Widząc leżącą na środku pokoju czerwoną wstążeczkę Neil poczuł, jak nogi mu miękną. Z cichym jękiem opadł na kolana i chwycił kawałek materiału między palce, mając ochotę się rozpłakać, lecz wiedział, że mu to nie przystoi i zamiast tego wstał powoli, ignorując głośne strzelanie kości. Gdzieś uleciał cały jego entuzjazm, którym dysponował jeszcze przed chwilą i do sąsiedniego pokoju powlekł się niczym skazaniec, z czerwoną wstążeczką zwisającą smętnie spomiędzy placów prawej dłoni.
— Czemu znowu zrobiłyście to tatusiowi, co? — spytał z wyrzutem, groźnie spoglądając na istotki siedzące na dywanie, otoczone drewnianymi klockami. Dziewczynki, oderwawszy się na moment od zabawy, jednocześnie uniosły głowy, pozwalając tym samym, by kucyki ozdobione kolorowymi gumkami do włosów podskakiwały w rytm ich ruchów. Na ich pyzatych buziach wymalowało się zaciekawienie, które tylko wzrosło, gdy Neil uniósł wstążeczkę wyżej, tak, by bez problemu mogły ją zobaczyć.
— No, czemu? — spytał, wpatrując się w swoje córki, które z kolei obserwowały kołyszącą się lekko tasiemkę, aż wreszcie straciły zainteresowanie i powróciły do przerwanej przed chwilą zabawy, tym samym bezwzględnie ignorując zrozpaczonego ojca, który opadł na puchaty dywan, ewidentnie zrezygnowany. Przed nim zaś siedziały dwie prawie trzylatki, w jego mniemaniu identyczne. Patent z wstążeczką jeszcze do niedawna doskonale się sprawdzał, ale im te wszędobylskie istotki coraz lepiej sobie radziły i wiedziały już, że za pomocą swoich małych paluszków mogą wiele zmajstrować, tym wstążeczka zawiązywana na nadgarstku tej urodzonej dwadzieścia minut wcześniej częściej lądowała na ziemi. Tym samym Neil nie miał pojęcia, która z jego córek to która, bo w przeciwieństwie do ich matki, która rozróżniała dziewczynki bezbłędnie, on kompletnie sobie z tym nie radził. Elizabeth na szczęście nie miała tego za złe mężowi i wielokrotnie próbowała mu wytłumaczyć, jak ona to robi. „Popatrz, przecież one są zupełnie różne! Mają inną mimikę, inaczej się poruszają, nawet mówią inaczej!”. Serio? Bo on jakoś tego nie widział. I naprawdę bardzo, ale to bardzo się starał, lecz jednocześnie pomału godził się z myślą, że do końca swoich dni nie nauczy się rozróżniać własnych dzieci. Miał nadzieję, że przynajmniej kiedyś bliźniaczki zdecydują chociaż ubierać się inaczej, bo oczywiście teraz śmigały w tych samych ubrankach, miały te same zabawki i zawsze te same fryzury. Nie dlatego, że ich rodzice tego sobie życzyli, ale dlatego, że one same uważały to za mus. Bowiem gdyby to od Neila zależało, nie miałyby ani jednego ciuszka takiego samego!
— Tata, pomós! — zarządziła… No właśnie, Neil nie wiedział czy to Leslie czy może jednak Maxine prosi go o pomoc. Tak czy siak, szorując tyłkiem po dywanie, przysunął się bliżej i pomógł córce w budowaniu wieży z klocków, podczas gdy druga tworzyła coś na kształt zagrody dla porozrzucanych wokół kucyków Pony, które Neil dopiero teraz zauważył. Starając się pomóc córce w ułożeniu jak największej budowli, nie usłyszał szczęku klucza w zamku, a już tym bardziej nie zorientował się, kiedy jego żona stanęła w progu i zachichotała cicho, widząc porzuconą na podłodze wstążkę.
— Chyba ktoś tutaj ma mały problem! — rzuciła, nie kryjąc rozbawienia, a przy okazji poinformowała domowników o swojej obecności. Leslie i Maxine natychmiast oderwały się od klocków, przy czym jedna z nich wywróciła przyzwoitej wielkości wieżę i nieco niezdarnie podbiegły do matki, przyklejając się do jej nóg. Neil zaś powoli odwrócił głowę i spojrzał na Elizabeth z wyrzutem, dobrze wiedząc, że ta po raz kolejny ma z niego niezły ubaw.
— Problem? Skądże znowu! — burknął mężczyzna, udając, że wcale nie widzi wstążki, która zamiast znajdować się na nadgarstku Maxine, leżała w kącie.
— No to która to która? — spytała z przekąsem blondynka, ciągnięta przez córki do kuchni. Dziewczynki bowiem koniecznie chciały sprawdzić, co też znajdowało się w przyniesionych przez mamę siatkach, by później piszczeć radośnie na widok marchewek i pomidorów. Dziwnym trafem, bliźniaczki lubiły, uwielbiały wręcz wszelakie czerwone warzywa, kompletnie gardząc tymi zielonymi, więc o przecierkach w tym kolorze nie mogło być mowy.
Neil za to wstał, podszedł do Liz i na powitanie cmoknął ją w czoło, po czym ułożył dłoń na jej karku i pochylił się nad uchem kobiety.
— Nie powiesz mi? — spytał przymilnie, pozwalając, by bliźniaczki plątały się teraz także między jego nogami. Elizabeth jedynie roześmiała się dźwięcznie, pokręciła głową i odsunąwszy się, powędrowała do kuchni, uważając przy tym na dziewczynki uczepione nogawek jej spodni. Neil zaś westchnął, wzruszył ramionami i zajął się sprzątaniem porozrzucanych klocków, nie chcąc później przypadkowo nadepnąć na jeden z nich. Już parę razy mu się to zdarzyło i naprawdę chciał oszczędzić sobie bólu. Tymczasem do jego uszu doleciały przytłumione nieco radosne piski, co oznaczało, że mama kupiła bardzo dużo czerwonych warzyw albo jeszcze cos lepszego. W sumie zbliżały się święta i Elizabeth sukcesywnie znosiła do domu coraz to wymyślniejsze ozdóbki, przyszły weekend zaś zarezerwowany był na kupowanie prezentów, gdzie Neil miał robić głownie za tragarza, lecz taka rola jak najbardziej mu odpowiadała.
— Będę musiał niedługo się zbierać… — mruknął, kiedy zjawił się w kuchni i zerknął na zegarek. Elizabeth, zostawiwszy na moment córki bawiące się pomidorkami koktajlowymi podeszła do blondyna i zrobiła smutną minę, wyraźnie niezadowolona.
— Musisz tak często brać te nocne kursy? Nowy Jork nie jest bezpiecznym miastem…
— Dobrze wiesz, że są lepiej płatne. Pewnie, że wolałbym siedzieć w domu, ale tak to nigdy nie będzie… Chyba że chcesz mieć męża nieroba, siedzącego dzień w dzień na kanapie z coraz większym mięśniem piwnym? — spytał z przekąsem, na co Liz skrzywiła się jeszcze bardziej niż chwile temu i potrząsnęła głową, chcąc odgonić od siebie tą wizję.
— O nie! Ani mi się waż! Już lepiej idź podwozić ludzi na lotnisko — odparła z zaciętym wyrazem twarzy, gotowa znieść wszystko, tylko nie to, o czym przed chwilą opowiedział jej Neil. W rzeczywistości jednak nie potrafiłaby ot tak przestać się martwić, jednakże dziwnym trafem obydwoje mieli w zwyczaju robić dobrą minę do złej gry… — Może wrócę do pracy? Chociaż na to pół etatu?
— A chcesz? — spytał Neil, dobrze wiedząc, jaka będzie odpowiedź. Wystarczyło jedno tęskne spojrzenie Liz w stronę bliźniaczek. Kobieta nie chciała rozstawać się z dziewczynkami ani na chwilę, przynajmniej jeszcze nie teraz, gdyż nie wątpiła w to, że ostatecznie będzie chciała wrócić do pracy. Ale teraz? Miałaby przegapić te wszystkie ważne momenty w życiu swoich dzieci? Niedoczekanie!
— No właśnie. — Neil odpowiedział sam sobie i uśmiechnął się lekko. — Idę się ogarnąć.
— Zrobię ci kanapki!
Pół godziny później mężczyzna siedział już w żółtej taksówce i włączywszy radio, ruszył na miasto. Nie musiał długo czekać na pierwszy kurs i cała noc miała wyglądać podobnie, bo w końcu Nowy Jork był miastem, które nigdy nie zasypiało. I właśnie dzięki temu z pensji taksówkarza, a także czasem nie takich skromnych napiwków udawało mu się wyżywić czteroosobową rodzinę, co dla poniektórych graniczyłoby z cudem. Jeden tylko Neil wiedział, ile tak naprawdę czasu spędzał w samochodzie i może dlatego jeszcze nie nauczył dostrzegać się tych subtelnych różnić, które pozwalały Elizabeth na bezbłędne rozróżnianie córek? Cóż, ona spędzała z nimi całe dnie, miała czas na obserwacje, a nawet na prowadzenie notatek, jeśli tylko miałaby na to ochotę. On musiał się zadowolić metodą z wstążeczką, z której ostatnimi czasy miał więcej nerwów niż pożytku. Ciekawe czy Liz dałaby się namówić na przyklejane wodą tatuaże na czółkach dziewczynek? Nie, Neil nie miał ochoty umierać w tak młodym wieku, więc czym prędzej porzucił podobne rozważania, uznając, że będzie musiał wymyślić coś innego. Tymczasem jednak skupił się na drodze, przy okazji słuchając pasażerki, która w drodze powrotnej z imprezy zaczęła mu opowiadać o swojej chorej ciotce. A może by tak wydać książkę z tymi wszystkimi historiami? Niektóre były tak głupie, że aż śmieszne. Inne znowu okazywał się całkiem ciekawe i zaskakujące.
— Słucha mnie pan w ogóle?!
— Tak, tak, oczywiście. To co z tym suchym kaszlem, który ostatecznie okazał się mokry?
Notka jest cudowna. Serio, bardzo mi się podoba :D Neil ma bardzo wesoło z tymi bliźniaczkami, a tak wspaniałej żony może mu pozazdrościć niejeden pan :) Życzę powodzenia w dalszym pisaniu i czekam na więcej! :D
OdpowiedzUsuńNeil to nie ma łatwo. Już czuję jak swoje frustracje może wyładowywać na starszym bracie, ale... mam pewność, że przynajmniej oni będą dogadywać się w kwestii nierozpoznawania bliźniaczek. :D
OdpowiedzUsuńMason
Bardzo się cieszę, że ta notka powstała. I to nie tylko dlatego, że czytało się ją wyjątkowo lekko i szybciutko (wybacz, nie miałam już sił sprawdzać błędów, ale skoro mówiłaś, że lenistwo będzie mi odpuszczone…). Ale przede wszystkim ze względu na to, że po lekturze, mam ogromną chęć poznać lepiej Twojego pana. Wydaje się przesympatycznym człowiekiem z równie uroczą rodziną. Ach, bliźniaczki. One już całkowicie podbiły moje serce i niezmiernie bawi mnie motyw wstążeczek, jak i planowanych tatuaży, nawet jeśli tylko zmywalnych. A to niedobre córeczki, tak sobie z ojca żarty stroić :) Nasuwa mi się tu skojarzenie z pewnymi bliźniakami występującymi w cyklu o Harrym Potterze… Na pewno doskonale wiesz o kim mówię. Ciekawe czy jak pannice dorosną, będą sprawiały równie dużo problemów swoją kreatywnością? Pomyślę jeszcze nad jakimś rozwiązaniem dla Neila, które pomogłoby mu rozróżnić je chociaż, a z resztą musi już sobie radzić sam.
OdpowiedzUsuńRoxanne
Przeczytałam ;). Krótka notka, ale całkiem przyjemna, taki lekki, obyczajowy kawałek. Zarysowałaś całkiem ładny obrazek rodziny twojej postaci, przy okazji pozwalając nieco lepiej poznać Neila. W sumie takie notki fabularne to całkiem niezły pomysł, choć w ostatnich latach są rzadkością na grupowcach. Mało komu chce się je pisać, i nie dziwię się, biorąc pod uwagę fakt, jak szybko zdycha większość blogów, ale mam nadzieję, że z tym będzie inaczej, bo skoro po raz pierwszy od tylu miesięcy gdzieś się zapisałam, to chciałabym troszkę tu pobyć :).
OdpowiedzUsuńWracając do tematu - dziewczynki z tymi swoimi szalonymi pomysłami i upartym pozbywaniem się wstążeczek wypadły naprawdę uroczo. Rodzice muszą mieć z nimi niezłe utrapienie ^^. Aż się uśmiechnęłam przy wzmiance o tatuażach na czole. Swoją drogą, to całkiem wiarygodne, że Neil ma problem z rozróżnieniem ich, skoro spędza tyle czasu w pracy, i widuje swoje dzieci mniej niż ich matka. No i trochę smutne mimo wszystko, ale i w prawdziwym świecie na pewno zdarzają się takie sytuacje, kiedy rodzice pracują i nie mogą poświęcić dzieciom tyle czasu, ile by chcieli.
Ale ogólnie - podobało mi się. Czytało się lekko i przyjemnie ;).
[ I ja też przeczytałam! Już parę dni temu, ale w związku z tym, że jeszcze nie miałam okazji wrócić na bloga, postanowiłam wstrzymać się z komentowaniem, aby nie wprowadzać niepotrzebnego zamieszania :) Ale skoro teraz już jestem, to z największą przyjemnością informuję Cię, że Twój pan bardzo mnie rozczulił – tak jak i jego codzienność oraz piękna rodzinka. Aż przyjemnie czyta się takie miłe rzeczy <3 Lubię notki, które przywołują na mojej twarzy uśmiech, a Twoja z pewnością do takich należy. Neil wydaje się super facetem, i choć sama pękam ze śmiechu, gdy czytam o wstążeczkach potrzebnych do rozróżnienia bliźniaczek, tak wiem, że mój Chris, ze śmiertelną powagą, zgadza się z Neilem i stoi za nim murem. Nawet, jeśli chodzi o zmywalne tatuaże! Też miałby problem odróżnić dwójkę identycznych dzieciaków, nawet swoich własnych. Nie ważne jak słodkie by były i ile samego siebie by w nich widział! Proszę o więcej takich notek w przyszłości, bo naprawdę uwielbiam tego typu wprowadzenia do historii postaci. Nawet sama na początku pokusiłam się o podobną, i miałam dużo frajdy pisząc taką notkę powitalną, bo skojarzyło mi się to ze starymi, dobrymi czasami Onetu, gdy dopiero stawiałam swoje pierwsze kroki w blogowym świecie :) Tak czy inaczej, notka jest cudna i chwalę ją z każdej możliwej strony! A błędów, jak to ja, żadnych nie widzę, więc tym bardziej na plus ;D ]
OdpowiedzUsuńChris
Nie napiszę niczego odkrywczego. Parę osób przede mną wypowiedziało się już trafnie na temat notki, więc zapewne będę się powielać, ale przynajmniej zaznaczę te elementy, które przykuły nie tylko moją ale i cudzą uwagę. Zacznę od samej przyjemności z czytania. Faktycznie, każdy jeden odbiorca powinien bez problemu przebrnąć przez tekst, a właściwie prześlizgnąć się po nim jak po gładkiej literackiej tafli. I choć metafora kiepska, nawet jak na mnie, to wyraża po prostu tyle, że tekst jest przystępny dla czytelnika. Co prawda nie przepadam za obyczajówkami, a taki charakter przybrała ta notka, ale o dziwo nie mam jej nic do zarzucenia. Podkręciłaś klimat odrobiną humoru i tym pięknym obrazkiem rodzinnym, opisanym w tak ładnym stylu, więc wybaczę Ci niemal wszystko. Są też pewne elementy w pisaniu, których Ci zazdroszczę. Przede wszystkim nieprzekombinowana składnia, prostota w stosowanych środkach wyrazu i umiejętność łączenia ich ze słownictwem na dobrym poziomie. Mnie się to nigdy nie udaje, a tutaj momentami być może bardziej podręcznikowo, a mniej artystycznie, ale za to konkretnie i jasno. Nie ma miejsca na nieścisłości. A wisienką na torcie redakcja tekstu: akapity, pauzy i wyjustowanie sprzyjają czytaniu. Ot, tym banalnym akcentem pozwolę sobie zamknąć komentarz.
OdpowiedzUsuńBrock Davis