Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

1976. "I hurt myself today, to see if I still feel"


15.03.2014
"Tankowiec Morning Glory z ropą wartą 30 mld dolarów wyszedł w morze z portu As-Sidr - jednego z trzech portów, które zajeli uzbrojeni zwolennicy autonomii wschodniej Libii, domagający się większego udziału we wpływach z eksportu ropy. Jeszcze tego samego dnia a właściwie w nocy został ostrzelany przez jednostki libijskiej marynarki wojennej, którym wcześniej umknął dzięki złej pogodzie. Dzień później utracono z nim kontakt. Na pokład tankowca  pod dowództwem porucznika Schrivera weszli Navy SEALS i przejęli nad nim kontrolę. Podczas operacji nikomu nic się nie stało. Zgodę na nią wyraził prezydent Barack Obama, na wniosek Libii i Cypru. Do akcji doszło na wodach międzynarodowych - podał rzecznik Pentagonu. "
U.S Daily

***
Wczoraj jest inne niż dzisiaj. Jutrzejszy dzień będzie inny od dwóch pozostałych. Jednak coś będzie je łączyć. Każdy dzień będzie łączyła ona.
-Wczoraj było jakoś inaczej. Chłodniej.- takimi słowami przywitał piękną brunetkę, która usiadła obok na stopniu werandy.
-Tak, temperatura spadła o kilka stopni.- odparła patrząc w dal. 
-Mówię o nas.
-Nas już nie ma. Zapomniałeś?- w jego stronę padło chłodne spojrzenie, które nadawało smak tej wypowiedzi. 
-Chodzi mi o nasze rozmowy, o ten wczorajszy dzień.
-Coś Ci powiem. Jak wstajesz rano, patrzysz przez okno i widzisz słońce, to co sobie myślisz?
-Że będzie ładny dzień?
-A jak pada deszcz, wieje wiatr i jest szaro to w głowie siedzi raczej myśl, że dzień będzie do dupy. Stwierdzasz to już po pierwszych oznakach jakie widzisz, mimo, że do końca dnia zostało jeszcze dużo czasu. No chyba, że wstałeś o 17 bo chlałeś całą noc.- spojrzała na niego w momencie kiedy lekko się uśmiechnął. Właśnie ten uśmiech pokochała.
-Wczoraj od samego rana było między nami do dupy.- dodała
-Wyprostuj tą filozofię.
-Chodzi o to, że kiedy prosiłam o spotkanie, miałeś to głęboko, bo miło spędzałeś czas z tą swoją dobrą koleżanką. I nie chodzi mi o to, że...
-Ty się wczoraj ściskałaś na ławce z Kennedy'm i jakoś nic nie mówię.- przerwał niemal z wybuchem.
-Tak, wczoraj wleciałam mu w ramiona, masz rację. Bo potrzebowałam, żeby ktoś mnie po prostu objął nic nie mówiąc. Za pięć miesięcy będą ubierali mnie do trumny, może nawet sama sobie ten strój wybiorę! I przytuliłabym się obojętnie do kogo. Do Świętego Mikołaja nawet. - powiedziała i zamilkła na chwilę, czując, jak zaczyna drżeć jej głos. 
-Proszę Cię... - złapała dłoń mężczyzny a brązowe oczy wlepiła w jego twarz. 
-Bądź przy mnie przez te pięć miesięcy. Przyjeżdżaj kiedy Cię o to poproszę, nawet o drugiej w nocy. Zostawiaj wszystko i bądź obok. To tylko pięć miesięcy. Chcę je spędzić właśnie z Tobą. Jeśli trafię do nieba, to powiem wszystkim, którzy tam będą, że miałam niebo przed śmiercią, bo przez ostatni czas przytulał mnie anioł, którego kocham. A kiedy już umrę, nie płacz, nie rozmyślaj tylko baw się jakby jutra miało nie być. Uśmiechaj się jakbyś już więcej miał się nie uśmiechać, płacz ale tylko ze szczęścia, żyj z całych sił, żebyś nie żałował przed śmiercią, że nic w życiu nie zrobiłeś, kochaj jakbyś nigdy nie kochał.(...)
 Schriver często posuwa się do głupich, idiotycznych wręcz kroków. Mimo, tego iż później udaje mu się jakoś otrząsnąć i ogarnąć to zaraz znów traci równowagę. Często to głupie, pozbawione logiki i uczuć pomysły. Nazajutrz rano nie było go już w tym miejscu. Uciekł a kilka godzin później żółta taksówka podwiozła go pod kamienicę w której mieszka. Wszedł do mieszkania ostrożnie zamykając drzwi, zupełnie jakby bał się, że kogoś obudzi. Niepotrzebnie, bo mieszkanie od kilku miesięcy było puste. Wojskowy plecak postawił przy wejściu. Nie zdejmując butów na grubych podeszwach, ruszył wolnym krokiem w głąb lokalu. Pod wpływem jego ciężaru panele wygrywały cichą melodię, która przez moment kojarzyła mu się nawet z marszem pogrzebowym. Otoczyło go też delikatne echo i chłód jaki panował we wnętrzu. To wszystko. Pustka. Wchodząc kuchni zatrzymał się na chwilę w miejscu i zrzucił z siebie kurtkę. Kolejny pusty powrót do domu. Jedna z tych nocy, kiedy trudno poukładać myśli w głowie. Praca, rodzina, zdrowie, wszystko co istotne w hierarchii wartości, u niego porozrzucane bezsensownie gdzieś po kątach. Jeden wielki chaos. Życiowe rondo wyborów po którym wciąż kręci się w kółko, nie wybierając żadnego zjazdu. Mija tysiące znaków, które podpowiadają w którym momencie wrzucić kierunkowskaz i skręcić kierownicą. On jednak przez te wszystkie lata nie potrafił tego zrobić. Coś nie pozwala mu pojechać odpowiednią drogą. Strach? Lenistwo i wygoda? Bo przecież łatwiej jest jeździć tą samą drogą. Tylko co jeśli przyjdzie kiedyś taki moment, poczuje się zbyt pewnie, zapomni się na chwilę i wypadnie z tego ronda? Zatrzyma się na przydrożnym drzewie i wtedy nic nie będzie już w stanie zrobić. Uwięziony w rozbitym aucie swojego strachu, lenistwa i próżności. Wtedy otworzą mu się oczy i zobaczy odpowiedni zjazd. Niestety będzie już za późno. Jest świadomy całej tej sytuacji, ale nadal nic z tym nie robi. Jakby potrzebował nawigacji, która przecież jest, leży spokojnie w schowku przy siedzeniu pasażera, wystarczy tylko zatrzymać się, włączyć ją i obrać cel. Nawigacja pomoże mu dojechać, szybciej, czy wolniej. A kiedy już dotrze do tego celu ruszy w kolejną drogę i na pewno dojedzie do następnego ronda, gdzie znów tysiące zjazdów i drogowskazów. Oby tylko był mądrzejszy i szybciej wybrał odpowiedni zjazd, nadał wartość drodze i celowi, który znajduje się na jej końcu. Czasem zapomina, że wybierając jeden zjazd, drogi pozostałych mogą się złączyć. Ciągle pyta samego siebie "Jak to zrobić? Jak zjechać?" Właśnie... pyta, ale to nie oznacza, że szuka odpowiedzi. Może któryś z tysiąca mijanych codziennie autostopowiczów mógłby mu pomóc, ale on nadal woli podróżować sam. Nie jest na tyle ufny by wpuścić obcą osobę i razem z nią szukać odpowiedniej drogi, jak czyni to większość ludzi. Sam nie wie, co jest dla niego ważniejsze, co postawić na pierwszym miejscu, dla czego się poświęcić. Po raz kolejny uciekł, urywając kontakty. Znikł zupełnie tak, jakby nie był dla nikogo ważny, jakby nikt nie przejął się brakiem wieści o nim. Ethan nie był sentymentalny, choć może to swego rodzaju bariera. Kiedy ma możliwość zjazdu odbija i wciąż jedzie drogą, którą dobrze zna. Uciekł bez pożegnania więc nie miał go kto przywitać.

***

4 komentarze

  1. [ Ech, jakie to było smutne... Umierająca brunetka, świadoma swojego odchodzenia. Tydzień temu odszedł mój bardzo dobry kumpel, wiedział o nieuchronnym przez trzy miesiące, także jak widać takie historie zdarzają się nam codziennie. Witaj z powrotem ;)]

    OdpowiedzUsuń
  2. [W tym momencie żałuję, że przeczytałam ten post tak późno, a także, że jest on taki krótki. Czytając, chciałam, żeby obydwie części jeszcze się nie skończyły. Żeby było więcej, żeby chociaż co nieco się wyjaśniło, teraz zaś zostałam pozostawiona sama sobie z milionem domysłów i przypuszczeń.
    Po cichu mam nadzieję, że w niedługim czasie pojawi się coś więcej :)
    A motyw z rondem, znakami i drogą? Choć nie jestem kierowcą, a zrobienie prawa jazdy nieco mnie przeraża, to szalenie mi się on spodobał.]

    OdpowiedzUsuń
  3. [To jest o tyle smutne, że doskonale rozumiem Ethana. To, że ucieka, bo często robię podobnie. Niektórzy ludzie mają taki mechanizm obronny, boją się angażować, bo boją się być odtrąceni, zranieni. Chyba to w tym wszystkim jest najstraszniejsze, bo pomimo tego, że normalni ludzie najbardziej żałowaliby umierającej brunetki, mnie najbardziej żal jest Ethana. Bo to naprawdę ciężko żyć z takim... charakterem? Podejściem? Strachem? Nie wiem jak to nazwać. Smutny bohater. Ale tacy są ponoć najciekawsi.]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Przyznam się szczerze, że trudno jest mi wczuć się w sytuację Ethana, bo jest on moim całkowitym przeciwieństwem i bynajmniej nie chodzi mi tu o to, że to facet ;) Nigdy do końca nie rozumiałam dlaczego ludzie wolą wieść samotne życie, które jest łatwiejsze tylko na pozór. Nie mniej, tak dokładnie opisałaś targające nim emocje, iż coś poprzestawiało mi się w główce i poniekąd go rozumiem. Szkoda tylko, że on sam zdaje sobie sprawę z tego, że jego postępowanie do niczego nie prowadzi, a mimo to nadal niczego nie zmienia. Na koniec dodam, iż podziwiam Cię za napisanie postu - ja sama nigdy nie mogę się za to zabrać i dlatego ci, którzy coś publikują mi imponują. Wspomnę też, że tekst czytałoby się łatwiej, gdyby były w nim akapity, przynajmniej moim zdaniem :)]

    Maya

    OdpowiedzUsuń