Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2017. I'm going to hell.

Około szóstej rano Eileen Morris odebrała niepokojący telefon.
- Co? - spytała zaspana, przecierając zmęczone oczy.
- Gówno! - rozległo się poirytowane warknięcie. - Gdzie ty, kurwa, jesteś?!
- W łóżku - udzieliła suchym tonem rozsądnej, bądź co bądź, odpowiedzi. Charles rano doprawdy działał jej na nerwy o wiele bardziej niż w ciągu dnia.
- Jak: w łóżku? Jak to, do cholery, "w łóżku"?!
- Uspokój się! - Eileen zmarszczyła brwi, poprawiając się na materacu. Była już całkiem rozbudzona. - Co jest?
- O czwartej miałaś spotkać się z tym facetem! Mówiłem ci, że chce zapłacić podwójnie. Taka okazja!
Dziewczynie coś zaświtało. Poprzedniego wieczoru spędziła przyjemne kilka godzin w barze z koleżanką i jak przez mgłę pamiętała odebrany od Charlesa telefon.
- No, coś faktycznie wspominałeś - przyznała niechętnie, drapiąc się po głowie. - Sorry.
- SORRY?! - oburzył się mężczyzna.
- Nie wrzeszcz tak, bo nie robisz na nikim wrażenia - odwarknęła Eileen, czując znajome pulsowanie w głowie. - Aż uszy bolą. 
Niemal słyszała gotującą się w Charlesie wściekłość. Cóż, na odległość była o wiele odważniejsza i umiała mu porządnie dopiec; potem, oczywiście, sprawy przybierały zupełnie inny obrót. Dziewczyna skrzywiła się na wspomnienie ostatniego spotkania z Allenem.
- Przyjdź popołudniu - syknął, sapiąc nerwowo. Potem rzucił słuchawką. 
- Dupek - mruknęła Eileen, masując sobie obolałe czoło. Wzdychając przeciągle wygrzebała się z pościeli i pomaszerowała pod prysznic. Ciepła woda przyjemnie zmywała z niej wspomnienia ostatniego wieczoru. Czuła się czysta, świeża. Jak nowa. 
Nie chciała wychodzić spod oczyszczającego strumienia, jednak zmusił ją do tego uparcie dzwoniący domofon. Warcząc pod nosem, z mokrymi włosami i kwaśną miną, owinięta ręcznikiem podeszła do drzwi, w duchu przeklinając wyprowadzkę do własnego mieszkania.
- Halo?! - krzyknęła podenerwowana.
- Otwórz - polecił krótko głos po drugiej stronie. James. Zaskoczona Eileen nacisnęła guziczek domofonu i oszołomiona czekała pod drzwiami. Wiedziała, że od paru dni winda była w stanie nie do użytku; bratu mogło więc chwilę zająć dotarcie na jej szóste piętro. Nawet nie przyszło jej do głowy, by iść się ubrać. 
Brat. 
Jej brat.
Tylko co on tutaj robił?
- Cześć - powiedział, wchodząc do mieszkania i uważnie lustrując wzrokiem młodszą siostrę. Zawisł spojrzeniem na ręczniku. Nie uśmiechał się. 
- Cześć? - zabrzmiało to jak pytanie; w gruncie rzeczy Eileen miała do niego sporo pytań. - Coś się stało?
Jam prychnął niecierpliwie, rozsiadając się przy stole. 
- Zrób kawę.
Dziewczynę, mimo całego zdezorientowania i absurdalności sytuacji, zirytował fakt, że brat wydaje jej polecenia jak w wojsku. Zdążyła już odzwyczaić się od posiadania starszego rodzeństwa - ostatni raz widzieli się przelotnie parę miesięcy temu, a i wcześniej, tuż po tym, jak wydarzyło się całe zło ich kontakty były bardzo zdystansowane. Lily i James jakby zbudowali wspólny front przeciw niej, gdy całą trójką zamieszkali u ciotki. Nie wiedziała dlaczego. Z siostrą nie rozmawiała już od paru lat, a jej spotkania z bratem opierały się na łapaniu podwózki do domu, albo pożyczania mu pieniędzy cioci Nelly. Kuzynki omijały Eileen szerokim łukiem, jakby była zainfekowana niewidzialną chorobą, ale nie dziwiła się. Od dzieciństwa za sobą nie przepadały, a teraz nagle musiały dzielić się domem i ciotką.  
Zerknęła na chłopaka podejrzliwie.
- O co chodzi? - spytała w końcu, stawiając przed nim kubek z parującym napojem. James tymczasem w najlepsze zapalił papierosa i bawił się, wydmuchując dym nosem. Wyglądał jak wściekły byk.
- Skąd masz pieniądze? - zapytał niespodziewanie, patrząc jej w oczy.
- Nie wiem, o co ci chodzi. 
- Wiesz. Gdzie pracujesz, że stać cię na takie mieszkanie?
- Nie twoja sprawa - odparła opryskliwie. Przesłuchanie, które urządzał jej brat działało dziewczynie na nerwy. Nie rozmawiali od miesięcy, a teraz on przychodzi i węszy. Żąda wyjaśnień. Była pewna, że wie - nie miała tylko pojęcia skąd.
- Za co ci płacą ci kolesie?! - wrzasnął na nią, podrywając się z krzesła. - Powiedz, Eileen, no dalej! Pieprzysz się z nimi za pieniądze, tak?!
- Odpierdol się! - zareagowała agresywnie, odsuwając się od Jamesa. - Nie twój interes. Wiecznie wtykasz nos w życie innych!
- Kurwa mać! - warknął, z całej siły uderzając pięścią w stół. Eileen pisnęła, a kubek z kawą przewrócił się i spadł na podłogę, roztrzaskując w drobny mak. 
- Pojebało cię?! - dziewczyna przycisnęła dłoń do skroni. Głowa bolała ją coraz bardziej. James ominął szczątki kubka, powoli podszedł do siostry i położył jej ręce na ramionach. 
- Powiedz mi, Eileen - wyszeptał, mocno przyciskając ją do kuchennego blatu. Czuła chłód, przenikający przez cienki ręcznik. - Czy oni płacą ci za seks?
Spojrzała hardo w oczy Jamesa, próbując doszukać się w wykrzywionej złością twarzy rys swojego ukochanego braciszka, który kiedyś bronił ją przed osiedlowymi łobuzami. 
Wtedy pojęła.
Marcus. Paczuszki z białawym proszkiem.
- Ćpasz - stwierdziła, odrywając jego palce od swoich ramion. Zaskoczony brat puścił ją, kręcąc przecząco głową. - Ty pieprzony ćpunie.
- Dziwka! - krzyknął, spoglądając na nią z furią. - Lubisz to, nie?
- Zamknij się.
- Jesteś zwykłą kurwą - wycedził przez zęby. - Niczym więcej.
Eileen Morris wzruszyła ramionami, ostentacyjnie zapalając papierosa. James oddychał ciężko, zmęczony i nieco przestraszony swoim wybuchem. Siostra popchnęła w jego kierunku paczkę fajek. Z wdzięcznością wyjął jednego.
Palili chwilę w milczeniu.
- Lepiej ci? - spytała Eileen, wrzucając niedopałek do popielniczki. Brat przytaknął, niepewnie spoglądając na dziewczynę.
- Eileen.
Dziewiętnastolatka zerknęła na niego nieprzyjaźnie.
- Czego chcesz? Po co w ogóle tutaj przyszedłeś?
Zawahał się, nie wiedząc, czy wyznać prawdę. 
- Wyrzuciła mnie z domu.
- Pieprzysz - ożywiła się Eileen. James pokręcił głową. - Za co?
- Przyłapała mnie z inną - przyznał niechętnie. 
- Ach, tak - z dziewczyny jakby uszło powietrze. - Kutas.
- Zamknij się - rzucił ostrzegawczo. - Przecież wiem.
Eileen przyszło do głowy, że od dawna spodziewała się po swoim braciszku takiego wyskoku. Uśmiechnęła się z satysfakcją pod nosem. Kretyn jeden.
Minęło parę minut.
- Elly.
- Nie mów tak na mnie - warknęła.
- Przepraszam - zreflektował się. - Eileen...
- Czego?
- Mogę... 
- Uhm.
- A, Eileen...
- Hm?
- Nie powiesz nic Lily? No wiesz, o mnie?
Eileen przyjrzała mu się badawczo.
- Przecież ja z nią nawet nie rozmawiam.
_____________________________________________________
  ODAUTORSKO

1 komentarz

  1. [Ojeejj. Jak emocjonalnie i smutno! Szkoda, że tak krótko. Przyznam, że myślałam, iż braciszek poprosi o nocleg... :P Może by się nie pozabijali... prawda? :D]

    OdpowiedzUsuń