Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2118. Aanima vilis


Wysiadł z pociągu i rozejrzał się niepewnie wokół. Część pasażerów ruszyła szturmem na najbliższe schody, pozostali rozglądali się na boki z równie niepewnymi minami jak Noah. W końcu wszyscy powoli przemieszczali się ku zejściu – stanie na peronie nigdy niczego sensownego nie przyniesie. Wraz z nimi i Noah podążył ku potencjalnemu światełku w tunelu i miejskiej wolności. 

Praga wywarła na mnie dobre wrażenie. Na dworcu – zwykłym i niezbyt nowoczesnym – zachowano fragment sufitu dawnego wystroju. Poczułem, że właśnie tego mogę się spodziewać – szacunku dla zabytków i dużej dawki historii. Nie zawiodłem się. Zabytkowa część Pragi jest obszerna i gdyby nie obecność nieprzebranych tłumów turystów, można byłoby się zanurzyć w atmosferze refleksji i podziwiać niezwykłe budowle. Masowość zabija klimat tego miejsca.
Gdybym miał powiedzieć, w czym zakochałem się w Pradze, powiedziałbym – w parkach.


https://images92.fotosik.pl/288/ba2c39bf9018605b.jpg https://images89.fotosik.pl/287/1a74af02aa7c1173.jpg

Noah zamieszkał w hotelu niedaleko stacji metra Můstek. Było to idealne miejsce dla kogoś, kto chciał łatwo wmieszać się w tłum. Ludzie przelewający się ulicą Na Můstku od placu św. Wacława ku Wełtawie, aby przejść się po moście Karola i potrzeć potężne figury świętych, których cudowne możliwości powinny już odmienić oblicze świata. Woolf zupełnie nie był zainteresowany tymi atrakcjami. Oczywiście planował wycieczkę po najważniejszych punktach starej Pragi, ale głównie ze względu na swojego bloga. Ludzie raczej nie chcieliby czytać o jakiego spacerach po wielkich blokowiskach i kupowaniu mrożonek.
 
https://images92.fotosik.pl/288/3ccb9a1e5455cb0f.jpg
Wełtawa robi łuk przez środek Pragi i wydaje się mu zupełnie nie przeszkadzać. Zrośnięte ze sobą przez wieki istnienia miasto i rzeka w pełnej symbiozie wydają się żyć własnym życiem, niezależnie od pomysłów mieszkańców. Siatki ulic, tramwajów i metra wtopiły się w hydronimiczny puls Wełtawy i jej odnóg. Ludzie są wszędzie, niczym mrówki w mrowisku…. Każdy biegnie w swoim kierunku, każdy z własną misją.
 


Następnego dnia Noah wstał rano i wyszedł zjeść śniadanie w jednej z pobliskich knajp. Miał ochotę na chwilę luksusu i napisanie nowego wpisu na bloga. Jego plany zostały szybko pokrzyżowane. Gdy tylko otworzył komputer, zaatakowała go lawina elektronicznej poczty. Część wiadomości wymagała natychmiastowej reakcji. Tak ze słodkich planów twórczej ekspresji utonął w biurokratycznym świecie oświadczeń, pozwoleń i obietnic. Dokończył śniadanie w towarzystwie tych i innych nieprzyjemności, gdy kątem oka zauważył coś po drugiej stronie ulicy. Coś? Lepiej byłoby powiedzieć kogoś, choć twarz ukryta była pod kapeluszem. I to nikogo nie zaskakiwało – dzień był słoneczny, co zapowiadało wysokie temperatury bliżej południa. Tak… lato w Europie to coś zupełnie nieprzewidywalnego…. Ale jednak z tym kapeluszem było coś nie tak, bo Noah zdecydowanie, choć bez pośpiechu, zgarnął swoje rzeczy do torby, przerzucił ją przez ramię, a na stole zostawił opłatę za śniadanie. Niby spokojnie, a jednak pewnie ruszył ku Rytířskej, następnie przez Perlovą i Uhelny Trh do Michalskiej. Z niej spokojnie skręcił w lewo, potem znowu w prawo i znalazł się na Jilskiej. Długo jednak nią nie szedł, ponieważ skręcił w Złotą, a z niej wprost w tłum idący Husową w stronę Klementinum. Tam jednak nie dotarł, gdyż odbił w prawo, zmierzając prosto na Plac Staromiejski. Tak. Noah nie był w Pradze po raz pierwszy. Co prawda jego poprzednia wizyta w tym mieście była krótka i miała charakter całkiem przypadkowy, ale Woolfowi wiele nie trzeba było, żeby odnaleźć się w nowym miejscu. Tak teraz dość sprawnie podążał uliczkami, z którymi zapoznał się poprzedniego wieczora, gdy ślęczał nad mapą Google. Kiedy dotarł na plac, przemknął się obok krążącej policji. Panowie wyglądali niegroźnie. Ich głównym zadaniem było przepędzanie bezdomnych spod fontanny i okolic kościoła św. Mikołaja.  
Noah skierował swoje kroki ku restauracjom po drugiej stronie placu. Zwolnił i wszedł między stoliki, jakby zamierzał się przysiąść. Niemniej wyszedł bocznymi drzwiami, minął łazienki znajdujące się po lewej stronie prześwitu między lokalami i wstąpił na schodki kościoła Najświętszej Marii Panny przed Tynem. Znalezienie tej świątyni dla niektórych jest sporym wyzwaniem, ale wycieczki Azjatów za swoimi sprawnymi przewodnikami docierają do niej bez przeszkód. Ich też głosy zapełniały mury gotyckiego kościoła. 
Woolf usiadł po prawej stronie w ławce. Wyglądał trochę tak, jakby się modlił. Nie rozglądał się wokół po strzelistych oknach, nie podziwiał wysokich sufitów, a zapatrzony w ołtarz spoglądał ze spokojem przed siebie. W rzeczywistości jednak oczekiwał. Przez pierwsze pięć minut był zupełnie spokojny. Ochłonął już po marszu wąskimi uliczkami zabytkowej Pragi. Kiedy jednak kolejne sekundy przemknęły niepostrzeżenie, zaczął się martwić. Czyżby zgubił swój ogon? Co prawda nie bez powodu zrobił spacer naokoło, ale… nie cały ogon miał mu odpaść. Jeden włos miał mu pozostać, jeden samotny… bez reszty niepotrzebnych kłaków.
Wtem poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Drgnął i spojrzał w górę. Potem uśmiechnął się krzywo i przesunął nieco, aby zrobić miejsce towarzyszowi.
– Już myślałem, że w końcu kopnąłeś w kalendarz, dziadku – rzucił złośliwym tonem, a mężczyzna odpowiedział mu tylko cichym prychnięciem.
– Nieznośny jak zawsze…  – mruknął Gregory Woolf z przekąsem. 
 
https://images92.fotosik.pl/287/466e55fddf38ed15.jpg Jednym z najbardziej znanych współczesnych artystów praskich jest David Černy – ekscentryczne rzeźby zwracają uwagę, zbierają tłumy wokół siebie i wywołują śmiech, zdziwienie lub oburzenie. Przyznam jednak, że widząc je… otrzymałem tylko to, czego się po nich spodziewałem. Nic więcej. Nie zachwycił mnie ich prześmiewczy charakter. Prawdziwą perełkę znalazłem przypadkiem. Niby pomysł nienowy, a jednak coś niesamowitego było w tym spotkaniu z rzeźbą (rzeźbami?). Może dlatego, że nie podszedłem tam wprost z ulicy. Schodziłem spokojnie parkowymi ścieżkami Małej Strany, gdy nagle ukazał mi się On. Choć „ukazał” to niewłaściwe słowo… Wpadłem między niego niespodziewanie, a kilkorgu turystów prosto w kadr. Oto on: Pomnik Ofiar Komunizmu.

Pierwszy raz Noah zobaczył dziadka, gdy miał dziesięć… może jedenaście lat. Nie wiedział wtedy, że miał do czynienia z najstarszym Woolfem. Był w domu z ojcem, podczas gdy mama udała się z Jen do fryzjera. Ktoś zadzwonił do drzwi, a ponieważ tata właśnie podgrzewał sobie i synowi obiad, to chłopak pobiegł i otworzył zasuwkę.
– Dzień dobry! Kim pan jest? – zapytał wesoły dzieciak.
– Ja do Jacka…. Jest może w domu? – zapytał dziwny człowiek o owalnej twarzy – chudy i ciemnowłosy.
– Tata? Tak…  – potwierdził niefrasobliwie Noah i zawołał głośno:
– Tato! Jakiś pan do ciebie!
Po krótkiej chwili do przedpokoju wyszedł Jack. Podszedł bliżej, a potem przyspieszył kroku.
– Nie nachodź mnie w domu! – rzucił z wściekłością i zatrzasnął przed gościem drzwi. Następnie obrócił się do syna. – Nigdy, ale to nigdy nie wpuszczaj go do domu, Noah. Nigdy nie pozwól, żeby zbliżał się do ciebie lub Jen. Jesteś za nią odpowiedzialny!
Słowa taty  zapadły chłopcu w pamięć i gdy kilka dni później zobaczył tego samego mężczyznę naprzeciwko swojej szkoły, wrócił do domu okrężną drogą. A kiedy kilka lat później próbował zagadać do Jennifer, Noah odciągnął siostrę i zabrał ją na lody.
 
https://images89.fotosik.pl/287/c338eeeea034010b.jpg 
Jedną z atrakcji kulinarnych Pragi stały się w ostatnim czasie trdelniki – pieczone ciastka z cynamonem, wanilią czy innymi dodatkami. Ich zapach kusi zmęczonych przechodniów, przyciąga amatorów słodkości, ciepłych przekąsek i zimnych smakołyków. Jedną z bowiem popularniejszych wersji tych walcowatych wypieków jest tdelnik z owocami, lodami i bitą śmietaną. Obezwładniająca dawka kalorii, których trudno sobie odmówić. 

 



Kolejny raz Noah ujrzał mężczyznę kilka dni po pogrzebie ojca. Młody Woolf poszedł odwiedzić swojego rodziciela na cmentarzu. Zamierzał posprzątać wokół nagrobka, jakby to miało w jakikolwiek sposób pomóc któremuś z nich – zmarłemu lub żywemu. Nim jednak najmłodszy Woolf dotarł do płyty nagrobnej, zauważył stojącego przy niej człowieka. Mężczyzna ten, dziwnie znajomy, stał w bezruchu nad grodem Jacka, a gdy Noah zbliżył się wystarczająco, by rozpoznać podejrzanego mężczyznę, ten obrócił się do chłopaka i zlustrował go uważnie wzrokiem.
– Nie jesteś do niego podobny, Noah. I pewnie nigdy nie będziesz…. – pokręcił głową. – Mam nadzieję, że wkrótce się spotkamy.
I odszedł. Bez słowa współczucia czy zrozumienia, dla cierpiącego chłopaka. Noah jeszcze długo zastanawiał się, czego nieznajomy mógł od niego chcieć i jakie znaczenia miały jego słowa. W końcu młody Woolf uznał, że byłby to zapewne tylko brednie pijaka, którymi nie należy się przejmować. Mimo tak racjonalnego postawienia sprawy, niepokój w Noah rósł…. Aż pewnego dnia ponownie spotkał Gregorego Woolfa.
 
Gdybym miał wskazać miejsce w Pradze, które warto odwiedzić z partnerką, zasugerowałbym Wyszehrad. Oczywiście nie jest to miejsce wolne od turystów, ale wyraźnie większość z nich to Czesi. Poza tym przychodzi tam wiele rodzin z dziećmi i par, ponieważ można rozłożyć w parku kocyk i odpocząć. A jeśli chce się zaimponować swojej sympatii wiedzą, można podejść do jednego z wielu punktów widokowych przy murze otaczającym teren i opowiedzieć kilka słów o mieście. Pokazać panoramę miasta i popisać się wiadomościami. Można to samo zrobić na cmentarzu, ale mimo wielu sław tam spoczywających, atmosfera raczej nie sprzyja romantycznym uniesieniom.
Miało to miejsce w małym miasteczku we wschodniej Francji. Noah pracował na laptopie przy stoliku jednej z kawiarni. Aby zyskać nieco więcej cienia do pracy w to słoneczne popołudnie, Woolf wybrał sobie jeden z lokali ukrytych przed ognistą kulą gazową pod osłoną majestatycznego łuku triumfalnego przy wejściu na Plac Stanisława, którego centralnym punktem był pomnik polskiego króla – Stanisława Leszczyńskiego. Noah ślęczał wytrwale nad esejem z literatury. Decyzja, żeby pójść na studia okazała się szaloną. Nie tylko zupełnie odwykł od regularnego uczenia się, to jeszcze system edukacji europejskiej zupełnie nie przystawał do tego, co chłopak zapamiętał ze szkoły. Niemniej brunet pierwszy raz od dawna czuł, że zależy mu na czymś godnym pochwały, że wreszcie robi coś, z czego ojciec mógłby być dumny. Gnany tą myślą Noah czytał kolejne linijki napisanego samodzielnie tekstu, poprawiał błędy i pilnował, żeby żadna nieuważna omyłka nie wkradła się do pracy, która nagle stała się dla niego bezcennym skarbem. Kiedy następnego poranka zanosił gotowy esej do profesora, czuł się tak, jakby oddawał część swojej duszy. Nie wiedział wtedy jeszcze, że słowo pisane stanie się jego prawdziwym i jednym towarzyszem na wiele lat…
Tymczasem jednak stał w obliczu wyzwania, co pozbawiało go świadomości tego, co dzieje się wokół. Niemal nie zauważył, że ktoś dosiadł się od stoliczka obok, a tym bardziej nie zastanawiał się, czy jest w centrum zainteresowania przybyłego. Noah błądził palcami po klawiaturze, starając się uporządkować rozbiegane myśli. Niekiedy podnosił głowę, a wtedy można było wyłapać jego nieobecne spojrzenie i całkowite zamyślenie. Z tego słodkiego stanu wyrwał Woolfa miękki, kobiecy głos.
– Proszę pana…. Ten pan obok chciałby postawić panu kawę. Czy przyjmie ją pan? – zapytała usłużnie. Woolf spojrzał w górę swoimi pełnymi zdziwienia oczami, a następnie obrócił się w stronę nieznajomego, który postanowił poczęstować go kawą. Zdziwienie chłopaka wzrosło, gdy rozpoznał w mężczyźnie tego dziwnego człowieka, który pojawiał się co kilka lat, a jego wizyty były puste, nic niewarte i krótkie jak przebłysk. Noah powoli skinął głową. Od lat męczył go niepokój, ale i ciekawość związane z tą osobą.
Nieznajomy uśmiechnął się, wstał i przesiadł się do młodszego. Kelnerka znikła, by przynieść zamówienie. Mężczyźni przez chwilę patrzyli się na siebie, ale to Noah pierwszy przerwał ciszę.
– Kim pan jest? – zapytał, a napięcie słychać było w jego głosie.
– Twoim dziadkiem, Noah. Jestem Gregory Woolf.  Miło mi cię wreszcie poznać. – Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, ale w tym uśmiechu nie było nic, co mogłoby wzbudzić zaufanie w młodym Woolfie.
 
https://images91.fotosik.pl/285/7309db11969a3aba.jpg
Zwiedzanie miast europejskich przypomina mi czasem odchylanie okładki zeszytu, z którego uczeń chce ściągnąć na teście. Spacerując po nowoczesnych miastach, mijając nowoczesne udogodnienia, człowiek podąża ku przeszłości, chce zajrzeć do tego, co już było, sprawdzić, czy może dobrze zapamiętał odpowiedź... Przepisywać właściwe rozwiązanie. Niestety nie widzi całości, co może prowadzić do jeszcze większego błędu. To, że coś wygląda nieskazitelnie, powinno być zastanawiające. Jakim cudem to przerwało, a coś innego nie? Może wcale nie jest tak, że przetrwało to najlepsze, a jedynie to, co było z gruntu rzeczy złe, tchórzliwe i nikczemne? A może to tylko zabawa szalonego zegarmistrza, który wybiera, czy w tym miejscu ma stać zamek czy pusta dziura w ziemi – jedyny ślad dawnej cywilizacji.
Oh! Jakie piękne wejście na Hradczany!
 

To pamiętne spotkanie w Nancy odbiło się na późniejszych relacjach z Noah z Gregorym. Nie zostali kompanami. Nie zbudowali też bliskiej relacji. Nauczyli się za to od siebie wiele i przeżyli niejedną groźną sytuację. Przypominali bardziej dwóch bohaterów serialu o Dzikim Zachodzie niż wnuka i dziadka. Noah też nigdy nie wybaczył mu zostawienia swojej rodziny na pastwę losu. Ich relacja ograniczała  do czerpania korzyści i wyciągania się z kłopotów, gdy trzeba było. Nie dzwonili do siebie, nie pisali bez potrzeby. A Noah nikomu nie wspominał o tym, że znalazł zaginionego przed laty dziadka. Gregory jednak w ostatnim czasie wyraźnie się postarzał i zaczął coś przebąkiwać o powrocie do Stanów Zjednoczonych. Spotkanie w Pradze w ogóle nie zaskoczyło Noah. Gregory potrafił pojawić się w każdym miejscu w Europie i fakt, że nadal miał pozwolenie na wjazd do każdego kraju, był chyba jakimś błędem rzeczywistości.
Rozmowa w kościele Najświętszej Marii Panny była jednak inna niż pozostałe. Pierwszy raz uzgodnili miejsce i czas kolejnego spotkania. I wiedzieli, że obaj dotrzymają terminu.
 
https://images91.fotosik.pl/287/065f6fda77d761e4.jpg
Mój pobyt w Pradze powoli dobiega końca. Zobaczyłem chyba wszystkie opisywane w moim przewodniku miejsca i kilka takich, dla których nie starczyło papieru. Zmęczyli mnie turyści, zafascynował wszechobecny impresjonizm, rozkochałem się parkach. Jest ich tak wiele! Przemawiają do mnie również wysepki na Wełtawie. Gdyby ludzie nie byli takimi brudasami (to chyba pewna stała niezależnie od kraju), można byłoby miło odpoczywać na brzegu rzeki. Urzekły mnie stare uliczki, nauczyłem się pić piwo do każdego posiłku i już wiem, jak przeliczać te całe korony. Tymczasem to moje pożegnanie z Czechami. Już wkrótce zapowiem, dokąd dalej poniosą mnie nogi….

Noah przeszedł alejką między nagrobkami i stanął przed tą właściwą płytą. Z cichym westchnieniem stwierdził, że wokół wyrosło już wiele nowych grobów. Woolf potarł palcami płytę.
– Cześć, tato… Jen sobie radzi. Ten jej facet chyba jest w porządku. Przynajmniej w sprawach fundamentalnych się zgadzamy… I pewnie byś go polubił. Na pewno się nią zaopiekuje lepiej ode mnie. Tak… wydaje się wystarczająco rozgarnięty, żeby za nią nadążyć. A u mnie? Też dobrze…. Chociaż pewnie nie wszystko byś pochwalił. – Noah zamilkł i odetchnął. Krótki raport złożony. Reszta może pozostać niedomówieniem. A jednak mężczyzna nie odszedł. Stał spokojnie niczym pogrążony w zadumie członek rodziny nad grobem bliskiej osoby. Nie było widać, że uważnie nasłuchuje i na coś czeka.
Kiedy do jego uszu dotarł dźwięk, którego tak bardzo mu brakowało, drgnął i wyraźnie się rozluźnił. Zrobił krok w bok, a na jego miejscu stanął człowiek już w podeszłym wieku, którego siwizna walczyła o przetrwanie z przeważającymi siłami łysiny. Ubrany elegancko z kapeluszem dopiero co zdjętym z głowy, dodającym mu ekscentrycznego wyrazu. Oczy mężczyzny był zaś żywe i przebiegały po wszystkim bystro i z uwagą. Mimo lat nadal potrafiły przyciągać i hipnotyzować. Widać, że nie był to człowiek, którego łatwo zaskoczyć.
– Nienawidził cię, wiesz? – odezwał się Noah. Gregory skinął twierdząco głową.
– Tak…. Dał mi to kilka razy do zrozumienia – odparł spokojnie mężczyzna.
– Trudno go winić…  – mruknął wnuk.
– I ty mi to wypominasz? – usłyszał kpiącą odpowiedź dziadka. Noah nie odpowiedział. Stali przez chwilę i wpatrywali się w nagrobek. Młodszy Woolf był świadomy tego, że jego własne zamiłowanie do podróży, ryzykanctwa i spontaniczności genetycznie pochodziło od stojącego obok przodka.
Po chwili starszy mężczyzna ponownie się odezwał:
– Potrzebuję jakiejś sali. Najlepiej żeby była wystawowa, ale konferencyjna też wchodzi w grę.
Noah skinął głową.
– Da się załatwić – mruknął.
–  Naprawdę nie chcesz się przyłączyć? – nie po raz pierwszy zapytał wnuka Gregory.
– Już ci mówiłem, chcę żyć spokojnie… Możliwie jak najszybciej chcę wyjść z tych wszystkich przekrętów i zacząć żyć normalnie i przeciętnie – powiedział rozdrażnionym tonem. Dziadek odpowiedział mu cichym prychnięciem.
– Nudny się robisz…. No nic. Nie będę naciskał. W każdym razie wpadnij chociaż.
– Nie… to dzień ślubu Jennifer. Nie mógłbym jej wystawić – wyjaśnił. Gregory spojrzał na niego z ciekawością. Nigdy nie dopytywał o wnuczkę. Nie dlatego, że nie była tego godna – po prostu z opowieści Noah wynikało, że jest to osoba w pełni kierująca się sercem, a to oznaczało, że nie byłaby w stanie zbudować z Gregorym relacji na jego zasadach.
– Hmmm…. Może wyślę jej jakiś prezent? – mruknął.
– Nie istniejesz dla niej…  – przypomniał mu Noah.
– Nie powiedziałeś jej o mnie? Oj, ty mój hultaju – zaśmiał się Gregory. – To nie wyślę…. Albo wyślę na gwiazdkę. Opowiesz jej o mnie, prawda? W końcu dobrze byłoby, żeby wiedziała o tamtym…
Noah poruszył się nerwowo i spojrzał na dziadka, a w oczach młodego Woolfa błysnęła niebezpieczna iskra.
– Chyba nie zamierasz….? – urwał.
– Oczywiście, że tak! A niby po co to wszystko robię? – udał głębokie zdziwienie. Noah nie znajdował na to odpowiednich słów. Wiedział niewiele o podejrzanych interesach dziadka, ale wystarczająco dużo, żeby nie dopytywać. Niewiedza jest często błogosławieństwem. A w przypadku ludzi pokroju starego Woolfa to nawet gwarant bezpieczeństwa w razie starcia sądowego lub mniej oficjalnego rozrachunku. W to, co Gregory kombinował w Nowym Jorku, Noah nie zamierzał się angażować pod żadnym warunkiem. Wszelkie zapewnienia dziadka, że będzie to jego ostatni przekręt i dlatego musi być pełen rozmachu i pompatyczności, ale z pełnymi pozorami wszelkiej legalności, tym bardziej nie zachęcały wnuka do podjęcia inicjatywy w tej sprawie. Wiedział jedno: Gregory chciał zarobić dość kasy, żeby żyć spokojnie do śmierci.
– A o sobie jej powiesz? – podjął temat Gregory. Noah spojrzał na niego przelotnie.
– Tak… już wkrótce – zapewnił. 

Nieznany filantrop otwiera Fundację „Auxilium” na rzecz utalentowanych plastycznie dzieci. Już dziś w Art Auction House & Gallery odbędzie się aukcja, z której dochód zostanie przeznaczony na stypendia dla uczniów szkół podstawowych. Te nowo odkryte talenty jeszcze zachwycą świat. Do nabycia w trakcie spotkania będą dzieła sztuki, rzeźby, pamiątki po znanych artystach i celebrytach, między innymi marynarka Michaela Jacksona czy złote spinki Harrisona Forda. Aukcja rozpocznie się o 20.00, następnie obędzie się poczęstunek, podczas którego pojawić się ma niesamowita niespodzianka! 

Noah ostatni raz spojrzał na ogłoszenie i westchnął. Poprawił krawat, chwycił marynarkę i wyszedł z mieszkania. Nie chciał się spóźnić na ślub własnej siostry.
[Za graficzne opracowanie noty odpowiada cudowna i niezawodna Black Dreamer. Dziękuję!]

10 komentarzy

  1. Jak zawsze - do usług! <3
    A co do notki... Kurczę! Ciągle się zastanawiam, co ten dziadek ma na myśli, co jeszcze ukrywa Noah... Oj, Jen będzie miała kilka wstrząsów, już to czuję! I najgorsze, że nie wiem, kiedy to nastąpi... O tyle dobrze, że nie żyje matka Jacka, bo by chyba padła na miejscu. A i tak biedaczka pewnie w grobie się przewraca...
    Co do samej notki - świetny pomysł z wpleceniem bloga w opowiadanie! Zdecydowanie czekam na więcej i nie mogę się doczekać dalszego ciągu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem pewna, że Gregory jeszcze zajdzie obojgu za skórę XD Cieszę się, że się podoba! Dwie strony Noah ;)

      Usuń
  2. Miałam rozsiąść się z książką, ale hej, przypomniałam sobie, że notka czeka ^^ Im więcej mam do czynienia z Noah, tym bardziej mam wrażenie, że to postać idealnie skrojona dla Ciebie. Doskonale go czujesz, doskonale potrafisz go przedstawić i oddać jego sposób postrzegania oraz myślenia. Aż towarzyszył mi taki nieokreślony dreszczyk podczas czytania. Cały post zachowałaś w przyjemnym i stałym tempie, przez co wręcz go połknęłam. I czy te zdjęcia, to autorskie? :) Świetny pomysł z dodaniem fragmentów z wpisów z bloga! Wiem, że Jerome ma solidne podstawy ku temu, żeby Noah nie lubić, ale ja... Ja zaczynam fascynować się jego postacią, intryguje mnie on i chcę więcej. Stąd czekam na kolejne notki 💙 Obym nie musiała długo czekać 💙

    Mama Muminka, która nie potrafi się przelogować

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potwierdzam, genialnie się wczuwa, a ja czuję dumę, że moje postacie się tak genialnie przyjęły! <3 XD

      Usuń
    2. Aha i żeby nie było za mało słowa "genialnie" - pomysł z wtrąceniem dziadka też był genialny.

      genialna Jen

      Usuń
    3. Ojojojo.... Czy ja już wspominałam coś o słodzeniu? :P A poza tym we wszystkim jest ogromna zasługa Black! W końcu to Dreamer wymyśliła tę postać! A trochę moje pisanie zna, więc... cóż... To mógł być podstęp :P
      A co do zdjęć, to autorskie faktycznie, ale Black pomogła je obrobić (jak tu Jej nie kochać?).
      Niemniej bardzo dziękuję za pochwały i komentarz! Jest mi bardzo miło :)

      Usuń
    4. Bardzo udany podstęp ^^ Popatrz, ależ nas wkopała z tymi postaciami... Teraz już przed nią nie uciekniemy ^^
      Tak właśnie czułam, że nie bez powodu padło na Pragę, skoro niedawno tam byłaś i cóż, może zacznij pisać jakieś przewodniki? Albo chociaż bloga, jak Noah? Czytałabym ♥ Jesli o mnie chodzi, to możesz zacząć nawet od przewodnika po Warszawie, takiego dla opornych xD

      Usuń
    5. Oj, masz rację... Sprytna intryga. Jesteśmy stracone ^^
      Miło mi, że cenisz moje pisanie, ale... dobrze wiesz, że nie jestem wzorem systematyczności i konsekwencji. Nie dałabym rady prowadzić swojego bloga, choć nieraz o tym myślałam. A po Warszawie to możemy razem pospacerować, ot co! :P

      Usuń
  3. Miałam wpaść tutaj jutro, laptop dziś odmawia mi posłuszeństwa, a teraz wypłakuję oczy na Dumbo i chyba przyda mi się chwilą wytchnienia.;) Z Noah nie mam zbyt wiele wspólnego, bo gdzieś po drodze nam się rozeszły plany o wątek, z innych też nie mam jak się o nim więcej dowiedzieć, a tu przy kolejnej notce widzę, że ta rodzina jest dość mocno... zawiła i pewnie czeka nas jeszcze sporo zaskoczeni odnośnie rodziny Woolf. Zawsze mi się Twoje notki przyjemnie czyta, tutaj było dokładnie tak samo. Noah to tajemniczy facet, ciężko mi go po tej notce rozgryźć i ciekawa jestem, jakie spotkanie z dziadkiem będzie miało konsekwencje, bo na pewno tak po prostu bez echa się nie obejdzie. Będę na pewno czekać na kolejną historię z Noah. :)
    Dużo weny! 😊💛

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za ciepłe słowa! A rodzina Woolf faktycznie jest skomplikowana, my same nie wiemy, jak bardzo... Ciągle nas te postaci czymś zaskakują.
      Mam nadzieję, że nie zawiodę i kolejna notka powstanie jak najszybciej :D

      Usuń