Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

3. Maille Creswell & Xander Bolton

W tym szczególnym świątecznym czasie chciałybyśmy Was prosić, byście rozejrzeli się wokół siebie. Tworząc odpisy do zabawy, zapewne siedzicie w ciepłym mieszkaniu bądź domu, jesteście najedzeni i akurat macie chwilę dla siebie. A może nie trafiłam? Może wracacie ze szkoły, uczelni, pracy? Znajdujecie się w komunikacji miejskiej, zmarznięci i głodni, marzycie o momencie, w którym przekroczycie próg mieszkania i zamkniecie drzwi. Ale macie dokąd wrócić, macie co zjeść i znajdujecie chwilę na przebywanie na blogu. Prosimy, cieszcie się z tych małych rzeczy, ponieważ macie o wiele więcej, niż niektóre osoby. Jeśli się rozejrzycie, na pewno dostrzeżecie je wokół siebie. Czasem nie trzeba wiele. Wystarczy jedno kliknięcie, jeden SMS, które mogą zmienić wszystko. Stąd przy okazji naszej świątecznej zabawy prosimy Was o zajrzenie na podane niżej strony. Kliknięcie w brzuszek Pajacyka. Wysłanie SMS-a na wybraną zbiórkę. Zróbmy razem coś dobrego!




Nie ma prawdziwych świąt bez Mikołaja i jego pomocnicy Śnieżynki. Zadaniem dla Was jest wizyta w jednym z nowojorskich hospicjów dziecięcych, jednak zanim tam pojedziecie, koniecznie musicie spotkać się w jednej z nowojorskich szkół podstawowych, gdzie będą czekały na Was Wasze stroje wraz z przygotowanymi dla dzieci prezentami, które musicie ze sobą zabrać.

9 komentarzy

  1. Choć Maille starała się ukryć to, jak bardzo była przerażona tym, co ją czekało, wychodziło jej to z marnym skutkiem. Był blada i rozkojarzona, a ręce przetrząsające zawartość torebki lekko się trzęsły. Wyglądało na to, że miała wszystko. Szkoda tylko, że brakowało jej pewności siebie. To nie tak bowiem, że Irlandka nie lubiła dzieci. Ona po prostu nie miała zielonego, ani jakiegokolwiek innego pojęcia, jak się z nimi obchodzić. Nie wspominając już o dzieciach chorych. Stąd było to dla niej nie lada wyzwanie. Sama, z własnej, nieprzymuszonej woli, zapewne nie porwałaby się na coś takiego. Z góry bowiem zakładała, że nie da rady. Tymczasem nie miała innego wyjścia. Nie mogła przecież nie wykonać zadania od Świętego Mikołaja, prawda? A może dzięki temu coś się zmieni? Może okaże się, że dzieci wcale nie gryzą i są prostsze w obsłudze, niż mogłoby się wydawać?
    Starając się pocieszyć w ten marny sposób, blondynka zdążyła jeszcze szepnąć do siebie, że da radę i wyszła z mieszkania. Droga na parking zajęła jej kilka minut, w czasie których mogła nieco ochłonąć i odetchnąć zimnym powietrzem, które przyjemnie studziło rozedrgane nerwy. Do samochodu wsiadła już spokojniejsza i odpaliwszy silnik, ruszyła na miejsce zbiórki, jakim była jedna z nowojorskich szkół podstawowych.
    Było wczesne popołudnie i o tej porze większość klas już skończyła lekcje. Po szkolnych korytarzach kręciły się nieliczne grupki, gdzieniegdzie jeszcze odbywały się zajęcia, Creswell natomiast szukała świetlicy, w której miały być przygotowane stroje na dzisiejszy wieczór. Szukając odpowiedniego pomieszczenia, siłą rzeczy rozglądała się też za równie zagubionym mężczyzną co ona, jednakże nikogo takiego nie dostrzegła. Ostatecznie udało jej się trafić do świetlicy, gdzie miła pani wskazała jej kartonowe pudła ze strojami oraz cały stos prezentów zapakowanych w papier ze świątecznymi motywami.
    — No dobrze… — mruknęła do siebie, zanurzając ręce w kartonie, w którym krył się strój Śnieżynki. Zacisnęła palce na miękkim materiale i wydobyła niebieską sukienkę obszytą białym futerkiem. Sukienka wydawała się niepokojąco krótka, ale Maille miała nadzieję, że po przymiarce okaże się w sam raz.
    — Ciekawe, kto będzie Mikołajem? — rzuciła, ponownie sama do siebie i posłała nico krzywy uśmiech kobiecie opiekującej się świetlicą, która przyglądała jej się z zainteresowaniem. Cóż, nie pozostało jej nic innego, jak tylko poczekać na swojego partnera. Nie wiedziała bowiem, czy przebiorą się w stroje już teraz, czy może zrobią to później, gdzieś po drodze. I czym samochodem pojadą? O ile w ogóle nieznajomy przyjedzie samochodem.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  2. Okres świąteczny był bardzo ważny dla Xandera. Zazwyczaj spędzał ten czas z rodziną, bliższą i dalszą. Ostatnie lata, kiedy był w Australii i niekoniecznie mógł pozwolić sobie na powrót do domu, uświadomiły mu jak bardzo kochał ten czas. Dlatego teraz, gdy zbliżały się święta i niektórzy nie mogli ich spędzić w domu, Bolton chciał zrobić dobry uczynek. Dość długo udzielał się jako wolontariusz, aczkolwiek zwierzęcy i teraz nadeszła pora, aby pomóc najmłodszym. Dzień rozpoczął dość wesoło. Co prawda był przerażony, bo jednak dzieci, które były chore nieco się będą różnić od takich, z którymi Bolton miał przyjemność na co dzień, ale chciał spełnić dobry uczynek. Zgarnął pozycję Mikołaja, bo kto nie chciałby się przebrać za uwielbianego na całym świecie staruszka i dać trochę radości dzieciakom?
    Pomyślał, że dobrym pomysłem będzie przyprowadzenie Fridy. Oczywiście wszystko omówił z organizatorami i z ludźmi z ośrodka, którzy nie widzieli żadnych przeciwwskazań w tym, aby towarzyszył mu pies. Frida była bardziej, niż przyjazna i otoczona dziećmi, dosłownie zwariuje. Przebrał ją w sweterek Śnieżynki, wyglądała przeuroczo, i zakupił także specjalną obrożę zrobioną jak strój elfa. Zielona z czarnymi guziczkami i czerwonym kołnierzykiem. (nie umiem tego opisać, przepraszam xD)
    Siedziała na siedzeniu pasażera, oglądając z zaciekawieniem świat. Jakiś czas później dotarli na miejsce. Przez korek, byli trochę spóźnieni. Zanim w ogóle wszedł, założył jeszcze sztuczną brodę i czapkę Mikołaja.
    - Dzieeeń dobry! - zawołał od wejścia, a po chwili i Frida się dołączyła szczekając. Raz, ale porządnie. - A raczej ho, ho ho! - poprawił się z uśmiechem.
    - Mam stąd odebrać prezenty dla pewnych dzieciaków i podobno ktoś ma mi tu pomóc je dostarczyć - powiedział spoglądając na zebranych tu ludzi.

    [Ogólnie nie wiem czy pies może tam być, ale uznałam, że to może być fajne urozmaicenie, więc naciągnijmy trochę rzeczywistość:D]
    Xander Bolton

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajęta oględzinami swojego stroju Maille aż podskoczyła z wrażenia, kiedy w progu świetlicy rozległo się gromkie wołanie. Przyciskając do piersi sukienkę śnieżynki, odwróciła się i dostrzegła mężczyznę, który zdążył już nieco upodobnić się do świętego Mikołaja.
    — Wygląda na to, że to ja — powiedziała z uśmiechem i postąpiła krok w przód, by nieznajomy bez problemu mógł zorientować się w tym, kto tak właściwie do niego mówi. — Dzień dobry, Mikołaju. Jestem Maille — przywitała się i przedstawiła, a kiedy podeszła bliżej, wyciągnęła dłoń do mężczyzny, który dzisiejszego dnia miał być jej partnerem i pomocnikiem w wykonaniu jakże ważnego zadania.
    — Widzę, że Mikołaj zabrał ze sobą jeszcze jednego pomocnika — zauważyła z rozbawieniem, kiedy przebrany ni to za śnieżynkę, ni to za elfa pies zaczął wokół niej skakać, domagając się uwagi. Kobieta przykucnęła i zaczęła głaskać domagającą się pieszczot suczkę. — Jaka ty jesteś kochana! — zaczęła się zachwycać. — I nawet trochę podobna do mojego Leviego. Musimy kiedyś razem wybrać się na spacer — zasugerowała i to powiedziawszy, uniosła wzrok na swojego towarzysza. W tym momencie zaczęła nieco żałować, że nie wpadła na to, by zabrać ze sobą psa, ale z drugiej strony nawet nie wiedziała, jak Levi odnajdzie się wśród tylu dzieci. Stąd chyba lepiej było nie ryzykować.
    — To jak to robimy? — zagadnęła, w końcu się prostując. — Przebieramy się już tutaj? Czy na miejscu? Przyjechałam samochodem, nie wiem, jak ty. Ale patrząc na tę górę prezentów, nie wiem czy mój Mini Cooper wszystkie pomieści — westchnęła, zasypując mężczyznę słowami, które swobodnie płynęły z jej ust. Nie miała bowiem najmniejszego problemu z tym, iż musiała udać się do hospicjum z kimś nieznajomym. Mieli przecież teraz kilka minut, żeby się poznać, prawda? Zawsze mogli też chwilę porozmawiać w samochodzie i ustalić szczegóły. I była jeszcze jedna rzecz. Maille miała nadzieję, że w przeciwieństwie do niej, mężczyzna miał dobry kontakt z dziećmi i wiedział, jak sobie z nimi radzić.

    [Myślę, że Frida zrobi furorę ^^]

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  4. Ohoho! Wasza nieuwaga i zajęcie się sobą dało szerokie pole do popisu grupce szkolnych psotników. Trójka chłopaków skryła się za stertą prezentów i cały czas obserwowała wolontariuszy. Gdy już mieli pewność, że ci nie zwrócą na nich uwagi sięgnęli po kartony ze strojami i szybko złapali nożyczki w ręce. Nie było czasu na fantazyjne wzory, ale zdecydowanie Śnieżynka stała się bardziej rockowa z tymi poszarpanymi puchowymi wykończeniami i dziurkami na wylot w całej spódnicy. A strój Świętego Mikołaja? No cóż, broda była równiutko przystrzyżona, czapka przypominała bardziej koronę, a kubraczek i spodnie wyglądały co najmniej, jakby wpadły do niszczarki. Na szczęście nikt chuliganów nie dojrzał i ci mogli spokojnie ewakuować się ze świetlicy niezauważeni.

    OdpowiedzUsuń
  5. Widać było chyba po nim jak bardzo jest podekscytowany tym wydarzeniem. Święta najchętniej świętowałby już od połowy czerwca, ale sąsiedzi mogliby się źle patrzeć gdyby w tym czasie puszczał świąteczne piosenki. A teraz od rana do wieczora spokojnie mógł słuchać czego tylko chciał. A teraz nawet miał okazję się poprzebierać za prawdziwego Mikołaja!
    — Xander, super miło mi — powiedział do blondynki z szerokim uśmiechem — a to jest moja najlepsza pomocnica w życiu. Śnieżynka elf, Frida.
    Nie było lepszego okresu, niż święta. Xander nie zamieniłby tego święta na żadne inne. Nie chodziło tylko o fakt dostawania rzeczy, ale o to aby spędzić czas z rodziną i najbliższymi.
    — Tutaj! Nie będziemy chyba tracić czasu na to, aby tam się przebierać, nie? Jeszcze któryś z dzieciaków nas zobaczy w cywilnych ubraniach i co wtedy sobie pomyśli? Ma być realistycznie!
    Entuzjazm, który bił od Boltona był ogromny i... potrzebny. Zwłaszcza, gdy wiele ludzi nie było pozytywnie nastawionych na ten szczególny czas.
    — To twój? Zaparkowałem obok niego i... chyba faktycznie może być za mały. W moim się wszystko pomieści. Chyba... że wolisz jechać na dwa. Jak ci wygodniej. To gdzie są te stroje?
    Mówiąc to rozejrzał się i w końcu zobaczył pudło, o którym była mowa. Podszedł do niego wyciągając pierwszą rzecz, ale gdy ją wyjął, nie tego spodziewał się zobaczyć.
    — To em.... to tak ma być? — zapytał nie będąc do końca pewny.

    Xander Bolton

    OdpowiedzUsuń
  6. Od mężczyzny bił zaraźliwy entuzjazm. Widząc jego szeroki i promienny uśmiech, sama Maille uśmiechnęła się szerzej i swobodniej, tymczasowo odsuwając swoje obawy na bok. Nawet jeśli obawiała się spotkania z chorymi dziećmi i miała poważne wątpliwości co do tego, czy podoła zadaniu, u boku Xandera wydawało się to łatwiejsze i wcale nie takie straszne.
    — Na pewno nie umywam się do Fridy. Ale postaram się być równie dobrą pomocnicą! — zapewniła, po czym roześmiała się i mrugnęła do niego porozumiewawczo, przekonana, że dzieci będą zachwycone obecnością zwierzaka. Podejrzewała, że na co dzień do hospicjum nie można była wprowadzać zwierząt, ale z drugiej strony, kto wie? Miała to być jej pierwsza w życiu wizyta w tego typu miejscu, więc nie miała wystarczającej wiedzy, by wypowiadać się na ten temat. A zwierzęta przecież były doskonale znane ze swoich terapeutycznych umiejętności. To, co potrafiły specjalnie szkolone psy, zawsze zadziwiało pannę Creswell.
    — Możemy pojechać twoim samochodem. Jeśli obiecasz, że później odwieziesz mnie tutaj, żebym mogła zgarnąć moje auto — zastrzegła z wesołym uśmiechem, po czym idąc w ślady swojego partnera, odwróciła się i ponownie podeszła do kartonów ze strojami. Choć zdążyła już w nich pogrzebać, początkowo nie zauważyła, że coś uległo zmianie. Dopiero kiedy ponownie chwyciła w dłonie strój Śnieżynki i rozprostowała sukienkę na ciele, zauważyła, że coś się zmieniło. Wyraźnie skonsternowana, lekko zmarszczyła brwi i wsadziła palec w jedną z dziur. Przecież jeszcze przed chwilą ich tutaj nie było!
    — Cholera jasna! — syknęła gniewnie i rozejrzała się w poszukiwaniu winowajców, lecz jak łatwo można było się domyślić, nikogo nie dostrzegła – chłopcy już dawno uciekli z miejsca zbrodni.
    — Myślisz, że dzieciaki będą miały coś przeciwko takim strojom w nieco unowocześnionym wydaniu? Może będziemy udawać, że mamy je od jakiegoś znanego i ekstrawaganckiego projektanta mody? — zażartowała w celu rozładowania sytuacji i zaśmiała się krótko. Odłożywszy sukienkę na bok, sięgnęła jeszcze do kartonu. Uzupełnieniem jej stroju były jeszcze białe, grube rajstopy, mikołajkowa czapka, tyle że w kolorze niebieskim oraz srebrna, połyskliwa pelerynka, mająca zapewne imitować iskrzący się śnieg.
    — Od biedy nie wyglądałoby to tak źle… — mruknęła do siebie, starając się zwizualizować, jak prezentowałaby się całość. Miała całkiem kryjące rajstopy, więc obecność dziurek w spódnicy aż tak nie przeszkadzała. Pelerynka zaś powinna sięgać w sam raz za pośladki, więc niechciane otwory w newralgicznym miejscu powinny pozostać zakryte.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziś nic nie było w stanie wyprowadzić go z równowagi. Chciał, aby ten szczególny czas był spędzony w radosnej atmosferze i od samego rana nastawił się, że tak właśnie będzie. W końcu zbliżały się święta, więc dlaczego miałoby coś pójść nie tak? Xander chciał ludzi dziś zarażać swoim dobrym nastawieniem, tym jak świetnie się bawi podczas zabaw świątecznych i jak ten okres na niego działa. Dlatego, kiedy zobaczył, że stroje są w opłakanym stanie nieco się zasmucił, ale nie mógł mieć grobowej miny przez cały czas. Być może zaskoczenie i smutek były widoczne na jego twarzy przez krótki okres czasu. Musieli coś wymyślić, bo przecież nie zostawią dzieci na pastwę losu, bo nie mają odpowiednich strojów! To dopiero była marna wymówka, a on zamierzał dziś wywołać sporo uśmiechów na twarzach maluchów.
    — Wiesz co, mam pomysł — powiedział z uśmiechem. W końcu chyba wszyscy znali sporo świątecznych piosenek, prawda? A Xander w tym okresie miał masę płyt w samochodzie i akurat miał też jedną, dość nietypową. I to właśnie ona podsunęła mu ten pomysł, który chyba wcale nie był taki zły.
    — Mam nadzieję, że gustujesz w rockowym wydaniu kolęd, bo zrobimy niezłe show dla dzieciaków. Wkładamy co mamy i… cóż, nie ważne jak śpiewasz. Dziś robimy za prawdziwe gwiazdy rocka. To będzie nietypowa gwiazdka. A ktokolwiek to zrobił, mam nadzieję, że znajdziesz zgniłe pomarańcze pod choinką! — krzyknął nieco głośniej, aczkolwiek wątpił, że osoby, które to zrobiły są w stanie go usłyszeć.

    Xander Bolton

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy Xander przedstawił jej swój pomysł, początkowo wybałuszyła na niego oczy, nie minęła jednak chwila, a już śmiała się głośno i serdecznie.
    — Wchodzę w to! — oznajmiła, jednocześnie wierzchem dłoni ocierając z kącików oczy łzy wyciśnięte rozbawieniem. — Ale to chyba tylko dlatego, że nie śpiewam tak tragicznie. Dobra, daj mi chwilkę! — poprosiła, obdarzając go wesołym uśmiechem, a następnie chwyciła karton ze strojem śnieżynki i zniknęła w łazience wskazanej jej przez pracownicę świetlicy. Wróciła po kilkunastu minutach. Przebranie się zajęło jej tak dużo czasu, ponieważ musiała szczególnie uważać na podziurawioną sukienkę; nie chciała wsadzić nogi lub ręki w jakkolwiek z dziur i doprowadzić do całkowitego rozdarcia się ubrania, bo i owszem, wyglądałaby wtedy jak rockowa śnieżynka, ale już po afterparty po udanym koncercie.
    — I jak? Wystarczająco rockowo? — spytała, że śmiechem okręcając się wokół własnej osi, tak by móc w pełnej krasie zaprezentować się Xanderowi. Kręcąca się po pomieszczeniu Frida szczęknęła jakby z aprobatą, wesoło merdając ogonem, Maille natomiast rozłożyła nieco spódnicę i przez dziury spojrzała na swoje nogi. Tak, białe kryjące, grube rajstopy zdecydowanie robiły tutaj robotę, bo nie było widać jej majtek, a to akurat był duży plus. W takim stroju mogła pokazać się dzieciakom, choć nieco obawiała się tego, jak zareagują na nich pracownicy hospicjum i czy na pewno wpuszczą ich do środka, zobaczywszy Mikołaja i Śnieżynkę w tak niecodziennym wydaniu.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  9. Flemeth, co dość nietypowe, była spóźniona. Zazwyczaj przychodziła nieraz i grubo przed czasem, nie chcąc zostać ostrzelana milionem spojrzeń już przybyłych osób; dziś jednak od rana wszystko szło wyjątkowo nie tak. Westchnęła już tyle razy, byleby tylko nie wybuchnąć złością, iż miała wrażenie, że jest całkiem wypompowana. Mimo to, wziąwszy się jednak w garść, pognała do jednej z nowojorskich szkół, gdzie oprócz niej miały się stawić jeszcze dwie osoby. Flemeth zawsze odrobinę zjadały nerwy przed poznawaniem nowych ludzi, bo doskonale wiedziała, że nie jest najbardziej towarzyską osobą świata, a do tego stare, szkolne wspomnienia zostawiły w niej parę krzywych kolein, ale starała się nastawić pozytywnie – na tyle, na ile to było możliwe. Wpadając przez drzwi, przygładziła wiecznie rozwichrzone włosy i lekkim krokiem skierowała się ku rzędowi sal, zaglądając do każdej po kolei i zastanawiając się, która też może być wspomnianą świetlicą. Ujrzawszy jednak rozbawioną parę w dość nietypowych, acz wyraźnie świątecznych strojach, ostrożnie wsunęła głowę przez drzwi, potem resztę ciała i posłała im nieśmiało-uprzejmy uśmiech.
    – Cześć. Em... Dobrze trafiłam? Zbiórka prezentów dla dzieci z hospicjum? – Ze zdenerwowania nieustannie posługiwała się wyłącznie pytaniami. – Mam strój diablicy, więc... Chyba będę pasować – uśmiechnęła się pod nosem, mając nadzieję, że nie zaczepiła jakichś niewinnych, niezaangażowanych w akcję przypadkowych widzów.

    Flemeth Langley

    OdpowiedzUsuń