Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2068. Won't you take me to Funkytown?

Zagubiona Owieczka i Ciasteczkowy Potwór
w kompletnie nowej odsłonie. Enjoy, kids!
     Trzeci dzień podróży. Trzeba dodać, że spontanicznej podróży. Panna Sullivan postawiła Sebastiana przed faktem dokonanym i praktycznie zmusiła go do przygody na stopa, która miała ich doprowadzić do samej Arizony. Kawał drogi, gdzie napotykali wiele ciekawych ludzi oraz miejsc. Trzeba też zaznaczyć, że czasami wpadały im do głów dziwne pomysły. Tak jak i dzisiaj, podczas przystanku w Indianapolis. Sebastian na dobrą sprawę nie miał bladego pojęcia, jak dziewczyna zareaguje na jego propozycję. Obserwował dokładnie wyraz jej twarzy, kiedy wydawała się analizować przez chwilę jego słowa. Dalej się uśmiechał, jakby miał nadzieję, że jego błagalne spojrzenie jakkolwiek podpowie rudowłosej, jak bardzo chętny jest na nocną wycieczkę bo podziemiach, tym bardziej, że widział w jej spojrzeniu pierwiastek niepewności.
— Ale mnie tam nie zostawisz? — zapytała w końcu niepewnie, zaciskając mocniej dłonie na jego rękach.
— Musiałbym być straszliwym draniem, aby zostawić w takim upiornym miejscu, tak uroczą i cudowną dziewczynę — odpowiedział szybko, nie będąc chyba do końca pewnym czy jej pytanie było w jakimkolwiek stopniu poważne. Nie powstrzymało go to jednak przed uśmiechnięciem się, a kiedy Ida kiwnęła głową na znak, że detektyw ma zaprowadzić ich do wejścia, poczuł jak dziwna fala podekscytowania przelewa się przez jego ciało. Spróbował jednak się uspokoić, aby przypadkiem nie zrobić swojej towarzyszce wstydu przy ludziach, którym najwyraźniej nie przeszkadzała tak późna godzina, skoro dalej kręcili się po mieście.
— Nie pożałujesz tego — stwierdził krótko, po czym dalej nie puszczając jej jednej ręki, zaczął oddalać się od placu z fontanną, ciągnąc ją za sobą.
Ruda dziewczyna odetchnęła głęboko, na początku nie będąc do końca przekonaną, co do pomysłu swojego towarzysza. Jednak z drugiej strony, sama myśl o zobaczeniu podziemi Indianapolis była ekscytująca.
— Nie? — zapytała, mocniej zaciskając palce na jego dłoni — A jak znajdziemy tam jakiegoś trupa, to co wtedy? 
Ufała mu. Ufała jak nikomu innemu, więc mimo wszystko grzecznie podążała za panem detektywem.
— Naoglądałem się w swoim życiu już tyle trupów, że chyba nic mnie nie zaskoczy — odpowiedział, kompletnie nie przejmując się tym, że komuś jego słowa mogłyby wydawać się w jakimś stopniu przejmujące. Murillo jednak przez wiele lat pracy zdążył przyzwyczaić się do widoku gnijących ciał, kości czy innych, niezbyt przyjemnych rzeczy. Cholera, w końcu sam niedawno padł ofiarą postrzału, więc czym było przy tym wszystkim kilka próchniejących kości? — Zresztą, z tego co mi wiadomo, katakumby w tym mieście wcale zbytnio katakumbami nie są. Kiedyś spełniały rolę magazynu. Ale... — zatrzymał się na chwilę, jednak dalej szedł przed siebie. Nie chciał w żadnym stopniu straszyć Idy, ale nie byłby sobą gdyby tego nie powiedział. — ...może ktoś, tak jak my, postanowił, że zrobi sobie ekscytującą wycieczkę, zgubił się w tych wszystkich pokręconych korytarzach i już nigdy nie ujrzał świata zewnętrznego?
Dziewczyna zmarszczyła brwi i szybko przywaliła mu w ramię z otwartej dłoni. Ona sama jakoś wolała sobie nie wyobrażać takich rzeczy, jednak to samo przychodziło. 
— A może ktoś, tak jak ty teraz mnie, zaciągnął tam dziewczynę i zgwałcił, a potem zabił? — mruknęła, zatrzymując się zaraz obok Murillo przy jakimś włazie, który wyglądał raczej jak zwykła studzienka.
— Czy ty sugerujesz, że byłbym do czegoś takiego zdolny? — odpowiedział pytaniem, odwracając zaskoczone spojrzenie w jej stronę. Nie był już do końca pewien, co z jej strony było poważnym pytaniem, a co sarkazmem lub ironią. Miał jednak cichą nadzieję, że to też był jeden z jej głupich żarcików, bo chyba sam nawet nie miał na swój temat tak złego zdania. A on, jak nikt inny, potrafił rujnować sobie samoocenę. — To było okrutne.
— Nie, ty! — oburzyła się, kręcąc lekko głową — Chodziło mi, że możemy takiego trupa tam znaleźć — dodała już nieco ciszej.
Wreszcie puścił jej dłoń i kucnął przed grubym, metalowym włazem, z łatwością podnosząc go do góry. Może nie był to najlepszy z jego pomysłów, lecz w tej chwili się tym nie przejmował. Nawet fakt, że w pewnym sensie łamie właśnie prawo, przeszedł zaraz obok niego lub skrył się gdzieś pod ekscytującą wizją zwiedzania tego miejsca. Szkoda tylko, że aby tam dojść będą musieli przejść kawałek obok spływających ścieków. Ale czego nie robi się dla dobrej zabawy.
— Panie przodem — wskazał dłonią na metalowe pręgi, które najwyraźniej stanowiły pewnego rodzaju drabinę, która pozwalała zejść na dół.
Sullivan przełknęła nerwowo ślinę i wychyliła się nieco do przodu, aby spojrzeć w dół. To wszystko nie wyglądało zbyt zachęcająco. Przynajmniej jej zdaniem.
— A wziąłeś latarkę? — zapytała, gdy już weszła na pierwszy szczebel drabiny – Bo moja została w plecaku – mruknęła, schodząc ostrożnie w głąb. 
— Mam telefon, który może nam służyć za latarkę — odparł, najwyraźniej dumny z faktu, że jego komórka była do tego zdolna. Chociaż zapewne gdyby nie Chauncey, który uświadomił mu jak działa jego telefon, dalej używałby go tylko do dzwonienia i wysyłania wiadomości. — Gorzej jak mi się rozładuje — dodał już nieco ciszej, mając jedynie nadzieję, że Ida tego nie usłyszy.
Schodząc coraz niżej, czuła jak chłodne powietrze dotyka jej odkrytej skóry i robi się, jakoś tak, nieprzyjemnie. W pewnym momencie, nadepnęła butem na coś lepkiego, przez co jej noga ześlizgnęła się z jednego pręta. Pisnęła głośno, spadając nagle kilka szczebli niżej. Odetchnęła głęboko, zaczynając się już całkiem nieźle obawiać tej całej wyprawy. Atmosfera wokół była upiorna, trzeba to było przyznać. A zapach stęchlizny wcale tego wrażenia nie rozwiewał.
Sebastian wychylił się do przodu, słysząc głośny wrzask dziewczyny i spróbował wypatrzeć jej ognistych włosów, jednak wszystko przesłaniała ciemność. Dopiero teraz poczuł jak coś ściska go w klatce piersiowej, kiedy jeszcze chwilę próbował znaleźć ją wzrokiem, aby upewnić się, że nic jej nie jest. Cóż, nie chciał aby przez jego głupi pomysł Idzie cokolwiek się stało.
— Żyjesz? — spytał, a jego głos rozniósł się echem, spadając na samo dno studzienki. 
— Tak!
Dopiero kiedy upewnił się, że Sullivan przeżyła swój upadek, westchnął gdy opuścił go ten nieprzyjemny strach i sam wreszcie zaczął schodzić po drabinie. Zasłonił za sobą pokrywę, aby nikt przypadkiem nie włożył nogi w otwór w chodniku i sprawnie zaczął kierować się w stronę dziewczyny, aby po kilku szczebelkach zeskoczyć, lądując na nogach niczym sam atleta. Może nie był najlepszy w biegach na długie dystanse, ale poza tym jego sprawność fizyczna nie należała do najgorszych.
— Boisz się szczurów? — zwrócił się do niej dopiero po chwili, jakby chciał się upewnić czy w przypadku napotkania tego małego stworzonka, dziewczyna będzie miała zamiar zacząć piszczeć. I chociaż sam nie przepadał za ich obecnością, tutaj mogli spodziewać się wszystkiego. Najprawdopodobniej nawet cholernych węży. W końcu byli w Indianie. Dziewczyna pokręciła jedynie przecząco głową. Szczury jej jakoś nie przeszkadzały, chociaż pewnie gdy, któryś otrze się niespodziewanie o jej nogi, to pewnie zacznie krzyczeć, bo po prostu nie będzie na to przygotowana. Naciągnęła czerwoną bandankę, którą miała pod szyją, na nos.
— Śmierdzi tu… — wymamrotała. 
Nie była może znowu taką księżniczką, która nie pójdzie z nim dalej, ale nie mogła powiedzieć, że czuje róże czy fiołki. 
— Cóż, trudno żeby nie śmierdziało, skoro zaraz obok nas płyną ścieki — wzruszył ramionami, wyciągając telefon, aby ten mógł jakkolwiek rozświetlić im drogę. Ruszył przed siebie, mając jedynie nadzieję, że dziewczyna idzie zaraz za nim. Nie chciał, aby któreś z nich się tutaj zgubiło. Wtedy mogliby mieć naprawdę niezłe kłopoty. — Nie przejmuj się, to niedaleko. Chyba.
Jednak Sebastian wcale się nie mylił, bo już po kilku minutach znaleźli ostry zakręt, który najwyraźniej prowadził do owych katakumb, bo beton został zastąpionym piaskiem, a szare ściany przeszły płynnie w stare, pomarańczowe cegły. Dobrze, że przez ten krótki czas nie zdążyli natknąć się na jakieś nieprzyjemne, podziemne zwierzątka, bo zapewne policjant zacząłby wtedy piszczeć wraz ze swoją towarzyszką.
— Mówiłem, że nie ma tu niczego, czego można by było się bać — odparł wreszcie, co chwila skręcając w inną stronę, jakby miał zamiar zwiedzić każdy centymetr tego ponurego miejsca.
— Jeszcze — wymamrotała pod nosem, bardziej do siebie, aniżeli do niego. Dzielnie za nim szła, co chwila jednak wzdrygając się, gdy nadepnęła na coś o dziwnej konsystencji. 
Starała się trzymać tuż za nim, aby przypadkiem nie skręcić w złe rozwidlenie. Jednak w pewnym momencie znieruchomiała, wyciągając przed siebie rękę. Złapała za krawędź kurtki Murillo, zmuszając go do zatrzymania się.
— S-s-słyszałam coś… — jęknęła przerażona. Pewnie, gdyby mieli nieco lepsze światło mógłby dostrzec jak dziewczyna pobladła. Grała niezłego chojraka, ale to było wcześniej. Teraz wcale nie było jej do śmiechu.
Szybko przybliżył wolną dłoń do swojej twarzy, aby zasłonić usta, z których chciał się właśnie wynieść donośny śmiech. Chociaż zapewne nie powinien tak bardzo naśmiewać się z nastawienia dziewczyny, w takiej sytuacji po prostu nie potrafił zachować się normalnie.
— Niby co takiego? — spytał, kiedy zdążył się już jako tako uspokoić, odwracając w jej stronę swoje spojrzenie. — Może to wojownicze żółwie ninja? — jego uśmiech szybko zbladł, kiedy do jego uszu również dotarły zagłuszone dźwięki. Trudno było właściwie określić czym były owe odgłosy. Z pewnością jednak, należały do ludzi lub do czegoś, co człowieka miało przypominać. Chociażby zjaw, w które przecież wcale nie wierzył. — Czy to możliwe abyśmy właśnie wprosili się na spotkanie jakiegoś kultu?
Dziewczyna przylgnęła do Sebastiana, mocno obejmując go rękami w pasie. Jak mieli ją zabić to razem z nim, nie odda się bez niego, ani też nie wyobrażała sobie, aby ona miała tutaj zostać sama. Zacisnęła mocno powieki, wtulając policzek w jego plecy. 
— Gdzieś ty mnie zaciągnął — powiedziała prawie ze łzami w oczach — To jakieś pierdolone duchy, opętają nas! Na pewno! — pewnie w takiej sytuacji nie powinna krzyczeć, ale nie potrafiła zapanować nad własnymi emocjami. 
— Duchy nie istnieją, moja droga — spróbował jakkolwiek przemówić jej do rozsądku, lecz to wydawało się wcale nie działać. Cóż, Murillo nigdy nie wierzył w tego typu bajki, a każde opowieści o zjawach traktował jako czyiś wymysł. W końcu, Sebastianowi trudno było uwierzyć nawet w owe opętania, chociaż wielu uważało, że coś takiego dzieje się naprawdę. On jednak sądził, że egzorcyści zmagają się jedynie z chorymi psychicznie ludźmi.
Zaraz znów skręcił, kierując się w stronę źródła dziwacznych odgłosów. Wiedział, że Ida najprawdopodobniej nie jest zachwycona faktem, że prowadzi ją do mniemanych duchów, jednak jak zwykle ciekawość zaczęła na tyle zżerać go od środka, że nie było teraz mowy o ucieczce. Miał zamiar dojść do tego, co tak bardzo ich wystraszyło.
Szli dużo wolniej niż wcześniej, bo ruda ani myślała puścić mężczyzny. Tak przynajmniej czuła się w miarę bezpiecznie, jeśli w ogóle można było to tak ująć. Przełknęła nerwowo ślinę, gdy za kolejnym zakrętem mogli dojrzeć, gdzieś w oddali tunelu, tlące się światło. Idzie coraz mniej to wszystko się podobało i miała ochotę już się wycofać, ale chyba było już za późno. 
— A skąd wiesz, że nie istnieją? — zapytała w końcu, wychylając się nieznacznie zza jego ramienia — A o to, to niby, co to jest? — szepnęła, widząc jakieś dziwne cienie przed nimi. 
Detektyw pospiesznie zahamował, zatrzymując się w miejscu, kiedy Ida wskazała na ciemne, stojące parę metrów przed nimi figury. Przełknął ślinę, kiedy wstąpił w niego mocny niepokój i wziął głęboki wdech. Nie miał bladego pojęcia jak miałby jej odpowiedzieć, dlatego po prostu zamilkł, nie ruszając się z miejsca, jakby bał się, że stojące przed nimi postacie zauważą jakikolwiek gwałtowny ruch. Zrobił wolny krok w tył, jednak w tej samej chwili usłyszał jak pod podeszwą jego buta, łamie się na pół, zapewne, kawałek drewna, którego hałas rozniósł się po całym korytarzu. Zacisnął powieki i pokręcił lekko głową, wyzywając siebie w głowie od najdurniejszych.
— Masz babo, kurwa, placek — wyszeptał pod nosem, kiedy cienie ruszyły w ich stronę.
— Brawo, idioto! — krzyknęła dziewczyna, idąca tuż za nim. 
— Tak, wiem, jestem idiotą, nie musisz mi tego uświadamiać! — odwarknął, odwracając się w jej stronę.
Ida w pewnym momencie złapała za kaptur jego sportowej kurtki, po czym ruszyła do ucieczki, co musiało wyglądać komicznie. Sebastian był zmuszony do tego, aby nieznacznie się pochylić i w takiej pozycji biec. Niestety, przez to nie mógł osiągnąć zbyt dużej prędkości. Nie chciała się odwracać, nie miała nawet takiej odwagi, a do jej uszu nawet nie dopuszczała krzyków za sobą. Była jakby odcięta od świata, starając się nie dopuszczać do siebie tego, co ktoś lub coś, za nimi wrzeszczy. Jednak Sebastian już po zaledwie kilku metrach zwolnił kroku, kiedy dotarło do niego, że dochodzące zza ich pleców krzyki, wcale nie należą do istoty nie z tej ziemi. Wreszcie zatrzymał się, łapiąc przy tym Idę za rękę, aby ta stanęła zaraz obok niego. Chociaż zapewne Sullivan nie była zachwycona jego postępowaniem. Murillo odwrócił się do niej plecami, aby jeszcze raz spojrzeć w stronę ciemnych sylwetek. Jedna z nich spokojnym krokiem zaczęła przybliżać się w ich stronę, a kiedy wyszła z cienia, pojawił się przed nimi mężczyzna w czarnej szacie i spiczastym nakryciu głowy, który przysłaniał również jego twarz, niczym kapeluszysko Ku Klux Klanu. I zapewne gdyby ubiór nieznajomego okazał się biały z czerwonymi dodatkami oraz znakiem owej organizacji, Sebastian pomyślałby, że znaleźli się w cholernej jaskini smoka.
— A wy dokąd? — usłyszeli donośny, lecz dosyć piskliwy, chłopięcy głos dochodzący zza czarnej chusty przysłaniającej twarz stojącej przed nimi postaci. Nieznajomy zachichotał, widząc przerażenie w oczach nowoprzybyłych, więc szybko ściągnął z głowy swoje nakrycie głowy, ukazując im twarz nie żadnego chodzącego trupa, a zwykłego, młodego mężczyzny. — Jak się tutaj w ogóle znaleźliście? Główne wejście jest zamknięte. Nieładnie tak się wpraszać na czyjeś spotkania.
Dziewczyna przełknęła nerwowo ślinę, mając wrażenie, że wszyscy tu zebrani byli w stanie to usłyszeć. Zacisnęła mocno palce na dłoni Murillo i pokręciła lekko głową.
— Przypadkowo… — mruknęła pospiesznie, choć dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, jak idiotycznie to zabrzmiało. Raczej nikt nie trafiał tu przypadkiem, bo nie było to wcale takie proste. Mimo, że chłopak przed nimi wyglądał nawet i na młodszego od niej samej, jakoś nie było jej do śmiechu.
— Przypadkowo? — spytał nieznajomy, po czym zachichotał cicho, jakby nie chcąc pokazywać im w jak zabawnej sytuacji się znaleźli. Nawet jeśli w tym wszystkim zapewne najśmieszniejsze były ich miny, kiedy Ida ukrywała się za plecami Murillo, a detektyw spoglądał na młodego chłopaka mocno zmieszanym spojrzeniem. — Cóż, jeśli już tutaj jesteście... To możecie równie dobrze się nam do czegoś przydać. Kto by pomyślał? — wzruszył ramionami. — Ciemne podziemia, żadnych świadków i wy, moje dwa, słodkie cukiereczki.
— Przydać? Do czego niby przydać?! — wyrwało się z ust rudej dziewczyny, która mocniej wychyliła się zza ramienia detektywa. Szturchnęła go też nieco mocniej, aby ten w końcu się obudził i coś powiedział. W końcu obiecał jej, że będzie jej tutaj bronił, a teraz co? Zostawi ją na pastwę jakiejś sekty? — My już musimy iść, prawda? — zwróciła się do Sebastiana, a następnie spojrzała na młodego chłopaka — Nie musisz się kłopotać, znajdziemy wyjście. Poradzimy sobie. 
Murillo podskoczył w miejscu, kiedy tylko łokieć dziewczyny wylądował na jego boku, wyrywając go wreszcie z rozmyślań, gdy analizował dokładnie każde słowo, stojącego przed nimi młodego chłopaka. Odchrząknął głośno, jakby chciał oświadczyć wszystkim wokół, że ma zamiar włączyć się do tej małej konwersacji i już po chwili odwrócił wzrok w stronę nieznajomego, wbijając palec wskazujący w jego pierś.
— Lepiej uważaj co mówisz, młody. Tym bardziej przy cholernej glinie — oświadczył, kompletnie nic nie robiąc sobie z tego, że najwyraźniej jego towarzyszka po prostu chciała się stąd zabierać. On jednak był na tyle ciekawski, że miał zamiar się dowiedzieć, co się tutaj wyprawia.
— Prze-przepraszam, przecież my nie robimy nic złego. Mamy nawet pozwolenie na nasze spotkania w tym miejscu — młody podniósł ręce w poddańczym geście, a jego uśmieszek od razu spełzł ze smukłej, bladej twarzy. Rozejrzał się jeszcze dookoła, po czym spojrzał na detektywa pytającym spojrzeniem. — Nie wyglądasz zbytnio na policjanta...
— A czy obszerny facet, który najprawdopodobniej waży sto pięćdziesiąt kilogramów, stojący przy kasie z trzema paczkami pampersów, wygląda na policjanta?! — odpowiedział pytaniem, wyraźnie poirytowany stwierdzeniem nieznajomego. Ale to prawda, w jego śmiesznej, kolorowej kurtce, którą zabrała mu na podróż Ida, zapewne najpoważniej nie wyglądał.
— No dobra... Słuszna odpowiedź — odparł po chwili chłopak, dalej nie spuszczając w dół rąk.
Ruda założyła ręce na piersi i zmarszczyła brwi. Nie miała zamiaru tak tu stać i słuchać ich wymiany zdań. Prychnęła w końcu i wyrwała z ręki Sebastiana telefon z włączoną latarką. Sama nawet nie wiedziała skąd nabrała tyle odwagi, ale chyba z tej irytacji. Przepchnęła się w końcu przed mężczyznę i wyminęła chłopaka, ruszając przed siebie. Zostawiła ich w tyle, idąc dalej. Gdy robiło się za nią coraz ciemniej, jej krok stawał się coraz wolniejszy i mniej pewny. Gdy dotarła do kolejnego rozwidlenia, zagryzła dolną wargę i wychyliła się, słysząc z oddali śmiechy innych młodych ludzi. 
Nawet nie wiedziała kiedy ktoś zaszedł ją od tyłu. Zorientowała się dopiero w momencie, gdy poczuła czyjąś dłoń na swoich ustach. Najwyraźniej, ten ktoś chciał, aby nie zaczęła wrzeszczeć. Próbowała się wyrwać, ale była słabsza od swojego „napastnika”.
— A co to za zgubiona owieczka? — wyszeptał jej do ucha zupełnie obcy chłopak, który był identycznie ubrany jak ten poprzedni. Popchnął Idę lekko do przodu, zmuszając ją do ruszenia przed siebie, w kierunku dobiegających odgłosów. 
Serce waliło jej teraz jak oszalałe, co nie ułatwiało zachowania spokoju. Nie miała nawet pojęcia czy Murillo do niej dotrze, bo głupia przecież zostawiła go z tym drugim chłopakiem. Głosy stawały się coraz głośniejsze i wyraźniejsze, co sprawiało, że bała się coraz bardziej i zaciskała coraz mocniej powieki, jakby nie chcąc tego wszystkiego oglądać. W pewnym momencie nieznajomy pchnął ją mocniej do przodu, a ona upadła na zimny beton, pośród grupki zakapturzonych osób. Zapanowała cisza, a wszyscy wlepili swoje spojrzenia w rudą kobietę.
— Kto to? – zapytała pewna dziewczyna, robiąc krok do przodu. Kucnęła przed Sullivan i bezceremonialnie założyła kosmyk jej rudych włosów za ucho.
— Znalazłem ją jak węszyła — mruknął chłopak, który ją tutaj przyprowadził. 
— I co z nią zrobimy?
     Sebastian nie zauważył nawet, kiedy rudowłosa wyrwała mu z ręki telefon i przeszła zaraz obok nich, zbyt zajęty wymianą zdań z ich nowym znajomym. Jednak kiedy po chwili odwrócił się, by spojrzeć w stronę dziewczyny, jego serce momentalnie stanęło, gdy zdał sobie sprawę z tego, że Ida najwyraźniej gdzieś zniknęła. Jeszcze raz spojrzał wściekłym wzrokiem na młodego i chociaż miał ogromną ochotę, wymierzyć mu cios prosto w policzek, powstrzymał się szybko, nie chcąc wywoływać zbytniego zamieszania.
— I jak mam ją teraz znaleźć w tym pierdolonym labiryncie? — wzruszył ramionami, próbując szybko wymyślić coś, co pozwoliłoby mu ją namierzyć. — Kobiety...
— Mogę pomóc — odparł młody, znów powoli nabierając odwagi w towarzystwie detektywa.
— Ty już wystarczająco dużo zrobiłeś! — wykrzyknął, najwyraźniej obwiniając za wszystko stojącego przed nim chłopaka. Nie chciał zbytnio dopuścić do siebie myśli, że tak naprawdę była to jego wina. W końcu, gdyby nie jego głupi pomysł, nigdy by tutaj nie wylądowali, a Ida nie zgubiłaby się w tym przeklętym labiryncie. Lecz kiedy nic dobrego nie przyszło mu do głowy, uspokoił się, zerkając na nieznajomego. — Jaki masz pomysł?
Bez jakichkolwiek pytań szedł wolnym krokiem za chłopakiem, który teraz najwyraźniej próbował zaprowadzić go w miejsce, w którym mogła wylądować panna Sullivan. Nie miał zamiaru przez ten czas siedzieć cicho, jednak jego wszelkie pytania na temat inszego, dziwacznego spotkania w podziemiach, były najzwyklej w świecie unikane lub odpowiedzi okazywały się zbyt płytkie by cokolwiek z nich wywnioskować. Po chwili jednak, detektyw zaczął się zastanawiać, czy dobrze zrobił ufając nieznajomemu. Przecież równie dobrze mógł go teraz prowadzić do sali tortur, czy gdzieś gdzie będą próbowali zrobić z nim inne, nieciekawe rzeczy. W końcu tak tajemnicze grupy raczej wolały nie zostawiać świadków swoich poczynań. Ale równie dobrze, jego wyobraźnia mogła zaczynać powoli płatać mu figle.
Chłopak otworzył wreszcie potężne, szerokie drzwi, ukazując szerokie pomieszczenie wypełnione zapalonymi świecami, z których powoli zaczynał kapać wosk, brudząc tym samym podłogę i ściany. Stojąca pośrodku grupka ubranych na czarno ludzi odwróciła się w stronę nowoprzybyłych, tym samym ukazując siedzącą na ziemi Idę, która teraz wręcz trzęsła się z przerażenia. Sebastian też przestał w końcu rozumieć, co się tutaj wyprawia.
— Co jest kurwa? — spytał, rozkładając ramiona i przewracając wzrok na chłopaka, który go tutaj właśnie przyprowadził.
— No wiecie co! Tak traktować naszych gości? Zachowujecie się jak zwierzęta, gratulacje. Trochę szacunku, proszę — nieznajomy zwrócił się do swoich znajomych, którzy dalej stali okrążając wystraszoną rudowłosą.
— Szacunek do kogoś kto wbija się na czyjeś imprezy? I to bez zaproszenia? — zapytał jeden z nich, który najwyraźniej z całego grona był najbardziej odważny. Złapał rudowłosą pod ramię i zmusił ją do wstania z kolan – Dlatego uważam, że powinni zostać ukarani!
— U-ka-rani, u-ka-rani! U-ka-rani, u-ka-rani! — reszta grupy zgodnie zaczęła wykrzykiwać. Ktoś nawet uderzał długą laską o ziemię, robiąc przy tym nie mało hałasu. 
Ida czuła się w tym momencie, jakby przeniosła się do średniowiecza i musiała przyznać, że nie do końca orientowała się w tym, co też u licha się tutaj wyprawiało.
Sebastian zmarszczył czoło, kiedy jeden z przebranych złapał dziewczynę, lecz gdy chciał już ruszyć przed siebie, stojący obok niego chłopak, pospiesznie go zatrzymał, dając mu do zrozumienia, że lepiej będzie, jeśli spróbuje nie wtrącać się w nieswoje sprawy. Nie miał jednak zamiaru długo czekać. Wystarczyło kolejne, złe posunięcie, aby wszedł w sam środek ich okręgu, wyciągając dziewczynę z towarzystwa tych naprawdę dziwnych ludzi.
— No dobra — odpowiedział po chwili jego nowy znajomy, próbując uciszyć całą chmarę poprzebieranych. Sebastian przewrócił na niego przerażony wzrok, jednak ten kompletnie nic sobie z tego nie robił. — Jak chcecie. Ale ostrożnie. Nie chcemy, aby któreś z nich poskarżyło się, że robimy tutaj straszliwy bałagan — odwrócił się w stronę detektywa. — Spokojnie, nie będzie tak źle.
Ten, który przywlókł tutaj Idę, zsunął nieco kaptur z głowy, ale nie na tyle by wszyscy mogli ujrzeć jego twarz. Najwyraźniej wcale nie chciał zdradzać swojej tożsamości. 
— To co? Ja czekam na pomysły — popatrzył na wszystkich zgromadzonych, obracając się razem z Idą wokół własnej osi, prezentując zebranym „winną”.
— Zrzucić ją w dół diabelskiej studni!
— Nie, niech cierpi! Wrzućmy ją do jaskini Żmiji!
— Czy nie łatwiej będzie po prostu skrócić o głowę?
Sebastian przerażony przyglądał się całej wymianie zdań i nawet nie zauważył, kiedy nieznajomy ułożył dłonie na jego plecach, wpychając go w sam środek okręgu, aby wylądował zaraz obok swojej towarzyszki.
— Macie kolejnego do kolekcji!
— Cisza! — ryknął jeden z zebranych, który trzymał w ręku potężną, drewnianą laskę, a z jego kaptura wystawały długie, siwe włosy i równie biała broda. Wszyscy w jednym momencie odwrócili w jego stronę spojrzenia, razem z ofiarami całego tego spotkania. — Wasz gniew do niczego nie doprowadzi! Chcecie dla nich kary? Odpowiedniej? Niech bogowie zadecydują o ich losie — wzniósł wysoko ręce, wpatrując się w sufit ciemnego pomieszczenia. Kiedy jednak zauważył, że kula na jego lasce jest dalej czarna, mocno walnął w nią pięścią, aż wreszcie wydostało się z niej fioletowe światło. — Cholerne badziewie... — wyszeptał pod nosem, po czym znów wrócił do wsłuchiwania się w wolę bogów. — Potężni! Zadecydujcie o tych, co przeszkodzili nam świętowanie! O tych, co przeszkodzili nam w wychwalaniu waszej potęgi! O bogowie, przemówcie!
     Ida przełknęła nerwowo ślinę i ukradkiem złapała dłoń Sebastiana, aby choć trochę poczuć się bezpiecznie. Gdy tylko uda im się stąd wydostać, to sama ukróci go o głowę za ten pomysł z zejściem w podziemia miasta. Starała się opanować swoje myśli i wykorzystać moment, w którym cała uwaga została skupiona na ich duchowym przewodniku. Sama przez chwilę patrzyła na jego laskę, która najwyraźniej musiała być na baterie. W życiu nie uwierzy w to, że ten naprawdę łączy się z jakimiś bogami. Zmarszczyła brwi i popatrzyła wtedy na twarz Sebastiana. Pociągnęła go delikatnie za rękę, aby zmusić go do tego, aby na nią spojrzał. Gdy odwrócił spojrzenie od siwego mędrca, skinęła głową w kierunku, gdzie utworzyła się luka w kręgu, w całkiem dobrym miejscu, bo prowadzącym do wyjścia z tego ogromnego przedsionka. Mogli ryzykować ucieczkę, ale co jeśli ci wariaci ich złapią albo, co gorsza zgubią się w tym labiryncie?
Murillo nie był zbytnio pewien czy ucieczka to dobry pomysł. Rozejrzał się dookoła, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie mają innego wyjścia. Chociaż teraz wiedział już, że przebrani odgrywają po prostu jedno, wielkie, śmieszne przedstawienie i tak nie uśmiechało mu się dłużej tutaj zostawać. Dlatego zanim Ida zdążyła w ogóle pojąć, że brunet zgodził się na jej plan, pociągnął ją za sobą w stronę tunelu, który mógł ich stąd wyprowadzić.
— Łapać złoczyńców! — warknął siwy mędrzec, któremu najwyraźniej przerwali rozmowę z pradawnymi bogami i każdy z zebranych wyciągnął coś zza czarnych pasów, celując w uciekającą parę. — Nie mogą wydostać się stąd żywi! — odwrócił się w ich stronę, po czym skierował świecący czubek laski w rudą i detektywa, jakby miał zamiar wystrzelić w ich stronę fioletową błyskawicę. Zamiast tego jednak, kiedy nakazał innym strzelać, Sebastian poczuł jedynie jak coś potężnego, lecz miękkiego odbija się od jego pleców. Przystanął, nie zwracając uwagi na lecące w ich stronę pociski i przykucnął, aby zobaczyć co w niego uderzyło. Na ziemi leżał w kawałkach biały tort, przez co detektyw wziął do ręki odrobinę.
— Czekoladowy! — powiedział z pełną buzią, odwracając wzrok w stronę rudowłosej.
— Idioto! Chodź! — pociągnęła go za rękaw kurtki, bo chciała się stąd jak najszybciej wyrwać.
— Wiesz co? Wreszcie zacznę liczyć ile już razy dzisiaj nazwałaś mnie idiotą! — wykrzyknął w jej stronę, wyraźnie poirytowany zachowaniem rudowłosej.
Miała gdzieś to, że leciały w ich stronę pociski złożone tylko i wyłącznie ze słodyczy. Tak! Słodyczy! Wyglądało to cholernie groteskowo, ale przynajmniej ruda była pewna, że nie zginą podczas tego ostrzału. On jednak nie chciał tak szybko rezygnować z dobrego jedzenia. I chociaż najchętniej by tutaj został, próbując włączyć się do bitwy owymi pysznościami, Ida trzymała go tak mocno, że nie miał żadnej szansy, aby wyrwać się z jej uścisku. Zostało mu więc jedynie łapanie wolną ręką lecących w ich stronę babeczek oraz ciasteczek, które zaczął chować po kieszeniach kurtki.
     Biegła przed siebie ile sił w nogach, nie zastanawiając się nawet za bardzo, w którą stronę skręcić. Kierowała się intuicyjnie i nawet nie wiedziała kiedy znaleźli się pod drabiną. Nieważne czy była to ta sama, po której tutaj zeszli, ale ważne było to, że prowadziła na powierzchnię. Gdy Sullivan miała już zamiar kierować się na górę, Murillo zdecydowanie za głośno chrupnął ciastkiem z waniliowym nadzieniem, zapewne zwracając na siebie uwagę nie tylko każdego, ale i wszystkiego, co właśnie znajdowało się w ich okolicy.
— Jestem cholernie głodny, dobra? — spróbował się jakoś usprawiedliwić, pilnując przy tym, aby żaden ze słodyczy nie wypadł mu z ciasnych kieszeni. Jeszcze tego brakowało, aby po tym wszystkim stracił tak dobre pokłady jedzenia. — Może chcesz jednego? — zwrócił się do dziewczyny, zdając sobie sprawę z tego, że najwyraźniej uciekli na tyle daleko, że nie słyszeli już rozjuszonych krzyków nieznajomych.
— Lepiej chodź, Ciasteczkowy Potworze — mruknęła, po czym pociągnęła go za kaptur, gdy zaczęła wspinać się na górę. Gdy dotarła do śluzy, walnęła w nią, ale nie miała na tyle siły, aby ją unieść — Pomóż mi… — jęknęła, próbując ją podnieść. 
Dobrze, że Sebastian ją w końcu posłuchał i stanął o dwa szczeble niżej, po czym oparł się o jej ciało, by móc w końcu unieść wieko. Ruda tylko pokręciła lekko głową, widząc, że wszystko to robi z muffinką w gębie. 
— Tylko byś się nie udławił — powiedziała, a następnie ruszyła na zewnątrz specjalnie kręcąc mu tyłkiem przed samym nosem. Żeby na nią tak patrzył, jak na te wszystkie słodkości. 
— To byłoby słabe gdybym padł przez zadławienie się — odpowiedział, dalej trzymając się jedną ręką drabiny, a drugą zrzucając na sam dół papierek od babeczki. — W sensie... Jak na glinę — lecz zamilkł, kiedy tylko dotarło do niego, co wyprawia rudowłosa, próbując odwrócić zawstydzony wzrok od jej pośladków. Wreszcie jednak wygrzebał się z środka i stanął zaraz obok niej, z rumieńcami na policzkach, tylko przez to, co przed chwilą zobaczył. — Jak w ogóle możesz sobie tak ze mną pogrywać? Czy ty masz sumienie, dziewczyno?
— A ty je masz? Skoro wolisz takie wypiekane babeczki… Od jednej… — złapała go za kołnierz i szarpnęła tak, że zmusiła Murillo do tego, aby się nieznacznie pochylił i wyrównał swoją twarz z jej — Takiej, żywej… Którą masz zawsze na wyciągnięcie ręki — mruknęła i puściła go, po czym walnęła go z otwartej dłoni w ramię — A tak poza tym to nie wiem czy następnym razem dam się namówić na jakiś twój pomysł. Jeszcze przy tobie zginę, zobaczysz!
— No nie wiem czy tak zawsze... — wymamrotał do siebie, masując ramię, na którym jeszcze niedawno wylądowała dłoń Idy. — Zresztą, nigdy czegoś takiego nie powiedziałem! I wypraszam sobie! — wykrzyknął i zapewne gdyby plac wokół nich nie był całkowicie pusty, wiele spojrzeń właśnie by na niego padło. — Może moje pomysły są przeważnie do bani, ale nie zawsze. Ja się dzisiaj bardzo dobrze bawiłem. A jeśli już sobie wytykamy beznadziejne pomysły, to czy pomyślałaś kiedyś, że podróżując na stopa, możemy napotkać na pierdolonego kanibala?
Założyła ręce na piersi i popatrzyła na niego niby to obrażona.
— Ale od tego mam ciebie, nie? W końcu jesteś gliną — szturchnęła go lekko — Przy tobie powinna być bezpieczna, a wychodzi na to, że tracisz głowę przy tortach i ciastkach — wyrzuciła mu, jednak nie potrafiła się długo na niego gniewać, bo po chwili wybuchła śmiechem, zdając sobie sprawę z tego jak to wszystko komicznie brzmi — Lepiej już wracajmy, bo jeszcze ktoś nam ukradnie nasze plecaki.
Hejo, kochani! Mamy cichutką nadzieję, że dobrnęliście do końca, nawet jeśli troszkę przydługa wyszła nam ta noteczka. Ale najważniejsze, że bardzo przyjemnie nam się to dziwactwo pisało, więc oby równie fajnie się Wam ją czytało. W tytule shrekowe Funky Town, zdjęcia przerobione przez Martwą Duszyczkę, która cierpi, że ostatecznie niezbyt widać co jest na nich napisane, ale już ma dosyć po dwóch godzinach siedzenia w Photoshopie. W każdym razie, trzymajcie się, jeszcze raz wielkie dzięki za czytanie i wysyłamy moc tysiąca przytulasów!

8 komentarzy

  1. Pewnie normalnie by urwała mu tą głowę, ale chyba wtedy za wiele by straciła... :D
    A tak poza tym to wiesz, że no Idzia go uwielbia


    ♥❤♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Straciłaby cholernie przystojnego, głupiego, śmieszkowego, prywatnego ochroniarza, hihi. He loves Ida too.

      Usuń
  2. Oh,jak miło z rana uraczyć się taką noteczką <3 Aż strach pomyśleć, w jakie przygody się jeszcze ta dwójka wpakuje. Mam nadzieję, że Ida wróci z tej wyprawy cała, bo prezes nie chce szukać nowej asystentki hah :) Notka cudowna, lekko napisana, z dużą nutką poczucia humoru i pewnie długo jeszcze będę się szczerzyć do komputera, wyobrażając sobie całą tą sytuację w podziemiach :) (nie licząc chwil grozy, w których obawiałam się o ich życie! haha) No i te zdjęcia..aww, cudne ! Wszystko po prostu pięknie dopracowane i kłaniam się przed waszym talentem :) Czekam oczywiście na więcej i na dalsze losy tego szalonego duetu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no jeszcze trochę przed nimi. W końcu celem Sullivan jest zobaczenie Wielkiego Kanionu, a to jeszcze tak daleko. Byleby dotrwali w całości, a reszta się nie liczy :D

      Usuń
    2. Jeśli nie natkną się na wspomnianego kanibala to powinno być dobrze. W sumie, fajnie mieć takiego szefa, co się o ciebie martwi. Pewnie szefuńcio Seby na stratę detektywa zareagowałby dzięki Bogu. xD

      Usuń
  3. Nakręćcie może razem jakiś serial komediowy, co? Czytając, miałam wszystko to, co się działo przed oczami i właśnie to uwielbiam w czytaniu i w autorach - kiedy potrafią wciągnąć mnie w tekst tak, że nie widzę liter, tylko obrazy. Przez notkę przebrnęłam w tempie ekspresowym, nie tylko dlatego, że tak dobrze mi się czytało, ale też dlatego, że byłam niesamowicie ciekawa, co dalej. Zdecydowanie nie zawiedliście moich oczekiwań, było epicko ^^ Sebastian był cudowny i przezabawny w każdym momencie, natomiast Ida musi mieć specjalnie dla niego nieskończone pokłady cierpliwości. Ta dwójka cudownie się dobrała i nie wątpię w to, że będzie miała co wspominać. A czy ja mogę prosić o więcej notek z ich podróży? Przy tej tak się ubawiłam, że nie daruję Wam, jeśli nie napiszecie czegoś jeszcze, o!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tej już może nie, ale... Planujemy zwiedzać świat, więc kto wie... Może następnym razem urządzą sobie swoje prywatne Azja Express? Hahaha :D

      Usuń
    2. Mam idealne zdjęcie na wyprawę do Chin, no kidding.

      Usuń