aktualności

11.11.2025
Porządki po liście obecności
Przeprowadzono ostateczne porządki po liście obecności. Z listy autorów usunięto maile osób, które się na nią nie wpisały, a karty postaci przeniesiono do kosza (z którego są one automatycznie usuwane po 90 dniach).
06.11.2025
Koniec listy obecności
Karty postaci autorów, którzy się na nią nie wpisali, zostały usunięte z linków. Po 10 listopada karty postaci zostaną usunięte z listy postów i przeniesione do kosza.
01.11.2025
Lista obecności
Na blogu pojawiła się lista obecności. Prosimy o wpisywanie się. Lista potrwa do 5.11.2025.
31.10.2025
Aktualizacja regulaminu bloga
W Regulaminie dodano punkt dotyczący rozwiązywania sporów między autorami. Prosimy o zapoznanie się z nim.
26.10.2025
Wgranie poprawki
W kodzie wgrano poprawkę dotyczącą wyświetlania szablonu na urządzeniach mobilnych. Wszystkim pomocnym duszyczkom - dziękujemy ♥
24.10.2025
Aktualizacja szablonu
Po trzech latach nasz kochany NYC doczekał się nowej szaty graficznej ♥ Jeśli dostrzeżecie jakieś nieprawidłowości, prosimy o ich zgłaszanie w zakładce Administracja.

07/11/2018

[KP] Zaire - V

They said I’d be nothin’.
So I became everything


ZAIRE
Carter Zaire Crawford
Jeszcze kilka lat temu Carter Crawford, znany dziś jako ZAIRE, pracował jako barman, a nocami nagrywał kawałki w prowizorycznym studio zbudowanym z kartonów i materacy. Dziś ma 28 lat, na jego koncerty przychodzą dziesiątki tysięcy fanów, a jego wizerunek widnieje na billboardach w Los Angeles i Tokio. Popularność wywróciła jego życie do góry nogami. Wraz z sukcesem przyszły pieniądze, sława i nowi znajomi. ZAIRE zaczął pojawiać się na imprezach z celebrytami, otoczony ludźmi z branży, których intencje często budziły wątpliwości. Wizerunek charyzmatycznego buntownika budował świadomie – ekstrawaganckie stroje, drogie samochody, nocne życie i burzliwe związki, które kończyły się równie spektakularnie, jak się zaczynały, tylko podsycały zainteresowanie mediów. Choć jego kariera muzyczna rozwija się dynamicznie, życie osobiste ZAIRE’a pozostaje niespokojne. Liczne skandale, zmieniające się twarze w jego otoczeniu i rosnące ego sprawiają, że coraz częściej mówi się o nim nie jako o artyście, lecz o postaci ze świata plotek. Za fasadą blichtru wciąż jednak kryje się chłopak z Bronxu – utalentowany, ale niedojrzały emocjonalnie, zagubiony w świecie, w którym wszystko przychodzi zbyt szybko. Bo choć jego utwory biją rekordy, a fanbase rośnie z dnia na dzień, to jedno pozostaje niepewne: czy ZAIRE będzie potrafił przetrwać nie tylko na scenie, ale i poza nią. Jego historia to klasyczny przykład amerykańskiego snu, ale też przestroga przed tym, co może się wydarzyć, gdy ten sen staje się rzeczywistością. Zachłysnął się sławą jak dziecko dymem – nie wiedząc, że zaczyna się dusić.

164 komentarze:

  1. Okłamywanie jej lub udawanie, że to nie będzie trwało długo nie byłoby dobre ani dla niej ani dla Cartera. Z jakiegoś powodu Sophia chciała usłyszeć prawdę, choć w głębi wiedziała, że nie będzie to dla niej odpowiednie. Nie wiedziała na co się przygotować. Miała jakąś wiedzę, ale jednak to Carter wiedział na ten temat więcej. Przymknęła oczy, bo nagle ta świadomość okazała się zbyt ciężka. W jego przypadku to przecież nie była wiedza medyczna. Nie uczył się o tym na studiach. Nie badał pacjentów. To było doświadczenie z własnego życia. Ile on miał takich dni, kiedy budził się po imprezie, a całe ciało buntowało się przeciwko niemu? Łącznie z umysłem. Jak wiele razy czuł się, jak powłoka człowieka? Mówił jej, jak sobie z tym radził. Wtedy w klubie, kiedy wieczór przesiąknięty był wzajemnymi kłótniami, pochopnymi decyzjami i jeszcze większym żalem, kiedy było po wszystkim.
    Palce brunetki raz po raz dotykały jego szyi. Upewniała się, że Carter naprawdę jest obok niej i nie zniknął, że nie jest tylko wyobrażeniem, które ma w głowie. Jego błądzące po jej ciele, włosach czy bluzie dłonie trzymały ją w rzeczywistości. Były jak takie ciche potwierdzenie, że on się nigdzie wcale nie wybiera i siedzi razem z nią w tym wszystkim.
    — Bez sensu. — Westchnęła mrucząc pod nosem. Ale byłoby za łatwo, dyby używki miały tylko tę dobrą stronę, prawda? Gdyby ten nieustanny haj był ciągły i nigdy się nie kończył. Sophia nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ludzie chcą się później tak czuć. Parę godzin zabawy, a potem godziny albo dni udręki. — To nie jest tego. — Dodała ciszej, do siebie. To nie był żaden wyrzut w jego stronę. Jeśli tak zabrzmiała, to nieświadomie. Nie ukrywała, że nie była fanką stylu życia Cartera, ale nie była też głupia, aby sądzić, że potrafiłaby go sama ogarnąć i zmusić, aby przestał. To musiało wyjść od niego, nie od niej.
    Zawahała się, kiedy wspomniał o lekarzu. To mogło pomóc. Była odwodniona, nie piła teraz tyle, ile potrzebowała i mogło ją to postawić na nogi nieco szybciej. Jeśli miała możliwość, to nie odmawiała pomocy lekarskiej. Chodziło o coś zupełnie innego.
    — Nikt nie będzie wiedział? — Zapytała i znów uniosła głowę. To nie mogło się wydostać. Nikt nie mógł o tym wiedzieć. Dopiero teraz zaczęła o tym myśleć. Co mogło się wydarzyć w klubie, na kogo tam trafiła. — Nikt się nie dowiedział, prawda? — Poprawiła swoje pytanie. Ostatnim razem był filmik, bo ktoś uznał to za przezabawne, a potem… Potem było piekło. Może nikt nie zauważył, że Sophia na czymś była. Nie, na pewno nikt nie zauważył i na pewno nie wyszło to spoza osoby z ich kręgu.
    — Ktoś może przyjść. Zaufany. — Dodała. Nie wątpiła, że Carter miał tylko takich ludzi i nie ściągnąłby do domu kogoś kto zaraz poleci do TMZ, aby zdać raport co widział w penthousie rapera Zaire’a i z kim tam był. Kroplówka nie była podejrzana, ale znała ten świat na tyle, aby wiedzieć, że takie smaczki sprzedawały się najlepiej i jeżeli mogła to wolałaby uniknąć bycia znów celem plotek.
    Siedziała wtulona w Cartera. Oplatając go ramionami i nogami. Uczepiona, jakby był jedynym, który mógł teraz utrzymać ją przy życiu i codzienności, w której nie potrafiła się jeszcze odnaleźć. Westchnęła bezgłośnie.
    — Brzmi wystarczająco. — Zapewniła. Nie potrzebowała, aby naprawiał cały świat. Nie musiał naprawiać nawet jej, to nie on ją popsuł. Wystarczyło jej, że po prostu był obok.
    Sophia delikatnie się uśmiechnęła na to określenie.
    — Z tobą dam. — Szepnęła. Gdyby musiała przez to przejść sama… Wolała o tym nie myśleć. O tej panice, która na pewno by się znów pojawiła. Czasami nawet z nim obok czuła się osamotniona, a co by było, gdyby naprawdę była sama. — Przepraszam… Nie chcę być kłopotem.
    Powtarzała sobie, że to nie jest jej wina, ale jednak mimo wszystko, ale to z jej powodu nie mogli cieszyć się weekendem. Spędziła tyle czasu na spaniu, płakaniu i ucieczce od rzeczywistości, a on na martwieniu się i chodzeniu wokół niej. Sprawdzaniu, czy jeszcze oddycha. Inaczej wyobrażała sobie ten weekend.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znajome imię rozbrzmiało w jej uszach.
      Selena? Prawie zapomniała, że była tam wczoraj z przyjaciółkami. Cholera… Czyli ona wiedziała. Sophia przez moment nic nie mówiła. Tylko zaciskała mocno usta.
      — Rozmawiałeś z nią?
      Wiedziała, jaka dziewczyna potrafiła być. Czasem, ale pozwalała sobie na zbyt wiele. To wszystko było w dobrej wierze, ale nie każdy to rozumiał. To ona miała najwięcej obaw, gdy Sophia zaczęła o Carterze mówić. I nie omieszkała mu wspomnieć, że jeśli coś przez niego stanie się Soph to z Seleną będzie musiał się liczyć. Była wtedy bardzo stanowcza.
      — Potrafi taka być. — Przyznała z cichym westchnięciem. — Czasami lepiej jej nie wchodzić w drogę. Ale to zawsze z troski. Pewnie powinnam do niej napisać. I do Vic. — Mruknęła, ale nie ruszyła się. Tylko odrobinę mocniej objęła Cartera, a twarz schowała w jego szyi. Potrzebowała jeszcze kilku minut z nim, zanim powoli zacznie ogarniać się do powrotu do rzeczywistości.

      soph🦋

      Usuń
  2. W środku wiedziała, że Carter nie ściągnąłby do siebie byle kogo, ale to zapewnienie… Wiele jej dało, że to będzie ktoś zaufany. Przyjdzie, zrobi co trzeba i będzie po krzyku. W domu wszyscy nieraz korzystali z takiej opcji – ktoś był chory, ale nie na tyle, aby pchać się do przychodni. Nie ważne, jak bardzo prywatnej i luksusowej. Czasem wygodniej było mieć wizytę domową. Tak samo bez pytań, dyskretnie i szybko. Przecież to niczym się nie różniło.
    Pokiwała powoli głową na zgodę. Skoro to miało pomoc, to nie zamierzała tyle cierpieć w imię niczego. Wolała mieć to szybko za sobą. Musiała mieć to szybko za sobą, ale wiedziała, że nawet to nie będzie cudem, ale zawsze to lepsze niż udawanie, że może sobie poradzić sama.
    — Okej. Niech przyjedzie w takim razie.
    To sprawdzony sposób. Nie musiał dodawać nic więcej, aby doskonale wiedziała co miał na myśli. Dla niego takie poranki nie były w końcu nowością. Ani niczym zaskakującym. Wolała już dłużej się nie zastanawiać nad tym, ile takich dni ma na swoim koncie ani z kim je dzielił. Niektórych rzeczy lepiej było nie wiedzieć, prawda? Sophia była zdania, że nie o wszystkim trzeba było sobie mówić, a zwłaszcza w jej obecnym stanie pewne tematy lepiej było sobie darować.
    Znajdowała jakieś pocieszenie w tym, że nie zwracała na siebie uwagi. Po prostu jako jedna z wielu z dziewczyn. Tak, to zdecydowanie było na swój sposób pocieszające. Uśmiechnęła się kącikiem ust, kiedy Carter mówił. Bardziej do wspomnień niż do niego, bo pamiętała więcej niż chciałaby i nie wszystko z tej nocy było w końcu złe.
    — Dziękuję. — Szepnęła. Za to, że się nią zajął i pozwolił w jej tempie do siebie wracać, za dyskrecję w klubie i tak naprawdę za wszystko, bo Sophia nie chciała sprawiać sobie ani jemu problemów, a mogła. I chyba to zrobiła, ale tego tematu jeszcze nie poruszała. — Normalnie? Niewiele z tego było normalne. — Mruknęła. — Ale skoro tak… Pamiętam, jak się czułam i było… chyba nigdy mi nie było tak dobrze, jak wtedy.
    Nie patrzyła na niego. Czuła, jakby przyznawała się do czegoś zakazanego. Poniekąd tak właściwie było. To uczucie nie powinno było się jej podobać, a jednak było w nim coś, co przyciągało.
    — Drugi raz tego powtarzać nie chcę. — Dodała po chwili. Nie chciała, aby Carter pomyślał, że teraz zacznie prosić o jakieś kolorowe tabletki na poprawę nastroju i dobrą fazę podczas imprezy. Potrafiła się dobrze bawić bez dodatków. Może bez pakietu euforii i bycia wznoszoną do chmur, ale wciąż w poprawny sposób. Miała nadzieję, że to był pierwszy i ostatni raz.
    Słuchała go uważnie. Niezbyt wiedząc, czy bardziej ma się skupić na jego dotyku czy na słowach. Rozpraszał ją tym bardziej niż zwykle, mimo, że w tym dotyku nie było żadnej dwuznaczności. Był tylko on, przypominający o swojej obecności.
    — Chyba ci kiedyś groziła, że to zrobi. — Przypomniała z lekkim uśmiechem na twarzy. — Później do niej zadzwonię, aby się uspokoiła. Nie mam teraz na to sił. — Obiecała z krótkim westchnięciem. Już sama ta rozmowa wyciągała z niej resztki emocji, a do rozmowy z Seleną potrzebowała jej znacznie więcej. Wyśle jej krótką wiadomość, a zadzwoni może wieczorem albo jutro.
    Kiedy uniósł jej podbródek, spojrzała mu w oczy bez uciekania na bok. Jej własne były zwężona, cienie pod nimi fioletowe, ale na tyle, na ile mogła uważnie patrzyła chłonąc informacje.
    — I dotrzymałeś słowa. Upewnię się, aby jej to przekazać. — Zapewniła. Niezbyt pamiętała ten moment z dziewczynami, ale potrafiła wyobrazić sobie, jak Selena o nią walczy, aby nie opuściła klubu z Carterem.
    Sophia trochę niepewnie sięgnęła dłonią do jego policzka. Musnęła opuszkami go najpierw delikatnie. Kilkudniowy zarost Cartera delikatnie drapał ją w palce, a ona tylko na to lekko się uśmiechnęła. Powoli przesunęła wzrokiem po jego twarzy, zanim znów wróciła do jego oczu. Minęło może kilka sekund, a może cała minuta lub więcej. Nachyliła się ostrożnie, jakby się bała, że może ją odtrąci i musnęła najpierw delikatnie jego usta. Sprawdzając, czy może, czy czegoś jej nie powie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie szukała łapiących za gardło pocałunków. Raczej tego cichego, spokojnego i potwierdzającego bliskość pocałunku. Odsunęła się po chwili znów zaglądając mu w oczy, w których szukała potwierdzenia, że nie robi nic złego.
      — Pójdę się trochę ogarnąć i możemy iść na ten spacer. I jedzenie. — Powiedziała cicho. W innej sytuacji chciałaby, aby poszedł z nią, ale teraz potrzebowała momentu dla siebie. Wyciszyć się pod ciepłą wodą. — O której ma być mój zestaw ratunkowy? — Zapytała wysilając się na lekki żart, bo choć w środku wszystko w niej uschło, to nie chciała się temu uczuciu poddać w pełni i na tyle na ile mogła to sama chciała doprowadzić się do porządku.

      soph

      Usuń
  3. Nie miała już możliwości, aby tego uniknąć. Stało się i ponosiła teraz konsekwencje, które nie były najprzyjemniejsze. W jej świecie wszystko zawsze było pod kontrolą. Każdy drink wypity na imprezie, każde oddalenie się od grupy znajomych. Wiedziała, kiedy może pozwolić sobie na rozluźnienie, kiedy może zacząć łamać zasady i nie potrafiła przypomnieć sobie momentu z tamtej nocy, kiedy ten moment nadszedł. Pojawiały się za to pytania, kiedy wzięła coś, czego nie powinna była. Dlaczego w ogóle cokolwiek wzięła, skoro pilnowały swoich napojów i nie brały nic od nieznajomych. Ich loża miała być bezpiecznym miejscem. Podobnie, jak bar. Dziewczyny nigdy by jej tego nie zrobiły. Żadna nie odurzyłaby jej dla żartu. Nie chciała oskarżać Cartera ani jego znajomych, choć sam często jej powtarzał, że nie wszystkim ufa, ale nie mogła rzucać oskarżeniami, kiedy nie miała żadnej pewności co tak naprawdę się tamtej nocy wydarzyło. Ta niepewność pożerała ją od środka. Była męcząca i bolesna. Jedyne pocieszenie, jakie w tym znajdowała to to, że jej nic się nie stało. Nie obudziła się w obcym miejscu, nie było na ciele żadnych śladów czegoś, czego ani ona ani Carter nie chcieliby widzieć.
    — Słodki, niewinny cukierek z piekła, huh? — Mruknęła cytując Cartera sprzed paru tygodni. Wtedy, jak siedzieli w jednym z pokoi w klubie w tej absurdalnej atmosferze, kiedy nie wiedzieli co ze sobą zrobić, gdy nie potrafili sobie spojrzeć w oczy i porozmawiać. Zbyt zawstydzeni tym, co między nimi się wydarzyło.
    Wszystko by się zgadzało. Ta przepełniająca jej ciało euforia, którą czuła do całego świata. Jak wszyscy nagle wydawali się jej być tacy cudowni i wspaniali, a świat był najlepszym miejscem. Kącik jej ust lekko drgnął, jednak nie było to nic radosnego. Bo tak, jak mogła się czuć wtedy świetnie i chcieć tego uczucia przez resztę życia, to dochodzenie do siebie po tym absolutnie nie było warte tego wszystkiego. Ten nieustanny płacz, ciągle poczucie winy i zimna podchodzącego od środka. To, jak brunetka czuła się po tym wszystkim było obce. Brakowało jej prawdziwej siebie. Tego, jaka naprawdę była. Nie na Molly, nie po alkoholu.
    — Nie czułam się pijana. Raczej… nawet nie wiem, inaczej. — Wzruszyła lekko ramionami. Znał przecież dobrze to uczucie, a ona wcale nie musiała mu tego opisywać. I nienawidziła tej myśli, że Carter to wszystko wiedział, że to był jego świat, a ona w niego została wciągnięta. W dodatku na własne życzenie, bo mogła powiedzieć „nie” i odwrócić się na pięcie i odejść. Od niego i tego wszystkiego, ale została. Pozwoliła sobie na uczucie, które pochłonęło ją do reszty. I teraz wcale nie zamierzała od niego odchodzić. Nawet nie myślała nad tym, aby od niego odejść. Miała w sobie tę myśl, że to może się powtórzyć. Niespecjalnie, Sophia nie chciała w to wchodzić. Nie po raz drugi, kiedy wiedziała, jak paskudnie człowiek czuje się następnego dnia.
    Nie była przyzwyczajona do używek i całe szczęście. Pewnie właśnie z tego powodu przeżywała to wszystko dziesięć razy bardziej. Ten cały burdel, który rozgrywał się w jej wnętrzu był czymś, o czym chciała jak najprędzej zapomnieć. Wydobrzeć, a potem nigdy więcej już do tego nie wracać.
    Wyszła po chwili, pozwalając sobie jeszcze na parę minut w jego objęciach.
    Prysznic jej pomógł. Nie jakoś wybitnie, ale było lepiej. Wyszła spod prysznica pachnąc słodkim karmelem i lilią. Mimo braku sił zmusiła się do wysuszenia włosów. Do nabalsamowania ciała, aby je chociaż trochę nawilżyć produktami. Miała pół godziny i nie spieszyła się, ale nie ociągała również. Czuła się już trochę lepiej, kiedy siedziała w salonie pod kocem. W świeżych ubraniach, pachnąc słodyczą i świeża, wykąpana. Nie mówiła też nic i nie protestowała, kiedy Carter podał jej miseczkę z owsianką. Bardziej mieszała łyżeczką w miseczce niż faktycznie jadła, ale widziała jego zmartwione spojrzenie i chciała mu tego oszczędzić. Chciała wrócić do bycia sobą, a nie mogła tego zrobić, gdy będzie odmawiała jedzenia i marudziła, jak jest jej źle, ale nic z tym nie robiła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuła się dziwnie, kiedy zjawił się lekarz. Cała ta czynność była dziwna, choć tłumaczyła sobie cały czas, że wszystko jest w porządku i ludzie robią tak cały czas. Leczą w ten sposób kaca, a nawet niewielkie przeziębienie. Ot, nic specjalnego. Odpowiadała na pytania mężczyzny zgodnie z prawdą. Jadła niewiele, piła też nieco mniej, ale obiecała, że o siebie zadba. Prawie nie czuła wkuwanej w ciało igły. Przez niemal godzinę siedziała bez ruchu. Głowę miała opartą o zagłówek, oczy zamknięte. Co jakiś czas czuła, jak dłoń Cartera do niej sięga i nieświadomie się wtedy uśmiechała. Ten niewielki gest był jak potwierdzenie, że wszystko będzie w porządku, że już jest w porządku. Nie tylko ona skorzystała z pomocy lekarza. Słyszała i widziała, jak mężczyzna to samo robi Carterowi. Wcześniej nie zwracała uwagi na to, w jakim on sam jest stanie, ale teraz, gdy myślała już trochę trzeźwiej to widziała tę twarz, która straciła swój naturalny kolor, jego zmęczone spojrzenie.
      Jak już było po wszystkim ściągnęła rękaw bluzy i zakopała się w kocu po raz kolejny. Piła wodę, którą zostawił dla niej Carter i cierpliwie czekała, aż do niej wróci. Nie przysłuchiwała się rozmowie, której nie byłaby nawet w stanie usłyszeć z tej odległości. Jakieś podziękowania, a potem głosy były już tylko tłem.
      Spojrzała na Cartera, kiedy do niej wrócił i nieśmiało się uśmiechnęła.
      — Tak, jest już lepiej. — Zapewniła. Faktycznie czuła, że jest lepiej. Prysznic, kroplówka i powoli wracała do życia. — A jak ty się czujesz? — Zapytała. W tym wszystkim z jej strony to pytanie nie padło ani razu.
      Odetchnęła nieco głębiej, zanim się odezwała. Jakby potrzebowała znaleźć w sobie trochę odwagi do wypowiedzenia pewnych słów.
      — Nie brałam niczego od nikogo. — Powiedziała cicho. Pewnie już mu to mówiła, ale potrzebowała to powiedzieć jeszcze raz. Teraz to zapamięta. Teraz była trzeźwa. — Nie wiem, jak to się stało, ale przysięgam, że nie zrobiłam tego specjalnie… Nigdy bym tego nie wzięła.
      Wiedziała, że on wiedział. Musiała to jednak powiedzieć na głos, aby była między nimi jasność, że to, co się stało nie było jej wymysłem ani widzimisię. Nie chciała, aby chociaż przez moment pomyślał, że Sophia chciała tego uczucia. Tak, było przyjemne i te dwie godziny wzniosły ją do gwiazd, ale ostatecznie to nie było warte.

      soph

      Usuń
  4. Dla niej to było bez większego znaczenia, czy to była Molly czy coś cięższego. Twardo chciała trzymać się z daleka od tych wszystkich używek i nie mieć w swoim systemie nic związanego z nimi. Z perspektywy Cartera mogła przesadzać z reakcją i paniką, choć nie dał jej tego odczuć. Być może nawet z perspektywy zwykłej osoby przesadzała, bo na koniec dnia to była tylko ekstaza. Nic co wycięłoby jej dziurę w pamięci. To nie było tak, jak tamtym razem, kiedy nie miała kontroli nad ciałem ani umysłem. Teraz rozpoznawała ludzi. Wiedziała, gdzie się znajduje i co robi. Wszystko było tylko… Piękniejsze. Zaczynając od Cartera i niej samej, a na kolorowych klubowych światełkach kończąc. Gdyby tylko tak świat mógł wyglądać bez konsekwencji, to wszyscy byliby szczęśliwi. Ale to było tylko chwilowe uczucie. Mijało szybko, a konsekwencje ciągnęły się jeszcze długo za człowiekiem.
    Pokiwała lekko głową, kiedy potwierdził, że wie. Sophia w środku również wiedziała, że tak by o niej nie pomyślał, ale poczuła się lepiej, kiedy mogła mu to powiedzieć. Nie musiała tego robić, ale potrzebowała. Dla spokoju własnego ducha.
    Sophia uśmiechnęła się delikatnie w odpowiedzi na ten gest. Miała nadzieję, że niedługo już wszystko wróci do normy. Do tej znanej im codzienności, w której się odnajdowali. Czuła, że jest już na dobrej drodze do tego. Może jeszcze nie dziś, ale jutro pewnie będzie czuła się już na siłach, aby powoli zacząć bardziej ogarniać swoje własne życie i samą siebie.
    — Chciałam, żebyś wiedział. — Przyznała zgodnie z prawdą.
    W jej świecie nie było – już – miejsca na niedomówienia. Wolała wyrzucić z siebie wszystko niż zostawiać siebie i Cartera zastanawiających się, czy na pewno powiedziane zostało wszystko. Nieraz przekonała się, że lepiej jest powiedzieć nawet niewygodną prawdę. Teraz sytuacja była trochę inna, ale mimo wszystko chciała, aby między nimi była jasność.
    Spoglądała na mężczyznę uważniej. Dostrzegła ten ruch ramieniem, jakby próbował zbyć to pytanie. Dla niej to zawsze było istotne, jak Carter się czuł. Po prostu dopiero teraz zaczęła dostrzegać coś więcej niż samą siebie.
    — Nie tylko ja będę musiała odpocząć. — Zauważyła. Widziała i po nim zmęczenie. Obojgu przyda się trochę oderwania od tego weekendu i może w końcu uda im się to zrobić. — Dziękuję, że jesteś. — Dodała nieco ciszej.
    Zamiast przytulić się do jego ramienia, Sophia nieco swoje zmiany zmodyfikowała. Odstawiła szklankę po wodzie na stolik i weszła na kolana Cartera. Siadła do niego przodem, naciągając koc na siebie i na niego. Jakby chciała schować ich przed całym światem, choć przecież w penthousie poza nimi nie było żywej duszy.
    Kolejne słowa Cartera nie brzmiały, jak obietnica, a jak groźba. Stanowcza i taka, która nie zamierza odpuścić. Nie musiał kończyć, aby brunetka mogła się domyślić, co planował. Chociaż wolałaby nie wiedzieć. Ani się nie domyślać.
    — Pamiętam, że wzięłyśmy drinki z baru i wróciłyśmy do loży. Po tym, jak poszedłeś. — Mówiła. Starała się przypomnieć sobie więcej szczegółów, ale noc była lekko rozmazana. Nie tylko przez narkotyk, ale i alkohol, zmęczenie. — Potem poszłyśmy… Gdzieś. I wróciłyśmy i wzięłam swojego drinka i potem… Potem byłam z tobą.
    Nie miała pojęcia kto to mógł zrobić i czy ktoś faktycznie to zrobił, czy to ona była na tyle nieuważna, że sięgnęła po cudzego. Naprawdę nie wiedziała. Teraz to chyba było też bez znaczenia, ale Sophia nie zamierzała Cartera prosić, aby odpuścił, bo wiedziała, że mężczyzna tego nie zrobi. Nie będzie potrafił zostawić tego w spokoju i będzie musiał dowiedzieć się, co tak naprawdę się tam wydarzyło. Sophia pewna nie była, czy na pewno chce o wszystkim wiedzieć, ale to wszystko najlepiej będzie zostawić w jego rękach. Carter wiedział co robić. Sophia nie musiała się o nic martwić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ułożyła mu dłoń na policzku. Delikatnie i z czułością gładziła ciepłą skórę. Czuła pod palcami napięcie, które pochodziło ze środka Cartera. Potrafiła rozpoznać, kiedy mimo spokoju coś w nim buzowało, a ta sytuacja również i jemu nie dawała spokoju. Po chwili dołączyła drugą rękę. Trzymała jego twarz w dłoniach, kciukami delikatnie gładząc delikatną skórę pod jego oczami.
      — Wiem, że się tym zajmiesz. — Powiedziała cicho, ale z pewnością. Miała zaufanie co do tego, że Carter na pewno będzie potrafił się tym odpowiednio zająć i na własny sposób wymierzyć sprawiedliwość. — Ale ty też musisz odpocząć. Jesteś zmęczony. — To nie było pytanie, a fakt. Przed innymi pewnie by ukrył swój stan, ale nie przed nią. Widziała go w zbyt wielu sytuacjach, aby ominąć oznaki zmęczenia na jego twarzy czy w sposobie, jak mówił i się zachowywał.
      — Może… nie wiem. Nie lubię idei, że ktoś ciągle jest. Nie jestem nikim ważnym, żeby mnie pilnować. — Westchnęła. Rozumiała co miał na myśli i to pewnie mogła być odpowiednia opcja. Ale przecież klub roił się od ludzi z ochrony, a jednak taka sytuacja się zdarzyła, a Sophia nie chciała, aby ktoś podążał za nią krok w krok. Nie była do tego przyzwyczajona. — Pomyślimy o tym innym razem, okej? — Poprosiła. To nie był raczej dobry momenty, aby się nad tym zastanawiać.
      Sophia westchnęła nieco ciężej, zanim ułożyła głowę na jego ramieniu. Wsunęła ręce pod jego, aby objąć go wokół pleców, za którymi splotła ze sobą dłonie. Nie miała ochoty, aby teraz cokolwiek czy ktokolwiek ją od niego odciągał.

      soph

      Usuń
  5. Ufnie wtulona siedziała na Carterze z głową ułożoną na jego ramieniu. Kiedy tak na nim leżała czuła się bezpiecznie. Wystarczyło jej, aby Carter był tuż obok i zaczynała się uspokajać. Jego głos był kojący, na równi z ciepłymi dłońmi, które niemal ciągle czuła na swoim ciele. Przymknęła oczy. Otulona była kocem i ciepłem Cartera, miała wszystko czego mogłaby teraz potrzebować. Jest ktoś miał odciągnąć od niej wszystko to, co złe i nieprzyjemne to kogo to być tylko Carter. Sophia wiedziała, że zdarza się jej trochę za bardzo panikować i być może, gdy zaczęło do niej docierać, co się wydarzyło i jak się zachowywała to panika, wstyd i złość wzięły górę i musiały znaleźć jakieś ujście.
    — Musisz. — Powtórzyła nieco dobitniej tym razem. Uśmiechnęła się lekko i podniosła głowę, aby musnąć żuchwę mężczyzny. To był lekki pocałunek, któremu daleko było do jakiejkolwiek dwuznaczności. — Do niczego mi się nie przydasz taki umęczony. — Dodała. Nie mogła się powstrzymać od tego delikatnie kąśliwego komentarza, który sam cisnął się jej na usta. Mógł to odebrać jako znak, że powoli wszystko wracało na odpowiednie tory. Musiało, skoro Sophia znajdowała w sobie siły do żartowania.
    Sophia pokiwała głową, gdy wyjaśniał o co chodzi konkretnie z ochroniarzem. Ciężko było się jej kłócić z tym pomysłem. Carter przecież miał rację. Z kimś kto miałby na nią oko zawsze będzie bezpieczniej. Carter przecież nie mógł z nią być cały czas, a tamten wieczór był tego dowodem.
    — Na taką opcję mogę się zgodzić. — Powiedziała po chwili. Nie miała tak naprawdę żadnego wyjścia. Musiała się zgodzić i nie miała tutaj żadnego pola do dyskusji. Sophia też wiedziała, że to jest najlepsza opcja. — Chyba byś nie chciał, aby ktoś ze mną chodził do łazienki. — Mruknęła przewracając oczami. Już widziała tę radość na jego twarzy.
    Brunetka przymrużyła oczy, kiedy mówił dalej. Czuła w każdym jednym słowie prowokację. Miała odpoczywać i się regenerować, a Carter ją zmuszał do wymyślania szybkich ripost. Aż musiała się odsunąć, aby spojrzeć na Cartera. Uniosła brew. Nie była urażona. Raczej ją tym rozbawił, ale nie zamierzała dać tego po sobie poznać. Jeszcze nie.
    — Nikt ze mną tyle nie wytrzyma? — Upewniła się. Brunetka przymrużyła oczy. — Jakoś wtedy te wszystkie moje emocje ci nie przeszkadzały. Wiesz… pamiętam bardzo dużo z tamtej nocy. — Mruknęła cicho. Sunęła wzrokiem po jego twarzy. Na dłuższą chwilę wzrok zatrzymała na ustach mężczyzny, zanim podniosła je wyżej. — Byłeś wtedy całkiem zadowolony z tych moich emocji… I na spojrzenia też nie narzekałeś.
    Wzruszyła lekko ramionami i spojrzała na zawieszony na ścianie obraz. Wróciła zaraz po chwili do Cartera, bo choćby chciała to zbyt długo nie umiała od niego uciekać.
    — Mam to ograniczyć? Żebyś jeszcze się nie poczuł przeciążony moimi emocjami i spojrzeniami. — Wzniosła oczu, a kącik ust brunetki lekko drgnął w górę. Czasami może faktycznie za bardzo brała wszystko do siebie i wiedziała, że to jest męczące. Dla niej na pewno było, a co dopiero powiedzieć mieli ci wszyscy, którzy byli wokół niej?
    Miała nadzieję, że to wszystko już zaraz minie. Te jej uczucia, a raczej ich brak. Wolałaby, chyba, czuć milion rzeczy na raz niż takie jedno wielkie nic. Sama już nie wiedziała, ale powoli widziała światełko w tunelu, a to było już dla brunetki na ten moment wystarczające.
    Sophia lekko pokiwała głową. Nie zamierzała się wtrącać w to, co Carter planował. Chyba wolałaby również nie widzieć tego, kiedy i w jaki sposób do tego doszło. Pewnych rzeczy brunetka widzieć i wiedzieć nie musiała.
    Delikatnie zadrżała, kiedy dłonie Cartera znalazły się pod materiałem bluzy. Nie z chłodu, było to odruch. Zamruczała również cicho, wtulając twarz w szyję Cartera. Biło od niego przyjemne ciepło, które dla brunetki kojarzyło się z tymi wszystkimi chwilami we dwójkę. Tego uczucia właśnie chciała się teraz trzymać. Ciepłego i znajomego, które należało tylko do nich i nikogo więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słuchała go z delikatnym uśmiechem na ustach.
      Każde jedno słowo wbijało się pod skórę. Utrwalało w jej umyśle i potęgowało to, co już do Cartera czuła. Sophia była przekonana, że nigdy przedtem nie miała w sobie taki silnych uczuć, jak do niego. Zaryzykowała dla niego wszystkim, a znali się przecież zaledwie od paru tygodni.
      — Mmm, chyba mi raz czy dwa to powiedziałeś. — Mruknęła wysilając się na odrobinę zadziorności w głosie. — Wiem, Carter, wiem. — Dodała. Uniosła głowę, aby na mężczyznę spojrzeć. Przybliżyła swoją twarz do niego, aby musnąć policzek.
      — Ale jestem tutaj i nigdzie się nie wybieram, wiesz o tym? Nie musisz spędzać beze mnie nocy. — Szepnęła tuż przy jego uchu. Czuła podobnie. Kiedy zamiast tutaj spała w domu brakowało jej tej drugiej osoby na łóżku. Żadnego znajomego ciała, do którego mogłaby się przytulić. Teraz miała go na co dzień. Każdą noc zaczynała i kończyła z nim. I nie chciała, aby kiedykolwiek to zaczęło inaczej wyglądać.

      soph

      Usuń
  6. Sophia doszła do siebie szybciej niż się tego spodziewała. Już na drugi dzień było znacznie lepiej i zamiast kolejnych godzin w łóżku piła kawę przy kuchennej wyspie z lekkim, choć wciąż zmęczonym uśmiechem. Nie sądziła, że coś tak niewinnego mogło ją aż tak sponiewierać. Ostatecznie miała to jednak za sobą i więcej nie musieli wracać już do tego tematu. Sophia nie pytała się Cartera, jak idzie sprawdzanie kamer. Wolała nie wiedzieć. Powiedział jej za to sam, a kiedy wyszło na jaw, że to był czysty przypadek jednocześnie poczuła ulgę, ale także i gorzką falę wstydu. Nawet nie była na tyle pijana, aby nie wiedzieć po co sięga. Była rozkojarzona rozmową. Śmianiem się z przyjaciółkami. Uspokoiła też dziewczyny, wyjaśniła, że to wszystko to był przypadek. Nie chciała, aby patrzyły na Cartera, jak na winnego, który czeka tylko na okazję, aby swoją dziewczynę czymś odurzyć. Reszta dni upływała im spokojnie. Tak, jak być powinno między nimi zawsze, a Sophia ten spokój lubiła. Nie był zaburzony jej rodzinnymi kłopotami, nie było żadnych plączących się wokół nóg ex. Mieli swoje spokojne poranki z kawą i ulubionym śniadaniem, Sophia wciąż każdego dnia starała się jeździć do schroniska. Bez Cartera była już tam inaczej, a kiedy wybierał się tam z nią czuła się czasem tak, jak na początku, kiedy dopiero zaczynał.
    Zauważyła w nim pewną zmianę.
    Przez te kilka dni był skupiony na niej, ale w sposobie, jak czasem milkł i przestawał słuchać, wyłączał się kompletnie z rozmowy było coś niepokojącego. Próbowała czasem go o to podpytać, zapewniała, że może z nią porozmawiać o wszystkim, jeśli ma taką potrzebę, ale nigdy nie chciał. Nie naciskała, bo liczyła, że w końcu sam do niej przyjdzie i będą mogli spróbować rozwiązać ten problem we dwójkę. Była przekonana, że z czymkolwiek Carter się teraz mierzył było do rozwiązania. Słyszała już chyba wszystko. Planowanie nadchodzących koncertów i próby do nich, omawianie drobnych szczegółów. Potrafił znikać na całe godziny i wracać w wisielczym nastroju, a Sophia nie miała pojęcia, jak mogłaby mu pomóc i co jeszcze powiedzieć, żeby z nią szczerze porozmawiał. Nie miała żadnych sensownych pomysłów w głowie, co tak naprawdę mogło mu zajmować tyle czasu. Chciała wierzyć w to, co jej mówił i poniekąd to robiła. Wolała nie myśleć, że ją okłamuje, że prowadzi jakieś podwójne życie, o którym ona nigdy miała się nie dowiedzieć. Jednocześnie ciężko było jej uwierzyć, że to wszystko; telefony w środku nocy, wychodzenie o każdej porze z domu miało związek z jego pracą.
    Zbliżał się wieczór, który sądziła, że spędzą razem. Przynajmniej taki był plan, kiedy rozmawiali wcześniej. Sophia zagrzebała się w salonie z książką, owinięta kocem i z parującą herbatą na stoliku. Za oknem była ciemność. Do penthouse nie sięgały światła miasta.
    Udawała, że nie słyszała otwierających się drzwi. W ostatnim czasie zbyt często same się otwierały, ktoś przychodził, a Carter z nim wychodził. Bez zbędnego tłumaczenia, a ona nie prosiła, aby został. Teraz również wiedziała, że będzie tak samo. Bezgłośnie niemal westchnęła, bo wiedziała, co te kroki oznaczają.
    Nie będzie wspólnej kolacji. Nie będzie wspólnie spędzonego czasu. Nie będzie Cartera.
    Książki nie zamykała. Udawała, że nie słyszy, jak się zbliża. Wzrok znad literek podniosła dopiero, kiedy wszedł do salonu. Blado uśmiechnęła się na jego widok.
    — Jasne. — Odpowiedziała tym samym tonem, który nikogo nie przekonywał, którego użył Carter. Wolała mieć go tutaj przy sobie. Jednocześnie nie chciała być tą, która polega tylko na swoim chłopaku i bez niego nie może znaleźć sobie miejsca. — Zadzwoń, kiedy będziesz wracał, okej? — Poprosiła. Chciała tylko wiedzieć, kiedy mogłaby się go spodziewać. Mógł ją obudzić. Ona równie dobrze mogła nie spać. Ale znał ją. Wiedział, że czasem jeszcze przed dziesiątą potrafiła odpłynąć.
    Odprowadziła Cartera wzrokiem, kiedy wychodził z salonu. Drzwi cicho kliknęły za nim, a w penthousie Sophia została sama.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Straciła ochotę na dalsze czytanie książki. Próbowała, ale nie umiała skupić się na tym, co czyta. Odłożyła ją w końcu i poszukała sobie innego zajęcia. Zajmowała się różnymi rzeczami, ale jej myśli krążyły wokół tego, gdzie Carter był i co robił. Niby zjadła kolację, ale bez przekonania. Wzięła długą kąpiel, ale nie poczuła się zrelaksowana. Obejrzała trzy odcinki Gilmore Girls i zasnęła w trakcie czwartego. Nie dzwoniła i nie pisała. Nie chciała mu przeszkadzać ani tym bardziej się narzucać. Łóżko w sypialni bez Cartera obok było zbyt duże, zbyt zimne i obce. Obudził ją nagły, głośniejszy dźwięk i aż podskoczyła. W pierwszej chwili myślała, że to Carter, ale okazało się, że to tylko wciąż włączony serial. Odszukała pilot, który zagrzebany był w pościeli i włączyła pauzę. Potem znalazła telefon. Na tapecie powitało ją jej zdjęcie i Cartera, ale nie było od niego żadnych powiadomień. Ani jednego połączenia czy wiadomości.
      Było parę minut po drugiej.
      Z jękiem przekręciła się na drugi bok, ale nie potrafiła wrócić już do snu. W głowie miała zbyt dużo myśli. Gdzie jest, co robi, kiedy wróci? Dlaczego nic jej nie mówi? W końcu wstała z łóżka. Była bez planu i bez pomysłu co dalej. Z telefonem w ręku zeszła na dół.
      Siedziała w kuchni przy wyspie z kubkiem herbaty. Od niechcenia mieszała w nim łyżeczką. Penthouse pogrążony był też w ciemności. Paliło się jedynie światełko nad kuchenką, które delikatnie rozjaśniało kuchnię, ale to by było na tyle. Sophia stuknęła w ekran telefonu. 03:21. Przesiedziała tutaj prawie godzinę i nic.
      Siedzenie przecież tu nic nie da. To było bez sensu. Miała już wracać do sypialni, kiedy usłyszała charakterystyczny dźwięk otwierających się frontowych drzwi. Jej wzrok od razu powędrował w tamtą stronę. Widziała ciemną sylwetkę wchodzącą do środka, której nie dało się pomylić z nikim innym.
      — Miałeś zadzwonić.

      soph

      Usuń
  7. Nie chciała brzmieć, jakby rzucała w jego stronę oskarżenia. Absolutnie nie o to chodziło, ale dłużej udawać też nie chciała, że jej nie martwi to wszystko. Nocne telefony, wymykanie się z sypialni, aby czegoś przypadkiem nie usłyszała, przyciszone głosy. Nawet, kiedy wychodzili razem i trafili na Kai’a czy Scotta, czy na kogoś z jego ekipy i rozmawiali między sobą, to Sophia czuła, że ta rozmowa jest prowadzona szyfrem, którego ona nie powinna była być w stanie odczytać. Nie miała potrzeby, żeby brać udział we wszystkim. Rozumiała, że to też nie jest jej świat i nie musi wiedzieć wszystkiego, a jednak w środku było to piekące uczucie wykluczenia. Z każdej strony czuła, że nie pasuje do Cartera, choć dogadywali się przecież świetnie.
    To nie była dobra pora na to, aby znów zastanawiała się na ile pasuje do Cartera i na ile ich związek ma sens. Gdyby porównała to wszystko ze sobą to doszłaby do równania, które mówiło, że oni razem nigdy nie powinni być razem, a to, że są jest czystym przypadkiem. I może była w tym jakaś prawda, ale to nie temat na teraz.
    — Spałam. Obudziłam się.
    Nie była zdziwiona, że Carter o tej porze wrócił. Wracał tak coraz częściej, a ona coraz częściej zasypiała i budziła się sama. Czasami nawet nie miała pewności, że faktycznie wrócił do mieszkania na noc. Mógł równie dobrze pojawić się nad ranem. Ciężko czasem było się w tym wszystkim połapać. Naprawdę nie chciała mu robić awantur. Starała się zrozumieć, że przed nią miał jakieś życie, którego ona nie rozumie i być może nigdy nie będzie w stanie zrozumieć, ale też szczególnie nie zamierzała ukrywać, że przeszkadza jej, gdy znika coraz częściej.
    Czasami bywała aż nazbyt wyrozumiała. Wymyślała kolejne wymówki, kolejne powody, dlaczego Carter nie wraca, dlaczego milknie w trakcie rozmowy, czemu nagle nie ma z nim kontaktu, chociaż siedzi przecież tuż obok niej. Coś go dręczyło, a ona nie mogła tego rozgryźć.
    Nie była zła. Tylko… Sama chyba nie wiedziała, co tak naprawę czuła. Może coś na kształt rozczarowania, że coraz mniej go ma dla siebie. Przyzwyczaił ją do tego, że jest ciągle obok, a kiedy nagle zaczął znikać i coraz mniej było w nim Cartera, którego Sophia znała – lub sobie stworzyła – nie wiedziała, jak ma się w tym wszystkim odnaleźć.
    Westchnęła bezgłośnie, kiedy do niej podszedł. Oparła się czołem o jego tors i trwała tak w tej pozie. On z dłonią na jej karku, ona oparta o niego. Wyglądał na bardziej zmęczonego niż kiedy wychodził z mieszkania. Jakby coś się po drodze wydarzyło.
    — Hej. — Szepnęła w odpowiedzi. Nie miała już nawet zmęczonego głosu. Mogła pożegnać się ze snem, przynajmniej na razie. Było też za późno, aby Sophia nie czuła tego wszystkiego. Dymu z papierosów, które może i towarzyszyły mu ciągle, ale tym razem pachniał inaczej. Nie potrafiła stwierdzić, co to właściwie było, ale chyba dłużej zastanawiać się nad tym również nie chciała.
    — Jasne, poczekam.
    Odprowadziła go wzrokiem, kiedy oddalał się od niej. Coś było nie w porządku, ale czymkolwiek to coś było, Carter nie miał najmniejszego zamiaru się z nią tym dzielić. Nawet nie musiał mówić tego na głos. Sophia to po prostu czuła w kościach. Wolał albo chciał sam przez to przejść. Kiedy Carter zniknął jej z oczu brunetka ześlizgnęła się z wysokiego stołka. Wstawiła czajnik i wyjęła duży kubeczek dla Cartera. Nie wiedziała, czy będzie chciał, ale coś musiała zrobić z rękami i myślami. Zaparzyła herbatę. W piekarniku wciąż była ich kolacja, którą myślała, że zjedzą razem. Z zapiekanki zniknął tylko kawałek, który Sophia zjadła wieczorem bez niego. Zapaliła w nim światełko i naszła ją myśl, że ta głupia zapiekanka wyglądała niesamowicie smutno z brakującym jednym kawałkiem. Zgasiła je po chwili i wróciła z powrotem na poprzednie miejsce. Objęła jeszcze ciepły kubek dłońmi i czekała, aż wróci. Nie poszła za nim, nie uciekła do sypialni. Po prostu czekała, bo co innego miała też niby zrobić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Zrobiłam ci herbatę, jeśli chcesz. — Odezwała się, kiedy usłyszała jego kroki. Tylko kątem oka zerknęła w stronę Cartera. W powietrzu unosiło się dziwne napięcie. Niby nie byli skłóceni, a między nimi nic się nie wydarzyło, a wszystko jednocześnie wskazywało na to, że są minuty od tego, aby to zrobić. — Mogę ci odgrzać kolację, jeśli jesteś głodny.
      Dobrze wiedziała, że ani na herbatę ani na zapiekankę ochoty nie ma. Pewnie nawet nie podejrzewał, że Sophia nie będzie spała. Tylko czekała po ciemku, aż wróci, aby go skonfrontować z czymś na co nie miała dowodów, a tylko podejrzenia.
      — Załatwiłeś co musiałeś?

      soph

      Usuń
  8. Nawet sobie nie zdawał sprawy z tego, jak Sophia bardzo chciałaby iść teraz do sypialni, gdzie mogłaby schować się pod pościelą i spróbować zasnąć. Przeczuwała jednak, że znajome łóżko wcale teraz nie okazałoby się azylem, a miejscem, gdzie myśli zaczną wirować jeszcze bardziej. Już teraz nie potrafiła ich poskładać w coś sensownego, a co dopiero, gdyby tam wróciła.
    Sophia znała ten ton. Kojarzyła go z przeszłości, kiedy ktoś mówił wszystko, ale nie do końca prawdę, bo nie chciano jej martwić. Carter w ostatnich dniach go używał sporo, a ona starała mu się wierzyć, bo jeszcze na początku myślała, że to naprawdę jest coś związanego z koncertami, które były bliżej niż dalej. Przygotowanie się do trasy nie mogło być łatwe i było pewnie stresujące, ale coraz mniej miała ochotę wierzyć w to, że telefony o drugiej w nocy powiązane są z muzyką. Zrozumiałaby długie próby i godziny spędzane w studiu, ale nie potrafiła zrozumieć tych późnych telefonów, wychodzenia z domu w środku nocy, wracania jeszcze później. Nie wiedziała o co w tym wszystkim chodzi, ale nie była aż tak nieświadoma, aby dać sobie wmówić, że to tylko sprawy powiązane z muzyką.
    Westchnęła cicho, kiedy stanął za nią. Nie zaprotestowała, kiedy Carter ją od siebie przyciągnął. Nie było już na nim zapachów sprzed chwili. Żadnego dymu i czegoś cięższego, czego Sophia nie potrafiła albo nie chciała nazwać. Przymknęła na moment oczy, gdyby nie powód jej obecności tutaj to byłaby normalna scenka. Carter pachnący w swój sposób, rozgrzany po gorącej kąpieli z przyciśniętymi ustami do jej karku. Teraz powinien ściągnąć ją ze stołka, wpleść palce w jej dłoń i zaprowadzić do sypialni, gdzie oboje będą mogli odpocząć. Oboje teraz wiedzieli, że to nie się nie wydarzy.
    W innej sytuacji ten gest i jego ramiona od razu by ją uspokoiły. Tymczasem nie potrafiła się w pełni rozluźnić. Głowę miała ciężką i pełną różnych myśli, od których nie wiedziała, jak ma uciec. Zwykle to właśnie w objęciach Cartera potrafiła schować się przed natarczywymi myślami, ale nie tym razem. Nie, kiedy przeczuwała, że i jego coś dręczy. Coś o czym jej mówić nie chciał. Wskazywało na to całe jego ciało, gesty i sposób w jaki się z nią obchodził. Niby wszystko było takie, jak zawsze, ale coś brunetce w tym nie pasowało.
    — Już to mówiłeś.
    Próbowała z niego wyciągnąć cokolwiek jakiś czas temu i z początku Sophia jeszcze mu wierzyła, że czymkolwiek jest to coś to on sobie poradzi, ale potrzebuje czasu. Ale ten czas mijał, a nic się w zasadzie nie zmieniało. Był nieobecny bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Jeszcze zanim zaczęli być razem zauważała te momenty, kiedy się wyłączał i nauczyła się, że zwykle wtedy coś go trapi, ale na tamten moment nie mogła zadawać pytań. Co najwyżej rozluźnić atmosferę jakimś mało śmiesznym żartem albo zaproponować mu spacer z Gigi, a teraz nie było już nawet jej.
    Sophia również nie patrzyła mu w oczy. Nie chciała tam znaleźć czegoś, co nie będzie prawdą, a jej domysłami. Bezwiednie przesunęła palcami po wierzchu jego dłoni, która była rozgrzana od wody i tak przyjemnie znajoma. Dopiero po chwili odwróciła się w jego stronę na stołku, jeszcze jednak bez spoglądania mu w oczy. Chwyciła między palce materiał ciemnej koszulki, którą na sobie miał i mięła go przez parę sekund w dłoniach, jakby to z czymkolwiek miało jej pomóc. Dla brunetki minęła cała wieczność zanim podniosła wzrok na mężczyznę, ale w rzeczywistości było to mniej niż trzydzieści sekund. Bardziej błądziła nim po jego twarzy niż zaglądała w oczy.
    — Trochę na to za późno. — Odpowiedziała. Ona już się martwiła. — Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć o co chodzi? Wiem, że to nie trasa ani nowa muzyka, żaden merch… — Przygryzła wnętrze policzka. Powstrzymywała się przed tym jednym pytaniem, które od dawna krążyło jej po głowie. — To ma związek z tamtymi facetami z biura, prawda?

    soph

    OdpowiedzUsuń
  9. Naprawdę chciałaby mu wierzyć, że to wszystko to nie jest tylko jej wymysł, że jest z nią szczery, ale nie potrafiła. Bywała naiwna, ale nie głupia. Jak miała uwierzyć, że tu naprawdę chodzi o muzykę, kiedy wracał do domu w takim stanie? Muzyka od niego nie wymagała, aby wychodził w środku nocy wyrzucając pod nosem stos przekleństw, aby na szybko całował ją w czoło i mówił „nie martw się, niedługo wrócę. Wracaj spać”. Na początku jeszcze zasypiała, ale już coraz rzadziej jej się to udawało i nie potrafiła przymknąć na to wszystko oka.
    — To chyba możesz mi powiedzieć, co takiego posypało się w klubie? — Nie dawała za wygraną. Nie zamierzała odpuścić, już nie. Czekała na jego powroty zbyt wiele razy, a teraz zwyczajnie czuła, że nie ma w sobie miejsca na kolejne wymówki, półprawdy i niedopowiedzenia. Wolała najgorszą prawdę od własnych domysłów, bo z nimi nigdy nie było bezpiecznie. — Ogarnąć co? To na tyle tajne, że nie możesz powiedzieć nawet mi? — Spojrzenie miała zacięte i nieodpuszczające.
    Nie chciała naciskać zbyt mocno, ale odpuszczać również nie zamierzała. Chciała dowiedzieć się czegokolwiek. Zrozumieć, dlaczego jeden telefon jest w stanie go wyrwać w środku nocy z mieszkania czy sprawić, że ma nastrój, od którego lepiej trzymać się z daleka. Musiała to zrozumieć i wiedzieć.
    — Byli z tobą i Kai’em, kiedy przyszłam. — Dobrze wiedział o jakich jej chodziło. Nie musiała się nawet wysilać, aby ich opisać. — „Po prostu robota”, jakiego rodzaju robota?
    Dochodziła czwarta, to nie była pora, aby zadawać tego rodzaju pytania, ale Sophia już wiedziała, że tak łatwo nie wróci do spania i to być może teraz była jedyna okazja, aby go chociaż trochę przycisnąć.
    — Ale ma związek z tobą. — Wyrzuciła. — I martwi ciebie. Myślisz, że tego nie widzę? Że nie zauważam, co te telefony i wyjścia z tobą robią? Czemu nie chcesz ze mną porozmawiać? Carter… — Westchnęła ciężko, a jej ramiona opadły. Nie opuściło jej jednak zmęczenie. Odruchowo lekko objęła go w pasie, bo mimo złości i niezrozumienia, które w niej siedziały, brunetka nie umiała dawkować sobie jego obecności. — Chcę pomóc, jeśli mogę… Po prostu mi powiedzieć, co to jest…
    Nie wierzyła, że to naprawdę trasa i cała reszta. On to wiedział. Jeszcze na początku łatwo było ją przekonać, że to problemy związane z nadchodzącą trasą, ale coraz trudniej było ją do tego przekonać. Było zbyt wiele tych telefonów i wyjść, za często jego menadżer tu wpadał, jak do siebie i wyciągał go z mieszkania odrywając od niej. Nie chodziło o to, że nie spędza z nią czas. O sekrety. O rzeczy, których Carter jej nie mówił. O ludzi, którzy po niego sięgali wtedy, kiedy tylko miał ochotę.
    Przymknęła oczy, kiedy ją do siebie mocniej przyciągnął. Jego bliskość zazwyczaj była kojąca, ale nie tej nocy. Teraz Sophia nie potrafiła się uspokoić tak, jak wcześniej. Zaufać jego słowom i zapewnieniom, Nie miała wątpliwości, że cokolwiek go gryzło w końcu odpuści, ale obserwowanie go w takim stanie również było dla niej męczące. Ta świadomość, że coś się dzieje, a ona nie może być dla Cartera żadnym wsparciem. Tylko udawać, że nie widzi, że nie rozumie. Była tym zwyczajnie zmęczona.
    — I tak spędzam noce sama, więc to chyba bez większej różnicy, czy siedzę i czekam, aż wrócisz, czy śpię, nie? Cebie i tak nie ma.
    Sophia nie chciała się z nim kłócić. Zresztą, jak na jej rozumowanie to było im daleko do kłótni. Ona może wisiała w powietrzu, ale jeszcze jej tutaj nie było. Atmosfera z kolei była ciężka i trudna, ale nie do niegarnięcia. Gdyby tylko Carter zaczął mówić i nie chował się za wymówkami, bo to były wymówki. Prawda leżała przykryta nimi, a Sophia miała za mało informacji, aby wygrzebać ją sama.
    — Tak… Wróciłeś. Do południa, może ranka. I znowu wyjdziesz. Zadzwoni Kai, Scott… I znowu wyjdziesz. — Chciała spojrzeć mu w oczy, ale nie potrafiła teraz się do tego zmusić. Była zła, rozczarowana, sfrustrowana, choć jeszcze to wszystko w sobie dusiła, ale wystarczyłoby jedno spojrzenie, aby to wszystko w niej pękło i wyciekło na wierzch. — Spoko, zapoznałam się już ze schematem.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  10. Naciągnęła rękawy bluzy na dłonie, jakby tylko w niej mogła się teraz schować i uciec przed tym, co sama zaczęła. Mimo, że wiedziała, że pewnie bezpieczniej byłoby po prostu odpuścić. Udawać nieświadomą, czekać w sypialni i udawać, że spała, ale przebudziła się, kiedy położył się obok, wtulić się w niego i udawać, że nic się między nimi nie dzieje. Bezpośrednio może się nie działo, ale te wszystkie telefony i wyjścia kuły w bok. Pokazywały, że wcale nie jest między nimi tak dobrze, jakby się mogło na pierwszy rzut oka wydawać. Absolutnie nie chodziło o to, że oddalali się od siebie, bo mimo tych wyjść, czasem cichych dni to Sophia nie sądziła, że coś się między nimi popsuło. Nie tak trwale. Mieli tylko gorszy okres, prawda? To z czasem przejdzie. Może samo, a może rozwiążą to wszystko wspólnie.
    — Jeśli nie teraz, to kiedy? Kiedy będzie odpowiedni czas, żeby zadać ci chociaż jedno pytanie? Nie ma cię tu wcale, a jak już jesteś to nieobecny.
    Widziała, że był zmęczony i rozdrażniony, że to nie była odpowiednia chwila. Tak naprawdę żadna nie będzie odpowiednia, bo zawsze będzie pojawiało się coś. Kolejny telefon, kolejna rozmowa, kolejne wyjście i godziny spędzone poza domem w Bóg wie jakim miejscu. Ostatnie co chciała robić, to oskarżać Cartera o kłamanie, ale prawdy jej też nie mówił. Każde słowo było oklejone w ładny papierek, aby nie zadawała zbyt wielu pytań, a kiedy w końcu zaczęła zdzierać te papierki to okazywało się, że w środku nie ma zbyt wiele do odkrycia, a Carter wciąż coś przed nią chowa.
    Wszystko, co Carter jej mówił brzmiało… Prawdopodobnie. Brzmiało, jak coś w co można uwierzyć. Prawdziwe kłopoty związane z logistyką, dojazdami, terminami. Zarzucał ją nazwiskami i stanowiskami, datami i konkretnymi rzeczami, które się posypały. Jednocześnie coś wciąż jej się w tej historii nie kleiło. Nie potrafiła dokładnie wskazać, co to było. Rozumiała, że takie rzeczy są stresujące, że są nagłe i wymagają uwagi, ale przecież… Czy to nie jego menadżerowie się tym powinni zajmować, a nie on? Menadżer trasy, jego własny i stos innych ludzi, którzy mieli doświadczenie w tym wszystkim? Czy jego rola w tym nie opierała się na tym, aby pokazał się na koncercie i dał show, o którym długo się nie zapomni, a cała reszta jest w rękach ludzi, którzy wiedzą co robią? Sophia nie miała tak naprawdę pojęcia, jak działa ten świat. Może Carter był po prostu zaangażowany bardziej niż inni artyści? Może miał potrzebę, aby dopilnować wszystkiego samemu i tym samym utwierdzić się, że robota jest zrobiona dobrze, a nie na odwal się?
    Siedziała z lekko spuszczoną głową i zaciśniętymi ustami. Nic nie mówiąc i w ciszy słuchając wszystkiego, co Carter z siebie wyrzucał. Jednocześnie brzmiało to sensownie, ale i jak obrona. Jak przykrycie, które ukrywało to, co tak naprawdę było istotne. Sophia sama nie wiedziała, co jest prawdą, a co tylko ładnie zapakowanymi prezentami.
    Pojawiły się też one. Znajome, drapiące od środka wyrzuty sumienia, że znów za bardzo naciska. Znów wymaga obecności od kogoś, kto nie chce akurat przy niej być. Zadaje za dużo pytań, wtrąca się i błaga o odrobinę uwagi. Wzięła niewidoczny gołym okiem krok wstecz, a potem jeszcze jeden i kolejny. Już przecież wiedziała, jak kończą się takie historie, kiedy jest jej za dużo. Ona i jej pytania były urocze tylko z początku, a kiedy zaczynały robić się kłopotliwe, kiedy zaczynało być ich za dużo to zaczęły przeszkadzać. Ona zaczynała przeszkadzać.
    — I to wszystko? Tego nie mogłeś mi powiedzieć, kiedy pytałam wcześniej, co się dzieje? Taki z tego wielki sekret i „nie zawracaj sobie tym głowy, Soph”? — Prychnęła. Nie kupowała tego. Nie tak w pełni. Mimo, że jakaś jej część starała się ze wszystkich sił, aby Sophia właśnie w to uwierzyła. Że to są tylko takie problemy, które zaraz się skończą i niedługo wszystko będzie już tak, jak wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On też musiał widzieć, że wcale nie jest przekonana na sto procent. W jakąś część uwierzyła. W to, że takie problemy istnieją, ale nie, że to jedyne co go dręczy. Było coś jeszcze i Sophia to czuła w kościach. Było coś, czego Carter jej po prostu mówić nie chciał. Może nie mógł. Sama nie wiedziała. A może tylko niepotrzebnie się nakręcała. A ona tego właśnie potrzebowała. Rozmowy. Wyjaśnienia spraw. Krótkiego „tak, przez chwilę będzie gorszy czas, ale załatwię co trzeba i wrócimy do normy”. Miała zamiast tego nagłe wyjścia z domu, ciszę z jego strony i nerwowość, która nie przechodziła nawet, kiedy byli tylko we dwójkę.
      Sophia zacisnęła mocniej usta.
      Ton podszyty irytacją i złością, nerwowe spojrzenia i po prostu sposób jego bycia teraz był dla niej nowy. Był czymś, czego nie rozumiała i wcześniej nie doświadczyła. Nie w taki sposób, więc kiedy Carter to wszystko z siebie wyrzucał jej umysł pracował na najwyższych obrotach starając się poskładać sobie to wszystko w całość.
      — Przesłuchanie? — Podniosła na niego wzrok i uniosła również brew. — Carter, staram się zrozumieć, gdzie znikasz na całe godziny i czemu wracasz zły na cały świat środku nocy. — Wycedziła. Nawet, kiedy to próbował maskować to przecież pewne rzeczy widziała w jego spojrzeniu czy głosie. Nawet w sposobie w jaki sięgał po rzeczy, jak chociażby teraz, kiedy ze złością odstawiał kubek. Dyby zrobił to trochę mocniej blat pokryłby się herbatą, a z ceramicznego kubka zostały strzępki. — Wybacz, że się martwię.
      Nie mogła tego wyłączyć. Przestać się zamartwiać, dopytywać. Dopiero, gdyby wtedy to zrobiła, gdyby straciła wszelkie zainteresowanie… To już nie ona miałaby powód do zmartwień. Ze strony brunetki to nie pytania i obecność były najgorsze, a cisza i wyłączenie się z życia.
      — Jasne, pięć minut. — Wymruczała pod nosem.
      Zrozumiała przekaz. Nie idź za mną. Zostaw mnie w spokoju.
      Mimo chęci i potrzeby – nie poszła za nim. Całe jej ciało ciągnęło w stronę tego, aby za nim pójść, ale może dobrze zrobiła zostając na miejscu. Przez chwilę, bo zrozumiała też tyle, że ta rozmowa – o czymkolwiek była – właśnie się skończyła i Carter nie zamierzał do tego tematu dziś wracać. Zerknęła na zegarek przy piekarniku. Była za pięć czwarta. Wzrok mimowolnie powędrował w stronę, gdzie zniknął Carter, ale zamiast pójść za nim po prostu siedziała dalej. Obejmując dłońmi kubek i zastanawiając się, czy nie zaczęła przeginać w tym wszystkim, bo może jednak Carter miał rację, a ona jak to ona, niepotrzebnie naciskała i wtrącała się w nieswoje sprawy.

      soph

      Usuń
  11. Nie było w niej złośliwości, a czysta próba zrozumienia tego, co się dzieje dookoła. Być może za bardzo przyzwyczaiła się do tego, że Carter jest niemal ciągle obok i nie znika na tyle czasu. Był spokojny przez większość czasu, który spędzali razem. Miał na twarzy często ten leniwy uśmiech, który Sophia tak bardzo uwielbiała, a oczy delikatnie mu błyszczały. W ostatnich dniach tego w nim nie widziała, a jeśli się uśmiechał – to nie był to uśmiech, który brunetka znała. Wciąż kryła się w nim jakaś czułość, ale nie był to ten uśmiech, a bardziej jego kopia, która na siłę starała się ją przekonać, że jest wszystko w porządku.
    — To nie jest ciekawość, Carter. To zmartwienie. — Rzuciła we własnej obronie. Nie zadawała mu tych wszystkich pytań, bo chciała, żeby Carter zaspokoił jej ciekawość. Owszem, po części była ciekawa, ale chodziło w rzeczywistości o coś zupełnie innego. — Nie potrzebuję, żebyś mi się tłumaczył. Nie chcę twoich tłumaczeń. Jeśli nie widzisz różnicy, to naprawdę nie wiem, jak mam z tobą rozmawiać, abyś na mnie nie warczał.
    Kłamał. Wiedziała o tym, ale nie potrafiła tego udowodnić, a może sama sobie tylko wmawiała, że to wszystko, co jej mówi to kłamstwo. Ale przecież Sophia nie była tą, która na siłę szuka zaczepki. Unikała jakichkolwiek konfliktów, gdyby tylko mogła – uniknęłaby wszystkich, ale to nie było możliwe. W życiu nie było opcji, aby wyłączyć nieporozumienia. Kiedy jakieś już się pojawiały to próbowała je rozwiązać na tyle spokojnie, na ile było to możliwe. Wszelkie napięcia z Carterem z przeszłości zdawały się teraz być głupiutkie i nieistotne.
    Zrozumiała, że teraz nie wyciągnie z niego więcej niż to, co jej dał. Marne ochłapy czegoś, co nawet nie było prawdą, a miało tylko uśpić jej czujność. Był w błędzie, jeśli myślał, że jej to wystarczy. Chciałaby, aby to było wystarczające. Może wystarczy na chwilę. Parę dni albo nocy, dopóki znów coś nie popchnie jej do tego, żeby zacząć zadawać kolejne pytania. Frustracja rosła w niej powoli. Zwiększała się z każdym jednym telefonem, z każdym jego rozbieganym spojrzeniem, które ją martwiło. Dostarczył jej w tej rozmowie więcej powodów do zmartwień niż mógł sobie wyobrazić. Wolałaby być na tyle naiwna, aby wierzyć ślepo we wszystko. Wiele mogło jej umknąć, ale powoli jej spojrzenia stawały się zbyt uważne. Filtrowała słowa, które słyszała, gest, które widziała. Jakby to wszystko miało drugie dno, którego Sophia jeszcze nie widziała, ale wiedziała, że w końcu się do niego dogrzebie. Prędzej czy później.
    Carter miał rację z tym, aby nie mówić jej prawdy. Żadne z nich nie mogło wiedzieć, jak dziewczyna by na to zareagowała. Jak miałaby dać się przekonać, że to tylko biznes czy chwilowe? Jak miałaby spokojnie spać obok niego, pozwalać się całować i trzymać blisko, gdy z tyłu głowy ciągle miałaby to, kim Carter tak naprawdę jest i z jakimi ludźmi ma styczność?
    Nie miała żadnej wersji prawdy. Nie wymyśliła sobie żadnego scenariusza. Wiedziała tyle, że to, co Carter jej mówił jest dalekie od rzeczywistości. Nie była na tyle zdesperowana, aby zacząć mu grzebać w telefonie i szukać tam odpowiedzi. To byłoby za proste, a on zbyt uważny i mądry, aby trzymać tak istotne rzeczy na komórce, po którą w każdej chwili Sophia mogła sięgnąć. Choćby po to aby sprawdzić godzinę czy przesłać sobie coś z jego telefonu na swój.
    Miała chęć mu coś jeszcze powiedzieć. Ale wstrzymała się, bo co by to zmieniło? Ostatecznie i tak niewiele by z tego przecież wyszło. Sophia westchnęła pod nosem, a łokcie oparła o blat. Schowała twarz w dłoniach. W głowie miała wiele myśli i jednocześnie nic w niej nie było. Wiele myśli, które nie miały większego sensu, ale też i próby przekonania samej siebie, że to wszystko co się dzieje to tylko chwilowe. Że to niedługo przestanie mieć znaczenie, że wrócą do tego, co oboje znali. Może to były tylko pobożne życzenia. Może to wszystko to był dopiero początek. Z czego Sophia nawet nie zdawała sobie sprawy. Dla niej to wszystko, to było chwilowe zachwianie, a potem… Potem będzie tak, jak być powinno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może faktycznie wybrała zły moment. Może zamiast na niego czekać i pytać teraz należało zaczekać do południa. Jak prześpi chociaż parę godzin, coś zje i nie będzie w nim takiego zmęczenia, a może to wszystko bez znaczenia, bo bez względu na to, ile czasu minie reakcja mogła być dokładnie taka sama.
      Wahała się między pójściem do niego, wtuleniem w plecy i przeproszeniem. Jego przeprosin również nie chciała. Próbowała to zrozumieć, a miała wrażenie, że gdy tylko to robi to zaczyna ją odpychać. Że nie traktuje jej, jak partnerki, której może powiedzieć wszystko, a obcą osobę, która stara się zajrzeć w prywatne strefy życia. To najbardziej bolało. Mógł mówić, że nie chodzi o zaufanie, ale odczuwała, jakby tego mu z jej strony właśnie brakowało. Jakby ufał każdemu wokół, ale jej najmniej i nie miała pojęcia, dlaczego tak jest.
      Zsunęła się w końcu z krzesełka i zgasiła za sobą światełko nad kuchenką. Nie poszła na taras ani do salonu. Oświetlała sobie drogę z powrotem na górę. Nie czuła zmęczenia, a łóżko wcale nie było celem brunetki. Sophia, choć znalazła się w sypialni, usiadła na fotelu, który ustawiony był przy oknie. Podciągnęła nogi pod siebie, które objęła rękami, a podbródek oparła o kolana. I bez większego celu patrzyła się w miasto pod nią. Odległe, ale rozświetlone. Mogła iść i przeprosić. Spróbować, aby chociaż zasnęli w jednym łóżku, bo skąd miała mieć pewność, że Carter tu przyjdzie? Mógł zostać na dole, zamknąć się w studiu albo w jednym z pokoi. Mógł też wyjść. Przecież by go nie zatrzymała. Nawet nie wiedziałaby, że wyszedł.
      W końcu zeszła jednak z powrotem na dół. Minęło może dziesięć albo piętnaście minut. Nie miała pojęcia, ale nie potrafiła zostać sama na górze. Nie schodziła, bo nagle znalazła w sobie dziesiątki pytań, które musiała zadać. Sama nie była pewna, czego tak właściwie od niego teraz chce. Paliła się niewielka lampka, która ledwo rzucała cień na salon, ale Sophia i tak dostrzegła sylwetkę Cartera w środku. Przez otwarte drzwi na taras było tu chłodniej, ale nawet nie zadrżała.
      Nie wiedziała, po co przyszła. Wiedziała, że nie chciała być sama na górze, kiedy on był tutaj.

      soph

      Usuń
  12. Sophia nie potrafiła odpuścić.
    Nie zeszła tutaj po to, aby dalej próbować z niego wyciągnąć jakieś informacje. To co jej powiedział w kuchni było tym, co uda się jej z niego dziś wyciągnąć. Mogła dalej próbować, ale to wtedy skończyłoby się awanturą, czego Moreira chciała uniknąć. Nie przepadała za kłótniami, a z Carterem naprawdę nie chciała mieć żadnych spięć. Nawet jeżeli powodu do tego, aby jakieś się między nimi pojawiły, istniały. Wolałaby, żeby rozwiązali to na spokojnie i bez większych nieporozumień, a może najlepszym rozwiązanie teraz po prostu będzie odpuszczenie sobie tego wszystkiego. Wszystkiego wiedzieć nie mogła i zdawała sobie z tego sprawę, a jednak w środku czuła małe ukłucie niesprawiedliwości, że Carter coś trzyma przed nią w tajemnicy.
    Jej musli nawet nie uciekały w takie rejony. Nie sądziła, że to wszystko mogłoby dotyczyć rzeczy i ludzi, które Sophia znała tylko z filmów i seriali, że gdyby poznała prawdę to wszystkie ostrzeżenia przed Carterem okazałyby się prawdą. Brunetka z uporem broniła go przed wszystkimi i każdego zapewniała, że Carter nie jest tym za kogo go mają. Inni widzieli więcej od niej, ale Sophia była przekonana, że to są uprzedzenia. Że nie podoba im się zawód Cartera, bo przecież wiedziała, jakie stereotypy krążą wokół raperów. Choć mieli powody, aby sądzić, że Crawford jest dokładnie takim na jego malują go media. To mimo wszystko, ale Sophia starała się w to nie wierzyć. Wiedziała przecież, że przy niej jest inny. I dla niej to ta wersja była prawdziwa. Zaspany rano z niskim, mruczącym głosem. Robiący z nią śniadanie. Z lepkimi dłońmi, które ciągle sięgały po jej biodra. Carter w domu to był jej Carter. Jej wersja mężczyzny, z którym spędzała czas była tą jedyną i prawdziwą. Mimo, że wiedziała, że Carter miał też inną wersję samego siebie. Był przecież też Zaire, prawda? Ten ze sceny, którego nie znała aż tak dobrze. Wydawało się jej, że zna, bo była na jednym koncercie, bo dużo pytała o koncerty i jak to wszystko wygląda, ale przecież w rzeczywistości nie miała tak naprawdę pojęcia. To wszystko było jeszcze przed nią.
    Ściągnęła rękawy bluzy bardziej na dłonie. Chciała się teraz w niej schować przed całym światem. Bluza pachniała Carterem i nią. Jego perfumami i jej ciałem. Taka domowa mieszanka, która przypominała o bezpiecznym miejscu i osobie. Nie starała się nawet cicho. Chciała, aby ją usłyszał. Ona również nie chciała siedzieć na górze sama i być pogrążona we własnych myślach, które wcale nie były przyjemne. Mogli się nie zgadzać, ale na koniec dnia to nie chciała odchodzić od niego w gniewie.
    — Ja też nie chciałam, żeby to tak wyglądało. — Odpowiedziała. Soph westchnęła, zanim zrobiła krok w stronę Cartera. Zbliżała się do niego powoli, jakby sprawdzała, czy w ogóle chciał, aby z nim tutaj była. Nawet jeśli wiedziała, że chciał to potrzebowała z jego strony też jakiegoś zapewnienia. Sama nie była pewna skąd się w niej to brało. Ta ciągła potrzeba, żeby być zapewnianą o wszystkim.
    Sophia nie chciała jego przeprosin. One teraz nic by nie zmieniły. I nie przyszła tu też po to, aby go przepraszać. Nie wprost, bo jednak gdzieś między tymi słowami kryło się ciche i nieśmiałe „przepraszam”.
    — Nie, Carter. Nie wiesz, jak to wygląda z mojej perspektywy. Ale nie chcę o tym teraz mówić, a Ty nie chcesz tego teraz słyszeć. — Westchnęła. Mogła mu to wszystko powiedzieć, ale jaki był w tym cel? Nic by to teraz nie zmiękło w końcu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podeszła bliżej i stanęła na wyciągnięcie ręki przed mężczyzną. Może faktycznie czepiała się za bardzo. Może oczekiwała zbyt wiele od niego. Nie wiedziała, naprawdę nie wiedziała. Martwiła się i nie umiała tego ukryć. Zwłaszcza, że miała powody. Dużo powodów, które dzwoniły w środku nocy i wpadały tutaj, jak do siebie.
      — Ufam ci Carter. — Powiedziała po chwili. Tu nie chodziło o brak zaufania. — Tylko się martwię. Nie wiem, jak inaczej mam ci to wytłumaczyć. Nie musisz mi wszystkiego mówić. Rozumiem, nie wszystko muszę wiedzieć. Czymkolwiek to jest. Ale nie udawaj, że nie mam czym się martwić, kiedy widzę, że coś jest nie w porządku.
      Wbiła wzrok w podłogę pod nimi. Miała sporo do powiedzenia, ale ugryzła się już w język. Nie chciała dopowiadać niczego więcej. Może będą mogli innym razem porozmawiać.
      Postanowiła, że nie będzie drążyła dalej tematu. Ponieważ wiedziała, że jej nic więcej nie powie. I może dziś nie powinien nic więcej jej mówić. Może właśnie tyle tej nocy Sophii miało wystarczyć.
      Słyszała to ciche błaganie w jego głosie. Żeby pozwoliła mu na to. Dała te kilka dni i nie drążyła tematu dalej. Może… Może Carter miał rację i niepotrzebnie naciskała. Może to wszystko było z jej strony przewrażliwieniem.
      — Okej. — Szepnęła cicho na zgodę z jego planem. Niezbyt się jej to uśmiechało, ale może to właśnie powinni zrobić. Dać sobie kilka dni, a potem wrócić do tego co znają. — Kilka dni? — Powtórzyła po nim. Tyle mogła mu dać. Mogła mu pokazać, że potrafi zaczekać i być cierpliwą.
      Blado się uśmiechnęła i sięgnęła do Cartera. Najpierw niepewnie tylko zaczepiła palcami o jego dłoń. Dopiero po chwili splotla ich palce razem.
      — Dobrze, zróbmy tak, jak mówisz. — Zgodziła się. Podniosła wzrok na mężczyznę, choć w półmroku niezbyt dobrze widziała jego twarz. Ale to było bez znaczenia. — Nie chciałam, żeby to wszystko tak brzmiało. Po prostu… Widzę, jak to wszystko na Ciebie wpływa. Chciałam tylko pomóc. Choćby tylko rozmową…
      Wzruszyła lekko ramionami, bo fakt faktem, ale nie mogła w inny sposób mu zaoferować pomocy. Mogła tylko być obok i liczyć, że to wystarczy.
      — Tylko gdzieś daleko i gdzie jest ciepło. — Dodała. Chodziło jej po głowie, aby zrobili sobie przerwę od Nowego Jorku. Zanim Carter zacznie koncerty i zniknie jej na dłużej.

      soph

      Usuń
  13. Po tamtej nocy coś się zmieniło.
    Na lepsze, bo choć telefony wciąż były, a Carter czasem wciąż znikał to było tego znacznie mniej. Nie myślała, że to kwestia tego, aby uśpić jej czujność, a raczej tego, że te wszystkie problemy, które Carter miał w klubie i w związku z nadchodzącą trasą w końcu zwolniły. Wciąż wolałaby dowiedzieć się całej prawdy, ale chwilowo nie zamierzała o to dalej pytać. Podobała się jej ta zmiana i Sophia zamierzała się trzymać tego, że Carter wziął sobie jej słowa do serca. Nie chciała kłócić się z nim o takie rzeczy. W zasadzie to wcale nie chciała się z nim kłócić. Nikt chyba nie lubił tego uczucia, kiedy napięcie rosło, a spraw nie dało się tak łatwo rozwiązać. Dlatego przyjęła z ulgą, że wszystko powoli zaczynało układać się bardzie po jej myśli. Zgodnie z obietnicą dała mu te dni. O nic nie pytała, nie przewracała oczami, kiedy zaczynał wychodzić, czy odbierał telefony. Powtarzała sobie, że jeszcze kilka dni i wszystko wróci do normy. Wszystko będzie tak, jak dawniej.
    Liczyła, może trochę zbyt mocno, na to, że Carter naprawdę to wszystko w kilka dni ogarnie. Czymkolwiek te „coś” było, bo jednak do końca Sophia przekonana nie była, że powiedział jej całą prawdę, ale teraz nie chciała tego drążyć. Cieszyła się tym, że ma go z powrotem. Może nie w stu procentach, jak wcześniej, ale po tamtej nocy zauważyła poprawę, która wystarczyła, żeby brunetka trochę wyluzowała i przestała się czepiać.
    Nie kręciła nawet nosem, kiedy znów zabrał ją do klubu. To miał być piątek na odreagowanie po całym tygodniu. Chwila na parkiecie, pogadanie ze znajomymi i nic więcej. Sophia tym razem po dziewczyny nie dzwoniła i nie proponowała im wspólnego wyjścia. Domyślała się, jak mogłyby zareagować, gdyby powiedziała, że znów się tutaj znalazła. Tej nocy nie zamierzała też sięgać po żadne drinki. Może jednego, do towarzystwa, ale na tym miało się skończyć.
    Była przekonana, że to miejsce nigdy nie śpi, a imprezy trwają tutaj przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Miejsce dla Cartera i jego bliskich było gotowe. Szampan bądź whisky schłodzone w lodzie, kieliszki i jakieś drobne przekąski. Wszystko czego można byłoby potrzebować przez całą noc. Nie brała czynnego udziału w rozmowie, a raczej słuchała. Carter również zdawał się nie być aż tak wciągnięty w rozmowę. Zauważyła, że zwykle był milczący. Siedziała obok niego. Wtulona w bok z jego ręką przerzuconą przez ramię, a druga wodziła palcami po jej odsłoniętym udzie. Sophia palcami gładziła wierzch dłoni Cartera. Nie było w niej żadnego napięcia, niczego, co można byłoby podciągnąć pod niepewność. Był zaskakujący spokój. Mimo głośniej muzyki i jaskrawych świateł. Raz po raz piła schłodzoną colę z plasterkiem cytryny, nie mając dziś potrzeby, żeby sięgać po coś więcej.
    Oparła głowę lekko o ramię Cartera, by po chwili ją unieść i spojrzeć na niego z lekkim uśmiechem. Może i wolałaby z nim być w domu, ale rozumiała, że i on czasem potrzebuje tego oderwania się od miłych seriali i ciszy. Chyba znajdowali balans między tym, czego oboje potrzebowali. Jeden weekend w domu, drugi poza. Na tygodniu oboje byli zajęci; Sophia miała schronisko, a choć to pochłaniało tylko parę godzin to wciąż robiła coś i nie miała ochoty na imprezy w środku tygodnia, kiedy rano czekał na nią budzik. Złoty środek odnaleziony, czy coś. Liczyło się, że potrafili się dogadać.
    Soph dostrzegła zmierzającego w ich stronę Kai’a, który miał średni wyraz twarzy. Na wpół rozbawiony, a na wpół zmartwiony.
    — Zaire. — Rzucił i jak zwykle, typowo na siebie, wepchnął się na kanapę tuż obok nich. Jeszcze chwila, a siedziałby między nimi i zepchnął Soph na bok.
    — Czy ja wam przeszkadzam? — Mruknęła brunetka, bo sposób w jaki Kai patrzył się na Cartera był wymowny, jakby chciał z nim zostać sam.
    — Urocza jesteś, Soph. — Rzucił w odpowiedzi Kai. Ostrożnie i bez flirtu, bo nie chciał jednak od Cartera dostać w mordę. — Zaire, ktoś do ciebie. Cholernie uparty ktoś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skinął głowę w stronę baru.
      Sophia z czystej ciekawości podążyła wzrokiem. Spodziewała się jakiegoś faceta. Może znów ktoś od „dostawy”, trasy czy jeszcze czegoś innego. Nie, nie tym razem. Mimo dziesiątek kręcących się przy barze osób dostrzegła ją niemal od razu. W jaskrawej, mieniącej się krwistoczerwonej sukience. Długie, jasne włosy rozpływały się po jej ramionach, a spojrzenie było wbite prosto w lożę, gdzie siedzieli. Sloane uniosła rękę w górę i zamachała palcami. Sophia czuła na sobie jej spojrzenie, a w tej chwili blondynka patrzyła właśnie na nią. Nie na Cartera. Nie na Kai’a. Na Sophię. Mimo, że dzieliła je spora odległość Sophia czuła na sobie ten przeszywający, ciężki wzrok.
      — Starałam się ją trzymać z daleka, stary. — To, że Sloane nie była mile widziana wiedzieli wszyscy i od rozstania nie pojawiała się w klubie. Skoro przyszła, to musiała mieć powód. — Nie dała się. Wydarła się nawet na ochronę.
      Sophia nie spojrzała na Cartera. Jej wzrok dalej był utkwiony w Sloane, która nie czekała, aż Carter do niej przyjdzie. Sama ruszyła w stronę. Miała w dłoni kieliszek martini, jak zwykle i niosła się z tą samą pewnością, z którą wchodziła tu, kiedy jeszcze byli razem, a ona miała tu coś do powiedzenia. Mogła przysiąc, że gdy blondynka oparła się biodrem o zabudowanie kanapy, to poczuła jak silne i wyraziste są jej perfumy.
      — Cześć, Zaire. — Niemal wymruczała nad nimi. — Długo jeszcze każesz mi na siebie czekać?

      current girlfriend vs ex wifey🤭

      Usuń
  14. Sophia poczuła usta Carter na swoich, ale nie zdążyła zareagować.
    Ufała mu, to jego ex nie ufała. Pamiętała, jak mówił jej, że u niego była i chciała, żeby do niej wrócił. Znowu po to przyszła? Po raz kolejny próbowała swojego szczęścia? Sophia odruchowo zacisnęła dłoń na dłoni Cartera, jakby na własny sposób chciała pokazać Sloane, że to teraz jest jej miejsce. Mimo, że w środku jakiś cichy i bardzo irytujący głosik mówił, że Sophia nie ma z nią żadnych szans. To była niepewność i brak wiary w samą siebie. Ta nieodchodząca od niej myśl, że zawsze będzie tą drugą. Nawet, jeśli nie dostaje żadnych sygnałów, że tak jest. To był odruch, którego nie potrafiła w sobie zatrzymać.
    Nie emanowała taką pewnością siebie, jak Sloane. Blondynka wyglądała, jakby dopiero zeszła z wybiegu. Idealnie ułożone włosy. Idealny, choć rozmazany makijaż, który był już jej symbolem. Każde niechlujne muśnięcie pędzelkiem było jednak celowe. Kontrolowany chaos. Sukienka opinała jej ciało. Przez tę parę tygodni Sloane się zmieniła. Carter widział ją w jej najgorszym stanie od rozstania. Wychudzoną, pozbawioną blasku, w wersji, która nigdy miała nie ujrzeć światła dziennego. Obecnie blondynka wyglądała, jakby była w najlepszej formie swojego życia. Z zadziornym uśmiechem i błyskiem w miodowych oczach, które skupione były na Sophii. Była jej naturalnie ciekawa. Nie dla niej tu przyszła, ale skoro już miała dziewczynę na wyciągnięcie ręki, to mogła sobie ją pooglądać, prawda? Prześlizgnęła po niej wzrokiem, a kiedy zobaczyła na ramieniu motylka uniosła lekko brew. Widziała tego samego na ramieniu Cartera, kiedy u niego była. Jak uroczo, prychnęła w myślach. W środku gotowała się na ich widok razem. Na ten pocałunek, który Carter sprezentował Sophii. Musiał się bardziej postarać, jeśli chciał wytrącić ją z równowagi. Póki co, to były zabawne, nastoletnie zagrywki. Rozgrzewka.
    — Chciałam cię zobaczyć, Zaire. — Westchnęła z rozmarzeniem, a potem oparła się łokciami o kanapkę nachylając nad nimi. Włosy blondynki opadły na Sophię i Cartera. — Byłam w okolicy. Pomyślałam, że wpadnę. Sprawdzę, jak się trzymasz.
    Zaśmiała się lekko i wzruszyła ramionami. Spojrzenie blondynki po chwili się jednak zmieniło. Na poważniejsze, jakby właśnie odstawiała wszystkie żarty na bok. Owszem, chciała Cartera zobaczyć. Tęskniła za nim. Jak miałaby nie tęsknić? Ale wiedziała też, że teraz to nie jest jej miejsce i zajęła je inna dziewczyna. Sophia od dawna jej przeszkadzała. Nie tylko z Carterem, ale fakt, że była z Nico. Że siedziała mu w głowie. Choć to powinno być bez znaczenia, skoro z nim teraz nie była, prawda? I nie miała z nim kontaktu od tamtego poranka, który wszystko między nimi posypał. Zagryzła na chwilę wnętrze policzka.
    Musiała się ogarnąć i nie myśleć o Carterze, jak o byłym mężu. Teraz nim nie był. Nie mógł nim być. Przeniosła na niego swój wzrok. Znał ją. Wiedział, kiedy coś ją martwi. Wyjątkowo, była trzeźwa. Nie miała w sobie od dłuższego czasu żadnej koki, ekstazy – niczego. Teraz wypiła parę łyków martini, ale to by było na tyle.
    — Muszę z tobą porozmawiać, Carter. — Odezwała się. Wciąż spojrzenie miała wbite w mężczyznę. Uważne i proszące. Sloane często od rozstania się przed nim upokorzyła, ale tym razem to nie było tego rodzaju błagające spojrzenie. — Nie obrazisz się, jak ci porwę chłopaka na pięć minut, co?
    Palcami musnęła odsłonięte ramię Sophii. Dziewczyna drgnęła, nie spodziewając się tego dotyku. Spojrzała na Sloane, jakby pytała ją właśnie o wzięcie wspólnej kreski. Lub o coś równie niedorzecznego.
    — Możecie porozmawiać tutaj. — Carter i tak zrobi to, co będzie chciał, ale nie uśmiechała się jej myśl, że miałby z nią pójść gdziekolwiek sam. Sophia nie była pewna, co o tym ma sądzić. Nie czuła się dobrze ze Sloane za plecami. Za tą samą Sloane, która siedziała głęboko w myślach Cartera. Może już nie, ale wcześniej… Wcześniej była obecna. Była świeżym rozdziałem w jego życiu, z który, Sophia sobie w pełni nie radziła. Z zazdrością i niepewnością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sloane roześmiała się, krótko i bez wesołości.
      — Zaire… — Mruknęła. Językiem przesunęła po malinowych wargach. — Pewnie, mogę mówić tutaj. Dam ci parę sekund, abyś zastanowił się, czy na pewno wszyscy mają słyszeć.
      Bezgłośnie, kiedy patrzyła mu w oczy, wypowiedziała ”Vegas”. Wiedziała, że to wystarczy. Znała go, lepiej niż ktokolwiek tutaj i wiedziała, że nie powiedział ani słowa Sophii o tym, co się dzieje naprawdę. Minęły miesiące zanim Sloane się czegoś dowiedziała. I t tylko przypadkiem, bo wlazła tam, gdzie nie trzeba.
      — Twój wybór, kochanie. Możemy to załatwić tutaj albo na prywatności.

      soph & sloane

      Usuń
  15. Sophii ani trochę nie podobała się ta sytuacja.
    Dłoń, w której trzymała rękę Cartera, zacisnęła się mocniej na jego palcach. Wciąż je czuła na swoim udzie. Tej nocy nie spodziewała się żadnych problemów, a już na pewno nie takich, które nawiązywały do jego byłej żony. Czasami to było wręcz dla niej zabawne, że Carter miał byłą żonę. Może poślubioną przypadkiem, ale jednak byli ze sobą przez kilka miesięcy, jak nie dłużej. Nie chciała się teraz zastanawiać nad tym, jak długo Carter był ze Sloane. To była już przeszłość. To nawet nie było tłumaczenie, a fakt. Sloane w jego życiu nie było od miesięcy. Rozstali się. Carter teraz był z nią, a jednak, kiedy blondynka się tak nad nimi nachylała i jej dotykała, miała wrażenie, że właśnie wpraszała się od nowa do jego życia.
    Znajomi przy stoliku niby rozmawiali między sobą, ale Sophia była przekonana, że są ciekawi, jak to się rozwinie. Przed brunetką w końcu w tym towarzystwie siedziała Sloane. To z nimi się śmiała i piła, imprezowała. Ona siedziała obok Cartera, a może na nim. Nie chciała wiedzieć. Sloane pasowała do tego świata. Sophia była kimś obcym. Mogła się wpasować na jedną noc, ale to by było na tyle. Nie wiedziała, czy ją zaakceptowali, czy nie. Czy już niektórym przeszło, że „próbuje” im go ukraść, czy może czekają tylko na moment, aż Sophia zniknie, aby mogli po niego sięgnąć i wciągnąć w ten świat jeszcze głębiej. Czy to właśnie Sloane robiła? Próbowała go w coś wciągnąć? W coś, czego Sophia nie rozumiała?
    Cokolwiek przekazała mu Sloane, poruszyło Cartera na tyle mocno, że gotów był zerwać się z miejsca i za nią pójść. Sophia ścisnęła ze sobą usta. Nie chciała po sobie dać poznać, jak bardzo jej to przeszkadza. A przeszkadzało. Cholernie jej to przeszkadzało.
    I poszedł. Carter za nią naprawdę wychodził.
    Spojrzała na mężczyznę, kiedy się nad nią pochylił.
    — Nie robię miny. — Mruknęła równie cicho. Robiła, oczywiście, że robiła. — Tak, jasne. Pięć minut.
    Sophia odprowadziła ich wzrokiem. Niechętnie i z rozciągającą się w jej wnętrzu zazdrością. Czuła, jak ściska ją za serce. Jak mocno w nim się tłuką wszystkie uczucia. Nie była ufna. Nie teraz. I nie, gdy Sloane szła przed Carterem kołysząc biodrami, zarzucając włosami. Dobrze wiedziała, dokąd idzie. Znała to miejsce pewnie lepiej niż Sophia.
    Starała się nie myśleć o tym, co tam będą robić. Czego tak naprawdę Sloane od niego chciała. Tak będzie prościej. Jeśli skupi się na czymś innym.
    Sloane szła przed siebie pewnie i z tą zadziornością, którą Zaire dobrze znał. Uśmiechała się pod nosem. Wyrwanie go z objęć Sophii było dziecinnie proste. Nie przyszła tu, aby go odzyskać. Nie bawiła się w desperatkę. Była w środku przekonana, że ich historia jeszcze nie jest skończona, ale na moment muszą pisać oddzielne rozdziały. Taka mała przerwa, zanim znów znajdą się w odpowiednim miejscu w życiu.
    Pozbierała się trochę. Musiała, jeśli nie chciała stracić wszystkiego, na czym jej zależało. Straciła już Cartera i to przez niego tak upadła. W praktyce i teorii na własne życzenie, bo nikt nie kazał jej wyjeżdżać z Jamesem, ale jakoś szczególnie żałować tego nie zamierzała. Powiedziała Carterowi, że tego żałuje, ale tak naprawdę… Boże, potrzebowała tego. Nie zamierzała się z tego też po raz kolejny tłumaczyć. To przecież i tak była już przeszłość.
    Bezgłośnie westchnęła, kiedy drzwi za nimi się zamknęły. To było znajome miejsce. Znajome kąty. Pomieszczenie, w którym głośno się kłócili, ale jeszcze głośniej godzili. Kącik jej ust lekko drgnął, gdy się okazało, że wszystko jest dokładnie takie samo. Masa wspomnień prześlizgnęła się jej przez głowę. Głównie tych miłych, bo czemu miałaby się skupiać na tych nieciekawych?
    — Co? Boisz się, że znów zacznę się płaszczyć i błagać, żebyś mnie wziął z powrotem? — Przewróciła oczami. — Albo żebyś mnie z litości przeleciał na biurku? — Podeszła do Zaire’a wystarczająco blisko, aby nawzajem mogli poczuć to małe, elektryzujące napięcie, które mimo wszystko, ale zawsze między nimi było. — Znaczy… Jeśli znudziła ci się niewinność i chcesz trochę wyuzdania to chętnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Puściła mu oczko, a usta rozciągnięte miała w uśmiechu.
      Cholera, tęskniła za ich odzywkami. Za tym, jak krążyli wokół siebie, zanim przeszli do celu. Nie potrafiła tego znaleźć z nikim innym. Próbowała, ale… To nigdy nie było to. Zaire poruszał w niej coś, co nikomu wcześniej się nie udało.
      — Po tym co widziałam, to chyba aż za bardzo spodobały ci się niewinne dziewczyny. Muszę przyznać, jest śliczniejsza niż na zdjęciach. — Język piekł, kiedy to przyznawała. — Też nie wyrzuciłabym jej z łóżka. Jakby się wam nudziło to wiesz, gdzie napisać. Tylko pamiętaj, żebyś mnie odblokował.
      Sięgnęła bez pytania po butelkę z whisky. Wciąż nie lubiła tego smaku, ale to była jego whisky. To zmieniało postać rzeczy. Przysunęła do siebie dwie szklanki i po równo rozlała do nich alkoholu. Bez słowa podała mu jedną z nich. Nie pytała czy miał ochotę na drinka.
      — Wyluzuj, Zaire. Strasznie jesteś spięty.
      Uniosła lekko brwi, zanim zmoczyła usta w alkoholu. Tak, wciąż smakował paskudnie. Smak jednak jej poprawiała myśl, że to był jego alkohol. Reszta była bez znaczenia.
      Sloane nie lubiła prosić o pomoc. Zaire to wiedział. Jeśli mogła, to chciała załatwić wszystko sama, ale tym razem ją to przerastało. Nie mogła tak po prostu polecieć na psy, bo to wypadało z gry. Wtedy musiałaby powiedzieć o Carterze. I chociaż z tą jedną rzeczą chciała być lojalna.
      — Mam problem i potrzebuję twojej pomocy.
      Znał ją wystarczająco, aby wiedzieć, że wypowiedzenie tego ją wiele kosztowało. Spojrzała mu w oczy, bez żartów i flirtu, bez tej aury chaosu, którą w sobie nosiła.
      — I myślę, że wiesz, jakiego rodzaju problem.

      sloane

      Usuń
  16. Carter był tego rodzaju byłym, do którego mimowolnie, ale zawsze chciało się wrócić. Sloane nie była głupia, mimo, że często się tak właśnie zachowywała. Wiedziała, że oni razem są destrukcyjnym duetem, który niszczy wszystko wokół, a zwłaszcza samych siebie. Gdyby z jakiegoś powodu dali sobie od nowa szansę to skończyłoby się to tak samo. Zaczęliby powtarzać kolejne błędy, zatoczyliby koło. Nie potrafiła się jednak powstrzymać przed tym małym flirtem z nim, sprawdzić, czy dalej reaguje na nią tak samo mocno, jak ona na niego. Mimo wszystko, ale celem Sloane nie było zburzenie szczęścia Cartera. Z nią czy bez niej, szczerze zależało jej na tym, aby był szczęśliwy, a skoro znalazł to z tamtą dziewczyną, to jej nic do tego. Sloane w końcu sama próbowała sobie ułożyć życie po rozstaniu, ale nie do końca jej to wyszło.
    — Zdecydowanie. Ile można się płaszczyć, nie? — Prychnęła i uniosła szklankę z powrotem do ust. Gdyby miała jakąś pewność, że to zadziała to pewnie by to zrobiła. Ale nie tej nocy. Miała poważniejszy problem niż to, że brakuje jej Cartera w życiu i łóżku.
    Nie wiedziała, do końca, jak ugryźć ten problem. Najpierw myślała, że olanie tematu załatwi sprawę, ale zaczęli się dobijać ponownie. I znowu i znowu, a Sloane kończyły się wymówki. Nie radziła sobie z tą sytuacją. Carter z kolei obracał się w tym świecie od lat i był tak naprawdę jedynym, do którego mogła zgłosić się o pomoc.
    — Długo ta chwila coś trwa. Nie żebym liczyła. Znaleźliście wspólny język?
    Pamiętała, co jej mówił, kiedy do niego przyszła. Że to relacja na chwilę, aby nie zanudził się w tym schronisku na śmierć, że co on może mieć wspólnego z taką dziewczyną, która pochodzi z dobrego domu i nie wnosi żadnej dramy.
    — Matching piżamy już wleciały czy na razie zatrzymujecie się na wspólnych tatuażach? — Tego cholernego motylka widziała u niego już wtedy i zapadł jej w pamięci, bo przy okazji zakrył to, co zrobił dla niej. Ona swój wciąż miała. Niewielki, schowany na żebrach z prawej strony. Ten sam, który Carter wymazał ze swojego ciała. — To ile już wam stuknęło? Dwa miesiące? Trzy? I tak bez żadnych dram? Żadnych backstage’ów? Imprez, na których nie wiesz kto, gdzie i jak cię dotyka?
    Wcale wiedzieć nie chciała. Im mniej jej mówił, tym lepiej. Dla jej własnego dobra, ale to jeszcze nie oznaczało, że miała wstrzymać się przed zadawaniem pytań. Lubiła je z siebie wyrzucić i patrzeć, na które zdecyduje się odpowiedzieć, a które oleje i przemilczy.
    — Nie, nie wypada zapominać o byłych żonach. — Zgodziła się z nim i roześmiała. — Wciąż się nie mogę przyzwyczaić, wiesz? Że byłam żoną, może nie wzorową, ale wciąż żoną. A teraz rozwódka… I to wszystko ledwo jak przekroczyłam pełnoletność.
    Jeżeli Sloane kiedyś dorobi się biografii to nie będzie ona nudna. Pół roku może minęło od kiedy stała się oficjalnym dorosłym i miała obrączkę na placu? I niedługo później rozwód na koncie. Nie był głośny. Nie walczyli między sobą publicznie. Media zrobiły to za nich, a fani podzielili się na dwa obozy. Jeden atakował Sloane, drugi Cartera i tak to trwało aż po dziś.
    — Każdy ma gorszy czas, nie? Mój najwyraźniej dobiega już końca. — Powiedziała to z pewnego rodzaju dumą w głosie, bo co jak co, ale nie było w niej już zbyt wiele z tej dziewczyny, która płakała przed nim, aby przyjął ją z powrotem do siebie. Zrozumiała pewne rzeczy, czasem łyknęła Xanax lub dwa i żyła dalej. — Tobie to też służy, co? Wyglądasz dobrze. Naprawdę dobrze.
    Na tyle dobrze, że gdyby nie to, że faktycznie z kimś był skorzystałaby z tego. W imię starych dobrych czasów i zwykłej potrzeby. Miała przeczucie, że Carter też niespecjalnie by się opierał, ale powstrzymywała go śliczna brunetka o sarnich oczach, która nie chciała go ze swoich dłoni wypuścić i czekała, aż do niej wróci po odbyciu krótkiej rozmowy ze swoją byłą. Sloane na jej miejscu też nie chciałaby go puszczać z ex. Sloane na jej miejscu polazłaby za nimi i nie dała się wygonić. Albo byłaby częścią rozmowy albo nie doszłoby do niej wcale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogła prowadzić z nim luźną rozmowę. Żartować o wszystkim dookoła, ale to tylko było odciąganie tematu. Krótko westchnęła, a potem oparła się o biurko tuż obok niego. Jakby potrzebowała jakiejś podpory zanim zacznie mówić.
      — Bo mam problem i wiesz, że nie przyszłabym, gdybym poradziła sobie sama. — Mruknęła i lekko wzruszyła ramionami. Próbowała sobie poradzić, ale nie potrafiła. Nie wiedziała, gdzie ma iść i Carter był tak naprawdę jedyną „bezpieczną” opcją. — Wrócili. Ci sami, którzy po Vegas mnie złapali i grzecznie kazali siedzieć cicho. Z propozycją nie do odrzucenia. — Prychnęła. Pokręciła lekko głową, a zanim dodała coś więcej upiła jeszcze trochę whisky. Nie krzywiła się, jak zwykle. Potrzebowała tego mocnego smaku w ustach. — Chcą, żebym robiła to samo co ty podczas tras. I zaczynam nową w styczniu, więc… Ty chyba też, nie? Coś słyszałam, że niedługo zaczynasz.
      Gdyby wszystko się układało dobrze to jeździliby w trasę razem. Jak dawniej.
      — Dali mi czas do namysłu, ale on się kończy.

      sloane

      Usuń
  17. Sloane była w niemałym szoku, że Carter potrafił dogadać się z kimś z takich sfer. Wiedziała o niej tyle, co powiedział jej Nico, a po tych zdawkowych opowieściach nie wydawała się być dziewczyną, która pasowałaby do tego świata. Dziewczyną, która chciałaby mieć takiego faceta jak Carter. Grzeczna i ułożona, z planem na życie, którego nic nie może zaburzyć i zasadami do przestrzegania.
    — Ona się dowie. — To nie był groźba, a raczej fakt. Może nie tej nocy, ale wkrótce. Prawda zawsze wychodzi na wierzch, a już zwłaszcza ta brudna. Sloane też przez chwilę nie wiedziała co Carter robi, aż do tamtej nocy. I próbowała odejść, ale znalazł sposób, aby przekonać ją, żeby do niego wróciła. Nigdy nie mieszał jej w te sprawy, ale wiedziała wystarczająco wiele, aby być zagrożeniem. Gdyby zaczęła paplać do kogokolwiek o czymkolwiek… Wtedy Carter miałby przejebane. I wszyscy wokół razem z nim. — Wiesz, jak to działa, Carter. Nie dasz rady ukrywać tego przez całe życie. Tylko może… Niech nie dowiaduje się, jak ja. Strasznie to miesza w głowie.
    Uśmiechnęła się półgębkiem. Mógł jej wtedy wmówić, że to prochy, bo się naćpała i widziała rzeczy, których nie było. Pamiętała, jak poważny wtedy był i jak szybko zwijali się z Vegas, a potem to wszystko do niej wróciło i Sloane uciekła na inny kontynent, aby być z dala od niego.
    — Nie dałeś mi odejść, pamiętasz? — Mruknęła. Nie do końca tak było, bo i ona wydzwaniała, pisała i kłóciła się z nim przez pół nocy. Potem wróciła do Nowego Jorku i myślała, że ma go z głowy, bo znalazła kogoś innego, ale znalazł ją. I przekonał, aby dali sobie szansę. Potem na jaw wyszło to wszystko ze ślubem i reszta to już historia.
    Mogłaby przywołać teraz całą masę wspomnień. I tak wiele z nich przewijało się jej przez głowę. Zawsze tak się działo, kiedy była blisko Cartera. Stanowił ogromną część jej życia, której nie zamierzała wymazywać. Pamięć w końcu nie była zapisana ołówkiem. Czasami żałowała, że tak nie jest, bo pewne rzeczy naprawdę chciałaby zapomnieć. Jednak nic co miało związek z nm. Te wszystkie momenty, kiedy było dobrze. Gdzie nie liczył się świat, ale oni. Ich dwójka vs wszystko inne. Czasami miała wrażenie, że nawet, jeśli nie byli razem to wciąż działało to na tej samej zasadzie. Oni kontra świat, ale to było coś, co tylko Sloane i Carter potrafili zrozumieć. Tego nie dało się komuś wytłumaczyć. Jeśli się nie przeżyło tego, co oni, nie było szans, aby zrozumieć.
    — Winszuję. Dwa miesiące i żadnego pierścionka to naprawdę progres. — Zaśmiała się. Uczył się na błędach, najwyraźniej. Sloane również starała się nie powielać znanych sobie schematów, które kojarzyła z przeszłości.
    Trochę mu tego zazdrościła. Ogarnął się szybciej niż ona. Łatwiej, miała wrażenie. Sloane próbowała, ale nic z tego jej nie wyszło. Ciągle miała go w głowie, a teraz, kiedy zobaczyła go z Sophią, możliwe, że zaczęło do niej docierać, że ta historia między nimi naprawdę jest już zakończona. Że nie ma już po co wracać. Mimo, że czuła, że dałaby się pokroić za to, aby Carter spojrzał na nią tak, jak patrzył na tę dziewczynę, kiedy z nią odchodził. Z tą czułością i miłością w oczach, której nie dało się podrobić.
    — Pewnie, gdyby nie ten rozwód to pozabijalibyśmy się w końcu. — Mruknęła i wzruszyła ramionami. — Ale to tylko gdybanie, nie? Równie dobrze mogło być zajebiście. Ale tobie to zdecydowanie wyszło na dobre. Cieszę się, Carter. Że znalazłeś kogoś takiego.
    Nie było w jej głosie gniewu ani sarkazmu. Taka szczerość, na którą Sloane rzadko się zdobywała. Mógł jej wierzyć albo nie, to było bez większego znaczenia. Widziała po nim, jak się zmienił. Choćby na samej twarzy, która nie była już taka ospała i poszarzała. Brał mniej, to pewne. Ale miał też w sobie lekkość, której ona nigdy nie potrafiła mu dać. Może niewidoczna była dla osób, które Crawforda zbyt dobrze nie znały, ale Sloane wiedziała o nim wszystko. Widziała go w każdej możliwej sytuacji i z każdą emocją na twarzy.
    Był szczęśliwy. I to nie była jej zasługa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez słowa wzięła od niego paczkę i wyciągnęła jednego. Wsunęła papierosa między usta i odpaliła go, kiedy podał jej zapalniczkę. Zaciągnęła się dymem, który przez chwilę trzymała w płucach, zanim wypuściła go nad głowę.
      — Yup. Na tych samych zasadach, taka sama ilość towaru. Gruba forsa dla mnie i dla nich. Prosty deal, nie? — Prychnęła ze złością w głosie. Mogła się na niego wściekać, ale to niczego by nie dało. Przyszła po pomoc, bo liczyła, że da jej jakieś rozwiązanie. Coś podpowie. Cokolwiek, aby nie musiała w tym gównie się zagrzebać.
      Znów się zaciągnęła. Dym gryzł w płuca, ale był jej teraz cholernie potrzebny.
      — Myślisz, że ja chcę w to wejść? — Syknęła. Złość w tonie nie była kierowana na niego, ale na sytuację, w której się znalazła. Wiedział, że bała się tych ludzi. Jego samego czasami się bała. O niego się bała, kiedy wychodził, a broń znikała z sejfu. Kiedy wracał z obdrapaną twarzą i knykciami, ale nie chciał mówić co się działo, w blondynce aż się gotowało od furii. — Fajnie jest przyćpać od czasu do czasu, sam wiesz, ale nie chcę się w to wchodzić, Carter. Mieszać to gówno z moją karierą? Odpowiadać przed ludźmi, którzy nie mieliby skrupułów, aby strzelić między oczy, jak coś pójdzie nie tak? To nie pieprzony film akcji. — Wysyczała. Nie, to nie było nic co Sloane chciała robić i on to wiedział. Czym innego było załatwienie sobie działki na imprezie, a przewożenie towaru.
      — Nie chcę tego, Carter. I nie wiem, jak ich spławić. Sam wiesz, że takich ludzi nie da się tak po prostu olać, a nie chciałam… Nie chciałam z tym iść do kogoś innego. Ty też jesteś w to zamieszany i gdybym wsypała ich, wsypałabym ciebie. A tego nie zrobię.
      Sloane spojrzała na niego, kiedy położył jej dłoń na ramieniu. Postarała się uśmiechnąć, ale wyszło jej to raczej krzywo. Bez cienia uśmiechu.
      — Już naciskają, Z. — Szepnęła cicho, głosem bardziej drżącym niż tego chciała. — Wiedzą, gdzie mieszkam. Czekają. Widzę ich cały czas… Na spacerach z Rue. Wracając z pilatesu. Cholera, nawet fajek nie mogę kupić w spokoju, bo ktoś zawsze gdzieś jest.
      Nie łamała się często. Carter był jedną z nielicznych osób, przy których mogła sobie na to pozwolić. To nie było błaganie, jak wcześniej. To była autentyczna potrzeba, aby teraz przy niej był. Nie jego były mąż, może bardziej jako przyjaciel czy coś, który wie, jak posprzątać ten bałagan.
      — Robi się gorąco i co? — Mruknęła. Rozpalił jej ciekawość. Skoro już siedzieli w tym razem, to mógł to z siebie wyrzucić. — Dawaj, nie możesz pogadać z nią o tym, więc… Dawaj. Co jeszcze się tam odpierdala? — Skoro zatrzymywali ciężarówki, przeglądali wszystko… To możliwe, że mieli więcej dowodów niż przedtem, aby przetrzepać Cartera porządniej?
      — Nie chcę, żebyś bardziej się w tym grzebał niż już to robisz. — Mruknęła, gdy rzucił propozycję, aby to on zrobił. Pewnie miał rację, aby to powiedzieć. — Nie po to przyszłam, żebyś sprzątał ten syf w ten sposób, Zaire.
      Ale może nie było innej opcji. Może tylko w ten sposób mogła się tego pozbyć.
      Oparła głowę o jego ramię. Odruchowo i tak, jak dawniej.
      — Co się zmieniło, że nie jest jak dawniej?

      sloane

      Usuń
  18. — Przynajmniej to był szybki rozwód, Zaire. Zero dramy.
    Nie kłócili się o żadne drogie dywany ani wazy. Oboje mieli tamten penthouse gdzieś. Mimo, że Sloane go kochała. Widok na cały Manhattan. Ogromną garderobę, która była trzy razy większa niż ta, którą miała w swoim mieszkaniu. Ale nie potrzebowała tak wielkiej przestrzeni, skoro była sama. Wielkie okna zamiast ścian to było jej marzenie. Ogromna łazienka z wanną na środku, wielkie szyby i kompletna prywatność. To było ich miejsce, ale równie szybko przestało nim być. Teraz było jedynie wspomnieniem, które czasem do niej wracało.
    — Psujesz, bo znasz schemat. Nie oceniaj, byłam u terapeuty. — Mruknęła i gorzko się zaśmiała. — Ale jesteś dobry też w tym, aby trzymać świat razem, Zaire. Trzymałeś mój przez jakiś czas i… Szczerze, wierzę, że bez ciebie i tego co mieliśmy, zrobiłabym coś bardzo głupiego i nieodwracalnego.
    Częściej skupiała się na tym, że popsuł jej życie i zapominała, że przecież jednocześnie był tym, który poskładał ją do kupy. Ciężko czasem było dostrzec zalety Cartera. Zasłaniał się jak dymem, aby nie widzieć tych dobrych stron. Może uważał je za słabość, którą ktoś potencjalnie mógłby wykorzystać i nie była zdziwiona, że tak do tego podchodził. Miał powody, aby przed niektórymi ludźmi nie mieć słabości i dobrych stron.
    — Brzmi brutalnie, ale… Nie chciałabym, żebyś mnie teraz zatrzymywał. — Zrozumiała parę rzeczy przez ten czas. I nawet jeśli ciągle ją do niego ciągnęło, to potrzebowała tego czasu w samotności, a Carter radził sobie bez niej. Miał Sophię. Swoją ułożoną, grzeczną dziewczynę, która na niego czekała, choć w jej oczach nie było nawet grama zaufania. I Sloane wcale nie była zaskoczona. — Radzimy sobie, co? — Uśmiechnęła się słabo. Nie sądziła, że potrafiliby w taki sposób rozmawiać, chociaż temat głównie dotyczył czegoś innego. Czegoś trudniejszego od czego nie potrafili uciec i oboje o tym wiedzieli.
    — Często wracamy tam, gdzie nie powinno nas być… Zwłaszcza ja. Widzisz? Schematy.
    Wzięła od niego whisky i upiła niewielki łyk. Było jej to potrzebne. Ukoić nerwy, które miała w strzępkach. I serce, które biło trochę zbyt mocniej, kiedy głos Cartera sięgał jej uszu, gdy jego ciepło rozlewało się na jej. Było w tym coś znajomego, coś za czym łatwo było zatęsknić, a jednak… Jednak teraz nie było w niej tej dzikiej potrzeby, aby go błagać o kolejną szansę i obiecywać, że tym razem będzie posłuszna, że nie zdradzi, że teraz liczy się już tylko on.
    Skończyła palić w tej samej chwili co on. Zupełnie odruchowo i przypadkowo sięgnęła do popielniczki. Na parę sekund ich dłonie się zetknęły, a choć przeszył ją elektryzujący prąd to nie zrobiła z tym nic więcej. Nie miała do tego już prawa.
    — Chciałam z tym przyjść do ciebie. Do kogo innego miałabym iść? — Mruknęła. Jedno imię wisiało w powietrzu, którego wypowiadać nie musiała. To była zapasowa opcja, ale też groźna. Bo mimo wszystko, ale nie chciała, aby Carter oberwał przypadkiem. Nie uśmiechało się jej wsadzanie go za kratki czy zrzucenie mu na głowę problemów z wydziałem narkotykowym. I tak mieli go przecież na celowniku. — Najpierw dzwoniłam, ale zablokowałeś mój numer. To zabolało, uroniłam łzę. No wiesz, takie tam. — Dodała trochę ironicznie. Nie powyła się. Przeklinała pod nosem, a potem znalazła się tutaj.
    Zastukała paznokciami o brzeg szklanki.
    — Boston, Phoenix, Seattle, LA, Nashville, Colorado Springs… Vegas. — Wyliczyła. I to nie był koniec. To nie miała być jednorazowa przysługa. — Chcą, żebym do każdego miasta coś przywiozła. Mam potwierdzone trzydzieści dat na koncerty. W dwudziestu miastach. Chcą tego wszędzie.
    Spojrzała na Cartera. Wiedziała, że rozumiał, że nie przyszła pożartować na ten temat, że nie jest to dla niej nic lekkiego. I że naprawdę nie ma pojęcia, jak z tego się wygrzebać.
    — Mogę ci wysłać wszystkie daty i te, które jeszcze nie są potwierdzone.
    Nie miała głowy do tego, aby zapamiętać każde jedno miasto, w którym spędzi dwie albo trzy noce. I to nie był koniec, a dopiero tak naprawdę początek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubiła być słaba. Okazywać w jakikolwiek sposób tego, że coś ją dotyka, ale przy Carterze nie potrafiła zacisnąć zębów i udawać, że sobie poradzi. Gdyby radziła, to nie byłoby jej tutaj teraz. Nie prosiłaby go o pomoc. Wiedziała, że nie powinno jej tutaj być. Że nie powinna była zawracać mu głowy, ale co innego miała zrobić? On ją w to wciągnął i był jedną z niewielu osób, które mogły blondynkę z tego wyciągnąć.
      Zerknęła na jego dłoń na jej przedramieniu. To był taki naturalny odruch. I uspokoił ją. Przynajmniej w pewnej części.
      Słuchała go w milczeniu. Wciąż z opartą głową o jego ramię i tym spokojem, który ją zalał, bo Carter był obok. Zatrzymałaby się w tym na dłużej, ale to uczucie było złudzeniem. Zniknie, kiedy Carter wyjdzie, a ona zostanie sama i wróci do mieszkania. Dziesięć razy sprawdzi, czy na pewno drzwi i okna są zamknięte. Mieszała wysoko i nie było szans, aby ktoś wlazł przez okno, ale paranoja robiła swoje z człowiekiem. Carter coś o tym wiedział.
      — Jesteś, Carter? — Spytała. Jakoś by sobie poradziła. W ostateczności, cholera, w ostateczności by to zrobiła. Gdyby naprawdę nie miała wyjścia. — Nie jesteś mi nic winien. I nie jesteś za mnie odpowiedzialny. I wiem, że nie mogę przybiegać do ciebie, kiedy jestem przestraszona. Nie miałam innej opcji.
      — Komu niby miałabym powiedzieć? — Westchnęła. Wiedziała komu, ale to odpadało. Przynajmniej teraz. — Wiem, jak utrzymać sekret, dobra? Nie powiedziałam nic, co wpakowałoby cię w kłopoty i wiesz, że miałam okazję. I nie zrobię tego tym bardziej teraz. Serio, aż tak mi nie zalazłeś za skórę, żebym w złości wysyłała cię za kratki.
      Nie chciała, żeby wracał. Chciała, aby został tutaj razem z nią i dalej rozmawiał. Był oparciem, którego tak bardzo teraz potrzebowała, ale on już wychodził. Wracał do Sophii. Do dziewczyny, która teraz była dla niego najważniejsza.
      — Tak zrobię. — Obiecała. Nie chciała teraz nikomu podpaść, a już na pewno nie tym ludziom, którzy i tak mieli ją na oku i czekali na ruch z jej strony.
      Ruszyła zaraz za nim, bo nie mogła tu zostać. Otoczona ścianami, z których wylewały się wspomnienia z nimi. Musiała wrócić do domu. Nie na kolejną imprezę. I nie sięgać po nic na zapomnienie.
      — Hej, Carter. — Zaczepiła go zanim zdążył pójść dalej niż parę kroków w stronę wejścia do Sali. — Powinieneś jej powiedzieć. Może nie całą prawdę, ale… Powinna wiedzieć. Powinna dowiedzieć się od ciebie, a nie przypadkiem. I odblokuj mój numer. Insta rozumiem, ale numer to serio, gruba przesada.

      sloane

      Usuń
  19. — Tak, też o tym pomyślałam. — Westchnęła. Łatwiej to ogarnąć w kraju, gdzie nie trzeba stać na granicy, gdzie nie sprawdzają tak wszystkiego, ale to wciąż było ryzyko, którego Sloane nie chciała podejmować. Dopiero w ostateczności, która, jeśli wszystko ułoży się dobrze, to nigdy nie nadejdzie. — Ale będę miała koncerty za granicą. Kanada, Meksyk, Ameryka Południowa… To wszystko nadchodzi, Carter.
    Pojęcia nie miała, jak Carter ją z tego wyplącze. Czy będą zainteresowani tym, aby on przejął pałeczkę. Wiedziała, że przyszli do niej, bo chcieli rozprowadzić więcej towaru niż zazwyczaj. Mając ją i Cartera w garści szłoby im to wszystko sprawniej. Tylko, że ona naprawdę nie chciała, aby coś takiego mieszało w jej karierze. To było jej. Coś co budowała sama od lat. Nie chciała tego stracić. I Carter dobrze wiedział, jak jej na tym zależy.
    — Dopóki nie muszę się w tym babrać, to nie będę. Zrób co musisz.
    Nie była skończoną kretynką, aby próbować naprawić to wszystko po swojemu. Potrzebowała jego pomocy. Bez tego się nie obędzie. Ufała mu. Mogli nie być razem, mogli się pożreć na każdej płaszczyźnie, ale z tym Sloane ufała tylko Carterowi. Nikomu więcej. Powtarzała sobie, że ją z tego wyciągnie. Że nawet jeśli zajmie to trochę czasu, to Carter nie pozwoli, aby Sloane w tym tkwiła. Widziała to w jego oczach i sposobie w jaki się do niej odzywał.
    — Tylko mówię, Carter. Dobrze wiesz, że takie rzeczy długo nie zostają w ukryciu. Zwłaszcza, gdy ktoś jest tak blisko, jak wy. — Mówiła ostrożnie i z zaskakującą delikatnością. Nie obchodziła jej Sophia. Tylko Carter. — Zrobisz, jak uważasz. To nie moja sprawa.
    Więcej się w to wtrącać nie zamierzała. Powiedziała raz, wystarczy.
    — Obiecuję, żadnych telefonów po alkoholu i Molly. Tylko kryzysowe sytuacje. Na przykład, jak trzeba będzie wynieść mi pająka z sypialni. — Odparła żartobliwie i puściła mu oczko. — Będę grzeczna, obiecuję.
    Sloane jeszcze przez chwilę patrzyła mu w oczy. Chciała się nacieszyć tym widokiem. Nie widziała go od tygodni, a jak już zobaczyła, to w nieciekawych okolicznościach, które zmuszały do trudnych rozmów, które żadne z nich przeprowadzać nie chciało.
    — Na razie, Zaire.
    Uśmiechnęła się jeszcze lekko, zanim poszła w stronę wyjścia. Nie głównego, a tego na tyłach. Nie miała ochoty przechodzić już przez ludzi i przeciskać się między nimi. Nie miała ochoty oglądać też Sophii. Potrzebowała wślizgnąć się do auta i wrócić do domu. Trochę odpocząć, choć wiedziała, że daleko jej będzie do stanu pełnego relaksu.

    Sophia siedziała, niemal, z zegarkiem w ręku.
    Kai zabawiał ją rozmową. Biorąc sobie do serca chyba aż za bardzo to, że miał jej pilnować. Towarzyszył jej, gdy nagle uznała, że ma ochotę na drinka. Właściwie to potrzebowała się czegoś napić, aby nie oszaleć. Czas liczyła piosenkami. Każda, na oko, trwała jakieś trzy minuty. Minęło tych piosenek pięć, a potem szósta i siódma. Głowa brunetki parowała od myśli, choć zewnątrz była spokojna. Czego chciała? Po co przyszła? Dlaczego musiała przyjść? Wcale nie była taka pewna, co czuła wiedząc, że Carter jest tam ze Sloane. Z dziewczyną, która była dla niego swego czasu wszystkim. Wystarczyło jedno słowo, jedno spojrzenie, a leciał za nią i nie patrzył na nikogo i nic innego.
    Nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Nie chciała się niepotrzebnie nakręcać, ale inaczej też nie potrafiła. Co takiego niby miała mu do powiedzenia, że nie mogła zrobić tego tutaj? Albo chociaż przy niej? Czemu Carter miał jakieś sekrety, które powiązane były ze Sloane?
    Wzrok utkwiony miała w swoim drinku. Różowy, słodki i zabójczy, gdyby zapomniała, że nie należy go pić w dużych ilościach. Nie była już w nastroju, aby tutaj siedzieć i rozmawiać z jego znajomymi. Chciała wrócić do domu.
    Nawet nie zauważyła, kiedy Carter pojawił się z powrotem w loży. Drgnęła lekko, kiedy poczuła jego dłoń na ramieniu. Sophia nie zdążyła za bardzo zareagować na ten pocałunek. Smakował whisky i dymem z papierosów. Pachniał również tym. I ten sam słodki zapach, co wcześniej, niósł się za nim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnaleźli poprzednią pozycję z łatwością. Jakby wcale nie zniknął na jakieś dwadzieścia minut. Ta, pięć i będzie z powrotem. Więcej się na to już nie da nabrać. Spojrzała na niego, starając się ukryć to, jak bardzo ta sytuacja jej przeszkadzała. On z blondynką. Sami. Za zamkniętymi drzwiami.
      — Wszystko w porządku? — Spytała. Nie chciała go tu zarzucać pytaniami. To nie było miejsce, ale miała je w sobie i Carter też wiedział, że one w końcu padną. — Trochę ci się zeszło. Kai zdążył mi dwa razy opowiedzieć historię, jak obudził się w pokoju hotelowym jakiejś staruszki i wzięła go za… eskortę. Dwa razy, Carter.

      soph & slo

      Usuń
  20. Zapach whisky i dymu z papierosów towarzyszył Carterowi niemal ciągle. Kiedy zaczęli spędzać więcej czasu w swoim towarzystwie nauczyła się, że to właśnie to jest niemal nieodłącznym elementem Cartera. Teraz jednak ten zapach miał w sobie również słodką nutę, która nosiła nazwę Sloane. Perfumy blondynki zapadały w pamięć. Wystarczyło, że nachyliła się nad nimi, a ten słodki, kuszący i niebezpieczny zapach został w nozdrzach brunetki na dłużej, a teraz miała wrażenie, że osiadł również na Carterze.
    Przyglądała mu się, jak sięgał po jej drinka. Wypiła może tylko połowę, kiedy na niego czekała.
    Uniosła lekko brew, kiedy zaczął mówić o drinku.
    — Niebezpieczne rzeczy mi pasują? — Uśmiechnęła się nieznacznie. Przechyliła lekko głowę, aby na niego lepiej spojrzeć. Widziała, jak się krzywi, co sprawiło, że brunetka lekko zmrużyła oczy.
    — Był w porządku. — Przyznała. Tylko jej towarzyszył i próbował wciągnąć w rozmowę, aby Sophia nie myślała za bardzo o tym, gdzie, ale przede wszystkim z kim Carter jest. To niewiele pomogło, ale wystarczyło, żeby brunetka się nie zerwała z miejsca i za nim nie poleciała.
    Sophia lekko przymknęła oczy, kiedy dłoń Cartera z tą znajomą wprawą dotykała jej nogi. Drgnęła za to na dźwięk jego głosu. Próbowała być zła, w środku naprawdę była zła. Nie na niego. Nie potrafiła się gniewać za coś, nad czym nie miał kontroli. Sloane pojawiła się bez uprzedzenia. Kto mógł to przewidzieć? Wątpiła, że Carter ją tutaj zapraszał, aby spędziła z nimi czas. Wydawał się równie zaskoczony jej wizytą, co wszyscy inni.
    — Wiem, że nie chciałeś, Carter. — Mruknęła. Nie chciał, ale zostawił. To była znacząca różnica. Tutaj jednak nie chciała robić mu żadnych scen ani dopytywać o szczegóły. — Jeśli znów wyjdziesz i będę skazana na słuchanie po raz trzeci tej samej opowieści Kai’a i to komuś stanie się krzywda. — Odpowiedziała. Za pierwszym razem ta historia była zabawna. Za drugim i trzecim również by była, ale nie, kiedy myśli brunetki krążyły wokół Cartera i Sloane.
    Wzrok zatrzymała na kieliszku i różowym płynie. Mimo, że przed chwilą lekko się uśmiechała, to ta sytuacja nie dawała jej spokoju. Uśmiech sprzed chwili sam zniknął z jej twarzy, a spojrzenie zmatowiało. Nie wyobrażała sobie Bóg wie czego, bo to do niczego by nie doprowadziło. Wystarczył jej sam fakt, że Carter i Sloane byli sami. O nic go nie oskarżała. Nie miała powodów. Nie mogła nic poradzić na to, że nie podobała się jej ta sytuacja.
    W pierwszej chwili chciała go zignorować, kiedy poprosił, aby na niego spojrzała i odwrócić głowę w inną stronę, ale nie pozwolił jej na to. Mimo, że i tak z początku wzrok Sophii nie od razu zmierzył się z oczami Cartera. Zacisnęła mocniej szczękę. Wzrok Cartera potrafił przekopać się do samej duszy i Sophia miała wrażenie, że właśnie to w tej chwili robi. Wchodzi głęboko i zostaje na długo.
    — Nie może rozwiązywać tych problemów z kimś innym tylko lecieć do ciebie? — Nie potrafiła ukryć w głosie emocji. Tej całej złości, która od kilkudziesięciu minut się w niej gotowała i na swój sposób w końcu znalazła ujście. Włosy z grzywki opadały jej na czoło, przesłaniając trochę oczy. Wyglądała na pełną gniewu i żalu jednocześnie.
    — Istnieje dla niej odpowiedni czas, aby wrócić? — Pytanie padło szybciej niż zdecydowała, że chce je zadać. Dostrzegła to, jak oczy Carter na moment wędrują na bok. Zagryzła wnętrze policzka. Mocniej niż planowała. To pytanie nie powinno paść. Niezależnie, co teraz jej Carter powie, Sophia będzie miała własną wersję tej odpowiedzi. Połączoną z jego spojrzeniem.
    Odetchnęła ciężej i sama na moment spuściła wzrok, zanim go podniosła na Cartera.
    Sophia nie była typem zazdrośnicy. Miała swoje momenty, ale nie podejrzewała o najgorsze przy pierwszej możliwej okazji. To, co w sobie czuła, to nie była też typowa zazdrość. To było coś więcej, czego Sophia nie do końca rozumiała i niezbyt sobie z tymi uczuciami radziła.
    — Nie, nie przepadam za nią. I to się nie zmieni. — Nie zamierzała akceptować tego, że jego ex się przy nim kręci. — Po prostu… Nie chcę jej tutaj. Czy gdziekolwiek indziej z tobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciała stawiać ultimatum, a z jednej strony właśnie to zrobiła. On również by nie chciał, aby Sophia spotykała się ze swoim byłym. Wychodziła i zostawiała go na niemal pół godziny zastanawiającego się, co robi. Miała prawo nie chcieć, aby Sloane była obecna w życiu Cartera. Mogli mieć wspólną historię, ale co niby teraz trzymało ich razem?
      Mimo wszystko, ale czuła się odrobinę spokojniej. Carter wiedział, jak zacząć ten pokój w nią z powrotem wkładać. Jakimi gestami łatać te wszystkie pęknięcia, od których robiła się nieprzyjemna. Sophia znów przymknęła oczy, a głowę lekko oparła o jego ramię. Nie chciała mu się zbyt łatwo poddawać. Ulegać, a jednocześnie było jej ciężko z tym walczyć. Każde jego muśnięcie zostawiało po sobie ślad.
      — Ludzie? Tutaj są ludzie? — Mruknęła w odpowiedzi, nie mogąc się powstrzymać przed tym lekkim uśmiechem. Szło mu za dobrze odwracanie jej uwagi. To mogło udać się na chwilę, dopóki znów nie zacznie o tym wszystkim myśleć. — Carter… — Westchnęła krótko. Coś między ostrzeżeniem, aby się z nią nie droczył i prośbą, aby nie przestawał.
      Sięgnęła dłonią do jego policzka, aby musnąć go opuszkami palców. Była zwrócona już nie tylko głową, ale i ciałem w jego stronę.
      — Jak planujesz mi to wynagrodzić? — Spytała. Ich oddechy się ze sobą mieszały, dzieliły ich zaledwie centymetry. Mogłaby się przysunąć i go pocałować. Zapomnieć o tej niespodziewanej wizycie. — Musisz się postarać… Za to czekanie będę dziś wymagająca.

      soph

      Usuń
  21. Jeśli myślała, że ten wieczór da się uratować i rzucić w zapomnienie, to była w dużym błędzie. Sophia zacisnęła mocniej usta, czując, że każde jedno jej słowo zostało źle odebrane. Napięła się momentalnie, a każde słowo Cartera brzmiało, jak oskarżenie, o które nie prosiła i którego nie rzucała w jego stronę. Miała udawać, że jest szczęśliwa, bo jego była się zjawiła, a on pobiegł za nią, bo o to go poprosiła? Zmarszczyła lekko brwi, niezbyt wiedząc, jak ma na to wszystko zareagować i jak się odnieść, aby nie rozpalić między nimi atmosfery jeszcze bardziej. Poczuła nagły powiew chłodu. Od jego spojrzenia, które przepełnione było irytacją i złością, która prawie nigdy nie była skierowana na nią, ale nie tym razem.
    — Tak, właśnie to mi nie pasuje. — Nie chciała tutaj robić scen i się z nim kłócić. To było bezcelowe. Próbowała jakoś zagrzebać w sobie te wszystkie uczucia, aby mieli spokojny weekend. Tak, jak planowali, ale już było na to za późno. — A mam skakać ze szczęścia, że za nią poleciałeś, bo się uśmiechnęła i poprosiła? Wiesz, jak to wygląda z mojej perspektywy?
    Nie miała pojęcia, co między nimi było, a Carter niczego nie chciał jej powiedzieć. Próbowała szanować to, że ma swoje sprawy, o których nie chce, aby Sophia wiedziała. Naprawdę, starała się. Czym innym było jednak wychodzenie z domu, bo zadzwonił jego menadżer czy Kai, a zupełnie czym innym, kiedy wychodził, bo pojawiła się Sloane.
    Nawet nie zauważyła, że odsunęła się o parę centymetrów. Jakby sama próbowała stworzyć między nimi jakiś mur. Zawsze pierwsza była do tego, aby wyjaśniać wszystko rozmową, a teraz Sophia wcale taka pewna nie była, czy rozmowa tu cokolwiek da.
    Spojrzała na nieco, zdziwiona i jednocześnie zraniona jego słowami, których się nie spodziewała. I które, przez to, że sam o tym wspomniał, zaczęły ją teraz gryźć. Jak irytujący, mały pies gryzący w kostki.
    — A powinnam zacząć tak myśleć? — Wcześniej nawet o tym nie pomyślała i nie chciała myśleć, że to był cel. Nie, taka opcja nawet nie wchodziła w grę. — Przyszła, poprosiła o ciebie i poszedłeś. I zostałam tutaj, czekając i czując się, jak idiotka. Naprawdę myślisz, że to takie miłe na to patrzeć, jak z nią wychodzisz? Jakoś nie sądzę, że chciałbyś być na moim miejscu i patrzeć, jak wychodzę z Nico.
    Objęła się rękoma, a wzrok wbiła w stolik. Nie tak wyobrażała sobie jego powrót. Myślała, że uda się jej to wszystko ukryć aż do powrotu do domu. Że nie będą tego wszystkiego wyciągać tutaj, ale najwyraźniej się pomyliła. Ton głosu Cartera i jego spojrzenie dodatkowo ją nakręcało. Ona się nie kłóciła, nie podnosiła głosu. Wolała załatwiać wszystko spokojnie, ale coraz bardziej czuła, że tego w ten sposób nie załatwi.
    — Mógłbyś zacząć od mówienia mi prawdy. — Odparła. Odwróciła głowę w jego stronę i spojrzała mu w oczu. Kuło ją to, że nie wiedziała, co tak naprawdę się dzieje. Nie tylko ze Sloane, ale ze wszystkim dookoła. — Wiem, że nie ma nikogo innego, Carter. Doskonale wiesz, że nie chodzi mi o nic z tych rzeczy. — Syknęła. Nie była fanką świadomości, że zawsze wokół niego się jakieś kręcą. Wystarczyło jej, że Carter wybierał ją. Patrzył na nią. Z nią był. One mogły co najwyżej popatrzeć z daleka i to było wszystko, a całą resztę Sophia miała dla siebie. W całości i nie zamierzała się dzielić nawet kawałeczkami.
    — Rozmawiaj sobie z nią do woli, skoro takie masz życzenie. — Rzuciła kąśliwie. Coraz mniej ta rozmowa brunetce się podobała. Chciała wrócić do tego sprzed chwili. Jego warg przy jej uchu, mruczących miłe rzeczy i dłoni, które próbowały co chwilę wślizgnąć się pod materiał sukienki.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  22. Uparcie na niego patrzyła, jakby w ten sposób miała znaleźć wszystkie odpowiedzi. Jakby w jego oczach znalazła to, czego od dawna szukała. Dała mu czas i przestrzeń, starała się zrozumieć, że ma gorszy czas, że to wszystko to stres związany z trasą i problemami z zatrzymanymi ciężarówkami. Nie mówił co w nich jest, ale się domyśliła, że chodzi o sprzęt, o scenę o te wszystkie drobne rzeczy, o których się nie myśli. I wiedziała też, że to wszystko to tylko jakaś przykrywka. Półprawda, którą ją nakarmił, a ona postanowiła w to uwierzyć. Dla świętego spokoju i dla ich własnego dobra.
    — To nie ja mam problem z zaufaniem, Carter. Tylko ty. — Odpowiedziała od razu. Czuła, jak napinają się w niej wszystkie mięśnie. I jak z każdym słowem oddalają się od siebie coraz bardziej. Nie tego chciała, nie tak miał ten wieczór przebiec. — Mówisz o nim, a nie potrafisz ze mną porozmawiać. Przychodzę do ciebie ze wszystkim. Z każdą głupią rzeczą, która jest dla mnie ważna, a którą wiem, że mógłbyś wyśmiać, gdyby powiedział ci to ktoś, kto nie jest mną. Z każdym ciężarem. Chciałam w zamian tego samego od ciebie. Może nie zasługuję na twoje zaufanie, nie wiem, ale nie wciągaj w rozmowę zaufania, kiedy sam mi go nie dajesz.
    — Nie myślę tak. — Powiedziała stanowczo. Nie brała pod uwagę tego, że spotyka się z nią za jej plecami, że robi coś, czego nie powinien. Że stawia ją w sytuacji, w której jest tą drugą. — Ale nie oczekuj, że będę zachwycona widząc ją z tobą. Ani że będę te wasze schadzki akceptowała.
    Nie był poważny, jeśli sądził, że to jej nie będzie przeszkadzało. Nic nie mówiła na to, że w towarzystwie była już jedna jego ex. Że występowała razem z nim na scenie. Przełknęła to jakoś. Powtarzała sobie, że to tylko akt. Że to tylko do układu tanecznego. Że to, co się dzieje na scenie nie ma odniesienia do tego, co jest poza nią. I to działało. Sophia widziała, jak jest poza sceną. Nie widziała natomiast, co się działo, kiedy wyszedł ze Sloane. Nie miała w głowie od razu najgorszego. Po jego minie widziała, że chodziło o coś poważnego. Próbowała tylko zrozumieć, a on cały czas jej to utrudniał.
    — Odpowiedź. Byłbyś zadowolony, gdybym z nim wyszła? Wróciła po trzydziestu minutach i nie powiedziała nic konkretnego? Nie zastanawiałbyś się? Nie byłbyś zły? Rozczarowany? Trochę upokorzony? Pozwoliłbyś mi z nim pójść?
    Nie musiał jej odpowiadać. Znała na nie odpowiedzi. Na każde jedno, które właśnie opuściło jej usta.
    Coraz bardziej czuła się tą rozmową też zmęczona. Znów nie prowadziła do niczego konkretnego. Do jakichś wyrzutów między sobą, ale to było na tyle. Wystarczyło tylko tak niewiele, aby coś się między nimi zburzyło, choć myślała, że są już na dobrej drodze ku temu, aby pewne rzeczy mieć za sobą. Jak widać, bardzo się pomyliła.
    Otwierała już usta, aby coś powiedzieć, ale zamknęła je z powrotem.
    Nie ufał jej. I to właśnie do niej dotarło. To nie był już tylko jej wymysł. To nie było tylko podejrzenie, które zrodziło się jej z różnych sytuacji, tylko prawda. Bo uciekła już wcześniej. Nie raz, a dwa. Zostawiła go bez słowa wyjaśnienia. Odcinając się na parę dni kompletnie. Próbując przetworzyć w sobie to, co widziała i co jej powiedział. Przez chwilę po prostu milczała, bo nie wiedziała co ma powiedzieć. W jaki sposób z nim dalej rozmawiać ani czy w ogóle jest sens, aby dalej to ciągnęli, skoro nie potrafili dojść do żadnego porozumienia między sobą.
    Nie ufał jej.
    Te trzy słowa huczały jej w głowie. Głośniej niż muzyka z głośników, od której trzęsła się podłoga. Trzy, niewinne słowa zagłuszały teraz wszystko. Patrzyła na niego w sposób, który miał w sobie coś z poczucia winy i czystego zaskoczenia. Do tej pory sądziła, że mają do siebie to zaufanie, że potrafią sobie nawzajem ufać i tylko czasem pojawią się jakieś rysy, które ostatecznie znikają. Tymczasem jedna z tych rys była cały czas. Obecna, a Sophia była na nią ślepa. Tak bardzo, że nie dostrzegła tych drobnych momentów, kiedy Carter jej to oznajmiał. Może nie wprost, ale wystarczająco wyraźnie, aby była w stanie to zobaczyć.
    A może po prostu to ignorowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie mogę zniknąć. Nie mam już domu. Zostawiłam ten „mój świat” dla ciebie. Odeszłam od wszystkiego, co znam dla ciebie. I każdego dnia, wbrew wszystkiemu i wszystkim, wybieram cię.
      Nie wiedziała o jaką prawdę prosiła. Nie chciała się karmić domysłami, które były gorsze nawet od najciemniejszej prawdy. Tak przynajmniej myślała. Czymkolwiek było to, czym nie dzielił się z nią Carter, nie mogło przecież być aż tak złe. W głowie jej huczało od jego słów i emocji. Nie ufa ci.
      — Nie wiem, jak mam ci jeszcze udowodnić, że z tobą zostaję. Skoro to jest za mało.
      Chciała o nim wiedzieć wszystko. Każą jedną rzecz, ale nie pozwalał jej na to, a ona czasami nie wiedziała, jak ma pytać. O przeszłość, którą miał zapisaną na skórze. O ludzi, którymi się otaczał. Czasami próbowała, ale napotykała mur, przez który nie potrafiła przeskoczyć. Może odpuszczała za szybko. Może nie waliła w te mury wystarczająco głośno, aby zrozumiał, że ona jest i nie zamierza odejść. Może to, co wydawało się, że dla niego robi, nie jest wystarczające.

      soph

      Usuń
  23. Gdzieś tam pod skórą Sophia wiedziała, że w jego świecie nie ma dla niej miejsca. I vice versa. Carter nie był tym chłopakiem, z którym mogła wejść na bal charytatywny, który co roku urządzał jej ojciec. Prezentowałby się nienagannie. Rozumiał, jak działa to towarzystwo, ale było w Carterze coś, co od razu krzyczało, że on do tego środowiska nie pasuje. Z nią było tam samo, gdy wchodziła z nim do klubu. Na pierwszy rzut oka było widać, że Sophia znalazła się przy nim z przypadku. Tylko, czy oni się tym przejmowali? Czy patrzyli na opinię innych? Byli już tacy, którzy ją głośno wyrażali i próbowali ich rozdzielić. I jednak mimo wszystko, ale wciąż dawali radę, bo w tym wszystkim nie chodziło o ludzi wokół, a o nich samych. To nie z resztą świata Sophia chciała układać sobie życie. Nawet jeśli to, co miała z Carterem miało być chwilowe i skończyć się za pół roku, za dwa lata – to jego chciała. I żadna opinia zewnątrz nie mogła tego w niej zmienić.
    — Dlaczego? Może on też będzie miał jakiś problem. Może do mnie przyjdzie, aby go rozwiązać. Dokładnie ta sama sytuacja. — Prychnęła. — Niewygodnie ci z tym, nie? Z tą myślą, że to mogłoby się wydarzyć? Mi też jest Carter niewygodnie. Cholernie niewygodnie.
    Nie chciała wyciągać Nico. Potrzebowała go tylko dla przykładu. Dla pokazania mu, jak to mogło wyglądać, ale Carter i tak tego nie rozumiał. Jakby coś mu nie pozwalało zrozumieć. Wciąż nie powiedział jej z jakim problemem przyszła. I domyśliła się, że tego już się nie dowie. Kolejna rzecz, o której miała zapomnieć i udawać, że nigdy się nie wydarzyła. Nie zadawać pytań. Nie wtrącać się. Znów słyszała to samo, co mówił jej wcześniej.
    — Ty mnie w ogóle słuchasz? — Miała wrażenie, że brał poszczególne słowa z jej wypowiedzi i układał je tak, aby jemu pasowały. — Nie zamierzam tego Carter akceptować. Tego, że tu przychodzi. Waszych pięciu minut na osobności. Wiem, że macie wspólną przeszłość i nie mam do niej żadnego prawa, rozumiem to. Sama mam coś za sobą i nie chciałabym, żebyś się w to mieszał. Ale to ja, ja — powtórzyła to słowo z naciskiem — mam teraźniejszość. I chcę przyszłość. I nie chcę i nie będę się tym z nią dzielić.
    Z Carterem pierwszy raz poczuła, że naprawdę ma kogoś z kim może tę przyszłość mieć. Przepadła dla niego już bez reszty; mimo, że w środku czasem pojawiały się myśli, że to wszystko to za szybko, że zbyt dużo wydarzyło się w tak krótkim czasie, że może powinni zastopować, ale na to wszystko było już za późno. Nie mogła się zawrócić. Zacząć od nowa w tym samym miejscu. Była z nim. Mieszkała z nim. Zostawiła dla niego całe swoje dotychczasowe życie i w zamian chciała chociaż odrobinę więcej niż dawał jej przedtem.
    Czasem, który dzieliła z Carterem, nie chciała dzielić się z nikim inną. Z żadnym byłym chłopakiem czy dziewczyną. Może to było żałosne, może zbyt idiotyczne myślenie, ale Sophia naprawdę nie chciała, aby przez ich wspólne życie przewijał się cień przeszłości. Zwłaszcza taki, któremu nie ufała, a do Sloane nie miała zaufania. Nie, gdy wiedziała, że nie tak dawno temu prosiła, aby ją przyjął z powrotem. I bez tego nie miała do niej zaufania. Nakręcała się, że ciągle jest w głowie Cartera, a ta wizyta w niczym jej nie pomagała.
    Czuła, że powoli opada z sil. Nie potrafiła się z nim kłócić. Podnosić głosu. Była zraniona. Nie tylko tą sytuacją z dziś, ale każdym jednym razem, kiedy odpychał ją od siebie, gdy próbowała zrozumieć, co się dzieje. Nie wiedziała, jak wiele sił w sobie jeszcze ma, aby dalej próbować. Jak długo będzie potrafiła być wyrozumiała i udawać, że te „kilka dni” naprawdę coś zmienią.
    Opuściła ramiona z westchnięciem. Ciężkim, zmęczonym. Oparła łokcie o stolik, a twarz na moment schowała w dłoniach. Policzyła w myślach do dziesięciu, zanim odgarnęła ręką włosy, które opadły jej na boki i podniosła głowę, aby spojrzeć na Cartera. Nie sądziła, że akurat tej nocy Sloane wejdzie między nich. Że znów będzie między nimi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Wybieram każdego dnia. — Powtórzyła nieco ciszej, ale dobitniej. — Nie, bo muszę. Wybieram cię, bo tego chcę i ponieważ cię kocham. Wybieram cię, bo wierzę, że jesteś tego warty.
      Oparła się plecami o kanapę. Nie spojrzała na mężczyznę. Jakby nie miała już w sobie sił na to, aby przekazać mu coś więcej choćby samym spojrzeniem. Nie wiedziała, jak ma go przekonać, że nigdzie nie ucieka, że ona tu zostaje. Czy był sens, aby go przekonywać czy może wystarczyło poczekać, aby sam to zauważył. Jednocześnie, nie była pewna, czy którekolwiek z nich jest gotowe na to, aby Sophia naprawdę przestała pytać.
      — Te zakręty już się pojawiły, Carter. — Powiedziała szeptem. — Jeszcze zanim byliśmy razem. I są obecne cały czas. I jestem z tobą, cały czas. — Wzruszyła ramieniem, choć to nie był błahy temat. Narkotyki magiczne nie zniknęły, bo pojawiła się ze swoim uśmiechem i dobrocią całego świata. Wciąż brał. Nie przy niej, ale wiedziała o tym i też nieszczególnie musiał się z tym kryć. Był wyrok, na który też się nie patrzyła. Została. Wbrew wszystkiemu. I wbrew temu w co sama wierzyła. Bo chciała, bo naprawdę czuła, że warto.
      — Dla mnie to brzmi, jak brak zaufania, Carter. — Mówiła wciąż tak samo cicho, ale już bardziej zrezygnowana. Nie wiedziała, jak ma to dalej ciągnąć i czy jest sens. — Nie wiem, może naprawdę na to nie zasługuję, może daję ci ciągle powody, żebyś nie chciał mi ufać. Nie wiem. Bo ze mną nie rozmawiasz. Wyłączasz się, kiedy próbuję i… — Urwała rozkładając na moment ręce. Brakowało jej argumentów. Logiki. Chęci. Wszystkiego.
      — Dla ochrony? — Powtórzyła i uniosła lekko brew. — O czym ty Carter mówisz? Co takiego niby wymaga ochrony

      soph

      Usuń
  24. Miała w głowie różne myśli. Jedne bardziej sensowne, a inne kompletnie oderwane od rzeczywistości. Takie, które nigdy nie powinny były się pojawić. Sophia tą rozmową i tym, gdzie to wszystko zmierzało była coraz bardziej zmęczona. Napięte mięśnie bolały, w gardle jej zaschło, ale nie sięgała po drinka, który i tak niczego by nie załagodził. Próbowała to wszystko jakoś na swój własny sposób ogarnąć, ale nie potrafiła. Nie mogła wymyślić żadnego sensownego wytłumaczenia. Większość tego, co Carter mówił, dla brunetki brzmiało, jak wymówki. Mimo, że z jego perspektywy to było logiczne i sensowne.
    — To mi tłumacz takie rzeczy, Carter. Bo ja o końca nie wiem, jak działa twój świat, okej? Próbuję go zrozumieć, naprawdę… Staram się. — Odezwała się i na moment wzrok przeniosła na mężczyznę. Była zmęczona własnymi domysłami. — Nie pozwalasz mi go poznać. Bądź ze mną szczery… Co miałam sobie pomyśleć, kiedy z nią wyszedłeś? — Nie było już w jej głosie oskarżenia, a czysta próba zrozumienia tego, co się właśnie między nimi wydarzyło. — Nie umiem siedzieć i udawać, że nie widzę pewnych rzeczy… Jeśli nie chcesz mi mówić całej prawdy, to mi to wytłumacz inaczej. Nie chcę siedzieć i myśleć nad rzeczami, które są prawdą. Ale „nie powinnaś tego wiedzieć”, mi nie wystarczy.
    Myślała, że zrozumiała, kiedy powiedział jej, że nie o wszystkim może jej powiedzieć. Było najwyraźniej inaczej, a Sophia nie potrafiła odpuścić. Drążyła, dopóki nie zderzyła się ze ścianą. Teraz taką właśnie napotkała. Taką, z którą nie mogła się mierzyć. Czuła, że to już ten moment, kiedy z jej strony jakiekolwiek pytania muszą się skończyć. Jeśli nie chciała tego wieczoru kończyć w jeszcze gorszej atmosferze.
    — Więc… Mam nie pytać, kiedy wychodzisz w środku nocy? Kiedy telefon dzwoni i wyglądasz, jakbyś zamierzał rozwalić pół salonu? Tego chcesz? — Musiała się upewnić. Może go źle zrozumiała, może nie słyszała faktycznie w pełni tego, co do niej mówi. Gubiła się w tym wszystkim. W uczuciach, które do niego miała. W tym, co wydarzyło się tej nocy. — Mam udawać, że niczego nie widzę i nie słyszę?
    Nie brzmiała już jak ktoś z pretensją, że nic jej się nie mówi. Było w niej jeszcze więcej rezygnacji niż przed chwilą. Nie miała pojęcia, czy potrafiłaby zbudować z nim coś wspólnie, kiedy to tylko on decyduje. Ale nie powiedziała tego na głos. To nie był czas ani miejsce, aby mu to mówić. Nie, kiedy parę metrów dalej siedziała grupka jego znajomych. Może zaufanych, może nie. Nie musieli wszystkiego słyszeć. Sophia nawet nie była pewna, czy cokolwiek z tej rozmowy słyszeli, ale wiedziała, że oni wiedzą więcej od niej. Dziewczyny w obcisłych, cekinowych sukienkach. Faceci w czarnych koszulkach z twardymi uśmiechami. Tu wszyscy wiedzieli więcej niż Sophia, która była jak niepasujący element w tej układance. Zbyt dobra, zbyt naiwna, aby odnaleźć się w tym świecie.
    Próbowała nie dać po sobie poznać, jak te słowa o jej wierze w ich związek mocno w nią uderzyły. Bo tak, wierzyła, że wystarczy tylko trochę wiary w to wszystko, aby pewne rzeczy były lepsze. Było to naiwne, było przewidywalne, ale… Inaczej nie potrafiła funkcjonować, a teraz czuła, że to się zachwiało. Że te jej starania są bezsensowne. W gardle poczuła ścisk, który był aż nazbyt dobrze znany. Pojawiał się zawsze, gdy miała w sobie zbyt wiele emocji, a które nie potrafiły w żaden sposób znaleźć ujścia. Sięgnęła dłonią do szyi, jakby to, że jej dotknie miało pozbyć się z gardła tej ciężkości. Zwykle pomagało. Na parę chwil.
    — Okej, już zaczęłam rozumieć.
    Nie wiedziała, czy jest jakiś sens w tym, aby mówiła coś więcej i dalej próbowała… Sama już nie wiedziała co. Przekonać go do swoich racji? Udowodnić mu, że to on się myli? Oboje wiedzieli, że z ich dwójki to Sophia jest na przegranej pozycji. To ona nie potrafi poradzić sobie z rzeczywistością. Nawet swoją własną, która w przeciwieństwie do Cartera jest łatwa i wręcz przyjemna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez chwilę nic nie mówiła. Tylko zastanawiała się, co ma zrobić dalej. Nie była pewna, czy teraz którekolwiek z nich potrafiłoby wrócić do poprzedniego nastroju czy udawać, że potrafią się jeszcze w miarę dobrze bawić.
      — Muszę iść do łazienki. — Mruknęła i rozejrzała się za swoją torebką, która leżała kawałek dalej. Nie potrzebowała jej, ale miała w niej telefon, a bez niego tutaj nie chciała się ruszać. Musiała znaleźć się chociaż na parę chwil sama. Odetchnąć, uspokoić się.
      Zerknęła na Cartera i uśmiechnęła się lekko, jakby chciała go tym zapewnić, że w zasadzie to wszystko już jest okej i nie ma po co ciągnąć tematu dalej.

      soph

      Usuń
  25. W łazience unosił się zapach drogich perfum. Od ścian odbijał się śmiech grupy dziewczyn, które głośno dyskutowały o DJ, który specjalnie tej nocy przyleciał prosto z Miami. Sophia mijała rząd luster i umywalek, które właśnie zajmowały. Obcasy stukały o marmurową posadzkę głośniej niż by sobie tego życzyła. Czuła, jakby wszystkie spojrzenia skierowane były na nią, choć to było niemożliwe. Przemknęła przez pierwszą część łazienki, dobrze oświetloną – idealne miejsce do szybkich selfie z imprezy i poprawienia makijażu. W części z kabinami było ciszej i ciemniej. Zamknęła się w jednej z kabin, a plecami oparła o zamknięte drzwi i wypuściła z płuc powietrze, które trzymała w sobie zbyt długo.
    Znów wszystkiego było za wiele. Emocji, świateł, dźwięków.
    Znów sobie z tym wszystkim nie radziła.
    W głowie huczała jej wymiana zdań z Carterem. Na sobie wciąż czuła jego twarde, chłodne spojrzenie, w którym nie było choćby szczypty tej znajomej czułości, którą Sophia potrafiła z niego wyciągnąć. Przez parę chwil słyszała tylko swój oddech. Nierówny i urwany. Oczy ją piekły i ze wszystkich sił starała się nie pozwolić sobie teraz na ten moment słabości, ale przegrała. Potrzebowała tych pięciu minut. Krótkich i tylko dla siebie, aby nie rozpaść się tam przed wszystkimi. Przed tymi znajomymi Cartera, którzy już między sobą szeptali.
    Chusteczką przetarła delikatnie oczy, aby już bardziej nie rozmazywać tego, co z nich spłynęło. Wyszła z kabiny i powoli udała się do umywalek. Było tu już ciszej. Żadnych dziewczyn, które plątałyby się przed lustrami. Tylko Sophia i cicha muzyka, która przebijała się przez ściany. Torebkę postawiła przy umywalce. W dłonie brunetki uderzyła ciepła woda, kiedy wsunęła je pod kran. Otoczył ją zapach drogiego, kwiatowego mydła, które pieniło się na jej dłoniach. Osuszyła ręce ręcznikiem papierowym i chwilę później wyjęła z kosmetyki parę kosmetyków, aby doprowadzić się do porządku. Nie chciała, aby Carter coś zauważył. Jeśli mogła, to chciała ten wieczór skończyć już bez kolejnych dramatów.
    Drzwi za nią skrzypnęły i odbiły się echem od przestrzeni.
    — Hej. — Głos był miękki, delikatny. Jak jedwab. Znajomy. — Wszystko w porządku?
    Sophia uniosła głowę i w odbiciu dostrzegła Jade. W obcisłej, czarnej sukience oświetlona bursztynowym światłem od góry, które odbijało się od jej ciemnych włosów.
    — Tak, jasne. Wszystko jest okej.
    Jade uniosła brew z lekkim uśmieszkiem, który mógł być zarówno drwiną, jak i współczuciem. Westchnęła w rezygnacji po chwili i podeszła bliżej. Nosiła się z racją i dziwnym spokojem, który Sophii do tego miejsca nie pasował.
    — Nie musisz przy mnie udawać, Soph. Widziałam waszą kłótnię. Znam to spojrzenie, które w sobie teraz masz. W przeszłości również je miałam.
    Sophia zagryzła wargę, ale nie odezwała się.
    Towarzysząca jej kobieta wyjęła ze swojej torebki małe opakowanie chusteczek do demakijażu. Bez słowa, ale z zaskakująco ciepłym uśmiechem ujęła podbródek Sophii w palce i lekko uniosła w górę jej twarz.
    — Rozmazałaś się trochę. Nie martw się, każdej z nas się to zdarzyło.
    Sophia pozwoliła jej działać. Oszołomiona tą nieoczekiwaną uprzejmością. Czuła się jak mała dziewczynka, którą ktoś właśnie otulił prawdziwą, nieudawaną troską.
    — Jak już pewnie wiesz — zaczęła spokojnie, delikatnie ścierając tusz spod powiek Sophii — Carter to skomplikowany człowiek. Potrzeba do niego wiele cierpliwości. On nigdy nie mówi wprost, a domyślanie się… To najgorsze co możesz sobie i jemu zrobić. Potrafi być cudowny, uroczy czasami nawet… Ale z nim ciężko wyczuć, gdzie kończy się prawda, a zaczyna gra.
    — On ze mną nie gra. — Mruknęła cicho Sophia.
    Jade w odpowiedzi najpierw się uśmiechnęła.
    — Z tobą być może nie. Ale z innymi owszem i jesteś częścią tej gry. To cena za bycie z nim, Soph. — Otworzyła puder z cichym kliknięciem i nabrała go trochę na puszek. — Nie każdy potrafi go zrozumieć. Sloane myślała, że go rozumie i że z nią nie pogrywa. I zobacz, gdzie jest teraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jedno imię wystarczyło, aby Sophia się napięła. Troskliwy, ciepły ton Jade uśpił jej czujność. Nie była też jedną z tych, które widzą podstęp we wszystkim. Jade poprawiała jej makijaż, mówiła ciepło i delikatnie. Jak starsza koleżanka, która przyszła pozbierać bałagan tej młodszej.
      — Zdradzała go. Dlatego zerwali. Przez to, Sloane jest tam, gdzie jest. — Nie była pewna, czy próbuje przekonać siebie czy ją.
      Krótki, perlisty śmiech Jade wypełnił przestrzeń między nimi.
      — W ich świecie zdrada to nie jest najgorsze, co mogli sobie zrobić. To tylko ciała. — Jade wzruszyła ramieniem. — Tutaj… To dzieje się cały czas. W tamtych pokojach, łazienkach, biurach. Sama zresztą wiesz.
      Sophia spojrzała w bok odwracając głowę od Jade.
      — Hej… Nie mówię, że robi to samo z tobą. Jesteś za dobra, aby dać się wciągnąć w ten świat, Soph. To nie jest obraza, ale wiesz dla dziewczyn takich, jak ty, nie ma tutaj zbyt wiele miejsca. Mówię to z troski. Nie chciałabym, żebyś skończyła tak jak ona.
      Sophia otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły jej w gardle. Jade ułożyła dłoń na jej ramieniu.
      — Nie daj się wciągnąć w to bardziej niż musisz.
      Delikatnie ścisnęła jej ramię i odsunęła się. Odchodząc zostawiła po sobie woń perfum i niepokoju. Sophia popatrzyła w lustro. Makijaż był nienaganny. Zdradzały ją teraz tylko lekko przekrwione oczy. Pozbierała swoje rzeczy i wyszła z łazienki. Nogi poprowadziły ją z powrotem do loży, ale zatrzymała się, kiedy w półcieniu dostrzegła sylwetkę Cartera. Gwałtownie gestykulującego w stronę Kai’a i Scotta. Patrzyła na tę scenę przez chwilę, nim zawróciła. Znajomymi schodami wspięła się na górę. Taras był najwyraźniej otwarty bez względu na porę roku. Zadrżała od listopadowego powietrza. W cienkiej, bordowej sukience nie miała szans z chłodem, ale może tego właśnie potrzebowała. Orzeźwienia. Drżącymi od zimna rękami wyjęła telefon. Wysłała Carterowi krótką wiadomość. Niepewna, czy ją odbierze, ale nie potrzebowała, aby zaczął panikować, że jej nie ma, gdy już zorientuje się, że Sophia zniknęła na dłużej niż parę minut, które powinna była spędzić w łazience.
      Głowa jej pękała. To nie był ból, którego pozbędzie się tabletką. To były słowa, które nie dawały spokoju. Gesty niby przyjacielskie, ale było w nich ostrzeżenie, którego Sophia jeszcze nie rozumiała.
      Stała przy barierkach. Patrzyła na miasto w dole i zastanawiała się, jakim cudem znalazła się w tym miejscu i w tym świecie, w którym naprawdę nie było dla niej miejsca.

      soph

      Usuń
  26. Z jakiegoś powodu liczyła, że za chwilę przyjdzie do niej Carter. Zerkała co jakiś czas w telefon, ale wiadomość nie została odczytana. Była dostarczona, ale na tym się kończyło. Wiedziała, że mogła zejść z powrotem i znalazłaby go w przeciągu paru minut. Widziała przed oczami obraz Cartera w towarzystwie Scotta i Kai’a. Dyskutowali o czymś żwawo, nerwowo. Nawet nie chciała myśleć, co ich tak naprawdę wytrąciło z równowagi. Domyślała się, że najpewniej chodziło o problem, z którym przyszła Sloane. Czymkolwiek on był… Był teraz tematem numer jeden wśród wszystkich jego zaufanych ludzi. Poza nią. Ona nie zaliczyła się do grona osób, którym Carter ufał. Mógł jej mówić, że to nie jest kwestia zaufania, ale czuła coś zupełnie innego.
    Chłodne, nie mroźne wręcz powietrze muskało jej odsłonięte ramiona i nogi. Nie pomyślała, aby przejść się po swój płaszcz, który zaraz po wejściu oddała komuś z ochrony. Potrzebowała wyjść teraz. Nie zamierzała też tu stać pół nocy, bo prędzej zmieniłaby się w ludzki sopel lodu. Dawała sobie jeszcze parę minut. I Carterowi, ale na to miała coraz mniejsze nadzieje.
    Wiadomość dalej była nieodczytana.
    Opuściła ramiona i westchnęła zrezygnowana. Nie przyjdzie.
    Nie karałby jej ciszą i obojętnością. Mógł po prostu nie mieć przy sobie telefonu. Został może na stoliku albo wyciszył dźwięk i nie zauważył, że napisała. Mógł wciąż być pochłonięty rozmową.
    Na tarasie kręciło się parę osób. Większość tu wyszła, aby w spokoju zapalić i odetchnąć od gwaru na Sali. Sophia nie zwracała uwagi na to, kto tu jest i z kim przyszedł. Byli tylko tłem do jej własnych problemów, które, gdyby potrafiła kontrolować wyraz swojej twarzy i język, wcale nie miałyby teraz miejsca. Nie potrafiła milczeć, kiedy coś ją bolało, a to… To bolało bardzo. Carter doskonale wiedział, że tymi słowami ją rani i swoim zachowaniem. Mogła nie mieć prawa do pewnych części jego życia, ale to nie zmieniało tego, jak ten chłód płynący z jego tonu na nią wpływał. Może faktycznie nie pasowała do tego świata. Do bycia dziewczyną faceta, który utrzymuje się z muzyki i prowadzenia nocnego klubu. Do tego, jaki świat Carter reprezentował. To nie był w końcu film romantyczny, gdzie dziewczynie udaje się zmienić tego chłodnego mężczyznę z problemami.
    Drgnęła lekko, kiedy usłyszała swoje imię. Była tak pogrążona we własnych myślach, że nie spodziewała się zwrócenia na siebie czyjejkolwiek uwagi. Odwróciła głowę w stronę dziwnie znajomego głosu. Zajęło jej dłuższą chwilę, aby go rozpoznać.
    Podszedł szybciej niż Sophia zdążyła się odezwać. Biło od niego przyjemne ciepło. Ona z kolei zmarznięta. W cienkiej sukience i pewnie już sinymi od zimna ustami.
    — Miles… Hej. — Odpowiedziała i również lekko go objęła na powitanie.
    Była trochę oszołomiona tym spotkaniem. Znowu w klubie i znowu po kłótni z chłopakiem.
    — Jak mogłabym zapomnieć? To była najgorsza partia golfa w moim życiu. — Ciężko było jej z siebie wykrzesać teraz odrobinę żartu. Za dużo padło dziś ciężkich i miażdżących słów, aby Sophia mogła spokojnie żartować.
    — Potrzebowałam trochę świeżego powietrza. — Odparła. Nie kłamała, ale powodu, dlaczego również nie musiała mu zdradzać. Miło spędzili wtedy tamten ranek i popołudnie. I to był ostatni raz, jak się widzieli. Nie miała głowy, aby przepraszać go za zniknięcie. Teraz nawet nie była pewna, czy po tamtym dniu do niej coś pisał.
    — Nie musisz… — Próbowała zaprotestować, ale zanim skończyła marynarka wylądowała na jej ramionach. — … Dziękuję.
    Okryła się nią trochę mocniej. Spędziła na zewnątrz dość czasu, aby sama marynarka nie wystarczyła do okrycia. Potrzebowała wrócić do środka, a najlepiej wrócić do domu.
    W środku tego miejsca może i jest dużo, ale nie dla mnie. To chciała mu odpowiedzieć, ale wywołałoby to tylko więcej pytań, a niekoniecznie chciała wprowadzać Milesa w swoje życie miłosne. Po raz kolejny. Miał szczególny dar, aby pojawiać się wtedy, kiedy coś się sypało.
    — Wszystko jest w porządku. Jak mówiłam, musiałam trochę odetchnąć. — Nie wiedziała, czy próbuje przekonać jego czy siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znali się dobrze, a właściwie to wcale, ale Sophia była pewna, że te małe kłamstwo nie ujdzie jego uwadze. Miles był spostrzegawczy. Zauważyła to już tamtej nocy.
      — Wiesz, jak jest. Trochę za głośno i za tłoczno. I nie wiem, gdzie zostawiłam płaszcz. — Wzruszyła lekko ramieniem. To już była prawda. — To zbieg okoliczności, że znowu spotykamy się w klubie czy planowane działanie?
      Nowy Jork był ogromnym miastem. Jakie były szanse na to, że wpadną na siebie akurat tutaj? W klubie, do którego Sophia normalnie by nie weszła, a teraz była częstym gościem? Miles również nie wydawał się być pasującym do tego klubu elementem.
      — Świętujesz kolejny awans i zgubiłeś kolegów? — Miała czasami zbyt dobrą pamięć, a tamto spotkanie z jakiegoś powodu utrwaliło się w niej aż nazbyt dobrze.

      soph

      Usuń
  27. Sophia zapewne nie byłaby tak spięta, gdyby trafił na nią w lepszy wieczór. Tymczasem Miles miał niezwykły talent do tego, aby odnajdywać ją wtedy, kiedy niemal cały świat walił się jej na głowę. Znacznie chętniej porozmawiałaby z nim w innych okolicznościach. Była zdystansowana, ale to nie była wina ani obecność Milesa. Trafił zwyczajnie na złą noc, a brunetka nie chciała go zanudzać po raz kolejny swoimi problemami.
    — To było straszne. Dlatego nie mogłam już więcej tam pokazać swojej twarzy po tej porażce. — Zaśmiała się trochę lżej. Golf nie był sportem dla niej, ale starała się, jak tylko mogła. Pamiętała, że to był wtedy ciężki poranek, ale mimo tego, że jej głowa była w zupełnie innym miejscu to brunetka starała się podłapać wszystkie zasady. Niekoniecznie jej to wyszło, ale bawili się dość dobrze i zgodnie z daną mu wtedy obietnicą nie padła z głodu na polu. To był dobry dzień, choć gdy tylko została sama to znów wróciła myślami do wydarzeń z poprzedniej nocy, a reszta to już historia.
    — Może i próbuję coś tam znaleźć. Odpowiedzi od wszechświata i takie tam. — Mruknęła wzruszając lekko ramionami. Gdyby to było takie proste, żeby w widoku rozświetlonego nocą miasta znalazła odpowiedzi na tematy, które ją tej nocy dręczyły, to świat nagle byłby lepszy. Miała jednak tę bolesną świadomość, że nieważne, jak długo będzie się w to miasto patrzyła to nie znajdzie w tych kolorowych światełkach. Odpowiedzi mogłaby dostać tylko od Cartera, a on nieszczególnie miał chęć na to, aby czymkolwiek się z nią dzielić.
    Mimo, że Miles nie znał jej zbyt dobrze to nie miał problemu z tym, aby zorientować się, że brunetka kłamała. Nie robiła tego, bo wstydziła się, że znów w jej życiu się wali. Szczerze nie chciała, aby Miles po raz kolejny musiał być świadkiem tego, jak jej życie się pruje.
    — I jak się bawisz? Miejsce spełnia wasze oczekiwania? — Zapytała. Bardziej dla zabicia ciszy między nimi niż aby faktycznie poznać odpowiedź.
    Marzyła teraz o powrocie do środka, ale jednocześni nie chciała tam wracać. Widzieć Cartera wśród znajomych, do których Sophia nie pasowała. Była jak ładny dodatek, ale kompletnie zbędny. Marzła, mimo marynarki Milesa na swoim ciele, która dała ulgę, ale tylko na moment. Był środek listopada, temperatury prawie sięgały zera i powoli zaczynała żałować, że w ogóle tutaj wyszła. Nie, bo spotkała Milesa, ale przez to, jak potwornie zimno zaczynało jej być. To pomogło przez pierwsze minuty.
    — Nie wiem co wam przeszkadzają różowe drinki. — Westchnęła i przewróciła oczami. Lekki uśmiech wkradł się jej jednak na twarz. Nie chciała sprawić niegrzecznej, ale nie była pewna, czy powinna z nim iść na tego drinka, a z drugiej strony… Dlaczego nie? Miles był tylko znajomym. Nie jakiś zaufanym, ale jednak czuła się przy nim na tyle komfortowo, aby mówić mu pewne rzeczy pod przykryciem. — Jasne, możemy wrócić do środka. Chyba mi się to faktycznie przyda.
    Znów lekko zadrżała, kiedy wiatr mocniej zawiał.
    Uniosła lekko brew w górę, kiedy mówił jakich tematów nie będą poruszać, gdy zejdą z powrotem na dół. Mogła przystać na takie rozwiązanie. Zwłaszcza, że teraz Sophia naprawdę nie chciała o tym mówić. W środku czuła, że to nie jest rozmowa, którą może przeprowadzić z Milesem.
    — Obiecujesz, że żadnego golfa? Mam chyba traumę po tamtej partii. — Nie była może wcale taka zła, ale nic nie stało jej na przeszkodzie, aby trochę się podroczyć. Więcej czasu Sophia tam spędziła oglądając, jak Miles gra i próbowała zrozumieć te wszystkie zasady, jak zgiąć kolana, z jaką siłą uderzyć, ale to ostatecznie wyleciało jej z głowy po tylu miesiącach. — Możemy wracać. Jeszcze chwila i faktycznie zmienię się w tego manekina albo w sopel.
    Uśmiechnęła się delikatnie do mężczyzny. Nieświadoma tego, że od jakiegoś czasu obserwuje ich Carter. Sophia starała się skupić na rozmowie z Milesie i tym, że pierwszy raz tego wieczoru od jakiegoś czasu w końcu poczuła się lekko i przyjemnie. Nie myślała, aż tak intensywnie o tym, co się działo. O Sloane. O ich kłótni. O Jade w łazience. To wszystko zeszło teraz na dalszy plan i nie było aż tak istotne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia wiedziała, że to jest tylko chwilowe wyparcie, bo za jakiś czas to wszystko w nią z powrotem uderzy. Teraz miała po prostu zajęcie i mogła skupić się na czymś innym, ale kiedy zostanie sama lub wróci do domu, to będzie ponownie o tym wszystkim myślała. Nie ucieknie przed tym. Nieważne, jak bardzo starałaby się to mieć za sobą. Ale teraz na te parę minut mogła o tym wszystkim zapomnieć i poudawać, że jest dziewczyną bez problemów, pośmiać się z nieudanej partyjki golfa i chociaż przez moment miło spędzić czas.
      Sophia roześmiała się krótko z czegoś, co powiedział jej Miles. Nieświadoma, że w ich stronę właśnie zbliżał się Carter. Dopiero, gdy był tuż obok, a jego dłoń znalazła się na jej karku napięła się i spojrzała w jego stronę. Nie czuła się, jak przyłapana na gorącym uczynku. Bo nie zrobiła nic złego, a mimo to poczuła, jak żołądek się w niej zaciska.
      — Carter. — Rzuciła, jak upomnienie, bo nie było potrzeby, aby w ten sposób się zachowywał. Posłała mężczyźnie krótkie spojrzenie, ale zdecydowane. Nie musiał się w ten sposób zachowywać. Bronić terenu, jakby zaraz ją ktoś mu miał zabrać z rąk i nigdy więcej nie oddać.
      Nie opierała się jednak, gdy ją do siebie przyciągnął, a jej dłoń już z odruchu i przyzwyczajenia wylądowała na jego klatce. Poczuła znajome ciepło bijące od ciała mężczyzny.
      — Napisałam ci gdzie jestem. — Mruknęła. Zrobiła to zanim jeszcze tutaj przyszła. Miał wystarczająco dużo casu, aby do niej dołączyć, ale zajął się najwyraźniej czymś innym. Przymrużyła lekko oczy. Ton, którego użył w ogóle się jej nie spodobał. Nie była dzieckiem, które należało upominać i traktować, jakby zrobiło coś złego.
      Sophia zerknęła na Milesa, jakby chciała go przeprosić za Cartera i jego zachowanie. Zrobiło się jej też zwyczajnie głupio, że w taki sposób go potraktował i odpędził, jakby był natrętnym owadem.
      — Ciebie również. — Odpowiedziała i niewyraźnie się uśmiechnęła. — Do zobaczenia, Miles.
      Spojrzała za nim, kiedy odchodził. Czuła, że na twarzy jest cała czerwona. Z zimna i tej dziwnej złości, którą wywołał w niej Carter. Miała ochotę się od niego odsunąć, ale tego nie zrobiła. Jakby wiedziała, że to tylko wywoła między nimi większy spór, a tego miała dosyć.
      — Nie musiałeś taki być, wiesz? — Poniosła głowę, aby na niego spojrzeć. Przebijało się przez nią zmęczenie tej nocy. — Tylko rozmawialiśmy.

      soph

      Usuń
  28. Dłoń brunetki ciągle była na jego klatce, bo mimo tych wszystkich słów, które między nimi padły nie potrafiła się od niego teraz odgradzać. Zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby zaczęła teraz od niego uciekać to dałaby mu dokładnie to, czego z jej strony się bał. Znikania, kiedy zaczyna się robić ciężko. Nawet, jeśli z jej perspektywy to wcale by tak nie wyglądało. Myślała nad samotnym powrotem do domu jeszcze w łazience, ale była w niej jedna myśl, która nie pozwalała dziewczynie tego zrobić. Dziwne przeczucie, że coś może się stać, jeśli Carter zostanie tutaj sam.
    — Bo tylko rozmawialiśmy. — Powtórzyła. Nie zamierzała dać się wciągnąć w tę grę, którą próbował teraz między nimi otworzyć Carter. Była tym zmęczona i jedyne na co miała ochotę to zagrzebać się w pościeli i nie wychodzić z łóżka przynajmniej przez tydzień. — Nie prosiłam się o tę marynarkę. Nawet nie prosiłam się o tę rozmowę. Po prostu się stało.
    Sophia nieco inaczej widziała tę rozmowę z Milesem, a inaczej wyjście Cartera ze Sloane. Oni byli na widoku, nie mieli żadnej przeszłości i tylko rozmawiali w luźny, niezobowiązujący sposób. Carter zabrał Sloane z głównej Sali. Na długi czas i Sophia przez te wszystkie minuty, które ciągnęły się jej w nieskończoność zastanawiała się nad tym, co robią i dlaczego to tyle trwa. Nie oskarżała go o zdradę, bo w jej głowie do takich rzeczy nie dochodziło. Bo oboje byli sobie wierni i nie szukali ukojenia z innymi. Bo tak działały związki.
    — Co? — Cofnęła się o krok, jednocześnie zabierając ręce z jego ciała. Ręką musiała przetrzymać płaszcz, który nieznacznie zsunął się jej z ramion. — Naprawdę myślisz, że jestem na tyle żałosna, że muszę się rewanżować? Że napisałam ci, gdzie jestem, bo chciałam się odegrać? Napisałam, bo chciałam, żebyś wiedział, gdzie jestem i się nie martwił, dlaczego nie wracam. Z nadzieją, że może przyjdziesz i będziemy mogli wrócić do domu w lepszej atmosferze. — Pokręciła z niedowierzania głową i na moment odwróciła się w stronę miasta. Nie próbowała wszcząć kolejnej awantury. Następnych gorzkich i nieprzyjemnych słów żadne z nich nie potrzebowało.
    Sophia przez kilkanaście, może dziesięć, sekund patrzyła na rozciągające się pod jej stopami miasto. Lśniące, głośne. Dopiero po upływie tego czasu odwróciła się w stronę Cartera.
    — Wyszłam z łazienki i rozmawiałeś z Kai’em i Scottem. Nie chciałam ci przeszkadzać, więc przyszłam tutaj. Nie odpisywałeś i miałam zaraz wrócić do ciebie na dół. — Wyjaśniła na tyle spokojnie, na ile było ją stać. Carter jednak potrafił rozpalić w niej taką złość, o której przedtem nie miała pojęcia, że w niej istnieje. — Miles znalazł się tu przypadkowo. Zauważył mnie, dał mi marynarkę, bo marzłam i pogadaliśmy. Nie ma za tym większej filozofii, Carter. I jeśli naprawdę sądzisz, że potrafię być na tyle okrutna, żeby cię tu ściągać i się głupio mścić, to nie znasz mnie tak dobrze, jak myślałam.
    To były tanie zagrywki, w które Sophia się nie bawiła. Przecież wiedział, że ona taka nie była. Nie celowała w kogoś specjalnie, aby mu pokazać, że ona również potrafi ranić, czy że robi to lepiej. Wyszło przypadkiem. W cieniu tego, co dziś się wydarzyło wiedziała, jak ten przypadek wygląda i też nie byłaby zaskoczona, gdyby Carter tego nie kupował. Ona nie wierzyła w pełni w jego wyjaśnienia, więc dlaczego niby on miałby w jej, prawda?
    Znów znalazła się w tym dziwnym miejscu w swojej głowie, kiedy każdy ruch i słowo musiała przemyśleć dziesięć razy, zanim je wypowie. Carter był… Carter był teraz jak ukryta mina na terenie. Jeden nieodpowiedni ruch, a wszystko wokół pięćdziesięciu metrów niknie z powierzchni ziemi.
    — Nie odgrywałam się na tobie. — Powtórzyła dobitniej, jakby to miało go przekonać, że faktycznie tak jest. — I nie, nie chcę rozmawiać z żadnymi kolegami. Chciałam wrócić z tobą do domu.
    Starała się ignorować jego ton głosu. To, jak rzucał w jej stronę słowami niczym nożami. Jakoś przełknąć jego chłód i wściekłość. Powtarzała sobie, że to tylko efekt nocy. Tego, że Sloane tu była i ich kłótni. Że gdy stąd wyjdą, to wszystko wróci do normy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wsunęła ramiona w rękawy płaszcza i zawiązała pasek wokół talii, a dłonie wsunęła w kieszenie.
      Wciąż jej było zimno, ale to już nie był chłód zewnątrz. Ten pochodził ze środka i od Cartera. Opuściła wzrok na podłogę. Na jej błyszczące w mroku szpilki. Dopiero teraz zadała sobie sprawę, jak mocno ją uciskały i jak bardzo chciała się ich pozbyć z nóg.
      Kiedy podniosła wzrok dostrzegła, jak jego mięśnie się zaciskają. Napięcie rozchodziło się po jego ciele od szyi w dół. Widziała to nawet w sposobie w jaki palił papierosa, jakby to miało go ściągnąć z powrotem na ziemię.
      — Wracamy do domu. — Powtórzyła po nim. Nie była jednak pewna, czy chce do niego wracać z nim, a jednocześnie myśl, że miałaby wrócić tam samą ją paraliżowała.

      soph

      Usuń
  29. Celem Sophii nie było wzbudzenie w nim poczucia winy. Wyrzuciła z siebie, chyba, wszystko co później mogło się jej odbić. Nie chciała wracać do domu zastanawiając się, czy Carter widzi w niej manipulantkę, która tylko czeka na to, aby wbić mu nóż w plecy, a potem się z tego śmiać i cieszyć się ze swojego zwycięstwa. Sophia nie kombinowała, nie planowała. Nie starała się ranić ludzi celowo, a jeśli to już się działo, to wcale nie czuła żadnej satysfakcji z tego, że ktoś przez nią ucierpiał.
    Ona w sobie również miała coraz mniej chęci na to, aby kłócić się dalej. Tych chęci to właściwie nigdy nie było, a jeżeli tylko istniała taka możliwość, aby ominąć kłótnię, to Sophia to robiła. Tej nocy się im to nie udało. Nie musieli na siebie krzyczeć, aby słowa celnie wbijały się pod żebra. Czasami właśnie to te wypowiedziane spokojem były najgorsze. Sophia miała też wrażenie, że to raczej atmosfera swoje robiła niż słowa same w sobie. Nie pozwolili sobie na wzięcie chwili oddechu, tylko atakowali się nawzajem. To nigdy nie prowadziło do niczego dobrego.
    Kiedy Carter ujął jej dłoń Sophia zacisnęła swoje palce i zrobiła krok w jego stronę. Jakby oboje za pomocą gestów mówili sobie „przepraszam”, które jeszcze z jednej i drugiej strony musiało paść.
    — Nie zrobiłabym ci tego. — Szepnęła. Bez sprecyzowania tym to jest. Chodziło o wszystko. O wbijanie noży w plecy i śmianie się z tego, o szukanie spokoju w innych objęciach, kłamanie i wyżywanie się, jakby tylko tym się karmiła.
    Najchętniej teraz schowałaby się w jego ramionach i udawała, że nic z tego dziś się nie wydarzyło. To brzmiało na najlepszy możliwy scenariusz. Zapomnieć o wszystkim co między nimi miało miejsce. Mimo, że wiedziała, że tak naprawdę to wcale nie jest możliwe i prędzej czy później pewne rzeczy, które dziś padły jeszcze wrócą.
    — Ja też przepraszam. — Powiedziała cicho. Przepraszanie nie przychodziło jej z trudem. Zwykle wiedziała, kiedy należy wziąć winę na siebie i dziś ta wina była podzielona na pół. — Niepotrzebnie ciągle tak naciskam. — Miała nadzieję, że tyle wystarczy. Gdyby znów się rozgadała, to zaczęłaby wciskać między słowa pytania, a to już naprawdę nie był czas na to, aby ich grad po raz kolejny sypnął się Carterowi na głowę. Teraz to był czas, aby wrócili do domu i spróbowali z tego wieczoru wykrzesać coś więcej poza przykrymi słowami w swoją stronę.
    Ciągle drżała, ale nie była pewna, czy to z zimna czy z emocji, czy jednak z mieszanki jednego i drugiego. Miała wrażenie, że jeszcze pięć minut tutaj i zamarzną jej nawet kości.
    — Jest w porządku. To była długa noc i oboje powiedzieliśmy coś, czego nie chcieliśmy. — Powiedziała lekko kiwając głową. Doceniała, że to w końcu zmierzało ku końcowi. Ten wieczór, ta kłótnia. Sophia po prostu teraz chciała wyjść. Zostawić to wszystko za sobą i skupić się na sobie i Carterze. Na gorącym prysznicu i wpakować się do łóżka, z którego nie będą musieli wychodzić.
    Ściskała mocno jego dłoń, jakby sama się bała, że Carter zaraz zniknie. To było możliwe. Gdyby ktoś go zawołał i gdyby znów pojawił się kolejny problem. Znowu by go straciła, a przez te ostatnie dni naprawdę czuła, że Carter wymyka się jej z rąk.
    — Nie odchodzę, Carter. — Powiedziała cicho, ale z przekonaniem. Prawdopodobnie, nawet, gdyby podał jej wszystkie powody do odejścia na złotej tacy, ona i tak by je zignorowała i została. — To nie jest głupie. Rozumiem to… w swój sposób, ale to rozumiem.
    Ona też przecież nieraz obawiała się, że Carter z jakiegoś powodu ją zostawi. Że w końcu to, co uważał w niej za słodkie i urocze okaże się zbyt irytujące. Bywało już tak wcześniej i nieświadomie szykowała się na jego odejście, choć nie dawał jej nawet pół sygnału, że zamierza odejść. Nakręcała samą siebie i wyglądało na to, że Carter robił dokładnie to samo.
    — Daję sobie radę. — Odezwała się i krótko zaśmiała, jednak nie było w tym śmiechu zbyt wiele radości. Owszem, ciężko było się jej z Carterem czasem dogadać, ale dopóki miała siłę i dopóki jej pozwalał, to zamierzała z nim przejść każdą burzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoglądała na niego tak, jak zawsze. W ten ufny sposób. Teraz była trochę zmieszana przez sytuację i zmęczona, ale wciąż tak samo ufna, jak zwykle. Słuchała go, ale bez uśmiechu. Uważnie i cierpliwie. I Carter nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wiele jej to wszystko mówiło. I jak doceniała, że dzielił się z nią takimi szczegółami, które, jak zauważyła, ciężko z siebie wyrzucał.
      — Nikt tego nie ogarnia. — Zapewniła. Jeśli taka osoba istniała, to Sophia naprawdę chciałaby ją poznać i zapytać, jak doszła do tego, że ogarnęła swoje życie. Nie chciała przed nim już uciekać i udawać, że nie potrzebuje jego bliskości. — Może następnego razu już nie będzie. — Mruknęła z nadzieją, ale oboje wiedzieli, jak jest. Różnie w życiu się układało.
      Sophia mocniej ścisnęła jego dłoń, a drugą ręką nakryła ich dłonie, które wciąż były zmarznięte, ale teraz to było już bez większego znaczenia. Chciała już być w domu. Bez tych wszystkich ludzi i spojrzeń. Bez cienia Sloane, który wcale tego klubu nie opuścił.

      soph

      Usuń
  30. Rozumiała, co chciał jej przekazać. Przynajmniej miała nadzieję, że to rozumie. Zdążyła już zauważyć, że mówienie Carterowi o tym, co go dotyka nie przychodzi mu z łatwością. Że potrzebuje czasu, aby się otworzyć i do tej pory myślała, że daje mu wystarczająco dużo przestrzeni do tego, aby mógł się przy niej wyrazić w taki sposób, jaki mu odpowiada. Sophia nie znała wielu szczegółów z jego życia, ale wiedziała, że miał w nim niełatwo. I cokolwiek go dręczyło, być może właśnie z tym miało związek. Sama szczerze mówiąc nie wiedziała, co ma o tym wszystkim sądzić i jak podchodzić do tych delikatnych tematów. Carter z jednej strony nie był człowiekiem, który potrzebował, aby chodzić wokół niego na palcach i jednocześnie Sophia miała wrażenie, że nikt nigdy go łagodnie nie traktował, a gdy już się z tym spotkał to nie był pewien, jak ma na to zareagować. Mogła się mylić i tej nocy nie chciała już robić żadnych analiz ani zastanawiać się, co jest prawdą, co półprawdą. Wystarczyło jej, że teraz tutaj w oczach Cartera widziała wszystko, czego potrzebowała tej nocy, aby wiedzieć, że padające teraz słowa nie są tylko po to, aby brunetka poczuła się pewniej i przestała ciągnąć temat. To było szczere i niezwykle potrzebne, aby zaczęli od nowa, a przynajmniej spróbowali coś między sobą teraz naprawić, zanim wrócą do domu, gdzie nie chciała się dalej kłócić. Liczyła na spokojny powrót, gorący prysznic i ucieczkę do łóżka. Najlepiej w jego ramionach, gdzie się ogrzeje. Myślała już prostymi schematami, które prowadziły do potrzebnego im spokoju.
    Kiedy wychodzili nie rozglądała się za nikim. Pewnie trzymała Cartera za dłoń i dała się wyprowadzić z klubu prosto do auta, które czekało już na nich przyjemnie zagrzane. Z ulgą siedziała na podgrzewanych fotelach, schowana w ramionach Cartera, który przez całą drogę obejmował ją ramieniem, a jego palce raz po raz muskały jej ramię przez materiał płaszcza. Droga minęła im w ciszy. Potrzebnej i spokojnej. Napięcie powoli się w niej rozpływało.
    Z jeszcze większą ulgą przyjęła, kiedy w końcu zamknęły się za nimi drzwi od mieszkania. Zrzuciła z nóg szpilki i odetchnęła, kiedy stopami stanęła na zimnej posadzce. Przez parę sekund po prostu stała w miejscu z głową lekko odchyloną do tyłu, jakby potrzebowała tych kilku sekund, aby przełączyć się na tryb domowy i zmusić do tego, żeby przejść te kilkanaście kroków do łazienki. Pobyła się w niej szybko sukienki i bielizny, wszystko zostawiając na podłodze i nie mając dziś sił na to, aby jak zwykle od razu po sobie posprzątać. To mogło zaczekać do rana. Gorąca woda uderzyła w napięte mięśnie i była dokładnie tym, czego potrzebowała. Nie wiedziała, ile spędziła tam czasu. Poczuła się nieznacznie lepiej, kiedy zamiast zapachu klubu i potu, otoczyła ją słodka woń kwiatów i owoców. Czuła, że dzięki temu wszystko powoli wraca do normy. Jakby ten jeden prysznic zmywał z niej każdy brud, który tej nocy na niej osiadł. Porzuciła pomysł suszenia włosów, które trzymała jedynie w ręczniku, kiedy kończyła się ogarniać do spania. Tego teraz potrzebowała najbardziej. Spokoju i snu, odpoczynku w ramionach Cartera.
    Odświeżona i spokojniejsza, włożyła na siebie jedną z koszulek Cartera. Ciemny t-shirt, który zsuwał się jej z ramion i sięgał do połowy ud. Dla tych koszulek porzuciła większość swoich kolorowych piżamek, które w garderobie były równo poukładane. Czasem brała tylko spodenki, ale częściej niż rzadziej z nich rezygnowała. Tak, jak tej nocy.
    Wychodząc z łazienki rozczesywała jeszcze włosy szczotką. Odłożyła ją na szafkę przy łóżku, zanim dała się Carterowi w nie wciągnąć.
    Sophia sięgnęła od razu po jego dłoń. Bez choćby chwili zawahania. Pozwoliła, aby ją do siebie przytulił, zakrył pościelą. Jakby tutaj nic złego nie mogło ich już dosięgnąć. I może to była prawda. Być może tutaj nic już nie mogło im zrobić krzywdy ani ich pokłócić. Przynajmniej miała na to nadzieję, bo nie chciała już kolejnych kłótni z nim i niedopowiedzeń. Nie chciała, żeby coś znów między nich weszło i ich poróżniło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdawała sobie sprawę z tego, że tych różnic między nimi jest okrutnie wiele i nie każda jest do przeskoczenia, ale jak na razie – udawało im się to. I miała tą naiwną nadzieję, że kolejnych przeszkód już nie będzie. Że to była wyjątkowa sytuacja, a nie coś, co będzie powtarzało się teraz nieustannie.
      Sophia wtuliła się w Cartera mocniej. Stopami sięgając do jego nóg, które w przeciwieństwie do jej własnych, były ciepłe. Nawet prysznic nie ogrzał jej na tyle, na ile myślała, że to zrobi.
      — Przepraszam. — Mruknęła cicho, bo dostrzegła to krótkie wzdrygnięcie od chłodu, który pochodził od niej. Potrzebowała jeszcze chwili, aby się zagrzać. Przy Carterze było przyjemnie ciepło i tym ciepłem się właśnie teraz brunetka napawała. Tak, jakby miało jej za chwilę zostać odebrane. Trochę zbyt zachłannie. Wciąż gdzieś nad głową krążyły jej myśli, że to między nimi jest chwilowe, że to nie ma prawa przetrwać. Że zbyt wiele ich różni, aby na dłuższą metę mogli wytrwać. To były krótkie, ale złośliwe myśli, które pojawiały się zawsze po jakiejś niezgodzie między nimi. I dziś były wyjątkowo głośne. Na zmianę też wracało do niej to, co mówiła jej w łazience Jade. Że nie pasuje. Że to może gra, w którą Carter ją wciągnął.
      Leżała spokojnie, choć w głowie miała chaos. Próbowała zasnąć. Przez te kilka minut, kiedy między nimi panowała absolutna cisza. Choć powieki miała ciężkie, oddech się powoli wyrównywał to sen nie nadchodził. Palce Sophii krążyły po piersi Cartera. Szlaczek za szlaczkiem, znaczek za znaczkiem i tak bez końca, aż nie przerwał tej ciszy między nimi.
      — Hm? — Mruknęła trochę sennie, ale wystarczył jej ton głosu Cartera, aby się nieco orzeźwić. A potem dokończył i przez parę sekund nic nie mówiła. Dalej wodziła palcem po jego skórze. Czuła jego dłoń w swoich włosach.
      Ciężarówek nie zatrzymywali za to, bo znaleziono w nich sprzęt na trasę. Ani przez to, że ktoś przemycił batonika.
      — Masz na myśli… Co myślę, że masz na myśli? — Zapytała ostrożnie. Jakby to jedno, konkretne słowo nie chciało jej do końca przejść przez gardło. I oboje wiedzieli o jakie słowo jej chodziło. — Dlaczego… Dlaczego to miałoby tam być?
      Przecież wiesz.
      Nie, nie wiedziała. Chciała usłyszeć to od niego. Prawdopodobnie, a może nie chciała. Może wolała, aby Carter jej tego nie mówił.

      soph

      Usuń
  31. Sophia w momencie, kiedy Carter zadał to z pozoru niewinne pytanie, od razu spoważniała, a wszelka senność odeszła na bok i nie była już istotna. Dobrze rozumiała, co Carter miał na myśli. Nie była przecież aż tak oderwana od rzeczywistości i nie żyła pod stosem kamieni, żeby nie zrozumieć tak krótkiego i prostego przekazu. Jaśniej wyrazić się nie mógł, a jednocześnie wciąż czekała na to, aż powie coś więcej. Zaprzeczy lub mruknie, że to tylko taki głupi żart z jego strony, żeby już nad odpowiedzią nie myślała, bo to bez znaczenia, bo tak naprawdę to dokumenty były złe, a w ciężarówkach wcale nie było produktów, których nie kupi się w sklepie, który działa zgodnie z prawem.
    Nie podnosiła na niego wzroku. Zupełnie, jakby wyczuła, że teraz to nie był czas dla żadnego z nich, aby sobie w nie patrzeć. Bo prawdopodobnie, ale w tych oczach mogliby teraz znaleźć coś, czego wcale nie chcieli.
    Zamiast patrzeć na twarz Cartera, swój wzrok skierowała na dłoń. Głowa brunetki leżała na jego ramieniu i na moment skupiała się tylko na własnej dłoni, którą dalej rysowała niewidzialne szlaczki na jego skórze, ale również na palcach Cartera, które raz po raz wplątywał w jej loki. Starała się panować nad własnym ciałem. Nie napinała mięśni, aby nie zdradzić, że ta rozmowa właśnie wchodzi na tory, których się nie spodziewała. Chciała dać mu najpierw czas, aby potwierdził, czy przypuszczenia brunetki były właściwe. Czy naprawdę właśnie chciał jej powiedzieć, że w ciężarówkach znaleziono narkotyki. Sophia nie powinna być zaskoczona. Mimo, że w domu, poza jointami, nie widziała innych substancji. Domyślała się, że gdzieś muszą być. Nigdy ich nie szukała.
    Carter też nie brał przy niej – jakby to cokolwiek wyjaśniało. Widziała go dwa razy gotowego do wciągnięcia kreski. I oba razy miały miejsce w klubie. Tamtej pierwszej nocy, kiedy „dobili targu”. Nie wziął jej wtedy. Wstrzymał się, kiedy ją zobaczył. Drugi raz miał miejsce też w klubie. Widziała, jak ją rozsypywał na lusterku, jak układał ją w równą kreskę, ale i jej nie wziął. Później, przy niej, nic takiego nie miało miejsca. Nie była jednak na tyle naiwna, aby liczyć, że Carter przestał brać na dobre. Wiedziała, że to robił. Nie miała w sobie jednak odwagi, aby zacząć go prosić, żeby przestał.
    Jej dłoń nawet na moment nie przestała kreślić tych niewielkich znaczków na jego ciele. Przetwarzała słowa Cartera, nie zastanawiając się nad tym, czy milczy za długo. Układała sobie w głowie te wszystkie momenty, które się ostatnio działy. Telefony w środku nocy, jego wychodzenie z mieszkania i ponury nastrój, który nawet ją trzymał na dystans.
    Teraz rozumiała. Teraz to wszystko zaczęło nabierać sensu.
    Sophia delikatnie się poruszyła, kiedy Carter na nią spojrzał. Nie zrobiła tego ze strachu, choć może powinna była. Carter jej właśnie dał powód do tego, aby w jej życiu pojawił się strach. Jednocześnie to wszystko, co do tej pory przy nim czuła, było większe i silniejsze niż ten kryjący się w mroku strach. Bo on był, ale nie pochodził od Cartera. Tylko od tych telefonów, ludzi, których wtedy widziała i sam ich widok wystarczył, aby brunetka przeczuwała, że coś jest bardzo nie w porządku. Z informacjami, które miała teraz ostatnie tygodnie nabierały większego sensu.
    — Nie wiem, co powiedzieć. Ani zrobić. — Przyznała zgodnie z tym, jaka była prawda. Miała na niego naskoczyć i krzyczeć? Wyjaśniać, jakie to wszystko jest złe i że nie powinien tego robić? Pobiec na policję i wskazać palcem na winnego?
    Nie było dobrych odpowiedzi. Ani gestów.
    Dlatego wybrała leżenie z nim dalej w tej samej pozycji. Dalsze kreślenie znaczków na jego piersi i wsłuchiwanie się w nierówny oddech Cartera, jakby wypowiedzenie tych słów kosztowało go więcej niż był w stanie przyznać. I nie byłaby zdziwiona, gdyby tak właśnie się czuł.
    — Dużo masz takich przysług do oddania? — Zapytała cicho, choć nie była pewna, czy chce znać odpowiedź. Takie przysługi raczej rzadko kiedy były jednorazowe. Może się myliła. Może to naprawdę była jednorazowa sytuacja. Chciałaby się mylić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtuliła policzek mocniej w jego ramię, jakby tylko właśnie tutaj mogła znaleźć ukojenie z tej sytuacji. Delikatnie przygryzła wnętrze policzka. Czując, że pierwszy raz nie ma w sobie sił, aby zacząć zadawać więcej pytań. Że nie ma głowy, aby zacząć je zadawać i pewności, czy chce znać na nie odpowiedzi.
      Sophia nawet nie próbowała się nad tym wszystkim mocniej zastanawiać.
      Sama i tak nie doszłaby do żadnego sensownego wniosku, a to – czymkolwiek ta sytuacja była – nie należała do tych, w których może pozwolić sobie na domysły. To on musiał jej to wytłumaczyć. W sposób, który brunetka zrozumie i od którego nie ucieknie. Fakt, że ona nie pasuje do tego świata, który reprezentował Carter, stał się teraz aż nazbyt rzeczywisty. Być może to był ten moment, w którym powinna była podziękować za wszystko i z podkulonym ogonem wrócić do domu, a potem wszystkim przyznać rację.
      Zrobiła coś innego.
      Dłoń, która jeszcze chwilę sunęła po jego klatce przeniosła na policzek mężczyzny. Pod palcami wyczuwała kilkudniowy zarost, którym zawsze ją łaskotał, kiedy ją całował. Podniosła się ostrożnie, aby ich twarze znajdowały się teraz na tym samym poziomie.
      — Kocham cię. — Szepnęła cicho, miękko, jakby tymi słowami chciała go zapewnić, że to jej nie odstrasza, że ona zostaje, choć żadne z nich nie miało pojęcia, czy to nie był dopiero początek końca. Przybliżyła się, aby złożyć na ustach Cartera pocałunek. Delikatny, niepewny, ale szczery.

      soph

      Usuń
  32. Sophia sama po sobie nie spodziewała się takich słów, które opuściły jej usta miękko i lekko. Mówiła mu to już tak wiele razy, a jednak w tym konkretnym momencie zdawało się, że ma to szczególne znaczenie. Nie szukała dla niego wymówek. Nie usprawiedliwiała. Obecnie chyba nie byłaby w stanie znaleźć żadnych wymówek dla tej sytuacji. Czy jakieś w ogóle istniały? Trzymała się z dala od używek. Carter to wiedział. Nie robiła tego tylko przez tamtą sytuację, ale tak zwyczajnie i po ludzku nigdy nie czuła potrzeby, aby po coś sięgać, a już tym bardziej nie miała pomysłów, aby w podobne „interesy” się mieszać. Takie rzeczy przyjemnie oglądało się tylko na ekranie, ale kto chciał tak naprawdę brać w tym udział w rzeczywistości?
    Nie wiedziała, jak ma się w takiej sytuacji zachować i czy istnieją odpowiednie kroki, które mogła podjąć. Zdawała sobie sprawę, że panika niczego jej nie da. Ani tym bardziej Carterowi. Sama nie miała pojęcia, co sobie wyobraziła, kiedy przyznał prawdę. To jej wystarczyło, aby uwierzyć, że te wszystkie telefony i wyjścia powiązane są ze znalezioną w ciężarówce paczką. Czy cokolwiek to było. Nie pytała o szczegóły, a Carter nimi się aż tak dzielić nie chciał. Tym razem to, co jej powiedział naprawdę musiało dziewczynie wystarczyć.
    Westchnęła cicho, kiedy poczuła, jak dotyka jej ust, które odruchowo delikatnie rozchyliła. Sophia nie odrywała wzroku od jego twarzy. Nie było w niej jednak tej intensywności, z którą zwykle starała się wyciągnąć z Cartera jeszcze więcej informacji. Próbowała to jakoś zrozumieć, ale nie przychodziło jej to tak łatwo. Raczej też od niej nie oczekiwał tego, że zrozumie to wszystko w przeciągu pięciu minut.
    Kąciki jej ust delikatnie drgnęły ku górze, kiedy odpowiedział jej tym samym wyznaniem. Po tej gwałtownej nocy, która między nimi miała miejsce usłyszenie czegoś, co miało dla niej tak ogromną wartość było kojące. Nawet, jeśli miało to miejsce po wyznaniu, którego się nie spodziewała.
    — Nie boję się. — W pewien sposób to była prawda. Nie ogarniał jej ten paraliżujący strach, którego można było się spodziewać. Był niepokój, owszem. — Nie w ten tradycyjny sposób… Nie wiem, ale się nie boję. — Sophia nie starała się brzmieć na bardziej pewną siebie niż to było konieczne. Wiedziała, że ten strach jeszcze mógł nadejść, ale teraz, kiedy była schowana w ramionach Cartera nic podobnego nie miało miejsc.
    — Ale tobie też nie jest łatwo. — Nie pytała. Stwierdzała fakt, który między nimi był od tygodni. Widziała jego nerwowość. Czuła ją na własnej skórze. Nie musiał nawet mówić, aby Sophia to w sobie wszystko czuła. — Więc może… Skoro już coś wiem, nie będziesz musiał trzymać wszystkiego w sobie. — Dodała szeptem. Może w ten sposób będzie im łatwiej, kiedy Carter będzie mógł czasem coś jej powiedzieć, gdy zacznie mu coś leżeć za bardzo lub po prostu będzie potrzebował wyrzucić z siebie rzeczy, które przedtem trzymał głęboko w sobie.
    — Co? Nie spodziewałeś się, że wprowadzi się dziewczyna z kolekcją kolorowych kubeczków i wegańskimi obiadami? — Mruknęła, a jej ton miał wesoły wydźwięk, który odbiegał od poważności tej rozmowy. — Też nieszczególnie takich zmian w swoim się spodziewałam. — Przyznała. Nie miała nawet takich fantazji, a od wielu już tygodni żyła życiem, którego tak na dobrą sprawę mieć nie powinna była. Z Carterem robiła wszystko na opak. Wyobrażała sobie wspólne mieszkanie z partnerem inaczej. Ich cały związek przebiegał, jak na podwójnym przyspieszeniu, ale jakoś nie potrafiła z tego powodu być zła. Najwyraźniej tak miało być.
    — Jestem, Carter. Cały czas. — Zapewniła. Nie mogła być pewna, że zostanie nawet wtedy, kiedy coś będzie bardzo nie tak, ale póki co była i odchodzić nie planowała. Bez niego… Nie widziała już życia bez Cartera. Gdyby odszedł lub zrobiła to ona, to cały świat, który znała i w którym się odnajdowała runąłby momentalnie.
    Bez słowa się przytuliła. Głowę kładąc mu jak wcześniej na ramieniu i wróciła palcami z powrotem do jego torsu. Z tymi samymi znaczkami, co wcześniej. Było w tym coś, co koiło. Być może nie tylko Sophię, ale Cartera również.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez jakiś czas po prostu milczała, bo nie wiedziała, czy jest w stanie coś jeszcze dodać. Jej ciekawość, pytania i cała reszta mogły zaczekać. To nie był najlepszy moment. Złożona przez Cartera obietnica powinna była brzmieć, jak coś, w co jest łatwo uwierzyć, ale Sophia nie wiedziała, czy naprawdę w to wierzy, czy tylko zaczyna udawać.
      — W porządku… Naprawisz to. — Powtórzyła po mężczyźnie, jakby to miało jej pomóc uwierzyć, że to była kwestia czasu, aż wszystko wróci do normy. Tylko co tak naprawdę było normą? Które życie Cartera było tym prawdziwym? Te, które prowadził w domu z nią czy te poza nim w murach klubu, gdzie działy się rzeczy, o których brunetka nie miała pojęcia.

      soph

      Usuń
  33. Carter nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, ile teraz ją kosztowało, aby nie zasypać go gradem pytań. Wstrzymywała się, bo z jednej strony nie potrafiła ułożyć słów w nic sensownego, ale także jakaś jej część naprawdę nie chciała wiedzieć. Słyszała w uchu cichy głosik, który powtarzał brunetce, że będzie dla niej lepiej, jeśli nie usłyszy dziś wszystkiego. Carter robił dobrze dawkując jej te informacje. Podał jej tyle, ile było trzeba, aby wstrzymała się z setką podejrzeń i pytaniami, od których dziś im obojgu pękały głowy. Zdawała sobie sprawę z tego, że czasem się zapędza i pada ich z jej strony za dużo. To nie było żadne wytłumaczenie, ale w ostatnim czasie miała dość powodów, aby to wszystko się w niej kumulowało i dziś najwyraźniej ta cienka granica między ignorowaniem wszelkich znaków, które stają jej na drodze, a wybuchem się zatarła.
    — To dobre na początek. — Przytaknęła mu. Miała wrażenie, że zrobili tego wieczoru jakiś postęp, ale i jednocześnie, że wzięli dziesięć kroków wstecz. Sophia uśmiechnęła się lekko, kiedy splótł ich dłonie razem. Przyciągnęła ich dłonie do siebie i delikatnie musnęła ustami wierzch dłoni Cartera. — Wiem, że nie pomogę ci z tym… nie dam rozwiązania i nie mogę nic zrobić, ale mogę słuchać. Jeśli będziesz tego chciał.
    Tak naprawdę po tym, do czego się przyznał, to Sophii nie powinno tutaj być. Należało wyjść tak, jak wtedy, gdy w garderobie znalazła broń. Nie, bo się przestraszyła, ale bo nie chciała nigdy być zamieszana w coś takiego. Sophia czuła, że stoi teraz przy bardzo cienkiej, niemal niewidocznej granicy i wchodzi w coś z czego nie da się tak łatwo wyplątać. I wraz wciskała się w jego bok, spała w jego łóżku, mieszkała w jego mieszkaniu. Mimo tych wszystkich znaków ostrzegawczych, które pojawiły się już dawno i które pokazał jej Carter sam z siebie. Nie zraził jej. Nie sprawił, że brunetka odwróci się plecami i zniknie.
    — Musiałam wymienić te talerze, Carter. To był już czas pożegnać się z tymi wcześniejszymi i przywitać nowe. — Powiedziała dość poważnie, jakby temat zastawy był teraz najistotniejszy, ale może potrzebowali tego, aby wrócić trochę do normalności, którą znali. Porozmawiać o rzeczach, które były zwykłe i należały do nich. O rzeczach, które nie były skażone. — I smakuje ci większość tych wege potraw… Nie martw się. Nikomu nie powiem, że mi je podbierasz z talerza. — Dodała, a ton jej głosu miał w sobie tę charakterystyczną zadziorność, która się pojawiała, kiedy zaczynali się między sobą przekomarzać.
    Sophia nie zapomniała o tym, co powiedział jej Carter. Nie miała jednak teraz sił ani pomysłu, jak pociągnąć tę rozmowę dalej. I chyba nie musieli dłużej o tym rozmawiać. Wiedziała, że do tego tematu jeszcze kiedyś wrócą, ale na ten moment mogli go zamknąć. Moreira potrzebowała trochę czasu na to, aby sobie poukładać to w głowie. Carter nie był tylko szczęśliwym użytkownikiem, ale brał czynny udział w przewożeniu. Czy to raz, czy nie – było bez znaczenia. Był wciągnięty w coś ze świata przestępczego, a Sophia zamiast tu leżeć ufnie wtulona powinna była wychodzić, a nie ignorować wszystkie znaki, które w nią uderzały z nią rozpędzonego pociągu.
    — Co masz myśli? Bardziej niż powinienem?
    Z początku żadne z nich miało się nie przywiązywać. Sophia wiedziała, że w jej przypadku to będzie trudne, bo ona potrafiła tworzyć wizje przyszłości po tygodniu znajomości. Była z siebie jednak dumna, bo wstrzymywała się przy Carterze naprawdę długo. Nie wyobrażała sobie zbyt wiele. Tylko te sześć tygodni, które już dawno były za nimi, a okazały się być bardzo owocne.
    Ona również przyzwyczaiła się za bardzo do tego, że Carter z nią jest. Polegała już na tym, aby przy niej był. Nie było właściwie dnia, który spędziliby osobno, odkąd się tu przeniosła. Często kończyli i zaczynali wspólnie dzień, spędzali dość czasu w ciągu dnia razem. Rozdzieleni zaledwie na parę godzin, gdy oboje mieli swoje obowiązki do wykonania. Teraz przynajmniej wiedziała, po co tak naprawdę Carter jeździł do klubu i dlaczego nie chciał zabierać jej ze sobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama sobie dziwiła się, że mimo tego wszystkiego ona wciąż tu była.
      Prawda była taka, że Sophia nie potrafiłaby odejść. Nie teraz i nie po tym wszystkim, co się między nimi wydarzyło. Ciągnęło ją do niego. Do tych uczuć, które w niej budził. Do ciepła i tej świadomości, że dla kogoś może być wystarczająca. Nawet jeżeli to wszystko to było tylko złudzenie.
      Przerzuciła swoją nogą przez Cartera, gdyby to było możliwe to byłaby jeszcze bliżej.
      Jego palce raz po raz muskały jej włosy, kark i ramiona. Natomiast jej własne wróciły do kreślenia szlaczków. Panowała cisza, ale nie taka bolesna ani kująca. To był kojący rodzaj ciszy. Potrzebny po głośnej nocy.
      — Carter… — Odezwała się cicho, ale nie podniosła głowy, aby na niego spojrzeć. Pomyślała, że to był dobry czas, choć równie dobrze mogła być w błędzie. — Opowiedziałbyś mi coś o sobie? Coś, czego nie wiem? — Nie wiedziała, czy nie pyta o wiele. Carter rzadko się otwierał, a ona naprawdę chciałaby poznać więcej części jego życia.
      — Tylko jeśli chcesz. — Dodała zaraz. Naciskać nie zamierzała. Już nie.

      soph

      Usuń
  34. Sophia sama była zaskoczona, że nie naskoczyła na Cartera. To nie była sytuacja, w której jasne było co należy zrobić i powiedzieć. Nie wybierała milczenia, bo tego chciała. Musiała je wybrać, bo nie wiedziała, jak ma z nim o tym porozmawiać. W środku Sophia czuła wiele i nie potrafiła tych uczuć zrozumieć. Były one pogmatwane, chaotyczne i nie było w nich nic stałego. Głęboko kłębił się wśród nich strach, ale nie o nią samą, a o Cartera. Nie był on wcale irracjonalny, a podszyty informacjami, które jej podarował. Nie musiał zalewać jej od razu całą prawdą, aby jej zmartwienie poszybowało do góry. Tyle w zupełności brunetce wystarczyło. Carter wyjawiając jej to zaspokoił w niej tę potrzebę, aby wszystko wiedzieć i choć wcale nie uspokoił na dłuższą metę, to zagwarantował sobie przynajmniej jakiś czas spokoju z jej strony. Bez podejrzeń, bez wymyślania nierealistycznych scenariuszy.
    Spokojnie sunąca po jej plecach dłoń Cartera również działała na nią kojąco. Jakby tym prostym gestem odciągał od niej wszelkie pytania, które brunetka mogła do niego mieć, ale również i zabierał z jej ramion zmartwienie.
    Zacisnęła delikatnie usta, kiedy zaczął mówić. Wiedziała, doskonale wiedziała, co Carter miał na myśli. Ona również się do niego przyzwyczaiła. Jeszcze na początku naprawdę sądziła, że to będzie przelotna znajomość, ale sześć tygodni dawno minęło, a Sophia wygodnie rozgościła się nie tylko w jego garderobie, ale również i w życiu.
    Lekko uniosła głowę, aby na niego spojrzeć i nieznacznie przymrużyła oczy.
    — Kiedy chciałeś to zatrzymać? — Spojrzenie miała uważne i ciekawskie. Sophia zgadywała, kiedy i być może to było w tym samym czasie, kiedy ona próbowała sobie wmówić, że Carter nic w przyszłości znaczyć nie będzie, że jest tylko chwilową rozrywką, bo akurat jej się nudzi w życiu. — Ale dobrze, że już nie udajesz… Po tym wszystkim to źle by wyglądało, gdybyś się nadal przed tym bronił. — Mruknęła, wstrzymując się przed przewróceniem oczami.
    Na samym początku sama wmawiała sobie, że te uczucia, które w sobie nosiła, były tylko jej wymysłem. Carter od początku jasno się wyrażał, że nie chce się angażować bardziej niż to konieczne i Sophia to akceptowała, ale nie obiecywała mu w końcu, że się nie zakocha. Starała się przed tym bronić, ale jej nie wyszło. I jakoś nie żałowała, że tak to się potoczyło.
    Zmarszczyła lekko brwi, a potem spojrzała na niego zaskoczona.
    — Obie? W tym samym czasie? — Grymas bóli przemknął jej przez twarz, kiedy to sobie wyobraziła. Jednocześnie taki wypadek z jakiegoś powodu nosił wręcz na sobie imię Cartera. Ciekawiło ją jakim był dzieckiem, bo nastolatkiem i dorosłym wiedziała. Nie zdradził jej może wiele, ale dość, aby mogła stworzyć sobie obraz w głowie tego, jak wyglądało jego życie. — A myślałam, że życie ze złamaną stopą było problematyczne. — Mruknęła i lekko pokręciła głową. Wolałaby mieć chyba obie nogi połamane niż ręce. Zdecydowanie.
    Sophia słuchała uważnie. To nie były pytania, które naprawdę chciała zadać, ale nie umiała jeszcze zmusić się do tego, aby je z siebie wyrzucić. Potrzebowała chwili na to. Może trochę dłuższej niż zazwyczaj, bo przecież ona z pytaniami nigdy nie stopowała. Wręcz przeciwnie. Wyrzucała je z siebie szybko i z precyzją, ale teraz naprawdę się nad nimi musiała zastanowić.
    Przez moment patrzyła na niego w milczeniu, a potem delikatnie, choć w smutniejszy niż zazwyczaj sposób, się uśmiechnęła, choć trochę smutno. Niby wiedziała, że Gigi dobrze trafiła, ale czuła tę niesprawiedliwość. Powinna być tutaj. Spać w nogach. Być Cartera, a nie z jakimiś ludźmi, którzy jej dobrze nawet nie znali.
    — Chciałabym, żeby tutaj z nami był, ale… Dobrze, że tego nie zrobiłeś. — Powiedziała po chwili, a opuszkami palców musnęła jego policzek. — I wiem, że masz serce… Duże. Tylko… Nie dla wszystkich. — Dodała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia miała wrażenie, że Carter nawet i ją czasem z niego wypycha, jakby nie chciał, aby przypadkiem zauważyła, jak wiele uczuć potrafi okazać drugiemu człowiekowi. Nie próbowała więc na niego naciskać. Zdawało się jej, że daje mu przestrzeń, aby uczucia i gesty okazywał jej w swoim tempie. Nieznacznie się uśmiechnęła, kiedy musnął kącik jej ust. Podniosła się delikatnie na łokciu, który oparła o poduszkę, a policzki Carter ujęła w swoje palce i pozwoliła sobie na to, aby złożyć na jego ustach nieco dłuższy pocałunek.
      — Ale skoro wymieniamy się sekretami… — Mruknęła, ledwo odrywając swoje usta od jego. — … Chciałam ją wypisać z systemu. Wiesz jako psa do adopcji. Nie wiedziałam, czy naprawdę byś ją chciał, ale…, ale nie zdążyłam. — Odeszła wtedy. Zniknęła. Nie tylko z jego życia, ale i ze schroniska na parę dni i to wystarczyło, aby Gigi również zniknęła. Czasem czuła, że to jej wina, bo gdyby zrobiła to wcześniej, nawet jeśli niezgodnie z przepisami schroniska, to Gigi mogłaby teraz tu być. I poczucie winy pewnie mógł wyczuć w jej głosie lub dostrzec w wyrazie twarzy.
      Odetchnęła nieco ciężej i lekko wzruszyła ramionami. Nie była z tych, które próbują zmieniać temat i udawać, że on nie istnieje. Na parę chwil skupiła się na dotyku Cartera, na delikatnym dotyku na jej nadgarstku czy plecach.
      — Nie wiem, jak cię zapytać o to zapytać. — Przyznała w końcu i podniosła wzrok, który chwilę wcześniej powędrował, gdzieś na bok. — Masz rację, mam setkę pytań, ale… Nie mam pojęcia, jak mam to zrobić.
      Nie chodziło o to, że bała się jego reakcji, czy choćby jego samego. To byłoby głupie. Sama nie była pewna, czego tak naprawdę nie wiedziała. Pierwszy raz była w takiej sytuacji i nie umiała się w niej odnaleźć.

      soph

      Usuń
  35. Patrząc na to, jak jeszcze gryźli się niedawno temu w klubie, nie sądziła, że ta noc może zakończyć się ciszą, a nie krzykiem. Nie miała w sobie już sił na to, aby się dalej kłócić i nie chodziło tylko o zmęczenie, ale tak po prostu Sophia nie chciała już się wykłócać z Carterem i przekrzykiwać, które z nich ma rację, kiedy sytuacja była między nimi skomplikowana i nic nie było czarnobiałe.
    —Hm, naprawdę? — Mruknęła z nutą niedowierzania w głosie. Kącik jej ust lekko drgnął do góry, kiedy przypomniała sobie coś związanego z nimi i z ich początkami. Wtedy to i ona próbowała się trzymać na dystans i udawać, że obecność Cartera wcale nie ma wpływu na to, jak się zachowywała. — Łatwy byłeś do przekonania… Więc chyba aż tak ci nie zależało na tym, aby to powstrzymać. — Dodała. Nie była na tyle przekonująca, aby jej ulegać we wszystkim. W to nie wierzyła. Widziała za to, jak Carter często na nią patrzył, gdy myślał, że nie widzi, a te wszystkie ranki, które zaczynali od wspólnego śniadania i kawy w jego aucie wcale w niczym im nie pomagały. Zbliżały ich do siebie tylko bardziej.
    Brunetka lekko zmarszczyła nos, kiedy palcem przesuwał po jego krawędziach i uśmiechnęła się pod nosem.
    — Tak, cóż. Zdarza mi się być uparciuchem. — Wzruszyła lekko ramieniem. — Zwłaszcza, kiedy wiem, że dla pewnych osób warto. — Dodała. Nie znała go wtedy zbyt dobrze, ale pod skórą aż czuła, że nie mogę dać mu odejść. Nie tylko ze schroniska, choć wtedy powtarzała sobie, że to był główny cel, ale i ze swojego życia. Nie umiała sobie wytłumaczyć tej potrzeby, ale gotowa była na to, żeby spędził z nią tylko te parę tygodni, a potem odszedł, choć wiedziała, że to roztrzaskałoby jej serce na setki kawałeczków.
    Sophia mogłaby słuchać jego śmiechu bez końca. Ostatnio rzadko się śmiał, a gdy już miało to miejsce to był to dość ponury śmiech, który nijak miał się do tego, który słyszała właśnie w tej chwili.
    — Nie, to nie byłby pierwszy. — Zgodziła się z nim. Takiego zachowania się po sobie nie spodziewała. To jednak nie mogło jej wejść w nawyk. To były naprawdę drobne rzeczy, a poza zapisaniem go na tę nieszczęsną listę więcej Sophia nie zrobiła. Nie zdążyła mu zabezpieczyć Gigi. — Nie przyzwyczajaj się tak. Jestem porządną obywatelką. Nie mogę ciągle łamać prawa. — Zaśmiała się lekko.
    Prawdę mówiąc, ona również by się nie zdziwiła, gdyby w przyszłości jeszcze coś zrobiła. Choć wiedząc teraz więcej już wcale pewna czy była, czy dalej będzie tak chętnie łamać prawo. To było niewinne w porównaniu do tego, co przecież robił Carter.
    — Sprowadzanie mnie na złą drogę? — Jej to również się podobało. Jednak w słowniku Sophii sprowadzenie na złą drogę miało inną definicję. W jej świecie to było stawianie granic, częstsze myślenie o sobie, a nie o wszystkich dookoła, a w świecie Cartera… W świecie Cartera to było jeszcze coś innego. — Wiesz, dawno już w sumie zacząłeś mnie sprowadzać na złą drogę. A właściwie, to sama się o to prosiłam. — Zauważyła i uśmiechnęła się lekko.
    Sophia westchnęła bezgłośnie i na moment skupiła się znów na swojej dłoni, która sunęła po skórze Cartera. Tak, jak zwykle chętnie brała udział w „zadaj więcej pytań niż to potrzebne”, to teraz nie umiała w to zagrać, jak wcześniej.
    — Może jedno i drugie… Nie wiem, Carter. Nie mogę zignorować tego czy udawać, że to nic takiego. — Westchnęła i oparła się lekko łokciem o poduszkę. Spojrzała na niego. Bez iskry żartu w oczach. Była poważna, a jednocześnie nie chciała zabrzmieć, jakby go oskarżała. — Nie wiem, co o tym myśleć i… Z jednej strony… Z jednej strony nie chcę wiedzieć. Wróciłabym do naszej bańki szczęścia i udawała, że nic mi nie powiedziałeś, a z drugiej… Z drugiej chcę to zrozumieć.
    Nie bawiła się w ostrożne dobieranie słów. Zwykle była przy nim bezpośrednia, a przynajmniej od jakiegoś czasu, kiedy nauczyła się, że Carter nie potrzebuje, aby owijać słowa w ładne kokardki. Jemu potrzebna była szczerość, a nie udawanie, że wszystko jest w porządku, kiedy wcale tak nie było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — To nie jest jednorazowa przysługa, prawda? — Wypowiedziała to pytanie z ciężarem, który łamał głos i jednocześnie z nadzieją, że odpowie przecząco.
      Tutaj w tym łóżku i penthousie… wszystko było takie ich. Nieskażone, przynajmniej według brunetki, problemami zewnątrz. Westchnęła ciężko i opuściła ramiona, a potem z powrotem się położyła z głową na jego ramieniu. Objęła Cartera w pasie, a policzek wtuliła w ciepłą skórę.

      soph

      Usuń
  36. Palcami wodziła po jego boku i zastanawiała się, czy naprawdę chce znać odpowiedzi. Były one dość jasne, a Sophia przecież wcale aż tak naiwna nie była, aby wierzyć, że to wszystko jest przypadkową sytuacją, a Carter został w nią nieświadomie wciągnięty. To byłoby zbyt piękne, gdyby to była tylko jednorazowa sytuacja. Z tym można żyć. Spłata długu czy coś takiego, po jednym razie człowiek może się od tego odciąć. Jeszcze zanim się odezwał, Sophia przeczuwała, co takiego może powiedzieć i wcale się nie myliła.
    Mogła zbywać temat rozmawiając o tym, jak wyglądał początek ich znajomości. O niewinnym łamaniu prawa, choć jeszcze jakiś czas temu byłaby pierwsza do tego, aby się kłócić, że prawo to prawo i nie można go łamać bez względu na sytuację. Sama miała za sobą już tymczasem podrabianie podpisu, co w świetle tego co robił Carter nie było wielkim wykroczeniem, ale gdyby została przyłapana to jakieś konsekwencje zawsze mogłaby ponieść.
    Wyczuła to lekkie drżenie z jego strony. Sophia w tej samej chwili ponownie przesunęła palcami po jego boku. W nadziei, że czując ją będzie mu lżej. Ją jego dotyk teraz uspokajał. Nawet, jeśli nie taki był jego cel, to udawało mu się wbijać pod jej skórę spokój.
    — Chciałam się upewnić. — Mruknęła cicho, ale bez złości. Do ostatniej sekundy liczyła, że to będzie jednorazowa sytuacja, ale takie rzeczy były mało prawdopodobne. — W takim razie… To coś, co robisz cały czas?
    Wcale taka pewna nie była, czy chce usłyszeć, że jej chłopak jest dilerem. Sophia nie miała tak naprawdę pojęcia o takich rzeczach. Nigdy nie interesowała się tym w żaden sposób. Czasem jej znajomi kupili trawkę, ale to by było na tyle. Ktoś znal kogoś kto znał kogoś kto miał kontakty i jakoś samo tak szło, ale to było w końcu niegroźne. Po nocnych telefonach i wyjściach Sophia rozumiała, że sytuacja Cartera jest znacznie bardziej skomplikowana.
    — Ale jeśli coś pójdzie nie tak… To wciąż może się wydarzyć. — Tym razem to już nie było pytanie, a sucha, ciężka prawda. Nawet nie chciała wyobrażać sobie siebie na komisariacie siedzącej w ciasnym pomieszczeniu czekającą na przesłuchanie w jego sprawie. — Tylko tak groźnie brzmi? — Powtórzyła po nim z lekko uniesioną brwią. — Carter… Ale taka jest rzeczywistość, prawda? Jeden błąd i po wszystkim?
    Ciężko było jej zadecydować, co takiego tak naprawdę w związku z tym wszystkim czuje. Ciężko było brunetce pozbierać własne myśli, a jeszcze ciężej było jej sobie wyobrazić, że odchodzi. Tego nie chciała robić. Bez względu na to, jak naiwne z jej strony to wszystko mogło być.
    Z jednej strony niby wiedziała, że jej to nie dotyczy. Sophia nie babrała się w takich rzeczach.
    — Wiem, że mnie to nie dotyczy. — Mruknęła cicho. Nie przeszło jej przez myśl, aby się tym dodatkowo obarczać. Sophia nie chciała mieć z tym nic wspólnego. Żadnych przysług. Żadnego bycia wplątaną w coś z czego potem nie da się wyjść. — Ale dotyczy ciebie. I… Jedyne wyjście dla mnie z tej sytuacji, aby nie być w ogóle tym dotkniętą, to byłoby odejście od ciebie. I nie chcę tego robić.
    Sophia uniosła wzrok, natrafiając od razu na oczy Cartera. Były w przyjemny sposób ciepłe i miękkie, takie, jakich nie spodziewała się po nim, gdy jeszcze byli w klubie. Wtedy cały świat zdawał się jej walić na głowę.
    Miała w zanadrzu jeszcze trochę pytań, ale nie wypowiadała ich. Mogły poczekać. Wolała nie przeciążyć samej siebie tym, co mogłaby od Cartera usłyszeć. Bezpieczniej chyba było rozłożyć ten temat na części.
    — Znowu ja? Przed chwilą przyznałam się do chęci popełnienia zbrodni! — Westchnęła, prawie oburzona, że ma zdradzić kolejny swój sekret. Sophia westchnęła teatralnie, a potem przez chwilę się zastanawiała, co mogłaby mu powiedzieć. — Niech ci będzie…
    Zrobiła krótką pauzę, zanim się ponownie odezwała.
    — Wyobrażałam sobie życie z tobą. Nie to, co mamy teraz i co możemy mieć za rok czy dwa. — Mówiła cicho. Prawie zawstydzona, bo byli razem dwa miesiące, właśnie dowiedziała się czegoś, co powinno ją odstraszyć, a wyznawała takie rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiedziała, że to jest idiotyczne i niepotrzebnie to robi. Wyglądałoby to zupełnie inaczej, gdyby ich staż był dłuższy. Gdyby chociaż znali się o te parę miesięcy więcej.
      — W dużym domu z psem ganiającym po ogrodzie. I może z kimś jeszcze. — Wzruszyła ramionami, bo nie chciała brzmieć zbyt poważnie. Miała swoje momenty, kiedy zachowywała się, jak oderwana od rzeczywistości. — Próbuję powiedzieć, że mam bardzo nierealistyczne oczekiwania co do przyszłości.

      soph

      Usuń
  37. Sophia próbowała to zrozumieć na swój sposób. Wiedziała, że to wcale nie będzie takie łatwe. Dostawała informacje o czymś, co do tej pory znane jej było tylko z telewizji i książek. Nigdy nie sądziła, że w jakiś sposób narkotyki w jej życiu będą stanowić codzienność. Nie musiała ich dotykać ani brać, aby przyzwyczajać się do tego, że one gdzieś w pobliżu są. Były obecne w krwi Cartera. Były gdzieś w tym mieszkaniu, choć ich kryjówek Sophia wcale znać nie chciała. Prawda była taka, że im mniej wiedziała, tym lepiej. To jednak jej nie powstrzymało przed tym, aby zadawać kolejne pytania.
    Chyba do końca sama nie była pewna, co tak naprawdę sobie wyobrażała, kiedy jej to wszystko mówił. Na ogół nie miała problemu z wyobraźnią, ale teraz… Teraz sprawiała jej małe kłopoty. Znała takie obrazy z telewizji, a one raczej nie odzwierciedlały dobrze tego, jak wyglądała rzeczywistość.
    Nie potrafiła powstrzymać tego krótkiego parsknięcia, bo akurat Cartera z plecakiem z Uber Eats potrafiła sobie wyobrazić, a w porównaniu z tym, jakim człowiekiem był to był całkiem zabawny widok. Nie wątpiła też, że niektórzy z Uber Eats w taki sposób sobie właśnie dorabiali. Robiąc małe zamówienia, a kurier poza burgerem przywoził im również paczki zawierające coś więcej.
    — Nie wiem, jak to działa, Carter. To nie są tematy, które kiedykolwiek były w granicach moich zainteresowań. — Westchnęła. Miała różne myśli, jak naprawdę to wszystko wygląda, ale żadna z nich pewnie nie była nawet bliska prawdy. — Więc… Ktoś dzwoni i potrzebuję „przysługi”, a ty dajesz im swoje ciężarówki i oni… Co? Pakują i jedzie w świat? — Spytała, jednocześnie czując, że to pytanie może być zbyt poważne, a odpowiedź zbyt wiążąca. Sophia z jednej strony chciałaby wiedzieć tak wiele, jak to możliwe, a z drugiej… Z drugiej nie chciała wiedzieć już niczego. — Nie układam sobie najgorszych scenariuszy… Próbuję to jakoś zrozumieć. Nie wiem, nawet dlaczego.
    Tego naprawdę było dużo. Trochę zbyt dużo, aby Sophia sobie poradziła. Obrazy, które miała przed oczami wcale nie były najmilsze. Ciemne magazyny wypełnione podejrzanymi ludźmi. Dwóch takich już widziała. Carter jej tego nie potwierdził, ale ona wiedziała, że to, co zobaczyła wtedy w biurze Cartera było powiązane z tym, o czym właśnie rozmawiali. Wystarczyło spojrzeć na tych facetów, aby wiedzieć, że oni wcale tam nie przyszli rozmawiać o klubowych sprawach czy takich, które powiązane było z prawdziwą trasą Cartera, a nie tym, co było przykrywką dla trasy. Sophia nie musiała mieć wyłożone wszystko na tacy, aby to i owo zrozumieć. Tak było łatwiej, bo dzięki temu nie musiała się domyślać. Ale tutaj się nie domyślała. Wszystko miała podane na złotej tacy. Wystarczyło tylko trochę pomyśleć.
    Zmarszczyła lekko czoło. Robiła tak zawsze, kiedy nad czymś intensywnie myślała. I teraz… myślała. Nad tym wszystkim. Zastanawiała się, co ona tutaj właściwie robi. Z facetem, który jest zaangażowany w przemyt narkotyków, a któremu powiedziała, że czasem wyobrażała sobie, że zakłada z nim rodzinę. To było absurdalne. Głupie nawet. Jej tutaj w ogóle nie powinno być.
    Nie powinna była czuć się tak dobrze w jego ramionach. Wszelkie poczucie bezpieczeństwa, które przy nim czuła wcześniej, teraz powinno było rozpłynąć się w powietrzu, a wciąż było obecne. Każdy jego ruch dłoni był jak zapewnienie, że nie pozwoli, aby stało się jej coś złego, że nie zamierza jej w to wszystko wciągnąć.
    Jeszcze nie potrafiła na niego spojrzeć. Dlatego napotkał opór w jej strony.
    — Powinnam iść. — Odezwała się szeptem, ale nie drgnęła nawet o milimetr. — Wyjść i udawać, że nigdy nic nie słyszałam. Że nie wiem, co robisz. Powinnam iść, a nie mogę się ruszyć. Nie chcę się stąd ruszać… Czuję, że nie powinnam tu być. W tym mieszkaniu z tobą… w twoim życiu. A ty w moim.
    Wiedziała, jak to wszystko brzmi. Jakby zaraz miała się podnieść i zniknąć, ale zamiast tego jej palce tylko mocniej wbiły się w jego skórę, jakby sama chciała mocniej się o niego zaczepić, aby to Carter jej stąd nie wyrzucił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Była przecież rozsądna. Naiwna, ale rozsądna, a przynajmniej było tak, dopóki nie poznała Cartera. Przy nim miała wrażenie, że wyłącza się w niej racjonalne myślenie. Sophia naprawdę nie była pewna, dlaczego w ogóle to wszystko robi. Trwa przy jego boku, kiedy on opowiada jej o tym wszystkim.
      — I parę miesięcy temu… Uciekłabym. Nawet bym się nie obejrzała, nie zastanowiła. Zrobiłabym wszystko, żebyś mnie więcej nie zobaczył.
      Odwróciła głowę w jego stronę, a ręka, która chwilę temu była na jego torsie teraz znów znalazła się na jego policzku. Tak, jak chwilę temu nie chciała na niego patrzeć, tak teraz potrzebowała tego.
      Przez chwilę nie wydusiła z siebie nawet słowa. Dłonią tylko delikatnie gładziła jego policzek. Nie nerwowo, nie, jakby chciała łagodnie go przyzwyczaić do wizji, że za chwilę jej w jego życiu nie będzie.
      — Masz szczęście, że to ci się podoba. — Kącik jej ust lekko zadrżał, zanim zmienił się w większy uśmiech. — Bo… Może to głupie, nieodpowiedzialne, ale nie odchodzę. Chcę dalej opowiadać ci rzeczy, znosić pastelowe kubeczki do domu i… Chcę z tobą być.
      Dawno temu już nie powinno jej tutaj być. Nigdy nie powinna była na niego spojrzeć w ten sposób. Carter nie powinien zajmować jej umysłu i serca. To nie on powinien być tym, z którym wyobraża sobie tą całą przyszłość, która w zestawie z tym, co jej teraz mówił, brzmiała nieprawdopodobnie. Która dziewczyna chciała tego wszystkiego, gdy wiedziała, że jej chłopak przemyca narkotyki? Sophia nawet nie próbowała zrozumieć samej siebie, bo tego nie dało się zrozumieć.
      Miękła, kiedy wypowiadał jej imię w ten sposób.
      Nie potrafiła się lekko nie uśmiechnąć, gdy znów musnął nosem jej skroń. Przymknęła na moment oczy. Rozkoszując się tym, jak blisko siebie go teraz miała. Spleciona w jego objęciach, prawie leżąc na jego ciele i jej wciąż było mało, choć po tym wszystkim, Sophia nie powinna była chcieć tu być.
      — To dobrze, czy źle? — Mruknęła cicho. Sądziła, że jej szaleństwo zakończyło się na wybielaniu Cartera i jego publicznej, brudnej przeszłości. Myliła się.
      Zmarszczyła nos, a potem krótko się zaśmiała.
      — Nie brzmi nierealistycznie? — Powtórzyła po nim wyraźnie zaskoczona. Spodziewała się, że sprowadzi ją na ziemię. Przypomni co robi i kim jest, aby Sophia się nie zapędzała, a nie… Nie że dołoży swoją cegiełkę do jej wyobrażeń. — Rozsądnie też nie brzmi… Bardziej, jak sen. Piękny, ale… Ale bez gwarancji, że się spełni.

      soph

      Usuń
  38. Musiała to wszystko z siebie wyrzucić. Nie, bo chciała go tym zranić. Sophia dobrze wiedziała, jakich słów mogłaby użyć, żeby Carter poczuł się zraniony. To wszystko siedziało w niej przez cały ten czas. Każde „nie powinno mnie tu być” zaczęło się już dawno temu, zanim pocałował ją po raz pierwszy. Zdawała sobie przecież sprawę z tego, że Carter nie miał krystalicznego życia, że robił rzeczy, które dziewczyny z jej świata odrzucały i sprawiały, że uciekało się od nich w popłochu. Sophia chciała się tych słów z siebie pozbyć.
    Gdyby Sophia była odrobinę mądrzejsza, to już dawno by jej tutaj nie było. Zostawiłaby to wszystko za sobą. Układała sobie życie bez niego. Nie potrafiła jednak tego zrobić. I naprawdę nie chciała. Jednocześnie czuła, że tutaj jest jej miejsce i że również stąd powinna była odejść. To pierwsze było silniejsze. Popychało ją do tego, aby tu przy nim być. Westchnęła bezgłośnie, kiedy Carter bardziej ją do siebie przyciągnął. Sama wdrapała się na jego tors. Układając na nim tak, aby nie wbijać mu łokci nigdzie w boki. Głowę ułożyła na jego ramieniu, a ręce Cartera naciągnęła na swoje ciało, aby ją mocniej objął. Może w ten sposób chciała się upewnić, że nigdzie mu nie ucieknie, że nie przyjdzie jej do głowy, aby przed nim uciekać.
    Zadrżała lekko, kiedy jego palce znów musnęły jej kark.
    To było niedorzeczne, jak dobrze czuła się w jego objęciach. Mimo tematu, który właśnie poruszali i tego, czego o Carterze się dowiedziała.
    Mógłby jej powiedzieć teraz wszystko. Nakarmić słowami, które będą mu najbardziej odpowiadać. Sophia wybierała to, aby uwierzyć w to, co Carter jej mówił. Bez względu na to, czy to była prawda czy tylko ładne słowa, które miały ją uspokoić, aby przestała zadawać dziesiątki pytań, które nigdzie tak na dobrą sprawę ich nie prowadziły.
    — To jaka jest twoja rola? Tylko „pożyczasz” transport? I to wszystko? — Brzmiała naiwnie. Zbyt naiwnie, nawet jak na nią. Może to zauważył, a może postanowi zignorować, że Sophia tak łykała każde słowo, a jednocześnie próbowała sobie to jakoś wytłumaczyć. Na swój sposób je podważyć i sprawdzić, czy na pewno jest tak, jak Carter mówi. Mimo, że przecież nie miała możliwości, aby to zrobić.
    Westchnęła ciężko, jakby wyrzucała z siebie ciężar tej rozmowy i nocy. W uchu słyszała dalej cichy głosik, który jej mówił, że nie wszystko jest takie proste, jakie próbował przedstawić jej Carter. I pewnie miał rację, ale ona zdecydowała się to zignorować.
    Chciała prostej rzeczywistości z nim. Poranków, jakie mieli do tej pory. Wspólnych posiłków, przekomarzania się o nieistotne rzeczy, randek, które kończyły się intensywną nocą, która zostawiała po sobie ślady na ciele. Sophia pragnęła tego, co już z Carterem znała.
    Nocne telefony jej to zepsuły. Do słodkiej rzeczywistości wkradło się coś ponurego. Coś, co uświadamiało jej, że życie to wcale nie są tylko miłe chwile, ale również i takie, w których człowiek nie potrafi się kompletnie odnaleźć. Takie, kiedy kwestionuje wszystko i wszystkich.
    — To nie ma sensu… Nie wiem, Carter. Nie wiem, co o tym myśleć. — Mruknęła, ale bardziej do siebie. Nie oczekiwała, że poda jej wszystkie odpowiedzi tu i teraz.
    Jej umysł pracował na najwyższych obrotach. Był pobudzony, choć ciało zrelaksowane i rozluźnione, co było niezłym paradoksem. Zamknęła oczy i westchnęła. W tej samej chwili jej ręka ułożyła się na motylku na ramieniu Cartera.
    — A często… Często coś idzie nie tak? — Zapytała, bo próbowała wyobrazić sobie, na jak wiele nocy będzie go traciła. Ile razy takie coś może się wydarzyć. — I jak długo… to trwa, zanim się naprawi? Co, jeśli się nie naprawi? Co, jeśli coś się wydarzy i ty… Wiesz co. — Co wtedy z nią? Czy mogli ją oskarżyć o coś? Czy musiałaby mieć prawnika? Co pomyślałby ojciec… Ojciec. Sophia miała wszystko do stracenia. Nawet, kiedy Carter mówił, że to jej nie dosięgnie to mogło. Takie rzeczy zawsze znajdowały sposób, aby każdemu dogryźć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia podniosła lekko głowę, aby na niego spojrzeć. Nie cofała się przed jego dotykiem, gdy kciuk musnął jej wargę, ona go delikatnie pocałowała. Jak na cichą zgodę, że stara się to zrozumieć i jeszcze się nie poddała. Jeszcze nie odpuszczała.
      Sophia przez chwilę nic nie mówiła. Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi i uważnymi oczami, słuchała jeszcze uważniej i wręcz z niedowierzaniem, że on to wszystko naprawdę mówił. I co najlepsze, ale to nie brzmiało na puste zapewnienia.
      — Carter… — Urwała. Zamrugała raz, a potem drugi. I trzeci. Poczuła, jak jego słowa ściskają ją za serce. Mocniej niżby sobie tego życzyła. To wszystko tak pięknie brzmiało.
      Pokręciła lekko głową, ale to nie był gest zaprzeczenia.
      Zamknęła oczy i odetchnęła głębiej.
      — Wierzę ci, Carter… nie wiem, czy to źle o mnie świadczy, ale ufam ci.
      Palce lekko wbiła w jego ramiona. Nie chciała tak ślepo wierzyć w te słowa, ale inaczej nie potrafiła. Sophia chciała z nim budować to życie. Wspólne i długie, a żeby to zrobić, to musiała uwierzyć, że Carter tej zmiany sam pragnie.
      — Naprawdę tego chcesz? Nie dla mnie… Dla siebie. — Mówiła o wszystkim. O odejściu z tego i o tej przyszłości, surrealistycznej, ale nie niemożliwej. Trudnej do osiągnięcia nawet dla ludzi, którzy nie byli podzieleni w taki sposób, jak oni.

      soph

      Usuń
  39. Cała noc była przesiąknięta emocjami, z którymi Sophia nie umiała sobie w pełni poradzić.
    I w końcu pękła, kiedy Carter jej o tym wszystkim mówił. Bez uciekania spojrzeniem w bok. Bez kręcenia słowami, których nie dobierał, aby dobrze brzmiały, ale żeby ona je łatwo zrozumiała i mogła je po swojemu przeanalizować. Musiała wyrzucić z siebie wszystkie wątpliwości, które ta noc w niej zasiała. Było ich wystarczająco wiele, aby Sophia zaczęła się zastanawiać, czy faktycznie warto jest z nim zostać mimo tego wszystkiego, co go otaczało. I odpowiedź wcale nie była tak jasna, jak mogłoby się wydawać. Jedna jej część przygotowana była do odejścia, a ta druga kurczowo trzymała się Cartera i nie pozwalała jej nawet na krótką myśl o odejściu. Zdawała sobie sprawę z tego, jak głupie może być pozostanie przy kimś, kto zajmuje się takimi rzeczami. Chciał tego, czy nie, ale narażał również i Sophię na niebezpieczeństwo. Nie musiał bezpośrednio jej wciągać w przemyt, aby była narażona. Nie wyobrażała sobie niczego strasznego, jeszcze, ale opcji było wiele, a Sophia taka wcale anonimowa nie była. Odkąd zaczęła spotykać się z Carterem jej twarz pojawiała się w internecie znacznie częściej niżby tego sobie życzyła.
    Być może popełniała błąd, kiedy tak ufanie wierzyła w każde słowo. Sophia nie znała przecież złej strony Cartera. Nie tej, którą czasem było widać w mediach. Nie tę, którą poznała Sloane. W oczach Sophii Carter był trochę zagubionym mężczyzną, który się starał. Tym facetem, który zabierał ją na randki do muzeum po godzinach zamknięcia. Jadł z nią kolację przy świecach i po prostu był obok. Trzymał mocno, kiedy miała jakiś problem i słuchał. Nie oceniał, nie próbował jej wmówić, że te problemy są nieistotne, że tylko zawraca mu niepotrzebnie głowę i marnuje czas. Nie, on był cierpliwy, gdy chodziło o Sophię. Pozwoli, aby zabrała go do domu i przedstawiła ojcu i macosze, choć z tego zapoznania nie wyszło nic dobrego. Został z nią, mimo tych oskarżeń, które padły w jego stronę.
    Sophia starała się teraz nie myśleć nad możliwymi konsekwencjami. Mimo, że były one niechciane, to nadal pojawiały się jej w głowie. Nietrudno było sobie przecież wyobrazić, jak mogą one wyglądać. Pewnie jej wyobrażenie było przesadzone. Nie chciała się na własnej skórze przekonywać, czy obrazy, które brunetka miała w głowie miały jakieś odzwierciedlenie w rzeczywistości.
    — Hm… Więc to wszystko, naprawdę dzieje się za twoimi plecami, dopóki coś się nie wydarzy i nie musisz interweniować? — W jej głosie była cicha nuta nadziei, jakby to potwierdzenie miało ją zapewnić, że Carter nie jest w tym wszystkim zakopany bardziej niż to konieczne.
    Jej wiara w niego mogła być teraz ślepa, ale właśnie tego potrzebowała, aby nie oszaleć i stąd nie uciec. Uwierzyć, że to rzeczywiście jest tak proste, jak Carter jej opowiada. Mimo, że gdzieś w środku wiedziała, że prawda wcale nie jest tak łatwa, jak jej to teraz pokazywał. Na ten moment jej to jednak wystarczyło. Więcej wiedzieć nie musiała.
    Opuszkami palców raz po raz muskała jego ciepłą skórę na ramionach czy szyi, jakby w tym geście było coś kojącego. Coś, co pozwalało jej na trochę odpłynąć myślami i nie martwić się aż nazbyt tym wszystkim. Uciekała w znajomy dotyk, który zabierał ją w znacznie przyjemniejsze miejsca.
    Sophia cicho pisnęła, zaskoczona, gdy Carter sprawnym ruchem przewrócił ją na plecy. Westchnęła bezgłośnie, kiedy zawisł nad nią, a jej dłonie automatycznie znalazły się najpierw na jego przedramionach, a potem powędrowały w górę do ramion i splotła ze sobą palce na jego karku.
    — Tak, chyba masz rację. — Zgodziła się z nim. Sophia była dobra w gdybaniu, ale to nigdy nie przynosiło nic dobrego, a teraz naprawdę potrzebowali zmiany tematu. Cicho zamruczała z zadowolenia w odpowiedzi na ten delikatny gest, od którego delikatnie zadrżała. — Lepiej, abyś miał dobry pomysł na to, co będziemy robić… Musi mi porządnie zająć głowę, skoro już mam o tym nie myśleć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia uśmiechnęła się delikatnie, a jej palce przesuwały się po bokach szyi Cartera.
      Każdy jego delikatny dotyk z każdą kolejna chwilą oddzielał ją od tego, o czym rozmawiali teraz pół nocy. Sophia nie zapominała, ale zaczynała rozumieć, że nie musi tak naprawdę dziś wszystkiego wiedzieć. I tak dowiedziała się znacznie więcej niż myślała, że Carter jej powie. Usłyszała prawdę, której nie chciała zbytnio znać, ale było też za późno na to, aby cofnąć jakiekolwiek słowa.
      Zadrżała, jednak niepewna, czy to było od jego słów czy może od dłoni, których nie odrywał od jej ciała. Obraz domu z ogrodem i biegającym po nim psem był coraz wyraźniejszy i przez to robił się groźny. Dopóki takie obrazy były tylko w jej głowie, to Sophia potrafiła nad tym zapanować. Carter każdym swoim słowem tylko mocniej rozpalał w niej tę wizję.
      Dla nas. Te dwa słowa, które Carter wypowiedział… Dlaczego miałaby w to nie wierzyć, prawda? Był pierwszy do tego, aby sprowadzić ją na ziemię. Nie miał powodu, aby z tym jej kłamać.
      Chciała coś odpowiedzieć, jednak na moment zgubiła słowa. I zanim znalazła je z powrotem to Carter ją pocałował. Najpierw delikatnie, jakby badał jej reakcję. Potem zrobił to znów, gdy nie tylko go nie odepchnęła, ale i odwzajemniła pieszczotę. Palce delikatnie zaciskała na jego karku, jakby tym samym chciała go zatrzymać przy sobie na dłużej. Przedłużyć pocałunek.
      — Wiem… Nie próbuję już, abyś mówił dalej. — Mruknęła. Oboje namówili się dość tej nocy. Nie wszystko jeszcze zostało wypowiedziane, ale wystarczająco na dziś. — Przypadkowo…? Carter, ty nic nie robisz przypadkowo. — Westchnęła, a kiedy ujął jej wargę między swoje zęby brunetka lekko zadrżała. Postarał się, aby jej myśli krążyły wokół innych rzeczy. Aby nie skupiała się na tym, co jej wyznał.
      — Nie masz nic przeciwko, prawda? — Spytała cicho. — Że o tym myślałam… — To nie były obrazy, które powinna mieć po dwóch miesiącach znajomości, a jednak się pojawiły. Były żywe i intensywne w jej głowie, a chociaż Sophia starała się, aby nie stały się one zbyt intensywne to czasem nie miała nad własna głową żadnej kontroli.
      — Możesz mnie tam zamknąć…. Pod warunkiem, że będziesz tam ze mną. — Mruknęła i lekko przygryzła wargę. Wzrok brunetki ślizgał się po jego twarzy. Miękkich, ciemnych oczach i tym szczerym, ale rzadkim uśmiechu, który miał na twarzy.
      Czuła, jak cały zanosił się od śmiechu. Od tego dźwięku jej samej chciało się śmiać, a czasem jakiś krótki, wesoły śmiech wydostał się spomiędzy jej ust. On już tak po prostu na nią działał. Mogła udawać niewiniątko jeszcze długo, ale w końcu sama zaczęłaby pękać.
      — Kocham, kiedy się śmiejesz. — Przyznała z cichym westchnięciem. To był rzadki dźwięk, a już zwłaszcza w takim wydaniu, jak obecnie. — Nie wykończę… Jeszcze. Mam z tobą poważne plany. Nie mogę tak po prostu… Cię wykończyć.
      Sophia podniosła głową, aby dosięgnąć swoimi ustami do jego. Zgięła jedną nogę w kolanie, a drugą przerzuciła przez biodro Cartera. Teraz niczego więcej nie potrzebowała. Wyjaśnili sobie parę niełatwych spraw, wiedzieli, czego od siebie chcą w przyszłości i chyba na ten moment im to powinno wystarczyć.
      — Możesz się zabrać za wynagradzanie… Coś o tym wcześniej wspominałeś. — Mruknęła z tym lekkim, zadziornym uśmieszkiem, którego nawet nie próbowała przed nim ukryć.

      soph

      Usuń
  40. Sophia była tym również zmęczona i widziała to samo zmęczenie na twarzy Cartera, które pochodziło od pytań, które brunetka zadawała, ale także od tej nocy, która miała ciężki, mroczny posmak. Kiedy go poznała czuła pod skórą, że w tym mężczyźnie jest mroczna nuta, której nie da się tam po prostu rozgryźć, a tej nocy Sophia dostała mały sneak peak tego, jak jego życie czasami wygląda. Uwierzyła, że to się dzieje tylko pod osłoną nocy i czasami, że to nie jest codzienność. Wyjątek od reguły. Tak po prostu było łatwiej. Naiwnie, ale łatwo i na ten moment więcej nie potrzebowała.
    Znajomy ciężar ciała Cartera odganiał kolejne myśli, które się pojawiały. Ciepło jego skóry przechodziło na jej. Coraz bardziej ciągnęło ją w te przyjemne rejony ich relacji, których równie mocno potrzebowała, co chciała. Dla uspokojenia duszy.
    Miejsca, które dotykał robiły się ciepłe i miękkie. Skóra w tych miejscach pulsowała przyjemnym ciepłem, które rozpływało się dalej po jej ciele, aż do serca, które za każdym razem biło trochę mocniej, kiedy Carter nachylał się, aby sprezentować jej kolejny pocałunek, na które dziewczyna odpowiadała ochoczo.
    — Tak… Wynagradzanie. — Powtórzyła potwierdzając swoje poprzednie słowa. Włoski na karku stanęły dęba, kiedy usłyszała ten niski ton, który tak dobrze znała. Jej oczy pociemniały, a jej całe ciało tylko mocniej wyrywało się w stronę Cartera. — Och, wiem, że jesteś dobry. Bardzo, bardzo dobry… Inaczej bym nie poprosiła. — Dodała i cicho się roześmiała, a zaraz potem mruknęła, gdy znów poczuła jego usta na swoich. Odwzajemniła pieszczotę bez choćby chwili zawahania, jakby od tego zależało teraz całe jej życie. Jakby wszystko inne przestało mieć znaczenie.
    Tyle wystarczyło, aby jej myśli zaczęły się uspokajać. Żadnych tajemniczych i podejrzanych typów wychodzących z jego biura. Żadnej byłej żony, która przyszła z problemem. Żadnych dostaw i paczek z towarem. Był tylko Carter i jego pocałunki, świeży zapach żelu pod prysznic i ich zmieszane ze sobą oddechy.
    — Wiem, że ci na mnie zależy. — To nie podlegało dyskusji. Sophia wierzyła w proste rzeczy i nie chciało się jej wierzyć, że Carter mógłby to wszystko udawać. Czuła, że mu na niej zależy. — Nie wątpię w to, Carter. Nigdy nie wątpiłam. — Zapewniła. Delikatnie przyciągnęła go bliżej za kark, aby musnąć jego policzek. — Miałam na myśli, że jesteśmy razem dopiero dwa miesiące. I… Wiem, że wiele się wydarzyło przez ten czas, ale to wciąż wcześnie na… takie wyobrażenia.
    Uśmiechnęła się lekko. Zwykle takie myśli też odstraszały facetów. Nie wiedziała tego z doświadczenia, bo to był też tak naprawdę pierwszy raz, kiedy coś takiego przyszło jej do głowy. Takie myśli były zawsze. Wiedziała, że chciała mieć rodzinę, dom na obrzeżach i prowadzić w miarę spokojne, stereotypowe wręcz życie. Pierwszy raz jednak mężczyzna, z którym tę codzienność miała dzielić, dostał twarz. Jego twarz.
    To był odpowiedni moment, aby zakończyć tę rozmowę. Sophia wierzyła, że oboje doszli zgodnie do tej chwili, kiedy należało wstrzymać się z jakimiś pytaniami. Nie musiała przecież wiedzieć, że to wszystko było poprowadzone w taki sposób, który miał uśpić jej czujność i przenieść myśli na zupełnie inne tory. Poddała się temu, bo sama szczerze wierzyła, że najwyższa pora, aby zakończyli noc w nieco inny sposób niż sądzili, że to zrobią. Od początku tak miało być, ale po drodze coś im poszło nie tak. A raczej te ostatnie dni kumulowały się w sobie, aż dziś nie pękły po wizycie Sloane i teraz musieli znaleźć drogę z powrotem do siebie. W sposób, który doskonale znali i który odpowiadał im najbardziej.
    Palce brunetki powędrowały wzdłuż jego kręgosłupa. Raczej paznokcie. Przesunęła nimi delikatnie, przypominało to raczej słodkie łaskotki. Uśmiechnęła się lekko podczas pocałunku, który już tym razem skutecznie odwiódł jej myśli od wszystkiego, co tej nocy trzymało ją mocno za gardło. Rozluźniała się pod nim coraz bardziej, a jej ciało miękło z każdą kolejną sekundą i kolejnymi pocałunkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krótkie westchnięcie, którego nawet nie planowała zatrzymać w sobie, wyrwało się jej spomiędzy ust. Zmieszało między ich nieznacznie przyspieszonymi oddechami. Skóra na ciele odrobinę się jej napięła. Nie było w niej nic z tej niepewności sprzed chwili. Ciężka atmosfera między nimi zmieniła się na tę przyjemniejszą, w której Sophia gotowa była utonąć.
      — Mhm… Wiem. — Przytaknęła. Niemal z dumą w głosie, bo owszem, Sophia była tego świadoma. Tak samo, jak tego, że Carter mógł z nią zrobić, co tylko miał ochotę, a ona poddałaby się jego pomysłom z rozkoszną przyjemnością i na koniec jeszcze prosiłaby o więcej.
      Materiał koszulki już dawno podwinął się do góry, niemal pod sam brzuch. Nie było to jednak istotne. Sophia mocniej objęła go udami, kiedy poprowadził je na swoje biodra. Jakby tym samym chciała, aby przerwa między nimi była jeszcze mniejsza.
      Oddech utknął jej gdzieś w gardle razem ze słowami, które chciała mu powiedzieć. Nie mogła ich z siebie jednak wydusić. Sophia zamruczała cicho, delikatnie wznosząc biodra w górę. Każde muśnięcie palców Cartera na jej ciele powoli i skutecznie odbierało jej zdolność do myślenia w sensowny sposób.
      — Tak… Proszę. — Szepnęła cicho. Z tą rozbrajającą mieszanką pewności siebie i wstydu, od którego piekły ją właśnie policzki. Otworzyła oczy i od razu napotkała ciemne spojrzenie Cartera, od którego uginała się na sam widok, a teraz była w stanie jedynie jęknąć mu w usta, choć nic przecież jeszcze nie zrobił. Tylko palcami wodził gdzieś po udzie, jego oddech muskał jej usta, ale to wystarczyło, aby serce jej drżało.
      — Zajmij mi głowę… Jak tylko chcesz.

      soph

      Usuń
  41. Wszelkie problemy, które w nich teraz tkwiły, rozeszły się na boki. Wyszły poza drzwi sypialni, w której została tylko ich dwója i ta rosnąca potrzeba, aby w końcu siebie nawzajem mieć. Niewystarczające było samo leżenie na nim czy też, jak obecnie, pod nim i pocałunki, raz gwałtowniejsze i głębsze, innym razem niemal słodkie i niewinne, od których kręciło się w głowie, a w brzuchu przyjemnie łaskotało, jakby ktoś do środka włożył jej stado motylków.
    — Ciebie… Zawsze ciebie. — Szepnęła cicho. Od miesięcy Carter był jedynym mężczyzną, którego Sophia miała w głowie. To z nim pozwalała sobie na przekraczanie kolejnych granic. Zatracała się w nim coraz bardziej, a choć po tym wszystkim, co dziś usłyszała i czego się dowiedziała, powinna była pakować walizki, a nie leżeć pod nim z błogim uśmiechem i nogami oplecionymi wokół jego bioder. Żadna siła by jej teraz stąd nie wyciągnęła. Gdyby naprawdę chciał ją odstraszyć, musiałby powiedzieć jej wszystko. Całą prawdę, którą ubrał w łagodniejsze słowa tej nocy. Ale tego nie zrobił i tylko z tego powodu Sophia dalej tutaj była. Wijąc się pod nim i cicho mrucząc w odpowiedzi na każdy pocałunek, każde muśnięcie uda.
    Wygięła lekko plecy w niewielki łuk, kiedy dłonią musnął ciepłą skórę. To wszystko było wystarczające, aby nie skupiała się na rozmowie sprzed chwili. Jedynie na nim i na tym, jak bardzo chciała z nim tej normalności, o której mówiła, a która była taka… Nieprawdopodobna. On był nieprawdopodobny.
    Sophia roześmiała się na jego słowa. Nie w sposób, który wyśmiewał. Nigdy by tego nie zrobiła. Był gotów w sekundzie, aby spełnić jej marzenia. Te odległe, które nie powinny były się teraz pojawiać.
    — Dwa miesiące, Carter. — Powtórzyła po nim. To naprawdę było niewiele. Znali się drugie tyle. Cztery miesiące nie były wystarczające, aby kogoś poznać, a jednak porzuciła dla niego całe swoje życie. Odeszła od ojca i przestała grać rolę tej idealnej córki, której się od niej wymagało. Postawiła wszystkie swoje karty na Cartera. — Może… Może się wstrzymamy z tym domem. Nie mamy psa. — Mruknęła, jakby to naprawdę ich przed czymś powstrzymało.
    Sophia odetchnęła głębiej, a cała skóra jej drżała w napiętym oczekiwaniu.
    Mimo, że myślami była daleko, to musiała go powstrzymać. Bo znała Cartera i wiedziała, że rano mógłby jej podsunąć papiery do podpisania o własności domu. To nie była decyzja, którą podejmować należało w łóżku, gdy oboje byli rozgrzani, a ich skupienie odlatywało.
    — Dobry pomysł… Najpierw ja, potem ty… Potem cała reszta. — Mruknęła.
    Akurat, kiedy chciała znów przesunąć dłońmi po jego plecach Carter je ściągnął ze swojego ciała. W pierwszej chwili Sophia chciała zaprotestować, wyrwać je z tego delikatnego uścisku, ale samo spojrzenie wystarczyło, aby z nim nie walczyła.
    Oczy wesoło jej błysnęły, przygryzła dolną wargę powstrzymując się przed uśmiechem, ale przegrała. Całe jej ciało było nastawione na Cartera i na jego bliskość, którą czuła w każdym zakamarku. Reagowała intensywniej na każde muśnięcie oddechu, które czuła na skórze, a każdy pocałunek rozgrzewał od środka to, co pół nocy miała w sobie zmarznięte.
    Jego słowa brzmiały teraz niczym groźna obietnica, której Sophia nie mogła się doczekać.
    — Mhm… tak. — Przytaknęła. Nawet jeśli nie wiedziała w co się pakuje, to wiedziała, że tego chce. Intensywnie. Mocno. Słodko. Delikatnie. Nie chodziło jej o sam fakt, aby zapomnieć o tym, co się dziś działo. Chodziło o Cartera. Zawsze chodziło o niego. Nie szukała wyciszenia w cielesności z nim, a bliskości. Nawet, gdyby było chaotycznie, to pierwszego czego Sophia chciała to jego uwagi i obecności, bycia zauważoną, a to dostawała za każdym razem.
    Nie miała, jak się ruszyć. Dłonie miała unieruchomione, a ciało nakryte jego i nawet, gdyby bardzo się starała, a tego robić nie zamierzała, nie mogłaby go z siebie tak łatwo ściągnąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uścisk był wyczuwalny i mocny, ale nie bolesny. Na tej słodkiej granicy, którą łatwo można byłoby przekroczyć. Balansowali przy niej, zawsze wiedząc, kiedy zrobić krok wstecz lub naprzód i pozwolić sobie na więcej.
      Zaczerpnęła więcej powietrza w momencie, kiedy usta Cartera sunęły z precyzją po skórze jej szyi. Znał, aż zbyt dobrze, te wszystkie miejsca, które działały na nią najbardziej. Przymknęła oczy, które już dawno przeszły jej miłą mgiełką zapomnienia i rozkoszy. Znów lekko zakołysała biodrami w cichym zniecierpliwieniu, a jednocześnie było jej z tym wszystkim tak błogo, że nie chciała, aby przerywał.
      Już dawno przestała mieć kontrolę choćby nad własnym oddechem, który teraz zdawał się jej być chaotyczny i nierówny. Nie potrafiła wydusić z siebie nawet słowa, zbyt mocno rozkojarzona ciepłymi pocałunkami Cartera. Reakcja jej ciała, ciche westchnięcia i pomruki mówiły wystarczająco, jak to wszystko się jej podoba.
      Dopiero, kiedy zaczął schodzić z pocałunkami niżej, Sophia pozwoliła sobie na niego spojrzeć. Miała rozmarzony wzrok, ale uważny i skupiony. Na każdym jego ruchu. Wiedziała, co zamierza, a i tak nutka zdenerwowania się w niej pojawiła, choć to przecież nie był pierwszy raz. Palce zacisnęła na prześcieradle, a głowę lekko odchyliła w tył z głośniejszym westchnięciem, które rozeszło się po sypialni.
      — Carter… — Zamruczała miękko, próbując szarpnąć biodrami, jakby się od niego wyrywała, ale trzymał ją zbyt mocno, a ona na to pozwalała i chciała, aby ją tak przy sobie trzymał. Oddawała mu się w coraz większych kawałkach, a od jakiegoś czasu Sophia miała w sobie wrażenie, że Carter miał ją już w całości. Zawładną każdym milimetrem jej ciała i całą duszą, wszystkim co miała mu do zaoferowania.

      soph

      Usuń
  42. Takich nocy, w których są tylko oni potrzebowała więcej.
    Nie tylko tych, które kończyły się seksem, płytkim oddechem i splątanymi ze sobą ciałami. Każdy element jej ciała drgał na wspomnienie nocy, a uśmiech pojawiał się już zupełnie sam. Powoli i bez kontroli. Czuła go jeszcze długo później. Nie we wspomnieniu, ale w sobie. Dokładnie tak, jak jej to obiecał, a Sophia przyjmowała te obietnice z chęcią i uśmiechem, trochę zadziornym i niepewnym jednocześnie. Miała wiele do przemyślenia na temat tego, co jej powiedział, jednak w tamtym momencie, kiedy był między jej udami i to jedyne o czym była w stanie myśleć, a jego imię jedynym słowem, które wypowiadała, nie zastanawiała się nad całą resztą, która kładła cień na ich wspólnym życiu. W tamtej chwili istotni byli tylko oni i to, jacy chcieli dla siebie być. Reszta świata mogła poczekać. Reszta świata musiała poczekać. Nie było żadnych telefonów. Żadnego stukania do drzwi. Była tylko Sophia i Carter, splątani we własnych ciałach. Z mieszającymi się ze sobą oddechami, ciałami, które tak bardzo do siebie lgnęły i potrzebowały swojej obecności, że to było niemal uzależniające.
    Zasypiała w głową na jego ramieniu. Ostatnie co pamiętała, to jak delikatnie bawił się jej włosami i składał pocałunki na czubku jej głowy. Spokojne i czułe, jakby nimi samymi chciał ją zapewnić, że teraz wszystko będzie w porządku, a Sophia mu w to wszystko wierzyła. Wybierała, aby mu w to wierzyć.
    Mimo wielu obaw, które w sobie miała, zasnęła z ta samą ufnością, co zawsze. Zakopana w miękkiej pościeli i w jego objęciach. Budząc się rano Sophia nie spodziewała się, że z łóżka wyciągnie ją Maddie, a nie Carter. Było wcześnie. Zbyt wcześnie, aby wychodzić w weekend z łóżka. Zasnęli późno, a ona jeszcze powinna odsypiać wszystko to, co działo się wczoraj. Każdy ruch przypominał jej o nocy z Carterem, a w głowie, gdy się jej rozjaśniło, pojawiły się rozmowy. Ludzie i dostawy towaru, rzeczy, o których Carter niby nie wie i przymyka na nie oko. Jednak nawet teraz, gdy patrzyła na to wszystko trochę trzeźwiej, nie była w stanie się zmusić do tego, aby zabrać najważniejsze rzeczy i odejść. Zmusiła się do tego, aby wstać i spotkać z Maddie. Nie było nawet dziewiątej. Po wizytach w klubie Carter odsypiał zwykle do dwunastej, czasem później. Wszystko zależało od poziomu zmęczenia. Powinna była wrócić, zanim się obudzi. To miała być szybka rozmowa i nic więcej. Niechętnie, ale wyślizgnęła się z łóżka. Dziesięć minut później nie było jej już w mieszkaniu. Nie zostawiała żadnej wiadomości, bo miała wrócić zanim się przebudzi.
    Z Maddie spotkała się w kawiarni niedaleko. Nie wiedziała dokładnie, czego blondynka może od niej chcieć, ale się domyślała. W chwili, kiedy na stoliku pojawiła się ozdobna, ciemnozielona koperta zamknięta woskiem, w którym wygrawerowane było logo hotelu, już wiedziała. Zbliżał się grudzień, a zwykle w listopadzie ojciec wyprawiał charytatywne przyjęcie świąteczne. To były jedne z nielicznych przyjęć, które Sophia szczerze lubiła. Angażowała się w organizację. Miała wtedy wiele do powiedzenia, a zapraszane osoby były faktycznie interesujące. Nie była to tylko śmietanka Nowego Jorku, która przechwalała się, ile diamentów ma na sobie. Sądziła, że ją to ominie. Że nie będą jej tam chcieli. Nie po tym, jak od dwóch miesięcy z nikim nie miała kontaktu. Sporadyczny z Maddie, ale z ojcem nie rozmawiała. On musiał się odezwać pierwszy i zrobił to najwyraźniej za pomocą Maddie, jakby sam nie mógł się pokusić o to, aby przyjechać. A może wiedział, że Sophia wcale nie będzie chciała z nim rozmawiać. To było już bez znaczenia.
    Nie wiedziała, co ma z tym zrobić.
    Maddie nie próbowała jej naciskać. Nie pytała o szczegóły jej obecnego życia. Była… W pewien sposób wycofana. Sophia mogła mówić, jeśli miała ochotę, ale nie teraz i nie w publicznym miejscu. Najpierw chciała porozmawiać z Carterem.
    Zjadły małe śniadanie i wypiły kawę. Pomijając temat przyjęcia i zaproszenia, wspomniała, że Oscar za nią tęskni, ale to Sophii nie przekonywało. Potrzebowała czegoś więcej niż „tata za tobą tęskni”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wracała do domu niecałe dwie godziny później.
      Wracając trafiła na piekarnię, której wcześniej nie widziała. Musiała jej umknąć, gdy chodziła po okolicy. Wzięła coś na słodko i świeży, chrupiący chleb, który mógł być idealny na śniadanie. To nie był zwykły poranek i o tym wiedziała, ale próbowała udawać, że mogą taki dzień mieć. Nie chciała wracać do tematów z nocy. Nie chciała rozmawiać o spotkaniu z Maddie. Nie tak od razu. Liczyła, że Carter wciąż będzie spał, gdy wróci. Że zdąży jeszcze wrócić do lóżka i obudzi się z nią obok.
      Przespała tylko parę godzin i kawa nie zdążyła jej rozbudzić tak, jak miałaby na to ochotę. W windzie opierała się o ścianę, ale unikała spoglądania w lustro. Wiedziała, że dostrzegłaby zmęczoną siebie.
      Otworzyła drzwi od mieszkania kartą i wślizgnęła się po cichu do środka. W penthousie było dziwnie cicho. Nie tak cicho, jak gdy wychodziła. Panował tu inny rodzaj ciszy. Taki, który zwykle zwiastuje coś złego. Odłożyła kartę i pieczywo na małą szafkę przy wejściu, aby zdjąć buty i odwiesić płaszcz do szafy. Naszło ją dziwne uczucie, którego nie potrafiła sobie wyjaśnić.
      — Carter? — Zawołała. Może jednak się obudził? Może… Może ktoś tu jednak był? Ale nic nie wskazywało na to, że mieli mieć towarzystwo. I to jeszcze tak wcześnie z rana.

      soph

      Usuń
  43. Niepotrzebnie pewnie się denerwowała od wejścia.
    Nic jednak nie mogła poradzić na to, że czasami ten penthouse przesiąknięty był tą dziwną atmosferą, gdzie jedno nieodpowiednie słowo wystarczyło, aby doszło do jakiegoś katastroficznego wybuchu. Sophia rozejrzała się powoli po pustym salonie, a potem skierowała się do sypialni, która była pusta. Tylko łóżko, niepościelone i w małym bałaganie było sygnałem, że ktoś niedawno wstał i zostawił po sobie mały chaos. Wystarczyło jej, że dostrzegła zamknięte drzwi od studia, aby się domyślić, że Carter najpewniej tam właśnie jest. Nie chciała mu przeszkadzać i potrzebowała dla siebie paru minut, zanim pomyśli co ma zrobić z tym przeklętym zaproszeniem, które wepchała do torebki. Zeszła z powrotem na dół, aby zaparzyć sobie herbatę. W kuchni panował w miarę porządek. Było parę naczyń w zlewie, więc wrzuciła je wszystkie do zmywarki i nastawiła mycie. Przetarła blaty, które teraz lśniły jeszcze bardziej. Robienie tych rzeczy wydawało się być brunetce takie prozaiczne i nieistotne w świetle tych wszystkich słów, które między nimi zeszłej nocy padły.
    Zerkała co jakiś czas na leżącą na blacie wyspy torebkę.
    Czuła obecność tego zaproszenia. To było coś, co jej ciążyło bardziej niż Sophia chciała przyznać. Nie rozmawiała z Carterem o jej obecnej sytuacji z ojcem, ale ona za nim również tęskniła. Jednocześnie nie zamierzała się do tego przyznać zbyt głośno, bo wtedy byłaby pierwsza do złamania się, a naprawdę potrzebowała, aby to Oscar wyszedł z inicjatywą i powiedział, że mu zależy, że chce naprawić ich relację, a jednocześnie Sophia wiedziała, że nie da się tego naprawić, jeśli Gwen cały czas będzie obok, a nie zapowiadało się na to, aby ta kobieta kiedykolwiek miała się wynieść. Miała wygodne życie w ich penthousie. Sophia nawet nie była pewna, czy pracowała. Kiedyś czymś się zajmowała, ale szczerze mówiąc nie interesowała się tym na tyle, aby to zapamiętać. Żyła z tego, co dawał Oscar. I wtedy też w Sophię uderzyła rzeczywistość, w której ona była. Również żyła z tego, co dawał jej Carter. Dach nad głową, jedzenie, ubierał. Niedawno opłacił jej studia, bo zgodnie z ich umową miała do tematu wrócić, jeśli z ojcem się nie poukłada. I jakoś w zeszłym tygodniu przekazała wszystkie informacje jego asystentce, aby wykonać przelew. Jednocześnie Sophia nie chciała porównywać się do Gwen. Nawet w małym stopniu. To było bez sensu, prawda? Zupełnie różne sytuacje. I to nie tak, że zamierzała przez resztę życia być jego utrzymanką. To było przejściowe.
    Skupiła się tak bardzo na sprzątaniu, że w pierwszej chwili nie usłyszała, żeby Carter schodził na dół. Planowała do niego później zajrzeć, ale na początek chciała tu ogarnąć, choć nie było co do ogarniania. Trzymała w penthousie porządek. Mimo przychodzącej raz w tygodniu sprzątaczki, która była bardzo miła, ale małomówna.
    Sophia aż podskoczyła, kiedy ją objął. Nie słyszała nawet jednego kroku.
    — Boże, Carter. — Westchnęła. Serce dudniło jej w piersi. — Przestraszyłeś mnie.
    Ułożyła dłonie na jego, tym samym chcąc go trzymać trochę bliżej siebie, choć nic w jego postawie nie wskazywało na to, że zamierzał ją puszczać. Nie przemyślała tego, jak jej wymknięcie się z lóżka może być odebrane. I naprawdę miała nadzieję, że wróci zanim on się obudzi, ale najwyraźniej była w błędzie.
    — Miałeś jeszcze spać i nawet nie wiedzieć, że mnie nie było. — Mruknęła. To był idealny plan, ale najwyraźniej się przeliczyła. Odwróciła się sprawnie w jego objęciach, wcześniej odkładając paczkę makaronu na bok, a ręce zawiesiła na jego szyi. — Nie chciałam wychodzić. Maddie się dobijała i chciała spotkać. Wyszłam tylko na chwilę.
    Nie było sensu, aby to przed nim ukrywać. Dowiedziałby się prędzej czy później, bo Sophia owszem przez te zaproszenie miała już popsuty humor i wolałaby, aby w ogóle do tej sytuacji nie doszło, ale to teraz było mało istotne.
    — Tryb katastrofy? — Uniosła lekko brew i zaśmiała się krótko. Wcale nie była tym zaskoczona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przemyślała tego, jak Carter gwałtownie czasem reaguje i wcale nie zastanawia się nad bardziej sensownym rozwiązaniem tylko od razu sięga po te najgorsze. Nie zrobiła tego, bo myślała, że uda się jej wrócić zanim Carter się obudzi, ale pomyliła się i teraz mogła tylko za to przeprosić.
      — Nie chciałam cię budzić. Było wcześnie i spałeś spokojnie. — Powiedziała. Wspięła się na palcach, aby następnie musnąć delikatnie jego usta. Żadna ucieczka nie siedziała jej teraz w głowie. Powinna, ale brunetka uparcie chciała być tutaj. Razem z nim. Tworzyć dalej swoje nierealistyczne wizje przyszłości. — Makaron będzie na obiad. Teraz… Po prostu sprzątałam. — Wzruszyła lekko ramionami. Taka była prawda. Sprzątała i zajmowała sobie głowę środkami czystości. W kuchni nawet pachniało jakimś kwiatowym środkiem do czyszczenia blatów.
      — Na śniadanie, jeszcze nie wiem jakie, ale jak wracałam to trafiłam na piekarnię i wzięłam słodkie bułki i chleb. Jest tak chrupki, że brzmi, jak marzenie. — Westchnęła trochę rozmarzona samym jego dźwiękiem.
      Mruknęła cicho, kiedy przyciągnął ją mocniej za biodra. Poczuła piekące policzki. Nie powinien na nią w ten sposób działać. I to jeszcze przed jedenastą.
      — Jakbyś trzymał się planu i dalej spał, to byś nie panikował. To twoja wina, że się obudziłeś i pokrzyżowałeś mi plany. — Przewróciła oczami i zaśmiała się. — Wiesz, jak potwornie zimno jest na zewnątrz? Miałam wrócić i się do ciebie przytulić, a zamknąłeś się w studiu.
      Paznokciami musnęła jego kark, jakby tym chciała mu przekazać, że przecież wszystko jest w porządku, a ona nigdzie się nie wybiera. Rozumiała po części jego panikę i teraz zamierzała mu jej trochę odebrać.
      — Wszystko jest w porządku. — Zapewniła nieco ciszej. — Nie zmieniłam zdania. Zostaję.

      soph

      Usuń
  44. Spojrzenie Sophii zmiękło jeszcze bardziej, kiedy Carter się roześmiał. Boże, on naprawdę nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo brunetka uwielbiała jego śmiech. Kiedy usłyszała go pierwszy raz była już wtedy pewna, że chce go słuchać częściej. Prędko nauczyła się, że Carter nie śmieje się często. Zauważała, że ostatnio miało to miejsce coraz częściej. Nie chciała myśleć, że to wszystko to jej zasługa, ale to była miła myśl.
    — Zakradałeś się. Pojawiłeś znikąd. Zmarły by się tego wystraszył. — Mruknęła w odpowiedzi. Policzki trochę zapiekły, kiedy tak o niej powiedział. Zdecydowanie daleko było jej do nieustraszonej, ale patrząc na wszystko, co się wydarzyło ostatnio to owszem, Sophia była trochę nieustraszona. — Następnym razem może stuknij w coś czy coś, za młoda jestem na zawał. — Mruknęła i zmarszczyła lekko nos, kiedy połaskotał ją w policzek zarostem.
    Sophia niemal widziała, jak to napięcie z niego schodzi. I bardzo dobrze, bo nie potrzebowali teraz, aby martwił się tym, że mu gdzieś znika. Sophia tu zamierzała zostać. Tak długo, jak Carter tego będzie chciał. Nie dodała tego, bo nie potrzebowała kolejnego wykładu, jak bardzo mu na niej zależy. Mimo, że lubiła słuchać jego zapewnień.
    — Tak, dzwoniła i pisała. — Mruknęła. To mogło poczekać do południa. Ba, mogła tu przyjść i jej to dać, ale nie. Potrzebowała się z nią spotkać rano. Co ona robiła w niedzielę o tej porze na nogach?
    Nie otwierała jeszcze tego zaproszenia. Wiedziała, co tam znajdzie i z jakiegoś powodu nie chciała tego czytać. Jeszcze nie była pewna, co właściwie z nim zrobi. Wyrzuci i zignoruje czy zacznie szukać sukienki na to wyjście. Pojęcia nie miała.
    — Dała mi zaproszenie… Tata każdego roku robi charytatywne przyjęcie w okolicy świąt, czasem miesiąc przed. Podobno chce, żebyśmy przyszli. — Powiedziała i spojrzała na Cartera. — Nie powiedziałam jej, że będziemy. Wzięłam je i wróciłam.
    Z Maddie miała dobry kontakt. Nie były przyjaciółkami, ale nie rzucały się też sobie do gardła. Maddie, chyba jako jedyna obojętnie podchodziła do wszystkich dramatów Sophii. Nawet nie tyle, że była obojętna, a wiedziała, że każdy jakieś błędy popełnia. I że zarówno Sophia, Maddie, jak i Imogen miały na swoim koncie podobne wybryki, ale to tylko te Sophii przeszkadzały.
    — Przepraszam. Będę je następnym razem zostawiała. — Obiecała. — Och! Widziałam takie śliczne, zielone karteczki. Idealnie się do tego będą nadawały. — Ich własna tradycja zostawienia karteczek? Mogła na to przystać. Sophia lekko drgnęła, kiedy Carter poszedł i nachylił się do jej ucha. Sam jego ton wystarczył, aby miękły jej nogi. Zaczepiła palcami o jego przedramię. — Kreatywny, hm… Pewnie wolę nie wiedzieć w jaką stronę ta kreatywność poszła, co? — Mruknęła. Domyślała się, że raczej nie było w tym nic miłego. Ale już tutaj była i nie zamierała wychodzić.
    Podziękowała za kawę. Dokładnie taka, jaką piła. Nigdy się nie mylił, a Sophia nie oczekiwała, że Carter się pomyli w tym wypadku. Czasem miała wrażenie, że wie o niej więcej niż ona o samej sobie. Uśmiechnęła się delikatnie, zanim zanurzyła usta w ciepłym napoju. Z lekko uniesioną brwią spoglądała na Cartera, który wsunął się na blat i wyglądał przy tym beztrosko. Prawie, jak dzieciak, który dostał właśnie obiecanego lizaka. To był… Nietypowy widok. Sophia patrzyła na niego z lekkim uśmiechem. Zastanawiając się, gdzie w tym penthousie gubił się ten facet z klubu, któremu każdy schodził z drogi.
    Piła kawę i w międzyczasie kończyła ogarniać drobne rzeczy w kuchni. Tak naprawdę nie miała tu zbyt wiele do zrobienia. Wszystko było na tip top wysprzątane.
    Sophia oparła dłoń o biodro, a drugą o blat tuż obok Cartera i lekko przechyliła głowę na bok.
    — Sugerujesz, że nie poświęcam ci dostatecznie wiele czasu? — Uniosła lekko brew. Mogłaby ten luźny ton w Carterze słyszeć częściej. Oboje tego potrzebowali. — Bo mi się wydaje, że spełniam swoje „obowiązki” wzorowo. — Dodała z przekąsem. — Ale skoro odczuwasz braki… To chyba należy się tym zająć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia zrobiła o krok, może dwa bliżej do Cartera, a dłonie oparła o jego uda. Głowę delikatnie wyciągnęła do góry, spoglądając na niego z uśmiechem. Tym szczerym, zadowolonym i szczęśliwym. Bo to właśnie jej dawał, szczęście. Mógł mieć swoje tajemnice, ale tutaj one ich nie sięgały. Nie chciała, aby ich dosięgały.
      — Zamieniam się w słuch, parnie Crawford. — Mruknęła. — Jak mogę się… Poprawić?

      soph

      Usuń
  45. Gdyby to tylko było możliwe, to Sophia trzymałaby Cartera przy sobie cały czas. Chroniłaby na swój własny sposób, aby nie sięgało do niego żadne zło. Zrobiłaby wszystko, aby każdy jego jeden dzień zaczynał się od uśmiechu, a nie od nerwów i serca w strzępkach, bo wydawało mu się, że odeszła po ich rozmowie. Jak mogłaby? Udawać te ufne spojrzenie, którym na niego patrzyła przez pół nocy czy słowa, które do niego mówiła. Jak mogłaby udawać później, kiedy oddawała mu to, co w sobie miała najintymniejsze?
    — I postanowiłeś ją wykorzystać w studiu? — Zamykał się tam często. Raz mu towarzyszyła i patrzyła, jak pracuje, a innym razem nie przeszkadzała, aby mógł się skupić w pełni na tym co robił. Dla Sophii to był zupełnie obcy świat, który chciała poznać tak dobre, jak to tylko możliwe. — Obyło się bez diss tracków? — Mruknęła z nutką rozbawienia w głosie. Nie myślała nad tym czy chodzą mu po głowie teksty o niej. Nie pytała o to. Z jednej strony nie chciała też wiedzieć, dopóki to się faktycznie nie wydarzy.
    Mogła ten temat zostawić na później, ale nie zamierzała przed tym uciekać. Wolała, aby spędzili poranek rozleniwieni i spokojni, a to było…. To nie było spokojne ani przyjemne. A już na pewno nie prowadziło do rozleniwienia się.
    — Właśnie, mhm. — Zgodziła się z nim. Minęło dość czasu, aby Sophia mogła otrzymać chociaż sms’a z głupim „przepraszam”, ale nic takiego nie miało miejsca. Jeśli myślał, że to zaproszenie cokolwiek zmieni to był w błędzie.
    Nawet jeśli się tam pojawi, to co to zmieni? Będzie obecna. Będą mogli zrobić zdjęcia, które potwierdzą, że rodzina Carpenter dalej jest tak samo szczęśliwa, jak zawsze. Potem i tak każdy idzie w swoją stronę, gdy wieczór się kończy.
    — Nie wiem, co z tym zrobić. — Odpowiedziała bez krążenia wokół prawdy. — Lubiłam te przyjęcia. Zawsze się w nie angażowałam i nigdy żadnego nie odpuściłam. — Powiedziała. Nie mówiła tego, aby przekonać siebie czy Cartera. Chciała mu raczej pokazać, że to miało znaczenie w przeszłości. Ale czy to było dalej jej życie? Czy miała prawo się tam pojawić?
    Zaśmiała się krótko, gdy rzucał propozycje co zrobić z zaproszeniem. I one wszystkie brzmiały przekonująco.
    — Wiem, że jesteś i jestem za to wdzięczna. — Powiedziała spoglądając mu miękko w oczy. Jej własne były przesiąknięte teraz ciepłem, którym tak kochała go obdarowywać. — Ale nie chcę powtórki z tamtego wieczoru. Żadne z nich się nie zmieniło. Nie padło ani jedno „przepraszam”. Nic by to nie zmieniło, ale wypadałoby, żebyś je usłyszał. — Westchnęła. Była wciąż wściekła za to, jak Gwen go potraktowała, że ojciec nie stanął bardziej po ich stronie i na samą siebie, bo zareagowała zbyt późno i pozwoliła, aby to wszystko zaszło za daleko.
    — I wysłał Maddie… Nie mógł nawet przyjść sam.
    Była trochę tym rozczarowana, ale co miała zrobić? Pokłócić się z nim po raz kolejny?
    Sophia przesunęła dłonie po udach Cartera wyżej, aż lekko nie objęła go w pasie. Brodę oparła o jego tors i zadarła głowę do góry, aby na niego spojrzeć. Zwykle było na odwrót. To ona siedziała na blacie, a Carter stał między jej nogami.
    — Nie chciałam znikać. Właściwie… Możemy tam wrócić. Z kawą i udawać, że świat nie istnieje? — Zaproponowała. Była niedziela. Mogli chyba sobie pozwolić na leniwy dzień. — I pokażesz mi jakie plany miałeś na poranek. Brzmi fair? — Uśmiechnęła się w ten proszący sposób, który mógł sprawić, że sięgnąłby dla niej po gwiazdkę z nieba.
    — Wszystkie warunki są do spełnienia. Obiecuję poprawę i zaczynam od teraz. — Sophia uśmiechnęła się szerzej. Później będą bolały ją od tego uśmiechania się policzki. — Uśmiecham się tak dzięki Tobie.
    Nie kłamała, gdyby nie Carter i jego bliskość, Sophia nie uśmiechałaby się tak często. Lubiła to robić, a już zwłaszcza dla niego.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  46. Nawet nie wiedziała skąd w sobie ma tyle tej czułości, którą chciała bez końca Cartera obdarzać. To nawet nie była zwykła potrzeba, a coś, czego sobie i jemu nie potrafiłaby wytłumaczyć, ale chciała robić to dalej. Przynosiło jej to szczęście, kiedy widziała go z takim uśmiechem i błyszczącymi oczami, które mówiły jej znacznie więcej niż jakiekolwiek słowa.
    Sophia parsknęła śmiechem po jego odpowiedzi i pokręciła głową.
    — Bez urazy, kochanie. Ale dzisiaj ten drugi powinien wygrać. — Zaśmiała się znowu. Stanęła na palcach, aby sięgnąć do ust Cartera. — Więcej nie wyjdę bez słowa. Zostawię po sobie tyle karteczek, że sprzątanie ich zajmie ci cały ranek, abyś nie miał czasu na głupoty i głupie myślenie. — Zagroziła. Jeszcze nie była pewna, czy byłaby do tego zdolna. Trochę czasochłonne było przyklejanie karteczek.
    — Niestety? — Powtórzyła po nim powoli. — Niestety? — Ponownie, dając mu szansę na poprawę tego, co jej właśnie powiedział. Sophia powoli uniosła brew, wbijając spojrzenie uważniej w Cartera. — A już myślałam, że będziesz pisał o tym, jak bezgranicznie zakochany jesteś i nie możesz beze mnie żyć… A tobie za diss trackami się tęskni? — Westchnęła i przewróciła oczami. — I żadnego nie będzie. Ani jednego. Ani pół. Nawet wersji roboczej. — Brzmiała, jakby mu groziła, ale bawiła się obecnie świetnie. Kochała się z nim przekomarzać, a teraz oboje mieli całkiem dobre humory.
    Mimo, że co jakiś czas poważnieli, kiedy wracał temat przyjęcia.
    — Wiem, że to nic złego. — Westchnęła zgadzając się z nim. To była część jej życia. Wychowywała się z tymi przyjęciami i w takim świecie, choć zasmakowała też czegoś innego, ale odkąd mieszkała w Nowym Jorku to głównie tak właśnie wyglądało jej życie. To, które mieli w Brazylii znacząco się różniło. — Do ciebie tym bardziej nie powinni się tak odzywać. Wiem, jaka jest i wiem, co może mi powiedzieć, ale ty… — Westchnęła znowu, powoli wypuszczając powietrze przez nos. — …, ale ciebie atakować nie powinna była. A już zwłaszcza w ten sposób.
    Gwen aż nazbyt wyraźnie chciała przekazać, że Carter do nich nie pasuje. Nie samo pochodzenie było dla niej problematyczne, ale i to, jak wyglądał. Jak nie pasował do tego idealnego obrazka rodziny, który tworzyli. Reputacja to było jedno, zachowanie drugie, wygląd trzecie.
    — Pomyślimy później, co z tym zrobić, okej? Mamy jeszcze trochę czasu. — Zaproponowała. Sophia była teraz cała w emocjach i nie potrafiła zadecydować rozsądnie. Bała się, że znowu doświadczą tego samego. Nie chciała, aby Carter musiał słuchać obleg pod swoim adresem, na które sobie wcale nie zasłużył. Bez sensu było się tam pchać po to, aby usłyszeć to, co już znali. — I chciałabym z nim dogadać. Ale to nie wydarzy się na żadnym świątecznym przyjęciu, gdzie będzie dwieście osób, jak nie więcej i każdy z nim będzie chciał porozmawiać. To jest na pokaz, Carter. „Wielka, szczęśliwa i akceptująca wszystkich rodzina”. — Mruknęła, nie ukrywając nawet złości w głosie, którą właśnie miała.
    — Wiedział, że nie spotkałabym się z nim tak szybko, jak z Mads.
    Wzruszyła lekko ramionami. Nie usprawiedliwiała go, ale taka była prawda. Z przyrodnią siostrą była w luźnych stosunkach i ona też nie była szczególnie po stronie matki. Sophia ich konfliktu w pełni nie znała, ale wystarczyło jej, że Maddie nie podążała ślepo za słowami Gwen i miała w sobie więcej rozumu niż Gen, która była niemal kopią matki.
    — Własne przyjęcie? — Uniosła lekko brew, nie spodziewając się po nim takiej propozycji. Ona wcale nie brzmiała źle. — Nie kuś mnie. Kocham robić takie rzeczy i zanim się obejrzysz będziesz na takim gospodarzem razem ze mną.
    Sophia lekko przygryzła dolną wargę, kiedy uniósł jej głowę do góry. Policzki oblały się gorącym rumieńcem. Pojawiał się od samego patrzenia mu w oczy. Miał w sobie ten dar, aby ją jednocześnie rozpalić i zawstydzić w tej samej chwili.
    — Będę najlepszą dziewczyną pod słońcem. — Obiecała z cichym mruknięciem. Parę pomysłów na to, jak się poprawić miała i powoli zamierzała je na nim wykorzystać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia dostrzegła to, jak na moment zamiera. I niby wiedziała, że to wszystko przez nią, a jednocześnie ciężko było jej w to wszystko uwierzyć, że to właśnie przez nią Carter czasem tracił grunt pod nogami. W tym najlepszym sensie.
      Uśmiech rozlał się jej po twarzy, kiedy się odezwał.
      — Kocham cię. — Powtórzyła miękko po nim. Delikatnie zmarszczyła nos, kiedy musnął jej policzek. Delikatny, słodki gest. Idealny balans między tym, co było w nocy, a co było teraz.
      Zupełnie nie spodziewała się tego, że Carter ją przerzuci sobie przez ramię. Pisnęła wesoło i zamachała nogami, jakby to miało jej w czymkolwiek pomóc. Między „Carter postaw mnie”., a wesołym śmiechem było jeszcze kompletne rozczulenie. Miała świadomość, że jej nie puści, a świat z tej perspektywy wyglądał nieco zabawnie.
      — Tak, wracamy. Każde na własnych nogach! — Zaprotestowała śmiechem. Jak mogłoby się jej to nie podobać? Musiałaby kompletnie stracić rozum, aby być niezadowoloną z tego, jak ją niósł. — Jesteś niemożliwy. — Westchnęła i przewróciła oczami.
      Kiedy jej plecy zderzyły się z miękkim materacem, Sophia westchnęła bezgłośnie i od razu odnalazła spojrzenie Cartera. Zacisnęła usta dostrzegając ten uśmiech, od którego robiło się jej miękko w kolanach. — To nie fair… — Mruknęła. Wiedział aż za dobrze, że z tym uśmiechem była w stanie dać mu wszystko i jeszcze więcej.
      Przesunęła dłońmi po jego przedramionach, jakby sama chciała w tym szczelnym uścisku Cartera zostać.
      — Musi być poprawnie… skoro jesteśmy w łóżku, powinnam chyba się przebrać, nie sądzisz Albo ty możesz mnie przebrać. — Zauważyła. — Nie zamierzam dziś opuszczać łóżka, więc… Brakuje twojej, ale już mojej, koszulki.

      soph

      Usuń
  47. Dokładnie tak Sophia się czuła, kiedy Carter był obok niej. Jak w bezpiecznym kręgu, gdzie nic złego nie mogło do niej sięgnąć. Nie tylko otaczał taką aurę wokół nich, ale nie pozwalał też na to, aby jej coś się stało. Często był o krok, a nawet dziesięć przed wszystkimi. Uwielbiała to uczucie, które dzięki niemu się pojawiało. To bezkresne poczucie bezpieczeństwa.
    Sophia lekko się poruszyła pod nim, odchylając głowę lekko na bok. Skóra nieznacznie się jej napięła od tego pocałunku, a uśmiech sam wśliznął się na twarz. Taki właśnie powinni mieć poranek. Skupieni na sobie, bez żadnych ojców i macoch, przyjęć na których wypadało się pokazać.
    — Mylisz się. — Mruknęła i spoglądała na niego spod wpółprzymkniętych powiek. Kompletnie rozmarzona, skupiona na tym konkretnym mężczyźnie, który od tygodni mieszkał w jej głowie, a z każdym kolejnym dniem Sophia pozwalała, aby rozgaszczał się tam coraz bardziej. — To moja koszulka. Stała się moja od pierwszej nocy, jak ją na sobie miałam.
    Czyli bardzo dawno temu i Sophia zdążyła się przyzwyczaić. I nie, nie planowała mu oddawać żadnej z koszulek, w których sypiała. Nawet, jak rozkładała pranie to koszulki, w których sypiała automatycznie lądowały na jej półkach, a nie Cartera. I być może uszczupliła jego szafkę z koszulkami, ale wcale nie było jej z tym źle.
    Sophia lekko drgnęła, kiedy rozpiął bez większego problemu jej sweterek. Odetchnęła nieco głębiej, spoglądając uważnie.
    — Z drugim punktem masz rację. Kontynuuj. — Zarządziła z uśmiechem na ustach. Nie zamierzała nawet skinąć palcem w tym momencie. Chciał ją rozbierać? Sophia nie zamierzała się buntować. Grzecznie będzie leżała i patrzyła, nie czy dobrze to robi, ale na niego i na ten beztroski uśmiech, którego nie spodziewała się zobaczyć na jego twarzy tak prędko.
    Oddychała nieco wolniej, kiedy przybliżył się do jej twarzy. Nie chciała z tym wcale walczyć. Wręcz przeciwnie. Była gotowa, aby cierpliwie czekać na każdy jego kolejny ruch. To on tu teraz decydował, a Sophia tylko posłusznie wykonywała polecenia.
    — Tak, tak powinno być. — Zgodziła się z nim, a głos zdradzał w niej tę mieszaninę emocji. Podekscytowanie i nerwy, niepewność, co planuje dalej. Jego pewność siebie czasem budziła w niej tę uśpioną, którą sama w sobie miała, a czasem wyciągała na wierzch wszystko to, co w niej nieśmiałe i wbrew pozorom, jak otwarta z nim potrafiła być i co robili zeszłej nocy, teraz z jakiegoś powodu to ją onieśmielało. Nie w zły sposób. Wręcz przeciwnie. Była podekscytowana.
    Uniosła się lekko, aby mógł z niej łatwiej ściągnąć sweterek. Był śliczny. W żółtym, słonecznym odcieniu. Niepasujący do nastrojów i pogody na zewnątrz, ale był ciepły i dobrze w nim wyglądała.
    Oczy brunetki błysnęły po tych słowach Cartera, a nagle wzięcie oddechu było trudniejsze niż się spodziewała.
    — Jestem przecież grzeczna… I posłuszna. — Mruknęła w proteście. Nie poruszyła się poza lekkim uniesieniem, gdy ściągał sweter. — I mogę być taka cały dzień.
    Spojrzała na niego tym swoim pełnym niewinności spojrzeniem, za którym kryła się iskierka czegoś więcej. Ta, którą tylko Carter był w stanie w niej rozpalić i sprawić, że brunetka wyrzucała z głowy wszystko, a zostawał tylko on.
    Uniosła brew, kiedy Carter się tak roześmiał. Znów w ten sam, niemal rozkoszny dla niej sposób. Mówiła już, że mogłaby słuchać tego śmiechu ciągle? Zasypiać przy nim, budzić się i nigdy by się jej nie znudził? Warto było powtórzyć.
    — Myślisz, że zostawiłabym cię z boku i wzięła całą chwałę na siebie? — Zapytała. Jeśli mieliby to zrobić, to tylko razem. Nigdy osobno. Nie chciała, aby Carter był schowany w cieniu, a ona stałaby na środku w świetle. Byłby tam razem z nią. Obecny i blisko niej. Byliby w tym razem.
    — Mhm, takie rzeczy dobrze robią na wizerunek. — Dodała całkiem poważnym tonem. Pewnie mało kto by w to uwierzył, bo jednak Carter… Miał reputację jaką miał, ale każdy mógł się zmienić, prawda? Sophia nie próbowała go na siłę zmieniać. Ale jeśli sam tego chciał, to nie zamierzała go powstrzymywać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po chwili jej oczy jednak błysnęły, a w głowie pojawiło się jej od groma pomysłów. Zamrugała parę razy, przez moment nie widząc przed sobą Cartera, a to, co oni naprawdę mogli zrobić. Jakby już to planowała.
      — Ale możemy to zrobić. Poważnie… — Spojrzała na Cartera uważniej. — Dla schroniska. Wiem, ostatnio napływają anonimowe — nacisnęła na to słowo — dotacje, ale jest tyle miejsc, które ledwo dają radę i zwierzaków, które potrzebują pomocy… To mogłoby zadziałać. Albo dla dzieciaków z domu dziecka czy coś takiego. I może… Może jakoś dałoby radę zaczepić o muzykę. No wiesz, jacyś młodzi artyści, którzy próbują swoich sił, ale im nie wychodzi, mimo że są dobrzy, mogliby wystąpić czy coś. To twoja działka. Ty się na tym znasz. — Załączył się jej słowotok, a Sophia na moment się wyłączyła z tego, co się między nimi działo. Gdyby naprawdę to spiąć ze sobą wszystkie szczegóły, dopracować to z kimś kto ma większe niż ona doświadczenie w prowadzeniu takich imprez to mogliby mieć własną. I nie patrzeć się na nikogo innego.
      Lekko drgnęła, gdy jego palce musnęły jej żebra i to wystarczyło, aby sprowadzić ją z powrotem do tej sypialni. Znów przed oczami miała Cartera, czuła jego ciało na swoim, a jej skóra delikatnie mrowiła w miejscach, które naznaczał dotykiem.
      — Nie „gdybyś chciała”. Samo „chcę” wystarczy. Nie będę cię chować w cieniu i udawać, że nie istniejesz. Jesteś ze mną. Razem albo wcale. To mój warunek.
      Sophia krótko się zaśmiała. W pełni wracając do ich chwili. Przesunęła dłońmi po jego plecach. Od łopatek w dół i pociągnęła za materiał koszulki, który lekko za sobą pociągnęła.
      — Racja… Priorytety. To jest teraz zdecydowanie ważniejsze. — Zgodziła. — Możesz kontynuować… A nawet musisz. Niewygodnie leży się w jeansach. — Mrugnęła sugestywnie i w tej samej chwili poruszyła się pod nim, jakby tym chciała mu pokazać, jak bardzo jest jej w nich niewygodnie.

      soph

      Usuń
  48. Sophia nawet nie próbowała udawać, że jej to nie kręci. Musiałaby się bardzo postarać, ale problem leżał w tym, że Carter ją zbyt dobrze znał, a z Sophii była marna aktorka. Jedyne na czym teraz chciała się skupiać to dotyk Cartera. Jego oddech na skórze, delikatnej i podatnej na każde muśnięcie. Palce, które badały każdą krzywiznę jej ciała. Jakby poznawał ją po raz pierwszy. Widział wszystko; nie miała przed nim żadnych tajemnic. Ani tych emocjonalnych ani fizycznych. Znał położenie jej pieprzyków, wiedział, że ta blizna na lewej łydce pochodzi z dzieciństwa, kiedy wywróciła się na rolkach i hamulcem rolki rozcięła skórę. Wiedział absolutnie wszystko i jeszcze więcej, a Sophia chętnie go wpuszczała w każdy zakamarek życia.
    — Jestem wielozadaniowa. Ale teraz… teraz wolę się skupić tylko na nas, wiesz? Moje ratowanie świata z twoim wizerunkiem na czele mogą poczekać.
    Delikatnie wciągnęła brzuch, kiedy jego palce znalazły się przy guziku jeansów. Był to odruch, którego brunetka nie potrafiła zatrzymać. Westchnęła pod nosem na to, jak bezlitośnie powoli rozpinał zapięcie.
    Reagowała na niego zdecydowane zbyt intensywnie. I wcale nie widziała powodu, aby próbować przed nim udawać, że jej się to nie podoba. Chciała, aby widział, jak na nią działa sama jego obecność, jak wiele potrafi z niej wyciągnąć po prostu będąc obok, a czasem nawet samym głosem. Musiał zdawać sobie sprawę z tego, że to jest jej słabość, której Sophia ulegała za każdym razem. Uniosła biodra, gdy zaczął zsuwać z niej materiał. Centymetr po centymetrze. Boleśnie powoli, aż miała ochotę go pospieszyć.
    — Chyba na zbyt wiele ci pozwalam. — Zaśmiała się, ale nawet nie odważyłaby mu się przerwać. — Wiesz, jakie to drażniące… Wiesz. — Odpowiedziała sama sobie i westchnęła. Ta powolność ją dobijała, jednocześnie podkręcając w niej wszystko jeszcze mocniej. Każde muśnięcie rozpalało jej nerwy coraz bardziej. I wcale nie chciała, aby przyspieszał. Jeszcze nie teraz, kiedy tak bardzo tym wszystkim była zachwycona.
    Metalowy guzik stuknął o panele i to był ostatni moment, kiedy Sophia o tych spodniach w ogóle pomyślała. Uwolniona spod nich mogła swobodniej rozłożyć nogi, którymi pozwoliła sobie objąć biodra Cartera. Nie odbierając mu przy tym kontroli. Dla niej od początku było jasne, że Carter zrobi to, co będzie chciał i jak.
    Sophia cicho mruknęła, gdy poczuła jego ciepłe, miękkie i pełne usta na swoich. Od razu odwzajemniła pocałunek, a jej dłonie po raz kolejny wsunęły się pod materiał koszulki Cartera. Musnęła nimi umięśniony brzuch, sięgając nimi w dół. Jakby musiała poznać każdy skrawek jego skóry.
    — Przyjęcia… Jakie przyjęcia? — Wymruczała między pocałunkami, jednocześnie się uśmiechając. Już żadnych przyjęć nie było. Będą może później, ale nie dzisiaj. Ten dzień był w pełni dla nich. I nie miała zamiaru dopuścić do tego, aby cokolwiek im to popsuło.
    Sophia z pewnością, którą podbierała teraz Carterowi, dalej ciągnęła dłońmi wzdłuż jego brzucha. Mogłaby tak przeżyć resztę życia. Z Carterem nad sobą i jego głębokimi pocałunkami, które wbijały ją mocniej w materac.
    Przechyliła lekko głowę, gdy się odsunął i uważniej jej przyglądał. Znała ten uśmiech. Złośliwy, ale z wyczuciem. Znajomy, bo pojawiał się zawsze zanim coś chciał jej powiedzieć, co spodoba się jej na tyle, że wybije ją na inną orbitę.
    Nie wiedziała, czego się spodziewać, ale nie było to to. Dłonie Sophii zastygły w miejscu, a ona… Ona nie wiedziała, co ma o tym myśleć. Zamrugała raz, a potem drugi.
    — Co zrobiłeś co? — Zapytała cicho. Nie powinno jej to dziwić, bo w końcu to był jego sposób, aby przelać, co siedziało mu w głowie. — Naprawdę…? — Zamrugała parę razy, aby nie dopuścić wilgoci do oczu ze wzruszenia. Miał ją. Kompletnie i w całości.
    Nie usłyszała nawet zwrotki, a już wiedziała, że jej się spodobają. Sama wizja jej się podobała.
    — Jak dawno temu? — Szepnęła, choć to nie było najistotniejsze, ale chciałaby wiedzieć. — Carter… — Ale urwała. Nie miała pojęcia, co do tego mogłaby dodać.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  49. Cichy pomruk Cartera robił się o jej skórę w przyjemnym drganiu. Ten dźwięk działał na nią kojąco. Kojarzył się jej tak bardzo z miejscem, w którym byli w pełni sobą. Zgrani i szczęśliwi, gdzie nic ich nie dosięgało, a jedyne co się liczyło to kolejne wspólne chwile.
    Uśmiech niemal nie schodził jej z twarzy, a tylko się pogłębiał, kiedy Carter muskał jej policzek bądź inną część ciała. Przedtem nigdy nie czuła się przy kimś tak rozluźniona ani tak szczęśliwa. Nie było w niej żadnego zawstydzenia, choć leżała niemal półnaga pod nim. Skryta za cienkim materiałem topu i satynową różową bielizną. Jemu jedynemu chciała się pokazywać w takim wydaniu. Bez znaczenia, czy była w pełni ubrana, ledwo czymś zakryta lub kompletnie pozbawiona okrycia.
    — Moja uwaga jest poświęcona już tylko tobie. — Zapewniła z cichym mruknięciem. Wyrzuciła z głowy te przyjęcia, wróci do nich później. Miała przed sobą znacznie milszą wizję, którą chciała doprowadzić do końca.
    Poczuła się przygnieciona do materaca przez jego spojrzenie. Te uczucie sprawiło, że Sophia delikatnie się napięła. Nie ze strachu, raczej z ekscytacji i tego, jak bardzo on skupiony był teraz na niej. W połączeniu z tym drapieżnym uśmiechem, dosłownie i w przenośni, odbierał jej dech.
    — Chowam? Nie wydaje mi się… — Mruknęła, ale też nie byłaby zdziwiona, gdyby się okazało, że Carter jednak ma rację. Zdejmował z niej nie tylko ubrania, ale i kolejne warstwy. Rozkładał ją powoli, wyciągając z niej coraz więcej i to takie rzeczy, o których Sophia nigdy przedtem by nie pomyślała.
    Dłonie Cartera zdawało się, że były wręcz stworzone po to, aby szukać jej talii. Pasowały tam idealnie, a dla brunetki to wszystko czasami było nierealne. Jak mimo różnić we wszystkim, dogadywali się i tworzyli nie tylko zgrany, ale szczęśliwy związek, który naprawdę działał. Taki, w którym nie było miejsca na nic więcej, poza nimi.
    Uśmiechnęła się, gdy pod dłońmi wyczuła ten dreszcz. Prawie krótko zaśmiała z satysfakcji, ale zamiast tego paznokciami przesunęła wzdłuż brzucha, aż do podbrzusza, dopóki nie napotkała oporu ze strony spodni.
    — Nie wiem, o jakie przyjęcia ci chodzi. — Wymruczała, jakby sama teraz próbowała odciągnąć jego uwagę od tego, co było nieistotne. One musiały zaczekać. Do jutra. Do przyszłego tygodnia. Ale musiały zaczekać.
    Jej oczy bardziej tylko rozbłysły, kiedy Carter zdjął koszulkę. Prześledziła wzrokiem każdy centymetr skóry, do którego miała teraz dostęp. Dłonie, które już blokowane przez koszulkę nie były mogły teraz poruszać się po jego torsie swobodniej.
    — To poczeka. Później ci przypomnę. Z każdym jednym detalem. — Obiecała tonem, w którym powoli zaczynało brakować cierpliwości. — Żadnych schronisk i ratowania świata. Później. Teraz zajmujesz się mną. — Powiedziała stanowczo.
    Wystarczyło jej, że w odpowiedzi ją pocałował. Sophia nie zwlekała nawet sekundy z odwzajemnieniem pocałunku. Palce owinęła wokół jego karku, nogę oplotła wokół jego bioder i przycisnęła go do swoich. Jego ciężar i pocałunki było jedynym, co teraz miało zajmować jej głowę. Myśli jej szalały, ale to wszystko od tego, co z nią robił i co jej mówił. Serce od tego wyznania, niby nie aż tak istotnego, bo w końcu teksty dla Cartera były normalnością, kołatało w jej piersi, jak szalone. Nie potrafiąc sobie do końca poradzić z tą falą uczucia, która nagle ją zalała. Silniejsza niż cokolwiek wcześniej.
    Próbowała powstrzymać swoją pierwszą reakcję, ale to było silniejsze od niej. I nie byłaby sobą, gdyby tłumiła w sobie jakiekolwiek uczucia. Nie zawsze musiała je okazywać od razu. Prędzej czy później one znajdowały ujście, a teraz… Teraz pojawiły się one szybciej.
    Znów zamrugała próbując pozbyć się tej wilgoci z oczu.
    Podniosła głowę, kiedy wsunął pod nią rękę. Nie potrafiła udawać obojętnej czy nieczułej na to. Carter nie miał pojęcia, jak bardzo to na nią teraz zadziałało. Jak mocno poruszył w niej pewne elementy, które nigdy wcześniej przez nikogo nie były ruszone.
    — Popłaczę się przez tę prawdę bardziej? — Zapytała z krótkim śmiechem, którym próbowała samą siebie jakoś doprowadzić do porządku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znała odpowiedź, jeszcze zanim Carter zaczął mówić. Na tyle, na ile mogła przylgnęła swoim drobnym ciałem do Cartera. Podskórnie wiedząc, że jeśli ma usłyszeć odpowiedź to musi mieć go jeszcze bliżej. Sophia na moment zamknęła oczy, kiedy Carter zaczął mówić. Nie spodziewała się usłyszeć z jego strony takiego wyznania. W klatce poczuła mały ścisk i pieczenie, jednak tego dobrego rodzaju. Zachwycona i wzruszona jednocześnie.
      — Kompletnie, beznadziejnie, bez ratunku zakochany, hm… — Powtórzyła po nim, musząc usłyszeć te słowa jeszcze raz. I wciąż tak samo ciężko jej było w nie uwierzyć. Od dawna wiedziała, że ją kocha, ale to takie momenty łapały ją najmocniej za serce. — Carter to… Nie spodziewałam się. — Pojęcia nie miała, jak ma na to zareagować. Miała zaszklone oczy i gorące policzki. Dłonią delikatnie gładziła jego kark, a drugą ramię. Jakby tym się upewniała, że Carter jest prawdziwy, a to wszystko nie jest tylko przyjemnym snem.
      — To dużo. — Przyznała. Sama zaskoczona tym, jak mocno się to na niej odbiło. — I mam tu na myśli najlepszy możliwy scenariusz. — Dodała zaraz. Znała już jego umysł i nie chciała, aby pomyślał, że ucieknie. — Nie znaczyłam nigdy tyle dla kogoś.
      Carter dawał jej od siebie wiele, a Sophia… Ona to brała. Głodna uczuć i tej uwagi, która dodawała jej skrzydeł.
      — Lubię, kiedy taki jesteś. — Szepnęła miękko. Miękki, kochany i w tej wersji, którą znała tylko ona. — I lubię, kiedy taki nie jesteś… Jak się czasem przy mnie zapominasz… Lubię cały pakiet. Więc może… może dam ci powody, żebyś nie pisał tylko rozklejających romantycznych tekstów. Ale nie wiem, czy tymi drugimi będziesz mógł się podzielić ze światem.
      To nie świat nie był gotów, a ona. Zwłaszcza, że nie miała pojęcia co w tych tekstach było.
      — A jakieś wersy o twojej skromności są, czy dla nich zabrakło już miejsca? — Zaśmiała się. Odpowiedzi mogła się w zasadzie domyślić. Była aż nazbyt prosta.
      — Oczywiście, że chcę je usłyszeć. — Nie mógł jej czegoś takiego zdradzić i oczekiwać, że nie będzie tym zainteresowana. Sophia nie zdążyła mówić dalej. Usta Cartera odnalazły jej. Całą aż zadrżała od tego pocałunku, a jej palce mocniej owinęły się wokół przedramienia i karku. — Mhm… Może później, dobrze? Teraz możemy popracować nad wersją explicit. — Dodała.
      W Sophii wybuchł już dawno wulkan emocji, których nie potrafiła do końca opanować. Mieszało się w niej pożądane ze wzruszeniem, dziwna, ale ciekawa mieszanka. Jakby sama do końca nie była pewna, co właściwie teraz powinni zrobić.
      — Chciałam poprawy… ale może poczekać. Teraz powinieneś być niepoprawny. Dla sztuki, oczywiście.
      Nie zaczekała na jego odpowiedź, tylko przyciągnęła Cartera za twarz bliżej swojej i wpiła się w jego usta. Spragniona jego smaku bardziej niż chwilę temu.

      soph

      Usuń
  50. W tej konkretnej chwili dla brunetki nie liczyło się już nic więcej poza Carterem. Tak właściwie, to od bardzo dawna był dla niej najistotniejszą osobą na świecie. Dla niego potrafiła zatrzymać swój świat i zagłębić się w jego. Po sam czubek głowy nawet, a może z naciskiem na jeśli, miałaby się przez to utopić i zniknąć. Stała się gotowa na poświęcenia, o których istnieniu przedtem nie miała bladego pojęcia. Z każdym kolejnym dniem narastała w niej tylko ta potrzeba, aby dawać mu od siebie więcej, ale i tyle samo od niego brać. Dobrze widziała, jak wiele Carter jej daje i byłaby skończoną kretynką, gdyby to od siebie odrzucała.
    Jednym słowem, które wcale nie musiało nieść za sobą ciężkiej wagi, był w stanie wytrącić ją z równowagi i sprawić, że jej oczy zachodziły łzami, a oddech grzązł w gardle i je ściskał, że w sercu rozlewało się to przyjemne ciepło, które dopiero dzięki niemu zaczęła poznawać. Sophia swoich uczuć, zwłaszcza teraz, nie próbowała udawać. Jaki miałaby w tym mieć cel? Sophia chciała, aby Carter wiedział, jak na nią wpływa. I jak jednocześnie, kiedy była wzruszona i na granicy, aby z tych uczuć się popłakać, potrafił doprowadzić ją do śmiechu, co właśnie miało miejsce, kiedy odpowiadał na jej zaczepkę.
    — Postarałeś się w takim razie… Pół słowa. To aż nadto. — Mruknęła rozbawiona i kompletnie zatracona w tej chwili, którą między sobą dzielili. Nie tylko dlatego, że wskoczyła na jakiś wyższy poziom intymności, którego przedtem między nimi nie było. Niesamowite, jak wiele ta naprawdę przed nimi jeszcze było do odkrycia.
    Mogli znać swoje ciała i ich reakcje na każdy pocałunek czy muśnięcie. Znać każdy dźwięk, który rozpływał się po skórach, a i tak mimo tego wszystkiego mieli w sobie jeszcze więcej do odkrycia. Rzeczy, których nie chowali przed sobą nawet specjalnie, a sami nie wiedzieli, że są do nich zdolni.
    — Masz dziewczynę z wysoką wrażliwością. Powinieneś się przyzwyczajać do takich reakcji. — Zaśmiała się lekko. Nawet jeżeli w pełni Carter nie rozumiał w niej tego, jak czasem proste rzeczy wywołują w niej silne emocje, to tego nie kwestionował i akceptował. Nigdy nie wyglądał, jakby mu przeszkadzało, że Sophia czasem czuje za dużo i zbyt intensywnie. Nawet, gdy czasami popychało ją to do podejmowania irracjonalnych decyzji, które potem miały swoje konsekwencje. Pracowała nad tym, aby nie dawać się ponosić tym emocjom zbyt wiele. — Teraz przestanę, ale nie obiecuję, że tego nie zrobię, jak mi te piosenki pokażesz.
    Czasem sama nie rozumiała, jak to się stało, że mężczyzna taki, jak Carter każdego dnia wybierał życie z nią. Z prostą dziewczyną, która odbiegała od rzeczywistości, którą znał i w jakiej się obracał. Nie protestował, kiedy powoli zmieniała mu parę rzeczy w codzienności i wnosiła mu do życia swoje rzeczy i nawyki.
    — Wszystkich? Nie zarzucą ci, że zmieniasz się w romantyka i smęcisz o miłości? — Zaśmiała się. Wcale nie zamierzała udawać, że jej to przeszkadza. Mimo, że Sophia naprawdę lubiła tę jego stronę, której daleko było do tej miękkości i delikatności, którą czuła teraz. Było coś niebezpiecznie pociągającego w jego szorstkości, którą ona potrafiła zmienić w przeciwieństwo. W tym, jak jego spojrzenie się zmieniało, kiedy odnajdywał ją wzrokiem.
    — Czuję, że znaczę… Inaczej bym tak nie reagowała, ale tak dla pewności… możesz mi to powtarzać przez resztę życia. — Mruknęła z cichym westchnięciem. Musiał się tylko liczyć z tym, że Sophia wcale nie przestanie tak reagować i prawdopodobnie minie wiele czasu, zanim brunetka chociaż odrobinę przyzwyczai się do tego, że Carter o niej myśli w taki sposób. Bo to było zwyczajnie nierealne, aby taki mężczyzna w taki sposób o niej myślał i jej tak bardzo chciał. Jakby nie potrafiła dopuścić do siebie myśli, że ona na to wszystko zasługuje. Na tę całą miłość i uwagę, którą od niego otrzymywała.
    Teraz każda komórka w jej ciele wysyłała jej sygnał, że owszem zasługuje na to wszystko, a nawet na więcej. I że ten facet, który patrzył na nią z bezkresną miłością w oczach był gotów jej to wszystko podarować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejnych pytań nie zadawała, kolejnych odpowiedzi już nie było. Wraz z jego prośbą, Sophia była teraz skupiona tylko i wyłącznie na Carterze. Drgała pod jego dłońmi, wzdychała pod nosem, kiedy ustami natrafił na odpowiednie miejsce. W głowie brunetki zapanował spokój, który przerywany był tym, co działo się między nimi. Tą intensywnością, od której kręciło się jej w głowie i od której potrafiło zrobić się słabo. Czystym i pełnym oddaniem sobie nawzajem, gdzie już nikt więcej nie istniał, a to co między nimi się działo, było stworzone tylko i wyłącznie dla nich.
      Intensywność między nimi tylko nabierała tempa. Wyrywała z ich ust kolejne westchnięcia, szeptane imiona, które czasem urywane były w połowie. Dłonie splecione były w uścisku, jakby oboje potrzebowali czuć siebie jeszcze mocniej, choć byli już tak blisko w sobie, że kolejnych granic przekroczyć się nie dało. Sophia zatracała się nie tylko w nim, czy w tej chwili, ale w tych wszystkich wizjach wspólnego życia, które mogli razem mieć. Które będą razem mieli. Dawniej mogło się jej wydawać, że wiedziała, czego chce od życia, ale dopiero tak naprawdę przy Carterze poczuła, że to właśnie jest to, czego tak uparcie szukała w innych. I że to, co otrzymuje teraz, to tak naprawdę dopiero początek.
      Jeszcze przez chwilę, gdy już było po wszystkim, a jej oddech powoli się normował, tętno spadało i serce nie biło, jak po przebiegnięciu kilkudziesięciu kilometrów, drgała w jego objęciach. Lepka od cienkiej warstwy potu, trochę zdyszana i włosami, które kleiły się do ciała. Leżała na boku z głową na ramieniu Cartera i dłonią na jego torsie. Nie miała nawet sił, aby palcami wodzić po jego skórze, jak zwykle miała to w zwyczaju.
      Zaśmiała się cicho pod nosem i pokręciła z trudem głową.
      — Cały album explicit? — Mruknęła. Ciało delikatnie się napięło, jak na wspomnienie momentów sprzed chwili. Zamruczała cicho, lekko się przeciągając, ale jeszcze nie szukała drogi, która pozwoli jej wrócić do rzeczywistości. Zamierzała tutaj przez jakiś czas zostać. I z tego co widziała, Carterowi również nie spieszyło się do powrotu.
      — Mamy cały dzień. Myślę, że jeszcze trochę inspiracji do twojego albumu narobimy. — Zaśmiała się. Nikt i nic ich stąd teraz nie byłoby w stanie wyciągnąć. Należał im się taki dzień. Nawet, gdyby przez resztę niedzieli mieli opychać się jedzeniem i oglądać programy na Netflixie, kruszyć w łóżku i nie ruszać się dalej niż na parę kroków.
      Uśmiechnęła się miękko, trochę leniwie pod nosem i lekko podniosła, aby złożyć na jego torsie parę pocałunków.
      — Kto by pomyślał, hm? — Westchnęła i zerknęła mu w oczy. Miał podobnie rozleniwiony i rozmarzony wyraz twarzy, co ona. — Nie uwierzyłabym w to, gdyby ktoś mi powiedział, że tak może wyglądać moje życie.

      soph

      Usuń
  51. Poniedziałek nadszedł zbyt szybko.
    Spędziła resztę weekendu próbując wymyślić sensowny plan, który mogłaby przedstawić Carterowi, ale, kurwa, żadne słowa nie brzmiały dobrze. Wymyślała scenariusze, ale każdy kolejny był gorszy od poprzedniego. Sądziła, że potrafi przewidzieć, jak zareaguje. Nie musiała go nawet dobrze znać, aby wiedzieć, jak wściekły będzie. Sprawy zaszły za daleko, aby mógł je rozwiązywać sam. Nie mówił jej tego wprost, ale po jego oczach widziała, że wszystko od środka zaczyn się sypać. Jakby nic nie działało już tak, jak przedtem. Kiedy byli razem Sloane odnosiła wrażenie, że to wszystko działa, jak dobrze naoliwiona maszyna. Każdy człowiek znał swoje miejsce i wiedział za co jest odpowiedzialny. Tamta jedna wizyta w klubie jej wystarczyła, aby dostrzec, że Carter się łamie. Może sam przed sobą, może przed Sophią, ale było w nim coś innego. Element, którego Sloane nie dostrzegała, kiedy była u niego, kiedy byli razem. Być może wtedy naprawdę chciał to robić, a ona nie była wystarczająco silna, aby go odciągnąć od tego syfu. Mogła szukać winy w sobie, ale wiedziała, że to przecież nie od niej się zaczęło. Carter to robił lata przed nią i równie dobrze mógł robić lata po niej. Albo nie robić wcale, jeśli go przyskrzynią.
    Słowa Jamesa cały czas w niej siedziały.
    Carter mógł uniknąć odsiadki. „Może uniknie odsiadki”. To nie była żadna gwarancja. Równie dobrze to wszystko mogło pójść się jebać, kiedy uda im się dotrzeć do ludzi, którzy naprawdę za tym wszystkim siedzą. Sloane to wiedziała. Carter i cała reszta, każdy jego kumpel i kumpela, którzy byli w to zaangażowani mogli swoje odsiedzieć. Albo nigdy nie wyjść, gdyby wyroki okazały się surowe. Tylko, że reszta Sloane nie obchodziła. Obchodził ją Carter. Nie miałaby wyrzutów sumienia, aby wsypać kogokolwiek innego. Jednak, gdyby trafił do więzienia przez to, że namówiła go na pójście na umowę z Jamesem, nie wybaczyłaby tego sobie ani Harperowi. Nie mógł dać jej gwarancji, że Carter wyjdzie bez szwanku. Póki co trzymała się tego „może” i liczyła, że to wystarczy, aby Carter chciał jej posłuchać.
    To nie było zwykłe wyjście do klubu. Nie kolejna noc, którą przepije i będzie tańczyć, dopóki stopy nie będą jej boleć od szpilek. Mimo to, szykowała się tak, jak zawsze. Zmęczenie zakrywała mocnym makijażem. Wyraziste oko, wytuszowane rzęsy i kilka kępek, aby zrobić lepszy efekt. Skórzana, czarna spódniczka, nogi owinięte czarnymi kabaretkami, które podarła paznokciami zanim w pełni je włożyła, ale nie zamierzała ich zmieniać. Dopasowany do dołu gorsetowy top wiązany z przodu i na wierzch narzuciła skórzaną, za dużą o rozmiar motocyklową kurtkę. Przynajmniej zewnątrz wyglądała, jakby miała poukładane życie. W środku panował chaos, którego Sloane nie potrafiła tak po prostu ogarnąć.
    To miejsce tętniło życiem niezależnie od dnia tygodnia. Kolejki przed głównym wejściem ciągnęły się aż do zakrętu. Sloane mijała tych wszystkich ludzi w aucie. Każdy zniecierpliwiony i gotów do tego, aby zostać wpuszczonym do środka lub odesłanym z kwitkiem. Auto podjechało na tył. Tutaj również kręciło się trochę osób. Liczących, że wejdą tak, jak wchodzili tędy inni, że może pokręcą się przy autach celebrytów i wejdą z nimi.
    Sloane musiała tam iść sama. Obecność Ryana by tylko niepotrzebnie wkurzyła Cartera. Obiecała, że będzie pod telefonem, gdyby coś się działo. Ale to naprawdę musiała załatwić sama. Bez denerwowania go widokiem ochroniarza.
    Już na zewnątrz słychać było dudniące basy, od których wręcz drgały kałuże. Stukot obcasów Sloane ginął w tłumie innych dźwięków. Stojący przy drzwiach ochroniarz tylko zerknął na Sloane, zanim otworzył przed nią drzwi. Szła znajomym korytarzem przed siebie. Chodziła tędy setki razy. Uderzały w nią różne wspomnienia. Pamiętała każdy zakamarek, w który dała się zaciągnąć Carterowi. Kącik jej ust drgnął, ale nie zatrzymywała się. Szła sprawnie przed siebie. Nie była tu w końcu w celach towarzyskich ani aby błądzić śladami przeszłości.
    Przyszła z cholernie drażniącą misją do wykonania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolorowe światła uderzyły w nią niemal natychmiast.
      Mieszanina różnych zapachów. Perfum, dymu i potu, alkoholi rozlewanych w barach. Mimo poniedziałku ludzi była masa. Nie zatrzymywała się, kiedy słyszała za sobą „cholera, to chyba Sloane!”. Mogli gadać co chcieli. Druga wizyta w ciągu kilku dni. Było o czym gadać.
      Loża Cartera się wyróżniała.
      Jak zwykle otoczona była kumplami i dziewczynami. Jedne kleiły się do jego kumpli. Inne do Cartera. Nawet ze świadomością, że kogoś ma potrafiły sięgać rękami do jego ud, szeptać słodkie i grzeszne obietnice do ucha. Nienawidziła tego, gdy byli razem i jak się okazuje – nienawidziła również teraz, kiedy byli osobno. Dramat, Sloane. Po prostu dramat co on z tobą robi. Wiedziała. Aż nazbyt dobrze wiedziała.
      Podeszła bliżej. Brakowało jej tego pazura z piątku. Była tym wszystkim przytłoczona. Zbyt mocno, aby to z siebie zrzucić i flirtować z nim na wejściu.
      — Dziewczynę zostawiłeś w domu? — Mimo to nie umiała pozbyć się tego lekko zgryźliwego tonu. — Piecze wegańskie babeczki, a ty zabawiasz się z koleżankami? Nieładnie, Zaire. Nieładnie. — Brakowało, aby pogroziła palcem.
      Czuła na sobie te spojrzenia. Kolejna, która mogła go wyrwać z ich szponów samym spojrzeniem. Wystarczyło, że się pojawiła, a rzucał dla niej wszystko i wszystkich. Udowodniła to w piątek, a choć wcale nie musiała, to zamierzała zrobić to dziś po raz kolejny.
      — Chodź, kochanie. Teraz moja kolej, aby się pobawić. — Mruknęła i puściła mu oczko.

      sloane

      Usuń
  52. Leżała wtulona w jego ramię z tym błogim uśmiechem na twarzy, który sugerował coś więcej niż zadowolenie. Czuła, jakby trzymając jego dłoń w swojej miała teraz w niej cały świat. Poniekąd chyba właśnie tak było, a Carter stał się dla niej właśnie tym. Niespodziewanie, bo mimo wszystko, ale nie sądziła, że między nimi kiedykolwiek coś takiego mogłoby się pojawić. To silne, odurzające uczucie, w którym można się bardzo łatwo zatracić. I oboje się w tym zatracali, a Sophia wcale nie miała dość. Nie była pewna, czy kiedykolwiek można byłoby mieć tego dosyć.
    — Też ją w sobie lubię. — Uśmiechnęła się nieco szerzej. Dawniej uważała, że to wada, bo nie wszyscy to rozumieli i czasem ją samą przytłaczało to, jak wiele mogła czuć, jak szybko przebodźcowana się robiła, kiedy spędzała czas w tłocznych miejscach. Z Carterem znajdowała dobry balans. Mimo, że odkąd z nim zaczęła być to pojawiała się w klubie częściej niż była przez cały ten rok. Ale to był jego świat, a Sophia chciała iść na kompromis. W końcu na tym polegały związki, prawda? Nie zawsze trzeba było robić to, co się lubiło i należało brać pod uwagę swojego partnera. Nawet, a zwłaszcza wtedy, kiedy wybór nieszczególnie pasował.
    — Pewnie bym się popłakała. — Zaśmiała się. Nawet nie próbowała tego ukryć, bo tak właśnie by było. — Chociaż… przy tych wersjach explicit nie wypadałoby płakać, nie? — Mruknęła. No, w tych wersjach raczej nie powinno być nic, co doprowadziłoby ją do wzruszenia. Powinny raczej w niej rozpalić uczucia, a nie doprowadzać do łez. Dalej jakoś nie mogła uwierzyć, że Carter pisał o niej piosenki. Że robił to od dawna i czekały już na to, aby Sophia je przesłuchała. Z jednej strony nie była pewna, czy jest na to gotowa, a z drugiej już nie mogła się doczekać. Ale jeszcze przez chwilę chciała tu z nim leżeć i nie myśleć o niczym innym, jak o tym, jak dobrze jej jest w jego ramionach.
    — Jak zalejesz świat miłosnymi piosenkami o mnie to mogliby tak pomyśleć. — Rzuciła rozbawiona. A może wręcz przeciwnie. Może pomyślą, że to dobrze, że Carter przechodzi w życiu okres, kiedy jedyne o czym chce pisać to to, jak zakochany jest. Schlebiało jej to, naprawdę.
    Czuła się nawet trochę dziwnie z myślą, że to ona jest inspiracją. Dziewczyną z tekstów. Jeszcze ich nie widziała, ale była przekonana, że się jej spodobają. Tworzył muzykę, z którą Sophia nie miała zbyt wiele wspólnego, ale będąc z nim osłuchała się i przyzwyczaiła. Nie mogła mu odmówić talentu, bo ten miał. Ogromny. I poza tym, czegokolwiek by nie robił, wciąż by go wspierała. Polubiła jego teksty, pokochała jego głos i już się przekonała, nie pierwszy raz zresztą, że potrafi zrobić naprawdę niesamowite show, które kochają tysiące ludzi. To było intrygujące, kiedy tak wiele osób krzyczało jego imię, znało teksty na pamięć i zachwycało się każdą jedną rzeczą, którą Carter robił.
    Przekręciła się nieco bardziej na brzuch, teraz prawie leżąc na Carterze. Odzyskała trochę sił, aby móc swobodnie przesunąć dłonią po odsłoniętym torsie mężczyzny. Zaczepić o znajome tatuaże pod jego skórą.
    — Daj mi jeszcze trochę i razem będziemy robić everything shower. — Zabrzmiała, jakby składała mu obietnicę. Ale kto potrafiłby się oprzeć takiemu prysznicowi? Długi, gorący, maseczka na twarz i włosy, miękkie i gładkie ciało, masa pachnących olejków i balsamów. Zakopanie się w świeżej pościeli i piżamie, zapachowa świeczka dla nastroju. Sophia była pewna, że prędzej czy później, ale Carter do tej rutyny dołączy. — Mamy pięć rodzajów herbat, kochanie.
    — Nie zmieniałbyś się, gdybyś nie chciał. — Przypomniała. To nie było tak, że siedziała i wyliczała mu, co musi robić, aby Sophia z nim została i dalej była w związku. Chciała pewnych zmian, ale one wymagały czasu. Brunetka potrafiła być cierpliwa. Zamierzała być cierpliwa. — To takie 50/50, kochanie. Mogę cię tylko w odpowiednią stronę nakierować, ale ty podejmujesz decyzję, czy tego chcesz.
    Musnęła delikatnie jego policzek, a po chwili nieco mocniej się w niego wtuliła. Gdyby mu naprawdę te zmiany przeszkadzały to już dawno odesłałby ją z kwitkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że tego nie zrobił. Że mimo tego, jak irytująca mogła mu się z początku wydawać, niezdecydowana czy nawet zbyt dziecinna, zbyt dziewczęca, to dał jej szansę i dawał ich coraz więcej. Tak, jak ona jemu. Mogła odwrócić wzrok, nie zaprzyjaźnić się z nim, gdy zaczął wolontariat. Trzymać na dystans, ale nie potrafiła. Jakby od pierwszego dnia ją do niego ciągnęło.
      — Nie robisz się miękki. — Zaprzeczyła i pokręciła lekko głową z uśmiechem. — Okej, może odrobinę, ale tylko wtedy, kiedy trzeba. I nawet z tym byciem miękkim… To wciąż ty. — Uniosła się lekko na łokciu, aby lepiej na niego spojrzeć. — A poza tym… Nie lubię tej myśli, ale wydaje mi się, że twoim fankom taka wersja też by nie przeszkadzała.
      Wywróciła nieco oczami. Sophia nie była zazdrosna. Nie tak, aby okazywać to w gwałtowny czy nadgorliwy sposób. Robiła to inaczej. Dyskretniej i wchodząc pod skórę, aby szczypało. Nie potrzebowała widowiska.
      — Ale nie zamierzam się tym z nikim dzielić. — Zaraz dodała. Stanowczo i pewnie. Mogły sobie słuchać piosenek, wzdychać do zdjęć czy mu krzyczeć, że go kochają. I poza sekundą na selfie czy krótką rozmową, jak gdzieś trafili na kogoś, Sophia więcej kawałków Cartera nikomu oddawać nie zamierzała.
      Westchnęła bezgłośnie, kiedy Carter dotknął blizny. Nigdy jej to nie przeszkadzało, że dotyka czy całuje, podobnie robiła z jego bliznami. Nigdy wcześniej o nią nie pytał. Sophia niepytana rzadko też o sobie mówiła.
      Myślała, że nie wyczuł tego drgnięcia w niej, ale pomyliła się.
      Uśmiechnęła się z tym typowym smutkiem dla niej, który pojawiał się głównie wtedy, gdy pojawiał się temat, który mimo upływu lat kuł ją w bok.
      — Jeśli mam o tym z kimś rozmawiać, to tylko z tobą. — Powiedziała i zerknęła na niego, a potem z powrotem na swoją rękę. — Pamiątka po wypadku. Tym z mamą… Kiedy drugie auto w nas uderzyło szyba poszła w mak, a większy odłamek przeciął przedramię. W szpitalu musieli ją jeszcze bardziej otworzyć, żeby oczyścić i zaszyć. I zostałam z tym.
      Blizna już dawno była wygojona. Minęło w końcu osiem lat. Zwracała jednak uwagę. Zwłaszcza, gdy nosiła ubrania odsłaniające przedramiona.
      — Jak się wygoiła to miałam możliwość, aby trochę ją pomniejszyć laserem. „Wyglądałoby ładniej”, ale… Nigdy nie chciałam. — Wzruszyła lekko ramionami. — Na początku przez parę miesięcy drętwiały mi palce, ale to już przeszło. Te mniejsze, prawie niewidoczne blizny, gdzieś na nogach czy ramionach też są z tego wypadku. — Mruknęła. Był wtedy koniec sierpnia, cienkie ubrania i deszcz szkła przy zderzeniu.

      soph

      Usuń
  53. Sloane nie byłaby sobą, gdyby nie zaczęła od jakiejś scenki. To było tylko na pokaz, nawet nie chciała specjalnie w niego uderzyć. Mogła myśleć swoje, ale nie chciała wbijać mu szpileczek. Czasem po prostu nie umiała się przed tym powstrzymać, a słowa wychodziły z niej szybciej niż była w stanie pomyśleć. Tak, jak teraz. Może też z jakiegoś głupiego powodu chciała tym laskom przypomnieć, że Zaire wcale wolny nie jest, a jeśli z kimś miał flirtować poza swoim nowym, słodkim, niewinnym związkiem to jednocześnie najodpowiedniejszą i najgorszą osobą do tego była Sloane.
    Nie patrzyła na tłum. Nigdy nie patrzyła na tłum. Zawsze na niego. Nawet wtedy, a może szczególnie wtedy, kiedy skakali sobie do gardeł i nie potrafili porozmawiać w spokoju. To nigdy nie było w ich stylu. Spokojna rozmowa ich nudziła, nie dostarczała takich emocji, jakich potrzebowali. Była im zbędna. Tylko, że teraz Sloane miała nadzieję, że obejdzie się bez krzyku. Że Carter będzie chciał jej wysłuchać. Stres wychodził jej na skórę. Ktoś kto jej nie zna by tego nie zauważył, ale on widział. I dopóki myślał, że chodzi tylko o tych typów, było w porządku.
    — Możesz podrzucić. Lubię próbować nowych rzeczy. — Rzuciła z niby to rozbawieniem, ale w rzeczywistości daleko jej do tego było.
    Omiotła wzrokiem loże. Dziewczyna siedząc po jego lewej stronie mrużyła oczy. Gotowa zacisnąć swoje dłonie wokół jego bicepsów, jakby to miało go przy niej zatrzymać. Sloane uniosła brew, a jej spojrzenie było pobłażliwe. I to ona odstawiała teatrzyk?
    — Niektóre rzeczy nigdy nie wychodzą z mody, skarbie.
    Puściła mu oczko i wzięła od niego papierosa. Wsunęła go między czerwone usta, zostawiła szminkę na końcówce papierosa. Jak jej własny podpis na czymś, co należało do Zaire’a. Podpisane, więc jest jej i nie należy tego ruszać. Tak było przynajmniej kiedyś. Teraz sprawy się pozmieniały.
    — Jak będziesz grzeczny to dam ci je rozerwać bardziej. — Szepnęła pochylając się nad nim. Oboje wiedzieli, że tej nocy to była tylko luźna gra i Sloane, wyjątkowo, nie chciała go teraz do siebie przekonać. Gdyby nie to, czym go zarzuci, byłaby nawet skłonna myśleć, że to spotkanie mogłoby skończyć się nie z rozłożonymi papierami na biurku, ale z jej nogami. Teraz nie było na to nawet opcji.
    Oczy jej niemal rozbłysły, gdy powiedział krótkie „chodź”. Wszystko było częścią jej małego przedstawienia. Zaciągnęła się mocniej papierosem, a dym wypuściła nad głowę. Rozmył się w powietrzu po paru sekundach.
    — Wiedziałam, że się za mną stęskniłeś. — Wymruczała. Nie odsunęła się na bok, a kiedy obok przechodził musiał się o nią otrzeć. W Sloane uderzyły jego perfumy. Te same cholerne perfumy, które pamiętała z pierwszego razu. — Może następnym razem będziecie miały więcej szczęścia. — Mruknęła, odwracając lekko głowę przez ramię do dziewczyn, którym go „odebrała”.
    Sloane podążyła za Carterem, wciąż paląc papierosa po drodze. Z każdym krokiem nerwy coraz bardziej ściskały jej gardło. Szła jednak pewnym krokiem. Kontrolowała swój oddech i jakiekolwiek drżenie. Jeszcze nie miała powodu, aby się bać. W biurze było ciszej, a gdy zamknęły się drzwi zapadła niemal głucha cisza. Luźnym krokiem podeszła do biurka, na które się wsunęła. Tak, jak zawsze, gdy tu bywała. Lekko zamachała nogami. Próbowała się rozluźnić.
    — Dzięki. — Rzuciła, kiedy podał jej szklankę. Zgasiła niedopałek w stojącej popielniczce i smak papierosa zaraz zapiła alkoholem. Mocne, gryzące w gardło. Obleśne jak zawsze.
    — Tak, wszystko przyniosłam.
    Odstawiła na moment szklaneczkę na bok i sięgnęła o torebki. Wyjęła z niej włożone w folię na dokumenty. Były złożone na pół i podała mu je bez słowa. Miał tam wszystko. Każda potwierdzona data na pierwsze trzy miesiące nowego roku. Kolejne, które jeszcze były pod znakiem zapytania. Możliwe daty w Ameryce Południowej i Kanadzie. Możliwą trasę na Europę.
    — Brałeś dziś coś? — Wypaliła nagle i spojrzała na niego. To nie było oskarżenie ani ciekawość. Musiała wiedzieć z czym się dziś spotka. Uśmiechnęła się zaraz półgębkiem. — Mam coś, jeśli koledzy cię zaniedbali.

    sloane

    OdpowiedzUsuń
  54. Nie było wygodniejszego miejsca do leżenia niż tors Cartera. Tego Sophia była pewna. Z jego dłońmi na jej plecach, a obecnie z jedną na wewnętrznej części jej przedramienia. Nie przepadała, kiedy inni dotykali tej blizny. Sama nawet wstrzymywała się przed tym, aby ją dotykać, ale Carter nie był przypadkową osobą. Nie był kimś kto z ciekawości patrzy, a potem ją porzuca.
    Sophia zaśmiała się pod nosem, kiedy usłyszała i zobaczyła jego zmieszanie. Joga o wschodzie słońca wcale nie była poza jej zasięgiem, ale na ten pomysł jeszcze nie wpadła. Przynajmniej przez chwilę Carter mógł być pewien, że Soph nie będzie próbowała mu udowodnić, że umie w sobie znaleźć stan zen.
    Everything shower. — Powtórzyła, zanim zabrała się za wytłumaczenie mu na czym to polega. — To jest tak miłe, że kiedy spróbujesz pierwszy raz, będziesz chciał więcej. Czysta sypialnia, świeża pościel, wywietrzony pokój to podstawa. Zabawa zaczyna się później. — Mówiła z taką ekscytacją, jakby zaraz miała to zrobić. — Robisz wszystko. Peeling ciała, mycie, epilacja, jeśli ktoś chce. Olejki do ciała. Balsamy. Maski na włosy i na twarz. Każda jedna rzecz, która ci przyjdzie do głowy. I zapalasz świeczkę i jest nastrój, jest miło… Musisz mi pozwolić to zrobić. Raz.
    Wyszczerzyła się do niego w uśmiechu. To nawet nie była prośba, a ona po prostu zadecydowała, że właśnie to będą robić. Może nie dzisiaj, bo Soph nie miała w planach sprzątać, ale spokojnie daliby radę przy kolejnym weekendzie.
    — Właśnie to jest najlepsze w takim prysznicu. Jesteś zmęczony po. I kiedy kładziesz się do łóżka… To jakbyś się kładł na chmurce. W tle ulubiony film albo serial, muzyka czy audibook. I jesteś w niebie.
    Uśmiechnęła się szerzej, kiedy Carter się pod nią zatrząsnął od śmiechu. W niej samej to wywołało lekki śmiech. Zdecydowanie nie był typem, który pasuje do takiego prysznica, ale w końcu wszystkiego trzeba próbować, prawda?
    — Ale żeby cię nie zamęczyć od razu… Mam pomysł od czego moglibyśmy zacząć. I myślę, że ci się to spodoba. — Mruknęła i nachyliła się, aby złożyć na jego ustach pocałunek. Przeciągnęła go nieco dłużej, jakby tym pocałunkiem właśnie stworzyli umowę, że zgodzi się dać wciągnąć w jej łazienkowe rytuały.
    Ułożyła po chwili głowę z powrotem na jego ramieniu. Czuła ciężar tematu o jej bliźnie. Nieczęsto o tym mówiła, a gdy to robiła to niechętnie. Carter był jednak jej partnerem. I powinien o niej wiedzieć wszystko, a to nie był też żaden sekret, który chciała przed nim ukrywać. Żołądek tylko trochę jej się ścisnął.
    — Nigdy ci nie powiedziałam. Miałeś prawo nie wiedzieć. — Zapewniła delikatnie. Nie miała pretensji o coś, o czym Carter nie wiedział. Sophia cicho westchnęła, gdy poczuła pod sobą to napięcie w jego ciele. Znała już te ruchy. Nie mógł jednak nic zrobić. Chociaż nie, jego obecność wiele robiła. Sprawiała, że to wszystko było lżejsze.
    — Czternaście. Niedawno minęło osiem lat. — Lekko przygryzła wnętrze policzka. Sophia czuła, jak serce jej mięknie, kiedy Carter składał na jej dłoni pocałunek. To był niewielki, ale podnoszący na duchu gest. Znaczący dla niej. — Dziękuję… — Szepnęła cicho. Brunetka uśmiechnęła się delikatnie, kiedy ich palce się ze sobą splątały, a potem znalazły miejsce na torsie Cartera, jakby to teraz tam właśnie było ich miejsce.
    — Nigdy go nie znaleźli, wiesz. — Nie wiedziała, czemu mówiła dalej, ale tego Carter też nie wiedział. Chyba, że zasięgnął do internetu i wygrzebał wszystkie artykuły o tragicznym wypadku rodziny Carpenter. — Tego, który w nas uderzył. Auto było wypożyczone na fałszywe dane i on po prostu rozpłynął się w powietrzu. — Zawsze czuła to ukłucie niesprawiedliwości. Sophia spędziła dużo czasu w szpitalu, jej mama zmarła, a człowiek, który do tego doprowadził miał siłę, aby uciec i nigdy nie ponieść konsekwencji, choć żaden wyrok nie byłby sprawiedliwy, ale fakt, że najpewniej żył, jak gdyby nigdy nic, był zwyczajnie bolesny.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  55. Spódniczka podwinęła się o pół centymetra w górę. Odsłoniła więcej skóry, a kabaretki zdążyła jeszcze w aucie zaczepić paznokciem i rozdarła je z drugiej strony. Kiedy pierwszy raz pojawiła się w podartych rajstopach to był przypadek, ale zauważyła, że ludzie to podłapali. Nie ubierała się dla innych, ale dla siebie. I spodobał się jej ten efekt. Na scenie lub poza nią, rajstopy prędzej czy później były podarte. Miała zawsze długie paznokcie. Często doklejone miała na nie cyrkonie. To się samo prosiło o to, żeby tak cienki materiał się podarł.
    Och, czuła to. Uda mrowiły od samej myśli, jakby to było znów poczuć jego pewne ręce w tym miejscu. Czy złapałby ją za kark z tą samą siłą, którą pamiętała i odchylił głowę tak, aby zapiekło w szyi. Wiedziała, że tak. Delikatność nie była dla nich. Pojawiała się, ale rzadko. W tych nielicznych momentach. Potrafili ociekać tą słodyczą, od której psuły się zęby. Ściany biura pamiętały jednak coś innego. Drżące biurko od ich ciężaru i rytmicznych, szybkich i mocnych ruchów. Sofa zapadająca się pod ich ciężarem. Nawet ściany, do których ją dociskał lub o które ona opierała dłonie. Skończ z tym. Nie mogła o tym myśleć. To było silniejsze od niej. To pomieszczenie niosło za sobą zbyt dużo wspomnień. Urwanych oddechów, westchnięć i jęków, które tylko oni słyszeli.
    Sloane zgarnęła włosy na bok, kiedy się odsunął i zabrał dokumenty. Objęła dłońmi mocniej szklankę, jakby próbowała się przed czymś teraz sama powstrzymać. A potem usłyszała jego pytanie.
    — Przeginam? Lubię być w trasie, Zaire. I bycie z dala od Nowego Jorku dobrze mi zrobi. Praca dobrze mi robi. — Śpiewanie to jedno, ale to również był jej sposób na ucieczkę. Legalną i taką, która nie potrzebuje wytłumaczenia. Nie ma jej, bo jest w trasie. Między miastami miała po dwa dni odpoczynku. Czasem trochę dłużej. — I lubię pieniądze. I z tej trasy zabiorę ich bardzo dużo do domu. A poza tym… Jest większe zapotrzebowanie niż ostatnio. Przybyło mi fanów. Poniekąd dzięki tobie. Powinnam ci podziękować.
    Raczej się nie martwił tym, że Sloane się przepracuje. Pewnie tak właśnie będzie. Zaire nie musiał też wiedzieć, że wytwórnia naciskała i chcieli jej wcisnąć ich jeszcze więcej. Że wcisną ich więcej. Jak skończy to, co jest zaplanowane mieli plan na ostatnią część, gdy wróci do Stanów z Europy. Miała dopisać parę piosenek, które trafią na set listę. Być znów księżniczką popu, o którą się zabijano. Nie kłóciła się. Nie miała sił.
    Sloane przewróciła oczami i przygryzła końcówkę czerwonego paznokcia.
    — Nie złość się. Tylko pytałam. Nie to nie. — Wzruszyła ramionami. Dobrze, tyle dobrego, że nic w sobie nie miał. Nie wyglądał też, jakby przed jej przyjściem wciągnął kreskę. Zresztą, ton jego głosu jak nigdy wskazywał na trzeźwość. Dobrze, ona też była. Nawet łyka wina na odwagę. Ani żadnego shota. Czysta jak dziecko. — Jezu, przecież wiem. Wyluzuj, Zaire.
    Nie było tu miejsca na to, aby wyluzować. Chryste, ona sama siedziała napięta i mało brakowało, aby zaczęła stukać paznokciami o biurko w rytmie, który tylko dla niej miałby sens.
    — Wiesz, że nie chcą, żebyś to ty przewiózł? Wyrazili się bardzo jasno, że to mam być ja. — Pojęcia nie miała, czemu do niej z tym przyszli. Zaire się na tym znał. I wiedział, jak taką operację przeprowadzić bezpiecznie. — W środę? Świetnie. U mnie byli w weekend. Strasznie mi nasyfili w mieszkaniu. Możesz im przekazać, że uświnili mój dywan z Paryża.
    Sloane spojrzała na Cartera, kiedy zaczął mówić i słuchała. Kiedy z nią był nie było opcji o odejściu. Słyszała, że z tego nie da się odejść. Trochę ją zabolało, że szukał wtedy wymówek, aby w tym syfie zostać. Stuknęła jednak paznokciami o blat.
    — Kurwa. — Wyrwało się jej i spojrzała, gdzieś w bok na moment. — Co masz na myśli? Czego chcą, że ty się wycofujesz? — Zapytała. Carter nie był typem, który się wycofywał. Nie, on robił wszystko zawsze do końca. Nawet takie gówno, jak to.
    — To słodkie, ale nie wrócisz do tego przeze mnie. Skoro zacząłeś się wycofywać. To to zostaw.

    sloane

    OdpowiedzUsuń
  56. Zawsze jej się podobało w nich to, jak potrafili krążyć między tematami. Z jednej strony było wesoło, a potem robiło się poważniej. Pasowało jej to. Jej samej łatwiej się było wtedy otworzyć, kiedy nie była przytłoczona tym, co złe i miała małe okienko, aby uciec od ciężkich tematów, które zwykle omijała.
    — Taki prysznic zmienia ludzi, kochanie. Chcesz spróbować? — Uśmiechała się, kiedy widziała jego reakcje i miny. Był dokładnie taki, jakby Sophia chciała, aby był. Rozluźniony, wesoły i nieprzytłoczony przez własne demony. Bez czegoś we krwi, czego nigdy nie powinien mieć. To właśnie ją w takich chwilach cieszyło najbardziej, choć wiedziała, że to nie potrwa długo. Ale widziała w tym małą nadzieję, bo skoro zaczął brać mniej, kiedy pracował w schronisku, a wtedy Sophia nie miała na niego aż takiego wpływu, to może z czasem naprawdę przestanie po to sięgać.
    — Tak, dokładnie w ten sposób was przy sobie zatrzymujemy. Później postawię ci tarota i już nigdy się ode mnie nie uwolnisz. — Zaśmiała się. Nie potrafiła stawiać tarota, ale to był drobny szczegół. Miała koleżankę, która potrafiła i w razie potrzeby Sophia szybko by się podszkoliła. — Zresztą… Nie powiesz mi, że nie było ci milej po tym balsamie. — Mruknęła, prawie wypomniała. Może z tydzień temu wymusiła, aby dał mu szansę. Pachniał potem do rana cynamonem, ale to był drobny szczegół.
    Sophia miała swoje sposoby na to, aby utknąć w czyimś umyśle na stałe. Drobne gesty, przynoszenie jedzenia, słuchanie, gdy trzeba i absolutnie zero oceniania. Zostawianie po sobie zapachu na poduszce, rozkładanie drobnych rzeczy dookoła. Zmieniała atmosferę w domu. Na taką, której nie dało się podrobić ani znaleźć w żadnym innym miejscu.
    Momentalnie poczuła się bezpieczniej, kiedy zamknął ją w tym szczelnym uścisku. Sophia mocniej wtuliła twarz w zagłębienie jego szyi. Wszystko w nim było teraz takie znajome, przyziemne. Domowe. Miała tutaj wszystko. Dom. I mężczyznę, który gotów był chować ją przed światem, a nawet i przed nią samą.
    Sposób w jaki wymówił jej imię sprawił, że brunetka cicho jęknęła w jego skórę, jakby i sam ton jego głosu w niej coś poprzestawiał. Delikatnie palce wbiła w jego skórę, szukając w nim zaczepienia w rzeczywistości, aby nie uciec za bardzo w swoich myślach.
    — Dałam sobie radę. — Zapewniła cicho. Nie miała tak naprawdę innego wyjścia. Musiała się jakoś pozbierać i nie była tak w pełni sama. W jakiś sposób miała ojca, ale i jego siostrę, która nie odstępowała jej na krok i mimo tego, jak ekscentryczną osobą była w tamtym okresie stała się dla Sophii największym wsparciem. I w tym doroślejszym życiu również.
    — Wciąż go szukają. Tata wynajął kogoś, żeby tym się zajmował, ale… Pewnie minęło już za dużo czasu, żeby coś z tego kiedykolwiek było. — Westchnęła. Zamknięcie tego tematu byłoby dobre, ale najwyraźniej mało możliwe. Nie żyła nadzieją, że ta osoba się kiedyś znajdzie. Niewyraźne nagrania z kamer i wspomnienia. Niewiele z tego można było wycisnąć.
    Ten temat zwykle ją przytłaczał. Teraz również, ale chciała, żeby Carter to wszystko o niej wiedział. Każdy, nawet niewygodny szczegół, o którym nie chciała zawsze mówić.
    — Dziękuję. — Szepnęła cicho. To było chyba najlepsze, co mogłaby mu odpowiedzieć. Nie zwróciła uwagi na jego ton, który mógłby jej coś zasugerować. Nie myślała teraz takimi kategoriami.
    Sophia wtuliła się mocniej. Było tu ciepło i bezpiecznie. Było tak, jak właśnie chciała się czuć. Mogli rozmawiać o tym dalej, gdyby miał kolejne pytania, był zwyczajnie ciekaw opowiedziałaby mu jeszcze więcej. Sama nigdy nie wiedziała, jak taki temat pociągnąć, aby nie brzmieć na taką, która się żali.
    — Pokazałbyś mi te piosenki? — Spytała cicho po ciszy, która zapadła między nimi na parę chwil. — Może być później. Chciałabym je usłyszeć.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  57. Robiła to, co znała i w czym czuła się dobrze. Inaczej by zwariowała. Nie była tutaj, bo chciała go uwieść. Mimo, że jej myśli właśnie wokół tych tematów błądziły, kiedy patrzyła na znajome kąty. Łatwiej było jej o tym myśleć. Robiło się jej niedobrze, gdy zaczynała myśleć o tym, co ma mu powiedzieć. Alkohol wcale nie dodawał odwagi, a podnosił do gardła kolację.
    — Pięćdziesiąt cztery. — Poprawiła go bez wzruszenia. Wiedziała, że to dużo. Ponad trzydzieści koncertów w ciągu trzech miesięcy, a potem krótka przerwa i prawie drugie tyle. Żałowała, że się na to zgodziła, ale hej, w końcu za to jej płacili. I to niemałe pieniądze, nie? Mogła poświęcić trochę zdrowia, aby zadowolić ludzi, którzy płacili za jej wygodne życie i trochę powyginać się na scenie. — Nie martw się. Dam ci wejściówki VIP na tyle koncertów, ile będziesz chciał. Ba, hotel i loty też. Ta twoja dziewczyna też może przyjść.
    Zamknęła oczy i przełknęła ślinę, jakby to miało jej w czymkolwiek pomóc. Ostatni raz, kiedy była tak przy nim zestresowana również miało związek z Jamesem. Jak wróciła ze swojego upojnego tygodnia. Jak znalazł na jej ciele siniaki. Jak dowiedział się, jak spędziła dni, kiedy on siedział w areszcie. Kurwa. Odliczyła do dziesięciu w myślach, a kiedy otworzyła oczy Carter łaził po biurze.
    — A co, miałam dzwonić z płaczem, żebyś przyjechał i zabrał kolegów? — Prychnęła. Owszem, powinna była to zrobić, ale nie myślała wtedy trzeźwo. A może właśnie myślała. Może pierwszy raz od miesięcy to była najtrzeźwiejsza myśl, jaką Sloane w sobie miała. — Wiem, że powinnam zadzwonić. Wiem… Po prostu skomplikowały mi się sprawy.
    Jeszcze nie musiała mu zdradzać wszystkiego. Musiała przygotować sobie najpierw grunt, a ten był teraz bardzo niestabilny. Koniec z żartami i flirtem, którego nie odwzajemniał. Albo naprawdę nie chciał albo trzymał się na wyjątkowo mocnej smyczy.
    Słuchała go uważnie i przez parę minut nic nie mówiła. Zapadła między nimi cisza. Brakowało tylko, aby w tle zaczęły cykać cykady czy inne owady. Zsunęła się z biurka i podeszła do Cartera. Ruchy blondynki były zwyczajne. Żadnego pokazowego kręcenia biodrami, zalotnych spojrzeń. Zatrzymała się na zaledwie parę centymetrów od niego. Wystarczająco, aby czuła ciepło bijące od jego skóry i mocne, pieprzne perfumy zmieszane z tytoniem. Ta niebezpieczna mieszanka, która pierwsza ją do niego przyciągnęła.
    — Chcesz z tego wyjść? — Powtórzyła. Twardo i uparcie patrząc mu w oczy. Bez żadnej gry, bez zmniejszania dystansu, który łatwo byłoby im teraz złamać i zamienić tę rozmowę w coś innego, gdyby się poddali tym pierwszym myślom. — Zrobiłbyś to, gdyby było z tego realne wyjście? Odszedł od tego gówna i zapomniał, że kiedykolwiek w tym byłeś? — Nie pytała z kpiną. Robiła to uważnie i ostrożnie dobierając słowa, a jednocześnie starając się, aby nie brzmiało, jakby to było wcześniej zaplanowane.
    — Nie odszedłeś dla mnie. Prosiłam. Wiele razy. — Powiedziała cicho. Nie miała już o to pretensji. W którymś momencie zrozumiała, że to nie ona będzie tą, która go do tego przekona. — I jesteś z nią szczęśliwy, prawda? Oczywiście, że jesteś. Widać to po tobie, wiesz? Prawdziwe, nieudane uczucie… Widziałam, jak na nią patrzysz.
    Sloane uśmiechnęła się. Słabo, smutno, ale zaskakująco szczerze.
    — Odszedłbyś dla niej? — Zapytała wprost. — Gdyby była realna szansa na… Pomoc. Aby odejść i nie ponieść konsekwencji. Zrobiłbyś to?
    Nie odwróciła wzroku nawet na sekundę. Żołądek ściskał się w niej na supeł. Z każdą kolejną chwilą było coraz gorzej. Gdyby nie opalenizna i dobry podkład raz dwa by zobaczył, że pobladła. Nie bala się go, nie o to chodziło. Bała się o niego. Że nie zrozumie, że będzie dalej się w tym taplał, a wtedy nie będzie dla niego żadnego ratunku. Sloane powoli rzucała mu koło ratunkowe i jak nigdy liczyła, że Carter się go chwyci i nie wypuści.

    sloane

    OdpowiedzUsuń
  58. Zbliżanie się do niego było niebezpieczne, a już zwłaszcza teraz, kiedy wystarczyłoby w odpowiedni sposób zakręcić słowem, aby nawzajem sobie ulegli. Sloane czuła to wszystko, co między nimi się działo. Nie musieli korzystać ze słów, aby pewne rzeczy o sobie nawzajem wiedzieć. Delikatne napięcie między nimi tylko rosło. Dłonie mrowiły, jakby tylko w oczekiwaniu, które z nich złamie się pierwsze. I może Sloane by zrobiła ten krok. Ignorując powód, dla którego się w ogóle znajdowała w tym biurze. Zapominając, że na Cartera w mieszkaniu czeka dziewczyna. Zapominając, jak powiedział jej, że nie potrafi już jej kochać tak, jak wcześniej. Sloane już nie była kobietą dla Cartera i o tym wiedziała. Tak samo, jak on nie był mężczyzną dla niej. I gdyby tylko potrafiła na dobre pozbyć się go z głowy i serca – zrobiłaby to dawno temu. Nie mogła ciągle karmić swoich uczuć do niego. Być tą ex, która wiecznie liczy na zmianę i że to ją wybierze. Długo nie dopuszczała do siebie tej myśli. Zawsze to ona była tą, która odchodzi i to za nią się tęskniło, a kiedy role się odwróciły kompletnie nie umiała sobie z tym poradzić.
    — Odsuwając na bok wszystkie „to nie takie łatwe”. Wciąż byś to zrobił. Odszedł i nie patrzyłbyś się na to, co się stanie. — Sloane nie pytała. Widziała odpowiedź w jego oczach. Widziała ją w klubie, gdy wtedy przyszła. Jak siedział obok Sophii i jak bardzo próbował się odciąć od tego wszystkiego, ale nie mógł. Nie, kiedy chodziło o nią.
    To też nie było przecież tak, że Carter ponosił winę. Sloane nie starała się wystarczająco mocno. Nie chciała się mieszać i ignorowała to, co się dzieje. Niby tak było łatwiej. Jednocześnie napędzali się oboje. Do wszystkiego, co najgorsze. Rujnowali siebie nawzajem. Swoją przyszłość, która zakończyła się szybciej niż oboje się tego spodziewali.
    — Jest dla ciebie dobra. Zmieniłeś się.
    Nie było w tym żadnej obelgi. Sloane w zasadzie była zaskoczona, że Carter na to pozwolił, a jednocześnie się cieszyła i była wściekła, że to nie ona była tą, która doprowadziła u niego do tych zmian.
    Specjalnie wtrącała Sophię do rozmowy. Mimo, że samo mówienie o niej było dla blondynki uciążliwe, ale nie chodziło teraz przecież o jej uczucia. Chodziło o Cartera i aby dostrzegł większy obraz całej tej sytuacji. Uświadomił sobie, jak wiele może stracić, jeśli będzie się dalej w tym grzebał. Nie mogła dać mu tak naprawdę nic poza obietnicą. Marne „może uniknie odsiadki”. Całą swoją wiarę miała w tym, że uda się jej go do tej współpracy przekonać. Że nie zrobi tego nawet dla siebie, ale dla tej dziewczyny, która szafki zapchała mu wegańskimi chipsami i zapełniła lodówkę produktami, które nigdy wcześniej w ich wspólnym życiu nawet nie istniały.
    — Dla mnie nie było warto, prawda? — Nie była zła. Nawet nie była rozczarowana. Wiedziała, jaka jest prawda. Nawet, jeśli jej nie wypowiadał na głos, to ona gdzieś tam pod skórą to wszystko czuła.
    — Teraz nie będziemy żadnych problemów gasić ogniem. — Powiedziała. Aż sama nie wierzyła, że już go nie nakręca dalej, że podchodzi do tego w niemal dojrzały sposób. Kto by się spodziewał. Nie chciała, znowu, być tą, która napędza go do najgorszego. Było za późno, aby cokolwiek naprawić, ale mogła spróbować chociaż wyciągnąć do niego rękę, kiedy jeszcze nie wszystko się rozwaliło w drobny mak.
    — Nie wszystko jedno z kim, Carter. Chcesz tego życia z nią. Normalnego, spokojnego i cokolwiek tam ze sobą robicie. — Nie musieli zagłębiać się w szczegóły. Wystarczył główny obraz. — I wiesz, że to się nie skończy tak łatwo. Jeśli nie po mnie… to mogą też przyjść po nią. Nie powiesz mi, że nie przeszło ci to przez myśl. — Nie straszyła go, bo nie było potrzeby. To była możliwa opcja. Sloane była jego słabym punktem. Wiedzieli, że od razu pobiegnie do niego, ale Sophia stanowiła teraz centrum jego świata i blondynka potrafiła się domyślić, jak bardzo wywróciłby do góry nogami cały Nowy Jork, aby tylko ona była bezpieczna.
    Sloane odetchnęła nieco głębiej, kiedy na moment się odsunął.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele ją to kosztowało. Nerwów i emocji, które jeszcze trzymała na wodzy. Sama również spojrzała w innym kierunku. To, jak blisko był stanowiło dla niej wyzwanie. Carter nie był jednym z wielu byłych partnerów. Od samego początku był kimś więcej i do samego końca kimś więcej pozostanie. Nawet jeśli nie będzie fizycznie obecny w jej życiu.
      — Jak miałabym się nie martwić, co? — Zapytała. Kącik jej ust niezauważalnie drgnął. Mogli sobie nawrzucać, ale na koniec dnia i tak martwiłaby się tym, co się z nim stanie, gdzie jest i czy jest bezpieczny. — Wiesz, że to tak nie działa. Nie wystarczy rzucić „nie martw się” i pyk, to wszystko znika. Nigdy nie zniknęło.
      U niego również nie. Gdyby zniknęło, nie rozmawialiby teraz ani wtedy przez weekend. Zostawiłby ją z tym samą, czego nie zrobił. I Sloane tym bardziej go nie zamierzała zostawić.
      — A co, jeśli nie musisz sobie z tym radzić sam? — Podniosła wzrok na Cartera. Zrobiła krok w jego stronę, zmniejszając dystans między nimi, który on próbował stworzyć. — Co, jeśli jest rozwiązanie? Nie takie, które ci się spodoba, ale… Prawdziwe. Takie, które da ci to życie, które chcesz. Bezpieczne życie.

      sloane

      Usuń
  59. Wyczuwała pod sobą każdy jeden jego ruch. Zdawało się, że napięcie powoli nie tylko opuszczało brunetkę, ale również Cartera. Nie sądziła, że ich leniwe, niedzielne popołudnie przybierze taki obrót i będą rozmawiali o poważnych sprawach. W nocy poruszyli ich już dostatecznie wiele, aby mieć dość przynajmniej na kilka dni. Z drugiej strony była też wdzięczna, że się o to zapytał, bo sama z siebie najpewniej nie zaczęłaby mówić, a w ten sposób było między nimi coraz mniej „tajemnic”. To oczywiście z jej strony nie było nic, co chciała ukrywać czy specjalnie trzymała głęboko zagrzebane w sobie, ale nie był to temat, który chciała poruszać przy każdej możliwej okazji.
    Uśmiechnęła się weselej, kiedy usłyszała ten dźwięk z jego ust. Było w nim wszystko, co jej mówiło, że jest już w porządku i że wcale żadne z nich więcej już nie potrzebuje. Oboje rozluźnieni, uspokojeni. Tacy… Spokojni. Nawet bardziej niż spokojni.
    — I jeszcze w dodatku świetnie gotuję. Byłeś na przegranej pozycji od startu. — Zaśmiała się. Gdyby faktycznie tyle wystarczyło, aby zatrzymać przy sobie faceta to nie byłoby singielek na tym świecie.
    Przymknęła oczy i sama cicho mruknęła w odpowiedzi na jego dłoń, którą wciąż miał na jej plecach. Jednocześnie nieco mocniej wtuliła się w niego, choć to już było mało możliwe, aby brunetka znalazła się jeszcze bliżej.
    — Dobrze, że wziąłeś ten bez brokatu. Nie wiem, czy byś to przeżył. — Znów się roześmiała. Powinna raczej była powiedzieć dobrze, że ona wzięła balsam bez brokatu, ale to był drobny szczegół. — Skoro ci się tak podobało… Dostaniesz swój własny. Może być o zapachu świątecznego ciasteczka albo bardziej… Pasujący do ciebie. — Zaproponowała. Gdyby faktycznie chciał to Sophia nie miałaby nic przeciwko takim małym zakupom, aby uzupełnić jego pielęgnację. — Och i Carter? Ja już cię omotałam. Za późno zdałeś sobie z tego sprawę. — Dodała wesoło. Tak samo, jak on ją. Brunetka przed tym uciekać również nie zamierzała, a tak właściwie to bardzo jej się podobało, jak to wszystko między nimi wygląda. Nawet z pewnymi czarnymi chmurami, które wisiały im nad głowami. Miała jednak nadzieję, że to jest przejściowe i za jakiś czas tego wcale nie będzie.
    Nie miała tak naprawdę wyjścia. Musiała sobie poradzić, jeśli chciała jakoś funkcjonować. Na samym początku nie miała, co było dość normalną reakcją. Chęci pojawiły się dopiero później, a po jakimś czasie było jej już lżej. Nauczyła się żyć z tym ciężarem. Czasem go ignorowała, bo to i tak niczego by nie zmieniło. Postawiła sobie za cel, aby wyciągnąć z życia więcej, choć te często ją testowało, ale nie chciała spędzić swojego życia zamknięta w pokoju i ubolewając nad losem.
    — Co masz myśli? — Spytała cicho, kiedy sam przyznał, że zna życie bez odpowiedzi. Uniosła lekko głowę, aby na niego spojrzeć. Była w niej ciekawość zmieszana ze zmartwieniem. Carter otwierał się przed nią rzadko, a wczoraj wbili na wyższy poziom wyznawania sobie sekretów i nie wiedziała, czy nie będzie teraz naciskać. Czy nie lepiej z tym pytaniem było poczekać.
    Spojrzenie, które jej posłał było rozbrajające. Sophia prawie parsknęła krótkim śmiechem, bo aż za dobrze wiedziała, co nadchodzi po nim. Oboje teraz potrzebowali tego, aby się w ten sposób wyłączyć i zmienić tor rozmowy. Jego poważny ton kompletnie nie pasował do tego, jak oboje teraz wyglądali.
    — I kazałbyś mi tyle czekać na usłyszenie tego? — Westchnęła z udawanym urażeniem w głosie, przez które głównie przebijało się rozbawienie. — Możemy się umówić, że jak usłyszę ja na koncercie po raz pierwszy… To będę udawał totalnie zaskoczoną. Tylko błagam, bez moich zdjęć na telebimach podczas piosenek. — Mruknęła ostrzegawczo. Nie miała pojęcia, co mu strzeli do głowy i gdyby coś podobnego zrobił, wcale nie byłaby zdziwiona. Ani trochę.
    — Tak, poproszę. — Mruknęła niemal tym samym tonem, który się pojawiał, gdy chciała, aby coś z nią zrobił, co zahaczało o tematy, które barwiły jej policzki na różowo. — To nie byłby pierwszy przepis, który naruszyłam… Pokaż mi te wstydliwe wersy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia cicho westchnęła, kiedy Carter się od niej odsunął. Została sama na łóżku z częściową przerzuconą przez dolne partie ciała kołdrą. Patrzył za nim, jak schodzi z łóżka i przez moment szuka spodni, które dawno temu znalazły się na podłodze. Sophia westchnęła z rozmarzeniem, którego nawet nie próbowała w sobie ukrywać. Było jej w tym… Za dobrze. Delikatnie zacisnęła usta. Śledząc wzrokiem jego ruchy. Jak się przeciągał i wiedząc, że on to wszystko na sobie czuje.
      Rozłożyła się wygodniej na łóżku, jakby już się jej nie spieszyło do wstawania. Włosy rozrzucone miała wokół twarzy. Policzki rumiane, a uśmiech wesoły i szczery.
      — Miałeś mnie ubrać, pamiętasz? — Przypomniała mu. Lekko uniosła brew i znów wzrokiem przesunęła wzdłuż jego torsu. To było wręcz nie fair, jak wyglądał. Dosłownie jak wyjęty ze snu. — A tylko mnie rozebrałeś.

      soph

      Usuń
  60. Od samego początku wiedziała, że rozmowa z nim nie będzie łatwa.
    W przeciągu dwudziestu czterech godzin rozgrzebała w sobie więcej uczuć niżby tego chciała. Może to wszystko było jakieś głupie przyzwyczajenie. Sloane nie lubiła zmian. Lubiła to, co znane i komfortowe, a chociaż w ich związku nie wszystko było komfortowe, to wszystko było znajome. Porzuciłaby w sekundzie to, co robi, gdyby tylko Carter jej dał znać, że chce ją z powrotem. Nie zadawałaby pytań. Pojawiłaby się z walizkami i Rue i czekała na swoje i żyli długo i szczęśliwie, choć w ich przypadku to nie było możliwe.
    Sloane uśmiechnęła się krzywo, gdy jej to wypomniał. Zasłużyła sobie.
    — Nie próbuję ci grać na sumieniu, Carter. Nie mówię ci tego, bo mam jakąś naiwną nadzieję, że ją zostawisz i weźmiesz mnie z powrotem. Ale nie będę udawała obojętnej. — Powiedziała. Spokojnie i bez nerwów, przed chwilą mu powiedziała, że nie będą problemów kończyć ogniem, a chociaż miała ochotę odpyskować i rzucić takim tekstem, który zmusi go do krzyku, nie zrobiła tego. — Nie byłam fair, wiem. Skrzywdziłam cię, wiem. Byłam suką, wiem. Kłamiącą i zdradzającą w dodatku. Ale mimo tego, co ci zrobiłam, zależy mi na tobie, Carter. Ze mną czy beze mnie… To już bez znaczenia. Chcę, żebyś był bezpieczny. Żywy.
    Nie była głupia, aby sądzić, że istnieje dla nich jakaś szansa. Mogła się karmić wszelkimi „może kiedyś” i robiła to. Ciągle żyła nadzieją. Po ostatnich dniach wiedziała, że musi zacząć się od niego odciąć. Przestać wspominać i wymyślać, co będzie, gdy znów się spotkają. On miał swoje życie i dziewczynę, z którą chciał być. Sloane miała swoje załamania nerwowe, z którymi musiała sobie poradzić. Idealny balans.
    Sięgnęła bez pytania po paczkę papierosów Cartera i wyjęła jednego dla siebie. Przez moment rozglądała się za zapalniczką, dopóki jej nie podał blondynce. Mruknęła pod nosem ciche „dzięki” i odpaliła papierosa. Źle to wszystko rozegrała. Ale nie mogła się już wycofać i grzecznie zgodzić na to, co Carter wymyśli.
    — Nie dopuścisz do tego? — Powtórzyła po nim i prawie się zaśmiała, ale powstrzymała się. Nie chciała go dodatkowo rozjuszyć. — Tak, jak nie dopuściłeś, żeby mnie to sięgnęło? Nie masz nad tym kontroli, Carter. Nie wiesz, czy za tydzień nie złożą jej wizyty w mieszkaniu, jak ciebie nie będzie. Czy nie trafią na nią, jak będzie wracała ze spaceru. I wiem, że o tym wiesz. I to nie byłaby twoja wina. Wiem, że się starasz i robisz, co możesz, żeby nie była w tym pogrzebana. Że chroniłeś mnie, kiedy byliśmy razem i wciąż chcesz to robić, choć nie jesteś mi nic winien.
    Nie mógł się okłamywać, że ma nad tym kontrolę. Że zapanuje nad tym wszystkim, kiedy to już się rozrosło do rozmiarów, które ciężko było kontrolować. Gdyby naprawdę ją miał, to Sloane nie siedziałaby tutaj teraz. Znerwicowana, paląc za szybko papierosa i walące w piersi serce, które nie chciało się wyciszyć.
    Lekko poruszyła ramionami, chcąc rozruszać napięte mięśnie i spróbować chociaż przez chwilę się rozluźnić, ale nie potrafiła. Nawet nie wiedziała, jak miałaby to zrobić teraz. Czy w ogóle udałoby się jej to zrobić. Nie po tych wszystkich słowach, które padły i których nie wypowiedzieli, choć chcieli.
    — Powiedziałam Ryanowi, że u mnie byli. — Spojrzała wprost na Cartera. — On zadzwonił do Marie.
    Krok po kroku nie musiała mu tłumaczyć. Wiedział, jak to działało. Co stało tak naprawdę za tymi słowami. Jaka prawda się za nimi kryła. Było za późno, aby nie działać za jego plecami. Zbyt wiele się wydarzyło, aby mogła się zgodzić, żeby Carter brodził w tym sam. Nie chodziło tylko o niego. Była w to wciągnięta jeszcze dziewczyna, która nieświadomie się na to wszystko zgadzała. I Sloane wiedziała, że gdyby cokolwiek się jej stało to nie tylko Carter straciłby rozum, ale i najpewniej ktoś jeszcze. To już nie była zwykła „współpraca”, którą da się ogarnąć robiąc objazdówkę po miastach podczas koncertów. Carter to w końcu wiedział, Był jego boleśnie świadomy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jeśli to się posypie na twoich warunkach, to pójdziesz siedzieć.
      Rzuciła niedopalonego papierosa do popielniczki, a chociaż nie powinna to obeszła biurko i stanęła przy nim. Nie w roli rozżalonej byłej żony, która liczy na cud. Jako dziewczyna, która zwyczajnie bała się o to, co się z nim dalej stanie, jeśli pogrąży się bardziej.
      — Oboje wiemy, że to nie byłby lekki wyrok. Wszystko, wszystko, co zrobiłeś w przeszłości byłoby brane pod uwagę. Wiesz o tym. Każde aresztowanie. I to nie byłoby parę lat przesiedziane w więzieniu. — O tym wszystkim dobrze wiedział. Sloane setki razy widziała go w stanach, o których głośno jej nie mówił, ale potrafiła rozpoznać w nich strach. — Optymistycznie, za wszystko, nawet za te głupie i nieistotne teraz wyroki, jak byłeś szczeniakiem, dostałbyś trzydzieści lat. Może wyszedłbyś po dwudziestu pięciu. W najgorszym wypadku siedziałbyś tam do śmierci.
      Spędziła godziny na czytaniu informacji o tym. To nie było dealowanie małą paczką zioła, że dostałby po łapach i sprawa zostałaby zamieciona pod dywan. W grę wchodziły ogromne liczby. Lata takich operacji.
      — A ty masz Sophię. Masz do stracenia coś więcej niż parę lat koncertowania, Carter.
      Wiedział, że ona by na niego nie czekała. Nie przychodziłaby przez połowę swojego życia do więzienia. Nie stworzyłaby z nim życia w ten sposób. Wizyty raz w tygodniu przez szybę. Brak dotyku. Brak kontaktu. Może na początku jeszcze karmiłaby się iluzją, że to zadziała, ale w końcu przychodziłaby coraz rzadziej, aż w końcu przestałaby. Może napisałaby mu list, że przeprasza, ale nie może w taki sposób żyć.
      — Porozmawiaj z Jamesem. On może pomóc. Może ci pomóc uniknąć spędzenia reszty życia w więzieniu, Carter. — Jednocześnie poczuła, jak spada z niej ciężar i na ramiona od razu ładuje się kolejny. — To nie ciebie tam chcą, ale jak to padnie, a ty wciąż w tym będziesz… Nikogo nie będzie to wtedy obchodziło. Pozwól sobie pomóc, Carter.

      sloane

      Usuń
  61. Ten śmiech jej wystarczył, aby brunetka wiedziała, że wszystko teraz między nimi wróciło do znajomego systemu. Nic się nie popsuło, ale jednak mimo wszystko przez chwilę byli spięci, a tematy ciężkie. Teraz wracali już do tego, jak być powinno w niedzielne popołudnia. Śmiech, który sprawiał, że człowiek sam się uśmiechał. Wesołe, rozbawione i iskrzące oczy.
    Sophia uniosła się lekko na łokciach. Spoglądała na Cartera rozbawiona do granic możliwości, a po tym co zrobił odrzuciła głowę do tyłu ze śmiechem. Nie było na niej już żadnego śladu z ciężkiej rozmowy sprzed chwili. Czysty, niezakłócony niczym spokój.
    — Jestem też świetnym cardio. Idealny balans, kochanie. — Wróciła do niego spojrzeniem. Nawet przez moment nie było po nim widać tych dodatkowych kalorii, które przy niej pochłonął. Czasem faktycznie ją ponosiło, ale nic nie mogła na to poradzić, że odnajdowała się w kuchni. — Albo to mój sekretny plan. Ciasta, makarony, bajgle… Wszystko, aby zagarnąć te koszulki dla siebie.
    Dobrze na nich działały takie rozmowy. Luźne i nienaznaczone żadnym cieniem, który mógłby wybić ich z tej bańki szczęścia.
    — Może im się spodoba nowy ty. Wiesz, dad bod jest ostatnio bardzo w modzie. — Zaśmiała się. Musiałaby go chyba codziennie karmić wielkimi kalorycznymi porcjami, aby je osiągnął. I zdecydowanie w takiej formie lubiła go najbardziej. — Ale jak tak bardzo się martwisz, to możemy zacząć liczyć kalorie. Żebyś nie był tym dobrze wykarmionym chłopaczkiem.
    Poczuła przyjemny dreszcz, kiedy zbliżył się do łóżka. Stał tuż obok. Mając ją na wyciągnięcie ręki. Z każdej perspektywy dobrze wyglądał, ale to jednak z tą beztroską i spokojem było mu najbardziej do twarzy. W takim właśnie wydaniu chciałaby go codziennie oglądać. Wiedziała, niestety, że to nie jest możliwe, ale może małymi kroczkami kiedyś uda im się to osiągnąć. Albo chociaż będzie to działo się częściej niż do tej pory.
    — Okej, okej. Żadnych brokatowych balsamów. Obiecuję. — Zaśmiała się ponownie. — I nikomu nie powiem, że taki miałeś na sobie. Jeszcze faktycznie wpłynie to na twoją reputację rapera.
    Rozbrajał ją teraz wszystkim. To, jak poważnie mówił o rzeczach, które wcale poważne nie były. Tym, jaki on sam był. Półnagi i z ta dominacją w oczach, od której Sophii robiło się słabo, a ciało od razu na niego reagowało. Nie potrafiła tych reakcji zatrzymać. Nawet, gdyby bardzo chciała.
    — Nie obiecuję, że teraz nie skończą się łzami. — Ostrzegła. Widział, jak zareagowała na samą wzmiankę o tych piosenkach. Kiedy je usłyszy mogła potrzebować całego opakowania chusteczek, aby się uspokoić. — I nie obiecuję, że ich nie będzie na koncercie. Mówiłam, wysoka wrażliwość i takie tam. — Mruknęła. Czując na sobie tysiące par oczu pewnie się powstrzyma, ale żadnych obietnic składać nie zamierzała. To jeszcze naprawdę mogło się skończyć morzem łez, których tak szybko nie uspokoi.
    Uśmiechnęła się lekko, gdy ją pocałował. Krótko i lekko, ale wystarczająco, aby i od tego pocałunku poczuła miły skurcz w środku.
    — Wystarczy mi chyba tej uwagi, co? — Mruknęła. Ludzie się nią interesowali bardziej niż powinni, a Carter często wrzucał jakieś jej zdjęcia. Na wszystko się zgadzała, a poza tym to były dobre zdjęcia, więc… Niech świat wie. — Lepiej, aby skupiali się tam na tobie, a nie na mnie. W końcu to twoje show. — Dodała. — Albo z jedno… wspólne. Wiesz, dla zasady, aby jednak na pewno wszyscy wiedzieli, że jesteś poza zasięgiem. — Zaśmiała się.
    Właśnie, złożył jej obietnicę i Sophia miała zamiar się upewnić, że Carter tej obietnicy dotrzyma. Niby wcale jej nie przeszkadzało, kiedy nic na sobie przy nim nie miała, ale tak dla prostej zasady, którą sama sobie wymyśliła, chciała koszulkę.
    — Naprawdę? A oczekiwałam ubrań z najnowszej kolekcji Prady. — Westchnęła przewracając oczami. Zwyczajna bawełniana koszulka, która pewnie kosztowała i tak z dwie stówy, jak nie więcej, była dokładnie tym, czego potrzebowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lekko się uśmiechnęła, kiedy Carter sięgnął po swoją koszulkę. Śledziła wzrokiem każdy jego ruch, uważnie i wcale niedyskretnie. Podniosła się lekko, kiedy do niej dołączył, a kiedy uniosła ręce materiał kołdry zsunął się z jej ciała. Dotyk Cartera, przypadkowy czy nie, sprawił, że brunetka delikatnie zadrżała, kiedy wkładał na nią koszulkę. Krótkie, ciche westchnięcie uciekło jej spomiędzy ust, gdy palcami ciągnął wzdłuż kręgosłupa. Nie powinna była aż tak na niego reagować. Przecież już się wyciszyła i nie była wrażliwa na najmniejsze muśnięcie. Najwyraźniej się myliła.
      — Nadaje się do popołudniowej kawy? — Mruknęła. Może minimalnie. Włosy pewnie wciąż miała w nieładzie i poplątane, ale Sophia teraz nie zamierzała się nimi przejmować. — Mmm… Nie kuś mnie, Carter. Twój explicit album będzie musiał poczekać. Przynajmniej jeszcze tak… — Zrobiła przerwę, aby zerknąć na nadgarstek, gdzie nie było zegarka. — … ile trwają piosenki?
      Sięgnęła do jego karku, który objęła. Nie musiała mu mówić, że chciała, aby tym razem ją wziął na ręce. Jakby naprawdę nie potrafiła teraz przetrwać chwili bez bycia blisko.
      — Najpierw piosenki, a potem może kawa i śniadanie. Akurat wrócą nam siły.

      soph

      Usuń
  62. Wszystkie szczegóły, które teraz ich otaczały nie miały znaczenia. Poprawianie spódniczki, która zbyt wysoko się podwinęła. Rozdrapane rajstopy, w których oczka pękały jedno po drugim. Mocny alkohol w szklance. Dym unoszący się z ich papierosów. Sloane nie wytrzymała i sięgnęła po tlącego się jeszcze papierosa, którego chwilę wcześniej odłożyła. Miała ochotę przeklinać i wrzeszczeć, a coś w niej jej nie pozwalało. Może jakiś głupi, dorosły upór. Sama nie wiedziała. Wsunęła końcówkę papierosa między usta i zaciągnęła się mocniej, dopóki nie zaczął jarzyć się na czerwono. Papieros cicho zasyczał, a płuca blondynki zapełniły się dymem.
    — Myślisz, że jesteś ponad prawem?! — Wysyczała przez zaciśnięte zęby. — Że pieniądze wystarczą, abyś uratował sobie tyłek, jak to wszystko jebnie? — Wbiła w niego uważne spojrzenie. Nie miała sił, aby łagodnie przejść do tego tematu z powrotem. — Bogatsi od ciebie siedzą, Carter. Trzydzieści lat. Optymistycznie. Wątpię, że federalni będą chcieli iść z tobą na ugodę za poprzednie wyroki. Trzydzieści lat. Wyszedłbyś dobijając sześćdziesiątki. Wtedy chcesz układać sobie te jebane szczęśliwe życie z Sophią? O ile wyjdziesz. Bo może tak ci dojebią, że widywać ją będziesz raz w tygodniu albo miesiącu. Może przez rok albo dwa.
    Przerażała ją ta wizja tak samo, jak i jego. Zamknięty na długie lata albo dożywocie. Z dala od wszystkiego, co znał. Zostawiony sam. Sloane próbowała go przed tym uchronić. Udolnie czy nie, ale nie zamierzała siedzieć z założonymi rękami i udawać, że nic nie widzi. Jeżeli mogła coś zrobić, to zamierzała to zrobić.
    — A wiesz, że takie dziewczyny nie czekają.
    Sloane tak, jak wcześniej panowała nad emocjami, teraz zaczynała tę kontrolę tracić. Coraz szybciej i szybciej. Serce jej waliło. Ze strachu, bo to nie były puste groźby, a rzeczywistość, w której Carter mógł się znaleźć. Jednego dnia pan i władca wszystkiego co mroczne i niebezpieczne, a kolejnego mógł stać w kolejce z plastikową tacą, aby dali mu garść gotowanego ryżu i coś co miało przypominać jakiś sos. Do tego Sloane nie zamierzała dopuścić.
    — I co zrobisz? Jak chcesz z tego odejść? Jaki masz genialny plan, aby to zostawić za sobą, co? — Zapytała wyrzucając z siebie słowa z siłą karabinu. Sloane zrobiła krok w jego stronę i bez słowa wyjęła mu z ręki szklankę. Jej stała na biurku, ale teraz zdawała się być zbyt daleko. Uniosła ją do ust, a czerwona szminka odbiła się na szkle. Alkohol zapalił w gardło. Chryste, jakie to było paskudne. — Sam mówisz, że z tego się nie odchodzi. Zacząłeś się wycofywać i przyszli po mnie… I dobrze wiesz po kogo pójdą w następnej kolejności, gdy znów zrobisz krok wstecz.
    Chwalił się nią na lewo i prawo. Wszyscy już widzieli twarz tej dziewczyny. Każdy człowiek, który coś na Cartera miał i czuł do niego złość. Każdy kto uważał, że Crawford jest jego wrogiem. Praktycznie podał im ją na złotej tacy. Cel, w który uderzyć, aby zabolało. Sloane to Sloane, nie byli ze sobą aż tak blisko. Owszem, to zadziałało, ale na dłuższą metę, gdyby naprawdę chcieli, aby Carter się ruszył pójdą pewnie po tę brunetkę z uroczym uśmiechem i niewinnością w oczach.
    — Przestań się przede mną zamykać. — Wycedziła. Widziała to po nim. Znała ten schemat, kiedy się odcinał i chciał ze wszystkim działać sam. — Wiesz, że to nie jest już coś z czym dasz sobie radę sam. Nie odcinaj się ode mnie teraz.
    Przesunęła po nim wzrokiem. Jakby badała reakcję jego ciała. Te drobne napięcia, które kiedyś dla niej były niewidoczne, ale po miesiącach bycia z nim ona wiedziała. Wirowało mu w głowie. Myśli były nieskładne. Ciało chciało zareagować przed umysłem.
    Uniosła wyżej głowę. Prawie niewzruszona tym, jak się zachowywał. Znała każdą jego reakcję. Każde drgnięcie powieki, zaciśnięte usta. Wszystko.
    — Wszystko co o nich wiem. Gdzie pierwszy raz z nimi miałam styczność, jak przyszli przed moim wyjazdem do Włoch i teraz, gdy byli. Czego ode mnie chcieli.
    — Wiedzieli już przedtem, że… Wiedzieli o tobie. Że jesteś zamieszany z tymi ludźmi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziała, że nienawidzi nie mieć nic pod kontrolą. Zupełnie, jak ona. Że nienawidzi być niedoinformowany. I wiedziała, że pewnie teraz spojrzy na nią tak, jakby wbiła mu nóż prosto w plecy. I kurwa, jeżeli miał ją znienawidzić to śmiało, ale chociaż niech złapie się tego koła i da wyciągnąć z tego syfu zanim będzie za późno.
      — James ma do tego to, że może cię wyciągnąć z tego gówna, jeśli będziesz współpracował. — Znów wsunęła papierosa między usta. Prawie już go wykończyła, a gdy to zrobiła wrzuciła o z powrotem do popielniczki. — Pamiętasz, gdzie pracuje? Detektyw, wydział narkotykowy… Tak, właśnie.
      Wiedział. Wciąż pamiętała, jaki dreszcz ją przeszył, gdy wyrzucił jej prosto w twarz, że to „podobni jemu mu to zrobili”, kiedy po powrocie patrzyła na pokryte siniakami ciało Cartera.
      — Nie chcą ciebie, Carter. — Powiedziała nieco spokojniej, choć głos jej wciąż drżał od emocji i tym razem jedno słowo lub jedno złe spojrzenie, a wszystko tu zacznie latać. — Chcą ich. Tych z Vegas. Tych nad tymi z Vegas. I ty możesz im to dać. James… Może się postarać, abyś nie poszedł siedzieć.

      sloane

      Usuń
  63. Kiedy Sloane na niego patrzyła widziała, jak coś się w nim przestawia. I nie było to nic dobrego. Nic, co Sloane mogła teraz kontrolować. Rzuciła mu w tym twarz. Miała być tą, która stoi po jego stronie. Bez względu na to, czy są razem, czy nie. To, że poszła z tym do Jamesa tylko doprowadziło do kolejnej przepaści między nimi. W chwili, kiedy podjęła o tym decyzję była tego świadoma. Musiała jednak coś zrobić, bo nie mogła znieść myśli, że Carter zostanie z tym sam. Nigdy nie pozwoliłby jej się zbliżyć do tego na tyle, aby miała jakiś realny wpływ. Zresztą, co ona mogła zrobić? Znała się na śpiewaniu i tańczeniu, a nie na byciu przemytniczką. Nie umiała z takimi ludźmi rozmawiać. Carterowi mogła pyskować od rana do nocy, ale gdyby zaczęła z nimi… Z takimi ludźmi nie mogła pozwolić sobie na bycie pyskatą gówniarą.
    — Musiałam coś zrobić, Carter. — Warknęła. Nie chciała działać za jego plecami i urządzać własną misję ratunkową. Nie pisnęłaby nawet słowem, gdyby do niej nie przyszli zeszłej nocy. Poczekałaby do poniedziałku i wszystko rozłożyłoby się tak, jak powinno Według planu, który Carter miał, o ile jakiś czas, bo nic jej nie mówił. Zresztą, teraz zdziwiłaby się, gdyby cokolwiek powiedział.
    Obserwowała każdą jego reakcję. Nie była niewzruszona, ale nauczona, aby nie reagować, kiedy Carter zaczyna krążyć po pomieszczeniu i gdy wypluwa z siebie słowa szybciej niż myśli.
    — Nie, Carter. Chcę, żebyś porozmawiał z facetem, który jest w stanie dać ci realną pomoc. — Wycedziła przez zaciśnięte zęby. — Wiem, że to niemożliwe, ale kurwa, spróbuj odłożyć na bok to, co było między mną, a Jamesem.
    Nawet nie była pewna, czy coś takiego w ogóle da się zrobić. Czy mógłby zapomnieć o tym, że siedzący naprzeciwko niego facet miesiące siedział w jej głowie. Czy nie wyobrażałby sobie, co z nią robił, gdy zniknęła mu na tydzień. Oczywiście, że nie. Ona by nie potrafiła. Pamiętała te wszystkie momenty, kiedy wzrokiem skanowała backstage i zastanawiała się, która z tych uśmiechniętych dziewczyn przed nim klęczała tego wieczoru, którą ze sobą zabrał. Nawet jeśli to nie była prawda, a jedynie jej wyobraźnia, bo naoglądała się o z laskami zanim z nią był… To robiło jej to sieczkę z mózgu.
    Nie ruszyła się z miejsca. Wciąż na niego patrzyła, kiedy mówił i zaczynała czuć, że popełniła błąd. Może… może to wszystko to był jeden pieprzony błąd.
    Opuściła ramiona, kiedy usłyszała jego głos. Taki… Bez siły do walki. Niepasujący do tego, jaki przecież Carter był naprawdę.
    — Nie dał mi szczegółów, Carter. To ty z nim musisz porozmawiać. — Odpowiedziała. Nie unikała prawdy, ale James nie dał jej przecież rozpiski, jak zamierza to zrobić. Nie mógł jej tego dać. — Carter… Posłuchaj mnie. Wiem, że może pomóc. Nie zaufałabym mu z tym, gdybym nie miała pewności, że ty z tego wyjdziesz z jak najmniejszymi szkodami, jak to tylko możliwe. Nie dam ci gwarancji, jak to będzie, bo tego nie mam. Ale nawet, gdybyś dostał kilka lat… To wciąż to jest lepsza perspektywa niż spędzenie tam reszty życia i utrata tego, co budujesz teraz.
    Zacisnęła na moment usta i odetchnęła. To ją za bardzo przytłaczało. Ale nie mogła się tutaj teraz złamać. Nie przed Carterem, kiedy on sam ledwo się trzymał na nogach i był gotów, aby coś rozpieprzyć w drobny mak.
    — Istnieje jeden. Patrzysz na niego. — Powiedziała po chwili. To było zbyt naiwne myślenie, ale… Ale coś mu powiedzieć musiała. Nawet jeśli sama w to nie wierzyła. — Wie, że wciąż cię kocham i że poszłabym za tobą do piekła. I z jakiegoś powodu… Jemu zależy na tym, żebym tam nie szła. I jedyna opcja, aby mnie z tego wyciągnąć, to zabranie ciebie razem ze mną.
    Uczucie do Cartera nie gasło. Czasem było przytłumione przez inne, jak wczoraj. Gdy wróciły do niej wspomnienia i… Mogła sobie na to pozwolić. Na powrót do przeszłości. Na myśli, że jeszcze z kimś mogłaby sobie poukładać życie. Że mogłaby mieć to, co Carter miał teraz z Sophią.
    — Nie robi tego dla ciebie. Tylko dla mnie. Ale żeby mnie z tego wyciągnąć, ty musisz być przy mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla Sloane nie było innego wyjścia z tej sytuacji. Jeżeli ona miał być bezpieczna, a o to chodziło – Carter również musiał być. James doskonale widział, jak się boi cokolwiek powiedzieć o Carterze, jak bardzo nie chce go wpakować w kłopoty większe niż już ma.
      — Wiem, Carter. Ale ma dość wpływów, aby zrobić cokolwiek.
      Nie wierzyła, że istnieje coś takiego jak czysty glina. Każdy naginał zasady. James stalowo się trzymał swoich, dopóki ona mu nie stanęła na drodze. I Boże, jaką ona miała nadzieję, że jej nie okłamywał, że to wszystko… To nie były jedynie słowa, aby uśpić jej czujność i wydać im Cartera.
      — Ale zrobiłam! — Zawsze pierwsza wyrywała się do krzyku. Carter mówił spokojnie, ona unosiła głos. Tak już bywało. — Myślisz, że zrobiłam to, bo chcę się mścić? Albo grać pierwsze skrzypce? Nie, Carter. Powinnam spieprzyć stąd na jakąś bezludną wyspę i przeczekać, aż to gówno ucichnie. I zabrać cię ze sobą, w idealnym scenariuszu. Zrobiłam, co musiałam zrobić. Chcę cię chronić, tak, jak umiem. I to jedyny sposób, który znam. Możesz mnie za to znienawidzić, śmiało! Przeżyłam twoją nienawiść raz. Przeżyję i drugi. Wystarczy mi, że będziesz bezpieczny i z dala od tego syfu. Tego chcę dla ciebie.
      Sloane drgnęła, kiedy szklanka rozbiła się o ścianę. Nie spodziewała się tego, dźwięk rozbitego szkła rozniósł się po biurze. Wbijał nieprzyjemnie aż do kości.
      Przez moment po prostu milczała. Minę miała zaciętą, intensywnie o tym wszystkim myślała. Zbyt intensywnie. Zaczynała boleć ją głowa. Serce trochę zbyt mocno waliło, a oddech był płytki. Kurwa, nie teraz. Wystarczyło jedno spojrzenie na Cartera, aby widziała, że on przechodził to samo. Ten jebany moment, kiedy nie da się oddychać. Jak świat przytłacza. Zacisnęła dłonie w pięści, zanim ruszyła w jego stronę. Jakby był teraz jedynym, co jakoś utrzyma ją na powierzchni. Mogli razem tonąć, to mogli też razem się wydostać na powierzchnię.
      — Nie okłamuję cię, Carter. Nie teraz, nie w tej sytuacji. — Powiedziała cicho bez sił. Kątem oka widziała, jak idzie do barku. Zawahała się, ale sama do niego dołączyła po chwili. Wślizgnęła się między Cartera, a barek. — Popatrz na mnie… Hej, Carter, proszę. — Szepnęła i niepewnie, ale dłońmi sięgnęła do jego twarzy. — Wiem, że mi nie ufasz… Ani jemu. Ale nie zrobiłam tego po złości. Ja… Kurwa, to nie ma znaczenia, prawda? Co powiem.
      Nie zabrała dłoni. Trzymała je na jego policzkach, jakby je do nich przykleiła. Tylko siłą by ja teraz od siebie odsunął, a to miało dwa wyjścia. Krzyczeli na siebie mocniej albo… Albo robili coś, co teraz nie wchodziło w grę.
      — Zrobiłam to, żeby cię chronić, Carter. W pojebany i durny sposób, ale inaczej nie umiem. Proszę… Porozmawiaj z nim. Tylko tyle. Nie dasz rady ukrywać się wiecznie, gdyby to padło… Poświęć wszystkich innych, tylko nie siebie.

      sloane

      Usuń
  64. Uniosła lekko brew.
    — Masz jakieś zastrzeżenia do mojego cardio? — Zapytała. Próbowała zmyć z twarzy uśmiech, ale wcale jej to nie wychodziło. Przymrużyła tylko wesoło oczy, aby ukryć w nich te iskierki rozbawienia, które Carter z taką łatwością teraz je z niej wyciągał. Prychnęła rozbawiona i przewróciła oczami. — Nie roczny, kochanie. Właśnie, że dożywotni. Obawiam się, że taki karnet na rok mnie nie zadowoli. Jak to leciało… „Na zawsze”? — Mruknęła. Pamiętała, kiedy pierwszy raz jej powiedział te dwa słowa i brunetka się wtedy napięła, bo to było szybko. Nawet, jak na nią, a Sophia łapała uczucia szybciej niż muchy wpadały w lep. Teraz wizja „na zawsze” rozciągała się przed nią, jak coś niesamowicie przyjemnego. Jak coś, czego nigdy nie chciała już stracić z rąk.
    — I możesz to mieć… Cokolwiek tylko chcesz. Dożywotnio.
    Akurat teraz Sophia nie prowokowała go świadomie. Raczej bawiła się słowem nie zdając sobie sprawy z tego, jaką wagę te słowa mogą mieć, a potem kończyła na brzuchu z twarzą wciśniętą w poduszkę i z Carterem za sobą. I wcale nie narzekała.
    Sophia zaśmiała się cicho, ale nie mogła mu obiecać, że się tam nie rozklei. Wolałaby to zrobić w garderobie, gdzie nikt poza Carterem jej nie zobaczy.
    — Postaram się to kontrolować. Żeby nie było żadnych plotek, że jestem z tobą nieszczęśliwa czy coś. — Mruknęła z wciąż rozbawionym głosem. — Uwierz, to nie wyglądałoby, jakbym płakała z powodu złamanego serca…
    Nie dał jej nawet szansy na to, żeby ten pocałunek odwzajemniła. Sophia westchnęła tylko w krótkiej irytacji, że to był tak szybki pocałunek. Jakby nie mogła się nim nasycić.
    — Twoje koszulki są lepsze niż Prada. — Mogłaby wymienić całą garderobę na jego koszulki. No dobrze, nie całą. Nie zamierzała rezygnować ze swoich sweterków, ale tutaj po domu, to jedyne w czym chciała chodzić. Otulona była nie tylko miękką bawełną, ale przede wszystkim jego zapachem. To tak, jakby obejmował ją cały czas.
    Oplotła go rękami i nogami. Owinięta wokół była, jak winorośl. I nie chciała, aby Carter ją kiedykolwiek puszczał. Nie musiał jej nawet wcześniej dotykać, aby jej ciało na niego reagowało. Chwilami wystarczyło samo spojrzenie.
    Sophia cicho się zaśmiała, kiedy się odezwał.
    — Tak. Za sześć minut możesz znowu. — Mruknęła mu do ucha, pod którym po chwili złożyła pocałunek. Ciepły i czuły, taki jej. — Nawet powinieneś... Rozwiązła się przy tobie zrobiłam. — Zaśmiała się z tego określenia. Ale tylko dla niego i tylko z nim. Nikt więcej do tej wersji brunetki dostępu nie miał. I mieć nie będzie.
    Sophia objęła go nieco luźniej wokół karku, a policzek przyłożyła do jego ramienia, kiedy niósł ją przez mieszkanie. To w takich chwilach najtrudniej było jej uwierzyć, że to jest jej rzeczywistość, a nie tylko bardzo miękki, przyjemny sen, który prędko zostanie tylko wspomnieniem. Z każdym dniem coraz łatwiej przychodziło jej uwierzyć w to, że to nie jest tylko chwila, a coś, co między nimi będzie trwałe. Oboje nad tym pracowali, aby takie właśnie było.
    Lubiła siedzieć w jego studiu. Obserwować z boku, jak pracuje. Widzieć skupienie na jego twarzy, gdy coś mu wychodziło i tę zmarszczkę między brwiami, kiedy niekoniecznie mu pasowała melodia czy bas, więc musiał to zmienić. Ten cały proces był niesamowicie fascynujący.
    Stanęła na podłodze i krótko na niego zerknęła, a przed sobą miała już Cartera nastawionego na tryb pracy. Usiadła na fotelu, nogi podwijając pod siebie.
    Atmosfera zrobiła się poważniejsza, a Sophia darowała sobie jakieś żarty. Zresztą, była ciekawa co takiego usłyszy. I czy będzie musiała jednak szukać chusteczek w pomieszczeniu. Naciągnęła materiał koszulki na kolana i cierpliwie czekała, aż Carter wszystko ustawi.
    To było dziwne. Słuchać muzyki przed oficjalnym wypuszczeniem jej. Pokazywał jej coś, czego pewnie nikt przed nią nie słyszał. Jako jedna z pierwszych. Nie, ona była pierwsza. To było ekscytujące i odrobinę przerażające jednocześnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odetchnęła nieco głębiej, kiedy usłyszała pierwsze dźwięki.
      Poprawiła się na krześle, choć nie było jej niewygodnie. To był odruch. Dłońmi przesunęła po nogach, jakby nagle nie wiedziała, co ma z nimi zrobić. I słuchała. W ciszy. Bez komentowania w żaden sposób. Jego głosu i słów, których używał, aby opisać, to, co przy niej czuł. Sophia pierwszy raz znalazła się w takiej sytuacji. To było coś więcej niż piosenka. To było jak przyznawanie się do uczuć. Patrzyła na panel przed sobą z lekko zaszklonymi oczami. Wzruszał ją przede wszystkim fakt, że Carter coś takiego dla niej zrobił. Że chciał to dla niej zrobić. Ona sama o tym nawet nie myślała, a teraz… Teraz miała swoje własne piosenki. Dwie. Sześć minut tylko dla niej. O nich. O niej.

      soph

      Usuń
  65. Sekundę po tym, jak Carter zamknął oczy, Sloane zrobiła dokładnie to samo. Jakby potrzebowała tych paru sekund, aby się uspokoić i pomyśleć trzeźwo. Nie mogła stąd wyjść bez potwierdzenia, że Carter nie zrobi niczego głupiego. Cóż, niczego głupszego niż ona już narobiła. Zdawała sobie sprawę z tego, że narobiła teraz ogromnych problemów i że najpewniej minie trochę czasu zanim do niego dotrze, że to może być jedyny ratunek, aby jakoś się z tego wyplątać.
    Jego twarz… Same znajome rysy i ciepło. Kucie pod dłońmi. Te samo, które często ją drażniło, ale rozbawiało za każdym razem, kiedy chował twarz w jej szyi, gdy ją tam całował. Znajome perfumy. Mocne i ciężkie, dokładnie takie same, jak on. Ich ciała niemal się ze sobą stykały, a Sloane mogła przysiąc, że czuje na sobie jego ciężar. I poczuła, gdy jego palce owinęły się wokół jej nadgarstków. I przez moment myślała, że zrzuci jej dłonie, ale nic takiego nie miało miejsca.
    — Tak, uwierzyłam. — Powiedziała cicho. Poczuła, jak jej własne ramiona lekko opadają, ale nie zeszło z nich żadne napięcie. — Ty wyjdziesz. Musisz z tego wyjść, Carter… Wiem, że się boisz i nie ufasz nikomu poza sobą. Pozwól sobie pomóc. — Otworzyła oczy w tej samej chwili co on. Zupełnie tak, jakby jej ciało doskonale wiedziało, kiedy on to zrobi. Siła jego spojrzenia przygniatała, ale nie ją. Nie pozwoliła sobie na to w tej chwili. Na żaden krok wstecz. Na ucieczkę wzrokiem w bok. Patrzyła w jego ciemne, dziwnie spokojne oczy z uporem, który Carter w niej doskonale znał.
    — Wiem, że będą gadać, Carter. Ale wiem też, że gdy dotrą do tych wszystkich ludzi i ty wciąż będziesz wtedy z nimi… To nikt nie będzie miał litości. I wolałabym stracić cię na parę miesięcy czy lat, a nie na resztę życia. — Mówiła spokojnie, choć głos czasami jej drżał. Nie tylko on się bał. Sloane również. I to był ten rodzaj strachu, który przenikał aż do szpiku. Paraliżował ciało i umysł. Sprawiał, że wszystko stawało się trudniejsze.
    Zrobiła to z egoistycznych powodów. Nie chodziło tak naprawdę o nią. Mogła powtarzać, że się boi i że nie chce skończyć w plastikowym worku, gdzieś na pustkowiu, gdzie nikomu nie przyszłoby do głowy jej szukać. Ale tak naprawdę chodziło o Cartera. Aby to jego z tego przede wszystkim wyrwać, aby zrobić coś, żeby nie siedział w tym sam.
    — Nie miałam już wyboru. — Szepnęła. Gardło miała zaciśnięte. Musiał jej uwierzyć. Chociaż przez sekundę musiała być w nim ta wiara, że to naprawdę da się ogarnąć. Być może naiwna, ale musiała być. Sloane widziała, jak przez twarz i oczy przebiegają mu wszystkie możliwe emocje. Od strachu, wkurwienia, po bezsilność, co u niego było rzadkością. Widok, który pojawiał się tylko wtedy, kiedy naprawdę wszystko się spieprzyło.
    Czekała wręcz na chwilę, w której Carter strąci jej dłonie. Jeszcze tego nie zrobił. Czuła tylko, jak palcami przesuwa po jej nadgarstkach, co wywołało w niej lekki, prawie niezauważalny dreszcz. Gdyby to było możliwe, gdyby naprawdę potrafiła, to tym dotykiem zdjęłaby z niego cały ciężar, który w sobie nosił. Zabrała mu to wszystko, aby mógł zacząć oddychać pełną piersią.
    — Masz rację, nie jesteś. Ale to nie jest tylko twój problem, Carter. Jestem w tym razem z tobą. Od wielu miesięcy w tym jestem. To, że się rozwiedliśmy… To niczego nie zmienia.
    Przyszli do niej. Wciągnęli ją w to, aby zmusić jego do powrotu. To nie była jej wina i nie czuła, że jest. Nie brała na siebie cudzych win, ale jeżeli istniała możliwość, aby Cartera w jakiś sposób ochronić to zamierzała tę szansę wykorzystać w dwustu procentach. Udowodnić sobie i jemu, że to… Że to wszystko da się załatwić.
    — Carter, to nie jest kwestia „jeśli”, a „kiedy”. — Poprawiła go. Wiedział o tym i sam czuł to w kościach. Czas się kończył i oboje zawali sobie z tego sprawę. Nie miał już tak naprawdę wyboru. Nie mógł zwlekać. — Kiedy to wszystko się zacznie sypać… Ty masz być od tego daleko, rozumiesz? Dlatego to zrobiłam. Małżeństwo czy nie… Przyjaciele czy wrogowie… Nie zostawię cię z tym samego. Potrzebujesz kogoś po swojej stronie, Carter. I możesz to mieć. Tylko postaraj się nam zaufać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prosiła go o niemożliwe.
      Jakby namawiała sarnę do wejścia w jamę niedźwiedzia, bo tam może schronić się przed zimnem. Nie była głupia, aby naiwnie wierzyć, że Carter naprawdę wyjdzie z tego bez szwanku, ale musiała w coś wierzyć. Łatwiej było uwierzyć, że dostanie kilka lat za współpracę niż dożywocie czy dziesiątki lat.
      Bezgłośnie odetchnęła, kiedy oparł swoje czoło o jej. Sloane niemal czuła jego oddech na swojej skórze. Spokojny, aż zbyt spokojny. I tak cholernie znajomy w tym wszystkim. To zawsze w sposobie, jak oddychał potrafiła znaleźć ukojenie. I teraz było podobnie. Kiedy czuła, jak się odsuwa lekko zadarła swoją głowę do góry, aby na niego spojrzeć,
      — Nie. Nie wychodzę, Carter. — Powiedziała stanowczo. — Nie ma słów, które możesz mi powiedzieć, abym wyszła. Nie zrobisz nic, co mnie wystraszy. Zostaję. I wymyślimy co zrobić.
      Mimo to, nie puszczał jej. Palce Sloane nieznacznie mocniej wbiły się w jego skórę. Nie, bo chciała go zatrzymać, a sprowadzić na ziemię. Do tego pokoju. Do niej. Jej spojrzenie było twarde, ale była w nim ta miękkość, którą przeznaczała tylko dla niego.
      Palce delikatnie zsunęła na jego szyję, ale nie przerywała kontaktu. Przybliżyła się za to o te kilka centymetrów i już w zasadzie stykali się ciałami.
      — Nie zostawię cię z tym samego, kochanie.

      sloane

      Usuń
  66. Nie musiała na Cartera patrzeć, aby wiedzieć, że pokazanie jej tego wcale nie jest dla mężczyzny łatwe. Potrafił jej mówić wiele rzeczy, ale piosenka była czymś bardziej osobistym. Sophia nie była pewna czy to dobre porównanie, ale równie dobrze mogłaby pokazać mu wpis ze swojego dziennika, w którym czasem zdarzało się jej zapisywać myśli i to, co aktualnie siedziało jej w głowie, kiedy nie potrafiła tego wyrazić wprost lub nie miała przed kim się otworzyć.
    Siedziała otulona jego zapachem. W jego koszulce i w jego studiu. Całe pomieszczenie miało specyficzny zapach, którego Sophia nie mogła z niczym innym porównać. Atmosfera w tym miejscu również była wyjątkowa, ale chyba po raz pierwszy czuła się tak zestresowana i zrelaksowana jednocześnie. Kiedy wspomniał o tym, że napisał dla niej piosenki była zaskoczona. Wzruszyło ją to bardziej niż sama się spodziewała, a teraz siedziała w napięciu czekając, aż popłynął pierwsze słowa.
    I kiedy to się w końcu stało, Sophia nawet nie drgnęła. Wsłuchiwała się w każde słowo. I to wszystko wbijało się w nią powoli, ale nie w bolesny sposób, ale taki, którego nie dało się zapomnieć. Serce jej drżało. Podobnie, jak dłonie. Ona sama chciała sięgnąć ręką do Cartera. Ścisnąć jego dłoń i po prostu poczuć go przy sobie, a jednocześnie to był moment, który musiała wchłonąć sama. Pozwolić, aby słowa, które pisał z myślą o niej, dla niej, miały szansę, aby wbić się jej w umysł we własnym tempie. I wbijały. Bardzo dokładnie. Sprawiając, że usta delikatnie jej drżały, a oczy znów się zaszkliły. Nie spodziewała się, że usłyszy od niego… Aż tyle. Tak wiele emocji w przeciągu sześciu minut. To były tylko dwie piosenki. Aż dwie piosenki. Nigdy przedtem tak uważnie nie słuchała żadnej piosenki. Przywiązywała się często do różnych tytułów i tekstów, z niektórymi utożsamiała bardziej, a z innymi mniej. Jednak to, co usłyszała teraz… Dopiero teraz tekst naprawdę chwycił ją za serce.
    Brunetka nawet nie próbowała ukryć tych kilku łez, które spłynęły jej po policzkach.
    Czuła się przytłoczona, ale w tym najlepszym tego słowa znaczeniu.
    Nikt dla niej wcześniej nie zrobił tyle, co Carter. Nikt nigdy jej nie dał tyle, ile ten mężczyzna dawał jej od siebie każdego dnia. Znosił w niej wszystkie irytujące cechy. Nie zraził się jej rodziną. Nic, co Sophia zrobiła go od niej nie odrzuciło. Nie, on jej napisał piosenki. Surowe, szczere. Nieprzykryte w żaden sposób. Było w nich wszystko, co jej mówił między słowami na co dzień, ale także o wiele, wiele więcej. Przedtem już wiedziała, że dla Cartera wiele znaczy. Nigdy w to nie wątpiła. Jednak po tym, co usłyszała teraz, Sophia czuła, jak jej własne uczucia do niego tylko się pogłębiają.
    Przez półtorej minuty, gdy ostatnia melodia rozpłynęła się w powietrzu, Sophia siedziała w absolutnej ciszy. Patrzyła przed siebie na ekrany, w których czasem widziała swoje odbicie. Dłońmi znów przesunęła po łydkach. Ruch mechaniczny, niemal wyćwiczony. Dopiero po niespełna dwóch minutach zsunęła słuchawki na szyję i podniosła na Cartera wzrok.
    Rozchyliła usta, żeby coś powiedzieć, a jednak żaden dźwięk nie chciał przejść jej przez usta.
    Wierzchem dłoni sprawnie przetarła oczy. Wiedziała, że się popłacze, a raczej, że znów ją to wzruszy.
    — Kocham je.
    Dwa słowa. Więcej, jeszcze, nie mogła z siebie wyrzucić. Były piękne. Emocjonalne. Głębokie. Prywatne. Dla niej. Dla niego. Dla nich. Stworzone, bo oni tworzyli coś razem. Bo mimo przeróżnych przeciwności losu, oni dalej tworzyli związek. Bo tego chcieli, bo nikt nie miał prawa im zabronić miłości.
    Sięgnęła ręką do jego palców. Delikatnie je ścisnęła, jakby tym uściskiem chciała mu przekazać wszystko, co w niej siedziało. Zwykle była dobra w tym, aby o uczuciach mówić, ale teraz… Teraz czuła się emocjonalnie rozbita. Nie potrafiła znaleźć w sobie odpowiednich słów, ale milczeć również już dłużej nie mogła.
    — Są piękne. Cartera ja… — Westchnęła urywając w połowie i na moment opuściła głowę, jakby nie była zbyt pewna, co ma mu jeszcze powiedzieć, bo tych słów w niej zwyczajnie teraz nie było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ścisnęła za to mocniej jego palce. Potrzebując teraz fizycznie czuć go przy sobie.
      Sophia cicho się roześmiała, kiedy próbował wrzucić między nich luźniejszy temat. Odsunąć od siebie to, co tak naprawdę czuł. Wiedziała, kiedy tak robił i dlaczego. Słuchanie tych piosenek nie było łatwe, a jednocześnie patrzenie na osobę, dla której i o której się je napisało, również nie mogło być.
      — Nie wiedziałam… że aż tak. — Szepnęła cicho. Była tym zwyczajnie zaskoczona. Owszem mówili sobie „kocham cię” wiele razy, ale jednak, gdy usłyszała piosenki dotarło do niej, że to jest coś więcej. Chwilami jeszcze sama siebie przekonywała, że to tylko w niej są te wszystkie myśli. Że przesadza, gdy zaczyna myśleć o nich poważnie.
      Pokiwała lekko głową, kiedy Carter zaczął mówić.
      Prawdziwe i bolesne jednocześnie. Takie to wszystko właśnie było.
      — To nie są piosenki, które łatwo zapomnieć. Zwłaszcza… Zwłaszcza, gdy jest się powodem, dlaczego zostały stworzone. — Powiedziała ciszej niż planowała. Wciąż słyszała w głowie jego głos i te wszystkie słowa, których użył. — Wiem, że nie będzie łatwo. Że… wiele może się wydarzy, ale będę się starała. Myśleć o nich w tych chwilach, kiedy… może wszystko będzie się waliło. — Obiecała. A takie dni się pojawią. Może nie od razu, ale znała życie i to, że było wiele osób, które chciałoby, aby im nie wyszło. Że między nimi może się pojawić wiele przeszkód, o których teraz żadne z nich by nie pomyślało.
      Widziała, jak wiele Cartera kosztuje to, aby jej to wszystko wyznać. Ile go kosztowało pokazanie tych piosenek. I Sophia nie zamierzała tego popsuć.
      — Nie wiem, co się robi, gdy ktoś dla ciebie pisze piosenkę. Mówi się dziękuję? — Zaśmiała się krótko. — Są przepiękne, Carter. I takie… Twoje.
      Sophia po jego kolejnych słowach tylko roześmiała się bardziej.
      — Taka kampania zrobiłaby furorę.
      I byłaby szokiem dla wszystkich.
      Przymknęła oczy, kiedy ją pocałował, jakby chciała w tym momencie zostać na dłużej.
      — Możemy obejrzeć później jakiś męski film. Wprowadzić trochę… Twojej atmosfery. — Rzuciła rozbawiona. — „Siedem” z Bradem Pittem? Joker? Coś od Tarantino? James Bond? Ojciec Chrzestny? Właściwie, nigdy tego nie widziałam.
      Z jednej strony żartowała, ale wcale nie miałaby nic przeciwko temu, aby ten ich romantyczny nastrój przerwać mocniejszym filmem.
      Ujęła dłoń Cartera i uniosła lekko brew, gdy rzucił o prysznicu.
      — Poważnie? O mój Boże. — Podniosła się sprawnie z fotela i zdjęła słuchawki z szyi, które odłożyła na odpowiednie miejsce. — Pokochasz to. Obiecuję, ale… Ale moglibyśmy zmienić prysznic na wannę? Co myślisz? I po tym… Zamówimy jednak kolację. Ale będziesz musiał się zdecydować, czy dobierasz się do mnie przed czy po, żebyś nie marudził, że kurier za szybko przyjechał.
      Zarzuciła ręce na jego kark i stanęła na palcach, aby następnie na ustach Cartera złożyć czuły pocałunek, którym jednocześnie chciała mu przekazać, jak wdzięczna jest za to, co jej pokazał i powiedział.

      soph

      Usuń
  67. Sloane nigdy nie przestała być jego.
    Mogła zgubić drogę. Mogła się zapomnieć w ramionach innego, ale wszystkie drogi prowadziły ją zawsze prosto w jego ramiona. Wkurwiało ją to niesamowicie. Zwłaszcza, kiedy próbowała ułożyć sobie życie po swojemu. Wyrzucić go z pamięci i serca. Carter zawsze znajdował sposób, aby sobie o nim przypomniała. iPhone podrzucał wspólne zdjęcia w ramach wspomnień. Ktoś czasem rzucił jego imię w towarzystwie. Przeglądając media społecznościowe natrafiała na jego zdjęcie. I ona sama – dopóki jej nie zablokował oglądała ze swojego głównego konta wszystko. Potem tylko z tego drugiego, kiedy miała wyjątkowo podły nastrój i musiała popsuć go sobie jeszcze bardziej, więc patrzyła na te idealne życie Cartera z nową dziewczyną. Twarz Sophii miała wyrytą pod powiekami przez pewien czas. Nosiła w sobie chęć zerwania z jej twarzy tego nieśmiałego uśmiechu. Zabić tę radość w jej oczach. Ale nie potrafiła tego zrobić. Miała jeszcze w sobie resztki samokontroli. Próbowała na swoje sposoby, więc ruszyć z życiem do przodu. Zapomnieć, że Carter istnieje, że między nimi kiedykolwiek coś było. Mając go teraz przy sobie było jej z tym ciężko. Wracało do niej wszystko. Każdy moment, który spędzili w tym biurze. Te złe, które prędko zmieniały się w tragiczne, a potem złość zagłuszali pocałunkiem i zapominali, dlaczego na siebie wrzeszczeli. Czemu na podłodze było rozsypane szkło.
    Czuła jego oddech na swojej skórze. Palce, które ze znajomą siłą zaciskały się wokół jej nadgarstków. Nigdy tak, aby zabolało, ale aby czuła jego obecność. Aby miała fizyczny dowód, że on tu jest i jest tym, który teraz dyktuje warunki. Jednak w tej chwili żadne z nich ich nie wyznaczało. Gubili się w tym wszystkim. Sloane widziała to po sobie, ale również i po Carterze. Jakby nagle tego wszystkiego było zbyt dużo, a oni nie potrafili się odnaleźć w tej nowej rzeczywistości. Trzymali się siebie nawzajem tak, jakby byli jedyną stałą w tym momencie. Gdyby puścili… To straciliby kontakt z tym, co dzieje się poza murami tego biura.
    Ona wiedziała, że Carter ma teraz nowe życie. Nową dziewczynę i tożsamość. Należało to uszanować. Odejść, zanim wydarzy się coś, co popchnie ich do najgorszego, ale nie potrafiła. Nie, gdy jego oddech mieszał się z jej. Nie, gdy czuła na swojej klatce, jak głośno i brutalnie jego serce bije w piersi. Jak ciężko mu się oddycha. Jak gubi się w tym wszystkim. Widok Cartera, który jest czymś przytłoczony był rzadki, ale gdy się już zdarzała taka sytuacja, była ona trudna do przełknięcia.
    Wcale nic nie musiał jej mówić. Czego Sloane nie widziała, to sobie dopowie. Była jednak jedną z nielicznych osób, które znały Cartera naprawdę. Jego mroczną stronę, która teraz wyciekała przez małe pęknięcia w nim. Tego mężczyznę, który miał ciężkie i trudne spojrzenie, który jednym słowem potrafił uciszyć pokój pełen ludzi. Tego, który pod poduszką trzymał broń i nerwowo sprawdzał wszystkie zamki. Znała też tego, który po długim koncercie zanosił ją do łazienki i siedział przy wannie pilnując, aby nie osunęła się w wodzie. Znała w nim wszystko. Tego, który gładził jej włosy i ocierał własną dłonią łzy. Znała też tego, który się bał, ale nigdy głośno o tym nie mówił.
    — Ciebie, Carter… — Wypowiedziała to niemal bezgłośnie.
    Nienawidziła się momentami za to, jak bardzo go chciała. Że musiało się tyle wydarzyć, aby Sloane uzmysłowiła sobie, że to właśnie on. Teraz było za późno na poprawienie błędów, ale nie na to, aby go wyciągnąć z tego, co tak bardzo go wyniszczało. I tej właśnie myśli się trzymała. Musiała go wyciągnąć. Zabrać z tego miejsca i od tych ludzi. Zrobić cokolwiek, aby nie zamknął się w sobie jeszcze bardziej i nie zniknął pod powierzchnią ziemi.
    Sloane tym razem nawet nie drgnęła, kiedy Carter podniósł głos. Do tej pory tego nie robił, ale gdy zaczynał to dla niej zawsze był znak, że traci już resztki kontroli. Że to pora, aby wkroczyć i go ściągnąć na ziemię.
    — Ratuję cię, Carter. — Niemalże wysyczała. Nie z jadem, ale bezsilnością. Nie słuchał jej. — To właśnie robię i w końcu to zobaczysz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potrząsnęła głową w zaprzeczeniu.
      — Nie, kochanie. Jak ich wydasz, to my wszyscy będziemy chronieni. Ja. Ty. I ona. — Uspokoiła swój głos, choć teraz sama nie była pewna, czy dotrze do niego prędzej wrzask czy spokój. — Wiem, że się boisz… Wiem, kochanie. — Szepnęła. Przyciągnęła go do siebie nieznacznie bliżej. Trochę tak, jakby zamierzała go pocałować. Zrobiła to jednak po to, aby ściągnąć uwagę Cartera bardziej na siebie, aby go uspokoić, chociaż teraz każde słowo było jak dolewanie benzyny do ognia.
      Spojrzenie Sloane było uważne i skupione. Chyba jeszcze nigdy przedtem tak uważnie na niego nie patrzyła, jak właśnie w tym momencie. Widziała wszystko. Każde załamanie, przerażenie. To, jak coraz bardziej zaczynał tracić grunt pod nogami. To nie było przez nią. To zaczęło się łamać już dawno temu. Ona dała mu tylko powód, aby się w końcu załamał, aby przez ułamki sekund pozwolił na to, żeby strach z niego wyszedł.
      — Jesteś sobą, Carter. Zawsze jesteś sobą. I dobrze wiesz, kim jesteś. — Specjalnie już nie mówiła do niego „Zaire”, bo to nie tym mężczyzną był teraz. Nie był tym facetem ze sceny, który rozgrzewa publiczność. Nie był nawet tym, który obsługuje broń, jak profesjonalista. — Nie odbiorą ci tego, słyszysz? Zrobią to, jeśli w tym zostaniesz. Ale wciąż jesteś sobą, kochanie. Tym, którego pokochałam.
      Żadna ilość jadu w jego glosie nie byłaby w stanie teraz jej od niego odrzucić. Przełykała to, jak do niej mówił. Jak bardzo jego słowa były sprzeczne z czynami. Chciał ją wyrzucić, ale jednak wciąż trzymał się blisko. Potrzebował bliskości. Widziała to. Zatracić się w czymś znajomym. W kimś znajomym. Bez oceniania. Bez wyrzutów sumienia.
      — Nigdy nie tracę z tobą czasu. — Miała miękki głos. Tak kompletnie niepasujący do tego, jaki Carter był. Palce zacisnęła mocniej na jego twarzy. Wbijała je w policzki, na równi z paznokciami, ale nigdy na tyle, aby go zabolało.
      Znów potrząsnęła przecząco głową.
      — To jest mój świat, Carter. Skoro jest twój… To i mój. Poradzimy sobie z tym. Wspólnie.
      Twarz blondynki znajdowała się od jego już na milimetry. Nerwowy oddech uderzał w pełne usta Cartera, o które Sloane niemal ocierała się własnymi. Dudniło jej w skroniach. Skręcało w żołądku. Ciało nieprzyjemnie mrowiło z nerwów, ale nie odsunęła się. Nie dała mu się zrazić. W pierwszej sekundzie nie była pewna, czy naprawdę dotknęła jego ust, czy tylko się jej zdawało. Dotarło do niej, że to prawda, kiedy zrobiła to po raz kolejny. Mocniej. Wyraźniej. Usłyszała jego cichy jęk, który równie dobrze mógł być protestem, jak zaproszeniem dalej. Uznała, że to jest to drugie. Naparła ustami mocniej na jego. W tym mrożącym oczekiwaniu, co dalej.
      — Mam przestać? — Wyszeptała mu w usta. Nie otwierała oczu, nie odsuwała się. Trwała w tej pozie na milimetr od jego ust, w których gotowa zatopić się była na dłużej.

      sloane

      Usuń
  68. Dobrze wiedziała, że to, co właśnie robią nie jest dobre dla żadnego z nich. Carter miał teraz inne życie, w którym nie powinno być miejsca dla Sloane, a ona próbowała odzyskać chociaż namiastkę tego życia, które miała przed Carterem. Z każdą jednak chwilą, którą spędzała bez tego mężczyzny utwierdzała się tylko w przekonaniu, że ona nie potrafi bez niego funkcjonować. Mogły minąć miesiące, ale wystarczyło, żeby zobaczyła go przypadkiem na imprezie w klubie, aby wszystkie uczucia do niego wróciły w jednej sekundzie. Teraz uderzały w nią jeszcze mocniej, gdy stał tuż przy niej, a jego oddech opadał na jej twarz. W tym znajomym rytmie między wybuchem, a spokojem, kiedy wystarczył ułamek sekundy, aby znów rzucili się sobie do gardeł bądź do ust. Nigdy nie było nic pomiędzy. Rzadko dochodzili do tych momentów, kiedy ich rozmowa była spokojna, kiedy potrafili rozmawiać bez przekrzykiwania siebie nawzajem.
    Sloane nie potrafiła odpuścić. Nie teraz, kiedy widziała go w takim stanie, kiedy ledwo nad sobą panował. Zawsze wtedy zostawała do końca. Nawet, kiedy jedyne na co miała ochotę to wykrzyczeć mu w twarz, że go nienawidzi i trzasnąć drzwiami. Teraz musiała zostać. Musiała, bo wiedziała, że w sekundzie, jak tylko wyjdzie z tego biura Carter zrobi coś, czego się nie da zatrzymać. Robił się niebezpieczny, kiedy zostawał sam. Nie dla innych, ale dla samego siebie. Znała jego tok myślenia. Znała jego uzależnienia. Jakoś nie widziała, aby była tu Sophia, aby go ogarnąć. Podświadomość mówiła jej, że dziewczyna nigdy go w takim wydaniu nie widziała. I gdyby zobaczyła – to nie wiedziałaby, co ma z nim zrobi. Widziała za to tu Jade, a Carter i Jade to było złe połączenie. Sloane pałała do niej nienawiścią i nigdy tego nie ukrywała, a wiedząc, że kręci się po klubie tym bardziej teraz nie odpuszczała. Nie, gdy wiedziała, że poda mu zaraz drinka, który jest czymś nafaszerowany dla rozluźnienia, a on straci kompletnie kontakt z rzeczywistością.
    — Nigdy nie odeszłam.
    Nie potrafiła się od niego odciąć na tyle, aby zniknąć na zawsze. Gdyby naprawdę to potrafiła – zniknęłaby już dawno. Nie byłoby jej tutaj teraz. Uciekłaby dawno. Ba, może wyprowadziłaby się do Chicago czy innego miasta i zaczęła tam wszystko od nowa. Rozpieprzyłaby sobie życie w inny sposób. Ale ona cały czas tutaj była. W Nowym Jorku. Zawsze w pobliżu. Zawsze gotowa pojawić się wtedy, kiedy trzeba i nie trzeba.
    — Ale to robię, Carter. Tylko jeszcze tego nie widzisz. — Odpowiedziała. Jej oczy pełne skupienia widziały teraz tylko jego. W ciemnobrązowych oczach Cartera było teraz wszystko to, czego nie pokazywał na co dzień. Cały ten strach, który w nim siedział. Boże, gdyby tylko potrafiła to zdjęłaby mu to z ramion wszystko. Każdy jeden ból i strach. Wyrzuciła daleko za siebie, aby już nigdy więcej nie musiał się tak czuć. — Będzie w porządku… Wierzę, że będzie w porządku.
    Jedna z jej dłoni delikatnie zsunęła się z policzków na jego ramię. Jakby znajdowała w tym uścisku dodatkowe zaczepienie w nim. Coś, co pozwoli jej trzymać się go jeszcze bardziej i bliżej. Jaką ona miała nadzieję, że Carter się jej w końcu posłucha, że nie będzie myślał tylko o tym, co się jeszcze może rozpieprzyć, ale co się może naprawić.
    — Postaraj mi się zaufać. Ten ostatni raz, a kiedy to się skończy… Zniknę. — Ostatnie słowo opuściło jej usta z ciężarem, który Sloane nosiła w sobie długo, ale jeżeli kiedykolwiek mieli zacząć żyć naprawdę to ich drogi musiały przestać się przecinać. To była bolesna i trudna prawda, której nie chciała przyjąć do wiadomości. — Naprawię to… Naprawimy to razem. I będziesz wolny. Od nich i ode mnie. Na zawsze.
    Zacisnęła zęby na sam koniec. Nie chciała do siebie dopuścić myśli, że to naprawdę mógłby być ich koniec. Jeszcze wtedy na tarasie u niego wierzyła, że może w przyszłości, gdy coś się zmieni to będą potrafili naleźć drogę do siebie z powrotem. Teraz chyba po raz pierwszy dostrzegła, że powroty ich będą tak wyniszczać do końca życia. Że to bez znaczenia, jak bardzo może go kochać, jej w jego życiu nigdy nie powinno być.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powinna była mu tak mieszać w głowie. Nazywać „kochaniem”, czuć go tak blisko siebie i prawie całować, ale – jeszcze – odpuścić też nie potrafiła. Nie umiała się zmusić do tego, żeby się odsunąć. Być tą mądrzejszą w tym scenariuszu. Jeżeli to naprawdę miał być ostatni raz, to potrzebowała go jeszcze przez moment. Takiego, jakim właśnie był. Nie dlatego, że taka wersja pomagała jej się poczuć lepszą, a bo właśnie w takich chwilach potrafili być ze sobą szczerzy. Nawet, a może szczególnie wtedy, kiedy wszystko tak cholernie bolało i piekło.
      Drgnęła niezauważalnie, kiedy dłonie Cartera z jej nadgarstków prześlizgnęły się niżej. W pierwszej chwili myślała, że ją odtrąci, ale nic podobnego nie miało miejsca. Zaskoczone westchnięcie wyrwało się z jej płuc, gdy ją do siebie przyciągnął. To było znajome. Zbyt znajome. I zbyt kuszące, ale i ona nie potrafiła się oprzeć.
      — Nie. — Szepnęła twardo w odpowiedzi. Nie odchodziła. Jeszcze nie. — Nie zostawiam cię z tym samego, Carter. Nie każ mi teraz wychodzić. To się źle kończy. To zawsze się, kurwa, źle kończy.
      Była zbyt uparta, aby mu teraz pozwolić na bycie samemu. Od znajomych zapachów i dłoni na talii kręciło się jej w głowie. Cały ten stres i strach mieszały się w jedno, a przez to wszystko przebijało się to nieumierające uczucie do Cartera. Ta silna, uzależniająca potrzeba, aby przy nim być. Szczególnie wtedy, kiedy wszystko się rozpieprzyło. Może przez nią, może przez niego, a może przez tych wszystkich ludzi, których teraz mieli na głowie.
      Dłoń zaciśniętą na ramieniu przesunęła na jego kark. Paznokciami podrażniając delikatnie skórę. Kiedyś ten gest go uspokajał, teraz już nie miała pewności, czy to zadziała.
      — Jestem z tobą.
      Powtórzyła to jeszcze raz. I drugi, a potem trzeci. Czwarty był już niewyraźny, zagłuszony przez jej usta, które odnalazły jego. Z mieszanką kruchości i gwałtowności jednocześnie. Jakby się bała, czy tym pocałunkiem go nie odrzuci dalej, ale dłużej wstrzymywać się nie potrafiła.

      sloane

      Usuń
  69. Czas stanął w miejscu, kiedy Carter ten pocałunek odwzajemnił. Kiedy musnęła jego usta po raz pierwszy, niemal nieśmiało, była przekonana, że ją od siebie odrzuci. Nic podobnego się nie stało, więc blondynka znalazła w sobie więcej odwagi, aby pocałunek przybrał na intensywności. Jakby już nie było tych wszystkich miesięcy, które spędzili osobno. Jakby to była jedna z wielu kłótni, która zaraz się między nimi zakończy, choć pod skórą blondynka doskonale wiedziała, że to wcale nie jest takie proste. Mogli się oszukiwać, że ten pocałunek cokolwiek między nimi zmieni, ale to była tylko przykrywka do tego, co naprawdę się tutaj działo. Małe rozproszenie od piętrzących się nad ich głowami problemów. Ucieczka od brutalnej prawdy, którą ciężko im było przyswoić.
    Sloane westchnęła pomiędzy pocałunkami, które tylko nabierały na sile, kiedy dłonie Cartera mocniej objęły jej talię. Wyczuła jego początkowe wahanie, ale nie cofnęła się. Nie przerwała tego, choć należało. Nie potrafiła się powstrzymać, kiedy miała tę jedną jedyną tak naprawdę szansę na to, aby chociaż przez ułamki sekund udawać, że jeszcze ma do niego jakiekolwiek prawo. W rzeczywistości Sloane straciła je dawno temu. W chwili, kiedy pozwoliła, aby James zabrał ją z tamtego baru do swojego mieszkania. I nawet, kiedy pojawiły się drobne szanse, aby Cartera odzyskać, to Sloane z nich nie skorzystała. Nie potrafiąc się uwolnić wtedy d=od Harpera, którego miała na równi z Carterem w głowie przez miesiące. W każdej komórce ciała czuła, że jest już za późno na to, aby przeciągnąć Cartera na swoją stronę, ale nie na to, aby przez krótki moment się nim nacieszyć.
    Syknęła w momencie, kiedy palce wplótł we włosy, a ją przyciągnął do siebie mocniej. Nie było w niej żadnego oporu i czuła, jak ten opór w tej samej chwili opuścił Cartera. Uśmiechnęła się między jednym, a drugim pocałunkiem. Z typową dla siebie satysfakcją, kiedy otrzymywała coś, co zdawało się, że jest poza jej zasięgiem. Palce Sloane mocniej tylko owinęły się wokół karku Cartera. Między nimi panowała mała walka, jak zawsze. Próby odzyskania kontroli nad sytuacją, kiedy oboje chcieli być na szczycie. Gdyby znalazła w sobie chociaż gram zawahania, Carter by go wyczuł momentalnie i odepchnąłby ją od siebie jeszcze szybciej. Sloane do tego dopuścić nie chciała, a przynajmniej jeszcze nie chciała, aby odzyskiwał w sobie jakąkolwiek świadomość. Dobrze wiedziała, co teraz robi. Wiedziała, że w penthousie czeka na niego dziewczyna, która jest nieświadoma tego, co się dzieje, która być może nawet nie wie, że Sloane tu teraz z nim jest. Sloane wiedziała też, jak ta dziewczyna zacznie się czuć, kiedy pojawią się pierwsze podejrzenia, że Carter nie spędza niewinnych nocy w klubie siedząc nad dokumentami. I kompletnie nie przejmowała się tym, że w tej chwili to właśnie ona dokłada jej powodów do zmartwień. Bo w rzeczywistości, choć mogła mu mówić, że Sophia będzie bezpieczna, że to wszystko jest też robione dla niej – Sloane o nią w ogóle nie dbała. Mówiła to, bo Carter chciał to usłyszeć i że to tamta brunetka była teraz dla niego najważniejsza, a Sloane widziała, jak pod jej wpływem się pozmieniał.
    Krótko jęknęła, kiedy oderwał się od niej gwałtownie. I wtedy to zauważyła. Tę drobną zmianę w Carterze, gdy docierało do niego, co się działo. Wokół ust i na nich miał niewielkie ślady po jej czerwonej szmince. Szminka przy krawędziach ust brunetki była nieznacznie rozmazana. Bystrzejsze oko raz dwa zorientowałoby się, co miało miejsce. Z daleka? Nikt by nawet nie zauważył.
    Sloane odetchnęła głębiej, kiedy ją puścił i sięgnął po alkohol. Opuszkiem palca blondynka przesunęła pod ustami, chcąc zetrzeć rozmazany kosmetyk, choć był to bardziej odruch niż potrzeba.
    Serce waliło jej w piersi, jak oszalałe. Słyszała jego bicie w uszkach. Jej klatka piersiowa unosiła się szybko, a oddech wciąż był nierówny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dostrzegała zmianę w nim powoli, jakby jeszcze nie w pełni dopuszczał do siebie to, co się wydarzyło między nimi. Jakby próbował zbudować między nimi mur, aż w końcu to pękło i zaczęło się na nią wylewać jadowitym tonem, który każdą inną osobę by zmroził. Ale nie ją. Sloane nie dawała mu się zastraszyć. Bywały momenty, kiedy faktycznie drżała, ale nie z obawy, że coś jej zrobi. Nigdy się tego nie obawiała.
      — Nie ciebie, Carter. Ich. — Wycedziła przez zaciśnięte zęby. — Ile mam ci to tłumaczyć?! Och, przestań. Zamierzasz mi przez resztę życia to wypominać? Tak, pieprzyłam się, kiedy z tobą byłam. Ile mam za to pokutować? — Wysyczała. Ten temat wracał jak bumerang. Ciągle i ciągle. — Nie udawaj świętego, Carter. Dobrze wiem, jak wyglądają te twoje imprezy na backstage. I co robisz, kiedy się naćpasz. I nie, kochanie, to że się naćpasz i nie wiesz co robisz, to żadne wytłumaczenie dla tych twoich panienek, które ci wpychają łapy za spodnie. — Dodała pogardliwie. Mogli się zacząć obrzucać błotem przez resztę nocy i nie doszliby do żadnego porozumienia. Sloane czuła, że wchodzą w ten moment, kiedy każde kolejne słowo tylko bardziej będzie ich pogrążało.
      — Zresztą… Jeśli nie chciałeś, nie musiałeś pocałunku odwzajemniać. To wszystko było dobrowolne.
      Gniew gotował się w niej powoli. Carter każdym swoim słowem wiedział, gdzie i jak uderzyć, aby w Sloane zaczynało coś pękać. Ich wszystkie kłótnie, zawsze były takie same. Głośne, agresywne i coraz bardziej wyniszczające. Nic się nie zmieniło.
      — I kogo byś tu wolał mieć? Sophię? — Zaśmiała się gorzko. Bez słowa wyjęła mu papierosa spomiędzy palców i wsunęła między swoje usta. Zaciągnęła się mocno, głowę zadarła do góry, aby lepiej na niego spojrzeć i wtedy wypuściła między nich dym. — Zadzwońmy po nią. Niech przyjedzie. Niech zobaczy w co ją wjebałeś. Zobaczmy, czy będzie chciała w tym zostać. Hm?
      Sięgnęła ręką za niego do tylnej kieszeni, w której widziała wcześniej, że ma telefon. Wyjęła komórkę i odblokowała ekran.
      — Dawaj, Carter. Zadzwoń. — Wiedziała, że tego nie zrobi. Nie pokaże się jej w takim stanie. — Tak myślałam. Mogę być ostatnią, którą tu chcesz, ale jestem jedyną, której potrzebujesz.
      Każde kolejne słowo, które padało z jego ust wbijało ją w ziemię coraz bardziej. Zniknął jej z twarzy pogardliwy uśmieszek, który jeszcze chwilę temu miała na twarzy, a zamiast tego pojawił się znów ten pieprzony strach. Tylko tym razem był o wiele poważniejszy.
      — Kurwa, Carter. — Syknęła. — Odbiło ci do reszty? — Warknęła. Zacisnęła palce na jego policzkach, niemal zmuszając go do tego, aby na nią spojrzał. — Sama cię zabiję, jeśli ci to tylko przyjdzie do głowy. Idiota. — Prychnęła opuszczając dłoń.
      — Opamiętaj się, Carter. Nie chodzi tu tylko o twoje życie. Już nie. — Pokręciła głową. Wypierając to, co przed chwilą usłyszała. — Ogarnij się, Carter. Uspokój, nie wiem, weź Xanax i przestań pieprzyć. A jak już się uspokoisz i zdasz sobie sprawę, że wcale ci nic nie rozjebałam, a próbuję wyciągnąć z tego gówna, w którym topisz się od lat… To daj znać.

      sloane

      Usuń
  70. Zatrzymałaby się w tym momencie na dłużej.
    Właśnie tutaj i tylko z nim. Sposób w jaki Carter na nią patrzył był jedyny w swoim rodzaju. Czasami to spojrzenie wprawiało ją w zakłopotanie, a jednocześnie pokazywało jej, jak cholernie mocno mu na niej zależy. Przekazał jej to przed chwilą za pomoc dwóch piosenek, które ścisnęły ją za serce mocniej niż brunetka się spodziewała. To wszystko, co jej Carter właśnie pokazywał i od siebie dawał było dla niej wszystkim. Każdy półuśmiech, od którego miękły jej nogi, każde spojrzenie, od którego robiło się jej gorąco. Dostawała od niego teraz wszystko, czego mogłaby sobie tylko zażyczyć i znacznie więcej. To wszystko znaczyło jednak znacznie więcej niż parę motylków w brzuchu, które łaskotały ją od środka. Dla niej to był tak naprawdę pierwszy związek. Pierwszy tak poważny, a choć miała już za sobą różne relacje to żadna nie była na tak wysokim poziomie, jak ta z Carterem. Jakby właśnie teraz brunetka znalazła tę odpowiednią osobę, z którą wszystko się jej ułoży tak, jak powinno. Zdawała sobie sprawę, że pewnie pojawi się między nimi jeszcze sporo różnic i będą sytuacje, w których oboje będą chcieli nic tylko krzyczeć, ale miała w sobie tę wiarę, że nie będą kończyć nocy skłóceni, że mimo wszystko, ale znajdą w sobie potrzebę, aby się pogodzić, zanim ich głowy dotkną poduszek.
    Miłość Sophii do Cartera była… Dojrzalsza niż to, co czuła wcześniej. Aż tak bardzo się przez te kilka miesięcy nie zmieniła, ale jednak nie było w niej tej obsesji, którą w sobie miała, kiedy myślała, że czeka ją jakikolwiek związek z Nico. Była teraz o wiele spokojniejsza, chociaż związek z Carterem powinien w niej wzbudzać niepokój. Choćby przez to, czego się dowiedziała zeszłej nocy i o czym rozmawiali, a jednocześnie była spokojna i ufała, że to wszystko ogarnie, a kiedy to całe zamieszanie się skończy, wszystko wróci na odpowiednie tory. To była zbyt ślepa wiara, ale Sophia nie chciała, tym razem, żyć każdym „a co, jeśli”, tylko zwyczajnie uwierzyć w słowa, które mówił Carter.
    Skorzystała z tego, że sam teraz zaciągnął ją do łazienki na spa w wersji deluxe. W łazience pachniało słodkimi, ale nieduszącymi olejkami. Od ścian odbijał się ich śmiech i rozmowy, które w międzyczasie ze sobą prowadzili. Jego zastrzeżenia, czy na pewno to wszystko jest potrzebne i zapewnienia Sophii, że owszem bez tych wszystkich produktów nie będzie możliwości, aby everything shower im wyszedł. Przez cały poranek, popołudnie i wczesny wieczór nie towarzyszyło im żadne napięcie. Nie wracali do tematów, które napinały im mięśnie. Byli po prostu skupieni na sobie. Na żartach, które bawiły tylko ich dwójkę. Na ciepłych dłoniach, które nie potrafiły się nawzajem nie dotykać, bo nawet kiedy Sophia próbowała trzymać się „na dystans”, to nie potrafiła, gdy miała go tuż za swoimi plecami, a czasem twarzą do siebie. W zależności od tego, jak akurat uwidziało się jej, aby siedzieć w wannie.
    Siedziała na łazienkowej szafce. Okręcona jedynie ręcznikiem. Włosy spięte miała spinką, a przed sobą miała Cartera z niewyraźną miną. Brunetka zacisnęła lekko usta, trochę rozbawiona jego uporem, ale bardziej rozproszona ręcznikiem, który zwisał mu wokół bioder.
    — Nie rób takich min. — Mruknęła i przewróciła oczami. Delikatnie rozprowadzała krem pod jego oczami. Bawiła się świetnie robiąc sobie z Cartera ofiarę do testowania jej kosmetyków. — Dobrze ci to zrobi. Tylko trzeba tego używać codziennie, aby miało efekt.
    Zakręciła szklany słoiczek z kremem pod oczy i sięgnęła po buteleczkę z serum.
    — Możesz powiedzieć, że ci się podoba. Nie będę oceniać. — Podjudzała go. Czekała na to, aż w końcu się przyzna, że te wszystkie peelingi i olejki z wanny mu się spodobały. Jej się podobało, gdy dotykała zmiękczonej skóry i nawet tego przed nim nie ukrywała. Przed nim był jeszcze cały proces, a na blacie obok siebie rozłożone miała wszystkie kosmetyki, których już użyła lub zamierzała jeszcze użyć.
    — Mam świetne płatki pod oczy. — Uśmiechnęła się niewinnie i lekko przygryzła dolną wargę. — Chcesz wypróbować?

    soph🧖‍♀️🛀

    OdpowiedzUsuń
  71. Kiedy wychodził wieczorem, Sophia o nic nie pytała. Mimo, że na usta cisnęła się jej setka pytań. Dlaczego i po co, kto jeszcze z nim będzie, ale przede wszystkim czemu nie zabierze jej ze sobą. Zaakceptowała, że Cartera w nocy po prostu nie będzie. Nie, to nie była zwykła akceptacja, chociaż naprawdę starała się, żeby to tak po niej wyglądało. Postanowiła jednak się nie dąsać i nie drążyć. Istniały sprawy, o których brunetka wiedzieć wcale nie musiała i może… Może lepiej, że o pewnych rzeczach wiedzieć nie będzie.
    Wykorzystała wolny wieczór, aby skupić się na sobie. Miała niedokończoną książkę, która czekała już od miesiąca, aby przeczytać chociaż parę rozdziałów. Treść pochłonęła ją jednak na tyle, że nie była w stanie się od niej oderwać, dopóki nie dotarła do podziękowań autora. Korciło ją, aby do Cartera napisać albo zadzwonić, ale i tego nie zrobiła. Cokolwiek miał do załatwienia, brunetka nie chciała mu przeszkadzać. Nie chciała być tą, która się narzuca i ma zbyt dużo pytań w sobie. Z jednej strony, bo to potrafiło naprawdę ludzi odrzucić od niej, a ostatnie co chciała robić to sprawić, aby Carter zaczął te pytania uznawać za przeszkadzające, a nie urocze. Po drugie, były sprawy, o których wiedzieć wcale nie musiała. I będzie lepiej, jeśli pozostaną one dla niej tajemnicą.
    Mimo przyzwyczajenia do spędzania każdego wieczoru z Carterem, Sophia bardzo sprawnie znalazła sobie zajęcie i wcale nie narzekała na brak jego obecności. Mimo, że wolałaby, aby Carter był tu dalej z nią, to jednak dobrze jej zrobiło posiedzenie samej. Poukładane sobie myśli w głowie. Zajęcie się samą sobą.
    Spała już na długo przed powrotem Cartera do domu.
    Ostatni raz wahała się, czy do niego napisać jakieś trzy, może trzy i pół godziny przed tym, jak wrócił do domu. Ostatecznie odłożyła jednak telefon i poszła się położyć. Zasnęła wtulona w jego poduszkę i leżąc prawie w poprzek łóżka. Pewnie spałaby tak już do rana, gdyby nie obudziła się w okolicach trzeciej. Zwykle przesypiała całą noc bez problemu. Zwykłe pragnienie, które myślała, że ugasi wodą, ale butelka, która stała przy łóżku okazała się bezużyteczna, bo była pusta. Próbowała to uczucie zignorować, ale frustracja tylko w niej rosła, kiedy przez suchość w gardle nie mogła znaleźć już odpowiedniej pozycji. Zorientowała się też, że łóżko jest puste i nie ma w domu jeszcze Cartera. Nie było też od niego żadnej wiadomości. Trochę tym zmartwiona i sfrustrowana wyszła z łóżka. Świeciła sobie drogę latarką z telefonu, aby nie rozbudzić się bardziej niż to konieczne. W ciszy zeszła do kuchni, ale jej uwagę zwróciło coś innego. Chłód, który powiewał od salonu. Nie zamknęłam balkonu? To była pierwsza myśl, która się w niej pojawiła. Była tam wieczorem. Z kubkiem gorącej herbaty i korzystając z w miarę ciepłego wieczoru. Ale to było niemożliwe, żeby nie zamknęła drzwi lub zrobiła to źle. Przez szybę dostrzegła siedzący cień na kanapie i unoszący się nad jego głową dym. Gdyby nie fakt, że mieszkali praktycznie w chmurach wystraszyłaby się, że ma niespodziewanego gościa. Cicho odłożyła telefon i wzięła z kanapy koc, a na nogi wsunęła klapki, które rozrzucała po całym mieszkaniu i całe szczęście, że zostawiła je tu wieczorem.
    Bezszelestnie wyszła na zewnątrz.
    — Zamarzniesz.
    Paliły się tylko niewielkie światełka, które rozwiesiła na tarasie jakiś czas temu. Były raczej do ozdoby niż do oświetlania czegokolwiek. Sophia bez słowa zarzuciła mu koc na ramiona. Sama miała tylko na sobie jego koszulkę i wyjątkowo, bo było jej wcześniej chłodniej, dłuższe spodnie od piżamy. I właśnie w takich chwilach żałowała, że nie mieszkają w słonecznym Los Angeles, gdzie noc nie byłaby tak mroźna, a oni mogliby na tarasie spędzać noce.
    Zastanawiała się, czy ma o coś pytać. Jednak nie padło ani jedno, gdy bez słowa wpakowała się obok niego. Pewnie jutro będzie tego żałowała, ale teraz wcale przecież nie chodziło o nią. Nie musiał się nawet odzywać, aby Sophia widziała, że coś się wydarzyło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sięgnęła do jego dłoni, w której nie trzymał papierosa. Była lodowata.
      — Chodź do środka. — Poprosiła cicho. Koc tutaj już mu niewiele pomoże. — Możemy usiąść w salonie. Będzie ci cieplej.
      Potarła swoją dłoń jego, próbując go tym gestem rozgrzać, choć wiedziała, że to teraz raczej niewiele mu pomoże. Wcale też taka pewna nie była, czy Carter jej obecność w ogóle zauważył. Wzrok miał skupiony na tym, co było przed nim. Czarne niebo, które nie miało na sobie nawet jednej widocznej gwiazdy. Zasłonięte ciężkimi, jesiennymi chmurami. Oparła lekko głowę o jego ramię, a nogi podciągnęła pod siebie.

      soph

      Usuń
  72. Chciała zadać wiele pytań, kiedy zauważyła, że wrócił. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie na Cartera, aby wiedzieć, że to nie jest teraz odpowiedni moment. Wyglądał… Jakby coś w nim pękło, ale nie był gotów tego powiedzieć na głos. Sophia, jak to ona, miała w sobie naprawdę wiele tych pytań, ale dobrze rozumiała, że to musi teraz poczekać. Na trochę lepszy moment albo na czas, kiedy Carter będzie miał ochotę powiedzieć jej sam po co tak naprawdę pojechał do klubu. Lub opowie jej to w częściach, które uzna za słuszne. Zamierzała poczekać, bo nie było sensu w tym, aby na niego naciskać, bo to by niepotrzebnie wywołało między nimi jakąś kłótnię, która była im teraz absolutnie zbędna.
    — Nie obudziłeś mnie. — Zapewniła. Uznała, że nie ma sensu tłumaczyć mu, że wstała się tylko napić. — Byłeś cicho, jak myszka. — Dodała. Gdyby nie to, że nie miała nic w sypialni do picia to pewnie nawet nie zauważyłaby, że jest w domu. Założyłaby po prostu, że jeszcze nie wrócił i zobaczą się dopiero rano. Czysty przypadek.
    Sophia uśmiechnęła się delikatnie, kiedy Carter się odezwał. Czuła w jego głosie jakieś poczucie winy, którego przecież nie powinno być. Nie rozumiała skąd się brało i nie zamierzała też szukać sama powodów. Mogło chodzić przecież tylko o to, że wrócił do domu późno i nie odzywał się przez kilka dobrych godzin.
    — Hej, jest w porządku. Uprzedzałeś, że może ci to zająć trochę czasu i będziesz poza zasięgiem. — Powiedziała miękko. Niezbyt się jej to wtedy podobało. Marszczyła nos udając, że to w porządku, ale w środku trochę ją kuło, że musi się pogodzić z faktem, że Carter dosłownie zapadanie się pod ziemię, kiedy wyjdzie z domu. Jednocześnie nie wątpiła, że gdyby miała potrzebę i zadzwoniła to odebrałby od razu lub szybko oddzwonił.
    Lekko drgnęła, bo Carter okazał się bardziej chłodny niż początkowo się spodziewała. Nawet nie chciała wiedzieć, jak długo tutaj siedział. Po stanie popielniczki widziała, że musiał wypalić pół paczki, jak nie lepiej.
    — Właśnie widzę. — Mruknęła cicho. Nie musiał nawet mówić, że miał ciężki wieczór. Wystarczyło na niego popatrzeć, aby zobaczyć, że nie czekało na niego dziś w klubie nic przyjemnego. Sophia chciała się zapytać, ale zmuszała się do tego, aby trzymać język za zębami. Przynajmniej do jutra, bo teraz to był kiepski pomysł, żeby cokolwiek teraz mu mówić. Nie potrzebował stosu pytań z jej strony, ale obecności. I tyle była w stanie mu dać.
    Naciągnęła koc trochę bardziej na siebie, aby nie zmarznąć tutaj w pełni. Nie zamierzała narzekać na chłód, a przynajmniej jeszcze nie. Zaczęłaby robić to dopiero za pięć minut, kiedy wiatr stałby się już mniej do zniesienia.
    — Jak śmiesz wracać tak późno. Kolacja wystygła. — Mruknęła, ale nie siliła się na poważny udawany ton. Zaśmiała się krótko pod nosem, a potem nieco mocniej go objęła, jakby chciała zapewnić go, że nigdzie się nie wybiera i jest przy nim bez względu na wszystko. — A ja czekałam i czekałam… Tak lepiej? — Spojrzała na niego z delikatnym uśmiechem, jakby tym samym chciała go zapewnić, że na pewno nie jest zła i aby nie brał tego „żartu” do siebie.
    Nie próbowała się przekonać, że byłoby łatwiej, gdyby wiedziała co się wydarzyło. Pewnie będzie lepiej, żeby nie wiedziała. Jeśli miało to związek z tym o czym jej powiedział, to może faktycznie nie powinna była wiedzieć.
    — Idziemy. Już zacząłeś się zmieniać w sopel lodu. Pięć minut dłużej i musiałabym dzwonić po karetkę.
    Podniosła się z kanapy szybko, ale nie puściła jego dłoni. Nie zamierzała go zostawić nawet na moment. Była gotowa już, aby wejść do środka, kiedy ją zatrzymał. Sophia nie naciskała, kiedy to zrobił. Zatrzymała się i pozwoliła, aby na nią patrzył. Samo spojrzenie Cartera jej wystarczyło. Były w nich emocje, których przedtem nie widziała i jeszcze nie wiedziała, jak ma to odebrać ani jak zrozumieć. Dla niej samej to wszystko było dużo, więc nie próbowała tego zrozumieć już w tej chwili. Zaakceptowała to, co otrzymywała. Miała go teraz w domu dla siebie i to się liczyło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Chodź. Trzeba cię trochę ogrzać.
      Pociągnęła go delikatnie za sobą. Z kanapy zabrała jeszcze koc, który przyniosła wcześniej ze sobą. W środku Sophia zapaliła małą lampkę, która oświetliła trochę pomieszczenie. Wystarczająco, aby nie potknęli się o własne nogi.
      — Chcesz herbatę czy idziemy do łóżka? Cofam, ty idziesz pod prysznic. Gorący. Rozgrzeje cię i zmyje papierosy, a ja zrobię herbatę. I zobaczymy się w sypialni. Okej? I pójdziemy spać, poleżymy w ciemności albo włączymy najgłupszych film, jaki przyjdzie nam do głowy.
      Był środek nocy i najlepszym rozwiązaniem byłoby iść spać, ale nie zamierzała zostawić go z myślami samego. Nie licząc tych kilku minut w łazience, ale tyle mogła zaryzykować. Dość miał już czasu w samotności na tarasie i w klubie, czy gdziekolwiek tak naprawdę był.

      soph

      Usuń
  73. Czasami milczenie było najlepszym, co można było drugiej osobie dać. I Sophia widziała, że teraz tego właśnie potrzebował Carter. Odrobiny ciszy, która pozwoli mu poukładać sobie w głowie to, co tak bardzo go rozjuszyło tej nocy. Oczywiście, że chciała wiedzieć. Nawet, jeśli przekonywała się, że będzie dla niej lepiej, aby nie wiedziała. Chciałaby być w stanie zmyć z niego ten ciężar w lepszy sposób. Zrobić coś więcej, ale nie mogła. Oferowała to, że jest obok i że Carter może na niej polegać, kiedy tylko ma potrzebę. Mogła przynieść ciepłą herbatę do łóżka i dać swoją obecność, swoje ciepło i to na ten moment mu wystarczyło. Widziała to po nim, więc nie próbowała robić nic więcej. Nic na siłę. Żadnych słów, które podstępem zmusiłyby go do opowiedzenia, co się wydarzyło tej nocy w klubie.
    — Na śniadanie jesteś godziny przed czasem. — Uśmiechnęła się lekko. Nie umawiali się, o której godzinie wróci. Sophia oczekiwała może północy albo dwudziestej trzeciej, a nie, że znajdzie go o trzeciej nad ranem na tarasie, ale najważniejsze, że wrócił do domu. Cały i zdrowy. Sophia nie podejrzewała niczego aż tak złego. Jednocześnie… Jednocześnie sama nie wiedziała co ma myśleć. Już przed wyjściem wydawał się jej trochę spięty, a to co widziała teraz było naprawdę przykre. Jakby wisiał nad nim ciężar, którego nikt poza nim nie będzie w stanie udźwignąć. Znała go na tyle, aby wiedzieć, że nie zawsze chce lub lubi dzielić się swoimi problemami, a teraz najwyraźniej jakiś miał. Było jednak za wcześnie, aby Sophia o tym wiedziała.
    — Obiecuję. Żadnej miętowej herbaty. Przestanę ją nawet przy tobie pić. — Przewróciła oczami. Lubiła ją, ale musiała mieć do niej odpowiedni nastrój.
    Ruszyła do kuchni, aby szybciej uporać się z herbatą i wrócić do niego jak najszybciej. Poza herbatą chciała coś jeszcze ze sobą zabrać. W razie czego, gdyby może naszła go ochota, aby coś zjeść. Choć po tym, jak wyglądał wątpiła, że miałby ochotę na cokolwiek. Słyszała, kiedy ruszał w stronę korytarza, ale głowę odwróciła dopiero, kiedy usłyszała, jak ją woła.
    — Tak? — Powiedziała miękko. Miała na twarzy ciepły, zachęcający uśmiech. Nieoceniający i taki, który podarować mogłaby tylko jemu. Trzy krótkie słowa, a wystarczyły, aby serce brunetki urosło o parę centymetrów. — Też się cieszę, że jesteś. — Odpowiedziała mu. Powtarzała mu to wiele razy, ale naprawdę była wdzięczna, że ma go w swoim życiu. Nawet w tych chwilach, kiedy nie zawsze się zgadzali.
    Odprowadziła go wzrokiem, a kiedy tylko jej zniknął wzięła się za zrobienie herbaty. Nastawiła wodę i wyjęła dwa największe kubeczki, jakie tylko udało się jej znaleźć. Przeszukała szafki, w których znalazła paczki z ciastkami. Wzięła dwie różne, jedne z orzechami i ciasteczkowym nadzieniem, a drugie z kawałkami białej czekolady. Żaden porządny posiłek, ale jeśli miał cokolwiek przełknąć to słodycze wejdą łatwiej niż faktyczne jedzenie. Podgrzała szybko też cztery kawałki pizzy, które zostały jeszcze z popołudnia. Nie zamierzała nic w niego wciskać na siłę, ale gdyby jednak naszła go ochota… To była gotowa na wszystko. Taca zapełniła się szybko i swoje ważyła, a do wszystkiego Sophia wzięła jeszcze dwie puszki z colą. Pasowały do pizzy i ciastek.
    Kilkanaście minut później była już w sypialni. Tacę postawiła na małym stoliku, który przysunęła do łóżka. Zapaliła jedną z lampek. Oświetlona była niewielka część sypialni, ale wystarczyło tyle. Z garderoby przyniosła jeszcze dla Cartera świeże ubrania, bo nie była pewna, czy zabrał coś ze sobą do łazienki, a na siebie wciągnęła jedną z jego bluz. Jednak zmarzła przez te kilka minut na tarasie. Zaczekała na niego już w łóżku. Siedziała oparta o zagłówek, zakopana kołdrą prawie pod samą brodę.
    Miała w głowie sporo myśli, ale starała się nie pozwolić, aby przejęły one nad nią kontrolę. Nie chodziło teraz o nią. Chodziło o Cartera i aby nie poczuł się, jak osaczone zwierzę. Tylko, jakby wrócił do domu, gdzie może być sobą. Gdzie może powiedzieć i zrobić to, na co ma ochotę i nie spotka się z krytyką.
    Poderwała głowę, kiedy usłyszała ciche kroki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiechnęła się lekko, kiedy Carter wszedł do sypialni. Wciąż wyglądał… ciężko, ale zdawało się, że prysznic trochę mu pomógł.
      — Nie ma miętowej, jak obiecałam. Zwykła, bez cukru i plasterek cytryny masz obok, gdybyś miał ochotę. I trochę cukru też. Nie wiedziałam, czy będziesz miał ochotę na słodką.
      To był najbezpieczniejszy wybór. Nie chodziło nawet o smak, a o to, aby się po prostu ogrzał. Nie tylko zewnątrz, ale i od środka.

      soph

      Usuń
  74. Kiedy wyszedł z łazienki miała wrażenie, że para unosi się jeszcze z jego ciała. Wyglądał minimalnie lepiej, ale ona po prostu widziała, że cokolwiek go dręczyło wcale nie spłynęło z niego razem z wodą i pianą. Nie rozluźniło mu pospinanych mięśni i nie pozwoliło odpocząć. Sophia chyba nawet tego nie oczekiwała, lecz miała nadzieję, że gorąca woda pozwoliła mu chociaż trochę się odprężyć. Że będąc w domu, gdzie nic złego się nie działo poczuł się chociaż minimalnie lepiej. Przygotowała trochę tego jedzenia, które można było uznać za kryzysowe, ale nie mówiła tego wprost. Wystarczył sam fakt, że w każdej chwili może sięgnąć po coś, jeśli ma ochotę. Odwzajemniła jego uśmiech, a kiedy sięgnął po ubrania na moment odwróciła wzrok, chcąc mu dać chwilę prywatności, aby mógł się ubrać w spokoju i bez ciężaru jej spojrzenia. Jej oczy nie były teraz przytłaczające, ale w obecnym stanie mogły mu się takie zdawać, a Sophia tego nie chciała.
    — Nie masz za co. — Zapewniła i dopiero wtedy, kiedy kątem oka dostrzegła, że bokserki znalazły się na swoim miejscu spojrzała na niego ponownie. Ruchy miał powolne, niemal ospałe. Kiedy Carter usiadł na brzegu łóżka i sięgał po herbatę, dłoń Sophii z automatu znalazła się na jego plecach. Skóra była ciepła w dotyku, ale jeszcze w niektórych miejscach mokra.
    Sophia odnosiła wrażenie, że każde jego słowo i każdy gest przesiąknięty jest cichym „przepraszam”, jakby próbował jej wynagrodzić to, że nie było go przez kilka godzin w domu, że wrócił w takim nastroju i siedział tam na tarasie w całkowitej ciemności. Sophia nie była przecież zła. Wiedziała, że wychodzi i nie będzie dostępny. Nie wiedziała tylko, że wróci w takim nastroju. Zwyczajnie nie przewidziała, że jego wyjście może sprawić, że wróci do domu w takiej cichej i nieswojej wersji.
    Nieznacznie przesunęła się na łóżku, kiedy Carter układał się obok niej. Myślała, że położą się, jak zwykle, ale miał inny plan, a ona mu w tym nie przeszkodziła. Kiedy położył głowę na jej udach z jednej strony naciągnęła kołdrę mocniej na jego ciało, aby przykryć go i zagrzać bardziej. Rękę za to ułożyła na jego ramieniu, po którym sunęła płynnym, spokojnym ruchem.
    — Było w porządku. — Zapewniła. — Skończyłam tamtą książkę, którą próbowałam czytać, ale jakimś cudem zawsze znajdowałeś mi lepsze zajęcie. — Uśmiechnęła się ciepło, choć nie mógł tego uśmiechu widzieć, ale może go wyczuje. Dłoń brunetki dalej delikatnie gładziła jego ramię. Powoli i bez pospiechu, samym gestem zapewniając, że jest obok i nigdzie się nie wybiera.
    — Zrobiłam swój everything shower, zjadłam dobrą kolację i zaczęłam czytać coś nowego. I nie, nie będę miała po tym koszmarów. Przestałam już czytać horrory i kryminały po tym ostatnim. — Zaśmiała się lekko, ale głównie po to, aby odciążyć trochę Cartera i pozwolić mu wejść do tej ich codzienności, która była lekka i znajoma, w której nie było żadnych problemów. Widziała, jak bardzo tego teraz potrzebował i mimo, że jedyne na co miała ochotę to dowiedzieć się więcej, trzymała swoje pytania za zębami. — To jakiś małomiasteczkowy romans z gburowatym kowbojem i zbyt głośną dziewczyną z miasta. Nic specjalnego. — Dodała, gdyby jednak faktycznie był ciekaw co takiego pochłaniało jej ostatnie godziny, kiedy nie było go w domu.
    Lubił jej słuchać, a ona lubiła mu opowiadać różne rzeczy. Postanowiła wykorzystać to, że czasem ciężko było się jej zamknąć. Głównie, bo liczyła, że w końcu go to znuży i zaśnie. Dawno nie widziała go w takim stanie i to nie był jej ulubiony widok. Miała więc nadzieję, że uda się jej odwrócić mu myśli od tego, co się wydarzyło. Czymkolwiek to miało być.
    — I myślałam o nas. — Mruknęła nieco ciszej. — O tym, że mamy przed sobą pierwsze święta i nie mam pojęcia, co Mikołaj może ci przynieść pod choinkę. Czy masz choinkę i ozdoby, bo musimy mieć choinkę. Czy… czy nie spędzimy tego czasu poza miastem. Może gdzieś w górach z masą śniegu i odcięci od świata, a może gdzieś w gorącym miejscu z parzącym piaskiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pochyliła się nad nim, aby lekko musnąć jego policzek. Chciała mu teraz dać spokój, którego potrzebował. Rozpraszając mówieniem o świętach, które nie były teraz nawet ważne. Żartując z książek, które czytała, a od których czasami faktycznie coś się jej śniło i przez sen szukała bliskości Cartera. Dobrze pamiętała, gdy naskoczyła na niego, kiedy wrócił dawniej i prawie doprowadziła do zbędnej kłótni między nimi. Tego teraz chciała uniknąć. Niepotrzebnych napięć, które do niczego nie będą prowadziły.

      Soph

      Usuń
  75. Dla Sophii to wcale nie była słabość. Każdy czasem miewał gorszy czas, a problemy się piętrzyły i zwyczajnie nie miało się sił na to, aby sobie z nimi radzić. Mogła być w błędzie, ale odnosiła wrażenie, że Carter jest dla innych, jak człowiek, który rozwiąże wszystkie problemy. Pojawi się, kiedy trzeba i załatwi co trzeba, ale nie dostawał tego samego w zamian. Już dawno temu zauważyła, że nosi w sobie ogromny ciężar. W takich chwilach z nią pozwalał sobie na to, aby trochę odpuścić. Znieść z siebie maskę tego twardego człowieka, którym był na co dzień i zostać po prostu… Człowiekiem. Takim, którego można zrobić, który ma uczucia, który nie radzi sobie zawsze ze wszystkim. Dzisiaj nie musiał być tym człowiekiem, który wszystko ogarnia. Przy niej mógł pozwolić sobie na odpoczynek i zdjęcie maski, a Sophia nie zamierzała go oceniać. Rozumiała, w pewien sposób, jak to jest, kiedy potrzebuje się czyjejś bliskości. To mogła mu dać. I to niezależnie od tego, jaki miał nastrój i co się w nim działo.
    — Masz coś do mojego gburowatego kowboja? — Mruknęła z rozbawieniem. Ucieszyła się, kiedy zobaczyła w jego oczach niewielką nutę rozbawienia. Więcej na ten moment nie potrzebowała. Nie próbowała z niego wyciągnąć też więcej niż dawał jej teraz. To, że potrafił się tak uśmiechnąć mimo tego, co w nim siedziało, było wystarczające. — Jak będziesz się śmiał, to ci nie pokażę co jeszcze tam robią, a pewne elementy by ci przypadły do gustu. — Zaśmiała się krótko.
    Sophia nie widziała przyszłości bez Cartera. Angażowała się na sto procent albo wcale. Nie myślała, że mogą do świąt nie dotrwać, że życie wejdzie im w drogę. Ona już planowała, jak ten dzień będzie wyglądać. Nawet, gdyby mieli go spędzić w łóżku z pizzą. Wystarczyło jej, że Carter będzie obok. Zresztą, już dawno zagalopowała się z myślami o ich przyszłości. Zaszła myślami zbyt daleko, ale wycofywać się też nie zamierzała. Jeżeli coś miałoby się wydarzyć i ich rozdzielić to przecież i tak nie będą mieli na to wpływu. Życie było nieprzewidywalne, ale nie polegało tylko na rozważaniu tego, co złe i najgorsze.
    — W takim razie góry. — Zgodziła się z nim. Widziała już ten kominek z ogniem, słodkie i gorące napoje, prószący śnieg za oknem i po prostu ich we dwójkę. Sophia uśmiechnęła się lekko po jego kolejnych słowach i poczuła, jak przyjemne ciepło rozlewa się jej po ciele. — I planuję być… Chcę być. — Poprawiła się. Westchnęła bezgłośnie, kiedy Carter mocniej się w nią wtulił. Sophia zareagowała na to niemal od razu i delikatnie go objęła. Na tyle, ile mogła, aby poczuł ją przy sobie jeszcze bliżej, a kiedy odnalazł jej dłoń na pościeli ścisnęła ją niemal od razu.
    — Czyli nie masz. — Odpowiedziała sobie sama. — Czekają nas w takim razie zakupy. Ogromne. Ale tak, chciałabym choinkę. Z tandetnymi bombkami, które nie pasują do żadnej estetyki i światełkami, które do niczego nie pasują, ale dają klimat. I pozmieniać poszewki na kanapie na świąteczne, kupić głupie ozdoby, które zbierają kurz. Chciałabym… Po prostu mieć święta, a nie wystawę w muzeum.
    Wiedział o czym mówiła. Był w jej domu i widział, jak to wyglądało. Mógł sobie wyobrazić, jak jest, gdy nadchodzą większe okazje. Była podekscytowana i jednocześnie odrobinę załamana wizją tych świąt. Pierwszy raz spędzi je bez rodziny. Kiepskiej, bo kiepskiej, ale jednak była do nich w dziwny sposób przywiązana.
    — Mam parę, ale… Ale myślałam, że skoro spędzimy je razem po raz pierwszy… to możemy wymyślić swoje własne tradycje. — Powiedziała cicho. Może nawet z lekką nutą obawy, bo nawet nie wiedziała, czy Carter je obchodzi. — Co tylko chcemy. Chciałabym, żeby te święta odbyły się na naszych zasadach. — Dodała. Nie chciała go zarzucać tym, co sama uważała za istotne. Chciała to zbudować razem z nim. Nawet, gdyby powiedział jej, że nie chce nic robić i traktuje to jak każdy inny dzień… To jakoś mogłaby z tym pracować i doszliby pewnie do jakiegoś porozumienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — W te święta z mamą, zawsze zaczynaliśmy w wigilię. Duży rodzinny obiad, a w zasadzie kolacja. Kolorowa choinka, dużo rozmów i śmiechu. Duużo indyka. — Zaśmiała się lekko. Lubiła święta w Brazylii. Były weselsze niż te tutaj. Może i bez śniegu i w środku lata, ale klimatu w domu nie dało się podrobić. — I jeszcze więcej słodyczy. Musisz mnie pilnować, bo nie znam umiaru. I prezenty faktycznie były otwierane o północy, a czasem na następny dzień, jak nie dotrwałam. I potem przez resztę świąt po prostu spokojniejsze obiady z bliskimi. Chyba dość… zwyczajnie? Te brazylijskie tradycje to taki miszmasz wszystkich innych. — Jak porównywała później święta w Stanach to wyglądały one dość podobnie. I również miały swój klimat. Zwłaszcza, gdy była masa śniegu i po kolacji udawało się dorosłych wyciągnąć na zewnątrz i zmusić do bitwy na śnieżki lub do lepienia bałwanów.
      — Też lubię ją nam malować. — Przyznała się. Już nie umiała sobie tego nie wyobrażać. — Wiem, że chcę je spędzić z tobą. Chodzi mi o sam klimat, wiesz? Kolorowe światełka, dawanie sobie prezentów i poświęcanie czasu, wspólne przygotowywanie kolacji. To dla mnie jest ważne.

      soph

      Usuń
  76. To wszystko o czym mówiła, bo to były tylko ozdoby. Dodatki, które tworzyły klimat, ale to, co liczyło się tak naprawdę pochodziło od ludzi. Tego nie dało się niczym zastąpić. Zdawała sobie sprawę, że byliby tylko we dwoje. Jej przyjaciółki miały własne rodziny, z którymi spędzały czas. Z rodzicami i rodzeństwem, dziadkami i wujostwem, więc też nieszczególnie mogli je zaprosić. Znajomych Cartera nie była pewna, a chociaż, gdy byli w klubie to nie miała nic przeciwko temu, aby z nimi spędzać czas to wcale nie była pewna, czy chciałaby spędzać z nimi jeszcze święta. Ani czy oni mieliby na to ochotę. W pewien sposób próbowała odcinać to, co działo się w klubie, a tutaj, gdzie byli tylko we dwójkę. Tylko Sophia i Carter.
    — Takie są najlepsze. Są ciepłe, kolorowe i domowe. Nigdy nie rozumiałam tych beżowych ozdób, które w rzeczywistości są strasznie brzydkie. — Zaśmiała się. Lubiła, kiedy bombki do siebie nie pasowały. To tworzyło według niej pewną magię, której nie dało się niczym podrobić.
    Dobrze było widzieć na jego twarzy ten uśmiech. Nawet, jeśli był on niewielki to Sophii to wystarczyło w zupełności. Powoli wracał do niej ten Carter, którego znała. Nie pospieszała go jednak i pozwoliła, aby Carter do niej wrócił w swoim tempie.
    Była już wcześniej ciekawa, jak wyglądały wcześniej jego święta. Zresztą, nie tylko święta, ale tak naprawdę każdy skrawek życia, o którym jeszcze nie wiedziała. Sophia chciała zajrzeć głęboko do miejsc, do których nie wpuszczał nikogo, ale wiedziała, że musi to robić ostrożnie. Nie chciała się jednak pytać, bo zauważyła, że temat jego przeszłości jest trudny, a skoro uciekł z domu, gdy był nastolatkiem to raczej nie było zbyt kolorowo.
    — Możemy mieć najbardziej tandetne święta na świecie. I będą najlepsze, ale wiesz czemu? Bo spędzę je z tobą. — Zapewniła z delikatnym, czułym i ciepłym uśmiechem, który dawała tylko jemu. — Albo może… Może zaprosić Rio z jego żoną i dzieciakami? — Zaproponowała. We dwójkę mogło im być nieco „smutno”, a pamiętała, że Rio był w jego życiu kimś ważnym, więc to mogłaby być świetna okazja. Powiedziała to jeszcze zanim Carter mówił o jej ojcu i świętach w Brazylii. Ona myślała tu i teraz. Próbowała stworzyć coś dobrego z materiałów, które miała na wyciągnięcie ręki. Dać mu jakąś namiastkę normalności, której przedtem w życiu nie miał. Nie wiedziała, czy dobrze jej to wychodzi, ale jeszcze nie uciekał, więc chyba było w porządku.
    — Przykro mi… Ale jeśli nie jest za późno, możesz mieć je teraz z całym pakietem. — Dodała. O ile będzie chciał, ale raczej nie musiała się dopytywać, czy na pewno chce. Dawał jej wolną rękę w tym wszystkim, a Sophia nie chciała się też zapędzać, bo jeśli mieli to zrobić to razem.
    Spojrzała na niego z delikatnym błyskiem w oczach i uśmiechem, kiedy przyciągnął dłoń do swoich ust. Czuła bardzo wyraźnie każdy z tych pocałunków. Były, jak cicha przysięga, choć jeszcze nie wiedziała, co ona w zasadzie może oznaczać.
    Krótko westchnęła, kiedy padło pytanie o ojca. Była trochę tym zaskoczona.
    — Porozmawiam z nim. — Zapewniła. Sama chciała to zrobić. Tylko… Nie potrafiła znaleźć dobrego momentu. — Ale to nie ja jestem w błędzie. Nie tym razem. I nie mogę znowu być tą, która przychodzi, przeprasza i błaga o wybaczenie. — Wyjaśniła. Bolało ją, że nie ma z nim większego kontaktu. To, że wysłał Maddie z tym głupim zaproszeniem. Od tamtej kolacji nie padło z jego strony ani jedno słowo, a Sophia nie chciała biec z powrotem. Robiła to zbyt wiele razy. Nie tylko z nim, ale z wieloma ludźmi.
    — Przegapiła co? Wystawne przyjęcie na pokaz przed bogatymi znajomymi? Uszczypliwości przy stole? Jego obojętność? Udawane uprzejmości? — Mruknęła. Wiedziała, jak to będzie wyglądało. Nie musiała tego po raz kolejny przeżywać i w tym roku. — Dopóki coś się nie zmieni… Każdy mój powrót do domu będzie wyglądał, jak tamta kolacja. Nie chcę i nie potrzebuję tego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia nie chciała być uparta i się odcinać, ale nie miała nawet od czego się odcinać, kiedy ojciec nie próbował z nią rozmawiać. Zupełnie jakby… Poddał się na niej i wszystko, co mówił jej wtedy było bez znaczenia.
      Zmarszczyła lekko czoło, kiedy mówił dalej. W pierwszej chwili nie była pewna, co ma o tym myśleć. Nie brała tego pod uwagę. Dawno nie rozmawiała z dziadkami. Właściwie z nikim ze strony mamy. Wiedziała, że nie mieliby nic przeciwko i wzięliby ją z otwartymi ramionami, a Sophia… Sophia nie chciała rezygnować ze wszystkiego. Nie miała powodu, aby zapominać o dziadkach i całej reszcie. Życie ułożyło się jej tak niefortunnie, że przez wakacje nie miała czasu, aby tam się pojawić.
      — Pod warunkiem, że poleciałbyś tam ze mną.
      Nie zostawiłaby go tu samego. Nie pozwoliłaby, aby siedział tu sam, kiedy ona będzie tysiące kilometrów od niego. Pękłoby jej serce na samą myśl o tym, że Carter miałby zostać tutaj sam. Ale Carter miał rację. Zaczęłoby jej w końcu brakować… Gwaru, jeśli na dłuższą metę naprawdę będzie tylko ich dwójka.

      soph

      Usuń
  77. Sophia nie sądziła, że poruszą w nocy ten temat. Nie była na to przygotowana i całą swoją uwagę wolała skupić na Carterze, aby to jemu pomóc wrócić do bycia tą najbardziej komfortową wersją siebie. Poruszanie tematu jej rodziny, a zwłaszcza komplikacji z ojcem wydawało się teraz zbędne. Sophia nie chciała, aby uwaga z Cartera przeszła na nią, bo to nie ona teraz potrzebowała wsparcia. Chociaż, jeśli rozmowy o tym miały pomóc to Sophia kłócić się nie zamierzała.
    — Nie twierdzę, że nie tęsknię.
    Oczywiście, że tęskniła. Mimo, że ich relacja była, jaka była, ale z dnia na dzień nagle on naprawdę zniknął. Na jej własne życzenie, bo Sophia odeszła, ale nie próbował przez te dwa miesiące się odezwać. Nie wiedziała, czy tylko daje jej przestrzeń czy już uznał, że nie ma sensu z nią rozmawiać. Wydawało się jej, że ojciec ją zna. Że wie jaka jest i że nie trzyma urazy, ale wystarczy się do niej odezwać. Zrobić cokolwiek, a tymczasem, gdy pojawiła się okazja to wysłał do niej siostrę.
    — Ale to będzie tak wyglądało, Carter. — Westchnęła. — Rozumiem, co masz na myśli, ale to znowu ja byłabym tą, która próbuje wszystko ratować. Była okazja teraz. Mógł napisać, że chce się spotkać, a nie wysyłać Maddie i przez nią mi przekazać, że „tęskni”. Dobrze wie, gdzie jestem i gdzie mnie znaleźć.
    Nie ukrywała przecież tego, gdzie jest. Sophia była na wyciągnięcie ręki. Wciąż w Nowym Jorku, czy w schronisku. W swoich ulubionych miejscach, choć teraz nie miała nawet pewności czy ojciec je zna lub pamięta. Była pod telefonem. Naprawdę nie trzeba było wiele, aby się z nią skontaktować. Gdyby nie odzywała się brunetka, miał dostęp do jej przyjaciółek. Dzielił ich tak naprawdę tylko jeden telefon, który nigdy nie został wykonany.
    — Wiem, że nie muszę. — Nie chciała głupio upierać się przy tym, żeby nigdy więcej z nim nie rozmawiać. Chciałaby, ale przede wszystkim nie chciała być znowu tą, która próbuje utrzymać tę relację. Było tak od lat i zwyczajnie już się tym zmęczyła. — Pomyślę co z tym zrobić. — Obiecała. Ona też nie chciała niczego żałować. Potrzebowała tak naprawdę tego, aby ojciec był obecny. Nawet jeśli z daleka, ale nie chciała przechodzić przez ważne wydarzenia w życiu i nie być w stanie mu o tym powiedzieć ani dopuścić do tego, aby z mediów dowiedział się o różnych rzeczach. Chciała być pierwszą, która mu będzie mówiła o wszystkich ważnych wydarzeniach. Znów móc mówić, gdy coś jej leży na sercu, chwalić się osiągnięciami i po prostu mieć z nim tę relację, którą pamiętała sprzed kilku lat.
    Sophia lekko uniosła brew, gdy pojawiła się zmiana tematu.
    — Szczerze? Nie miałam czasu. — Zaśmiała się krótko. — Ale nie wątp w moje umiejętności organizacji. Jak się za to zabierzemy… To będzie najlepsze przyjęcie charytatywne w całym stanie Nowy Jork. — Zapewniła z typowym dla siebie uśmieszkiem, kiedy była naprawdę czegoś pewna. — Poważnie o tym mówisz? — Spytała, bo mimo wszystko, ale z nim czasem nie wiedziała, kiedy Carter jest śmiertelnie poważny, a kiedy zaczyna żartować. Chociaż, powinna wszystko brać na poważnie co mówi. On nie miał w sobie żadnych granic.
    Kiedy powoli zaczął wyplątywać się z jej objęć, Sophia go nie powstrzymała. Uważnie obserwowała, jak powoli się podnosi i układa w inny sposób. Dla takich chwil z nim, kiedy są sami i nic między nich nie wchodzi, było warto przejść przez wszystko co ich spotkało i każdą osobę, która próbowała ich rozdzielić.
    — Oczywiście, że chce. I jeśli pojedziemy… Obiecuję, że dziadkowie są bardziej przyziemni. — Uśmiechnęła się. Jakoś ciężko było jej uwierzyć, że mieli planować święta z jej dziadkami, ale na to mieli jeszcze trochę czasu, aby zadecydować, czy na pewno tego właśnie oboje chcą.
    Dobrze widziała, co Carter planuje i wcale nie zamierzała się przed tym cofać. Przybliżyła się do niego, a jej dłoń znalazła swoje miejsce na jego policzku. Teraz już cieplejszym niż pamiętała z tarasu. Mimo, że chciała go zatrzymać bliżej siebie, to nie zmusiła go do tego i poddała się temu, że dla Cartera to miał być tylko krótki pocałunek. Jakby sobie przypomniał, czy Sophia wciąż tu z nim jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Wiem, że jesteś głodny. — Uśmiechnęła się i nawet nie udawała swojego zadowolenia, kiedy sięgnął po talerz z pizzą. Nic na siłę w niego wmuszać nie zamierzała, ale cieszyła się, że zdecydował się sam z siebie po jedzenie sięgnąć. Nawet jeśli to miało być tylko parę kęsów.
      Nie odmówiła, kiedy podsunął jej talerz. Głodna nie była, ale do towarzystwa mogła jeden kawałek zjeść. Zresztą, na pizzę miejsce było przecież zawsze. Odpowiedziała mu kolejnym uśmiechem. Ona tutaj była i zamierzała o niego zadbać najlepiej, jak tylko potrafiła. Nawet jeśli czasem miało jej to wyjść karykaturalnie. Chciała o niego dbać. Zawsze i bez względu na to, co się właśnie dzieje. A dzisiaj tej opieki zwyczajnie potrzebował.
      Zostawiła, jak zwykle, kawałek ciasta, który trafił z powrotem na talerz. Wypiła trochę coli, którą otworzył wcześniej Carter i ułożyła się niżej na poduszkach, ale niemal wklejona w jego ciało. Z głową przy jego ramieniu i dłonią na torsie.
      — Chcesz iść jutro ze mną do schroniska? — Spytała. Głównie chodziło jej o to, aby nie został sam. Nawet na tę parę godzin, kiedy jej nie będzie. — Obiecuję, dam ci same spacerki. Nie będę wredna. Dziwnie tam bez ciebie, wiesz? — Mruknęła. Niby już się przyzwyczaiła, ale często łapała się na tym, że czeka, aż wejdzie do biura albo trafi na niego przy ekspresie do kawy czy gdziekolwiek indziej.

      soph

      Usuń
  78. W głowie Sophii nie było nawet opcji, że mogą nie mieć jutra. Nie karmiła się czarnymi scenariuszami. Mimo, że mogła, ale nie miała teraz dostatecznie wiele materiałów, aby stworzyć w swojej głowie wizję ich przyszłości, która nie pozwoli jej zasnąć w spokoju. Miała za to wystarczająco dużo, aby myśleć nad ich pierwszymi świętami, gdzie będą za parę miesięcy, czy bardzo na nich wpłynie przerwa, kiedy Carter będzie w trasie, a ona w Nowym Jorku, bo przecież wracała na studia i nie będzie mogła ciągle z nim być. Zastanawiała się nad tym, jak pogodzą ze sobą rozłąkę, kiedy tak bardzo przyzwyczaili się do tego, że spędzają czas razem. Dla Sophii pogodzenie się z ojcem było opcją na przyszłość, ale nie przez to, że coś może stać się Carterowi, a ona zostanie sama. Niby co miałoby mu się stać, prawda? Mogła pomyśleć trochę intensywniej, ale nie chciała. Dla własnego komfortu. Łatwo było w końcu się domyślić, że problem z soboty, z którym przyszła Sloane wcale nie zostanie naprawiony przez jedną noc. Że to może mieć coś wspólnego z tym, o czym Carter jej opowiedział, choć to była wersja… Jak dla dzieci. Niegroźna. Może nie da się o niej zapomnieć, ale można łatwo ignorować. On sprawił, że Sophia nie czuła w sobie potrzeby, aby martwić się tą sytuacją bardziej niż to było konieczne. Mogłaby połączyć wizytę Sloane w sobotę w klubie z tym, jak Carter teraz wyglądał i się zachowywał. Mogła też sobie przypomnieć o schowanym w sejfie pistolecie, który widziała tylko ten jeden raz. Ale z jakiegoś powodu blokowała w sobie te wszystkie informacje. Jakby nie dopuszczała do świadomości tego, że Carter może być wciągnięty w coś znacznie gorszego niż niewinne przewiezienie jednej czy dwóch małych paczek w ciężarówce. Ale w końcu tak było bezpieczniej, prawda? Naiwnie myśleć, że to wszystko jest tylko czymś właśnie niewinnym. Czymś, o co nie można się przyczepić na dłuższą metę.
    Ucieszyła się, kiedy zgodził się pójść z nią. Tęskniła faktycznie za jego obecnością w tym miejscu, ale też nie chciała zostawiać go samego na pół dnia. Tylko by się martwiła, czy coś zjadł, czy nie robi czegoś głupiego albo czy nie tonie w swoich myślach, które mogły zanieść go w ciemne i nieprzyjemne miejsca.
    Zawoził ją tu już wiele razy i potem odjeżdżał, ale teraz zamiast wyjechać, kiedy drzwi za Sophią się zamknęły to wszedł tu razem z nią. Panował tu, jak zwykle, znajomy gwar. Słychać było szczekające z oddali już psy. Carol na recepcji była zaskoczona, kiedy zobaczyła ich wchodzących razem, ale przywitała się miło i bez chłodu, którym traktowała Cartera na samym początku.
    — Wpisz się tylko grzecznie na listę, okej? — Sophia odwróciła głowę w stronę Cartera, kiedy weszli do pokoju socjalnego. W schronisku pojawiło się parę nowych twarzy, ale skład na ogół pozostawał ten sam. Ludzie mogli przyjść z ulicy i poprosić o spacery z psiakami, a odkąd Carter wrzucił na swojego Instagrama link do schroniska gości mieli całkiem sporo. — I żadnego przekupywania pani kierownik czekami. One nie działają.
    Byli tu sami, przynajmniej chwilowo, więc Sophia pozwoliła sobie na luźniejszy ton głosu i zaczepki, które czekałyby na swój moment, gdyby jednak ktoś tu również z nimi był.
    Stanęła przed korkową tablicą, gdzie miała wszystko i nic. Panował na niej mały chaos, w którym brunetka jednak dobrze się odnajdowała. Czuła się tu naprawdę dobrze. I to było coś, co mogłaby robić na co dzień. Mimo, że ją to wyniszczało czasem przez te ciężkie przypadki, którym nie zawsze można było pomóc.
    — Chcesz poznać nowe psy? — Spytała. Nieszczególnie zachwycona, że są jakieś nowe, ale w końcu tak to właśnie działało. — Koty ci oszczędzę. Widzisz? Jestem miła.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  79. Życie tutaj wyglądało zupełnie inaczej. Carter zdążył się o tym przekonać naprawdę dawno temu. To z jednej strony było dobijające miejsce, a z drugiej dawało też ogromną nadzieję. Sophia była przekonana, że to miejsce i pobyt Cartera tu osiągnęło swój cel. Widziała te drobne zmiany w nim każdego dnia, który razem spędzali. Bez dwóch zdań był teraz zupełnie innym mężczyzną niż gdy wszedł tu tamtego poranka w designerskich dresach i tym kpiącym uśmieszkiem i przekonaniem, że wystarczy ją odpowiednio podejść, aby mu odpuściła. I w zasadzie tyle wystarczyło, ale nie, gdy znajdowała się w schronisku. W tym miejscu panowały zupełnie inne zasady i ona sama również była zupełnie inna.
    Sophia westchnęła krótko, jakby powstrzymywała się przed różnymi myślami, kiedy nie tylko wyczuła Cartera za sobą, ale i go usłyszała. Przyjemny dreszcz przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa i była pewna, że to widać z daleka.
    — Legowiska i zabawki. Pogryzły ostatnio te wszystkie nowe, które magicznie się tu pojawiły. — Powiedziała z lekko uniesioną brwią. Łatwo było wskazać palcem na to kto jest odpowiedzialny za to, że w schronisku się pojawia tyle nowych rzeczy. I akurat to nie była ona, chociaż korzystała z możliwości intensywnie, ale Carter obojętny wcale też nie pozostawał.
    Sophia przewróciła oczami. Próbując udawać, że to w żaden sposób na nią nie wpłynęło. Nie sądziła, że jego obecność tu może przywoływać tyle wspomnień, które w dodatku miały miejsce zaledwie paręnaście tygodni temu, a teraz zdawało się, że miały miejsce całą wieczność temu. Wiele zdążyło się przez ten czas już wydarzyć. Powiedziałaby nawet, że zbyt wiele.
    — Owszem, prawdziwa miłość. Żebyś mi w to nigdy nie zwątpił. — Puściła mu oczko, a zaraz potem posłała wesoły uśmiech. — Porównałeś mnie do kota? — Uniosła lekko brew, ale jak mogłaby być o to zła? Szczególnie, że Carter… Poniekąd miał rację. — I jednego z alergią jeszcze do domu ci nie sprowadziłam. Doceń to. — Tęskniła za Chesterem, ale… Ale musiała jakoś to sensownie poukładać. Na razie nie miała do tego głowy. Pewne sprawy, a w tym niestety, ale jej zwierzaki, musiały poczekać.
    Spojrzała na niego spod rzęs, kiedy oddawał jej długopis. Przedmiot lekko uderzył ją o otwartą dłoń, a brunetka pokręciła głową. Jednocześnie nie mogąc nic poradzić na to, jak miło się jej za każdym razem robiło, kiedy nazywał ją „panią kierownik”.
    Zniknęła w schowku. Dokładnie tym samym. Zawsze, kiedy tu była zaczynała myśleć o tamtym popołudniu. Jak siedzieli zbyt blisko siebie, mówili sobie zbyt wiele i jak wtedy waliło jej serce, bo była pewna, że się wygłupi przed nią, że ją wyśmieje. Mamrotała sobie cicho pod nosem. Przekonana, że Cartera dawno już nie ma. Dobrze wiedział, gdzie iść i nie potrzebował, aby Sophia pokazywała mu każde miejsce.
    Odwróciła się w jego stronę, kiedy usłyszała swój głos. Nie spodziewała się, że jeszcze tu stoi.
    — Carter… — Mruknęła cicho. Niemal ostrzegawczo, jakby chciała mu przypomnieć w jakim miejscu są, ale nie potrafiła zachować tej udawanej powagi sprzed chwili. — Hm, parę tygodni, a ty już nie pamiętasz, gdzie trzeba iść? Słaba pamięć. Więcej zielonych warzyw, kochanie. Szpinak, jarmuż, brokuły…
    Sophia cicho westchnęła i bez oporu dała się przycisnąć do ściany. W jej oczach wesoło błyszczały małe iskierki, które tylko Carter był w stanie z niej wyciągnąć. Serce biło już odrobinę szybciej, kiedy zamknięta była w tej „pułapce”, ale nie ze strachu. Raczej z niecierpliwego oczekiwania.
    — Hm, czyli nie masz aż tak złej pamięci. — Westchnęła i przygryzła delikatnie dolną wargę.
    Uciekać stąd na pewno nie zamierzała. Nie od niego i nie, kiedy w końcu widziała, że Carter ma dobry nastrój. Zależało jej na tym, aby widzieć go z takim uśmiechem. I zapewne, jeszcze parę tygodni temu, Sophia znalazłaby setkę powodów, aby mu przerwać, ale nie tym razem. W głowie nie miała żadnej dodatkowej riposty, a nawet jeśli jakaś była – zniknęła w momencie, kiedy usta Cartera znalazły się na jej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dłonie brunetki od razu sięgnęły do jego ciała. Jedna z dłoni wślizgnęła się sprawnie pod materiał bluzy, a drugą zaczepiła o jego kark, jakby sama musiała się upewnić, że on się jej nigdzie nie wymknie.
      — Jesteś niemożliwy. — Mruknęła z zachwytem, kiedy w jego dłoni zobaczyła breloczek z kluczem. — I wiedziałam, że to wtedy było celowe… Tylko pytanie z czyjej strony. — Rozciągnęła usta w szerszym uśmiechu. Musiałaby skłamać, gdyby wtedy nie pomyślała, że spotkało ich niesamowite zrządzenie losu, że zostali tu zamknięci. — Carter… — Zamruczała mu w usta, ale nie była pewna, czy wypowiada jego imię, bo prosi, aby nie przestawał, czy aby jednak przestał, bo zaraz stąd naprawdę nie wyjdą.
      — Mhm, bardzo profesjonalne. — Zaśmiała się. Zadrżała niemal, kiedy jej ciało mocniej wbijało się w ścianę przez Cartera. — Za chwilę to dobra odpowiedź… Pięć minut? — Mruknęła. Tym razem to ona sięgnęła do jego ust. Powinna była myśleć o tym, jak wiele osób tu jest, że to nie jedyna para kluczy, ale nie potrafiła logicznie myśleć, kiedy go przy sobie w ten sposób miała. I rozpraszał ją tymi pocałunkami i dłonią, której ciepło czuła na swojej skórze.
      — Znów łamię przez ciebie zasady… Ale chyba mi nie jest z tym źle.

      soph

      Usuń
  80. Nie mogła nic poradzić na to, że łamanie zasad przy nim przychodziło jej tak zaskakująco łatwo. Nie było żadnego zastanawiania się nad konsekwencjami, a te mogłyby być i to równie przykre. Jednocześnie nie mogła ukrywać, że ten dreszczyk emocji jej się nie podoba. Zresztą, Carter znał ją na tyle dobrze, aby wiedzieć, że właśnie te zakazane rzeczy nakręcają ją najbardziej. Nawet, a może szczególnie wtedy, kiedy Sophia nie chce się do tego na głos przyznać.
    — Pięć minut… Będę cicho. — Mruknęła. Dopiero po chwili zaskoczona tym, co powiedziała i że nie miała w sobie absolutnie żadnego wstydu w tej chwili. Trudno było zdrowo myśleć, kiedy czuła go tak blisko i wszystko w niej się wyrywało teraz prosto w stronę Cartera. Był jedynym, który mógł dać jej takie ciepło i bliskość. Jedynym, od którego to wszystko chciała. — Drzwi są zamknięte, a nikt nie wie, że tu jesteśmy. — Mruczała dalej. Jakby zapominając, że w każdej chwili ktoś tu może potrzebować wejść. Po karmę, smycze, po cokolwiek tak naprawdę. To była tylko kwestia czasu.
    — Niech zgadnę… Każdego dnia? — Mówiła to, bo sama o tym myślała. Częściej niż wtedy gotowa byłaby się przyznać. I przed może też. Tylko wtedy nie pozwalała sobie na zbyt odważne myśli, ale co ją powstrzymywało teraz? — No to teraz mnie masz… Wykorzystaj to. — Spojrzała mu w oczy z niemym wyzwaniem w swoich własnych. Jeśli myślał, że ona się opamięta, to trafił dziś na zły dzień. Sophia, powinna była, wrócić do roli kierowniczki i doprowadzić siebie i Cartera do porządku, ale nie potrafiła. I to wszystko było jego wina. Jego dłoni pod jej bluzą. Palców, które muskały jej żebra i wspinały się raz wyżej, raz niżej. Ust, które wciąż czuła na swoich wargach i policzkach. Ciepłego oddechu, który osiadał na jej twarzy. Tego, jak jednocześnie wciśnięta była w ścianę i w jego biodra. I wcale uciekać nie zamierzała.
    — Ktoś ci każe wychodzić, kochanie? — Zaśmiała się. Kompletnie traciła tutaj rozum i wcale jej nie było z tym źle. W zasadzie to chętnie tu jeszcze zostanie. — Uznamy, że potrzebowałeś… specjalnego szkolenia od kierowniczki. Dawno cię tu w końcu nie było. Musiałam ci to i owo przypomnieć. — Gdyby to tylko było takie łatwe do wytłumaczenia innym ludziom, gdyby te drzwi jednak się otworzyły niespodziewanie. Sophia jednak liczyła, że nie będzie żadnej powtórki z „rozrywki”, choć teraz już zdecydowanie nikt nie powinien mieć o nich problemu. Nie, gdy ze związkiem wcale się tutaj nie chowali ani nigdzie indziej.
    — Carol pewnie gra w pasjansa. Jest zajęta i dobrze wiesz, że tu nie schodzi. — Przypomniała. Byli od niej wolni. Sophia czuła wręcz, jak nogi się jej uginają od pocałunków, które zostawiał po sobie Carter na jej skórze. Palce wbiła odrobinę mocniej w jego kark, jakby trzymała się go teraz, aby nie upaść w pełni.
    — Przez ciebie taka jestem. — Wytknęła mu i zaśmiała się wesoło. — Byłam grzeczna wcześniej… — Mruknęła z udawanym wyrzutem. No, nie do końca taka była, ale na pewno zachowywała się bardziej poprawnie niż teraz z nim. I wcale na taką przemianę zła nie była.
    Sophia westchnęła, gotowa do tego, aby zacząć protestować na te jego „trzy sekundy”, ale nie zdążyła. Carter wyszedł pierwszy, a ona tam została. Oparta o ścianę i z ciężkim oddechem. Ze wspomnieniem jego ust na swoich. Z drżącym ciałem, które wołało o więcej, a jednocześnie wiedziało, że wystarczy poczekać. Nie mogła się nie uśmiechnąć. Pokręciła lekko głową i poprawiła włosy.
    — Dobrze, panie Crawford. Do roboty. Nie zabrałam tu pana po to, aby mnie obmacywać w schowku. Naganne zachowanie. — Mówiła ciszej, gdyby jednak się okazało, że ktoś w pobliżu jest, a wiedzieć przecież nie musieli, prawda? — Pieski czekają. Stęsknione i gotowe na spacerki, a co do obietnic… To dobrze wiesz, że zabrałabym każdego, ale mamy zdecydowanie za małe łóżko, aby się wszystkie pomieściły.
    — Chodź. Pokażę ci nowych rezydentów, a potem wyganiam cię na spacer.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  81. Sophia czuła, jak na jej policzki wkradają się gorące rumieńce, których nie dala rady zatrzymać. Owszem, parę tygodni temu cały czas nerwowo szeptałaby „Carter, tak nie wypada. Carter, nie możemy. Carter, nie powinniśmy”. Dodałaby do tego pewnie jeszcze więcej różnych określeń.
    — Zmieniłam się… A może zawsze byłam głodna ryzyka. — Mruknęła i wzruszyła lekko ramionami, jakby właśnie rozmawiali o czymś nieistotnym i niezwykle błahym. — Zrujnować? Ależ skąd… Posądzasz mnie o straszne rzeczy. — Dodała i przewróciła oczami.
    Lekko się wyprostowała, kiedy Carter ją dotknął. Powinna się była tutaj wstrzymać przed zbyt częstym znajdowaniem się blisko niego, ale nie umiała się powstrzymać. A już sądziła, że zachowa tutaj profesjonalizm i będzie „panią kierownik”, a nie dziewczyną, która w szybki sposób traci przy nim rozum, gdy tylko poczuje jego dotyk czy znajome i oszałamiające perfumy.
    — Spojrzeć jak? — Spytała z tą swoją rozbrajającą niewinnością w oczach, aby zaraz po tym pytaniu zrobić dokładnie to przed czym ją ostrzegał. — Nic nie robię. Masz jakieś urojenia. Tylko patrzę na swojego chłopaka. Od kiedy to zabronione? — Westchnęła. Sophia dałaby się tam teraz zaciągnąć bez choćby słowa sprzeciwu. Jeszcze kilka minut i sama go tam zaciągnie.
    Musiała się otrząsnąć, bo w innym wypadku nigdy nie zrobią tego, po co naprawdę tutaj przyszli. Psy. Koty. Papierkowa robota. To były zadana na dziś. Wszystko inne musiało poczekać. A Carter jej nic nie ułatwiał, gdy dotykał jej twarzy odgarniając kosmyk włosów czy splątując ich dłonie razem.
    — Robisz to specjalnie. — Oskarżyła. Zamknęła oczy i policzyła w myślach do pięciu, ale to nic nie dało. — Mam takie wymagania tylko wobec jednego pracownika. Tego, który za mną stoi i nie pozwala mi w spokoju oddychać. — Dodała konkretniej. Jak miała skupić się na własnym oddechu, kiedy Carter był tuż za nią?
    Sophia uniosła głowę trochę wyżej. Rozbawiona tą rozmową do kości, ale równie mocno nią nakręcona. I wcale nie zamierzała jej tak szybko kończyć. Zastanawiała się tylko, ile przepisów Carter złamie, gdy będą wracać do domu i czy uda się im dotrzeć do mieszkania bez rzucania na siebie.
    — I wiesz co? Pani kierownik nie tylko schowek ma w głowie. — Zdradziła. Granie niewinnej jej nie wychodziło, więc mogła wejść w inną rolę, która przyszła jej przy nim zaskakująco sprawnie. — To… specjalna resocjalizacja. Tylko dla wybitnie trudnych przypadków, a tak się składa, że ty się do nich zaliczasz. — Sophia przeciągnęła dłonią wzdłuż jego torsu. Boże, dobrze, że tu jednak nikogo nie było, bo chyba spaliłaby się ze wstydu, gdyby ich tu ktoś przyłapał.
    Świadkami były tylko psiaki, które wyraźnie domagały się uwagi i chciały wszystkie wyjść na spacer i zostać zauważone. To na moment sprowadziło ją na ziemię, ale dłonie Cartera po raz kolejny rozpraszały. Nawet, gdy to było tylko przypadkowe zetknięcie dłoni.
    Sophia lekko drgnęła, kiedy usłyszała znajomy głos przecinający powietrze. Nie cofnęła się jednak nawet na krok, kiedy do środka wpadła Carol. Trochę uważniej im się przyglądała, ale nie komentowała tego w żaden sposób. Kobieta nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, co im właśnie przerwała. I całe szczęście, że przerwała, bo inaczej mogliby skończyć naprawdę z powrotem w tym schowku, a to mogło się skończyć małym skandalem w schronisku i setką, jak nie tysiącem plotek.
    — Umówmy się, że na rękach mnie zaniesiesz z windy do mieszkania. — Dorzuciła od siebie i puściła mu oczko, a Sophia aż za dobrze wiedziała, co jego spojrzenie i każdy dotyk mówi: jej słowa i gesty mają konsekwencje, które odczuje na sobie później, gdy znajdą się już z powrotem w mieszkaniu i nie będą mieli wokół nikogo kto mógłby im przeszkodzić chociaż w małym ułamku.
    Odetchnęła bezgłośnie, kiedy drzwi za Carterem się zamknęły. Była pewna, że ten mężczyzna jeszcze niejeden raz do takiego stanu, w jakim znalazła się teraz, ją doprowadzi. Potrzebowała paru chwil, aby wrócić do swojej rzeczywistości, w której rządziły zwierzaki, milion dokumentów do wypełnienia, miski do uzupełnienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia straciła Cartera z oczu na dłuższy czas.
      Odnajdywał się w tym miejscu, więc na pewno znalazł sobie czworonożnego towarzysza albo inne zajęcie. Ona z kolei wróciła do swoich zajęć, a w międzyczasie zaglądała do kociarni, gdzie też potrzebna była pomoc. Z kotami dogadywała się lepiej niż z psami, a skoro w penthousie nie było żadnego (jeszcze) to swoją miłość do Chestera przelewała na kociaki tutaj. Właśnie kończyła sprzątać, kiedy z recepcji doszły ją podniesione głosy. Nieczęsto zdarzało się, aby ktoś się tu awanturował. Dlatego tym bardziej była zaciekawiona, ale i zmartwiona powodem głośnej wymiany zdań.
      W recepcji była akurat Alice, która zastąpiła Carol, która najpewniej wciągnęła Cartera w kolejne zadania.
      — Proszę to sobie zabrać! Mamy w domu małe dziecko! — Wrzasnął mężczyzna.
      — I sąsiedzi grożą policją! — Wtrąciła stojąca obok niego kobieta.
      Sophia unikała konfrontacji, ale tej tutaj uniknąć nie mogła. Słyszała, że Alice próbuje załagodzić sytuację. Para stała przy recepcji, a mężczyzna ściskał dłoń w pięść, która leżała na blacie, jak ostrzeżenie.
      — Ja naprawdę rozumiem… tylko proszę spokojniej…
      — Spokojnie?! — Mężczyzna pochylił się nad ladą tak gwałtownie, że Alice aż cofnęła się na krzesełku. — Ten pies to tragedia! Horror! Zniszczyła nam wszystko w domu! Meble, panele. Drze się, jak opętana przez cały czas! Z domu wyjść nie można! A pani chce, żebym był spokojny? Chcemy zwrotu opłat adopcyjnych! I pozwę was za kłamanie. To miał być pies rodzinny, a do niczego się nie nadaje.
      Sophia czuła już, jak żołądek się jej ściska, ale przełknęła swoją niechęć i weszła do recepcji.
      — Przepraszam, wszystko w porządku? — Zwracała się do Alice, ale zanim dziewczyna jej odpowiedziała mężczyzna się wtrącił.
      — Chcemy oddać psa. I odzyskać pieniądze. Ona jest nie do zniesienia! Wyje, drapie, gryzie. — Warknął, jakby liczył na współczucie.
      Sophia wychyliła się za ladę, aby spojrzeć o jakiego psa się rozchodzi i poczuła, jak serce podchodzi jej do gardła. Gigi. Skulona przy nogach mężczyzny z zagubionymi oczami i drgającym ciałkiem, kompletnie nie mając pojęcia co się dzieje.
      — Wezmę ją. — Wyciągała już rękę po smycz, ale mężczyzna ją cofnął gwałtownym szarpnięciem, które poskutkowało w tym, że Gigi pisnęła.
      — Najpierw chcę swoje pieniądze, a potem niech pani z tym kundlem robi co chce.
      — Opłata adopcyjna nie podlega zwrotom. Podpisali państwo dokumenty.
      — Zniszczyła nam kanapę! Za trzy tysiące! — Wyrzuciła z frustracją kobieta. — Chcemy nasze pieniądze.
      Sophia cicho odetchnęła i zerknęła na Gigi, jakby chciała ją zapewnić, że jest bezpieczna i nie da jej wrócić z tymi ludźmi do domu. Zostanie tutaj, gdzie będzie bezpieczna. Ugryzła się w język, aby nie wyrzucić jej w twarz tekstem, że siedemdziesiąt dolarów opłat na pewno nie pokryje kosztów zniszczonej kanapy. Była zbyt blisko, aby to powiedzieć.
      — Przykro mi, ale ta opłata nie podlega zwrotowi. To donacja. Nie mogę z tym nic zrobić, ale mogę przygotować odpowiednie dokumenty i zabiorę psa.

      soph

      Usuń
  82. Awantury rzadko miały tu miejsce. Jasne, czasem komuś coś się nie spodobało, ale tak to już bywało w miejscach, gdzie trzeba było pracować z ludźmi. Zwykle zajmowała się tym Carol albo ktoś zastępca dyrektora schroniska, jeśli sprawa była wyjątkowo paskudna. Na ogół jednak łatwo było się dogadać, jednak z każdym kolejnym słowem, które padało z ust mężczyzny Sophia była przekonana, że to wcale tak łatwo nie pójdzie, a nie chciała też dopuścić do sytuacji, w której odejdą razem z Gigi, która w tej chwili wcale nie przypominała jej psa, z którym razem z Carterem wychodzili na niezliczoną ilość spacerów.
    Sophia próbowała na spokojnie, jednak z niektórymi ludźmi „na spokojnie” nie działało. Rozumieli tylko i wyłącznie swój własny język, którym Sophia nie operowała. Trochę naiwnie liczyła, że jej spokój ich zawstydzi, ale nic podobnego. Para awanturowała się dalej. Ciągle wrzeszcząc o pozwach za kłamstwa, domagali się ciągle zwrotu kosztów za adopcję, która była błędem i na którą by się nie zdecydowali, gdyby wiedzieli, że dostają problematycznego psa. Na nic było jej tłumaczenie, że nie można przewidzieć, jak pies, który spędził w schronisku całe swoje życie będzie zachowywał się w domu. Szybko zrozumiała, że oni chcieli po prostu pluszowego psa, a nie żywe zwierzę, którym trzeba się zajmować, a zamiast naprawić problemy to się go próbowali pozbyć.
    Otwierała już usta, aby coś powiedzieć znowu, kiedy przerwał jej znajomy głos. Sophia odwróciła głowę w stronę Cartera. Gdyby go nie znała to wyraz jego twarzy mógłby spokojnie na chwilę ją sparaliżować. Powstrzymała się przed kpiącym uśmieszkiem, który chciał się wkraść na jej twarz. Carter miał swoje sposoby na to, aby wpłynąć na ludzi. Wystarczyło już, że się pojawił, a brunetka wiedziała, że para jest na przegranej pozycji i nie będą mieli szans na chociażby wytłumaczenie się.
    Kiedy Carter podał jej smycz Sophia delikatnie za nią pociągnęła, a potem kucnęła i przywołała do siebie psa. Gigi niepewnie, ale podeszła, choć zatrzymała się przy nogach Cartera, jakby dalej iść nie chciała.
    — Myślisz, że mnie przekupisz? — Syknął mężczyzna, choć przecież właśnie dostał to, o co się awanturował od dziesięciu minut. — Ten kundel powinien być uśpiony.
    Widziała, że chciał dodać coś jeszcze. Jednak jego żona go przed tym powstrzymała. Zdawało się, że miała w sobie trochę więcej rozsądku niż Sophia początkowo zakładała. Alice działała też sprawnie, aby wszystko zgadzało się w papierach, a ci ludzie nie upomnieli przypadkiem za jakiś czas o psa. Podrzuciła im dokumenty do podpisania, po których pies oficjalnie wracał pod opiekę schroniska. To kobieta je podpisała. Byle jak i byle szybciej stąd wyjść. Oboje czerwoni na twarzy i zgrzani, jakby właśnie przebiegli półmaraton.
    — Usłyszycie jeszcze od mojego prawnika! — wyrzucił ręce w górę, kiedy wychodzili.
    Drzwi trzasnęły za nimi głośno, a przez szybę w nich było widać, jak oboje na siebie wrzeszczą, kiedy kierowali się w stronę auta na parkingu.
    Sophia kucała przy nogach Cartera, mając Gigi na wyciągnięcie ręki, która pierwszy raz odkąd się tu ponownie znalazła, a wokół była już cisza i znajome twarze, zamachała nieśmiało ogonem. Pyszczek za to ułożyła na wierzchu buta Cartera. W ten sam sposób, jak robiła to wiele razy, kiedy za bardzo zmęczyła się na spacerze bieganiem za piłką i potrzebowała dwóch minut na regenerację zanim znów zacznie szaleć.
    — Cześć, maleńka. — Brunetka wyciągnęła do niej rękę i delikatnie przesunęła dłonią po jej sierści. Miękkiej i znajomej, a ogon tylko mocniej zaczął przecinać powietrze z cichym świstem.
    Soph zadarła głowę do góry i spojrzała na Cartera z wyrazem ulgi i podziękowania w jednym, a potem wyciągnęła rękę, w której trzymała smycz.
    — To chyba twoje.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  83. Sophia w momencie, kiedy zobaczyła z jakim psem przyszli wiedziała, że ona nie spędzi w schronisku nawet jednej dodatkowej nocy. Mogła zapuszczać się myślami za daleko, ale już od pierwszego dnia widziała między Carterem, a Gigi jakąś nić porozumienia, która zrozumiała była tylko dla tej dwójki. Jakby była wręcz stworzona tylko dla niego i pod niego. Wtedy jeszcze nie wiedziała, czy faktycznie zdecydowałby się na to, aby ją zabrać. Miała nadzieję, a potem okazało się, że jest z późno, a dziś… Dziś nie było innej możliwości, aby nie wróciła z nimi do domu. Z Carterem do domu, bo wystarczyło na nią spojrzeć, aby wiedzieć czyja tak naprawdę jest i była od samego początku. Zawahała się tylko na moment, kiedy Carter nie od razu sięgnął po smycz. Przez krótkie sekundy zastanawiała się, czy na pewno to zrobi, aż w końcu wziął smycz do ręki. Zdawało się jej, że najpierw zrobił to niepewnie, jakby nie był pewien, czy na pewno powinien brać na siebie taką odpowiedzialność.
    — Wygląda na twoje. — Odpowiedziała. Wciąż kucała przy Gigi, która jednak nie Sophią była zainteresowana, a Carterem. Tylko jego uwagi chciała, a cała reszta mogła nie istnieć. Mała zdrajczyni. Sophia znała ją przecież dłużej niż Carter, a spadła na drugi plan!
    W każdym zestawieniu wyglądali, jakby byli wyrwani z zupełnie innej rzeczywistości. Tym bardziej teraz, kiedy w Carterze jeszcze kotłowały się resztki złości po tym, co miało miejsce. Sophia jednak widziała, że powoli zaczyna pękać. Wychodził na wierzch ten Carter, którego ona najlepiej znała. Ten, który nie był dla publiczności. Z uczuciami i przemyśleniami, z którymi nie podzieliłby się z resztą świata, ale nie potrafił lub nie chciał się oprzeć tej kudłatej kulce szczęścia, która tak ufnie się na niego wdrapywała i próbowała zwrócić na siebie jego uwagę.
    Kiedy Carter usiadł na podłodze, Sophia lekko oparła się dłońmi o jego ramię. Nie próbowała się wtrącać w sprawy Cartera i Gigi. Tutaj nie było dla niej miejsca. Nachyliła się tylko, aby musnąć ustami jego policzek w miejscu, którego Gigi jeszcze nie zdążyła zaatakować swoim pyszczkiem i językiem.
    Podniosła się jednak po chwili, lekko biodrem opierając o ladę za sobą. I po prostu patrzyła na ten obrazek. Carter z szalejącym mu na kolanach psem, który piszczał wesoło. Gigi chyba całym swoim małym ciałkiem próbowała pokazać, jak bardzo się cieszy i jednocześnie poprosić, aby jej nikt już nie zostawiał i nie oddawał w żadne inne ręce. Jakby tym małym popisem czułości próbowała sobie kupić miejsce w życiu Cartera. I teraz Sophia wiedziała. To nawet nie on wybrał psa, ale pies wybrał sobie jego i od tego absolutnie nie było żadnej ucieczki. Mógł się przed tym bronić, ale było jasne, że Carter jest na przegranej pozycji.
    — Myślałeś, że masz tu jeszcze coś do powiedzenia? — Sophia zaśmiała się lekko. Gdyby sam się nie zdecydował to Sophia bez wątpienia sprawnie by go przekonała. Jeśli ktoś był mistrzem w robieniu proszącej miny – to ona. — Lepiej szykuj trzecią poduszkę do łóżka.
    To była miła odmiana. Wesołe psie dźwięki, które rozbrzmiewały w recepcji po tych wszystkich wrzaskach. Sophia bez słowa uciekła do pokoju socjalnego, aby przynieść ich kurtki, ale i złapała również paczkę ulubionych smaczków Gigi, które potrafiła pochłaniać w niekontrolowanie wielkich ilościach i jedną z piłek. Podobnie, jak ona słodycze. Kiedy wróciła do recepcji Carter wciąż siedział na podłodze z Gigi, a ona wciąż szalała mu kolanach.
    — Trzymaj. Może da ci się ubrać.
    Ledwo, ale udało się ją ściągnąć z kolan Cartera. Psiak cały czas jednak kręcił mu się po nogami. Dobrze wiedziała co ubranie kurtki oznacza i gotowa była ciągnąć do wyjścia od razu. Zaczęła to robić w momencie, kiedy oboje byli już ubrani. Sophia nawet nie zdążyła złapać Cartera za rękę. Gigi mimo bycia raczej średnio-małym psem miała w sobie zaskakująco dużo siły. Sophia dołączyła do nich po chwili i bez słowa sięgnęła po rękę Cartera.
    — Tylko jeszcze o mnie nie zapominaj, co? — Mruknęła żartobliwie. Kierowali się, a raczej to Gigi ich kierowała, do znajomego parku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Listopadowe powietrze było dość chłodne, ale Sophia jakoś tego nie odczuwała. Od środka rozgrzewała ją ta scenka z Carterem i Gigi. Jego zmiękczone spojrzenie i sposób w jaki patrzył nie tylko na nią, ale i na biszkoptowego psiaka, który jak nic teraz wywróci im trochę życie, ale na takie zamieszanie Soph była gotowa.
      — Chyba czekają nas zakupy w drodze do domu, nie sądzisz? — Przeniosła wzrok z Gigi, która wesoło szła przed nimi. Doskonale wiedząc, w które miejsce ich zaprowadzi. Pod które drzewo. Przy jakim kamieniu będą stać pięć minut, bo będzie musiała go obwąchać z każdej strony. I że prawdopodobnie czeka ich też polowanie na wiewiórki.
      I akurat, kiedy przechodzili przez bramę parku, Gigi się zatrzymała koniecznie musząc coś obwąchać.
      — Pasuje ci to? — Spytała, bo mimo tego, co Sophia mogła sobie myśleć, to Carter wcale nie musiał przecież chcieć tego samego. Mogła podobać mu się tylko wizja, ale rzeczywistość to było przecież coś zupełnie innego.

      soph

      Usuń
  84. Mógł mieć normalność, którą od tygodni dawała mu Sophia. Nie na moment, ale na zawsze. Brunetka być może za bardzo wierzyła w to, że na każdego czeka coś dobrego. Inaczej też nie potrafiła, jeśli miała być całkowicie szczera. Wierzyła głęboko w to, że ona i Carter mogą mieć wspólne, szczęśliwe i długie życie, bo co miałoby im stanąć na przeszkodzie? Zupełnie ignorując przy tym to, że Carter trzy dni wcześniej podarował jej skrawek swojego życia, o którym wcześniej nie miała pojęcia. I naiwnie wierzyła, że to naprawdę było tyle. Że on przymyka oko, że to dzieje się rzadko, że jak upora się z tym problemem to będzie pod wszystkim. Tylko, że pod skórą ona wiedziała, że to wcale nie jest takie proste. Nie chciała o tym rozmawiać ani o tym rozmyślać. Chciała tego życia z Carterem, które dobrze znała i kochała, a nie te nerwowe noce, kiedy nie wie o której godzinie wróci ani czy w ogóle wróci na noc do domu.
    Sophia tego chciała – psa, który z radości mylił łapki, wesołych szczeknięć i Cartera z tym jego niepewnym, ale uroczym uśmiechem, jakby sam jeszcze nie zadecydował czy w ogóle zasługuje na to wszystko, co teraz dostaje od życia i od niej. Inaczej już nie potrafiła wyobrazić sobie życia, a przez te chciała przejść razem z Carterem. Bez względu na to, co jeszcze może ich spotkać, a jeśli mieli przy okazji wypełnić przestrzeń w penthousie psem… To co im tak naprawdę stało na przeszkodzie?
    Trzymała go mocno za rękę, jakby sama się bała, że zaraz jej Carter zniknie. Widziała po nim, że myślami nie był tu z nią, a w zupełnie innym miejscu. Skupiony na innych rzeczach, o których ona najpewniej nie miała pojęcia.
    Widziała, jak bił się z myślami, którymi się z nią nie dzielił. A ona… Sophia nie miała pomysłu, jak ma do niego dotrzeć. Siła nic tu nie da. Namawianie go, aby się otworzył również. Jeszcze nie znalazła sposobu, aby wejść mu pod skórę i wyciągnąć to, co tak sprawnie przed nią ukrywał, a było tego sporo, choć skąd Sophia miała to wiedzieć? Nawet nie przypuszczała, jak poważne kłopoty może mieć Carter. Ani, że jej wszystkie wyobrażenia o przyszłości lada dzień mogą zniknąć zamknięte za metalowymi kratkami. Lub gorzej.
    Przechyliła lekko głowę na bok, jakby to miało jej pomóc w lepszym spoglądaniu na Cartera, a potem się nieśmiało i delikatnie uśmiechnęła. Może chciała go zapewnić, że wszystko będzie w porządku, że nie musi się niczym martwić.
    — W twoim przypadku… Myślę, że to najlepsze co mogłoby ci się przytrafić. — Powiedziała, jednak bez nacisku. To nie była decyzja o spędzeniu weekendu za miastem. To była odpowiedzialność na długie lata. Nie zamierzała na nim wymuszać zabrania Gigi, choć to było wręcz logiczne, że właśnie tak powinni zrobić. Wiedziała, że jeśli wrócą bez niej to oboje wrócą z pękniętym sercem. Carter by tego po sobie poznać nie dał, a Sophia w nocy zamoczyłaby poduszkę roztrzęsiona myślą, że Gigi znów została bez domu, chociaż przecież u nich było tyle miejsca.
    — Jak niby jest? — Pytała, bo… Bo z jej perspektywy było dobrze. Może nie idealnie, ale dobrze. Carter miał swoje problemy, jednak ona była pewna, że lada moment będą one za nim. — Och, masz na myśli tamto… — Westchnęła bezgłośnie, a potem odwróciła wzrok, jakby potrzebowała pozbierać myśli.
    Nie wiedziała, jak ma do tego podejść. To był temat, który ją zwyczajnie przerastał. I nie powinien być omawiany w parku. Była rozdarta, bo z jednej strony nigdy nie powinna była i nie chciała znaleźć się blisko takich rzeczy, a teraz mężczyzna, którego kochała się tym zajmował. Poprawność w Sophii nakazywała jej się od tego odciąć, ale ta strona, która była zamroczona Carterem kazała się zamknąć i udawać, że niczego nie widzi i nie słyszy. Cicha ignorancja, która wcale nie zaprowadzi jej w dobre miejsce, ale pozwoli mieć wiele dobrych momentów z Carterem zanim to wszystko rozpadanie się na małe kawałki.
    Spojrzała na Gigi. Uparcie wąchała liście i merdała ogonem, jakby tym samym im sygnalizowała, że ona już nigdzie się nie wybiera, a jej miejsce jest właśnie tutaj: przy Carterze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I może faktycznie było. Być może ten niepozorny psiak wiedział więcej niż oni. Czuł więcej niż oni.
      Mogli teraz wrócić do domu z psem. Sophia mogła udawać, że ich życie zawsze będzie tak wyglądało, ale niepokój zawsze będzie nad nimi wisiał. To uczucie pojawiło się dopiero niedawno, ale nie opuszczało brunetki. Nie była jedną z tych, które czekają, aż wydarzy się coś złego. Nie siedziała, jak na szpilkach czekając na zły moment. Korzystała z życia na tyle, ile mogła. I jeśli coś ma się wydarzyć to nie będą w stanie tego zatrzymać.
      Dopiero po dłuższej chwili spojrzała znów na Cartera. Z niepewnością, czy ma się odzywać, ale również czymś co przypominało nadzieję. Co miało mu przypomnieć, że życie to nie tylko to, co jest w jego przeszłości, że to go wcale nie definiuje i że sam może, a przede wszystkim powinien decydować o swoim szczęściu.
      — Wiesz… nigdy chyba nie ma odpowiedniego momentu na… Powiększenie rodziny. — W jej głowie tym właśnie byli. Małą i dwuosobową, ale byli. — Zawsze będzie coś. Jeśli nie tamto… To koncerty. Nagrania. Moja studia. Prace. Ale jeśli ją chcesz… To tylko ty sam się powstrzymujesz.
      Tak naiwnie chciała wierzyć, że dadzą radę to pogodzić. Psa i obowiązki, przeszłość i teraźniejszość. Wierzyć, że ich przyszłość ma sens, że nie okaże się, że wszyscy wokół mieli rację.
      — Ale będzie tutaj bezpieczna. — Dodała, ale chyba bardziej zapewniała siebie niż jego. Za szybko zaczęła wyobrażać sobie, jak mogłoby teraz wyglądać ich życie z psem. — I nie od razu wróci do adopcji, więc… Masz czas, aby się zastanowić. Dziś spacer wystarczy.
      Gigi szarpnęła za smycz. Dając sygnał, że pora iść dalej, a potem odwróciła się w ich stronę i spojrzała na Cartera, jakby dokładnie wszystko rozumiała i chciała przekazać, że on nie ma innego wyjścia, a jasnobrązowa suczka wraca z nim dziś do domu i to między jego nogami będzie spała zawinięta w kulkę.

      Soph

      Usuń
  85. Wsunęła wolną rękę do kieszeni szarego płaszcza, a druga wciąż owinięta była wokół palców Cartera. Mimo mroźnego powietrza to nie czuła zimna. Tylko czuła się… Dziwnie. Niby wszystko było w porządku, ale jednak miała w środku uczucie, którego nie potrafiła łatwo wytłumaczyć. Jakby nadciągało coś, czego żadne z nich nie będzie w stanie powstrzymać. Może jednak niepotrzebnie się nakręcała? Może to wszystko to tylko w jej głowie, bo niepotrzebnie wróciła do tematu? Myślała jednak o tym, co się działo w nocy i w jakim stanie go zastała. Cokolwiek się zeszłej nocy wydarzyło nie było prostym „klubowym” problemem, a Sophia nie miała dziś w sobie odwagi, aby się o to teraz pytać. Mimo, że naprawdę chciała i chciała być dla Cartera oparciem, aby mógł opowiedzieć jej o wszystkim, a przecież wyraźnie widziała, że od wczoraj coś w sobie trzymał i nie mówił jej pełnej prawdy, ale to nie było miejsce ani czas na to, żeby się dopytywać.
    Skoro tak, pomyślała. Ale wiedziała, że nie chodzi do końca o te przyziemne problemy. Ludzie brali psy pracując po dwanaście, a czasem nawet czternaście godzin dziennie i to nie był problem. Bo to naprawdę nie był problem, aby ją zabrać. Sophia o tym wiedziała.
    — W teorii to w niczym to nie przeszkadza. — Westchnęła. Brzmiała pewnie teraz jak naburmuszona siedmiolatka, której odmawiało się kupienia nowej lalki Barbie, a nie taki był jej cel. Sophia też wiedziała, że trasa i jej uczelnia wcale nie są żadną przeszkodą. Ona będzie w Nowym Jorku na co dzień. Wracałaby do mieszkania każdego dnia i prawdopodobnie nie będzie miała zajęć codziennie. Gigi nie byłaby długo sama, a w czasie przerw mogła się z nią zapakować do samolotu i polecieć do Cartera. Ot, gdyby chodziło tylko o te dwie rzeczy to rozwiązanie mieli na wyciągnięcie ręki, bo ono po prostu było przed nimi i nie musieli nic więcej robić, ale też nie była na tyle naiwna, aby sądzić, że to wszystko to naprawdę tylko kwestia organizacji czasu. O cokolwiek Carterowi chodziło, to było większe niż jej studia i jego trasa. Ale może też jakimś cudem to Sophia się czepiała i nie chciała uwierzyć, że w ich życiu komplikacje mogą być naprawdę proste.
    — Tak samo, jak ogarniałeś to wcześniej.
    Przecież też miał psa. Może nie należał on w pełni do niego, ale dzielił z nim życie. I to w dodatku z osobą, która również miała trasę, wyjeżdżała i nie było jej często w domu, a mimo to jakoś ogarniali to, że poza nimi był jeszcze pies.
    — Jak chcesz, Carter. Jeśli się nie czujesz na silach, to tym bardziej to będzie bez sensu. — Westchnęła i wzruszyła ramionami. Nie chciała, aby to robił dla niej, bo nie o to przecież chodziło. Nie Sophia miała być zadowolona, ale on. I Gigi, a gdyby znów się okazało, że nie pasuje do życia, że nie ma czasu na to, aby się nią zająć tak, jak na to zasługuje i znów wróciłaby do schroniska to podłamałoby ją to tylko bardziej. Może te spacery jej wystarczą. Chociaż patrząc na to, jak wpatrzona była w Cartera – i to od pierwszego dnia – Sophia wcale taka pewna nie była, czy widywanie się z nią i zabieranie na spacery ma jakiś sens, bo tylko niepotrzebnie się przywiąże, a potem czekałoby ją rozczarowanie, na które sobie nie zasłużyła.
    Sophia lekko się uśmiechnęła, bo wystarczyło, aby Carter mówił takie rzeczy, aby wszystko w niej się topiło. Chciał z nią mieć wszystko, a wszystko… Wszystko może nie było możliwe, ale mogli mieć razem bardzo wiele. I już mieli wiele, bo mieli siebie, a to było więcej niż Sophia podejrzewała, że może mieć, kiedy zaczęli się spotykać z początku niezobowiązująco.
    — Wszystko, hm? — Mruknęła, a za tym słowem kryły się rzeczy, o których nie rozmawiali i których żadne z nich nie było pewne. Dwa miesiące z hakiem, tyle razem byli, a ona dawno tworzyła już scenariusze z nimi w roli głównej, które zwykle się pojawiały po latach lub chociaż miesiącach związku, a nie paru tygodniach.
    — Ja będę na miejscu, Carter. I wiem, że Gigi woli ciebie… co jest bardzo nie fair, bo znam ją dłużej, ale to jest do ogarnięcia. My, ona, nasza przyszłość… Możemy to zrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Była tego wszystkiego pewna, bo on był obok. Dawał jej poczucie bezpieczeństwa, którego Sophia nigdy wcześniej przy nikim nie miała. Pojawiał się zawsze wtedy, kiedy były jakieś problemy, choć nikt go nie wołał. Jakby z daleka czuł, że go potrzebuje i on się po prostu zjawiał. Wierzyła, że dopóki będą razem to poradzą sobie ze wszystkim, a już zwłaszcza z tak „błahym problemem” jakim był pies, ale nie chciała naciskać. W końcu nie chodziło o to, aby ona była zadowolona.
      Westchnęła zaskoczona, kiedy ją do siebie przyciągnął, ale nie opierała się. Zaśmiała się za to krótko pod nosem, kiedy to zrobił, a dłonie oparła na jego torsie. Podniosła lekko głowę, aby móc na niego lepiej spoglądać.
      — Nic nie poradzę, że takie mam spojrzenie. — Mruknęła, ale dobrze wiedziała o co mu chodziło i tylko może w małym ułamku robiła to specjalnie, aby zmiękł. — Mhm… Nie wiem, czy zauważyłeś, ale już dawno zacząłeś podejmować dobre decyzje. — Dodała. Podjęcie kolejnej dobrej decyzji nie będzie przecież wcale złym pomysłem, prawda?
      Stanęła na palcach, aby swobodniej dosięgnąć jego ust. To był krótki pocałunek, zupełnie inny od tych zachłannych w schowku. Bardziej, jakby zapewniała siebie lub jego, że to im naprawdę może się udać, że poradzą sobie z psem, a ich życie będzie wciąż tak samo udane, jak do tej pory.

      soph

      Usuń
  86. Oczywiście, że chciałaby zabrać ją do domu już teraz. Mieć pewność, że nigdy więcej nie spotka jej nic złego w życiu, ale nie mogła sama tej decyzji podjąć. Nie ważne, jak bardzo mogłaby pragnąć tego, aby Gigi z nimi wróciła. Dlatego postanowiła, że nacieszy się tym spacerem, bo to mogło być wszystko, co będą mieli. Rzucali Gigi na zmianę piłeczkę, za którą biegała jak szalona z językiem wywieszonym na bok. Jakby teraz liczyła się tylko ta zabawa w parku i absolutnie nic więcej. Sophia chciałaby, aby to wyjście właśnie tym było. Idealnym popołudniowym spacerem dwójki zakochanych w sobie ludzi z psem, który jest w nich wpatrzony jak w obrazek. No cóż, w Cartera, bo Sophia nie mogła z nim konkurować. Nawet, gdyby bardzo chciała to po prostu nie było opcji, aby brunetka mogła chociaż w połowie stać się tak ważna dla Gigi, jak Carter.
    Powrót do schroniska minął w ciszy. Niby dobrej, ale Sophia główkowała nad tym, co wydarzy się dalej. Zabrała Gigi ze sobą do gabinetu, bo nie miała serca jej jeszcze odstawiać do boksu, który i tak trzeba było dla niej przygotować. Sama się postanowiła tym zająć, jakby nie ufała, że ktoś poza nią czy Carterem dobrze się tym zajmie. Dziwnie było ją tu z powrotem widzieć, a kiedy wprowadzała ją do boksu niemal czuła, jak pęka jej serce, bo po tym spacerze i tym, jak wtulała się w Cartera na recepcji wszyscy chyba myśleli, że do domu wrócą w powiększonym składzie, ale najwyraźniej nie dziś. Wyszła stamtąd szybko, aby się nie rozkleić bardziej.
    Siedziała już w samochodzie, a w głowie miała wiele pytań i jednocześnie cieszyła się, że wracali w końcu do domu. To był długi dzień. Przeglądała akurat aplikację z jedzeniem, chciała coś zamówić, aby mogli zjeść na późny obiad, kiedy Carter się odezwał. Na początku nawet nie zorientowała się, że siedział z dłońmi zaciśniętymi na kierownicy. Dopiero po chwili, gdy spojrzała na niego kątem oka uświadomiła sobie, że coś jest nie tak. Zmarszczyła lekko brwi.
    — Wrócić po co…? — Ale nie doczekała się odpowiedzi. Zablokowała telefon, zapominając, aby złożyć zamówienie, bo to nie było już istotne. Wpatrywała się uparcie w drzwi wejściowe. Niby przeczuwała, co może zobaczyć, ale nie wiedziała, czy na pewno tego właśnie powinna oczekiwać.
    Uśmiech sam wślizgnął się jej na twarz, kiedy Carter wyszedł trzymając Gigi na rękach. Prawie parsknęła śmiechem. Do przewidzenia. Nie mógł o niej zapomnieć. Podobnie, jak ona.
    Soph zaśmiała się, kiedy Carter wspomniał o dokumentach.
    — Zajmę się tym jutro. — Obiecała. — To będzie najlepsze „fałszowanie” dokumentów w moim życiu. — Uśmiechnęła się szerzej. — Podwieziesz mnie jutro i podpiszesz co trzeba. Oficjalnie będzie twoja. — Mogli to zrobić poprawnie, ale jutro. Dziś mogli pobawić się w złodziei psów.
    Mruknęła cicho, kiedy ją pocałował i odwzajemniła pocałunek, na który za to Gigi zaszczekała kilka razy, jakby chciała na siebie zwrócić uwagę,
    — Nie dość, że rodzicami to jeszcze z zazdrosnym dzieckiem. — Zaśmiała się i odwróciła głowę lekko w stronę suczki, która stała na siedzeniu i wpychała pyszczek między nich, a potem, jak gdyby nigdy nic przeskoczyła do przodu prosto na kolana Sophii. — Och, hej. — Zaśmiała się, a dłoń niemal od razu zatopiła w jej miękkiej sierści.
    Sophia spojrzała z ukosa na Cartera, gdy stawiał warunki.
    — W porządku. Mogę zgodzić się na taką „wymianę”. — Uśmiechnęła się lekko. — Zabierz nas do domu, kochanie.
    Sophia wiedziała, że nic im teraz nie grozi. Co niby by miało? I dlaczego? Nie potrafiła ukryć swojego zadowolenia. Podobnie jak Gigi, która siedziała wygodnie na jej kolanach całą drogę. Musieli zrobić mały przystanek, aby kupić parę rzeczy. Musiała mieć w końcu jakieś posłanie, własne miski i jakieś jedzenie na wieczór, parę zabawek. Nic wyjątkowego, a same podstawy. Uzupełnieniem całej wyprawki będą mogli zająć się później. Teraz wszyscy byli zmęczeni i gotowi do tego, aby wrócić do domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gigi była trochę niepewna, kiedy wchodzili do windy. Wąchała każdy możliwy skrawek podłogi i wszystkiego co napotkała na swojej drodze. Kiedy otworzyli drzwi do penthouse przez bitą minutę stała przed drzwiami, jakby nie była pewna, czy może wejść do środka.
      — Witaj w domu. Chodź, Gigi.
      Dopiero weszła, kiedy zobaczyła, że Carter wchodzi do środka i właściwie to za nim podążała teraz krok w krok. Jakby był nie tylko jej opiekunem, ale i przewodnikiem po tym nowym życiu, w które właśnie wkraczała razem z nimi. Sophia zdjęła jej obrożę, którą zostawiła tylko dlatego, że nie mieli jeszcze nowej. W innym wypadku wyrzuciłaby już dawno to w czym ją tamci przywieźli. Trochę niepewnie chodziła po panelach, a pazurki po nich cicho szurały. Sophia spoglądała na nią, kiedy stała przy kanapie, którą obwąchiwała.
      — Myślisz, że wejdzie? — Spytała zerkając na Cartera, który stał obok niej. Dali jej czas, aby się rozejrzała w swoim tempie. — Wygląda, jakby chciała wejść.

      soph

      Usuń
  87. Takiej scenki nie spodziewała się dzisiaj zastać w mieszkaniu. Kiedy wychodzili rano Sophia była pewna, że to będzie kolejny, nudny i typowy dzień w schronisku, a tymczasem wrócili do domu z psem. W dodatku nie byle jakim, bo Gigi w końcu była wyjątkowa. Kiedy dowiedziała się, że została adoptowana sądziła, że przepadła na zawsze. Los chciał inaczej i całe szczęście, bo zdecydowanie do tamtej rodziny się nie nadawała, a raczej to oni nie nadawali się do niej.
    — Oczywiście, że wejdzie. — Mruknęła pod nosem. Jak mogłaby nie wejść? Musiała wszystko najpierw jednak sprawdzić i się upewnić, że faktycznie jej wolno. Patrząc na nią pojęcia nie miała, jak mogła cokolwiek niszczyć, a jednocześnie Sophia wcale nie byłaby zaskoczona, gdyby z nerwów coś zdążyła pogryźć, ale raczej żadne z nich by się na to nie denerwowało. Ostatecznie to tylko meble, a widać po niej było, jak wiele ma emocji w tym swoim małym ciałku i że jeszcze nie jest pewna, co może robić i co powinna robić. Czekała ich długa przeprawa, ale będzie warto. Dla nich samych i również dla niej.
    Brunetka cicho się zaśmiała, kiedy zobaczyła, jak Gigi kręci się w kółko na kanapie. Był to wesoły widok i taki… Pasujący do tego jak chaotyczna była nawet w schronisku, a Sophia coś czuła, że jeszcze w pełni swojego charakterku nie pokazała i dopiero się będzie przy nich uaktywniać.
    Uniosła lekko brew, kiedy się odezwał.
    — Dopiero wtorek. Jeszcze dużo dobrych decyzji przed tobą. — Posłała mu lekki uśmiech, jakby chciała go zapewnić, że tak właśnie będzie. — Cokolwiek się stało… Będzie lepiej. — Dodała trochę ciszej i niepewnie. Coś się stało, tego nie mógł przed nią ukryć, a ona zwyczajnie miała nadzieję, że kiedy minie parę dni to sytuacja się trochę uspokoi, a może Carter znajdzie rozwiązanie do problemu, z którym się teraz musiał zmierzyć.
    Sophia krótko westchnęła, niemal w tym samym czasie co Carter, kiedy Gigi spadła z sofy. Tyle dobrego, że pod nią był miękki dywan i raczej nie mogła potłuc się zbyt mocno. Była chyba w większym szoku niż ich dwójka razem wzięta.
    — Bardzo długi wieczór. — Zgodziła się z nim. Nie tylko wieczór, ale pierwsze dni. Chociaż mogła się mylić, a Gigi jeszcze raz dwa się w penthousie odnajdzie.
    Czuła na sobie jego wzrok. Uważniejszy niż zwykle i jeszcze nie potrafiła ocenić, czy Carter tylko tak sobie na nią patrzy, czy może jednak czegoś od niej chce. Próbowała skupić się na Gigi, ale jego spojrzenie było aż nadto wyczuwalne i sprawiało, że choć nic się między nimi nie działo, to Sophia czuła wręcz, jak od środka się w niej coś gotuje. Nie w złości, a w tym dziwnym, ale typowym dla niej zakłopotaniu, kiedy nie wiedziała, dlaczego nagle stała się dla kogoś centrum zainteresowania.
    — Co? — Mruknęła w końcu, nie mogąc wytrzymać choćby sekundy dłużej. Kiedy spojrzała na Cartera od razu się uśmiechnęła, nie mogłaby tego nie zrobić.
    Sophia również go obserwowała. To, jaki miał ton głosu, kiedy mówił do Gigi, jak jego spojrzenie miękło. I jeżeli miała być szczera to w takich momentach uwielbiała go najbardziej. Kiedy okazywał uczucia i pozwalał jej na to, aby je dostrzegła. Nie unikał ich i nie uciekał przed nimi. Nie bał się ich przede wszystkim okazywać. To nie była oznaka słabości, wręcz przeciwnie.
    — Coś mi się kojarzy, jak kiedyś mówiłeś, że nie będziesz się dzielił łóżkiem z nikim, kto nie jest mną. — Przymrużyła lekko oczy i zaśmiała się, kiedy ją do siebie bliżej przyciągnął. Sophia się nawet temu nie opierała, a sama wygodniej ułożyła na jego kolanach. — Czy to tylko była groźba skierowana do Chestera? — Zapytała z rozbawieniem.
    Objęła go za szyję i przysunęła się bliżej na tyle, na ile to było możliwe. Przekonana, że lada moment pewna zazdrośnica zacznie się wciskać, aby dostać się do Cartera, ale póki była zajęta kręceniem się po kanapie i przekopywaniem przez wszystkie wymiary – korzystała z tego, że jeszcze ma swojego faceta w pełni dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia spojrzała na Gigi z lekkim politowaniem w oczach. W ogóle nie wyglądała, jak ten wystraszony pies z południa. Zdawało się, że naprawdę się zaczyna tu zadomawiać. Zrzuciła jedną poduszek na podłogę, jakby robiła sobie więcej miejsca na kanapie.
      — Znajdziemy jej dobrego behawiorystę. — Mruknęła pod nosem z nutką rozbawienia, a kiedy Carter mówił dalej lekko uniosła brew. — Wiesz, jak dziwnie i cudownie to brzmi? — Nie chodziło o porównywanie Gigi do dziecka, ale… „nasze dziecko”. To było… Sama nie wiedziała. Po prostu brzmiało jakoś tak dojrzale. Dorośle.
      Ułożyła dłoń na jego policzku, kiedy ją pocałował. Nie zwlekała z oddaniem go nawet przez sekundę. Tego popołudnia oboje coś wygrali. Małą namiastkę przyszłości. Jakby Gigi była dowodem na to, że uda im się wszystko.
      — Mogłaby skorzystać z kąpieli. Zwłaszcza, że będzie spała z nami. — Rano w życiu by się nie spodziewała, że wrócą do domu z psem. Z tym konkretnym psem, który skradł mu serce na samym początku. Mógł ją oszukiwać, ale Sophia od razu widziała tę nić porozumienia między nimi. — A potem nam się przyda kąpiel. Długa z bąbelkami i pianą… Wchodzisz w taki układ?

      soph

      Usuń
  88. Chciałaby zamrozić ten moment na dłużej. Oni w pełni szczęśliwi z psem, który nie do końca chyba ogarniał, jak się zachować w takim miejscu. Była trochę niezdarna i pokraczna, a przy tym niezwykle urocza. Śmiech Cartera, który sprawiał, że Sophia zakochiwała się w nim coraz bardziej. Dokładnie ten moment to było wszystko, czego mogłaby pragnąć. Po wszystkim co się w tym roku działo nie sądziła, że potrafiłaby komuś jeszcze tak zaufać ani że otworzyłaby się na jakikolwiek związek. Sophia była gotowa na to, aby wejść w długą erę singielki i nie angażować się w nic, a potem znikąd pojawił się Carter z tym swoim łobuzerskim uśmiechem, błyskiem w oku, który zawsze oznaczał jakieś kłopoty, a ona przepadła dla niego bezgranicznie i chociaż czasem chciała się z tego wycofać – na samym początku, kiedy te uczucia ją przerażały – to teraz wiedziała, że gdyby to zrobiła to naprawdę by tego żałowała.
    Sophia cicho zamruczała z zadowolenia, gdy odpowiedział jej twierdząco. Innej odpowiedzi się nie spodziewała, wciąż miło było to jednak od niego usłyszeć.
    — Dobrze, bo mam jeszcze parę takich… Układów w zanadrzu. — Zaśmiała się cicho. Lekko zadrżała, gdy spokojnie sunął palcami po jej talii. W dobrze znany jej sposób, który zawsze sprawiał, że reagowała dokładnie tak samo.
    Czas teraz naprawdę zwolnił. Nic poza ich trójką się nie liczyło, a choć usiłowali skupić się tylko na sobie to ciężko było to osiągnąć, kiedy niecały metr dalej tłukł się biszkoptowy psiak, który próbował ogarnąć życie w penthousie. Albo w ogóle w mieszkaniu.
    — Musisz mnie przestać tak całować. — Zamruczała, ale ciężko było zachować jej jakąkolwiek powagę. — Jak dalej będziesz tak robił, to zapomnę o naszej córce. — Wyjaśniła i miała przeczucie, że Carter równie szybko byłby w stanie zapomnieć o obecności Gigi, gdyby dali się za bardzo ponieść.
    Zaśmiała się cicho, a potem wtuliła mocniej w Cartera, kiedy zobaczyła co wyprawia Gigi. Sophia zaniosła się od tego śmiechu. Byli w domu może pół godziny, a Gigi zdążyła ją rozbroić swoim zachowaniem już zbyt wiele razy.
    — Trzeba będzie ją nauczyć, aby nie wchodziła na stolik. — Stwierdziła. Przekręciła głowę lekko na bok, aby spojrzeć na ten mały chaos, który sprowadzili sobie do życia. — To dla niej niebezpieczne. Zleciała już drugi raz. I jestem pewna, że będzie jeszcze trzeci.
    Zdążyła się tylko krótko uśmiechnąć, zanim Carter ją pocałował. Odwzajemniła pocałunek powoli, jakby chciała się delektować tą pieszczotą o parę chwil dłużej niż zazwyczaj. Dłonie ułożyła na jego szyi, a ciałem, o ile to w ogóle było możliwe, przylgnęła mocniej do Carter.
    — Mówiłam… że nie możesz tak robić. — Wymruczała. Westchnęła bezgłośnie, a potem oparła swoje czoło o Cartera. Delikatnie muskała jego skórę palcami i dosłownie zatapiała ten moment w swojej pamięci. — Weźmy ją do tej łazienki. I może ją to wymęczy i pójdzie spać… I rodzice zajmą się sobą. — Roześmiała się. Sam ten koncept, w tym momencie, wydawał się jej być po prostu absurdalnie nierealistyczny. Nawet jeśli dotyczył psa.
    — Chodź, zanim zmieni się nam kolejność.
    Niechętnie, ale wstała z kolan Cartera i pociągnęła o lekko za rękę. Znów weszła w tryb „kierowniczki”, kiedy poprosiła, aby złapał Gigi i zaniósł ją do łazienki. Mieli o tyle łatwo, że kąpiele z nią nigdy nie były problemem. Sophia w tym czasie z zakupionych rzeczy wygrzebała szampon i szczotkę dla niej. Nie mieli jeszcze wszystkiego, ale podstawy na pierwszy wieczór jak najbardziej. To wszystko było tak normalne, że weekend i zeszła noc nie miały tutaj wstępu. To był moment w pełni dla nich i korzystali z niego w pełni, a łazienka prędko wypełniła się nie tylko wodą i pianą, w której Gigi czuła się świetnie, ale i rodzajem śmiechu, którego nie dało się podrobić. Autentyczny i chciany, niewymuszony i nieprzykryty żadnymi wydarzeniami, które mogłyby w jakikolwiek sposób rzucić na nich cień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gigi po kąpieli i wysuszeniu wyglądała zupełnie inaczej i – na ich szczęście – położyła się na swoim nowym posłaniu z zabawką, którą trzymała w uroczy sposób między łapkami. Wyglądała też na trochę zmęczoną tym dniem i dla Sophii to był znak, że mogą mieć spokojną noc i przez resztę tego czasu skupią się na sobie. Chyba, że im wyraźnie da znać, że potrzebuje trochę uwagi. Przymknęła drzwi do sypialni, aby się nie włóczyła po penthousie i została w jednym miejscu.
      — Teraz moja kolej.
      Wyciągnęła rękę w stronę Cartera. Pewnie ściskając jego dłoń, kiedy znikali za drzwiami łazienki. Przylgnęła do niego niemal od razu, ujmując jego twarz w swoje dłonie, a usta złączyła w ciepłym, czułym pocałunku. Wanna dawno już zapełniała się wodą. Zsunęła dłonie na ramiona, a potem przesunęła nimi wzdłuż torsu.
      — Kocham cię. — Szepnęła, kiedy oderwała się od niego na zaledwie milimetry. — Każdego dnia coraz mocniej.
      Nie mówiła mu tego, bo chciała się „przypomnieć”. Była świadoma, że wiedział, jak silnym uczuciem go darzy, ale uwielbiała mu to mówić. I mogła to robić bez końca.
      — To się nie skończy, prawda? — Podniosła na Cartera wzrok. Może trochę niepewny, jakby sama nie była do końca pewna, czy chce to mówić. — To… my… to na zawsze?

      soph

      Usuń
  89. Budząc się rano nie podejrzewała, że zakończą w taki sposób ten dzień. Za nimi była niepewna noc, która zostawiła po sobie masę pytań, które jeszcze nie padły i być może w najbliższych dniach nie zostaną przez nią wypowiedziane wcale. Z jednej strony chciała je zadać, a z drugiej miała w sobie potrzebę, aby zostać jeszcze przez jakiś czas egoistką, dla której najważniejsze jest to, co dzieje się teraz między nimi, a wszelkie problemy zostawić na lepszy moment, który może nigdy nie nadejść. Chyba na ciężkie rozmowy nigdy nie było odpowiedniej chwili. Było tylko to – chwila, którą można było wykorzystać. Jednak ten wieczór do tego się nie nadawał. Ten wieczór Sophia chciała, aby wykorzystali tak, jak należało. Skupiając się na Gigi, a potem na sobie i nie przejmować absolutnie niczym.
    Gigi była cudowna w tym swoim chaosie, który tylko uaktywnił się w mieszkaniu. Oboje wiedzieli, że suczka była aż nazbyt aktywnym psiakiem, ale oni do leniwych osób też wcale nie należeli. Kąpiel skończyła się na tym, że oboje byli trochę mokrzy, ale za to z uśmiechami na twarzach, a Gigi przeszczęśliwa i przede wszystkim zmęczona, co dla nich było jedynie plusem.
    Sophia zaśmiała się krótko, nie potrafiąc sobie wyobrazić tego małego zoo, które im się tu stworzy. Może nie dziś ani nie jutro, ale w końcu swoje futrzaki odbierze od ojca. I dopiero wtedy będą mogli się zacząć zastanawiać, jak to wszystko pogodzić z wyjazdem w trasę i jej studiami.
    — Nie będziemy się przynajmniej nudzić, kochanie. — Mruknęła wyraźnie rozbawiona tą wizją i jednocześnie nie mogła się doczekać tego, aż będą w komplecie. Ciągle miała na uwadze to, że Carter miał alergię i nie chciała też z tego powodu ściągać kota tu od razu. Mimo, że za nim tęskniła. Ale w domu był bezpieczny. Maddie przejęła główną opiekę nad zwierzakami Sophii i ta na razie musiało być. Z czasem zadecydują co dalej.
    Carter nawet nie musiał jej prosić, aby do niego przylgnęła. Zrobiła to całą sobą. Tak ufnie i pewnie, dając mu tym samym do zrozumienia, że najbezpieczniejsze miejsce dla niej na tym świecie to są jego ramiona. Sposób w jaki na nią patrzył, kiedy zadała to pytanie, na które tak naprawdę żadne z nich nie mogło odpowiedzieć twierdząco. Równie dobrze jutro świat mógł stanąć w płomieniach. Może nie dosłownie, ale wystarczająco wiele wokół nich mogło się palić, aby to, co stworzyli zaczęło się chwiać.
    — Wiem, Carter… Wiem. — Szepnęła z cichym westchnięciem. Nawet, gdyby ją zapewnił to niewiele by to zmieniło. Mimo tego, że chodziła z głową w chmurach, nie pozwalała sobie zbyt często na to, aby przykre myśli zapełniały jej głowę, to wiedziała, że nie będzie mógł jej tego obiecać. Ani ona nie mogła obiecać tego jemu. — To mi wystarczy. To więcej niż wystarczy. — Dodała.
    Obietnice niewiele im teraz by dały. Ale zapewnienie, że będą się starać, aby im wyszło były aż nadto.
    Spoglądała na niego, jak urzeczona. Każde kolejne słowo brała sobie tylko mocniej do serca. Czuła niemal fizycznie, jak przenikają one głęboko w jej skórę i zostawiają po sobie ślady, których nic nie będzie w stanie wymazać.
    — Już próbował… I mu nie wyszło. — Nie spodziewała się jednak, że to będzie ostatni raz, ale póki co, miała nadzieję, że wszyscy i wszystko sobie odpuścili na jakiś czas, a oni po prostu będą mogli się mogli skupić na tym, co najbardziej się liczyło. Jeśli naprawdę coś chciało ich rozdzielić, to musiało się bardziej postarać. Sophia nigdy przedtem nie czuła tak silnej potrzeby, aby o coś walczyć, a o Cartera i ich związek gotowa była to robić do utraty ostatniej kropli krwi.
    Palcami przesunęła wzdłuż jego boków, jakby sama chciała zakończyć już ten temat, który sama rozpoczęła. Niepotrzebnie też być może. Wolno wsunęła dłonie pod materiał koszulki i musnęła ciepłą skórę Cartera. Pospieszała ją tylko lejąca się do wanny woda, która lada moment mogła zacząć się z niej wylewać. Uniosła materiał powoli, odsłaniając tors kawałek po kawałku. Aż koszulka znalazła się na chłodnych płytach. Zupełnie już niepotrzebna i zapomniana. Westchnęła, kiedy dłonie uważnie badały znajomą jej już skórę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie będzie miała tego dość.
      Jego. Ich momentów. Tego, jak na nią patrzył, jakby nikt i nic więcej już się nie liczyło.
      Za drzwiami tego mieszkania świat mógł się walić, ale tutaj wszystko było w porządku. I to było najważniejsze.
      Palce Sophii uważnie przesuwały się po jego żebrach z obu stron. Jakby je liczyła, choć doskonale wiedziała, że nie pojawiło się nowe ani żadnego nie ubyło. Cofnęła się, mimo, że nie miała ochoty się od niego odsuwać. Chciała popatrzeć. Przez chwilę. Dopóki sama się nie zawstydzi. Mimo, że stała o krok, może dwa do tyłu to jej dłonie nie ześlizgnęły się z jego ciała.
      — Ociągasz się… Woda nam zaraz wystygnie, a jeszcze tam nie dotarliśmy.
      Kąciki jej ust drgnęły lekko. W odrobinę prowokujący sposób. Lubiła się z nim droczyć i dlatego zrobiła mały krok w tył, jakby chciała uciec przed jego dłońmi. Mimo, że jedyne na co naprawdę miała ochotę to wpaść mu z powrotem w ramiona i z nich już nie wychodzić.

      soph

      Usuń