aktualności

11.11.2025
Porządki po liście obecności
Przeprowadzono ostateczne porządki po liście obecności. Z listy autorów usunięto maile osób, które się na nią nie wpisały, a karty postaci przeniesiono do kosza (z którego są one automatycznie usuwane po 90 dniach).
06.11.2025
Koniec listy obecności
Karty postaci autorów, którzy się na nią nie wpisali, zostały usunięte z linków. Po 10 listopada karty postaci zostaną usunięte z listy postów i przeniesione do kosza.
01.11.2025
Lista obecności
Na blogu pojawiła się lista obecności. Prosimy o wpisywanie się. Lista potrwa do 5.11.2025.
31.10.2025
Aktualizacja regulaminu bloga
W Regulaminie dodano punkt dotyczący rozwiązywania sporów między autorami. Prosimy o zapoznanie się z nim.
26.10.2025
Wgranie poprawki
W kodzie wgrano poprawkę dotyczącą wyświetlania szablonu na urządzeniach mobilnych. Wszystkim pomocnym duszyczkom - dziękujemy ♥
24.10.2025
Aktualizacja szablonu
Po trzech latach nasz kochany NYC doczekał się nowej szaty graficznej ♥ Jeśli dostrzeżecie jakieś nieprawidłowości, prosimy o ich zgłaszanie w zakładce Administracja.

11/11/2025

[KP] Nie poddaj się, bierz życie jakim jest

Perfectly imperfect — and that’s her magic.
Lusya Warren
Lusya od zawsze miała w sobie coś z paradoksu. Delikatna jak poranna mgła, a jednocześnie twarda, gdy chodziło o obronę innych. Już jako dziecko mdlała na widok krwi, wystarczyło zadrapane kolano koleżanki albo rozbite kolano brata, by świat zamieniał się w biel, a dźwięki odpływały w ciszę. A jednak, mimo tego lęku, Lusya pragnęła zostać lekarzem, jak jej mama, kobieta o dłoniach, które potrafiły czynić cuda, i oczach, w których mieścił się spokój całego świata. Chodziła za nią po szpitalnych korytarzach, wdychając zapach środków dezynfekcyjnych, udając, że nie czuje, jak serce wali jej jak młotem. Próbowała się przełamać, udawała, że to nic takiego, że to tylko głowa, tylko wyobraźnia, ale kiedy widziała choć kroplę, świat tracił kolory, a ona zsuwała się na zimne kafelki, jak lalka z odciętymi sznurkami. Zrozumiała wtedy, że nie wszystko, co dziedziczymy po rodzicach, da się utrzymać w dłoniach i że czasem trzeba pozwolić marzeniu odpłynąć, by zrobić miejsce dla czegoś nowego. W piaskownicy nie bała się stanąć między dwojgiem dzieci z łopatkami uniesionymi jak miecze. Zamiast walczyć, mówiła. Zamiast krzyczeć, tłumaczyła. Miała słowa, które potrafiły rozbroić gniew i spojrzenie, które przywracało spokój. Z czasem zrozumiała, że jej pole bitwy nie będzie salą operacyjną, lecz salą sądową. Tam, gdzie zamiast krwi płynie prawda, a każde słowo może leczyć lub ranić. I choć wciąż czuje dreszcz, gdy ktoś wspomni o igłach, potrafi stanąć przed tłumem i mówić z taką pasją, że nawet najbardziej zatwardziali przeciwnicy milkną. Jednocześnie jest chodzącym chaosem, potyka się o własne sznurówki, wylewa kawę na notatki, a czasem oblewa się zupą, bo zapomniała, że trzyma łyżkę w dłoni. Potrafi przewrócić kubek jednym ruchem ręki, zgubić klucze w torebce, a mimo to śmieje się z siebie szczerze i zaraźliwie. W jej obecności trudno się gniewać, ma w sobie tę dziwną magię, która rozbraja nawet najbardziej spiętych ludzi.
TAG: #25yo | #lawstudent/Yalestudent | #paralegal/#Morgan & Miller

14 komentarzy:

  1. [Masz rację, Lusya to prawdziwy paradoks, ale bardzo przyjemnie czytało się o niej tak mocno stąpającej po Nowym Jorku. Byłam pewna, że mimo tej jedynej reakcji na krew, faktycznie mam do czynienia z osobą chodzącą również po nowojorskim szpitalu. Tylko jednak lepiej, żeby broniła ludzi, wyciągając na wierzch prawdę, niż miałaby tracić przytomność na każdy widok krwi, a nie kryjmy się wielu pacjentów trafia w takim stanie, gdzie nie ominęłaby ujrzenia czerwonej cieczy. Ostrożnie z tym potykaniem się, rozlewaniem herbaty czy gubieniem kluczy, bo ja ostatnio tak schowałam kluczyki od samochodu, że biedny mąż prawie musiał iść na pieszo do pracy :D
    Sukcesów na blogu! ^^]

    NATALIE HARLOW & VANESSA KERR

    OdpowiedzUsuń
  2. [Dzień dobry, cześć i czołem, witam serdecznie Twoją kolejną postać na blogu 🩵 Muszę to napisać - jaka Lusya jest przekochana 🩵 Choć może nie powinno pisać się tak o studentce prawa, która na sali rozpraw powinna sprawiać zgoła inne wrażenie? Ja jednak właśnie tak ją odbieram, szczególnie po tej rozpisanej przez Ciebie scenie w piaskownicy :) Bardzo podoba mi się także to, jak zręcznie operujesz słowem w tej karcie postaci i jak pięknie Lusyę (czy dobrze odmieniam?) nam tutaj prezentujesz. To jest kawałek dobrego, malującego postać jak żywą tekstu :)
    Trzymam za pannę Warren kciuki, a także za to, by zbyt często nie oblewała siebie i otoczenia czym popadnie ;) Baw się z nią dobrze!]

    MAXINE RILEY & IAN HUNT & CHRISTIAN RIGGS

    OdpowiedzUsuń
  3. [Dzień dobry! 😊
    Mogę sobie przybić piąteczkę z Lusyą, bo i mnie widok krwi potrafi do stanu omdlenia doprowadzić. Podobnie jak igieł, ale tylko tych do pobierania krwi i zastrzyków. U piercera za to mogą mi nawet lusterko dać, żebym patrzyła jak ją wbija. :D Bardzo dobrze, że Lusya znalazła inną ścieżkę w życiu i jak widać to chyba był strzał w dziesiątkę. Można jej pozazdrościć tej pewności siebie. Wiele bym dała, aby z taką śmiałością mówić przed tłumem. :) Bardzo miłym akcentem jest również ten mały chaos, który wprowadza sobie w życie. To idealnie oddaje, że nikt nie jest perfekcyjny. :)
    Powodzenia z drugą postacią i samych ciekawych wątków, a gdyby jednak była chęć bądź miejsce to zapraszam do siebie. :)]

    Sloane Fletcher, Sophia Moreira & Zane Maddox

    OdpowiedzUsuń
  4. [Cześć, miło widzieć, jak grono postaciek na blogu się rozrasta. ♥ Fajnie, że postanowiłaś dołączyć do nas drugą postacią. Luśka jest genialna, do imienia mam sentyment, a wizerunek, który jej wybrałaś - pani jest przepiękna i faktycznie sprawia wrażenie kogoś o dobrym sercu. Prosta, ciepła dziewczyna Ci wyszła, a ten chaos, który jej towarzyszy, dodaje tylko uroku. ;-)
    Powodzenia z Lusyą, bawcie się dobrze. ♥]

    Andrea Wilson, Debbie Grayson & Olivia Fitzgerald

    OdpowiedzUsuń
  5. [Cześć! Absolutnie urocza dziewczyna o wielkim sercu. To bardzo dobrze, że w sądzie bronić lub gonić będzie odpowiednich ludzi ktoś taki! Czy to chaos, czy to jej własny niepodważalny czar, wierzę że dziewczyna wie, którą drogą chce podążać w życiu. ;)
    Trochę mnie życie przygniotło i nie miałam okazji powitać też Twojego pana, ale zerknęłam sobie w jego kartę i tam też widzę, że stworzyłaś kawał ciekawej historii :) Rowanowi jednak bardziej współczuję, a za słodką Lu trzymam kciuki!
    Baw się dobrze z swoją bandą, a w razie chęci, zapraszam też do siebie na rozruch]

    Emma & Lily

    OdpowiedzUsuń
  6. Mimo że biuro mieściło się w samym sercu miasta, w jego przestronnym gabinecie panowała cisza – ta szczególna, gęsta cisza, jaką potrafią zapewnić jedynie grube, dębowe drzwi i ściany wyłożone ciemnym drewnem. Przerywał ją jedynie delikatny szelest papieru i ciche skrobanie stalówki, gdy Tanner pochylał się nad dokumentami, kreśląc kolejne słowa w notatniku, w którym zapisywał wszelkie uwagi dotyczące akt sprawy. Jego granatowy garnitur, idealnie skrojony, nie miał ani jednej zmarszczki, a złote spinki połyskiwały w świetle rozlokowanych pod sufitem lamp. Dzień, jak co dzień. Oczywiście, za drzwiami jego gabinetu tętniło życie kancelarii: w recepcji słychać było cichy stukot klawiatur i stłumione rozmowy telefoniczne, przerywane od czasu do czasu dźwiękiem ekspresu do kawy. Sekretarka przemieszczała się między biurkami z plikiem dokumentów w dłoniach, a młodsi prawnicy pochylali się nad aktami, wymieniając krótkie uwagi i notatki. Ich ruchy były szybkie, ale pełne dyscypliny – każdy znał tu swoje miejsce, każdy wiedział, że od profesjonalizmu zależy reputacja kancelarii. A relacje? Cóż, każdy starał się o nie dbać. Każdy z wyjątkiem Tannera, który w żaden sposób nie łączył życia w prywatnego i zawodowego w jedną całość, mimo że ono przenikało się samoistnie choćby dlatego, że jego żoną jest kobieta, która przez ostatnie lata dzieliła z nim nie tylko dom, ale i gabinet. Wraz z przeniesieniem kancelarii do nowego biurowca, ona przeniosła się do własnego gabinetu, co już wzbudziło tuzin podejrzeń o rozstaniu, ale plotki do dziś są tylko plotkami, a oni w kancelarii zachowują serdeczne stosunki, nawet jeśli w osiemdziesięciu procentach wymuszone. Jego szacunek sięga również do pozostałej części kadry, bo nikogo nie traktuje tutaj źle, co nie zmienia jednak faktu, że nie brak mu adwersarzy i osób, z którymi nie darzy się nawet gramem sympatii, i którym w związku z tym nie puszcza nawet grama błędu – tak dla zasady. Jego sprawiedliwość jest chłodna, ale nieprzekupna, a każdy, kto popełni błąd, wie, że będzie musiał się z niego srogo tłumaczyć. I pod tym względem są do siebie z ojcem podobni. A jeśli już mowa o ojcu, cała ta kancelaria to wciąż jego przybytek. To on dyktuje zasady, on żongluje ludźmi, dobierając nowych pracowników, a zwalniając tych, którzy nie nadążają za jej prestiżem. I tylko Tanner ma to głęboko w dupie, robiąc ojcu na złość, albo samemu zbierając owoce złości ojca. I taki owoc właśnie nadszedł.
    Nie musiał nawet podnosić spojrzenia, by wiedzieć, kiedy to ojciec wchodzi do jego gabinetu, bo jest on jedyną osobą na świecie, która nigdy nie puka do drzwi. Stary tradycjonalista, niby wychowany, ale bucowaty do szpiku kości – człowiek, który potrafi wejść, mruknąć jedno słowo i zniknąć, zostawiając za sobą mieszankę irytacji w milionie różnych odcieni. Tym razem miał jednak do przekazania coś więcej. A raczej kogoś więcej.
    — Tanner, poświęć nam chwilę — Joseph zażądał surowo, podchodząc do biurka, na którym leżały akta starannie ułożone w równe stosy, każdy z zakładkami w kolorach przypisanych do kolejnych etapów sprawy.
    Tanner sięgnął po jeden z dokumentów, a jego dłonie poruszały się z tą precyzją, jaka przychodzi z latami praktyki. Na prośbę ojca podniósł spojrzenie, które od razu ciężko spoczęło na młodej kobiecie. Zmarszczył lekko brwi, bez pardonu taksując jej sylwetkę wzrokiem, jakby była intruzem, który przeszkodził mu w codziennym życiu. Nie była klientką, to jasne, bo najpierw musiałaby znaleźć się w jego pękającym w szwach grafiku.
    — Pani Lusya jest naszą nową pracownicą. Zatrudniłem ją jako asystentkę prawną, więc od dziś będzie wspierać cię w prowadzeniu spraw — oznajmił, wskazując dłonią na młodą damę. Tanner nieustannie utrzymywał w niej spojrzenie, z nieprzewidywalną powagą na własnej twarzy. Aż przechylił leniwie głowę i spojrzał na Josepha, który wyczekiwał jakiejś reakcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nagle, po dziesięciu latach mojej praktyki, doszedłeś do wniosku, że potrzebne mi wsparcie? Zabawne — skomentował, ale nikomu nie było w tej chwili do śmiechu. — Skoro ją zatrudniłeś, to ją sobie weź — powiedział, mierząc się z ojcem na spojrzenia. — Tobie przyda się bardziej — dodał wymownie i wrócił uwagą do papierzysk przed sobą.
      Joseph pochylił się, ciężko kładąc dłoń na blacie. Zacisnął zęby i wziął spokojny wdech przez nos, bo on nie znosi sprzeciwów, ale przy młodej damie nie będzie robił przecież zamieszania.
      — Jeśli przejmiesz kiedyś ten biznes, będziesz rządził po swojemu. Na razie zasady panują tutaj moje.
      Tanner prychnął cicho pod nosem, kręcąc głową, bo prędzej mu kaktus na ręce wyrośnie, niż przejmie ten biznes. Uchowaj Boże!.
      — Wszystkie formalności są już załatwione — Joseph ciągnął niezłomnie. — Panna Warren zaczyna od dziś, dlatego ustalcie między sobą przebieg współpracy — powiedział, prostując się i przenosząc spojrzenie na Lusyę. — Tanner odpowie na resztę pani pytań — oznajmił, uśmiechając się do niej symbolicznie. Zaraz skierował się do wyjścia i zniknął za drzwiami, pozostawiając po sobie tylko ciszę i gęste napięcie, wiszące w powietrzu.

      welcome to a little hell, sweetheart
      Tanner Morgan

      Usuń
  7. Gdy ojciec wyszedł, przeklął go w duchu kilka razy i dał sobie dwie sekundy na zebranie myśli, choć miał już w głowie rozwiązanie dla tej patowej sytuacji. A to, że miał było faktem i to dokonanym, bo gdy ona ruszyła się z miejsca, a z jej ust wydostał się niestrudzenie uroczy głos, jakby w ogóle niezrażony sytuacją sprzed chwili, całe jego rozwiązanie strzelił szlag. Przyglądał się jej poczynaniom, zastanawiając się szczerze, czy to przypadkiem nie jest dla niego jakiś osobliwy test cierpliwości, skoro w ciągu kilkudziesięciu sekund jego przestrzeń osobista została zmącona chaosem, którego nie jest w stanie uporządkować nawet sama posiadaczka, a on musiał to znieść w taki sposób, żeby nie wywalić jej z hukiem za drzwi, mimo szalenie wielkiej, wręcz kuszącej go na to ochoty. Siedział w fotelu wyprostowany, napięty jak struna i wodził spojrzeniem za tym nierozgarniętym dziewczęciem, szukającym pieprzonego długopisu gdzieś pod fotelem. Boże, cierpliwości. Ojciec z pewnością wiedział, co robi, przydzielając tę pannę właśnie jemu, ale bądź co bądź, skoro została tutaj zatrudniona, musiała posiadać odpowiednie kwalifikacje, które on z pewnością przejrzy przy najbliższej okazji, bo na pierwszy rzut oka ciężko uwierzyć, że dostała się w ogóle na prawnicze studia, skoro potykała się o własne buty. Cholera, tak normalnie nie bywa uprzedzony do ludzi, nie ocenia nikogo zbyt pochopnie, ale w jej przypadku te kilkadziesiąt sekund przedstawienia, które przed nim odegrała, wystarczyło, żeby wypłynąć na pierwsze wrażenie i po mistrzowsku je spieprzyć. On naprawdę miał powierzyć jej pracę przy sprawach, w których na szali często waży się czyjeś życie? Musiałby chyba upaść na głowę, żeby to zrobić. Nadal miał wrażenie, że to jakiś kiepski żart, tylko że coś długo nikt nie próbował się do niego przyznać.
    Spojrzał na nią, gdy wreszcie stanęła z powrotem wyprostowana, z tym nieszczęsnym długopisem w dłoni, który wzięła z biurka cholera wie po co. Cierpliwy z niego człowiek, naprawdę, jednak z wyrozumiałością zawsze był na bakier.
    — Lubi pani ludzi? — Wstał z fotela i uniósł brew, wbijając w jej twarz twarde spojrzenie. Obszedł biurko i stanął przed nią, z bliska zaglądając w jej ciemne oczy. — Bardzo chętnie zapracuję na to, żeby stać się pierwszym człowiekiem, którego pani szczerze, z całą tą swoją niespożytą energią, znienawidzi — wypowiedział, dobitnie ważąc słowa. Zaraz wyciągnął rękę w bok, wskazując palcem fotel który samotnie stał pod ścianą. Piękny, z epoki wiktoriańskiej, obity złotą tkaniną, a teraz, jak się okazuje, znajdujący się w odpowiedniej odległości od niego i jego biurka.
    — Usiądzie pani tam — nakazał. Miał ochotę dodać, że o ile dojdzie tam pani, nie robiąc sobie żadnej krzywdy, ale powstrzymał się, bo miał szczerą nadzieję, że ten chaos to jej reakcja na stres, a nie codzienny styl bycia i życia. — Jeśli wykona pani to zadanie, nie szarpiąc moich nerwów, jest duża szansa, że nie doprowadzę pani do stanu, w którym sama zechce pani się stąd zwolnić — zapowiedział, opuszczając dłoń i kładąc obie na swoich biodrach. Czekał, aż wykona polecenie, przejdzie do tego fotela i faktycznie na nim usiądzie, a potem spędzi tam chociaż pół minuty w bezruchu. Dobry Boże, że też po dziesięciu latach błogiego spokoju przyszło mu współpracować z żywym, chodzącym, gadającym i uśmiechającym się chaosem. Jest przynajmniej szansa, że to ona pierwsza odpuści, musząc użerać się z jego totalnie poukładanym i niecierpiącym bałaganu obliczem. Pomyśleć, że dzień się dopiero zaczął. Do cholery.

    Tanner Morgan

    OdpowiedzUsuń
  8. Ona w jednej minucie zdążyła wypowiedzieć w jego towarzystwie tyle słów, ile co niektórzy w tej kancelarii nie wypowiedzieli przy nim przez cały rok. To było raczej niespotykane i nienaturalne w tym środowisku, a on zwyczajnie nieprzyzwyczajony do monologów, które kończą się tylko dlatego, że płuca muszą wziąć w końcu kolejny wdech. Poza tym, prawnik, który nie lubi konfrontacji? Zaskakujące, przecież sprawy sądowe są konfrontacjami samymi w sobie, nie wspominając już o przedzieraniu się przez egoistyczne jednostki, reprezentujące organy ścigania. Z drugiej strony, to że Lusya studiuje prawo, nie oznacza od razu, że zostanie w przyszłości adwokatem. Może miała zupełnie inne plany, może zamierzała robić coś, w czym konfrontacja faktycznie będzie zdarzać się od tylko święta. Tak czy siak, jeśli trafiła do tej kancelarii, w dodatku do jednego pomieszczenia z nim, to powinna zacząć się przyzwyczajać nie tylko do starć, ale i do bezpośredniego przekazu, bo on nigdy nie obchodzi się tutaj z ludźmi jak z jajkiem. Konkrety są czymś, co zadowala go jako jedyne, ale trzeba przyznać, że w tym, co Lusya właśnie mówiła, tych konkretów było nawet kilka. Może faktycznie nie jest tak źle, jak wskazywało na to... dosłownie wszystko.
    — Bardzo dobrze, że ma pani zwyczaj dyplomatycznego rozwiązywania spaw, ale proszę mi wierzyć, ja się nie martwię, natomiast w tym miejscu nikogo nie interesują gadki-szmatki. Jeżeli jest pani odpowiednią osobą do pracy tutaj, w dodatku ze mną, to czas z pewnością to zweryfikuje — zapewnił, wracając na swój fotel przy biurku. To, czy miała znajomości, czy nie, wcale go nie obchodziło, bo w tym miejscu nie ma to żadnego znaczenia. Tu każdy sam musi zapracować na swoje uznanie, czy to dziecko prezydenta, czy lekarki i dewelopera.
    — Z racji tego, że lista pani obowiązków, praw i przywilejów jest zawarta w kontrakcie, wyjaśnię zasady pracy ze mną — zaczął, przekładając na bok kilka plików dokumentów. Lusya na pewno miała świadomość, czym zajmuje się asystent prawny, skoro podpisała umowę. To ona miała dbać o porządek w aktach, dokumentach i rejestrach prawnych, a przy okazji o korespondencję, przygotowywanie dokumentów prawnych i o poprawne funkcjonowanie biura pod każdą jego nieobecność. Niby nie wydawało się to trudne, a jednak nie było też wcale łatwe, gdy należało pracować pod oczekiwania wymagającego człowieka, który nie toleruje błędów. Ani bałaganu.
    — Po pierwsze: nie obchodzi mnie pani prywatne życie. Jeżeli zdradza panią facet, zepsuła się pani pralka, albo rodzina doprowadza panią do szału, to bierze pani tydzień urlopu, załatwia to tam, gdzie trzeba i nie przynosi osobistych problemów do pracy. Po drugie: ja pracuję w ciszy — zaznaczył ten dość istotny szczegół, któremu mogła nie sprostać. — Po trzecie: konkretne obowiązki będę zlecał pani raz w tygodniu, a częściej jedynie wtedy, gdy wypadnie jakaś kryzysowa sytuacja. Wszystkie dokumenty zawsze dostarcza pani do wskazanych instytucji osobiście. Nigdy nie podejmuje pani żadnych działań bez konsultacji ze mną, natomiast każda korespondencja zaadresowana do mnie, trafia bezpośrednio na moje biurko — wymienił, przyglądając się jej w oczekiwaniu na to, że zrozumiała. Jeżeli nie zrozumiała, to więcej jak pewne, że nie dogadają się na absolutnie żadnej płaszczyźnie.
    — Poza tym, może pani przebywać tu po godzinach pracy, ale przede wszystkim ma być pani obecna w godzinach pracy, bo będą pokrywać się one z moimi — powiedział jeszcze. — Pytania? — Uniósł brew, dając jej jeszcze szansę na jakiś dodatkowy słowotok, złożony z pytań i spraw, które chciałaby bardziej rozjaśnić.

    Tanner Morgan

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja jak zwykle z ogromnym poślizgiem. xD <3 Ale przemiłą babeczkę stworzyłaś, po nadrobieniu sobie nowych buziek w mieście była to przyjemna odmiana. Moja pani mechanik się opóźnia, więc może pokombinujemy coś z Marco w międzyczasie? Odpisuję tak jak zwykle, nie za szybko, ale jakoś mi ta obyczajówka idzie, więc gdyby mój aktorzyna na coś Wam się przydał, to chodźcie. :D
    Hej, powodzenia z kolejną postacią!


    MARCUS LOCKHART

    OdpowiedzUsuń
  10. Jego służbowa wersja dość mocno różni się od tej prywatnej, ale na tą drugą nie ma miejsca przy tym biurku i dokładnie tego samego oczekiwał od Lusyi – żeby jej obecność tutaj zawsze wiązała się wyłącznie z pracą. Wszystko mu jedno, co będzie robiła poza kancelarią, oczywiście o ile jej zachowanie nie zacznie godzić przy okazji w dobre imię firmy, ale za każdym razem, gdy będzie przekraczać próg tego miejsca, jej skupienie ma spływać wyłącznie na zadania i obowiązki, które będą czekać na realizację. Nie miał nic przeciwko, żeby nawiązywała kontakty z ludźmi z kancelarii, bo to nawet wskazane, żeby zacieśniać więzi w tym środowisku, ale nic z tych rzeczy nie może wpływać na płynność jej pracy. Jeśli szybciej uwinie się z tym, co ma zrobić, wtedy reszta dnia pozostaje do jej dyspozycji i nic mu do tego – grunt, żeby zawodowe zobowiązania były zrealizowanie bezbłędnie i na czas. Miał szczerą nadzieję, że idzie to u niej w parze, chociaż nad tą nadzieją górowało całe mnóstwo obaw, że jeszcze niejednokrotnie wyjdzie z siebie i stanie obok. Oby nie musiał, ale kto wie, co jeszcze drzemie w tej nieprzewidywalnej dziewczynie.
    — Nie chodzi o to, żeby tylko słuchać zasad — odparł znacząco. — Jeżeli chce tu pani pracować, to musi się ich pani przede wszystkim nauczyć — zaznaczył, licząc na to, że to, co mówił, rzeczywiście do niej docierało, a nie że było tylko czczym gadaniem, które ona w pewnym momencie powtórzyła. Wszystko wyjdzie w praniu, ale niewykluczone, że nie będzie ono jakoś szalenie długie, bo jego wyrozumiałość ma bardzo wąskie granice, a Lusya nie wygląda na kogoś, kto miałby się tym przejmować. Prawda jest jednak taka, że jedno jej przegięcie może kosztować ją czas zmarnowany na siedzenie na tym wiktoriańskim krześle.
    — Nie ma żadnych owocowych czwartków, ani innych szczególnych dni — odpowiedział krótko. Z owoców można bez pytania skorzystać w pomieszczeniu socjalnym, gdzie wszyscy mają dostęp do ciepłych napojów i przekąsek, a także do skonsumowania lunchu, jeżeli dla kogoś godzina to zbyt mało, by skoczyć coś z jeść do jednej z kilkunastu restauracji obecnych w tym nowo powstałym wieżowcu. Żadne rytuały w firmie nie obowiązują, nie licząc jedynie tych osobistych, które posiada on sam, ale o których Lusya nie musiała na razie wiedzieć. Na pewno z czasem spostrzeże się, że nie przychodzi do kancelarii na dzień przed rozprawami, bo przygotowuje się do nich w domu, i że zawsze znika stąd w porze lunchu. To też normalne, że jego grafik jest elastyczny – raz jest, raz go nie ma, czasami zaczyna wcześniej, czasami później, ale tym też nie musiała się przejmować, bo obowiązki będzie mieć zlecone na czas, a jej grafik zawsze będzie stały i stabilny.
    Wstał z fotela, ruszając do regału, zastawionego różnymi aktami, które dotyczyły wciąż prowadzonych przez niego spraw. Było ich ze dwanaście, mniej lub bardziej skomplikowanych, ale wszystkie tak samo ważne. Wyciągnął dossier ze sprawą mężczyzny, który odsiedział kilka miesięcy za posiadanie narkotyków, a u którego on wywalczył najniższy z możliwych wyroków, a teraz walczyli o odzyskanie prawa do posiadania broni, które w związku z wyrokiem i obowiązującym w USA prawem mężczyzna utracił. Byli bliscy wygranej.
    — Proszę, żeby poukładała pani chronologicznie zawartość tej teczki. Zrobił się w niej niezły bałagan — oznajmił, kładąc teczkę na kraniec biurka po drugiej stronie, gdzie stał fotel dla gościa. To oznaczało, że Lusya musiała przesiąść się bliżej, ale nie sądził, że powinien mówić to na głos, skoro to oczywiste. — Jeśli przyjdzie tu pani jutro, będzie miała pani swoje stałe miejsce do pracy — oznajmił jeszcze i z powrotem usiadł na swoim fotelu. Nie będzie pracowała siedząc byle gdzie i może kiedyś będzie robiła coś ambitniejszego, niż układanie papierów, ale najpierw musiała sprostać temu. I jemu samemu.

    Tanner Morgan

    OdpowiedzUsuń
  11. Na szczęście zasady, o których rozmawiali, nie miały nic wspólnego ze zmienianiem osobowości, a jedynie z ustalaniem przebiegu jej kariery w tym miejscu, ale jeżeli to dla niej rzeczywiście zbyt wiele, zawsze może zrezygnować, a on przyjmie to bez łaski. Skoro zdecydowała się na pracę w kancelarii, która narzuca wysokie, ale za to dość jasne standardy, to albo przyjmie ją za codzienność, albo będzie musiała poszukać sobie czegoś innego, czemu sprosta bez wysiłku. Była tu zatrudniona dopiero chwilę i raczej nie miała pojęcia z jakimi klientami pracują, że nie są to szarzy ludzie z przedmieść bez oczekiwań, tylko ci którzy przychodzą tu z żądaniami i konkretnymi potrzebami. Problemy szarych ludzi były ostatnimi, które chcieli rozwiązywać jako kancelaria, więc nie byli dostępni dla tego grona klientów Brali wyłącznie sprawy, które dotyczyły wielkich nazwisk, grubych pieniędzy i ciężkich wyroków, i tylko czasami zdarzały się wyjątki od tej reguły, kiedy niesprawiedliwość szczypała w oczy i należało przywrócić ją do porządku. Nikt nie miał tutaj czasu na sprawy pokroju niespłaconej pożyczki za telewizor, kiedy w grę wchodziły batalie o roszczenia wspólników wielkich korporacji, sprawy o uchylenie uchwał, czy prawo własności przemysłowej. Nikt nie poświęci energii na rozwiązanie jakiejś pijackiej bójki przed klubem, gdy na szali waży się niewinność człowieka, który został niesłusznie skazany za morderstwo ze szczególnym okrucieństwem. Ich kancelaria to prestiż i sprawy, które przeciętni ludzie mogą oglądać jedynie na ekranach telewizorów, dlatego nawet, jeśli istniałaby zasada, która obejmowałaby zakaz dotykania długopisów znajdujących się na jego biurku, to jej obowiązkiem jest tę zasadę uszanować. I wszystkie inne zasady też. Praca w tym miejscu wymaga tego od wszystkich jednakowo.
    Siedząc przy biurku, przyciągnął do siebie Macbooka, otworzył ekran i wpisał pin, po czym zaczął przeglądać foldery w poszukiwaniu wniosku, który wymagał dopisania jeszcze kilku zdań. Na burczenie w brzuchu Lusyi nie zareagował, mimo że docierało ono do jego uszu, jednak jej propozycja już skutecznie wytrąciła go z myśli. Spojrzał na nią zaraz co najmniej tak, jakby nabrał podejrzeń, że jest jakąś maniaczką, bo nie było i będzie żadnego razem, więc jakim w ogóle cudem przyszedł jej do głowy jeszcze wspólny lunch. Już miał odpowiedzieć, że za drzwiami ma całą kancelarię do dyspozycji, i że tam może sobie poszukać kogoś, kto zechce spędzić z nią wolny czas dobrowolnie, ale wtedy stało się to – szelest papieru, syknięcie i kolory odpływające z jej twarzy. Zaczęła wyglądać tak, jakby miała zaraz odlecieć.
    — Cierpliwości — rzucił do siebie pod nosem, podniósł się z fotela po raz kolejny i kilkoma szybkimi krokami obszedł biurko, za moment stojąc już przy fotelu Lusyi. Wziął teczkę z dokumentami i położył na biurku, żeby nie stwarzała już dodatkowego zagrożenia w jej dłoniach, czy tak w ogóle w jej pobliżu, a potem wsunął dłoń na klapę marynarki i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni bawełnianą, elegancko złożoną, chusteczkę. Sięgnął śmiało po jej dłoń i nakrył chusteczką zraniony palec, na którym widniała drobniutka strużka krwi.
    — Proszę oprzeć się wygodnie, głęboko oddychać i powoli dojść do siebie — powiedział i położył drugą dłoń na jej ramieniu, sugestywnie kierując jej plecy na oparcie fotela.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — W jaki sposób chce pani przerwać w tym miejscu, skoro wystarczyło zaledwie pierwsze kilkadziesiąt minut, żeby zrobiła pani sobie krzywdę? — Przeniósł spojrzenie do jej oczu i trzymając jej drobną dłoń, zaczął owijać miękki materiał chusteczki wokół zranionego palca. — I czy to normalne, że przychodzi pani głodna do pracy? — O to też musiał zapytać, bo teraz tym bardziej nie rozumiał, jak ta dziewczyna funkcjonuje na co dzień. Pokręcił nieznacznie głową, na razie dając sobie spokój z mówieniem, bo Lusya faktycznie potrzebowała głęboko oddychać i dojść do siebie. Owinął tylko jej palec, żeby nie była skazana na widok krwi, która ewidentnie była powodem tego chwilowego odlotu.

      Tanner Morgan

      Usuń
  12. Nie wyciągał wniosków na podstawie jednego pojedynku z papierem, bo takie pojedynki stoczyła tutaj już dwa, a pierwszy był z długopisem, z którym walczyła pod fotelem zaledwie chwilę po wejściu do tego pomieszczenia. Jakoś nie chciało mu się wierzyć, że mogła łączyć przegrywanie z przedmiotami biurowymi w pracy, która narzuca ich używanie prawie że bez przerwy, ale nie chciało mu się też wierzyć, że rzeczywiście studiuje prawo na Yale, chociaż wątpliwe, żeby naciągała takie fakty. To musiała być prawda, nawet jeśli trudna do przyjęcia, jako coś realnego. Nie miał pojęcia, czy zda test z cierpliwości, ale był święcie przekonany, że obleje test z wyrozumiałości, dlatego lepiej, żeby nie schrzaniła niczego, co dotyczy spraw prawnych, bo tych nie da się dla niepoznaki owinąć kawałkiem szmatki. Nie ufał jej, bo nie miał na razie nawet cienia powodu, żeby zacząć, skoro wraz z wejściem do gabinetu, przyniosła jedną, wielką katastrofę, ale nie skreślał jej, jeszcze, choć miał przemożną ochotę zwinąć cały ten cyrk i wystawić za drzwi. Jego robota stała przez to wszystko w miejscu i jeśli był czymś podirytowany, to właśnie tym, że tracił cenny czas na niezdarne zachowania dziewczyny, która teoretycznie miała być jego prawną asystentką i za nim nadążać, a w praktyce nie nadążała sama za sobą. Dobre sobie.
    Obszedł biurko i usiadł z powrotem na swoim fotelu, milcząc przez chwilę, bo cała ta sytuacja była tak popieprzona, że nie widział sensu dodatkowo jej komentować. Przysunął do siebie laptop i przeciągnął palcem po touchpadzie, żeby wzbudzić urządzenie do życia, bo ekran zdążył się już wygasić, a to znaczy, że zmarnował co najmniej dziesięć minut na coś, co nie było nawet w jednej setnej procenta związane z jego obowiązkami.
    — Jeśli chce pani pracować, to proszę zacząć — powiedział, rzucając krótkie spojrzenie na teczkę, która znów znalazła się w jej dłoniach, licząc na to, że tym razem nie zrobi sobie nią niczego, co zagrozi jej zdrowiu lub życiu. Specjalnie zlecił jej coś banalnego, bo poukładanie papierów to przecież żadna filozofia, która wymagałaby ukończenia prawa, ale mimo to nie był pewien, czy Lusya zdołała dotrzeć w tym do początku i jakkolwiek się odnaleźć. Dobrze, że nie pomyślał o tym, by rzucić ją na głęboką wodę, bo bez wątpienia utopiłby w niej samego siebie.
    — Jak pani skończy, to w następnej kolejności zrobi pani kserokopie wszystkich uzasadnień wyroków sądu, które znajdują się w tej teczce i przekaże je pani do recepcji — zlecił, zakładając, że nie musi już tłumaczyć, że kserokopiarka znajduje się w głównym biurze, nieopodal recepcji, i że ona będzie musiała tam dotrzeć niczego po drodze nie niszcząc, włącznie z samą sobą. Joseph zwykle przydzielał kogoś do nowych pracowników, żeby mogli zapoznać się z kancelarią i dowiedzieć się, gdzie co jest, więc uznał, że Lusya też ma już to za sobą. Zresztą, kserokopiarki stojącej pod ścianą głównego korytarza, nie da się nie zauważyć, bo jest wielka jak kombajn.

    Tanner Morgan

    OdpowiedzUsuń