Kolejność:
Jaime > Noah > Jerome > Jen
Witaj w Nowym Jorku |
mieście, które nigdy nie zasypia... |
tablica informacyjna
2195. Lilith Monroe: Cień Chaosu
Lilith Monroe, już jako dziecko, czuła, że coś jest z nią nie tak, choć wtedy nie potrafiła tego nazwać. Żyła w świecie, który zdawał się oddychać nieustającym napięciem, jakby każdy oddech mógł sprowokować katastrofę. Przesiąknięte dymem papierosów mieszkanie pachniało alkoholem, stęchlizną i gniewem. Ojciec, Jack Monroe, stał się dla niej synonimem lęku.
George Santos, reprezentujący okręg Long Island (stan Nowy Jork), stracił mandat w Izbie Reprezentantów. Prokuratorzy federalni stawiają pochodzącemu z Brazylii 35-latkowi łącznie 23 zarzuty. W maju polityk usłyszał 13 z nich. Siedem z nich dotyczy oszustw drogą elektroniczną, trzy prania brudnych pieniędzy, kolejne to kradzież publicznych pieniędzy i dwukrotne złożenie fałszywych oświadczeń przed Izbą Reprezentantów.
Pod koniec października prokuratorzy postawili mu kolejne 10 zarzutów, w tym zdefraudowania pieniędzy własnej firmy oraz spiskowania z byłym skarbnikiem własnej kampanii w celu sfałszowania całkowitej kwoty darowizn. Santos nie przyznaje się do popełnienia zarzucanych mu przestępstw. Odmówił złożenia mandatu, ale zapowiedział, że nie weźmie udziału w przyszłorocznych wyborach do Kongresu.
Madonna opowiedziała o swoich problemach zdrowotnych podczas sobotniego koncertu w ramach trasy koncertowej "Celebration" w Nowym Jorku. Następnie jeden z fanów opublikował na portalu X wideo z koncertu.
- Fakt, że tu teraz jestem, jest pie***nym cudem - stwierdziła 65-letnia piosenkarka, stojąc na scenie. - Są tu ludzie, którzy byli ze mną w szpitalu - dodała i podziękowała "bardzo ważnej kobiecie" o imieniu Shavawn, która "zaciągnęła ją do szpitala" po tym, jak "zemdlała" w swojej łazience i "obudziła się na oddziale intensywnej terapii". - Uratowała mi życie - zaznaczyła gwiazda.
Klientka nowojorskiej restauracji znalazła w swojej sałatce fragment odciętego palca. Kobieta twierdzi, że po tym zdarzeniu mierzy się ze stresem pourazowym. W złożonym w poniedziałek pozwie nie podano, jak wysokiego odszkodowania się domaga. Prawnik powódki w rozmowie z NBC News przyznał, że zasługuje ona na "znaczącą rekompensatę".
Zdarzenie miało miejsce w kwietniu tego roku w restauracji Chopt w Nowym Jorku. Z pozwu przeciwko lokalowi i prowadzącej go firmie Table Restaurant Group, złożonego w poniedziałek w sądzie hrabstwa Westchester wynika, że powódka jadła sałatkę, gdy odkryła, że znajduje się w niej fragment palca. Zdaniem pokrzywdzonej należał on do menedżerki restauracji, która zraniła się, gdy kroiła rukolę. Kobieta udała się do szpitala, pozostawiając na miejscu "zanieczyszczone" warzywa.
Eric Adams, burmistrz Nowego Jorku, został oskarżony o napaść na tle seksualnym i inne przestępstwa – poinformowała agencja Reutera. Do zdarzeń miało dojść w 1993 roku, gdy obecny burmistrz i skarżąca go kobieta pracowali w nowojorskiej policji. Rzecznik Adamsa zaprzeczył oskarżeniom i powiedział, że burmistrz nie zna kobiety, która złożyła pozew.
To nie jedyne problemy prawne Erica Adamsa. Agenci Federalnego Biura Śledczego (FBI) przejęli 6 listopada telefony komórkowe i iPada burmistrza.
Śledztwo ma ustalić, czy pieniądze z zagranicznych źródeł, w szczególności z Turcji, nie zostały nielegalnie przekazane na kampanię Adamsa w 2021 roku. Prowadzi je FBI i biuro prokuratora federalnego dla Południowego Dystryktu Nowego Jorku. Burmistrzowi nie postawiono na razie żadnych zarzutów.
1 | 2 | 3 | 4 |
Nowy szablon został wykonany na zamówienie specjalnie dla bloga grupowego New York City i jest obsługiwany przez platformę blogger. Został przystosowany do przeglądarki Firefox, ale powinien wyświetlać się poprawnie także w pozostałych, choć należy mieć na uwadze, że mogą wystąpić drobne różnice w pikselach lub zanik suwaków. Dlatego użytkownikom, którzy nie posiadają myszek ze scrollem zaleca się korzystanie z przeglądarki dedykowanej.
Szablon został wykonany przez Mefe i większość kodów użytych na stronie została napisana albo zmodyfikowana przez nią osobiście na bazie systemowego motywu Dark. Zestaw wykorzystywanych ikon został zapożyczony od Cappuccicons, a widoczne w panelu informacyjnym gify pochodzą z Grafiki Google'a oraz Dribbble'a. Użyte zdjęcia są objęte darmową licencją CC0 i pochodzą z Unsplash.
Pozostałe elementy zostały zainspirowane lub wykonane przy współpracy z W3Schools, how2html oraz FLORIN POP. Wszelkie prawa do szablonu są zastrzeżone, a on sam udostępniony do wyłącznego użytku administracji bloga New York City.
Szablon został wykonany przez Mefe i większość kodów użytych na stronie została napisana albo zmodyfikowana przez nią osobiście na bazie systemowego motywu Dark. Zestaw wykorzystywanych ikon został zapożyczony od Cappuccicons, a widoczne w panelu informacyjnym gify pochodzą z Grafiki Google'a oraz Dribbble'a. Użyte zdjęcia są objęte darmową licencją CC0 i pochodzą z Unsplash.
Pozostałe elementy zostały zainspirowane lub wykonane przy współpracy z W3Schools, how2html oraz FLORIN POP. Wszelkie prawa do szablonu są zastrzeżone, a on sam udostępniony do wyłącznego użytku administracji bloga New York City.
To miał być bardzo miły dzień. Jaime wstał o w miarę wcześniej porze, aby wysprzątać całe mieszkanie, a potem spędzić czas w kuchni na przygotowaniach smacznych dań. Tak, dziś był ten dzień, w którym mieli do niego wpaść Jerome z Jen, aby poznali Noah. Jaime długo myślał nad czymś takim, ale skoro Noah nie uciekł po tych rewelacjach, które ostatnio mu zaserwował, to już był sukces. Poza tym, Jerome i Jen byli dla niego jak rodzina, więc wypadałoby, aby cała trójka wreszcie się poznała. Jasne, że Moretti się denerwował tym spotkaniem. W końcu na całej trójce mu zależało i bardzo chciał, aby wszyscy się polubili i spędzili miło czas. Dlatego stwierdził, że jedzenie musi smakować najlepiej, bo podobno łagodzi obyczaje. Czy coś takiego, nieważne.
OdpowiedzUsuńW każdym razie po ogarnięciu mieszkania, zabrał się za gotowanie. Szykował coś na ciepło, na zimno, sałatki, deser nawet. Kupił też nieco więcej alkoholu niż planował, tak… bez powodu. Nawet zdążył utworzyć playlistę z muzyką, która jego zdaniem była nawet niezła, aby puścić ją w tle do rozmów.
Jaime ubrał na siebie ciemne dżinsy i czarną koszulę z krótkim rękawem. Zbliżała się powoli godzina zero, a on miał wrażenie, że serce zaczyna mu bić coraz szybciej. Czemu to jest takie stresujące? Przecież to tylko spotkanie z bliskimi. Co może pójść nie tak?
Moretti jeszcze raz rzucił okiem na stół, a potem podszedł do Henia sprawdzić, jak ma się zwierzak. Henio był niczym niewzruszony i pomykał sobie po wybiegu.
– No dobrze… - Jaime przyjrzał się ciemnej zastawie i butelkom wina na stoliku niedaleko sofy w części salonowej. – Właściwie, mam czas, żeby jeszcze wszystko odwołać – stwierdził całkiem poważnie, a potem westchnął ciężko.
Spokojnie, przecież wszyscy byli dorosłymi ludźmi, prawda, wszyscy powinni się polubić i tak dalej, skoro lubili Jaime’ego, no to… tak…
Niedługo później ktoś zadzwonił do drzwi. Cholera, chyba jednak za późno na odwołanie kolacji…
- Noah! Wchodź, jesteś pierwszy – wpuścił go do środka, zauważając, że wcale nie poczuł się spokojniejszy.
Jaime
Noah był zdziwiony, kiedy Jaime zdecydował, że chce go poznać ze swoim przyjacielem. Rozumiał, że ich relacja nabiera obrotów i to na różne sposoby, jednak… decyzja o urządzeniu spotkania wydawała mu się całkiem poważną. Oczywiście nikt nikomu się nie oświadczał, ale to oznaczało, że powoli wkraczają w życie drugiej osoby. Poza tym Woolf poważnie zastanawiał się, o czym będą rozmawiać… W końcu Moretti był młodszy. W jakim zatem wieku może być jego przyjaciel? A jeśli padnie pytanie o to, jak się z Jaimem poznali? Na to chyba nikt nie chciał słyszeć odpowiedzi…
OdpowiedzUsuńMimo wątpliwości Noah wyszykował się na spotkanie. Pytał wcześniej chłopaka, czy ma coś przynieść, ale skoro Jaime upierał się, że nie, to Noah nie zamierzał naciskać. W końcu jaki to miałoby sens? A jednak… nawet nie wiedział, co na siebie włożyć. Stanęło na jasnych jeansach i białek koszuli na długimi rękawami, które zgodnie ze swoim zwyczajem powywijał. Ot, wakacyjne klimaty, które nawet w tłocznym Nowym Jorku zaczynały się przebijać.
Zanim zadzwonił do drzwi Jaimego, odetchnął kilka razy. Nie wiedział, czy chodzi jako pierwszy, czy jako ostatni, dlatego już od progu chciał zrobić dobre wrażenie. Nie miał tremy, ale chciał osiągnąć określony cel i dlatego odpowiednio szykował arsenał. Skąd miał wiedzieć, że jego przygotowania nie będą miały większego znaczenia?
Jaime otworzył drzwi i wpuścił Noah do środka z dobrą wiadomością – nie przybył ostatni, więc nie on będzie oceniany przez lożę szyderców. To zawsze coś.
Potem jednak spojrzał na Jaimego i zmarszczył brwi.
- Cześć! – Pocałował go przelotnie. – Wszystko w porządku? Potrzebujesz pomocy? – zapytał, bo miał wrażenie, że chłopak jest jakiś spięty. Czy… denerwował się spotkaniem? W końcu to był jego pomysł i jego inicjatywa. Czy miał się czym niepokoić? I czy w związku z tym Noah powinien się o coś martwić?
Noah
Właściwie Jaime nie wiedział, czy lepiej było, że to Noah przyszedł pierwszy, czy może lepiej by było, gdyby jednak pojawił się po Jen i Jerome’ie… Cóż, teraz to i tak już nie miało znaczenia. Noah już tu był i chociaż on zachowywał się spokojnie. A przynajmniej nie było po nim widać, że coś jest nie tak.
OdpowiedzUsuń– Właściwie… Nie jest w porządku, ale nie potrzebuję też pomocy. Wszystko jest już gotowe i czeka na podanie. Ewentualnie na podgrzanie. Ale po prostu… - spojrzał na mężczyznę i westchnął. Skorzystał z okazji i po prostu się do niego przytulił, jakby tym chciał pocieszyć samego siebie. I, hej, udało się! Odetchnął jeszcze raz, nie mając póki co zamiaru go puszczać. – Mówiłem ci, że Jerome jest dla mnie bardzo ważny. Jest moim najlepszym przyjacielem i pierwszym od… od wielu lat, jest dla mnie jak brat. Zresztą, mówiłem ci o tym – zamilkł na chwilę, a potem uniósł spojrzenie na twarz Noah. – A jego żona… ma w sobie coś takiego, że masz ochotę wyśpiewać jej wszystko jak na spowiedzi, serio. Sam zobaczysz, więc uważaj – zaśmiał się lekko. – W każdym razie, są dla mnie bardzo ważni. Tak jak ty. I zależy mi, abyście się polubili.
Jeśli ich relacja miała się nadal rozwijać (a wszystko wskazywało na to, że tak będzie), to i tak w końcu doszłoby do tego pierwszego spotkania całej czwórki. Więc może lepiej było mieć jako taką kontrolę nad tym i samemu zaplanować to spotkanie.
– Jesteście z Jerome’em w podobnym wieku, powinniście się dogadać – pogładził go po plecach, a potem skradł mu pocałunek, ale zdecydowanie dłuższy niż ten, którym zaszczycił go Noah chwilę wcześniej. – Może powinienem już włączyć muzykę – stwierdził i podszedł do swojego telefonu, który był połączony z telewizorem, do którego natomiast przypięte były większe głośniki.
Cholera jasna, ostatnie poznawanie jego eks z Jerome’em nie przebiegło najlepiej, więc… tak…
Jaime
Noah może na początku zachowywał się spokojnie, jednak zaczął się niepokoić, kiedy zobaczył, jak bardzo zdenerwowany jest Jaime. Starał się jednak trzymać w ryzach i nie dać po sobie poznać tego zdenerwowania. Ważniejsze było zrozumienie, dlaczego w ogóle chłopak się tak stresuje tą sytuacją. Czy chodziło tylko o problem z akceptacją… właściwie wzajemną akceptacją tego przyjaciela z Noahem.
OdpowiedzUsuńNoah nie miał nic przeciwko temu, żeby Jaime się przytulił. Najwyraźniej tego potrzebował. Woolf objął go jedną ręką w pasie, drugą pogłaskał po plecach.
Tak, Noah nie pierwszy raz słyszał o Jeromie. Wiedział, że dla chłopaka to jakaś ważna osoba, ale sam Woolf wolał o nim nie myśleć. Nie potrafił nie kojarzyć tego imienia z mężem siostry. Uznał jednak, że w Nowym Jorku mieszka około 9 milionów ludzi, więc musi być tu sporo mężczyzn o tym imieniu, nawet jeśli nie było ono jakoś szczególnie popularne, to znajdowało się w 400 najczęściej nadawanych imionach w Stanach Zjednoczonych i nosili je zwykle biali mężczyźni… Stanowczo ten Jerome i Jerome Jen nie mogli być jedną osobą.
Nawet jeśli byli w podobnym wieku, prawda?
- Jaime… nie wiem, czemu mielibyśmy się nie polubić, ale nawet gdyby tak się stało… to nie byłaby twoja wina, wiesz? Jesteś… ważny dla nas, więc jako chyba dorośli ludzie będziemy potrafili zachować się… dojrzale – powiedział ostrożnie. Nie chciał obiecywać gruszek na wierzbie, ale naprawdę nie widział powodu, dla którego nie miałby racji.
Wymienili krótkie pocałunki, a potem Noah ostrożnie się odsunął. Jaime poszedł do telefonu, a Woolf skierował się w stronę czajnika.
- Nastawię wodę na herbatę, dobrze? – zagadnął. Nie pierwszy raz był w tym mieszkaniu, ale nie lubił ruszać nic w kuchni bez wiedzy Jaimego. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi i Noah rzucił spojrzenie w kierunku chłopaka.
- To pewnie oni… nie? – zagadnął i uśmiechnął się lekko, żeby pokazać gospodarzowi, że nie ma czym się przejmować i na pewno wszystko pójdzie dobrze…
Noah
Jaime odetchnął. Noah miał rację. Dlaczego cała trójka miałaby się nie polubić? W końcu skoro Noah, Jen i Jerome’a łączył Jaime, to można powiedzieć, że istniała całkiem spora szansa na to, że ten wieczór będzie bardzo miło spędzony i możliwe, że umówią się na ponowne spotkanie już za jakiś czas. A to była całkiem przyjemna wizja. Mogliby następnym razem pójść gdzieś na miasto czy coś.
OdpowiedzUsuńChłopak uśmiechnął się do niego.
– Fakt, niepotrzebnie się martwię – machnął w końcu ręką. – I jasne, wstaw, myślę, że oni zaraz przyjdą – spojrzał na zegarek.
I rzeczywiście, chwilę później rozległ się dzwonek do drzwi, a Moretti aż się lekko wzdrygnął. Okej! To zaczynamy! Podszedł czym prędzej do drzwi i zaraz je otworzył, widząc po drugiej stronie swoje ulubione małżeństwo.
– Cześć, wam! Cieszę się, że jesteście. Wchodźcie, zapraszam – uśmiechnął się do nich. – Ale się żeście odstrzelili… doceniam – zaśmiał się cicho pod nosem. No, okej, denerwował się trochę mimo wszystko, ale cieszył się, że ten moment w końcu nastał. – Noah już tu jest – zdradził im po cichu i po raz pierwszy powiedział o „chłopaku, z którym się widywał” po imieniu.
Jako że mieszkanie Jaime’ego nie posiadało zbyt wielu ścian, cała czwórka miała na siebie idealny widok. A Jaime, nie zauważywszy niczego podejrzanego, wciąż się uśmiechał.
– Jerome, Jen, to właśnie Noah. Noah, to Jerome, mój najlepszy przyjaciel i Jen, jego wspaniała małżonka – przedstawił ich sobie i nic nie zapowiadało, że coś mogło być nie tak. – Cieszę się, że w końcu możecie się poznać.
Jaime
Kiedy Jaime poinformował wyspiarza, że zaczął się z kimś spotykać, starszy brunet miał szczerą nadzieję, że będzie to znajomość trwalsza, niż z Laurą. Jego przyjaciel naprawdę zasługiwał na kogoś, kto będzie przy nim ze względu na wszystko i nie będzie miał alergii na świnki morskie, więc tym bardziej ucieszył się, kiedy Moretti zaprosił ich na kolację, chcąc im przedstawić swojego nowego partnera.
OdpowiedzUsuńCzy się denerwował? Oczywiście. Był tolerancyjną osobą, lecz w swoim najbliższym otoczeniu nie posiadał żadnej jednopłciowej pary i przez to nie wiedział, czy nie strzeli jakiejś spektakularnej gafy, jednakże podobno liczyły się intencje, prawda? A te Jerome miał bez wątpienia dobre i mimo lekkiego podenerwowania, ostatecznie z przyjemnością i ekscytacją szykował się na wspólny wieczór. Strojąc się, jedynie mijali się z Jen w progu łazienki, aż wreszcie zamówili taksówkę i ruszyli do mieszkania Jaime’ego. Kiedy stanęli przed drzwiami, Jerome wyeksponował trzymaną w dłoniach butelkę rumu, Jennifer natomiast to samo zrobiła z upieczonym wcześniej plackiem i tak śmiejąc się do siebie, czekali, aż gospodarz im otworzy.
Wreszcie drzwi się uchyliły i przepuściwszy Jen przodem, Jerome pewnie wkroczył do środka. Słuchał oczywiście tego, co mówił Jaime, ale patrzył gdzieś pod nogi i dopiero po chwili uniósł głowę, a wtedy jego oczom ukazał się nie kto inny, jak Noah Woolf.
Marshall dodał dwa do dwóch szybciej, niż by tego chciał i butelka z rumem wymsknęła mu się z rąk. Odruchowo wystawił stopę osnutą jedynie w skarpetkę (ponieważ wcześniej staro barbadoskim obyczajem zdążył zdjąć buty) i grube, szklane dno uderzyło właśnie o nią, tracąc impet, przez co butelka nie rozbiła się o kafelki i jedynie poturlała się pod ścianę.
— Kurwa — zaklął Jerome, nie do końca wiadomo czy na widok Noah, czy przez promieniujący ból, który ekspresowo rozlał się po jego stopie. Pochylił się jednakże i jedną dłonią złapał się za palce, starając się je choć trochę rozmasować, drugą zaś rozpaczliwie sięgnął po butelkę niczym topielec po koło ratunkowe.
W tym momencie wolał nawet nie patrzeć na żonę, ale mimo wszystko zadarł głowę w obawie, że zaraz spadnie na nią blacha z plackiem.
JEROME MARSHALL
Jen nie miała pojęcia, czego się spodziewać. Tak jak Jerome - była tolerancyjna, można powiedzieć, że nawet bardzo. W swoim kręgu miała różnych znajomych, tak więc nie robiło jej to żadnej różnicy, czy Jaime miał mieć partnera czy partnerkę. Wszystko wydawało się w porządku, a skoro chłopak był szczęśliwy, to czy cokolwiek innego miało znaczenie?
OdpowiedzUsuńGdzieś jednak w duchu czuła, że coś jest nie tak. Tak już po prostu miała - przeczuwała pewne wydarzenia, które jakiś czas później się sprawdzały. Jednak w tym przypadku strasznie ją to denerwowało, bo… Co miałoby być nie tak? Jaime był przecież stosunkowo obcą osobą, a zazwyczaj tego typu “przewidzenia” sprowadzały się raczej do jej rodziny. Może to tylko jej wymysły? W końcu tyle się ostatnio działo…
Stwierdziła, że lepiej zająć się przygotowaniami, niż skupiać się na wyimaginowanych problemach. Ubrała się w granatową sukienkę, która idealnie podkreślała ciało. Na zewnątrz temperatura wciąż się wahała, więc długie rękawy i dekolt w łódkę miały stanowić idealną ochronę przed zimnem. Zaaferowana strojeniem się, na chwilę zapomniała o tym przedziwnym kamieniu na sumieniu.
Kiedy jednak stanęli przed drzwiami, znowu to poczuła. Jerome jednak ją zagadał, więc znów pozwoliła myślom odpłynąć gdzie indziej, próbując trzymać się chwili obecnej i tym, że czeka ich miły wieczór.
Z szerokim uśmiechem weszła do środka, stukając obcasami o posadzkę. Spoglądała, czy sernik z malinami na pewno dobrze się upiekł, a gdy chciała już go podać właścicielowi mieszkania i przejść dalej…
- Noah? Co ty tu robisz? Też jesteś zaproszony? Nie wiedziałam, że się przyjaźnicie - dodała z konsternacją, marszcząc brwi. Zamarła z wysuniętymi do przodu rękami, patrząc to na brata, to na Jaimego. Dopiero widok męża uświadomił jej, że coś jest nie tak. Nim jednak połączyła wątki (bo przecież Jaime nie nazwał Noah swoim chłopakiem bezpośrednio, a szansa na to, że ta dwójka mogła coś ze sobą… ten tego, była tak ogromną abstrakcją dla blondynki, że w ogóle nie brała tego pod uwagę), zdążyła odchrząknąć i wbić w Marshalla ostre spojrzenie.
- Jerome, zachowuj się, ja wiem, że się nie lubicie, ale bez przesady! - wyszeptała z podenerwowaniem, uśmiechając się na powrót i zbliżając się o krok do Morettiego. I właśnie wtedy, gdy Noah tak milczał i dalej się na nich patrzył, na Jen spadła fala oświecenia.
Upuściła ciasto w sekundzie, nie przejmując się, czy spadnie ono na podłogę, czy Jaime jednak uratuje je przed całkowitym zniszczeniem.
- Nosz kurwa, nie! No po prostu no nie! Czy ciebie do reszty światłość umysłowa opuściła?! - zadarła się, kierując te słowa do brata. Nie miała powodu, by aż tak się wkurzać. I właściwie nie wiedziała, dlatego zareagowała aż tak intensywnie. Ale chyba to, że jednak ta abstrakcja się spełniła, a Noah kolejny raz wywinął jej numer, przelała czarę goryczy.
- Od kiedy ty jesteś gejem? I nic mi nie powiedziałeś, kolejny, kurwa raz, nic mi nie mówisz! Po tylu latach?! Noah, po tylu latach?!?! - uniosła ręce do góry, podchodząc bliżej Woolfa. Miała ochotę go zamordować.
Nieco zszokowana Jen
Jaime wciąż się uśmiechał, oczekując już dalszego wieczoru. Jasne, że wciąż serce mu biło jak szalone, ale kiedy już wszyscy się ze sobą przywitają i zasiądą do stołu, powinno być lepiej, nie?
OdpowiedzUsuńAle nie spodziewał się, że Jerome już na wejściu upuści alkohol, na co Moretti nie był przygotowany i lekko się skrzywił, widząc, jak butelka uderza o stopę przyjaciela. I nie dziwił się, że zaklął. To na pewno bolało.
Zaraz jednak z ust Jen padło imię Noah, a potem cała reszta słów, dająca jasno do zrozumienia, że ta dwójka się zna.
O, jasna cholera.
Jaime przestał się szczerzyć, spojrzał na Jerome’a, na Jen i na Noah, żeby zaraz wrócić do blondynki. Teraz wszystko miało sens. Jasna cholera. Noah pisał pod drugim imieniem, ale nazwiska nie zmienił, więc Noah Woolf. A Jen nazywała się Woolf. Noah mówił, że ma siostrę, Jen mówiła, że ma brata… Za którym jeździła po całym świecie. Generalnie z tego, co się Jaime orientował (co zdążyła mu powiedzieć cała trójka, łącznie z Jerome’em), to rodzeństwo Woolf nie miało ze sobą dobrych relacji.
Ale serio? Naprawdę? Ze wszystkich ludzi w Nowym Jorku, ze wszystkich ludzi na świecie, Jaime sypiał z Noah? Serio, wszechświecie, serio?
Butelki rumu nie złapał, ale blachę z sernikiem już tak. Odruchowo wyciągnął ręce, zaraz czując pod nimi ciężar. Zerknął na Marshalla i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale w tym samym momencie to Jen zaczęła mówić. I nie brzmiało to dobrze. Dlatego wyprostował się, ciesząc się, że jednak sernik został uratowany. Powędrował wzrokiem do rodzeństwa, nie wiedząc, czego może się spodziewać. Wiedział, że Noah często podróżował (nie mówiąc, że uciekał), a Jen latała za nim, kiedy tylko miała jakieś nowe informacje. Ba! Całkiem niedawno Jerome do tego nawiązał w swojej opowieści miłosnej.
Jaime nie miał pojęcia, jak powinien zareagować. Nie dziwił się, że Jen jest wściekła, ale z drugiej strony…
- Może moglibyśmy porozmawiać na spokojnie? – zaproponował niepewnie, nie podchodząc jednak bliżej Jen.
Jaime
Mina Noah stężała, kiedy usłyszał imię swojej siostry, apotem zobaczył ją i jej męża w mieszkaniu Jaimego. Jeszcze chwilę wcześniejrozluźniony Woolf teraz stał gotowy odeprzeć atak, którego się spodziewał,kiedy dojrzał Jerome’a. Reakcja obronna była nawet szybsza niż zdziwienie,które chwilę później dotarło do mózgu Noaha. W końcu… naprawdę nie spodziewałsię spotkać właśnie tę dwójkę w mieszkaniu. Oczywiście… czasami dręczyło goimię przyjaciela Jaimego, ale nie aż tak, żeby wierzyć, że to ten sam Jerome. Zresztą... czy naprawdę można mieć aż takiego pecha? Czym niby Noah zasłużyłsobie na to, by złośliwy los go dręczył? Nie miał aż tak dużo na sumieniu…
OdpowiedzUsuńTymczasem pierwszy atak nie nadszedł ze strony Jerome'a, a ze strony Jen.
Noah tylko kątem oka zauważył zwinne przechwycenie ciasta przez Jaimego. Za to skupił się na siostrze, która najpierw chyba przetwarzała to, co Jerome już wychwycił, a potem napadła Noaha bez żadnego sensownego powodu. No bo... jaki niby miała? Przecież on nie wiedział, że Jaime przyjaźni się akurat z jej Jeromem. Z resztą drobnym niedopowiedzieniem było stwierdzenie, że Noah i Jerome się nie lubią. Noah nic do faceta nie miał. Nawet był mu do pewnego stopnia wdzięczny, że opiekuje się Jen. A że przychylność była nieodwzajemniona... to przecież nie wina Woolfa, prawda?
- Oddychaj, Jen, bo nie wiem, o co ci chodzi - mruknął. Powstrzymywał się przed powiedzeniem czegoś więcej. Naprawdę się starał... - Fakt, że nie wiesz wszystkiego, nie powinien cię dziwić, prawda? - Dodał chłodno i wkrótce się przekonał, że nie powinien był tego mówić. A jednak agresja, którą siostra wybuchła, sprawiła, że Noah mimowolnie się zdystansował i okopał. Wiedział, że jest w mniejszości i instynkt podpowiadał mu, że powinien szukać drogi ucieczki. A potem przemknęło mu przez myśl, że nie takiego Noaha zna Jaime.
- Jestem biseksualny, jeśli tak cię to interesuje. Czy mam przypomnieć o Jeromie dowiedziałem się, jak już niemal byliście małżeństwem? - prychnął.
Noah
Po skojarzeniu faktów Jerome prawdopodobnie był w zbyt wielkim szoku, by jakkolwiek zareagować. W głowie mu się nie mieściło to, co miało miejsce i nie chciało mu się wierzyć, że Nowy Jork był aż tak mały. Jak duże bowiem było prawdopodobieństwo, że Jaime trafi na Noah? Niewielkie. Jeszcze mniejsze natomiast, że ta dwójka przypadnie sobie do gustu. Czyżby wszechświat właśnie postanowił okrutnie sobie z nich zadrwić? Najprawdopodobniej.
OdpowiedzUsuńProstując się, Jerome posłał przyjacielowi ponure spojrzenie i poruszył palcami prawej stopy. Wszystkie wydawały się sprawne, a ból zdawał się zagnieździć nie tyle właśnie w samych palcach, co śródstopiu i wyspiarz mógł mieć tylko nadzieję, że przy niefortunnym starciu z butelką żadna z jego kości nie ucierpiała. Wystarczyło, że na początku roku złamał obojczyk i nie planował gruchotać kolejnych kości. Sobie, czy też komukolwiek innemu, przez co mimowolnie przeniósł spojrzenie na Noah. Nie wiedział nawet, co powiedzieć, ale nawet nie musiał się nad tym zastanawiać, ponieważ pałeczkę o dziwo przejęła Jennifer i Jerome spojrzał na nią ze zdziwieniem nie mniejszym, niż dwójka pozostałych mężczyzn.
Co jak co, ale tego również się nie spodziewał. Jen nie była zadowolona z podejścia, jakie Jerome miał do jej brata, a teraz proszę, spektakularnie suszyła mu głowę w sposób, w jaki Marshall nigdy tego nie zrobił i chcąc, nie chcąc, musiał przyznać, że zrobiło mu się nawet odrobinę żal Woolfa. Niemniej jednak wszelkie współczucie prysnęło tuż po tym, jak pisarz otworzył usta.
— Uważaj na słowa, Noah — warknął, stając tuż za plecami żony, wysunięty lekko na prawą stronę. Mógł dziwić go atak Jen, ale cóż… Miał alergię na Woolfa i był niezwykle wyczulony na to, jak ten zwracał się do blondynki. Gdyby to od niego zależało, chętnie wyprawiłby go z Nowego Jorku na drugi koniec świata, bo też odnosił wrażenie, że z ręki Noah Jen spotkało więcej złego niż dobrego. W tym momencie, chcąc, nie chcąc, pomyślał również o Jaime’em i zerknął szybko w jego stronę, odczuwając rosnący niepokój. Czy Noah zdawał już sobie sprawę z tego, że Jerome mu nie daruje, jeśli w jakikolwiek sposób skrzywdzi jego najlepszego przyjaciela, którego miał wręcz za brata?
JEROME MARSHALL
Człowiek ma pewne granice. I nawet w ostatnim momencie, kiedy już się je prawie przekracza, istnieje jeszcze szansa na otrząśnięcie, wzięcie głębszego oddechu. Taka szansa jednak jest bardzo krótkotrwała i w zasadzie znika szybciej, niż się pojawia. W dodatku jeśli są silne bodźce… Cóż, wtedy należy się tylko modlić by ogień, który zapłonął niemal z iskier piekielnych, nie rozniósł się dalej, robiąc jeszcze więcej szkód.
OdpowiedzUsuńTaki ogień, trawiący od środka, napędzający do ataku i jednocześnie odbierający wszelkie siły, właśnie zapłonął w Jen. Jej tęczówki stały się niemal czarne od wzbierającej wściekłości, a policzki aż poczerwieniały. Ręce jednak opadły w drżeniu, które obejmowało także resztę ciała blondynki. Przełknęła z trudem, oddychając ciężko.
- Jak możesz - warknęła tylko, mierząc się z bratem na spojrzenia. - Jak możesz mówić mi coś takiego po tym wszystkim - ciągnęła. Mimo iż była roztrzęsiona, furia lekko odpuściła. Dwudziestoparolatka poczuła za to ogromny cios, wycelowany idealnie w jej najsłabsze miejsca. Te, do których dostęp mieli nieliczni, a właściwie tylko Noah… I może ich matka.
Tak, jakby lata pogoni, późniejsze odnalezienie i próby naprawy relacji w istocie były niczym, bo… Bo miał traktować ją wciąż tak samo?
Prychnęła i przewróciła oczami, potem pokręciła głową.
- Chyba przestałam widzieć sens tego wszystkiego. Przepraszam, Jaime - mruknęła, odwracając się w stronę Morettiego. Było jej głupio, że chłopak był świadkiem tej sceny, ale jeszcze gorzej czuła się po tym, co usłyszała od Woolfa. Teraz miała jedynie ochotę wyjść i resztkami sił powstrzymywała się przed tym. Ten wieczór zdecydowanie nie będzie należał do udanych i szczerze wątpiła, że można to jakkolwiek jeszcze uratować.
- Jak widzisz, mamy problem, którego chyba nie da się rozwiązać - syknęła kątem oka spoglądając na Noah, potem na Jerome’a. Nie miała pojęcia, co teraz.
Jen
Jaime stał z boku, nie bardzo wiedząc, co powinien powiedzieć lub jak się zachować. Miał wrażenie, że w ogóle nie powinien nic mówić ani robić, najlepiej stać bez ruchu i nie dawać żadnego znaku swojej obecności. Okej, wymiana zdań przez rodzeństwo nie brzmiała najlepiej. I zrobiło mu się przykro. Nie powinno, zdawał sobie z tego sprawę. Z jednej strony, miał poczucie, że to jego wina – spotkali się przez niego, a spotkanie to nie należało do przyjemnych, a wręcz odwrotnie. Z drugiej, wiedział, że nie jest winien temu, jakie relacje miało ze sobą rodzeństwo. Czy się kłócili, śmiali ze sobą, czy… jedno podążało w świat za drugim. Jaime nie miał z tym nic wspólnego.
OdpowiedzUsuńSpuścił wzrok. A miało być tak miło, ten wieczór naprawdę miał być bogaty w śmiech, ciekawe historie i… generalnie nie miało się dziać nic złego ani smutnego. A tymczasem okazało się, co się okazało.
Jaime nie skomentował słów Jen. Naprawdę nie miał pojęcia, jak powinien się czuć. Noah na pewno miał swoje powody, dla których uciekał/podróżował, Jen chciała go odnaleźć z jakichś powodów mniej lub bardziej oczywistych. Próba naprawienia relacji im nie poszła. Ale mimo wszystko wciąż byli rodzeństwem. I Jaime, na przykład, chciałby móc pokłócić się z bratem (oczywiście, żeby to nie było nic poważnego). Jakkolwiek to nie brzmiało. To było bardzo skomplikowane. Sęk w tym, że nie mógł nawet oglądać swojego brata.
Podszedł powoli do stołu i odłożył sernik na stół.
– Nie będę nikogo z was tu zatrzymywać na siłę – odezwał się w końcu. Jego głos brzmiał poważnie i smutno. Nie spodziewał się czegoś takiego. – Jeśli jednak wolelibyście pogadać na spokojnie, to też możecie to zrobić – spojrzał na Jen i Noah. Zaraz jednak znów spuścił wzrok, wycofując się do części kuchennej domu.
Jaime
Noah spodziewał się po Jen ataku. Po niej albo po Jeromie. Ale nawet Marshall zareagował całkiem spokojnie jak na niego. Może Noah stracił wprawę we wkurzaniu innych? Przecież zwykle tak dobrze mu szło.. w latach świetności mógłby wywołać trzecią wojnę światową bez większego trudu. Tymczasem... nic się nie wydarzyło. Ale czy na pewno?Właściwie wydarzyło się coś, co Noah próbował osiągnąć przez wiele lat - żeby Jen wreszcie się poddała i przestała za nim gonić. Wreszcie zaczęła żyć swoim życiem. Widział tego oznaki już wcześniej, ale teraz... wreszcie to się stało. Definitywnie. Powinien się cieszyć. Wreszcie mógł nie patrzeć za siebie, robić głupie rzeczy i nie przejmować się tym, że przez nierozsądne zachowanie pociągnie za sobą siostrę. Lekki żal dało się przecież ukryć pod maską pewności siebie i dozy okrucieństwa.
OdpowiedzUsuńTylko zerknął na Jamiego... i ciężko mu się zrobiło na sercu. Chłopak wyglądał tak, jakby mu się świat zawalił. Woolf wiedział, że Jaimemu zależało, by to spotkanie się udało, a osoby, które wpuszczał do swojego życia, miały ze sobą dobry kontakt. Noah nie chciał go zranić, a wyglądało na to, że... i tak to zrobi. Bo bycie między młotem a kowadłem nie mogło być dla niego dobre. Skoro traktował Marshalla jak brata... Wybór dla Noaha wydawał się prosty.
A gdyby...?
Spojrzenie Woolfa ponownie podążyło ku siostrze. Następnie westchnął ciężko.
- Byłaś jeszcze w szkole, kiedy spotykałem się z chłopakiem starszym ode mnie o trzy lata. Potem w trakcie studiów w Nancy. Głównie pod wpływem... różnych środków, dlatego potem unikałem kontaktów z facetami. Wiedziałem, czym się to może skończyć - oświadczył spokojnie, głosem wypranym z emocji, ale prawda była taka, że w tym ukrywało się znacznie więcej. Noah nigdy nie mówił o swoich problemach z Nancy. Nawet Rey, która w sumie wiedziała o nim najwięcej. Tamten okres starał się jednak schować w przeszłości. Co więcej nie lubił się odkrywać przed kimkolwiek, a teraz miał aż za dużo świadków. - Wiem, że z Jaimem to się nie wydarzy - zakończył i spojrzał przelotnie ja chłopaka. Obaj wiedzieli, jak łatwo wpaść w nałóg. I obaj nie chcieli tam wracać. Szkoda, że o dawnych związkach z facetami w wykonaniu Woolfa Jaime dowiedział się w taki sposób. Chociaż czy jest dobry sposób, żeby o tym mówić?Zrobił krok w kierunku siostry.
- Jen, może ci się nie podobać to, czym kieruję się w życiu, ale to, w jaki sposób osądziłaś tę relację na wejściu, jest niesprawiedliwe w stosunku do Jaimego - dodał cicho, starając się zwrócić uwagę siostrze, że w tym układzie wcale nie musi chodzić o Noah lub Jen... a chłopaka, któremu nie powinni wbijać noża w plecy.
Noah
Szczerze mówiąc, chyba sama się po sobie tego nie spodziewała. Jednak jak już wcześniej to zostało wspomniane - w dziewczynie przelała się najwyraźniej gorycz, która w sekundzie zajęła jej całe ciało i umysł, jak widać. Każdy ma swoje granice, a jej - zwłaszcza po kolejnych słowach Woolfa - została ewidentnie przekroczona.
OdpowiedzUsuńLecz z jednym musiała się zgodzić - szkoda w tym wszystkim było Jaimego.
Westchnęła ciężko.
- Nie chodzi mi o to, czym się kierujesz w życiu i nie mam absolutnie nic do tego, z kim się spotykasz, to nie moja sprawa. Powiedzmy - mruknęła, patrząc na Morettiego. Co prawda nie znali się aż tak dobrze, ale wystarczająco, żeby mogła powstać między nimi więź. W dodatku wiedziała, jak ważny jest dla Jaimego Jerome, dlatego też również ona chciała dobra chłopaka. Ale nie o to przecież chodziło w tym momencie. - Wypadałoby mi jednak o czymś powiedzieć, skoro po tylu latach zaczęliśmy się kontaktować, nie sądzisz? No, ale skoro mnie to nie powinno dziwić… Zresztą, ciekawe jak ci miałam powiedzieć, że mam kogoś, skoro nie miałam jak, bo ten kontakt z tobą wcześniej był zerowy. Więc nie masz się w tym względzie czego czepiać - odgryzła się, krzyżując ręce na wysokości piersi. Mówiła już zdecydowanie spokojniejszym tonem, mając na uwadze, że Jaime wciąż ich obserwuje. Na język cisnęło jej się zdecydowanie o wiele więcej słów, lecz lepiej było nie pogarszać sytuacji. Przez myśl tylko dziewczynie przeszło, czy w swojej relacji Noah nie zechce równie szybko zniknąć i zamazać za sobą wszelki ślad, tak jak to robił przez te wszystkie lata.
Oj tak. Zabolało. Ale miał rację.
- Dobra, porozmawiamy o tym kiedy indziej - szepnęła do Noah, posyłając mu krótkie, lecz chłodne spojrzenie. Westchnęła ciężko i podeszła do Jaimego.
- Wiesz, Jaime, wchodząc do tej rodziny lub będąc chociaż w jej pobliżu, musisz się nastawić na bardzo różne sytuacje. Jak zdążyłeś zauważyć, nie jesteśmy normalni. Ale nie powinniśmy tego wyładowywać na tobie. Przepraszam - uśmiechnęła się krzywo, obejmując go ramieniem. Potem cmoknęła go w policzek i się odsunęła, tym razem siadając na krześle. Oparła się łokciami o stół, a następnie podparła brodę na dłoniach.
- Możemy się napić? Może się napijmy… Jerome ma dobry alkohol… - bąknęła, szukając wzrokiem męża.
Taaaak… Bez procentów raczej się nie obejdzie...
Jen
Nie zamierzał stawać się trzecią stroną w konflikcie rodzeństwa Woolf, jednakże nie oznaczało to, że miał pozostać obiektywny. Jerome zdążył już bowiem wyrobić sobie zdanie o Noah i raczej nic nie wskazywało na to, że w najbliższym czasie miało się ono zmienić, nie uważał jednak, by był to odpowiedni czas i miejsce na roztrząsanie pewnych spraw. W ostatnim czasie zdążył się nauczyć, że słowa mogły ranić równie mocno, co pochopne czyny i mając w pamięci stosunkowo świeże kłótnie, czy to z Jen, czy z Villanelle, kiedy nie ugryzł się w język odpowiednio wcześnie i nie zastanowił, jak mogła poczuć się ta druga osoba, teraz uparcie milczał i w ciszy trawił to, co się działo.
OdpowiedzUsuńJaime nie był niczemu winien i wszyscy powinni o tym pamiętać. Czy jednakże można było tutaj w ogóle mówić o jakiejkolwiek i czyjejkolwiek winie? Jakkolwiek zły Noah był w oczach wyspiarza, Jerome szczerze wątpił w to, że brat Jennifer wtargnął do życia jego przyjaciela tylko po to, by wywrócić je do góry nogami i spektakularnie zniknąć. Komu niby miałby w ten sposób zrobić na złość? Sobie, Jaime’emu czy może państwu Marshall? Nie podobała mu się obecność Woolfa w tym mieszkaniu i nie zamierzał tego ukrywać, ale też nie czuł powodu, by dawać upust emocjom innym, niż początkowe bezgraniczne zdziwienie, na wspomnienie którego jego stopa odezwała się lekkim, pulsującym bólem. I tak, rozumując racjonalnie, Marshall zachował wyjątkowy spokój i zimną krew, choć prawdopodobnie wszyscy, w tym on sam, spodziewali się, że zaraz dojdzie do rękoczynów. Jerome poniekąd był pod wrażeniem własnej postawy, ale jak zostało wspomniane, ostatnio otrzymał od życia kilka dobitnych dowodów na to, że nie zawsze warto było być w gorącej wodzie kąpanym.
Wciąż milczący, przeszedł przez pomieszczenie i zbliżył się do siedzącej przy stole Jen. Nie spuszczając uważnego spojrzenia z Noah, pogładził dłonią plecy żony, a następnie lekko zacisnął palce na jej ramieniu, dając jej tym niewerbalny sygnał, że bez względu na wszystko był po jej stronie i jeśli tylko chciała, zawsze mogli udać się do domu. Rozluźniając uścisk, skierował się w stronę części kuchennej, gdzie przelotnie spojrzał na przyjaciela. Nie wiedział, co mógłby mu powiedzieć, więc jedynie zaczepnie szturchnął go ramieniem i sięgnął ku jednej z szafek, by wyjąć cztery szklanki. Sprawnie napełnił je alkoholem oraz dorzucił po kilka kostek lodu, po czym każdemu po kolei wręczył szkło, nie omijając przy tym nawet Noah.
Przystanął przy jednym ze swoich ulubionych, wysokich okien i pomyślał o tym, że dobrze byłoby zapalić papierosa, tak jak to czasami robił w tym mieszkaniu u boku Jaime’ego, kiedy targały nim silne emocje. Nawet miał poprosić przyjaciela o fajkę, ale rozmyślił się i upił kilka drobnych łyków rumu, by później potoczyć wzrokiem po zebranych.
— To… — Jak właściwie do tego doszło?, miał ochotę zapytać, ale zamknął usta, nim padły te słowa. Zabrzmiałyby przecież jak oskarżenie. — Jak właściwie się poznaliście? — spytał na wydechu, z trudem przepychając te słowa przez gardło i umoczył usta w rumie, jakby szukał w nim ratunku. Atmosfera była ciężka i na pewno nie miała stać się lekką i przyjemną, ale może jeszcze jakoś można było uratować ten wieczór?
O swoich obawach zamierzał porozmawiać z Morettim później. Czy źle brzmiało, że chciał go ostrzec? Chłopak był dorosły, miał pełne prawo decydować o sobie i popełniać błędy, przed którymi Jerome nie mógł go uchronić. Chciał tylko… Chciał, żeby Jaime nie cierpiał i był szczęśliwy. Po tym wszystkim, co przeszedł, zasłużył na to i na wiele więcej. Czy Noah miał mu to dać? Być może. Jeśli jednak miał również mu to odebrać…
Jerome odszukał spojrzeniem Woolfa i zmarszczył brwi, grymas na ustach zasłaniając szklanką.
JEROME MARSHALL
Jaime słuchał kolejnych słów Noah o tym, jakie miał doświadczenia z mężczyznami. Cóż, nic mu do tego. To znaczy… tak, słowo „skomplikowane” na pewno górowało w życiu Jaime’ego. On sam zresztą zrozumiał swoją orientację seksualną w równie „ciekawy” sposób. Jeśli Noah nie chciał mu o tym mówić, to miał powód. Jaime też miał powody, aby nie mówić od razu wszystkiego Noah. Ostatecznie, nie spotykali się tak długo, ale Moretti czuł nad sobą widmo wszystkich rzeczy i spraw, o których musiał mu powiedzieć. Noah na to zasługiwał. Zasługiwał, aby poznać pewne wydarzenia, które nieuchronnie prowadziły do kolejnych, tworząc Jaime’emu niezbyt ciekawą przeszłość, przez którą Noah mógł… zareagować różnie. Jaime się z tym liczył.
OdpowiedzUsuńMoretti poczuł dziwne ciarki na całym ciele. Chwila, moment, czemu teraz tu nagle chodziło o niego? To znaczy, poniekąd? No halo, on nie był w konflikcie ze swoim rodzeństwem, nie miał nawet pojęcia, o co chodziło Woolfom. Owszem, było mu przykro, że tak to się potoczyło, ale co mógł na to poradzić? Jen i Noah mieli swoje problemy, a Jaime nie zamierzał tego oceniać w żaden sposób. Był raczej ostatni do czegoś takiego, o ile w ogóle się kwalifikował. Sam przecież robił takie rzeczy, jeszcze półtora roku temu, których teraz się wstydził. Miał ku temu swoje powody i Woolfowie na pewno też mieli, aby zachowywać się w stosunku do siebie w ten sposób. Ale czy nie mogli o tym pogadać? Może schować dumę do kieszeni? Wykrzyczeć sobie pewnie sprawy? Iść do tego specjalnego miejsca, gdzie można było rozbijać i rozwalać różne przedmioty? Jaime totalnie się nie znał na relacjach międzyludzkich, nie wiedział, co by mogło im pomóc, dlatego wciąż milczał. Czuł się głupio, że to przez niego Woolfowie znów wrócili do złych wspomnień.
– W porządku… - odpowiedział Jen. – Ale… nie, chyba jednak nie do końca w porządku. Między wami i w ogóle… - nie wiedział, co zrobić z rękami, więc po prostu skrzyżował je na piersiach. – Wiesz, ja też nie jestem normalny, więc… - dodał jeszcze i westchnął cicho.
Pomocy, jak się zachować, co robić?
Później zerknął ukradkiem na Jerome’a, kiedy ten go szturchnął. Wciąż milczał, wciąż nie wiedział, co mógł zrobić lub powiedzieć. Wszystko wydawało mu się niewłaściwie, nie na miejscu. Zresztą, za wielu pomysłów to też nie miał. Ten wieczór i tak był już spisany na straty, ostatecznie rozda im jedzenie i wszyscy pójdą w swoją stronę.
Skinął głową przyjacielowi, przejmując szklankę. Wziął małego łyka, wpatrując się w podłogę. Taki z niego gospodarz, że hoho. Ach, nie, żeby miał w tym doświadczenie, czy coś.
Jaime zrobił kilka kroków do przodu, wychylając się zza ściany, podtrzymującej sufit i wyznaczającej granicę między kuchnią, a całą resztą mieszkania. Spojrzał na Noah, zatrzymując na nim wzrok na dłużej. No. Fajnie.
– Kilka lat temu. Będzie już ze cztery – zaczął, przenosząc wzrok na Jerome’a. – W Meksyku. Byłem tam z rodzicami na wakacjach. Na Noah wpadłem przez przypadek, szukając… czegoś, co mnie skutecznie odurzy i pozwoli zapomnieć o wyrzutach sumienia związanych z Jimmy’m – wytrzymał spojrzenie przyjaciela dłużej niż sądził, że mu się uda. – Ponownie wpadliśmy na siebie już tu, w Nowym Jorku, jakoś przed świętami w 2019 roku. Dziać się między nami zaczęło jakiś czas temu – napił się alkoholu, a potem oparł ramieniem o wspomnianą wcześniej ścianę.
Czemu miał wrażenie, że jest… winny? Że zrobił coś nie tak? I wcale nie chodziło o narkotyki.
Jaime
Noah z pewną ulga przyjął to, że Jen nie zamierza kontynuować kłótni. Szczególnie że to zwyczajnie nie miało sensu. Ani teraz, ani nigdy. Nawet jeśli chciał mieć z siostrą dobre relacje, to coraz częściej przekonywał się, jak bardzo jest to niemożliwe. Przede wszystkim dlatego, że Jen nie potrafiła zapomnieć o domniemanych krzywdach, które jakoby Noah uczynił jej i światu, a sam Woolf nie mógł siostrze powiedzieć o pewnych sprawach. I chociaż naprawdę chciał mieć z nią choćby minimalny kontakt, w końcu z tego powodu wybrał Nowy Jork jako miejsce stałego pobytu, to rozumiał, że lepiej będą wyglądać razem na zdjęciu niż w rzeczywistości. Czy czuł żal z tego powodu? Nie. Po prostu to akceptował.
OdpowiedzUsuńNiestety tego dnia nie byli tylko we dwoje. Mieli świadków, którzy musieli się jakoś odnaleźć w tej ich sprzeczce. Jerome zgodnie z przewidywaniami stał po stronie swojej żony i Noah niczego więcej po nim nie oczekiwał, bo w końcu tam było miejsce męża. Podziękował tylko za szklaneczkę z rumem.
Potem jednak padło niewygodne pytanie i Noah poczuł, że robi się jeszcze nieprzyjemniej. Właśnie dlatego pozostawił odpowiedź Jaimemu. Nie wiedział, ile chłopak powiedział swojemu przyjacielowi i stanowczo nie zamierzał wychodzić przed szereg. Niestety okazało się, że Moretti nie zamierza kłamać.
Noah tylko złapał spojrzenie Jaimego i już wiedział, że musi się przygotować na trudne chwile. Słuchał z uwagą każdego słowa chłopaka. Przy okazji wyłapał imię, którego nie znał, i zanotował sobie w myślach, żeby w wolnej chwili zapytać o tego kogoś. Jimmy? Chyba tak.
Woolf stał pod ścianą z boku, ale kiedy zauważył, że Jaime wygląda jakoś słabo, przesunął się bliżej niego, ale nadal był oddalony o jakiś metr.
- Jaime pomagał mi przy ostatniej książce i dlatego zaczęliśmy spędzać więcej czasu razem. W ten sposób doszliśmy do tego, że… czemu nie mielibyśmy wybrać się na jakąś randkę – dodał spokojnie. Bez złości czy pogardy. Zupełnie neutralnie. Może chciał odwrócić uwagę szwagra od faktu, że poznał Jaimego, bo sprzedał mu prochy.
Noah
Gdy Jerome usłyszał, kiedy Jaime i Noah się poznali, lekko zakrztusił się popijanym alkoholem. Próbował nad tym zapanować, lecz płyn za bardzo podrażnił wrażliwe tkanki i zakrywszy dłonią usta, rozkaszlał się do potężnie. Do tego stopnia, że twarz mu poczerwieniała, a oczy zaszły łzami i minęła chwila, nim udało mu się zapanować nad naturalnymi odruchami ciała. Kiedy natomiast wreszcie to nastąpiło, miał ochotę roześmiać się w głoś i nawet parsknął krótko, mimo że powstrzymywał się przed nerwowym śmiechem ze wszystkich sił.
OdpowiedzUsuńCztery lata temu. Cóż za zrządzenie losu.
To właśnie bowiem ten szczegół przykuł jego uwagę, a nie środki odurzające pojawiające się w tej historii. Jerome wiedział o Jimmy’m i na własnej skórze przekonał się o tym, do czego Jaime był zdolny przez targające nim wyrzuty sumienia; w końcu okoliczności ich poznania się zdawały się być jeszcze ciekawsze niż te, które połączyły chłopaka z Noah. Stąd w żaden sposób nie skomentował wzmianki o prochach i jedynie powoli skinął głową, później natomiast powoli przeniósł spojrzenie na Woolfa, który miał do wtrącenia swoje trzy grosze i można było zauważyć, jak jego bursztynowe tęczówki ciemnieją, a brwi mimowolnie się maszczą.
I musiałeś położyć swoje brudne łapska akurat na tym chłopaku?
Wyglądało na to, że dla dobra sprawy miał tego wieczora gryźć się w język wyjątkowo mocno i często.
— Pewnie, czemu nie — przytaknął, starając się, by zabrzmiało to beznamiętnie, ale ton jego głosu ociekał jadem, przez co Jerome uznał, że po prostu się zamknie i ponownie umoczył usta w alkoholu. Tak jak wcześniej zachował spokój, tak słowa Noah, nie wiedzieć czemu, sprawiły, że się w nim zagotowało i mocniej zacisnął palce na szkle. Jego uścisk był tak silny, że aż dziwne, iż szklanka nie rozprysnęła się pod jego pobielałymi palcami.
Nie chciał jednakże dać ponieść się złości. Byłoby to najprostszym, co mógłby zrobić w tej sytuacji, ale nie stanowiło żadnego rozwiązania. Co prawda kierowało nim niezrozumienie, osobliwe poczucie bezradności i wystrychnięcia na dudka przez sam los, a także strach o przyjaciela, lecz te wszystkie emocje nie mogły stać się pretekstem do rozpętania karczemnej awantury. A przynajmniej Jerome żywił głęboką nadzieją, że do niczego podobnego nie dojdzie, bo też nie mógł niczego obiecać. Był jak chorągiewka, raz smętnie zwisająca, raz targana gwałtownymi porywami i nie mógł obiecać, że stawi opór każdemu z podmuchów.
Szukając oparcia, przeniósł spojrzenie na Jennifer. Musiał pamiętać także o niej i dbać również o jej komfort. Jego żona była silna, długo radziła sobie bez niego i teraz też zawsze potrafiła doskonale dać sobie radę sama, lecz Jerome zawsze był gotów wyciągnąć ku niej pomocną dłoń. A teraz sam potrzebował za jedną złapać.
JEROME MARSHALL
Jen uśmiechnęła się słabo do męża i westchnęła, odbierając od niego szklankę z alkoholem. Nie miała zamiaru tej nocy się powstrzymywać - jedynie procenty mogły ją uspokoić, tym samym chroniąc Noah przed kolejnym atakiem. A przynajmniej jej się tak wydawało… Bo kto wie, jakie jeszcze kolejne bodźce się pojawią? Skoro była już poza swoimi granicami, to wszystko się mogło zdarzyć.
OdpowiedzUsuńWypiła od razu duszkiem większość zawartości naczynia, następnie odetchnęła i chuchnęła ostro, obracając szklankę w dłoniach. W resztki rumu wbiła swój wzrok, obserwując, jak pod wpływem lekkich wstrząsów pojawiają się mini fale.
Parsknęła cicho, słuchając ich historii. Nie odezwała się jednak ani słowem, póki wszyscy nie skończyli mówić. Wolała tym razem przemyśleć dobrze to, co pojawia jej się w głowie, niż wyrzucić z siebie stertę przypadkowych wyrazów, nakręcających kłótnię na nowo. Uśmiechała się za to szeroko, może nieco jak wariatka, kręcąc przy tym głową. W pewnym momencie plasnęła sobie palcami w czoło, zjeżdżając nieco na krześle.
- No patrz! Cztery lata temu! Nawet tobie, Jaime, udało się go znaleźć wcześniej. I jeszcze w Meksyku! Czy wszyscy, cholera, byliśmy w Meksyku?! - mruknęła, doskonale pamiętając tygodnie spędzone na wykańczających poszukiwaniach brata. Ostatecznie znamię po tamtym miejscu utrzymało się w dziewczynie do dzisiaj, będąc w zasadzie jednym z najważniejszych elementów, z których zbudowała całą swoją historię. - I jeszcze prochy. Zaczyna się cudownie. No ale, kontynuujcie - sapnęła, wstając. Poszła prosto do kuchni, gdzie Jerome zostawił butelkę, czując coraz bardziej trzęsące się wnętrze. Gdy już była w pobliżu alkoholu, stwierdziła, że nie będzie się pieprzyć w powściągliwość i elegancję; chwyciła całą butlę i wróciła z nią do stołu. Dolała sobie cieczy do pełna, widząc w niej jedyny ratunek. Spojrzała jeszcze tylko na Jerome’a, mając głęboką nadzieję, że nie będzie miał jej tego za złe. Po prostu musiał zrozumieć. Dlatego wyciągnęła również w jego kierunku rękę, z zamiarem polania mu kolejnej porcji. Czekała jedynie na znak, czy ma się wstrzymać, czy nie żałować brunetowi napitku. Zauważyła, że i jemu nie jest łatwo, więc uznała, że raczej nie powinien protestować.
- I jak tam, mieszkacie już razem? Robicie już plany na przyszłość? Przepraszam, jeśli zadaję zbyt trudne pytania, no ale ja przecież wiele rzeczy nie wiem i to nie powinno nikogo dziwić, prawda? Więc próbuję się dowiedzieć, skoro już tu jesteśmy - rzuciła, zatapiając usta w rumie i swoją wypowiedzią nawiązując oczywiście do chwilę wcześniej wypowiedzianych słów przez Woolfa.
Jen
To miał być miły wieczór, spędzony na pogawędkach, śmiechach, jakichś zabawnych historyjkach. A tymczasem odgrywał się tu całkiem niezły dramat. Jaime miał wrażenie, że zaraz coś jebnie. To znaczy coś oprócz tego, co już się stało. Czuł się zagubiony w obecnej sytuacji i nie widział drogi wyjścia, a przynajmniej takiej, która da mu rozwiązanie tej sytuacji. Żeby jednak cała czwórka doszła do jakiegoś porozumienia, ale to nie nastąpi, był tego więcej jak pewny. Bo niby jak miałoby do tego dojść, skoro chyba każdy tutaj miał jakieś tajemnice? Jaime nie wiedział, o co chodzi rodzeństwu, oni nie wiedzieli, co robił Jaime w przeszłości. Moretti nawet chyba nie powinien próbować ich rozumieć, skoro właśnie nie wiedział, dlaczego ta dwójka zachowuje się w sposób, w jaki się zachowuje. Nie wymagał też, że zaraz mu wszystko powiedzą. To była ich prywatna sprawa, a on był obcy. Może i nie potrafił w relacje z ludźmi, ale pewnie rzeczy po prostu można było łatwo wyczuć. A on, jak widać, nie był aż tak wyprany z uczuć, jak kiedyś.
OdpowiedzUsuńSpojrzał na Jerome’a, nie bardzo rozumiejąc jego słowa, ale o nic nie pytał. Czuł się wystarczająco źle. Tak sądził do momentu, w którym nie odezwała się Jen. Jaime przeniósł na nią wzrok, czując się jednocześnie coraz bardziej zdenerwowany. Nawet nie miał ochoty napić się alkoholu, nie to co kobieta. Nie miał też chęci odpowiadania na jej słowa, ociekające ironią. Szczerze powiedziawszy, już miał dość. Owszem, nie wiedział, co się stało między Woolfami, ale to nie sprawiało magicznie, że mógł tego niewzruszenie słuchać.
Jaime odbił się od ściany i odłożył szklankę na stół z głośnym dźwiękiem. Ponownie spojrzał na Jen.
– Wyobraź sobie, że nie – wyprostował się powoli, szukając w głowie odpowiednich słów. Cholera, to naprawdę było trudne, rozmowy z innymi, nadal. – Nie mieszkamy razem, nie mamy dalekosiężnych planów na przyszłość. Nie wiemy, co będziemy robić za miesiąc, może nic. Po prostu jest nam razem dobrze, świetnie się bawimy i powoli się poznajemy – odwrócił głowę w kierunku Jerome’a. – Może nie wiemy o sobie wszystkiego, ale randkujemy i powoli zjadamy beczkę soli, jak to powiedziała kiedyś jedna z moich nauczycielek.
Zamilkł na moment. Na chwilę też zacisnął pieści i westchnął, zaraz też rozluźniając dłonie.
– Przepraszam, że was w to wpakowałem. Jak mówiłem, nikogo nie trzymam tu na siłę. To nie moja sprawa – wskazał na Jen i Noah.
Jaime
Noah westchnął ciężko, kiedy usłyszał krótki komentarz Jerome'a. Wiedział, że szwagier za nim nie przepadał, ale najwyraźniej dało się pogłębić tę niechęć do nienawiści. Mężczyzna po prostu zakładał, że Woolf zrobił coś złego, nawet wtedy, gdy Noah naprawdę był niewinny, a nawet zrobił coś dobrego. W to najwyraźniej nikt nie wierzył. Może... w jakimś stopniu Jaime, ale tylko dlatego, że był świadkiem zarówno działań Noaha, jak i leczenia się mężczyzny po pobiciu, w którym był ofiarą.Wszyscy jednak woleli koncentrować się na wydarzeniach z Meksyku. I tu żart polegał na tym, że Jen ciągle myślała o tym konkretnym pobycie w Meksyku, a Noah był tam więcej razy. Już nie na długo, ale jednak. Pierwszy raz, gdy zawrócił, żeby zatrzeć ślady za sobą i Jen. Faktycznie trochę tam narozrabiał i wiedział, że jest śledzony. Nie tylko przez siostrę. Zdecydowanie dbał o to, by nikt nie wpadł na powiązanie kobiety z nim. Nie chciał, żeby miała więcej kłopotów, szczególnie takich, którzy zajmowali się sprzedawaniem prochów i innymi podobnymi rozrywkami.Jen miała jednak zupełnie inną perspektywę na te wszystkie lata w drodze. Na dobrą sprawę Noah naprawdę nie rozumiał, po co siostra się za nim uganiała. On jej nigdy o to nie prosił i nie kazał jeździć po całym świecie - w jego opinii Jen zrobiła to, bo chciała, bo nie potrafiła powiedzieć sobie i matce "nie" w pewnym momencie.Oczywiście Noah mógłby to wszystko wygarnąć jej w tym momencie, ale co by to zmieniło? Pokłóciliby się jeszcze bardziej i postawili gospodarza w jeszcze gorszej sytuacji.
OdpowiedzUsuńNoah zdawał sobie sprawę z tego, jak chłopkowi zależało na tym, by było to przyjazne i wesołe spotkanie. Nikt jednak nie przewidział, że może wydarzyć się coś takiego. Tymczasem Jaime dostał tykającą bombę i w dodatku to Morettiemu kończyła się cierpliwość. Kiedy zaczął mówić do Jerome'a, słychać było złość i pewnego rodzaju rezygnację, a komentarz rzucony do rodzeństwa właściwie wskazywał, że powinni wyjść. Najlepiej wszyscy. Woolf zrobił trzy kroki do Jaimego i położył mu dłoń na ramieniu.
- To nie twoja wina, że nasze sprawy są... skomplikowane - powiedział ostrożnie i zaczekał, aż chłopak spojrzy mu w oczy. To było miłe, że Jaime stanął w obronie ich relacji. W końcu mógłby stwierdzić, że bardziej zależy mu na przyjaciołach niż gostku, który pojawił się znikąd i w dość oczywisty sposób łączy się z kłopotami. - Popatrz na to z innej perspektywy... udało ci się nas zebrać, co... właściwie nigdy się nie dzieje. To mimo wszystko może być coś dobrego - dodał ciszej. Nie mówił tego do Marshallów, a do Jaimego. Chciał go uspokoić. W końcu chłopak znalazł się między silnymi i skłóconymi ze sobą charakterami. To musiało być nieprzyjemne. - Po prostu usiądźmy... i spróbujmy porozmawiać o czymś przyjemniejszym - zaproponował i spojrzał na Jerome'a, a potem znowu na Jaimego. - Mówiłeś, że byłeś z przyjacielem na jakimś wyjeździe... Barbados? - zakończył pytająco Noah. Liczył, że Jerome ma dość rozsądku, żeby podchwycić zmianę tematu dla dobra chłopaka.
Noah
Z napięciem obserwował żonę i przysłuchiwał się jej słowom, zauważając przy tym, że nie miał pojęcia, jak aktualnie wyglądała jej relacja z Noah. Z tego co jednak wszyscy zdążyli zauważyć, raczej kiepsko. W końcu Jennifer to zawsze jego prosiła, by nad sobą panował i trzymał nerwy na wodzy, a dziś to on wydawał się bardziej opanowany i spokojniejszy niż małżonka, nawet pomimo tego, że w środku cały się trząsł. Zdał sobie sprawę, że Jen dawno już nie wspominała o bracie i na dobrą sprawę Jerome nie wiedział, czy ta dwójka ostatnio w ogóle się widywała. Wydawało mu się, że pewne sprawy rodzeństwo zdążyło już sobie wyjaśnić, lecz teraz widział, że wcale tak nie było i, co więcej, sprawa ta wydawała się beznadziejna. W Jennifer było zbyt wiele żalu, Noah z kolei miał swoje zdanie i twardo się go trzymał. To było... smutne. Wyspiarz bowiem wiedział, jak bardzo blondynce zależało na odnalezieniu brata i jak wiele poświęciła, by to zrobić.
OdpowiedzUsuńTo dlatego Jerome nie potrafił być obiektywny. Być może w innym życiu on i Noah zostaliby dobrymi kumplami, ale w tym nie było na to najmniejszej szansy.
Rozbawiła go ta próba zmiany tematu i zdawało mu się, że nie było to dobre posunięcie; przeczuwał, że to jeszcze bardziej rozzłości Jennifer. Z drugiej strony zgadzał się z Noah; kłócenie się tu i teraz oraz sprawianie przykrości Morettiemu nie miało najmniejszego sensu.
— Dobrze, usiądźmy wszyscy — przystał na propozycję Noah i zajął miejsce obok blondynki, wcześniej ochoczo zgadzając się na to, by ta dolała mu rumu. Nim ponownie się odezwał, potarł opuszkami palców skronie i westchnął ciężko, walcząc z rozdrażnieniem.
— Jak pewnie zdążyłeś zauważyć, Jaime — uniósł głowę i z żalem spojrzał na przyjaciela. — Relacja Noah i Jennifer jest trudna, a ja nie jestem w tym wszystkim obiektywny. Nie wiem, czy będziemy w stanie ot tak porozmawiać teraz o naszych wakacjach — mruknął, przenosząc spojrzenie na Noah. — Może lepiej powinniśmy się zastanowić, czy faktycznie jest sens kontynuować dziś to spotkanie — rzucił, spoglądając po wszystkich po kolei, najdłużej zaś zatrzymał spojrzenie na przyjacielu. Było mu przykro, że to wszystko tak się potoczyło i wcale nie było miło oraz przyjemnie, jak początkowo zakładali. Może powinni, każde z osobna, na spokojnie przetrawić to, co się stało? Nie wiedział. Nie miał pojęcia, jak to rozwiązać, tak by nikt nie został poszkodowany.
— Jak uważacie? — spytał. — Jen? — rzucił, spoglądając na siedzącą obok blondynkę. Nie zamierzał podejmować tej decyzji za nią, ale chyba to właśnie ona i Noah mieli sobie najwięcej do wyjaśnienia, a Jaime znalazł się pomiędzy młotem a kowadłem.
JEROME MARSHALL
Konflikt występujący pomiędzy Jen i Noah był z całą pewnością ciężki i specyficzny. Przede wszystkim dlatego, że ani jedna strona nie rozumiała drugiej, ani druga pierwszej. A raczej tego, z jakich przyczyn Noah uciekał po całym świecie i dlaczego Jen ciągle za nim gnała. Prawdopodobnie dałoby się to zrozumieć dużo prościej i być może wreszcie przełamać kość niezgody, gdyby kilka tajemnic wyszło na jaw. Lecz i wtedy nic nie potrafiłoby sprawić, że nagle w tej rodzinie relacje uległyby znaczej poprawie - było to faktycznie aż nazbyt abstrakcyjne i wręcz niemożliwe. Kto wie jednak, czy Jen i Noah nie zaczęliby grać do jednej bramki? Lecz żeby móc się o tym przekonać, Woolf musiałby przekroczyć własne granice, ugiąć się i wyjawić, do kogo i dlaczego czuje największy żal, jaki jest tego powód. Chyba właśnie to sprawiało im największy problem - obydwoje widzieli życie z dwóch odrębnych perspektyw, będąc jednocześnie na tym samym gruncie. Blondynkę przede wszystkim bolało to, że Noah aż tak bardzo jej… Nie potrzebował? W tym momencie nei wiedziała, jak ma na to wszystko patrzeć. Bo skoro zacierał za nią ślady, skoro chciał się dla niej przenieść do NY, to dlaczego, mimo to, zaprzeczał swoim działaniom? Dlaczego robił to wciąż i wciąż? Zupełnie nie wiedziała. A frustracja z tego powodu tylko w niej rosła. Zwłaszcza teraz, w tej chwili, gdy patrzyła, jak brat zachowuje się w stosunku Morettiego… I to również, jednocześnie, zdenerwowało ją jeszcze bardziej, ale i sprawiło, że postanowiła zamknąć się i nie odzywać przez resztę wieczoru. Ten plan pokrzyżował jej jednak Jerome, zwracając się bezpośrednio z pytaniem.
OdpowiedzUsuńJen westchnęła ciężko, wzruszyła ramionami i uniosła wysoko brwi. Obaliła pół swojej szklanki, odkładając ją ze stuknięciem na stół.
- Cóż, według mnie…
Urwała. Sama nie wiedziała, co powinna w tym momencie powiedzieć. Bo jeśli stąd wyjdą, to jak relacje ich wszystkich będą potem wyglądać? Szczerze mówiąc, właśnie na to miała ochotę - wyjść i zapomnieć, że takie spotkanie w ogóle miało miejsce. Słowa Woolfa piekły ją w sumienie nieustannie i dziewczyna nie wiedziała, czy będzie potrafiła utrzymać z nim jakikolwiek kontakt. Nie po tym, co się tutaj stało. Wiedziała, była świadoma tego, że nie było to zdanie rzucone jedyna na odczepkę, a raczej zawierało bardzo dużo prawdy. O ile nawet wreszcie powiedział jej wprost to, co po prostu czuł.
Czuła też, że jeśli teraz opuszczą to mieszkanie, sprawa spieprzy się jeszcze mocniej. Sama zaczęła odczuwać coraz bardziej zauważalny ciężar.
- Myślę, że… - podjęła drugą próbę, przyglądając się wszystkim po kolei. Prawie wyrwało jej się, że może w takim razie porozmawiają o Irlandii, gdzie Noah zabawił szczególnie długo, a konsekwencje tego wyjazdu odczuł chyba najmocniej ze wszystkich. No, ale się powstrzymała. I w tym samym momencie zadzwonił jej telefon.
Zmarszczyła brwi i obróciła się na krześle, wyjmując urządzenie z torebki. Na wyświetlaczu widniał nieznany numer.
- Przepraszam, muszę odebrać.
Idealny moment na ucieczkę.
Przeszła do łazienki, gdzie mogła się w spokoju zamknąć i przeprowadzić rozmowę. Gdy jednak odebrała i rzuciła krótkie “słucham”, szybko tego pożałowała.
Usuń- Nie. Nie, nie możesz. Nie. Powiedziałam NIE! - krzyknęła, z pewnością na tyle głośno, by mężczyźni będący przy stole ją usłyszeli. - Nie! Co? Co masz? Kurwa… - sapnęła. - Jesteś nienormalna. Po prostu, kurwa, nienormalna! Dobra, podam ci adres… - wymruczała, rozłączając się. Szybko wysłała smsa do rozmówcy. Następnie oparła się o umywalkę i spojrzała w lustro. - To się nie dzieje naprawdę.
Kilka minut później wróciła do chłopaków. Przeczesała włosy palcami, potem usiadła bez słowa prosto, zbierając się w sobie. Wzięła głęboki wdech, a potem popatrzyła na każdego po kolei.
- Bardzo mi przykro, ale wszyscy muszą tutaj zostać. Bardzo proszę, usiądźmy i udawajmy, że nic się nie wydarzyło - zaczęła powoli, a jej policzki zaczęły robić się coraz bardziej różowe. - Jaime. Masz dużą szafę? Może być potrzebna. Jerome, wypij jeszcze trochę - poprosiła, biorąc do ręki butelkę i nalewając mężowi trunku. Sama ze swoim szkłem zrobiła podobnie. - Noah, ty siedzisz na dupie i nie próbuj się stąd ruszyć. Mamy problem. Jak spróbujesz stąd wyjść, to cię zabiję i zakopię pod kinem, żeby każdy mógł po tobie deptać - powiedziała twardo, wbijając wzrok w brata. Chwilę później wstała i zaczęła krążyć po pomieszczeniu. - Znaleźliśmy się w trudnej sytuacji. Mamy dziesięć minut, góra piętnaście. Jaime, zaraz nawiedzą cię dwie osoby. W tym nasza pierdolnięta babka, Kate - wyznała, stając przy Woolfie. Wiedziała, że pewnie będzie chciał zaraz stąd umknąć, więc zacisnęła mocniej palce na jego ramieniu. - Ma ze sobą Maybel. Powiedziała, że ją porwała. Dlatego będziesz tu siedział a my w tym czasie pomyślimy, jak cię ukryć. Bo na twoje ujawnienie nawet nie liczę - dodała, mrużąc oczy. - To jak, są jakieś pomysły? Znajdzie się szafa, ewentualnie składzik? Jerome, chcesz coś na uspokojenie?
Jen
Jaime nie miał najmniejszego zamiaru zmieniać tematu, ponieważ i tak nic by to nie dało, atmosfera nadal byłaby ciężka, sytuacja wciąż by była nieciekawa. To naprawdę nie miało sensu, ale miło było, że Noah próbował. Niestety, lepiej już być nie miało.
OdpowiedzUsuń– Tak, ściągnąłem was tu i mam wrażenie, że… - mnie nienawidzicie, dokończył w myślach i westchnął. – Jest gorzej niż było? – dodał już na głos.
W końcu i Jaime zajął miejsce przy stole. Wpatrywał się w swoją szklaneczkę, próbując ogarnąć plątaninę myśli w głowie. Nie było to łatwe i generalnie w ogóle mu nie szło. Uniósł spojrzenie na Jerome’a, kiedy ten się do niego zwrócił.
– Tak, zauważyłem – mruknął pod nosem, odwracając wzrok. Sięgnął po swoją szklankę i napił się alkoholu.
Chłopak nie wiedział, co byłoby najlepszym rozwiązaniem. Ten wieczór i tak już był stracony, więc faktycznie wszyscy mogli się rozejść (Noah mógł zostać u niego) i jakoś po prostu przebrnąć przez czas, który mógł im wszystkim pomóc po tym jakże zręcznym spotkaniu. Jaime wiedział, że to nie jego wina, ale mimo wszystko wciąż czuł w sobie stres, taki malutki, ale jednak równie wkurzający.
Jaime spojrzał na Jen. Szczęściara, pomyślał, kiedy blondynce zadzwonił telefon i poszła odebrać. Nie spodziewał się jednak tego, co się działo później, kiedy tylko do nich wróciła. Jej zachowanie było dziwne; Moretti przyglądał jej się z jedną uniesioną brwią. Duża szafa? Zamierzali zabić Noah i schować zwłoki do szafy? A Jerome miał jeszcze wypić? Co, do…
Okej, czyli plan zabicia Noah był nieco inny, jeśli mężczyzna nie zrobi tego, o co „prosiła” go siostra. Chociaż plan sam w sobie był ciekawy, z tym deptaniem… Ale jednak… Co, do…
Moretti spojrzał na Jen, wciąż próbując zrozumieć, o co chodzi. Jak to dwie osoby? Dlaczego miały tu przyjechać jakieś obce osoby? Dlaczego ich babka? Dlaczego Jen je tu zaprosiła? Co, do…
Czekaj, moment, porwanie? No, faktycznie, ich rodzina nie należała do normalnych? Czy możemy wrócić na Barbados, do Marshallów? Nie?...
I chwila, skoro Noah miał się ukryć i jednocześnie nie mógł wyjść…? Dlaczego?
– Czekaj – odezwał się w końcu Jaime, kiedy uznał, że wystarczająco długo siedział i milczał. – O co chodzi? Czy ktoś może mi wyjaśnić, o co tu w ogóle chodzi? I po co przyjeżdżają tu dwie obce osoby?
Nie było tajemnicą, że Jaime nie przepadał za ludźmi, nieznajomymi. Teraz jakieś obce osoby miały przyjść do jego mieszkania, cholera wie po co, a on miał robić miejsce w szafie dla Noah? Że niby miał potem wyjść z szafy?
Jaime
Noah zdecydowanie nie powinien liczyć na pomoc ze strony Jerome'a. Miał jednak nadzieję, że ze względu na dobro Jaimego mogą przyjąć wspólny front. Najwyraźniej się mylił. Kiedy Jen wyszła, zapadła pełna napięcia cisza. Właściwie jedynie okrzyki kobiety z łazienki urozmaicały tę napiętą atmosferę, która zapanowała przy stole. Noah się starał. Naprawdę. Wyglądało jednak na to, że nie ma to większego znaczenia, bo Mashallowie i tak już go skreślili.
OdpowiedzUsuńCisza była okazją do krótkiej refleksji nad obecną... sytuacją. Noah wiedział, że ma problem z przyjęciem określonej roli w obecności tej trójki. To, kim chciał być dla Jaimego, a kim był dla Jen, stanowiło przepaść, której chyba nie dało się przekroczyć. Jaime... poznał go od tej gorszej strony, a mimo to odważył się z nim być i dbał o Woolfa. Był uroczy i chociaż Noah się o niego troszczył, to nie starał się go niańczyć. W pewien sposób czuł, że może będą mogli stworzyć relację partnerską. Nie od razu, ale z czasem i przy dużej dozie otwartości ze strony ich obu. Tymczasem Jen była jego młodszą siostrą, która miała skłonność do pakowania się tam, gdzie nie trzeba. Którą trzeba chronić wszelkimi możliwymi sposobami, a najskuteczniejszy z nich polegał na ograniczeniu kontaktów. Noah nigdy nie chciał, żeby jego problemy dopadły Jen. Nie chciał też wciągać ją w nieprzyjemne sprawy rodzinne, choć... pewnie powinien. Swego czasu obiecał to nawet dziadkowi Woolfowi, ale do tej pory nie zebrał się na odwagę. Wiedział, że to zaburzy chwiejną równowagę, która od pewnego czasu panowała w rodzinie.Przemyślenia przerwało pojawienie się kobiety, która wyglądała jak mały huragan. Może Noah nieczęsto zgadzał się z Jen w wielu sprawach, ale oboje mieli dość dobrze rozwinięty instynkt samozachowawczy, który z niejednych tarapatów ich wyratował. Teraz zaś Woolf nie zamierzał się z siostrą kłócić, szczególnie że Jen słusznie uznała, że nie będzie chciał się ujawniać i powinien się ukryć. Nie rozumiał tylko, jak do tego wszystkiego doszło.
- Porwała? Jak... przecież Maybel... - urwał. Babka była szalona, ale żeby atakować ich ukochaną ciotkę? Kobietę, która najbardziej przypominała kogoś, kogo mógłby nazwać rodziną? No... może za wyjątkiem, Jen, o ile ta była w dobrym nastroju. A teraz Maybel była zakładnikiem tej wariatki, która uważała się za ich babkę. - Poradzisz sobie z nimi? - zapytał zmartwiony. Nie chciał się ujawniać, bo mógłby sprowadzić na siostrę jeszcze większy huragan - matkę, ale trochę martwiła go obecna sytuacja. - Czego ona w ogóle od ciebie chce? - dodał cicho i spojrzał uważnie na Jen.Potem jednak pokręcił głową. - Dobra... pogadajmy później, dobra? - poprosił, a potem obrócił się w stronę Jaimego.
- Jeśli Jen mówi o szafie... to lepiej posłuchać. Możesz gdzieś mnie ukryć? - zapytał całkiem poważnie. Ufał ocenie siostry. Mogli być skłóceni, ale nie głupi.
Noah
Jaime nie był już małym chłopcem, którego bez względu na wszystko należało chronić przed całym złem tego świata. To z kolei oznaczało, że Jerome nie zamierzał podchwycić pomysłu Noah i nie uważał, by zamiatanie pod dywan zaistniałej sytuacji cokolwiek tutaj dało i mogło realnie coś zmienić. To jednakże, że Jaime nie był już małym chłopcem, wiązało się z czymś jeszcze. Jerome nie zamierzał także ingerować w jego znajomość z Noah. Nie zamierzał mu niczego zakazywać ani nakazywać, choć może i go korciło, lecz zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo byłoby to niesprawiedliwe zarówno względem jego przyjaciela, jak i samego Woolfa. To, że on miał z Noah problem automatycznie nie równało się z tym, że nie pochwalał tej relacji, choć może przez ogólne wzburzenie na to nie wyglądało.
OdpowiedzUsuńPo opuszczeniu mieszkania Morettiego i przy okazji spotkania z przyjacielem sam na sam nie zamierzał mu powiedzieć słuchaj, stary, nie możesz spotykać się z Woolfem. Na pewno też nie miał ugryźć się w język. Planował raczej coś w stylu Jaime, martwię się, ale zależy mi na twoim szczęściu. I miał nadzieję, że dane im będzie spokojnie porozmawiać i mimo wszystko obronić każdą z ważnych dla nich relacji, bo może teraz, kiedy siedzieli w czwórkę, absolutnie nic nie grało… Ale jeśli spojrzeć na każdego z osobna, stanowili dla siebie nawzajem zlepek naprawdę ważnych ludzi i uporawszy się z początkowym szokiem i innymi, gorzkimi emocjami, naprawdę jeszcze można było to uratować i załagodzić.
Wszystko jednakże wskazywało na to, że nie miało to mieć miejsca jeszcze dziś.
Wyspiarz spojrzeniem odprowadził Jen do łazienki, a kiedy ta z niej wróciła, od razu wyczuł, że coś jest nie tak. Dobrze znał te jej nerwowe ruchy i wiedział, że blondynka zbierała się do powiedzenia im nie tylko czegoś ważnego, ale też niewygodnego.
— Jaja sobie robisz — nie tyle zapytał, co stwierdził, a później duszkiem opróżnił dopiero co uzupełnioną przez Jennifer szklankę. Aż za dobrze bowiem zdawał sobie sprawę z tego, że kobieta jaj sobie nie robiła i tak jak Maybel Jerome kochał całym swym wyspiarskim sercem, tak Kate była kolejną osobą, która działała na niego jak czerwona płachta na byka.
— Może na antresoli? Dwie starsze panie raczej się tam nie wdrapią — zaproponował, choć miał co do tego pewne wątpliwości. Po ostatnich perypetiach ze zdrowiem Maybel może i faktycznie nie pchałaby się na strome schody, ale co do żywiołowej Kate nie miał już tej pewności. — Szafa na antresoli? — zaczął myśleć gorączkowo i na głos, nawet nie zastanawiając się nad tym, czemu muszą ukryć Noah. Kiedy w grę wchodziło starcie z tak wieloma członkami rodziny Woolf i ich krewnymi, Jerome wolał całkowicie zawierzyć żonie i lepiej było dla wszystkich, by Jaime również to zrobił.
— Ale czemu Kate porwała Maybel? — zapytał jeszcze, dolewając sobie rumu. Z powodu stresu i pompowanej w żyły adrenaliny nie czuł w ogóle działania alkoholu, ale niewykluczonym było, że kiedy ten w końcu w niego uderzy, również Marshalla trzeba będzie gdzieś ukryć.
JEROME MARSHALL
Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi… To było pierwsze, co zaświtało w głowie Jen. Nie wiedziała już, komu pierwszemu ma odpowiedzieć, więc zaczęła powoli układać sobie małą przemowę, podczas gdy pozostali wymieniali zdania między sobą. W końcu uniosła ręce i potrząsnęła nimi, wywracając oczami.
OdpowiedzUsuń- Dobra, dość, po kolei. Zadzwoniła do mnie Kate i powiedziała, że przyszła do nas z niezapowiedzianą wizytą. Ma dla nas jakieś “dary”. Kiedy tak stała pod drzwiami to stwierdziła, że ów darów nie zostawi, tylko musi nam je koniecznie przekazać. Jak wychodziła, spotkała pod klatką Maybel. Najwyraźniej ta poczuła się lepiej i też nas chciała zaskoczyć. Cudny sobie wybrały dzień - mruknęła. Co prawda z Anderson było coraz lepiej i w ostatnim czasie polubiła jazdę taksówkami (a zwłaszcza zauroczyła się jednym panem kierowcą…), ale w dalszym ciągu była słaba. Choroba i te wszystkie ostatnie przejścia odcisnęły na niej piętno, a wiek też potrafił robić swoje. Dlatego Jen trochę zdenerwowała się, że Maybel postanowiła wybrać się w nieco dłuższą trasę, nie mówiąc im tego wcześniej. Przecież coś mogło jej się stać! - W każdym razie, Kate zaczęła z nią rozmawiać i od słowa do słowa pewnie wyszło, że Maybel jest nam bliska. Albo wiedziała już wcześniej, z naszą babką wszystko jest możliwe. Nie zdziwię się, jeśli tak właśnie było - wzruszyła ramionami. - Kate powiedziała, że ma Maybel w aucie i nie wypuści jej aż się z nami nie zobaczy. Mówiła szczerze. Całkowicie. Będzie z nią jeździć do rana, albo weźmie ją kij wie gdzie, aż nie spełnimy jej życzenia. To chory człowiek. No to podałam jej twój adres, Jaime - sapnęła z podenerwowaniem, spoglądając na Morettiego. - A musimy ukryć Noah, bo ani nasza matka, ani babka, ani też dziadek i reszta rodziny nie wiedzą, że mamy kontakt. Jak się dowiedzą teraz, że nic im nie powiedziałam, to będzie tragedia. I zjedzą mnie żywcem, matka zwłaszcza. Musisz jej w końcu powiedzieć - tym razem skierowała swoje słowa do brata. Westchnęła ciężko. - I błagam, róbmy coś, bo zostało nam siedem, pięć minut i jesteśmy o włos od katastrofy. Gdzie jest ta pieprzona szafa?! Nie ma czasu! - odparła twardo, opierając dłonie na swoich bokach. Stała wyprostowana i pewna siebie (aż dziwne), rozglądając się dookoła. - Noah, do szafy, schowka, cokolwiek. Jerome, błagam cię, udawaj, że jej nie widzisz. Kate oczywiście. A ty Jaime… - wzięła głęboki wdech, robiąc pauzę na kilka sekund, po czym wypuściła powietrze z ust ze świstem. - Bądź… Bądź sobą. Może ta wariatka cię nie skrzywdzi. Cholera! Trzeba zatrzeć ślady! - zrobiła wielkie oczy i zaczęła zbierać czwarte nakrycie, które miało być dla Woolfa. - Jaime, pomóż mi, jak już schowasz Noah. Jerome, upewnij się, że nic nie zostało po kątach, jakieś dziwne rzeczy, które mogłyby wskazać na istnienie mojego brata. A ja… Ja stoczę walkę ze smokiem i jego owieczką…
Jen
Jaime wciąż był mocno zagubiony w tym, co się teraz działo. Pozostała trójka wyglądała na zmartwioną i zdenerwowaną. On właściwie też zaczynał się tak czuć. Zwłaszcza słuchając opowieści Jen. Jakaś Kate, jakaś Maybel… Aha, chory człowiek, który miał przyjechać do mieszkania Jaime’ego z porwaną kobietą, żeby spotkać się z małżeństwem? Nie no, generalnie spoko, co przecież mogło pójść nie tak w dzisiejszym spotkaniu.
OdpowiedzUsuńMoretti miał w głowie kilka odpowiedzi, jakimi mógł rzucić Jen, ale ostatecznie się powstrzymał. Sięgnął po swoją szklankę z rumem i napił się, tym razem chętnie, próbując przeanalizować to, co do tej pory usłyszał. Ale okazało się, że blondynka nie zamierzała kończyć, ba! Robiło się coraz ciekawiej. Jaime spojrzał na Noah, unosząc brew wyżej. Wiedział, że mężczyzna nie ma najlepszych kontaktów z rodziną, Jaime też ze swoją takich nie posiadał, dlatego nigdy o nic nie pytał, przecież sam też nie chciał gadać o swoich relacjach ze swoją rodziną.
Chłopak uniósł brew wyżej, patrząc znów na Jen. Ponownie nie wiedział, co powiedzieć. W końcu uniósł jedynie dłoń i wskazał dużą szafę z trzema przesuwanymi drzwiami, która stała po drugiej stronie mieszkania niż stół. Nie rozumiał, dlaczego Noah po prostu nie mógł szybko wyjść z mieszkania i po prostu opuścić teren, no ale… Jakoś nie widziało mu się wchodzenie teraz w dyskusje z Jen. Wyglądała tak troszkę… przerażająco…
- Jen… - odezwał się w końcu, podnosząc się z miejsca. – Nakrycie może zostać, przecież ktoś jeszcze mógł tu przyjść, ale na przykład odwołał… Oddychaj…
Nope, Jaime wciąż nie miał pojęcia, jak powinien się zachować. Opowieść Jen brzmiała strasznie i Moretti nie miał ochoty na starcie z rodziną Woolfów. Ale już było za późno. Położył dłoń na ramieniu Noah, a potem ruchem głowy nakazał mu iść za sobą. Mężczyzna mógł się jeszcze schować pod łóżkiem, tam było całkiem sporo miejsca, ale podejrzewał, że na dłuższą metę będzie to niewygodne. Dokładnie tak samo jak siedzenie w tej nieszczęsnej szafie.
– Proszę… czy cokolwiek – westchnął Jaime, otwierając jedne drzwi szafy. Z tej strony miał akurat sporo miejsca. – To za kogo mam robić w tym przedstawieniu? – zapytał już nieco głośniej, odwracając się przodem do Marshallów. – Mam być sobą, czyli przyjacielem Jerome’a? Czy ta cała Kate będzie się czepiać bardzo różnicy wieku między przyjaciółmi? Czego mam się spodziewać? Że za kilka dni ktoś z waszej rodziny zgłosi się do mojego szefa, aby zbadał czyjeś zwłoki? – nie żartował. Chciał, ale nie mógł. To, jak wszystko przedstawiła Jennifer sprawiało, że Jaime brał to wszystko na poważnie.
Jaime
Cóż… Noah wcale nie myślał o tym, żeby uciekać od problemów. W porządku, była to jego specjalność, ale w tym przypadku był zdania, że sprawa dotyczyła tak naprawdę jego i Jen, więc nie było sensu angażować w to resztę. Może kiedyś rodzeństwo będzie miało okazję obgadać pewne sprawy. Jak na razie zupełnie inne rzeczy ich zajmowały.
OdpowiedzUsuńZ pewnością z boku mogło dziwnie wyglądać to, że trójka dorosłych ludzi obawia się pojawienia jakiejś staruszki. I żaden z mężczyzn nie podważa paniki Jen. A jednak obaj mieli dość zaufania do kobiety i wystarczająco rozsądku, żeby nie protestować, nie kłócić się, a podążać za wskazówkami.
Noah niby powinien być zadowolony, że droga Maybel czuje się lepiej, ale naprawdę powinna się oszczędzać, a nie wędrować po mieście. Nieważne jednak, ile razy Jen lub Noah by jej to tłumaczyli, kobieta była uparta jak… ktoś, kto wytrzymywał z nimi całe życie i nie dał sobie wejść na głowę. Właściwie to chyba ona właśnie pomogła oboju wykształcić w sobie coś, co można by nazwać troską o rodzinę.
Noah uniósł spojrzenie do góry, gdy siostra po raz… tysięczny(?) wypomniała mu, że nie rozmówił się jeszcze z matką. Nie było tajemnicą, że nie spieszno mu do tej rozmowy. Jen była przekonana, że w ten sposób rozwiążą część problemów, Noah… był pewien, że te tylko się namnożą. Wiedział jednak, że nie może do końca świata wymagać, by siostra go kryła. Nawet jeśli w ten sposób kryła i siebie. I najwyraźniej zaczęła panikować. Noah jednak nie widział sposoby, by ją uspokoić. Z resztą znany był raczej z wzbudzania emocji, a nie ich przygaszania, więc może powinien tę rolę zostawić Jerome’owi.
Noah bardzo chętnie by po prostu wyszedł, ale wiedział, że to nie jest dobry moment, by wkurzać siostrę. Z resztą… wolał mieć wgląd w całą sytuację, żeby w razie czego móc pomóc Maybel. Właśnie dlatego dał się poprowadzić nieco zagubionemu Jaimemu w stronę szafy.
Kiedy chłopak wyrzucał z siebie kolejne pytania, Noah chwycił go za ramię i obrócił w swoją stronę.
- Nie martw się. Po prostu… to twoje mieszkanie i zaprosiłeś przyjaciół. Na nic więcej nie musisz odpowiadać. I lepiej niczym jej nie częstuj, żeby ci się nie zalęgła jak jakieś pluskwy – powiedział spokojnie. Pochylił się do niego i pocałował go lekko w usta. – Nie martw się, Jen resztą się zajmie. Tylko jej jeszcze ktokolwiek słucha w tej rodzinie – uśmiechnął się do niego lekko, choć wcale mu do śmiechu nie było. – A teraz zamknij mnie tak, żebym w razie potrzeby mógł się sam wydostać, dobrze? – mrugnął do niego. Noah zachowywał się tak, jakby chowanie się w szafach było najzwyklejszą rzeczą dla dorosłego faceta.
Noah
Kiedy Jerome usłyszał, co nawyczyniała Kate, sam dolał sobie rumu i duszkiem opróżnił szklankę, po czym ze smutkiem zauważył, że przyniesiona przez niego butelka jednak miała dno i pozostało im już niewiele trunku. Jak jednakże głosiło pewne przysłowie, człowiek mógł się utopić w łyżce wody, więc i taka ilość powinna mu wystarczyć, by w razie czego rozprawić się z Kate. Jednakże czy nie szkoda by było marnować na nią tak dobrego trunku…?
OdpowiedzUsuńI jeśli wcześniej wyspiarz był zdenerwowany, tak teraz tym trudniej było opisać jego stan. Mierził go cały ten cyrk i zatęsknił za krótkim wypadem na Barbados, gdzie Jaime mógł poznać jego rodzinę. Jeśli wtedy chłopak czuł się przytłoczony, to co dopiero teraz?
Po chwili zawahania, brunet przechylił butelkę, wlewając resztkę alkoholu ponownie do swojej szklanki i może postąpił w tym momencie bardzo egoistycznie, ale mało co go to obchodziło. Jeśli miał przetrwać wizytę Kate, która porwała Maybel i nie zrobić jej przy tym krzywdy, to nie mógł być trzeźwy. Stąd przyjął stosunkowo bierną postawę, obserwując to, co działo się wokół i jedynie jego pociemniałe oczy ciskały gromy. Noah właśnie gramolił się do szafy, Jaime przytrzymywał dla niego drzwi, a Jennifer gorączkowo upychała talerze po szafkach. Spomiędzy warg Marshalla uleciał nerwowy chichot, ale był to jedyny dźwięk, jaki wydał z siebie mężczyzna. Naprawdę nie miał ochoty się odzywać, chyba że zgromadzeni w mieszkaniu Morettiego byli gotowi na wysłuchanie wiązanki przekleństw.
Minęły dokładnie cztery minuty, odkąd blondynka im wszystko wyjaśniła, kiedy wybrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi, a tuż po nim ktoś zaczął natarczywie pukać. Jerome jedynie zazgrzytał zębami, ani myśląc się ruszyć, żeby otworzyć, choć wszyscy doskonale wiedzieli, kto dotarł na miejsce. No, może poza Jaime’em, który jeszcze do niedawna mógł żyć szczęśliwie bez tej wiedzy. Dziś jednakże wszystko miało się zmienić, a Jerome musiał bardzo się postarać, by nie trafić za kratki za morderstwo i jego ofiarą bynajmniej nie miał być Noah, bowiem to Kate znajdowała się na samym szczycie listy osób, których Marshall szczerze nie cierpiał.
JEROME MARSHALL
Dla tych, którzy nie mieli okazji poznać Kate, sytuacja naprawdę mogła wydawać się nad wyraz dziwna i niezrozumiała. Dlatego sama Jen tylko machnęła ręką, kiedy Jaime stwierdził, że nie ma potrzeby chowania czwartego nakrycia.
OdpowiedzUsuń- Nie wiesz, jak z nią jest. Uwierz mi, lepiej będzie, jak nie będziemy stwarzać tej kobiecie możliwości do podejrzeń i zadawania zbędnych pytań - odparła twardo, tuszując kolejne ślady obecności Noah.
I tak, Noah nie mógł tak po prostu wyjść z mieszkania. Dlaczego? To bardzo proste - Kate miała oczy dosłownie wszędzie. Co prawda Woolf nauczył się przez lata ukrywać doskonale, ale wystarczyłoby, że staruszka zauważyłaby go przed budynkiem, wspinającego się na wyższe piętra klatki, czy gdziekolwiek, żeby ten cały cyrk przeistoczył się w jedną wielką tragedię. Swoimi knowaniami, manipulacjami i sprytem Kate potrafiła zrobić wiele złego. Była inteligentna, celna w uwagach, dostrzegała detale tam, gdzie inni nawet by nie pomyśleli, żeby spojrzeć. Noah miał w sobie wiele z dziadka Woolfa, ale z Kate także, choć może jeszcze nie wszyscy potrafili to zauważyć. W końcu krew obu rodów się miesza, prawda? A tej kobiety nie dało się tak łatwo oszukać. A gdy komuś już się to udało, a ona się o tym dowiedziała… Cóż, ciekawe, czy taki ktoś wciąż chodzi po ziemi.
Jen westchnęła ciężko, spoglądając na męża. Skrzywiła się lekko, wyobrażając sobie, co musi w tej chwili czuć mężczyzna. Podążyła również wzrokiem za bratem i gospodarzem dzisiejszego wieczoru, mając głęboką nadzieję, że nic się nie wyda. Gdy chciała wykonać jeszcze jeden ruch (czyli zabrać Marshallowi butelkę, żeby sama mogła dopić ją do końca), nagle zaczął dobiegać do nich dźwięk zza drzwi. Blondynka słyszała jakieś szepty, stukoty, pukanie. Rozejrzała się dookoła… Widziała, że Jerome raczej nie podejdzie otworzyć, a Moretti wciąż działał przy szafie. Cóż…
Westchnęła ciężko i podeszła do wejścia, z ciężkim sercem otwierając drzwi.
- No nareszcie, ileż można czekać! - zawołała Kate, choć to nie ona stała przodem do Jen. Oczom dziewczyny ukazała się nieco zgarbiona staruszka, uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Moja Jenny… Jak ślicznie wyglądasz! - zawołała, mierząc ją spojrzeniem. Nagle zmarszczyła brwi, przekręcając głowę na bok. - No chyba już możemy skończyć tę zabawę… - mruknęła z niezadowoleniem, kierując te słowa do drugiej staruszki, choć ta w ogóle nie wyglądała na swój wiek. Kate, dzięki stosowaniu kremów z podejrzanych źródeł i składników, wyglądała co najmniej o dwadzieścia-trzydzieści lat młodziej. Krótka fryzura, dobry makijaż, liczne liposukcje i treningi u wziętego jogina sprawiły, że naprawdę nie można było niczego (wyglądowo) jej zarzucić.
- A kto powiedział, że się bawimy? Wchodź do środka! - zawołała babcia Jen, szturchając lekko Maybel. Ta westchnęła i pokręciła głową, robiąc krok do przodu i tym sposobem przestępując próg. Za nią weszła Kate, przyciskając do jej pleców banana i trzymając go tak, jakby w ręce trzymała pistolet. W drugiej dłoni dzierżyła brązowy wielki wór. - To jest napad! Piuł, piuł, piuł! - krzyknęła, unosząc “bananową” dłoń do góry i naśladując odgłos wystrzeliwanego pocisku. Jen tylko jęknęła głucho, przykładając palce do czoła.
- Kate zmiłuj się…
- Kobieto, ile ty masz lat? Bo śmiem sądzić, że więcej ode mnie, a zachowujesz się jak młódka pod latarnią, naiwnie szukająca wsparcia w postaci mężczyzny z kabrioletem. To nie te czasy, mamy dwudziesty pierwszy wiek. Chcesz poszukać męża to idź do burdelu - zgasiła ją Maybel. Brunetka tylko zaszeptała coś pod nosem i oparła się o ścianę. Wtedy też Maybel zobaczyła Jerome’a.
Usuń- Jeromek! Moja kruszynka z dzikiej wyspy! - pisnęła niczym dziecko śliniące się przez szybę do cukierka. Podreptała szybko do niego, wciskając mu przed nos placek ananasowy z galaretką. - Zrobiłam ci. Ostatnio ci smakował… Musiałam ci go dać - szepnęła nachylając mu się do ucha i puszczając oczko. Wtedy też wyczuła alkohol, przez co pociągnęła mocno nosem, uniosła wysoko brwi i szybko zamrugała. - Oooj… Ktoś tu sobie popił - zmarszczyła brwi, wyprostowała się i oparła dłoń o boki. Zrobiła groźną minę, ale po chwili znowu uśmiechnęła się szeroko i zakołysała bioderkami, dzięki czemu błękitna plisowana spódnica pofalowała niczym sukienka bajkowej księżniczki. W sumie Maybel przypominała teraz trochę Wróżkę Chrzestną z “Kopciuszka” Disneya. - Masz też trochę dla mnie?
W tym czasie Jen podeszła do Kate ze zmrużonymi oczami.
- Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz, do jasnej cholery? - warknęła, krzyżując ręce na wysokości piersi. - Co ty wyrabiasz, dlaczego celujesz do Maybel z banana i… Po co ci ten worek? - zapytała, wskazując brodą na trzymaną przez kobietę rzecz.
- Ach… Od razu byś chciała wiedzieć… Jak mówiłam, przynoszę dary! - zawołała z hollywoodzkim wdziękiem i uśmiechem, a w jej oczach pojawił się błysk. No tak, diwa weszła na salony. - Ooo, a kimże jest ten uroczy chłopiec? Czy to właściciel przybytku? Heeelooooł, uuuuhuuu, dzień dobry, młodzieńcze! - zawyła, machając do Jaimego bananem.
- Kate, kurwa, odpowiadaj! Co to jest! - ciągnęła Jen, niecierpliwiąc się.
- Kot w worku - odpowiedziała krótko Kate, odkładając go na bok.
- Co?
- Głucha? Kot w worku. Ach, daj mi spokój, chcę się przywitać! - odparła, przesuwając dwudziestoparolatkę na bok by za chwilę zacząć zmierzać do Morettiego. - O, cześć, Jerome! Jak miło cię widzieć! - dodała, przechodząc obok i poklepując wyspiarza po ramieniu.
- To twój kolejny głupi dowcip? Nie masz kiedy tworzyć zagadek? Może lepiej idź do przedszkola dzieci zabawiać?
A może lepiej nie…?
- To nie dowcip, mówię prawdę. Kot w worku.
Jen zwątpiła i zrezygnowała. Wywróciła oczami; skoro Kate nie chciała powiedzieć wprost, co się tam znajduje, stwierdziła, że lepiej uratuje Jaimego przed natarciem tej wariatki i przy okazji zerknie, czy z Noah wszystko w porządku.
- Jaime, poznają moją babcię… Kate, to nasz przyjaciel, Jaime.
- Najsłodszy buddo, kogoś mi przypominasz! Czy ty nie grałeś czasem w jakimś filmie…? - zapytała, wciąż trzymając banana.
Nagle coś zamiauczało.
Jen stanęło serce. Kurwa.
Jen
Jaime’emu się to wszystko nie podobało, ale co mógł zrobić? Głupio było uciekać z własnego mieszkania. W dodatku bez przyjaciół. Zostawiając ich na pastwę… tej walniętej kobiety, którą Jaime miał zaraz poznać. Jakby w życiu mało takich osób spotkał. No ale trudno, Jen będzie musiała mu to jakoś wynagrodzić czy coś. A co, w końcu to ona podała jego adres obcym dla niego ludziom i to w jego mieszkaniu miała odbyć się jakaś afera. Co do tego był pewny, chociażby dlatego, w jaki sposób mówiła Jen i dlatego, że chowała nakrycie dla czwartej osoby.
OdpowiedzUsuńByło jednak wybrać inny termin spotkania. Albo w ogóle je sobie odpuścić.
Chłopak spojrzał na Noah i skinął głową. No dobra, co zrobisz, jak nic nie zrobisz.
– Jestem beznadziejnym gospodarzem, ale nie mogę nie nakarmić gości… - uśmiechnął się lekko. – Czuję się, jakbym brał udział w jakimś przedstawianiu, filmie i nie miał wcześniej możliwości wglądu do scenariusza – westchnął. – Nie będę domykać drzwi, żebyś miał czym oddychać – zapewnił go, pozwalając sobie na pogłaskanie go po policzku.
Oczywiście, że wszystko to, co się tu teraz działo, było dla niego dziwne. Dla kogo by nie było? Człowiek chciał miło spędzić czas, teraz chował swojego chłopaka do szafy, kiedy to siostra tego chłopaka chowała nakrycie dla niego, a mąż tej siostry tego chłopaka wydał z siebie dziwny chichot. No… interesująco. Gdyby Noah kiedyś nie wiedział, o czym napisać – ta-da!
Chwilę później się zaczęło – najpierw dzwonek i pukanie do drzwi, później do środka weszły nieznane mu kobiety. Jaime już od samego początku był… przerażony. Zagubiony nadal i przerażony. Okej, spokojnie. Co tam bananowy pistolet, co tam „kot w worku”… Co tam porwanie. Miał tylko nadzieję, że policja jednak nie będzie musiała tu przyjeżdżać; Jaime nie potrzebował znowu brudzić sobie papierów. Ale gdyby jednak przyjechali tu policjanci, to zawsze pozostałoby modlić się o tych, których poznał na praktykach na komisariacie… Tylko to pewnie nie ich teren, kurde bele.
Jaime jednak nie mógł się powstrzymać przed parsknięciem śmiechem, słysząc „kruszynka z dzikiej wyspy”. Musiał to zapamiętać. Zgadnijcie, od kogo Jerome będzie częściej słuchać tych słów?
Moretti generalnie czuł się szczęśliwy, że jego nikt jeszcze nie zauważył i mógł robić za cichego obserwatora, ale wtedy… został dostrzeżony.
– Ja… Nie, nie grałem w żadnym filmie. Jaime Moretti – wyciągnął do niej dłoń, uśmiechając się lekko. – Miło panią poznać. I owszem, to moje mieszkanie.
Okej, teraz po prostu trzeba być grzecznym chłopcem, na jakiego go wychowali rodzice.
I wtedy wszyscy usłyszeli miauknięcie. Co, do…
Jaime
W pierwszej chwili Jerome pomyślał, że wypił za dużo i ma zwidy. A może rum, który kupił, był z niesprawdzonego źródła i te omamy były pierwszym sygnałem ostrzegawczym przed rychłą utratą wzroku? Nie przeszkadzało mu to jednak zbytnio, skoro ponownie wyciągnął dłoń po butelkę, zapominając, że przed chwilą zdążył ją opróżnić i mocno się rozczarował. Zamierzał nawet wstać i rozejrzeć się w pomieszkaniu w poszukiwaniu innego alkoholu, ale wtedy Kate zaczęła strzelać z banana.
OdpowiedzUsuń— Co ona ćpa? — spytał samego siebie i zdecydował, że bezpieczniej będzie pozostać na dotychczas zajmowanym miejscu. Krzesło przy stole było wygodne, a w razie czego zawsze mógł pod tenże stół się schować.
W normalnych okolicznościach pewnie ucieszyłby go widok Maybel, dziś jednakże nic nie było normalne. Uśmiechnął się więc krzywo w odpowiedzi na jej słowa, ale placek przyjął chętnie. Ba!, pofatygował się nawet do części kuchennej po widelec, z którym wrócił na swoje poprzednie miejsce i od razu rozpakował podarunek, postanawiając nieco osłodzić sobie te gorzkie chwile. Obserwując rozwój sytuacji, pałaszował placek prosto z okrągłej blaszki, po czym spojrzał krzywo na Maybel.
— Tobie mogę nalać co najwyżej soczku — burknął, nie dlatego, że nie napiłby się z przemiłą starszą panią, ponieważ uczyniłby to chętnie, lecz obawiał się o jej zdrowie. Tym bardziej, kiedy w tym samym pomieszczeniu przebywała Kate. Alkohol w połączeniu z jej dziwnymi pomysłami mógł skończyć się dla Maybel zawałem, a do tego Marshall nie zamierzał dopuścić.
— Jaime, nalejesz proszę coś do picia Maybel? Tylko bez procentów — zastrzegł, zwracając się do przyjaciela, po czym wrócił do pałaszowania placka. Wkładał do ust stosunkowo duże kawałki, które wypychały mu policzki i tym samym sprawiały, że zbytnio nie mógł mówić, a dzięki temu powstrzymywał się od złośliwych i wulgarnych komentarzy na temat odgrywającej swój teatrzyk Kate. Siedział stosunkowo spokojnie i nawet zniósł to klepnięcie w ramię, tylko lekko się wzdrygnąwszy, do czasu, aż okazało się, o jakich darach żwawa starsza pani, która wcale na starszą nie wyglądała, mówiła.
— Czy ty do reszty postradałaś zmysły? — warknął, wstając na tyle gwałtownie, że zajmowane przez niego krzesło zachwiało się i finalnie trzasnęło o podłogę. Wyspiarz jednakże w ogóle się tym nie przejął i zamaszystym, a przy tym tylko odrobinę chwiejnym krokiem ruszył do porzuconego na podłodze worka. — Jak Boga kocham, Kate, jeśli coś mu się stało, uduszę cię gołymi rękoma — ostrzegł, rozsupłując worek, aż wreszcie sięgnął do jego wnętrza. Ze środka wydobył czarnego kota, który był tak bardzo przerażony, że od razu owinął się wokół przedramienia mężczyzny i wbił w jego rękę nie tylko pazury, ale i zęby. Jerome syknął z bólu, po czym chwycił kota za skórę na karku i dosłownie oderwał od swojej ręki. Trzymane w ten sposób zwierzę zamarło, dzięki czemu mężczyzna szybko ocenił, że raczej nic mu nie było i skierował się do łazienki. Wrzucił do niej kota i zamknął go w ciemnym pomieszczeniu, mając nadzieję, że w ten sposób futrzak choć odrobinę się uspokoi i wyciszy. W salonie na pewno nie miał na to szans, a też nie było sensu uspokajać go w żaden inny sposób.
— Co to ma być? — Jerome podszedł do Kate i zatrzymał się tuż przed nią, wyciągniętą ręką celując w stronę łazienki, gdzie zostawił kota, bo też o niego pytał. Z miejsc, w które wbiły się małe, ostre ząbki, pociekło trochę krwi, a szramy po pazurach były mocno czerwone i piekące.— I przestań się wreszcie wydurniać… — warknął, wyrywając z jej rąk banana, którym lekko wystraszona kobieta w niego wycelowała, jakby w ten sposób mogła się realnie obronić.
— Jeromku, spokojnie… Zjedź sobie jeszcze placka, dobrze ci zrobi… — zaproponowała nieśmiało Maybel, po raz pierwszy widząc swojego ulubieńca tak wzburzonym.
— Dziękuję, Maybel, jest pyszny — odparł i wyraz jego twarzy na moment złagodniał, ale kiedy jego spojrzenie powróciło do Kate, nad którą wciąż górował, znowu zaczął wyglądać niczym Mars szykujący się na wojnę.
— Co ty sobie wyobrażasz?! — krzyknął i tym razem to on wymachiwał bananem, celując nim w głównej mierze w Kate. — Skąd masz tego kota? Mów! — zażądał, przykładając banana do jej piersi. — Mów, bo będę… — strzelał, chciał dokończyć, ale wtedy zdał sobie sprawę z tego, co tak naprawdę trzymał w dłoni i wywróciwszy oczami, z jękiem wypuścił mocno poturbowanego już banana z ręki. Czuł się tak, jakby stał na skraju szaleństwa i nawet sięgnął dłońmi ku głowie, wplatając palce w ciemne włosy, by mocno złapać za pukle.
Usuń— Jen, Jaime, trzymajcie mnie. Trzymajcie mnie, bo nie ręczę za siebie — oznajmił, sapiąc i dysząc nad biedną Kate. Cóż mógł poradzić na to, że tak bardzo wyprowadziła go z równowagi swoim bezmyślnym zachowaniem? Jerome nigdy nie tolerował ludzi nie mających poszanowania dla zwierząt i teraz tym bardziej nie zamierzał uczynić wyjątku od tej reguły.
JEROME MARSHALL
Maybel była bardzo niezadowolona z komentarza Jerome’a, ponieważ dzisiejszego wieczoru naprawdę miała ochotę napić się czegoś mocniejszego. Ale fakt - to mogło jej zdecydowanie zaszkodzić, zwłaszcza w tych okolicznościach. Przystała więc na jego propozycję, a raczej prośbę skierowaną przez wyspiarza do Jaimego.
OdpowiedzUsuń- Kawusię bez mleczka poproszę, dobry człowieku - zaświergotała, przyglądając się pałaszującemu Marshallowi.
Kate za to oniemiała, kiedy ten skończył i postanowił wejść z nimi wszystkimi w dyskusję. Wcześniej jednak nie ruszyła się ani na milimetr, kiedy atakował go kot. Co innego Jen; zaraz podbiegła do męża, jednak nim zdążyła zrobić cokolwiek, mężczyzna zamknął futrzaka na dobre w łazience.
Wzięła głęboki wdech, zmarszczyła brwi i zabrała mu zdezelowany owoc, odkładając go na pierwszą z brzegu półkę.
- Do cholery, uspokójcie się wszyscy! Nikt nie będzie strzelał, nawet z owoców - warknęła, przy okazji rozlgądając się, czy nie ma w zasięgu jakiejś pomarańczy albo mandarynki, która mogłaby się napatoczyć i w biegu wydarzeń wylądować na czyjejś twarzy. Bo teraz, szczerze mówiąc, a nawiązując do pewnej reklamy, Jen trzęsła się wewnątrz jak galareta, czując, jakby to ją ubił ananas z puszki, a nie biedną śmietanę… Spoczywającą zresztą na niedojedzonym placku… Ananasowym.
- Kate, co ci do łba strzeliło, żeby chować kota do wora? Boże, nie, nie wierzę. Schowałaś kota do wora!
- Jen… - zająknęła się Maybel.
- Maybel, nie teraz, proszę.
- Ale Jen… - spróbowała znowu, patrząc na wszystkich po kolei.
- Maybel, błagam…
- Jen to byłam ja.
Blondynkę zamurowało. Zrobiła wielkie oczy i później zamrugała, wbijając w kobietę pytający wzrok.
- Że co?
- Tak, to ona! To ona! Ja tylko go przyniosłam! - zawyła Kate, robiąc krok w tył, żeby zejść z pola widzenia Jerome’a, choć i tak jej się to nie udało.
- Zamknij się, bo zaraz sama cię uduszę - warknęła do babki, celując w nią otwartą dłonią. - Maybel, co zrobiłaś? Po kolei - poprosiła spokojniej. - Jaime, proszę, daj jakieś… Apteczkę masz? - zapytała, tym razem przyglądając się ręce męża. Nie wyglądało to dobrze. Za to przypomniała jej się pewna historia… I choć nie powinna się śmiać, to na jej twarzy zagościł uśmiech, a w oczach pojawiły się chochliki.
- No więc tak… Poszłam do was, a raczej przyjechałam do was z ciastem. Szłam sobie, a was nie było. Byłam pod mieszkaniem, to się wróciłam… I Kate stała na dole. Prawie byśmy się zderzyły… Od słowa do słowa wyszło, że mamy wspólnych znajomych - puściła do wszystkich oczko. - Zaczął koło nas chodzić czarny kot, już go parę razy widziałam. Czasem dokarmiałam, bo bidusia taka zmarnowana życiem, pewnie go ktoś wyrzucił. I też opowiedziałam o tym Kate. Chciałam go zabrać do weterynarza, bo coś krzywo wyglądał, ale nie miałyśmy go w co włożyć, to… Ale worek był już jej! - wskazała palcem na Kate, unosząc wysoko brwi. Ta przewróciła oczami, wyprostowała się i oparła dłonie na swoich bokach.
- No wzięłam worek po kwiatkach z auta, bo tylko to miałam pod ręką. Ja do was przyszłam, bo byłam w okolicy, u koleżanki. Mam dla was karnet, który ma termin do jutra, bo jutro kończy się specjalna oferta. Od tej koleżanki, bo ona nie może iść. A to dla dwóch osób, czyli akurat dla was. I musiałam pilnie dać go dzisiaj, bo jutro by było za późno - wzruszyła ramionami. - Ach, człowiek chciał dobrze, a wyszło jak zwykle - żachnęła się i oparła plecami o ścianę.
Usuń- Czy ja dobrze rozumiem… Zamiast pojechać z Maybel i kotem do weterynarza, jeśli naprawdę była taka potrzeba, to wolałaś wziąć biedną Maybel na zakładnika i się tu podkraść? - zapytała Jen, wydymając usta. Kate pomyślała chwilę, pomruczała pod nosem i przeczesała włosy palcami.
- Zasadniczo tak…
- Ty wariatko! Ty chory człowieku! - krzyknęła Jen, podchodząc do niej i szarpiąc ją za ramiona.
- AaAaAaAaaallLLlEeEeeee TooOoooo NnnnIiIiiEeeeE jaaa KoooOOoTtttaaa Taamm… - próbowała mówić podczas szarpania, jednocześnie wyswobadzając się z uścisku.
- Jen! Dziecko, daj jej spokój! - sapnęła Maybel, łapiąc blondynkę w talii. Wtedy Jen magicznie się uspokoiła. Cóż, tak działał dotyk tej kobiety.
- Maybel, czy ten kot jest naprawdę chory…? - zapytała w końcu, nie wiedząc już, czy powinni jechać do szpitala, weterynarza, czy na oddział psychiatryczny w pierwszej kolejności. Maybel się wyprostowała i machnęła ręką.
- No chudy był taki… Niedożywiony… No sumo kotów to to nie jest - mruknęła z niesmakiem. Dwudziestoparolatka przetarła sobie twarz dłońmi.
- Okej. A jak to się stało, że cię przekabaciła, żeby tu przyjechać najpierw?
- No miałam ciasto dla Jeromka. I widzisz, spakowało mu, czyli jakiś plusik jest - uśmiechnęła się słodko do Marshalla. - A poza tym powiedziała, że zrobimy akcję. W sensie ta, o tutaj - wskazała brodą na Kate. - A ja dawno już nie byłam na żadnej akcji… Trzeba było stare kości rozruszać.
Jen nie wierzyła, że słyszy to naprawdę. Zwątpiła. Podeszła więc do Jerome’a, jeszcze raz oglądając jego rękę.
- Nie wiem co powiedzieć. To jakiś koszmar.
- Ale do tego spa na masaże pójdziecie chyba, co?
- Kurwa, Kate!
- No cóż, panie Jaime, czy ja mogę koniaczku? Czuję, że kolagen więcej nie zniesie tych potyczek słownych, a blondi wytrzepała ze mnie już chyba cały botoks. To nie na moje nerwy... - odparła staruszka-nie staruszka z podenerwowaniem, macając się po całej twarzy.
Jen
Jaime w tym momencie żałował, że nie schował się z Noah do szafy, tęsknił za rodziną Jerome’a i mocno zatęsknił za swoją babcią. Miał też ochotę wtopić się w ścianę i po prostu zniknąć, czując się w swoim mieszkaniu bardzo nieswojo i bardzo niekomfortowo. Uciec nie mógł, no bo jak by to wyglądało. Miał przecież być grzecznym chłopcem. Niestety.
OdpowiedzUsuńObserwował przyjaciela, jak ten wyciąga z worka kota, unosząc brwi wysoko. O, kurwa. Tam naprawdę był kot. Jasna cholera. Na szczęście reakcja zwierzaka świadczyła o tym, że nic mu nie było. Prawdopodobnie. Miejmy taką nadzieję. Jerome szybko rozprawił się z kotem, zamykając go w łazience, na co Jaime jedynie pomyślał, że szkoda mu będzie wszystkiego tego, co kociak zniszczy. No ale trudno, najważniejsze, żeby jego przyjaciel przetrwał… No, niech będzie. I Henio był bezpieczny.
Moretti ruszył się z miejsca dopiero, kiedy usłyszał prośbę przyjaciela. Przeszedł do części kuchennej, wstawiając ekspres do kawy. A co, przygotuje tej pani lepszą kawusię, tak, żeby jej smakowało. Odczekał kilka chwil i zaniósł kobiecie napój, stawiając go na stole przy wolnym miejscu. Później przemieścił się do łazienki po apteczkę, o którą natomiast prosiła Jen. Ostrożnie otworzył drzwi, zapalając światło. Biedny kot przestraszony schował się za szybą prysznicową. Jaime wolał nie podchodzić bliżej, cenił swoją skórę, choć nie raz i nie dwa miał ją poranioną.
Wziął apteczkę i wrócił do zebranych gości. Usiadł na fotelu, wyciągając wodę utlenioną i gazę. Spojrzał na małżeństwo Marshallów, oceniając, czy mógł się zająć ranami Jerome’a, czy Jen może chciała to sama zrobić. Przy okazji Jaime nie ryzykowałby oberwaniem w żadnym znaczeniu tego słowa. Ostatecznie jednak ponownie się podniósł z miejsca, spoglądając na jedną ze starszych pań.
– Nie mam koniaku, proszę pani. Ale może wina? Czerwone? Białe? – zaproponował, podchodząc do komody, na której stało kilka butelek najróżniejszych win. Jak już wcześniej zostało wspominane, Jaime się przygotował.
Jaime
Wyglądało na to, że Jerome miał pecha do kotów i z żadnego starcia z nimi nie mógł wyjść bez szwanku, choć sam zdążył już o tym zapomnieć. Nie bez powodu przecież ludzie posiłkowali się wyparciem w przypadku traumatycznych wydarzeń, a tamto bez wątpienia do takich należało. Dziś bowiem wyspiarz mógł stracić rękę, kiedyś natomiast było to… przyrodzenie i z dwojga złego trzydziestolatek wolałby obejść się bez górnej kończyny. Ta… dolna… mimo wszystko chciał, żeby jeszcze przez jakiś czas mu posłużyła.
OdpowiedzUsuńWidząc, że Jennifer starała się zapanować nad wymykającą się spod kontroli sytuacją, postarał się powściągnąć emocje, choć z chęcią użyłby takiej mandarynki jako granatu, choćby i dymnego. Zawsze byłaby to jakaś szansa na ratunek i ucieczkę, prawda? Ponieważ jednak niczego podobnego nie miał pod ręką, wciąż stał nad Kate i sapał niczym rozpędzona lokomotywa, nie spuszczając z kobiety czujnego spojrzenia, nawet kiedy ta starała się nieporadnie przed nim umknąć.
Jednocześnie zaczął z zaciekawieniem, a później niedowierzaniem wysłuchiwać zeznań dwóch kobiet, które zaczęły śpiewać pod naciskiem blondynki. Musiał przyznać, że jego żona potrafiła doskonale sobie radzić w kryzysowych i beznadziejnych sytuacjach, robiąc to jak nikt inny, przez co spojrzał na nią z głębokim uczuciem, za którego niespodziewany przypływ był zapewne odpowiedzialny nie tylko stres, ale i krążący w jego żyłach, szybko – zdecydowanie za szybko – wypity alkohol. I tak jak po Kate mógł się spodziewać wszystkiego, w tym samych najgorszych rzeczy, tak udział Maybel w tej intrydze niezmiernie go zaskoczył i poniekąd rozczarował. Nawet słodki uśmiech staruszki i przyniesiony przez nią placek ananasowy nie miały załagodzić pewnego niesmaku, który mu pozostał po opowiadanych przez te panie rewelacjach.
Wreszcie ich opowieść dobiegła końca, Jaime wrócił z łazienki z apteczką, a Jen poddawała oględzinom jego rękę, na którą sam Jerome do tej pory nie zwrócił uwagi. Był w końcu wolontariuszem w schronisku i nie pierwszy raz został pogryziony czy też podrapany. Te odniesione w słusznej sprawie rany na pewno do barbadoskiego wesela miały się zagoić.
— Och, szkoda, kochanieńki — westchnęła Kate, kiedy dowiedziała się o braku koniaku. — Ale wino też może być, byle dużo!
— Pyszna kawusia! — wtrąciła się Maybel. — Złotko, musisz mi koniecznie powiedzieć, co to za ekspres. Może powinnam sobie taki sprawić?
A zatem, to tak? Nagle zachowujemy się tak, jak gdyby nigdy nic się nie stało? Jerome pokręcił głową i posłał posępne spojrzenie żonie, by następnie dojść do jakże ważnego wniosku.
— Muszę siusiu — oznajmił wszem i wobec, ponieważ wypity duszkiem i w kilku porcjach rum zgromadził się w jego pęcherzu i usilnie parł na cewkę moczową. Nie chcąc posikać się czy to ze śmiechu, czy z nerwów, trzydziestolatek skierował się do łazienki, do której wślizgnął się ostrożnie, by przypadkiem nie wypuścić kota. Ten jednak wciąż siedział w kabinie prysznicowej i na widok Marshalla położył uszy po sobie, sycząc ostrzegawczo. Dokładnie w tym momencie Jerome przypomniał sobie swoje wcześniejsze przygody z pewnym sierściuchem i ledwo rozpiął rozporek, tyle tylko, co by zdołać załatwić pilną potrzebę. Ani myślał całkiem opuszczać spodnie!
Tym razem nie doszło do bezpośredniego zagrożenia jego życia i zdrowia, ale kiedy już opuszczał łazienkę, wydarzyła się rzecz dziwna. Kot uznał, że to doskonała okazja do opuszczenia tego towarzystwa i niespodziewanie wystrzelił spod prysznica, po czym czmychnął przez ledwo uchylone drzwi. Marshall zaklął i pogonił za nim, nie chcąc, by biedne zwierzę przypadkiem znowu wpadło do wora.
W każdym innym przypadku otwarta przestrzeń mieszkania Morettiego mogła okazać się dla kota rajem, ale dziś zwierzę wpadło z deszczu pod rynnę, najzwyczajniej w świecie nie mając się gdzie schować. Stąd czarny kot biegał gorączkowo z kąta w kąt, skacząc coraz rozpaczliwiej po ścianach i meblach, przez co wyspiarzowi krajało się serce. Bardzo chciał pomóc stworzeniu, ale zbytnio nie miał jak. Wtem kot dopadł do… szafy. A powszechnie wiadomo było, że koty wszelakiej maści posiadały tą szczególną umiejętność otwierania przesuwnych drzwi. Ani się obejrzeli, a kot już wciskał łepek w coraz szerszą szczelinę, dobierając się dokładnie do tego segmentu, w którym zamknięty był Noah.
Usuń— Tylko nie tam! — krzyknął Jerome i rzucił się ku kotu. Pochwycił go w momencie, w którym ten niemal wcisnął łepek do wnętrza szafy, otwierając drzwi coraz szerzej. Oczom Marshalla ukazała się stopa Noah, więc czym prędzej wcisnął kota pod pachę i wolną ręką domknął drzwi, mając nadzieję, że nikt niczego nie zauważył i jego rosła sylwetka zasłoniła, co trzeba. Niewiele brakowało!, odetchnął w duchu, a na głos powiedział:
— Tylko nie tam, nie możesz obkłaczyć Jaime’emu wszystkich ubrań!
Kot, zaskoczony znalezieniem się pod męską pachą, zamarł na chwilę, ale już w następnym ułamku sekundy znowu wbił pazury w ciało Marshalla. Mężczyzna jęknął, podczas gdy sierściuch wywinął się, wbił pazury w jego ramię i podciągnął, tylnymi łapami zapierając się o jego pierś. Nie trzeba dodawać, że tylne pazury również miał ostre, prawda? W tej pozycji, skulony i z głową wciśnięta pod brodę wyspiarza, zwierzak jednakże zamarł. Drżał cały i wręcz dyszał (kot, nie Jerome), wciąż przerażony, aż chyba uznał, że nie ma co dalej uciekać i lepiej kurczowo uczepić się tego wielkoluda.
— Ma dużo siły, jak na kocią bidę… — podsumował Jerome, tak na wszelki wypadek plecami opierając się o nieszczęsną szafę i podtrzymał chudą, kocią dupkę ręką.
JEROME MARSHALL
Jen miała dość. Naprawdę. Miała wrażenie, jakby te wszystkie wydarzenia ciągnęły się w nieskończoność, choć może minęło zaledwie… No właśnie, ile?
OdpowiedzUsuńRozejrzała się dookoła, zastanawiając się, co dalej. W tej jednej chwili wydawało się, że już sytuacja została w miarę opanowana i mogą powoli próbować wyautować staruszki na zewnątrz. Kiedy jednak Jerome postanowił iść do łazienki, taka opcja spłonęła w umyśle blondynki szybciej niż się pojawiła.
Zmarszczyła brwi i się odsunęła, ledwo kończąc opatrunek. Odłożyła wszystko do apteczki, a potem pokręciła głową.
- Usiądźmy może… - mruknęła, zbliżając się do stołu. I kiedy już umieściła swoje cztery litery na miękkim siedzisku, karuzela nie-śmiechu miała się nakręcić na nowo.
Maybel ledwo co dodreptała się do krzesła, a Kate sączyła powoli wino udając się na kanapę, skąd miała lepszy ogląd na całą sytuację, która zaraz się wydarzyła.
Dwudziestoparolatce po raz kolejny tego dnia stanęło serce. Znów nie zdążyła zareagować. Może to alkohol… Ale siedziała odrętwiała, wbijając wzrok w męża i kota, któremu bliżej było teraz do mordercy niż wygłodzonego futerkowca. Kiedy ten się w końcu uspokoił, blondynka ze skrzypieniem odsunęła krzesło od stołu, podchodząc do Jerome’a.
- Jak tak dalej pójdzie, będziemy musieli jechać do szpitala. A kierować w tym momencie może tylko Maybel… Która nie ma prawa jazdy.
- Ale słuch ma doskonały! I znajomego taksówkarza - przyznała ze skinieniem głowy i uśmiechem, chociaż zrobiło jej się niewiarygodnie smutno, że biedny zwierzak cierpiał. Chyba odwalenie akcji nie było tego warte… I jeszcze te kłótnie…
Jen posłała jej karcący wzrok, kucając przy brunecie. Kątem oka sprawdziła, czy Noah dalej jest dobrze ukryty. Wiedziała, że wystarczy drobny szczegół…
- A co jest w tej szafie?
No właśnie.
Blondynka powoli osunęła się na podłogę, siadając z wyprostowanymi nogami przed sobą i opierając się plecami o drzwi.
- A co ma być? Ubrania - ciągnęła, próbując jednocześnie sprawdzić, co z kotem. Gdy jednak wyciągnęła do niego dłoń, ten zaczął buczeć i wyć jak koza z YouTube’a. Mały terrorysta.
- Nie, coś tam jest - mruknęła Kate, czując to gilgotanie wewnątrz, które podpowiadało jej, że coś jest na rzeczy. Podniosła się z kanapy i wolnym krokiem podeszła do mebla, mrużąc oczy i pochylając się ku niemu, badając dokładnie jego fakturę. - Coś mi tu śmierdzi…
- To ten kot. Pewnie dawno się nie mył - odparła Jen. O dziwo - spokojnie. Kate tylko spojrzała na nią dziwnie, potem na Jerome’a.
- Kochany! Wyglądasz jak moje róże po tornadzie. Uuu, będzie się długo goiło…
Wtedy z szafy dobiegł głośny dźwięk. Taki, jakby coś w niej spadło… Jakieś pudełko albo…
Maybel aż prawie rozlała kawę, w ostatniej chwili zapanowując nad drżeniem ręki.
- Matulko najdroższa, panie Jaime, czy ten dom jest nawiedzony? - zapytała z przerażeniem w oczach, patrząc na Morettiego.
- Wiedziałam! Coś w niej jest! Jeszcze się okaże, że trzymacie trupa w szafie! - sapnęła podekscytowana Kate, mając wrażenie, że gra w filmie akcji albo horrorze, w dodatku rolę główną. Albo jest o krok od odkrycia Eldorado.
Zaczęła przebijać się do drzwi szafy, nie mogąc zapanować nad pożądaniem.
Jen
Jaime też miał wrażenie, że gra w filmie. I to tak raz siedzi i czeka na swoją scenę, a raz w jakiejś uczestniczy. Generalnie żadna z ról mu się nie podobała… chociaż wolał obserwować. Nawet w momencie, w którym nalewał jednego z najlepszych czerwonych win, jakie znał, do kieliszka. Starał się być spokojny, choć było to bardzo trudne, patrząc na tych wszystkich zebranych tu ludzi. Okej, Noah musiał się ukryć, bo coś tam. Ale teraz Jaime naprawdę chciał, żeby mężczyzna był obok. Chociaż możliwe, że to wywołałoby jeszcze większy tajfun.
OdpowiedzUsuńChłopak podał kobiecie kieliszek wina, samemu podchodząc zaraz do Jerome’a. No dobra, raz kozie śmierć. Ostrożnie pogłaskał kota po łebku, za uszkami i przeszedł nisko na grzbiet przy ogonie. Tam koty podobno lubią być głaskane, miał więc nadzieję, że ten tu też. Zwierzak musiał się uspokoić, choć w tym momencie wierzył, że może to być wręcz niewykonalne; on sam miał z tym przecież problem.
Delikatnie złapał za przednią łapę kota, powoli odciągając ją od skóry Jerome’a. Kot nie zrobił kolejnego ruchu, więc Jaime kontynuował to samo z drugą łapą. Później chwycił go jedną dłonią, aby drugą zrobić to samo z tylnymi łapami kota, ostatecznie przejmując zwierzaka na swoje ręce. Ułożył go wygodnie na swoim przedramieniu, wolną ręką wciąż go miziając za uszami i po łebku. Sukces! Kot leżał w miarę spokojnie, ale i tak wbijał pazury w skórę chłopaka. Na szczęście nie wymagało to interwencji jak u Jerome’a.
– Chodź, na pewno chce ci się pić – powiedział do kota i przeszedł z nim do części kuchennej. Do miseczki nalał wody, a potem podstawił ją kotu pod pyszczek. Jaime trochę się obawiał, że kiedy tylko odłoży kota, ten znowu zacznie biegać jak szalony i znów się zdenerwuje. Nie potrzebowali tego. Zwłaszcza tego, aby kitku próbował się dostać do szafy.
Kiedy kot w końcu przestał pić, okazało się, że ta cała Kate próbuje się dostać do szafy. Jasna cholera! Jasne, Jaime chciał Noah obok, ale naprawdę da radę bez niego jeszcze trochę, serio!
Jaime odłożył miseczkę i przeszedł szybko z kotem do tej biednej szafy. Na szczęście Jerome i Jen stali na straży, ale nie było się czemu dziwić – ich zachowanie było podejrzane.
– Proszę pani – zaczął stanowczo Jaime, brzmiał może trochę strasznie jak na siebie, tak mrocznie, ale co zrobisz… - To moje mieszkanie i moja szafa. Prosiłbym, aby pani nie zaglądała do moich rzeczy – spojrzał jej w oczy, głaszcząc kota niczym jakiś szefo mafii z takich produkcji… no wiecie. No i właśnie, zawsze jeszcze miał kota wyposażonego w ostre pazury i kły.
Jaime
Przez większość czasu Noah naprawdę cieszył się, że siedzi w tej szafie. Przynajmniej nie musiał uczestniczyć w tej abstrakcji, która działa się za cienkimi drzwiami mebla. Awangardyści pewnie byliby dumni, oglądając te sceny. Rozsądek spakował walizkę i wyjechał w długą podróż. Zastąpił go kot z worka.
OdpowiedzUsuńAle po kolei.
Najpierw rozgrywało się szaleństwo z kotem. Na swój sposób zabawne, bo sądząc po odgłosach, Jerome robił za drapak i herosa równocześnie. Lepiej byłoby patrzeć na to zza oka kamery lub innej bezpiecznej odległości. Tylko po co komu kot? Ok.. szybko znalazła się na to odpowiedź. Jedno Noah wiedział na pewno – nie zamierzał się do tego potwora zbliżać.
Maybel go przeniosła?! Serio? Świat się kończy… albo szaleństwo jest zaraźliwe. W końcu szaleństwo Kate było tak duże, że faktycznie mogło mieć jakieś efekty uboczne. Noah musiał przyłożyć ucho do szafy, żeby dobrze słyszeć słowa ukochanej staruszki. A może lepiej było tego nie słuchać?
No i słyszał, że Jaime stara się być dobrym gospodarzem, że Jen stara się wtłoczyć wszystkich w jakieś ramy. Że Jerome wariował. O reszcie nie wspominając. A potem nagle ten piekielny kot zaczął się dobierać do drzwi i gdyby nie szybka reakcja Jerome’a, obecność Noaha by się wydała. A tego Woolf zdecydowanie nie chciał. Niemniej na kilka chwil zapomniał oddychać. W jego umyśle pojawiła się lawina zdarzeń, którą zapoczątkowałoby spotkanie Noaha z Kate. I nikomu nie byłoby z tym dobrze.
Kiedy sytuacja wydawała się uspokoić, Noah odetchnął i oparł głowę o ściankę za sobą. Nie podziewał się, że spadnie mu na głowę. Jakieś pudełko. Grunt, że je złapał, żeby nie hałasowało bardziej… Niestety dźwięk zdołał przykuć uwagę nie tych, co potrzeba.
I zamieszanie wybuchło na nowo… Na szczęście na straży spokoju stanął Jaime. Noah uśmiechnął się do siebie, kiedy Moretti wziął go w obronę. A konkretnie szafę. I wykazał się niemałą odwagą, żeby sprzeciwić się Kate. Brawo, Jaime! Noah zamierzał mu za to odpowiednio podziękować. W odpowiednim czasie.
Na razie jednak Woolf nie zamierzał się wyłaniać. Chociaż powoli zaczynało brakować mu spokoju, potrafił zagryźć zęby i zwyczajnie czekać, aż sytuacja się uspokoi. I liczyć, że Kate nie zdoła dotrzeć do szafy. Bo wtedy… cholera wie, jak mieliby się z tego wszystkiego tłumaczyć.
Noah coś czuł, że po tym wszystkim czekają go długie rozmowy z Jen i Jaimem. Pytanie, czy siostra w ogóle będzie chciała mieć z nim jakikolwiek kontakt… I Jaime…. Czy nie wystarczy się tego wszystkiego? Nie stwierdzi, że lepiej trzymać się z daleka od tego wariatkowa? A to tylko kawałek pokręconej rodzinki. Gdyby do paczki dołączyła ich matka i dziadkowie….? To byłaby istna apokalipsa.
I co z tym cholernym kotem? Kto go teraz ma? Jakoś cicho był… podejrzanie cicho.
Noah nie wiedział, że kot z w najlepsze siedzi na ramionach Morettiego.
Noah
— No już bez przesady… — mruknął Jerome w odpowiedzi na sugestię wizyty w szpitalu, ponieważ mimo wszystko wciąż było mu daleko do poszatkowanego kawałka mięsa. Co prawda kocie pazury zostawiały na jego ciele coraz to liczniejsze, krwawe szramy, lecz te były na tyle płytkie, że po tygodniu miało nie być po nich śladu. A przynajmniej taką Marshall miał nadzieję i stąd kiedy Jaime spróbował oderwać od niego wściekłego kota, wcale nie protestował. Odsunął tylko ręce na bok, by nie przeszkadzać chłopakowi i by dodatkowo nie stresować zwierzęcia, którego małe serduszko szaleńczo tłukło się w piersi. Nie trzeba dodawać, że wyspiarz wciąż był wściekły? I szczerze pragnął zamordować Kate, nawet jeszcze przed tym, jak ta zbliżyła się do szafy.
OdpowiedzUsuńGdyby Jerome był złośliwy, a zdarzało mu się takim być, odsunąłby się i zamaszystym ruchem przesunął drzwi, tak by oczom wszystkich zgromadzonych ukazała się skulona sylwetka Noah tkwiącego w szafie. Przez kilka uderzeń serca nawet kusiło go, żeby to zrobić – wtedy uwaga staruszek bez wątpienia skupiłaby się na chowającym się brunecie, on sam natomiast mógłby się czym prędzej ewakuować… Jednak znając skomplikowane korelacje zachodzące w tej rodzinie, podejrzewał, że ujawnieniem Noah tylko rozpętałoby wojnę, która pochłonęłaby nie tylko cały świat, ale i znany ludzkości kosmos. Powściągnął więc nerwy, zerknął ciężko na Jen, a potem przeniósł spojrzenie ku górze, na pchająca się ku szafie Kate.
— Ty uparta babo — odezwał się, jednocześnie wstając, przez co odgrodził starszą panią od szafy. Ta jednakże nadal pragnęła przedrzeć się ku meblowi i poczęła odsuwać Marshalla na bok, czego ten nie mógł znieść. — Dosyć tego! — huknął i chwycił Kate w pasie. Ta zdążyła jedynie pisnąć, kiedy Jerome uczynił z nią dokładnie to samo, co wcześniej z kotem. Babka Jennifer była lekka jak piórko, on z kolei miał ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu i pracował na budowie, więc bez problemu przeniósł kobietę do łazienki, wstawił ją do środka i zamknął za nią drzwi, o które zaparł się plecami. Kate nie miała najmniejszych szans na to, by go przesunąć i się wydostać.
— Trochę poszanowania dla cudzej prywatności! — warknął, podczas gdy kobieta zaczęła dudnić pięściami o drzwi, z czego brunet postanowił nic sobie nie robić. — Wypuszczę cię dopiero, jak przypomnisz sobie, jak zachowywać się w gościach — zganił ją, a następnie wywrócił oczami i skrzyżował ramiona na piersi.
Widząc, co się dzieje i jak śmiało poczyna sobie jej ulubieniec, Maybel zamilkła. Prawdopodobnie nie chciała zostać zamknięta w innym, małym i ciemnym pomieszczeniu, skoro łazienka już została zajęta. Popijała tylko nerwowo swoją kawkę, skąd inąd bardzo dobrą, nawet pomimo okoliczności jej spożywania.
— Trzeba zająć się tym kotem — odezwał się Jerome, kiedy Kate przestała hałasować w łazience. — Może Maybel i Jaime mogliby pojechać z nim do weterynarza? — zaproponował, posyłając znaczące spojrzenie żonie. Chciał ewakuować z tego mieszkania chociaż część osób. Co prawda to nie Maybel była problematyczna i to nie ona pchała się do szafy, ale na Kate chwilowo nie miał żadnego pomysłu, a też nie chciał powierzać jej misji doglądania kota, bo ani trochę jej nie ufał i nie pozwoliłby jej zaopiekować się choćby kłębkiem kurzu.
JEROME MARSHALL
- Zostaw mnie, no zostaw! Ty pyszałku! - zawyła Kate, kiedy poczuła, że nagle znalazła się w górze. Zaczęła patrzeć po wszystkich po kolei, nie bardzo wiedząc, jak wywinąć się rosłemu mężczyźnie. Wszelkie próby wykręcenia się z jego ramion spełzły na niczym, a ona, ostatecznie zamknięta w łazience, miała ochotę roztrzaskać drzwi w drzazgi. - Jeszcze zobaczysz, zobaczysz! Wyjdę stąd prędzej niż ci się wydaje! - krzyknęła, sprzedając ostatni łomot pięścią w drzwi, po czym opadła zdyszana na podłogę i zaczęła wpatrywać się w kafelki. - Jak dostanę zawału, to będzie twoja wina! A jeśli mam klaustrofobię?!
OdpowiedzUsuńJen jedynie przewróciła oczami i w końcu wstała, poprawiając ubranie. To wszystko przypominało jeden wielki koszmar. Szybko jednak podchwyciła myśl Jerome’a, energicznie skinając głową.
- Tak! Kot! Trzeba go obejrzeć. Może jednak nie jest z nim tak do końca w porządku… - rzuciła tajemniczym tonem, jednocześnie zerkając w stronę szafy. Zauważyła, że przez tę całą szarpaninę nieco się rozsunęła, a więc dziewczyna dotknęła dłonią wierzchu i przesunęła drzwi do końca. Cóż… Może Noah się nie udusi? - Jaime, pojedziesz z ciocią do weterynarza? W tym czasie spróbujemy wypuścić Noo….EKHEM, Kate - kaszlnęła, udając, że coś jej nagle stanęło w gardle i wcale nie wyjawiłaby dzisiejszego sekretu. Kłaczek?
Skarciła się w duszy za tę pomyłkę, lecz szybko przywołała na twarz uśmiech numer pięć, szczerząc się słodko do staruszki.
- Maybel… Może ciebie posłucha ten… Kiciuś? - mruknęła marszcząc brwi. Bo czy w ogóle znali płeć?
- W zasadzie… W sumie to by można - wzruszyła ramionami, głośno przełykając łyk napoju. - Młodzieńcze, udamy się na przejażdżkę? Masz swojego kabrioleta? - uniosła wysoko brwi, również rozciągając usta w wyrazistej kresce. Potem spojrzała na Morettiego, wyczekując od niego odpowiedzi.
- Pozwę waaaaas, pooooozwęęęęęę!!!!!
Jęk dochodził z łazienki.
Ten wieczór stał się nagle czymś… abstrakcyjnym. To, co tu się działo, było bardzo dziwne i Jaime zastanawiał się raz po raz, czy to było naprawdę, czy może jednak jakiś szalony sen. No cóż, spać nie spał, przekonał się o tym w momencie, w którym kot wbił w niego pazury. Przez chwilę też zapomniał, jak to się stało, że wszyscy zgromadzili się w jego mieszkaniu. Ach, tak, tak, Jen i Jerome mieli poznać jego chłopaka, faktycznie, było coś takiego. No nic. Już się znali.
OdpowiedzUsuńMoretti obserwował w małym szoku, jak Jerome przekłada sobie przez ramię jedną ze starszych pań, a potem tak po prostu zamyka ją w łazience. Jasna cholera, już zdążył zauważyć, że Kate nie należała do stabilnych emocjonalnie, więc miał nadzieję, że w napadzie szału (czy czegokolwiek) nie zrobi mu tam bałaganu. Tragizm, po prostu tragizm. Obserwował przyjaciela jak ten przytrzymywał drzwi, nasłuchiwał wołań Kate i myślał o tym, kiedy do jego drzwi zapuka policja, którą wezwali sąsiedzi. Bo przecież mogli to zrobić.
Drgnął, słysząc swoje imię. Miał teraz ich tu zostawić i pojechać do weterynarza z tą drugą kobietą? Okej, wyglądała na normalną, ale mimo wszystko… Nie ufał tej zamkniętej w łazience, ale najwyraźniej Marshallowie chcieli go stąd ewakuować. To było bardzo kuszące, owszem, ale to jego mieszkanie i chciał mieć na nie oko.
– Kabrioleta nie, ale myślę, że powinien się pani spodobać – odpowiedział i uśmiechnął się lekko.
Dobrze, dobrze, pojedzie z Maybel do weterynarza. Jeśli ten kot faktycznie miał u kogoś zostać lub nawet mieliby go po drodze zostawić w schronisku, to lepiej, aby i tak przeszedł wizytę u zwierzęcego doktora. Możliwe, że jeśli Jaime wróci do siebie, to sytuacja jakoś się tu opanuje… A raczej, że to Jerome z Jen ją opanują. Opanują Kate. Pozbędą się jej. Cokolwiek. Byle obyło się bez palenia mieszkania.
– Zapraszam – dodał jeszcze i skierował się do drzwi wyjściowych.
Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Cholera, czyżby to jednak policja?
Jaime niepewnie otworzył drzwi i uniósł brwi wysoko, widząc swojego chrzestnego w drzwiach.
– Wujku? Co tu robisz?
– Wiem, nie zapowiadałem się, ale… o, widzę, że masz gości – spojrzał na ludzi zebranych w mieszkaniu i dłużej zawiesił wzrok na Jerome’ie, który opierał się o drzwi łazienki, zza których słychać było krzyki o pozwach. W mieszkaniu można było wyczuć, że coś się dzieje, coś niecodziennego. – Mrugnij dwa razy, jeśli potrzebujesz pomocy – spojrzał na chrześniaka.
Jaime chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie mrugnął dwa razy.
– Powinieneś uciekać – szepnął do chrzestnego.
Z jednej strony chciał, aby Shay uciekł jak najdalej, ale z drugiej… mógłby mieć tu wgląd podczas nieobecności Jaime’ego…
- To Shay – zaczął młodszy Moretti. – Mój chrzestny. Zostanie na chwilę, co? Tak w razie… czego. Gdybyście potrzebowali pomocy z… Kate…
Shay wszedł niepewnie do środka i skinął głową Jerome’owi. Zdążyli się już poznać jakoś na początku roku czy coś. Ogólnie Shay Moretti był atrakcyjnym mężczyzną przed czterdziestką; wysoki, dobrze zbudowany, z modną fryzurą i zarostem, powalającym uśmiechem i urokiem osobistym. Problem polegał na tym, że był czarną owcą rodziny Moretti.
– Chodźmy, proszę pani – kontynuował Jaime, zabierając kluczyki do mustanga. – To… bawcie się dobrze, mam nadzieję, że nie zajmie nam to długo.
A potem już ich nie było. Shay natomiast podszedł do Jerome’a i podał mu dłoń na przywitanie. Zerknął jednak na drzwi, ale nic nie powiedział. Przeszedł w stronę Jen, stojącą przy szafie.
– Niech zgadnę… Jennifer? Jestem Shay, miło poznać – jej także podał dłoń. – Ktoś mi powie, kogo próbujecie uciszyć i dlaczego? Kim jest Kate?
Jaime i trochę Shay
Noah słyszał wrzaski Kate i krzyki Jerome’a. Na tej podstawie… był w stanie w pewnym stopniu określić, co dzieje się w mieszkaniu i naprawdę współczuł Jaimemu, że musi przez to wszystko przejść. Nikt normalny nie chce zderzenia z Kate. Z resztą z nikim z ich pokręconej rodzinki. Moretti naprawdę zachowywał anielską cierpliwość, skoro jeszcze nie wezwał policji i nie wyrzucił wszystkich z mieszkania. Przeciwnie – wszystko wskazywało na to, że chłopak sam opuści swoje lokum. Ryzykowna decyzja.
OdpowiedzUsuńI wtedy pojawił się na scenie nowy gracz. Wujek Jaimego, o którym Noah wiedział, ale którego nie miał okazji poznać. Shay był dla Woolfa jedynie jakąś figurą, która była ważna dla Morettiego, ale Noah nie miał o nim specjalnego wyobrażenia. I właśnie dlatego zjadała go ciekawość.
Kiedy Jaime i Maybel wyszli, a Noah był przekonany, że Kate jest w łazience, Woolf ostrożnie odsunął drzwi, żeby wyjrzeć, co dzieje się na zewnątrz i sprawdzić, jak się ma sytuacja. A może będzie mógł uciec?
Wtedy też zobaczył chrzestnego swojego chłopaka i pomyślał, że widocznie seksowny wygląd Jaime ma po wujku. I stanowczo miło byłoby go poznać w nieco bardziej sprzyjających warunkach niż obecne.
- Jen… mogę się wymknąć? – szepnął Noah tak cicho, że właściwie liczył, iż siostra wyczyta jego intencje z ruchu warg. Wątpił, by siostra zgodziła się na tak bezczelną ucieczkę, ale warto było spróbować. Mógłby zniknąć, nim Kate miałaby jakąkolwiek szansę go zobaczyć.
Chciał porozmawiać z siostrą, ale spokojnie i w stanowczo bardziej sprzyjających okolicznością. Najlepiej bez Jerome’a, który zabijał go wzrokiem, i niewinnych świadków. A także rodzinnego zagrożenia.
Noah
Marshall bez wątpienia miał to odchorować. Działo się za dużo i za szybko, a tłukąca się za drzwiami łazienki Kate dodatkowo szarpała i tak już mocno nadwyrężone nerwy wyspiarza. Może on i Jaime powinni rzucić to wszystko i wyjechać w Appalachy?
OdpowiedzUsuńZamiast tego, póki jeszcze miał na to siły, Jerome wciąż opierał się plecami o drzwi i odetchnął ze skrywaną ulgą, kiedy Jaime i Maybel przystali na jego śmiałą propozycję. Po cichu liczył na to, że do ich powrotu uda im się ewakuować z mieszkania zarówno Kate, jak i Noah, jednocześnie jednak nie robił sobie na to zbyt wielkich nadziei. Rodzina Woolf była bowiem zbyt nieprzewidywalna, by ze spokojnym sumieniem móc czynić jakiekolwiek założenia i Jerome doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Zamiast snuć nierealne scenariusze, skupił się na tym, co tu i teraz, a jego priorytetem stało się wyprowadzenie z mieszkania chociaż Jaime’ego i Maybel.
— Wspaniale! Cieszę się, że pojedziecie z nim do weterynarza — oznajmił, mając na myśli biednego kota. — Na pierwszy rzut oka może mu nic nie być, ale stres również potrafi wyrządzić wiele szkody — dodał, celowo wyolbrzymiając zaistniały problem, tak by wizyta u weterynarza stała się konieczna i paląca. Z drugiej strony, wcale aż tak bardzo nie koloryzował; będąc wolontariuszem w schronisku, zdążył już zobaczyć naprawdę wiele i często to nie weterynarze, a zwierzęcy behawioryści miewali ciężki orzech do zgryzienia.
Wtem, gdy oddelegowana do opieki nad kotem dwójka miała już wychodzić, ktoś zadzwonił do drzwi i Jerome był bliski tego, by jęknąć rozpaczliwie. Z kolei gdy jego oczom ukazał się Shay, przemknęło mu przez myśl, że brakowało tylko, by zjawiła się tutaj jeszcze cała jego rodzina.
— Cześć, cześć… — przywitał się niemrawo, kiedy mężczyzna skinął mu głową i uśmiechnął się krzywo.
Dopiero chwilę później w jego głowie zaczęły zachodzić odpowiednie procesy myślowe.
Shay był przystojnym mężczyzną w średnim wieku i niejedna kobieta chętnie zawiesiłaby na nim nie tylko oko. Im dłużej z kolei trzydziestolatek przyglądał się chrzestnemu swojego przyjaciela, lekko mrużąc przy tym oczy, tym wyraźniej uświadamiał sobie, że ten oto mężczyzna był w typie Kate jak nikt inny. A przynajmniej tak mu się wydawało, bo czyż nie każdy, przystojny i młodszy od niej mężczyzna był w typie Kate? Marshall postanowił więc zaryzykować.
— Och, Kate? — podchwycił. — Chętnie ci ją przedstawię!
I wypuścił Krakena.
Uznawszy, że z pomocą Shaya mogą wywabić z mieszkania Kate, nie zważał na wszystko inne. Odsunął się i otworzył drzwi łazienki na oścież, nie zauważając, że w tym samym momencie Noah wychylił się z szafy. Nie miał pojęcia o tym, co dzieje się za jego plecami, bo też całą swoją energię i uwagę skupił na tym, by nakierować Kate na niczego nieświadomego mężczyznę.
— Kate, zobacz, kto przyszedł! — zaświergotał. — To Shay, chrzestny Jaime’ego i wyobraź sobie, że bardzo o ciebie wypytuje! — zaanonsował i wykonując zamaszysty ruch dłonią, tak by ceremonialnie wskazać na wujka Morettiego, obrócił się w jego stronę. Wtedy też, w otwartej przestrzeni, która stanowiła mieszkanie jego przyjaciela, dostrzegł głowę Noah i wręcz zzieleniał; aż tak bardzo niedobrze zrobiło mu się na myśl, że i Kate ma szansę go dostrzec. Zrobił więc jedyne, co przyszło mu na myśl i nakierował starszą panią, która wypadła z łazienki niczym rozwścieczony podczas corridy byk, wprost na Shay’a. Później natomiast zamknął oczy i przycisnął dłonie do twarzy, nie chcąc widzieć tego, co się zaraz wydarzy.
JEROME MARSHALL
Jen była osobą, która naprawdę wiele potrafiła znieść. Umiała nałożyć różne maski, wejść w role. Czasami jednak, będąc na granicy, gumki od maski, założone za uszami, zaczynały pękać, przez co blondynka niemal pokazywała to, co naprawdę w niej siedziało. I właśnie teraz, kiedy wydawało się, że sytuacja była już nieco bardziej opanowana i można wdrożyć plan ewakuacji Noah, wujek Morettiego był tym elementem, który zasiał w niej ziarno paniki.
OdpowiedzUsuńZ początku jednak tylko delikatna niepewność usiadła na ramionach dziewczyny, przez co zrobiło jej się dziwnie ciężko. Przywitała się ze starszym Morettim, uśmiechając się kącikiem ust. Wtedy też kątem oka zauważyła, że drzwi szafy zaczęły się lekko przesuwać. Zmarszczyła brwi i zmrużyła powieki, jednocześnie ściskając dłoń Shay’a.
- Tak, to właśnie ja, również miło poznać - dodała na szybko… A potem Jerome wypuścił Kate.
Nie zdążyła dać znać bratu, że zrobiło się niebezpiecznie. Było za późno. Bomba wybuchła i jedyne, co mogli zrobić, to szukać schronu, by usunąć się z pola bitwy.
Niemal odskoczyła w bok, czując jak kropla potu spływa po jej skroni, a serce wali tak mocno, jakby zaraz miało wyrwać się z piersi. Przez kilka sekund słyszała w uszach szum, a nogi zrobiły się miękkie niczym plastelina. Jednak resztkami sił zdołała wyprowadzić się ze stanu uśpienia, przeprowadziła natychmiastową aktualizację systemu i była gotowa do działania… A przynajmniej bardzo chciała w to wierzyć.
Przesuwała się o krok, co chwilę patrząc, na jakim etapie jest Noah. Tym sposobem zasłaniała jego posturę i modliła się, aby chłopak albo w trybie natychmiastowym wyszedł z szafy, albo ponownie się w niej schował. Nieco ulżyło blondynce, kiedy Kate zaczęła - w właściwy dla siebie sposób - się rozkręcać.
Początkowo purpurowa na twarzy staruszka wypadła z łazienki, piorunującym wzrokiem obejmując Marshalla. Nawet zacisnęła pięści i już miała na niego nacierać, ale… Gdy na horyzoncie pojawił się Shay…
Natychmiast zdębiała. Wyprostowała się, przyodziała na usta uśmiech numer siedem (ten, który zazwyczaj przynosił jej szczęście podczas bankietów - nikt nie musi wiedzieć, że pięćdziesiąt lat temu i teraz była już nieco mniej czarująca), odchrząknęła i podała mężczyźnie dłoń tak, jakby jej koścista ręka była ósmym cudem świata.
- Och… Jak miło mi pana poznać… - zawiergotała trzepocząc przy tym sztucznymi rzęsami. - Może… Może zechciałby się ze mną napić?
- Tak! Pić! Alkohol! To dooooskonaaaały pooomysł! - prawie krzyknęła Jen, łapiąc babkę za rękę i ciągnąc ją do kuchni. Nagle stanęła. Pojawiła się w jej głowie kolejna myśl. - Jerome robi doskonałe drinki. Prawda? - spytała patrząc na męża, który nie wyglądał dobrze. Nie wiedziała, ile jeszcze będzie w stanie znieść, więc wolała ulokować go w nieco bardziej bezpiecznym miejscu. - Zaprowadź proszę Kate i Shaya do kuchni i... - urwała, przyglądając się najpierw zafascynowanej mężczyzną staruszce, potem zerkając w kierunku szafy - może nalejecie sobie w trójkę czegoś mocniejszego? Proszę? - wyszczerzyła się szeroko, puszczając rękę babki i swoją dłonią wskazując na kuchnię. Następnie zaczęła się wycofywać, wciąż uśmiechając się tak, jakby była po zbyt intensywnej kuracji botoksowej, zbliżając się tym samym do szafy. Musiała działać teraz.
Rozejrzała się, gdzie faktycznie znajduje się Noah, a gdy go już znalazła (cały czas przyglądając się pozostałym osobnikom), podeszła do niego i złapała za ramię.
Usuń- Kate będzie chwilę zajęta. Maybel wyszła. Powiem im, że muszę gdzieś zadzwonić, a tu jest zbyt głośno. Wtedy wyjdziesz ze mną z mieszkania, tylko nie możesz wyjść z budynku; nie wiem gdzie jest teraz Maybel, czy już pojechała czy jeszcze się kręci. Musimy gdzieś zaczekać, w jakimś bardziej bezpiecznym miejscu - wyszeptała na wdechu, po czym złapała telefon i udała się do reszty. Zrobiła dokładnie tak, jak mówiła - powiedziała, że dostała pilny telefon z redakcji i musi oddzwonić, czym Kate w ogóle się nie przejęła, bo wbijała wzrok w swój nowy punkt zainteresowania. Blondynka wróciła więc do głównego pomieszczenia, głośniej stukając szpilkami, żeby zagłuszyć kroki brata. W międzyczasie dała mu znak, żeby ustawił się przy drzwiach, gdzie sama zjawiła się parę sekund później. Potem oboje wyszli z mieszkania.
W tym samym czasie…
- Oooo! Jaki niebieściutki! - zapiszczała Maybel, trzymając mocno kota, którego owinęła w swój sweter. Zrobiła w ten sposób prowizoryczny kaftan bezpieczeństwa lub… Becik. - Mój luby kiedyś takim jeździł… Zaraz! - fuknęła, przyciskając do siebie biednego futrzaka tak mocno, że temu prawie aż oczy wypadły. - Ja chyba zapomniałam torebki! Chyba muszę się wrócić na górę…
Jen i szalone stare babki
Napisać, że Shay czuł się skołowany, to bardzo mocne nieodpowiedzenie. Jeśli Jaime nie wiedział, co się dzieje, to jego wujek tym bardziej. Obserwował jedynie zmęczenie Jen, nerwy Jerome’a, a potem wściekłą kobietę, która wypadła z łazienki niczym huragan. Jaime miał rację – powinien uciekać. Nie zauważył jednak rozsuniętych drzwi od szafy, może za bardzo skupiając się na starszej kobiecie.
OdpowiedzUsuńKiedy jednak Kate zaczęła się do niego zbliżać, Shay kątem oka zauważył, że z Jen i Jerome’em naprawdę nie jest najlepiej. Nie trudno było się domyślić, że to najprawdopodobniej sprawka właśnie tej starszej kobiety (może tej, co wyszła z Jaime’em też, ale tamta wyglądała na bardziej sympatyczną). I może nie znał Marshallów dobrze (pomijając fakt, że Jen poznał przed chwilą), to postanowił coś… zaradzić? Może to nieodpowiednie słowo, ale najwyraźniej młode małżeństwo potrzebowało czegoś (lub kogoś), kto odciągnie uwagę Kate.
– Dzień dobry – Moretti uścisnął delikatnie jej dłoń. Potem, kiedy Jen podchwyciła, że warto się czegoś napić, Shay spojrzał na nią ukradkiem. I wtedy też dostrzegł, że z szafą chrześniaka jest coś nie halo. I nie chodziło o to, że się psuła czy że drzwi były lekko rozsunięte, przecież to normalne, ale… tam ktoś się znajdował.
Chwila, moment, czy ten ktoś się ukrywał przed Kate? Jasna cholera, Jaime, pomyślał Shay, chcąc przy tym jednocześnie westchnąć, ale potrzymał się i po prostu uśmiechnął się czarująco do Kate. Może i nie znał szczegółów (ogółów w sumie też nie), ale postanowił jakoś pomóc. Najwyraźniej jego zadanie polegało na utrzymywaniu na sobie uwagi Kate.
Zatem poprowadził ją do kuchni i stanął w takim miejscu, aby kobieta (wciąż mu się przyglądając) nie miała możliwości wglądu w resztę mieszkania jego chrześniaka. Po drodze jednak spojrzał na Jerome’a wzrokiem pod tytułem „jesteś winny wyjaśnienia i odwdzięczenie”.
– Więc… rozumiem, że jest pani kimś rodziny od strony Jen czy raczej Jerome’a? – zapytał, powstrzymując się przed zaglądaniem do salonu, gdzie pani Marshall robiła teatrzyk.
Na podziemnym parkingu Jaime wraz z drugą staruszką przeszli do samochodu chłopaka. Moretti zastanawiał się, co się działo właśnie w jego mieszkaniu i miał nadzieję, że kiedy wróci, to wszystko będzie jak dzisiaj rano.
– Takie są najlepsze – stwierdził na komentarz Maybel o aucie. Chciał też wziąć od niej kota, ale prowadząc, nie bardzo będzie miał możliwość zająć się również zwierzakiem. – Nie! – zawołał zaraz, kiedy kobieta uznała, że musi wrócić na górę. – Nie trzeba… Przecież nie będzie pani potrzebowała torebki… ja się tym zajmę… I pani torebka jest bezpieczna w moim mieszkaniu – uśmiechnął się lekko. Zaraz otworzył dla niej drzwi od strony pasażera. – Proszę wsiadać. A jeśli naprawdę potrzebuje pani tej torebki, to ja po nią szybko skoczę…
Jaime i trochę więcej Shay’a
Kiedy wszystko wskazywało na to, że Noah wreszcie wyrwie się na wolność, sytuacja znowu zaczęła się komplikować. Cofnął się do szafy, gdy zobaczył Kate, ale wiedział, że może być już za późno. Mógł się ponownie schować i liczyć, że jego miejsce ukrycia się nie wyda, ale to było aż nazbyt optymistyczne założenie. Właśnie dlatego przystanął tak, żeby nie rzucać się w oczy, kiedy starsza kobieta była skutecznie odciągana poza zasięg jego wzroku. Skoro on jej nie wiedział, liczył, że i ona go nie widzi. Potem tylko skinął głowa na znak zgody, gdy siostra przedstawiła swój plan działania. Z tą drobną różnicą, że na pewno nie zamierzał zostać w budynku. Nie był głupi – wiedział, jak się wymknąć, żeby nie rzucać się nikomu w oczy. Niemniej po cichutku wygrzebał się z szafy i przystanął z boku.
OdpowiedzUsuńZaczekał, aż Jen narobi hałasu i w rytm jej kroków wykradł się za drzwi. Tam rozejrzał się nerwowo, a kiedy nie zobaczył ani Jaimego, ani kochanej Maybel, odetchnął.
- Dobra… to ja po cichu się ulatniam – powiedział szeptem do siostry. – Tylko zadzwoń do mnie, gdy uporasz się z… - Spojrzał wymownie na drzwi. – Problemem. – Ponownie przeniósł spojrzenie na Jen. – Czy… mogłabyś do mnie wpaść na chwilę? – poprosił. – Chciałbym z tobą porozmawiać… w bardziej cywilizowanych warunkach – dodał cicho i poważnie. Może ich kłótnia nie była zbyt dobrym gruntem pod rozmowy, ale naprawdę chciał, żeby pewne sprawy zostały wyjaśnione, a jak na razie był to tylko kocioł z bagnem.
Przez chwilę wpatrywał się w siostrę uważnie, a potem rozejrzał się i ruszył ku klatce schodowej. Podejrzewał, że jeśli nawet Maybel miałaby z jakiegokolwiek powodu się wracać, to na pewno skorzystałaby z windy, a nie schodów. To samo zresztą mógł powiedzieć o Kate, dlatego klatka była najbezpieczniejszym rozwiązaniem.
[Noah ucieka z wariatkowa XD]
Noah
Biorąc czynny udział w odgrywanym właśnie przedstawieniu, jak i równocześnie będąc częściowo biernym obserwatorem, Jerome poczuł się niczym bohaterowie Truman Show, z ta różnicą, że ich Trumanem była Kate, oni natomiast stawali na głowie, by kobieta nie zorientowała się, że chwilowo rzeczywistość wokół niej była wyreżyserowana. I tak Shay doskonale wszedł w narzuconą mu rolę, za co wyspiarz miał mu być dozgonnie wdzięczny, teraz jednakże musiał skupić się na tym, by zauroczona chrzestnym Jaime’ego starsza pani mimo wszystko nie dostrzegła pozostającego w ich polu widzenia Noah.
OdpowiedzUsuń— Tak, tak — przytaknął na wzmiankę swojej żony o tym, że rzekomo robi świetne drinki, bo też nie było większej filozofii w zmieszaniu rumu z coca-colą i przeszedł do kuchni, która znajdowała się za swego rodzaju przepierzeniem. Upewniwszy się, że Kate oraz Shay podążają tuż za nim, wyraźnie odetchnął, gdy znaleźli się w miejscu, w którym nie było widać szafy i kryjącego się w niej Noah.
Ponieważ butelka, którą przyniósł Marshall, już dawno została opróżniona, trzydziestolatek musiał rozejrzeć się w poszukiwaniu alkoholu. Bywał w mieszkaniu przyjaciela na tyle często, by wiedzieć, gdzie mniej więcej szukać i po chwili wydobył z jednej z szafek może nie rum, ale whisky, która mieszała się z colą równie dobrze. Zajęty przygotowaniem napojów, nie wiedział, co dzieje się w pozostałej części mieszkania, a że niewiedza czasem bywała błogosławieństwem, to ani trochę mu to nie przeszkadzało. Kate nieustannie szczebiotała do Shay’a, który albo naprawdę był żywo zainteresowany rozmową, albo jedynie doskonale udawał, niezależnie jednakże od faktycznego stanu rzeczy, dobrze zakonserwowana staruszka była skupiona wyłącznie na nim.
— Proszę bardzo — rzucił lakonicznie, podsuwając skupionemu w kuchni towarzystwu szklanki. Zaserwował im nieco lżejsze drinki, natomiast swoją whisky tylko delikatnie podbarwił colą i z przyjemnością umoczył w niej usta. Gdyby wiedział, że w tym momencie Noah znalazł się poza mieszkaniem, bez wątpienia by mu pozazdrościł. W tym momencie jedyny, co czuł, było wyczerpanie. Nie miał już nawet siły na złość, która zawsze była najłatwiejsza do wygenerowania emocją, w którą też najprościej było przekuć wszystkie inne uczucia. Jerome jednakże był wyprany, wyzuty i wywrócony na lewą stronę, jakby Kate była jego osobistym, bezlitosnym wampirem energetycznym.
Nie lubił jej. Bardzo. Nawet bardziej, niż samego Noah. Kobieta przywoływała wspomnienia, do których nie chciał sięgać, a na dodatek… była, jaka była. Jerome, kiedy tylko mógł, jak ognia unikał podobnych ludzi, teraz jednakże mógł poszukać ratunku jedynie w alkoholu, co też chętnie zrobił, będąc wyjątkowo zainteresowanym własną szklanką.
JEROME MARSHALL