They said I’d be nothin’.
So I became everything
ZAIRE
Carter Zaire Crawford
|
Jeszcze kilka lat temu Carter Crawford, znany dziś jako ZAIRE, pracował jako barman, a nocami nagrywał kawałki w prowizorycznym studio zbudowanym z kartonów i materacy. Dziś ma 28 lat, na jego koncerty przychodzą dziesiątki tysięcy fanów, a jego wizerunek widnieje na billboardach w Los Angeles i Tokio.
Popularność wywróciła jego życie do góry nogami. Wraz z sukcesem przyszły pieniądze, sława i nowi znajomi. ZAIRE zaczął pojawiać się na imprezach z celebrytami, otoczony ludźmi z branży, których intencje często budziły wątpliwości. Wizerunek charyzmatycznego buntownika budował świadomie – ekstrawaganckie stroje, drogie samochody, nocne życie i burzliwe związki, które kończyły się równie spektakularnie, jak się zaczynały, tylko podsycały zainteresowanie mediów.
Choć jego kariera muzyczna rozwija się dynamicznie, życie osobiste ZAIRE’a pozostaje niespokojne. Liczne skandale, zmieniające się twarze w jego otoczeniu i rosnące ego sprawiają, że coraz częściej mówi się o nim nie jako o artyście, lecz o postaci ze świata plotek.
Za fasadą blichtru wciąż jednak kryje się chłopak z Bronxu – utalentowany, ale niedojrzały emocjonalnie, zagubiony w świecie, w którym wszystko przychodzi zbyt szybko. Bo choć jego utwory biją rekordy, a fanbase rośnie z dnia na dzień, to jedno pozostaje niepewne: czy ZAIRE będzie potrafił przetrwać nie tylko na scenie, ale i poza nią.
Jego historia to klasyczny przykład amerykańskiego snu, ale też przestroga przed tym, co może się wydarzyć, gdy ten sen staje się rzeczywistością. Zachłysnął się sławą jak dziecko dymem – nie wiedząc, że zaczyna się dusić.
|
Przez chwilę patrzyła się jeszcze przed siebie. Obraz z gry rozmywał się przed jej oczami. Jakby nie potrafiła na niego patrzeć dłużej niż przez kilka sekund, bo coś się w niej zaczynało łamać. Sloane nie wiedziała, czy to była dawna miłość czy przyzwyczajenie do niego. Nie mówiła tego głośno, ale brakowało jej spędzania z nim czasu. W taki luźny sposób, który niczego nie wymagał. Jednocześnie wiedziała, że to jest już poza jej zasięgiem, że nie mogła wymagać, aby spędzali czas we dwójkę. Musieli zacząć nauczyć się żyć bez siebie. Odkochać się. Zapomnieć. I próbowała. Naprawdę próbowała. Chciałaby o nim zapomnieć tak na dobre. Nie myśleć i nie wracać wspomnieniami do tego, co było. Mogłaby wtedy zbudować coś szczere z Nico, ale i to jej przepadło. Siedział teraz w Hamptons z Sophią.
OdpowiedzUsuńCiekawa była, co się między nią, a Carterem popsuło, że uciekła aż tam. Sloane była mistrzynią ucieczek i raczej, gdyby wszystko było w porządku to nie uciekałaby od Nowego Jorku. Mogła z góry założyć, że Zaire zjebał. Wydarzyło się coś i nadszedł koniec sielanki. Tak samo w jej przypadku można było z góry założyć, że ona zjebała, bo najczęściej tak właśnie było.
Kiedy wypowiedział jej imię wiedziała, że coś jest na rzeczy, ale nie spodziewała się, że to usłyszy. Zamilkła na moment, a wzrok powędrował gdzieś w oddal. Była może i wtedy naćpana, ale otrzeźwiała w moment. Pamiętała wszystko. Cartera rzucającego się na Xaviera. Krew, która była wszędzie. Na jej dłoniach, udach i sukience, na podłodze. Na dłoniach Cartera.
— Och. — Tyle była w stanie z siebie wydusić. Wyrok… To nie przeszło bez echa. Dosięgnęły go konsekwencje. Zaskakująco małe, ale tak w końcu było, prawda? Ludzie z pieniędzmi i wpływami, nawet jeśli nie uciekali od odpowiedzialności to była szansa, aby zmniejszyć karę. — Rozumiem. Dobrze, że tylko schronisko ci się trafiło, nie? — Ale nie czekała na odpowiedź. Była na niego wściekła, znienawidziła go za to na jakiś czas, ale nie chciała, aby trafił za kratki. Za to, czy za cokolwiek innego.
— Chyba nic nie trafiło do mediów, nie? Nikt cię tam nie rozpoznał? — Spytała. Miała teraz wiele pytań o to. Nawet nie umiała sobie go wyobrazić. Sprzątającego po psach czy kotach, chociaż po kotach nie. Miał przecież alergię to może nie wysłali o tam, aby kichał i prychał wszędzie. — To co tam robisz? Kąpiesz psy, sprzątasz?
Zajmował się Rue, gdy byli razem, ale to było co innego. Rue była pieskiem kanapowym. Spała do dwunastej, jadła tylko jedną konkretną karmę, smaczki były sprawdzone. Nie tykała wody z kranu i obrażała się, kiedy miała mokre łapki. Trzeba było ją nosić, a w zimę chodziła w sweterkach. Była bardziej jak pluszak niż pies.
Nikt nie zmieniał się tak szybko. Mógł wyglądać lepiej od zewnątrz, ale ona wiedziała, że tam w środku – w głowie i sercu – dalej ma bałagan, który po sobie zostawiła. I przez te miesiące doszedł mu pewnie też nowy bałagan, którego ona nie znała. Podobnie było z nią. Próbowała się poskładać w całość po Carterze, a jednocześnie zatracała się w kolejnych problemach.
Wczoraj by nie pomyślała, że będą spędzać razem czas. Zwaliła mu się na głowę bez pytania i nie czekała, aż jej powoli zostać. Sloane po prostu to zrobiła. Bez większego zastanowienia. Przyjechała, wpadła mu do mieszkania i rozgościła się. Piła nie swoją colę, jadła nie swoje chipsy i grała w nie swoją grę. Nie swoim padem. Ta myśl, gdzie jest jej różowy dręczyła ją bardziej niż powinna. To była tylko głupia rzecz, a zafiksowała się na tym i nie umiała odpuścić. Nie jemu, ale sobie. Często łapała się takich głupich rzeczy, które nie pozwalały jej zmrużyć oka. A w końcu to naprawdę było bez znaczenia, gdzie ten pad jest.
— Hm, wyciągamy wnioski z przeszłości? — Mruknęła i zaśmiała się pod nosem. Żadne z nich nie było z tych, którzy łatwo uczyli się na błędach. Do tego potrzebny był czas. — Ale to dobrze. To chyba życie, nie? Raz spoko, a raz się jebie. — Westchnęła i wzruszyła ramionami. — Tak, wiem dokładnie o czym mówisz.
Tylko, że ona w ten chaos znowu weszła. Nie potrafiła sobie odpuścić. Zwłaszcza teraz.
— Widziałam wczoraj… Parę miesięcy temu nie wyszedłbyś z klubu. — Pamiętała wszystko jak przez mgłę, ale wiedziała, że byli wczoraj razem. Przez chwilę, a potem poszedł. Nic nawet się nie wydarzyło między nimi. Nic skandalicznego przynajmniej.
UsuńSloane westchnęła ciężko po jego słowach. Nie sądziła, że mogą kiedyś znaleźć się w takim miejscu. Zwłaszcza, gdy były momenty, kiedy byli szczęśliwi, a teraz to wszystko było w innym życiu.
Uśmiechnęła się krzywo, bez choćby krzty wesołości. Była zmęczona, głodna, bo niewiele dziś jadła, ale miała zbyt ściśnięty żołądek, aby przełknąć więcej niż parę chipsów.
— Czasem nienawidzę tego, jak dobrze mnie znasz. — Przyznała. Wzruszyła ramionami. — Aż tak to widać, hm? — Mruknęła. Znał ją. Za dobrze ją znał. Zagryzła dolną wargę, zanim zdecydowała się odpowiedzieć. — Zjebałam, jak zawsze. Zaczyna mi na czymś zależeć i to psuję. Nic wielkiego, przejdzie mi. Poza tym… chciałam przestać topić się w tym syfie, ale… zawsze coś. Za głośno, za cicho, za nudno… Wiesz, jak to leci.
sloane
Uniosła lekko brew, kiedy wspomniał o pieniądzach, na które rzucił się Xavier.
OdpowiedzUsuńOd dawna nie miała z nim kontaktu. Nie była zaskoczona, że nie chciał, aby była obecna w jego życiu. Po tym, co się stało, właściwie to wszyscy się odwrócili. Luna, Raya, Cleo… Stała grupka nagle przestała istnieć. Sloane nie mogła powiedzieć, że jakoś specjalnie za nimi tęskniła. Trudno, stało się. Nie zamierzała się na pewno o niczyją przyjaźń prosić. Było też zrozumiałe, że wezmą stronę Xaviera.
— To najwyraźniej go aż tak nie bolało. — Mruknęła z przekąsem. To wyglądało strasznie. Zbyt często Sloane do tego wracała, choć wyglądało na to, że nikt urazy nie trzymał. Prawdę mówiąc z czasem miała już zwyczajnie, gdzieś, że to się stało. Xavier żył, a teraz w dodatku bawił się za pieniądze Cartera. Nawet jeśli mu się one zwyczajnie należały.
— Chyba nie chcę wiedzieć. — Rzuciła, a kącik jej ust drgnął. — Ale jakoś nie umiem sobie ciebie wyobrazić w takim miejscu. Nigdy nie widziałam, żebyś cokolwiek sprzątał. Zapłaciłabym, żeby to zobaczyć. — Zaśmiała się. Zwyczajnie nie umiała sobie tego wyobrazić. Faktu, że Carter był w schronisku, nie z własnej woli, że sprzątał tam i zajmował się zwierzakami. I chyba odnajdywał w tym też całkiem nieźle, bo chociaż z jego głosu płynęła ironia to widziała, że wcale nie jest mu z tym jakoś wybitnie źle. Może przyzwyczaił się do tego, co tam musi robić i traktował to już jako codzienność, którą należy odbębnić, a potem wrócić do swojego życia. — Czyli… Lubisz to? — Zapytała. Nie zamierzała udawać zaskoczenia, bo szczere, kto by się tego spodziewał po Carterze? Tym Carterze, który pływał w luksusie, wydawał kilkaset tysięcy w ciągu tygodnia na jakieś durne imprezy, które nie miały sensu, na dziewczyny, alkohol, prochy, prywatne samoloty i pokoje hotelowe, które można było niszczyć i nikt nie zadawał pytań.
— Wiem, że nie śledzisz. Założyłam, że może ktoś się postarał, aby to nie wyciekło. Nie wiem. — Wzruszyła ramionami. Team Cartera działał… Inaczej niż team Sloane. U niej starali się wszystko przykryć. Tak, aby wizerunek popowej księżniczki utrzymywał się tak długo, jak to możliwe. Ale ten obrazek zaczął ostatnio pękać. Kiedy już myślała, że wróciła do siebie to nagle się okazało, że tak wcale nie jest. Na idealnej twarzy pojawiły się pęknięcia, z których wylewała się żółć. Sloane Fletcher przestała być księżniczką popu, a stała się… Sama nie wiedziała czym. Jakąś powłoką. Kimś kogo nie zna i kogo z całego serca nienawidzi.
— Nie tylko psy wrzucałeś. — Rzuciła niby od niechcenia. W jej głosie nie było żadnego przytyku, a raczej ciekawość. Jasne, była zazdrosna. Aż po kokardę, ale taka chyba była kolej rzeczy. Zwłaszcza, że sama tak naprawdę zaczynała przecież umawiać się z kimś innym. Z perspektywy Sloane to niczego nie zmieniało. Wciąż miała prawo być o niego zazdrosna i była, ale już nie na taką skalę, jak dawniej. Musiała chyba zaakceptować to, że ona i Carter to prawie skończona historia. Taka, w której nie ma do siebie dramatycznych powrotów i należy pozwolić mu żyć swoim życiem. Z kim by to nie było.
— No nie, Zaire nie wrzuca piesków do adopcji. Tylko półnagie modelki, które kręcą tyłkiem do jego nowego kawałka.
Wrzucał kiedyś też ją. Bez przerwy. Głupie zdjęcia, o które się wściekała.
Westchnęła bezgłośnie, próbując się trochę odsunąć od przeszłości. Tej bolesnej, bo jednak to, co między nimi bolało. To, jak się rozstali bolało. Wszystko ją w tym bolało, ale na naprawę było już a późno.
Zerknęła na Cartera, jak mruknął o jej ex i wzruszyła ramionami.
— Nie tylko ciebie lubi informować, co się dzieje. — Powiedziała. To przez to, co jej powiedział i pokazał wtedy się tak naćpała. Jak idiotka pozwoliła, aby to przejęło nad nią pełną kontrolę, kiedy tak naprawdę Sloane nie miała na to żadnego wpływu. — Wpadłam wtedy na niego w klubie… Coś mi powiedział i mnie wkurwiło, teraz już nawet nie pamiętam, co to było. I zrobiłam, co zrobiłam.
Wzruszyła ramionami, jakby to było już nieistotne.
Usuń— Nie tylko z nim… Ze wszystkim. — Westchnęła. Nie musiała mu tłumaczyć o co jej chodzi. O nich, Jamesa, Nico, jej własne życie, pracę. Wszystko co miało iść nie tak, szło nie tak. I Sloane mogła winić tylko siebie. Nie czekała, aż będzie ją pocieszał, bo nie od tego był.
Sloane usiadła bokiem do Cartera. Odłożyła pada przy sobie, a rękę oparła o zagłówek sofy.
Patrzyła na niego uważnie. Zbyt uważnie. Próbowała się doczytać, czy jest świadomy i tylko gra, czy naprawdę nie ma bladego pojęcia o tym, co się wokół nich działo. Nie czytał plotek, nie sprawdzał Instagrama. Nigdy tego nie robił, ale może mu powiedziała.
— Ty nie masz pojęcia. — Odezwała się po chwili. Zaśmiała się krótko, niedowierzając, że jest coś, czego Zaire nie wie. Aż nie chciało się jej wierzyć, że naprawdę nie wiedział. — Wow… Jest niezła. Muszę to przyznać.
sloane
Kiedy siedziała tak zwrócona bokiem do niego, na moment poczuła się, jakby znaleźli się w przeszłości. Trwało to zaledwie chwilę, bo zaraz pojawiła się przytłaczająca rzeczywistość. Już nie byli razem, a to wcale nie była przyjacielska wizyta. Sloane mogła udawać, że przyszła tu, bo potrzebowała towarzystwa, ale prawda była zgoła inna. Taka, której jeszcze nie chciała mówić, ale zbliżyła się już za bardzo granicy, aby teraz się wycofać.
OdpowiedzUsuń— Hej, nie oceniam. — Zaznaczyła. Nie wyśmiewała tego, co robił. Po prostu naprawdę nie potrafiła wyobrazić sobie Cartera w takim miejscu. Sprzątającego za psami, czyszczącego kojce i robiącego masę innych rzeczy. To nie było coś, co robili ludzie ich pokroju. Tyle. — Pewnie ci to oczyszcza głowę? Może dlatego ci się… Podoba czy coś. Cokolwiek, skoro nie ma tragedii i jest znośnie.
Sloane nawet nie potrafiłaby się postawić na jego miejscu. Robić tego wszystkiego i jeszcze znaleźć w tym jakąś radość. Może po prostu była płytsza niż się jej wydawało. I miała nadzieję, że nie będzie musiała nigdy się dowiedzieć, jak to jest wykonywać prace społeczne. Brzmiało to upokarzająco, a jednocześnie wcale nie myślała, że Carter się tym upokarzał. Wręcz przeciwnie. Widziała, że pobyt tam pozwolił mu coś sobie uświadomić.
Chciała zapytać go o Sophię. Dowiedzieć się wszystkiego, co między nimi było, ale nie potrafiła zadać pytania wprost. Krążyła się wokół tematu tak, jak zawsze. Liczyła, że nie będzie musiała ciągnąć go za język, ale Carter zawsze był oszczędny w słowach. Nawet przy niej. Teraz również po prostu… Milczał. Rzucił tylko, że wrzucał nie tylko psy z tym swoim uśmiechem, który ją rozbrajał i doprowadzał do wrzenia jednocześnie.
— Jest śliczna.
Tego nie mogła jej odmówić. Kompletne przeciwieństwo Sloane. I każdej laski, z którą widziała Cartera. Nie była jak modelki, które zabierał z wybiegu. Nie była jak ona. Było w niej coś niewinnego, choć Sloane nie potrafiła stwierdzić skąd w niej to przekonanie. Przecież nawet tej dziewczyny nie znała. Tyle co z kilku opowieści Nico, ale i te były oszczędne. Jakby też nie chciał jej za dużo zdradzić. Może podświadomie wiedząc, że Sloane gotowa była czasem wykorzystać informacje przeciwko ludziom i czasem lepiej było się w jej towarzystwie zamknąć.
Gdyby mogła, to również przestałaby przeglądać internet. Ale nie potrafiła. To po prostu było silniejsze od niej. O czym Carter wiedział, bo nieraz musiał jej zabierać telefon i odwracać uwagę, kiedy się za bardzo na coś nakręcała.
— Też nie wiem, czy potrafię… Fajnie byłoby przestać, ale do tego mi chyba jeszcze daleko. — Wzruszyła ramionami. Robiła to specjalnie. Jak jakiś głupi mechanizm obronny. Skrzywdzić pierwszą, aby nikt jej w tym nie wyprzedził, a potem to ona była tą, która cierpiała najbardziej i płakała najgłośniej. — Wyczerpałam chyba już wszystkie próby, Carter. Teraz… Mogę się naprawdę ogarnąć albo zostać z niczym. Ale bliżej mi do tego drugiego.
Nie potrzebowała od niego pocieszenia, chociaż może jednak? Może jakiegoś zapewnienia, że nie wszystko pewnie zjebała, że jeszcze niektóre rzeczy da się odkręcić. Na moment poczuć, że jest chociaż jedna osoba na świecie, która wierzy, że Sloane nie wszystko jeszcze w swoim życiu zniszczyła.
Nawijała w milczeniu włosy na palec. Nie patrzyła wprost na Cartera, tylko gdzieś bardziej z boku. Jakby się zastanawiała, czy w ogóle powinna tu być. A potem się odezwał i wzrok przeniosła na niego.
— Umieram z głodu. — Przyznała. Niby mogła się podnieść i wygrzebać coś gotowego z zamrażarki, ale nie miała już na to sił. — Chińszczyzna? Spring rollsy, chow mein na ostro z wołowiną i warzywami, ciasteczka z wróżbą? — Przyzwyczajenie albo ochota, sama nie wiedziała. A ich zamówienia zwykle wyglądały podobnie.
Sloane spojrzała na niego uważniej. Zaczęło jej go być… Szkoda. Bo on naprawdę nie miał pojęcia, co się działo. Nie dziwiła się, bo nie sprawdzał neta, ale myślała, że mu chociaż powie. Najwyraźniej nie zamierzała się dzielić z nim tymi informacjami.
Blondynka milczała przez chwilę. Zwilżyła językiem usta, zanim się odezwała. Nie była w głębokim szoku, ale zwyczajnie była zaskoczona.
Usuń— Powiedz mi, gdzie twoja śliczna dziewczyna teraz jest? — Była zaskoczona, że nie mówiła tego w pogardą. Tylko faktycznie była… Zdumiona, że Carter nic nie wie. Siedzi tu, gra z nią w grę i nie ma pojęcia o niczym.
sloane
Sloane zawsze w coś grała. Jakby inaczej już nie potrafiła, a wszystko w życiu było dla niej planszą. Poruszała swoim pionkiem według wyznaczonego przez samą siebie rytmu. Poruszała się tak, jak sama tego chciała. Według własnych zasad, które zmieniała tak, jak jej to pasowało. Nie miała zaplanowane, jak powie Carterowi o Sophii i Nico. Jakoś założyła, że on już o tym wie. Że może ta jedna relacja zaczęła się bez kłamstw, ale im więcej rozmawiali tym bardziej się przekonywała, że Carter naprawdę jest nieświadomy. Jakby był zamknięty w bańce szczęścia o imieniu Sophia. Prawdopodobnie właśnie mu wszystko teraz zniszczy, ale to przecież nie była jej wina, prawda? To nie ona kłamała – tym razem – że wyjeżdża z byłym za miasto. Sloane zrobiła mu coś identycznego, tylko, że wtedy nawet nie odezwała się, że znika. Ona się zwyczajnie zapadła pod ziemię. Nie było z nią kontaktu przez tydzień, dopóki w końcu nie uznała, że pora wrócić do domu. Żadnej pewności, że Sophia z Carterem utrzymywała kontakt też nie miała, ale siedział tutaj i wyglądał, jak zbity pies. Wniosek sam się jej nasuwał na myśl.
OdpowiedzUsuńOminęła to, że zaczął szukać jedzenia. Chciała tylko, aby je zamówił, bo nie zamierzała tu siedzieć dalej głodna. I tak łatwo stąd wyjść też nie chciała. Potrzebowała teraz, aby Carter z nią był. Bo ze wszystkich ludzi, których znała był jednym z niewielu, którym ufała. Nie chciała mu wyrzucać w twarz problemów z Nico, bo naprawdę musiała się ogarnąć i przestać swoim byłym mówić o problemach związkowych, ale mogli porozmawiać o wszystkim innym. Zjeść razem chińszczyznę, pograć w coś i udawać, że na moment jest w porządku. Tak było do teraz, dopóki nie zaczęła tematu Sophii. Tematu, który powinna była ominąć, ale to był jej główny cel, prawda? Przyjść tutaj i mu to wyrzucić z twarz. Najpierw chciała się zaśmiać, że znów trafił na taką, która lata za innymi, ale to byłoby zwyczajnie okrutne, a choć potrafiła taka być to teraz nie chciała taka być dla Cartera. Może przez to, że pojawiła się w niej mała myśl, że być może kiedyś będą mieli dla siebie jeszcze szasnę i nie chciała tego rujnować przez to, jaka paskudna dla niego będzie teraz. A najmilsza nie będzie. Mimo wszystko, bo to nie był łatwy temat.
Sloane chciała znać szczegóły tej relacji, ale wiedziała, że Carter jej teraz nic nie powie. Musiała być cierpliwa, jeśli chciała się czegokolwiek o nim dowiedzieć. Poczekać na odpowiedni moment.
— Za miastem. — Powtórzyła, jakby smakowała na języku te dwa słowa. Łatwa wymówka. Jest za miastem. Z tego co Sloane udało się ogarnąć to była za miastem. I faktycznie z rodziną. Wystarczyło parę kliknięć w internecie, aby zorientować się, że Imogen to jej siostra. Więc być może Sophia wcale nie kłamała, że wyjechała z rodziną.
— W Hamptons, prawda?
Wystarczył jej ten błysk w jego oku, aby zrozumieć, że Carter nie spodziewał się, aby Sloane miała takie informacje. I nie powinna była mieć. A jednak była w ich posiadaniu. Gdyby nie była tak wścibska, gdyby nie wiedziała, że ta Sophia to Sophia Nico, to jej by tu nie było.
— Nie, masz rację. Nie przyszłam, bo mnie wzięło na wspominki i chciałam zagrać w grę. Ale nie ukrywam, to było miłe. — Powiedziała. Tak szczerze, na ile było ją stać, bo chociaż nie taki był jej plan, to dobrze było spędzić czas inaczej niż żreć kolejne prochy. — Chciałam z tobą porozmawiać. Właściwie, nie wiem, dlaczego, bo to, co robisz już nie powinno mnie obchodzić, ale… Jestem, racja? Więc może wcale nie mam w ciebie tak wyjebane, jak udaję.
Przez moment tak było, a potem to zniknęło. Chciała czy nie, ale Carter ciągle coś znaczył i nie musiał jej wierzyć, ale nie przyszła tu po to, aby mu wbić kolejny nóż w plecy. Jakby nie patrzeć, ale siedzieli w tym teraz razem.
— Wiesz o jej… filmowym debiucie, nie? — Wyciągnęła rękę na oparciu kanapy. Jakby się trochę bardziej postarała, to mogłaby go dotknąć, ale nie o to przecież teraz chodziło. Wiedział. Tego był świadom. Sloane uśmiechnęła się, ale nie było to ani złośliwe, ani zadziorne. Coś na pograniczu. — A wiesz… Kto występował w tym filmiku razem z nią? Dam ci małą podpowiedź, imię zaczyna się na N, a kończy na O.
UsuńW innej sytuacji karmiłaby się chaosem, który właśnie wniosła, ale nie potrafiła. Nie, bo to był Carter i mimo, że mogła mu wiele zarzucić, to nie chciała, aby cierpiał. I ona w tym też była poszkodowana. Jej obecny ex (jakkolwiek go miała nazywać) i jego dziewczyna byli teraz razem za miastem.
— I zgadnij, kto jeszcze teraz jest w Hamptons.
sloane
Wiedziała, że ta informacja nie jest czymś, co Carter chciał wiedzieć. Sloane również nie chciała wiedzieć. Mogła udawać, że mówi z obojętnością, ale kiedy dziś połączyła kropki, gdy oglądała relację Nico, a potem tej całej Imogen i potem jeszcze trafiła na profil Sophii to wszystko łączyło się w całość. Była wściekła, to jasne. Sloane nie miała pojęcia na czym ona i Nico stoją. Zostawiła go, a potem żadne z nich się nie odezwało. Teoretycznie, więc, mógł sobie robić to co chciał. Pieprzyć się z kim chciał i o niej wcale nie myśleć, a jednak jakaś ta część Sloane miała nadzieję, że zaczeka. Że się do niej odezwie, że jeszcze nie skreślił jej na dobre, a teraz był w pieprzonym Hamptons ze swoją byłą dziewczyną.
OdpowiedzUsuńSloane była zraniona. Nie okazywała tego wyraźnie, ale kuło ją, że Nico wyjechał i nie dał jej nawet znać, że nie rozmawiali. Sama była sobie winna, ale to teraz było bez znaczenia. Też pewnie nie byłby zachwycony, gdyby wrzuciła nagle fotkę z Carterem, ale to wywołałoby więcej zamieszania niż było potrzebne. Wystarczyłby nawet widok z okna, a ludzie by wiedzieli, że jest tutaj. Jego fani i jej, znali widok z okna penthouse na pamięć. Wrzucała je milion razy, gdy byli razem i akurat siedzieli tutaj, a nie u siebie.
Patrzyła na Cartera uważnie. Wyłapując każdą zmianę w jego nastroju. Napięte barki. Dłoń z telefonem, która zastygła w miejscu.
Widziała, jak głowa mu pracuje. Jak zaczyna łączyć ze sobą wszystkie kropki, których do tej pory nie zauważał. Sloane nie chciała mu robić w życiu większego gnoju. Poczuła się zdradzona, a Carter… Carter był jedyną osobą, do której mogła przyjść. Pewnie w jego oczach teraz wyszła na sukę, która chciała zobaczyć, jak głęboko będzie mogła wbić mu nóż prosto w serce. Że przyszła po to, aby się wyśmiać z jego bólu, ale to nie była prawda. Szukała tu też jednocześnie pocieszenia, choć do tego nie miała prawa. Ale wiedziała, że Carter zrozumie. Sloane spotykała się z Nico, a Carter z Sophią. I teraz ta dwójka była razem. Wymieniali się sobą, jak pieprzonymi kartami z Pokemonów.
Nie ufał jej. Znała to spojrzenie, kiedy z dystansem brał wszystko, co Sloane mówiła. I wcale mu się nie dziwiła. Na jego miejscu zareagowałaby pewnie dokładnie tak samo.
— Parę tygodni temu jak wrzuciłeś jej zdjęcie po raz pierwszy na Instagrama… Byłam z Nico, kiedy niechcący otworzyłam Stories. Trochę się wkurwiłam i na ciebie warczałam, nic ważnego, ale zobaczył jej zdjęcie. I potwierdził, że to Sophia. — Wyjaśniła. Spokojnie i bez żadnych nerwów. Pamiętała tamten poranek, to był dobry poranek, gdy już przestała się nakręcać na Cartera, a ta zazdrość z niej zeszła. — A o filmiku wiedziałam wcześniej. Kiedyś mi się rzucił w oczy. Zresztą, wiesz, że mam problem ze stalkowaniem ludzi w necie. Wypomniałam mu to w żartach i trochę mi o tym opowiedział. — Wzruszyła lekko ramionami.
Nie stała za tym wielka filozofia. Filmik był zresztą sprzed… Co pół roku? Wtedy jeszcze była z Carterem, więc może nawet mu rzuciła w żartach, że jej ex ma seks skandal i to nie fair, że żaden film z udziałem Sloane i Cartera nie wyciekł, ale pewnie ją uciszył, aby przestała pieprzyć głupoty. Albo w ogóle nie zwrócił uwagi na to, co gadała pod nosem.
Sloane spoglądała na Cartera przez cały czas, ale nie było w jej spojrzeniu żadnej pogardy. Żadnego współczucia. Po prostu na niego patrzyła, bo rozumiała. Ona miała o tyle łatwiej, że wiedziała o ich relacji wcześniej, ale teraz to niczego w zasadzie już nie zmieniało.
— O Hamptons dowiedziałam się przypadkiem.
Wolałaby nie wiedzieć. Naprawdę żałowała, że miała w sobie dość siły, aby otworzyć telefon i jeszcze przeglądać Instagrama. Chciałaby teraz dalej leżeć na swojej kanapie z Rue, jeść maślane ciasteczka polane białą czekoladą i oglądać Love Island, bo nie musiała przy tym myśleć i głupota ludzi w tym programie ją wyłączała. Zamiast tego dostała zastrzyku energii, gdy zobaczyła relację Nico, a potem się zagłębiła i… I siedziała tu z Carterem.
— Widziałam u Nico na relacji fotkę. Trochę mi odjebało po tym i zaczęłam przeglądać stories jego znajomych. — Brzmiała niemal na zawstydzoną. Bo to było tak idiotycznie głupie. Takie… Bez sensu. Niektóre rzeczy było ciężko wytłumaczyć. Nawet, gdy bardzo się chciało. — Trafiłam na jakąś laskę, Imogen czy coś. Też wrzuciła fotę z Hamptons. Potem grzebałam dalej i… trafiłam na jej profil. Wrzuciła to samo zdjęcie co Nico.
UsuńTo nie mógł być przypadek, że znaleźli się w tym samym miejscu razem. Byli tam razem. Robili Bóg wie co ze sobą, a Sloane i Carter siedzieli tu razem i nawzajem się wkurwiali na całą sytuację.
— Tak, Carter. Sophia i Nico są razem. — Odpowiedziała. Nie chciał tego słyszeć, ale musiał. — Śmiesznie, co? Mój ex z twoją dziewczyną… Mały ten Nowy Jork, nie? — Mruknęła z przekąsem. Chciało się jej śmiać, bo to była absurdalna sytuacja, a jednak się w niej znaleźli. To wcale nie było śmieszne, a do śmiechu było jej daleko.
Westchnęła ciężko, a głowę oparła o swoje ramię. Dalej patrzyła na Cartera, ale bardziej… zrezygnowana? Sama nie wiedziała.
— Nie wiem, dlaczego chciałam ci o tym powiedzieć. Zobaczyłam to i zanim pomyślałam dwa razy, to byłam już tutaj.
sloane
To nie była najłatwiejsza pigułka do przełknięcia.
OdpowiedzUsuńSloane w głębi wiedziała, że jedyny powód, dlaczego mu to mówi to fakt, że nie chciała w tym bagnie siedzieć sama. Gdyby to była przypadkowa dziewczyna, to Sloane wściekałaby się w swoim mieszkaniu. Może w nerwach zadzwoniłaby do Nico, ale to nie była jakaś modelka czy z kim on się tam umawiał, kiedy nie był z nią. To była dziewczyna, z którą miał wspólną historię. W dodatku taką, która nie była w pełni dokończona. Miała różne myśli w głowie. Od tych najgorszych po te najbardziej niewinne, ale oczywiście, najłatwiej wierzyło się w to, co złe. Wyobrażała sobie zbyt wiele. Rzeczy, których wcale nie chciała sobie wyobrażać. To wcale nie musiała być prawda, ale Sloane nie mogła za wiele poradzić na to, jak jej mózg teraz działał.
Zastanawiała się, czy to między Carterem, a Sophią było prawdziwe. Musiało być, bo widziała jego reakcję. Tak się nie reagowało na laskę, z którą tylko się sypiało. Słyszała, zresztą, że w towarzystwie nazywa ją „swoją dziewczyną”. Może to był ten zapalnik w weekend, że ją tak to ruszyło. Teraz to było już bez większego znaczenia. Pojawiali się wszędzie razem. Wrzucał jej foty na Instagrama. Mogłaby pomyśleć, że to po to, aby wkurzyć Sloane, ale Carter nie bawił się w takie gierki. Nie zwracał uwagi na to, co jest na kontach innych ludzi. Nie przeglądał feedu, nie zostawiał polubień ani komentarzy. Chyba, że chodziło o nią, ale o to mu truła tyłek, że nie może zostawiać postów swojej żony bez uwagi. Bardziej żartobliwie, bo nie zależało jej na tym jakoś szczególnie.
Sloane zaśmiała się gorzko po jego słowach.
— To chyba nie typ, a schemat, Carter. — Mruknęła. Powtarzanie toksycznych zachowań, bo były znajome i można było przewidzieć reakcję. Swoją i cudzą. Sloane coś o tym wiedziała.
Nawet się nie zastanowiła nad tym, co powiedziała. To po prostu jej wypadło z ust, zanim Sloane zdążyła się dwa razy zastanowić. Brzmiało jak wyznanie, ale także przeprosiny w jednym. Na które było stanowczo za późno, ale mimo wszystko, tak to właśnie wybrzmiało.
— Żałuję tego.
Tylko dwa słowa, których nie była w stanie mu powiedzieć wcześniej. To mógł być efekt chwili. Tego, że oboje siedzieli tutaj zranieni, ale gdzieś w środku… To była prawda, którą bała się przyznać przed sobą. Żałowała, że to stało się w taki sposób, że musiał tak przez nią cierpieć, że nie była w stanie odejść wcześniej bez ranienia go w tak paskudny sposób. Żałowała wielu rzeczy, które były związane z tamtą sytuacją. Czuła potrzebę, aby mu to powiedzieć. Skoro już rozmawiali i wyjątkowo nie wydzierali się na siebie do tego stopnia, że ktoś by zaczął wydzwaniać po policję.
— Tylko chwilowe? — Uniosła lekko brew. Niepewna, czy poczuła ulgę czy zaskoczenie. Niby z jakiego powodu miała czuć ulgę? Przecież była z Nico. No, nie była. Chyba nie była. Sama nie wiedziała, czy zerwali w ten weekend czy jeszcze był gotów jej dać szansę. A Sloane nie chciała odzywać się pierwsza. Duma jej nie pozwalała. — Skoro tak… To sorry. Niepotrzebnie się mieszałam w takim razie.
Wzruszyła ramionami. W ogóle nie powinna była się w to mieszać, ale było już za późno. Więc trudno. Powiedziała co wiedziała. Ale coś jej się nie zgadzało. Jego reakcja była zbyt żywa. Zbyt prawdziwa jak na coś, co miało być tylko chwilowe. Przejął się tym bardziej niż należało, gdyby to faktycznie była tylko luźna relacja, ale może już sama sobie próbowała wmówić coś, co nie istniało.
Spoglądała na niego uważnie. Znając dobrze każdy jego kolejny ruch, ten uśmiech, uniesioną brew. Nie musiał powiedzieć ani słowa. Ona też nie musiała. Sloane nie chciała być w tym sama, więc przyszła tu. Do miejsca, które znała najlepiej. Nie wiedząc, co ją spotka, ale wiedząc, że będzie tu mogła chwilę zostać.
Podniosła się po chwili. Dołączyła do Cartera na tarasie. Miała na sobie bluzę, ale i tak lekko zadrżała. Wpatrywała się w jego plecy, zanim podeszła bliżej. Zupełnie odruchowo dotknęła dołu pleców, kiedy stanęła obok. Odruch. Pamięć mięśni.
Usuń— Zamów lepiej to żarcie, bo zrobię się nieznośna. — Mruknęła. Oparła się obok niego o barierkę, a wzrok wlepiła w miasto przed sobą. Błyszczące od neonów. Głośne. Mimo, że tu nie docierały dźwięki ulic to wiedzieli, co się tam na dole dzieje.
Bez słowa podniosła rękę, aby jej podał skręta. Pewnie nie powinna była, ale… To już bez znaczenia. Chciała jakoś odpłynąć, a na ten moment to była najbezpieczniejsza opcja.
— Kto by pomyślał… po takim czasie znowu „razem”.
sloane
Sloane sama już nie wiedziała, czy powinna była wierzyć w to, co mówi Carter czy w to, jak jego głos brzmi. Poniekąd zareagował zbyt intensywnie, jak na tylko chwilową relację, która ma się skończyć. Z drugiej strony teraz brzmiał na zbyt obojętnego. To była niebezpieczna mieszanka. Ciężko było wybadać, co tak naprawdę Carter wtedy miał na myśli.
OdpowiedzUsuń— To czemu w zasadzie z nią się bujasz? — Zapytała. Przekrzywiła głowę w jego stronę. — Dobra, jest śliczna, ale skoro jest taka nudna to seks tym bardziej nie może być tego wart. — Mówiła ostrożnie, bo gdzieś pod skórą czuła, że Carter nie miał na myśli tego, co właśnie mówił. Albo tylko sobie to wmawiała
— Szczerze… To nie wyobrażałam sobie ciebie z żadną dziewczyną. — Westchnęła i wzruszyła ramionami. Nie chodziło o to, że nie chciała, aby został do końca życia sam. Wolała po prostu nie myśleć, że jest jakaś w jego życiu obecna. Tymczasem była i najwyraźniej była tylko na chwilę. — Przez moment myślałam, że zszedłeś się z Jade. — Nie wiedziała po co to powiedziała. Jej imię za każdym razem paliło ją w przełyk i teraz nic się nie zmieniło. Zawsze wypowiadała jej imię z jadem. Chyba się tego już nie pozbędzie.
Prychnęła pod nosem na wspomnienie tego, jak znalazła pistolet.
— Trochę przesadziłam z tą reakcją. Ale lubię być dramatyczna. — Przewróciła oczami. Potem się już z tym oswoiła. Co nie znaczyło, że jej się to podobało. — Co? Też znalazła? — Rzuciła zerkając na niego. Nawet nie wiedziała, dlaczego dalej drąży temat. Po co pyra.
Zmarszczyła czoło, jakby coś sobie analizowała. Próbował się od tego za bardzo odciąć. Ale nie wypominała mu tego. Skoro w ten sposób było mu lepiej, no to droga wolna. Ona pewnie zrobiłaby to samo i nie przyznała mu, że coś do Nico zaczęła czuć. Ale przestraszyła się tego, że znowu są jakieś uczucia i wolała go od siebie odepchnąć tak daleko, jak to tylko możliwe.
— Ze mną jakoś nie narzekałeś na wegańskie żarcie. — Wypomniała. Rzadko, ale bywało. Czasem ją nachodziło, a Carter niezbyt narzekał na to, co jest mu podane na talerzu. — Ani na matching stroje. — Ciągnęła dalej.
Może nie piżamy, ale zdarzało się, że ubierali się identycznie. Trochę dla rozgłosu, trochę dla zabawy i outfity były po prostu dobre i zajebiście razem wyglądali.
— Szkoda takiej twarzy, abyś ją roztrzaskał kulą. — Mruknęła niewzruszona. — Łyknij jakie piguły. Ja bym to tak zrobiła.
Rzuciła mu jednak ostrzegawcze spojrzenie, które mówiło, aby najlepiej w ogóle o tym nie myślał. Niby był to żart, ale z nimi… Sloane wolała się upewnić, że to zostaje w strefie żartów. Niebezpiecznie głupich, ale jednak wciąż żartów. Wolała go żywego. Nawet z dala od niej, ale ze świadomością, że oddycha.
Uśmiechnęła się kącikiem, gdy podał jej skręta. Zbyt dobrze ją znał, a ona zaraz by zaczęła narzekać, że jest głodna, że nie ma w domu nic, co by ją zadowoliło. W desperacji chwyciłaby pewnie nawet te wegańskie, zdrowe chipsy, które były w szafce. Nie zauważyła tego, jak lekko jej dłoń zadrżała, gdy musnął jej nadgarstek. Przypadkiem, bo podawał skręta, ale jednak… Znów spojrzała na miasto, wsuwając go między usta.
— To dobrze. Może dojedzie zanim zacznę ci marudzić. — nie wiedziała, czemu łokciem lekko go dotknęła. Zaciągnęła się jeszcze raz, a potem kolejny zanim mu go oddała z powrotem.
Nie była pewna, czy czuje lekkość czy jakiś ciężar. Albo jedno i drugie. Taką dziwną mieszankę, której nie można było się w żaden sposób pozbyć. Powstrzymała odruch, aby oprzeć głowę o jego ramię. Ale dopiero, kiedy przyłapała się na tym, że odchyla ją w jego stronę.
Pieprzony taras i wspomnienia z niego.
— Zakpić? Carter, on chyba nam specjalnie robi na złość. — Westchnęła i pokręciła lekko głową. — Ale chyba nie jest tak źle… jak mogłoby być, co?
Mogli rzucać się sobie do gardeł. Cóż, wszystko przed nimi, ale na razie było spokojnie. Prawie tak, jak dawniej.
sloane
Tyle jej wystarczyło. To nie była tylko relacja polegająca na oddaniu ciała. To było coś więcej. Odwróciła głowę z powrotem na miasto i lekko zacisnęła usta. Czego niby się spodziewała? Że Carter będzie na nią czekał do śmierci? Że jak się znudzi już każdym facetem, który coś dla niej znaczył i wróci to on będzie czekał z otwartymi ramionami?
OdpowiedzUsuń— Jakoś trudno mi uwierzyć, że nagle przerzuciłeś się na grzeczny seks. — Mruknęła, ale nie ciągnęła tematu już dalej. To zdecydowanie nie było coś, co powinni omawiać w swoim towarzystwie. Czuła dziwny ścisk w środku, gdy w ogóle rozmawiali o tej dziewczynie. Identyczny do tego, który jej towarzyszył, kiedy Nico jej o niej opowiadał pierwszy raz. Trochę zazdrości, trochę kpiny, aby przykryć prawdziwe uczucia.
Zaraz pojawiły się myśli, których nie chciała mieć. Słowa, które wyrzucił w jej stronę Nico. Że może nie bez powodu Carter wymienił ją na Sophię. To samo zrobił teraz Nico, prawda? Siedział z nią w Hamptons. Z tą grzeczną i ułożoną dziewczyną. Która nie prowokowała strojami i głębokim dekoltem. Pewnie nie rzucała wulgaryzmami, jak leci. Nie flirtowała z każdym po kolei. Może potrzebowali spokoju, którego Sloane w sobie nie miała. Tej ciszy i miękkości. Sloane potrafiła gryźć i drapać, krzyczeć i głośno stawiać na swoim. Nie wiedziała, jaka w pełni jest Sophia, ale widziała wystarczająco, aby wiedzieć, że jest jej kompletnym przeciwieństwem.
Sama chętnie łyknęłaby jakieś pigułki. Cokolwiek, aby przestać czuć to dziwne odrętwienie, a jednocześnie… Miała zwyczajnie dość. Tego, jak się czuła później. Ledwo doszła dziś do siebie. Myślała, że w którymś momencie umrze i już nie wstanie z tej podłogi. Że znajdą jej ciało w łazience i to będzie ostatni raz, jak świat usłyszy o Sloane, ale dała radę. Zawsze dawała radę. Jeszcze trochę musiała pociągnąć. Póki co raczyła się skrętem, dopóki nie spalili go w całości. Sloane nie ruszyła się, kiedy dzwonek zadzwonił. Została na tarasie jeszcze przez jakiś czas. Opierała się o barierki, spoglądała w dół, ale już bez tych myśli, ile zajęłoby jej spadanie. Postała tu może pięć minut, zanim zrobiło się jej zbyt zimno, aby dalej tu stać. Nie była pewna, czy płytki na tarasie były mokre czy zimne, ale skarpetki miała wilgotne.
Wróciła do salonu po drodze zdejmując skarpetki. Rzuciła je na podłogę, byle jak i z czystego przyzwyczajenia, że znajdzie się ktoś kto je za nią posprząta. Przez moment wpatrywała się w stopy. Idealny pedicure. Krwista czerwień. Nawet nie wiedziała, po co się gapi.
Skusił ją zapach jedzenia, więc podeszła bliżej i kwaśno się uśmiechnęła na przygotowywane przez Cartera drinki, ale nie odmówiła. Sloane schowała się na fotelu ustawionym prawie naprzeciwko Cartera.
— Prawie jak kiedyś. — Zgodziła się z nim z ciężkim westchnięciem. Lekko podniosła szklankę. Może w jakimś głupim toaście. Za to co było, czego nie ma i co jeszcze będzie. Czyli w skrócie nie ważne co się wydarzy i tak będą mieli przejebane.
— Tak, chyba masz rację. — Powiedziała cicho.
Zamilkła, bo piła. Niewielkie łyki. Cola łagodziła smak whisky, ale wciąż przebijała się przez nią. Tylko, że w takim zestawie była znośna. Samej nie lubiła pić. Nie wiedziała, czy zrobił to specjalnie, bo ją znał czy nie miał ochoty na czystą. Chyba bez większej różnicy.
Odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy. Trzymała szklankę na podłokietniku, lekko stukając o nią paznokciem. Przez moment to był jedyny dźwięk rozchodzący się po salonie.
— Nie wiem, kiedy to wszystko się zaczęło tak psuć. — Odezwała się, ale nie patrzyła na niego. Być może nawet wcale nie mówiła do Cartera, a do samej siebie. Jakby na głos zastanawiała się, kiedy oboje źle skręcili.
sloane
Tak na dobrą sprawę to Sloane chciała wiedzieć, jak najmniej. Mimo, że ciekawość pchała ją, aby zadawała kolejne pytania, aby ciągnęła go za język i wyciągnęła tak wiele, jak to tylko możliwe. Wiedziała już przecież, że dopytywanie o byłe dziewczyny prowadzi ją do robienia głupich rzeczy. Więc, do czego byłaby zdolna, gdyby zaczęła dopytywać o obecną? Nawet jeżeli była ona tylko na chwilę. Nawet, kiedy nie byli razem, a wokół niego kręciły się dziewczyny – zawsze się kręciły – to Sloane czuła płonącą w środku zazdrość. Teraz również nie mogła się jej pozbyć. Z jakiegoś powodu nie okazywała jej wprost. Starała się ją trzymać schowaną, bo w końcu teraz naprawdę nie miała już prawa do tego, aby się o to wściekać. Uczucia były skomplikowane, a blondynka sobie z nimi nigdy nie radziła. Szczególnie z tymi, które rozwalały od środka i były tak intensywne, że widać było, jak z niej wypływają.
OdpowiedzUsuńGdyby to wszystko usłyszała, to pewnie nie byłaby w stanie zrozumieć. Ani zareagować spokojnie. Nawet jeśli w środku wiedziała, że nigdy nie była dla niego odpowiednia to lubiła wierzyć, że jest i że może być dla niego wszystkim. Nawet, kiedy widziała, że oboje się wyniszczają, a każdy kolejny dzień jest walką o przetrwanie. Czasem wystarczyło jedno nieodpowiednie słowo czy choćby spojrzenie, aby dzień między nimi zmienił się w istny koszmar, a potem równie szybko się godzili, ale nigdy nie wyjaśniali sobie, co tak naprawdę ich zdenerwowało. Odpowiedź była prosta; przecież oboje brali więcej niż to było konieczne. Rozdrażnieni chodzili niemal ciągle, a w takim stanie nietrudno było o to, aby się pokłócić. Carter nie mógł jej dać tego, co Sloane myślała, że chce, a Sloane… Sloane również mu nie dawała tego, czego Carter potrzebował. Nie musiał koniecznie chcieć, ale potrzebować, aby jakoś przetrwać dzień, aby jakoś lepiej zacząć funkcjonować w życiu.
Siedząc teraz w jego penthousie czuła się dziwnie. Jak nie na miejscu. Nie pasowała już tutaj. Mimo, że wystrój wcale się nie zmienił, to było tutaj zupełnie inaczej. Panowała inna energia, która nie pasowała do Sloane. Nie było już tutaj po niej żadnego śladu. Były za to ślady po Sophii. Zdrowe chipsy w szafce. Zapełniona lodówka produktami, których przedtem nigdy tutaj nie było. Takimi, których Carter sam z siebie by pewnie nie kupił. Wszystko było tu inne. Zauważała więcej niż chciała. Jakiś zielononiebieski kubeczek w kwiatki przy zlewie w kuchni, którego wcześniej na pewno tutaj nie było. Ścierka leżąca na blacie. Idealnie złożona i czysta, chociaż po co, skoro Carter nie gotował? Wszystko było tutaj po prostu inne, a ona pierwszy raz poczuła się w tym miejscu, jak obca. I w końcu była, czyż nie? Pojawiła się bez zaproszenia. Wbiła mu do życia. Oczekując… Właśnie, czego? Czego ona tak naprawdę chciała?
Przesuwała nogą po miękkim dywanie, jakby próbowała się ogrzać, ale bardziej był to odruch, aby zrobić cokolwiek i nie siedzieć w taki bezruchu, który zaczynał być drażniący. Jak za długo siedziała w jednym miejscu to również było źle. Wiecznie nakręcona, wiecznie potrzebująca robić coś, aby nie zwariować. Wiecznie szukająca wrażeń, które nie były jej przecież do niczego potrzebne. Wiecznie na jakimś haju. Teraz też, bo w końcu zapaliła razem z nim, a na nią to działało zawsze sprawniej i mocniej niż na Cartera. Był bardziej przyzwyczajony, a Sloane tylko od czasu do czasu sięgała po trawkę. Zwykle robiła się po niej gadatliwa, trajkotała mu nad uchem bez sensu i cieszyła się ze wszystkiego, ale nie tym razem.
Przełknęła ślinę, kiedy Carter się odezwał. Jakby musiała się z jego słowami najpierw oswoić. Dopiero po chwili opuściła głowę, aby na niego spojrzeć. Nie było w tym spojrzeniu żadnej złości ani nerwowości. Tylko dziwna akceptacja.
— Wiem, kochanie. — Szepnęła cicho. Sama nie wiedziała, czemu go tak nazwała. Wypadło z jej ust szybciej zanim zdążyła pomyśleć. Głos miała dziwnie miękki, jakby próbowała nim załagodzić rany, które oboje w sobie nosili, ale to przecież nie było takie proste. Nie wystarczyło tylko się odezwać, aby wszystko naprawić.
Nie próbowała się już uśmiechać, aby cokolwiek między nimi załagodzić. Atmosfera była napięta niemal od chwili, gdy tu weszła i nic nie było w stanie sprawić, aby było łagodniej. Wczoraj było inaczej, ale wczoraj oboje byli na prochach i świat był piękny, a ona jakoś zapomniała, że za nimi był rozwód i cały syf, który towarzyszył im od początku. Wystarczyło, że na nią spojrzał tak, jak na początku. Kiedy nie byli jeszcze sobą skażeni. Teraz nie było po tym śladu.
Usuń— Czasem działało. — Zaprotestowała. Może próbowała przekonać bardziej siebie, że nie zawsze byli psuli wszystko dookoła i siebie nawzajem. — Ale to nie było wystarczające. Albo my nie braliśmy tego tak na poważnie, jak należało.
Wzięła jeszcze łyka drinka, a potem kolejnego. Aby czymś się zająć i nie dać się pożreć myślom w całości, a była tego coraz bliżej.
Kiedy Carter się znowu odezwał, Sloane uniosła lekko brew w górę, a potem parsknęła krótkim, pozbawionym wesołości śmiechem.
— Auć. — Mruknęła na to wytknięcie. Ale Carter przecież miał rację. — Ale tak… tak ci powiedziałam.
Na moment wbiła wzrok w stolik z jedzeniem. Sięgnęła bez większego słowa po paczkę ze spring Rollsami. Ale nie od razu zaczęła jeść.
— I na co mi był ten harem? — Mruknęła bardziej do siebie niż do niego. — Nie ma ciebie, nie ma nikogo… — Wzruszyła ramionami. Może nie dostała tego, czego chciała, ale zdecydowanie to, na co zasłużyła.
sloane
Sloane nie musiała tych wszystkich rzeczy widzieć, aby czuć obecność innej kobiety w mieszkaniu. Wystarczyło jej to, co zobaczyła w kuchni, aby dotarła do niej prawda, którą ciągle próbowała od siebie odepchnąć. Nie było tutaj dla niej już miejsca. Nie tylko w mieszkaniu, ale w życiu Cartera. Nie mogła dalej liczyć na to, że Carter będzie na nią czekał. Na to, że może im się odmieni i postanowią dać sobie jeszcze jedną szansę. Kiedy na niego patrzyła widziała te małe rzeczy, które próbował przed nią ukryć, ale nic o nich nie mówiła. To przecież już nie była jej sprawa, nie? Nie ważne, czy Sophia była tu tylko chwilowo czy rozgościła się na stałe, ale zrobiła na nim wrażenie. Być może większe niż się sam spodziewał i chciał przyznać. Nie był człowiekiem, który łatwo pozwala na zbliżenie się do siebie. Sloane często próbowała do niego dotrzeć, ale najwyraźniej nie robiła tego wystarczająco mocno. Może nie słuchała go zbyt wyraźnie. Powodów było tak naprawdę setka, dlaczego im nie wyszło. Coraz wyraźniej do niej dochodziło, że to już nie był jej Carter, do którego mogła wracać, kiedy miała na to ochotę. Uciekać na całe tygodnie, a potem przyjść z tym swoim uśmiechem i udawać, że nic się nie wydarzyło.
OdpowiedzUsuńKiedy to wypowiedziała sama na moment przeniosła się do tych czasów, kiedy wszystko było w porządku. I w jej przypadku trwało to zaledwie parę sekund. Przez głowę przewijały się obrazy wspólnych chwil, kiedy nie było wrzasków, prochów i dramatów nakręcanych przez nią. Zbyt mocno się ich trzymała i nie potrafiła puścić. A przecież złożeni byli z wielu innych rzeczy. Mroczniejszych, takich, których nikt nie chciał widzieć. Zamknęła na moment oczy, jakby chciała się od tego wszystkiego odciąć. Wrócić do rzeczywistości, w której już się nie odnajdywała. Sloane nie była pewna, czy jest jakiś sens w tym, co teraz robi. W byciu tutaj, rozmawianiu z nim. To rozdrapywał tylko wszystkie rany, które w sobie nosiła, a które nie miały szansy się zagoić, bo im nie pozwalała. Nakręcała się wiecznie przez to, że patrzyła w internecie co robi Carter. Myślała o nim za często. Pozwalała, aby miał wpływ na to, jak wygląda jej codzienność, kiedy on już układał sobie życie z kimś innym. Sloane też próbowała, ale jak miała to zrobić, kiedy tak kurczowo trzymała się Cartera? Wmawiała sobie, że on taki po prostu jest. Że wchodzi pod skórę i nie można się go pozbyć, ale prawda była trochę inna. To ona nie pozwalała mu odejść. Sama sobie szkodziła.
Krótko prychnęła i pokręciła przecząco głową.
— Nie przyszłam po to, aby cię odzyskać.
Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie przeszło jej przez myśl, że ten wieczór mógłby się skończyć inaczej. Bez słów, ale za to z dużą ilością westchnięć. Rozważała swoje opcje, tak po prostu. Jakby to miało załagodzić ból, który w niej teraz siedział. Po tych wszystkich zdjęciach i świadomości, że Nico wybrał się na wycieczkę ze swoją ex. Tak przecież robiła. Coś ją bolało, więc uciekała do znajomych objęć. Tyle, że im dłużej na Cartera patrzyła tym bardziej przekonywała się, że nie znajdzie tu swojego znieczulenia.
— Trochę już na to za późno, nie sądzisz? — Miała szansę naprawić to wcześniej, ale ją zepsuła. Może nie była gotowa, aby przyznać się do pewnych rzeczy przed samą sobą, a co dopiero przed nim. Nie zmieniało to jednak tego, że gdy teraz na niego patrzyła to czuła ten piekący w klatce ból, który odbierał oddech, ściskał za gardło i głos wprawiał w drżenie. — Ale nie przyszłam tu z misją.
Działała impulsywnie i to był jeden z tych razów. Zobaczyła parę fotek, wkurzyła się i zanim pomyślała logicznie była już u Cartera.
— Może bym spróbowała, ale… Jest tu już ktoś inny.
Nawet nie wiedziała, dlaczego się uśmiechnęła. Zarówno w jej życiu, jak i u Cartera był ktoś inny. Być może ta odpowiednia osoba, z którą wszystko będzie prostsze. Mimo tego, że te dwie osoby były teraz właśnie razem poza Nowym Jorkiem i działo się tam Bóg jeden raczy wiedzieć co. Nakręcała się na te najgorsze scenariusze, ale Nico i Sophia nie byli nimi.
sloane
Sloane przymrużyła oczy, kiedy zaczął rzucać w nią pytaniami.
OdpowiedzUsuńZ jakiegoś powodu nie spodziewała się, że będzie ją atakował. Rozmawiali w luźny, niemal niezobowiązujący sposób i ta nagła nagonka ją zaskoczyła, chociaż przecież wcale nie powinna. Wiedziała, jaki Carter jest i że chowa się za sarkazmem i ironią. Używał ich codziennie. Czasem nawet sobie z tego nie zdając sprawy. Jakby wiecznie musiał się chować za maską, a Sloane to aż za dobrze rozumiała. Tę potrzebę, aby świat i nawet najbliżsi nie zauważyli, jak bardzo jest się złamanym. Jak niewiele trzeba, aby się kompletnie rozpaść. Jedyne co dawało poczucie jakiejś kontroli to były te niby żarty wycelowane w kogoś innego. Zadanie bólu komuś, aby odciągnąć od siebie to, co raniło i bolało. Sloane znała te schematy. Rozumiała je i stosowała w życiu codziennym. Przy każdej osobie, na jakiej jej tylko zależało. Jakby to ją przed czymkolwiek miało uchronić. I na moment faktycznie – chroniło, bo ból skupiał się na kimś innym, ale w końcu nadchodził czas, kiedy maska opadała, a te wszystkie emocje wracały ze zdwojoną siłą.
To nie powinno boleć ani w żaden sposób nią poruszyć, a jednak przyniosło efekt, na który blondynka nie była gotowa. Owinęła palce mocniej wokół grubego szła, które trzymała w dłoni.
Chyba sama do końca nie była pewna, dlaczego do niego przyszła. Najpierw chodziło o te przeklęte zdjęcia. O tę świadomość, że Nico wybrał swoją byłą i… O dziwo nie chciała się mścić. Nie w taki oczywisty sposób. Może wcale nie miała już ochoty na to, aby wbijać komuś noże w plecy, bo poczuła się zraniona. Jednak, kiedy tu weszła… Kiedy zobaczyła Cartera i jego rezygnację w oczach, kiedy zorientował się, że to ona, a nie dziewczyna, z którą się spotykał to czuła, że traci grunt pod nogami.
Zastukała paznokciem o szkło. Nie była pewna, czy jest bardziej wściekła czy zraniona, czy ma ochotę zacząć wrzeszczeć czy wyjść bez słowa i udawać, że była tu z dobroci serca, aby dać mu znać, że nowa dziewczyna baluje ze swoim ex. Przecież wiedziała, dlaczego tutaj była. Bo jego spojrzenie z wczoraj nie chciało z niej zejść. Ten krótki moment, kiedy na moment nie było ślubu, awantur, zdrad, rozwodu. Nic na parę chwil nie zakłócało ich spokoju na tamtej kanapie.
— Chciałam cię zobaczyć.
Znał to uczucie. Z takim samym powodem pojawił się wtedy w klubie, w którym bawiła się Sloane. Z tego samego powodu się wtedy pocałowali i wrócili do jej mieszkania z konkretnym zamiarem, a przynajmniej wtedy tak Sloane myślała, bo wszystko właśnie na to wskazywało. Dopóki nie zaczęli rozmawiać. Wyszedł po jej słowach, a ona pobiegła za nim. Chciała go zatrzymać. I wtedy pierwszy raz widziała go naprawdę złamanego. Z błyszczącymi w oczach łzami, ze wstydem na twarzy, chociaż przecież wcale go nie wyśmiewała. Nie dał jej okazji, aby mogła cokolwiek powiedzieć. Nie dowiedział się, że to w niej pogruchotało wszystko, co myślała, że jest odbudowane. Że ten moment był tym, który jej uświadomił, jak go zniszczyła.
— Wyjebane mam w to, co robi twoja mała dziewczyna. — Miała zbyt spokojny ton głosu na to, że wszystko w niej w środku wrzało. Gniew i upokorzenie, bo czuła, że znów zaczyna prosić go o odrobinę uwagi. Był jakiś mały płomień zazdrości, który wzrastał, kiedy przypominała sobie te małe rzeczy w kuchni należące do Sophii. Weszła tu i się rozgościła. Zmieniała go. Na lepsze. Widziała to po nim. Co nie zmieniało faktu, że wkurwiało ją, że robiła to inna dziewczyna, a nie Sloane. Bo Sloane nie potrafiła zmieniać na lepsze. Ona tylko ciągnęła w dół, trzymała zapałki i patrzyła, jak wszystko wokół płonie.
Niby miała to wszystko gdzieś, ale jednak tu przyjechała. Z planem, aby mu o tym opowiedzieć, bo… Bo właściwie co? Nico nie był jej nic winien. Sama mu powiedziała, że to między nimi nic nie znaczyło. Zaczynało jej na nim zależeć. Przestraszyła się tego i uciekła. Zniknęła pod ostrzem słów i drwiących śmiechów.
Sophia i Nico to był pretekst, aby się tu pojawić. I być może nie chciała być w tym sama. W tym dziwnym, ściskającym od środka uczuciu, że ktoś z kim coś się zaczynało tworzyć wybierał swoją ex. Przynajmniej w końcu się dowiedziała, jak czuł się Carter, kiedy ona uciekła z Jamesem na tydzień. Bo owszem, to, że byli tam razem bolało. Miała też świadomość, że wcale nic się nie musiało wydarzyć. Że może to tylko przypadek, że są tam razem. Że może… Może wcale nie jest tak, jak myślała. Była tam w końcu z rodziną, nie? Sloane wiedziała, że znają się od dawna, więc może to wszystko to był po prostu dziwny przypadek. I nic więcej.
Usuń— Nie pomyślałam, nie powinnam była w ogóle przychodzić. — Nie miała w sobie sił na kłótnie. Na to, aby rzucać wyzwiskami i na cały ten spektakl, który oboje znali na pamięć. — W klubie przez moment pomyślałam, że… — Przerwała. To było bez sensu. Tłumaczenie się. — Nie ważne.
Przechyliła szklaneczkę z alkoholem i na raz wypiła to, co zostało. Lód zastukał o ścianki, kiedy odstawiła ją zbyt szybko na stolik. Bycie tu dłużej nie miało sensu. Siedzenie z nim i rozmawianie, zastanawianie się, czy to, co widziała wczoraj w jego oczach to prawda, czy tylko zamglenie przez prochy.
— Chciałam ci o tym powiedzieć. Uznałam, że może chciałbyś wiedzieć. — Rozejrzała się za skarpetkami, które porzuciła gdzieś na podłodze. — I chciałam cię zobaczyć. Nie przyszłam, żebyś mnie przeleciał. Nie przyszłam o nic błagać. Tyle, dostałam co chciałam i mogę cię zostawić w spokoju.
Zebrała skarpetki z podłogi i podniosła jedną nogę, aby je włożyć. Zachwiała się stojąc na jednej nodze, ale wsunęła ją w końcu na stopę.
— Wiem, że nie mam tu czego szukać, Carter. — Podniosła na niego wzrok. Zaciskając usta. Zauważyła wcześniej, ale nic nie mówiła. — Zakryłeś tatuaż. To było dość wymowne.
sloane
Powstrzymywała się ze wszystkich sił, aby nie zacząć krzyczeć. A chciała mu to wszystko wykrzyczeć. Szczególnie spokojna też nie była. Nie mówiła podniesionym tonem, ale dostatecznie głośno, aby Carter był w stanie wyczuć, że jest już przy tej cienkiej granicy wybuchu, którego potem nic nie powstrzyma. Dlatego zaczęła się zbierać, bo nie chciała robić mu kolejnej scenki. Być znowu tą, która nie robi nic poza sianiem zniszczenia i wrzeszczenia. Udawała, że jej tego nie brakuje. Kogoś silniejszego od niej, głośniejszego. Kogoś kto krzyknąłby jej prosto w twarz, że odpierdala i ma się uspokoić albo rzucił czymś gorszym, co wybiłoby ją kompletnie z rytmu na parę chwil, aby potrzebowała minuty, aby się pozbierać i zacząć warczeć jeszcze głośniej.
OdpowiedzUsuńWiedziała, co Carter chciał od niej usłyszeć. Wtedy również to wiedziała, gdy siedzieli w jej mieszkaniu na podłodze. Prawie podobnie, jak teraz, ale w tamtej chwili była bliska płaczu z frustracji, a teraz bliżej jej było do tego, aby para poszła jej z uszu. Była pewna, że jest czerwona z gotującego się w niej gniewu, któremu nie pozwalała wyjść na zewnątrz. Miotała się po salonie wkładając wilgotne skarpetki, od których było jej niewygodnie, ale poza tym – nie ruszyła się z miejsca. Chociaż mogła przecież iść do wyjścia, gdzie zostawiła buty. Nie musiała mu się w żaden sposób tłumaczyć. Mówić mu niczego, a jednak zdecydowała się zostać. Z jakiegoś durnego powodu postanowiła przy nim zostać. Pojęcia nie miała po co, bo patrzenie na niego było bolesne. Bo ciągle czuła na sobie ten wzrok, który jednocześnie dawał nadzieję i sprowadzał na ziemię, bo wiedziała przecież, że nie ma szans, aby cokolwiek między sobą zbudowali. Nie po tym wszystkim. Nie, kiedy w jego życiu była obecna inna dziewczyna, która się rozgościła i przynosiła cholerne kubki w kwiatki.
— Bo to był błąd. Ja i Nico… To nie miało prawa się więcej zdarzyć. — Zależało jej na nim, ale… Nie była pewna, czy jej zależy z sentymentu czy naprawdę chciała z nim przyszłości. To zresztą było bez znaczenia, bo teraz i tak nie byli razem. Bo Sloane zaprzepaściła wszystko. — Wszystko to był pierdolony błąd.
Było im dobrze, kiedy byli młodsi, ale wtedy Sloane nie była tak wyniszczona swoimi problemami. Nie próbowała zepsuć wszystkiego, czego się tylko dotknęła. Teraz… Teraz jedyną osobą, która naprawdę rozumiała jej chaos i potrzebę wrzasku był Carter. Przyjmował na siebie jej ciosy bez słowa. Oddawał mocniejsze. I to działało. Rozumieli, że potrzebują się wyżyć, coś zniszczyć, aby potem znów był spokój. On nawet nie próbował jej przekonać, że pieprzy w kuchni głupoty. Po prostu to zaakceptował i wyszedł. Bez walki. Bez próby zrobienia czegokolwiek, aby Sloane przestała pod nosem gadać bzdury. Nie zrozumiał, że to tylko jej gra. Zranić, pogryźć, ale w nadziei, że się ją odepchnie mocniej, aby się obudziła.
— A ty mi uwierzyłeś? — Zabrzmiała, jakby właśnie wyśmiewała to, jak naiwny był. Ale sama przecież wtedy brzmiała na przekonującą. I była przekonana, że tak właśnie było. Ale może w środku liczyła, że Carter zauważy, że to wszystko to nie była miłość. Że Sloane po prostu się pogubiła. Była wystraszona, a James pierwszym, który wciągnął rękę w jej stronę. Zaśmiała się gorzko. Przymrużyła oczy i zrobiła krok w jego stronę. Nawet nie była pewna, dlaczego to robi. — Że go kochałam? Że byłam zakochana? Że byłabym w stanie zapomnieć o tobie?
Sięgnęła po jego drinka, którego wyjęła mu prosto z rąk. Specjalnie musnęła przy tym jego palce, może coś sprawdzała, a może chciała jeszcze raz poczuć jego ciepło, zanim w końcu ją stąd naprawdę wyrzuci. Przyłożyła szkło do ust i wzięła większego łyka. Alkohol jej teraz w niczym nie pomagał.
— Naprawdę myślisz, że po tobie pojawi się ktoś, kto mnie zmiecie z nóg? Że nie będę o tobie więcej myśleć? — Pokręciła głową. Nie wiedziała, po co mu to wszystko mówi. Było za późno. Sloane o tym wiedziała. Miał inną. — Że po tym, jak zrobiłeś z mojego życia jebane piekło, zadowolę się wypadem nad jezioro i słodkimi słówkami?
Sloane zniżyła się do jego poziomu na kolanach, które oparła na miękkim dywanie. Wsunęła mu szklankę z powrotem między dłonie, a swoją następnie oparła o kanapę tuż obok niego. Pachniał w taki znajomy sposób, którego nie była w stanie zapomnieć. Miał te same pełne gniewu oczy, choć próbował to teraz maskować albo jej się tylko wydawało.
Usuń— Chcesz wiedzieć, dlaczego mi nie wyszło z Jamesem i Nico? — Zniżyła głos do szeptu. Wzrokiem przesunęła po jego twarzy. Na moment zatrzymując się przy jego ustach, zanim wróciła do oczu. — Bo nie są tobą, Zaire.
sloane
Sloane sama nie wiedziała, czego właściwie od niego oczekuje. Przecież wiedziała, że nie porzuci (a może) dla niej wszystkiego, co próbował teraz od nowa zbudować z kimś innym. Mimo to tliła się w niej taka jedna myśl, że on jej nigdy nie będzie w stanie odmówić. Zupełnie, jak ona nie potrafiłaby odmówić jemu. Starała się jakoś poukładać sobie życie bez niego, ale to było zwyczajnie niemożliwe. Próbowała przekonać się, że kocha Jamesa i będzie w stanie ułożyć sobie z nim życie. Żyć tak, jak on tego chciał i sobie wyobrażał, chociaż przecież Sloane doskonale wiedziała, że nie była stworzona do spokojnego życia. Że w końcu zaczęłaby szukać rozrywek w innych miejscach, że krzywdziłaby go tylko po to, aby coś poczuć, aby rzucił w nią jakimś ostrym słowem, ale nie był takim typem. Tak samo, jak Nico jej tego nie dał, chociaż tak bardzo prosiła. Nigdy konkretnymi słowami, ale tym jak prowokowała jadowitym uśmiechem i słowami, które raniły prosto w serce. Nie rozumieli tego. Żaden z nich tego nie rozumiał. Nie potrafili zrozumieć czegoś, czego w nich nie było, a Sloane mogła się starać, ale nie byłaby w stanie im tego wytłumaczyć. Wyjaśnić tej potrzeby walki, aby coś poczuć. Carter to rozumiał. Ale Carter… To już nie był jej Carter. Nie był tym, od którego odeszła.
OdpowiedzUsuńNie była w stanie mu tego powiedzieć wcześniej. Przekonywała się, że kochała Jamesa. I być może jakaś jej część go pokochała, ale wystarczająco mocno, aby przy nim zostać. Aby go wybrać na partnera. Na kogoś z kim mogłaby budować swoją przyszłość. Nie wybrała też Nico, który przecież miał być tylko dobrą zabawą. Tylko na chwilę. Sam przecież tego chciał. Aby nie nadawali sobie żadnych etykiet, aby szli po prostu z prądem i zobaczyli, dokąd ich to wszystko poniesie. Ale z tyłu głowy cały czas miała Cartera. Zawsze czaił się w tle, a ona tego nawet nie ukrywała. Wybuchała złością, kiedy widziała coś o nim i Sophii. Nico o tym wiedział. Że Sloane wciąż go kochała. Na swój pokręcony sposób, którego nie dało się zrozumieć, bo nawet oni sami tego nie rozumieli. Tego uczucia, które do siebie mieli.
Znała go i wiedziała, że on jest tak samo rozdarty. Że wciąż w sobie ma tę część, która ją kochała. Która chciała ją do siebie przyciągnąć i pocałować. Tak, aby obojgu zabrakło tchu, aby nie byli w stanie myśleć o niczym, poza sobą.
— Chciałeś wiedzieć, Zaire.
Sloane westchnęła i opadła na kanapę, kiedy wstał. Nie poszła za nim. Dała mu czas. Na przemyślenia, na to, co chciał zrobić albo czego robić nie chciał. Wiedziała, że znowu mu wszystko rozjebała. To, co próbował w sobie posklejać. Teraz było kupą popiołu, bo ona znów wparowała w jego życie i zaczęła się rządzić. Podpaliła to, co z nich została i patrzyła, jak chaos wokół rośnie. Ale tym razem bez uśmiechu na ustach. Bez tego kpiącego wyrazu twarzy. Odliczała minuty, a chociaż sama miała ochotę na to, żeby zapalić, to nie ruszyła się z miejsca. Gdyby wisiał tu jakiś zegarek z wkurwiającym tykaniem słyszałaby każde jedno tik, tak, tik, tak. Nic takiego nie było i ten dźwięk rozbijał się jedynie w jej głowie.
Kiedy uznała, że minęło pięć minut, a w rzeczywistości pewnie znacznie mniej, podniosła się z sofy. Wolnym krokiem ruszyła w stronę tarasu, ale tym razem nie wyszła na zimne płytki. Oparła się o futrynę i skrzyżowała ręce pod piersiami. Wzrok wlepiony miała w plecy Cartera. Widziała, że ciężko oddycha. Pochyla się nad barierą. Jak intensywnie myśli. Podejść do niej i pocałować, podejść i za włosy wyszarpać ją do wyjścia, a może nie zrobić nic i liczyć, że Sloane sama się usunie, bo wyczuje aluzje. Mogła go przeprosić. Mogła mu powiedzieć, aby o tym nie myślał, że już znika i niech żyje sobie w spokoju z Sophią, ale tego nie zrobiła.
— Będziemy się bawić w karanie milczeniem?
Odezwała się pierwsza. Przerywając tę absurdalną, ale potrzebną ciszę. Pewnie miał ochotę ją rozszarpać. Za to, co mu właśnie zrobiła i wcale się nie dziwiła. Gdyby to Carter tak wparował, Sloane miałaby ochotę go zabić. Uśmiechnęła się krzywo pod nosem, bo raz już tak zrobił, ale wtedy… Wtedy pozwoliła mu odejść.
Miała nie wychodzić na taras, ale jednak to zrobiła. Postawiła krok na zimnych płytach. Zadrżała od tego, jak chłodne i tym razem zdecydowanie trochę wilgotne były, ale to stało się nieistotne.
Usuń— Powiedz, Zaire… Naprawdę chcesz się z nią bawić w dom? — Zapytała, kiedy stanęła obok niego. Plecami oparła się o barierkę. — Potrafisz wyobrazić sobie ją za rok przy sobie? Myślisz, że to ta jedyna? Że się z nią ustatkujesz, zejdziesz na dobrą drogę. Może urodzi ci parę dzieci? Pobawisz się w tatusia i szczęśliwy dom?
Nie musiał jej odpowiadać, bo Sloane dobrze wiedziała, że odpowiedź na każde pytanie brzmiała „nie”. Carter nie był typem, który chciał się ustatkować. Nie w ten tradycyjny sposób, który był narzucany z każdej strony. Tak samo, jak nie chciała tego Sloane. Wiedziała, że jest jedyną, która doprowadza go do tak intensywnych uczuć. Że to z nią może się kłócić i rzucać butelkami o ściany, które lądują centymetry od twarzy. Tylko po to, aby potem pogodzić się głośnym, namiętnym seksem i śmiać z tego, jak nieistotna była ta kłótnia.
— Skoro to chwilowe… to co ci szkodzi spróbować ze mną od nowa? — Uniosła brew w oczekiwaniu. — Sophia? Sam twierdziłeś, że to chwilowe. Pobaw się nią do końca tych robót w schronisku, miej ten swój spokój… a potem wróć.
sloane
Patrzyła mu prosto w oczy z tym chłodnym przekonaniem, że ma rację.
OdpowiedzUsuńI być może miałaby ją parę tygodni temu. Może parę miesięcy temu. Może, gdyby zdobyła się na odwagę, aby powiedzieć mu to wszystko wtedy, kiedy naprawdę należało… kiedy trzeba było to powiedzieć, bo jeszcze była jakaś szansa na to, aby naprawić wszystko, co między nimi było popsute. Ale Sloane postanowiła czekać. Bo sama chciała pobawić się w dom z Jamesem, ale się wystraszyła. Bo potem pojawił się Nico i przy nim nie musiała myśleć o tym, jak tęskni za Carterem. Wypełniał pustkę po nim, a na pewno jakąś jej część. Nikt jednak nie był w stanie zapełnić miejsca po Carterze. Takiej energii nie dało się niczym zastąpić. Nie było drugiego Cartera.
— Nie byłoby mnie tutaj, gdybym nie chciała być z tobą, Zaire. Ten rozwód… To był błąd. Co zrobiłam wcześniej nim było, ale trochę za późno, żebym mogła to cofnąć.
Nie chciała go o nic błagać. Nie chciała prosić, żeby do niej wrócił. Dlatego dała mu wybór. Niech się pobawi tak długo, jak chce. Z Sophią, czy z jakąkolwiek inną dziewczyną, ale niech potem wróci do niej. W środku musiał wiedzieć, że tylko ich dwójka ma sens. Tak, jak Sloane nie wierzyła w te wszystkie bzdury o byciu sobie przeznaczonym, tak coraz bardziej zaczynała wierzyć, że ona i Carter idą tą samą ścieżką, że nawet, jeśli coś ich rozdzieli to i tak skończą razem. Prędzej czy później. Lub to była tylko myśl, którą się karmiła, aby przetrwać kolejny dzień bez niego. Wmawiała sobie, że to tylko parę miesięcy bez niego, że niedługo wszystko między sobą naprawią, że będzie tak, jak być powinno. Kompletnie nie dostrzegając tego, że ona już dawno temu go straciła. I że przede wszystkim, ale straciła samą siebie w tym wszystkim.
Odetchnęła trochę głębiej, kiedy dotknął jej policzka. Ale nie uśmiechnęła się. Nie brała tego jako dobry znak. Jako coś, co jej powie, że teraz mogą spędzić resztę życia razem. W ich przypadku to tak nie działało. Przymknęła oczy, a swoją dłoń położyła na jego przedramieniu. Jakby chciała go powstrzymać, ale w rzeczywistości potrzebowała go na chwilę dotknąć. Poczuć bliżej siebie. Pachniał znajomo. Dymem z papierosów, mocnymi perfumami, które tak dobrze kojarzyła. Sobą. Pachniał jak ktoś, kogo straciła bardzo dawno temu na własne życzenie.
Rozchyliła lekko usta, kiedy zaczął mówić, a coś, czego nie umiała nazwać, ścisnęło ją za gardło. Zacisnęła je z powrotem, bo każde słowo wypowiadał z takim spokojem, który w jego przypadku zawsze oznaczał ostateczność. Koniec, z którym nie dało się walczyć.
— Wiesz, że czuję. — Szepnęła, jakby się bała, że głośniejszy ton sprawi, że to wszystko między nimi się rozmyje. Że zostaną z niczym. Że ona zostanie z niczym. — Nie napawa mnie ta myśl wielką radością. — Nie chciała myśleć o tym, że Sophia go całowała i dotykała, że teraz ona była na jej miejscu.
Nie chcę bawić w dom z tobą, Sloane.
Kilka słów. Niby nic nie znaczących, a jednak poczuła się, jakby dostała z otwartej dłoni prosto w twarz. Bez litości i z siłą, która odrzuca głowę w tył. Aż sama zrobiła krok w tył. I potem ten śmiech… Niemal gorzki.
Z każdym kolejnym słowem czuła, jak ogarnia ją obojętność. Nie, bo to, co mówił nie bolało. Bolało, jak cholera. Jakby ktoś przypalał ją rozgrzanym żelazem. Jakby wyrywał jej nerw po nerwie. Ale dlatego, aby się ochronić. Przed wybuchem, który skończyłby się tak, jak każda ich kłótnia. Przed płaczem, który wyglądałby jak błaganie, na które nie miała w sobie już dostatecznie wiele sił. Te wszystkie miesiące bez niego były udręką. Próbowała sobie poradzić, czasem radziła – raz z lepszym, a raz z gorszym skutkiem, ale radziła i sądziła, że jej przeszło, ale takie uczucie nie przechodzi. Nie, gdy człowiek się go trzyma tak kurczowo. Jakby nie potrafił zobaczyć, że poza tą osobą, której raz oddało się całe serce jest coś jeszcze. Ktoś więcej, że wcale nie trzeba poświęcać tylko jednej osobie całego życia.
— To jest to, czego naprawdę chcesz? — Zapytała. Trochę zbyt dumnym głosem i z lekko uniesioną głową.
Walcząc sama ze sobą, aby… Właściwie sama nie wiedziała z czym walczyła. Mogła się tego spodziewać. Że w końcu Carter znajdzie kogoś, z kim będzie chciał być. Tak naprawdę. Nie tylko na piętnaście minut na backstage czy w klubie. Ale naprawdę być. Z pieprzonymi kubeczkami i ścierkami w kuchni, jedząc wegańskie chipsy i nie bawić się, ale prowadzić dom.
UsuńZrobiła krok w jego stronę, jakby wiedząc już, że tu nie ma czego ratować. Że nieważne co powie, to nie zmieni jego zdania. Nie chciała, ale zsunęła z siebie tę obojętność, którą założyła przed chwilą. Spłynęła po jej twarz zostawiając w oczach ból i coś, co przypominało zrozumienie. To jeszcze nie była akceptacja, ale… Coś bardzo blisko tego.
— Może tak będzie najlepiej… — Uśmiechnęła się nijako, jakby próbując się przekonać, że ma rację i że się z nim zgadza. — Wiem, że ci nie dam tego czego chcesz. Że jest za późno. Musiałam spróbować. Ostatni raz.
Ostrożnie sięgnęła dłonią do jego policzka i stanęła na palcach. Nie czekała, aż się odsunie i jej przerwie. Musnęła jego usta, śmiesznie nieśmiało, jak na to, jaka Sloane była. Zamknęła oczy, w tej samej chwili spomiędzy nich spłynęła pojedyncza łza, która po policzku blondynki spłynęła między ich złączone usta.
— Czuję, Carter. Więcej niż jestem w stanie udźwignąć i zrozumieć.
Pogładziła jeszcze jego policzek, zanim się odsunęła. Niechętnie, ale z tym samym zrozumieniem, które zaczynało błyskać w jej oczach.
— Nie przestałam cię kochać.
sloane
Zupełnie nie tego oczekiwała od tego wieczoru.
OdpowiedzUsuńMiałą wiele scenariuszy i żadnego jednocześnie. Mogli się pokłócić, wylądować w łóżku albo rozejść w milczeniu, aż do następnego razu, ale nie spodziewała się, że to będzie ostateczny koniec. Wcale nie chciała się z tym godzić, ale zamierzała zachować resztki godności. Przynajmniej tyle mogła zrobić, aby zaoszczędzić sobie trochę wstydu. Nie potrzebowała litości. Nie chciała, aby zmienił zdanie, bo zaczęła histeryzować. Jeśli kiedyś faktycznie miałoby dojść do tego, że do siebie wrócą to przynajmniej niech to się wydarzy w sytuacji, która nie będzie naznaczona tym, co wydarzyło się dzisiaj.
Wiedziała, że mogłaby go ściągnąć tą łzą i pocałunkiem. Gdyby postarała się bardziej, gdyby może powiedziała coś, co uderzyłoby w niego bardziej to wtedy… Wtedy może by cofnął to co powiedział. Jednocześnie Sloane wiedziała, że Carter swojej decyzji był pewien. I dzisiaj to bolało bardziej niż po jej powrocie z tamtego domku. Bardziej niż gdy podpisywała dokumenty, bo wtedy to wszystko było w emocjach. Nie przemyśleli sobie niczego. Nie rozmawiali. Dziś była cisza. Bolesna. Wbijająca się między żebra cisza, która była końcem.
Pokiwała w milczeniu głową, gdy przyznał jej rację. Długo nie chciała się do tego przyznać. Zasłaniała wszystkim i niczym, próbowała udawać, zasłaniać się imprezami i narkotykami, uciekaniem w ramiona innych ludzi, ale to nigdy nie działało. Tylko na parę godzin, a potem wracała ta sama znajoma pustka, w której siedziała teraz. I tym razem była ona zbyt prawdziwa. Już nie mogła od niej uciec.
— Może w innym życiu… — Powtórzyła po nim szeptem, ale bez nadziei. Nie było innego życia. Innej rzeczywistości. Było tu i teraz, a to co mieli… Zmarnowali. Niszcząc siebie nawzajem. Decyzjami, które były zbyt bolesne, które doprowadziły ich dokładnie tutaj. Do miejsca, w którym wiele razy wyznawali sobie miłość, teraz się żegnali ze wszystkim co ich kiedyś łączyło. — Wiem, Carter. Wiem, że już tego nie potrafisz…
Akceptacja tego była bardziej przytłączająca niż się jej początkowo wydawało. Nie chciała się zgadzać na koniec. Powiedzieć sobie „no to cześć” i już nigdy więcej się nie zobaczyć. Patrzyła na niego, jakby chciała dokładnie zapamiętać to, jak wyglądał. W którym miejscu miał blizny, jaki kształt miały jego oczy i usta. Wszystko, co było dla niej ważne. Każdy detal, w którym się kochała.
Spojrzała na moment na miasto. Nowy Jork lśnił od neonowych świateł. Wyglądał, jak jedna wielka impreza, a tutaj… Tutaj między nimi właśnie zgasło wszystko, co mieli. Nie było już powrotu. Nie było setnej z rzędu szansy. Był tylko dwójka ludzi, która w końcu zrozumiała, że nie mogą być razem. Że nie dadzą rady już dłużej być razem.
— Koniec… — Powtórzyła i zaśmiała się. Nie z pogardą ani złością, jak ktoś kto właśnie sobie coś uzmysłowił i nie wierzył, że to się wydarzyło. Przeniosła wzrok z miasta na Cartera. Ten ostatni raz po prostu chciała na niego popatrzeć. Bez wylewania łez, te kilka podczas pocałunku były wystarczające. Już bez pretensji i bez udawania, że jest silniejsza, że nie ma w sobie uczuć. Nie wiedziała, co ma zrobić teraz, gdzie pójść. Ale to nie było już zadanie Cartera, aby nią kierować. Aby jej pomagać się ogarnąć.
— To niczego nie zmieni, ale… Przepraszam, Carter. Naprawdę przepraszam za wszystko co ci zrobiłam.
Nie mówiła tego, aby odejść z czystym sumieniem. Chciała, aby to usłyszał, kiedy nie miała na sobie już żadnej maski, kiedy nie udawała, kiedy była szczera po raz pierwszy od wielu miesięcy.
sloane💔
Zimny wiatr muskał jej skórę, kiedy stała na zewnątrz. Owiewał czerwone policzki, od emocji i od tego przeklętego pocałunku, który nie powinien się wydarzyć. Nie obejmowała się, aby osłonić się przed chłodem. Czuła, że go teraz potrzebuje, aby zacząć trochę trzeźwiej myśleć. I zaczynała. Wszystkie wątpliwości odeszły w sekundzie, kiedy odebrała połączenie i usłyszała w komórce oddech Cartera. Nie odezwał się od razu, a ona go nie pospieszała. Nie rozmawiali od kilku dni. Wiedziała, że dzwonił ktoś wcześniej. Domyślała się, że to musiał być Carter i miała wyrzuty sumienia, że nie odebrała, że była zajęta… Nie zamierzała tego też przed nim ukrywać, ale nie mogła powiedzieć tego przez telefon. Potrzebowała spojrzeć mu w oczy. Mimo, że wiedziała, że to wcale nie będzie łatwe ani przyjemne, ale oszukiwać go też nie miała najmniejszego zamiaru.
OdpowiedzUsuńCzekała, aż się odezwie i kiedy w końcu to zrobił, nie spodziewała się tego.
Zacisnęła na sekundę usta. Ta chwila zdawała się trwać w nieskończoność, zanim w końcu się odezwała. Ale skąd wiedział? Sophia nie zwróciła uwagi, aby ktoś ich „przyłapał”, gdy byli na spacerze czy wybrali się na przejażdżkę. Jasne, wrzuciła głupie zdjęcie, ale każdy mógł je wrzucić, a w dodatku jej profil miał ustawioną prywatność, a przynajmniej tak się jej wydawało. Może to zmieniła i nie zwróciła uwagi? Nie zaglądała w komórkę, odkąd wrzuciła jedno zdjęcie. Niewinne.
Poznała go już na tyle, aby wiedzieć, że nie ma szans, aby kręcić i Sophia nie chciała nawet kręcić. Zasługiwał na to, aby usłyszeć od niej prawdę. Znała jego przeszłość. Wiedziała, co robiła (po części) Sloane. I jak to pewnie wyglądało. Kolejna ucieczka przed Carterem ze swoim ex…
— Tak. — Powiedziała. Odpowiedziała jej cisza w telefonie, ale nie rozłączył się. Słyszała jak brał głębszy oddech. Może myślał, co jej odpowiedzieć. — Nie wiedziałam, że tu będzie Carter. Nie zapraszałam go. Nawet z nim nie rozmawiałam od pół roku…
Odeszła parę kroków od domku. Przystanęła nad basenem, w którym woda spokojnie się poruszała pod wpływem wiatru. Męczyła ją ta cisza po drugiej stronie. Niepasująca jej do Cartera. Czekała na… Cokolwiek. Jednocześnie jej mózg podsyłał już same najgorsze scenariusze. Na usłyszenie to koniec, nie wracaj do mnie, między nami skończone. I miała nadzieję, że to tylko zostanie w jej głowie. Że tylko niepotrzebnie się nakręca, bo inaczej nie potrafiła. Bo wolała wyobrazić sobie najgorsze, aby potem pozytywnie się zaskoczyć.
— Przyjechał z rodzicami. Nie wiem, coś zaplanowali w czwórkę, jakaś głupia misja ratowania nas czy coś. — Mruczała pod nosem, nawet nie mając pewności, że jej słucha. Ale wciąż się nie rozłączył. Sophia po prostu mówiła, bo cisza by ją zjadła żywcem. — Niepotrzebnie tu przyjeżdżałam i się zgadzałam… Chcę być w domu z tobą.
Z każdym dniem, który mijał jej bez niego, od tego nieszczęsnego wtorku, kiedy wyszła, zdawała sobie sprawę, że nie chce nic przemyślać. Że doskonale wie, gdzie chciałaby teraz być i z kim spędzać czas. To wcale nie było Hamptons z Nico i rodzicami, to nie było na głupich bankietach, gdzie uśmiechałaby się do obcych ludzi. To było z Carterem. Gdziekolwiek by nie zadecydował, że będą.
soph
Sophia nie miała żadnej pewności, że jej tłumaczenia cokolwiek dadzą. Carter bywał impulsywny i wiedziała, że mogło go to popchnąć do zrobienia głupot. Jednocześnie nie zamierzała go okłamywać i udawać, że jest tutaj sama. Nie pytałby, gdyby nie wiedział. Nie miała czasu na to, aby pytać się skąd Carter wie, że Nico tutaj był, bo to było zwyczajnie nieistotne. Chciała jedynie, aby przynajmniej trochę do niego dotarło, że Sophia wcale nie chciała z nim tutaj być i wolała być z powrotem w domu z Carterem. Mimo tych wszystkich pytań, które do niego miała i tego, co powiedział jej Nico. Nawet nie była pewna, czy to jest prawda, czy nie powiedział jej tego tylko po to, aby zasiać w niej ziarno niepewności, podważyć wszystko, co o Carterze wiedziała i do niczego czuła, bo po raz kolejny umyślił sobie, że wróci do jej życia.
OdpowiedzUsuń— Kto ci powiedział… — Ale nie skończyła. Mogła się domyślić, prawda? Sophia chciała coś jeszcze od siebie dodać. Zwłaszcza po tym, jak cicho rzucił, że był jej tak pewien, a ona… Ona poczuła, że go zawiodła. Bardziej niż wtedy, gdy pierwszy raz uciekła z mieszkania. Powiedziała coś, ale połączenie zostało zerwane.
Od razu zadzwoniła. Nie odebrał. Odrzucał kilka razy jej połączenia, aż w końcu przestała. Nie, bo zamierzała odpuścić. Sophia nie odwróciła się nawet w stronę domku. Nie zamierzała się Nico tłumaczyć. Przemknęła przez kuchnię, jak wcześniej, na górę do swojego pokoju zamykając się od środka. Nie chciała z nikim rozmawiać, nie chciała nikogo widzieć. Chciała tylko, aby Carter odebrał, napisał. Zrobił cokolwiek, aby wiedziała, że nie wymazał jej przez to, że tu była razem z Nico. To nie była jej wina… Nie prosiła się o to, aby ściągali tu jej byłego. Aby bawili się w jakąś dziwną swatkę. Ciekawe czy robiliby to, gdyby wiedzieli, jak Nico się nią bawił. Jak po raz kolejny próbował ją wciągnąć w swoje gierki.
Siedziała po ciemku na łóżku, wpatrując się w telefon i ostatnie wiadomości z Carterem. Pisała, że wyjeżdża na weekend do Hamptons z ojcem i siostrami, że nie będzie jej w Nowym Jorku. Tylko tyle. Nic więcej. Żadnej kolejnej wiadomości.
Wysłała mu tylko swoją lokalizację. Żadnego więcej pytania, czy po nią przyjedzie. Nie miała się sama jak stąd dostać do Nowego Jorku. Było już za późno, aby jechać autobusem, który był jedyną opcją wyjazdu z Hamptons. Wciąż jeździły, ale Sophia nie miała aż takiego zaufania do publicznego transportu, aby w środku nocy tłuc się autobusami i czekać na przystankach, gdzie mogło przytrafić się jej wszystko. Wlec się do Nowego Jorku prawie pięć godzin albo i więcej. Tyle jechać z obcym człowiekiem w aucie też nie miała najmniejszego zamiaru. W najgorszym wypadku, gdyby Carter zdecydował się jej cichą prośbę, którą zawarła w tym linku, zignorować wyjedzie z samego rana. Nie musiała nikogo prosić, aby ją stąd zabrali. Przynajmniej nikogo z domu. Carter… Carter to było coś innego. Jego chciała zobaczyć. Wpatrywała się w ich rozmowę, która była tylko odczytana. Żadnego „będę”. Nie było absolutnie niczego.
Słyszała, że ktoś pukał do drzwi z pytaniem, czy wszystko w porządku. Nie odpowiedziała. Nie chciała nikogo widzieć ani się tłumaczyć. Przez kolejne dwie, może dwie i pół godziny siedziała w absolutnej ciszy i ciemności. Raz po raz tylko odblokowywała telefon, aby zobaczyć czy nie pominęła jakiejś wiadomości od Cartera. Nie wyskoczyły żadne kropki sugerujące, że coś do niej pisze. Nie było nic, co mogłoby jej dać chociaż małą nadzieję, że Carter o niej dziś nie postanowił zapomnieć. Może zbyt naiwnie liczyła, że przyjedzie, bo poprosiła. Może był w Black Roomie. Ze swoimi tancerkami i kumplami, aby odreagować to, że Sophia była tutaj – ze swoim ex.
Stukała paznokciem w obudowę. Zbliżała się już prawie północ. Nie, to nie było możliwe, aby po nią przyjechał. Dałby jej znać. Cokolwiek. Nie zostawiłby jej na wyświetlonym, a jednak… Jednak wciąż miała nadzieję, że coś się zaraz zmieni.
Sophia podeszła do okna, ale jej pokój miał widok na ogród. Na stajnię i basen. Na domek przy basenie, w którym teraz nie płonęło już żadne światło. Wszelkie odgłosy z dołu również ucichły. Być może już przyszykowali się do snu. Może dziewczyny siedziały na dole w mini kinie oglądając film. Może ktoś korzystał z sauny.
UsuńOdblokowała telefon. Żadnej nowej wiadomości. Żadnego połączenia. Usiadła na szerokim parapecie i wystukała wiadomość.
Mam się szykować na ucieczkę czy do spania?
Tylko tyle. I czekała. Tak po prostu.
soph
Czekam.
OdpowiedzUsuńWpatrywała się przez dłuższą chwilę w wiadomość. Przyjechał po nią. Do niej. Dla niej.
Zsunęła się z parapetu i zapaliła latarkę w telefonie, aby znaleźć swoje trampki. Wcisnęła je na stopy i zawiązała byle jak, a sznurówki wsunęła do środka. Nie brała ze sobą nic. Właściwie nawet nie była pewna, czy będzie chciał zabrać ją ze sobą z powrotem do Nowego Jorku, ale gdyby nie planował jej zabrać, to czy by tutaj przyjechał? Tak sobie to przynajmniej tłumaczyła.
Zabierała ze sobą jedynie torebkę, w której miała najważniejsze rzeczy.
Wychyliła się z pokoju, a na górze panowała ciemność. Blade światło jedynie przebijało się przez trzy pary zamkniętych drzwi. Wiedziała, który pokój był czyj. Nawet, który zawsze przypadał Nico. I był, zawsze, tym obok niej. Przemknęła po cichu, nie chcąc, aby ktokolwiek zwrócił na nią uwagę. Nie potrzebowała teraz tego, żeby się ktoś obudził i zaczął ją umoralniać albo próbował powstrzymać. Wychyliła się przez balustradę, aby sprawdzić, czy na dole nikogo nie ma. Paliło się jakieś światło. Ojciec mógł nie spać. Albo ktoś inny. W tej chwili była wdzięczna, że żaden schodek nie skrzypiał, gdy schodziła na dół. Każde najmniejsze skrzypnięcie było od razu naprawiane, jak nie miała pojęcia. Wiedziała tylko, że wszystko w ich domu musiało być idealne. Przynajmniej, gdy pojawił się Gwen, bo wcześniej nikomu nie przeszkadzał skrzypiący schodek, zdrapana tapeta i milion innych rzeczy, które sprawiały, że dom wyglądał, jak dom, a nie muzeum.
Wyszła bez większych przeszkód. To wydawało się być aż nazbyt proste, a jednak było jak najbardziej prawdziwe, a Sophia sprawnym krokiem udała się w stronę bramy wyjazdowej. Żwir szurał pod jej nogami, kiedy szła. Bez odwracania się za siebie, jakby się bała, że ktoś wyjrzy przez okno i zaraz ją zobaczy. Powstrzyma. Liczyła się z tym, że mógł przyjechać, aby… Co właściwie? Wykrzyczeć jej w twarz, że to koniec? I po to jechałby ponad dwie godziny? Spojrzeć jej w oczy i powiedzieć, że nie chce jej więcej widzieć? Znalazła się po chwili poza bramą. Metal cicho za nią skrzypnął, ale jeszcze się nie ruszyła. Wzięła głęboki wdech, policzyła w myślach do dziesięciu i dopiero wtedy ruszyła w stronę drogi. Nie wiedziała, jak zareaguje. Czy powinna była wpaść mu w ramiona czy zaczekać, aż sam ją do siebie przyciągnie? Pocałować czy udawać, że wcale nie ma na to ochoty?
Spojrzała najpierw w prawo, ale droga była pusta. I potem w lewo. Przez chwilę tylko stała, wpatrując się w ciemne, znajome auto zaparkowane kilka metrów dalej. A jeszcze intensywniej wpatrywała się w opartą o maskę samochodu sylwetkę. W ciemności jarzył się tylko palony przez niego papieros. Dym unosił się nad głową Cartera, aby po chwili rozpłynąć się w powietrzu. Sophia odetchnęła głębiej, jakby szykowała się na coś, na walkę, do której w ogóle nie była przygotowana.
Wyrzuciła z głowy to, co mówił jej Nico o Carterze i Sloane. To, jak Carter w nią zwątpił, że mogłaby go porzucić dla Nieco, że wyjechała tu z nim celowo, aby przed nim uciec. Chciała go teraz poczuć przy sobie, chociaż na moment przytulić i przez parę sekund wyobrazić sobie, że wszystko jest tak, jak być powinno. Pokonała dzielący ich dystans szybko, bo nie chciała już zwlekać. Nie patrzyła, czy czeka na nią z otwartymi ramionami, czy będzie palił dalej nad jej głową i nawet jej nie obejmie. Kiedy tylko znalazła się obok bez słowa go objęła.
— Przyjechałeś. — W jej głosie była wdzięczność i odrobina niepokoju, bo to wciąż mogło znaczyć wszystko. Ale teraz to było bez znaczenia, bo tu był i przynajmniej przez parę chwil mogła udawać, że wszystko jest w porządku, że nic ich nie podzieliło, że wcale nie mieli tej rozmowy przez telefon. Że nie było nieodebranych połączeń.
soph
Oczekiwanie ciągnęło się w nieskończoność. Setki myśli przewijały się jej przez głowę. Czuła, jak ta zaczyna jej wręcz od ich ilości parować. Zaczynała wyobrażać sobie zbyt wiele. Nastawiała się na najgorsze, a mogło się przecież wydarzyć najlepsze. Nie odsunęła się jednak nawet na sekundę. Tylko mocniej go objęła i wtuliła policzek w jego klatkę. Pachniał jakimś jedzeniem, głównie przebijał się dym z papierosa, którego przed chwilą zapalił, a Sophia była przekonana, że to nie był pierwszy ani tej nocy ani teraz, kiedy na nią czekał. Zajęło jej w końcu parę minut, żeby się tu do niego dostać. Wyjść niezauważoną przez nikogo.
OdpowiedzUsuńTrwała w tym jednostronnym, póki co uścisku. Nie zamierzała puszczać, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Bo chociaż na parę chwil chciała wierzyć, że może się do niego jeszcze bez konsekwencji przytulić. Że ma do tego prawo, że nie powie jej zaraz tego, czego słyszeć wcale nie chciała. Nawet, jeśli należało się jej to usłyszeć. To starała się nie dopuszczać do siebie myśli, że to mógłby być jakiś koniec czy dziwne pożegnanie, na które nie była gotowa.
Westchnęła z ulgą, kiedy w końcu powoli ją objął. Powoli jego dłonie przesunęły się po jej plecach, jakby sprawdzał, czy Sophia naprawdę jest tutaj przy nim. Była i nie zamierzała się nigdzie wybierać. Zamknęła oczy i oddychała spokojnie, wdychając niemal jego zapach, jakby chciała go zapamiętać na dłużej, bo pod skórą ciągle miała tę myśl, że a co, jeśli to już koniec. Jeśli przyjechał tylko po to, aby się z nią pożegnać. Wypuścić. Cokolwiek.
— Masz mnie. — Szepnęła. Miał ją przed sobą i w swoich objęciach. W pełni tylko dla siebie tak, jak tylko by tego chciał. Jej wybór przecież od samego początku był prosty. Tylko na moment straciła wiarę. Bo przez chwilę poczuła się, jakby była na drugim miejscu, jakby chodziła za duchem Sloane, który miał większe prawo do Cartera niż Sophia. Była wystarczająco blisko, aby móc po niego czasami sięgać, ale nie na tyle, aby mieć go w całości. I może to była prawda, a może tylko sobie to wymyśliła. Sama już nie wiedziała. Nie chciała teraz o tym rozmawiać i się zastanawiać.
— Taki kawał drogi tylko po to, aby mnie zobaczyć? — Nie odsunęła się, ale uniosła głowę do góry. Chciała na niego spojrzeć. Zauważyła, że nie mówił do niej tak, jak wcześniej i to rozumiała. Ta świadomość, że była z Nico… Sophia też nie byłaby szczęśliwa, gdyby wiedziała, że spędzał czas ze Sloane. Poczuła się nagle dziwnie ze świadomością, że ma ich obu w jednym miejscu. Tak niebezpiecznie blisko siebie.
Westchnęla bezgłośnie, a palce nieco mocniej wbiła w jego plecy. Jakby chciała mu przypomnieć, że ona wciąż tutaj jest. Że się nigdzie nie wybiera.
— Mogę wrócić z tobą do domu? — Brzmiała na niepewną, nawet speszoną. Do domu. Do miejsca, które pozwalał jej nazywać swoim domem, gdzie czekały na nią idealnie złożone w kostkę sweterki, spódniczki. Gdzie miała swoje kosmetyki i kubeczki, które nieświadomie mu znosiła, bo nie lubiła pić w zwykłych i do herbaty potrzebowała dużych, prawie półlitrowych kubeczków, bo w innych jej nie smakowała tak dobrze. Do domu, gdzie dzielili jedno łóżko. Do domu, gdzie była Sophia i Carter. I nikt więcej, bo nikogo więcej nie chciała i nie potrzebowała.
soph
Im dłużej milczał, tym bardziej zaczynała się nakręcać, a jednocześnie chciała dać mu czas, aby zastanowił się nad odpowiedzią. Nad tym, czy na pewno chce z nią wrócić do domu, czy nie przyjechał tu po to, aby coś sobie lub jej udowodnić. Jeśli już coś jej udowadniał, to to, jak uparty potrafi być. Pokonał jakieś sto mil, aby do niej przyjechać. Tylko, dlatego, że wysłała pinezkę z lokalizacją. Nie zapytała się wprost czy po nią przyjedzie. Dała mu tym wybór. Mógł zostać w Nowym Jorku, a jednak był tutaj teraz z nią. Trzymał ją przy sobie. Dokładnie w taki sam sposób, jak zawsze. Wyczuwała delikatne napięcie między nimi i tę nutę niepewności, zupełnie, jakby oboje nie byli pewni tego, co zaraz nastąpi, a jednocześnie przecież istniało tylko jedno rozwiązanie w tej sytuacji. Sophia próbowała nie dopuścić do siebie myśli, że to mógłby być koniec. Kolejny zresztą, zrywali ze sobą zbyt wiele razy, jak na taki krótki okres. Nie chciała kolejnych dni w ciszy i z dala od niego.
OdpowiedzUsuńDelikatnie się uśmiechała do siebie, kiedy zanurzał twarz w jej włosach. Było to takie znajome i przyjemne. Kiedy była w jego objęciach czuła, że to właśnie tutaj chce być. Nie patrząc na jego przeszłość. Na to, co robił, zanim się poznali. Może miała zbyt wiele wiary w niego i była zbyt naiwna, ale lubiła widzieć dobro w ludziach. I wiedziała, że Carter je w sobie ma. Wiedziała też, że się nią nie bawi. Nie dawał jej mylących sygnałów. Był dość wyraźny w tym, że mu się podoba i że mu zależy. Nie chciał się z nią chować po kątach, ukrywać przed światem. Spotykać tylko wtedy, kiedy nikt nie widzi i udawać, że na co dzień się nie znają. Nie, on się nią dumnie chwalił. Jakby chciał, aby wszyscy wiedzieli, że jest z nim i że to przy nim jest jej miejsce. Było to odświeżające. Być czyimś numerem jeden, bo nawet, gdy czuła się czasem zepchnięta na bok – bardziej przez własne wyobrażenia niż przez Cartera – to w środku wciąż wiedziała, że teraz jest jedyną.
Wydała z siebie cichy pomruk, kiedy usłyszała go przy uchu. Nie potrafiąc nawet powstrzymać tego lekkiego zgięcia kolan, jakby wręcz miękła od samego jego głosu. Uczepiła się go mocniej. Był teraz jedynym jej oparciem, a gdyby tak odezwał się jeszcze raz, to mogłaby jednak stracić stabilny grunt pod nogami.
— Dobrze, że to w takim razie tylko Hamptons. — Szepnęła w odpowiedzi. — Na koniec świata wybierzemy się razem. — Więcej wyjeżdżać bez niego nie chciała. Nie do Hamptons, nie nawet pół godziny za Nowy Jork.
Zadarła głowę do góry trochę bardziej, aby swobodniej na niego spojrzeć. Włosy miała w nieładzie, poskręcane od wody i trochę chaotyczne, bo nie miała czasu ani chęci, aby je wcześniej jakoś ujarzmić. Policzki rumiane, a oczy błyszczące od samego faktu, że Carter był obok niej. Że pachniał w taki sam sposób, jak zawsze. Że nie zostawił jej bez odpowiedzi. Że tutaj był. I chciał zabrać ją ze sobą do domu. Jeszcze raz się uśmiechnęła, szerzej i weselej, jak zorientowała się, że zamierza ją pocałować. Odwzajemniła pocałunek może trochę zbyt szybko, zbyt nachalnie, jak na nią, ale z całą tęsknotą, która budowała się w niej przez te kilka dni. I może czymś, co mogło przypominać przeprosiny, bo to właśnie chciała mu powiedzieć. Że przeprasza, że niepotrzebnie wyszła, że popełniła błąd, że nie chciała tak naprawdę wychodzić, że pospieszyła się z osądem.
Westchnęła cicho, kiedy się od niej odsunął i znów zerknęła mu w oczy. Widziała, że był zmęczony. Że było mu ciężko, że miał w głowie zbyt wiele myśli.
— Wracamy do domu. — Powtórzyła po nim cicho. Położyła mu dłoń na policzku, który delikatnie pogładziła. — Albo… możemy wynająć pokój? Odpoczniesz i wyjedziemy z rana po śniadaniu? Albo złapiemy coś na szybko po drodze.
Wolałaby jego, ich, łóżko, ale to były dwie godziny jazdy i zwyczajnie nie chciała, aby się przemęczał. Gdyby mogła, to by go zamieniła, ale nie potrafiła. Miała co najwyżej licencję na jeżdżenie rowerem, a to nieszczególnie im w czymś teraz pomoże.
soph
Pokiwała głową w zrozumieniu. Ona też nie chciała spać w hotelu i spędzać tutaj kolejnej nocy. Nie pomyślała, że mogliby ją tutaj rozpoznać, że gdy rano ojciec będzie jej szukał to może zacząć od hoteli. Chciała wrócić do Nowego Jorku razem z Carterem i skupić się tylko na tym. Jutro, być może, porozmawiają, jak będzie już między nimi trochę spokojniej, jak będzie lepszy czas. Był środek nocy, a oboje byli zmęczeni, a ze zmęczenia nie wychodziły żadne dobre rozmowy. Mogło być tylko gorzej, a nie potrzebowali rozmowy w emocjach tylko w spokoju, który nie będzie niczym zakłócony. Wślizgnęła się do auta i jak tylko Carter zajął miejsce pasażera i sięgnął do niej dłonią wplotła w nie swoje palce od razu. Nie mówili zbyt wiele, bo nie potrzebowali teraz słów. Wszystko inne mogło zaczekać, a teraz liczyło się to, że byli razem. Z ulgą zostawiała to miejsce za sobą. Nawet, jeśli miało się okazać, że popełniła ogromny błąd, to nie zamierzała się tym teraz przejmować. Przejmie się, gdy nadejdzie na to pora, a póki co, nie zapowiadało się na katastrofę. Siedziała z głową zwróconą w jego stronę. Zerkając na jego profil, jak raz po raz spoglądał w jej stronę i posyłał jej ten sam uśmiech, od którego wcześniej jej zmiękły kolana. Zasypiała z tym właśnie widokiem. Nieświadoma, kiedy zamknęła oczy na dłużej niż parę minut. Przebudziła się, jak wjeżdżali już do Nowego Jorku. Kiedy świateł było więcej i aut na ulicach również. Obudziły ją dźwięki zewnątrz, klaksony i ilość aut. Dłoń Cartera wciąż była w jej, a na sobie miała jego bluzę.
OdpowiedzUsuńTa cisza między nimi jej nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie. Była im potrzebna, a najlepsze było to, że nie była ona przytłaczająca. Sophia nie czuła, że musi coś powiedzieć, aby zmienić między nimi atmosferę. Pasowało im to, przynajmniej teraz. W mieszkaniu wymienili może parę słów, krótkie dziękuję, jak otworzył jej drzwi, nic szczególnego. Nawet idąc do sypialni nie puściła jego dłoni. Przed wpakowaniem się do łóżka rozebrała się, ale zostawiła jego bluzę. Pewna, że później się w niej ugotuje, ale to teraz było nieistotne. Chciała czuć na sobie jego zapach w każdy możliwy sposób. Materiał prawie otulał ją w ten sam sposób, co jego ramiona, kiedy leżała wtulona w jego tors. Własną dłonią sięgnęła do ręki Cartera, do tej którą miała pod głową i splotła ich palce razem.
Było w końcu tak, jak powinno być.
Przebudziła się w nocy, bo faktycznie okazało się, że było jej za gorąco w bluzie i pod kołdrą, a dodatkowo ogrzewał ją Carter. Zsunęła ją z siebie tak delikatnie, jak tylko się dało i rzuciła gdzieś na podłogę. Suwak jedynie odbił się od paneli, ale zaraz wróciła do Cartera. Tym razem odwracając się do niego przodem. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo jej tego brakowało przez te kilka dni. To było tylko kilka dni. Nie tydzień, jak ostatnio. Kilka dni. Tyle wystarczyło, aby zrozumiała, że nie chce być w żadnym innym miejscu. Że nie chce nikogo, kto nie jest nim i żadne sentymenty w niej tego nie zmienią.
Ranek, a może wczesne południe nadeszło szybciej niż się spodziewała. Wiedziała, że obudzi się i telefon będzie wrzał, ale jeszcze nie zamierzała nic sprawdzać. Z wciąż zamkniętymi oczami próbowała się przeciągnąć, ale szybko zorientowała się, że trzymana jest przez Cartera.
— Możesz mnie puścić — wymruczała, wciąż trochę sennie i wpółprzytomnie. Ale absolutnie tego nie chciała. Lekko przechyliła głowę do tyłu. Lubiła, że przynajmniej w łóżku była z nim równa wzrostem i nie musiała podskakiwać, aby go pocałować. — Dzień dobry. — Uśmiechnęła się lekko, nie czując na sobie jeszcze ciężaru z nocy, jej ucieczki z Hamptons i tego, co wydarzyło się między nią, a Nico. To wszystko mogło poczekać. Nadejść później albo wcale.
Wyciągnęła rękę spod kołdry i ułożyła ją na policzku Cartera, lekko gładząc kciukiem ciepłą skórę. Jakby próbowała sobie go przypomnieć, choć wcale nie musiała. Przysunęła się bliżej, aby musnąć jego usta. Krótko i delikatnie, ale wystarczająco, aby to poczuł.
soph
Oczy wciąż same się jej zamykały, jakby domagały się jeszcze jednej dawki snu, ale nie chciała marnować nawet sekundy. Nie potrzebowali rozmawiać. W zupełności wystarczy jej teraz, że po prostu będzie obok. Carter sprawiał wrażenie skomplikowanego, a jednocześnie Sophia nigdy przedtem nie spotkała kogoś kto w tak bezpośredni sposób mówiłby i pokazywał jej, że to właśnie ją chce mieć w swoim życiu. Miała swoje chwile zwątpienia, ale nikt przecież nie udawał, że to była łatwa sytuacja, że tak po prostu można byłoby wymazać Sloane z życia. Czy w jej przypadku Nico. Choć miała wrażenie, że po zeszłej nocy właśnie to zrobiła. Że oddzieliła się od niego grubą kreską, że zostawiła to wszystko za sobą i więcej wracać nie zamierzała.
OdpowiedzUsuńPrzełożyła nogę przez jego udo i wtuliła się bardziej na te krótkie „nie”, na które czekała. Zaśmiała się krótko, dłoń z policzka zsuwając nieco niżej. Kiedy otworzyła oczy napotkała jego. Ciemne, przypominające mleczną czekoladę, czułe. Wręcz mogła wyczuć ciężar tego spojrzenia, ale nie był on przytłaczający czy taki z którego człowiek chce się wyplątać. Był prawdziwy, był stęskniony i trochę też niepewny, bo nie wiedzieli, co im przyniesie kolejny dzień. Wiedziała jedynie tyle, że to co dzielili nie jest chwilowe, że to nie jest zachcianka, aby zapełnić pustkę po kimś. Nie w jej przypadku, to na pewno. Może zwyczajnie potrzebowali trochę czasu, aby zrozumieć, co tak naprawdę między nimi jest, porozmawiać trochę szczerzej niż do tej pory. Ale to mogło poczekać. Jeszcze nie tego ranka. Jeszcze nie w łóżku.
— Dziękuję, że po mnie przyjechałeś. — Odezwała się w odpowiedzi. Westchnęła cicho, jakby właśnie z siebie zrzucała coś, co jej trochę jeszcze ciążyło. — Ale ja nigdy nie odeszłam, Carter. Naprawdę potrzebowałam tych paru dni.
Wychodząc nie obiecywała, że wróci. Tylko, że musi sobie wszystko przemyśleć. Nie umiała podejmować spontanicznych decyzji, a kiedy to robiła to nagle się wycofywała z tego. Tak było wtedy, gdy pojawiła się tu bez słowa. Nie zastanawiała się dwa razy, dlaczego tu przyszła. Poczuła potrzebę i to zrobiła. Wyszła z domu i przyjechała prosto tutaj, a potem bez większej konsultacji ze sobą podjęła decyzję, że przeniesie się do Cartera. Trochę się przestraszyła tego wszystkiego. Tych poważnych zmian, które miały zajść w jej życiu. Tego, że ją kocha, choć przecież sama czuła dokładnie to samo. Wszystkiego nagle było za dużo. Przecież potem była jeszcze garderoba, wypomniała mu Sloane i… I wyszła. Ich rozmowy później ograniczyły się do kilku wiadomości tekstowych. Aż do wczoraj.
Nie pytała się, czy chce porozmawiać o tym, co się wydarzyło. Czy chce wiedzieć, co robiła z Nico, kiedy przyjechał, o czym rozmawiali. Sama miała sporo pytań, jak chociażby skąd wiedział, że on tam również był, ale na moment to było nieistotne. To wszystko mogło zaczekać, aż nie będą aż tak znużeni snem.
— Nie musisz mi dziękować. — Szepnęła. To nie było coś, co wymagało podziękowań. — Wróciłabym i bez Hamptons. Ja tylko… Chciałam jakoś to pogodzić, wiesz? Ciebie i mojego tatę… Próbowałam z nim porozmawiać, aby dał ci szansę i zobaczył, co ja widzę. Nie mam pojęcia, jak będzie teraz… Wiem tylko, że nie mogę stracić ani ciebie ani jego. — Może ojciec faktycznie blefował. Może nie zamierzał jej odciąć od wszystkiego, gdy będzie z Carterem. Może dobitnie potrzebował zobaczyć, że Sophia nie żartowała, a Carter nie był tylko kimś na chwilę. Krótkim zauroczeniem, które jej przejdzie, gdy spędzi tydzień bez niego. To tak nie działało.
— Może potrzebuje czasu… Tak, jak ja. — Westchnęła, a przez jej głos przebijała się cicha nadzieja, że czas tutaj naprawdę coś da, że tylko tego trzeba było, aby je ojciec zauważył to, co Sophia, że Carter mimo poważnych błędów wcale nie był zły. Wierzyła w to. Może zbyt naiwnie.
Uniosła się lekko na łokciu i spojrzała na Cartera z góry. Przesunęła po nim wzrokiem, a jej uwagę przykuło coś, czego nie było wcześniej. Czego nie zauważyła w nocy, a teraz w świetle dnia był wyraźnie widoczny.
Motylek.
UsuńW tym samym miejscu, w którym go rysowała tamtego poranka. Ze wszystkimi detalami dookoła, które rysowała wokół. Zamilkła na moment. Sięgnęła do tatuażu opuszkiem palca i przesunęła nim po krawędziach skrzydeł.
— Zrobiłeś go. — Prawie jakby nie wierzyła, że faktycznie go miał na swojej skórze. — Carter… — Westchnęła i po chwili uśmiechnęła się nieco szerzej. — Nie żartujesz z takimi rzeczami.
soph
Mogliby spędzić resztę dnia tylko leżąc i patrząc sobie w oczy, a to i tak byłoby wystarczające. Zupełnie, jakby żadne z nich nie potrzebowało, na ten moment, zadawać pytań. Że wystarczyła sama obecność, bliskość i to, jak żadne wcale nie chciało się od siebie odrywać. Popełniła błąd, kiedy tamtego ranka wyszła. Miała nadzieję, że rozumiał, że dla niej to nie była łatwa sytuacja. Wyglądało na to, że rozumiał. To, że Sophia zwyczajnie też przestraszyła się widoku broni w miejscu, gdzie nie sądziła, że w ogóle będzie. I tak, jak z jednej strony to było normalne, że ludzie ją mają to jeszcze nie oznaczało, że jest z tym pogodzona. Mówił coś o przeszłości, w którą nie chciał ją mieszać, a przynajmniej nie teraz i to rodziło więcej pytań, ale teraz to nie był czas ani miejsce, aby je zadawać. One musiały poczekać. Tak samo, jak cała reszta, która się w niej tliła. I widziała po nim, że również ich miał całą masę, a Sophia… Sophia nie chciała niczego już ukrywać, wycofywać się przed odpowiedziami. Chciała dać mu te odpowiedzi, ale póki co wolała poczekać na pytania, które w końcu padną. Może później w ciągu dnia, a może wieczorem. Lub za parę dni. To było nieuniknione i o oboje o tym wiedzieli.
OdpowiedzUsuńNachyliła się bardziej, a wzdłuż kręgosłupa przebiegł przyjemny dreszcz, kiedy jego palce trafiły na jej kark. Wpatrywała się w ciemne oczy z uwagą, uważnie go słuchając i nie potrafiła powstrzymać tego lekkiego uśmiechu.
Nowy początek. Tylko we dwójkę. Ona i on.
— Podoba mi się. — Przyznała. — Wiem, że to nie tylko rysunek… — Westchnęła i opuściła wzrok z powrotem na tatuaż. Nie był wielki, ale rzucał się w oczy. Zwłaszcza, gdy wokół były inne, kompletnie niepasujące do wizerunku Cartera, a może raczej Zaire’a. Bo Carter… Jej Carter był facetem, który nosił tatuaże z motylkami. — Myślisz…, że taki albo podobny, dobrze by wyglądał na mnie? — Spytała, zanim spojrzała na niego spod rzęs.
Przeczuwała, co jej powie, ale i tak serce waliło jej w piersi, jak głupie. Jak zawsze, kiedy nachodził ją jakiś pomysł, do którego nie tyle co była nieprzekonana, a niepewna, czy jej w ogóle wypada. Wielu rzeczy jej ostatnio nie wypadało, a robiła je z uśmiechem na ustach. I z każdej takiej rzeczy była, póki co, ale bardzo zadowolona. Naprawdę sądziła, że to między nimi będzie tylko na sześć tygodni. Dwa miesiące, a potem koniec. Nie pomyślała, że mogą chcieć zacząć tworzyć wspólne życie.
Dłonią sunęła lekko po jego ramieniu. Tym samym z tatuażem. Sama raz po raz lekko drgała od jego dotyku. Trochę niedowierzając, że faktycznie tutaj są. I jednocześnie czuła się tu tak, jakby od zawsze miała się tu znaleźć. Jakby wszystko w życiu prowadziło ją właśnie do tego miejsca. Przy nim. Może znów dała się ponieść własnej wyobraźni, bo przecież nic w życiu nie było pewne, ale nie chciała się zadręczać myślami, że może im nie wyjść. Że zaraz znów coś będzie nie w porządku, że znów odejdzie. Było tu i teraz, a tutaj wszystko było dobrze i wróciło na swoje miejsce.
— Tak, wydaje mi się, że mi je wisisz. — Zaśmiała się. Choć to raczej ona jemu wisiała. Zwłaszcza, że uciekła dość szybko. — Ucieknę, ale tylko do łazienki. Nie planuję dziś wychodzić poza drzwi tego mieszkania. — Zapewniła i musnęła, jak na potwierdzenie, jego usta. Dzisiaj nie była do niczyjej dyspozycji, poza Cartera. Należało im się to. Tak po prostu.
Sophia przewróciła oczami na ten komentarz.
— Wydaje mi się, że jak będziesz mnie przywiązywał do łóżka… To nie po to, aby mnie nakarmić. — Delikatnie przygryzła dolną wargę, jakby powstrzymywała się przed uśmiechem czy nawet taką wizją, bo tego… Ciężko było jej wyobrazić siebie w takiej sytuacji i jednocześnie ta myśl okazała się być bardziej intrygująca niż była gotowa przyznać. — W porządku, zamawiaj śniadanie. Skoczę pod prysznic. Chyba… Idziemy oboje i potem zamówimy? — Pytanie było niewinne. Prosta czynność, którą nieraz robili i która była tylko tym, chwilą pod prysznicem, zanim zaczną wspólnie dzień.
soph
Sophia cierpliwie czekała na odpowiedź. Tak, jak zawsze. Nigdy go nie pospieszała, chyba, że temat nie był poważny i mogła zacząć marudzić, że zwleka z odpowiedzą. Ten w zasadzie też nie był poważny, a samo oczekiwanie na odpowiedź miało w sobie coś intrygującego. Samo zerkanie mu w oczy czy czucie jego dłoni na plecach, biodrze czy karku, w zależności, gdzie akurat miał ochotę ją dotknąć. Miała wrażenie, że jego dotyk przenika przez skórę i zatrzymuje się w niej na dobre. Teraz kompletnie już nie umiała wyobrazić sobie, że dotyka ją ktoś inny i wiedziała też, że innego dotyku nie chciała. Spróbowała tego i… To nie było już po prostu to. Budziło dawne wspomnienia, ale Sophia teraz była zdeterminowana, aby tworzyć nowe. Z Carterem. I tylko z nim. Bez żadnych danych chłopaków czy dziewczyn, bez rozpamiętywania przeszłości, która czasami trochę za bardzo siadała im na głowę.
OdpowiedzUsuńPrzymknęła oczy, kiedy musnął jej czoło. Ten krótki gest potrafił w niej wywołać więcej uczuć niż gotowa była przyznać. Był taki prosty, ale intymny. Jakby zarezerwowany specjalnie dla nich.
— Chcę to zrobić. — Powiedziała. Nie musiała się nad tym nawet zastanawiać. Jutro, pojutrze, za tydzień – po prostu chciała to zrobić. Nie po to, aby mu coś udowodnić czy w ten sposób mu zakomunikować, jak poważnie bierze ich związek. Chciała to po prostu mieć na swojej skórze. Jako coś, co należy tylko do nich i do niej. W końcu, jakby nie patrzeć, ale to był jej projekt. Nawet jeśli nie był w pełni idealny, to był jej. Był ich. — I ty pomożesz mi to ogarnąć. Nie mam pojęcia, jak się za to zabrać. — Dodała całkowicie poważna. To nie był skomplikowany proces, ale chciała, żeby Carter był w to zaangażowany i poszedł razem z nią.
Dobrze wiedziała, że go sprowokuje tymi słowami. Zrobiła to specjalnie, aby sprawdzić, czy utrzyma ją przy ziemi i wszelkie myśli, które miała zatrzyma czy podbuduje napięcie. To może nie był odpowiedni moment, ale sam ją do tego zmusił, kiedy o tym wspomniał. Musiał się liczyć z tym, że to wychwyci i na swój sposób rozwinie. Bez mówienia wprost, że czegoś chce spróbować, a dając mu otwartą przestrzeń do próbowania. Mocniej zacisnęła nogę na jego udzie, gdy ją przyciągnął do siebie bliżej i gdyby tylko teraz mogła, to pewnie schowałaby się za włosami, ale te miała rozrzucone na poduszce i nic, ale to nic, jej przed nim nie chowało.
Milczała tylko przez chwilę. Wtulona głową w poduszkę spoglądała na Cartera z zaciśniętymi ustami i policzkami, które piekły. Oczy z kolei wesoło błyszczały, jakby zapomniała o wszystkim, co ich rozdzieliło. Bo zapomniała. Teraz to wydawało się nieistotne.
— Kusi. — Odszepnęła po niespełna minucie. I w tej samej chwili wiedziała, że od tego się już nie wywinie i… Wcale nie chciała. A Carter miał rację, śniadanie równie dobrze mogli zamówić dopiero na wieczór. Westchnęła nieco głośniej, jak jego palce ledwo musnęły jej biodro. Wcale nie potrzebowała mocniejszego dotyku, aby Carter wyciągnął z niej jakąś reakcję. To te mniejsze, subtelniejsze zdawało się, że działały na nią znacznie bardziej.
— Nie prowokuję. — Zaprotestowała, ale oboje wiedzieli, że to jest kłamstwo. Wypowiedziane w dodatku z uśmiechem. — Ale… nie pogniewałabym się, gdybyś chciał mi udowodnić, jak kreatywny możesz się zrobić. — Dodała, sięgając dłonią do jego szyi.
Zaśmiała się w odpowiedzi na resztę, ale nie wyśmiewająco, a raczej z przekonaniem, że te niewinne groźby prędzej czy później przemienią się w prawdę, o którą pewnie jeszcze będzie prosiła ponownie. Sophia jeszcze nie chciała uciekać z łóżka, ale kiedy spróbowała to Carter znalazł się nad nią i cała chęć, aby iść pod prysznic zniknęła, gdy przed sobą miała mężczyznę. Jej mężczyznę. Jej Cartera. Każdym swoim ruchem i gestem, wyrywał z jej ust westchnięcia i ciche pomruki zadowolenia. Dłońmi sięgnęła do jego karku, jakby chciała go tym przetrzymać przy sobie dłużej. Ciepłe usta przy szyi, która pulsowała teraz od pocałunków, przy własnych ustach, które były spragnione jego. Chciała mieć go przy sobie tak długo, jak to było tylko teraz możliwe.
W łazience ciężko było brunetce trzymać się z daleka. I żadne z nich nawet nie próbowało udawać, że chcą tylko wziąć kąpiel przed rozpoczęciem dnia. Byli siebie spragnieni i stęsknieni. Ten niecały tydzień odbił się na nich bardziej niż podejrzewała, a teraz, gdy było już trochę lepiej, chciała się nacieszyć tym, że znów są razem. W najlepszy sposób, jaki tylko znali. Nie pozostawała mu tam dłużna, równie mocno chcąca go posmakować, jak on jej.
UsuńWyszła z łazienki kilkanaście minut po Carterze. Z podsuszonymi włosami i w jego koszulce, która tu stała się nieodłącznym elementem garderoby. Kiedy wchodziła do tego pomieszczenia odruchowo spojrzała tam, gdzie wiedziała, że był sejf. Zastanawiając, czy wciąż się znajduje tam broń. I pewnie znajdowała. Nie poświęciła temu wiele uwagi. Tylko otworzyła swoją szufladę. Wszystko złożone w zbyt idealną kostkę. Kącik ust jej zadrżał, kiedy sięgała po czerwony komplet wybrany wcześniej przez Cartera. Schowany pod koszulką, niewidoczny miał być na później. Gdyby mu jednak przyszło do głowy, aby ją z niej zdjąć. Jeszcze przed włożeniem koszulki zerknęła na siebie w lustrze i niekoniecznie poznawała dziewczynę, którą w nim widziała. Z odrobiną zadziorności w oku, figlarnym uśmiechem i w tej bieliźnie, której normalnie by nie włożyła. I to, co widziała podobało się jej bardziej niż się spodziewała.
Związała włosy i zeszła do kuchni. Cartera w sypialni nie było, więc zagadywała, że właśnie tam go znajdzie. Kroki miała ciche i miękkie. Uśmiechnęła się, jak zobaczyła go opartego o blat wyspy. Skupionego na czymś, co oglądał w telefonie. Podeszła bez słowa i musnęła jego plecy, obejmując go lekko i na moment policzkiem się wtulając w plecy Cartera.
— Kawy? — Spytała, choć to raczej było niepotrzebne. Niechętnie, ale się odsunęła, aby włączyć ekspres. Sięgnęła po swój kubeczek i Cartera. Nastawiając ekspres. Oparła się lekko o blat zwrócona w stronę Cartera. — Proszę. — Postawiła kubek z gotową kawą przy nim. Swoją, jak zawsze, posłodziła i cicho mieszała łyżeczką w kubeczku, wślizgując się na stołek przy wyspie. — Chyba powinnam tacie dać znać, że żyję i nikt mnie nie uprowadził… Bez mojej zgody. — Zastanawiała się na głos. Telefon pewnie wybuchał od powiadomień. Torebkę zostawiła gdzieś przy wejściu zapominając o jej istnieniu na resztę nocy i poranka.
soph
Wszystko robiła mechanicznie, ale nie bez namysłu. Taki poranek był czymś, do czego byli przyzwyczajeni. Dwa kubki z kawą, ona ze swoim cukrem albo syropem, zależy na co miała ochotę. Carter, jak zawsze, czarna kawa i w dodatku niesłodzona. Sophia nawet nie próbowała, bo wiedziała, że jej się nie spodoba. Dla niej kawa miała być słodka i najlepiej z dodatkiem równie słodkiego syropu. Karmelowy albo waniliowy. Za orzechowym nie przepadała. Taki poranek był czymś zwykłym i potrzebnym. Ona tego potrzebowała i Carter. Tej świadomości, że to wszystko dzieje się na naprawdę, a nie jest tylko na moment. Jej chyba ciężej było w to uwierzyć niż jemu. Że ktoś faktycznie chciałby ją mieć. Nie tylko wtedy, kiedy mu to pasuje, ale na co dzień. Budzić się i zasypiać przy niej. Jeść wspólnie posiłki, spędzać w nudny sposób czas wieczorami. Oglądać z nią jej seriale lub wybierać coś wspólnie, co ich zainteresowało i potem to komentować. Nie chcieć jej tylko na pół dnia czy nocy. Tylko prawdziwie. Bez wymagania czegokolwiek.
OdpowiedzUsuńSophia uśmiechnęła się lekko, kiedy zamknął ją w tym uścisku. Z cichym mruknięciem przechyliła głowę na bok, kiedy musnął jej szyję, a potem nieznacznie skierowała głowę w jego kierunku.
— Co jest? — Spytała. Nie stresowała się bezsensownie. Bo to w końcu nie mogło być nic złego, prawda? Przynajmniej, jeszcze, nie teraz.
Nie prosiła go nigdy o kartę do penthouse’u. Wpuszczał ją portier, a potem Carter, a najczęściej przyjeżdżała z nim, więc nie było sensu, aby jej dawał dostęp, a teraz metaliczna karta leżała przed nią na blacie. W komplecie z drugą. Platynową, którą Sophia dobrze znała. I Carter znał ją, bo jej pierwszą reakcją miało być zaprzeczenie. Chciała mu powiedzieć, że nie może tego przyjąć, a przynajmniej nie pieniędzy, ale ją ubiegł. Wypowiedział każde zdanie, które Sophia zamierzała z siebie wyrzucić, byle tylko tego nie przyjmować.
Westchnęła bezgłośnie, a palcem przesunęła po obu kartach. Tak, jak ta do penthouse jej nie straszyła, tak już ta druga… Owszem. Bo nie chciała być od niego zależna. Od jego pieniędzy. Tak samo, jak nie chciała być już zależna od ojca, ale… Miała jakiś wybór? Przynajmniej teraz? Nawet, gdyby chciała znaleźć jakąś pracę to nie uśmiechało się jej nic… Zwyczajnego. Nie wzgardzała tymi prostymi pracami, ale zwyczajnie nie widziała siebie biegającej w fartuszku i rozlewającej kawę.
— W porządku. Wezmę ją, ale nie obiecuję, że będę często korzystać. — Powiedziała. Zamierzała, to pewne, ale z pieniędzmi zawsze była rozsądna i Carter to już o niej wiedział. Nie zamierzała wykupić całej kolekcji od Diora czy Chanel, bo ma taki kaprys. Może jakieś buty, bo widziała ostatnio naprawdę ładne, które wpadły jej w oko… — Jesteś niemożliwy, wiesz o tym? — Odwróciła się na stołku w jego stronę, a kąciki jej ust nieznacznie się uniosły. Nie mogła powiedzieć, że jest tym zaskoczona, bo już wcześniej o tym rozmawiali i była uparta, ale teraz naprawdę nie miała już wyjścia.
Ale wiedziała też, że Carter miał rację. Z przeniesieniem się tutaj, z tymi kartami. Zwłaszcza, że była szansa, że zostanie bez niczego po tej ucieczce. Kolejnej zresztą, ale już nie chciała się tym jakoś wybitnie przejmować. Załagodzi ojca i jakoś go urobi, aby wszystko było w porządku między nimi. Nawet jeśli nie od razu, to może za jakiś czas. Pewnie go zawiodła, ale nie mogła wiecznie spełniać cudzych oczekiwań, prawda?
— Dziękuję. — Wiedziała, że nie robił tego, aby mu dziękowała. Gdyby nie chciał, to nie dawałby jej tego wszystkiego. Ani miejsca w garderobie ani w swoim łóżku. — Za wszystko… Nie za kartę bez limitu, po prostu za to, że jesteś.
Odwróciła dłoń zewnętrzną stroną do góry, aby złapać Cartera za dłoń, która wcześniej muskała jej kostki. Miała tutaj wszystko, czego potrzebowała. Pomijając może brak Chestera, ale to już była kwestia do rozwiązania na później. Małymi kroczkami, prawda? I jakoś wszystko się poukłada w końcu samo.
— Cokolwiek będę chciała? — Upewniła się i lekko uniosła brew. — Podoba mi się ten wystrój, ale… Pomyślę. Może wprowadzę tu swoje zmiany.
Jej dom… To brzmiało abstrakcyjnie. Nie jak coś, co mogłoby być prawdą, a jednak to było jej. Nie potrzebowała do tego papierku, być wpisaną w akt własności. Wystarczyło jej, że Carter sam chciał, aby się czuła, jakby to było jej miejsce i zaczynała to czuć. Może jeszcze nie dziś, ale z czasem w pełni poczuje, że tutaj właśnie jest jej dom. Chwilowo, jeszcze, była rozdarta między tym, gdzie powinna byłą być, a gdzie chce być.
Usuń— Nie chcę dzwonić. Napiszę. — Westchnęła, ale bardziej do siebie. Nie miała sił, aby z nim rozmawiać i się tłumaczyć.
Zsunęła się ze stołka i na moment zniknęła. Wróciła po minucie, może niecałej, już z telefonem w ręku. Siadła na tym samym miejscu, ale zanim odblokowała komórkę, upiła łyk kawy, która powoli już stygła.
Przesunęła palcem po ekranie. Na wyświetlaczu miała ich zdjęcie. Jakieś sprzed dwóch, może trzech tygodni. Nic specjalnego, ale je lubiła. I nie zamierzała zmieniać. Było dużo nieodebranych połączeń od ojca, trochę od Gwen. Drugie tyle wiadomości. Również od nich obojga, od Maddie, nawet Gen coś napisała i… Nico też coś napisał. Nie zamierzała żadnej odczytać. Poza tymi od ojca. Reszta jej nie interesowała.
— To jest głupie. — Mruknęła. Raz coś pisała, a potem kasowała. I tak trzy razy, a potem parsknęła jakby rozbawiona lub w ironii pod nosem. — Wcześniej jakiś ojciec też próbował cię powstrzymać przed umawianiem się z jego córką? — zerknęła na niego. Była trochę rozbawiona, ale też zwyczajnie zmęczona udowadnianiem, że wie co robi i że nie potrzebuje, aby ktoś ciągle prowadził ją za rękę.
soph
Uniosła lekko brew, kiedy zaczął mówić, aby po chwili parsknąć krótkim śmiechem. Nie potrzebowała więcej, aby sobie to wyobrazić. Korciło ją, aby zapytać czy z innymi był tak samo równie uparty, ale to nie był dobry moment na to, aby wyciągać jakiekolwiek inne dziewczyny. Miała swoje podejrzenia, że raczej aż tak mu nie zależało, aby wiele poświęcać. Sophia widziała, że dla niej robił naprawdę wiele. Być może więcej niż dla kogokolwiek wcześniej.
OdpowiedzUsuń— Zakaz wstępu, huh? — Pokręciła lekko głową. Nawet to jej nie dziwiło. — Całe szczęście, że nie uparł się, aby za mną ktoś łaził. — Westchnęła. Próbował, ale to było bez sensu, a przynajmniej według brunetki, bo naprawdę nie miała ochoty, aby ktoś śledził każdy jeden jej krok. Nawet jeśli związani byliby umową, że nie mogą nic powiedzieć to lubiła swoją samotność, której nie chciała dzielić z nikim. — Mhm, jak się na coś uprze to nie idzie zmienić jego zdania. Ale nie tym razem. — Brzmiała na przekonaną, że teraz to ona będzie tą, która zmieni jego zdanie. Udowodni, że umie o siebie zadbać i że nie popełnia jakiegoś ogromnego błędu, który potem będzie prześladował ją przez resztę życia. Nad Imogen się tak nie trząsł, jak nad Sophią. Jej starsza siostra miała tak naprawdę wolną rękę, a z tego co Soph wiedziała to sama wcale nie umawiała się z lepszymi facetami. Tyle, że ona najwyraźniej lepiej się z tym kryła niż brunetka.
— Wiem, że masz rację. Ale… Dziwnie mi z tym. Stawianiem na siebie. — Wzruszyła lekko ramionami. Zawsze próbowała uszczęśliwić każdego wokół, a o sobie myślała na końcu. A kiedy zaczynała już brać siebie na poważnie to nagle wiele ludzi zaczynało mieć z tym problem. Jakby Sophia robiła coś niesamowicie okropnego.
Zastukała w obudowę telefonu i westchnęła. Znów usunęła to, co napisała, bo wydawało się jej być bez sensu. I może było. Westchnęła bezgłośnie, kiedy Carter uniósł jej głowę za podbródek. Opuściła ramiona, niemal jak w zrezygnowaniu, ale ona po prostu coraz lepiej zaczynała to rozumieć.
— Może to zadziała. Nawet, jeśli nie teraz to… To może za jakiś czas zrozumie. — Powiedziała z nadzieją. Nie ukrywała, że nie uśmiechało się jej porzucanie ojca na dobre. Tak samo, jak Cartera. Po prostu… Po prostu liczyła, że to wszystko będzie prostsze, a tymczasem było tylko trudniej.
Przewróciła oczami po jego komentarzach, a chociaż starała się zachować powagę, to nie potrafiła i krótko, ale szczerze i wesoło roześmiała się po chwili.
— Właściwie, to Carpenter. Moreira to nazwisko panieńskie mojej mamy. — Chyba mu tego wcześniej nie mówiła. Właściwie nikomu nie mówiła, o ile nie została zapytana czemu nosi inne nazwisko niż ojciec. — Zmieniłam jakiś czas po tym, jak wziął ślub z Gwen. — Wzruszyła lekko ramionami, jakby to była najnormalniejsza reakcja na ślub ojca z kimś innym.
— Pomińmy tatuaż… Nie ma im nic przeciwko, ale to może być już za dużo, jak na jedno południe. — Stwierdziła. Nie było z tego dobrego wyjścia, ale coś napisać musiała. Aby nie wysłał za nią policji. A wiedziała, że byłby w stanie, gdyby naprawdę nacisnęła mu na odcisk. Jeszcze tego brakowało, aby ktoś tu wparował i próbował ją siłą zaciągnąć z powrotem, co też było mało możliwe, bo była w końcu pełnoletnia. — No właśnie, nie mam piętnastu lat. Uwłaczające to wszystko.
Zerknęła na Cartera, który cały teraz lśnił rozbawieniem. Takim zwykłym i prostym, które nie było u niego częstym widokiem. Nawet dość ciężką sytuację potrafił rozbroić i to było świetne, bo chociaż się nakręcała to sprawnie odwracał jej uwagę. Nie tylko dłonią w talii, ale swoimi słowami, które niby brzmiały wesoło, ale sugerowały jej też, że wysłuchuje jej mruczenia na ten temat.
— Okej, co powiesz na to. — Westchnęła i zerknęła znów na ekran. — „Wiem, że się o mnie martwisz, ale jestem bezpieczna i wszystko jest w porządku. Na razie nie wracam do domu. Carter mnie uszczęśliwia. Jeśli zamierzasz zrobić to, co mówiłeś, to trudno, poradzę sobie. Ale chciałabym porozmawiać, gdy ochłoniemy.” — Przeczytała i podniosła wzrok na Cartera. — Wystarczy?
Nie chciała rozpisywać się na dziesięć linijek, a zawrzeć wszystko to, co najważniejsze. Potem zajęłaby się resztą. Domyślała się, że to wzbudzi jeszcze więcej pytań u jej ojca, ale jeden problem po kolei. Nie mogła przecież jednego dnia naprawić całego świata.
UsuńSophia lekko się napięła pod jego dotykiem. Zwłaszcza, gdy palce musnęły materiał koronki. Zacisnęła lekko usta, nie spodziewając się, że tak szybko się zacznie do niej dobierać. Próbowała udawać, że nie ma pojęcia o co mu chodzi. Wzrok Cartera, jak prześlizgiwał się po jej nagiej skórze i koronce palił, ale był jednocześnie zachwycający. Nawet nie drgnęła, choć czuła przyjemne mrowienie pod skórą. Te bardzo znajome i pojawiające się wtedy, kiedy Carter był tuż obok.
— Coś nie tak? — Spytała z figlarnym uśmiechem. Zerknęła mu w oczy, próbując się nie uśmiechnąć szerzej niż już to robiła. Uwielbiała ten wzrok, który jej teraz posyłał. Carter sobie nie zdawał sprawy, ile jej daje sam fakt, że w taki sposób na nią patrzy.
Przechyliła lekko głowę, uśmiechając się pod nosem od jego głosu.
— Nie wiem o co ci chodzi, kochanie… Jestem niewinna. Tylko piję kawę. — Wytłumaczyła się i lekko wzruszyła ramionami, jakby faktycznie nie robiła nic złego. — Och, mamy jakieś plany, które wymagają ode mnie siły? — Rozbrajał ją tymi komentarzami. Swoim podejściem, a najbardziej tym zachwytem w oczach, gdy na nią patrzył.
— Ale zgadzam się. Śniadanie najpierw, a potem… Myślę, że potem czeka nas długi maraton Gilmore Girls. No wiesz, ten serial o matce z nastoletnią córką w małym miasteczku. Zasnąłeś w połowie drugiego odcinka.
soph
— Ładnie zapakowanego buntu? — Uśmiechnęła się. Faktycznie trochę zaczynała się buntować, a nawet bardziej niż trochę i zamierzała zrobić to po swojemu. Tak, jak tylko potrafiła. Chciałaby powiedzieć, że małymi kroczkami, ale przeniesienie się do Cartera nie było małym krokiem, a ogromnym. Na takim, który może żadne z nich nie było gotowe, ale za to taki, który oboje chcieli. — Jak trochę się uspokoi i może… Może będzie chciał porozmawiać, poszedłbyś ze mną? — Spytała i zerknęła na niego. Myślała nad tym. Intensywnie. I jedyne co wymyśliła, to, aby spotkali się na jakimś neutralnym gruncie. Może w restauracji, aby można było w spokoju porozmawiać nad jakimś posiłkiem i aby nikogo nie kusiło, aby podnosić głos.
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę jej palec wisiał nad ikonką do wysłania, aż w końcu to zrobiła. Wiadomość poszła i została w tej samej sekundzie dostarczona. Zablokowała telefon i odłożyła kawałek dalej. Nie miała potrzeby, aby sprawdzać resztę. Tym mogła zająć się później, bo dziś chciała się w pełni poświęcić Carterowi.
— Wysłane. — Westchnęła i zerknęła na niego. Przymknęła na moment oczy i na dłuższą chwilę przylgnęła do jego boku. To wcale nie było łatwe. Wysłanie tego ani wczorajszy wyjazd. Ale to było potrzebne, bo gdyby została i zrobiła to, o co ją prosili to po raz kolejny by próbowali ustawić ją tak, jak im pasuje, a Sophia tego miała zwyczajnie dosyć. Nie tylko przez to, że była z Carterem i próbowali jej tego zabronić, ale chodziło o całokształt.
— Jakoś nie było wcześniej okazji. — Odpowiedziała. Nie miała problemu z tym, aby mówić o sobie, ale nie lubiła się narzucać. Czasami samo to z niej wychodziło, gdy Carter coś powiedział, a ona mogła wślizgnąć się z jakąś informacją o sobie. To wychodziło naturalnie. — Wiesz, że możesz pytać o wszystko, racja? — Spytała. Zauważyła, że mało ich zadawał, ale kiedy już to robił to głównie były to istotne rzeczy, które naprawdę miały znaczenie. Te mniejsze zauważał sam, a o niektórych mu mówiła nie zdając sobie z tego sprawy.
Oparła łokcie o blat, a nogami zamachała. Niczym dziecko, które wiedziało, że zrobiło coś złego, ale absolutnie nic sobie z tego nie robiło. Patrzyła mu w oczy, starając się nie zwracać uwagi na dłoń, która wciąż spoczywała na jej udzie.
— Oczywiście, że jestem grzeczna. Nie wiem, skąd mógłby przyjść pomysł, że jest odwrotnie. — Westchnęła i jak gdyby nigdy nic sięgnęła po kubeczek, ale nie zdążyła się napić nawet małego łyka. Cicho zamruczała i przymknęła oczy, gdy się do niej nachylił. — Wolałbyś, abym siedziała bez niczego? To dopiero byłby… niegrzeczne.
Sophia lekko się odchyliła, aby móc lepiej na niego spojrzeć. Nie było już śladu po jej wątpliwościach sprzed chwili. Wystarczył jeden ruch, aby skupiła myśli na czymś innym. Telefon jeszcze milczał, więc nic chyba im teraz nie powinno przeszkadzać.
— Potrafię być bardzo cierpliwa. — Zapewniła, ale tak, jak już znała siebie i jego… To, gdy zostawali sami to jej cierpliwość kurczyła się do niewielkich rozmiarów. I miała wrażenie, że jeszcze pożałuje swoich słów o cierpliwości.
Miała już sięgać ręką do dłoni Cartera, kiedy rozległ się irytujący w tym momencie dźwięk dzwonka. Krótko jęknęła z frustracją i wzniosła oczy.
— Idealne wyczucie czasu. — Mruknęła. Serio, dostawca nie mógł lepiej trafić. — Przynajmniej pojawił się przed, a nie w trakcie. To dopiero byłoby drażniące, gdyby trzeba było przerwać… przyjemną aktywność. — Dodała i puściła do niego oczko. Akurat, już widziała, jak którekolwiek z nich się zrywa, aby otworzyć drzwi po naleśniki.
Sophia odprowadziła go wzrokiem, kiedy szedł odebrać zamówienie i uśmiechnęła się do siebie. Ona naprawdę to zrobiła. Nie zastanawiała się, tylko robiła. Była tu. W penthousie, który mogła nazywać swoim. Miała zjeść śniadanie ze swoim chłopakiem. Z Carterem. Aż ciężko jej było w to uwierzyć, że to nie była już tylko kwestia zastanawiania się, czy to zrobić, tylko rzeczywistość.
— Ładnie pachnie. — Westchnęła i na sam zapach poczuła, jak skręca ją w żołądku. Uniosła lekko brew, kiedy mówił dalej i zaśmiała się wesoło. — Weźmiesz mnie w takim razie na drugie śniadanie.
Zaskakiwała samą siebie, że takie i podobne zdania przy nim wychodziły z niej automatycznie. Nie zastanawiała się, tylko mówiła. Nie z przesadną pewnością, jakby to dla niej była codzienność, ale też bez tego ciągłego zawstydzenia, które towarzyszyło jej na początku. Co nie znacz, że ono zniknęło, bo tak nie było. Zaraz po tym jak Sophia to powiedział wzrok skierowała na gofry, jakby wcale mu się teraz nie zaoferowała na później.
Usuńsoph
Zeskoczyła ze stołka, aby zajrzeć do lodówki i sprawdzić, czy wciąż jest tu syrop klonowy, który ostatnio kupiła i owszem, był. Przyda się do gofrów, a już zwłaszcza jej. Wróciła na swoje miejsce przyciągając porcję z owocami do siebie. Wsunęła do ust borówkę, a potem truskawkę. Do takich poranków była już przyzwyczajona. I po prostu do Cartera. Do tego, że spędzali razem czas, a teraz… Teraz nic ich przed tym nie powstrzymywało. Gdyby to było naprawdę proste to Sophia nie oglądałaby się na ojca, ale nie potrafiła i nie chciała z niego w pełni zrezygnować. Nie był w końcu zły, tylko… Może faktycznie się martwił. Może po tych kilku latach w końcu bardziej zaczął zwracać na nią uwagę, a nie tylko uciszał przelewami, jakby to było jedyne czego mogła w życiu potrzebować.
OdpowiedzUsuń— Domyślam się. — Mruknęła. To mógł być głupi pomysł, aby z nią szedł. Nie powiedziała tego na głos, ale po prostu się obawiała, że jeśli będzie sama to nie postawi się tak, jak powinna i wróci jeszcze tego samego popołudnia do domu. Tego właśnie chciała uniknąć. — Wiesz, chciałabym po prostu, żeby nie patrzył przez to, co o tobie piszą. I miał okazję cię poznać. Takiego, jak jesteś ze mną. Żeby zobaczył, jak mnie traktujesz. — Wyjaśniła. Być może to by go przekonało, że warto dać szansę nie Sophii, ale przede wszystkim Carterowi. — Ale tym możemy się zająć później. Na razie… Na razie chyba będzie lepiej, jak nie będziemy się spotykać. — Zdecydowała. Może za jakiś czas. Choćby parę dni, ale na pewno nie w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin.
Otworzyła pudełko gofrów, które podsunął jej Carter i zalała je sosem klonowym.
Usłyszała najpierw „Gigi” i się uśmiechnęła podnosząc na niego wzrok, ale ten uśmiech opadł w sekundę, jak nie szybciej. Zamrugała parę razy, potrzebując chwili, żeby przetworzyć to, co Carter jej właśnie powiedział.
— C-co? — To nie powinno tak dziwić. W końcu to było schronisko i na tym polegało to miejsce. Ale ze wszystkich psów, dlaczego to musiała być akurat Gigi?
Przez chwilę nic nie mówiła. Carter jej tego nie powiedział, ale widziała, że ma z nią więź. Gigi od pierwszego spotkania go zaakceptowała. Bardziej niż kogokolwiek wcześniej. Z początku Sophia nawet była zazdrosna, że wystarczyło jej zaledwie pół godziny w parku z Carterem, aby upatrzeć sobie nowego ulubionego człowieka.
— Nie miałam pojęcia. — Przyznała cicho. Sama nagle zdołowana myślą, że Gigi znalazła dom. Nie była pewna, czy Carter chciał ją zaadoptować. Może tylko ją polubił, ale nie miał planów, aby ją zatrzymać na dłużej. — Przykro. — Blado się uśmiechnęła i sięgnęła ręką do jego przedramienia, które lekko ścisnęła palcami. Nie dodała żadnego „tak będzie najlepiej”, bo oboje wiedzieli, że najlepiej by jej było właśnie tutaj.
Nie podejrzewała, że tak bardzo go mogłaby jej adopcja ruszyć. Jakby wiedziała, próbowałaby to pewnie powstrzymać. Nie sądziła, że Gigi tak szybko znajdzie chętnego. Była tam już długi czas i rzadko ktoś na nią zwracał większą uwagę, bo zawsze były słodkie szczeniaki czy kociaki, albo trafiał się pies w typie rasy. Naiwnie myślała, że Gigi wytrwa do końca, a na zakończenie wolontariatu Carter z nią wyjdzie. Jak widać się pomyliła.
Przez chwilę tylko na niego spoglądała. Jak płynnie przeszedł do mówienia o jej uczelni i odcinał się w sekundzie od tematu związanego z Gigi. Nie robił tak po raz pierwszy. Nie próbowała naciskać ani prosić, aby opowiedział, jak się czuje, bo to teraz niczego nie zmieni, a czasami faktycznie lepiej było pewne rzeczy zostawić.
Patrzyła przez chwilę na niego, zastanawiając się czy ma zacząć się stawiać, czy jednak przytaknąć i zgodzić się na te warunki. Wzięła już kartę. Ta co prawda wciąż leżała na blacie, ale kawałek dalej. I jeszcze uczelnia…
— Możemy się z tym wstrzymać? — Poprosiła. Był impulsywny i zaczynał działać od razu, a Sophia potrzebowała chwili na oddech. — Musi być zapłacone przed styczniem. Chciałabym tylko zobaczyć, jak rozwiążę się sytuacja z tatą.
Nie chciała Cartera obarczać wszystkimi płatnościami za nią. Zależało jej na tym, aby najpierw przeprowadzić rozmowę z ojcem, a dopiero później decydować. Zwłaszcza, że jeszcze miała czas i mogła to ogarnąć.
Usuń— Jeśli tak, jak myślę, to obiecuję, że sama zadzwonię do twojej asystentki.
soph
— Carter, ja to wszystko wiem. — Westchnęła. Sama na początku, zanim jeszcze porozmawiali, oceniała go przez pryzmat tego, co zrobił i czego się o nim dowiedziała. Spodziewała się kłopotów, które nie nadeszły, a przynajmniej nie w schronisku, bo Carter zachowywał się tam wzorowo. — Dasz mi powierzyć, że mógłby zobaczyć w tobie chociaż ułamek tego, co ja widzę? I nie skreśliłby cię na dzień dobry? — Zerknęła na niego. Czasami bywała zbyt naiwna i pewnie dała Carterowi od samego początku zbyt duży kredyt zaufania, ale teraz, gdy z nim była widziała, że jest w nim coś więcej niż tylko ten mężczyzna, który w klubie rzucił się na innego. Nie lubiła używać tego zdania „prawie zabił”. Mimo, że było ono prawdziwe. Tyle powinno jej wystarczyć, aby trzymać się od niego z daleka, a nie zakochiwać i wprowadzać, a tymczasem mając wiedzę na temat tego, jaki jest siedziała tu w jego koszulce z niczym pod spodem, poza czerwoną koronką, którą włożyła dla niego. Ta Sophia sprzed paru miesięcy popukałaby się w czoło, wzięła swoje książki i zaszyła się w bibliotece, a na pewno nie w penthousie z kimś kogo można było nazwać kryminalistą.
OdpowiedzUsuńWestchnęła z cichą rezygnacją w głosie.
— Wiem, że ma rację i że ty masz rację. — Przyznała. Nie chciała o tym za dużo myśleć, bo wtedy zaczęłaby się bardziej zastanawiać i jeszcze znowu chciałaby uciekać. — I wiem, że sama z siebie powinnam się trzymać z daleka. — Dodała trochę ciszej, jakby nie do końca chciała się przyznać do tego przed nim. Mimo, że oboje przecież znali prawdę. Sophii tutaj nie powinno być.
— Cóż, jesteś jej chłopakiem. I jakoś sam nie próbujesz się od niej trzymać z daleka. — Wypomniała, jakby to faktycznie jeszcze była jego wina, że tutaj jest. I jeśli była, to Sophia tego nie zauważała. Ona wysłała mu pinezkę, ona zapytała się, czy może z nim wrócić do domu. Na upartego, to wszystko to było z jej winy, bo choć miała okazję, to nie odeszła. Mogła już zostać w Hamptons, może poukładać sprawy z Nico i pogodzić się z ojcem, ale była tutaj. Chciała tutaj być. — I wcześniej jej pokazałeś, jak bardzo nie umiesz się trzymać od niej z daleka. — Dodała z lekkim uśmiechem. Uśmiechnęła się jedną stroną, jakby teraz wspominała to, co działo się pod prysznicem i jak nie potrafili trzymać się od siebie z daleka.
Może, gdyby nie była zaślepiona i odrobinę mądrzejsza, gdyby tak bardzo nie lgnęła do pierwszej osoby, która okazuje jej jakieś zainteresowanie to nie siedziałaby tu z nim teraz. To nie byłaby teraz z nim w związku. Dużo było tych „gdyby” i Sophia mogła się zastanawiać bez końca, a odpowiedzi przyszłyby dopiero z opóźnieniem. Jak już będzie za późno na to, aby się wycofać.
Zastanowiło ją dłużej to, co powiedział. O ludziach, z którymi był i jest związany. Nie miała za bardzo pojęcia, co to konkretnie miało znaczyć. Domyślała się jedynie, że miało to związek z tym, co znalazła ostatnim razem w garderobie.
— Nie będę się ociągała. — Obiecała. Nie składała obietnic bez pokrycia ani takich, których nie mogła dotrzymać. — Zobaczę, jak… On podejdzie do tego tematu. Wiem, że był gotów mnie zostawić z niczym, bo tu jestem, ale nie chcę być taka sama. Uciekać i się odcinać od wszystkiego, bo się pokłóciliśmy. — Wzruszyła lekko ramionami wyjaśniając mu dokładniej, o co jej chodziło z tym, aby zaczekali chwilę, a decyzje podejmą jak zobaczą, jak sytuacja się rozwinie.
Coraz więcej znikało z jej porcji. Mogłaby śniadania na słodko jeść bez końca. Uwielbiała je. Zamieniała gofry na naleśniki, ale po dwóch gofrach i naleśniku czuła, że jeśli coś jeszcze w siebie wciśnie to pęknie.
Wytarła usta serwetką z resztek sosu, który został jej w kącikach ust i popiła wodą. Oboje kończyli. Zostało trochę owoców, które podjadała w międzyczasie.
— Carter… — Nie była pewna czy chce zaczynać ten temat. — Ci ludzi, z którymi jesteś związany… jak źle z tym jest? I jak wiele mój ojciec może wiedzieć? — Pytała ostrożnie, bo czuła, że stąpa po cienkim lodzie, a bardzo nie chciała psuć im tego poranka, a jednocześnie… Coś musiał jej powiedzieć. Zasługiwała, aby coś usłyszeć, skoro miała jakoś przekonać Oscara, że Carter jej nie odstrzeli, gdy się pokłócą o jakąś głupotę i nie zrobi z niej ćpunki.
Usuńsoph
W wielu ludziach starała się dostrzec coś dobrego. Nie była na tyle naiwna, aby wierzyć, że naprawdę każdy ma w sobie dobro. Byli ludzie, którzy tego nie mieli i nic nie byłoby w stanie wszczepić w nich odrobiny chociaż dobroci. Ale Carter to w sobie miał. Mógł nie wierzyć, że coś w nim dobrego jest, ale Sophia to widziała i czuła przede wszystkim. Potrafił być czuły i troskliwy, autentycznie przejmować się krzywdą, choć sam przecież krzywdził. I to nie jeden raz. W Carterze było dobro, które według niej zostało głęboko zakopane. Zarówno przez niego samego, jak i przez ludzi, którymi się otaczał, a ona nie wiedząc, kiedy dostała szansę, aby trochę go z niego wyciągnąć i tak, jak na początku się przed tym bronił tak z czasem pozwalał jej na coraz więcej.
OdpowiedzUsuń— Tak, cóż… To po prostu ten czek z początku mnie przyciągnął. — Westchnęła, niemal rozmarzona, a po chwili krótko się zaśmiała. Ta scenka między nimi bawiła ją bez przerwy. Mimo, że minęło już tyle czasu, to jego mina w tamtym momencie ją rozbrajała nawet po paru tygodniach. — Nie wiem, skąd go we mnie tyle, ale… Postaram się w takim razie uwierzyć za nas oboje, okej? Nie liczę na cud, Carter. Widziałam już, jak zareagował tydzień temu i pamiętam wszystko co mi oboje o tobie wyrzucili.
Niechętnie się do tego przyznała. Nie powiedziała mu nawet wtedy wszystkiego, co było wypowiedziane. Niektóre rzeczy były po prostu nie na miejscu, a ona nie miała ochoty, żeby powtarzać mu wszystko.
— Wiem tyle, ile mi powiesz. Reszta to… domysły. Czasem trafię, a czasem nie. — Wyjaśniła i lekko wzruszyła ramionami. Carter może i robił złe rzeczy, ale nie był złym człowiekiem. Nie dla niej, a to co działo się w przeszłości, było w przeszłości. Może bardzo bliskiej, ale jednak przeszłości. Sophia nie chciała go za to rozliczać. Inaczej wyglądałaby sytuacja, gdyby teraz wydarzyło się coś złego czy identycznego.
Sophia spoglądała mu uparcie w oczy z tym swoim niewinnym uśmiechem. Błyszczące oczy zdradzały jednak wszystko. Wyraz twarzy mogła mieć niewinny, ale w oczach tej niewinności już nie było. Wyzbywała się jej przy nim przy każdym spotkaniu.
— No… To trochę inne. — Westchnęła z niechęcią. Sophia lekko przygryzła wnętrze policzka, powstrzymując się przed większym uśmiechem niż już miała. Miała nadzieję, że nie zostawi jej w spokoju. Nie chciała, aby nawet próbował. — Bo przyszłam na śniadanie. To ty masz bezwstydne myśli. Jakbyś nie wkładał tam rąk, to nawet byś nie wiedział, co ma sobie mam. — Wzruszyła ramionami, to w końcu była oczywistość. Może dostrzegłby coś, jak rękaw koszulki opadłby jej na ramię i pokazał czerwone ramiączko, ale pilnowała się jeszcze wtedy. Teraz nie było już sensu i pozwoliła, aby jedno luźno zwisało z ramienia.
Krótko westchnęła, gdy przysunął ją do siebie wraz z krzesłem. Jeśli chciał, aby się bardziej zachwycała… To mu wyszło. Poruszyła się na krześle, gdy dotknął jej uda i cicho zassała powietrze, jak ledwo musnął brzeg materiału.
— Hmm. — Mruknęła. Musiała na parę sekund zamknąć oczy, choć nie było sensu niczego przed nim ukrywać. Akurat w tych sytuacjach znał ją na wylot. — Trochę inaczej to pamiętam… Ja chciałam grzeczny poranek, to ty zacząłeś coś o wiązaniu. Dostosowałam się po prostu do… Ewentualnych zająć po śniadaniu.
Był blisko, więc wystarczyło, że Sophia przekręciła głowę, aby musnąć jego policzek. Zrobiła to raz, drugi i trzeci. Z całą czułością, na jaką tylko było ją stać. Dłońmi za to lekko oparła się o jego uda.
Czasami miała wrażenie, że Carter nie pozwala sobie na to, aby zobaczyć w sobie te światło, które ona miała. Jego może ledwo się tliło, może było przez niego kompletnie pominięte. Sophia jednak wierzyła, że on je w sobie ma. I może z czasem sam to zauważy. Chciałaby, aby mógł zobaczyć to, jak ona go widzi. Ta przeszłość ją martwiła. Oczywiście, że tak i zaczynała myśleć, co tak naprawdę się działo, kiedy znikał i nie było z nim kontaktu, jak wracał w gorszym humorze niż wyszedł, ale nic nie mówił, a ona nie pytała.
Teraz była przekonana, że cokolwiek się nie wydarzy, to ona zostanie. Ale skąd mogła mieć pewność, kiedy nie znała prawdy? Zobaczyła broń przez moment i to ją odstraszyło. Co, jeśli będzie tylko gorzej? Jeśli przestanie się czuć przy nim bezpiecznie? Tego nie mogła przewidzieć ani tym bardziej mu obiecać, że nic się nie zmieni, gdy dowie się prawdy.
Usuń— No… to wszystko już wyciągnął i mi pokazał. — Westchnęła. Sama zresztą to wygrzebała wcześniej, bo była ciekawa. Jeszcze na samym prawie początku, zanim zaczęła myśleć o tym, że chciałaby sprawdzić, jak smakują jego usta i że oczy kojarzą się jej z mleczną czekoladą. Taką, którą można pić w zimę razem z piankami i bitą śmietaną, ale jeszcze bardziej z tą w kostkach, która poprawiała nawet najgorszy humor. — Muszę przyznać… Chyba nie znam nikogo kto miałby na koncie tyle skandali w Miami, co ty. Chyba musisz bardzo lubić to miejsce. — Próbowała zażartować, rozluźnić atmosferę między nimi w jakiś sposób, aby nie było tak… Ciężko między nimi. Widziała te artykuły; jakieś głupie scenki, które były bez znaczenia, po trochę poważniejsze, aż po ten ostatni raz, który prawie zakończył się śmiercią.
Trzymała wciąż dłoń na jego udzie. Delikatnie przesuwając tylko kciukiem. Raz w jedną, raz w drugą stronę. Zapewniając go tym samym, że jest obok i że słucha, nawet, jeśli nie chciał wszystkiego jej teraz mówić. Wyczuwała, że wolał pominąć ten temat i dlatego nie naciskała. To nie była zwykła ciekawość, ale potrzeba, ale to mogło zaczekać. Aż będzie lepszy moment. Az wyjaśnią najpierw to, co miało miejsce wczoraj i przez ostatnie dni, a wiedziała, że będzie miał dużo pytań.
Zaskoczył ją tą propozycją, z którą wyskoczył nagle. Sophia zamrugała parę razy, a po chwili uśmiechnęła się szeroko.
— Nie musisz się mnie pytać, czy możesz mnie zabrać na randkę. — Odpowiedź, to oczywiście, że było „tak, tak, tak zabierz mnie na randkę”. Mogła to być propozycja rzucona po to, aby ją rozproszyć, ale już znała go na tyle, żeby wiedzieć, że tu chodzi o coś więcej. — Tylko powiedz mi, kiedy i jaki dress code ma mnie obowiązywać.
Sięgnęła dłonią do jego policzka, który lekko pogładziła, zanim dłoń przesunęła na jego kark, aby go jednym ruchem do siebie przybliżyć. Sama również się nachyliła i złożyła na jego ustach pocałunek. Odsunęła się po chwili, zajęło jej parę sekund, aby otworzyć oczy. W myślach jeszcze odtwarzała pocałunek.
— Tak, Carter. Chcę iść z tobą na randkę. — Wyszeptała. Dzieliły ich zaledwie milimetry, a jej słowa odbijały się od jego ust. — Chcę iść z tobą wszędzie.
soph
Sophia nie czuła takiego spokoju przy nikim wcześniej. Co było zaskakujące, skoro wiedziała, jaki Carter jest, a raczej miała swoje podejrzenia. Nie widziała go przecież w chwilach, kiedy tryska prawdziwą furią, gdy nie panuje nad sobą i wszystko przed nim na drodze to tylko przeszkoda. Raz wtedy w klubie, wyraźnie nad sobą nie panował, ale nie była to furia, która kończyłaby się rozlewem krwi. To było zupełnie co innego, a Sophia była wtedy pewna, że to kontrolują oboje. Nie zrobił jej krzywdy, nie czuła, że mógłby to zrobić. Nie była świadoma tego, co robi, kiedy znika i nie mówi jej, gdzie był. Nie zadawała pytań. Nie próbowała od niego wyciągnąć prawdy. Czekała, aż sam jej o tym kiedyś opowie. Wiedziała, że musiało chodzić o coś więcej. O coś, czego jeszcze nie rozumiała. O sprawy, o których nie należy mówić głośno. I być może tak było lepiej, aby po prostu nie wiedziała. Być może to, co mieli było tylko iluzją. Bardzo ładną, pociągającą i uzależniającą, ale jednak iluzją.
OdpowiedzUsuńZe swojej strony była jednak pewna, że ona nie udaje. Nie starała się pokazać mu, już nie, że jest inna. Bardziej rozrywkowa, wyzwolona i zadziorna. Jeżeli taka była, to tylko przy nim i w zamkniętych czterech ścianach, kiedy Carter był jej jedyną widownią. Bez jego znajomych, którzy często rzucali różnymi komentarzami, które ją peszyły. Bez dziewczyn, które patrzyły się tak, jakby wyrwała im złoto prosto z rąk i nosiła je na sobie.
Jak miałaby zresztą myśleć, że on może udawać, kiedy całował ją w taki sposób? Przyciągał do siebie i wpijał się w usta w sposób, który mówił, że bez jej oddechu na swoich ustach umrze? Że potrzebuje jej bardziej niż powietrza? Docierał w niej do miejsc, o których wcześniej nie miała pojęcia, że istnieją. Gdy mieszał delikatność z władczością, podkreślając, że jest jego? Jak mogłaby chociaż pomyśleć przez chwilę, że dla niego to tylko gra? I być może za bardzo próbowała w to wszystko wierzyć, ale nie potrafiła inaczej. Patrzeć na to z dystansu lub odsuwać się, bo coś kiedyś może się wydarzyć złego. Zrobiła tak wcześniej, owszem. Ale więcej już nie chciała. Nastawiać się na najgorsze i czekać, aż między nimi wydarzy się coś, co sprawi, że będzie mogła powiedzieć „a nie mówiłam”. Lub co gorsza, przyznać rację wszystkim, wokół którzy próbowali trzymać ją z daleka od Cartera.
— Nie musisz nic zapisywać, Carter. — Powiedziała łagodnie. Opuszkami palca przesunęła po jego policzku. Zauważyła, że on – podobnie, jak ona – potrzebuje czasem więcej zapewnień. I Sophia to rozumiała. Sama miewała wątpliwości, które pochodziły ze środka, a nie zewnątrz, a te parę słów czasem potrafiło wiele zmienić. — Jeśli mówię, że chcę, to znaczy, że chcę. Jeśli chcesz, gdzieś jechać… Chcę być tam razem z tobą.
Uniosła lekko brew, kiedy zaczął mówić. Mimowolnie rozchyliła usta, bo to brzmiało… Bardziej nieprzyzwoicie niż czerwona koronka, którą miała pod spodem.
— Sukienka bez niczego pod spodem? — Powtórzyła cicho. Musiała się upewnić, że dobrze go usłyszała. Musiała na sekundę spojrzeć w bok. Kompletnie nie tego się spodziewała, ale skoro miał takie marzenie, to ona na pewno nie zamierzała odmawiać. — Będę pamiętała. — Powiedziała, gdy już wróciła do niego wzrokiem. — Wiesz, że robię z tobą rzeczy, które mi wcześniej nawet nie przyszłyby do głowy? — Mruknęła, ale nie była to wcale zła rzecz. Zresztą, sam widział, że bawi się naprawdę dobrze. Nawet, gdy nie umiała tego przyznać czy było jej głupio, że coś się jej spodobało.
— Ja? Miałabym odpuścić randkę? Pff, chyba się nie znamy tak dobrze, jak myślałam. — Wywróciła oczami, ale nie czekała na odpowiedź, tylko tak, jak sobie zażyczył, pocałowała go. Pewniej niż wcześniej, bardziej zachłannie, ale nie przesadzając. Miała go przecież w pełni dla siebie. Nikt jej go nie zamierzał ukraść, a jeśli planował – to Sophia bez walki się nie poddawała. Nie, gdy chodziło o Cartera, którego chciała zatrzymać na tak długo, jak to możliwe. Być może na zawsze, jeśli nic i nikt im nie wejdzie w drogę, ale póki co, jeszcze, nie wymyślała im wieloletniej przyszłości.
Policzek wtulony miała w jego pierś, kiedy leżeli na sofie. Niby oglądała to, co leciało, ale nie potrafiła się skupić. Nawet nie odpływała nigdzie myślami. Wyjątkowo, ale nie zadręczała się tym, co dziś się wydarzyło. Krótko po śniadaniu odpisał jej ojciec. To była krótka wiadomość, ale tylko potwierdzała to, co oboje z Carterem wiedzieli. Nie ufał ani jej wyborom ani tym bardziej Carterowi, ale skoro tak wybrała i zadecydowała – to ma się mierzyć z tym, co nadejdzie. I aby się odezwała, kiedy najdzie ją ochota na rozmowę. Później jeszcze odpisała Maddie, powtarzając to, co ojcu, że tu zostaje i poprosiła jedynie, aby wzięła jej laptopa i parę rzeczy, a później się zgadają, aby Soph je odebrała, bo póki co, ale nie chciała tam wracać. I poprosiła o to, aby doglądała do Chestera i Daisy, których chyba, ale póki co ściągać tu nie musiała. Mimo, że już jej było za kocurem tęskno, to na względzie miała alergię Cartera i jakoś… Sensowniej musieli do tego tematu podejść.
UsuńPrzyglądała mu się w ciszy od paru minut. Oczy miał mniej obecne niż zwykle, a wzrok gdzieś poza ekranem telewizora. Trochę tak, jakby go tu wcale nie było i zostało tylko ciało, które automatycznie gładziło jej plecy. Schowani byli pod ciepłym kocem, który ogrzewał przyjemnie z każdej strony.
— Gdzie jesteś? — Spytała po dłuższej chwili, lekko unosząc się na łokciu, aby moc lepiej na niego spojrzeć. — Bo wiem, że nie tutaj. Przestałeś marudzić na serial pół godziny temu. — To nie był przytyk, a cicha obserwacja. — O czym tak myślisz? I uprzedzam, ale odpowiedź „o tobie”, teraz nie przejdzie. — Uprzedziła z lekkim uśmiechem.
soph
Ciepło się uśmiechnęła, gdy Carter ocknął się ze swoich myśli. Gdziekolwiek teraz był, znajdował się bardzo daleko od niej. I to nie tak, że Sophia wymagała, aby Carter był przy niej obecny cały czas. Zdawało się jej, że nie jest jedną z tych dziewczyn, które wymagają uwagi dwadzieścia cztery godziny na dobę. Potrafiła przeżyć bez niego. Zwyczajnie teraz, kiedy spędzali czas razem – może wybór serialu nie leżał w gustach Cartera, ale jakoś nie narzekał specjalnie – to chciała wiedzieć, gdzie jego myśli zawędrowały.
OdpowiedzUsuńNie dało się ukryć, że był myślami daleko. Na początku chciała go zostawić, ale im dłużej to trwało, tym bardziej Sophia utwierdzała się w przekonaniu, że nie należało zostawiać go z tym samego. Cokolwiek siedziało mu w głowie, przeszkadzało mu na tyle, że przestał komentować czasem bardzo głupiutkie wybory Rory.
— Mhm, ponad połowa odcinka bez żadnego komentarza. To twój osobisty rekord. — Zaśmiała się krótko. Poprawiła się na sofie, bardziej teraz leżąc na nim niż obok. Dłonie ułożyła płasko na torsie, aby oprzeć o nie brodę. Spoglądała od dołu na Cartera. Próbując coś więcej z niego wyczytać. — Ja, Rory i Lorelai mamy za sobą długą historię, nie muszę oglądać zawsze w spokoju. Możemy się zawsze przerzucić na coś, co cię bardziej zainteresuje. — Zaproponowała. Było jej w zasadzie obojętne, tak samo, jak i jemu. Nie o serial tu przecież chodziło. Równie dobrze mogli oglądać wciągający dokument, a Carter wyłączyłby się tak samo.
Sophia słuchała go z przymrużeniem oka. W życiu nie spodziewałaby się, że Carter wypowie słowa „Zostałem fanem” w odniesieniu do babskiego serialu. Musiała chyba przetestować inne na nim, aby zobaczyć, czy faktycznie takie głupotki mu siadają.
— Chętnie poznam te teorie na temat Luke’a. Świetny jest, nie? Zwłaszcza jego kłótnie z Taylorem. — Trochę go sprawdzała, czy faktycznie oglądał czy tylko tak mówił, aby Sophia nie zaczęła ciągnąć go za język bardziej.
Uniosła lekko brew na określnie „nieznośnie urocza kobieta” i opuściła głowę, opierając się czołem o jego ramię. Zaledwie parę sekund, bo podniosła ją po chwili.
— Nie wyglądasz, jakby ci przeszkadzało, że ta nieznośnie urocza kobieta się u ciebie rozgościła i zaczyna się rządzić. — Zauważyła. Uwielbiała, kiedy tak na nią patrzył. Z tym ciepłem w oczach, które było jedynie dla niej. Potrafiła wtedy w jego oczach utknąć na długi czas, dopóki coś nie przywróciło jej z powrotem do rzeczywistości. Patrzyła, uśmiechała się i… I tyle jej wystarczyło. O więcej nawet nie ośmieliłaby się poprosić.
Jednak mimo tych komentarzy i tego, co o niej mówił i jak się patrzył, Sophia wiedziała, że w środku jest coś, co gryzie go do tego stopnia, że nie może uśmiechnąć się do niej w pełni. W taki sposób, który znała najlepiej. Chciała to z Cartera wyciągnąć, ale też musiała to zrobić delikatnie. Bez stawiania go pod ścianą, ale z wyborem. Może jej powiedzieć i porozmawiają albo dalej dręczyć się z tym samemu, ale wiedząc, że ona wie i też się zadręcza.
I w końcu jej powiedział.
Westchnęła krótko, ale nie w złości czy irytacji. Domyślała się, że to właśnie to mu przeszkadzało. Zeszłej nocy, kiedy po nią przyjechał miał podobny wyraz twarzy. Sophia przez chwilę nic nie mówiła. Trwało to zaledwie parę sekund.
— Gdybym wiedziała, że tam będzie, nie pojechałabym. Spędzanie weekendu z… nawet nie byłym, nigdy nie byliśmy razem, ale to bez różnicy. Spędzanie z nim weekendu nie jest na liście moich priorytetów, Carter. — Zaczęła powoli, trochę starała się odpowiednio dobierać słowa, a jednocześnie nie miała zbyt wiele do ukrycia. Poza tą jedną rzeczą, która chyba powinna była zostać ukryta. — Powiedziałabym ci, nie mam powodu, aby się z nim spotykać za twoimi plecami i kryć z tym, że się widzieliśmy. Rozmawialiśmy. Chciał przeprosić za to, co się między nami stało i ja potrzebowałam to usłyszeć. Nie zaglądałam w telefon wtedy i gdybym widziała, że pisałeś i dzwoniłeś, odebrałabym.
Miał powody w końcu, aby chcieć wiedzieć od razu i Sophia potrafiła to zrozumieć. Błąd leżał po jej stronie. Tak samo, jak to, że za bardzo zajęła się czymś, co nigdy wydarzyć się nie powinno.
Usuń— Skąd wiedziałeś? — Spytała cicho. Ta rozmowa przypomniała jej również coś, co powiedział jej Nico. I z perspektywy tego, co zaszło między nią, a Carterem to wydawało się już bez znaczenia, a jednak trochę ją gryzło. Z tyłu głowy była ta myśl. Taka uwierająca i ciężka, ale to nie był czas, aby się o to pytać.
— Przepraszam, że nie powiedziałam ci o razu. Nie ukrywałabym tego przed tobą, po prostu… Potrzebowałam tamtych przeprosin. Niczego nie zmieniły, ale… Tak dla zasady musiałam je od niego usłyszeć.
Zamilkła na moment. Nie była pewna, czy chodziło mu tylko o to, że była z nim w Hamptons czy też o to, że Nico, z którym spotykała się wcześniej Sloane to ten sam, z którym Sophia spotykała się w tym roku.
— Cokolwiek chcesz wiedzieć, powiem ci. Po prostu zapytaj, Carter. — Poprosiła. — Nie siedzę ci w głowie i chociaż czasami bym chciała, to nie czytam w myślach.
soph
Nie dało się nie wyczuć tej zmiany w jego nastawieniu. Szczególnie wielką fanką konfrontacji nie była, ale powinna się chyba była tego spodziewać, prawda? Niemal czułą, jak jego mięśnie się napinają, kiedy mówiła. Zupełnie, jakby oczekiwał, że zaraz rzuci mu najgorszym. Pytania dręczyły ich wspólnie i tak naprawdę odpowiedniego czasu nie będzie nigdy, ale może, skoro trochę emocje po nocy opadły, to był to jednak w miarę dobry czas, żeby je sobie nawzajem zadać. Sophia również ich trochę miała, a zwłaszcza jedno, które chciała zadać i sprawdzić, na ile to prawda, a na ile wymysł Nico i jakaś jego gierka.
OdpowiedzUsuńSama również zmieniła pozycję i usiadła. Wciąż okryta kocem, blisko Cartera. Z dłonią na jego ciele, nie chcąc przerywać kontaktu między nimi i tym samym starając się, aby nie odsuwał się od niej za bardzo. Nie tylko emocjonalnie, ale i fizycznie.
— Szczerze wierzyłam, że to ma być weekend tylko z dziewczynami, ich matką i moim ojcem. Nikt mi nic nie powiedział. Dowiedziałam się w momencie, kiedy weszli do środka. — Wtedy ciężko było uciec, prawda? Mimo, że to właśnie był jej pierwszy odruch, ale zanim zdążyła coś zrobić to wszedł Nico, a Sophia była niczym w pułapce. — Które co…? Carter, nie zrobiłabym nic umyślnie, aby cię zranić.
Zaczynała coraz sprawniej rozumieć, dokąd to wszystko zmierza. Hamptons go gryzło, ale było coś jeszcze. To, że nie powiedziała mu prawdy o tym, jaki Nico to jej Nico. Nie zdradziła mu, że ten, o którym opowiadała to ten sam od Sloane.
Zasługiwał na to, aby poznać prawdę od samego początku. Celowo omijała kim Nico był, nie zawsze używała imienia. Pierwszy raz chyba zrobiła to wtedy, gdy mówiła o tamtej imprezie, z której ją wyciągnął. Już nie pamiętała takich szczegółów w tej chwili. Ale znała powód. Wiedziała, dlaczego nic nie mówiła. Co było głupie, bo przecież mógł w każdej chwili trwania ich znajomości tamten filmik zobaczyć, a Sophia miała nadzieję, że sobie to odpuścił. Połączyć kropki samemu. Czasami nawet myślała, że on to już wie.
— Na początku… rzucanie nazwiskami nie miało większego sensu. Zanim między nami zrobiło się poważnie. — Wtedy już powinna była coś powiedzieć, cokolwiek. Miała przecież dziesiątkę okazji, aby go uświadomić, że Nico to jest dokładnie ten sam, którego kojarzy. — Potem… potem wyszło, że spotyka się ze Sloane. Nie chciałam tego wnosić między nas.
Nie wzdychała z ciężkością. Nie uciekała od niego wzrokiem, choć coraz bardziej miała na to ochotę. Spojrzeć w inną stronę.
— To było zbyt… dziwne. My razem, oni razem, ja i Nico, ty i Sloane… — Błądziła trochę w słowach. Wcześniej wyobrażała sobie, jak o tym z nim porozmawia, ale gdy przyszło co do czego, to miała wrażenie, że nie potrafi złożyć sensownie zdania. — Bałam się, że to… że może źle to odbierzesz. Że chciałam się tylko wokół ciebie zakręcić, bo to część jakiegoś głupiego planu i wiem, jak idiotycznie to brzmi, kiedy mówię to głos. Ale, Carter, nigdy nie chodziło mi o to, aby ukryć przed tobą prawdę.
Myślała, że dobrze robi. Ale jak naiwna musiała być, aby sądzić, że to się nigdy nie wyda? Że Carter do samego końca pozostanie nieświadomy? Takie rzeczy prędzej czy później wychodziły. Nawet, gdyby nie on, to ktoś z jego otoczenia by to zauważył. Pokazałby mu.
— To nie miała być żadna tajemnica przed tobą. — Zapewniła i sięgnęła po jego dłoń. — Ale wiesz… było mi też głupio. Nie wiem, dlaczego. Nie potrafiłam później znaleźć chwili, aby ci to powiedzieć.
Ucichała na chwilę. Zapadła między nimi cisza, ale nie ta z rodzaju komfortowych. Ciążyła na ramionach i duszy. Cofnęłaby czas, gdyby to było możliwe.
— Była tutaj? — Pytanie cicho opuściło jej usta, ale nie podniosła wzroku na Cartera. Zerknęła gdzieś w bok, jakby zaraz tam miała dostrzec sylwetkę blondynki. Przeniosła wzrok na niego, gdy mówił dalej, dlaczego przyszła i co mu mówiła. — Po co miałaby ci o tym mówić? — Przecież wiesz. Wiedziała. Nico jej powiedział. Bo Carter był tym, do którego Sloane ciągle wracała i którego chciała.
— Bo nie chciałam cię stracić, Carter. I bałam się, że jeśli ci to powiem… To coś się stanie i odejdziesz.
Bywał impulsywny
UsuńTyle już wiedziała z początku. I chociaż, gdy teraz o tym wszystkim myślała i brzmiało to idiotycznie, to wtedy te wszystkie powody wydawały się być aż nazbyt realne. Wizja, że ją zostawia, bo Sophia i Sloane łączy ten sam były, prześladowała ją częściej niż skłonna była się przyznać. Później zdawało się jej, że jest już za późno, aby się do tego przyznać i mu wszystko opowiedzieć.
— Nie ma żadnej „wizji” ani „mnie i Nico”, a już na pewno nie ma nas „razem”.
Czuła, że musi to podkreślić.
soph
Teraz dobrze wiedziała, że należało mu o tym wszystkim powiedzieć znacznie wcześniej. Nie musiałaby pewnie nawet mówić nazwiska. Wystarczyłaby wzmianka, że jest bokserem, a Carter połączyłby kropki. Tylko, że na wszelkie cofnięcie czasu było za późno, a Soph musiała zmierzyć się z konsekwencjami tego, że nie powiedziała mu prawdy od razu. Mogła spróbować naprawić to teraz. I chociaż wyszło to dość późno, to była dziwnie dobrze nastawiona. Nie wydarzyło się nic, co mogłoby ich rozdzielić i nie chciałaby uwierzyć, że Carter kazałby jej się spakować, bo nie powiedziała mu o Nico. Rozumiała skąd brały się jego wątpliwości i nie była zaskoczona, ani tym bardziej zła. Miał swoje powody, żeby na moment w nią zwątpić i być podejrzliwym. Sięgnęła palcami do jego dłoni, którą zaciskał na jej udzie. Mocniejszy uścisk, ale nie bolesny, a zauważalny i widziała, że go potrzebuje.
OdpowiedzUsuń— Hej… — Szepnęła miękko, a wolną dłonią sięgnęła do jego karku. Nawet nie wiedziała, co chce powiedzieć i czy w ogóle cokolwiek powinna była mówić. Może tylko chciała, aby Carter na nią spojrzał i spróbował dopuścić do siebie myśl, że Sophia nie była Sloane. Nie uciekała się do tego, aby celowo wzbudzić w nim zazdrość. Nie wodziła wzrokiem za innymi mężczyznami, nie kochała dwóch jednocześnie. Nico z wielu powodów, nie tylko związanych z ostatnimi miesiącami, będzie dla niej ważny, ale nie najważniejszy. Mogła mu to powtarzać bez końca, ale przeczuwała, że dopóki Carter sam tego nie zauważy, to Sophia mogła co najwyżej właśnie dalej tylko mu to udowadniać.
— Teraz to wiem… Przepraszam, że tego nie zrobiłam wcześniej. Nie chciałam tego przed tobą ukrywać. — Podkreśliła. I jeśli będzie musiała to zrobi to po raz kolejny. I jeszcze. I tak wiele razy, ile tylko trzeba będzie. Do znudzenia. Dopóki nie usłyszy, że już dosyć.
Sophia zerknęła na jego dłoń, kiedy przesunął nią po jej ramieniu. Kącik jej ust delikatnie zadrżał. Tyle jej wystarczyło, aby czuć, że między nimi nic się nie zepsuło. Że nawet mimo tej rozmowy, oni wciąż są razem i chociaż to nie była komfortowa sytuacja, to nikt przed sobą nie uciekał.
A potem zadał to pytanie, którego wcale słyszeć nie chciała.
I do niczego między wami nie doszło?
Nie zareagowała w żaden sposób. Ani nijaką obojętnością ani nerwami. Tylko wciąż patrzyła na niego w ten sam sposób. Mogła się przyznać, ale co by to dało? Dla Sophii… Na dłuższą metę to nie miało większego znaczenia.
— Doszło do tego, że rozmawialiśmy. Chciał, żebyśmy… spróbowali się zaprzyjaźnić. Żeby wrócić do tego, jak było zanim pojawiły się uczucia. I żebym wróciła do treningów. — Już wtedy wiedziała, że to będzie kiepski pomysł, a potem jej to Nico udowodnił, że to będzie bardzo kiepski pomysł. Carter nie musiał się odzywać, bo Sophii w zupełności wystarczyła napięta szczęka i palce, które odruchowo mocniej ścisnęły jej udo. — Nie wracam tam, Carter. To… Takie znajomości… Za dużo się wydarzyło, żeby można było się przyjaźnić.
W pewien sposób tęskniła za tym, co mieli i za treningami, ale w jej obecnej sytuacji to nie było możliwe. Dlatego nie mogła się zgodzić. I dlatego też się nie zgodziła. Nie chciała ponownie czegoś poczuć czy stać się ofiarą jego gierek, które prowadził z nią cały czas. Udawał, że tego nie robi, ale przecież ona to czuła. Pod skórą, w jego słowach, spojrzeniach czy prostych gestach, które tylko takie wydawały się z wierzchu.
— Nie będziesz się zastanawiał, bo jeśli na rodzinną imprezę będę się wybierała, to ty pójdziesz ze mną. — Nie zmusiłaby go, to jasne. Chciała jednak podkreślić, że nie planowała go ukrywać przed bliższą czy dalszą rodziną. — Możliwe, że będzie… Nie wiem. Przez ostatnie kilka lat się nie pojawiał, gdy jego rodzice byli. Ale nawet jeśli się pojawi, to co z tego? To nie nim jestem zainteresowana. To nie z nim mieszkam i to nie jego kocham. Może pojawiać się, gdzie chce i to nie zmienia tego, że jestem z tobą. I on o tym wie.
Sophia krótko westchnęła, a po chwili bez większej zapowiedzi wgramoliła się na kolana Cartera. Sięgnęła po jego dłonie, aby ułożyć je w swojej talii, a dłońmi sięgnęła do jego twarzy. Niejako zmuszając go, aby na nią spojrzał.
Usuń— Nie ma żadnych „nas”, Carter. Tak, spędziłam z nim parę godzin. Poszliśmy na spacer, przejechaliśmy się konno, wróciliśmy i posiedzieliśmy w domku przy basenie z żarciem. Ja się śmiałam z tego, że wleciał w siano w dzieciństwie, on mi wypomniał, że miałam za krótkie nogi, aby nadążyć za nim biec. — Delikatnie przesunęła opuszkami kciuków po jego policzkach. — Znamy się całe życie i… gdzieś daleko może się przewijać, ale… Skończyłam z nim dawno temu. Miał swoją szansę ze mną, a ja z nim. I… I to co mieliśmy było lepsze w mojej głowie niż rzeczywistości
Nie próbowała go przekonać na siłę, ale chciała, żeby zrozumiał.
— Moja rzeczywistość jest tutaj z tobą.
Pokiwała w milczeniu głową, gdy mówił o jej wizycie tutaj. Przygryzła wewnętrzną stronę policzka, a wzrokiem uciekła na bok. Dłonie z policzków Cartera zsunęła na jego szyję, a później kark. Rozumiała, dlaczego Sloane tutaj była. Co ją ściągnęło do mieszkania. Przymknęła na chwilę oczy, starając się ze wszystkich sił nie wyobrażać najgorszego.
— W porządku. Przyszła, porozmawialiście i wyszła? — Sophia nie była pewna, czy pyta, czy stwarza sobie rzeczywistość, którą wolała przyjąć do wiadomości. Chciała też zdusić w sobie to pytanie, ale wiedziała, że nie da rady. Że nie będzie potrafiła dłużej tego w sobie nosić i udawać, że jej to nie przeszkadza. — Kiedy rozmawialiśmy… Powiedział mi, że widziałeś się z nią. Parę dni przed naszą pierwszą randką… że do niej przyszedłeś i… chciałeś do niej wrócić. To prawda? — Uniosła na niego spojrzenie i czekała. Cierpliwie, ale też w cichej nadziei, że odpowie przecząco. Nakarmi kłamstwem, w które naiwnie uwierzy. Że nie był chwilę wcześniej z Sophią, a potem nie pojechał do swojej ex. Że nie zabrał ją na randkę, aby zrobić jej na złość. Że nie po to wrzucił zdjęcia z nią na swój profil, aby wywołać w niej zazdrość.
Soph
Cierpliwie czekała, aż Carter zacznie mówić i dała mu tyle czasu, ile potrzebował, aby przetworzył w sobie te informacje. Gładziła delikatnie jego dłoń i udo w tym czasie. Zdawało się jej, że oboje potrzebują chwili milczenia, zanim zaczną mówić dalej. To nie był łatwy temat do przełknięcia, ale musieli z siebie to wyrzucić, jeśli szczerze im na sobie zależało. Sophia nie chciała przed niczym niczego ukrywać. Uwierała ją prawda o tamtym pocałunku, że nic o nim nie powiedziała, ale nie chciała, aby Carter zrobił coś impulsywnego, aby się tym przejmował i zastanawiał, czy nie dojdzie do kolejnego razu. To nie znaczyło więcej niż powinno. Raczej było, jak dodatkowy kopniak, który popchnął ją w stronę Cartera. Bez tego wiedziała, że chce z nim być i wrócić tutaj. Tamten pocałunek jej też uświadomił, że chce być całowana tylko przez Cartera. Że nie chce i nie zamierza dzielić się sobą z nikim innym.
OdpowiedzUsuńSophia trochę się w tym wszystkim gubiła. To nie był „prosty” układ, w którym granice są jasne. Tutaj nie było żadnego udawania. Ukrywania się przed światem i innymi, tutaj mogli pozwolić sobie na uczucia. Szczere i bolesne, takie, które zdzierały z człowieka wszystkie warstwy i zostawiały go nagim, niemal bezbronnym. I mimo, że to wcale nie było łatwe ani tym bardziej przyjemne doświadczenie, to było ono odświeżające. Ta świadomość, że nawet, jeśli ich ktoś przyłapie to nie będzie z tego dramatu, bo świat już o nich wiedział. Bo oni się nie chowali w mroku ze swoją relacją.
— To w porządku. Nie musisz wiedzieć wszystkiego od razu. — Zapewniła. Uczucia w końcu były skomplikowane, a ona sama dobrym przykładem, że nie zawsze sobie z nimi można łatwo poradzić. Co więc miał powiedzieć Carter, który niedawno zakończył burzliwy związek? W dodatku taki, który za nim ciągle podążał, jak cień? Bo Sophia wiedziała, że ich drogi jeszcze kiedyś się przetną. Prędzej czy później zobaczą się w jakimś miejscu. Może to będzie na jakiejś gali rozdania nagród, może na jakimś after party, a może po prostu w ulubionej kawiarni, z której żadne nie byłoby w stanie zrezygnować.
Sophia również się go uczyła. Bycia w prawdziwym związku, a nie tylko takim, który jest schowany w cieniach. Musiała nauczyć się ufać samej sobie w tej relacji, ale jemu również. Sam widział, jak ciężko było jej uwierzyć, że nie zlekceważył jej problemów, że nie machnął na to ręką, że nie miał tej nonszalanckiej miny, która doprowadzała ją do szału, bo nigdy nie mogła z niej wyczytać, co jest prawdą, a co nie. Że kiedy mówił jej pewne rzeczy, to ona brała to z przymrużeniem oka, jakby spodziewała się, że zaraz to wszystko zniknie albo że usłyszy nagle, że wszystko między nimi to był wytwór jej wyobraźni. Że znowu była tylko tą naiwną, głupiutką i pełną nadziei Sophią, która liczy na szczęśliwe zakończenie. Musiała się nauczyć, że kiedy Carter bywał obojętny to nie w stosunku do niej i że nie chodziło o nią, że kiedy robił się chłodny i zdystansowany to nie przez nią, nie przez jej pytania i nie przez to, że próbowała go zrozumieć. I Sophia naprawdę się starała, ale takie rzeczy wymagały czas i być może właśnie przez to była taka dla niego wyrozumiała. Bo dobrze wiedziała, jak to jest, gdy ktoś nagle próbuje w tobie zamknąć wszystkie uczucia, zepchnąć je na bok i sprawić, abyś uwierzyła, że są nic nie warte.
Sophia nie mogła wymazać przeszłości. Wspomnień z dzieciństwa z Nico, a te przecież były ich pełne. Niemal każde wakacje miały w sobie cząstkę Nico. Tak samo, jak ostatnie dwanaście miesięcy było nim naznaczone. I prawda też była taka, że nie chciała wymazać tej przeszłości i pozbyć się wspomnień.
Ale to była przeszłość. Sophia zaczynała swoją przyszłość z Carterem i zaczęła robić to już dawno temu, kiedy pierwszy raz zdała sobie sprawę, że nie jest tylko kolejnym wolontariuszem, o którym zapomni z czasem. Pamiętała, jak wstydziła się tej myśli na początku i jaka zagubiona była, że poczuła coś, czego wtedy nie umiała nazwać, do mężczyzny, który ani nie był z jej świata ani do niego nie pasował. I vice versa.
Lekko zacisnęła usta, kiedy zaczął mówić o sobie i o Sloane. Ramiona napięły się same z siebie, nie kontrolowała tego. Ani tego, że w oczach na moment pojawiło się zwątpienie, ale nie w Cartera, a raczej w samą siebie. Te kolejne myśli, że może nie okaże się wystarczająca, że będzie zbyt nudna dla niego, że nie da mu tego dreszczyku adrenaliny, za którym zdawało się jej, że gonią wszyscy, a ona tego po prostu w sobie nie ma.
Usuń— Rozumiem. — Szepnęła cicho kiwając głową. Sama potrzebowała w końcu takiego zapewnienia, że ta relacja z przeszłości nie będzie już miała wpływu na teraźniejszość. I tak samo, jak jemu się nie podobało, że Sophia była z Nico, tak i jej nie pasowało, że widział się ze Sloane. Dwa razy. Bo w końcu skąd miała wiedzieć, że poprzedniej nocy również byli razem? Co z tego, że zaledwie przez chwilę.
Dalej ją gryzło, czy nie wrzucił zdjęć z tej randki, bo widział się z nią. Bo chciał jej wytrzeć w twarz, że jest szczęśliwy z kimś innym, ale nie potrafiła ubrać tego w słowa. Jak zgrabnie zapytać się, czy nie była tylko pionkiem, który miał pokazać jego ex, że radzi sobie bez niej świetnie. Dlatego, choć pewnie trzymał jej twarz uciekła wzrokiem na chwilę w bok, bo nie chciała, aby to z niej wyciągnął. Powinien, mimo, że ona wcale nie czuła się gotowa, aby o to pytać.
— A wczoraj, kiedy tu była… Co się wydarzyło? — Nie pytała z pretensją. Mimo, że gdzieś przez głos przedzierało się coś kruchego i niepewnego, może odrobina zazdrości. Przede wszystkim nie wierzyła w samą siebie i w to, że mogłaby wystarczyć. Przez miesiące nie była wystarczająca, ciągle na drugim albo i dalszym miejscu, odkładana na bok, gdy zaczynała się robić niewygodna i ściągana z niego, kiedy miał na to ochotę i na trochę świata Sophii, w którym nie było boksera Nico, tylko Nico; chłopak, którego znała Sophia i być może tylko ona.
— Wierzę ci Carter. — Zapewniła patrząc mu w oczy. Nie, dlatego, że trzymał w dłoniach jej twarz. Wierzyła, bo tak wybierała i bo taka była prawda. — Jak… Skąd mogłeś wiedzieć, że to nie będzie tylko to? — Spytała cicho. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że ona tak nie myślała, ale musiała to brać z dystansem, bo znała siebie i to, że łatwo jej było się zakochać, a Carter dawał jej dokładnie to, co chciała usłyszeć.
Westchnęła, gdy ją do siebie przyciągnął. Objęła go delikatnie ramionami, a policzek wtuliła w klatkę piersiową. Przez chwilę nic nie mówiła. Tylko wsłuchiwała się w trochę nierówne i zbyt szybkie bicie jego serca. I właśnie znalazła swój ulubiony dźwięk na całym świecie.
— Nie potrzebuję, żebyś był łatwy. Tylko mój. — Szepnęła cicho. Poradzi sobie z komplikacjami, ciężkimi uczuciami. Nie poradziłaby sobie z jego stratą i myślą, że nawet, gdy są razem to jest ktoś, kto zawsze będzie miał część Cartera na wyłączność.
soph
Uniosła lekko brew, kiedy się zaśmiał i zaraz przymrużyła oczy. Wcale aż tak zabawne to pytanie nie było, a jednak był tutaj i się śmiał, jakby rzuciła najlepszym żartem. Mimo to, ale nie potrafiła powstrzymać lekkiego uśmiechu. Nie umiała wytłumaczyć sobie, dlaczego była taka uparta w tamtym czasie. Jego powrót do schroniska to była tylko wymówka. Bo tak naprawdę Sophia chciała go w pełni dla siebie. Przynajmniej przez te cztery godziny dziennie, a reszta wyszła dość samoistnie. Nie planowała, że mu zaproponuje coś takiego. Wymyśliła to na poczekaniu i chociaż próbował ją odwieść od tego pomysłu, to się nie dała. I jak widać bardzo dobrze zrobiła, że jej upór tamtego wieczoru wygrał. Bo co by było, gdyby odpuściła? Carter już być może by nie wrócił, a oni więcej by się nie spotkali. I na szczęście, ale nie musiała się tym przejmować, bo byli tutaj razem i nikt im tego nie popsuje. Żadna była żona, żaden były prawie chłopak.
OdpowiedzUsuń— Po prostu wiedziałeś. — Powtórzyła po nim, ale bez przekonania. Mogła to zaakceptować, ale Carter nie był człowiekiem, który robi coś po prostu. Miał jakiś powód i za tym jego „po prostu” również się coś kryło, a Sophia bardzo chciała to teraz odkryć. — A myślisz, że miałeś coś do gadania tamtej nocy? To słodkie, że myślałeś, że miałeś wybór. — Zaśmiała się. Nawet sobie nie zdawał sprawy z tego, jak cholernie zdenerwowana wtedy była. A może doskonale to widział, ale wolał to zignorować, aby nie peszyć jej wtedy jeszcze bardziej.
Przechyliła lekko głowę, kiedy na niego spoglądała. Miała na twarzy delikatny uśmiech, kiedy go słuchała. W takich właśnie momentach wiedziała, że to wszystko jest prawdziwe. Kiedy wyciągała z niego coś, czego on do końca sam nie chciał mówić lub bał się powiedzieć, jakby to miało zaburzyć cały jego wizerunek. Dawał jej tym samym małe kawałki siebie, które Sophia starannie przechowywała i troszczyła się o nie tak dobrze, jak tylko było to możliwe.
— To słodkie. — Roześmiała się po tym jego wyznaniu. Było urocze i nic na to nie mógł poradzić. — Ale uczucie było i jest odwzajemnione. Jeszcze przed tym wszystkim… Strasznie mi się przy tobie język plątał. Nie wiem, czy zauważyłeś. — Przyznała. Czasem ciężko było jej złożyć sensowne zdanie i dwa razy się musiała zastanowić nad tym, co mówi, a i tak najczęściej rzucała tekstami, które brzmiały… Nietypowo, jak na nią. — O tobie… Że masz uczucia, jak wiele ludzie. — Dodała i przysunęła się, aby musnąć jego policzek. Zamruczała cicho, kiedy ją do siebie bardziej przyciągnął. Ułożyła się wygodniej. Wszystko co się teraz liczyło miała pod sobą. Miała na wyłączność te czekoladowe oczy, które miękły, gdy spoglądały na nią. Jego rozbrajający uśmiech, od którego miękły jej kolana. Miała Cartera. W całej okazałości i niczego bardziej nie potrzebowała niż tego, aby on po prostu przy niej był. — Nie tylko ja tu jestem wyjątkowa.
Dla Sophii było ważne, aby słyszeć te słowa. Nie każdego dnia, ale czasami było miło zostać zapewnioną o uczuciach, choć zauważyła już, że Carter miał swoje sposoby na to, aby o nich zapewniać. I nie zawsze używał do tego słów. Zauważyła również, że ciężko jest mu się otwierać, więc każdą taką chwilę ceniła sobie bardziej niż mogłoby mu się wydawać.
Lekko zacisnęła usta, kiedy mówił dalej. Nie chodziło o to, że mu nie wierzy, ale sama widziała, jak reagował, gdy mówiła o sobie i Nico. Nie mógł oczekiwać, że będzie tryskać szczęściem, bo widział się ze swoją byłą. Tak samo, jak on nie był zadowolony, że widziała się z Nico.
— Chciałam tylko zrozumieć, Carter… Sam zresztą wiesz, jak to jest. — Odpowiedziała i również lekko wzruszyła ramionami. Ciężko było konkurować z byłą żoną, która znała go lepiej niż Sophia. Jego mocne i słabe strony, pewnie również te, o których Sophia nie miała bladego pojęcia. — Skoro mówisz, że nic się nie wydarzyło, to nic się nie wydarzyło.
Poza własnymi myślami nie miała innego powodu, aby sądzić, że było inaczej. I nie chciała myśleć, że mogło się coś wydarzyć. To nikomu nie było potrzebne, a już zwłaszcza nie im.
Rozmowa była im bardziej potrzebna niż się mogło wydawać. Zależało jej na tym, aby stworzyć z nim związek, który nie będzie przepełniony ukrywaniem prawdy czy kłamstwami. I tak, sama coś ukrywała, ale uważała, że robi dobrze. Nie przyniosłoby to nic dobrego.
Usuń— Więc… żadnych więcej byłych? — Spytała po chwili ciszy, która między nimi zapadła. Żadnej Sloane, żadnego Nico. Tylko Sophia i Carter. Tego właśnie chcieli, prawda? Mieć siebie na wyłączność, nie dzielić się i nie mieć w głowie byłych partnerów, którzy mogliby między nimi coś pozmieniać.
Przesunęła wierzchem dłoni po policzku Cartera. Uśmiechnęła się delikatnie. Tak, jakby naprawdę teraz między nimi nie było już żadnych nieścisłości. Tylko ich dwójka. Na tej sofie z serialem w tle i całą przeszłością przed sobą.
— Skoro tak… To może mi zdradzisz, co zaplanowałeś na tę randkę? I kiedy? Albo mógłbyś mnie pocałować. Albo możemy wrócić do omawiania twojej relacji z Lukiem. Zdaje mi się, że między wami jest jakaś nieprzerywalna więź…
soph
Sophia wiele razy nazywała Cartera słodkim czy uroczym. To przychodziło jej samo, a on dawał jej powody, żeby właśnie w taki sposób o nim myślała. Carter dla niej właśnie taki bywał i domyślała się, że taka wersja jest dostępna tylko i wyłącznie dla niej. Nawet nie zamierzała udawać, że jej się to nie podoba. Carter zawsze wiedział, co jej powiedzieć, aby była zachwycona, a kiedy mówił coś, czym niekoniecznie chciał się z nią dzielić to znaczyło dla niej więcej niż mógłby podejrzewać. Nie wierzyła z kolei, że Carter nie zauważał tego, jak ona się przy nim zachowywała. Musiał chociaż raz zauważyć, jak ciężko jej wydusić z siebie jakieś słowa, jak się denerwuje, gdy Carter jest blisko. Może nie na początku, ale kiedy zaczęła zaczęła spoglądać na niego o te kilka sekund dłużej to czuła, że traci głowę i przestaje myśleć trzeźwo.
OdpowiedzUsuńNie zdążyła zareagować w żaden sposób, bo już zamierzała mu odpowiedzieć, kiedy Carter bez żadnego uprzedzenia zamienił ich pozycje. Sophia nie potrafiła ske nie zaśmiać, gdy to zrobił. Krótko westchnęła, kiedy uderzyła plecami o miękka sofę. Włosy miała rozrzucone wokół głowy.
— Robię się za miękka? — Uniosła lekko brwi. — myślałam, że ci się podoba, jak taka jestem. I serio, ja niebezpieczna? Carter… — Mruknęła i przewróciła oczami. Sięgnęła dłońmi do jego ramion, które lekko ścisnęła palcami. Przygryzła delikatnie wolna wargę i spojrzała na niego spod rzęs, uśmiechając się lekko jedną stroną ust.
Mimo, że chciała coś powiedzieć więcej to nie potrafiła już się skupić na niczym innym. Odchyliła lekko głowę na bok, a każde muśnięcie ust wyrwało spomiędzy jej własnych krótkie westchnienia i mruknięcia. Były to ledwo wyczuwalne muśnięcia, a jednak Sophia czuła, jak przenikają one aż wgłąb jej ciała i docierają do każdego nerwu w jej ciele. Przeciągnęła dłońmi po jego ramionach, a kiedy Carter się od niej odsunął, żeby spojrzeć jej w oczy skupiła się na tym wzroku. Mimo, że był bez uśmiechu, to jej w zupełności to nie przeszkadzało. Bardziej liczyło się dla niej to, co widziała w oczach mężczyzny.
Przeniosła dłonie na jego kark, delikatnie wszczepiając w niego palce. Już nie w potrzebie, aby go leży sobie zatrzymać. Bo wiedziała, że nie musi o to walczyć. Miała go w całości i to jej wystarczyło.
Kocham cię. Słyszała to już wcześniej. I było to dla brunetki za każdym razem równie wyjątkowe. Chciała już odpowiedzieć, jednak zamiast tego odwzajemniła pocałunek, a palce jednej dłoni wsunęła we włosy Cartera. Pogłębiła pieszczotę zmieniając jej tempo na bardziej zmysłowe, przesiąknięte tymi wszystkimi emocjami, których nie wypowiadali sobie na głos.
— Kocham cię. — Powiedziała półszeptem. Palcami przesunęła po policzku Cartera. Nie mogąc nacieszyć się nie tylko jego bliskością, ale również tym, jak te dwa konkretne słowa brzmiały w jego ustach. Wypowiedziane spokojnie, patrząc jej prosto w oczy. Z tą miękkością, którą Carter trzymał tylko dla niej. — Tylko ciebie. — Dopowiedziała jeszcze ciszej. Zapewniała być może nie tylko jego, ale również i samą siebie, mimo, że wiedziała, że poza Carterem nie ma nikogo kto mógłby od niej usłyszeć te słowa.
Sophia lekko wygięła plecy w nieznaczny łuk, kiedy Carter wsunął dłonie pod koszulkę, a jego palce musnęły linie pod żebrami. Słojów wyczuwała każde muśnięcie. Każdy jeden opuszek palca, który sięgał do jej ciała. Głowę odchyliła głowę w tył, a z gardła uciekło krótkie westchnienie. Pełne oczekiwania i napięcia, czy to na pewno tylko niewinne i grzeczne pieszczoty. Poruszyła się pod nim niespokojnie, kiedy Carter z pocałunkami zaczął schodzić coraz niżej, trzymał ją mocno i pewnie, nie pozwalał jej na to, aby wykonała chociaż jeden większy ruch.
UsuńUniosła się lekko na łokciach. Wzrok skupiony miała na Carterze, tak samo, jak on na niej. Wciąż oddychała spokojnie, jakby skupiała się tylko na oczach Cartera, a nie na reagowaniu na jego pieszczoty, które doprowadzały ją raz po raz do szaleństwa.
— Miami… — Powtórzyła cicho, jakby smakowała te myśl. — Brzmi, jakbyśmy mieli skończyć ze skandalem. — Uśmiechnęła się z rozbawieniem, ale jednak miała nadzieję, że nie będą mieli na koncie żadnych wydarzeń, które trafia do mediów.
Sophia mruknęła w odpowiedzi na pocałunek lekko poruszyła pod nim biodrami, jakby próbowała się wyrwać spod jego uścisku, choć jej uśmiech wyraźnie zaznaczał, że Sophia absolutnie nie ma nic przeciwko temu w jakiej pozycji go teraz ma.
Oczy brunetki znacząco się rozszerzyły, kiedy Carter był tuż przy krawędzi koronki. Rzucającej się w oczy w odcieniu krwistej czerwieni. Wciąż uniesiona na łokciach, spogląda na Cartera wyczekująco. Z niemym zachwytem na twarzy, ale również z nutką zniecierpliwienia.
Nie potrafiła powstrzymać krótkiego jęku, kiedy zębami zaczepił o materiał. Zadrżała niekontrolowanie od tego gestu. Bardziej niżby chciała dać po sobie znać, a jednocześnie Carter znał ją już wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, co odbierze jej spokój. Wcale też nie chciała się spieszyć. Mimo, że czuła już, że serce zaczyna walić między jej żebrami w nerwowym oczekiwaniu.
— Carter — westchnęła, jak w ostrzeżeniu czy może prośbie, jeszcze nie była pewna. Przechyliła głowę do tyłu i zadrżała. — Poczekaj, aż zobaczysz mnie w zielonym… to dopiero mój kolor. — Wymruczała, gdy wróciła spojrzeniem do Cartera. Jej oczy błyszczały teraz, niemal w niebezpieczny sposób. Jakby odcięła się grubą kreską od wszystkiego, co sprawiało, że uciekała wzrokiem od Cartera i szukała sposobu, aby się przed nim zakryć. Teraz, być może jak nigdy przedtem, chciała, aby ją widział. Taką, jaką była. Dostępna tylko dla niego, miękka i ciepła dla Cartera, delikatna i czuła.
— Powiedz mi… czym jeszcze w takim razie jest ten kolor? — Odezwała się znacznie ciszej. Skupiając wzrok na Carterze.
Sophia czuła wszystko znacznie wyraźniej niż chwile wcześniej. Mruknęła po raz kolejny, a ja jej usta wślizgnął się błogi uśmiech, kiedy Carter znów pocałował to samo miejsce. Poruszyła w małym zniecierpliwieniu biodrami, ale nie pospieszała go. Nie było sensu, aby teraz się nawzajem pospieszali, kiedy ten spokój i cisza było wszystkim czego potrzebowali.
soph
Czuła na skórze, od której się niemal nie odrywał, jego uśmiech, który ona wywołała. Miejsca, w których składał pocałunki przyjemnie mrowiły, a ciało samo domagało się znacznie więcej i pragnęło jeszcze kolejnych pieszczot, ale śmielszych, głębszych. Zdążyła już zauważyć, że Carter nie miał w planach pospiechu. Cierpliwość nie była jego mocną stroną na co dzień, ale teraz? Sophia była wręcz przekonana, że potrafiłby prowadzić z nią tę gierkę bez końca. Muskać ciało ustami, badać dłońmi i utrzymywać te niemal boleśnie powolne tempo. Ciało powoli zaczynało się niecierpliwić. Ciepło rozlewało się w niej powoli, jak fala, której nie mogła zatrzymać ani w pełni zrozumieć. Wszystko zdawało się być zbyt intensywne, a jednocześnie dokładnie takie, jakie być powinno.
OdpowiedzUsuńOczy wesoło błysnęły, kiedy Carter ponownie nad nią zawisł. Oplotła dłońmi go za kark, na moment chcąc go zatrzymać przy sobie na dłużej.
— Och… — Westchnęła z zachwytem i rozmarzeniem jednocześnie. — Już je dla mnie wybrałeś? — Mogła się tylko domyślać w jakim kroju i kolorze było, co raczej nie powinno być trudne, skoro udało się jej już trochę upodobania Cartera poznać. — Będzie mi się je opłacało w ogóle zakładać? — Zapytała psotnie. Palcami musnęła jego plecy.
Nie wiedziała, na czym się skupić. Na pocałunkach czy raczej na dłoniach, które nie schodziły z jej ciała nawet na krótki moment.
— Brzmi jak randka. — Mruknęła. Chwilowo nie była w stanie się skupić na tym, co tak właściwie do niej mówił i pewnie zgodziłaby się nawet na wyjazd na Antarktydę w samej bieliźnie, gdyby to tylko miało go uszczęśliwić.
Miami, plaża z piaskiem, gorące słońce i oni. Brzmiało jak bajka, w której Sophia znalazła się kompletnym przypadkiem. Jeśli poświęciłaby temu dłuższą chwilę, to znów zaczęłaby dostrzegać te wszystkie powody, dla których nie powinna była z nim być. Pomijając, że Carter nie był najlepszą partią i był wciągnięty w rzeczy, które brunetce nawet nie przychodziły do głowy. To ona nie była dziewczyną, którą zabiera się do Miami. Nic w niej nie mówiło, że pasuje na dziewczynę rapera. Odbiegali od siebie stylem życia, podejściem do codziennych spraw. Było między nimi tyle różnic, które powinny być nie do przeskoczenia, a jednak byli razem. Znaleźli wspólny język, porozumiewali się bez przeszkód i co najlepsze, odnajdywali w tym. Wbrew temu, co wszyscy mogli sobie o nich myśleć i mówić, mimo tego, że były osoby, którym ich związek się nie podobał in robili co mogli, aby ich rozdzielić.
Serce Sophii biło dla Cartera. Kopiując jego rytm. I chyba mogła przyznać, że przedtem nie była tak szczęśliwa, jak właśnie z nim. Zrozumiana i potrzebna, wysłuchana i nieoceniana. Kochana przez kogoś, kto na pierwszy rzut oka był wszystkim, czego unikała, a dał jej to, czego ten odpowiedni nigdy nie potrafił lub nie chciał.
— Czerwona to przedsmak. — Krótki śmiech Cartera rozszedł się miękko po jej skórze. Nie wstrzymała tego lekkiego drżenia.
Niemal upajała się jego dotykiem i za każdym razem pragnęła go coraz więcej. Zupełnie, jakby jeden raz był niewystarczający. Jakby po każdym kolejnym potrzebowała go jeszcze bardziej. Ciało mówiło teraz za nią. Drgając i napinając się pod jego wpływem, rozluźniając w odpowiednich momentach, by po chwili to przyjemne, ale niecierpliwie napięcie znów się pojawiło. Wysyłając mu jawne sygnały, że już jest gotowa na więcej, a on ją zwyczajnie torturuje i bawi się przy tym świetnie.
Sophia nie miała żadnych wątpliwości, co do tego, do kogo należy. Nie potrzebowała wkładać żadnej koronki, aby to udowodnić samej sobie, ale jeśli Carter tego potrzebował i chciał – była gotowa mu to dać. Tak często, jak to możliwe. Dla niej już sam fakt, że leżała pod nim w tak bezbronnej pozycji, odsłonięta w pełni dla niego, było wystarczającym potwierdzeniem. Podobnie, jak to, że Carter był tu z nią, schowany między jej udami i patrzący na nią z dzikim wręcz zachwytem, całując ją i pieszcząc, było dla brunetki jasnym sygnałem, że ma tego mężczyznę w pełni dla siebie.
Nie zawsze potrzebowała słów, a w tej chwili gesty były dla niej wystarczające, aby była pewna, że znajdowała się dokładnie tam, gdzie powinna być. Poczuła znajomy ścisk w środku, gdy Carter znów znalazł się tak blisko cienkiej koronki, zaczepiał i bawił się nią, sprawdzając zapewne, ile minie, zanim zacznie pod nim się wić i cicho prosić o więcej. Wcale długo czekać nie musiał, biodra brunetki wyrwały się do przodu zanim ona choćby zdążyła pomyśleć, a chwilę później plecy znów wygięły się w nieznaczny łuk. Dłonie poprowadziła do przodu na ramiona Cartera, szukając zaczepienia w nim i w potrzebie, aby samej również go poczuć. Odsunęła je tylko na moment, żeby sięgnąć do koszulki, którą sprawnie zsunęła przez głowę, a materiał miękko opadł na podłogę, a może na dalszą część sofy, już nie wiedziała.
UsuńKażdy jego ruch, każda pauza między oddechami sprawiało, że gubiła słowa, a zostawały tylko emocje. Ciepło, wdzięczność i pragnienie, które nie potrzebowało nazwy. Przymknęła oczy, ale nie ze wstydu, a z przepełnienia. W środku czuła mieszaninę odwagi i kruchości. Z jednej strony miała ochotę się schować, jak zawsze, gdy coś stawało się zbyt prawdziwe, a z drugiej niczego bardziej niż tego, aby pozwolić sobie czuć nie chciała. I właśnie to zrobiła.
Oddychała płytko, ale spokojnie, pozwalając by chwila wzięła nad nią kontrolę.
Dłońmi znów oplotła jego kark, jakby potrzebowała teraz czegoś, czego mogłaby się chwycić. Nie była w stanie skontrolować przeciągłego jęku, gdy ten uciekł spomiędzy jej ust. Szarpnęła biodrami, a raczej tylko próbowała, jakby chciała od niego się odsunąć, a może przybliżyć już sama nie wiedziała. Była rozgrzana, zarówno w środku, jak i na zewnątrz. Oddech mieszał się z westchnięciami, a palce mocniej wbijały w skórę Cartera.
Uczucie było obezwładniające. Sophia mogła przysiąc, że z Carterem to wszystko jest nowe i na zupełnie innym poziomie, że wszystko przed nim – nie mogło się nawet równać z tym, co jej od siebie dawał.
Tylko jemu pozwalała doprowadzić się do takiego stanu. Do czerwonych i piekących z podniecenie policzków, urwanych oddechów i drżącego ciała, nad którym teraz już nie miała żadnej kontroli. To Carter nadawał rytm, to on decydował o intensywności, a ona właśnie teraz kompletnie się pod nim rozpadła. Te znajome uczucie pojawiło się po pewnym czasie, silne i niemożliwe do zatrzymania. Mięśnie brunetki się napięły, a uda zadrżały. Nie zwróciła kompletnie uwagi na to, jak mocno wbiła palce w jego ramiona, gdy przez jej ciało przepłynęła fala spełnienia, która z jej piersi wyrwała kolejny, choć tym razem dłuższy jęk.
Nie otworzyła od razu oczu, potrzebują chwili dla siebie. Ciszę przerywało jej rozbijające się w piersi serce i urywany oddech, którego jeszcze nie dała rady w pełni uspokoić. Kiedy to zrobiła jej oczy były trochę zamglone, odrobinę może nieobecne.
Rozchylała usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale zamiast tego była w stanie jedynie się uśmiechnąć i opaść z powrotem głową na sofę.
soph
Lekko zadrżała, kiedy dłonie nie dawały spokoju jej ciału. I było to tak świetne uczucie, że Sophia nie chciała, aby kiedykolwiek przestawał. Pragnęła go czuć wszędzie i tak długo, jak to tylko było możliwe. Wciąż była rozgrzana, a każdy pocałunek, który Carter składał na jej ciele było, jak zaczęcie od nowa. Zamruczała cicho w odpowiedzi na te drobne pieszczoty, wdzięczna, że nie było między nimi teraz prawie żadnej przerwy. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, a tylko się poszerzył, kiedy Carter znalazł się twarzą tuż przy jej. Dłonie sprawnie odnalazły swoje miejsce na jego karu, a ona wyciągnęła głowę bliżej jego, aby odwzajemnić pocałunek. Traciła przy tym kompletnie głowę. Wszystko, co między nimi się działo było jak wyrwane z rzeczywistości, w której Sophia znaleźć się nie powinna była.
OdpowiedzUsuńZakochiwała się w nim coraz bardziej. Przepadała bezpowrotnie za każdym razem, kiedy ją w taki sposób całował. Bo kiedy Sophia zaglądała mu w oczy widziała to, jak i on jest w niej zakochany. Nawet, gdy czasami zdawało się jej, że próbował w sobie te emocje chować, aby świat nie dowiedział się, że Carter Zaire Crawford posiada w sobie uczucia. W dodatku takie, które są głęboko schowane i jakaś totalnie przypadkowa dziewczyna je z niego wyciągnęła.
— Na twoje szczęście, nie mamy na dziś żadnych planów i możesz ze mną robić co chcesz. — Wymruczała w odpowiedzi. Sophia przynajmniej miała nadzieję, że nikt bez zapowiedzi nie zwali im się na głowę, a raczej Carterowi. Że nikt nie będzie próbował go wyciągnąć na miasto albo wpaść bez zapowiedzi, aby poimprezować w penthousie bez konsekwencji.
Przymrużyła lekko oczy rozbawiona tym, jak niewiele czasu będzie miała, aby się tym bikini nacieszyć.
— Tylko po pokoju hotelowym? — Westchnęła, niemal rozczarowana, że w planach nie było żadnej plaży czy choćby basenu. Ale kogo ona próbowała oszukać? Przecież nie tym będą zainteresowani, jak już się tam znajdą. — Już liczyłam na to, że dasz mi się w nim poopalać chociaż przez pół godziny. — Mruknęła nieco złośliwie. Jeśli dobrze myślała, to raczej będzie wolała, aby Carter był jedynym, który ją w tym bikini zobaczy.
Objęła go ramionami, kiedy do niej przylgnął i wtuliła się w niego, a może to Cartera wtuliła w siebie. Nie była pewna i nie miało to większego znaczenia na ten moment. Musnęła jego ramię, a potem szyję. W cichym podziękowaniu za to wcześniej, za to, że przy niej był i że chce z nią być. I również tak po prostu, bo tego chciała. Bo nie potrafiła się od niego oderwać, przestać go dotykać czy składać krótkich pocałunków na jego szyi. Bo był jedyną osobą, z którą chciała w ten sposób spędzać czas. Bo był jedynym, którego kochała i chciała tworzyć wspólną przyszłość.
— Ja? — Mruknęła, jakby nie zdawała sobie z tego sprawy. Zaśmiała się krótko i pokręciła głową, jakby sama niedowierzała, że faktycznie tak może być. — I co takiego robię, że cię rozbrajam? — Mruknęła dalej. Wiedziała, oczywiście, że wiedziała. Ale nie ukrywała też, że lubiła z niego wyciągać takie informacje. Dowiadywać się więcej o sobie. Wiedzieć, jak on ją widzi.
Zewnątrz sprawiał wrażenie człowieka, którego ciężko ruszyć. Któremu nie imponuje byle co i Sophia to w pewien sposób podziwiała. Ale jeszcze bardziej zachwycała się tym, jaki był przy niej. Gdy opuszczał maskę faceta bez większych uczuć i potrafił mówić jej najpiękniejsze rzeczy, jakie tylko słyszała w swoim życiu.
Poruszyła się ledwo przy nim, gdy znów sięgnął do koronki. Ciało wciąż pamiętało moment sprzed chwili, dalej była wrażliwa i teraz miała wrażenie, że każdy dotyk pali bardziej niż przedtem. Leżała obok wtulona, już z nieco spokojniejszym oddechem i mniej szalejącym sercem, ale jednak w środku wszystko jeszcze się w niej gotowało. Leniwie sunęła dłonią po jego boku. Pamiętając, w których miejscach ma tatuaże, a które omijać i nie zadawać pytań o wybrzuszone blizny czy te płaskie, jaśniejsze, ale wciąż wyraźnie widoczne. Teraz nie było przeszłości. Była ich teraźniejszość, w której sprawnie się odnajdowali.
Sophia zmarszczyła lekko czoło, a potem odchyliła głowę do tyłu, aby móc na niego spojrzeć.
Usuń— To o to chodziło? Żeby mnie zaciągnąć do łóżka? — Zaśmiała się. Nawet nie próbowała brzmieć na złą. Musnęła dłonią jego policzek, zanim przewróciła oczami. — Skoro już ją na tej kanapie masz… To jej nie puszczaj, dobrze? — Poprosiła. To nie była tylko luźno rzucona prośba, ale naprawdę potrzebowała, aby jej nie opuszczał.
W odpowiedzi na resztę, tylko bardziej się w niego wtuliła. W tle dalej leciał serial, ale już dawno przestała słyszeć, co dzieje się na ekranie. Liczył się teraz tylko Carter i to, że trzymał ją w swoich ramionach, że wciąż szeptał jej do ucha miłe rzeczy, a z każdą kolejną Sophia przepadała coraz bardziej.
Zanim mu odpowiedziała, tylko przez chwilę na niego patrzyła. Z nieodgadnionym spojrzeniem, które nic mu nie mogło powiedzieć, poza tym, że w głowie brunetki pojawił się już jakiś czas temu pomysł, którego nie miała okazji jeszcze zrealizować.
— Jeden komplet jest z satyny… drugi z koronki. Cały zestaw z podwiązką, gorsetem… — Aż sama nie wierzyła, że to miała i że zamierzała mu się w tym pokazać. Potrzebowała tylko odpowiedniego momentu. — Czy masz… inne życzenia?
soph
Na samym początku Sophia odrzucała od siebie myśli, że Carter jej się podoba. Tak, wizualnie wpadł jej w oko dość prędko, ale czy to było jakieś zaskoczenie? Dopiero z czasem przez te podwózki, wspólne lunche po wolontariacie zaczynała się do niego przywiązywać. Wtedy to jeszcze było niewinne, bo sądziła, że najwyżej zakumplują się na tyle, że gdy trafią na siebie przypadkiem, gdzieś w mieście to będą potrafili wymienić parę zdań, a nie udawać, że się nie znają, a Sophia nie jest tylko tą kierowniczką ze schroniska, która kazała mu czyścić psie boksy. Dopiero później zaczęła dostrzegać w nim kogoś więcej, a gdy wydarzył się schowek… W tamtym ciasnym, ciemnym pomieszczeniu Sophia była pewna, że wydarzy się coś więcej i wydarzyłoby – wiedziała już wtedy, że gdyby drzwi się nie otworzyły to by go pocałowała. Bez patrzenia na konsekwencje, ale nie miała okazji. Zrobiła to dopiero później i po tamtym pocałunku była bardziej niż pewna, że Carter zostawi w niej po sobie ślad, którego nic nie będzie w stanie zedrzeć.
OdpowiedzUsuń— Dobrze się składa, że lubisz kłopoty. — Mruknęła w odpowiedzi i lekko się zaśmiała.
Czasami nadal nie wierzyła, że są razem. Wbrew całemu światu. I miała tylko nadzieję, że tak, jak jest teraz między nimi, będzie trwało jak najdłużej. Nie była gotowa na kolejne komplikacje, na jakieś nieporozumienia czy niewypowiedziane słowa. Oboje potrzebowali spokoju i siebie nawzajem. Cichego zapewnienia, że są razem i że to wszystko, co między nimi jest, dzieje się naprawdę.
— Żadnego. — Przyznała i pokręciła głową. Nie miała, bo wcześniej nie robiła takich rzeczy. Nie myślała takimi kategoriami. Nie kupowała takich rzeczy, a już na pewno nie wkładała ich dla mężczyzny. Jej odpowiedź była tak szczera na ile to było możliwe i być może przez to tak samo rozbrajająca. Carter ze wszystkich dziewczyn w Nowym Jorku trafił na taką, która w tej sferze błądziła bardziej niż mogłoby się zdawać. Sophii wyglądało też na to, że wcale mu to nie przeszkadza.
Spoglądała na niego rozmarzona. Carter był… Sama czasem nie wiedziała, jak miałaby go opisać. W roli chłopaka sprawdzał się idealnie. Nie miała żadnych zastrzeżeń co do tego, jak między nimi było.
— Jesteś pewien? — Spytała miękko szeptem. Przekręciła głowę w taki sposób, aby móc mu wypowiedzieć te słowa do ucha. — Żadnych… nawet najmniejszych życzeń? Marzeń? Nic co mogłabym zrobić? — Mruczała dalej. Paznokciami przesuwała po jego skórze. Delikatnie, ale wyczuwalnie. Nie zależało jej, aby zostawiać na nim permanentne ślady, a jedynie zaznaczyć swoją obecność przy nim.
Objęła go lekko nogą, chcąc zmniejszyć między nimi przestrzeń. Mimo, że już przylegała do niego swoim ciałem to i tak próbowała wcisnąć się w niego bardziej.
— Dajesz mi dużo powodów, abym to robiła. — Wymruczała odnosząc się do uśmiechu. Robiła to przy nim niemal bez przerwy, a już zwłaszcza teraz, gdy miała go w ten sposób przy sobie. — Taki miałam plan… Zakraść ci się do życia i zrobić z siebie centrum swojego wszechświatu.
Mówiła żartobliwie, ale coś w tym jednak było. Weszła mu do życia niepostrzeżenie. Rozgościła się najpierw w aucie, zostawiając najpierw swój kubek termiczny w żółte pszczółki, potem zgubiła gumkę do włosów i znalazła ją tydzień później. Wsiadając czasem czuła tam swoje perfumy mocniej niż jego. Krok po kroku było jej coraz więcej w jego przestrzeni. A teraz? Sophia była teraz wszędzie i to na życzenie Cartera. Sam ją tutaj ściągnął, a ona mu na to pozwoliła, bo sama nie umiała sobie wyobrazić, aby nie było jego w jej codzienności. Jego sarkastycznych komentarzy i bezczelnych uśmiechów. Zmiękczającego nogi głosu i spojrzenia. Silnych dłoni, które tak idealnie pasowały do jej talii i rąk.
— Jak pozwolę ci je zdjąć przed wyjściem… to nigdzie nie wyjdziemy. — Uświadomiła go. Uniosła lekko brew. Czy to nie było oczywiste, że oderwanie się później od siebie przyjdzie im z niemałym trudem? Mieli z tym problem teraz, a byli w mieszkaniu i nikt ani nic ich nie goniło do tego, aby się od siebie odrywać. — Ale możesz je zdejmować, kiedy ci się zamarzy.
Tak, zdecydowanie tylko tyle wystarczyło, aby ten ogień, który już zaczynał w niej przygasać rozpalił się od nowa. Sophia lekko zadrżała, kiedy ją przyciągnął bliżej. Ciężar Cartera, który na sobie czuła był przyjemny, ale nie przytłaczający. Był dokładnie tym, co brunetka chciała czuć. Mruknęła cicho z wygody i zadowolenia.
UsuńPrzypatrywała mu się nieco uważniej, kiedy mówił. Powoli zamrugała, jakby sprawdzała czy na pewno dobrze go usłyszała, bo… To było poważne wyznanie. Na zawsze brzmiało, jak coś, czego żadne z nich nie mogło sobie nawzajem zagwarantować. I coś, czego oboje od siebie chcieli, bo tak się składało, że ona chciała tego samego. Nie rozpędzała się z wyobrażeniami ich przyszłości, ale już na pewno nie trzymała się tylko bezpiecznych kilku miesięcy do przodu.
— Myślałam, że już uzgodniliśmy, że zostaję. — Nie padły żadne słowa, które by to potwierdzały, ale karta do penthouse i kredytowa były według niej wystarczającym potwierdzeniem, że Sophia się stąd nie rusza. — Tutaj z tobą… na tak długo, jak chcemy. — Dodała. Nie mogła wrócić do domu. Nie po tym, co między nimi zaszło. To tutaj chciała być. Razem z nim.
Oczy brunetki rozszerzyły się bardziej, kiedy zobaczyła jego uśmiech. Ten, który doskonale znała i który był nie zapowiedzią kłopotów, ale bardzo miło spędzonego czasu.
— Och… całe szczęście. — Tylko tyle powiedziała w odpowiedzi. Oplotła dłonią jego kark, a drugą zacisnęła na ramieniu Cartera. Bez zawahania odwzajemniła pocałunek. Nie próbując z nim też walczyć o to, które z nich prowadzi. Przestrzeń między nimi wypełniła się przyspieszonymi oddechami i krótkimi westchnięciami, łapczywym łapaniem powietrza, byle tylko od razu wrócić do pocałunków. Dłoń z ramienia przesunęła na jego tors. Błądząc po nim śmiało i z pewnością. Traciła ją jednak, kiedy palcami zaczepiła o krawędź dresowych spodni. Jakby nie była pewna, czy może pozwolić sobie na odważniejsze gesty, czy jednak ma zostawić wszystko po jego stronie.
soph
Uśmiechy, które serwował jej Carter potrafiły doprowadzać brunetkę do czystego szaleństwa. Były one onieśmielające, każdy jeden, a w połączeniu z tym, jak potrafił patrzeć się z taką uwagą, która przeszywa na wskroś i czyta prosto z duszy, Sophia nieraz czuła, że traci przy nim nie tylko oddech, ale i zdolność sensownego mówienia. Jakby nagle zapominała, że nie jest już tylko nastolatką, która na szkolnym korytarzu mija swojego crusha, a młodą kobietą w, jakby nie patrzeć, ale poważnym związku. To nie było tylko parę wspólnych imprez do białego rana, szybkie numerki, o których zaraz się zapomni. Mimo to właśnie tak się przy nim przez większość czasu czuła, jak nastolatka, która odkrywa czym są po raz pierwszy motylki w brzuchu i nie wie, jak nad nimi zapanować. Sam tak jej powiedział chwilę temu. Sophia doskonale wiedziała, co Carter miał na myśli i utożsamiała się całą sobą.
OdpowiedzUsuńJuż to robisz. Krótkie zdanie, które zawierało tylko trzy słowa, a niosło za sobą ogromne znaczenie. Nawet nie była pewna, co takiego tak naprawdę zrobiła, bo Sophia po prostu była obecna. Robiła to, co zawsze dla ludzi, których darzyła pozytywnymi uczuciami. Była obecna, dała z siebie wszystko, co tylko mogła. I tak, jak wiedziała, że takie małe rzeczy czasem dają więcej niż wielkie deklaracje, to jeszcze uwierzenie, że samemu można być wystarczającym dla kogoś zajmowało trochę czasu. Traktowała Cartera priorytetowo. Ze wszystkich ludzi to dla niego gotowa była rzucić wszystko, aby spędzić z nim chwilę czasu. Może ostatnio się tym nie popisała, bo jednak wybrała rodzinę, swoje „powołanie” i cały ten teatrzyk, który powoli już wychodził jej uszami.
— Cieszę się w takim razie. — Odpowiedziała cicho. Przybliżyła się, aby musnąć ustami jego policzek. Zatrzymała się przy twarzy Cartera na trochę dłużej. Przymknęła oczy i po prostu trwała w tej chwili, chcąc nacieszyć się tym, jak blisko siebie go miała i jak między nimi wszystko teraz wyglądało. — Kocham cię i chcę to dla ciebie robić tak długo, na ile mi pozwolisz. — Dodała.
Poza tym, co działo się teraz między nimi, Sophii nic więcej nie interesowało. Jedynie oni na sofie, spleceni w uścisku i mieszające się ze sobą oddechy. Niczego już do szczęścia, poza nim, nie potrzebowała.
— Hm, może w takim razie wprowadzimy zasady co do zdejmowania ze mnie bikini. — Próbowała przywołać do siebie ten głos z początku ich znajomości, kiedy tłumaczyła mu, co, gdzie jest, ale leżąc pod nim nie było na to możliwości. — Może grafik… — Nawet nie dokończyła, bo w połowie sama się zaśmiała. Co jak co, ale jeszcze grafiku na bliskość z partnerem w jej życiu nie było. — Carter… a czy nam będzie przeszkadzało, jeśli z tego hotelowego pokoju nie wyjdziemy? — Mruknęła. To było tak naprawdę jedyne pytanie, które powinni sobie byli zadać. Zwiedzać tam nie jechali.
Wbiła w niego spojrzenie, jak się nieco nad nią podniósł. Prawie przewracając oczami, jak wytknął jej, że lubi mieć wszystko doprecyzowane. Nie mogła nawet zaprzeczyć, bo to była prawda. Wszystko musiało mieć w jej życiu porządek, ale przy Carterze chwilami nic nie miało porządku, a decyzje, które przy nim podejmowała były spontaniczne i szybkie.
— Owszem, lubię. — Przyznała. Miękko się uśmiechnęła, kiedy musnął jej policzek, a potem skroń i westchnęła, a przyjemne ciepło rozlało się wzdłuż kręgosłupa. — Ale nie jesteś kolejną osobą, którą wpiszę do kalendarza. Jesteś mój i…. I nie potrzebuję znajdować dla ciebie ani dla nas czasu, bo on zawsze będzie. — Zdawała sobie sprawę, że nie o to mu chodziło, ale poczuła potrzebę, aby mu to powiedzieć. Chciała podkreślić, że w jej życiu jest dla niego miejsce, że sama je zrobiła i chce, aby on je zajmował przy jej boku.
Sophia przez chwilę milczała, ale nie, bo bała się powiedzieć mu, co myśli. Ona doskonale wiedziała, czego chce. Potrzebowała na niego przez chwilę popatrzeć, zanim to zrobi. Nie było w niej żadnej wątpliwości. Niczego, co mogłoby wskazywać na to, że szuka sposobu, aby się z tego wyplątać.
Jeśli już, to chciała się zagrzebać w nim jeszcze bardziej. Trzymać tak blisko, jak to możliwe i nie wypuszczać. Nigdy już nie wypuszczać.
Usuń— Nie zamierzałam się z tego wycofywać. — Zadeklarowała. Przeciągała wypowiedzenie słowa „na zawsze”, tylko po to, aby się z nim chwilę podrażnić. Zawsze była pierwsza do poważnych słów, a te Cartera nie tyle, co ją wystraszyły, a brzmiały… Naprawdę poważnie. — Dobrze, jestem za młoda, aby dostawać takie pierścionki. — Ostatnie słowo wypowiadała już przez śmiech, gdy palce Cartera zbyt dobrze wiedziały, które miejsce na jej boku znaleźć, aby brunetka próbowała się przed dotykiem bronić.
— Nic mi się nie plącze. — Broniła się, choć oboje wiedzieli, że plączę. Westchnęła i spojrzała na niego. — Wiem, Carter. Wiem, że nie chcesz mnie tu tylko na chwilę. I wiem też, że chcę zostać z tobą na zawsze. Nie tylko wtedy, kiedy dobrze i wesoło, chcę przyszłości z tobą i całym pakietem. Nawet, jeśli tego nie rozumiem… To chcę ciebie, Carter. Chcę nas.
Dłoń na jego torsie lekko zadrżała, gdy sama z siebie jeszcze zsunęła ją znacznie niżej. Muskając mięśnie brzucha, czując pod palcami jak się napinają. Nie była, jak te dziewczyny, które znał i to wiedziała. Czasami nawiedzały ją myśli, że przez to mu się znudzi, że w końcu to, że nie potrafiła i też tak naprawdę nie chciała się zmienić, nie będzie wystarczające ani fascynujące, że zacznie chcieć czegoś, czego Sophia by mu dać nie potrafiła. Mimo, że przecież nie dał jej ku temu żadnego powodu. To musiał być zabawny kontrast, zwłaszcza, że zaledwie kilka minut wcześniej nie miała w sobie wstydu, gdy Carter był niżej.
— Może trochę. — Szepnęła cicho. Drgnęła, gdy chwycił jej dłoń, ale nie cofnęła swojej. Wciągnęła powietrze przez zęby, kiedy Carter prowadził jej dłoń. Zdecydowanie nie czuła już tylko ciepła jego ciała, ale znacznie więcej. — Wiem… chcę tylko, żeby było dobrze.
Wyrwał spomiędzy jej ust pomruk, kiedy sięgnął do niej swoimi. Nie zwlekała z odwzajemnieniem pocałunku. Zrobiła to bez pospiechu, chcąc go posmakować tak, jak należało. Powoli pozwalała sobie na więcej i na znacznie śmielsze ruchy.
— Lubię się w tobie gubić. — Przyznała cicho.
Rozpraszał ją. Pocałunkami i sunąć palcami po jej udzie, z każdym skrawkiem skóry wspinał się coraz wyżej. Jej ciało lekko się napięło, gubiąc na się na moment w tej chwili. Drgnęła pod nim, nawet nie potrafiąc się przed krótkim jękiem obronić.
Odnalazła jego spojrzenie. Bystre i figlarne, wesoło błyszczące i odrobinę bezczelne. Dokładnie takie, jakie lubiła. Skupione tylko na niej.
Przesunęła dłoń odrobinę wyżej. Spokojniejszym ruchem i bez drżenia. Palcami zaczepiła o gumkę dresów. Najpierw zaczepnie, potem trochę pewniej. Zsunęła materiał z jego bioder o parę centymetrów. Z każdym jednym na niego patrzyła, ale nie szukała już potwierdzenia, że może. Bo mogła.
— Przekręć się. — Mruknęła, ale nie w prośbie. Jak nigdy przedtem cieszyła się, że ta sofa jest wystarczająco szeroka, aby mogli na niej leżeć obok siebie i wciąż było miejsce. Pchnęła go lekko, próbując własnych sił, aby przekręcić go na plecy. — Carter… — Jęknęła z uśmiechem, gdy napotkała niewielki opór z jego strony.
soph
Mogłaby go zapewniać bez końca o tym, że jest w nim zakochana. Rozkochał ją w sobie nieświadomie. Sophia nikogo nie szukała. Uważała, że nie potrzebuje i było jej dobrze jako singielce. Pracowała nad sobą i nad błędami, które popełniła. Wyciągała z nich wniosku, a na pewno się starała. Znajdowała sobie nowe zajęcia, byle tylko coś robić i mieć zapełniony grafik, a potem pojawił się Carter. Niepostrzeżenie wślizgnął się do jej życia. Powoli brał małe kawałeczki od niej. Jeden po drugim, a zanim Sophia się zorientowała to trzymał jej serce w dłoniach. I miała do niego tylko jedną prośbę, bo te już było kruche i delikatne, podatne na zranienia i rysy, aby go nie zgniótł i nie roztrzaskał w niej tego, co od miesięcy w sobie naprawiała.
OdpowiedzUsuń— To nie tylko twoje zadanie. Oboje trochę się napracujemy. — Sophia tak naprawdę nie znała się na związkach. Myślała, że się zna, ale odkrywała nowe rzeczy razem z czasem. Jeśli coś wiedziała, to tyle, że to jest praca dwóch osób. Że nie wystarczy, aby tylko jedna się starała, aby relacja działała. Przechodziła przez to. Gdyby jedno z nich się poddało albo uznało, że ma dość… Rozbiliby się o pierwszy problem, który w nich uderzy.
— Wiesz co… jak tak o tym myślę, to nie ja powinnam planować. — Mruknęła. Zacisnęła na moment zęby, bo owszem, udało mu się tym rozproszyć. — To w końcu nie mój pomysł na randkę. — Przypomniała mu. Ale wcale nie zamierzała zrezygnować z zabawy planowania, gdzie mogliby pójść. I już sobie zanotowała, aby popatrzeć na miejsca w Miami.
— Mhm. — Mruknęła w odpowiedzi, ale już nie skupiała się na jego słowach tylko na ciepłych ustach, które naznaczały jej szyję. Nie potrzebował potwierdzenia z jej strony, że najpewniej z tego pokoju nie wyjdą. Domyślała się, że będą tam mieli wszystko, czego mogliby potrzebować.
Przymrużyła oczy, prawie niezadowolona z tego, że napotkała opór z jego strony. Wiedziała, że on zaraz zmięknie i da jej to, co chciała. Nauczyła się, że Carter jej nie odmawia i sam to wiele razy powtarzał. Wystarczyło, że poprosi i będzie to miała. Użyła nieco więcej siły, choć to nie jej siła, a fakt, że Carter się sam przekręcił sprawiło, że leżał na plecach. Wciągnął ją na siebie z tą lekkością, która ją zaskakiwała za każdym razem. Dłonie ułożyła na jego torsie i spoglądała na niego z góry. Na plecach wciąż czuła jego dotyk, ciepły i przyjemny.
— Może… a może tylko chciałam na ciebie tak popatrzeć. — Odpowiedziała wzruszając lekko ramieniem. Miała swoje momenty, kiedy pragnienia brały górę i to takie, których zatrzymać nie potrafiła. Chciała… Po prostu Cartera. Nie kryła się za tym żadna filozofia. Tylko czyste pragnienie, którego nie dało się wytłumaczyć.
Ten rumieniec, owszem wkradł się na jej twarz. Jednak nie był spowodowany zawstydzeniem. Tym razem sobie na to nie pozwoliła. Carter dobrze wiedział, gdzie jej dotknąć, co powiedzieć i jakim tonem, aby ten efekt u niej wywołać.
Oparła jedną dłoń tuż obok jego głowy, aby się przy nim nachylić. Drugą wciąż miała na jego torsie.
— To nie tylko moje ładne proszenie. — Mruknęła przy jego ustach. Pocałowała go, zanim zdążył jej odpowiedzieć. Zadziorniej niż wcześniej. Przesunęła je po chwili na jego policzek. Bez zbędnego pospiechu naznaczała jego skórę pocałunkami. Od ust, poprzez policzek i linię szczęki. — Chcesz wiedzieć, co zrobię, mam rację? — Szepnęła mu do ucha. Delikatnie zakołysała na nim biodrami, wyraźnie czując go pod sobą. Sama cicho mruknęła i ponowiła ruch. — Czy zaraz nie ucieknę… nie poproszę, żebyśmy się zamienili… Ale to trochę nie fair, jak większość spada na ciebie. — Złożyła pocałunek na jego szyi i zamilkła. Pozwoliła sobie na to, aby jej własne ciało ją poprowadziło. Była bez planu. Chciała mieć go pod sobą i dostała, a teraz chciała wykorzystać to najlepiej, jak tylko potrafiła. Nie zawracając sobie głowy myślami, że zrobi coś nie tak, że się ośmieszy, bo w głębi wiedziała, że tego nie zrobi.
Znaczyła jego szyję kolejnymi pocałunkami. Raz z jednej, a raz z drugiej strony. W miejscu centymetr, a może dwa nad obojczykiem została chwilę dłużej. Delikatnie zassała skórę wiedząc, że zostanie tam później ślad. Ciemnofioletowy, przypominający niewielkiego siniaka. Zrobiła to samo nieco wyżej, kiedy nie wyczuła oporu ze strony Cartera. Nie chodziło jej o to, aby go sobie naznaczyć, a może? Subtelnie pokazać, że jest jej i że nie zamierza się nim dzielić.
UsuńOsunęła się na Carterze niżej. Włosy przesunęły się po jego skórze, odgarnęła je na jedną stronę. Uwagę brunetki na moment przykuł motylek na jego ramieniu, co sprawiło, że się uśmiechnęła. Jej motylek. Musnęła go palcami, chcąc zaznaczyć, że go widzi i o nim pamięta, że wie, że on tu jest i że jest przez nią i tylko dla niej. Nie poświęciła mu więcej niż kilkanaście sekund. Bardziej zainteresowana poznawaniem jego ciała, które przecież dość dobrze poznała. Błądziła dłońmi wzdłuż jego boków w tym samym czasie zostawiając po sobie ślady po pocałunkach.
Sophia zeszła niżej. Palcami zaczepiając o żebra, jakby liczyła każdy po kolei.
Na ten moment nie było w niej zawahania, była tylko czysta chęć, aby to Carterowi, a nie jej było dobrze. Chciała mu dać coś od siebie niż tylko dostęp do własnego ciała.
Sprawiała wrażenie, jakby chciała scałować każdy centymetr, który przed sobą miała. Nie pominąć żadnego miejsca. Raz po raz podnosiła na niego wzrok, nie szukała w nim zachęty ani pochwały, tylko tych czekoladowych oczu, które kochała. Z każdym kolejnym pocałunkiem wzdłuż torsu zsuwała się z niego coraz bardziej. Uśmiechnęła się, z tą przedziwną mieszaniną nieśmiałości i zadziorności, kiedy zbliżyła się do podbrzusza. Paznokciami przesunęła po wrażliwej skórze, zanim znów pocałowała to samo miejsce.
Serce waliło w jej piersi, jak oszalałe. Z nerwów i podniecenia jednocześnie.
Wsunęła palce za gumkę spodni. Przez moment jedynie może się wahając, ale trwało to sekundę, może dwie. Skorzystała tu z pomocy Cartera, aby się ich z niego sprawnie pozbyć.
Znalazła wygodną dla siebie pozycję między jego udami.
Najpierw objęła go dłonią, samej cicho wzdychając. Jakby robiła to z nim pierwszy raz, choć z Carterem wszystko takie dla niej było. I to z nim pozwoliła sobie na więcej. Na przekroczenie kolejnych granic, poznanie lepiej samej siebie. Spojrzała na Cartera, na chwilę przed tym, jak sięgnęła do niego ustami. W tej samej chwili zadrżała, ale nie zatrzymała się, tylko pogłębiła ruch. W środku czuła, jakby miała ciasno splątany supeł.
Nie było w niej żadnej teatralności, nie zachowywała się, jakby odgrywała jakąś rolę. Była tu, bo chciała i bo on jej chciał. Była tylko Sophia, dziewczyna, która chciała być dla swojego chłopaka. Bez wulgarnych gestów i dźwięków, jakby wyrwane były z wyreżyserowanego filmu.
soph💋
Sophia nigdy nie patrzyła na niego przez pryzmat tego kim Carter był. Dla niej jego kariera to był tylko dodatek do całokształtu. Nie pchała się w znajomość z nim, aby coś z tego wyciągnąć dla siebie. Nie miała potrzeby, aby zrobiło się o niej głośno, bo zakręciła się wokół znanego rapera. Nie próbowała stworzyć kariery przez to, że z nim była. W pełni zależało jej tylko na Carterze – nie na korzyściach, które płynęły ze związku z nim. Carter nie był dla niej kimś, kim mogłaby się pochwalić, że go miała. Owszem, chciała się chwalić tym, że z nim jest, ale nie tak, jak być może robiły to dziewczyny przed nią. On nie był do kolekcji. Nie był kolejnym znanym facetem do odhaczenia na liście. On był jej i teraz – w każdym pocałunku, dotknięciu chciała mu to przekazać.
OdpowiedzUsuńSama się po sobie tego nie spodziewała. To nie było coś, co Sophia zaplanowała z wyprzedzeniem. W momencie, kiedy poczuła, że chce to zrobić wiedziała, że nie ma odwrotu i nic jej od Cartera teraz nie odciągnie. I nie chciała, aby przerywał, aby któreś „Soph”, które padało z jego ust było tym, które nakazałoby jej przestać. Tutaj Sophia była dla niego. Bez myślenia o sobie. Skupiona była na Carterze, na zsynchronizowaniu swoich ruchów. Cicho zamruczała, gdy jego dłoń wplątała się w jej włosy i przymknęła na moment powieki.
Każde jego westchnięcie, jęk czy sposób, w jaki wypowiadał jej imię było jak zachęta, aby iść dalej i jeszcze nie przerywać. Zaskoczyła samą siebie, że się w tym odnajdowała. Że nie tylko podobało się jej to, jak Carter na nią reaguje, syknięcia czy zassanie powietrza, palce w jej włosach, za które przypadkiem lub nie, zdarzało mu się szarpnąć. Ale podobało się jej również to, jaka sama w tej chwili była – nie wulgarna ani wyuzdana, do tego było jej daleko, a mimo tego w jakiej pozycji się znajdowała i co robiła, wciąż była w niej ta delikatność, którą rezerwowała tylko dla Cartera. Czułość i cała miłość, którą w sobie do niego miała – czasami zbyt duża, aby mogła ją opisać, ale umiała ją pokazać. Jedną dłoń ułożoną miała na jego brzuchu, czuła pod palcami każde napięcie i drgnięcie. Znała już reakcje jego ciała, aby dostrzec, kiedy był blisko, a choć nie musiał to sam ją o tym uświadomił. Sophia jeszcze przerywać nie chciała. Była gotowa doprowadzić go ustami do końca, jednak, gdy znów szepnął jej imię tym drżącym głosem, jak sięgnął do niej, to nie potrafiła się powstrzymać. Odsunęła się z cichym pomrukiem. Usta miała napuchnięte i zaczerwienione, oczy błyszczały.
— Carter. — Szepnęła miękko w odpowiedzi na wszystko, co od niego usłyszała. Dłonie płasko ułożyła na jego torsie. Głowę odchyliła do tyłu, gdy w końcu go w sobie poczuła. Paznokcie zupełnie nieświadomie wbiła w jego skórę, dopasowując swoje ruchy bioder do narzuconego przez Cartera tempa. Tych kilka ostatnich mocniejszych ruchów wystarczyło. Ciepło rozlało się po jej drżącym ciele. Na ustach zatrzymał się jęk zmieszany z jego imieniem. Skóra pokryła się cienką warstwą potu. Osunęła się na Cartera, przylegając do jego torsu. Włosy kleiły się do twarzy i pleców, a skóra kleiła do skóry. Słyszała, jak i on ciężej oddycha, jak podobnie i do niej trudno złapać mu oddech.
— Kocham cię. — Szepnęła cicho. To nie było kolejne zapewnienie o uczuciu. To było wszystko, co między nimi się działo. Leżała na nim ufnie wtulona, przekonana, że tak właśnie ich dni powinny wyglądać. Zatopieni w sobie, pokryci swoim zapachem. Uniosła z trudem głowę, aby na niego spojrzeć. Oczy miała już trochę rozleniwione, iskrzące od uczuć i wydarzeń sprzed chwili. — A ty moim wszystkim… Wszystkim, czego mogłabym chcieć.
Sięgnęła palcami do jego policzka, który w dotyku okazał się rozgrzany. Przesunęła po nim opuszkami palca z czułością, jakby dotykała czegoś niezwykle cennego. Kogoś kto był w pełni jej i należał tylko do niej. To była rozbrajająca myśl, że ktoś taki jak Carter wybierał każdego dnia ją. I decydował się na to, aby oddać jej siebie. To nie była już tylko myśl, a rzeczywistość, w której Sophia odnajdowała się coraz lepiej.
Ciało brunetki jeszcze nie w pełni się uspokoiło. Drgało co jakiś czas, nie z chłodu, bo tego akurat nie czuła. Wciąż przeżywało momenty sprzed chwili. Bycie z Carterem było dla niej nowością. To, jak wyglądała ich relacja była dla brunetki czymś nowym i nieznanym, czymś co poznawała razem z nim i była tym zachwycona.
UsuńUłożyła głowę z powrotem na nim, policzkiem wtulając się w jego pierś. Tuż nad miejscem, gdzie biło serce. Leniwie palcami sunęła po jego skórze. Znajomych tatuażach, a szczególnie po tym jednym. Niewielkim motylku, który zdobił jego ramię. Jeszcze nie zwróciła uwagi, że brakuje tego, który jej przeszkadzał. Chwilowo nie potrzebowała słów, które mogłyby zapełnić ciszę między nimi. W zupełności wystarczyło jej, jak słuchała spokojnego bicia jego serca i oddechu. Jak raz po raz dotykał jej pleców lub przeczesywał włosy. To wszystko było bardziej niż wystarczające.
— Chcę go dzisiaj zrobić. — Odezwała się po kilkunastu minutach. Wciąż palcami muskała skórę z tuszem. Każdą linię motylka. Może to była nagła decyzja. Może kompletnie nieprzemyślana. W ostatnim czasie większość jej decyzji była jednak mało przemyślana. I całkiem podobało się jej to, że nie musi nad wszystkim zastanawiać się po dwadzieścia razy, że czasem wystarczy zrobić to raz albo wcale i będzie w porządku.
Sophia podniosła spojrzenie na Cartera, jakby chciała zobaczyć, czy uzna jej decyzję za kompletnie odklejoną, choć przecież wiedziała, że nie. Jeśli ktoś miał wspierać jej spontaniczne decyzje to był to właśnie Carter.
soph
Oboje potrzebowali chwili, która pozwoli im odetchnąć. W tle już nawet nie grał telewizor. Serial sam wyłączył się po jakimś czasie. Zupełnie, jakby telewizor sam uznał, że teraz nawet szum w tle nie jest im potrzebny. Była tylko ich dwójka, wtuleni w siebie, opleceni sobą. Ufnie wtulała się w Cartera, czasami składając leniwie pocałunki na jego skórze. Były one kojące i spokojne, pełne uczuć, które brunetka w sobie trzymała. Jakby chciała tym samym mu jeszcze przekazać, ile ich w sobie ma i że nie potrafi w pełni każdego wypowiedzieć na głos, ale że one są i należą tylko do niego.
OdpowiedzUsuń— Wiem za to, jak dobrze to brzmi, kiedy mówisz takie rzeczy do mnie. — Mruknęła w odpowiedzi. Carter pewnie miał pojęcie, jak to jest, gdy bywa się niewystarczającym. Sophia tyle rozumiała z jego poprzedniego związku. Sama przez to w końcu przechodziła i być może niepotrzebnie samą siebie nakręcała, że nigdy nie będzie dość dobra, aby komuś na niej naprawdę zależało. Dopóki nie pojawił się Carter. Ale jeszcze się go uczyła i samej siebie. Tego, jak między nimi jest i będzie.
Być dla kogoś wszystkim… To nie było coś, co Sophia znała. Przez jakiś czas w swoim życiu to dla rodziców była wszystkim, a już szczególnie dla mamy, która nie musiała swojej uwagi przekładać na inne dzieci. Była tylko ona. Mała Sophia, która była wpatrzona w mamę, jak w obrazek. Nigdy jednak nie była wszystkim dla kogoś, kto widział w niej partnerkę. Osobę, z którą można tworzyć wspólne życie. Nie dotarła do tego momentu z nikim wcześniej. Miała za sobą jakieś relacje, ale z tej perspektywy, w której znalazła się teraz, nie były one aż tak poważne. Ciężko też było mieć, przynajmniej z jej punktu widzenia, poważne związki w takim wieku. Chciała z Carterem stworzyć coś trwało i na tak długo, jak to możliwe, a to wymagało zaangażowania od nich obu. Unikania kłamania i ucieczek od siebie nawzajem.
Sophia tak naprawdę, dopiero teraz wchodziła w dorosłość. Powoli zaczynała życie, w którym nie prowadził jej nikt za rękę. Wcześniej była cały czas w domu i jej codzienność była prosta. Szkoła, obowiązki w domu, uczęszczanie na wszelkiego rodzaju przyjęcia, na których musiała się prezentować idealnie. Uśmiechać przy ludziach i udawać, że jej życie właśnie tak powinno wyglądać. Obok zawsze był ktoś obok niej; mama, tata, a później Gwen z dziewczynami, choć akurat od nich nigdy pomocy nie otrzymała, gdy jej potrzebowała. Sophia zawsze otaczała się ludźmi, którzy gotowi byli wyciągnąć w jej stronę pomocną dłoń. Sophia tę teraz odtrącała, gdy w jej życiu pojawił się Carter i według wszystkich – sprowadzał na złą drogę. Mimo, że potrafiła zrozumieć ich punkt widzenia to Sophia miała większy i znacznie lepszy obraz Cartera. Owszem, uczyli się wspólnego życia. Tego, jak będzie wyglądała ich codzienność.
Wiedziała, że Carter nigdy by jej do niczego nie zmusił. Znał jej limity i granice, które czasami, jak dziś, pozwalała sobie i jemu przekraczać, ale robiła to tylko, gdy wiedziała, że ma kontrolę nad sytuacją. I ona tego wszystkiego też chciała, choć nie zawsze mówiła głośno. Pewnych zmian w swoim życiu. Nie całkowitego oderwania się od tego, co znała i w zasadzie lubiła, ale pierwszy raz od dawna była szczęśliwa. I nie zamierzała na pewno przepraszać za to, że znalazła kogoś kto ją uszczęśliwia.
Pokiwała najpierw tylko głową w odpowiedzi. Zsunęła ją trochę niżej, aby musnąć ustami opuszek jego palca, który był tuż pod linią warg. Miał rację, nie była pewna w stu procentach, ale też nie zamierzała wstrzymywać samej siebie.
— Jestem poważna, Carter. — Powiedziała. To w końcu był tylko tatuaż, prawda? W dodatku mały i uroczy. — To tylko motylek, a nie naga dziewczyna z kalendarza dla mechaników. — Przewróciła oczami. Może nikt nie spali jej na stosie za to, że będzie miała mały tatuaż gdzieś na ramieniu. Chociaż już się domyślała, że pewnie uznają, że ją do tego zmusił albo że to był jego pomysł.
— Lubię, jak mnie tak nazywasz. — Zamruczała cicho. Lubiła w nim wszystko, a zwłaszcza to, jaki był. Że zawsze był, tak po prostu. Że potrafił po nią przyjechać w środku nocy i zabrać do domu. Bez zadawania jakichkolwiek pytań. Że nie przewracał oczami, jak wpadała na szybkie pomysły, które pewnie należało przemyśleć dwa razy. — Załatwiaj. Chcę go.
UsuńPrzymknęła oczy, czując go tak blisko siebie. Chwilami nie mogła się nadziwić, że to wszystko dzieje się naprawdę. Sophia czasami myślała, że obudzi się i będzie znów w swojej rzeczywistości, w której nie ma Cartera. Że to tylko bardzo przyjemny sen.
Podniosła się lekko, aby na niego spojrzeć, gdy wspomniał o kolacji.
— Kolacja mówisz? — Uśmiechnęła się. Nie potrzebowała, jak widać, wiele, aby być szczęśliwą.
Westchnęła i przewróciła oczami na ten komentarz.
— Chciałam tylko zaznaczyć, że to ty zacząłeś. — Wbiła lekko palec w jego pierś. W porządku, ona zaczęła. Tym co włożyła pod koszulkę, bo przecież dobrze wiedziała, że Carter prędzej czy później ją podwinie albo ona po coś będzie sięgała i materiał sam ucieknie w górę. — Ale jeśli ci tak przeszkadza… to możemy wprowadzić limit. — Musiała przygryźć wargę, bo samo już powiedzenie tego brzmiało dla niej śmiesznie
Wygodniej się na nim ułożyła, ale zanim to zrobiła to sięgnęła po koc, który zdążyli skopać na drugi koniec sofy. Jeszcze się z niej nie chciała ruszać. Przynajmniej przez pół godziny. Albo dłużej. Chciała nacieszyć się Carterem i poleżeć w jego ramionach.
— Czuję się przy tobie bardzo zadbana. — Wyznała. Każda jej potrzeba była spełniona i to zanim zdążyła o nich pomyśleć. — Ale niech ci będzie… Obiecuję, zjem przed tatuażem. Będę grzeczna. — Zaśmiała się. Wciąż po śniadaniu była pełna, choć, gdyby ktoś jej podał tamte gofry to na pewno by nie odmówiła.
soph
Mogłaby w ten sposób przeleżeć resztę dnia. Rozleniwiła się, a ciepło bijące od skóry Cartera było kojące i przyjemne. Sprawiało, że robiła się senna i najchętniej zasnęłaby tu w jego objęciach. To była kusząca wizja, której gotowa była ulec. Cały ten dzień zdawał się być, jak z innej rzeczywistości, ale za to takiej, w której brunetka chętnie by zatonęła na zawsze. Nie potrzebowała niczego więcej, bo wszystko, czego chciała miała tuż pod sobą. Carter dawał jej znacznie więcej niż mógł sobie wyobrazić. Nie miałaby czasu, aby podziękować mu za każdą jedną taką rzecz.
OdpowiedzUsuńTo nie był tylko motylek i oboje doskonale o tym wiedzieli. Niósł za sobą znaczenie, którego żadne nie musiało wypowiadać na głos. Wizja, że będzie go miała na stałe na skórze była przyjemnie ekscytująca i chyba do końca nie wierzyła, że zamierzała to zrobić. Ale wycofać się przed tym również nie miała najmniejszego zamiaru. Była już nastawiona na to, że wróci do domu ze świeżym tatuażem. Swoim tatuażem.
Sophia nieszczególnie chciała się stąd ruszać, ale faktycznie mieli plany, które czekać nie mogły. Dość spontaniczne, ale wciąż to były mimo wszystko, ale plany. Sophia niechętnie wygrzebała się z jego objęć. Poczuła dziwną pustkę, kiedy nie czuła już na sobie jego dłoni ani otulającego ich koca. Zabrała koszulkę z podłogi, ale już jej na siebie nie wkładała, kiedy wrócili do sypialni, aby się przebrać. Wzięła jeszcze ekspresowy prysznic, aby trochę się odświeżyć i nie zawracała sobie głowy makijażem. Poza wytuszowaniem rzęs i odrobiną bronzera na policzkach nie robiła nic więcej. Wyrobiła się w mniej niż dwadzieścia minut. Zgodnie też ze wskazówkami Cartera wzięła wygodne ciuchy. Wiedziała dokładnie, gdzie chciała mieć tego motylka. Nie zakładała żadnego długiego rękawa, a na bluzkę na cienkich ramiączkach zarzuciła rozpinany sweterek w ciemnobrązowym odcieniu. Mogła spokojnie wyjąć jedną rękę i nie zmarznąć przy okazji, a jej robiło się szybko zimno. Zwłaszcza w jesienne i zimowe miesiące, kiedy tęskniła za gorącym słońcem jeszcze bardziej.
Nawet siedząc w aucie nie wierzyła, że naprawdę zamierza to zrobić. Ale jeśli Carter myślał, że zamierzała się wycofać to był w błędzie. Sophia potrafiła być uparta, ale nie robiła też tego po to, aby coś sobie czy jemu udowodnić. Chciała zrobić ten tatuaż. Przede wszystkim dla samej siebie, ale również i dla niego. Mieć coś, co będzie kojarzyło się jej tylko z nim. Nie myślała nad tym, że może im się nie udać, że coś się wydarzy i ten motylek, który teraz kojarzył się jej z tamtą chwilą w sypialni, gdy mu go malowała, kiedyś mógłby sprawiać, że będzie patrzyła na niego z bólem.
Bywała wcześniej w studio tatuażu, parę razy wybrała się z Seleną do towarzystwa, gdy zdobiła rękę kolejnymi naklejkami, więc mniej więcej wiedziała z czym to się je, ale to uczucie, gdy wchodziło się z zamiarem zrobienia go dla siebie było inne. Do tej pory jej wizyty w takich miejscach kończyły się przekutymi uszami, ale nie tatuażami.
Klimat był tutaj kompletnie inny niż w miejscach, gdzie bywała wcześniej. Ale podobało się jej i nie miała żadnych zastrzeżeń. Uśmiechnęła się lekko, kiedy Carter witał się z nieznanym jej, jeszcze, mężczyzną.
— We własnej osobie. — Odpowiedziała nieco rozbawiona. Dziewczyna od motylków brzmiało zdecydowanie lepiej niż „ta z siłowni”. Tego przynajmniej nie wstydziła się powtórzyć. — Nie zdradzam swoich sekretów. Ale skoro działa… to będę to robić dalej.
Brunetka również mu się przyglądała z tą samą ciekawością. Zdawał się być nieco inny od osób, które poznała z otoczenia Cartera do tej pory. Nie czuła się na wejściu przytłoczona, a wręcz przeciwnie. Żadnego wrogiego nastawienia, spojrzeń, od których robiło się jej głupio, jakby samą sobą obecnością zrobiła coś nieodpowiedniego. Zwyczajna, ludzka interakcja. Byłoby łatwiej, gdyby wszyscy w jego towarzystwie tak do niej podchodzili, ale nie można mieć wszystkiego, prawda?
— Sophia. — Przedstawiła mu się i podała dłoń. Uścisk miał mocny i pewny. Brunetka uniosła lekko brew, a potem zerknęła na Cartera. W ogóle nie umiała wyobrazić go sobie w takim wydaniu. — Całe szczęście, że gust ci się zmienił. — Mruknęła w jego stronę, ale nawet nie próbowała ukrywać pełnego rozbawienia uśmiechu.
UsuńOd rana była w dobrym humorze. Nie zepsuła go nawet ich rozmowa, która nie była prosta, ale potrzebna im, aby mogli ruszyć do przodu. Reszta ich dnia była, poza tym zapełniona samymi miłymi doświadczeniami w końcu. Sophia nie miała dziś absolutnie na co narzekać. Zupełnie, jakby wczoraj wcale nie było jej w Hamptons. Miała wrażenie, że od tamtego wyjazdu minęły całe wieki, a nie zaledwie dwadzieścia cztery godziny.
— Nie zamierzam się rozmyślać. — Przewróciła oczami. Była nastawiona i nie wyjdzie stąd bez swojego motylka. Postanowione. — Za to ty wydajesz się bardziej zestresowany niż ja. — Zauważyła i przeniosła wzrok na Cartera. Lekko przymrużyła oczy, gdy na niego spoglądała i uniosła nieznacznie kąciki ust.
Swoją uwagę skierowała jednak po chwili na Rio, bo akurat ją interesowało teraz bardziej to, co jej powie.
Uśmiechnęła się pod nosem na to pytanie o ból i czy nie przyznałaby się przed Carterem.
— Zobaczymy, może jeszcze poproszę, żeby potrzymał mnie za rękę. — Zaśmiała się. Nawet, gdyby nie bolało to wcale nie miałaby nic przeciwko temu, gdyby to robił. Sophia na moment tylko zerknęła na Cartera, jakby chciała mu powiedzieć, że wcale nie potrzebuje nikogo do tego, aby się uśmiechać, gdy na niego patrzy.
Musiała przyznać, że Rio zrobił na niej dobre wrażenie.
— Motylka. Najlepiej takiego samego, jaki ma Carter. — Odpowiedziała po zadaniu pytania. Wytłumaczyła mu, że jedyne poprawki, jakie mogłaby chcieć wprowadzić to, aby linia była trochę delikatniejsza niż u Cartera, ale wszystko inne miało zostać takie same. Miejsce sprawnie wybrała, zdecydowała się na wewnętrzną stronę lewego ramienia. Wielkich wymagań nie miała, a Rio zdawał się być zadowolony z tego, że trafiła mu się prosta robota.
soph
Sophia przyszła tu z konkretnym planem. Wiedziała, że nie wyjdzie stąd bez motylka na skórze. Mimo, że głównie rozchodziło się o Cartera i że to było coś, co dla nich obojga ma znaczenie, to dla Sophii ten niewielki rysunek na ramieniu był czymś więcej niż wspólnym tatuażem. Dla niej to było przekroczenie kolejnej granicy. Pokazanie sobie, że jeśli ma na coś ochotę to może to zrobić. I wzór przypadkowy również nie był. Wtedy na Carterze również nie rysowała go, bo po prostu lubi motyle. Lubiła je, owszem. Kochała ich kolorowe skrzydła, delikatność, która ze sobą niosły. Motyle w końcu były znakiem przemiany, a zmian w Sophii zaszło ostatnio całkiem sporo. Pasował więc idealnie.
OdpowiedzUsuńBrunetka uważnie spoglądała na Cartera co jakiś czas. Zdawał się jej być spięty bardziej niż jeszcze parę minut temu. Rozproszył ją jednak Rio, który musiał odbić wzór na skórze. Rozmawiali przez chwilę, a dziewczyna upewniła się, że wzór odbity jest w idealnym miejscu. Przez chwilę przyglądała się ramieniu w lustrze, lekko przekręcając rękę raz w jedną, a raz w drugą stronę. Chcąc się upewnić, że będzie wyglądało to dobrze. I chociaż nie miała, jeszcze, tuszu pod skórą, a tylko na niej to już czuła tę nutkę ekscytacji i była zachwycona.
— Chyba jest zestresowany. — Odpowiedziała równie cicho, a kąt jej oka powędrował w stronę Cartera. Zastanawiała się przez moment, czy może to on nie żałuje, że ją tutaj przyprowadził. Że zgodziła się na tatuaż, choć sama mu powiedziała, że chce go zrobić. Czy może nie czeka, aż Sophia się w ostatniej chwili wycofa i powie, że nic z tego. Ale jeśli tak myślał, to jego wątpliwości musiały minąć w chwili, kiedy brunetka z ramienia zsunęła z rękaw swetra i położyła się zgodnie ze wskazówkami Rio.
— Dam sobie radę. — Zapewniła. Nie nakręcała się na wielki ból. Wolała uznać, że będzie przyjemnie zaskoczona i że wcale nie będzie jej to jakoś wybitnie przeszkadzało. Sophia powędrowała wzrokiem do miejsca, gdzie siedział Carter i uśmiechnęła się lekko, jakby chciała go zapewnić, że wszystko jest w porządku, a ona jest w pełni świadoma co robi i dlaczego to robi, że to nie jest wcale głupia decyzja, której będzie żałowała rano.
Zmarszczyła tylko lekko brwi, kiedy zrobił pierwszą kreskę na jej skórze. Uczucie było… Dziwnie przyjemne. Nietypowe, ale nieszczególnie bolesne. Trochę niekomfortowe, ale to by było na tyle. Czasami ściskała dłoń w pięść, ale nie z bólu, ale gdy ta zaczynała trochę drętwieć. Miała wpółprzymknięte oczy. Myślami, jakby odleciała, gdzieś kawałek dalej. Wróciła dopiero wtedy, kiedy usłyszała ich wymianę zdań. Najpierw była luźna, niezobowiązująca. Trochę się zaskoczyła, że Carter ma w swoim otoczeniu ludzi, którzy są po ślubie (i są, najwyraźniej, w tym związku szczęśliwi) i że przede wszystkim mają dzieci. Jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić go nawet odwiedzającego Rio, który miał najwyraźniej problem z klockami Lego, które w tajemniczy sposób trafiają do ekspresu.
— Ktoś jeszcze takie tatuaże robi? — Mruknęła. Pamiętała, jak popularne były korony na nadgarstkach czy na karku razem z jakimiś napisami, głównie kto do kogo należy i na samą myśl się o tym wzdrygnęła. Motylek był zdecydowanie lepszym wyborem. Nawet, jeśli i motyl stał się oklepanym wzorem, a pewnie się stał, ale Sophia nie wydawała się być tym jakoś wybitnie przejęta. — Zostaję przy motylkach. Albo innych uroczych owadach. Następnym razem przyjdziemy po pszczółki.
Sophia przechyliła lekko głowę, aby spojrzeć na Cartera i uśmiechnęła się do niego ciepło.
Zacisnęła lekko usta, kiedy nie pozostawił wątpliwości na to, kto między nimi rządził. Sophia miała na ten temat nieco inne zdanie, ale nie zamierzała się z nim tu przekomarzać. Mogła się tylko uśmiechnąć i odwrócić wzrok, jakby nie chciała, żeby Carter wyczytał z niej więcej niż to było na ten moment konieczne. Skupiała się na płynnych ruchach Rio, na dźwiękach maszynki i tym dziwnym uczuciu, które na upartego mogło przypominać bardzo nietypowe łaskotanie.
Starała się nie zerkać za bardzo na ramię. Chcąc mieć niespodziankę, jak będzie skończone, ale na perfekcjonistka w niej nie potrafiła się powstrzymać. Spoglądała raz na raz, aby się upewnić, że linie są tak cienkie, jak chciała, że nie dodał tam nic więcej, ale nie. Wszystko było idealnie. Nawet Carter się podniósł, aby sprawdzić i jego „jest dobrze” było dla niej wystarczającym potwierdzeniem, choć miał nieodgadniony ton głosu. Nie było w tym tej swobody, którą Sophia najlepiej znała, ale zauważyła, że Carter często się zmienia tak przy ludziach i nie jest przy innych taki, jak przy niej. I nie udawała, że jej się to nie podoba.
UsuńWykonanie tatuażu nie trwało długo. Sophia nie liczyła czasu, a ten zleciał zresztą ekspresowo.
Usiadła niemal od razu i wyciągnęła rękę, aby się lepiej przyjrzeć. Skóra wokół była wrażliwa i czerwona, a tatuaż… Tatuaż był świetny. Uśmiechnęła się szeroko, a kiedy Carter sięgnął po jej rękę spojrzała na mężczyznę. Widziała, jak uważnie się temu przygląda, jak sunie tuż obok palcami.
— Dziękuję. — Szepnęła w odpowiedzi. Potem spojrzała na Rio. — Dzięki, jest świetny.
Poczekała, aż Rio jej zaklei tatuaż, rzucając przy tym informacje, jak ma o niego później dbać. Zapamiętywała każde jedno słowo, notując sobie wszystko w głowie. Kiedy padła propozycja, aby wpadli do niego i jego żony, Sophia zerknęła na Cartera. Cały czas wydawał się jej być jakoś dziwnie spięty, ale czekała na pytania, aż wyjdą.
— Już o mnie dba. — Powiedziała, a głowę lekko oparła o jego ramię.
Splątała swoje palce z jego. Carter wymienił jeszcze parę słów z Rio, zanim się pożegnali i wyszli. Wciąż nie wierzyła, że to zrobiła. Że pod sweterkiem i cienką kurtką miała tatuaż. Że miała motylka. Uroczego, cienkiego motylka, który był ich symbolem. Sophia nawet nie próbowała powstrzymywać uśmiechu, gdy szli do auta.
— Wszystko w porządku? — Spytała i zerknęła na Cartera. Nie musiała mu mówić, że widziała, jak się zachowywał i wyglądał, gdy byli u Rio. — Rozumiem, że szykuje nam się wizyta w totalnym chaosie? — Nawiązała jeszcze do zaproszenia przez Rio.
soph
Sophia naprawdę była pozytywnie zaskoczona, że w życiu Cartera są osoby, które nie siedziały przy nim w klubowej loży z kreską pod nosem. To była normalność, którą Moreira znała i potrafiła się odnaleźć. Pogawędki o dzieciakach, obiadach i spędzaniu razem czasu tak, jak robi to większość ludzi na świecie. Jasne, pozory mogły mylić, ale miała nadzieję, że to nie jest tylko ładna okładka, którą zobaczyła, a coś prawdziwego. Pozwoliła im dokończyć rozmowę i już się nie wtrącała, jeśli Carter zadecyduje, że pójdą to się tam znajdą, a jeśli nie to nie. Nie zamierzała naciskać. Nie musiała zresztą mówić, że wolałaby chaos, nawet z dzieciakami, od siedzenia w klubie. Mieli zupełnie inne potrzeby, a żeby zaspokoić je w pełni musieli znaleźć jakiś złoty środek. I była pewna, że go znajdą.
OdpowiedzUsuńChyba jeszcze nie wierzyła, że faktycznie zrobiła ten tatuaż. Niewielki motylek na ramieniu, który był symbolem tego, co dla niej ważne. Delikatne linie, które zostały ładnie poprowadzone. Wiedziała, że jak wrócą do domu, to nie będzie potrafiła przestać się na niego gapić. Już miała na to ochotę, a schowany był pod sweterkiem i kurtką. Musiała zaczekać, aż wrócą.
Lekko ściskała jego dłoń, kiedy szli do samochodu. Miał ciepłą, wręcz gorącą dłoń, a jej ciepło przenosiło się na Sophię. Mimo chłodnego wiatru i unoszącej się coraz wyraźniej jesieni w powietrzu to wcale nie tego nie czuła. Rozsadzały ją jeszcze emocje sprzed chwili.
Spojrzała na Cartera, kiedy potwierdził, że wszystko jest w porządku i pokiwała lekko głową. Rozciągnęła usta w uśmiechu, pełnym zadowolenia, ale trochę zmęczonym. Tatuowanie nie trwało długo, ale wymęczyło ją bardziej niż się spodziewała. Nie miała pojęcia, że taki mały tatuaż może wymagać od człowieka tyle energii.
Chciała odpowiedzieć, ale Carter był szybszy. Sophia cicho mruknęła, gdy ją do siebie przyciągnął i wcale nie protestowała. Zmarszczyła lekko nos. Trochę zniecierpliwiona, trochę przeszczęśliwa, że właśnie to z nim jest w tym miejscu. Objęła go w pasie i mocniej do niego przylgnęła, a kiedy musnął jej policzek lekko zgięła kolana. Westchnęła bezgłośnie, zanim Carter ją pocałował. Odwzajemniła pieszczotę niemal natychmiast, ale bez pospiechu. Czuła wszystko, co przez to chciał jej powiedzieć. Te nienazwane rzeczy, o których jeszcze nie mówili, a które między nimi były. Sophia nigdy wcześniej z nikim nie była tak szczęśliwa i chciała, aby o tym wiedział. Że z tych wszystkich chłopaków, z którymi się spotykała – mniej czy bardziej ważnymi – on był tym, przy którym nie udawała niczego i który uszczęśliwiał ją każdego dnia, kiedy byli razem.
— Wydawało mi się, że jesteś trochę… spięty? — Odpowiedziała, a jednocześnie się pytała. Może tylko się jej zdawało i była przewrażliwiona. Uniosła na niego spojrzenie. Prosto w czekoladowe oczy, w których teraz widziała cały swój świat. — Nie wiem, może mi się wydawało.
— To co, należy mi się chyba jakaś nagroda za bycie dzielną? — Mruknęła, a w oku pojawił się ten zadziorny błysk, który nie zniknął nawet, gdy siedziała już wtulona w miękki, skórzany fotel na miejscu pasażera.
Otworzyła lusterko, aby poprawić trochę włosy. Były w małym chaosie po ich… Miłym czasie na sofie, a nie miała czasu ich umyć ani porządnie ujarzmić. Na szybko przed wyjściem je poprawiła. Jedne kosmyki poskręcane, inne proste. Każdy żył swoim życiem.
— Większość dzieci taka jest. Taki chaos mi nie przeszkadza. — Powiedziała i lekko wzruszyła ramionami. — To brzmi znajomo. Babcia mi to zawsze mówi, kiedy przylatuję do Sao Paulo. I przysięgam, że wyjeżdżam stamtąd cięższa — zaśmiała się pod nosem. Uśmiech na sekundę jej przygasł, kiedy o tym pomyślała, ale nie chciała psuć sobie ani jemu nastroju.
— Ta, moglibyśmy pójść. — Spojrzała na niego. Była tego jak najbardziej pewna. Zwłaszcza, że to byłaby miła odmiana od znajomych, których już poznała. Sam jej to zresztą powiedział przed chwilą.
— Więc… wujek Carter, hm? — Mruknęła. Próbowała sobie go wyobrazić z dzieciakami, ale to była scenka, którą chyba musiałaby zobaczyć na własne oczy, a choć wyobraźni jej nie brakowało to teraz pojawiła się mała blokada.
UsuńNie miała pojęcia, że mu coś o niej mówił. Znaczy, domyślała się. Widać było po tym, jak Rio na nią zareagował, że wiedział trochę więcej niż mówiły media. Różnie o nich pisali, a Sophia próbowała brać z niego przykład i nie czytać. To było bez sensu, bo gdyby trafiła na coś, co niekoniecznie się jej podobało to nie poradziłaby sobie z tym łatwo. Już się przekonała, że nie jest odporna na hejt ani krytykę wyjętą ze śmietnika.
— Za późno. Ja już jestem do tego przyzwyczajona. — Zaśmiała się.
Wiele razy wyobrażała sobie, że jest w związku. Zapewne, jak większość dziewczyn w jej wieku. Żaden scenariusz nie przewidywał jednak Cartera. Takiego mężczyzny. Z takiego środowiska, a tymczasem – on był tym, który ją uszczęśliwiał najbardziej. Mimo całej swojej mrocznej części, której Sophia tak naprawdę nie znała, a tylko miała pojęcie, że istnieje, to był człowiekiem, który do jej życia wnosił zupełnie inny rodzaj światła. Przygaszony, ale jakże jej potrzebny do tego, aby swobodnie mogła oddychać.
Odruchowo ułożyła swoją dłoń na jego. To było już jak rytuał między nimi.
— Jestem trochę zmęczona. — Przyznała. Nie na tyle, aby mu zasnąć na fotelu w trakcie krótkiej drogi do restauracji czy gdzie zaplanował im wieczór. Nawet nie pytała tak naprawdę. — Trochę pulsuje. I jest dziwnie, ale… miło dziwnie. — Dodała. Nawet nie wiedziała, jak opisać to uczucie. Czuła, że on tam jest. Jakby tusz pukał od spodu i mówił „halo, tu jestem”.
Czuła się też lekko. Właśnie zrobiła coś, co miało ogromne znaczenie. Dla niej i dla niego. Dla ich relacji, w której dopiero raczkowali. I cholera, to było o wiele za wcześnie na wspólne tatuaże, ale Sophia niczego nie żałowała. Chętnie pochwaliłaby się nim już ze światem, ale póki co chciała, aby ten mały znaczek był tylko między nimi. Aby to oni się nim nacieszyli, a świat… Świat może dowiedzieć się przypadkiem i w swoim czasie.
soph
Gładziła delikatnie wierzch dłoni Cartera. Był to już odruch, którego nauczyła się jakiś czas temu. Chyba od momentu, kiedy pierwszy raz położył dłoń na jej udzie podczas jazdy, a ona jej nie strzepnęła, tylko sięgnęła swoją dłonią po jego. Później to był już niemal rytuał dla nich. Gdyby któregoś razu po jego dłoń nie sięgnęła to mógłby zacząć się martwić lub zastanawiać, czy coś się przypadkiem nie stało i czy może Sophia o coś obrażona nie jest. Ale tym zawracać sobie głowy Carter nie musiał. Całym ciałem była zwrócona w jego stronę, a gdyby nie fakt, że właśnie prowadził i siedzieli w aucie to siedziałaby przy nim tak blisko, jak to było możliwe.
OdpowiedzUsuńSophia starała sobie właśnie tego nie wyobrażać. Cartera z dzieckiem na kolanach w domowym otoczeniu. Z policzkiem poplamionym od pianki z kawy czy po toście z dżemem. Nie, dlatego, że nie chciała czy miała małe problemy z tym, aby naprawdę taki obrazem stworzyć w głowie. Było bezpieczniej, jeśli nie będzie wyobrażała sobie przyszłości, która równie dobrze mogłaby się nigdy nie wydarzyć. Zresztą, na to było o wiele za wcześnie. Może, gdyby im się naprawdę udało i za te kilka lat dalej byli razem, gdy Sophia skończy studia, będzie miała własną karierę… Może. Może wtedy zaczęłaby poważniej o tym myśleć, ale póki co, wystarczyło im w zupełności bycie we dwójkę.
— Więc, jest jednym z tych prawdziwych? — Tak to właśnie rozumiała. Ich interakcje wyglądały też zupełnie inaczej niż z Julesem czy Kai’em. Było między nimi swobodniej. — Dzieciom łatwiej jest nazywać przyjaciół rodziców wujkiem czy ciocią. Ale wujek Carter… brzmi miło. Ile ich ma? I w jakim wieku? — Szczerze była ciekawa. Domyślała się, że to raczej chłopcy, skoro znajdował Lego w ekspresie, ale przecież to równie dobrze mogły być dziewczynki.
Chciała wiedzieć wszystko, a na pewno więcej niż już wiedziała. Jeszcze żadna data ustalona nie była, a Sophia w głowie układała już co przynieść dzieciakom na prezent i ich rodzicom, bo przecież nie mogła się pojawić z pustymi rękami.
— Dobrze chociaż, że masz młodszą dziewczynę to może trochę to starzenie się od ciebie odciągnę. — Zaśmiała się i nieco mocniej ścisnęła jego dłoń. Ile ich dzieliło? Z pięć lat? Sześć? Sophia nawet nie miała pewności, ale to było teraz mało istotne w zasadzie.
Soph nie odrywała od niego wzroku, gdy jechali. Lubiła na niego patrzeć. Na profil Cartera, obserwować, jak się czasem lekko uśmiecha, gdy o czymś mu opowiada lub jak pogrąża się w swoich myślach i uśmiecha sam do siebie. Szczególnie lubiła to, gdy robił to nieświadomie.
— Nie uciekłam, jak widać. I mówiłam o tych pszczółkach poważnie. — Chociaż może prędzej sobie je zrobi, a Cartera już ciągnąć nie będzie. Za bardzo spodobało się jej uczucie igieł pod skórą. — Myślałam, że będzie bardziej bolało. W sumie to nie bolało, tylko trochę to męczące. — Dodała i lekko wzruszyła ramionami. — A co do nagrody… Hm, może i mam takie jedno… do spełnienia później. — Dodała jeszcze z lekkim uśmieszkiem, ale bez konkretów.
Uśmiechnęła się lekko, kiedy dostrzegła, gdzie są. Wspominała mu o tym miejscu już wcześniej. Lubiła tutaj przyjeżdżać. Nie było potrzeby, aby wkładać eleganckie sukienki i szpilki, kelnerzy nie wymagali pereł na szyi, aby wpuścić do środka. Musnęła palcami jego policzek, kiedy się do niej nachylił po pocałunek i westchnęła cicho, jak już nie czuła jego ciepłych ust na swoich.
Ujęła jego dłoń i parsknęła krótko śmiechem.
— Ostatnim razem do deseru nie dotrwaliśmy. — Mruknęła w odpowiedzi. Opuścili knajpę zanim kelner wrócił z ich zamówieniem. — Zawsze cię ładnie proszę. — Zauważyła i lekko uniosła brew. Uniosła głowę, aby spojrzeć na Cartera i uśmiechnęła się lekko. — Ale wiesz, zawsze możemy deser wziąć na wynos… I dokończyć go w domu.
Nie spodziewała się, że to może ją tak zmęczyć. Była głodna i jeszcze na parkingu czuć było zapachy z restauracji, na które żołądek sam się ściskał. Nie mogła doczekać się posiłku, a potem powrotu do mieszkania.
Uwielbiała tutaj przychodzić. Jedzenie zawsze było świetne, a wybór całkiem spory, a atmosfera robiła swoje. W takich miejscach czuła się najlepiej, gdzie nie trzeba było na siłę się uśmiechać i prowadzić sztucznych rozmów.
Usuń— Brzmi, jak plan. Kolacja, wracamy do domu i netflix? — Spytała luźno. W zasadzie nawet nie potrzebowała, aby leciało im coś w tle. Coś czuła, że jak tylko się przebierze i położy to zaśnie momentalnie w jego ramionach. I może właśnie tego potrzebowali, aby odpocząć i poleżeć w ciszy, bez gonienia za czymś więcej.
Kelner poprowadził ich do oddalonego od wejścia stolika. Schowany nieco w głębi restauracji był idealnym miejscem. Menu zostało podane im niemal od razu, a po chwili bez słowa przyniesiona woda z cytryną, a kelner zostawił ich samych, aby mogli wybrać, co chcą zjeść. Sophia znała ich menu niemal na pamięć. Wypróbowała już niemal wszystkie pozycje, ale i tak wracała do swoich ulubionych.
— Dobrze jest tutaj z tobą być.
Sięgnęła po jego dłoń, która leżała luźno oparta o stolik i bez słowa splątała ich palce razem. Nie było w tym nic przesadzonego. Tylko szczerość. Tylko oni. Nie sądziła, że mogłaby być tą, która da mu szczęście, że przy niej się odnajdzie, a jednak… Dogadywali się wbrew wszystkiemu.
— Dziękuję, za dzisiaj.
soph
Czasami słowa były im zbędne, a gesty czy samo spojrzenie potrafiło powiedzieć im znacznie więcej. Sophia była nauczona mówienia, a raczej sama siebie tego nauczyła. Zapełniać ciszę rozmową, jakby nic gorszego od milczenia nie mogło się jej przytrafić, ale przy Carterze to powoli odchodziło w zapomnienie. Zauważała, że nie zawsze musi o czymś mówić i nie zawsze musi wymagać, aby o wszystkim rozmawiać od razu. Czasem naprawdę wystarczyło tylko zaczekać, aż nadejdzie odpowiedni moment. Wciąż się tego uczyła. Niezadawania pytań w przytłaczającej ilości, c wcześniej już nieraz było niemal gwoździem do trumny. Z Carterem nie chciała powtarzać tych samych błędów i odstraszyć go tymi samym, co popsuło relacje przed nim. W zasadzie to wcale nie chciała go niczym odstraszyć. Najchętniej zatrzymałaby przy sobie na zawsze.
OdpowiedzUsuńPamiętała, że opowiadał jej trochę o tym, jak miał ciężko na początku i o skomplikowanej sytuacji rodzinnej, choć obyło się bez większych szczegółów. Sophia nie próbowała na Cartera naciskać. Uznała, że gdy uzna to za stosowne, to opowie jej więcej. Lubiła poznawać kawałki jego historii. Im więcej mówił, tym bardziej to wszystko – jaki był i dlaczego taki jest, miało dla niej coraz większy sens.
Sophia nie próbowała nawet udawać, że zna taki rodzaj życia. Ucieczkę, brak dachu nad głową i całą masę innych, o których nie miała tak naprawdę pojęcia. Nie potrzebowała wielu szczegółów, aby wiedzieć, że Carter przeszedł przez piekło.
— Cieszę się, że go miałeś. I masz. — Powiedziała po chwili. Mogła powiedzieć „współczuję”, ale to by niczego nie zmieniło. — Że nie byłeś całkiem sam. — Dodała, trochę niepewnie i ciszej, jednocześnie też mocniej ścisnęła jego dłoń. To o czym jej mówił nie mogło być proste, ale być może tamta rzeczywistość była trochę łatwiejsza, gdy miał obok kogoś, komu mógł zaufać.
— Masz więcej takich wyjątków? — Wcale nie miała tu na myśli siebie. Akurat tyle już wiedziała, że Sophia w życiu Cartera stanowiła wyjątek pod wieloma kątami. Była ciekawa czy poza Rio i jego żoną był ktoś jeszcze kto miał dla Cartera większe znaczenie. Chciała o nim wiedzieć tak dużo, jak to możliwe. Z kim spędza czas, gdzie lubi go spędzać, kiedy nie jest w klubie czy podczas trasy, nawet te nudne z pozoru rzeczy ją interesowały. — Nie zawsze tak wyglądasz. Czasami… Czasami mam wrażenie, że wywieszasz na sobie tabliczki ostrzegawcze „nie zbliżać się”. I faktycznie… trzymają się z daleka.
Ale nie ona. Sophia te wszystkie znaki ostrzegawcze ignorowała i wchodziła prosto na pole minowe zaprojektowane przez Cartera. Jakby sama wiedziała, gdzie stawać, aby nie napotkać miny. Jakby dostała od niego wcześniej mapę, których miejsc unikać.
— Ale nie dzisiaj. Dzisiaj… Dzisiaj wyglądasz mi na najlepszego chłopaka na świecie. — Uśmiechnęła się, lekko przy tym marszcząc nos. Nie powiedziała tego z przekąsem ani w żartobliwy sposób. Naprawdę widziała go w ten sposób.
Przesunęła kciukiem po kostkach dłoni Cartera. Raz po raz, jakby je liczyła.
— Dwójka… Ciekawy wiek. — Uśmiechnęła się. Niezbyt znała się na dzieciakach, ale przynajmniej były to dzieciaki, z którymi da się porozmawiać i powiedzą, czego chcą. Nie trzeba było się domyślać, czy są głodne, coś je boli, czy dzieje się jeszcze coś innego. Notowała sobie już w myślach, co ewentualnie dla pięciolatki i siedmiolatka kupić. — Znudził im się super bohater? — Prawie nie mogła w to uwierzyć. — Hej, wujkowie co robią śmieszne miny też są potrzebni. Albo coś przeskrobałeś, skoro zdetronizowały cię tylko do śmiesznych min. — Zażartowała.
Nie sądziła, że będą prowadzili między sobą taką rozmowę. O dzieciakach, dorosłości, której nawet Sophia jeszcze nie chciała, a jednocześnie nie mogła się jej doczekać, ale w swoim czasie. Póki co mogła sobie tylko wyobrażać.
— Wyobrażam sobie. Nie mam koleżanek z dziećmi, ale mam kuzynki. To dziwne uczucie, kiedy przechodzicie z wymyślania imion lalkom do szukania imion dla dzieci. — Zaśmiała się pod nosem. — Ale czasami nie przewidzisz, kiedy z kupowania sukienek z najnowszej kolekcji kupujesz kolorowe śpioszki.
UsuńSophia przyglądała mu się z lekkim uśmiechem. Na usta cisnęło się jej kolejne pytanie, ale powstrzymała się. Rozproszył ją uśmiechem i po prostu samym faktem, że był obok, trzymał ją za dłoń i nie spuszczał z niej wzroku.
— Mhm, sześć lat. — Powtórzyła. To nie było wcale tak dużo, ale potrafiło czasem być zauważalne. — Kochanie, niewiele ludzi używa już snapchata. Przerzuciliśmy się na TikToka. — Powiedziała łagodnie, jakby nie chciała zranić jego uczuć, że o tamtej aplikacji ludzie już powoli zapominali. — Przekonasz się za dziesięć lat. Upewnię się, żebyś mi za szybko się nie zestarzał i nie zaczął rozwiązywać krzyżówek o dziesiątej rano. — Próbowała zachować w sobie jakąś powagę, ale było jej ciężko. Mimo, że to były żarty to miło było prowadzić jakiekolwiek wizje dotyczące przyszłości. Zwłaszcza tej z nim.
— Wiem, że nie muszę, Carter. Chciałam to zrobić. — Gdyby nie chciał, to nie opuściliby mieszkania. W zasadzie to nawet by po nią nie przyjechał, gdyby nie chciał, a byli jednak razem. — I mam za co dziękować. Nawet, jak mówisz, że nie muszę… To po prostu chcę. Mam ci za co być wdzięczną.
Posłała mu ciepły uśmiech. Wcale nie oczekiwała od Cartera, żeby rozumiał. Ona sama nie do końca rozumiała uczucia, którymi się kierowała. Ale lubiła to, jak się przy nim czuła i jak jej z nim było. To było najważniejsze.
Początkowo w odpowiedzi tylko skinęła głową.
— Kiedyś byłyśmy bliżej. Teraz… za rzadko latam do Brazylii, a ona nie chce przylatywać do Nowego Jorku. I nie dzwonię tak często, jak powinnam. — Nie próbowała dobierać słów tak, aby dobrze brzmiały. Po prostu mówiła, jak jest. — Rodzice mamy są pokłóceni z moim tatą. Więc… wiesz, jak bywa. Nawet, jeśli konflikt nie dotyczy bezpośrednio mnie to jakiś wpływ i tak ma. — Dodała. Chciała opowiedzieć Carterowi wszystko, a jednocześnie było jej łatwiej, gdy zadawał te pytania powoli i w odstępach czasu, zamiast wyrzucać z siebie wszystko.
soph
W jej pytaniach nigdy nie chodziło o to, aby konkretnie uderzać w jakieś punkty czy sprawiać, aby Carter musiał wracać myślami do wydarzeń sprzed lat. Brunetce zależało na tym, aby go poznać z każdej strony. Nawet tej niewygodnej, którą mógł chcieć przed nią skrywać z różnych powodów, to, gdy tylko zdecydowałby się jej te strony pokazać, to nie patrzyłaby w drugą stronę.
OdpowiedzUsuń— Więc to się zmieniło tak… nagle? — Próbowała zrozumieć. Nie musiał jej rozpisywać wszystkiego w szczegółach. Sophia próbowała sobie tylko wszystko poukładać, gdzie i jak rozpoczęło się to nowe życie, które wyrwało go z tego trudnego życia, o którym właśnie rozmawiali. Materace, dzielenie się zupkami chińskimi, ucieczka z domu w nastoletnim wieku… Takich rzeczy się nie robiło, gdy wszystko było w porządku. — Rozumiem… Dobrze, że w takim razie został Rio. W zasadzie, to bardziej liczy się to, jacy ludzie w naszym życiu są, a nie ilu ich jest. — To było tak oczywiste i brzmiało niemal głupio.
Widziała, że chyba zaczyna mu ten temat trochę ciążyć, a Sophia nie chciała na niego naciskać bardziej niż to konieczne. Dzielił się z nią i tak już wieloma informacjami, czego się nie spodziewała. Myślała, że posiedzą, porozmawiają na luzie i zjedzą, a potem wrócą do mieszkania i padną w przeciągu dziesięciu minut od ułożenia się na poduszkach.
Dlatego nie pytała już o więcej. Mimo, że parę pytań cisnęło się jej jeszcze na usta, ale nie zamierzała już wypytywać dalej. Zwłaszcza, gdy widziała, że dla Cartera temat robi się coraz mniej komfortowy. W dodatku byli w restauracji, gdzie ktoś zawsze coś mógł usłyszeć, a pewne rzeczy powinny pozostać nie tyle co w ukryciu, a zwyczajnie prywatne.
— Bardzo wyjątkowy wyjątek. — Zaśmiała się i posłała mu wesoły uśmiech. Przechyliła lekko głowę na bok, spoglądając na Cartera z miękkością. — Owszem, najlepszy. Wcale nie powiedziałam, że zdjąłeś z siebie te znaki ostrzegawcze. Tak właściwie, to chyba nigdy ich nie zdejmujesz. No chyba, że jesteśmy sami.
Sophia miała wrażenie, że zawsze, gdy wychodzili to Carter samą postawą i spojrzeniem mówił, aby się nie zbliżać. Nie tylko od niego, ale od niej również. I Sophii wcale nie przeszkadzało to niemal zaborcze podejście Cartera. Musiała jeszcze do niego przywyknąć, ale to było miłe, kiedy dawał wszystkim wokół znać, że Sophia jest jego. Nie musiał tego robić nawet głośno.
— Szczerze…? Nie mam bladego pojęcia. — Poruszyła lekko ramieniem. Nie potrafiła znaleźć sensownego wytłumaczenia na to wszystko. Być może ono wcale nie istniało. — To nie tak, że tego nie widzę. Po prostu… Dostrzegam więcej niż to, co próbujesz pokazać innym. Nie patrzę na ciebie jak połyskujący znak ostrzegawczy, czerwoną flagę czy cokolwiek jeszcze innego.
Zapewne, gdyby Carter jej nie pozwolił to nie dostrzegłaby tego wszystkiego. Mógł się przed nią zamknąć i nie pozwolić zajrzeć jej w te kawałki duszy, które robiły na niej wrażenie. Nie byłoby tego faceta, który jadł z nią rano babeczki czekoladowe i musli. Nie siedziałby z nią wieczorami na sofie i nie trzymał w swoich objęciach w czasie, kiedy ona czytała książkę. Być może, gdyby jej na to nie pozwolił to ich znajomość nie byłaby niczym więcej, jak krótkim „cześć” rzuconym w schronisku.
Sophia parsknęła krótko śmiechem, ale zaraz też pokręciła głową na boki.
— Nie, żadnego kroku wstecz. — Odpowiedziała. Kąciki jej ust się poszerzyły, gdy spoglądała na Cartera i jego uśmiech. Sophia była świadoma, że wypadłoby może zrobić krok wstecz, ale nie potrafiła. Chciała z nim być i nie martwić się przyszłością. — Ja wiem, że z różnych powodów nasza relacja, związek i wszystko co mamy, nie powinno mieć racji bytu. Ale… dzieje się. I nie będę przed tym uciekała tylko dlatego, że komuś się wydaje, że wie lepiej co dla mnie jest dobre. Nie będę przepraszała za to, że cię kocham.
— Dokładnie, to taka aplikacja, gdzie rzuca się filmiki. Za twoich czasów to chyba było musically. — Musiała zacisnąć usta, aby się nie uśmiechnąć szerzej niż już to robiła. Czasami drażnienie się z Carterem przychodziło jej niezwykle naturalnie.
Sophia nie potrafiła powstrzymać się przed tym komentarzem. Potrzebowali chyba takiego małego przerywnika od ciężkich tematów.
Usuń— Hej, przecież mówiłam, że upewnię się, abyś tak nie skończył! — Przypomniała z rozbawieniem, które malowało się na jej twarzy. W oczach zmęczenie mieszało się z czułością i spokojem, który się w brunetce teraz rozgościł. — Krzyżówki będziemy rozwiązywać na emeryturze. — Wywróciła oczami do góry i lekko pokręciła głową. Niby żartowała, ale z drugiej strony… Z drugiej strony Sophia nie byłaby zła, gdyby faktycznie tak ich przyszłość wyglądała. — Jak byś to widział? Może nie za dziesięć lat, ale… rok albo dwa od teraz? — Była ciekawa i to była bezpieczniejsza przyszłość niż wybieganie myślami dekadę do przodu.
Zamilkła na moment, kiedy spoglądała na Cartera, gdy podnosił jej dłoń do swoich ust. Nie mówiła, ale uwielbiała, kiedy to robił. Doceniała wtedy te chwile z nim jeszcze bardziej, a już, zwłaszcza gdy czuła, że naprawdę jej słucha.
— W lutym. Byłam w Sao Paulo wtedy przez parę tygodni. — Chyba mu opowiadała o tym, a nawet jeśli nie w szczegółach to na pewno mówiła mu o tym wyjeździe.
Carter zawsze zadawał pytanie umiejętnie. Nie były one zadane z tą typową ludzką ciekawością, która nakazuje dopytywać i wpychać się z pytaniami, a przemawiała przez nie przede wszystkim troska, co Sophii ułatwiało też mówienie.
— Chodziło o mamę. Nie była z rodziny, która ma pieniądze od pokoleń i kiedy tata się zjawił w oczach dziadków był chłodnym milionerem, który im ukradł córkę. I był zaręczony z Gwen, kiedy się poznali, więc to nie było najlepsze pierwsze wrażenie. — Musiała mu to nakreślić, to była dłuższa historia, a Carter nie znał w końcu szczegółów. — Obwiniali go za wypadek, bo to nie ona miała być w tym aucie. Tata miał mnie odebrać od koleżanki, ale coś mu wypadło i mama przyjechała. Wiem, że były różne… niezgodności co do tego, gdzie mama ma być pochowana. Każdy chciał ją dla siebie. Jest w Brazylii, ale to był dziwny czas.
Wzrok miała wbity w ich splecione dłonie razem. W trochę nerwowym ruchu opuszkiem palca sunęła po jego. Raz szybciej, a raz wolniej. Nie była pewna, co kierowało tempem.
— Kłócili się też często o mnie. Dziadkowie chcieli, żebym trochę mieszkała u nich przez jakiś czas, ale tata się nie zgodził. A potem… Minęło niewiele ponad rok, jak Gwen się znów stała. Nie tylko oni byli o to źle, ja również. I jak tylko się wprowadziła z dziewczynami to zaczęły znikać zdjęcia z mamą, jej rzeczy, obrazy… Jakby ją ktoś powoli wymazywał. I on na to pozwalał.
soph
Mogłaby znaleźć w sobie pewnie milion pytań, które chciałaby mu zadać odnośnie do przeszłości. Póki co, ale miała niewielkie pojęcie o jego życiu. Carter odsłaniał się przed nią powoli, a Sophia nie chciała go spłoszyć, gdyby przypadkiem zaczęła zadawać ich zbyt wiele. W pewien sposób byli do siebie pod tym kątem podobni. Łatwo się płoszyli, choć działały na nich zupełnie inne rzeczy. Wiedziała, kiedy najlepiej jest przemilczeć, a kiedy może pozwolić sobie na dodatkowe pytanie. Czasami zdarzało się, że to źle oceniła, ale Carter nie dał jej wtedy odczuć, jakby popełniła błąd. On wybierał wtedy milczenie albo zmieniał temat, a Sophia nie drążyła dalej.
OdpowiedzUsuńNawet nie potrafiła wyobrazić sobie tak nagłej zmiany. Jednego dnia w cudzym mieszkaniu, a tu nagle z dnia na dzień pojawia się okazja, która odmienia całkowicie życie. Nie tylko finansowo, ale na każdym polu w życiu.
— Wdzięczność nie jest na całe życie. Ale poniekąd to rozumiem. Kiedy coś się tak nagle zmienia i jest komu za to dziękować… czasem nie ma wyjścia i wydaje się, że już zawsze trzeba to robić. — Westchnęła. Nie chciała wymyślać sobie sama jego historii, jednak to co jej powiedział nie brzmiało, jak tylko inwestycja w muzykę, ale nie zapytała. Może sama wyczuła, że Carter nie jest pewien, czy chce mówić jej więcej i Sophia nie próbowała naciskać bardziej. — Każde doświadczenie nas w końcu kształtuje, racja? A jak wiesz, jak to jest, gdy… tracisz rzeczy czy ludzi, dbasz mocniej o to co masz.
Sophia za bardzo przywiązywała się do ludzi. Bez względu na to, czy to były przyjaciółki, rodzina czy chłopak, na którego patrzyła w romantyczny sposób. Niemal od razu zaczynała widzieć więcej, pragnąć mocniej i najczęściej kończyło się tak, że zderzała się ze ścianą. Ale nie w tym przypadku. Carter wiedział, jaka była, że czasem było jej po prostu… Za dużo. Że czasami Sophia naciskała za mocno, a jednak jego to nie odstraszało. Przynajmniej miała nadzieję, że nie odstraszy.
— A nie mam racji? — Zaśmiała się. Była rozbawiona tą wymianą zdań. Zupełnie, jakby sama wtedy nie korzystała z internetu, choć dałaby sobie rękę uciąć, że to co ona robiła w internecie, a co robił Carter różniło się od siebie diametralnie. — To nie było aż tak dawno temu… Chyba, nie pamiętam już za bardzo. — Dodała i pokręciła lekko głową. Nieco mocniej ścisnęła jego dłoń.
Musieli na moment przerwać, kiedy kelner wrócił z ich zamówieniem. Widząc przed sobą talerz zapełniony jedzeniem dopiero teraz poczuła, jak naprawdę głodna była. Cały ten dzień wymęczył ją bardziej niż się spodziewała. I był jedną wielką niespodzianką. Do pewnego momentu dzień był przewidywalny, co nie oznaczało, że zły. To tego tatuażu nie spodziewała się w ogóle. I była nim zachwycona. Gdyby to nie było w złym guście to już teraz by na niego spojrzała, ale nie wypadało się jej tu rozbierać i oglądać własnego ramienia.
Tym pytaniem nie próbowała na nim wymusić potwierdzenia, że na pewno będą za dwa lata razem. Sophia angażowała się jednak na sto procent i chociaż trudno było przewidzieć, co będzie choćby za miesiąc to zależało jej, aby Carter wiedział, że dla niej to jest tylko tu i teraz.
— Hej, chyba tylko raz zapomniałam je zabrać z sypialni. — Mruknęła w swojej obronie. Zapomniała, że nagromadziła tam już trzy kubeczki i wróciła wieczorem z czwartym, a szafka nocna uginała się od kubków, które zniosła tam wcześniej. Prawdopodobnie zdarzyło się to częściej i nie tylko w sypialni. Sophia miała nawyk noszenia kubków ze sobą wszędzie. I nie byłaby zaskoczona, gdyby jakieś były na tarasie, w salonie i sypialni, czy nawet w jego domowym studio. Tam zaglądała rzadko, ale zdarzało się i najpewniej, gdy siedziała tam razem z Carterem to zostawiła po sobie kubeczek albo dwa.
Słuchała go z ciepłym uśmiechem i podobało się jej to, co mówił. Brzmiało podobnie do tego, co sama dla nich miała wymyślone. Również nie chodziło o to, aby to była obietnica, a bardziej plan, który wspólnie chcieli realizować. W dodatku taki, który był możliwy do spełnienia.
Zanim się odezwała, Sophia tylko na niego patrzyła z ciepłem w oczach i uśmiechem, który sugerował jej obecne szczęście.
Usuń— Widzę nas razem. Jeszcze w Nowym Jorku, bo chcę skończyć studia, a zostały mi dwa lata. Z takimi porankami, jakie lubimy najbardziej. Może… Może faktycznie byłoby spokojniej, ale nie przeszkadzałyby mi trasy i szalone nocy. Widzę po prostu… Nas. Robiących dalej to, co robimy teraz. — Powiedziała i uśmiechnęła się. To nie była skomplikowana przyszłość i taka, która naprawdę mogła się między nimi wydarzyć. I to w niej było najlepsze. — A za dziesięć lat… Nie wiem, czy mogę powiedzieć. Jeszcze mi uciekniesz.
Chyba nie było większego sensu, aby zagłębiać się, aż tak daleko. Ten rok czy dwa do przodu były, na ten moment, w zupełności wystarczające. Sophii wystarczyły też kolejne tygodnie. To było wszystko, czego teraz mogłaby chcieć. Codzienności z nim. Tej prostej i skomplikowanej. Wspólnych śniadań i wypadów na miasto, towarzyszenia mu na koncertach i po nich. Tego, aby na nią patrzył, gdy wieczorem czytała książkę, aby bawił się jej włosami. Wystarczyło jej, że Carter był obecny i że chciał być obecny.
Westchnęła ciężko i skinęła głową.
— Jest skomplikowana. I niesprawiedliwa, ale… Niewiele mogę z tym już zrobić. — Wzruszyła lekko ramionami. Była świadoma, że nie może niczego zmienić. Mimo, że najchętniej rozwiodłaby ojca z Gwen. Naprawdę nie rozumiała, co ojciec w niej widział. I miała swoją teorię, ale zdawała się ona jej być głupia i niepoważna. Miała więcej sensu kilka lat temu, kiedy w Sophii to wszystko było świeże.
— Cały czas o tym myślę. I chciałabym tam polecieć, spędzić trochę czasu. Od lutego dużo się wydarzyło i jakoś nie było okazji, żeby polecieć. Może za jakiś czas.
Spędziła w Sao Paulo jakieś sześć tygodni na początku roku, więc to teoretycznie powinno jej wystarczyć, ale dla niej nigdy nie będzie wystarczające. Mimo, że na ten moment nie potrafiła wyobrazić sobie tego, że przenosi się tam na stałe.
W trakcie rozmowy z ich talerzy znikało powoli jedzenie. Aż w końcu oba talerze były puste. Sophia czuła się już pełna. Mimo, że dałaby radę wcisnąć w siebie deser, ale wiedziała, że w zamrażarce są lody ciasteczkowe i te zamierzała zjeść z Carterem w łóżku. Albo sama, gdyby on nie miał ochoty.
— Zadowolony? Zjadłam, trochę odpoczęłam. Będziemy mogli wrócić i… jak to szło? Nic więcej mnie dziś nie będzie czekać? — Zaśmiała się.
soph
Jego półuśmiechy doprowadzały ją do szaleństwa. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co robi, kiedy uśmiecha się do niej w taki sposób. Pamiętała, gdy zrobił to po raz pierwszy i ze wszystkich sił musiała się starać, aby nie zauważył, jak bardzo to na nią wpłynęło. Teraz nic udawać nie musiała i nie pilnowała się już. Chciała, aby wiedział o niej wszystko. To, jak na nią działają jego gesty, jak w środku wszystko się w niej rozpuszcza, gdy Carter jest tuż obok. Że nie jest na niego obojętna.
OdpowiedzUsuń— Plan minimum? — Uniosła lekko brew. — Myślałam, że na dziś to plan maksymalny. Wymęczyłeś mnie w ciągu dnia. Trzy razy. Zabrałeś na tatuaż i kolację, a potem się upierałeś, że nic więcej już nie będę mogła robić. Więc… Jakie minimum, Carter? — Oparła łokcie o stolik i pochyliła się lekko w jego stronę. Byli tak blisko siebie, że niemal była czuła na twarzy jego oddech. Sophia przymrużyła lekko oczy, jakby próbowała go rozgryźć bardziej albo to, co tak naprawdę kryło się za jego słowami. — Ale biorę ten pakiet w całości. I tego zrzędliwego, ale zdecydowanie nie starego, chłopaka na wyłączność. — Dodała. Jak mogła się z tym kłócić? Przecież to był przepis na idealny wieczór do spędzenia we dwójkę. I nie mogła się doczekać, aż będą z powrotem w mieszkaniu, aż będą mogli się zakopać w ciepłej pościeli i zniknąć ze świata. Myślała, że wychodząc z nim często ktoś będzie Cartera zaczepiał, ale póki co mieli dość sporo szczęścia albo wokół nie było po prostu jego fanów.
Odchyliła się lekko na krześle. Przesunęła wzrokiem po jego twarzy, gdzieś między zmęczeniem i chęcią odpoczynku, było czyste rozbawienie, a także wdzięczność, że mimo wszystko, ale mogą spędzać razem czas w ten sposób. Kiedy wracała myślami do ich początków, to naprawdę nie spodziewała się, że mogliby kiedykolwiek znaleźć się w takiej sytuacji. Że to Carter będzie tym, któremu wyznaje swoje uczucia i przy którym zasypia.
— A o jeśli chcę być rozpraszana? — Mruknęła w odpowiedzi. Lekko się napięła, kiedy Carter był tak blisko, że aż czuła jego głos na swojej skórze. Przymknęła na moment oczy, a w głowie już miała ewentualne obrazy z powrotu do domu. — Obiecuję…, że nie będę ci tego zadania ułatwiać. — Dodała. Nie mogło być za prosto, racja? To może i było tylko wspólne przekomarzanie się, ale wystarczyło, aby zaczynała się już niecierpliwić. Najchętniej zerwałaby się już z miejsca, aby uciec do auta, żeby czym prędzej znaleźć się w mieszkaniu.
Sophia przez chwilę milczała, jakby najpierw musiała zwizualizować sobie to, co jej właśnie Carter podsunął. Może i dobrze, że nic nie mówiła, bo inaczej kelner byłby świadkiem osobistej wymiany zdań, która zdecydowanie powinna zostać tylko i wyłącznie między nimi. Jeszcze nie była pewna, czy to się jej bardziej podobało czy ją przerażało.
— Negocjacje? Hm… — Uśmiechnęła się do siebie w sposób, który mógł mu powiedzieć znacznie więcej niż słowa. Jakby już postanowiła, że nie będzie się nad tym zastanawiała, tylko to zrobi. — Oby nie były tak zamrożone, jak mi się wydaje, że są. — Mruknęła pod nosem, nie kryjąc zafascynowania, które pojawiło się nagle i nie zapowiadało, że zniknie.
Podziękowała mu cicho, gdy odsunął dla niej krzesło. Włożyła na siebie kurtkę i wyjęła spod niej włosy, a po chwili była już gotowa do wyjścia. I nie mogła doczekać się powrotu. Nie tyle co przez ich rozmowę, ale po posiłku i dniu pełnym wrażeniem zmęczenie stanowiło dla niej coraz większe wyzwanie. Bez protestu ścisnęła jego dłoń. Za każdym razem zachwycała się tym, jak świetnie ich dłonie do siebie pasują. Wręcz jakby były stworzone po to, aby trwać razem w tym uścisku.
Nie przypuszczała, że coś mogłoby jeszcze im nastroje popsuć.
Gotowa była opuścić pachnącą winem i karmelizowanymi gruszkami restaurację. Wychodzili bez zbędnych już słów. Póki co, ale padło między nimi wszystko, co paść powinno było. Nie zapełniali ciszy przypadkowymi słowami, aby tylko nie zrobiło się między nimi niezręcznie. Zostawiali za sobą szum restauracji, cicho grającą muzykę i szepty rozmów przy stolikach.
Ruszyli do wyjścia. Dźwięk jej obcasów mieszał się z cichym brzdękiem sztućców i rozmów przy stolikach. Ścisnęła jego dłoń trochę mocniej, bo lubiła, kiedy byli tylko oni wychodzący razem w chłodne, nowojorskie powietrze, wolni od reszty świata.
UsuńTylko, że ten świat wcale tak szybko wypuścić ich nie zamierzał.
Drzwi restauracji otworzyły się zanim zdążyli dojść do niech dojść. Do środka wpadło chłodne, nocne powietrze. Niewiele myślała, bo goście przychodzili tu ciągle, jednak w momencie, kiedy do środka weszły dwie postacie Sophia zatrzymała się wpół kroku. Granatowy płaszcz kontrastował z płaszczem w odcieniu kości słoniowej. Wzrok brunetki zatrzymał się na ojcu – wysoki, postawny ze zmarszczką między brwiami, przez którą wyglądał, jakby wiecznie nad czymś intensywnie myślał. Tuż obok niego Gwen z krótkimi, prostymi jasnymi włosami w idealnym odcieniu blondu. Z chłodną, niemal obojętną miną, która zmieniła się w lekkie zaskoczenie, kiedy jej stalowe oczy padły na Sophię i Cartera, a usta niemal od razu wykrzywiły w grymasie.
— Sophia? — Głos Oscara zabrzmiał zaskakująco spokojnie, ale wystarczyło jedno słowo, żeby jej serce przyspieszyło. Uwaga Oscara na sekundy przeniosła się na Cartera. — I… Carter, prawda?
Mieli być w Hamptons. Dlaczego nie byli w Hamptons?
Spojrzał na ich splecione dłonie. W jego oczach pojawiło się coś, czego Sophia nie umiała odczytać. Zawahanie, cień gniewu, niedowierzanie, a może nawet i rozczarowanie.
Gwen, jak zwykle szybciej niż Oscar, uniosła brwi i uśmiechnęła się tak, jakby zobaczyła coś obrzydliwie fascynującego.
— Och, jak… Interesująco. — Powiedziała przeciągając każde słowo. — To musi być ten słynny Carter, tak? — Spojrzenie blondynki przeciągnęło się po nim. Po tatuażach, które było widać spod ubrań, po złotym kolczyku w uchu, ciemnej kurtce. — Ach, więc to jest ten Carter. Na zdjęciach wygląda pan… Inaczej.
Sophia poczuła, jak mięśnie w jej ramionach się napinają. To nie miało się wydarzyć.
Oscar westchnął, próbując przeciąć napięcie w atmosferze.
— Oscar Carpenter, ojciec Sophii. — Wyciągnął dłoń w stronę Cartera. — Moja żona, Gwen. Nie mieliśmy okazji się poznać. Choć, jak rozumiem już raz się pan u nas pojawił o dość… Nietypowej porze.
Sophia, jak na zawołanie mocniej zacisnęła palce na dłoni Cartera.
— Tato…
— Próbuję tylko poznać mężczyznę, z którym moja córka ucieka pod osłoną nocy.
soph z rodzinką
Sophia wiedziała, że do tej konfrontacji prędzej czy później dojdzie, ale nie spodziewała się, że będzie miało to miejsce tak szybko. Pierwszy raz też w obecności ojca była tak spięta. Zwykle wiedziała, jak go podejść. Nawet wtedy, gdy Gwen owijała go sobie wokół palca i sprawiała, że był na każde jej zawołanie. Sophia miała swoje sposoby. Jeszcze chwilę temu śmiała się z Carterem, oboje planowali wieczór we dwójkę w mieszkaniu, a ona planowała mu się jakoś odgryźć po ostatnich słowach, ale teraz? Teraz miała wrażenie, że to miało miejsce dawno temu, a nie zaledwie półtorej minuty temu.
OdpowiedzUsuńNie miała pojęcia, jak to nagłe i niespodziewane spotkanie między nimi się potoczy. Nie była gotowa na to, aby teraz i już przedstawiać Cartera, a raczej, aby przedstawić mu ojca i Gwen, która niestety, ale była nieodłącznym elementem życia Sophii oraz Oscara.
— Kiedy wróciliście z Hamptons? — Nawet nie miała pojęcia, dlaczego pyta. Przekonana była, że wrócą dopiero jutro w południe. Tak, jak było zaplanowane. Cóż, tak było, dopóki Sophia nie zwinęła się w środku nocy. W wiadomościach tata nie dał jej znać, że wrócili.
To musiał być przypadek, że wpadli na nich. Innej opcji Sophia nie brała pod uwagę.
— Wrócilibyśmy jutro, gdybyś nam nie uciekła bez słowa, kochanie. — Odpowiedziała Gwen. Przybrała ten niby troskliwy ton głosu, jakby faktycznie przejmowała się jej ucieczką. — Martwiliśmy się wszyscy o ciebie. Łącznie z Nico. Wydawał się być bardzo… Zatroskany. Brakowało mu cię przy śniadaniu. Nam wszystkim cię brakowało.
Sophia przymrużyła oczy na tę wzmiankę. Nie musiała spoglądać na Cartera po tej wzmiance. Gwen wiedziała, co robi. Aż za dobrze wiedziała. Ton głosu mogła mieć troskliwy, a słowa brzmieć, jakby naprawdę jej zależało, ale to wszystko zawsze było czymś podszyte. Nigdy nie chodziło o prawdziwą troskę.
Przez krótki moment Sophia się bała, że może Carter zareaguje nerwowo. Że stanie się coś, nad czym żadne z nich nie będzie miało kontroli. Że wystarczy jedno słowo, aby ta rozmowa poszła w kompletnie inną stronę. I nie chciała tego. Chciała uniknąć jakiejkolwiek konfrontacji, a już zwłaszcza w miejscu publicznym.
— Niepotrzebnie. Mówiłam już tacie, że wszystko jest w porządku i nie ma potrzeby, aby się o mnie martwić.
— Uciekłaś w środku nocy. Nie odezwałaś się do późnego południa. Odchodziliśmy od zmysłów. — Ojciec był spokojny, choć widać było po nim, że ta sytuacja również i dla niego nie jest spełnieniem marzeń. Wyprostował się bardziej, a wzrokiem uważnie śledził zarówno Sophię, jak i Cartera. Niemal jakby szukał oznak czegoś, co mu potwierdzi, że nie jest tak dobrze, jak brunetka próbowała wszystkim przekazać. — Ja odchodziłem od zmysłów, Soph. Nie możesz znikać bez słowa.
Rozchylała już usta. Gotowa do tego, aby powiedzieć „przepraszam”, nawet wypowiedziała pierwsze trzy może cztery litery, ale wstrzymała się w ostatniej chwili. Nie tutaj i nie w ten sposób. Nie mogli tu prowadzić takiej rozmowy i wszyscy doskonale o tym wiedzieli. Zbyt publiczne, zbyt tłoczne miejsce.
— Nie próbowałam nikogo zmartwić. Tak po prostu wyszło. — Nie tłumaczyło to niczego, ale wdawanie się w dalszą dyskusję nie miało też większego sensu. — Właśnie wychodziliśmy…
— Wielka szkoda. Moglibyśmy zjeść wspólnie kolację. — Westchnęła blondynka. Prawie można było jej uwierzyć, że faktycznie chciała spędzić czas w ich towarzystwie. — Chętnie poznalibyśmy twojego… Towarzysza.
— Chłopaka. — Poprawiła ją. Kobieta na to uniosła jedynie lekko kącik ust. Niemal jak w kpinie. Sophia coraz bardziej miała ochotę stąd wyjść i trzasnąć drzwiami, ale zamiast tego patrzyła prosto na nich i postanowiła, że nie da się złamać. Ani gierkami Gwen ani na smutne oczy ojca, którymi teraz się na nią patrzył. Zawiedzony, że wybrała kogoś poniżej określonych przez nich standardów, że uciekła od własnej rodziny w objęcia kogoś, kto według ich porzuci ją za dwa dni i znajdzie sobie na jej miejsce kolejną dziewczynę.
Zapadła na moment niekomfortowa cisza.
UsuńSophia przepraszać ani błagać o wybaczenie nie zamierzała. Nie w obecnej chwili, bo w przyszłości wiedziała, że to zrobi. Że nie będzie potrafiła trzymać się od ojca na dystans. Może przez krótki czas, ale potrzebowała go w swoim życiu.
— Przyjdzie jutro na kolację. — To nawet nie zabrzmiało, jak propozycja. Bardziej zostali postawieni przed faktem dokonanym. — Musimy porozmawiać, a to nie jest odpowiednie miejsce.
— Nie wydaje mi się, aby to był dobry pomysł, tato.
— Sophia, po prostu przyjdźcie. — Był nieugięty. Na moment spojrzał na Cartera, może chcąc jego tym przekonać. — Chcę poznać człowieka, który ma na ciebie tak wielki… Wpływ. Zjemy, porozmawiamy. Nic więcej nie musi się wydarzyć.
Zerknęła na Cartera. Może szukając w nim oparcia albo że to on odmówi. Wykręci się koncertem, nagraniami, czymkolwiek, byle nie musieli się pojawiać na tym spotkaniu.
— Porozmawiamy i dam ci jutro znać, w porządku? — Żadne z nich nie chciało tam iść. Sophia nie musiała się go nawet pytać, czy chce. Wiedziała, że nie chciał. Spotykanie ojców dziewczyn raczej nie leżało w granicach jego zainteresowań.
— Proszę, przyjdzie. — Wtrąciła się tym razem Gwen. Jej ramię owijało się wokół ramienia Oscara. Niczym bluszcz. — Oboje bardzo chcemy pana poznać, panie Crawford. Sophia zawsze miała… ciekawy gust. Chętnie dowiemy się o panu więcej. Zwłaszcza, że Sophia tak intensywnie pana zachwalała.
— Pomyślimy o tym. — Powtórzyła uparcie, ale miała wrażenie, że nikt jej już nie słucha. Że postanowili za nią.
— Świetnie! Osiemnasta wam pasuje? Upewnię się, że Greta przyrządzi twoje ulubione dania.
Oczywiście, że postanowione było za nią. Ścisnęła usta i wzrok wbiła w ojca.
— Zastanówcie się. Mam nadzieję, że jedna się jutro spotkamy.
soph
Sophia sądziła, że zna wszystkie sztuczki Gwen, ale i tak bywały momenty, że ją zaskakiwała. Potrafiła udawać naprawdę zatroskaną. Jedyny moment, kiedy nie udawała, to było, gdy rozmawiała z Gen czy Maddie, choć najczęściej z Gen, bo ona jej się nie stawiała. Była idealną córeczką, która nie podążała za nią bez słowa sprzeciwu. Maddie z kolei częściej rozmawiała z Sophią, jak z człowiekiem, a nie kimś komu nie warto rzucać nawet ogryzków i Gwen nie mogła tego przeżyć. Dobierała ostrożnie słowa, które na pierwszy rzut nie brzmiały źle. Z boku to naprawdę mogło brzmieć, jakby była szczerze zainteresowana Carterem. Jednak, gdy znało się ją choćby trochę – nie ważne czy osobiście czy tylko z opowieści – to te słowa stawały się niemal obraźliwe. Nigdy wprost nie obrażała, ale znajdowała sposób, aby to zrobić. Czasami dopiero po fakcie docierało do człowieka, co tak naprawdę mu powiedziała. Jad pokryty miodem, który początkowo smakował słodko, ale jego prawdziwy smak przychodził po czasie i rozlewał się po organizmie zatruwając wszystko na swojej drodze.
OdpowiedzUsuń— Będziemy na was czekać. — Gwen zachowywała się, jakby nie słyszała żadnego „zastanowię się”, które wypluwała z siebie Sophia. Starała się nie złamać. Nie przeprosić za to, że zniknęła, że nic im nie powiedziała, że wyniosła się z domu, chociaż nikt jej nie wyganiał.
Kosztowało ją to więcej niż gotowa była przyznać. Kiedy w domu musiała radzić sobie z Gwen było inaczej, ale w miejscach publicznych czy przy Carterze, zawsze było jej trudniej. Nie próbowała mu na siłę pokazać, że sobie radzi. Mogła się stawiać, ale w środku wszystko się w niej tak naprawdę trzęsło. Mimo, że przecież nie działo się nic złego. Nie tak naprawdę.
— Mam nadzieję, że się zobaczymy, Soph. — Głos Oscara przeciął ciszę po tym, jak Carter się odezwał. Nikt nie próbował przekraczać żadnych granic. Nie było żadnego uścisku ani muśnięcia policzków. Nic, poza tym uściśnięciem dłoni Cartera na przywitanie.
— Dam ci znać. — Tyle powiedziała, zanim się grzecznie pożegnali. Sophia z Carterem wyszli z restauracji, a Oscar i Gwen w głąb restauracji. Brunetka nie odwróciła się, aby spojrzeć na ojca, choć ona na sobie czuła jego wzrok. Zmartwiony. Wiedziała, że gdyby mógł to zatrzymałby ją przy sobie. Zabrał od Cartera i gdyby Sophia pozwoliła, to szłaby właśnie razem z nimi do stolika, a nie do auta razem z Carterem.
Miała wiele powodów, aby zostać z Carterem i taką samą ilość, aby pójść z ojcem. Tej nocy jednak chciała wybrać Cartera. Nie chciała uciekać od niego po raz kolejny. Zostawiać go samego. Bez potwierdzenia, że wróci, bo gdyby poszła… To tak naprawdę znów nie miałaby pewności, czy wróci. Była rozdarta między nim, a ojcem. Między tym czego chciała, a co znała i co było komfortowe, ale… Cholera, przed chwilą rozmawiali o wspólnej przyszłości, a tej nie będzie miała, jeśli pozwoli ojcu na to, aby odciągał ją od Cartera.
Ściskała mocno jego dłoń. Mocniej niż powinna, trochę za bardzo zagubiona była we własnych myślach. Zirytowana przez wzmiankę o Nico, która miała złamać im grunt pod nogami. Przypomnieć, że jest ktoś inny i że Carter wcale nie był pierwszy. Może uświadomić mu, że w każdej chwili mogli go ściągnąć, aby Soph znów przemówić do rozsądku.
Zimne powietrze nie robiło na niej nawet wrażenia. Mimo, że pierwsza była do tego, aby trząść się z zimna, gdy temperatury spadały poniżej piętnastu stopni, a w powietrzu czuć było jesień. Sophia dopiero po chwili nieco się otrząsnęła i spojrzała na Cartera. Tego, który cały czas przy niej był i czekał cierpliwie.
— Chcę iść do domu. — Tylko tyle. Do ich domu. Westchnęła ciężko, ale ten ciężar z klatki piersiowej wcale nie zniknął. On nadal był i utrzymywał się. Wiedziała, że będzie o tym zbyt intensywnie myśleć, że nawet, gdy będzie się do niego uśmiechała to w jej głowie będzie ta sytuacja. Tego się nie dało uniknąć. Jeszcze było za wcześnie, aby mogła powiedzieć, że to jest za nią.
Spojrzała na Cartera, ale bez uśmiechu. Patrzyła za to uważnie, a jego ton – ten zabarwiony śmiechem i rozbawieniem, robił dla niej więcej niż było po dziewczynie widać.
Usuń— Wiem, że nie musimy. — Westchnęła. To nie było wcale łatwe, a Sophia… Sophia nie miała pojęcia, co robić. Tutaj nie wymyśli niczego sensownego. — Chciałam, żebyście się poznali, ale… tylko wy. Bez niej, ale jest do niego przyklejona. — Sophia sądziła, że byłoby łatwiej bez Gwen i jej komentarzy. Niby były miłe, ale ostatecznie człowiek miał zranione uczucia.
— Jeśli pójdziemy… to ten drugi kolczyk będzie koniecznością. Żadnych smokingów, obiecuję. — Zapewniła. Gdyby się w smokingu pojawił, to Gwen uznałaby, że stara się za bardzo albo ich wyśmiewa. Znalazłaby powód, aby go poniżyć za to, co na sobie miał. I pewnie znajdzie. Jak nie jutro, to w przyszłości.
Przymknęła oczy, a palce zaciskała na materiale bluzy Cartera. Przez chwilę stali blisko siebie, bez choćby jednego drgnięcia.
— Wracajmy do domu. — Szepnęła. — Czekają na nas lody w łóżku i miałam obiecanego zrzędliwego chłopaka, do którego mogę się przytulić.
soph
Niczego bardziej od zostawienia za sobą tej restauracji nie chciała.
OdpowiedzUsuńSophia próbowała też nie pozwolić na to, aby to spotkanie popsuło im dzień i wieczór. Mieli wcześniej świetne humory i miała nadzieję, że one jeszcze wrócą. Nie chciała uciekać od Cartera i chować się w swoich myślach. Nic dobrego z tego teraz nie wyjdzie. Znał ją i wiedział, że jak tylko zagłębi się w nich to straci kontakt z rzeczywistością. Sophia uważała, że potrzebuje tylko dłuższej chwili, aby odciągnąć od siebie te myśli, a potem wszystko wróci na odpowiednie tory. Jakoś nie uśmiechała się jej wizja, aby tam jutro jechać, a jednocześnie… Jakaś jej część chyba chciała, choć wiedziała, jak to się przecież potoczy.
— Myślę, że jakoś przeżyję chłopaka z dwoma kolczykami. — Krótko się zaśmiała, humor chyba odzyskiwała szybciej niż się spodziewała. — Może następnym razem matching piercing zamiast kolejnego tatuażu? — To z pewnością byłoby mniej zobowiązujące niż tatuaż, który od jakiegoś czasu spoczywał na jej ramieniu. Dalej nie mogła w to uwierzyć, że zrobiła coś tak szalonego i niepasującego do niej. Nigdy chyba wcześniej nie była tak dumna i zachwycona jednocześnie. Tatuaż był świetny, a Sophii to uczucie spodobało się na tyle, że mogłaby tam leżeć jeszcze przez kolejną godzinę, jak nie lepiej i nie miałaby dość.
Milczała w drodze do domu. Uznała, że będzie lepiej, kiedy nie będą za dużo mówić. Przydała im się też taka chwila, która jednak nie była cicha. Towarzyszył im cichy pomruk auta i znajome piosenki, które leciały im w ostatnim czasie niemal w kółko. Odetchnęła z ulgą, gdy wjechali na parking, a Carter zatrzymał się na swoim miejscu.
— Wiem. — Potwierdziła mu i skinęła lekko głową. Może nie wyglądała, jeszcze, na przekonaną w pełni, ale w końcu w to uwierzy. Nie chciałaby, aby ktokolwiek wszedł między nich. Na początku martwiła się, że to Sloane będzie mieszała, ale teraz poważniejszym zagrożeniem zdawała się być Gwen i ojciec Sophii. Dwójka ludzi, którzy mogli mieć realny wpływ na to, jak wygląda ich relacja. Uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi na sprezentowany pocałunek. To jej w zupełności wystarczało.
— Idę, idę… Nie mogę się tego połączenia doczekać.
Czuła, że to będzie najlepszym lekarstwem na wszystko. Kiedy wchodzili do mieszkania czuła się już znacznie luźniej, choć pod skórą wciąż coś w niej siedziało. Jednak nie było to już tak uciążliwe, jak jeszcze chwilę temu. Sophia wiedziała, że tutaj nic ich nie dosięgnie. Żadna macocha ani ojciec, żadni ludzie, którym się mogło nie podobać to, jacy byli i co ze sobą robili. Tutaj była tylko ich dwójka, lody ciasteczkowe i masa poduszek, koców i zwyczajny spokój.
Nawet nie myślała o tym, aby wyrwać się z jego objęć. Wtulała się, wdychała jego zapach i… I wszystko wracało na swoje miejsce. Każdy detal z ostatnich minut w restauracji powoli nachodził mgłą. Przestawała, aż tak się tym zadręczać. To wróci, tego była świadoma, ale na razie, dopóki Carter był obok niej to wszystko inne nie miało już żadnego znaczenia. Był on i cichy penthouse, przez który tylko przewijała się cicho muzyka w tle. Coś, co towarzyszyło im niemal zawsze. Wcześniej nie mogła do tego przywyknąć, że cały czas coś leci w tle, ale teraz to było już niemal jak rytuał.
— Lody zawsze rozwiązują problemy. — Powiedziała z całą powagą, na jaką tylko było ją stać. Może nie na długi czas, ale wystarczyło, że na moment nie będzie musiała myśleć o niczym innym. Nabrała ich trochę łyżeczką, którą wzięła od Cartera. Wcześniej uśmiechnęła się lekko, bo jego sposób bycia ją rozbawił. Sprawił, że powoli te wszystkie myśli z niej uciekały i był tylko Carter, jej chłopak z łyżeczkami i lodami, które miały im umilić wieczór.
Sophia szybko się przebrała i zmyła makijaż. Zajęło jej to niecałe dziesięć minut. Wróciła do niego ubrana w brązowe legginsy oraz jego bluzę, pod którą miała oczywiście, że jego koszulkę. Od zmęczenia było jej zimno. Co nie powstrzyma jej przed lodami. Po prostu okryje się dodatkowym kocem, a w najlepszym wypadku skorzysta z Cartera, który był jak przenośny grzejnik.
Nabierała lody na łyżeczkę, a druga dłoń automatycznie szukała Cartera i bliskości z nim. Sophia tego już nawet nie zauważała. Nie potrzebowała długich rozmów, a bycie zakopaną w kocu i opartą o Cartera było wystarczające.
UsuńPytanie, które zadał jej nie zaskoczyło. Zanim odpowiedziała to jeszcze raz nabrała lody, ale tym razem większą porcję, która prawie nie mieściła się na łyżeczce. Rozdzieliła ją na pół.
— Dla innych? Nie zawsze. Dla mnie? Tak, była taka, odkąd pamiętam. — Odpowiedziała. Było jasne, że inaczej zachowywała się dla swoich córek, a inaczej dla Sophii. — Przyzwyczaiłam się do tego. Czasami już nawet tego nie zauważałam.
Chciała wzruszyć ramionami, ale tego nie zrobiła. To jednak nie było coś, co Sophia mogła zignorować czy udać, że jest nieistotne.
— Jak coś się staje codziennością, to nie zwracasz na to aż tak uwagi. — Mruknęła cicho. Miała swoje podejrzenia, że Carter będzie coś na ten temat wiedział. — Rzadko bywałam w domu i tak, czasami nie widziałam się z nią przez cały tydzień. Dopiero w niedzielę, oboje sobie wymyślili, żebyśmy jadali raz w tygodniu razem i padło na niedzielne śniadania. Jeszcze ani razu się nie zdarzyło, aby ktoś je skończył.
soph
Sophia poruszyła ramionami, niekoniecznie wzruszona tym, jak to wyglądało. Naprawdę była przyzwyczajona. Akceptowała to jako część codzienności, od której nie było ucieczki tak na dobrą sprawę. Ostatnio się to zmieniło, bo Sophia większość weekendów spędzała z Carterem i nie uciekała w niedzielę rano, aby zjeść z nimi śniadanie. Z tego co wiedziała to dziewczyny też coraz rzadziej się pojawiały. Wszystkie miały swoje sprawy, które były jednak ważniejsze niż śniadania w napiętej atmosferze.
OdpowiedzUsuń— To był głównie pomysł taty. Chciał, żebyśmy się lepiej dogadywały. Ale nieszczególnie to wychodziło. — Westchnęła. Rzadko, ale zdarzało się, że Gwen nie była obecna i wtedy było znośnie. Wtedy przy stole była tylko Sophia z ojcem, czasami Imogen, ale Maddie odmawiała pojawiania się. Kiedy nie było żadnej z nich wszystko wracało na swoje miejsce. Soph czasami czuła się, jak wtedy, kiedy jeszcze nie zwaliły im się na głowę. — Nie miałam wyjścia, Carter. Na początku nawet myślałam, że może… Może nie tyle co zastąpi mamę, ale byłaby… Takim dodatkowym rodzicem, ale to nigdy się nie wydarzyło. — Była nastolatką, kiedy się sprowadziła do domu i miała w sobie zbyt wiele emocji, których nie rozumiała i zamiast się dogadać, to było tylko gorzej, a każdy dzień przypominał nieustanną walkę. Oscar tego nie widział albo widzieć nie chciał. Może też uznał, że bez sensu jest próbować je wszystkie ze sobą pogodzić, kiedy wyraźnie było widać, że nie ma na to szans. Sophia również przestała próbować.
— Wiem, że potrafi być… autentycznie przejęta, tylko nie ze mną.
Była z tym już tak pogodzona, że nie robiło to na brunetce większego wrażenia, że była pomijana. Gwen interesowała się tylko wtedy, gdy Sophia sprawiała kłopoty. Jak zaczęła spotykać się z Nico i obita twarz źle wyglądała w prasie, potem ten filmik i teraz z Carterem, bo raper też wyglądał źle przy obrazku idealnej rodziny. To nie była troska o to, czy Sophia wybiera odpowiednich chłopaków. Tylko zmartwienie, że Gwen i Oscar będą źle wyglądać w prasie.
— To raczej była tylko mała rozgrzewka. — Westchnęła i wzruszyła ramionami. Nawet ona potrafiła się hamować. Sophia wiedziała, co próbowała ugrać wspominając Nico i jej się to nie udało, a jeśli, to żadne z nich nie dało po sobie tego za bardzo poznać.
Oparła głowę o jego ramię, raz po raz sięgając jeszcze po lody, które powoli już zaczynały się topić.
— Wiem, że jestem. — Przytaknęła. Inaczej nie potrafiła. Zostawała do samego końca, upokorzona i zniszczona, ale nie odchodziła od razu. Dawała zbyt wiele szans, czekała na to, aż coś się zmieni, ale najczęściej nie zmieniało się tak naprawdę nic i tylko ona kończyła zraniona. — Jeśli tam pójdę, to będę z miejsca na przegranej pozycji. — Mruknęła. Niechętnie się do tego przyznawała, ale znała przecież siebie i mogła się domyślić, jak to się wszystko potoczy.
Jakaś jej część chciała, ale ta, która nienawidziła kłócić się z ojcem. Bo nawet, kiedy traktowali się chłodno i z dystansem to było lepiej niż gdy nie rozmawiali wcale. Wcześniej nawet mimo dystansu potrafili znaleźć wspólny język. Niekoniecznie musieli rozmawiać. Brunetce wystarczyło, że siedzieli obok i nie było między nimi niekomfortowej ciszy czy tego dziwnego zawieszenia, w którym znaleźli się teraz.
Sophia przez chwilę milczała, kiedy Carter jej to zaproponował. Nie pomyślała o tym wcześniej, ale przede wszystkim przez to, że… nie sądziła, że Carter mógłby chcieć, aby tu zaprosiła ojca. To była jego przestrzeń, której nie chciała mu naruszać bardziej niż już to robiła. Pod uwagę brała restauracje, gdzie mogliby się spotkać we trójkę, nawet tę w hotelu czy biuro ojca, byle tylko mieli względnie spokój.
— Nie miałbyś nic przeciwko? — Zapytała i uniosła głowę, aby na niego spojrzeć. Pytała, bo musiała się upewnić. Mógł jej to sam zaproponować, ale nie byłaby sobą, gdyby to pytanie nie padło. Musiała sobie to jeszcze przemyśleć, ale… Carter mógł mieć rację. Tutaj Sophia czułaby się pewniej. Nie tylko przez to, że to miejsce niejako, ale również było jej. Miałaby obok Cartera i nie byłoby Gwen.
— Moglibyśmy spróbować. — Odezwała się po chwili. Tutaj Sophia miałaby większą kontrolę nad sobą i nad całą resztą. Nie dałaby się tak szybko złamać. — Jest po prostu ostrożny… I ma powody, aby być. — Mruknęła i lekko wzruszyła ramionami. Nie chodziło tylko o to, jaki Carter był i co o nim mogli wyciągnąć z internetu. — W zeszłym roku Maddie… nie miała najlepszego chłopaka. Skończyło się szpitalem, policją, sądem i zakazem zbliżania się. Ona nie jest nawet jego córką, ale zajął się nią i tym wszystkim… I nie mówię, że wpadasz w tę samą kategorię, tylko… Masz przeszłość, która daje powody do niepokoju.
UsuńZamilkła i skuliła się w jego ramionach. Gdyby uważała, że jej historia i Cartera potoczyłaby się tak, jak Maddie to nie siedziałaby tutaj teraz. Próbowała mu, chyba, wytłumaczyć, dlaczego jej tata może tak wrogo do niego podchodzić. Bo miał powody, które nie pochodziły tylko od Cartera, ale z poprzednich wydarzeń z ich życia.
Zamieszała łyżeczką w pudełku. Lody topiły się coraz bardziej i raz im się udawało naprawić nastrój, a innym razem nie. Ale smakowały wciąż tak samo dobrze. Nabrała ich trochę na tył łyżeczki. Zamiast skierować ją do swoich ust, przesunęła nią lekko po jego wargach zostawiając na nich cienką warstwę słodkiej masy. Nie minęło pół sekundy, jak zobaczyła na jego twarzy ten charakterystyczny półuśmiech. To miał być jej mały gest na przełamanie atmosfery, która trochę za bardzo zaczynała jej ciążyć. Sophia nie czekała na to, aż coś powie tylko musnęła jego usta. Chłodne od lodów, miękkie i znajome. Smak wanilii zmieszał się ze smakiem jego skóry i czymś jeszcze – ze spokojem, którego potrzebowała po tym niespodziewanym spotkaniu w restauracji.
soph🍨
Nie chciała przez to go rozzłościć. Być może nie zdawała sobie w pełni sprawy z tego, jak to wszystko brzmiało. Sophia wiedziała, jak wygląda przeszłość Cartera i tak, jak na początku to ją wystraszyło i trzymała dystans, to z czasem zaczęła poznawać go lepiej. Starała się też nie patrzeć na niego, jak na człowieka spod ciemnej gwiazdy, któremu wystarczy jedno słowo, aby wzniecić pożar, a mimo to… Czekała przecież dziś, aż tak się stanie. Jak Gwen wspomniała o Nico. Pojawiła się wtedy myśl, że może Carter wybuchnie i wszystko to, jak przedstawiała go ojcu i Gwen, rozsypie się w drobny mak.
OdpowiedzUsuńSophia nie próbowała udawać, że ta przeszłość nie istniała. Bo była i niestety, ale kładła cień na to, jak Carter był postrzegany, a już zwłaszcza przez osobę, która swego czasu była Sophii najbliższa. W idealnym świecie nic takiego nie miałoby miejsca, a Carter bez zająknięcia byłby zaakceptowany. Nikt nie próbowałaby jej go wybić z głowy ani wywozić z Nowego Jorku, aby się opamiętała. Jeśli ten wyjazd coś jej dał, to tylko utwierdził w przekonaniu, że to z nim właśnie chce być. Nawet z tą całą przeszłością, która w nim była i czasem się za nim ciągnęła.
— Przegadamy to rano? Zastanowimy się i… zobaczymy co dalej? — Zaproponowała. Nie chciała, aby reszta wieczoru minęła im w takiej atmosferze. Może niewiele już mogła zrobić, aby naprawić im nastroje w pełni, ale nie musieli przez resztę wieczoru zastanawiać się nad jutrem. — Wiem, ale… Chyba potrzebuję jeszcze chwili, aby dotarło do mnie, że to też moje miejsce. — Przyznała. Otwierała się na tę myśl coraz bardziej i już nawet nie ukrywała, że jej się to podoba.
Ich dom… Nawet sobie nie zdawał sprawy, jak bardzo jej się to podobało. Ta świadomość, że to miejsce jest również dla niej.
— Przepraszam, nie chciałam… — Nie chciała czego? Powiedzieć prawdy? Nie mogli udawać, że jego przeszłość była bez znaczenia w obecnej sytuacji. I owszem, to że Sophia o to nie dbała jeszcze nie oznaczało, że innym ona nie przeszkadza. Ojciec próbował ją chronić i mogła to zrozumieć, ale czego nie mogła zrozumieć to tego, że nie chciał dać szansy jej i Carterowi, że z góry założył, że Sophia jest tą zmanipulowaną i przetrzymywaną wbrew woli, że nie ma tu nic do powiedzenia.
— Nie chcę, żeby cię znał tylko z tego, co piszą w sieci, Carter. — Przesunęła palcami po jego dłoni, bo teraz bliskość z Carterem była tak naprawdę jedynym, co ją trzymało przy rzeczywistości. — Jeszcze nie wiem, jak to zrobię, ale… chciałabym tylko, aby spróbował chociaż na ciebie spojrzeć bez bycia uprzedzonym. — Wiedziała, że jej ojciec by potrafił i być, gdy faktycznie będzie tu tylko z nimi to się to uda. Bez Gwen, która sączyłaby mu jadowite komentarze do ucha i ściągała na swoją stronę, aby tylko mu udowodnić, że Carter jest tym złym człowiekiem, któremu nie warto ufać.
Wystarczyłoby, aby jej zaufał. Nie osądzał z miejsca, a tylko porozmawiał i spróbował zrozumieć, co takiego Sophia w nim widziała, dlaczego uparła się akurat na tego człowieka, kiedy mogła zdecydować się na kogoś, kto bardziej pasował. Wtedy wszystko wyglądałoby inaczej. Mogła bez końca rozmyślać o tych wszystkich, „a co by było, gdyby”, ale to niczego nie zmieni. To pozostanie tylko i wyłącznie gdybaniem.
Musiała się odnaleźć w tej sytuacji. Nie musiała wcześniej nikogo tak bronić, jak Cartera. Nigdy wcześniej nikogo z takim zdeterminowaniem nie wybierała. Nie musiała o nikogo tak walczyć w oczach ojca. Rozumiała powody do jego obaw, nie mogła ich zmienić. Wymazać błędów z przeszłości Cartera czy udawać, że nie było tych wszystkich wydarzeń, które tak bardzo martwiły ojca.
Tego wieczoru nie mogła już za wiele zrobić. Mogła za to spróbować uratować resztki tego dnia, który zaczął się świetnie, jego środek był idealny i wieczór z kolacją również, dopóki nie pojawiła się przeszkoda. Ale tej przeszkody teraz nie było, choć wisiała między nimi. Oboje byli trochę przez to wycofani i przez jej niekoniecznie dobrze dobrane słowa. Liczyła, że chociaż na resztę nocy będą mogli je od siebie odsunąć.
Chciała tylko trochę rozluźnić atmosferę między nimi. Lody z jego ust smakowały znacznie lepiej niż prosto z pudełka. Uśmiechnęła się nieznacznie po jego słowach, ale nie odpowiedziała od razu. Mruknęła cicho, kiedy tym razem to on ją pocałował. Smakował lodami waniliowymi, przebijał się przez nie smak ciasteczek, ale bardziej… Bardziej ten smak kojarzył się jej z domem.
Usuń— Coś mówiłeś o jedzeniu lodów z ciebie… Musiałam się przekonać, czy będzie to tak dobre, jak sobie wyobrażałam. — Mruknęła w odpowiedzi. Pewnie zauważył, że jak tylko o tym wspomniał to Sophia intensywniej zaczęła myśleć i akurat pojawiła się okazja.
Zmieniła pozycję, aby siedzieć teraz na wprost Cartera. Najchętniej usiadłaby mu na kolanach, ale… Z jakiegoś powodu, którego nawet nie znała, powstrzymała się.
— Chyba będę musiała sprawdzić to jeszcze raz.
Nabrała znów trochę lodów na łyżeczkę, a te przeniosła po chwili na jego usta. Wyglądał zabawnie z rozmazanymi na ustach lodami. Przybliżyła się, aby w kąciku ust złożyć krótki pocałunek, a potem dalej i z każdym jednym słodka lodowa masa znikała z jego skóry.
Tak go właśnie widziała. Jako faceta, który pozwalał jej zlizywać z siebie lody po ciężkim wieczorze, który był przy niej, bo potrzebowała towarzystwa, a nie rozmowy. Bo ją rozumiał, kiedy ona sama nie rozumiała siebie.
— Słodki jesteś. — Wymruczała przy jego ustach, na których nie było już śladu po słodkościach.
soph🍨
Inaczej nie potrafiła. Tłumaczyła się zawsze ze wszystkiego i przed wszystkimi. Dopiero przy Carterze powoli zaczynała rozumieć, że nie musi tego ciągle robić, że świat nie polega na tym, aby przez cały czas się przed kimś tłumaczyć. Takie rzeczy wymagały czasu, aby je mogła w pełni zrozumieć i może nie jutro i nie za tydzień, ale w końcu przestanie czuć tę nieustanną potrzebę, aby tłumaczyć się innym ze swoich wyborów. Dyby tylko potrafiła to zmazałaby z nich tę potrzebę tłumaczenia się, a raczej z samej siebie, bo Carter w końcu nikomu się nie tłumaczył z tego, jaki był i co robi. Albo się to akceptowało albo wręcz przeciwnie. I Sophia z jakiegoś powodu, którego ona sama nie znała, zaakceptowała tę przeszłość. Jego wyrok, wszystkie skandale, w które był zamieszany – nie patrzyła na niego przez pryzmat tego, co się wydarzyło. Patrzyła na to, jaki był z nią teraz, a przeszłość? Może i skomplikowana, może trudna i niełatwa w zaakceptowaniu, ale była tylko przeszłością. I wierzyła, że to tylko przeszłość. Może nie wszystko, bo przecież wiedziała, że Carter bierze, że nie pozbył się uzależnienia. Nawet jeśli nie jest to codziennie, to jednak zdarzało mu się.
OdpowiedzUsuńNie chciała go o nic oskarżać. Mogła brzmieć, jakby to robiła, ale było to raczej spowodowane tym, że Sophia nie umiała sobie do końca poradzić z tą całą sytuacją. I starała się po prostu jakoś… Balansować między Carterem, a ojcem. Nieświadomie niektórymi słowami raniąc przy tym Cartera.
Zaśmiała się krótko, gdy wciągnął ją na swoje kolana. Usadowiła się na nich wygodnie, trzymając w rękach pudełko z lodami. Powoli robił się z nich raczej shake, ale to było bez znaczenia już na ten moment.
Sophia lekko zadrżała, kiedy nachylił się do jej ucha.
— Mhm… masz jakieś warunki? — Mruknęła. Nie zapominała o tym, co się wydarzyło wcześniej, ale nie zamierzała pozwolić na to, aby przez to, jak się czuła po tamtym spotkaniu przesłoniło im, jaki ten wieczór naprawdę powinien być. — Zanim ci odpowiem, to chyba, tylko tak dla pewności, muszę sprawdzić ponownie.
Musnęła łyżeczką jego usta jeszcze raz. Nachyliła się, ale tym razem pocałunek był dłuższy. Być może nawet przepraszający. Za ojca i za samą siebie, za to, jak to wszystko wyglądało, chociaż wcale przecież nie musiało. Westchnęła krótko, gdy dłońmi przesunął po jej udach. Mimo legginsów czuła, jak ciepłe ma dłonie.
Teraz już naprawdę nie chciała mówić o rodzicach, przeszłości i tym wszystkim. Chciałaby, żeby znów byli tylko we dwójkę. Bez nieproszonych gości i bez tego dziwnego napięcia między nimi, które mimo wszystko, ale się pojawiło.
— Zdecydowanie jesteś lepszy niż lody. — Westchnęła, choć raczej nie potrzebował od niej tego potwierdzenia. Uśmiechnęła się lekko, zanim się znów odezwała. — To jakie to warunki, hm?
Postawiła pudełko z lodami kawałek dalej. Swoją uwagę w pełni przenosząc już na Cartera, którego lekko objęła za kark. Palce miała schłodzone od trzymania zimnego pudełka. Nic nie mówiła, a gdy oparł się o jej obojczyk, Sophia oparła policzek o jego głowę, a palcami muskała jego kark, a czasem włosy. Odruchowo, jak coś co robiła zawsze.
Uśmiechnęła się, kiedy jego dłonie znalazły miejsce pod bluzą i muskały jej skórę. Sophia wcale o niczym nie zapomniała. Będzie się tym jeszcze martwiła. Będzie przeżywała, ale na razie… Na razie nie chciała. Przynajmniej do rana chciała skupić się na tym, że ma Cartera, a on ją. Że tutaj nie dosięga ich nikt zewnątrz.
— A teraz jestem dziewczyną, która ma spontanicznie zrobiony tatuaż. — Zaśmiała się. Nie było w niej nawet grama żałowania tej decyzji. Tatuaż był świetny, a ona dumna z niego, jak z niczego wcześniej. Roześmiała się ponownie, gdy mówił dalej i o tym, jak najczęściej prezentuje się w tym mieszkaniu. Ciężko było się nie zgodzić z tym. — Mogę je jeść nie tylko z twoich ust… Do nich miałam po prostu najbliżej. — Mruknęła. — Rozważam to, bo chcę, aby poznał faceta, którego kocham. I który mi pokazał, że nawet, jak jestem irytująca to wciąż można mnie kochać.
Uśmiechnęła się blado. Nie porównywała go do nikogo innego, ale Carter… Carter miał w sobie do niej więcej cierpliwości niż podejrzewała z początku. I Sophia to naprawdę doceniała, że był i słuchał, że nie odchodził, kiedy nie była najlepszą wersją siebie lub gdy pojawiły się problemy w postaci jej ojca.
Usuń— Wiem, że nie chcesz. Ja też nie chcę wybierać i… — Westchnęła i lekko wzruszyła ramionami. — Po prostu mam nadzieję, że on zrozumie. Wiesz? Mój wybór i to, że chcę być tutaj i z tobą…
Nie powiedziała tego na głos, ale przecież mieli rację. Carter nie mógł zmienić swojej przeszłości. Sophia tego od niego nie wymagała i tak, jak może ona nie oceniała go przez to, co się wydarzyło dawno temu, tak robili to już inni. Nic nie mogła na to poradzić. Jedyne co tak naprawdę mogła zrobić to stać obok niego i przetrwać tę burzę.
— Jeśli nie będzie próbował nas zrozumieć… Trudno. Chcę tej przyszłości z tobą. Nie mogę przepraszać za to, że wybrałam ciebie. I że chcę cię wybierać dalej.
Sięgnęła dłonią do jego policzka, gdy ją pocałował. Odwzajemniła pieszczotę powoli i bez pospiechu. Mruknęła cicho, przysuwając się bliżej, choć nie była pewna, czy to możliwe, aby być jeszcze bliżej Cartera.
Sophia przymrużyła lekko oczy, gdy sięgał po lody.
— Wiesz… może jednak zmień tę playlista. Nie wiem, czy już skończyłam robić te testy. — Sięgnęła po jedną z dwóch łyżeczek i nabrała trochę lodów, które ty, razem trafiły jednak do jej ust, a na nie na Cartera. — Zresztą… wyglądałeś mi na zadowolonego z takich eksperymentów. Dla celów naukowych, oczywiście, powinniśmy je chyba kontynuować.
Wtuliła twarz nieco w jego dłoń, gdy dotknął jej policzka. Potrzebowała teraz już tylko jego.
Prawie parsknęła po jego słowach i pokręciła głową.
— Wiesz, co ja myślę? — Mruknęła. Wrzuciła łyżeczkę do pudełka, a twarz Cartera ujęła w swoje dłonie. — Że powinniśmy przestać o nich rozmawiać, bo mam zamiar zacząć się rozbierać i naprawdę nie chcę, aby w tej chwili którekolwiek z nas o nich myślało. — Powiedziała to z całą powagą, na jaką tylko było ją stać. — Chyba, że masz coś przeciwko… Słowo i wracam grzecznie pod kocyk.
soph
Sophia lekko się uśmiechała, jakoś puszczając w niepamięć już to, jak pewna część tego wieczoru wyglądała. Skupiała się na Carterze i na tym, aby oboje poczuli się trochę lepiej. Jakieś drobne żarty, trochę pocałunków i droczenia ze sobą nawzajem. Panowała między nimi ciężka atmosfera, której nie można było się tak łatwo pozbyć. Sophia wiedziała, że to wszystko do nich wróci rano, kiedy będą musieli znów porozmawiać o tym, co zrobić. Ale przynajmniej na moment mogli chociaż udawać, że udało im się to wszystko zepchnąć na bok.
OdpowiedzUsuń— Nie możesz mi mówić takich rzeczy. — Westchnęła przeciągle. Lekko się na nim poruszyła, trochę w zniecierpliwieniu, które teraz nie miało, jak uciec. — Bo będę miała ochotę robić to częściej… I częściej. — Wyliczała dalej. I możliwe, że jeszcze by coś powiedziała, gdyby nie to, że Carter ją znów pocałował. Sophia cicho tylko jęknęła w odpowiedzi, zanim pogłębiła pocałunek, a swoim drobnym ciałem przylgnęła mocniej do jego torsu. Zupełnie, jakby chciała się pozbyć wszystkich barier między nimi. Zaczynając od tych fizycznych, a na emocjonalnych kończąc. Wbiła palce w jego ramiona. Napięła się lekko, gdy dodał swój kolejny warunek, ale powinna się była go spodziewać. Bo mimo wszystko, ale Sophia nie chciała go do siebie przekonywać ciałem, przepraszać za ten wieczór pocałunkami. I dlatego zmieniła taktykę, już trochę wcześniej, ale kolejny pocałunek, którym go obdarzyła był znacznie pewniejszy i odważniejszy.
Sophia niemal od razu dostrzegła ten błysk w jego oczach. Na początku nie była pewna, co on tak właściwie oznacza, ale z czasem zaczęła się go uczyć. Teraz dobrze wiedziała, że te oczy sugerowały kłopoty, których brunetka doczekać się nie mogła. Zwłaszcza w połączeniu z półuśmiechem, który serwował jej właśnie Carter.
— Sam zadecyduj. — Odpowiedziała. Lekko uniosła brew, rozbawiona tym, jak się jej teraz poddawał. Jej samej nie uśmiechało się wracanie grzecznie pod kocyk, chociaż pewnie właśnie to powinni byli zrobić. Ten dzień był męczący, ale Sophia nie chciała go jeszcze tak szybko kończyć.
Brunetka spoglądała na Cartera wyczekująco, na to, czy jej ulegnie czy jednak będzie tym rozsądniejszym i wyśle ją do spania tak, jak obiecywał już wiele razy. To pewnie była najrozsądniejsza rzecz, którą mogłaby zrobić tego wieczoru, ale nie potrafiła się powstrzymać. Zresztą, brunetce chodziło przede wszystkim o to, aby spędzić z Carterem czas i niekoniecznie musiała z siebie zrzucać ubrania. Nie mogła za wiele poradzić, że przy nim one znikały same.
— Nie wiem, czy zauważyłeś…, ale ja teraz nie potrzebuję skutecznych sposobów.
Westchnęła z cichym mruknięciem, kiedy Carter zbliżył się ustami do jej brzucha. Miejsce, które pocałował mrowiło w przyjemny sposób, którego nie chciała się pozbywać. Przechyliła lekko głowę do tyłu, miała wrażenie, że jego usta są jeszcze zimne od lodów. Dłonie mocniej zacisnęła na jego ramionach.
— Carter… — Mruknęła cicho. Sama niepewna, czy coś od niego chciała czy po prostu lubiła, jak jego imię układało się na jej języku. Tym z kolei przesunęła po swoich ustach. Z jej głowy wyparowały już myśli o wszystkim i wszystkich. Był jedynie on, smakujący lodami waniliowymi i spokojem, za który Sophia gotowa była walczyć do upadłego. I niejako już walczyła. Może trochę nieumiejętnie, ale jednak dawała sobie radę. Raz lepiej, a raz gorzej.
— To wszystko… to twoja wina. — Westchnęła. Spoglądała na niego z uśmiechem i błyszczącymi oczami, kiedy akurat wyciągała ręce z rękawów bluzy. Nie było zimno w penthousie, to z niej był zmarzluch, który potrzebował koców i grubej bluzy chłopaka, aby nie szczękać zębami. Wystarczyło sięgnąć po pilota, aby podkręcić ogrzewanie, ale wolała skorzystać z Cartera i tego, że on sam był rozpalony, jak grzejnik, do którego można było się przytulić. Sophia zdjęła bluzę, którą odłożyła na bok. — Wcześniej… Takie rzeczy mi nie chodziły po głowie, a pojawiłeś się ty… I nie mogę przestać. — Wcale jednak nie brzmiała, jakby było jej z tego powodu źle czy przykro. Wyglądała na bardzo zadowoloną z tego, jak sprawy między nimi wyglądały.
Przyciągnęła go do siebie bliżej za kark i wpiła się łapczywie w jego usta. Tak, jak chciał – bez przepraszania, ale za to w sposób, który nie pozostawiał wątpliwości co do tego, kto tym wieczorem kierował. Mimo wcześniejszych różnych myśli i nieprzyjemnej rozmowy, poza nimi nic więcej się dla niej już nie liczyło.
UsuńOderwała się od niego z krótkim westchnięciem, opierając swoje czoło o jego. Kciukiem lekko muskała policzek bruneta, a kiedy otworzyła oczy z ciekawością spojrzała na lewe ramię. Musiała unieść trochę rękaw koszulki, aby odsłonić motylka w pełni.
— Przed tobą nie robiłam też tatuaży… Demoralizujesz mnie, Carter. — Zaśmiała się. Powstrzymując jednak przed dotknięciem tatuażu, choć ten był zakryty folią ochronną. — Uzależniasz od siebie… Od tuszu i igły. Co dalej?
soph
Carter ją zmieniał. Pokazywał jej rzeczy, o których wcześniej nawet nie tyle, co nie śniła, a to przecież dopiero był początek. Nie była w stanie nawet przewidzieć, co wydarzy się dalej, ale wiedziała tyle, że z Carterem to wcale nie będzie nudne. Zastanawiała się tylko, jak daleko oboje będą w stanie się posunąć i czy Sophia przekroczy jakieś granice, które powinny były zostać nietknięte. Czasami miała wrażenie, że już to robiła, a na koniec okazywało się, że nic w zasadzie takiego złego nie robiła. Tatuaż, na koniec dnia, wcale nie był taki zły, a teraz co druga osoba przecież je miała. Mimo to, kiedy wchodziła do studia, to czuła się, jakby robiła coś zakazanego. Coś, czego nie należało i czuła się z tym wybitnie dobrze.
OdpowiedzUsuń— Kolczyki tylko w uszach. — Wbiła mu palec w pierś, jakby wyraźnie chciała mu to przekazać. Zaśmiała się, bo ani siebie ani jego z takim kolczykiem nie widziała. — Poza tym… czy kolczyki w brwiach nie pasują bardziej do rocka? Rap to raczej… Dużo dresów za tysiące dolarów i obwieszanie się złotem.
Próbowała zachować powagę, ale nie do końca jej to wyszło. Carter zdecydowanie nie był typem, który chodzi w eleganckich garniturach i krawatach, ale nie był też tym, który wkłada wielkie dresy, które ciągnęły się po ziemi. Za co Sophia była mu naprawdę wdzięczna, bo nie byłaby w stanie zachować powagi, gdyby był jednym z tych. Jeśli nie myliła jej pamięć to raz trafiła na artykuł o najlepiej ubranych ludziach z branży i Carter znajdował się dość wysoko w rankingu. Nie był tym człowiekiem, który potrzebował eleganckich strojów, aby robić wrażenie.
Wiedziała, że nigdzie się teraz nie wybiera, a jednak i tak miała potrzebę, aby się upewniać, że na pewno jej teraz nie zostawia. To już nie zależało tak naprawdę od niej, a jeśli ktoś miał zrozumieć tę potrzebę świadomości, że druga połówka zostaje, to był to właśnie Carter. Lekko się w niego wtuliła, a dłoń z ramienia wsunęła za materiał koszulki, aby musnąć jego plecy.
— Nie chcę, żebyś przestawał to robić. — Szepnęła cicho. Niemal jak w obawie, że gdy odezwie się głośniej to wszystko nagle między nimi zniknie. Nie przeszkadzało jej to, że ją „psuł”. Według innych, ale według Sophii pomagał jej znaleźć wersję siebie, o których brunetka wcześniej nie miała pojęcia, że istnieją.
W milczeniu sunęła dłonią po jego plecach. Nie miała potrzeby, aby dużo mówić. Czasami taki moment w zupełności jej wystarczył. Kiedy byli tylko we dwójkę. W ciszy mogli skupić się na sobie i na swoim dotyku, który nie był naglący ani dwuznaczny, mimo przeróżnych żartów. Przymknęła oczy, czując, jak miło otula ją zapach Cartera i jego ciepło. Sama z własnej woli zdjęła bluzę i choć myślała, że zaraz zacznie trząść się z zimna to wcale tak nie było.
— Bo taka nie byłam wcześniej. — Przyznała. Nie poruszyła się, kiedy musnął jej obojczyk, ale uśmiechnęła. Delikatnie i bardziej do siebie, bo nie mógł widzieć tego, gdy był przy niej w ten sposób pochylony. — Wydawało mi się, że byłam, bo robiłam rzeczy niepasujące do mnie. Ale wtedy… Hm, to chyba nie było to. — Dodała i lekko poruszyła ramionami.
Zwykle trwało to dzień albo dwa, nigdy tak długo. Zawsze wtedy brała do domu z opuszczoną głową i przeprosinami na ustach, bo inaczej nie potrafiła.
— Przydałyby się tu kwiaty… Rośliny. Zajmę się tym. — Obiecała. Już kątem oka widziała, gdzie postaci monsterę, gdzie będzie stał fikus, a w którym pomieszczeniu najlepiej będzie wyglądał kaktus. — Ja się zajmę doniczkowymi, ty możesz dalej kupować bukiety do wazonów. — Powiedziała. Niby żartobliwie, ale… Nie, jednak nie żartowała. To był sprawiedliwy podział obowiązków. Przekonała się już, że Carter umie w bukiety, ale nie ufała mu z kwiatami w doniczkach. Pewnie nawet nie pamiętałby, że trzeba je podlewać, przesadzać i upewniać się, że każda roślinka dostaje odpowiednią ilość słońca. Siebie za to już widziała na tarasie w towarzystwie ziemi, doniczek i kwiatów.
— Lubię cię bez garniturów. — Szepnęła miękko. Brzmiało to bardziej na „nie chcę, abyś się zmieniał”. Nie potrzebowała kolejnego w garniturze. Tylko Cartera.
Nie uciekała przed nim wzrokiem, kiedy mówił. Uśmiechnęła się za to delikatnie, kiedy pocałował jej palce, a dłoń potem przyłożył do swojej piersi.
Usuń— To nie było mylne wrażenie. — Przyznała. Z samego początku Sophia naprawdę musiała się pilnować, a może nie tyle co musiała, a robiła to. I nawet nie znała powodu w pełni. Nie potrafiła inaczej, tyle. — Nie doszłam do tego sama, wiesz… Miałeś w tym swój udział.
Gdyby nie był tak uparty i nie pokazywał jej, że może sama o sobie decydować, to najpewniej dalej trwałaby w tym samym miejscu, co wcześniej. Sophia teraz potrafiła postawić na swoim. Pokazać wszystkim wokół, że to jego wybiera i że to Cartera chce w swoim życiu. I robiła to w dodatku z szerokim uśmiechem.
— Odwaga i motyl… Trochę się rozjeżdżają, nie sądzisz? — Sophia uśmiechnęła się nieznacznie, kiedy musnął miejsce tuż obok tatuażu. Rozumiała co miał na myśli, gdy mówił o tej odwadze. Prawdę mówiąc, ona też tak uważała. — Wiesz…, kiedy mi go robił, mogłam tylko myśleć o tobie. I o tym, że masz takiego samego na siebie. I że… pierwszy raz od dawna robię coś, czego sama chcę. I to było miłe uczucie.
Już wcześniej robiła „co chciała”, ale ten tatuaż to było coś zupełnie innego. Jak cichy manifest, który nie krzyczał, bo nie potrzebował podniesionego głosu.
Cicho zamruczała, kiedy jego dłonie znów wślizgnęły się pod bluzkę. Nie miała nic przeciwko. Oczywiście, że nie miała. Chciała tego, tej bliskości, której oboje potrzebowali. Tej, która zapewniała o obecności.
Sophia zacisnęła lekko usta, kiedy Carter się odezwał. Nie ciążyły jej jego słowa, ale to, jak się patrzył, gdy mówił prosto od serca, gdy naprawdę mu na czymś zależało.
— Wiem, Carter. Widzę i czuję to… I jesteś najlepszym wyborem dla mnie, a reszta… Nie jest istotna. — Odpowiedziała i delikatnie ujęła twarz w swoje dłonie. — Ja też się staram… Wiem, że czasem jestem nieznośna i mówię rzeczy, których nie powinnam, zmieniam zdanie i uciekam, ale… Próbuję. Chcę dla ciebie próbować.
Żadne z nich nie było krystalicznie czyste. Oboje mieli mniejsze lub większe wady, z którymi jakoś musieli sobie poradzić. I radzili, póki co, ale całkiem nieźle.
— Chodźmy do sypialni. — Poprosiła cicho. Było już późno, a ona miała obiecane przytulanie w łóżku. — Chcę być z tobą w łóżku.
soph
Sophia nie próbowała już żadnych sztuczek, tylko grzecznie poszła za Carterem do sypialni. Każdy krok zdawał się męczący ją coraz bardziej i tylko uświadamiał, jak bardzo potrzebowała tego odpoczynku. Dzień był zbyt długi, zbyt męczący i działo się w nim wiele rzeczy, których Sophia przewidzieć nie mogła. Mimo tych paru nieprzyjemności, wszystko inne było takie, jakie być powinno. Byli skupieni tylko na sobie i na tym, co jest dla nich ważne. Mogli porozmawiać i spędzić razem czas. Cała reszta była już po prostu bez znaczenia. W sypialni Sophia bez słowa wślizgnęła się pod kołdrę, już nawet nie dbając o to, aby zmienić ubrania na piżamę czy spać choćby bez legginsów. Obiecała mu sennie, że nie będzie niczego już próbowała i bedzie grzeczna, kiedy wsuwała się w jego ramiona. Mimo, że Carter wcale nie brzmiał na takiego, który chciałby, aby Sophia cokolwiek przerywała to w momencie, kiedy jej głowa opadła na poduszkę, a ciało schowane było w ciepłych ramionach Cartera, wcale nie potrzebowała zbyt wiele, aby powoli zacząć odpływać. Z wielu powodów to był męczący dzień, a teraz, kiedy była obejmowana przez Cartera i czuła się bezpiecznie, wcale nie potrzebowała wiele, żeby zasnąć.
OdpowiedzUsuńObudziła się wczesnym południem. Zaskoczona tym, jak długo spała, bo zwykle budziła się wcześniej i w okolicach ósmej, a nawet wcześniej. Tymczasem, kiedy Sophia otworzyła oczy było już po jedenastej i ku jej, kolejnemu, zaskoczeniu Carter obudził się przed nią, a zwykle to ona czekała na niego. Najwyraźniej ten niewielki motylek zmęczył ją bardziej niż początkowo podejrzewała. Sennie żartowała coś o tym, że się przy nim rozleniwia i jeśli tak dalej pójdzie, to nie będzie w stanie normalnie funkcjonować, a potem poszła pod prysznic, aby się rozbudzić. Jeszcze chyba do niej nie dotarło, o czym właściwie mieli porozmawia, gdy już oboje się obudzą i będą po śniadaniu. Sophia spodziewała się, że prędzej czy później będą musieli wrócić do tematu, ale dopóki mogła to odciągała go w nieskończoność. Najpierw zbyt długim prysznicem, a potem śniadaniem, które uparła się, że zrobi sama, aby nie zamawiali po raz kolejny i zjedli coś bardziej domowego. Carter ją przejrzał i Sophia o tym wiedziała, bo czasami patrzył na nią trochę zbyt podejrzliwie, ale być może tylko się jej tak wydawało. Nie chciała zaczynać tematu zbyt wcześnie i jednocześnie nie mogła czekać w nieskończoność. Wczesne południe szybko zmieniło się w popołudnie, a Sophia nerwowo coraz częściej zerkała w stronę telefonu. Ten wyjątkowo milczał. Nikt nie dzwonił i nie pytał, czy żyje i czy wszystko w porządku. Nikt nie próbował jej stąd porwać. Było zaskakująco cicho. Sięgnęła w końcu po komórkę, ale nie po to, aby coś napisać czy zadzwonić. Sama właściwie nie wiedziała, co z nią chce zrobić i czy cokolwiek zamierza zrobić.
Najchętniej udawałaby, że nie na tematu, ale to nie było możliwe. Ojciec czekał, aż Sophia podejmie decyzje. Carter również na to czekał. A ona nie miała bladego pojęcia co robić. Z jednej strony chciała to wszystko z siebie wyrzucić, a z drugiej myśl, że znów muszą o tym rozmawiać była zwyczajnie dobijająca. Nie wiedziała, czy lepiej zaprosić go tutaj czy może jednak pójść. Tęskniła po części za domem, za zwierzakami i nawet własnym łóżkiem, jednocześnie było jej tutaj dobrze i Sophia najchętniej nic by nie zmieniała.
Siedziała przy kuchennej wyspie opierając łokieć o blat. Dłonie trzymała na policzkach i wpatrywała się w ciemny ekran telefonu. Przygryzała wewnętrzna stronę policzka i w ciszy zastanawiała się, co należy zrobić. Każda opcja niosła za sobą jakieś konsekwencje, na które brunetka nie była gotowa i na które nie chciała narażać Cartera. Może powinna była iść tam sama? Zobaczyć czego tak naprawdę chce od niej ojciec i Gwen. To nie było wcale tak skomplikowane, jak Sophia myślała.
Podniosła wzrok na Cartera i uśmiechnęła się blado.
Usuń— Nie wiem, jak to załatwić. — Przyznała szczerze. Najchętniej nie zrobiłaby nic, ale chciała też, aby jej ojciec go poznał i przekonał się, że Carter wcale nie jest taki zły, na jakiego wygląda w mediach. — Tutaj byłoby wygodniej i swobodniej, ale… Sama już nie wiem. Mogę też pójść sama.
Nie brzmiała na przekonana. Zresztą, oboje wiedzieli, że puszczanie jej samej będzie głupim pomysłem. Nie tylko dlatego, że łatwo było ja przekonać do zmiany zdania.
— Albo możemy nie robić nic i udawać, że wcale na nich nie wpadliśmy. — Westchnęła i zerknęła na niego.
Wiedziała, że powinna była się pojawić. Pokazać w domu i przede wszystkim zachować jak dorosła, a nie jak uciekająca małolata. To teraz robiła. Uciekała i pokazywała, że nie można jej zaufać, a przecież to tego zaufania właśnie chciała od ojca.
soph
Zawsze wszystkim powtarzała, że rozmowa jest najważniejsza i bez niej niewiele można będzie zrobić, ale nie zawsze kierowała się tą zasadą. Jak chociażby teraz, kiedy próbowała odsunąć od siebie ten moment, kiedy przyjdzie jej zadecydować, co chce zrobić. Każda opcja niosła za sobą konsekwencje, na które Sophia nie była w pełni gotowa. Znalazła się w ciężkiej dla siebie sytuacji. Wiedziała, że wybieranie Cartera będzie miało konsekwencje z ojcem, a wybranie ojca będzie je miało z Carterem. Nie mogła trwać w tym zawieszeniu przez resztę życia. Nie mogła też podporządkować się w pełni ojcu ani Carterowi. Nie potrafiła się odciąć od rodziny i udawać, że nie ma potrzeby, aby mieć z nimi kontakt. Z ojcem przede wszystkim, bo gdyby nagle z jakiegoś powodu Gwen zniknęła z jej życia to nawet by nie tęskniła, ale ojciec? Nie mogła sobie pozwolić na to, aby go stracić.
OdpowiedzUsuńZ jakiegoś powodu ciągle myślała, że kogoś będzie musiała tracić, a przecież istniała jeszcze opcja, że pogodzi te dwa światy ze sobą. Może nie od razu, ale z czasem i z cierpliwością, której jej przecież nie brakowało. Sophia potrafiła czekać i może właśnie tego jej potrzeba było. Czasu i cierpliwości, więcej rozmów i mniej ucieczek. Z drugiej strony miała wrażenie, że gdyby nie poprosiła go wtedy, aby po nią przyjechał to bardzo prawdopodobne uległaby temu, co działo się w Hamptons. Dałaby się wciągnąć w pułapkę, którą na nią zasadzili. Nie znając nawet prawdy. Nie wiedzieli kompletnie w co próbowali ją wepchnąć.
Zastukała paznokciami w blat, zastanawiając się nad tym, co będzie dalej. Odpowiedzi nie miała ani Sophia, ani Carter. Odpowiedzi mogło przynieść tylko i wyłącznie pójście na tę kolację albo zaproszenie Oscara tutaj. I prawdę mówiąc ona naprawdę nie wiedziała, które rozwiązanie będzie lepsze. Mogła rozważać wszystkie za i przeciw, ale koniec końców to i tak nigdy nie kończyło się tak, jak człowiek sobie wyobraża. Można było nastawić się na pewne rzeczy, ale to jeszcze nie ratowało przed rzeczywistością.
Przesunęła wzrokiem po sylwetce Cartera. Bił od niego dziwny spokój, którego teraz niezwykle potrzebowała. Dzięki niemu się teraz nie rozbiła w pełni o nie pozwoliła na to, aby natrętne myśli przejęły nad nią w pełni kontrolę. Carter był niemal jak głos rozsądku, który nie pozwalał jej na to, żeby zadręczała się za bardzo. Bo Sophia mogła się uśmiechać i udawać, że jest w porządku, ale w środku dział się prawdziwy chaos, który on widział mimo jej uśmiechów i żartów, które często rzucała. Wiedział, że się martwi i nieustannie próbuje znaleźć prawidłowe rozwiązanie, które równie dobrze mogło nie istnieć.
Westchnęła bezgłośnie, bo Carter miał rację. Ostatnio często ją miał. Brunetka odłożyła w końcu telefon. Za wiele nie mogła teraz zrobić. Przestała też gryźć policzek, bo znowu, zaraz faktycznie przegryzie się przez niego i zostanie z dziurą w policzku.
— To udawanie niczego nie zmieni. — Mruknęła do siebie, jakby próbowała przekonać samą siebie, że odsuwanie od siebie to spotkanie z ojcem jest nieuniknione. I było nieuniknione, jeśli chciała, aby ojciec dał szansę jej i Carterowi, aby mógł się na własne oczy przekonać, że to, jaki Carter jest.
Podniosła na niego wzrok, kiedy podszedł bliżej i zaczepił o koniec bluzy. Sophia lekko się wtedy uśmiechnęła, jakby sam gest wystarczył, aby zbić z niej to napięcie, które zbyt mocno w niej siedziało. Doskonale wiedziała, że gdyby na jej miejscu była Imogen to nikt by się nie czepiał. Nie aż tak. Ale z jakiegoś powodu to Sophia była tą, której pilnowano ze wszystkim. Każdy chłopak musiał być idealny, każdy strój perfekcyjny. Nigdy nie mogła wyjść z narzuconej roli, gdy dziewczyny wcale nie podążały za wypisanym scenariuszem. Ba, one pisały swój własny i jeszcze im w tym kibicowano. Wiedziała, że ona sama na to pozwoliła. Pozwoliła na to, a teraz miała tego efekty.
— Nie przeraża mnie to, że tu będzie. — Zaczęła wyjaśniać na spokojnie. Nie bawiła się już w dobieranie odpowiednich słów, bo przy Carterze nie musiała tego robić. On nie czekał na to, aż wszystko będzie ubrane w ładne słowa, które wybrzmią ładnie. — Tylko to, jak to może wyglądać.
UsuńNie lubiła nie mieć kontroli nad sytuacją. Często próbowała ją mieć we wszystkim, a to nie zawsze działało. Teraz za to nie mogła kontrolować niczego, poza samą sobą, a to było niewystarczające.
Odchyliła głowę lekko do tyłu, gdy stanął nieco za nią z dłonią na jej plecach. Uśmiechnęła się słabo, a po jego komentarzu roześmiała się pod nosem. Krótko, ale za to szczerze.
— I myślisz, że te skrzydełka daleko by mnie poniosły? — Sięgnęła dłonią po jego. Trochę dla mentalnego wsparcia, a trochę dlatego, że zwyczajnie tego chciała.
W ogóle nie miała ochoty tam iść. Ani zapraszać go tutaj. Ale coś zrobić musiała. To nie było jak przełknięcie gorzkiej pigułki, ale może da się i to przełknąć, a potem wrócić do mieszkania i do życia, które chcieli prowadzić wspólnie.
— To ja mam cię lubić, nie on. To byłoby miłe, ale… Ale oboje wiemy, jak jest nastawiony. — Westchnęła. O wiele łatwiej by im się żyło, gdyby Oscar nie pałał do niego taką niechęcią. — Możemy pójść… Nie uniknę tego. Jeśli nie jutro, to za tydzień albo za miesiąc… Może lepiej jest mieć to z głowy szybciej. — Westchnęła. Zastanawiała się trochę na głos, czy na pewno dobrze postępuje. — Ale jeśli zacznie się robić nieprzyjemnie… a zacznie, to wychodzimy.
Przekręciła się na stołku w jego stronę i lekko objęła w pasie, a głowę zadarła do góry.
— Chyba powinnam skoczyć do apteki… Po jakieś tabletki na alergię dla ciebie. — Mruknęła, bo właśnie zdała sobie sprawę, że przecież całe mieszkanie było naznaczone kotami. Nawet jeśli Vita siedziała u Maddie, a Chester u niej to wychodziły jednak z pokoi, spały na sofach i krzesłach. — Możesz się jeszcze z tego wykręcić, wiesz… Zrozumiałabym to. To nie będzie łatwe.
soph
Sama również nie potrafiła zrozumieć, czemu zamiast odczekać chociaż parę tygodni spieszy się do tego spotkania. Jeszcze dwa dni temu była w Hamptons, gdzie miała do odegrania narzuconą z góry rolę. W pełni chyba nie pozbyła się tego poczucia, że musi zawsze robić wszystko według tego, co powie jej ojciec. Wczoraj w restauracji była gotowa, aby zgodzić się na to z miejsca i nie patrzeć się na Cartera. Zrobiłaby to, gdyby była wtedy sama i nie czuła, jak mocno ściska jej dłoń, a może raczej, jak ona ściska jego. Nie potrafiła mu wytłumaczyć, dlaczego ją ciągnie tak mocno do domu, gdzie od sześciu lat nie czuła się, jak u siebie. Była za to traktowana, jak ktoś obcy i na każdym kroku dało się to odczuć. Czasami zauważały to też osoby zewnątrz, ale nikt nigdy nie odważył się nic powiedzieć i wnieść protestu, bo co i to niby by dało? Sophia nie miała tam przewagi. Ojciec był nieobecny, rzadko bywał w domu i najczęściej zgadzał się ze wszystkim, co mówiła Gwen, a Sophia była pewna, że przez większość czasu nawet nie słyszał, co takiego właściwie ta kobieta mówiła. Przytakiwał, jakby to miało wszystko wokół naprawić, czy sprawi, że kobieta zamilknie, gdy dostanie to, czego chce.
OdpowiedzUsuńMoże źle podchodziła do tej całej sytuacji. Gubiła się w tym wszystkim i starała się, aby każda strona była zadowolona, ale nie była w stanie tego zrobić. Zwykle, gdy zaczynała to wychodziło na to, że najbardziej poszkodowana była ona.
Spoglądała ufnie w oczy Cartera, gdy mówił i niewielki uśmiech wkradł się na jej twarz.
— Wystarczy, że będziesz obok. Nie potrzebuję niczego więcej. — Zapewniła. Sam fakt, że chciał być obok wiele dla niej znaczył i mówił więcej niż słowa. Pewne rzeczy nie musiały zostać wypowiedziane, aby Sophia rozumiała przekaz rzucany przez spojrzenie. — Dziękuję, Carter. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. — Dodała. Rozumiała, że nie szedł tam po to, aby ktoś go polubił. Jemu nie zależało na tym, żeby Oscar czy Gwen byli po jego stronie. Zgodził się na to, bo Sophia tego potrzebowała.
Potwierdziła niecałą godzinę później ojcu, że się pojawią i będą zapewne trochę po osiemnastej. Nie chciała ani się spóźniać ani być przed czasem. Co brzmiało śmiesznie, bo przecież to był również jej dom. Jak mogłaby się spóźnić na przyjście do własnego domu? Dawno nie czuła tego zdenerwowania na myśl o powrocie. Ostatnia taka „kolacja zapoznawcza” była, gdy wróciła z Brazylii z Lucasem, ale jego znali wszyscy i lubili, a przynajmniej ojciec. Swego czasu przyjaźnił się przecież z jego rodzicami, spędzali razem wakacje i dorastali. Lucas nie stwarzał problemów. Lucas był bezpieczną opcją. Skupiony na studiach i pracy, bez skandali i nieciekawych sytuacji, które dla każdego były podejrzane. Teraz miała tam iść z Carterem, którego zdążył prześwietlić na wszystkie sposoby. Wyciągnął każdą złą rzecz, jaką kiedykolwiek zrobił. Wliczając powód, dla którego Sophia go w ogóle poznała. I rozumiała, że to będzie trudna droga, aby spróbował mu zaufać. Być może to nigdy się nie wydarzy. Być może ojciec nigdy nie będzie próbował zaakceptować tego, że Carter jest częścią jej życia i że Sophia nie zamierza tak łatwo z niego zrezygnować.
Obawy tylko wzrastały, a Sophia miała coraz więcej myśli kotłujących się pod głową. Możliwe scenariusze się mnożyły. Nie martwiła się tym, jak wypadnie Carter. Martwiła się tym, jak to wszystko będzie wyglądało, kiedy już znajdą się na miejscu. Co będzie mówił ojciec, jak rozmowę poprowadzi Gwen. I to ostatnie zwłaszcza martwiło dziewczynę, bo nad tą kobietą nie miała żadnej kontroli i wiedziała, że ona również nie zamierzała się wstrzymywać. Z jakiego niby powodu miałaby być dla Sophii i Cartera miła, kiedy przez całe jej życie nie potrafiła wydusić z siebie pozytywnego komentarza w jej stronę? Co najwyżej w momencie, kiedy ojciec był obok i nie mogła swobodnie wypluwać z siebie jadu, ale teraz wtedy – robiła to tak, aby Oscar nie zorientował się, jak bardzo próbuje dopiec Sophii.
Szykowała się powoli i bez przesady. To miała być tylko kolacja w domu, a nie wyjście do eleganckiej restauracji, która wymagała odpowiedniego stroju. Jednocześnie pojawienie się w legginsach i bluzie Cartera byłoby niezaakceptowane, a szczerze mówiąc właśnie na to miała ochotę. Zdecydowała się na czarną bluzkę z długim rękawem i dekoltem w serek, beżową spódniczkę sięgającą do połowy uda w czarno-szarą kratkę. Nogi zasłoniła rajstopami zbliżonymi kolorem do odcienia jej skóry, dobrała delikatną, złotą biżuterię, a włosy zostawiła rozpuszczone, choć spędziła dobre pół godziny na prostowaniu. Nie była przekonana do tego wyjścia, ale na odwrót było już za późno.
UsuńCartera nie widziała od jakiegoś czasu. Była sama w sypialni, gdy kończyła się malować. Siedziała jeszcze przez chwilę, zastanawiając się po co właściwie to robi, aż w końcu wyszła z sypialni.
— Carter? — Zawołała w przestrzeń, chcąc zlokalizować, gdzie go znajdzie. Przeszła kilka kroków, a odgłos obcasów rozniósł się między ścianami. — Hej… — Zacisnęła lekko usta, kiedy go dostrzegła. Nie z niezadowolenia, wręcz przeciwnie.
Powoli zlustrowała go wzrokiem, nie powstrzymując uśmiechu.
Zbliżyła się do Cartera powoli. Kiedy znalazła się tuż obok ułożyła dłonie na jego torsie, a głowę lekko zadarła do góry. Może to nie będzie idealny wieczór, ale zamierzała znaleźć w nim dobre strony.
— Świetnie wyglądasz. — Musnęła lekko jego usta, gdy się nad nią trochę nachylił. Kiedy dostrzegła, że na wargach zostawiła niewielki ślad po błyszczyku przesunęła po nich opuszkiem palca.
soph
Mogło mu być daleko do wyglądu idealnego chłopaka, który oficjalnie ma poznać ojca dziewczyny, ale Sophia nawet nie pomyślała o tym, aby prosić Cartera, żeby zmieniał siebie i swój styl. Sophia nie potrzebowała ukrywać tego, jaki Carter jest. Wydawało się jej, że wiedzą już o nim co najgorsze i nie miała potrzeby, aby ubierać go w garnitury i jedwabne koszule, zapakować niczym prezent, aby wypadł w najlepszy możliwy sposób. Carter miał podobać się jej i podobał się jej taki, jaki był. Ojciec mógł co najwyżej wyrazić swoją opinie, której Sophia ulegać wcale nie zamierzała. Ze wszystkich rzeczy, które teraz mogłaby chcieć to nie obraziłaby się za kule, która przewiduje przyszłość, aby mogła przekonać się, jak będzie wyglądał ten wieczór i czego uniknąć, aby nie skończyło się tragedią.
OdpowiedzUsuńWyglądał perfekcyjnie.
Sophia niemal czuła, jak serce jej przyspiesza, kiedy dostrzegła, jak jest ubrany. Nie chodziło nawet o ubrania, ale o to, jak Carter się po prostu sobą prezentował. Był przystojny i Sophia zauważyła to już pierwszego spotkania. W taki sposób, który wprawiał w zakłopotanie i może już powinna być przyzwyczajona, a jednak nie była. Podobnie było z jego spojrzeniem, od którego policzki piekły, a oczy uciekały na boki, jakby nie były w stanie znieść sposobu w jaki Carter na nią patrzy.
— Możesz mi dalej powiedzieć, że pięknie wyglądam. — Odpowiedziała z lekkim uśmiechem. Sophia spogląda na niego z błyszczącymi oczami oczami, jeszcze nie pozwalając sobie na to, aby zaśmiecać sobie głowę tym, gdzie idą. — I możesz mi wiele innych rzeczy powiedzieć… — Dodała, ale nie dopowiedziała, jakimi jeszcze słowami mógłby sprawić, aby Sophia zmiękła i traciła stabilny grunt pod nogami. Akurat w tej kwestii Carter nie potrenował jej pomocy, bo sam dokonałaś wiedział, co jej powiedzieć, żeby powoli traciła głowę. Nawet nie powoli, a w zaskakująco szybko.
Nie próbowała wyrwać ręki. Sama chętnie ją przy jego twarzy zatrzymała. Jeszcze przez chwile, żeby nie myśleć o tym, co będzie jak dojadą do rodzinnego penthouse brunetki.
— A w lodówce są świeże truskawki i mleczna czekolada… — Dodała niemal z rozczarowaniem, że nie mogą z tego teraz skorzystać. Westchnęła trochę zawiedziona, bo zdecydowanie właśnie tak wolałaby spędzić noc. — Jeszcze chyba nie skończyłam z tymi eksperymentami z wczoraj. Jeszcze je wykorzystam. — Dodała i puściła mu oczko. Czasami sama nie wierzyła w słowa, które opuszczały jej usta. Przy Carterze Sophia pozwalała sobie na więcej i coraz chętniej sprawdzała granice, które do tej pory nie wiedziała, że istnieją.
Była wdzięczna, że Carter chciał ją zrozumieć. Nie próbował jej wmówić, że przesadza czy że jej problemy nie są istotne. Było możliwe, że czasem trochę zaczyna przesadzać, ale nawet w takiej sytuacji nie zauważyła, żeby chociaż raz próbował ją przekonać, że może to wszystko wcale nie jest takie złe, jak maluje.
— Tak? — Nie wiedziała, co planował. Kiedy się odsunął brunetka z zaciekawieniem spogląda, gdzie Carter idzie. Miał rację, nie zaglądała tam, bo nie miała potrzeby. Nie spodziewała się niczego, ale kiedy Carter wrócił z podłużnym pudełkiem coś zaczęło jej w głowie świtać. Nic nie mówiła, tylko patrzyła w milczeniu, jak otwiera przed nią pudełko. Ciche westchnięcie zalęknione zachwytem opuściło jej usta, gdy dostrzegła bransoletkę.
Spogląda, jak zapina jej biżuterię, która była niemalże idealnie dobrana do niej. Sophia w milczeniu spoglądała na błyszczące się diamenciki, które zdecydowanie przykuwały uwagę.
— Carter… — Ale nie były to słowa, które próbowały go powstrzymać przed tym prezentem. — Jest przepiękna… Dziękuję. Och, jest prześliczna. — Powtórzyła.
Nawet, gdyby próbowała to nie mogłaby ukryć tego zachwytu. Sophia potrzebowała kilku długich sekund, żeby oderwać od niej wzrok i znów skupić się na Carterze.
— Wiesz, że już jej nie zdejmę, prawda? — Uśmiechnęła się. Była pewna, że teraz będzie nosiła ją przez cały czas.
Sophia wiedziała, że nie żartował z tymi słowami. I wiedziała też, że Gwen właśnie tego będzie próbowała. Wytrącenia go z równowagi i pokazania, że ma przewagę. Ale może, tylko może, pozytywnie się zaskoczy w tym wszystkim i nie skończy tego wieczoru ze łzami w oczach.
Usuń— Mógłbyś mnie pocałować. Możemy teraz przez chwile nie mieć na to okazji. — Mruknęła. Mogło im to w końcu dobrze zrobić, prawda? Podnieść trochę endorfiny, poczuć się lepiej i mieć do czego wracać za jakiś czas. — Przez chwile. Może nie z zegarkiem w ręku, ale mógłbyś mnie pocałować. Wypada całować swoją dziewczynę. Zwłaszcza, gdy daje się jej takie piękne prezenty… Ale nie namawiam.
Wyjęła włosy spod płaszcza, gdy Carter jej pomógł je włożyć. Spogląda za to na niego w wesoły, niewymuszony sposób. Może tylko trochę kusiła i próbowała nakłonić, aby jednak zdecydował się ją przed wyjściem pocałować.
soph
— Mhm, bardzo uprzejmie proszę. — Odpowiedziała razem ze skinięciem głowy. To nie była tylko chęć, aby ją pocałował, ale potrzeba. Jak ciche zapewnienie, że mimo wszystko, ale oni siedzą w tym razem i że nie wyjdą z tej kolacji skłóceni, że nawet, jeśli będą w ich stronę padać oskarżycielskie słowa to sobie poradzą ze wszystkim. Wiedziała też, że ten moment może być ostatnim, jak naprawdę na najbliższe dwie godziny, więcej nie przewidywała, będą mogli sobie okazać tyle czułości. Sophia cicho mruknęła, kiedy Carter ją do siebie przyciągnął i niemal od razu odwzajemniła pocałunek, nie chcąc stracić z niego nawet ułamka sekundy. Potrzebowała tego i równie mocno chciała, gdyby tylko się dała to zamiast ciągnąć go na tę kolację zostaliby tutaj we dwójkę z szampanem i truskawkami. Nie przejmując się światem i tym, że ludziom nie podobało się, że są razem.
OdpowiedzUsuń— Och, ja myślę, że masz bardzo wiele manier. — Mruknęła z uśmiechem na ustach. Może nie takich, które pochwaliłaby Gwen, ale Sophia nigdy nie szukała w niej aprobaty. Dla Gwen istotne było, który widelczyk jest do czego. Dla Sophii w pewnym stopniu również, ale nie przesłaniało jej to wszystkiego innego. — Tylko z tobą. — Dodała nieco ciszej. Nie chciała tam zostać i udawać, że wszystko może wrócić do normy, bo tej normy nigdy nie było. Od wielu lat w domu była bardziej gościem i to bardzo niechcianym, a jednak i tak wracała tam za każdym razem, bo inaczej nie potrafiła.
— Zdradzę ci, że większość dziewczyn nie zdejmuje tych pierwszych, które dostają od chłopaka. Te mają największą wartość i wcale nie mówię tu o diamentach. — Powiedziała z lekkim uśmiechem. Nie myślała o cenie, nie pytała o nią i nie czuła się źle przyjmując od niego prezent. Gdyby chociaż spróbowała to Carter raz dwa wybiłby jej ten pomysł z głowy, a Sophia chętnie nosiłaby na sobie przypomnienie o nim. Wcale tego nie potrzebowała, ale miło było czuć go przy sobie nawet w postaci bransoletki.
— Nadrobimy te truskawki. — Obiecała i musnęła jeszcze jego policzek. Sama chętnie by została, naprawdę. Zakopała się w pościeli razem z Carterem i butelką szampana. Więcej do szczęścia przecież nie potrzebowali. Miała w tym penthousie niemal wszystko, czego mogłaby potrzebować do szczęścia, a te największe dawał jej Carter.
Podróż minęła w ciszy, którą przerywała tylko dobrze znajoma playlista. Nowy Jork tonął w dziesiątkach świateł, które migały, gdy przemierzali kolejne przecznice. Sophia wyglądała przez okno, ale swoją dłoń miała splecioną z dłonią Cartera, której wierzch lekko gładziła kciukiem. Nie potrzebowała teraz zbyt wiele mówić. Wystarczająco wiele działo się w jej głowie. Doceniała też, że Carter rozumiał jej potrzebę na chwilę ciszy. Brunetka lekko się napięła, kiedy podjeżdżali pod znajomy, sięgający niemal chmur budynek. Mimo, że była tu zaledwie kilka dni temu, to miała wrażenie, że minęła cała wieczność.
— Bardziej już nie będę. — Westchnęła. Mogła siedzieć tu do rana, a i tak nic nowego nie wymyśli.
Nie jesteś w tym sama, przypomniała sobie. Nie walczyła tym razem sama. Obok był Carter, który pewnie trzymał ją za rękę i nie puszczał. Nie, gdy wchodzili do środka. Nie, kiedy jechali windą w górę. Chwilami miała wrażenie, że jedzie prosto w otwartą paszczę lwa. Może coś w tym było. W środku pachniało polerowanym drewnem, kwiatowy zapach unosił się w powietrzu. To były znajome zapachy, które czasem sprawiały, że uchodziło z niej całe napięcie, ale tym razem… Tym razem tylko je wzmacniało. Stukot jej obcasów odbijał się cicho od ścian, gdy znaleźli się już na piętrze. W pierwszej chwili miała chęć zapukać, ale… To przecież był jej dom. Tylko, że zanim zdążyła sięgnąć po klamkę drzwi się otworzyły, a ich oczom ukazała się kobieta w średnim wieku, którą Sophia doskonale znała. Miała łagodne oczy i ciepły uśmiech, który przekazała nie tylko Sophii, ale również i Carterowi.
— Pan i pani Carpenter oczekują was w salonie. Przygotowują drinki przed kolacją. — Przesunęła się na bok, aby ich przepuścić. — Zajmę się płaszczami.
— Dziękuję, Agnes.
Nienawidziła takich oficjalnych powitań. Brakowało jeszcze „dobry wieczór, panienko, Moreira”, aby całość wybrzmiała tak, jak chciałaby tego Gwen. Agnes najwyraźniej uznała, że w przypadku Cartera i Sophii to będzie zbędne.
UsuńPo oddaniu płaszczy Sophia od razu szukała dłoni Cartera. Zerknęła na niego i uśmiechnęła się, trochę nerwowo. Ale już było za późno, aby się wycofać. Do salonu prowadził krótki korytarz. Już z miejsca było słychać delikatną, klasyczną muzykę, której często słuchał ojciec i tu Sophia miała pewność, że to był jego wybór. Wiedziała, że dziewczyn nie było, więc przynajmniej nie musieli się mierzyć z dodatkowymi osobami, które mogły mieć coś przeciwko.
— Wiesz, trochę inaczej sobie to wyobrażałam. — Westchnęła zerkając na Cartera. Jeszcze byli na tyle daleko, że nie musiała się martwić, że ją usłyszą. A nawet, gdyby… Trudno. — Czasem… Czasem myślałam, jak mogłoby wyglądać, jak tu przyjdziesz i chciałam, żebyś zobaczył… Cóż, mój pokój. — Uśmiechnęła się lekko i na moment uciekła wzrokiem, ale zaraz do niego wróciła.
Jeszcze przez moment chciała odciągnąć tę chwilę, kiedy będą musieli wejść do salonu i spędzić trochę czasu w miejscu, gdzie żadne z nich być nie chciało.
soph
Rozgrywała w głowie wiele scenariuszy, jak mogłoby to wyglądać, gdy zaprosi tutaj Cartera. Żaden nie przewidywał takiej ilości stresu. Planowała to zrobić, gdy nikogo nie będzie. Nie, bo się go wstydziła. Wręcz przeciwnie. Chciała tylko, aby uniknął tego zamieszania, które spowoduje Gwen, a Sophia wiedziała, że pojawi się jakieś napięcie. Nawet jeśli nie od razu, to z czasem. Potrafiła już przewidzieć jej zachowania, mimo, że wciąż czasem potrafiła ją zaskoczyć.
OdpowiedzUsuń— Mam nadzieję. — Odpowiedziała. — Po prostu… To moje miejsce. Książki, pamiątki, zdjęcia… Lepiej byś mnie przez to poznał. — Dodała. Bo przede wszystkim, ale o to jej chodziło. Takie drobne rzeczy, które mogły z początku nie mieć znaczenia, ale wraz z tym, jak ta relacja się pogłębiała zaczynały je mieć, a jednak w penthousie u Cartera tego nie było. Mogła tam zmieniać zasłony, dywany i całą resztę, ale nie było tak jej. Nie spędziła tam swojego życia. Nie było tego małego chaosu, który w sobie nosiła, a o którym nie wszyscy wiedzieli.
Sophia lekko zmrużyła oczy widząc sposób w jaki się uśmiechał, a potem krótko zaśmiała.
— Możesz zawsze spróbować. Po czwartym kieliszku wina, czasem, zaczyna robić się znośna. — Odpowiedziała. Nawet nie umiała wyobrazić sobie Gwen z jointem, a co dopiero swojego ojca. Chociaż, prędzej zobaczyłaby z nim ojca niż macochę. Mimo wszystko, nawet myśl, że Carter mógłby się nim dzielić z jej ojcem była trudna do wyobrażenia sobie.
— Truskawki będą w sam raz. — Nawet nie pomyślała o tym, że mogłoby im się faktycznie coś takiego przydać. — Ale to działa w dwie strony. I mówię poważnie.
Sophia czuła się źle z tym, że Carter to wszystko dla niej robi, ale doceniała. Nawet sobie nie zdawał sprawy z tego, jak bardzo była mu za samą obecność wdzięczna. I nie zamierzała trzymać go tu dłużej niż było to konieczne. Trochę rozmowy, coś zjeść mimo skręconego żołądka i uciec z powrotem do siebie, gdzie odpoczną i będą mogli wrócić do bycia sobą. Nie miała ochoty tam wchodzić, a kiedy Carter ją zatrzymał uniosła lekko brew i spojrzała na niego w lekkim zaskoczeniu, które zaraz zmieniło się w ulgę i ciepło, a także w spokój.
— Kocham cię. — Powtórzyła miękko, patrząc mu prosto w oczy. Chyba jeszcze nigdy wcześniej nie była tak pewna tego uczucia. Jakby dopiero teraz zrozumiała, co ono naprawdę znaczy. Co znaczy być kochaną mimo problemów i bez uciekania, kiedy zacznie robić się ciężko. — Nie miałabym nic przeciwko poezji… Ale może innym razem. Na następnej randce? — Podsunęła z uśmiechem i może małą nadzieją, że kiedyś – niekoniecznie teraz – faktycznie ją tym zaskoczy. Nie była tylko pewna, które z nich byłoby w większym szoku.
Słyszała go. I znów nie mogła powstrzymać krótkiego, melodyjnego śmiechu, który nie był przeszyty napięciem.
— Wstrzymaj się z tym tego wieczoru, co? — Pokręciła lekko głową. Była świadoma, że to były żarty, chyba. Ciężko było jej przy Carterze nadążyć, ale na takie deklaracje było dla niej za wcześnie. I dla niego. Tusz na jego papierach rozwodowych nie był w pełni suchy. — I najpierw może zapytaj mnie, co? Ale tak… za rok. Albo półtora. W porywach do dwóch.
Wiedziała, że potrafił być porywczy, a jednocześnie nie umiała sobie wyobrazić, żeby wyskoczył jej z czymś takim. Jeśli Sophia nie wyobrażała sobie takich rzeczy, a jeszcze do tego było jej daleko, to zdecydowanie było za wcześnie, aby o tym rozmawiać. A co dopiero robić.
Ścisnęła nieco mocniej jego dłoń, kiedy w końcu weszli do salonu. Jasne meble współgrały z wystrojem. Wszystko lśniło czystością, a chwilami to miejsce wyglądało jak wyrwane z katalogu, a nie, jakby ktoś tu naprawdę mieszkał. Oscar stał przy mini barze, a Gwen odwrócona plecami przy oknie wpatrując się w rozciągający się przed nimi widok Central Parku.
— Same roześmiane głosy. To dobry znak. — Odezwała się pierwsza. Żadnego dobry wieczór. Wyraźny sygnał, że słyszała ich zanim tu weszli. — Cieszę się, że zgodziliście się przyjść. Bardzo nam na tym zależało.
W dłoni trzymała kieliszek czerwonego wina, z którego się napiła zerkając na Sophię i Cartera. Miała nieodgadnione spojrzenie. Jakby było w nim coś oceniającego, ale jeszcze się wstrzymywała z komentarzami, aby nie zacząć od razu od afer. Oscar ruszył w ich stronę.
Usuń— Dziękuję, że przyszliście. — Powiedział. Przywitał się z Sophią, a później z Carterem. — Sophia. — W jego głosie wybrzmiała nuta, której nie potrafiła jednoznacznie zidentyfikować. Brzmiał, jakby mu ulżyło, a jednocześnie, jakby to miał być wyrzut.
— Nie mogłabym nie przyjść. — Odpowiedziała. Starała się brzmieć na pewną, choć w środku czuła znajome napięcie.
Oscar skinął głową, a potem spojrzał na Cartera.
— Carter. — Wskazał ruchem dłoni w stronę mini baru, gdzie przygotowywał drinki. — Napijecie się czegoś? Whisky? Wino?
— Białe wino.
Ledwo widoczny uśmiech przebiegł mu przez twarz.
— Czasem zapominam, że już jesteś w tym wieku. — Westchnął niemal z nostalgią. — Dobrze cię widzieć, Soph.
Brzmiało to szczerze, ale między „dobrze cię widzieć” wyczuwalna była nuta „dlaczego przynosisz mi tyle problemów”. Albo tylko się nakręcała z góry zakładając, że wieczór skończy się katastrofą. Sophia poprowadziła Cartera do sofy. Znała ten schemat. Drinki na początek, niezobowiązująca rozmowa i przejście do jadalni, gdzie czekała idealna zastawa i potrawy godne gwiazdki Michelin.
Ojciec wrócił do mini baru, a Gwen zajęła miejsce w fotelu niemal naprzeciwko Sophii i Cartera. Spokojna, chłodna i zdystansowana, ze spojrzeniem, które teraz nie mroziło, ale też nie ocieplało.
— Oboje cieszymy się, że jesteście. — Przytaknęła blondynka. — Rzadko mamy okazję poznać kogoś… Takiego.
— Gwen. — Prawie przypominało to upomnienie.
— Tylko mówię. Wybacz, nie chciałam źle zabrzmieć. Nie mieliśmy jeszcze gościa z takiego… Skrajnie innego świata.
soph
Starała się nie wyglądać ani nie brzmieć na zbyt napiętą. Póki co rozmowa, jeszcze, wybrzmiewała dość normalnie. Liczyła, że zostanie już tak do samego końca. Kilka grzecznych pytań, na które będzie można odpowiedzieć bez spięcia. Rozumiała, że jej tata był Cartera ciekaw i że miał powody do niepokoju. Próbowała mu przypomnieć, że to była przeszłość, że Carter taki wcale już nie jest. Nie miała co do tego żadnej pewności, ale przy niej przecież nie wchodził w żadne bójki, nie kończył imprez w rozwalonym hotelowym apartamencie, nie budził się w innym mieście po imprezie i nie ciągnął się za nim stos nieszczęść. Przy niej chodził do schroniska, wypełniał swoje obowiązki, a to, w jaki sposób dbał o Sophię powinno było mówić wystarczająco wiele. Nie mieli okazji tego widzieć i liczyła, że dziś chociaż w małym ułamku dostrzegą, że w jego rękach brunetka nie jest ani kolejną dziewczyną do kolekcji ani eksperymentem, aby sprawdzić, czy da się prowadzić normalne życie.
OdpowiedzUsuńDawniej nie było tu tak… sterylnie. Przed pojawieniem się Gwen to miejsce nie przypominało wejścia do muzeum. Po ścianach wspinały się zielone rośliny, ściany miały żywe i piękne kolory, a meble, mimo że eleganckie i ściągane od najlepszych projektantów miały w sobie życie. To kiedyś było miejsce, w którym mieszkała rodzina, a teraz przypominało bardziej pokazowe miejsce, gdzie źle ułożona poduszka była powodem do pieklenia się.
— Rozsądnie. — Powiedział mężczyzna. Zakładając, że najpewniej nie pil właśnie przez to, że prowadził. Zamiast więc wręczyć Carterowi szklaneczkę z bursztynowym płynem, podał Sophii kieliszek z winem. Brunetka wzięła go bez słowa. Upiła łyk dopiero jednak po chwili, by nie wyglądać na zdesperowaną na łyk alkoholu. Postawiła kieliszek na swoim udzie, ignorując wzniesioną brew Gwen, której najpewniej już nie podobał się sam fakt, że rozgościła się we własnym domu za bardzo.
Sophia potrzebowała chwili, aby upewnić się, że wcale się nie przesłyszała. Podłapała spojrzenie Cartera, równie, a może nawet mocniej zaskoczone niż jej własne. Zamrugała kilka razy, zbita z tropu, bo spodziewała się wielu rzeczy, ale niekoniecznie ataków… Z takiej strony.
Owinęła palce mocniej wokół dłoni Cartera. Przede wszystkim po to, aby mu przekazać, że z nim jest i im, że jest po jego stronie. Po tej wypowiedzi zapadła cisza, którą przerywała tylko klasyczna muzyka. To nie była tylko niezręczna cisza, ale taka, która zapada, gdy wszyscy wiedzą, że padło coś, co nie powinno.
— Ależ skąd, nikt nie mówi o zarazkach. — Głos miała spokojny, a sama lekceważyła własne zachowanie. — To była jedynie kulturowa obserwacja.
Sophia poczuła, jak serce drga jej mocniej.
— Gwen. — Oscar był spokojny, ale na moment w jego oczach pojawiło się zakłopotanie, które ciężko było ukryć. — To było niepotrzebne.
— Och, proszę cię, Oscarze. — Odparła miękko, nie odwróciła od nich wzroku. — Nie możemy udawać, że świat wygląda dla wszystkich tak samo. To nie brak szacunku, tylko… realizm.
— To żaden realizm, tylko uprzedzenie. — Sophia wbiła wzrok w ojca, może licząc na to, że to przerwie. Przecież takie rzeczy nie powinny były padać. Miała wrażenie, że zakopie się w tych poduszkach za plecami ze wstydu.
— Tak brzmi doświadczenie, kochanie. — Odpowiedziała blondynka dziewczynie. Przesadnie słodkim głosem, od którego miała ochotę wylać wino jej prosto w twarz. I gdyby nie bała się konsekwencji, gdyby miała w sobie odwagę zmieszaną z głupotą to właśnie to by teraz zrobiła. — Wiesz, Sophio, nie wszyscy mieli takie szczęście, jak ty. Urodzić się w dobrym domu, zawsze mieć wszystko, nigdy się niczym nie martwić. Przecież nie miałam nic złego na myśli. Zgodzisz się, Carterze? W końcu informacje o twoich przeżyciach nie są tajne. Sam je ujawniasz w piosenkach, czyż nie?
Wzrok blondynki był uważny. Śledziła każdą jego reakcję. Każde drgnięcie powieki, głębszy wdech. Jakby tylko czekała na odpowiedni moment, aby powiedzieć coś jeszcze gorszego co przykryje słodkim tonem.
Sophia otwierała usta, aby coś powiedzieć, ale zanim zdążyła się odezwać, wtrącił się ojciec.
— Sophia wspominała, że niedawno wypuściłeś album. — Próbował odwrócić uwagę od Gwen. Wybrać temat, który nie będzie obraźliwy. Nie zależało mu na tym, aby wyszli stąd trzaskając drzwiami. Był uprzedzony, owszem i nie ukrywał, że przeszłość Cartera go martwi. Że boi się o to, jaki wpływ to będzie miało na Sophię. Cała reszta była nieistotna. — To musi być wymagające środowisko. Dużo presji, jak mniemam? Przyznaję, że nie rozumiem tego rodzaju muzyki, ale to wygląda… Interesująco.
UsuńNie brzmiał jak ktoś, kto próbuje oceniać. Tylko zrozumieć i odnaleźć się w świecie, który był dla niego teraz kompletnie obcy. A przede wszystkim, jak ojciec, który martwi się o córkę i może nie podejmuje najlepszych kroków, ale się stara. Trochę na opak, ale jednak.
— To jest interesujące. — Podkreśliła Sophia, nieco się ożywiając. Zerknęła na Cartera i nieśmiało się uśmiechnęła. Może jednak wszystko zmierzało w dobrym kierunku. — Zwłaszcza na żywo. To świetne show.
Miała wrażenie, że od tamtego koncertu minęły całe wieki, a przecież to było tak niedawno. Wiele, nawet zbyt wiele, zdążyło się od tamtego czasu wydarzyć. Właściwie… Właśnie prze to, co działo się po koncercie tu siedzieli. Ale to było teraz nieważne. Sophia nie chciała o tym myśleć.
— Raczej nie odnalazłbym się na takim koncercie, Soph. — Odpowiedział lekko Oscar, robiąc krótką przerwę, aby upić swojego drinka. — Mogę być na to już po prostu za stary. — Dodał w formie luźnego żartu i sugestii, że być może nie w pełni zrozumie, o co w tym chodzi, ale się stara.
soph
To był ten moment, kiedy należało się podnieść i wyjść. Bez mówienia, dlaczego. Powód był aż nazbyt jasny. Przez moment szczerze nie wierzyła, że takie słowa padły. Wpatrywała się w kobietę, już nawet nie próbując w niej znaleźć choćby ułamka człowieczeństwa. Była pewna, że tego w sobie nigdy nie miała, a ten wieczór traktowała jako chwilę, aby się wyżyć za te wszystkie dni, kiedy próbowano Sophię odwieść od pomysłu bycia z Carterem, a ona uparcie trzymała się tego mężczyzny i wracała do niego za każdym razem. Zajmowało jej to czasem trochę czasu, ale ostatecznie Sophia się pojawiała przed jego drzwiami. Nie dosłownie, ale nie istniała teraz rzecz, która mogłaby ją od niego odciągnąć. Musiałoby naprawdę wydarzyć się coś, czego nie byłaby w stanie znieść, aby pożegnać go ze swojego życia na dobre. Tymczasem, zdawało się jej, że znała już jego mroczną stronę, że wiedziała wszystko i wciąż tutaj była. I zamierzała być dalej.
OdpowiedzUsuńŻadne z nich nie dało się jej sprowokować, choć najwyraźniej właśnie na to liczyła. Że któreś pęknie. Nie, że to Carter pęknie. Sophia była pewna, że sprawdza na jak wiele będzie mogła sobie pozwolić, zanim nie wydarzy się coś, co udowodni, że Carter jest niebezpiecznym człowiekiem, od którego należy trzymać się z daleka. Stała się nagle dziwnie milcząca i Sophii ani trochę się to nie podobało.
Sophia również odetchnęła z ulgą, gdy temat uległ małej zmianie. Zgodziła się na to spotkanie, bo zależało jej, aby to ojciec poznał Cartera, a nie Gwen. Jej opinia była dla brunetki zbędna, choć wiedziała, że jej ojciec bierze pod uwagę wszystko, co mówiła blondynka.
— Zawsze podziwiałem ludzi z pasją. — Skinął głową. — Rozumiem, to muszą być w takim razie poruszające teksty. Nie miałem okazji im się przyjrzeć. — Mówił. Sophia w tej znajomości zaczynała widzieć małą iskierkę nadziei. Niewielką, ledwo się tlącą, ale ona tam była. — Masz dobre podejście. Ciężko zadowolić wszystkich.
Dawało jej to może zbyt wielką nadzieję, ale zamierzała się jej trzymać. Tego, że może nie wszystko jest stracone i jeżeli tylko kobieta nie będzie się wtrącać, to na wierzch wyjdzie ojciec, którego Sophia znała i który nie oceniał ludzi zbyt pochopnie, który potrafił się śmiać z najgłupszych żartów. Potrzebowała, aby teraz to on się pojawił.
— To prawda. Kiedy Carter mnie zabrał miałam całą lożę dla siebie. Tak prywatnie, jak tylko się da. — Dorzuciła jeszcze od siebie. Nie po to, aby sprzedać ojcu wizję zabawy na koncercie. Bardziej w ten sposób chciała mu pokazać, że jeśli zajdzie potrzeba to można takie wyjście zorganizować tak, aby nie być otoczonym przez głośnych fanów, którzy napierają z każdej strony. — To mogłoby być zabawnie, tato. Jak… Kiedy jeździliśmy na festiwale. — Dodała, ale już nieco ostrożniej i uważniej spoglądała na jego twarz. Prześlizgnął się po niej cień przeszłości.
— Dziękuję za zaproszenie. Może kiedyś z niego skorzystam. — To nie była odmowa ani zgoda. Ewentualność, która może, ale nie musi się wydarzyć.
Może niekoniecznie było to coś, co jej ojciec powinien widzieć. Mimo, że Sophia wiedziała, że coś widział. Sama czuła dziwne napięcie, gdy widziała Cartera otoczonego smukłymi tancerkami. I mimo, że to była tylko gra – jak w teatrze – to nie potrafiła powstrzymać zazdrości, która się w niej budowała, gdy widziała, jak się wokół niego wiją, jak go dotykają.
Kiedy Carter na nią spojrzał od razu się uśmiechnęła. Z lekkim napięciem, ale z pełną świadomością, że on tu dla niej jest. Że trzyma ją za rękę, że przerywa jej ten moment, gdy zaczynała się gubić w swoich myślach i nerwowo bawiła pierścionkiem na lewej dłoni. Przerwała niemal od razu, gdy sięgnął po jej dłoń i odetchnęła powoli. Był tu i to się liczyło. Nic, co by się teraz mogło wydarzyć, nie powstrzyma tego, co było między nimi.
Domyślała się, że miał inne pytania, które wcale nie były związane z muzyką. To był tylko dodatek, a Oscar miał w sobie dość przyzwoitości, aby ciężkie pytania zatrzymać na późniejszy moment. W przeciwieństwie do Gwen, która z miejsca rzucała oskarżeniami, uprzedzeniami.
Świat równie dobrze mógł przestać istnieć, gdy Carter na nią spoglądał. Wszystko wokół się wtedy rozmazywało i stawało się nieistotne. Tutaj jednak nie mogła pozwolić sobie na to, aby oderwać się w pełni od rzeczywistości. Zrobiła to na kilkanaście sekund. Spoglądając mu w oczy, które miękły, gdy napotkały jej spojrzenie i na ciepłej dłoni, która trzymała jej. I teraz, to wystarczało.
Usuń— To świat pełen pokus, zgadza się? — Trwającą przez chwilę ciszę przerwała Gwen, która skupiała się na tę parę minut na swoim kieliszku czerwonego wina, ale teraz jej spojrzenie prześlizgiwało się po Carterze.
— To niesamowite, jak szeroki jest ten świat, w którym się obracasz, Carterze. — Ton głosu tylko z pozoru miała przesiąknięty ciekawością. — Muzyka, występy, podróże. Szybka gotówka, młode dziewczyny, głośne imprezy i niekończące się… uniesienia. — Wyliczała, a jej dłoń sunęła wzdłuż nóżki kieliszka. — Musi ci być ciężko sobie z tym radzić. Zwłaszcza, gdy ma się skłonności do… Przywiązywania do pewnych rzeczy.
Nie musiała mówić głośno ani nazywać rzeczy po imieniu, aby wszyscy wiedzieli o co chodziło. Nawet nie udało im się dotrzeć do pierwszego dania, a Sophia miała dosyć.
— Nie wiem, co sugerujesz, Gwen — zaczęła brunetka, cicho, ale ostro — ale przestań.
— Och, nie sugeruję niczego złego, kochanie. — Zapewniła i nawet posłała jej lekki uśmiech, który równie dobrze mógł być ostrzem wbitym w najczulsze miejsce. — Martwimy się o ciebie z tatą, a… Cóż, różne rzeczy słyszeliśmy. To naturalne, że jesteśmy ciekawi człowieka, z którym się związałaś.
soph
Przychodzenie tutaj było błędem. Martwiła się zaproszeniem ojca do nich, a tymczasem to byłoby najlepsze rozwiązanie. Widziała, że mężczyzna się starał i że chciał zrozumieć, mimo, że Carter nie był ze świata, który znali. Mogły łączyć ich ogromne dochody i luksusowe życie, piękne hotele, prywatne samoloty i drogie auta, ale na tym kończyły się podobieństwa. Byli z zupełnie różnych planet. Podobnie, jak Sophia, której jednak, ale udało się znaleźć z Carterem wspólny język. Jeszcze zanim zdała sobie sprawę z tego, że zakochała się w tym mężczyźnie. Właśnie przez to miała nadzieję, że ojciec spróbuje go lepiej zrozumieć, że postara się dostrzec w nim coś, co nie było tylko wyrwanymi z internetu artykułami. Że spojrzy ponad to wszystko i da mu szansę, że da szansę jej i Carterowi.
OdpowiedzUsuńSophia nakryła swoją dłonią, dłoń Cartera. Już dawno odstawiła na stolik kieliszek wina, który w dodatku był pusty. Nawet nie zorientowała się, kiedy wypiła całą lampkę. Nie zrobiła tego, aby przed czymś go powstrzymać, bo gdyby wybuchł – miałby do tego pełne prawo. Chciała mu tym zasygnalizować, że jest obok i że ją samą to tak samo drażni. Spojrzała na niego po tym co powiedział, a jej twarz na chwilę rozświetliła się uśmiechem. To nie były słowa na popis. Pamiętała, jak jeszcze dawno temu jej mówił, że to dzięki niej pewne rzeczy się zmieniają. Nigdy go o to nie prosiła, chociaż… Naprawdę czasem chciała. Postawić jakieś ultimatum. Ale to nie była odpowiednia droga, a brunetka wciąż się go uczyła i musiała znaleźć odpowiedni moment, aby tę konkretną rozmowę z nim przeprowadzić. Na pewno jednak nie tutaj i nie teraz. Długo na niego patrzyła. Z tym spojrzeniem, które mówiło więcej niż mogłaby wypowiedzieć słowami. „Dziękuję, że to mówisz i że to prawda”, bo Carter nie udawał i Sophia to widziała.
Zapadła cisza między nimi po słowach Cartera.
Lód zagrzechotał w szklance, gdy Oscar odstawiał ją na stolik. Pochylił się lekko do przodu na fotelu, a dłonie splótł ze sobą. Był rozdarty.
— Wszyscy mamy swoje doświadczenia, przeszłość, błędy, które kształtują to kim jesteśmy. — Spojrzał na Sophię i Cartera, na ich dłonie splecione razem. Wyglądał, jakby coś rozważał. Czy to co widzi, jest szczere czy tylko jednym z wielu obrazów, które niedługo pójdą w zapomnienie. — Nie sądzę, aby to był dobry moment, aby kogokolwiek z nich teraz rozliczać, Gwen. Nie zaprosiliśmy ich tutaj, żeby rzucać oskarżeniami. Zapomniałaś? — Swój wzrok przeniósł na wciąż niewzruszoną kobietę, która siedziała z tym swoim wymuszonym uśmiechem i zimnymi oczami. Sophia chyba pierwszy raz od dawna poczuła, że ojciec jest po jej stronie. Nie brzmiał, jak człowiek, który ufa Carterowi, ale jak ktoś, kto stara się znaleźć to zaufanie.
— Chciałam tylko przecież porozmawiać. — Żachnęła się. Zachowywała się tak, jakby jej słowa wcale nie były obraźliwe i krzywdzące. — W końcu to istotna część życia Cartera.
— Być może. Ale nie musimy w ten sposób rozmawiać.
Ton głosu miał mocny i stanowczy. Rzadko go używał w stosunku do Gwen, która zwykle potrafiła owinąć sobie go wokół palca i sprawić, żeby mówił i robił dokładnie to, czego chciała. Sama chyba była zaskoczona, że mężczyzna nie poszedł tą samą ścieżką, co ona i w dodatku stawał po stronie Sophii i Cartera, broniąc przed nieuniknionym tematem.
Sophia przymrużyła oczy, gdy swój wzrok przeniosła z Cartera na ojca i Gwen. Miała wrażenie, że walka teraz odbywała się już nie między nią, a Carterem, a między Oscarem i Gwen. On chciał zachować spokój i zdobyć więcej informacji o Carterze, a kobieta zasiać chaos i wytrącić wszystkich z równowagi.
— Kolacja już gotowa? — Zapytała chłodno, niemal z obojętnością. Ostatnie na co miała ochotę to jeść z nimi posiłek. Truskawki z czekoladą, szampan i pizza wypchana serem w brzegach - tak powinien wyglądać ich wieczór. — Bo jeśli mamy dalej tu siedzieć i słuchać kolejnych bezsensownych oskarżeń i uwag, to może lepiej skończyć ten cyrk i oszczędzić sobie resztę uprzejmości.
Kobieta uniosła brew ze zdumieniem, a ojciec brunetki spojrzał na nią z czymś, czego Sophia nie mogła rozgryźć. Jeżeli to naprawdę dalej miało tak wyglądać, to nie chciała tu siedzieć i w ciszy przyjmować kolejne, bezsensowne ciosy, które do niczego nie prowadziły. Oboje siedzieli spięci i czuli się niekomfortowo, choć Carter zdawał się znacznie lepiej to znosić.
Usuń— Nikt przecież nikogo nie obraża, Sophio. — Zauważyła Gwen. — To się nazywa rozmowa.
— Rozmowa? — Powtórzyła z prychnięciem brunetka, a jej dłoń automatycznie ścisnęła mocniej rękę Cartera. — Wygląda mi to raczej na przesłuchanie. Przypominam, że to wy nas zaprosiliście. Myślałam, że chcieliście porozmawiać i poznać Cartera. Poznać nas, ale jeśli tak to ma wyglądać…
— Soph. — Wtrącił ojciec, zanim zdążyła dokończyć zdanie. W jego oczach było uznanie i duma, której nie próbował zbyt mocno okazać. — Masz rację. Wybaczcie mi, zeszliśmy z tematu i nie taki był cel.
Odetchnęła nieco głębiej, ale nie z ulgą. Jeszcze nie, dopóki nie zobaczy faktycznej zmiany.
— Gwen, możesz sprawdzić, czy kolacja jest już gotowa.
— Wystarczy zawołać Agnes.
— Po prostu sprawdź.
Patrzyli na siebie przez chwilę w milczeniu, a Sophia mogła przyznać, że gdyby spojrzenia mogły zabijać to Oscar byłby pierwszą ofiarą kobiety, a nie Carter. Wyprosił ją stąd z uprzejmym, ale stanowczym zadaniem, które w rzeczywistości wykonać mógł ktoś inny. Kobieta nie powiedziała nic, tylko podniosła się z miejsca i wyszła, a po sobie zostawiła tylko nieprzyjemny chłód, który wcale nie osłabł, gdy opuściła pomieszczenie.
Stukot szpilek Gwen ucichł. Dopiero wtedy Oscar się odezwał.
— Przepraszam za moją żonę. — Mówił spokojnie i bez emocji. Brzmiał jednak szczerze. — Czasami ją ponosi.
Sophia uniosła brwi. Wiedziała, że w jego przypadku to prawie, jak przyznanie się do winy.
— Powiem wprost. — Jego ton był chłodny, ale nie wrogi. — Nie znam cię. Nie rozumiem, co Sophia w tobie widzi i dlaczego wybrała akurat ciebie, ale chcę to zrozumieć.
Sophia wstrzymała na moment oddech, niepewna, gdzie to pójdzie dalej.
— Wiem, że świat, w którym się obracasz jest daleki od tego, w którym dorastała Sophia. Nie ufam temu i pewnie już wiesz, ale nie ufam również tobie. Ale z jakiegoś powodu mojej córce na tobie zależy, a ja wiem, że gdy Sophii na czymś zależy… — Zawahał się na moment. — … to ma naprawdę dobry powód.
soph
Sophia nie oczekiwała, że ten wieczór wiele zmieni, ale liczyła, że pozwoli ojcu spojrzeć na Cartera z innej perspektywy. Nie przez pryzmat artykułów, które można było znaleźć na jego temat, nie przez to, co mówili o nim inni. Rozumiała, że jego przeszłość nie jest łatwa do zaakceptowania i że najpewniej są rzeczy, o których nawet ona nie miała pojęcia. Zależało jej jednak na tym, aby nie musieli ze sobą walczyć cały czas – czy to o nią czy tak po prostu, aby pokazać dominację, czego, póki co, ale nie widziała. Jedyną osobą, która ciągle rzucała pretensjami była Gwen, ale ona tak naprawdę się nie liczyła. W oczach Sophii była tylko żoną ojca – nikim istotnym dla niej. Nie przyszła tutaj, bo tego chciała Gwen. Przyszła dla ojca, bo chciała uratować ich relację, bo chciała, żeby naprawdę poznał Cartera.
OdpowiedzUsuńPrzysłuchiwała się ich rozmowie w ciszy. Gładząc dłoń Cartera i zerkając raz po raz na bransoletkę, którą od niego tego wieczoru dostała. Zaczynało wyglądać na to, że się… Może dogadają. Żaden z nich nie był pozytywnie nastawiony do siebie. Oscar miał obiekcje przed tym, jaki Carter był – groźny i impulsywny, obracający się w towarzystwie, które nie pasowało do Sophii ani ona do niego, robił rzeczy, których nie pochwaliłby tak na dobrą sprawę nikt. Carter za to wiedział, jak wyglądały ostatnie lata w tym domu, że Sophia nie miała tu tak naprawdę domu, a tylko pokój, że była skazana sama na siebie, a gdy w końcu znajdowała jakieś szczęście to wszyscy szukali sposobu, aby jej to odebrać. Dla „jej dobra”, oczywiście.
— Bo tego nie zrobię. Nie w najbliższej przyszłości, ale doceniam, że oboje tu przyszliście. To dużo mówi. — Odparł. Nie brzmiał jak ktoś, kto ma zamiar uparcie trzymać się powielanych plotek i artykułów. Był zmartwionym ojcem, który nie chciał, aby jego córka wpadła w złe towarzystwo. Nawet nie chodziło o samego Cartera, ale o to, co mogło się wydarzyć, gdy Sophia będzie z nim, a wydarzyć mogło się przecież wiele.
Wzrok brunetki skakał od ojca do Cartera, ale zatrzymał się na tym drugim, gdy mówił. Oczy nieco jej zmiękły, kiedy to powiedział, a usta znów się uśmiechnęły. Ona o tym wiedziała. Powtarzał jej to wiele razy, ale od jakiegoś czasu zaczynała to również rozumieć i przede wszystkim, ale czuć.
— Nie oczekiwałbym od nikogo, aby przestali popełniać błędy. To w końcu leży w naszej naturze. — Powiedział spokojnie. Przyglądał im się z ciekawością, ale również ostrożnością. — Z powrotem do niej, hm? — Nie czekał na odpowiedź, bo nie było potrzeby na to. Kąciki jego ust lekko drgnęły, jakby miał się uśmiechnąć, ale ostatecznie przed tym się powstrzymał.
Sophia cicho westchnęła, zanim się odezwała. Mogła co prawda im pozwolić na tę rozmowę, jakby jej tutaj nie było, ale musiała coś dodać od siebie.
— Tato, nie musisz z miejsca ufać Carterowi, ale możesz zaufać mi. Wiem, co robię i z kim się związałam. — Gdyby tylko tak mogli rozmawiać od początku, bez krzyków i wzajemnego obrzucania winą, byłoby zupełnie inaczej. — I nie zmienię zdania. Bez względu na to, co inni mogą myśleć czy mówić.
Tak, jak wybory Cartera prowadziły go do niej, tak wybory Sophii prowadziły ją prosto do niego. Nawet, kiedy myślała, że uda się jej spróbować o nim zapomnieć, gdy wmawiała sobie, że Carter będzie tylko przelotną znajomością, to nieustannie ją do niego ciągnęło. W myślach i rzeczywistości.
Oscar słuchał jej uważnie, nie przerywał i nie wtrącał się. Splótł dłonie razem, a potem lekko nachylił się do przodu.
— Zauważyłem już to, Soph. — Skinął lekko głową. Nie powstrzymało jej to, że chciał ją odciąć, wyjazd z Nowego Jorku – ona do niego wracała. Tam, gdzie czuła się bezpiecznie, gdzie była kochana i nikt jej nie oceniał. — Nie chodzi tylko o zaufanie, Soph. Ale również o twoje bezpieczeństwo. I kiedy nie jesteś tu…
— Kiedy nie jestem tu, to jestem z Carterem. I jestem z nim bezpieczna, tato. — Nie próbowała go przekonać. Mówiła prosto i spokojnie, ale stanowczo. Bo taka właśnie była prawda, a Sophia przy Carterze czuła się bezpiecznie. Od samego początku. — Nie pozwoliłby, aby cokolwiek mi się stało… I sam ci to może powiedzieć.
Oboje wiedzieli, że taka jest prawda. Pilnował jej i mimo, że towarzystwo miał, jakie miał – nie dopuszczał do tego, aby zbyt długo była sama czy musiała się czegoś obawiać. A Carter… Carter przecież by jej nie skrzywdził. Niespecjalnie w każdym razie, ale przecież tu nie była mowa o przypadkowych kłótniach czy złamanym sercu, gdyby im nie wyszło.
Usuńsoph
Brunetka dobrze wiedziała, że jej ojciec potrzebuje czasu i dowodu, że historia z Carterem nie skończy się kolejnymi nagłówkami, skandalami i problemami, które na siebie ściągała Sophia. Miała do tego dziwny talent, choć przedtem nigdy nie sprawiała żadnych problemów. Cóż, przedtem nie miała też nikogo kto chciałby jej pokazać, że nie musi zawsze robić tego, czego się od niej wymaga. W rzeczywistości, te „problemy”, które ściągała wcale nie były przecież przesadzone. Ona w pewnym momencie po prostu skończyła z zadowalaniem wszystkich wokół.
OdpowiedzUsuń— Tylko trochę zaufania, tato… Proszę. — Odezwała się ciszej. Uścisk jej dłoni się nie rozluźnił, ale nie był już tak nerwowy, jak przedtem. Sophia czuła się pewniej, ale obawiała się, że to uczucie zniknie w momencie, kiedy znów dołączy do nich Gwen, a raczej oni do niej. Nie uśmiechała się jej ta kolacja. Wystarczyłyby same drinki, które i tak nie były teraz zadowalające. Nie przez smak, ale przez atmosferę.
Oscar wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał. Może nad rozważeniem tego zaufania, a może nad czymś jeszcze innym. Nie trzeba było tłumaczyć, że w słowach Cartera „I nie pozwolę, żeby zrobił to ktoś inny”, była również mowa o nim. Nie był naiwny i przecież wiedział, gdzie uciekła w tamtym tygodniu po kłótni, gdy nie chciał nawet słyszeć o Carterze. Kto po nią przyjechał w środku nocy do Hamptons i kto od tygodni chodził jej po głowie. Przez kogo się uśmiechała z rana, nuciła pod nosem i dla kogo robiła te dodatkowe bajgle przed wyjściem do schroniska.
— Nie, nie jesteś. — Przyznał bez większego zawahania. — Ale z jakiegoś powodu cię wybiera. I skoro Sophia ci ufa… Ja mogę zaufać jej. Mam tylko nadzieję, że nie będziemy tego żałować.
Brunetka zacisnęła usta, jakby chciała się wstrzymać przed zbyt szczerym uśmiechem. To nie była obietnica, że wszystko teraz pójdzie dobrze. To było raczej luźne stwierdzenie, że Oscar da mu szansę, ale Carter będzie musiał mu udowodnić, że nie jest tym, za kogo go ma.
— To nie tylko zaufanie. Kocham go.
Jednocześnie poczuła, jak coś mocnego osiada jej na piersi i znika z niej ciężar, który długo w sobie nosiła. Sama nie spodziewała się po sobie takich słów ani tego, że tak otwarcie się do tego przyzna. Zaskoczyła go tymi słowami, być może i Cartera, choć teraz nie sprawdzała jego reakcji. Wzrok brunetki skupiony był na ojcu. Ciężko było jej go rozczytać. Było w nim lekkie zdumienie, ale to by było na tyle.
— Kochasz? — Powtórzył po niej, jednak nie z wyrzutem ani wyśmianiem. Bardziej, jakby sprawdzał, czy jest świadoma tego, co powiedziała. — To potężne słowa, Sophia.
— Tak, kocham. Potrzebujesz dowodu?
— Mam dowód przed sobą, Soph.
Nic już nie odpowiedziała. Przynajmniej nie teraz. Nie mógł teraz, po tym co powiedziała i wyznała, myśleć, że go zostawi, prawda? Albo że zgodzi się, że Carter nie jest odpowiednim wyborem. Była nastawiona na to, że zamierza spędzić z nim życie. Nawet jeśli nie całe, to jakąś jego część. Mimo, że od dawna nie umiała sobie wyobrazić, że z jakiegoś powodu Cartera zabraknie, czy że między nimi popsuje się na tyle, aby zechcieli się rozejść. Takie myśli nie przychodziły jej nawet do głowy. Była świadoma, że przed nimi jest naprawdę wiele pracy, że ich relacja nie jest idealna, ale mieli siebie. Dostawali od siebie nawzajem to, czego od bardzo dawno obojgu brakowało. Różnili się wszystkim, ale uzupełniali. I nawet jeśli nie wszyscy to widzieli, to brunetka nie zamierzała każdej osoby po kolei przekonywać, że Carter jest kimś, komu warto zaufać. Zależało jej tylko i wyłącznie na tym, żeby jej ojciec spróbował to zrobić. Tylko tyle. I być może powoli osiągała swój cel, dopóki nie okaże się, że zmieni zdanie, bo porozmawia z Gwen lub kobieta znajdzie powód, aby obrzydzić mu związek Sophii i Cartera.
— Sprawdzę, czy wszystko jest już gotowe. — Powiedział po chwili. Rozmowa nie była skończona, ale na ten moment – powiedzieli sobie wszyscy wystarczająco dużo. Nie musieli spędzić reszty wieczoru na wspólnym przekonywaniu się do swoich racji. — Zostańcie, przyda wam się chwila.
Podniósł się z miejsca, bez ciągnięcia rozmowy dalej. Mimo, że wiele słów jeszcze mogło paść. Sophia nieszczególnie zwróciła uwagę na to, że minęło dość sporo czasu od wyjścia macochy. To równie dobrze mogło być specjalne zagranie, aby to nie ona do nich przyszła, ale oni do niej. I jak widać, po części to zadziałało.
UsuńGłowa Sophii mimowolnie opadła na ramię Cartera. Nie oglądała się za siebie i nie widziała, że ojciec zerknął na nich przez ramię. Jakby chłonął ten obrazek. Sophia z Carterem. Z mężczyzną, który był z zupełnie innego świata, a który siedział w jego apartamencie, bo mu zależało na Sophii. Znosił nieprzyjemności rzucane w jego stronę. Jeszcze nie wiedział, co o tym wszystkim na sądzić. Czy naprawdę warto jej zaufać i pozwolić na popełnienie własnych błędów, czy może bezpieczniej będzie wkroczyć i ją od niego odciąć, a jednocześnie po tym, co dziś widział, pod skórą czuł, że odciąganie jej od Cartera może narobić znacznie większych szkód.
Sophia przymknęła oczy. Otulił ją zapach perfum Cartera, jego ciepłe dłonie. Pomijając szopki z początku, było całkiem znośnie.
— Przepraszam za nią. — Szepnęła cicho. To nie była może jej wina, ale czuła się odpowiedzialna za to, jak go traktowała Gwen.
soph
Spodziewała się, że usłyszy, że jest za młoda, aby wiedzieć, jak wygląda miłość. Że nie zna go wystarczająco długo, aby nawet w ten sposób myśleć, a zamiast tego dostała coś, co przypominało cichą… Akceptację? Jeszcze nie była pewna, co to tak naprawdę było. Wiedziała jednak, że jej ojciec był teraz bardziej skłonny do rozmów niż przedtem. Być może zobaczył w nich coś, co dawno temu miał w sobie, a może tylko Sophia chciała w to naiwnie wierzyć.
OdpowiedzUsuńByło jej zwyczajnie wstyd. Za wszystkie przykre słowa, które padły. Za oskarżenia i spojrzenia, jakby Carter był kimś obcym. Kimś kogo należy się bać i trzymać na dystans. Jakby samo przebywanie w jego obecności miało sprowadzić na nich problemy. Nie zasłużył na to, aby potraktowała go w ten sposób. I mimo, że zostało to ukrócone… To jednak te słowa wciąż unosiły się w powietrzu między nimi. Znikały, jak dym na powietrzu, ale ich ciężar wciąż był wyczuwalny.
— Mam za co. Przyprowadziłam cię tutaj, a wiedziałam… Wiedziałam, że będzie źle. — Odpowiedziała. Mówiła mu o tym od początku, jakby chciała nastawić go na to, że to spotkanie nie będzie miłe i towarzyskie, że może wydarzyć się wiele złego, ale nie przeczuwała, że już od wejścia będzie rzucała w ich stronę błotem. — Obiecuję, nie będziesz musiał jej już więcej oglądać. — Dodała. Więcej go na spotykanie Gwen narażać nie miała najmniejszego zamiaru.
Nie powiedziała tego, bo chciała komuś coś udowodnić. Mówiła to, bo to była prawda i potrzebowała, aby ojciec zrozumiał, że Sophia nie zamierza się ugiąć. Że to, co jest między nią, a Carterem to nie tylko chwilowa zachcianka. Zauroczenie, które przejdzie za miesiąc czy dwa. Carter w przeciągu tych ostatnich tygodni stał się dla niej kimś ważnym. Najważniejszym. Był człowiekiem, przy którym czuła się sobą, przy którym odkrywała nowe wersje siebie i podobało się jej to.
— Wiem, że nie musze, Carter. — Powiedziała. Potrafił o siebie zadbać, była tego świadoma. — Ale chcę. Nie, aby coś udowodnić. Po prostu… Chcę.
Wiedziała, że nie musi mu tego tłumaczyć. Osunęła się trochę niżej na sofie. Chciała jeszcze przez chwilę udawać, że nie będą musieli się stąd podnosić i wrócić do świata, który nie chciał ich razem. Objęła go delikatnie, wtulając się w jego bok. Nie było w niej przesadnej czułości, którą ktoś mógłby pomylić z uczuciami na pokaz. Była tylko Sophia, która przez parę chwil chciała być blisko swojego mężczyzny.
— Może się już uspokoi. — Westchnęła bardziej do siebie. Nie miała co do tego wielkich nadziei. Liczyła jednak, że ojciec coś jej powie i ustawi do pionu. Przecież reszta wieczoru nie mogła im dalej upłynąć w takiej atmosferze. To było męczące, bronić się ciągle przed jej atakami i próbować nie dać wyprowadzić się z równowagi.
Mogła mieć nadzieję, że wyczerpała pomysły na obrażanie Cartera, a kolacja… To po prostu będzie kolacja. Nudne, nieistotne pytania o codzienność, może w końcu udałoby się brunetce powiedzieć coś więcej o ich relacji, co robią, gdy są sami, jak wygląda ich wspólny czas. A może znów będzie nieprzyjemnie, a talerze zaczną wokół latać. Wszystko było przecież możliwe.
— Zamawiam długą kąpiel z tobą, jak wrócimy. — Nie prosiła, ona decydowała. Uśmiechnęła się lekko, co pewnie Carter mógł odczuć, bo policzek przyklejony miała do jego torsu. — I tego szampana też…
Gdzieś w tle brzęczały sztućce i talerze. Ktoś coś mówił, a przyjemne i znajome zapachy zaczęły napływać do salonu. To pewnie był znak, aby już powoli się podnosić, ale jeszcze przez sekundę chciała tu z nim zostać. Zanim wrócą do tej rzeczywistości, w której nie chciało być żadne z nich.
Sophia się podniosła, aby na niego spojrzeć.
— Kocham cię. — Szepnęła cicho, jakby naprawdę nie chciała, aby ktokolwiek poza nim to teraz usłyszał. — i dziękuję…, że to robisz. Wiem, że to nie jest idealny wieczór i…. i jest okropna, ale dziękuję, że chciałeś z nim porozmawiać.
soph
Bo na moment faktycznie to wszystko zniknęło. Komentarze i spojrzenia. Na tej sofie w salonie, który był jak wyjęty z luksusowego katalogu, była tylko ich dwójka. Skupieni na sobie i na tym, co do siebie czuli. Było ciepło bijące od ciała Cartera i jego dłonie, które trzymały pewnie jej własne. Nie tak, jakby zaraz miała się rozpaść od negatywnych emocji, którymi była przez pewien moment przesiąknięta. Był spokój, bo Carter był obok niej i nie uciekł, choć miał do tego pełne prawo, a Sophia nie potrafiłaby i nie chciałaby nawet być za to zła.
OdpowiedzUsuńWzrok brunetki skupił się na mężczyźnie, kiedy ujął jej twarz w dłonie. Delikatnie się do niego uśmiechnęła, a oczy zabłysły. W oczach błyszczała jej czułość i cała miłość, którą do niego miała. Taka, której się po sobie nie spodziewała, bo Carter mimo wszystko, ale wywarł na niej ogromne wrażenie i to uczucie do niego z każdym dniem się tylko pogłębiało, a po Hamptons… Sophia tylko utwierdziła się w przekonaniu, że Carter jest tym właściwym wyborem.
Pokiwała najpierw twierdząco głową w odpowiedzi.
— Jestem pewna, kochanie. Ty i ja… i dużo bąbelków. W kieliszku i wannie. — Zaśmiała się krótko, a w myślach już dawno znajdowała się w ich łazience i tej wielkiej wannie, z której równie dobrze mogłaby nigdy nie wychodzić. — Nie planowałam dziś wcześnie iść spać.
Sophii nie chodziło o więcej. Bo gdy już wrócą i uznają, że jednak to za dużo to będzie równie zadowolona z położenia się do łóżka w jego koszulce i skarpetkach, gdzie zaśnie wtulona w jego ramię. Chciała tylko bliskości z Carterem. To było wszystko, a gdyby w trakcie jednak do czegoś doszło – to żadne nie będzie narzekało.
Ona również nieco spoważniała, gdy dostrzegła, jak jego spojrzenie się zmienia. Mogli żartować, poprawiać sobie nastrój wyobrażeniami tego, co zrobią, gdy stąd się wydostaną. Jednak przed nimi jeszcze była kolacja, a tam… Mogło wydarzyć się wiele. Jednak była pewna, że bez względu na to, jakie słowa padną to oni wciąż wrócą razem.
— Ale nie wszystko w nim było potrzebne. — Westchnęła. Niektóre słowa można było sobie darować. Wiedzieli o tym oboje. Jednak czasu się cofnąć nie dało.
Westchnęła bezgłośnie, kiedy dotknął jej biodra. Sama najchętniej zatopiłaby się teraz w jego ciele. Dlatego chciała nacieszyć się tą chwilą, dopóki jeszcze mogła. Bo czuła, że za chwilę to może im zostać brutalnie odebrane.
— Stara się. Widzę to. — Powiedziała cicho. Nie był może w pełni przekonany do Cartera, ale nie postawił na nim też krzyżyka. Był szczery, gdy mówił, że chciał spróbować mu zaufać i poznać, a to więcej niż Sophia oczekiwała. — Najważniejsze… że ja cię lubię. A lubię cię bardzo… Reszta to tylko dodatek.
W idealnym świecie ojciec by go polubił, ale byli tutaj – i miał obiekcje, które powoli, ale chyba zaczynały się w nim łamać. Nie potrafiła się nie uśmiechnąć, kiedy odpowiedział jej tym samym. Mogłaby słuchać tego codziennie i nie znudziłoby się jej to. Za każdym razem, gdy to mówił ściskało ją to za serce. Teraz było podobnie.
— Zostaję z tobą, Carter. — Odezwała się stanowczo. Nie wyganiał jej, ale miała potrzebę, aby podkreślić, że nie zamierza się wycofać, że ona naprawdę z nim zostaje. Ona również znała to uczucie, tę myśl, że masz wszystko, a ostatecznie się okazuje, że życie zabiera ci to prosto z rąk i jeszcze bezczelnie śmieje się w twarz. — Chcę z tobą zostać. Mieć przyszłość… I ona nam tego nie popsuje. Więc… Godzina maksymalnie i wracamy do domu.
Sophia cicho mruknęła, kiedy ją w końcu pocałował. Odwzajemniła pieszczotę delikatnie, bo gdzieś z tyłu głowy miała, że w oddali jest jej ojciec i macocha, że mogą tu zawsze wejść, a niekoniecznie chciała, aby widzieli ich w tak intymnej chwili, która należeć powinna była tylko do nich. Przysunęła się nieco bliżej, nie słyszała sztućców i talerzy. Słyszała bicie serca Cartera, jego oddech mieszający się z nią i to było wszystko, czego mogłaby potrzebować.
Poduszka przy oparciu sofy się zapadła, a ciszę w salonie rozwiało donośne miau.
Usuń— Przyłapani. — Zaśmiała się, odrywając od Cartera. Kilkanaście centymetrów od nich na poduszce stał kot. Puchaty o niemal żółtych oczach. Machający ogonem w złości, bo jak inaczej by mogło być? — I to przez kota…
Chester nic sobie z nich nie robił tylko zeskoczył z poduszek na sofę i z gracją przeszedł na kolana Cartera, ale nie zaszczył go większym spojrzeniem tylko od razu wszedł na kolana Sophii i gdy tylko się na niej znalazł zaczął głośno mruczeć, a przednimi łapkami oparł się o jej brzuch.
— Carter… Powinieneś poznać Chestera. Pana tego domu. I mojego serca. Był pierwszy, więc… Musisz mi wybaczyć. — Zaśmiała się. Za chwilę zamierzała go odstawić na bok, aby nie narażać Cartera na niepotrzebne kichanie i łzawienie. — Ale nie ugryzł cię, więc… Chyba masz przepustkę do bycia zaakceptowanym.
soph🐱
Minęło zaledwie kilka dni, jak go widziała, a zdążyła się stęsknić. Mieli między sobą dziwną relację, bo czasem potrafił ignorować ją całymi tygodniami, aby potem zmienić zdanie i wchodzić jej pod sweter, bo aż tak potrzebował bliskości. Najwyraźniej teraz był etap między ignorowaniem, a swetrem i ugniatanie przednimi łapkami jej brzucha wraz z głośnym mruczeniem było dla kota wystarczające.
OdpowiedzUsuń— Oczywiście, że dostaje tu wszystko. Miałeś co do tego jakieś wątpliwości? — Zaśmiała się. Jej dłoń delikatnie sunęła po miękkim futerku zwierzaka. Musiała pamiętać, aby umyć ręce przed kolacją, ale to akurat był najmniejszy problem z całego tego wieczoru. — Wszystko i jeszcze więcej. Jest strasznie rozpuszczony.
Zdawało się, że był z tego powodu niezwykle zadowolony. Głośne mruczenie, ugniatanie łapkami i wysoko postawiony ogon. Same oznaki zadowolenia.
— Tak… Cóż, darzą się oboje wzajemną niechęcią. — Przyznała. — Mads ma kotkę, Vitę. Jej też nie lubi i ze wzajemnością. Zwierzaki… średnio na nią reagują i vice versa. — Wzruszyła lekko ramionami. To tylko jej potwierdzało, że zwierzęta wyczuwają ludzi. One trzymały się z daleka od Gwen, a ona od nich. Nie obyło się bez narzekania na sierść na poduszkach i podłodze, na zapach karmy, który wcale nie był intensywny, a oba zwierzaki miały miski w oddzielnym pomieszczeniu, do którego nie musiała wchodzić, więc tak na dobrą sprawę czepiała się dla samej zasady.
Mogłaby w takiej chwili zostać. Może nie w tym domu, ale… Ale ona i Carter, szykujący się do spania kot na jej kolanach i cisza. Czego więcej mogłaby chcieć? Wiedziała, że może to dostać. Wystarczyło przecież tylko się spakować i wyjść.
— Hm… Chyba czuje, że nie masz złych zamiarów wobec mnie. — Zaśmiała się lekko. Jakby to naprawdę Chester decydował kto może z nią być. — Podziękowania przyjmuje w formie płynnych smaczków. Albo nowej zabawki. Tak, żebyś wiedział na przyszłość. — Dodała i na moment przymknęła oczy, nieco wygodniej układając głowę na jego ramieniu.
To wszystko to był teatrzyk. Bez znaczenia czy odgrywaliby tę rolę tylko przed jej ojcem, ale tylko z nim byłoby spokojniej. Teraz to już wiedziała. Nie rozumiał ich i nie miał zaufania, ale próbował. Musiał przecież widzieć, jak poważnie oboje do siebie podchodzą. Że to nie było coś na chwilę. Zauroczenie, które zaraz przejdzie i Sophia mu to potwierdziła. Teraz pozostawało jej tylko mieć nadzieję, że w międzyczasie Gwen nie napchała mu niczego do głowy. Że Oscar wciąż będzie się starał ich zrozumieć, że będzie jednak po ich stronie.
— Nietypowy niedzielny wieczór, co? — Westchnęła. Domyślała się, że bez niej Carter spędzałby czas trochę… Inaczej. Niekoniecznie chciała myśleć, jak mógł wyglądać jego wieczór bez niej. Wolała wizję jego z nią w cichym penthousie, a nie w klubie ze znajomymi, do których Sophia nie miała nawet grama zaufania. — To wiele znaczy, że się zgodziłeś tutaj ze mną przyjść. Wiem, że nie potrzebujesz, aby ktokolwiek cię lubił, poza mną oczywiście, ale… Dziękuję. I obiecuję, nie będę z tego robić rytuały. Jeden taki wieczór to aż nadto.
Uwielbiała spędzać czas w dużym gronie i z rodziną, ale nie w taki sposób. Nie, kiedy każde słowo to była prowokacja, a spojrzenie oceniające. Powinny być śmiechy i wesołe rozmowy, chęć prawdziwego poznania się nawzajem, a dostawali coś zupełnie innego. Może w innym życiu… Może w dalekiej przyszłości jeszcze taki wieczór dostanie, a jeśli nie… To przecież to nie będzie koniec świata.
Cicho westchnęła, kiedy palce Cartera sunęły delikatnie po jej skórze. Na moment przymknęła oczy, nie kontrolując dreszczu, który przeszył jej ciało.
Otworzyła oczy i spojrzała na Cartera, a potem na Chestera, który nie był zainteresowany rozmową i dalej robił to, co koty robią najlepiej. Mruczał i ugniatał.
— Muszę cię rozczarować… Ale on robi to, na co ma ochotę. I śpi, gdzie ma ochotę. — Zaśmiała się krótko. — Ale coś wymyślimy. Nie możesz mi całą noc kichać nad głową. Oszaleję od tego. — Dodała rozbawiona.
— Och… I Daisy. Jest jeszcze Daisy. Ale powiesz jeszcze jeden żart o króliku w lodówce i oboje będą spać na twojej poduszce. — Zagroziła.
UsuńPrzymrużyła lekko oczy, kiedy na niego patrzyła, czekając na odpowiedź ze strony Cartera. Oni naprawdę to wszystko planowali. To już nie było „może”, a „kiedy”. I choć równie dobrze mogłaby zabrać ich stąd, teraz gdy będą wychodzić, to to jednak potrzebowało trochę logistyki.
Westchnęła ciężko, a głowę odchyliła do tyłu. Prawie udało się jej zapomnieć, że tu są i muszą znów stawić czoło Gwen.
— Albo zatruwa potrawy i skończymy w dokumencie Netflixa. „Podwójne morderstwo przy West Street”. — Mruknęła niby żartując. Może jednak wyjdą stąd cali i zdrowi. Jedynie z uszczerbkami emocjonalnymi i psychicznymi.
— Możemy iść… I tak przed tym nie uciekniemy. — Westchnęła. — A ty… Pójdziesz ze mną. Niech narzeka na sierść na moich ubraniach i że śpisz mi na kolanach przy stole. — Dodała nachylając się lekko, aby musnąć czubek łepka Chestera. Wiedziała, że najlepiej byłoby jej nie prowokować. Odpuścić i przejść przez kolację płynnie, ale… Właśnie. Było to małe „ale”, któremu Sophia właśnie uległa.
soph🐱🐇
W takich chwilach naprawdę była sobą. Dziewczyną, która rozmawia z kotem o poważnych sprawach i w odpowiedzi słyszy tylko mruczenie, a ostre pazurki przebijają się przez ubrania i wszczepiają w skórę. Sophia takiego właśnie momentu oderwania się od rzeczywistości potrzebowała. Tego, aby byli tylko we dwójkę, cóż we trójkę. Jak mała, trochę pokręcona, ale zgodna rodzina. Tylko te alergie wszystko komplikowały, ale i z tym sobie poradzą.
OdpowiedzUsuń— Przepraszam, byli pierwsi. — Sophia lekko uniosła ramiona, jakby to wszystko tłumaczyło. Fakt, że oni naprawdę pojawili się przed Carterem. Na szczęście wybierać nie musiała, nie tak naprawdę. — Ale dobrze, że się rozumiemy. Oszczędzimy sobie nieporozumień. — Zaśmiała się. Jeszcze chwilę temu siedziała zasmucona, a wystarczyło, że na moment zostali sami i wszystko się w niej zmieniało. Wróciły luźne żarty, miękkie spojrzenia i uśmiechy, które sugerowały, że wszystko skończy się dobrze. Nawet, jeśli nie mieli co do tego żadnej pewności.
— Zawsze na pierwszym miejscu, co? — Uśmiechnęła się do siebie. To była miła odmiana. Być dla kogoś numerem jeden. Wybieraną bez względu na wszystko. Było to takie… Inne. Miłe. — Znajdziemy dla ciebie jeszcze to miejsce w łóżku. Może Chester się przesunie. — Dodała, jakby zastanawiała się, czy w jej życiu będzie miejsce jeszcze na Cartera, skoro zwierzaki już zapanowały nad penthousem, a jeszcze ich tam nawet nie było. Nie musiała mu mówić na głos, że i dla niej jest na pierwszym miejscu, że od dawna na nim jest i wszystko, i wszyscy – to tylko był dodatek.
Sophia zerknęła na Cartera, kiedy zaczął mówić. Jeszcze nie przywykła, i miała nadzieję, że nigdy nie przywyknie, do jego komplementów. Poczuła, jak robi się jej cieplej na sercu, kiedy mówił to wszystko.
— Zbyt długo za to przepraszałam, a teraz… Teraz mam naprawdę za kogo walczyć. — Odpowiedziała trochę ciszej. Wcześniej również wydawało się jej, że ma, ale nie miała nigdy po swojej stronie kogoś kto w tak twardy sposób by trwał obok niej. — To tylko jeden taki wieczór… Postaram się, aby kolejne już takie nie były. — Obiecała. Żadne z nich dobrze nie czuło się w obecności Gwen, więc Sophia nie widziała sensu w tym, aby Cartera i siebie męczyć na takich spotkaniach, a gdyby chciała zobaczyć się z ojcem to może to zrobić w miejscu, gdzie kobiety nie będzie. Wtedy nawet Carter mógłby dołączyć i mimo dyskomfortu, nie będzie tak tragicznie, jak z nią.
Brunetka uśmiechnęła się lekko, kiedy Carter wstał i podał jej dłoń w taki sposób. Patrzyła na niego przez chwilę w rozbawieniu, zanim lekko zsunęła Chestera z kolan. Wydał z siebie niezadowolony pomruk, ale zaraz zwinął się w kłębek na miejscu Cartera. Sophia pewnie ujęła za rękę mężczyzny i wstała. Nie zamierzając, jeszcze, otrzepać spódnicy czy bluzki z sierści. Na czarnym materiale, aż za dobrze było widać szarawą sierść, którą zostawił na niej Chester.
— Panie Crawford… — Mruknęła. Ścisnęła mocniej jego dłoń i wstała lekko z sofy. — Z tobą? Jestem gotowa na wszystko.
Czuła, że razem z Carterem mogłaby przejść nawet przez bramy piekła.
— Podoba mi się ten pomysł… Cały dla mnie, tak? — Westchnęła, a drugą dłoń ułożyła na jego torsie. Wyobrażając sobie powrót do penthouse. Tylko oni, schłodzony szampan i ciepła piana w wannie. Czego mogłaby chcieć więcej?
Zerknęła krótko na Chestera, którego najpierw chciała zabrać ze sobą do jadalni, ale zaczynał się układać do spania i nie miała serca go zabierać.
— Wiesz co… Rozpuścisz mi tego kota jeszcze bardziej. On nawet tu nie ma pokoju zabaw, a u nas ma mieć? — Zaśmiała się. Tu z Vitą miał co prawda przestrzeń na jedzenie, ale niewielką. — Jeszcze się polubisz z kotami… Kojarzysz te memy „chłopak i kot po tygodniu razem” i nie mogą bez siebie żyć? Wyczuwam u was podobną relację. — Dodała. Może z tabletkami na alergię w pakiecie, ale właśnie tak to widziała. — Carter… Nie dość, że masz motylka na ramieniu to jeszcze sprowadzę ci do domu króliczka. Miękniesz. — Roześmiała się i stanęła na palcach, aby musnąć jego usta.
Wrócił jej dobry humor, którego nie chciała wypuszczać. Liczyła, że utrzyma się do samego końca i nawet, kiedy zasiądą za stołem to się to nie zmieni. Mogło być różnie, oczywiście, ale jednak… Jednak liczyła, że reszta wieczoru minie im płynnie.
UsuńPewnie trzymała jego dłoń, kiedy wychodzili z salonu do jadalni. W powietrzu unosiły się przyjemne zapachy, od których ściskało żołądek. Z każdym kolejnym krokiem czuła większe nerwy, gdy zbliżali się do pomieszczenia. Długi stół był idealnie nakryty. Jadalnia była utrzymana w jasnobrązowych kolorach i miała w sobie nieco więcej życia, ale wciąż – wszystko tu było katalogowe. Aż za bardzo. Ich wejście od razu zwróciło uwagę Oscara, który stał przy swoim krześle, na którego oparciu zaciskał dłonie. Kiedy ich dostrzegł nieznacznie się uśmiechnął.
— Właśnie miałem po was iść. — Odezwał się miękko. Skinął głową, aby zajęli miejsca przy stole.
— Chester nas zatrzymał. Przyszedł chwilę po tobie. — Odparła brunetka i poniekąd to była prawda, bo faktycznie to kot głównie na dłużej ich zatrzymał. Soph zerknęła na Cartera, ale tym razem nie, bo szukała w nim wsparcia. Tylko tak po prostu, bo chciała.
Gwen już siedziała przy stole. Z drugim kieliszkiem wina, a jej wzrok spoczął na parze.
— Chyba nie tylko kot was zatrzymał. — Westchnęła, a jej brew uniosła się nieznacznie w górę. — Twój chłopak ma twój błyszczyk na ustach.
Sophia na moment zamarła, a potem lekko się uśmiechnęła. Nie w dumie ani nie zadziornie, tylko tak po prostu, bo ledwo zdążyli wejść, a ona już znalazła powód, aby się przyczepić. Nie minęła nawet minuta.
— Tak, ma. — Wzruszyła ramionami. I później będzie miał go tylko więcej i nie tylko na ustach, ale zachowała to dla siebie. — Mam się z tego również tłumaczyć, czy możemy zjeść w spokoju?
soph
Wystarczyło, żeby weszli do jadalni i już padały nieprzyjemne komentarze. W innej sytuacji Sophia mogłaby to uznać za drobną uszczypliwość, która miała być żartem. Chyba nigdy nie widziała żartującej Gwen, a jeżeli się zdarzało to zawsze z czegoś, z czego żartować po prostu nie wypadało. Tego wieczoru nie spodziewała się, aby padły jakiekolwiek miłe słowa. Ledwo się pojawili, a atmosfera robiła się gęsta i trudna do zniesienia, nie miała większych nadziei na to, że ojciec ogarnął swoją żonę i powiedział jej, aby po prostu przez resztę wieczoru milczała. Tak byłoby najlepiej dla wszystkich.
OdpowiedzUsuńKąciki jej ust lekko drgnęły w górę po słowach Cartera. Normalnie pewnie by się zawstydziła, ale tego wieczoru nie chciała, aby już ktokolwiek lub cokolwiek ją zawstydzało, a Cartera się nie wstydziła. I to przecież nie tak, że okazywali sobie uczucia w nadmiarze przy nich. Najgorsze, co zrobili to trzymanie się za rękę. Wiedzieli, że są sami w salonie, kiedy pozwolili sobie na coś więcej i to również nie był pocałunek, który mógłby wprowadzić kogoś w zakłopotanie, gdyby im się przyjrzał uważniej.
— Urocze. — Rzuciła od niechcenia kobieta i skupiła się na swoim kieliszku z winem.
Sophia odetchnęła z ulgą. Nie miała po co ciągnąć dalej tego tematu, a jeśliby zamierzała – to zrobiłaby to już dawno temu. Może oszczędzała siły na później, a może jednak… Może jednak zdecydowała się na resztę wieczoru odpuścić. Chwilę później zajęli miejsce przy stole. Sophia została również przy wodzie, dziękując za kolejną lampkę wina. Tamta w zupełności jej wystarczyła. I z początku rozmowa była naprawdę luźna. Głównie mówił jej ojciec, podpytując o proste rzeczy, które nie wymagały zbyt długich odpowiedzi. Nie zahaczał o trudne tematy. Wiedząc, że na to wszystko przyjdzie jeszcze pora, a dziś są tu po to, aby lepiej się poznać. Temat zmienił kierunek i Oscar na jakiś czas skupił się na Sophii. Nie padały szczególne pytania, ale dał po prostu Carterowi chwilę „oddechu”, aby nie myślał, że siedząc przy tym stole będzie przesłuchiwany przez resztę wieczoru.
Nie chciała nastawiać się, że będzie tak już do końca, ale zdążyli skończyć przystawkę i pojawiło się główne danie, a rozmowa była lekka. Gwen z kolei była zaskakująco milcząca. Nie rzucała żadnymi komentarzami, przynajmniej jeszcze nie.
Obecność Cartera da Sophii była wystarczająca. Jego dyskretne spojrzenia w jej stronę, czy ich dłonie, które były splecione ze sobą pod stołem. Jedynie co jakiś czas, kiedy potrzebowali obu dłoni puszczali swoje ręce i zajmowali się posiłkiem. Sophia bardziej dłubała w talerzu niż jadła. Nie była głodna, a raczej – nie miała apetytu.
— Mogę zadać pytanie? — Pytanie padło przez stół, a Sophia podniosła wzrok, czując, że kierowane jest ono bezpośrednio do nich. Brew powędrowała w górę. Gwen nie była z tych, które się pytają o cokolwiek.
— Nikt nie zabrania zadawania pytań, Gwen. — Zamiast Sophii odpowiedział Oscar. — Niektóre… Po prostu są zbędne.
— Śmiało. — Rzuciła po chwili brunetka. Odłożyła sztućce na bok talerza. Rozgrzebała polędwiczki na mniejsze kawałki, ale nie tknęła ich zbytnio. Zniknęło parę warzyw, ale to by było na tyle. — Może odpowiemy.
Nie miała już żadnych oczekiwań. Mogło wydarzyć się tak naprawdę wszystko. Sophia miała tylko nadzieję, że darowała sobie już obrażanie i wytykanie różnić między tym, jak byli wychowani, skąd pochodzili, jakich mieli rodziców i doświadczenia. Oboje byli w końcu świadomi, że różni ich wszystko, ale przyciąga jeszcze więcej.
Kobieta otarła usta serwetką. Szminka, którą na nich miała trzymała się niczym beton.
— Byłam jedynie ciekawa, jakie plany macie na przyszłość. Zakładam, że jakieś istnieją? — Sophia jeszcze nie była pewna, czy zaraz to nie przerodzi się w kolejny absurd.
Chyba wszyscy czekali na to, aż dopowie coś więcej, ale kolejne słowa nie padły. I nawet Oscar zerknął na nich z ciekawością. Sophia nawet nie wiedziała, co ma odpowiedzieć, bo to było… Prywatne. Tylko dla nich. I wiedziała, że gdyby wspomniała słowem o długich planach to zostałaby wyśmiana, że nie wie na co się szykuje.
— Cóż… Mamy swoje cele, ale nie planujemy wszystkiego z wyprzedzeniem. Na razie chcemy mieć po prostu czas dla siebie.
UsuńNa moment zapadła cisza, jednak nie ta niekomfortowa. Sophia nie miała pewności, czy ta odpowiedź Gwen zadowoliła.
— Och, jakie to… Romantyczne. I odpowiedzialne. Myślę, że dobrze robicie. — Niemal pochwaliła ich podejście. — Nigdy nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. Czasem… Lepiej nie nastawiać się na zbyt wiele.
Brunetka zmrużyła oczy.
— Co to miało znaczyć?
— Nic szczególnego, Sophio. Po prostu… Cóż, to żadna tajemnica, że wasze relacje… Nie były trwałe, prawda? Nie chcę poruszać przykrych tematów przy stole.
soph
Zacisnęła szczękę, gdy Gwen się odezwała i przez moment Sophia nie powiedziała nic. Nawet nie drgnęła. Dłoń, która spoczywała na udzie mimowolnie zacisnęła się w pięść. Kobieta robiła to w końcu specjalnie. Każde jedno słowo padało po to, aby w jakiś sposób ich upokorzyć i wytrącić z równowagi. Sophia starała się nie dać jej podejść, ale coraz szybciej zaczynała tracić cierpliwość. I mogli się pożegnać jeszcze przed deserem albo pokłócić tuż po nim.
OdpowiedzUsuń— Oczywiście, że nie muszą. Sophia coś o tym wie, prawda? — Rzuciła jej spojrzenie, ale niezbyt długie, bo zaraz znów wróciła spojrzeniem do Cartera.
— To niepotrzebne, Gwen. — Wtrącił Oscar, jeszcze próbując jakoś uratować sytuację, która powoli, ale zaczynała się wymykać spod kontroli. Wszyscy przy stole wiedzieli, że w tym roku brunetka często zmieniała obiekt zainteresowań. Może nawet zbyt często. I to, że nie miała nad tym kontroli, że nie wiedziała do końca, czy dobrze robi i czy w ogóle cokolwiek powinna była robić, nie miało żadnego tak naprawdę znaczenia.
Uwaga o ślubie w Vegas nie przeszła bez echa. Spojrzenie Oscara było ostrzegawcze, ale znał też Sophię na tyle, aby wiedzieć, że nie podjęłaby tak lekkomyślnej decyzji. Że to po prostu nie było w jej stylu. Jednak mimo wszystko, ale pozostawał czujny.
Kobieta otrząsnęła się po tym komentarzu szybko.
— Cóż, Vegas, tak… Prawie zapomniałam, że przecież byłeś żonaty. — Uśmiechnęła się nim upiła łyk wina. — Dobrze, że nie planujecie z Sophią takich… Odważnych rzeczy. Czasami lepiej się wstrzymać z poważnymi planami. Zaczekać na odpowiedni moment. Zwłaszcza, gdy zakończone relacje wciąż są świeże. Nigdy nie wiadomo, czy na pewno są skończone. Czasem wystarczy jeden wieczór, aby wszystkie uczucia wróciły.
W tej samej chwili Sophia sięgała po szklankę z wodą, ale jej ręka zatrzymała się w powietrzu, kiedy te słowa padły z ust kobiety. Brunetka nie spojrzała na Cartera, nie spojrzała na nikogo. Zatrzymała się na parę sekund w tej pozie, zanim ręka opadła z powrotem na jej udo pod stołem. Powtarzała sobie, że próbuje tylko niepotrzebnie zamieszać. Wprowadzić chaos, który jest wszystkim kompletnie zbędny. Gwen nie mogła wiedzieć o tym, co się wydarzyło w Hamptons. Nikt nie mógł o tym wiedzieć. Wiedziała tylko Sophia i Nico, a jakoś wątpiła, że ten opowiadał przy śniadaniu o tym, co między nimi zaszło na parę sekund. Na kilka nieznaczących sekund.
— Może zamiast bawić się w kotka i myszkę… — Zaczęła po chwili Sophia i dopiero wtedy spojrzała na Gwen. Miała dosyć już tych insynuacji, które nigdzie nie prowadziły. Tego, że cały czas próbowała ich poróżnić i skłócić. — …, powiesz o co ci chodzi? Bo nie przypominam sobie, żeby jakiekolwiek uczucia wracały do kogokolwiek.
Dziewczyna czekała na odpowiedź, a jednocześnie nie chciała jej słyszeć. Nie chciała wiedzieć, co takiego wyobraziła sobie Gwen, co sobie dopowiedziała i co zamierzała im opowiedzieć, aby tylko wywołać zamieszanie, które będzie karmiło ją chorą żądzę tworzenia chaosu i wprowadzania nieprzyjemności. Zupełnie, jakby to był jedyny cel tego wieczoru. Udowodnić, że można łatwo ich poróżnić.
— Nic szczególnego. Zauważyłam po prostu, jaka szczęśliwa byłaś w Hamptons. — Uśmiechnęła się. Tak, jakby opowiadała o czymś niezwykle miłym i przyjemnym. — Zastanawiałeś się Oscarze, gdzie zniknęła ta butelka wina, którą mieliśmy otworzyć przy kolacji. Cóż, rozmawiałam z kucharzem i okazało się, że twoja córka ją pożyczyła. Robiłaś grzane wino razem z Nico, prawda? Tuż przed tym, jak zniknęliście na pół nocy.
Ktoś westchnął. Sztućce uderzyły o talerze. Ktoś jeszcze poprawił się na krześle, które zbyt głośno zaszurało o panele. Nie miała do ukrycia za wiele – poza jednym szczegółem z tamtej nocy, który nic tak naprawdę dla niej nie znaczył. Już nie znaczył nic.
— Widzę, że oboje bardzo poważnie do siebie podchodzicie. — Odezwał się Oscar, który jako pierwszy zdecydował się przerwać ciszę i poprowadzić rozmowę na inne tory. — Czasem brak większych planów jest… Dobrym rozwiązaniem. Zobaczycie, dokąd was to zaprowadzi. Nie ma potrzeby, aby się z czymkolwiek spieszyć.
Owszem, nie było. Z tym, że podjęli już decyzję, która była poważna i która sugerowała, że trochę się pospieszyli. Ojciec jeszcze nie wiedział, nikt poza nimi nie wiedział. Sophia przez chwilę wpatrywała się w swój talerz. Nie wiedziała, czy to odpowiedni moment, aby powiedzieć „Hej, tak właściwie to wprowadziłam się do Cartera i teraz będę mieszkać z nim” czy może jednak lepiej będzie, aby z takimi informacjami zaczekać.
Usuńsoph
Myślała, że ten temat jest już za nią. Dla Sophii wszystko co wydarzyło się z Nico było przeszłością. Obok siebie miała Cartera i to z nim próbowała ułożyć sobie życie, a nie z Nico. Nie potrzebowała żadnych duchów z przeszłości, aby być szczęśliwą. Potrzebowała za to, aby wszyscy dali jej święty spokój i przestali próbować udowodnić, że jej relacja z Carterem nie ma szans na przetrwanie. Tak, miała wspólną przeszłość z Nico i jego widok – po tylu miesiącach – był dla niej zaskoczeniem, wywołał w niej różne emocje. Czego się spodziewali? Że będzie jak z kamienia? Że nie zareaguje w żaden sposób? Nie mogła przecież przepraszać za posiadanie uczuć.
OdpowiedzUsuńSophia po chwili odetchnęła głębiej i zerknęła w stronę Cartera. Jego spokój był niepokojący. I pocieszający jednocześnie, bo przynajmniej on nie dał się wciągnąć w jej gierki, a Sophia… Sophia pozwoliła, aby ta jedna wzmianka coś w niej poruszyła. Jakby została właśnie przyłapana na gorącym uczynku. Poniekąd tak właśnie było. Nie wyznała całej prawdy Carterowi i po tym, jak zareagowała mógł to łatwo wywnioskować. Potrzebowała chwili, aby się w sobie pozbierać. Ze wszystkich tematów… Musiała poruszyć ten. Powinni zagrać w bingo i wykreślać, ile niewygodnych, obraźliwych i fałszywych tematów poruszy jeszcze Gwen, zanim ktoś naprawdę się tu rozpadnie.
— Tak, zniknęliśmy na pół nocy z winem. — Przyznała i wzruszyła ramieniem. — Bo oboje wiedzieliśmy, jak idiotyczny plan mieliście z rodzicami Nico. Naprawdę sądziliście, że wystarczy nas posadzić przy jednym stole i rzucimy się sobie na szyję? — Prawie się zaśmiała z kpiną. Gdyby tylko wiedzieli, że to prawie zadziałało… — Wcześniej mieliście problem z tym, że spotykam się z Nico, bo jest nieodpowiedni, a kiedy przestałam… Macie problem, że spotykam się z Carterem, bo… Co? Też jest nieodpowiedni? Nie spełnia waszych chorych standardów? Psuje wasz obrazek idealnej rodziny?
Nikt nie musiał się nad wysilać na to, aby jej odpowiedzieć. Nie miała ochoty i tak tego słuchać, a cokolwiek by nie powiedzieli – będzie bez znaczenia. Nie ważne, jak bardzo starałaby się tu dobrze wypaść, prowadzić kulturalną rozmowę to i tak pojawi się moment, kiedy Gwen będzie próbowała wbić szpilkę między nich. Chociaż teraz to nie była szpilka, a naostrzone noże, które trafiały prosto w serce, a ona patrzyła na to wszystko z uśmiechem. Jak rozbijają się powoli. Może o to chodziło, aby ich skłócić ze sobą tego wieczoru, wyciągnąć wszystko, co najgorsze i udowodnić im, że oni razem nie mają prawa być w związku. Że to wszystko, co mieli to tylko iluzja. Piękna, ale iluzja. Z drugiej strony… Z jakiego powodu mieli jej cokolwiek mówić? Nie widziała ani razu między nimi czułości. Jakby ten cały związek był z jakiegoś chorego obowiązku, a nie uczucia. Dałaby sobie rękę uciąć, że nigdy nie słyszała, jak ojciec wyznaje miłość Gwen.
— Soph… — Głos Oscara, nie ważne jak spokojny, nie zmieniał jej nastawienia, które nie tyle co było bojowe, a zwyczajnie zmęczone. — Dobrze wiesz, że nie chodzi o takie rzeczy…
Cały wieczór starała się przetrwać i pokazać ich nie od najlepszej strony, ale od tej prawdziwej. Carter to nie były tylko imprezy, koncerty, półnagie dziewczyny i używki. To był też Carter, który spoglądał na nią z uśmiechem, takim, który potrafił ją rozbić na pół. Który stał przy jej boku, ufał jej i chciał z nią. Carter, który o nią dbał, ale tego najwyraźniej zauważyć nie chcieli.
— Oczywiście, Oscarze, że chodzi również o standardy. — Prychnęła Gwen i najwyraźniej właśnie w tej chwili spadła maska, którą na swojej twarzy nosiła cały wieczór. — Patrzę na was i zastanawiam się, czy ty naprawdę rozumiesz, co robisz.
Sophia uniosła na nią wzrok.
— Przepraszam?
— Nie udawaj głupiej. — Głos kobiety był ostry, chłodny niczym stal. — Możesz bawić się w miłość, udawać, że to między wami to coś pięknego i romantycznego, ale rzeczywistość wygląda inaczej. Carter nie jest z twojego świata kochanie. I nigdy nie będzie.
Oscar drgnął, jakby chciał coś powiedzieć, ale zanim zdążył się odezwać Gwen wkroczyła.
Usuń— Nie, daj mi skończyć. — Uniosła dłoń, dając mu tym gestem znać, aby milczał. Oczach kobiety nie było już nawet tej udawanej troski. Prędzej coś, co przypominało obrzydzenie i niechęć. — To, że ktoś dorobi się na muzyce, jeszcze nie oznacza, że potrafi żyć z klasą. Że rozumie co to znaczy stabilność, odpowiedzialność czy lojalność. Na litość, Sophia, ten człowiek występuje na scenie ze sobą byłą partnerką, a ty chcesz nam wszystkim wmówić, że między wami jest piękna, szczera i zdrowa miłość? — Zaśmiała się gorzko.
Sophia poczuła, jak w gardle rośnie jej coś duszącego, gorącego.
— Gwen, to naprawdę nie…
— Nie przerywaj mi! — Przerwała jej ostro. — Twój chłopak, urodził się w biedzie, wychował w patologii. Nikt nie wie, co stało się z jego matką, ojciec nie żyje, a ojczym siedzi w więzieniu. Zastanawiam się, co takiego zrobił? Poznałaś swojego chłopaka, bo sam prawie skończył w więzieniu. To jest ktoś z kim chcesz spędzić swoje życie? Z człowiekiem, który uniknął więzienia tylko dlatego, że go było na to stać?
Nie czekała, aż ktoś jej przerwie i spróbuje zbagatelizować problem.
— Ty nie masz pojęcia w co się pakujesz. Tacy jak on, ciągną sza sobą tylko kłopoty. Może i ma pieniądze, ale nigdy nie będzie jednym z nas. Nie ma klasy, nie ma pochodzenia, nie ma wychowania. Wszystko co posiada to blichtr i skandale, w których zaczniesz niedługo tonąć razem z nim.
Zaciskała dłonie tak mocno, że pobielały jej knykcie.
— Wiesz, Gwen — zaczęła spokojnie, ale głos jej drżał — to wszystko… mówi znacznie więcej o tobie niż nim.
Kobieta parsknęła śmiechem.
— Próbujesz mnie umoralniać? Może za chwilę nam powiesz, że to prawdziwa miłość, bo tak ci powiedział w przypływie chwili? Chyba sama w to nie wierzysz…
— Wystarczy. — Ostry ton Oscara przeciął powietrze, a jego wzrok padł prosto na kobietę. — Zaczynasz się zapominać. Znowu.
— Ktoś musi! Skoro ty tak chętnie pozwalasz na to, aby twoja córka spotykała się z kryminalistką i rujnowała sobie życie. Będziesz to długo jeszcze tolerował? Czy najpierw zaczekasz, aż wróci do domu z podbitym okiem i płaczem? Myślisz, że jej matka byłaby dumna, widząc, jak córka włóczy się po klubach z facetem, który…
— Uważaj, jak dokończysz to zdanie. — Przerwał jej ponownie mężczyzna. Jasne oczy mężczyzny teraz pociemniały.
— W porządku. Niech zniszczy jej życie, skoro takie jest twoje życzenie. Nie mogę się doczekać, aż będziesz odbierał ją z komisariatu albo co gorsza… z kostnicy, bo zaćpają się razem.
Sophia nie potrafiła się odezwać Obronić go, tak, jak wcześniej to robiła. Nie, bo nie wiedziała co powiedzieć. Miała w sobie wiele słów, jednak, gdyby tylko spróbowała to wszystkie emocje, które w niej się teraz kumulowały zmieniłyby się w szloch. Jeszcze nie płakała, nie tutaj i nie przed nimi.
Zapadła cisza, bo najwyraźniej nawet jej ojciec nie potrafił walczyć z Gwen.
soph🥲
Tego wieczoru nie można było już uratować. Skazany był na porażkę od samego początku, jeszcze zanim zdecydowali się tutaj przyjść. Powinna była być uparta i nie zgadać się sama ze sobą. Mogła to przewidzieć. Wiedzieć, że skończy się to właśnie w taki sposób. Gdzie ciszę przerywały ostre, brutalne słowa, przed którymi nie było żadnego ratunku. Sophia słuchała tych słów i oskarżeń, tej pewności, że naprawdę to wszystko, czego życzyła jej Gwen się spełni. Nigdy nie chodziło o troskę wobec brunetki. Dawała jej właśnie na złotym talerzu to, czego chciała od lat – usuwała siebie z domu. Mogła teraz udawać, że Sophii nigdy tutaj nie było. Pozbyć się resztek pamiątek, wszystkiego, co przypominałoby Oscarowi o Elianie. Sophia była największym przypomnieniem – z tymi samymi rysami twarzy, ciemnymi oczami, sposobie w jaki się poruszała i mówiła, gdy czasem rozmawiała z nim po portugalsku, kiedy nie chciała, aby ktoś poza nimi słyszał jej sekrety. Usuwała się w cień, a ona zamiast to przyjąć, zamiast jeszcze bardziej zachwalać z jakiegoś powodu udawała, że jej zależy.
OdpowiedzUsuńCzuła, jak Carter puszcza powoli jej dłoń. Została po jego uścisku już tylko pustka. Głęboka i bolesna, jakby wypuszczał i ją ze swoich objęć, choć przecież wiedziała, że to nieprawda. Jemu również brakowało do tego sił. Do udawania, że te słowa nie mają żadnego wpływu.
Znała go. Wiedziała, że za tą ciszą kryje się coś, czego Carter nie dawał po sobie poznać. Furia. Ukryta za spokojnym tonem, który swoje ważył. Nie wypowiadał słów lekkomyślnie. Każde jedno zdawało się mieć swoją wagę, pod którą Gwen uginała się coraz bardziej. Nie dostała tu swojego teatrzyku. Nie zareagował tak, jak ona by tego chciała – Carter nie pozostał obojętny, ale nie pozwolił też na to, żeby jej słowa sprowokowały go do reakcji, której się po nim wręcz spodziewano.
Chciała akceptacji, chociaż wiedziała, że jej nie dostanie. Spróbowali, oboje. Z pełną świadomością, że Gwen i Oscar nie zamierzają ich zaakceptować, a już na pewno nie kobieta. Dali z siebie tu wszystko, a w zamian otrzymali jedno wielkie nic.
Sophia z trudem spojrzała na Cartera. Ciężko było teraz jej wykonać jakikolwiek ruch. Było jej wstyd za każde słowo, które teraz padło. Za oskarżenia i spojrzenia. Za to, jak go potraktowała – jak intruza, jak kogoś, kogo należy się bać i za wszelką cenę unikać. Zmusiła się tylko do skinięcia głową, gdy powiedział, że zaczeka przy samochodzie. Cisza stała się jeszcze ciężka w zniesieniu, kiedy kroki Cartera kompletnie ucichły. Nie było nawet słychać, jak wychodzi z penthouse’u.
— To wszystko było zbędne, Gwen. — Oscar powiedział to z chłodem i dystansem, który Sophia znała i który pojawiał się tylko, gdy naprawdę był kimś zawiedziony. — Spodziewałem się wiele, ale…
— Och, darujmy sobie. Ten chłopak to chodzący problem i o tym wiesz, ale jesteś zaślepiony. Ładnie się do ciebie uśmiechnęła i dajesz jej wszystko. Łącznie z wyrokiem na jej własne życie.
— Wciąż tu jestem. — Warknęła brunetka, jednak zaraz się podniosła. — Zabiorę swoje rzeczy w tym tygodniu. I zwierzaki. Daj znać, kiedy jej tutaj nie będzie.
— Jeszcze się wyprowadza. — Zaśmiała się gorzko. — Wrócisz tu szybciej niż stąd odejdziesz. Myślisz, że czeka cię jakaś przyszłość z nim? Że jesteś taka wyjątkowa i spędzi z tobą resztę życia? Żałosne, naprawdę.
— Soph… Nie zamierzasz się chyba wyprowadzić? Wiem, że Gwen przesadziła, ale to naprawdę jeszcze nie powód, aby uciekać z domu.
Oparła dłonie o krzesełko i uśmiechnęła się pod nosem, ale z bezsilności i zmęczenia, a potem spojrzała na ojca. Chciała mu powiedzieć tak wiele… Wyrzucić, jak się zmienił od chwili, gdy się ożenił z blondynką, jaki stał się chłodny i okazywał jej emocje tylko wtedy, gdy naprawdę trzeba było. Jak przez te wszystkie lata nikt nie interesował się, czy sobie radzi, bo każdy z góry zakładał, że tam, bo jest cicho i nie narzeka. Ale milczała. Tylko na niego patrzyła. Rozczarowana, ale nie zła. Nie potrafiła być już zła. Ten jeden raz to on poczuł, jak to jest, gdy się kogoś rozczaruje.
— Jak mówiłam… Zabiorę rzeczy w tym tygodniu. Dziękuję za tę troskę, była zbędna.
UsuńSophia nie zaczekała na odpowiedzi. Zanim jednak wyszła, skierowała się najpierw do swojego pokoju. Potrzebowała zabrać z niego tylko jedną rzecz. Kidy weszła do środka, wszystko było takie, jak zostawiła w piątek. Łóżko idealnie zaścielone, zasłonki w idealnym odstępnie od siebie. Podeszła do regału, gdzie były książki, płyty i albumy. Nawet nie musiała długo szukać. Dobrze wiedziała, który potrzebowała stąd zabrać. Kiedy schodziła z góry do wyjścia przy schodach zobaczyła ojca. Stał z jej płaszczem i miną, która sugerowała, żeby została, aby przemyślała to wszystko, a jednocześnie… że nie może jej tu zatrzymać.
— Nie idź, Soph. — Poprosił cicho. — Porozmawiajmy o tym.
— Dałam wam szansę na rozmowę. — Odpowiedziała twardo. Nie ugnie się. Nie po tym wszystkim. Odebrała od niego płaszcz, który na siebie włożyła bez słowa. — I ją zrujnowaliście. Nawet nie próbowała… Idę do domu, tato.
Zawahała się, ale jednak przysunęła się do mężczyzny i musnęła na pożegnanie jego policzek. Szybko zaraz się odsunęła, aby w międzyczasie nie zmienić zdania, choć była już pewna, że nie zostanie. Nie po tym, jak go potraktowała. Miałaby rano z nią jeść śniadanie i udawać, że nic się nie stało?
Z windy wyszła może piętnaście minut po tym, jak Carter odszedł od stołu. Szła szybko, ściskając przy piersi album ze zdjęciami, a z każdym krokiem, z którym oddalała się od wind czuła, jak łzy zapełniają się jej łzami. Na zewnątrz uderzyło w nią lodowate powietrze. Przez te wszystkie emocje zapomniała, gdzie zaparkował. Stała przez kilka sekund przy drzwiach wejściowych, nie widząc znajomego auta i przez ułamek sekundy przeszło jej przez myśl, że może jednak nie zaczekał… Że może uznał to wszystko za niewarte. Szybko przetarła oczy i dopiero po paru ciągnących się w nieskończoność sekundach zauważyła auto.
Zaczekał.
Podeszła do niego w ciszy. Z lekko spuszczoną głową. Nie umiała mu spojrzeć w oczy po tym wszystkim. Może to nie ona wypowiedziała tamte słowa, może to nie były jej myśli, ale uczucie pozostawało. Będąc obok poczuła perfumy zmieszane z dymem papierosów. Znajome połączone, które od razu kojarzyło się jej z Carterem.
— Wracajmy do domu.
soph
Od samego początku zdawała sobie sprawę z tego, że Carter pochodzi z zupełnie innego środowiska i że między nimi jest wystarczająco dużo różnic, aby ten związek zwyczajnie nie miał sensu. Jeszcze zanim uczucia między nimi rozrosły się do rozmiarów, których nie dało się kontrolować, Sophia próbowała je jakoś uciszyć. Te, które miała w sobie i przekonać się, że to naprawdę tylko chwilowe zauroczenie, które jej niedługo przejdzie. Jednak zamiast się od Cartera odsunąć, to ona coraz chętniej spędzała z nim czas, a teraz… Teraz było za późno, a ona kochała za bardzo, żeby tak po prostu od niego odejść i zgodzić się z ojcem. Tylko z początku patrzyła na to, jak wiele ich różni, ale im częściej przebywała w towarzystwie Cartera, tym mniej zauważała tych różnic. Być może przez to, że głównie, ale jednak byli tylko we dwójkę – w świecie, który był ich. Niekonkretnie jej czy jego. Tylko taki ich, gdzie były ciepłe uśmiechy, jesienne seriale i skradzione pocałunki pod kocem. Cisza, której nie przerywali kumple i koleżanki, rodzice i rodzeństwo ani przeszłość.
OdpowiedzUsuńKiedy Gwen to wszystko z siebie wyrzucała, a w tym rzeczy, o których Sophia nie wiedziała, brunetka czuła się zagubiona. Nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Czy jego przeszłość naprawdę jest aż tak ważna, gdy przy niej był zupełnie inny? Obecnie nie miała nawet sił, aby się nad tym zastanawiać. Aby myśleć i rozkładać to wszystko na czynniki pierwsze. Chciała go tylko przeprosić. Bo choć może żadne z tych słów nie pochodziły od niej, to czuła, jakby była odpowiedzialna za Gwen i za swojego ojca. Niemal zmusiła go, aby z nią tutaj przyszedł. Naiwnie przekonując siebie i Cartera, że będzie w porządku i zauważą, jak bardzo ją szanuje, jaki z nią jest, że zapomną o wszystkim co znaleźli na jego temat i będą cieszyć się jej szczęściem.
Boleśnie się pomyliła.
Ulica wokół nich była zatłoczona. Dziesiątki ludzi, którzy spieszyli się przed siebie. Mimo, że było już dość późno, ale to miasto przecież nigdy nie zasypiało i wiecznie działo się coś. Rozpędzone na ulicy auta, klaksony, rozmowy w tle, typowe odgłosy miasta. To wszystko było jednak teraz tylko i wyłącznie tłem. Niewiele znaczącym.
Sophia teraz nie potrafiła na niego spojrzeć. Jednak nie przez to, że miała do Cartera o coś pretensję czy winiła go o cokolwiek. Winna była ona, Gwen i jej ojciec – winny był ten wieczór, który być może, ale wszystko zepsuł albo sprawi, że wyjdą z tego silniejsi, bo stawią czoła wszelkim przeciwnościom losu.
Bez słowa wsiadła do środka. W ciszy zapięła pas, a album ułożyła na kolanach. Położyła na nim dłonie i wbijała w niego wzrok. W środku było dość ciemno, ale widziała ciemnozielone liście namalowane na albumie. Delikatnie przesuwała po nim dłonią, jakby w nim teraz znajdowała jakieś ukojenie, choć do bycia spokojną było jej daleko. Dopiero, kiedy Carter wsiadł do środka i się odezwał na niego spojrzała. Nie rozumiejąc, dlaczego ją przeprasza.
— Dlaczego mnie przepraszasz? Nie zrobiłeś niczego złego… Byłeś idealny, całą noc.
Niemal do samego końca nie dał się sprowokować, a ostatnie minuty… Nie powiedział nic, co nie byłoby prawdą. Nie podnosił głosu, nie rzucał przekleństwami, których czasami używał, jak przecinka, choć dobrze wiedział, jak ją to drażni, ale już zdążyła się przyzwyczaić, że to jest po prostu jego część i nie mogła oczekiwać, że przestanie, bo ona ma takie życzenie. Ostatecznie, to przecież były i tak tylko słowa.
— To oni powinni przepraszać. I ja. — Dodała ciszej, a jej wzrok powędrował w bok.
Sophia przez chwilę milczała. Zupełnie nie wiedząc, co powinna była zrobić. Jak się zachować. W jaki sposób go przeprosić, bo samo słowo zdawało się być niewystarczające.
— Nie powinnam się była zgadzać na ten wieczór. Wiedziałam co o tobie myśli i… — Odruchowo poruszyła ramieniem. — …, i myślałam, że może przy tobie obecnym nie będzie… mówiła tego wszystkiego. Że dadzą nam szansę.
Pomyliła się. Od samego początku przeczuwała, że tak będzie, ale Sophia lubiła żyć własnymi wyobrażeniami i starała się przekonać wszystkich, a przede wszystkim Cartera, że nie będzie wcale tak źle, że się dogadają, ale muszą go najpierw poznać. W zamian dostali dziesiątkę bolesnych słów, oskarżenia i pewność, że nieważne, jak bardzo będą się starać to nigdy Carter w tej rodzinie zaakceptowany nie będzie.
Usuń— Powiedziałam mu, że zabiorę rzeczy i zwierzaki w tym tygodniu. — Odezwała się cicho.
Powróciła do niego spojrzeniem, może szukając potwierdzenia, że wciąż może to zrobić, że nie przekreślił jej po tym, co słyszał z ust kobiety, z którą Sophia przez tyle czasu dzieliła życie.
— Przepraszam.
Mogła wyliczać za co jej przykro, ale Carter dobrze wiedział. Słyszał każde słowo, czuł każde niechętne spojrzenie i cały wieczór spędził w miejscu, gdzie był niemile widziany z ludźmi, którzy postarali się, aby Carter poczuł się podle. Z góry potraktowali go jak kogoś, kogo należy się bać i unikać.
soph
Czuła się za to odpowiedzialna. Carter tego swoimi zapewnieniami nie zmieni. Wierzyła mu, ale nawet jej wiara miała czasem swoje granice, a po tym wszystkim co wydarzyło się dzisiaj, nie potrafiła nie brać winy na siebie. Słyszała przecież co o nim mówiła Gwen, jeszcze przed tym wieczorem. Sophia wiedziała, jak nastawiona wobec niego była. Jak przeszkadzało jej to, jak wygląda, skąd pochodzi, że nie ma rodziny i wykształcenia tak, jak należało mieć w kręgach, z których wywodziła się brunetka. Odpowiednie wykształcenie i wychowanie, wysoka kultura osobista, która była wyjęta niczym prosto z filmu czy książki. Nic, co można było znaleźć w typowym domu. I przecież ona nie pochodziła z typowego domu.
OdpowiedzUsuń— Ale tak się czuję. — Szepnęła ze wzrokiem wbitym w album. Czasami stukała o jego brzeg paznokciami, ale to wcale jej nie uspokajało. Chyba nie było teraz takiej rzeczy, która mogłaby brunetkę w pełni uspokoić. W głowie miała tysiące myśli, których nie umiała poukładać. Miała setki obaw i pytań, ale były one tak chaotyczne, że nawet nie wiedziała od czego należy zacząć. I być może tego wieczoru lepiej było sobie darować jakiekolwiek pytania. Za dużo dziś ich padło.
Nie chciała zgadzać się z Gwen, ale… Ale było ziarenko prawdy w tym, co właśnie powiedział Carter. Widać było różnice między nimi na pierwszy rzut oka, a kiedy wprowadzało się kogoś do tego świata, kto wcześniej nie miał z nim styczności – te różnice iskrzyły się niczym neony na Times Square. Rzucały się w oczy i były nie do ominięcia. Sprawiały, że osoba była wystawiona na ocenę, a jej limity testowane.
Przymknęła na moment oczy i odetchnęła. Policzyła w myślach do dziesięciu.
— Nie potrzebuję tego świata, Carter. — Odezwała się cicho. Naprawdę, mogła przeżyć bez tych wszystkich bali i aukcji charytatywnych, bez udzielania się społecznie i udawania uśmiechów przed kamerami. Nienawidziła tego przez większość czasu i niewiele straci, gdy z niego odejdzie. Tak się jej przynajmniej zdawało. — Czy… Ja też ci daję to odczuć? — Nawet nie była pewna, czy chce znać odpowiedź. Zdawało się jej, że nie zwraca uwagi przez większość czasu na to, jakie różnice między nimi pasują. Bo były, między wszystkimi ludźmi przecież jakieś się pojawiały, ale… Czy dawała mu odczuć, że do siebie nie pasują? Nawet nieświadomie? Przez jakieś słowa czy gesty, których nie zauważała, bo były dla niej tak naturalne, że nie sądziła, że mogą go postawić w niekomfortowej sytuacji?
Zdawała sobie sprawę, że w Carterze jest znacznie więcej historii niż to, co już znała i widziała. Że są pewne elementy układanki, których nie może nigdzie dopasować. Jak chociażby ta broń, która miała swoje miejsce w sejfie w garderobie. Sophia nie znała kody, ale wiedziała, gdzie tn sejf jest i świadomość, że w środku jest broń… Ale nie pytała. Nie potrafiła wydusić z siebie tego pytania, choć jednocześnie rozsadzało ją od środka z niewiedzy. Bo tak naprawdę nie znała całego życiorysu Cartera. Nie znała nawet Zaire’a, który był jego częścią – poznała tylko niewielki ułamek, więc czy mogła tak naprawdę powiedzieć, że go zna? Że go kocha? Czuła, że tak jest i znała to uczucie już z przeszłości. Ale jak mogła to mówić, kiedy nie miała go w całości? Gdy jeszcze było tak wiele elementów do odkrycia? Czasem nie była pewna, czy Carter nie chce ich jej opowiedzieć, czy woli, aby z jakiegoś powodu ich nie znała. Czasem, gdy coś mówił… Brzmiał tak, jakby sama wiedza na jego temat miała być niebezpieczna.
— To się już nigdy więcej nie powtórzy. — Obiecała. Bo do kolejnego razu nie dopuści. Nie zamierzała pozwolić na to, aby Carter po raz kolejny przez to przechodził, aby obrzucano go błotem i nie próbowano zrozumieć, aby był stawiany w roli tego złego.
Nie była naiwna. Wiedziała, że miał swoją przeszłość. Rozmawiali o tym, o tym klubie i bójce, o różnych innych rzeczach. Że nie jest krystalicznie czysty. Nie akceptowała tego, ale próbowała zrozumieć. I jakaś jej część… jakaś jej część miała nadzieję to z czasem w nim zmienić.
Pokazać mu, że można żyć inaczej.
Wzrok miała wbity w album i swoje dłonie. Nie wiedziała, co będzie dalej. Czy ten wieczór nie przekreślił teraz między nimi wszystkiego. Przychodziły jej do głowy różne scenariusze. Takie, od których oddychała z ulgą, ale i takie, które zaczynały zaciskać palce wokół jej gardła i odbierały dostęp do powietrza.
UsuńMogli wrócić do domu i spróbować zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Wrócić do codzienności, którą sobie wypracowali. Mogli również wrócić do domu i przeprowadzić długą, kończącą między nimi wszystko rozmowę.
W pierwszej chwili nie chciała na niego spojrzeć, ale nie wyrywała się. Zajęło jej parę sekund, aby podnieść wzrok na Cartera. Sama już nie wiedziała, czego oczekuje, ale na pewno nie był to pocałunek. Lekko zadrżała, kiedy jego usta sięgnęły do jej. Odpowiedziała na niego po chwili. Z mieszaniną ulgi i zmęczenia. Skoro ją całował… To wszystko będzie w porządku, prawda?
Nie powiedziała nic więcej, tylko oparła głowę o zagłówek. Nie czekała, aż Carter sam do niej sięgnie dłonią. Zrobiła to pierwsza. Nie chciała pozwolić na to, aby Gwen ich poróżniła.
Droga upłynęła im w milczeniu. Nie widziała sensu w tym, aby teraz o tym wszystkim rozmawiać. Męczyć się rozmową, na którą żadne z nich nie miało ochoty ani sił. Było ciche mruczenie silnika i odgłosy miasta, i na moment – to było wystarczające.
soph
Wcale nie odetchnęła z ulgą, kiedy znaleźli się w mieszkaniu. Miała dziwne wrażenie, że to tak naprawdę dopiero początek. Nie potrzebowała tłumaczyć Carterowi, że potrzebuje chwili dla siebie. Nie uciekała przed nim, jeśli miał ochotę – mógł do niej w każdej chwili dołączyć, ale tego nie zrobił. Może i dobrze. Być może, ale oboje potrzebowali teraz, aby pobyć w samotności i przemyśleć to wszystko, a tych myśli… było ich wiele. Całe stosy, nad którymi ciężko było zapanować.
OdpowiedzUsuńŁudziła się, jeszcze na samym początku, że ta rozmowa dziś pozwoli im się lepiej poznać. Mimo wszystkich słów, które padły po tym, jak wróciła do domu i została skonfrontowana z tamtym filmikiem z klubu, że spróbują dać szansę Carterowi. Nie potrafiła już nawet tłumaczyć ojca, bo gdyby mu szczerze zależało to przerwałby to, co robiła Gwen. Tę serię upokorzeń, którą mu serwowała i jej zarazem. Może i Sophia nie wiedziała, co robi i być może popełniała właśnie ogromny błąd, ale nie zamierzała za to przepraszać ani tym bardziej nie wyciągała ręki do nikogo po pomoc. Jeśli miała się na tym związku przejechać i cierpieć, to dla tych momentów z Carterem, które należały tylko do nich – było warto.
Popełniła błąd zabierając go tam, a potem kolejny, gdy ją te wszystkie słowa sparaliżowały i nie była w stanie wydusić z siebie żadnego dźwięku. Kompletnie ją wtedy zamroczyło, ale to przecież niczego nie tłumaczyło. Zostawiła wtedy Cartera samego, nie uciekła fizycznie, ale odcięła się na te kilka zbyt długich sekund emocjonalnie i być może, ale nic gorszego tego wieczoru zrobić nie mogła. Nie zamierzała się tłumaczyć, jeszcze nie. Na to wszystko przyjdzie czas, ale póki co musieli odpocząć. Ten cały wieczór był zbyt wyczerpujący, aby którekolwiek z nich miało jeszcze siłę na dalszą rozmowę. Mogli mieć sobie wiele do powiedzenia, a równie dobrze mogli nie mieć już żadnych słów, które warto byłoby z siebie wyrzucać. Sophia sama nie miała pojęcia. Jeszcze nie potrafiła pozbierać się po tym, co usłyszała na jego temat i na swój.
Siedziała w ciszy na łóżku. Wsmarowując w ciało balsam o zapachu wanilii. Robiła to mechanicznie, byle tylko zająć czymś ręce i skupić się na tym jednym konkretnym zadaniu, kiedy Carter wszedł do sypialni. Podniosła na niego wzrok, ale nie przerwała. Kończyła już w zasadzie, a balsam wchłaniał się w jej skórę. Miała na sobie, jak zwykle, jego koszulkę i krótkie, bawełniane jasnoróżowe spodenki od piżamy w kwiatki. Wsunęła się głębiej na łóżku, zostawiając już swoje nogi w spokoju, w które miały teraz na sobie zdecydowanie zbyt dużą ilość balsamu. Prawie nie spuściła wzroku z Cartera. Śledziła oczami każdy jego ruch i gdyby tylko sytuacja była inna, moment, jak zdejmuje koszulkę sprawiłby, że uśmiechnęłaby się wesoło, a jej oczy błysnęły. Oparła się plecami o zagłówek łóżka, wsuwając pod nie poduszkę, aby było jej wygodniej. Zupełnie, jakby przewidziała, co Carter będzie chciał zrobić, zanim faktycznie to zrobił. Bezgłośnie westchnęła, gdy objął ją w talii i odrobinę do siebie przyciągnął. Kiedy jego głowa znalazła się na jej brzuchu, brunetka od razu jedną rękę ułożyła na jego ramieniu, gładząc je wzdłuż, a drugą położyła na jego głowie. Lekko przesuwając palcami po włosach, które miał zbyt krótkie, aby mogła się nimi pobawić i przeczesywać.
Trwali tak przez jakiś czas w kompletnej ciszy.
Sophia delikatnie gładziła jego ramię, czasami palce zjeżdżały na kark. Potrzebowali tego, a jednocześnie… Nie chciała, aby którekolwiek z nich na zbyt długo zostało samo ze swoimi myślami. Znała siebie i wiedziała, jak łatwo jej było się oderwać od rzeczywistości i pogubić we własnej głowie, kiedy działo się zbyt wiele, a tego wieczoru… Tego wieczoru wydarzyło się o wiele więcej niż przypuszczała.
— Jak się czujesz? — Spytała szeptem. Minęło może tylko pięć minut, a może cała godzina. Zatraciła się w tym, jak blisko był. Sam do niej przyszedł. Nie musiał na głos mówić, że potrzebował, aby była obok i się może nawet nie tyle co nim zajęła, ale żeby po prostu została obok.
Być może to było głupie pytanie. Widziała przecież, jak się czuł. Że był rozbity, choć starał się trzymać, ale już z każdą chwilą było mu coraz ciężej. A może tylko sobie to wyobrażała, bo tak naprawdę… Chciałaby, aby to na niego w żaden sposób nie wpłynęło, aby nie myślał nad tymi słowami, które z siłą pocisku wyrzucała z siebie Gwen. I jeżeli była, a Sophia wiedziała, że była, w nich prawda to Carter nie zasłużył na to, aby słyszeć to w ten sposób i zostać potraktowanym, jak odpad. A Gwen to właśnie cały wieczór robiła.
UsuńWiedziała, że potrzebował takich zapewnień. Ona podobnie. I nie zawsze musiały być one wypowiedziane na głos. Czasami sama obecność potrafiła zrobić dla człowieka więcej niż jakiekolwiek słowa. Teraz mogłaby go dalej, co najwyżej, przepraszać i powtarzałaby to bez końca. Ale co by to zmieniło? Żadne „przepraszam” nie cofnie słów, które już padły i nie sprawi, że którekolwiek z nich poczuje się lepiej.
soph
Możliwe, że po raz pierwszy nie wiedziała, jak ma z nim rozmawiać. W jaki sposób podejść do tematu, aby przypadkiem nie powiedzieć czegoś, co popsuje atmosferę między nimi jeszcze bardziej. Pierwszy raz była w takiej sytuacji i tak, jak zwykle potrafiła znaleźć rozwiązanie na większość problemów, tak teraz nie przychodził jej do głowy żaden sensowny pomysł. Być może było za wcześnie, a ona zwykle na szybko próbowała znaleźć rozwiązanie, aby pozbyć się dziwnej, niechcianej przez nich oboje atmosfery. Może jednak teraz czas był jedynym, co tak naprawdę będzie mogło pomóc.
OdpowiedzUsuńPokiwała lekko głową, kiedy jej odpowiedział. Mimo, że nie mógł widzieć tego gestu, ale być może go czuł. Nie zdawała żadnych więcej pytań, co to „w porządku” znaczy, bo chociaż Carter nie mówił, to Sophia widziała, że wcale tak naprawdę nie czuł się dobrze, że nic nie było w tej sytuacji w porządku. Ale rozumiała to. Czasami łatwiej było powiedzieć to niż zmierzyć się z tymi wszystkimi, niechcianymi uczuciami. Gwen się postarała, aby żadne z nich nie miało dziś już udanej nocy. Wyciągnęła na wierzch wszystko. Wyrzuciła mu w twarz każdą najgorszą rzecz, jaką zrobił i której nie zrobił. Próbowała na każdy możliwy sposób jej go obrzydzić i od samego początku sama okazywała swoje niezadowolenie i niechęć wobec niego, chociaż ciężko było nazwać to niechęcią. To była czysta nienawiść, która brała się z uprzedzeń. Sophia rozumiałaby, gdyby szczerze się martwiła, ale ze strony kobiety jedyne co było szczere to ta rażąca nienawiść, która wylewała się z niej bezustannie.
Sophia nie poruszyła się, kiedy jego dłoń znalazła swoje miejsce pod koszulką. Uśmiechnęła się tylko lekko pod nosem. Jakby ten gest, który należał tylko do nich, był dla niej zapewnieniem, że Carter wciąż chce, aby była obok. Martwiła się, że może przez to wszystko, co dziś się wydarzyło, pomyśli, że ona pasuje do tego domu, że skoro tam mieszkała i spędzała czas, to jest taka sama. Tylko ładnie udaje przed nim. Jej dłoń w podobnym rytmie do Cartera, sunęła po jego plecach i ramieniu.
— Bywało lepiej. — Westchnęła cicho w odpowiedzi. Taka była prawda, a Sophia nie zamierzała tego ukrywać. Zbyt długo tłumiła w sobie różne emocje, aby, teraz gdy sytuacja tego wymagała znów chowała je starannie do szuflad.
Mogłaby powiedzieć, że wszystko jest w porządku, ale oboje wiedzieliby, że to jest kłamstwo. Tak, jak ona wiedziała, że Carter wcale nie czuje się „w porządku”, ale nie próbowała na siłę tego z niego wyciągnąć. Rozumiała, że czasami… Czasami po prostu człowiek nie chce o takich rzeczach mówić od razu.
Przez moment milczała. Przymknęła oczy, a po chwili wypuściła powietrze z płuc. Jej dłoń w tym czasie ciągle gładziła jego skórę. Ciepłą i znajomą. Bliską i miękką.
— Tak… Mi też jest przykro. Ale to nie stało się przez ciebie. — Powiedziała miękko, ale stanowczo. Ojciec… On próbował. I być może wyglądałoby to inaczej, gdyby nikt im nie przerywał i nie próbował zrobić z Cartera gorszym niż jest. — Nie winię cię za to. Starałeś się i widziałam to. Nawet, gdy mówiła to wszystko… — Urwała i westchnęła, nie chcąc powtarzać nawet słowa z tego wieczoru.
— To, co się dzisiaj stało, to nie twoja wina. — Powtórzyła jeszcze raz, ale dobitniej. — Mógłbyś przyjść w najlepszym garniturze, mieć dyplomy ze wszystkich najlepszych uczelni na świecie i zachowywać się, jakbyś urwał się z dworu królewskiego, a i tak… Wciąż znalazłaby powód, aby mi udowodnić, że nie jesteś odpowiedni.
Kreśliła niewidzialne szlaczki na jego plecach. Miały sens tylko dla niej. Gwiazdki, serduszka, dziwne nierówne linie, a czasami kładła całą dłoń, jakby chciała chłonąć bardziej jego ciepło. Ciężar Cartera, który na sobie czuła, był przyjemny i taki znajomy.
Sophia nie próbowała go teraz poskładać w całość. Nie umiała tego zrobić, kiedy i sama czuła się tak rozbita. Było jej ciężko, ale może wcale nie musieli dziś tego robić. Może najpierw powinni trochę odpocząć, a potem zastanowić się co dalej. Chociaż dla brunetki było jasne, co dalej – zostaje tutaj razem z nim.
Usuń— Nic mi nie odebrałeś, kochanie. — Zapewniła. Przesunęła ostrożnie dłoń na jego twarz, ale nie próbowała zmusić go do tego, aby na nią spojrzał. Chciała, aby to była jego decyzja. Wtedy, kiedy poczuje się na to gotów. — Wręcz przeciwnie… Dałeś mi wiele. Miejsce, gdzie naprawdę chcę być i nie czuję, jakbym tylko przeszkadzała, ale przede wszystkim… Dałeś mi siebie. I to… To jest warte odejścia od tamtego życia. Ty jesteś tego wart.
Nachyliła się i złożyła krótki pocałunek na jego głowie. Przymknęła na moment oczy, kiedy poczuła zapach jego szamponu. Intensywny i taki znajomy, kojarzący się jej… Z domem. Bo tym przecież dla niej właśnie Carter był. Domem.
soph
Obecnie nie miała zbyt wielkich nadziei na dogadanie się z ojcem. Wychodząc wczoraj z domu podjęła decyzję, której nie zamierzała cofnąć, a chociaż próbował ją zatrzymać, to wiedział, że to nic nie da i żadne słowa nie sprawią, że Sophia się ugnie. Dlatego czekał na nią z płaszczem. Mimo, że jego oczy i słowa prosiły, aby została, ale nie potrafiła i nie chciała. Wiedziała, że musi wrócić do Cartera, ale przede wszystkim tego chciała. Tak mocno, jak tego, aby spróbował zrozumieć, że Carter nie jest dla niej tylko przystankiem i że będzie obecny w jej życiu. Mimo tych wszystkich błędów, które popełnił i trudnej przeszłości. Sophia miała nadzieję, że okaże się wystarczająco silna, aby pomóc mu więcej podobnych nie popełniać, że on sam z siebie nie będzie chciał dalej prowadzić takiego życia, które nie prowadzi do niczego tak naprawdę dobrego.
OdpowiedzUsuń— Być może, będziemy musieli poczekać i zobaczyć. — Powiedziała cicho w odpowiedzi. Nie zamierzała już wychodzić z tym pierwsza. Nie, gdy ona wciąż była w domu i miała tam jakąkolwiek władzę. Sophia tego nie rozumiała, nie potrafiła zrozumieć, co takiego jej ojciec mógł w niej widzieć, że chciał się z nią ożenić. Odkąd pamiętała taka była. Gwen przewijała się przecież przez jej całe życie i gdy myślała o przeszłości to nigdy w tej kobiecie nie widziała żadnych pozytywnych uczuć. Czasem, a to i tak z wyjątkami, kiedy rozmawiała z Imogen czy Maddie, ale nawet wtedy Sophia miała wrażenie, że trzyma między nimi jakiś dziwny dystans, jakby nie chciała zbyt mocno okazać, że zależy jej na własnych córkach.
Nic nie powiedziała, kiedy Carter postanowił wstać. Jedynie lekko się uśmiechnęła, kiedy musnął jej usta, a palcami zaczepiła o jego policzek. Odprowadziła go wzrokiem do sypialni i sama zagrzebała się w pościeli. Ułożyła swoje poduszki, na których wygodnie się ułożyła, ale nie kładła się jeszcze spać. Czekała, aż wróci. Nie chciała zasypiać bez niego. Nie musiała długo czekać na jego powrót, gdy tylko ją do siebie przyciągnął to po paru minutach odwróciła się do mężczyzny przodem, wtulając w jego klatkę piersiową. Bez zbędnych słów. Zasnęła do spokojnego, rytmicznego bicia serca Cartera. Z nieco spokojniejszą głową, choć ciągle tłukły się w niej jakieś nieprzyjemne myśli, ale z każdą kolejną minutą oddalały się od niej coraz bardziej. Otulały ją jego ciepłe i znajome ramiona, a także zapach żelu, którego używał. To był mocny, ale nieduszący zapach. Kojarzący się jej z tymi wszystkimi wieczorami, które spędzali właśnie we dwójkę, leżąc w łóżku po kąpieli z miską popcornu między nimi i jakimś programem lecącym w tle.
Spała zaskakująco mocno, jak na siebie. Najczęściej nawet cichy szmer był w stanie ją przebudzić, ale nie tym razem. Kiedy Carter wstawał delikatnie się tylko poruszyła, ale wtuliła z powrotem w pościel i spała dalej spokojnie przez kilka następnych godzin, dopóki coś zaczęło jej nie pasować. Zwykle to ona była tą, która wstaje wcześniej. Tym razem jednak, kiedy sen powoli odchodził w zapomnienie zaczynała zauważać, że poranek jest inny niż zwykle. Żadne męskie ramiona jej do siebie nie przyciągały, nie było jej gorąco od ciała Cartera. Była sama w sypialni. Kiedy dłonią przesunęła po pościeli druga polówka łóżka była chłodna, jakby dawno nikt tam już nie spał. Nie panikowała. Mógł wyjść przecież z wielu powodów, prawda? Zanim zaczęła go szukać poszła do łazienki, umyła twarz i zęby, udawała, że spryskanie twarzy tonikiem i nałożenie serum sprawi, że znikną oznaki zmęczenia. Dopiero potem zeszła na dół, ale penthouse tonął w ciszy. Nie było lecącej muzyki ani serialu, który grałby w salonie.
Mógł być na siłowni, wyjść pobiegać, mógł być tak naprawdę wszędzie.
Nie zamartwiała się niepotrzebnie. Zamiast tego postanowiła się przygotować jakoś do dnia. Wstawiła czajnik na herbatę, który zabulgotał jeszcze zanim Carter wszedł do środka. Zalała kubek wodą, zaczekała, aż herbata się zaparzy. Podpierała się łokciem o blat, gdy mieszała łyżeczką w kubeczku. Nie słyszała, jak wchodzi.
Drgnęła lekko, kiedy drzwi skrzypnęły i odwróciła głowę, a kiedy dostrzegła Cartera uśmiechnęła się lekko w jego stronę. Nie poruszyła się. Tylko, dlatego, że było za wcześnie, aby wykonywać gwałtowne ruchy. Poczuła od razu zapach kawy i świeżego pieczywa, a to drugie jej uświadomiła, że zaczynała robić się głodna.
UsuńZamruczała cicho z zadowoleniem, kiedy ją objął. Ułożyła swoje dłonie na jego przedramionach, a głowę odchyliła do tyłu. Miała przymknięte oczy, jakby chciała się tylko tym momentem nacieszyć. Kiedy odwrócił ją w swoją stronę, Sophia od razu objęła go za kark i przylgnęła swoim ciałem do jego. Nie odpowiedziała od razu, tylko po raz kolejny musnęła jego usta.
— Dzień dobry. — Wymruczała jeszcze nieco sennym głosem, ale za to w pełni zadowolona. — Mhm… Czuję. Bajgle z serkiem i szczypiorkiem? — Upewniła się, ale nie musiała. Carter widział ją dziesiątki razy z tym zestawem. — Wiesz… masz w domu ekspres za trzy tysiące, ale kawa z kawiarni na rogu za osiem dolców i tak wygrywa, nie? — Roześmiała się wesoło. Coś jednak było w tej kawie, którą przyrządzał ktoś inny.
— Twoje ubrania były stworzone dla mnie. Zwłaszcza koszulki. — Mruknęła odchylając głowę, aby móc na niego spojrzeć. — Ale mogę przestać je nosić…, aby nie wpędzać cię w kompleksy. — Dodała i nie powstrzymała uśmiechu, gdy to mówiła.
Przesunęła dłońmi po jego ramionach z cichym westchnięciem. Nie chciała poruszać tematów z wczoraj, a raczej… Miło spędzić z nim poranek. Bez napięcia.
— Tak w ogóle… Skoro zaraz Halloween, robimy coś? — Spytała. Miała pytać się wcześniej, ale byli trochę jednak zajęci, a na ten moment to był bezpieczny temat, który mógł pozwolić im trochę odpocząć. — Nie wiem, nie masz jakiegoś halloweenowego koncertu, imprezy… Cokolwiek?
soph
Tak przeczuwała, że mogła go tym stwierdzeniem rozbawić. Było parę opcji – weźmie to sobie aż za bardzo do serca i zrealizuje jej propozycję tu i teraz; uzna to za żart i będzie się z nią droczył, ale mógł również to w delikatny sposób zignorować i przeszliby do innego tematu.
OdpowiedzUsuń— Mhm. — Pokiwała głową. Przygryzła lekko dolną wargę, spoglądając na niego z dołu. Sophia cicho westchnęła, kiedy wsunął dłonie pod materiał. Spodziewała się, że mogą być chłodne, ale zaskoczyły ją swoim ciepłem. Zupełnie odruchowo przylgnęła ciałem mocniej do Cartera. Przeszył ją lekki dreszcz od jego dotyku. Zupełnie, jakby nie było już choćby cienia po atmosferze z zeszłej nocy. A może tak dobrymi aktorami byli i potrafili od siebie odsunąć te wszystkie nieprzyjemne myśli, aby skupić się na sobie i na lepszym dniu, który przecież się przed nimi malował. — Hm, możemy… Wiesz, nie chciałabym, żebyś ucierpiał przez to, że na mnie lepiej leżą.
Sophia uśmiechała się wesoło pod nosem. Carter zbyt dobrze wiedział, co na nią działa. Niemal czekała na to, aż zostawi pocałunek, gdzieś na jej skórze, ale się nie doczekała. Przynajmniej jeszcze nie.
— Tylko wiesz… Nie mam nic innego pod spodem. — Zdradziła, jakby już tego nie wiedział wcześniej. — Ryzykujemy tym, że zmarznę. — Dodała. Przymknęła oczy, a głowę już zupełnie odruchowo odchyliła lekko na bok, kiedy sięgnął do szyi ustami. Nie potrafiła powstrzymać tego cichego westchnięcia, które wyrwał spomiędzy jej ust. Jeśli mieli rozpraszać się w taki sposób, to Sophia wcale, a wcale nie miała nic przeciwko temu. Przesunęła dłońmi po jego ramionach, zaciskając chwilę później na nich palce.
— Och, wiem. — Przytaknęła. — Możemy… Możemy zastanowić się czy tę decyzję też będziesz wspierał. — Mruknęła, a jej wzrok prześliznął się po twarzy Cartera. Uważniej przyjrzała się jego uśmiechowi i delikatnym zmarszczkom przy oczach, które pojawiały się tylko wtedy, kiedy uśmiechał się w ten prawdziwy sposób.
Uwielbiała, kiedy na nią w ten sposób patrzył z tym bezczelnie pociągającym uśmiechem, dla którego przepadła tygodnie temu. Czasem nie wierzyła, jak wiele się wydarzyło w ciągu zaledwie kilkunastu tygodni. Dopiero co przecież się poznali, a teraz… Teraz nie chciała, aby kiedykolwiek z jej życia znikał. Gdyby to tylko było możliwe to właśnie takie poranki chciałaby z nim mieć każdego dnia. Zmieniłaby jedynie moment przebudzenia, aby wciąż leżał obok, ale cała reszta? Cała reszta mogła, a nawet powinna była zostać.
— Dziękuję. — Sięgnęła do jego ust, na których złożyła delikatny pocałunek. Wiele dla niej znaczyło, że zapamiętywał takie szczegóły. To może nie było nic szczególnego, ale sam fakt, że chciało mu się wyjść po te bajgle, że pamiętał jaki sos z nimi lubi i że zawsze brał odpowiednią kawę. Zamawiała przy nim może kawę raz czy dwa, zanim zaczął jej przywozić rano dokładnie tę samą. Średnia na owsianym mleku z wanilią. Takie momenty jej uświadamiały, że Carter słuchał zawsze. Pewnie, jakby mruknęła raz o kwaśnych żelkach to za pół godziny miałaby dziesięć rodzajów do wyboru.
— Czemu odmówiłeś? — Była po prostu ciekawa. Bilety na pewno rozeszłyby się, jak świeże bułki, a i tak pewnie ludzie czuliby niedosyt i chcieli więcej. — Dzieciaki z innych pięter zaglądają po cukierki? — Tego również była ciekawa. Uwielbiała rozdawać cukierki, stroić drzwi i przebierać się za różne postacie.
— Tak właściwie… Nie miałabym nic przeciwko, gdybyśmy wyszli. — Powiedziała. Nie musieli cały czas siedzieć w penthousie, choć to była kusząca wizja. Horrory, popcorn i chowanie się w jego ramionach, kiedy scena będzie zbyt przerażająca. Mogłaby tak spędzić czas. — Moglibyśmy… Oglądać horrory dzień przed, a w samo Halloween coś porobić? Nie wiem, co robiłeś rok temu? — Całkiem zabawne było to, że mogłaby wpisać w Google Zaire Crawford Halloween 2024 i miałaby wszystko. Zdjęcia, filmy, za kogo był przebrany, o ile był. Miałaby podane wszystko na tacy, ale wolała dowiadywać się prosto u źródła, a te muskało ciągle jej plecy palcami, a ciepłym oddechem policzek.
Carter nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jaką ulgę poczuła, kiedy roześmiał się. Tak po prostu i beztrosko. Nie w udawany sposób, aby zapewnić ją, że wszystko jest w porządku. Bez maski na twarzy.
Usuń— Ale jeśli wyjdziemy… To chyba przydałby się nam kostium, nie sądzisz? — Zapytała. Przecież nie mogła obchodzić swojego pierwszego Halloween będąc w związku i nie mieć matching kostiumów, prawda? — Musisz mi powiedzieć, co masz na myśli mówiąc „coś szalonego”. Bo coś mi się wydaje, że moje „szaleństwo” i twoje to dwie różne bajki.
soph
Nie przepadała za ocenianiem ludzi po pierwszym spotkaniu. Jednak, kiedy poznała Cartera po raz pierwszy - zanim porozmawiali na spokojnie i bez rzucania sobie w twarz czekami - nie sądziła, że stałby się mężczyzną, który ma na nią aż tak ogromny wpływ. Że byłby w stanie w taki sposób się nią zajmować i być gotów do tego, aby powoli, ale stanowczo pewne rzeczy w swoim życiu zmieniać. Pewne rzeczy w końcu już o nim wiedziała przedtem, jednak to były tylko to, co wyczytała w internecie. Widziała w nim raczej kogoś, komu nie jest po drodze z pracą w takich warunkach, jak schronisko i spodziewała się tak naprawdę kłopotów. W każdym wydaniu; od tych do zlewnia zadań, które miał do wykonania w ciągu dnia aż po takie, które będą wymagać interwencji policji. I na całe szczęście, ale się pomyliła i chyba jeszcze nigdy przedtem tak nie była zadowolona z bycia w błędzie.
OdpowiedzUsuń— Hm, a masz już jakiś plan na to, co wydarzy się potem? — Zapytała niewinnie, jakby naprawdę była nieświadoma tego, co mogło się zdarzyć. Przekręciła się lekko w jego stronę, aby spojrzeć na niego w ten nieświadomy niczego sposób, a jedynie uniesione kąciki ust zdradzały, że Sophia doskonale wiedziała w jakim kierunku ta rozmowa zmierza.
Poczuła przyjemny dreszcz, który przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa. Znajomy i chwilami trudny do zatrzymania, gdy Carter był tak blisko. To wszystko to mogła być gra, ale nie zmieniało to faktu, że uczucie było prawdziwe i coraz bardziej zaczynało drapać od środka.
— Nie wątpię w Twoje sposoby. — Mruknęła. Znała je aż za dobrze i łatwo się mogła domyślić jak zamierzał ją w razie czego ogrzać. I skłamałaby, gdyby powiedziała, że ma coś przeciwko temu.
Mówiła czasami szybciej niż myślała. Gdy wszedł do mieszkania jej myśli wcale nie krążyły wokół podobnych tematów, a jedynie wokół niego. Chciała się przytulić i pocałować go na dzień dobry. Poczuć blisko. Może upewnić się, że jest z nim w porządku, pomimo burzy z zeszłej nocy. Chociaż to nie była burza, a tornado i tsunami w jednym. Wyczerpujące emocjonalnie, zostawiając ogromną pustkę po sobie i zniszczenia, których nie dało się łatwo naprawić. Tymczasem teraz zamiast zastanawiać się czy jest już lepiej, to zaczynała błądzić myślami w kierunkach, które nie należały do tych grzecznych. Czasami dziwiła się, jak łatwo jej przychodzi zmiana nastroju przy nim. W moment potrafiła zapomnieć o tym, co ją gryzło i skupić się tylko i wyłącznie na nim.
— Tylko Cię przecież informuje… — westchnęła i prawie przewróciła oczami. Oczywiście, że zdawała sobie sprawę z tego, co robi i być może robiła to wszystko celowo. — Myślałam, że zainteresuje Cię fakt, że twoja dziewczyna może zmarznąć, kiedy zaczniesz ją rozbierać z koszulek, które tak świetnie na niej leżą. — Mruknęła i uśmiechnęła się, jakby wcale nie robiła niczego złego. — Wiesz, mi nie przeszkadza, że nie umiesz zachować się przy śniadaniu.
Dłonie z jego ramion ściągnęła na boki ciała mężczyzny. Palcami uważnie śledząc jego kontury, jakby uczyła się ich od nowa. Sięgnęła nimi do jego pleców, błądząc w zasadzie nimi wszędzie, gdzie tylko się dało.
Sam ton głosu Cartera mógłby spokojnie sprawić, że Sophia by drżała. Było coś w tej szorstkości, czemu nie mogła się tak po prostu oprzeć. Już od pierwszego dnia zwróciła na to uwagę, a później przepadła bezpowrotnie.
Sophia mruknęła cicho, kiedy ją pocałował i odwzajemniła pocałunek. Nie było tu żadnego udawania, aby poprawić sobie nawzajem humor. Miała wrażenie, że przychodzi im to naturalnie i lekko, nawet nie musieli się wybitnie starać.
— Rozsądek przemówił. — Westchnęła, gdy zadecydował, że kawa jest w pierwszej kolejności. I ciężko było się jej z tym nie zgodzić. Ciężko było zaczynać dzień bez kawy. — W porządku, śniadanie z kawą, a potem pomyślimy co dalej. — Zgodziła się. Niechętnie, ale odsunęła się, żeby sięgnąć po dwa talerze, na których mogłaby rozłożyć bajgle. Nie mogła się w zasadzie doczekać, aż wgryzie się w pieczywo i popije wszystko kawą z syropem waniliowym.
UsuńMogła się domyślić, jak wyglądały jego poprzednie wyjścia w te święto. Nawet nie pytała pewna, czemu właściwie zapytała. Może nie chciała zakładać z góry, że na pewno był na imprezie. Nie zadawała więcej pytań, czy był ze swoją byłą, czy może był z kimś innym. To było uż bez znaczenia.
— Tak, faktycznie. Coś podobnego kiedyś chyba mówiłam. — Zgodziła się z nim i uśmiechnęła lekko. Proponowała mu w końcu, aby czasem spróbował czegoś nowego, prawda? Wtedy nie sądziła, że weźmie ją na poważnie, a tymczasem od dawna w zasadzie robił rzeczy inaczej niż zwykle. Cieszyła się, tak po prostu. Chciała, aby próbował nowych rzeczy i przede wszystkim, aby robił to dla samego siebie. Nie dla niej, nie dla kogoś zewnątrz. Aby w tym wszystkim myślał o sobie.
Oczy wesoło jej błysnęły, co mogło tylko oznaczać, że Sophia miała już w głowie pewien pomysł, który gotowa była do zrealizowania tu i teraz. Nie było to co prawda w pełni przemyślane, nie poświęciła zbyt wiele czasu na to.
— Liczyłeś, że ominie cię przebieranie w Halloween? — Zapytała z lekkim uśmiechem. Widziała Cartera głównie w mrocznych, strasznych strojach ze sztuczną krwią i masa podobnych. Pasowało to do niego. I taki w końcu był cel tego święta, prawda? Żeby straszyć. — Nic szalonego… Myślałam, że moglibyśmy wyjść wieczorem. Może być twój klub, może być inne miejsce… możemy się też wbić na prywatną imprezę Halloweenową. — Zaśmiała się. Nie wątpiła, że miał serki, jak nie więcej zaproszeń na te imprezy, które ściągały jak najwięcej celebrytów i na prywatne również do tych osób, które niekoniecznie chciały się pokazywać na czerwonych dywanach. — W południe… rozdamy cukierki dzieciakom, o ile jakieś tu przychodzą, a jak brakuje ci podniesionego ciśnienia to możemy się też przejść do nawiedzonego domu. I sprawdzony które z nas głośniej krzyczy.
Nie miałaby nic przeciwko, gdyby zostali też w domu. Chciała spędzić z nim po prostu czas. Bez względu na to, gdzie będą. Liczyło się tylko, żeby byli razem.
— A co do kostiumów… To wszystko zależy czy masz ochotę się przebierać czy wolisz, żeby twoja dziewczyna była pozostawiona sama sobie w Halloween… — Mruknęła wzruszając lekko ramionami. Wiedząc dokładnie, że właśnie weszła w proszący tryb, który nie akceptuje „nie”. — W jej pierwsze Halloween z chłopakiem… — Dodała spoglądając na niego spod rzęs.
soph🎃
Mimo tej świadomości, że Carter zgodziłby się prawie na wszystko, brunetka nie potrafiła się powstrzymać przed wzbudzeniem w nim małego poczucia winy. Nie mogli przecież przesiedzieć pierwszego wspólnego Halloween w domu, prawda? Co prawda, niewychodzenie z domu było dla Sophii najlepszą opcją, ale podskórnie czuła, że przyda im się wyrwanie z czterech ścian.
OdpowiedzUsuńStarała się nie dać nic po sobie poznać, kiedy stanął za nią, a jego dłoń ponownie odnalazła jej ciało. Dłonie miała oparte o blat. Natomiast każde kolejne słowo wypowiadane przez Cartera sprawiało, że brunetka nie umiała powstrzymać cisnącego się na twarz uśmiechu.
— Możesz zawsze odmówić. — Rzuciła to lekko, jakby faktycznie mógł powiedzieć „nie” i zakończyliby ten temat. Bo mógł, przecież nie zmusiłaby go na siłę do wyjścia i przebrania, gdyby naprawdę nie miał na to ochoty. — Ja i szantaż? W życiu bym się do tego nie posunęła.
Ściągnęła dłonie z blatu, aby ułożyć je na wierchu dłoni Cartera. Przymknęła powieki, kiedy złożył pocałunek w tym konkretnym miejscu. W takich chwilach Sophia miała wrażenie, że to wszystko – ich związek, Carter i to, jak się z nim czuła – to był tylko sen, z którego wkrótce zostanie brutalnie wyrwana. I jednocześnie te wszystkie burze, które zdążyły się w tak krótkim czasie między nimi przewinąć były, jak sygnał, że to wszystko jest prawdziwe. Że ona wcale nie śni, a Carter – nie ważne, że wyrwany z zupełnie innego świata – naprawdę jest jej, a to wszystko co mają należy tylko i wyłącznie do nich.
Dziewczyna wesoło roześmiała się na listę zakazów przedstawioną przez Cartera. Sprawnie odwróciła się w jego stronę. Nawet, gdyby chciała to nie potrafiłaby udawać, że rozmowa jej nie bawi. Już nie było śladów po zeszłej nocy. Tych zmęczonych spojrzeń i uśmiechów, które tylko na moment miały zapewnić, że wszystko jest w porządku. Byli po prostu oni. Rozmawiający o imprezie i strojach na Halloween.
— Obiecuję, żadnych myszek i kotów ani jednorożców. — Nie byłaby przecież aż tak okrutna. Wcale nie była też pewna, czy do tego, co chodziło jej po głowie Carter będzie przekonany, ale dojdą na pewno do jakiegoś kompromisu. — Tylko się nie śmiej… — Poprosiła i uniosła na niego wzrok. — Zamówiłam już sukienkę i będzie gotowa w tym tygodniu…. I to jest „wróżkowa” sukienka. Ze skrzydełkami, brokatem i naprawdę ślicznymi sandałkami z motylkami i listkami. I ty… mroczny, tajemniczy… Ktoś kto pilnuje, aby wróżki nie uciekały. Po prostu… Ty. Tylko z tą energią, że lepiej się nie gubić w twoich stronach po zmroku.
Skrzydełka i brokat brała w pełni na siebie. Tak na dobrą sprawę Carter nawet nie musiał się szczególnie przebierać. Sophia widziała go w dopasowanych kolorystycznie ubraniach, które miałyby tylko wskazywać, że przyszli ubrani w podobny sposób i do siebie pasują. Nie zmuszałaby go o tego, aby wkładał coś, w czym nie czułby się komfortowo.
— Mhm, może być ciężko znaleźć kogoś większego od ciebie. — Zaśmiała się. Carter w domu strachów… To dopiero byłoby ciekawe. — Nie musimy tego robić. Tylko… Chcę spędzić z tobą czas. To bez znaczenia czy wcisnę się w kieckę ze skrzydełkami i wyjdziemy czy w twoją koszulkę i spędzimy czas w łóżku oglądając horrory.
Zupełnie zapominała o czekającym na nich śniadaniu, kiedy patrzył się na nią w ten sposób. Momentalnie myśli o jedzeniu i kawie schodziły na drugi plan. Skorzystała z tej małej przerwy, aby sięgnąć po herbatę i dała radę upić tylko dwa małe łyki. Wzrok Sophii niemal nie odrywał się od Cartera.
— Nie przepadam za spędzaniem każdego weekendu w klubach. — Poprawiła go. Było w nich głośno i tłoczno. Carter też zresztą wiedział, dlaczego nie była chętna do bawienia się w klubach. Nie umiała pozbyć się tego wrażenia, że cały czas musi być czujna. — Ale lubię spędzać czas z tobą i… Nie jestem sama w tej relacji, żebyśmy zawsze robili tylko to, na co ja mam ochotę. — Wyjaśniła. Brała pod uwagę nie tylko swoje potrzeby, ale i jego. Coś jak szukanie złotego środka, który ich zadowoli.
Czuła, że mogli się tak przekomarzać przez resztę dnia i tak nie doszliby do porozumienia.
Usuń— Przepadam za to, za tobą… I to, gdzie jesteśmy nie ma większego znaczenia. — Powiedziała. Gdyby mieli tam spędzać każdy wieczór w końcu byłaby tym zmęczona i szukałaby ucieczki. — A z tego co pamiętam… To pewne elementy w tym twoim klubie mi się podobały. — Dodała z lekkim uśmiechem. Nie popisała się wtedy najlepszymi manierami i gdyby mogła, to pewnych rzeczy by uniknęła, a inne z kolei powtórzyła. Jedynie z małymi modyfikacjami.
— Zaproszę. Pytały się ostatnio, czy coś robimy, więc… Coś wymyślimy. Pójdziemy do ciebie albo w inne miejsce. Mamy jeszcze chwilę, aby zdecydować. — Dodała i lekko wzruszyła ramionami.
— Umowa. — Zgodził się i uśmiechnęła. Jej również pasował powrót do mieszkania i udawanie, że noc nie miała miejsca, aby mogli skupić się na sobie.
Sophia już prawie sięgała po bajgle, kiedy Carter znów ją rozproszył. Ciche westchnięcie wyrwało się jej spomiędzy ust, ale nie był to żaden protest, a raczej ciche zaskoczenie. Myślała, że będą teraz nieco rozsądniejsi, że faktycznie skupią się na tej kawie, ale najwyraźniej Carter miał inne plany, których brunetka krzyżować nie zamierzała.
Łaskotał ją zarostem, gdy składał kolejne pocałunki na jej szyi. Sophia lekko zadrżała w jego objęciach, ale nie pozostała bierna. Jej własne dłonie powoli powędrowały pod materiał koszulki. Palcami delikatnie i z uważnością muskała mięśnie na brzuchu Cartera, jakby od nowa poznawała strukturę jego ciała.
— Utrudniasz mi bycie rozsądną. — Wyrzuciła z siebie, jednak bez pretensji. Zwykle taka właśnie przecież była. Rozważna i racjonalna, ale gdy był obok to wszystko to z niej uciekało. — Nie… Nie przestawaj. — Poprosiła.
Śniadanie mogło poczekać, wszystko teraz mogło poczekać.
Wysunęła dłonie spod jego koszulki, jedynie po to, aby przesunąć je na ramiona i bez pospiechu zsunąć z nich bluzę, którą na sobie miał. Udało się jej to tylko do połowy, wciąż miał ręce schowane pod jej koszulką.
soph🧚♀️
Nie miała potrzeby, aby spieszyć się ze zdejmowaniem ubrań. Czy to swoich czy ich, pasowało jej nadane przez Cartera tempo. Kiedy wszedł do mieszkania z torbą wypełnioną bajglami i pachnącą kawą nie spodziewała się, że do tego etapu przejdą szybko. Wtedy jeszcze trochę zaspana, nieobudzona do końca była pewna, że zjedzą śniadanie, rozbudzą się kawą i spędzą dziś leniwie dzień, ładując baterię po wczorajszym wieczorze, ale taki obrót spraw wcale brunetce nie przeszkadzał.
OdpowiedzUsuń— Nie mam pojęcia o czym mówisz. — Odpowiedziała miękko, jednak ten zadziorny uśmiech, który siedział jej na twarzy wskazywał na coś zupełnie innego. Mogła przysiąc, że sam ton głosu Cartera wystarczył, aby zaczęła tracić głowę, a w połączeniu z tym świadomym, pewnym i znanym dotykiem był czymś znacznie więcej. Pojawiło się w niej przeczucie, że wcale nie będzie potrzebowała kawy, aby się rozbudzić, a Carter dobrze zadba, aby podnieść jej ciśnienie i cisnąć zmęczenie na bok.
Sophia lekko zadrżała, gdy znów usłyszała jego głos tak blisko ucha. Mrukliwy ton rozlał się po jej ciele cichą falą, skóra napięła się, a tego znajomego, często towarzyszącego jej drżenia nie była w stanie ukryć nawet przed samą sobą. Niczego brunetce nie ułatwiał ciepły oddech, który raz po raz muskał jej skórę. W mieszkaniu mogłoby być lodowato, a Sophia poczułaby się ogrzana samym jego muśnięciem.
— Jestem przyzwoicie ubrana. — Mruknęła, jak na swoją obronę. I to przecież nie było nic spektakularnego. Żadnej koronki, żadnych cienkich warstw, które rozbudzałyby wyobraźnię do piekielnie wysokich temperatur. Czarna koszulka, którą zdążyła sobie już przywłaszczyć i różowe, bawełniane spodenki od piżamy w kwiatki. Żadnej wyzywającej piżamki, dekoltów. Tylko ona w ubraniach, które były wygodne. — I jadłam śniadania mając na sobie znacznie mniej. — Wypomniała. Czasem tylko była okryta kołdrą. Czasem miała na sobie jeszcze mniej.
Przymknęła ponownie oczy, bardziej jednak z rozkoszy płynącej z tych drobnych gestów, którymi obdarzał ją Carter niż chęcią wrócenia do rzeczywistości. Było jej dobrze w tej ich małej, wesołej bańce szczęścia, gdzie poza nimi nikt inny nie miał dostępu. Tyle dziś potrzebowali i miała nadzieję, że nikt i nic im tego nie zakłóci.
— Ale tym razem szpilki zostają. — Zastrzegła, gdy wspomniał o zdejmowaniu skrzydełek.
Uznała ten temat też za zakończony. Teraz mogła się w pełni skupić na nim i na tym, że Carter ją właśnie całował, a ona nie chciała być w żadnym innym miejscu. Odwzajemniła pocałunek podtrzymując te leniwe, słodkie tempo, jakby dopiero się poznawali i sprawdzali, na jak wiele w tym pocałunku mogą sobie pozwolić. Sophia zsuwała z niego materiał powoli, a po chwili usłyszała, jak suwa uderza cicho o płytki. Zaraz po tym jej dłonie znów odnalazły się pod jego koszulką. Zupełnie, nie chcąc marnować nawet krótkiej chwili. Palce brunetki śmiało sunęły po jego ciele, po każdej krzywiźnie, zarysowanych mięśniach brzucha. Mimo, że przecież znała jego ciało na pamięć. Wiedziała, w których miejscach ma blizny, które lepiej jest omijać, a które może dotykać i całować bez konsekwencji, choć za każdym razem pytania cisnęły się jej na język, ale jeszcze nie odważyła się wypowiedzieć ich na głos.
Za każdym razem miała wrażenie, że odkrywa w nim coś nowego. Poznaje nową reakcję, nową minę, wyciąga z niego nowe dźwięki.
Lekko się poruszyła, chcąc mu tym samym dać sygnał, że nie musi się tak ociągać i może zdjąć z niej bluzkę, ale nie pospieszała go. Siebie również. Od miejsca, które Carter pocałował przepłynął kolejny dreszcz. Natomiast z jej lekko rozchylonych ust uciekło ciche westchnięcie, które było mieszanką zniecierpliwienia i wdzięczności. Nie tylko za to, że został przy niej po wszystkim, co miało miejsce, ale że wciąż chciał przy niej być. Mimo tego, że bywała czasem irytująca, może nawet zachowywała się irracjonalnie, ale on był.
Wbrew wszystkiemu, oni oboje dalej przy sobie byli. I miała ogromną nadzieję, że nic nie będzie w stanie tego między nimi zmienić.
Przylgnęła swoim ciałem do jego znacznie bardziej. Chcąc pozbyć się już jakiejkolwiek przestrzeni między nimi. Zapominając o śniadaniu; bajglach i stygnącej kawie. Zapominając o tym, że za tymi drzwiami jest prawdziwy świat.
UsuńDrgnęła, kiedy jej uda zetknęły się z chłodnym blatem. Nie potrzebowała jego pomocy, aby je rozchylić. Objęła go nogami w pasie niemal od razu. Nie bała się, że jej zniknie. Nie tym razem. Teraz, Sophia chciała go po prostu mieć w pełni dla siebie.
Wystarczyło, aby Carter spojrzał jej w oczy, a mógłby bez problemu w nich znaleźć całe zaufanie, które do niego miała. Dostrzec, jak bardzo zakochana w nim była, choć przecież minęło tylko parę tygodni, a ona… Ona przepadła bezpowrotnie. Jak bezbronna się przy nim robiła, kiedy trzymał ją tak blisko. Dlatego nie uciekała wzrokiem, kiedy ujął jej twarz w dłonie, choć jakaś jej część miała na to ochotę. Bo chwilami wciąż się bała, że odsłoni zbyt wiele. Że to, jak wiele na raz potrafi czuć i jak intensywnie, będzie zbyt obciążające, że znów okaże się, że jest jej za dużo.
— O każdej porze jestem twoja. — Szepnęła cicho, ale z pewnością. — Szczególnie o poranku? A co takiego szczególnego jest w porankach? — Mruknęła. Chciała to usłyszeć. Uwielbiała, kiedy Carter mówił jej, jak mu na niej zależy, co w tej relacji docenia. To było tak… Przyjemnie budujące.
Palce Sophii zsunęły się z jego karku i ramio na boki ciała. Przesuwała nimi po jego żebrach, jakby je liczyła. Jeden po drugim, aż dotarła do dołu materiału, jednak jeszcze nie ciągnęła go w górę. Zamiast tego wsunęła pod niego dłonie, znów sięgając do tych samych miejsc co wcześniej.
— Następnym razem zadbam, abyś trochę się napracował… — Mruknęła rozbawiona. Sophia nawet nie zwróciła uwagi na to, jak spragniona jest jego dotyku, głosu i pocałunków. Zacisnęła uda mocniej wokół jego bioder i gdyby to było możliwe to przysunęłaby się jeszcze bliżej.
Miał rację, mogłaby roztopić się pod jego ustami. Czuła, że robi to za każdym razem, kiedy smakował jej ciała. Pociągnęła materiał bluzki w górę, na krótki moment tylko zerkając na motylka na jego ramieniu, który sprawił, że kącik jej ust się podniósł. Cały mój. I to była tak… Przyjemna myśl.
— To teraz może… Odrobinę się pospieszymy? — Zaproponowała unosząc bluzkę do góry.
Niechętnie, ale przerwała jego pocałunki. Kiedy zdejmowała koszulkę wzrokiem przesuwała po jego ciele. Każdym odkrytym skrawku. Od brzucha, poprzez mostek. Zamrugała parę razy, bo coś jej nie pasowało. Coś było inaczej… Pozwoliła, aby sam zdjął bluzkę przez głowę i wyswobodził ramiona z rękawów. W tym czasie dłonie Soph przylgnęły do jego torsu. Nic nie mówiła, kiedy palcami sunęła po znajomych konturach tatuaży. Dopiero, gdy dotarła do miejsca, gdzie powinno być coś, czego nie lubiła… Nie było tego. Linii, które zbyt dobrze wyryły się w jej pamięci. Symbolu, który sprawiał, że ściskało ją za każdym razem w piersi, kiedy na niego patrzyła.
Nie odezwał się, kiedy podniosła na niego wzrok. To nie był moment, który potrzebował długich zdań. Sięgnęła do niego nagle, jakby coś w niej pękło – bez wahania, bez słowa. Dłoń odnalazła kark Cartera, ciepły, napięty i przyciągnęła go do siebie z siłą, której sama się po sobie nie spodziewała. Ich oddechy zderzyły się wpół drogi, zanim jej usta dotknęły jego. To nie była tylko namiętność, ale ciepło i cicha wdzięczność, było w tym pocałunku wszystko, czego nie potrafiła wypowiedzieć słowami.
soph🤎
Nie było już tego obcego znaku.
OdpowiedzUsuńTego symbolu, który za każdym razem, gdy przy nim leżała był, jak bolesne przypomnienie, że gdzieś na świecie była dziewczyna, która poruszyła go na tyle, aby chciał mieć ją na stałe na skórze. Sophia nie należała do tych zazdrosnych dziewczyn, które urządzają scenę za wszystko. Prawdopodobnie, gdyby nie te karteczki, które wtedy znalazła – to nigdy nie dowiedziałaby się, co to znaczy. Na koniec dnia, to był tylko tatuaż. Nie pytała o znaczenie innych i być może nie zamierzała tego już zrobić. Wystarczyło jej, że poznała znaczenie tamtego i poruszyło ją to bardziej niż powinno.
Nie musiał jej też mówić, że nie zakrył go dla niej. Bo miała taki kaprys, bo obraziła się za to, że przed nią miał dziewczyny. I żonę. Chciałaby móc powiedzieć, że to dla niej, ale w środku wiedziała, że Carter to tak naprawdę zrobił dla siebie. Być może pomogło mu to zamknąć ten bolesny i ciężki rozdział w życiu, a dla Sophii to było jedno zmartwienie mniej. Koniec zastanawiania się, czy on jeszcze o niej myśli. Czy żałuje, że im nie wyszło, czy nie wolałby, aby to ona go całowała i witała rano.
Mimowolnie lekko rozchyliła usta, kiedy przesunął po nich palcami. Sophia również nie potrzebowała słów. Nie teraz, kiedy wszystko było klarowne. Oddychała ciężej, przez mieszankę emocji sprzed chwili, gdy zorientowała się, co Carter zrobił, aż poprzez to wszystko co między nimi teraz się działo i wcale nie zbliżało do końca.
— Wiem, rozumiem. — Przytaknęła. Uwierało ją to i tego nie ukrywała, ale nie spodziewała się, że Carter zdecyduje się go zakryć. Była pewna, że w końcu się przyzwyczai i będzie go traktowała tak samo, jak resztę jego tatuaży. Tylko jako tusz pod skórą, który zrobił, bo miał ochotę i pomysł, ale teraz… Jeszcze nie wiedziała, co to zmienia, ale wiedziała, że zmieni sporo.
Sophia uśmiechnęła się delikatnie i sięgnęła dłonią do jego policzka, który delikatnie pogładziła.
— Nie patrzę na ciebie przez pryzmat przeszłości. — Zapewniła. Czasami tylko ta przeszłość zbyt mocno dawała o sobie znać i trochę kuła ją w bok. Przypominając jej, że przed nią Carter miał życie, którego nie umiała sobie nawet wyobrazić. — To tylko przeszłość… Ale cieszę się, że zniknęła.
Ponownie się uśmiechnęła, na moment przed kolejnym pocałunkiem. Zsunęła dłoń z policzka i objęła go za kark, gdyby to było możliwe przysunęłaby się jeszcze bliżej, ale przekroczyła już wszelkie granice bycia blisko.
— Tak, jestem. — Przytaknęła cicho. To uczucie przynależenia do niego było… Było tak niesamowite, że Sophia nie potrafiła tego chwilami opisać. Świadomość, że on chciał, aby tutaj była i przy jego boku, ale nie tylko w chwilach, gdy to jest wygodne. Nie chował jej przed innymi, nie udawał, że nie istnieje i nie lekceważył. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo Sophia tego wszystkiego potrzebowała
Wiedziała, a przynajmniej potrafiła się domyśleć, co wyjątkowego jest w porankach. Miała to samo zdanie o nim. Uwielbiała się budzić obok Cartera i przyglądać mu się, kiedy wybudzał się powoli ze snu. Jak jeszcze nie w pełni ogarniał, gdzie się znajduje. Jego ciche pomruki, kiedy przyciągał ją do siebie, aby nie uciekała z łóżka. Leniwe, senne pocałunki. Splątane ze sobą ciała. Uwielbiała w tych porankach wszystko co zaczynało i kończyło się na nim.
— To nie zaspanie, kochanie. — Wymruczała cicho, składając pocałunku wzdłuż linii żuchwy. — Lubię pachnieć tobą… Dlatego ją zakładam.
Mogła wykręcać się tym, że jest jej chłodno z rana, ale powód był inny. Bluza pachniała Carterem. Nim samym, jego perfumami, a czasami dymem z papierosów, do których nie zamierzała się przyzwyczajać, ale towarzyszyły mu niemal ciągle i ten zapach, choć drażniący i sprawiający, że kręciło się w nosie, w jej głowie od razu kojarzył się jej z nim.
— I są ciepłe, ale to drugorzędna sprawa. — Zaśmiała się.
Krótko westchnęła, kiedy jego dłonie znów przebiegły wzdłuż jej ud. Nie była zniecierpliwiona, nie tym razem. Teraz chłonęła dokładniej każdy pocałunek, szept i dotyk. Chciała się nimi w pełni nasycić.
Usuń— Nieprzyzwoicie w potarganych włosach i za dużej koszulce… Zapamiętam. — Mruknęła. Sophia nawet nie próbowała udawać, że jej się to nie podoba. Bo i dlaczego by miała? Była łasa na takie rozmowy, na wyznania, które uwzględniały coś więcej niż „kocham cię”, choć tego z jego ust mogłaby słuchać bez przerwy i była pewna, że nigdy by się jej to nie znudziło.
Drgnęła, kiedy ugryzł jej wargę. Nie z bólu, a z tego dziwnego uczucia, które ją ogarnęło, gdy to zrobił. Chciała coś powiedzieć, ale nie potrafiła się odezwać, gdy wręcz topiła się w jego oczach. Widziała w nich wszystko, czego mogłaby od Cartera pragnąć i więcej niż zasługiwała, aby od niego dostać. Nawet nie podążyła wzrokiem za koszulką, kiedy ją ściągnął. Wzrok miała skupiony na nim. Ścisnęła go mocniej udami, nie spodziewając się, że w ciągu kilku sekund to sprawi, że Carter ją ściągnie z blatu. Coś między śmiechem, a piskiem wyrwało się jej spomiędzy ust. W tej samej chwili objęła go za szyję. Nie potrafiła się powstrzymać. Usta zostawiały po sobie mokre ślady na jego szyi, a drogi do sypialni nawet nie zarejestrowała. Wiedziała tylko tyle, że gdzieś ją niesie.
Bezgłośnie westchnęła, kiedy zetknęła się plecami z miękkim materacem.
Włosy rozsypały się jej wokół twarzy. Nie istniało nic poza nimi. Miała wrażenie, że ten moment, kiedy tylko patrzą sobie w oczy z płytkimi oddechami, bijącymi w klatce sercami, trwa całą wieczność. I w tym momencie Sophia mogłaby na wieczność zostać. Mruknęła głośno i z zadowoleniem, jak poczuła na sobie ciężar ciała Cartera, którego niemal od razu nogami oplotła w pasie.
soph
Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo potrzebowała tego wyjścia.
OdpowiedzUsuńNie samego klubu, ale towarzystwa przyjaciółek, z którymi ostatnio widywała się mniej. Wszystkie były zajęte i każda miała swoje życie, swoje problemy, które czasem wychodziły na wierzch. Kiedy w końcu udało im się zgrać termin żadna nie zaprotestowała, gdy padła propozycja, aby pobawiły się u Cartera. Mimo, że ich pierwsze doświadczenie tutaj nie należało do najmilszych, to nie skreśliły tego miejsca na amen. Sophia czuła się też tu bezpieczniej, kiedy wiedziała, że Carter zawsze jest gdzieś w pobliżu i ją obserwuje. Nawet nie musiała sprawdzać, aby wiedzieć, że na nią patrzył. Czuła to w kościach. Było coś osobliwego w sposobie, w jaki Carter to robił.
Pierwszy raz od dawna nie analizowała wszystkiego wokół. Tamtego wieczoru i ciszy, która po nim nastała. Nie zwracała już uwagi na to, że coraz więcej jej rzeczy walało się w penthousie, że nie rozpakowała wszystkiego i czasem potykała się o własne kartony. Nie martwiła się tym, że ojciec z nią nie rozmawia – ona w końcu z nim też nie rozmawiała. Za to coraz bardziej przyzwyczajała się do nowego trybu życia. Tego z Carterem. Do wspólnych poranków, które leniwe były tylko w weekendy, bo przecież nie mogła pozwolić mu odpuścić ostatnich dni w schronisku. Zależało jej, aby to ukończył i nie musiał się mierzyć z kolejnymi konsekwencjami. Zamiast leniwego spania do jedenastej o wpół do ósmej byli już w drodze do schroniska, a Sophia wchodziła w tryb kierowniczki na najbliższe cztery godziny.
Tego wieczoru planowała tylko dobrze się bawić. Wypić parę drinków, potańczyć z przyjaciółkami, pogadać i pośmiać się z czegoś, co kompletnie nie ma sensu, ale je akurat rozbawiło. Tęskniła za nimi, a po tym wszystkim co się działo zwyczajnie należało się jej odpocząć.
Sophia akurat roześmiała się z czegoś, co powiedziała jej Selena, która mimo, że również nie bawiła się najgorzej pozostawała uważna. Nie chodziło o to miejsce. Ona już tak była. Najrozważniejsza z ich małej grupki. Z kolei Sophia aż tak się nie martwiła. W końcu nie musiała, prawda? Nie, skoro wiedziała, że za plecami ma Cartera. Pilnowała się na tyle, na ile było trzeba. Drinki brała prosto z baru, od Cartera lub dziewczyn, ale gdy miały ochotę to szły we trzy do baru i raczej się nie rozdzielały. Pewne zasady się nie zmieniały nawet, kiedy miała świadomość o obecności Cartera.
Odsunęła się od dziewczyn tylko na moment. Sprawdzała coś na telefonie, mało istotnego. Wystarczyło jednak, że zatrzymała się w miejscu, a obecni tu ludzie trochę ich od siebie rozdzielili. Podniosła wzrok, kiedy zauważyła, że ktoś podszedł i nie przechodził tylko obok, a wyraźnie czegoś od niej chciał. Nie usłyszała go wyraźnie, było tu chwilami zbyt głośno albo to ona już nie wyłapywała wszystkiego. Padło coś o tańcu, a kiedy zaprzeczyła to coś o wspólnym drinku. Zaprzeczyła po raz kolejny. Więcej powtarzać się nie zamierzała ani tym bardziej rzucać tekstów „sorry, ale mam chłopaka”, które nic i tak nie dawały, a były jak większa zachęta. Chciała po prostu odejść i kiedy już zamierzała to zrobić, facet sięgnął do niej ręką. Prawie, zanim zdążył ją dotknąć Sophia poczuła, jak ktoś przyciąga ją do siebie. Plecami lekko uderzyła o tors Cartera. Nie wtrącała się w rozmowę, choć ciężko było to tym nazwać. Raczej cichy pokaz dominacji i skłamałaby, gdyby powiedziała, że jej się to nie podobało.
Chłopak wyglądał przez chwilę na zmieszanego i jednocześnie na takiego, który chciał się jeszcze pokłócić, ale ostatecznie odszedł z cichym mruczeniem pod nosem.
Sophia uniosła głowę, aby spojrzeć na Cartera.
— Mhm, czy robienie za dużego wrażenia kłóci się z zasadami klubu? — Zapytała. Uśmiechnęła się wesoło, kiedy odwrócił ją w swoją stronę. — Czy dziewczyna właściciela ma taryfę ulgową?
Wolałaby nie zwracać na siebie uwagi. Jedyna, którą chciała pochodziła od Cartera.
Usuń— Radziłam sobie, tak przy okazji. — Dodała. Nie musiał do niej biec za każdym razem. Nie mówiła mu tego, bo nie doceniała pomocy. Tylko chciała zapewnić, że nic się nie stało. Pewnie, gdyby za długo to trwało i nie mogła go spławić, to sama szukałaby Cartera wzrokiem, ale ją w tym wyprzedził.
— Mam ochotę na ciebie. — Wymruczała. Przysunęła się nieco bliżej, a dłonie, które trzymała ułożone płasko na jego torsie przesunęła na ramiona, a potem oplotła nimi jego kark. Ale obiecała sobie, że będzie grzeczna. Zaprosiła dziewczyny i nie zamierzała ich porzucać. — Ale na drinka też mam ochotę. Nie pamiętam, jak się nazywał, ale chcę tego słodkiego, różowego.
Odwróciła głowę w stronę dziewczyn, ale były pochłonięte zabawą. Wystarczyło jej, że Selena zauważyła, że Sophia jest z Carterem i nie zniknęła nigdzie z żadnym podejrzanym typem. No, prawie. W oczach Seleny Carter jeszcze figurował jako podejrzany, ale z przepustką, aby z Sophią znikać.
soph
Nie potrafiła stać w miejscu, gdy muzyka wokół płynęła. Biodra same lekko zaczęły się poruszać. Sophia w tej chwili nie zastanawiała się nad tym, co zrobi dalej. Towarzyszył jej Carter, ciężkie basy, które wręcz drżały pod skórą i absolutnie niczego więcej brunetka już nie potrzebowała. Zdążyła nawet zapomnieć, dlaczego tak właściwie Carter do niej podszedł. Liczyło się, że tutaj był, prawda? Przesunęła dłonią po jego przedramionach, a dłońmi Cartera po chwili przesunęła po swoim ciele. Nie było w niej nic na pokaz. Żadnej chęci zwrócenia na siebie uwagi. Jedyna, której potrzebowała należała do Cartera, a tę otrzymywała w całości.
OdpowiedzUsuń— Być może zamierzam. — Mruknęła w odpowiedzi. Carter spędzający całą noc na parkiecie to nie był widok, którego można było doświadczyć często. Zaśmiała się wesoło, a potem odchyliła lekko głowę, aby na niego spojrzeć. — Wiesz, że to brzmi, jak obietnica, a nie groźba? — Gdyby to zależało tylko od niej, to wcale nie schodziłaby z tego parkietu.
Westchnęła bezgłośnie, odchylając lekko głowę do tyłu, którą oparła o jego ramię. Przyjemnie było czuć go za sobą. W powietrzu unosiła się mieszanka perfum, dymu, ale i tak najbardziej czuła jego perfumy. Mocne, drzewne. Takie jego. Odetchnęła głębiej, kiedy musnął jej szyję. Z boku wyglądali tak, jak reszta par – po prostu dwójka blisko tańczących ze sobą ludzi. Nie potrafiła ustać w miejscu, a już na pewno nie, kiedy miała go za sobą i czuła go w każdej komórce ciała. I jeszcze, przynajmniej przez kilka minut, nie miała ochoty schodzić z parkietu. Chciała tu zostać i nacieszyć się Carterem. Tym, jak ją obejmował i jak jego dłonie pewnie schodziły po jej ciele, na ciepłym oddechu, który raz po raz muskał jej szyję i sprawiał, że niekontrolowanie drgała w jego objęciach. Sophia nawet nie próbowała udawać, że to na nią w żaden sposób nie wpływa. Reakcje były delikatne, zauważalne tylko dla niego. Carter znał ją zresztą na tyle dobrze, że nie musiałaby reagować fizycznie, aby wiedział, jak bardzo na nią wpływa.
Spoglądała na niego tak niewinnie, jak tylko się dało. Bo być może, ale myśli uciekały w inną stronę, od której miała trzymać się z daleka. Nic nie mogła na to poradzić. Wystarczyło jej, że był obok niej i patrzył na nią tak, jakby nikt inny dla niego nie istniał.
— Czyżbym cię rozpraszała? — Zapytała. Palcem przesunęła po jego szyi, aż do ramienia. Zerkała czasami w stronę loży. Niby z kimś rozmawiał, ale wzrok był zawsze skupiony na niej.
Była przekonana, że w ich przypadku to już wychodzi automatycznie. Szukają siebie nawzajem, nawet, kiedy siedzą tuż obok siebie. I Sophii wcale z tego powodu nie było źle. Wręcz przeciwnie. To była miła odmiana być w taki sposób pożądaną. Bo nie chodziło o samo ciało – tych była tu cała masa. Dziesiątki dziewczyn, które wyglądały znacznie lepiej niż ona, które poruszały się na parkiecie z wprawą, której jej brakowało. To z nią chciał wrócić na koniec nocy do domu i przy niej się budzić. Jeść z nią śniadania, nawet, gdy nazywał je „irytującymi”. To jej przynosił kawę do łóżka wiedząc na jaki syrop ma ochotę jeszcze zanim ona sama zdecydowała. Miała tę świadomość, że nawet w miejscu przepełnionym dziewczynami, które wyglądały lepiej od niej i które w kolejce się ustawiały do Cartera, to on i tak patrzył na nią, cała jego uwaga kierowana była właśnie na Sophię.
— Albo… czasem, jak teraz, możesz do mnie dołączyć i nie musisz się tak kryć z oglądaniem. — Zaproponowała mu. Wcale nie narzekała, nie nudziła się w końcu. Przyszła też z przyjaciółkami. Dotrzymywały sobie we trójkę towarzystwa, ale też nie ukrywała, że miło było czasem Cartera odciągnąć od loży. Była przekonana, że jeszcze chwila i wsiąknąłby w skórzaną kanapę. — Wiesz, żeby nikt nie pomyślał, że zaniedbujesz swoją dziewczynę…
Trochę tylko się z nim drażniła. Wcale nie czuła się zaniedbana, wręcz przeciwnie. Nawet, gdyby chciała, to nie mogłaby go do nikogo porównać, bo przed Carterem… Przed Carterem nie było nikogo, kto aż tak by o nią dbał. Nie musiał być dosłownie obok, aby jego obecność i opiekę czuła.
Splątała ich palce razem, kiedy już zdecydowali, że im wystarczy zabawy na parkiecie.
UsuńPowoli zaczynała się przyzwyczajać do tego, że ludzie na nich patrzą. Może bardziej na Cartera, ale na nią w końcu też zwracali uwagę. Zaciekawieni kim jest ta nowa, którą chwalił się na Instagramie i zabierał ze sobą na koncerty, imprezy.
— Brakuje tylko na nim słomki z palemką i waty cukrowej. — Stwierdziła rozbawiona. I na pewno by to dostała, gdyby wyraziła swoje „niezadowolenie”.
Wsunęła się na stołek, a jej wzrok mimowolnie powędrował w stronę dłoni Cartera. Uśmiechnęła się lekko, doceniając pomoc, a może raczej tylko to, że po prostu jej dotykał. Chciała tego w równie mocnym stopniu, co on.
Nie patrzyła na bar, to co się za nim działo jej nie interesowało. Interesował ją Carter. Przesuwała wzrokiem po jego twarzy, jakby chciała coś z niego wyczytać, ale sama jeszcze nie była pewna, co takiego.
Kątem oka dostrzegła, jak barman stawia przy nich gotowe drinki. Sophia lekko uniosła brew, gdy Carter się odezwał.
— Nie powiedziałabym, że taki jesteś tylko z pozoru. — Odezwała się, zanim sięgnęła po drinka. Faktycznie, gdyby miał watę cukrową byłby o wiele lepszy.
Przysunęła szkło do ust, aby wziąć pierwszego łyka. I alkoholu prawie nie było w nim czuć. Tak, jak lubiła najbardziej. Jednocześnie, dobrze wiedziała, jak niebezpieczne te kolorowe drinki potrafią być.
— Smakuje… — Nie dokończyła od razu. Tylko upiła jeszcze raz, jakby musiała go ponownie posmakować, zanim mu odpowie. — …, na początku słodko, a potem zostawia mocniejszy posmak. Zupełnie jak ty. — Dodała i puściła mu oczko. — Wyniesiesz mnie stąd tylko, jak zacznę narzekać na obcasy. Innych scenariuszy nie przewiduję.
Nieznacznie się napięła od jego dotyku. To była już odruchowa reakcja, której nie umiała zatrzymać. Zerknęła mu w oczy i w tej samej chwili szerszy uśmiech rozświetlił jej twarz. Całkowicie wystarczyło jej to, jak obecny przy niej był.
soph
Opierała łokcie o blat.
OdpowiedzUsuńWzrok brunetki powędrował na jego dłoń. Ciągle muskał jej udo. Z pewnością i delikatnością, jak ktoś kto doskonale wie, że może to robić i nie potrzebuje kolejnego zapewnienia. Jej uśmiechy i błysk w oczach były wystarczającym potwierdzeniem, jak bardzo jej się ta bliskość podobna.
— Wszystko zależy od dnia, kochanie. Czasami… Czasami najpierw pojawia się silny, mocny smak. Niespodziewanie zmienia się w coś słodkiego… uroczego. — Posłała mu lekki uśmiech, zanim sięgnęła znów po kieliszek. Chwycił go pewnie między palce i uniosła do ust. NA szkle odbił się ślad brokatowego błyszczyka.
— Dopiero się rozkręcam. — Zaznaczyła, a ton głosu brunetki wskazywał na to, że wcale nie żartowała i dla niej ta rozmowa była dopiero rozgrzewką. Nieznacznie przekręciła się w jego stronę, chcąc mieć na niego lepszy widok. Nie potrafiła trzymać za to rąk w pełni przy sobie. Muskała czasem jego ramię albo przedramię, materiał ciemnej koszuli, którą na sobie miał. Z ramienia przesunęła nią na jego tors, zaczepiając o guziki, które w myślach już rozpinała. — Przypominam, że to ty wybierałeś sukienkę. Miałam inne propozycje, ale podobno w tej wyglądam najlepiej.
To, że zarzuciła go pytaniami, którą sukienkę ma wybrać było bez znaczenia. Opcji miała mnóstwo i żadna jej nie pasowała, aż Carter nie zadecydował. Lubiła dobrze wyglądać, a dla niego w szczególności chciała wyglądać dobrze.
— To prawda. Możesz mnie stąd wynieść. — Przytaknęła. — Chcemy się przekonać, ile minie, zanim to zrobisz? — Rzuciła wesoło. Mógłby chociaż w tej chwili ją przełożyć sobie przez ramię i wynieść, a Sophia nawet by nie protestowała.
Jeden, drugi, trzeci… Liczyła guziki na jego koszulki, zanim nie podniosła wzroku na Cartera. Kąciki jej ust delikatnie drgnęły, kiedy napotkała jego spojrzenie. Mroczne i ciężkie, ale nie przygniatające. Miało ono raczej w sobie coś przyciągającego.
— O niczym szczególnym. — O tobie. Westchnęła wzruszając ramionami. Dobrze wiedziała, że Carter nie rzucał słów na wiatr i jak odgrażał się udowodnieniem jej, że ma sposoby, aby zajął jej cały umysł – to Sophia w to wierzyła. I zresztą, dość dobrze te sposoby znała. — Hm… Chyba będę musiała się na własnej skórze przekonać, co to za sposoby? — Dłoń sunęła powoli wzdłuż torsu, nim ułożyła ją na jego udzie. Delikatnie przygryzła dolną wargę, przekonana, że albo zaraz chwyci ją za rękę i stąd wyprowadzi albo odpowie jeszcze bezczelniejszym tekstem.
Parę sekund później i Sophia zobaczyła zmierzającego w ich stronę ochroniarza. Nie wiedziała o co chodzi, ale wiedziała tyle, że ich luźna rozmowa właśnie zmierzała ku końcowi. Mimo, że była ciekawa, to nie pytała Cartera o szczegóły. Gdyby chciał to by jej powiedział, prawda? Ktoś przyjechał i na niego czekał, a choć pytania cisnęły się jej na język to nie zamierzała tego robić. Jeszcze.
— Jasne. Będę tu gdzieś z dziewczynami. — Zapewniła i jeszcze raz się do niego uśmiechnęła. Kiedy się do niej przysunął, Sophia ułożyła mu dłoń na policzku i przyciągnęła do siebie na dłuższą chwilę. — Zawsze jestem grzeczna, kochanie.
Musnęła jeszcze raz jego usta. Zatrzymałaby go najchętniej przy sobie. Patrzyła za nim, jak się oddalał. Jego sylwetka szybko zginęła w tłumie, a Sophia nie musiała za nim patrzeć, aby wiedzieć, w którą stronę zmierza. Z ciężkim westchnięciem wróciła do swojego drinka, który w samotności nie smakował już tak dobrze, jak jeszcze chwilę temu.
Po Carterze został pusty stołek i mokry ślad po szklance na blacie. Jeszcze przez chwilę czuła jego perfumy, jednak i te zaraz rozmyły się w powietrzu.
Sophia wróciła z parkietu z zaróżowionymi policzkami i klejącymi się do karku włosami.
W ich loży panował kontrolowany chaos: kilka znajomych dla Sophii już twarzy. Głównie siedziały tu dziewczyny, które rozpoznawała z poprzednich razów i parę jego kumpli. Wszyscy pogrążeni w rozmowach między sobą. Niezwracający uwagi na Soph i jej koleżanki. Taki układ jej pasował.
Sięgnęła po szklaneczkę z jasnożółtym napojem w środku i skórką cytryny na brzegu. Ilość alkoholu się zgadzała, kolor się zgadzał. Jeden z dwóch identycznych drinków, ale była pewna, że sięgnęła po swojego drinka. Drink był bardziej gorzki niż zapamiętała, prawie metaliczny. Nie smakował tak, jak powinien. Najpierw zapaliła się jej jedna lampka, ale zgasła, gdy ktoś zawołał jej imię. Myśl o tym, że coś z napojem było nie tak, zniknęła równie szybko, jak się pojawiła.
UsuńByła już zmęczona i nie chciała wracać na parkiet. Jednak nie potrafiła usiedzieć na miejscu. Miała wrażenie, że muzyka przenika jej do kości, że wchłania ją przez skórę. Potrzebowała ruchu, czegokolwiek. Siedzenie w miejscu zaczynało ją męczyć.
— Wszystko w porządku? — Zapytała ją któraś z dziewczyn, zerkając na nią krótko znad szklanki.
— Jasne. — Odpowiedziała Sophia, uśmiechając się.
Tymczasem każde uderzenie basu sprawiało, że chciała wrócić na parkiet. Że serce biło jej szybciej. Tak, zdecydowanie waliło jej w piersi jak oszalałe. Dźwięki stawały się głębsze, światła cieplejsze, a ciało dziwnie lekkie. Jakby taniec dalej trwał, chociaż ona przecież siedziała.
Świat wokół niej wirował, ale nie w sposób, który przyprawia o zawroty głowy. Był raczej jak taniec, miękki, płynny i pełen ciepła. Wszędzie byli ludzie, obejmujący się, śmiejący, obcy i znajomi jednocześnie. Miała wrażenie, że kocha ich wszystkich, chociaż przecież wcale ich tak naprawdę nie zna. Że kocha ten moment, tę muzykę, ten śmiech, który obracał się wokół ich loży.
Gdzie on jest?
To pytanie pojawiło się nagle, a Sophia poczuła ogromną potrzebę, aby znaleźć Cartera. Rozejrzała się wokół, ale nie dostrzegła, aby schodził. Wiedziała, gdzie jest jego biuro. Którędy iść, aby dotrzeć na piętro. Za którymi dębowymi drzwiami go znajdzie.
— Pójdę poszukać Cartera. — Rzuciła krótko. Nie czekała na odpowiedź, tylko wyślizgnęła się z loży.
Klubowe światła zmieniały się w miękkie smugi. Ludzie wokół w cienie o rozmazanych konturach. Śmiała się do kogoś, kogo minęła, a gdy przypadkowo ktoś dotknął jej ramienia uśmiechnęła się, jakby to był najdelikatniejszy gest na świecie.
Szła w stronę przyciemnionego korytarza, którzy łagodził ból od świateł na Sali. W sercu czuła przyjemne napięcie, które było czymś nowym. Dziś czuła to mocniej, nie tylko w środku, ale również i na zewnątrz.
Musiała go znaleźć. Tylko na tym była skupiona.
Na znalezieniu Cartera, którego teraz z jakiegoś powodu potrzebowała tak bardzo, że to aż bolało.
soph
Nie rozumiała skąd brała się w niej ta potrzeba odnalezienia Cartera teraz. Było to jednak na tyle silne, że nie potrafiła tego zignorować. Nie umiała siedzieć dalej w loży z przyjaciółkami i śmiać się, jakby świat się nie liczył. Każda minuta bez niego była zbyt długa. Przeciskała się więc przez tłum z uśmiechem, z błyskiem w oczach, jakby wiedziała, że za chwilę zobaczy coś, na co czekała całe życie.
OdpowiedzUsuńMiała wrażenie, że powietrze ma teraz smak. Wyrazisty, cytrynowy, a może nie? Sama już nie wiedziała. Kolory tańczyły na ścianach i sylwetkach ludzi, do których Sophia się wesoło uśmiechała. Do każdej jednej osoby, którą napotkała na swojej drodze. Nie przejmując się tym, że nie wszyscy odwzajemniają jej uśmiechy. Przecież nie musieli, prawda?
Przystanęła na moment w zaciemnionym korytarzu. Zrobiło się jej gorąco, a serce przyspieszyło do tego stopnia, że musiała oprzeć się o ścianę. Carter. Jego imię rozlało się po jej ciele, jak coś słodkiego, jak wspomnienie dotyku. Zamknęła oczy, a obraz mężczyzny pojawił się przed oczami w sekundę. Jego uśmiech, dłonie, zapach skóry. Odchyliła głowę w tył, opierając ją o ścianę. Wyobraźnia podsuwała jej kolejne obrazy z Carterem. Intensywne i wyraźne, namacalne wręcz. Czuła, że gdyby wyciągnęła rękę przed siebie to mogłaby go dotknąć, że zmaterializuje się przed nią, a jej poszukiwania się skończą. Widziała go oczami wyobraźni. W tej ciemnej koszulki z rozpiętymi guzikami, które odsłaniały skórę pokrytą tuszem. Ona też była pokryta tuszem. Z rozbawieniem spojrzała na lewe ramię, gdzie pod skórą miała wbity tusz. Tatuaż ładnie się zagoił, dbała o niego wręcz przesadnie. Przesunęła palcami po swoim tatuażu, a gdzieś z głowy kompletnie wyciekła jej myśl, że miała szukać Cartera. Trochę uspokoiła się w środku, ale gdzieś tam w środku dalej było jej gorąco, serce rozbijało się o klatkę.
Sophia próbowała iść prosto, ale klub zdawał się żyć własnym rytmem. Światła przesuwały się po jej ciele niczym dotyk, a każdy takt muzyki poruszał nią od środka. Gdzieś po drodze zgubiła kierunek, a potem myśl i ostatecznie cel. Ktoś coś co niej mówił. Miękki, kobiety głos, śmiech i dłoń zaciskająca się na jej. Zanim zdążyła zrozumieć o co chodzi została zaciągnięta z powrotem na parkiet.
Wesoła i rozbawiona, tańcząca z uniesionymi rękami i wirującymi wokół twarzy włosami. Świat wydawał się jej być teraz taki piękny i wyrazisty, kolorowy i wspaniały. Sophia czuła się tak, jakby ktoś zdjął z jej ciała ciężar, który nosiła od bardzo dawna. Czuła się lekko; pozbawiona jakichkolwiek zmartwień. Istniała tylko muzyka, która docierała w każdy zakamarek jej umysłu i taniec. Nie rozglądała się za dziewczynami, które gdzieś dalej tutaj pewnie były, ale klub był spory i miał więcej niż jedną salę, więc równie dobrze mogły przemieścić się na inną, prawda? A może dalej były przy loży. Nie wiedziała.
Tańczyła do rytmu piosenek, które leciały. Słowa wżynały się w jej umysł, jakby były kierowane prosto do niej i tylko do niej. Śpiewała pod nosem, kołysała delikatnie biodrami i nie potrafiła przejąć się teraz niczym. Była tylko ta chwila w tym klubie. Lekkość, która jej towarzyszyła była niesamowita i taka… Obca. Zdarzało się wcześniej, że tak się czuła, ale to, co czuła teraz było dla niej kompletnie nowe. Intensywniejsze. Wyraziste. Jakby dopiero teraz nauczyła się naprawdę patrzeć na świat.
Rozchylając powieki nie spodziewała się, że po niespełna minucie wodzenia wzrokiem po otoczeniu, natrafi na sylwetkę Cartera. Uśmiechnęła się od razu szeroko, ale nie ruszyła z miejsca. Dłonią dała mu sygnał, aby go do niej podszedł. Jeszcze chwilę temu próbowała go odszukać, a on znalazł ją sam.
Źrenice z każdym krokiem Cartera, który go do niej zbliżał, rozszerzały się tylko mocniej. Nie przechodziła obok luster, nie widziała swojego odbicia. Nie wiedziała, że takie oczy miała już od jakiegoś czasu i że to wcale nie był efekt alkoholu czy zauroczenia Carterem i faktu, że przy niej znowu jest.
Kiedy tylko chwycił jej dłoń, Sophia mocniej przylgnęła do jego ciała swoim. Zaciągnęła się znajomym zapachem jego perfum i ciała, niemalże cicho jęknęła z zachwytu. Był dokładnie taki, jak sobie wyobrażała. Wszystko było w nim znajome, ale nowe jednocześnie. Skąd to uczucie się w niej brało?
Usuń— Szukałam cię. — Nie próbowała przekrzyczeć muzyki. Nawet nie była pewna, czy ją słyszał, ale teraz to zdawało się jej być bez większego znaczenia. — Wszęęęęędzie cię szukałam.
Zarzuciła mu ręce na szyję, bo już nie zamierzała pozwolić, aby sobie poszedł. Nie zostawi jej po raz kolejny. Odchyliła głowę do tyłu, mając na twarzy szeroki uśmiech. Podniosła ją z lekkim trudem, ale kiedy to zrobiła to spojrzała prosto w oczy Cartera.
— Jesteś taki piękny. — Mruknęła miękko. Muskała kciukiem skórę tuż pod linią żuchwy Cartera. Delikatnie i z ostrożnością, jakby zaraz miał się pod jej dotykiem rozpaść.
soph
W Sophii nie było żadnego napięcia. Żadnego zawahania. Nieprzyjemnych i nieproszonych osób. Widziała przed sobą tylko Cartera, którego zapach uzależniał, a teraz była pewna, że wyłapuje wszystkie nuty zapachowe. Odnosiła wrażenie, że mogłaby je teraz rozłożyć na czynniki pierwsze, dokładnie każdy opisać i wskazać, który najbardziej ją teraz nakręca.
OdpowiedzUsuńDłonie jej drżały, ale nie w sposób, który byłby alarmujący. Ona cała drżała od chwili, kiedy Carter objął ją w talii i do siebie przyciągnął. Teraz w tej chwili to jedyne co miało sens. To, że był przy niej i ją odnalazł, że nie uciekał już nigdzie przed nią, nie załatwiał żadnych biznesów. Mogła naiwnie myśleć, że chodzi o jakieś dostawy do klubu, że może coś z pracownikami. Taka już była. Nie łączyła ze sobą faktów, chociaż te czasami miała pod nosem. Może po prostu nie chciała ich widzieć. Łatwiej w końcu było żyć w niewiedzy. Myśleć, że te wszystkie spotkania i noce, kiedy wracał do mieszkania wkurzony na świat to nic, co jej dotyczy, że wcale nie musi się tym przejmować i że wcale nie musi zadawać pytań.
Sophia czuła gorące dłonie Cartera przez cienki materiał sukienki. Malinowa, lekko połyskująca w odpowiednim świetle sukienka mieniła się, gdy padały na nią kolorowe światła. Teraz jednak najważniejszy był tylko jego dotyk. To, że dłonie Cartera wodziły po jej ciele, które tak dobrze znały, że ona tak wyraźnie i mocno czuła jego ciepło. Jakby wtapiał się w jej skórę. Zostawiał po sobie ślady w jej wnętrzu. Niewidoczne gołym okiem. Takie stworzone specjalnie dla niej.
Rozchyliła trochę materiał jego koszuli, aby wsunąć za nią dłoń. Niemal jęknęła, jak zorientowała się, że nie tylko jego dłonie są tak gorące. A może tylko się jej to wszystko zdawało? Sama już nie wiedziała. Kręciło się jej od tego wszystkiego w głowie, ale było to takie przyjemne… Ach, sama już nie wiedziała, czy dobrze robi, czy może się zapędza. Ale to było bez znaczenia.
— Tak, szukałam. — Przytaknęła, a temu zdaniu towarzyszył śmiech. Kompletnie nie miała pojęcia, dlaczego ciągle się śmieje. Nie mówił nic zabawnego przecież. Ani ona nie rozbrajała go żadnym żartem. — I nigdzie cię nie było. — Westchnęła z rezygnacją. Ale miał rację. Ona znalazła jego, a on ją. Żadne z nich nie było już zgubione.
— Ty jesteś piękniejszy. — Upierała się przy swoim. Z ostrożnością, choć nie rozumiała, dlaczego, dotykała jego skóry opuszkami palców. Wiedziała, że się nie rozpadnie pod jej dotykiem, a mimo to, każdy jej ruch zdawał się być teraz wyważony. — Masz piękne oczy… i uśmiech… i usta. — Zaśmiała się, a przy ostatnim słonie podniosła rękę, aby je lekko dotknąć, jakby to miało potwierdzić jej słowa. — I głos… O Boże, ten głos. — Westchnęła rozmarzona. Mówiła, jakby jego tu wcale nie było, a Sophia opisywała go przyjaciółce i tłumaczyła, dlaczego tak bardzo dla tego mężczyzny przepadła.
Zadrżała mocniej, kiedy jej znów dotknął. Ten dotyk przenikał prosto do jej krwi. Roznosił się po całym ciele. Docierał w każdy zakamarek.
— Tęskniłam za tobą. — Powtórzyła po nim z uporem wpatrując mu się w oczy. — To ty mi uciekłeś… I nie mogłam cię znaleźć. — Mruknęła z cichym wyrzutem. Ale już tutaj był i to jedyne, co się dla brunetki liczyło.
Czekała na ten pocałunek, jak dziecko na poranek bożonarodzeniowy. Kiedy w końcu sięgnął do jej ust, Sophia od razu odwzajemniła pieszczotę. Pogłębiła ją mocniej, a ciałem przylgnęła do jego. Palce zacisnęła na jego ramionach. Tak, aby upewnić się, że jej już nie zniknie.
— Gdzie? Tam…? — Nie dokończyła zdania, bo potknęła się o własne nogi. Jak ostatnia niezdara. Zaraz po tym roześmiała się, jakby to był najlepszy żart na całym świecie. Chichotała za jego plecami, mocno ściskając jego dłoń i głowę mając zupełnie w innym miejscu. — Jesteś taki… — Również nie dokończyła, a może wcale ni chciała tego mówić na głos tylko pomyśleć, ale usta otwierały się szybciej niż mózg był w stanie przetworzyć informację.
Nie myślała o tym, że ludzie patrzą. Zawsze na niego patrzyli. Podziwiali, a może się bali. Może podziwiali i się bali. Miała ochotę się roześmiać. Ona się go nie bała. Nie, Sophia go pożądała, a teraz nad tym uczuciem nie potrafiła zapanować. Nad tym, jak wszystko w środku w niej się ściskało. Kojarzyła, aż za dobrze, ten znajomy ścisk w podbrzuszu, gdy Carter był tuż obok.
UsuńOpadła na niego z cichym westchnięciem, jedną rękę od razu zarzucając mu na kark, a drugą na ramię. Wtopiła się w jego ciało tak, jakby od zawsze tam należała. Jakby tylko tutaj powinna być.
— Carter… — Mruknęła. Bo byli tu ludzie, bo zerkali w stronę loży, a jego dłonie były łapczywe i nie wyglądało na to, że zamierzał je zatrzymać.
Oddech na moment jej zwolnił, kiedy ich spojrzenia się zderzyły. Oczy Cartera w tym świetle zdawały się być niemal czarne. Już nie było tej mlecznej czekolady, a raczej gorzka. Ale nawet z tą zmianą widziała w nim miękkość, która przeznaczona była tylko dla niej.
— Wszystko. Czuję wszystko. — Uśmiech powoli zszedł jej z twarzy, ale humor wciąż miała taki sam, jak przedtem. Teraz była skupio9na na jego oczach. Na tym, jak na nią patrzył i jak sprawiał, że się czuła. — Czuję… Ciebie. I um, czuję… Gorąco mi. I dużo, dużo… nieprzyzwoitych rzeczy. — Zniżyła głos, bo nie chciała, aby ktoś poza nim ją usłyszał. Był tu ktoś poza nimi? Nie zwróciła uwagi. Skoncentrowana była tylko na nim.
Sophia krótko zamruczała i nachyliła się do jego szyi, na której złożyła parę pocałunków.
— Możesz mnie zabrać. — Wymruczała mu do ucha. Musnęła skórę tuż obok niego. — Wiem, że możesz… I masz możliwości.
Odsunęła się, chciała spojrzeć mu w oczy, ale zamiast tego napotkała jego usta. Jęknęła z frustracją, gdy przerwał pocałunek. Był za krótki. Chciała więcej. Mocniej.
— Wszystko. — Powtórzyła znowu. — Wszystko jest takie… Miłe. Ty jesteś miły… Dla mnie. Nie możesz być miły dla innych tak, jak dla mnie. — Powiedziała z całą powagą, na jaką tylko było ją stać. — Tylko dla mnie jesteś taki, prawda? Dla nikogo więcej…
soph
Czuła, że coraz bardziej się zatraca w nim oraz w tej chwili. Że nic już nie jest w stanie jej zatrzymać, a wszystko co jest wokół nich pozostaje bez znaczenia. Jakby cały świat skurczył się tylko do ich dwójki na tej skórzanej kanapie. Istniał teraz dotyk Cartera, jego niski, ciężki, męski głos, który sprawiał, że zaczynała coraz mocniej tracić nad sobą kontrolę. Na wierzch wychodziła Sophia, której nigdy przedtem nie było. Wersja, która mówiła na głos, czego chce i nie chowała się za włosami, nie uciekała wzrokiem i nie rumieniła się, bo zawstydzały ją jej własne pragnienia.
OdpowiedzUsuńWiedziała, że coś jest inaczej, niż zwykle. Była jednak przekonana, że to wina alkoholu. Wypiła więcej niż zazwyczaj, pominęła dziś zasadę pięciu drinków na jedno wyjście. Czasami mogła, prawda? Sądziła, że to właśnie alkohol dodaje jej teraz więcej odwagi i sprawia, że czuje się w taki sposób. Nie chciała się nad tym zastanawiać. Szukać winy w alkoholu. Może to po prostu była ona? Tylko do tej pory nie zdawała sobie z tego sprawy.
— Doskonale wiem, co robię. — Wymruczała na swoją obronę prosto w jego skórę. Mogła się upoić samym jego zapachem, była tego teraz pewna. Że wystarczyło jej tylko tyle, aby poczuć bliskość Cartera, aby stracić kompletnie rozum. Już go traciła.
Głowa brunetki lekko opadła na bok, a to warknięcie niemal wibrowało jej na skórze. Carter trafiał w nią, jak najlepszy narkotyk. Uzależniał i sprawiał, że chciała znacznie więcej, że potrzebowała go więcej. Nie potrafiła się nim nasycić. Nieważne, jak wiele razy będzie go miała, to jej zawsze będzie mało.
Badała dalej palcami jego ciepłą skórę, mrucząc mu cicho przy uchu. Chwilami poruszała się na nim. Nie potrafiła usiedzieć teraz w miejscu. Dostała go i miała, ale nawet jego obecność nie była w stanie sprawić, aby Sophia siedziała bez ruchu.
Oczy błysnęły jej zadziornie, kiedy dłoń wsunął pod materiał sukienki. Sięgnęła swoją dłonią do jego, jakby sama chciała go pokierować i tylko odrobinę wsunęła rękę głębiej. Przygryzła dolną wargę, kiedy to robiła. Spoglądała mu w oczy z czymś, co mogło przypominać wyzwanie.
— Wiesz, gdzie. — Szepnęła w odpowiedzi. Palce zacisnęła na jego przedramieniu. U tej samej ręki, która spoczywała teraz pod sukienką. Zaczepiła mocniej o niego paznokciami, ale nawet tego nie zauważyła. — Albo do biura… Nigdy nie robiłam na biurku. — Mruknęła. W innej sytuacji by tego nie powiedziała. Krążyłaby wokół tematu. Czekała, aż się domyśli i ją zaprowadzi. — Lubię, kiedy… się nie hamujesz. Bardzo. — Zaraz po tym wyznaniu zachichotała cicho. Czuła, że zdradza mu teraz sekret, którego nie powinien znać.
Westchnęła z zaskoczenia, kiedy jego palce owinęły się wokół jej karku. Wydała z siebie po chwili dźwięk, który mógł przypominać warknięcie. Ponownie poruszyła się na nim. Resztkami świadomości nie odwróciła się do niego przodem i nie usiadła okrakiem. Miała zbyt krótką sukienkę, która w takiej pozycji powędrowałaby niemal nad biodra.
— Dobrze. — Uśmiechnęła się pokazując rząd białych zębów i zbliżyła się, aby musnąć jego usta. Zrobiła to powoli. — Tylko dla mnie… Tylko mój.
W jej oczach był czysty ogień popędzany przez te trudne do uspokojenia pożądanie. To nie było dla niej nowe uczucie. Obecnie było ono jednak większe niż zazwyczaj. Ciężko było mu się oprzeć. Ułożyła nogę na nodze, chowając pod udem dłoń Cartera, jak na znak, aby jej stamtąd nie zabierał.
Usta lekko rozchyliła, kiedy poczuła na nich dotyk. Ciałem brunetki wstrząsnął niewielki, ale zauważalny dreszcz. Klub stał się teraz tylko tłem. Był nieistotny. Ludzie byli nieistotni. Wszystko co miało znaczenie było tutaj i miało ciemne spojrzenie, w którym Sophia była gotowa utonąć.
Odpowiedź miała gotową na czubku języka, jednak zamiast słów był kolejny jęk, kiedy ją pocałował. Inaczej niż przedtem. Nie wiedziała, czy to było możliwe, aby znaleźć się jeszcze bliżej, ale starała się zatrzeć jakikolwiek dystans między nimi. Objęła dłonią kark mężczyzny, a druga wciąż spoczywała na jego przedramieniu. Odpowiedziała na pocałunek zachłannie. Jak ktoś, komu odmawiano tej przyjemności od dawna. Wdarła się językiem do jego ust. Próbując, na swój sposób, uzyskać nad nim jakąś dominację, choć zdawała sobie sprawę, że nawet będąc nad nim, to Carter rozdawał wszystkie karty.
Usuń— Czego chcę? — Powtórzyła, gdzieś między jednym, a drugim pocałunkiem. Roześmiała mu się w usta, ale zanim mówiła dalej, wpiła się ponownie w jego usta. — Chcę nas, kochanie. Potrzebuję nas… — Poprawiła się. Nie poznała samej siebie, ale skłamałaby, gdyby powiedziała, że ta dzika i pewna siebie wersja jej się nie podoba. Przesunęła językiem po dolnej wardze Cartera, nim podniosła na niego wzrok. Oczy miała ciemne, błyszczące i rozgrzane. — Chciałabym, żebyś mi pokazał, jak bardzo jestem twoja… Chcę cię zadowolić.
soph
To nie była Sophia. Gdyby Carter usłyszał i spojrzał na nią na trzeźwo, zauważyłby wszystkie niepokojące sygnały. Tak, była rozkosznie szczęśliwa, uśmiechała się szerzej i częściej niż zwykle, ale sposób w jaki się wypowiadała, jak do niego lgnęła, mimo że znajdowali się na widoku, mówił wyraźnie, że nie jest w pełni tą dziewczyną, którą Carter znał ze wspólnych poranków. Ta wersja Sophii była odważna, głośna i pewniejsza niż zwykle. Ta Sophia nie miała nad sobą żadnej kontroli i cholernie podobało się jej to, jak lekka w tym wszystkim była. Żadnych zahamowań. Żadnego zastanawiania się, czy to, co powie dobrze zabrzmi.
OdpowiedzUsuńSkórę miała rozgrzaną. Może miała gorączkę, a może to tylko Carter tak na nią działał. Rozgrzewał od środka, a całe te ciepło, które w sobie miała wychodziło przy nim na wierzch. Rozpalało skórę i popychało do coraz odważniejszych kroków, którym Sophia opierać się wcale nie chciała. W środku wiedziała, że jeśli teraz stąd wyjdą – to nie wrócą już na salę. I coraz bardziej zależało jej na tym, aby się pospieszyli i przestali bawić w kotka i myszkę.
— Ty mnie też. — Mruknęła. W normalnych warunkach potrafił jej wejść pod skórę i sprawić, że traciła oddech, ale teraz? Sophia nie potrafiła się przed nim w żaden sposób obronić. Nie była pewna, czy tego nawet chciała. Drgała niespokojnie od jego spojrzenia, od dłoni, które trzymał na jej ciele. Od wszystkiego, co z nią robił, a ledwo przecież dotykał. Badał, sprawdzał, ale nie przekraczał granic. Jeszcze nie.
Sophia zamruczała z wyraźnym zadowoleniem. Przesunęła dłoń z przedramienia na jego dłoń w prowokujący sposób wsuwając jego dłoń jeszcze o parę milimetrów dalej. Nie zdawała sobie sprawy, że te ruchy, zadziorne spojrzenia i gesty, które potrafiły doprowadzić do obłędu, nie pochodziły tak naprawdę od niej. Mogłyby, gdyby byli w penthousie, gdzie nie byłoby świadków, gdzie Sophia mogła pozwolić sobie na testowanie własnych granic, gdzie żadne czujne oko nie dostrzegłoby tej czułości między nimi.
— Mhm, biurko. — Potaknęła z cichym mruknięciem. Przełknęła ślinę, potrzebując chwili, aby uspokoić własne myśli, ale te były wszędzie. Były szalone i coraz groźniejsze. — Od dzisiaj… Biurko… brzmi miło, prawda? Wiele miejsc brzmi miło… I chcę każde jedno odkryć z tobą. — Mruczała dalej. Mogła wyliczać miejsca dalej, miała ich parę w głowie, ale nie pozwolił jej.
Ten dotyk jej nie pozwolił. Wbijający się głęboko w ciało. Sophia zacisnęła mocniej uda, kręcąc się w miejscu, a cichy jęk opuścił jej usta, kiedy go pod sobą poczuła. Policzki ją piekły, wszystko ją piekło, a oni wciąż tutaj byli.
— T-tak. — Sapnęła krótko. Oszołomiona własnymi emocjami i nim. Jego zapachem i ciałem, tym, jak sprawiał, że się czuła. Była coraz bliżej tego, aby złapać go za rękę i stąd wyprowadzić. — Pokaż mi to wszystko.
Przeciągnęła dłoń z jego przedramienia z powrotem pod materiał koszuli. Lekko ją rozchylając. Jęknęła krótko, jak wplótł palce w jej włosy, a potem owinął je wokół karku. Ona nie żartowała i Carter też nie żartował i oboje coraz bliżej byli wyjścia.
Cała ta rozmowa i sytuacja była taka… Rozpustna. Każde słowo, muśnięcie nakręcało ją coraz bardziej, a Carter doskonale wiedział, gdzie i jak ją dotknąć, aby rozpalić w niej kolejny ogień. Jeden nie zdążył się ugasić, a w jej wnętrzu wybuchał kolejny.
— Tak, kochanie. Zadowolić cię. — Potwierdziła z lubieżnym uśmiechem. — Nie odmówisz mi, prawda? Mogę zrobić znacznie więcej niż być i oddychać… Chcę zrobić więcej.
Och, wiedziała, gdzie jest biuro. Była gotowa zerwać się z jego kolan już w tej sekundzie, ale ją trzymał. Pocałunkiem, dłonią na pośladku i karku. I Sophia miała problem, bo nie chciała, aby ten moment się kończył, a jednocześnie… Jednocześnie chciała znaleźć się z nim w miejscu, gdzie nikt i nic im nie przeszkodzi.
Myślała, że ten głos dochodzi, gdzieś z oddali. Że to nie dzieje się naprawdę. Sophia lekko odchyliła głowę na bok i zobaczyła Courtney. Z obojętną miną, ale jakąś zaciętością w oczach. Docierały do niej szczegóły rozmowy. Jak mogłyby nie, skoro siedziała na Carterze? A kiedy Courtney się nachyliła czuła jej perfumy. Pachniała drogo, kobieco, ale nie delikatnie. Z pazurem. Jak ostrzeżenie, aby z nią nie zadzierać.
UsuńCała ta radość i euforia, którą przed chwilą czuła się ulotniła. Teraz chętnie siedziałaby ze skrzyżowanymi rękami i obrażoną miną, jak trzylatka, której ktoś wyrwał zabawkę z ręki.
— Musisz… — Wiedziała, że musiał. Inaczej nie byłoby tu tej kobiety. Nie mogła robić w końcu scen, prawda? — Tylko się pospiesz, dobrze? — Poprosiła ciszej. Bańka szczęścia właśnie pękła, a przynajmniej na chwilę, bo w końcu miał zaraz wrócić.
W wyobraźni była już z nim w biurze. Tymczasem w rzeczywistości była sama w loży z Courtney, na którą spadło zadanie zabawy w opiekunkę. Obiecała mu, że się stąd nie ruszy, ale tak, jak przy Carterze łatwiej było jej siedzieć na miejscu. Ale kiedy była sama – znudzona i rozemocjonowana – nie umiała znaleźć sobie tu zajęcia, aby wstrzymać się z wycieczkami po klubie.
Nie potrzebowała opiekunki. Cholera, przecież była dorosła i mogła robić to, na co miała ochotę. I gdzie miała ochotę. Sięgnęła po torebkę, jeszcze nie wiedząc, co zamierza zrobić. Ale nie mogła tutaj zostać. Nie, kiedy wiedziała, że dostanie szału, jeśli zostanie tu jeszcze przez chociaż pięć sekund.
soph
Miała siedzieć na tyłku w loży.
OdpowiedzUsuńGrzecznie zaczekać, aż Carter upora się z problematyczną dostawą.
Tymczasem Sophia wymknęła się spod opieki Courtney. Kobieta nie chciała jej niańczyć, a Sophia nie potrzebowała opiekunki. Na litość, była dorosła. Nie zgubi się tutaj przecież. Przez pierwsze kilkanaście minut nawet spełniła życzenie Cartera, jednak prędko zaczęło do niej docierać, że zaczyna potwornie się nudzić. Radziła sobie z nudą, ale teraz nie była trzeźwa. W żyłach płynęło coś, czego pewnie nie byłaby w stanie nazwać. Ignorowała wszystkie czerwone lampki, które zapalały się jej w głowie. Bo one były, ale Sophia spychała to wszystko na bok. Wszystko jest w porządku, tak ma być. Przecież to był tylko alkohol. Odrobinę więcej niż zazwyczaj, ale to wciąż tylko alkohol. Kolorowe drinki, które za mocno uderzają do głowy. Tłumaczyła sobie to w ten sposób, bo tak było bezpiecznie. Bo tylko dzięki tej myśli nie panikowała, a mogła zacząć – gdyby zastanowiła się chwilę dłużej, gdyby wykorzystała te parę sekund, kiedy zdawało się jej, że umysł odzyskuje starą trzeźwość. Wtedy cała ta radość, którą Sophia w sobie miała zgasłaby, jak płomień na wietrze.
Była zbyt nabuzowana, aby usiedzieć na miejscu. Narkotyk rozpływał się w jej żyłach. Popychał do rzeczy, których w innych warunkach nigdy by nie zrobiła i nie powiedziała. Działanie dopiero się nasilało. Minęło już trochę czasu od wypicia drinka. Jej nieprzyzwyczajony do używek organizm reagował na te wszystkie bodźce znacznie silniej i szybciej.
Światła tańczyły jej na twarzy. Muzyka rozbijała się pod skórą. W głowie przyjemne huczało.
Na udach wciąż czuła dotyk Cartera. Na szyi jego ciepłe, miękkie wargi i oddech. Usta pulsowały po ostatnich natarczywych pocałunkach. Wszystko w niej było takie żywe. Obce, ale zachęcające. Sophia tego uczucia pragnęła więcej. Znała tylko jeden sposób, aby poczuć to wszystko znowu. Carter. Musiała znaleźć Cartera. To już nie było widzimisię, to nie była chęć prowokacji i psotnego flirtu. To była dzika potrzeba, której nie potrafiła opanować. Jeżeli tego nie zrobi, rozsadzi ją od środka.
Było jej gorąco. Dlaczego tu jest tak gorąco? Oddychała głęboko. Jakby nagle brakowało dla niej powietrza i musiała nabrać go na zapas. Może to przez tłum. Nigdy nie lubiła zatłoczonych miejsc, a tutaj ludzi było zbyt wiele. Tańczyli, śmiali się, obściskiwali i całowali. W tym klubie nie panowały żadne zasady. Każdy mógł robić tu na co miał ochotę. Ona również. I teraz… Teraz Sophia miała ochotę, aby znaleźć Cartera i zaciągnąć go do tego przeklętego biura. Do czarnego SUV’a z przyciemnionymi szybami. W głowie miała tylko jeden cel, który zamierzała wykonać.
Szła przed siebie sprawnym krokiem. Nie patrzyła na ludzi, których jeszcze chwilę temu sądziła, że kocha i ubóstwia. Imię Cartera rozbijało się boleśnie w jej głowie. Uderzało o czaszkę. Prowadziło prosto w zaciemnione korytarze, których dobrze nie znała. Prowadził ją instynkt. Carter jej wcześniej pokazywał różne miejsca, jednak nie zapamiętała każdego korytarza. Wiedziała za to, jak dojść do jego biura i na zaplecze. Courtney mówiła o zapleczu, więc biuro powinno być puste, prawda? Tak sądziła, a w głowie miała już plan – odeszła z loży, aby zaczekać w biurze. Wysłałaby mu wiadomość, a może zdjęcie, gdzie jest i czekała, aż przyjdzie. To był świetny plan. Taki, który powinien się udać bez większych komplikacji. Sophia zaśmiała się pod nosem, a na skórze czuła dreszczyk emocji. Z jakiegoś powodu to było takie ekscytujące. Nie ucieczka sama w sobie, ale ta świadomość, że on ją znajdzie. I będzie zły, bo go nie posłuchała, ale taki efekt przecież właśnie chciała osiągnąć.
Powietrze zmieniło zapach, kiedy znalazła się za ciężkimi, ciemnymi zasłonami. Oddzielały one klub i salę od tego, co działo się tutaj. Sophia nie miała pojęcia, co działo się tutaj. Chciała tylko znaleźć Cartera. Zapach był metaliczny, zimny. Temperatura również zdawała się spaść o kilka stopni. Lekko zadrżała, ale szła dalej. Aż dotarła do ciężkich drzwi, które pchnęła ze zbyt wielką pewnością siebie.
UsuńNiemal ugięła się od ich ciężaru, ale w końcu ustąpiły. Brunetka wpadła do środka. Głośniej niż planowała i bez typowej dla niej gracji. Zbyt często teraz potykała się o własne nogi. Nikogo tutaj miało nie być. Tymczasem dostrzegła czterech mężczyzn. Opartego o blat Cartera, stojącego niedaleko niego Kai’a, który wyglądał na zdenerwowanego. To był dziwny widok, bo odkąd pamiętała Kai wydawał się jej być tym, którego zawsze wszystko bawi. Jej wzrok prześlizgnął się po pozostałej dwójce. Przeszył ją chłód, gdy napotkała ciemne spojrzenia mężczyzn. Z twarzami na których były blizny. Jeden z nich – wysoki, łysy, o chłodnych oczach – uniósł brew, a na jego ustach pojawił się nieprzyjazny uśmiech.
— No proszę, proszę. — Zacmokał. — Od kiedy przyprowadzacie dziewczyny na biznesowe spotkania?
Drugi, niższy z tatuażem na szyi, roześmiał się cicho, dźwiękiem tak ostrym, że Sophię aż przeszły ciarki.
— Nowy sposób na negocjacje? Trochę uroku w gratisie? — Dodał.
Kai spoglądał raz na Sophię, a raz na Cartera. Brunetka sama nie wiedziała, co ma robić. Nie powinno cię tu być. Nie rozumiała co się działo, o co chodziło, ale na pewno nie był to problem z dostawą o jakim myślała.
— Panowie, spokojnie. Koleżanka się po prostu zgubiła. — Mruknął Kai, może próbując ratować sytuację. — I już sobie stąd idzie.
Sophia nie potrafiła się nawet ruszyć z miejsca. Dłoń miała wciąż zaciśniętą na klamce, a ciało przywarło do podłogi.
Łysy mężczyzna zrobił najpierw jeden, a potem drugi krok w jej stronę. Jakby sprawdzał, na ile może sobie pozwolić zanim Kai czy Carter się ruszą.
— Piękna dziewczyna. — Powiedział mierząc ją wzrokiem. — Nie wyglądasz na taką, która powinna tu być.
Sophia nawet nie drgnęła. Niepewna, czy mówi do niej czy o niej. Cała euforia i rozbawienie zniknęło. Tak po prostu. Nie było już niczego.
— Nie, nie. Niech koleżanka zostanie. — Mówił w sposób, od którego cierpło jej całe ciało. — Musiała się nafatygować, aby się tutaj dostać. A czasami… świeża perspektywa dobrze wpływa na biznes.
ups🤭
Zaledwie jeszcze przez kilka sekund Sophia emanowała tą pewnością siebie, jak wtedy w loży i na parkiecie. Wciąż z tym zadziornym uśmiechem i figlem w oczach. To wszystko jednak w niej zgasło w chwili, kiedy zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, co tutaj miało miejsce. Mózg może nie przetwarzał wszystkiego, ale wiedziała, że nie powinno jej tutaj być. Jak na zawołanie opuściły ją wszystkie uczucia, a ona sama miała ochotę schować się we własnej skórze. Zniknąć z powierzchni. Zniknąć z tego pomieszczenia. Zniknąć z tego klubu.
OdpowiedzUsuńCarter w towarzystwie facetów, których nie chciałoby się spotkać w ciemnej uliczce. On sam w tej chwili wyglądał, jak ktoś, kogo lepiej jest unikać w zaułku, a gdy idzie z naprzeciwka bezpieczniej przejść na drugą stronę. Chciała zrobić krok do tyłu, kiedy ten łysy zaczął iść w jej stronę, a zaraz od niego dołączył koleś z tatuażem. Ale nie potrafiła zmusić swojego ciała do żadnego ruchu. Czuła się tak, jakby nie tylko nie miała kontroli nad własnym ciałem, ale i umysłem. Była tutaj obecna fizycznie, ale głowa zdawała się być w zupełnie innym miejscu. Może próbowała się w ten sposób odciąć od wszystkiego, co miało tu miejsce. Od ostrych słów i tonu, które padły, gdy Carter się wtrącił. Niby słyszała co mówią, ale sens wypowiadanych zdań do niej wcale nie docierał. Pojawiło się za to uczucie, które zmuszało ją wręcz do ucieczki, a czego zrobić nie mogła. Bo nieważne, jak bardzo chciała teraz znaleźć się daleko, to nie mogła nawet drgnąć. Wystarczyła jej sama świadomość, że właśnie była świadkiem czegoś, czego widzieć nie powinna była. Nie musiała widzie fizycznych dowodów, aby wiedzieć, że chodzi o coś więcej. O coś z czym nigdy przedtem nie miała styczności. To nie były negocjacje dotyczące nowej trasy, promocji płyty ani na pewno nic związanego z klubem. Tutaj działo się coś, czego Sophia nie była w stanie przewidzieć i co ani razu nie przeszło jej przez myśl, gdy była z Carterem.
Zdążyła ocknąć się na tyle, aby odsunąć się od drzwi. Plecami niemal od razu przywarła do ściany obok. Potrzebowała się o coś oprzeć. Sama już nie wiedziała, co się z nią dzieje. Jeśli czegoś by się nie złapała lub o coś się nie oparła, mogłaby po prostu upaść. A może tylko się jej tak zdawało.
Kiedy przechodzili obok niej nie oszczędzili sobie spojrzeń. Takich, które ostawiały w człowieku ślad na dłużej. Miała wrażenie, że nie patrzą na nią, jak na człowieka, a jak na… Towar. Coś do wymiany. Jak na coś co mogą sobie wziąć i nie ponieść za to konsekwencji.
Opuściła w końcu też wzrok, kiedy drzwi za nimi się zatrzasnęły. Została w środku tylko ich trójka. Sophia nie patrzyła na Cartera i Kai’a, którzy teraz rozmawiali. Ton głosu Cartera… Nie znała go w takim wydaniu. Potrafił być w stosunku do niej surowy, ale nawet wtedy nie brzmiał na takiego… Wściekłego. Nie unosił głosu, bo tego nie potrzebował. Kai wyszedł i zostali sami. W ciężkiej atmosferze. W pomieszczeniu, które pachniało dymem i czymś metalowym.
Nie odważyła się podnieść na Cartera wzroku. Patrzyła wszędzie, ale nie na mężczyznę. Oczy miała rozbiegane. Niepotrafiące skupić się na jednym miejscu. Przez moment panowała cisza, którą przerywało jej głośne, szalejące w piersi serce i nierówny oddech brunetki.
Drgnęła niespokojnie, kiedy Carter się w końcu odezwał. Wciąż nie patrzyła w jego kierunku. Nie potrafiła. Nie chodziło o to, że się go bała. Tylko… Sama właściwie nie wiedziała, o co jej teraz chodzi. Ale nie umiała na niego spojrzeć. Nie chciała tego robić, jakby w obawie, że dostrzeże coś, od czego nie będzie już odwrotu.
— Przepraszam. — Ledwo poruszyła ustami. Może nawet tego nie wypowiedziała na głos, a tylko się jej zdawało.
Nerwowo odgarnęła włosy z twarzy. Zrobiła to kilka razy, jakby nie potrafiła ujarzmić własnych włosów, które teraz coraz bardziej zaczynały jej przeszkadzać. Słyszała, jak do niej mówi i się zbliża, ale tylko pokręciła przecząco głową. Uparcie patrząc wszędzie, ale nie w jego kierunku. Nie chciała zobaczyć w nim rozczarowania i gniewu, nie chciała być powodem jego złości.
Unikała spoglądania w jego stronę.
UsuńZawsze była jednak przy nim bezsilna. Dłużej nie potrafiła się opierać, choć czuła się właśnie, jak karcone dziecko. Pewnie zasłużyła, bo go nie posłuchała. Znowu. Udawała mądrzejszą niż była. Nie umiała jednak kontrolować teraz swojego zachowania. Bez ekstazy w krwiobiegu nie przyszłaby tutaj. Nie miała powodu, aby tutaj być. Teraz te wszystkie natarczywe, ogłupiające myśli, aby znaleźć Cartera zdawały się być dziecinne i nieistotne.
W końcu na niego spojrzała. Obraz miała trochę rozmazany. Może przez emocje, a może nieświadomie zaczęła płakać, choć nie czuła wilgoci w oczach ani na policzkach. Kontury twarzy Cartera były niewyraźne, a przecież stał tak blisko. Tuż obok niej.
Gardło miała coraz bardziej ściśnięte. Przełykała co chwilę ślinę, jakby to miało pomóc jej znaleźć resztki spokoju.
Najpierw go nie usłyszała dokładnie, a potem przetworzyła te słowa jeszcze raz. Co wzięłaś, Soph? Co wzięła? Nic nie wzięła. Nie brała. Przecież o tym wiedział. I znał główny powód, dlaczego tak bardzo nie chciała nawet dla rozluźnienia zapalić choćby skręta.
Znów pokręciła przecząco głową.
— Nic… Ja nie… Nie robię tego. — Wydusiła z siebie kilka słów, ale z trudem. Zupełnie, jakby straciła możliwość sensownego myślenia, a może nigdy jej nie miała? Kiedy miałaby coś wziąć? Nie potrafiła trzeźwo myśleć. Fizycznie nie była w stanie.
Zbyt szybko oddychała, zbyt płytko. Nawet nie próbowała skupić się na Carterze. Tego wszystkiego było po prostu za dużo. Miała wrażenie, że podłoga osuwa się pod jej nogami. Sophia nawet nie zwróciła uwagi, jak jej palce na tyle mocno, na ile potrafiła wszczepiły się w przedramię Cartera. Czuła na twarzy jego dotyk i słowa, teraz miękkie i przepraszające, ale w głowie ciągle miała to jedno pytanie, które jej zadał. Serce łomotało w piersi, a ona cała drżała.
Odpychała od siebie myśl, że coś wzięła. Że była na tyle nieostrożna. Pilnowała się. Wszystkie się pilnowały, a jednak… Znów pokręciła głową, ale już sama nie wiedziała, czy zaprzecza temu co Carter mówił czy własnym myślom.
Widziała go teraz wyraźniej. Czuła tak samo intensywnie, jak przedtem, ale to już nie był elektryzujący dotyk, od którego miękły nogi, a podbrzusze zaciskało się od nadmiaru uczuć. Sama nie wiedziała, co czuła. Tego było zbyt dużo i było zbyt intensywne.
soph
Serce waliło jej w piersi, a każdy głębszy wdech był bolesny.
OdpowiedzUsuńChciała wrócić z powrotem do tego uczucia, które towarzyszyło jej tuż przed otwarciem drzwi. Do tego dreszczyku emocji. Napiętej z ekscytacji skóry i rozbawionego głosu. Znów chciała się poczuć dobrze. Przygnębienie powoli wchodziło jej pod skórę. Pochłaniało coraz większe części jej ciała, pokrywało umysł szarą mgłą, ciągnęło w rejony, w których nigdy przedtem nie była.
Carter był tuż obok. Zaledwie parę centymetrów przed nią. Ona wciąż zaciskała palce na jego przedramieniu. Miał ciepłą skórę. Wciąż tak samo gorącą, ale jednak, kiedy go dotykała i kiedy on dotykał jej to już nie czuła tego elektryzującego prądu. Jej ciałem nie wstrząsały dreszcze rozkoszy, nie wzdychała z zachwytu i zniecierpliwienia. Oczy już jej tak nie błyszczały, jak przedtem. Źrenice wciąż miała szerokie, ale zdawało się jej, że patrzy na świat teraz jak przez mgłę. Jakby włożyła źle dobrane soczewki. Wszystko wokół się rozpływało. Jednak nie w przyjemny sposób. Chciała od tego uczucia uciec. Znaleźć się jak najdalej.
Myśli krążyły dalej wokół słów Cartera.
Co brałaś, Soph?
Nie brała nic. Ona przecież nigdy nic nie brała. Starała się wychwycić moment, w którym mogło to się zdarzyć, ale miała w głowie pustkę. Świat, który jeszcze chwilę temu czuła i widziała tak wyraźnie rozmazywał się coraz bardziej. Dochodzące z oddali dźwięki nie wibrowały już przyjemnie na skórze. Wszystko stało się teraz przytłaczające. Ciężkie do uniesienia. Sophia załkała cicho. Wzięła coś. Nie wiedziała tylko, kiedy, co ani w jakiej ilości. Żadna ilość alkoholu by nie sprawiła, że zachowywałaby się w taki sposób. Próbowała tłumaczyć się sama przed sobą. Że to było tylko więcej drinków niż zazwyczaj. Może o dwa albo trzy więcej, ale w różnym czasie. Może to przez to, że dawno jadła? W głębi jednak wiedziała, że tu nie był winowajcą alkohol ani ostatni posiłek, który zjadła w okolicach osiemnastej, a może trochę wcześniej.
Sophia też nie była winna, a jednak… Jednak pojawiły się wyrzuty sumienia. Znów była nieostrożna. Znów, być może, zaufała komuś, komu nie powinna była. Znów znalazła się w tej samej sytuacji.
Zepchnęła niemal na bok to, co widziała tutaj. Trafiła tylko na rozmowę, która może nie była niewinna, ale była wciąż tylko rozmową.
— Ja naprawdę nic nie… Tylko piłam… dwa albo trzy, jak poszedłeś… nic więcej. — Mamrotała pod nosem. Tłumaczyła się, ale nie była pewna, czy przed sobą, czy może jednak przed nim. Szukała jakiegoś punktu zaczepienia. Czegoś, co pomoże jej zrozumieć, dlaczego znalazła się w takiej sytuacji. — Tylko parę drinków… Przysięgam, Carter. Nic więcej…
Nie potrafiła przekonać samej siebie, a co dopiero Cartera.
Zbyt mocno odchyliła głowę do tyłu. Zapominając, że ma za sobą ścianę. Uderzyła się o nią tyłem głowy i cicho syknęła z bólu, który promieniował przez parę sekund z góry w dół.
Nie umiała teraz zwolnić. Całe ciało miała w gotowości do czegoś, czego nazwać nie potrafiła. Stanie w miejscu zdawało się jej teraz być niemożliwe, tak samo, jak wykonanie jakiegoś ruchu.
Cicho jęknęła, kiedy ujął jej twarz w dłonie. Wciąż nie chciała patrzeć mu w oczy. Nie umiała odwrócić jednak wzroku. Jego tęczówki nie były już takie zimne, a może tylko sobie wmawiała, że takie nie są. Na jego prośbę wzięła głębszy powolny wdech, a potem kolejny. Odrobinę jej to pomogło. Nie łapała już tak łapczywie powietrza, choć jeszcze setki myśli krążyło jej po głowie. Co ja narobiłam…
Pokiwała powoli głową, jak na zgodę.
— Nie robię… — Powtórzyła. Zaczynała powoli wierzyć, że naprawdę wszystko jest w porządku. Może faktycznie przesadziła tylko z alkoholem. Może nie działo się nic strasznego. Westchnęła, kiedy zamknął ją w uścisku. Ręce osunęły się jej wzdłuż ciała, nie miała sił, aby spróbować go teraz objąć. — Tak, wszystko jest w porządku. — Brzmiało to na powtarzanie jego słów niż na stwierdzenie faktu. Nic przecież nie było w porządku. Wszystko się posypało, ale do niej to jeszcze nie docierało.
Sophia zachichotała, kiedy ją pocałował. Nie zdążyła odwzajemnić jednak tego pocałunku, ale czuła jego usta na swoich. Jej własne przyjemnie i delikatnie mrowiły po tym pocałunku. Ciałem wstrząsnął delikatny dreszcz. Uniosła dłonie. Niezdarnie przesunęła nimi po jego ramionach.
UsuńSpojrzenie brunetki zmieniło się, gdy uniósł jej głowę. Nagle ten cały strach uleciał z niej, jak powietrze z balonika. Tak po prostu – już tego nie było. Znów się zaśmiała, choć nie wydarzyło się kompletnie nic.
— Okej. Woda brzmi miło. — Zgodziła się. Pewnie tak samo chętnie zgodziłaby się na shota czystej wódki. Głos Cartera był teraz taki miły i przyjemny. Wciągał ją z powrotem do tamtego uczucia z loży.
Dała mu się poprowadzić. I tak nie miała większego wyboru. Musiała się zgodzić. Stawiała kroki niezgrabnie. Nie nadążając za tempem, które nawet nie było szybkie.
— Gdzie idziemy? — Mógłby ją zaprowadzić wszędzie. Przecież to nie tak, że miała jakiś wybór, prawda?
Znów zaczynała czuć się lekko. Chciała wrócić na parkiet i przetańczyć kilka piosenek, ale tylko z nim. Wszystko teraz chciała robić tylko z nim.
— Carter… — Zamruczała pod nosem, ale bez pewności, że ją słyszał. — Byłam niegrzeczna? — Nawet nie skończyła mówić, a zalała ją kolejna fala śmiechu. Nie było w nim jednak tej wesołości, którą Carter znał. Ten śmiech był obcy. Nienależący do niej.
soph
Wciąż była trochę rozdygotana. Potrzebowała dłuższej chwili, aby wrócić do siebie, a przynajmniej do tej wersji, która tak nie bełkotała pod nosem i potrafiła złożyć sensowne zdania. Była trochę oszołomiona tym wszystkim. Euforia dopadła ją nagle i niepodziewanie. Wbiła się w jej ciało i wyrwała z niej resztki zdrowego myślenia. Potem Sophia znalazła się tutaj i… Właściwie to co się tu działo? Już nawet nie pamiętała, ale ten moment, gdy jeszcze było tu więcej mężczyzn wyssał z niej niemal całą radość, którą w sobie miała. Ostudził wszelkie zapały. Była gotowa osunąć się po tej ścianie, o którą się opierała i zostać na podłodze już przez wieczność. Carter jej na to jednak nie pozwolił. Trzymał ją pewnie, ale nie w zaborczy sposób, a tak się jej przynajmniej zdawało. Prowadził ją przed siebie. Nie narzucał szybkiego tempa, aby nadążała za stawianiem kroków. Czasami szpilki zdawały się być dla brunetki wyzwaniem.
OdpowiedzUsuńŚwiatła na Sali były zbyt jaskrawe. Musiała dłonią przesłonić oczy. Muzyka z kolei zdawała się być aż nazbyt głośna, ale uszu zakryć nie mogła. Minęła minuta, a może dwie, zanim zaczęła na nowo przyzwyczajać się do ciężkich basów i obecności dziesiątek, a może setek ludzi. W połowie do baru zatrzymała się, a raczej próbowała, choć niczego mu nie wyjaśniała. Tylko gdzieś się patrzyła, komuś przyglądała, ale Carter nie dał jej okazji do tego, żeby Sophia spędziła za dużo czasu na tym nic niewartym zajęciu. Pociągnął ją do baru. W jej dłoni prędko znalazła się szklanka z wodą, w której pływały kostki lodu. A potem jeszcze jedna. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak spragniona była. Ile minęło, odkąd cokolwiek piła? Lodowata woda minimalnie ją orzeźwiła, ale nie robiła cudów. Nie mogła sprawić, że nagle brunetka wróci do bycia sobą. Poczuła się po prostu lepiej, ale to była tylko kwestia czasu, aż narkotyk zacznie się w niej rozpuszczać i zanikać razem z euforią i tym wszystkim, co głęboko w niej siedziało.
Dała się poprowadzić na parkiet, gdzie wirowała w rytm muzyki. Raz oparta plecami o tors Cartera z jego ramionami szczelnie owiniętymi wokół jej talii. Innym razem odwracał ją do siebie przodem, a ona zarzucała mu ręce na szyję i przyciskała się swoim ciałem do niego. Śmiała się z tego co mówił, choć nie zawsze go dobrze słyszała czy rozumiała, ale to wszystko było teraz bez znaczenia. Nie było już tamtych facetów z bliznami. Nie było tego przytłaczającego smutku, który przez parę minut się w niej rozbijał, dopóki Carter nie zauważył, co się z nią dzieje i nie pozwolił, aby utonęła w tych myślach. Sophia po prostu teraz dryfowała. Na parkiecie i we własnym umyśle, który zdawało się, ale był teraz ograniczony. Nie dopuszczał do niej żadnych przykrych myśli. Było tylko tu i teraz. Była tylko ona i Carter.
Przylgnęła do niego mocniej, a jej ciałem wstrząsnął lekki dreszcz, gdy jego palce sprawnie przesuwały się po jej plecach. Napięła mięśnie i cicho zamruczała w skórę Cartera tuż w zagłębieniu jego szyi. Złożyła tam krótki pocałunek, trzymając tam usta trochę dłużej niż wypadało.
— Kocham cię. — Wymruczała. Towarzyszył temu krótki śmiech, weselszy niż wcześniej, jednak wciąż brzmiący obco. — Wiesz? Taaak bardzo.
Przymknęła oczy, a ramiona nieznacznie opuściła. Wciąż lekko kołysała się w rytm melodii, ale obecnie bardziej opierała się na Carterze niż faktycznie tańczyła. Jego zapach znów się wkradał w nozdrza brunetki. Był teraz bardziej dymny. Pewnie wcześniej zapalił papierosa.
Uniosła głowę po chwili. Może chciała na niego spojrzeć, a może sama już nie wiedziała, co robi. Oczy miała na wpółprzymknięte, jakby nie mogła unieść powiek w pełni. Miała wrażenie, że ważą teraz tonę, przekrwione oczy piekły, jakby były pełne piasku.
— Nie jesteś już zły? — Pamiętała, że był zły. Ale nie potrafiła dojść do tego, dlaczego był taki zły wcześniej. Kto i co go tak zdenerwowało. — To przeze mnie? Zdenerwowałam cię?
Możliwe, że nawet nie słyszałaby jego odpowiedzi albo by się na niej nie skupiła. Świat był teraz dziwny i taki… Inny. Pełen żywych kolorów i wbijających się pod skórę dźwięków.
Sophia zachwiała się lekko na szpilkach. Nie dałby jej upaść, bo Carter wciąż mocno i pewnie ją obejmował. Jej ruchy z każdą kolejną chwilą zaczynały bardziej przypominać te, które znał i obserwował przez pół wieczoru, ale w środku jeszcze nic nie było w porządku.
UsuńSophia lekko się wychyliła zza jego ramię. Przez nie widziała, była zbyt niska nawet w kilkucentymetrowych szpilkach. Przez chwilę patrzyła. Na jakieś dwie postacie, które się zbliżały w ich stronę. Minęło parę sekund, jak zrozumiała, że to jej przyjaciółki, które porzuciła, bo musiała znaleźć Cartera.
— Wszędzie cię szukałyśmy. — Selena mówiła głośniej, aby przebić się przez muzykę. Razem z Victorią stanęły obok i wyraźnie odetchnęły z ulgą, że Sophia była z Carterem. — Co się stało?
Jej spojrzenie stało się uważniejsze. A choć sama była pod wpływem alkoholu to w przeciwieństwie do Soph nic nie brała i miała większą tolerancję na alkohol. Mimo, że piły tyle samo, to Selena trzymała się po prostu lepiej. Dziewczyna przymrużyła oczy. Uważniej spoglądała na przyjaciółkę, a potem spojrzała na Cartera.
— Chyba sobie robisz jaja. — Wycedziła. Nie potrzebowała wiele, aby dodać dwa do dwóch. — Kurwa, Soph…
Moreira zmarszczyła brwi, bo nie rozumiała, co się dzieje i czemu Selena się tak zachowuje.
— Co? Czemu wszyscy są tacy źli? — Jęknęła, a jej spojrzenie z przyjaciółki powędrowało do Cartera. — Co ja zrobiłam?
soph
Było jej miękko i ciepło w jego objęciach. W tych ramionach było wszystko, czego Sophia mogłaby potrzebować i pragnąć, a nawet znacznie więcej. Kołysała się lekko z objęciach Cartera, ale już nie zwracała uwagi na to, że nie porusza się do rytmu. Te powolne ruchy zupełnie nie pasowały do migających świateł i żywej muzyki, od której aż chciało się tańczyć. Łapało ją lekkie zmęczenie, ale jeszcze nie była gotowa na to, aby iść do domu. Przez jakiś czas chciała tu jeszcze zostać. Tylko z Carterem. Wspólnie na tym parkiecie i bez świata zewnętrznego.
OdpowiedzUsuńUśmiechnęła się miękko po jego odpowiedzi. Tego właśnie potrzebowała. Potwierdzenia, że nie na nią jest zły i że nic złego nie zrobiła. Gdzieś w sobie miała myśli, że to może jednak była jej wina, ale skoro mówił, że nie, to musiało to właśnie znaczyć. Nie miała przecież powodu, aby mu nie wierzyć, prawda? Ufała mu ze wszystkim.
— To dobrze. Nie chciałabym, żebyś był na mnie zły.
Mówiła to z taką niewinną, dziecięcą wręcz szczerością. Jak ktoś, kto naprawdę nie chce, aby się na niego gniewano. Nawet jeśli jakiś powód istniał, a coś istnieć musiało, bo przecież znikąd nie wzięłaby sobie tych wszystkich myśli, to teraz był on już nieistotny. Zapewniał, że się nie gniewa i więcej Sophia nie potrzebowała.
Ciche wyznanie Cartera rozlało się po jej ciele z przyjemnością. Sophia westchnęła z pomrukiem, gdy to wypowiedział. Była przy nim tak beztrosko szczęśliwa tego wieczoru. Wspomnienia z tego, co się działo były teraz jednym wielkim blurem. Pamiętała urywki, ale nie umiała złożyć ich w całość. Nie myślała na tyle logicznie, aby to poskładać w coś konkretnego. Tańczyli już wcześniej, coś razem wypili i robili masę innych rzeczy, a potem jej zniknął i… I reszty za bardzo już nie pamiętała, ale jakie to miało teraz znaczenie? Raczej żadnego, a przynajmniej tak chciała myśleć. Tylko tej nocy, bo chyba nie zniosłaby żadnych problemów o tej porze i w tym stanie, gdzie wystarczyłby nieodpowiedni ton, aby znów znalazła się w jakimś ciemny, mrocznym miejscu, do którego ponownie trafiać nie chciała.
— Do domu. — Powtórzyła po nim. To miejsce wydawało się jej być teraz takie odległe. Gdzie był dom? Prawie roześmiała się na tę myśl. Zamiast typowego śmiechu było coś, co przypominało śmiech. Chyba nie trafiłaby teraz sama do domu, gdziekolwiek on by nie był. — Dobrze, że jesteś, wiesz? — Mruknęła i oparła głowę o jego ramię. Wszystko wokół pływało. Światła i muzyka. Ona też czuła, jakby płynęła.
Dalej kołysała się lekko w jego ramionach. Niepewna, czy już jest zmęczona czy może jeszcze da radę wytrzymać i spędzić z nim tu trochę więcej czasu.
Ten spokojny moment, o ile można było taki mieć w głośnym i pełnym klubie, przerwały jej przyjaciółki. Selena w jakimś dziwnym, bojowym nastroju i uważnym spojrzeniem, a Victoria wyglądała na przejętą, jakby nie do końca wiedziała, co się dzieje. Sophia też nie wiedziała. A potem przyszła jej do głowy myśl, że pewnie znów jest zawstydzona obecnością Cartera. Bo Victoria była w końcu jego fanką i tamtego pierwszego wieczoru prosiła go o fotkę. I przez tydzień nie mogła się na ten temat zamknąć, a potem wiedzieli się znowu i znowu była tak śmiesznie zakłopotana. Myślała, że jej przeszło. Sophia zaśmiała się pod nosem, gdy o tym wszystkim myślała i chciała się tą myślą podzielić z resztą, bo uznała to za coś przezabawnego, ale nie zdążyła, bo Selena się wtrąciła.
Ton miała ostry jak brzytwa.
— Ty to nazywasz kontrolą? — Wycedziła. Patrzyła na Sophię z niedowierzaniem. Na to, jak chowała twarz w torsie Cartera. — Co jej dałeś? — Nie pomyślałaby, że to był przypadek. Były przecież wszystkie razem przez większość czasu. Nawet ona nie zauważyła w Sophii zmiany. Odkąd poznała Cartera była na niego nakręcona, a kiedy wypaliła, że idzie go znaleźć to nie zdążyły jej zatrzymać. W jednej sekundzie była obok, a potem zniknęła, a nie znały tego miejsca na tyle, żeby za nią biegać i łapać za rękę.
Sophia uniosła głowę do góry. Nie podobał się jej ten ton ani słowa. Co jej dałeś? zmieszało się z poprzednim pytaniem. Co wzięłaś, Soph? Drgnęła w jego objęciach. Jeszcze przed chwilą było dobrze. Bawiła się, może stojąc w miejscu i tylko się kołysając, ale kto by na to patrzył?
Usuń— Wszystko było z nią w porządku, kiedy była z nami. — Próbowała nie rzucać oskarżeniami. Mogło wydarzyć się wszystko, ale przecież, gdy nie była z nimi to była z Carterem, a gdy były we trzy to Sophia była jedynie leko podpita, ale nie w takim… Dziwnym stanie odrętwienia. — Jej już coś się stało. I do domu to zabiorę ją ja, na pewno nie ty.
Nie podobała się jej ta wymiana zdań. Może nikt nie krzyczał, ale ten ton… Daleko im było do przyjacielskiej rozmowy. Zacisnęła palce mocniej na koszulce Cartera, jakby to miało ja zapewnić, że tylko on ją stąd zabierze. Nikt inny.
soph
Wcale mu teraz nie ufała i Selena nie zamierzała tego przed nim nawet udawać. Nie mogła zrozumieć, jak do tego w ogóle doszło, że Sophia znalazła się w takim stanie. Właśnie z takich powodów trzymały się zawsze razem i nie odchodziły, ale tej nocy Moreira miała świetny talent do uciekania przed wszystkimi. Wtapiała się w tłum, jakby była jedną z wielu dziewczyn w tym klubie, a nie partnerką właściciela. Faceta, który całym tym miejscem zarządzał. Ona po prostu zniknęła w nocy, a kiedy się pojawiła miała szkliste, przekrwione oczy i dziwny, niepasujący do niej uśmiech i ton głosu. Zbyt naiwny, zbyt nieświadomy. Zupełnie, jakby wszystko wokół niej działo się w innej galaktyce. Być może właśnie w jakimś innym świecie Sophia się znajdowała. W takim, który sens miał tylko dla niej. Żadna z nich nie wiedziała, jak obchodzić się z kimś kto wziął Bóg wie co. I Selena chciała czy nie, ale musiała przyznać Carterowi rację, bo on wiedział, jak sobie z tym poradzić. Co nie zmieniało faktu, że ani trochę jej się nie podobało, że ma zostawić z nim przyjaciółkę.
OdpowiedzUsuń— Mam uwierzyć, że sama znalazła i wzięła z własnej woli? — Prychnęła. Znała ją. Dłużej niż Carter i akurat dałaby sobie rękę uciąć, że Sophia nigdy by się na to nie zdecydowała. Jednocześnie… Jednocześnie spotykała się z facetem, który przecież nieszczególnie krył się ze swoim hobby.
— Sela… — Mruknęła znów Victoria. — Nic jej nie będzie, prawda? — Ruda uniosła wzrok na Cartera. Sophia wyglądała marnie. Jak przestraszone dziecko, które chwyta się jedynej osoby, której teraz ufa. Widać było, jak na dłoni, że gdyby próbowały ja od Cartera odciągnąć to wszczęłaby awanturę. Może zaczęła płakać, a nie potrzebowali zwracać na siebie uwagi. Ona potrzebowała spokoju i ciszy. Może zaśnie w spokoju i nie będzie zbyt wiele pamiętała z tej nocy. Może wcale nie zapamięta, że coś się teraz działo.
Selena nie wyglądała ani trochę na przekonaną. Spojrzenie, które posyłała Carterowi było twarde i nieugięte. Na pewno nie zamierzała się przed nim kulić i chować. Za to odrobinę miękło, kiedy patrzyła na Sophię. Była w końcu jej przyjaciółką i zwyczajnie się martwiła.
— Przypilnuj, aby się do mnie jutro odezwała. — Wiedziała, że jest na przegranej pozycji, kiedy widziała, jak na to wszystko reaguje Sophia. Niemal paniką, że ktoś ją zabierze od Cartera. Tak mocno wszczepiała palce w jego koszulę, którą już zdążyła pognieść. Selena westchnęła i uniosła ręce, niemal jak w geście obronny. — I upewnij się, żeby nikt jej nie widział. Ma już i tak dość za sobą dramatów. — Dodała. Pewnie nie musiała, bo Carter doskonale wiedział, jak wyglądał cały ten rok i że jego obecność wywróciła do góry nogami codzienność Soph, a teraz próbowała odnaleźć jakiś grunt pod nogami, aby nie zwariować do reszty.
Sophia za to nie była w pełni obecna. Słyszała, że coś się dzieje, że jest jakieś poruszenie między nimi, ale jej umysł był daleko. Z trudem już przetwarzała kolejne informacje. Chciała zostać z Carterem. Chyba w którymś momencie nawet to powiedziała albo tylko pomyślała.
— Nie chcę iść bez ciebie. — Szepnęła prosząco. Nie mógł jej zostawić. Nie teraz, kiedy tak bardzo potrzebowała, aby był obok. Sophia przymknęła oczy i wtuliła policzek w jego dłoń, która była tak przyjemnie ciepła i znajoma. Miękka.
Świat tonął, a ona dryfowała na prowizorycznej tratwie, którą w rzeczywistości był Carter. Był ostatnim, co trzymało ją jakoś w tej rzeczywistości. Wiedziała, że są w klubie i tańczyli, wiedziała też, że coś jest nie w porządku, ale nie była pewna, co ten stan powodowało. I to było przerażające, ale jeszcze nie docierało do niej na tyle, aby zaczęła się tym przejmować. Jeszcze było jej całkiem błogo i miło.
soph
Każde kolejne słowo zdawało się teraz być jak cios, na którego przyjęcie Sophia gotowa nie była. Coś rozumiała, ale nie w pełni. Coś było nie w porządku, a Selena z jakiegoś powodu atakowała Cartera i ją przy okazji. Co ona niby takiego wzięła? I nie z własnej woli? Myśli z zaplecza wróciły. To dziwne, nieprzyjemne uczucie, że coś jest nie w porządku. Jedyne schronienie znajdowało się teraz w objęciach Cartera, z których wcale nie chciała wychodzić. Sophia była daleko poza tą rozmową. Odłączyła się w pewnym momencie. Zupełnie, jakby jej umysł sam uznał, że będzie dla niej bezpieczniej, jeśli przestanie słuchać, że teraz oni nie mają do powiedzenia nic, co mogłoby jej być potrzebne do usłyszenia czy rozumienia. Że ta rozmowa po prostu nie jest dla niej.
OdpowiedzUsuńDała się wyprowadzić z klubu bez żadnych kłótni. Nie próbowała mu wmówić, że dalej chce się bawić. Ciało miała ciężkie, a każdy krok zdawało się, że stawia z trudem. Nie było już niekontrolowanego chichotu, który przedtem co chwilę opuszczał jej usta. W aucie opierała głowę o ramię Cartera. Nie pamiętała, czy coś mówiła czy znów próbowała się do niego przymilać, czy po raz kolejny prosiła, aby włączył jej jakąś piosenkę od Taylor, bo znów wpadła w fazę i w kółko słuchała tylko jej. Może zamknęły się jej w pewnym momencie oczy, może na moment przysnęła. Droga z klubu do penthouse była spowita mgłą. Podobnie, jak wszystko, co działo się później. Zostały w niej resztki flirtu. Przez chwilę się śmiała, kiedy Carter ją rozbierał i sama próbowała, niezgrabnie, rozpiąć jego koszulę. Pod prysznicem znalazła się jednak sama, a kiedy ciepła woda uderzyła w jej ciało zapomniała o obecności Cartera, choć cały czas był i obserwował. Nawet w tym stanie czuła, że to nie jest spojrzenie pełne pożądania. Znała je przecież. Rozpoznawała ten wzrok, gdy wchodziła pod prysznic, a Carter lustrował jej ciało i za chwilę dołączał. Ręce miał lepkie, a usta za każdym razem stęsknione. Teraz tego nie było. Nie potrafiła nazwać tego, co w jego oczach widziała. W głębi wiedziała jednak, że to jest troska zmieszana z niepokojem.
Długo nie mogła za to zasnąć. Ciężko było jej się już odzywać. Miała wrażenie, że łóżko się kręci. Głowa pulsowała od bólu. Klub zagłuszał wszystko, co w niej siedziało, a sypialnia… Tutaj było cicho. Zbyt cicho. Tutaj nie sięgały żadne dźwięki miasta. Były za to chmury i cisza. Wręcz niepokojąca cisza, której nie dało się niczym przerwać. Sięgnęła po jego dłoń po omacku. Nieświadoma, że to robi, ale potrzebowała go poczuć bliżej. Bliskości kogoś, komu ufała. Nie chciała zostać teraz sama. Z tymi wszystkimi myślami, które trzymała co prawda w sobie, ale wiedziała, że Carter wie. Wie, że coś jest nie w porządku, ale nie naciskał. Nie teraz, kiedy zamiast szczerych odpowiedzi byłoby kolejne mamrotanie o niczym. I w końcu zasnęła. Może po dwóch albo trzech godzinach, ale oddech stał się spokojniejszy, a brunetka przestała kręcić na łóżku w poszukiwaniu tej najlepszej pozycji.
Zaczęła się przebudzać dopiero późnym południem.
W sypialni było ciemno, ale nawet brak światła nie uratował jej od tego tępego bólu w głowie. Suchość w ustach pozostawiała w niej wrażenie, jakby najadła się piasku. Jeszcze nie otwierała oczu. Bała się, że jeśli to zrobi, to wszystko będzie bolało ją jeszcze bardziej.
Wszystko było dziwnie ciche. Zbyt ciche.
W nocy świat pulsował dziesiątkami kolorów. Muzyka wibrowała i wprawiła w dobry nastrój. Teraz świat był szary, nijaki. Pozbawiony koloru. W środku czuła dziwną pustkę, jakby ktoś zabrał jej kawałek siebie i zastąpił go czymś ponurym.
Jęknęła przekręcając się z boku na brzuch. Twarz wtuliła w poduszkę, jednak tę przekręciła po chwili na bok. Każda pozycja była niewygodna. Wszystko było takie nieprzyjemnie dziwne i odległe. Było jej zimno i ciężko. Naciągnęła na siebie bardziej kołdrę, która teraz zdawało się, że waży dziesiątki kilogramów, których Sophia nie była w stanie unieść.
Skuliła się na łóżku, podciągając nogi do klatki.
UsuńWiedziała tyle, że jest w swojej sypialni. Otulona znajomą pościelą i zapachami, które były domem. Nie wołała Cartera. Leżała w głębokiej ciszy. Może nie wołała za nim ze wstydu. Cokolwiek wydarzyło się zeszłej nocy, nie mogło się już nigdy powtórzyć. Im intensywniej myślała o wydarzeniach z klubu tym większą pustkę w sobie czuła. Nie miała wszystkich wspomnień. Znowu coś było nie w porządku. Nie potrafiła tylko wskazać dokładnie na to, co to mogło być.
Ciało miała ciężkie, jakby ktoś od środka wypełnił je ołowiem. Każdy oddech drapał w gardle, a serce bilo zbyt cicho.
Starała się skupić na czymkolwiek innym. Na chłodzie prześcieradła, na zapachu jej i Cartera, którym przesiąkła pościel, na cichy szumie wentylacji, ale obrazy z nocy wracały mimowolnie. Światla, muzyka, jego twarz. I to uczucie, że wszystko wymyka się jej spod kontroli.
Im bardziej starała się to od siebie odepchnąć, tym mocniej ściskało ją w klatce. Boleśnie i bez litości. Wspomnienia, choć niewyraźne i odległe drapały od środka. Ból w klatce za to narastał. Resztki nocy ścisnęły ją za gardło, a potem poczuła pierwsze łzy na policzku. Spływały na poduszkę i po jej twarzy. Nie wiedziała, dlaczego płacze. Z ulgi, że jest bezpieczna i w domu, czy może z tej przerażającej pustki, która w niej teraz siedziała.
To nie było dramatyczne. Ciche szlochy, które tłumiła wciskając twarz w poduszkę.
Świat rwał w bezruchu, dopóki drzwi od sypialni lekko się nie uchyliły. Do środka wpłynęło blade światło z korytarza, rozcięło mrok i na chwilę odbiło się w jej mokrych oczach.
Nie podniosła wzroku. Nie chciała widzieć rozczarowania i gniewu.
soph
Nie wiedziała, co się z nią dzieje ani dlaczego tak reaguje. Ta przeszywająca ją od środka pustka była trudna i przygnębiająca. Pamiętała, że jeszcze w nocy czuła się lekko i przyjemnie, że świat wtedy był piękny, kolory i muzyka żywe, wnikające w głąb skóry. Dlaczego więc teraz było jej tak smutno? Dlaczego, mimo że nic się nie wydarzyło, aby to uczucie w niej było, to nie potrafiła pozbyć się tego smutku? Może właśnie przez to płakała. Przez ten zbyt ogromny smutek, którego nie spodziewała się poczuć tuż po otworzeniu oczu.
OdpowiedzUsuńPróbowała poskładać w całość wspomnienia z nocy, ale nie potrafiła sama odróżnić co było prawdą, a co przyjemnym snem. To wszystko tak bardzo nie miało sensu. Nic się nie kleiło, a gdy myślała, że coś sobie ułożyła, to nagle okazywało się, że wcale nic nie poskładała razem, a wspomnienia i uczucia nie pasują jej do tego, co miała w głowie.
Widziała kątem oka, jak Carter zbliża się do łóżka. Słyszała, jak wypowiada jej imię, ale nie była w stanie mu odpowiedzieć ani zareagować. Ton jego głosu uruchomił w niej coś, czego Sophia nazwać nie potrafiła. Taki miękki, ciepły i przepełniony troską, niepasujący do tego, jakim obdarzał ją na co dzień. Taki ton wskazywał, że coś się stało. Że jej coś się stało. Zalała ją kolejna fala nieprzyjemnych, dręczących myśli.
Chciała mu odpowiedzieć, ale… Nawet nie wiedziała, co takiego się właściwie dzieje. Była w niej taka dziwna pustka, której nie potrafiła zrozumieć.
— Nie wiem. — Wydusiła z siebie cicho. Bo nie wiedziała. Czuła się potwornie. Ciężko i obco, jakby ktoś włożył ją w ciało, które nie należało do niej. Niczego teraz już nie wiedziała. Czy chce lekarza, czy tylko, aby Carter był obok, a może wolałaby, żeby sobie stąd poszedł i pozwolił jej zostać w ciemności pod kołdrą, gdzie nikt i nic nie mogło jej dosięgnąć.
Z trudem uniosła się na łóżku, gdy podawał jej szklankę z lekarstwem. Cytrynowy zapach drażnił nozdrza brunetki, a smak był gorzki i nieprzyjemny. Mimo, że skrzywiła się, kiedy wzięła pierwszy łyk postanowiła przełknąć ten przykry smak i wypić do końca. Poprosiła cicho po tym o zwykłą wodę, aby pozbyć się trochę gorzkiego i nieprzyjemnego posmaku cytryny z ust.
Bez słowa powoli wyciągnęła ręce, kiedy zaczął nakładać na nią swoją bluzę. Miała wrażenie, że każdy ruch teraz ją kosztował więcej niż powinien. Głowę miała ciężką, ciągle w niej wirowało. Nigdy przedtem nie czuła się tak paskudnie po imprezie. Zdarzało się, że wypiła trochę więcej, a rano w skroniach pulsowało i żadna ilość wody nie była w stanie ukoić pragnienia, ale nigdy nie było to tak silne, przytłaczające uczucie, jak teraz. Nigdy nie było takiej pustki, jakby ktoś albo coś wyssało z niej całą radość. Zwykle sama obecność Cartera potrafiła sprawić, że czuła się lepiej, a teraz jego objęcia, zapach czy kojący głos zdawały się być zbyt trudne do wytrzymania, ale nie prosiła, aby wyszedł i zostawił ją samą. Czuła, że będzie lepiej, jeśli zostanie. Nawet, jeśli nie potrafiła teraz poradzić sobie z jego obecnością, która z jakiegoś powodu ją przytłaczała.
Nawet nie próbowała utrzymać oczu otwartych. W sypialni panowała cisza. Nie chodziła już nawet klimatyzacja. Jedyne co słyszała to równy oddech Cartera i jego bijące serce. Czasami coś do niej mówił, ale słowa nie docierały do niej w pełni. To w towarzystwie tych dźwięków brunetka w końcu zasnęła ponownie. Może jej samo ciało wiedziało, że teraz najlepsze co może zrobić to właśnie wrócić do snu. Przespać jeszcze chociaż parę godzin, aby ciało i umysł miały czas się zregenerować.
To nie był spokojny sen, ale potrzebny. Czasem coś niezrozumiałego mruczała przez sen, innym razem się kręciła. Przespała może niecałe trzy godziny, kiedy znów zaczęła się przebudzać. Najpierw coś mruknęła, a potem z trudem przeciągnęła się. Bolał ją każdy mięsień. Przez pierwsze kilka minut leżała w absolutnej ciszy. Głowę miała na ramieniu Cartera, obejmował ją tak, jak przedtem. Jedna ręką pod głową, a druga na biodrze.
Uniosła głowę powoli i ostrożnie. Ta wciąż jeszcze pulsowała bólem, ale nie tak silnym, jak wcześniej. Mimo przespania tylu godzin była tak samo wyczerpana.
Usuń— Hej… — Mruknęła niewyraźnie. Głos miała słaby i cichy. Jakby nie do końca chciała mówić, ale potrzebowała przerwać ciszę, która trwała zbyt długo. Rozłożyła dłoń na jego klatce, ale tylko na tyle było ją teraz stać.
Niczego teraz nie wiedziała. Czy jest głodna, zmęczona, zła, rozczarowana.
Nie musieli o niczym rozmawiać. Chyba nie miała na to sił. Miała za to jedno pytanie, które pojawiło się już w południe, ale wtedy nie znalazła w sobie sił, aby je zadać. Wtedy jeszcze nie docierały do niej pewne informacje, które cały czas w sobie miała, ale które spychała na bok. Może tak było bezpieczniej.
— To nie jest zwykły kac, racja? — Spytała wręcz z bolesną nadzieją, że Carter zaprzeczy.
Sophia wiedziała, że cokolwiek się z nią działo wcale nie było wynikiem kolorowych drinków, które pochłaniała przez pół nocy.
soph
Sophia nie chciała słyszeć odpowiedzi, a jednak… Jednak ona już ją znała. Już wiedziała, jaka jest prawda. Czuła to pod skórą. Może nie wszystkie wspomnienia były wyraźne, a niektóre z nich bardziej przypominały sen niż rzeczywistość. Ciężko było się jej połapać w tym, co naprawdę się wydarzyło, a co tylko sobie wymyśliła i dodała sama od siebie. Pamiętała, że przez jakiś czas było jej błogo. Szczególnie wtedy z Carterem. Nie każde słowo utrwaliło się jej w umyśle, ale sens ich rozmowy w niej został. To, jak oboje przesiąknięci byli flirtem i potrzebą zajęcia się sobą, jak wręcz desperacko go potrzebowała i chciała z nim zniknąć, gdzieś za zamkniętymi drzwiami, gdzie nikt im nie będzie przeszkadzał.
OdpowiedzUsuńLedwo widocznie pokiwała głową, kiedy potwierdził jej obawy.
Nie chciała się po raz kolejny załamać. Znów płakać przez coś, na co nie miała już wpływu. To tylko wyssałoby z niej niepotrzebnie energię, której i tak miała w sobie niewiele. Dość, aby wydusić z siebie parę słów i podnieść głowę, ale nie na tyle, aby mogła zacząć prowadzić długie dyskusje. To musiało poczekać. Może do jutra, może znów za kilka godzin się obudzi. Sama już nie wiedziała, ale to jedno było pewne – w tym stanie i z takim nastrojem ciągnięcie tej rozmowy niewiele jej teraz przecież da.
Sophia delikatnie zadrżała, gdy dłoń Cartera gładziła ją po włosach. Sama nie była pewna, od czego to. Nieważne, ile warstw na sobie miała, to nie potrafiła się ogrzać. Carter był ciepły, jak zawsze. Czasami zbyt ciepły, a teraz nie mogła się nim ogrzać tak, jak wcześniej. Był w niej również wstyd, którego nie potrafiła się pozbyć. Ciężki i brudny. Sprawiający, że chciała zniknąć.
Kiedy jej odpowiedział, Sophia jęknęła w jego ramię. Nie to chciała usłyszeć, a jednocześnie była mu wdzięczna, że nie próbował tego przed nią ukrywać, że nie wmawiał jej, że to tylko wina kolorowych drinków i jej niskiej tolerancji na alkohol. Dźwięk, który wydobył się z jej ust był jednocześnie pełen żalu i wstydu. Nigdy nie chciała, aby widział ją w takiej wersji i nigdy nie chciała w takiej wersji się znaleźć.
— I co byś zrobił? — Nie czekała na odpowiedź. To już było bez znaczenia, czy Carter zorientowałby się wcześniej czy nie. Zareagowałaby przecież tak samo. Nie był w stanie wyciągnąć z niej tej substancji, czegokolwiek co wzięła. Nie mogła mieć do niego też pretensji. Mimo, że naprawdę jakaś jej część bardzo tego chciała, choć to było bez sensu. Sophia zrobiła wszystko tak, jak jej mówił Carter. Nie brały drinków od innych. Jedynie z baru albo z loży, gdzie napoje miały być bezpieczne. Zostawiały tam torebki, przedmioty osobiste, blisko stał ochroniarz, który pilnował, czy nikt kto nie miał tam wstępu nie próbował się zakręcić przy stoliku. Miało być tam bezpiecznie.
Daleko było jej do tej dziewczyny z nocy, która tryskała energią. Żadnego flirtu z Carterem ani błyszczących oczu, żadnych rozwiązłych propozycji, które rzucałaby z figlarnym uśmiechem. Żadnego dwuznacznego dotyku, który w ciągu sekundy mógł przerodzić się w dzikie, szaleńcze zrywanie z siebie ubrań. Była tylko cisza między nimi. Jednak nie taka, w której można było odnaleźć komfort. Było w niej coś niepokojącego. Jak cicha zapowiedź końca lub czegoś jeszcze gorszego.
— Nie, nie powinno. — Zgodziła się z nim. Wypowiadała każde słowo cicho i ostrożnie, bo nie do końca ufała sobie samej ze słowami, czy może nie wypowiedziałaby czegoś, czego potem zacznie żałować.
Nie miała do Cartera pretensji. Chciała, ale… Ostatecznie to nie była jego wina. Nie zmusił jej. Nie kazał nikomu tego zrobić. To ona czuła się winna. Zbyt nieostrożna, zbyt nieufna. Może nawet nie pamiętała komu zaufała i od kogo wzięła drinka. Może wymieniła się z kimś napojem? Może wzięła coś, co nie należało do niej. Może… Może to wszystko to był przypadek, a nie celowe działanie?
— Postaram się. — Odszepnęła. Nie miała sił, aby robić coś więcej poza leżeniem w łóżku. Więcej już się nie odzywała. Straciła wszelkie siły, aby mówić i już nie chciała więcej rozmawiać. Nie w tej chwili.
Przespała z małymi przerwami resztę południa i nocy. Przebudzała się co jakiś czas, ale wciąż niewiele mówiła. Wstała z łóżka tylko do łazienki i aby się czegoś napić. Wodę miała przy łóżku, a i tak, kiedy tylko zaczynała się przebudzać to Carter był pierwszy. Z podaniem butelki lub szklanki, nie naciskał i nie narzucał na nią wyjaśnień. Po prostu był obok. Być może ze zdrętwiałą ręką, pod którą Sophia ciągle leżała, ale był i ten sam fakt jej wystarczył, że nie została sama. Nawet, jeśli czasami nachodziły ją myśli, że byłoby lepiej, gdyby zostawił ją tu w samotności, ciszy i ciemności
UsuńKiedy otworzyła oczy następnego ranka, powieki nie były już takie ciężkie. Zmęczenie wciąż w niej siedziało, ale głowa nie pulsowała już takim tępym, nieprzyjemnym bólem. Ciągle miała na sobie bluzę Cartera, ale w sypialni była sama. Zmusiła się, aby najpierw wstać do łazienki. Umyć chociaż zęby i przepłukać twarz. Skórę miała suchą i szorstką. Ale nie mogła spędzić kolejnego dnia w łóżku. Była tam od ponad dwudziestu czterech godzin z małymi przerwami. Potrzebowała ruchu, jedzenia, czegokolwiek, aby spróbować wrócić do siebie. I rozmowy. Potrzebowała też rozmowy.
Wyszła z sypialni cicho. Na stopach miała puchate skarpetki, których sama nie włożyła. Musiał to w którymś momencie zrobić Carter. Światło już jej tak nie raziło, ale było dalej nieprzyjemne. Nie była pewna, która jest godzina ani jaki jest dzień tygodnia.
— Carter? — Zawołała, kiedy schodziła na dół. Nie wiedziała, gdzie ma zacząć go szukać, ale kuchnia albo jego studio zawsze było dobrym wyborem.
soph
Penthouse był pogrążony w ciszy.
OdpowiedzUsuńSophia przez chwilę stała w miejscu, ale żadne sensowne myśli nie chciały do niej przyjść. Opierała się plecami o pobliską ścianę, szukając w głowie jakiegoś rozwiązania. Wciąż nie pozbyła się tego chłodu z ciała i umysłu. Ten chłód nie pochodził zewnątrz. On rozlewał się w środku i żadna ilość bluz ani koców nie była w stanie go z niej teraz zetrzeć. Żadna gorąca kąpiel. To musiało minąć. Musiała zaczekać, aż cokolwiek w niej siedziało zacznie puszczać. Chciała zawrócić do sypialni. Schować się znowu w pościeli, ale miała wrażenie, że jeśli zostanie w łóżku przez chociażby godzinę dłużej, to zacznie wariować. Potrzebowała tego ruchu. Nawet jeśli miała tylko przejść się po penthousie, ale może to wystarczy, aby powoli zacząć do siebie wracać. Nogi najpierw zaprowadziły ją do kuchni, ale tam nie było śladu po Carterze. Wzięła z szafki jednego banana. Nie odczuwała głodu, jedynie pragnienie, ale coś musiała zjeść, a owoc zdawał się bezpieczną opcją na to, jak się czuła. Wyglądała marnie. Bledsza niż zwykle, podkrążone oczy i ta suchość na całym ciele, od której miała wrażenie, że wszystko ją swędzi. Nie była do tego przyzwyczajona. Do żadnego z tych uczuć, które jej towarzyszyły nie była przyzwyczajona.
Rozglądała się za Carterem w ciszy, ale kiedy nie było go nigdzie na dole wiedziała, że musi wrócić na górę do studia. O ile był w domu, bo przecież nie trzymała go na uwięzi i mógł wyjść. Nawet na głupi spacer, ale jednocześnie miała w sobie to przeczucie, że przecież by jej nie zostawił. Nie po tym wszystkim.
Wcześniej przy łóżku znalazła szklankę z tym samym cytrynowym lekiem przeciwbólowym. Jeszcze nie czuła jego działania, ale liczyła, że tak, jak zeszłej nocy – teraz również pomoże. Nawet minimalnie. Smak wciąż pozostawał na jej języku, ale zniknął, kiedy wgryzła się w banana. Wchodziła powoli po schodach, trzymając się poręczy. Włosy miała poplątane i w nieładzie. Daleko było jej do chociażby tej niewyspanej Sophii, którą wiele razy Carter miał okazję widywać z rana, ale było lepiej. Może nie jakoś szczególnie, ale nie miała ochoty już umrzeć, a ta pustka… Wciąż była obecna i wciąż przytłaczała, ale nie była tak głośna, jak jeszcze parę godzin temu. To minie,pomyślała, to wszystko w końcu minie i będzie lepiej. To nawet nie była nadzieja, a zwykły fakt. Musiała przeczekać to najgorsze. To chyba tak działało, prawda? Niegroźnie wyglądające tabletki, które wnoszą do chmur, ale potem upadek… Upadek właśnie wygląda tak.
Sophia zatrzymała się, kiedy mijała jedno z luster wiszące w korytarzu. Zmarszczyła czoło patrząc na swoje obce odbicie. Przeczesała włosy palcami, aby wyglądały minimalnie lepiej, ale… Nic z tego. Tu potrzebny był prysznic, szczotka z suszarką i wszystkie kosmetyki, które wcierała we włosy, a na co nie miała sił, kiedy Carter zaniósł ją pod prysznic. Tam tylko dała radę zmyć z siebie zapachy z klubu i makijaż. Włosy chyba tylko wtedy zmoczyła. Odwróciła w końcu od siebie wzrok i przeszła dalej. Drzwi do studia były zamknięte, ale gdzieś pod skórą czuła, że Carter tam właśnie jest, a może tylko miała nadzieję, że jest i nie została w penthousie sama. Mogła zawsze zadzwonić, ale teraz nie była pewna, gdzie jest jej telefon.
Zastukała cicho parę razy do drzwi, zanim weszła do środka.
Nigdy mu nie przeszkadzała, kiedy nad czymś pracował. Chyba, że sam chciał, aby z nim tam siedziała. W środku panował znajomy półmrok przecinany czerwonym światełkiem. Siedział tu, gdzie zawsze. Wyglądał, jakby był zawieszony między rzeczywistością, a tym co działo się w jego głowie. Sophia jeszcze nie miała w sobie na tyle trzeźwości, aby pomyśleć, jak to wszystko mogło wpłynąć na Cartera. Nie potrafiła skupić się na niczym więcej niż na samej sobie.
Przez chwilę tylko stała w drzwiach. Wyglądając niezdarnie w za dużej bluzie, która po niej spływała, ale w której Sophia czuła się bezpiecznie. Z połówką banana w dłoni i nieco rzeźwiejszym niż wczoraj spojrzeniem, ale tym samym zmęczeniem na twarzy.
— Cześć. — Szepnęła cicho. Nie potrafiła w tym miejscu zachowywać się głośno. Jakby coś w środku nakazywało jej tu mówić szeptem, aby mu nie przeszkadzać. Przesunęła wzrokiem po ekranie, po sprzętach, których nazwać nie potrafiła, choć jakiś czas temu wszystko jej tłumaczył. — Mogę…? — Sama nie była pewna, czego właściwie chce. Zostać z nim? Posiedzieć z boku i popatrzeć, jak pracuje?
UsuńNie chciała być po prostu sama. Samotność teraz zdawała się być najgorszym rozwiązaniem. Sophia nie ruszyła się z miejsca, czekając na odpowiedź, którą mogła dostać równie dobrze z jego oczu. Musieli porozmawiać, a jednocześnie oboje musieli dojść do siebie po tym wszystkim. Sophia była pewna tego, że nie chciała przez to przechodzić sama w ciemnej sypialni i w zamknięciu.
— Jest trochę lepiej. — Dodała cicho, chcąc go zapewnić, że nie zamierza się tu po raz kolejny rozpaść i nie będzie znów tą pustą wersją siebie, która zarówno dla niej, jak i dla Cartera była obca.
soph