Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] It's hard to be anywhere these days when all I want is you

You're on your own, kid
You always have been

Sophia Moreira

Sophia Antonette Moreira ——— 21 latka; urodzona 21 marca 2003 roku w Nowym Jorku ● Natomiast od drugiego roku życia do dziewiątego mieszkała w São Paulo w Brazylii skąd pochodziła jej mama ● Studentka drugiego roku architektury krajobrazu na Cornell University ● Co roku wolontariuszka w sanktuarium dla zwierząt na Kostaryce ● Córka przedwcześnie zmarłej biolożki i założyciela sieci hoteli, który uczucia okazuje kolejnymi przelewami, bo inaczej już nie potrafi ● Podłużna blizna ciągnąca się od nadgarstka po łokieć na prawym przedramieniu ● Penthouse przy 111 West 57th Street dzielony z ojcem, macochą, przyrodnią i przybraną siostrą, z którymi ma napięte relacje ● Podwładna Chestera, który ze wszystkich domowników polubił tylko Soph ● Powiązania

Bo wypadek to dziwna rzecz. Nigdy jej nie ma, dopóki się nie wydarzy.

Sophia Moreira nie jest postacią znaną, choć zdawać by się mogło, że mając popularnego ojca będzie próbowała wybić się na jego plecach. Nic jednak bardziej mylnego, bo wcale się nie wychyla i nie korzysta, zbyt często, z popularności ojca. Na próżno więc szukać jej kont w mediach społecznościowych, bo i tak się ich nie znajdzie. W przeciwieństwie do swoich sióstr nie jest głodna rozgłosu i uwagi. W zupełności wystarcza jej bliskie grono przyjaciół, na których wie, że może polegać i że nie kręcą się przy niej ze względu na majątek, który w przyszłości odziedziczy. Żyje po cichu, ale nie odmawia sobie luksusów, które zapewnia jej każdego dnia ojciec. Zamiast wydawać tysiące na nowe ubrania woli wybrać się w długą podróż, bo poznanie nowych kultur, smaków, ludzi i miejsc nasyci ją bardziej niż droga sukienka, którą pewnie i tak zapomniałaby włożyć.

Przyszła na świat w prywatnej klinice na Manhattanie, ale swoje serce zostawiła w Brazylii w miejscu, gdzie urodziła się i wychowała jej mama. Przy każdej wizycie odzyskuje małe kawałeczki, lecz te znikają w chwili, w której znajdzie się na pokładzie samolotu, który z powrotem zabiera ją do Nowego Jorku. Większość swojego czasu spędza z rodziną od strony mamy w jej rodzinnym kraju lub włócząc się po świecie, o ile ma czas wolny od zajęć. Apartament na Manhattanie już od dawna nie ma w sobie rodzinnej atmosfery. Jeszcze parę lat temu przestrzeń wypełniona była miłością, wzajemnym oddaniem. Dziś, pomimo że mieszkanie jest zapełnione ludźmi jest w nim ponuro, chłodno i nieprzyjemnie.

Trzyma się raczej na uboczu i nie zwraca na siebie uwagi. Dalej nie przyzwyczaiła się do nowej, a w zasadzie obcej codzienności. Nie mówi głośno, że przeszkadza jej nowa żona ojca i jej córki. Ani o tym, że tęskni za ojcem, który od dnia wypadku zmienił się nie do poznania, a śladu po tym ciepłym i czułym człowieku już nie ma.

Sophia żyje po swojemu i stara się nie wchodzić macosze i jej córkom w drogę. Wychodzi wcześnie rano z apartamentu, ale nie wsiada do samochodu z prywatnym kierowcą tylko biegnie na metro. Zawsze wstąpi po ulubionego bajgla i kawę na mleku owsianym z syropem waniliowym. W ciągu dnia pilnie się uczy, a czasami tylko udaje, że zwraca uwagę na to, co dzieje się na wykładach. Zbyt często marzy o niemożliwych rzeczach, a jeszcze częściej marzy o ucieczce z Nowego Jorku. Najbardziej na świecie chciałaby cofnąć czas i nie dopuścić do wypadku, który rozbił jej rodzinę. Wie, że to jest niemożliwe, więc ze smutnym uśmiechem pociera obrączkę mamy, którą nosi na środkowym palcu lewej dłoni i wraca do rzeczywistości. Tej nieco smutnej i szarej, ale mimo to i tak stara się z niej wyciągnąć to, co najlepsze. 

Znowu ja, cześć! Taylor Swift, A.A. Milne & Dina Denoire

121 komentarzy

  1. [BIAŁA GIPSÓWKA! Łyszczec jest tak piękny zarówno w bieli jak i kolorze ^^ Hej, witaj! Kuzynkę nam przecudowną stworzyłaś, damskie grono NYC (to wolne) na pewno wzdycha do przystojnego adwokata, a tu niespodzianka i kolejny oszlifowany przez Ciebie diament! Na miejscu Sophie uciekłabym z Nowego Jorku w jednej chwili. Życie pod jednym dachem z macochą i jej córkami to nie lada wyzwanie i współczuję jej, że musi przechodzić przez taką codzienność. W takiej sytuacji najlepiej zapomnieć o istnieniu uciążliwych osób i zacząć żyć po swojemu bez ich najmniejszej obecności, dlatego dobrze, że jej bezpiecznym lądem jest Brazylia. Lubię ją za wrażliwość, którą ukazała poprzez noszenie obrączki po mamie i za upartość związaną ze zmianą nazwiska nienależącego do ojca, jeżeli się mylę, to mnie popraw ^^ Sukcesów na blogu ;D]

    NATALIE HARLOW

    OdpowiedzUsuń
  2. [Hej,

    Muszę przyznać, że uśmiech panny na zdjęciu sprawia, że obok jej historii po prostu nie da się później przejść obojętnie. Tym bardziej, że ta wywołuje w człowieku poczucie współczucia dla Sophii.

    Życzę powodzenia z kolejną postacią.]

    OdpowiedzUsuń
  3. Dźwięk głośnej muzyki wypełniał przestrzeń luksusowej willi położonej na obrzeżach Nowego Jorku. W powietrzu unosił się zapach dymu cygar, drogich perfum i alkoholu. Nico stał przy jednym z masywnych okien, które rozciągały się od podłogi aż po sufit, ze szklanką whisky w dłoni. Obserwował towarzystwo.
    Na zewnątrz widać było oświetlony basen, grupa osób z drinkami śmiała na całe gardło. W salonie, na jednym z narożników, zgromadziła się grupka ludzi żywo dyskutująca o nadchodzącym sezonie NFL.
    Nico, ubrany w ciemną, dopasowaną koszulę i jeansy, wyglądał jakby był częścią tego świata od zawsze.
    — Ej, Nico! — zawołał Malik, przeciskając się przez tłum i klepiąc go po plecach z typową dla siebie siłą. — Co powiesz na to? Mam propozycję na sponsorowany event w Miami. Będzie grubo, masa kasy i impreza na jachcie. Wchodzisz?
    — Miami? — Nico uniósł brew, udając chwilowe zastanowienie. — Kiedy?
    — Za dwa tygodnie. Spotykamy się z paroma sponsorami, a potem... no, wiesz. Będzie ogień, stary. — Malik uśmiechnął się szeroko, a jego zęby błysnęły w półmroku.
    Nico pokręcił głową z uśmiechem. Wiedział, że Malik uwielbia takie imprezy – blask fleszy, luksusowe jachty, szybkie samochody i piękne kobiety.
    Przez moment rozważał propozycję, ale z tyłu głowy miał nadchodzące przygotowania do obrony tytułu. Mimo to, światła Miami kusiły.
    — Może. Zależy, co z treningami. — Odpowiedział wymijająco, choć w głębi duszy wiedział, że prawdopodobnie skończy na tym jachcie, zanurzony w chaosie, od którego próbował uciec.
    — Stary, słyszałeś o nowym kontrakcie Granta? — zawołał w jego kierunku Leon, jeden z najpopularniejszych raperów w mieście, z charakterystycznymi tatuażami i złotymi łańcuchami, które błyszczały wokół jego szyi. — Facet będzie pływał w kasie.
    Nico skinął głową, próbując uśmiechnąć się w odpowiedzi. — Niech mu idzie na zdrowie — rzucił. Spojrzał na przezroczysty płyn w szklance i westchnął z uśmiechem.
    — A co z twoim nowym singlem? — zapytał. — Kiedy w końcu to wypuszczasz?
    Leon machnął ręką, jakby temat był nieważny.
    — Za dwa tygodnie, wszystko dopięte na ostatni guzik. — Rozejrzał się wokół, nachylając się bliżej. — Zobaczysz, Nico, to będzie hit. Jak tylko wypuścimy teledysk, cały internet oszaleje. A ty... musisz wpaść na plan.
    Nico uśmiechnął się. Leon zawsze miał wielkie plany, a większość z nich kończyła się sukcesem. Ale mimo wszystko, Nico czuł się w tym wszystkim jakby był obok, a nie w środku.
    — Jasne, wpadnę — odpowiedział, choć jego myśli krążyły gdzie indziej.
    W międzyczasie Malik zaczął rozmawiać z grupką zawodników NFL, którzy omawiali plany na przyszły sezon. Nico słyszał urywki rozmów o strategiach, nowych trenerach i kontuzjach, ale ledwo je rejestrował. Próbował się skupić na rozmowie, ale wzrok co chwilę mimowolnie uciekał w stronę grupy stojącej po drugiej stronie salonu. Wszyscy ubrani w najdroższe marki, z drinkami w rękach, rozmawiający o niczym. Jednak jedna twarz wyróżniała się wśród tłumu.
    Sophie.
    Nie pasowała tutaj. Wyglądała, jakby była w złym miejscu, w złym czasie. Nico zmarszczył brwi. Co ona tutaj robi? Przecież to nie jej świat. Zawsze wydawała się inna, bardziej poukładana. Była jedną z tych, co trzymają się zasad i stronią od skandali. Nie należała do tego towarzystwa – gdzie wszystko było na pokaz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nico, co jest? — Malik szturchnął go łokciem. — Jesteś dziś jakiś zamyślony. Wszystko w porządku?
      Nico odwrócił się do Malika i pokiwał głową, uśmiechając się, by uspokoić przyjaciela.
      — Tak, po prostu zastanawiam się nad tym Miami. Wiesz, muszę pomyśleć o treningach, nie mogę pozwolić sobie na luzowanie.
      — Stary, zawsze taki skupiony — zaśmiał się Malik. — Raz na jakiś czas możesz wyluzować, zresztą... Masz jeszcze czas przed kolejną walką, co nie? Daj sobie chwilę na życie.
      Nico skinął głową, ale coś w jego wnętrzu podpowiadało mu, że każda taka „chwila” prowadzi go do miejsca, z którego potem ciężko wrócić. To była pułapka, którą sam na siebie zastawiał.
      — Może masz rację — odparł, choć jego myśli wciąż błądziły gdzie indziej.
      Jego uwagę przyciągnął mężczyzna, który stał blisko Sophie. Facet był jednym z tych, którzy sprawiali wrażenie, jakby wszystko mieli pod kontrolą, ale Nico wyczuwał w nim coś „śliskiego”. Nie potrafił tego nazwać, ale instynkt – ten sam, który ostrzegał go przed niebezpieczeństwem na ringu – podpowiadał mu, że Sophie powinna trzymać się od niego z daleka. To był jeden z tych gości, którzy potrafili uśmiechać się szeroko, ale pod tym uśmiechem kryła się chłodna kalkulacja.
      Nico uniósł szklankę do ust, ale zamiast pić, obserwował Sophie. Nie powinno go to obchodzić. Stracili kontakt lata temu, a ich drogi poszły w zupełnie innych kierunkach. Teraz jednak coś się zmieniło. Może to był sposób, w jaki rozglądała się wokół siebie, jakby szukała drogi ucieczki. Może to był ten facet obok niej, który na jego oko zbliżał trochę za bardzo.

      No cześć <3

      Usuń
  4. Nico odwrócił wzrok od Sophie, próbując wrócić do rozmowy z Malikiem i Leonem, ale nie mógł się już skupić na ich słowach.
    — Nico, serio, co jest z tobą dzisiaj? — zapytał Malik, podnosząc brew. — Mówię ci o imprezie w Miami, a ty jakbyś był na innej planecie.
    Nico uśmiechnął się słabo, próbując ukryć rosnące w nim zaniepokojenie.
    — Wiesz, po prostu… Zastanawiam się, kto to jest — odpowiedział, wskazując dyskretnie na faceta rozmawiającego z Sophie. — Nie kojarzę go.
    Malik spojrzał w kierunku wskazanym przez Nico i zamrugał, jakby próbował sobie przypomnieć.
    — A, to Chase — odpowiedział po chwili. — Koleś jest znajomym Leona. Jakiś tam raper, ale raczej z tych mało znanych. Robi trochę zamieszania na scenie, ale nic wielkiego. Czemu pytasz?
    Nico wzruszył ramionami, choć w środku czuł coraz większe napięcie. Coś w tym Chase'ie mu się nie podobało.
    — Facet pozuje na większego, niż jest — dodał, Leon.
    Nico znał ten typ – pewny siebie, uśmiechający się zbyt szeroko, zbyt gładki w swoich ruchach. Kiedy Sophie i Chase zaczęli kierować się w stronę ogrodu, Nico przygryzł wargę, czując, jak jego niepokój przeradza się w coś głębszego.
    Leon klepnął go w ramię, wyrywając go z zamyślenia.
    — Nico, bracie, co jest? Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha — zaśmiał się Leon.
    Nico uśmiechnął się wymuszenie, ale w głowie już planował, co zrobi.
    — Spoko, po prostu myślę o walce — skłamał, choć jego myśli były teraz całkowicie skupione na Sophie. — Pójdę się przewietrzyć.
    Malik i Leon wzruszyli ramionami, wracając do rozmowy o Miami, a Nico zaczął powoli kierować się w stronę ogrodu. Widział, jak Sophie i Chase usiedli na leżakach nad basenem. Chase coś mówił, nachylając się do niej bliżej, a ona wyglądała, jakby nie do końca wiedziała, co z tym zrobić. Jej ciało było napięte, a ręce zaciśnięte na krawędzi leżaka.
    Nico obserwował, jak Chase wstał i wrócił do domu, kierując się w stronę baru. Złapał dwa drinki, a potem, jakby nigdy nic, sięgnął do kieszeni i dyskretnie coś dosypał do jednego z nich. Serce Nico zaczęło bić szybciej, a w jego żyłach pojawił się znajomy przypływ adrenaliny.
    Bez zastanowienia ruszył za nim, mijając tłumek ludzi zgromadzonych w salonie, a potem kierując się prosto do ogrodu. Kiedy Chase dotarł do Sophie i wręczył jej drinka, Nico nie czekał ani sekundy dłużej. Szybko podszedł do nich, niemal wyrywając szklankę z ręki Sophie.
    — Ej, co ty robisz? — zapytał Chase, patrząc na niego z zaskoczeniem.
    Nico spojrzał mu prosto w oczy, po czym spokojnie wylał zawartość szklanki na trawę. Odwrócił się do Sophie, a potem z powrotem do Chase'a, który stał jak wryty.
    — Sorry, stary — powiedział Nico, głosem pełnym lodowatej pewności. — Ale ona jest ze mną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophie spojrzała na Nico z zaskoczeniem, a Chase zmrużył oczy, jakby próbował ocenić sytuację. Na moment zapanowała cisza, ale Nico nie odwracał wzroku, czekając na jego reakcję. Chase otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale szybko zamknął je z powrotem, widząc wyraz twarzy Nico. Znał ten wyraz – to był wyraz człowieka, który nie zamierza odpuścić.
      Nico czuł, jak jego mięśnie się napinają. Był gotowy na wszystko. Widział to już tysiąc razy – faceci, którzy myśleli, że mogą z nim spróbować swoich sił tylko dlatego, że ich ego wzrosło po kilku drinkach. Alkohol zawsze dodawał im odwagi, ale to tylko iluzja. Jako zawodowy bokser był przyzwyczajony do takich sytuacji – czy to na imprezie, czy na ulicy. Każdy chciał być tym, który pokonał Nico Santosa. Ale za każdym razem kończyło się to tak samo.
      Chase patrzył na niego przez dłuższą chwilę, a na jego twarzy malował się gniew, zmieszany z odrobiną wahania. Nico widział, jak jego pięści zaciskają się przy boku. To była ta chwila, moment, w którym wielu próbowało swoich sił. Nico był gotów. Jego ciało, przystosowane do walki, samo napinało się w oczekiwaniu. Gdyby doszło do konfrontacji, był pewien, że dałby sobie radę, choć wiedział też, że nie powinien się angażować. Ale w tej chwili, myśli o konsekwencjach były odległe. Liczyła się tylko Sophie.
      Wzrok Nico skupił się na oczach Chase’a, czekając na jego ruch. Chase wydał się przez moment zawahać, ale wtedy jego spojrzenie padło na Malika, który stał w oddali, obserwując całą sytuację. Malik, jak zwykle spokojny, uniósł brwi i pokręcił głową. To wystarczyło.
      Chase odpuścił.
      Jego napięte ramiona powoli się rozluźniły, a gniew na twarzy zniknął, zastąpiony chłodną kalkulacją. Spojrzał na Nico, potem na Sophie, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół jej twarzy. Przez chwilę wyglądał, jakby miał jeszcze coś do powiedzenia, ale zamiast tego tylko westchnął.
      — Sorry, stary — powiedział w końcu, kiwając głową, jakby odpuszczał z niechęcią. — Nie wiedziałem.
      Obrócił się na pięcie, rzucając jeszcze jedno ostatnie spojrzenie w stronę Sophie. Było w nim coś zimnego, jakby próbował zapamiętać każdy szczegół jej twarzy, może po to, by kiedyś przypomnieć sobie tę chwilę. Nico obserwował go uważnie, nie spuszczając wzroku, dopóki Chase nie zniknął w tłumie imprezowiczów, kierując się z powrotem do domu.
      Napięcie w powietrzu powoli opadło. Malik, który cały czas obserwował sytuację z oddali, skinął głową Nico, jakby chciał przekazać: "dobra robota, stary". Nico odwzajemnił skinienie, a potem odwrócił się do Sophie.
      Sophie nadal siedziała na leżaku, wyraźnie zdezorientowana, jakby próbowała przetrawić to, co się właśnie wydarzyło. W końcu spuściła wzrok, patrząc na trawę, gdzie chwilę wcześniej Nico wylał drinka.

      Nico

      Usuń
  5. Nie znosiła niedziel.
    Miała, co prawda, jakieś niewyraźne przebłyski wspomnień z dzieciństwa, które podpowiadały jej, że kiedyś ten dzień był najlepszym ze wszystkich siedmiu w ciągu tygodnia — ale, jak zawsze, ilekroć chodziło o tak odległą przeszłość, nie mogła mieć pewności, że te wspomnienia były prawdziwe. Już wiele razy coś, co brała za pewnik, okazywało się być wymysłem, które lekarze określali mianem sposobu na wypełnienie pustki w tym miejscu, gdzie w jej głowie była ta biała plama. Maddie wydawało się czasem, że czuje, w którym miejscu ją ma, bo zniknęły w niej całe trzy lata życia, do których teraz nie potrafiła wrócić, jakby wrzucona do obcego kraju bez mapy. Na wszelki wypadek postanowiła nigdy nikogo nie pytać o wspomnienia tamtych niedziel — jeśli były fałszywe, i tak dobrze było mieć coś, co dało się przywołać w chwilach największej frustracji.
    Nie byłaby w stanie powiedzieć, kto wpadł na ten idiotyczny pomysł rodzinnych śniadań, ani dlaczego właściwie kontynuowali tę tradycję bez narzekania, chociaż wyraźnie było widać, że każdy chciałby znaleźć się jak najdalej stąd. Na widok tych wyraźnie zniesmaczonych twarzy zawsze miała ochotę zwymiotować albo wybuchnąć cynicznym śmiechem — przy czym, jak podejrzewała, to pierwsze uszłoby jej na sucho, a drugie niezbyt. Właściwie nie powinna narzekać; mieszkała w wielkim domu, a matka nigdy nie żałowała jej pieniędzy, przynajmniej dopóki były inwestowane w kosmetyki albo nowe ubrania. Miała co jeść, było jej ciepło, a wielkie, niemal królewskie łóżko dzieliła wyłącznie z kotką Vitą, która odnosiła się do całego świata z nieskrywaną pogardą. Maddie dobrze ją rozumiała. Niekiedy sama miała ochotę dobitnie pokazać, jak niewiele obchodzi ją panująca w domu atmosfera i kazać się wszystkim od siebie odpierdolić. W całej tej patchworkowej rodzinie była właściwie tylko jedna osoba, z którą spędzało się czas przyjemnie i w kompletnie niewymuszony sposób, i była to jej starsza siostra, Imogen. Wychowywały się i dorastały razem, dzieląc sekrety i marzenia, smutki, radości i troski wszelkiej maści. W dzieciństwie Maddie podziwiała siostrę bezgranicznie, jak tylko młodsze rodzeństwo potrafi. Zresztą, mimo upływu lat, nadal uważała siostrę za kobietę jakkolwiek imponującą.
    Zupełnie inaczej sprawa miała się z drugą niby-siostrą, z którą nie dogadywała się na długo przedtem, zanim przyszło im dzielić jeden dom. Już w szkole działały sobie na nerwy, więc stwierdzenie, że nie były zachwycone takim obrotem spraw, byłoby sporym niedopowiedzeniem. Znosiły swoją obecność z najwyższym trudem, chociaż unikały przebywania w pobliżu tej drugiej tak często, jak to było możliwe.
    Siadając przy stole posłała Sophii krzywe spojrzenie z ukosa i nie odezwała się ani słowem, ale cała jej postawa wyraźnie ostrzegała, by dać jej święty spokój.
    — Dobry — mruknęła niewyraźnie, wbijając wzrok w swoje dłonie, splecione na kolanach i uparcie starając się nie patrzeć na nikogo ze zgromadzonej tu rodziny. Czuła, że jeden głupi komentarz i niechybnie zacznie wrzeszczeć, a naprawdę nie potrzebowała bólu głowy z samego rana. Nie czuła się tutaj dobrze, nie czuła się nawet na miejscu. Miała wrażenie, że jedyny dom, do którego prawdziwie przynależała, został pochowany w pustej trumnie ojca, razem ze wszystkim, co kiedykolwiek było dobre.

    kochajmy się 🌞

    OdpowiedzUsuń
  6. Sophie patrzyła na Nico z coraz większym niezadowoleniem, a jej twarz przybrała wyraz mieszanki złości i frustracji. Jej słowa potwierdzały tylko to, że dobrze odczytał jej nastrój.
    Nico wzruszył ramionami, a na jego twarzy pojawił się kpiący uśmiech.
    — Popsułem ci randkę? — odpowiedział lekko drwiąco.
    Sophie otworzyła usta, jakby miała coś odpowiedzieć, ale w tym momencie dołączyły do nich jej dwie koleżanki, Alex i Victoria.
    — No nareszcie cię znalazłyśmy! — zawołała Alex, udając rozbawienie. — Gdzie ty się podziewałaś?
    Victoria zmrużyła oczy i spojrzała znacząco na Nico, jakby podejrzewała, że to z nim Sophie spędziła ten czas.
    — Przez chwilę myślałyśmy, że zniknęłaś na dobre — dodała Victoria z uśmiechem, ale jej spojrzenie mówiło, że była bardziej niż zaciekawiona sytuacją między Nico a Sophie.
    Nico, czując na sobie ich wzrok, rzucił krótki uśmiech i przygotowywał się do odejścia, ale Alex nie zamierzała mu na to pozwolić. Zbliżyła się do niego o krok, jej zainteresowanie było wręcz namacalne.
    — To ty jesteś Nico Miller, prawda? — zapytała, choć odpowiedź była dla niej oczywista. — Świetnie cię tu widzieć. Wiesz, jestem wielką fanką boksu… no, może nie tak wielką, ale od czegoś trzeba zacząć, prawda?
    Jej oczy lśniły zainteresowaniem, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który miał go zachęcić do rozmowy. Victoria, stojąc tuż obok, również patrzyła na niego z pewnym zainteresowaniem, ale to Alex wyraźnie szukała pretekstu, żeby zatrzymać go na dłużej.
    — No więc, jak ci się podoba na tej imprezie? — zapytała Alex, zerkając na Sophie, która nie wyglądała na zadowoloną z tego, jak rozwinęła się sytuacja.
    Nico spojrzał na Alex i uśmiechnął się lekko, przyglądając się jej przez chwilę. Była otwarta, pewna siebie i zdecydowanie zainteresowana, co nie umknęło jego uwadze.
    — Impreza jak każda inna — odpowiedział z lekką nutą ironii.
    — Tłoczno, głośno i zbyt wielu ludzi, którzy chcą cię poklepać po plecach, nawet jeśli ledwo cię znają.
    Alex zachichotała, jakby czekała na taką odpowiedź.
    — Brzmi jak typowa impreza w Nowym Jorku — przyznała, po czym nachyliła się trochę bliżej. — A co z walkami? Masz jakieś plany na kolejne miesiące?
    Nico wzruszył ramionami..
    — Zawsze coś się szykuje, ale wiesz, nie lubię zapeszać. Lepiej skupić się na treningu niż na gadaniu o tym, co będzie.
    Alex skinęła głową, jakby jego odpowiedź rzeczywiście ją zainteresowała, choć bardziej chodziło jej o podtrzymanie rozmowy. Po chwili teatralnie westchnęła i spojrzała na niego spod rzęs.
    — Wiesz co, chyba zaschło mi w gardle od tego gadania o walkach. Może chodźmy po coś do picia? — zaproponowała z niewinnym uśmiechem, który miał być zachętą.
    Nico zmrużył oczy, rozbawiony jej bezpośredniością, ale nie odpowiedział od razu. Rozejrzał się, sprawdzając, czy Sophie nadal stoi obok. Zauważył, że dziewczyna nie spuszcza z niego wzroku, choć wyraźnie próbowała nie okazywać emocji. Poczuł, że sytuacja zrobiła się trochę bardziej skomplikowana niż przypuszczał.
    — W porządku — zgodził się w końcu, nie chcąc wywołać niezręczności. — Chodźmy po drinka.
    Alex uśmiechnęła się szerzej, jakby właśnie wygrała niewielką bitwę, i ruszyła przodem, odwracając się jeszcze do Sophie i Victorii.
    — Zaraz wracamy, dziewczyny — rzuciła lekko, po czym odwróciła się z powrotem do Nico, prowadząc go w stronę baru.
    Victoria uniosła brwi, jakby chciała zapytać: „Co tu się właśnie wydarzyło?”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nico i Alex wrócili z baru, niosąc drinki w dłoniach. Alex, z szerokim uśmiechem, trzymała dwa kieliszki dla siebie i Victorii, a Nico podszedł do Sophie, wręczając jej szklankę z wymownym spojrzeniem.
      — Ten możesz pić bez obaw — powiedział, kładąc drinka w jej rękach, niby żartował, ale jego spojrzenie było poważne.
      Alex, widząc, że sytuacja się trochę uspokoiła, podeszła do Victorii i podała jej drinka z szerokim uśmiechem.
      — Proszę, dla ciebie, moja droga. I oby wieczór był trochę bardziej interesujący! — zawołała, nie kryjąc zadowolenia z tego, że udało jej się spędzić chwilę sam na sam z Nico.
      Victoria uniosła szklankę, patrząc na Alex z lekkim uśmiechem, po czym zwróciła wzrok na Sophie i Nico.
      Chwilę po tym, jak wszyscy zaczęli sączyć drinki, do grupy dołączył Leon. Jego obecność od razu przyciągnęła uwagę dziewczyn. Leon miał w sobie charyzmę, która sprawiała, że ludzie czuli się przy nim swobodnie, ale jednocześnie wiedzieli, że to on rządzi w towarzystwie.
      — No proszę — powiedział z szerokim uśmiechem, podchodząc do Nico i poklepując go po ramieniu. Następnie skierował wzrok na dziewczyny, mierząc je przyjaznym spojrzeniem.
      — Widzę, że Nico znalazłeś sobie niezłe towarzystwo.
      Alex i Victoria uśmiechnęły się zalotnie, a Alex nie przegapiła okazji, by się przedstawić.
      — Jestem Alex, a to Victoria i Sophie. A ty to pewnie Leon, co? — zapytała, udając, że nie wie, kim jest, choć wyraźnie znała jego twarz z mediów. — Miło cię poznać.
      Leon uśmiechnął się jeszcze szerzej, a jego pewność siebie wypełniła przestrzeń między nimi.
      — Miło was poznać, mam nadzieję, że dobrze się bawicie — powiedział i odwrócił się w stronę Nico. — Słuchaj, Miller, szykujemy się zaraz do klubu. Myślałem, że zbierzesz się z nami.
      Nico pokręcił głową z udawanym zrezygnowaniem i zaśmiał się nieznacznie.
      — Zawsze to samo — mruknął. Mała domówka przeradzała się w spęd obcych osób i kończyła w którymś z nowojorskich klubów, imprezą do białego rana i dwudniowym kacem. Leon skinął głową i przeniósł wzrok z powrotem na Alex i Victorię.
      — No to jak, dziewczyny? Może przyłączycie się do nas? Zapowiada się niezła noc.
      Alex i Victoria wymieniły szybkie spojrzenia, po czym Alex uśmiechnęła się szerzej, zaintrygowana perspektywą dalszej zabawy.
      — Zdecydowanie brzmi jak dobry plan — odpowiedziała, rzucając Nico spojrzenie, które mówiło, że nie ma zamiaru szybko go zostawić.

      Nico

      Usuń
  7. [Dzień dobry, dzień dobry :) Witam serdecznie Twoją nowa postać :) Ja to troszeczkę już kojarzę ten motyw Kopciuszka, który się tutaj u Ciebie pojawia i mam nadzieję, że uda Ci się go ładnie rozpisać, tak jak to sobie wymarzyłaś :) Będę mocno trzymała za to kciuki! Jak i za samą Sophię, która wydaje się być bardzo sympatyczną postacią i szkoda, by musiała zmagać się ze zbyt wieloma przeciwnościami losu, ale znając nas, autorów... To mimo wszystko troszkę się o nią martwię 😅
    Udanej zabawy 💙]

    CHRISTIAN RIGGS

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy dziewczyny zgodziły się do nich dołączyć, wszyscy skierowali się w stronę wyjścia, gdzie czekał już Malik z grupą chłopaków, gotowy na dalszą nocną zabawę.
    Na podjeździe stał duży, czarny van, który Malik otworzył szerokim gestem, zapraszając wszystkich do środka.
    — Wsiadajcie, wszyscy się zmieścimy! — zawołał, gestem zapraszając całą grupę do środka.
    Nico, Sophie, Alex, Victoria i kilka innych osób wsiedli, próbując znaleźć sobie jakiekolwiek wolne miejsce. Nico zajął siedzenie obok Sophie a ich ramiona zetknęły się ze sobą. Po jego drugiej stronie zasiadła Alex. Poczuł, jak dziewczyna niemal natychmiast przysuwa się bliżej, tak, że jej kolano dotknęło jego nogi. Uśmiechnęła się lekko, jakby zadowolona z tego, że siedzą obok siebie.
    W vanie impreza trwała w najlepsze. Malik trzymał w rękach butelkę whiskey, z której co chwilę rozlewał alkohol do kieliszków, przekazując je dalej. Śmiechy, krzyki i przekomarzania odbijały się echem w ciasnej przestrzeni pojazdu. Nico czuł, jak Alex przysuwa się coraz bliżej, a jej noga znów styka się z jego. Uśmiechnął się lekko, patrząc na nią z ukosa.
    — Nico, tylko się nie upij!! — zażartował Malik, odwracając się na przednim siedzeniu i podał mu kieliszek. Nico tylko machnął ręką, choć nie odmówił kieliszka. Upił łyk, czując, jak alkohol zaczyna rozlewać się po jego ciele, rozluźniając go.
    — Zawsze w formie, co? — Alex ponownie zagadnęła go, opierając się lekko na jego ramieniu. — Pewnie masz jakiś sekret, jak to robisz?
    Nico spojrzał na nią z rozbawieniem, pozwalając jej na chwilę bliskości. Znał ten typ interakcji — Alex nie była pierwszą dziewczyną, która próbowała nawiązać z nim bliższą relację na imprezie, i na pewno nie ostatnią.
    — Sekret? — powtórzył, bawiąc się kieliszkiem w dłoni. — Zależy, co chcesz wiedzieć.
    — Może po prostu pokażesz mi na parkiecie, co? — rzuciła z figlarnym uśmiechem, patrząc na niego z błyskiem w oku.
    — Może — odpowiedział z uśmiechem, pozwalając jej na tę bliskość. Jednak jego myśli wciąż krążyły wokół Sophie, która milczała, patrząc w dal przez okno. Czuł jej napięcie, choć próbowała je ukryć.
    — Ej, Sophie! — zawołał, przechylając głowę na bok. — Rozchmurz się trochę! — Podał jej kieliszek z drinkiem. — Masz, wypij coś, od razu ci przejdzie.
    Po chwili van zatrzymał się przed klubem. Wszyscy zaczęli wysypywać się na chodnik, ignorując długą kolejkę ludzi, którzy czekali na wejście. Malik i Leon, znani w tych kręgach, zamienili kilka słów z ochroniarzami, którzy natychmiast otworzyli dla nich boczne wejście, prowadzące prosto do środka.
    W klubie od razu otoczył ich huk muzyki, migoczące światła i zapach drogich perfum zmieszany z alkoholem. Leon poprowadził grupę na antresolę, gdzie czekała na nich przestronna loża z widokiem na cały klub. Przy barze czekała już barmanka w obcisłej, zielonej sukience, z uśmiechem serwując im powitalne drinki.
    — No to na zdrowie! — krzyknął Malik, unosząc swój kieliszek, a wszyscy dołączyli do toastu. Wszyscy pili, śmiali się i wznosili kolejne toasty, jakby nic innego nie istniało poza tą chwilą, a atmosfera stawała się coraz bardziej rozluźniona.
    Ledwie minęła chwila od ich zajęcia miejsc w loży, gdy do antresoli podeszła grupa dziewczyn, wyraźnie znajoma Malikowi i Leonowi. Miały na sobie krótkie sukienki, błyszczące od cekinów, i wyraziste makijaże, które idealnie pasowały do klubu. Ich oczy rozbłysły, gdy zobaczyły znajome twarze, a jeden z głównych tematów rozmowy stał się widok Nico i jego paczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Malik! Leon! — zawołała jedna z nich, wysoka brunetka o długich, zgrabnych nogach. Bez żadnego wahania podbiegła do nich, niemal rzucając się na szyję Leonowi. — Nie mogę uwierzyć, że was tu widzę! To będzie najlepsza noc!
      Pozostałe dziewczyny przyłączyły się do entuzjastycznego powitania, rzucając się na nich z uściskami i pocałunkami w policzek. Malik, jak zawsze, nie pozostawał dłużny, odwzajemniając uwagę i śmiejąc się w głos.
      — No proszę, proszę! — Malik przyciągnął do siebie dwie z nich, obejmując je szeroko. — Myślałem, że już was dziś nie zobaczę!
      Nico, zajęty dotąd rozmową z Alex, podniósł wzrok, kiedy jedna z dziewczyn podeszła bliżej niego i przesunęła dłonią po jego ramieniu.
      — Nico, przystojniaku! — Zagruchała z uśmiechem blondynka w czerwonej, obcisłej sukience. — Jak się masz? Dawno cię tu nie było!
      Alex, dotąd blisko Nico, zauważyła, jak dziewczyny ignorują ją, Sophie i Victorię. Westchnęła cicho, przysuwając się nieco bliżej Nico, jakby chciała podkreślić swoją obecność, ale blondynka nie zwracała na nią najmniejszej uwagi.
      — Hej, co powiesz na drinka dla starej znajomej? — zapytała blondynka, odchylając się z uśmiechem, który miał ewidentnie przyciągnąć uwagę Nico. Ignorowała Alex i Sophie, jakby te były niewidoczne. Inna dziewczyna przysunęła się do Leona, próbując wyraźnie skierować uwagę chłopaków tylko na siebie.
      — Dziewczyny, spokojnie, dopiero zaczynamy imprezę — odpowiedział Leon, dając im do zrozumienia, że jeszcze będzie czas na wszystko.
      Alex spojrzała na Sophie z lekkim uśmiechem, jakby chciała jej powiedzieć, że nie powinna się tym przejmować. Jednak sama Alex również poczuła tę konkurencyjną aurę, która unosiła się nad lożą. W końcu odezwała się z wyraźnym tonem zazdrości:
      — Widzę, że macie tutaj stałe bywalczynie — rzuciła w stronę Nico, który nadal zajęty był wymianą zdań z blondynką.
      Nico, słysząc ten komentarz, oderwał się na chwilę od rozmowy i spojrzał na Alex z lekkim uśmiechem.
      — Spokojnie, Alex — odpowiedział, próbując utrzymać równowagę między starymi znajomościami a nową sytuacją. — Wszyscy się tu znamy.
      Alex wydawała się jednak bardziej zainteresowana wygraną w tej nieformalnej rywalizacji o uwagę Nico. Przysunęła się bliżej, jakby chciała zająć jego całkowitą uwagę. Podniosła kieliszek i upiła kolejny łyk szampana, cały czas trzymając wzrok na Nico.
      W tym samym czasie Sophie siedziała obok, trzymając drinka, który Nico podał jej wcześniej, z ironicznym komentarzem. Jej twarz była napięta, a oczy utkwione w parkiecie poniżej. Kiedy Nico to zauważył, odchylił się na kanapie, oparł łokieć na oparciu i pochylił się lekko w stronę Sophie.
      — Wszystko okej? — zapytał, starając się nie wzbudzać uwagi reszty.

      Nico

      Usuń
  9. [witaj z kolejną wspaniałą postacią! to taka promienna, ciepła dziewczyna, będę trzymać mocno kciuki, aby odnalazła kawałek miejsca, które można nazwać domem w Nowym Jorku :) udanej zabawy i ekscytujących historii do rozpisania :)]

    Emma & Lily

    OdpowiedzUsuń
  10. [Witam. Dzień dobry.
    Bohater poprzez produkcję muzyki, tak możemy Charlesa śmiało określać. Nie czuję wątków, gdzie piszę mężczyzną, prowadząc rozgrywkę z inną postacią tej samej płci. Tylko, jak możemy połączyć którąś z tak młodych dziewczyn z prawie 37-letnim Charlesem? Omówimy pomysły na Google Chat?
    ]

    Werbeck C.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nico opierał się wygodnie o miękkie oparcie loży, luźno krzyżując ręce na piersi. Głośna muzyk rezonowała z jego ciałem. Rytmiczne bity, pulsujące światła i wirujący tłum ludzi - hałas tłumił chaos w jego głowie. Alex, która od początku imprezy nie odstępowała go na krok, znalazła się nieco dalej. Obok niego siedziała teraz długonoga brunetka w kusej sukience. Jej palce delikatnie muskały jego kark, a uśmiech wydawał się coraz bardziej pewny siebie. Nico jednak powoli tracił zainteresowanie tym wszystkim — klubowym hałasem, nachalnym towarzystwem i przymilnymi spojrzeniami. Czuł, że dusi się w tej atmosferze, a jego myśli zaczęły dryfować gdzieś daleko od tego miejsca. Dlatego skierował swoją uwagę na Sophie. Cóż, ona przynajmniej nie uwieszała się na nim i nie wpatrywała w niego jak w obrazek. Było to dla niego odświeżające.
    Uśmiechnął się nieznacznie, słysząc komentarz Sophie o morderczym spojrzeniu, którym obdarowała ją siedząca obok niego dziewczyna. Nico ją znał. Była nieco starsza od Sophie. Być może również nieco starsza od Nico. Nigdy się tym nie interesował. Spotykali się czasami na imprezach, nie raz bywało tak, że wychodzili razem z klubu na afterparty, albo prosto do niego. Obydwoje mieli z tego jakieś korzyści. Dlatego zachowywała się tak, jakby miała do niego pierwszeństwo.
    W słowach Sophie pojawiła się nuta ironii, której Nico nie mógł nie zauważyć. Spojrzał na nią, a jego uśmiech był teraz bardziej wymowny. Wiedział, że dziewczyny w klubie widzą w nim głównie boksera — symbol siły, kogoś, kto może dodać im prestiżu, kupić drogiego szampana, albo zabrać na imprezę na jachcie. Czuł ich nachalność, jakby każda chciała natychmiast wyjść z nim z klubu, by móc pochwalić się znajomością z mistrzem. Był tym zmęczony.
    Sophie natomiast wydawała się być coraz bardziej rozluźniona, jakby odnalazła swój rytm w tej szalonej atmosferze klubu. Jej delikatne ruchy były kontrastem do wszystkiego, co go otaczało — do hałaśliwego, surowego otoczenia, które stało się jego codziennością. Zaskoczyło go, jak dobrze pasowała do tej chwili, mimo że wydawała się tu zupełnie nie na miejscu.
    Bez zastanowienia podniósł się z miejsca, złapał ją za rękę, mocno, a jednocześnie z pewną dozą delikatności, która zawsze zaskakiwała tych, którzy znali go tylko jako boksera.
    — Chodź, idziemy — powiedział stanowczo, łapiąc ją za rękę. Zaskoczona Sophie dała się pociągnąć z miejsca, ledwo mając czas, by zareagować, a Nico zdecydowanym krokiem przeprowadził ją przez tłum, ignorując zdziwione spojrzenia dziewczyn, które patrzyły za nimi z mieszanką zazdrości i rozczarowania. Nie zatrzymał się na parkiecie, który był dostępny w loży na antresoli. Zamiast tego zszedł po schodach na dół.
    Parkiet był pełen ludzi, oświetlony kolorowymi światłami, pulsujący w rytm muzyki, która rozbrzmiewała w całym klubie. Nico zazwyczaj unikał takich miejsc, wiedząc, że jego rozpoznawalność jako boksera przyciągała niechcianą uwagę. Popularność miała swoją cenę, szczególnie w miejscach takich jak to.
    Przeciskali się przez tłum, aż w końcu znaleźli się na mniej zatłoczonej części parkietu. Kolorowe światła migały nad ich głowami, a dudniąca muzyka zdawała się zagłuszać wszelkie myśli. Nico zatrzymał się na krótką chwilę na krawędzi parkietu, czując, jak muzyka pulsuje wokół niego, jakby miała przejąć kontrolę nad jego ciałem. Wbrew pozorom, nie był fanem tańca, ale w tej chwili coś w atmosferze klubu — może alkohol, może Sophie, a może po prostu chęć ucieczki od rzeczywistości — sprawiło, że poczuł się inaczej.
    Złapał Sophie za dłoń i przyciągnął ją bliżej siebie. Jej oczy były pełne ciekawości, może też nieco zaskoczenia, że Nico naprawdę postanowił wziąć udział w tej chaotycznej zabawie.
    Miller bardziej przyzwyczajony do kontrolowanych ruchów na ringu, gdzie każda akcja miała swój cel, ale teraz jego kroki były inne — nieskoordynowane, mniej przewidywalne, ale za to bardziej spontaniczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nico pozwolił sobie na luz, jakiego nie czuł od dawna. Rytm muzyki poprowadził go, a on, zamiast walczyć z tym, jak zwykle, pozwolił sobie po prostu się temu poddać.
      Zarzucił sobie jej ręce na swoją szyję i objął ją w talii. Ich ruchy stawały się coraz bardziej płynne i swobodne, jakby oboje odnaleźli wspólny rytm, który tylko oni rozumieli. Nico przestał myśleć o tym, jak wygląda z zewnątrz — to przestało mieć znaczenie. Ważna była tylko ta chwila, gdzieś między światłami stroboskopów a dudniącym basem. Nico czuł, jak jej ciało porusza się w rytm muzyki, a on w końcu jakby na chwilę zapomniał o swojej czujności, o tym, że zawsze musi być na straży.

      Nico

      Usuń
  12. Ciężko pracował od samej piątej rano. Kreślił i mazał po kartce papieru. Poprawiał tekst zapisany na służbowym tablecie. Nucił pod nosem. Dogrywał melodię na gitarze. W przerwach siadał przy perkusji albo brał do ręki skrzypce, aby dać się ponieść w swój ulubiony świat. Został mu tydzień do wniesienia ostatnich poprawek. Przed Charlesem i młodą zaledwie dziewiętnastoletnią wokalistką czekała premiera płyty. To on odpowiadał za teksty wszystkich piosenek. Chciał przyciągnąć widownię w różnym wieku. Po nastolatki do osób starszych. Chciał widzieć, że do wszystkich utworów kołyszą się jedenastolatki wraz ze swoimi pradziadkami.
    Zdenerwowany rzucił ołówek w czarnej okleinie przez całą salę. Brakowało mu czegoś w odsłuchu ostatniej piosenki. Szybciej ją wykreśli z listy. Nikt nie wiedział, ile utworów szykują. Dlatego wolał zamiast trzynastu dzieł wypuścić w świat dwanaście. Tekst był dobry. Jego skromność zawsze przeważała. Po krótkiej naradzie ze szczupłą dziewczyną o kasztanowych włosach, która poprawiała je natarczywie co kilka minut, zrobił tak jak zaplanował to sam ze sobą. Tamten utwór. Tamten tekst przeznaczy dla kogoś innego. Jej skłamał, że ma już wybraną osobą. Nie miał. Nie pozwoli jednak na to, aby tekst kurzył się za długo w szufladzie. On nie pisał do szuflady. Pisał dla ludzi. Dla własnej radości.
    Wieczorem popijając już tylko mrożoną kawę po wypiciu tych trzech gorących, zamknął oczy. Chciałby znaleźć kogoś o głosie anioła. Kto zaczyna delikatnie, a później wydobywa z siebie głos jak Whitney Houston. Prawie zasypiał na obrotowym wygodnym fotelu, krzycząc słowo pożegnania do wokalistki. Nagrała sześć utworów. Zostało im tyle samo, ale umówili się na jutro. Inaczej wypuściliby krążek, na którym fani usłyszeliby przemęczony głos dziewczyny. Charles chciał odnieść sukces. Nie spalić się na starcie. Wydawał płyty znajdujące się w podsumowaniu najlepszych stu krążków. Nie mógł spaść niżej. Ciężko było się przebić w Nowym Jorku. Tu co chwilę wychodziła z cienia nowa gwiazda i błyszczała oślepiająco po oczach.
    Wyrzucił jednorazowy kubek i nim wyszedł do samochodu, włączył Instagram. Przewijał rolki. Jakieś porady dla matek próbujących ukoić ból ząbkującym dzieciom. Tona pistacji na różnych potrawach. Psy biegające po trawnikach w dziwnych ubrankach. Dlaczego skazywano go na widok pierdół? Już miał zamknąć aplikację. Postanowił ostatni raz przesunąć palcem po ekranie i usłyszał głos, który prawie zmiótł go z planszy. Jego prośba utkwiona w głosie została spełniona. Chciał wejść na jej profil. Tylko po wejściu zobaczył banalne edity tworzone przez młode dzieciaki. Jak miał ją teraz znaleźć? Przeklął. I to dwa razy. Uderzył pięścią w ścianę. Nieco za mocno, bo zabolało.
    Przeczesał włosy, poprawił nieuprasowaną koszulkę i zaczął nagrywać siebie w lustrze.
    — Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie. Poszukuję tej dziewczyny.
    Tu załączył wspomniane nagranie.
    — Jesteś nieziemsko utalentowana. Z tej strony Charles Werbeck. Producent muzyczny i autor tekstów. Chciałbym nawiązać z tobą współpracę. Proszę o kontakt.
    Już miał zakończyć swoją wypowiedź. Musiał ją jakoś przekonać. Bardziej bajerancko. Charles miał gadane od dziecka. Szczególnie z łatwością nawiązywał kontakty męsko-damskie. Kontakty, które wielokrotnie kończyły się po rozsianych na całej mapie Nowego Jorku hotelach.
    — Spraw, żeby inni poczuli się tak jak ja podczas odsłuchu. Byłem w innej rzeczywistości. Lepszej. Nie śpię od szesnastu godzin i ukoiłaś mój zmęczony system.

    Werbeck C.

    OdpowiedzUsuń
  13. Muzyka dudniła basem, a światła nad parkietem migotały w rytm pulsującego rytmu. W półmroku kolorowych świateł klub wydawał się oddzielony od reszty świata. Nico i Sophie poruszali się w zgodzie z tempem muzyki, jakby nagle znaleźli się w swojej własnej bańce, odcięci od hałasu i zgiełku otaczającego ich świata. Sophie stopniowo zaczęła się rozluźniać, odnajdując swój rytm. W jej oczach pojawił się błysk zabawy, a na twarzy rozkwitł uśmiech. Nico patrzył na nią spod przymrużonych powiek, nieco zaskoczony, jak swobodnie czuł się przy niej w tej chwili. Zwykle nie wymykał się z łoży na antresoli — tłum, zbyt duża uwaga, niepewność, kto i kiedy go rozpozna. Ale teraz... teraz było inaczej. Przez chwilę wszystko wydawało się właściwe, nieskomplikowane, niemal beztroskie.
    Muzyka sprawiała, że tłum wokół nich stawał się bardziej gęsty. Nico złapał ją znów za rękę, tym razem pewniej, przyciągając ją bliżej. Sophie nie stawiała oporu.
    Ale ich spokojny, prywatny moment zaczął się rozpływać, gdy zauważył kilka par oczu skierowanych w ich stronę. Początkowo próbował to ignorować. Przecież klub był pełen ludzi, to normalne, że ktoś spojrzy, prawda? Jednak w ciągu kilku sekund wszystko się zmieniło.
    “To on? To ten bokser?“
    Nico wyprostował się, a jego spojrzenie zmieniło się w czujne. Zauważył kilka telefonów wyciągniętych w ich stronę, niby przypadkowo, jakby ludzie nagrywali siebie i swoich znajomych, ale w tle zawsze pojawiał się on. Uśmiech zniknął z jego twarzy, zastąpiony niepokojem.
    Nico poczuł, jak jego ciało automatycznie reaguje — napięte mięśnie, zaciśnięte szczęki. Zbyt wiele razy przeżywał to samo: ludzi podchodzących z telefonami, domagających się zdjęć, selfie, a czasem nawet prowokujących. Zwykle starał się to ignorować, ale tym razem czuł, jak gniew powoli zaczyna w nim narastać.
    Jeden z gości, wyraźnie podchmielony, podszedł zbyt blisko, klepiąc Nico po plecach.
    — Nico, dawaj selfie, mistrzu! — krzyknął, wyciągając telefon prosto w jego twarz.
    Nico odsunął go lekko, ale zdecydowanie. Nie miał zamiaru robić zdjęć ani filmików, zwłaszcza teraz, gdy próbował choć przez chwilę poczuć się normalnie. To nie był dobry moment na eksponowanie siebie. Złapał Sophie za rękę i pociągnął ją za sobą, przebijając się przez tłum w stronę schodów. Ludzie rozstępowali się przed nimi, ale czuł na sobie ciężar ich spojrzeń. Kilka telefonów nadal śledziło każdy jego ruch.
    Gdy wrócili na górną lożę, Nico podszedł do baru. Sięgnął za kontuar po butelkę whisky, sobie dużą ilość, po czym bez zastanowienia wypił całą szklankę jednym haustem. Alkohol palił go w gardło, ale to był jedyny sposób, by chwilowo uspokoić nerwy.
    Nalał sobie ponownie, tym razem uzupełnił też drugą szklankę i podał ją Sophie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Przepraszam, to nie był dobry pomysł — wymamrotał pod nosem,
      Odstawił pustą szklankę na blat.
      Nico był zmęczony — ciągłym brakiem prywatności, nachalnymi spojrzeniami, ciągłą uwagą. Popularność miała swoją cenę, a dzisiejszy wieczór przypominał mu o tym aż za dobrze.
      Z trudem oderwał myśli od ostatnich wydarzeń na parkiecie, ale gdy tylko wrócił na górę, znów przyciągnął uwagę dziewczyn z loży. Te same, które podczas jego nieobecności zdążyły już wkraść się do towarzystwa jego kumpli. Jedna z nich, blondynka w krótkiej, błyszczącej sukience, nie tracąc ani chwili, podeszła do Nico i zarzuciła mu ręce na szyję muskając paznokciami jego kark.
      — Tęskniłam za tobą, wiesz?
      Rzuciła przeciągle.
      Nico, jeszcze wzburzony wydarzeniami z parkietu, nie próbował się odsunąć. Czuł jej dłonie na swojej szyi, jej ciepły oddech przy uchu. Chociaż jego umysł wciąż był pełen frustracji, ciało poddało się tej bliskości. Nie miał teraz siły na walkę, a jej dotyk działał kojąco, choć tylko powierzchownie. Nie był w nastroju na głębsze relacje, ale ta chwilowa ulga od napięcia, które w nim buzowało, była kusząca.
      Blondynka szepnęła mu coś do ucha, śmiejąc się cicho, jakby zdradzała mu jakiś sekret. Nico nie odpowiedział, tylko przyglądał się jej przez moment, wciąż trzymając w dłoni szklankę po whisky. Wiedział, że w tej chwili mógłby pozwolić sobie na więcej, na coś, co oderwie go od całej tej presji, od spojrzeń, oczekiwań, od bycia ciągle na świeczniku.
      W tym samym czasie Alex, która przez ostatnią godzinę próbowała zdobyć jego uwagę, obserwowała scenę z boku. Jeszcze przed chwilą myślała, że może ma szansę go sobą zainteresować. Starała się wciągnąć go w rozmowę, śmiała się z jego żartów, ale teraz, widząc jak blondynka tak łatwo zajmuje jej miejsce, poczuła się odsunięta na bok. Miała już dość tej walki o jego uwagę, która teraz wydawała się kompletnie bezcelowa.
      — Chodź, Sophie — powiedziała do swojej przyjaciółki, odrywając wzrok od Nico. W jej głosie słychać było zmęczenie i rezygnację. — Wracamy do domu. Mam już dosyć tej imprezy.

      Nico

      Usuń
  14. [Wiesz, że zawsze doceniam, tym razem również. 💜 Możesz potrzymać za nią kciuki, na pewno jej nie zaszkodzą!]

    Bree 💙

    OdpowiedzUsuń
  15. Nico odetchnął głęboko, czując, jak pot spływa mu po plecach, mieszając się z chłodnym powietrzem wieczoru wpadającym przez okna sali treningowej. Był na środku ringu, naprzeciwko swojego sparingpartnera, Ramona, który zasypywał go serią precyzyjnych ciosów. Nico uniósł gardę, starając się bronić, ale myśli miał gdzie indziej. Ostatnie dni krążyły w jego głowie, odbijając się echem. Cios, który poczuł na szczęce, wyrwał go z zamyślenia. Przeklął pod nosem, robiąc krok w tył.
    — Skup się, Nico! — usłyszał głos trenera, stojącego przy linach. — Co jest, człowieku? Zostawiłeś głowę gdzieś na imprezie?
    Nico próbował wrócić do walki, ale nie zdążył. Ramon uderzył go prawym sierpowym prosto w łuk brwiowy, rozcinając go nieznacznie. Nico zatrzymał się, wciągając powietrze. Czuł, jak krew zaczyna powoli spływać po jego twarzy.
    — Dobra, dobra, koniec na dziś — powiedział trener, wchodząc do ringu. — Nie ma sensu ciągnąć tego, jeśli nie jesteś w formie. Zostawmy to na jutro.
    Nico spojrzał na Ramona, który podszedł do niego z wyciągniętą ręką.
    — Spoko, stary. Każdemu się zdarza — powiedział Ramon, uśmiechając się lekko, chociaż z jego spojrzenia można było wyczytać, że był zaskoczony brakiem skupienia Nico.
    — Dzięki — odpowiedział Nico krótko, po czym skierował się do szatni, wycierając pot i krew ręcznikiem.
    W lustrze zobaczył swoje odbicie. Rozcięty łuk brwiowy, niewielki siniak na kości jarzmowej. “Świetnie, teraz wyglądam jak ktoś, kto sam szuka kłopotów”, pomyślał. Nie pierwszy raz wracał z treningu z obiciami, ale dzisiaj wszystko wydawało się inne. Jego głowa była pełna myśli, które nie miały nic wspólnego z ringiem.
    Zapiął torbę sportową, zarzucił ją na ramię i wyszedł na zewnątrz, gdzie nocny chłód szybko przesiąkał przez jego wilgotną koszulkę. Wsiadł do swojego samochodu i zapalił silnik, pozwalając radiu wypełnić ciszę. W drodze do domu przeglądał telefon, ignorując kolejne wiadomości i nieodebrane połączenia. Znajomi z różnych stron Nowego Jorku zasypywali go zaproszeniami na imprezy. Piątkowy wieczór, każda knajpa i klub tętniły życiem, a Nico, jak zwykle, był mile widzianym gościem.

    „Chodź do nas, wielka impreza na Lower East Side!”, „Yo, stary, ekipa w Tribeca! Przyjeżdżasz?”

    Nie miał jednak na to ochoty. Był zmęczony. Fizycznie, psychicznie. Zamiast tego planował wrócić do mieszkania, wziąć prysznic i po prostu odpocząć. Przejechał przez centrum miasta, mijając oświetlone wieżowce i neony klubów, których kolejki sięgały na chodniki. Zatrzymał się pod swoim blokiem, wyłączył silnik i wziął głęboki oddech. Spokój. Tego potrzebował.
    Ale wtedy usłyszał dźwięk telefonu. Powiadomienie. Spojrzał na ekran i zobaczył kilka nieodebranych połączeń od Alex oraz wiadomości, które wcześniej zignorował.

    Alex: „Poszłyśmy na jakąś imprezę, zaprosili nas na domówkę. Chyba kojarzysz gościa, co ją organizuje? Sophie się zmyła, nie mogę jej znaleźć…”

    Alex: „Nico, co robisz? Jest dziwnie, nikt nie traktuje mnie poważnie, a Sophie zniknęła.”

    Alex: „Nico, martwię się! Pomóż mi, nikt nie chce mi pomóc!!!”

    Pod wpływem impulsu natychmiast odpisał:
    — Gdzie jesteście?

    Szybko pojawiła się odpowiedź:
    „U tego gościa, którego spotkaliśmy w klubie, na Upper West Side.”

    Nico poczuł nagły przypływ adrenaliny. Alex brzmiała naprawdę przestraszona, a Sophie… Zniknęła? Coś w jego wnętrzu zapaliło alarm. Sophie, mimo swojej pewności siebie, nie wyglądała na typ dziewczyny, która ot tak by się urwała z imprezy, zwłaszcza z tłumem ludzi, których nie znała.
    Bez chwili zastanowienia, Nico wziął kluczyki, szybko przebrał się w czyste ubranie i wyszedł z mieszkania, odpalając auto. Zanim jednak ruszył, sprawdził jeszcze raz adres wysłany przez Alex. Wiedział, gdzie to jest — willa w luksusowej okolicy, jedna z tych, gdzie bogaci nowojorczycy organizowali imprezy. Ktoś, kogo kojarzył z klubów i imprez, ale nie znał bliżej.
    Droga nie zajęła mu długo, a myśli w jego głowie wirowały. Sophie… Sophie nie powinna była zniknąć bez słowa. To wszystko zaczynało go niepokoić coraz bardziej.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  16. Nieustannie musiała się powstrzymywać, żeby nie robić głupich min, wyrażających dobitnie, co o tym wszystkim myśli i co czuje. A czuła sporo. Przede wszystkim złość, wściekłość, agresję żywą jak otwarta rana, gotową wybuchnąć w najmniej odpowiednim momencie. Prosiła jedynie o święty spokój, żeby wszyscy się od niej odczepili. Czy to naprawdę było tak wiele?
    Od dzieciństwa bardzo źle reagowała na wszelkie formy przymusu, ale odkąd zaginął jej ojciec, było jeszcze gorzej. Fakt, że nie pamiętała tych paru lat, wcale nie poprawiał sytuacji. Kiedy zaczęła odzyskiwać świadomość już taka była — zła, sfrustrowana, przepełniona gniewem. Z wiekiem nauczyła się nad sobą panować, wypracowała to niemal do perfekcji, ale były takie momenty, w których cała jej idealna fasada rozchodziła się w szwach.
    Na przykład takie momenty jak ten.
    Miała ochotę syknąć, usłyszawszy pytanie siostry, wiedziała bowiem, że matka momentalnie obróci to w wielką awanturę, a o ile Maddie kochała swoją matkę, tak z trudem znosiła jej wybuchy i naciski. Czasami miała wrażenie, że Gwen takie afery sprawiają przyjemność. Ona sama, chociaż nie pozwalała sobą pomiatać i dobitnie dawała wyraz swojemu niezadowoleniu, raczej nie była wielką fanką kłótni. Wolała, kiedy ta druga strona po prostu sobie odpuszczała. Zwłaszcza, jeżeli miała świadomość, że i tak jest na przegranej pozycji.
    Westchnęła w duchu, szykując się na zniesienie kilkudziesięciu nieprzyjemnych minut, po których będzie mogła zabarykadować się w pokoju i nie zwracać uwagi na nikogo ani na nic.
    — Chyba nie myślisz, że to się naprawdę stanie — odpowiedziała cynicznie matka, uśmiechając się krzywo. — Jesteśmy teraz bardzo zajęci, prawda? — dodała, rzucając na męża ciężkie spojrzenie, pod którym złamałby się nawet największy twardziel.
    Maddie zerknęła na Sophię przez ułamek sekundy, a zaraz potem wbiła wzrok w Imogen i posłała jej krótki uśmiech. Nie był to jednak uśmiech miły — oznaczał raczej: Ciekawe, które z nich tym razem podda się pierwsze, chociaż wydawało im się, że znają odpowiedź. Właściwie nie była w stanie tego do końca zrozumieć. Przecież gdyby Sophia wyjechała z ojcem, choćby na kilka dni, matka również mogłaby od niej odpocząć. Nie było żadną tajemnicą, że faworyzowała swoje córki, zarazem wymagając od Oscara, żeby także je faworyzował. Czasami Maddie zazdrościła Imogen, która bezapelacyjnie była powiązana z tą rodziną ze wszystkich stron. Nie chciała przyznać, że nieraz boli ją to uczucie braku dopasowania. Też chciałaby mieć tatę, ale swojego, tego samego, który zaginął przed laty. Innego nie potrzebowała, zwłaszcza, że on także jej nie potrzebował. Innymi słowy — czuła się odrzucona. Chociaż za żadne skarby nie przyznałaby się, że jednak coś łączy ją z Sophią. Były różne jak ogień i woda. I chyba bezsprzecznie było wiadomo, która z nich jest ogniem.
    Imogen miała znacznie łatwiej, bo Peter bardzo ją kochał, chociaż od zawsze wiedział, że nie jest jego dzieckiem. Oprócz tego widywała się ze swoim ojcem raz na jakiś czas. A teraz była tutaj, z obojgiem rodziców na miejscu i dwiema doklejonymi siostrami. Czasami Maddie tak bardzo tęskniła za tatą, że miała wrażenie, że ta tęsknota rozbija jej serce na drobne kawałki.

    tata powiedział: nigdy nie odwracaj się tyłem do wyrzutka 🦁

    OdpowiedzUsuń
  17. Uśmiechnęła się krzywo, słysząc odpowiedź Oscara. Choćby chciała (a nie chciała) obdarzyć go szacunkiem, po prostu nie potrafiła tego zrobić; nie wówczas, kiedy pozwalał matce owinąć się wokół palca i nawet nie protestował. Nic dziwnego, że byli raczej zgranym małżeństwem — idealnym partnerem Gwen był bowiem każdy, kto robił to, czego chciała.
    Boże, jak ona nie znosiła tego domu, tej atmosfery, swojego niby-ojczyma i niby-siostry. Czasami doprowadzało ją to niemal do obłędu, choć nie omieszkała korzystać z przywilejów, o które wciąż walczyła dla niej matka. Domagała się lepszego traktowania swoich córek przez męża, nawet Maddie, która była mu przecież zupełnie obca. W dziwny, pokręcony sposób sprawiało jej to złośliwą uciechę; mogła lekceważyć Oscara na całej linii, ale poczucie wyższości względem Sophii było jednym z najlepszych uczuć na świecie.
    W gruncie rzeczy Maddie nie była złym człowiekiem, chociaż większość swoich atutów opierała na złośliwości. Upór, dążenie do celu po trupach, spora dawka sarkazmu przyprawiona ironią — to był jej teren, dobrze znany, po którym poruszała się gładko jak baletnica.
    — Chyba nie sądzisz, że zostawisz pracę tylko po to, żeby pojechać na jakąś głupią wycieczkę — prychnęła Gwen, unosząc brwi i mierząc męża zabarwionym pogardą spojrzeniem. — Mamy w tym miesiącu wystarczająco dużo wydatków — dodała uroczym tonem, uśmiechając się.
    Jakie to były wydatki, tego Maddie nie wiedziała. Prawdopodobnie nawet nie istniały, lecz z pewnością zaraz zaistnieją. Wszystko, byleby tylko mężczyzna ani trochę się od niej nie odsunął.
    Od małego doskonale zdawała sobie sprawę z dwóch rzeczy. Pierwsza — że matka jest sprytna. Druga — że jest nieszczęśliwa. Ale odkąd dopięła swego i wyszła za dawną, pierwszą licealną miłość, wydawała się być zadowolona. O ile można było tak nazwać ów triumfalny uśmiech, który czasami majaczył na jej ustach. Do pełni szczęścia, Maddie była o tym przekonana, brakowało jej tylko, by Oscar pozbył się Sophii z domu.
    — Cóż, ale jeżeli musisz jechać, może tak zabrałbyś ze sobą dziewczynki? Imogen też przyda się wyjazd z tatusiem — dodała ironicznie. — A przecież nie pozwolimy, żeby Maddie czuła się wykluczona, prawda?
    Miała ochotę wybuchnąć śmiechem, chociaż nie zamierzała nigdzie jechać z nimi. Niemniej podgrzewanie atmosfery wychodziło matce znakomicie.
    — Właśnie, może my też pojedziemy, co, Imogen? — zwróciła się do siostry, wymieniając z nią porozumiewawcze spojrzenia, która zachichotała i przytaknęła.
    Właściwie Maddie nie wiedziała, co tak bardzo działa jej na nerwy w przybranej siostrze. To była niechęć, która zaczęła się na długo przed wspólnym mieszkaniem, i którą małżeństwo rodziców mogło jedynie podsycić. Już w szkole Sophia denerwowała ją samą obecnością, zresztą, o ile wiedziała — z wzajemnością. Chociaż, oczywiście, Maddie dokładała starań, by porządnie zajść jej za skórę. Nie była pewna, jak wyglądała druga strona medalu. Jak również niespecjalnie ją to obchodziło.
    — Tylko może lepiej zabierz je, no nie wiem, do Mediolanu? — odezwała się Gwen ponownie. — Tam przynajmniej warto pojechać — podkreśliła dobitnie, jakby warto było jechać tylko tam, gdzie ona miała ochotę, zaś bez sensu gdziekolwiek indziej.
    Madeleine uśmiechnęła się pod nosem, zadowolona z irytacji niby-siostry, która z pewnością w niej teraz kipiała. Czasami czuła się tak, jakby występowała w bajce o Kopciuszku, która toczy się jednak prawdziwymi kolejami życia, pozbawionymi magii i odgórnie wiadomych zwycięstw.

    niech żyje król! 🦁

    OdpowiedzUsuń
  18. Gdy tylko zaparkował przed domem, Alex niemal natychmiast do niego podbiegła, wyraźnie zdenerwowana i roztrzęsiona. W jej oczach malował się strach, a z jej ust wypływały urywane zdania.
    — Nico! Sophie na prawdę zniknęła! Nie mogę jej znaleźć! Cały czas się martwiłam, pytałam ludzi, ale nikt nie wie, gdzie jest! — Alex mówiła tak szybko, że ledwo nadążał za jej słowami. — Przez chwilę była z nami, a potem zniknęła, a ja… Nico, coś jest nie tak, wiem to!
    Nico objął ją ramieniem i zaczął się rozglądać. Dom pełen był ludzi — roześmiane twarze, głośna muzyka, kieliszki z alkoholem unoszone w górę, ale on nie widział w tym niczego poza chaosem. Wszędzie dostrzegał tylko obcych, przy czym jego myśli krążyły wokół Sophie. Jego intuicja, ta sama, która nie raz ratowała go w ringu, teraz wrzeszczała, że coś jest nie tak.
    — Sophie była z kimś? Widział ją ktoś? — pytał, przeciskając się przez grupy imprezowiczów. Alex, ledwo nadążając za nim, ciągle rozglądała się wokół.
    — Nico! — zatrzymał go jeden z chłopaków, z którym przelotnie kiedyś rozmawiał na innej imprezie. — Chodź, napij się z nami, stary! — podsunął mu kieliszek, ale Nico odsunął jego rękę i szybko przeszedł obok, nawet się nie zatrzymując.
    Każda sekunda była jak wieczność, a przeczucie, że coś złego się wydarzyło, nie dawało mu spokoju. W końcu ktoś rzucił, że widział Chase’a — tego samego gościa, z którym Nico miał spięcie ostatnim razem — idącego na górę z jakąś dziewczyną. Serce Nico przyspieszyło jeszcze bardziej.
    Nico nie czekał ani chwili dłużej. Ruszył w stronę schodów, przeciskając się przez tańczących ludzi i śmiejących się gości.
    — Sophie! — Alex zaczęła pytać każdego, kogo mijała, ale nikt nie miał pojęcia, gdzie jest jej przyjaciółka.
    Nico otwierał po kolei drzwi do pokoi, zbijając na sobie wzrok osób, które siedziały tam w różnym stanie rozluźnienia. Ludzie rozmawiali, pili, flirtowali — ale Sophie nigdzie nie było. W końcu dotarł do pokoju, gdzie w rogu na sofie leżała postać. Sophie. Leżała bezwładnie z podwiniętą sukienką, jakby oderwana od rzeczywistości. Nad nią, w samych bokserkach, stał Chase, z nieprzytomnym wyrazem twarzy.
    W jednej sekundzie w Nico zapaliła się iskra furii. Nie myślał — działał. Skoczył na Chase’a z całą siłą, a pierwszy cios, jaki mu zadał, był celny i brutalny. Uderzenie w twarz dosłownie zwaliło gościa z nóg. Chase próbował się podnieść, ale Nico, nie czekając, ponownie wymierzył mu kolejny cios, tym razem jeszcze mocniejszy. Chase upadł na podłogę z głuchym hukiem, a Nico stał nad nim, z gniewem gotującym się w jego żyłach.
    — Ty pieprzony… — wycedził przez zaciśnięte zęby, gotowy do kolejnego uderzenia.
    — Nico, przestań! — głos Alex wyrwał go z tego szaleńczego zamroczenia.
    Spojrzał na nią, a potem na Sophie, która leżała na sofie, niemal nieprzytomna. Alex podbiegła do niej, poprawiając jej sukienkę i próbując ją wybudzić.
    — Sophie, hej, wszystko będzie dobrze, zaraz cię stąd zabierzemy — mówiła, próbując uspokoić drżący głos.
    Nico odetchnął głęboko, przesuwając dłonią po twarzy. Musiał się uspokoić, musiał działać. Szybko podszedł do Sophie, schylił się i delikatnie wziął ją na ręce.
    — Nico, co robisz? — zapytałan Alex, patrząc na niego z obawą.
    — Zabieram ją stąd. Nie mogę jej tu zostawić, jest nieprzytomna — powiedział Nico, a Sophie, ledwo kontaktując, zarzuciła mu ramiona na szyję.
    Była półprzytomna, ale jej obecność sprawiała, że adrenalina w jego ciele nie przestawała działać. Nico zaniósł ją po schodach, przeciskając się przez tłum ludzi, którzy teraz byli jedynie rozmazanymi kształtami w jego polu widzenia. Nie zwracał na nich uwagi, szedł prosto do wyjścia. Alex szła za nimi, potykając się co chwilę, ale nie spuszczała z oczu Sophie.
    Gdy dotarli na zewnątrz, Nico położył Sophie na tylnym siedzeniu swojego auta, starannie układając jej głowę na poduszce. Potem wsiadł za kierownicę, a Alex obok niego. Bez słowa ruszyli w stronę jego apartamentu. To był jedyny bezpieczny kierunek, jaki teraz widział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nico prowadził auto przez opustoszałe, nocne ulice, a ciche dźwięki silnika zdawały się być jedynym odgłosem w tej pełnej napięcia ciszy. Spojrzał w lusterko wsteczne, widząc Sophie, która ledwo utrzymywała się przytomna na tylnym siedzeniu. Jej drobna sylwetka była niemal bezwładna, a jej głowa opierała się o poduszkę, którą Nico dla niej przygotował wykorzystując do tego własną bluzę. Przez chwilę zastanawiał się, jak mogło do tego dojść — jak ktoś mógł to zrobić, nie przejmując się zupełnie jej bezpieczeństwem.
      Po jego prawej stronie Alex siedziała w ciszy, posyłając mu co jakiś czas pełne skruchy spojrzenia. Jej dłonie nerwowo splatały się na kolanach, a jej wzrok zdradzał, że czuje się odpowiedzialna za to, co się stało. Nico, choć wciąż wściekły na Chase’a, czuł, jak powoli opada adrenalina, a na jej miejscu pojawiało się zmęczenie i smutek.
      — Nico... — Alex odezwała się cicho, łamiąc ciszę. Jej głos był pełen napięcia. — To wszystko moja wina. Nie powinnam była jej tam zabierać...
      Nie odpowiedział od razu. Nie był pewien, co powinien teraz powiedzieć. W głowie kłębiły mu się różne myśli, ale wiedział jedno — musiał ją bezpiecznie dowieźć do swojego apartamentu. Gdy tylko tam dotrą, wszystko będzie łatwiejsze.

      ***

      Gdy dotarli na miejsce, Nico zaparkował samochód przed swoim apartamentowcem. Wysiadł szybko i otworzył tylne drzwi, delikatnie wyciągając Sophie z auta. Wciąż była półprzytomna, jej oddech płytki, a oczy zamknięte. Alex stała obok, opierając się o drzwi samochodu, wciąż w szoku z powodu tego, co się wydarzyło.
      — Pójdziemy do sypialni, musimy ją położyć — rzucił Nico, głosem spokojnym, ale stanowczym.
      Zaniósł Sophie do środka, kierując się prosto do swojej sypialni. Jej ciało było bezwładne, lekkie w jego ramionach. Położył ją na łóżku, starannie układając poduszkę pod jej głową i przykrywając ją kołdrą. Czuł, jak napięcie powoli opada, ale wciąż nie mógł się pozbyć tej frustracji, tej złości, że ktoś mógłby ją skrzywdzić w tak perfidny sposób.
      Alex stanęła w drzwiach sypialni, ściskając ręce przed sobą. Jej oczy były zaszklone, a dolna warga drżała.
      — Namówiłam ją na tę imprezę... wiedziałam, że to nie jest dobre miejsce dla niej. Ale chciałam, żebyśmy miały trochę zabawy, żeby się wyluzowała… — Alex mówiła coraz ciszej, aż głos jej się załamał.
      Nico, opierając się o framugę drzwi, nie odrywał wzroku od Sophie, która leżała na łóżku. Jej klatka piersiowa unosiła się delikatnie, oddychając spokojnie, choć wciąż nie była w pełni świadoma tego, co się działo. Alex stała obok niego, patrząc na przyjaciółkę z mieszaniną winy i rozpaczy.
      — To nie jest twoja wina, Alex — powiedział Nico po chwili, choć sam nie był pewien, czy to prawda. — Nie mogłaś przewidzieć, że ktoś mógłby zrobić coś takiego. To ten gnojek, Chase, i ludzie, z którymi się zadaje.
      Alex otarła łzy wierzchem dłoni i opadła na sofę w kącie pokoju. Zadrżała, opierając się o jego ramię, a potem szlochając cicho, nie mogąc już dłużej trzymać emocji na wodzy.
      — Ja… Ja po prostu chciałam, żebyśmy spędziły razem fajny wieczór. Ale… nic nie poszło tak, jak powinno. Zgubiłyśmy się w tym całym tłumie, a ona… — mówiła przez łzy, osuwając się na ramię Nico.
      Nico westchnął głęboko, patrząc na Alex z góry, czując, jak jej żal i wina powoli go przytłaczają. Położył dłoń na jej ramieniu, ściskając je delikatnie.
      — Alex, to nie jest czas, żeby szukać winy u siebie. Ważne, że ją znaleźliśmy na czas. Teraz musimy się upewnić, że nic jej nie będzie — odpowiedział spokojnie, ale stanowczo, próbując jakoś ją pocieszyć.
      Cisza zaległa między nimi, a jedynym dźwiękiem była cicha obecność Sophie, która spała niespokojnie na łóżku. Alex w końcu przestała płakać, ocierając resztki łez. Było jasne, że była rozbita, jej poczucie winy wyraźnie nad nią ciążyło, a Nico wiedział, że ten wieczór nie był jeszcze zakończony. Chociaż uratował Sophie przed najgorszym, konsekwencje mogły nadejść dopiero rano.

      Usuń
  19. Przez kilka godzin Nico i Alex czuwali, siedząc w półmroku przy łóżku Sophie, nasłuchując jej oddechu i wymieniając szeptem słowa, które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej szczere. Początkowo rozmowa krążyła wokół minionych wydarzeń, ale stopniowo na powierzchnię zaczęły wychodzić wątki osobiste. Alex opowiedziała o swoim dzieciństwie, o marzeniach i o tym, jak w rzeczywistości czuje się zagubiona w świecie pełnym presji i rywalizacji. Nico, choć zwykle pełen rezerwy, pozwolił sobie na krótkie anegdoty z początków kariery boksera i opowiedział, jak boks stał się dla niego ucieczką.
    — Nie spodziewałam się, że dzisiaj spędzę noc w twoim mieszkaniu — powiedziała Alex, nieco rozbawiona, choć zmęczenie było wyraźne w jej oczach.
    Nico uśmiechnął się lekko, unosząc jedną brew.
    — Ja też nie przewidziałem, że będę czuwać nad dwiema dziewczynami, ale… chyba każdy czasem potrzebuje ratunku — odpowiedział cicho.
    Kiedy upewnili się, że Sophie śpi spokojnie, a jej oddech stał się równomierny, zmęczenie zaczęło ich powoli pokonywać. Nad ranem po przegadanych godzinach i kilku głębszych wyznaniach oboje zasnęli, każde na końcu kanapy w salonie, kompletnie wyczerpani.
    Obudzili się dopiero przed południem, kiedy słońce przebijało się przez rolety, zalewając salon jasnym światłem. Nico poczuł szorstkość materiału kanapy pod policzkiem i leniwie uniósł głowę, zauważając Alex, która również otwierała oczy.
    — Dobry poranek, bokserze — powiedziała Alex z rozbawieniem, przeciągając się. Widać było, że po długiej nocy chciała jak najszybciej pozbyć się imprezowych ubrań.
    Nico wskazał na jedną z szaf w przedpokoju.
    — Jest tam kilka koszulek, wybierz sobie coś i poczuj się jak u siebie. Łazienka jest po lewej — dodał, przeczesując dłonią włosy i przeciągając się. On zniknął w łazience na drugim poziomie apartamentu.
    Kiedy Alex wróciła już wykąpana i ubrana w jego białą, zbyt dużą koszulkę, zaczęli razem przygotowywać śniadanie. W kuchni, która wypełniała się zapachem świeżych owoców, ich zmęczenie zaczęło ustępować miejsca lekkiej radości z rozpoczęcia dnia. Nico wyciągnął kilka pomarańczy i zaczął je wyciskać, podczas gdy Alex przygotowywała jajka na patelni.
    — Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem twoich kulinarnych umiejętności — powiedziała Alex z uśmiechem, gdy Nico nalał świeżo wyciśnięty sok do szklanek.
    — No cóż, może wyglądam na takiego, który potrafi się tylko bić… — odpowiedział, nalewając pomarańczowy sok do dwóch wysokich szklanek. Przerwał, bo usłyszał dźwięk kroków. Oboje odwrócili się w stronę schodów, a na widok Sophie, która powoli schodziła na dół, ich twarze się rozpromieniły.
    — Sophie! — Alex rzuciła się ku niej z wyraźną ulgą, a Nico poczuł, jak jego ramiona mimowolnie się rozluźniają.
    Sophie przystanęła, a jej oczy zatrzymały się na Nico i Alex.
    Nico spojrzał na Sophie uważnie, próbując wyczytać cokolwiek z jej spojrzenia. Podszedł bliżej i nachylił się, by złapać z nią kontakt wzrokowy.
    — Jak się czujesz? Wszystko w porządku? — zapytał cicho, z wyraźną troską w głosie.
    Sophie spojrzała na niego, a potem na Alex, która posłała jej ciepły uśmiech.
    Nico bez słowa nalał jej świeżo wyciśnięty sok do wysokiej szklanki i podał, przysuwając dłońmi bliżej jej palców, by upewnić się, że trzyma stabilnie.
    — Musisz coś zjeść, żeby odzyskać siły — powiedział. Chwilę później podsunął w jej stronę talerz z tostem posmarowanym kremowym awokado i posypanym plasterkami rzodkiewki i szczypiorkiem.
    Nico przez chwilę się wahał, bawiąc się krawędzią szklanki na blacie. Z jednej strony chciał od razu zasypać Sophie pytaniami, dowiedzieć się, co pamięta, upewnić się, że dotarli na czas, i że nic złego się nie wydarzyło. Z drugiej strony czuł, że to nie jest odpowiedni moment. Sophie wyglądała na zmęczoną i kruchą, jakby cała energia, którą zwykle miała, zniknęła gdzieś przez ostatnią noc. Zerknął przelotnie na Alex, która unikała jego spojrzenia, może nadal dręczona myślą, że namówiła Sophie na tę imprezę.
    W końcu Nico odchrząknął, starając się mówić łagodnie, choć troska brzmiała wyraźnie w jego głosie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Sophie, jesteś pewna, że wszystko z tobą w porządku? Jeśli trzeba, mogę zadzwonić po lekarza… albo możemy po prostu pojechać do szpitala — powiedział, patrząc na nią uważnie.
      Sophie uniosła wzrok, przez chwilę wyraźnie zastanawiając się nad odpowiedzią. Wydawało się, że przetrawia jego słowa, a jej oczy odbijały coś pomiędzy zmęczeniem a pewnym rodzajem wdzięczności.
      Nico nie mógł się powstrzymać, by nie rzucić ukradkowego spojrzenia w stronę Alex, która nadal wyglądała na przygaszoną. Minionej nocy, gdy tylko zasugerował wizytę w szpitalu, Alex była wyraźnie przeciwna, niemal błagała go, żeby nie jechać tam, bojąc się, co mogłoby wyniknąć z publicznego ujawnienia tego incydentu. Właśnie dlatego Nico ostatecznie przywiózł obie dziewczyny do siebie, ale w głębi duszy żałował tej decyzji i czuł niepokój, że Sophie nie otrzymała pomocy, której mogła potrzebować.
      — Jeśli tylko cokolwiek cię zaniepokoi, nie wahaj się powiedzieć. Naprawdę — dodał, a jego głos był pełen szczerości.

      Nico <3

      Usuń
  20. Nico słuchał Sophie z uwagą, dostrzegając w jej oczach rosnący niepokój, gdy próbowała zebrać wspomnienia z minionej nocy. Widocznie jej pamięć była porwana na fragmenty; Sophie zerkała to na niego, to na Alex, szukając odpowiedzi.
    Nico wymienił spojrzenie z Alex, która odchrząknęła, próbując ułożyć w myślach odpowiednie słowa. Zanim jednak coś powiedziała, Nico odezwał się pierwszy, starając się mówić delikatnie.
    — Alex nie mogła cię znaleźć, martwiła się i zadzwoniła do mnie. Przyjechałem, żeby jej pomóc. Znalazłem cię… — urwał na chwilę, dobierając słowa — byłaś na górze z jednym gościem, który… nie był chyba najlepszym towarzystwem.
    Nico zatrzymał się na moment, szukając wzrokiem reakcji w jej oczach.
    — Gdy dotarłem na miejsce, zastałem cię w… niekomfortowej sytuacji. Zabrałem cię stamtąd.
    Alex wtrąciła się, z wyrazem głębokiego poczucia winy na twarzy.
    — Sophie, przepraszam. Wiem, że to był mój pomysł, żeby tam iść. Wszystko zaczęło się dobrze, ale… to nie powinno tak się skończyć. Nie wiem, co sobie myślałam, naprawdę. Myślałam, że będzie fajnie, wiesz, spotkamy nowych ludzi… Nie miałam pojęcia, że coś takiego się wydarzy. Gdybym tylko mogła cofnąć czas…
    Monolog Alex wywołał jeszcze większą konsternację u Sophie. Siedziała w milczeniu, wyraźnie przetwarzając to, co usłyszała.
    Nico wziął głęboki oddech, wiedząc, że czeka go jeszcze trudna część rozmowy. W końcu jednak postanowił nie owijać w bawełnę.
    — Sophie… kiedy cię znaleźliśmy, byłaś nieprzytomna — powiedział spokojnie, ale stanowczo. — Albo byłaś mocno pijana, albo… ktoś mógł ci coś dosypać. Na pewno nie byłaś sobą.
    Jego ton był ciepły, zapewniający, choć wewnętrznie walczył z wciąż buzującą w nim złością. Poczuł ścisk w żołądku, widząc, jak te słowa do niej docierają. Wyciągnął rękę, jakby chciał ją uspokoić.
    — Sophie, jeśli tylko czegoś potrzebujesz, powiedz. Naprawdę, jesteśmy tutaj dla ciebie — powiedział Nico, widząc, że Sophie cicho pokiwała głową.
    Aby nieco rozładować atmosferę i dać jej chwile dla siebie Nico zaproponował, że zaprowadzi ją do łazienki. Wziął świeży ręcznik i swoje ubrania — wygodną koszulkę i bluzę — i podał jej.
    — Proszę, tutaj masz ręcznik, a to… coś do przebrania się — powiedział, podając jej ubrania.
    — Będzie ci w tym wygodnie, nie musisz się spieszyć — dodał, starając się, by jego głos był spokojny i kojący.
    Sophie przyjęła je, a gdy zamierzała zamknąć drzwi, Nico na chwilę się zawahał. Wykorzystując ich prywatność, spojrzał na nią poważnie, jeszcze raz chcąc upewnić się, że wie, co może zrobić.
    — Sophie… — zaczął ostrożnie. — Pamiętaj, że jeśli tylko zechcesz, możemy zgłosić się z tym na policję. I do szpitala. Nie musisz podejmować tej decyzji od razu.
    W jej spojrzeniu pojawił się cień emocji, którego Nico nie potrafił odczytać — może wstyd, a może po prostu oszołomienie.
    Nico dostrzegł niepewność i zmieszanie na jej twarzy, jakby nie mogła się zdecydować, co zrobić.
    Nie naciskał już więcej. Wiedział, że czasami najlepiej jest dać przestrzeń, by druga osoba sama zdecydowała, czego potrzebuje. Sophie zniknęła w łazience, a on wrócił do kuchni, gdzie Alex siedziała na kanapie, wpatrzona w ścianę, jakby przetrawiała cały miniony wieczór.
    — Jak się czuje? — zapytała, unosząc wzrok, gdy tylko usłyszała kroki Nico.
    — Zagubiona, ale… poradzi sobie — Nico westchnął ciężko, czując, jak opadają z niego emocje, które przez całą noc trzymał pod kontrolą.
    Alex skinęła głową i uśmiechnęła się lekko.
    — Cieszę się, że byliśmy obok, kiedy było to potrzebne.
    Nico nie odpowiedział, ale w jego spojrzeniu malowała się pewność, że zrobił wszystko, co mógł. Kiedy Sophie w końcu wróciła, ubrana w za dużą koszulkę Nico, rzucił jej ciepły uśmiech.
    — Śniadanie wciąż na stole — przypomniał z łagodnym uśmiechem, podnosząc szklankę soku. — Zjedz coś, dobrze ci zrobi.



    Nico

    OdpowiedzUsuń
  21. Nico stał w progu swojego mieszkania, patrząc, jak Alex i Sophia wchodzą do windy. Alex jeszcze raz posłała mu wdzięczne spojrzenie, a Sophia, wciąż wyraźnie zmęczona i przygaszona, skinęła głową na pożegnanie. Kierowca już czekała na nie przed budynkiem. Nico wolał się upewnić, że obie bezpiecznie wrócą do domu.
    Przez chwilę stał w ciszy, wpatrując się w swoje odbicie w oknie. W głowie kotłowały się emocje: gniew, poczucie winy, niepokój. W mieszkaniu nagle zrobiło się zbyt cicho, jakby cała ta sytuacja pozostawiła po sobie pustkę. Wiedział, że musi coś zrobić, żeby się uspokoić.
    Bez wahania sięgnął po torbę treningową i ruszył w stronę siłowni.
    Wieczorne światło wpadało przez wysokie okna, oświetlając pustą salę. Założył rękawice i stanął przed workiem bokserskim. Oparł czoło o zimną skórę, zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Próbował się skoncentrować, ale jego myśli uparcie wracały do wczorajszego wieczoru. Do tego, jak znalazł Sophia na tej sofie, bezbronną, nieświadomą tego, co mogło się wydarzyć.
    Pierwszy cios był mechaniczny, jakby ciało działało automatycznie, ale kolejne nabierały siły. W głowie miał obraz Chase’a, tego kpiącego uśmieszku, gdy Nico wszedł do pokoju. Gniew, który w sobie tłumił, teraz wybuchał.
    Cios za ciosem, szybciej, mocniej. Każdy ruch był jak próba wyrzucenia z siebie bezradności, którą czuł, gdy nie mógł cofnąć czasu, żeby wszystko potoczyło się inaczej.
    „Gdybyśmy się spóźnili…” — pomyślał, a ból w rękach przybrał na sile, gdy uderzył w worek z całej siły. Zacisnął zęby, ale nie przestawał.
    W końcu, kiedy jego oddech stał się ciężki, a ramiona zaczęły protestować od wysiłku, opuścił ręce. Oparł się na kolanach, próbując złapać oddech, pot spływał mu po twarzy. Zwykle taki trening przynosił mu ukojenie, ale nie dzisiaj.
    W jego głowie wciąż brzmiały słowa Alex. „Ona zniknęła, Nico. Po prostu zniknęła.” A potem obraz Sophii, bezsilnej, w rękach kogoś, kto mógł ją skrzywdzić.
    Zamknął szafkę w szatni, chwycił torbę treningową i wsiadł do samochodu. Miał zamiar wrócić do domu, ale coś go powstrzymało. Przez chwilę siedział za kierownicą, patrząc w przednią szybę, aż w końcu podjął decyzję.
    Musiał się upewnić, że naprawdę wszystko z nią w porządku. Wystukał adres w nawigację i ruszył w kierunku jej domu. Po drodze próbował uspokoić nerwy. „Może wcale nie chciała, żeby ktoś jej przeszkadzał. Może już dawno się pozbierała.” Ale instynkt podpowiadał mu, że musi to zrobić.
    Zaparkował w budynku i wszedł do głównego holu, a potem poszedł prosto do recepcji. Pracownica nie mogła podać mu dokładnego numeru apartamentu, ani wpuścić go do środka, ale obiecała zadzwonić i przekazać Sophii wiadomość o tym, że ma gościa.
    Minęła dłuższa chwila, zanim Sophie zeszła na dół. Wyglądała lepiej niż rano, choć wciąż trochę blado. Miała na sobie wygodny sweter i legginsy, a jej włosy były niedbale związane w kucyk. Była wyraźnie zaskoczona jego obecnością. Chwila ciszy między nimi była pełna niewypowiedzianych myśli.
    — Chciałem tylko sprawdzić, jak się czujesz — powiedział, patrząc na nią uważnie.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  22. Przewróciła oczami, słysząc tą żałosną odpowiedź, która nawet nie udawała odpowiedzi. Był to wykręt tak ewidentny, że Maddie zrobiło się niedobrze. Nie, żeby gdzieś w głębi serca faktycznie pragnęła, by Oscar traktował ją jak córkę; po prostu nienawidziła, kiedy jej uświadamiał, że nią nie jest, w przeciwieństwie do tamtych dwóch. Prawdopodobnie mężczyzna nie był nawet tego świadomy, być może wcale nie robił tego celowo, ale Maddie była bardzo wyczulona na punkcie statusu podrzutka. Co prawda matka tłumiła wszelkie próby, które mogłyby uwydatnić ten fakt, no i na pewno była w znacznie lepszej sytuacji, niż Sophia — ale to, że coś je jednak łączyło, Madeleine odbierała niemal jako osobistą porażkę.
    Nienawidziła tego domu i tej rodziny. Odkąd się tutaj wprowadziły, coraz bardziej tęskniła za swoim tatą, który był dla niej znacznie lepszym rodzicem, niż kiedykolwiek matka. Chociaż Gwen agresywnie walczyła o lepsze traktowanie obu swoich córek i nigdy nie żałowała jej pieniędzy, Maddie czuła się tak, jakby była tylko narzędziem w jej rękach. Na ogół radziła sobie z tym po swojemu — była cyniczna, sarkastyczna, ironiczna i ogólnie nieprzyjemna. Ale w głębi duszy czasami wciąż wydawała się samej sobie małą dziewczynką, spragnioną uwagi i miłości. Nie znosiła myśleć o tacie, bo równało się to myśleniu o wszystkim, co straciła i co nie mogło się nigdy powtórzyć. Nie mogła znów stracić taty, bo już nigdy nie miała żadnego mieć.
    Posłała Imogen krzywy, znaczący uśmieszek, podejmując temat.
    — W październiku jestem zajęta — stwierdziła obojętnym tonem, kątem oka zerkając najpierw na jedną, potem na drugą siostrę. — Ale macie rację, wizyty w Mediolanie nigdy nie odmówię.
    — W końcu to stolica mody — przyznała jej rację Gwen, a Maddie wychwyciła w jej twarzy wyraz uznania. — To co, postanowione? Chodź, skarbie, zarezerwujemy hotel — uśmiechnęła się uroczo, ciągnąc męża za rękę, by wstał i z nią poszedł. — Śniadanie może poczekać.
    Maddie prychnęła pod nosem i zasłoniła się kubkiem gorącej czekolady, ukradkiem śledząc matkę, która wyprowadzała z jadalni ojczyma w taki sposób, jak gdyby był on jej marionetką. W pewien sposób podziwiała manipulatorskie umiejętności Gwen, naprawdę; był to bowiem poziom zakrawający o prawdziwą sztukę. Gdyby nie musiała w tym uczestniczyć i była jedynie biernym obserwatorem, może nawet zrobiłoby się jej żal Oscara. Ostatecznie chyba nie było nic przyjemnego w byciu pożartym przez bardziej zdeterminowanego drapieżnika. Nawet, jeżeli nie miało się tego świadomości.
    Zostały same. Maddie niespiesznie popijała parujący napój i starała się nie wyrażać nawet najmniejszych emocji. Skoncentrowała się na uchwycie swoich palców, oplecionych wokół kubka, na zapachu czekolady, na łowieniu wypowiadanych w oddali słów. Była ciekawa, czy Oscar zdąży się w porę zorientować, jak zgrabnie Gwen owinęła go sobie wokół palca, ale podejrzewała, że nawet, gdyby to odkrył, zabrakłoby mu odwagi, żeby z tym walczyć. We wszystkich relacjach to matka była siłą napędową, czynnikiem dominującym, kimś, z kim należało się liczyć. Reszta świata wydawała się po prostu istnieć dookoła niej, dopasowując się do jej oczekiwań i potrzeb.
    — Hej, Gen, Aidan nie będzie zazdrosny o przystojnych Włochów? — zwróciła się do siostry, kompletnie ignorując Sophię, chociaż przypatrywała jej się spod rzęs. — Podobno bywa, hm, terytorialny.
    — Jakoś się z tym pogodzi — wzruszyła ramionami Imogen. — Martw się lepiej o swojego faceta.
    — Nawet, gdybym go miała, nie musiałabym się o niego martwić — pouczyła ją uprzejmie Maddie, jednocześnie pod stołem mocno kopiąc siostrę w kostkę. Przecież przysięgała, że nie poruszy tego tematu przy nikim z rodziny, że w ogóle go już nigdy nie poruszy. Zresztą, cała sprawa poszła dawno w zapomnienie, ale Imogen zdawała się czasem tego nie zauważać. — Możesz się nie gapić? — warknęła w stronę Sophii, odrobinę wybita z rytmu. — To strasznie wkurwiające.

    pick your poison, babe, I'm poison either way 💔

    OdpowiedzUsuń
  23. Kiedy Sophie po raz kolejny zapewniła go, że jest w porządku, Nico poczuł, jak część jego niepokoju powoli odpuszcza. Nie wszystko było idealne, ale widocznie najgorsze minęło.
    Patrzył na nią uważnie, śledząc każdy ruch, jakby próbując wyczytać w jej gestach i twarzy więcej, niż mogła powiedzieć słowami. Sophie wyglądała na zmęczoną, ale przynajmniej nie sprawiała wrażenia całkowicie załamanej, choć w jej oczach czaiła się jakaś głęboka rezerwa. Nie były to te same błyszczące oczy, które pamiętał z poprzednich spotkań. Przez chwilę zdawało mu się, że mogła nie chcieć się przed nim odsłonić, ostatecznie uznał jednak, że po prostu starał się zachować równowagę.
    Gdy zaproponowała, by coś zjedli, nie musiał długo zastanawiać się nad odpowiedzią. Przyjechał prosto z treningu, nie jedząc nic od śniadania, a teraz czuł, jak głód zaczyna wpływać na jego koncentrację. Słowa Sophie wydały się mu momentem oddechuj, pozwoleniem na chwilę normalności.
    — W zasadzie to nie jadłem nic od rana, a trening naprawdę mnie wykończył.
    Nico spojrzał na nią, jakby chciał zapytać, czy nie wolałaby się najpierw przebrać, przygotować do wyjścia, ale szybko odrzucił tę myśl.
    — Chodź — powiedział, ruszając ku windom, które prowadziły do garażu podziemnego.
    Czuł, że to najlepsza decyzja. Wcale nie chodziło o to, by wszystko natychmiast naprawić, ale o to, by zrobić krok do przodu, nawet jeśli nie miał pojęcia, jak ten krok ma wyglądać. Był tam, by jej pomóc, i nie chciał więcej roztrząsać tego, co się wydarzyło, szczególnie nie teraz.
    Na parkingu podziemnym zapanowała cisza. Nico otworzył drzwi samochodu i wskazał jej siedzenie pasażera. Sophie nie protestowała.
    Zapalił silnik, a samochód powoli ruszył w stronę ulicy.
    — Znam miejsce, gdzie możemy zjeść coś naprawdę dobrego, w spokoju — powiedział w końcu, łamiąc ciszę.
    To była mała, niezbyt elegancka, ale za to przytulna pizzeria na uboczu. Miejscówka idealna na spokojny wieczór, z dala od ciekawskich oczu. Nico był tu wiele razy i wiedział, że zawsze mogą liczyć na prywatność.
    Nico nie musiał się martwić o rezerwację. Jego znajomy, Antonio, od lat prowadził ten lokal i zawsze przyjmował go z otwartymi ramionami.
    Nico zaparkował wzdłuż ciemnej uliczki, po czym skierował się do tylnego wejścia, którym wchodził tylko nieliczni goście. To było dla niego najbardziej wygodne – nie chciał ściągać na siebie uwagi.
    — Nico! Co za niespodzianka — usłyszał, kiedy tylko zamknęli za sobą drzwi. Nico skinął głową, wymieniając z nim uścisk dłoni. Przedstawił ich sobie z Sophią.
    Marco zaprowadził ich przez kuchnię, gdzie zapach świeżo pieczonej pizzy unosił się w powietrzu. Wskazał im stolik znajdujący się w kącie lokalu, na uboczu, zapewniając im prywatność. Wyraźnie czuł się w obowiązku, by Nico i jego towarzyszka czuli się jak w domu.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  24. Nigdy nie przyznałaby się do tego głośno, ale tak naprawdę sama nie rozumiała, co Oscar — właściwie jakikolwiek mężczyzna — mógł dostrzec w jej matce. Owszem, wiedziała, że większość facetów przy wyborze partnerek na ogół kieruje się inną częścią ciała, niż mózgiem, a Gwen nie można było odmówić urody. Pamiętała, jakie wrażenie robiła na kolegach taty, kiedy spotykali się na grilla czy tak po prostu, porozmawiać. Kiedy była małą dziewczynką, marzyła, by w przyszłości wyglądać dokładnie tak, jak matka — szczupła, wysoka, jasnowłosa, z tym charakterystycznym błyskiem pewności siebie w oczach. Z biegiem lat coraz mocniej pragnęła jednak, żeby się do niej nie upodobnić. Ostatecznie była niewysoka i drobna jak lalka. Czasami strasznie tego nienawidziła; tego, że przez wzrost i delikatny wygląd ludzie nigdy nie brali jej na poważnie. W końcu nauczyła się przekuwać takie sytuacje na swoją korzyść. Poza tym dobrze wiedziała, jak działa na facetów jej drobność i niewinne oczy, choć sama Maddie wcale taka niewinna nie była.
    W domu zachowywała się inaczej, niż poza nim. Tak naprawdę nienawidziła tego apartamentu, nie znosiła tu mieszkać, przebywać, spać ani jeść. Gdyby nie Imogen, pewnie już dawno wyniosłaby się do jakiejś koleżanki czy kolegi, byleby nie musieć codziennie widywać Sophii albo obserwować relacji matki i Oscara, na widok której robiło jej się niedobrze. Miała szczerą m
    nadzieję, że ona sama nie zgłupieje do tego stopnia, by gonić za jakąś niespełnioną miłością sprzed lat. I chociaż kochała matkę — w końcu była jej matką, do cholery — coraz częściej dochodziła do wniosku, że właściwie to jej nie lubi. Zawsze dbała o interesy swoich córek — tego nie można jej było zarzucić. Maddie nie podobał się jednak sposób, w jaki to robiła: głośno, niemal agresywnie, jakby chciała, by cały świat patrzył i widział, że jest wspaniałą, oddaną matką. Zupełnie tak, jak gdyby wcale jej na tym nie zależało, a jedynie odgrywała jakąś rolę. Chociaż, uczciwie mówiąc, nigdy nie czuła się przez Gwen zaniedbana. Przytłoczona, zagubiona — owszem, jak wtedy, kiedy zmusiła ją do złożenia zeznań na policji. Maddie nie chciała tego robić, ale naprawdę ciężko było opierać się matce z tak dużą dawką uporu, przyzwyczajonej do stawiania na swoim.
    Uśmiechnęła się krzywo, słysząc docinki Imogen. Siostra była jej najlepszą przyjaciółką; dorastały razem i znały swoje najskrytsze sekrety. A zarazem Maddie wiedziała, że Gen czasami bywa niezłą suką. Pod tym względem znacznie bardziej przypominała matkę. Bywały takie momenty, kiedy żałowała, że siostra wie, w obawie, że kiedyś obróci to przeciwko niej.
    — Tobie już nie ma co umierać — mruknęła, posyłając Sophii pogardliwe spojrzenie. Nie znosiła jej jeszcze w liceum, a kiedy okazało się, że mają zamieszkać razem, dla Maddie była to prawdziwa katastrofa. — Hej, to się chyba dziedziczy po matce, co? Jakoś Imogen trzyma swoje szare komórki przy życiu, więc nie sądzę, żeby to była wina Oscara. Natomiast… — zawiesiła wymownie głos i obrzuciła Sophię wzrokiem z góry na dół.

    I hate it here so I will go to lunar valleys in my mind

    OdpowiedzUsuń
  25. Nico oparł się wygodniej o oparcie krzesła, biorąc do ręki kawałek pizzy. Skórzana tapicerka delikatnie zaskrzypiała pod jego ruchem, a unoszący się w powietrzu zapach świeżo wypieczonego ciasta i ziół zdawał się działać na niego uspokajająco. Rozmowa zaczęła się toczyć leniwie, bez pośpiechu, jakby żadne z nich nie chciało przyspieszać tego momentu. Atmosfera w knajpie, przytulna i cicha, sprzyjała swobodnej wymianie słów. Delikatne światło lamp tworzyło wokół nich ciepłą poświatę, a ciche rozmowy innych gości były ledwo słyszalnym tłem.
    Sophia powoli odzyskiwała swoje naturalne ciepło i pewność siebie. Jej uśmiech, choć wciąż nieco ostrożny, stawał się coraz bardziej szczery. W jej oczach zaczynało migotać coś, co Nico zinterpretował jako powrót do normalności, do tej beztroskiej wersji Sophia, którą znał wcześniej. Przez chwilę obserwował ją z ukrytym zadowoleniem, ciesząc się widokiem jej rozluźnionej postawy, drobnych gestów, które zdradzały, że czuła się coraz swobodniej.
    Kiedy usłyszał jej pytanie, uniósł wzrok znad talerza i przez chwilę udawał, że się zastanawia, mrużąc lekko oczy, jakby poważnie analizował jej pytanie. Przeciągnął moment ciszy, pozwalając, by ciekawość rosła, a kąciki jego ust zaczęły unosić się w nieco figlarnym uśmiechu.
    – Hm… Czy przyprowadzam tu każdą? – powtórzył, przeciągając słowa. Pochylił się nieco do przodu, opierając łokcie na stole i patrząc jej prosto w oczy, jakby chciał dodać tej chwili dramaturgii. Przez sekundę wyglądał, jakby miał powiedzieć coś poważnego, może nawet ważnego.
    – Nie. Tylko te wyjątkowe – odparł w końcu z przesadną pewnością siebie, jakby mówił to z pełną powagą. W jego oczach pojawił się jednak błysk rozbawienia, który zdradzał, że cała ta teatralność była częścią żartu.
    Na końcu jego powaga pękła, a on roześmiał się głośno, niemalże zarażając ją swoim śmiechem.
    – No dobrze, może trochę przesadzam – przyznał, opierając się z powrotem o krzesło. – Ale Marco robi najlepszą pizzę w mieście. I jak już raz tu przyjdziesz, nie chcesz jeść nigdzie indziej. To taki sekret… tylko dla wybranych — zaznaczył. — I tak, masz obowiązek zachować to w tajemnicy. – Nico uniósł dłoń w geście przysięgi, jakby chciał nadać swoim słowom większej wagi, choć jego uśmiech sugerował, że bawił się tą sytuacją.
    Nico przyglądał się Sophia przez moment, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zamiast tego wziął łyk wody i westchnął cicho, spoglądając na nią z delikatnym uśmiechem. Przesunął dłonią po brodzie, jakby zastanawiał się nad czymś poważniejszym.
    – Dawno się nie widzieliśmy. To znaczy, wyłączając te dwie ostatnie imprezy… – zaczął. – Opowiedz mi coś o sobie. Coś, co nie ma nic wspólnego z tamtą nocą. Kim jest Sophia, kiedy nie jest na imprezie?

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  26. Nico zerknął na nią znad talerza, a na jego twarzy pojawił się wyraz zamyślenia, jakby rzeczywiście rozważał jej słowa. Przechylił głowę lekko na bok, zmrużył oczy i w końcu westchnął teatralnie.
    – No cóż… – zaczął z przesadną powagą. – Wyjątkowe znaczy tyle, że… w zasadzie to się nie zdarza. – Nachylił się bliżej stołu, jakby miał zdradzić jej jakiś sekret. – Tak między nami… jesteś pierwszą osobą, którą tu przyprowadziłem.
    Sophie spojrzała na niego z rozbawieniem, ale zanim zdążyła coś odpowiedzieć, Nico dodał z psotnym uśmiechem:
    – Tylko nie mów Alex, bo boję się, że może być zazdrosna.
    Sophie wybuchnęła śmiechem, kręcąc głową. Nico wziął łyk wody, zastanawiając się przez chwilę nad ostatnimi dniami. Gdy myśli błądziły gdzieś na granicy rozmowy z Sophie i zawirowań, jakie miały miejsce, nie mógł nie zauważyć jednego – Alex zaczęła się do niego częściej odzywać. Gdy myśli błądziły gdzieś na granicy rozmowy z Sophie i zawirowań, jakie miały miejsce, nie mógł nie zauważyć jednego – Alex zaczęła się do niego częściej odzywać. Było coś w tonie jej wiadomości, co sugerowało, że rozmowa mogłaby szybko zejść na inne tematy. Może na nią samą. Może na to, jak dobrze im się ostatnio rozmawiało. Bo faktycznie – odkąd spędzili tamtą noc czuwając nad Sophie, Alex była bardziej obecna w jego życiu, a ich rozmowy… były zaskakująco łatwe. Była bystra, potrafiła go rozbawić, a czasami, co sam przyznawał z lekkim uśmiechem, nawet skarcić, gdy wychodziła z niej ta bardziej impulsywna strona. Ale Nico nie traktował tego jak czegoś, z czego mogłoby się coś rozwinąć. Było między nimi coś przyjaznego, swobodnego, ale… bez iskry, która sprawiałaby, że chciałby czegoś więcej. Może dlatego dzisiaj, kiedy Alex zaproponowała spotkanie, odpowiedział zdawkowo, że „może innym razem”. Bo nie chciał tego wieczoru spędzić z nią. Wolał przyjechać do Sophie.
    Nico słuchał uważnie, jego spojrzenie stało się bardziej skupione, a na twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Odłożył niedokończony kawałek pizzy na talerz, jakby chciał w pełni skupić się na tym, co mówiła Sophie.
    Nico oparł się wygodniej, splatając dłonie na blacie stołu. Jego spojrzenie było uważne, niemal przenikliwe. – I to ma być nudne? – zapytał retorycznie, a potem dodał z przekonaniem: – Brzmisz jak ktoś, kto ma więcej pasji i odwagi niż większość ludzi, których znam. – Ratowanie żółwi na Kostaryce i opieka nad słoniami w Tajlandii to dla ciebie nic wielkiego? – Pokręcił głową, a w jego głosie pobrzmiewało szczere zdziwienie. – Wiesz, większość ludzi w twoim wieku spędza lato na plaży albo robi staż w jakimś biurze, a ty wybierasz ratowanie zwierząt na drugim końcu świata.
    Nico spojrzał na nią uważnie, a kącik jego ust drgnął w ledwo zauważalnym uśmiechu
    – Brzmisz jak ktoś, kto wie, czego chce od życia. I to jest… – Zatrzymał się na chwilę, szukając odpowiedniego słowa. – Rzadkie.
    Nico przez chwilę milczał, jakby naprawdę zastanawiał się nad odpowiedzią. Wziął kawałek pizzy, lecz zamiast od razu go zjeść, obrócił go w palcach. Wreszcie spojrzał na nią, kąciki jego ust uniosły się w leniwym, półżartobliwym uśmiechu.
    – Taki Nico chyba nie istnieje – powiedział w końcu, rozkładając ręce jakby w geście bezradności. – Nico jest albo na ringu, albo w sali treningowej… a jak już tam nie jest, to czasem pojawia się na jakiejś imprezie. – Westchnął lekko. – Reszta to jakaś szara strefa.
    Ich rozmowa toczyła się dalej, bez pośpiechu, z coraz większą swobodą. Nico czuł, że atmosfera, która jeszcze kilka godzin temu była pełna niepewności i napięcia, teraz przekształciła się w coś o wiele bardziej przyjemnego. Po raz pierwszy od tamtej nocy widział, jak Sophie naprawdę się śmieje, a ten widok sprawiał, że gdzieś w głębi czuł ciepło, którego nie potrafił zignorować.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  27. Nico uniósł wzrok znad ostatniego kawałka pizzy i spojrzał prosto w oczy Sophie. Jej pytanie wisiało w powietrzu, a choć zadała je z pozorną lekkością, w jej oczach pojawiło się coś więcej. Jakby chciała usłyszeć odpowiedź, która mogłaby rozjaśnić coś, co od jakiegoś czasu ją nurtowało.
    – Czy ty jesteś w tej szarej strefie? – powtórzył jej słowa, jakby sam chciał je przetrawić. Oparł się wygodniej o oparcie krzesła, splatając ramiona na piersi. Przez chwilę wyglądał, jakby naprawdę się nad tym zastanawiał, ale jego uśmiech zdradzał, że już zna odpowiedź. – Nie, Sophie. Ty… – zawahał się na moment, jakby szukał właściwych słów – nie jesteś w szarej strefie.
    Nico pochylił się nieco bliżej, opierając łokcie na stole, tak że dzieliła ich teraz tylko niewielka przestrzeń. – Ty jesteś… w zupełnie innej kategorii. – Jego głos był cichy, ale pewny.
    Nico uniósł brwi, słysząc ostatnie słowa Sophie, i przez chwilę milczał, zastanawiając się nad jej pytaniem. W końcu oparł się o krzesło, splatając ręce na piersi, a na jego twarzy pojawił się lekki, rozbawiony uśmiech.
    – Stalkowałaś mnie w internecie? – zapytał z udawanym zdziwieniem, choć w jego głosie nie było ani śladu oburzenia. – No dobrze, powiedzmy, że trochę mnie to bawi. Czego się dowiedziałaś? Mam nadzieję, że tylko najlepsze rzeczy?
    Nico zastanowił się przez moment, jakby wybierał odpowiednie słowa. – Powiem ci jedno, to zupełnie inne życie, niż większość ludzi sobie wyobraża.
    Nico westchnął cicho, jego spojrzenie stało się na chwilę nieco poważniejsze. – Ludzie widzą tylko fragmenty. Walki, medale, czasem jakieś zdjęcia na galach czy w mediach. Ale za tym wszystkim jest codzienność. Wstawanie o świcie, treningi, które trwają godzinami, ból, kontuzje. Przypominasz sobie, że twoje ciało nie zawsze będzie działać tak, jakbyś chciał. – W jego oczach błysnęło coś, co trudno było zidentyfikować – mieszanka determinacji i… czegoś innego, może zmęczenia. – Każda walka to ryzyko. Ale to uzależnia.
    Sophie spojrzała na niego uważnie, jakby próbowała zrozumieć, co dokładnie miał na myśli.
    — Adrenalina. Ta chwila, kiedy wchodzisz na ring i wszystko inne przestaje mieć znaczenie. To… czyste skupienie. Nic nie jest w stanie cię rozproszyć. Nie myślisz o problemach, rachunkach, niczym. Jesteś tylko ty i przeciwnik.
    — Ludzie często pytają: Jak długo jeszcze zamierzasz to robić? – Uśmiechnął się krzywo. – A ja sam nie wiem. Póki ciało daje radę. Póki to daje mi więcej radości niż bólu.
    Nico patrzył na nią przez moment w milczeniu, jakby rozważał coś, czego jeszcze nie powiedział. W końcu zapytał: – A co z tobą? Co takiego jest w Sao Paulo, czego nie ma w Nowym Jorku?
    Nico odchylił się lekko na krześle, bawiąc się obrzeżem szklanki z wodą.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  28. Nico przez chwilę milczał, zastanawiając się nad tym, co powiedzieć dalej. W jego głowie kłębiły się myśli, które powoli układały się w obraz, który niekoniecznie chciałby jej malować.
    Oczywiście, Sophie była kiedyś obecna w jego życiu, ale – szczerze mówiąc – nie śledził jej poczynań, kiedy ich drogi się rozeszły. Była tylko kolejną znajomą z dawnych lat, której twarz raz na jakiś czas przewijała się w jego myślach, jak każdy inny szczegół, którym nie miał czasu się zająć. Nico był pochłonięty swoimi własnymi problemami – treningami, sprawami zawodowymi, rutyną, która wypełniała jego dni.
    Nie myślał o niej, nie zastanawiał się, co się dzieje w jej życiu. W jego świecie była za dużo chaosu, za dużo spraw do załatwienia, żeby móc przejmować się czymkolwiek innym. Swoje ściany miał wzniesione w takiej formie, by nic ani nikt nie wkradł się do środka.
    Zamiast tego dbał o siebie. Treningi, ciężka praca, odnajdywanie jakiejś kontroli w tym wszystkim, w czym miał choć cień pewności, że panuje nad tym, co się dzieje.
    Ale teraz, kiedy siedział przy stole z Sophii, coś się zmieniało. Zaczynał zauważać to, co wcześniej wymykało się z jego zasięgu. Przypomniał sobie o niej – nie jako o zwykłej znajomej, ale o kimś, kto budził w nim coś, czego nie spodziewał się poczuć.
    Ale nie powiedział jej tego. Tak jak nie powiedział jej o tym, że do momentu ich spotkania na imprezie jakiś czas temu, nie gościła w jego myślach.
    Oparł się wygodnie na krześle, wziął kolejny kawałek pizzy, starając się nie myśleć za dużo. Sophia wciąż była obok niego, a jej obecność sprawiała, że jego myśli przestały być takie chaotyczne. Zamiast tego spoczywały na czymś, co nie było już takie proste.
    Nico zaśmiał się, słysząc jej uwagę o plotkach. Wzruszył ramionami, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, który tylko pogłębiał zadziorny wyraz twarzy.
    – Hm, w każdej plotce jest ziarno prawdy – powiedział z udawaną powagą, patrząc jej prosto w oczy, jakby naprawdę się nad tym zastanawiał. – Ale, wiesz, nie przejmuję się tym za bardzo. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał cię opisać w sposób, który sprawia, że stajesz się bohaterem jakiejś sensacyjnej historii.
    Za chwilę jego ton zmienił się w bardziej swobodny, a na twarzy zagościł prawdziwy, nieco rozbawiony uśmiech.
    – Szczerze mówiąc, to mnie to zupełnie nie obchodzi. Mogą pisać co tylko chcą. Nie chce im odbierać zabawy.
    Znowu się roześmiał, w jego głosie wyczuwalna była nonszalancja, która towarzyszyła mu, kiedy mówił o wszystkim, co go nie dotyczyło bezpośrednio. Plotki, opinie, to wszystko było dla niego jedynie tłem w jego życiu. Ważne było, co działo się poza nimi. A reszta? Cóż, zawsze mogła być tematem kolejnych historii.
    Nico roześmiał się, słysząc jej komentarz. To, co powiedziała, miało w sobie coś zabawnego, ale i celnego. Patrzył na nią z uśmiechem, zastanawiając się, jak jej odpowiedzieć.
    – No tak, to rzeczywiście brzmi dziwnie, prawda? – odpowiedział, spoglądając jej w oczy z lekką nutą zadziorności w głosie. – Bić się za pieniądze… Zaskakujące, że tego nie rozumiesz – dodał z udawaną powagą, a potem pokręcił głową, jakby do końca nie rozumiał, o co chodzi.
    Zanim dał jej szansę na odpowiedź, dodał szybko:
    – Ale wiesz, o co w tym wszystkim chodzi? O to, co się czuje, kiedy wiesz, że możesz pokonać kogoś, kto jest równie dobry a nawet lepszy niż ty. To jak… wyzwanie, które sprawia, że czujesz się żywy. Ból? Tak, to część tego, ale to nie jest to, co naprawdę motywuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jego oczach pojawił się ten błysk, który zdawał się mówić, że rozumie, jak dziwnie to wszystko może brzmieć. Ale to była jego prawda. I to, co najbardziej go napędzało.
      – Czasami potrzebujesz tego bólu, żeby poczuć, że w ogóle jesteś w stanie coś osiągnąć. To jak przypomnienie, że żyjesz. – Zakończył tę myśl z uśmiechem, a w jego głosie była ta typowa pewność siebie, która była dla niego naturalna, kiedy rozmawiał o boksie.
      Nico znowu spojrzał na Sophie, czekając na jej reakcję. Bez słów, ale z wyczuciem. Pytanie, czy ona zrozumie tę część jego świata, to było coś, co fascynowało go od zawsze.
      — Przed czym uciekasz? — Spojrzał na Sophie, a potem przez chwilę milczał. Uniósł szklankę z colą i upił łyk.

      Nico

      Usuń
  29. Nico uniósł brwi, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, który zwiastował, że nie przepuści takiej okazji do żartu.
    – Stalkerkę bez zainteresowań? – powtórzył, jakby próbował sobie to wyobrazić. – Nie wiem, Soph. To brzmi trochę groźnie. Może powinnaś się przyznać, ile godzin spędziłaś, przekopując moje zdjęcia na Instagramie.
    Przechylił głowę na bok, opierając się wygodniej na krześle. W jego oczach pojawił się rozbawiony błysk.
    – Ale spokojnie – dodał szybko, unosząc ręce w obronnym geście, jakby chciał złagodzić swoje słowa. – To całkiem pochlebiające. Muszę przyznać, że wybrałaś całkiem ciekawy obiekt do obserwacji – dodał, wskazując na siebie gestem pełnym przesadzonej pewności siebie.
    – Mam na myśli, kto nie chciałby śledzić tak fascynującego życia? Treningi, walki i, no wiesz, jedzenie pizzy w sekretnych miejscach.
    Zaśmiał się cicho, widząc, jak Sophia przewraca oczami, a jej twarz nabiera lekko różowego odcienia.
    – Szczerze mówiąc, jestem pod wrażeniem. Nawet jeśli wychodzisz na stalkerkę, to w takim stylu, że aż chce się być celem.
    Nico uniósł brew, jakby próbował powstrzymać uśmiech, ale nie mógł. W końcu rozłożył ręce w geście kapitulacji i uśmiechnął się szeroko, pokazując, że cała jego wypowiedź to tylko żart.
    Nico parsknął śmiechem, odkładając niedbale kawałek pizzy na talerz.
    – No tak, zdecydowanie lepsze – przyznał, opierając się wygodniej na krześle. – Oberwanie bez żadnej zapłaty to po prostu zły interes. W końcu po coś człowiek musi płacić za te wszystkie opatrunki i wizyty u fizjoterapeuty, prawda?
    Skrzyżował ramiona na piersi, przyglądając jej się z rozbawieniem.
    – A tak poważnie, to chyba po prostu różnica perspektyw. Dla mnie to część gry, coś, na co się piszesz i co akceptujesz. Ale dla kogoś z zewnątrz… – Zawahał się na chwilę, szukając odpowiednich słów. – Dla kogoś, kto widzi tylko te wszystkie siniaki i rozcięcia, to musi wyglądać jak kompletny obłęd.
    Skrzywił się lekko, ale zaraz na jego twarzy znów pojawił się figlarny uśmiech.
    – Więc powiedzmy, że jestem trochę jak… egzotyczne zwierzę w zoo. Patrzysz, podziwiasz, może nawet trochę współczujesz, ale na pewno nie chcesz zamienić się miejscami.
    Spojrzał na nią z udawaną powagą, unosząc brew.
    – Chyba że jednak? Może chciałabyś spróbować? Pierwszy krok to nauczyć się dobrze wyprowadzać lewy sierpowy.
    Nico przez chwilę milczał, jakby rzeczywiście zastanawiał się nad odpowiedzią. Przesunął palcem po krawędzi szklanki, a jego spojrzenie wydawało się błądzić gdzieś daleko, poza restaurację.
    – Tak – przyznał w końcu, z lekkim uśmiechem. – Jest w tym coś ekscytującego. Ale nie chodzi tylko o samo bicie się. To całość. Przygotowania, adrenalina, tłum skandujący twoje imię. Moment, kiedy stoisz naprzeciwko przeciwnika i wiesz, że to wszystko zależy od ciebie. Że każdy twój ruch ma znaczenie.
    Jego oczy rozbłysły, gdy mówił, a głos nabrał pasji.
    – To taka gra psychologiczna. Nie chodzi tylko o siłę, ale o strategię, wytrzymałość, o to, żeby nie dać się złamać. Jeśli choć przez chwilę zawahasz się albo odpuścisz, przeciwnik to wykorzysta. I wtedy przegrywasz.
    Wzruszył ramionami, jakby chciał zneutralizować to nagłe zaangażowanie, które w nim widać.
    – Ale czy to zawsze jest fajne? Nie. Czasami bywa cholernie trudno. Zwłaszcza kiedy musisz znieść nie tylko ból fizyczny, ale też presję z każdej strony.
    Spojrzał na nią z zaciekawieniem, opierając brodę na dłoni.
    – A ty? Mówiłaś, że studiujesz architekturę krajobrazu. Znajdujesz w tym coś ekscytującego? Czy może to bardziej spokojna praca dla kogoś, kto unika adrenaliny?
    Nico uniósł brew i pochylił się nieco do przodu, opierając łokcie na stole.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Trzy przeciwko jednej? Brzmi jak niezła walka – powiedział, z cieniem żartu w głosie, ale w jego oczach można było dostrzec zrozumienie. Uśmiechnął się, próbując rozładować temat.
      – Ale tak na serio… Nie zazdroszczę ci tego. Rodzinne układy potrafią być bardziej skomplikowane niż cokolwiek innego.
      Urwał, patrząc na nią z namysłem.
      – Jak sobie z tym radzisz? – zapytał, tym razem z większą powagą. – Z tym całym teatrem, który masz w domu? Oczywiście poza ucieczkami do Sao Paulo Wyglądasz na osobę, która raczej nie pozwala się tak łatwo stłamsić, ale musi to być męczące.

      Nico

      Usuń
  30. Nico uśmiechnął się lekko, sięgając po szklankę z wodą.
    — Masz rację, to dziwne, jak bardzo ludzi kręci coś, co w ogóle ich nie dotyczy. Tłumy, które kibicują, obstawiają, krzyczą, jakby od tego zależało ich życie. Ale wiesz, to działa w dwie strony.
    Odchylił się na krześle, bawiąc się krawędzią szklanki palcami.
    — Kiedy stoisz w ringu, słyszysz ich wszystkich. Czasem ich doping cię niesie. Czasem te krzyki cię wkurzają. Ale zawsze, zawsze przypominają ci, że jesteś w centrum. Wszystkie oczy sa skierowane na ciebie. Oczywiście, połowa życzy ci wygranej, a druga połowa porażki… To trochę jak adrenalina podkręcona do maksimum.
    Spojrzał na nią z półuśmiechem.
    — Chociaż czasami myślę, że fani mają więcej z tego całego widowiska niż ja. I nie wychodzą stamtąd z obitą twarzą.
    Zaśmiał się cicho, jakby próbował rozluźnić atmosferę, choć w jego spojrzeniu kryło się coś więcej.
    Nico parsknął śmiechem, jakby Sophia właśnie powiedziała coś kompletnie absurdalnego. Odstawił szklankę na stół i oparł się na łokciach, spoglądając na nią z mieszaniną rozbawienia i prowokacji.
    — A ty byś się zgodziła? — zapytał, unosząc brew, jakby rzucał jej wyzwanie. — Bo nie ukrywam, że widzę w tym pewien potencjał.
    Zamilkł na chwilę, przyglądając się jej z udawaną powagą, a potem uśmiechnął się szerzej, i szybko dodał: — Ale ostrzegam, to nie takie proste. Najpierw musiałabyś nauczyć się przyjmować ciosy, bo nie ma boksu bez bólu. A jak widzę, to chyba nie twoja ulubiona część zabawy.
    Przechylił głowę, patrząc na nią z rozbawieniem.
    — No i co? Podjęłabyś wyzwanie? Czy jednak pozostaniemy przy ratowaniu żółwi i słoni?
    Nico słuchał uważnie, nie przerywając jej ani razu. Na jego twarzy pojawił się wyraz szczerego zainteresowania, co zaskoczyło nawet jego samego. Gdy Sophia skończyła mówić, oparł się wygodniej na krześle, krzyżując ręce na piersi.
    — Wiesz, że brzmi to naprawdę… — zawahał się na moment, jakby szukał właściwego słowa. — Ambitnie? Inspirująco? To, co mówisz, ma sens. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak bardzo betonowa dżungla ich męczy, dopóki na chwilę się z niej nie wyrwą.
    Zamilkł na chwilę, a jego spojrzenie stało się nieco bardziej zamyślone.
    Nachylił się nieco bliżej, jakby chciał podkreślić, że mówi poważnie.
    — Poza tym, to całkiem niezły kontrast. Ja w ringu, gdzie adrenalina leje się hektolitrami, a ty projektujesz spokojne, zielone przystanie. —
    Nico oparł łokcie na stole, splatając dłonie, i spojrzał na nią uważnie, jakby analizował każde słowo, które właśnie powiedziała.
    — Wiesz, wydaje mi się, że to, co mówisz, pokazuje, że dokładnie wiesz, czego chcesz – zaczął spokojnie. — A to już połowa sukcesu. Serio. Ludzie czasem latami błądzą, zanim znajdą coś, co ma dla nich sens. Ty już masz ten obraz w głowie.
    Zamilkł na chwilę, jakby rozważał coś w duchu.
    — Świat sam z siebie się nie zmienia. To ludzie go zmieniają. I kto wie? Może ty będziesz jedną z tych osób, które sprawią, że beton w końcu ustąpi miejsca zieleni. — Uśmiechnął się półgębkiem. — To nie jest łatwa droga, jasne. Ale wydajesz się na tyle uparta, że dasz radę.
    Oparł się wygodniej i przechylił głowę, patrząc na nią z wyraźnym zaciekawieniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nico uniósł brwi, słysząc jej odpowiedź, i uśmiechnął się krzywo.
      — No proszę, to całkiem sprytny plan przetrwania. Wychodzi na to, że masz to całkiem dobrze przemyślane. — Oparł się wygodniej o oparcie krzesła, jakby analizował jej słowa. — Ale trochę to smutne, wiesz? Unikanie ludzi we własnym domu… Powinno być odwrotnie. Dom to takie miejsce, gdzie można odetchnąć, a nie planować strategię unikania.
      Zamyślił się na chwilę, obracając szklankę z wodą w dłoni.
      — Z drugiej strony, skoro znajdujesz sposoby, żeby sobie z tym radzić, to chyba jesteś bardziej zdeterminowana, niż myślisz. — Zerknął na nią z lekkim uśmiechem. — I to chyba dobrze. Bo kiedy w końcu odetniesz się od tego wszystkiego, łatwiej będzie ci stworzyć własne miejsce, które naprawdę będzie twoje. Bez dziwnych układów, bez ludzi, których musisz unikać.
      Nachylił się lekko nad stołem, jakby chciał powiedzieć coś bardziej prywatnego.
      — A wiesz, zawsze możesz wziąć przykład z takich jak ja. Jak coś mi nie pasuje, to po prostu wychodzę, rzucam to w cholerę. – Zaśmiał się, wzruszając ramionami. – No, może to jednak nie jest najlepsza rada… Ale nie możesz pomyśleć o wyprowadzce?

      Nico

      Usuń
  31. Nico oparł się wygodniej na krześle, jego spojrzenie stało się bardziej intensywne, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią. Pochylił się nieznacznie do przodu, na chwilę spoglądając w swoje dłonie, a potem podniósł wzrok i spojrzał na nią z lekką pewnością w oczach.
    – Da się – powiedział, a jego głos brzmiał jakby z lekkością, ale zaraz dodał – chociaż przyzwyczaić się to jedno. Polubić, to zupełnie inna sprawa.
    Uśmiechnął się szerzej, lekko unosząc kącik ust.
    – Wiesz, to jest najlepsze. Ten chaos, to skupienie na jednej rzeczy, kiedy wokół wszystko wrze. – Uniósł rękę, jakby malował coś w powietrzu. – To jakby… cały świat się rozmywał, a ty widzisz tylko to, co masz przed sobą. Wiesz, co musisz zrobić, i nie ma miejsca na wątpliwości.
    Przechylił głowę, jakby próbując wyłapać jej reakcję, ale nie spuszczał wzroku.
    – Właśnie wtedy czuję, że naprawdę żyję. Paradoksalnie, w tym największym chaosie odnajduję spokój. To moment, w którym wszystko inne przestaje mieć znaczenie.8
    Głos Nico stał się głębszy, bardziej namacalny, jakby mówił o czymś bardzo osobistym, co wpłynęło na jego sposób patrzenia na życie. Spojrzał na nią z błyskiem w oku, próbując przekonać ją, że to uczucie jest warte każdego trudu i poświęcenia, które wiążą się z tym stylem życia.
    – Ale, żeby nie było, to nie jest dla każdego. – Wzruszył lekko ramionami, a jego ton nabrał lekkiej, żartobliwej nuty.
    – Wiesz, boks może być jak terapia. Dobrze działa na rozładowanie tych wszystkich napięć, które się w człowieku zbierają.
    Przez chwilę patrzył na nią z figlarnym błyskiem w oczach, jakby wzywając ją do dalszej rozmowy, czekając na jej reakcję.
    – Po takim treningu czujesz się jak nowa osoba.
    Zrobił chwilową pauzę, przyglądając się jej uważnie, jakby szukając odpowiedzi na jej twarzy.
    – No, chyba że masz zamiar zrezygnować z tej niesamowitej przygody… – dodał z figlarnym uśmiechem.
    Nico zamilkł na chwilę, jego wyraz twarzy stawał się bardziej poważny, a ruchy mniej swobodne. Oparł się na stole, a jego spojrzenie stało się bardziej skupione, jakby naprawdę chciał pojąć, co się kryje za jej słowami.
    – Czasem życie nie daje ci zbyt wielu wyborów – powiedział spokojnie, jakby dzielił się z nią czymś ważnym. – Wydaje się, że jesteś w punkcie, w którym nie ma łatwych rozwiązań. Ale rozumiem cię. Relacje z rodziną, zwłaszcza te skomplikowane, potrafią wciągnąć cię w coś, co wydaje się nie mieć końca.
    Przyjrzał jej się uważnie, jakby czytał jej emocje na twarzy, starając się zrozumieć, co czuje.
    – Ale… czasami musisz też pomyśleć o sobie. O tym, co cię uszczęśliwia. I odsunąć się od tego, co cię ciągnie w dół.
    Zamilkł na moment, czując, jak słowa te mogą być dla niej ważne. Wiedział, że jej sytuacja nie jest łatwa, ale miał nadzieję, że znajdzie odwagę, by podjąć decyzję, która naprawdę będzie dla niej dobra.
    Nico wziął głęboki oddech, spojrzał na ekran swojego telefonu i zauważył wiadomość od Alex. Jego twarz na moment zrobiła się bardziej lekka, jakby zmieniała ton rozmowy, wracając do bardziej przyjacielskiego charakteru.
    – Alex chyba się martwi. Pisze, że nie odzywasz się do niej przez cały wieczór i że powinniśmy do Ciebie pojechać. – Podsunął w jej stronę swój telefon, z wyświetloną na ekranie wiadomością.
    Uśmiechnął się, patrząc na nią z zabawą w oczach, ale także z nutą troski.
    – Wiesz, Sophie, muszę cię przeprosić. Jeśli to przez mnie, to chyba powinienem zadzwonić do niej i obiecać, że nie porwę cię już tak bez uprzedzenia… - zażartował.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  32. Wbrew pozorom Maddie rzadko dawała się ponieść emocjom. Z perspektywy osób postronnych pewnie nie wyglądało to w ten sposób, ale zazwyczaj nad sobą panowała, nawet, gdy była kompletnie wściekła. Wiedziała, gdzie uderzyć, z której strony ugryźć, żeby jej słowa były jak żądła, trafiające w najbardziej bolesne miejsca. Nie uważała tego za wadę, przeciwnie — odpowiednio kontrolowane bywało całkiem skuteczną bronią.
    Jednak słysząc słowa, które padły między nimi, poczuła, jak robi jej się słabo. Oczy zalała jej czerwona mgła, żądza krwi, której nie potrafiła poskromić. Nienawidziła, kiedy ktokolwiek wspominał o jej ojcu. Był dla niej najbliższą osobą na ziemi, a potem zniknął i Maddie sama już nie wiedziała, czy wolałaby, żeby się odezwał, czy nie. Może zyskałaby pewność, że żyje, ale jeżeli żył, to znaczy, że nie chciał mieć z nimi — z nią — nic wspólnego. Wiedziała, że nie umiałaby się z tym pogodzić. Łatwiej byłoby przyjąć do wiadomości, że umarł, zginął, został zamordowany. Miałaby chociaż świadomość, że jej nie porzucił.
    To chyba bolało ją najbardziej — że nie mogła mieć co do niego pewności. W żadnym aspekcie.
    W tamtej chwili potrafiła jednak myśleć tylko o tym, że ona, o n a ośmieliła się rzucić tego typu uwagę o Peterze. Nieważne, że sama wyciągnęła temat matki Soph, zresztą nie po raz pierwszy. Jak dotąd siostra znosiła to w inny sposób i Maddie była z tego zadowolona. Nie znosiła jej, jej ojca i tego domu, nie chciała tu mieszkać ani mieć z tą rodziną czegokolwiek wspólnego. Co prawda uwielbiała Imogen, jedyny łącznik ich wszystkich, ale Imogen nie mogłaby chyba różnić się od nich jeszcze bardziej. Może właśnie to Mads w niej ceniła. A może wcale nie.
    Wybuch, przełom, który w niej nastąpił, był przerażający; inaczej nie potrafiła tego opisać. Tak naprawdę dopiero po pewnym czasie przypomniała sobie szczegóły, to, co powiedziała i jaki efekt wywarło to na wszystkich wokół.
    Najpierw zapadła cisza. Straszna, okropna cisza, ciężka od wyrzuconych przez Sophię słów. Maddie miała wrażenie, jakby zapadała się we własnej głowie i we własnym sercu. Czuła się tak, jakby czaszka pękła jej na pół i uwolniła potwora, potwora gotowego pożreć cały świat i jeszcze więcej tylko dlatego, że może.
    — Ten kociak ma pazurki — prychnęła Imogen, chcąc rozładować napięcie, które zdawało się fizycznie przygniatać Mads do podłogi. Nie potrafiła oderwać oczu od Sophii, gapiąc się i gapiąc, jakby była bazyliszkiem, i samym spojrzeniem mogła zamienić ją w kamień. Jak nigdy przedtem — pragnęła zrobić jej krzywdę.
    — Zamknij się — rzuciła w stronę przybranej siostry, głosem mrocznym i ciężkim od furii. — Nienawidzę cię, kurwa. Naprawdę cię nienawidzę. Powinnaś zdechnąć razem ze swoją pierdoloną matką.
    Oddychała z trudem, wściekła, gotowa gryźć, bić i wydłubać oczy. Zawsze była okropna i złośliwa względem Soph, ale do czegoś takiego nigdy się jeszcze nie posunęła — nie tylko w jej kierunku, ale w ogóle w niczyim. Nie zdarzyło jej się życzyć komukolwiek śmierci. Nie zdarzyło jej się tego pragnąć.

    ladies always rise above
    ladies know what people want
    someone sweet and kind and fun
    the lady simply had enough
    💔

    OdpowiedzUsuń
  33. Wieczór był chłodny, miasto tonęło w neonowych światłach, a Nico, ubrany w prostą czarną koszulę przyglądał się barmanowi, który nalewał kolejnego drinka. Rozmowy i śmiech wokół niego były tylko tłem, które nie rozpraszało go za bardzo. Do momentu, kiedy zobaczył ją – wysoką brunetkę o pewnym spojrzeniu i uśmiechu, który mówił więcej, niż powinna. Nie pamiętał dokładnie, jak to się zaczęło – kilka wymienionych spojrzeń, komentarz na temat muzyki, a potem rozmowa, która płynęła lekko, jakby znali się od lat.
    Kilka godzin później wracali razem do jego apartamentu, śmiejąc się z czegoś, co w tamtym momencie wydawało się niezwykle zabawne, choć Nico nie mógł sobie teraz przypomnieć, co to było. Kiedy znaleźli się w środku, jej płaszcz wylądował na fotelu, a buty tuż obok kanapy. Wieczór zakończył się w jego sypialni – ciepłe światło lampki nocnej i ich splątane ciała były ostatnim, co pamiętał przed snem.
    Rano słońce wpadało przez ogromne okna, oświetlając minimalistyczne wnętrze apartamentu Nico. Budzik nie zadzwonił, bo nigdy go nie nastawiał. Wstał cicho, chcąc uniknąć konfrontacji z konsekwencjami poprzedniego wieczoru i przeszedł do łazienki. Woda w prysznicu była chłodna, dokładnie taka, jak lubił, a on pozwolił sobie na dłuższą chwilę pod strumieniem, odcinając się od wszystkiego. Miał wrażenie, jakby wypłukiwał z siebie zmęczenie ostatnich dni.
    Nie słyszał jednak, jak ktoś zadzwonił do drzwi.
    Brunetka, wciąż z roztrzepanymi włosami, przeciągnęła się leniwie, zrzucając koc na bok. Zerknęła na drzwi, marszcząc brwi, i podeszła, by je otworzyć. W głowie założyła od razu, że to Nico zamówił śniadanie albo kawę – w końcu mieli taki intensywny wieczór, że to wydawało się logiczne.
    Kiedy jednak drzwi się otworzyły, stanęła twarzą w twarz z zaskoczoną Sophią. Dziewczyna trzymała w rękach papierowe torby z kawą i jedzeniem. Na widok brunetki jej brwi drgnęły, a usta lekko się rozchyliły, jakby próbowała coś powiedzieć, ale zabrakło jej słów.
    – O, super – powiedziała brunetka z nonszalancją, wyciągając rękę po torby. – Dzięki za dostawę. Nico chyba nie wspomniał, że zamówił, ale to naprawdę miłe.
    Sophia otworzyła usta, ale nie zdążyła wyjaśnić, bo brunetka wcisnęła jej do ręki kilka banknotów, najwyraźniej traktując je jako napiwek.
    – Reszty nie trzeba – rzuciła lekko i zamknęła drzwi, zanim Sophia mogła zareagować.
    Nico wyszedł spod prysznica, wycierając mokre włosy ręcznikiem, gdy zauważył, że godzina na zegarze w łazience miga złowrogo. „Cholera”, pomyślał, zdając sobie sprawę, że jeśli się nie pospieszy, to będzie bardzo spóźniony. Sophia miała czekać na niego na sali treningowej za dziesięć minut, a on jeszcze nawet nie był ubrany, nie wspominając o spakowaniu torby.
    W pośpiechu narzucił na siebie szarą koszulkę i sportowe spodnie, rzucając szybkie spojrzenie na dziewczynę z poprzedniej nocy, która rozłożyła się na jego kanapie z kubkiem kawy w ręce. Wyglądała na zadowoloną, jakby w ogóle nie przejmowała się jego napiętym grafikiem. Był tak zaaferowany faktem, że się spóźni, że nie dostrzegł nawet tego kubka kawy, który trzymała w dłoni.
    – Muszę lecieć – rzucił, otwierając szafkę i sięgając po torbę treningową. Wrzucił do niej kilka rzeczy bez większego zastanowienia: ręcznik, buty, ochraniacze i kilka innych drobiazgów, które wydawały się na wyciągnięcie ręki.
    – Już? – zapytała brunetka, unosząc brwi. – Nie masz czasu nawet na kawę?
    Nico spojrzał na nią z przepraszającym, ale pospiesznym uśmiechem, zarzucając torbę na ramię.
    – Dziś nie – odpowiedział, wpadając do przedpokoju. – Umówiłem się wcześniej.
    Nie przejmował się tym, że jego wyjaśnienie było lakoniczne. Zresztą, brunetka tylko wzruszyła ramionami, jakby taki pośpiech był czymś, czego się po nim spodziewała. Odstawiła kubek i zaczęła zbierać swoje rzeczy.
    – W takim razie… do zobaczenia? – rzuciła z lekkim uśmiechem, gdy Nico spojrzał na nią przez ramię, kiedy wyszli z apartamentu.
    – Jasne, zobaczymy się – odparł, niemal machinalnie, zanim zatrzasnął za sobą drzwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanim wbiegł na salę, był już spóźniony o dobre dziesięć minut. W środku było gwarno – muzyka z głośników odbijała się echem od ścian, a grupka zawodników ćwiczyła w narożnikach, skupiona na swoich kombinacjach. Sophia siedziała na ławce pod ścianą, ubrana w czarne legginsy i luźną koszulkę, a jej włosy były związane w wysoki kucyk. Wyglądała na cierpliwą, choć dostrzegł, jak jej wzrok mimowolnie wędruje do zegarka. Nico odetchnął głęboko i uniósł rękę w przepraszającym geście, przecierając czoło dłonią.
      – Wiem, wiem – powiedział z lekkim śmiechem, zarzucając torbę na ławkę obok niej. – Spóźniłem się, przepraszam, coś mnie zatrzymało - rzucił i usiadł obok niej na ławce, by rozwiązać buty i zmienić je na sportowe.
      – Życie w biegu to moje drugie imię – rzucił, żartobliwie przewieszając ręcznik przez kark. – Ale teraz jestem cały twój. Gotowa?
      Na sali było coś kojącego – stłumione dźwięki worków treningowych uderzanych przez innych zawodników, światło jarzeniówek, które oświetlało wszystko w intensywnych barwach. Nico wskazał jej rękawice i ochraniacze, a potem zawiązał bandaże na jej nadgarstkach, uważając, by nie były ani za ciasne, ani za luźne i wskazał jej drogę na do odpowiedniego miejsca na sali.
      – No dobra, spróbujmy. Zacznij od podstaw. Lewa ręka, potem prawa. I pamiętaj, nogi muszą być w ruchu.
      Nico przyglądał się jej z zadowoleniem – widać było, że chciała spróbować, nawet jeśli miała początkowo wyglądać na niezdarną.
      – Pamiętaj – zaczął, poprawiając jej lewą rękę, by była w odpowiedniej pozycji. – To nie jest tylko o uderzaniu. Chodzi o kontrolę. Jeśli nie panujesz nad własnym ciałem, to przeciwnik zrobi to za ciebie.

      Nico

      Usuń
  34. Nico, który właśnie wiązał buty, zastygł na moment, słysząc jej słowa. Powoli podniósł głowę, a jego spojrzenie spotkało się z tym należącym do Sophii. Miała na twarzy ten specyficzny uśmiech, który balansował między rozbawieniem a nutką ironii.
    – Co? – rzucił, wpatrując się w nią, jakby próbował złożyć elementy układanki, która nagle znalazła się przed nim. Nie wiedział o co chodzi, czuł, jak napięcie w jego karku rośnie.
    – Kawa i bajgle? – powtórzył powoli, jakby mówiła w obcym języku.
    Nico odchylił się na ławce, opierając plecy o ścianę i patrząc na nią z lekkim zmarszczeniem brwi, jakby naprawdę zastanawiał się nad tym, o czym mówiła.
    – Poczekaj – powiedział w końcu, wskazując na nią palcem, jakby dopiero teraz coś zaskoczyło w jego głowie. – Chcesz mi powiedzieć, że to ty przyniosłaś kawę i bajgle?
    Nico zmrużył oczy, jakby próbował ocenić, czy to jakiś żart.
    – Myślałem, że…
    Urwał, wyraźnie zbity z tropu. Jego spojrzenie stało się bardziej skupione, jakby przypominał sobie wydarzenia z poranka. Nico zamrugał kilka razy, a potem uniósł rękę do twarzy, przysłaniając oczy dłonią i cicho zaśmiał się pod nosem.
    – Naprawdę nie miałem pojęcia… – mruknął, pokręcając głową.
    – Jeśli mam być szczery, nawet nie zwróciłem na to uwagi – przyznał unosząc ręce w obronnym geście. – Byłem bardziej zajęty zbieraniem się na trening. A ona… – urwał na chwilę, zniżając głos do półszeptu, jakby zdradzał wielki sekret. – Nie pamiętam nawet, jak miała na imię.
    Nico wzruszył ramionami, wracając do wiązania butów a potem znów zamarł i spojrzał na nią z dołu.
    – Boże, to zabrzmiało jeszcze gorzej - mruknął, próbując zachować powagę, ale nie bardzo mu to wychodziło.
    Potem uniósł wzrok i spojrzał na nią z przekornym uśmiechem.
    – A ty? Zawsze jesteś taka miła dla ludzi, którzy cię mylą z dostawczyniami?

    Na ringu Nico obserwował ją uważnie, jego spojrzenie przesuwało się po jej sylwetce, analizując każdy szczegół. Widać było, że traktuje to poważnie, choć na jego ustach błąkał się cień rozbawionego uśmiechu.
    – Jest dobrze – przyznał w końcu, kiwając głową. – Ale nie spinaj się tak, Sophia. Nie walczysz z robotem, tylko z człowiekiem. Musisz być bardziej elastyczna, naturalna.
    Podszedł bliżej, delikatnie poprawiając jej ramiona, które wydawały się za bardzo napięte. Dotknął jej łokcia, aby lekko obniżyć rękę, po czym cofnął się o krok, żeby ocenić efekt.
    – Wiesz, boks to nie tylko siła. To przede wszystkim kontrola – dodał spokojnie, patrząc na nią z nieco poważniejszym wyrazem twarzy. – Jeśli już teraz mówisz, że może być ciężko z kontrolą, to pierwsza zasada: nie walcz sama ze sobą.
    – Nie musisz być perfekcyjna od razu. Czasami najlepsze, co możesz zrobić, to po prostu ruszać się w swoim tempie.
    Przeszedł na bok i lekko stuknął ją w bok rękawicy, zmuszając ją do zmiany pozycji.
    – Teraz podnieś lewą rękę, osłoń szczękę – powiedział, a jego ton stał się bardziej instruktorski. – Prawa do ataku. I pamiętaj, nie machaj rękami jak w walce z cieniem. Ruchy mają być krótkie, kontrolowane. Jakbyś chciała coś z siebie wyrzucić, ale dokładnie w miejsce, gdzie to ma trafić.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  35. Nico patrzył na nią uważnie, przesuwając wzrokiem po jej pozycji. Oparł dłonie na biodrach i lekko przekrzywił głowę, jakby oceniał każdy szczegół.
    – Dokładnie tak – powiedział, a w jego głosie słychać było nutę zadowolenia. – Osłona, atak, ruch. Ale… – Podszedł bliżej i poprawił jej ułożenie stopy. – Nogi to podstawa. Bez nich nie masz balansu, nie masz siły.
    Stanął za nią, delikatnie przesuwając jej biodra w odpowiednią stronę.
    – Nie chodzi o to, żebyś cały czas była w ruchu dla samego ruchu – wyjaśnił, jego ton stał się spokojniejszy, bardziej dydaktyczny. – Misisz być trudna do trafienia. Myśl o tym jak o tańcu, ale takim, w którym przeciwnik nie wie, jaki będzie twój kolejny krok.
    Sophia spojrzała na niego przez ramię z lekkim sceptycyzmem.
    Nico zaśmiał się cicho, cofając się o krok i unosząc ręce w obronnym geście.
    – Chodzi o płynność i przewidywanie ruchów przeciwnika.
    Zrobił krok w bok, wskazując na jej pozycję.
    – Dobra, teraz spróbuj. Osłona, atak, i pamiętaj, nie stój w miejscu. Kiedy prostujesz prawą, lewa noga idzie lekko do przodu. I odwrotnie.
    Sophia skupiła się, marszcząc lekko brwi. Powoli zaczęła wykonywać ruchy, które przed chwilą opisał, a Nico obserwował ją z mieszanką krytycyzmu i zachęty.
    – No i widzisz? – rzucił, kiedy zrobiła poprawny krok w przód i lekko zmieniła pozycję. – Nieźle, jak na pierwszy raz. Serio – potwierdził.
    – Nie każę ci się od razu bić na ringu, ale masz podstawy. A teraz… – Wskazał na worek treningowy, który wisiał niedaleko. – Pokaż, co potrafisz. Spróbuj uderzyć worek.
    Nico obserwował ją z boku, z rękami skrzyżowanymi na piersi, a na jego twarzy pojawił się lekki, uznający uśmiech.
    – No, no – powiedział, kiedy po raz kolejny uderzyła w worek, tym razem z większą precyzją. – Masz w sobie więcej siły, niż myślałem.
    Sophia odsunęła się nieco od worka, wycierając rękawicą pot z czoła. Jej policzki były zaróżowione, czy to od wysiłku, czy od emocji, ale widać było, że zaczyna się rozkręcać.
    Nico zaśmiał się, po czym ruszył w stronę stojaka z ochraniaczami. Sięgnął po jeden z większych i zaczął go zakładać na swoje ręce i tułów, dopasowując rzepy z wprawą kogoś, kto robił to setki razy.
    – Dobra, worek to jedno – powiedział, podchodząc do niej z wyzywającym uśmiechem. – Ale teraz spróbujesz mnie.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  36. Nico z rozbawieniem obserwował, jak Sophia z każdym kolejnym krokiem podchodziła do tego wyzwania coraz bardziej śmiało. Na początku uderzała w worek z ostrożnością, która wydawała mu się wręcz zabawna, dość szybko jednak nabrała w tym pewności. Teraz, gdy miała celować w niego – a właściwie w ochraniacz, który trzymał – jej niepewność powróciła. Widać było, jak w głowie przetwarza każde jego słowo, próbując przełamać opory.
    Uśmiechnął się zadziornie, widząc, jak staje w odpowiedniej pozycji, ale wciąż z wahaniem. Ta chwila, kiedy ktoś decyduje się wyjść ze swojej strefy komfortu, zawsze go fascynowała. Widział to w nowych zawodnikach, którzy po raz pierwszy przychodzili na salę, ale u Sophii to nie była tylko chęć nauczenia się czegoś nowego – była w niej determinacja, która go intrygowała.
    – Nie bój się – rzucił z lekkim uśmiechem, unosząc dłonie, na których spoczywały ochraniacze. – Jestem twardszy, niż wyglądam.
    To zdanie, rzucone półżartem, sprawiło, że Sophia przewróciła oczami, choć jej usta drgnęły w ledwie zauważalnym uśmiechu.
    Widząc jej wahanie, nie mógł się powstrzymać, żeby nie dodać z figlarnym tonem:
    – Poza tym, Sophie, to chyba jedyna okazja, kiedy możesz bezkarnie mnie uderzyć.
    To wyraźnie ją rozbawiło. W końcu jednak uniosła rękawice i ustawiła się tak, jak wcześniej jej pokazywał.
    Nico przysunął się bliżej, uważając, by jego ruchy były powolne i kontrolowane, aby nie wystraszyć jej czy nie zniechęcić.
    – Dobra, spróbuj – powiedział, stukając dłonią w ochraniacz na swoim torsie. – Lewa ręka, potem prawa. Pamiętaj o ruchu nóg.
    Sophia wykonała pierwszy cios, ale był tak delikatny, że Nico ledwo go poczuł. Uniósł brew, patrząc na nią z lekkim uśmiechem.
    – Serio? To wszystko, co masz? – zapytał prowokacyjnie.
    Kolejne uderzenie było mocniejsze. Wciąż brakowało mu precyzji, ale Nico widział, że Sophia zaczyna rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Co więcej, on sam czerpał z tego mnóstwo frajdy. Podobało mu się, że mógł ją czegoś nowego nauczyć. Zawsze lubił prowadzić ludzi przez pierwszy etap nauki boksu – ale tutaj było coś jeszcze. To, jak uważnie słuchała jego wskazówek, jak starała się wszystko robić dokładnie tak, jak mówił, sprawiało, że czuł się… doceniony.
    W przerwach między ciosami, Nico zerkał na jej twarz. Była skupiona, a zarazem zdeterminowana. Policzki miała zaróżowione od wysiłku, a kilka kosmyków wymknęło się z kucyka i opadło na czoło. Wyglądała, jakby naprawdę chciała się tego nauczyć, mimo że wciąż wydawało jej się to nowe i dziwne.
    Kiedy Sophia zadała kolejny cios, mocniejszy i celniejszy niż poprzednie, Nico uniósł jedną dłoń w geście aprobaty.
    – No, no, zaczyna wyglądać coraz lepiej – powiedział, cofnął się o krok i ustawił inaczej, żeby wymusić na niej ruch. – Teraz spróbuj mnie gonić.
    Sophia zmarszczyła brwi, ale posłusznie ruszyła w jego stronę, uderzając w ochraniacz zgodnie z jego poleceniami. Nico śmiał się w duchu, widząc, jak się stara. Czuł, że pokazuje się jej z zupełnie innej strony – tej, która łączyła jego doświadczenie z boksu z bardziej luźnym podejściem.
    – Widzisz? – rzucił, gdy przystanęła na moment, żeby złapać oddech. – Wcale nie jest tak źle. Może jeszcze polubisz ten chaos.
    Jej wzrok mówił jasno, że wciąż ma mieszane uczucia, ale kiedy znowu podniosła rękawice, Nico wiedział, że zamierzała dać z siebie jeszcze więcej.
    Nico stał naprzeciw niej, trzymając w rękach ochraniacz, dużą poduszkę z grubą wyściółką, którą trzymał w sposób, który dawał jej pełną swobodę bicia, ale również pozwalał na przekazywanie mu odpowiedniego oporu. Ochraniacz, gdy trzymany na odpowiedniej wysokości, chronił jego klatkę piersiową, brzuch i bok, ale dzięki elastyczności materiału, umożliwiał mu również łatwe odbieranie ciosów.
    Obserwował, jak jej ciało powoli dostosowuje się do rytmu treningu, jak każdy jej ruch staje się coraz pewniejszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanim miała okazję wykonać kolejny cios, Nico podniósł ochraniacz w górę, ustawiając go na wysokości jej ramion. Jego wzrok nie opuszczał jej twarzy. Zanim zareagował, chciał poczuć jej energię, zobaczyć, jak rozumie, co ma zrobić. Chciał ją wspierać w tej chwili, by była pewna swoich ruchów.
      – Świetnie! – zawołał, na chwilę opuszczając ochraniacz, by ocenić jej postęp. – Bardzo dobrze...
      Zanim jednak dokończył zdanie, usłyszał znajomy głos zza pleców.
      – Cześć, Nico!
      Nico spojrzał w kierunku przyjaciela, ochraniacz automatycznie opadł w dół. W tym samym momencie Sophia wymierzyła cios.
      Uderzenie było tak celne, że poczuł go od razu – dokładnie w kość jarzmową, co wywołało na chwilę ból. Cios był szybki, niespodziewany, a kiedy jej pięść zderzyła się z jego twarzą, poczuł, jak jego głowa lekko się odchyliła.
      W pierwszej chwili nie mógł uwierzyć w to, co się stało, a jedynie stał, przez chwilę zastygając w bezruchu. Za plecami usłyszał śmiech i kilka żartobliwych braw. Zaskoczenie w jego oczach szybko zmieniło się w szeroki uśmiech.
      – No… – powiedział, dotykając ręką kości jarzmowej, próbując złagodzić dyskomfort, który poczuł po ciosie. – To było bardzo celne, Sophie. I… bardzo, bardzo szybkie.
      Zerknął na nią, próbując przywrócić sytuację do normy, ale nie ukrywał, że była to bardzo dobra nauka. Sophia była pełna energii, a jej cios nie miał w sobie żadnej wahania.
      – Uważaj, następnym razem będziesz musiała mi za to zapłacić! – zażartował z uśmiechem, czując, jak rozchodzi się w nim coraz większa ekscytacja z tej sytuacji. – Ale szczerze mówiąc, nie spodziewałem się tego w ogóle. Czy to odwet za dzisiejsze stracone śniadanie? – dodał żartobliwie, nie przestając patrzeć na nią z aprobatą. Zdecydowanie doceniał jej szybkość i precyzję, które już teraz zaczynały stawać się jej atutami w walce.

      Nico

      Usuń
  37. Jego spojrzenie, choć pełne zdumienia, szybko zmieniło się w coś pomiędzy rozbawieniem a lekką konsternacją. Nico spojrzał na nią, mrużąc oczy, ale trudno było mu ukryć rozbawienie. Powoli przesunął palcami po miejscu, które Sophia właśnie trafiła, jakby chciał upewnić się, że nie ma większych szkód.
    – No nieźle – mruknął, dotykając kości jarzmowej i krzywiąc się lekko, gdy poczuł delikatne pulsowanie bólu. – Akurat kiedy odwróciłem się na sekundę. Chcesz mi powiedzieć, że to była twoja strategia? – zapytał, mrużąc oczy, ale trudno było mu ukryć zadziorny uśmiech, a w jego oczach błysnął figlarny ogień. – Ale nie martw się. Teraz będę mieć na ciebie oko.
    Nico uniósł brew i uśmiechnął się szeroko, a jego spojrzenie przybrało nieco prowokacyjny wyraz. Oparł ochraniacz na biodrze i przechylił głowę, jakby oceniał ją z rozbawieniem.
    – Masz rację – powiedział, rozkładając ręce.
    – Zdecydowanie cię nie doceniłem – przyznał, podnosząc ręce w obronnym geście. W jego głosie brzmiała nutka żartobliwego wyrzutu, ale nie dało się nie zauważyć, że był pod wrażeniem.
    – Zapłata? – powtórzył, przeciągając słowo. – Cóż, to zależy. Mogę być bardzo kreatywny w takich sprawach.
    Nico podniósł ochraniacz z powrotem, ustawiając go na wysokości jej ramion, i spojrzał na nią wyczekująco.
    – Dobra, mistrzyni ciosów znienacka, wracamy do treningu, ale teraz bez sztuczek, okej?
    Nico uniósł brew, zadziorny uśmiech wrócił na jego twarz.
    – Powiedzmy, że zrobiłaś na mnie wrażenie. Ale teraz musisz to powtórzyć, bez elementu zaskoczenia.
    Nico, mimo pulsującego bólu w twarzy, wydawał się równie zadowolony. Mimo że oberwał, czuł się… dobrze. To było coś nowego, coś zabawnego.
    – No, chodź – rzucił, patrząc na nią wyzywająco. – Chcę zobaczyć, czy to był tylko przypadek, czy naprawdę mam się zacząć ciebie bać.
    Sophia zrobiła krok w przód, poprawiając ułożenie nóg, tak jak wcześniej jej pokazywał. Jej twarz wciąż zdradzała zadowolenie z wcześniejszego sukcesu, ale teraz znowu wracała do skupienia.
    Obserwował, jak nabiera pewności w swoich ruchach, a jego uśmiech, mimo lekkiego bólu na twarzy, nie znikał. Cieszyło go, że tak szybko łapała podstawy i że jej determinacja nie opadała, nawet jeśli czasami coś wyglądało komicznie.
    Kiedy zamachnęła się ponownie, Nico lekko przesunął ochraniacz, aby jeszcze bardziej zmusić ją do precyzji. Tym razem jednak był gotowy na siłę jej uderzenia, a ich spojrzenia na moment się spotkały. Nico znów uśmiechnął się szeroko. Widać było, że zastanawia się, jak podejść do sprawy bardziej na poważnie.
    – Teraz spróbujemy czegoś innego – powiedział, zmieniając ustawienie ochraniacza i ustawiając się pod lekkim kątem. – Będę się poruszał, a ty musisz trafić. Tylko pamiętaj: nie zawsze chodzi o siłę. Ważniejsza jest precyzja. I kontrola – podkreślił ostatnie słowo, patrząc na nią z uniesioną brwią.
    Sophia zmrużyła oczy, jakby próbowała zrozumieć, czy jego uwaga była kolejnym żartem, czy jednak bardziej poważnym ostrzeżeniem.
    Nico zaczął się powoli poruszać, zmieniając pozycję ochraniacza co kilka sekund. Sophia starała się nadążyć za jego ruchami, ale jej pierwsze ciosy były albo zbyt szybkie, albo zbyt wolne. Nico komentował każdy z nich, raz wskazując, gdzie powinna trafić, raz chwaląc za poprawne ustawienie nóg.
    – Dobrze! – powiedział, kiedy w końcu jeden z jej ciosów wylądował tam, gdzie powinien. – Teraz spróbuj to powtórzyć, ale pamiętaj o równowadze. Nie możesz się za bardzo wychylać do przodu, bo wtedy łatwo stracić kontrolę.
    Sophia skupiła się na jego wskazówkach, jej ruchy stawały się coraz bardziej płynne. W pewnym momencie uderzyła dokładnie tak, jak powinna, a Nico zatrzymał się na chwilę, jakby naprawdę był pod wrażeniem.
    – No proszę, chyba naprawdę zaczynasz to łapać – powiedział z uznaniem, a w jego głosie słychać było szczere zadowolenie. – Jeszcze kilka takich treningów i kto wie, może zaczniesz mnie pokonywać na poważnie.
    Nico zrobił krok bliżej, wciąż trzymając ochraniacz w jednej ręce. Jego oczy błyszczały figlarnie, jakby właśnie wpadł na pomysł, który wcale nie był aż tak niewinny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – No dobrze – zaczął, tonem sugerującym, że zaraz powie coś bardzo ważnego. – Jeśli tak dobrze idzie ci z trafianiem w ochraniacz, to może zrobimy zakład. Ty ćwiczysz dalej, a jeśli uda ci się mnie trafić jeszcze raz… – urwał, udając, że zastanawia się nad czymś poważnym. – Może pozwolę ci wybrać, co zrobimy następnym razem. Nie żartuję, koncert, lot helikopterem nad miastem, zajęcia z ceramiki… jestem twój.
      Nico odłożył ochraniacz na bok, powoli i z wyraźnym zamiarem. Uśmiech nie schodził mu z twarzy – ten rodzaj zadziornej satysfakcji, który pojawia się, gdy ktoś nieoczekiwanie rzuci ci wyzwanie i sprawia, że chcesz odpowiedzieć. Oparł dłonie na biodrach i spojrzał na Sophię z czymś, co mogło być zarówno uznaniem, jak i drobną prowokacją.
      – No, skoro raz ci się udało, to chyba dasz radę jeszcze raz, prawda?
      Uniósł jedną brew, robiąc krok w jej stronę, choć trzymał dystans, jakby dawał jej przestrzeń na to, co miało nastąpić. Ustawił się przed nią w pozycji, która wyraźnie mówiła: „Dawaj, pokaż, co potrafisz”.

      Nico

      Usuń
  38. Nico uśmiechnął się szeroko, kręcąc głową z niedowierzaniem. Przetarł dłońmi kark, jakby chciał zrzucić z siebie cały ciężar swojej porażki, a potem spojrzał na nią z rozbawieniem.
    – Szczęście? – powtórzył, unosząc brew, jakby to słowo go rozbawiło. – Soph, szczęście to mam ja, w przeciwnym razie teraz siedziałabyś na ławce z poczuciem winy, że mnie o mało nie zabiłaś.
    Zrobił krok w jej stronę, zmniejszając dystans, a jego uśmiech stał się jeszcze bardziej zadziorny.
    – Ale wiesz co? Niech będzie. Masz chwilowy triumf, ciesz się nim, ile możesz. – Wskazał na nią palcem z teatralną powagą. Sophia parsknęła śmiechem, nie mogąc powstrzymać rozbawienia.
    Zerknął na zegar wiszący na ścianie i westchnął, przeczesując palcami włosy. Przez chwilę patrzyli na siebie z lekkim napięciem w powietrzu – Nico wciąż uśmiechnięty, z tym swoim przewrotnym, pewnym siebie wyrazem twarzy, a Sophia z błyskiem triumfu w oczach.
    Nico uniósł brew, patrząc na nią z wyraźnym rozbawieniem, ale i odrobiną wyzwania w oczach. Na jego twarzy pojawił się ten zadziorny uśmiech, który często wykorzystywał, gdy zamierzał kogoś podpuścić.
    – Nie bój się, Soph. Nawet jeśli kiedyś staniesz naprzeciwko mnie w ringu, to obiecuję, że będę łaskawy… – Nachylił się lekko w jej stronę, a jego głos obniżył się do bardziej poufnego tonu.
    – Serio, idzie ci naprawdę dobrze. Jak na pierwszy raz, nawet bardzo dobrze. Ale nie pusz się za bardzo – dodał, wskazując na nią palcem, choć z szerokim uśmiechem.
    Opuścił ochraniacz na moment, wciąż patrząc na nią z tym figlarnym błyskiem w oku.
    – Ale co, jeśli przegrasz? – dodał, przekrzywiając głowę. Przez chwilę przyglądał się jej, jakby zastanawiając się, ile jeszcze może ją podpuścić.
    – Jeśli przegrasz, będziesz musiała mi coś obiecać. Coś, co uznam za równie satysfakcjonujące. – Uśmiechnął się zadziornie, wyprostowując się i zakładając ręce na piersi. – Ale spokojnie, nic złośliwego. Może… na przykład jedno popołudnie na moich warunkach?
    Sophia zmrużyła oczy, mierząc go podejrzliwym spojrzeniem.
    – Spokojnie – uniósł ręce w geście obronnym. – Nic nielegalnego, nie zamierzam też dawać ci łopaty, żebyś kopała mi dół na podwórku. – Zaśmiał się krótko. – Po prostu spędzimy popołudnie tak, jak ja uznam za słuszne. Nie zdradzę ci szczegółów, ale obiecuję, że nie będziesz żałować.
    Sophia przez moment wyglądała, jakby próbowała wyczytać coś z jego twarzy, ocenić, czy przypadkiem nie planuje czegoś głupiego.
    Nico uniósł rękę, jakby chciał przybić z nią symboliczną „umowę”.
    – No to mamy to. Ale pamiętaj – ostrzegł z teatralną powagą, przybierając pozycję bokserską. – Nie będę ci już odpuszczał.
    Jego uśmiech zdradzał jednak, że wciąż traktuje to jako zabawę.
    – Wykorzystaj wszystko, czego się nauczyłaś. – Wskazał na nią palcem. – I pamiętaj o nogach.
    Sophia przyjęła pozycję, wpatrując się w niego z pełnym skupieniem. Nico zaśmiał się cicho, unosząc ochraniacz.
    Ich spojrzenia się spotkały – jej pełne determinacji, jego rozbawione, ale jednocześnie uważne. W powietrzu wisiało coś w rodzaju niewypowiedzianej rywalizacji, okraszonej drobnym napięciem, które Nico zaczynał coraz bardziej lubić.
    Sophia ruszyła na niego z pełnym skupieniem. Zacisnęła pięści, starając się przypomnieć sobie wszystko, czego przed chwilą ją nauczył. Wykonała pierwszy cios, ale Nico z łatwością zrobił krok w bok, unikając jej uderzenia.
    – Nieźle – skomentował, gestem ręki zapraszając ją do kolejnej próby. – Ale pamiętaj o nogach, Sophia. Stój stabilnie, nie rzucaj się tak do przodu. Poprawiła postawę i ponownie spróbowała. Nico jednak znów uchylił się z gracją, jakby robił to odruchowo.
    – Prawie! – powiedział z szerokim uśmiechem.
    Tym razem postanowiła zaatakować kombinacją dwóch szybkich ciosów: jeden prawą ręką, drugi lewą. Nico wycofał się o krok, a potem przesunął bokiem, sprawiając, że jej pięści uderzyły jedynie powietrze.
    – Szybciej, Sophie, szybciej! – zachęcał ją, a w jego głosie pobrzmiewała nuta rozbawienia. – Musisz przewidywać, gdzie będę, nie tam, gdzie jestem teraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia westchnęła z frustracją i zaczęła szukać sposobu, by go zaskoczyć.
      – Dobrze, teraz zaczynasz myśleć – zauważył Nico, opuszczając ręce nieco niżej a tym samym odsłaniając się, żeby jeszcze bardziej ją sprowokować. Tym razem Nico ledwo zdążył zrobić unik, choć na jego twarzy wciąż widniał ten zadziorny uśmiech.
      – Lepiej! – odparł Nico, robiąc kolejny zwód, gdy Sophia próbowała go zaskoczyć szybkim ciosem z lewej strony. – Ale wciąż za wolno.
      Poruszał się tak płynnie, jakby tańczył, jego kroki były lekkie, a uniki niemal niedbałe. Każdy ruch zdradzał doświadczenie i pewność siebie.
      Sophia próbowała jeszcze raz i jeszcze raz, a Nico unikał jej ciosów z gracją, która coraz bardziej ją irytowała. Każdy jego ruch zdawał się być przemyślany i niemal nieosiągalny dla jej własnych umiejętności. Ale w końcu zaczęła analizować, obserwować jego kroki, sposób, w jaki poruszał się na bok, jak unikał jej ciosów.
      Nico zrobił swój charakterystyczny unik w lewo, dokładnie tak, jak przewidziała. I właśnie wtedy Sophia wyprowadziła szybki, precyzyjny cios w miejsce, w którym się znalazł.
      Jej pięść trafiła w jego bok, a Nico zatrzymał się, wyraźnie zaskoczony, a potem uniósł dłonie i zaczął klaskać, śmiejąc się serdecznie.
      – Brawo! – powiedział z uznaniem. – To było perfekcyjne! Przewidziałaś mój ruch, właśnie o to chodzi.
      Nico podszedł bliżej, wciąż uśmiechnięty.
      – I zrobiłaś to w świetnym stylu – przyznał, poklepując ją lekko po ramieniu. – Dobra, na dzisiaj wystarczy.

      Nico

      Usuń
  39. Nico zaśmiał się głośno, opierając się jedną ręką o biodro, a drugą teatralnie przykładając do miejsca, gdzie wcześniej trafiła go Sophia.
    – Tak, dokładnie! – powiedział z przerysowaną powagą, jakby właśnie rozwiązał wielką zagadkę. – Nie masz pojęcia, Sophie, jak potwornie mnie załatwiłaś. Myślę, że to jeden z tych ciosów, które zostają w pamięci na zawsze.
    Uśmiechnął się szeroko, a jego oczy błyszczały z rozbawienia.
    – Więc tak, teraz twoja kolej, żeby mi pomóc – dodał, wskazując na swoją twarz. – Najpierw okład z lodu, żeby nie zrobił się siniak, a potem koniecznie trzeba pocałować – wskazał palcem na konkretne miejsce na policzku – żeby nie bolało.
    Było coś w tej wymianie żartów, co sprawiało, że czuł się bardziej swobodnie, jakby przeskoczyli kolejny etap znajomości, przechodząc na nowy poziom zrozumienia i wspólnej zabawy.
    Nico oparł się o krawędź ringu, krzyżując ramiona na piersi, i spojrzał na nią z łagodnym uśmiechem, w którym kryła się nuta dumy.
    – A tak poważnie, Sophia, naprawdę dobrze ci poszło. Nie każdy ma w sobie tyle determinacji, żeby przetrwać pierwszy trening, a co dopiero trafić swojego trenera.
    Jego ton był lekki, ale w spojrzeniu pojawiło się coś bardziej szczerego. Pokręcił głową z udawanym rozbawieniem.
    – Powiem ci jedno: jeśli wrócisz na kolejny trening, gwarantuję, że będzie jeszcze ciekawiej.
    Spojrzał na nią z uniesionym kącikiem ust, jakby chciał ją jeszcze bardziej zmotywować.
    Nico sięgnął po ręcznik, który leżał na ławce obok, i przetarł twarz. Wciąż miał lekki uśmiech na ustach, a w jego oczach błyszczało coś rozbawionego.
    – Dobra, kończymy na dzisiaj – oznajmił, zerkając na nią, kiedy zbierała swoje rzeczy.
    Zaczęli zbierać sprzęt, wrzucając rękawice i ochraniacze do swoich toreb. Nico zarzucił swoją na ramię i ruszył w stronę szatni, odwracając się do niej przez ramię.
    – A tak przy okazji… – zaczął, zerkając na nią z lekkością w głosie, ale wyraźną nutą zadowolenia. – Skoro straciłaś przez mnie swoje śniadanie, to teraz moja kolej, żeby się zrewanżować. Zapraszam cię na coś do jedzenia – wyjaśnił, wzruszając ramionami. – Powiedzmy, że to forma rekompensaty za ten… hmm… mały incydent z bajglami.
    Uśmiechnął się zadziornie, a w jego tonie słychać było pełną szczerość, choć jak zwykle nie mógł się powstrzymać od żartobliwego tonu.
    – Nie ma takiej opcji, żebyś wróciła do domu głodna.
    Po kilkunastu Nico wyszedł z szatni odświeżony i ubrany w czyste, choć wciąż luźne i sportowe ubrania. Mokre włosy opadały mu lekko na czoło, a jego ruchy były swobodne, jakby dopiero co zszedł z ringu, ale wciąż emanował tą charakterystyczną pewnością siebie. Zarzucił torbę treningową na ramię i rozejrzał się po sali, a potem usiadł na ławce by zaczekać na Sophię.
    Niemal natychmiast podszedł do niego jeden z kumpli, Rob. Ten sam, który zawsze miał na wszystko komentarz, najczęściej niezbyt subtelny.
    – To nowy sposób na wyrywanie lasek? Wiesz, treningi, bliski kontakt, te sprawy… Nie wpadłem na to, że jesteś aż tak kreatywny.
    Nico roześmiał się krótko, kręcąc głową.
    – Serio? To najlepsze, co mogłeś wymyślić? – zapytał, unosząc brew. – Może jeszcze powiesz, że za chwilę zacznę prowadzić zajęcia grupowe, żeby zwiększyć swoje szanse?
    Rob parsknął śmiechem i poklepał Nico po ramieniu.
    – Nie no, stary, jakbyś jednak zaczął prowadzić te zajęcia grupowe, daj znać. Może zapiszę się jako asystent.
    Nico przewrócił oczami, ale nie mógł powstrzymać śmiechu.
    – Jasne, dam ci znać. Tylko ty najpierw ogarnij swoją formę, bo inaczej to ciebie będą uczyć.
    Rob roześmiał się głośno, a Nico pokręcił głową, wciąż z uśmiechem na ustach. Spojrzał w stronę wyjścia z szatni, czekając, aż Sophia w końcu do niego dołączy. W myślach zastanawiał się, czy zauważyła, jak szybko znalazła się w centrum uwagi, odkąd się tu pojawiła.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  40. Oczywiście, Nico tylko się z nią droczył. Jej cios był wprawdzie zaskakująco celny, ale nie sprawił mu większego dyskomfortu. Jako zawodowy bokser przywykł do znacznie większej presji i uderzeń, które mogłyby powalić przeciętnego człowieka. W porównaniu do tych, które otrzymywał na treningach czy podczas prawdziwych walk, ten był jak delikatne szturchnięcie. Jednak sprawiało mu ogromną frajdę, że Sophia naprawdę wzięła to do siebie. Widział, jak z dumą unosiła głowę, a jej twarz rozświetlał lekki uśmiech. Wiedział, że w tej chwili czuła się, jakby właśnie wygrała małą wojnę, i szczerze to szanował.
    Nie zamierzał psuć jej tej chwili triumfu. Dlatego pozwolił sobie na drobne teatralne gesty, jak łapanie się za miejsce uderzenia czy przesadne masowanie kości jarzmowej. Wszystko po to, żeby przedłużyć moment jej satysfakcji.
    W rzeczywistości jego myśli błądziły gdzie indziej. Widząc Sophii determinację i zapał, przypomniał sobie swoje pierwsze dni na ringu. To samo napięcie, te same drobne zwycięstwa, które wydawały się tak wielkie. Sophia, mimo swojej nowości w tym świecie, pokazała dziś coś, co Nico musiał docenić – błysk intuicji i gotowość, by ryzykować. To nie zdarzało się często, szczególnie u osób początkujących.
    „Ma coś w sobie” – pomyślał z rozbawieniem. Sophia, bez względu na to, czy zdawała sobie z tego sprawę, miała w sobie iskrę, którą warto było podsycać.
    Nico nie mógł się nie uśmiechnąć, zbierając swoje rzeczy i od czasu do czasu rzucając ukradkowe spojrzenia w stronę Sophii. Spędził z nią naprawdę miły czas i sam siebie zaskakiwał tym, jak łatwo było mu odnaleźć się w jej towarzystwie. Nie musiał silić się na wymyślne rozmowy czy próbować jej czymś zaimponować – wszystko wydawało się takie naturalne.
    Była inna niż większość ludzi, których spotykał. Jej szczerość, choć momentami trochę nieporadna, działała na niego rozbrajająco. Nie ukrywała swoich myśli, nie próbowała udawać kogoś, kim nie była. A co najważniejsze – nie próbowała za wszelką cenę go do siebie przekonać. Po prostu była sobą.
    Nico cenił to bardziej, niż był w stanie przyznać, nawet przed sobą. Przy niej czuł się swobodnie, jakby wszystkie codzienne napięcia i presja, z którymi mierzył się na ringu i poza nim, nagle stawały się czymś odległym. Sophia nie próbowała go przytłoczyć, ale jednocześnie nie dawała się zepchnąć na dalszy plan. Była równorzędnym partnerem w rozmowie, a jej komentarze – czasem zabawne, czasem zaskakująco celne – sprawiały, że Nico patrzył na nią z coraz większym uznaniem.
    Była w tym jakaś lekkość, której brakowało mu w relacjach z innymi ludźmi. Nie musiał się starać, bo czuł, że ona nie oczekuje od niego niczego więcej niż po prostu obecności. I to było… niezwykłe.
    Nico podniósł wzrok, widząc Sophię, która właśnie wyszła z szatni. Miała na sobie wygodne ubrania, a jej włosy, jeszcze trochę wilgotne, opadały luźno na ramiona. Na jej twarzy igrał lekki uśmiech, choć w jej oczach widoczna była determinacja – prawdopodobnie bardziej w związku z jej głodem niż z samym treningiem.
    Nico roześmiał się, opierając się o ścianę.
    – Moja wina? – powtórzył z udawaną obroną.
    – Dobra, dobra – dodał, prostując się i sięgając po swoją torbę. – Skoro już tak twierdzisz, to pozwól, że naprawię swoje “zaniedbanie”. – Zrobił pauzę, jakby się zastanawiał. – Ale kawa i bajgle? To trochę zbyt przewidywalne. Mam lepszy pomysł.
    Nico spojrzał na nią z tym swoim zadziornym uśmiechem, który często doprowadzał ludzi do śmiechu – albo frustracji.
    – Jest tu niedaleko miejsce, gdzie robią najlepsze w Nowym Jorku naleśniki. Z owocami, syropem klonowym, bitą śmietaną… Możesz mi zaufać, będziesz wniebowzięta. Poza tym, coś mi mówi, że po tym treningu zasługujesz na coś bardziej wypasionego niż zwykła kawa.
    Nico tylko się uśmiechnął, unosząc ręce w obronnym geście, i ruszył w stronę wyjścia, przepuszczając ją przodem.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  41. Nico roześmiał się szczerze, a jego śmiech odbił się echem. Oparł się niedbale o ścianę, krzyżując ramiona na piersi, i patrzył na Sophię z tym swoim charakterystycznym, zadziornym uśmiechem.
    – Okej, dobra, przyznaję – powiedział, jego głos wciąż brzmiał lekko, ale w tonie czaiła się nuta powagi, jakby naprawdę chciał jej coś udowodnić. – Może te bajgle rzeczywiście zasługują na swoją sławę, skoro tak ich bronisz. Ale jeśli chcesz mnie przekonać, to będzie musiała być naprawdę porządna degustacja. I tak, obiecuję, że tym razem nie zostawię ich w zasięgu „znajomych”.
    Uniósł ręce w geście kapitulacji, choć jego oczy wciąż błyszczały rozbawieniem.
    Ruszyli w stronę wyjścia z sali. Nico szedł obok niej, nonszalancko zarzuciwszy torbę na ramię, a jego kroki były lekkie, wręcz sprężyste. Uśmiechnął się pod nosem, zerkając na Sophię, która szła obok niego, poprawiając pasek swojej torby na ramieniu.
    – Nie no, tym razem żadnych tajemnic – odpowiedział. – To miejsce jest otwarte dla wszystkich, bez żadnych kodów dostępu i tajnych szyfrów. Po prostu lubię tam chodzić, bo mają najlepsze naleśniki w okolicy.
    Spojrzał na nią z błyskiem w oku, jakby chciał coś dodać, ale w ostatniej chwili się powstrzymał, pozwalając jej na chwilę ciszy, która zdawała się pełna oczekiwania.
    – Ale – zaczął po chwili, podnosząc palec w górę w geście ostrzeżenia – nie przyprowadzaj tam zaraz wszystkich znajomych… – dodał z lekkim uśmiechem, który mógłby uchodzić za niewinny, gdyby nie towarzyszący mu figlarny błysk w oczach.
    Słońce było już wyżej na niebie, a miasto zdawało się żyć swoim własnym rytmem. Dookoła nich odzywał się cichy gwar – ludzie rozmawiali, ciężary opadały na podłogę, a maszyny wydawały mechaniczne dźwięki.
    Kiedy odwróciła się w jego stronę, Nico przystanął. Słońce rzucało ciepłe, złote refleksy na jej włosy. Jej twarz była blisko, na tyle, że mógł zauważyć drobne iskierki w jej oczach, zabarwione rozbawieniem. Stanęła na palcach, a on przez chwilę nie wiedział, co się dzieje – dopóki nie poczuł jej ust na swoim policzku. Lekki, ledwo wyczuwalny pocałunek, ale wystarczył, by coś w jego wnętrzu zadrżało.
    „Nie, to absurdalne”, pomyślał, niemal od razu starając się zdusić to uczucie, które pojawiło się niespodziewanie. Ale nie mógł zaprzeczyć, że przez krótką chwilę poczuł ucisk w brzuchu – coś ciepłego i nie do końca kontrolowanego, co sprawiło, że jego serce zaczęło bić odrobinę szybciej.
    Sophia cofnęła się z uśmiechem, jak gdyby nigdy nic, a Nico próbował odzyskać rezon, choć czuł, jak kącik jego ust unosi się niekontrolowanie w zadziornym uśmiechu.
    Nico przez chwilę patrzył na nią w milczeniu, przetwarzając ten gest. Z jednej strony chciał rzucić jakimś ciętym żartem, z drugiej – wiedział, że nie będzie w stanie ukryć błysku w oczach, który zdradziłby zbyt wiele. W końcu uniósł brew, odzyskując swój charakterystyczny ton.
    – Powiem tak – zaczął, dotykając miejsca na policzku, gdzie chwilę wcześniej złożyła pocałunek. – Nie spodziewałem się, że potrafisz leczyć z taką precyzją. Chyba powinienem to zapamiętać na przyszłość -dodał, nie mogąc
    powstrzymać uśmiechu.
    – Ale wiesz, – dodał, nie odpuszczając – mogłabyś dorzucić jeszcze jeden. Tak na wszelki wypadek, żeby na pewno wszystko się zagoiło.
    Wszystko przy niej wydawało się tak cholernie naturalne – od prostych gestów po te niespodziewane momenty, które wywracały jego myśli do góry nogami.
    Nico nie przestawał się uśmiechać, prowadząc ją w stronę knajpki, w której zamierzał spędzić z nią resztę tego poranka.
    – A co do tego, że jutro nie będziesz się ruszać – dodał, uśmiechając się szeroko. – To idealny pretekst, żeby cały dzień leżeć i nic nie robić. Ale wiesz, jakbyś potrzebowała terapii na obolałe mięśnie, to wiesz, gdzie mnie szukać.
    Było coś w tej rozmowie i drobnych gestach między nimi, co sprawiało, że wszystko wydawało się prostsze i bardziej naturalne. Takie, jak powinno być.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  42. Nico poczuł, jak jego świat na moment zwalnia, gdy Sophia znów stanęła na palcach. Jej słowa, choć wypowiedziane lekko i z nutą przekory, uderzyły w niego jak cios – ale tym razem nie z fizyczną siłą, a z czymś trudnym do zdefiniowania. Gdy jej usta ponownie dotknęły jego policzka, dłużej niż wcześniej, wywołało to coś dziwnego i niezaprzeczalnie przyjemnego. Uścisk w jego brzuchu powrócił, tym razem intensywniejszy, jakby chciał przypomnieć mu, że takie gesty mają swoją wagę.
    Stał jak sparaliżowany, pozwalając jej działać, ale wcale nie był bierny – każdy nerw w jego ciele zdawał się czuć jej obecność. Jej słowa, mruknięte miękko i z wyczuwalnym żartem, rozbrzmiały tuż przy jego uchu, a ciepły oddech musnął jego skórę.
    „Uzależniające” - niemal szepnęła, a po jego skórze przeszedł dreszcz. To jedno słowo zawisło między nimi, a Nico wziął głęboki oddech, próbując zachować spokój. Gdy Sophia się odsunęła, szybko odwracając wzrok, nie umknęły mu jej zarumienione policzki ani drobny ruch dłoni, jakby chciała ukryć własne zakłopotanie.
    Na chwilę zapadła między nimi cisza, przerywana jedynie odległymi dźwiękami miasta. Nico uniósł brew, a jego usta wygięły się w powolnym, leniwym uśmiechu, który pojawiał się u niego, gdy naprawdę dobrze się bawił.
    – Więc tak to działa? – zapytał w końcu, pochylając się lekko w jej stronę. Jego głos był niższy, bardziej miękki niż zwykle, a w oczach błyszczała nuta prowokacji. – Najpierw mówisz mi, że się uczysz, a teraz odkrywam, że to ty rozdajesz karty?
    Spojrzał na nią z wyczuwalnym rozbawieniem, ale gdzieś pod tym wszystkim kryło się coś więcej – subtelne zainteresowanie, którego jeszcze nie potrafił w pełni nazwać.
    – Jeśli masz zamiar dawkować mi to, co, jak twierdzisz, jest uzależniające – kontynuował, zniżając głos – to przynajmniej powinnaś ustalić zasady gry. Bo zaczynam podejrzewać, że nie jesteś w tym wcale taka nowa, jak próbujesz mi wmówić.
    W tym momencie czuł, że atmosfera między nimi zmieniła się niepostrzeżenie, jakby ich relacja wkroczyła na inny, bardziej zawiły teren. Mimo to nie zamierzał się wycofać – przeciwnie, chciał zobaczyć, jak daleko mogą posunąć się w tej grze.
    – Ale jeśli rzeczywiście mnie oszczędzasz – dodał po chwili, odchylając się lekko i znów zerkając na nią z tym charakterystycznym uśmiechem – to chyba powinienem podziękować.
    Wewnątrz wciąż czuł subtelne napięcie, które pozostawiła po sobie Sophia – ciepło, którego nie sposób było zignorować. Wziął głęboki oddech, ale wiedział, że spędzenie dnia w jej towarzystwie nie pozwoli mu łatwo o tym zapomnieć.
    Nico spojrzał na Sophię z wyraźnym rozbawieniem, jego oczy błyszczały w świetle dnia. Skrzyżował ramiona na piersi, jakby chciał pokazać, że wcale nie zamierza ułatwiać jej podjęcia decyzji.
    – Na tym właśnie polega zabawa – powiedział spokojnie, z nutą prowokacji w głosie. – Musisz zdecydować w ciemno.
    Uniósł brew i oparł się biodrem o framugę drzwi, jakby chciał podkreślić swoją przewagę w tej grze.
    – Przecież jesteś ryzykantką, prawda? – dodał, tonem, który wyzywał ją, by to udowodniła. – Poza tym… – Nachylił się nieco w jej stronę, zmniejszając dystans między nimi. – Gdzie w tym wszystkim byłaby frajda, gdybyś znała zakończenie?
    Wyprostował się i rzucił jej leniwy uśmiech. Jego słowa były lekkie, ale jednocześnie skrywały coś głębszego – subtelną próbę zatrzymania jej w tej chwili, przyciągnięcia jeszcze bardziej do tej wymiany. Nico czerpał prawdziwą przyjemność z tej gry, z obserwowania jej reakcji, z tej delikatnej granicy między żartem a czymś bardziej osobistym.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  43. Nico uśmiechnął się pod nosem, widząc jej niewinną minę, która nijak nie pasowała do błysku w oczach. Skrzyżował ramiona na piersi, pochylając się lekko w jej stronę, jakby próbował ją rozszyfrować.
    – Świeżak? – powtórzył, jakby nie dowierzał. – Sophia, nie jestem pewien, czy powinnaś mnie tak oszukiwać. Z tego, co widziałem, doskonale wiesz, co robisz.
    Przyglądał jej się przez chwilę, jakby chciał wychwycić każdą reakcję na swoje słowa, a jego uśmiech z każdą sekundą stawał się coraz bardziej zadziorny.
    – A jeśli naprawdę nie wiesz… – zaczął, celowo przeciągając pauzę – to powiem ci jedno, twoja intuicja radzi sobie całkiem nieźle.
    Nico uniósł brew, a na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmiech, jakby Sophia właśnie rzuciła mu wyzwanie, którego absolutnie nie zamierzał odrzucić. Przechylił lekko głowę, pozwalając sobie na moment zastanowienia, choć jego spojrzenie zdradzało, że dokładnie wie, co chce powiedzieć.
    – Bez zasad, hm? – powtórzył, jakby próbował przetrawić jej słowa, choć ton jego głosu był wyraźnie prowokacyjny. – Wiesz, to trochę jak w walce. Kiedy zdejmujesz wszystkie ograniczenia, robi się… ciekawie. Ale też niebezpiecznie.
    Zrobił krok bliżej, patrząc na nią intensywnie, ale z łagodnym rozbawieniem. Pochylił się nad nią nieco i ściszył głos.
    – Pytanie brzmi: czy jesteś gotowa na to, co może się stać, kiedy wszystko będzie dozwolone? – zapytał, niemal szeptem, jakby chciał, żeby jego słowa miały większy ciężar. Zrobił to w taki sam sposób jak Sophia, kiedy mówiła o „uzależnieniu”
    Pozwolił sobie na chwilę ciszy, obserwując jej reakcję, zanim dodał z lekkim uśmiechem:
    – Bo wiesz, Sophia, nie jestem pewien, czy dałbym ci fory. Nie z takim zapałem, jaki dziś pokazałaś.
    Oparł ręce na biodrach, a jego uśmiech zmienił się w bardziej rozluźniony, jakby chciał nieco rozładować napięcie.
    – Ale jeśli masz ochotę spróbować… – dodał, unosząc znacząco brew.
    Nico parsknął cicho, unosząc brwi w udawanym zdziwieniu.
    – O, czyli to z wszystko troski? – zapytał, a w jego głosie pobrzmiewała nuta rozbawienia. – Nie wiedziałem, że tak się mną przejmujesz.
    Skrzyżował ręce na piersi, ale nie spuszczał z niej wzroku, bacznie obserwując każdy szczegół – jej mimikę, to, jak próbowała ukryć uśmiech, choć wcale jej to nie wychodziło.
    – Tylko obawiam się, że pierwszy etap mam już za sobą i chyba jestem na straconej pozycji.
    Nachylił się trochę bliżej, jakby chciał jej zdradzić jakiś sekret.
    – Ale z drugiej strony, to może to wcale nie takie złe, skoro mówisz, że będziesz dbać o to, żeby mi się to nie wymknęło spod kontroli– powiedział z lekko zadziornym uśmiechem.
    Nico uniósł brew, udając, że jej słowa naprawdę go zaskoczyły.
    – Rozczarowana? – powtórzył, jakby samo to słowo było dla niego obelgą. – Sophia, muszę cię ostrzec – zaczął powoli, a w jego głosie pojawiła się nuta prowokacji – jeśli chcesz choćby namiastki tej terapii, o której mówiliśmy, to będziesz musiała mi zaufać. W ciemno.
    Nachylił się nieco bliżej, a kąciki jego ust uniosły się w zadziornym uśmiechu.
    – Ale jeśli naprawdę boisz się rozczarowania… – zawiesił głos, jakby poważnie się zastanawiał – to może ja powinienem być tym ostrożnym. Kto wie, czy twoje oczekiwania są w ogóle możliwe do spełnienia.
    Przyjrzał się jej wyrazowi twarzy, szukając oznak rozbawienia lub irytacji.
    – Powiedz mi, Soph – dodał, akcentując jej imię z lekko drażniącą czułością – co musiałbym zrobić, żeby w pełni zasłużyć na twoją aprobatę? Albo chociaż na to, żebyś na pewno zadzwoniła.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  44. Nico czuł, że cała ta rozmowa, każde słowo, które wypowiadał, było swego rodzaju testem. Nie tylko dla niej, ale i dla siebie. W tych subtelnych grach słownych szukał jej granic, sprawdzał, jak daleko może się posunąć, zanim Sophia zdecyduje się postawić mur. Jednak zamiast ograniczeń, jej odpowiedzi były jak otwarte drzwi. Dawały mu jasno do zrozumienia, że gra, którą prowadził, nie tylko jej nie przeszkadzała, ale wręcz ją bawiła i intrygowała. Każdy jej uśmiech, lekko przymrużone oczy i te celowo rzucone uszczypliwości mówiły mu więcej, niż mogłyby same słowa. To zielone światło, które w sposób niemal niedostrzegalny zmieniało dynamikę między nimi, sprawiało, że Nico coraz bardziej w to wszystko brnął. Bo dlaczego miałby nie spróbować? Podobała mu się ta pewność siebie, z którą Sophia odpowiadała, nie cofając się ani o krok. Miał wrażenie, że każde jej zdanie było wyważone, przemyślane, a jednocześnie niosło w sobie nutę naturalności. Nie była sztuczna ani zbyt poważna. Była dokładnie sobą – jednocześnie odważna i czujna, otwarta, ale ostrożna.
    A Nico? Lubił te subtelne iskry, które zaczynały między nimi przeskakiwać. Ten moment, gdy każde z nich świadomie wybierało kolejny krok. Z każdym jej kolejnym „tak” – ukrytym w drobnym uśmiechu czy w odpowiedzi, którą rzucała z błyskiem w oku – pozwalał sobie na więcej. Nie nachalnie, nie gwałtownie, ale w sposób, który wydawał się naturalny, niemal intuicyjny. I musiał przyznać, że podobało mu się to. Ta gra, to balansowanie na granicy między żartem a czymś więcej, między lekkością a czymś głębszym. Sophia była na tyle intrygująca, że Nico chciał sprawdzić, dokąd to wszystko ich zaprowadzi. Nie myślał teraz o jutrze czy o konsekwencjach. Liczyło się tylko to, co działo się w tej chwili – ta wymiana słów, uśmiechów i spojrzeń, które mówiły znacznie więcej, niż jakiekolwiek zdanie mogłoby wyrazić.
    Nico uniósł brew, a na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmiech, który Sophia zdążyła już dobrze poznać. Oparł się lekko o framugę drzwi i skrzyżował ramiona na piersi, sprawiając wrażenie, jakby jej słowa były dla niego bardziej rozrywką niż wyzwaniem.
    — Cierpliwość? — powtórzył, jakby smakując to słowo. — Zależy od sytuacji. Ale w tym przypadku, Sophia, nie jestem pewien, czy to ja będę się musiał wykazać cierpliwością.
    Zrobił krok bliżej, jakby chciał coś powiedzieć na ucho, ale zatrzymał się w pół drogi, zachowując dystans, który wcale nie niwelował napięcia. Wyglądał teraz jak ktoś, kto ma przewagę i wcale się z tym nie kryje.
    — A co do twoich wymagań… — dodał, znów spoglądając na nią z tym swoim zadziornym błyskiem w oczach. — Chętnie się przekonam, czy naprawdę są takie nierealistyczne, jak próbujesz mi wmówić. Ale wiesz co? Lubię wyzwania. Więc dzwoń albo nie. Zobaczymy, kto okaże się bardziej cierpliwy.
    Uśmiechnął się szeroko, zadowolony z tego, jak udało mu się odpowiedzieć, ale w jego spojrzeniu czaiło się coś więcej – iskra zaciekawienia, która jasno mówiła, że ta gra dopiero się zaczyna.
    Knajpka, do której weszli, miała przytulny, swobodny klimat, z lekkim zapachem kawy i ciepłego ciasta unoszącym się w powietrzu. Dźwięk cicho grającej muzyki mieszał się z rozmowami klientów, a drewniane stoliki i ceglane ściany nadawały miejscu swojski charakter. Nico poprowadził ją do jednego z wolnych miejsc pod oknem, gdzie światło wpadające przez szybę tworzyło przyjemny półmrok. Odsunął jej krzesło, jakby odruchowo, po czym sam zajął miejsce naprzeciwko niej.
    — Mam nadzieję, że naleśniki spełnią twoje wymagania — powiedział z uśmiechem, ale tym razem w jego głosie brakowało tej zadziornej nuty, która wcześniej towarzyszyła niemal każdemu zdaniu. Wyglądało na to, że przestawił się na bardziej koleżeński ton, jakby odczytał, że to odpowiedni moment na lekką zmianę atmosfery.
    — Kawa, sok pomarańczowy? A może jedno i drugie? — zapytał, unosząc wzrok znad karty.
    Zachowywał się naturalnie, zupełnie jakby cała ta rozmowa sprzed kilku minut, pełna subtelnych aluzji i gry na słowa, nigdy się nie wydarzyła.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  45. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  46. Poranek Nico zaczął od standardowej rutyny. Wstał wcześnie, przeciągnął się leniwie i zjadł szybkie śniadanie. Po chwili wciągnął na siebie szarą bluzę i ciemne sportowe spodnie, zabierając torbę treningową, która czekała już spakowana przy drzwiach.
    Siłownia o tej porze była jeszcze dość pusta, co tylko działało na jego korzyść. Włączył muzykę w słuchawkach i przez następną godzinę zanurzył się w intensywnym treningu. Mięśnie pracowały, pot spływał po karku, a umysł oczyszczał się z każdej zbędnej myśli.
    Kiedy skończył, odłożył hantle, zdjął rękawice i poszedł do szatni. Przed prysznicem usiadł jeszcze na kanapie w kącie siłowni, odpoczywając i rozmawiając z jednym ze znajomych trenerów.
    Telefon w jego torbie zawibrował. Przejechał ręką po kieszeni, odblokował ekran i zobaczył nową wiadomość.

    „Mam pytanie: terapia obejmuje przynoszenie kawy do łóżka? Jeśli tak to liczę, że Cię tu wkrótce zobaczę. 😌☕️”

    Czytał wiadomość dwa razy, a kąciki ust unosiły się coraz wyżej. Nie odpisał. Zamiast tego odłożył telefon, wstał i zabrał swoje rzeczy.
    — Ej, już lecisz? — rzucił kumpel.
    — Coś mi wypadło — odpowiedział, zawiązując buty i wymykając się szybko na zewnątrz.
    Po drodze zatrzymał się w kawiarni, którą znał już na wylot. Zamówił dwie kawy na wynos i rogaliki. Do jej mieszkania dotarł w ciągu kilkunastu minut. Zapukał lekko do drzwi.
    Sophia otworzyła je po chwili, z włosami upiętymi w nieładzie na czubku głowy. Na jej twarzy widać było zaskoczenie. Nico stał tam, oparty nonszalancko o framugę, z papierową torbą w jednej ręce i dwoma kubkami kawy w drugiej.
    — Serwis terapeutyczny na żądanie — oznajmił, podnosząc lekko torbę, jakby chciał udowodnić swoją misję. Nico przeszedł obok niej do środka, jakby bywał tam codziennie, i ruszył prosto w stronę kuchni. — Kawa do łóżka to chyba trochę przesada, ale… znaj moje dobre serce.
    Nawet przez myśl mu nie przeszło, że Sophia mogłaby nie być sama.
    — Przyniosłem też małe śniadanie, zanim zaczniesz marudzić — wyjaśnił z uśmiechem, stawiając torbę na blacie.
    — Terapia zaczyna się od tego, że ty odpoczywasz, a ja się wszystkim zajmuję — oznajmił. Odnalezienie talerzyków zajęło mu dosłownie chwilę.
    — Dostawa miała być do łóżka, prowadź… — zachęcił ją. Poszedł za nią do jej pokoju, skinieniem głowy wskazał na łóżko, a kiedy Sophia się tam znalazła, teatralnym gestem wręczył jej cały zestaw, z takim wyrazem twarzy, jakby właśnie spełniał życzenie życia.
    — Kiedy pacjent potrzebuje kawy, nie można odmówić. Ale to nie wszystko…
    Sięgnął do swojej torby i wyciągnął małą, niepozorną piersiówkę.
    — Drobne udoskonalenie. — Nico odkręcił piersiówkę i dolał do jej kawy odpowiednią ilość rozluźniającego trunku. Wymieszał płyn za pomocą plastikowej mieszadełki, a potem spojrzał na nią z łobuzerskim uśmiechem.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  47. Nico nawet nie pomyślał, że w mieszkaniu może być ktoś jeszcze. Sophia nie sprawiała wrażenia osoby, która zaprosiłaby go do siebie, gdyby miało z tego wyniknąć cokolwiek niekomfortowego. W jej wiadomości czuć było swobodę, wręcz lekkie kokietowanie, które zinterpretował jako zielone światło. Nie rozglądał się więc ani nie nasłuchiwał, czy ktoś inny jest w pobliżu. Gdy Sophia otworzyła drzwi wyglądała tak, jakby właśnie wstała — naturalna, luźna, i jakby to on był jedyną osobą, której oczekiwała. Ten widok upewnił go, że dobrze zrobił, pojawiając się tu z kawą i odrobiną rumu.
    — No cóż, to zależy od pacjenta — odparł Nico, patrząc na Sophię z łobuzerskim uśmiechem. — Ale w twoim przypadku kawa z rumem wydawała się… właściwym podejściem terapeutycznym.
    Nico wzruszył ramionami, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
    — Powiedzmy, że to połączenie nauki i instynktu. — Nico pochylił się lekko w jej stronę, spoglądając jej prosto w oczy. — Zdecydowanie mogę zagwarantować, że po tej sesji będziesz w bardziej rozluźniona i w lepszym humorze.
    Nico oparł się wygodnie, biorąc łyk swojej kawy. — Poza tym, to ty napisałaś. Ja tylko realizuję swoje obietnice i proszę o więcej zaufania w tym zakresie.
    Nico uniósł kubek w geście toastu, z satysfakcją obserwując, jak Sophia zaczyna się relaksować.
    — Nie odpowiadałem, bo chciałem zobaczyć twoją minę, kiedy się zjawię — odparł Nico z lekko zadziornym uśmiechem, odstawiając swój kubek na stolik. — I muszę przyznać, było warto.
    Sophia przewróciła oczami, choć na jej twarzy wciąż błąkał się cień uśmiechu.
    — Poza tym… zaskakiwanie ludzi to też część terapii. — Wzruszył ramionami, jakby to było najbardziej logiczne wytłumaczenie.
    — Pierwszy etap — odpowiedział, spoglądając na nią z łobuzerskim błyskiem w oku. — Kawa z rumem i dobry nastrój. Reszta… to już kwestia przyszłych sesji.
    Nico oparł się wygodniej, wpatrując się w nią z wyraźną satysfakcją. Sophia spojrzała na niego uważnie, a w jej oczach błysnęły iskierki rozbawienia.
    — Nie, spokojnie, niczego nie przerwałaś — odpowiedział Nico z uśmiechem, chociaż w jego oczach wciąż błyszczała lekka złośliwość. — Ale jeśli masz jakieś pilne pytanie, to chętnie ci odpowiem. Wiesz, terapii nie przerywamy, ale możemy ją urozmaicać — odpowiedział z nonszalancką pewnością. Wzruszył ramionami, jakby to było najbardziej naturalne na świecie.


    Nico, mimo że czuł się dość swobodnie, dla pewności zajął miejsce na sofie. Nie chciał od razu narzucać się obecnością, nawet jeśli Sophia wyraźnie dawała mu do zrozumienia, że jest tu mile widziany. Z kubkiem kawy w dłoni oparł się wygodnie, obserwując, jak Sophia siada naprzeciw niego na łóżku. Poruszała się ostrożnie, jakby każdy wysiłek sprawiał jej ból.
    Rozejrzał się mimochodem po pokoju. Był przytulne i zaskakująco osobisty — zdjęcia na ścianach, kilka książek porozkładanych na półkach, nawet kubek, z którego piła, miał jakieś żartobliwe hasło, którego nie zdążył jeszcze przeczytać. Wszystko zdawało się mówić o niej więcej niż sama była skłonna zdradzić.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  48. Nico uniósł brew, słysząc jej pytanie, a na jego twarzy pojawił się lekki, zaczepny uśmiech. Przejechał palcem po zaczerwienionym miejscu na policzku, jakby dopiero teraz je zauważył, choć doskonale zdawał sobie sprawę z jego obecności.
    — Pacjent czuje się znakomicie — odpowiedział, tonem profesjonalnego lekarza. — Trochę czerwieni na policzku? Nic wielkiego. Myślę, że nawet wygląda całkiem dobrze. Może powinienem ci podziękować za tę ozdobę.
    Złapał jej spojrzenie, pozwalając sobie na odrobinę teatralności, jakby naprawdę zamierzał złożyć jej podziękowania.
    —.To podobno dodaje charakteru, wiesz, +10 do atrakcyjności.
    Uśmiechnął się szerzej, opierając się wygodniej na sofie i unosząc kubek kawy do ust. Wpatrywał się w nią z tym swoim rozbawionym spojrzeniem.
    — Co myślisz? — Wyprostował się i zaprezentował w pozie wyjętej prosto z magazynu, eksponując swój policzek. W jego głosie pobrzmiewał cichy śmiech.
    — Tak szczerze, to powinienem się chyba zastanowić, czy nie zapisać cię na profesjonalne zajęcia. Chyba mogłabyś kogoś nieźle zaskoczyć — dodał, patrząc na nią z błyskiem w oku.
    Nico wziął kolejny łyk kawy i na moment zamilkł, jakby próbował znaleźć odpowiednie słowa. Uniósł wzrok, a jego spojrzenie było spokojne, ale dociekliwe.
    — A tak na poważnie, jak się czujesz? — zapytał, odkładając kubek na stolik. — Wczoraj dałaś z siebie sporo. Zakładam, że dziś zakwasy mogą cię trochę pokarać.
    Jego ton zmienił się, był teraz miękki i pełen troski, zupełnie inny od tego, którego używał zazwyczaj. Oparł się wygodniej na sofie, ale nie odrywał od niej wzroku, jakby próbował odczytać jej odpowiedź zanim cokolwiek powie.
    — Jeśli coś cię boli, mogę pomóc. Sauna? Jacuzzi? Nawet krioterapia, jeśli jesteś odważna. Masaż, rozciąganie, cokolwiek. W końcu terapia obejmuje wszystko, co może poprawić samopoczucie, prawda? — dodał z lekkim uśmiechem, ale nie krył, że naprawdę chce się upewnić, że nic jej nie dolega.
    — I zanim zaczniesz patrzeć na mnie z tym swoim podejrzliwym wyrazem twarzy — dodał, wskazując na nią palcem. — To nie żadna dwuznaczna propozycja, ani próba wymyślenia pretekstu, żeby cię podotykać. Mój fizjoterapeuta jest pod telefonem, więc jeśli naprawdę chcesz profesjonalnej pomocy, mogę cię do niego umówić.
    Nico uniósł ręce w obronnym geście, a na jego twarzy pojawił się rozbawiony uśmiech.
    Pochylił się lekko, opierając łokcie na kolanach i patrząc na nią z wyczekiwaniem.
    — Twój wybór, Soph. Ale coś mi mówi, że i tak skończy się na tym, że będziesz dzielnie walczyć z bólem na kanapie.
    Nico wstał z sofy, prostując się z typową dla niego swobodą, i rozejrzał się po pokoju. Jego uwagę przyciągnęły zdjęcia w ramkach ustawione na komodzie przy ścianie. Podszedł bliżej, wsuwając dłonie do kieszeni, jakby nie chciał wyglądać na zbyt wścibskiego.
    Pierwsze zdjęcie przedstawiało Sophię z grupą ludzi, prawdopodobnie przyjaciół, na tle jakiegoś parku. Byli uśmiechnięci, trzymając kubki z kawą i robiąc zabawne miny. Drugie zdjęcie było bardziej oficjalne — Sophia w eleganckiej sukience, z kimś, kto wyglądał jak członek rodziny.
    — To twoja młodsza wersja? — zapytał, wskazując palcem na jedno z nich. — Chyba widzę podobieństwo, ale wyglądałaś… grzeczniej.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  49. Nico odwrócił się od półki ze zdjęciami, jego brew uniosła się w zaskoczeniu, ale na jego twarzy szybko pojawił się szeroki, łobuzerski uśmiech.
    — Czy to był komplement? — zapytał, podchodząc bliżej. Jego głos był miękki, ale w tonie dało się wyczuć nutę rozbawienia, po czym odchrząknął teatralnie, przybierając poważny wyraz twarzy, choć jego oczy błyszczały rozbawieniem. — Czekaj, czekaj… Czy ty próbujesz mnie poderwać, Sophia? — zapytał, celowo przeciągając sylaby i patrząc na nią z mieszaniną rozbawienia i wyzwania. — Bo jeśli tak, to muszę cię uprzedzić… nie jestem taki łatwy.
    Stanął przed nią, krzyżując ramiona na piersi. Przechylił głowę, udając zamyślenie. Jego spojrzenie rozbłysło figlarnie, choć twarz zachował pozornie poważną. Z trudem powstrzymywał śmiech, widząc, jak jej policzki nabierają subtelnego rumieńca.
    — Zawsze muszę być pewien intencji. Wiesz, mam reputację do utrzymania — dodał, pochylając się lekko w jej stronę i opuszczając głos na niemal konspiracyjny szept. — Ale skoro już o tym mówimy… na razie idzie ci całkiem nieźle.
    Nico wyprostował się, krzyżując ramiona na piersi, i zerknął na nią z pewnym siebie uśmiechem.
    — Zakwasy? — powtórzył, jakby to było coś egzotycznego. — Tego już raczej nie doświadczam. Lata treningów robią swoje, ciało się przyzwyczaja.
    Po chwili jednak spojrzał na nią nieco bardziej poważnie, jakby przechodził w tryb trenera.
    — Ale po walkach? Kiedy jestem naprawdę poobijany, to co innego. Wtedy lód jest moim najlepszym przyjacielem. Na siniaki, stłuczenia, wszystko. Czasem specjalne maści od fizjo, które śmierdzą tak, że nawet ja ledwo to wytrzymuję.
    Uśmiechnął się, a w jego oczach błysnęło rozbawienie.
    — Ale po ciężkich walkach? — Zatrzymał się, jakby chciał nadać większy ciężar swoim słowom. — Pizza i Netflix. Wtedy nic mnie nie boli, przynajmniej przez jakiś czas. I sen. Sen to podstawa. Ale, wiesz… nie każdemu te metody pasują — dodał, spoglądając na nią z lekko uniesioną brwią.
    Nico oparł się nonszalancko o róg kanapy, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią. Przez chwilę wydawał się rozważać wszystkie opcje, aż w końcu rzucił:
    — Więc tak naprawdę zależy, czego szukasz. Jeśli szybkiej ulgi, to masaż robi robotę. Lód na stłuczenia, jacuzzi na wszystko inne.
    Zerknął na nią z nieco przekornym uśmiechem.
    — Ale ty chyba nie masz takich ekstremalnych obrażeń jak ja, prawda? No chyba, że o czymś nie wiem.
    Nico uniósł brew, rozbawiony jej komentarzem.
    — Terapia do łóżka? — powtórzył z lekkim uśmiechem. — Wybacz, ale muszę dbać o swój profesjonalizm. Jak się zacznę rozsiadać na twoim łóżku, to kto wie, jakie plotki mogą z tego wyniknąć.
    Przekrzywił głowę i spojrzał na nią z udawaną powagą.
    — Kanapa to bezpieczna strefa. Neutralny grunt. Ale jeśli terapia nie spełnia twoich wymagań, zawsze możesz złożyć reklamację. W formie pisemnej, rzecz jasna.
    Jego usta drgnęły, jakby walczył z uśmiechem, a jasne oczy błysnęły rozbawieniem.
    — Chyba że naprawdę chcesz ryzykować przeniesienie sesji na wyższy poziom — dodał, wciąż udając śmiertelną powagę, choć wyraźnie się z nią droczył.
    Nico skinął głową, słuchając jej, a jego wyraz twarzy momentalnie złagodniał. Zawsze ciekawiły go te bardziej osobiste historie, zwłaszcza te, które miały w sobie coś intymnego.
    — Czasem trudno się pogodzić z tym, że pewne rzeczy zmieniają się w życiu. Ale tak już bywa, prawda? Wszystko mija, a jedyne, co zostaje, to wspomnienia.
    Patrzył na nią uważnie, wciąż z tym spokojnym uśmiechem, który nie zdradzał za wiele.
    Nico uśmiechnął się lekko, a jego głos stał się nieco bardziej ciepły.
    — Wiesz, wtedy najlepiej ustanowić jakieś nowe tradycje w zastępstwie starych — powiedział, patrząc na nią z rozbawieniem w oczach. — Może coś, co będzie miało swój własny, wyjątkowy charakter. Takie tradycje mogą okazać się nawet lepsze niż te, które odchodzą w przeszłość.
    Zaśmiał się krótko, jakby chciał rozładować chwilową powagę rozmowy.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  50. Nico uniósł brew, jakby nie mógł uwierzyć w jej słowa, ale jego uśmiech zdradzał, że bardziej go to bawi, niż irytuje. Założył ręce za głowę w sposób, który miał być swobodny, ale niechcący zdradzał pewną kontrolowaną pewność siebie.
    — Naiwny? — powtórzył, tonem podszytym rozbawieniem, jakby rzuciła mu wyzwanie, którego nie zamierzał odrzucić. Jego spojrzenie zatrzymało się na jej twarzy, badając każdy ruch, każde drgnienie w jej uśmiechu. — Wiesz, Sophia, jeśli to był twój genialny plan, to muszę przyznać, że działa. Ale nie jestem pewien, czy to mnie czyni naiwnym, czy może ciebie mistrzynią manipulacji.
    Powiedział, patrząc na nią z udawaną podejrzliwością. Jednak ta maska szybko się rozmyła, zastąpiona ciepłym, łobuzerskim uśmiechem.
    — I jeśli rzeczywiście miałem zostać wciągnięty w jakieś wielkie, podstępne zamierzenie, to muszę powiedzieć, że całkiem mi się to podoba.
    Choć słowa Nico były pełne lekkości i humoru, coś w jego spojrzeniu mówiło, że wcale nie czuje się zmanipulowany. Wręcz przeciwnie, wyglądał na osobę, która świadomie weszła w tę grę. I najwyraźniej gra mu odpowiadała.
    Nico zerknął na nią z tym swoim charakterystycznym półuśmiechem, który był równie irytujący, co intrygujący.
    — Wiesz, teoretycznie mógłbym się bronić. Jak zauważyłaś, jestem całkiem niezły w robieniu uników — powiedział z przekąsem, przeciągając słowa, jakby chciał nadać im dodatkowego znaczenia. Jego spojrzenie przesunęło się na jej oczy, a potem wróciło do uśmiechu, który z trudem powstrzymywała. W jego spojrzeniu ani w postawie nie widziała nawet odrobiny walki, jakiej można by się spodziewać po kimś, kto chce się bronić przed jej “planem”. Wręcz przeciwnie, wyglądał na całkowicie zrelaksowanego i pogodzonego z losem, a może nawet cieszył się, że tak się sprawy potoczyły.
    — Ale… Powiedzmy, że czasami lepiej się poddać, jeśli gra wygląda na obiecującą — odparł z prostotą, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
    Nico uniósł brew, a na jego twarzy pojawił się ten łobuzerski uśmiech, który Sophia zaczynała już rozpoznawać jako jego znak firmowy.
    — Cóż, przyznaję bez bicia — powiedział z teatralnym westchnieniem, rozkładając ręce w geście kapitulacji. — Moje intencje mogłyby nie przejść testu na pełną niewinność.
    Nachylił się lekko w jej stronę, jakby chciał zdradzić jej jakąś tajemnicę.
    — No, chyba że wolisz, żebym był całkowicie grzeczny i przewidywalny? — rzucił jeszcze, unosząc brew w prowokacyjnym geście.
    Nico spojrzał na nią z lekkim uśmiechem, a w jego oczach pojawiło się rozbawienie.
    Zerknął na nią raz jeszcze, jakby jej uśmiech i reakcje były czymś, co chciał zapamiętać na dłużej.
    — Masaż, co? — powtórzył, przeciągając słowo tak, jakby analizował każdą sylabę. — Nieźle to sobie rozegrałaś, Sophia. Najpierw kawa, potem rozmowa, a teraz masaż. Chyba jednak powinienem się obawiać twoich „niewinnych” intencji.
    Przyglądał się jej przez chwilę, jakby czekał, aż zacznie się tłumaczyć, ale kiedy tylko zauważył delikatny rumieniec na jej twarzy, dodał z łagodniejszym tonem:
    — Ale skoro twierdzisz, że to terapia, to chyba nie mam wyjścia, co? Tylko uprzedzam, nie jestem profesjonalistą. Jeśli coś zepsuję, obiecuję, że od razu zadzwonię do swojego fizjoterapeuty.
    Jego spojrzenie z powrotem przesunęło się na fotografie w ramkach, które widział wcześniej. Były pełne rodzinnych wspomnień, a jednak miały w sobie coś niedostępnego. Nie mógł nie zauważyć kontrastu między tymi zdjęciami a jego własnymi doświadczeniami.
    — Wszystkie moje tradycje są relatywnie nowe, odkąd wyprowadziłem się z domu rodzinnego — zaczął, sięgając po ramkę z jednym ze zdjęć. Nie uniósł jej, po prostu musnął krawędź palcem, jakby badał, czy to wspomnienie było naprawdę tak solidne, jak wyglądało. — Pewnie sama możesz się domyślić, że nie spełniłem wielkich rodzinnych ambicji. Nie zostałem ani adwokatem, ani dyplomatą, ani, broń boże, nie poszedłem do polityki.
    Odstawił ramkę z powrotem na stolik i opadł na sofę z teatralnym westchnieniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Relacje w mojej rodzinie są… cóż, mocno napięte. O ile w ogóle można to jeszcze nazwać relacjami. Raczej wymiana uprzejmości przy rzadkich okazjach. Nie za bardzo mamy już o czym ze sobą rozmawiać. — Wzruszył ramionami, ale ton jego głosu zdradzał coś więcej. Nie było w nim goryczy, raczej akceptacja faktu, którego nie mógł zmienić.
      Spojrzał na Sophię, tym razem szukając w jej oczach czegoś, co mogłoby mu powiedzieć, jak bardzo rozumie jego sytuację.
      — Może ten bał… — wskazał na ramkę ze zdjęciem, które trzymała w dłoni — to dobra okazja do wprowadzenia małego powiewu świeżości.

      Nico

      Usuń
  51. Nico był w dobrym humorze, a żarty przychodziły mu naturalnie, niemal bez wysiłku. W obecności Sophii czuł się swobodnie w sposób, który nie zdarzał mu się często. Zwykle był czujny, uważny na słowa i gesty, zawsze gotowy do obrony, jakby każda rozmowa była walką na subtelne ciosy. Ale z nią było inaczej. Może dlatego, że mieli wspólną przeszłość, nawet jeśli była odległa.
    Byli dziećmi, kiedy ich światy się zetknęły – światami, które na pierwszy rzut oka były niemal identyczne. Obie rodziny funkcjonowały według podobnych zasad, podtrzymywały te same pozory elegancji, sukcesu i harmonii. Dobrze znali życie, w którym ważniejsze od indywidualności były oczekiwania, nakładane przez rodzinę i społeczeństwo.
    Sophia wciąż tkwiła w tej misternie utkanej sieci oczekiwań, podczas gdy Nico zdołał ją przeciąć. Opuścił świat pełen niewypowiedzianych zasad, politycznych gierek i przyjęć, na których każdy uśmiech był wyrachowany, a każde słowo ważyło się niczym na złotej wadze. Zamiast tego zbudował swoje życie na własnych zasadach – chaotycznych, nieprzewidywalnych, ale prawdziwych.
    Jednak nawet jeśli wybrał inną drogę, nie mógł zaprzeczyć, że ich wspólna przeszłość tworzyła pewien rodzaj więzi. Patrząc na nią teraz, dostrzegał jednak subtelną różnicę. Jej ruchy miały w sobie tę wyuczoną elegancję, a jej słowa były starannie dobierane, choć czasem przebijała przez nie nutka buntu, jakby pod spodem kryła się osoba, która chciałaby wyłamać się z tego schematu.
    Być może właśnie to Nico tak bardzo w niej intrygowało – ta nierozwiązana sprzeczność między tym, kim była, a kim mogłaby być, gdyby zdecydowała się przełamać swoje własne bariery. W jakiś sposób czuł, że z nim czuje się trochę inaczej – może bardziej autentycznie. I to go rozbrajało. Być może dlatego pozwalał sobie na te wszystkie żarty i lekkie uwagi. Czuł, że Sophia rozumie, a jej obecność nie wymaga od niego obrony ani udowadniania czegokolwiek. I to było jak oddech świeżego powietrza.
    — Mój ojciec tak nie myśli Soph, znasz ten typ. Miał pewne wyobrażenia co do tego jak potoczą się losy jego rodziny, wszystko co nie mieści się w tych ramach jest dla niego… ujmujące. Myślę, że nie chwali się moimi osiągnięciami przy znajomych — zaśmiał się gorzko. — Ale gdybym miał się cofnąć w czasie, zrobiłbym dokładnie to samo. Nie mam zamiaru spełniać czyichś oczekiwań — wzruszył nieznacznie ramionami. —Także Soph, niestety nie zaproszę cię w przyszłości na kawę do Białego Domu — zażartował, wracając do niech pogodniejszych tematów.
    Nico zmarszczył brwi, przyglądając się
    fotografii, którą podała mi Sophia. Byli jeszcze dziećmi. On w białej koszuli z lekko przekrzywionym krawatem, wyraźnie znudzony, a Sophia w eleganckiej sukience, z warkoczem opadającym na ramię. Stali w rzędzie innych dzieci przed jakąś ozdobną, balową salą.
    — Skąd ty to masz? — zapytał, unosząc wzrok na Sophię, wyraźnie zdziwiony. — I, co ważniejsze, czy masz tego więcej?
    Nico nie miał zbyt wielu zdjęć z dawnych lat. Wszystkie zostały w jego rodzinnym domu, a tego miejsca nie odwiedzał zbyt często. Jeśli już widywał się z matką, do było szybkie spotkanie na mieście. Ojciec wciąż miał mu za złe jego życiowe wybory.
    Nico usiadł na skraju łóżka, wciąż trzymając fotografię. Przysunął ją bliżej twarzy, jakby chciał dostrzec każdy szczegół. Zmarszczył nos, widząc swoją młodszą wersję, i pokręcił głową z lekkim rozbawieniem.
    — Nie wierzę, że kiedyś tak wyglądałem — mruknął, wskazując na swoją poważną, niemal naburmuszoną minę. — Wyglądam, jakbym miał pięćdziesiąt lat i za chwilę miał zacząć wykład o podatkach.
    Przeniósł wzrok na Sophię na zdjęciu i uśmiechnął się nieco cieplej.
    — Ty za to… Jak to możliwe, że wyglądasz dokładnie tak samo? No dobra, może trochę mniej dramatycznie. Pamiętam, że wtedy zawsze robiłaś taką minę, jakby wszystko dookoła było jakieś nudne i poniżej twojego poziomu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Mama miała obsesję na punkcie tych szkolnych bali i innych „ważnych” wydarzeń. Nie było mowy, żebym mógł zostać w domu. Chciała mnie wychować na idealnego młodego gentlemana. Jak widać, coś poszło nie tak.
      Spojrzał znowu na zdjęcie, jego uśmiech stał się bardziej refleksyjny.
      — Nie sądziłem, że cokolwiek z tamtych czasów jeszcze istnieje. A już na pewno nie myślałem, że będę miał okazję to zobaczyć teraz, w takich okolicznościach. — Uniósł wzrok na Sophię, jakby próbował zrozumieć, co jej strzeliło do głowy, żeby trzymać to zdjęcie.

      Nico

      Usuń
  52. Nico zamyślił się, wciąż patrząc na zdjęcie. Obracał je w palcach, jakby jego wyblakłe krawędzie mogły zdradzić coś więcej, coś, czego dotąd nie dostrzegał. Westchnął cicho, nieco ciężej niż zwykle, jakby dawne wspomnienia ciążyły mu na ramionach.
    — Wiesz, nigdy nie rozumiałem mojego ojca — zaczął, nie odrywając wzroku od fotografii. — Ani życia, które prowadził. Wszystko musiało być idealne, wyreżyserowane, na pokaz. Jakby każdy krok, każdy gest miał znaczenie tylko wtedy, kiedy ktoś patrzył.
    Uniósł wzrok na Sophię, która słuchała go w milczeniu, z lekko przechyloną głową.
    — O ile mój brat jakoś się w tym odnalazł, o tyle dla mnie to była jakaś absurdalna gra, w której nie potrafiłem uczestniczyć.
    Przerwał na chwilę, opierając łokcie na kolanach i spoglądając w przestrzeń przed sobą. Oparł się plecami o ramę łóżka, obracając zdjęcie jeszcze raz, tym razem już z mniejszym zainteresowaniem.
    — Nate zawsze mówił, że jestem uparty. Może miał rację. Może mogłem się po prostu podporządkować, zgodzić na tę farsę i robić to, czego ode mnie oczekiwano. Ale… nie potrafiłem. — Uśmiechnął się lekko, na wspomnienie brata, bardziej do siebie niż do Sophii. — Może dlatego nasza relacja z ojcem zawsze była taka napięta. Może dlatego teraz właściwie nie mamy o czym rozmawiać.
    Spojrzał na Sophię, jakby szukał w jej twarzy potwierdzenia, że rozumie, co miał na myśli.
    — Nie żałuję, że wybrałem inaczej. Ale czasem zastanawiam się, czy kiedykolwiek przestanę czuć to… rozczarowanie. Nie swoje, tylko jego.
    Jego głos stał się cichszy, prawie niewyczuwalny, kiedy dodał:
    — Chyba dlatego tak rzadko wracam do tamtych lat. Zbyt dużo tam… wszystkiego, czym nie chciałem być.
    Roześmiał się, znów przywołując tę typową dla siebie, wesołą aurę.
    — Myślę, że w Białym Domu pozwoliliby na wszystko, o ile odbywałoby się to za zamkniętymi drzwiami — stwierdził. W zasadzie to nie różniło się za bardzo od jego rodzinnego domu.
    Nico wyciągnął rękę w stronę Sophii, a ona podała mu kilka kolejnych zdjęć. Przeglądał je z uwagą, z lekko zmarszczonymi brwiami, jakby próbował sobie przypomnieć dokładny moment ich zrobienia. Na jednym z nich, wyraźnie młodsza wersja jego samego siedziała na brzegu drewnianego pomostu, z nogami zwisającymi nad wodą, obok niego Sophia z rozwianymi włosami, oboje uśmiechnięci w letnim słońcu. Na innym fotografia przedstawiała ich wspinających się na jakiś stary plac zabaw, gdzie Nico najwyraźniej pomagał jej wspiąć się na drabinki, co wyglądało raczej na próbę utrzymania równowagi niż faktyczną pomoc.
    — Przyznam, że już trochę zapomniałem o tych wyjazdach — powiedział, unosząc jedno ze zdjęć do góry i zerkając na Sophię.
    Nico zaśmiał się cicho, przeglądając kolejne fotografie.
    Na innym zdjęciu znajdowała się cała grupa: jego rodzice, jej rodzice, a między nimi on, jego starszy brat i Sophia, każde w ramionach swoich matek. Patrząc na to, Nico poczuł dziwny ucisk w piersi. Widok ich rodziców, wtedy jeszcze uśmiechniętych i zadowolonych, wydawał się teraz niemal nierzeczywisty.
    Ich rodzice naprawdę się przyjaźnili. Przynajmniej na tyle, na ile ludzie tacy jak oni potrafią. Może to była bardziej… wygoda niż przyjaźń? A może jedno i drugie. Ale wtedy wydawało się, że to prawdziwe.
    Nico odłożył zdjęcie na stertę, którą już przejrzał, ale kilka wziął do ręki jeszcze raz, jakby chciał się im dokładniej przyjrzeć.
    — Dziwnie się na to patrzy. Jakby to było inne życie, inny ja. Może dlatego nigdy nie wracam do takich wspomnień. Łatwiej nie myśleć o tym, co było.
    Spojrzał na Sophię, jego uśmiech był teraz spokojniejszy, bardziej refleksyjny.
    — Ale może czasem warto sobie przypomnieć, skąd się przyszło. Nawet jeśli to niekoniecznie miejsce, do którego chcesz wracać.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  53. Nico spojrzał na Sophię z zaciekawieniem, unosząc brew. Jej głos był ledwie słyszalny, a sposób, w jaki odwróciła wzrok, wskazywał, że ten temat nie należał do jej ulubionych.
    — Co masz na myśli? — zapytał, opierając łokcie na kolanach i pochylając się lekko w jej stronę.
    — Nie dogadujecie się? — zapytał w końcu, choć jego ton sugerował, że zna już odpowiedź.
    Nico przyglądał się jej uważnie, zauważając, jak jej ramiona lekko się napięły, a uśmiech, który zwykle zdobił jej twarz, całkowicie zniknął.
    Spojrzał na Sophię z uwagą, pozwalając jej słowom wybrzmieć w pełni. Było w nich coś tak trafnego, że niemal poczuł, jak echo tych myśli odbija się w nim samym.
    — Problem w tym, że w niektórych rodzinach ten spektakl nigdy się nie kończy — powiedział w końcu, jego głos był cichy, ale stanowczy. — Nie ma kurtyny, która opada.
    Nico spojrzał na Sophię, jego oczy były poważne, ale w kącikach ust pojawił się cień smutnego uśmiechu.
    — Ojciec za zamkniętymi drzwiami jest dokładnie taki sam, jak wtedy, gdy przemawia z mównicy. Poważny, wymagający, zawsze z tą samą wyniosłą postawą prawicowego senatora — przerwał na chwilę, spoglądając na zdjęcie, które wciąż leżało obok niego. Jego wzrok zatrzymał się na ich dziecięcych twarzach, pełnych niewinności i beztroski.
    — Wiesz, co w tym wszystkim było najgorsze? — zapytał, nie czekając jednak na odpowiedź. — Że on w to wierzy. Naprawdę wierzy, że musi być taki, żeby cokolwiek osiągnąć. I że my powinniśmy być tacy sami. Właśnie to mnie zawsze męczyło najbardziej. — Jego ton stał się bardziej zamyślony. Odwrócił się do Sophii, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, choć oczy pozostały poważne.
    — Może właśnie dlatego tak wcześnie zacząłem się buntować. A potem ojciec tylko ułatwił sprawę, stawiając mi ultimatum: rzucenie sportu i porządny college, albo wyprowadzka i odcięcie od rodzinnych pieniędzy.
    Nico wzruszył ramionami, próbując zbagatelizować ciężar własnych słów, a potem odchylił się do tyłu i oparł głowę o wezgłowie łóżka, pozwalając sobie na chwilę odprężenia.
    Przez chwilę panowała cisza, ale Nico szybko ją przerwał, jakby chciał zmienić atmosferę.
    — Więc jeśli to jest gra, Sophia, to muszę przyznać, że jestem fatalnym zawodnikiem. Wolę swoje zasady, nawet jeśli czasem dostaję za to po twarzy. — Uśmiechnął się lekko, jakby próbował rozładować napięcie. — No i boks jednak wydaje mi się uczciwszy. Tam przynajmniej wiesz, kiedy dostaniesz cios i od kogo.
    Nico uniósł brew, a na jego twarzy pojawił się cień rozbawienia. Przez moment milczał, patrząc na swoje dłonie, które opierał o kolana.
    — Może masz rację, Sophia — powiedział cicho, ale jego głos brzmiał twardo, niemal szorstko. — Może to nigdy nie byłem ja. Może to były te wszystkie marzenia i plany, które sobie wymyślił. A potem… potem przyszedł ten wypadek.
    Nico przełknął ciężko, jakby sam fakt wypowiadania tych słów był dla niego trudny.
    — Nate był wszystkim, czego ojciec chciał, i wszystkim, czym ja nigdy nie potrafiłem być... — urwał na chwilę, a jego głos zadrżał, ale szybko go opanował. — Myślę, że ojciec po dziś dzień żałuje, że to nie ja.
    Wypowiedział te słowa powoli, z niemal przerażającą pewnością, jakby były czymś, co nosił w sobie od dawna. Nie patrzył na Sophię, wpatrywał się w przestrzeń przed sobą, jakby nie był pewien, czy powinien to w ogóle powiedzieć.
    — I wiesz co? — dodał po chwili, prostując się i patrząc w końcu na nią. W jego spojrzeniu było coś surowego, ale i szczerego. — Czasami myślę, że on wcale tego nie ukrywa.
    Sophia wydawała się poruszona jego słowami, ale Nico znowu wzruszył ramionami, jakby próbował zdjąć z siebie ciężar tego, co właśnie powiedział.
    — Więc jeśli miałbym grać w jego grę, to chyba nawet nie wiem, czy chciałbym wygrać. Coś mi mówi, że nagroda nie jest tego warta. — Uśmiechnął się krzywo, ale ten uśmiech nie sięgał jego oczu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nico z cichym westchnieniem zebrał zdjęcia, które przeglądał przez ostatnie minuty, i starannie odłożył je na bok, na róg stolika. Wyjątkiem było jedno — to pierwsze, które Sophia wręczyła mu na samym początku. Zatrzymał je w dłoni, przez chwilę patrząc na nie w milczeniu.
      — Nowa tradycja — powiedział cicho, niemal łagodnie. Spojrzał w bok, na Sophię, a na jego twarzy pojawił się ledwo widoczny cień uśmiechu. Przez chwile patrzyli na siebie w milczeniu i mógłby przysiąc, niemal fizycznie poczuł dziwne napięcie między nimi. Ich twarze dzieliły dosłownie centymetry, a jej spojrzenie przeszywało go na wskroś.
      — Powinienem już lecieć — oznajmił niespodziewanie, jakby nagle wrócił mu rozum do głowy. Wstał z łóżka i wsunął zdjęcie do kieszeni kurtki.
      — Dzięki za zdjęcia… i terapię, czy cokolwiek to dzisiaj było.
      Uśmiechnął się do niej lekko, a w jego spojrzeniu pojawiła się mieszanina ciepła i pewnego dystansu.
      — Do zobaczenia, Soph — rzucił jeszcze na odchodne, kierując się w stronę drzwi. I zanim wyszedł, obejrzał się przez ramię, posyłając jej ten swój łobuzerski, ale ciepły uśmiech.

      Nico

      Usuń
  54. Nico zatrzymał się w pół kroku, unosząc brew na chłodne słowa Gwen. Spoglądał na nią spokojnie, z lekkim rozbawieniem błyszczącym w oczach, które zdawało się jedynie irytować ją bardziej. W przeciwieństwie do niej, jego głos, gdy w końcu się odezwał, był niski, kontrolowany i przepełniony pewnością siebie.
    — Pani domu? — powtórzył z udawanym zdziwieniem, jakby faktycznie zastanawiał się, do kogo odnosiła się Gwen. — Przepraszam, Gwen, ale musiałem przegapić ten moment, w którym stałaś się czymś więcej niż dodatkiem do tego apartamentu.
    Przez chwilę obserwował jej reakcję, jakby czerpał cichą satysfakcję z każdego nerwowego drgnięcia jej twarzy. Uniósł brew, czekając na jakąś reakcję, ale gdy Gwen tylko zmrużyła oczy, kontynuował:
    — A Sophii oszczędzę wstydu, kiedy tylko sama mnie o to poprosi. Jak dotąd… wygląda na to, że tego nie chce.
    Odwrócił się z powrotem w stronę drzwi, otworzył je, ale zanim wyszedł, jeszcze raz się odwrócił.
    — A skoro mowa o normach i zasadach — dodał z lekkim uśmiechem — może warto najpierw zająć się swoimi.
    Nico spojrzał na nią jeszcze raz, jego spojrzenie było spokojne, niemal obojętne, jakby Gwen była jedynie przeszkodą, którą musiał ominąć w drodze do drzwi.
    — Miłego wieczoru, Gwen — dodał z chłodnym uśmiechem, zanim w końcu otworzył drzwi i wyszedł, zostawiając ją samą w przedpokoju, gdzie jej lodowata postawa zdawała się jeszcze bardziej kontrastować z jego nonszalancką pewnością siebie.
    Nico nie potrafił wyrzucić z głowy spotkania z Gwen. Jej słowa, lodowaty ton i próba udowodnienia wyższości wywołały w nim coś więcej niż tylko złość. Nie chodziło już tylko o niego — chciał stanąć po stronie Sophii, pokazać jej, że nie musi w tym wszystkim być sama.
    W drodze do domu jego myśli zaczęły się układać w konkretny plan. Postanowił, że pojawi się na bankiecie, niezależnie od tego, jak bardzo Gwen próbowała go odstraszyć. Jeśli chciał coś udowodnić, to właśnie tam, na ich własnym terenie. Nie było to jednak takie proste. Wystawny bankiet z pewnością miał listę gości ściśle kontrolowaną, a Nico… Nico nie znajdował się na niej od lat. Wiedział jednak, że jego matka z pewnością otrzymała zaproszenie. I postanowił ten fakt wykorzystać. Od czasu do czasu widywał się z nią w małej, ustronnej kawiarni na Manhattanie. Była ciekawa co u niego, now potrafiła, tak jak jego ojciec, zerwać z nim kontaktu. Podczas krótkiego spotkania dowiedział się, że jego ojciec jest w delegacji w placówce dyplomatycznej w Londynie. Sama powiedziała mu o tym, ze wybiera się na bankiet organizowany przez Morreirów, ten sam na który kiedyś chodzili wspólnie. Nieśmiało zaproponowała, by jej towarzyszył. W ich małżeństwie nice działo się najlepiej a ona sama powoli dojrzewała do tego, by wyrwać się spod nacisków męża. Ku jej zaskoczeniu, Nico się zgodził. Jeden kłopot rozwiązany.
    Wchodząc na teren rezydencji, Nico poczuł, jak serce bije mu szybciej. Całe to otoczenie — elegancka architektura, tłum ludzi w perfekcyjnie dopasowanych garniturach i sukniach — przypominało mu, jak bardzo różnił się od tego świata, ale jednocześnie jak dobrze wiedział, jak się w nim poruszać.
    — Miller — rzucił do młodej dziewczyny, która trzymała w dłoni listę gości. Przesunęła po nim wzrokiem. Rozpoznała go. Zerknęła na listę, próbując odnaleźć jego nazwisko. Zrobił to samo i równo z nią odnalazł tam dane swojego ojca.
    — Musiało nastąpić małe nieporozumienie, mój ojciec wizytuje placówkę dyplomatyczną w Londynie, będę dzisiaj towarzyszył matce za niego, powinna się tutaj niedługo pojawić. Sekretarka musiała nie dopilnować zmiany danych na czas — spojrzał na nią przeciągle i posłał jej nieznaczny uśmiech. — To chyba nie kłopot?
    Gdyby nie trafił na swoją fankę, to na pewno byłby kłopot. Dziewczyna wydawała się jednak nowa i łatwo było wpłynąć na jej ocenę sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszedł na salę bankietową z tą samą pewnością, z jaką wchodził na ring. Był gotów stawić czoła każdemu. Spojrzał wokół, dostrzegając eleganckie ubrania, wysmakowane dekoracje, a przede wszystkim zimny blask oczu ludzi, którzy wyglądali, jakby od urodzenia byli częścią tego świata. Nico czuł się, jakby wchodził na pole bitwy.
      Sophia była już tam, uśmiechając się uprzejmie do gości, ale Nico dostrzegł w jej oczach coś więcej, coś, co nie pasowało do tej błyskotliwej, przyjemnej maski. Przyglądała się im, jakby była w tej grze, ale nie do końca w nią wierzyła. Nico zgarnął z tacy kelnerskiej Kieliszek musującego wina i oparł się o jedną z wysokich kolumn, pozostając narazie w cieniu.

      Nico

      Usuń
  55. Nico przez chwilę stał z boku, oparty nonszalancko o ścianę w jednym z mniej rzucających się w oczy zakątków sali. Kieliszek szampana w dłoni pozwalał mu wtapiać się w tłum, ale jego uwaga była skupiona na czymś, a raczej na kimś zupełnie innym. Sophia miała na sobie długą, dopasowaną suknię z odkrytymi plecami, która podkreślała jej sylwetkę z subtelnością, ale i wyrazistością. Materiał sukni zdawał się płynąć wokół niej z każdym krokiem, a włosy opadały na ramiona, nadając całości nutę swobody i delikatności.
    Nico nie był w stanie oderwać od niej wzroku. Była olśniewająca w sposób, który niemal przekraczał granice rzeczywistości. Sophia zawsze miała w sobie coś, co przykuwało uwagę – może to była pewność siebie, może sposób, w jaki poruszała się pośród ludzi, jakby całkowicie naturalnie należała do tego świata. Ale tego wieczoru… Tego wieczoru było w niej coś więcej. Coś, co sprawiało, że Nico poczuł dziwny ucisk w piersi.
    Zauważył, jak Sophia z gracją porusza się po sali, witając kolejnych gości, wymieniając uśmiechy, kiwając głową w odpowiednich momentach. Była w swoim żywiole, a jednak Nico widział więcej. Widział tę cienką warstwę, która oddzielała jej prawdziwą osobowość od tej perfekcyjnej maski. Sophia była uosobieniem tego świata, ale Nico wiedział, że kryło się za tym coś znacznie bardziej skomplikowanego. I może właśnie to sprawiało, że wyglądała dla niego tego wieczoru tak wyjątkowo.
    Nico oderwał wzrok od Sophii, gdy nagle usłyszał swoje imię wypowiedziane przez znajomy głos. Obrócił się i ku swojemu zaskoczeniu zobaczył grupę starych znajomych z czasów, gdy jeszcze bywał na takich bankietach częściej.
    – Nico? To naprawdę ty? – zapytał wysoki blondyn w eleganckim garniturze, który wyciągnął do niego dłoń z szerokim uśmiechem. Był to Ethan, jeden z synów znajomych jego ojca. Nico przez chwilę zastanawiał się, jak to możliwe, że Ethan w ogóle pamiętał o jego istnieniu.
    – Ethan – odpowiedział z lekkim uśmiechem, ściskając wyciągniętą dłoń. – Minęło sporo czasu.
    Wkrótce dołączyło do nich kilka innych osób, które rozpoznał, choć z trudem przypominał sobie ich imiona. Ku jego zaskoczeniu ludzie nie wydawali się traktować go jak outsidera. Co prawda, dostrzegał u niektórych cienką warstwę rezerwy w spojrzeniach – zapewne wynikającą z jego decyzji o odejściu od świata, w którym dorastał – ale inni zdawali się szczerze zadowoleni z jego obecności.
    – Nico, imponująca kariera – rzucił inny mężczyzna, którego Nico pamiętał jako młodszego brata jednej z jego dawnych koleżanek.
    – Kariera to może za dużo powiedziane – odpowiedział z typową dla siebie skromnością, choć w głębi czuł, że takie słowa, wypowiedziane na tym bankiecie, miały swoje znaczenie. – Ale tak, robię to, co lubię, i to chyba najważniejsze.
    Ktoś inny zapytał o jego walki, a rozmowa zaczęła płynąć swobodniej. Nico czuł się dziwnie, rozmawiając z ludźmi, z którymi dawno temu stracił kontakt, ale jednocześnie zauważył, że nie wszyscy go skreślili, jak zrobił to jego ojciec. Może część z nich była ciekawa jego losów, może w ich oczach było coś fascynującego w tym, że wybrał inną drogę.
    Kilka osób wydawało się wręcz podekscytowanych jego obecnością. Padały pytania o treningi, o to, jak to jest żyć poza tym światem. Kiedyś Nico czułby się tym przytłoczony, ale dzisiaj tylko uśmiechał się lekko, wybierając odpowiedzi, które nie zdradzały zbyt wiele. Wiedział, że ich fascynacja była przelotna – zaledwie chwilowe zainteresowanie, które szybko minie, kiedy tylko wrócą do swoich rozmów o polityce, biznesach i rodzinnych koligacjach.
    Mimo to, ten moment dał mu coś, czego się nie spodziewał: poczucie, że może nie wszyscy widzieli w nim porażkę, którą w oczach ojca był od lat. Patrzył na ich twarze, słuchał ich pytań i choć wiedział, że większość z tego to tylko grzeczności, czuł w sobie coś na kształt spokoju. Może nie wszyscy byli tacy jak jego ojciec.
    Kiedy jej spojrzenie przez moment spotkało się z jego, na jego ustach pojawił się ledwie zauważalny uśmiech. Nico uniósł kieliszek w niemym geście, zanim ponownie upił łyk szampana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nico spojrzał na Sophię z błyskiem w oku, unosząc lekko brew w odpowiedzi na jej zaczepkę.
      – Cóż… – zaczął z lekkim uśmiechem. – Jestem niemal pewien, że jakiś Miller musiał być na liście gości. Może niekoniecznie ten Miller, ale widocznie ochrona nie jest tu aż tak szczegółowa.
      Nachylił się lekko w jej stronę, jakby zdradzał wielką tajemnicę.
      – Może ktoś uznał, że ten wieczór byłby ciekawszy z odrobiną zamieszania. W końcu, co to za bankiet bez niespodzianek?
      Sophia zmrużyła lekko oczy, ale na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu. Nie wyglądała na zirytowaną jego obecnością, a to już połowa sukcesu.
      Nico wzruszył ramionami, rozglądając się z teatralną swobodą po sali.
      – No powiedzmy, że mam swoje sposoby. Ale nie martw się, nikogo nie przekupiłem. No, przynajmniej jeszcze nie dzisiaj.
      Spojrzał na nią ponownie, tym razem bardziej bezpośrednio.
      – A tak na poważnie, uznałem, że warto wpaść. No wiesz, zobaczyć, jak to jest po latach, i sprawdzić, czy takie wydarzenia są tak samo nudne, jak zapamiętałem.
      Jego ton sugerował żart, ale w spojrzeniu była nuta szczerości. W końcu prawdziwym powodem była ona – Sophia. Ale tego nie zamierzał przyznać wprost. Nie teraz.
      – Więc co powiesz? Możesz mi pozwolić zostać, czy mam szykować się na eskortę do wyjścia? – dodał, unosząc lekko ręce w geście poddania, ale z uśmiechem, który wskazywał, że nie obawia się żadnej odpowiedzi.

      Nico

      Usuń
  56. Nico zaśmiał się cicho, niemal pod nosem, po czym spojrzał na Sophię z rozbawieniem w oczach.
    – Ach, to by wiele wyjaśniało – powiedział z przekąsem. – Gwen rzeczywiście wydaje się być osobą, która nie tylko lubi być w centrum uwagi, ale wręcz tego wymaga.
    Uniósł brew, wspominając niedawną wymianę zdań przy drzwiach.
    – Zresztą, zdążyłem się już przekonać, że równie mocno co uwielbia być w świetle reflektorów, lubi też rozstawiać ludzi po kątach. Zwłaszcza tych, którzy jej zdaniem nie pasują do dekoracji.
    Jego ton był spokojny, niemal obojętny, ale w kąciku ust wciąż czaił się cień ironicznego uśmiechu.
    – Tak, mieliśmy okazję przeprowadzić… małą wymianę zdań. Powiedzmy, że nasza rozmowa była… interesująca. Taki test mojej cierpliwości i umiejętności dyplomatycznych – dodał, a jego spojrzenie zdradzało, że nie jest kimś, kto łatwo daje się przesunąć na margines.
    Spojrzał na nią znacząco, a jego ton złagodniał.
    – Ale spokojnie, Sophia. Nie dałem się wyprowadzić z równowagi. Zresztą, już mówiłem, takie rzeczy mnie bardziej bawią niż dotykają.
    Uśmiechnął się lekko, patrząc na Sophię z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
    – No, nie do końca „jak leci” – odparł z lekkim rozbawieniem w głosie. – Musiałem się trochę nagimnastykować przy wejściu.
    Zerknął na nią z tym swoim charakterystycznym półuśmiechem, jakby chciał dodać dramatyzmu swojej opowieści.
    – Powiedzmy, że ochrona była dość sceptyczna wobec mojej osoby. Ale na szczęście mam coś, co nazywam nieodpartym urokiem osobistym – powiedział, lekko unosząc brew, jakby chciał sprawdzić, jak Sophia na to zareaguje.
    Oparł się niedbale o najbliższy stół, poprawiając mankiet marynarki, jakby chciał podkreślić swoją „nieskazitelną prezencję”.
    – Choć jestem pewien, że rzucili mi kilka podejrzliwych spojrzeń, zanim przekroczyłem próg.
    Nachylił się lekko w jej stronę, udając konspiratora.
    – Lepiej nie mów Gwen, bo jeszcze postanowi zwołać naradę kryzysową i wymienić całą ekipę ochrony i następnym razem nie uda mi się tak przemknąć.
    Nico wyprostował się, rozbawiony własnym żartem, i spojrzał na Sophię, która, choć próbowała zachować powagę, nie mogła powstrzymać lekkiego uśmiechu.
    Nico rozejrzał się po sali, pozwalając sobie na chwilę refleksji, zanim odpowiedział.
    — Cóż, muszę przyznać, że towarzystwo jest… interesujące — zaczął, unosząc brew w lekkim rozbawieniu. — Trochę przypomina grę w szachy. Każdy stara się ustawić w odpowiedniej pozycji, zrobić dobre wrażenie, zdobyć jakieś punkty.
    Jego spojrzenie wróciło do Sophii, a kącik jego ust uniósł się w delikatnym uśmiechu.
    — Nie mogę powiedzieć, że to moja bajka, ale… — zatrzymał się na moment, jakby szukał właściwych słów. — Jest coś intrygującego w obserwowaniu tego spektaklu.
    Poprawił raz jeszcze mankiet swojej marynarki.
    — Poza tym, zawsze jest jakaś grupa ludzi, która naprawdę chce porozmawiać, zamiast tylko odgrywać role. Kilka takich znajomych twarzy już spotkałem. Chyba nie wszyscy mnie jeszcze skreślili, co jest całkiem miłe.
    Nachylił się lekko w stronę Sophii, jego głos obniżył się do bardziej osobistego tonu.
    — No i, oczywiście, ty tu jesteś. To chyba największy atut tego towarzystwa.
    Jego słowa były lekkie, żartobliwe, ale w oczach Sophii dostrzegła, że mówił szczerze.
    — Gwen bez pełnej kontroli? Brzmi prawie jak coś, co chciałbym zobaczyć na własne oczy.
    Nico zaśmiał się cicho pod nosem, jakby sama myśl o sfrustrowanej Gwen była dla niego źródłem rozrywki.
    Spojrzał na nią ponownie, z łobuzerskim uśmiechem.
    — Cokolwiek to jest, mam przeczucie, że Gwen znajdzie sposób, żeby się pod to podpiąć. Nawet jeśli nic o tym nie wie, to na pewno już planuje, jak zrobić z tego swój wielki moment.
    Przechylił głowę, jakby chciał dodać jeszcze coś bardziej osobistego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ale, szczerze? To, co goście uznają za „rozrywkę”, i tak pewnie nie przebije tego, że mogę tutaj być i patrzeć, jak ty dzisiaj brylujesz Soph. Wyglądasz… — Zawahał się, ale tylko na ułamek sekundy, zanim dodał: — Wow.
      Jego głos był spokojny, ale miał w sobie coś, co zdradzało, że mówił to zupełnie poważnie.
      — Mam nadzieję, że to się nie liczy jako tani komplement. Chociaż nawet gdyby, nie zamierzam go cofnąć.

      Nick

      Usuń
  57. Nico uniósł brew, jakby zaskoczony jej trafnością, choć w rzeczywistości nie było to aż tak trudne do odgadnięcia. Wziął łyk wina, które trzymał w dłoni, zanim odpowiedział.
    — Mniej więcej tak to brzmiało — przyznał, patrząc na Sophię z lekkim uśmiechem. — Może z dodatkiem kilku ostrzeżeń o „normach społecznych”, „ambicjach ludzi mojego pokroju” i „przynoszeniu wstydu”.
    Jego głos był spokojny, niemal beztroski, ale w spojrzeniu kryła się nuta irytacji na Gwen. W końcu spojrzał na Sophię z udawaną powagą.
    — Muszę przyznać, że to było całkiem inspirujące. Pomyślałem, że skoro tak bardzo chce, żebym trzymał się z daleka, to może warto zostać jeszcze chwilę.
    Zrobił krok bliżej, jakby chciał ją lepiej usłyszeć w gwarze sali.
    — Powiedz mi tylko jedną rzecz, Sophia. Czy Gwen zawsze czuje taką potrzebę rozstawiania wszystkich po kątach, czy to coś, co zarezerwowała specjalnie dla mnie?
    Nico uśmiechnął się, słysząc pytanie, a w jego oczach pojawił się ten rozbawiony błysk, który był zwiastunem jego żartobliwego tonu.
    — Flirtowałem? — powtórzył, przeciągając słowo, jakby chciał się nad nim zastanowić. — Cóż, nazwijmy to… negocjacjami na wysokim poziomie.
    Odchylił głowę lekko na bok i spojrzał na nią z udawaną powagą.
    — Musiałem przekonać ją, że świat straciłby coś naprawdę wyjątkowego, gdyby nie wpuściła mnie na ten bankiet. Myślę, że była bliska uronienia łzy na samą myśl o tym.
    Nachylił się nieco, zniżając głos.
    — A może to po prostu urok mojego uśmiechu? Trudno powiedzieć.
    Zrobił krok w bok, jakby chciał uniknąć ewentualnej riposty, ale dodał z szelmowskim uśmiechem:
    — Narozrabiać? — powtórzył, udając zaskoczenie, ale w jego głosie słychać było rozbawienie. — A co dokładnie miałabyś na myśli, Sophia? Mam przewrócić jakiś stolik, wygłosić płomienną przemowę o niesprawiedliwościach klasy wyższej, czy może po prostu zatańczyć na środku parkietu?
    Jego uśmiech stał się nieco bardziej łobuzerski, a w oczach pojawił się błysk. Przyglądał się jej przez chwilę, jakby próbując ocenić, na ile mówi poważnie.
    — Ostrzegam jednak, Sophia. Jeśli potrzebujesz wspólnika do jakiegoś spisku, to pamiętaj, że jestem lepszy w improwizacji niż w trzymaniu się planu.
    Nico uśmiechnął się szeroko, prostując się i unosząc brew.
    — Wiesz, Gwen faktycznie miała dla mnie pewne instrukcje. Powiedziała, żebym trzymał się od ciebie z daleka — zaczął z udawaną powagą, przyglądając się Sophii tak, jakby rozważał jej propozycję. — Więc, jak widzisz, właśnie ten plan wdrażam w życie.
    Z tymi słowami wyciągnął otwartą dłoń w jej stronę, unosząc kąciki ust w tym swoim charakterystycznym, łobuzerskim uśmiechu.
    — A teraz, dla dobra tej skomplikowanej intrygi myślę, że powinnaś pozwolić mi się porwać na parkiet.
    Jego głos był spokojny, ale w spojrzeniu pojawiło się coś wyraźnie zachęcającego.
    — No dalej, Sophia. W końcu kto lepiej niż ja może pomóc ci trochę narozrabiać?

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  58. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  59. Nico spojrzał na Sophię z tym swoim charakterystycznym półuśmiechem, jakby każde słowo, które miało paść, było starannie dobrane, a jednocześnie wypowiedziane z naturalną swobodą.
    — Mógłbym — zaczął, jakby rzucając wyzwanie, a jego ton brzmiał niemal prowokująco. — Ale to byłoby zbyt proste, prawda? A ja nie przepadam za łatwymi rozwiązaniami. Poza tym, Soph, jeśli się przy tobie kręcę, to nie po to, żeby komuś zrobić na złość. — Przerwał na moment, jakby chciał, żeby jego słowa wybrzmiały. — To zdecydowanie bardziej kwestia tego, że po prostu chcę być tutaj.
    Jego spojrzenie było spokojne, ale intensywne, jakby próbował ją przejrzeć na wskroś.
    — A jeśli to przypadkiem wkurzy Gwen… cóż, to tylko dodatkowy bonus — dodał z rozbrajającym uśmiechem, który nie pozostawiał wątpliwości, że nawet w tej chwili nie rezygnuje z żartobliwego tonu.
    Nico zaśmiał się cicho, a jego uśmiech stał się jeszcze bardziej łobuzerski.
    — Uroczy? — powtórzył, unosząc jedną brew, jakby jej słowa go zaintrygowały. — To brzmi jak komplement. Chociaż… wydaje mi się, że nie doceniasz moich umiejętności negocjacyjnych.
    Nachylił się nieco bliżej, jakby miał zdradzić jej jakiś wielki sekret.
    — Ten „uroczy uśmiech” to tylko początek — odparł z powagą udawaną tak dobrze, że niemal mogłaby w nią uwierzyć. — Mam jeszcze kilka asów w rękawie, ale wiesz… trzeba je dozować. Nie można wszystkiego rzucać od razu na stół.
    Odchylił się z powrotem, unosząc brew w geście wyraźnej pewności siebie. Uśmiechnął się lekko, jakby Sophia właśnie wypowiedziała coś, co doskonale wpisywało się w jego sposób myślenia.
    — Gwen? — powtórzył, jakby musiał się zastanowić. — No cóż, muszę przyznać, że jej ton był… przekonujący. Ale wiesz co? Mam wrażenie, że to nie jest typ kobiety, której słuchałbym zbyt długo, zwłaszcza jeśli chodzi o rady dotyczące ciebie.
    Zrobił krok bliżej, zmniejszając dystans między nimi, ale w jego postawie było coś swobodnego, wręcz żartobliwego.
    — A co do negocjacji… — dodał, patrząc na nią z błyskiem w oku. — Nie wiem, Soph. Masz naprawdę niezły dar przekonywania, ale nie jestem łatwym celem. Jeśli zamierzasz coś wynegocjować, musisz się trochę bardziej postarać.
    Nico uniósł brew, a jego uśmiech nabrał łobuzerskiego charakteru. Przechylił lekko głowę, spoglądając na nią z udawaną powagą, która jednak nie była w stanie ukryć rozbawienia.
    — Wszystkie chwyty dozwolone? — powtórzył, jakby chciał się upewnić, że dobrze usłyszał. — Sophia, muszę przyznać, że to dość odważne z twojej strony. W końcu trochę mnie już znasz.
    Zrobił krok w jej stronę, zmniejszając dystans między nimi, aż niemal mógłby szeptać te słowa prosto do jej ucha.
    — Wiesz, jak się tak zastanowić, to… nie jestem pewien, czy jesteś gotowa na to, co to może oznaczać.
    Jego głos był niski, ciepły, z wyraźną nutą prowokacji, a na jego twarzy pojawił się ten niepokojąco uroczy uśmiech.
    — Ale skoro takie są zasady, to nie zamierzam się sprzeczać. Wszystkie chwyty dozwolone.
    Dobrze, postaram się nie zawieść.
    Nico lekko uścisnął jej palce, a potem poprowadził ją w stronę parkietu, mijając tłum elegancko ubranych gości, których rozmowy i śmiechy tworzyły tło do tej chwili. Wszystkie spojrzenia zdawały się kierować na nich, choć Sophia starała się to ignorować, unosząc podbródek z pozorną pewnością siebie.
    Kiedy znaleźli się na środku parkietu, Nico obrócił ją delikatnie, jakby chcąc przypomnieć jej, że teraz to on przejął prowadzenie.
    — Wiesz, jeśli ktoś nas obserwuje, to musimy wyglądać naprawdę przekonująco — zauważył z lekkim rozbawieniem, kładąc jedną rękę na jej talii.

    Love Nico <3

    OdpowiedzUsuń
  60. Nico uśmiechnął się lekko, patrząc na nią z mieszanką ciepła i rozbawienia.
    — Mnie? Przymusić? — zapytał retorycznie, unosząc lekko brew. — Nie, to się nie zdarza.
    Przechylił głowę, pozwalając, by jego spojrzenie na moment stało się bardziej intensywne. Na jego twarzy pojawił się ten charakterystyczny półuśmiech, który potrafił być jednocześnie łagodny i prowokujący.
    Nico uniósł brew, jego uśmiech stawał się coraz bardziej łobuzerski, choć w jego oczach pojawiła się nuta prowokacyjnej ciekawości.
    — Żadnych barier, żadnych zasad — powtórzył powoli, jakby smakował każde słowo. — Cokolwiek zechcemy?
    Nico przez chwilę wpatrywał się w Sophię, próbując odczytać coś więcej z jej wyrazu twarzy, z tonu jej głosu. Jej podejście tego wieczoru było… intrygujące. Czuł, że celowo zatarła granice, zostawiając przestrzeń dla wszystkiego, co mogłoby się wydarzyć. A jednak, mimo że to, co mówiła, brzmiało jak jawne zielone światło, coś mu w tym wszystkim nie pasowało.
    Nachylił się nieco bliżej, zniżając głos, ale wciąż utrzymując ten nieco żartobliwy ton.
    — Masz świadomość, że rzucasz wyzwanie osobie, która raczej nie boi się testować granic?
    Zerknął na nią z lekkim uśmiechem, który był równocześnie intrygujący i wyzywający.
    Nie był pewien, jaki jest jej prawdziwy cel. Czy chciała po prostu wzbudzić zamieszanie na przekór Gwen? A może faktycznie chciała czegoś więcej, czegoś bardziej szalonego, a on wydał jej się dobrym kandydatem do łamania konwenansów? Sophia, którą znał, zawsze była spokojna, ułożona, z dystansem do emocji i sytuacji. Ta nowa wersja, odważna, prowokująca, wydawała mu się niemal jak inna osoba. A jednak swoim zachowaniem tylko bardziej przyciągnęła jego uwagę. Była zagadką, której rozwiązanie stawało się coraz bardziej kuszące.
    Nachylił się delikatnie, jego głos zniżył się do tonu, który brzmiał jak obietnica.
    — Nie żebym narzekał… Tylko pamiętaj, raz rozdane karty trudno wycofać.
    Czekał na jej reakcję, gotowy na kolejną wymianę, która mogłaby tylko bardziej zaostrzyć napięcie między nimi.
    Nico zerknął na nią z półuśmiechem, jednocześnie czując, jak przesuwa jego dłoń na swoje biodro. To było pewne siebie, odważne i zdecydowanie nieoczekiwane. Nico poczuł, jak jego myśli zaczynają szaleć. Jej dotyk był pewny, a bliskość ich ciał wywołała w nim burzę emocji. Przez chwilę miał wrażenie, że cały świat skupił się w tym jednym momencie, w miejscu, gdzie ich dłonie się spotkały. Jej odwaga i bezpośredniość były dla niego zarówno zaskakujące, jak i niezwykle pociągające. Czuł, że balansują na cienkiej granicy między grą a rzeczywistością, a każde jej słowo i gest tylko podsycały napięcie między nimi.
    — Przekonująco? — powtórzył, starając się utrzymać spokojny ton, mimo że jego serce biło szybciej. — Jeśli chciałaś, żeby wszyscy uwierzyli, że jesteśmy tu razem, to myślę, że już dawno ich przekonałaś.
    Nachylił się bliżej, jego głos stał się cichszy, bardziej intymny.
    — Ale jeśli to twoja wersja delikatnej sugestii, żebym jeszcze bardziej się postarał, to… mogę coś z tym zrobić.
    Nico delikatnie obrócił Sophię, prowadząc ją w rytm muzyki. Jego dłoń, początkowo spoczywająca na jej biodrze, przesunęła się powoli w górę, aż poczuł pod palcami aksamitną skórę jej odkrytych pleców. Skupił się na tańcu, starając się ukryć wewnętrzne poruszenie, jednocześnie czerpiąc przyjemność z bliskości Sophii. Każdy krok, każdy obrót zdawał się zbliżać ich do siebie coraz bardziej, tworząc niewidzialną więź. Czuł ciepło jej ciała, delikatny zapach perfum unoszący się w powietrzu, a dotyk jej dłoni na jego ramieniu był jednocześnie subtelny i pewny.
    Próbował zrozumieć, co tak naprawdę się między nimi dzieje. Czy to tylko gra, sposób na zrobienie na złość Gwen, czy może coś więcej? Jej bliskość była kusząca, a jednocześnie budziła w nim niepewność. Starał się zachować spokój, kontrolować emocje, ale z każdym kolejnym taktem muzyki było to coraz trudniejsze. Spojrzał w jej oczy, szukając w nich odpowiedzi. Jej spojrzenie było tajemnicze, pełne niewypowiedzianych myśli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuł, że balansują na cienkiej linii między przyjaźnią a czymś więcej, a taniec, który teraz dzielili, mógł być krokiem w nieznane.
      — Jesteś pewna, że to wystarczająco, czy chcesz, żebyśmy podnieśli poprzeczkę? — rzucił, a jego spojrzenie rozbłysło iskrą wyzwania. W pewnym momencie znaleźli się tak blisko, że Nico poczuł ciepło jej oddechu na swojej skórze. Przez ułamek sekundy miał ochotę zbliżyć się jeszcze bardziej i pocałować ją, ale powstrzymał się, niepewny, czy to odpowiedni moment. Ich spojrzenia spotkały się, a w oczach Sophii dostrzegł iskrę, która tylko podsyciła jego pragnienie. Mimo to, postanowił zachować kontrolę, kontynuując taniec z elegancją i pasją, starając się ukryć burzę emocji, która w nim szalała.

      Nico

      Usuń
  61. Nico czuł, jak cała jego uwaga koncentruje się na Sophii. Każdy jej ruch zdawał się prowokować go do zrobienia kroku naprzód. Patrzyła na niego intensywnie, nie spuszczając wzroku. Z jej ust do jego uszu docierał ledwie słyszalny szept, który brzmiał jak wezwanie do czegoś, co było na granicy tego, co akceptowalne. Czuł się, jakby stał na skraju przepaści, w której jedno złe posunięcie mogłoby wszystko zniszczyć.
    Sophia wyszeptała jego imię. I to sprawiło, że Nico poczuł, jak coś w nim pęka, jakby moment, na który czekał, już nadszedł. Powoli zbliżył swoją twarz do jej, na tyle, by poczuć jej zapach, na tyle blisko, by w każdej chwili mógł poczuć jej ciepło. Ich oddechy wymieszały się w tej przestrzeni, a dłoń Nico wędrowała w górę jej pleców. Mimo wewnętrznej potrzeby, by oderwać się od niej, zbliżał się jeszcze bardziej, jakby nie mógł tego powstrzymać. Nico poczuł, jak każda komórka jego ciała reaguje na ten moment. Zanim przesunął się bliżej, jego palce, które były dotąd na jej plecach, powoli przesunęły się ku jej brodzie. Zatrzymał dłoń tuż pod jej podbródkiem, nieco uniósł ją w górę, zmuszając ją do spojrzenia w jego oczy. Jego palce delikatnie musnęły jej skórę, jakby prosiły o pozwolenie, by dotrzeć jeszcze bliżej. Zatrzymali się na chwilę, a jego spojrzenie spotkało się z jej. W tej chwili nie było już słów.
    Nico nie musiał nic mówić, nie musiał prosić. Spojrzał na nią z takim zdecydowaniem, że mogła w nim dostrzec całe to napięcie, które narastało przez całą noc. Pochylił się o kilka milimetrów bliżej, jego usta ledwie musnęły jej wargi, tylko na chwilę, delikatnie, ale czuł, jakby ten moment trwał wieczność. To była cicha, nieśmiała obietnica, ledwie zauważalna. Na moment zatrzymał się tuż przed nią, dosłownie na milimetry, jakby nie chciał, by coś przerwało ten moment, w którym byli tylko oni dwoje.
    — O taki skandal ci chodzi? – szepnął z ustami tuż przy jej uchu, nieco na boku, wciąż nie odrywając wzroku od jej oczu.
    Nico niemal bez słowa obrócił Sophię w rytm muzyki, jak gdyby cały ten pocałunek był wytworem wyobraźni. Ruch był płynny, naturalny, jakby nie zauważył tego, co właśnie się wydarzyło. W tej samej chwili, kiedy jej plecy zetknęły się z jego klatką piersiową, poczuł, jak jej ciało delikatnie zareagowało na ten moment, jakby próbowała odzyskać równowagę. Sophia była teraz w jego objęciach, a on trzymał ją w tym tańcu z pełną pewnością, nie pozwalając, by coś przerwało ten rytm. Zatrzymali się na chwilę w tej pozycji, a Nico lekko przybliżył swoje usta do jej ucha, wdychając jej zapach, czując jej oddech na skórze.
    — Czy atmosfera jest wystarczająco podsycona? — Zapytał. Jego głos był ciepły, pełen tej samej intensywności. Jego ręce wciąż spoczywały na jej talii, a on z precyzją kontrolował każdy jej ruch, nie pozwalając jej zbyt mocno się oddalić. Jego słowa brzmiały spokojnie, jakby chciał tylko potwierdzić, czy ona także czuje to napięcie, które unosiło się w powietrzu między nimi.
    Po chwili, w której ich ciała były blisko siebie, Nico powoli obrócił ją z powrotem przodem do siebie. Jego ruch był delikatny, ale pewny, jakby nie chciał stracić żadnego z napięć, które wciąż wisiały w powietrzu. Jej plecy znów znajdowały się w bezpiecznym uścisku jego ramion, a on prowadził ją w tańcu, nie spuszczając wzroku z jej twarzy.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  62. — Zaskoczona? Wydaje mi się, że od początku wiedziałaś, dokąd to zmierza — jego głos był niski, z nutą wyzwania, które od początku tej nocy unosiło się między nimi. To było oczywiste od samego początku. Sophia igrała z ogniem. Jej słowa, spojrzenia, dotyk były jak iskry, które Nico zbierał z fascynującą precyzją, tylko czekając, aż zapłoną. Nie było możliwości, by nie odpowiedział. Był zbyt ciekawy, by odpuścić tę grę. Ale teraz, gdy gra nabierała tempa, Sophia wydawała się zaskoczona, jakby nie przewidziała, że Nico nie tylko weźmie w niej udział, ale także postawi własne warunki. To go bawiło i jednocześnie intrygowało.
    — A może się mylę? — dodał, prowadząc ją w kolejny obrót.
    Słowa zawisły między nimi, a Sophia spojrzała na niego z czymś, co Nico odczytał jako mieszankę niedowierzania i rozbawienia. Jej oczy błyszczały, a on czuł, że gra toczy się dalej, choć teraz wydawało się, że to on rozdaje karty. Nico uniósł lekko brew, na jego twarzy pojawił się ledwie zauważalny uśmiech. Pochylił się nieco bliżej, jego głos był niski, niemal intymny.
    — I uwierz mi… to wcale jeszcze nie jest to całe „bez zasad”, o które prosiłaś. — Uśmiechnął się z lekkim zadziornym błyskiem w oku. — To tylko przedsmak…
    Jego słowa zawisły w powietrzu, elektryzujące, a jednocześnie prowokujące. Wciąż patrzył na nią intensywnie, jego spojrzenie jakby szukało odpowiedzi, którą mogła mu dać tylko ona.
    Nico dobrze wiedział, że gra zaczęła się między nimi od chwili, gdy jej spojrzenie zatrzymało się na nim tam, przy wejściu. Sophia testowała granice, prowokowała, rzucała wyzwania, jakby czekała na moment, w którym odpowie. A on odpowiedział.
    Przez chwilę na jej twarzy zobaczył coś, co wyglądało jak drobny cień wahania. To było jak kolejny ruch w grze — subtelna pauza, która tylko podsycała napięcie między nimi. Nie odwracała wzroku. Wręcz przeciwnie, zdawała się z premedytacją trzymać go w napięciu, jakby chciała sprawdzić, kto pierwszy odpuści.
    Nico powoli przesunął dłonią w górę jej pleców, tam, gdzie kończył się materiał sukienki, a zaczynała naga skóra. Jego ruchy były płynne, pozornie przypadkowe, ale w rzeczywistości doskonale kontrolowane. Nie spuszczał z niej wzroku ani na chwilę, pozwalając sobie na delikatny uśmiech, który jednocześnie intrygował i podsycał napięcie.
    Muzyka nagle ucichła, pozostawiając ich w ciszy, która zdawała się być gęstsza niż kiedykolwiek. Tłum dookoła zaczął się rozchodzić. Nico, jak gdyby nic się nie stało, uniósł jej dłoń do swoich ust. Delikatnie, z wyczuciem, złożył na jej wierzchu krótki pocałunek, niemal niezauważalny, ale pełen intencji. W tej chwili wszystko, co było między nimi – ta niepewność, napięcie, tajemniczość – jakby wyparowało, zamieniając się w niczym niezmąconą uprzednią grację.
    — Dziękuję — powiedział, głos spokojny, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Jego oczy nie zdradzały niczego, nie było w nich napięcia ani wyzwalającej energii, którą jeszcze chwilę wcześniej można było poczuć w powietrzu. Wszystko zdawało się wracać do normalności, jakby moment, który dzielili, nigdy nie miał miejsca. Jego twarz była spokojna, niemal bez emocji, jakby cały ten moment nie miał żadnego wpływu na to, co działo się wokół.
    Z opanowaniem poprowadził ją w stronę krawędzi parkietu, jakby szukając momentu na oddech.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  63. Nico zauważył zmianę w jej zachowaniu niemal natychmiast. Jeszcze przed chwilą była pewna siebie, rzucająca wyzwania, niemal prowokująca do tego, co się wydarzyło. Teraz stała obok niego, wyraźnie cichsza. Jej spojrzenie wędrowało ku niemu, ale nie odważała się patrzeć zbyt długo. Było coś delikatnego w tej niepewności, jakby szukała w nim odpowiedzi, której on wcale nie zamierzał tak łatwo udzielić.
    Nachylił się lekko, zmniejszając dystans między nimi, choć nadal zachowując pozory zwyczajnej rozmowy, która mogłaby być przeprowadzana w tłumie gości.
    — Mam nadzieję, że nie straciłaś wiary w swoje ‘zasady bez zasad’, Soph, — powiedział, lekko przechylając głowę i unosząc kącik ust w półuśmiechu.
    Mimo pozornego spokoju w jego tonie, jego spojrzenie było czujne, jakby chciał uchwycić każde drgnięcie na jej twarzy. Zbyt dobrze znał tę subtelną różnicę między pewnością siebie a czymś, co wcale nie musiało być tak oczywiste.
    Nico zrobił krok bliżej, niemal niepostrzeżenie skracając dystans, który dzielił ich od momentu, gdy opuścili parkiet. Jego dłoń ponownie znalazła się na jej talii, lekko, jakby zostawił jej możliwość odsunięcia się, ale jednocześnie wystarczająco pewnie, by poczuła ciepło jego dotyku. Palce przesunęły się delikatnie, niemal nieuchwytne, w stronę jej biodra.
    — Możesz się w każdej chwili wycofać, Soph — powiedział miękko, schylając się odrobinę, aby jego głos dotarł do niej w sposób, którego nikt inny nie mógłby usłyszeć. Jego dłoń, mimo że się nie przesuwała, zdawała się jeszcze bardziej zaznaczać swoją obecność. Normalnie by jej tego nie zaproponował, szedłby w zaparte i nie dawał drogi ucieczki, do momentu w którym nie zdobyłby tego, czego chciał. Z Soph było inaczej, poniekąd ze względu na dawną znajomość. Nie chciał jej zranić.
    Patrzył na nią uważnie, a jego uśmiech stawał się coraz bardziej subtelny. W jego spojrzeniu pojawiła się nuta prowokacji, ale też coś, co sugerowało, że jego słowa kryją więcej niż tylko żart.
    — To całkiem proste — powiedział niskim głosem, robiąc ledwie zauważalny krok bliżej. — Powiedz tylko słowo, a obiecuję, że dam ci spokój, — dodał, ale nie cofnął się. Zamiast tego pozwolił swojej dłoni pozostać na jej biodrze, jakby chciał podkreślić, że jej decyzja była w pełni w jej rękach. W jego oczach błysnęła iskra wyczekiwania, jakby czekał na jej ruch, gotowy dostosować się do każdej odpowiedzi.
    Nim Sophia zdążyła cokolwiek powiedzieć, Nico poczuł na sobie czyjeś spojrzenie. Instynktownie uniósł głowę i napotkał wzrok mężczyzny zbliżającego się w ich stronę. Był wysoki, z wyprostowaną sylwetką i aurą autorytetu, którą trudno było przeoczyć. Ojciec Sophii, pojawił się znikąd, jakby wyczuwając, że jego obecność była w tym momencie najbardziej nieoczekiwana.
    — Sophia— powiedział, ledwie zerkając na Nico. Jego głos był spokojny, choć niosła się w nim pewna nuta powściągliwości, jakby starannie ważył każde słowo. — Nie sądziłem, że znajdę cię na parkiecie. Tym bardziej z tak… nieoczekiwanym partnerem.
    Ojciec Sophii stanął przed nimi, jego spojrzenie spoczęło na Nico przez chwilę, jakby analizował go w milczeniu. Znów zwrócił sie od Sophii:
    — Mam nadzieję, że wiesz, co robisz, bo dla niektórych takie zachowanie może być… niewłaściwe. — Cały jego ton miał w sobie coś, co brzmiało jak ostrzeżenie. Nico, który wciąż trzymał dłoń na talii Sophii, odsunął się o pół kroku, pozwalając jej na swobodę ruchu. Uniósł kącik ust w uprzejmym, niemal wyzywającym uśmiechu. Widać było, że Gwen zadbała o to, aby za wczasu wyrobił sobie o Nico opinię.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  64. Ojciec Sophii uniósł brew, jakby dopiero teraz zdając sobie sprawę z pełni sytuacji. Jego ton złagodniał, choć wyraz twarzy wciąż pozostawał nieco surowy.
    — Nico, dawno cię nie widziałem. Powiem szczerze, nie spodziewałem się, że spotkamy się akurat tutaj — stwierdził, spoglądając na chłopaka z pewnym dystansem, ale bez jawnej wrogości. — Ciekaw jestem, co cię tu sprowadziło.
    Nie czekając na odpowiedź, przeniósł spojrzenie na córkę.
    — Sophia, chciałbym z tobą porozmawiać. Jest ktoś, kogo musisz poznać — powiedział stanowczo, jakby nie uznawał sprzeciwu. Wyciągnął dłoń w jej stronę w niemal symbolicznym geście zaproszenia, ale jego ton jasno sugerował, że to raczej polecenie niż prośba.
    Sophia spojrzała na ojca z lekkim wahaniem, a potem zerknęła na Nico. Wyglądała, jakby w jej głowie trwała krótka walka.
    Ojciec zmarszczył brwi.
    — Teraz Soph. To ważne — naciskał, rzucając ostatnie spojrzenie na Nico, jakby celowo chciał podkreślić, że to rozmowa, w której on nie ma miejsca.
    Nico uśmiechnął się lekko, ale w jego oczach pojawiła się iskra rozbawienia, której nie sposób było przeoczyć. Odpowiedział z pozornym spokojem, choć jego ton miał w sobie nutę wyzwania:
    — Miło pana widzieć. I proszę się nie martwić, nie zamierzam stawać na drodze ważnym sprawom.
    Zerknął na Sophię, jakby szukał w jej twarzy potwierdzenia, że jeszcze się nie poddała. Nie odsuwał się o krok, wciąż stojąc obok niej, wystarczająco blisko, by w razie potrzeby postawić opór, ale zbyt uprzejmy, by otwarcie rzucić wyzwanie jej ojcu.
    — Zresztą, to pan jest gospodarzem. Chyba warto podziękować za to, że mogłem się tu pojawić. Nawet jeśli to była niespodzianka dla nas wszystkich — dodał, unosząc brew i uśmiechając się w sposób, który pozostawiał więcej pytań niż odpowiedzi.
    Nico uśmiechnął się uprzejmie, choć w jego spojrzeniu wciąż czaiła się lekka przekora. Odetchnął, jakby zrezygnowany, ale bardziej dla efektu niż z rzeczywistego rozczarowania.
    — I tak powinienem poszukać swojej mamy wśród gości. — Ton miał neutralny, niemalże lekki, ale Sophia mogła dostrzec w jego oczach coś więcej.
    Gdyby to była Gwen, nie odpuściłby. Byłby gotów rzucić kolejną ripostę, zatańczyć z Sophią na oczach wszystkich, a nawet doprowadzić sytuację do granic dobrego smaku — wyłącznie po to, by podsycić irytację macochy. Ale teraz… wiedział, że Sophia szczerze stara się zachować jak najlepsze relacje z ojcem. Nie zamierzał tego podważać ani stawać w opozycji do czegoś, na czym jej zależało.
    Zerknął na nią, jakby chciał się upewnić, czy wszystko jest w porządku. Zanim jednak odszedł, jego palce na krótko dotknęły jej dłoni, ledwo zauważalnym gestem — wystarczającym jednak, by przypomnieć, że był tuż obok. Po chwili skinął jej ojcu głową z szacunkiem, jakby mimo wszystko zamierzał pozostawić po sobie dobre wrażenie.
    — Miłego wieczoru, panie Carpenter.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  65. Nico odszedł od Sophii i jej ojca, wkładając ręce do kieszeni, jakby w geście obojętności, ale nie mógł się oprzeć wrażeniu, że jej spojrzenie wciąż go śledzi. Zgubił się na chwilę w tłumie gości, którzy swobodnie krążyli po sali, wymieniając uprzejmości i uśmiechy. Atmosfera była ciężka od zapachów drogich perfum i cichych rozmów, ale Nico, zamiast czuć się wyobcowany, wtopił się w nią bez trudu.
    W pewnym momencie natrafił na grupę dawnych znajomych, których twarze rozpoznał niemal natychmiast.
    — Nico? To ty? — zawołał jeden z nich, wyraźnie zaskoczony, ale w jego głosie dało się słyszeć coś w rodzaju radości. — Nie wierzę!
    Grupa szybko się powiększyła, a rozmowy ożywiły. Dawni koledzy traktowali go z otwartością, jakby jego obecność była dla nich czymś zupełnie naturalnym.
    — Stary, musisz do nas wpaść! Robimy małe spotkanie za dwa tygodnie, musisz być. — Jeden z dawnych kolegów poklepał go po ramieniu, a Nico uniósł brew, nie kryjąc zaskoczenia.
    — Nie wszyscy mamy w sobie tę napuszoną formalność — dodał ktoś inny. Kilka osób pokiwało głowami, a ktoś inny wyciągnął telefon.
    Było to coś nieoczekiwanego. Spodziewał się obojętności, może nawet krytyki, ale zamiast tego czuł się, jakby wciąż miał w tym środowisku jakieś miejsce, choć może trochę inne niż kiedyś. Część z nich traktowała go jak ciekawostkę, inni jak dawnego przyjaciela, a jeszcze inni zdawali się naprawdę cieszyć jego obecnością.
    Nico przeszedł przez tłum gości, rozglądając się za znajomą sylwetką swojej matki. Znalazł ją przy jednym z wysokich stolików w pobliżu baru. Elegancka, jak zawsze, z kieliszkiem wina w dłoni, rozmawiała z jakimś starszym mężczyzną, który gestykulował z ożywieniem. Kiedy Nico podszedł bliżej, ich spojrzenia się spotkały, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
    — Nico — powiedziała cicho, ale z wyraźnym ciepłem w głosie. Odwróciła się do swojego rozmówcy. — Wybacz, Thomas, muszę porozmawiać z moim synem.
    Mężczyzna skinął głową i odszedł, zostawiając ich samych.
    — Przyszedłeś — powiedziała, jakby do tej pory nie wierzyła, żebyśmy jej syn rzeczywiście zdecyduje się tutaj pojawić.
    — Tak, uznałem, że warto wpaść. Zobaczyć stare twarze — odparł Nico, sięgając po kieliszek wina z tacy przechodzącego kelnera.
    Matka spojrzała na niego z lekkością, ale w jej oczach dostrzegł cień zmartwienia.
    — A może po prostu chciałeś coś udowodnić?
    Nico parsknął cicho, unosząc kieliszek do ust.
    — Może. A może nie. Cieszę się, że cię widzę, mamo.
    — Ja też, Nico. Naprawdę — odpowiedziała cicho, a w jej głosie było coś szczerego, niemal przepraszającego.
    Ich rozmowę przerwało nagłe ciche uderzenie w mikrofon i głos prowadzącego wieczór, który zapowiedział toast. Cała sala zwróciła się w stronę sceny, gdzie gospodarz wieczoru, ojciec Sophii, stanął obok niej, Gwen i jej córek. Nico oparł się ramieniem o jedną z wysokich kolumn na skraju sali i przyglądał się sytuacji.
    — Proszę państwa! — Ojciec Sophii rozłożył ręce, obejmując spojrzeniem tłum. — Dzisiejszy wieczór jest nie tylko okazją do świętowania sukcesów, ale również do wspólnego spotkania w gronie najbliższych i przyjaciół. Chciałbym wznieść toast za wszystkich tu zgromadzonych.
    Sophia uśmiechała się do gości, choć Nico wyczuwał, że jej myśli są gdzie indziej. Niepokój w jej ruchach był subtelny, ale dla Nico wystarczająco widoczny. Zaciskała i rozluźniała dłonie, jej uśmiech zdawał się coraz bardziej wymuszony. Po chwili coś w niej pękło – odwróciła się i szybkim krokiem zeszła ze sceny, nie czekając na zakończenie przemowy. Zniknęła między gośćmi, pozostawiając ojca i Gwen w wyraźnym zaskoczeniu.
    Nico zmarszczył brwi, stojąc wciąż w cieniu kolumny. Coś w jej zachowaniu go zaniepokoiło, ale zanim zdążył podjąć jakąkolwiek decyzję, Sophia pojawiła się przy nim, niemal wyrastając z tłumu. Dotknęła jego policzków i poprosiła, żeby ją stamtąd zabrał. Rzucił ukradkowe spojrzenie w stronę matki, która wciąż stała w tym samym miejscu. Jej spojrzenie było przenikliwe, ale nie zaskoczone. Zdawała się dokładnie wiedzieć, co właśnie się działo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nico odwrócił się z powrotem do Sophii i bez słowa złapał ją za rękę. Jej palce zacisnęły się na jego dłoni z niemal desperacką siłą, a on poprowadził ją przez tłum. Goście nawet nie zauważyli ich wymarszu – byli zbyt zajęci rozmowami i wiwatami po toaście.
      Przeszli przez ciężkie drzwi prowadzące na zewnątrz. Chłodne powietrze wydawało się nieco łagodzić napięcie, które czuł, choć Sophia wciąż trzymała się jego ramienia, jakby to był jedyny punkt stabilności w jej świecie.
      Parkingowy, który kręcił się w pobliżu, zauważył go niemal od razu. Rozpoznał go bez problemu i z szacunkiem skinął głową, zanim podszedł.
      — Już podprowadzam pański samochód, proszę chwilę poczekać — powiedział szybko, oddalając się w stronę rzędu zaparkowanych pojazdów.
      Nico spojrzał na Sophię, która stała obok niego, z ramionami lekko osłoniętymi szalem. Bez słowa zdjął swoją marynarkę i okrył nią jej ramiona. Wkrótce dźwięk silnika rozległ się w pobliżu, a jego samochód wyjechał na przód podjazdu. Parkingowy wysiadł szybko, podchodząc do Nico z kluczykami w ręku.
      — Dziękuję — powiedział Nico spokojnym, pewnym głosem, biorąc kluczyki.
      Obszedł samochód z gracją, otwierając drzwi po stronie pasażera. Uchylił je szeroko i spojrzał na Sophię.
      — Wsiadaj — powiedział cicho, tonem bardziej uspokajającym niż rozkazującym, jednocześnie nie spuszczając z niej wzroku.
      Nico zamknął za nią drzwi z delikatnym kliknięciem, po czym obszedł samochód, wsiadł na miejsce kierowcy i uruchomił silnik, który zabrzmiał głęboko i pewnie. Wspólną ciszę przerwał dopiero, gdy odjeżdżali spod budynku.
      — Daleko stąd czy po prostu gdzieś, gdzie nie będzie tych ludzi? — zapytał, zerknąwszy na nią kątem oka.


      Nico

      Usuń
  66. Nico włączył kierunkowskaz i powoli wjechał na główną ulicę, która o tej porze była niemal opustoszała. Jego dłonie pewnie spoczywały na kierownicy, a wzrok skupiał się na drodze przed nim. Każdy ruch był precyzyjny – delikatne skręcenie, płynne zmiana biegu, spokojne przyspieszenie. Prowadzenie samochodu działało na niego uspokajająco, a teraz czuł, że Sophia może potrzebować tej samej chwili spokoju.
    Silnik mruczał cicho, a światła reflektorów rysowały jasne linie na asfalcie, oświetlając drogę w sposób niemal hipnotyzujący. Nico unikał gwałtownych ruchów, prowadząc płynnie, jakby bał się, że każdy szarpnięty gest mógłby przerwać jej chwilę milczenia. Nie odzywał się, chociaż przez jego głowę przelatywały setki myśli. Nie mógł się powstrzymać od zastanawiania, co dokładnie działo się na scenie, co tak bardzo ją poruszyło. Widział, jak niespokojnie poruszała się obok ojca, jak unikała jego spojrzenia. To nie była ta sama pewna siebie Sophia, która na początku wieczoru rzucała mu wyzwania. Nie rozumiał jeszcze, co kryło się za tą nagłą zmianą, ale coś w jej spojrzeniu – to zagubienie, które zobaczył, kiedy podeszła do niego – sprawiło, że poczuł się odpowiedzialny, by ją stąd zabrać. Przeniósł wzrok na boczne lusterko, a potem znów skupił się na drodze. Wyprzedził wolno jadący samochód, wciskając gaz na tyle, by manewr był szybki, ale nie gwałtowny. Co jakiś czas kątem oka zerkał na Sophię, siedzącą cicho obok niego. Wydawała się zamyślona, patrzyła przez okno, jakby nie była w stanie uciec od swoich myśli.
    „Cokolwiek to było, nie miała zamiaru zostać tam ani chwili dłużej” – pomyślał, zaciskając lekko palce na kierownicy. Samochód mknął dalej prostą drogą, ale dla Nico to była jedyna rzecz, która w tej chwili wydawała się prosta.
    Odchylił się lekko w prawo, zjeżdżając na boczną ulicę prowadzącą do mniej uczęszczanych miejsc. W końcu odezwał się, jego głos był spokojny, cichy, jakby nie chciał zakłócić jej myśli.
    Nico spojrzał na nią na moment, a kącik jego ust uniósł się w lekkim uśmiechu. Prawą ręką zmienił bieg, a lewą, która spoczywała na kierownicy, przesunął delikatnie w bok, jakby to drobne działanie mogło pomóc mu znaleźć odpowiednie słowa.
    — Jeśli sądzisz, że jakiś toast i pokaz sztucznych ogni byłyby ciekawsze od tego, co właśnie się wydarzyło… — zaczął, wracając spojrzeniem na drogę przed nimi. — To chyba jednak trochę nie doceniasz samej siebie.
    Jego głos był spokojny, ale miał w sobie tę nutę charakterystycznej dla niego ironii. Nie musiał dodawać, że dokładnie wiedział, dlaczego Sophia poprosiła go, by ją zabrał. I mimo wszystko… to, że zwróciła się właśnie do niego, w jakiś sposób go poruszyło.
    — A co do znajomych — dodał po chwili, zwalniając nieco na zakręcie — oni będą. Będą zdjęcia, przyjęcia, kolejna okazja, żeby udawać, że wszyscy o sobie pamiętają. Ale nie sądzę, żeby którykolwiek z nich zauważył, że mnie nie ma.
    Nie odrywał oczu od drogi, ale kącik ust wciąż drżał mu od ledwo powstrzymywanego uśmiechu.
    — Więc nie, Sophia. Nie popsułaś mi wieczoru. Wręcz przeciwnie. Ale — rzucił, rzucając krótkie spojrzenie w jej stronę — ty chyba nie bawiłaś sie najlepiej. Co sie stało, tam, na scenie? — Zapytał w końcu prosto z mostu.
    Nico przez chwilę zastanawiał się nad tam, gdzie powinni pojechać, ale żaden pomysł nie wydał mu się odpowiedni. Jego spojrzenie na chwilę zawisło na Sophii, która wyglądała na równie zagubioną co on, choć usilnie starała się to ukryć. W końcu wziął głęboki oddech, jakby podjął decyzję.
    Przez chwilę jechał w skupieniu, zerkając na drogę i co jakiś czas na Sophię. Mimo że starał się trzymać kontrolę nad sytuacją, miał wrażenie, że atmosfera w samochodzie była inna niż zwykle. Cięższa, pełna niewypowiedzianych słów, ale jednocześnie… dziwnie spokojna.
    Dotarli na miejsce szybciej, niż się spodziewał. Zatrzymał się przed niewielkim budynkiem w spokojniejszej części miasta. Sophia już tam kiedyś była.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgasił silnik i obrócił się w jej stronę.
      — Nie jest to może to, co sobie wyobrażałaś, ale… przynajmniej tutaj możemy odpocząć bez wścibskich spojrzeń— powiedział, uchylając jej drzwi, zanim zdążyła się odezwać.
      W jego głosie była nuta pewności, jakby chciał ją zapewnić, że to dobra decyzja. Mimo wszystko czuł jednak delikatny ucisk w piersi — moment, w którym pozwolił sobie wprowadzić Sophię do swojego świata, wydawał się czymś więcej, niż planował na początku.
      Nico zaprosił Sophię do środka. Wnętrze było ciche, spokojne, niemal kontrastujące z hałasem, z jakim na co dzień miał do czynienia. Ściany w jasnych kolorach, kilka prostych mebli, regał pełen książek i płyt winylowych — wszystko miało swoje miejsce, jakby przestrzeń była odbiciem jego uporządkowanego, choć pełnego emocji wnętrza.
      — Rozgość się — powiedział, zamykając za nią drzwi. Przesunął spojrzeniem po Sophii, która stała niepewnie na środku pokoju, jakby zastanawiała się, gdzie powinna usiąść. Sam wyjął z chłodziarki butelkę bursztynowego alkoholu, wrzucił do szklanek kostki lodu i wlał do środka niewielką porcję whiskey.
      — Wyglądasz jakbyś potrzebowała czegoś mocniejszego — rzucił, podchodząc bliżej i podał jej jedną ze szklanek.
      Słowa wydawały się lekkie, ale w jego ruchach było widać delikatne napięcie. To nie była zwykła sytuacja — Sophia, w jego mieszkaniu, po wszystkim, co wydarzyło się tego wieczoru. Sam nie był pewien, czy próbuje ją uspokoić, czy raczej siebie. Sophia spojrzała na niego, ale w jej oczach nadal tliło się coś, czego Nico nie potrafił jeszcze odczytać.

      Nico

      Usuń
  67. Nico uśmiechnął się pod nosem, słysząc jej słowa i widząc jej minę po tym, jak zamoczyła usta w mocnym alkoholu. Podszedł bliżej i wciągnął rękę, by odebrać od niej szklankę.
    — No dobrze, myślę, że mogę coś z tym zrobić — zażartował, mrugając do niej. Podszedł do barku w rogu salonu, gdzie w eleganckich szklanych butelkach spoczywały różne alkohole. Wybrał jedną z nich — delikatną whisky o waniliowych nutach — a następnie zaczął przygotowywać drinka. W międzyczasie wyjął z lodówki syrop cukrowy, sok z cytryny i kilka kostek lodu, które umieścił w shakerze.
    — Więc skoro whisky cię odstrasza, zrobimy coś, co ją nieco oswoi.
    Obrócił się przez ramię, by na nią spojrzeć i potrząsnął shakerem z wprawą, która zdradzała, że robił to już wiele razy.
    — Powiedzmy, że to jedna z umiejętności, które nabyłem w życiu z powodów czysto praktycznych.
    Po chwili przelał zawartość do wysokiej szklanki, dodał kostkę lodu i udekorował krawędź plasterkiem cytryny. Przyniósł ją Sophii i podał z lekkim ukłonem.
    — Proszę, mademoiselle. Drink, który zaspokoi twoje potrzeby na coś mocniejszego, a jednocześnie nie odstraszy cię zapachem czystej whisky.
    Sophia wzięła szklankę do ręki i przyjrzała się jej z ciekawością, zanim uniosła ją do ust.
    Przez chwilę milczeli, każde zatopione we własnych myślach. Sophia powoli upijała drinka, a Nico, oparty o fotel, obserwował ją z uwagą. Nie spieszył się. Wiedział, że ta noc nie potrzebuje pośpiechu.
    Nico, który jeszcze przed chwilą sączył whisky, zastygł na moment, jakby jej słowa zawisły w powietrzu i rozbrzmiały echem w jego myślach. Powoli odstawił szklankę na stolik obok fotela, spoglądając na nią uważnie.
    Nie było już tej swobodnej atmosfery, która jeszcze chwilę temu ich otaczała. Zamiast tego poczuł coś cięższego, bardziej intymnego, jakby nagle znaleźli się w przestrzeni, gdzie każde słowo miało znaczenie.
    — Ja? — zapytał cicho, niemal szeptem, chcąc się upewnić, że dobrze zrozumiał.
    Nico zmarszczył lekko brwi, zaskoczony i jednocześnie poruszony. Oparł łokcie na kolanach i pochylił się nieco w jej stronę, wciąż próbując zrozumieć, co dokładnie miała na myśli. Coś w jej tonie i w tym, jak na niego patrzyła, sprawiło, że poczuł się, jakby był częścią czegoś znacznie większego, niż dotąd zdawał sobie sprawę.
    Siedząc tak naprzeciw niej, widział w jej oczach coś, co przypominało mu samego siebie — tę potrzebę wyrwania się z własnych ograniczeń, z oczekiwań, które narzucały inni. I choć wciąż nie wiedział, co dokładnie z tego wyniknie, wiedział jedno: nie zamierzał jej zostawić samej z tym wszystkim.
    Jej słowa, choć wypowiedziane cicho, odbijały się echem w jego myślach. Nie spodziewał się, że ich wzajemna gra — flirt, droczenie się, ukryte wyzwania — będzie miała taki efekt. To miało być lekkie, chwilowe, coś, co pozwoli im obojgu na chwilę oderwać się od rzeczywistości. A jednak teraz, siedząc w tej ciszy, uświadomił sobie, że być może dla Sophii to było coś więcej.
    Spojrzał na nią. Siedziała z lekko spuszczoną głową, dłonie oplatały szklankę, której zawartości nawet nie tknęła. Wyglądała na zmęczoną — nie fizycznie, ale emocjonalnie, jakby zrzuciła z siebie ciężar, który nosiła przez cały wieczór. Jej szczerość go zaskoczyła, ale też coś w nim poruszyła. Nie wiedział, co bardziej go zaintrygowało — to, co powiedziała, czy sposób, w jaki to zrobiła. Jej słowa były niemal jak wyznanie, a on poczuł, że nagle znalazł się na granicy czegoś, co wymagało od niego więcej, niż był gotów zaoferować na początku tej nocy.
    Przesunął dłonią po linii szczęki, próbując odzyskać rezon. Cokolwiek między nimi się działo, wymykało się jego wcześniejszym założeniom. To nie była już tylko zabawa. W tej chwili czuł, że ma przed sobą Soph, która w pełni zrzuciła maskę — i to właśnie poruszyło go najbardziej.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  68. Nico odetchnął głęboko, starając się zebrać myśli. Po chwili, jakby chcąc zmienić napiętą atmosferę lub dać jej trochę przestrzeni, podjął temat z innej strony. Jego ton był spokojny, ale wyczuwało się w nim nutę nostalgii.
    — Wiesz, Soph, kiedy ojciec wyrzucił mnie z domu, musiałem się jakoś odnaleźć — powiedział żartobliwie, choć nie była to najzabawniejsza część jego życia. — Miałem też epizod, kiedy pracowałem jako barman — mrugnął do niej, uśmiechając się przy tym wesoło. Zerknął na nią kątem oka, próbując wyczuć, jak reaguje. Nie wydawała się zaskoczona, raczej ciekawa. Uśmiechnął się szerzej, wspominając tamte dni.
    — Zrobiłem wtedy setki drinków. — Przeniósł spojrzenie na jej szklankę. — Ale powiem ci, że to była jedna z lepszych szkół życia. Za barem widzisz ludzi w ich najróżniejszych stanach. Radość, frustracja, gniew, smutek… wszystkiego się wtedy nauczyłem. Jego głos stał się cichszy, bardziej refleksyjny.
    Nico słuchał jej w milczeniu, ale z każdą chwilą czuł, jak jego myśli coraz bardziej wirują. Był zagubiony. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. W jego głowie zaczęły się kłębić pytania, które do tej pory w ogóle nie przyszły mu do głowy. Czy to, co między nimi się działo, miało dla niej większe znaczenie, niż przypuszczał?
    Wiedział, że ich relacja opierała się na słowach — gierkach, drobnych prowokacjach, flirtach, które wydawały się obojgu przynosić rozrywkę. Sophia nie była przecież bierną uczestniczką tego wszystkiego. Wręcz przeciwnie. Często wydawało mu się, że z równym zaangażowaniem wchodziła w ich wymiany zdań, a jej błysk w oku i zadziorny uśmiech tylko podsycały jego pewność, że oboje dobrze się w tym bawią. A teraz? Jej słowa były tak różne od tonu, który dotąd od niej słyszał. Jakby nagle wyciągnęła na światło dzienne coś, co dotąd trzymała w cieniu. Nico przypomniał sobie, jak jeszcze kilka godzin temu uśmiechała się prowokacyjnie, rzucała mu wyzwania, a na parkiecie była niemal drapieżna, gotowa zagrać na jego emocjach. To wszystko sprawiało, że teraz czuł się jeszcze bardziej zaskoczony. Nie wiedział, jak ma to odczytywać. Czy Sophia naprawdę była tak poruszona ich grą? A może to, co powiedziała, było reakcją na coś, czego sam nie zauważył?
    Zerknął na nią, próbując zrozumieć więcej. Jej twarz była spokojna, ale w oczach kryło się coś, co go intrygowało. Nie była już tą pewną siebie kobietą, która rzucała prowokacyjne komentarze i miała odpowiedź na wszystko. Była po prostu Soph — wyraźnie zagubiona, ale jednocześnie gotowa otworzyć się przed nim na coś, czego on jeszcze do końca nie rozumiał.
    Nico zacisnął lekko dłonie na kolanach. Nie miał w zwyczaju pozwalać sobie na tak głębokie wahania, ale teraz nie mógł powstrzymać się przed zastanawianiem się, czy być może oboje w jakiś sposób przegapili moment, w którym ta gra przestała być tylko grą.
    Nico uniósł brew, jakby próbował przetworzyć jej słowa, choć wewnątrz czuł, że Sophia właśnie nazwała to, o czym on sam starał się nie myśleć. Zamiast odpowiedzieć od razu, pozwolił sobie na chwilę milczenia, przesuwając wzrok z jej twarzy na szklankę w jej dłoni, jakby szukał odpowiedzi w bursztynowym płynie.
    — Frustrujący? — powtórzył, jakby sprawdzał, czy dobrze usłyszał. Oparł się mocniej o blat, a kącik jego ust drgnął, choć nie do końca w uśmiechu. Uniósł brew, nie spuszczając z niej spojrzenia. Milczał przez chwilę, jakby zastanawiał się, czy powinien to powiedzieć, czy lepiej zachować swoje pytania dla siebie. Ale cisza między nimi była tak gęsta, że nie mógł jej dłużej ignorować.
    — Soph — zaczął powoli, a jego głos brzmiał teraz niżej, bardziej poważnie. — Czego ty tak naprawdę ode mnie chcesz? — zapytał cicho, ale stanowczo, a w jego głosie pobrzmiewała nuta powagi, która różniła się od zwykłych żartobliwych tonów. — Nie tutaj, nie teraz, tylko ogólnie. Ode mnie. Od tego wszystkiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nico wyprostował się i przesunął dłonią po karku, jakby próbował zebrać myśli. Jego spojrzenie wciąż było skupione na Sophii, uważne, ale jednocześnie jakby nieco bardziej ostrożne niż wcześniej. Wsunął ręce do kieszeni, starając się nie wywierać presji, ale nie odrywając od niej wzroku.
      — Oczekujesz, że będę kimś, kto odciągnie cię od tego świata pełnego zasad i oczekiwań? — zapytał, przechylając lekko głowę. — Czy to sposób, żeby jakoś odreagować to, co dzieje się z twoim ojcem, Gwen, całą tą farsą? Bo wiesz, Soph, jestem wystarczająco blisko, żeby to widzieć.
      Uniósł brew, nie spuszczając z niej spojrzenia. Zamilkł na chwilę, jakby zastanawiał się, czy powinien kontynuować, ale w końcu mówił dalej:
      — Powiedz mi, Soph. Co to jest? Bo jeśli mam być szczery… Nie jestem pewien, czy sam już wiem, co powinienem robić.
      Przechylił głowę lekko na bok, pozwalając, by te słowa zawisły między nimi. Odsunął się nieznacznie, choć jego spojrzenie wciąż pozostawało skupione na Sophii. Nie unikał jej wzroku, choć czuł, że każde słowo wbija się w nią jak ciche wyzwanie.
      — Bo mogę być na tyle blisko, że to poczujesz, tylko muszę wiedzieć, że wiesz co robisz Soph, że to jest właśnie to, czego chcesz.
      Słowa były surowe, niemal brutalnie szczere, ale w jego tonie czaiło się coś więcej — ciepło i troska, które chciały dać jej przestrzeń do wyrażenia tego, co naprawdę czuje.

      Nico

      Usuń
  69. Tego wieczoru Sophia nie zachowywała się tak, jak zwykle. Ciągle go zaskakiwała: swoim podejściem, odwagą, determinacją i pewnością siebie. Wcześniej, nawet jeśli się ze sobą droczyli, to wszystko było zamknięte w niepisanych ramach, w granicach, których nie przekraczali.
    Nico traktował ją inaczej, niż dziewczyny, które kręciły się obok niego na codzień. To w końcu była Sophia. Owszem, te gry słowne sprawiały mu przyjemność, jej obecność poprawiała mu nastrój, lubił spędzać z nią czas. Dostrzegał też jej hipnotyzujące oczy, pełne usta, smukłą sylwetkę, wcięcie w talii, do którego idealnie pasowała jego dłoń. Czasem wręcz rozbierał ją wzrokiem. Tylko nie chciał zrobić czegoś, czego mogłaby potem żałować. Nie, kiedy sam miał w głowie mętlik, kiedy sam nie mógł określić, czego chce do niej.
    Też wieczór uzmysłowił mu, że posunął się w tym wszystkim za daleko. Fakt, że stała tutaj przed nim, przyznając, że to wszystko wywołuje w niej jedynie frustrację, podziałał na niego jak kubeł zimnej wody, wylany znienacka na plecy.
    Nico przez chwilę milczał, wpatrując się w nią z mieszanką zdumienia i uwagi. Jej słowa były szczere, a on nie był pewien, co bardziej go poruszało – fakt, że tak otwarcie się przed nim odsłoniła, czy to, że jej odczucia wobec niego były tak… skomplikowane.
    — Rozumiem… — powiedział w końcu, ale jego ton brzmiał łagodnie, jakby to, co powiedziała, miało dla niego większe znaczenie niż jakiekolwiek wcześniejsze słowa. — To niełatwe, kiedy wszystko zaczyna się mieszać w głowie.
    W jego oczach nie było już tej pewności, którą zazwyczaj miał w trakcie ich rozmów. Jego wyraz twarzy stawał się nieco bardziej zamknięty, jakby próbował ułożyć wszystko w swojej głowie. Przecież sama Sophia przyznała, że się pogubiła.
    — Nie wiem, co powiedzieć, Soph… — zaczął powoli, czując, że te słowa wcale nie będą łatwe.
    — Nie planowałem tego. — Jego głos był spokojny, głęboki, niemal uspokajający. — Nie chciałem wprowadzać do twojego życia zamętu. Teraz widzę, że posunąłem się w tym za daleko.
    Cała sytuacja sprawiała, że poczuł się nagle ociężale, jakby był na granicy czegoś, co mogło się wymknąć. Nie chciał jej skłamać, ale też nie miał pewności, jak bardzo mógłby powiedzieć jej prawdę, nie sprawiając, że oboje poczuliby się jeszcze bardziej zagubieni.
    Z jednej strony, to miał sens – ich wspólne chwile, jej reakcje, to, jak łatwo zniknęła z przyjęcia, jakby szukała ratunku. Ale z drugiej strony, czy naprawdę chodziło jej o niego? A może po prostu była zafascynowana jego sposobem życia, jego wolnością, tym, jak udało mu się wyrwać z tej bańki, w której tkwiła ona i reszta ich świata? Może to nie był tylko flirt ani zwykła fascynacja. Może Sophia naprawdę coś czuła, może nie chodziło tylko o to, że patrzyła na niego jak na kogoś, kto wyłamuje się z reguł ich świata. Widziała w nim coś, czego nie dostrzegali inni. Ale czy to był on, czy to była po prostu jej potrzeba czegoś innego, czegoś, czego brakowało jej w tym wyidealizowanym świecie, w którym była otoczona?
    Nico nie był pewien, co o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony, to, co mówiła, miało sens, tylko czy ona naprawdę go widziała, czy raczej szukała kogoś, kto jej pokaże, że można żyć inaczej?
    — Myślę, że to, jaka jesteś przy mnie, to ty, Soph. Nikt inny. Nie tworzę nowej wersji ciebie, nie narzucam ci tej gry. Może tylko pomagam ci zobaczyć to, czego wcześniej nie widziałaś.
    Jego spojrzenie na chwilę uciekło gdzieś w bok, jakby szukał odpowiednich słów, by dokończyć myśl.
    — Jeśli się pogubiłaś, Soph, to w porządku. Bo ja też nie jestem pewien, gdzie to zmierza. Ale wiem jedno, lubię to, co mamy. I cokolwiek będzie dalej, nie musimy się spieszyć, żeby to rozgryźć.
    Delikatnie uśmiechnął się na koniec, próbując rozładować napięcie, które zawisło między nimi.
    Był przyzwyczajony do tej bardziej zadziornej i pewnej siebie Sophii, ale to, co widział teraz, poruszyło go w sposób, którego sam nie do końca rozumiał.

    Nici

    OdpowiedzUsuń
  70. Nico odchylił się na moment, jakby potrzebował chwili dla siebie. Palcami sięgnął do kołnierzyka koszuli i sprawnym ruchem rozpiął dwa górne guziki, odsłaniając kawałek opalonej skóry. Następnie chwycił za mankiety i podwinął rękawy, odsłaniając przedramiona.
    Ruchy były spokojne, niemal mechaniczne, jakby wykonywał je z przyzwyczajenia. A jednak było w tym coś swobodnego, coś, co świadczyło o jego umiejętności odnalezienia luzu w każdej sytuacji. Kiedy skończył, przeniósł spojrzenie na Sophię.
    — Soph… — zaczął, po czym zrobił krótką pauzę, jakby szukał odpowiednich słów. — Niczego nie psujesz.
    Głos miał spokojny, ale zdecydowany. Przekrzywił lekko głowę.
    — Jeśli ta “Soph”, o której mówisz, zniknie, to nie dlatego, że coś zepsujesz. Nie dlatego, że ja się odsunę. Ale dlatego, że ty sama na to pozwolisz. — Powiedział to spokojnie, ale z nutą powagi w głosie, która wskazywała, jak bardzo zależało mu, aby dobrze zrozumiała jego intencje. Zatrzymał się na moment, jego spojrzenie błądziło po jej twarzy, szukając właściwych słów.
    — A co do mnie… Nie martw się, nie jestem aż tak łatwy do zniechęcenia, jak może ci się wydawać. — dodał z odrobiną ciepła w głosie. Uniósł dłoń, i przesunął nią wzdłuż swojej szczęki. Nico przez moment wpatrywał się w nią, jego spojrzenie było miękkie, pełne zrozumienia. Uśmiechnął się delikatnie, a w tym uśmiechu była pewność, której zdawał się nie tracić, bez względu na to, co działo się wokół.
    — Jest dobrze, Soph — odpowiedział spokojnie. — Zawsze było.
    Korzystając z tego, że jest tak blisko, powoli wyciągnął ręce, obejmując ją w sposób, który był jednocześnie delikatny i pewny. Przyciągnął ją bliżej, a kiedy jej głowa opadła lekko w jego kierunku, złożył krótki, ciepły pocałunek na jej czole. To było coś tak naturalnego, a zarazem pełnego czułości, że przez chwilę czas zdawał się zatrzymać.
    Kiedy rozluźnił uścisk, skierował się do barku, gdzie sięgnął po szkło i kilka składników. Tym razem działał spokojniej, uważnie dobierając proporcje. Zamiast czystej whiskey, sięgnął po likier, sok z limonki i odrobinę syropu cukrowego, tworząc lekki, ale przyjemnie rozgrzewający drink. Kostki lodu zabrzęczały w shakerze, gdy go zamknął i kilka razy energicznie wstrząsnął.
    Po chwili wrócił do Sophii, niosąc szklankę z gotowym drinkiem.
    — Spróbuj tego — podał jej szklankę z lekkim uśmiechem. — Jestem pewien, że to bardziej twoje klimaty.
    Nico odłożył swoją szklankę na blat, a potem poprawił mankiet podwiniętej koszuli, jakby potrzebował chwili na sformułowanie odpowiednich słów. Jego wzrok nie odrywał się jednak od Sophii, jakby badał, czy wszystko, co powie, będzie dla niej właściwe. Wyprostował się, a kącik jego ust uniósł się delikatnie w lekkim uśmiechu.
    — Wiesz… — zaczął spokojnie, ale w jego głosie wyczuć można było coś, co sprawiało, że każde słowo nabierało większej wagi. — Nie musisz wracać do domu — powiedział spokojnie, ale stanowczo, dając jej jasno do zrozumienia, że ma wybór. — Możesz zostać tutaj na noc, jeśli chcesz.
    Uśmiechnął się lekko, próbując rozładować napięcie, które wciąż wisiało w powietrzu. — Nie musisz podejmować decyzji teraz. Po prostu chcę, żebyś wiedziała, że masz taką opcję.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  71. Nie wiedziała, gdzie właściwie leżał początek tej nienawiści, która iskrzyła między nimi od lat. Próbowała sobie przypomnieć, czy się pokłóciły, a może były przyjaciółkami, tylko potem coś się stało i wszystko się zepsuło. Ale jedyne, co pamiętała, to że przyszła któregoś dnia do szkoły i ta nienawiść już tam była. Tak po prostu. Nie była nawet pewna, kto pierwszy wyskoczył z jakimś zaczepnym tekstem, choć prawdopodobnie to była ona sama. Jakoś, mimo wszystko, nie była w stanie wyobrazić sobie Sophii, która na dzień dobry była dla kogoś wredna. Aczkolwiek nie mogła mieć pewności, bo ta część po prostu nie istniała w jej pamięci.
    Mogła tego nie ciągnąć, ale poszła tym torem, bo tak było łatwiej. Kiedy ktoś cię nienawidził, nie dało się go już stracić. A to pozwalało unikać rozczarowań. Nie, żeby kiedyś pragnęła się z Sophią zaprzyjaźnić — w każdym razie o ile pamiętała. Poniewczasie doszła do wniosku, że już od dawna traktowała w ten sposób potencjalnych znajomych — odrzucając ich, żeby oni nie mogli odrzucić jej. Nigdy, co prawda, nie eskalowało to do takiego problemu, do jakiego urosła ta konkretna relacja; po prostu nie miała przyjaciół. Jedyną bliską jej osobą była Imogen.
    To też ją czasem drażniło — że z ich trzech tylko Imogen miała tu pełną rodzinę. Choćby cały świat zarzekał się, że to nie ma znaczenia, ostatecznie i tak była przybłędą. Właściwie obie z Sophią znalazły się tutaj, bo po prostu nie można było zrobić z nimi nic innego. Wiedziała, że matka ją kocha, jasne. Ale ojciec kochał ją nieporównywalnie bardziej, a teraz go tu nie było i Maddie zrobiłaby wszystko, żeby rozwiązać zagadkę jego zniknięcia. Tak strasznie tęskniła za tatą. Czasami myślała sobie, że byłoby lepiej, gdyby po prostu umarł. Ta niepewność pożerała ją od środka.
    Nienawidziła dzielić z Sophią jakichkolwiek uczuć, bo ciężko było jej się wówczas od tego zdystansować, a w rezultacie mówiła i robiła rzeczy znacznie grubszego kalibru, niż zwykle. Jak to, co wyrzuciła z siebie przed chwilą. Niezupełnie tak myślała. Właściwie wcale nie. Wbrew wszystkiemu, co robiła, tak naprawdę nie potrafiłaby szczerze życzyć komuś śmierci. Zastygła na moment, zaskoczona własnymi słowami; zaskoczona, wybita z równowagi, z odruchowymi przeprosinami na końcu języka. A potem dotarło do niej, że Sophia wyciągnęła na światło dzienne temat, o którym po prostu się nie rozmawiało. I zamarła.
    James Hatfield otworzył w niej lęk przed tym, co powinno ludziom przychodzić naturalnie — czułością. Maddie wolałaby chyba usłyszeć coś na temat swojego ojca, bo ten, czegokolwiek nie zrobił, dla niej był po prostu dobrym tatą. James z kolei zniszczył w niej poczucie własnej wartości, aż zaczęła myśleć, że nic w tym związku nie można zmienić, bo ona sama nie zasługuje na nic innego.
    — Nie waż się — syknęła ostrzegawczo, głosem drżącym od furii, jednocześnie robiąc krok w stronę siostry. — Po prostu nie waż się kiedykolwiek, komukolwiek i gdziekolwiek o nim wspominać.
    Była wściekła tym bardziej, że zaledwie kilka dni temu usłyszała o przedterminowym zwolnieniu Jamesa z aresztu. A to ściągnęło na nią strach, z którym nie chciała się mierzyć.
    No, ale Sophia o tym nie wiedziała. Ba, nie wiedziała o tym nawet Imogen. Była to tajemnica zachowana jedynie pomiędzy dwojgiem zaangażowanych w tę sprawę osób.
    — Posłuchaj mnie na tyle uważnie, na ile potrafisz — prychnęła ironicznie, zbliżając się do dziewczyny coraz bardziej. Uniosła głowę, żeby spojrzeć jej prosto w oczy. — Zamiast grzebać w sprawach, które cię nie dotyczą, zajmij się czymś, w czym masz szansę być dobra. Na przykład… — zastanowiła się teatralnie. — Och, może poćwicz odbijanie cudzych facetów? Myślę, że może ci to być kiedyś potrzebne, bo tak samo jak twoja matka wyciągasz łapy po rzeczy, które ci się nie należą.

    The end is the end
    Don't bless me Father for I have sinned
    🙈

    OdpowiedzUsuń
  72. — Soph, gdybym miał coś przeciwko, nie proponowałbym tego — powiedział spokojnie. —Mam tu więcej miejsca, niż potrzebuję. Naprawdę to nic wielkiego — dodał Nico, widząc, jak się waha. — Możesz zająć ten sam pokój, co ostatnio, wziąć prysznic, odpocząć, pożyczyć coś z mojej szafy. I możesz zostać ile chcesz.
    Odchylił się i sięgnął po swoją szklankę, upijając z niej niewielki łyk.
    — Poza tym, tak się składa, że lubię, kiedy w tym miejscu jest ktoś jeszcze, poza mną. Zbyt duże mieszkanie jak na jedną osobę. — Posłał jej lekki uśmiech, dodając: — Poza tym, raczej nie wyglądasz na kogoś, kto miałby w planach narobić mi tu bałaganu.
    Nico odłożył szklankę na blat i przeszedł do salonu. Wyciągnął z dużej, drewnianej szafy ciepły, miękki koc i położył go na brzegu obszernej, miękkiej, beżowej sofy.
    — Wiesz co? — rzucił, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. — Skoro już zdecydowałaś, że zostajesz, to myślę, że powinniśmy zamówić coś do jedzenia. Po takim wieczorze zasłużyłaś na coś porządnego, co nie jest wykwintną przystawką wielkości orzecha.
    Przesunął dłonią po karku, zerkając na nią z delikatnym uśmiechem. W całym jego zachowaniu widać było naturalną troskę, ale też swobodę, jakby nocne rozmowy i obecność Sophii w jego przestrzeni były dla niego czymś zupełnie zwyczajnym.
    Nico oderwał wzrok od swojego drinka, który właśnie skończył przygotowywać, i spojrzał na nią z lekkim uśmiechem. Widok Sophii boso, z drinkiem w dłoni, stojącej przed jego regałem, był dla niego nowy, ale nie wydał mu się obcy. Wręcz przeciwnie, wpasowywała się w to miejsce z zaskakującą naturalnością.
    — Ulubionego? — powtórzył, podchodząc bliżej, by oprzeć się o róg kanapy i spoglądać na regał obok niej. — Nie wiem, czy mam jednego. Lubię autorów, którzy potrafią zatrzymać mnie na dłużej. Takich, których książki zmuszają, żeby o nich myśleć, nawet po odłożeniu.
    Uniósł rękę i przesunął palcem po grzbietach kilku książek.
    — Hemingway. Jego prostota w pisaniu mnie fascynuje, ale jednocześnie ukrywa głębię, którą ciężko znaleźć na pierwszy rzut oka. — Wyciągnął jedną z książek i obrócił ją w rękach, pokazując jej okładkę.
    Zastanowił się przez chwilę, odkładając książkę na miejsce.
    — Murakami też jest w porządku, kiedy mam ochotę na coś bardziej melancholijnego i dziwnego. Z kolei, kiedy potrzebuję czegoś, co mnie oderwie od wszystkiego, sięgam po Grishama. — Wskazał ręką na półkę pełną thrillerów prawniczych.
    — A ty? — Zapytał, przesuwając wzrokiem po jej twarzy. — Masz swojego ulubionego autora, czy jesteś jedną z tych osób, które biorą do ręki to, co akurat wpadnie im w oko?

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  73. Nico spojrzał na nią przez chwilę, a w jego oczach pojawiło się lekkie rozbawienie, jakby ta rozmowa wcale go nie zaskoczyła, ale jednocześnie sprawiła, że na moment zaczął zastanawiać się nad swoim wyborem.
    — Wiesz, wtedy po prostu mi się spodobało — odpowiedział, wzruszając lekko ramionami. — Nie zastanawiałem się nad tym za długo. Pewnie dlatego, ze przez rok mieszkałem w dość kiepskich warunkach, jak dostałem zapłatę za pierwszą wygraną walkę… trochę mnie poniosło — odparł, śmiejąc się przy tym wesoło. To był trudny czas, ale Nico nie wspominał tego źle. Wręcz przeciwnie, uważał, żebyśmy trudne warunki pomogły mu się zahartować, wzmocniły jego charakter.
    Zerknął po pokoju, jakby na nowo dostrzegając te elementy, które wciąż miały dla niego znaczenie.
    — Wiesz, jest coś w tej przestrzeni, co sprawia, że czuję się tu komfortowo.
    Nico uśmiechnął się szeroko, rozbawiony jej wyborem. Od razu poczuł, jak atmosfera robi się luźniejsza i przyjemniejsza.
    — Wszystko brzmi dobrze, ale muszę przyznać, że amerykańskie burgery z frytkami z bekonem brzmią jak coś, co mogłoby być idealnym rozwiązaniem na dzisiejszy wieczór — odpowiedział, przymykając na moment oczy. — Wiesz, od czasu do czasu trzeba sobie pozwolić na coś naprawdę niezdrowego.
    Złapał za telefon, by zamówić jedzenie, a potem spojrzał na nią z lekkim uśmiechem.
    Nico sięgnął po telefon, nie przerywając rozmowy. Wybierał numer do jednej z ulubionych knajp, chcąc zamówić jedzenie na wynos. Po chwili, gdy połączenie zostało nawiązane, rozmawiał z obsługą, jednocześnie patrząc na Sophię.
    Mówił spokojnie, dopracowując szczegóły, po czym przekazał zamówienie, a po kilku chwilach zakończył rozmowę.
    Po odłożeniu telefonu, spojrzał na nią i uśmiechnął się.
    — Jedzenie zamówione. Za około pół godziny będzie gotowe. A jeśli chcesz coś wygodniejszego do ubrania — dodał z lekkim rozbawieniem — w garderobie na końcu korytarza znajdziesz kilka rzeczy, które mogą ci pasować. Jeśli chcesz, możesz się tam rozejrzeć. — Wskazał na drzwi prowadzące do wąskiego korytarza, który prowadził do jednej z sypialni i garderoby. — Czuj się jak u siebie.
    Wiedział, że nie będzie miała problemu z wyborem czegoś wygodnego, by poczuła się bardziej swobodnie.
    Nico ruszył w stronę swojej sypialni, zdejmując koszulę i rozpinając guzik w spodniach. Chciał poczuć się wygodniej, zwłaszcza czekając na jedzenie. Zamiast pozostać w eleganckich ubraniach, które miał na sobie przez większość wieczoru, założył szare, sportowe spodnie miękkiego materiału, które idealnie pasowały do reszty jego casualowego stylu i prosty, biały TShirt.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  74. Gdy Sophia zniknęła w łazience, Nico usłyszał dzwonek do drzwi. Dostawca przyszedł szybciej, niż się spodziewał. Podszedł do drzwi, otwierając je i wymieniając kilka słów z mężczyzną stojącym po drugiej stronie. Odebrał torbę z jedzeniem, zapłacił i zamknął drzwi, unosząc lekko brwi na intensywny zapach, który unosił się z pakunków.
    Przeniósł wszystko do kuchni, gdzie wyjął z szafki kilka talerzy i sztućców. Rozłożył jedzenie na stole w jadalni. Przysunął krzesła bliżej stołu, nalał im wody do szklanek, a potem usiadł na chwilę na sofie, czekając, aż Sophia wróci. Zerkając w stronę łazienki, poczuł spokój, który rzadko gościł w jego mieszkaniu, jakby ich wspólne chwile rozjaśniały przestrzeń.
    Nico podniósł głowę, widząc, jak Sophia wraca do salonu. Uśmiechnął się lekko na jej widok w bluzie, która była na nią wyraźnie za duża, i długich skarpetkach, które dodawały jej wyglądowi trochę zabawnej niedbałości.
    — Muszę przyznać, że chyba nigdy nie widziałem, żeby ktoś z takim wdziękiem nosił moje ubrania. — Puścił jej oczko, wskazując ręką na jedzenie na stole.
    — Jedzenie już gotowe. Nie czekaj na specjalne zaproszenie, bo ja zaczynam zaraz — powiedział z uśmiechem. Przesunął jedno z krzeseł przy stole. — Siadaj, Soph. Mam wrażenie, że oboje zasłużyliśmy na coś normalnego po tym wieczorze.
    Burgery wyglądały na soczyste, z idealnie roztopionym serem. Nico zdążył już sięgnąć po jedno z pudełek z frytkami, wyciągając jedną i chrupiąc z satysfakcją. Stał z nonszalancją, opierając biodro o stół, jakby w ten sposób pokazywał, że czuje się tu absolutnie swobodnie.
    Nico mimowolnie zawiesił na niej wzrok, kiedy usiadła przy stole, podciągając nogi pod siebie. Nie mógł się powstrzymać przed tym, żeby nie zauważyć, jak w tym swobodnym, niemal domowym wydaniu wyglądała… gorąco.
    Niedbałość i luz dodawały jej uroku, jakiego Nico nie mógłby się spodziewać po dziewczynie, która jeszcze kilka godzin temu nosiła elegancką sukienkę.
    Zauważył, jak rękawy bluzy opadają jej luźno na nadgarstki, jakby pochłaniając ją w ciepłym materiale. To nie był obraz, który mógłby się kojarzyć z wyrafinowanymi balami czy wystawnymi kolacjami — to był moment tak naturalny, że Nico poczuł dziwny dreszcz gdzieś w środku.
    „Jak coś tak prostego może być tak…” — urwał w myślach, czując, że nie znajdzie odpowiednich słów.
    — Wiesz, że w tym wydaniu mogłabyś spokojnie zrobić konkurencję wszystkim tym wystrojonym dziewczynom z bankietu? — rzucił nagle, starając się, żeby zabrzmiało to jak lekki, naturalny żart, ale w jego tonie kryło się coś więcej.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  75. Boże, w tamtej chwili Maddie miała wrażenie, że mogłaby ją zabić za te wszystkie słowa, które padły z jej ust. Nie liczyło się, że ona sama mówiła i robiła takie rzeczy — nigdy nie uważała się za świętą ani nawet dobrą, ale wydawało się jej, że Sophia jest jednak kimś, kto prędzej ucieknie od kłótni z płaczem, niż wda się w nią na równym poziomie. Gdyby to była inna sytuacja, pewnie nabrałaby do niej szacunku. Ale było tak, jak było i jedyne, co Maddie czuła, to wściekłość, że dziewczyna tak ostro się jej postawiła.
    Być może było im to potrzebne. Może ostatecznie na dobre wyszłaby im prawdziwa kłótnia, z wrzaskami obu stron i żądzą mordu w oczach. Jak do tej pory to ona i Imogen rzucały złośliwe uwagi, a Sophia po prostu jakoś to znosiła.
    Nienawidziła jej. Naprawdę jej teraz nienawidziła.
    — Albo pożałujesz — syknęła przez zęby. — Myślisz, że widziałaś już wszystkie moje najgorsze strony? Bo jeśli tak, to zapewniam, naprawdę grubo się mylisz.
    Najchętniej wyprowadziłaby się z domu i przeniosła do Chase’a. Problem polegał na tym, że Chase wciąż był jej sekretem, tajemnicą, o której nie powiedziała nawet siostrze. Ani ona, ani matka nie byłyby bowiem zadowolone, gdyby się przyznała do tego związku. Maddie spodziewała się potężnej awantury, kiedy już nie będzie w stanie dłużej tego ukrywać. Aż cierpła jej skóra na samą myśl.
    — Dobrze, przegadajmy to — warknęła. Ze złości była blada jak ściana i trzęsły jej się dłonie, które zacisnęła w pięści. — Jesteś taka mądra, co? — prychnęła. — Najgorszemu wrogowi nie życzyłabym, żeby się znalazł w takim położeniu — powiedziała, niespodziewanie miękko, odnosząc się do sytuacji z Jamesem, ale głos jej stwardniał, kiedy dodała: — Ale może dla ciebie zrobię wyjątek.
    Nie myślała w ten sposób naprawdę. Albo i myślała. Przede wszystkim była wściekła, furia płonęła jej pod skórą, gorąca i żywa. Miała ochotę wrzeszczeć. Drapać. Gryźć.
    Zaśmiała się paskudnie, w jej głosie tlił się gniew.
    — Chyba zgłupiałaś. Dlaczego miałabym odwoływać tak pięknie brzmiącą prawdę? — spytała słodko, niemal łagodnie, patrząc Sophii w oczy. — Boli cię to, że mam rację? Och, chętnie powiedziałabym, że mi przykro, ale nie będę kłamać.
    Marzyła o ucieczce. Rzucić to wszystko, wybiec z tego pieprzonego mieszkania i trzasnąć drzwiami. I nigdy więcej nie musieć znosić przybranej siostry. Nienawidziła jej.
    W pierwszej chwili nie poczuła niczego. W następnej — że ktoś wyrwał ją z jej własnego ciała i wrzucił do innej rzeczywistości. Nie znajdowała już w domu i z nikim się nie kłóciła. Tylko James Hatfield stał przed nią jak żywy. Zmarszczone brwi, prawa dłoń zaciśnięta w pięść, lewa sunąca powoli po jej policzku. Ciemne, puste oczy, których z czasem nauczyła się bać. Długie palce, naciskające na jej szyję w miejscach, w których mógł wyczuć puls. Urywany oddech. Serce, tak wściekle tłukące się w klatce piersiowej, jakby za wszelką cenę chciało wyskoczyć. Niepokój. Wstyd. Upokorzenie.
    Powrót do rzeczywistości był jak szarpnięcie w okolicach żołądka. Maddie zorientowała się, że stoi jak wryta, przyciskając dłoń do policzka, a oczy ma okrągłe z szoku. Dźwięki wokół niej były przytłumione, nie rozumiała słów. Ktoś coś krzyczał. Ktoś milczał.
    Znajomy zapach perfum wyrwał ją z odrętwienia. Imogen. Boże, to tylko ona. Zdawało się, że coś mówiła, ale Maddie nie była w stanie odpowiedzieć. Czuła się identycznie, jak wtedy. Dobrze wiedziała, jak boli takie uderzenie, chociaż do tej pory obrywała od wielkiego faceta, a nie drobnej dziewczyny, którą napędzała furia. Dzięki niej ludzie byli zdolni do rzeczy, których na ogół nie byliby w stanie zrobić.
    Sztywno usiadła na krześle w tym samym momencie, gdy rozległy się kroki nadchodzącej Gwen.
    — Co się stało? — W jej głosie rozbrzmiały ostrzegawcze nuty. Jak sokół zlustrowała bacznie otoczenie: wściekłą Imogen, kompletnie nieobecną Maddie, aż w końcu jej wzrok spoczął na Sophii. Zmarszczyła brwi. — Co ona znowu zrobiła?

    my reputation’s never been worse 😢

    OdpowiedzUsuń
  76. [Ha! :D Pamięć cię nie zawodzi, byłam tutaj kiedyś z Emre, ale nie pykło. To może i lepiej, teraz jest bardziej dopieszczony haha. :)
    Dziękuję bardzo, aż mi cieplej na sercu :D Z wielką chęcią poszłabym w wątek z Sophie, więc możemy główkować. Czym się zajmuje ojciec Soph? Bo mogę mieć pewien pomysł. :)
    Jeśli chodzi o Rydera, to musiało mi się coś zgubić po drodze, a ze mną to jest bardzo możliwe, bo jestem seryjnym podziurawieńcem! Obiecuję poprawę, spodziewaj się mnie pod kartą Bridget :D]

    Emre

    OdpowiedzUsuń
  77. Nico spojrzał na nią z rozbawieniem, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, który tylko podkreślił to, jak bardzo Soph go zaskoczyła. Nachylił się lekko nad stołem, a jego ciemne oczy błysnęły, gdy podniósł palec i delikatnie nią pogroził.
    — Ty to potrafisz człowieka zagiąć, Soph — rzucił z udawanym wyrzutem, chociaż ton jego głosu był ciepły, niemal rozbawiony. — Nie wiem, co na to odpowiedzieć. Ale jeśli mam być szczery, to nie wydaje mi się, żeby którakolwiek z nich w tym momencie mogła wyglądać lepiej od ciebie — dodał po chwili, wzruszając lekko ramionami, jakby mówił o czymś całkowicie oczywistym.
    Na jego twarzy pojawił się szeroki, zadziorny uśmiech, który Sophia już dobrze znała.
    — A widzisz, Soph, to wszystko kwestia mojego doskonałego wyczucia stylu — powiedział, z pełnym przekonaniem wskazując na siebie. — Zajebiste ubrania, które świetnie wyglądają nie tylko na mnie, ale też na każdym, kto się w nie ubierze.
    Patrząc na jej minę, rozłożył bezradnie ręce.
    — Czy kiedyś wspominałem cos o skromności? — powiedział, biorąc łyk napoju. — A tak serio, to bluza chyba ci pasuje bardziej niż mi. Może będziesz musiała ją zatrzymać — zamilkł na moment. — Ale może nie powinienem ci mówić takich rzeczy, bo jeszcze obrośniesz w piórka.
    Nico sięgnął po burgera, który wyglądał na prawdziwe dzieło sztuki – wysoka bułka, soczyste mięso, ser rozlewający się po bokach, a na wierzchu idealnie chrupiący bekon. Nie czekał długo, po prostu wgryzł się w niego, a wyraz zadowolenia na twarzy mówił sam za siebie.
    — To jest to, a nie jakiś… kawior — mruknął z pełnymi ustami, zanim wrócił do pochłaniania kolejnych kęsów.
    Kiedy skończył, odłożył talerz na stolik, przeciągnął się leniwie i opadł na miękką sofę. Sięgnął po pilot i zaczął przeglądać dostępne opcje w telewizji.
    — To teraz coś na rozluźnienie — powiedział, przeskakując przez kolejne tytuły. W końcu zatrzymał się na czymś, co wyglądało jak klasyk z lat 90. — Okej, może być. Trochę nostalgii nikomu nie zaszkodzi.
    Na ekranie pojawiła się charakterystyczna sekwencja z nieco staromodnym podkładem muzycznym, a Nico rzucił pilot na stolik, przeciągnął rękę za głowę i zerknął na Sophię.
    — Dawno nie oglądałem czegoś tak prostego. Może się nie wciągniemy, ale przynajmniej się pośmiejemy. Co ty na to? — zapytał, gestem zapraszając ją, żeby usiadła bliżej.
    Nico przez chwilę wpatrywał się w ekran, gdzie rozpoczęły się pierwsze sceny filmu, ale szybko jego uwaga przeniosła się na Sophię. Siedziała wygodnie, a na jej twarzy widniał delikatny uśmiech, jakby zupełnie zapomniała o wcześniejszych napięciach. Wyglądała swobodnie, a jednocześnie była w niej ta trudna do uchwycenia tajemniczość, która coraz bardziej go intrygowała.

    Nice

    OdpowiedzUsuń
  78. Kiedy Sophia wygodnie ułożyła się na sofie, z poduszką tworzącą symboliczną granicę między nimi, Nico przesunął wzrok z ekranu na nią. Było coś w jej obecności, co sprawiało, że nie potrafił całkiem skupić się na filmie.
    Nie od razu zareagowała na jego spojrzenie, ale kiedy w końcu uniosła wzrok i zauważyła, że się jej przygląda, przekrzywiła lekko głowę, unosząc brew. Nico uśmiechnął się pod nosem, jakby przyłapany na czymś, czego nie zamierzał zdradzać. Potarł brodę, opierając łokieć na oparciu sofy.
    Nie odpowiedział od razu. Nico przez moment milczał, wpatrując się w ekran telewizora, choć tak naprawdę nie zwracał uwagi na to, co się na nim działo. Jego wzrok przesunął się na Sophię, która ułożyła się na sofie z poduszką między nimi. Wyglądała na zrelaksowaną, ale jej słowa wciąż brzmiały mu w głowie.
    — Wydaje mi się, że wcale nie potrzebowałaś ratunku — powiedział w końcu, opierając głowę na oparciu sofy i zerkając na nią z boku. Jego głos był spokojny, ale miał w sobie nutę rozbawienia. — Może tylko pretekstu, żeby zniknąć z tamtego miejsca.
    Sophia uniosła lekko brew, wyczuwając ukryty w tych słowach podtekst. Spojrzała na niego z zastanowieniem, jakby chciała coś odpowiedzieć
    Nico wzruszył ramionami, sięgając po butelkę wody stojącą na stoliku i odkręcając korek.
    — Po prostu… nie mogę cię rozgryźć. W jednej chwili wydajesz się być taka pewna siebie, jakbyś miała wszystko pod kontrolą. A w następnej… tak jakbyś sama do końca nie wiedziała, czego chcesz — odparł z lekkim uśmiechem.
    — A może tak naprawdę nie ma jednej wersji ciebie... albo nie chcesz, żeby ktokolwiek wiedział, kim jesteś naprawdę? — zapytał Nico, przesuwając dłonią po karku. To pytanie zawisło między nimi na dłuższą chwilę. Sophia spuściła wzrok na swoje dłonie, jakby szukała odpowiedzi gdzieś w przestrzeni. Jego wzrok zatrzymał się na jej profilu – spokojnym, ale wciąż pełnym jakiejś delikatnej napiętej energii.

    Przez chwilę siedział w milczeniu, aż w końcu jak gdyby nigdy nic, powoli uniósł rękę i położył ją w bok, na jej ramieniu. Jego palce przesunęły się w dół, ledwo dotykając materiału jej bluzy, a dłoń ułożyła się dokładnie w miejscu, gdzie jej talia przechodziła w łagodny łuk biodra. Ruch był na tyle delikatny, że niemal niezauważalny, jakby Nico sam nie do końca był pewien, czy powinien to zrobić, ale jednocześnie naturalny, jakby odruchowy. Nico spojrzał na nią z półuśmiechem, jakby nie zamierzał tłumaczyć swojego gestu, ale jednocześnie czekał na jej reakcję. Sophia nie odsunęła się. W zasadzie, zamiast tego, jakby naturalnie dostosowała się do tej bliskości, pozwalając sobie jedynie na głębszy oddech. Jej wzrok błądził po ekranie, lecz Nico mógł wyczuć, że jej uwaga wcale nie była skupiona na filmie.
    Nico przez chwilę wpatrywał się w ekran, choć trudno było stwierdzić, czy cokolwiek faktycznie z filmu do niego docierało. Obecność Sophii przyciągała jego uwagę bardziej niż jakikolwiek film. Jego dłoń pozostała na swoim miejscu, opierając się lekko o talię Sophii, a palce zdawały się od czasu do czasu mimowolnie poruszać, jakby chciał upewnić się, że wciąż tam jest. W tle rozbrzmiewały dialogi z lat 90., ale atmosfera w salonie zdawała się przepełniona czymś zupełnie innym — cichym, niewypowiedzianym napięciem.

    We’re not letting you fall asleep 🤭

    OdpowiedzUsuń
  79. Nico uniósł brew, jakby rozważając jej słowa, a na jego ustach pojawił się ten charakterystyczny, lekko zawadiacki uśmiech. Przez chwilę milczał, przyglądając się jej twarzy, próbując odczytać każdy niuans w jej spojrzeniu. Była jednocześnie pewna siebie i niepewna, odważna i ostrożna. To była ta mieszanka, która go fascynowała i wprowadzała w lekką konsternację.
    — Może dlatego, że film to tylko tło — odpowiedział cicho, niemal w konspiracji, a jego głos brzmiał głęboko i miękko. — Myślę, że oboje wiemy, co tutaj naprawdę przykuwa uwagę.
    Przesunął dłonią nieco wyżej, delikatnie muskając jej bok, jakby sprawdzał granice, które mogły między nimi istnieć.
    — Powiedz mi coś, Soph — zaczął, nachylając się lekko, tak że dzieliła ich zaledwie chwila dystansu. — Czy ty zawsze taka jesteś? Czy tylko starasz się wyprowadzić mnie z równowagi?
    Jej oddech stał się płytszy, a jej usta wygięły się w zuchwałym, delikatnym uśmiechu. Nico roześmiał się cicho, ciepło, a potem pokręcił głową. Pochylił się odrobinę, tak że ich twarze dzieliły już tylko centymetry. Jego głos był cichy, niemal intymny.
    — Jesteś o wiele bardziej niebezpieczna, niż myślałem.
    Atmosfera między nimi zgęstniała, film rzeczywiście stał się już kompletnie nieistotny. Nico przyglądał się jej jeszcze przez chwilę, jakby zastanawiał się, czy zrobić kolejny krok. Zamiast tego jednak odchylił się lekko, wracając do swojej swobodnej pozycji, choć jego dłoń pozostała jednak na jej talii.
    — W takim razie chyba lepiej, żebym miał się na baczności, co? — rzucił z rozbawieniem, przenosząc wzrok na telewizor. — No dobrze. Zobaczymy, jak poradzisz sobie z resztą wieczoru.
    To, co miało być żartem, wcale nie sprawiło, że napięcie między nimi opadło. Wręcz przeciwnie Nico przyglądał się Sophii z czymś na kształt fascynacji. Była zagadką, jakiej jeszcze nie spotkał. Każdy jej ruch, każde słowo zdawały się sprzeczne z tym, co powiedziała lub zrobiła chwilę wcześniej, a jednocześnie wszystko układało się w jakiś idealnie niedoskonały sposób. Kiedy spojrzała na niego z tym błyskiem w oku, poczuł, jak coś w nim drgnęło. Nie był typem faceta, który tracił grunt pod nogami, ale w tym momencie naprawdę nie wiedział, czego może się po niej spodziewać.
    Czuł ciepło jej ciała przez materiał bluzy, wydawało my się, że była tak samo napięta jak on. Nie zamierzał się jednak odsunąć. Zamiast tego pochylił się nieznacznie, tak że jej oddech musnął jego skórę.
    — Wiesz, Soph… — zaczął cicho, jakby rozważając swoje słowa. — Zaczynam się zastanawiać, czy ty przypadkiem nie bawisz się w jakąś grę. — Spojrzał na nią kątem oka, a jego uśmiech był jednocześnie ciepły i niebezpiecznie przewrotny. Czuł, że nic w tym wieczorze nie będzie „zwykłe”. I to mu się podobało. Bardziej, niż mógłby przyznać nawet przed sobą.
    Przez chwilę wpatrywał się w ekran telewizora, choć kompletnie nie wiedział, co na nim leci. Myśli miał zajęte zupełnie czymś innym. A raczej kimś innym. Ręka na jej talii pozostawała na swoim miejscu, niemal mimowolnie przyciągał ją bliżej. Właśnie to robiła z nim Sophia — ciągnęła go w swoją orbitę, jednocześnie bawiąc się tą granicą między bliskością a dystansem, jakby była dla niej czymś, co można dowolnie przesuwać.
    — Cały wieczór balansujesz na granicy, a ja jeszcze nie wiem, czy próbujesz mnie bliżej do siebie dopuścić, czy trzymać na dystans.
    Nico roześmiał się cicho, głęboko, przesuwając dłoń wyżej, niemal do połowy jej pleców. Był to gest jednocześnie niewinny i pełen podtekstu, jakby przypadkowy, choć oboje doskonale wiedzieli, że takim nie był. Jego uśmiech zniknął, a w jego oczach pojawiło się coś poważniejszego. Jego wzrok był tak intensywny, że wydawało się, jakby mógł zajrzeć w głąb jej myśli. Ręka, która wcześniej spoczywała na jej plecach, delikatnie przesunęła się wzdłuż jej kręgosłupa, niemal jakby badał teren, gotowy przesuwać granice, które sami sobie wyznaczyli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nachylił się lekko, tak że ich twarze były teraz bliżej, a jego głos zabrzmiał cicho, ale wibrował w napiętej przestrzeni między nimi.
      — Powiedz mi, Soph… — zaczął, a kącik jego ust uniósł się ledwie zauważalnie. — Czy nadal obowiązuje nas to całe „bez zasad”?
      W jego spojrzeniu było coś wyzywającego. Był niebezpiecznie blisko, na tyle, że mogła wyczuć jego zapach, ciepło jego skóry i ton głosu, który zdawał się drżeć z oczekiwania.
      Nie odsunął się. Czekał, nie spuszczając z niej wzroku.
      — Bo wiesz — kontynuował, pochylając się odrobinę bardziej, tak że czuła jego oddech tuż przy swoim policzku. — Ja już chyba nie wiem, gdzie jest jakaś granica...
      Nachylił się jeszcze bliżej, niemal muskając ustami jej policzek. To było jak wyzwanie — jedno, z którego oboje zdawali sobie sprawę, że może być początkiem czegoś, czego żadne z nich nie przewidziało.
      — A może… — dodał szeptem, niemal u jej ucha. — Wcale jej nie ma?

      Nico

      Usuń
  80. Nico uniósł brew, słysząc jej powtórzenie. Uśmiechnął się, jakby to pytanie było właśnie tym, na co czekał. W jego spojrzeniu było coś prowokacyjnego, ale też… miękkiego.
    — Wyprowadzić z równowagi — powtórzył, nie cofając się nawet na milimetr. — Soph, myślę, że to twoja specjalność.
    Jego ton był jednocześnie lekki i pełen podziwu, jakby jej nieprzewidywalność nie tylko go intrygowała, ale i pociągała. Delikatnie przechylił głowę, a palce jego dłoni, wciąż ułożonej w okolicach jej talii, przesunęły się o niecały centymetr, jakby badał granice, o których sam chwilę temu mówił.
    — Ale wiesz co? — dodał, tym razem jego głos był niższy, bardziej intymny. — Wcale nie jestem pewien, czy chcę, żebyś przestała.
    Nie odrywał od niej wzroku, ale tym razem było w nim coś więcej niż tylko prowokacja. Jego słowa były wyzwaniem, ale też… akceptacją. Jakby chciał jej pokazać, że przyjmuje ją taką, jaka jest — z tą całą jej nieprzewidywalnością, z tym, co mogło być zarówno jej siłą, jak i słabością.
    Przesunął wzrokiem po jej twarzy, zatrzymując się na dłużej przy jej oczach, jakby chciał wyczytać z nich coś, czego jeszcze nie powiedziała.
    — Nie idzie w parze? — zapytał z nutą niedowierzania w głosie. — Soph, może jeszcze tego nie widzisz, ale… jesteś jak ktoś, kto tańczy na cienkiej linie. Przyciągasz uwagę, a każdy, kto patrzy, zastanawia się, co zrobisz dalej.
    Nachylił się odrobinę bliżej, jego głos stał się cichszy, bardziej intymny, jakby dzielił się sekretem.
    — Niebezpieczna nie oznacza czegoś złego. To znaczy, że masz w sobie coś, co może przewrócić czyjś świat do góry nogami.
    Jego słowa zawisły między nimi, a spojrzenie Nico nie odrywało się od jej twarzy. Przez chwilę tylko na nią patrzył, jakby chciał zapamiętać tę chwilę, ten wyraz na jej twarzy, sposób, w jaki na niego spoglądała.
    — Nie wiem, co robisz, Soph… — powiedział po chwili, jego głos ledwie słyszalny. — Ale wcale mi to nie przeszkadza.
    Z jego oczu biło coś pomiędzy fascynacją a ostrożnością. Wyciągnął rękę i delikatnie odgarnął kosmyk jej włosów, który opadł na policzek, jego dotyk był ledwie wyczuwalny, ale pełen ciepła. Z każdym wypowiedzianym przez nią zdaniem granica między nimi stawała się coraz bardziej rozmyta. Nie mogła powiedzieć tego bardziej wprost.
    Spojrzał jej prosto w oczy, w których teraz błyszczała iskra wyzwania, i poczuł, jakby właśnie weszli na jeszcze głębszy poziom tej gry, która przestała być tylko zabawą.
    — Dobrze, więc — odpowiedział cicho, czując jej bliskość, jakby chciał ją zatrzymać w tej chwili na zawsze. — Skoro nie ma zasad, to nie musimy się ograniczać.
    Jego dłoń znów powędrowała do jej włosów, delikatnie dotykając jej skóry. Patrzył na nią, czekając, co zrobi teraz, jak zareaguje na ten krok. W tej chwili to ona miała kontrolę nad tym, jak daleko sięgną, ale Nico nie miał już żadnych wątpliwości, że nie zamierza się wycofać.
    — A to znaczy… — zaczął z lekkim uśmiechem, ale z intencją, której nie dało się już ukryć, — że będę musiał zrobić coś, czego nie będziesz mogła zignorować.
    W jego głosie słychać było pewność, ale i delikatną obietnicę, która miała rozwinąć się w coś znacznie głębszego, jeśli tylko ona pozwoliła.
    Nico poczuł, jak serce bije mu szybciej, a jego ciało reaguje na bliskość Sophii w sposób, którego nie potrafił kontrolować. Patrzył na nią, zauważając, jak jej oczy błyszczą, jak drżące usta są tak blisko jego, a zarazem tak daleko, jakby wciąż czekała na jakiś znak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Bez zasad — powtórzył cicho. Dłoń, którą do tej pory tylko lekko ją dotykała w talii, teraz przesunęła się na jej kark.
      — Bez granic — dodał, czując, jak to, co było między nimi, zaczyna się zmieniać w coś, co nie miało już żadnych ograniczeń. Jego wargi zbliżyły się do jej, ale zatrzymały milimetry przed, a ma ustach pojawił się uśmiech.
      Jego ręka delikatnie przesunęła się wzdłuż jej karku, a potem znalazła się na jej szyi, skąd delikatnie, ale pewnie, odgarnął kosmyki włosów. Jej skóra stała się jeszcze bardziej dostępna, jakby zapraszała go do działania. Jego dłoń wróciła na kark. Bez słów, pochylając się ku niej, musnął jej odsłoniętą skórę na szyi, zostawiając za sobą ciepły, subtelny ślad. Nico uniósł głowę, patrząc na nią przez chwilę z intensywnością. Jego spojrzenie przesunęło się z jej oczu na usta, jakby odczytywał z nich niewypowiedziane myśli. Pochylił się jeszcze bardziej, jego ręka na jej karku delikatnie zacieśniła uchwyt, jakby chciał się upewnić, że nie pozwoli jej uciec. Gdy jego wargi dotknęły jej ust, zrobił to powoli, z namysłem, jakby smakował każdą sekundę tego pocałunku. Było w tym wszystkim coś intensywnego, coś, co burzyło całą tę równowagę, jaką starali się wcześniej zachować.

      Nicooooo

      Usuń
  81. Nico czuł, jak ciepło jej skóry przenika przez jego dłonie, a każdy jej oddech wydawał się bardziej wyczuwalny w napiętej przestrzeni między nimi. Gdy jego dłonie powoli przesuwały się po jej udach, miękkość jej skóry zdawała się na moment wymazywać wszystko inne — czas, miejsce, cokolwiek, co wcześniej mogło ich ograniczać.
    Jej dłonie wciąż błądziły w jego włosach, delikatnie, ale zdecydowanie, a w jej dotyku było coś, co sprawiało, że Nico nie chciał się cofnąć, nie chciał tego przerywać. W tej chwili wszystkie jego wcześniejsze myśli, te skryte i te, które próbował zepchnąć na dalszy plan, przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.
    Czuł pulsującą mieszankę pożądania, która go napędzała. Sophia nie była dla niego jedynie chwilową pokusą. Każdy jej ruch, spojrzenie, gest, przypominały mu, że była kimś więcej. Właśnie dlatego przez długi czas nie pozwalał sobie na żadne śmielsze gesty, a teraz, kiedy jej ciało odpowiadało na jego dotyk, nie mógł uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
    — Soph… — wyszeptał, jakby jej imię miało przypomnieć mu, dlaczego wcześniej próbował trzymać się z dala od tej chwili. Ale kiedy jego dłoń zatrzymała się na jej talii, palce delikatnie zaciskając się na miękkim materiale bluzy, wiedział, że wycofanie się nie wchodzi już w grę.
    Złożył kolejny pocałunek na jej ustach, tym razem głębszy, bardziej stanowczy, jakby chciał jej pokazać, że to, co się między nimi dzieje, to coś, czego pragnął od bardzo dawna.
    Nico pogłębił pocałunek. Jego dłoń, spoczywająca na jej talii, wsunęła się old bluzę i powoli przesunęła się wyżej. Nico przesunął dłonie na jej plecy, przyciągając ją bliżej, aż niemal całkowicie oparła się o niego. Czuł bicie jej serca, które zdawało się gnać równie szybko jak jego własne.
    Nico uśmiechnął się lekko, pochylając się ponownie, by złożyć na jej ustach długi, głęboki pocałunek. Jego dłonie spoczęły na jej biodrach, a potem przesunęły się wyżej, po jej talii, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół tej chwili.
    — Wiedziałem, że jesteś odważna — mruknął, jego usta tuż przy jej, a oddech Nico był teraz gorący i urywany.
    — Tylko daj mi znać, jeśli… — zaczął, ale Sophia przyłożyła palec do jego warg, przerywając.
    Ich spojrzenia na chwilę się spotkały, a potem, jakby w zgodzie z tym niewypowiedzianym porozumieniem, Nico pochylił się, całkowicie zatracając się w tej chwili, która była tylko ich.
    Nico przesunął dłonie wzdłuż jej pleców, zatrzymując się na chwilę, jakby pytał o pozwolenie na to, czy może kontynuować i zsunąć z niej bluzę. Jego ruchy były wolne, niemal ostrożne, jakby badał każdy jej oddech, każdą reakcję, by upewnić się, że nadal podąża w odpowiednim kierunku.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  82. Ich pocałunki stały się głębsze, pełne czułości i pasji, która nie potrzebowała pośpiechu. Kiedy uniosła ręce, pozwalając mu zdjąć bluzkę, zrobił to z taką ostrożnością, jakby rozpakowywał coś najcenniejszego. Gdy materiał opadł na bok, Nico zatrzymał się na chwilę, wpatrując się w nią z uwagą.
    — Jesteś… — zaczął cicho, jakby brakowało mu słów, by opisać to, co widzi. Gdy jej dłoń dotknęła jego policzka, a potem powędrowała w dół, Nico zadrżał. Ich ciała zbliżyły się jeszcze bardziej, ruchy stały się bardziej zdecydowane, choć nadal pełne czułości. Jego dłonie błądziły po jej plecach, biodrach, aż do ud, podczas gdy ich oddechy splatały się w jedną melodię. Nico, jeszcze przez moment zapatrzony w Sophiię, nagle usłyszał przytłumione głosy i odgłos kroków dobiegający z korytarza. Zmarszczył brwi, podnosząc głowę, a jego usta zsunęły się z jej skroni. Odwrócił głowę w stronę drzwi, a jego wyraz twarzy zmienił się na bardziej skupiony i napięty.
    — Mamy towarzystwo — rzucił cicho.. Sophia najpierw zamarła a potem odskoczyła do niego jak oparzona. W salonie pojawił się Evan, jeden z przyjaciół Nico. Za nim zaczęli wchodzić kolejni koledzy. Wchodzili głośno, roześmiani, jakby właśnie wrócili z imprezy i kompletnie nie brali pod uwagę, że Nico mógł nie być przygotowany na ich wizytę.
    — Nico! — krzyknął jeden z nich, wysoki blondyn w czapce bejsbolowej, z szerokim uśmiechem na twarzy. — Nie odbierasz telefonu, to pomyśleliśmy, że wpadniemy sami!
    Nico wyprostował na kanapie, dłonią odruchowo przesunął po swoim karku.
    — No wiesz, stary, dawno się nie widzieliśmy! — powiedział inny, szczuplejszy brunet, który już zdążył usiąść na jednym z foteli, jakby był u siebie. — Poza tym, co to za tajemnice? Coś ty taki zajęty, że nawet na sparing nie masz czasu?
    Nico zacisnął szczękę i wstał z kanapy.
    — Serio, Evan? Nie masz swojego mieszkania, żeby w moim robić zamieszanie? — zapytał z udawaną pretensją, choć w jego tonie pobrzmiewało coś na kształt rozbawienia.
    — Ale u mnie nie ma takiego towarzystwa — odparł Evan, kiwając głową w stronę Sophii, która wciąż siedziała na kanapie, wyraźnie speszona. Nico spojrzał na nią, jakby chciał jej w tym wszystkim dodać otuchy, i uśmiechnął się lekko, jakby chciał powiedzieć: „Nie przejmuj się, tak zawsze wygląda sobota”.
    Nico westchnął cicho, ale nie wyglądał na zaskoczonego. Rzucił krótki, lekko zirytowany uśmiech w stronę Evana, który zagadywał Sophię z szerokim uśmiechem na ustach, a potem leniwie przesunął wzrokiem po pozostałych osobach wchodzących do mieszkania. Nico zmarszczył brwi, kiedy za Evanem i resztą chłopaków zobaczył Alex. Nie, żeby było to dla niego aż tak wielkie zaskoczenie – w końcu nie raz pojawiała się z nimi na spontanicznych wyjściach. Ale dzisiaj? Przypomniał sobie, że nie odpisał jej na żadną z wiadomości. Prawdę mówiąc, nawet ich dobrze nie przeczytał. Nie spodziewał się, że wpadnie tutaj osobiście.
    — Hej, Nico. — Alex przywitała się z nim ciepło, składając buziaka na jego policzku, co było dla niej normalnym gestem. Jednak w tej chwili, z Soph siedzącą na sofie, sytuacja nabrała nieco innego wymiaru.
    — Hej, Alex. — Nico odpowiedział półuśmiechem, nie spuszczając z niej wzroku.
    Zaraz potem Alex zwróciła się w stronę Sophii, która wciąż siedziała na kanapie. Alex podeszła bliżej i usiadła obok niej, uprzednio witając się z nią uściskiem, jak najlepsza przyjaciółka.
    — Nie przeszkadzamy, prawda? — zapytała podnosząc brew w stronę Sophii.
    — Skoro już się wprosiliście — rzucił Nico, rozkładając ręce w geście rezygnacji. Wstał powoli, kierując się w stronę kuchni. — Chyba naleje wam coś do picia.
    Evan roześmiał się głośno, jakby cały układ sytuacyjny był dla niego szalenie zabawny, i klepnął jednego z chłopaków w ramię.
    — Widzisz? Mówiłem, że Nico to człowiek od wszystkiego — stwierdził. — I od walk, i od gościnności.
    — Jak zwykle przesadzasz — rzucił Nico zza kuchennego blatu. Sięgnął po kilka szklanek i butelki z wodą oraz sokiem, jakby to wszystko było standardową częścią sobotniego wieczoru..

    Nico and the team

    OdpowiedzUsuń
  83. Nico widział, jak Sophia wciąż lekko się uśmiecha, ale jej spojrzenie zdradzało, że czuje się skrępowana. Wiedział, że dla niej cała sytuacja była bardziej niezręczna, niż dla niego. Siedziała na kanapie, otoczona jego znajomymi, w tym Alex, która, choć nie była otwarcie nieprzyjemna, miała w sobie tę swobodną pewność siebie, która mogła łatwo onieśmielić.
    Nie bardzo wiedział, jak mógłby na to zaradzić. Sytuacja wymknęła mu się spod kontroli, a w głowie próbował znaleźć sposób, by rozładować napięcie, ale żaden z pomysłów nie wydawał się odpowiedni. Nie mógł przecież nagle wstać i wyprosić wszystkich. Po pierwsze, wyglądałoby to wyjątkowo dziwnie i tylko przyciągnęłoby jeszcze więcej uwagi do tego, co zaszło między nim a Sophią. Po drugie, to byli jego przyjaciele, a oni nie mieli złych intencji. Wpadli tutaj bez zapowiedzi, co było dla nich typowe, ale ich celem było spędzenie czasu razem, a nie komplikowanie spraw.
    Westchnął cicho, próbując nie dać po sobie poznać, jak bardzo w środku jest rozdarty. Alex, jak zawsze, zdawała się zauważać więcej, niż chciałby, by widziała. Siedziała obok Sophii, rzucając mu krótkie, badawcze spojrzenia, jakby próbowała odczytać, co właściwie dzieje się między nim a Sophią.
    — No to co, Nico? — odezwał się jeden z jego znajomych, przerywając ciszę. — Wyciągasz coś do picia czy musimy sami się obsłużyć?
    — Jasne, dajcie mi chwilę — odpowiedział, próbując zabrzmieć naturalnie. Gablota z alkoholami i mini bar w salonie wydawał sie być w ten chwile niewystarczający. Zerknął na Sophię, jakby chciał się upewnić, że trzyma się dobrze.
    — Sophia, coś dla ciebie? — zapytał, na moment skupiając uwagę tylko na niej. Jego głos był miękki, a spojrzenie, które jej posłał, miało w sobie coś uspokajającego.
    Ruszył do kuchni, gdzie mógł złapać choć chwilę wytchnienia. Oparł się dłońmi o blat, biorąc głęboki oddech. Musiał wymyślić, jak to wszystko poukładać, zanim sytuacja stanie się jeszcze bardziej niezręczna. Nie mógł zignorować tego, co między nimi zaszło, ale równie mocno czuł odpowiedzialność wobec swoich przyjaciół, którzy byli tu teraz w najlepszych intencjach.
    Alex pojawiła się w kuchni chwilę później.
    — Coś mi mówi, że trafiłam w dość… interesującym momencie — rzuciła z uśmiechem, opierając się o framugę.
    Nico spojrzał na nią przelotnie, a potem znów wrócił do napełniania szklanek wodą.
    — Mogłaś zadzwonić, zanim wpadliście.
    — Dzwoniłam — odpowiedziała, wzruszając ramionami. — Chyba nie do końca cieszy cię nasza obecność, co?
    Nico zatrzymał się na chwilę, trzymając w dłoni szklankę.
    — Nie o to chodzi. Po prostu… — urwał, próbując dobrać odpowiednie słowa.
    — Spokojnie, Nico. Nie zamierzam się wtrącać.
    Jej ton, choć nadal miał w sobie cień zaczepności, był znacznie łagodniejszy. Alez bez słowa zaczęła wyjmować z szafek szklanki, które następnie kolejno napełniała lodem. Zachowywała się, jakby znała każdy zakamarek jego kuchni.
    — Alex, naprawdę mam wszystko pod kontrolą — rzucił.
    — Oczywiście, że tak, ale skoro tu jestem, to mogę pomóc.
    Spojrzała na niego kątem oka, jakby chciała coś dodać. Nico wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić. Alex była mistrzynią pozorów. Na zewnątrz wydawała się zupełnie spokojna i zrelaksowana, z tym swoim promiennym uśmiechem, który sprawiał, że nikt nie mógł podejrzewać jej o jakiekolwiek złe intencje. W środku jednak gotowała się od emocji, których nie chciała nikomu pokazać, zwłaszcza Nico.
    A była wściekła – na siebie, na sytuację, na to, że Nico wyraźnie skierował swoją uwagę na kogoś innego. W rzeczywistości już układała w głowie plan, jak subtelnie zasiać wątpliwości i oddalić ich od siebie.

    OdpowiedzUsuń
  84. Nico odetchnął głęboko, starając się zachować spokój, gdy coraz więcej jego znajomych zaczęło zaglądać do kuchni. Pierwszy wpadł Leo, zawsze pełen energii, z szerokim uśmiechem i butelką wina, którą znalazł w jednej z gablot w salonie.
    — Nico, stary, znalazłem to! Mam nadzieję, że nie chowasz tego na specjalną okazję? — rzucił żartobliwie, stawiając butelkę na blacie.
    — Specjalna okazja? Przecież jesteśmy tu my! — dodał Chris, który zaraz za nim wszedł z kolejną butelką w ręku, tym razem whisky. Oparł się o blat, otwierając ją z wprawą, jakby to robił setki razy.
    Nico spojrzał na nich z mieszanką rozbawienia i lekkiego zrezygnowania. Wiedział, że w tym momencie sytuacja już całkowicie wymknęła mu się spod kontroli.
    Kuchnia Nico była przestronna, zaprojektowana w nowoczesnym stylu. Centralnym punktem pomieszczenia była duża, marmurowa wyspa kuchenna, wokół której ustawiono kilka wysokich, obrotowych hokerów z obiciem ze skóry. Wyglądały jak żywcem wyjęte z jakiegoś stylowego baru. Wiszące nad wyspą industrialne lampy rzucały ciepłe, przytłumione światło, które idealnie komponowało się z ciemnym drewnem szafek i błyszczącymi, metalowymi akcentami. Na blacie wyspy piętrzyły się teraz przyniesione przez znajomych butelki – wino, whisky i kilka innych, których Nico nawet nie rozpoznał na pierwszy rzut oka.
    Wokół wyspy zgromadzili się jego goście, niektórzy siedzieli na hokerach, inni opierali się o blat, tworząc naturalne centrum uwagi w pomieszczeniu. Wszyscy rozmawiali swobodnie, żartowali, co chwilę ktoś sięgał po kieliszek albo nalewał kolejną porcję alkoholu.
    — Ta mają ulubioną knajpa — rzucił Leo, stukając szklanką o blat. — Nic dziwnego, że zawsze tu kończymy
    Rozmowy stały się coraz bardziej głośne i beztroskie. Tematy były lekkie: opowieści o ostatnich treningach, plotki o wspólnych znajomych i wspomnienia z wcześniejszych imprez.
    — Ej, pamiętacie tę noc w barze, kiedy Nico próbował nauczyć barmana, jak robić idealne drinki? — rzucił Leo, wybuchając śmiechem, zanim zdążył dokończyć zdanie.
    — Nie ja próbowałem go nauczyć, tylko ratować swojego drinka! — odparł Nico, kręcąc głową, ale na jego twarzy pojawił się uśmiech.
    Nagle Chris, rozlewając whisky do szklanek, rzucił:
    — No dobra, ale gdzie jest muzyka? Nico, włącz coś, co wszyscy znają! I nie żadne twoje dziwne ballady, tylko coś z pazurem!
    — Ja się tym zajmę! — Rzuciła ze śmiechem Alex, wracając do salonu.

    Nico and the Team

    OdpowiedzUsuń
  85. Alex wróciła do kuchni i podeszła do Nico. Pochyliła się do niego, mówiąc cicho:
    — Możemy porozmawiać?
    Zaskoczony uniósł brew, ale skinął głową i odstawił szklankę. Alex wskazała ruchem głowy w stronę korytarza prowadzącego do wejścia.
    — Chodzi o Sophię — zaczęła ostrożnie, patrząc na niego z lekkim napięciem. Nico zmarszczył brwi, patrząc na nią wyczekująco.
    — Zadzwonił do niej ojciec. Brzmiał na… no, stanowczego. Sophia powiedziała, że musi z nim porozmawiać, wyjaśnić pewne rzeczy. Przyjechał tutaj po nią, żeby to załatwić.
    Nico poczuł, jak coś w środku zaciska mu się nieprzyjemnie.
    — Przyjechał? Teraz? — spytał, marszcząc czoło.
    — Tak — Alex kontynuowała, prostując się i unikając jego wzroku. — Sophia powiedziała, że nie chciała robić scen ani zwracać na siebie uwagi… wiesz, w tej sukni i w ogóle.
    Nico przez chwilę milczał, próbując zrozumieć, co właściwie się wydarzyło. Myśl o tym, że Sophia zniknęła bez pożegnania, dziwnie go zabolała, ale jednocześnie jej słowa — przekazane przez Alex — brzmiały na tyle logicznie, że nie mógł mieć do niej pretensji.
    — Stwierdziła, że tak będzie lepiej, żeby nie robić zamieszania — powiedziała Alex, kładąc mu dłoń na ramieniu. — Wiesz, jaka ona jest. Potrafi być uparta.
    Nico odetchnął ciężko i skinął głową, ale coś w jego spojrzeniu zdradzało, że nie jest do końca przekonany. Czy naprawdę chciała uniknąć zamieszania, czy może była to wymówka, by odciąć się od wszystkiego, co wydarzyło się między nimi? W tym momencie do salonu zajrzał Leo. Rozejrzał się, zauważając powagę na twarzy Nico i zamyślenie Alex.
    — Ej, co się stało? — zapytał, opierając się nonszalancko o framugę.
    Alex odwróciła się do niego i wzruszyła ramionami, próbując nadać sytuacji pozory normalności.
    — Sophia musiała wyjść — wyjaśniła, zaskakująco spokojnym tonem.
    Leo uniósł brwi i spojrzał na Nico, który milczał, opierając się o blat z rękami skrzyżowanymi na piersi.
    — Serio? — rzucił Leo z wyraźnym zdziwieniem. — Może nie podobało jej się nasze towarzystwo?
    W jego głosie pobrzmiewał żartobliwy ton. Alex szturchnęła go w bok.
    — Po prostu musiała iść. Sprawy rodzinne — wyjaśniła ponownie, tam razem w dużym skrócie.
    — No dobra. Szkoda, że nie pożegnała się jak człowiek, ale co zrobisz. — Wzruszył ramionami i odszedł, zostawiając ich ponownie samych.
    Nico odwrócił się i spojrzał na Alex. W jej spojrzeniu było coś, co trudno mu było rozszyfrować — może cień satysfakcji, może troska, a może coś jeszcze innego. Nie miał teraz siły, by to analizować.
    Chris, z szerokim uśmiechem na twarzy, podszedł do Nico i bezceremonialnie wcisnął mu w dłoń szklankę wypełnioną bursztynowym płynem.
    — Masz, widać, że potrzebujesz— rzucił klepiąc go po ramieniu.
    Nico spojrzał na szklankę, jakby zastanawiał się, czy naprawdę jej potrzebuje, ale po chwili podniósł ją do ust i upił łyk. Mocny smak whiskey rozgrzał go od środka, choć napięcie wciąż nie opuszczało jego ramion.
    Alex zaczęła robić zdjęcia ustawiając aparat tak, żeby uchwycić cały salon, w tym Nico i Leona.
    — Nico, wyglądasz świetnie, nawet z tym swoim ponurym wyrazem twarzy. — Alex uśmiechnęła się promiennie i zrobiła kilka zdjęć, a potem przełączyła na nagrywanie.
    — Serio? — zapytał przekornie Nico, ale mimo to lekko uniósł kącik ust, a Alex skorzystała z okazji, by zrobić kilka zdjęć z rzędu i nakręcić krótkie video.
    W miarę jak wieczór nabierał tempa, coraz mniej osób mówiło o wychodzeniu do klubu. Muzyka grała głośniej, a kuchnia i salon Nico stały się miejscem pełnym śmiechu, rozmów i spontanicznych tańców.
    Nico wyszedł na taras, gdzie hałas z wnętrza mieszkania był niech przytłumiony. Oparł się o balustradę i wybrał numer Sophii. Telefon zadzwonił raz, potem drugi. Trzymał go przy uchu, patrząc na światła miasta rozciągające się przed nim. Po kilku sygnałach usłyszał automatyczną sekretarkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Westchnął ciężko, ale nie odpuścił. Otworzył aplikację z wiadomościami i napisał:
      „Sophia, mam nadzieję, że wszystko w porządku. Wysłałaś mnie na orbitę, a teraz nie wiem, jak wylądować. Daj znać, kiedy będziesz chciała porozmawiać.”
      Wysłał wiadomość i wpatrywał się w ekran, jakby spodziewał się, że odpowiedź przyjdzie od razu. Nic.
      Po chwili ciszy na balkonie Chris wyjrzał przez drzwi.
      — Ej, stary, co ty tu tak stoisz? Zabawa w środku jest, a ty się wyłączasz.
      — Zaraz wracam — rzucił Nico, chowając telefon do kieszeni.
      Chris zmrużył oczy, jakby coś wyczuł, ale tylko się uśmiechnął.
      — No dobra, ale jeśli Alex zacznie tańczyć na stole, to musisz to zobaczyć. W końcu to twoja kuchnia.
      Nico parsknął cicho, choć bez większego entuzjazmu, i wrócił do środka.

      Nico

      Usuń
  86. Kolejne dni Nico były monotonne i pełne napięcia, które zdawało się narastać z każdą kolejną chwilą ciszy ze strony Sophii. Dzwonił, pisał, próbował znaleźć jakikolwiek sposób, by się z nią skontaktować, ale każda próba kończyła się fiaskiem. Telefon milczał, wiadomości pozostawały bez odpowiedzi.
    Nico nie był przyzwyczajony do takiej sytuacji. Zwykle potrafił zrozumieć, co się dzieje w relacjach z ludźmi – albo przynajmniej wyciągnąć od nich odpowiedzi. Tym razem jednak czuł, jakby uderzał w mur, który wyrósł z dnia na dzień, bez żadnego ostrzeżenia.
    Jedynym źródłem informacji była Alex, która, choć wydawała się chętna do rozmowy, nie była w stanie lub nie chciała podać mu zbyt wielu szczegółów.
    — Sophia dogadała się z ojcem — powiedziała mu pewnego wieczoru, kiedy spotkali się w kawiarni. Jej ton był rzeczowy, niemal obojętny, choć Nico znał ją na tyle dobrze, by wyczuć nutę czegoś więcej. Może było to zadowolenie, a może po prostu satysfakcja z tego, że zna szczegóły, które on desperacko próbował odkryć.
    — To chyba dobrze, prawda? — spytał, choć nie mógł ukryć sarkazmu w głosie.
    — Tak, chyba dobrze — potwierdziła Alex, bawiąc się łyżeczką w filiżance. — Powiedziała, że musi się skupić na studiach, na sobie, wiesz… że nie chce znów popsuć relacji z ojcem jakimś swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem.
    — Nieodpowiedzialnym? — Nico uniósł brwi, czując, jak coś w nim się napina.
    Alex wzruszyła ramionami, jakby to było oczywiste.
    — Wiesz, jak to jest, kiedy nudzisz się w swoim idealnym świecie. Emocje, chwile słabości, decyzje pod wpływem impulsu… Tak w ramach rozrywki, a potem wszystko wracam do normy.
    Nico zmrużył oczy, patrząc na nią podejrzliwie. Czuł, że Alex nie mówi wszystkiego, ale nie mógł być pewien, czy chodziło o jakieś szczegóły, czy po prostu o sposób, w jaki przekazywała te informacje.
    — To nie twoja wina, Nico — dodała po chwili Alex, pochylając się lekko nad stolikiem. Jej głos był łagodniejszy. — Sophia po prostu… taka już jest. Czasami wydaje jej się, że chciałaby być kimś innym, ale w głębi serca lubi to, co ma.
    Słowa Alex miały go pocieszyć, ale zamiast tego zostawiły go z jeszcze większym mętlikiem w głowie. Wracając do domu, Nico zastanawiał się, czy Sophia naprawdę chciała się od niego odciąć, czy może coś – lub ktoś – inny ją do tego skłonił.
    Przez następne dni próbował rzucić się w wir pracy i treningów, ale nie potrafił znaleźć ukojenia. Każdy cios na worku bokserskim wydawał się jak kolejna nieudana próba wyrzucenia jej z głowy. Każde wyjście z przyjaciółmi kończyło się tak samo: myślami wracał do niej, do tamtego wieczoru, do ich rozmów i do ciepła jej dłoni na jego skórze.
    Nie wiedział, czy powinien czekać, czy spróbować ją znaleźć i zmusić do rozmowy. Ale wiedział jedno – Sophia zostawiła w nim ślad, którego nie mógł zignorować, niezależnie od tego, jak bardzo się starał.
    Nico wiedział, że nie może pozwolić sobie na to, by utkwić w miejscu, czekając na coś, co być może nigdy nie nadejdzie. Dlatego skupił się na swoim życiu. Powrócił do intensywnych treningów, pracował nad swoją formą i przygotowywał się do nadchodzących wyzwań w ringu. Jego dni wypełniały nie tylko sport, ale też spotkania z przyjaciółmi i wieczorne wypady, które miały mu pomóc się oderwać, spotkanie z Alex czy niezobowiązujące randki z innymi dziewczynami.
    Kilka razy imprezował z Leo, Chrisem i resztą paczki. Byli jak zawsze – głośni, bezpośredni, często wpadający na szalone pomysły. Alex towarzyszyła im coraz częściej, a Nico zauważył, że dziewczyna zaczęła się zachowywać bardziej wylewnie wobec niego. Flirtowała, śmiała się z jego żartów trochę zbyt długo i zawsze znajdowała okazję, by usiąść obok niego. Nie mógł powiedzieć, że mu to przeszkadza. Była piękna, lubił ją, co prawda nie stanowiła dla niego żadnego wyzwania, ale czy to był powód, żeby ją od siebie odsuwać? Zwłaszcza, że przestał już liczyć na cokolwiek ze strony Soph. Nie był typem, który zakochuje się ok kilku spotkaniach i miesiącami nie może zapomnieć o dziewczynie, która go odrzuciła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Był pochmurny poranek, gdy Nico wybrał się do nowej siłowni, do której od niedawna zaczął uczęszczać, głównie przez Alex. Było to miejsce większe i nowocześniejsze od tego, w którym trenował wcześniej. Ściany zdobiły motywujące hasła, a z głośników leciała dynamiczna muzyka, która nadawała rytm treningom.
      Siłownia miała wszystko, czego potrzebował: od sprzętu najwyższej klasy po specjalną strefę dla zawodowców. Tego dnia jednak coś w atmosferze wydawało się inne. Nico przekroczył próg budynku i rozejrzał się, zauważając kilka nowych twarzy wśród stałych bywalców. W sali panował gwar, a odgłosy stukania hantli i ciche rozmowy wypełniały przestrzeń.
      Zaczął od lekkiej rozgrzewki na bieżni, a potem przeszedł do strefy ciężarów. Skupiał się na każdym ruchu, na precyzji i sile, ale gdzieś w głębi umysłu wciąż krążyły pytania, na które nie znalazł odpowiedzi. Przerwał na chwilę, by napić się wody, gdy kątem oka dostrzegł znajomą sylwetkę przy jednym z urządzeń.
      Czy to możliwe, że…? Nie, to pewnie tylko przypadek – pomyślał, ale serce zabiło mu szybciej. Wziął głęboki oddech i spojrzał ponownie.
      Alex była tego dnia na swoim regularnym pilatesie w innej części obiektu, co oznaczało, że Nico mógł w pełni skupić się na treningu bez jej przesadnej uwagi. Nie miał jednak pojęcia, że los znowu postawi na jego drodze kogoś, kogo próbował w ostatnich tygodniach bezskutecznie znaleźć.
      Sophia.
      Nie był pewien, czy to naprawdę była ona, gdy kątem oka zauważył znajomą sylwetkę w oddali. Mogło mu się wydawać – przecież nie wiedział, czy w ogóle chodzi na siłownię, a tym bardziej tutaj. Mimo to jego serce zaczęło bić szybciej, a on sam, bezwiednie, zaczął się rozglądać, szukając jej spojrzenia.
      Jak miałby zacząć rozmowę, gdyby rzeczywiście na nią trafił? Co mógłby powiedzieć po tym, jak przez ostatnie tygodnie unikała kontaktu, a jedyne informacje o niej docierały do niego przez Alex? Czy byłby w stanie przełamać napięcie, które między nimi narosło? W końcu, zanim zdążył podjąć jakąkolwiek decyzję, stracił ją z oczu. Czy to była ona? Czy może tylko przewidzenie?
      Ostatecznie jednak nie musiał się nad tym dłużej zastanawiać, bo temat rozwiązał się sam. Właśnie wtedy, gdy Nico kończył serię martwych ciągów i odłożył ciężar, Sophia dosłownie na niego wpadła.
      Dosłownie.
      Nico odwrócił się, a gdy zobaczył jej twarz, czas na moment zwolnił. Sophia wyglądała dokładnie tak, jak ją zapamiętał – może trochę bardziej zmęczona, ale równie promienna.
      — Soph? — powiedział cicho, a w jego głosie dało się wyczuć nutę niedowierzania.


      Nico

      Usuń
  87. Nico, niemal automatycznie przybrał maskę wyluzowanego chłopaka, który nie przejmuje się zbytnio żadną sytuacją. Opanował to do perfekcji – wypracowana przez lata zdolność udawania obojętności była teraz jego tarczą. Zamiast analizować każdą sekundę tego spotkania, postanowił działać tak, jakby nic szczególnego się nie wydarzyło.
    — No proszę, kogo my tu mamy — zaczął lekko, opierając się nonszalancko o stojak na ciężary. Postanowił podejść do sprawy w sposób jak najbardziej naturalny, żeby nie przytłoczyć jej swoją obecnością.
    — Słyszałem, że poukładałaś sprawy z ojcem — powiedział spokojnie, choć uważnie obserwował jej reakcję. — Cieszę się, że wszystko się jakoś wyjaśniło. — Przesunął dłonią po karku. Z jednej strony chciał zapytać o więcej, zrozumieć, co naprawdę czuła, ale z drugiej bał się, że może znowu postawić ją w niewygodnej sytuacji.
    Nico uniósł lekko brew, słysząc jej słowa. W jego spojrzeniu pojawiło się coś w rodzaju rozbawienia, choć wcale nie było mu do śmiechu.
    — Alex… — powtórzył, przeciągając słowo, jakby chciał podkreślić jej imię. — Tak — powiedział z westchnieniem. — Mam walkę za miesiąc. Można powiedzieć, że ostatnio w zasadzie mieszkam na siłowni i klubie, ale muszę się do tego dobrze przygotować. Bronię tytułu — dodał.
    W jego głosie zabrzmiała nuta determinacji. Nico oparł się ramieniem o jedną z maszyn, krzyżując ramiona na piersi. Jego usta wykrzywił lekki, niemal wyzywający uśmiech, ale w jego spojrzeniu kryła się szczera ciekawość.
    — Powodzi? — powtórzył, unosząc brew. — Co dokładnie masz na myśli, mówiąc, że nam się powodzi?
    Zmierzył ją wzrokiem, jakby próbował wyczytać odpowiedź z jej twarzy, zanim jeszcze otworzyła usta.
    — Jeśli chodzi ci o treningi, to tak, idzie dobrze. Jest forma, jest plan, więc nic tylko się trzymać założeń. — Zrobił krótką pauzę, ale jego wzrok nadal tkwił na niej, jakby czekał na coś więcej.
    Na jego twarzy pojawił się wyraz, który trudno było jednoznacznie zinterpretować. Było w nim coś z nonszalancji, ale też coś, co wskazywało na to, że temat wcale nie jest mu tak obojętny, jak próbował to przedstawić.
    — Chyba że miałaś na myśli coś zupełnie innego? — dodał, wyczekująco unosząc kącik ust.
    Nico faktycznie spędzał ostatnio sporo czasu z Alex. Była w jego najbliższym kręgu znajomych i wydawało się, że dobrze się rozumieją. Lubił jej energię, była przebojowa, pewna siebie i świetnie odnajdywała się w towarzystwie. Czasami nawet żartowała z nim w sposób, który wyraźnie sugerował coś więcej, a Nico… nie zamierzał tego odrzucać.
    Relacja między nimi faktycznie wychodziła nieco poza zwykłe koleżeństwo. Oboje lubili flirtować, a Alex nie kryła swojej sympatii do niego. Była śmiała i otwarta, czego nie można było powiedzieć o Sophii, która potrafiła zamknąć się w sobie i zniknąć na kilka dni, jak teraz. Nico był wolny, mógł robić, co chciał, i spotykać się z kim chciał. Nikomu nic nie obiecywał, nikomu niczego nie był winien.
    Z Alex nie było żadnych komplikacji. Żadnych pytań, żadnych niezręcznych rozmów. Wręcz przeciwnie, miał wrażenie, że cokolwiek by nie zrobił, Alex przymknie na to oko.
    Nie oznaczało to jednak, że w jego myślach nie pojawiała się Sophia. Nawet teraz, gdy stał przed nią na tej siłowni, czuł, jak coś w nim się ściska. Sophia była zupełnym przeciwieństwem Alex. W jej obecności Nico czuł coś głębszego, coś, co trudno było zignorować. Ale Sophia zniknęła. Zostawiła go z niedokończonymi słowami, z pytaniami, które odbijały się echem w jego głowie.
    Sophia była wolna, tak samo jak on. Skoro
    nie chciała kontynuować ich znajomości, nie zamierzał jej do niczego zmuszać. Więc robił to, co umiał najlepiej – żył swoim życiem. Ale teraz, gdy znów na nią patrzył, jej obecność mieszała mu w głowie bardziej, niż chciał to przyznać.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  88. Nico wziął głęboki wdech, starając się zachować swój charakterystyczny spokój, ale słowa Sophii, choć wyważone, uderzyły go bardziej, niż chciałby przyznać. Oparł się o ścianę, krzyżując ręce na piersi i patrzył na nią z mieszaniną ciekawości i ostrożności.
    — W porządku, Soph — powiedział łagodnie. — Nie musisz mi się tłumaczyć. Wiem, jak to jest, kiedy wszystko się nawarstwia i ciężko znaleźć chwilę, żeby odetchnąć.
    W jego głosie nie było śladu wyrzutu, a jedynie delikatny cień zrozumienia. Chociaż chciał wiedzieć, co dokładnie się działo, nie zamierzał jej naciskać. W końcu, jeśli chciała coś ukryć, musiała mieć ku temu swoje powody.
    — Mam nadzieję, że to, co działo się w ostatnich tygodniach, wyszło ci na dobre.
    Uśmiechnął się lekko, ale ten uśmiech nie sięgał jego oczu. Nico odwrócił wzrok, jakby dając jej przestrzeń, żeby nie czuła się osaczona.
    Nico przez chwilę wpatrywał się w jakiś punkt na podłodze, jakby zastanawiał się, czy powinien powiedzieć to, co chodziło mu po głowie. W końcu uniósł wzrok na Sophię, a jego twarz rozjaśnił lekki, choć nieco ostrożny uśmiech.
    — Wiesz, Soph, skoro już mówisz, że będziesz trzymać kciuki… — zaczął, nieco żartobliwie, ale w jego głosie kryła się nuta szczerości. — Może chcesz zrobić to osobiście?
    Oparł się bardziej na ścianie, wyciągając ręce przed siebie, jakby chciał zaznaczyć, że nie narzuca się z tą propozycją.
    — Gale boksu są całkiem widowiskowe. Będę bronił tytułu za miesiąc, jak mówiłem. Fajnie byłoby mieć w tłumie kogoś znajomego. — Przekrzywił lekko głowę, przyglądając się jej reakcji.
    — Poza tym, jest to dobra okazja, żeby zobaczyć mnie w trochę innej roli. — Uśmiechnął się szelmowsko. — Będą też jacyś moi znajomi, więc miałabyś z kim pogadać, jeśli to wszystko cię zanudzi.
    Jego ton był lekki, ale w oczach Nico pojawiło się coś więcej – jakby naprawdę zależało mu na tym, żeby Sophia tam była. To była jego cicha próba, żeby przeciągnąć most między nimi, żeby dać jej okazję do wyjścia poza ich ostatnie napięcia.
    Nico westchnął cicho, odchylając głowę lekko w tył, jakby chciał zebrać myśli. Przeciągnął dłonią po karku, co zawsze robił, kiedy czuł się zakłopotany lub przytłoczony.
    — No tak… spędzamy razem trochę czasu — przyznał spokojnie, starając się brzmieć neutralnie. Unikał bezpośredniego spojrzenia na Sophię, jakby obawiał się, że jej wzrok wydobędzie z niego coś więcej, niż zamierzał zdradzić. — Wiesz, Alex ma swój sposób bycia. Dobrze się bawimy, to wszystko.
    Mimo lekkiego tonu, gdzieś w jego słowach kryło się coś, co brzmiało niemal jak próba usprawiedliwienia.
    Z każdym kolejnym słowem Nico coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że czuje się uwikłany w jakąś dziwną sytuację, której do końca nie rozumiał. Z jednej strony, relacja z Alex była czymś prostym – żadnych wielkich zobowiązań, żadnych pytań. Ale teraz, patrząc na Sophię, czuł jakby Alex była tylko cieniem, który teraz rzucał cień na jego rozmowę z kimś, kto znaczył dla niego więcej, niż chciał przyznać.
    Uniósł wzrok na Sophię, chcąc coś dodać, wyjaśnić, może nawet zaprzeczyć, ale nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy. Jego ręce mimowolnie zacisnęły się w pięści, jakby w ten sposób próbował wyładować wewnętrzne napięcie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nico zamilkł na moment, jakby ważył słowa, które miał wypowiedzieć. Wziął głęboki oddech i przetarł dłonią kark, czując, że temat coraz bardziej wymyka mu się spod kontroli.
      — Nie wiem, czy Alex dostała to, czego chciała — odparł krótko. — Może tak, może nie.
      Jego spojrzenie zawisło na niej, czekając na reakcję.
      — Ja… nie wiem, Soph. Nie chcę, żebyś myślała, że coś tu jest… — urwał, szukając odpowiedniego słowa. — Poważnego. Bo nie jest. Po prostu pozwalam rzeczom dziać się tak, jak chcą.
      Słowa Sophii o tym, że Alex „dostała to, czego chciała”, uderzyły w Nico mocniej, niż się spodziewał. Przez moment jego pewność siebie, zawsze nienagannie na miejscu, zaczęła się chwiać. Oparł się lekko o blat, patrząc gdzieś w bok, jakby szukał w pustej przestrzeni odpowiedzi, której sam nie był pewien.
      Był przyzwyczajony do tego, że ludzie patrzyli na niego przez pryzmat jego statusu, ale teraz, słysząc takie słowa od Sophii, poczuł się… potraktowany przedmiotowo.
      Miał świadomość, że Alex zawsze była tą, która wiedziała, czego chce, i zwykle to dostawała. Ale czy to oznaczało, że był tylko kolejnym trofeum w kolekcji? Taka myśl, choć nigdy wcześniej go nie dotykała, teraz niepokojąco zaczęła zapuszczać korzenie w jego głowie.
      Oparł dłonie na blacie, a potem wyprostował się, jakby chciał zakończyć temat.
      — Ale to nie ma znaczenia — powiedział w końcu, próbując odgonić to dziwne uczucie, które zawisło nad nimi.

      Nico

      Usuń
  89. Nico odchylił się lekko, patrząc na Sophię z wyraźną powagą w spojrzeniu.
    — Soph, jestem dorosły. Wiem, co robię — powiedział spokojnie, ale stanowczo. — Nie robię niczego wbrew sobie, ani dlatego, że ktoś mnie do tego zmusza.
    Jego głos był niski, ale miał w sobie nutę ciepła, jakby chciał ją uspokoić.
    — Jeśli już mnie w coś wciągnęłaś, to nie w dramaty, tylko… no cóż, coś bardziej wartego uwagi — dodał z delikatnym półuśmiechem.
    — Tak mi się przynajmniej wydawało — dodał.
    Przełożył rękę przez kark, przeciągając się lekko, jakby próbował rozładować napięcie.
    Nico uniósł brew i posłał Sophii lekko przekorny uśmiech, na którym cieniem błąkało się coś bardziej intymnego, coś, co sugerowało, że jej odpowiedź naprawdę miała dla niego znaczenie.
    — Treningi ze mną cię znudziły — przyznał z udawaną beztroską, chociaż w jego głosie kryła się nuta prowokacji. — Ale może chciałabyś zobaczyć, jak ktoś w końcu daje mi porządny wycisk na ringu?
    Wzruszył nieznacznie ramionami, patrząc na nią z błyskiem w oku i odsunął na bezpieczną odległość, jakby celowo nie chciał na nią wywierać presji.
    Przekręcił głowę na bok, zerkając na nią z lekko uniesionym kącikiem ust.
    —Cóż, nie musisz decydować teraz, i tak wyślę ci zaproszenie, jakbyś jednak miała ochotę sie tam pokazać.
    Nico spojrzał na nią uważnie, marszcząc lekko brwi. Przez chwilę milczał, jakby ważył słowa, co nie zdarzało mu się często. Zwykle odpowiadał od razu, z nonszalancką pewnością siebie, ale teraz coś go w jej tonie zatrzymało.

    — Wiesz, Soph… — zaczął powoli, sięgając dłonią po butelkę wody, ale zaraz ją odstawił, nie upijając ani kropli. — Alex to… — urwał, próbując znaleźć właściwe słowo. — Jest jaka jest. Lubi być w centrum uwagi. A ja? — Uśmiechnął się krzywo. Spojrzał na nią z odrobiną rezygnacji, ale też z czymś, co można było nazwać szczerością.
    — Nie oceniaj mnie tak surowo, okej? Wiem, jak to wygląda z boku, ale to wszystko… to nie jest takie, jak się wydaje.
    Nico spojrzał na nią zaskoczony, a potem przez chwilę milczał, zastanawiając się nad tym, co właśnie usłyszał. Nie był pewien, czy to, co mówiła, było dla niego ulgą, czy wręcz przeciwnie, stwarzało jeszcze więcej pytań.
    Jego oczy nieco się ściemniły, a kącik ust lekko uniósł w półuśmiechu, który jednak nie odzwierciedlał całkowitej pewności.
    — Tak, zgoda. To się po prostu stało — odpowiedział cicho, nieco zawieszając głos na końcu zdania. — Brak zasad. Brak granic. Ograliśmy z ogniem.
    Była w tym nuta żartobliwości, ale też i pewna nuta niepewności, jakby próba zrozumienia, czym tak naprawdę dla nich obojga była ta sytuacja. To nie było już tylko o fizycznym zbliżeniu, ale o tej przestrzeni, która się między nimi wytworzyła.
    Nico spojrzał na nią z wyraźnym zaciekawieniem, jakby próbując odczytać jej emocje w tym jednym momencie. Zbliżył się jeszcze o krok, a jego głos stał się nieco bardziej miękki, z lekką nutą niepewności, która rzadko go odwiedzała.
    — Soph… — zapytał cicho, patrząc jej prosto w oczy. — Między nami jest wszystko ok?
    Zatrzymał się na chwilę, jakby czekał na jej odpowiedź, wpatrując się w nią z uwagą. W jego oczach nie było już śmiechu ani złośliwości, tylko czysta, szczera ciekawość.

    Nico

    OdpowiedzUsuń