Styczeń, dwa tysiące dziewiętnasty rok
Zacisnął pięść i wymierzył ostry cios w treningowy worek.
— Wszystko w porządku, Dan? — Mike, kolega z pracy stał po drugiej stronie i trzymał porządnie worek bokserski. Przyglądał się przy tym uważnie brunetowi — chodzi o Sheilę?
Daniel wywrócił oczami, wymierzając jeszcze jedno uderzenie. Trenował, bo chciał pozbyć się tych myśli. Musiał się wyżyć, aby spróbować zachować spokój w domu. Gdyby nie ciężkie treningi, najpewniej w mieszkaniu ciągle trwałyby awantury. Nie było łatwo wyprowadzić mężczyznę z granic cierpliwości, ale jego małżonka miała do tego niesłychany dar.
— Znowu się pokłóciliście?
Kolejny cios, tym razem chybiony.
— Kurwa — wydusił z siebie, opuszczając dłonie wzdłuż ciała. Przetarł przedramieniem czoło z kropelek potu i na ugiętych kolanach, pochylił się delikatnie do przodu, biorąc przy tym głębokie, uspokajające oddechy. Dłońmi w rękawicach podparł się o kloana.
— Stary, spokojnie.
Daniel spojrzał tylko na niego i pokręcił lekko głową. Miało to oznaczać, że za chwilę uda mu się powiedzieć więcej. Musiał jednak w pierwszej kolejności uspokoić oddech i kołaczące serce. Po dwóch, może trzech minutach wyprostował się i spojrzał na Mike’a.
— Tego już się nawet nie da nazwać kłótnią — mruknął, niezbyt zadowolony z sytuacji panującej obecnie w jego małżeństwie.
Nie umiał nawet znaleźć odpowiednich słów, którymi mógłby przekazać koledze, co tak naprawdę czuje w tej chwili. Dopadało go zrezygnowanie i frustracja. Za każdym razem, kiedy robił cokolwiek, aby ratować tę relację… Dostawał mentalny policzek. Sheila zawsze potrafiła znaleźć powód, którym potrafiła zepsuć mu humor i odebrać całą energię do dalszych starań. Były momenty, w których miał serdecznie dosyć jej osoby.
— Na pewno przesadzasz — Mike spojrzał na Daniela — Sheila jest super laską. Mimo upływającego wieku, wygląda coraz lepiej. A to, że ma swoje humorki? Która z nich ich nie ma?
— Nie znasz jej prawdziwej wersji — mruknął, ściągając powoli bokserskie rękawice. Wszyscy powtarzali mu to samo: Sheila jest niesamowicie dobrą i piękną kobietą, poprzewracało ci się w głowie. — Cholera, Mike… To… Frustruje mnie — oznajmił, wiążąc komplet rękawic i przerzucając je sobie przez ramię. Trzymał sznurek pomiędzy palcami i wziął głęboki oddech — przy niej czuję się tak, jakbym każdego dnia umierał na nowo. Wysysa ze mnie całą energię. Wiesz, co będzie, jak wrócę do domu? Spojrzy na mnie. Nie zapyta nawet o to, jak minął mi dzień, jak było w pracy… Zrzuci natomiast tyradę tego, co musiała zrobić… Że z pewnością zostawiłem pieprzony kubek na stole, a księżniczka musiała wstawić go do zmywarki, że przez pół dnia leżała na kanapie oglądając netflixa, albo nowe panzokcie i na całe jej nieszczęście, musiała zrobić obiad — zarysował mniej więcej, jak z pewnością będzie wyglądał jego wieczór — nie chodzi mi o to, że ma zapieprzać w domu, żeby ten się błyszczał, ale… Nawet nie wyjdzie z psami, bo jej się nie chce, a za to będzie narzekała, że mam coś z nimi zrobić, bo cały dzień szczekają i jej przeszkadzają — mruknął.
Wiedział, że Mike tego nie zrozumie. Czasami miał wrażenie, że nikt nie potrafił zrozumieć. Każdy patrzył tylko na to, że trafiła mu się naprawdę piękna kobieta. Owszem, jego żona była piękna, ale… Coś w ich życiu się zmieniło. Sheila się zmieniła. Nie była tą samą osobą, którą poznał podczas studiów. Była energetycznym wampirem, tyle, że nikt nie umiał tego dostrzec poza nim.
— Słuchaj, stary. Jeżeli tak ci z nią źle, ja się mogę nią zająć — Mike zaśmiał się durnowato. W Danielu natomiast zawrzała krew. I wcale nie chodziło tylko o to, że jego kumpel zamierzał przystawiać się do jego żony. Strasznie wkurwiał go fakt, że każdy z góry zakładał, że to z nim jest coś nie tak, bo z Sheilą z pewnością wszystko jest dobrze, że przecież kobiety mają swoje humorki, że przecież nie muszą robić wszystkiego, a on powinien pamiętać o wsadzeniu kubka do zmywarki.
I pamiętał. Wystarczyło natomiast, aby raz tego nie zrobił, a blondynka była w stanie rozpocząć trzecią wojnę światową.
To w tym wszystkim sprawiało, że nie podjął żadnej decyzji, że nie potrafił zachować się stanowczo. Bał się, że w oczach kolegów będzie frajerem? Starał się za wszelką cenę odnaleźć w sobie miłość do Sheili, sprawić, aby uczucie, które kiedyś ich łączyło na nowo się rozpaliło, ale… Prawda była taka, że im bardziej się starał, im więcej było w tym niepowodzeń, coraz mniej chciał to ratować. Zwłaszcza, że nie widział żadnego zaangażowania ze strony swojej małżonki. Był gotów spełnić każde jej marzenie, najmniejszą zachciankę, ale w zamian dostawał jedynie kolejne pretensje.
Udało mu się po znajomości załatwić stolik w restauracji, w której tak bardzo chciała spędzić sylwestrową noc. Czy Sheila była szczęśliwa? Oczywiście, że nie. Stolik był w nie takim miejscu, w jakim sobie to wyobrażała, jedzenie było nie tak dobre, jak opowiadała jej koleżanka, a wszystko to oczywiście było winą Daniela…
Maj, dwa tysiące dziewiętnasty rok
Rzadko odwiedzał swoją matkę, z różnych przyczyn. Jedną z nich była jego własna żona. Sheila i Isabel nie dogadywały się. Nie potrafiły znaleźć wspólnego języka, od samego początku ich znajomości. Kobieta raz, może dwa razy wspomniała synowi jeszcze przed jego ślubem, że Sheila się jej nie podoba i ma złe przeczucia co do tej dziewczyny. Młody mężczyzna był wtedy za bardzo zapatrzony w miłość swojego życia i nie dostrzegał wad, które posiadała. Nie zwracał na nie uwagi, nie myślał o nich i o tym, jaki mogą mieć wpływ na ich wspólną przyszłość.
Im dłużej ich związek wisiał w tym dziwnym stanie, Daniel potrafił cofnąć się wspomnieniami do przeszłości i dostrzec rzeczy, które wcześniej ignorował. Zachowania blondynki, które w tym momencie niesamowicie go drażniły, a wtedy wydawały się błahostkami. O niektórych z nich myślał, jak o okresie przejściowym. Coś na wzór: jak już zostaniemy rodziną, dojrzeje. Nie będzie zachowywać się w ten sposób. Nie zmieniła się. Teraz wiedział, że zachowania wpojone od najmłodszych lat nie znikają tak po prostu. Z pewnością nie wtedy, kiedy człowiek nie stara się zmienić. Początkowo naprawdę uważał, że powinien rozpocząć zmiany od siebie. Starał się, wkładał dużo energii i zaangażowania w to, aby uratować ten związek. Miał świadomość, że składali sobie przysięgę przed pastorem i właśnie ten fakt sprawiał, że nie mógł jej tak po prostu zostawić. Oznajmić, że to koniec i odejść. Nie byli dwudziestolatkami, którzy spotykali się zaledwie kilka miesięcy, czy rok. Oboje byli dojrzałymi, dorosłymi ludźmi. Daniel chciał zachować się właśnie w ten sposób. Dojrzale. Próbował, starał się i wciąż nic z tego nie miał. Czasami odnosił wrażenie, że Sheilę bawi jego zachowanie. To, że naprawdę cały czas mu zależy.
Siedział przy mahoniowym stole, na krześle obitym kwiecistym materiałem. Zawsze w domu matki czuł się nieswojo, a przecież nie powinien. Było to miejsce, w którym się przecież wychował, z którym wiązał wiele pozytywnych wspomnień. Nadmiar porozwieszanych wszędzie talizmanów, kolorowych sznurków i porozkładanych kamieni, przytłaczał go. Nie wspominając już o trajkotaniu starszej kobiety na temat magii przeznaczenia. Wziął głęboki oddech i oparł się łokciami o blat, spoglądając na swoją rodzicielkę. Wiedział, że nie będzie musiał dużo mówić. Znała go w końcu najlepiej na świecie. Dlatego za każdym razem mimo wszystko żałował, że odwiedza ją tak rzadko, że powinien robić to częściej i na dłużej.
— Coś cię gryzie synu — Isabel trzymała w swoich dłoniach sztućce. Skubała właśnie kawałek smażonego łososia w poszukiwaniu ości. — I wcale nie mam na myśli tego paskudnego swetra, który masz na sobie. Żona ci go kupiła?
Daniel zaśmiał się cicho, spoglądając na rękawki ciemnego materiału. Faktycznie nie należał do tych miękkich i przyjemnych.
— To sweter po tacie.
— Naprawdę? Jest okropny.
— Wiesz, że najpewniej to ty go wybierałaś, prawda?
Pokręciła głową, ale na jej ustach malował się uśmiech. Lubił to w swojej matce. Zawsze, nawet w najgorszych momentach potrafiła odnaleźć coś pozytywnego, a jej uśmiech za każdym razem był szczery. Tylko raz widział, gdy go wymuszała na swoich ustach i miał szczerą nadzieję, że taki moment nie będzie miał miejsca ponownie.
— To pewnie prezent od babci. Na pewno mu nie wybrałam takiego swetra. Twój ojciec przeokropnie wyglądał w granatowym. Zresztą, zupełnie tak samo, jak ty.
— Naprawdę wyglądam tak źle?
— Jeszcze gorzej! — Zaśmiała się, unosząc w końcu starannie oczyszczony z ości kawałek ryby i wsunęła go do ust, powoli przeżuwając. Kontrolnie, co jakiś czas przyciskając mięso do podniebienia. Daniel dokładnie znał cały proceder zjadania ryby przez matkę. Nigdy nie mieszała w takim przypadku mięsa z dodatkiem i warzywami. Ryba znajdowała się nawet na oddzielnym talerzyku, a każdy, nawet najdrobniejszy kawałek oglądała nawet po kilka minut. Powtarzała, że wszystko to było spowodowane jednymi wakacjami. Podczas obiadu ość stanęła jej w gardle, a kobieta nie umiała jej w żaden sposób wyjąć. Skończyło się wizytą w szpitalu i nieprzyjemnym pozbyciem się ciała obcego.
— Zapamiętam to… Nigdy złego słowa nie powiedziałem o twoich ubraniach.
— W przeciwieństwie do ciebie, twojego ojca i babci mam dobry gust. Przykra sprawa, Danny, że musiałeś się wdać w drugą część rodziny — wzruszyła ramionami, spoglądając na niego. Odłożyła widelec, opierając go o talerzyk i oparła łokieć o stół. — Mam ci postawić tarota?
Pokręcił przecząco głową. Nieważne, jak bardzo byłoby źle, na tę opcję nigdy się nie zgodzi. Nie wierzył w tę całą magię. Nie uważał, aby karty mogły mu podpowiedzieć, co powinien zrobić, czy przewidzieć w jakiś sposób przyszłość. Zawsze wyśmiewał matkę w tym temacie, ale nie dzisiaj, nie teraz. Po prostu pokręcił przecząco głową, czując, jak zaciska mu się gardło.
— Możemy usiąść na kanapie? Jak kiedyś… Wiesz, gdy miałem zły humor — wychrypiał, unikając spojrzenia prosto w oczy Isabel. Bał się, że się rozklei, a przecież nie chciał tego. Nie chciał jej martwić i dokładać problemów. Swoich własnych miała wystarczająco dużo, o czym przecież wiedział.
Isabel przechyliła lekko głowę, lustrując przy tym uważnie twarz syna. Od samego początku, gdy tylko stanął w progu domu, wiedziała, że coś jest na rzeczy. Nie chciała jednak wyciągać z niego informacji na siłę. Zawsze sam jej o wszystkim mówił, kiedy czuł się gotowy. Dlatego słysząc jego prośbę, sięgnęła serwetkę i przetarła ręce, a następnie odsunęła się od stołu i usiadła na kanapie, która znajdowała się z półtora metra od stołu. Oparła łokieć o bok mebla i wyprostowała nogi. Daniel po chwili siedział obok niej.
— Wiesz, że zawsze będziesz moim małym synkiem?
— Wiem, mamo — mruknął, uśmiechając się delikatnie. Poprawił się na kanapie i ułożył tak, że głowę opierał o jej kolana. Zgiął rękę i wsunął dłoń pod swój policzek, uginając kolana, aby w całości zmieścić się na meblu.
Isabel wplotła palce w jego włosy i delikatnie, kojącymi ruchami głaskała go po głowie, nucąc cicho spokojną melodię. Mężczyzna oddychał spokojnie, wsłuchując się w głos matki.
— Nie wiem, co zrobić z Sheilą — odezwał się po dłużej chwili milczenia.
— A co podpowiada ci serce?
Wzruszył lekko ramionami. To był ten największy problem. Nie umiał stwierdzić, czego tak naprawdę chce. Oboje byli względnie młodzi. Gdyby teraz zdecydowali się na rozstanie, każde z nich miałoby szansę ułożyć sobie życie raz jeszcze, na nowo, bez siebie.
— Sam już nie wiem. Starałem się to naprawić… Rozbudzić w sobie te same uczucia. W końcu obiecywaliśmy sobie, że będziemy razem zawsze.
— Czasami życie pisze dla nas inne scenariusze. Wiem, że się starałeś, synu…
— Nie chcę być tym złym — wyznał, przyznając się w końcu na głos do tego, co przez cały ten czas sprawiało, że nie podjął żadnej, konkretnej decyzji. Nie bał się opinii kumpli. Bał się tego, że w oczach innych ludzi momentalnie stanie się tym okropnym facetem, którzy porzucił żonę, który poszedł na łatwiznę i zamiast próbować naprawiać, wyrzucił i wziął nowe.
Tylko czy zostanie w związku na siłę i tylko przez to, że bał się złej reputacji, było dobrym rozwiązaniem? Męczył się strasznie. Czasami miał wrażenie, że oboje ledwo ze sobą wytrzymują, a później pojawiała się nadzieja na horyzoncie. Delikatna zmiana, która mogła zwiastować coś dobrego. Następnie była poczucie, że ona się świetnie bawi z okazji tego wszystkiego, rezygnacja i…Strach. Strach, który nie pozwalał mu podjąć ostatecznej decyzji.
— Wolisz być tym dobrym, czekać, aż to ona uzna, że was związek nie ma sensu, co przecież może trwać lata i… Naprawdę Danny chcesz po prostu czekać? Nie tak cię wychowałam — pokręciła głową, zatrzymując w końcu dłoń i przerywając głaskanie. — Nie zrozum mnie źle, Dan. Po prostu wkładałam serce w to, żebyś nauczył się podejmować trudne decyzje. Wiem, że ta nie należy do łatwych i to nie jest sprawa wyboru jutrzejszego obiadu, o którym zapomnisz pojutrze. Jako twoja matka nie mogę patrzeć, jak się męczysz i cierpisz.
— Nie chcę cię zawieść.
— To podejmij ostateczną decyzję.
Głos Isabel nie brzmiał w tym momencie przyjemnie. Może była zła, że nie potrafiła uchronić syna przed podjęciem decyzji o ślubie z tą konkretną kobietą. W końcu od początku miała, co do niej złe przeczucia. Nie chciała też za bardzo wyduszać na Danielu, co w ostatnim czasie konkretnego się działo. Widziała jednak, że jej syn stawał się innym człowiekiem i trwało to znacznie dłużej, niż ostatnie kilka miesięcy. Ułożyła dłonie na głowie mężczyzny i pchnęła ją delikatnie.
— Wstawaj. Kocham cię synku, ale musisz wziąć się w garść, a ja muszę dokończyć rybę.
Podniósł się do siadu i oparł plecami o miękkie obicie. Przyglądał się, jak kobieta wstaje i z powrotem udaje się do stołu. Sam sięgnął dłonią do kieszeni i wyciągnął telefon. Odblokował urządzenie i otworzył okno nowej wiadomości tekstowej, oczywiście kierowanej do swojej żony.
Jak wrócę, musimy porozmawiać, Sheila.
Wiedział, że to nie będzie łatwa i krótka rozmowa. Wiedział też, że ta ostatnia szansa, którą chciał jej dać, będzie naprawdę ostatnią. Isabel miała rację. Musiał w końcu podejmować stanowcze decyzje i być w nich konsekwentny. Za dużo razy starał się przecież ten ostatni raz.
w ogóle to zapraszam do Daniela, przyda mu się jakiś kumpel
PROSZĘ USUNĄĆ TO OBRZYDLIWE SŁOWO, A WTEDY MOŻE PRZECZYTAM
OdpowiedzUsuńOd momentu przeniesienia na kanapę jest bezpiecznie, śmiało możesz czytać XD
UsuńDaniel gdzieś mi kompletnie umknął i do tej pory chyba nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to Twoja postać... a szkoda! Bardzo spodobało mi się, jak ludzko tu wypadają jego wątpliwości co do podjęcia drastycznych kroków z Sheilą. Mocno też do mnie przemawiają jego uparte starania, bo ileż to razy ja sama starałam się ten ostatni raz! Wstyd się przyznawać... Sheili nigdzie nie widzę, więc chyba mogę mieć nadzieję, że Danny w ostatecznym rozrachunku poszedł po rozum do głowy i ma więcej konsekwencji ode mnie. ^^
OdpowiedzUsuńFragment z opisem rytuału jedzenia ryby mocno mnie rozbawił, za to sama postać Isabel wydaje się być fajnie skonstruowana. Dobrze, że potrafi tak pozytywnie zmotywować syna do działania! Chyba potrzebował takiego kopniaka. Ciekawa jestem, co z tego wszystkiego wynikło, więc po cichu liczę, że jeszcze kiedyś zaserwujesz nam jakiś post z perspektywy Daniela. :) Ma niby zwyczajną, ale ciekawą przeszłość i wbrew wielu kobiecym oczekiwaniom – całkiem realną. Lubimy się oszukiwać, a prawda jest taka, że niektóre pannice potrafią być istnymi diabłami. Przykro czytać, że właśnie na taką musiał trafić Dan, bo nie sprawia wrażenia, jakby na to zasługiwał. Trochę pogwałcę tu babską solidarność, ale chętnie się przekonam, jak uciera jej nosa, bo wygląda na to, że Sheila konsekwentnie sobie na to zapracowała.
Szczerze mówiąc, to nie wiem, co mam powiedzieć. Twoje komentarze zawsze dają mi takiego motywacyjnego kopa w tyłek (nie mam pojęcia dlaczego tak na mnie działają, ale to jest super! I to jest coś, czego właśnie potrzebuję) i zawsze też robi mi się po nich tak bardzo, bardzo, ale to bardzo miło. No i cieszę się, że te moje wypociny Ci się podobają. Zawsze przed opublikowaniem postu mam wahania, ale jak później czytam takie komentarze, to się rozpływam. Dziękuję przeogromnie❤❤❤
UsuńTwoja notka znowu umiliła mi przerwę śniadaniową, ale jestem gdzieś tak w połowie i nie zdążę jej teraz doczytać ;c Niemniej w trakcie czytania tknęła mnie taka myśl i muszę się nią podzielić, nim mi umknie.
OdpowiedzUsuńJakby tak zebrać wszystkie Twoje postacie do kupy (te, które znam dzięki notkom i postom, czyli Minnie, Villanelle i teraz Daniel), to one mają bardzo życiowe i realne problemy. Takie, które spotyka się w społeczeństwie, ale nie mówi się o nich głośno. Taki Daniel na przykład i to, jak zareagował jego kolega... No samo życie! I jestem jakoś tak poruszona i zachwycona tym, że poruszasz właśnie takie tematy, w tak umiejętny sposób :)
No! Napisałam, co chciała, wrócę jeszcze, jak przeczytam całość ^^
Doczytałam 💜 Część z mamą z kolei jest taka ciepła i podnosząca na duchu :) Trzymam kciuki za Daniela, żeby podjął te wszystkie niezbędne stanowcze decyzje i jako że nie znam go z wątków, czekam na więcej postów!
UsuńCieszę się, że moje posty są odbierane w taki sposób. Naprawdę. To co napisałaś to chyba największy komplement, jaki mogłam przeczytać. Tak, jak pisałam Sierściuszkowi w odpowiedzi - po takich komentarzach wszelkie wątpliwości, jakieś wahania i niezdecydowanie co do własnej twórczości po prostu znika :D
UsuńPo prostu dziękuję za tyle pięknych i miłych słów❤❤❤
O mamo, co za toksyczny związek.
OdpowiedzUsuńWprawdzie nie potrafię zrozumieć, co nim kieruje, że marnuje sobie chłopak życie, ale rozumiem, że nie wszyscy myślą tak, jak ja, więc i tak szanuję za przedstawianie innego poglądu na świat.
Dobrze, że ma wsparcie w matce. I mam nadzieję, że się ogarnie i nie będzie frajerem, choć pewnie już to zrobił, biorąc pod uwagę, że to rok 2019. :D
Buzi <3
Dziękuję za przeczytanie postu i komentarz. Tak, życie Daniela zdecydowanie się zmieniło od czasu tych wydarzeń, o czym pewnie kiedyś napiszę xD
UsuńJeszcze raz dziękuję❤