ją opuścić.
    — Cześć — uśmiechnęła się pogodnie do jednej z dziewczyn, która była odpowiedzialna za organizację tej akcji i oznajmiła, że właśnie przyszła i nie bardzo wie co ma zrobić. Ta prędko poprowadziła ją do stanowiska z kuchnią polową. Zmarszczyła delikatnie brwi, jednak uśmiech nadal gościł na jej twarzy. Uważnie przyjrzała się mężczyźnie, a po chwili wyciągnęła do niego dłoń.
    — Cześć, jestem Rosa. — Wyobrażała sobie to raczej w nieco innej formie, ale cóż. W tym momencie nie było już odwrotu. — To co… podwijamy rękawy i działamy? — Nie bardzo wiedziała od czego tak właściwie ma zacząć. — Myślałam, że będziemy mieli nakładać po prostu jedzenie na talerze. O wow, gotowanie to niezłe wyzwanie. — Powiedziała, dostrzegając plastikowe pudełko z produktami, z których mogli korzystać. Otworzyła je i zerknęła do środka. — Chyba najlepiej… zrobić zupę? — Uniosła brew, wyczekując odpowiedzi od mężczyzny. — Ale taką treściwą. — Dodała jeszcze.

    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  3. - Harvey Barnes - odpowiedział i posłał jej uprzejmy uśmiech, ale jednocześnie taki, który nie świadczył o ogromnej chęci skracania dystansu. Znacznie to się kłóciło z tonem, na który przeszedł w dalszej części ich pogawędki. Tymczasem jednak wyciągnął dłoń do kobiety, która podeszła i się przedstawiła jako Rosa. Wyglądała niegroźnie i sprawiała wrażenie nieco zagubionej. Z drugiej strony pewnie o nim można by powiedzieć coś podobnego, szczególnie, że rozglądał się po kuchni z niepewną miną.
    Wtem kobieta przejęła inicjatywę, za co był jej niezmiernie wdzięczny.
    - Pewnie! Oddaję ci dowodzenie, szefowo - zapewnił gorąco, chociaż wcale taki entuzjastyczny do pracy nie był. Wierzył jednak głęboko, że nie należy zabijać inicjatywy, która może ocalić mu tyłek. Tymczasem Rosa już grzebała po pudełkach.
    - Ze mnie jest prosty człowiek. Dobrze wykonuję polecenia. I sprawdzam się przy krojeniu składników. Obieranie jest już znacznie trudniejsza sztuką - dodał niby poważnym tonem. Do jego wizerunku "prostego człowieka" nie bardzo pasowała droga sportowa kurtka i takież same buty. I tak dobrze, że nie przyszedł w płaszczu i koszuli. Nie myślał jednak o tym zbyt szczególnie. Jego życie od pewnego czasu było mozaiką sprzeczności. O ile początkowo próbował się przeciw temu chaosowi buntować, o tyle od pewnego czasu pozwalał sobie płynąć na fali z nadzieją, że na bardziej bezludnej wyspie niż on sam nie wyląduje.
    Wyjął marchewkę i pietruszkę. Bardzo niezręcznie zaczął je obierać.
    - Przyznam, że to rozdawanie talerzy byłoby całkiem... sensowną alternatywą dla gotowania. W kwestionariuszu powinny być jakieś ostrzeżenia - westchnął marudnie, a potem uśmiechnął się przepraszająco. W końcu nie każdemu chce się słuchać podobnych narzekań obcego zupełnie człowieka.
    - Co panią tutaj sprawdza, szefowo? - zagadnął po chwili.

    Harvey

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaśmiała się cicho na słowa mężczyzny, układając pudełko na stole i wyciągając z niego kolejne to produkty.
    - To ja obieram warzywa, a ty kroisz mięso? – Spojrzała na mężczyznę z delikatnym uśmiechem. Nie zamierzała zwracać się do niego per panie. Uważała, że skoro razem mają współpracować dla dobra innych ludzi, wprowadzanie dystansu i niepotrzebnych zdaniem Rosy formalności, było pozbawione sensu. – Wszyscy moi byli faceci nawet nie pchali się do krojenia, wychodząc z założenia, że miejscem kobiety jest kuchnia. – Zaśmiała się, chociaż wcale do śmiechu jej nie było. Nie lubiła stereotypów. – Dlatego ich rzuciłam i zaczęłam zamawiać gotowe jedzenie. Nie umiem gotować i liczę, że mi pomożesz. – Dodała nieco koloryzując swoje historie. Przecież nie musiał wiedzieć, jak dokładnie wygląda jej życie. Wiedziała, że pewnie nigdy więcej się nie spotkają.
    Chwyciła więc nóż, marchewkę i pospiesznie zabrała się za jej obieranie, uważając dokładnie na swoje palce, aby się nie przeciąć.
    - Jestem w Nowym Jorku całkiem sama. – Wzruszyła ramionami, temat nie był dla niej w żaden sposób trudny. Wyjechała z Moskwy sama i sama była. Nie kryła się za tym żadna ckliwa historia. – Wyjechałam z rodzinnego kraju już kilka lat temu i zawsze w tym czasie staram się robić coś dla kogoś. W teatrze w którym tańczę wystawiamy również charytatywne spektakle. Opowieść wigilijną i dziadka do orzechów, zapraszam na Broadway. – Uśmiechnęła się pogodnie, poprawiając burzę ciemnych loków, które opadały na jej twarz. Odstawiła nóż i marchewkę, a następnie pospiesznie związała włosy w kuc, aby jej więcej nie przeszkadzały.
    - A ciebie? Nie wyglądasz na kogoś, kto chciałby spędzać czas na zimnie. – Uśmiechnęła się, przenosząc spojrzenie na mężczyznę.

    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  5. Pokiwał głową.
    - To uczciwy podział. Mogę kroić mięso - zapewnił rozbawiony. Nie zamierzał się obrażać, że pominęła oficjalną formę. Nie było to dla niego obraźliwe. Za to pokręcił głową rozbawiony, gdy przedstawiła swój powód do zakończenia związków.
    - Jestem pewien, że moja żona zrobiłaby tak samo, chociaż lubiła gotować. Po prostu nie miała na to czasu. Zwykle ja szykowałem składniki, a ona przychodziła i łączyła je w całość. Dlatego etap doprawiania dać jest dla mnie równie łatwy i oczywisty jak produkcja kamienia filozoficznego i eliksiru życia - wyjaśnił. - Więc... wiesz... do pewnego etapu mogę pomóc, ale za końcowy efekt niestety głowy nie daję - mrugnął do niej.
    Harvey nie miał problemu z tym, żeby mówić o swojej żonie. Miał czas godzić się z jej odejściem, chociaż nadal uczył się żyć bez niej. Nigdy też nie żałował ich związku, a raczej uważał, że Alice była najlepszym, co go w życiu spotkało.
    Idąc za przykładem towarzyszki, Barnes zabrał się do pracy. Oczyścił mięso i zaczął je kroić na drobne kawałki, którymi łatwo będzie obdzielić biednych ludzi. A przy tym słuchał opowieści kobiety.
    - Czyli po prostu jesteś z tych, którzy udzielają się charytatywnie. To godne podziwu - przyznał. - Moja sytuacja jest bardziej... prozaiczna. Wspólniczka miała mnie dość i znalazła sposób na to, by pozbyć się mnie na cały dzień z firmy. Przybiegła z gotowym formularzem i szerokim uśmiechem i oznajmiła mi, że będę reprezentował firmę, ponieważ każda szanująca się instytucja powinna pomagać biednym. I oto jestem - posłał jej przepraszający uśmiech. - Chociaż muszę przyznać, że to miła odmiana... Tu przynajmniej nie muszę udawać, że wiem, co robię... bo po prostu nie wiem - dodał żartobliwie.

    Harvey

    OdpowiedzUsuń
  6. - Mam nadzieję, że nikt się przez nas nie nabawi niestrawności, albo co gorsza jakiegoś zatrucia. – Mruknęła, marszcząc delikatnie brwi. Wyłapała od razu, że mówił o swojej żonie w czasie przeszłym, ale Filippova nie była typem, który o wszystko wypytuje i musi znać wszystkie szczegóły, a przynajmniej do czasu, gdy nie wypiła alkoholu. Tu jednak gadulstwo jej nie groziło.
    - W takim razie... będziemy próbowali razem. Wiesz, ja naprawdę dawno nie gotowałam i to takich rzeczy. Nie wiem jak taka zupa powinna smakować. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Gdyby to miały być naleśniki czy owsianka to żaden problem. – Dodała, zdając sobie sprawę z tego, że owsianką nikt by się porządnie nie najadł. – O i na pewno nie doprawiam papryką. Zawsze nasypię jej za dużo i później można ziać ogniem. – Zaśmiała się, odkładając obraną marchewkę i chwytając kolejną. Nie miała w ogóle wyobrażenia, ile tego wszystkiego powinno być.
    - Tak... ale troche z pobudek egoistycznych, nie wiem czy to takie super. Wiesz, bilety lotnicze sa cholernie drogie... a bycie samemu w święta nie jest czymś super. – Westchnęła, zagryzając wargi. Co ciekawe, rzadko kiedy opowiadała o jakichś swoich odczuciach, szczególnie obcym ludziom. Poczucie pewnej anonimowości sprawiało jednak, że z chęcią mówiła. Tak po prostu.
    - No nieźle. Chyba bym się na twoim miejscu wkurzyła. Znaczy wiesz... dlaczego sama nie przyszła? – Uniosła brew, zastanawiając się czym tak w ogóle zajmuje się mężczyzna. – Gdzie pracujesz? – Spojrzała na niego. – Nie musisz mówić, jeżeli nie chcesz. – Dodała pospiesznie wzruszając ramionami. – Ał! – Pisnęła, gdy przejechała sobie po palcu ostrzem noża. – cholera, a tak uważałam – jęknęła puszczając wszystko co trzymała i gorączkowo zaczęła machać skaleczoną dłonią.

    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  7. - Oj, masz rację... nie chciałbym mieć nikogo na sumieniu - przyznał i westchnął ciężko. Potem pokiwał głową w zamyśleniu.
    - Ja w sumie też nie... ale chyba ważne, żeby ugotować taką zupę na mięsie i warzywach? W końcu ma być pożywna, rozgrzewająca i jadalna. Jeśli wszystko się rozgotuje, to smak nie będzie już tak istotny, a za to zniknie zagrożenie zatrucia... - powiedział na wpół żartobliwie i zerknął badawczo na kobietę. Był ciekawy, na ile jego towarzyszka traktowała sprawę poważnie.
    - Wiesz... podobno pikantne jedzenie dobrze wpływa na zęby - zażartował. Wziął obrane już marchewki, obmył je i zaczął kroić na drobne kawałeczki.
    - Tak... masz rację. Samotne święta są słabe - przyznał cicho i nie powiedział w tym temacie nic więcej. Dla niego to miały być już drugie święta w pusty mieszkaniu.
    - Sama nie przyszła, bo by sobie ręce pobrudziła. To taka osoba, która od wszystkiego ma ludzi - odparł. - I, jak stwierdziła, nie mam nic lepszego do roboty - pokręcił głową. - Pracuję w wydawnictwie książkowym. Nic niezwykłego... odpowiadam za sprawy logistyczne - wzruszył ramionami. Nie zamierzał opowiadać o tym, w jaki sposób stał się udziałowcem tej małej firmy.
    Nagle kobieta się skaleczyła. Harvey odłożył nóż, złapał ją za rękę.
    - Spokojnie... Opłucz - wskazał na dystrybutor z wodą. Sięgnął po czystą chusteczkę i po chwili zrobił jj prowizoryczny opatrunek. - To tylko na chwilę.. żeby krew ci nie leciała - powiedział normalnym tonem, jakby nigdy nic.

    Harvey

    OdpowiedzUsuń