W tym szczególnym świątecznym czasie chciałybyśmy Was prosić, byście rozejrzeli się wokół siebie. Tworząc odpisy do zabawy, zapewne siedzicie w ciepłym mieszkaniu bądź domu, jesteście najedzeni i akurat macie chwilę dla siebie. A może nie trafiłam? Może wracacie ze szkoły, uczelni, pracy? Znajdujecie się w komunikacji miejskiej, zmarznięci i głodni, marzycie o momencie, w którym przekroczycie próg mieszkania i zamkniecie drzwi. Ale macie dokąd wrócić, macie co zjeść i znajdujecie chwilę na przebywanie na blogu. Prosimy, cieszcie się z tych małych rzeczy, ponieważ macie o wiele więcej, niż niektóre osoby. Jeśli się rozejrzycie, na pewno dostrzeżecie je wokół siebie. Czasem nie trzeba wiele. Wystarczy jedno kliknięcie, jeden SMS, które mogą zmienić wszystko. Stąd przy okazji naszej świątecznej zabawy prosimy Was o zajrzenie na podane niżej strony. Kliknięcie w brzuszek Pajacyka. Wysłanie SMS-a na wybraną zbiórkę. Zróbmy razem coś dobrego!
Co roku w Nowym Jorku uruchamiany jest świąteczny wagonik metra. Pośród wszechobecnej klimatycznej czerwieni, udekorowanej świątecznymi lampkami i girlandami, znalazło się miejsce również dla Was. Przydzielone Wam zadanie jest proste; mając przy sobie pokaźnych rozmiarów termosy, serwujecie podróżnym gorącą herbatę oraz przyozdobione lukrem pierniczki, nucąc pod nosami świąteczne piosenki.
Nie było w roku drugiego takiego czasu, który Miley Shackelford kochałaby równie mocno co Święta Bożego Narodzenia. Do pełni miłości oczywiście brakowało jej śniegu, o którym marzyła od dzieciństwa, a mieszkając przez większość życia w Miami, ku swojemu niezadowoleniu miała możliwość doświadczyć go zaledwie kilka razy w życiu, już po przeprowadzce do Nowego Jorku i to wcale nie w okresie świątecznym. Nawet jednak bez śniegu i nawet z widokiem palm za oknem, Miley co roku wyczekiwała gwiazdki, oddając się filmowym tradycjom w postaci pieczenia niezliczonej ilości pierników, angażowania się w akcje charytatywne i szykowania choinkowych ozdób, którymi obdarzała wszystkich bliższych i dalszych znajomych. Nic więc dziwnego, że kiedy tylko usłyszała o organizowanej akcji świątecznej od razu zdecydowała się w nią zaangażować, tym bardziej w czasie, kiedy to wyszukiwała sobie najdziwniejszych zajęć, mających na celu odwrócić jej uwagę i uspokoić galopujące myśli. Była przygotowana na największe wyzwania, gotowa wykrzesać z siebie nadludzkie siły, aby tylko wywołać uśmiech na twarzach nieznajomych, dlatego kiedy przypadło jej zadanie stacjonowania w świątecznym wagonie metra, z góry założyła, że będzie to niczym przysłowiowa bułka z masłem. Już na długo wcześniej przygotowała sobie strój godny nowoczesnej pani Mikołajowej (bo trzeba było wiedzieć, że Miley szalała na punkcie ubrań i nawet kiedy wyglądała, jakby wybiegła dopiero co z domu wkładając na siebie pierwsze lepsze ubrania, wszystko to było dokładnie przemyślane), a w związku z tym była też pewna, że tego dnia nic, ale to zupełnie nic jej nie zaskoczy.
OdpowiedzUsuńNiespodzianek było co nie miara, począwszy od wypitego mleka migdałowego, którego zabrakło jej do owsianki, poprzez wstrzymanie z niewiadomych przyczyn jednej z lini metra, a kończąc na jej towarzyszce, z którą to miały częstować pasażerów uśmiechem, pierniczkami i ciepłą herbatą. Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że druga pomocniczka Mikołaja jest w wyraźnie zarysowanej ciąży, co sprawiło, że w pierwszej chwili Miley przeklęła organizatorów całej akcji. Bynajmniej nie miała nic przeciwko ciężarnym, wręcz przeciwnie, wydawało się jej, że zawsze promienieje od nich magiczny blask. Ciąża, jak wiadomo w większości przypadków nie była również żadną chorobą, a jednak Shackelford nie wiedziała co trzeba mieć w głowie, aby wysłać ciężarną do stacjonowania w wagonie metra. Może nie był to specjalnie wielki wysiłek, ale jednak kilka godzin na nogach robiło swoje, a i trzeba było być nad wyraz ostrożnym, aby w przypadku niespodziewanego hamowania, trzymając w dłoniach olbrzymiej wielkości, ciężki termos i papierowy kubeczek, nie polecieć z hukiem, aby zderzyć się z podłogą.
— Ty pewnie jesteś Olivia. — Zagadnęła, uśmiechając się do dziewczyny i od razu wyciągając do niej dłoń. — Miley. — Dodała, nie przestając się zresztą uśmiechać. Musiały razem wyglądać iście karykaturalnie: malutka, drobna Olivia z wyraźnie zarysowanym brzuchem i wyższa od zdecydowanej większości kobiet i niejednego faceta Miley, która jakby tego było mało akurat tego dnia nałożyła buty na słupkach, które sprawiały, że była jeszcze wyższa. — Chyba powinnam wyręczyć cię z tym termosem. — Dodała, patrząc na nią znacząco, choć nie było w tym nic niemiłego, ot, zwykła ostrożność. — Poza tym będzie lepiej jeśli ty zajmiesz się pierniczkami, ponieważ gdybym to ja była za nie odpowiedzialna zniknęłyby o wiele za szybko. — To mówiąc, sięgnęła po jedno ciasteczko, mimo świadomości, iż z pewnością nie jest to wyrób wegański, choć na co dzień całkowicie wyeliminowała ze swojego jadłospisu produkty pochodzenia zwierzęcego.
Gabbie odkąd sięgała pamięcią, miała zupełnie obojętny stosunek do świąt. W jej rodzinie, owszem, były obchodzone, ale bez żadnych szaleństw. Stroili choinkę, gotowali świąteczne potrawy, robili sobie nawzajem prezenty. Podczas wigilijnej kolacji jedli, rozmawiali, śmieli się, a potem każde z nich szło w swoją stronę. Tak było od zawsze i sądziła, że już nigdy nie poczuje tej magii świąt, o której wszyscy trąbili. Nawet w tym roku nic nie zapowiadało się na to, że cokolwiek w tej kwestii się zmieni. A jednak.
OdpowiedzUsuńWszystko zaczęło się od tego, że kupiła sobie czerwone rajstopy w zielone choinki. Następnie z kartonów odkopała sweter z reniferem i kiedy założyła do tego jeansową spódniczkę i w takim wydaniu zjawiła się w redakcji, świat nagle stał się piękniejszy. Potem było jeszcze lepiej, ponieważ okazało się, że zdobyła dwie nagrody, dostała podwyżkę, a renifer na swetrze ożył i jego nos zaczął się świecić. W dodatku ten zestaw ubrań tak jej się spodobał, że chodziła w nim na okrągło i jedynie buty zmieniała. Sweter, spódniczka i rajstopy pozostawały bez zmian.
Za zarobione pieniądze kupiła masę prezentów dla najbliższych oraz różne ozdoby i pierdoły do własnego mieszkania. Kiedy wychodziła z ostatniego sklepu, zrobiło jej się zwyczajnie smutno, że już dłużej nie musi rozbijać się po sklepach, bo wszystko ma. Teraz miała problem, bo nie miała pojęcia, jakim sposobem pomieści to wszystko w walizkach, bo miała zamiar zrobić rodzinie niespodziankę i zjawić się w Appleton, w którym nie była od… właściwie, to od zeszłego roku.
Ale nim zjawi się u rodziny, to chciała jeszcze trochę pobyć w Nowym Jorku. Czas świąt był idealny na szukanie inspiracji. Na każdym kroku działo się coś ciekawego, co tylko wystarczyło opisać w odpowiedni sposób. Przy dobrych wiatrach w ciągu jednego dnia mogłaby znaleźć tematy na kilka kolejnych felietonów. Mimo ogromu atrakcji, jakie oferował Nowy Jork, takie zwyczajnie chodzenie po ulicach wydawało jej się niezwykle nudne. Dlatego łapała się bardzo wielu okazji i prac dorywczych. Raz chodziła po sklepach i szukała szalików i czapek dla dzieciaków z domów dziecka, a raz miała sprzedawać grzane wino, które było genialne w smaku!
Tanecznym krokiem, przebrana za uroczą elfkę, nucąc piosenkę Last Christmas, co prawda znała tylko refren ale i to się przecież liczyło, szła w stronę metra, gdzie dziś miała pomagać przy sprzedaży gorącej herbaty i pierniczków. I chociaż na samą myśl ciekła jej ślinka, to obiecała samej sobie, że nie tknie ani jednego, bo wiedziała, czym to się kończy. Weźmie jednego i nie wiadomo kiedy nagle nie będzie żadnego, a te pierniki nie były nawet jej! Pocieszała się jedynie myślą, że jeszcze kilka dni i będzie jadła pierniczki swojej mamy.
- Hej! - rzuciła wesoło, widząc wysoką kobietę przebraną za panią Mikołajową. – Fajne ubranko! – powiedziała, potrząsając głową i wprawiając w ruch dzwoneczki. – Jestem Gabrielle. Gabbie - wyciągnęła rękę w jej stronę. Drugą natomiast wsunęła do kieszeni płaszczyka i wyciągnęła z niej cukierka-szklaka. – Cukierka? Na pewno osłodzi nam wspólną pracę!