Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

1. Charles Bukowski & Gabrielle Fletcher

W tym szczególnym świątecznym czasie chciałybyśmy Was prosić, byście rozejrzeli się wokół siebie. Tworząc odpisy do zabawy, zapewne siedzicie w ciepłym mieszkaniu bądź domu, jesteście najedzeni i akurat macie chwilę dla siebie. A może nie trafiłam? Może wracacie ze szkoły, uczelni, pracy? Znajdujecie się w komunikacji miejskiej, zmarznięci i głodni, marzycie o momencie, w którym przekroczycie próg mieszkania i zamkniecie drzwi. Ale macie dokąd wrócić, macie co zjeść i znajdujecie chwilę na przebywanie na blogu. Prosimy, cieszcie się z tych małych rzeczy, ponieważ macie o wiele więcej, niż niektóre osoby. Jeśli się rozejrzycie, na pewno dostrzeżecie je wokół siebie. Czasem nie trzeba wiele. Wystarczy jedno kliknięcie, jeden SMS, które mogą zmienić wszystko. Stąd przy okazji naszej świątecznej zabawy prosimy Was o zajrzenie na podane niżej strony. Kliknięcie w brzuszek Pajacyka. Wysłanie SMS-a na wybraną zbiórkę. Zróbmy razem coś dobrego!



Wasza dwójka została wytypowana do zakupienia prezentów dla podopiecznych jednego z nowojorskich domów dziecka. Na waszej liście znajdują się nie tylko gry planszowe i wszelkiej maści słodycze, ale także zimowe czapki i szaliki. Bądźcie ostrożni, ponieważ na wszystkie prezenty macie do wydania 1 000 dolarów.
Spotykacie się w Century 21. Nie zapomnijcie o żadnym liście do Świętego Mikołaja!

2 komentarze

  1. Nagle zrobiło mu się przeraźliwie gorąco, ale to nie miało niczego wspólnego z różnicą temperatur pomiędzy zimową aurą na zewnątrz, a zatłoczonym wnętrzem ogromnego sklepu. Jeszcze kilka minut temu zastanawiał się nad sensem swojego udziału w tym przedsięwzięciu. Prezenty dla dzieciaków z domu dziecka? I on miał coś na to zaradzić? Nie miał zielonego pojęcia o zabawkach, ledwo odnajdował się w rozmiarówkach własnych ubrań, a już definitywnie nie powinien mieć do czynienia z pieniędzmi, które nie należą do niego; za bardzo kusiło go zrezygnowanie z jednego czy dwóch szaliczków i w to miejsce zainwestowanie w wielkiego, tłustego burgera. Nigdy nie był też zwolennikiem powiedzenia lepszy taki rodzic, niż żaden, dlatego problem biednych, osieroconych dzieciaków, szukających w okolicach gwiazdki chociaż maleńkiego powodu do uśmiechu, nie był dla niego właściwie żadnym problemem.
    Co takiego może zmienić w życiu jeden pluszowy misiek więcej? Przynajmniej macie święty spokój, jak bym to docenił.
    Wracając do myśli, że Charlie zastanawiał się nad swoim udziałem w kupnie prezentów, teraz był tego pewien w stu dwudziestu procentach. Nie wiedział, co tu robi. Tu spodnie, tam swetry, gdzie indziej skarpety w renifery, to, czego potrzebował, zapewne znajdowało się na drugim końcu hali i było okupowane przez największą liczbę klientów. Właśnie dlatego zrobiło mu się gorąco. Poczuł się bezradny, trochę bezużyteczny, lekko poddenerwowany i z całą stanowczością stwierdzał, że marnuje tutaj czas. Może to dobry sposób na odkupienie win i ponowne uspołecznienie, ale w przypadku Charliego wynikało z błędnego przekonania o tym, że on faktycznie tego odkupienia potrzebuje.
    Jak nazywa się dziewczyna, z którą miał się tutaj spotkać? Gabrielle… Gabrielle, ale jaka? Coś na E, może na F…
    Westchnął i rozejrzał się. Poświęcił nieco więcej uwagi każdej młodej kobiecie, w której wyglądzie cokolwiek naprowadzało go na to imię, ale żadna z nich nie przypominała jego intuicji pełnokrwistej Gabrielle. Wcielił więc w życie plan B. Przycupnął obok okrągłego filaru, do którego prowadziło najszersze w sklepie przejście pomiędzy wieszakami, z rozwiniętym paragonem w dłoni, na którym, niczym na tabliczce na lotnisku, widniało nabazgrane długopisem imię dziewczyny. Paragon opiewał na niecałego dolara za batona czekoladowego, którym Charlie umilił sobie czas oczekiwania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gabbe odkąd sięgała pamięcią, miała zupełnie obojętny stosunek do świąt. W jej rodzinie, owszem, były obchodzone, ale bez żadnych szaleństw. Stroili choinkę, gotowali świąteczne potrawy, robili sobie nawzajem prezenty. Podczas wigilijnej kolacji jedli, rozmawiali, śmieli się, a potem każde z nich szło w swoją stronę. Tak było od zawsze i sądziła, że już nigdy nie poczuje tej magii świąt, o której wszyscy trąbili. Nawet w tym roku nic nie zapowiadało się na to, że cokolwiek w tej kwestii się zmieni. A jednak.
    Wszystko zaczęło się od tego, że kupiła sobie czerwone rajstopy w zielone choinki. Następnie z kartonów odkopała sweter z reniferem i kiedy założyła do tego jeansową spódniczkę i w takim wydaniu zjawiła się w redakcji, świat nagle stał się piękniejszy. Potem było jeszcze lepiej, ponieważ okazało się, że zdobyła dwie nagrody, dostała podwyżkę, a renifer na swetrze ożył i jego nos zaczął się świecić. W dodatku ten zestaw ubrań tak jej się spodobał, że chodziła w nim na okrągło i jedynie buty zmieniała. Sweter, spódniczka i rajstopy pozostawały bez zmian.
    Za zarobione pieniądze kupiła masę prezentów dla najbliższych oraz różne ozdoby i pierdoły do własnego mieszkania. Kiedy wychodziła z ostatniego sklepu, zrobiło jej się zwyczajnie smutno, że już dłużej nie musi rozbijać się po sklepach, bo wszystko ma.
    Nie do końca była pewna, czy to magia świąt czy to magia zakupowego szaleństwa, ale chciała pomóc przy kupowaniu prezentów. Akurat chodzenie po sklepach bardzo lubiła. Potrafiła też szukać, więc niejednokrotnie udało jej się coś upolować w bardzo dobrej jakości i bardzo niskiej cenie.
    Już od jakiegoś czasu krążyła po sklepach i podziwiała te wszystkie czapeczki, szaliki, sweterki i zastanawiała się, jakim sposobem ma się zmieścić w tym tysiącu złotych! Było tyle wspaniałych ubrań do kupienia, a gdzie gry planszowe, a gdzie puzzle, a gdzie miśki? A jeszcze jej torebka była wypełniona listami od dzieciaków, które miała pod swoją opieką. Musiała coś wymyślić, bo inaczej będzie kiepsko. Niby mogłaby dołożyć, ale nie wiedziała, jak to wyglądało ze strony prawnej i czy na pewno mogła to zrobić.
    Tanecznym krokiem, nucąc piosenkę Last Christmas wyszła z jednego ze sklepów, w którym kupiła rogi renifera z doczepionymi dzwoneczkami i rozejrzała się wkoło. Ruszyła w kierunku Century 21, gdzie miała spotkać się z jakimś (albo jakąś, bo nie była pewna) Charlie. Wszystkie wątpliwości rozwiała w momencie, w którym dojrzała karteczkę ze swoim imieniem. Parsknęła śmiechem i założyła rogi, szybko podchodząc do mężczyzny.
    - Hej! - rzuciła wesoło. - To chyba na mnie czekasz. Jestem Gabbie - wyciągnęła rękę w jego stronę. Drugą natomiast wsunęła do kieszeni płaszczyka i wyciągnęła z niej cukierka-szklaka. - Cukierka?

    OdpowiedzUsuń