Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2087. Look what I found! Another piece of my heart just laying on the ground


— To ty powiedziałaś mu, gdzie teraz mieszkam? Mamo! — Rozświetlony ekran laptopa rzucał niebieską poświatę na twarz Maille, stanowiąc jedyne źródło światła w pokoju. — Nic z tego nie rozumiem — przyznała, z niedowierzaniem kręcąc głową. — Dlaczego?
Czuła się zawiedziona. Myśl, że to jej ukochana mama przyczyniła się do pojawienia się Liama w Nowym Jorku była na tyle absurdalna, że nie chciała jej do siebie dopuścić, mając nadzieję, że to wszystko okaże się nieporozumieniem i że zaraz usłyszy z ust kobiety widocznej na ekranie wyraźne zaprzeczenie. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Slaine westchnęła ciężko i pochyliła głowę, potrzebując chociaż kilku sekund na zebranie się w sobie, a następnie uniosła wzrok na znajdującą się tysiące kilometrów dalej jedyną córkę. Płynność transmisji została na moment zakłócona i obraz zastygł w bezruchu, uwidaczniając rozmazane piksele.
— Mamo?
— Jestem, jestem. Uwierz mi, to nie była łatwa decyzja. Ale Liam przyszedł do nas i długo rozmawialiśmy. Żadne z nas nie wiedziało, czy to dobry pomysł. Proszę tylko o to, żebyś go wysłuchała. Po części ze względu na niego. Ale też ze względu na siebie, Maille. On chce tylko porozmawiać, później od razu wróci do Dublina. Nie musisz się bać, nie zrobi ci krzywdy — dodała nieco niepewnie, choć będąc tak daleko, ciężko jej było odgadnąć obawy i wątpliwości targające młodą Irlandką.
— Proszę cię! To nie tak, że się go boję! — prychnęła za złością i poirytowaniem, wywracając przy tym oczami. — To było cztery lata temu. Dawno temu i nie prawda. Nie mam przez niego żadnej traumy, nie boję się mężczyzn, potrafię stworzyć normalny związek. My po prostu nie mamy o czym ze sobą rozmawiać. Przeprosił mnie już, niedługo po tamtych wydarzeniach i nie widzę sensu, żeby nasze drogi miały się znowu krzyżować. Myślałam, że jesteś ostatnią osobą, której muszę coś takiego tłumaczyć — przyznała z żalem i odwróciła głowę, jednocześnie mocno zaciskając wargi, po przy ostatnich słowach jej głos niebezpiecznie zadrżał. To nie tyle bolało, choć Maille nie mogła też powiedzieć, że nie boli wcale. Po prostu denerwował ją fakt, że zupełnie nagle i niespodziewanie, a także kompletnie niepotrzebnie, musiała do tego wracać. I to przed samymi świętami, kiedy w ogóle nie powinna myśleć o takich rzeczach.
— Porozmawiaj z nim, proszę. — Mimo że Slaine aż zbyt wyraźnie widziała, że rani córkę, pozostawała nieugięta.
— Nie — ucięła krótko. — Co robimy ze świętami? — spytała, zmianą tematu dając matce do zrozumienia, że nie ma już ochoty rozmawiać o Liamie i jego wizycie w Nowym Jorku. Jeśli chłopak chciał pozwiedzać miasto, które nigdy nie śpi, proszę bardzo, ale ona za nic nie zamierzała zostać jego przewodnikiem.




Po pierwszym śniegu, który sparaliżował Wielkie Jabłko, nie było już ani śladu. Choć było chłodno, przymrozki sprzyjające utrzymaniu pokrywy śniegu występowały jedynie w nocy; za dnia słupek rtęci zatrzymywał się na wysokości kilku stopni powyżej zera i to wystarczyło, by niewielkie zaspy zastąpiły rozległe, płytkie kałuże, w których przeglądały się wiszące nisko szare chmury. Wbrew przytłaczającej pogodzie metropolia mieniła się kolorami, bijącymi nie tylko od wszechobecnych neonów, ale też od świątecznych iluminacji, które wypełniły każdy wolny skrawek przestrzeni. Choinka na Rockefeller Center już od trzech tygodni cieszyła oczy mieszkańców i turystów, którzy potrafili wystać długie godziny w kolejce na lodowisko pod chmurką, znajdujące się w blasku lampek rozwieszonych na trzydziestometrowym świerku.
Irlandka, mimo że pędziła na spotkanie, przystanęła po drugiej stronie ulicy i zawiesiła wzrok na drzewku. Po chwili zamiast wyraźnego kształtu choinki widziała jedynie rozmazaną plamę upstrzoną błyszczącymi punkcikami, jak na zdjęciach, które fotografowie osiągali dzięki sprytnym trikom i przy długim czasie naświetlania. Ona, z powodu niewielkiej wady wzroku, miała ten efekt niemalże na co dzień, nawet pomimo noszenia szkieł kontaktowych, bo zmęczone po całym dniu pracy oczy zdawały się zapominać, że jest coś, co wspomaga je w uzyskaniu ostrego obrazu. Tym razem jednak, niby to zapatrzona w świerk, tak naprawdę nie obejmowała go spojrzeniem, wpatrując się w coś, co widziała tylko ona.
Dlaczego się zgodziła? Była dwudziestosześcioletnią, a nawet prawie dwudziestosiedmioletnią kobietą i wymówka, że mama jej kazała, była bardzo nie na miejscu. Creswell jednak nie widziała innego wytłumaczenia i to perswazję matki uważała za winną tego, że teraz podążała na spotkanie z Liamem. Przyznanie się do tego, że tuż przed trzydziestką wciąż słuchała rodziców było łatwiejsze, niż pogodzenie się z tym, że wbrew zdrowemu rozsądkowi sama tego chciała. Każda racjonalnie myśląca osoba odradzałaby jej spotkanie z dawnym oprawcą i sama Maille wiedziała, że by spełnić oczekiwania społeczeństwa, powinna teraz siedzieć w mieszkaniu i robić cokolwiek innego, byle nie gapić się bezmyślnie na choinkę na Rockefeller Center, która stanęła jej na drodze.
— Przepraszam! — Przeciskający się obok niej przechodzień potrącił ją lekko i obejrzał się na nią przez ramię. Maille zamrugała szybko, wyrwana z zamyślenia i rzuciła mężczyźnie w średnim wieku lekki uśmiech, sugerując, że nic takiego się nie stało. Nieznajomy skinął jej głową i popędził dalej. Blondynka również zdała sobie sprawę z tego, że powinna już iść. Była lekko spóźniona, choć nie frapowało jej to tak bardzo, jak kiedy zdarzało jej się czasem spóźnić na inne zaplanowane spotkania. Liam mógł poczekać. To jemu zależało, nie jej. Prawda?
Tak naprawdę niewiele sobie wtedy powiedzieli. Rozmawiali w towarzystwie Cedrica i ojca, którzy nie spuszczali gniewnych spojrzeń z wyraźnie przejętego Liama. Maille nie potrafiła przypomnieć sobie, jak chłopak był wtedy ubrany ani jaka właściwie była pora dnia. Pamiętała jedynie, że tak jak Liam prawdopodobnie trząsł się z przerażenia, tak jej bratem i ojcem wstrząsały fale słusznej wściekłości. Ona słuchała, on dukał słowa przeprosin i tłumaczył się niezdarnie, a oni wisieli nad nimi, nie dając im ani odrobiny prywatności. Nie miała im tego za złe, wręcz przeciwnie. Była wdzięczna, że nie zostawili jej wtedy samej i choć ona również odczuwała niewygodny ciężar ich srogich spojrzeń, to już sama świadomość tego ciężaru była dziwnie pokrzepiająca. Wiedziała tylko, że nie powiedzieli sobie wtedy wszystkiego. Nie mogli w obecności dwóch sędziów, którzy zgodnie obrali stronę w tym konflikcie i najprawdopodobniej to dawne niedopowiedzenia prowadziły ją teraz ulicami zimowego Nowego Jorku, ku kawiarence, której adres Liam przysłał jej smsem. Wciąż bowiem nie wiedziała, dlaczego? Zdawała sobie sprawę z tego, że to nie była jej wina, ale kiedy przypominała sobie wyraz twarzy Liama i jego zagubione spojrzenie, była pewna, że on również tego nie wiedział. Nie wiedział, co się z nim dzieje, a ona nie mogła mu pomóc, bo miała wtedy na tyle rozumu w głowie, iż zdawała sobie sprawę z tego, że nie będzie potrafiła tego zrobić. Mogła mieć tylko nadzieję, że przez te cztery lata chłopak znalazł odpowiedź. I teraz chciał się nią podzielić, żeby obydwoje mogli uwolnić się od rzucającej cień na teraźniejszość przeszłości.
Ostatnie kilkanaście metrów pokonała biegiem, ponieważ ołowiane chmury zapłakały rzewnie. Nie tylko ona umykała przed zimnymi kroplami; pozostali przechodnie również rzucili się do rozpaczliwej ucieczki i tylko część w pośpiechu wyciągnęła oraz rozłożyła parasole. Dopadła do drzwi kawiarenki, jakby to była wstęga na mecie długiego, wyczerpującego biegu i z trudem poruszyła ciężkie skrzydło, które w końcu, z jękiem źle naoliwionych zawiasów, ustąpiło. Trącony przez drzwi staroświecki dzwoneczek oznajmił jej przybycie, a kilka osób siedzących najbliżej wejścia rzuciło jej karcące spojrzenia, bowiem wpuściła do pomieszczenia mroźny podmuch wiatru, który przemknął po ścianach, poruszył serwetkami i rozmył się przy oknie, trącając zasłonki.
Siedzący w oddaleniu od reszty gości brunet podniósł się nieznacznie i pomachał do niej, wskazując kierunek, w którym powinna podążać. Maille uśmiechnęła się krzywo, czując, jak jej żołądek ścisnął strach i pośpiesznie odwróciła się do Liama plecami, udając, że ma problem z zamkiem zimowej kurtki. Pozbywając się powoli wierzchniego odzienia i odwieszając je na wieszak przy wejściu, kupiła sobie nieco czasu na uspokojenie tłukącego się w piersi serca. W końcu, pozostając w wełnianej marynarce, poprawiła zsuwającą się z ramienia torebkę i lawirując pomiędzy ustawionymi blisko siebie stolikami, dotarła do zajmowanego przez byłego chłopaka miejsca.
— Cieszę się, że zgodziłaś się ze mną zobaczyć. — Wstał, jakby chciał się z nią przywitać, lecz wymienili jedynie niezręczne uśmiechy i usiedli oboje.
— Nie masz się z czego cieszyć. Dalej zastanawiam się, czy sobie nie pójść — oznajmiła i choć jej słowa mogły brzmieć gorzko, kąciki ust uniosły się w niepewnym uśmiechu. Tak bardzo nie wiedziała, jak zachowywać się w jego towarzystwie. Z jednej strony cieszyła się, że go widzi, co było dla niej na tyle zaskakujące, że kompletnie straciła rezon. Siedział przed nią, wyglądając bardzo dobrze, jakby u niego wszystko było w porządku. Z drugiej stronie aż zbyt wyraźnie pamiętała, w jakich okolicznościach się rozstali i zapobiegawczo nie dosunęła się krzesłem do samej krawędzi okrągłego stolika.
W odpowiedzi na jej słowa Liam odetchnął głęboko i przyjrzał jej się uważnie. Rzeczywiście, siedziała spięta, lecz czy gotowa do ucieczki, kiedy tylko poczuje najmniejsze zagrożenie? Założyła nogę na nogę, torebkę odwiesiła na oparcie krzesła. Naprawę chciała z nim porozmawiać.
— Gorąca czekolada? — zaproponował.
— Jak zawsze.
Wyprostował się i uniósł głowę, by pochwycić spojrzenie kręcącej się w pobliżu kelnerki i teraz to ona miała szansę się mu przyjrzeć. Ciepłe światło w kawiarni zmiękczało jego rysy, lecz Maille nie mogła nie zauważyć, że przez te kilka lat, kiedy się nie widzieli, Liam wyraźnie zmężniał. Wciąż był młodym mężczyzną, lecz rysy jego twarzy zdążyły się jeszcze wyostrzyć. Linia szczęki stała się wyraźniej zarysowana i nawet z pewnej odległości widziała, że gdyby dotknęła jego policzka, poczułaby pod opuszkami igiełki zarostu, nawet jeśli mężczyzna ogolił się zaledwie wczoraj. Rozbawiło ją to spostrzeżenie. Pozwoliła sobie na uśmiech, bo kiedy się spotykali, zarost Liama stanowiło kilka przypadkowych kępek, które w odpowiednim świetle miały rudawy odcień. Stąd widząc go nieogolonego, automatycznie stawała się nabzdyczona jak osa, którą ktoś trącił gazetą.
— Gorąca czekolada i czarna kawa bez cukru — powtórzyła kelnerka, która już zdążyła zjawić się przy stoliku i teraz zapisywała w notesie złożone zamówienie. Brunet przytaknął, potwierdzając to, co powiedział wcześniej i odprowadził dziewczynę wzrokiem. Dopiero kiedy ta zniknęła za kontuarem, przeniósł spojrzenie na Maille.
— Jednak została ci blizna — zauważył spokojnie, kiedy podczas studiowania jej twarzy wzrok natrafił na bladą wypukłość nieco poniżej dolnej wargi. Zdał sobie sprawę, że popełnił błąd, kiedy blondynka poruszyła się niespokojnie i uciekając wzrokiem gdzieś w bok, sięgnęła dłonią do twarzy, na moment zakrywając palcami usta oraz brodę. Wyglądała na wystraszoną, lecz coś w jej pozie szybko się zmieniło. Nie odrywając jeszcze ręki od blizny, powoli uniosła na niego szare oczy, które zamiast pociemnieć z gniewu, pojaśniały. Tak błyszczała twarda i zimna, hartowana stal.
— Czego chcesz, Liam? — warknęła, cedząc przez zęby jego imię i cofnąwszy dłoń, wysunęła podbródek tak, by padające z pobliskiej lampy światło w pełni uwidoczniło pamiętny ślad.
— Przepraszam. Nie to miałem na myśli — zreflektował się szybko. — Nie myślałaś kiedyś, żeby ją usunąć?
— Nie. Prawie jej nie widać, kiedy nie wie się, gdzie patrzeć.
I rzeczywiście, podłużna wypukłość ginęła w cieniu pełnej dolnej wargi, wyglądając nieco, jak zręcznie przypudrowana niedoskonałość. Kiedy Maille się uśmiechała, znikała w rozciągniętej skórze, a uśmiechała się często.
— Państwa zamówienie! — Kelnerka dość szybko zjawiła się z tacą, z której ściągnęła biały kubek oraz filiżankę w tym samym kolorze, pierwsze naczynie ustawiając odpowiednio przed kobietą, a drugie przed mężczyzną. Odchodząc, posłała im serdeczny uśmiech, nie zauważając, że atmosfera między tą dwójką wyraźnie gęstniała.
Blondynka chwyciła kubek, jakby zależało od tej jej życie i przyciągnęła go do siebie, w ten prosty i symboliczny sposób odgradzając się od Liama, który aż za dobrze wiedział, że zaczął tę rozmowę w zły sposób. W jego wyobrażeniach nie tak to wyglądało. Oczywiście, nie śmiał nawet zakładać, że pod koniec spotkania padną sobie w ramiona, ale liczył chociaż na to, że każde z nich ze spokojem odejdzie w swoją stronę. Tymczasem zaczęli, a raczej to on zaczął od rozdrapywania starych ran.
Powierzchnia kawy pokryła się drobnymi zmarszczkami, kiedy obrócił filiżankę tak, by uszko mógł bez problemu ująć pomiędzy palcami prawej dłoni.
— Mam narzeczoną — zaczął nagle, nie spoglądając na Maille. Jego oczy śledziły niewielkie fale rozbijające się o ceramiczny brzeg. — Abby. Jest w drugim miesiącu ciąży, wiesz? Chodzę też na terapię. Od dwóch lat, od kiedy Abby zgodziła się zostać moją żoną. Nie skrzywdziłem jej tak, jak ciebie, Maille. Nie zdążyłem, bo ona zawczasu zauważyła, że coś jest nie tak i postawiła mi ultimatum, a ja nie chciałem po raz kolejny przegrać sam ze sobą. Psychoterapeuta twierdzi, że to dlatego, że ojciec bił mnie i matkę. Obiecywałem sobie, że nigdy nie będę taki jak on. Zarzekałem się, że nigdy nie popełnię jego błędów. I proszę, podążyłem dokładnie tą ścieżką, którą on wydeptał dla mnie. Nie wiedziałaś o tym, prawda? — zagadnął, dopiero teraz zerkając na jej twarz.
— Nie — szepnęła, z trudem przepychając to słowo przez ściśnięte emocjami gardło.
— Ja też nie. Nie wiedziałem, że zacznę powielać jego zachowania, bo na dobrą sprawę nikt nie pokazał mi, że można inaczej. To było jak… Jakby ktoś obcy przejmował kontrolę nad moim ciałem, jak w jakimś pieprzonym amoku. A potem przychodziło otrzeźwienie i zdawałem sobie sprawę z tego, co robiłem.
— Wiem, pamiętam — wtrąciła, bo wiedziała, że nigdy nie zapomni tych dwóch wyrazów jego brązowych oczu, które teraz spoglądały na nią ze skruchą. Pierwszego tuż przed ciosem, zimnego i pustego oraz tego drugiego, kiedy wypełniało je bezgraniczne przerażenie i niedowierzanie.
— Chciałem się z tobą zobaczyć, bo to nie dawało mi spokoju. Teraz rozumiem znacznie więcej, niż wtedy i cholera, Maille, wiem, że to zabrzmi głupio, ale pomyślałem, że ty też będziesz chciała to zrozumieć.
Uśmiechnęła się, westchnęła krótko i opuściła głowę, a jasne, lekko pofalowane kosmyki częściowo przesłoniły jej twarz. Potrzebowała chwili, by uporać się z własnymi uczuciami i emocjami, czując, jak supeł na żołądku zawiązany strachem stopniowo się rozluźnia. Nie kłamała, rozmawiając z matką. Nie miała przez niego traumy, nie bała się mężczyzn i potrafiła stworzyć normalny związek. Ale zawsze, kiedy pomyślała o Liamie, obojętnie czy była wtedy w pracy, czy w zaciszu mieszkania, czy kiedy jego twarz raz na jakiś czas wracała do niej przed snem, w godzinie, w której wyjątkowo dobrze wspominało się błędny młodości, czuła ukłucie żalu i niepokoju. Czuła smutek, który rozpychał się za mostkiem, tuż pod żebrami, mościł się wygodnie i zostawał na dłużej. Żal jej było tej miłości, choć zrezygnowała z niej dla własnego dobra. A teraz, kiedy już wiedziała, mogła zrzucić żałobę.
— Po tylu latach dalej dobrze mnie znasz — powiedziała, spoglądając na niego, a następnie odsunęła na bok kubek z gorącą czekoladą i ułożyła rękę na stole, wyciągając do niego dłoń. Liam mocno zacisnął na niej palce i trwali tak w milczeniu przez dłuższą chwilę, pozwalając wybrzmieć temu wszystkiemu, co właśnie zostało powiedziane i starając się ukoić to, co wymagało ukojenia.




— Mówię ci, to będzie dziewczynka! Czuję to w kościach!
— Marzy ci się taka córeczka tatusia? — spytała ze śmiechem, znad pustego od dobrych dwóch godzin kubka po gorącej czekoladzie.
— A ty byś nie chciała mieć takiego synunia mamuni? — odgryzł się Liam, na co Maille skrzywiła się i potrząsnęła głową.
— Nie. No, może za jakieś dziesięć lat nie miałabym nic przeciwko. Teraz już mam jedno dziecko, które wystarczająco daje mi popalić — wyjaśniła i dla kontrastu, kiedy to brunet pokazywał jej zdjęcia z narzeczoną, teraz to ona wyciągnęła telefon i sprezentowała mu cały album ze zdjęciami Leviego, przesuwając palcem po ekranie. Levi śpi. Levi na spacerze. Levi śpi w śmiesznej pozie. Levi je. Levi na spacerze zjadł dmuchawca. Levi śpi w kolejnej śmiesznej pozie. Levi przy Tostmanii.
— W życiu bym nie pomyślał, że tak się rozminiemy. To znaczy… Myślałem, że to ty będziesz już dawno miała męża i dwójkę dzieci, a to ja będę sam ze stadem kotów.
— Nie rób ze mnie starej panny, Liam, bo trzasnę cię w ten durny łeb.
— Cieszę się, że mogliśmy się zobaczyć, Maille.
— Ja mimo wszystko też, Liam.
— Ale chyba nie będziemy już więcej się widywać? Ani dzwonić do siebie?
— Chyba nie — przyznała po chwili namysłu, chowając telefon do torebki. Podniósłszy głowę, uśmiechnęła się łagodnie i przesunęła wzrokiem po jego twarzy. Powoli i w skupieniu, studiując ją uważnie, bo wiedziała, że tak dokładnie może mu się przyjrzeć po raz ostatni. — Ale możemy wysyłać sobie kartki na święta.
— Kartki na święta. To dobry pomysł — zgodził się i objął spojrzeniem kawiarnię, która już na początku grudnia została odpowiednio przystrojona w świąteczne motywy. — Bo to będzie przyjemne wspomnienie, prawda?
— Prawda.




Choć ciemno było już od kilku godzin, zdawało się, że w Nowym Jorku nie było miejsca, do którego nie docierałaby chociaż odrobina światła. Czy to z ulicznych latarni, czy z neonowych reklam, czy wreszcie ze świątecznych iluminacji. Wszechobecny blask, zimny bądź ciepły, biały bądź czerwony, w zależności od swojego źródła, zdawał się wciskać w każdy kąt, w każdą szczelinę, starannie rozganiając cienie tak jak starannie wymiata się stare pajęczyny. Maille nie chowała twarzy w postawionym kołnierzu kurtki, wysoko zadzierając głowę. Uśmiechała się przy tym pod nosem, a jej szare oczy błyszczały. Płynnie przechodziła z jednego do drugiego kręgu światła, rozlewającego się pod latarniami, jedynie na krótkie chwile pozostając w półmroku, ale i wtedy zdawało się, że i od niej biła delikatna poświata, przez co te krótkie momenty w cieniu traciły na znaczeniu.
— Halo, mamo? —  rzuciła, kiedy zamiast miarowo rozbrzmiewającego sygnału usłyszała w słuchawce dziwne poruszenie.
— Jestem, jestem. Coś się stało? — spytała Slaine, a po chwili dodała z wyraźną pewnością: — Rozmawiałaś z Liamem.
— Tak — przyznała i zaśmiała się krótko, przez co raczej nie musiała dodawać niczego więcej. — Dziękuję, mamo. Tylko nie mówi mi tego twojego „a nie mówiłam”! — zdążyła zawołać, bo po drugiej stronie pani Creswell już otwierała usta.
— Maille, wiesz przecież, że ja zawsze chcę dla ciebie dobrze — westchnęła wyraźnie i oczyma wyobraźni blondynka już widziała, jak mama kręci głową.
— Wiem, wiem. Ale ja nie o tym chciałam. Przylatujecie w niedzielę, tak? — zagadnęła i okręciła się na obcasie wokół własnej osi, przyciągając tym spojrzenie kilku najbliższych przechodniów.
— Tak, będziemy rano. Odbierzecie nas z lotniska?
— Cedric po was przyjedzie, o ile się nie zgubi gdzieś po drodze. Będę czekać w mieszkaniu, muszę jeszcze trochę posprzątać i nadmuchać materace. Joyce nie mogła zostawić łóżka, ale i tak spadła mi z tym mieszkaniem jak gwiazdka z nieba.
— Spakowałam już dla niej kilka słoiczków tej konfitury, którą tak lubisz.
— Nie chcę wiedzieć, co spakowałaś i ile będzie tych tobołów. Kończę, mamo. Widzimy się w niedzielę!
Rozłączywszy się, Maille schowała telefon do kieszeni i ponownie okręciła się wokół własnej osi, tym razem na drugim obcasie. 



Look what I found! Somebody who'll carry around a piece of my heart,
just laying on the ground

Prosta i optymistyczna noteczka przed świętami, bo chyba nam wszystkim była ona potrzebna, prawda? ^^
Tytuł oraz cytat: Lady Gaga – Look what I found

10 komentarzy

  1. Super, przeczytałam notkę i naprawdę umiliłam sobie dyżur. Już się bałam, że Liam poważnie w życiu Creswell namiesza, na szczęście zmienił się na lepsze i chyba wszyscy są teraz szczęśliwi <3 Maille na pewno, bo już wyobraziłam ją sobie obracającą się wokół własnej osi :D Noteczka na święta idealna! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie cieszę się, że noteczką mogłam umilić Ci dyżur ^^ Nie miałam jakiś szczególnych planów co do Liama i nie chciałam na siłę z nim kombinować, także przed świętami mamy takie oto całkiem pozytywne zakończenie tej historii ^^ I dziękuję za przeczytanie noteczki ♥

      Usuń
  2. Jak miło zrobić sobie przerwę od świątecznej gonitwy i uraczyć się taką piękną noteczką <3 Martwiłam się, że Liam będzie chciał zaszkodzić Maille i namieszać mocno w jej życiu, dobrze, że wszystko się wyjaśniło i że koniec końców chłopak okazał się być teraz całkiem w porządku. Mam nadzieję, że kolejna notka pojawi się w niedługim czasie, bo już nie mogę się doczekać i chcę więcej i więcej, nawet jeśli wątek Liama został domknięty :) Czekam niecierpliwie, bo tą notkę pochłonęłam niczym gąbka i chwalę pod niebiosa Twój styl pisania, naprawdę bardzo przyjemnie i szybko się czyta wszystko, co wyjdzie spod Twojej ręki : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby było zabawniej, pomysł na kolejną notkę już jest! Coś mi ostatnio wena dopisuje ^^ Nie wiem jeszcze tylko, jak będzie z realizacją, bo to pomysł nieco niecodzienny i może być ciężko ^^
      I dziękuję, bardzo mi miło, zaraz się tutaj zarumienię ♥

      Usuń
  3. [Bardzo przyjemna i optymistyczna notka, super milicjom napisana, bo czyta się ją tak łatwo i przyjemnie, ale to że uwielbiamy Twoje notki, wiesz nie od dziej! Cieszę się, że sprawa z Liamem tak dobrze się rozwiązała, a w sumie wpłynął na magię tegorocznych świąt, bo takie historie to coś naprawdę niezwykłego i pięknego! A nasza kochana Maille na samo szczęście zasługuje! ❤️ Poza tym podziwiam za wrzucenie notki w tak intensywnym czasie, bo ja ledwo się ogarniam, ale jednocześnie mega się cieszę, że mogłam coś tak ładnego i pozytywnego przeczytać! Merry Christmas!!! :*]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Notkę to ja już sobie napisałam wcześniej, tylko odczekałam nieco z jej wrzuceniem, bo aż mnie samą zdziwiło to moje szalone tempo pisania i uznałam, że przyda się mały odstęp pomiędzy poszczególnymi notkami ^^ Ja też się cieszę, że sprawa z Liamem tak się rozwiązała. Przyznam, że od początku sobie tak to planowałam, bo też nie chciałam fundować Maille takiego psychofana ^^
      Poza tym dziękuję za miłe słowa i cieszę się bardzo, że się podoba ♥ To napędza do dalszego pisania i pomysły jakoś tak same przychodzą!

      Usuń
  4. Po cichu liczyłam, że Liam jednak będzie chciał namieszać w jej życiu. Ale na swój sposób też się cieszę, że tak właśnie wyszło. Fajnie przeczytać notkę, zwłaszcza gdy dzień jest wybuchowy i przez kilka minut można się odprężyć przy czytaniu. Jak zgaduje to nie jest ta notka, ale też cudnie. Na pewno miły prezent przed świętami^^
    Korzystając z okazji chciałam życzyć Tobie oraz wszystkim obecnym autorom na blogu wesołych świąt. Mam nadzieję, że Mikołaj trafi ż prezentami, a rybka (I inne potrawy) będą smaczne i gotowe. I jeszcze weny oczywiście i czasu na pisanie!❤❤❤ Wesołych świąt Kochani!^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aj, Ty to lubisz uprzykrzać życie bohaterom! ^^ Ja trochę też, ale na Liama nie miałam dalszego pomysłu i doszłam do wniosku, że takie załatwienie sprawy wyjdzie im obojgu na dobre ;) Ten rozdział zamknięty, to mogę rzucać Maille kolejne kłody pod nogi ^^
      Tobie również Wesołych Świąt, Ice :* Wszystkiego, co najlepsza, szczęścia i pomyślności, ale też dużo zdrowia i radości ♥ Ja też jeszcze jutro wrzucę post z życzeniami, tam sobie wszyscy będziemy mogli jeszcze wszystkiego pożyczyć ^^

      Usuń
  5. Łyknęłam to na raz! Po pierwsze, tak dobrze napisane, że płynie się po tekście jak po maśle. Po drugie, właśnie tak to miało się skończyć! Grzecznie, cieplutko i milutko aż na sercu. Dobrze, że Liam się nawrócił. Dziękujemy za taki fajniutki świąteczny prezent <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że po takim maśle, które już jakiś czas stoi poza lodówką? :D Cieszę się bardzo, że prezent się spodobał ♥

      Usuń