Sophia Antonette Moreira ——— 21 latka; urodzona 21 marca 2003 roku w Nowym Jorku ● Natomiast od drugiego roku życia do dziewiątego mieszkała w São Paulo w Brazylii skąd pochodziła jej mama ● Studentka drugiego roku architektury krajobrazu na Cornell University ● Co roku wolontariuszka w sanktuarium dla zwierząt na Kostaryce ● Córka przedwcześnie zmarłej biolożki i założyciela sieci hoteli, który uczucia okazuje kolejnymi przelewami, bo inaczej już nie potrafi ● Podłużna blizna ciągnąca się od nadgarstka po łokieć na prawym przedramieniu ● Penthouse przy 111 West 57th Street dzielony z ojcem, macochą, przyrodnią i przybraną siostrą, z którymi ma napięte relacje ● Podwładna Chestera, który ze wszystkich domowników polubił tylko Soph ● Powiązania
Bo wypadek to dziwna rzecz. Nigdy jej nie ma, dopóki się nie wydarzy.
Sophia
Moreira nie jest postacią znaną, choć zdawać by się mogło, że mając popularnego
ojca będzie próbowała wybić się na jego plecach. Nic jednak bardziej mylnego,
bo wcale się nie wychyla i nie korzysta, zbyt często, z popularności ojca. Na
próżno więc szukać jej kont w mediach społecznościowych, bo i tak się ich nie
znajdzie. W przeciwieństwie do swoich sióstr nie jest głodna rozgłosu i
uwagi. W zupełności wystarcza jej bliskie grono przyjaciół, na których wie, że
może polegać i że nie kręcą się przy niej ze względu na majątek, który w
przyszłości odziedziczy. Żyje po cichu, ale nie odmawia sobie luksusów, które
zapewnia jej każdego dnia ojciec. Zamiast wydawać tysiące na nowe ubrania woli
wybrać się w długą podróż, bo poznanie nowych kultur, smaków, ludzi i miejsc nasyci
ją bardziej niż droga sukienka, którą pewnie i tak zapomniałaby włożyć.
Przyszła
na świat w prywatnej klinice na Manhattanie, ale swoje serce zostawiła w
Brazylii w miejscu, gdzie urodziła się i wychowała jej mama. Przy każdej
wizycie odzyskuje małe kawałeczki, lecz te znikają w chwili, w której znajdzie
się na pokładzie samolotu, który z powrotem zabiera ją do Nowego Jorku. Większość
swojego czasu spędza z rodziną od strony mamy w jej rodzinnym kraju lub włócząc
się po świecie, o ile ma czas wolny od zajęć. Apartament na Manhattanie już od dawna
nie ma w sobie rodzinnej atmosfery. Jeszcze parę lat temu przestrzeń wypełniona
była miłością, wzajemnym oddaniem. Dziś, pomimo że mieszkanie jest zapełnione
ludźmi jest w nim ponuro, chłodno i nieprzyjemnie.
Trzyma
się raczej na uboczu i nie zwraca na siebie uwagi. Dalej nie przyzwyczaiła się
do nowej, a w zasadzie obcej codzienności. Nie mówi głośno, że przeszkadza jej
nowa żona ojca i jej córki. Ani o tym, że tęskni za ojcem, który od dnia
wypadku zmienił się nie do poznania, a śladu po tym ciepłym i czułym człowieku
już nie ma.
Sophia
żyje po swojemu i stara się nie wchodzić macosze i jej córkom w drogę. Wychodzi
wcześnie rano z apartamentu, ale nie wsiada do samochodu z prywatnym kierowcą
tylko biegnie na metro. Zawsze wstąpi po ulubionego bajgla i kawę na mleku
owsianym z syropem waniliowym. W ciągu dnia pilnie się uczy, a czasami tylko
udaje, że zwraca uwagę na to, co dzieje się na wykładach. Zbyt często marzy o
niemożliwych rzeczach, a jeszcze częściej marzy o ucieczce z Nowego Jorku. Najbardziej
na świecie chciałaby cofnąć czas i nie dopuścić do wypadku, który rozbił jej
rodzinę. Wie, że to jest niemożliwe, więc ze smutnym uśmiechem pociera obrączkę
mamy, którą nosi na środkowym palcu lewej dłoni i wraca do rzeczywistości. Tej
nieco smutnej i szarej, ale mimo to i tak stara się z niej wyciągnąć to, co
najlepsze.
Are you ready for it? 🥳💙
OdpowiedzUsuń[BIAŁA GIPSÓWKA! Łyszczec jest tak piękny zarówno w bieli jak i kolorze ^^ Hej, witaj! Kuzynkę nam przecudowną stworzyłaś, damskie grono NYC (to wolne) na pewno wzdycha do przystojnego adwokata, a tu niespodzianka i kolejny oszlifowany przez Ciebie diament! Na miejscu Sophie uciekłabym z Nowego Jorku w jednej chwili. Życie pod jednym dachem z macochą i jej córkami to nie lada wyzwanie i współczuję jej, że musi przechodzić przez taką codzienność. W takiej sytuacji najlepiej zapomnieć o istnieniu uciążliwych osób i zacząć żyć po swojemu bez ich najmniejszej obecności, dlatego dobrze, że jej bezpiecznym lądem jest Brazylia. Lubię ją za wrażliwość, którą ukazała poprzez noszenie obrączki po mamie i za upartość związaną ze zmianą nazwiska nienależącego do ojca, jeżeli się mylę, to mnie popraw ^^ Sukcesów na blogu ;D]
OdpowiedzUsuńNATALIE HARLOW
[Hej,
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że uśmiech panny na zdjęciu sprawia, że obok jej historii po prostu nie da się później przejść obojętnie. Tym bardziej, że ta wywołuje w człowieku poczucie współczucia dla Sophii.
Życzę powodzenia z kolejną postacią.]
Dźwięk głośnej muzyki wypełniał przestrzeń luksusowej willi położonej na obrzeżach Nowego Jorku. W powietrzu unosił się zapach dymu cygar, drogich perfum i alkoholu. Nico stał przy jednym z masywnych okien, które rozciągały się od podłogi aż po sufit, ze szklanką whisky w dłoni. Obserwował towarzystwo.
OdpowiedzUsuńNa zewnątrz widać było oświetlony basen, grupa osób z drinkami śmiała na całe gardło. W salonie, na jednym z narożników, zgromadziła się grupka ludzi żywo dyskutująca o nadchodzącym sezonie NFL.
Nico, ubrany w ciemną, dopasowaną koszulę i jeansy, wyglądał jakby był częścią tego świata od zawsze.
— Ej, Nico! — zawołał Malik, przeciskając się przez tłum i klepiąc go po plecach z typową dla siebie siłą. — Co powiesz na to? Mam propozycję na sponsorowany event w Miami. Będzie grubo, masa kasy i impreza na jachcie. Wchodzisz?
— Miami? — Nico uniósł brew, udając chwilowe zastanowienie. — Kiedy?
— Za dwa tygodnie. Spotykamy się z paroma sponsorami, a potem... no, wiesz. Będzie ogień, stary. — Malik uśmiechnął się szeroko, a jego zęby błysnęły w półmroku.
Nico pokręcił głową z uśmiechem. Wiedział, że Malik uwielbia takie imprezy – blask fleszy, luksusowe jachty, szybkie samochody i piękne kobiety.
Przez moment rozważał propozycję, ale z tyłu głowy miał nadchodzące przygotowania do obrony tytułu. Mimo to, światła Miami kusiły.
— Może. Zależy, co z treningami. — Odpowiedział wymijająco, choć w głębi duszy wiedział, że prawdopodobnie skończy na tym jachcie, zanurzony w chaosie, od którego próbował uciec.
— Stary, słyszałeś o nowym kontrakcie Granta? — zawołał w jego kierunku Leon, jeden z najpopularniejszych raperów w mieście, z charakterystycznymi tatuażami i złotymi łańcuchami, które błyszczały wokół jego szyi. — Facet będzie pływał w kasie.
Nico skinął głową, próbując uśmiechnąć się w odpowiedzi. — Niech mu idzie na zdrowie — rzucił. Spojrzał na przezroczysty płyn w szklance i westchnął z uśmiechem.
— A co z twoim nowym singlem? — zapytał. — Kiedy w końcu to wypuszczasz?
Leon machnął ręką, jakby temat był nieważny.
— Za dwa tygodnie, wszystko dopięte na ostatni guzik. — Rozejrzał się wokół, nachylając się bliżej. — Zobaczysz, Nico, to będzie hit. Jak tylko wypuścimy teledysk, cały internet oszaleje. A ty... musisz wpaść na plan.
Nico uśmiechnął się. Leon zawsze miał wielkie plany, a większość z nich kończyła się sukcesem. Ale mimo wszystko, Nico czuł się w tym wszystkim jakby był obok, a nie w środku.
— Jasne, wpadnę — odpowiedział, choć jego myśli krążyły gdzie indziej.
W międzyczasie Malik zaczął rozmawiać z grupką zawodników NFL, którzy omawiali plany na przyszły sezon. Nico słyszał urywki rozmów o strategiach, nowych trenerach i kontuzjach, ale ledwo je rejestrował. Próbował się skupić na rozmowie, ale wzrok co chwilę mimowolnie uciekał w stronę grupy stojącej po drugiej stronie salonu. Wszyscy ubrani w najdroższe marki, z drinkami w rękach, rozmawiający o niczym. Jednak jedna twarz wyróżniała się wśród tłumu.
Sophie.
Nie pasowała tutaj. Wyglądała, jakby była w złym miejscu, w złym czasie. Nico zmarszczył brwi. Co ona tutaj robi? Przecież to nie jej świat. Zawsze wydawała się inna, bardziej poukładana. Była jedną z tych, co trzymają się zasad i stronią od skandali. Nie należała do tego towarzystwa – gdzie wszystko było na pokaz.
— Nico, co jest? — Malik szturchnął go łokciem. — Jesteś dziś jakiś zamyślony. Wszystko w porządku?
UsuńNico odwrócił się do Malika i pokiwał głową, uśmiechając się, by uspokoić przyjaciela.
— Tak, po prostu zastanawiam się nad tym Miami. Wiesz, muszę pomyśleć o treningach, nie mogę pozwolić sobie na luzowanie.
— Stary, zawsze taki skupiony — zaśmiał się Malik. — Raz na jakiś czas możesz wyluzować, zresztą... Masz jeszcze czas przed kolejną walką, co nie? Daj sobie chwilę na życie.
Nico skinął głową, ale coś w jego wnętrzu podpowiadało mu, że każda taka „chwila” prowadzi go do miejsca, z którego potem ciężko wrócić. To była pułapka, którą sam na siebie zastawiał.
— Może masz rację — odparł, choć jego myśli wciąż błądziły gdzie indziej.
Jego uwagę przyciągnął mężczyzna, który stał blisko Sophie. Facet był jednym z tych, którzy sprawiali wrażenie, jakby wszystko mieli pod kontrolą, ale Nico wyczuwał w nim coś „śliskiego”. Nie potrafił tego nazwać, ale instynkt – ten sam, który ostrzegał go przed niebezpieczeństwem na ringu – podpowiadał mu, że Sophie powinna trzymać się od niego z daleka. To był jeden z tych gości, którzy potrafili uśmiechać się szeroko, ale pod tym uśmiechem kryła się chłodna kalkulacja.
Nico uniósł szklankę do ust, ale zamiast pić, obserwował Sophie. Nie powinno go to obchodzić. Stracili kontakt lata temu, a ich drogi poszły w zupełnie innych kierunkach. Teraz jednak coś się zmieniło. Może to był sposób, w jaki rozglądała się wokół siebie, jakby szukała drogi ucieczki. Może to był ten facet obok niej, który na jego oko zbliżał trochę za bardzo.
No cześć <3
Nico odwrócił wzrok od Sophie, próbując wrócić do rozmowy z Malikiem i Leonem, ale nie mógł się już skupić na ich słowach.
OdpowiedzUsuń— Nico, serio, co jest z tobą dzisiaj? — zapytał Malik, podnosząc brew. — Mówię ci o imprezie w Miami, a ty jakbyś był na innej planecie.
Nico uśmiechnął się słabo, próbując ukryć rosnące w nim zaniepokojenie.
— Wiesz, po prostu… Zastanawiam się, kto to jest — odpowiedział, wskazując dyskretnie na faceta rozmawiającego z Sophie. — Nie kojarzę go.
Malik spojrzał w kierunku wskazanym przez Nico i zamrugał, jakby próbował sobie przypomnieć.
— A, to Chase — odpowiedział po chwili. — Koleś jest znajomym Leona. Jakiś tam raper, ale raczej z tych mało znanych. Robi trochę zamieszania na scenie, ale nic wielkiego. Czemu pytasz?
Nico wzruszył ramionami, choć w środku czuł coraz większe napięcie. Coś w tym Chase'ie mu się nie podobało.
— Facet pozuje na większego, niż jest — dodał, Leon.
Nico znał ten typ – pewny siebie, uśmiechający się zbyt szeroko, zbyt gładki w swoich ruchach. Kiedy Sophie i Chase zaczęli kierować się w stronę ogrodu, Nico przygryzł wargę, czując, jak jego niepokój przeradza się w coś głębszego.
Leon klepnął go w ramię, wyrywając go z zamyślenia.
— Nico, bracie, co jest? Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha — zaśmiał się Leon.
Nico uśmiechnął się wymuszenie, ale w głowie już planował, co zrobi.
— Spoko, po prostu myślę o walce — skłamał, choć jego myśli były teraz całkowicie skupione na Sophie. — Pójdę się przewietrzyć.
Malik i Leon wzruszyli ramionami, wracając do rozmowy o Miami, a Nico zaczął powoli kierować się w stronę ogrodu. Widział, jak Sophie i Chase usiedli na leżakach nad basenem. Chase coś mówił, nachylając się do niej bliżej, a ona wyglądała, jakby nie do końca wiedziała, co z tym zrobić. Jej ciało było napięte, a ręce zaciśnięte na krawędzi leżaka.
Nico obserwował, jak Chase wstał i wrócił do domu, kierując się w stronę baru. Złapał dwa drinki, a potem, jakby nigdy nic, sięgnął do kieszeni i dyskretnie coś dosypał do jednego z nich. Serce Nico zaczęło bić szybciej, a w jego żyłach pojawił się znajomy przypływ adrenaliny.
Bez zastanowienia ruszył za nim, mijając tłumek ludzi zgromadzonych w salonie, a potem kierując się prosto do ogrodu. Kiedy Chase dotarł do Sophie i wręczył jej drinka, Nico nie czekał ani sekundy dłużej. Szybko podszedł do nich, niemal wyrywając szklankę z ręki Sophie.
— Ej, co ty robisz? — zapytał Chase, patrząc na niego z zaskoczeniem.
Nico spojrzał mu prosto w oczy, po czym spokojnie wylał zawartość szklanki na trawę. Odwrócił się do Sophie, a potem z powrotem do Chase'a, który stał jak wryty.
— Sorry, stary — powiedział Nico, głosem pełnym lodowatej pewności. — Ale ona jest ze mną.
Sophie spojrzała na Nico z zaskoczeniem, a Chase zmrużył oczy, jakby próbował ocenić sytuację. Na moment zapanowała cisza, ale Nico nie odwracał wzroku, czekając na jego reakcję. Chase otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale szybko zamknął je z powrotem, widząc wyraz twarzy Nico. Znał ten wyraz – to był wyraz człowieka, który nie zamierza odpuścić.
UsuńNico czuł, jak jego mięśnie się napinają. Był gotowy na wszystko. Widział to już tysiąc razy – faceci, którzy myśleli, że mogą z nim spróbować swoich sił tylko dlatego, że ich ego wzrosło po kilku drinkach. Alkohol zawsze dodawał im odwagi, ale to tylko iluzja. Jako zawodowy bokser był przyzwyczajony do takich sytuacji – czy to na imprezie, czy na ulicy. Każdy chciał być tym, który pokonał Nico Santosa. Ale za każdym razem kończyło się to tak samo.
Chase patrzył na niego przez dłuższą chwilę, a na jego twarzy malował się gniew, zmieszany z odrobiną wahania. Nico widział, jak jego pięści zaciskają się przy boku. To była ta chwila, moment, w którym wielu próbowało swoich sił. Nico był gotów. Jego ciało, przystosowane do walki, samo napinało się w oczekiwaniu. Gdyby doszło do konfrontacji, był pewien, że dałby sobie radę, choć wiedział też, że nie powinien się angażować. Ale w tej chwili, myśli o konsekwencjach były odległe. Liczyła się tylko Sophie.
Wzrok Nico skupił się na oczach Chase’a, czekając na jego ruch. Chase wydał się przez moment zawahać, ale wtedy jego spojrzenie padło na Malika, który stał w oddali, obserwując całą sytuację. Malik, jak zwykle spokojny, uniósł brwi i pokręcił głową. To wystarczyło.
Chase odpuścił.
Jego napięte ramiona powoli się rozluźniły, a gniew na twarzy zniknął, zastąpiony chłodną kalkulacją. Spojrzał na Nico, potem na Sophie, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół jej twarzy. Przez chwilę wyglądał, jakby miał jeszcze coś do powiedzenia, ale zamiast tego tylko westchnął.
— Sorry, stary — powiedział w końcu, kiwając głową, jakby odpuszczał z niechęcią. — Nie wiedziałem.
Obrócił się na pięcie, rzucając jeszcze jedno ostatnie spojrzenie w stronę Sophie. Było w nim coś zimnego, jakby próbował zapamiętać każdy szczegół jej twarzy, może po to, by kiedyś przypomnieć sobie tę chwilę. Nico obserwował go uważnie, nie spuszczając wzroku, dopóki Chase nie zniknął w tłumie imprezowiczów, kierując się z powrotem do domu.
Napięcie w powietrzu powoli opadło. Malik, który cały czas obserwował sytuację z oddali, skinął głową Nico, jakby chciał przekazać: "dobra robota, stary". Nico odwzajemnił skinienie, a potem odwrócił się do Sophie.
Sophie nadal siedziała na leżaku, wyraźnie zdezorientowana, jakby próbowała przetrawić to, co się właśnie wydarzyło. W końcu spuściła wzrok, patrząc na trawę, gdzie chwilę wcześniej Nico wylał drinka.
Nico
Nie znosiła niedziel.
OdpowiedzUsuńMiała, co prawda, jakieś niewyraźne przebłyski wspomnień z dzieciństwa, które podpowiadały jej, że kiedyś ten dzień był najlepszym ze wszystkich siedmiu w ciągu tygodnia — ale, jak zawsze, ilekroć chodziło o tak odległą przeszłość, nie mogła mieć pewności, że te wspomnienia były prawdziwe. Już wiele razy coś, co brała za pewnik, okazywało się być wymysłem, które lekarze określali mianem sposobu na wypełnienie pustki w tym miejscu, gdzie w jej głowie była ta biała plama. Maddie wydawało się czasem, że czuje, w którym miejscu ją ma, bo zniknęły w niej całe trzy lata życia, do których teraz nie potrafiła wrócić, jakby wrzucona do obcego kraju bez mapy. Na wszelki wypadek postanowiła nigdy nikogo nie pytać o wspomnienia tamtych niedziel — jeśli były fałszywe, i tak dobrze było mieć coś, co dało się przywołać w chwilach największej frustracji.
Nie byłaby w stanie powiedzieć, kto wpadł na ten idiotyczny pomysł rodzinnych śniadań, ani dlaczego właściwie kontynuowali tę tradycję bez narzekania, chociaż wyraźnie było widać, że każdy chciałby znaleźć się jak najdalej stąd. Na widok tych wyraźnie zniesmaczonych twarzy zawsze miała ochotę zwymiotować albo wybuchnąć cynicznym śmiechem — przy czym, jak podejrzewała, to pierwsze uszłoby jej na sucho, a drugie niezbyt. Właściwie nie powinna narzekać; mieszkała w wielkim domu, a matka nigdy nie żałowała jej pieniędzy, przynajmniej dopóki były inwestowane w kosmetyki albo nowe ubrania. Miała co jeść, było jej ciepło, a wielkie, niemal królewskie łóżko dzieliła wyłącznie z kotką Vitą, która odnosiła się do całego świata z nieskrywaną pogardą. Maddie dobrze ją rozumiała. Niekiedy sama miała ochotę dobitnie pokazać, jak niewiele obchodzi ją panująca w domu atmosfera i kazać się wszystkim od siebie odpierdolić. W całej tej patchworkowej rodzinie była właściwie tylko jedna osoba, z którą spędzało się czas przyjemnie i w kompletnie niewymuszony sposób, i była to jej starsza siostra, Imogen. Wychowywały się i dorastały razem, dzieląc sekrety i marzenia, smutki, radości i troski wszelkiej maści. W dzieciństwie Maddie podziwiała siostrę bezgranicznie, jak tylko młodsze rodzeństwo potrafi. Zresztą, mimo upływu lat, nadal uważała siostrę za kobietę jakkolwiek imponującą.
Zupełnie inaczej sprawa miała się z drugą niby-siostrą, z którą nie dogadywała się na długo przedtem, zanim przyszło im dzielić jeden dom. Już w szkole działały sobie na nerwy, więc stwierdzenie, że nie były zachwycone takim obrotem spraw, byłoby sporym niedopowiedzeniem. Znosiły swoją obecność z najwyższym trudem, chociaż unikały przebywania w pobliżu tej drugiej tak często, jak to było możliwe.
Siadając przy stole posłała Sophii krzywe spojrzenie z ukosa i nie odezwała się ani słowem, ale cała jej postawa wyraźnie ostrzegała, by dać jej święty spokój.
— Dobry — mruknęła niewyraźnie, wbijając wzrok w swoje dłonie, splecione na kolanach i uparcie starając się nie patrzeć na nikogo ze zgromadzonej tu rodziny. Czuła, że jeden głupi komentarz i niechybnie zacznie wrzeszczeć, a naprawdę nie potrzebowała bólu głowy z samego rana. Nie czuła się tutaj dobrze, nie czuła się nawet na miejscu. Miała wrażenie, że jedyny dom, do którego prawdziwie przynależała, został pochowany w pustej trumnie ojca, razem ze wszystkim, co kiedykolwiek było dobre.
kochajmy się 🌞
Sophie patrzyła na Nico z coraz większym niezadowoleniem, a jej twarz przybrała wyraz mieszanki złości i frustracji. Jej słowa potwierdzały tylko to, że dobrze odczytał jej nastrój.
OdpowiedzUsuńNico wzruszył ramionami, a na jego twarzy pojawił się kpiący uśmiech.
— Popsułem ci randkę? — odpowiedział lekko drwiąco.
Sophie otworzyła usta, jakby miała coś odpowiedzieć, ale w tym momencie dołączyły do nich jej dwie koleżanki, Alex i Victoria.
— No nareszcie cię znalazłyśmy! — zawołała Alex, udając rozbawienie. — Gdzie ty się podziewałaś?
Victoria zmrużyła oczy i spojrzała znacząco na Nico, jakby podejrzewała, że to z nim Sophie spędziła ten czas.
— Przez chwilę myślałyśmy, że zniknęłaś na dobre — dodała Victoria z uśmiechem, ale jej spojrzenie mówiło, że była bardziej niż zaciekawiona sytuacją między Nico a Sophie.
Nico, czując na sobie ich wzrok, rzucił krótki uśmiech i przygotowywał się do odejścia, ale Alex nie zamierzała mu na to pozwolić. Zbliżyła się do niego o krok, jej zainteresowanie było wręcz namacalne.
— To ty jesteś Nico Miller, prawda? — zapytała, choć odpowiedź była dla niej oczywista. — Świetnie cię tu widzieć. Wiesz, jestem wielką fanką boksu… no, może nie tak wielką, ale od czegoś trzeba zacząć, prawda?
Jej oczy lśniły zainteresowaniem, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który miał go zachęcić do rozmowy. Victoria, stojąc tuż obok, również patrzyła na niego z pewnym zainteresowaniem, ale to Alex wyraźnie szukała pretekstu, żeby zatrzymać go na dłużej.
— No więc, jak ci się podoba na tej imprezie? — zapytała Alex, zerkając na Sophie, która nie wyglądała na zadowoloną z tego, jak rozwinęła się sytuacja.
Nico spojrzał na Alex i uśmiechnął się lekko, przyglądając się jej przez chwilę. Była otwarta, pewna siebie i zdecydowanie zainteresowana, co nie umknęło jego uwadze.
— Impreza jak każda inna — odpowiedział z lekką nutą ironii.
— Tłoczno, głośno i zbyt wielu ludzi, którzy chcą cię poklepać po plecach, nawet jeśli ledwo cię znają.
Alex zachichotała, jakby czekała na taką odpowiedź.
— Brzmi jak typowa impreza w Nowym Jorku — przyznała, po czym nachyliła się trochę bliżej. — A co z walkami? Masz jakieś plany na kolejne miesiące?
Nico wzruszył ramionami..
— Zawsze coś się szykuje, ale wiesz, nie lubię zapeszać. Lepiej skupić się na treningu niż na gadaniu o tym, co będzie.
Alex skinęła głową, jakby jego odpowiedź rzeczywiście ją zainteresowała, choć bardziej chodziło jej o podtrzymanie rozmowy. Po chwili teatralnie westchnęła i spojrzała na niego spod rzęs.
— Wiesz co, chyba zaschło mi w gardle od tego gadania o walkach. Może chodźmy po coś do picia? — zaproponowała z niewinnym uśmiechem, który miał być zachętą.
Nico zmrużył oczy, rozbawiony jej bezpośredniością, ale nie odpowiedział od razu. Rozejrzał się, sprawdzając, czy Sophie nadal stoi obok. Zauważył, że dziewczyna nie spuszcza z niego wzroku, choć wyraźnie próbowała nie okazywać emocji. Poczuł, że sytuacja zrobiła się trochę bardziej skomplikowana niż przypuszczał.
— W porządku — zgodził się w końcu, nie chcąc wywołać niezręczności. — Chodźmy po drinka.
Alex uśmiechnęła się szerzej, jakby właśnie wygrała niewielką bitwę, i ruszyła przodem, odwracając się jeszcze do Sophie i Victorii.
— Zaraz wracamy, dziewczyny — rzuciła lekko, po czym odwróciła się z powrotem do Nico, prowadząc go w stronę baru.
Victoria uniosła brwi, jakby chciała zapytać: „Co tu się właśnie wydarzyło?”.
Nico i Alex wrócili z baru, niosąc drinki w dłoniach. Alex, z szerokim uśmiechem, trzymała dwa kieliszki dla siebie i Victorii, a Nico podszedł do Sophie, wręczając jej szklankę z wymownym spojrzeniem.
Usuń— Ten możesz pić bez obaw — powiedział, kładąc drinka w jej rękach, niby żartował, ale jego spojrzenie było poważne.
Alex, widząc, że sytuacja się trochę uspokoiła, podeszła do Victorii i podała jej drinka z szerokim uśmiechem.
— Proszę, dla ciebie, moja droga. I oby wieczór był trochę bardziej interesujący! — zawołała, nie kryjąc zadowolenia z tego, że udało jej się spędzić chwilę sam na sam z Nico.
Victoria uniosła szklankę, patrząc na Alex z lekkim uśmiechem, po czym zwróciła wzrok na Sophie i Nico.
Chwilę po tym, jak wszyscy zaczęli sączyć drinki, do grupy dołączył Leon. Jego obecność od razu przyciągnęła uwagę dziewczyn. Leon miał w sobie charyzmę, która sprawiała, że ludzie czuli się przy nim swobodnie, ale jednocześnie wiedzieli, że to on rządzi w towarzystwie.
— No proszę — powiedział z szerokim uśmiechem, podchodząc do Nico i poklepując go po ramieniu. Następnie skierował wzrok na dziewczyny, mierząc je przyjaznym spojrzeniem.
— Widzę, że Nico znalazłeś sobie niezłe towarzystwo.
Alex i Victoria uśmiechnęły się zalotnie, a Alex nie przegapiła okazji, by się przedstawić.
— Jestem Alex, a to Victoria i Sophie. A ty to pewnie Leon, co? — zapytała, udając, że nie wie, kim jest, choć wyraźnie znała jego twarz z mediów. — Miło cię poznać.
Leon uśmiechnął się jeszcze szerzej, a jego pewność siebie wypełniła przestrzeń między nimi.
— Miło was poznać, mam nadzieję, że dobrze się bawicie — powiedział i odwrócił się w stronę Nico. — Słuchaj, Miller, szykujemy się zaraz do klubu. Myślałem, że zbierzesz się z nami.
Nico pokręcił głową z udawanym zrezygnowaniem i zaśmiał się nieznacznie.
— Zawsze to samo — mruknął. Mała domówka przeradzała się w spęd obcych osób i kończyła w którymś z nowojorskich klubów, imprezą do białego rana i dwudniowym kacem. Leon skinął głową i przeniósł wzrok z powrotem na Alex i Victorię.
— No to jak, dziewczyny? Może przyłączycie się do nas? Zapowiada się niezła noc.
Alex i Victoria wymieniły szybkie spojrzenia, po czym Alex uśmiechnęła się szerzej, zaintrygowana perspektywą dalszej zabawy.
— Zdecydowanie brzmi jak dobry plan — odpowiedziała, rzucając Nico spojrzenie, które mówiło, że nie ma zamiaru szybko go zostawić.
Nico
[Dzień dobry, dzień dobry :) Witam serdecznie Twoją nowa postać :) Ja to troszeczkę już kojarzę ten motyw Kopciuszka, który się tutaj u Ciebie pojawia i mam nadzieję, że uda Ci się go ładnie rozpisać, tak jak to sobie wymarzyłaś :) Będę mocno trzymała za to kciuki! Jak i za samą Sophię, która wydaje się być bardzo sympatyczną postacią i szkoda, by musiała zmagać się ze zbyt wieloma przeciwnościami losu, ale znając nas, autorów... To mimo wszystko troszkę się o nią martwię 😅
OdpowiedzUsuńUdanej zabawy 💙]
CHRISTIAN RIGGS
Kiedy dziewczyny zgodziły się do nich dołączyć, wszyscy skierowali się w stronę wyjścia, gdzie czekał już Malik z grupą chłopaków, gotowy na dalszą nocną zabawę.
OdpowiedzUsuńNa podjeździe stał duży, czarny van, który Malik otworzył szerokim gestem, zapraszając wszystkich do środka.
— Wsiadajcie, wszyscy się zmieścimy! — zawołał, gestem zapraszając całą grupę do środka.
Nico, Sophie, Alex, Victoria i kilka innych osób wsiedli, próbując znaleźć sobie jakiekolwiek wolne miejsce. Nico zajął siedzenie obok Sophie a ich ramiona zetknęły się ze sobą. Po jego drugiej stronie zasiadła Alex. Poczuł, jak dziewczyna niemal natychmiast przysuwa się bliżej, tak, że jej kolano dotknęło jego nogi. Uśmiechnęła się lekko, jakby zadowolona z tego, że siedzą obok siebie.
W vanie impreza trwała w najlepsze. Malik trzymał w rękach butelkę whiskey, z której co chwilę rozlewał alkohol do kieliszków, przekazując je dalej. Śmiechy, krzyki i przekomarzania odbijały się echem w ciasnej przestrzeni pojazdu. Nico czuł, jak Alex przysuwa się coraz bliżej, a jej noga znów styka się z jego. Uśmiechnął się lekko, patrząc na nią z ukosa.
— Nico, tylko się nie upij!! — zażartował Malik, odwracając się na przednim siedzeniu i podał mu kieliszek. Nico tylko machnął ręką, choć nie odmówił kieliszka. Upił łyk, czując, jak alkohol zaczyna rozlewać się po jego ciele, rozluźniając go.
— Zawsze w formie, co? — Alex ponownie zagadnęła go, opierając się lekko na jego ramieniu. — Pewnie masz jakiś sekret, jak to robisz?
Nico spojrzał na nią z rozbawieniem, pozwalając jej na chwilę bliskości. Znał ten typ interakcji — Alex nie była pierwszą dziewczyną, która próbowała nawiązać z nim bliższą relację na imprezie, i na pewno nie ostatnią.
— Sekret? — powtórzył, bawiąc się kieliszkiem w dłoni. — Zależy, co chcesz wiedzieć.
— Może po prostu pokażesz mi na parkiecie, co? — rzuciła z figlarnym uśmiechem, patrząc na niego z błyskiem w oku.
— Może — odpowiedział z uśmiechem, pozwalając jej na tę bliskość. Jednak jego myśli wciąż krążyły wokół Sophie, która milczała, patrząc w dal przez okno. Czuł jej napięcie, choć próbowała je ukryć.
— Ej, Sophie! — zawołał, przechylając głowę na bok. — Rozchmurz się trochę! — Podał jej kieliszek z drinkiem. — Masz, wypij coś, od razu ci przejdzie.
Po chwili van zatrzymał się przed klubem. Wszyscy zaczęli wysypywać się na chodnik, ignorując długą kolejkę ludzi, którzy czekali na wejście. Malik i Leon, znani w tych kręgach, zamienili kilka słów z ochroniarzami, którzy natychmiast otworzyli dla nich boczne wejście, prowadzące prosto do środka.
W klubie od razu otoczył ich huk muzyki, migoczące światła i zapach drogich perfum zmieszany z alkoholem. Leon poprowadził grupę na antresolę, gdzie czekała na nich przestronna loża z widokiem na cały klub. Przy barze czekała już barmanka w obcisłej, zielonej sukience, z uśmiechem serwując im powitalne drinki.
— No to na zdrowie! — krzyknął Malik, unosząc swój kieliszek, a wszyscy dołączyli do toastu. Wszyscy pili, śmiali się i wznosili kolejne toasty, jakby nic innego nie istniało poza tą chwilą, a atmosfera stawała się coraz bardziej rozluźniona.
Ledwie minęła chwila od ich zajęcia miejsc w loży, gdy do antresoli podeszła grupa dziewczyn, wyraźnie znajoma Malikowi i Leonowi. Miały na sobie krótkie sukienki, błyszczące od cekinów, i wyraziste makijaże, które idealnie pasowały do klubu. Ich oczy rozbłysły, gdy zobaczyły znajome twarze, a jeden z głównych tematów rozmowy stał się widok Nico i jego paczki.
— Malik! Leon! — zawołała jedna z nich, wysoka brunetka o długich, zgrabnych nogach. Bez żadnego wahania podbiegła do nich, niemal rzucając się na szyję Leonowi. — Nie mogę uwierzyć, że was tu widzę! To będzie najlepsza noc!
UsuńPozostałe dziewczyny przyłączyły się do entuzjastycznego powitania, rzucając się na nich z uściskami i pocałunkami w policzek. Malik, jak zawsze, nie pozostawał dłużny, odwzajemniając uwagę i śmiejąc się w głos.
— No proszę, proszę! — Malik przyciągnął do siebie dwie z nich, obejmując je szeroko. — Myślałem, że już was dziś nie zobaczę!
Nico, zajęty dotąd rozmową z Alex, podniósł wzrok, kiedy jedna z dziewczyn podeszła bliżej niego i przesunęła dłonią po jego ramieniu.
— Nico, przystojniaku! — Zagruchała z uśmiechem blondynka w czerwonej, obcisłej sukience. — Jak się masz? Dawno cię tu nie było!
Alex, dotąd blisko Nico, zauważyła, jak dziewczyny ignorują ją, Sophie i Victorię. Westchnęła cicho, przysuwając się nieco bliżej Nico, jakby chciała podkreślić swoją obecność, ale blondynka nie zwracała na nią najmniejszej uwagi.
— Hej, co powiesz na drinka dla starej znajomej? — zapytała blondynka, odchylając się z uśmiechem, który miał ewidentnie przyciągnąć uwagę Nico. Ignorowała Alex i Sophie, jakby te były niewidoczne. Inna dziewczyna przysunęła się do Leona, próbując wyraźnie skierować uwagę chłopaków tylko na siebie.
— Dziewczyny, spokojnie, dopiero zaczynamy imprezę — odpowiedział Leon, dając im do zrozumienia, że jeszcze będzie czas na wszystko.
Alex spojrzała na Sophie z lekkim uśmiechem, jakby chciała jej powiedzieć, że nie powinna się tym przejmować. Jednak sama Alex również poczuła tę konkurencyjną aurę, która unosiła się nad lożą. W końcu odezwała się z wyraźnym tonem zazdrości:
— Widzę, że macie tutaj stałe bywalczynie — rzuciła w stronę Nico, który nadal zajęty był wymianą zdań z blondynką.
Nico, słysząc ten komentarz, oderwał się na chwilę od rozmowy i spojrzał na Alex z lekkim uśmiechem.
— Spokojnie, Alex — odpowiedział, próbując utrzymać równowagę między starymi znajomościami a nową sytuacją. — Wszyscy się tu znamy.
Alex wydawała się jednak bardziej zainteresowana wygraną w tej nieformalnej rywalizacji o uwagę Nico. Przysunęła się bliżej, jakby chciała zająć jego całkowitą uwagę. Podniosła kieliszek i upiła kolejny łyk szampana, cały czas trzymając wzrok na Nico.
W tym samym czasie Sophie siedziała obok, trzymając drinka, który Nico podał jej wcześniej, z ironicznym komentarzem. Jej twarz była napięta, a oczy utkwione w parkiecie poniżej. Kiedy Nico to zauważył, odchylił się na kanapie, oparł łokieć na oparciu i pochylił się lekko w stronę Sophie.
— Wszystko okej? — zapytał, starając się nie wzbudzać uwagi reszty.
Nico
[witaj z kolejną wspaniałą postacią! to taka promienna, ciepła dziewczyna, będę trzymać mocno kciuki, aby odnalazła kawałek miejsca, które można nazwać domem w Nowym Jorku :) udanej zabawy i ekscytujących historii do rozpisania :)]
OdpowiedzUsuńEmma & Lily
[Witam. Dzień dobry.
OdpowiedzUsuńBohater poprzez produkcję muzyki, tak możemy Charlesa śmiało określać. Nie czuję wątków, gdzie piszę mężczyzną, prowadząc rozgrywkę z inną postacią tej samej płci. Tylko, jak możemy połączyć którąś z tak młodych dziewczyn z prawie 37-letnim Charlesem? Omówimy pomysły na Google Chat? ]
Werbeck C.
Nico opierał się wygodnie o miękkie oparcie loży, luźno krzyżując ręce na piersi. Głośna muzyk rezonowała z jego ciałem. Rytmiczne bity, pulsujące światła i wirujący tłum ludzi - hałas tłumił chaos w jego głowie. Alex, która od początku imprezy nie odstępowała go na krok, znalazła się nieco dalej. Obok niego siedziała teraz długonoga brunetka w kusej sukience. Jej palce delikatnie muskały jego kark, a uśmiech wydawał się coraz bardziej pewny siebie. Nico jednak powoli tracił zainteresowanie tym wszystkim — klubowym hałasem, nachalnym towarzystwem i przymilnymi spojrzeniami. Czuł, że dusi się w tej atmosferze, a jego myśli zaczęły dryfować gdzieś daleko od tego miejsca. Dlatego skierował swoją uwagę na Sophie. Cóż, ona przynajmniej nie uwieszała się na nim i nie wpatrywała w niego jak w obrazek. Było to dla niego odświeżające.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się nieznacznie, słysząc komentarz Sophie o morderczym spojrzeniu, którym obdarowała ją siedząca obok niego dziewczyna. Nico ją znał. Była nieco starsza od Sophie. Być może również nieco starsza od Nico. Nigdy się tym nie interesował. Spotykali się czasami na imprezach, nie raz bywało tak, że wychodzili razem z klubu na afterparty, albo prosto do niego. Obydwoje mieli z tego jakieś korzyści. Dlatego zachowywała się tak, jakby miała do niego pierwszeństwo.
W słowach Sophie pojawiła się nuta ironii, której Nico nie mógł nie zauważyć. Spojrzał na nią, a jego uśmiech był teraz bardziej wymowny. Wiedział, że dziewczyny w klubie widzą w nim głównie boksera — symbol siły, kogoś, kto może dodać im prestiżu, kupić drogiego szampana, albo zabrać na imprezę na jachcie. Czuł ich nachalność, jakby każda chciała natychmiast wyjść z nim z klubu, by móc pochwalić się znajomością z mistrzem. Był tym zmęczony.
Sophie natomiast wydawała się być coraz bardziej rozluźniona, jakby odnalazła swój rytm w tej szalonej atmosferze klubu. Jej delikatne ruchy były kontrastem do wszystkiego, co go otaczało — do hałaśliwego, surowego otoczenia, które stało się jego codziennością. Zaskoczyło go, jak dobrze pasowała do tej chwili, mimo że wydawała się tu zupełnie nie na miejscu.
Bez zastanowienia podniósł się z miejsca, złapał ją za rękę, mocno, a jednocześnie z pewną dozą delikatności, która zawsze zaskakiwała tych, którzy znali go tylko jako boksera.
— Chodź, idziemy — powiedział stanowczo, łapiąc ją za rękę. Zaskoczona Sophie dała się pociągnąć z miejsca, ledwo mając czas, by zareagować, a Nico zdecydowanym krokiem przeprowadził ją przez tłum, ignorując zdziwione spojrzenia dziewczyn, które patrzyły za nimi z mieszanką zazdrości i rozczarowania. Nie zatrzymał się na parkiecie, który był dostępny w loży na antresoli. Zamiast tego zszedł po schodach na dół.
Parkiet był pełen ludzi, oświetlony kolorowymi światłami, pulsujący w rytm muzyki, która rozbrzmiewała w całym klubie. Nico zazwyczaj unikał takich miejsc, wiedząc, że jego rozpoznawalność jako boksera przyciągała niechcianą uwagę. Popularność miała swoją cenę, szczególnie w miejscach takich jak to.
Przeciskali się przez tłum, aż w końcu znaleźli się na mniej zatłoczonej części parkietu. Kolorowe światła migały nad ich głowami, a dudniąca muzyka zdawała się zagłuszać wszelkie myśli. Nico zatrzymał się na krótką chwilę na krawędzi parkietu, czując, jak muzyka pulsuje wokół niego, jakby miała przejąć kontrolę nad jego ciałem. Wbrew pozorom, nie był fanem tańca, ale w tej chwili coś w atmosferze klubu — może alkohol, może Sophie, a może po prostu chęć ucieczki od rzeczywistości — sprawiło, że poczuł się inaczej.
Złapał Sophie za dłoń i przyciągnął ją bliżej siebie. Jej oczy były pełne ciekawości, może też nieco zaskoczenia, że Nico naprawdę postanowił wziąć udział w tej chaotycznej zabawie.
Miller bardziej przyzwyczajony do kontrolowanych ruchów na ringu, gdzie każda akcja miała swój cel, ale teraz jego kroki były inne — nieskoordynowane, mniej przewidywalne, ale za to bardziej spontaniczne.
Nico pozwolił sobie na luz, jakiego nie czuł od dawna. Rytm muzyki poprowadził go, a on, zamiast walczyć z tym, jak zwykle, pozwolił sobie po prostu się temu poddać.
UsuńZarzucił sobie jej ręce na swoją szyję i objął ją w talii. Ich ruchy stawały się coraz bardziej płynne i swobodne, jakby oboje odnaleźli wspólny rytm, który tylko oni rozumieli. Nico przestał myśleć o tym, jak wygląda z zewnątrz — to przestało mieć znaczenie. Ważna była tylko ta chwila, gdzieś między światłami stroboskopów a dudniącym basem. Nico czuł, jak jej ciało porusza się w rytm muzyki, a on w końcu jakby na chwilę zapomniał o swojej czujności, o tym, że zawsze musi być na straży.
Nico
Ciężko pracował od samej piątej rano. Kreślił i mazał po kartce papieru. Poprawiał tekst zapisany na służbowym tablecie. Nucił pod nosem. Dogrywał melodię na gitarze. W przerwach siadał przy perkusji albo brał do ręki skrzypce, aby dać się ponieść w swój ulubiony świat. Został mu tydzień do wniesienia ostatnich poprawek. Przed Charlesem i młodą zaledwie dziewiętnastoletnią wokalistką czekała premiera płyty. To on odpowiadał za teksty wszystkich piosenek. Chciał przyciągnąć widownię w różnym wieku. Po nastolatki do osób starszych. Chciał widzieć, że do wszystkich utworów kołyszą się jedenastolatki wraz ze swoimi pradziadkami.
OdpowiedzUsuńZdenerwowany rzucił ołówek w czarnej okleinie przez całą salę. Brakowało mu czegoś w odsłuchu ostatniej piosenki. Szybciej ją wykreśli z listy. Nikt nie wiedział, ile utworów szykują. Dlatego wolał zamiast trzynastu dzieł wypuścić w świat dwanaście. Tekst był dobry. Jego skromność zawsze przeważała. Po krótkiej naradzie ze szczupłą dziewczyną o kasztanowych włosach, która poprawiała je natarczywie co kilka minut, zrobił tak jak zaplanował to sam ze sobą. Tamten utwór. Tamten tekst przeznaczy dla kogoś innego. Jej skłamał, że ma już wybraną osobą. Nie miał. Nie pozwoli jednak na to, aby tekst kurzył się za długo w szufladzie. On nie pisał do szuflady. Pisał dla ludzi. Dla własnej radości.
Wieczorem popijając już tylko mrożoną kawę po wypiciu tych trzech gorących, zamknął oczy. Chciałby znaleźć kogoś o głosie anioła. Kto zaczyna delikatnie, a później wydobywa z siebie głos jak Whitney Houston. Prawie zasypiał na obrotowym wygodnym fotelu, krzycząc słowo pożegnania do wokalistki. Nagrała sześć utworów. Zostało im tyle samo, ale umówili się na jutro. Inaczej wypuściliby krążek, na którym fani usłyszeliby przemęczony głos dziewczyny. Charles chciał odnieść sukces. Nie spalić się na starcie. Wydawał płyty znajdujące się w podsumowaniu najlepszych stu krążków. Nie mógł spaść niżej. Ciężko było się przebić w Nowym Jorku. Tu co chwilę wychodziła z cienia nowa gwiazda i błyszczała oślepiająco po oczach.
Wyrzucił jednorazowy kubek i nim wyszedł do samochodu, włączył Instagram. Przewijał rolki. Jakieś porady dla matek próbujących ukoić ból ząbkującym dzieciom. Tona pistacji na różnych potrawach. Psy biegające po trawnikach w dziwnych ubrankach. Dlaczego skazywano go na widok pierdół? Już miał zamknąć aplikację. Postanowił ostatni raz przesunąć palcem po ekranie i usłyszał głos, który prawie zmiótł go z planszy. Jego prośba utkwiona w głosie została spełniona. Chciał wejść na jej profil. Tylko po wejściu zobaczył banalne edity tworzone przez młode dzieciaki. Jak miał ją teraz znaleźć? Przeklął. I to dwa razy. Uderzył pięścią w ścianę. Nieco za mocno, bo zabolało.
Przeczesał włosy, poprawił nieuprasowaną koszulkę i zaczął nagrywać siebie w lustrze.
— Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie. Poszukuję tej dziewczyny.
Tu załączył wspomniane nagranie.
— Jesteś nieziemsko utalentowana. Z tej strony Charles Werbeck. Producent muzyczny i autor tekstów. Chciałbym nawiązać z tobą współpracę. Proszę o kontakt.
Już miał zakończyć swoją wypowiedź. Musiał ją jakoś przekonać. Bardziej bajerancko. Charles miał gadane od dziecka. Szczególnie z łatwością nawiązywał kontakty męsko-damskie. Kontakty, które wielokrotnie kończyły się po rozsianych na całej mapie Nowego Jorku hotelach.
— Spraw, żeby inni poczuli się tak jak ja podczas odsłuchu. Byłem w innej rzeczywistości. Lepszej. Nie śpię od szesnastu godzin i ukoiłaś mój zmęczony system.
Werbeck C.
Muzyka dudniła basem, a światła nad parkietem migotały w rytm pulsującego rytmu. W półmroku kolorowych świateł klub wydawał się oddzielony od reszty świata. Nico i Sophie poruszali się w zgodzie z tempem muzyki, jakby nagle znaleźli się w swojej własnej bańce, odcięci od hałasu i zgiełku otaczającego ich świata. Sophie stopniowo zaczęła się rozluźniać, odnajdując swój rytm. W jej oczach pojawił się błysk zabawy, a na twarzy rozkwitł uśmiech. Nico patrzył na nią spod przymrużonych powiek, nieco zaskoczony, jak swobodnie czuł się przy niej w tej chwili. Zwykle nie wymykał się z łoży na antresoli — tłum, zbyt duża uwaga, niepewność, kto i kiedy go rozpozna. Ale teraz... teraz było inaczej. Przez chwilę wszystko wydawało się właściwe, nieskomplikowane, niemal beztroskie.
OdpowiedzUsuńMuzyka sprawiała, że tłum wokół nich stawał się bardziej gęsty. Nico złapał ją znów za rękę, tym razem pewniej, przyciągając ją bliżej. Sophie nie stawiała oporu.
Ale ich spokojny, prywatny moment zaczął się rozpływać, gdy zauważył kilka par oczu skierowanych w ich stronę. Początkowo próbował to ignorować. Przecież klub był pełen ludzi, to normalne, że ktoś spojrzy, prawda? Jednak w ciągu kilku sekund wszystko się zmieniło.
“To on? To ten bokser?“
Nico wyprostował się, a jego spojrzenie zmieniło się w czujne. Zauważył kilka telefonów wyciągniętych w ich stronę, niby przypadkowo, jakby ludzie nagrywali siebie i swoich znajomych, ale w tle zawsze pojawiał się on. Uśmiech zniknął z jego twarzy, zastąpiony niepokojem.
Nico poczuł, jak jego ciało automatycznie reaguje — napięte mięśnie, zaciśnięte szczęki. Zbyt wiele razy przeżywał to samo: ludzi podchodzących z telefonami, domagających się zdjęć, selfie, a czasem nawet prowokujących. Zwykle starał się to ignorować, ale tym razem czuł, jak gniew powoli zaczyna w nim narastać.
Jeden z gości, wyraźnie podchmielony, podszedł zbyt blisko, klepiąc Nico po plecach.
— Nico, dawaj selfie, mistrzu! — krzyknął, wyciągając telefon prosto w jego twarz.
Nico odsunął go lekko, ale zdecydowanie. Nie miał zamiaru robić zdjęć ani filmików, zwłaszcza teraz, gdy próbował choć przez chwilę poczuć się normalnie. To nie był dobry moment na eksponowanie siebie. Złapał Sophie za rękę i pociągnął ją za sobą, przebijając się przez tłum w stronę schodów. Ludzie rozstępowali się przed nimi, ale czuł na sobie ciężar ich spojrzeń. Kilka telefonów nadal śledziło każdy jego ruch.
Gdy wrócili na górną lożę, Nico podszedł do baru. Sięgnął za kontuar po butelkę whisky, sobie dużą ilość, po czym bez zastanowienia wypił całą szklankę jednym haustem. Alkohol palił go w gardło, ale to był jedyny sposób, by chwilowo uspokoić nerwy.
Nalał sobie ponownie, tym razem uzupełnił też drugą szklankę i podał ją Sophie.
— Przepraszam, to nie był dobry pomysł — wymamrotał pod nosem,
UsuńOdstawił pustą szklankę na blat.
Nico był zmęczony — ciągłym brakiem prywatności, nachalnymi spojrzeniami, ciągłą uwagą. Popularność miała swoją cenę, a dzisiejszy wieczór przypominał mu o tym aż za dobrze.
Z trudem oderwał myśli od ostatnich wydarzeń na parkiecie, ale gdy tylko wrócił na górę, znów przyciągnął uwagę dziewczyn z loży. Te same, które podczas jego nieobecności zdążyły już wkraść się do towarzystwa jego kumpli. Jedna z nich, blondynka w krótkiej, błyszczącej sukience, nie tracąc ani chwili, podeszła do Nico i zarzuciła mu ręce na szyję muskając paznokciami jego kark.
— Tęskniłam za tobą, wiesz?
Rzuciła przeciągle.
Nico, jeszcze wzburzony wydarzeniami z parkietu, nie próbował się odsunąć. Czuł jej dłonie na swojej szyi, jej ciepły oddech przy uchu. Chociaż jego umysł wciąż był pełen frustracji, ciało poddało się tej bliskości. Nie miał teraz siły na walkę, a jej dotyk działał kojąco, choć tylko powierzchownie. Nie był w nastroju na głębsze relacje, ale ta chwilowa ulga od napięcia, które w nim buzowało, była kusząca.
Blondynka szepnęła mu coś do ucha, śmiejąc się cicho, jakby zdradzała mu jakiś sekret. Nico nie odpowiedział, tylko przyglądał się jej przez moment, wciąż trzymając w dłoni szklankę po whisky. Wiedział, że w tej chwili mógłby pozwolić sobie na więcej, na coś, co oderwie go od całej tej presji, od spojrzeń, oczekiwań, od bycia ciągle na świeczniku.
W tym samym czasie Alex, która przez ostatnią godzinę próbowała zdobyć jego uwagę, obserwowała scenę z boku. Jeszcze przed chwilą myślała, że może ma szansę go sobą zainteresować. Starała się wciągnąć go w rozmowę, śmiała się z jego żartów, ale teraz, widząc jak blondynka tak łatwo zajmuje jej miejsce, poczuła się odsunięta na bok. Miała już dość tej walki o jego uwagę, która teraz wydawała się kompletnie bezcelowa.
— Chodź, Sophie — powiedziała do swojej przyjaciółki, odrywając wzrok od Nico. W jej głosie słychać było zmęczenie i rezygnację. — Wracamy do domu. Mam już dosyć tej imprezy.
Nico
[Wiesz, że zawsze doceniam, tym razem również. 💜 Możesz potrzymać za nią kciuki, na pewno jej nie zaszkodzą!]
OdpowiedzUsuńBree 💙
Nico odetchnął głęboko, czując, jak pot spływa mu po plecach, mieszając się z chłodnym powietrzem wieczoru wpadającym przez okna sali treningowej. Był na środku ringu, naprzeciwko swojego sparingpartnera, Ramona, który zasypywał go serią precyzyjnych ciosów. Nico uniósł gardę, starając się bronić, ale myśli miał gdzie indziej. Ostatnie dni krążyły w jego głowie, odbijając się echem. Cios, który poczuł na szczęce, wyrwał go z zamyślenia. Przeklął pod nosem, robiąc krok w tył.
OdpowiedzUsuń— Skup się, Nico! — usłyszał głos trenera, stojącego przy linach. — Co jest, człowieku? Zostawiłeś głowę gdzieś na imprezie?
Nico próbował wrócić do walki, ale nie zdążył. Ramon uderzył go prawym sierpowym prosto w łuk brwiowy, rozcinając go nieznacznie. Nico zatrzymał się, wciągając powietrze. Czuł, jak krew zaczyna powoli spływać po jego twarzy.
— Dobra, dobra, koniec na dziś — powiedział trener, wchodząc do ringu. — Nie ma sensu ciągnąć tego, jeśli nie jesteś w formie. Zostawmy to na jutro.
Nico spojrzał na Ramona, który podszedł do niego z wyciągniętą ręką.
— Spoko, stary. Każdemu się zdarza — powiedział Ramon, uśmiechając się lekko, chociaż z jego spojrzenia można było wyczytać, że był zaskoczony brakiem skupienia Nico.
— Dzięki — odpowiedział Nico krótko, po czym skierował się do szatni, wycierając pot i krew ręcznikiem.
W lustrze zobaczył swoje odbicie. Rozcięty łuk brwiowy, niewielki siniak na kości jarzmowej. “Świetnie, teraz wyglądam jak ktoś, kto sam szuka kłopotów”, pomyślał. Nie pierwszy raz wracał z treningu z obiciami, ale dzisiaj wszystko wydawało się inne. Jego głowa była pełna myśli, które nie miały nic wspólnego z ringiem.
Zapiął torbę sportową, zarzucił ją na ramię i wyszedł na zewnątrz, gdzie nocny chłód szybko przesiąkał przez jego wilgotną koszulkę. Wsiadł do swojego samochodu i zapalił silnik, pozwalając radiu wypełnić ciszę. W drodze do domu przeglądał telefon, ignorując kolejne wiadomości i nieodebrane połączenia. Znajomi z różnych stron Nowego Jorku zasypywali go zaproszeniami na imprezy. Piątkowy wieczór, każda knajpa i klub tętniły życiem, a Nico, jak zwykle, był mile widzianym gościem.
„Chodź do nas, wielka impreza na Lower East Side!”, „Yo, stary, ekipa w Tribeca! Przyjeżdżasz?”
Nie miał jednak na to ochoty. Był zmęczony. Fizycznie, psychicznie. Zamiast tego planował wrócić do mieszkania, wziąć prysznic i po prostu odpocząć. Przejechał przez centrum miasta, mijając oświetlone wieżowce i neony klubów, których kolejki sięgały na chodniki. Zatrzymał się pod swoim blokiem, wyłączył silnik i wziął głęboki oddech. Spokój. Tego potrzebował.
Ale wtedy usłyszał dźwięk telefonu. Powiadomienie. Spojrzał na ekran i zobaczył kilka nieodebranych połączeń od Alex oraz wiadomości, które wcześniej zignorował.
Alex: „Poszłyśmy na jakąś imprezę, zaprosili nas na domówkę. Chyba kojarzysz gościa, co ją organizuje? Sophie się zmyła, nie mogę jej znaleźć…”
Alex: „Nico, co robisz? Jest dziwnie, nikt nie traktuje mnie poważnie, a Sophie zniknęła.”
Alex: „Nico, martwię się! Pomóż mi, nikt nie chce mi pomóc!!!”
Pod wpływem impulsu natychmiast odpisał:
— Gdzie jesteście?
Szybko pojawiła się odpowiedź:
„U tego gościa, którego spotkaliśmy w klubie, na Upper West Side.”
Nico poczuł nagły przypływ adrenaliny. Alex brzmiała naprawdę przestraszona, a Sophie… Zniknęła? Coś w jego wnętrzu zapaliło alarm. Sophie, mimo swojej pewności siebie, nie wyglądała na typ dziewczyny, która ot tak by się urwała z imprezy, zwłaszcza z tłumem ludzi, których nie znała.
Bez chwili zastanowienia, Nico wziął kluczyki, szybko przebrał się w czyste ubranie i wyszedł z mieszkania, odpalając auto. Zanim jednak ruszył, sprawdził jeszcze raz adres wysłany przez Alex. Wiedział, gdzie to jest — willa w luksusowej okolicy, jedna z tych, gdzie bogaci nowojorczycy organizowali imprezy. Ktoś, kogo kojarzył z klubów i imprez, ale nie znał bliżej.
Droga nie zajęła mu długo, a myśli w jego głowie wirowały. Sophie… Sophie nie powinna była zniknąć bez słowa. To wszystko zaczynało go niepokoić coraz bardziej.
Nico
Nieustannie musiała się powstrzymywać, żeby nie robić głupich min, wyrażających dobitnie, co o tym wszystkim myśli i co czuje. A czuła sporo. Przede wszystkim złość, wściekłość, agresję żywą jak otwarta rana, gotową wybuchnąć w najmniej odpowiednim momencie. Prosiła jedynie o święty spokój, żeby wszyscy się od niej odczepili. Czy to naprawdę było tak wiele?
OdpowiedzUsuńOd dzieciństwa bardzo źle reagowała na wszelkie formy przymusu, ale odkąd zaginął jej ojciec, było jeszcze gorzej. Fakt, że nie pamiętała tych paru lat, wcale nie poprawiał sytuacji. Kiedy zaczęła odzyskiwać świadomość już taka była — zła, sfrustrowana, przepełniona gniewem. Z wiekiem nauczyła się nad sobą panować, wypracowała to niemal do perfekcji, ale były takie momenty, w których cała jej idealna fasada rozchodziła się w szwach.
Na przykład takie momenty jak ten.
Miała ochotę syknąć, usłyszawszy pytanie siostry, wiedziała bowiem, że matka momentalnie obróci to w wielką awanturę, a o ile Maddie kochała swoją matkę, tak z trudem znosiła jej wybuchy i naciski. Czasami miała wrażenie, że Gwen takie afery sprawiają przyjemność. Ona sama, chociaż nie pozwalała sobą pomiatać i dobitnie dawała wyraz swojemu niezadowoleniu, raczej nie była wielką fanką kłótni. Wolała, kiedy ta druga strona po prostu sobie odpuszczała. Zwłaszcza, jeżeli miała świadomość, że i tak jest na przegranej pozycji.
Westchnęła w duchu, szykując się na zniesienie kilkudziesięciu nieprzyjemnych minut, po których będzie mogła zabarykadować się w pokoju i nie zwracać uwagi na nikogo ani na nic.
— Chyba nie myślisz, że to się naprawdę stanie — odpowiedziała cynicznie matka, uśmiechając się krzywo. — Jesteśmy teraz bardzo zajęci, prawda? — dodała, rzucając na męża ciężkie spojrzenie, pod którym złamałby się nawet największy twardziel.
Maddie zerknęła na Sophię przez ułamek sekundy, a zaraz potem wbiła wzrok w Imogen i posłała jej krótki uśmiech. Nie był to jednak uśmiech miły — oznaczał raczej: Ciekawe, które z nich tym razem podda się pierwsze, chociaż wydawało im się, że znają odpowiedź. Właściwie nie była w stanie tego do końca zrozumieć. Przecież gdyby Sophia wyjechała z ojcem, choćby na kilka dni, matka również mogłaby od niej odpocząć. Nie było żadną tajemnicą, że faworyzowała swoje córki, zarazem wymagając od Oscara, żeby także je faworyzował. Czasami Maddie zazdrościła Imogen, która bezapelacyjnie była powiązana z tą rodziną ze wszystkich stron. Nie chciała przyznać, że nieraz boli ją to uczucie braku dopasowania. Też chciałaby mieć tatę, ale swojego, tego samego, który zaginął przed laty. Innego nie potrzebowała, zwłaszcza, że on także jej nie potrzebował. Innymi słowy — czuła się odrzucona. Chociaż za żadne skarby nie przyznałaby się, że jednak coś łączy ją z Sophią. Były różne jak ogień i woda. I chyba bezsprzecznie było wiadomo, która z nich jest ogniem.
Imogen miała znacznie łatwiej, bo Peter bardzo ją kochał, chociaż od zawsze wiedział, że nie jest jego dzieckiem. Oprócz tego widywała się ze swoim ojcem raz na jakiś czas. A teraz była tutaj, z obojgiem rodziców na miejscu i dwiema doklejonymi siostrami. Czasami Maddie tak bardzo tęskniła za tatą, że miała wrażenie, że ta tęsknota rozbija jej serce na drobne kawałki.
tata powiedział: nigdy nie odwracaj się tyłem do wyrzutka 🦁
Uśmiechnęła się krzywo, słysząc odpowiedź Oscara. Choćby chciała (a nie chciała) obdarzyć go szacunkiem, po prostu nie potrafiła tego zrobić; nie wówczas, kiedy pozwalał matce owinąć się wokół palca i nawet nie protestował. Nic dziwnego, że byli raczej zgranym małżeństwem — idealnym partnerem Gwen był bowiem każdy, kto robił to, czego chciała.
OdpowiedzUsuńBoże, jak ona nie znosiła tego domu, tej atmosfery, swojego niby-ojczyma i niby-siostry. Czasami doprowadzało ją to niemal do obłędu, choć nie omieszkała korzystać z przywilejów, o które wciąż walczyła dla niej matka. Domagała się lepszego traktowania swoich córek przez męża, nawet Maddie, która była mu przecież zupełnie obca. W dziwny, pokręcony sposób sprawiało jej to złośliwą uciechę; mogła lekceważyć Oscara na całej linii, ale poczucie wyższości względem Sophii było jednym z najlepszych uczuć na świecie.
W gruncie rzeczy Maddie nie była złym człowiekiem, chociaż większość swoich atutów opierała na złośliwości. Upór, dążenie do celu po trupach, spora dawka sarkazmu przyprawiona ironią — to był jej teren, dobrze znany, po którym poruszała się gładko jak baletnica.
— Chyba nie sądzisz, że zostawisz pracę tylko po to, żeby pojechać na jakąś głupią wycieczkę — prychnęła Gwen, unosząc brwi i mierząc męża zabarwionym pogardą spojrzeniem. — Mamy w tym miesiącu wystarczająco dużo wydatków — dodała uroczym tonem, uśmiechając się.
Jakie to były wydatki, tego Maddie nie wiedziała. Prawdopodobnie nawet nie istniały, lecz z pewnością zaraz zaistnieją. Wszystko, byleby tylko mężczyzna ani trochę się od niej nie odsunął.
Od małego doskonale zdawała sobie sprawę z dwóch rzeczy. Pierwsza — że matka jest sprytna. Druga — że jest nieszczęśliwa. Ale odkąd dopięła swego i wyszła za dawną, pierwszą licealną miłość, wydawała się być zadowolona. O ile można było tak nazwać ów triumfalny uśmiech, który czasami majaczył na jej ustach. Do pełni szczęścia, Maddie była o tym przekonana, brakowało jej tylko, by Oscar pozbył się Sophii z domu.
— Cóż, ale jeżeli musisz jechać, może tak zabrałbyś ze sobą dziewczynki? Imogen też przyda się wyjazd z tatusiem — dodała ironicznie. — A przecież nie pozwolimy, żeby Maddie czuła się wykluczona, prawda?
Miała ochotę wybuchnąć śmiechem, chociaż nie zamierzała nigdzie jechać z nimi. Niemniej podgrzewanie atmosfery wychodziło matce znakomicie.
— Właśnie, może my też pojedziemy, co, Imogen? — zwróciła się do siostry, wymieniając z nią porozumiewawcze spojrzenia, która zachichotała i przytaknęła.
Właściwie Maddie nie wiedziała, co tak bardzo działa jej na nerwy w przybranej siostrze. To była niechęć, która zaczęła się na długo przed wspólnym mieszkaniem, i którą małżeństwo rodziców mogło jedynie podsycić. Już w szkole Sophia denerwowała ją samą obecnością, zresztą, o ile wiedziała — z wzajemnością. Chociaż, oczywiście, Maddie dokładała starań, by porządnie zajść jej za skórę. Nie była pewna, jak wyglądała druga strona medalu. Jak również niespecjalnie ją to obchodziło.
— Tylko może lepiej zabierz je, no nie wiem, do Mediolanu? — odezwała się Gwen ponownie. — Tam przynajmniej warto pojechać — podkreśliła dobitnie, jakby warto było jechać tylko tam, gdzie ona miała ochotę, zaś bez sensu gdziekolwiek indziej.
Madeleine uśmiechnęła się pod nosem, zadowolona z irytacji niby-siostry, która z pewnością w niej teraz kipiała. Czasami czuła się tak, jakby występowała w bajce o Kopciuszku, która toczy się jednak prawdziwymi kolejami życia, pozbawionymi magii i odgórnie wiadomych zwycięstw.
niech żyje król! 🦁
Gdy tylko zaparkował przed domem, Alex niemal natychmiast do niego podbiegła, wyraźnie zdenerwowana i roztrzęsiona. W jej oczach malował się strach, a z jej ust wypływały urywane zdania.
OdpowiedzUsuń— Nico! Sophie na prawdę zniknęła! Nie mogę jej znaleźć! Cały czas się martwiłam, pytałam ludzi, ale nikt nie wie, gdzie jest! — Alex mówiła tak szybko, że ledwo nadążał za jej słowami. — Przez chwilę była z nami, a potem zniknęła, a ja… Nico, coś jest nie tak, wiem to!
Nico objął ją ramieniem i zaczął się rozglądać. Dom pełen był ludzi — roześmiane twarze, głośna muzyka, kieliszki z alkoholem unoszone w górę, ale on nie widział w tym niczego poza chaosem. Wszędzie dostrzegał tylko obcych, przy czym jego myśli krążyły wokół Sophie. Jego intuicja, ta sama, która nie raz ratowała go w ringu, teraz wrzeszczała, że coś jest nie tak.
— Sophie była z kimś? Widział ją ktoś? — pytał, przeciskając się przez grupy imprezowiczów. Alex, ledwo nadążając za nim, ciągle rozglądała się wokół.
— Nico! — zatrzymał go jeden z chłopaków, z którym przelotnie kiedyś rozmawiał na innej imprezie. — Chodź, napij się z nami, stary! — podsunął mu kieliszek, ale Nico odsunął jego rękę i szybko przeszedł obok, nawet się nie zatrzymując.
Każda sekunda była jak wieczność, a przeczucie, że coś złego się wydarzyło, nie dawało mu spokoju. W końcu ktoś rzucił, że widział Chase’a — tego samego gościa, z którym Nico miał spięcie ostatnim razem — idącego na górę z jakąś dziewczyną. Serce Nico przyspieszyło jeszcze bardziej.
Nico nie czekał ani chwili dłużej. Ruszył w stronę schodów, przeciskając się przez tańczących ludzi i śmiejących się gości.
— Sophie! — Alex zaczęła pytać każdego, kogo mijała, ale nikt nie miał pojęcia, gdzie jest jej przyjaciółka.
Nico otwierał po kolei drzwi do pokoi, zbijając na sobie wzrok osób, które siedziały tam w różnym stanie rozluźnienia. Ludzie rozmawiali, pili, flirtowali — ale Sophie nigdzie nie było. W końcu dotarł do pokoju, gdzie w rogu na sofie leżała postać. Sophie. Leżała bezwładnie z podwiniętą sukienką, jakby oderwana od rzeczywistości. Nad nią, w samych bokserkach, stał Chase, z nieprzytomnym wyrazem twarzy.
W jednej sekundzie w Nico zapaliła się iskra furii. Nie myślał — działał. Skoczył na Chase’a z całą siłą, a pierwszy cios, jaki mu zadał, był celny i brutalny. Uderzenie w twarz dosłownie zwaliło gościa z nóg. Chase próbował się podnieść, ale Nico, nie czekając, ponownie wymierzył mu kolejny cios, tym razem jeszcze mocniejszy. Chase upadł na podłogę z głuchym hukiem, a Nico stał nad nim, z gniewem gotującym się w jego żyłach.
— Ty pieprzony… — wycedził przez zaciśnięte zęby, gotowy do kolejnego uderzenia.
— Nico, przestań! — głos Alex wyrwał go z tego szaleńczego zamroczenia.
Spojrzał na nią, a potem na Sophie, która leżała na sofie, niemal nieprzytomna. Alex podbiegła do niej, poprawiając jej sukienkę i próbując ją wybudzić.
— Sophie, hej, wszystko będzie dobrze, zaraz cię stąd zabierzemy — mówiła, próbując uspokoić drżący głos.
Nico odetchnął głęboko, przesuwając dłonią po twarzy. Musiał się uspokoić, musiał działać. Szybko podszedł do Sophie, schylił się i delikatnie wziął ją na ręce.
— Nico, co robisz? — zapytałan Alex, patrząc na niego z obawą.
— Zabieram ją stąd. Nie mogę jej tu zostawić, jest nieprzytomna — powiedział Nico, a Sophie, ledwo kontaktując, zarzuciła mu ramiona na szyję.
Była półprzytomna, ale jej obecność sprawiała, że adrenalina w jego ciele nie przestawała działać. Nico zaniósł ją po schodach, przeciskając się przez tłum ludzi, którzy teraz byli jedynie rozmazanymi kształtami w jego polu widzenia. Nie zwracał na nich uwagi, szedł prosto do wyjścia. Alex szła za nimi, potykając się co chwilę, ale nie spuszczała z oczu Sophie.
Gdy dotarli na zewnątrz, Nico położył Sophie na tylnym siedzeniu swojego auta, starannie układając jej głowę na poduszce. Potem wsiadł za kierownicę, a Alex obok niego. Bez słowa ruszyli w stronę jego apartamentu. To był jedyny bezpieczny kierunek, jaki teraz widział.
Nico prowadził auto przez opustoszałe, nocne ulice, a ciche dźwięki silnika zdawały się być jedynym odgłosem w tej pełnej napięcia ciszy. Spojrzał w lusterko wsteczne, widząc Sophie, która ledwo utrzymywała się przytomna na tylnym siedzeniu. Jej drobna sylwetka była niemal bezwładna, a jej głowa opierała się o poduszkę, którą Nico dla niej przygotował wykorzystując do tego własną bluzę. Przez chwilę zastanawiał się, jak mogło do tego dojść — jak ktoś mógł to zrobić, nie przejmując się zupełnie jej bezpieczeństwem.
UsuńPo jego prawej stronie Alex siedziała w ciszy, posyłając mu co jakiś czas pełne skruchy spojrzenia. Jej dłonie nerwowo splatały się na kolanach, a jej wzrok zdradzał, że czuje się odpowiedzialna za to, co się stało. Nico, choć wciąż wściekły na Chase’a, czuł, jak powoli opada adrenalina, a na jej miejscu pojawiało się zmęczenie i smutek.
— Nico... — Alex odezwała się cicho, łamiąc ciszę. Jej głos był pełen napięcia. — To wszystko moja wina. Nie powinnam była jej tam zabierać...
Nie odpowiedział od razu. Nie był pewien, co powinien teraz powiedzieć. W głowie kłębiły mu się różne myśli, ale wiedział jedno — musiał ją bezpiecznie dowieźć do swojego apartamentu. Gdy tylko tam dotrą, wszystko będzie łatwiejsze.
***
Gdy dotarli na miejsce, Nico zaparkował samochód przed swoim apartamentowcem. Wysiadł szybko i otworzył tylne drzwi, delikatnie wyciągając Sophie z auta. Wciąż była półprzytomna, jej oddech płytki, a oczy zamknięte. Alex stała obok, opierając się o drzwi samochodu, wciąż w szoku z powodu tego, co się wydarzyło.
— Pójdziemy do sypialni, musimy ją położyć — rzucił Nico, głosem spokojnym, ale stanowczym.
Zaniósł Sophie do środka, kierując się prosto do swojej sypialni. Jej ciało było bezwładne, lekkie w jego ramionach. Położył ją na łóżku, starannie układając poduszkę pod jej głową i przykrywając ją kołdrą. Czuł, jak napięcie powoli opada, ale wciąż nie mógł się pozbyć tej frustracji, tej złości, że ktoś mógłby ją skrzywdzić w tak perfidny sposób.
Alex stanęła w drzwiach sypialni, ściskając ręce przed sobą. Jej oczy były zaszklone, a dolna warga drżała.
— Namówiłam ją na tę imprezę... wiedziałam, że to nie jest dobre miejsce dla niej. Ale chciałam, żebyśmy miały trochę zabawy, żeby się wyluzowała… — Alex mówiła coraz ciszej, aż głos jej się załamał.
Nico, opierając się o framugę drzwi, nie odrywał wzroku od Sophie, która leżała na łóżku. Jej klatka piersiowa unosiła się delikatnie, oddychając spokojnie, choć wciąż nie była w pełni świadoma tego, co się działo. Alex stała obok niego, patrząc na przyjaciółkę z mieszaniną winy i rozpaczy.
— To nie jest twoja wina, Alex — powiedział Nico po chwili, choć sam nie był pewien, czy to prawda. — Nie mogłaś przewidzieć, że ktoś mógłby zrobić coś takiego. To ten gnojek, Chase, i ludzie, z którymi się zadaje.
Alex otarła łzy wierzchem dłoni i opadła na sofę w kącie pokoju. Zadrżała, opierając się o jego ramię, a potem szlochając cicho, nie mogąc już dłużej trzymać emocji na wodzy.
— Ja… Ja po prostu chciałam, żebyśmy spędziły razem fajny wieczór. Ale… nic nie poszło tak, jak powinno. Zgubiłyśmy się w tym całym tłumie, a ona… — mówiła przez łzy, osuwając się na ramię Nico.
Nico westchnął głęboko, patrząc na Alex z góry, czując, jak jej żal i wina powoli go przytłaczają. Położył dłoń na jej ramieniu, ściskając je delikatnie.
— Alex, to nie jest czas, żeby szukać winy u siebie. Ważne, że ją znaleźliśmy na czas. Teraz musimy się upewnić, że nic jej nie będzie — odpowiedział spokojnie, ale stanowczo, próbując jakoś ją pocieszyć.
Cisza zaległa między nimi, a jedynym dźwiękiem była cicha obecność Sophie, która spała niespokojnie na łóżku. Alex w końcu przestała płakać, ocierając resztki łez. Było jasne, że była rozbita, jej poczucie winy wyraźnie nad nią ciążyło, a Nico wiedział, że ten wieczór nie był jeszcze zakończony. Chociaż uratował Sophie przed najgorszym, konsekwencje mogły nadejść dopiero rano.
Z wyrazami skruchy
UsuńNico <3
Przez kilka godzin Nico i Alex czuwali, siedząc w półmroku przy łóżku Sophie, nasłuchując jej oddechu i wymieniając szeptem słowa, które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej szczere. Początkowo rozmowa krążyła wokół minionych wydarzeń, ale stopniowo na powierzchnię zaczęły wychodzić wątki osobiste. Alex opowiedziała o swoim dzieciństwie, o marzeniach i o tym, jak w rzeczywistości czuje się zagubiona w świecie pełnym presji i rywalizacji. Nico, choć zwykle pełen rezerwy, pozwolił sobie na krótkie anegdoty z początków kariery boksera i opowiedział, jak boks stał się dla niego ucieczką.
OdpowiedzUsuń— Nie spodziewałam się, że dzisiaj spędzę noc w twoim mieszkaniu — powiedziała Alex, nieco rozbawiona, choć zmęczenie było wyraźne w jej oczach.
Nico uśmiechnął się lekko, unosząc jedną brew.
— Ja też nie przewidziałem, że będę czuwać nad dwiema dziewczynami, ale… chyba każdy czasem potrzebuje ratunku — odpowiedział cicho.
Kiedy upewnili się, że Sophie śpi spokojnie, a jej oddech stał się równomierny, zmęczenie zaczęło ich powoli pokonywać. Nad ranem po przegadanych godzinach i kilku głębszych wyznaniach oboje zasnęli, każde na końcu kanapy w salonie, kompletnie wyczerpani.
Obudzili się dopiero przed południem, kiedy słońce przebijało się przez rolety, zalewając salon jasnym światłem. Nico poczuł szorstkość materiału kanapy pod policzkiem i leniwie uniósł głowę, zauważając Alex, która również otwierała oczy.
— Dobry poranek, bokserze — powiedziała Alex z rozbawieniem, przeciągając się. Widać było, że po długiej nocy chciała jak najszybciej pozbyć się imprezowych ubrań.
Nico wskazał na jedną z szaf w przedpokoju.
— Jest tam kilka koszulek, wybierz sobie coś i poczuj się jak u siebie. Łazienka jest po lewej — dodał, przeczesując dłonią włosy i przeciągając się. On zniknął w łazience na drugim poziomie apartamentu.
Kiedy Alex wróciła już wykąpana i ubrana w jego białą, zbyt dużą koszulkę, zaczęli razem przygotowywać śniadanie. W kuchni, która wypełniała się zapachem świeżych owoców, ich zmęczenie zaczęło ustępować miejsca lekkiej radości z rozpoczęcia dnia. Nico wyciągnął kilka pomarańczy i zaczął je wyciskać, podczas gdy Alex przygotowywała jajka na patelni.
— Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem twoich kulinarnych umiejętności — powiedziała Alex z uśmiechem, gdy Nico nalał świeżo wyciśnięty sok do szklanek.
— No cóż, może wyglądam na takiego, który potrafi się tylko bić… — odpowiedział, nalewając pomarańczowy sok do dwóch wysokich szklanek. Przerwał, bo usłyszał dźwięk kroków. Oboje odwrócili się w stronę schodów, a na widok Sophie, która powoli schodziła na dół, ich twarze się rozpromieniły.
— Sophie! — Alex rzuciła się ku niej z wyraźną ulgą, a Nico poczuł, jak jego ramiona mimowolnie się rozluźniają.
Sophie przystanęła, a jej oczy zatrzymały się na Nico i Alex.
Nico spojrzał na Sophie uważnie, próbując wyczytać cokolwiek z jej spojrzenia. Podszedł bliżej i nachylił się, by złapać z nią kontakt wzrokowy.
— Jak się czujesz? Wszystko w porządku? — zapytał cicho, z wyraźną troską w głosie.
Sophie spojrzała na niego, a potem na Alex, która posłała jej ciepły uśmiech.
Nico bez słowa nalał jej świeżo wyciśnięty sok do wysokiej szklanki i podał, przysuwając dłońmi bliżej jej palców, by upewnić się, że trzyma stabilnie.
— Musisz coś zjeść, żeby odzyskać siły — powiedział. Chwilę później podsunął w jej stronę talerz z tostem posmarowanym kremowym awokado i posypanym plasterkami rzodkiewki i szczypiorkiem.
Nico przez chwilę się wahał, bawiąc się krawędzią szklanki na blacie. Z jednej strony chciał od razu zasypać Sophie pytaniami, dowiedzieć się, co pamięta, upewnić się, że dotarli na czas, i że nic złego się nie wydarzyło. Z drugiej strony czuł, że to nie jest odpowiedni moment. Sophie wyglądała na zmęczoną i kruchą, jakby cała energia, którą zwykle miała, zniknęła gdzieś przez ostatnią noc. Zerknął przelotnie na Alex, która unikała jego spojrzenia, może nadal dręczona myślą, że namówiła Sophie na tę imprezę.
W końcu Nico odchrząknął, starając się mówić łagodnie, choć troska brzmiała wyraźnie w jego głosie.
— Sophie, jesteś pewna, że wszystko z tobą w porządku? Jeśli trzeba, mogę zadzwonić po lekarza… albo możemy po prostu pojechać do szpitala — powiedział, patrząc na nią uważnie.
UsuńSophie uniosła wzrok, przez chwilę wyraźnie zastanawiając się nad odpowiedzią. Wydawało się, że przetrawia jego słowa, a jej oczy odbijały coś pomiędzy zmęczeniem a pewnym rodzajem wdzięczności.
Nico nie mógł się powstrzymać, by nie rzucić ukradkowego spojrzenia w stronę Alex, która nadal wyglądała na przygaszoną. Minionej nocy, gdy tylko zasugerował wizytę w szpitalu, Alex była wyraźnie przeciwna, niemal błagała go, żeby nie jechać tam, bojąc się, co mogłoby wyniknąć z publicznego ujawnienia tego incydentu. Właśnie dlatego Nico ostatecznie przywiózł obie dziewczyny do siebie, ale w głębi duszy żałował tej decyzji i czuł niepokój, że Sophie nie otrzymała pomocy, której mogła potrzebować.
— Jeśli tylko cokolwiek cię zaniepokoi, nie wahaj się powiedzieć. Naprawdę — dodał, a jego głos był pełen szczerości.
Nico <3
Nico słuchał Sophie z uwagą, dostrzegając w jej oczach rosnący niepokój, gdy próbowała zebrać wspomnienia z minionej nocy. Widocznie jej pamięć była porwana na fragmenty; Sophie zerkała to na niego, to na Alex, szukając odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńNico wymienił spojrzenie z Alex, która odchrząknęła, próbując ułożyć w myślach odpowiednie słowa. Zanim jednak coś powiedziała, Nico odezwał się pierwszy, starając się mówić delikatnie.
— Alex nie mogła cię znaleźć, martwiła się i zadzwoniła do mnie. Przyjechałem, żeby jej pomóc. Znalazłem cię… — urwał na chwilę, dobierając słowa — byłaś na górze z jednym gościem, który… nie był chyba najlepszym towarzystwem.
Nico zatrzymał się na moment, szukając wzrokiem reakcji w jej oczach.
— Gdy dotarłem na miejsce, zastałem cię w… niekomfortowej sytuacji. Zabrałem cię stamtąd.
Alex wtrąciła się, z wyrazem głębokiego poczucia winy na twarzy.
— Sophie, przepraszam. Wiem, że to był mój pomysł, żeby tam iść. Wszystko zaczęło się dobrze, ale… to nie powinno tak się skończyć. Nie wiem, co sobie myślałam, naprawdę. Myślałam, że będzie fajnie, wiesz, spotkamy nowych ludzi… Nie miałam pojęcia, że coś takiego się wydarzy. Gdybym tylko mogła cofnąć czas…
Monolog Alex wywołał jeszcze większą konsternację u Sophie. Siedziała w milczeniu, wyraźnie przetwarzając to, co usłyszała.
Nico wziął głęboki oddech, wiedząc, że czeka go jeszcze trudna część rozmowy. W końcu jednak postanowił nie owijać w bawełnę.
— Sophie… kiedy cię znaleźliśmy, byłaś nieprzytomna — powiedział spokojnie, ale stanowczo. — Albo byłaś mocno pijana, albo… ktoś mógł ci coś dosypać. Na pewno nie byłaś sobą.
Jego ton był ciepły, zapewniający, choć wewnętrznie walczył z wciąż buzującą w nim złością. Poczuł ścisk w żołądku, widząc, jak te słowa do niej docierają. Wyciągnął rękę, jakby chciał ją uspokoić.
— Sophie, jeśli tylko czegoś potrzebujesz, powiedz. Naprawdę, jesteśmy tutaj dla ciebie — powiedział Nico, widząc, że Sophie cicho pokiwała głową.
Aby nieco rozładować atmosferę i dać jej chwile dla siebie Nico zaproponował, że zaprowadzi ją do łazienki. Wziął świeży ręcznik i swoje ubrania — wygodną koszulkę i bluzę — i podał jej.
— Proszę, tutaj masz ręcznik, a to… coś do przebrania się — powiedział, podając jej ubrania.
— Będzie ci w tym wygodnie, nie musisz się spieszyć — dodał, starając się, by jego głos był spokojny i kojący.
Sophie przyjęła je, a gdy zamierzała zamknąć drzwi, Nico na chwilę się zawahał. Wykorzystując ich prywatność, spojrzał na nią poważnie, jeszcze raz chcąc upewnić się, że wie, co może zrobić.
— Sophie… — zaczął ostrożnie. — Pamiętaj, że jeśli tylko zechcesz, możemy zgłosić się z tym na policję. I do szpitala. Nie musisz podejmować tej decyzji od razu.
W jej spojrzeniu pojawił się cień emocji, którego Nico nie potrafił odczytać — może wstyd, a może po prostu oszołomienie.
Nico dostrzegł niepewność i zmieszanie na jej twarzy, jakby nie mogła się zdecydować, co zrobić.
Nie naciskał już więcej. Wiedział, że czasami najlepiej jest dać przestrzeń, by druga osoba sama zdecydowała, czego potrzebuje. Sophie zniknęła w łazience, a on wrócił do kuchni, gdzie Alex siedziała na kanapie, wpatrzona w ścianę, jakby przetrawiała cały miniony wieczór.
— Jak się czuje? — zapytała, unosząc wzrok, gdy tylko usłyszała kroki Nico.
— Zagubiona, ale… poradzi sobie — Nico westchnął ciężko, czując, jak opadają z niego emocje, które przez całą noc trzymał pod kontrolą.
Alex skinęła głową i uśmiechnęła się lekko.
— Cieszę się, że byliśmy obok, kiedy było to potrzebne.
Nico nie odpowiedział, ale w jego spojrzeniu malowała się pewność, że zrobił wszystko, co mógł. Kiedy Sophie w końcu wróciła, ubrana w za dużą koszulkę Nico, rzucił jej ciepły uśmiech.
— Śniadanie wciąż na stole — przypomniał z łagodnym uśmiechem, podnosząc szklankę soku. — Zjedz coś, dobrze ci zrobi.
Nico
Nico stał w progu swojego mieszkania, patrząc, jak Alex i Sophia wchodzą do windy. Alex jeszcze raz posłała mu wdzięczne spojrzenie, a Sophia, wciąż wyraźnie zmęczona i przygaszona, skinęła głową na pożegnanie. Kierowca już czekała na nie przed budynkiem. Nico wolał się upewnić, że obie bezpiecznie wrócą do domu.
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę stał w ciszy, wpatrując się w swoje odbicie w oknie. W głowie kotłowały się emocje: gniew, poczucie winy, niepokój. W mieszkaniu nagle zrobiło się zbyt cicho, jakby cała ta sytuacja pozostawiła po sobie pustkę. Wiedział, że musi coś zrobić, żeby się uspokoić.
Bez wahania sięgnął po torbę treningową i ruszył w stronę siłowni.
Wieczorne światło wpadało przez wysokie okna, oświetlając pustą salę. Założył rękawice i stanął przed workiem bokserskim. Oparł czoło o zimną skórę, zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Próbował się skoncentrować, ale jego myśli uparcie wracały do wczorajszego wieczoru. Do tego, jak znalazł Sophia na tej sofie, bezbronną, nieświadomą tego, co mogło się wydarzyć.
Pierwszy cios był mechaniczny, jakby ciało działało automatycznie, ale kolejne nabierały siły. W głowie miał obraz Chase’a, tego kpiącego uśmieszku, gdy Nico wszedł do pokoju. Gniew, który w sobie tłumił, teraz wybuchał.
Cios za ciosem, szybciej, mocniej. Każdy ruch był jak próba wyrzucenia z siebie bezradności, którą czuł, gdy nie mógł cofnąć czasu, żeby wszystko potoczyło się inaczej.
„Gdybyśmy się spóźnili…” — pomyślał, a ból w rękach przybrał na sile, gdy uderzył w worek z całej siły. Zacisnął zęby, ale nie przestawał.
W końcu, kiedy jego oddech stał się ciężki, a ramiona zaczęły protestować od wysiłku, opuścił ręce. Oparł się na kolanach, próbując złapać oddech, pot spływał mu po twarzy. Zwykle taki trening przynosił mu ukojenie, ale nie dzisiaj.
W jego głowie wciąż brzmiały słowa Alex. „Ona zniknęła, Nico. Po prostu zniknęła.” A potem obraz Sophii, bezsilnej, w rękach kogoś, kto mógł ją skrzywdzić.
Zamknął szafkę w szatni, chwycił torbę treningową i wsiadł do samochodu. Miał zamiar wrócić do domu, ale coś go powstrzymało. Przez chwilę siedział za kierownicą, patrząc w przednią szybę, aż w końcu podjął decyzję.
Musiał się upewnić, że naprawdę wszystko z nią w porządku. Wystukał adres w nawigację i ruszył w kierunku jej domu. Po drodze próbował uspokoić nerwy. „Może wcale nie chciała, żeby ktoś jej przeszkadzał. Może już dawno się pozbierała.” Ale instynkt podpowiadał mu, że musi to zrobić.
Zaparkował w budynku i wszedł do głównego holu, a potem poszedł prosto do recepcji. Pracownica nie mogła podać mu dokładnego numeru apartamentu, ani wpuścić go do środka, ale obiecała zadzwonić i przekazać Sophii wiadomość o tym, że ma gościa.
Minęła dłuższa chwila, zanim Sophie zeszła na dół. Wyglądała lepiej niż rano, choć wciąż trochę blado. Miała na sobie wygodny sweter i legginsy, a jej włosy były niedbale związane w kucyk. Była wyraźnie zaskoczona jego obecnością. Chwila ciszy między nimi była pełna niewypowiedzianych myśli.
— Chciałem tylko sprawdzić, jak się czujesz — powiedział, patrząc na nią uważnie.
Nico
Przewróciła oczami, słysząc tą żałosną odpowiedź, która nawet nie udawała odpowiedzi. Był to wykręt tak ewidentny, że Maddie zrobiło się niedobrze. Nie, żeby gdzieś w głębi serca faktycznie pragnęła, by Oscar traktował ją jak córkę; po prostu nienawidziła, kiedy jej uświadamiał, że nią nie jest, w przeciwieństwie do tamtych dwóch. Prawdopodobnie mężczyzna nie był nawet tego świadomy, być może wcale nie robił tego celowo, ale Maddie była bardzo wyczulona na punkcie statusu podrzutka. Co prawda matka tłumiła wszelkie próby, które mogłyby uwydatnić ten fakt, no i na pewno była w znacznie lepszej sytuacji, niż Sophia — ale to, że coś je jednak łączyło, Madeleine odbierała niemal jako osobistą porażkę.
OdpowiedzUsuńNienawidziła tego domu i tej rodziny. Odkąd się tutaj wprowadziły, coraz bardziej tęskniła za swoim tatą, który był dla niej znacznie lepszym rodzicem, niż kiedykolwiek matka. Chociaż Gwen agresywnie walczyła o lepsze traktowanie obu swoich córek i nigdy nie żałowała jej pieniędzy, Maddie czuła się tak, jakby była tylko narzędziem w jej rękach. Na ogół radziła sobie z tym po swojemu — była cyniczna, sarkastyczna, ironiczna i ogólnie nieprzyjemna. Ale w głębi duszy czasami wciąż wydawała się samej sobie małą dziewczynką, spragnioną uwagi i miłości. Nie znosiła myśleć o tacie, bo równało się to myśleniu o wszystkim, co straciła i co nie mogło się nigdy powtórzyć. Nie mogła znów stracić taty, bo już nigdy nie miała żadnego mieć.
Posłała Imogen krzywy, znaczący uśmieszek, podejmując temat.
— W październiku jestem zajęta — stwierdziła obojętnym tonem, kątem oka zerkając najpierw na jedną, potem na drugą siostrę. — Ale macie rację, wizyty w Mediolanie nigdy nie odmówię.
— W końcu to stolica mody — przyznała jej rację Gwen, a Maddie wychwyciła w jej twarzy wyraz uznania. — To co, postanowione? Chodź, skarbie, zarezerwujemy hotel — uśmiechnęła się uroczo, ciągnąc męża za rękę, by wstał i z nią poszedł. — Śniadanie może poczekać.
Maddie prychnęła pod nosem i zasłoniła się kubkiem gorącej czekolady, ukradkiem śledząc matkę, która wyprowadzała z jadalni ojczyma w taki sposób, jak gdyby był on jej marionetką. W pewien sposób podziwiała manipulatorskie umiejętności Gwen, naprawdę; był to bowiem poziom zakrawający o prawdziwą sztukę. Gdyby nie musiała w tym uczestniczyć i była jedynie biernym obserwatorem, może nawet zrobiłoby się jej żal Oscara. Ostatecznie chyba nie było nic przyjemnego w byciu pożartym przez bardziej zdeterminowanego drapieżnika. Nawet, jeżeli nie miało się tego świadomości.
Zostały same. Maddie niespiesznie popijała parujący napój i starała się nie wyrażać nawet najmniejszych emocji. Skoncentrowała się na uchwycie swoich palców, oplecionych wokół kubka, na zapachu czekolady, na łowieniu wypowiadanych w oddali słów. Była ciekawa, czy Oscar zdąży się w porę zorientować, jak zgrabnie Gwen owinęła go sobie wokół palca, ale podejrzewała, że nawet, gdyby to odkrył, zabrakłoby mu odwagi, żeby z tym walczyć. We wszystkich relacjach to matka była siłą napędową, czynnikiem dominującym, kimś, z kim należało się liczyć. Reszta świata wydawała się po prostu istnieć dookoła niej, dopasowując się do jej oczekiwań i potrzeb.
— Hej, Gen, Aidan nie będzie zazdrosny o przystojnych Włochów? — zwróciła się do siostry, kompletnie ignorując Sophię, chociaż przypatrywała jej się spod rzęs. — Podobno bywa, hm, terytorialny.
— Jakoś się z tym pogodzi — wzruszyła ramionami Imogen. — Martw się lepiej o swojego faceta.
— Nawet, gdybym go miała, nie musiałabym się o niego martwić — pouczyła ją uprzejmie Maddie, jednocześnie pod stołem mocno kopiąc siostrę w kostkę. Przecież przysięgała, że nie poruszy tego tematu przy nikim z rodziny, że w ogóle go już nigdy nie poruszy. Zresztą, cała sprawa poszła dawno w zapomnienie, ale Imogen zdawała się czasem tego nie zauważać. — Możesz się nie gapić? — warknęła w stronę Sophii, odrobinę wybita z rytmu. — To strasznie wkurwiające.
pick your poison, babe, I'm poison either way 💔