Maxine Riley

urodzona 13 kwietnia 2002 roku w Nowym Jorku, USA // 23 lata // studentka Columbia University School of the Arts // ostatni rok programu magisterskiego na scenopisarstwie i reżyserii // jedynaczka // córka radnego New York City Council z okręgu 12, Kevina i gospodyni domowej na pełen etat, Lucy, a dawnej rozchwytywanej prawniczki // metr sześćdziesiąt w kapeluszu // niski wzrost nadrabia bezkompromisowym podejściem do życia // w wolnym czasie rysuje fanarty do obejrzanych filmów i seriali, które publikuje na swoim Instagramie
What to believe in my life
Maxine ma zupełnie zwyczajne życie. Takie, w którym nic nie będzie mogło jej zaskoczyć. Poukładane i przewidywalne. Może dlatego zaczęła układać w głowie scenariusze, których końca często nie potrafi przewidzieć ona sama; które zaskakują, skoro życie jedynaczki i wzorowej uczennicy tego nie robi. Max bynajmniej to nie przeszkadza. Lubi swoje poukładane i przewidywalne życie, w którym podąża od jednego do drugiego punktu, które skrupulatnie sobie wyznacza i lubi pisać scenariusze, które zaskakują już nie tylko ją, ale także wykładowców oraz kolegów i koleżanki ze studiów. I te scenariusze wcale tak bardzo nie stoją w kontraście do życia Maxine, bo są poukładane i przemyślane, a także rozpisane co do każdego punktu, ale przy tym mają w sobie coś nieuchwytnego. Coś, co w dokumencie tekstowym tylko Max potrafi złapać, a potem spiąć początek i koniec zgrabną klamrą, tym samym dając odbiorcom satysfakcję, a co w życiu nadal wymyka jej się z rąk. Nie potrafi spiąć początku z końcem i choć się stara, nie czuje satysfakcji. Ponieważ tak naprawdę, to nie Maxine pisze najbardziej zaskakujące scenariusze, a życie.
sunnybee! wait for me! ♥
OdpowiedzUsuń[Hejka!🩵
OdpowiedzUsuńAle niespodzianka na główną wskoczyła. Przyznaję bez bicia, ale się nie spodziewałam drugiej postaci, a tu proszę! :D Maxine wyszła Ci niezwykle uroczo i w dodatku daje vibe takiej dziewczyny, którą można spotkać na ulicy, wyjść na kawę i zjeść z nią na spółkę babeczkę karmelową! Ja wiem, wiem, wieeee, że zwlekam z panem dilerem, ale gdyby Maxine potrzebowała kumpeli to mogłabym podsunąć Soph. Uczą się w tej samej szkole, choć zupełnie inne wydziały, ale to już nieistotne. ;)
W każdym razie baw się z nią dobrze i samych udanych wątków wam życzę! 🩵]
Sloane Fletcher, Sophia Moreira & Zane Maddox
Było jej wstyd.
OdpowiedzUsuńSophia, chociaż pochodziła z rodziny, która była szeroko znana na świecie to nigdy nie pragnęła należeć do tej grupki popularnych dziewczyn. Inaczej sprawa miała się z jej starszą siostrą, Imogen. Ona wykorzystywała każdy moment, aby błysnąć w internecie. Jej Instagram przekraczał parę milionów i można powiedzieć, że na pełen etat pracowała właśnie tam. Paczki PR’owe gromadziły się w ich penthousie na Manhattanie. Dziwiła się, że Imogen jeszcze nie wyniosła się z domu. Że żadna z nich tego nie zrobiła, chociaż przecież mogły – Sophia może nie pracowała, ale miała dostęp do pieniędzy ojca. Nawet nie musiałaby dwa razy prosić o kupno mieszkania. Wystarczyło słowo i by je miała. A jednak z jakiegoś powodu cała ich trójka, Sophia, Maddie i Imogen, kisiły się w penthousie, który częściej niż rzadziej zapełniony był toksyczną atmosferą, wrzaskami i awanturami.
„Mały” skandal Sophii dolał tylko oliwy do ognia, a dziewczyna już nie wiedziała, gdzie ma się schować. W takich chwilach cieszyła się, że jej konta w mediach społecznościowych są anonimowe i prywatne, a dostęp do nich ma jedynie garstka znajomych. Zresztą, nie wrzucała tam nic poza zdjęciami natury, bez przerwy pokazywała Chestera, a od niedawna i Daisy – jej najnowszy nabytek w postaci króliczka domowego. Nie była imprezową dziewczyną, nie balowała wśród celebrytów, cóż tak jakby. Czasami się zdarzało, że trafiła na imprezę, która pochłonięta była przez znane postacie, ale Sophia niekoniecznie się tym interesowała. Chowała się w domu, odkąd na jaw wyszło tamto nagranie z siłowni. Była przerażona, że ktoś ją w tym stanie widział, a w dodatku – kiedy coś ją opętało i zgodziła się wyjść z Nico po tym ponownie – okazało się, że wszyscy jego znajomi to widzieli, a Sophia oficjalnie została okrzyknięta „dziewczyną z siłowni”. Jakby naprawdę tylko tym w ich oczach była. I może była. Ot, jedną z wielu, o której zaraz się zapomni. W końcu do tego byli przyzwyczajeni. Co wieczór inna dziewczyna. Sophia przecież nie była żadnym wyjątkiem, a plotką.
To był męczący tydzień, o którym najchętniej by zapomniała. Odpuściła sobie zajęcia kompletnie na uczelni. Nie tylko z powodu wycieku filmu. Leżała zakopana pod kołdrą w pokoju, który chłodziła klimatyzacja. Buczała cicho w tle, a Sophia gładziła Chestera, który wyjątkowo leżał przy niej. Było wczesne południe, a apartament pusty. Bogu dzięki. Nie wytrzymałaby kolejnej awantury od Gwen, która nie potrafiła jej odpuścić ani rozczarowanego spojrzenia ojca, który nie spojrzał na nią prawdziwie od momentu, kiedy ten filmik wyciekł. Rozmawiała tylko z Maddie, ale i to nie przyniosło większej ulgi, choć nie ukrywała, ale miło było wyrzucić z siebie to i owo.
Po penthousie rozległ się znajomy dźwięk intercomu. Miała ochotę go zignorować i udawać, że nie ma jej w domu, ale w końcu zeszła z łóżka. Harry, poczciwy portier po pięćdziesiątce, wiedział, że Sophia była w domu, a reszta wybyła. Może kolejna paczka dla Imogen przyszła i trzeba było ją odebrać. Pojęcia nie miała.
Podeszła do wbudowanego w ścianę panelu i dotknęła ekran, aby odebrać połączenie od portiera.
— Dzień dobry. Ma panienka gościa. Panna Riley właśnie się pojawiła i prosiła o dostęp. — Głos Harry’ego był spokojny, trochę mdły, ale mimo wszystko miły.
Trybiki w głowie Sophii zaczęły pracować trochę szybciej, kiedy usłyszała nazwisko, które nie obijało się o jej uszy od dawna. Zagryzła mocno policzek, zaskoczona i zdziwiona. Nie rozmawiały od naprawdę długiego czasu i to wszystko było z winy Sophii. Wiedziała o tym, że zaniedbała ją strasznie i całą przyjaźń, którą pielęgnowały od kilku dobrych lat. Milczała zbyt długo, bo Harry znów się odezwał tym samym znudzonym głosem.
— Riley? Powiedziałeś Riley? — Powiedziała, jakby naprawdę musiała się upewnić, że to jest ona, ale czy Sophia znała inną Riley? — Maxine Riley?
— Tak, dokładnie. Czy mam ją wpuścić?
Wahała się. Czy na pewno chciała, aby Maxine wchodziła? Wzięła głęboki wdech, a potem powoli wypuściła powietrze przez nos.
— Tak, wpuść ją proszę.
Po tej krótkiej rozmowie Harry uruchomił dla Maxine dostęp do windy, która zabrała ją prosto na piętro zajmowane przez Sophię i jej bliskich. W międzyczasie Sophia nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Ani jak się zachować, kiedy w końcu Maxine zobaczy. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze, które było nieco żałosne. Nie spała porządnie od kilku dni, oczy miała podkrążone i mętne, a włosy żyły swoim życiem. Szybko przeczesała je palcami, aby ujarzmić loki chociaż trochę. Nie naprawi się w dwie minuty, ale Maxine widziała ją w o wiele gorszych stanach, więc niewyspanie nie powinno robić jej większej różnicy.
UsuńSophia otworzyła drzwi wejściowe, kiedy rozległ się dzwonek. Najpierw zobaczyła papierową torbę, a dopiero potem znajomą twarz przyjaciółki, o której zapomniała.
— Cześć. — Powiedziała cicho i nieśmiało, odsuwając się, aby mogła wejść do środka. Nie wiedziała, co może powiedzieć. Nie przygotowała się na kolejne starcie. Maxine wzięła ją z zaskoczenia.
Sophia
Rodzinę Carpenter zdecydowanie można było porównać do Hiltonów, chociaż córki Oscara mniej rozrabiały niż Paris. W każdym razie, historia była trochę podoba z siecią hotelów i całą tą biznesową resztą, ale Sophia nieszczególnie się tym interesowała. I pewnie brzmiała na niewdzięczną, bo dziedzictwo miała podane na tacy i nie musiała palcem kiwnąć przez resztę życia, aby wygodnie żyć, ale prowadzenie hoteli niekoniecznie było tym, czym chciała się zajmować. Planowała kiedyś dołączyć do tej spółki, ale na własnych zasadach. Najpierw musiała odkryć co chce robić, a tego jeszcze nie wiedziała.
OdpowiedzUsuńDreptała w miejscu oczekując na Maxine. Nie spodziewała się po samej sobie takiego zachowania i olania przyjaciółki. Nie spodziewała się też tego, że wbije innej nóż prosto w plecy i będzie po kryjomu urządzać sobie schadzki z jej chłopakiem. Okej, jedną schadzkę, gdzie wydarzyło się coś, ale ubrania im nie zaginęły. To była skomplikowana sytuacja. Wyjęta prosto z jakiegoś koszmarnego serialu, gdzie bohaterka nie mogła zadecydować co chce robić. Sophia tak się poniekąd czuła. Jakby brała udział w serialu, na który nie wyraziła zgody, a w dodatku był on streamowany na żywo i bez scenariusza.
Skoro wpuściła Maxine na górę, to nie zamierzała jej nie otwierać. Początkowo miała na to ochotę, ale jakby to wtedy wyglądało? Soph nie lubiła konfrontacji, a ta była nieunikniona. Nie rozmawiała z nią od stycznia i nawet nie wiedziała, dlaczego się od niej odcięła. Maxine nie zrobiła jej nic złego, a w dodatku była jedną z niewielu osób w jej życiu, na których naprawdę mogła polegać. Tymczasem Moreira po prostu wyparowała z jej życia. Uciekała, jakby wspólne lata nic nie znaczyły.
— Przyniosłaś… żelki? Sour Patch Kids? — Nawet się zaśmiała, kiedy dostrzegła je na samej górze. Jedne z jej ulubionych. Jakimś cudem o nich nadal pamiętała, a może to przez to, że Sophia czasem nie potrafiła się zamknąć o tym, jak bardzo je lubi i przynosiła je za każdym razem na ich spotkania?
— Tak. Jestem sama. Są tylko zwierzaki. — Odpowiedziała. Gdzieś w tle mignęła Vita, kotka Maddie, a Chester dalej spał w jej łóżku, a Daisy siedziała w klatce. Zwykle ją wypuszczała, ale nie miała ochoty na to, aby pilnować kabli i królika. Zdała sobie sprawę, że Maxine nie poznała Daisy. Może widziała ją na Instagramie, o ile jej tam nie zablokowała. Sophia nie była z tych co blokują i wyrzucają. Ba, wciąż obserwowała Alex, a ona ją. I widziała te wszystkie stories wymierzone w jej stronę z dwuznacznymi podpisami, które nie wskazywały może jawnie na to kto odebrał jej Nico, ale jeśli ktoś przyjrzał się lepiej ich historii, która chcąc nie chcąc, ale była publiczna, to mógł łatwo połączyć kropki.
Westchnęła, kiedy padło to jedno konkretne słowo. Czyli o to chodziło.
Sophia skinęła głową w stronę swojego pokoju, gdzie się skierowała, aby mogły tam w spokoju porozmawiać. Może nikogo nie było, ale jakoś by jej nie zdziwiło, gdyby Gwen w przestrzeni wspólnej zostawiła podsłuch. Ta kobieta była zdolna do wszystkiego, a Sophia nie miała do niej nawet grama zaufania.
— Czyli widziałaś — mruknęła pod nosem. Świetnie, naprawdę świetnie. Nie powinna się dziwić, bo w końcu wszyscy to widzieli. Dobra, może przesadzała i nie wszyscy, ale z jej grona znajomych i milion internautów na pewno.
— Nie myślałam wtedy o tym, który profil mam lepszy. Byłam zajęta. — Powiedziała to trochę ostrzej niż zamierzała. Ale w ostatnich dniach musiała ciągle bronić siebie i swoich decyzji, tak tych błędnych również, że już nie zawsze myślała nad tym co i do kogo mówi.
— Przepraszam, Maxie. — Zreflektowała się po chwili, a torbę ze słodyczami postawiła na biurku, które zapełnione było książkami i jakimiś mało istotnymi papierami. — Dlaczego tu jesteś?
Nie mogła pojąć, dlaczego tu przyjechała. Po tylu miesiącach ciszy ze strony Sophii była tu z powodu tego filmiku? Przełknęła ślinę, czując, jak zasycha jej w gardle. Nie pomogło.
Jeszcze nie zaczęła jej przepraszać za zniknięcie, ale była tego blisko.
Sophia
[Nie ma odpowiednich słów, którymi powinnam skomentować Maxine. Ty wiesz, jaką ja mam słabość do Twoich postaci (do jednej szczególnie, bo Chris skradł nie tylko moje serce <3) i do Ciebie też mam słabość, bo gdyby nie zaufanie z Twojej strony najprawdopodobniej nie byłoby mnie z Wami na blogu.
OdpowiedzUsuńPisałam Ci już o tym, o dacie urodzin Max, jeśli za tym stoi, jaki jest człowiek urodzony tego konkretnego dnia, to czuję, że będzie zajebista. Jeśli to data zobowiązuje, to Riley będzie słodkim promyczkiem i diabelnym łobuzem jednocześnie ^^ Za rok 13 kwietnia będę świętować 27 urodziny męża i wystrzelimy też korek od szampana dla Twojej babeczki z okazji 24 urodzin.
Metr sześćdziesiąt w kapeluszu jest urocze! A co do pisania scenariuszy, dokładnie to życie przynosi nam najlepszy rozpisany początek złączony klamrą z zakończeniem, po drodze dając nam takie historie, że wielokrotnie przebijają fabułę jakiejś tam ukrytej prawdy :D
Kochana, niech wena dla Maxine i dla Ciebie płynie bez przerwy! Sukcesów ;*]
NATALIE HARLOW i VANESSA KERR
Nowy Jork był… inny. Zdecydowanie inny. Mniej duszny, a jednak dużo bardziej zamknięty. Wysokie budynki, wąskie ulice i tłumy. Brakowało jej otwartych przestrzeni i błękitnego nieba znad Los Angeles. Brakowało jej też gwiazd, które śmiało można było obejrzeć kilka kilometrów od centrum miasta. Tutaj ich nie było. Tutaj nocne niebo stanowiło ciemny całun odbijający światła Nowego Jorku. Andy nie była niezadowolona. Wiedziała, że obronienie pracy dyplomowej pod okiem jednego z lepszych reżyserów — praktyka, a nie tylko teoretyka — było szansą. Los Angeles było kolebką sztuki filmowej w Stanach Zjednoczonych i na świecie, Andrea mając Hollywood na wyciągnięcie ręki, postanowiła jednak przenieść się na Wschodnie Wybrzeże. Absurd? Być może, ale zależało jej na tym jednym konkretnym nazwisku. Na wyzwaniu. Uznaniu i ciężkiej pracy, na którą była gotowa.
OdpowiedzUsuńRodzice protestowali. Długo, choć cicho. Uciążliwie, choć nie przy innych. Nie chcieli, żeby jechała do Nowego Jorku, ale kiedy Andy dostała e-maila z informacją o zakwalifikowaniu się do programu — cieszyli się razem z nią.
Przyleciała do Nowego Jorku początkiem sierpnia. Akademiki na kampusie były jeszcze opustoszałe, a pokój, który jej przydzielono, nie był specjalnie okazały. Mieszkała w nim sama, póki co, bo przecież zaraz przed rozpoczęciem roku akademickiego miała poznać swoją współlokatorkę.
Andrea podchodziła do wszystkiego ze spokojem. Zajęła należne jej miejsce, rzeczy, które dotarły z Los Angeles firmą kurierską były nienaruszone. Codziennie, mimo różnicy czasu, dzwoniła do rodziców albo rozmawiała z kimkolwiek z rodzeństwa. Tęskniła za nimi. Za tą pełną chatą, pełną ludzi, chaosu, śmiechu i smutków.
Udało jej się zarezerwować studio nagraniowe na kilka tygodni do przodu, więc w każdy czwartek wieczorem nagrywała tam całkiem samodzielnie kolejne covery, wiedząc, że przecież od września może nie mieć czasu na takie przyjemności.
Rzuciła się w wir pracy. Montowała kolejne teledyski, mieszając kady z Los Angeles i Nowego Jorku. Pisała słowa własnych piosenek, o czym nikomu nie mówiła, ale chciała użyć je jako ścieżkę dźwiękową do pracy dyplomowej. Problem w tym, że nawet nie poznała jeszcze ludzi, z którymi przyjdzie jej nad filmem pracować.
Nawet nie spostrzegła, kiedy nastał wrzesień. Nowy Jork stał się jeszcze bardziej tłoczny, a korki dotkliwsze. Andrea opanowała system metra i nie gubiła już więcej karty. Ogarnęła grafik pracy na siłowni i kiedy okazało się, że na jej kierunku organizują imprezę integracyjną, bo osób z wymiany miało być całkiem sporo, nie mogła na nią nie pójść.
Od jakiegoś czasu odnosiła wrażenie, że ludzie dziwnie na nią patrzą. Że obserwują jej aż nadto. Niektórzy nawet mówili jej część, inni machali z drugiej strony ulicy. Zawsze obracała się za siebie, będąc przekonaną, że to przecież nie może o nią chodzić. I kiedy jakaś przypadkowa dziewczyna na kampusie spytała: będziesz w Lion’s Head Tavern?, Andrea odpowiedziała, że tak. Bo przecież zamierzała.
Nie była szczególnie imprezową osobą. Wolała domówki. Albo ogniska na plaży. I na samą myśl o plaży w Los Angeles — uśmiechnęła się, kiedy stała w akademickiej łazience. Ubrała dopasowane, czarne jeansy, biały top na szerokich ramiączkach, który wsunęła gładko w spodnie. Na ramiona zarzuciła czarno-czerwoną koszulę w kratę, a na stopach miała białe trampki. Naturalnie falowanie włosy upięła w wysokiego kucyka.Upewniła się, że jej rzemykowa bransoletka jest na prawym nadgarstku, a smartwatch na lewym i była gotowa do wyjścia. Sięgnęła po czarny plecak Fjällräven Kånken z tęczowymi paseczkami i wybiegła z akademika.
Do Lion’s Head Tavern nie miala daleko, a droga minęła jej o tyle miło, że dołączyła do niej współlokatorka — Violet. Rudowłosa przyjechała do Nowego Jorku z Teksasu i obie były tutaj świeżynkami, jednak to Viola wydawała się być o wiele bardziej przebojowa.
Weszły do zatłoczonego pubu o przyjemnym dla oka wystroju. Andrea lubiła takie miejsca. Pachniały przeszłością, latami świetności uniwersytetów, kiedy to wieczory w pubach były na porządku dziennym. Muzyka nie była zbyt głośna, znacznie głośniejsze były rozmowy i śmiechy.
UsuńViolet uciekła do toalety, a Andy pozostawiona samej sobie, została szarpnięta przez kogoś przez ramię.
— Maxie! — Zawołała blondynka, mierząc Andreę od stóp do głów. — Kiedy zdążyłaś się przebrać? Dopiero co mówiłam Taylerowi, że masz super spodnie. Te są… — pokręciła głową i poszła, kiedy Andy, zdziwiona, nie mogła wydusić z siebie ani jednego słowa. Westchnęła ciężko.
Zdecydowanie potrzebowała piwa. Zimnego piwa z gęstą, gorzką pianką. Zdecydowanie.
Równie zdecydowanie po prostu na kogoś wpadła, kiedy jej łokieć niewystarczająco dobrze działał jako taran.
Andrea Wilson
— Ma-aa-ax? — zająknęła się, kiedy nie dość, że wybita z równowagi fizycznej, została wybita też z tej psychicznej. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy naprawdę w Nowym Jorku nie ma normalnych ludzi, a wszyscy ci, których można było traktować w kategorii zdrowych psychicznie zostali w Los Angeles.
OdpowiedzUsuń— Przysięgam, że jeszcze raz ktoś tak mnie… — nie dokończyła, bo dziewczyna, na którą wpadła zaczęła coś dukać. No przecież nie była żadną Max! Czy ktoś robił sobie z niej jaja? Czy ktoś właśnie wrzucił ją w wir maszyny pełnej pranków i głupich żartów? Przydzielili jej rolę, w której miała się nie odnaleźć tylko po to, żeby wyjść na nieudacznika i życiową łamagę? Tak witano nowych studentów na tej głupiej uczelni? Mogła posłuchać rodziców i zostać w Mieście Aniołów, a nie zachodzić w głowę o co chodzi tym wszystkim z Wielkiego Jabłka.
Nie zdążyła zareagować, kiedy nieznajoma pochwyciła ją za nadgarstek i mocno pociągnęła za sobą. Andrea rozpaczliwie zaczęła rozglądać się dookoła siebie, próbując spojrzeniem wyłapać swoją znajomą z pokoju — Violet. Bo tylko ona wydawała się nie być zamieszana w to, się tutaj działo i jako jedyna operowała prawidłowym imieniem dziewczyny. Może powinna zadzwonić na policję? Wszystko wskazywało na to, że właśnie została uprowadzona. Przez inną studentkę, zapewne. Do damskiej toalety — to akurat nie budziło żadnych wątpliwości, bo okularnica pchnęła wahadłowe drzwi oznaczone kółeczkiem i znalazły się w zaskakująco ciemnym i cichym pomieszczeniu. Po ich lewej stronie były trzy kabiny, otwarte na szeroko, a więc puste. Po prawej rząd trzech umywalek i jedno długie, podświetlone klimatycznie lustro, które poza dyskretnymi paskami ledowymi w podwieszanym suficie, było jedynym źródłem światła w łazience. Na półce z umywalkami stały koszyczki z ręcznikami papierowymi i jeden z przyborami, które musiały wiele razy ratować życie bywalczyniom tego klubu.
Dopiero tutaj Andrea wyrwała swój nadgarstek z uścisku nieznajomej i wyminęła ją tak, aby zachować bezpieczny dystans. Oparła się biodrami o umywalki, skrzyżowała ręce przy piersiach w geście co najmniej obronnym i zmrużyła ciemne oczy, patrząc na okularnicę. Jak na kogoś, kto miał ledwo metr sześćdziesiąt wzrostu wyglądała naprawdę groźnie.
— Wytłumacz mi łaskawie kim jesteś i czego ode mnie chcesz — warknęła, wciskając mocniej dłonie pod pachy. — Przestaje to być zabawne — dodała już nieco ciszej, nawet tak, jakby poniekąd była wystraszona, a już na pewno zirytowana. — Mam wrażenie, że odkąd tutaj weszłam, wszyscy mnie prześladują — mówiła nadal, bo z mówieniem problemów nie miała, choć zdecydowanie lepiej czuła się w roli obserwatora i słuczacza. — Nie wiem, kim jest Max, ale jeśli tak nazywacie ofiarę waszych żartów, to… — urwała, robiąc w międzyczasie cudzysłów palcami obu dłoni, co zmusiło ją do zmiany pozycji. — Bardzo śmieszne. Ha-ha-ha — zakończyła ironicznie.
Andrea Wilson
Hej! :D Cieszę się, że masz do Marcusa słabość, bo jak już pisałam liskowi, chłopak miał się pierwotnie pojawić na Mariesville, natomiast tutaj przyciągnęły mnie Wasze dziewczyny, bo żal było przepuścić taki zbieg okoliczności. Byłby trochę przypał, gdyby Wam się nie spodobał...
OdpowiedzUsuńAle abstrachując od śmieszków: nie przepuszczę wątku ani Maxine (skoro już mnie nią skusiłaś do zapisu) ani Tobie, to na pewno. Muszę wykorzystać fakt, że jestem ekspresowa, bo nie pamiętam, kiedy ostatnio skroiłam postać tak szybko... Pewnie lata temu. ^^" Mam zalążki pomysłu, z których może uda nam się utkać coś fajnego, więc uderzę do Ciebie z nimi na czat, faktycznie będzie tam wygodniej.
Dziękuję za (jak zwykle) przemiłe powitanie. ♥
MARCUS LOCKHART
Sophia trochę nie wiedziała, jak ma się zachować. Nie rozmawiała z Maxine od miesięcy, a teraz nagle pojawiła się w jej apartamencie, jak gdyby nigdy nic. I przyniosła masę słodyczy, za którymi Sophia od wieków przepadała. Pojawiła się tak, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Sophia jeszcze nie mówiła tego głośno, ale miała ogromne wyrzuty sumienia, że potraktowała w ten sposób przyjaciółkę. Albo byłą przyjaciółkę. Prawdę mówiąc to nie wiedziała, czy jeszcze może ją w ten sposób nazywać. Ich relacja była krucha, niemal nieistniejąca przez ostatnie miesiące. Skupiona była tak bardzo na problemach, które wokół siebie tworzyła, że zapomniała o osobach, które były naprawdę ważne, a teraz, gdy ta osoba się zjawiła to brunetka nie wiedziała, co ma powiedzieć ani w jaki sposób, aby nie brzmieć, jak desperatka, która szczerze potrzebuję pogadać.
OdpowiedzUsuńŻelki na moment wytrąciły ją z równowagi. Nie potrafiła się nie uśmiechnąć na ich widok. Zawsze poprawiały jej humor. I były świetne, więc tym bardziej Sophia cieszyła się, że to właśnie je znalazła na samej górze torby, która po brzegi wypchana była słodkościami.
— Dzięki, Maxie. Brzmi na świetny plan. — Powiedziała. Nie sarkastycznie ani z ironią, bo to naprawdę był dobry plan. W dodatku taki, jakiego Sophia potrzebowała. Słodkości nigdy sobie nie odmawiała. Prowadziła zbalansowany tryb życia i nie przejmowała się nadmierną ilością kalorii. Jeśli miała ochotę na batonika, którego zagryzałaby ociekającym tłuszczem burgerem to właśnie to robiła.
Sophia również wolała, kiedy była w domu sama. Maddie, młodsza z sióstr, wcale nie była taka zła. Ostatnio się dogadywały i przestały skakać sobie do gardeł, ale nie było między nimi wielkiej przyjaźni. Zauważyły jednak, że nie muszą dla siebie być wrogami i od tamtego czasu żyło im się trochę lepiej. Imogen z kolei wpatrzona była w swoją matkę, więc po dziś pozostawały dla siebie obcymi dziewczynami, które dzielą ojca, geny i apartament. Czasem się zastanawiała, dlaczego żadna z nich jeszcze się stąd nie wyniosła, a przecież mogły. Powinny nawet. Było coś toksycznego w tym domu – macocha, Gwen – a jednak żadna nie potrafiła się spakować i uciec.
Kącik ust Sophii lekko zadrżały, ale nie w uśmiechu.
Mimo tej małej kąśliwości w głowie Maxine to Sophia nie potrafiła się gniewać. Zasłużyła sobie na to. I nie tylko dlatego, że rozwaliła życie paru osobom przez decyzje, które podejmowała.
— Żyje. Powinien przynajmniej. Nie widziałam się z nim. — Powiedziała cicho, a może nawet ze wstydem. Ich ostatnia rozmowa zakończyła się płaczem ze strony Soph, wyznaniami, które dusiła w sobie od miesięcy, a które nie zaprowadziły jej nigdzie. Usłyszała to, czego pragnęła, ale nie sprawiło to, że cokolwiek się zmieniło. Była tutaj. Wciąż sama i pogubiona, jak nigdy przedtem.
Mechanicznie wyjmowała słodkości z torby, które układała na małym stoliku. Pokój miała przestronny. Mieściła się tu mała garderoba, do której można było wejść, rozłożyć ręce i jeszcze zostawało naprawdę sporo miejsca. Niewielka kanapa, którą okupował teraz Chester. Podniósł tylko na moment z ciekawością głowę, aby spojrzeć kto ich odwiedził, a potem kompletnie niewzruszony obecnością Maxie wrócił do spania. Zawinięty w kulkę.
Napięła mięśnie. Kompletnie nie była gotowa na to, aby z kimkolwiek rozmawiać na ten temat. Wiedziała, że zjebała. I to porządnie. To nie była sytuacja, którą załagodzą żelki i luźno rzucone „przepraszam”.
— Nie, Alex nie przyjdzie. — Mruknęła cicho w odpowiedzi. Skroń pulsowała nieprzyjemnym bólem. Przełknęła ślinę, ale to niewiele pomogło w oczyszczeniu gardła, które miała teraz ściśnięte na supeł. — Ale wciąż… dlaczego, Maxie? Po tych wszystkich miesiącach?
Możliwe, że Sophia jeszcze nie była gotowa, aby przeprosić. I nie dlatego, że nie chciała, bo chciała. Nie wiedziała jednak jak to zrobić, aby zabrzmiało to szczerze, a nie jakby próbowała na szybko załagodzić między nimi napięcie.
— Nie spodziewałam się, że… że się przejmiesz i przyjdziesz.
Gdyby role były odwrócone, to Sophia stałaby też pod jej drzwiami. Więc może to wcale nie było takie dziwne, że Riley pojawiła się właśnie teraz? Sophia próbowała przekonywać samą siebie, że nie zasługuje na uwagę dawnej przyjaciółki. Możliwe, że naprawdę nie zasługiwała, a Maxine była dla niej zwyczajnie zbyt dobra. Pojawiła się, chociaż Sophia milczała od miesięcy, zajmowała się przyjemniejszymi rzeczami i o istnieniu przyjaciółki zapomniała.
Usuńsophia